6588
Szczegóły |
Tytuł |
6588 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6588 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6588 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6588 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Miko�aj Hussowczyk
Tytul: Pie�� o �ubrze
CARMEN DE STATURA...
BISONTIS
FRAGMENTY W PRZEK�ADZIE JANA KASPROWICZA
PODSTAWA TEKSTU:
ANTOLOGIA POEZJI POLSKO-�ACI�SKIEJ. 1470-1543.
WSTEPEM OPATRZY�A I OPRACOWA�A A. JELICZ, SZCZECIN 1543
OPRACOWANIE: MAREK ADAMIEC, WSPӣPRACA H&M
PIE�� O �UBRZE
Zdarzy�o si� niedawno, �e wraz z mnogim ludem
Igrzyska by�em �wiadkiem, kt�re sprawia� Rzym.
Gdy walczy� rozpocz�y rozjuszone byki
Paruj�c swoim cielskiem srogich be�t�w g�szcz,
Gdy gniew d�ganych kolcami coraz to za�arciej
Do coraz cz�stszych raz�w sprawn� czelad� rwa�,
Gdym patrzy� z podziwieniem, jak szaleje w�ciek�o��,
Oklaskiem podniecana i udr�k� ran -
P�nocne kto� z przyjaci� mych przypomnia� puszcze:
Pocz��em opowiada� s�uchaj�c ich pr�b.
O r�nych m�wi� �owach i o zwierza sile
Pot�nej - lecz zaszkodzi� mi tu j�zyk m�j,
Gdy� trud mi na�o�ono, bym w pie�ni powt�rzy�
Me s�owa, i to zaraz - taki rozkaz mam.
Je�eli wyzna� prawd�, niech�tnie o �ubrze
Piszemy - nienawistny, straszliwy to zwierz,
Co, w dum� nas wzbijaj�c, je�li go u�miercim,
Bieguna p�nocnego zamieszkuje l�d,
A we mnie tak okrutn� nieraz budzi� trwog�,
�e szydzi� z mej ucieczki z�y posp�lstwa t�um.
Lecz c� mi tam posp�lstwo! Stokro� niebezpieczniej
W obliczu �wiat�ych m��w wypr�bowa� bro�;
Gdy� albo si� zachwieje pod takim ci�arem,
Lub poklask mi przypadnie od zbyt wdzi�cznych dusz.
Lecz nie chc�c lekcewa�y� upomnie� cz�owieka,
Kt�remum tyle winien, nie lza zwleka� ju�.
Nie powiem, �e mi wysch�y �r�d�a wyobra�ni,
Lecz daj� wam, co mo�e da� niep�odny grunt.
Do W�och, nie znanych dot�d, przybywszy niedawno
J�li�my za rozkazem uk�ada� t� rzecz.
Je�eli mi jest wolno, s�usznie bez w�tpienia
Upraszam - ja, z dalekich ziem przyby�y go�� -
Niech nikt si� nic domaga, bym sprawia� si� g�rniej,
Ni/ trzeba, i�by mo�na zrozumie� m�j p��d.
Wiesz jakie, czytelniku, s�u�y mi dzi� pi�ro?
W ko�czanie ci je nosz�, co mi gniecie bok.
Z ko�czanu bior� papier chc�c pisa�, z ko�czanu
Mkn� �wiszcz�c me pociski, by zabija� wraz.
Ty piszesz, a ja dzielniej naci�gam ci�ciw�,
By� sobie r�wni mo�em, cho� r�ny nasz kunszt.
Niech z wierszy mych nie szydzi cz�ek nieokrzesany,
Pociski ja, rzecz dziwna, nader ostre mam,
Trucizn� nasycone o tak dziwnej mocy:
Ugodzon nimi pada od najl�ejszej z ran.
Nawyk�y przez p�nocne przedziera� si� puszcze,
I teraz chc� w sosnowy zaszywa� si� b�r,
Ze skutkiem z�ym czy dobrym - zb��dzi� mo�na w lesie -
Niech ryczy w moim wierszu przeokrutny zwierz
I echem rozegranym niech przeka�e, jakie
Z�o�y�y si� pod�wi�ki na t� nasz� pie��.
