9858
Szczegóły |
Tytuł |
9858 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9858 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9858 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9858 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Philip Vandenberg
SPISEK SYKSTY�SKI
�Sixtinische Verschw�rung�
Prze�o�y�: Wawrzyniec Sawicki
Wydanie oryginalne: 1988
Wydanie polskie: 1992
I. NAJWA�NIEJSZE OSOBY BIOR�CE UDZIA� W OPISANYCH WYDARZENIACH:
Ich Eminencje kardyna�owie:
GIULIANO CASCONE kardyna� Sekretarz Stanu
JOSEPH JELLINEK prefekt Kongregacji Wiary
GIUSEPPE BELLINI prefekt Kongregacji Sakrament�w i kultu Bo�ego
FRANTISEK KOLLETZKI podsekretarz Kongregacji Wychowania Katolickiego
Przewielebni arcybiskupi i biskupi:
MARIO LOPEZ podsekretarz Kongregacji Wiary i arcybiskup tytularny Cezarei
PHIL CANISIUS dyrektor Istituto per le Opere Religiose, IOR
DESIDERIO SCAGLIA arcybiskup tytularny San Carlo
Wielebni pra�aci:
WILLIAM STICKLER kamerdyner papie�a
RANERI pierwszy sekretarz kardyna�a Sekretarza Stanu
Pozosta�e osoby:
AUGUSTYN FELDMANN dyrektor Archiwum Watyka�skiego
PIO SEGONI benedyktyn z klasztoru na Monte Cassino
PROF. ANTONIO
PAVANETTO dyrektor Dyrekcji Generalnej Pomnik�w, Muze�w i Galerii Papieskich
PROF. RICCARDO
PARENTI specjalista w zakresie tw�rczo�ci Michelangela z Florencji
PROF. GABRIEL
MANNING profesor semiotyki w Ateneum Latera�skim
BRAT BENNO alias
DR HANS HAUSMANN zakonnik
GIOVANNA dozorczyni
II. O ROZKOSZY OPOWIADANIA
Pisz�c te s�owa, bez przerwy dr�cz� mnie w�tpliwo�ci, czy w og�le wolno mi opowiedzie� t� histori�. Czy nie by�oby lepiej, gdybym j� zachowa� dla siebie, tak jak uczynili to ci, kt�rzy byli do tej pory wtajemniczeni. Ale czy� milczenie nie jest najwi�kszym z k�amstw? I czy� nawet b��d nie przyczynia si� do poznania prawdy? Nie�wiadom wi�c owej prawdy, kt�ra przez ca�e �ycie pozostaje ukryta nawet przed prawdziwym chrze�cijaninem, i ci�gle szukaj�cy ucieczki w �wiadectwie wiary d�ugo rozwa�a�em wszystkie za i przeciw do chwili, gdy wzi�a g�r� nieprzeparta, granicz�ca z rozkosz� ch�� opowiedzenia tej historii, tak jak j� us�ysza�em w owych osobliwych okoliczno�ciach.
Kocham klasztory, trudny do wyja�nienia wewn�trzny przymus kieruje me kroki do tych odci�tych od �wiata miejsc, kt�re, co nale�y od razu na wst�pie zaznaczy�, znajduj� si� w najpi�kniejszych zak�tkach ziemi. Kocham klasztory, czas bowiem jak si� wydaje, zatrzyma� si� tam w miejscu. Upajam si� delikatnym zapachem minionych wiek�w, wype�niaj�cym szeroko rozga��zione korytarze ich budowli, ow� mieszanin� woni pogr��onych w wiecznym rozpami�tywaniu przesz�o�ci folia��w, wilgoci� �wie�o umytych kru�gank�w i ulatniaj�cego si� kadzid�a. Przede wszystkim za� kocham klasztorne ogrody, zazwyczaj ukryte przed lud�mi z zewn�trz. Dlaczego? Nie wiem; to przecie� chyba w�a�nie one pozwalaj� nam wyobrazi� sobie, jak wygl�da raj.
Te moje sk�onno�ci powinny wyja�ni�, dlaczego wtargn��em do raju klasztoru benedyktyn�w owego pogodnego jesiennego dnia, jaki potrafi wyczarowa� jedynie niebo po�udnia. Uda�o mi si� wtedy po zwiedzeniu ko�cio�a, krypty i biblioteki oderwa� od grupy turyst�w, po czym odkry�em drog� prowadz�c� przez jeden z ma�ych bocznych portali, za kt�rym, jak mo�na by�o przypuszcza� znaj�c plan �w. Benedykta, powinien znajdowa� si� klasztorny ogr�d.
Ogr�dek ten by� wyj�tkowo ma�y, o wiele mniejszy ni� mo�na by�o oczekiwa� po klasztorze tej wielko�ci. Wra�enie to spot�gowane by�o nisko wisz�cym na niebosk�onie s�o�cem, kt�re po przek�tnej dzieli�o rajski kwadrat na jaskrawo o�wietlon� i pogr��on� w g��bokim cieniu po�ow�. Po nape�niaj�cym uczuciem niepokoju ch�odzie wn�trza klasztoru ciep�o s�o�ca sprawia�o prawdziw� ulg�. W pe�ni rozkwit�e wczesnojesienne kwiaty, floksy, dalie, irysy, gladiole i �ubiny z ci�kimi p�kami kwiat�w, by�y jak pionowe akcenty, na w�skich grz�dkach pieni�y si� wszelkiego rodzaju dziko rosn�ce zio�a, oddzielone od siebie zwyk�ymi deskami. Nie, ten klasztorny ogr�d nie mia� nic wsp�lnego z przypominaj�cymi parki ziele�cami innych benedykty�skich klasztor�w, kt�re obramowane ze wszystkich stron falang� napieraj�cych budynk�w i otoczone kru�gankiem konkurowa�y z takimi �wieckimi budowlami, jak Wersal czy Sch�nbrunn. Ten za� ogr�d klasztorny wyr�s� jakby sam z siebie, a w p�niejszym okresie zosta� przekszta�cony w taras na po�udniowym stoku klasztoru, opieraj�cy si� na wysokim murze z trasu wyst�puj�cego w tej okolicy. Widoku na po�udnie nie zas�ania�a �adna przeszkoda, a w pogodne dni na horyzoncie mo�na by�o dostrzec �a�cuch Alp. W cz�ci warzywnej ogrodu s�ycha� by�o szmer wody wyp�ywaj�cej z �elaznej rury do kamiennego koryta; obok sta� pr�chniej�cy domek ogrodnika, b�d�cy raczej szop� zbudowan� z desek, kt�r� usi�owa�o naprawi� z nader mizernym skutkiem wielu ju� budowniczych. Od deszczu chroni� j� dach z papy, a jedynym miejscem, przez kt�re wpada�o do �rodka �wiat�o, by�o poprzecznie wstawione w �cian�, wys�u�one skrzyd�o okienne. Ca�o�� sprawia�a osobliwie weso�e wra�enie, zapewne dlatego, �e konstrukcja ta w jaki� spos�b przypomina�a owe domki z desek, jakie b�d�c dzie�mi budowali�my w czasie wakacji. Z g��bokiego cienia dobieg� mnie nagle czyj� g�os.
� Jak mnie znalaz�e�, m�j synu?
Os�oni�em oczy d�oni�, aby zlustrowa� zacienion� cz�� ogrodu. Widok, jaki ujrza�em, sparali�owa� mnie na moment. Przede mn� siedzia� w inwalidzkim w�zku wyprostowany mnich z twarz� okolon� bujn� �nie�nobia�� brod�. Odziany by� w szarawy habit, zdecydowanie odbijaj�cy od wytwornej czerni benedyktyn�w. Kiedy przypatrywa� mi si� przenikliwie patrz�cymi oczami, kr�ci� g�ow� tam i z powrotem jak drewniana marionetka, nie spuszczaj�c przy tym ze mnie wzroku ani na chwil�.
� Co pan ma na my�li? � zapyta�em, aby wygra� na czasie, mimo i� doskonale zrozumia�em jego pytanie.
� Jak mnie znalaz�e�, m�j synu? � powt�rzy� dziwny mnich wykonuj�c przy tym ten sam ruch g�owy. Przez chwil� wydawa�o mi si�, �e w jego wzroku widz� pustk�.
Moja odpowied� by�a nader niezobowi�zuj�ca, i tak� te� mia�a by�, nie mia�em bowiem poj�cia, co pocz�� z tym dziwacznym cz�owiekiem i jego r�wnie dziwacznym pytaniem.
