8008
Szczegóły |
Tytuł |
8008 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8008 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8008 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8008 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CLIVE CUSSLER
Z�OTO INK�W
(Prze�o�y�: Ziemowit Andrzejewski)
AMBER
1999
Pe�nomorski statek Ink�w
A.D. 1533, Zapomniane morze
Nadci�gn�li z po�udnia wraz z porannym s�o�cem, a kiedy sun�li po roziskrzonej
wodzie, sprawiali wra�enie migotliwych zjaw w pustynnym mira�u. Kwadratowe
bawe�niane �agle flotylli tratew zwisa�y bezw�adnie pod �agodnym lazurem nieba, wios�a
rytmicznie pogr��a�y si� w wodzie, chocia� ani jeden okrzyk komendy nie zburzy�
niesamowitej ciszy.
Wysoko w g�rze sok� to wznosi� si�, to opada�, jak gdyby wiod�c sternik�w ku
ja�owej wysepce, stercz�cej w samym �rodku �r�dl�dowego morza.
Tratwy by�y skonstruowane z powi�zanych i podgi�tych na obu ko�cach wi�zek
sitowia; sze�� takich wi�zek sk�ada�o si� na jeden kad�ub, wzmocniony wi�b� i
kilem z bambusa. Wygi�te dzioby i rufy mia�y kszta�t w�y o psich pyskach, kt�re
szczerzy�y k�y ku niebu, przez co mog�o si� zdawa�, �e wyj� do ksi�yca.
Na zaostrzonym dziobie tratwy p�yn�cej przodem, w fotelu przypominaj�cym tron
siedzia� dostojnik dowodz�cy flotyll�. Nosi� bawe�nian� tunik�, zdobn�
turkusowymi cekinami, i we�niany p�aszcz, haftowany w wielobarwny wz�r. G�ow� okrywa� mu
pi�ropusz, twarz za� - z�ota maska; ��tawo migota�y w s�o�cu tak�e jego kolczyki, masywny
naszyjnik i naramienne bransolety, ba, nawet trzewiki wielmo�y wykonano ze z�ota. Cz�onkowie
za�ogi, i to czyni�o widok jeszcze bardziej zdumiewaj�cym, byli wystrojeni z nie mniejszym
przepychem.
Z trwog� i podziwem przygl�dali si� tubylcy intruzom, kt�rzy wtargn�li na ich
wody. Nie podejmowali pr�b obrony swych terytori�w, byli bowiem prostymi my�liwymi i
zbieraczami, kt�rzy chwytali w pa�ci kr�liki, �owili ryby i wype�niali kosze
zerwanymi lub wygrzebanymi z ziemi darami natury. Prymitywni, w zastanawiaj�cym kontra�cie do
tworz�cych rozleg�e imperia s�siad�w z po�udnia i wschodu, �yli i umierali ani
my�l�c o wznoszeniu olbrzymich �wi�ty�. Teraz jak zahipnotyzowani przygl�dali si�
sun�cemu po wodzie niewiarygodnemu b�stwu, jednomy�lnie postrzegaj�c wydarzenie jako cudowne
przybycie z za�wiat�w wojowniczych bog�w.
Zagadkowi przybysze, ca�kowicie ignoruj�c lud okupuj�cy brzegi, nieznu�enie
wios�owali ku celowi swej podr�y; spe�niali u�wi�con� misj�, nie zwracali zatem
uwagi na sprawy ma�o istotne - w stron� tubylc�w nie pad�o ani jedno spojrzenie.
Zmierzali wprost ku stromym skalistym zboczom g�ry, kt�rej szczyt, wznosz�cy si�
na dwie�cie metr�w ponad powierzchni� morza, tworzy� nie zamieszkan� i prawie
pozbawion� ro�linno�ci wysepk�, zwan� przez tuziemc�w Martw� Olbrzymk�, d�ugi
bowiem i niski grzbiet wzniesienia przypomina� cia�o kobiety pogr��onej w kamiennym
�nie. Z�udzenie to zwi�ksza�a jeszcze nieziemska aureola, skrzesana ze ska� przez
s�oneczne promienie.
Wnet �wietli�cie wystrojeni �eglarze osadzili tratwy na usianej kamykami
niewielkiej pla�y, przechodz�cej w w�ski kanion; spu�cili z maszt�w bawe�niane p�achty,
zdobne - co skutecznie pot�gowa�o l�k i szacunek tubylczych gapi�w - wielkimi haftami
wyobra�aj�cymi fantastyczne zwierz�ta, i przyst�pili do wy�adunku ogromnych trzcinowych koszy
oraz ceramicznych dzban�w.
Przez ca�y dzie� uk�adali �adunek w stos pot�ny wprawdzie, lecz u�adzony,
wieczorem natomiast, kiedy s�o�ce skrywa�o si� za zachodnim horyzontem, uton�li
w mroku, przewiercanym tylko migotliwymi p�omykami. Gdy zacz�� wstawa� nowy dzie�,
okaza�o si�, �e tratwy wci�� spoczywaj� na brzegu jak martwe ryby, �adunek za� le�y na
poprzednim miejscu.
Tymczasem kamieniarze, nie szcz�dz�c potu, z pasj� zaatakowali skalisty szczyt
g�ry mosi�nymi d�utami i �omami, i przez sze�� najbli�szych dni tak uporczywie kuli
i ob�upywali kamie�, �e przybra� wreszcie przera�liw� posta� skrzydlatego jaguara
o w�owym �bie. Kiedy dobieg�y ko�ca ostatnie prace rze�biarskie i polerownicze, odnosi�o
si� wra�enie, i� groteskowa bestia gotuje si�, by da� susa ze ska�y, w kt�rej j� wykuto. Przez
ca�y ten czas kosze i dzbany stopniowo znika�y z pla�y, a� wreszcie ani jeden nie pozosta�.
Potem, gdy pewnego ranka starym ju� zwyczajem miejscowi ponad wod� si�gn�li
wzrokiem ku wyspie, znale�li j� pust�. Tajemniczy lud, przyby�y tu z po�udnia na
tratwach, rozwia� si� jak sen, a o tym, �e nie by� u�ud�, za�wiadcza� pot�ny jaguar z
w�owym �bem, kt�ry obna�a� k�y i szczelinami oczu omiata� wzg�rza, ci�gn�ce si� a� po
horyzont na brzegu �r�dl�dowego morza.
Ciekawo�� rych�o przemog�a strach i ju� nazajutrz po po�udniu czterech �mia�k�w
z najwi�kszej wsi, dodawszy sobie odwagi krzepkim miejscowym piwem, zepchn�o na
wod� cz�no wyd�ubane z jednego pnia drzewa i machaj�c wios�ami pop�yn�o na wysp�.
Widziano z l�du, jak dobijaj� do brzegu i znikaj� w w�skim kanionie prowadz�cym w g��b
g�ry.
Do p�nej nocy i przez ca�y nast�pny dzie� krewni i s�siedzi oczekiwali ich
powrotu - daremnie. Zagin�� po nich wszelki �lad i znikn�a nawet d�ubanka.
Pierwotny l�k tubylc�w zwielokrotni� si� jeszcze, kiedy nagle na ma�e morze
spad� straszliwy sztorm, zmieniaj�c je we wrz�cy kocio�. S�o�ce raptownie zgas�o,
niebo okry�o si� czerni�, jakiej nie pami�tali najstarsi ludzie; owym przejmuj�cym zgroz�
ciemno�ciom towarzyszy� �wiszcz�cy wiatr, co spieni� fale i dokona� spustosze� w nabrze�nych
wioskach. Mog�o si� zdawa�, i� �ywio�y tocz� ze sob� wojn�, smagaj�c przy okazji l�d, b�d�
te� - i w tej kwestii mieszka�cy tamtejszych okolic �ywili zupe�n� pewno�� - �e wiedzeni przez
jaguara o w�owym �bie bogowie nieba i ciemno�ci wywieraj� zemst� na pobratymcach
zuchwalc�w, kt�rzy powa�yli si� wtargn�� w ich domen�. Poszeptywano o kl�twie rzuconej na
intruz�w. A potem sztorm znikn�� za horyzontem r�wnie nagle, jak zza niego nap�yn��, wiatr
zamar� zupe�nie, pogr��aj�c �wiat w ciszy, kt�ra wydawa�a si� a� nienaturalna,
s�o�ce roziskrzy�o powierzchni� morza r�wnie spokojnego jak dawniej. Nadlecia�y mewy i
j�y zatacza� kr�gi nad czym�, co podczas burzy fale cisn�y na wschodni brzeg.