Najdzikszy stw�r ten w puszczach litewskich si� rodzi,
A cielskiem tak ogromnym odznacza� si� zwyk�,
�e kiedy �eb, konaj�c, zwyci�on pochyli,
Trzech ch�op�w mo�e wpo�r�d rog�w jego si���.
Lecz kark jego olbrzymi zbyt ma�y si� wyda,
Je�liby� inne cz�onki z nim por�wna� chcia�.
Brodzisko sterczy w strasznych zwieszaj�c si� kud�ach,
P�omienne �lepia siej� przera�liwy gniew,
Potworne w�osie grzywy sp�ywa po �opatkach
Kolana kryj�c sob�, prz�d i ca�� pier�.
Lecz je�li wielkie sprawy mam ��czy� z drobnymi,
Je�eli si� my�liwskich wolno czepia� s��w,
Na koz�a rogatego wygl�da z postaci,
Cho� z wszystkich wida� cz�onk�w, i�e z rodu byk.
A barwy jest ciemnawej: z ��tej oraz czarnej
Tak zla�a si�, �e wysz�a st�d po�rednia z barw.
Mnie dziwno, �e i o tym inaczej pisali
Dawniejsi, lecz przyczyn� trudno mi jest zna�,
A nie wiem te�, dlaczego wywodz� mu z nozdrzy
Ogromne jakie� rogi, zmieniaj�c go wr�cz,
I warg ogromny ci�ar przypisa� mu radzi:
Mym �ubrem - o, zaiste - nie b�dzie ich �ubr!
Prastarych rzeczy wiele znalaz�em ci w ksi�gach
Rusin�w, tego ludu, kt�ry j�zyk sw�j
Wyra�a literami greckimi, przed wieki
Przej�wszy je z uwagi dla ojczystych brzmie�.
Jest wiele ziem na �wiecie, �r�d r�nych te� lud�w
Przer�nie te� bywa�o od najstarszych dni,
Lecz nikt takiego zwierza nie widzia�; by� mo�e,
�y� ongi przed potopem �r�d lodowych stref.
Wyra�nie m�wi o tym Pliniusz i wspomina.
I� �ubr przebywa� w puszczy p�nocnej i tur.
Nie by�o, m�wi� starzy, dzikszego nad tura,
Kt�rego w swoich lasach polski �ywi� kraj.
Podobno� tu na �wiecie nie ma drugiej ziemi,
Co by w swoich ost�pach ten chowa�a miot.
Najbli�szy mu dziko�ci� jest �ubr, �ubr grzywiasty -
Tak pisze on - trza czyta� chc�c lepiej go zna�.
Niejeden mi zarzuci, �e zmy�lam, nie w�tpi�,
�e trudno, by zwierz kt�ry mia� podobny �eb.
Tak rzecze, kto upa��w nie mienia� na ch�ody
Puszcz naszych! Lecz m�w sobie, ile tylko chcesz,
Bylebym mia� swobod� wyjawi�, co razem
Z niema�� garstk� m��w m�j uwidzia� wzrok,
A nad czym jeszcze wtedy wzgardziwszy wczasami
Strawi�em nie daj�ce si� odwo�a� dni.
Jak�e dzi� ku nim t�skni�, jak�e si� mozol�,
Na rozmaity spos�b zarzucaj�c sie�!
Nie gnu�nych szukam le�y, tylko chwile �owi�
Dla nauk mych stracone za ubieg�ych lat.
Lecz trudno je powstrzyma�, trudno je zawr�ci�,
Sposobu nie ma na to, kiedy usz�y raz.
Niech gin�, wszak prawide� nie mo�em narzuca�
Losowi - ani zwleka� z nagl� prac� t�!
Co robi�? Nie poka�� ja ludziom uczonym,
Do jakich staro�ytnych wzi�� si� maj� ksi�g,
By pozna� kszta�ty zwierza, i z jakich si� stronic
Dowiedzie�, co za rozmiar ma ten olbrzym nasz.
Czyta�em ci ja du�o - niczegom nie znalaz�
I mniemam, �e w swych tajniach ukrywa� to b�r.
Diakon tylko Pawe�, lombardzki dziejopis,
Wiadomo�� o ogromnej postaci nam da�,
Pisz�cy, �e na sk�rze pi�tnastu si� ch�opa
Pomie�ci: mia� to z starca wiarygodnych ust.
