Historia seksu - Tanniahill Reay
Szczegóły |
Tytuł |
Historia seksu - Tanniahill Reay |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Historia seksu - Tanniahill Reay PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Historia seksu - Tanniahill Reay PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Historia seksu - Tanniahill Reay - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Reay Tamiahill
Historia Seksu
W nadziei, że Patricia Day i Sol Stein
przyjmą tę dedykację w takim duchu,
w jakim ją kreślę,
im ofiarowuję tę książkę
Tytuł oryginału angielskiego
Sex in History
Okładkę i strony tytułowe projektowała
EWA MOŻEJKO
Zdjęcie na okładce fragment obrazu
Francois Bouchera „Ciemnowłosa odaliska"
Zdjęcia według wydania angielskiego
Redakcja
HENRYKA BIELICKA
Redakcja techniczna
KRYSTYNA KACZYOSKA
Korekta
EWA DMOWSKA
Copyright© Reay Tamiahill 1980 and 1989
Strona 2
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Książka i Wiedza"
Warszawa 2001
Obj. ark. wyd. 31 + 1 ark wkł. ilustr.
Druk i oprawa:
Zakład Poligraficzny POZKAL
Inowrocław, ul. Cegielna 10/12
Trzynaście tysięcy piędset dziewięddziesiąta trzecia publikacja „KiW"
ISBN 83-05-13178-5
SPIS TREŚCI
Przedmowa / 9
Częśd pierwsza
Prehistoria
1. NA POCZĄTKU 12
Uroda a pozycja w czasie kopulacji / 14 • Monogamia czy poli-
gamia / 16 • Seks a role społeczne / 21 * Pierwsze tabu / 26
• Problemy demograficzne / 29 * Symbole seksualne epoki pa-
neolitu / 34
2. MĘŻCZYZNA PANEM / 39
Rewolucja neolitu / 40 • Skąd się biorą dzieci / 42 • Drugie
tabu / 44 • Mężczyzna — ojciec / 48 • Eksplozja demogra-
ficzna / 51 • Bogini, ale taka sobie / 52
Częśd druga
Bliski Wschód, Egipt i Europa — 3000 p.n.e.—1100 n.e.
3. PIERWSZE CYWILIZACJE / 61
Stan zamężny / 65 * Maladies dAmour / 67 • Znak przymie-
rza / 70 • Kwestia potomstwa / 72 • Antykoncepcja / 75 •
Kompleks Edypa / 80 • Druga najstarsza profesja / 83
Strona 3
4. GRECJA / 89
Mężczyzna i chłopiec / 90 • Wcale nie gorsze / 98 • Samoza-
spokojenie / 104 • Służebnice Afrodyty / 106
5. RZYM / 111
Pierwsze sufrażystki? / 114 • Ciężka praca nad urodą / 118 •
Sprawy ducha / 120 • Podstawy rozwodu / 125 • Problemy
demograficzne / 130
6. CHRZEŚCIJAOSTWO / 142
Seks a celibat / 145 • Święte małżeostwo / 149 • Małżeostwo
świeckie / 152 • Kobieta we wczesnym okresie historii Kościo-
ła / 154 • Grzeszne ciało / 156 • Grzech sodomii / 159 • Osią-
gnięcia chrześcijaoskie / 168
Częśd trzecia
Azja i świat arabski do okresu średniowiecza
7. CHINY / 170
Chmury i deszcz / 173 • Tajemnice Jadeitowej Komnaty / 1 79 •
„Łyse kury" i „dźwięczące kulki" / 185 •Tajemnicza alkowa / 189
• Dziewczęta z Zielonej Altany / 196 • Pokuta po chiosku / 202
8. INDIE / 205
Problem miłości / 208 • Praktyka seksu / 212 • Życie rodzin-
ne / 216 • Wokół Kamasutry / 222 • Klejnot w kwiecie loto
su / 227
9. ISLAM / 236
Rozwój haremu / 239 • Arabskie pieśni miłosne / 243 • W
wielkim seraju / 245 • Eunuchowie / 255
Strona 4
Częśd czwarta
Rozszerzający się świat, 1100-1800
10. EUROPA, 1100 1550 / 266
Kobieta damą / 270 • Dama alegorią / 275 • Maria / 280 •
Marta / 282 • Maria Magdalena / 287 • Renesans / 292
11. PRZEDSIĘWZIĘCIA IMPERIALNE / 297
„Rozwiązłośd odpychająca i nienaturalna" / 299 • Jako te
gady / 304 • Grzesznicy i święty / 307 • Problemy demogra-
ficzne / 309 • Róże Meksyku / 314 * Narodziny Metysa / 316
• Indie właściwe / 317 • Dom na obczyźnie / 323 • Naturalna
moralnośd / 327
12. EUROPA I AMERYKA, 1550—1800 / 335
