8008

Szczegóły
Tytuł 8008
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8008 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8008 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8008 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

CLIVE CUSSLER Z�OTO INK�W (Prze�o�y�: Ziemowit Andrzejewski) AMBER 1999 Pe�nomorski statek Ink�w A.D. 1533, Zapomniane morze Nadci�gn�li z po�udnia wraz z porannym s�o�cem, a kiedy sun�li po roziskrzonej wodzie, sprawiali wra�enie migotliwych zjaw w pustynnym mira�u. Kwadratowe bawe�niane �agle flotylli tratew zwisa�y bezw�adnie pod �agodnym lazurem nieba, wios�a rytmicznie pogr��a�y si� w wodzie, chocia� ani jeden okrzyk komendy nie zburzy� niesamowitej ciszy. Wysoko w g�rze sok� to wznosi� si�, to opada�, jak gdyby wiod�c sternik�w ku ja�owej wysepce, stercz�cej w samym �rodku �r�dl�dowego morza. Tratwy by�y skonstruowane z powi�zanych i podgi�tych na obu ko�cach wi�zek sitowia; sze�� takich wi�zek sk�ada�o si� na jeden kad�ub, wzmocniony wi�b� i kilem z bambusa. Wygi�te dzioby i rufy mia�y kszta�t w�y o psich pyskach, kt�re szczerzy�y k�y ku niebu, przez co mog�o si� zdawa�, �e wyj� do ksi�yca. Na zaostrzonym dziobie tratwy p�yn�cej przodem, w fotelu przypominaj�cym tron siedzia� dostojnik dowodz�cy flotyll�. Nosi� bawe�nian� tunik�, zdobn� turkusowymi cekinami, i we�niany p�aszcz, haftowany w wielobarwny wz�r. G�ow� okrywa� mu pi�ropusz, twarz za� - z�ota maska; ��tawo migota�y w s�o�cu tak�e jego kolczyki, masywny naszyjnik i naramienne bransolety, ba, nawet trzewiki wielmo�y wykonano ze z�ota. Cz�onkowie za�ogi, i to czyni�o widok jeszcze bardziej zdumiewaj�cym, byli wystrojeni z nie mniejszym przepychem. Z trwog� i podziwem przygl�dali si� tubylcy intruzom, kt�rzy wtargn�li na ich wody. Nie podejmowali pr�b obrony swych terytori�w, byli bowiem prostymi my�liwymi i zbieraczami, kt�rzy chwytali w pa�ci kr�liki, �owili ryby i wype�niali kosze zerwanymi lub wygrzebanymi z ziemi darami natury. Prymitywni, w zastanawiaj�cym kontra�cie do tworz�cych rozleg�e imperia s�siad�w z po�udnia i wschodu, �yli i umierali ani my�l�c o wznoszeniu olbrzymich �wi�ty�. Teraz jak zahipnotyzowani przygl�dali si� sun�cemu po wodzie niewiarygodnemu b�stwu, jednomy�lnie postrzegaj�c wydarzenie jako cudowne przybycie z za�wiat�w wojowniczych bog�w. Zagadkowi przybysze, ca�kowicie ignoruj�c lud okupuj�cy brzegi, nieznu�enie wios�owali ku celowi swej podr�y; spe�niali u�wi�con� misj�, nie zwracali zatem uwagi na sprawy ma�o istotne - w stron� tubylc�w nie pad�o ani jedno spojrzenie. Zmierzali wprost ku stromym skalistym zboczom g�ry, kt�rej szczyt, wznosz�cy si� na dwie�cie metr�w ponad powierzchni� morza, tworzy� nie zamieszkan� i prawie pozbawion� ro�linno�ci wysepk�, zwan� przez tuziemc�w Martw� Olbrzymk�, d�ugi bowiem i niski grzbiet wzniesienia przypomina� cia�o kobiety pogr��onej w kamiennym �nie. Z�udzenie to zwi�ksza�a jeszcze nieziemska aureola, skrzesana ze ska� przez s�oneczne promienie. Wnet �wietli�cie wystrojeni �eglarze osadzili tratwy na usianej kamykami niewielkiej pla�y, przechodz�cej w w�ski kanion; spu�cili z maszt�w bawe�niane p�achty, zdobne - co skutecznie pot�gowa�o l�k i szacunek tubylczych gapi�w - wielkimi haftami wyobra�aj�cymi fantastyczne zwierz�ta, i przyst�pili do wy�adunku ogromnych trzcinowych koszy oraz ceramicznych dzban�w. Przez ca�y dzie� uk�adali �adunek w stos pot�ny wprawdzie, lecz u�adzony, wieczorem natomiast, kiedy s�o�ce skrywa�o si� za zachodnim horyzontem, uton�li w mroku, przewiercanym tylko migotliwymi p�omykami. Gdy zacz�� wstawa� nowy dzie�, okaza�o si�, �e tratwy wci�� spoczywaj� na brzegu jak martwe ryby, �adunek za� le�y na poprzednim miejscu. Tymczasem kamieniarze, nie szcz�dz�c potu, z pasj� zaatakowali skalisty szczyt g�ry mosi�nymi d�utami i �omami, i przez sze�� najbli�szych dni tak uporczywie kuli i ob�upywali kamie�, �e przybra� wreszcie przera�liw� posta� skrzydlatego jaguara o w�owym �bie. Kiedy dobieg�y ko�ca ostatnie prace rze�biarskie i polerownicze, odnosi�o si� wra�enie, i� groteskowa bestia gotuje si�, by da� susa ze ska�y, w kt�rej j� wykuto. Przez ca�y ten czas kosze i dzbany stopniowo znika�y z pla�y, a� wreszcie ani jeden nie pozosta�. Potem, gdy pewnego ranka starym ju� zwyczajem miejscowi ponad wod� si�gn�li wzrokiem ku wyspie, znale�li j� pust�. Tajemniczy lud, przyby�y tu z po�udnia na tratwach, rozwia� si� jak sen, a o tym, �e nie by� u�ud�, za�wiadcza� pot�ny jaguar z w�owym �bem, kt�ry obna�a� k�y i szczelinami oczu omiata� wzg�rza, ci�gn�ce si� a� po horyzont na brzegu �r�dl�dowego morza. Ciekawo�� rych�o przemog�a strach i ju� nazajutrz