8700
Szczegóły |
Tytuł |
8700 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8700 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8700 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8700 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ KO�ODZIEJCZAK
SCHWYTANY W �WIAT�A
Prolog
Parks Ain'ta obserwowa�o gromady ludzi przep�ywaj�cych przez hal� odlot�w
kosmoportu w Kalante.
Czeka�o na jedn� konkretn� osob�.
Sta�o przy kawiarnianym stoliku, wolno s�cz�c wod� z kubka. Organizm nosiciela
potrzebowa� pi�
tylko kilka razy dziennie, ale Ain'ta ci�gle odczuwa�o dr�cz�ce pragnienie i
ba�o si�, �e sucha sk�ra
nosiciela zaraz pop�ka.
Wiedzia�o, �e to atawistyczne, zwierz�ce odruchy, odziedziczone po przodkach.
Nie chcia�o si� im
poddawa�, jednak przegrywa�o walk� z w�asn� psychik�. By�o to tym dziwniejsze,
�e instalatorzy
aplikuj�cy jego umys� do cia�a nosiciela twierdzili, �e przenosz� tylko partie
osobowo�ci i intelektu z
g�rnego m�zgu, pozostawiaj�c w spokoju m�zg dolny, odpowiedzialny za
autonomiczny system ner-
wowy. Widocznie nawet oni nie wiedzieli wszystkiego.
Nosiciel prezentowa� si� dobrze - by� wysokim niebie-skow�osym m�czyzn�, o
twarzy pokrytej
��tym fosforyzuj�cym pigmentem. W jego czaszce tkwi� rz�d implan-t�w, wzd�u�
kr�gos�upa
wyrasta�y p�askie wszczepy sztucznego grzebienia, a bose stopy zako�czone by�y
tylko dwoma
stwardnia�ymi palcami.
Ain'ta nie rozumia�o, po co ludzie tak przekszta�caj� swoje cia�a. W jego
spo�eczno�ci przebudowa
organizmu spe�nia�a wy��cznie cele praktyczne - wspomaga�a zdolno�ci bojowe lub
p�odno��,
oznacza�a stan p�ciowy lub gotowo�� do starczego samob�jstwa. Natomiast ludzie
zmieniali sw�
organiczn� konstrukcj� dla rozrywki, dla oznaczenia przynale�no�ci stadnej i z
wielu innych, niepoj�-
tych powod�w. Co gorsza - cz�sto wszczepy przeszkadza�y
w codziennym �yciu. Rogowe p�yty na kr�gos�upie utrudnia�y zajmowanie wi�kszo�ci
ludzkich
siedzisk. Ain'ta potrafi�o zablokowa� uczucia niewygody czy b�lu p�yn�ce od
nosiciela, jednak
wiedzia�o, �e permanentna niewygoda wkr�tce os�abi to cia�o.
Przy stoliku obok siedzia�a cz�owiek-kobieta. Jedn� r�k� trzyma�a fili�ank� z
p�ynem, w drugiej
�ciska�a pomalowany na r�owo i oznaczony jasno �wiec�cymi sygnalizatorami
pojemnik. Cz�owiek-
kobieta by� w ci��y. M�ode ros�o w plastikowej kapsule, wype�nionej organicznymi
p�ynami. Kiedy
zostanie wydobyte z inkubatora, b�dzie umia�o nie tylko m�wi�, ale dzi�ki sta�ej
prenatalnej sty-
mulacji mi�ni r�wnie� porusza� si� prawie jak osobnik doros�y. Jak�e inny to
proces od tego, co
Ain'ta uwa�a�o za naturalne i w pewien spos�b pi�kne. W jego �wiecie ka�dy
osobnik nieustaj�co
wydziela� miliony jednokom�rkowych larw, kt�re unosi�y si� w powietrzu, ��czy�y,
po�era�y
wzajemnie, powiela�y w mechanizmie naturalnej selekcji. Potem strz�pki
organicznej materii osiada�y
na ciele wydzielaj�cego seksualne feromony doros�ego parksa i pobiera�y jego
fluereny
dziedziczno�ci. Gdy ich st�enie by�o wystarczaj�ce, rozpoczyna� si� proces
podzia�u doros�ego
osobnika na dwa byty potomne.
R�nice biologii ludzi i parks�w by�y tak wielkie, �e nawet lata intensywnych
trening�w i pracy nie
by�y w stanie zatrze� atawistycznych l�k�w Ain'ta. Mimo �e u�ywa�o tego
nosiciela od wielu miesi�cy
i zosta�o bardzo starannie zainstalowane, ca�y czas czu�o ch��d i sucho�� nie
pokrytej �yzn�
w�glowodorow� mazi� sk�ry. '
Wiedzia�o, �e tak dziwnie przekszta�conego nosiciela nie wybrano bez przyczyny.
W przesz�o�ci, nim
umys� tego cz�owieka zosta� wymazany, a m�zg przystosowany do noszenia obcej
inteligencji, nale�a�
on do jednej z wielu ludzkich ras kulturowych, niezbyt powszechnej w tym
uk�adzie. Gdyby wi�c, na
skutek pomy�ek Ain'ta lub b��d�w w procesie implantacji, cia�o nosiciela zacz�o
si� dziwnie
zachowywa�, nikt nie zwr�ci�by na to uwagi. Ludzie s�dziliby tylko, �e to efekt
przestrzegania
jakiego� egzotycznego prawa klanowego, stosowania stymulator�w czy po prostu
jaki� religijny
rytua�.
Religia, to by�o kolejne ludzkie poj�cie, kt�re Ain'ta bezskutecznie pr�bowa�o
pozna� i zrozumie�...
Mo�e uda mu si� to p�niej, gdy po sko�czonej misji powr�ci z nosicielem do
stacji i tam zostanie na
powr�t prze�adowany do swojego cia�a. A mo�e - poczu�o, �e d�onie nosiciela dr��
z radosnego
podniecenia - do dw�ch cia�? Co prawda, na czas s�u�by oryginalny organizm
wprowadzano w letarg i
sch�adzano, spowalniaj�c procesy metaboliczne, ale ta misja mia�a trwa� bardzo
d�ugo. Ono, Ain'ta,
by�o sprawnym parksem o pe�nym sukces�w �yciu. Jego organizm, nawet w stanie
od��czenia osobo-
wo�ci i spowolnienia metabolicznego, na pewno wydziela� wiele feromon�w
przyci�gaj�cych larwy.
Zap�odnienie w anabiozie ju� zdarza�o si� niekt�rym agentom.
Jednak Ain'ta najpierw musi z sukcesem zako�czy� misj� i nie da� si� z�apa�. Nie
obawia�o si�
�mierci. Cia�o nosiciela nie mia�o znaczenia, a jego prawdziwy umys� po prostu
straci�by wspomnienia
i emocje z tego okresu. Powa�na to strata, jednak nie tragedia. Przecie� by�o
tylko programem,
symulacj� wykrojonych fragment�w prawdziwego rozumu, pogr��onego teraz w letargu
na dalekim
lodowym �wiecie.
Jego �mier� oznacza�aby niepowodzenie misji. Stres zwi�zany z pora�k� m�g�by
zablokowa�
dzia�anie gruczo��w rozrodczych i zlikwidowa� wydzielanie seksualnych feromon�w.
Nagle Ain'ta poczu�o s�odk�, jedyn� w swoim rodzaju wo�. To by�a zakodowana
reakcja - odnalaz�o
cel. Zdobycie zapachowego �ladu poszukiwanego cz�owieka by�o najcenniejszym
�upem poprzednich
tygodni. Teraz nastrojone na� wyspecjalizowane kom�rki w nozdrzach nosiciela
mog�y wykry� ofiar�
z odleg�o�ci wielu kilometr�w, pomi�dzy tysi�cami innych os�b. Wystarczy�o, �e
dotar�o do nich cho�
kilka cz�stek nios�cych charakterystyczn� wo� ofiary. Po kilku minutach Ain'ta
zobaczy�o sw�j cel.
M�czyzna wolno szed� przez hal� odlot�w. By� wysoki i mocno zbudowany, jednak w
jego ruchach
brakowa�o spr�ysto�ci i si�y. Jakby nie by� pewien, czy wysuni�ta do przodu
stopa natrafi na
posadzk�, jakby ba� si�, �e no-
ga zegnie si� zaraz w dziwny spos�b, a ko�ci pop�kaj�. Sk�r� mia� bia��,
nienaturalnie naci�gni�t�.
M�od� jeszcze twarz opina�a sie� zmarszczek, na skroniach rysowa�y si�
sinozielone �y�y. �uchwa
m�czyzny wyra�nie dr�a�a, podobnie jak prawa d�o�, to zwieraj�ca si� w pi��,
to rozprostowuj�ca
gwa�townie.