Mnie sk�ra nie nowina ni rogi s��niste:
Nieraz je obraca�em w mym r�ku - to wiedz.
Cokolwiek b�d�, na korzy�� mi wyjdzie m�j dawny
Obyczaj polowania, twardy �ycia trud.
W p�nocn� g�szcz ja, Polak, cho� rzymskim pisarzom
Nie r�wny, zwracam przecie usilny sw�j krok.
Od ojcam si� nauczy� przetrz�sa� kryj�wki
Zwierzyny, przezornymi stopy t�umi� szmer,
Od niego wiem, za jakim i�� wiatrem, by uchem
Lub nozdrzem zwierz nie odkry� zasadzki ni zbieg�.
On poci� mi si� kaza� po�r�d �nieg�w mro�nych,
Pocisk�w wielki ci�ar na me barki k�ad�,
Pas� oczy �mierci� zwierza, uszy graniem story,
Nied�wiedzie kiedy gin�, kiedy pada dzik.
Gdy trwo�nych dzikich os��w nap�dzi si� w sieci,
Gdy w potrzask miot niejeden idzie ju� na skon,
Od strza��w gdy ognistych trz�sie si� powietrze,
Przeszyte kul� cielska gdy run� o ziem,
Gdy cz��, be�tami je�d�c�w ubita w szalonej
Nagonce, zlewa ziemi� bryzgiem krwawych pian -
Gdy takie w g�uchym lesie spe�nia�y si� sprawy,
Jam cz�sto dor�wnywa� w trudzie druhom mym
I rzekim, ufny w konia, przep�ywa� koryta
Dnieprowe, gdy przez wod� puszcza� si� m�j zwierz:
Nie przeto, i�bym nie chcia� uj�� niebezpiecze�stwa,
Lecz brzydko od przyjaci� by� lichszym i w tym.
Zaznawszy moc przypadk�w na �owach litewskich,
Nie bardzom m�g� uprawia�, przyznaj�, wasz kunszt.
A kunszt ci to najwi�kszy: wi�c, prosz�, ogl�dniej
Przyjmijcie ten my�liwca niezbyt g�adki wiersz.
Postaram si� pokr�tce opisa� wam zwierza
I jego obyczaje, ci�gn�c dalej rzecz.
Od innych sro�szy stworze� albo te� im r�wny,
Dla cz�eka jest li gro�ny, gdy go zrani� cz�ek.
Z najwi�ksz� te� czujno�ci� strze�e swego �ycia,
Wystawi� sobie wi�kszej nie m�g�by ju� nikt.
�lepiami strzela wok�, zerka na wsze strony,
Najdalsze te� wy�ledzi kra�ce swoich dr�g;
Powieki ludzkiej nag�e dostrze�e on drgni�cie,
Chocia�by cz�ek swe ruchy na uwi�zi mia�.
Najmniejszy szmer za sob� uchwyci uszami,
Bacz�cy, by na ty�ach przezornie si� strzec.
Cz�stokro� te� powa�nym przechadza si� krokiem,
Je�eli nie l�ni� strza�y, nie b�yszczy si� bro�.
Za� ona d�ugie w tobie utkwiwszy spojrzenie
Przystaje, tak j� wi�zi� umie ludzki wzrok.
Lecz je�li wiedzie z sob�, troskliwa, swe m�ode,
Szaleje, chrz�stem broni uderzona, w mig.
Straszliwym wie�ci rykiem sw� okrutn� w�ciek�o��,
To znak jest, by nikt zbytnio nie zbli�a� si� k'niej.
Lecz p�ocho nie napada nikogo, pr�cz wroga,
Bezpieczna nie ukrzywdzi, gdy ucieka� chcesz.
Weso�o igra cio�k�w �wawy r�d, na wol�
Puszczone - �adnych ojcom nie sprowadz� trosk.
A takie s� poj�tne, �e sprawnymi skoki
Za wszelkim ruchem matki pod��aj� w trop!
Niebawem powalone przeskakuj� k�ody
Lub p�dz� po r�wninie, jakby je kto� gna�,
Umiej� w chy�ym biegu bra� szerokie rowy,
Ro�kami potrz�saj�c po�r�d gro�nych min,
W zapasach nieustannych �wicz� mi�kkie cia�a,
Spoczynku jeno rzadkich u�ywaj�c chwil.
