8700

Szczegóły
Tytuł 8700
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8700 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8700 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8700 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOMASZ KO�ODZIEJCZAK SCHWYTANY W �WIAT�A Prolog Parks Ain'ta obserwowa�o gromady ludzi przep�ywaj�cych przez hal� odlot�w kosmoportu w Kalante. Czeka�o na jedn� konkretn� osob�. Sta�o przy kawiarnianym stoliku, wolno s�cz�c wod� z kubka. Organizm nosiciela potrzebowa� pi� tylko kilka razy dziennie, ale Ain'ta ci�gle odczuwa�o dr�cz�ce pragnienie i ba�o si�, �e sucha sk�ra nosiciela zaraz pop�ka. Wiedzia�o, �e to atawistyczne, zwierz�ce odruchy, odziedziczone po przodkach. Nie chcia�o si� im poddawa�, jednak przegrywa�o walk� z w�asn� psychik�. By�o to tym dziwniejsze, �e instalatorzy aplikuj�cy jego umys� do cia�a nosiciela twierdzili, �e przenosz� tylko partie osobowo�ci i intelektu z g�rnego m�zgu, pozostawiaj�c w spokoju m�zg dolny, odpowiedzialny za autonomiczny system ner- wowy. Widocznie nawet oni nie wiedzieli wszystkiego. Nosiciel prezentowa� si� dobrze - by� wysokim niebie-skow�osym m�czyzn�, o twarzy pokrytej ��tym fosforyzuj�cym pigmentem. W jego czaszce tkwi� rz�d implan-t�w, wzd�u� kr�gos�upa wyrasta�y p�askie wszczepy sztucznego grzebienia, a bose stopy zako�czone by�y tylko dwoma stwardnia�ymi palcami. Ain'ta nie rozumia�o, po co ludzie tak przekszta�caj� swoje cia�a. W jego spo�eczno�ci przebudowa organizmu spe�nia�a wy��cznie cele praktyczne - wspomaga�a zdolno�ci bojowe lub p�odno��, oznacza�a stan p�ciowy lub gotowo�� do starczego samob�jstwa. Natomiast ludzie zmieniali sw� organiczn� konstrukcj� dla rozrywki, dla oznaczenia przynale�no�ci stadnej i z wielu innych, niepoj�- tych powod�w. Co gorsza - cz�sto wszczepy przeszkadza�y w codziennym �yciu. Rogowe p�yty na kr�gos�upie utrudnia�y zajmowanie wi�kszo�ci ludzkich siedzisk. Ain'ta potrafi�o zablokowa� uczucia niewygody czy b�lu p�yn�ce od nosiciela, jednak wiedzia�o, �e permanentna niewygoda wkr�tce os�abi to cia�o. Przy stoliku obok siedzia�a cz�owiek-kobieta. Jedn� r�k� trzyma�a fili�ank� z p�ynem, w drugiej �ciska�a pomalowany na r�owo i oznaczony jasno �wiec�cymi sygnalizatorami pojemnik. Cz�owiek- kobieta by� w ci��y. M�ode ros�o w plastikowej kapsule, wype�nionej organicznymi p�ynami. Kiedy zostanie wydobyte z inkubatora, b�dzie umia�o nie tylko m�wi�, ale dzi�ki sta�ej prenatalnej sty- mulacji mi�ni r�wnie� porusza� si� prawie jak osobnik doros�y. Jak�e inny to proces od tego, co Ain'ta uwa�a�o za naturalne i w pewien spos�b pi�kne. W jego �wiecie ka�dy osobnik nieustaj�co wydziela� miliony jednokom�rkowych larw, kt�re unosi�y si� w powietrzu, ��czy�y, po�era�y wzajemnie, powiela�y w mechanizmie naturalnej selekcji. Potem strz�pki organicznej materii osiada�y na ciele wydzielaj�cego seksualne feromony doros�ego parksa i pobiera�y jego fluereny dziedziczno�ci. Gdy ich st�enie by�o wystarczaj�ce, rozpoczyna� si� proces podzia�u doros�ego osobnika na dwa byty potomne. R�nice biologii ludzi i parks�w by�y tak wielkie, �e nawet lata intensywnych trening�w i pracy nie by�y w stanie zatrze� atawistycznych l�k�w Ain'ta. Mimo �e u�ywa�o tego nosiciela od wielu miesi�cy i zosta�o bardzo starannie zainstalowane, ca�y czas czu�o ch��d i sucho�� nie pokrytej �yzn� w�glowodorow� mazi� sk�ry. ' Wiedzia�o, �e tak dziwnie przekszta�conego nosiciela nie wybrano bez przyczyny. W przesz�o�ci, nim umys� tego cz�owieka zosta� wymazany, a m�zg przystosowany do noszenia obcej inteligencji, nale�a� on do jednej z wielu ludzkich ras kulturowych, niezbyt powszechnej w tym uk�adzie. Gdyby wi�c, na skutek pomy�ek Ain'ta lub b��d�w w procesie implantacji, cia�o nosiciela zacz�o si� dziwnie zachowywa�, nikt nie zwr�ci�by na to uwagi. Ludzie s�dziliby tylko, �e to efekt przestrzegania jakiego� egzotycznego prawa klanowego, stosowania stymulator�w czy po prostu jaki� religijny rytua�. Religia, to by�o kolejne ludzkie poj�cie, kt�re Ain'ta bezskutecznie pr�bowa�o pozna� i zrozumie�... Mo�e uda mu si� to p�niej, gdy po sko�czonej misji powr�ci z nosicielem do stacji i tam zostanie na powr�t prze�adowany do swojego cia�a. A mo�e - poczu�o, �e d�onie nosiciela dr�� z radosnego podniecenia - do dw�ch cia�? Co prawda, na czas s�u�by oryginalny organizm wprowadzano w letarg i sch�adzano, spowalniaj�c procesy metaboliczne, ale ta misja mia�a trwa� bardzo d�ugo. Ono, Ain'ta, by�o sprawnym parksem o pe�nym sukces�w �yciu. Jego organizm, nawet w stanie od��czenia osobo- wo�ci i spowolnienia metabolicznego, na pewno wydziela� wiele feromon�w przyci�gaj�cych larwy. Zap�odnienie w anabiozie ju� zdarza�o si� niekt�rym agentom. Jednak Ain'ta najpierw musi z sukcesem zako�czy� misj� i nie da� si� z�apa�. Nie obawia�o si� �mierci. Cia�o nosiciela nie mia�o znaczenia, a jego prawdziwy umys� po prostu straci�by wspomnienia i emocje z tego okresu. Powa�na to strata, jednak nie tragedia. Przecie� by�o tylko programem, symulacj� wykrojonych fragment�w prawdziwego rozumu, pogr��onego teraz w letargu na dalekim lodowym �wiecie. Jego �mier� oznacza�aby niepowodzenie misji. Stres zwi�zany z pora�k� m�g�by zablokowa� dzia�anie gruczo��w rozrodczych i zlikwidowa� wydzielanie seksualnych feromon�w. Nagle Ain'ta poczu�o s�odk�, jedyn� w swoim rodzaju wo�. To by�a zakodowana reakcja - odnalaz�o cel. Zdobycie zapachowego �ladu poszukiwanego cz�owieka by�o najcenniejszym �upem poprzednich tygodni. Teraz nastrojone na� wyspecjalizowane kom�rki w nozdrzach nosiciela mog�y wykry� ofiar� z odleg�o�ci wielu kilometr�w, pomi�dzy tysi�cami innych os�b. Wystarczy�o, �e dotar�o do nich cho� kilka cz�stek nios�cych charakterystyczn� wo� ofiary. Po kilku minutach Ain'ta zobaczy�o sw�j cel. M�czyzna wolno szed� przez hal� odlot�w. By� wysoki i mocno zbudowany, jednak w jego ruchach brakowa�o spr�ysto�ci i si�y. Jakby nie by� pewien, czy wysuni�ta do przodu stopa natrafi na posadzk�, jakby ba� si�, �e no- ga zegnie si� zaraz w dziwny spos�b, a ko�ci