Hohl Joan - Zapisane w gwiazdach
Szczegóły |
Tytuł |
Hohl Joan - Zapisane w gwiazdach |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Hohl Joan - Zapisane w gwiazdach PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Hohl Joan - Zapisane w gwiazdach PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Hohl Joan - Zapisane w gwiazdach - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Zapisane w gwiazdach
Joan Hohl
Przełożył Michał Wroczyński
Tytuł oryginału: Gone fishing
WAKACYJNA
MIŁOŚĆ
Strona 2
Rozdział pierwszy
- Jadę na ryby.
- Słucham?!
S
Alexander Forester powstrzymał uśmiech na widok
pełnej niedowierzania miny swego asystenta.
- Jadę na ryby - powtórzył.
- Aha, byłem pewien, że się przesłyszałem.
R
Alex nie potrafił dłużej ukrywać rozbawienia i za-
śmiał się cicho.
- Nie, wcale się nie przesłyszałeś, Josh. Powiedzia-
łem, że jadę na ryby, i to właśnie zamierzam zrobi-.
- Ale... - Josh popatrzył bezradnie na szefa - nie
miałem pojęcia, że lubisz wędkować.
Zakłopotanie Josha miało swoje przyczyny. Przecież
jego szef od bardzo dawna nie wybrał się z wędką nad
wodę, a od ponad trzynastu lat nie wziął urlopu, jeśli
nie liczyć przedłużonych weekendów.
- No cóż, dawno tego nie robiłem - przyznał Alex.
Strona 3
- Ale na prawdę lubię wyprawy na ryby... zwłaszcza
morskie.
- Jedziesz gdzieś dalej, nad ciepłe morza?
- Ależ skąd.
Pytanie Josha było uzasadnione - początek czerwca
był zdecydowanie chłodny i raczej nie zachęcał do wy-
praw nad Ocean Atlantycki.
- Ale... - Josh nie przestawał dociekać - nie rozu-
miem dlaczego...
- Ponieważ jest pewne miejsce na wschodnim wybrze-
żu, w New Jersey, które zamierzam odwiedzić - wpadł mu
w słowo Alex. - Miejsce, w którym nie byłem od lat.
- Rozumiem.
S
Alex uśmiechnął się. Josh zastanawiał się zapewne,
dlaczego szef nie przesunie urlopu. W następnym tygo-
dniu przewidywano znaczną poprawę pogody.
- Mam swoje powody - oznajmił stanowczym tonem
R
i energicznie przesunął się z krzesłem do biurka. Ozna-
czało to, że uważa temat za wyczerpany. - W tej sytuacji
musimy omówić i załatwić kilka spraw.
W sobotni poranek, posuwając się wolno w ogro-
mnym korku najpierw przez Filadelfię, potem przez most
Franklina, Alex wreszcie się rozluźnił i zaczął rozmyślać,
co właściwie kazało mu opuścić biuro i zostawić pracę
po raz pierwszy od prawie czternastu lat.
To prawda, był zmęczony, śmiertelnie zmęczony. Tak
Strona 4
bardzo, że obawiał się, że jeszcze jeden morderczy dzień,
a straci zdolność podejmowania decyzji i kierowania
ludźmi.
Uśmiechnął się niewesoło. To była półprawda. Alex
zdawał sobie doskonale sprawę, że powód, dla którego
wybrał się-na urlop w tó właśnie miejsce, był szczególny.
Rzeczywiście kiedyś uwielbiał łowić ryby i zamierzał tro-
chę popływać po Atlantyku bez względu na to, czy po-
goda dopisze. Najważniejsza jednak była dojmująca po-
trzeba rozliczenia się z przeszłością, ze szczególnym
okresem jego przeszłości; musiał raz na zawsze skończyć
ze wspomnieniami, które go dręczyły.
Doszedł do wniosku, że nadszedł czas powrotu do
S
Cape May w New Jersey. W latach szkolnych i uniwer-
syteckich wielekroć odwiedzał ten nadmorski kurort, a je-
den z pobytów odmienił jego życie.