po po�udniu czterech �mia�k�w z najwi�kszej wsi, dodawszy sobie odwagi krzepkim miejscowym piwem, zepchn�o na wod� cz�no wyd�ubane z jednego pnia drzewa i machaj�c wios�ami pop�yn�o na wysp�. Widziano z l�du, jak dobijaj� do brzegu i znikaj� w w�skim kanionie prowadz�cym w g��b g�ry. Do p�nej nocy i przez ca�y nast�pny dzie� krewni i s�siedzi oczekiwali ich powrotu - daremnie. Zagin�� po nich wszelki �lad i znikn�a nawet d�ubanka. Pierwotny l�k tubylc�w zwielokrotni� si� jeszcze, kiedy nagle na ma�e morze spad� straszliwy sztorm, zmieniaj�c je we wrz�cy kocio�. S�o�ce raptownie zgas�o, niebo okry�o si� czerni�, jakiej nie pami�tali najstarsi ludzie; owym przejmuj�cym zgroz� ciemno�ciom towarzyszy� �wiszcz�cy wiatr, co spieni� fale i dokona� spustosze� w nabrze�nych wioskach. Mog�o si� zdawa�, i� �ywio�y tocz� ze sob� wojn�, smagaj�c przy okazji l�d, b�d� te� - i w tej kwestii mieszka�cy tamtejszych okolic �ywili zupe�n� pewno�� - �e wiedzeni przez jaguara o w�owym �bie bogowie nieba i ciemno�ci wywieraj� zemst� na pobratymcach zuchwalc�w, kt�rzy powa�yli si� wtargn�� w ich domen�. Poszeptywano o kl�twie rzuconej na intruz�w. A potem sztorm znikn�� za horyzontem r�wnie nagle, jak zza niego nap�yn��, wiatr zamar� zupe�nie, pogr��aj�c �wiat w ciszy, kt�ra wydawa�a si� a� nienaturalna, s�o�ce roziskrzy�o powierzchni� morza r�wnie spokojnego jak dawniej. Nadlecia�y mewy i j�y zatacza� kr�gi nad czym�, co podczas burzy fale cisn�y na wschodni brzeg. Zaciekawieni ludzie ostro�nie ruszyli w t� stron�, przystan�li niepewnie, podeszli bli�ej - i wtedy zbiorowe sapni�cie wyrwa�o si� z ich ust, poj�li bowiem, �e na piasku pla�y spoczywaj� zw�oki jednego z cudzoziemc�w przyby�ych z po�udnia. Mia� na sobie tylko ozdobn�, haftowan� tunik�; po z�otej masce, pi�ropuszu i bransoletach nie by�o �ladu. W przeciwie�stwie do ciemnosk�rych i kruczow�osych tuziemc�w, topielec mia� jasne w�osy i bia�� sk�r�, jego niewidz�ce oczy by�y b��kitne. Stoj�c, by�by o dobre p� g�owy wy�szy od najro�lejszego z ludzi, kt�rzy przygl�dali mu si� teraz w bezbrze�nym zdumieniu. Dygoc�c ze strachu, ostro�nie zanie�li go i z�o�yli do cz�na, wytypowali ze swego grona dw�ch naj�mielszych, ci za� dowie�li zw�oki na wysp�, spiesznie po�o�yli je na pla�y i w�ciekle machaj�c wios�ami, wr�cili na l�d. D�ugo jeszcze po �mierci najstarszych �wiadk�w niezwyk�ego zdarzenia grz�zn�cy w piasku szkielet s�a� swe z�owr�bne ostrze�enie, by trzyma� si� od wyspy z daleka... Kr��y�y s�uchy, �e skrzydlaty stra�nik z�otych wojownik�w, jaguar z w�owym �bem, po�ar� w�cibskich intruz�w; nikt zatem nigdy nie podj�� ryzyka, by stawiaj�c nog� na wyspie narazi� si� na jego gniew. Wyspa zreszt� roztacza�a aur� tak niesamowit�, a nawet upiorn�, �e sta�a si� niebawem miejscem �wi�tym, o kt�rym zwyczajowo m�wi�o si� przyciszonym g�osem. Kim byli odziani w z�oto wojownicy i sk�d przyp�yn�li? Dlaczego skierowali swe tratwy w g��b �r�dl�dowego morza i co tu robili? �wiadkowie pogodzili si� z faktem, �e nie znajd� �adnego wyja�nienia dla tego, co ujrzeli; z niewiedzy rodz� si� mity - urodzi�y si� zatem, a nawet zd��y�y okrzepn��, zanim okolic� nawiedzi�o pot�ne trz�sienie ziemi, obracaj�c w perzyn� wszystkie pobliskie wioski. Kiedy po pi�ciu dniach wstrz�sy wreszcie usta�y, �r�dl�dowe morze znikn�o, a jedynym po nim �ladem by� szeroki pas muszel wzd�u� dawnej linii brzegowej. Z legend wnet przenikn�li tajemniczy intruzi do wierze� religijnych, zyskuj�c status bog�w. Zrazu gadki o ich cudownym objawieniu i znikni�ciu kr��y�y szeroko, potem, coraz ubo�sze w fakty, wraca�y rzadziej, a� wreszcie sta�y si� przekazywan� z pokolenia na pokolenie cz�stk� folkloru ludu zamieszkuj�cego prze�ladowan� przez duchy krain�, nad kt�r� niepoj�te rozumem fenomeny wisz� jak dym nad obozowym ogniskiem. KATAKLIZM 1 marca 1578, u zachodnich wybrze�y Peru Kapitan Juan de Anton, pos�pny Kastylijczyk o starannie przystrzy�onej czarnej brodzie i zielonych oczach, raz jeszcze spojrza� na pod��aj�cy za nim zagadkowy statek i w zadumie zmarszczy� czo�o. "Przypadek - zapyta� sam siebie - czy te� zaplanowane przechwycenie?". Na ostatnim odcinku trasy z Callao de Lima nie spodziewa� si� spotka� z innymi galeonami zd��aj�cymi w stron� Panamy, gdzie ich �adunek - przeznaczone dla kr�la skarby - mia� trafi� na grzbiety mu��w, kt�re przenios� go przez mi�dzymorze do atlantyckich port�w, sk�d na pok�adach innych statk�w wyruszy w sw� docelow� podr� ku sk�adom i kufrom Sewilli. De Anton mia� wra�enie, i� w takielunku i kszta�cie kad�uba statku odleg�ego jeszcze o p�torej mili dostrzega cechy w�a�ciwe jednostkom floty francuskiej... �egluj�c po Morzu