8946

Szczegóły
Tytuł 8946
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8946 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8946 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8946 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Prolog Yorkshire, Anglia, rok 1786 Jonathan Ainsworth ledwie m�g� pozna� swojego ojca. Po pi�ciu miesi�cach sp�dzonych w wilgotnej, ciemnej celi, Michael Ainsworth wygl�da� jak zupe�nie inny cz�owiek. Straci� na wadze oko�o dwunastu kilogram�w, a w�osy mia� potargane i siwe. R�ce zwisa�y mu po bokach, jakby w ge�cie rezygnacji. - Ojcze? Michael Ainsworth powoli podni�s� g�ow�, gdy stra�nik wi�zienny otworzy� cel�. Przez chwil� Jonathan pomy�la� ze strachem, �e ojciec m�g�by go nie pozna�, �e postrada� ju� zmys�y. Nie widzieli si� od dnia zako�czenia procesu. Dostrzeg� jednak nie�mia�y u�miech oraz jasne iskierki w nabieg�ych krwi� oczach ojca i wiedzia�, �e mimo warunk�w, w jakich przebywa�, senior Ainsworth nadal jest zdrowy psychicznie. Drzwi celi zamkn�y si� z trzaskiem, a echo ponios�o przera�aj�cy d�wi�k wzd�u� korytarza. U�miech na twarzy ojca zmieni� si� w grymas maj�cy wyra�a� trosk�. - Jon, nie powiniene� by� tu przychodzi�. To nie jest miejsce dla ma�ych ch�opc�w. - Wszystko w porz�dku. Nie martw si� o mnie. - Ojciec wci�� my�la� o nim jak o dziecku, a przecie� Jonathan mia� ju� dwadzie-�ciajeden lat, by� doros�ym m�czyzn�i g�ow� rodziny. - Chcia�em odwiedzi� ci� wcze�niej, ale... - Jak przyjmuj� to maluchy? Jonathan usiad� na �awce obok ojca. - Mary ci�ko to znosi. Ci�gle za tob� p�acze. My�l�, �e Charles jako� to zaakceptowa�. Oczywi�cie jest nieco starszy. 7 - A twoja matka? - Stara si� jak mo�e. - Jonathan chcia� powiedzie� ojcu, �e by� szczeg�lny pow�d, dla kt�rego to on, a nie matka, przyszed� dzisiaj, ale nie m�g� tego zrobi�. Jeszcze nie teraz. Michael Ainsworth zakas�a�; g��boki, charcz�cy kaszel m�czy� go przez chwil� i dusi�. - Jakie� problemy? Jonathan wzruszy� ramionami. - Nie mog� zrobi� nam nic wi�cej ponad to, co ju� uczynili, ojcze. Ainsworth chwyci� syna za nadgarstek z zadziwiaj�c� si��. Jego oczy p�on�y. - Co zrobili? Opowiedz mi wszystko. Jonathan wyja�ni�, �e trac� dom. Nie s� ju� w stanie op�aca� d�u�ej czynszu. Nie mog� uzyska� kredytu. Ludzie im nie ufaj�. Nawet gorzej: jawnie okazuj� wrogo��. Ale Jonathan nie chcia� obci��a� ojca tymi problemami. Pragn�� tylko, �eby zrozumia�, i� musz� przenie�� si� do Londynu, gdzie nikt by ich nie zna�, i �e matka nie mog�aby go ju� tak cz�sto odwiedza�. - Porozmawiaj z Mathersem. M�wi�, �e bardzo niepokoi si� o wasz los, dzieci. Mo�e pomo�e wam znale�� prac�. Podobnie jak Michael Ainsworth, Frederick Mathers pracowa� jako adwokat. Byli partnerami i rozstali si� dwa lata przed aresztowaniem Ainswortha. Podczas procesu Mathers zeznawa�, i� zna� Michaela Ainswortha jako cz�owieka uczciwego i godnego zaufania, ale zeznanie to nie wnios�o zbyt wiele, a s�dzia nie przyj�� go do wiadomo�ci. - On nie mo�e ju� zrobi� nic wi�cej, nie mo�e nam pom�c. Musimy wyjecha�, ojcze. Tutaj nie ma ju� dla nas miejsca. Starszy Ainsworth pokiwa� g�ow�. - Masz racj�, ale teraz pos�uchaj mnie uwa�nie, synu. Jon nachyli� si� w stron� ojca, kt�rego chrapliwy g�os utrudnia� zrozumienie. Mia� nadziej�, �e to nie b�dzie spowied�. Chocia� Jon wiedzia�, �e jego ojciec zosta� s�usznie oskar�ony, jednak nie chcia� s�ysze�, jak si� do tego przyznaje. - Moja walizka w szafie... - Policja przeszuka�a j�. Przetrz�sn�li ca�y nasz dobytek. Ainsworth pokr�ci� g�ow�. Wyt�umaczy�, �e walizka mia�a podw�j - ne dno i powiedzia� Jonathanowi, by je rozerwa�. Znajdzie tam troch� pieni�dzy. Wprawdzie niewiele, ale i tak mog� okaza� si� pomocne. - Dlaczego nie powiedzia�e� mi o tym wcze�niej? Wykorzystaliby�my te pieni�dze na twoj� obron�. Ainsworth ponownie pokr�ci� g�ow� i odpar�, �e to i tak by nie pomog�o. - Znajdziesz tam r�wnie� co�, co wygl�da jak laska z rze�bionej ko�ci s�oniowej inkrustowanej srebrem. To alikorn. Jest pi�kny, ale musisz go zniszczy�, rozumiesz? Jonathan zaprzeczy� ruchem g�owy. - Co to jest alikorn? -R�g jednoro�ca. Co�, od czego zacz�y si� wszystkie moje k�opoty, co do jednego. I twoje r�wnie�, s�yszysz? - Jak jaka� laska, alikorn, m�g�by co� takiego zrobi�? - Znajdziesz napisany przeze mnie list, kt�ry wszystko ci wyja�ni. Przeczytaj go i roztrzaskaj t� cholern� rzecz na tyle kawa�k�w, ile ci si� uda, a potem je rozrzu�. To z�amie czar. - Tak, ojcze. Zrobi� tak jak ka�esz. Ainsworth m�wi� dalej, a podniesiony w g�r� palec dr�a�. - Wiem, �e to pewnie brzmi nonsensownie, ale prosz�, uwierz mi. Laska jest z�a. Jej moc jest niezg��biona. - Post�pi� zgodnie z twoimi wskazaniami, ojcze. Jonathan opu�ci� cel� z prze�wiadczeniem, �e ojciec kompletnie oszala�. Obwinia� jak�� star� lask� o wszystkie swoje problemy. Okropne by�o ogl�danie go w takim stanie. Ale pieni�dze si� przydadz�. Potrzebowali ka�dego centa, jakiego mogli zdoby�. Mo�e uda�oby si� sprzeda� lask�, j e�li tylko rzeczywi�cie oka�e si� wykonana z ko�ci s�oniowej i srebra, i je�eli w og�le istnieje. Mog�a jednak okaza� si� nie bardziej rzeczywista ni� jednoro�ce. 1. Podwodna wyprawa w epok� lodowcow� Montignac, Francja, rok 1924 Indy wszed� do lodowatej wody, kt�ra wp�ywa�a do ciemnej pieczary, i przygotowa� si� psychicznie na to, co go czeka�o. Spojrza� jeszcze wzd�u� brzegu rzeki, aby upewni� si�, �e nikogo nie ma w pobli�u, po czym ruszy� ku wej�ciu. Woda by�a zimniejsza, ni� si� spodziewa�, i kiedy jej lodowate palce si�gn�y ju� pachwin, skrzywi� si�. - Czy jeste� pewien, �e tego chcesz, Jones? - szeptem spyta� sam siebie. - Warto spr�bowa� - odpowiedzia�. - Warto spr�bowa�. - Sykn��, gdy nag� stop� nadepn�� na ostry kamie�. - Mam nadziej�. Przeszed� oko�o stu krok�w i zatrzyma� si� na chwil�, zanurzony ju� po pas. Naprzeciwko sklepienie schodzi�o w d� i napotyka�o tafl� wody. Podn�a Pirenej�w obfitowa�y w �atwiejsze do badania jaskinie. Odkryto co najmniej tuzin zawieraj�cych dowody na to, �e zamieszkiwa�y je paleolityczne ludy, kt�re zamalowa�y �ciany zadziwiaj�co dok�adnymi rysunkami. Zar�wno Jones, jak i inni, zd��yli ju� odwiedzi� dwie takie groty w okolicach Le Tuc d'Audo-ubert. Jednak�e grupa eksplorator�w mia�a nadziej� natrafi� na