Przed czternastu laty wybrał się tam nie z własnej wo-
R
li, lecz na wezwanie swego przyjaciela, Mike'a Peterso-
na. Wtedy zajęty był karierą zawodową i zdążył już nie-
mało osiągnąć. Nie miał czasu ani ochoty na, jak to okre-
ślał, pobłażanie sobie i nieróbstwo podczas wakacji. Eks-
cytowały go wyzwania, jakie stawiała przed nim praca,
i nie chciał się rozleniwiać, by nie utracić tego, co do-
tychczas zdobył. Nie mógł jednak odmówić prośbie naj-
bliższego przyjaciela. Mike właśnie się żenił i chciał, aby
Alex był przy nim w tych chwilach.
Alex i Mike przyjaźnili się od zawsze. Razem dora-
Strona 5
stali, uprawiali te same sporty, chodzili do tej samej szko-
ły, najpierw podstawowej, potem średniej, w tym samym
czasie zaczęli umawiać się z dziewczynami. Ich rodziny
wspólnie spędzały ferie zimowe w Filadelfii, w ogro-
mnym domu należącym do rodziców Alexa, a letnie wa-
kacje w Cape May, w rozległym, wiktoriańskim domu
Petersonów. Alex chętnie wspominał owe radosne, bez-
troskie dni, z rozczuleniem myślał o chłopięcych szalo-
nych zabawach. Nie mógł odmówić zaproszeniu Mike'a,
który chciał, by Alex spędził z nim tydzień poprzedzający
ślubną uroczystość.
Nieoczekiwanie tydzień zmienił się w dwa tygodnie,
a pobyt nie ograniczył się do Cape May. Waśnie o tym
S
niespodziewanym rozwoju wydarzeń Alex na próżno usi-
łował zapomnieć przez minione lata.
Już niedaleko, pomyślał Alex na widok dużej, zielo-
no-białej tablicy wskazującej zjazd z autostrady w kie-
R
runku południowym. Droga prowadziła teraz prosto do
Cape May, stąd było już tylko kilka kilometrów do zapa-
miętanego z dzieciństwa i młodości domu przyjaciela.
Z każdym mijanym kilometrem, z każdą kolejną tab-
licą oznajmiającą zjazd najpierw do Ventnor, później do
Margate, Ocean City, Wildwoods, Alexa ogarniał coraz
większy niepokój, a w pamięci odżywała przeszłość,
chwile dobre i złe; rodzinne szczęście i młodzieńczą
przyjaźń przysłaniały wspomnienia ostatniej, rozstrzyga-
jącej wizyty w wiktoriańskim domu.
Strona 6
Do diabła! Najwyższym wysiłkiem woli zmuszał się
do kontynuowania podróży, ponieważ najchętniej zawró-
ciłby, pojechał do domu i o wszystkim zapomniał.
Zapomnieć. Akurat. Dobrymi radami piekło wybru-
kowane, myślał ponuro, skręcając w prawo, w znajomą
ulicę wysadzaną gęsto drzewami. Za wszelką cenę starał
się wymazać z pamięci ów nieszczęsny rozdział swego
życia. Bez skutku. Jak można zapomnieć o zdarzeniu,
które pozostawiło po sobie kompletną uczuciową pustkę?
Gardło miał suche, spocone dłonie ślizgały się po kie-
rownicy. Kątem oka obserwował mijane budynki. W koń-
cu jego wzrok odnalazł otoczony kutym parkanem dzie-
dziniec. W głębi, z dala od ulicy, stał dom o spadzistym
S
dachu.
Potężna fala wspomnień w jednej chwili zburzyła
wszelkie zapory, które Alex tak pieczołowicie wzniósł.
Nazywała się Carolyn Cole, w płonących zielonych
R
oczach miała figlarne ogniki, na ustach promienny
uśmiech, a wokół siebie roztaczała kwiatowy zapach per-
fum i prowokującą woń kobiecości. Była młodą dziew-
czyną o ciele dojrzałej kobiety.