Zaciekawieni ludzie ostro�nie ruszyli w t� stron�, przystan�li niepewnie, podeszli bli�ej - i
wtedy zbiorowe sapni�cie wyrwa�o si� z ich ust, poj�li bowiem, �e na piasku pla�y spoczywaj�
zw�oki jednego z cudzoziemc�w przyby�ych z po�udnia. Mia� na sobie tylko ozdobn�,
haftowan� tunik�; po z�otej masce, pi�ropuszu i bransoletach nie by�o �ladu. W
przeciwie�stwie do ciemnosk�rych i kruczow�osych tuziemc�w, topielec mia� jasne w�osy i bia��
sk�r�, jego niewidz�ce oczy by�y b��kitne. Stoj�c, by�by o dobre p� g�owy wy�szy od
najro�lejszego z ludzi, kt�rzy przygl�dali mu si� teraz w bezbrze�nym zdumieniu.
Dygoc�c ze strachu, ostro�nie zanie�li go i z�o�yli do cz�na, wytypowali ze
swego grona dw�ch naj�mielszych, ci za� dowie�li zw�oki na wysp�, spiesznie po�o�yli
je na pla�y i w�ciekle machaj�c wios�ami, wr�cili na l�d. D�ugo jeszcze po �mierci
najstarszych �wiadk�w niezwyk�ego zdarzenia grz�zn�cy w piasku szkielet s�a� swe z�owr�bne
ostrze�enie, by trzyma� si� od wyspy z daleka...
Kr��y�y s�uchy, �e skrzydlaty stra�nik z�otych wojownik�w, jaguar z w�owym
�bem, po�ar� w�cibskich intruz�w; nikt zatem nigdy nie podj�� ryzyka, by stawiaj�c
nog� na wyspie narazi� si� na jego gniew. Wyspa zreszt� roztacza�a aur� tak niesamowit�, a
nawet upiorn�, �e sta�a si� niebawem miejscem �wi�tym, o kt�rym zwyczajowo m�wi�o si� przyciszonym
g�osem. Kim byli odziani w z�oto wojownicy i sk�d przyp�yn�li? Dlaczego skierowali swe
tratwy w g��b �r�dl�dowego morza i co tu robili? �wiadkowie pogodzili si� z
faktem, �e nie znajd� �adnego wyja�nienia dla tego, co ujrzeli; z niewiedzy rodz� si� mity -
urodzi�y si� zatem, a nawet zd��y�y okrzepn��, zanim okolic� nawiedzi�o pot�ne trz�sienie
ziemi, obracaj�c w perzyn� wszystkie pobliskie wioski. Kiedy po pi�ciu dniach wstrz�sy
wreszcie usta�y, �r�dl�dowe morze znikn�o, a jedynym po nim �ladem by� szeroki pas
muszel wzd�u� dawnej linii brzegowej.
Z legend wnet przenikn�li tajemniczy intruzi do wierze� religijnych, zyskuj�c
status bog�w. Zrazu gadki o ich cudownym objawieniu i znikni�ciu kr��y�y szeroko,
potem, coraz ubo�sze w fakty, wraca�y rzadziej, a� wreszcie sta�y si� przekazywan� z
pokolenia na pokolenie cz�stk� folkloru ludu zamieszkuj�cego prze�ladowan� przez duchy
krain�, nad kt�r� niepoj�te rozumem fenomeny wisz� jak dym nad obozowym ogniskiem.
KATAKLIZM
1 marca 1578, u zachodnich wybrze�y Peru
Kapitan Juan de Anton, pos�pny Kastylijczyk o starannie przystrzy�onej czarnej
brodzie i zielonych oczach, raz jeszcze spojrza� na pod��aj�cy za nim zagadkowy
statek i w zadumie zmarszczy� czo�o. "Przypadek - zapyta� sam siebie - czy te� zaplanowane
przechwycenie?". Na ostatnim odcinku trasy z Callao de Lima nie spodziewa� si� spotka� z innymi
galeonami zd��aj�cymi w stron� Panamy, gdzie ich �adunek - przeznaczone dla
kr�la skarby - mia� trafi� na grzbiety mu��w, kt�re przenios� go przez mi�dzymorze do
atlantyckich port�w, sk�d na pok�adach innych statk�w wyruszy w sw� docelow� podr� ku sk�adom i
kufrom Sewilli.
De Anton mia� wra�enie, i� w takielunku i kszta�cie kad�uba statku odleg�ego
jeszcze o p�torej mili dostrzega cechy w�a�ciwe jednostkom floty francuskiej...
�egluj�c po Morzu Karaibskim, by�by si� zapewne wystrzega� podobnych spotka�, tu jednak czu� si�
zdecydowanie pewniej; jego podejrzliwo�� zmala�a jeszcze bardziej, gdy dostrzeg�
ogromn� flag�, powiewaj�c� na rufie tamtego galeonu, dok�adnie tak� sam� jak jego w�asna
bandera - z czerwonym krzy�em na bia�ym tle.
Wci�� jednak odrobin� zbity z panta�yku zapyta� swego zast�pc� i pierwszego
nawigatora, Luisa Torresa:
- No i co o nim s�dzisz, Luis?
Torres, g�adko wygolony Galicyjczyk, wzruszy� ramionami.
- Za ma�y jak na galeon ze z�otem. Handlarz winem, na moje oko, co z Valparaiso
p�ynie, jak i my, ku Panamie.
- Tedy nie s�dzisz, �e jakim� cudem jest wrogiej bandery?
- Rzecz wykluczona. �aden nieprzyjacielski okr�t nie odwa�y� si� dot�d op�yn��
Ameryki Po�udniowej zdradzieckim labiryntem Cie�niny Magellana.
Uspokojony de Anton skin�� g�ow�.
- Skoro zatem nie obawiamy si�, i� to Anglicy albo Francuzi, zr�bmy zwrot i
przeka�my im pozdrowienia.
Torres wyda� rozkaz sternikowi, kt�ry z pok�adu skrzyniowego, spogl�daj�c nad
dzia�owym, pilnowa� kursu i korygowa� go ruchami pionowego dr��ka po��czonego
d�ugim trzonem z pi�rem steru. "Nuestra Se�ora de la Concepci�n", najwi�kszy i
najpyszniejszy z galeon�w tworz�cych pacyficzn� armad�, przechyli� si� na bakburt�, a kiedy
zatoczywszy kr�g wszed� na przeciwny do tymczasowego kurs po�udniowo-wschodni, rze�ka bryza
od brzegu wype�ni�a jego dziewi�� �agli i pchn�a pi��setsiedemdziesi�ciotonow�
mas� z przyzwoit� pr�dko�ci� pi�ciu w�z��w.
Mimo majestatycznej sylwetki i delikatnej snycerki oraz kunsztownej polichromii,
zdobi�cej wysoki kasztel i dziob�wk�, stanowi� twardy orzech do zgryzienia.
Niezwykle solidnie skonstruowany i �atwy w nawigacji, by� po�r�d jednostek oceanicznych
owych czas�w prawdziwym koniem poci�gowym, a w razie potrzeby potrafi� obna�y� z�by,
aby przed najwaleczniejszymi nawet korsarzami, jakimi mog�oby go poszczu� �upie�cze
pa�stwo morskie, obroni� skarby w swojej �adowni.
Na pierwszy rzut oka "Concepci�n" sprawia�a wra�enie uzbrojonego po z�by okr�tu
wojennego, bli�szy jednak ogl�d zdradza� jej natur� statku handlowego. Wprawdzie
na pok�adach dzia�owych by�o niemal pi��dziesi�t furt dla czterofuntowych armatek,
skoro jednak Hiszpanie �ywili wiar�, i� Morza Po�udniowe s� czym� w rodzaju ich
prywatnej ogrodowej sadzawki, a ponadto nie zdarzy�o si� dotychczas, by kt�ra� z ich
jednostek zosta�a napadni�ta i zdobyta przez wra�y okr�t, uzbrojenie galeonu "Nuestra Se�ora de la
Concepci�n" sprowadza�o si� do dw�ch zaledwie dzia�, co ograniczy�o tona� i
pozwoli�o przewozi� ci�sze �adunki. Kapitan de Anton zatem, przekonany, �e jego statkowi
nie grozi niebezpiecze�stwo, przysiad� na niewielkim taborecie, obserwuj�c przez lunet�
gwa�townie przybli�aj�c� si� jednostk�. Nawet przez my�l mu nie przesz�o, aby - chocia� ot
tak, na wszelki wypadek - postawi� za�og� w stan gotowo�ci.
Sk�d m�g� wiedzie�, sk�d m�g� mie� cho�by niejasne przeczucie, �e wykona� zwrot
tylko po to, aby ruszy� na spotkanie "Z�otej �ani", dowodzonej przez
niestrudzonego "psa
morskiego" Anglii, kapitana Francisa Drake'a, kt�ry teraz, stoj�c na pok�adzie
rufowym, r�wnie� przygl�da� si� przez lunet� de Antonowi zimnym wzrokiem rekina
zd��aj�cego �ladem �wie�ej krwi.
