6613
Szczegóły |
Tytuł |
6613 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6613 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6613 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6613 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT MAK�OWICZ
STANIS�AW MANCEWICZ
ZJE�� KRAK�W
PRZEWODNIK SUBIEKTYWNY
RYSUNKI ANDRZEJ ZAR�BA
WYDAWNICTWO
ZNAK
KRAK�W 2001
Projekt ok�adki Witold Siemaszkiewicz
Rysunki na ok�adce Andrzej Zar�ba
Fotografie Autor�w na l. stronie ok�adki Studio ST Lenartowicz/Zaucha
Redaktor tomu Damian Str�czek
Adiustacja
Teresa Le�niak
h
Korekta
Barbara G�siorowska
Opracowanie typograficzne i �amanie Daniel Malak
(c) Copyright by Wydawnictwo Znak & Autorzy, 2000 ISBN 83-240-0056-9
ZAM�WIENIA: DZIA� HANDLOWY
30-105 KRAK�W, UL KO�CIUSZKI 37
BEZP�ATNA INFOLINIA 0800-130-082
ZAPRASZAMY TEZ DO NASZEJ KSI�GARNI
INTERNETOWEJ: www.znak.com.pl
WST�P
Szanowny Czytelniku! Le�y przed Tob� ksi��ka o Krakowie - frukta wieloletnich bada� autor�w, kt�rzy si� w tym mie�cie urodzili i sp�dzili w nim zdecydowan� wi�kszo�� swego pr�niaczego �ycia. Zamiast chodzi� do szk�, siedzieli w kawiarniach i restauracjach. W chwilach rozleniwienia, mi�osnych b�d� patriotycznych uniesie� spacerowali zar�wno po centrum, jak i po jego okolicach. Spacerowali w towarzystwie tutejszych i przyjezdnych kobiet, ale te� m�czyzn, w towarzystwie ludzi starych i zupe�nie niedoros�ych, os�b o umys�ach �cis�ych i ca�kowicie pozbawionych tego typu cennych w�a�ciwo�ci.
U wszystkich autorzy zauwa�yli stan podwy�szonej egzaltacji spowodowanej pi�knem naszego miasta. Nawet u najbardziej cynicznych wywo�ywa� on obni�enie wymaga� co do tak zwanej prawdy obiektywnej i ognist� ��dz� prze�y� ezoterycznych. Miejsca, z kt�rych przybyli, nie zaspokaja�y takich pragnie�. Autorzy podejmowali wi�c wysi�ek i opowiadali o Krakowie, nie zawsze trzymaj�c si� prawdy. Robili to z tym bole�niejsz� �wiadomo�ci�, i� czas po�wi�cony podr�nym by� czasem, kt�ry powinni raczej przeznaczy� na
*
kszta�cenie si� w Uniwersytecie Jagiello�skim. Na swe usprawiedliwienie mieli tylko jedno: misj� umiej�tnego zohydzenia innych miejscowo�ci, o kt�rych kto� mia� czelno�� powiedzie�, �e s� od Krakowa �adniejsze.
Wra�e� z tych lat autorzy nie zapisywali, czego dzi� gorzko �a�uj�. W ich pozbawionych aparatu naukowego umys�ach zosta�y strz�py. Sfabularyzowan� do kwadratu cz�stk� strz�p�w Czytelnik ma przed oczyma.
Zje�� Krak�w to przewodnik po mie�cie troch� inny ni� te, kt�re zwyk�o si� napotyka� w ksi�garniach. Jest przeznaczony dla tych Czytelnik�w, kt�rzy maj� za sob� lektur� powa�nych dzie�, zwanych zwyczajowo cracovianami, a elementarne wizyty w krakowskich muzeach i spacery po mie�cie zaliczyli.
Zaliczyli, to nie znaczy, �e wiedz�, jak zareagowa� na rzucone w ich kierunku przez kleparsk� przekupk� skromnie brzmi�ce "Ty bucu". Warto wi�c u�wiadomi� Czytelnik�w, jak� wersj� polszczyzny pos�uguj� si� krakowianie; poinformowa�, gdzie krakowianie
najch�tniej spaceruj�; a tak�e donie��, co jedz�, pij� i w jakich miejscach z ochot� tym si� zajmuj�. Z tysi�cy godnych podr�nych, kt�rzy odwiedzili Krak�w, wybrano garstk� szcz�liwc�w - ich wra�enia zachwyc� zapewne wszystkich spragnionych ciekawostek. Spis czyn�w ponurych i wznios�ych, przez wieki tu dokonywanych, przyjemnie ubarwia przewodnik. Najkr�cej wi�c -
w tej ksi��ce jest to wszystko, co autorzy chcieliby wiedzie�, odwiedzaj�c inne miasta, a czego w normalnych przewodnikach z regu�y brak. I jeszcze s�owo na koniec. W paryskich ogrodach Palais-Royal r�s� w XVIII wieku kasztanowiec. Powszechnie by� znany jako "UArbre de Cracovie" - "Drzewo Krak�w". Gromadzili si� pod nim nowinkarze, pr�niacy, prostytutki i spekulanci. Pochodzenie przezwiska tej ro�liny nie jest do ko�ca znane, lecz jedna z koncepcji m�wi, �e wzi�o si� od francuskiego czasownika cmquer, w znaczeniu: k�ama�, bredzi� czy rozg�asza� nieprawdziwe wiadomo�ci. To uwaga dla wszystkich tych, kt�rzy do s�owa wydrukowanego podchodz� z namaszczeniem i chcieliby napisa� do Wydawnictwa Znak, �e autorzy to para nieuk�w.
CZʌ� I
ROZDZIA� l
W kt�rym autorzy wchodz� do swojej ulubionej restauracji. Pojawia si�, cho� tylko na moment, kobieta w granatowym fartuchu i Pan Franciszek, nasz cicerone. Dla szczeg�lnie zainteresowanych - kilka sl�w o krakowskiej szkole kelnerskiej.
.o by�o jak rytua�, cho� nie mia�o �adnych cech bizantyjskiej celebry ani jakiejkolwiek pompy. Po tylu latach praktykowania sta�o si� dla nas tak samo naturalne jak mycie g�owy, coroczne pielgrzymki do Egeru czy te� niech�� do telewizyjnych teleturniej�w. Codziennie, z wyj�tkiem sob�t, niedziel i �wi�t, w godzinach wczesnopopoludniowych przemierzali�my wok� plac Rynku G��wnego. Ogl�dali�my nowe szyldy i stroje kobiet, czasem nawet zagl�dali�my im w twarze, od razu wstydz�c si� w�asnej �mia�o�ci. Niezale�nie od okoliczno�ci przechadzki, jej cel by� jeden. Po kilku lub kilkudziesi�ciu minutach, bo czas przej�cia Rynku w Krakowie zale�ny jest od liczby spotkanych znajomych, dochodzili�my do restauracji. Tej samej od wielu lat.
Wej�cie wprost z Rynku. Po prawej szatnia, na lewo schodki. Pusto. Z daleka, chyba z kuchni, s�ycha� nawo�ywanie i szcz�k no�y Przez sal� przebiega kobieta w granatowym fartuchu. Pusto. Chyba nieczynne, nie, mo�e czynne. Stukn�y drzwi, kto� mocuj�c si� z parasolem, wszed� za nami. Nie, to nie go��, to chyba sp�niony pracownik. Pomkn�� truchtem w kierunku drzwi z napisem "Wej�cie s�u�bowe".
- Panowie ju� s�? Wi�c zaczynamy? - to kelnerka dopinaj�ca fartuch wychyla si� przez okienko s�u��ce do podawania talerzy. - Chwileczk�, z powodu tego wiatru nie przyszli jeszcze wszyscy, ale niech panowie siadaj�, bardzo prosz�. Zaraz kto� si� panami zajmie.
Siadamy. Milczymy. Nie jeste�my g�odni, jeste�my smutni i sami, sami w ogromnej sali, przy czteroosobowym stole. P�mrok. Zegarek Jeszcze pi�� minut. . jeszcze cztery. Komu� gdzie� spad� talerz, kto� grubym g�osem kogo� zbeszta�. Gdzie� za oknem, ca�kiem blisko, hejnalista odtr�bia swoj� cogodzinn� melodyjk� Jeszcze minuta i... Ju�.
- Zaczynamy? Tak? - pyta zn�w, w ju� zapi�tym fartuchu, wychylona przez okienko kobieta, zgodnie z miejscowym obyczajem j�zykowym k�ad�c akcent na ostatni� sylab� Ma czerwone usta. Kiwamy g�owami. Odwraca si� i gdzie� w g��b wo�a: - Przyszli! Siedz�! Jest ich, jak zawsze, dw�ch. Tak jak zapowiadali, s� smutni! Nic nie m�wi�. Zaczynamy!