Małżeostwo protestanckie / 337 * Patriarchowie pielgrzy-
mów / 339 • Rodzina w Europie / 342 • Europejska wersja
naturalnej moralności / 347 • Boski Markiz / 350 • Teorie
nasienia / 353
Częśd piąta
Ku współczesności, 1800—1989
13. WIEK XIX / 361
Miejsce kobiety / 363 • Kobiety upadłe / 368 • Damy z pół-
światka i inne / 372 • Cena grzechu / 379 • Apetyt na dziewi-
ce / 386 * Powrót do Aten / 392 • Angielski występek / 398
14. WIELKA DEBATA / 406
Prawdziwych przyjaciół... / 412 • Moralnośd na ścieżce wo-
jennej / 416 • Pokłosie / 420 • Okres przejściowy / 422 •
Antykoncepcja / 426 • Rewolucja biologiczna / 439 • Rewolu-
cja feministek / 442
Strona 5
EPILOG / 445
AIDS / 448 • Czynniki ryzyka / 450
krucjata / 454 • Envoi / 457
Podziękowania / 460
Ilustracje i źródła / 461
Przypisy i źródła / 463
Bibliografia / 481
Deja vu / 452 • Ostatnia
PRZEDMOWA
Zamierzam w tej książce przedstawid właściwy człowiekowi popęd płcio-
wy oraz jego społeczne i moralne konsekwencje w szerokim ujęciu histo-
rycznym, obejmującym rozmaitośd postaw, obyczajów i praktyk seksual-
nych w wielkich systemach cywilizacyjno-kulturowych od zarania dzie-
jów po dzieo dzisiejszy. Jest to więc historia seksu jako takiego, a zara-
zem historia stosunków obu płci i wpływu seksu i seksualizmu na roz-
wój naszego gatunku. Krótko mówiąc, cel nakreśliłam sobie ambitny.
Może nawet zbyt ambitny. Na kilkuset zaledwie stronach nie sposób
bowiem przedstawid zagadnienia w całej jego złożoności, trzeba się trzy-
mad głównego nurtu. Mam jednak nadzieję, że wzmianki o taoistowskich
podręcznikach seksu, o tureckich eunuchach, wymyślnych przedmio-
tach używanych przez starożytnych Greków w miłosnych uściskach przy-
najmniej częściowo zrekompensują ewentualne braki i luki.
Chciałabym także na wstępie podzielid się z Czytelnikami dwiema
uwagami.
Pierwsza dotyczy języka. Otóż mimo prób i wysiłków reformatorów
Strona 6
nasz język pozostaje językiem mężczyzn. Nie da się ukryd, że chodby ta-
kie określenie jak „braterstwo" ma wyraźnie męską konotację. Mówiąc
„człowiek", też w istocie mówimy o osobniku płci męskiej. Stanowi to nie
lada utrudnienie, gdy idzie o przejrzystośd wywodu. Inna, także spora
trudnośd, wiąże się ze słownictwem seksualnym. W tej dziedzinie wybór
ogranicza się de facto do terminologii medycznej lub... wulgaryzmów, a
te mają czasami dziwne losy. Są słowa do niedawna uważane za wielce
nieprzyzwoite, które znalazły swe miejsce na salonach. Ale są i takie,
które dawniej nie miały żadnego ładunku emocjonalnego, a dziś stoczyły
się do rynsztoka. Z dwojga złego tam, gdzie musiałam dokonywad wybo-
ru, decydowałam się na terminologię medyczną, zakładając, że będzie
budzid mniej emocji.
Druga uwaga dotyczy moich przekonao. Skoro piszę o seksie i ujmu-
ję rzecz na historycznym tle ścierania się płci, powinnam Czytelnikom
ujawnid własny pogląd na te sprawy. Nie wierzę bowiem w absolutny
obiektywizm ani w tej, ani w żadnej innej sprawie. Jeśli więc o mnie
chodzi, zgadzam się z nieżyjącym już francuskim psychoanalitykiem
Jacquesem Lacanem i jego tezą, że „nie ma kobiety przez duże K". A ko-
bieta pisana małą literą to istota różniąca się od mężczyzny pod wzglę-
dem fizycznym i psychicznym, ale tylko o tyle, o ile tenże różni się od niej
— w sumie więc niewiele. Książka, którą oddaję Paostwu do rąk, nie jest
ani dziełem feministki, ani manifestem antyfeministki. Pod tym wzglę-
dem jest to praca neutralna.