Ca�y jego baga� stanowi�a ma�a walizka.
Ain'ta podnios�o cia�o nosiciela zza stolika i skierowa�o w stron� bufetu. Nie
mog�o dopu�ci�, by
ktokolwiek zorientowa� si�, �e obserwuje tamtego cz�owieka. Nie obawia�o si�
samego �ledzonego.
Jednak by�o pewne, �e m�czyzna pozostawa� pod �cis�� kontrol� solarnych s�u�b
specjalnych.
Musia�o wi�c by� ostro�ne i czeka� sposob-niejszej chwili do dzia�ania.
Daniel Bondaree, by�y �o�nierz, by�y buntownik, by�y wi�zie�, sta� w hali odpraw
najwi�kszego na
Gladiusie kosmoportu. Co� powiedzia�, splun�� na posadzk�, skrzywi� si�. Szed�
wolno, lekko
pow��cz�c praw� nog�.
Kiedy znikn�� w korytarzu oznaczonym wielkim symbolem stacji hiperprzestrzennej
Dirac, Ain'ta
wsta�o i ruszy�o w t� sam� stron�, wiedzione nieomylnie zapachem �ciganego
cz�owieka.
Cz�� I
1.
Daniel Bondaree sta� na pok�adzie widokowym wewn�trz uk�adowego transportowca
"Hans Heinz
Ewers". Patrzy� na gigantyczn� planet� zajmuj�c� niemal p� ekranu, Spath�,
gazowego olbrzyma,
najwi�kszy glob w systemie gwiazdy Multon. Nie tak dawno Daniel by� tutaj,
uciekaj�c przed
solarnym po�cigiem i pr�buj�c skontaktowa� si� z walcz�cymi jeszcze
rebeliantami. Nie tak dawno...
Kilka miesi�cy - dla ludzi z miast zbudowanych na ksi�ycach Spathy, dla
mieszka�c�w sztucznych
stacji satelitarnych i dla za��g kolonii rakietowych. On, Daniel, mia� o
pi�tna�cie lat wi�cej - o ponad
pi�� tysi�cy dni sp�dzonych samotnie w celi wirtualnego wi�zienia. W p�mroku,
ch�odzie i ciszy
s�czonych do umys�u przez serwery wi�zienne. W og�uszaj�cym �wietle s�o�ca, gdy
wyrywano go ze
sztucznego �wiata i poddawano badaniom. W ha�asie niechcianych rozm�w, gdy kto�
wchodzi� do
jego umys�u, by namawia� Daniela do wsp�pracy, wydobywa� informacje, straszy� i
grozi�.
Statek "Hans Heinz Ewers" lecia� z Gladiusa do stacji Bolzmann. Baza tkwi�a
nieruchomo na granicy
uk�adu, poza ostatni� planet�, w wewn�trznej cz�ci asteroidowe-go ob�oku
Fasganona, niemal
dok�adnie na linii ��cz�cej baz� hiperprzestrzenn� Dirac i gwiazd� Multon. Na
Bol-zmannie
pasa�erowie przesi�d� si� na specjalny prom pod�wietlny - niezwyk�y pojazd
przystosowany do
rozwijania gigantycznych przy�piesze� i wyposa�ony w wyrafinowan� aparatur�
podtrzymuj�c� �ycie.
Rakieta pokona odleg�o�� czterech miesi�cy �wietlnych dziel�cych Boi-
zmanna od bramy hiperprzestrzennej Dirac w ci�gu pi�ciuset dni. Ten czas
pasa�erowie sp�dz� w
stanie anabio-zy, zanurzeni w antyprzeci��eniowych kapsu�ach, specjalnie
od�ywiani i poddawani
wielu zabiegom fizjologicznym maj�cym ich przygotowa� do hiperskoku.
Na razie jednak Daniel sta� w milczeniu na pok�adzie promu i patrzy� na planet�,
z kt�r� zwi�zane
by�o tak wiele jego wspomnie�.
To tu, w pobli�u Spathy, trzykrotnie bra� udzia� w operacjach tanatorskich,
kiedy jeszcze s�u�y� w
formacji s�dzi�w. Walczy� z terrorystami, psychopatami i zwyk�ymi
rzezimieszkami. S�dzi� ich, a
cz�sto tak�e zabija�.
Widok planety nieodmiennie przywo�ywa� w my�lach Daniela jeszcze jedno
wspomnienie. To z ma�ej
spo�eczno�ci zamieszkuj�cej Tanto, ksi�yc Spathy, pochodzi� ojciec Daniela,
Dirk Bondaree. To w
pobli�u tego ksi�yca zgin��, walcz�c z solarnym patrolowcem.
- Nie mia�em czasu - szepn�� cicho Daniel. - Naprawd�, nie mia�em czasu tu
przylecie�!
Czu�, �e to dziwne. W czasie swej s�u�by wojskowej odwiedzi� dziesi�tki miejsc w
uk�adzie Multona.
Potem, gdy przy��czy� si� do buntownik�w walcz�cych z solarn� armi� i podleg�ym
jej nowym
rz�dem Gladiusa, r�wnie� znalaz� si� w pobli�u Spathy. Teraz przelatywa� obok
planety, podr�uj�c
ku rubie�om uk�adu. I ani razu nie zdo�a� sp�dzi� na Tanto cho�by chwili,
spotka� swych dalekich
krewnych, zobaczy� miejsce, dla kt�rego Dirk Bondaree zostawi� przed laty
ukochan� �on� i syna.
Transportowiec mia� pozosta� na orbicie Spathy kilka godzin - tyle czasu
zajmowa� prze�adunek
towar�w i ludzi. Poniewa� Bolzmann zajmowa� sta�� pozycj� wzgl�dem Multona i
Diraca, a planety
uk�adu kr��y�y po swoich orbitach z odwieczn� regularno�ci�, nie istnia�a
normalna siatka rejs�w.
Transportowce wykorzystywa�y wi�c korzystne koniunkcje i odwiedza�y �wiaty,
znajduj�ce si� na
trasie ich przelotu. Tak by�o i teraz.
Daniel odwr�ci� si� od monitora i skierowa� ku barowi. Na pok�adzie turystycznym
panowa� spory
t�ok, niemal wszyscy pasa�erowie opu�cili swe ciasne kabiny. Najpra-
wdopodobniej wielu z nich zako�czy podr� w jakiej� odleg�ej cz�ci uk�adu -
ob�oku Fasganona czy
na Bolzman-nie. Daniel s�dzi�, �e wi�kszo�� z podr�uj�cych to urz�dnicy
pa�stwowi i pracownicy
prywatnych firm, delegowani na nowe plac�wki. Ostatnie wydarzenia wywar�y
znaczny wp�yw na
tempo rotacji personalnych. Po przej�ciu w�adzy ulegli obsadzali swoimi lud�mi
kolejne urz�dy -teraz
nadszed� czas na zmiany w mniej istotnych, peryferyjnych plac�wkach. Z kolei
gigantyczne
inwestycje budowlane rozpocz�te w okolicach bazy hiperprzestrzennej i przy
budowie transmiter�w
Sieci wp�yn�y na rynek pracy i finans�w w odleglejszych od centrum cz�ciach
uk�adu.
Daniel zam�wi� szklank� soku, usiad� na sto�ku barowym i w milczeniu obserwowa�
ludzi. Kim jest
ten wysoki m�czyzna o twardych rysach twarzy, w kolorowym, opinaj�cym ca�e
cia�o
kombinezonie? Turyst� chc�cym zobaczy� wspania�e lodowe �wiaty ob�oku Fasganona?
Urz�dnikiem
kierowanym przez swych patron�w do obj�cia w�adzy nad kt�rym� z asteroidowych
strumieni?
Bezpie-czniakiem oddelegowanym do kontroli odleg�ych kolonii? Przedsi�biorc�
chc�cym zdoby�
atrakcyjne kontrakty budowlane? A mo�e przeciwnie - urz�dnikiem podejrzanym o
niech�� do
Dominium, na wszelki wypadek zes�anym do jakiej� zapad�ej dziury? Albo
dysydentem szukaj�cym
cho� odrobiny wolno�ci na dzikim odleg�ym �wiecie?
A tamten niski m�czyzna z wydepilowan� g�ow�, pokryt� l�ni�cymi tatua�ami i
naro�lami zmys��w
elektrycznych? Czy to cz�onek jakiej� sekty religijnej? A mo�e nurek g��binowy o
zmodyfikowanym
ciele przystosowanym do �ycia w w�glowodorowych oceanach?