Karaibskim, by�by si� zapewne wystrzega� podobnych spotka�, tu jednak czu� si� zdecydowanie pewniej; jego podejrzliwo�� zmala�a jeszcze bardziej, gdy dostrzeg� ogromn� flag�, powiewaj�c� na rufie tamtego galeonu, dok�adnie tak� sam� jak jego w�asna bandera - z czerwonym krzy�em na bia�ym tle. Wci�� jednak odrobin� zbity z panta�yku zapyta� swego zast�pc� i pierwszego nawigatora, Luisa Torresa: - No i co o nim s�dzisz, Luis? Torres, g�adko wygolony Galicyjczyk, wzruszy� ramionami. - Za ma�y jak na galeon ze z�otem. Handlarz winem, na moje oko, co z Valparaiso p�ynie, jak i my, ku Panamie. - Tedy nie s�dzisz, �e jakim� cudem jest wrogiej bandery? - Rzecz wykluczona. �aden nieprzyjacielski okr�t nie odwa�y� si� dot�d op�yn�� Ameryki Po�udniowej zdradzieckim labiryntem Cie�niny Magellana. Uspokojony de Anton skin�� g�ow�. - Skoro zatem nie obawiamy si�, i� to Anglicy albo Francuzi, zr�bmy zwrot i przeka�my im pozdrowienia. Torres wyda� rozkaz sternikowi, kt�ry z pok�adu skrzyniowego, spogl�daj�c nad dzia�owym, pilnowa� kursu i korygowa� go ruchami pionowego dr��ka po��czonego d�ugim trzonem z pi�rem steru. "Nuestra Se�ora de la Concepci�n", najwi�kszy i najpyszniejszy z galeon�w tworz�cych pacyficzn� armad�, przechyli� si� na bakburt�, a kiedy zatoczywszy kr�g wszed� na przeciwny do tymczasowego kurs po�udniowo-wschodni, rze�ka bryza od brzegu wype�ni�a jego dziewi�� �agli i pchn�a pi��setsiedemdziesi�ciotonow� mas� z przyzwoit� pr�dko�ci� pi�ciu w�z��w. Mimo majestatycznej sylwetki i delikatnej snycerki oraz kunsztownej polichromii, zdobi�cej wysoki kasztel i dziob�wk�, stanowi� twardy orzech do zgryzienia. Niezwykle solidnie skonstruowany i �atwy w nawigacji, by� po�r�d jednostek oceanicznych owych czas�w prawdziwym koniem poci�gowym, a w razie potrzeby potrafi� obna�y� z�by, aby przed najwaleczniejszymi nawet korsarzami, jakimi mog�oby go poszczu� �upie�cze pa�stwo morskie, obroni� skarby w swojej �adowni. Na pierwszy rzut oka "Concepci�n" sprawia�a wra�enie uzbrojonego po z�by okr�tu wojennego, bli�szy jednak ogl�d zdradza� jej natur� statku handlowego. Wprawdzie na pok�adach dzia�owych by�o niemal pi��dziesi�t furt dla czterofuntowych armatek, skoro jednak Hiszpanie �ywili wiar�, i� Morza Po�udniowe s� czym� w rodzaju ich prywatnej ogrodowej sadzawki, a ponadto nie zdarzy�o si� dotychczas, by kt�ra� z ich jednostek zosta�a napadni�ta i zdobyta przez wra�y okr�t, uzbrojenie galeonu "Nuestra Se�ora de la Concepci�n" sprowadza�o si� do dw�ch zaledwie dzia�, co ograniczy�o tona� i pozwoli�o przewozi� ci�sze �adunki. Kapitan de Anton zatem, przekonany, �e jego statkowi nie grozi niebezpiecze�stwo, przysiad� na niewielkim taborecie, obserwuj�c przez lunet� gwa�townie przybli�aj�c� si� jednostk�. Nawet przez my�l mu nie przesz�o, aby - chocia� ot tak, na wszelki wypadek - postawi� za�og� w stan gotowo�ci. Sk�d m�g� wiedzie�, sk�d m�g� mie� cho�by niejasne przeczucie, �e wykona� zwrot tylko po to, aby ruszy� na spotkanie "Z�otej �ani", dowodzonej przez niestrudzonego "psa morskiego" Anglii, kapitana Francisa Drake'a, kt�ry teraz, stoj�c na pok�adzie rufowym, r�wnie� przygl�da� si� przez lunet� de Antonowi zimnym wzrokiem rekina zd��aj�cego �ladem �wie�ej krwi. - Diablo to uprzejmie z jego strony, �e nam wyszed� na spotkanie - mrukn�� Drake. By� k�dzierzawym rudzielcem o posturze kogucika bojowego, mia� male�kie oczka i ostr� brod� poni�ej p�owego w�sika. - A mia� jakie� inne wyj�cie, skoro�my od dw�ch tygodni deptali mu po pi�tach? - zapyta� retorycznie Thomas Cuttill, nawigator "Z�otej �ani". - Tak jest, pryz wszelako wart tego, �eby si� za nim pougania� - odpar� Drake. "Z�ota �ania", wy�adowana po burty sztabami srebra, kosztownymi p��tnami i jedwabiami, a nadto szkatu�� pe�n� kamieni szlachetnych - �upem zdobytym, odk�d jako pierwszy angielski statek wp�yn�a na Ocean Spokojny, na co najmniej tuzinie hiszpa�skich galeon�w - ci�a fale z nieust�pliwo�ci� ogara, kt�ry �ciga lisa. Zwana uprzednio "Pelikanem", by�a dzielnym i krzepkim okr�cikiem, d�ugim na trzydzie�ci jeden metr�w i licz�cym sto czterdzie�ci ton wyporno�ci. Dobrze ci�gn�a z wiatrem i znakomicie reagowa�a na ster, a chocia� jej kad�ub i maszty mia�y ju� swoje lata, d�ugotrwa�y remont w Plymouth uczyni� j� zdoln� sprosta� rejsowi, kt�ry - jak si� w ko�cu okaza�o - potrwa� trzydzie�ci pi�� miesi�cy i po przebyciu pi��dziesi�ciu tysi�cy kilometr�w doprowadzi� do op�yni�cia kuli ziemskiej. - Mamy przeci�� jej kurs i przy okazji przetrzepa� troch� te hiszpa�skie hieny? - zapyta� Cuttill. Drake opu�ci� drug� lunet�, pokr�ci� g�ow� i u�miechn�� si� od ucha do ucha. - Zachowamy si� bardziej