� Nie szuka�em ojca � odpar�em � zwiedza�em klasztor i chcia�em rzuci� okiem na ogr�d. Prosz� mi wybaczy� � doda�em i ju� zamierza�em po�egna� si� skinieniem g�owy i odej��, gdy nagle starzec poruszy� r�kami, kt�re do tej pory nieruchomo spoczywa�y na oparciu w�zka. Pchn�� nimi ko�a tak mocno, �e w�zek potoczy� si� w moj� stron�, jakby zosta� wystrzelony z katapulty. Starzec musia� by� silny jak nied�wied�. Zatrzyma� si� r�wnie szybko, jak jecha�. Kiedy przyjrza�em mu si� z bliska, o�wietlonemu ju� promieniami s�o�ca, zobaczy�em okolon� kosmykami w�os�w i brod� poci�g�� blad� twarz, o wiele m�odsz�, ni� si� mog�a wydawa� na pierwszy rzut oka. To spotkanie zacz�o mnie niepokoi�.
� Czy znasz proroka Jeremiasza? � zapyta� znienacka mnich. Zawaha�em si� na moment, zastanawiaj�c, czy nie powinienem po prostu odej��, ale jego przenikliwy wzrok i bij�ce od tego cz�owieka niezwyk�e dostoje�stwo kaza�o mi pozosta�.
� Tak � odpowiedzia�em � znam proroka Jeremiasza, a tak�e Izajasza, Barucha, Ezechiela, Daniela, Amosa, Jonasza, Zachariasza i Malachiasza � wyliczy�em innych, kt�rzy pozostali w mej pami�ci z czas�w pobytu w internacie prowadzonym przez jeden z klasztor�w.
Odpowied� zaskoczy�a mnicha, a nawet, jak si� wydawa�o, wywo�a�a jego zadowolenie, z jego twarzy bowiem nagle znikn�a sztywno��, ruchy za� utraci�y dotychczasow� marionetkowo��.
� W owym czasie, jak powiada Jeremiasz, dob�dzie si� z grob�w ko�ci kr�l�w judzkich i ko�ci ich ksi���t, ko�ci kap�an�w, ko�ci prorok�w i ko�ci mieszka�c�w Jeruzalem. I roz�o�y si� je na s�o�cu i w �wietle ksi�yca, i wszystkich cia� niebieskich, kt�re kochali, kt�re czcili, za kt�rymi chodzili, kt�rych si� radzili i kt�rym si� k�aniali; nie b�d� zebrane ani pogrzebane, stan� si� nawozem na polu. Lecz wszyscy, kt�rzy ocalej� z tego rodu z�ego, wybior� raczej �mier� ni� �ycie na wszystkich miejscach, dok�dkolwiek ich wygna�em, m�wi Pan Zast�p�w.
Spojrza�em pytaj�co na mnicha, kt�ry ujrzawszy bezradno�� w moim wzroku powiedzia�: � Jeremiasz osiem, jeden do trzy.
Przytakn��em. Mnich uni�s� g�ow�, wysuwaj�c brod� nieomal poziomo do przodu, i grzbietem d�oni delikatnie zacz�� g�adzi� od spodu swe wspania�e uw�osienie.
� Ja jestem Jeremiaszem � powiedzia�, w tonie za� jego g�osu zabrzmia�a swego rodzaju pr�no��, cnota zupe�nie nie kojarz�ca si� z mieszka�cami klasztor�w. � Wszyscy tutaj nazywaj� mnie bratem Jeremiaszem, ale to bardzo d�uga historia.
� Jeste�, ojcze, benedyktynem?
� Wsadzono mnie do tego klasztoru � odpar� czyni�c przecz�cy ruch d�oni� � poniewa� s�dzono, �e mog� tu wyrz�dzi� najmniej szk�d. Tak wi�c �yj� tutaj bez godno�ci, jako konwertyta, wed�ug Ordo Sancti Benedict*, spokojny i nieskalany potrzebami doczesnej egzystencji. Gdybym tylko m�g�, uciek�bym!
� Od jak dawna jest ojciec w tym klasztorze?
� Od tygodni, miesi�cy, a mo�e od lat. Jakie to ma znaczenie!
Skargi brata Jeremiasza wzbudzi�y moje zainteresowanie, wi�c z po��dan� w takiej sytuacji ostro�no�ci� zacz��em wypytywa� go o wcze�niejsze losy.
Wtedy zagadkowy mnich zamilk�, opu�ci� brod� na piersi i spojrza� w d� na swe sparali�owane nogi. Poczu�em, �e zbyt daleko posun��em si� swoim pytaniem, ale zanim zdo�a�em go przeprosi�, Jeremiasz zacz�� m�wi�.
� C� mo�esz wiedzie�, m�j synu, o Michelangelo...
A potem zacz�� opowiada�, m�wi�c urywanym g�osem, nie spogl�daj�c przy tym na mnie. Wida� by�o, �e zastanawia si� nad ka�dym s�owem, zanim je wypowie, a mimo to wyda�y mi si� one chaotyczne i pozbawione zwi�zku. Nie przypominam sobie ju� szczeg��w, przede wszystkim dlatego, �e mnich ci�gle poprawia� si�, po�yka� s�owa i zaczyna� zdania na nowo. Zapami�ta�em jednak�e z tej opowie�ci, �e za murami Watykanu dziej� si� rzeczy, o kt�rych praktykuj�cy i g��boko wierz�cy chrze�cijanin nie ma bladego poj�cia oraz, co mnie przerazi�o, �e Ko�ci� jest casta meretrix, niepokalan� ladacznic�. Mnich opowiadaj�c u�ywa� przy tym wyra�e� fachowych i upaja� si� nieomal takimi s�owami, jak teologia kontrowersji, teologia moralno�ci i dogmatyka, co spowodowa�o, �e moje w�tpliwo�ci, i� brat Jeremiasz mo�e nie by� przy zdrowych zmys�ach, znikn�y o wiele szybciej, ani�eli si� pojawi�y. Wymienia� nazwy i daty sobor�w, dziel�c je na partykularne, plenarne i prowincjalne, opowiada� o zaletach i wadach episkopalizmu, by nagle przerwa� i zapyta�: �Czy tak�e i ty uwa�asz mnie za szalonego?�
Tak, powiedzia� s�owo �tak�e�, co mnie zaskoczy�o. Najwyra�niej brat Jeremiasz by� traktowany w tym klasztorze jako cz�owiek niepoczytalny, jak jaki� uci��liwy heretyk. Nie przypominam sobie, co odpowiedzia�em na to pytanie. Pami�tam tylko, �e moje zainteresowanie tym m�czyzn� by�o coraz wi�ksze. Powr�ci�em wi�c do mego poprzedniego pytania i poprosi�em, aby opowiedzia� mi, w jaki spos�b znalaz� si� w tym klasztorze. Jeremiasz jednak zwr�ci� twarz ku s�o�cu i milcza� z zamkni�tymi oczami. Obserwuj�c go zauwa�y�em po chwili, i� jego broda zaczyna dr�e�; trudne z pocz�tku do zauwa�enia ruchy cia�a stawa�y si� coraz gwa�towniejsze i naraz konwulsje ogarn�y ca�y tors mnicha, wargi za� dygota�y niby w gor�czce. C� za straszliwe wydarzenia musia�y przewija� si� przed zamkni�tymi oczyma tego cz�owieka!
Z wie�y klasztornego ko�cio�a dobieg� nas d�wi�k dzwonu zwo�uj�cego na mod�y do prezbiterium. Brat Jeremiasz wyprostowa� si�, jakby obudzony nagle z g��bokiego snu.
� Nie opowiadaj nikomu o naszym spotkaniu � rzek� po�piesznie. � Najlepiej b�dzie, je�eli ukryjesz si� w altanie i nie zauwa�ony opu�cisz klasztor podczas nieszpor�w. Przyjd� jutro o tej samej porze! B�d� na ciebie czeka�!
Zastosowa�em si� do zalece� mnicha i ukry�em w ma�ej drewnianej szopie. Zaraz potem us�ysza�em zbli�aj�ce si� kroki. Wyjrza�em ukradkiem przez na wp� za�lepione okno i zobaczy�em jednego z benedyktyn�w popychaj�cego w�zek z Jeremiaszem w kierunku ko�cio�a. Obaj m�czy�ni nie zamienili ze sob� ani jednego s�owa. Zdawa�o si�, �e nie zauwa�aj� si� nawzajem, jak gdyby jeden dope�nia� jakiego� niezmiennego rytua�u, drugi za� znosi� to z ca�kowit� oboj�tno�ci�.