Wiele os�b na statku mia�o dziwaczne wszczepy, ozdoby, elementy stroju i
wyposa�enia. Peryferia
uk�adu, ku kt�rym zmierzali, to miejsce dla takich w�a�nie orygina��w -
fachowc�w wyhodowanych
do pracy w trudnych warunkach, cz�onk�w klan�w hobbystycznych, wyznawc�w
najdziwniejszych
religii. M�g� wi�c Daniel obserwowa� ca�� galeri� postaci, kt�re na Gladiusie
wzbudzi�yby pewn�
ciekawo��. M�czyzna z dodatkow� par� r�k za-
ko�czonych mechanicznymi manipulatorami. Kobieta, do kt�rej przywar�y cztery
bulwiaste kokony z
cia�kami jej dzieci. Istota, kt�rej p�ci nie spos�b okre�li�, bo cale jej cia�o
pokrywa�y symbiotyczne
organizmy, karmi�ce si� promieniowaniem s�onecznym. Dwaj solami �o�nierze w
cywilu - Daniel
wzdrygn�� si� na widok ich du�ych g��w z p�askimi tarczami oczu i pot�nych
cia�, poprzera-stanych
systemem biomi�ni. Siedzieli obok siebie nieruchomo, jakby spali. Daniel nie
przypuszcza�, by to
w�a�nie oni pod��ali jego �ladem. Je�li s�u�ba bezpiecze�stwa wys�a�a swojego
cz�owieka, ten na
pewno b�dzie wygl�da� jak zwyk�y turysta.
Tak naprawd� niewielu ludzi odbywa�o podr�e hiper-przestrzenne. G��wny czynnik
ograniczaj�cy
turystyczne zap�dy mieszka�c�w skolonizowanych �wiat�w stanowi�y koszty.
Przeci�tny obywatel
Gladiusa musia�by pracowa� przez kilka lat, by pozwoli� sobie na op�acenie skoku
przez najbli�sze
bramy i powrotu.
Drugim czynnikiem zniech�caj�cym do korzystania z bram by� czas. Lot na Diraca,
baz� otaczaj�ce
hiper-przestrzenn� osobliwo��, trwa� p�tora roku. Po przybyciu na miejsce
potencjalny podr�nik
m�g� dokona� serii skok�w mi�dzy kolejnymi bramami. Po dotarciu do stacji
docelowej musia�by na
powr�t lecie� do towarzysz�cego jej uk�adu planetarnego, a to oznacza�o kolejne
miesi�ce w stanie
anabiozy. Je�li chcia�by wr�ci� na Gladiusa -czeka�a go taka sama przeprawa,
tylko w odwrotnej ko-
lejno�ci. A przecie� uk�ad Multona, w kt�rym kr��y�a planeta Gladius, wcale nie
znajdowa� si� daleko
od swojej bramy hiper. Przeci�tna odleg�o�� w zamieszkanych przez ludzi
systemach wynosi�a osiem
miesi�cy �wietlnych, co oznacza�o dwuletni� podr� pod�wietln�.
Kolejn� i by� mo�e najwa�niejsz� przyczyn� niech�ci do mi�dzygwiezdnej turystyki
by� brak
potrzeby podr�owania. Rozwini�ta cywilizacja potrafi�a dostarczy� swym
obywatelom wszystko, na
co pozwala zaawansowanie technologiczne planety i zasobno�� jej mieszka�c�w.
Dotyczy�o to
zar�wno d�br materialnych, rozrywek, jak i informacji.
pragniesz ekscytuj�cych przyg�d? Wejd� w sztuczny �wiat wirtualny, kt�ry ci je
zapewni. Chcesz
spr�bowa� niezwykle smakowitego udka �yj�cej na odleg�ej planecie grzybokury?
Odpowiedni
program kulinarny zsyntetyzuje ci tkank� o smaku, aromacie i kszta�cie
najbardziej rasowej
grzybokury w tej galaktyce. A mo�e nie chcesz wirtu-alki tylko pragniesz po�azi�
po prawdziwych
g�rach? Czekaj� na ciebie stoki twojego �wiata i kilkudziesi�ciu innych planet i
ksi�yc�w w ca�ym
uk�adzie gwiezdnym! Chcesz zapolowa� na prawdziwego potwora? Id� do parku
rozrywki! Pragniesz
wydawa� ca�y sw�j maj�tek na zwiedzanie niezwyk�ych miast i ogl�danie dzie�
sztuki Obcych? To
mo�e lepiej wydaj t� fors� na kupienie wirtualnych przewodnik�w po tysi�cach
niezwykle interesuj�-
cych miejsc ludzkiego i nieludzkiego kosmosu! Dalekie kosztowne wycieczki po
prostu nie mia�y
sensu.
Wreszcie, swobod� podr�owania ogranicza�a sama fizyka. Konkretnie - regu�a
ograniczono�ci
Hanksa. Analogiczne do zakazu Pauliego prawo, okre�laj�ce pewne kwantowe
parametry
hiperprzestrzeni, w praktyce oznacza�o, �e liczba kana��w wychodz�cych z
osobliwo�ci jest
ograniczona. Zazwyczaj by�y to cztery przej�cia, a najwi�ksza znana ludziom
brama, le��ca
najprawdopodobniej w galaktyce M87, mia�a a� osiem po��cze�. Jednak wi�kszo�� z
tych kana��w
otwiera�a si� w punktach zupe�nie nie nadaj�cych si� do dalszej komunikacji.
Najcz�ciej by�y to
przestrzenie mi�dzygalaktyczne. Znajduj�ce si� w takim miejscu osobliwo�ci
hiperprzestrzenne od
najbli�szych gwiazd mog�y dzieli� i setki milion�w lat �wietlnych. Nader rzadko
brama otwiera�a si�
we wn�trzu galaktyki, a jeszcze rzadziej w takiej odleg�o�ci od uk�ad�w
gwiezdnych, by by�a mo�liwa
ich eksploracja. Tak wi�c -z turystycznego punktu widzenia - wi�kszo�� bram
prowadzi�a do ma�o
interesuj�cych miejsc.
Jednak wzd�u� nitek sieci rozpi�tej w kosmosie przez ludzk� cywilizacj� wci��
transportowana by�a
materia i energia. Sondy naukowe penetrowa�y nowe odga��zienia, bada�y
fluktuacje hiperprzestrzeni i
uk�ady gwiezdne po�o�one w pobli�u bram. Automatyczne systemy koloni-
zacyjne przygotowywa�y planety do zasiedlenia. Koloni�ci opanowywali odkryte
�wiaty. Armie
strzeg�y ludzkich planet i toczy�y wojny z Obcymi o kontrol� nad bramami.
Naukowcy badali
hiperprzestrze�, napotkane �wiaty, obce �ycie i nieziemskie cywilizacje lub ich
�lady. Jednak przede
wszystkim kana�ami hiper w�drowa�y informacje. Prz�dza osobliwej fizyki
stworzy�a te� osnow�, na
kt�rej rozpi�a si� Sie� M�zg�w, ogarniaj�ca sw� w�adz� trzy czwarte ludzkich
kolonii.
Daniel kilkakrotnie usi�owa� przedrze� si� przez teorie dotycz�ce
hiperprzestrzeni, skok�w,
osobliwo�ci grawitacyjnych i kosmologii postkwantowej. Na studiach mia� nawet
cykle specjalnych
prezentacji z hiperfizyki. Jednak za ka�dym razem program ucz�cy wstrzymywa�
dzia�anie po
pierwszych sekundach projekcji. Informowa�, �e nie jest w stanie prowadzi�
dalszego wyk�adu bez
zrozumienia przez studenta poj�� elementarnych. Na tym etapie sw� przygod� z t�
osobliw� fizyk�
ko�czy�o, wedle statystyk, blisko dziewi��dziesi�t siedem procent uczni�w.
Daniel, tak jak wi�kszo��
ludzi, zosta� skazany na proste por�wnania. W podr�cznikach by�o ich mn�stwo...
Skok hiper to ruch w pi�tym wymiarze, tak jak zgi�cie p�askiej kartki w
tr�jwymiarowej przestrzeni.
Osobliwo�� jest cyklotronem fal de Broglia, analogicznym do zwyk�ych cyklotron�w
elektromagnetycznych.
Moc skoku zale�y od po�yczki energetycznej z oceanu ujemnej energii w obszarze
Heisenbergowskiej
nieoznaczono�ci.
Atomy przerzucanych obiekt�w przesuwaj� si� w antymaterii niczym dziury
elektronowe w
p�przewodnikach.