Zaciskając zęby aż do bólu, zatrzymał samochód przy
krawężniku. Wyłączył silnik i siedząc nieruchomo, głę-
boko oddychał. Patrząc na dom, w którym wszystko się
zaczęło, próbował zapanować nad zdradliwą pamięcią.
Na próżno.
Strona 7
Pojawił się wtedy w rodzinnym domu Mike'a niezbyt
uszczęśliwiony. Nie tylko zostawił na biurku nie dokoń-
czoną pracę, musiał również zrezygnować z kilku istotnych
spotkań zawodowych... Rzecz dotychczas nie do pomy-
ślenia. Ślub Mike'a nastąpił w najbardziej niedogodnym dla
Alexa czasie, choć prawdę mówiąc, harmonogram jego za-
jęć sprawiał, że każdy inny termin byłby równie nieodpo-
wiedni.
Tego sobotniego ranka Alex natychmiast zapomniał
o złym humorze, gdy spostrzegł na werandzie dziewczy-
nę. Siedziała w wiklinowym fotelu. W panującym cieniu
Alex nie potrafił określić barwy jej oczu, ale czuł na
sobie jej wzrok, kiedy przemierzał odległość dzielącą bra-
S
mę od stopni wiodących na ganek.
- Jesteś Alexander.
Stanął jak wryty, z prawą nogą na pierwszym schod-
ku, urzeczony zniewalającym brzmieniem jej głosu.
R
- Tak - potwierdził krótko, zakłopotany podnieceniem,
które go nagle ogarnęło. Serce zaczęło bić mu jak szalone.
Śmieszne.
Wszedł po schodkach i dokładniej przyjrzał się dziew-
czynie.
- Obawiam się, że ma pani nade mną przewagę -
powiedział, obrzucając ją szybkim, ale bardzo uważnym
spojrzeniem.
Dostrzegł sięgające ramion ciemne bujne włosy o lek-
ko rudawym połysku, zielone oczy w kolorze najczyst-
Strona 8
szych szmaragdów, szczupłe, o kremowej skórze uda po-
niżej szortów. Nogi miała podwinięte pod siebie i Alex
nie potrafił ocenić ich długości.
- Obawiasz się? - Uniosła uformowane w idealne łu-
ki brwi. - Nie mieści mi się w głowie, byś mógł się cze-
gokolwiek, obawiać.
- To prawda, niewiele jest takich rzeczy - przyznał
i zmarszczył czoło. - Ale w tej chwili czuję się niepewnie.
- Jak to? - Chociaż mówiła poważnym tonem, jej
oczy się śmiały.
- Pani z całą pewnością wie, kim jestem, ponieważ
zna moje imię - odparł, opierając się leniwie o filar we-
randy. - Ja tymczasem nie mam zielonego pojęcia, kim
pani jest i jak się pani nazywa.
S
Przez kilka chwil udawała, że zastanawia się nad jego
słowami, po czym posłała mu kolejny olśniewający
uśmiech.
- Jestem najbliższą przyjaciółką panny młodej - wy-
R
jaśniła. - Nazywam się Carolyn Cole... przyjaciele mó-
wią do mnie CC.
- No cóż, ja wolę Carolyn albo jeszcze lepiej Caro
- dodał zdziwiony, że obca dziewczyna tak go zaintere-
sowała. - Nie masz nic przeciwko temu?
- Nic a nic - odpowiedziała, wzruszając lekko ra-
mionami. - Wiem, że znajomi i przyjaciele nazywają cię
Alex. Ja jednak wolę Alexandra.
- Dlaczego?
Strona 9
- Ponieważ Alexander bardziej pasuje. Opinię o tobie
wyrobiłam sobie na podstawie opisu, a teraz, widząc cię
na własne oczy, i to w całej okazałości, utwierdziłam się
w niej na dobre.
Nie był do końca pewien, jak odebrać te słowa. Mimo
to potraktował je jak komplement.
- Przyjaciele o mnie mówili? - ni to zapytał, ni to
stwierdził.
- Oczywiście - potwierdziła bez namysłu. - Wszy-
stko wskazuje na to, że czują przed tobą niejaki respekt.