pop�kaj�. Sk�r� mia� bia��, nienaturalnie naci�gni�t�. M�od� jeszcze twarz opina�a sie� zmarszczek, na skroniach rysowa�y si� sinozielone �y�y. �uchwa m�czyzny wyra�nie dr�a�a, podobnie jak prawa d�o�, to zwieraj�ca si� w pi��, to rozprostowuj�ca gwa�townie. Ca�y jego baga� stanowi�a ma�a walizka. Ain'ta podnios�o cia�o nosiciela zza stolika i skierowa�o w stron� bufetu. Nie mog�o dopu�ci�, by ktokolwiek zorientowa� si�, �e obserwuje tamtego cz�owieka. Nie obawia�o si� samego �ledzonego. Jednak by�o pewne, �e m�czyzna pozostawa� pod �cis�� kontrol� solarnych s�u�b specjalnych. Musia�o wi�c by� ostro�ne i czeka� sposob-niejszej chwili do dzia�ania. Daniel Bondaree, by�y �o�nierz, by�y buntownik, by�y wi�zie�, sta� w hali odpraw najwi�kszego na Gladiusie kosmoportu. Co� powiedzia�, splun�� na posadzk�, skrzywi� si�. Szed� wolno, lekko pow��cz�c praw� nog�. Kiedy znikn�� w korytarzu oznaczonym wielkim symbolem stacji hiperprzestrzennej Dirac, Ain'ta wsta�o i ruszy�o w t� sam� stron�, wiedzione nieomylnie zapachem �ciganego cz�owieka. Cz�� I 1. Daniel Bondaree sta� na pok�adzie widokowym wewn�trz uk�adowego transportowca "Hans Heinz Ewers". Patrzy� na gigantyczn� planet� zajmuj�c� niemal p� ekranu, Spath�, gazowego olbrzyma, najwi�kszy glob w systemie gwiazdy Multon. Nie tak dawno Daniel by� tutaj, uciekaj�c przed solarnym po�cigiem i pr�buj�c skontaktowa� si� z walcz�cymi jeszcze rebeliantami. Nie tak dawno... Kilka miesi�cy - dla ludzi z miast zbudowanych na ksi�ycach Spathy, dla mieszka�c�w sztucznych stacji satelitarnych i dla za��g kolonii rakietowych. On, Daniel, mia� o pi�tna�cie lat wi�cej - o ponad pi�� tysi�cy dni sp�dzonych samotnie w celi wirtualnego wi�zienia. W p�mroku, ch�odzie i ciszy s�czonych do umys�u przez serwery wi�zienne. W og�uszaj�cym �wietle s�o�ca, gdy wyrywano go ze sztucznego �wiata i poddawano badaniom. W ha�asie niechcianych rozm�w, gdy kto� wchodzi� do jego umys�u, by namawia� Daniela do wsp�pracy, wydobywa� informacje, straszy� i grozi�. Statek "Hans Heinz Ewers" lecia� z Gladiusa do stacji Bolzmann. Baza tkwi�a nieruchomo na granicy uk�adu, poza ostatni� planet�, w wewn�trznej cz�ci asteroidowe-go ob�oku Fasganona, niemal dok�adnie na linii ��cz�cej baz� hiperprzestrzenn� Dirac i gwiazd� Multon. Na Bol-zmannie pasa�erowie przesi�d� si� na specjalny prom pod�wietlny - niezwyk�y pojazd przystosowany do rozwijania gigantycznych przy�piesze� i wyposa�ony w wyrafinowan� aparatur� podtrzymuj�c� �ycie. Rakieta pokona odleg�o�� czterech miesi�cy �wietlnych dziel�cych Boi- zmanna od bramy hiperprzestrzennej Dirac w ci�gu pi�ciuset dni. Ten czas pasa�erowie sp�dz� w stanie anabio-zy, zanurzeni w antyprzeci��eniowych kapsu�ach, specjalnie od�ywiani i poddawani wielu zabiegom fizjologicznym maj�cym ich przygotowa� do hiperskoku. Na razie jednak Daniel sta� w milczeniu na pok�adzie promu i patrzy� na planet�, z kt�r� zwi�zane by�o tak wiele jego wspomnie�. To tu, w pobli�u Spathy, trzykrotnie bra� udzia� w operacjach tanatorskich, kiedy jeszcze s�u�y� w formacji s�dzi�w. Walczy� z terrorystami, psychopatami i zwyk�ymi rzezimieszkami. S�dzi� ich, a cz�sto tak�e zabija�. Widok planety nieodmiennie przywo�ywa� w my�lach Daniela jeszcze jedno wspomnienie. To z ma�ej spo�eczno�ci zamieszkuj�cej Tanto, ksi�yc Spathy, pochodzi� ojciec Daniela, Dirk Bondaree. To w pobli�u tego ksi�yca zgin��, walcz�c z solarnym patrolowcem. - Nie mia�em czasu - szepn�� cicho Daniel. - Naprawd�, nie mia�em czasu tu przylecie�! Czu�, �e to dziwne. W czasie swej s�u�by wojskowej odwiedzi� dziesi�tki miejsc w uk�adzie Multona. Potem, gdy przy��czy� si� do buntownik�w walcz�cych z solarn� armi� i podleg�ym jej nowym rz�dem Gladiusa, r�wnie� znalaz� si� w pobli�u Spathy. Teraz przelatywa� obok planety, podr�uj�c ku rubie�om uk�adu. I ani razu nie zdo�a� sp�dzi� na Tanto cho�by chwili, spotka� swych dalekich krewnych, zobaczy� miejsce, dla kt�rego Dirk Bondaree zostawi� przed laty ukochan� �on� i syna. Transportowiec mia� pozosta� na orbicie Spathy kilka godzin - tyle czasu zajmowa� prze�adunek towar�w i ludzi. Poniewa� Bolzmann zajmowa� sta�� pozycj� wzgl�dem Multona i Diraca, a planety uk�adu kr��y�y po swoich orbitach z odwieczn� regularno�ci�, nie istnia�a normalna siatka rejs�w. Transportowce wykorzystywa�y wi�c korzystne koniunkcje i odwiedza�y �wiaty, znajduj�ce si� na trasie ich przelotu. Tak by�o i teraz. Daniel odwr�ci� si� od monitora i skierowa� ku barowi. Na pok�adzie turystycznym panowa� spory t�ok, niemal wszyscy pasa�erowie opu�cili swe ciasne kabiny. Najpra- wdopodobniej wielu z nich zako�czy podr� w jakiej� odleg�ej cz�ci uk�adu - ob�oku Fasganona czy na Bolzman-nie. Daniel s�dzi�, �e wi�kszo�� z podr�uj�cych to urz�dnicy pa�stwowi i pracownicy prywatnych firm, delegowani na nowe plac�wki. Ostatnie wydarzenia wywar�y znaczny wp�yw na tempo rotacji personalnych. Po przej�ciu w�adzy ulegli obsadzali swoimi lud�mi kolejne urz�dy -teraz nadszed� czas na zmiany w mniej istotnych, peryferyjnych plac�wkach. Z kolei gigantyczne inwestycje budowlane rozpocz�te w okolicach bazy hiperprzestrzennej i przy budowie transmiter�w Sieci wp�yn�y na rynek pracy i finans�w w odleglejszych od centrum cz�ciach uk�adu. Daniel zam�wi� szklank� soku, usiad� na sto�ku barowym i w milczeniu obserwowa� ludzi. Kim jest ten wysoki m�czyzna o twardych rysach twarzy, w kolorowym, opinaj�cym ca�e cia�o kombinezonie? Turyst� chc�cym zobaczy� wspania�e lodowe �wiaty ob�oku Fasganona? Urz�dnikiem kierowanym przez swych patron�w do obj�cia w�adzy nad kt�rym� z asteroidowych strumieni? Bezpie-czniakiem oddelegowanym do kontroli odleg�ych kolonii? Przedsi�biorc� chc�cym zdoby� atrakcyjne kontrakty budowlane? A mo�e przeciwnie - urz�dnikiem podejrzanym o niech�� do Dominium, na wszelki wypadek zes�anym do jakiej� zapad�ej dziury? Albo dysydentem szukaj�cym cho� odrobiny wolno�ci na dzikim odleg�ym �wiecie? A tamten niski m�czyzna z wydepilowan� g�ow�, pokryt� l�ni�cymi tatua�ami i naro�lami zmys��w elektrycznych? Czy to cz�onek jakiej� sekty religijnej? A mo�e nurek g��binowy