Pisząc te słowa, jestem w takim samym kłopocie jak wtedy, gdy od-
dawałam do rąk Czytelników moją poprzednią książkę Food in History
Strona 7
(Historia jedzenia); nie mam możliwości wymienienia wszystkich wybit-
nych specjalistów z dziedziny antropologii, archeologii, biochemii, gene-
tyki, fizjologii, psychoanalizy, nie mówiąc już o seksuologii, z których
rady i wiedzy korzystałam. Jestem im głęboko wdzięczna za trud i cier-
pliwośd. Chciałabym jednak wspomnied o kilku osobach, bez których
życzliwości i zachęty nie zdołałabym skooczyd tej książki. Są to (w po-
rządku alfabetycznym): Patricia Day, John Parker, Christopher Sinclair -
Steveasori, Soi Stein oraz zawsze niezwykle uprzejmi i służący pomocą
pracownicy wspaniałej, nieocenionej Biblioteki Londyoskiej. Dziękuję im
z całego serca.
CZĘŚD PIERWSZA
PREHISTORIA
Udokumentowana historia ludzkiego gatunku, zaczyna się około trze-
ciego tysiąclecia przed naszą erą. O tym, co było wcześniej, zwłasz-
cza jak się układały stosunki obu płci, wiemy niewiele, bo niewiele
jest źródeł. Wydaje się, że na początku człowiek prowadził życie —
delikatnie mówiąc — rozwiązłe. Ustatkował się nieco, gdy wprowa-
dził się do jaskini i stworzył „rodzinę", co nastąpiło jakieś dwierd
miliona lat temu. Nadal jednak nasz protoplasta w linii męskiej żył w
nieświadomości swojej roli w prokreacji. Wiedzę na ten temat posiadł
chyba nie wcześniej niż w dziesiątym tysiącleciu przed naszą erą,
kiedy to z łowcy-zbieracza przemienił się w rolnika-hodowcę. Ale gdy
już ta wiedza mu się objawiła, męskie ego jęło puchnąd jak balon, a
wraz z nim poczucie własności wobec otoczenia. Reszty dopełniła
rewolucja, jaka dokonała się w neolicie. Na skutek korzystnego zbie-
Strona 8
gu okoliczności mężczyzna stał się odkrywcą, myślicielem i wyna-
lazcą, motorem postępu, podczas gdy kobieta zajmowała się bardziej
przyziemnymi sprawami. W efekcie między nim a kobietą wytworzy-
ła się luka intelektualna, co zaważyło na równoprawnych do tej pory
stosunkach obu płci. Rewolucja spowodowała, że mężczyzna stał się
pewny siebie, a jeszcze bardziej pewny swej przewagi nad kobietą.
Gdy zaczyna się udokumentowana historia naszego gatunku, męż-
czyzna jest już bez wątpienia panem.
II
1. NA POCZĄTKU
października 4004 roku p.n.e., rankiem, dokładnie o godzinie
dziewiątej, „stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go
stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę".
Ani roku, ani dnia, ani tym bardziej godziny Stworzenia w Biblii
nie ma. Informacje te podali dwaj siedemnastowieczni mędrcy na
podstawie drobiazgowej analizy chronologicznej Starego Testamen-
tu1. Współcześni byli im za to wdzięczni, bo biblijne treści traktowa-
no wtedy niesłychanie dosłownie. Dokładna data i godzina Stworze-
nia dawały poczucie komfortu i pewności pochodzenia.
Ale dwieście lat później, w erze wiktoriaoskiej, nowa nauka jęła
kruszyd biblijne aksjomaty. W roku 1859 ukazało się dzieło Charle-
sa Darwina O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego,
stanowiące syntezę poglądów od dawna dyskutowanych w kręgach
uczonych, lecz prawie nie znanych społeczeostwu. Praca Darwina
Strona 9
odnosiła się co prawda do świata zwierząt i roślin, a nie ludzi, ale
logika wywodu wskazywała, że nie było czegoś takiego jak jednost-
kowy akt Stworzenia, że człowiek, podobnie jak pozostałe gatunki,
powstał na drodze ewolucji — rozwoju od niższych do wyższych
form życia. Ową niższą formę według Pochodzenia człowieka —
drugiego fundamentalnego dzieła Darwina, ogłoszonego w roku 1871
— stanowiły włochate bestie o czterech chwytnych kooczynach,
należące do rzędu człekokształtnych, krótko mówiąc — małpy.
Na wieśd o tym małżonka biskupa Worcesteru miała zakrzyk-
nąd: „Miejmy nadzieję, że to nieprawda, a jeśli prawda, módlmy się,
żeby się nie wydała". Historia nie notuje, czy damie tej przyszło do
głowy zapytad: „A jakie właściwie małpy?" Czy to takie ważne? Z
punktu widzenia historii dwóch płci — ważne, czy gatunek ludzki
wywodzi się od gibona, od szympansa czy goryla,
Darwin tej kwestii nie rozstrzygał, bo nie mógł. W czasach, gdy
zgłębiał problemy „natury i otoczenia", a więc wpływu z jednej stro-
ny cech dziedzicznych, z drugiej — środowiska na ewolucję gatun-
ków, nie zdawano sobie jeszcze sprawy z roli genów i hormonów —
zbadano je dopiero na początku XX wieku, dwadzieścia lat po jego
śmierci — nie wykopano jeszcze żadnych szczątków praczłowieka i
nie istniały żadne prace o zachowaniu się zwierząt.