�yrandol nad sto�em zapala si� ��tawo. Zza kotary wychodzi kelner. To starszy pan o twarzy zmumifikowanej latami pracy w dymie �arz�cego si� tytoniu. Ju� mamy w r�kach jad�ospisy, ju� nie jeste�my sami.
- Od czego zaczynamy? Od kromeczki weki? - ober nachyla si� nad nami matczynie i troskliwie, bez tej charakterystycznej uni�ono-�ci, kt�ra lokuje szlachetny przecie� zaw�d kelnerski na samym dnie spo�ecznej hierarchii.
Patrzymy prosto w siwe oczy, tak typowe dla syn�w Zwierzy�ca. Dzielnica ta od wiek�w rodzi�a przewa�nie murarzy, mlaskot�w lub lajkonik�w, lecz Pan Franciszek wywodzi si� ze starego rodu kelnerskiego. Jego dziadek jako starszy kelner bi� po pysku w "Grandzie" pikolaka Tadeusza Kurtyk�, znanego lepiej jako Henryk Worcell, a ojciec p�aka�, gdy upa�stwawiano "Hawe�k�", i do ko�ca odmawia� w�o�enia ortopedycznych sanda��w - przydzielonych kelnerom w ca�ym kraju z centralnego rozdzielnika - upieraj�c si� przy przedwojennych lakierkach od Baty. Pan Franciszek jest wysoki, twarz ma rzeczywi�cie pergaminowe ��t�, przedzia�ek na �rodku g�owy dzieli na p� czarne, nat�uszczone bu�garsk� pomad� r�an� ow�osienie.
- Wieje jak jasny gwint - m�wi - to chyba halny i dlatego panowie redaktorzy s� smutni. To co, po kromeczce weki i co� na smute-czek? Po kieliszeczku albo przynajmniej po halbce, a do tego tatarek? - ponawia pytanie.
Kelnerzy s� jak dzieci lub osoby zajmuj�ce si� nimi zawodowo. Zdrabniaj� prawie wszystko. M�wi� "w�deczka", "kawusia", "pieni��ki" i "rachuneczek". C/asem wygl�da, jakby si�� powstrzymywali si�, by nie stan�� obok jedz�cego go�cia i nie komentowa� ka�dego k�sa radosnym "amci, amci, ama, ama" lub "otw�rz gara�, jeszcze troszk� papu za tatusia". Pan Franciszek te� zdrabnia. I jest zupe�nie inny ni� nasz pierwszy kelnerski guru, pierwszy w naszym doros�ym �yciu zaprzyja�niony ober (bo przecie� nie mog� si� liczy� panie w strojach ludowych podaj�ce w kawiarni "U Zalipianek"), pami�tny Neandertal z "Cracovii".
Posiadanie zaufanego kelnera jest dla m�odych ludzi rzecz� r�wnie po��dan� jak odbycie inicjacji seksualnej lub sprawdzenie skutk�w nikotynizmu, lecz zarazem najtrudniejsz� do spe�nienia. Nam uda�o si� to grubo po osi�gni�ciu prawem pisanej pe�noletno�ci. Korzystaj�c
13
z nawisu inflacyjnego, nico�ci peerelow-skiej z�ot�wki i posiadania skromnej liczby dolar�w zarobionych w czasie wakacji na skandynawskich polach i w zachodnionie-mieckich fabrykach, chodzili�my cz�sto do "Cracovii", w�wczas naj-wykwintniejszego lokalu w mie�cie. Obs�ugiwa� nas tam starszy m�czyzna, kt�rego z racji charakterystycznych cech fizycznych nazwali�my Neandertalem. Rytua� ustali� si� ju� po kilku wizytach. Je�li byli�my w towarzystwie kobiet, Neandertal szarmancko pyta� si� "Czy panie b�d� w�deczk�?". Przy deserach, cho� nie cierpimy lod�w, nieodmiennie wypowiada� sakramentalna formu��- "To ile tych melb�w b�dzie?". Z najwy�sz� rozkosz� prosili�my o jedzeniowe szlagiery tamtych czas�w: potraw� krowoderskich zuch�w oraz potraw� rajc�w miejskich, wiedz�c, �e Neandertal powt�rzy zam�wienie jako "potraw� z krowoderskich brzuch�w" oraz "potraw� zdrajc�w miejskich" Ni�, a w�a�ciwie okr�towa lina przyja�ni zadzierzgn�a si� ostatecznie, gdy awanturuj�cych si� o rolady po obywatelsku, chciano nas usun�� z lokalu. W�wczas Neandertal wypowiedzia� wzruszaj�c�, do dzi� brzmi�c� nam w uszach kwesti�. Zas�oniwszy nas cia�em, prawie wykrzykn��- "Panie kierowniku, przecie� ja ich znam od dziecka". My te� mieli�my i mamy nadal takie wra�enie. Wiek emerytalny usun�� Neandertala z naszego �ycia. Teraz pewnie karmi wnuki, podaj�c im grysiczek na mleczku. Jego miejsce nieodwo�alnie zaj�� Pan Franciszek.
Pan Franciszek te� zdrabnia, ale poza tym zdecydowanie si� r�ni od Neandertala. Jak tylko mo�e, nie u�ywa og�lnopolskiego j�zyka.
KELNER.
Potrafi powiedzie� co� tak dla przyjezdnych dziwnego, �e przy sto�ach zalega pe�na niepokoju cisza. "Dzi� na polu jest zimno i pada" - wtr�ca, gdy chce poleci� akurat co� rozgrzewaj�cego. Bardziej bystrzy klienci pr�buj� nawi�za� grzecznie do "pola", m�wi�c o plonach z hektara i bezwzgl�dnych atakach stonki, co z kolei budzi odraz� u Pana Franciszka. "Pole" dla niego nie jest obszarem do zaorania, a po prostu wszystkim, co znajduje si� po drugiej stronie drzwi wej�ciowych. Panu Franciszkowi nie przejdzie przez gard�o zdanie: "Na dworze jest brzydko". Dw�r bowiem to budynek i kropka. Protestuj�cym m�wi: "My mieszkamy we dworach, z kt�rych wychodzimy na pole, a was czasem z pola wpuszczaj� do dworu, taka jest r�nica".
ROZDZIA� 2
W kt�rym narzekamy na inwazj� s�ownictwa
anglosaskiego. Pan Franciszek przywo�uje nas
do porz�dku. Co mo�e znaczy� zdanie:
W�a�ciciel realno�ci je wek� na polu? ,
ludno�� �wie�o do Krakowa przyby�a winna zatem wiedzie�, co znacz� s�owa, kt�re tu s�yszy. Od tego zacznijmy Zw�aszcza �e i Panu Franciszkowi le�y na sercu, by go�cie wiedzieli, o co mu chodzi.
- Panowie, zanim si� oddal�, powiedzcie� najpierw par� s��w o s�owach, o naszych s�owach. S�ysz�c je od pocz�tku mego �ywota, zastanawiam si�, czy s� takie miejsca w Polsce, gdzie one nic nie znacz�.
Na pocz�tek ponarzekajmy. Stoj�c w cieniu Bramy Floria�skiej, plecami do Barbakanu, patrzymy smutno na wie�e ko�cio�a Mariackiego. Dlaczego smutno? Bo, by do nich dotrze�, trzeba przej�� ulic� Floria�sk�, chyba najs�ynniejsz� krakowsk� promenad�. Dla cz�owieka wra�liwego, przyby�ego tu po raz pierwszy i skuszonego przez tysi�czne przewodniki, poczt�wki, sentymenty i egzaltacje, spacer ten musi by� prze�yciem smutnym.
Fasady zabytkowych i godnych uwagi turysty kamienic stoj�cych wzd�u� Drogi Kr�lewskiej s� ca�kowicie zas�oni�te kilkoma setkami szyld�w. Pierwsz� przykro�ci� jest wi�c obowi�zuj�ca tu estetyka wioski wyrywaj�cej si� w�a�nie z komunistycznej szarzyzny ku
wolnorynkowej t�czy. Drug� jest j�zyk owych reklam. Floria�ska, przy swojej zaledwie kilkusetmetrowej d�ugo�ci, jest najbardziej wyrazistym przyk�adem mizerii dzisiejszego j�zyka nazw. Niemal ka�da firma dzia�aj�ca na tej ulicy ma nazw� brzmi�c� z angielska. Dziennikarze jednej z krakowskich gazet pokusili si� kiedy� i policzyli - blisko dwie�cie szyld�w by�o wy��cznie angloj�zycznych. Pr�cz wszelkich "shop�w", "food�w" i "dealer�w" pojawiaj� si� ponadto szkaradne "Patrycje", "Sylwie" i "Dynastie"...