Nieco p�niej, us�yszawszy dobiegaj�ce z ko�cio�a gregoria�skie pie�ni, wyszed�em na zewn�trz i ruszy�em ku wyj�ciu, trzymaj�c si� jednak cienia rzucanego przez altan�, aby nie zosta� odkrytym przez kogo�, kto m�g�by patrze� z jednego z okien otaczaj�cych ogr�d budynk�w klasztornych, chcia�em bowiem koniecznie znowu spotka� si� z bratem Jeremiaszem. Wzd�u� wysokiego muru oporowego prowadzi�y w d� strome kamienne schody; na ich ko�cu znajdowa�a si� broni�ca wej�cia �elazna brama, kt�r� jednak �atwo mo�na by�o pokona�.
T� w�a�nie drog� opu�ci�em klasztor i rajski ogr�d, nast�pnego dnia za� wszed�em do� w taki sam spos�b. Nie czeka�em zbyt d�ugo i jeden z konfratr�w, bez s�owa, jak poprzedniego dnia, wtoczy� do ogrodu w�zek z siedz�cym w nim Jeremiaszem.
� Od kiedy tu jestem, nikt nie zainteresowa� si� moim dawnym �yciem � zacz�� bez ogr�dek mnich � a nawet wr�cz przeciwnie, zadano sobie wiele trudu, aby o nim zapomnie� i odizolowa� mnie od �wiata. Chcieli mi tu wm�wi�, �e zwariowa�em, tak jak gdybym by� zdemoralizowanym spirytualist� czy wyznawc� mahometa�skiej sekty Starca z G�r. By� mo�e, pe�na prawda o mnie nie dotar�a do tego klasztoru; cho�bym zaklina� si� po tysi�ckro�, nikt mi nie uwierzy. Nie inaczej musia� czu� si� niegdy� i Galileusz.
Zapewni�em uroczy�cie, �e wierz� w ka�de jego s�owo; czu�em, i� ma wielk� potrzeb� zwierzenia si� komu�.
� Moja opowie�� jednak nie uczyni ci� szcz�liwym � zaznaczy� brat Jeremiasz, ja za� odpowiedzia�em, �e potrafi� to znie��. Wtedy samotny zakonnik rozpocz�� swoje opowiadanie. M�wi� spokojnie, chwilami nawet z du�ym dystansem do wydarze�, o jakich opowiada�. Pierwszego dnia dziwi�em si�, dlaczego sam nie wyst�puje w tej opowie�ci, ale ju� drugiego sta�o si� dla mnie stopniowo jasne, �e jego posta� pojawia si� w niej w trzeciej osobie jako neutralny obserwator. Tak, jedn� z os�b, o kt�rych tak szeroko opowiada�, musia� by� on sam � brat Jeremiasz.
Spotykali�my si� w rajskim ogrodzie klasztoru przez pi�� kolejnych dni, ukrywaj�c za dziko wybuja�ym r�anym �ywop�otem lub te� niekiedy w butwiej�cej szopie. Jeremiasz opowiada�, wymieniaj�c nazwiska i fakty, i mimo i� czasami jego historia wydawa�a si� zupe�nie fantastyczna, ani przez moment nie w�tpi�em w jej prawdziwo��. Opowiadaj�c, brat Jeremiasz tylko z rzadka spogl�da� na mnie; jego wzrok by� utkwiony w jakim� dalekim, wyimaginowanym punkcie, tak jak gdyby odczytywa� tekst umieszczony na tablicy. Nie odwa�y�em si� przerwa� jego opowie�ci ani razu, nie zada�em te� ani jednego pytania, w obawie, �e straci w�tek, a tak�e dlatego, i� jego historia ca�kowicie mnie zafascynowa�a. Unika�em r�wnie� jakichkolwiek notatek, kt�re mog�yby powstrzyma� potok s��w zakonnika, tak wi�c poni�sz� histori� spisuj� z pami�ci. S�dz� jednak, �e jej tre�� jest zbli�ona do s��w, jakie wypowiedzia� brat Jeremiasz.
III. KSI�GA JEREMIASZA
1. W dniu �wi�ta Trzech Kr�li
Niechaj b�dzie przekl�ty dzie�, w kt�rym Kuria zadecydowa�a podda� Kaplic� Syksty�sk� odnowieniu wed�ug najnowszych metod i stanu wiedzy. Niechaj b�dzie przekl�ty florentyriczyk, przekl�ta ca�a sztuka i arogancja niewypowiadania heretyckich my�li z odwag� prawdziwego kacerza, ale powierzania ich zmielonemu wapniowi, najbardziej odra�aj�cej ze wszystkich ska�, wymieszanej buon fresco* z pe�nymi lubie�no�ci farbami.
Kardyna� Joseph Jellinek patrzy� na wysokie sklepienie, spod kt�rego zwisa�o zas�oni�te p�achtami rusztowanie; za nim, obok palca Stw�rcy, mo�na by�o jeszcze dojrze� posta� Adama. Twarz kardyna�a kilkakrotnie wyra�nie drgn�a, tak jak gdyby obawia� si� Boskiej prawicy, tam wysoko bowiem, otulony purpurowymi szatami, unosi� si� nie �askawy, pe�en mi�osierdzia B�g, ale pot�ny i pi�kny, wspaniale umi�niony niczym zapa�nik Stw�rca obdarzaj�cy �yciem; S�owo, kt�re w tej kaplicy sta�o si� cia�em.
Od fatalnej epoki rz�d�w posiadaj�cego zmys� artystyczny papie�a Juliusza orgiastyczne malarstwo Buonarrotiego nie cieszy�o oka �adnego z najwy�szych kap�an�w, tw�rca ten bowiem, co ju� za czas�w jego �ycia by�o publiczn� tajemnic�, przepe�niony by� w�tpliwo�ciami wobec wiary chrze�cija�skiej, jego obrazy wyra�aj�ce my�li artysty tworzy�y swoist� mieszanin� opieraj�c� si� na przekazach ze Starego Testamentu i greckiego antyku, a by� mo�e tak�e i wyidealizowanej sztuki rzymskiej, co wtedy uchodzi�o po prostu za grzech. Papie� Juliusz mia� jakoby upa�� na kolana i modli� si�, kiedy artysta po raz pierwszy ods�oni� przed nim fresk przedstawiaj�cy bezlitosnego S�dziego, wobec wyrok�w kt�rego dr�y zar�wno Dobro, jak i Z�o. Zaledwie jednak och�on��, natychmiast wda� si� w gwa�town� k��tni� z Michelangelem, dotycz�c� obco�ci, zagadkowo�ci i nago�ci emanuj�cej z malowid�a. Skonfundowana trudn� do wyja�nienia symbolik�, licznymi aluzjami i nowoplato�skimi elementami, Kuria nie znalaz�a innego wyj�cia, jak tylko skrytykowa� zbyt wielk� liczb� postaci, ukazanie nago�ci ludzkiej egzystencji, co wi�cej, za��dano nawet usuni�cia ca�ego malowid�a. Obstawa� przy tym przede wszystkim papieski mistrz ceremonii, Biagio da Cesena, kt�ry zdawa� si� rozpoznawa� na fresku pod postaci� Minosa, s�dziego piekie�. Jedynie gwa�towny sprzeciw najznamienitszych artyst�w rzymskich uratowa� S�d Ostateczny przed zniszczeniem.
Teraz za� grozi�a zniszczeniem obrazu genialnej my�li Michelangela przeciekaj�ca ca�ymi wiekami woda, wielokrotne przer�bki i osiad�a na fresku sadza, unosz�ca si� z p�omieni �wiec. O, gdyby� ple�� prze�ar�a postaci prorok�w, a dym poch�on�� Sybille! Zaledwie bowiem g��wny konserwator, Bruno Fedrizzi, rozpocz�� swoj� prac�, stoj�c na wysokim rusztowaniu, zaledwie wraz ze swymi pomocnikami usun�� pokrywaj�c� postaci pierwszych prorok�w ciemn� warstw� zanieczyszcze� sk�adaj�c� si� z sadzy, kr�liczego kleju i rozpuszczonych w oliwie pigment�w, zacz�a si� wype�nia� ostatnia wola florenty�czyka. Wydawa�o si� nawet, �e to sam Michelangelo powsta� z martwych, gro�ny niczym Anio� Zemsty.