W ciągu stulecia po publikacji Pochodzenia człowieka pokolenia
biologów, zoologów, antropologów wypełniły luki, których Darwin nie
był nawet świadom, ale mimo to pradzieje człowieka są niejasne, a
to, co „wiadomo", opiera się bardziej na spekulacji niż faktach.
Generalnie przyjmuje się, że rodzaj ludzki jął się wyodrębniad z
człekokształtnych najwcześniej dwadzieścia, najpóźniej czternaście
Strona 10
milionów lat temu, gdy antropoidy zaczęły się dzielid na trzy gatun-
ki. Pierwszy dał początek gorylom, szympansom i orangutanom,
drugi — wielkim małpom naziemnym podobnym do dzisiejszego
pawiana, które zamieszkiwały kiedyś głównie tereny współczesnej
nam Azji, ale nie przetrwały, trzeci zapoczątkował rodzinę człowie-
kowatych, a więc naszych bezpośrednich, chod dalekich (nadal jesz-
cze wiodących nadrzewny tryb życia) przodków2.
Kilka milionów lat później, gdy za sprawą przemieszczeo w płasz-
czu Ziemi zmienił się jej klimat, nasz protoplasta musiał zejśd z drze-
wa i puścid się w wędrówki po sawannie w poszukiwaniu jedzenia.
Nauczył się chwytad drobną zwierzynę oraz insekty i zasmakował w
nich, wzbogacił więc swoją dietę o proteiny, co zapewne przyspie-
szyło ewolucję. Późniejsze dzieje dowodzą, że mięsożerni są spraw-
niejsi fizycznie niż wegetarianie3.
A praprzodek musiał zadbad o swoją sprawnośd, bo w walce o
byt konkurował z bestiami znacznie od niego silniejszymi, szyb-
szymi i bardziej krwiożerczymi. Niejako z musu poczynił interesują-
ce odkrycie, że lepiej mied dwie ręce i dwie nogi niż cztery łapy. Gór-
nymi kooczynami można miotad pociski we wrogów, a na dolnych
biegad. Nazywa się to naukowo dwunożnym chodem w postawie
spionizowanej.
Z punktu widzenia ewolucji odkrycie to było raczej katalizatorem
niż zwieoczeniem rozwoju, ale wśród jego bezpośrednich, chod odle-
głych skutków można wymienid Wenus z Milo, Kamasutrę, Miss Świa-
ta i Radośd seksu, ponieważ spionizowana postawa dała człowiekowa-
Strona 11
tym inne spojrzenie na tradycyjne sposoby parzenia się, a później skło-
niła do innej, bo dokonywanej z innej perspektywy, oceny urody4.
Parzenie się naczelnych zwykle przebiega tak, że samica wypina
zad, umożliwiając samcowi penetrację. Sam akt kopulacji trwa krót-
ko, jest dośd brutalny, jednoznaczny, jeśli idzie o cel, bo taka jest
jego fizjologia. Przestaje ona jednak odgrywad wyłączną rolę, gdy
partnerzy zwracają się ku sobie, przyjmując pozycję frontalną —
twarzą w twarz. W takim układzie wszystko — mięśnie, zakooczenia
nerwowe, uwrażliwienie tkanek, a także kąt penetracji — przyczynia
się do szczególnych wrażeo zmysłowych, przynajmniej u osobników
płci żeoskiej, jakich nie doznają żadne poza człowiekowatymi ga-
tunki naczelnych. Istnieje nawet hipoteza, że uczucie orgazmu, któ-
rego nie doświadczają samice antropoidów, wykształciło się właśnie
na skutek nowej pozycji podczas kopulacji5, Wykluczyd tego nie
można, istotniejsze jest jednak, że seks uprawiany w nowy sposób
przestał służyd wyłącznie zaspokojeniu instynktu zachowania ga-
tunku, że stał się czynnością samą w sobie przyjemną. Oba te czyn-
niki wpływały na późniejszy rozwój gatunku ludzkiego czasami w
sposób oczywisty, czasami zakamuflowany.