- Panowie - to Pan Franciszek - do rzeczy, ten rozdzia� ma dotyczy� j�zyka krakowian, a nie ludno�ci ostatnio przyby�ej...
Dobrze, ten wst�p to tylko kr�tki i rozpaczliwy krzyk przestrzegaj�cy wra�liwych, by nie szli Floria�sk�, a raczej kupili precla, usiedli na Plantach i przeczytali, z jakimi dziwactwami j�zykowymi mog� si� spotka� podczas rozmowy z mieszka�cami naszego miasta. Zw�aszcza starszymi.
Tutejsza polszczyzna, z racji wielu setek lat wp�yw�w niemieckich, zawiera mas� s��w wzi�tych z tego j�zyka, cz�sto w wersji austriackiej. Znaczenia s��w w rodzaju "prysznic" czy "sznycel" t�umaczy� dzisiaj nikomu nie potrzeba. Nawiasem m�wi�c, nazwa prysznic - coraz cz�ciej zamiast niej u�ywa si� s�owa "tusz" - pochodzi od nazwiska austriackiego wynalazcy tego po�ytecznego urz�dzenia. C� jednak oznacza zdanie: "Ale� ci�ki ten ruksak"? �w tajemniczy "ruksak" oznacza po prostu plecak (czyli z niemieckiego dos�ownie "worek na ramiona") i s� jeszcze babunie, kt�re wspominaj�c swe eskapady w Tatry, tym w�a�nie s�owem si� pos�uguj�. Polskie okre�lenie "plecak" nie bez trudu lansowali w Krakowie na pocz�tku wieku pierwsi skauci, ale w Galicji wschodniej, czyli na zachodniej Ukrainie, nadal zarzuca si� na plecy ruksak, bo w ukrai�skiej mowie zago�ci� on na stale.
Z rzadka funkcjonuje jeszcze st�wko "alpensztok", znacz�ce tyle co kijek narciarski czy te� ciupaga pomagaj�ca pokonywa� stromizny Alpensztokami bijali si� dawniej krakowscy studenci, co ze zgorszeniem odnotowywa�a galicyjska prasa.
Wiele reklam, zw�aszcza w okolicach wielkich hurtowni sprz�tu �aziebnego, nawo�uje dzi� wielkimi literami do kupienia "fliz". W ca�ej Polsce u�ywa si� okre�le� glazura b�d� kafle. Ale w Krakowie w �azienkach le�� flizy, a m�czyzna, kt�ry je k�adzie, to nie glazurnik, lecz fliziarz.
Starsza pani w tramwaju mo�e nas poprosi� o ust�pienie miejsca (�le czynimy, gdy nie robimy tego sami z siebie), bo ma straszny "heksenszus". Oznacza to, �e cierpi na "skok czarownicy", czyli b�le plec�w. In�ynierowie starej daty mog� nas zaskoczy�, u�ywaj�c s��w "rajzbret" - st� kre�larski, czy "raj szyna" - to z kolei d�uga linijka. U krawca mo�na us�ysze� dziwaczne angielskopochodne okre�lenie "trenczkot" (skr�cony dzisiaj do "trencza"). Z powodu zalewu tanie] i �atwo dost�pnej konfekcji niemo�liwe sta�o si� zam�wienie dzi� u prywatnego krawca - licz�cego ka�dy grosz - "trenczkota" na "borg". "Borg" znaczy tyle co kredyt i jest s�owem starym, ale jak najbardziej w Krakowie zrozumia�ym. Na "borg" mo�na na pewno kupi� "nachkastlik", czyli nocny stolik, na nim postawi� lampk� i w jej �wietle po powrocie "/ pola" sprawdzi�, jak "jadzi" si� skaleczona stopa. "Jadzie si�" znaczy j�trzy�, a znaczenie wychodzenia "na pole" ju� wyt�umaczyli�my. Wspomniana stopa mo�e mie� wad� budowy, zwan� powszechnie p�askostopiem - w Krakowie m�wi si� o tej przypad�o�ci zwalniaj�cej od s�u�by wojskowej "plat-fus". Gdy m�wimy ju� o poruszaniu si�, to figura szachowa goniec pod Wawelem nazywa si� "laufer", tako� okre�la si� ma�y obrus lub serwet� na stole czy komodzie.
"Cum�!" to gumowy przedmiot umo�liwiaj�cy niemowl�ciu wysysanie zawarto�ci butelki b�d� zatykaj�cy mu g�b�, gdy wrzeszczy. Gdy szczeniak przestaje u�ywa� "cumla" i staje si� niebezpiecznie kom-
JAMES JOYCE,
pisarz irlandzki
Nigdy w Krakowie nie by�. Nie szkodzi. W alfabetycznej li�cie polskich s��w i wyra�e� u�ytych w arcydziele Finnegam Wake (list� opracowa�a p. Katarzyna Bazamik) po dwa razy wyst�puj� s�owa "Krak" i,Wis�a". Pr�cz tego jest tak�e wymieniona Helena Modrzejewska, Wanda i Tatar. Zar�wno nazwisko wielkiej aktorki, patronki Staregb Teatru, jak i imi� mityczne) Wandy, kt�ra z niech�ci do Niemca rzuci�a si� do Wisty (w tek�cie jest te� s�owo "skok"), nie powinny budzi� w�tpliwo�ci, Sceptycy mog� kr�ci� nosami w kwestii Tatar�w. Ot� niepotrzebnie. Krak�w poprzez najazdy w XIII wieku zosta� przez ten nar�d bardzo do�wiadczony, jest z nim wi�c nierozerwalnie zwi�zany. Grot strza�y wypuszczonej przez tatarskiego �o�nierza trafi� w grdyk� stra�nika na wie�y mariackiej alarmuj�cego za pomoc� tr�bki zaspanych mieszczan. Przez owego Tatara nigdy ju� nie poznamy dalszego ci�gu melodii odgrywanej z wie�y co
18
godzin�... Wracaj�c -poniek�d - do Joyce'a, trzeba przypomnie�, �e to w�a�nie w Krakowie �y� i umar� jego wielki polski t�umacz MACIEJ ��OM-CZY�SKI, kt�ry jako pierws/y na �wiecie prze�o�y� Uhssesa na j�zyk S�owian. Jest pochowany na cmentarzu Rakowicki m w kwaterze zas�u�onych (w biurze cmentarza mo�na uzyska� niezb�dne informacje, jak tam doj��).
binuj�cym ch�opaczkiem z kieszeniami wypchanymi r�nymi akcesoriami, nie mo�e w nich zabrakn�� "szpagatu". Gdy zamienia si� w m�odzie�ca, dowiaduje si�, i� "szpagat" nie oznacza wy��cznie cienkiego sznurka, a te� pewn� niewygodn� pozycj�, w kt�rej lubi� tkwi� baletnice.
Przybyszy z p�nocy niepokoi u/ywane powszechnie w sklepach z pieczywem s�owo "weka". To nie tylko spolszczona na/wa domowej konserwy, ale i bu�ka, zwana w innych miastach parysk�. W�a�nie specyfic/ne okre�lenia produkt�w spo�ywczych s� wci�� �ywe w mowie krakowian. Wspomnimy jeszcze obszerniej o "preclach" sprzedawanych z kwadratowych w�zeczk�w na rogach ulic Starego Miasta. "Kajzerka" z kolei to okr�g�a bu�ka z wyci�tym na wierzchu charakterystycznym krzy�ykiem, co - jak pisze w swej znanej ksi��ce kucharskiej Lucyna Cwier-czakiewic/owa - "czyni t� powierzchni� bardziej chrupi�c�". Nazwa wzi�a si� pono� z tego, �e by� to ulubiony rodzaj bu�ek cesarza Franciszka J�zefa I. "Strudlem" nazywamy austriacki deser, przewa�nie gor�cy (ale w sklepach mo�na te� dosta� co�, co jemy na zimno), zrobiony z cienkiego ciasta, w kt�re zawini�te s� owoce - g��wnie jab�ka, lub farsz serowy albo makowy.
Warszawiak pytaj�cy na Klepar/u o "bor�wki", dostanie co innego, ni� ma na my�li. Nikt w Krakowie nie ma bowiem w�tpliwo�ci, �e "bor�wki" to le�ne owoce, zwane przez reszt� Polski "czarnymi jagodami", a nie �urawiny c/y hrus/nicc, kt�re s� r�wnie� kuliste, ale czerwone. Czysto krakowskie s� "prawdziwki", nazywane gdzie indziej borowikami.
