15170
Szczegóły |
Tytuł |
15170 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15170 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15170 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15170 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DAWSON SMITH BARBARA
KOPCIUSZEK
1
Hrabstwo Wessex,
Anglia Kwiecie� 1816 roku
Dopiero drugi raz w �yciu panna Jane Mayhew stan�a twarz� w twarz z nagim
m�czyzn�.
A przynajmniej s�dzi�a, �e m�czyzna, le��cy w wielkim �o�u pod zmi�tym
prze�cierad�em, jest nagi. Trzyma� w obj�ciach rozchichotan� blondynk� i patrzy� w stron�
drzwi, raczej lekko zirytowany ni� zawstydzony.
Kiedy usiad�, prze�cierad�o zsun�o mu si� z piersi i w szarym porannym �wietle
ukaza�y si� atletyczne mi�nie.
- Co, u licha... Jane?
Bezwstydnie demonstrowa� sw�j umi�niony tors, ale Jane nie odwr�ci�a wzroku. Nie
pozwoli si� zastraszy�, tak jak si� to zdarzy�o wiele lat temu. Dla odzyskania r�wnowagi
pomy�la�a o zawini�tku, kt�re rano zostawiono na jej progu.
- Lordzie Chasebourne, musimy porozmawia�. Natychmiast.
- Dobry Bo�e! Pali si�?
- Oczywi�cie, �e nie. Chodzi o co� innego. To bardzo wa�ne. Uspokoi� si� nieco.
- Je�li przysz�a� w sprawie lekcji, to b�dziesz musia�a zaczeka� na swoj� kolej -
powiedzia� wolno. Leniwie porusza� r�k� pod prze�cierad�em po ciele blondynki, kt�ra
chichota�a bez skr�powania. - Wr�� o bardziej odpowiedniej porze.
- Prosz� sobie nie �artowa� - rzuci�a Jane. - Zostan� tutaj, dop�ki mnie nie
wys�uchasz. Na osobno�ci. - Dla nadania mocy swoim st�wom - r�wnie� dlatego, �e nogi pod
ni� dr�a�y, bo tak by�a przera�ona w�asn� �mia�o�ci� - usiad�a sztywno wyprostowana na
ozdobionej z�otymi fr�dzlami otomanie. Opar�a czubek parasolki o pod�og� mi�dzy stopami
w solidnych p�butach, troch� zab�oconych od marszu przez wrzosowiska.
Jeszcze nigdy w �yciu nie zachowa�a si� lak �mia�o. Wola�a ksi��ki od rozm�w z
niepoprawnymi londy�skimi hulakami. Jednak drastyczna sytuacja wymaga�a
nadzwyczajnych dzia�a�.
Ethan - lord Chasebourne - wpatrywa� si� w Jane. Jego smag�a wyrazista twarz z
wiekiem stawa�a si� coraz bardziej m�ska. Jane pami�ta�a go jako nieokie�znanego,
krn�brnego ch�opaka, kt�ry tak straszy� dziewczynki, �e a� piszcza�y. Tak samo jak teraz
piszcza�a ta blond ladacznica, kiedy bezwiednie b��dzi� d�oni� po jej ciele. Przez ca�y czas
patrzy� na Jane.
Nie zadr�a�a pod spojrzeniem czarnych jak w�gle oczu. W ciszy s�ycha� by�o tykanie
zegara na kominku i uderzenia kropli deszczu o szyby. Nagle Ethan klepn�� swoj�
towarzyszk� po pupie.
- Uciekaj - zamrucza� mi�kko. - P�niej doko�czymy.
- Ale Chase, kochanie...
- Id� ju� - poleci� stanowczo.
Wydymaj�c wargi, blondynka chwyci�a ozdobiony falbankami r�owy szlafroczek,
kt�ry le�a� zmi�ty na dywanie. Zanim panna Mayhew zd��y�a odwr�ci� wzrok, przed jej
oczami mign�a para zadziwiaj�co du�ych piersi. Naga kobieta przes�a�a Etanowi ca�usa i
ko�ysz�cym krokiem wysz�a z sypialni, zostawiaj�c za sob� smug� dusznego zapachu perfum.
Jane s�ysza�a o takich kobietach. Kobietach upad�ych. Kobietach, kt�re z ch�ci� dziel�
�o�e z m�czyzn�.
Na sekund� straci�a zimn� krew. Przez chwil�, przez kr�tk� chwil�, mia�a ochot� ze
zbyt wysokiej, szczup�ej, niczym si� nie wyr�niaj�cej kobiety zmieni� si� w takie kusz�ce,
�adne stworzenie o jasnych w�osach, czerwonych ustach i zdumiewaj�co wielkich... Co za
absurdalne my�li. Przecie� nie chcia�aby przyci�ga� m�czyzn takich jak ten tutaj. Z
za�enowaniem wspomina�a czasy, kiedy jej si� wydawa�o, �e jest zakochana w Ethanie
Sinclairze, wtedy jeszcze tylko synu pi�tego hrabiego Chasebourne.
Wiele lat go nie widzia�a, ale wcale si� nie zmieni�. A je�li ju�, to tak, �e teraz mia�a o
nim jeszcze gorsze zdanie.
Oto sz�sty hrabia Chasebourne, postrach jej dzieci�stwa, le�a� wyci�gni�ty na �o�u.
Jego sk�ra wydawa�a si� jeszcze bardziej ogorza�a na tle bia�ych poduszek, a prze�cierad�o
zsun�o si� oburzaj�co nisko na biodra. Niedbale pod�o�y� ramiona pod g�ow�, jakby
przyjmowanie w sypialni rozz�oszczonych starych panien nie by�o dla niego niczym nowym.
Wytrzyma�a jego spojrzenie. To naprawd� niedorzeczne, �e ten widok tak j� peszy�, a
jednocze�nie fascynowa�. Przecie� opiekowa�a si� ojcem w ci�kiej chorobie i pozna�a
wszystkie szczeg�y m�skiej anatomii.
Ethan spogl�da� na ni� z wy�szo�ci�.
- Nadal wtr�casz si� w nie swoje sprawy? Proponuj�, �eby� w przysz�o�ci przekaza�a
mi przez lokaja wizyt�wk�, zamiast wpada� do sypialni i psu� mi taki mi�y poranek.
Jane siedzia�a sztywna i wyprostowana, zaciskaj�c d�onie w r�kawiczkach na
wyrze�bionej w ko�ci s�oniowej r�czce parasolki.
- Pilcher nie chcia� przekaza� wiadomo�ci. Musia�am wzi�� sprawy we w�asne r�ce.
- Jak dawniej lubisz wszystkimi rz�dzi�, co? Chyba nikt ci nigdy nie powiedzia�, �e
kobieta zdobywa �ask� m�czyzny, okazuj�c mu szacunek i uleg�o��.
- Nie przysz�am tu szuka� �aski - odpar�a. - Nie jestem te� twoj� kolejn� g�upi�
dziewk�.
- A czyj�? - Roze�mia� si� z w�asnego dowcipu. - Nie odpowiadaj. Wcale nie jestem
ciekaw.
Nie podoba�o jej si�, �e poczu�a dziwny ucisk w �o��dku, kiedy hrabia mierzy� j�
wzrokiem od st�p do g��w. Denerwowa� j� te� u�mieszek, igraj�cy w k�cikach jego ust. Czu�a
si� jak niezdarna prowincjuszka przy �wiatowcu, wtajemniczonym w nieznane jej sprawy.
I rzeczywi�cie tak by�o. Nie potrafi�a sobie nawet wyobrazi� rozmiar�w zepsucia,
jakiemu uleg� ten cz�owiek, okrzykni�ty najlepszym kochankiem w Anglii. Mia� czelno��
oskar�y� �on� o cudzo��stwo i na tej podstawie przeprowadzi� rozw�d.
W dodatku burzliwy tryb �ycia uniemo�liwia� mu wykonywanie obowi�zk�w
wynikaj�cych z pozycji spo�ecznej i urodzenia.
Jane zerwa�a si� na r�wne nogi i podesz�a do �o�a.
- Do�� tej pogaw�dki. Przysz�am tutaj w niezmiernie wa�nej sprawie...
- Nie wiem, na co si� chcesz poskar�y�, ale z pewno�ci� mo�esz zaczeka�, a� si�
ubior�. Bardzo prosz�, �eby� �askawie przesz�a do salonu.
- Nie. - Jane postanowi�a, �e nie da si� zniech�ci�. Je�li teraz wyjdzie, Ethan pobiegnie
za swoj� blond ladacznic�. Tacy jak on �atwo ulegaj� pokusom. Jane mog�aby czeka� i kilka
godzin. - Wys�uchasz mnie uwa�nie...