- O, na pewno - odparł, przeciągając słowa, bo zu-
S
pełnie w to nie wierzył. - Ale ty nie czujesz?
- Ależ czuję! - Otworzyła szeroko oczy w udanym
zachwycie. - A dokładnie mówiąc, jestem kompletnie
oszołomiona.
R
Alex przeciągnął dłonią po twarzy, wracając ze świata
przeszłości do rzeczywistego i dokładniej przyjrzał się
domowi. Dostrzegł szyld na frontowej bramie domu Pe-
tersonów. Pochylając się mocno nad kierownicą, odczytał
słowa wypisane na białej tablicy. Napis głosił, że w bu-
dynku mieści się pensjonat.
Kiedyż to Petersonowie zmienili ten dom w pensjo-
nat? Czy on wciąż jeszcze do nich należy, a może w cią-
gu tych czternastu lat zdążyli go sprzedać?
Alex skrzywił się na myśl, ile czasu upłynęło od chwi-
li, gdy ostatni raz widział się z najbliższym przyjacielem
Strona 10
i jego rodziną. Z uczuciem żalu uświadomił sobie, że je-
go kontakty z Mike'em stawały się coraz rzadsze i w rok
po jego ślubie ustały całkowicie.
Postanowił obejrzeć dom z bliska i wysiadł z samo-
chodu. Szyld okazał się mocno podniszczony, co dowo-
dziło, że wisiał już od dłuższego czasu. Marszcząc brwi,
Alex pchnął skrzydło bramy i dużymi krokami ruszył
w stronę werandy. Posesja wyglądała na opuszczoną.
Sforsował schodki, przeszedł ganek i nacisnął podświet-
lany guzik dzwonka.
Po chwili drzwi się otworzyły i Alex ujrzał przed sobą
zielonookiego chochlika w wieku dziesięciu, jedenastu lat.
- Mamusiu! - zawołała na jego widok dziewczynka.
-Chodź szybko! Mamy gościa!
S
R
Strona 11
Rozdział drugi
Alex nie potrafił powstrzymać uśmiechu; dziewczyn-
ka była nad wyraz rezolutna.
- Cześć - powiedziała, spoglądając na niego oczami
pełnymi radości.
S
- Jak się masz.
Patrząc na otwartą, sympatyczną twarz dziewczynki,
Alex uświadomił sobie, że za małą ktoś stanął i gwał-
townie wciąga w płuca powietrze.
R
Marszcząc brwi, podniósł wzrok. Poczuł nagle boles-
ny ucisk w gardle. Kobieta wpatrywała się w niego sze-
roko rozwartymi oczyma, w których malowało się nie-
dowierzanie.
- Caro?
- Alexander? - Głos Carolyn był słaby i drżący.
- Ej, to wy się znacie?
Piskliwe pytanie zabrzmiało w uszach Alexa niczym
wystrzał. Postąpił krok do tyłu.
Strona 12
- Tak... to znaczy... ja...
- Dawne czasy - wtrącił się Alex.
- Jezu! - wykrzyknęła dziewczynka, uśmiechając się
promiennie. - Kapitalnie!
- Tak, kapitalnie - powtórzył jak echo Alex.
- Szuka pan pokoju?
Pytanie dziecka nie tylko zaskoczyło Alexa, ale i wy-
rwało z osłupienia Carolyn.
- Nie mam... - urwała i przeniosła wzrok z Alexa
na dziecko.
- Tak, szukam, ale... - Bezradnie potrząsnął głową,
zbyt oszołomiony spotkaniem, by zdobyć się na wyczer-
pującą odpowiedź.
S
- Jess, kochanie, chyba słyszę, że dzwoni mikrofalówka
- odezwała się Carolyn. - Możesz pójść i ją wyłączyć?
- Och, mamo, czy muszę? - spytała dziewczynka,
wyraźnie niezadowolona.
R
- Tak, musisz.
- No dobrze - burknęła. Zanim odeszła, jeszcze raz
obrzuciła Alexa pełnym ciekawości spojrzeniem. - Na-
tychmiast wracam.