now� jaskini� w czasie dziesi�ciodniowej wycieczki na po�udniowy zach�d Francji. Dzisiaj, w przeddzie� zako�czenia prac nad przeszukiwaniem wzg�rz w rejonie Trois Freres, stan�li przed ostatni� szans�, zanim udadz� si� z powrotem do Pary�a. Indy oceni�, �e albo w tej w�a�nie grocie natrafi na nie zbadane dot�d �lady zamieszkania, albo te� przyjdzie mu wr�ci� z pustymi 11 r�kami. Chocia� usytuowana by�a tylko oko�o p�tora kilometra od obozowiska, nikt si� nianie zainteresowa�, bowiem sklepienie szybko schodzi�o poni�ej tafli wody. Jednak im d�u�ej si� nad tym zastanawia�, tym bardziej umacnia� si� w przekonaniu, �e g��biej z pewno�ci� znajduj� si� jaskinie. P�na epoka lodowcowa charakteryzowa�a si� przecie� zimnym i suchym klimatem, poziom wody musia� wi�c by� ni�szy. Oznacza�o to, �e istnia�a du�a szansa na to, i� grot�, podobnie jak inne w okolicy, zamieszkiwali kiedy� ludzie. Zrobi� wdech i wype�ni� p�uca powietrzem, po czym zanurzy� si� pod powierzchni�. By�o mu tak zimno, �e natychmiast wyp�yn��, pluj�c i charcz�c. No, Jones. Albo to zrobisz, albo wy�a� z tej wody, pomy�la�. Znowu wzi�� g��boki wdech i zanurkowa�. Jeszcze w czasach dzieci�stwa m�g� bez problemu wstrzymywa� oddech przez trzy minuty. W�a�ciwie poj emno�� j ego p�uc powinna by� teraz wi�ksza. Tyle tylko, �e cia�o r�wnie�, ale zaplanowa� ju�, jak p�yn��, �eby nie nara�a� si� na zb�dne ryzyko. B�dzie p�yn�� przez minut�, po czym wynurzy si�. Je�li sufit nie podniesie si� nad tafl� wody, zawr�ci. Pozostan� mu dwie minuty, aby si� wycofa�. M�g� tego dokona�. Wykonywa� powolne ruchy, pozwalaj�c pr�dowi pracowa� za niego. Trzydzie�ci sekund... czterdzie�ci. Pr�d okaza� si� nadspodziewanie mocny. Indy zastanawia� si�, jak trudno b�dzie p�yn�� mu naprzeciw. Mo�e lepiej si� wynurzy�. Pop�yn�� w g�r� i prawie natychmiast uderzy� g�ow�w �cian�. Przeci�gn�� r�k� wzd�u� g�adkiej powierzchni i zauwa�y�, �e nurt bardzo szybko znosi go w g��b. Nagle i nieoczekiwanie przebieg� go dreszcz strachu. Wci�� si� oddala�, a ko�czy�o si� powietrze. Potrzebowa� tlenu. Ju�. Teraz. Nie. Uda ci si� uciec, pomy�la�. Zawr�ci� w g�r� rzeki, trac�c przy tym kolejnych kilka metr�w. Z impetem ruszy� naprzeciw nurtowi, poczu�, �e j edna stopa wychyli�a si� ponad powierzchni� i uderzy�a w tafl� wody. Umys� Indy'ego utraci� sprawno��, a jego cia�o zdr�twia�o z zimna i up�yn�o kilka chwil, zanim poj�� znaczenie tego, co si� wydarzy�o: ten plusk nie rozleg�by si�, gdyby tam nie by�o powietrza. Wygi�� cia�o w �uk, obr�ci� si� i wyskoczy� ponad powierzchni�. Wci�gn�� g��boki, o�ywczy haust tlenu. Posuwa� si� dalej w g��bokiej wodzie, daj�c si� unosi� pr�dowi w tej nieprzeniknionej ciemno�ci. Si�gn�� w kierunku sklepienia, ale nie natrafi� na nie. M�g� by� w ogromnej jaskini i nie wiedzie� o tym. Podp�yn�� z powrotem w g�r�, a� znalaz� �cian� ca�kowicie wyg�adzon� przez wod�. 12 - Halo! - krzykn��, gdy ponownie dryfowa� z pr�dem. Echo zwielokrotni�o jego g�os, jakby przebywa� w ogromnej komnacie, ale ju� kilka sekund p�niej uderzy� g�ow� w sklepienie. - Auu! Nie mia� poj�cia, najak d�ugo wystarczy jeszcze powietrza w tym naturalnym zag��bieniu i nie by�o �adnych powod�w, aby dalej dawa� si� unosi� pr�dowi. Pop�yn�� wi�c naprzeciw nurtowi z sercem mocno ko�acz�cym w piersiach. Chwyta� powietrze ustami, z g�ow� uniesion� nad powierzchni�. Nie wytrzyma�by trzech minut pod wod�. Wyci�gn�� r�k�, dotkn�� �ciany i znalaz� miejsce, kt�rego si� uchwyci�. Odpoczywa� i zbiera� my�li. Dobrze sobie radzi�, przyzna� w duchu, i powoli p�yn�� dalej wzd�u� �ciany w g�r� rzeki, a� wreszcie woda zn�w si�gn�a sklepienia. Nie ma si� czym martwi�. Mo�e st�d wyj�� bez najmniejszego problemu. Wr�ci tu nawet ze �wieczkami i zapa�kami, �eby sprawdzi�, co w�a�ciwie znalaz�. Najwy�szy czas. Wzi�� g��boki wdech, zanurkowa� i ruszy� z w�ciek�o�ci� w g�r�. Im g��biej p�yn��, tym mniej, wydawa�o mu si�, pr�d spycha� go z powrotem. Ale wiedzia�, �e nie mo�e si� zatrzyma� ani nawet zwolni� tempa. Min�a minuta. Potem druga. P�yn�� dalej. P�uca prawie p�ka�y z b�lu, ale nie poddawa� si�. I wtedy w�a�nie brzuchem otar� si� o dno. Rzuci� si� w g�r� i wychyli� g�ow� ponad powierzchni�, w stron� �wiat�a. By� z powrotem u wlotu do jaskini. - Jones, co ty wyprawiasz? Indy wygramoli� si� z pieczary i zmru�y� oczy w jasnych promieniach s�o�ca. Roland Walcott, laborant, kt�ry oficjalnie przewodzi� wyprawie, sta� na brzegu rzeki z r�kami opartymi na biodrach. - My�l�, �e znalaz�em jaskini�. - My�lisz, �e znalaz�e�, czy naprawd� znalaz�e�? - Musz� wr�ci� ze �wiecami. Nie mog�em nic zobaczy�. Trzeba d�ugo p�yn�� pod wod�, zanim mo�na si� wynurzy�. Walcott rzuci� w jego stron� dziwne spojrzenie. - S�ysza�em, �e jeste� odrobin� zwariowany. Teraz ju� w to wierz�. - Pokr�ci� g�ow� i odwr�ci� si� w swoj� stron�. Nie udzieli� poparcia, ale nie wyrazi� te� dezaprobaty dla planu Indy'ego, aby ponownie zapu�ci� si� do groty. Przyjemny facet, pomy�la� Indy i poszed� sam z powrotem do obozu. Walcott mia� prawie trzydzie�ci lat, by� wiecznym studentem, kt�ry nie m�g� jako� uko�czy� doktoratu. Indy s�ysza�, �e ten nad�ty Anglik wi�kszo�� czasu po�wi�ca� piciu w r�nych lokalach, a co wi�cej, nie mia� za grosz ambicji. A jednak okazywa� si� w�cibski, zdolny do wsp�zawodnictwa, i wykorzystywa� swoje do�wiadczenie, by 13 narzuca� innym swoj� wol�. Podczas tej wyprawy Walcott stara� si� jak najwi�cej pr�nowa� w granicach istniej�cych mo�liwo�ci. Zdaniem Indy' ego by�o to o niebo lepsze od konieczn�ci wsp�ycia z kim�, kto ustanawia wszelkiego rodzaju ograniczenia i zakazy. - Indy, jeste� ca�y mokry. Gdzie ty si� podziewa�e�? - Cze��, Mara. P�ywa�em w rzece, w miejscu, gdzie znika u podstawy wzg�rz - odpowiedzia�. Mara Rogers, Amerykanka uczestnicz�ca w kursach podyplomowych na Sorbonie, by�a jedyn� osob� w�r�d nich, nie pracuj�c� nad doktoratem z archeologii lub antropologii. Studentka historii sztuki, smuk�a, bardzo �adna kobieta o jasnoniebieskich oczach, owalnej twarzy z wysoko zarysowanymi ko��mi policzkowymi i wydatnymi ustami oraz blond w�osami zwi�zanymi w kucyk budzi�a og�ln� sympati�. Nale�a�o te� doda�, �e by�a go�ciem specjalnym Walcotta. - To znaczy, pop�yn��e� ni� pod ziemi�? - Zgadza si�. -1 co si� sta�o? Indy rozejrza� si� po