- Prosz� bardzo, jak sobie �yczysz.
Ethan odrzuci� prze�cierad�o i wsta� z ��ka. Jane zauwa�y�a dwie rzeczy. Po pierwsze,
wyr�s� na wysokiego m�czyzn�: jako jeden z nielicznych przerasta� j� o g�ow�. Po drugie,
budow� zupe�nie nie przypomina� jej ojca, schorowanego staruszka.
Na chwil� zapar�o jej dech w piersi. Kurczowo zacisn�a palce na r�czce parasolki.
Ognisty rumieniec zala� jej policzki i sp�yn�� na ca�e cia�o. Odwr�ci�a si� i wbi�a wzrok w
mahoniowe biurko.
Hrabia prychn�� rozbawiony, przez co poczu�a jeszcze wi�ksze za�enowanie.
- Co� si� sta�o, panno Maypole?
Drgn�a na d�wi�k tego dawnego przezwiska. Ale przecie� nie by�a ju� zbyt
wyro�ni�tym podlotkiem, zakochanym skrycie w synu hrabiego.
- Przypominam, �e nazywam si� Mayhew.
- Bardzo prosz� o wybaczenie.
G�os Ethana rozleg� si� gdzie� za jej plecami. Wcale nie brzmia� szczerze. Us�ysza�a
kroki bosych st�p; szed� w kierunku garderoby. Zatrzeszcza�a szafa, skrzypn�a szuflada.
Oczyma wyobra�ni Jane widzia�a, jak Ethan zapina lnian� koszul� na szerokiej piersi, wk�ada
ciasne bryczesy...
My�li zaczyna�y si� jej wymyka� spod kontroli, wi�c Jane szybko przywo�a�a si� do
porz�dku. W zapi�tej wysoko pod szyj� sukni by�o jej bardzo gor�co. Zwykle nie traci�a
czasu na gnu�ne rojenia, zw�aszcza kiedy musia�a naprawi� jak�� niesprawiedliwo��.
- Lordzie Chasebourne. - Jej g�os zabrzmia� wysoko i piskliwie. M�wi�a dobitnie, �eby
hrabia dobrze j� zrozumia�. - Zamierzam wyja�ni�, po co tu przysz�am.
- M�w! - krzykn��.
- Dzisiaj rano zdarzy�o si� co�, co wo�a o pomst� do nieba. - Jane z rado�ci�
zauwa�y�a, �e zn�w ogarniaj� �wi�te oburzenie, dzi�ki czemu odwa�niej zwraca�a si� do
hrabiego. - Nie dopuszcz� do tego, �eby� porzuci� Mariann�.
Hrabia wyszed� z garderoby. Po�y koszuli opada�y mu na jasne bryczesy. Zapina�
mankiety srebrnymi spinkami.
- Mariann�? - zdziwi� si�.
Jego widok w niekompletnym stroju podzia�a� na Jane r�wnie mocno jak nago��. W
rozpi�tej do po�owy koszuli, z ciemnymi w�osami w nie�adzie, wygl�da� jak ksi��� zepsucia.
Nerwowo prze�kn�a �lin�.
- Nie udawaj. Na pewno dobrze wiesz ojej istnieniu. Spojrza� na ni� zamy�lony.
- Pami�tam Mary, hrabin� Barciay, ale to by�o wiele lat temu. Pami�tam te� Marian
Philips, aktork�. Nasz zwi�zek jednak trwa� zaledwie jedn� noc, wi�c chyba nie ma prawa
oskar�a� mnie o porzucenie.
- Wystarczy - uci�a Jane. - Nie chc� wi�cej s�ucha� o twoich kobietach. I tak
wszystkim wiadomo, jaki z ciebie dra�, niepoprawny �obuz...
- ...rozpustnik, hulaka i lekkoduch - doko�czy� rozbawiony, odliczaj�c na palcach
kolejne s�owa. - A na dodatek �otr i kanalia.
- Nie miejsce tu na dowcipy. Post�pisz wobec Marianny jak nale�y. To tw�j
obowi�zek.
Ethan wzi�� fular i podszed� do wisz�cego mi�dzy oknami lustra.
- Gdzie jest ta dziewczyna? - spyta� znu�onym g�osem. - Du�o zap�ac�, �eby si�
pozby� i jej, i ciebie.
- Zap�acisz! - Jane podesz�a bli�ej i z oburzeniem spojrza�a na odbicie hrabiego. -
Zrobisz co� wi�cej. Pieni�dze to za ma�o. Post�pisz jak cz�owiek honoru. Je�li w og�le jeste�
zdolny do zrobienia czego� dobrego w �yciu, to musisz zaopiekowa� si� swoim dzieckiem...
- Zaraz, zaraz. - Odwr�ci� si� gwa�townie, z niezawi�zanym krawatem zwisaj�cym
pod szyj�. - Chcesz powiedzie�, �e Marianna to dziecko?
- Ale� oczywi�cie. A ty, hrabio, musisz natychmiast si� ni� zaj��.
Z nieprzeniknion� twarz�, uwa�nie przygl�da� si� Jane. Nagle odrzuci� g�ow� i rykn��
�miechem.
- O nie! Dzi�kuj� bardzo. �adnych dzieci. Wol� do�wiadczone kobiety.
- Ta sprawa wcale nie jest zabawna.
- To nie mo�e by� moje dziecko. Do�o�y�em wszelkich stara�, by nic sp�odzi� b�karta.
Jane z trudem si� powstrzyma�a przed pytaniem, jak to zrobi� Mia�a bardzo niejasne
poj�cie o tym, sk�d si� bior� dzieci, ale wydawa�o jej si�, �e gdyby istnia�y jakie� skuteczne
metody niechciane dzieci nie przychodzi�yby na �wiat.
- Marianna to na pewno twoje dziecko. - Si�gn�a do kiesze� i poda�a Ethanowi jaki�
przedmiot. - Oto dow�d.
Zobaczy� z�oty sygnet z liter� C, otoczon� li��mi ostrokrzewu Jane wiedzia�a, �e tego
sygnetu, odziedziczonego przed dziesi�cioma laty po ojcu, hrabia u�ywa� do piecz�towania
list�w.
- Zgubi�em go jakie� p� roku temu - powiedzia� Ethan ogl�daj�c pier�cie�. - Gdzie
go, u diab�a, znalaz�a�?
- W powijakach Marianny, razem z kartk� z jej imieniem Kto� dzisiaj wczesnym
rankiem zostawi� to dziecko na progi mojego domu.
Jane poczu�a ucisk w gardle. Kiedy rano wybiera�a si� na codzienny spacer, o ma�o nie
potkn�a si� o koszyk ze �pi�cym niemowl�ciem, pozostawiony na ganku niczym podarek od
wr�ki. Pad�a na kolana i ze zdziwieniem przygl�da�a si� delikatnym rz�som, noskowi jak
guziczek i usteczkom, przypominaj�cym p�czek r�y. Dr��cymi r�kami podnios�a dziecko i
przytuli� do piersi. Poczu�a trudn� do opisania rado��...
- Nikogo nie widzia�a�? - dopytywa� si� Ethan. - Nikt nie kry� si� w zaro�lach?
Spojrza�a na niego surowo.
- Nie, ale to z pewno�ci� by�a jedna z twoich kochanek.
- W takim razie dlaczego nie zostawi�a dziecka na moim progu?
- Wyja�nienie jest proste. Ta kobieta si� ciebie ba�a, w przeciwie�stwie do mnie.
- Co za bzdury. - Hrabia wsun�� sygnet na palec i wr�ci� do wi�zania fularu. - Na
pewno przy sz�aby do mnie po wsparcie. Dobrze traktuj� kochanki. Kiedy zwi�zek si�
ko�czy, ka�da co� ode mnie dostaje.
- C�, jedna z nich dosta�a dodatkowy prezent, dziewi�� miesi�cy p�niej.
Rozbawiony, parskn�� �miechem.
- Co za niedorzeczny pomys�. Moim zdaniem, jaki� pasterz czy farmer chcia�
zapewni� swojemu dziecku lepszy los. Powinna� rozejrze� si� po okolicy i poszuka� kobiety,
kt�ra ostatnio by�a brzemienna.
- Dziecko by�o zawini�te w drogi pled, a jego imi� wypisane wprawn� r�k�
wykszta�conej kobiety.
- Poka� mi t� kartk� - poleci�. - Mo�e rozpoznam charakter pisma.
- Nie przynios�am jej ze sob�. - Jane niech�tnie przyzna�a w duchu, �e hrabia nic nie
wie o podrzutku. Nie mog�a si� jednak pogodzi� z jego oboj�tn� reakcj�. - To bez w�tpienia
jest twoje dziecko.