Stworzenie to wytrwale, ��dne wielkich znoj�w,
�e kt� by to uwierzy� patrz�c na ich kszta�t!
A kiedy w ciasnym miejscu zatoczy swe kr�gi,
Od ruchu w przegwa�towny wprowadza si� ruch.
Odwraca si�, porywa wyrzucon� mierzw�
I nim spadnie, na rogach rozstrz�sa ten gn�j.
Wspania�e te� i pi�kne czyni� widowisko,
Gdy poczn� si� parowa� w�r�d udanych walk,
A jesie� je rozbudza sprowadzaj�c jurny
Mi�o�ci czas, trwaj�cy przez niewiele dni.
Obchodz� je w prawdziwie uroczysty spos�b:
�wiadectwem ich rado�ci luby d�wi�czny bek,
Powietrze rozedrganym nape�nia si� rykiem
- Wierzcho�ki krzepkich d�b�w j�� przebiega� dreszcz -
�wiadomi powiadaj�, �e nad wszelkie surmy,
Nad wszelkich d�wi�ki lutni idzie ten ich g�os:
Przer�ne wszystkie tony w jedn� si� zlewaj�
Harmoni�, ponad kt�r� nie ma s�odszych brzmie�.
Nie mam wie�ci, jak d�ugo trwa ich bieg �ywota
I kiedy nast�puje kres ich starych lat.
S� pisma, kt�re twierdz�, podaj�c dowody,
�e dwustu doszed� rok�w pewien stada w�dz,
Na czole ci on bia�� po�yskiwa� grzyw�,
Od grzywy tej i stado wzi�to nazw� sw�;
Poza tym - dla dzisiejszych te� wiek�w to dow�d -
�renicy go pozbawi� jaki� ongi b�j.
Jak bywa �r�d wielmo��w, sp�r toczono srogi,
Praw sobie zaprzeczaj�c o zwierza i las -
Proces�w zako�czenie widziano po czasie
Dalekim, to �wiadectwo d�ugich wodza dni.
Ze jednak jest w�tpliwo��, ile �y� nieznany
Lat przedtem, wi�c mi wi�ksz� pewno�� trudno mie�.
Niejedno chyba o tym m�wi wiara ludu,
Powtarza� jej nie b�d�, bo nie do�� j� znam.
Daremnie te� si� �asz� zbyt ciekawe uszy:
Tu szmery tylko dr��ce budzi lekki wiew.
Po dawnych niech pisarzy b��kaj� si� b�oni,
My mamy sw� wskaz�wk�, jak� drog� i��.
S� w prawie, niech swobody u�yj� do woli,
Ten, komu ja to pisz�, tylko prawdzie rad.
Wyrasta p��d i w wielk� przemienia si� trzod�,
I strze�e swych legowisk moc� wsp�lnych si�,
Nadzieja za� spokoju polega na str�u,
Co gro�ne ca�e stado obchodzi li sam,
A rz�dy tylko pi�kny sprawuje i dzielny:
Po w�adz� id� samce cz�sto poprzez krew.
Do strasznych nieraz boj�w staj� biedni wodze,
Ni jednej chwili pewnej nie daje im czas.
W zapasach o kr�lestwa taka jest za�arto��,
�e o tym, kto zwyci�a�, rozstrzyga li �mier�.
A kto z tych walk wzajemnych wychodzi zwyci�sko,
Nagrod� otrzymuje - w�adnie stadem, kr�l,
Zwyci�on za� na wieczne odchodzi wygnanie -
Samica kroczy smutna w swego pana �lad.
[...]
Nasamprz�d porani�y go lekkie pociski,
Stercza�y w g�r� pr�ty pos�anych mu strza�.
Rozw�cieklon, strasznie sapi�c dr��cymi nozdrzami,
Gromad� �owc�w zmierzy� spojrzeniem i wraz
Zwrot nag�y uczyniwszy, w gwa�townych podskokach
Co pr�dzej j�� ucieka�; je�d�ce za nim w �lad
Z okrzykiem przera�liwym pu�cili si� w pogo�,
Rozlega� si� g�os w okr�g odbity od chmur.
Lecz gdy w szalonym biegu dotar� zwierz do miejsca,
Gdzie drog� mu tamowa� stos zwalonych k��d,
Zatrzyma� go wrzask �owc�w: odparty, przystan��
I zdawa� si� namy�la�, kt�r�dy by zbiec.