szarmancko, je�li strymujemy �agle i pozdrowimy ich, jak na prawdziwych d�entelmen�w przysta�o. Stropiony Cuttill wlepi� wzrok w zuchwa�ego dow�dc�. - A je�li pierwsi otworz� ogie�? - Do czarta, ma�o to prawdopodobne, �eby jej kapitan odgad�, kim jeste�my. - Ale statek ze dwa razy wi�kszy ni� nasz - zauwa�y� Cuttill. - Ali�ci, wedle tego, co nam rzekli marynarze pochwyceni opodal Callao de Lima, ma na pok�adzie ledwie dwa dzia�a. C� to jest wobec osiemnastu armatek "�ani"? - Ci Hiszpanie! - prychn�� Cuttill. - Jeszcze gorsi z nich �garze ni� z Irlandczyk�w. - Milsza hiszpa�skim kapitanom ucieczka ani�eli walka - przypomnia� Drake swojemu zapalczywemu zast�pcy. - Czemu wi�c nie przygrza� im z dzia� i zmusi� do kapitulacji? - A po c� ryzykowa�, �e przy okazji p�jd� na dno z ca�ym �adunkiem? Je�li powiedzie si� m�j plan, przyoszcz�dzimy prochu, oddaj�c wszystko w r�ce naszych krzepkich ch�opc�w, kt�rzy a� rw� si� do walki. Cuttill ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�. - My�lisz bra� galeon aborda�em? Drake przytakn��. - Wedrzemy si� na pok�ad, zanim chocia� jeden zdo�a wymierzy� do nas z muszkietu. Jeszcze tego nie wiedz�, ale �egluj� w pu�apk�, co j� sami na siebie zastawili. Ledwie min�a trzecia po po�udniu, gdy "Nuestra Se�ora de la Concepci�n" ponownie wykona�a zwrot i po wej�ciu na dawniejszy kurs p�nocno-zachodni zr�wna�a si� ze "Z�ot� �ani�", maj�c j� po prawej burcie. Torres wdrapa� si� po drabince na kasztel dziobowy i wrzasn�� ponad wod�: - Co to za statek?!! Numa de Silva, portugalski pilot, kt�rego Drake przeci�gn�� na swoj� stron� po zdobyciu u wybrze�y Brazylii jego statku, odkrzykn�� po hiszpa�sku: - "San Pedro De Paula" w drodze z Valparaiso! Niewielki galeon o tej nazwie Drake zdoby� mniej wi�cej trzy tygodnie temu. Z wyj�tkiem kilku ludzi ubranych na mod�� hiszpa�sk�, ca�a za�oga Drake'a - opancerzona, uzbrojona w piki, muszkiety, pistolety i szable - skry�a si� pod pok�adem; bosaki aborda�owe, uwi�zane do mocnych lin, le�a�y wzd�u� nadburci, niewidoczne dla Hiszpan�w, na przyczepionych do maszt�w pomostach bojowych przyczaili si� kusznicy. Drake z obawy, �e od ognia z broni palnej mog� zaj�� si� �agle, zabroni� u�ywa� muszkiet�w na tych stanowiskach. Zwini�to groty, aby da� kusznikom wolne pole ostrza�u, i Drake zacz�� wyczekiwa� na odpowiedni moment do ataku. Nie przejmowa� si� faktem, i� przeciwko niemal dw�m setkom Hiszpan�w mo�e wystawi� zaledwie osiemdziesi�ciu jeden swoich Anglik�w - nie pierwszy i nie ostatni raz ca�kowicie ignorowa� przyt�aczaj�c� przewag� nieprzyjaciela, co na niepor�wnanie wi�ksz� skal� mia� potwierdzi� jego znacznie p�niejszy b�j w kanale La Manche z Wielk� Armad�. Ze swej strony de Anton nie dostrzega� na pok�adzie przyjaznego z pozoru statku �adnych oznak podejrzanej aktywno�ci. �eglarze, niezbyt zainteresowani wielkim galeonem, krz�tali si� przy swoich zaj�ciach, kapitan, leniwie wsparty o reling na pok�adzie rufowym, powita� go salutem. Kiedy odst�p pomi�dzy statkami zmala� do trzydziestu metr�w, Drake da� niedostrzegalny znak g�ow�, na co jego najlepszy strzelec, ukryty na pok�adzie dzia�owym, zdmuchn�� z muszkietu sternika "Concepci�n", w tej samej chwili kusznicy, przyczajeni na pomostach bojowych, zacz�li niechybnymi be�tami zrzuca� z rej hiszpa�skich marynarzy. Galeon straci� sterowno��, a w�wczas Drake rozkaza� zestosowa� "Z�ot� �ani�" z wysok� strom� burt� hiszpa�skiego statku i gdy rozleg� si� protestuj�cy trzask wi�by oraz poszy�, rykn�� na ca�e gard�o: - Zdob�d�cie j� dla dobrej kr�lowej El�bietki i naszej starej Anglii, ch�opcy! Nad okr�nic� "Z�otej �ani" poszybowa�y bosaki aborda�owe, by ugrz�zn�wszy w nadburciach i takielunku "Concepci�n", sczepi� oba statki w �miertelnym zwarciu; wtedy na pok�ad hiszpa�skiego galeonu, wyj�c jak strzygi, wdarli si� ukryci dot�d ludzie Drake'a. Atmosfer� chaosu i zgrozy powi�kszali jeszcze angielscy muzykanci, op�ta�czo dm�c w tr�by i bij�c w b�bny. Skamienia�ych ze strachu hiszpa�skich �eglarzy zasypa�a nawa�nica kul muszkietowych i be�t�w. B�j trwa� zaledwie kilka minut; jedna trzecia za�ogi galeonu, ranna lub martwa, pad�a na pok�ad bez jednego strza�u wymierzonego w napastnik�w, a pozostali marynarze "Concepci�n", wzgardliwie rozpychani przez rw�cych si� ku �adowniom angielskich pirat�w, na kl�czkach b�agali o �ask�. Drake, uzbrojony w pistolet i szabl�, przypad� do kapitana de Antona. - W imieniu Jej Wysoko�ci Kr�lowej Anglii El�biety... poddaj si�, waszmo��! - zawo�a� przekrzykuj�c zgie�k. Hiszpan, oszo�omiony i przej�ty niedowierzaniem, odkrzykn��: - Poddaj� siebie i statek! Miej, wasze, lito�� nad za�og�! - Katowskiej roboty