Tutejsza gosposia obsypany kminkiem "dyszek ciel�cy", czyli udziec, wsadza do "szaba�nika", czyli piekarni---J ka, lub "prodi�a" - elektrycznego i archaicznego urz�dzenia z okr�g�� szybk� s�u��c� do podgl�dania, jak si� ma pieczone wewn�trz danie. "Rozbratel" to plaster krzy�owej lub kotletowej wo�owiny sma�ony z cebul�. Natkn�� si� te� mo�na na "szponder", r�wnie� cz�� wo�u, s�u��c� raczej do czynienia z niej roso��w.
19
W znanej telewizyjnej reklamie cukierk�w dobroduszny dziadunio cz�stuje wnuczka cukierkami wyprodukowanymi przez staro�ytn� szwajcarsk� firm�. Dziadek jednego z autor�w, gdy ten by� ma�y i g�upi, te� dawa� mu za umiarkowan� rezolutno�� mleczne ci�gutki. Nazywa� je "sztolwerkami". Ca�kiem niedawno us�yszeli�my rozmow� dw�ch starszych pan�w na Plantach, jeden skar�y� si� drugiemu, �e emerytury nie starcza mu nawet na dziesi�� deka sztolwerk�w. "Stolwerck" -tak w�a�nie nazywa�a si� znana na pocz�tku ko�cz�cego si� wieku niemiecka fabryka s�odyczy. Istnieje ona zreszt� do dzisiaj. W powszechnym obiegu jest dzi� kr�tkie s�owo "drops", oznaczaj�ce okr�g�y cukierek. Osoby starsze u�ywaj� okre�lenia "roksdropsy". Za ich m�odo�ci "roksdropsy" mia�y w pr/ekroju mleczny kwiatek.
Wydawa�oby si�, �e �wiat polskich przekle�stw jest znormalizowany jak przepisy Unii Europejskiej. Standardem s� - spotykane od p�l namiotowych po wykwintne salony - s�owa nie maj�ce tak wa�nej w tego typu wyra�eniach mi��szo�ci. W Krakowie wyst�puj� przynajmniej dwa j�drne, nie do�� rozpowszechnione w kraju pr/ekle�stwa. Pierwsze / nich (rzadsze, wi�c budz�ce pop�och u niezorientowanych) brzmi "buc". Turystom zalecamy - gdy s�ysz� skierowane wyra�nie ku nim sformu�owanie: "ty bucu" lub "wy huce" - godnie si� oddali�. Domoros�a i by� mo�e nieprawid�owa analiza �r�d�os�owu tego epitetu wiedzie ku rumakowi Aleksandra Wielkiego. Nazywa� si� Bucefa�, a S�ownik j�zyka pohkiego Samuela Bogumi�a Lindego m�wi, �e imi� to jest ur�gliwym okre�leniem przeros�ych koni, dryblas�w i drabin. Dochodz� do nas jednak wie�ci, �e okre�lenie "buc" ma zgol� odmienne znaczenie na Kielecczy�nie, gdzie oznacza "r�wnego faceta". Wi�c o nieporozumienie nietrudno.
Innym brzyciactwem jest s�owo "dupcy�", traktowane przez war-s/awian jako co najmniej egzotyczne, jest ono synonimem zrozumia�ego w ca�ym kraju przekle�stwa na "pe".
Nie tak mocne s� krakowskie obelgi: "huncwot", c/yli po prostu kiep, "agar" - znaczy tyle samo co chuligan, czy "bajok" i "klarnet" -okre�lenia cz�owieka nie za bardzo rozgarni�tego czy te� gadaj�cego od rzeczy. Gdyby policja krakowska miata wi�cej szcz�cia, huncwoty i agary siedzia�yby w "anclu", czyli wwiezieniu. Zw�aszcza �e huncwoty potrafi� niejedno "zachachm�ci�", czyli ukra��.
20
Krakowski lud ch�tnie u�ywa nast�puj�cych niepoprawnych form powszechnie znanych s��w: "kontrol", "inn� ra��", "warta�" i "war-taloby", "litra" i "litr�".
Znajomi "cudzoziemcy" nie mog� si� te� powstrzyma� od �miechu, gdy s�ysz� osobliwe zdrobnienia: "kieszonka", "krawatka" czy "garnuszek" Zdradzaj� przybysza z Krakowa okre�lenia- "spa�-nia� si�", "nagniotek" - synonim odcisku, "pluskiewka" - pinezka, "sznur�wki" - sznurowad�a, i "chrust" - faworki.
Przyjezdnych zdumiewaj� te� s�owa, "krachla", czyli butelka ze specjalnym drucianym systemem zamykania, dzisiaj stosowanym ju� niemal wy��cznie w cudzoziemskich piwach; "bajgle" - obwarzanki, czyli precle; lub "ferszalunek" - okre�lenie na ubranie, niekoniecznie robocze. Krakowski jest "sagan" - czajnik, i "cha�at" - fartuch szkolny. Wa�nym, ho uniwersalnym, s�owem jest "wichajster" - ka�dy przedmiot, kt�rego nazwy nie umiemy sobie akurat przypomnie�.
Bardzo cz�sto s�yszy si� na krakowskich placach targowych pytania "na ile?" i "po czemu?" - jak si� tatwo domy�li�, kupuj�cy tak pytaj� sprzedaj�cego o cen�.
I wreszcie sprawa nie mniej wa�na, czyli partyku�a wzmacniaj�ca "�e", a nawet ,,/e�". Mo�na j� doda� niemal do ka�dego c/asownika, np. "chod��e", ,,/r�b�e", "zastan�w�e si�", "przyjd��c/", "o�e�e� si�" itp. Partyku�a mo�e wyst�powa� te� samotnie, jako s�owo oznaczaj�ce zniecierpliwienie, np. "O, �e�" czy wr�cz "O, �e� ty". Charakterystyczne jest te� w Krakowskiem przeci�ganie ostatnich g�osek, np. "chod��eeeee".
A na koniec cytowany za krakowskim "Diab�em" z 21 XI 1895 roku fragment - ju� wtedy parodiowa-
JOHANN WOLFGANG GOETHE,
poeta niemiecki
W roku 1790
podczas swej podr�y na �l�sk wybra� si� na par� dni do Krakowa Mieszka� przez kilka dni w kamienicy J�zefa Bartschd - naro/-nym domu przy Rynku G��wnym i ulicy Slawkow-skie}. Wdzi�czni krakowianie umie�cili na �cianie domu tablic� pami�tkow�. Mieszka� tu od 5 do 8 wrze�nia wraz z hrabi� von Redcnem. Interesowa�a go jednak g��wnie Kopalnia Soli w Wieliczce W dzienniku poety znajdujemy obs/erny zapis na temat rodzaj�w soli Stanis�aw Krzy�anowski w pracy Goethe iv Krakowie pisze "Goethe wyni�s� og�lne wra�enie z podr�y niekorzystne - widzia� wiele rzeczy szczeg�lnych -dni schodzi�y po�ytecznie i przyjemnie, ale rzeczy widziane w drodze mia�y dla� ma�o powabu J interesu, najbardziej budzi�y go jeszcze kopalnie i minera�y". Minera�y Goethe ogl�dn�� na Uniwersytecie Jagiello�skim i zaraz z Krakowa wyjecha� Chodzi plotka, ze Mistrz przyby� do Krakowa
w poszukiwaniu �lad�w doktora Fausta, kt�ry w XVI wieku mia� w tutejszej Akademii studiowa� magi�. Uczeni nie wypowiadaj� si� oficjalnie w tej kwestii. Prawd� jest jednak, �e pierwsze strofy Fausta Goethe napisa� w roku swego pobytu w Krakowie, Niemal�e naprzeciwko "domu Goethego", po przeciwnej stronie Rynku (nr 20), w pa�acu Potockich, dawniej Lubom�rskich, mie�ci si� krakowski oddzia� zacnego instytutu jego imienia, znanego na �wiecie z popularyzowania kultury niemieckiej. Niestety, o pobycie Goethego w Krakowie nie wiedz� tam wiek, nie ma te� �adnych materia��w na ten temat. Mo�na te� za po�rednictwem pracownik�w instytutu um�wi� si� z jakim� krakowskim specjalist�, kt�ry ewentualnie odpowie na nurtuj�ce nas pytania.
nej - galicyjskiej mowy wojskowej: "Halts maul, sakramencki paga�, stuli� 'g�by, nie szwecowa� i acht dawa� na to, co powiem! Dzisioj stoi w befelu, co pan oberst b�dzie jutro trzymo� cymerwizyte, lo tego kirchparady ni ma, ino coby mi dzisiok gang i cymry by�y porzonnie i na sucho wyrajbowane, sy�kie ge-selsiafty jak si� patrzy wypucowane na blask, strozo-ki i kopustroki richtig wy�topfowane. Patrzcie si�, coby nikaj nijakiego szwajceraju nie by�o. Cymeraufseery maj� cymerlisty i weszli-sty mie� zaantragowane, a kt�ry b�dzie leniwy, dostanie hausareszt abo b�dzie kusszlisowany. Rozumiesz jeden z drugim po polsku, h�?".
