Bradford Taylor Barbara - Akt woli
Szczegóły |
Tytuł |
Bradford Taylor Barbara - Akt woli |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Bradford Taylor Barbara - Akt woli PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Bradford Taylor Barbara - Akt woli PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Bradford Taylor Barbara - Akt woli - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
akt woli
BARBARA TAYLOR
BRADFORD
przełożyła Joanna Kazimierczyk
Z uczuciem wielkiej miłości poświęcam
tę książkę pamięci moich rodziców −
Fredy i Winstona Taylorów. Ona obdarzyła
mnie największym darem, jaki matka może
dać dziecku − pragnieniem wybicia się.
On uczył mnie, jak zachować siłę ducha i
być nieugiętą.
Z całego serca poświęcam tę książkę
również memu mężowi Bobowi,
którego miłość i pomoc dorównały
darom moich rodziców.
GDAŃSK 1991
Strona 4
Tytuł oryginału ACT OF WILL
Projekt okładki i strony tytułowej
Paweł Adamów
Fotografia na okładce
Krzysztof Czapiewski
Redaktor
Ewa Mironkin
Redaktor techniczny
Elżbieta Smolarz
Korektor
Małgorzata Paszkowska
Copyright © 1986 by Barbara Taylor Bradford
Copyright for the Polish Edition and Translation by Oficyna Wydawnicza „Graf”, 1991
First published by DOUBLEDAY & COMPANY, INC.
GARDEN CITY, NEW YORK 1986
Wydanie pierwsze
Druk i oprawa:
Wrocławskie Zakłady Graficzne
Wrocław,
ul. Oławska 11
Zam. 766/91/00
ISBN 83-7067-006-7
Strona 5
Prolog
Audra, Christina i Kyle
1978
Audra Crowther siedziała na sofie w saloniku pięknego mieszkania
swej córki, znajdującego się na dachu jednego z wysokościowców
Manhattanu. Była bardzo spięta; tak mocno ściskała dłonie, że pobiela-
ły jej kostki palców. Wodziła też wzrokiem od córki Christiny do
wnuczki Kyle.
Obie kobiety stały pośrodku pokoju i wpatrywały się w siebie. Twa-
rze miały blade, a ich oczy miotały płomienie; pełne gniewu słowa
wypowiedziane przed kilkoma minutami zdawały się jeszcze dźwięczeć
w ciepłym, popołudniowym powietrzu.
Audrę ogarnęło uczucie całkowitej bezradności. Zdawała sobie
sprawę, że wszelkie próby odwoływania się do zdrowego rozsądku tych
kobiet czy przeciwstawianie się im będą stratą czasu, przynajmniej w
tej chwili. Każda z nich była bowiem przekonana, że to ona ma rację i
żadne perswazje nie byłyby w stanie tego zmienić lub skłonić do próby
zrozumienia racji drugiej strony.
Konflikt matki z córką, ten dystans między nimi podkreślało nawet
ubranie. Niebieskie dżinsy i tenisówki Kyle w połączeniu ze stylową,
koszulową bluzką z białego batystu nadawały jej dziwnie dziecięcy,
bezbronny wygląd, który jeszcze podkreślał brak makijażu i długie,
proste, opadające na ramiona włosy. Christina zaś miała na sobie ele-
gancką, kosztowną i znakomicie skrojoną suknię z surowego jedwabiu
z obcisłym żakiecikiem. Strój ten na pewno pochodził z jej własnej
kolekcji; srebrzysta szarość jedwabiu tworzyła doskonałe tło dla krótko
5
Strona 6
obciętych kasztanowych włosów ze złoto-rudawym połyskiem; podkre-
ślała też kolor oczu, które zawsze stanowiły najciekawszy rys jej urody.
Szczupła, bardzo zadbana, wcale nie wyglądała na swoje czterdzieści
siedem lat.
Dojrzałość przeciwko młodości, kobieta światowa przeciwko zbun-
towanej studentce, matka przeciwko córce... − myślała Audra tłumiąc
westchnienie. Cóż, nie po raz pierwszy przecież matka i córka nie zga-
dzały się ze sobą, konflikt ten był stary jak świat.
Nagle Kyle przerwała przedłużające się milczenie.
− Mamo, jeszcze jedna rzecz − krzyknęła. − Nie masz prawa wcią-
gać w całą tę awanturę biednej babci, którą sprowadziłaś specjalnie aż z
Anglii...
− Nie zrobiłam tego − przerwała Christina. − Telefonował do niej
twój ojciec...
− Tak, tak, mów dalej, spychaj winę na tatę − ostrym głosem prze-
rwała Kyle.
− To naprawdę ojciec dzwonił do babci − zaprotestowała Christina.
− Czy nie tak, mamo? − zwróciła się do Audry.
Audra utkwiła spojrzenie we wnuczce i powiedziała:
− To prawda, Kyle.