Brama jest miejscem, w kt�rym obiekty makroskopowe zaczynaj� podlega� prawom
fizyki
kwantowej, s� obecne w wielu miejscach jednocze�nie, a osobliwo�� jest jak
obserwator mierz�cy
po�o�enie elektronu w do�wiadczeniu Comptona - kieruje obiekty do jednej ze
szczelin-bram
wylotowych.
Tak, hiperprzestrze� prezentowano na dziesi�tki sposob�w. Tyle tylko, �e
wszystkie te analogie,
uproszczenia i metafory, tak naprawd� ani o w�os nie przybli�y�y Da-
niela do zrozumienia zjawisk zachodz�cych w czasie skoku. Kiedy studiowa�,
bardzo go irytowa�a ta
niemo�no�� przyswojenia fakt�w, kt�re przecie� inni analizuj�, badaj� i
wykorzystuj� w praktyce.
Dopiero potem dowiedzia� si�, �e hiperprzestr�eni� nie zajmuje si� praktycznie
�aden normalny
cz�owiek. Wszystkie teorie i zastosowania by�y tworzone przez zespo�y umys��w
sprz�one w Sieci.
Pracowa�y tam specjalnie do tego celu hodowane istoty z cech�w naukowych,
sztucznie stworzone IS-
y - Inteligencje Sieciowe oraz ASM-y - Autonomiczne Skany M�zgowe zdj�te z
umys��w wszystkich
najwybitniejszych fizyk�w ostatnich stuleci. Tak potworny wysi�ek, oderwanie od
ludzkiego,
percepcyjnego poznawania �wiata, wsp�praca gigantycznych mocy skojarzeniowych i
obliczeniowych pozwala�o na poruszanie si� w �wiecie ujemnych energii, cz�stek
nieprzestrzennych,
swobodnych kwark�w, dryfu ba-rionowego i gigantycznych za�ama� r�wna�
kwantowych.
Ludzie korzystali z tej wiedzy, nie do ko�ca rozumiej�c prawa fizyki, kt�re
le�a�y u podstaw
zastosowa� praktycznych. Tak jak jaskiniowcy, kt�rzy rozpalali ogie�, nic nie
wiedz�c o istocie
procesu spalania; jak staro�ytni �ucznicy, wypuszczaj�cy �miertelne strza�y, a
nie maj�cy poj�cia o
zasadach dynamiki Newtona; czy wreszcie jak dwudziestowieczni tw�rcy laser�w,
nie potrafi�cy do
ko�ca zinterpretowa� wykorzystywanych przez siebie zjawisk kwantowych.
Nie uda�o si� wykry� �adnych zwi�zk�w pomi�dzy pozycjami osobliwo�ci w
Einsteinowskiej
przestrzeni, a systemem ich po��cze�. Hiper�cie�ki wychodz�ce z tych samych wr�t
mog�y prowadzi�
do miejsc odleg�ych o miliardy lat �wietlnych.
Nie znaleziono skr�t�w pomi�dzy bramami le��cymi na r�nych ga��ziach
komunikacyjnego
drzewka. �eby dosta� si� na jaki� bardziej oddalony �wiat, trzeba by�o wykona�
wiele skok�w,
przemieszczaj�c si� wzd�u� odn�g hiperprzestrzennego systemu.
Je�li okazywa�o si�, �e w pobli�u bramy - "w pobli�u" oznacza�o zazwyczaj nie
dalej ni� w odleg�o�ci
dw�ch lat �wietlnych - znajdowa�y si� uk�ady gwiezdne, rozpoczy-
nano penetracj� przestrzeni wok� osobliwo�ci. Zmagaj�c si� z relatywistycznymi
konsekwencjami
du�ych pr�dko�ci i wielkimi dystansami, wysy�ano sondy badawcze i zwiadowc�w,
budowano bazy
wojskowe i naukowe. Je�li odkrywano lokalne �r�d�a surowc�w i energii,
konstruowano gigantyczne
stacje umo�liwiaj�ce korzystanie z osobliwo�ci jako kolejnej bramy hiper. Je�li
trafiono na nadaj�cy
si� do zamieszkania �wiat - kolonizowano go, cz�sto wcze�niej terraformuj�c.
Zdarza�o si� te� czasem, �e w przestrzeni otaczaj�cej osobliwo�� napotykano
przedstawicieli obcej
cywilizacji. Wtedy brama hiperprzestrzenna i wszystkie inne po��czone z ni�
wrota zamieniano w
twierdze. A potem, nie bacz�c na koszty, relatywizmy czasowe i deficyty
energetyczne, przesy�ano w
ich okolice wojenne floty.
Komunikat przyszed� nagle. W gwar ludzkich rozm�w wdar� si� g�o�ny sygna�.
Jednocze�nie na
�rodku sali pojawi�a si� holoprojekcja przedstawiaj�ca miniaturowy model stacji
Bolzmann.
Pasa�erowie ucichli, kieruj�c sw� uwag� na nowy obiekt.
- Uwaga! Uwaga! Linie pasa�erskie GBD przed chwil� otrzyma�y komunikat z
Departamentu
Bezpiecze�stwa Publicznego! Z przykro�ci� informujemy naszych pasa�er�w, �e na
stacji
transportowej Dirac 235 dosz�o do powa�nego zaburzenia osobliwo�ci
hiperprzestrzennej. W zwi�zku
z tym, a� do odwo�ania, stacja Dirac pozostanie niedost�pna dla obiekt�w
cywilnych. W tej sytuacji
jeste�my zmuszeni wstrzyma� lot transportowca "Hans Heinz Ewers" do czasu
otrzymania od
Departamentu Bezpiecze�stwa dok�adniejszych informacji. Post�j na orbicie
planety Spatha potrwa
przynajmniej sto godzin. Informujemy, �e zgodnie z sz�stym punktem paragrafu
dwunastego Kodeksu
Przewo�nik�w, dotycz�cego niemo�no�ci zrealizowania zobowi�za� wzgl�dem
pasa�er�w z przyczyn
niezale�nych, firma GBD poniesie koszty pobytu pasa�er�w na pok�adzie
transportowca "Hans Heinz
Ewers" przez maksymalnie siedem d�b. Po tym czasie pasa�erowie b�d� zobowi�zani
do dokonania
dop�aty do biletu podr�y.
Przepraszamy za wszelkie wynik�e nie z naszej winy trudno�ci. Jednocze�nie
informujemy, �e za
niewielk� op�at� mo�ecie pa�stwo skorzysta� z naszych prom�w pasa�erskich i
skr�ci� sobie czas
oczekiwania poprzez zwiedzenie systemu Spathy. Pasa�er�w, kt�rzy...
Daniel nie s�ucha� dalej. W oficjalnym komunikacie nie powiedz� zbyt wiele.
Wsta� ze sto�ka i
zostawiaj�c na wp� dopity sok, szybko skierowa� si� do swojej kajuty. Wok�
niego panowa�a
wrzawa i zamieszanie - ludzie narzekali, krzyczeli, potr�cali si� nawzajem.
Wielu, tak jak Daniel,
ruszy�o do wyj�cia.
Czu�, �e sta�o si� co� wa�nego, co mo�e mie� wp�yw na jego �ycie. Przecie� on,
Daniel Bondaree, nie
by� zwyk�ym pasa�erem transportowca "Hans Heinz Ewers".
2.
Pierwsza zasada dotycz�ca du�ych przyj��, pomy�la�a Dina Tivoli, patrz�c na
k��bi�cy si� wok� niej
t�um ludzi, nie przychod� na nie!
- Czy czego� pani sobie �yczy? - Obok dziewczyny pojawi� si� kelner, wysoki,
muskularny
m�czyzna o fioletowej sk�rze, ubrany w �nie�nobia�y obcis�y trykot. Tak
wygl�dali wszyscy
pracownicy w rezydencji pana Moruba-shiego. Oczywi�cie, gdyby zagubionym,
stoj�cym samotnie
go�ciem by� m�czyzna, obok niego pojawi�aby si� fioletowa kobieta.
- Zasada druga... - powiedzia�a do niego Dina. - Je�li ju� przyszed�e� na takie
przyj�cie, pij to, na co
w domu ci� nie sta�.
- Nie wiem, jakie pani ma dochody. - Z�by i j�zyk kelnera by�y jasno��te.
Pracownicy obs�ugi mieli
wbudowane uk�ady eksperckie, analizuj�ce zachowania ludzi i nakazuj�ce
prowadzenie konwersacji
na poziomie i w stylu narzucanym przez go�cia. - Ale my�l�, �e znajd� co� akurat
dla pani. Poncz
tonkijski. Butelka kosztuje trzydzie�ci tysi�cy kredyt�w. Absolutnie najdro�szy
alkohol na Gla-diusie.
- Poprosz�.