- Diablo to uprzejmie z jego strony, �e nam wyszed� na spotkanie - mrukn�� Drake.
By� k�dzierzawym rudzielcem o posturze kogucika bojowego, mia� male�kie oczka i
ostr� brod� poni�ej p�owego w�sika.
- A mia� jakie� inne wyj�cie, skoro�my od dw�ch tygodni deptali mu po pi�tach? -
zapyta� retorycznie Thomas Cuttill, nawigator "Z�otej �ani".
- Tak jest, pryz wszelako wart tego, �eby si� za nim pougania� - odpar� Drake.
"Z�ota �ania", wy�adowana po burty sztabami srebra, kosztownymi p��tnami i
jedwabiami, a nadto szkatu�� pe�n� kamieni szlachetnych - �upem zdobytym, odk�d
jako pierwszy angielski statek wp�yn�a na Ocean Spokojny, na co najmniej tuzinie
hiszpa�skich galeon�w - ci�a fale z nieust�pliwo�ci� ogara, kt�ry �ciga lisa. Zwana
uprzednio "Pelikanem", by�a dzielnym i krzepkim okr�cikiem, d�ugim na trzydzie�ci jeden
metr�w i licz�cym sto czterdzie�ci ton wyporno�ci.
Dobrze ci�gn�a z wiatrem i znakomicie reagowa�a na ster, a chocia� jej kad�ub i
maszty mia�y ju� swoje lata, d�ugotrwa�y remont w Plymouth uczyni� j� zdoln�
sprosta� rejsowi, kt�ry - jak si� w ko�cu okaza�o - potrwa� trzydzie�ci pi�� miesi�cy i
po przebyciu pi��dziesi�ciu tysi�cy kilometr�w doprowadzi� do op�yni�cia kuli ziemskiej.
- Mamy przeci�� jej kurs i przy okazji przetrzepa� troch� te hiszpa�skie hieny? - zapyta� Cuttill.
Drake opu�ci� drug� lunet�, pokr�ci� g�ow� i u�miechn�� si� od ucha do ucha.
- Zachowamy si� bardziej szarmancko, je�li strymujemy �agle i pozdrowimy ich,
jak na prawdziwych d�entelmen�w przysta�o.
Stropiony Cuttill wlepi� wzrok w zuchwa�ego dow�dc�.
- A je�li pierwsi otworz� ogie�?
- Do czarta, ma�o to prawdopodobne, �eby jej kapitan odgad�, kim jeste�my.
- Ale statek ze dwa razy wi�kszy ni� nasz - zauwa�y� Cuttill.
- Ali�ci, wedle tego, co nam rzekli marynarze pochwyceni opodal Callao de Lima,
ma na pok�adzie ledwie dwa dzia�a. C� to jest wobec osiemnastu armatek "�ani"?
- Ci Hiszpanie! - prychn�� Cuttill. - Jeszcze gorsi z nich �garze ni� z
Irlandczyk�w.
- Milsza hiszpa�skim kapitanom ucieczka ani�eli walka - przypomnia� Drake
swojemu zapalczywemu zast�pcy.
- Czemu wi�c nie przygrza� im z dzia� i zmusi� do kapitulacji?
- A po c� ryzykowa�, �e przy okazji p�jd� na dno z ca�ym �adunkiem? Je�li
powiedzie si� m�j plan, przyoszcz�dzimy prochu, oddaj�c wszystko w r�ce naszych
krzepkich ch�opc�w, kt�rzy a� rw� si� do walki.
Cuttill ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�.
- My�lisz bra� galeon aborda�em?
Drake przytakn��.
- Wedrzemy si� na pok�ad, zanim chocia� jeden zdo�a wymierzy� do nas z
muszkietu. Jeszcze tego nie wiedz�, ale �egluj� w pu�apk�, co j� sami na siebie zastawili.
Ledwie min�a trzecia po po�udniu, gdy "Nuestra Se�ora de la Concepci�n"
ponownie wykona�a zwrot i po wej�ciu na dawniejszy kurs p�nocno-zachodni zr�wna�a si� ze
"Z�ot� �ani�", maj�c j� po prawej burcie. Torres wdrapa� si� po drabince na kasztel
dziobowy i wrzasn�� ponad wod�:
- Co to za statek?!!
Numa de Silva, portugalski pilot, kt�rego Drake przeci�gn�� na swoj� stron� po
zdobyciu u wybrze�y Brazylii jego statku, odkrzykn�� po hiszpa�sku:
- "San Pedro De Paula" w drodze z Valparaiso!
Niewielki galeon o tej nazwie Drake zdoby� mniej wi�cej trzy tygodnie temu.
Z wyj�tkiem kilku ludzi ubranych na mod�� hiszpa�sk�, ca�a za�oga Drake'a -
opancerzona, uzbrojona w piki, muszkiety, pistolety i szable - skry�a si� pod
pok�adem; bosaki aborda�owe, uwi�zane do mocnych lin, le�a�y wzd�u� nadburci, niewidoczne
dla Hiszpan�w, na przyczepionych do maszt�w pomostach bojowych przyczaili si�
kusznicy. Drake z obawy, �e od ognia z broni palnej mog� zaj�� si� �agle, zabroni� u�ywa�
muszkiet�w na tych stanowiskach.
Zwini�to groty, aby da� kusznikom wolne pole ostrza�u, i Drake zacz�� wyczekiwa�
na odpowiedni moment do ataku. Nie przejmowa� si� faktem, i� przeciwko niemal
dw�m setkom Hiszpan�w mo�e wystawi� zaledwie osiemdziesi�ciu jeden swoich Anglik�w -
nie pierwszy i nie ostatni raz ca�kowicie ignorowa� przyt�aczaj�c� przewag�
nieprzyjaciela, co na niepor�wnanie wi�ksz� skal� mia� potwierdzi� jego znacznie p�niejszy b�j w
kanale La Manche z Wielk� Armad�.
Ze swej strony de Anton nie dostrzega� na pok�adzie przyjaznego z pozoru statku
�adnych oznak podejrzanej aktywno�ci. �eglarze, niezbyt zainteresowani wielkim
galeonem, krz�tali si� przy swoich zaj�ciach, kapitan, leniwie wsparty o reling na
pok�adzie rufowym, powita� go salutem.
Kiedy odst�p pomi�dzy statkami zmala� do trzydziestu metr�w, Drake da�
niedostrzegalny znak g�ow�, na co jego najlepszy strzelec, ukryty na pok�adzie
dzia�owym, zdmuchn�� z muszkietu sternika "Concepci�n", w tej samej chwili kusznicy,
przyczajeni na pomostach bojowych, zacz�li niechybnymi be�tami zrzuca� z rej hiszpa�skich
marynarzy. Galeon straci� sterowno��, a w�wczas Drake rozkaza� zestosowa� "Z�ot� �ani�" z
wysok� strom� burt� hiszpa�skiego statku i gdy rozleg� si� protestuj�cy trzask wi�by
oraz poszy�, rykn�� na ca�e gard�o:
- Zdob�d�cie j� dla dobrej kr�lowej El�bietki i naszej starej Anglii, ch�opcy!
Nad okr�nic� "Z�otej �ani" poszybowa�y bosaki aborda�owe, by ugrz�zn�wszy w
nadburciach i takielunku "Concepci�n", sczepi� oba statki w �miertelnym zwarciu;
wtedy na pok�ad hiszpa�skiego galeonu, wyj�c jak strzygi, wdarli si� ukryci dot�d ludzie
Drake'a. Atmosfer� chaosu i zgrozy powi�kszali jeszcze angielscy muzykanci, op�ta�czo
dm�c w tr�by i bij�c w b�bny. Skamienia�ych ze strachu hiszpa�skich �eglarzy zasypa�a
nawa�nica kul muszkietowych i be�t�w.
B�j trwa� zaledwie kilka minut; jedna trzecia za�ogi galeonu, ranna lub martwa,
pad�a na pok�ad bez jednego strza�u wymierzonego w napastnik�w, a pozostali marynarze
"Concepci�n", wzgardliwie rozpychani przez rw�cych si� ku �adowniom angielskich
pirat�w, na kl�czkach b�agali o �ask�.
Drake, uzbrojony w pistolet i szabl�, przypad� do kapitana de Antona.
- W imieniu Jej Wysoko�ci Kr�lowej Anglii El�biety... poddaj si�, waszmo��! -
zawo�a� przekrzykuj�c zgie�k.
Hiszpan, oszo�omiony i przej�ty niedowierzaniem, odkrzykn��:
- Poddaj� siebie i statek! Miej, wasze, lito�� nad za�og�!
- Katowskiej roboty nie lubi� - rzuci� Drake w odpowiedzi.