prowizorycznej kuchni polowej. - Zosta�o co�? - Schowa�am dla ciebie troch� jedzenia z lunchu. - �wietnie. Pozw�l, �e zmieni� ubranie, a potem opowiem ci, co si� wydarzy�o. Kilka minut p�niej, przy misce gulaszu z wo�owiny, Indy opisa� swoje odkrycie. Kiedy sko�czy� opowie��, zdziwi� si�, �e dziewczyna najwyra�niej nie uzna�a jego wyczynu za co� nadzwyczajnego. - Wracasz tam? - spyta�a. - Pewnie, i tym razem mam zamiar lepiej si� przygotowa�. - Roland wie, co robisz? Indy pomy�la�, �e nale�a�o teraz uwa�a� na s�owa. Nie wiedzia�, jak blisko ze sob� byli Mara i laborant. - Oczywi�cie, widzia�em si� z nim w g�rze rzeki. - Mog� i�� z tob�? Chcia�abym obejrze� t� jaskini�. -No, nie wiem, to jest troch� niebezpieczne. Musia�aby� naprawd� dobrze p�ywa�. - Nazywali mnie jasnow�os� syrenk�, kiedy by�am dzieckiem. P�ywa�am codziennie przez godzin� lub dwie w rzece San Juan. Mieli�my ogromne rozlewisko w Bluff, w stanie Utah, gdzie dorasta�am. Indy nie mia� nic przeciwko Marze, ale nie chcia� te�, aby popsu�a mu plany. 14 - A co na to Roland? Mo�e mu si� to nie spodoba�. -Nie potrzebuj� jego zgody na wszystko, co robi�. Je�li b�d� chcia�a pop�ywa�, zrobi� to. Gdyby jednak Walcott zobaczy� ich razem, m�g�by zakaza� Indy'emu zbli�ania si� do groty. Indy zacz�� si� zastanawia�, jakby tu zniech�ci� Mar� do towarzyszenia mu i r�wnocze�nie jej nie obrazi�, kiedy nadesz�o czterech innych student�w. - Hej, czy kt�re� z was widzia�o Rolanda? -zapyta� jeden z nich. - Polaz� gdzie� sam - odpowiedzia�a Mara. Indy spodziewa� si�, �e Mara opowie reszcie o jego poszukiwaniach w g��bi rzeki i oczami wyobra�ni zobaczy� ju� sw�j plan rozpadaj�cy si� na drobne kawa�ki. Ka�dy chcia�by si� przy��czy�, a Walcott zaprzepa�ci�by tak� okazj �. Ale Mara nie powiedzia�a nic na ten temat. -No c�, je�li b�dziecie go widzie�, powiedzcie, �e zamierzamy przej�� kilka kilometr�w wzd�u� w�wozu. Indy i Mara �yczyli im szcz�cia, po czym patrzyli, jak grupka si� oddala. - Dzi�ki, �e nie zrobi�a� szumu wok� tej jaskini. - Nie by�o powodu. Nie wiemy jeszcze nawet, czy tam co� jest. Kiedy sko�czy� lunch, Walcott jeszcze nie wr�ci� i Indy musia� pogodzi� si� z my�l�, �e zabierze Mar� ze sob�. Pomy�la�, �e mo�e dziewczyna zmieni zdanie, gdy wejdzie do lodowatej wody, a mo�e wpadn� na Walcotta zanim dojd� do pieczary. W takiej sytuacji Indy zaplanowa�, �e oddali si� i nie b�dzie si� miesza� w sprawy Mary i Walcotta. - Dlaczego nie posz�a� z Rolandem, kiedy wychodzi� z obozu? -spyta�, gdy kierowali si� w stron� rzeki. - Nie mia�am ochoty. Wiesz, on nie jest moim ch�opakiem. - My�la�em, �e... Wy dwoje zawsze trzymali�cie si� razem. - Ale mi ju� tego wystarczy. Zm�czy�am si� chodzeniem za nim wsz�dzie jak cie� i to w�a�nie mu powiedzia�am, zanim wyszed�. Przykro mi, je�li zrani�am jego uczucia, ale tak to w�a�nie odbieram. - Zastanawia�em si�, co w nim widzia�a�. - Przyja�nili�my si� przez jaki� czas, ale prawd� m�wi�c, jedynym powodem, dla kt�rego tutaj przyjecha�am, by�a ch�� obejrzenia malowide� skalnych. Kiedy Indy us�ysza�, �e Walcott zabiera ze sob� kobiet� z wydzia�u historii sztuki, pomy�la� o najgorszym. Doszed� do wniosku, �e na pewno zacznie urz�dza� awantury na temat konieczno�ci 15 spania pod namiotem, pomagania przy przygotowywaniu posi�k�w i wykonywania innych nudnych rob�t. Ale Mara zupe�nie nie pasowa�a do jego wyobra�enia o historykach sztuki. Ch�tnie robi�a wszystko, co by�o konieczne, i ani razu nie zdarzy�o jej si� narzeka�, nawet wtedy, gdy pierwszej nocy znalaz�a mysz poln� w swoim �piworze. - Wi�c naprawd� s�dzisz, �e mamy szans� odkry� now� jaskini�? - spyta�a, gdy szli wzd�u� brzegu rzeki. - Jestem nawet tego pewien. Pytanie tylko, czy ktokolwiek �y� w niej dziesi�� tysi�cy lat temu i czy zostawi� wizyt�wk�. - To by by�o cudowne, gdyby�my mieli tyle szcz�cia. Tak bardzo si� ciesz�, �e pozwoli�e� mi p�j�� z tob�. Indy u�miechn�� si�, ale nie odpowiedzia�. - Mia�e� jakie� problemy z wyjazdem z Pary�a? - spyta�a. Wzruszy� ramionami. - Znalaz�em na to czas. Nie przebaczy�bym sobie straty takiej szansy. -Nie to mia�am na my�li, to znaczy... Zastanawia�am si�, czy zostawi�e� tam dziewczyn�. Indy za�mia� si�. - Raczej nie. - Jak mam to rozumie�? - Nie ma nikogo, komu musia�bym t�umaczy� si�, �e wyje�d�am. - Prawd� m�wi�c, nie da� dziewczynom nawet szansy zbli�y� si� do siebie od czasu, gdy pozna� swojego pierwszego nauczyciela archeologii, kt�ry zabra� go do Grecji. Ale to zdarzy�o si� prawie dwa lata temu i teraz zaczyna� patrze� na kobiety w innym �wietle. W�a�ciwie czeka� tylko, by znale�� odpowiedni� wybrank�. Kiedy dotarli do podstawy wzg�rza, gdzie rzeka znika�a w w�skiej grocie, Indy usiad� na brzegu i zdj�� buty. Rzuci� okiem na Mar� w nadziei, �e mo�e zd��y�a zmieni� ju� zdanie po tym, jak tu dotar�a. Ona jednak my�la�a o zmianie czego� innego. - Tylko nie patrz - powiedzia�a i schowa�a si� za k�p�ja�owca. Indy otworzy� plecak i upewni� si�, �e wodoszczelne opakowanie ze �wiecami i zapa�kami jest dobrze zabezpieczone. W plecaku znajdowa� si� jeszcze tylko bicz. Nie mia� ochoty d�wiga� dodatkowych kilogram�w, ale pozostali uczestnicy wyprawy zabrali wszystkie liny, jakie znale�li w obozie w nadziei, �e u�yj� ich przy schodzeniu w d� zag��bienia do jaskini. Poza tym bicz by� czym� w rodzaju talizmanu, kt�ry przynosi� szcz�cie. 16 Us�ysza�, jak Mara pod�piewuje co�, i pozwoli� sobie zerkn�� przez rami� w momencie, gdy rzuca�a bluzk� na krzaczek obok. Dostrzeg� jej ramiona i nogi poprzez g�szcz krzew�w, po czym jej spodnie wyl�dowa�y obok bluzki. U�miechn�� si� sam do siebie 1 odwr�ci� g�ow�. - Nie patrzysz, prawda? - Oczywi�cie, �e nie. - Ciesz� si�, �e wzi�am kostium ze sob� - powiedzia�a. - S�dzi�am na pocz�tku, �e to g�upie, ale chyba wierzy�am, i� b�d� mia�a okazj� go wykorzysta�. - R�wnie dobrze mog�a� go zostawi�. - Co przez to rozumiesz? Indy za�mia� si�. - Poniewa� mog�aby� p�yn�� w ubraniu. Woda jest zimna. - Przez chwil� my�la�am... ach, niewa�ne. Mara podoba�a mu si� coraz bardziej. Zacz�� sobie ju� nawet wyobra�a�, jak to b�dzie, kiedy wr�c� do Pary�a. Widzia� ich razem, siedz�cych przy fontannie na placu Saint-Michel, przechadzaj�cych si� po Ogrodach Luksemburskich lub te� zagubionych w Luwrze. - Czy tu b�dzie