Kyle gwałtownym ruchem odrzuciła do tyłu grzywę czarnych wło-
sów, a potem wepchnęła ręce do kieszeni dżinsów. Ruchy miała szorst-
kie, jakby rzucała nimi wyzwanie. Duże, ciemnobrązowe oczy, zazwy-
czaj łagodne, teraz błyszczały buntowniczo.
− Myślał chyba, że potrzebujemy mediatora. Ale ja tak nie uwa-
żam, nie ma tu nic do uzgadniania... − Urwała, odwróciła się do Audry
i z półuśmiechem dodała: − Przepraszam, babciu, nie chcę być nie-
grzeczna, ale nie powinno się zmuszać ciebie do podróży przez pół
świata tylko dlatego, że moi rodzice odkryli, iż nie mają na mnie
wpływu, że nie dają już sobie ze mną rady − Kyle roześmiała się niena-
turalnym chrapliwym śmiechem. − Widzisz, kłopot w tym, że moi ro-
dzice traktują mnie jak dziecko. Można by pomyśleć, że mam dziewięć
lat, a nie dziewiętnaście. Słowo daję, ich zachowanie jest po prostu
śmieszne.
6
Strona 7
Zanim Audra zdołała jakoś skomentować te hałaśliwe stwierdzenia,
Kyle już odwróciła się do Christiny. Głos jej stał się jeszcze bardziej
ostry, gdy wyrzuciła z siebie:
− Nic, ale to absolutnie nic nie skłoni mnie, żebym zmieniła zda-
nie. Nic. I nikt. Nawet babcia. Będę starała się przeżyć swoje życie tak,
jak chcę. To jest moje życie. Ty i tata możecie mnie zostawić bez gro-
sza, wcale mi na tym nie zależy. Znajdę sobie pracę i zarobię na utrzy-
manie w czasie studiów. Nie potrzebuję od was żadnej pomocy!
− Ani ojciec, ani ja nigdy nic nie mówiliśmy, że przestaniemy cię
utrzymywać − zawołała Christina, rozgoryczona i zła, że Kyle mogła
zasugerować coś takiego. − Twój problem tkwi w niezdolności do roz-
sądnego i spokojnego rozważenia całej sprawy. Tracisz panowanie nad
sobą, kiedy tylko próbujemy przedstawić ci jakieś sensowne argumen-
ty.
− Proszę, i kto to mówi! Ty również nie jesteś spokojna!
Christina zacisnęła usta z irytacją, ale spróbowała powstrzymać na-
rastający gniew.
− To chyba nic dziwnego, nie uważasz? − odparła lodowatym to-
nem. − Zbudowałam ogromne, międzynarodowe imperium mody warte
miliony dolarów i ty jesteś moim jedynym dzieckiem, moją spadko-
bierczynią. Zawsze było wiadomo, że pewnego dnia zajmiesz moje
miejsce. Jest to zrozumiałe dla wszystkich. Przecież mając właśnie to
na uwadze kształciliśmy cię odpowiednio... a teraz ni stąd, ni zowąd
oświadczasz, że nie chcesz mieć nic wspólnego z tym przedsiębior-
stwem. Jestem...
− Nie, nie chcę! − krzyknęła Kyle. − Czy nie dociera do ciebie,
mamo, to, co mówię ci od dawna? Nic mnie nie obchodzi to całe twoje
imperium. Niech je diabli wezmą, niech się zawali! To nie moja spra-
wa. To twój problem, mamo, a nie mój!
Christina z trudem chwytała oddech. Gwałtowność zachowania Ky-
le wstrząsnęła nią równie silnie jak i jej słowa. Audra zauważyła to i
szybko zwróciła się do Kyle:
− Uspokój się, proszę.
Kyle natychmiast zrozumiała, że posunęła się za daleko i przygryzła
w zakłopotaniu wargi. Czerwone plamy wystąpiły jej na policzkach
7
Strona 8
i na szyi. Spojrzała na babkę siedzącą na sofie z pobladłą twarzą. Do-
strzegła w jej szczerych, jasnoniebieskich oczach smutek i rozczarowa-
nie, a także wyraz łagodnej nagany. Ogarnęło ją zakłopotanie i wstyd.
Zrozumiała, że wiele straciła w oczach babki, którą bardzo kochała. I to
było najtrudniejsze do zniesienia. Wybuchnęła płaczem i wybiegła z
pokoju, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Christina patrzyła za nią w osłupieniu. Czuła się upokorzona; była
zła i spięta.
− Czy możesz w to uwierzyć? − wybuchła i zrobiła krok naprzód,
chcąc pójść za Kyle.
− Nie, nie. Pozwól jej odejść − powiedziała stanowczo Audra, pod-
chodząc do córki.
Ujęła Christinę za ramię i poprowadziła ku sofie. Ostrożnie posadzi-
ła córkę i sama usiadła obok niej.
− Nie ma sensu tego kontynuować − powiedziała. − Tylko się jesz-
cze bardziej obie rozgorączkujecie, a dobrze wiesz, że gniew jest naj-
gorszym doradcą i trudno jest później odwołać to, co się powiedziało.