Jedna z przesuwaj�cych si� pod sufitem sali zmienno-kszta�tnych bry�
b�yskawicznie podlecia�a nad
g�ow� kelnera. Zatrzyma�a si�, a po chwili obni�y�a pu�ap i zawis�a na wysoko�ci
brzucha Diny. Na
sp�aszczonym wierzcho�ku sta�a wysoka metalowa szklanka, ledwie do po�owy
wype�niona ��taw�
ciecz�. S�odki, mocny aromat zaatakowa� nozdrza Diny. Nie wahaj�c si�, wzi�a
szklank� i podnios�a
j� do ust.
- Twoje zdrowie, fioletowy cz�owieku.
- Dzi�kuj� pani - kelner zn�w b�ysn�� z�bami, a poniewa� z tonu Diny odczyta�,
�e nie jest ju�
potrzebny, uk�oni� si� lekko i odszed�. Serwer napoj�w z powrotem wyprysn�� pod
sufit, by niczym
drapie�ny ptak oczekiwa� kolejnego wezwania.
Alkohol mia� dziwny smak i bez w�tpienia zawiera� jakie� stymulatory. Jednak nie
wydawa� si� tak
rewelacyjny, by p�aci� za niego mniej wi�cej tyle, ile wynosi�y trzy miesi�czne
elektorskie pensje
brata Diny. Dlaczego tyle kosztowa�? Czy sprowadzano go z jakiego� odleg�ego
�wiata, czy w jaki�
niezwyk�y spos�b stymulowa� m�zg, a mo�e po prostu akurat teraz by� modny?
Rynkowa warto��
alkoholi, dzie� sztuki czy cyborg�w najcz�ciej nie ma nic wsp�lnego z ich
jako�ci�. Podobnie jest z
lud�mi. W�a�nie mog�a obserwowa� wybra�c�w losu - bogatych, s�awnych,
wp�ywowych. Polityk�w,
artyst�w, biznesmen�w, wysokich urz�dnik�w, solarnych rezydent�w, a tak�e nie
mniej liczne stado
ich �on i m��w, kochanek i kochank�w, braci w wierze i si�str mentalnych,
cyberpartner�w i prote-
gowanych. Dobry obyczaj nakazywa� przychodzi� na takie pauty z osob�
towarzysz�c�. Poniewa� za�
Ramzes Tivoli, elektor planety Gladius, aktualnie nie mia� �ony, uznanej
tochanki, legalnego wasala,
nie nale�a� te� do �adnego �uchu religijnego ani klanu, na wszystkie przyj�cia
zabie-a� j�, swoj�
siostr�. M�odsz�, ukochan� siostr�.
- Ju� ja ci dam popali�, braciszku - mrukn�a Dina, lotykaj�c wargami brzegu
szklanki. - Jak tylko
wr�cimy o domu.
"Przedstawi� ci� kilku sympatycznym osobom, kt�re 5� nie musz� za�atwia� tam
�adnych interes�w. I
obiecu-
j� ci, �e sam postaram si� szybko zrobi�, co mam do zrobienia, i pobawimy si�
wsp�lnie. Dina, musisz
tam ze mn� i��, wiesz przecie�". Tak si� zaklina�, podlec, a teraz znikn��
gdzie� z paroma takimi
samymi jak on spryciula-mi, kt�rzy po to organizuj� rauty i po to na nie chodz�,
�eby m�c po
godzinach pogada� jeszcze o tym, czym i tak zajmuj� si� ca�ymi dniami w pracy. Z
drugiej strony,
nieobecno�� brata mia�a pewne zalety. Dina mog�a sta� sobie teraz z boku
incognito, spokojnie
popija� dobry poncz i obserwowa� towarzystwo. Gdyby Ramzes tkwi� obok, co chwila
podchodziliby
do nich nowi ludzie, kt�rych nie zna�a, albo tacy, kt�rych gdzie� w przelocie
widzia�a na podobnych
rautach lub ogl�da�a w holo czy na wirtual-kach. Nie unikn�aby dziesi�tk�w
powita�, cmokni��, wy-
ci�gni�tych d�oni, wys�uchiwania dzie�dobry, �wietniewy-gl�dasz,
nicsi�niezmieniasz i odpowiadania
na cos�ycha�?, jakbankiet?, jaktamsprawy? ludziom, kt�rzy tak napraw-d� gdzie�
mieli, co si� z ni�
dzieje i jak si� jej podoba na przyj�ciu. Ramzes jest wa�nym cz�owiekiem, wi�c
wielu chce si� z nim
zaprzyja�ni�. Jemu tak�e zale�y na poparciu biznesmen�w i medi�w, wi�c sam
b�dzie chcia� u�cisn��
wiele r�k. No, ale zobowi�zanie zobowi�zaniem! M�g� nie obiecywa�!
- Zasada trzecia... - powiedzia�a do szklanki. - Je�li facet deklaruje, �e na
przyj�ciu nie b�dzie gada� o
polityce, tylko zaopiekuje si� tob�: we� to na pi�mie!
- Podpis nie jest wystarczaj�cym dowodem s�dowym - us�ysza�a za sob� cichy g�os.
Odwr�ci�a si�
gwa�townie, spodziewaj�c si� widoku fioletowej twarzy jednego ze s�ug pana
Morubashiego. Do ich
obowi�zk�w nale�a�o te� zabawianie znudzonych go�ci. W ka�dy oczekiwany spos�b.
- Dzie� dobry! - Stoj�cy przed ni� cz�owiek nie mia� fioletowej sk�ry. By�
wysokim, szczup�ym
m�czyzn� o bladej twarzy, ostro zarysowanej brodzie, lekko garbatym nosie i
du�ych �ukach
brwiowych. Jego policzki pokrywa� lekki zarost, a g�ow� zdobi�a g�sta czupryna
poza-platana w
r�nokolorowe warkoczyki. Mia� na sobie lu�ne wielobarwne poncho, bia�� koszul�
i czarne, lekko
pum-piaste spodnie. Sta� boso, za to d�onie ukrywa� w jaskra-
wozielonych l�ni�cych r�kawiczkach. U�miecha� si�. Bardzo mi�o. Dina te� si�
u�miechn�a.
- Nazywam si� Tankred. Tankred Salerno.
- Dina Tivoli.
- Czuj�, �e pije pani poncz tonkijski Dobry wyb�r.
- Smaczny, ale nie jest wart swojej ceny.
- Jest! Jest, zdecydowanie. Nie o smak tu idzie, a o rzadko�� wyst�powania. W
znanym nam
wszech�wiecie istnieje jeszcze oko�o trzystu butelek oryginalnego ponczu
tonkijskiego. Wszystkie
pochodz� z jednej skrzyni, znalezionej na dnie morza Tonkii, w zatopionym
statku. Statek zatopili
sami Tonkijczycy na jakie� trzysta lat przed swoj� wojn� totaln�, kt�ra
sprawi�a, �e nie przetrwa� nikt,
kto wiedzia�, jak to cudo robi�, ani nie prze�y�y ro�liny, z kt�rych je
produkowano. Dodam jeszcze, �e
rzecz ca�a mia�a miejsce jakie� sto tysi�cy lat temu, a my�my odkryli Tbnki�
przed p�wieczem.
- Zawsze pr�buje pan poderwa� dziewczyn�, popisuj�c si� swoj� erudycj�, panie
Salerno?
- Nie podrywam pani, cho� szczerze m�wi�c - cofn�� si� krok i popatrzy� na Din�
z wyra�nie
rysuj�cym si� na twarzy zachwytem - powinienem! Jestem o tym coraz bardziej
przekonany. Jednak
m�j problem, droga Dino, polega na tym, �e niespecjalnie potrafi� uwodzi� pi�kne
kobiety. A na
dodatek, to w�a�nie erudycja jest moj� najmocniejsz� stron�. Prosz� mi wierzy�.
Sprawi� jej przyjemno��. Wiedzia�a, �e wygl�da dobrze - w cielistym kostiumie
ledwie okrywaj�cym
piersi i biodra, z nogami ozdobionymi jaskrawymi tatua�ami i w butach na grubych
koturnach.
Kr�tkie g�ste w�osy zafarbowa�a na granatowo, co doskonale harmonizowa�o z foto-
siateczkami jej
oczu. Tu, na bankiecie wielokrotnie poczu�a na sobie m�skie spojrzenia - i te
g�odne u zdobywc�w, i
te sm�tne u dawno pokonanych. Jednak, pomimo to, komplement Tankreda sprawi�
Dinie
przyjemno��. Mo�e ten wiecz�r nie b�dzie taki fatalny? Siateczki jej oczu
zal�ni�y zielono.