Anglicy w pe�ni zaw�adn�li statkiem, zw�oki poleg�ych ci�ni�to za burt�,
ocala�ych za� cz�onk�w za�ogi, w tej liczbie rannych, zamkni�to w �adowni. Kapitan de Anton i
jego oficerowie przeszli po desce na pok�ad "Z�otej �ani", gdzie Drake z galanteri�,
jak� zawsze okazywa� je�com, osobi�cie oprowadzi� hiszpa�skiego dow�dc� po swoim okr�cie,
p�niej natomiast podj�� starszyzn� "Concepci�n" wystawn� kolacj�, zaserwowan� na
srebrze i okraszon� muzyk�, tudzie� najwyborniejszym ze �wie�o odebranych prawowitym
w�a�cicielom hiszpa�skich win.
Jeszcze podczas owej kolacji angielscy marynarze zawr�cili oba statki na zach�d
i wyp�yn�li poza hiszpa�skie szlaki �eglugowe; nazajutrz rano strymowali �agle,
utrzymuj�c jedynie tak� pr�dko��, aby pozosta� na kursie. Cztery nast�pne dni po�wi�cono
przerzucaniu fantastycznych skarb�w z �adowni "Concepci�n" na pok�ad "Z�otej �ani" - na
olbrzymi �up sk�ada�o si� trzyna�cie skrzy� z kr�lewsk� srebrn� zastaw� i monetami,
osiemdziesi�t funt�w z�ota, dwadzie�cia sze�� ton srebra w sztabach, setki puzder z per�ami i
kamieniami szlachetnymi - przewa�nie szmaragdami - a wreszcie pot�ne zapasy �ywno�ci,
takiej jak suszone owoce i cukier. Mia� to by� na przeci�g kilku najbli�szych
dziesi�cioleci najwi�kszy �up zdobyty przez jakiegokolwiek korsarza.
Jedn� z �adowni wype�nia�y od �ciany do �ciany kosztowne i egzotyczne inkaskie
wytwory, wiezione do Madrytu dla osobistej przyjemno�ci Jego Katolickiego
Majestatu Filipa II, kr�la Hiszpanii. Drake, kt�ry nigdy nie widzia� czego� podobnego, studiowa�
je ze zdumieniem. By�y tam wypi�trzone pod sufit bele misternie haftowanych andyjskich
materia��w oraz setki skrzy� pe�nych kamiennych i ceramicznych pos��k�w,
prawdziwych arcydzie� z rze�bionego jaspisu, a wreszcie kunsztownych mozaik z turkusu i
macicy per�owej - bez wyj�tku zrabowanych ze �wi�ty� i pa�ac�w lud�w andyjskich przez Francisca
Pizarra i kolejne fale z�aknionych z�ota konkwistador�w. Drake nawet sobie nie wyobra�a�,
i� mo�e gdzie� istnie� na �wiecie tak mistrzowskie rzemios�o, osobliwe jednak, �e jego
najwi�ksz� uwag� wzbudzi� nie jaki� skrz�cy si� od klejnot�w przepyszny pos��ek, lecz nader
proste puzdro z jaspisu, ozdobione na wieku p�askorze�bionym ludzkim obliczem. To wieko
zamyka�o szkatu�� z niemal hermetyczn� szczelno�ci�; w �rodku kry�a si�
wielobarwna pl�tanina sznurk�w rozmaitej grubo�ci, pozw�lanych w dziesi�tkach miejsc.
Drake zabra� puzdro do swojej kabiny i sp�dzi� znaczn� cz�� dnia, analizuj�c
kolorowe sznurki i ca�e kompozycje sznurk�w, pokrytych w�ze�kami w
odleg�o�ciach, jak mniema�, nieprzypadkowych. By� utalentowanym nawigatorem i cz�owiekiem amatorsko
paraj�cym si� sztuk�, rych�o wi�c poj��, �e ma do czynienia albo z instrumentem
matematycznym, albo te� z rodzajem kalendarza, lecz jego usilne pr�by
rozszyfrowania barw sznurk�w i konfiguracji w�z��w zako�czy�y si� fiaskiem. By� r�wnie bezradny, jak
by�by zapewne bezradny Inka, usi�uj�c poj�� znaczenie d�ugo�ci i szeroko�ci
geograficznych na mapie nawigacyjnej.
Da� wreszcie za wygran�, owin�� puzdro w lnian� p�acht� i wezwa� Cuttilla.
- Hiszpan, skoro�my uj�li mu �adunku, ma teraz sporo mniejsze zanurzenie -
oznajmi� jowialnie Cuttill, wchodz�c do kajuty kapita�skiej.
- Ale�cie nie ruszali tubylczych precjoz�w? - zapyta� Drake.
- Zgodnie z rozkazem, zosta�y w �adowni Hiszpana.
Drake powsta� od biurka, podszed� do wielkiego okna i spojrza� na "Concepci�n",
burty galeonu wci�� by�y wilgotne kilka st�p nad obecn� lini� zanurzenia.
- Te dzie�a sztuki mia� dosta� kr�l Filip - stwierdzi� Drake - lepiej wszelako,
�eby trafi�y do Anglii i otrzyma�a je w darze nasza kr�lowa El�bietka.
- Ale� "�ania" jest ju� prze�adowana ponad wszelk� miar� - zaprotestowa�
Cuttill. - Dorzu�my jeszcze pi�� ton, a straci sterowno��, fale za� b�d� si� wlewa� przez
ni�sze porty armatnie. Jak B�g w niebiesiech p�jdzie na dno, ledwie wp�yniemy na piekielne
odm�ty Cie�niny Magellana.
- Nie zamierzam wraca� cie�nin� - odpar� Drake. - Plan m�j jest taki, �eby
ruszy� na p�noc i poszuka� p�nocno-zachodniego przej�cia do Anglii. Je�li si� nie
powiedzie, pop�yn� szlakiem Magellana przez Pacyfik, a potem dooko�a Afryki.
- "�ania" nigdy nie ujrzy Anglii, p�kaj�c w szwach od nadmiaru d�br w �adowni.
- Wi�kszo�� srebra zostawimy na wyspie Cano opodal Ekwadoru, sk�d si� je
odzyszcze podczas p�niejszego rejsu, dzie�a sztuki za� po staremu pop�yn� w
�adowni "Concepci�n".
- Ale� m�wi�, �e chcesz je sprezentowa� kr�lowej!
- I nie zmieni�em zdania - upewni� go Drake. - Ty, Thomasie, we�miesz z "�ani"
dziesi�ciu ludzi i po�eglujesz galeonem do Plymouth.
Cuttill bezradnie roz�o�y� ramiona.
- Maj�c ledwie dziesi�ciu za�ogi, nie dam sobie rady z tak wielkim statkiem,
szczeg�lnie przy sztormowej pogodzie.
Drake wr�ci� do biurka i postuka� mosi�nym cyrklem w zakre�lone na mapie k�ko.
- Na karcie, com j� znalaz� w kajucie kapitana de Antona, zaznaczy�em niewielk�
zatoczk� ku po�udniowi st�d, kt�ra, powinna by� wolna od Hiszpan�w. Po�eglujesz
tam i wysadzisz na l�d hiszpa�skich oficer�w, tudzie� wszystkich rannych. Z
pozosta�ych wybierz dwudziestu ch�opa w pe�ni zdrowia i sk�o� ich, niechaj po dobrawoli pop�yn� z
tob�. Dopilnuj�, �e b�dziesz mia� or�a a� nadto, by trzyma� ich w cuglach i nie
pozwoli� sobie wydrze� statku.
Cuttill wiedzia�, �e sprawa jest przes�dzona; pr�by dyskusji z cz�ekiem tak
upartym jak Drake by�y z g�ry skazane na fiasko. Z rezygnacj� wzruszy� ramionami.
- Post�pi�, co zrozumia�e, wedle rozkazu.
Drake mia� pewno�� na twarzy i ciep�o w oczach.
- Thomasie, je�li jest �eglarz zdolen doprowadzi� do portu w Plymouth hiszpa�ski
galeon, nazywa si� Cuttill. Pewien jestem, �e kr�lowej oczy wyjd� z orbit, gdy
jej rzucisz do st�p sw�j �adunek.
- Wola�bym wszelako tobie zostawi� t� przyjemno��, kapitanie.
Drake serdecznie poklepa� Cuttilla po ramieniu.
- Bez obawy, stary druhu. A kiedy "Z�ota �ania" wr�ci do kraju, masz na mnie
czeka� w porcie z dwiema dziewkami u bok�w.