- Bardzo by� chcia�a, �eby tak by�o. Kto� ci sp�ata� brzydkiego figla, ot co.
- Pr�bujesz unikn�� odpowiedzialno�ci. - Spojrza�a na niego z obrzydzeniem. By�
namacalnym dowodem tego, �e uroda nie ma nic wsp�lnego z charakterem cz�owieka. - Jak
mog�am si� �udzi�, �e uznasz w�asne dziecko? Czego mo�na si� spodziewa� po rozwodniku?
Ethan natychmiast straci� dobry humor. Jego twarz sta�a si� zimna i zaci�ta.
- Radz� liczy� si� ze s�owami, panno Maypole. Nie da�a si� zbi� z tropu.
- Co wi�cej, nie s�dzi�am, �e upadniesz tak nisko - ci�gn�a. - Powiniene� si�
wstydzi�. Odmawiasz wsparcia bezbronnemu dziecku. Nie chcesz si� zaj�� male�k�
dziewczynk� kt�ra si� na ten �wiat nic prosi�a. Czy ci si� tu podoba, czy nie, to twoja c�rka.
A ty nie jeste� prawdziwym m�czyzn�.
Wrogie spojrzenie Ethana denerwowa�o j�. Zacisn�� d�onie w pi�ci. Nagle wyda�o jej
si�, �e hrabia kryje jakie� ciemne, niebezpieczne uczucia, o wiele za g��bokie na zwyk�ego
hulak�.
- Gdzie jest to dziecko? Chc� je zobaczy� - za��da� niespodziewanie.
- Teraz znajduje si� u mnie, pod opiek� mojej ciotki Wilhelminy. - Nie mog�a przesta�
my�le� o nieznanej stronie duszy Ethana, kt�r� widzia�a przez chwil�. Dr��c, nabra�a
powietrza w p�uca. - I niech ci si� nie wydaje, �e mamy obowi�zek zaj�� si� Mariann� tylko
dlatego, �e jeste�my kobietami.
- Wasz obowi�zek w�a�nie dobieg� ko�ca. Prosz� przynie�� dziecko do mojej
gospodyni. Ona si� nim zajmie. - Podszed� do drzwi i z przesadn� galanteri� otworzy� je przed
Jane. - �egnam, panno Mayhew.
Oszo�omiona Jane schodzi�a po szerokich marmurowych schodach. Przez znoszon�
r�kawiczk� czu�a ch��d por�czy z kutego �elaza. Powinna triumfowa� lub przynajmniej czu�
ulg� - przecie� misja si� powiod�a. Przepe�nia� j� jednak �al.
Tymczasem otwarto drzwi do wielkiego salonu i kilka s�u��cych przyst�pi�o do
sprz�tania. Jedna zmiata�a popi� z dywanu, inna ustawia�a kieliszki na tacy, �eby je odnie��
do zmywania. Trzecia podnios�a z pod�ogi obszy�y falbankami gorset i pobieg�a z nim na
g�r�. W powietrzu, przesyconym dymem i oparami alkoholu, zapachnia�o woskiem do
pastowania pod��g.
Jane z niesmakiem zacisn�a usta. Najwyra�niej poprzedniego wieczoru Ethan Sinclair
urz�dzi� tu dzik� hulank�.
Od razu wida�, �e nie nadaje si� na ojca.
Zadr�a�a na my�l, �e s�odka ma�a Marianna mia�aby si� wychowywa� w tak
niemoralnym otoczeniu. Na tym w�a�nie polega� dylemat Jane. Czy dobrze zrobi�a,
przychodz�c tu i ��daj�c, �eby Ethan podj�� si� roli ojca? Czy oka�e nie�lubnej c�rce troch�
serca, czy odda j� pod w�tpliw� opiek� s�u�by?
A mo�e to ona, Jane, porzuca�a Mariann�?
N�kana w�tpliwo�ciami, przystan�a przed domem i patrzy�a na francuski ogr�d i
ci�gn�ce si� za nim rozleg�e, smagane wiatrem wrzosowiska, s�abo widoczne w drobnym
deszczu. Przysz�a tu z misj� krzewienia moralno�ci. Chcia�a zmusi� Ethana, by poczu� si�
odpowiedzialny za owoc swojego grzechu. W ko�cu najwy�szy czas, by wreszcie dor�s�.
Przecie� wkr�tce, tak jak ona, sko�czy dwadzie�cia siedem lat.
W przeciwie�stwie jednak do Jane, nadal by� lekkomy�lny i nieodpowiedzialny.
Odda� Mariann� gospodyni. Te� pomys�!
Jane zrozumia�a, na czym polega� jej b��d. Nie mog�a przecie� zostawi� dziecka w tym
domu rozpusty, do kt�rego hrabia sprowadza� rozwi�z�e kobiety i po kt�rym paradowa� nago!
Energicznie roz�o�y�a czarn� parasolk�. Nie wr�ci�a do domu, tylko �wirow� �cie�k�
ruszy�a do wsi.
Mia�a inny plan co do przysz�o�ci Marianny.
- Do diab�a z t� w�cibska bab� - wymamrota� Ethan pod nosem.
Sta� przy oknie w bibliotece i w s�abym �wietle p�nego ranka spogl�da� na dokument
prawny, kt�ry przyniesiono mu przed chwil� On, lord Chasebourne, zrzeka� si� w nim na
zawsze wszelkich praw do podrzutka o imieniu Marianna i przekazywa� dziecko pod opiek�
panny Jane Agaty Mayhew, zamieszka�ej w Mayhew Cottage, w hrabstwie Wessex.
Ethan sam nic wiedzia�, dlaczego ogarnia go w�ciek�o��. Przecie� m�g� sobie
oszcz�dzi� wielu k�opot�w, zwi�zanych z przyj�ciem odpowiedzialno�ci za dziecko, kt�re
wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa nic by�o jego potomkiem. Gniew wynika� pewnie z
faktu, �e Jane zepsu�a mu poranek, a teraz z kolei chcia�a odmieni� bieg spraw. Bez s�owa
przeprosin wtargn�a do jego domu i tak d�ugo prawi�a mora�y, a� wywo�a�a rzadki u niego
atak wyrzut�w sumienia.
A ty nie jeste� prawdziwym m�czyzn�.
Cisz� przerwa�o znacz�ce chrz�kni�cie.
- Milordzie... - odezwa� si� Grigsby, miejscowy prawnik. Przest�puj�c z nogi na nog�,
chudy staruszek nerwowo skuba� kosmyk siwych w�os�w. - Je�li chce pan inaczej to uj��,
napisz� dokument jeszcze raz.
- Wygl�da na to, �e wszystko jest w porz�dku.
- W takim razie zaczynajmy. - Grigsby z szacunkiem odsun�� dla Ethana krzes�o przy
mahoniowym biurku. - Panna Mayhew prosi�a, �ebym zaczeka�, a� pan podpisze dokument.
Oczywi�cie, musi by� przy tym obecnych dw�ch �wiadk�w.
- Oczywi�cie.
Ethan zdusi� w sobie ch�� podarcia papieru na strz�py i zadzwoni� po lokaja. Jane
wy�wiadcza�a mu przys�ug�. Powinien by� zadowolony, �e mo�e si� zrzec praw do dziecka.
A je�li Marianna by�a jego c�rk�?
To pytanie doskwiera�o mu jak bol�cy z�b, nie m�g� wyrzuci� go z my�li. Nie potrafi�
te� na nie odpowiedzie�, chocia� przekonywa� si� w duchu, �e to nie mo�e by� prawda.
Kochanki traktowa� dobrze, nigdy nie sk�ada� fa�szywych obietnic, nie zapewnia� o wiecznej
mi�o�ci i starannie unika� dziewic oraz starych panien. Stara� si� je zadowoli�, a przy
rozstaniu hojnie obdarowywa�, �eby z�agodzi� przykro��. Ka�da z nich na pewno zwr�ci�aby
si� do niego, gdyby odkry�a, �e jest z nim w ci��y. �adna nie zostawi�aby dziecka na progu
jego �wi�toszkowatej s�siadki.
A mo�e kto� chcia� si� na nim zem�ci�? Kto�, kto zna� go na tyle dobrze, �e wiedzia�,
i� panna Jane Mayhew sprawi mu wiele k�opotu. Skrzywi� si� na wspomnienie kobiety, kt�ra
by�a zdolna do takiego podst�pu.
Wszed� lokaj i Ethan nakaza� mu sprowadzi� sekretarza i zarz�dc�. Po chwili wszyscy
zebrali si� w bibliotece. Lord Chasebourne zasiad� przy biurku.