Musisz też przyznać, że w tej chwili obie jesteście mocno podenerwo-
wane.
− Tak, to prawda − zgodziła się Christina.
Z roztargnieniem przesunęła ręką po włosach, a potem opadła bez-
silnie na poduszki, czując się nieszczęśliwa i sfrustrowana. Po chwili
jednak poderwała się i nerwowo zaczęła chodzić przed kominkiem.
Audra przyglądała się córce i poczuła narastający niepokój. Nigdy
jeszcze nie widziała Christiny w takim stanie − tak podnieconej i znie-
cierpliwionej, tak bliskiej wybuchu. Zwykle, bez względu na okolicz-
ności, była bardzo opanowana. Ale też nigdy dotychczas jej świat nie
przeżył takiego wstrząsu. Audra wiedziała, że słowa Kyle, choć wypo-
wiedziane bezmyślnie, w uniesieniu i bez prawdziwej złośliwości, bar-
dzo zraniły Christinę. Zapragnęła opatrzyć tę ranę najlepiej, jak umiała,
powiedziała więc spokojnie:
− Kyle nie to miała na myśli, Christie, mówiąc, że nic jej nie ob-
chodzi przedsiębiorstwo, że wszystko może się zawalić...
Obchodzi ją, jestem pewna, jak i tego, że bardzo cię kocha.
8
Strona 9
− Okazuje to jednak w szczególny sposób − mruknęła Christina nie
patrząc na matkę i nie przerywając nerwowego spaceru po pokoju. Cią-
gle jeszcze odczuwała ból zadany przez córkę.
Audra westchnęła, rozumiała bowiem jej stan, i nie przerywała wię-
cej milczenia. Wtuliła się w róg sofy oczekując, aby córka się uspo-
koiła, zadowolona, że przynajmniej zakończyła się hałaśliwa i niemiła
wymiana zdań. W pokoju panowała zupełna cisza, którą zakłócał tylko
lekki szelest jedwabnej sukni Christiny, tykanie stojącego na komodzie
zegara i przytłumione dźwięki ulicznego gwaru na Sutton Place, który
dochodził przez wysokie okna tarasowe otwarte w ten ciepły, majowy
dzień. Spojrzała w stronę tarasu migoczącego plamami słonecznego
światła, pełnego kwitnących roślin i zieleni, myśląc z roztargnieniem,
czy dobrze by się tu przyjęły różowe azalie.
Potem wróciła znowu spojrzeniem do wnętrza. Przez chwilę niepo-
kój oddalił się, gdy dostrzegła piękno swego otoczenia, w którym do-
minowały odcienie żółci: od brzoskwiniowej poprzez morelową aż do
jasnokremowej. Wchłaniała w siebie to piękno... bezcenne dzieła sztuki
na ścianach: dwa Cézanne'y, jeden Gauguin, wytworne, stare angielskie
meble z ciemnego, lśniącego drzewa... brązowa rzeźba − dzieło Arpa...
obfitość kwiatów w kryształowych wazonach. A wszystko to podświe-
tlone lampami o jedwabnych abażurach i podstawach ze starej chińskiej
porcelany.
Audra pomyślała, że Christina i Alex mają doskonały smak, i poczu-
ła przypływ macierzyńskiej dumy. Nie tylko z powodu wykwintnego
stylu ich życia widocznego w tym pokoju, lecz zwłaszcza z tego, jakimi
byli ludźmi: wszystko to osiągnęli wspólnie, razem. Ich związek od-
znaczał się szczególną harmonią, małżeństwo krzepło w miarę upływu
lat i za to Audra była wdzięczna losowi.
Myśli jej skierowały się do Alexa Newmana. Był człowiekiem ła-
godnym, jednym z najbardziej dobrotliwych ludzi, jakiego znała. Trak-
tował ją jak kochający syn − bardzo pragnęła mieć go teraz obok siebie.
Możliwe, że nie zdołałby zażegnać konfliktu, który nagle wybuchł
9
Strona 10
między jego żoną i córką, ale swym taktem, dobrym humorem i uwiel-
bieniem, jakie żywił dla Christiny, zawsze wywierał na nią kojący
wpływ.
Audra odwróciła głowę i spojrzała na zegar. Ku swemu rozczaro-
waniu zobaczyła, że dopiero dochodziła piąta, a Alex nigdy nie wracał
z pracy przed siódmą. Chociaż dzisiaj mógł przyjść wcześniej, wycho-
dzili bowiem na kolację na ósmą. Posmutniała myśląc o długim wie-
czorze, jaki ją czekał. Jeśli zachowanie Kyle w najbliższych godzinach
nie zmieni się, to wieczór zapowiada się wyjątkowo nieciekawie.
W tej chwili Christina, jakby czytając w jej myślach, powiedziała:
− Wcale mnie nie cieszy myśl o pójściu na kolację do Jacka i Betsy
Morganów, choć są tacy mili i tak do ciebie przywiązani, mamo. Nie
będzie to przyjemne, gdy Kyle jest w takim bolszewickim stanie ducha.