Nazajutrz o wschodzie s�o�ca Cuttill kaza� marynarzom rzuci� cumy ��cz�ce oba
statki. Trzyma� pod pach� spowit� w p��tno szkatu��, kt�r� Drake kaza� mu
osobi�cie wr�czy� kr�lowej; kiedy zani�s� puzdro do kajuty kapita�skiej, zamkn�� w kabinecie i
wr�ci� na pok�ad, "Nuestra Se�ora de la Concepci�n" majestatycznie oddala�a si� od "Z�otej
�ani". Zacz�to stawia� �agle w promieniach s�o�ca tak purpurowych, jak - gotowi byli
bo�y� si� marynarze obu statk�w - krew z przebitego serca. Mieli to za z�y omen.
Drake i Cuttill po raz ostatni pomachali sobie na po�egnanie i "Z�ota �ania"
wzi�a kurs na p�nocny wsch�d. Cuttill odprowadza� j� spojrzeniem, a� sta�a si�
niewielkim ciemnym punkcikiem na horyzoncie. Nie podziela� pewno�ci Drake'a; z�e przeczucia
przyprawia�y go o skurcz w �o��dku.
Kilka dni p�niej, zatopiwszy u brzeg�w wyspy Cano wiele ton srebra w sztabach i
monetach, krzepka "�ania" i nieustraszony Drake pop�yn�li na p�noc, by najpierw
dotrze� do miejsca, kt�re zyska�o p�niej nazw� wyspy Vancouver, nast�pnie za�,
skr�ciwszy na zach�d, kontynuowa� przez Pacyfik sw�j epicki rejs.
Daleko na po�udniu "Concepci�n" zrobi�a zwrot przez sztag i skierowa�a si�
wprost na wsch�d, by p�nym wieczorem dnia nast�pnego wp�yn�� do zatoczki zaznaczonej
przez Drake'a na hiszpa�skiej mapie i rzuci� w niej kotwic�.
Kiedy wraz z nowym dniem zza And�w wychyn�o s�o�ce, Cuttill i jego ludzie
dostrzegli na wybrze�u wielk� wiosk�, licz�c� zapewne tysi�c dusz z g�r�. Nie
trac�c czasu, Cuttill poleci� rozpocz�� ewakuacj� Hiszpan�w na brzeg, dwudziestu wszak�e
najzdatniejszym marynarzom zaproponowa� dziesi�ciokrotno�� ich dotychczasowej
lafy za podj�cie pod jego komend� rejsu do Anglii, gdzie tu� po wyl�dowaniu mieli
odzyska� wolno��. Wszyscy zaci�gn�li si� z ochot�.
Tu� po po�udniu Cuttill sta� na pok�adzie dzia�owym, dogl�daj�c wyokr�towania,
kiedy ca�y statek zacz�� dr�e�, jak gdyby potrz�sa�a nim mocarna, gigantyczna
d�o�. Wszystkie oczy natychmiast podnios�y si� na szczyty maszt�w; umocowane tam
w�ziutkie proporczyki by�y jednak prawie nieruchome i tylko ich ko�ce leniwie �opota�y w
leciutkich powiewach wiatru. Potem, zn�w jak na komend�, spojrzenia pow�drowa�y ku
brzegowi, gdzie z podn�a And�w unios�a si� olbrzymia chmura py�u i jak si� zdawa�o,
podj�a w�dr�wk� w stron� morza. Potem ziemia zwar�a si� w konwulsjach, a towarzysz�cy
temu gromowy og�uszaj�cy ryk si�gn�� niebios. Oszo�omieni �eglarze porozdziawiali
g�by, widz�c, jak wzg�rza na wsch�d od wioski unosz� si� najpierw, a potem opadaj� niczym
grzywacze w zetkni�ciu z p�ycizn� pla�y.
Chmura kurzawy nap�yn�a nad wie� i po�kn�a j� jak szczuka po�era p�otk�, ponad
huk �ywio��w wznios�y si� wrzaski tubylc�w i grzechot ich obracaj�cych si� w
ruiny kamiennych i glinianych sadyb. Na pok�adzie galeonu po�owa protestanckich
Anglik�w i ca�a bez wyj�tku kompania katolickich Hiszpan�w pad�a na kolana, zanosz�c do Boga
�arliwe mod�y o ratunek.
Po kilku minutach py� przesun�� si� nad statkiem i rzedn�c� chmur� pop�yn�� w
dal. �eglarze z niewiar� w oczach spogl�dali na usypisko gruzu, kt�re niedawno
jeszcze by�o wiosk� t�tni�c� �yciem, i ws�uchiwali si� w rozpaczliwe krzyki ludzi uwi�zionych
w ruinach. Szacowano p�niej, �e z kataklizmu ocala�o jedynie pi��dziesi�t os�b. Wysadzeni
na brzeg Hiszpanie gor�czkowo biegali pla�� w t� i z powrotem, b�agaj�c, by zabrano ich z
powrotem na statek. Cuttill wzi�� si� w gar�� i g�uchy na b�agania podbieg� do relingu,
omiataj�c morze uwa�nym spojrzeniem: lekko tylko pofalowane, by�o najzupe�niej oboj�tne wobec
tragedii wioski.
Nagle, pragn�c ze wszystkich si� pozostawi� koszmar jak najdalej za sob�,
Cuttill zacz�� wykrzykiwa� rozkazy do odp�yni�cia; Hiszpanie i Anglicy, po��czeni
jednakim zapa�em, j�li spiesznie stawia� �agle i hisowa� kotwic�. Tymczasem na brzegu
ocalali mieszka�cy wioski obiegli kapitana de Antona i jego ludzi, zanosz�c pro�by o
pomoc w ratowaniu przysypanych krewniak�w, Hiszpanie wszak�e my�leli jedynie o w�asnych
�ywotach.
W�wczas, w�r�d huku jeszcze pot�niejszego ni� poprzedni, ziemia zadr�a�a po raz
wt�ry, przy czym grunt falowa� jak monstrualny dywan, z kt�rego olbrzym wytrz�sa
kurz. Tym razem morze powoli si� cofn�o, obna�aj�c dno i osadzaj�c na nim
"Concepci�n". Marynarze - kt�rzy bez wyj�tku nie umieli p�ywa� i w zwi�zku z tym �ywili
zabobonny l�k wobec wszystkiego, co kryje si� pod wod� - popatrzyli z podziwem na tysi�ce ryb
rzucaj�cych si� niczym bezskrzyd�e ptaki po�r�d ska� i korali. W konwulsyjnym
ta�cu �mierci podrygiwa�y rekiny, o�miornice i miriady roziskrzonego wszystkimi barwami t�czy
tropikalnego drobiazgu.
Podmorski kataklizm spowodowa� p�kni�cie skorupy ziemskiej, a towarzysz�ca mu
fala wstrz�s�w tektonicznych doprowadzi�a do utworzenia si� ogromnej depresji;
wtedy nadesz�a chwila, by oszala�o z kolei morze, kt�re zacz�o wdziera� si� ze
wszystkich stron, pragn�c jak najszybciej zaw�adn�� now� domen�. Woda pi�trzy�a si� z
niewiarygodn� szybko�ci� i potrzeba by�o zaledwie paru chwil, aby miliony ton
niszczycielskiego �ywio�u wygarbi�y si� pod niebo na wysoko�� czterdziestu metr�w w zjawisku znanym
p�niej jako tsunami.
Bezradni �eglarze nie mieli czasu, by chwyci� si� czego� sta�ego, nawet
najpobo�niejsi z nich nie zd��yli si� prze�egna�. Sparali�owani i oniemiali ze
zgrozy na widok rosn�cej przed ich oczyma bia�ogrzywej zielonej �ciany, mogli tylko sta� i
patrze�, jak na nich napiera w potwornym zgie�ku godnym diabelskiego konwentyklu. Tylko
Cuttill mia� do�� przytomno�ci umys�u, �eby nurkn�� pod pok�ad i ople�� r�koma i nogami d�ugi
drewniany trzon steru.
Ustawiona dziobem w kierunku monstrualnej fali "Concepci�n" przechyli�a si� do
ty�u i niemal pionowo poszybowa�a ku nawis�emu grzbietowi, by w okamgnieniu
znikn�� w spienionym piekle.
Pojmawszy statek w obj�cia, rozp�dzona masa wody ponios�a go w stron�
spustoszonego brzegu ze straszliw� zaiste pr�dko�ci�. Wi�kszo�� marynarzy,
przebywaj�cych na otwartych pok�adach, zosta�a zmyta za burt�, by przepa�� w odm�tach bez
�ladu, nieszcz�nicy biegaj�cy po pla�y i ci, co usi�owali wygramoli� si� z ruin,
wygin�li jak mr�wki porwane nurtem strumienia - �ywi przed chwil�, przemienili si� w
zmasakrowane szcz�tki, gnane fal� ku zboczom And�w.