Wyj�� pi�ro ze srebrnego kubka i zanurzy� w ka�amarzu. Jego r�ka zawis�a nad
dokumentem.
A ty nie jeste� prawdziwym m�czyzn�.
Ta uwaga go ubod�a. Charakter panny Mayhew z wiekiem wcale nie stawa� si� milszy.
Patrzy�a na niego tak srogo jak guwernantka z sennego, ch�opi�cego koszmaru. A� dziwne, �e
si� nie udusi�a, tak wysoko zapi�a pod szyj� niemodn� szar� sukni�. Mysie w�osy upi�a w
ciasny kok z ty�u g�owy. Oczy mia�a do�� �adne, szaroniebieskie, ale rysy nieciekawe, cer�
ziemist�, a ramiona zbyt sztywno wyprostowane. Nie by�o w niej kobiecej delikatno�ci, kt�r�
tak bardzo ceni�.
W dodatku by�a tak samo przem�drza�a jak dawniej. Nadal dobrze pami�ta�, jak
zaskoczy�a go w stajni ze zgrabn� pokoj�wk� i zgani�a za wykorzystywanie s�u��cej, chocia�
rozchichotana dziewczyna sama go zach�ca�a.
A jednak Jane Mayhew, mimo wszystkich swoich wad, bardziej nadawa�a si� na
opiekunk� dziecka ni� on. Nie musia�a mu tego tak szorstko u�wiadamia�.
Ze z�o�ci� podpisa� dokument.
W tej samej chwili na korytarzu wybuch�o jakie� zamieszanie. Rozleg�y si�
podniesione g�osy i tupot kobiecych st�p. Zirytowany Ethan zerwa� z nosa okulary i ju� chcia�
poleci�, �eby zamkni�to drzwi biblioteki, ale g�os uwi�z� mu w gardle. Do pokoju wesz�a
pi�kna kobieta.
Jej nadej�cie poprzedzi� zapach drogich perfum. W sukni z brzoskwiniowego
jedwabiu, podkre�laj�cej zalety szczup�ej figury, lady Rozalinda wygl�da�a bardziej na m�od�
dziewczyn� ni� na kobiet� w �rednim wieku. Jasne, wysoko upi�te w�osy i delikatne rysy
twarzy przyci�ga�y uwag�.
Stan�a przed hrabi� i roz�o�y�a ramiona.
- Ethanie, najdro�szy - powiedzia�a z u�miechem. - Nie widzia�am ci� cale wieki. No,
poca�uj mnie.
Niech�tnie wsta� zza biurka i dotkn�� ustami jej g�adkiego policzka. By� to chyba
najmniej odpowiedni moment na odwiedziny.
- Witaj, mamo.
- Czy�bym przerwa�a jak�� wa�n� narad�? - Spojrza�a po zebranych.
- Tak - odrzek� bez ogr�dek. Stan�� tak, �eby zas�oni� le��cy na biurku dokument. -
B�d� wdzi�czny, je�li zaczekasz w salonie. To potrwa tylko chwil�.
- M�wisz takim nad�tym tonem jak kiedy� tw�j ojciec. Nie widzieli�my si� od jesieni,
wi�c chc� ci opowiedzie� o mojej cudownej podr�y po Italii. No i chcia�abym us�ysze�, co u
ciebie. - Ruchem drobnej r�czki da�a zna� �wiadkom i lokajowi, �e mog� odej��. - Wr�cicie
p�niej.
Ethan zacisn�� z�by i odprawi� ich. Kiedy wyszli, Grigsby wzi�� z biurka dokument.
- Przeka�� go pannie Mayhew. - Dmuchn�� na podpis i zwin�� papier w rulon.
- Pannie Mayhew? - Lady Rozalinda czujnie spojrza�a na syna. - A c� ty masz za
wsp�lne interesy z t� nieprzyjemn� star� pann� Wilhelmin�?
Nie wyprowadzi� jej z b��du.
- To drobiazg. Kwestia prawna.
Grigsby nie zrobi� jeszcze dw�ch krok�w, kiedy lady Rozalinda wyrwa�a dokument z
jego pomarszczonej d�oni. Zanim Ethan zdo�a� j� powstrzyma�, przeczyta�a tre��.
- Ach, chodzi o Jane Mayhew, c�rk� mojej drogiej przyjaci�ki Susan. Dot�d bolej�
nad tym, �e biedna Jane straci�a matk� w tak m�odym wieku... O co tu chodzi? Jane znalaz�a
dziecko? - Jej niebieskie oczy zrobi�y si� okr�g�e. - Twoje dziecko?
- Oddaj mi papier - powiedzia�, wyci�gaj�c r�k�.
Lady Rozalinda przycisn�a dokument do piersi.
- Wreszcie masz dziecko i tak lekko chcesz si� go pozby�?
Oburzenie i rozczarowanie w g�osie matki sprawi�y mu b�l. Zn�w poczu� si� jak
ch�opiec, kt�remu udzieli�a reprymendy za podgl�danie pa� w saloniku podczas jednego z jej
wieczork�w towarzyskich. Nie lubi�, kiedy matka go upomina�a. W dzieci�stwie
przywi�zywa�a tak ma�o uwagi do jego wychowania, stale zaj�ta �yciem towarzyskim.
- Nie wiadomo, czy to moja c�rka.
- Znam twoj� reputacj� - stwierdzi�a lady Rozalinda bez przygany w g�osie. -
Zdziwi�abym si�, gdyby Marianna by�a twoim jedynym dzieckiem. Nie oddasz mojej wnuczki
jak niechcianego kota. - Wdzi�cznym krokiem podesz�a do kominka i wrzuci�a papier do
ognia.
Ethan na chwil� oniemia�, ale zaraz rzuci� si� ku matce. Za p�no. Chcia� wyj��
dokument z ognia, ale jego brzegi ju� p�on�y, wi�c tylko poparzy� sobie palce.
- Do diab�a, mamo!
- Bardzo prosz�, nie przeklinaj. - Lady Rozalinda strzeli�a palcami i ruszy�a do drzwi.
- Chod�, Ethanie. Odwiedzimy moj� wnuczk�.
2
Marianna niew�tpliwie mia�a zdrowe p�uca. Jane dziwi�a si�, �e niemowl� jest w
stanie wydawa� z siebie tak przenikliwe d�wi�ki.
Przytuli�a j� mocniej i zacz�a kr��y� po kuchni. Pogr��ona we �nie Marianna
wygl�da�a pi�knie. Mia�a czarne rz�sy, pulchne policzki i s�odkie usteczka. W�a�nie tak
powinno wygl�da� dziecko z rodziny Chasebourne'�w. Teraz jednak anielska twarzyczka
poczerwienia�a z gniewu. Dziecko wyrywa�o si� z obj�� Jane i zawodzi�o coraz g�o�niej.
Zdenerwowana Jane zupe�nie nie wiedzia�a, co robi�.
- Cicho, male�ka - wyszepta�a - Mleko ju� si� podgrzewa. Troch� cierpliwo�ci.
- Nie wiem, jak d�ugo jeszcze moje nerwy b�d� znosi� takie krzyki - odezwa�a si�
p�aczliwie ciotka Willy. Siedzia�a na fotelu przy kominku i wachlowa�a twarz chusteczk�. -
Pewnie j� uk�u�a�, kiedy...
- Kiedy j� przewija�am? Zapewniam, �e robi�am to bardzo ostro�nie. - Jane z trudem
si� opanowa�a. - Jest g�odna i to wszystko.
- Dlaczego nie przyj�a� tej Lucy na mamk�?
- Lucy Crockett to brudas. Nie pozwol� jej zbli�y� si� do Marianny. - Jane a� si�
wzdrygn�a na wspomnienie jedynej karmi�cej kobiety w wiosce. By�a to niechlujna �ona
karczmarza, od kt�rej czu� by�o potem i przetrawionym alkoholem. Jane natychmiast j�
odprawi�a.
- Po prostu nie rozumiem, dlaczego kto� zostawi� dziecko
- Akurat tutaj - zrz�dzi�a ciotka Willy. - To hrabia Chasebourne winien si� zaj��
dziewczynk�, a nie my. Co za �obuz z niego wyr�s�. W dodatku rozwodnik! Chwa�a Bogu,
nikt nie widzia�, jak go odwiedzi�a�.
Ciotka dosta�aby palpitacji serca, gdyby wiedzia�a, �e Jane wtargn�a do sypialni
Ethana i zobaczy�a go nagiego. Czuj�c, �e si� czerwieni, Jane postanowi�a zako�czy� ten
ja�owy sp�r.