tak, jak w kana�ach �ciekowych? - spyta�a. - S�ucham? - No wiesz, tak jak w les Egouts, �ciekach paryskich. By�e� tam? Indy przyzna�, �e tej cz�ci Pary�a nigdy nie zwiedzi�. - Och, musisz tam p�j��. To jest jak podziemne miasto. - Chyba potrzebowa�bym przewodnika - odpowiedzia� Indy. -Mo�e zaprowadzisz mnie tam, kiedy wr�cimy do Pary�a? - Indy! -krzykn�anagle. Poderwa� si� i pobieg� w stron� Mary. Sta�a przyparta do krzaka ja�owca, z nagimi, zesztywnia�ymi nogami i ramionami skrzy�owanymi na piersiach. - Patrz! Przy jej stopach le�a� zwini�ty czarny, b�yszcz�cy w��. Grubo�ci� dor�wnywa� nadgarstkowi Indy'ego, a jego j�zyk szybko wysuwa� si� i znika� w gardzieli. Indy powoli schyli� si� i si�gn�� po kamie�. W�� odwr�ci� g�ow�, przeszywaj�c go spojrzeniem dziwnych, hipnotyzuj�cych oczu. Indy zastyg� w bezruchu, nie m�g� podnie�� kamienia. Wygl�da�o to zupe�nie, jakby popad� w letarg. Gad nagle prze�lizgn�� si� po jego nagiej stopie i znikn�� w�r�d ska�. Gdy wyprostowa� si�, Mara obj�a go. - Do diab�a. Nawet si� nie przestraszy�e�. 2 Indiana... 1 / Oczy Indy'ego by�y rozszerzone ze strachu. Serce wali�o mu w piersiach. Patrzy�, jak w�� znika mi�dzy dwoma kamieniami. - Ani troch�. To przecie� tylko w��. - Przerazi� mnie na �mier�. Nagle Indy zda� sobie spraw� z blisko�ci Mary. Odsun�a si� nie�mia�o, poprawiaj�c zsuwaj�ce si� rami�czko kostiumu k�pielowego. - No c�, czy nie powinni�my ju� wchodzi� do wody? - powiedzia�a. Pomy�la�, �e wygl�da osza�amiaj�co. - Nadal masz na to ochot�? -Nie s�dzisz chyba, �e s� jeszcze jakie�... - W�e w wodzie? Nie, j est dla nich za zimna, poniewa� s� zimnokrwiste. W niskich temperaturach robi� si� ospa�e. - To dobrze. Zeszli w d�, w stron� wody, rami� w rami� i Indy zdziwi� si�, jak �atwo wszystko im razem sz�o, jak bez �adnego wysi�ku zbli�yli si� do siebie. Zupe�nie jakby znali si� od lat. Lecz zaraz potem znowu pomy�la� o Walcotcie. Spojrza� w g�r�, zlustrowa� wzg�rza w poszukiwaniu Anglika. Wyobrazi� sobie, jak siedzi gdzie� wysoko, przygl�da si� im zazdro�nie, ro�nie w nim gniew, a wreszcie szar�uje na d�, aby pokrzy�owa� plany Indy'ego. - Na co patrzysz? - spyta�a Mara. - Tak po prostu, na wzg�rza. Zanurzy�a stop� w wodzie. - Auu, jaka zimna. Ale to oznacza, �e mam teraz nad tob� przewag�. - Niby dlaczego? - Nie wiedzia�e�, �e kobiety maj� dodatkow� warstw� t�uszczu, kt�ry chroni je przed zimnem? Indy wszed� do strumienia. Zastanawia� si�, jak podpowiedzie� jej, �e w takim razie mog�aby go rozgrza�, ale zachowa� to dla siebie. - Szcz�ciara z ciebie. - Si�gn�� do plecaka i wyj�� bicz. - To pomo�e nam si� nie zgubi�. Zawi�za� jeden koniec wok� jej szczup�ej talii. - Dobry pomys� - powiedzia�a. - Ale czy nie zesztywnieje od wilgoci? - Bicz? Natr� go olejem, gdy ju� wyschnie. B�dzie jak nowy. -Zacisn�� drugi koniec wok� swojego paska. Dzieli�o ich oko�o trzech metr�w rzemienia, wystarczaj�co du�o, �eby p�yn�c nie kopali si� 18 wzajemnie. Martwi� si� tylko, �e Mara mo�e si� przestraszy� i ci�gn�� go. W takiej sytuacji obydwoje by uton�li. - Jeste� pewna, �e potrafisz wstrzyma� oddech przez dwie minuty? - Mam znakomit� pojemno�� p�uc. - Zrobi�a g��boki wdech i kostium wybrzuszy� si� pod naporem piersi. - Tak, widz�. - Ruszyli w stron� wlotu do groty, nurt pcha� ich do przodu, a �wiat�o robi�o si� coraz bardziej przy�mione. - My�lisz, �e uda ci si� pokona� ten pr�d? - Zaczekaj tu - odrzek�a i ruszy�a w d� rzeki na odleg�o��, na jak� pozwala�a d�ugo�� bicza. Zanurzy�a si� i przez jaki� czas nie m�g� jej dojrze�. Chwil� p�niej gibka sylwetka mign�a mu przed nosem, gdy Mara prze�lizgn�a si� obok, a zaraz potem poczu� szarpni�cie i zobaczy�, jak dziewczyna si� wynurza. - Nie�le. Teraz widz�, dlaczego nazywali ci� syrenk�. Krople wody po�yskiwa�y na jej ramionach i nogach. - No to ruszajmy. Kiedy dotarli do miejsca, w kt�rym sklepienie znika�o pod powierzchni� wody, Indy da� Marze sygna� i obydwoje zanurkowali. Tym razem wydawa�o si�, �e zaj�o to raptem kilka sekund, zanim Indy poczu� nad sob�powietrze i wynurzy� si�. Za pierwszym razem pop�yn�� dalej w d� rzeki, ni� by�o to konieczne, ale �wiadomo��, �e ju� raz to zrobi� sprawi�a, i� teraz podwodna wycieczka posz�a du�o �atwiej. Mara wpad�a na niego i wychyli�a si� na powierzchni�. - To wcale nie by�o trudne. Ale gdzie my jeste�my? Nic nie widz�. - W tej chwili p�yniemy z nurtem w d� rzeki. Tu jest �ciana. Znalaz�em wyst�p. - Gdzie? Poprowadzi� jej r�k�. - Tutaj. -Mam. Indy uczepi� si� ska�y, si�gn�� do plecaka i wyci�gn�� metalowy pakunek wielko�ci mydelniczki ze �wiecami i zapa�kami w �rodku. Nie by�o w nim wody, to dobry znak. Zapali� zapa�k�, i d�wi�k ten zagrzmia� mu w uszach. Jasne �wiat�o wype�ni�o jaskini�. Przystawi� p�omie� do �wieczki i poda� j� Marze, po czym zapali� kolejn�. -Indy, patrz! - Co to jest? 19 Wyst�p by� w�ski, a sklepienie znajdowa�o si� nie wi�cej ni� cztery metry nad ich g�owami, ale to nie to przyci�gn�o uwag� Mary. Raptem kilka metr�w od nich rzeka rozdziela�a si� na dwie odnogi i ta skr�caj�ca w lewo wp�ywa�a do ogromnej jaskini, kt�rej sufit si�ga� tym razem co najmniej dziesi�ciu metr�w. - Jak wiele mo�e zmieni� ma�e �wiate�ko. - Indy zsun�� si� z wyst�pu i wp�yn�� bokiem do kana�u, trzymaj�c �wiec� nad g�ow�. Skierowa� wzrok ku g�rze, w poszukiwaniu skalnej wn�ki. M�g� p�j�� o zak�ad, �e znajd� tu jaskinie nietkni�te przez wod� i nie odkryte przez cz�owieka od czas�w epoki lodowcowej. - Sp�jrz w g�r�! - krzykn�a Mara. Indy poszed� za jej wzrokiem w kierunku sklepienia. Wysoko na �cianie by�o zag��bienie szerokie na oko�o dwa metry i w po�owie tak wysokie. Kiedy kierowa� si� w stron� �ciany, stopami natrafi� na w�sk� podwodn�p�k� skaln� i stan�� na niej. Podci�gn�� Mar�, aby mog�a postawi� nogi obok niego. - Zimno ci? Potar�a ramiona r�kami. - Troch�. A tobie? - Jestem ca�y zdr�twia�y. Przytrzyma�a �wieczk� przy jego twarzy i dotkn�a palcem jego ust. - Twoje wargi s�niebieskie. - Pochyli�a si� do przodu i poca�owa�a go �agodnie. - My�l�, �e ju� si� rozgrzewaj�. Zgasi� swoj� �wiec� i w�o�y� j� z powrotem do plecaka, potem si�gn�� r�k� do talii Mary i odwi�za� bicz. - Je�li wn�ka oka�e si� odpowiednia, pomog� ci si� wspi��. - Tu jest bardzo stromo. My�lisz, �e uda ci si� tam dosta�? Zwin�� bicz i wrzuci� go do torby. - To b�dzie proste. Je�li spadn�, to i tak wyl�duj� w wodzie. -Znalaz� miejsce na r�k�, potem na stop� i podci�gn�� si�. Powoli pokonywa� tras� w g�r� �ciany. Wreszcie, kiedy by� ju� tylko oko�o trzech metr�w od zag��bienia, zauwa�y�, �e widzi wszystko w jaskini bez pomocy �wieczki. �wiat�o by�o przy�mione, ale sta�e, co oznacza�o, i� promienie s�o�ca musia�y wpada� przezjedn�z dziur. Pokona� kraw�d� wn�ki i wczo�ga� si� do �rodka. - Mara! - Co si� sta�o? - Musisz to zobaczy�. 