Cuttill, wczepiony w trzon steru jak huba w pie� drzewa, mia� wra�enie, �e tkwi
w g��bi wodnej nawa�y ju� wieczno��... od wstrzymywania oddechu zaczyna�y p�ka� mu
p�uca, kiedy z bole�ciwym skrzypem ka�dej belki w swoim szkielecie dzielny galeon
utorowa� sobie drog� na powierzchni�. Cuttill nie potrafi�by okre�li�, jak d�ugo tkwili w
szponach potwornego wiru; i w nim, i w kilku ocala�ych jakim� cudem marynarzach zgroza
naros�a jeszcze bardziej na widok prastarych inkaskich mumii, kt�re wyp�yn�y na
powierzchni� i wianuszkiem otoczy�y statek. Wyszarpni�te przez kataklizm z jakiego�
zapomnianego cmentarzyska, zdumiewaj�co dobrze zachowane zw�oki pradawnych mieszka�c�w tej
ziemi gapi�y si� swymi niewidz�cymi oczodo�ami na skamienia�ych �eglarzy, pewnych
teraz, �e spad�o na nich szata�skie przekle�stwo.
Cuttill usi�owa� poruszy� sterem, co by�o wszak�e pr�b� bezsensown�, jako �e
pi�ro ju� dawno zosta�o urwane przez fal�. Podj�� zatem nieust�pliw� walk� o �ycie,
zw�aszcza �e najgorsze jeszcze nie min�o.
W�ciekle rozhasana masa wody zacz�a wirowa�, obracaj�c galeon z tak� si��, �e
u�amane maszty z trzaskiem run�y za burt�, oba dzia�a za�, wyrwawszy si� z
umocowa�, ruszy�y po pok�adzie w dziki niszczycielski tan. Spieniona rozszala�a lawina
porywa�a jednego marynarza za drugim, a� na "Concepci�n" osta� si� tylko Cuttill.
Olbrzymi przyp�yw utorowa� sobie drog� na osiem kilometr�w w g��b l�du, wyrywaj�c drzewa z
korzeniami i ciskaj�c przed sob� wielkie g�azy z tak� �atwo�ci�, jakby to by�y kamyki
wystrzeliwane z ch�opi�cej procy; ca�kowitemu spustoszeniu uleg� obszar o rozmiarze stu
kilometr�w kwadratowych. Na koniec �mierciono�ny lewiatan zderzy� si� z podn�em And�w i
straci� impet - lizn�wszy dolne zbocza g�r, pocz�� si� cofa� z dono�nym bulgotem i
sykiem, pozostawiaj�c po sobie zniszczenia historii nie znane.
Cuttill poczu�, �e galeon nieruchomieje; spojrza� ponad pok�adem dzia�owym, lecz
w�r�d pl�taniny drewna i takielunku nie dostrzeg� �ywej duszy. Przez niemal
godzin� ob�apia� trzon steru, obawiaj�c si� powrotu zab�jczej fali, wreszcie jednak zwolni�
kurczowy uchwyt; sztywno wdrapa� si� na pok�ad rufowy i powi�d� wok� siebie wzrokiem.
Zdumiewaj�ce, ale "Concepci�n" bez najmniejszego przechy�u tkwi�a w�r�d
powalonej d�ungli w odleg�o�ci, jak ocenia� Cuttill, trzech mil morskich od
najbli�szej wody.
Przetrwa�a dzi�ki swej krzepkiej konstrukcji oraz temu, �e w chwili uderzenia
fali by�a do niej zwr�cona dziobem. Gdyby �ywio� zaatakowa� j� od strony wynios�ego kasztelu
rufowego, statek by�by zosta� roztrzaskany w drzazgi. Przetrwa�a zatem, lecz przemieniona,
we wrak, kt�ry ju� nigdy nie poczuje wody pod kilem.
W miejscu ludnej wioski rozci�ga� si� tylko op�ukany ze wszelkich szcz�tk�w pas
��tego piasku, bli�ej siebie jednak, w�r�d po�amanych drzew d�ungli, Cuttill
dostrzega� porozrzucane ludzkie zw�oki, czasem zwieszaj�ce si� groteskowo z poskr�canych
ga��zi, czasem tworz�ce zwa�owiska na trzy metry wysokie. Wi�kszo�� cia� by�a potwornie
zmasakrowana. Cuttill d�ugo nie m�g� uwierzy�, �e jest jedynym ocala�ym z kataklizmu, daremnie
jednak wypatrywa� oczy w poszukiwaniu innej pozosta�ej przy �yciu istoty
ludzkiej. Podzi�kowa� zatem Bogu za ratunek, poprosi� Go o przewodnictwo, a potem
przeanalizowa� sytuacj�. Skoro by� rozbitkiem, rzuconym na brzeg krainy odleg�ej od Anglii o
czterna�cie tysi�cy mil morskich, co wi�cej: krainy pozostaj�cej we w�adaniu Hiszpan�w,
kt�rzy je�li tylko dostan� go w swoje �apska, radzi wezm� na tortury, a potem strac� - mia�
niewielkie zaiste szanse przetrwania. Nie widzia� �adnej mo�liwo�ci powrotu do kraju drog�,
morsk�. Uzna�, �e jedyn� szans� powodzenia daje mu w�dr�wka przez Andy, a potem
przebijanie si� na wsch�d. Gdyby dotar� na wybrze�a Brazylii, mia� jak�� szans� spotkania
angielskich pirat�w, �upi�cych statki portugalskie.
Nazajutrz sporz�dzi� nosid�o na sw�j kuferek, do kt�rego za�adowa� nieco strawy
i wody, dwa pistolety, funt prochu, zapas kul, krzesiwa i stali, kapciuch tytoniu,
n�, a wreszcie hiszpa�sk� Bibli�. Potem, w tym, co mia� akurat na grzbiecie, zarzuciwszy
nosid�o na plecy, ruszy� w stron� mgie� spowijaj�cych szczyty And�w. Kiedy rzuci� ostatnie
spojrzenie na "Concepci�n", zada� sobie pytanie, czy przypadkiem za kataklizm nie s� jakim�
cudem odpowiedzialni bogowie Ink�w.
"Odzyskali swoje relikwie - pomy�la� - i pies im mord� liza�, niech je sobie
trzymaj�".
A kiedy wspomnia� jaspisowe pud�o z jego osobliwym wiekiem, doszed� do wniosku,
�e nie zazdro�ci nast�pnemu, kto zechce nim zaw�adn��.
26 wrze�nia 1580 roku Drake triumfalnie przybi� do Plymouth "Z�ot� �ani�",
p�kaj�c� w szwach od bogatych �up�w, nie natrafi� jednak na �aden �lad Thomasa Cuttilla i
zdobycznego hiszpa�skiego galeonu. Zysk ludzi, kt�rzy zainwestowali w rejs,
wyni�s� 4700
procent, a udzia� przypadaj�cy kr�lowej sta� si� podstaw� p�niejszej
brytyjskiej ekspansji.
Podczas wystawnej uczty na pok�adzie "Z�otej �ani" kr�lowa El�bieta wynios�a
Drake'a do stanu szlacheckiego.
Statek, kt�ry jako drugi op�yn�� kul� ziemsk�, sta� si� dla trzech kolejnych
pokole� atrakcj� turystyczn�. Historia nie m�wi, czy w ko�cu sp�on��, czy zmursza�, w
ka�dym razie pewnego dnia znikn�� w wodach Tamizy.
Sir Francis Drake kontynuowa� swoje wyprawy jeszcze przez szesna�cie lat.
Podczas nast�pnego rejsu zdoby� portowe miasta Santo Domingo i Kartagen�, kr�lowa za�
mianowa�a go wiceadmira�em. By� r�wnie� burmistrzem Plymouth i cz�onkiem parlamentu.
Potem, w 1588 roku, podj�� zuchwa�y atak na hiszpa�sk� Wielk� Armad�. W 1596, podczas
�upie�czej wyprawy na Morze Karaibskie, Drake zapad� na dyzenteri�, zmar� i zapiecz�towany
w o�owianej trumnie mia� sw�j morski pogrzeb opodal Portobelo w Panamie.
A� do �mierci niemal ka�dego dnia �ama� sobie g�ow� znikni�ciem "Nuestra Se�ora
de la Concepci�n" i tajemnic� zamkni�tych w jaspisowym puzdrze pozw�lanych
sznurk�w.