Alex nie dosłyszał słów dziecka. Zbity z tropu właś-
nie sobie uświadomił, że dziewczynka musi być córeczką
Carolyn.
- Przykro mi, ale nie mogę zaproponować ci pokoju.
Jej nieuprzejmy ton przywołał go do rzeczywistości, a także
zirytował.
Strona 13
- Wcale nie zamierzam prosić o pokój - odparł.
Wskazał za siebie na wiszącą na bramie tablicę. - Prze-
cież prowadzisz pensjonat.
- Ja... ja jeszcze wciąż urządzam pokoje. Otworzę
dopiero pierwszego dnia lata.
- Rozumiem.
- Ale wszystkie inne hotele i motele są czynne - po-
wiedziała, cofając się nieco w głąb domu.
- Dzięki, coś znajdę.
- Jestem pewna. - Carolyn zwilżyła wargi i cofnęła
się jeszcze o krok. - Żegnaj, Alexandrze.
- Żegnaj, Carolyn.
Przesłał jej blady uśmiech i odwrócił się. Był już przy
bramie, kiedy usłyszał dziecięcy głos:
S
- Ej, proszę pana! Dokąd pan idzie?
Odwrócił głowę i popatrzył przez ramię na dziew-
czynkę, przesłał jej uśmiech, a potem wymienił na-
zwę bardzo popularnego hotelu położonego nad brze-
R
giem oceanu.
- Och... ale... - Jess urwała, kiedy matka ją ofuk-
nęła. - Do zobaczenia! - zawołała po chwili.
- Tak, do zobaczenia! - odkrzyknął Alex i z ponurą
miną ruszył do samochodu
- Dlaczego nie chciał u nas zostać? - dopytywała się
Jess, wykrzywiając swą chochlikowatą buzię. - Mamy
masę pokoi. Wszystkie stoją puste.
Strona 14
- Może wolał pokój z widokiem na ocean - odparła
Carolyn.
- Ależ to nie posiada najmniejszego sensu - upierała
się Jess. - Gdyby nie chciał u nas zamieszkać, toby nie
dzwonił do drzwi, prawda?
- Nie ma.
- Co mówisz?
Carolyn westchnęła.
- Nie ma najmniejszego sensu, nie mówi się „nie po-
siada".
- Bo nie posiada - powtórzyła z uporem Jess.
Carolyn uniosła brwi.
- W porządku, nie ma - ustąpiła niechętnie dziew-
czynka. - W dalszym ciągu nie rozumiem - dodała krną-
S
brnie - po co dzwonił, skoro nie szukał pokoju.
- Jess, skończ już z tym - poleciła Carolyn.
- Ale...
- Lepiej zlikwiduj bałagan na stole w jadalni - prze-
R
rwała dyskusję Carolyn.
- Bałagan! - wykrzyknęła z oburzeniem dziewczyn-
ka. - To nie bałagan, tylko kolekcja moich muszli!
- Twoja kolekcja jest porozrzucana po całej jadalni.
- Carolyn popatrzyła surowo na córkę. - Byłabym
wdzięczna, gdybyś posprzątała. Być może pojawi się
gość, który zechce naprawdę wynająć pokój.
- Dobrze, w porządku - dała za wygraną Jess, od-
wróciła się i pomaszerowała głównym holem. - A ja by-
Strona 15
łabym wdzięczna, gdybyś mojej kolekcji nie nazywała
bałaganem.
Na ustach Carolyn pojawił się przelotny uśmiech, ale
zniknął, gdy tylko dziewczynka opuściła hol.
Alexander.
Wstrząsnął nią dreszcz, a przed oczyma znów pojawił
się obraz stojącego na jej werandzie mężczyzny.
Ile ma teraz lat? Carolyn skrzywiła się. Znała jego
wiek dokładnie, co do dnia. Dwunastego lipca Alexander
skończy czterdziestkę.
Przypomniała sobie jego usta.
To nie do wiary, pomyślała, ale jest jeszcze przystoj-
niejszy, bardziej pociągający, atrakcyjny i onieśmielający
niż czternaście lat temu...