2. Zdrada pod ziemi� Walcott nie posiada� si� z rado�ci, wr�cz tryska� szcz�ciem. Mia� w r�kach prawdopodobnie najstarsze z odkrytych do tej pory znalezisk archeologicznych. Szczeg�y w rysach glinianego nied�wiedzia by�y niesamowicie dok�adne. Dostrzega� wyra�nie k�pki glinianej sier�ci, ostre siekacze, a nawet fa�dy mi�ni ramion. Jedyne skazy, jakie dojrza�, to dziurki na klatce piersiowej, ale nawet te mog�y jedynie �wiadczy� o wieku nied�wiedzia. Poza tym znalaz� w komnacie jeszcze dwa gliniane bawo�y, a nie wiadomo jak wiele takich pomieszcze� znajdowa�o si� w jaskiniach i jak du�o statuetek mie�ci�y. Dzi�kowa� w my�lach Jonesowi za wskazanie mu w�a�ciwej drogi. Gdy tylko us�ysza� opowie�� studenta, Walcott zda� sobie spraw�, �e wzg�rze musia�o obfitowa� w jaskinie, i �e istnia� prawdopodobnie spos�b, �eby dokopa� si� do jednej z nich, gdyby tylko znale�� odpowiednie miejsce. Postanowi�, �e rozejrzy si� woko�o i wr�ci tutaj sam, tak pr�dko jak tylko b�dzie m�g�. Ale kr�lik zaprowadzi� go do celu. Zwierzak wyskoczy� z zaro�li, gdy Walcott grzeba� lask� w pobli�u du�ego g�azu. Wsadzi� kij w dziur� w ziemi i na zewn�trz wygramoli�y si� cztery m�ode. Nacisn�� znowu i kijek zag��bi� si�; znalaz� wej�cie. Roland zastanawia� si� przez chwil�, czy nie p�j�� po narz�dzia i nie poprosi� o pomoc, ale to by�o jego odkrycie, wy��cznie jego. P� godziny zaj�o mu kopanie r�kami i kijem, ale w ko�cu uda�o mu si� dotrze� do czego�, co od razu go porazi�o, i co uzna� za najwi�ksze chyba, jak do tej pory, odkrycie archeologiczne. Ka�de wi�ksze muzeum na �wiecie chcia�oby mie� w swoich zbiorach 21 autentyczny relikt epoki lodowcowej i Walcott wiedzia�, �e mo�e na tym zbi� fortun�. Ale teraz trzeba b�dzie przemy�le�, jak dobrze wszystko rozegra�. Nale�a�o upewni� si�, czy podniecenie nie we�mie g�ry nad zdrowym rozs�dkiem. Nie chcia�, �eby Jones znalaz� drog� do tych komnat. Musia� pobiec do obozowiska i zabroni� mu wchodzenia do groty, powiedzie�, �e i tak mia� du�o szcz�cia, i� nie uton��. Walcott nie mia� poj�cia, czy da�o si� tu dotrze� od strony podziemnej rzeki, ale nie zamierza� ryzykowa�. Od�o�y� figurk� bawo�a i wszed� do przyleg�ego pomieszczenia. Wi�cej cudownych statuetek z epoki kamiennej spoczywa�o na ziemi. Naliczy� dwa nied�wiedzie, renifera i drugiego bawo�a, a pozostawa�a jeszcze co najmniej jedna komnata s�siaduj�ca z tym pomieszczeniem. Gdyby dobrze rozegra� karty, m�g�by si� sta� bogatym cz�owiekiem. Jak tylko wr�c� do Pary�a, zwolni si� z uniwersytetu. Nast�pnie wr�ci tu i przetrz��nie ca��jaskini�. Zabierze wi�kszo�� przedmiot�w, ale zostawi jeden lub dwa nietkni�te, tak �eby m�g� po�wiadczy� autentyczno�� swojego odkrycia. Obejdzie wszystkich kustoszy muze�w i handlarzy sztuki, a potem sprzeda znaleziska temu, kto zaproponuje najlepsz� cen�. Sorbona b�dzie pewnie podejrzewa�a, �e znalaz� jaskini�, kiedy pracowa� u nich, ale nie potrafi� nic udowodni�. Powie po prostu, �e przypuszcza�, i� w okolicy mog�a znajdowa� si� grota, i �e wr�ci�, �eby rzuci� na to okiem po tym, jak odszed� z uczelni. �ciany pokrywa�y malowid�a zwierz�t, ale Walcott nie po�wi�ci� im wi�kszej uwagi. Nie mo�na przecie� od�upa� rysunk�w ze ska�y i sprzeda� ich. Beznadziejna g�upota i tyle. Mara bez w�tpienia wpad�aby w zachwyt. Mo�e nawet podzieli si� z ni� odkryciem. To na pewno wywar�oby na dziewczynie wra�enie. Ca�kiem prawdopodobne, �e wtedy zmieni�aby zdanie co do propozycji, jak� jej przedstawi�. Mia� w�a�nie przej�� do nast�pnej komnaty, kiedy us�ysza� jaki� ha�as. Ws�ucha� si� uwa�nie i ruszy� w kierunku wej�cia do pomieszczenia. Zn�w to us�ysza�. G�os. Cholerny dra�, znalaz� drog� do tego miejsca, pomy�la�. Ale do kogo on m�wi? Niewa�ne. Nikt nie pokrzy�uje mi plan�w. Nie pozwol� na to. 22 - Co o tym s�dzisz? - spyta� Indy, gdy Mara z zachwytem wpatrywa�a si� w ponad dziesi�ciometrow� �cian�, pokryt� rysunkami w�ochatych mamut�w, jeleni, nied�wiedzi i bawo��w. Po drugiej stronie wida� by�o j eszcze wi�cej malowide� zwierz�t, jak r�wnie� kilkana�cie odcisk�w d�oni obrysowanych farb� oraz szereg dziwnych symboli. - Fantastyczne, po prostu fantastyczne - odpowiedzia�a cichym g�osem. - Czy jeste� pewien, �e one s� naprawd� staro�ytne? - Bez w�tpienia - odrzek� Indy. - Wystarczaj�co du�o takich grot znaleziono w tych okolicach. Z ca��pewno�ci� patrzysz na malowid�a z epoki lodowcowej. - Sp�jrz na te kolory - czerwie�, ���, br�z, czer�. Chcia�abym ich dotkn��, ale chyba lepiej nie. - Z tego co wiem, farb� robiono z naturalnych minera��w - powiedzia� Indy. - Ciekawe, czego u�yli jako spoiwa. - Pewnie krwi lub t�uszcz�w zwierz�cych. - S�dzisz, �e to j est naprawd� istotne odkrycie? - spyta�a Mara. - Zale�y, na co jeszcze si� tutaj natkniemy. W najgorszym wypadku znale�li�my troch� fascynuj�cej paleolitycznej sztuki jaskiniowej, por�wnywalnej z tym, co odkryto ju� do tej pory. Mara przysun�a si� bli�ej �ciany i wskaza�a palcem na czworono�ne zwierz�, kt�re wydawa�o si� mie� pojedynczy r�g wyrastaj�cy z g�owy. - Popatrz na to. To jednoro�ec. Indy za�mia� si�. - Nie by�bym taki pewien. - Ja wierz� w jednoro�ce - powiedzia�a cicho. - One naprawd� istnia�y. - Sk�d wiesz? Mara przesun�a si� wzd�u� fresku, oceniaj�c rysunki. - Po prostu wierz� w to. Nie s�dzisz chyba, �e ta jaskinia zosta�a ju� odkryta, co? - W�tpi�. Nawet gdyby �adne z nas o niej nie s�ysza�o, mieszka�cy wioski, z kt�rymi rozmawiali�my w Montignac, co� by nam powiedzieli. Sprawiali wra�enie dobrze poinformowanych, gdy pytali�my o wszystkie pozosta�e groty. - Chyba masz racj�. - Zobaczmy, co wi�cej tu znajdziemy - powiedzia�. Dziury w dw�ch ze �cian prowadzi�y do kolejnych pomieszcze� i Indy ruszy� prosto w stron� najja�niej szego pokoju. Kr�tki korytarz 23 