o zmodyfikowanym ciele przystosowanym do �ycia w w�glowodorowych oceanach? Wiele os�b na statku mia�o dziwaczne wszczepy, ozdoby, elementy stroju i wyposa�enia. Peryferia uk�adu, ku kt�rym zmierzali, to miejsce dla takich w�a�nie orygina��w - fachowc�w wyhodowanych do pracy w trudnych warunkach, cz�onk�w klan�w hobbystycznych, wyznawc�w najdziwniejszych religii. M�g� wi�c Daniel obserwowa� ca�� galeri� postaci, kt�re na Gladiusie wzbudzi�yby pewn� ciekawo��. M�czyzna z dodatkow� par� r�k za- ko�czonych mechanicznymi manipulatorami. Kobieta, do kt�rej przywar�y cztery bulwiaste kokony z cia�kami jej dzieci. Istota, kt�rej p�ci nie spos�b okre�li�, bo cale jej cia�o pokrywa�y symbiotyczne organizmy, karmi�ce si� promieniowaniem s�onecznym. Dwaj solami �o�nierze w cywilu - Daniel wzdrygn�� si� na widok ich du�ych g��w z p�askimi tarczami oczu i pot�nych cia�, poprzera-stanych systemem biomi�ni. Siedzieli obok siebie nieruchomo, jakby spali. Daniel nie przypuszcza�, by to w�a�nie oni pod��ali jego �ladem. Je�li s�u�ba bezpiecze�stwa wys�a�a swojego cz�owieka, ten na pewno b�dzie wygl�da� jak zwyk�y turysta. Tak naprawd� niewielu ludzi odbywa�o podr�e hiper-przestrzenne. G��wny czynnik ograniczaj�cy turystyczne zap�dy mieszka�c�w skolonizowanych �wiat�w stanowi�y koszty. Przeci�tny obywatel Gladiusa musia�by pracowa� przez kilka lat, by pozwoli� sobie na op�acenie skoku przez najbli�sze bramy i powrotu. Drugim czynnikiem zniech�caj�cym do korzystania z bram by� czas. Lot na Diraca, baz� otaczaj�ce hiper-przestrzenn� osobliwo��, trwa� p�tora roku. Po przybyciu na miejsce potencjalny podr�nik m�g� dokona� serii skok�w mi�dzy kolejnymi bramami. Po dotarciu do stacji docelowej musia�by na powr�t lecie� do towarzysz�cego jej uk�adu planetarnego, a to oznacza�o kolejne miesi�ce w stanie anabiozy. Je�li chcia�by wr�ci� na Gladiusa -czeka�a go taka sama przeprawa, tylko w odwrotnej ko- lejno�ci. A przecie� uk�ad Multona, w kt�rym kr��y�a planeta Gladius, wcale nie znajdowa� si� daleko od swojej bramy hiper. Przeci�tna odleg�o�� w zamieszkanych przez ludzi systemach wynosi�a osiem miesi�cy �wietlnych, co oznacza�o dwuletni� podr� pod�wietln�. Kolejn� i by� mo�e najwa�niejsz� przyczyn� niech�ci do mi�dzygwiezdnej turystyki by� brak potrzeby podr�owania. Rozwini�ta cywilizacja potrafi�a dostarczy� swym obywatelom wszystko, na co pozwala zaawansowanie technologiczne planety i zasobno�� jej mieszka�c�w. Dotyczy�o to zar�wno d�br materialnych, rozrywek, jak i informacji. pragniesz ekscytuj�cych przyg�d? Wejd� w sztuczny �wiat wirtualny, kt�ry ci je zapewni. Chcesz spr�bowa� niezwykle smakowitego udka �yj�cej na odleg�ej planecie grzybokury? Odpowiedni program kulinarny zsyntetyzuje ci tkank� o smaku, aromacie i kszta�cie najbardziej rasowej grzybokury w tej galaktyce. A mo�e nie chcesz wirtu-alki tylko pragniesz po�azi� po prawdziwych g�rach? Czekaj� na ciebie stoki twojego �wiata i kilkudziesi�ciu innych planet i ksi�yc�w w ca�ym uk�adzie gwiezdnym! Chcesz zapolowa� na prawdziwego potwora? Id� do parku rozrywki! Pragniesz wydawa� ca�y sw�j maj�tek na zwiedzanie niezwyk�ych miast i ogl�danie dzie� sztuki Obcych? To mo�e lepiej wydaj t� fors� na kupienie wirtualnych przewodnik�w po tysi�cach niezwykle interesuj�- cych miejsc ludzkiego i nieludzkiego kosmosu! Dalekie kosztowne wycieczki po prostu nie mia�y sensu. Wreszcie, swobod� podr�owania ogranicza�a sama fizyka. Konkretnie - regu�a ograniczono�ci Hanksa. Analogiczne do zakazu Pauliego prawo, okre�laj�ce pewne kwantowe parametry hiperprzestrzeni, w praktyce oznacza�o, �e liczba kana��w wychodz�cych z osobliwo�ci jest ograniczona. Zazwyczaj by�y to cztery przej�cia, a najwi�ksza znana ludziom brama, le��ca najprawdopodobniej w galaktyce M87, mia�a a� osiem po��cze�. Jednak wi�kszo�� z tych kana��w otwiera�a si� w punktach zupe�nie nie nadaj�cych si� do dalszej komunikacji. Najcz�ciej by�y to przestrzenie mi�dzygalaktyczne. Znajduj�ce si� w takim miejscu osobliwo�ci hiperprzestrzenne od najbli�szych gwiazd mog�y dzieli� i setki milion�w lat �wietlnych. Nader rzadko brama otwiera�a si� we wn�trzu galaktyki, a jeszcze rzadziej w takiej odleg�o�ci od uk�ad�w gwiezdnych, by by�a mo�liwa ich eksploracja. Tak wi�c -z turystycznego punktu widzenia - wi�kszo�� bram prowadzi�a do ma�o interesuj�cych miejsc. Jednak wzd�u� nitek sieci rozpi�tej w kosmosie przez ludzk� cywilizacj� wci�� transportowana by�a materia i energia. Sondy naukowe penetrowa�y nowe odga��zienia, bada�y fluktuacje hiperprzestrzeni i uk�ady gwiezdne po�o�one w pobli�u bram. Automatyczne systemy koloni- zacyjne przygotowywa�y planety do zasiedlenia. Koloni�ci opanowywali odkryte �wiaty. Armie strzeg�y ludzkich planet i toczy�y wojny z Obcymi o kontrol� nad bramami. Naukowcy badali hiperprzestrze�, napotkane �wiaty, obce �ycie i nieziemskie cywilizacje lub ich �lady. Jednak przede wszystkim kana�ami hiper w�drowa�y informacje. Prz�dza osobliwej fizyki stworzy�a te� osnow�, na kt�rej rozpi�a si� Sie� M�zg�w, ogarniaj�ca sw� w�adz� trzy czwarte ludzkich kolonii. Daniel kilkakrotnie usi�owa� przedrze� si� przez teorie dotycz�ce hiperprzestrzeni, skok�w, osobliwo�ci grawitacyjnych i kosmologii postkwantowej. Na studiach mia� nawet cykle specjalnych prezentacji z hiperfizyki. Jednak za ka�dym razem program ucz�cy wstrzymywa� dzia�anie po pierwszych sekundach projekcji. Informowa�, �e nie jest w stanie prowadzi� dalszego wyk�adu bez zrozumienia przez studenta poj�� elementarnych. Na tym etapie sw� przygod� z t� osobliw� fizyk� ko�czy�o, wedle statystyk, blisko dziewi��dziesi�t siedem procent uczni�w. Daniel, tak jak wi�kszo�� ludzi, zosta� skazany na proste por�wnania. W podr�cznikach by�o ich mn�stwo... Skok hiper to ruch w pi�tym wymiarze, tak jak zgi�cie p�askiej kartki w tr�jwymiarowej przestrzeni. Osobliwo�� jest cyklotronem fal de Broglia, analogicznym do zwyk�ych cyklotron�w elektromagnetycznych. Moc skoku zale�y od po�yczki energetycznej z oceanu ujemnej energii w obszarze Heisenbergowskiej nieoznaczono�ci. Atomy przerzucanych