S
Carolyn wpadła w zadumę. Zdradliwa pamięć przy-
wołała wspomnienia. To niewiarygodne, ale znów była
podekscytowana jak wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzała
Alexandra Forestera.
R
Dosłownie zaparło jej dech w piersiach.
- Jesteś Alexander.
- Tak - potwierdził głęboki, a zarazem łagodny mę-
ski głos i dodał: - Obawiam się, że ma pani nade mną
przewagę.
Miała przewagę?! Poczuła na przemian zimno i go-
rąco, kiedy przybyły obrzucił jej postać uważnym spoj-
rzeniem. Uderzyła ją myśl, że oto ona jest kobietą, a on
Strona 16
mężczyzną. Nie było to na pewno odkrywcze, ale nigdy
przedtem nie odczuła tak silnie własnej kobiecości, a od
Alexandra wprost biła męskość.
Jego oczy... wielkie nieba, jego oczy! Niebieskie?
Szare? A może kombinacja obu tych barw?
Czy to ważne?
Wtedy liczyło się jedynie wrażenie, jakie wywarły na
niej te niezwykłe oczy, burzliwe emocje, które wzbudziło
jedno zaledwie spojrzenie. Carolyn przyszło nagle do gło-
wy, że to znana jej dotąd tylko ze słyszenia miłość od
pierwszego wejrzenia.
Czy mogła wziąć ją w posiadanie tak niespodziewanie,
bez uprzedzenia? Poczynić od razu takie spustoszenia?
Amoże, mając zaledwie osiemnaście lat, była za mło-
S
da, by odróżnić prawdziwą miłość od zauroczenia?
Odezwał się.
Ona odpowiedziała, choć właściwie nie dotarł do niej
sens jego słów. Słyszała tylko, jak oświadcza mu, że jego
R
obecność ją oszołomiła.
Alexander wybuchnął śmiechem.
Ten śmiech, ni to radosny, ni to kpiarski, sprawił, że
pomyślała o swych najbardziej grzesznych, a zarazem
rozkosznych snach i marzeniach.
Owo nigdy nie milknące echo jego śmiechu brzmiało
w uszach Carolyn przez wiele lat, a teraz odezwało się
ze zwielokrotnioną siłą, wywołując niepokój.
Strona 17
Jess! Musi chronić Jess.
- W porządku, mamo. Już zebrałam wszystkie mu-
szle. - W miarę jak dziewczynka zbliżała się korytarzem,
jej głos stawał się wyraźniejszy. - Mogę iść na plażę po-
szukać nowych do kolekcji?
Carolyn poczuła w ustach gorzki smak. Przełknęła śli-
nę i zmusiła się do uśmiechu. Jeden Bóg wiedział, jak
bardzo kochała to dziecko; było dla niej cenniejsze od
własnego życia.
- A czy posłałaś łóżko i posprzątałaś sypialnię, o co
prosiłam przy śniadaniu? - spytała, siląc się na zwyczaj-
ny ton. Z trudem pohamowała się przed zamknięciem
Jess w bezpiecznym uścisku swoich ramion. - Przecież
ci o tym mówiłam. Nie pamiętasz?
S
- Och, tak, mówiłaś. - Mała wzruszyła bezradnie ra-
mionami. - Ale na śmierć o tym zapomniałam. Za to
włożyłam naczynia do zmywarki.
Słysząc pełen dumy i zadowolenia głos córki, Carolyn
R
wybuchnęła śmiechem.
- I zrobiłaś to wszystko jeszcze przed lunchem? -
zakpiła. - Zdumiewające.
- Jasne, że przed. - Posłała matce uśmiech, prezen-
tując przy tym wspaniałe, białe zęby. - Mogę iść?
- No nie wiem - przekomarzała się z córką Carolyn.
- A chcesz?
- Mamo, proszę. - Jess ciężko westchnęła.
- Dobrze, biegnij - powiedziała Carolyn i prze-
Strona 18
strzegła: - Tylko na plażę, Jess, i niech nie przyjdzie ci
do głowy wchodzić do wody.