doprowadzi� ich do komnaty z j eszcze wi�ksz� ilo�ci� fresk�w. �wiat�o wpada�o przez szczelin� w odleg�ym rogu sklepienia, ale Indy zwr�ci� uwag� na inne odkrycie. Kilka krok�w od niego le�a�a metrowej wielko�ci gliniana figurka nied�wiedzia, stoj�cego na tylnych �apach, a gdy rozejrza� si� naoko�o, zauwa�y� dwie inne statuetki. Mara zd��y�a ju� dostrzec nied�wiedzia i przykucn�a tu� przed nim. - Sp�jrz tylko na to! - Teraz powiedzia�bym, �e dokonali�my istotnego odkrycia -rzek� Indy, przykl�kaj�c na jedno kolano. - To znaczy, je�li to jest naprawd� relikt z epoki kamiennej. - Szkoda, �e ma tyle tych ma�ych otwork�w na piersiach - zauwa�y�a Mara. Indy podni�s� z pod�ogi ostro zako�czony kamie�, kt�ry le�a� tu� obok nied�wiedzia. - Popatrz tylko, ten kamie� zosta� obrobiony. Wydaje mi si�, �e szaman kuca� tutaj i nak�uwa� glinianego nied�wiedzia. - Po co mia�by to robi�? - Prawdopodobnie, �eby spowodowa� �mier� prawdziwego zwierz�cia. To magia, tak stara, jak te wzg�rza. - C� za przes�dni ludzie musieli tutaj mieszka�. Indy wzruszy� ramionami. - Dla jednych przes�dy, dla innych religia. - Przeszed� w poprzek pomieszczenia i oceni� otw�r w suficie. - Czy mo�emy wyj�� t�dy? - spyta�a Mara. - Nie za bardzo u�miecha mi si� wracanie do tej lodowatej wody. Wydawa�o si�, �e szczelina j est na tyle du�a, �eby mo�na si� ni� prze�lizgn��, ale Indy natychmiast sta� si� podejrzliwy. Ziemia na pod�odze jaskini wygl�da�a na �wie��. Zaraz potem dostrzeg� odcisk stopy. Od razu ogarn�o go rozczarowanie; statuetki by�y prawdopodobnie pochodzenia wsp�czesnego. - Kto� ju� tutaj by� przed nami. - Co? Kiedy? - Nie tak dawno temu. -1 nadal tu jestem. Indy obr�ci� si� i zauwa�y� Walcotta, stoj�cego u wej�cia do s�siedniej komnaty z wycelowanym w ich stron� rewolwerem. - Roland?! - krzykn�a zdziwiona Mara. - Nie b�dziesz ju� musia�a si� martwi� p�ywaniem w g�r� rzeki, kochanie - powiedzia� Walcott. - Jak znalaz�e� wej�cie? - spyta� Indy. 24 - Jestem z natury leniwy, Jones. Szuka�em �atwiejszej drogi do �rodka, a �e mia�em troch� szcz�cia, ma�y kr�lik wskaza� mi drog�. - Roland, od�� ten pistolet! - warkn�a Mara. -Ale�, Maro. Wielce mi ciebie szkoda. Mia�em nadziej�, �e wszystko inaczej si� u�o�y. - Pozb�d� si� tego, Walcott, albo wrobi� ci� w niez�e bagno, gdy wr�cimy do Pary�a - zagrozi� Indy, staraj�c si� m�wi� stanowczym tonem. Walcott za�mia� si�. - Ale z ciebie dzieciak, Jones. Taka szkoda, �e nie b�dzie ci dana szansa dorosn��. - Roland, prosz�. Niczego nie zrobili�my - b�aga�a Mara. - By�e� tu pierwszy. Tobie przypadn� zas�ugi za odkrycie. Nie nam. Nagle Indy zrozumia�, o co chodzi�o. - To nie na zas�ugach mu zale�y. On chce zachowa� dla siebie znaleziska. - Masz racj�, Jones. Jest tu wi�cej pomieszcze� i wi�cej relikt�w ni� widzicie, a ja zamierzam zabra�, co do mnie nale�y. - One nie s� twoje. Nie mo�esz ich sprzeda� - warkn�a Mara. -Nie jeste� �owc� skarb�w. Jeste� naukowcem. - Przemy�l to jeszcze - powiedzia� Indy. Walcott machn�� rewolwerem. - Starczy tego gadania. Cofnijcie si�. Chc� zobaczy�, jak si� tutaj dostali�cie. Wracaj�c do pierwszej komnaty, Indy zauwa�y� na pod�odze sw�j plecak. W �rodku znajdowa� si� bicz. Ale zanim m�g� cokolwiek zrobi�, Walcott i Mara weszli za nim do pomieszczenia. - Gdzie jest wej�cie? - spyta� Walcott. Mara wskaza�a palcem na otw�r. Walcott chwyci� j� za kark i pchn�� w stron� dziury. Przy�o�y� bro� do jej g�owy i przyjrza� si� uwa�nie. - T�dy wi�c mo�na trafi� wprost do rzeki. Bardzo dobrze. - Zostaw j� w spokoju, Walcott - warkn�� Indy, przesuwaj�c si� pomi�dzy Anglika i sw�j plecak. - Je�li nie chcesz, �ebym jej zrobi� krzywd�, lepiej r�b, co ci m�wi�. - Walcott odst�pi� od otworu, ca�y czas trzymaj�c Mar� za kark. -Chc�, �eby� przeczo�ga� si� przez t� dziur� nogami do przodu, Jones. Indy natychmiast uzmys�owi� sobie, �e Walcott ma zamiar zastrzeli� go i zepchn�� cia�o do rzeki. Musia� zaryzykowa� i to szybko. Z�o�y� r�ce w b�agalnym ge�cie i zacz�� prosi�: 25 - Nie zabijaj nas, prosz�. Nie zabijaj. - Zgi�� si� wp� i chwyci� za brzuch. - Och, nie czuj� si� zbyt dobrze. - Powiedzia� to cienkim, histerycznym g�osem. Walcott za�mia� si� i wtedy w�a�nie Indy chwyci� plecak i cisn�� nim w j ego stron�. Niestety, w po�piechu nie trafi� w cel. Jestem martwy, pomy�la�. Walcott wycelowa� rewolwer w g�ow� Indy'ego. - Ty cholerny... - Mara rzuci�a si� Rolandowi pod nogi, �api�c za kolana, a bro� wystrzeli�a w sklepienie jaskini. Indy run�� na Wal-cotta, chwyci� go w pasie i obydwaj potoczyli si�, walcz�c o bro�. Rewolwer wystrzeli� ponownie, i jeszcze raz. Indy z�apa� Walcotta za nadgarstek i uderzy� nim o ziemi�, a �mierciono�ne narz�dzie wypad�o Anglikowi z d�oni. Walcott wykona� gwa�towny ruch do przodu, aby je odzyska�, ale Mara zd��y�a ju� kopn�� bro� poza zasi�g ramion laboranta. Indy wyszarpn�� bicz z plecaka i zamachn�� si�, by uderzy� Walcotta, gdy ten czo�ga� si� w kierunku rewolweru. Anglik krzykn�� z b�lu, kiedy w�ze� na ko�cu rzemienia przeci�� mu sk�r� na policzku. Rzuci� si� do ty�u i si�gn�� po bro�, ale bicz zawin�� si� wok� r�ki i Indy odci�gn�� go. Walcott walczy� za�arcie, ale Mara by�a szybsza, podnios�a bro� i wycelowa�a. - St�j! - krzykn�a. - Koniec gry, kolego - powiedzia� Indy. - Hej, kochani, nie znacie si� na �artach? - zachichota� Walcott, podnosz�c r�ce do g�ry i szczerz�c z�by w u�miechu. - Sprawdza�em was tylko. - Niez�y dowcip, Roland - odpar�a Mara. - My zdali�my test, ale ty obla�e� - stwierdzi� Indy. Walcott odwi�za� bicz z ramienia. - Mam nadziej�, �e nie bierzecie tego wszystkiego serio. Oczywi�cie, �e znaleziska pow�druj� do Sorbony. - Ty za� wyl�dujesz w wi�zieniu za pr�b� zab�jstwa. - Indy spojrza� na Mar�. - Lepiej daj mi rewolwer. Nie ufam mu. Kiedy podawa�a mu bro�, Walcott nagle podbieg� w stron� �ciany, rzuci� si� w otw�r i znikn�� im z oczu. Chwil� p�niej us�yszeli plusk, gdy wpada� do wody. Indy zajrza� w ciemn� dziur�. - Walcott? - krzykn��. Woda szemra�a w absolutnej ciszy. 