Towarzyszyło temu wiele innych zmian. Można założyd, że z
chwilą upowszechnienia się pozycji frontalnej praczłowiek pozbył się
już odziedziczonej po przodkach sierści pokrywającej jego ciało. Z
czasem uznał, że tu i ówdzie warto jednak mied trochę włosów, aby
zmniejszyd tarcie w czasie stosunku. Nowy sposób kopulacji spowo-
dował także — wedle brytyjskiego genetyka C. D. Darlingtona — „wy-
stępujące dziś ogromne zróżnicowanie w budowie organów płcio-
wych w zależności od rasy i osobnika". Klasycznym przykładem przy-
Strona 12
woływanym na poparcie tej tezy są Buszmeni z Kalahari. Mons pu-
bis (wzgórek łonowy) buszmeoskich kobiet jest wyjątkowo duży. Ta
anatomiczna cecha sprawia, że penisy mężczyzn w stanie erekcji
układają się niemal horyzontalnie, bo tylko w takim układzie mogą
ominąd przeszkodę, co z kolei jest przedmiotem drwin ze strony są-
siadujących z Buszmenami plemion i oczywiście negatywnie wpły-
wa na wzajemne stosunki.
Inna sprawa, że — jak twierdzą niektórzy — pozycja frontalna
dała samcom możliwośd gwałtu na samicach, czego nie spotyka się
u innych gatunków rzędu naczelnych, bo nie pozwala na to fizjolo-
gia. W świecie istot żywych poza ludźmi tylko jeden gatunek pają-
ków zdolny jest do krycia samic wbrew ich woli6.
Darwin nie absolutyzował doboru naturalnego, przeciwnie, uwa-
żał, że może dokonywad się na różnych płaszczyznach i w różny
sposób. Zakładał na przykład istnienie swego rodzaju doboru sek-
sualnego, działającego na korzyśd najbardziej pożądanych przez
ludzki gatunek cech płciowych. Jednostki postrzegane jako bardziej
atrakcyjne mają więcej szans na kopulację, wcześniej osiągają dojrza-
łośd i płodzą liczniejsze potomstwo, co w procesie dziedziczenia prze-
chyla, a raczej powinno przechylad, szalę na rzecz osobników uznawa-
nych za urodziwych i pociągających. Chociaż to, co widzimy w dzisiej-
szym świecie, zdaje się nie potwierdzad tej tezy, można z dużą dozą
prawdopodobieostwa przyjąd, że takie cechy jak chodby brody u
mężczyzn i brak uwłosienia u kobiet, wyższy wzrost tych pierwszych
i kształtna sylwetka tych ostatnich to wynik doboru płciowego.
Jak długo praczłowiek uprawiał seks na sposób swoich starszych
braci w ewolucji, tak długo przed oczami miał wyłącznie zad part-
Strona 13
nerki. Wynikały z tego określone predylekcje estetyczne — ceni-
ło się krągłe pośladki. Prakobieta nie oglądała partnera w czasie
kopulacji i byd może w tym właśnie fakcie tkwi praźródło porzeka-
dła, że „nieważne, czy piękny, byle był jurny". Kiedy jednak po-
zycja uległa zmianie, mężczyźni, przynajmniej znakomita ich
większośd, bo jest parę wyjątków, jak chodby Hotentoci, przenieśli
sympatie z pośladków na piersi i brzuch. Rysy twarzy zaczęły nabie-
rad znaczenia nie tylko w oczach mężczyzn, ale także kobiet. Stu-
diując dziś galerię ludzkich portretów obrazujących pięd tysięcy lat
naszej cywilizacji, można dostrzec określone typy urody wiążące
się z określonymi epokami historycznymi. Każdy z tych typów od-
powiada ideałom piękna nie swojej, ale poprzedniej generacji.
Nie wiadomo, kiedy tak naprawdę gatunek człowiekowatych po-
wszechnie przyjął nową pozycję. Wielu rzeczy nie wiemy, i to nie
tylko dotyczących tamtej ery, ale także epok znacznie nam bliższych,
a przeto bardziej podatnych na analizę naukową. Nie wiemy na przy-
kład, ile czasu zajęło człowiekowatym wyzwolenie kooczyn górnych
i przysposobienie ich do wytwarzania narzędzi. Nie wiemy nic o roz-
woju inteligencji. Nie wiemy, kiedy zmienił się kształt ich zębów, a
musiał, gdy przestały pełnid funkcje obronne i rosły w sposób umoż-
liwiający wydawanie artykułowanych dźwięków, czyli mowy. I nie
tylko o mowę chodzi, bo z nowym kształtem uzębienia praczłowiek
nabrał umiejętności całowania, takiego dogłębnego — z językiem.
Wiemy tylko jedno, że mniej więcej dwieście tysięcy lat temu z czło-
wiekowatych wyewoluował homo erectus — istota bardziej zbliżo-
Strona 14
na do człowieka niźli małpy — a z niego wkrótce miał powstad ro-
dzaj określany nader wątpliwą nazwą homo sapiens.
MONOGAMIA CZY POLIGAMiA
O początkach homo sapiens wiemy niewiele więcej niż o jego po-
przednikach i ich świecie. Większośd naszej wiedzy o protoplastach
sprzed roku 3000 p.n.e., kiedy pojawiają się pierwsze źródła pisane,
bazuje na dośd ograniczonej liczbie znalezisk archeologicznych i na
analizie wzorców myślowych prymitywnych ludów, które przetrwały
do naszych czasów.