nie lubi� - rzuci� Drake w odpowiedzi. Anglicy w pe�ni zaw�adn�li statkiem, zw�oki poleg�ych ci�ni�to za burt�, ocala�ych za� cz�onk�w za�ogi, w tej liczbie rannych, zamkni�to w �adowni. Kapitan de Anton i jego oficerowie przeszli po desce na pok�ad "Z�otej �ani", gdzie Drake z galanteri�, jak� zawsze okazywa� je�com, osobi�cie oprowadzi� hiszpa�skiego dow�dc� po swoim okr�cie, p�niej natomiast podj�� starszyzn� "Concepci�n" wystawn� kolacj�, zaserwowan� na srebrze i okraszon� muzyk�, tudzie� najwyborniejszym ze �wie�o odebranych prawowitym w�a�cicielom hiszpa�skich win. Jeszcze podczas owej kolacji angielscy marynarze zawr�cili oba statki na zach�d i wyp�yn�li poza hiszpa�skie szlaki �eglugowe; nazajutrz rano strymowali �agle, utrzymuj�c jedynie tak� pr�dko��, aby pozosta� na kursie. Cztery nast�pne dni po�wi�cono przerzucaniu fantastycznych skarb�w z �adowni "Concepci�n" na pok�ad "Z�otej �ani" - na olbrzymi �up sk�ada�o si� trzyna�cie skrzy� z kr�lewsk� srebrn� zastaw� i monetami, osiemdziesi�t funt�w z�ota, dwadzie�cia sze�� ton srebra w sztabach, setki puzder z per�ami i kamieniami szlachetnymi - przewa�nie szmaragdami - a wreszcie pot�ne zapasy �ywno�ci, takiej jak suszone owoce i cukier. Mia� to by� na przeci�g kilku najbli�szych dziesi�cioleci najwi�kszy �up zdobyty przez jakiegokolwiek korsarza. Jedn� z �adowni wype�nia�y od �ciany do �ciany kosztowne i egzotyczne inkaskie wytwory, wiezione do Madrytu dla osobistej przyjemno�ci Jego Katolickiego Majestatu Filipa II, kr�la Hiszpanii. Drake, kt�ry nigdy nie widzia� czego� podobnego, studiowa� je ze zdumieniem. By�y tam wypi�trzone pod sufit bele misternie haftowanych andyjskich materia��w oraz setki skrzy� pe�nych kamiennych i ceramicznych pos��k�w, prawdziwych arcydzie� z rze�bionego jaspisu, a wreszcie kunsztownych mozaik z turkusu i macicy per�owej - bez wyj�tku zrabowanych ze �wi�ty� i pa�ac�w lud�w andyjskich przez Francisca Pizarra i kolejne fale z�aknionych z�ota konkwistador�w. Drake nawet sobie nie wyobra�a�, i� mo�e gdzie� istnie� na �wiecie tak mistrzowskie rzemios�o, osobliwe jednak, �e jego najwi�ksz� uwag� wzbudzi� nie jaki� skrz�cy si� od klejnot�w przepyszny pos��ek, lecz nader proste puzdro z jaspisu, ozdobione na wieku p�askorze�bionym ludzkim obliczem. To wieko zamyka�o szkatu�� z niemal hermetyczn� szczelno�ci�; w �rodku kry�a si� wielobarwna pl�tanina sznurk�w rozmaitej grubo�ci, pozw�lanych w dziesi�tkach miejsc. Drake zabra� puzdro do swojej kabiny i sp�dzi� znaczn� cz�� dnia, analizuj�c kolorowe sznurki i ca�e kompozycje sznurk�w, pokrytych w�ze�kami w odleg�o�ciach, jak mniema�, nieprzypadkowych. By� utalentowanym nawigatorem i cz�owiekiem amatorsko paraj�cym si� sztuk�, rych�o wi�c poj��, �e ma do czynienia albo z instrumentem matematycznym, albo te� z rodzajem kalendarza, lecz jego usilne pr�by rozszyfrowania barw sznurk�w i konfiguracji w�z��w zako�czy�y si� fiaskiem. By� r�wnie bezradny, jak by�by zapewne bezradny Inka, usi�uj�c poj�� znaczenie d�ugo�ci i szeroko�ci geograficznych na mapie nawigacyjnej. Da� wreszcie za wygran�, owin�� puzdro w lnian� p�acht� i wezwa� Cuttilla. - Hiszpan, skoro�my uj�li mu �adunku, ma teraz sporo mniejsze zanurzenie - oznajmi� jowialnie Cuttill, wchodz�c do kajuty kapita�skiej. - Ale�cie nie ruszali tubylczych precjoz�w? - zapyta� Drake. - Zgodnie z rozkazem, zosta�y w �adowni Hiszpana. Drake powsta� od biurka, podszed� do wielkiego okna i spojrza� na "Concepci�n", burty galeonu wci�� by�y wilgotne kilka st�p nad obecn� lini� zanurzenia. - Te dzie�a sztuki mia� dosta� kr�l Filip - stwierdzi� Drake - lepiej wszelako, �eby trafi�y do Anglii i otrzyma�a je w darze nasza kr�lowa El�bietka. - Ale� "�ania" jest ju� prze�adowana ponad wszelk� miar� - zaprotestowa� Cuttill. - Dorzu�my jeszcze pi�� ton, a straci sterowno��, fale za� b�d� si� wlewa� przez ni�sze porty armatnie. Jak B�g w niebiesiech p�jdzie na dno, ledwie wp�yniemy na piekielne odm�ty Cie�niny Magellana. - Nie zamierzam wraca� cie�nin� - odpar� Drake. - Plan m�j jest taki, �eby ruszy� na p�noc i poszuka� p�nocno-zachodniego przej�cia do Anglii. Je�li si� nie powiedzie, pop�yn� szlakiem Magellana przez Pacyfik, a potem dooko�a Afryki. - "�ania" nigdy nie ujrzy Anglii, p�kaj�c w szwach od nadmiaru d�br w �adowni. - Wi�kszo�� srebra zostawimy na wyspie Cano opodal Ekwadoru, sk�d si� je odzyszcze podczas p�niejszego rejsu, dzie�a sztuki za� po staremu pop�yn� w �adowni "Concepci�n". - Ale� m�wi�, �e chcesz je sprezentowa� kr�lowej! - I nie zmieni�em zdania - upewni� go Drake. - Ty, Thomasie, we�miesz z "�ani" dziesi�ciu ludzi i po�eglujesz galeonem do Plymouth. Cuttill