obiekt�w przesuwaj� si� w antymaterii niczym dziury elektronowe w p�przewodnikach. Brama jest miejscem, w kt�rym obiekty makroskopowe zaczynaj� podlega� prawom fizyki kwantowej, s� obecne w wielu miejscach jednocze�nie, a osobliwo�� jest jak obserwator mierz�cy po�o�enie elektronu w do�wiadczeniu Comptona - kieruje obiekty do jednej ze szczelin-bram wylotowych. Tak, hiperprzestrze� prezentowano na dziesi�tki sposob�w. Tyle tylko, �e wszystkie te analogie, uproszczenia i metafory, tak naprawd� ani o w�os nie przybli�y�y Da- niela do zrozumienia zjawisk zachodz�cych w czasie skoku. Kiedy studiowa�, bardzo go irytowa�a ta niemo�no�� przyswojenia fakt�w, kt�re przecie� inni analizuj�, badaj� i wykorzystuj� w praktyce. Dopiero potem dowiedzia� si�, �e hiperprzestr�eni� nie zajmuje si� praktycznie �aden normalny cz�owiek. Wszystkie teorie i zastosowania by�y tworzone przez zespo�y umys��w sprz�one w Sieci. Pracowa�y tam specjalnie do tego celu hodowane istoty z cech�w naukowych, sztucznie stworzone IS- y - Inteligencje Sieciowe oraz ASM-y - Autonomiczne Skany M�zgowe zdj�te z umys��w wszystkich najwybitniejszych fizyk�w ostatnich stuleci. Tak potworny wysi�ek, oderwanie od ludzkiego, percepcyjnego poznawania �wiata, wsp�praca gigantycznych mocy skojarzeniowych i obliczeniowych pozwala�o na poruszanie si� w �wiecie ujemnych energii, cz�stek nieprzestrzennych, swobodnych kwark�w, dryfu ba-rionowego i gigantycznych za�ama� r�wna� kwantowych. Ludzie korzystali z tej wiedzy, nie do ko�ca rozumiej�c prawa fizyki, kt�re le�a�y u podstaw zastosowa� praktycznych. Tak jak jaskiniowcy, kt�rzy rozpalali ogie�, nic nie wiedz�c o istocie procesu spalania; jak staro�ytni �ucznicy, wypuszczaj�cy �miertelne strza�y, a nie maj�cy poj�cia o zasadach dynamiki Newtona; czy wreszcie jak dwudziestowieczni tw�rcy laser�w, nie potrafi�cy do ko�ca zinterpretowa� wykorzystywanych przez siebie zjawisk kwantowych. Nie uda�o si� wykry� �adnych zwi�zk�w pomi�dzy pozycjami osobliwo�ci w Einsteinowskiej przestrzeni, a systemem ich po��cze�. Hiper�cie�ki wychodz�ce z tych samych wr�t mog�y prowadzi� do miejsc odleg�ych o miliardy lat �wietlnych. Nie znaleziono skr�t�w pomi�dzy bramami le��cymi na r�nych ga��ziach komunikacyjnego drzewka. �eby dosta� si� na jaki� bardziej oddalony �wiat, trzeba by�o wykona� wiele skok�w, przemieszczaj�c si� wzd�u� odn�g hiperprzestrzennego systemu. Je�li okazywa�o si�, �e w pobli�u bramy - "w pobli�u" oznacza�o zazwyczaj nie dalej ni� w odleg�o�ci dw�ch lat �wietlnych - znajdowa�y si� uk�ady gwiezdne, rozpoczy- nano penetracj� przestrzeni wok� osobliwo�ci. Zmagaj�c si� z relatywistycznymi konsekwencjami du�ych pr�dko�ci i wielkimi dystansami, wysy�ano sondy badawcze i zwiadowc�w, budowano bazy wojskowe i naukowe. Je�li odkrywano lokalne �r�d�a surowc�w i energii, konstruowano gigantyczne stacje umo�liwiaj�ce korzystanie z osobliwo�ci jako kolejnej bramy hiper. Je�li trafiono na nadaj�cy si� do zamieszkania �wiat - kolonizowano go, cz�sto wcze�niej terraformuj�c. Zdarza�o si� te� czasem, �e w przestrzeni otaczaj�cej osobliwo�� napotykano przedstawicieli obcej cywilizacji. Wtedy brama hiperprzestrzenna i wszystkie inne po��czone z ni� wrota zamieniano w twierdze. A potem, nie bacz�c na koszty, relatywizmy czasowe i deficyty energetyczne, przesy�ano w ich okolice wojenne floty. Komunikat przyszed� nagle. W gwar ludzkich rozm�w wdar� si� g�o�ny sygna�. Jednocze�nie na �rodku sali pojawi�a si� holoprojekcja przedstawiaj�ca miniaturowy model stacji Bolzmann. Pasa�erowie ucichli, kieruj�c sw� uwag� na nowy obiekt. - Uwaga! Uwaga! Linie pasa�erskie GBD przed chwil� otrzyma�y komunikat z Departamentu Bezpiecze�stwa Publicznego! Z przykro�ci� informujemy naszych pasa�er�w, �e na stacji transportowej Dirac 235 dosz�o do powa�nego zaburzenia osobliwo�ci hiperprzestrzennej. W zwi�zku z tym, a� do odwo�ania, stacja Dirac pozostanie niedost�pna dla obiekt�w cywilnych. W tej sytuacji jeste�my zmuszeni wstrzyma� lot transportowca "Hans Heinz Ewers" do czasu otrzymania od Departamentu Bezpiecze�stwa dok�adniejszych informacji. Post�j na orbicie planety Spatha potrwa przynajmniej sto godzin. Informujemy, �e zgodnie z sz�stym punktem paragrafu dwunastego Kodeksu Przewo�nik�w, dotycz�cego niemo�no�ci zrealizowania zobowi�za� wzgl�dem pasa�er�w z przyczyn niezale�nych, firma GBD poniesie koszty pobytu pasa�er�w na pok�adzie transportowca "Hans Heinz Ewers" przez maksymalnie siedem d�b. Po tym czasie pasa�erowie b�d� zobowi�zani do dokonania dop�aty do biletu podr�y. Przepraszamy za wszelkie wynik�e nie z naszej winy trudno�ci. Jednocze�nie informujemy, �e za niewielk� op�at� mo�ecie pa�stwo skorzysta� z naszych prom�w pasa�erskich i skr�ci� sobie czas oczekiwania poprzez zwiedzenie systemu Spathy. Pasa�er�w, kt�rzy... Daniel nie s�ucha� dalej. W oficjalnym komunikacie nie powiedz� zbyt wiele. Wsta� ze sto�ka i zostawiaj�c na wp� dopity sok, szybko skierowa� si� do swojej kajuty. Wok� niego panowa�a wrzawa i zamieszanie - ludzie narzekali, krzyczeli, potr�cali si� nawzajem. Wielu, tak jak Daniel, ruszy�o do wyj�cia. Czu�, �e sta�o si� co� wa�nego, co mo�e mie� wp�yw na jego �ycie. Przecie� on, Daniel Bondaree, nie by� zwyk�ym pasa�erem transportowca "Hans Heinz Ewers". 