Znaleziska można różnie interpretowad, a na przykładzie ludów
prymitywnych, jak za pomocą statystyki, można udowodnid każdą
tezę. Tak więc wiedza o pierwszych 150 tysiącach lat istnienia ga-
tunku homo sapiens to w gruncie rzeczy miałkie akademickie spe-
kulacje na podstawie jakichś tam narzędzi, kości i innych śmieci
znajdywanych na miejscach ludzkich siedzib. Co się tyczy życia oso-
bistego naszych protoplastów, wiemy jedynie, że musieli stworzyd
jakiś system wierzeo religijnych bądź humanitarnych, za których
sprawą dbali o chorych czy starców i grzebali zmarłych. Ich życie
płciowe pozostaje tajemnicą.
Ale historia stanowi logiczny ciąg zdarzeo, z których każde w
jakiś sposób łączy się z tym, co było wcześniej. Tak więc życie płcio-
we i rodzinne homini sapientis musiało się kształtowad wedle tego,
jak żyli jego poprzednicy sprzed pięciuset tysięcy, pięciu milionów
czy wręcz piętnastu milionów lat. Warto więc, bo to ciekawe i po-
uczające, zastanowid się, który gatunek małp najbardziej przypomina
naszego przodka, nawet jeśli nie uda nam się rozstrzygnąd tej kwe-
stii w sposób absolutnie przekonujący. Powiadam — warto, bo wiele
Strona 15
zagadnieo o charakterze emocjonalnym, które i dziś frapują ludzkie
umysły, jak chodby pytanie, kto — kobieta czy mężczyzna — odgry-
wał u zarania dziejów dominującą rolę w ludzkiej gromadzie, czy
pochodzenie określano w linii męskiej czy żeoskiej, kogo bardziej
czczono — boginie płodności czy bogów symbolizujących męskich
szowinistów — można by (przypuszczalnie) rozstrzygnąd, gdybyśmy
wiedzieli, czy nasi protoplasci bardziej przypominali monogamiczny
gatunek gibonów, czy znacznie bardziej rozwiązłe szympansy. W tym
pierwszym wypadku praludzka społecznośd hołdowałaby zasadzie
patriarchatu, w drugim mielibyśmy do czynienia z matriarchatem.
Nasz przodek nie miał wyjścia — musiał nauczyd się mówid.
Łowy czy wytwarzanie narzędzi to czynności zespołowe, ich uczest-
nicy musieli więc posiąśd umiejętnośd komunikowania się na wy-
ższym poziomie aniżeli małpy. Nawet gibony, najbardziej elo-
kwentne z małp, posługują się ograniczoną liczbą dźwięków i
sekwencji dźwiękowych. Wszelako każdy znak dźwiękowy ma kon-
kretne znaczenie, a jeden z nich jest nader ciekawy i może dad
wgląd w sytuację naszych protoplastów. Otóż gibon potrafi wydad
dźwięk niosący ostrzeżenie: odczep się od mojej partnerki!7
Ze wszystkich małp tylko gibony mają coś takiego w słowniku,
bo tylko wśród nich występuje instytucja małżonki. Nie spotyka się
tego typu stałych związków wśród innych antropoidów. Żyją w gru-
pach, w niektórych przeważają samce, w innych samice. Szympan-
sice na przykład parzą się z kilkoma samcami po kolei, nie okazując
względów żadnemu z nich,
Monogamię gibonów tłumaczy się na ogół faktem, że u ich samic
nie występuje esterus — ruja, faza cyklu płciowego, w której możli-
Strona 16
we jest zapłodnienie i w której samica objawia popęd płciowy i do-
puszcza samca do kopulacji. Ta cecha odróżnia samice gibona od
innych małp, a jednocześnie upodobnia do kobiet. Twierdzi się, że
skoro gibonowa może za sprawą swoich cech fizjologicznych stale
dopuszczad samca do kopulacji i skoro może on zaspokajad swój
popęd, kiedy sobie życzy, wystarcza mu tylko jedna partnerka. Ale
nie można odrzucid innego poglądu, bardziej chyba prawdopodob-
nego, że gibon nie tyle nie musi, ile zwyczajnie nie pragnie mied in-
nych partnerek. Monogamia zdaje się rozwiązaniem komfortowym.
Inaczej niż szympans, goryl czy pawian gibon nie musi byd na zawo-
łanie każdej samicy w stadzie, akurat mającej ruję.