Christina wreszcie przestała chodzić i spojrzała na matkę, uśmiecha-
jąc się przy tym ze smutkiem. Szare oczy wyrażały głębokie zatroska-
nie. Po raz pierwszy zauważyła zmęczenie malujące się na twarzy Au-
dry, przygryzła więc wargę i zmarszczyła brwi.
− Kochanie, musisz być śmiertelnie zmęczona lotem! Jakże ego-
istycznie zachowujemy się wszyscy od wczoraj. Nawet nie daliśmy ci
szansy na złapanie tchu. Chyba najlepiej będzie, jeśli zapakuję cię do
łóżka i odpoczniesz do kolacji.
− Nie, jeszcze nie teraz, Christino. Czuję się dobrze, wszystko jest
w porządku − stwierdziła Audra.
Christina podeszła do sofy, usiadła obok matki, wzięła ją za rękę i
mocno uścisnęła, wpatrując się w twarz pełną zmarszczek. Ogarnęła ją
fala głębokiej miłości.
Szare oczy przepełnione były czułością, gdy się odezwała:
− Opinie Kyle często bywają przesadzone, ale ma rację mówiąc, że
niepotrzebnie ściągnęliśmy cię tu z tak daleka... − przerwała nagle,
gdyż poczuła się winna.
Matka miała prawie siedemdziesiąt jeden lat i nie należało jej obar-
czać ich własnymi problemami. Oboje z Alexem sami powinni umieć
10
Strona 11
dać sobie radę z nieposłuszną córką. Zirytowana myślą o swej niepo-
radności Christina zawołała:
− Nie jesteśmy wobec ciebie w porządku, oczekując, że rozwiążesz
nasze kłopoty. Powinnaś być u siebie w domu, zajmować się ogrodem
albo chodzić na spacery nad morze. Na pewno uważasz mnie i Alexa za
parę idiotów!
− Nie bądź śmieszna − Audra uścisnęła szczupłą, wąską dłoń córki,
tak odmienną od jej własnej, zniekształconej artretyzmem. − Wiedząc,
że mnie potrzebujecie, przyjechałabym do was bez względu na wszyst-
ko, nawet gdybym miała te trzy tysiące mil przebyć pieszo. Kocham
cię, Christie, kocham tę moją zbuntowaną wnuczkę i kocham Alexa.
Nie mogę znieść tego, że jesteście nieszczęśliwi.
Christina zwierzyła się matce głosem pełnym napięcia:
− Kyle źle robi porzucając naukę w Instytucie Mody i w ten sposób
traktując moje przedsiębiorstwo. Zawsze cieszyłam się na myśl o tym,
że pewnego dnia ona przejmie to wszystko z moich rąk. − Ostatnie
słowa uwięzły jej w gardle i dopiero po chwili mogła kontynuować. −
Och, mamusiu, o co tu właściwie chodzi? Przecież pracowałam tak
ciężko z myślą o niej! I po co mi to wszystko, jeśli Kyle to odrzuca −
oczy Christiny napełniły się łzami. Odwróciła głowę, aby je ukryć.
Audra poczuła przypływ współczucia dla córki. Próbując ją pocie-
szyć wyszeptała:
− Ależ Christie, kochanie moje, przecież sama doznałaś wiele
przyjemności i satysfakcji projektując modele, zdobywając sobie w
świecie mody pozycję i nazwisko. To było dla ciebie bardzo ważne,
traktowałaś to jako wyzwanie. Wszystko, co osiągnęłaś, jest zdumiewa-
jącym sukcesem. Więc powinnaś być z tego zadowolona... − urwała w
połowie, gdyż pomyślała, jak puste są słowa.
Ja i tylko ja sama wiem, co Christina poświęciła, ile naprawdę
kosztowało ją stworzenie tego, co posiada. Zapłaciła wysoką cenę,
straszliwą cenę. Właśnie dlatego teraz tak głęboko to przeżywa i nie
może znieść, że Kyle wszystko odrzuca...
− Te ostatnie dwa tygodnie, mamo, były z powodu Kyle istnym
piekłem − zauważyła Christina, trochę się już opanowawszy. − Ona
11
Strona 12
jest okropnie uparta. Zdumiewa mnie i wyprowadza z równowagi to, że
jest taka nieubłagana. Nigdy nie miałam do czynienia z kimś takim jak
ona.
Czyżby? − pomyślała Audra. Rzuciła córce zdziwione spojrzenie,
ale powstrzymała się i nie powiedziała nic więcej. Nie była to odpo-
wiednia pora na przypominanie dawnych zdarzeń. Cała rodzina i tak
przeżywała nadmiar emocjonalnych wstrząsów.
− Zawsze byłyśmy z Kyle dobrymi przyjaciółkami, jeszcze kiedy
była dzieckiem − zwróciła się do Christiny stanowczym głosem, − To
jest przyczyna, z powodu której zdecydowałyśmy, że powinnam z nią
pojechać do Nowego Jorku. Tak czy inaczej, obiecałam, że spędzimy
razem jutrzejszy dzień. Jestem pewna, że ona pragnie mi się zwierzyć,
ja zaś więcej niż chętnie jej wysłucham.