- W�a�nie dlatego zatrzymam Mariann�. Prosz�, potrzymaj j� a ja tymczasem
przygotuj� butelk�.
- Ja mam j� potrzyma�? - Ciotka rozejrza�a si� za flaszk� z lekarstwem
wzmacniaj�cym. Energicznie potrz�sn�a g�ow�, a� zatrz�s�y si� jej siwiej�ce loki. - Nie
przepadam za dzie�mi i nie znam si� na ich wychowaniu.
- Mieszka�a� z nami, kiedy by�am ma�a. Na pewno zdoby�a� jakie� do�wiadczenie.
- Tw�j ojciec, niech spoczywa w pokoju, zatrudni� nia�k� do pomocy, a ja nie
wysz�am za m��, z powodu wyj�tkowo delikatnego zdrowia...
- Nic ci si� nie stanie, je�li j� kilka minut potrzymasz. - Zdesperowana Jane u�o�y�a
p�acz�ce niemowl� na bujnej piersi ciotki.
Wilhelmina odruchowo obj�a popiskuj�ce dziecko.
- Lito�ci! - Siedzia�a sztywno i wpatrywa�a si� w ma�� rozszerzonymi ze strachu
oczami.
Jane nie mia�a czasu jej uspokaja�. Podbieg�a do kominka i zanurzy�a palec w mleku.
Szybko cofn�a r�k�, bo by�o za gor�ce.
Owin�a fartuchem uchwyt rondelka, przenios�a go na st� i dola�a troch� zimnego
mleka z garnka. Przela�a mleko do szklanej flaszki i z kawa�ka grubego sznurka zrobi�a
prowizoryczny smoczek. Taka metoda sprawdza�a si� przy karmieniu osieroconych jagni�t,
wi�c powinna te� si� sprawdzi� w przypadku niemowl�cia.
Tak� przynajmniej Jane mia�a nadziej�.
Odebra�a dziecko ciotce, a ta natychmiast chwyci�a butelk� z lekarstwem, poci�gn�a
�yk i zacz�ta si� uskar�a� na swoj� niedol�. Nie zwracaj�c na ni� uwagi, Jane u�o�y�a sobie
niemowl� na ramieniu i delikatnie wsun�a smoczek w rozkrzyczane usta.
P�acz natychmiast ucich�, wargi Marianny zacisn�y si� wok� smoczka i niemowl�
zacz�o ssa�. Kochane male�stwo.
Okaza�o si� jednak, �e za wcze�nie na rado��.
Marianna wyplu�a smoczek i rozp�aka�a si� jeszcze g�o�niej. Jane usi�owa�a ja
uspokoi�, ale dziecko nadal krzycza�o. Mia�a ochot� si� rozp�aka�. Nagle dziewczynka
potr�ci�a r�czk� butelk�, szk�o rozprys�o si� na kamiennej pod�odze, a mleko zmoczy�o
sukienk�.
- Dobry Bo�e! - j�kn�a ciotka. - I co my teraz zrobimy?
Jane nie wiedzia�a, co odpowiedzie�. Ze spuszczon� g�ow� tuli�a zap�akane niemowl�.
D�ugo powstrzymywane �zy sp�yn�y po policzkach. Mia�a ochot� rzuci� si� na pod�og� i
szlocha� razem z Mariann�. Czu�a si� bezu�yteczna jako kobieta. Najwyra�niej nie nadawa�a
si� na matk�.
Skrzypn�y drzwi.
- Nie warto p�aka� nad rozlanym mlekiem - us�ysza�a m�ski g�os. - Zdaje si�, �e lak
w�a�nie brzmi to stare powiedzenie.
Ciotka Willy pisn�a jak wystraszony podlotek. Jane zamar�a w bezruchu. Zdumiona,
zobaczy�a przez �zy hrabiego Chasebourne.
Opiera� si� niedbale o framug�. Wygl�da� doskonale w jasnych bryczesach i
zgni�ozielonym surducie. �nie�nobia�y fular podkre�la� smag�� cer� i oczy pirata. Przy tak
eleganckim m�czy�nie Jane poczu�a si� jeszcze brzydsza. W�osy zwisa�y jej w str�kach
wok� twarzy, codzienna czarna suknia by�a oblana mlekiem, a dziecko krzycza�o
wniebog�osy.
Jego dziecko.
Spojrza�a wrogo na go�cia i mocniej przytuli�a Mariann�.
- Mia�e� czeka� w domu - powiedzia�a oskar�ycielsko. - Grigsby powinien ci wr�czy�
pewien dokument.
Ethan skrzywi� si� cierpko.
- W�a�nie dlatego tu przyszed�em.
Z mrocznego korytarza wy�oni�a si� kobieta.
- Przyszli�my tu oboje.
Jane skupi�a uwag� na Ethanie, dlatego wcze�niej nie zauwa�y�a jego towarzyszki. Jej
jasne w�osy sp�ywa�y na ramiona kaskad� lok�w. Ona, Jane, nigdy nie potrafi�aby si� tak
uczesa�, nawet gdyby po�wi�ci�a na to sto lat. W brzoskwiniowej obcis�ej sukni lady
Rozalinda wygl�da�a tak wiotko i m�odo, �e trudno by�o wzi�� j� za matk� doros�ego syna.
Jane zasch�o w gardle, kiedy rozpozna�a w go�ciu hrabin�. Lady Rozalinda by�a jej matk�
chrzestn�, chocia� ze swoich obowi�zk�w wywi�zywa�a si� do�� niedbale.
- Milady, my�la�am, �e jest pani za granic�.
Po minie hrabiny mo�na by�o pozna�, �e p�acz dziecka sprawia jej przykro��.
- Wr�ci�am kilka dni temu. Za nic w �wiecie nie darowa�abym sobie sezonu w
Londynie.
- Droga Rozalindo - przem�wi�a Wilhelmina. - Wybacz, �e nie wstan� na powitanie.
Rozumiesz, lumbago.
- Ale� moja kochana Wilhelmino, wcale nie mam ci tego za z�e. - Hrabina podesz�a
bli�ej, uwa�nie wymijaj�c kawa�ki szk�a a pod�odze. - A co to za ma�y krzykacz? - zapyta�a
pieszczotliwym g�osem.
Przez jedn� straszn� chwil� Jane czu�a pustk� w g�owie. Nie wiedzia�a, co odrzec.
- Czy to moja wnuczka? - domy�li�a si� lady Rozalinda.
A wi�c wiedzia�a.
Serce w Jane zamar�o. Spojrza�a na Ethana. Hrabia sta� w drzwiach i najwyra�niej nie
chcia� mie� nic wsp�lnego z t� okropn� scen� kt�ra rozgrywa�a si� wok� owocu jego
rozwi�z�ego �ycia. Skoro spotka� si� z Grigsbym i podpisa� dokument, po co tutaj przyszed�?
Nagle przeszy� j� l�k. Ethan na pewno si� rozmy�li�. Przyszed�, �eby jednak odebra�
jej Mariann�.
- Ojej, jaka ma�a z�o�nica - powiedzia�a lady Rozalinda, sepleni�c pieszczotliwie. Ten
spos�b m�wienia przychodzi� jej w spos�b naturalny. - S�yszeli�my ci� ju� od progu. Masz
ju� chyba ze dwa miesi�ce. Wygl�da na to, �e kto� o ciebie dba�. Och, jakie masz �liczne
niebieskie oczka. - Spojrza�a znacz�co na syna. - Tw�j tata tu� po urodzeniu te� mia�
niebieskie oczy. Ciekawe, czy twoje r�wnie� tak �ciemniej�.
Po�askota�a Mariann� pod br�dk�. Dziewczynka, mrugaj�c, przygl�da�a si� kobiecie.
Ucich�a, ale tylko na chwil�, po czym g��boko wci�gn�a powietrze w p�uca i zn�w zacz�a
przera�liwie p�aka�.
Lady Rozalinda w zamy�leniu przechyli�a g�ow� w bok.
- Szuka�a� dla niej mamki? - zapyta�a, przekrzykuj�c p�acz niemowl�cia.
- Tak. Wys�a�am do wsi nasz� kuchark�, pani� Evershed, ale nie znalaz�a nikogo
odpowiedniego.
- Powinna� przekaza� dziecko mojej gospodyni, tak jak poleci�em - odezwa� si� Ethan
od drzwi. - Przecie� wida�, �e nie znasz si� na niemowl�tach.
Jego pe�na wy�szo�ci mina sprawi�a, �e Jane poczu�a si� jeszcze bardziej
bezu�yteczna. Zdenerwowa�o j� to. Stara�a si�, jak umia�a, �eby dogodzi� jego dziecku, i to
mia�o by� podzi�kowanie?