2. Pierwsza zasada dotycz�ca du�ych przyj��, pomy�la�a Dina Tivoli, patrz�c na k��bi�cy si� wok� niej t�um ludzi, nie przychod� na nie! - Czy czego� pani sobie �yczy? - Obok dziewczyny pojawi� si� kelner, wysoki, muskularny m�czyzna o fioletowej sk�rze, ubrany w �nie�nobia�y obcis�y trykot. Tak wygl�dali wszyscy pracownicy w rezydencji pana Moruba-shiego. Oczywi�cie, gdyby zagubionym, stoj�cym samotnie go�ciem by� m�czyzna, obok niego pojawi�aby si� fioletowa kobieta. - Zasada druga... - powiedzia�a do niego Dina. - Je�li ju� przyszed�e� na takie przyj�cie, pij to, na co w domu ci� nie sta�. - Nie wiem, jakie pani ma dochody. - Z�by i j�zyk kelnera by�y jasno��te. Pracownicy obs�ugi mieli wbudowane uk�ady eksperckie, analizuj�ce zachowania ludzi i nakazuj�ce prowadzenie konwersacji na poziomie i w stylu narzucanym przez go�cia. - Ale my�l�, �e znajd� co� akurat dla pani. Poncz tonkijski. Butelka kosztuje trzydzie�ci tysi�cy kredyt�w. Absolutnie najdro�szy alkohol na Gla-diusie. - Poprosz�. Jedna z przesuwaj�cych si� pod sufitem sali zmienno-kszta�tnych bry� b�yskawicznie podlecia�a nad g�ow� kelnera. Zatrzyma�a si�, a po chwili obni�y�a pu�ap i zawis�a na wysoko�ci brzucha Diny. Na sp�aszczonym wierzcho�ku sta�a wysoka metalowa szklanka, ledwie do po�owy wype�niona ��taw� ciecz�. S�odki, mocny aromat zaatakowa� nozdrza Diny. Nie wahaj�c si�, wzi�a szklank� i podnios�a j� do ust. - Twoje zdrowie, fioletowy cz�owieku. - Dzi�kuj� pani - kelner zn�w b�ysn�� z�bami, a poniewa� z tonu Diny odczyta�, �e nie jest ju� potrzebny, uk�oni� si� lekko i odszed�. Serwer napoj�w z powrotem wyprysn�� pod sufit, by niczym drapie�ny ptak oczekiwa� kolejnego wezwania. Alkohol mia� dziwny smak i bez w�tpienia zawiera� jakie� stymulatory. Jednak nie wydawa� si� tak rewelacyjny, by p�aci� za niego mniej wi�cej tyle, ile wynosi�y trzy miesi�czne elektorskie pensje brata Diny. Dlaczego tyle kosztowa�? Czy sprowadzano go z jakiego� odleg�ego �wiata, czy w jaki� niezwyk�y spos�b stymulowa� m�zg, a mo�e po prostu akurat teraz by� modny? Rynkowa warto�� alkoholi, dzie� sztuki czy cyborg�w najcz�ciej nie ma nic wsp�lnego z ich jako�ci�. Podobnie jest z lud�mi. W�a�nie mog�a obserwowa� wybra�c�w losu - bogatych, s�awnych, wp�ywowych. Polityk�w, artyst�w, biznesmen�w, wysokich urz�dnik�w, solarnych rezydent�w, a tak�e nie mniej liczne stado ich �on i m��w, kochanek i kochank�w, braci w wierze i si�str mentalnych, cyberpartner�w i prote- gowanych. Dobry obyczaj nakazywa� przychodzi� na takie pauty z osob� towarzysz�c�. Poniewa� za� Ramzes Tivoli, elektor planety Gladius, aktualnie nie mia� �ony, uznanej tochanki, legalnego wasala, nie nale�a� te� do �adnego �uchu religijnego ani klanu, na wszystkie przyj�cia zabie-a� j�, swoj� siostr�. M�odsz�, ukochan� siostr�. - Ju� ja ci dam popali�, braciszku - mrukn�a Dina, lotykaj�c wargami brzegu szklanki. - Jak tylko wr�cimy o domu. "Przedstawi� ci� kilku sympatycznym osobom, kt�re 5� nie musz� za�atwia� tam �adnych interes�w. I obiecu- j� ci, �e sam postaram si� szybko zrobi�, co mam do zrobienia, i pobawimy si� wsp�lnie. Dina, musisz tam ze mn� i��, wiesz przecie�". Tak si� zaklina�, podlec, a teraz znikn�� gdzie� z paroma takimi samymi jak on spryciula-mi, kt�rzy po to organizuj� rauty i po to na nie chodz�, �eby m�c po godzinach pogada� jeszcze o tym, czym i tak zajmuj� si� ca�ymi dniami w pracy. Z drugiej strony, nieobecno�� brata mia�a pewne zalety. Dina mog�a sta� sobie teraz z boku incognito, spokojnie popija� dobry poncz i obserwowa� towarzystwo. Gdyby Ramzes tkwi� obok, co chwila podchodziliby do nich nowi ludzie, kt�rych nie zna�a, albo tacy, kt�rych gdzie� w przelocie widzia�a na podobnych rautach lub ogl�da�a w holo czy na wirtual-kach. Nie unikn�aby dziesi�tk�w powita�, cmokni��, wy- ci�gni�tych d�oni, wys�uchiwania dzie�dobry, �wietniewy-gl�dasz, nicsi�niezmieniasz i odpowiadania na cos�ycha�?, jakbankiet?, jaktamsprawy? ludziom, kt�rzy tak napraw-d� gdzie� mieli, co si� z ni� dzieje i jak si� jej podoba na przyj�ciu. Ramzes jest wa�nym cz�owiekiem, wi�c wielu chce si� z nim zaprzyja�ni�. Jemu tak�e zale�y na poparciu biznesmen�w i medi�w, wi�c sam b�dzie chcia� u�cisn�� wiele r�k. No, ale zobowi�zanie zobowi�zaniem! M�g� nie obiecywa�! - Zasada trzecia... - powiedzia�a do szklanki. - Je�li facet deklaruje, �e na przyj�ciu nie b�dzie gada� o polityce, tylko zaopiekuje si� tob�: we� to na pi�mie! - Podpis nie jest wystarczaj�cym dowodem s�dowym - us�ysza�a za sob� cichy g�os. Odwr�ci�a si� gwa�townie, spodziewaj�c si� widoku fioletowej twarzy jednego ze s�ug pana Morubashiego. Do ich obowi�zk�w nale�a�o te� zabawianie znudzonych go�ci. W ka�dy oczekiwany spos�b. - Dzie� dobry! - Stoj�cy przed ni� cz�owiek nie mia� fioletowej sk�ry. By� wysokim, szczup�ym m�czyzn� o bladej twarzy, ostro zarysowanej brodzie, lekko garbatym nosie i du�ych �ukach brwiowych. Jego policzki pokrywa� lekki zarost, a g�ow� zdobi�a g�sta czupryna poza-platana w r�nokolorowe warkoczyki. Mia� na sobie lu�ne wielobarwne poncho, bia�� koszul� i czarne, lekko pum-piaste spodnie. Sta� boso, za to d�onie ukrywa� w jaskra- wozielonych l�ni�cych r�kawiczkach. U�miecha� si�. Bardzo mi�o. Dina te� si� u�miechn�a. - Nazywam si� Tankred. Tankred Salerno. - Dina Tivoli. - Czuj�, �e pije pani poncz tonkijski Dobry wyb�r. - Smaczny, ale nie jest wart swojej ceny. - Jest! Jest, zdecydowanie. Nie o smak tu idzie, a o rzadko�� wyst�powania. W znanym nam wszech�wiecie istnieje jeszcze oko�o trzystu butelek oryginalnego ponczu tonkijskiego. Wszystkie pochodz� z jednej skrzyni, znalezionej na dnie morza Tonkii, w zatopionym statku. Statek zatopili sami Tonkijczycy na jakie� trzysta lat przed swoj� wojn� totaln�, kt�ra sprawi�a, �e nie przetrwa� nikt, kto wiedzia�, jak to cudo robi�, ani nie prze�y�y ro�liny, z kt�rych je produkowano. Dodam jeszcze, �e rzecz ca�a mia�a miejsce jakie� sto tysi�cy lat temu, a my�my odkryli Tbnki� przed p�wieczem. - Zawsze pr�buje pan poderwa� dziewczyn�, popisuj�c si� swoj� erudycj�, panie Salerno? - Nie podrywam pani, cho� szczerze m�wi�c - cofn�� si� krok i popatrzy� na Din� z wyra�nie rysuj�cym si� na twarzy zachwytem - powinienem! Jestem o tym coraz bardziej przekonany. Jednak m�j problem, droga Dino, polega na tym, �e niespecjalnie potrafi� uwodzi� pi�kne kobiety. A na dodatek, to w�a�nie erudycja jest moj� najmocniejsz� stron�. Prosz� mi wierzy�. Sprawi� jej przyjemno��. Wiedzia�a, �e wygl�da dobrze - w cielistym kostiumie ledwie okrywaj�cym piersi i biodra, z nogami ozdobionymi jaskrawymi tatua�ami i w butach na grubych koturnach. Kr�tkie g�ste w�osy zafarbowa�a na granatowo, co doskonale harmonizowa�o z foto- siateczkami jej oczu. Tu, na bankiecie wielokrotnie poczu�a na sobie m�skie spojrzenia - i te g�odne u zdobywc�w, i te sm�tne u dawno pokonanych. Jednak, pomimo to, komplement