Spraw� wielkiej wagi jest w Krakowie odpowiednie tytu�owanie tych, z kt�rymi si� rozmawia. Na ludziach przyby�ych ze �wiata robi to wra�enie. Jeszcze przed wojn�, gdy krakowianin nie wiedzia�, czym si� rozm�wca zajmuje, na wszelki wypadek zwraca� si� do niego per "panie prezesie". Znana anegdota, przytaczana przez wielu memuaryst�w, opowiada o �ebraku
siedz�cym pod ko�cio�em Mariackim: "Dobry wiecz�r, panie hrabio" - m�wi� do ka�dego przechodnia. Kt�ry�, przez swe demokratyczne przekonania, poczu� si� zobowi�zany sprostowa�, i� hrabi� nie jest. "W takim razie dobry wiecz�r, panie profesorze". I to w Krakowie us�ysze� najlepiej.
Krak�w pe�en by� radczy�, profesorowych, mecenasowych, preze-sowych i "pa�stwa pu�kownikostwa". Nie zmieni�o si� wiele. Dzisiaj te� dobrze wychowani mieszczanie do aptekarza zwracaj� si� "panie magistrze". To chyba jedyny zaw�d, przy kt�rym fakt uko�czenia wy�szych studi�w akcentuje si� a� tak wyra�nie i na co dzie�. Tytu�owanie, niespotykane na t� skal� w innych miastach polskich, ma tu oparcie w zasiedzia�ym i w�a�ciwie nienaruszonym przez historyczne kata-
23
klizmy mieszcza�stwie. W tym to w�a�nie, �wiadomym swej rangi �rodowisku dobrze jest prawid�owo si� zachowywa�. "Panie redaktorze" -nie inaczej - nale�y zwraca� si� do wydawc�w i, naturalnie, dziennikarzy. Ordynatora najw�a�ciwiej, zw�aszcza z poziomu szpitalnego ��ka, tytu�owa� "panie prymariuszu".
�wi�to�ci� krakowskiej inteligencji byli i s� profesorowie i, co za tym idzie, przekonanie, i� nie myl� si� oni w �adne] sprawie, w kt�rej zabieraj� g�os. Sprzeciwienie si� profesorom w Krakowie ko�czy si� fatalnie pod wzgl�dem towarzyskim. Warto tu zaznaczy�, �e �wi�to�� dotyczy g��wnie profesor�w Uniwersytetu. Nieomylno�� uczonych innych uczelni maleje wprost proporcjonalnie do odleg�o�ci siedziby plac�wki dydaktyczne] od Rynku.
Tytu�y s� niezb�dnym elementem wizyt�wek i nekrolog�w, i tu do Krakowa doszlusowa�a ju� ca�a Polska. Im tytu� d�u�szy, im w nim wi�cej szczeg��w, tym godniej. A jednak chyba �adne inne nadwi�la�skie mieszcza�stwo nie mo�e poszczyci� si� tak rozwini�tym poczuciem tego, co w �yciu doczesnym wa�ne. Warto przy okazji zwiedzania cmentarza Rakowickiego zwr�ci� uwag� na okre�lenia towarzysz�ce nazwiskom nieboszczyk�w: "Obywatel Miasta Krakowa", "wdowa po podporuczniku", "syn powsta�ca 1830", "opiekunka powsta�c�w 1863", "konspirator", "spiskowiec" czy, wcale nierzadko spotykany, "w�a�ciciel realno�ci". I w�a�nie to ostatnie okre�lenie oddaje szacunek, z jakim powinni przyjezdni traktowa� miejscowych.
ROZDZIA� 3
W kt�rym - mimo �e Pan Franciszek flambinije przy nas w�gorza - przygl�damy si� soli naszego miasta. Wnikamy w skomplikowan� histori� krakowskiego samorz�du, iv trakcie czego wielokrotnie pojawia si� kobieta w granatowym fartuchu. Dzi�ki jej obecno�ci wyja�niamy wiele niejasno�ci.
fudzi przy stolikach przybywa�o. Blisko nas usadowi�a si� grupka m�czyzn. Cho� ich fizjonomie zna�/nic si� r�ni�y, to co� ich jednak ��czy�o. Nie wiedzieli�my /razu, co. Przecie� nie chodzi�o o to, �e usiedli razem p r/y stole, wyczuwali�my wyra�nie wsp�lnot� innego typu ni� tylko restauracyjn�. B�d�c znacznie ni�szym i bardziej kr�pym od kolegi, musia�em odgrywa� rol� Watsona.
- Powiedz mi, m�j drogi - przyjaciel, cho� z I lolmesem ��czy go jedynie zami�owanie do tokaju aszu, b�yskawicznie przestawi� si� na indukcyjno-dedukcyjne tory my�lenia - kt� to mo�e by�?
A ja milcz�, bo akurat podje�d�a do nas Pan Franciszek z w�zkiem, na kt�rym zamierza dokona� magicznych czynno�ci flambiro-wania w�gorza. Przy stoliku obok podnosi si� gwar. Dochodz� nas strz�py rozm�w o konieczno�ci wybudowania kolejki linowej z B�o� na kopiec Ko�ciuszki. Ale� tak! Obok siedzi s�l tego miasta, reprezentanci jego ludno�ci, wybrani w pi�cioprzymiotnikowych wyborach. Radni. Trybik w maszynce, zwanej samorz�dem. Maszynka ta kr�ci si� w Krakowie ju� od o�miuset lat.
- Gdy si�gamy do prapocz�tk�w miasta - rozpocz�li�my przemow� -wszystko zdaje si� r�wnie ciemne jak B�onia noc� i tonie g��boko w powodzi przypuszcze�. Je�li jednak czego� mo�na by� zdecydowanie i sta-
nowczo pewnym, pewnym do tego stopnia, by m�nie broni� w�asnego zdania przed krytyk� jak�e licznych ludzi nauki, kt�rzy Krakowem i z Krakowa �yj�, to faktu, �e historia krakowskiego samorz�du nie jest d�u�sza od historii Krakowa.
- A czy w talom razie jest ona kr�tsza? A je�li kr�tsza, to o ile?
^ - wtr�ci� z trosk� Pan Franciszek, jedno
cze�nie polewaj�c kawa�ki w�gorza spi
rytusem.
- W tak�, raczej d�u�sz� ni� kr�tsz�, dyskusj� nie damy si� wci�gn�� -odparli�my. - Nas interesuj� jedynie samorz�dowe poboc/a, w�skie odnogi g��wnego nurtu, a nawet ca�kiem boczne koryta, g�sto poro�ni�te rz�s� zapomnienia.
- Lecz rozpocz�� wypada od rzeczy oczywistej - przyjaciel nie mia� w�tpliwo�ci: - Boles�aw Wstydliwy, lokuj�c miasto w 1257 roku, powo�a� r�wnie� samorz�d.
- Feministkom i skrupulantom nale�y si� uwaga, �e akt lokacyjny ksi��� wystawi� wraz z �on� Kunegund� i matk� Grzymis�aw� - wtr�ci�em.
- Do 1396 roku na czele miasta stal w�jt - kontynuowa� przyjaciel. - Cz�onk�w rady i �awy miejskiej wybierano, a poniewa� w�r�d zamo�nych mieszczan krakowskich dominowali Niemcy (miasto lokowano na prawie magdeburskim), wi�c i oni przewa/nie pe�nili samorz�dowe funkcje. Dokument z lat 1289/1290 wymienia komplet �awnik�w o imionach, kt�rych brzmienie podnieci�oby z pewno�ci� Ryszarda Wagnera, tw�rc� oper o starogerma�skiej tematyce. Byli nimi: Henryk, zwany Goedener, Peregryn z Uszwi, Tymo s�odownik, Zygfryd szewc, Gumpert ku�nierz, Reinhold ku�nierz i Buchel rze�nik. Przemilczawszy wyra�n� i trudno zro/umial� nadreprezentacj� ku�nierzy w�r�d pionier�w krakowskiego samorz�du (klimat by� w�wczas cieplejszy, w okolicach Krakowa udawa�a si� winoro�l), raz jeszcze wypada podkre�li� jego niemieckie korzenie. Ju� wkr�tce sprowadzi�y one na miasto bolesne, do dzi� wspominane wypadki. Oto w 1311 roku niemieckie mieszcza�stwo pod przewodem w�jta Alberta i przy poparciu biskupa Muskaty wszcz�o rebeli� przeciwko rz�dom ksi�cia W�adys�awa �okietka. Bunt st�umiono dopiero rok p�niej.