CZʌ� I
KO�CI I KOSZTOWNO�CI
10 pa�dziernika 1998 roku
Andy, Peru
1
Szkielet spoczywa� na osadach dennych g��bokiej sadzawki jak na mi�kkim
materacu, ciemnymi nieruchomymi oczodo�ami wpatrywa� si� w g�r�, gdzie w odleg�o�ci
trzydziestu sze�ciu metr�w, za g�st�, m�tn� zas�on� p�mroku rozci�ga�a si� powierzchnia. Z
klatki piersiowej szkieletu wystawi� sw�j z�owr�bny �ebek niewielki w�� wodny, a potem
odp�yn��, wij�c si� i wzbijaj�c miniaturow� chmurk� mu�u. Czaszka z pozoru
u�miecha�a si� okropnie, m�ciwie; jedna r�ka, kt�rej �okie� ugrz�z� w ile, stercza�a prosto w
g�r� i zdawa�o si�, �e ko�cistymi palcami przyzywa nieostro�nych.
Od dna sadzawki woda stopniowo ja�nia�a, zmieniaj�c si� z przygn�biaj�co
szarobr�zowej na zielon� jak zupa fasolowa; zabarwienie to nadawa�y jej glony
rozmna�aj�ce si� w�ciekle w tropikalnym upale. Kolista kraw�d� sadzawki mia�a �rednic�
trzydziestu metr�w, a strome �ciany, opadaj�ce ku wodzie, wznosi�y si� na wysoko�� pi�tnastu
metr�w. Cz�owiek lub zwierz�, kt�re wpad�oby do sadzawki, nie mia�o szans wydosta� si�
bez pomocy z zewn�trz.
By�a w owej wapiennej studni jaka� odpychaj�ca szpetota, jaka� gro�ba, kt�r�
wyczuwa�y zwierz�ta, nie zbli�aj�ce si� nigdy do jej brzeg�w. Unosi� si� tu
pos�pny od�r �mierci, sadzawka stanowi�a bowiem co� wi�cej ani�eli tylko studni� ofiarn�, w
kt�rej mroczne wody w czasach suszy i szczeg�lnie gwa�townych burz ciskano �ywcem w
ofierze m�czyzn, kobiety i dzieci. Staro�ytne legendy i mity nazywa�y to miejsce domem
z�owieszczych bog�w, domem, w kt�rym miewa�y miejsce wydarzenia niesamowite i
niewiarygodne. Kr��y�y r�wnie� opowie�ci o skarbach, o jaspisie, z�ocie i
klejnotach, kt�re rzucano do tej okropnej studni, aby przejedna� bog�w sprowadzaj�cych z�� pogod�.
W 1964 roku dwaj p�etwonurkowie pogr��yli si� w mrocznych g��binach i nigdy ju� nie
wr�cili. Nie podj�to pr�by wydobycia ich zw�ok.
Historia studni si�ga�a okresu kambryjskiego, kiedy ca�y ten region stanowi�
cz�� prehistorycznego morza. W ci�gu kolejnych epok geologicznych tysi�ce pokole�
skorupiak�w i korali �y�o tu i umiera�o, a ich szkielety tworzy�y olbrzymi� mas�
wapnia i piasku, sprasowan� nast�pnie w warstw� ska�y wapiennej i dolomitu o grubo�ci
dw�ch kilometr�w. Potem rozpocz�� si� zainicjowany sze��dziesi�t pi�� milion�w lat
temu intensywny proces g�rotw�rczy, kt�ry wypi�trzy� Andy do ich obecnej wysoko�ci.
Deszcze, sp�ywaj�ce ze zboczy, stworzy�y pot�n� warstw� w�d podsk�rnych, kt�re z wolna
pocz�y rozpuszcza� wapie�. W miejscu gdzie powsta� wi�kszy zbiornik, woda przedziera�a
si� w g�r� tak d�ugo, a� nast�pi� obwa� powierzchni, tworz�c studni�.
W wilgotnym powietrzu nad d�ungl� otaczaj�c� sadzawk� ogromny kondor szybowa�
wielkimi, leniwymi kr�gami, obserwuj�c jednym beznami�tnym okiem grup� ludzi,
krz�taj�cych si� przy studni; jego d�ugie szerokie skrzyd�a o rozpi�to�ci trzech
metr�w unosi�y si� sztywno jak dwa roz�o�one parasole, aby pochwyci� pr�dy powietrza.
Wielki czarny ptak z bia�� krez� i r�owawym �bem unosi� si� bez najmniejszego wysi�ku
i uwa�nie studiowa� ruch na dole. Przekonany w ko�cu, �e nie mo�e z tej strony liczy� na
�adn� straw�, wspi�� si� na wi�ksz� wysoko��, aby poszerzy� obszar obserwacji, a potem w
poszukiwaniu padliny poszybowa� na wsch�d.
Mn�stwo nie rozstrzygni�tych kontrowersji otacza�o �wi�t� sadzawk� i oto teraz
archeologowie zmobilizowali si� w ko�cu, aby nurkuj�c wydoby� skarb z jej
nieodgadnionych g��bin. Baza naukowc�w mie�ci�a si� na zachodnim zboczu
wynios�ej grani peruwia�skich And�w, nieopodal ruin ogromnego miasta, kt�rego kamienne budowle
stanowi�y cz�stk� olbrzymiej konfederacji pa�stw-miast, znanej jako Czaczapoja,
podbitej przez imperium Ink�w oko�o 1480 roku po Chrystusie.
Konfederacja Czaczapoja zajmowa�a obszar oko�o czterystu kilometr�w
kwadratowych, a sk�adaj�ce si� na ni� gospodarstwa rolne, �wi�tynie i fortece
kry�y si� teraz w niezbadanej d�ungli porastaj�cej zbocza g�r. Ruiny owej wielkiej cywilizacji
wskazywa�y na niewiarygodnie frapuj�c� mieszank� kultur i korzeni kulturowych, w przewa�aj�cej
mierze dot�d nie rozszyfrowan�. Czaczapoja�scy w�adcy czy te� rady starszych,
architekci, kap�ani, �o�nierze i pracuj�cy ludzie miast i gospodarstw rolnych nie pozostawili po
swoich �ywotach dos�ownie najmniejszego �ladu; zagadk�, kt�r� r�wnie� mieli rozstrzygn�� dopiero
archeologowie, by� system biurokracji rz�dowej, ustawodawstwo i praktyki
religijne.
Doktor Shannon Kelsey, kt�ra spogl�da�a na u�pion� wod� ogromnymi orzechowymi
oczyma, by�a zbyt podniecona, aby poczu� chocia� krztyn� l�ku. Ta niezmiernie
urodziwa kobieta - szczeg�lnie gdy zdobi� j� odpowiedni str�j i makija� -
charakteryzowa�a si� nader ch�odn� i wynios�� samodzielno�ci�, kt�r� wi�kszo�� m�czyzn uznawa�a za
irytuj�c�, zw�aszcza �e fascynuj�ce oczy najcz�ciej posy�a�y im spojrzenia kpi�ce i
zuchwa�e. Doktor Kelsey by�a blondynk� o prostych jasnych w�osach, zwi�zanych teraz w kucyk
czerwon� chusteczk�, jej mocno opalone cia�o za�, opi�te kostiumem z czarnej lycry, mia�o
rozkosznie bujny kszta�t klepsydry z nieco bardziej rozbudowan� doln� cz�ci�. Porusza�a
si� z p�ynnym wdzi�kiem balijskiej tancerki.
Doktor Kelsey zbli�a�a si� do czterdziestki, a jej fascynacja kultur�
Czaczapoj�w liczy�a przynajmniej dziesi�� lat. Podczas pi�ciu poprzednich ekspedycji
prowadzi�a badania na najwa�niejszych stanowiskach archeologicznych tego regionu, oczyszczaj�c
wielkie budynki i �wi�tynie staro�ytnych miast z agresywnie poch�aniaj�cej je
ro�linno�ci. By�a cenion� w bran�y specjalistk� od spraw kultury andyjskiej, a ich pe�n� chwa�y
przesz�o�� tropi�a z wielk� osobist� pasj�. Urzeczywistnienie marze� o pracy w miejscach,
gdzie owe tajemnicze i anonimowe ludy �y�y i umiera�y, zawdzi�cza�a stypendium z katedry
archeologii Uniwersytetu Stanowego Arizona.
- Nie ma sensu bra� kamery wideo, je�li widoczno�� nie poprawi si� poni�ej dw�ch
metr�w - powiedzia� Miles Rodgers, fotograf, kt�ry dokumentowa� ekspedycj�.
- A wi�c r�b normalne zdj�cia - odpar�a stanowczo Shannon. - Chc� mie� zapis
ka�dego nurkowania bez wzgl�du na to, czy b�dziemy cokolwiek widzie�, czy nie.
Trzydziestodziewi�cioletni Rodgers, zdobny g�st� czarn� czupryn� i brod�, by�
starym zawodowcem od podwodnej fotografii i nieustannie ugania�y si� za nim wszystkie
wi�ksze instytucje badawcze oraz podr�nicze, zainteresowane podmorskimi zdj�ciami ryb
czy raf koralowych. Jego wy�mienite zdj�cia wrak�w z czas�w drugiej wojny �wiatowej,
spoczywaj�cych na dnie po�udniowego Pacyfiku czy te� skrytych w otch�aniach
port�w Morza �r�dziemnego, zapewni�y mu liczne bran�owe nagrody i ogromny szacunek
koleg�w po fachu.