Tankreda sprawi� Dinie przyjemno��. Mo�e ten wiecz�r nie b�dzie taki fatalny? Siateczki jej oczu zal�ni�y zielono. - Skoro ustalili�my ten fakt - powiedzia�a - to spr�- bujmy odpowiedzie� sobie na pytanie: po co erudyta podchodzi na przyj�ciu do nie znanej sobie kobiety? Powiedzmy, �e atrakcyjnej. - Erudyci w towarzystwie generalnie pragn� rozmawia� - spokojnie obja�ni� Tankred. - To znaczy obwieszcza� �wiatu swoj� erudycj� poprzez wyg�aszanie monolog�w, sypanie dykteryjkami a propos i poruszanie temat�w og�lnych. Innych s�uchaj� rzadko, niech�tnie i z wyra�nym uszczerbkiem dla zdrowia. Najgorzej znosz� sytuacje, gdy rozmowa schodzi na temat, na kt�rym ci inni znaj� si� lepiej od erudyty. Niestety, du�e przyj�cia to nie jest najlepszy teren �owiecki dla tego gatunku ludzi. Tu bowiem o sukcesie polowania decyduje pozycja, prezencja, bezczelno�� i refleks. W tej w�a�nie kolejno�ci. Erudycie brakuje czasu i przestrzeni na to, aby ludzie skupili si� wok� niego na dostatecznie d�ugo, by m�g� rozwin�� skrzyd�a... - Ha, widz�, �e j� znalaz�e�! - Przez t�um przeciska� si� Ramzes Tivoli. U�miecha� si� szeroko i Dina nie by�a pewna, czy to do niej, czy do nowego znajomego. Nowego? - Zapomnia�em doda�... - Tankred kiwn�� g�ow� na przywitanie. - To pani brat powiedzia�, �e mo�e si� pani troch� nudzi�. - A wi�c fortel! - ch�odno zwr�ci�a si� do Ramzesa. -To tak, m�j ty opiekunie? Zostawiasz mnie sam�, a potem jeszcze napuszczasz na mnie podst�pnych osobnik�w swej w�asnej p�ci i to jeszcze, przepraszam za wyra�enie, intelektualist�w! Zamilk�a, bo zobaczy�a, �e Ramzes nieco sp�oszy� si� jej s�owami. Spojrza� na ni�, potem na Tankreda, jakby czekaj�c na jego reakcj�. Poniewa� Salerno milcza�, brat b�yskawicznie si� uspokoi�. Zawahanie trwa�o moment, najpewniej kto� s�abiej ni� ona znaj�cy Ramzesa w og�le by tego nie zauwa�y�. Jednak Dina by�a pewna. M�czyzna, z kt�rym od kilku minut spokojnie sobie �artowa�a, w jej bracie wzbudza� co najmniej niepewno��. A mo�e i strach. - Moja siostra, Dina. Pan Tankred Salerno - powiedzia� Ramzes po chwili milczenia. Po czym doda�: - Rezydent solarny pierwszego stopnia. W��czony w system. Kompatybilny. Umilk�. S�owa wypowiada� powoli, spokojnie. Teraz to Dina zblad�a. Przenios�a wzrok z brata na Tankreda Sa-lerno. Wpatrywa�a si� w jego twarz uwa�nie, jakby chc�c dostrzec i zapami�ta� wszystkie szczeg�y. W ko�cu zobaczy�a - lekko b��kitny wzg�rek ko�o prawego ucha m�czyzny. Ukryte pod sk�r� ��cze sprz�gu bezpo�redniego. Tankred Salerno by� cz�owiekiem Dominium Solarne-go, jego umys� p�ywa� w przestrzeni utworzonej przez Sie� M�zg�w. Dina mia�a przed sob� prawdziwego sie-ciowca. - Niespodzianka! - powiedzia� Tankred Salerno i zn�w si� u�miechn��, Wiedzia�a, �e trzech takich ludzi �y�o w uk�adzie Mul-tona - g��wny doradca ambasadora Dominium, koordynator dzia�a� naukowych w bramie hiperprzestrzennej oraz dow�dca elitarnych jednostek bojowych armii solarnej. Jednak nigdy ich nie spotka�a ani nie widzia�a w serwisie holo. Publiczne wyst�py nie nale�a�y do zakresu ich obowi�zk�w, cho� tak naprawd� to oni stanowili najwa�niejsze ogniwo solarnej obecno�ci w uk�adzie Gladiusa, tak jak i w ka�dym z gwiezdnych �wiat�w kontrolowanych przez Dominium. Formalnie byli zwyk�ymi obywatelami imperium, oczywi�cie o wysokiej randze zawodowej. Tak naprawd�, funkcjonowali jako elementy systemu w�adzy, kontroluj�cego najwi�ksze pa�stwo w dziejach ludzko�ci. Oficjalna nazwa brzmia�a: obywatele sieci. Publicznie pozwalano sobie na u�ywanie s��w: sieciowcy, wewn�trzni, w�z�y. Wiedzia�a, �e przeciwnicy Dominium okre�laj� ich wieloma nazwami. Jedna nawet si� Dinie podoba�a - bulwy. Coraz wi�cej sieciowc�w przybywa�o do uk�adu Multo-na. Koordynowali wsp�prac� z gladia�skim rz�dem, obserwowali korgardzkie forty, dowodzili dzia�aniami wojennymi przeciw rebeliantom, prowadzili badania naukowe i kontrolowali budow� terminali ��czno�ci. Robili interesy, doradzali, intrygowali, zwiedzali. Realizowali pa�stwowe i prywatne cele, a im by�o ich wi�cej, tym mocniejsze stawa�y si� zwi�zki Gladiusa z Dominium. Ostatecznie, to w�a�nie stanowi�o cel wieloletniej polityki imperium i wy- st�pie� politycznych partii Ramzesa. Dziewczyna wiedzia�a wi�c, �e pr�dzej czy p�niej spotka sieciowca. Oczekiwa�a jednak istoty o przetworzonym organizmie i umy�le, zachowuj�cej si� w dziwny spos�b - mo�e nieco tajemniczej, gro�nej... nieludzkiej. Tymczasem mia�a przed sob� m�odego m�czyzn� bez widocznych wszczep�w, raczej sympatycznego, troch� gadatliwego i - co najwa�niejsze -reaguj�cego na ni� w taki sam spos�b, jak wi�kszo�� m�czyzn, kt�rych spotka�a w �yciu. Tankred Salerno podoba� si� Dinie i mia�a ochot� sp�dzi� ten. wiecz�r w jego towarzystwie. Jedyna rzecz, kt�ra m�ci�a spok�j dziewczyny, to �w trwaj�cy u�amek sekundy strach w oczach brata. - Nasz go�� przyby� na Gladiusa przedwczoraj - poinformowa� Din� Ramzes. - B�dzie koordynowa� prace in�ynieryjne w naszym uk�adzie. - Chodzi o budow� terminali. Skoro Gladius znalaz� si� wreszcie w kr�gu pa�stw cywilizowanych, mo�emy rozpocz�� tworzenie lokalnej Sieci M�zg�w - wyja�ni� Tankred. - To bardzo przyda si� do prowadzenia dzia�a� wojennych przeciw korgardom i rebeliantom. - Ramzesie, to mamy jeszcze jakich� rebeliant�w w naszym uk�adzie? - Dina spojrza�a na brata, a po siatce jej oczu przeskoczy� kr�tki b�ysk. Ramzes zrozumia�. - Obieca�em Dinie - wyja�ni� Tankredowi - �e na tym przyj�ciu nie b�dziemy rozmawia� o polityce, wojnie i bandytach. Nasz plan na wiecz�r obejmowa� plotki towarzyskie, krytyk� kobiecych makija�y i stroj�w oraz degustacj� dziwnych trunk�w. Ale niestety... Z�ama�em przyrzeczenie i wpad�em w pu�apk� zastawion� na mnie przez dziennikarzy... - I dziennikarki, jak zd��y�am zauwa�y�, kochany braciszku... - Mo�e by� - Tankred kiwn�� g�ow� na znak, �e si� zgadza. - Zostawmy wi�c polityk� i wojn�. Na tym przyj�ciu jest oko�o dwustu os�b. Jaki klucz zastosowa� pan Morubashi przy rozsy�aniu zaprosze�? Ramzes nie odpowiedzia� od razu. Przez chwil� wodzi� wzrokiem po wielkiej sali, o�wietlonej