Wyw�d zak��ci�o skwierczenie ognia, weso�o hasaj�cego po twardej sk�rze w�opodobnej ryby, i stwierdzenie Pana Franciszka:
- O biskupie Muskacie nic nie wiem, natomiast z czystym sumieniem mog� poleci� s�owe�ski muskat z nadmorsldego okr�gu Koper, rocznik 1998. To dobry wyb�r, bo muskaty �le znosz� zbyt d�ugie przechowywanie. Ze szko�y realnej pami�tam natomiast, �e rycerze �okietka podobno kazali mieszczanom wymawia� s�owa "m�yn miele, soczewica, ko�o" lub te/ "soczewica, miele ziarno m�yn", by �atwej odr�ni� Polak�w od Niemc�w, a maj�cych trudno�ci z wymow� zabijano. Jednak kolega z �awki, kt�ry ch�tniej czyta� dzie�a W�adys�awa Studnickiego ni� "Tajnego Detektywa", twierdzi�, �e Albert i mieszczanie krakowscy zastosowali jedynie proste prawid�a ekonomii, przedk�adaj�c Wac�awa czeskiego nad W�adys�awa t�czycko-kujawskiego. W historii tej interesuje mnie najbard/icj i zarazem osobi�cie dotyka fakt, �e w�wczas w Krakowie ch�tnie jadano soczewic�, kt�ra dzi� prawie ca�kiem znikn�-�a z jad�ospis�w
Tu Pan Franciszek zamilk� / widocznym smutkiem, po czym prawie bezg�o�nie j�� powtarza�: "soczewica, miele ziarno m�yn", jakby chcia� sprawdzi�, czy �okiet-kowy woj m�g�by odr�ba� mu g�ow� �elaznym mieczem.
- �okietek kaza� zburzy� dw�r w�jta Alberta - podj�li�my
w�tek - a na jeeo miejscu posta- *** ,. . ,. ,," T, %
!*"%'" Te.steni dla ciebie \\tMKkm \ wi� warowny grodek, przerobiony f ty ^ Ku�nferczyku/ j
**- ^*
STEFAN ZEROMSKI
pisarz
Nie lubi� Krakowa, T� niech�� odziedziczy�a po nim c�rka Monika. W Krakowie by� par� razy, najd�u�ej - tydzie� -w kwietniu 1892 roku. Mieszka� przy ul. Zielonej (przecznica z Beskidzkiej na Woli Duchackiej). W li�cie do narzeczonej Oktawii Rodkiewicz�wny pisa�: "Obce tu �ycie i -powiedzie� trzeba - troch� b�aze�skie: z�o�ci, na ka�dym kroku spotykana, jaka� przesadna a fa�szywa us�u�no��, gadulstwo w gazecie, wykr�canie si� sianem w kwestiach zawi�ych, a szerokie i d�ugie deklamacje w najprostszych".
p�niej przez Tarnowskich na pa�ac. Nieruchomo�� w XVII wieku Anna Lubomirska podarowa�a dominikankom, kt�re do dzi� maj� tam klasztor (obecny adres: ulica Miko�ajska 21), s�siaduj�cy z barokowym ko�cio�em pod wezwaniem Matki Boskiej �nie�nej, patronki walk z niewiernymi. Klasztorne piwnice kryj� resztki fortyfikacji �okietka, dziedziniec - szkielety albertowych buntownik�w, a wydarzenia sprzed wiek�w przypomina nazwa pobliskiej ulicy: Na Gr�dku, mylnie jednak przypisuj�ca temu miejscu lokalizacj� warowni. Ulica Na Gr�dku nazywa�a si� niegdy� Krowia i mie�ci�a r�ne atrakcyjne spo�ywczo manufaktury, jak browary i pr/elapialnie t�uszcz�w zwierz�cych.
Tu zamilkli�my. Kontynuowanie opowie�ci bez kr�tkiej przerwy na posi�ek zdawa�o si� nam ponad si�y. Mas�o mia�o w�a�ciw� konsystencj� i idealnie g�adko pokrywa�o cieniutkie kromki chleba my�lenickie-go. Pan Franciszek zna� nas/e przyzwyczajenia i nigdy, ale to przenigdy nie podawa� mas�a wprost z lod�wki - a ten barbarzy�ski obyczaj nader cz�sto praktykuje si� w restauracjach. Smakowa�o poprawnie, cho� zapewne du�o gorzej ni� mas�o z halickiej mlec/arni Radziwi���w, o kt�rym tak du�o m�wi�y nasze babcie. W�gorz, cho� nieco przypalony, dawa� si� rozsmarowywa�. Dwa razy w tygodniu przywozili go wprost z w�dzarni w okolicach Ko�cierzyny dzielni i dumni Kas/uhi. Jak�e si� r�ni� od n�dznych, twardych i gumowych ersatz�w, proponowanych przez chytre supermarkety! Gdy /nikn�� ostatecznie, poprosi�em o paprykarz ciel�cy. Kucharz wiedzia�, �e musi w nim by� du�o wi�cej s�odkiej papryki w proszku, ni� zwykli jej sypa� do paprykarza S�owianie, i to koniecznie papryki kalocza�skiej, ewentualnie kolo�warskiej lub segedy�skiej. Rozumia�o si� samo przez si�, �e do kawa�k�w mi�sa w czerwonym �mietanowym sosie podane zostan� kluseczki ga�uszka i butelka egri leanyki. Pan Franciszek znika� w�a�nie w kuchni, a my ci�gn�li�my dalej:
- Siedzib� w�jta, niekoniecznie Alberta, wyobrazi� sobie mo�na gdziekolwiek. Ale ju� burmistrz, kt�ry wmie�cie pojawi? si� w 1396 roku, musia� rezydowa� godnie i koniecznie w ratuszu. Stosowny budynek zbudowano w Krakowie najprawdopodobniej na prze�omie XIII i XIV wieku. W 1791 roku Sejm Wielki nada� autonomi� miastom i w�wczas to w ratuszu zasiad� pierwszy prezydent Krakowa, margrabia Franciszek Wielopolski. Prezydenci w�adali Krakowem do 1815 roku, kiedy moc� postanowie� kongresu wiede�skiego utworzono ze� Wolne Miasto zarz�dzane p r/e/ Senat, Pre/ydentur� przywr�cono u pocz�tk�w ery autonomicznej Galicji, w 1866 roku, i tak funkcjonuje do dzi�, z dwudziestotrzyletni� przerw� w czasach Peerelu (1950-73). Ale wi�kszo�ci prezydent�w nie dane by�o nawet ogl�da� ratusza, rozsypuj�c� si� budowl� rozebrano bowiem w pocz�tkach XIX stulecia. Pozosta�a jedynie wie�a na 70 metr�w wysoka, odchylona od pionu o 55 centymetr�w. Ustawione przy wej�ciu do ratuszowej wie�y kamienne lwy pochodz� z pa�acu w P�awowicach ko�o Proszowic, nale��cego niegdy� do rodziny Morstin�w.
Cichy i elegancki d�wi�k korka wyjmowanego z butelki w^gr/yna oraz przyniesiony paprykarz spowodowa�y nag��, lecz zrozumia�� w tych okoliczno�ciach zmian� tematu.