Wtem ran� mu zadaje �wiszcz�cy zn�w pocisk,
A�eby go rozp�ta� jeszcze wi�kszy gniew.
Widz�cy, jak mu cielsko przeszywa �elazo,
W szale�stwo wr�cz popada rozjuszony �ubr:
My�liwych okrutnymi przebija oczami,
Wci�� bacz�c, gdzie najg�ciej skupia si� ich t�um.
Nasamprz�d, ra��c krwawo, kieruje swe ciosy
Ku sforze rozszczekanej, potem wpada w lud...
[...]
W gwa�townych mkn�c podskokach, snad� wi�kszy z postaci
W tym biegu wyci�gni�tej, sapie, parska w kr�g,
Wiatr grzyw� mu potrz�sa, na oba j� boki
Rozwiewa. W takim kszta�cie wielki, dziki stw�r
Na o�lep w ogrodzonym rzuca si� ost�pie
Szukaj�c, czym nasyci� okrutny sw�j gniew.
[...]
Z przedziwn� moc� w piersiach ka�dy za swym drzewem
Stoj�cy, na okrutny nara�ony skon,
Mieczykiem po�yskuj�c, pokrzykuj�c z cicha
Dzikiego k'sobie zwierza przyn�ca, a ten
Od huraganu szybszy - rzuca si� na wroga,
Co chroni si� na drzewo odskakuj�c w ty�.
Daleki wzi�wszy rozmach potw�r w nie uderza
Z chy�o�ci� niespodzian�, niby b�ysk i grom.
Na ziemi� odwalone padaj� ga��zie,
A po nich ci�ko st�pa ich niszczyciel, �ubr...
[...]
Dziewico, Matko Bo�a! Gdym pragn�� Twe imi�
Wypisa� tutaj, z trwogi zadr�a�a mi d�o�.
Nie mog� le� zrozumie�, oszo�omie� w duszy,
Co lepiej? Czy zamilkn��, czy przem�wi� mam?
Zamilkn��, gdy� Ty godna, aby �wiat Ci� s�awi�?
Przem�wi�, kiedy umys� ani j�zyk ludzki
Snad� nie wie, jakich u�y� najgodniejszych s��w?
Lecz ufny w Twoj� dobro�, wy�sz� ponad wszystko,
Cokolwiek jest ni�szego od Boga - o, patrz,
Przychodz� z dr��cym sercem, b�agam przebaczenia
I rzucam si�, Maryjo, do Twych �wi�tych st�p.
W tym lichym, brudnym p�aszczu, z lichszym jeszcze wn�trzem,
Modlitwy trwo�ne z bladych wydobywam ust,
Nie przeto, i�bym godny by� rzec chocia� s�owo,
Lecz wiem, �e Ty nas tylko zdo�asz wyrwa� z kl�sk.
Lituj�c si� nad dol� cz�owiecz� wszak - Ciebie
Posadzi� B�g na g�rze niby zbawczy blask,
I jako ptak bezpi�re ochrania piskl�ta,
Tak Ty, Dziewico czysta, troszczysz si� o lud.
Jak matka ku dzieci�ciu wyci�ga ramiona,
Tak w g�r� Ty podnosisz tych, co padli w proch.
O, kwiatu dziewiczego wielki Majestacie!
Swe mod�y racz do��czy� dzisiaj do mych pr�b.
Na wojny patrz zaciek�e, na krwi� zlane pola,
Patrz, jakie prawo miecza ro�ci sobie los
Do ludu, co po��cze� wiar� Twego Syna
W pokoju winien bratnim �y� po wiek�w wiek.
Ksi���tom naszym, b�agam, daj opami�tanie,
Niech widz�, �e zdradzili obowi�zek sw�j.
Przecz ka�dy z nich, pu�ciwszy cugle �wiata z r�ki,
Z imienia tylko str� jest, z istoty za� wilk?
Tymczasem, by�my mogli odetchn��, Ty wroga
Powstrzymaj za�artego, hamuj jego z�o��,
Niech w jasyr nieszcz�snego tak nie p�dzi ludu,
Bezbronnym niech narodom nie narzuca p�t!
K O N I E C