- Skoro ustalili�my ten fakt - powiedzia�a - to spr�-
bujmy odpowiedzie� sobie na pytanie: po co erudyta podchodzi na przyj�ciu do nie
znanej sobie
kobiety? Powiedzmy, �e atrakcyjnej.
- Erudyci w towarzystwie generalnie pragn� rozmawia� - spokojnie obja�ni�
Tankred. - To znaczy
obwieszcza� �wiatu swoj� erudycj� poprzez wyg�aszanie monolog�w, sypanie
dykteryjkami a propos i
poruszanie temat�w og�lnych. Innych s�uchaj� rzadko, niech�tnie i z wyra�nym
uszczerbkiem dla
zdrowia. Najgorzej znosz� sytuacje, gdy rozmowa schodzi na temat, na kt�rym ci
inni znaj� si� lepiej
od erudyty. Niestety, du�e przyj�cia to nie jest najlepszy teren �owiecki dla
tego gatunku ludzi. Tu
bowiem o sukcesie polowania decyduje pozycja, prezencja, bezczelno�� i refleks.
W tej w�a�nie
kolejno�ci. Erudycie brakuje czasu i przestrzeni na to, aby ludzie skupili si�
wok� niego na
dostatecznie d�ugo, by m�g� rozwin�� skrzyd�a...
- Ha, widz�, �e j� znalaz�e�! - Przez t�um przeciska� si� Ramzes Tivoli.
U�miecha� si� szeroko i Dina
nie by�a pewna, czy to do niej, czy do nowego znajomego. Nowego?
- Zapomnia�em doda�... - Tankred kiwn�� g�ow� na przywitanie. - To pani brat
powiedzia�, �e mo�e
si� pani troch� nudzi�.
- A wi�c fortel! - ch�odno zwr�ci�a si� do Ramzesa. -To tak, m�j ty opiekunie?
Zostawiasz mnie
sam�, a potem jeszcze napuszczasz na mnie podst�pnych osobnik�w swej w�asnej
p�ci i to jeszcze,
przepraszam za wyra�enie, intelektualist�w!
Zamilk�a, bo zobaczy�a, �e Ramzes nieco sp�oszy� si� jej s�owami. Spojrza� na
ni�, potem na
Tankreda, jakby czekaj�c na jego reakcj�. Poniewa� Salerno milcza�, brat
b�yskawicznie si� uspokoi�.
Zawahanie trwa�o moment, najpewniej kto� s�abiej ni� ona znaj�cy Ramzesa w og�le
by tego nie
zauwa�y�. Jednak Dina by�a pewna. M�czyzna, z kt�rym od kilku minut spokojnie
sobie �artowa�a, w
jej bracie wzbudza� co najmniej niepewno��. A mo�e i strach.
- Moja siostra, Dina. Pan Tankred Salerno - powiedzia� Ramzes po chwili
milczenia. Po czym doda�: -
Rezydent solarny pierwszego stopnia. W��czony w system. Kompatybilny.
Umilk�. S�owa wypowiada� powoli, spokojnie. Teraz to Dina zblad�a. Przenios�a
wzrok z brata na
Tankreda Sa-lerno. Wpatrywa�a si� w jego twarz uwa�nie, jakby chc�c dostrzec i
zapami�ta�
wszystkie szczeg�y. W ko�cu zobaczy�a - lekko b��kitny wzg�rek ko�o prawego
ucha m�czyzny.
Ukryte pod sk�r� ��cze sprz�gu bezpo�redniego.
Tankred Salerno by� cz�owiekiem Dominium Solarne-go, jego umys� p�ywa� w
przestrzeni utworzonej
przez Sie� M�zg�w. Dina mia�a przed sob� prawdziwego sie-ciowca.
- Niespodzianka! - powiedzia� Tankred Salerno i zn�w si� u�miechn��,
Wiedzia�a, �e trzech takich ludzi �y�o w uk�adzie Mul-tona - g��wny doradca
ambasadora Dominium,
koordynator dzia�a� naukowych w bramie hiperprzestrzennej oraz dow�dca
elitarnych jednostek
bojowych armii solarnej. Jednak nigdy ich nie spotka�a ani nie widzia�a w
serwisie holo. Publiczne
wyst�py nie nale�a�y do zakresu ich obowi�zk�w, cho� tak naprawd� to oni
stanowili najwa�niejsze
ogniwo solarnej obecno�ci w uk�adzie Gladiusa, tak jak i w ka�dym z gwiezdnych
�wiat�w
kontrolowanych przez Dominium. Formalnie byli zwyk�ymi obywatelami imperium,
oczywi�cie o
wysokiej randze zawodowej. Tak naprawd�, funkcjonowali jako elementy systemu
w�adzy,
kontroluj�cego najwi�ksze pa�stwo w dziejach ludzko�ci. Oficjalna nazwa
brzmia�a: obywatele sieci.
Publicznie pozwalano sobie na u�ywanie s��w: sieciowcy, wewn�trzni, w�z�y.
Wiedzia�a, �e
przeciwnicy Dominium okre�laj� ich wieloma nazwami. Jedna nawet si� Dinie
podoba�a - bulwy.
Coraz wi�cej sieciowc�w przybywa�o do uk�adu Multo-na. Koordynowali wsp�prac� z
gladia�skim
rz�dem, obserwowali korgardzkie forty, dowodzili dzia�aniami wojennymi przeciw
rebeliantom,
prowadzili badania naukowe i kontrolowali budow� terminali ��czno�ci. Robili
interesy, doradzali,
intrygowali, zwiedzali. Realizowali pa�stwowe i prywatne cele, a im by�o ich
wi�cej, tym mocniejsze
stawa�y si� zwi�zki Gladiusa z Dominium. Ostatecznie, to w�a�nie stanowi�o cel
wieloletniej polityki
imperium i wy-
st�pie� politycznych partii Ramzesa. Dziewczyna wiedzia�a wi�c, �e pr�dzej czy
p�niej spotka
sieciowca. Oczekiwa�a jednak istoty o przetworzonym organizmie i umy�le,
zachowuj�cej si� w
dziwny spos�b - mo�e nieco tajemniczej, gro�nej... nieludzkiej. Tymczasem mia�a
przed sob�
m�odego m�czyzn� bez widocznych wszczep�w, raczej sympatycznego, troch�
gadatliwego i - co
najwa�niejsze -reaguj�cego na ni� w taki sam spos�b, jak wi�kszo�� m�czyzn,
kt�rych spotka�a w
�yciu.
Tankred Salerno podoba� si� Dinie i mia�a ochot� sp�dzi� ten. wiecz�r w jego
towarzystwie. Jedyna
rzecz, kt�ra m�ci�a spok�j dziewczyny, to �w trwaj�cy u�amek sekundy strach w
oczach brata.
- Nasz go�� przyby� na Gladiusa przedwczoraj - poinformowa� Din� Ramzes. -
B�dzie koordynowa�
prace in�ynieryjne w naszym uk�adzie.
- Chodzi o budow� terminali. Skoro Gladius znalaz� si� wreszcie w kr�gu pa�stw
cywilizowanych,
mo�emy rozpocz�� tworzenie lokalnej Sieci M�zg�w - wyja�ni� Tankred. - To bardzo
przyda si� do
prowadzenia dzia�a� wojennych przeciw korgardom i rebeliantom.
- Ramzesie, to mamy jeszcze jakich� rebeliant�w w naszym uk�adzie? - Dina
spojrza�a na brata, a po
siatce jej oczu przeskoczy� kr�tki b�ysk. Ramzes zrozumia�.
- Obieca�em Dinie - wyja�ni� Tankredowi - �e na tym przyj�ciu nie b�dziemy
rozmawia� o polityce,
wojnie i bandytach. Nasz plan na wiecz�r obejmowa� plotki towarzyskie, krytyk�
kobiecych makija�y
i stroj�w oraz degustacj� dziwnych trunk�w. Ale niestety... Z�ama�em
przyrzeczenie i wpad�em w
pu�apk� zastawion� na mnie przez dziennikarzy...
- I dziennikarki, jak zd��y�am zauwa�y�, kochany braciszku...
- Mo�e by� - Tankred kiwn�� g�ow� na znak, �e si� zgadza. - Zostawmy wi�c
polityk� i wojn�. Na
tym przyj�ciu jest oko�o dwustu os�b. Jaki klucz zastosowa� pan Morubashi przy
rozsy�aniu
zaprosze�?