W przesz�o�ci prorok Joel trzyma� w d�oniach zw�j pergaminu, kt�ry mimo i� rozwini�ty mi�dzy lew� a praw� r�k�, nie zawiera� w g�rnej ani dolnej cz�ci �adnej litery czy innego znaku. Teraz, po oczyszczeniu, na zwoju wida� by�o wyra�nie liter� �A�. �A� i �?�, pierwsza i ostatnia litera alfabetu greckiego, s� symbolami ko�cio�a pierwszych chrze�cijan. Jednak�e konserwatorzy na pr�no oczyszczali ten fragment fresku, mimo i� namalowany al fresco* pergamin sta� si� ol�niewaj�co bia�y, wapienny tynk nie ukrywa� w sobie �adnego znaku przypominaj�cego liter� �?�. Za to w ksi�dze le��cej na pulpicie przed Sybill� Erytrejsk�, s�siaduj�c� z prorokiem Joelem, pojawi� si� inny, zagadkowy skr�t: I � F � A.
To nieoczekiwane odkrycie, nie zauwa�one przez opini� publiczn�, wywo�a�o gwa�town� dyskusj�. Poddawali je ekspertyzom archiwi�ci i historycy sztuki z Dyrekcji Generalnej Pomnik�w, Muze�w i Galerii Papieskich pod kierownictwem profesora Antonia Pavanetto, z Florencji przyjecha� Ricardo Parenti, specjalista zajmuj�cy si� �yciem i tw�rczo�ci� Michelangela, a kardyna� Sekretarz Stanu, Cascone, po wewn�trznej dyskusji dotycz�cej znaczenia liter A � I � F � A, uzna� odkrycie za spraw� nie nadaj�c� si� do rozpowszechnienia. To w�a�nie Parenti by� tym, kt�ry podczas dyskusji jako pierwszy wzi�� pod uwag� mo�liwo��, i� w trakcie dalszych prac konserwatorskich mog� zosta� odkryte kolejne litery, rozszyfrowanie ich znaczenia za� mo�e pod pewnymi wzgl�dami nie le�e� w interesie Kurii i Ko�cio�a. W ko�cu Michelangelo wiele wycierpia� z winy swych zleceniodawc�w-papie�y i nieraz napomyka�, �e zem�ci si� w sobie tylko wiadomy spos�b.
� Czy w przypadku tego florenty�skiego malarza nale�y si� liczy� z filozofi� heretyck�? � zapyta� kardyna� Sekretarz Stanu.
� Nie jest to wykluczone � odpar� historyk sztuki.
W zwi�zku z tym kardyna� Sekretarz Stanu, Giuliano Cascone, poprosi� o rad� prefekta �wi�tej Kongregacji Wiary, kardyna�a Josepha Jellinka, kt�ry jednak�e nie wykaza� zbyt wielkiego zainteresowania spraw� i zasugerowa�, aby tym problemem, o ile w og�le mo�na o czym� takim m�wi�, zaj�a si� Generalna Dyrekcja Pomnik�w, Muze�w i Galerii Papieskich pod kierownictwem profesora Pavanetto; �wi�te Oficjum w ka�dym razie wola�o nie ingerowa� w t� spraw�.
Kiedy w nast�pnym roku rozpocz�to prace konserwatorskie zwi�zane z postaci� proroka Ezechiela, zainteresowanie Kurii skierowane by�o przede wszystkim na zw�j pergaminu, kt�ry g�osiciel zniszczenia Jeruzalem trzyma� w lewej r�ce. Jak zameldowa� wkr�tce Fedrizzi, konserwatorzy odnie�li wra�enie, i� fresk jest w tym miejscu szczeg�lnie zakopcony, tak jak gdyby dokonano tego sztucznie przy pomocy p�omienia �wiecy, aby zaciemni� ten fragment malowid�a. W ko�cu spod g�bek konserwator�w pojawi�y si� w �wietle dziennym dwie nast�pne litery: �L� i �U�, professore Pavanetto za� wyrazi� przypuszczenie, �e r�wnie� i Sybilla Perska, nast�puj�ca po Ezechielu, kryje w sobie podobn� tajemnic�. Garbata staruszka, maj�ca najwyra�niej s�aby wzrok, trzyma tu� przed oczami oprawn� w czerwon� sk�r� ksi�g�. Z bliska, z rusztowania, jeszcze przed rozpocz�ciem prac przez Bruno Fedrizziego, mo�na by�o zauwa�y� zarysy jakiej� litery. Kardyna� Sekretarz Stanu, Cascone, kt�rego ca�e odkrycie niepokoi�o bardziej ni� innych, nakaza� oczy�ci� na pr�b� ksi�g� trzyman� przez Sybill�. W taki spos�b przypuszczenie zamieni�o si� w pewno�� i ca�a kombinacja uzupe�niona zosta�a o kolejn� liter� � �B�.
Na tej podstawie nale�a�o wi�c przyj��, �e r�wnie� i ostatnia posta� w szeregu, prorok Jeremiasz, ujawni jeszcze jedn� liter�; i rzeczywi�cie, na widniej�cym u jego boku zwoju pergaminu pojawi�o si� nast�pne �A�. Jeremiasz, kt�remu Michelangelo da� swoj� w�asn�, pe�n� rozpaczy twarz, jak �aden inny z prorok�w dr�czony by� wewn�trznymi rozterkami oraz w�tpliwo�ciami i otwarcie twierdzi�, i� nar�d nigdy nie zostanie nawr�cony, pozosta� milcz�cy, pe�en rezygnacji i bezradny, tak jakby zna� tajemnicze znaczenie kombinacji liter: A � I � F � A � L � U � B � A.
Kardyna� Sekretarz Stanu, Giuliano Cascone, stwierdzi� wi�c, i� znaczenie napisu nale�y wyja�ni� przed podaniem do wiadomo�ci publicznej informacji o odkryciu. Podda� te� pod rozwag� mo�liwo�� zmycia tajemniczego skr�tu, gdyby nie mo�na by�o pozna� jego sensu, co wed�ug g��wnego konserwatora, Bruno Fedrizziego, by�oby technicznie mo�liwe do osi�gni�cia, Michelangelo bowiem namalowa� t� kombinacj� liter wraz z drobnymi poprawkami a secco* na gotowym ju� fresku. Jednak�e professore Riccardo Parenti gwa�townie zaprotestowa� gro��c, i� w takim przypadku zrezygnuje ze swej funkcji doradcy i poinformuje opini� publiczn� o zamiarze fa�szerstwa i zniszczenia w Kaplicy Syksty�skiej z pewno�ci� najznamienitszego dzie�a sztuki na �wiecie. W zwi�zku z tym Cascone wycofa� si� ze swojej propozycji i poleci� ex officio* kardyna�owi Josephowi Jellinkowi, jako prefektowi Kongregacji Wiary, stworzenie komisji do zbadania znaczenia napisu w Kaplicy Syksty�skiej i om�wienia wynik�w bada� w trakcie zwyczajnego posiedzenia. Jednocze�nie spraw� t� przesuni�to z kategorii speciali modo* do kategorii specialissimo modo*, w konsekwencji czego ka�de wykroczenie przeciwko nakazowi utrzymania tajemnicy karane mia�o by� utrat� czci. Termin rozpocz�cia prac consilium wyznaczono na poniedzia�ek po drugiej niedzieli po �wi�cie Trzech Kr�li.
Jellinek opu�ci� kaplic� i zacz�� wchodzi� po w�skich kamiennych stopniach, unosz�c zgrabnie sutann�, kt�ra jak wszystkie inne ubrania kardyna�a by�a skrojona przez Annibale Gammarellego, Santa Chiara nr 34, gdzie szyli swoje szaty pozostali cz�onkowie Kurii i papie�. Na pierwszym pode�cie schod�w skr�ci� w lewo i poszed� dalej w tym kierunku. Jego nerwowe kroki odbija�y si� echem w d�ugim, pustym, prawie stumetrowym korytarzu. Id�c mija� freski przedstawiaj�ce mapy z kosmografii Dantego, dotycz�ce wybranych osiemdziesi�ciu wydarze� z historii Ko�cio�a; kaza� je namalowa� pomi�dzy obramowanymi z�otem sztukateriami, pokrywaj�cymi nie ko�cz�ce zda si� sklepienie, papie� Grzegorz XIII. W ko�cu kardyna� dotar� do owych drzwi, kt�re pozbawione zamka i klamki, niczym nie daj�ce si� pokona� drzwi zapadowe, zamyka�y doj�cie do Wie�y Wiatr�w. Kardyna� zapuka� w um�wiony spos�b i czeka� bez ruchu, wiedz�c, i� od�wierny musi pokona� d�ug� drog�, aby uczyni� zado�� jego wezwaniu.