- Nostalgiczny piewca Austro-W�gier pisarz Joseph Roth (m.in. autor Krypty Kapucyn�w, Hioba, Marsza Radetzky'cgo, Legendy o �wi�tym pijaku] kilkakrotnie w okresie mi�dzywojennym spotyka� si� z polskimi literatami, bawi� r�wnie� w Krakowie - m�wi�em w skupieniu. - Ludwik Hieronim Morstin opowiedzia� Rothowi w 1928 roku kilka rodzinnych historii, kt�re pos�u�y�y mu za kanw� opowiadania Popiersie cesarza. Jego fikcyjny bohater hrabia Franciszek Ksawery Morstin ubolewa nad upadkiem monarchii habsburskiej. Daje temu
wyraz, chodz�c nadal w austriackim mundurze i urz�dzaj�c pogrzth wykonanego / piaskowca popiersia cesar/a Franciszka Jozeta W ko�cu wy-je/dza z Polski na Riwier� gdzie w memuarach notu]t mi�dzy innymi Moja stara ojc/yzna, Monarchia by�a domem o wielu drzwiach i wielu komnatach dla ro/nego rodzaju ludzi I oto dom Len podzielono i zniszczono Nawyk�em /yc w domu a me w kabinach
- Austriacki pisar/ myli� si� przypisuj�c Moistinom w�oskie ko r�enie - r/eczowo uzupe�nia� przyjaciel gdy ja pr/ezwvci�za�em wzruszenie kluseczkami ga�uszka - W r/eczywistosu s� one niemieckie Pierwszych Morstinow w Krakowie odnotowuj� ksi�gi �awnicze, z 1369 roku pisali si� pocz�tkowo Morrmstfcin Morsttyn Mornstem lub Mor-sten potem ju� tylko Morsztyn albo Morstm Jer/v Morstm w 1410 uczestniczy� w zak�adaniu krakowskie] Kongregacji Kupieckie] do dzi� dzia�aj�ce] oigamzac]! samorz�dowe) kt�re) g��wna siedziba mie�ci si� obecnie pr/y ulicy Garbarskiej 14 Wci�� to samo god�o kongrega tji, �redniowieczny okr�t pod �aglami /obac/yc mo/na w wielu kra kowskich sldepach i przedsi�wzi�ciach handlowych r�wnie� restauracyjnych Nazwisko Morstm ma tez konotacje kulinarne Pani Katarzyna Morstm od lat pracuj�ca w redakcji Tygodnika Powszechnego znana jest przyjacio�om z niezwyk�ego talentu do pierog�w kt�re w jej wykonaniu zamieniaj� si� w pierogowy absolut Lepione i nadziewane
pod�ug jej receptur, z farszem ruskim, z kapust� i grzybami oraz kasz�, podawane s� w "Gospodzie C.K. Dezerter" przy Brackiej 6. O wiekowych zwi�zkach familii Morstin�w z Krakowem przypomina ulica, od 1907 zw�ca si� Morsztynowsk�. Ci�gnie si� ona wzd�u� nasypu kolejowego, pomi�dzy ulicami Dietla i Zyblikiewicza, tam gdzie kiedy� znajdowa�a si� jurydyka Morsztynowsk� utworzona w XVII wieku przez kasztelana Jana Nepomucena, o nieco rozbudowanym nazwisku Morsztyn de Raciborsko.
�mietana w kolorze zachodz�cego nad puszt� s�o�ca pokrywa�a nam jeszcze usta i podbr�dki, gdy zgodnie podj�li�my przerwany w�tek:
- Fizyczne znikni�cie ratusza zmusi�o w�adze miejskie do znalezienia nowej siedziby. Uczyniono ni� pa�ac Wielopolskich przy placu Wszystkich �wi�tych 6, a jak kiedy� zrobiono, tak trwa do dzi�. Realno�� pozostawa�a w r�kach prywatnych do 1864, kiedy to zakupi�a j� gmina; zniszczon� po po�arze z 1850 roku - sp�on�o w�wczas p� miasta - odbudowa�a i przeznaczy�a na siedzib� magistratu. 8 pa�dziernika 1938 roku na placu przed budynkiem ods�oni�te pomnik J�zefa Dietla. Monument uwa�any jest za jedno z najlepszych dzie� Xawerego Dunikowskiego, a cz�owiek stoj�cy na cokole za jednego z najwybitniejszych prezydent�w w historii miasta. Dietl pochodzi� z urz�dniczej rodziny niemieckiej przyby�ej do Galicji w latach siedemdziesi�tych XVIII wieku. Nazwisko jego dziadka, oficera austriackiego, pisano jeszcze r�nie: Diedel, Dittl albo Dittel. Ale J�zef Dietl czul si� ju� Polakiem. Po uko�czeniu studi�w filozoficznych we Lwowie, medycznych w Wiedniu i praktyce tam�e, w 1851 roku osiedli� si� w Krakowie, zosta� mianowany profesorem Uniwersytetu Jagiello�skiego i obj�� Katedr� Chor�b Wewn�trznych. Dietl dwukrotnie piastowa� godno�� rektora UJ. Jako jeden z pierwszych ludzi na �wiecie domaga� si� zmiany terapii przy zapaleniu p�uc, polegaj�cej dotychczas na puszczaniu krwi choremu, dzi�ki czemu zdoby� europejski rozg�os i prawdopodobnie oszcz�dzi� wiele ludzkich istnie�.
- Bezwzgl�dnie obcina� Le� ko�tuny - wtr�ci�, przebiegaj�c z tac�, Pan Franciszek.
- W�a�nie, a do tego jako prawdziwy konserwatysta krakowski podwa�a� sens wybuchu powstania styczniowego, ale jego ofiary ukrywa� i leczy� - ci�gn�li�my. - By� cz�owiekiem zdolnym do pi�knych
i wzruszaj�cych gest�w, na przyk�ad swemu przyjacielowi profesorowi J�zefowi Majerowi przywi�z� z Konstantynopola cybuch z cedrowego drzewa i tureckie sanda�y. Gdy w 1866 roku Galicja otrzy-* s. ^ ma�a autonomi�, odby�y si� wybory do ^ __// Rady Miasta. 13 wrze�nia 1866 wybrano ,; -" pierwszego prezydenta Krakowa doby autonomicznej - zosta� nim w�a�nie J�zef Dietl.
-W zbiorach Muzeum Historycznego przechowywane jest ber�o, a rac/ej berelko burmistrz�w krakowskich - rzek�a pani w granatowym fartuchu, udaj�ca si� z nar�czem be/chlorowych preparat�w w stron� waserklozetu. - Insygnium w�adzy miejskiej pochodzi z pocz�tku XVI wieku, ma 22,8 centymetra wysoko�ci, wa�y 429 gram�w, wykonane jest ze srebra, cz�ciowo z�oconego. Po rozbiorach zlicytowano je, ostatecznie dosta�o si� w r�ce rodziny Czech�w. Podczas uroczystego posiedzenia Rady Miasta w salach Hotelu Saskiego przy ulicy S�aw-kowskiej radny Wincenty Kirchmayer wr�czy� Die-tlowi owo ber�o, oHarowane prze/ J�zefa Czecha. Pi�kny to czyn, ale J�zef Czech zdecydowanie wi�ksze dla miasta po�o�y� zas�ugi, wydaj�c przez dziesi�ciolecia s�ynny kalendarz. Jego roczniki, potocznie zwane Kalendarzem Czecha, stanowi� dzi� be/-cenne �r�d�o informacji o galicyjskim Krakowie i osi�gaj� spore sumy w antykwariatach.
- Miasto u pocz�tk�w prezydentury Dietla prezentowa�o si� nader mizernie - nie bez trudu dorwali�my si� do g�osu. - Obejmowa�o wraz z B�oniami zaledwie 6,88 km2, zamieszkiwa�o je oko�o 50 tysi�cy ludzi �yj�cych w stanie przedziwnego marazmu. J�zef Ignacy Kraszewski pisa�: "Pusto pod Sukiennicami i �ydki r�ce za pas w�o�ywszy ziewaj�, pilnuj�c, czy si� nie uka�e jaki naiwny obywatel, gotowi wekslowa� nawet obligacje meksyka�skie, kilku w�o�cian
JADWIGA �USZCZEWSKA "DEOTYMA",
poetka
Podobnie jak w Warszawie, tak i w Krakowie jest ulica Deotymy Nie k�j ar/y si� tu tak wyra�nie / upadkiem komunizmu jak ulica w stolicy - mia� tam sw� siedzib� od 1989 roku Komitet Obywatelski, .y^ieszc/ka" na pewno nie ubli�y�a si� do nie najpi�kniejszych okolic przystanku kolejowego Borek Fat�cki, gdzie rna sw� ulic� w Krakowie, cho� bywa�a w Krakowie wielokrotnie. "Dziewica, kt�r� jeszcze w kolebce owiat geniusz natchnienia" - pisa�a o niej prasa, a z�o�liwa ulica m�wi�a:
Deotyma Si� nadyma Zamiast kiecki Ma str�j grecki.