- Za to ty chyba znasz si� �wietnie. Mo�e lepiej dasz sobie rad�. - W�o�y�a mu
Mariann� w ramiona, a on niezdarnie obj�� dziecko. Z wystraszon� min� odsun�� niemowl�
od siebie, jakby si� obawia�, �e go ugryzie. - Boisz si�, �e ci zabrudzi czy�ciutkie ubranie? -
zakpi�a.
- Nie dra�nij si� ze mn�. Nigdy nie twierdzi�em, �e znam si� na dzieciach.
- Nie powiniene� wi�c uszcz�liwia� mnie dobrymi radami. Trzeba by�o podpisa�
zrzeczenie si� praw do dziecka i dalej si� zabawia� z t� blond latawic�.
Lady Rozalinda cicho zakas�a�a. Wystraszona w�asn� opryskliwo�ci� Jane szybko
doda�a:
- Bardzo przepraszam, milady. Nie chcia�am pani urazi�.
- Niewa�ne - odpar�a hrabina i z godno�ci� skin�a r�k�. - Zainteresowania mojego
syna nie sami obce.
Ethan podszed� do matki.
- Prosz�, we� j�,
Lady Rozalinda ze �miechem potrz�sn�a g�ow�.
- Musisz si� zapozna� ze swoj� c�rk�.
- To nie jest moje dziecko - wycedzi�, chocia� w g��bi duszy musia� przyzna�, �e
wcale nie jest tego pewny. Spojrza� stanowczo na matk� i poda� jej niemowl�. Hrabina tylko
u�miechn�a si� s�odko i splot�a ramiona.
Wszystkie trzy kobiety zastyg�y w identycznych pozach, z za�o�onymi na piersiach
r�kami. Rozalinda spogl�da�a na Mariann� wzrokiem uszcz�liwionej babci. Siedz�ca przy
kominku Wilhelmina zacz�a wachlowa� chusteczk� zarumienion� twarz. Stoj�ca mi�dzy
nimi Jane odpowiedzia�a Ethanowi stanowczym spojrzeniem. Sp�ywaj�ce na twarz kosmyki
w�os�w nada�y jej ostrym rysom troch� �agodno�ci. W jej oczach p�on�� ogie�. Chcia�a ukara�
hrabiego, zmusi� go do uznania dziecka.
Cholerna �wi�toszkowata stara panna, pomy�la� Ethan i przera�ony zacisn�� z�by, po
czym rozejrza� si� za miejscem, gdzie m�g�by po�o�y� krzycz�ce niemowl�. Nie na stole;
mog�aby si� z niego stoczy�. Na kredensie te� nie. Mo�e w drewnianej skrzynce? Za twarda.
W takim razie na pi�trze.
Tak. W sypialni.
Wi� si� jak piskorz w sieci. Ostro�nie u�o�y� sobie dziecko na ramieniu. Nie
podejrzewa�, �e takie ma�e stworzonko ma w sobie tyle energii. Mimo wszystko b�dzie lepiej,
je�li dzieckiem zajmie si� kto�, kto si� na tym dobrze zna, kto�, kto poradzi sobie z tymi
wrzaskami. Ju� mia� ruszy� do drzwi, kiedy zdarzy�o si� co� niezwyk�ego.
Marianna przesta�a p�aka�.
Kilka razy odetchn�a g��boko i zmilk�a. Czy�by Ethan w panice j� udusi�?
Przera�ony, spojrza� na dziecko i zobaczy� wpatrzone w siebie niebieskie oczy i troch�
zdziwion�, drobn� twarzyczk�. �zy l�ni�y na ciemnych rz�sach. S�o�ce pada�o na zadarty
nosek, wilgotne zar�owione policzki i dr��ce usta. Poczu� bij�cy od niemowl�cia zapach
mleka. Marianna wygl�da�a tak bezbronnie, ufnie, tak niewinnie.
Zala�a go fala niespodziewanej czu�o�ci. Bezwiednie pog�adzi� policzek dziecka i
zadziwi� si� jego aksamitn� g�adko�ci�. Poczu�, �e budzi si� w nim potrzeba chronienia tej
ma�ej istotki. Bardzo mu si� to nie spodoba�o.
Marianna.
Kto j� tak nazwa�? Kto porzuci� t� male�k� dziewczynk� na progu domu jego
s�siadki? I najwa�niejsze pytanie: czy Marianna by�a jego dzieckiem?
Dziewczynka niezgrabnie w�o�y�a sobie drobn� pi�stk� do buzi. Przez chwil� ssa�a j�,
g�o�no .cmokaj�c, a potem zn�w zacz�a p�aka�.
Jeszcze nigdy nie by� tak bezsilny wobec �adnej �e�skiej istoty.
- Gdzie� w okolicy musi mieszka� jaka� karmi�ca matka - zwr�ci� si� do kobiet.
- Och, jakie to straszne! - zawo�a�a Wilhelmina. - To biedne dziecko nie prze�yje!
- Cicho - rzuci�a Jane. Sama te� si� tego ba�a. - Kucharka znalaz�a kandydatk�, ale ta
okaza�a si� nieodpowiednia. Poza tym nie zamierzam nikomu odda� Marianny.
- Dobry Bo�e! - wybuchn�� hrabia. - Chcesz j� zag�odzi� na �mier�? To nie jest twoje
dziecko.
Natychmiast po�a�owa� swoich ostrych s��w, widz�c, �e dolna warga Jane dr�y. Jego
s�siadka przez chwil� wygl�da�a tak bezbronnie jak dziecko. Zaciekawi�o go, czy
kiedykolwiek my�la�a o zam��p�j�ciu i czy sama pragn�a mie� dzieci. Czu� si� dziwnie,
my�l�c o surowej, opryskliwej Jane jak o kobiecie, kt�rej pragnienia i zainteresowania
wykraczaj� poza zakurzone ksi��ki. Iskra wsp�czucia zgas�a, kiedy tylko Jane otworzy�a
usta.
- Marianna nic jest r�wnie� twoim dzieckiem. Sam to przyzna�e� - stwierdzi�a. -
Lepiej b�dzie, je�li podpiszesz dokument. A teraz mo�esz odda� mi dziecko i wraca� do
swoich rozrywek.
Zbli�y�a si� do niego, szeleszcz�c sp�dnic�. Na z�o�� jej Ethan mocniej przytuli�
Mariann� do piersi.
- Rano by�a� pewna, �e to moje dziecko. Bardzo ci si� �pieszy�o, �eby mi to
powiedzie�. Nie chcia�a� czeka� ani chwili.
Z przyjemno�ci� zauwa�y�, �e rumieniec wpe�za na jej policzki. Wi�c jednak
nieustraszona panna Mayhew potrafi�a si� czerwieni�.
- Zmieni�am zdanie. - Spojrza�a na niego z nagan�. - Marianny nie mo�e wychowywa�
taki niemoralny rozpustnik. Nie pozwol�, �eby� j� zdemoralizowa�.
- Bez obaw. Demoralizuj� tylko kobiety, kt�re sko�czy�y osiemna�cie lat.
Szaroniebieskie oczy Jane rozszerzy�y si�, policzki jeszcze hardziej poczerwienia�y.
Ten widok zaintrygowa� Ethana. Czy ona miewa�a zmys�owe pragnienia? Czy kiedykolwiek
zdarzy�o jej si� le�e� bezsennie w ��ku i marzy� o tym, �eby kto� j� uwi�d�?
Na pewno nie. By�a zbyt uparta i pewna swego, �eby ulec m�czy�nie.
- Je�li mog� co� zaproponowa�... - wtr�ci�a lady Rozalinda. - Kiedy sp�dza�am zim�
we W�oszech, natrafi�am na pokoj�wk�, kt�ra okaza�a si� bardzo bieg�a w sztuce czesania. -
Spojrza�a na swoje odbicie w wypolerowanym p�misku, stoj�cym na kredensie. - Nikt na
kontynencie nie potrafi tak wspaniale u�o�y� fryzury ani dobra� do niej kapelusza. Gianetta
jest te� niedo�cigniona w szyciu i...
- Do czego zmierzasz, mamo? - przerwa� jej Ethan, zniecierpliwiony nieustannym
zawodzeniem Marianny. Pr�buj�c j� uspokoi�, kr��y� po kuchni i ko�ysa� dziewczynk� w
ramionach.
- Je�li nie b�dziesz mi przerywa�, to wszystko wyja�ni�. Mog�am zatrudni� Gianett�
pod jednym warunkiem. Musia�am si� zgodzi�, �eby zabra�a ze sob� swoj� p�toraroczn�
c�rk�. Mo�e nadal karmi j� piersi� i b�dzie mog�a karmi� r�wnie� Mariann�.