Znane jest pochodzenie nazwy tej wie�y; to tutaj, na poddaszu, mia�a sw�j pocz�tek gregoria�ska reforma kalendarza, kiedy pontifex nakaza� urz�dzi� tu obserwatorium, w kt�rym chcia� bada� ruchy S�o�ca, Ksi�yca i gwiazd. Jego uwagi nie mia�a uj�� nawet zmienna gra wiatr�w. W tym celu na suficie zainstalowano pot�n� wskaz�wk�, ukazuj�c� zawsze kierunek powietrznych pr�d�w. Sterowana by�a ona przez umieszczony na dachu wiatrowskaz. Instrumentarium to dawno ju� gdzie� zagin�o. To w�a�nie przy jego pomocy, pami�tnego roku Pa�skiego 1582, b�d�cego dziesi�tym rokiem pontyfikatu Grzegorza XIII, kraje Zachodu pozbawione zosta�y ca�ych dziesi�ciu dni, po 4 pa�dziernika bowiem nast�pi� od razu 15 i wprowadzona zosta�a bulwersuj�ca regu�a m�wi�ca, i� w przysz�o�ci spo�r�d lat �wieckich liczy� nale�y jako przest�pne tylko te, kt�rych suma cyfr podzielna jest przez cztery: Fiat. Gregorius papa tridecimus*.
Z obserwatorium pozosta�a tylko mozaika na pod�odze, przedstawiaj�ca znaki zodiaku o�wietlone promieniem s�o�ca padaj�cym przez szczelin� w murze, oraz freski na �cianach ukazuj�ce w�adaj�ce wiatrami boskie postaci w rozwianych szatach. Od najdawniejszych czas�w wie�a utraconych dni stanowi tabu i otoczona jest g��bok� tajemnic�; winy za to nie ponosz� jednak poga�skie b�stwa, Panna, Byk czy Wodnik, ani tak�e fakt, i� ta pot�na budowla pozbawiona jest jakiegokolwiek sztucznego o�wietlenia. Nie, owa mistyczna aura promieniuje ze stos�w akt, rega��w pe�nych dokument�w, kt�re s� tutaj przechowywane, podzielone na fondi* i posortowane tematycznie i historycznie. Nikt nie wie, ile fondi spoczywa pod warstwami nagromadzonego przez wieki kurzu, jest to bowiem L�Archivio Segreto Vaticano � Tajne Archiwum Watyka�skie.
Sk�adowane w salach i nie ko�cz�cych si� korytarzach tajnego archiwum papieskiego papiery i pergaminy rozla�y si� w wie�y jak wulkaniczna lawa; przez wieki przesz�o�� by�a przykrywana tera�niejszo�ci�, kt�ra z kolei znowu stawa�a si� przesz�o�ci� i by�a zasypywana now� tera�niejszo�ci�. W wie�y tej archiwi�ci sk�adowali owe dokumenty, jakie z woli papie�y nie mog�y by� dost�pne nikomu innemu poza ich nast�pcami; by�a to Riserva czyli dzia� zamkni�ty.
Us�yszawszy dochodz�ce z drugiej strony odg�osy krok�w, kardyna� zapuka� ponownie; zaraz potem dobieg� go zgrzyt klucza i ci�kie drzwi otworzy�y si� bezg�o�nie. Jak si� wydawa�o, spos�b pukania kardyna�a by� tu znany, a mo�e by�a to godzina lub te� tylne drzwi, przez kt�re wchodzi� o tej porze; w ka�dym razie otwieraj�cy je prefekt nie zapyta� o nic p�nego go�cia i b�d�c ca�kowicie pewnym, �e by� to sygna� kardyna�a, nawet nie spojrza� na pukaj�cego przez szpar� w drzwiach. Prefekt, oratorianin o imieniu Augustyn, by� najstarszym, najwy�szym rang� i najbardziej do�wiadczonym stra�nikiem archiwum. Podlegali mu wiceprefekt, trzech archiwist�w i czterech scrittori*; wszyscy wykonywali t� sam� prac�, jakkolwiek r�ni�a si� ona stopniem trudno�ci. o Augustynie m�wiono natomiast, �e nie potrafi �y� bez pergamin�w i buste*; tak nazywano teki i segregatory, w kt�rych przechowywano listy i dokumenty. Twierdzono, i� sypia po�r�d swoich papier�w i prawdopodobnie nawet si� nim przykrywa.
Zazwyczaj do archiwum wchodzono od przodu, g��wnymi drzwiami, gdzie za szerokim czarnym sto�em siedzia� prefekt lub jeden ze scrittori, wszyscy w takiej samej pozycji, z d�o�mi ukrytymi w r�kawach czarnych habit�w, z le��cym na stole otwartym rejestrem, do kt�rego za okazaniem przepustki wpisywano ka�dego go�cia. Owa przepustka zezwala�a na dotarcie do okre�lonych rega��w, jednak�e z wy��czeniem wi�kszo�ci z nich. Kustosz nigdy nie zapomina� o wpisaniu obok nazwiska go�cia liczby godzin i minut, jakie ka�dy badacz, nie by�o ich zreszt� wi�cej ni� dw�ch, trzech tygodniowo, sp�dzi� po�r�d pogr��onych w p�mroku rega��w.
Przechodz�c szybko obok prefekta kardyna� mrukn�� co�, co zabrzmia�o jak Laudetur Jesus Christus* i zakaza� wpisania swego nazwiska do rejestru. Znajduj�ce si� po prawej stronie korytarza pomieszczenie, zwane obiecuj�co Sala degli Indici*, kry�o w sobie zbi�r oprawnych ksi�g, rejestr�w tytu��w i wyci�g�w, a tak�e spisy inwentarza oraz systemy klasyfikacyjne archiwum, bez kt�rych znajomo�ci ca�y zbi�r by� r�wnie trudny do ogarni�cia co Apokalipsa �w. Jana, i tak samo chyba zagmatwany. Archiwi�ci i scrittori mogliby zapewne spokojnie pozostawi� tajne pomieszczenia z rega�ami otwarte i nikt, nawet najbardziej gorliwy naukowiec, nie by�by w stanie wydoby� z zalegaj�cych kilometrami zbior�w najmniejszej cho�by tajemnicy. By�o tak dlatego, �e wszystkie fondi, zaszyfrowane przy pomocy liter i cyfr, nie dawa�y nawet najdrobniejszej wskaz�wki dotycz�cej ich zawarto�ci. Ju� tylko w celu okre�lenia sposobu pos�ugiwania si� poszczeg�lnymi rejestrami wype�niaj�cymi ca�e rega�y napisano wiele prac naukowych. W archiwum znajdowa�y si� na przyk�ad dzia�y dot�pne jedynie z najwy�szego pi�tra Wie�y Wiatr�w, w kt�rych zmagazynowano 9000 buste, w wi�kszo�ci nigdy nie otwartych, poniewa� obliczono, �e dw�ch scrittori, ogl�daj�c ka�d�, pojedyncz� notatk� w celu umieszczenia jej w katalogu, potrzebowa�oby osiemdziesi�ciu lat na wykonanie tej pracy.
Kto by jednak s�dzi�, �e posiadaj�c sygnatur� jakiego� dokumentu bez problemu b�dzie m�g� dotrze� do niego, jest w b��dzie, na przestrzeni wiek�w bowiem, przede wszystkim od czas�w schizmy, mia�o miejsce wiele zako�czonych fiaskiem, a mimo to stale powtarzanych pr�b stworzenia nowej sygnatury ca�o�ci zbior�w. W konsekwencji wiele tek z dokumentami nosi�o kilka sygnatur � otwarte oznakowanie s�owne: de curia, de praebendis vacaturis, de diversis formis, de exhibitis, de plenaria remissione* itd., kt�re mo�na by�o odczyta� jednak�e tylko wtedy, gdy segregator � jak to by�o w zwyczaju w �redniowieczu � przechowywano na le��co (oznakowanie to znajdowa�o si� wtedy na spodzie), lub te� sygnatur� liczbow� albo kombinowany system liter i cyfr, jak na przyk�ad �Bonif.IX 1392 Anno 3 Lib.28�.
Je�li idzie o ten ostatni system, to wyra�ny �lad pozostawi� w nim po sobie pewien custos registri bullarum apostolicarum* nazwiskiem Giuseppe Garampi, �yj�cy w po�owie XVIII wieku. Stworzy� on owo Schedario Garamii*, zbi�r archiwalny, kt�rego schematyczny podzia� na r�ne obszary tematyczne dla ka�dego pontyfikatu spowodowa� o wiele wi�cej zamieszania ani�eli przyni�s� korzy�ci. Sta�o si� tak, poniewa� �aden z papie�y nie rz�dzi� przez tyle samo lat oraz dlatego, �e r�ne rejestry jak de jubileo* czy de beneficiis vacantibus* posiada�y zr�nicowan� obj�to��, ale mia�y do dyspozycji tyle samo miejsca.