− Ale porozmawiasz z nią również, prawda? To znaczy będziesz
nie tylko słuchać. − I Christina nie czekając na odpowiedź dodała: −
Ona liczy się z tym, co mówisz; chce być dla ciebie dobra i miła. Czy
przemówisz jej do rozsądku, mamusiu?
Audra skinęła twierdząco i chociaż miała swoje obawy, to zdołała
dodać przekonywająco:
− Tak, zrobię to i, mam nadzieję, jakoś dojdziemy do ładu.
Po raz pierwszy od wielu dni Christina poczuła, że ciężar,
jaki dźwigała, zelżał i jej zmęczone oczy rozjaśniły się. Nachyliła
się ku matce i pocałowała zwiędły policzek, a potem położyła głowę na
jej ramieniu.
− Mamuśku, tak się cieszę, że tu jesteś − powiedziała. − Jesteś dla
mnie taką pociechą i wiem, że tak jak zawsze doprowadzisz wszystko
do porządku.
Mamuśku − powtórzyła Audra w milczeniu. Przez lata była „mamą”
lub „mamusią”. Mamuśka − to był zwrot z dzieciństwa. Słysząc go
teraz, po tylu latach, zadrżała. Wywoływał tak wiele wspomnień, a nie
wszystkie z nich były dobre. Potem jednak ogarnęła ją radość; uczucie
ciepła i miłości ścisnęło jej krtań, tak że przez moment nie mogła
przemówić. Automatycznym ruchem głaskała włosy córki.
12
Strona 13
To święta prawda, że stare nawyki odchodzą z trudem − pomyślała
pochylając się i całując czubek głowy Christiny. Ani pieniądze, ani
pozycja społeczna, ani sława nie zmienią faktu, że jest to moja mała
córeczka. I że nie mogę patrzeć, jak cierpi. Ale jest przecież i Kyle,
moja jedyna wnuczka, której smutek i nieszczęście też są nie do znie-
sienia. Co za dylemat! Jak trudno balansować po cieniutkiej linii mię-
dzy nimi obiema. Dobry Boże, czy znajdę mądrość i siłę, aby pomóc
każdej z nich, żadnej przy tym nie raniąc?
Zdając sobie sprawę, że córka ciągle oczekuje od niej odpowiedzi,
Audra odsunęła od siebie dręczące ją pytanie i rzekła miękko:
− Christie, mogę tylko spróbować wyjaśnić pewne sprawy. Powie-
działam ci, gdy przyjechałam, że nie będę się opowiadać po żadnej
stronie. Kyle w jednym ma rację: to jest jej życie i ona musi mieć pra-
wo przeżywać je tak, jak uzna za właściwe.
− Tak, rozumiem, co masz na myśli − Christina wyprostowała się i
odpowiedziała spokojnie. − Ale ona jest tak młoda i niedoświadczona,
że nie może dobrze wiedzieć, czego chce. Przynajmniej jeszcze nie
teraz.
Wstała i podeszła do drzwi wychodzących na taras, patrząc przed
siebie. Po czym nagle odwróciła się i obrzuciła matkę przenikliwym
spojrzeniem.
− Taka jednoznaczna rezygnacja z udziału w moim interesie jest
nie tylko głupotą z jej strony, ale i brakiem odpowiedzialności. Czyż
nie tak?
− Sądzę, że masz rację − musiała zgodzić się Audra. Pragnęła jed-
nak bronić wnuczki, nie mogła więc nie dodać: − Mimo to Kyle jest
dziewczyną nie tylko inteligentną, lecz także śmiałą i niezależną. Mu-
szę ci powiedzieć, że, moim zdaniem, jest jak na swój wiek dojrzała i
mądra − Audra zamilkła i pomyślała: Cóż, niech będzie, co ma być,
powiem wszystko do końca. Zaczerpnęła tchu i skończyła w sposób
bardzo stanowczy: − Chciałabym tylko, żebyś wzięła pod uwagę rów-
nież jej potrzeby, jej pragnienia. Obiecaj mi, że to zrobisz.
13
Strona 14
Christinę to stwierdzenie matki zaskoczyło i zanim odpowiedziała,
w pokoju przez chwilę panowała cisza. − Dobrze... tak... obiecuję.
Audra zwróciła uwagę na wahanie, z jakim córka złożyła obietnicę.
Powoli i z namysłem stwierdziła:
− Kiedyś, dawno temu, powiedziałam ci, Christino, że dziecko jest
ci tylko wypożyczone. Nie zapominaj o tym.
Christina wpatrywała się w matkę z jakimś dziwnym wyrazem twa-
rzy. Otworzyła usta, jakby chcąc przemówić, ale zrezygnowała. Od-
wróciła się gwałtownie, patrząc na taras i rozważając słowa matki.