- Gdzie ona jest?
- Rozpakowuje moje kufry w Chasebourne Manor. Ale ostrzegam, �e nadal b�dzie mi
potrzebna jako pokoj�wka.
- Je�li zgodzi si� karmi� Mariann�, to tak sowicie j� wynagrodz�, �e nigdy nie zechce
odej�� z s�u�by - powiedzia� hrabia ponuro.
Z buduaru dobiega�y t�skne d�wi�ki ko�ysanki.
Jane zna�a grek�, �acin�, celtycki i jeszcze kilka wymar�ych j�zyk�w, ale nigdy nie
uczy�a si� w�oskiego, wi�c nic rozumia�a ani jednego s�owa piosenki. Wiedzia�a jednak, co
oznacza pe�ne zadowolenia cmokanie ss�cego pier� niemowl�cia.
Przy kominku, na fotelu w r�owe pasy, siedzia�a Gianetta w rozpi�tej sukni i
trzyma�a przy wydatnej piersi Mariann�.
Pulchna, ciemnow�osa dziewczyna natychmiast polubi�a now� podopieczna.
Szczebiota�a do niej po w�osku i otoczy�a matczyn� opiek�. Wszyscy odetchn�li z ulg� kiedy
dziecko przesta�o p�aka�.
Jeszcze wi�kszym szcz�ciem by�a �wiadomo��, �e Mariannie ju� nie grozi g��d.
Jane wiedzia�a, �e powinna zostawi� dziecko z opiekunk� i odej��, jak to zrobili lady
Rozalinda i Ethan. Ona jednak si� oci�ga�a. Nie mog�a si� pozby� irracjonalnego strachu, �e
kiedy spu�ci Mariann� z oczu, to j� utraci.
Wystraszona t� my�l�, przy�o�y�a r�k� do piersi. Poczu�a ukry�y pod sukni� medalion,
jedyn� pami�tk� po matce. Kry� w sobie pi�knie wykonan� miniatur�, przedstawiaj�c�
ciemnow�os� kobiet�, kt�ra zmar�a przy narodzinach c�rki. Czy przychodzi�a tu z wizyt�?
By�a dobr� przyjaci�k� lady Rozalindy.
Buduar matki chrzestnej by� pod�u�nym, elegancko urz�dzonym pokojem, w kt�rym
sta�y szafy, bieli�niarki i lustra w z�oconych ramach. Na mi�kkim dywanie wi� si� wz�r z r�
i pn�czy dzikiego wina. Na suficie, w �wietle popo�udnia, igra�y malowane amorki. W
powietrzu unosi� si� zapach perfum i pudru.
Takie otoczenie onie�miela�o Jane. Jej pok�j urz�dzony by� z prostot� sta�o tam tylko
drewniane ��ko i biurko. W �cian� wbi�a haczyki do zawieszania trzech sukien - tej do
ko�cio�a, do prac domowych i wizytowej, kt�r� w�a�nie mia�a na sobie. Nie przeszkadza�o jej,
�e ma tak skromn� garderob�. Do dzisiaj.
Zafascynowana, spojrza�a na ozdobiony r�owymi wst��kami gorset w otwartym
kufrze podr�nym. Z przera�eniem stwierdzi�a, �e ma ochot� przymierzy� cienkie po�czochy
i zwiewn� koszulk�. Cho� raz chcia�a poczu� g�adko�� jedwabiu na sk�rze, w�o�y�
dopasowan� kreacj�, a nie praktyczne suknie, kt�re szy�a dla niej ciotka. Jednak takie
fata�aszki pasowa�y do modnych dam, takich jak lady Rozalinda.
Albo do takich kobiet jak ta blondynka, przy�apana w ��ku hrabiego; kobiet, kt�re
flirtuj� i uwodz� m�czyzn, ta�cz� na hucznych balach, zim� sp�dzaj� na kontynencie i rodz�
nie�lubne dzieci, a potem zostawiaj� je na obcym progu.
Panna Jane Mayhew zawsze sypia�a sama. Kiedy inne dziewcz�ta wyje�d�a�y do
Londynu na sw�j pierwszy sezon towarzyski, ona zajmowa�a si� niedomagaj�cym ojcem.
Nigdy nie opu�ci�a ponurych wzg�rz hrabstwa Wessex. Jasne wi�c by�o, �e powinna nosi�
praktyczn� lnian� bielizn�. Niew�tpliwie tez w�a�nie ona powinna zaopiekowa� si�
niechcianym dzieckiem.
- Prosz� pani?
Jane drgn�a, gdy zda�a sobie spraw�, �e Gianetta zwraca si� do niej. Sko�czy�a
karmienie i przytuli�a dziecko do piersi, teraz ju� os�oni�tej sukni�. Jane podesz�a bli�ej, a
W�oszka przy�o�y�a palec do ust.
Cud nad cudami! Marianna zasn�a. Kropla mleka l�ni�a w k�ciku jej ust. Ma�a r�czka
spoczywa�a na piersi Gianetty, jakby strzeg�a zapasu mleka.
Jane wzi�a dziecko w ramiona. Marianna lekko si� poruszy�a i westchn�a przez sen.
Fala czu�o�ci zala�a Jane. To zadziwiaj�ce, �e tak szybko pokocha�a dziecko, o kt�rego
istnieniu jeszcze wczoraj nie mia�a poj�cia. Natkn�a si� na nie, kiedy rano wychodzi�a na
sw�j codzienny spacer po wzg�rzach.
Przez chwil� my�la�a, �e to pi�kna porcelanowa laika o precyzyjnie wykonanej
twarzyczce, �licznych rz�sach i s�odko wygi�tych usteczkach. Potem dotkn�a ciep�ej g�adkiej
sk�ry i pomy�la�a, �e to dar niebios, dziecko, kt�rego zawsze pragn�a w najskrytszych
marzeniach...
Teraz jej marzenia leg�y w gruzach. Marianna nie mog�a zamieszka� w Mayhew
Collage, tak jak to sobie Jane zaplanowa�a. Przecie� mamka przebywa�a w domu Ethana.
Nagle Jane zrozumia�a ca�� z�o�ono�� tej sytuacji. Co si� stanie, kiedy lady Rozalinda
wr�ci do Londynu? Przecie� nie zaszyje si� na wsi w samym �rodku sezonu. Jane w�tpi�a te�,
czy zechce zostawi� tu swoj� cenn� s�u��c� Rozstanie z Mariann� wydawa�o si� nieuchronne.
Mocniej obj�a dziecko. Na razie nie b�dzie si� tym zamartwia�. Lepiej poszuka
ko�yski i zajmie si� przygotowaniem pokoju dziecinnego. W tym domu nie mia�a prawa
wydawa� polece�, ale niezwyk�a sytuacja wymaga�a nadzwyczajnych �rodk�w. Je�li nie
zapewni sobie miejsca w �yciu Marianny, Ethan zabroni jej dost�pu do dziecka.
Ta my�l zmrozi�a Jane. Nie mog�a dopu�ci�, �eby Marianna wychowywa�a si� w lak
niemoralnym otoczeniu, u boku ojca, kt�ry urz�dza� dzikie pijatyki i przez kt�rego ��ko
przetacza� si� korow�d upad�ych kobiet. Na lady Rozalindzie te� nie mog�a polega�,
poniewa� hrabina cz�sto wyje�d�a�a na kontynent i za bardzo dba�a o w�asne przyjemno�ci.
Jane pami�ta�a, jak zaniedbywa�a ma�ego Ethana.
To ona, Jane, powinna zapewni� w�a�ciw� opiek� Mariannie.
Postanowi�a zacz�� od zaraz.
Odda�a dziecko Gianetcie i posz�a do mrocznej sypialni, w kt�rej g��wne miejsce
zajmowa�o wielkie �o�e z baldachimem. Dywan st�umi� odg�os jej krok�w.
Nagle si� zatrzyma�a.
Przy drzwiach sta�a hrabina, pogr��ona w cichej rozmowie z synem. Ethan nerwowo
przeczesywa� palcami w�osy, wi�c chyba nie by�a to przyjemna pogaw�dka. Lady Rozalinda
wdzi�cznie wyd�a usta i opar�a r�ce na biodrach. Wygl�da�o na to, �e poucza syna, a on
s�ucha jej bardzo niech�tnie.
Jane chcia�a si� dyskretnie wycofa�, ale hrabina przywo�a�a j� ruchem r�ki.
- Powiedz jej. Ethanie - za��da�a tonem pe�nym przygany. - Jane powinna wiedzie�,
co zdecydowa�e�.
Serce w Jane zamar�o. Szybko podesz�a bli�ej.