zielonkawym, dr��- cym �wiat�em. Ludzkie sylwetki to nikn�y, to wy�ania�y si� z mroku, b�yska�y ��te j�zyki i podniebienia kelner�w, pod sufitem ca�y czas trwa� skomplikowany taniec zmiennokszta�tnych serwer�w. Z pod�ogi raz po raz tryska�y fontanny wielobarwnych projekcji, odcinaj�ce na chwil� kolejne fragmenty sali. Kolorowe kola�e zmiksowane, zgodnie z ostatni� mod�, ze scen aktorskich i archiwalnych zapis�w przyrodniczych z r�nych �wiat�w. Go�cie ogl�dali wi�c dziwaczne monstra, sceny bitew i gwa�t�w, wspania�e kwitn�ce ro�liny, seks, zapisy sekcji naukowych, skomplikowane aran�acje taneczne - a wszystko to przebarwione, zniekszta�cone, p�ynnie zmontowane. W tej t�tni�cej obrazami i d�wi�kiem przestrzeni kr��yli ludzie - eleganckie kobiety i wytworni m�czy�ni. Ci, kt�rzy si� liczyli lub mogli si� liczy� w przysz�o�ci. Politycy, modni aktorzy, biznesmeni. Pan Morubashi prowadzi� rozleg�e interesy, obejmuj�ce ca�y system. W przesz�o�ci finansowa� kampanie wyborcze i propagandowe partii Ramzesa. Teraz nadszed� czas rewan�u - zam�wie� rz�dowych, koncesji budowlanych i pierwsze�stwa w dost�pie do solarnych inwestycji. Ramzes powi�d� wzrokiem po sali, jakby chcia� wychwyci� wszystkie znajome postaci i posegregowa� w pami�ci go�ci na kategorie. - Pan Morubashi ma ca�y p�k kluczy - odpowiedzia� w ko�cu. - Jedne otwieraj� kufry z pieni�dzmi, inne pakiety z technologiami, a jeszcze inne pasy cnoty. Je�li jutro w��czysz holowizor i usi�dziesz przed ekranem na kilka godzin, to b�dziesz nieustaj�co widzia� twarze z dzisiejszego przyj�cia. Piosenkarze, aktorzy, dziennikarze i my, politycy. Elita. Ci, kt�rzy wsparli nas w zdobyciu w�adzy. Ci, kt�rzy wsparli was. Ib proste... - Niezwykle - Tankred pokiwa� g�ow�. Nad czym on tak naprawd� teraz si� zastanawia?, nag�a refleksja porazi�a Din�. Gdzie przebywa jego umys�? Co analizuje? Czy te pytania i rozmowa nie s� tylko gr� manekina ustawionego na odpowiedni program? Wzdrygn�a si�. - Zimno pani? - Tankred zareagowa� od razu. - Mo�e jeszcze jednego drinka. Pozwoli pani, �e tym razem ja wybior�... Zawaha� si�. Nagle jego g�os zamar�, z gard�a wydoby�o si� dziwne charczenie. Powieki gwa�townie opad�y, potem zacz�y mruga� z niesamowit� cz�stotliwo�ci�. Tankred zachwia� si� i by�by upad� na ziemi�, gdyby Ramzes go nie podtrzyma�. Z drugiej strony sali da� si� s�ysze� przeci�g�y przera�liwy j�k przechodz�cy w skowyt. W tym samym momencie Tankred rzuci� si� do przodu. Z �atwo�ci� wyszarpn�� si� z r�k zaskoczonego Ramzesa i z wielk� si�� uderzy� o pokryt� lustrami �cian�. L�ni�ca tafla zgrzytn�a, a potem pokry�a sieci� p�kni��, szybko podchodz�cych czerwieni� krwi. Wszystko to trwa�o ledwie u�amek sekundy. Nagle do uszu oszo�omionej Diny zacz�y dochodzi� okrzyki przera�enia, g�o�ne pytania, tupot n�g. Ucich�a muzyka, zgas�y projekcje, a ca�� sal� wype�ni�o jasne, bia�e �wiat�o. Tankred zn�w waln�� g�ow� w szk�o, zaszlocha� cicho, uderzaj�c r�kami o pod�og�. Dina obserwowa�a wszystko jak przez mg�� - oszo�omiona, zaskoczona, niezdolna do jakiegokolwiek dzia�ania. Na drugim kra�cu sali w epileptycznym ataku miota� si� m�czyzna ubrany tak samo jak Tankred. Zapewne te� sieciowiec. Tymczasem Salerno osun�� si� na kolana, wygi�� do ty�u i uderzy� g�ow� o pod�og�. Mia� zamkni�te oczy, z jego ust ciek�a czerwona �lina, silnie krwawi� z ran na czole. D�onie uderza�y o posadzk�, jakby kto� stymulowa� mi�nie ramion impulsami pr�du - sztywne, bezw�adne kikuty. Bardzo szybko obok sieciowc�w pojawili si� fioletowo-sk�rzy m�czy�ni uzbrojeni w zestawy medyczne. Kto� odepchn�� Din�, plecy ratownik�w zas�oni�y Tankreda. Obok sta� Ramzes - min�o ju� pierwsze zaskoczenie. Trwa� nieruchomo, z lekko przechylon� g�ow�, z wyrazem skupienia na twarzy. Na pewno odbiera� jakie� wiadomo�ci i komentarze dotycz�ce ca�ej sytuacji. Dina uwielbia�a to jego opanowanie i zdolno�� do rozwa�nego dzia�ania nawet w wielkim stresie. Uwa�a�a, �e w�a�nie ta cecha decydowa�a o politycznych sukcesach Ramzesa. Teraz brat uzna� najwidoczniej, �e nie jest w stanie pom�c Tan-kredowi lepiej ni�li ratownicy. S�ucha� wiadomo�ci, docieraj�cych do jego m�zgu przez wszczep tkwi�cy w uchu. By� skoncentrowany - zna�a t� min� brata, mask� nak�adan� wtedy, gdy toczy�a si� najostrzejsza gra. - Co si� dzieje? - spyta�a cicho. - Co si� z nimi dzieje? - By�a eksplozja! Wybuch w bazie hiper. S� trupy. Straszne zniszczenia. Terminal w bramie jest zdezintegrowany! Rozumiesz, Dina?! - Ramzes odpowiedzia� od razu, ale widzia�a, �e wci�� s�ucha nap�ywaj�cych informacji. Wskaza� na ratownik�w k��bi�cych si� wok� obu sieciowc�w. - Do w�z��w nagle przesta� dociera� strumie� danych z Sieci M�zg�w! Zostali od��czeni. Wynurzyli si� zbyt gwa�townie! To mo�e ich zabi�. To chyba zamach buntownik�w. Zarz�dzono ewakuacj� stacji... Do diab�a, co si� tam dzieje?! 3. Co za dziwne zrz�dzenie losu - gdyby nie niespodziewany dekret o wstrzymaniu lot�w, ju� nigdy w �yciu nie mia�by szansy, by tu dotrze�! Daniel Bondaree sta� na powierzchni Tanto, �wiata swoich przodk�w. Nad sob� mia� czarne, upstrzone gwiazdami niebo, po kt�rym przesuwa�y si� dwa inne du�e ksi�yce i �miga�y kolorowe punkty statk�w kosmicznych. Kraw�d� Spathy, gazowego olbrzyma, wok� kt�rego kr��y� Tanto, kry�a si� w�a�nie za horyzontem. Znad poszarpanej linii g�r wznosi�a si� niemal pionowa, w�ska, jasna linia - widziane z boku pier�cienie Spathy. Za plecami Daniel zostawi� kosmodrom, na kt�ry dolecia� ma�ym promem pasa�erskim. Kiedy okaza�o si�, �e w zwi�zku z wypadkami na Diracu wstrzymano wszelk� cywiln� komunikacj� z bram� hiper, armator skierowa� "Hansa Heinza Ewersa" ku Machairze, najwi�kszemu ksi�ycowi Spathy, a przy tym najludniejszej kolonii w uk�adzie. Tu pasa�erowie mogli w wygodnych warunkach oczekiwa� na nowe wie�ci z Diraca i podj�� decyzj�, czy chc� lecie� dalej, czy wol� zawr�ci�. Wci�� brakowa�o wiarygodnych informacji o katastrofie. Nie wiadomo by�o nawet, czy spowodowa�y j� naturalne fluktuacje osobliwo�ci, b��d operator�w czy te� zamach terrorystyczny. Wstrzymanie lot�w mog�o zosta� zarz�dzone