Na pomysł, że gibon jest naszym najbliższym krewnym, jako
pierwszy wpadł Ernest Haeckel, współczesny Darwinowi populary-
zator nauk. Koncepcja ta przypadła do gustu zachodnim history-
kom, bo była nader wygodna. Skoro życie rodzinne gibona tak bar-
dzo przypomina model współczesnej rodziny na Zachodzie, to jakże
łatwo zrekonstruowad, jak to wyglądało u zarania dziejów. Był więc
mąż, była żona, były dzieci, żyli sobie razem, a gdy dzieci dorastały,
opuszczały rodzinne gniazdo (bądź zwyczajnie były z niego wyrzuca-
ne) i szły na swoje. Jeśli tak się zaczynało — jak się kooczy, wiemy
— łatwo sobie wyobrazid, co się działo w tysiącleciach spinających
początek i koniec. A więc mężczyzna wyprawiał się na łowy, kobieta
dbała o dom (albo jaskinię), od czasu do czasu spotykali się z sąsia-
dami zza najbliższej górki. Niestety, rzeczywisty obraz wcale nie jest
taki sielski. Przez większą częśd liczącej pięd tysięcy lat udokumen-
towanej historii naszego gatunku częściej żyliśmy w poligamii niż w
związkach monogamicznych.
Strona 17
Rozwiązły szympans tylko na pierwszy rzut oka nie wydaje się
stosownym kandydatem na naszego najbliższego kuzyna. Gdy jed-
nak policzyd mu chromosomy, zbadad łaocuchy hemoglobiny — a
to tylko dwa z wielu stosunkowo niedawnych odkryd, okaże się, że
to wręcz krewniak. Na jego rzecz świadczy też poziom inteligencji.
Podczas gdy gibon pod tym względem otrzymał od natury najskrom-
niejsze wyposażenie ze wszystkich małp, szympans w toku trwają-
cej pięd, sześd (lub siedem) milionów lat ewolucji własnego gatunku
nauczył się wiele. Potrafi posługiwad się prostymi narzędziami, jak
chodby garścią liści czy gąbką, aby wybrad wodę ze szczelin, wie, jak
dobrad się do mrówek, rozgrzebując kijem mrowisko, umie z patyka
zmajstrowad dźwignię, potrafi bronid się, miotając w napastnika ga-
łęzie, kamienie i co tam jeszcze znajdzie pod łapą. Umie zapolowad
na antylopę i małpę — raczy się czasami młodymi sztukami. Potrafi
stanąd, a nawet przemieszczad się w pozycji pionowej, no i porozu-
miewa się z otoczeniem językiem gestów i pomruków, i to dośd boga-
tym. W rzeczy samej dzisiejszy szympans zachowuje się tak, jak
zapewne zachowywał się nasz protoplasta z gatunku człowiekowa-
tych, gdy stawiał pierwszy krok na drodze ewolucji8.
Jeśli wtedy, na samym początku, nasz praprzodek rzeczywiście
podobny był szympansom, to u jego progenitury musiała nastąpid
co najmniej jedna, ale za to ważna zmiana. Zachodziła, rzecz jasna,
stopniowo. Kiedy się zaczęła i kiedy proces zmian dobiegł kooca, nie
wiemy i nie będziemy wiedzied. Wiemy natomiast, czego dotyczył:
cykl płciowy, charakterystyczny dla zwierząt, przekształcił się w
kobiecy cykl menstruacyjny, co wywołało daleko idące konsekwen-
cje. Kobieta odkryła swój seksualizm, a to odbiło się generalnie na
Strona 18
stosunkach obu płci. Wątpliwe jednak, aby ta zmiana miała sprzy-
jad upowszechnieniu się monogamii. Antropologowie chętnie koja-
rzą monogamię z zanikiem rui (ignorując pięd tysięcy lat związków
poligamicznych w udokumentowanej historii naszego gatunku), ale
genetycy mają całkiem inne zdanie,
Darwin twierdził, że treścią życia jest walka o byt i zachowanie
gatunku. Ale jego duchowi spadkobiercy, socjobiologowie, wyszli z
tezą, że nie ludzie, lecz geny są pierwszorzędnymi uczestnikami tej
19
walki. Właśnie one, mikroskopijne cząstki chromosomów, co jak
ongiś poeci sprawują rząd dusz na naszym świecie, walczą o prze-
trwanie zacieklej i brutalniej niż naj ambitniejsi karierowicze. Mają
jeden cel: mnożyd się, mnożyd i trwad. Jeśli to przyjąd za podstawę
— uważają socjobiologowie — automatycznie wyjaśnia się wiele po
zornie niezrozumiałych ludzkich postaw i czynów. Tak więc wedle
ich teorii, gdy w paleolicie warunki klimatyczne i wszystko, co się z
tym łączy, ulegało okresowo pogorszeniu (a takich okresów było
wiele), wtedy za sprawą dbających o swój interes genów oboje rodzi-
ce zajmowali się potomstwem. Każdy z nich dbał o własną genetycz-
ną lokatę. W efekcie powstawał związek typu monogamicznego, na-
wet wbrew tradycji czy obyczajom plemiennym. Gdy warunki ze-
wnętrzne ulegały poprawie, do opieki nad dzieckiem — czyli wspól-
ną inwestycją genetyczną — wystarczała matka. Uwolniony od obo-
wiązków rodzicielskich ojciec zaczynał nurzad się w rozpuście, roz-
siewając geny na prawo i lewo, bo na tym polegał ich — genów —
Strona 19
interes. Inaczej mówiąc, Casanovą epoki kamiennej wcale nie powo-
dowały chucie, ale DNA zawarte w jego chromosomach. Paniom nie
dana była tego typu biologiczna carte blanche. Damskie geny loko-
wały się tylko w jeden sposób i w jednym miejscu — w łonie matki i
w organizmie płodu, co znakomicie tłumaczy cechę zwaną uczucia-
mi macierzyoskimi9.