Audra odgarnęła z twarzy pasmo siwych włosów i usiadła znowu
przyglądając się, czekając. Zobaczyła, że ramiona córki opadły w znie-
chęceniu, dostrzegła, że się zamyśliła.
Tak, Christina przypomniała sobie − pomyślała. − A ja powiedzia-
łam już dość na dzisiaj. Lepiej będzie zostawić na razie sprawy w spo-
koju.
Trzymając się mocno poręczy kanapy Audra z trudem się podniosła,
czując, że zmęczenie wreszcie ją zmogło.
− Myślę, że jednak odpocznę trochę przed kolacją − oświadczyła.
− Może nawet spróbuję się przespać.
− Tak, tak, powinnaś to zrobić − zgodziła się Christina. Podeszła
szybko do matki, objęła czule ramieniem i zaprowadziła do pokoju.
Pół godziny później Audra ku swej irytacji ciągle jeszcze nie spała.
Nie mogła zasnąć, choć bardzo się starała. Christina przyszła z nią do
gościnnego apartamentu, znajdującego się w dalszej części mieszkania,
zaciągnęła zasłony na oknach, poprawiła poduszki i w ogóle wykazy-
wała tyle troski, że Audra ze zniecierpliwieniem wyprawiła ją z sypial-
ni. Chciała wreszcie być sama. Rozebrała się, włożyła szlafrok i z przy-
jemnością wyciągnęła się na łóżku. Bolały ją wszystkie kości, a po
długiej podróży samolotem czuła się oszołomiona. W stawach rąk i nóg
pulsował ostry ból wywołany artretyzmem. Kiedy jednak położyła
14
Strona 15
głowę na poduszce, jej umysł zaczął pracować ze zdwojoną siłą.
Przede wszystkim martwiła się, czy nie popełniła omyłki, przyjeż-
dżając do Nowego Jorku. Może słuszniej byłoby odmówić prośbie
Alexa i zostawić ich samym sobie w rozgrywaniu tej batalii? Bo że to
już jest batalia, tego była zupełnie pewna. A także próba sił. Christie
będzie bardzo przeżywać i do końca pozostanie nieustępliwa. Kyle
zaprze się nogami, chcąc wygrać za wszelką cenę. Stawka była tak
wysoka, że zapewne żadna ze stron nie mogła zachować się inaczej. Do
czego wszystko to doprowadzi? Najpewniej do katastrofy. Obie prze-
cież nie mogą wygrać. A ta, która przegra, będzie rozgoryczona i ura-
żona.
− Muszę znaleźć jakiś sposób, żeby im pomóc w rozwiązaniu tego
konfliktu − powiedziała do siebie Audra, ale od razu zrozumiała, że nie
wie, co robić. Jeśli Alex, który postępował tak bardzo dyplomatycznie i
miał dar przekonywania, nie był w stanie rozstrzygnąć tego sporu, to na
pewno i ona nie zdoła wpłynąć na żadną z nich. Mimo to pomyślała z
determinacją, że musi znaleźć jakiś sposób.
Z westchnieniem zmęczenia Audra otworzyła oczy stwierdzając, że
nie jest jej sądzone zasnąć. Przestronna sypialnia emanowała spokojem,
jak zawsze zresztą, gdy delikatne światło sączyło się przez zasłony.
Biało-niebieska kolorystyka wnętrza, eleganckie umeblowanie i wi-
doczny zewsząd komfort budziły w niej dobre samopoczucie. Ale dzi-
siaj go nie doznawała.
Audra wzdrygnęła się. Przez okno wdarł się wieczorny wietrzyk
wiejący z East River. Ochłodziło się, w powietrzu pojawiła się jakaś
ostra wilgoć, która zdawała się przenikać wszystkie kości. Z drżeniem
naciągnęła na siebie kołdrę i sięgnęła po lekarstwo. Włożyła jedną ta-
bletkę do ust i popiła wodą, przypominając sobie jednocześnie, że to
dzisiaj już trzecia. Doktor ostrzegał ją, by nie brała więcej niż cztery
dziennie.
Czasem myślała o swoim artretyzmie, zastanawiając się, czy to jej
ciężkie życie tak wpłynęło na obecny stan zdrowia. Doktor Findlay
15
Strona 16
twierdził, że nie, ale gdy myślała o tym nie kończącym się szorowaniu i
sprzątaniu, praniu i prasowaniu, o wieloletnim nadludzkim wysiłku nie
mogła mu wierzyć. Cóż, tamte czasy dawno minęły. Na starość życie
ułożyło się jej znacznie lepiej.
Gdy odstawiała szklankę na stolik, jej spojrzenie zatrzymało się na
fotografii stojącej obok niebieskiej, szklanej lampy. Odwróciła się na
bok, oparła wygodnie twarz na dłoni i patrzyła w zamyśleniu na zdję-
cie.
Wpatrywały się w nią trzy twarze: Christiny, Kyle i jej własna.