Cho� brzmi to ju� wystarczaj�co zagmatwanie, ka�da nowa pr�ba uporz�dkowania przypomina�a budow� wie�y Babel, tak samo bowiem jak wie�a ta nigdy nie si�g�a niebios, B�g pomiesza� j�zyki jej budowniczych, tak ka�da nowa konkordancja mia�aby w praktyce podobne konsekwencje, jako �e b�d�c obrazem niesko�czonego Uniwersum, z g�ry skazana by�aby na kl�sk�, cho�by dlatego albo w�a�nie dlatego, i� pod�ug zasad greckiej kosmogonii chaos by� stanem pierwotnym, z kt�rego Stw�rca zbudowa� uporz�dkowany kosmos, a nie odwrotnie. To ostatnie por�wnanie jest zreszt� bardziej sensowne od pierwszego, chaos bowiem jest nie tylko rzecz� podporz�dkowan�, stanem pozbawionym kszta�tu, ale tak�e stanem rozziewu, otwarcia, gdzie przed wchodz�cym we� badaczem otwiera� si� nieznany �wiat, nad kt�rym, podobnie do trzyg�owego Cerbera strzeg�cego bram Hadesu, sprawowa� piecz� Augustyn.
Oratorianin poda� kardyna�owi lamp� na baterie; przeczuwa�, �e jego droga wiedzie do Riserva, gdzie nie ma �adnego o�wietlenia. Kardyna� skin�� g�ow� nie wypowiadaj�c ani jednego s�owa. Milcza� tak�e i Augustyn; nie zostawi� jednak kardyna�a samego, tylko poszed� za nim w�skimi kr�tymi schodami na wy�sze pi�tra wie�y. By�a to nader uci��liwa i jedyna mo�liwa droga prowadz�ca na g�r�, wyposa�ona w telefony umieszczone na �cianie na ka�dym pode�cie schod�w.
W tym miejscu, na schodach prowadz�cych do najstarszych i najbardziej tajnych dzia��w Archivio Segreto, czu� by�o duszn� st�chlizn�. Ten zaduch wzmocniony by� dodatkiem nie mniej nieprzyjemnych zapachowo chemikali�w, kt�rych ostre opary mia�y zniszczy� uparty grzyb przywleczony tu przed wiekami. Pokrywa� on segregatory i pergaminy purpurow� paj�czyn�, opieraj�c� si� nawet najm�drzejszym formu�om chemicznym ery nowo�ytnej. Prawa bada� oraz wgl�du do tych akt udzielano jedynie za zezwoleniem papie�a. Poniewa� jednak nie mia� on w zwyczaju podpisywa� niczego, chyba �e chodzi�o o dokumenty o bardzo wa�nej tre�ci, zadania tego podj�� si� kardyna� Josephe Jellinek. Oczywi�cie zdarza�o si� to bardzo rzadko, jako i� �aden chrze�cijanin nie ma prawa ��da� uzasadnienia odmowy jego pro�by. Akta, kt�rych wiek nie przekracza� stu lat, i tak bez wyj�tku podlega�y ca�kowitemu utajnieniu, papieskie i dotycz�ce samego papie�a dokumenty za� by�y ukrywane przed potomno�ci� nawet przez lat trzysta. Pouk�adane stosami, zwini�te w rulony i zapiecz�towane, spoczywa�y tutaj prawie dwa tysi�ce lat historii Ko�cio�a. To tutaj znajdowa� si� zaopatrzony w trzysta piecz�ci dokument, w kt�rym protestancka kr�lowa Szwed�w, Krystyna, wyznawa�a sw� wiar� w przeistoczenie, Ostatni� Wieczerz�, czy�ciec, odpuszczenie grzech�w, nieomylno�� papie�a, orzeczenia soboru w Trydencie, a tym samym podporz�dkowywa�a si� w�adzy �wi�tego Ko�cio�a Katolickiego. By�y tam r�wnie� instrukcje papie�a Aleksandra VII, ksi�gi kontowe, rachunki, listy i drobiazgowe raporty nie pomijaj�ce nawet takich szczeg��w, jak ubi�r konwertytki (czarny jedwab, g��boko wydekoltowana suknia) czy podane na st� s�odycze (pos�gi i kwiaty z marcepanu, galaretki i cukru), a tak�e jej biseksualne sk�onno�ci. Wszystkie te dokumenty potwierdza�y s�aw� tego archiwum jako jednego z najlepszych na �wiecie. Przechowywano w nim mi�dzy innymi ostatni list do papie�a gorliwej katoliczki, Marii Stuart, prawnuczki Henryka VII, jak r�wnie� decyzj�, kt�r� �wi�ta Kongregacja zakazywa�a rozpowszechniania Sze�ciu ksi�g o obrotach cia� niebieskich Miko�aja Kopernika, jakie ten doktor prawa kanonicznego zadedykowa� papie�owi Paw�owi III. W oddzielnym dziale archiwum, pod sygnatur� EN XIX, zmagazynowano prawne akta procesowe Galileo Galilei wraz z nieszcz�snym wyrokiem siedmiu kardyna��w na stronie 402: �Stwierdzamy, og�aszamy, os�dzamy i wyja�niamy, po przeprowadzonym procesie i przedstawionych zarzutach jak powy�ej, i� ty, wy�ej wzmiankowany Galileo, uczyni�e� si� w oczach Sant�Ufficio bardzo podejrzanym o herezj�, a mianowicie g�osz�c i wierz�c w fa�szyw� i niezgodn� ze �wi�tymi i Boskimi Pismami nauk�, �e S�o�ce jest ostoj� Ziemi i nie porusza si� ze wschodu na zach�d oraz �e to Ziemia si� porusza i nie jest o�rodkiem ca�ego �wiata... Skutkiem tego podlegasz wszelkim karom, jakie na�o�one s� za takie przest�pstwa �wi�tymi prawami Ko�cio�a oraz innymi oficjalnie og�oszonymi dekretami.� Verba volant, scripta manent*.
Przechowywano tutaj przepowiednie papie�y, proroctwa, jakie oficjalnie nie by�y przyjmowane do wiadomo�ci, oraz rzekome fa�szerstwa, kt�re jednak musia�y mie� jakie� znaczenie, ale tak�e i przepowiednie �w. Malachiasza. Te ostatnie � co by�o przyczyn� g��bokiej konfuzji Kurii � nie mog�y by� dzie�em tego �wi�tego, zosta�y bowiem napisane dopiero w 440 lat po jego zgonie. Mimo to w owym anonimowym proroctwie z zaskakuj�c� dok�adno�ci� wymieniono nazwiska, pochodzenie papie�y, a tak�e znacz�ce wydarzenia z ich pontyfikat�w, a co wi�cej, przewidziany zosta� koniec papiestwa za rz�d�w Rzymianina imieniem Petrus. Podobno wed�ug przepowiedni miasto na siedmiu wzg�rzach czeka�a zag�ada, a straszliwy s�dzia mia� ukara� sw�j lud.
Nic na tym �wiecie nie jest tak ostateczne jak ka�de postanowienie Kurii Rzymskiej, a to ostatnie jest w stosunku do przepowiedni papieskich negatywne, aczkolwiek s�owa credo quia absurdum (wierz�, mimo i� jest to sprzeczne z rozumem) pochodz� nie z ust kacerza, ale doktora Ko�cio�a Anzelma z Canterbury, kt�rego lojalno�� wzgl�dem Grzegorza VII i �wi�tego Ko�cio�a, Matki Naszej, nie mo�e podlega� �adnej w�tpliwo�ci. Tak wi�c s�owa fa�szywego proroka Malachiasza pozostaj� tabu, przynajmniej dla �wiata zewn�trznego. Papie� Pius X, kt�remu wed�ug proroctwa przepowiedziano ignis ardens (p�on�cy ogie�), zosta� wybrany 4 sierpnia, w dniu �w. Dominika (jego atrybutem jest pies z p�on�c� pochodni�), zmar� w kilka tygodni po wybuchu I wojny �wiatowej. �w pontifex wsp�czu� swemu nast�pcy, kt�rego nie zna�, zna� bowiem proroctwo, jakie go dotyczy�o: religio depopulata � religia bez wiernych.