Nie ma podstaw, aby twierdzid, że w paleolicie przeważały związki
typu monogamicznego albo przeciwnie — poligamia. Owszem, zanik
cyklu płciowego, rui, sprzyjał monogamii, co nie znaczy, że monoga-
mia stanowiła zasadę. Geny zależnie od okoliczności sprzyjały albo
związkom monogamicznym, albo poligamicznym, ale też nie stanowiły
wyłącznego czynnika. Można więc chyba wysunąd hipotezę, że nasz
rodzaj u zarania swych dziejów przypominał w sferze zachowania
szympanse, ale w miarę wykształcania się cech właściwych ludziom i
objawiania „natury człowieka", będącej wspólnym owocem cech dzie-
dzicznych oraz działania czynników środowiskowych, zmieniał się tryb
i styl życia naszych protoplastów. Przez większośd udokumentowanej
historii rodzaju ludzkiego „natura człowieka" sprawiała, że w okresach
zagrożenia jednostki lgnęły ku sobie, gdy zaś warunki zewnętrzne sta-
wały się bardziej sprzyjające, stosunki wewnątrzplemienne rozluźnia-
ły się. Przez miliony lat. warunki zewnętrzne ulegały ciągłym zmianom
— lodowiec raz napierał, raz cofał się — w konsekwencji zmieniał się
model życia naszych praprzodków. Wahadło stale przesuwało się od
stanów bliskich monogamii ku związkom bliskim rozwiązłości, i na
odwrót. Nie można wykluczyd, że palma pierwszeostwa, jeśli idzie o
rozwiązłośd, należy się kobietom, a nie mężczyznom. Kobiety bowiem
stanowiły w pierwotnych społeczeostwach znakomitą mniejszośd.
Strona 20
SEKS A ROLE SPOŁECZNE
Mimo trudnych warunków homo erectus nie tylko trwał, ale wręcz
rozwinął się, i to w zdumiewający sposób. Jedno zdaje się pewne —
bez względu na upodobania do monogamii, czy przeciwnie, warunki,
w jakich przyszło mu funkcjonowad, sprzyjały życiu w gromadzie.
Homo erectus prowadził ruchliwy tryb życia tyleż z wyboru, co z ko-
nieczności. Owszem, odziedziczył poczucie przynależności do określo-
nego obszaru, ale w miarę jak rozwijał się jego mózg, instynkt miejsca
tracił na znaczeniu. Gdy w okresie zmian klimatycznych ziemia jało-
wiała, roślinnośd ubożała, a zwierzyny ubywało, praprzodkowi świta-
ło, że swoje miejsce wyeksploatował do kooca i czas powędrowad gdzie
indziej. Bywało, że teren, na który przybył, już do kogoś należał. Wte-
dy rozpętywała się wojna. Pokonanych przepędzano, a jeśli było ich
niewielu, włączano do plemienia zwycięzców.
Jakieś 350 tysięcy lat temu nasz praprzodek odkrył zalety życia
osiadłego. Stało się to za sprawą zmian klimatycznych, zmian zde-
cydowanie na gorsze. Przez większą częśd plejstocenu — wedle stra-
tygrafii oznacza to ostatnie dwa miliony lat — klimat ulegał cyklicz-
nym zmianom. A to grzało słooce i było przyjemnie, a to ściskał
mróz, i tak bez przerwy. Gdy wiało chłodem, lodowce zamknięte w
wysokich pasmach górskich zaczynały schodzid w doliny, łączyd się
i przed na południe, skuwając wielometrową warstwą zmarzliny te-
reny po dzisiejszy Nowy Jork, Londyn i Kijów. W takich okresach
półmilionowa ludzka społecznośd — na tyle ocenia się liczbę ówcze-
snych mieszkaoców naszej planety10 — skupiała się w wąskiej stre-
fie klimatu w miarę umiarkowanego wokół Morza Śródziemnego.
Tylko tam jeszcze występowała pora roku podobna do naszego lata.