Jess popatrzyła na matkę wzrokiem, jakim potrafi spo-
glądać jedynie trzynastolatka.
- Mamo, nie jestem głupia. Woda jest jeszcze bardzo
zimna.
- A co z lunchem? - zapytała jeszcze Carolyn.
- Niewielkie zmartwienie - odparła Jess, wzruszając
ramionami. - Zjem, jak wrócę.
Carolyn zerknęła na tani zegarek, który nosiła na ręku.
- Właśnie jest pora lunchu - stwierdziła zdumiona,
jak szybko upłynął czas. - Minęła dwunasta.
- Po tych naleśnikach, które zjadłam na śniadanie,
wcale nie jestem głodna - powiedziała Jess. - Czy nie
S
możemy zjeść dzisiaj trochę później, na przykład o wpół
do drugiej... Proszę.
- No dobrze, zmykaj - zgodziła się z uśmiechem Ca-
rolyn. - Myślę, że do tego czasu nie umrę z głodu.
R
Kiedy Jess wybiegła z domu, Carolyn długo jeszcze
stała w holu i nieruchomym wzrokiem wpatrywała się
w zatrzaśnięte przez córkę drzwi.
Strona 19
Rozdział trzeci
Kiedy Carolyn ponownie wyszła za mąż?
Alex stał przy szerokim oknie w pokoju hotelowym,
S
zapatrzony w ciągnące się aż po horyzont wzburzone wo-
dy Atlantyku.
To pytanie nie dawało mu spokoju od chwili, gdy usły-
szał, jak dziewczynka zwróciła się do Carolyn: „Mamo".
R
Caro miała rezolutną córkę o chochlikowatej buzi, roz-
brajającym uśmiechu i szmaragdowych oczach, pięknych
jak jej własne.
Śliczne dziecko Carolyn.
Śliczne dziecko jakiegoś innego mężczyzny.
Zamknął oczy i skrzywił się, bo znów pojawił się ów
nieprzyjemny ucisk w gardle.
Do licha, co się ze mną dzieje? - strofował się w my-
ślach. Czasy, gdy był z Carolyn, minęły bezpowrotnie.
Trzynaście lat temu rozstali się po paru miesiącach mał-
żeństwa. Wtedy nie chciał mieć dziecka. Zbyt absorbo-
Strona 20
wała go pogoń za zawodowym sukcesem, żeby miał
ochotę otaczać się większą rodziną. A Caro pragnęła dzie-
cka. Marzyła o tym, by je mieć, kochać i troszczyć się
o nie. Za każdym razem, gdy oponował, Carolyn płakała.
Niecierpliwiły go wtedy i złościły te szlochy.
Na usta Alexa wypłynął ironiczny uśmiech. Caro
nie denerwowała go tylko wtedy, gdy się z nią ko-
chał. Złapany w jedwabistą sieć miłości, dał się jej ocza-
rować.
Na nic zdały się bariery, jakimi tak szczelnie odgrodził
się od wspomnień. Teraz już się nie bronił i pozwolił
nieść fali przeszłości.
S
Była zachwycająca i Alex jeszcze tam, na werandzie,
znalazł się całkowicie pod jej urokiem.
Kuszący śmiech, iskierki tańczące w niewyobrażalnie
pięknych, szmaragdowych oczach, sprawiły, że Alex stra-
R
cił głowę. Bardzo szybko przekonał się, że Carolyn ma
długie, kształtne nogi o jedwabistej skórze.
Zauroczyła go w jednej chwili.
Pragnął chronić jej kruchość, napawać się jej słodyczą,
posiąść kobiecość. Postanowił zaspokoić tę tęsknotę. Użył
wszelkich znanych sobie sztuczek, żeby zdobyć Carolyn,
a ona jako nowicjuszka poddała się jego sztuce uwodze-
nia już pod koniec tygodnia.
Nadszedł dzień ceremonii ślubnej Mike'a. Już od rana
było słonecznie i gorąco. Kościół, na szczęście, był wy-