Wysoki, szczup�y m�czyzna po sze��dziesi�tce, z siw� brod� zarastaj�c� po�ow�
twarzy, przytrzyma� butl�, aby Shannon mog�a wsun�� ramiona pod szelki.
- Wola�bym, �eby� wstrzyma�a si� z nurkowaniem, dop�ki nie sko�czymy prac nad tratw�.
- To potrwa jeszcze dwa dni. Dzi�ki rozpoznawczemu nurkowaniu zyskamy na czasie.
- No wi�c poczekaj przynajmniej, a� zjedzie reszta zespo�u nurk�w z
uniwersytetu. Je�li ty i Miles wpadniecie w tarapaty, nie b�dziemy mieli �adnego zaplecza.
- Nie ma si� czym przejmowa� - odpowiedzia�a zuchwale Shannon. - Zrobimy z
Milesem sonda�owe nurkowanie, aby zbada� g��boko�� i warunki. Nie pozostaniemy
pod wod� d�u�ej ni� trzydzie�ci minut.
- I nie zejdziecie ni�ej ni� na pi�tna�cie metr�w - ostrzeg� siwy brodacz.
Shannon u�miechn�a si� do kolegi po fachu, doktora Steve'a Millera z
Uniwersytetu Pensylwanii.
- A je�li na g��boko�ci pi�tnastu metr�w nie znajdziemy dna?
- Mamy przed sob� pi�� tygodni. Nie ma teraz sensu dzia�a� gor�czkowo i
ryzykowa� wypadek. - Miller m�wi� spokojnie, lecz w jego g��bokim g�osie da�a si� s�ysze�
wyra�na nuta obawy. Jako jeden z czo�owych antropolog�w swoich czas�w, po�wi�ci�
trzydzie�ci minionych lat na rozgryzienie tajemnicy rozmaitych kultur, kt�re rozwin�y si� w
g�rnych regionach And�w i si�gn�y wp�ywami dorzecza Amazonki. - Nie ryzykuj. Zbadaj
warunki wodne i budow� �cian, a potem wracaj na powierzchni�.
Shannon skin�a g�ow�, naplu�a w mask�, a nast�pnie rozmaza�a �lin� na
wewn�trznej stronie szk�a, aby zapobiec jego zaparowaniu. Potem wyp�uka�a mask�, korzystaj�c
w tym celu z wody z buk�aczka. Kiedy dopasowa�a sw�j kompensator p�ywalno�ci i
umocowa�a pas z ci�arkami, sprawdzi�a sprz�t Rodgersa, on za� uczyni� to samo z jej
oporz�dzeniem. Usatysfakcjonowana, �e wszystko jest na miejscu, a ich cyfrowe komputery nurkowe
zaprogramowane s� w�a�ciwie, Shannon u�miechn�a si� do Millera.
- Do zobaczenia, doktorku. Przygotuj martini z lodem.
Antropolog na�o�y� im pod pachy uprz�e z szerokiego gurtu, przymocowane do
d�ugich nylonowych linek, kt�rych ko�ce trzyma�a grupka z�o�ona z dziesi�ciu
peruwia�skich student�w ostatniego roku archeologii, ochotniczo uczestnicz�cych w ekspedycji.
- No to spuszczajcie ich, dzieciaki - powiedzia� Miller do sze�ciu ch�opc�w i
czterech dziewcz�t.
M�odzi ludzie popuszczali lin� r�ka za r�k�, kiedy Shannon i Rogers, u�ywaj�c
p�etw jako odbijaczy, aby nie pokancerowa� si� o ostre wapienne ska�y, zacz�li
zje�d�a� do z�owieszczej sadzawki. Mieli doskona�y widok na g�st� zawiesin� pokrywaj�c� jej
powierzchni�: sprawia�a wra�enie r�wnie zach�caj�ce jak wanna wype�niona zielon�
flegm�. Od�r rozk�adu by� przyt�aczaj�cy. Shannon poczu�a, jak emocje, wywo�ane
spotkaniem z nieznanym, gwa�townie przemieniaj� si� w g��boki l�k.
Kiedy od powierzchni dzieli� ich metr, jednocze�nie wsun�li ustniki pomi�dzy
z�by i pomachali widocznym znad kraw�dzi stawu pe�nym obawy twarzom, a potem
wy�lizgn�li si� z uprz�y i znikn�li pod obrzydliwie �luzowat� powierzchni� sadzawki.
Miller nerwowo przemierza� obrze�e studni, zerkaj�c co minut� na zegarek. Tych
minut, bez najmniejszego znaku �ycia od p�etwonurk�w, min�o ju� pi�tna�cie.
Nagle znikn�y b�belki z w�y wydechowych ich aparat�w. Miller gor�czkowo przebiega�
wzd�u� kraw�dzi studni. Czy znale�li podwodn� grot� i wp�yn�li do �rodka? Odczeka�
dziesi�� minut, potem dopad� pobliskiego namiotu i znikn�� w �rodku. Niemal gor�czkowo podni�s�
walkie-talkie i zacz�� wzywa� kwater� g��wn� ekspedycji, a zarazem jednostk�
zaopatrzeniow�, po�o�on� w niewielkim miasteczku Chachapoyas, jakie� dziewi��dziesi�t kilometr�w
na po�udnie. G�os Juana Chaco, inspektora generalnego odpowiedzialnego za sprawy
peruwia�skiej archeologii, a zarazem dyrektora Museo de la Nacion w Limie,
rozleg� si� niemal natychmiast.
- Tu Juan. To ty, doktorku? Co mog� dla ciebie zrobi�?
- Doktor Kelsey i Miles Rogers uparli si�, �eby zrobi� w studni rozpoznawcze
nurkowanie - odpar� Miller. - S�dz�, �e mo�emy mie� sytuacj� alarmow�.
- Zeszli do studni, nie czekaj�c na zesp� p�etwonurk�w z uniwersytetu? -
zapyta� Chaco osobliwie oboj�tnym tonem.
- Usi�owa�em im to wyperswadowa�.
- Kiedy zeszli pod powierzchni�?
Miller ponownie zerkn�� na zegarek.
- Dwadzie�cia siedem minut temu.
- Jak d�ugo zamierzali pozosta� na dole?
- Mieli wyj�� po p�godzinie.
- Wci�� brakuje paru minut - westchn�� Chaco. - Na czym wi�c polega problem?
- Od dziesi�ciu minut nie wida� b�belk�w powietrza z ich aparat�w.
Chaco na sekund� wstrzyma� oddech i przymkn�� oczy.
- To mi nie wygl�da dobrze, przyjacielu. Tego nie by�o w naszych planach...
- Czy nie m�g�by� wys�a� p�etwonurk�w helikopterem? - zapyta� Miller.
- To niemo�liwe - odpar� bezradnie Chaco. - Wci�� s� w drodze z Miami. Samolot
wyl�duje w Limie dopiero za cztery godziny.
- Nie mo�emy pozwoli� sobie na wci�gni�cie w ca�� afer� tutejszych w�adz. A ju�
na pewno nie teraz. Czy m�g�by� za�atwi� przerzut grupy ratowniczej w okolice
studni?
- Najbli�sza baza marynarki wojennej znajduje si� w Trujillo. Powiadomi�
komendanta bazy i zobaczymy, co da si� zrobi�.
- Powodzenia, Juanie. B�d� czuwa� przy odbiorniku.
- Informuj mnie o rozwoju sytuacji.
- Masz to jak w banku - powiedzia� ponuro Miller.
- Przyjacielu?
- Tak?
- Wr�c� - powiedzia� g�ucho Chaco. - Rodgers to znakomity p�etwonurek. Nie
pope�nia b��d�w.
Miller nic na to nie odrzek�, c� zreszt� m�g�by odpowiedzie�? Przerwa�
po��czenie z Chaco i pospiesznie wr�ci� do milcz�cej grupy student�w, kt�rzy ogarni�ci zgroz�
wpatrywali si� w powierzchni� studni.
W Chachapoya Chaco wyj�� z kieszeni chusteczk� do nosa i otar� twarz. By�
cz�owiekiem zorganizowanym. Nieprzewidziane problemy niezmiernie go irytowa�y.
Je�li tych dwoje durni�w utopi si� na w�asne �yczenie, dojdzie do �ledztwa
zorganizowanego przez agent�w rz�dowych. Mimo wp�yw�w, jakimi cieszy� si� Chaco, mass media
peruwia�skie niechybnie rozdmuchaj� ca�� histori�, a konsekwencje tego fakt