Zdjęcie zostało zrobione latem ubiegłego roku w jej różanym ogrodzie
w Yorkshire. Jakiż to był szczęśliwy dzień dla nich wszystkich... jej
siedemdziesiąte urodziny. Pogoda była wspaniała, co uwieczniła kolo-
rowa fotografia.
Po herbacie podanej na tarasie Alex nalegał, żeby zrobić to zdjęcie.
„Aby uczcić okazję i pozostawić pamiątkę dla potomności” − jak
twierdził ze śmiechem, ustawiając je obok siebie przy starym zegarze
słonecznym, kilka kroków w prawo od jej najpiękniejszych herbacia-
nych róż.
− Trzy pokolenia − wyszeptała do siebie. − A wcale nie wygląda-
my na spokrewnione. Gdyby sądzić po powierzchowności, to mogłyby-
śmy być sobie obce. A jednak jesteśmy do siebie bardzo podobne, po-
dobne wewnętrznie... Prawie pół wieku temu powiedziano mi, że mam
niezłomną wolę, że jestem nieugięta i że kieruje mną ogromna we-
wnętrzna siła. Wtedy rozgniewało mnie to i zraniło. Ale to była praw-
da. I one odziedziczyły te cechy po mnie: moja córka i moja wnuczka.
Kiedy Christina była dzieckiem, uczyniłam wysiłek woli, który nieod-
wracalnie zmienił nasze życie. A później Christina, już jako młoda
kobieta, poszła moim śladem i dokonała aktu woli, który był równie
ważki jak mój. Teraz przyszła kolej na Kyle, ona stoi przed podobną
decyzją. I po tym, tak jak niegdyś, nasze życie nie będzie już takie sa-
mo jak poprzednio.
Audra gwałtownie usiadła.
− To ja jestem winna − powiedziała do siebie głośno i pomyślała:
16
Strona 17
Gdybym postąpiła inaczej, dziś wszystko byłoby inne. Wszystko, co
dzieje się teraz, jest echem zdarzeń mojej młodości. Przyczyna i sku-
tek: Każdy uczynek, jaki spełniamy, błahy lub znaczący, ma swoje
nieuniknione konsekwencje. To jest jak rzucanie kamyków do stawu i
przyglądanie się rozchodzącym się kręgom... coraz dalszym i dalszym.
Opadła z powrotem na poduszki i leżała, pozwalając sobie na wę-
drówkę myśli. Wszystkie skupiały się wokół Kyle.
Powoli ból w stawach dłoni i stóp zaczął ustępować, a ciało przy-
kryte kołdrą rozgrzewało się. Wreszcie Audra zamknęła oczy. Tysiąc
dziewięćset dwudziesty szósty rok − wspominała sennie − tak dawno
temu... ale nie aż tak dawno, bym nie pamiętała, jaka ja byłam w wieku
Kyle.
Strona 18
Audra
1926-1951
Rozdział pierwszy
Dzisiaj były jej urodziny.
Właśnie dziś, trzeciego czerwca tysiąc dziewięćset dwudziestego
szóstego roku, skończyła dziewiętnaście lat.
Audra Kenton stała przy oknie swego pokoju w szpitalu Fever,
znajdującym się w Yorkshire w miasteczku Ripon. Pracowała tu jako
pielęgniarka. Patrząc na ogród dostrzegała grę świateł i cieni na trawni-
ku, gdy promienie słońca przedzierały się przez korony dwu olbrzy-
mich dębów rosnących przy kamiennej ścianie. Wiał lekki wiatr: liście
drżały i szumiały, delikatnie migocąc zielonym lśnieniem. Było jasno i
cicho, wydawało się, że jest to dzień, który jakby otwierał ramiona i
zapraszał do wyjścia.
Z okazji urodzin przełożona dała Audrze wolne popołudnie. Pro-
blem polegał na tym, że dziewczyna nie miała dokąd pójść ani nie mia-
ła nikogo, z kim mogłaby spędzić ten czas. Była bowiem zupełnie sama
na świecie.
Audra miała tylko jedną przyjaciółkę − Gwen Thornton, też pielę-
gniarkę, ale Gwen wezwano wczoraj do domu w Horsforth. Zachoro-
wała jej matka i trzeba się było nią zająć. Już od tygodni Gwen zała-
twiała sobie zamianę na ten dzień, aby móc wyjść z Audrą i uczcić to
wyjątkowe wydarzenie; miał to być bardzo niezwykły dzień. Teraz
jednak wszystkie starannie obmyślone plany, obróciły się wniwecz.
Audra oparła głowę o futrynę okna i westchnęła, myśląc o tylu cze-
kających ją samotnych i pustych godzinach. Nieoczekiwanie coś ści-
snęło ją w gardle i poczuła łzy pod powiekami. Ogarnął ją smutek połą-
czony z gorzkim rozczarowaniem. Po chwili jednak powstrzymała
18
Strona 19
wzruszenie i zdołała się opanować. Zdecydowanie odsunęła od siebie
wszystkie negatywne emocje, nie miała bowiem zamiaru litować się
nad sobą. Gardziła tym uczuciem u innych ludzi, uznając je za oznakę
słabości. Ona była silna.