r�wnie dobrze z powodu prowadzenia czynno�ci �ledczych lub operacji militarnej, naprawy aparat�w przerzutowych czy te� konieczno�ci odbudowy ca�ej stacji. Daniel oceni� wi�c, �e przymusowa przerwa w podr�y potrwa wystarczaj�co d�ugo, by m�g� zrobi� co�, na co zawsze mia� ochot�, a czego nigdy dot�d nie zdo�a� zrealizowa� - odwiedzi� Tanto. Wynaj�� skafander, kupi� plecak transportowy i zestaw ratunkowy. Zrezygnowa� z podziemnej kolejki, kt�ra mog�a go przewie�� z kopu�y lotniska do Semmensa, stolicy Tanto. Postanowi� dotrze� do miasta naziemn� autostrad� transportow�, biegn�c� pomi�dzy obiektami przemys�owymi, polami, stacjami kolektor�w energetycznych i stanowiskami ��czno�ci. Chcia� posmakowa� ten �wiat w sa- motno�ci. Podszed� do stoj�cych na parkingu pojazd�w. Kroki stawia� powoli, ostro�nie. Odwyk� od niskiej grawitacji, przecie� nie tak dawno ponownie nauczy� si� chodzi�. Nie mia� ju� w g�owie koprocesora, kt�ry wspomaga� jego uk�ad nerwowy w nietypowych warunkach. Poruszanie si� przy ci��eniu tylko jednej trzeciej g stanowi�o dla Daniela problem. Przez chwil� nawet waha� si�, czy nie powinien wr�ci� do kopu�y, kupi� bilet na podziemn� kolejk� i za kwadrans znale�� si� w mie�cie. W ko�cu jednak przela� na konto lotniska op�at� za wynajem pojazdu i w tym momencie jedna z parkuj�cych maszyn drgn�a. Niski jednoosobowy �azik zako�ysa� si� na baloniastych ko�ach i podjecha� do Daniela. W�a�ciwie wygl�da� jak szkielet pojazdu, bo sk�ada� si� wy��cznie z szarego rusztowania, w �rodku kt�rego zawieszone by�o siedzisko, dwa owalne zestawy ratunkowe i ma�y korpus silnika. Daniel usiad� wygodnie w fotelu. Odpowiedzia� na kilka pyta�, kt�re pojawi�y si� na umieszczonym w por�czy wy�wietlaczu, dotycz�cych preferowanej szybko�ci jazdy, planowanych postoj�w i ulubionego rodzaju muzyki. Wys�ucha� instrukcji awaryjnej, kilku reklam i �ycze� mi�ej podr�y. W ko�cu pojazd ruszy�. Wyjecha� z parkingu i skierowa� si� ku jasnoszaremu pasowi autostrady, wytopionemu w powierzchni Tanto. Droga nie by�a o�wietlona, tylko na poboczu co kilkaset metr�w sta�y s�upy kontrolne autopilota jarz�ce si� z�ot� po�wiat�. Bieg�a od portu prosto jak strzeli�, ku dziwnie bliskiej linii horyzontu. Promie� Tanto by� niemal trzy razy mniejszy od gladia�skiego, wi�c i widnokr�g, dodatkowo przyci�ty g�rskimi pasmami, znajdowa� si� znacznie bli�ej. Wzd�u� autostrady, po prawej stronie Daniela, znajdowa� si� tor kolei magnetycznej, po kt�rym co jaki� czas przemyka�y jaskrawo��te platformy transportowe. Po obu stronach drogi Daniel dostrzeg� kilka du�ych konstrukcji - budynk�w, kopu�, anten - najpewniej nale��cych do portu kosmicznego. Potem budowle znikn�y, autostrada zacz�a wspina� si� na stromy pag�rek. Przez kr�tk� chwil� mia� przed sob� obraz dziewiczego, jakby nie tkni�tego ludzk� r�k� �wiata. Tanto by� du�ym skalistym ksi�ycem, posiadaj�cym w�asn� aktywno�� tektoniczn� i rzadk� azotow� atmosfer�. Jego powierzchni� pokrywa�a granitowa skorupa, a w kilku miejscach znajdowa�y si� gigantyczne pola lodowcowe, zawieraj�ce wod� i amoniak. Nie by� tak przyjaznym �wiatem, jak s�siednia Machaira i dlatego nie tu skierowano g��wne si�y ekoin�ynierskie. Jednak Tanto nale�a� do najwi�kszych ksi�yc�w w uk�adzie Multona, a w�asna atmosfera, cho� zapewnia�a na powierzchni ci�nienie ledwie dziesi�ciu hektopaskali, to jednak utrzymywa�a �redni� temperatur� na poziomie minus pi��dziesi�ciu stopni Celsjusza. To dawa�o szans� terraformerom. Na razie mieszka�cy planety prowadzili tu dzia�ania na niewielk� skal�, ale kto wie, co nast�pi w przysz�o�ci... P�ki co, na ksi�ycu gospodarzy�a wsp�lnota sormanicka, z kt�rej pochodzi� ojciec Daniela, Dirk. Dysponowa�a pewnym zakresem autonomii wobec rz�du Gladiusa, jednak formalnie stanowi�a cz�� gladia�skiego pa�stwa. Tak przynajmniej mia�y si� rzeczy do momentu pojawienia korgard�w i intensyfikacji dzia�a� s�u�b solarnych w systemie. Pojazd Daniela wspi�� si� wreszcie na pag�rek i na moment zwolni�. Oczom m�czyzny ukaza� si� obraz zupe�nie inny ni� dotychczas widziane skaliste r�wniny i wzniesienia. Droga przecina�a plantacje hodowlane. Jak okiem si�gn�� powierzchnia Tanto l�ni�a delikatnym, zielonym blaskiem. Pokrywa�a j� gruba na kilkadziesi�t centymetr�w warstwa przezroczystego �elu, mi�sista i p�ynna, pomimo panuj�cych tu mroz�w. W b�ocku p�ywa�y zielone nieforemne kszta�ty hodowanych upraw. Przezroczysta masa chroni�a je przed zimnem i promieniowaniem, a w czasie pe�ni Spathy gromadzi�a i magazynowa�a energi� �wietln�, by potem oddawa� j� ro�linom w godzinach ciemno�ci. Stanowi�a te� �r�d�o wody i rozpuszcza�a pod�o�e, wyci�gaj�c ze� sole mineralne. Pod warstw� �elu powstawa�a protogleba, na kt�rej w przysz�o�ci zostan� posiane ro�liny drugiego pokolenia. Ta by�a gigantyczna, zajmuj�ca dziesi�tki tysi�cy hektar�w szklarnia. Hodowane ro�liny stanowi�y dla Tantyjczyk�w cenne uzupe�nienie zasob�w �ywno�ci, jednocze�nie produkowa�y tlen i inne gazowe sk�adniki atmosfery, niezb�dne dla kolejnych etap�w ekoformowania. Gdzieniegdzie z galaretowatej warstwy hodowlanej wynurza�y si� wie�e automatycznych system�w kontrolnych plantacji. Najwi�ksze z nich mia�y na dachach spore l�dowiska, ale Daniel nie dostrzeg� tam �adnego ruchu. Pola ro�lin ust�pi�y miejsca plantacjom energii - w �elowej masie unosi�y si� miliardy mikroskopijnych biologicznych fotokolektor�w, zamieniaj�cych p�yn�ce z kosmosu �wiat�o i inne promieniowanie w elektryczno�� niezb�dn� do podtrzymywania biocenozy miasta Semmens. Tu r�w- nie� ze szklistej g�adzi wyrasta�y ob�e, wysokie konstrukcje stacji kondensatorowych i przesy�owych. W pewnym momencie Daniel dostrzeg� unosz�cy si� nad polem energetycznym �migacz, z kt�rego opuszcza�y si� na ziemi� ciemne sylwetki. Mo�e by�a to ekipa konserwatorska, mo�e kontrolerzy jako�ci albo w�a�ciciele chc�cy oszacowa� przysz�e plony i zyski... Dostroi� lunet� he�mu, by dok�adniej przyjrze� si� ludziom. Dostrzeg� dwie osoby w lekkich skafandrach spacerowych oraz kolejne cztery w dziwnych baniastych strojach. Zn�w za��da� powi�kszenia