26 - Powiem wam jedno. Nie b�d� za nim t�skni�. Ani troch� -powiedzia� jeden ze student�w, gdy wszyscy siedzieli na brzegu rzeki w oczekiwaniu na policj�. - Ani ja - doda� kto� inny. Indy i Mara wr�cili do obozu i opowiedzieli, co si� sta�o. Ku ich zaskoczeniu, nikt nie wydawa� si� bardzo zdziwiony faktem, i� Wal-cott dokona� pr�by zab�jstwa. Podczas gdy Indy uda� si� do Monti-gnac, aby zg�osi� wypadek, Mara zaprowadzi�a wszystkich do grot, przypuszczalnie po to, by szuka� Walcotta. Kiedy Indy nadszed� z �andarmem i kilkoma mieszka�cami miasteczka, Mara i cz�� uczestnik�w wyprawy czeka�a u wej�cia do jaskini, a reszta w��czy�a si� po pieczarach, badaj�c malowid�a skalne i figurki. �andarm przej�� kontrol� nad sytuacj� i rozkaza� wszystkim opu�ci� jaskini�. Teraz, kiedy miejscowi prowadzili swoje w�asne poszukiwania, Indy'ego powoli zacz�o m�czy� wys�uchiwanie cynicznych uwag koleg�w ze studi�w i postanowi� si� przej��. - Mog� si� przy��czy�? - spyta�a Mara. - Pewnie. - Wszyscy oni zachowuj� si� tak dziecinnie, jakby to by� jeden wielki dowcip - powiedzia�a. -Nie byli razem z nami w jaskini. - Indy popatrzy� w stron� miejsca, gdzie rzeka wyp�ywa�a spod wzg�rz. Dojrza� w oddali �andarma, kt�ry najwyra�niej kierowa� si� w ich stron�. -Ale jednak... - Wiem. B�d� naprawd� szcz�liwy, kiedy to wszystko si� sko�czy i udamy si� z powrotem do Pary�a - powiedzia� Indy, zmierzaj�c w kierunku policjanta. - Ja r�wnie�. U�miechn�� si� do Mary. - Mo�e mogliby�my si� wsp�lnie wybra� do kana��w albo co� w tym stylu. Nie odpowiada�a przez kilka sekund. - Chcia�abym, ale... - Masz jednak ch�opaka? -Nie, to nie o to chodzi. Lubi� ci�, Indy. Naprawd�. Ale problem w tym, �e wyje�d�am z Pary�a w przysz�ym tygodniu. - Opuszczasz nast�pny semestr? - Nie wracam ju� na Sorbon�. Dosta�am stypendium na Uniwersytecie Rzymskim. Tam w�a�nie zamierzam uko�czy� doktorat. To jest naprawd� odpowiednie miejsce dla historyka sztuki. 27 - No c�, ciesz� si� z twojego szcz�cia... Powodzenia. - Szkoda, �e nie spotka�am ci� wcze�niej - odrzek�a ze smutkiem w g�osie. Indy wzruszy� ramionami. - C�, czasami tak si� uk�ada. - B�dziesz do mnie pisa�? - spyta�a. - Je�li tylko chcesz. Dotkn�a jego ramienia. - Sprawi�oby mi to przyjemno��. Napisz� do ciebie, jak tylko dojad� i znajd� zakwaterowanie. - Nie ma �adnego �ladu cia�a po drugiej stronie wzg�rz, gdzie wyp�ywa rzeka - powiedzia� �andarm, gdy ju� do nich dotar�. - Oczywi�cie to jeszcze nic nie znaczy. Mog�o si� zapl�ta� gdzie� pod ziemi�, albo te� rzeka je znios�a. - Ale pan s�dzi, �e on nie �yje? - spyta�a Mara. - Prawdopodobnie skr�ci� kark podczas upadku. Mo�e, pomy�la� Indy. Z dziwnego powodu nie opuszcza�o go jednak wra�enie, �e Walcott mimo wszystko zdo�a� w jaki� spos�b prze�y� i uciec. 3. Trzy razy W Nowa Anglia - maj roku 1928 M�czy�ni w bia�ych kombinezonach stali na d�ugich drabinach i przycinali g�ste, spl�tane p�dy bluszczu, zas�aniaj�ce ca�kowicie du�e, kwadratowe okna. Pracowali pod uwa�nym spojrzeniem gar-gulca, kt�ry patrzy� na nich z g�ry, z gzymsu starego ceglanego budynku. Poni�ej t�umy student�w k��bi�y si� na chodnikach promenady miasteczka uniwersyteckiego. Ka�demu zale�a�o, by zd��y� z jednego wyk�adu na drugi. Indy zatrzyma� si� na moment, by przyjrze� si� pracy. Wci�gn�� g��boko �wie�e, wiosenne powietrze i ruszy� dalej. Jeszcze tylko dwa tygodnie zaj�� i b�dzie wolny, pomy�la� i u�miechn�� si� sam do siebie. Baga�e zosta�y ju� spakowane, a bilet na poci�g do Cortez w Co-lorado le�a� na kredensie. To mo�e by� wspania�e lato! Jego my�li zaprz�tn�y wakacyjne plany; mia� zamiar odda� si� czemu�, co w wyobra�ni nazywa� trzema W - w��cz�dze, wypoczynkowi i wspania�ej kobiecie. Pierwsze dwa elementy mia� zapewnione, ostatni za� mo�liwy do spe�nienia, co wynika�o z biegu zdarze�. Oczywi�cie wszystko �ci�le wi�za�o si� z jego badaniami, prawdziwym powodem, dla kt�rego wybiera� si� w podr�, a uniwersytet wspiera� go finansowo. Jednak w opinii Indy'ego tego lata praca w Four Corners powinna okaza� si� czyst� przyjemno�ci�. Nie tylko wr�ci na po�udniowy zach�d, gdzie sp�dzi� kilkana�cie lat dzieci�stwa, ale spotka si� jeszcze z Mar� Rogers, po raz pierwszy od kiedy si� z ni� po�egna� w Pary�u cztery lata temu. Ich romans zosta� raptownie uci�ty zanim jeszcze zd��y� rozkwitn��, ale 29 przez ostatnie dwa lata uda�o im si� o�ywi� stare uczucia poprzez korespondencj�; pisywali do siebie coraz cz�ciej. Kiedy dotar� do budynku administracyjnego, dwie studentki z zaj��, kt�re prowadzi�, przeci�y mu drog� i wpad�y na niego. Wiedzia�, �e kolizja ta nie by�a przypadkowa, ale i tak przeprosi�. - Profesorze Jones, czy czyta� pan ju� t� now� ksi��k� Franza Boasa Antropologia a �ycie nowo�ytne? Podobno obala teori� rasy nadludzi. Indy u�miechn�� si�. - S�ysza�em o tym, Millie, ale prawd� m�wi�c, dotychczas zajmowa�em si� wy��cznie studiowaniem �ycia w czasach staro�ytnych. Mo�e jednak kt�rego� dnia nadrobi� zaleg�o�ci. A teraz wybacz, prosz�, jestem um�wiony na lunch. - Ciekawe z kim - powiedzia�a studentka, gdy si� oddala�. Pojecha� wind� na najwy�sze pi�tro budynku administracyjnego w towarzystwie profesora o bia�ych krzaczastych brwiach, podpieraj�cego si� lask�. By� nadal w doskona�ym nastroju i nie my�l�c nawet o tym, zacz�� nuci� pod nosem popularn� piosenk� zas�yszan� w radiu. Stary profesor zmarszczy� brwi, po czym spyta�: - Czy mi si� tylko wydaje, czy pr�buje pan pod�piewywa� Ma-kin Woopeel Indy za�mia� si�. - C�, nie jest to z pewno�ci�Button Up Your Overcoat. Winda zazgrzyta�a i stan�a w miejscu. Indy wkroczy� na pluszowe dywany klubu wydzia�owego. �ciany pokryto tu bogat� mahoniow� boazeri�, a gdzieniegdzie wisia�y du�e portrety poprzednich rektor�w uniwersytetu. Kilkana�cie mocno wysiedzianych krzese� rozrzuconych by�o po korytarzu, wi�kszo�� z nich zajmowali m�czy�ni, czytaj�cy �New York Times" i pal�cy fajki. - Dzie� dobry. Czym mog� s�u�y�, profesorze... Indy obr�ci� si� i zauwa�y� przed sob� m�czyzn� w smokingu, z zaczesanymi do ty�u w�osami. - Jones. Czekam na kogo�. Powinien tu by� lada chwila. - Zarezerwuj� panu stolik dla dw�ch os�b - powiedzia� kelner, po czym si� oddali�. Indy zawsze wola� spo�ywa� lunch w kafejce na obrze�u kam-pusu, kiedy tylko nie jada� u siebie w biurze, ale zdawa� sobie te� spraw�, �e Marcus Brody doceni spokojniejsze i nieco bardziej dostojne wn�trze klubu wydzia�owego. Poszukuj�c wzrokiem wolnego 30 krzes�a, zauwa�y� dw�ch koleg�w z wydzia�u archeologii, siedz�cych na sofie. Spogl�dali w jego kierunku i