Tymczasem przeprowadzone badania i nauka zdemaskowa�y jako autora papieskich przepowiedni Filippo Neri, jednego z wielkich �wi�tych katolickiego odrodzenia. �yj�c za czas�w Michelangela, popada� on podobno czasami w ekstaz�, ogarnia�a go wtedy nienaturalna pasja, powoduj�ca, i� jego cia�o silnie dygota�o, a wraz z nim i domy, w kt�rych przebywa�. Podczas ofiary mszy jego cia�o unosi�o si� ponad stopniami o�tarza, serce za� bi�o tak mocno jak kot�y w czasie S�du Ostatecznego. Sensacyjne uzdrowienia chorych i dowody charyzmatycznych cech Neriego przyczyni�y si� p�niej do jego kanonizacji.
Gdzie jednak znajdowa�y si� notatki Neriego, za�o�yciela zakonu oratorian�w? Nie bez pewnych podstaw, mo�na by�o mie� nadziej�, �e ukryto je w tajnym archiwum Watykanu, aczkolwiek, jak twierdzono, tu� przed �mierci� �wi�ty mia� spali� swoje wszystkie osobiste papiery. Mia��eby to by� przypadek? W roku �mierci Neriego, 1595, ukaza�o si� pi�ciotomowe dzie�o benedyktyna Arnolda Wiona pod tytu�em Lignum vitae � ornamentum et decus Ecclesiae*, dotycz�ce literackich osi�gni�� jego zakonu. W tomie drugim, na stronach 307 do 311, autor cytuje proroctwa za�o�yciela oratorian�w jako Prophetia S. Malachiae Archiepiscopi, de Summis Pontificibus*. Cud jest najukocha�szym dzieckiem wiary. Poniewa� nieznane s� powi�zania pomi�dzy oratorianinem Filippo a benedyktynem Arnoldem, wynika z tego, i� benedyktyn, niech B�g zachowa w opiece jego biedn� dusz�, dokona� oszustwa, bez wzgl�du na motywy, jakie kierowa�y jego pi�rem.
W dziele tym napisano, �e Sidus olorum � ozdoba �ab�dzi, w�o�y tiar� na g�ow�. S�owa te s� symboliczne i zagadkowe, ale kiedy w roku 1667 zasiad� na tronie papieskim Klemens IX, nikt nie w�tpi� ju� wi�cej w prawdziwo�� tej przepowiedni. Klemens (Giulio Rospigliosi) zdoby� du�� s�aw� swoimi wierszami, pozostaj�c do dzisiaj jedynym poet�, kt�ry by� zarazem papie�em, �ab�d� za� jest, jak wiadomo, symbolem poet�w. Przez setki lat �aden Summus Pontifex nie opu�ci� mur�w Watykanu po wyborze dokonanym przez konklawe; taki sam los by� przeznaczony r�wnie� i Piusowi VI, kiedy po pi�ciomiesi�cznym konklawe w Pa�acu Kwirynalskim zosta� wybrany nast�pc� Klemensa XIV. Nowy papie� charakteryzowany by� przez ekstatycznego �wi�tego jako peregrinus apostolicus*, co jednak zosta�o zapomniane w czasach O�wiecenia, do chwili, kiedy nieszcz�nik ten w roku 1798 zosta� uprowadzony przez francuskie oddzia�y rewolucyjne do Francji, gdzie zmar� jako peregrinus, czyli obcy. Zagadk� by�a tak�e kometa w herbie Leona XIII, kt�ry ka�dy arcykap�an, obejmuj�c sw�j urz�d, zobowi�zany by� przyj��; wyja�niona ona zosta�a dopiero, kiedy powi�zano komet� ze s�owami z przepowiedni; lumen in coelo � �wiat�o na niebie. Proroctwa te by�y dyskutowane jeszcze przed wyborem nast�pcy Piusa XII, Jana XXIII, kt�ry mia� zosta� pastor et nauta, czyli pasterzem i �eglarzem. Jednak�e owa przepowiednia nie mia�a sensu w stosunku do �adnego z papabile, nikt bowiem nie dawa� szans patriarsze Wenecji, miasta chrze�cija�skiej �eglugi. A jednak Roncalli zosta� wybrany, jego pontyfikat za� uznano za jeden z posiadaj�cych najbardziej pastoralny charakter.
Tylko kilka krok�w dalej le�a�o wym�czone torturami przez papieskiego komisarza Remolinesa zeznanie mnicha Girolamo Savonaroli, w kt�rym uznawa� si� za winnego kacerstwa, g�oszenia na kazaniach fa�szywej wiary oraz pogardy dla rzymskiego tronu. By�y tam tak�e szczeg�owe sprawozdania z ostatnich godzin �ycia budz�cego l�k i g�osz�cego konieczno�� pokuty kaznodziei oraz przykrych bada� przeprowadzanych w jego celi, czy przypadkiem czary kt�rego� z demon�w nie zamieni�y go w hermafrodyt�, co podejrzewa�a �wi�ta Inkwizycja, zeznania �wiadk�w o jego g��bokim �nie, w jaki zapad� przed egzekucj�, przerywanym jedynie wielokrotnymi wybuchami g�o�nego �miechu, opis pozbawionej sensacji �mierci na szubienicy i spalenia jego martwego cia�a, kt�rego popio�y zosta�y wsypane do Arno. Tajne dossier zawiera�o jednak r�wnie� informacje o florenty�skich dziewkach, pod kt�rych szatami kry�y si� szlachetne damy. Zbiera�y one popio�y fra Savonaroli, a nawet, jak zaobserwowano, ukryto jedn� r�k� i cz�ci czaszki, kt�re potem zosta�y zachowane jako relikwie. Znajdowa�y si� tutaj tak�e dogmaty papieskie; najnowszy z nich, dotycz�cy, niepokalanego pocz�cia Marii Panny, oprawiony by� w jasnoniebieski aksamit.
Kustosz wiedzia�, �e kardyna� nie jest zainteresowany �adnym z tych dokument�w, szed� wi�c szybko w stron� znajduj�cych si� u szczytu schod�w czarnych drzwi z d�bowego drewna, kt�rych nie mo�na by�o otworzy� bez jego, kustosza, pomocy, tylko on bowiem nosi� przy pasie swojej sutanny przymocowany �a�cuszkiem klucz o dw�ch pi�rach, i nikt inny, tylko on posiada� klucz do tego najtajniejszego pomieszczenia tajnego archiwum. Nie oznacza�o to jednak w �adnym wypadku, �e mia� poj�cie o tajemnicach zawartych w tym pomieszczeniu, zna� znajduj�ce si� w nim ksi�gi i dokumenty, i musia� milcze� o rzeczach, o kt�rych nie wolno by�o m�wi�. Wiedzia� tylko tyle, �e za tymi ci�kimi d�bowymi drzwiami z�o�one by�y najwi�ksze tajemnice Ko�cio�a, dost�pne jedynie ka�demu kolejnemu papie�owi; w ka�dym razie w taki spos�b post�powali poprzednicy Jana Paw�a II. Jednak�e polski papie� przeni�s� ten przywilej na kardyna�a; z tego wi�c powodu kustosz min�� Jellinka i w �wietle trzymanej przeze� lampy otworzy� zamek. Jego podniecenie zdradza�o dr�enie r�k. Kardyna� znikn�� za drzwiami, Augustyn za� pozosta� w ciemno�ciach, jakie zalega�y korytarz przed nimi. Prefekt po�piesznie zamkn�� drzwi na klucz; taki by� bowiem przepis.