bezradnie roz�o�y� ramiona. - Maj�c ledwie dziesi�ciu za�ogi, nie dam sobie rady z tak wielkim statkiem, szczeg�lnie przy sztormowej pogodzie. Drake wr�ci� do biurka i postuka� mosi�nym cyrklem w zakre�lone na mapie k�ko. - Na karcie, com j� znalaz� w kajucie kapitana de Antona, zaznaczy�em niewielk� zatoczk� ku po�udniowi st�d, kt�ra, powinna by� wolna od Hiszpan�w. Po�eglujesz tam i wysadzisz na l�d hiszpa�skich oficer�w, tudzie� wszystkich rannych. Z pozosta�ych wybierz dwudziestu ch�opa w pe�ni zdrowia i sk�o� ich, niechaj po dobrawoli pop�yn� z tob�. Dopilnuj�, �e b�dziesz mia� or�a a� nadto, by trzyma� ich w cuglach i nie pozwoli� sobie wydrze� statku. Cuttill wiedzia�, �e sprawa jest przes�dzona; pr�by dyskusji z cz�ekiem tak upartym jak Drake by�y z g�ry skazane na fiasko. Z rezygnacj� wzruszy� ramionami. - Post�pi�, co zrozumia�e, wedle rozkazu. Drake mia� pewno�� na twarzy i ciep�o w oczach. - Thomasie, je�li jest �eglarz zdolen doprowadzi� do portu w Plymouth hiszpa�ski galeon, nazywa si� Cuttill. Pewien jestem, �e kr�lowej oczy wyjd� z orbit, gdy jej rzucisz do st�p sw�j �adunek. - Wola�bym wszelako tobie zostawi� t� przyjemno��, kapitanie. Drake serdecznie poklepa� Cuttilla po ramieniu. - Bez obawy, stary druhu. A kiedy "Z�ota �ania" wr�ci do kraju, masz na mnie czeka� w porcie z dwiema dziewkami u bok�w. Nazajutrz o wschodzie s�o�ca Cuttill kaza� marynarzom rzuci� cumy ��cz�ce oba statki. Trzyma� pod pach� spowit� w p��tno szkatu��, kt�r� Drake kaza� mu osobi�cie wr�czy� kr�lowej; kiedy zani�s� puzdro do kajuty kapita�skiej, zamkn�� w kabinecie i wr�ci� na pok�ad, "Nuestra Se�ora de la Concepci�n" majestatycznie oddala�a si� od "Z�otej �ani". Zacz�to stawia� �agle w promieniach s�o�ca tak purpurowych, jak - gotowi byli bo�y� si� marynarze obu statk�w - krew z przebitego serca. Mieli to za z�y omen. Drake i Cuttill po raz ostatni pomachali sobie na po�egnanie i "Z�ota �ania" wzi�a kurs na p�nocny wsch�d. Cuttill odprowadza� j� spojrzeniem, a� sta�a si� niewielkim ciemnym punkcikiem na horyzoncie. Nie podziela� pewno�ci Drake'a; z�e przeczucia przyprawia�y go o skurcz w �o��dku. Kilka dni p�niej, zatopiwszy u brzeg�w wyspy Cano wiele ton srebra w sztabach i monetach, krzepka "�ania" i nieustraszony Drake pop�yn�li na p�noc, by najpierw dotrze� do miejsca, kt�re zyska�o p�niej nazw� wyspy Vancouver, nast�pnie za�, skr�ciwszy na zach�d, kontynuowa� przez Pacyfik sw�j epicki rejs. Daleko na po�udniu "Concepci�n" zrobi�a zwrot przez sztag i skierowa�a si� wprost na wsch�d, by p�nym wieczorem dnia nast�pnego wp�yn�� do zatoczki zaznaczonej przez Drake'a na hiszpa�skiej mapie i rzuci� w niej kotwic�. Kiedy wraz z nowym dniem zza And�w wychyn�o s�o�ce, Cuttill i jego ludzie dostrzegli na wybrze�u wielk� wiosk�, licz�c� zapewne tysi�c dusz z g�r�. Nie trac�c czasu, Cuttill poleci� rozpocz�� ewakuacj� Hiszpan�w na brzeg, dwudziestu wszak�e najzdatniejszym marynarzom zaproponowa� dziesi�ciokrotno�� ich dotychczasowej lafy za podj�cie pod jego komend� rejsu do Anglii, gdzie tu� po wyl�dowaniu mieli odzyska� wolno��. Wszyscy zaci�gn�li si� z ochot�. Tu� po po�udniu Cuttill sta� na pok�adzie dzia�owym, dogl�daj�c wyokr�towania, kiedy ca�y statek zacz�� dr�e�, jak gdyby potrz�sa�a nim mocarna, gigantyczna d�o�. Wszystkie oczy natychmiast podnios�y si� na szczyty maszt�w; umocowane tam w�ziutkie proporczyki by�y jednak prawie nieruchome i tylko ich ko�ce leniwie �opota�y w leciutkich powiewach wiatru. Potem, zn�w jak na komend�, spojrzenia pow�drowa�y ku brzegowi, gdzie z podn�a And�w unios�a si� olbrzymia chmura py�u i jak si� zdawa�o, podj�a w�dr�wk� w stron� morza. Potem ziemia zwar�a si� w konwulsjach, a towarzysz�cy temu gromowy og�uszaj�cy ryk si�gn�� niebios. Oszo�omieni �eglarze porozdziawiali g�by, widz�c, jak wzg�rza na wsch�d od wioski unosz� si� najpierw, a potem opadaj� niczym grzywacze w zetkni�ciu z p�ycizn� pla�y. Chmura kurzawy nap�yn�a nad wie� i po�kn�a j� jak szczuka po�era p�otk�, ponad huk �ywio��w wznios�y si� wrzaski tubylc�w i grzechot ich obracaj�cych si� w ruiny kamiennych i glinianych sadyb. Na pok�adzie galeonu po�owa protestanckich Anglik�w i ca�a bez wyj�tku kompania katolickich Hiszpan�w pad�a na kolana, zanosz�c do Boga �arliwe mod�y o ratunek. Po kilku minutach py� przesun�� si� nad statkiem i rzedn�c� chmur� pop�yn�� w dal. �eglarze z niewiar� w oczach spogl�dali na usypisko gruzu, kt�re niedawno jeszcze by�o wiosk� t�tni�c� �yciem, i ws�uchiwali si� w rozpaczliwe krzyki ludzi uwi�zionych w ruinach. Szacowano p�niej, �e z kataklizmu ocala�o jedynie pi��dziesi�t os�b. Wysadzeni na brzeg Hiszpanie gor�czkowo