- Co takiego?
Ethan spojrza� na ni� z lekka pogardliwie.
- Zamierzam odnale�� matk� dziecka. W tym celu rano wyje�d�am do Londynu. A
Mariann� zabieram ze sob�.
3
- Nie mo�esz jej zabra�. Nie pozwol� - zaprotestowa�a Jane.
Wygl�da�a teraz jak kr�lowa Amazonek. Sta�a w wojowniczej pozie, z
wyprostowanymi ramionami i d�o�mi zaci�ni�tymi w pi�ci po bokach. W s�abym �wietle
popo�udnia jej ciemne, ciasno upi�te w�osy przybra�y miedzian� barw�, kontrastuj�c� z
szarym nijakim strojem. Ethan wyczu� bij�cy od niej zapach myd�a i mleka.
Kwa�nego mleka.
- Przypominam ci, �e to ty chcia�a�, �ebym podj�� si� opieki nad tym dzieckiem -
powiedzia� cierpko.
- To by�o, zanim zda�am sobie spraw�, �e nie nadajesz si� na ojca. Najlepiej b�dzie,
je�li Marianna zostanie u mnie.
- Przepraszam bardzo, a jak b�dziesz j� karmi�a? - Spojrza� na wypuk�o�� jej piersi
pod �le dopasowan� sukni�, zapi�t� wysoko pod szyj�. Przypomnia�o mu si�. jak dawno temu
pr�bowa� zajrze� jej za dekolt i w tym celu wspi�� si� na drzewo. Ga��� si� pod nim z�ama�a,
spad� prosto w krzewy je�yn i przez reszt� dnia wyjmowa� sobie kolce z po�ladk�w. Jane
�mia�a si� do rozpuku.
Teraz z powa�n� min� splot�a ramiona na piersiach, w kt�rych bynajmniej nie by�o
mleka.
- Gianetta wykarmi dziecko.
- Ale ja te� wracam do Londynu - powiedzia�a lady Rozalinda. - Gianetta musi jecha�
ze mn�. Kto by mi tak wspaniale uk�ada� w�osy? - Dotkn�a p�owych lok�w.
Jane straci�a resztki nadziei.
- Mo�e jednak Gianetta mog�aby tutaj zosta�, milady? To tylko kilka miesi�cy, dop�ki
nie przestanie karmi� Marianny.
- To niemo�liwe - oznajmi�a �agodnie hrabina. - Przykro mi. - Odwr�ci�a si� i zacz�a
podziwia� swoje odbicie w lustrze o z�oconych ramach.
Zrozpaczona mina Jane obudzi�a w Ethanie lekkie wyrzuty sumienia. Pojawienie si�
dziecka by�o pewnie najwi�kszym wydarzeniem w jej �yciu od czasu tamtego upadku z
drzewa, kiedy oboje mieli po dwana�cie lat.
- Mnie r�wnie� jest przykro - powiedzia�. - Ale sama chyba rozumiesz, �e inaczej
zrobi� si� nie da.
Z twarzy Jane znikn�� smutek i pojawi� si� na niej znajomy, pe�en wy�szo�ci grymas.
Podnios�a g�ow�, wyd�a wargi i spojrza�a na niego z g�ry.
- Owszem, da si�. Ja te� pojad� do Londynu. Kto� musi opiekowa� si� dzieckiem.
Bo�e, dopom�! My�l, �e ponura, zasadnicza Jane mia�aby codziennie zasiada� przy
wsp�lnym stole i wyg�asza� krytyczne uwagi, przerazi�aby ka�dego m�czyzn�.
- Postanowi�em zatrudni� wykwalifikowan� nia�k� - powiedzia� Ethan. - Zapewniam
ci�, �e dziecko znajdzie si� pod doskona�� opiek�.
Jane podesz�a bli�ej.
- Mimo to pojad� do Londynu.
Hrabia doszed� do wniosku, �e trzeba zadzia�a� urokiem osobistym, skoro ostre s�owa
nie poskutkowa�y. Wzi�� Jane pod rami� i poprowadzi� j� do drzwi.
- Daj spok�j, Jane. Bardzo dobrze si� sta�o, �e zaj�a� si� Mariann�. Ale na pewno nie
chcesz opuszcza� rodzinnego domu. Musia�aby� zostawi� swoje ksi��ki, zamieni� spokojne,
uporz�dkowane �ycie na pe�ne wyst�pku miasto.
Jane stan�a w miejscu i nie dala si� dalej prowadzi�.
- W�a�nie dlatego musz� jecha� do Londynu. Musz� chroni� dziecko przed twoim
niemoralnym wp�ywem.
- Marianna b�dzie ca�kiem bezpieczna. Przysi�gam. A je�li si� przekonam, �e to nie
moja c�rka, wtedy ty si� ni� zajmiesz.
Jane a� krzykn�a z oburzenia i wyrwa�a rami� z u�cisku Ethana.
- W�a�nie o to mi chodzi. Tak naprawd� wcale ci na Mariannie nie zale�y. Gdyby by�o
inaczej, nie mia�oby dla ciebie znaczenia, kto jest jej ojcem.
- Sentymentalne bzdury - wymamrota�. Straci� resztki dobrego humoru. - Nie mam
obowi�zku utrzymywa� obcego b�karta.
- W�a�nie dlatego ja by�abym lepsz� opiekunk�. Nie obchodzi mnie, czyje to dziecko.
- Powiedzia�em, �e zrobi� to, co nale�y - o�wiadczy� hrabia. - Je�li rzeczywi�cie
jestem jej ojcem.
- A je�li nie, to zostawisz j� w sieroci�cu? Porzucisz na �ask�...
Przerwa�o jej g�o�nie kla�ni�cie w d�onie.
- Do�� tych k��tni - wtr�ci�a si� lady Rozalinda. - Mo�na by pomy�le�, �e nadal macie
po dziesi�� lat. Jane, podoba mi si� pomys�, �eby� towarzyszy�a nam w Londynie. To
doskona�e rozwi�zanie.
Twarz Jane rozja�ni�a si�.
- Bardzo dzi�kuj�, milady.
- Ona z nami nie pojedzie - sprzeciwi� si� Ethan.
- Ale Jane ma racj�. Mariannie potrzeba matki, nie tylko nia�ki.
Hrabia spojrza� ponuro na Rozalind�.
- To ciekawe. Kiedy ja by�em ma�y, musia�a mi wystarczy� nia�ka.
Lady Rozalinda lekko wzruszy�a ramionami.
- To by�o zupe�nie co innego. Tw�j �wi�tej pami�ci ojciec uwa�a�, �e ch�opca nie
mo�na rozpieszcza�. Nie spierajmy si� teraz o to. Wiem, jak rozwi�za� nasz problem.
Lekki u�miech, igraj�cy na wargach matki, nie budzi� zaufania hrabiego. Najwyra�niej
co� knu�a, got�w by� postawi� na to ca�y sw�j maj�tek.
- Najlepiej b�dzie, je�li Jane zostanie w Wessex. Tu, gdzie jej miejsce - o�wiadczy�.
Matka zby�a jego s�owa lekcewa��cym ruchem r�ki.
- Nie zachowuj si� jak gbur. W ko�cu Jane to moja chrzestna c�rka. Zbyt d�ugo ju�
zaniedbuj� swoje obowi�zki wobec niej. - Spojrza�a na Jane z szerokim u�miechem. - Dlatego
te� zapraszam j� do Londynu na ca�y sezon.
Pow�z jecha� ruchliw�, zat�oczona ulic�, a Jane z nosem przyci�ni�tym do szyby
ch�on�a widoki miasta. Jeszcze nigdy w �yciu nie widzia�a tylu ludzi i budynk�w naraz.
Zgodnie z �yczeniem lady Rozalindy, Gianetta z Marianna jecha�y w powozie wraz z
baga�ami, a Ethan przed nimi, na pi�knym kasztanowatym wa�achu. Od czasu k��tni nie
odezwa� si� do
Jane niemal s�owem. Poprosi� tylko o pokazanie mu kartki, kt�r� znalaz�a przy
Mariannie, a po starannym jej obejrzeniu stwierdzi�, �e nie rozpoznaje charakteru pisma.
Jane zauwa�y�a, �e tli si� w nim iskra gniewu, co zupe�nie nie pasowa�o do takiego
rozpustnika i lekkoducha. Zapewne po prostu z�o�ci�o go, �e Jane wtr�ca si� w jego sprawy.
Rozwa�nie postanowi�a wi�c nie wchodzi� mu w drog�. Przynajmniej przez jaki� czas.
Teraz po raz pierwszy ogl�da�a Londyn. Ocze