Zawsze mówiła jej o tym matka, a ona rzadko się myliła. Odwró-
ciwszy się od okna, Audra podeszła do krzesła i ciężko na nim usiadła,
ciągle zastanawiając się, co ze sobą zrobić.
Mogła, oczywiście, czytać albo wyszywać czy też wykończyć pro-
jekt bluzki, którą miała zamiar sobie uszyć, kiedy stać ją będzie na
kupno materiału. Jednakże żadne z tych zajęć nie pociągało jej. Nie
dzisiaj. Nie w dniu urodzin.
Tak bardzo czekała na okazję świętowania wraz z przyjaciółką, na
te kilka beztroskich godzin przyjemności, których teraz miała tak mało.
Nie bardzo było co świętować, a jakieś uroczyste okazje należały do
przeszłości. W ostatnich kilku latach jej życie zmieniło się tak dra-
stycznie, tak radykalnie, że z trudem rozpoznawała je jako swoje wła-
sne.
Przyszło jej w tej chwili na myśl, że zajęcie się jedną z tych co-
dziennych czynności, które pomagały spędzać wolny od pracy czas,
byłoby jeszcze gorszym wyjściem niż bezczynne siedzenie na krześle.
Wszystko to nie mogło zastąpić planów, które zrobiły obie z Gwen.
Audra przez długi czas uczyła się nie zwracać uwagi na pokój, w
którym mieszkała w szpitalu. Ale teraz, widząc go w pełnym słońcu,
boleśnie odczuła jego brzydotę i brak wygód. Urodzona w rodzinie
ziemiańskiej, wprawdzie bardzo zubożałej, Audra była jednak dziew-
czyną z poczuciem dobrego smaku, starannie wychowaną. Miała wy-
raźne zainteresowania artystyczne, stąd też cała skromność spartań-
skiego urządzenia pokoju, ten typowy dla zakładów użyteczności pu-
blicznej kolor farby na ścianach, nagle rzuciły się jej w oczy ze szcze-
gólną wyrazistością. Wszystko tu raziło jej wrażliwość. Otaczające ją
ściany były wymalowane posępnym szaro-beżowym kolorem, który
przechodził w ciemną szarość linoleum pokrywającego podłogę. Żelaz-
ne łóżko, chybotliwy nocny stolik i komoda wyróżniały się nie tylko
19
Strona 20
tym, że były bardzo zniszczone, ale i swoim wyłącznie użytkowym
przeznaczeniem. Pokój był zimny i smutny, nie do zniesienia o każdej
porze, szczególnie jednak w to słoneczne popołudnie. Wiedziała, że
musi uciec od jego przygnębiającej atmosfery chociaż na krótko i że nie
ma znaczenia, dokąd pójdzie.
Spojrzenie jej padło na leżącą na łóżku sukienkę. Była nowa.
Oszczędzała cały rok, odkładając szylinga tygodniowo, aby kupić sobie
urodzinowy prezent.
Dwa tygodnie temu pojechały z Gwen do Harrogate w tym właśnie
celu. Długo chodziły po mieście, głównie oglądając wystawy i podzi-
wiając piękne rzeczy, które tam leżały i o których wiedziały, że nigdy
nie będą mogły ich sobie kupić. Audra poczuła w sercu przypływ cie-
płego uczucia dla przyjaciółki, gdy teraz przypomniała sobie tamten
dzień.
Gwen często zatrzymywała się przed wystawami sklepów jubiler-
skich, zmuszając Audrę do oglądania to jednego, to drugiego pięknego
drobiazgu. Ciągle przy tym powtarzała: − Och, Audro, popatrz tylko na
to! − wskazując to broszkę, to pierścionek, to wisiorek. W pewnej
chwili mocno schwyciła ramię przyjaciółki i szepnęła z przejęciem:
− Czy widziałaś kiedyś coś tak wspaniałego jak ta bransoletka? Te
kamienie tak błyszczą, że wyglądają jak prawdziwe brylanty. To coś
dla ciebie, Audro. Byłoby ci w tym do twarzy. Wejdźmy... przecież
oglądanie nic nie kosztuje.
Audra pokręciła przecząco głową i słabo się uśmiechnęła. Przypo-
mniała sobie biżuterię matki, w której każda najskromniejsza nawet
sztuka była nieporównanie piękniejsza niż te prostackie imitacje.
Okrzyki zachwytu i natarczywe namowy Gwen trwały tak długo, że
w końcu Audra zniecierpliwiła się i uspokoiła przyjaciółkę surowym
spojrzeniem i ostrym słowem. Natychmiast jednak dostrzegła swą
szorstkość i przeprosiła Gwen, tłumacząc jej któryś raz z rzędu, że ona
nie może wydawać pieniędzy na błyskotki w rodzaju broszek i branso-
letek, na ekstrawaganckie kapelusze i perfumy, to znaczy na wszystkie
te rzeczy, których nieustannie pożądała Gwen.
20