W lutym 1881 w sali obrad Rady Miasta wyg�osi�a sw�j poemat Rapsody o Chrobrym kr�lu. Ca�y doch�d z tej imprezy zosta� przekazany na fundusz Komitetu Budowy Pomnika Adama Mickiewicza. W Krakowie mamy cz�owieka zwi�zanego rodzinnie z t� ulubienic� warszawskich salon�w �, jak wie�� niesie, wyj�tkowo brzydk� kobiet�. Ten zacny obywatel porzuci�
Warszaw� i tu, w piwnicach kamienicy' Ma�y Rynek 4, wsp�lprowadzi bar nocny "Nowy Kuzyn". Obs�ug� nale�y pyta� o pana Tomasza Maryl-skiego �uszczewskiego. Ch�tnie rozdaje autografy i udziela wyja�nie�. Nie umie operowa� mow� wi�zan�,
"Nowy Kuzyn" to piwniczna dyskoteka urz�dzona w stylu lat sze��dziesi�tych. W�a�nie w tych piwnicach w roku 1970 podczas prac konserwatorskich robotnicy odkryli zamurowan� rze�b� pochodz�c� z prze�omu XIV i XV wieku, kt�ra przedstawia tzw. Madonn� z warkoczem. Jest przecho\vywana w Muzeum Narodowym.
z okolicy na targ przyby�ych... wiele �ebrak�w, troch� �o�nierzy... do�� du�o ksi�y... rzadko jaki zadumany o wielko�ci swej dziennikarz lub powa�ny, a smutny profesor z ksi�g� pod pach�... ot� ca�a powszechna ludno�� Krakowa". Dietl rozpocz�� tytaniczn� prac�. Miasto brukowano, o�wietlano (gazowo) i kanalizo-wano, porz�dkowano Planty, odnowiono Barbakan, powo�ano komisj� w celu odnowy Sukiennic, pomys�em prezydenta by�o urz�dzenie w nich Muzeum Narodowego. Po raz pierwszy podniesiono konieczno�� zasypania koryta Starej Wis�y. Dzi� ci�gn� si� tam Planty Dietlowskie, a o rzece przypominaj� komary l�gn�ce si� bezustannie w piwnicach dom�w przy ulicy Die-tla oraz most kolejowy mi�dzy
Diet la a Grzeg�rzeck�, po osuszeniu rzeki /degradowany do roli wiaduktu.
Pan Franciszek pojawi� si� z odrobin� gruszk�wki firmy Zwack, destylowanej ze s�ynnej, aromatycznej odmiany Williams. W Polsce barbarzy�sko /anie-
J
chano wytwarzania owocowych spirytuali�w, lecz my mieli�my len przywilej, �e nalewano nam przyno�/one przez nas trunki. Zawsze wi�c dbali�my, by jaka� flaszka grus/k�wki, more-l�wki czy wr�cz czere�ni�wki spoczywa�a na zapleczu. Jednak fakt podawania alkoholu bez znaczonej banderol� akcyzy, niew�tpliwie przest�pczy z punktu widzenia Pa�stwowej Inspekcji Handlowej, przyp�aca� musieli�my tolerowaniem gadulstwa kelnera przymuszanego do czynno�ci niezgodnych z rozporz�dzeniami skarbowymi.
- My�l�, �e dzi� wiadukt najlepiej podziwia� noc� - zaczai Pan Franciszek - jedz�c s�ynne kie�baski sprzedawane na chodniku ko�o
Hali Targowej przy Grzeg�rzeckiej. Hal�, jeden z najefektowniejszych budynk�w mi�dzywojennej architektury u�ytkowej w Krakowie, zacz�to wznosi� pod koniec lat trzydziestych, a otwarto w 1940 roku. Teraz jest w niej supermarket, ale jeszcze w latach sze��dziesi�tych hala mie�ci�a wielkie jatki i akwaria z rybami, a pod sufitem lata�y go��bie, poluj�c na zawarto�� wor�w z kaszami.
- J�zef Dietl z racji swej profesji przyk�ada� najwy�sz� wag� do spraw higieny - znowu wtr�ci�a si� kobieta w granatowym fartuchu, najwyra�niej odsuwaj�c na p�niej czyszczenie waserklozetu. - Kaza� rozbudowa� sie� szalet�w miejskich: w�wczas zbudowano na przyk�ad szalet przy Siennej ko�o Plant, nadal pe�ni�cy swe funkcje. Chcia� te� rozwi�za� pal�cy problem braku pisuar�w. Starania o ich zainstalowanie rozpocz�to ju� w 1871 roku, dwa lata p�niej wydelegowano do Wiednia przedstawiciela magistratu, by przyjrza� si� ich dzia�aniu i ewentualnie sprowadzi� urz�dzenia. W bud�ecie miasta zarezerwowano nawet na ten cel 3000 z�otych re�skich, lecz pisuary si� nie pojawi�y. Gordyjski w�ze� przeci�to ostatecznie si�ami przemys�u krajowego: krakowska fabryka Zieleniewskie-go podj�a si� w 1879 roku wyprodukowania sze�ciu pisuar�w, niestety �r�d�a milcz�, gdzie je zainstalowano - zako�czy�a ze smutkiem, lecz pozosta�a w pobli�u stolika, wci�gaj�c we wra�liwe, wytrenowane nozdrza bajeczny aromat gruszk�wki.
Dyskretnie skin�li�my na Pana Franciszka. Ten nala� kobiecie malutki kieliszek, poda� i pocieszaj�co dorzuci�:
- Droga pani, fabryka Zieleniewskiego pisuary produkowa�a jedynie okazjonalnie. Ten najwi�kszy przez lata zak�ad przemys�owy Krakowa powsta� z rodzinnej ku�ni, kt�r� w 1851 roku Ludwik Zieleniewski przekszta�ci� w nowoczesn� fabryk�. Konstruowano w niej r�nego typu maszyny, a �wiatowym przebojem eksportowym by�a nowo�� ko�ca XIX wieku - pompa stra�acka. W 1906 firma sta�a si� sp�k� akcyjn� (cz�� akcji obj�� wielki koncern Skody), a jej nazwa brzmia�a odt�d dumnie i wzniosie: Cesarsko-Kr�lewska Uprzywilejowana Fabryka Maszyn L. Zie-
3't
Jana Matejki architekt Tomasz Pryli�ski, autor takich budowli jak Kasyno Oficerskie przy dzisiejszej ulicy Zyblikiewicza l czy Florianka przy Basztowej 6 - mieszcz�ca jedn� z najpi�kniejszych sal koncertowo-redutowych w mie�cie. Do s�ynnych renesansowych maszkaron�w, autorstwa najprawdopodobniej Jana Marii Padova-no lub Santi Gucciego z Florencji, dodano dwa nowe. Nad �rodkowym przej�ciem Sukiennic od strony pomnika Mickiewicza ustawiono podobizny: Dietla z indykiem na g�owie i Zyblikiewicza z kogutem, Dietl zwr�cony jest w stron� linii A-B, a Zyblikiewicz w kierunku restauracji Wentzla. Gatunek drobiu to metafora charakteru obu pan�w. Otwarcie Sukiennic po��czono z obchodami pi��dziesi�ciolecia tw�rczo�ci J�zefa Ignacego Kraszewskiego. Jubileusz najbardziej p�odnego pisarza na �wiecie - nadal nie pobity zapis w ksi�dze Guinessa - zgro-mad/i� oko�o 11 tysi�cy przyjezdnych ze wszystkich zabor�w. Krakowscy konserwaty�ci pocz�tkowo przygl�dali si� imprezie nieufnie, boj�c si� niepodleg�o�ciowej hecy, ale obawy prys�y, gdy przyszed� telegram o przy/naniu Kraszewskiemu Wielkiego Kr/y-�a Komandorskiego Orderu Cesarza Franciszka J�zefa. Trzeciego dnia wydano w hali Sukiennic uroczysty obiad na 840 os�b. Jedzenie przygotowano w restauracji Wentzla (Rynek G��wny 19), a podano mi�dzy innymi: barszcz z uszkami i pasztecikami, sandacze, fogaszc w majonezie (endemiczna ryba �yj�ca jedynie w Balatonie, Dunaju i jego dop�ywach, s�yn�ca z niezwykle delikatnego bia�ego mi�sa), �ososie re�skie, pieczyste z saren, kuropatw, ba�ant�w, pulard i kap�on�w, kompoty mieszane, lody owocowe, sery, owoce oraz kaw�. Zjedzono 900 bu�ek, ryby w ilo�ci 150 kilogram�w sprowadzono z Wiednia, zakupiono 366 butelek szampana Imperia� firmy Moet
HENRY MILLER,
pisarz ameryka�ski
Podr�owa� z �on� w 1928 roku ni.in. po Polsce. Nie uda�o si� nam dotrze� do �lad�w jego pobytu w Krakowie. Wskaz�wk� pozwalaj�c� si� * domy�la�, �e tu by�, jest zdanie w Zwrotniku Raka. Na stronie 251 pierwszego polskiego wydania (WL, 1990) czytamy: "Na �cianie wisi fotografia Mony, spogl�da na p�nocny wsch�d, jej wzrok biegnie w kierunku Krakowa, nazwa jest wypisana zielonym atramentem".
Pierwowzorem Mony by�a �ona Millera Jurt� Edith Smith. Kierunek si� zgad/a, bo akcja Zwrotnika Raka toczy si� przecie� w Pary�u.
W Sexusie (Noir sur Blanc, 1994) Miller po�wi�ca Polsce i Polakom wi�cej miejsca. "Stanley ma wszystkie wady Polak�w. Jest pr�ny, gwa�towny, pe�en jadu, hojny w jaki� przewrotny spos�b, romantyczny niczym �rebak, lojalny jak g�upiec, a do tego "wyj�tkowo perfidny. Ponad
ws