Ramzes nie odpowiedzia� od razu. Przez chwil� wodzi� wzrokiem po wielkiej sali,
o�wietlonej
zielonkawym, dr��-
cym �wiat�em. Ludzkie sylwetki to nikn�y, to wy�ania�y si� z mroku, b�yska�y
��te j�zyki i
podniebienia kelner�w, pod sufitem ca�y czas trwa� skomplikowany taniec
zmiennokszta�tnych
serwer�w. Z pod�ogi raz po raz tryska�y fontanny wielobarwnych projekcji,
odcinaj�ce na chwil�
kolejne fragmenty sali. Kolorowe kola�e zmiksowane, zgodnie z ostatni� mod�, ze
scen aktorskich i
archiwalnych zapis�w przyrodniczych z r�nych �wiat�w. Go�cie ogl�dali wi�c
dziwaczne monstra,
sceny bitew i gwa�t�w, wspania�e kwitn�ce ro�liny, seks, zapisy sekcji
naukowych, skomplikowane
aran�acje taneczne - a wszystko to przebarwione, zniekszta�cone, p�ynnie
zmontowane.
W tej t�tni�cej obrazami i d�wi�kiem przestrzeni kr��yli ludzie - eleganckie
kobiety i wytworni
m�czy�ni. Ci, kt�rzy si� liczyli lub mogli si� liczy� w przysz�o�ci. Politycy,
modni aktorzy,
biznesmeni. Pan Morubashi prowadzi� rozleg�e interesy, obejmuj�ce ca�y system. W
przesz�o�ci
finansowa� kampanie wyborcze i propagandowe partii Ramzesa. Teraz nadszed� czas
rewan�u -
zam�wie� rz�dowych, koncesji budowlanych i pierwsze�stwa w dost�pie do solarnych
inwestycji.
Ramzes powi�d� wzrokiem po sali, jakby chcia� wychwyci� wszystkie znajome
postaci i
posegregowa� w pami�ci go�ci na kategorie.
- Pan Morubashi ma ca�y p�k kluczy - odpowiedzia� w ko�cu. - Jedne otwieraj�
kufry z pieni�dzmi,
inne pakiety z technologiami, a jeszcze inne pasy cnoty. Je�li jutro w��czysz
holowizor i usi�dziesz
przed ekranem na kilka godzin, to b�dziesz nieustaj�co widzia� twarze z
dzisiejszego przyj�cia.
Piosenkarze, aktorzy, dziennikarze i my, politycy. Elita. Ci, kt�rzy wsparli nas
w zdobyciu w�adzy. Ci,
kt�rzy wsparli was. Ib proste...
- Niezwykle - Tankred pokiwa� g�ow�.
Nad czym on tak naprawd� teraz si� zastanawia?, nag�a refleksja porazi�a Din�.
Gdzie przebywa jego
umys�? Co analizuje? Czy te pytania i rozmowa nie s� tylko gr� manekina
ustawionego na odpowiedni
program?
Wzdrygn�a si�.
- Zimno pani? - Tankred zareagowa� od razu. - Mo�e
jeszcze jednego drinka. Pozwoli pani, �e tym razem ja wybior�...
Zawaha� si�. Nagle jego g�os zamar�, z gard�a wydoby�o si� dziwne charczenie.
Powieki gwa�townie
opad�y, potem zacz�y mruga� z niesamowit� cz�stotliwo�ci�. Tankred zachwia� si�
i by�by upad� na
ziemi�, gdyby Ramzes go nie podtrzyma�. Z drugiej strony sali da� si� s�ysze�
przeci�g�y przera�liwy
j�k przechodz�cy w skowyt. W tym samym momencie Tankred rzuci� si� do przodu. Z
�atwo�ci�
wyszarpn�� si� z r�k zaskoczonego Ramzesa i z wielk� si�� uderzy� o pokryt�
lustrami �cian�. L�ni�ca
tafla zgrzytn�a, a potem pokry�a sieci� p�kni��, szybko podchodz�cych
czerwieni� krwi.
Wszystko to trwa�o ledwie u�amek sekundy. Nagle do uszu oszo�omionej Diny
zacz�y dochodzi�
okrzyki przera�enia, g�o�ne pytania, tupot n�g. Ucich�a muzyka, zgas�y
projekcje, a ca�� sal�
wype�ni�o jasne, bia�e �wiat�o.
Tankred zn�w waln�� g�ow� w szk�o, zaszlocha� cicho, uderzaj�c r�kami o pod�og�.
Dina obserwowa�a wszystko jak przez mg�� - oszo�omiona, zaskoczona, niezdolna do
jakiegokolwiek
dzia�ania. Na drugim kra�cu sali w epileptycznym ataku miota� si� m�czyzna
ubrany tak samo jak
Tankred. Zapewne te� sieciowiec.
Tymczasem Salerno osun�� si� na kolana, wygi�� do ty�u i uderzy� g�ow� o
pod�og�. Mia� zamkni�te
oczy, z jego ust ciek�a czerwona �lina, silnie krwawi� z ran na czole. D�onie
uderza�y o posadzk�,
jakby kto� stymulowa� mi�nie ramion impulsami pr�du - sztywne, bezw�adne
kikuty.
Bardzo szybko obok sieciowc�w pojawili si� fioletowo-sk�rzy m�czy�ni uzbrojeni
w zestawy
medyczne. Kto� odepchn�� Din�, plecy ratownik�w zas�oni�y Tankreda. Obok sta�
Ramzes - min�o
ju� pierwsze zaskoczenie. Trwa� nieruchomo, z lekko przechylon� g�ow�, z wyrazem
skupienia na
twarzy. Na pewno odbiera� jakie� wiadomo�ci i komentarze dotycz�ce ca�ej
sytuacji. Dina uwielbia�a
to jego opanowanie i zdolno�� do rozwa�nego dzia�ania nawet w wielkim stresie.
Uwa�a�a, �e w�a�nie
ta cecha decydowa�a o politycznych sukcesach Ramzesa. Teraz
brat uzna� najwidoczniej, �e nie jest w stanie pom�c Tan-kredowi lepiej ni�li
ratownicy. S�ucha�
wiadomo�ci, docieraj�cych do jego m�zgu przez wszczep tkwi�cy w uchu. By�
skoncentrowany -
zna�a t� min� brata, mask� nak�adan� wtedy, gdy toczy�a si� najostrzejsza gra.
- Co si� dzieje? - spyta�a cicho. - Co si� z nimi dzieje?
- By�a eksplozja! Wybuch w bazie hiper. S� trupy. Straszne zniszczenia. Terminal
w bramie jest
zdezintegrowany! Rozumiesz, Dina?! - Ramzes odpowiedzia� od razu, ale widzia�a,
�e wci�� s�ucha
nap�ywaj�cych informacji. Wskaza� na ratownik�w k��bi�cych si� wok� obu
sieciowc�w. - Do
w�z��w nagle przesta� dociera� strumie� danych z Sieci M�zg�w! Zostali
od��czeni. Wynurzyli si�
zbyt gwa�townie! To mo�e ich zabi�. To chyba zamach buntownik�w. Zarz�dzono
ewakuacj� stacji...
Do diab�a, co si� tam dzieje?!
3.
Co za dziwne zrz�dzenie losu - gdyby nie niespodziewany dekret o wstrzymaniu
lot�w, ju� nigdy w
�yciu nie mia�by szansy, by tu dotrze�! Daniel Bondaree sta� na powierzchni
Tanto, �wiata swoich
przodk�w.
Nad sob� mia� czarne, upstrzone gwiazdami niebo, po kt�rym przesuwa�y si� dwa
inne du�e ksi�yce i
�miga�y kolorowe punkty statk�w kosmicznych. Kraw�d� Spathy, gazowego olbrzyma,
wok� kt�rego
kr��y� Tanto, kry�a si� w�a�nie za horyzontem. Znad poszarpanej linii g�r
wznosi�a si� niemal
pionowa, w�ska, jasna linia - widziane z boku pier�cienie Spathy.
Za plecami Daniel zostawi� kosmodrom, na kt�ry dolecia� ma�ym promem
pasa�erskim. Kiedy
okaza�o si�, �e w zwi�zku z wypadkami na Diracu wstrzymano wszelk� cywiln�
komunikacj� z bram�
hiper, armator skierowa� "Hansa Heinza Ewersa" ku Machairze, najwi�kszemu
ksi�ycowi Spathy, a
przy tym najludniejszej kolonii w uk�adzie. Tu pasa�erowie mogli w wygodnych
warunkach
oczekiwa� na nowe wie�ci z Diraca i podj�� decyzj�, czy chc� lecie� dalej, czy
wol� zawr�ci�. Wci��
brakowa�o
wiarygodnych informacji o katastrofie. Nie wiadomo by�o nawet, czy spowodowa�y
j� naturalne
fluktuacje osobliwo�ci, b��d operator�w czy te� zamach terrorystyczny.