Za ka�dym razem podczas otwierania drzwi kustosz rzuca� okiem do wewn�trza, co, na Naj�wi�tsz� Dziewic� Mari�, by�o grzechem. W ten spos�b pozna� wyposa�enie sali znajduj�cej si� za czarnymi drzwiami. Widzia� umieszczone jedne nad drugimi, ci�kie drzwiczki skrytek, podobne do tych, jakie znajduj� si� w piwnicach banku pa�stwowego; klucze do nich nosi� przy sobie jednak nie on, ale kardyna�. Augustyn niecz�sto otwiera� te drzwi, aczkolwiek w ostatnich czasach kardyna� coraz cz�ciej korzysta� ze swego przywileju. Jeden jedyny raz, w roku 1960, kustosz dowiedzia� si�, jak� sensacyjn� tre�� posiadaj� zamkni�te tu dokumenty. Wtedy wpu�ci� do tego pomieszczenia Jana XXIII, zamkn�� za nim drzwi i czeka� na pukanie papie�a, tak jak teraz na znak kardyna�a; jednak�e bardzo d�ugo, ponad godzin�, wewn�trz panowa�a cisza. Ale po up�ywie godziny us�ysza� nagle g�uche uderzenia pi�ci� w drzwi i kiedy przekr�ci� klucz w zamku, papie� wybieg� mu naprzeciw zataczaj�c si� i dr��c na ca�ym ciele, jak gdyby ogarn�a go gor�czka. Tak przynajmniej s�dzi� w owym czasie kustosz. W ko�cu jednak na �wiat�o dzienne wysz�a przynajmniej cz�stka prawdy. �wi�ta Dziewica, kt�ra ukaza�a si� w roku 1917 w Fatimie trojgu portugalskim pastuszkom i przepowiedzia�a rezultat �wiatowych wojen, owa �Nasza kochana Pani z Fatimy� og�osi�a r�wnie� i trzecie proroctwo, kt�rego tre��, po zapisaniu, mog�a by� przekazana dopiero papie�owi panuj�cemu w roku 1960. Prawdziwa tre�� owego dokumentu, kt�ry by� przechowywany za tymi drzwiami, sta�a si� przyczyn� kr���cych po Watykanie najstraszliwszych i najprzer�niejszych spekulacji. Jak m�wiono, w proroctwie tym przepowiedziano apokaliptyczn� wojn� �wiatow�, kt�ra zniszczy ca�e �ycie na Ziemi, inna pog�oska twierdzi�a za� z kolei, i� jeden z nast�pnych papie�y zostanie zamordowany. Z tego te� powodu nast�pca Paw�a VI zmuszony by� po swoim wyborze uda� si� po informacje na ten temat do �r�d�a znajduj�cego si� za owymi ci�kimi, d�bowymi drzwiami. Nie jest �adn� tajemnic�, i� od tego czasu cierpia� na ci�k� depresj� i mia� k�opoty z podj�ciem jakiejkolwiek decyzji.
Jednak�e tego wieczoru zainteresowanie kardyna�a dotyczy�o stalowej skrzyni, w kt�rej przechowywane by�y wszystkie dokumenty zwi�zane z Michelangelo Bounarrotim. Kardyna� mia� uzasadnione podejrzenia, i� za Michelangelem i jego sztuk� ukrywa si� jaka� straszliwa tajemnica. Potwierdza� to fakt, �e najwi�kszemu utajnieniu podlega�y takie w�a�nie dokumenty jak korespondencja Michelangela z papie�ami, przede wszystkim z Juliuszem II i Klemensem VII, dossier o stosunkach towarzyskich artysty, jako i� wiedziano zar�wno o jego ascetycznej nami�tno�ci do ksi�nej Vittorii Colonny, jak i kontaktach z neoplatonikami i kabalistami. Tak, nie mog�o by� nawet inaczej; nie bez powodu �ycie Michelangelo by�o w Watykanie tabu od 450 lat!
Ignorancja boi si� wiedzy, tak wi�c kardyna� coraz po�pieszniej si�ga� po kolejne pergaminy, wielokrotnie sk�adane karty papieru, po zwi�zane tasiemkami teczki z aktami. W �wietle swej lampy widzia� drobne, pi�kne pismo; przebiega� oczyma s�owa list�w, kt�rych nie spos�b by�o zrozumie�, nie znaj�c ich kontekstu. Przewa�nie rozpoczyna�y si� one w�oskim zwrotem �io Michelangelo scultore*... � ja, rze�biarz Michelangelo...� � kt�ry by� wyrazem jego dumy z j�zyka Dantego oraz dowodem, i� nie rozumia� u�ywanej przez Ko�ci� �aciny. Z drugiej jednak strony s�owa te mia�y by� z�o�liwym przytykiem do gwa�tu zadawanego jego sztuce przez Watykan.
Papie� Juliusz II zwabi� Michelangela do Rzymu pod fa�szywym pretekstem wykucia z kararyjskiego marmuru gigantycznego grobowca dla siebie; mia� on tego dokona� za dziesi�� tysi�cy skud�w � ludzkiego �ycia nie starczy�oby na wykonanie tej pracy. Jednak�e kiedy wyr�bane w Carrarze bloki marmuru dotar�y do Rzymu, papie�owi projekt ten przesta� si� ju� podoba�, odmawia� nawet wyp�acenia kamieniarzom wynagrodzenia. Wtedy to Michelangelo na �eb na szyj� uciek� z Rzymu i uda� si� w kierunku Florencji. Powr�ci� dopiero w dwa lata potem na usilne nalegania papieskiego wys�annika. Juliusz zaskoczy� go wtedy wyznaniem, i� budowanie w�asnego grobowca jeszcze za �ycia musi przynie�� nieszcz�cie. On, artysta, powinien za� raczej zaj�� si� pomalowaniem sklepienia Kaplicy Syksty�skiej, w owych czasach ca�kowicie pozbawionej ozd�b budowli � kt�rej swe imi� nada� Sykstus IV della Rovere. Nie pomog�y wszelkie zaklinania i zapewnienia artysty, i� urodzi� si� jako scultore, a nie pittore* � Jego �wi�tobliwo�� upiera� si� przy realizacji tego planu.
Trzymany w d�oni przez kardyna�a niepozorny kawa�ek pergaminu, kt�rego pismo by�o ju� trudne do odczytania, og�asza� zwyci�stwo papie�a nad Michelangelo: �Dzisiaj, 30 maja roku 1508, ja, Michelagnelo scultore, otrzyma�em od Jego �wi�tobliwo�ci papie�a Juliusza II pi��set dukat�w, kt�re wyp�acili mi na poczet mego malarskiego dzie�a podskarbi messer Carlino i messer Carlo Albizzi. Dzie�o to rozpoczynam z dniem dzisiejszym w kaplicy papie�a Sykstusa, a to pod zagwarantowanymi kontraktem warunkami, kt�re spisa� i w�asnor�cznie podpisa� biskup Pawii�.
Kardyna� lubi� wo�, jak� wydziela�y stare manuskrypty, �w niewidoczny, drobniute�ki py� osiadaj�cy niezauwa�alnie na b�onach �luzowych nosa, i kt�ry w taki spos�b rozstraja� zmys�y, i� t� okr�n� drog� przez nos czytana tre�� przyjmowa�a posta� cz�owieka z tamtych lat. Nagle wi�c pojawi� si� przed nim niski muskularny florenty�czyk, odziany w w�skie cienkie spodnie i stebnowany, mocno �ci�ni�ty pasem p�d�ugi kaftan z aksamitu. Kardyna� ujrza� jego tr�jk�tn� czaszk�, d�ugi nos i w�sko rozstawione oczy. Zapewne nie by� to wz�r pi�knego m�czyzny, a jeszcze mniej pe�nego energii scultore. Z porozumiewawczym u�miechem � a mo�e gest ten by� wyrazem rado�ci z cudzego nieszcz�cia? � florenty�czyk podawa� kardyna�owi pergamin za pergaminem, kt�re ten czyta� z pe�n� ��dzy ciekawo�ci�. Po�yka� oczami trudne chwilami do odcyfrowania dokumenty, natrafiaj�c na dowody niezrozumia�ej gwa�towno�ci Jego �wi�tobliwo�ci Juliusza II, przedziwnego sk�pstwa, powtarzaj�ce si� bez przerwy pr�by oszukania artysty, aby nie wyp�aci� mu jego w pe�ni zas�u�onego honorarium. Musia�o to w ko�cu doprowadzi� do k��tni mi�dzy papie�em a Michelangelo. Jego �wi�tobliwo�� ch�tnie widzia�by na suficie Sykstyny dwunastu aposto��w; florenty�czyk dostarczy� projekty (sztuka jako s�u�ka teologii). Artysta uzna� je jednak szybko za �a�osne; opuszczone gin�y po�r�d wielkiej przestrzeni sklepienia. Podczas k��tni papie� pochodz�cy z rodu Rovere stwierdzi�, i� Michelangelo mo�e malowa� co mu si� �ywnie podoba; je�li idzie o niego, to mo�e nawet zamalowa� ca�� kaplic� od okien po sklepienie, in nomine Jesu Christi*.
W wyniku tej wymiany zda� Michelangelo zdecydowa� si� na Genesis, stworzenie Ziemi, Boga Ojca unosz�cego si� ponad wodami, a� po potop, z kt�rego uratowa�a si� tylko Arka Noego. Na niebie-sklepieniu ukaza� si� mia�a historia stworzenia �wiata; artysta zignorowa� dach i sklepienie, ca�� architektur� kaplicy. W tym wszystkim nie by�o nawet najmniejszego znaku czy te� wskaz�wki o istnieniu �wi�tego Ko�cio�a. Wr�cz przeciwnie, Michelangelo unika� jakiejkolwiek aluzji, tak, nawet tam, gdzie powi�zania nasuwa�y si� same przez si�. Przy wype�nianiu dwunastu uwarunkowanych oknami p�aszczyzn