wymieniali si� uwagami. Znakomicie, pomy�la�. Teraz powinien podej�� i pogada� z nimi, jakby byli najlepszymi kumplami. Na szcz�cie nagle drzwi windy otworzy�y si� i wyszed� Brody, co oszcz�dzi�o Indy'emu tego obowi�zku. - Witam, Indy. Mi�o ci� widzie�. - Brody u�miechn�� si� i po ojcowsku poklepa� go po ramieniu. - Mam nadziej�, �e nie kaza�em ci d�ugo czeka�. - Sk�d�e znowu, Marcus. - Indy wzi�� starszego m�czyzn� pod r�k�. - Chod�my, stolik ju� na nas czeka. Ledwie zd��yli si� usadowi�, a ju� pojawi� si� kelner i zebra� zam�wienia: gulasz w�gierski dlaBrody'ego i miseczk� minestrone dla Indy'ego. - By�em akurat w mie�cie, wi�c wpad�em na pomys�, by zatrzyma� si� i sprawdzi�, co u ciebie s�ycha� - powiedzia� Brody. -Nie mog�oby by� lepiej. Lubi� uniwersytet, miasto r�wnie�, ale najbardziej podoba mi si� fakt, i� nie jestem tu ograniczony tak jak wtedy, gdy uczy�em archeologii celtyckiej. Indy straci� posad� asystenta profesora na Uniwersytecie Londy�skim, poniewa� jego zainteresowanie archeologi� celtyck� os�ab�o. Pragn�� odkrywa� inne kultury staro�ytne, a potraktowane to zosta�o jako brak zaanga�owania. Tutaj wszystko wygl�da�o inaczej. Zamiast specjalizowa� si� w konkretnej kulturze, jego zainteresowania mog�y zosta� skierowane na archeologi� staro�ytnych j�zyk�w i symboli. By�a to niejako furtka do studiowania i badania dowolnych cywilizacji w dowolnych przedzia�ach czasowych. Tego w�a�nie chcia� najbardziej. - C�, mi�o mi to s�ysze�. - Brody nerwowo zgina� i rozprostowywa� palce. - S�ysza�em pochlebne opinie. Brody zast�powa� Indy'emu ojca przez d�ugie lata, po tym, gdy ten porzuci� j�zykoznawstwo na rzecz archeologii, a jego prawdziwy ojciec zaprzesta� wszelkich kontakt�w. Brody, w gruncie rzeczy, poprowadzi� jego karier�, poleci� go na zajmowane stanowisko, a co wi�cej - odegra� istotn� rol� w zdobyciu przez niego pierwszej pracy nauczyciela w Londynie. Indy zna� go dobrze i zawsze potrafi� zauwa�y�, �e co� go trapi. - A teraz powiedz mi, o czym chcia�e� naprawd� porozmawia�. O co chodzi, Marcus? Brody rozprostowa� palce i po�o�y� d�onie na stole. 31 - Jestem po prostu odrobin� zmieszany spraw� dotycz�c� twoich stosunk�w z niekt�rymi studentkami. Indy za�mia� si�. - Taki problem nie istnieje - Nie ma dymu bez ognia, Indy. - W tej kwestii akurat ogie� ledwo si� tli i to ju� od d�u�szego czasu. - Jak zatem odpowiesz na te pog�oski? - Brody obstawa� przy temacie. Indy wzruszy� ramionami. - Chodzi o statystyk�, Marcus. Niekt�rzy z moich koleg�w s� po prostu odrobin� zazdro�ni. - Jak� statystyk�? Indy uczy� na uniwersytecie dopiero drugi rok, a ju� pojawi�a si� lista os�b oczekuj�cych w kolejce, aby ucz�szcza� na jego wyk�ady. Jednak tym, co przyci�ga�o najwi�ksz� ciekawo��, by� stosunek liczebny kobiet i m�czyzn na jego wyk�adach. - Trzy czwarte moich student�w stanowi� kobiety, podczas gdy dziewi��dziesi�t procent wszystkich archeolog�w to m�czy�ni. O t� statystyk� mi chodzi. - Teraz rozumiem - powiedzia� Marcus, gdy podawano do sto�u. - Niespotykane - doda�, gdy kelner oddali� si� od stolika. Indy nie zada� sobie trudu, �eby opowiedzie� Brody'emu, �e sta� si� nawet ofiar� licznych dowcip�w, kr���cych po wydziale. � Jo-nes za cel swojej kariery stawia sobie ubranie archeolog�w w sp�dniczki..." �Czy s�ysza� pan, �e zamierza poprowadzi� wyk�ad na temat, jak zrobi� makija� na czaszce?..." �Prowadzi specjalne seminarium, na kt�rym t�umaczy, jak u�ywa� szpadla nie �ami�c paznokci i nie brudz�c sobie kolan..." �Rozumiem, �e jego wyk�ady na temat obrz�dk�w p�odno�ci s� szczeg�lnie popularne". Brody wskaza� widelcem na Indy'ego. - Mo�e to ju� najwy�sza pora, �eby� sobie znowu kogo� znalaz�? Up�yn�o ju� sporo czasu, od kiedy umar�a Deirdre. Deirdre Campbell by�a mi�o�ci� �ycia Indy'ego i nadal w�tpi�, czy kiedykolwiek spotka kogo� takiego jak ona. Ale wiedzia� te�, �e �ycie toczy si� dalej i uda�o mu si� nawet zostawi� wspomnienia za sob�. Indy prze�kn�� �y�eczk� minestrone. - Marcus, pos�uchaj, nie uciekam przed kobietami, po prostu nie znalaz�em jeszcze tej odpowiedniej. 32 Odk�d przy��czy� si� do grona wyk�adowc�w, utrzymywa� sporadyczne stosunki z absolwentk� wydzia�u historii, a tak�e z asystentk� wyk�adowcy w katedrze literatury. Obydwie jednak us�ysza�y plotki, jakie kr��y�y na temat Indy'ego i zako�czy�y znajomo��, pomimo jego zaprzecze�. Doszed� do wniosku, �e je�li mu nie ufa�y, to ich przyja�� i tak widocznie nie by�a nic warta. Brody pokiwa� g�ow� z zamy�lonym wyrazem twarzy. - Indy, jest jeszcze jeden pow�d, dla kt�rego chcia�em si� dzisiaj z tob� zobaczy�. - Co znowu? - zaciekawi� si� Indy. - W sierpniu odb�dzie si� miesi�czne sympozjum na temat archeologii staro�ytnego Rzymu. Muzeum jest jednym ze sponsor�w. Wiesz, �e mamy najwi�ksz� ekspozycj� po�wi�con� Rzymowi, poza samym Rzymem rzecz jasna. Tak czy inaczej pomy�la�em, �e mo�e b�dziesz mia� ochot� wzi�� w tym udzia�. Mog� za�atwi� pokrycie koszt�w podr�y. Pracowa�by� dla mnie i za�o�� si�, �e m�g�by� spotka� jakie� interesuj�ce, m�ode... - Marcus, bardzo doceniam to, �e o mnie my�lisz, ale wakacje mam ju� zaplanowane. Wyruszam na zach�d i jak to si� czasami zdarza, zamierzam si� z kim� zobaczy�. Brody wygl�da� na zawiedzionego, cho� tylko przez chwil�. - Chyba powinienem by� spyta� wcze�niej. Co zamierzasz robi�? Indy opowiedzia� mu o swoich planach, jak r�wnie� o Marze. - Wygl�da na to, �e wy dwoje macie sporo wsp�lnego - skomentowa� Brody, gdy Indy sko�czy� opowiada�. Marcus mia� racj�. Zar�wno Mara, jak i Indy wr�cili do Ameryki, aby tu zacz�� prac�. Jak si� p�niej okaza�o, Mara podziela�a zainteresowania m�odego archeologa prekolumbijsk� sztuk� skaln� po�udniowego wschodu. Co wi�cej, nie tylko wychowa�a siew Santa Fe, w Nowym Meksyku, ale nawet urodzi�a si� w Bluff, w stanie Utah, w mie�cie, kt�re Indy zamierza� wykorzysta� jako baz� wypadow� do wycieczek w okoliczne kaniony. - Zamierzacie wi�c spotka� si� na �rodku pustyni. Nie jest to m�j spos�b na mi�osne uniesienia, ale i tak za�o�� si�, �e b�dziesz �wietnie si� bawi�. Indy u�miechn�� si� chytrze. - Chcia�a si� upewni�, �e przyjad� na przesilenie dnia z noc�. Mo�e my�li o jakim� rodzaju obrz�dku p�odno�ci. 33 Indy wci�� zastanawia� si� nad spotkaniem z Brodym, id�c na nast�pne za