biegali pla�� w t� i z powrotem, b�agaj�c, by zabrano ich z powrotem na statek. Cuttill wzi�� si� w gar�� i g�uchy na b�agania podbieg� do relingu, omiataj�c morze uwa�nym spojrzeniem: lekko tylko pofalowane, by�o najzupe�niej oboj�tne wobec tragedii wioski. Nagle, pragn�c ze wszystkich si� pozostawi� koszmar jak najdalej za sob�, Cuttill zacz�� wykrzykiwa� rozkazy do odp�yni�cia; Hiszpanie i Anglicy, po��czeni jednakim zapa�em, j�li spiesznie stawia� �agle i hisowa� kotwic�. Tymczasem na brzegu ocalali mieszka�cy wioski obiegli kapitana de Antona i jego ludzi, zanosz�c pro�by o pomoc w ratowaniu przysypanych krewniak�w, Hiszpanie wszak�e my�leli jedynie o w�asnych �ywotach. W�wczas, w�r�d huku jeszcze pot�niejszego ni� poprzedni, ziemia zadr�a�a po raz wt�ry, przy czym grunt falowa� jak monstrualny dywan, z kt�rego olbrzym wytrz�sa kurz. Tym razem morze powoli si� cofn�o, obna�aj�c dno i osadzaj�c na nim "Concepci�n". Marynarze - kt�rzy bez wyj�tku nie umieli p�ywa� i w zwi�zku z tym �ywili zabobonny l�k wobec wszystkiego, co kryje si� pod wod� - popatrzyli z podziwem na tysi�ce ryb rzucaj�cych si� niczym bezskrzyd�e ptaki po�r�d ska� i korali. W konwulsyjnym ta�cu �mierci podrygiwa�y rekiny, o�miornice i miriady roziskrzonego wszystkimi barwami t�czy tropikalnego drobiazgu. Podmorski kataklizm spowodowa� p�kni�cie skorupy ziemskiej, a towarzysz�ca mu fala wstrz�s�w tektonicznych doprowadzi�a do utworzenia si� ogromnej depresji; wtedy nadesz�a chwila, by oszala�o z kolei morze, kt�re zacz�o wdziera� si� ze wszystkich stron, pragn�c jak najszybciej zaw�adn�� now� domen�. Woda pi�trzy�a si� z niewiarygodn� szybko�ci� i potrzeba by�o zaledwie paru chwil, aby miliony ton niszczycielskiego �ywio�u wygarbi�y si� pod niebo na wysoko�� czterdziestu metr�w w zjawisku znanym p�niej jako tsunami. Bezradni �eglarze nie mieli czasu, by chwyci� si� czego� sta�ego, nawet najpobo�niejsi z nich nie zd��yli si� prze�egna�. Sparali�owani i oniemiali ze zgrozy na widok rosn�cej przed ich oczyma bia�ogrzywej zielonej �ciany, mogli tylko sta� i patrze�, jak na nich napiera w potwornym zgie�ku godnym diabelskiego konwentyklu. Tylko Cuttill mia� do�� przytomno�ci umys�u, �eby nurkn�� pod pok�ad i ople�� r�koma i nogami d�ugi drewniany trzon steru. Ustawiona dziobem w kierunku monstrualnej fali "Concepci�n" przechyli�a si� do ty�u i niemal pionowo poszybowa�a ku nawis�emu grzbietowi, by w okamgnieniu znikn�� w spienionym piekle. Pojmawszy statek w obj�cia, rozp�dzona masa wody ponios�a go w stron� spustoszonego brzegu ze straszliw� zaiste pr�dko�ci�. Wi�kszo�� marynarzy, przebywaj�cych na otwartych pok�adach, zosta�a zmyta za burt�, by przepa�� w odm�tach bez �ladu, nieszcz�nicy biegaj�cy po pla�y i ci, co usi�owali wygramoli� si� z ruin, wygin�li jak mr�wki porwane nurtem strumienia - �ywi przed chwil�, przemienili si� w zmasakrowane szcz�tki, gnane fal� ku zboczom And�w. Cuttill, wczepiony w trzon steru jak huba w pie� drzewa, mia� wra�enie, �e tkwi w g��bi wodnej nawa�y ju� wieczno��... od wstrzymywania oddechu zaczyna�y p�ka� mu p�uca, kiedy z bole�ciwym skrzypem ka�dej belki w swoim szkielecie dzielny galeon utorowa� sobie drog� na powierzchni�. Cuttill nie potrafi�by okre�li�, jak d�ugo tkwili w szponach potwornego wiru; i w nim, i w kilku ocala�ych jakim� cudem marynarzach zgroza naros�a jeszcze bardziej na widok prastarych inkaskich mumii, kt�re wyp�yn�y na powierzchni� i wianuszkiem otoczy�y statek. Wyszarpni�te przez kataklizm z jakiego� zapomnianego cmentarzyska, zdumiewaj�co dobrze zachowane zw�oki pradawnych mieszka�c�w tej ziemi gapi�y si� swymi niewidz�cymi oczodo�ami na skamienia�ych �eglarzy, pewnych teraz, �e spad�o na nich szata�skie przekle�stwo. Cuttill usi�owa� poruszy� sterem, co by�o wszak�e pr�b� bezsensown�, jako �e pi�ro ju� dawno zosta�o urwane przez fal�. Podj�� zatem nieust�pliw� walk� o �ycie, zw�aszcza �e najgorsze jeszcze nie min�o. W�ciekle rozhasana masa wody zacz�a wirowa�, obracaj�c galeon z tak� si��, �e u�amane maszty z trzaskiem run�y za burt�, oba dzia�a za�, wyrwawszy si� z umocowa�, ruszy�y po pok�adzie w dziki niszczycielski tan. Spieniona rozszala�a lawina porywa�a jednego marynarza za drugim, a� na "Concepci�n" osta� si� tylko Cuttill. Olbrzymi przyp�yw utorowa� sobie drog� na osiem kilometr�w w g��b l�du, wyrywaj�c drzewa z korzeniami i ciskaj�c przed sob� wielkie g�azy z tak� �atwo�ci�, jakby to by�y kamyki wystrzeliwane z ch�opi�cej procy; ca�kowitemu spustoszeniu uleg� obszar o rozmiarze stu kilometr�w kwadratowych. Na koniec �mierciono�ny lewiatan zderzy� si� z podn�em And�w i straci� impet - lizn�wszy dolne zbocza