Wstrzymanie lot�w mog�o
zosta� zarz�dzone r�wnie dobrze z powodu prowadzenia czynno�ci �ledczych lub
operacji militarnej,
naprawy aparat�w przerzutowych czy te� konieczno�ci odbudowy ca�ej stacji.
Daniel oceni� wi�c, �e
przymusowa przerwa w podr�y potrwa wystarczaj�co d�ugo, by m�g� zrobi� co�, na
co zawsze mia�
ochot�, a czego nigdy dot�d nie zdo�a� zrealizowa� - odwiedzi� Tanto.
Wynaj�� skafander, kupi� plecak transportowy i zestaw ratunkowy. Zrezygnowa� z
podziemnej kolejki,
kt�ra mog�a go przewie�� z kopu�y lotniska do Semmensa, stolicy Tanto.
Postanowi� dotrze� do
miasta naziemn� autostrad� transportow�, biegn�c� pomi�dzy obiektami
przemys�owymi, polami,
stacjami kolektor�w energetycznych i stanowiskami ��czno�ci. Chcia� posmakowa�
ten �wiat w sa-
motno�ci.
Podszed� do stoj�cych na parkingu pojazd�w. Kroki stawia� powoli, ostro�nie.
Odwyk� od niskiej
grawitacji, przecie� nie tak dawno ponownie nauczy� si� chodzi�. Nie mia� ju� w
g�owie koprocesora,
kt�ry wspomaga� jego uk�ad nerwowy w nietypowych warunkach. Poruszanie si� przy
ci��eniu tylko
jednej trzeciej g stanowi�o dla Daniela problem. Przez chwil� nawet waha� si�,
czy nie powinien
wr�ci� do kopu�y, kupi� bilet na podziemn� kolejk� i za kwadrans znale�� si� w
mie�cie. W ko�cu
jednak przela� na konto lotniska op�at� za wynajem pojazdu i w tym momencie
jedna z parkuj�cych
maszyn drgn�a. Niski jednoosobowy �azik zako�ysa� si� na baloniastych ko�ach i
podjecha� do
Daniela. W�a�ciwie wygl�da� jak szkielet pojazdu, bo sk�ada� si� wy��cznie z
szarego rusztowania, w
�rodku kt�rego zawieszone by�o siedzisko, dwa owalne zestawy ratunkowe i ma�y
korpus silnika.
Daniel usiad� wygodnie w fotelu. Odpowiedzia� na kilka pyta�, kt�re pojawi�y si�
na umieszczonym w
por�czy wy�wietlaczu, dotycz�cych preferowanej szybko�ci jazdy, planowanych
postoj�w i
ulubionego rodzaju muzyki.
Wys�ucha� instrukcji awaryjnej, kilku reklam i �ycze�
mi�ej podr�y. W ko�cu pojazd ruszy�. Wyjecha� z parkingu i skierowa� si� ku
jasnoszaremu pasowi
autostrady, wytopionemu w powierzchni Tanto. Droga nie by�a o�wietlona, tylko na
poboczu co
kilkaset metr�w sta�y s�upy kontrolne autopilota jarz�ce si� z�ot� po�wiat�.
Bieg�a od portu prosto jak
strzeli�, ku dziwnie bliskiej linii horyzontu. Promie� Tanto by� niemal trzy
razy mniejszy od
gladia�skiego, wi�c i widnokr�g, dodatkowo przyci�ty g�rskimi pasmami, znajdowa�
si� znacznie
bli�ej. Wzd�u� autostrady, po prawej stronie Daniela, znajdowa� si� tor kolei
magnetycznej, po kt�rym
co jaki� czas przemyka�y jaskrawo��te platformy transportowe. Po obu stronach
drogi Daniel
dostrzeg� kilka du�ych konstrukcji - budynk�w, kopu�, anten - najpewniej
nale��cych do portu
kosmicznego. Potem budowle znikn�y, autostrada zacz�a wspina� si� na stromy
pag�rek. Przez
kr�tk� chwil� mia� przed sob� obraz dziewiczego, jakby nie tkni�tego ludzk� r�k�
�wiata.
Tanto by� du�ym skalistym ksi�ycem, posiadaj�cym w�asn� aktywno�� tektoniczn� i
rzadk� azotow�
atmosfer�. Jego powierzchni� pokrywa�a granitowa skorupa, a w kilku miejscach
znajdowa�y si�
gigantyczne pola lodowcowe, zawieraj�ce wod� i amoniak. Nie by� tak przyjaznym
�wiatem, jak
s�siednia Machaira i dlatego nie tu skierowano g��wne si�y ekoin�ynierskie.
Jednak Tanto nale�a� do
najwi�kszych ksi�yc�w w uk�adzie Multona, a w�asna atmosfera, cho� zapewnia�a
na powierzchni
ci�nienie ledwie dziesi�ciu hektopaskali, to jednak utrzymywa�a �redni�
temperatur� na poziomie
minus pi��dziesi�ciu stopni Celsjusza. To dawa�o szans� terraformerom. Na razie
mieszka�cy planety
prowadzili tu dzia�ania na niewielk� skal�, ale kto wie, co nast�pi w
przysz�o�ci... P�ki co, na ksi�ycu
gospodarzy�a wsp�lnota sormanicka, z kt�rej pochodzi� ojciec Daniela, Dirk.
Dysponowa�a pewnym
zakresem autonomii wobec rz�du Gladiusa, jednak formalnie stanowi�a cz��
gladia�skiego pa�stwa.
Tak przynajmniej mia�y si� rzeczy do momentu pojawienia korgard�w i
intensyfikacji dzia�a� s�u�b
solarnych w systemie.
Pojazd Daniela wspi�� si� wreszcie na pag�rek i na moment zwolni�. Oczom
m�czyzny ukaza� si�
obraz zupe�nie inny ni� dotychczas widziane skaliste r�wniny i wzniesienia.
Droga przecina�a
plantacje hodowlane.
Jak okiem si�gn�� powierzchnia Tanto l�ni�a delikatnym, zielonym blaskiem.
Pokrywa�a j� gruba na
kilkadziesi�t centymetr�w warstwa przezroczystego �elu, mi�sista i p�ynna,
pomimo panuj�cych tu
mroz�w. W b�ocku p�ywa�y zielone nieforemne kszta�ty hodowanych upraw.
Przezroczysta masa
chroni�a je przed zimnem i promieniowaniem, a w czasie pe�ni Spathy gromadzi�a i
magazynowa�a
energi� �wietln�, by potem oddawa� j� ro�linom w godzinach ciemno�ci. Stanowi�a
te� �r�d�o wody i
rozpuszcza�a pod�o�e, wyci�gaj�c ze� sole mineralne. Pod warstw� �elu powstawa�a
protogleba, na
kt�rej w przysz�o�ci zostan� posiane ro�liny drugiego pokolenia. Ta by�a
gigantyczna, zajmuj�ca
dziesi�tki tysi�cy hektar�w szklarnia. Hodowane ro�liny stanowi�y dla
Tantyjczyk�w cenne
uzupe�nienie zasob�w �ywno�ci, jednocze�nie produkowa�y tlen i inne gazowe
sk�adniki atmosfery,
niezb�dne dla kolejnych etap�w ekoformowania.
Gdzieniegdzie z galaretowatej warstwy hodowlanej wynurza�y si� wie�e
automatycznych system�w
kontrolnych plantacji. Najwi�ksze z nich mia�y na dachach spore l�dowiska, ale
Daniel nie dostrzeg�
tam �adnego ruchu.
Pola ro�lin ust�pi�y miejsca plantacjom energii - w �elowej masie unosi�y si�
miliardy
mikroskopijnych biologicznych fotokolektor�w, zamieniaj�cych p�yn�ce z kosmosu
�wiat�o i inne
promieniowanie w elektryczno�� niezb�dn� do podtrzymywania biocenozy miasta
Semmens. Tu r�w-
nie� ze szklistej g�adzi wyrasta�y ob�e, wysokie konstrukcje stacji
kondensatorowych i przesy�owych.
W pewnym momencie Daniel dostrzeg� unosz�cy si� nad polem energetycznym �migacz,
z kt�rego
opuszcza�y si� na ziemi� ciemne sylwetki. Mo�e by�a to ekipa konserwatorska,
mo�e kontrolerzy
jako�ci albo w�a�ciciele chc�cy oszacowa� przysz�e plony i zyski... Dostroi�
lunet� he�mu, by
dok�adniej przyjrze� si� ludziom. Dostrzeg� dwie osoby w lekkich skafandrach
spacerowych oraz
kolejne
cztery w dziwnych baniastych strojach. Zn�w za��da� powi�kszenia