g�r, pocz�� si� cofa� z dono�nym bulgotem i sykiem, pozostawiaj�c po sobie zniszczenia historii nie znane. Cuttill poczu�, �e galeon nieruchomieje; spojrza� ponad pok�adem dzia�owym, lecz w�r�d pl�taniny drewna i takielunku nie dostrzeg� �ywej duszy. Przez niemal godzin� ob�apia� trzon steru, obawiaj�c si� powrotu zab�jczej fali, wreszcie jednak zwolni� kurczowy uchwyt; sztywno wdrapa� si� na pok�ad rufowy i powi�d� wok� siebie wzrokiem. Zdumiewaj�ce, ale "Concepci�n" bez najmniejszego przechy�u tkwi�a w�r�d powalonej d�ungli w odleg�o�ci, jak ocenia� Cuttill, trzech mil morskich od najbli�szej wody. Przetrwa�a dzi�ki swej krzepkiej konstrukcji oraz temu, �e w chwili uderzenia fali by�a do niej zwr�cona dziobem. Gdyby �ywio� zaatakowa� j� od strony wynios�ego kasztelu rufowego, statek by�by zosta� roztrzaskany w drzazgi. Przetrwa�a zatem, lecz przemieniona, we wrak, kt�ry ju� nigdy nie poczuje wody pod kilem. W miejscu ludnej wioski rozci�ga� si� tylko op�ukany ze wszelkich szcz�tk�w pas ��tego piasku, bli�ej siebie jednak, w�r�d po�amanych drzew d�ungli, Cuttill dostrzega� porozrzucane ludzkie zw�oki, czasem zwieszaj�ce si� groteskowo z poskr�canych ga��zi, czasem tworz�ce zwa�owiska na trzy metry wysokie. Wi�kszo�� cia� by�a potwornie zmasakrowana. Cuttill d�ugo nie m�g� uwierzy�, �e jest jedynym ocala�ym z kataklizmu, daremnie jednak wypatrywa� oczy w poszukiwaniu innej pozosta�ej przy �yciu istoty ludzkiej. Podzi�kowa� zatem Bogu za ratunek, poprosi� Go o przewodnictwo, a potem przeanalizowa� sytuacj�. Skoro by� rozbitkiem, rzuconym na brzeg krainy odleg�ej od Anglii o czterna�cie tysi�cy mil morskich, co wi�cej: krainy pozostaj�cej we w�adaniu Hiszpan�w, kt�rzy je�li tylko dostan� go w swoje �apska, radzi wezm� na tortury, a potem strac� - mia� niewielkie zaiste szanse przetrwania. Nie widzia� �adnej mo�liwo�ci powrotu do kraju drog�, morsk�. Uzna�, �e jedyn� szans� powodzenia daje mu w�dr�wka przez Andy, a potem przebijanie si� na wsch�d. Gdyby dotar� na wybrze�a Brazylii, mia� jak�� szans� spotkania angielskich pirat�w, �upi�cych statki portugalskie. Nazajutrz sporz�dzi� nosid�o na sw�j kuferek, do kt�rego za�adowa� nieco strawy i wody, dwa pistolety, funt prochu, zapas kul, krzesiwa i stali, kapciuch tytoniu, n�, a wreszcie hiszpa�sk� Bibli�. Potem, w tym, co mia� akurat na grzbiecie, zarzuciwszy nosid�o na plecy, ruszy� w stron� mgie� spowijaj�cych szczyty And�w. Kiedy rzuci� ostatnie spojrzenie na "Concepci�n", zada� sobie pytanie, czy przypadkiem za kataklizm nie s� jakim� cudem odpowiedzialni bogowie Ink�w. "Odzyskali swoje relikwie - pomy�la� - i pies im mord� liza�, niech je sobie trzymaj�". A kiedy wspomnia� jaspisowe pud�o z jego osobliwym wiekiem, doszed� do wniosku, �e nie zazdro�ci nast�pnemu, kto zechce nim zaw�adn��. 26 wrze�nia 1580 roku Drake triumfalnie przybi� do Plymouth "Z�ot� �ani�", p�kaj�c� w szwach od bogatych �up�w, nie natrafi� jednak na �aden �lad Thomasa Cuttilla i zdobycznego hiszpa�skiego galeonu. Zysk ludzi, kt�rzy zainwestowali w rejs, wyni�s� 4700 procent, a udzia� przypadaj�cy kr�lowej sta� si� podstaw� p�niejszej brytyjskiej ekspansji. Podczas wystawnej uczty na pok�adzie "Z�otej �ani" kr�lowa El�bieta wynios�a Drake'a do stanu szlacheckiego. Statek, kt�ry jako drugi op�yn�� kul� ziemsk�, sta� si� dla trzech kolejnych pokole� atrakcj� turystyczn�. Historia nie m�wi, czy w ko�cu sp�on��, czy zmursza�, w ka�dym razie pewnego dnia znikn�� w wodach Tamizy. Sir Francis Drake kontynuowa� swoje wyprawy jeszcze przez szesna�cie lat. Podczas nast�pnego rejsu zdoby� portowe miasta Santo Domingo i Kartagen�, kr�lowa za� mianowa�a go wiceadmira�em. By� r�wnie� burmistrzem Plymouth i cz�onkiem parlamentu. Potem, w 1588 roku, podj�� zuchwa�y atak na hiszpa�sk� Wielk� Armad�. W 1596, podczas �upie�czej wyprawy na Morze Karaibskie, Drake zapad� na dyzenteri�, zmar� i zapiecz�towany w o�owianej trumnie mia� sw�j morski pogrzeb opodal Portobelo w Panamie. A� do �mierci niemal ka�dego dnia �ama� sobie g�ow� znikni�ciem "Nuestra Se�ora de la Concepci�n" i tajemnic� zamkni�tych w jaspisowym puzdrze pozw�lanych sznurk�w. CZʌ� I KO�CI I KOSZTOWNO�CI 10 pa�dziernika 1998 roku Andy, Peru 1 Szkielet spoczywa� na osadach dennych g��bokiej sadzawki jak na mi�kkim materacu, ciemnymi nieruchomymi oczodo�ami wpatrywa� si� w g�r�, gdzie w odleg�o�ci trzydziestu sze�ciu metr�w, za g�st�, m�tn� zas�on� p�mroku rozci�ga�a si� powierzchnia. Z klatki piersiowej szkieletu wystawi� sw�j z�owr�bny �ebek niewielki w�� wodny, a potem odp�yn��, wij�c si� i wzbijaj�c miniaturow� chmurk� mu�u. Czaszka z pozoru u�miecha�a si� okropnie, m�ciwie; jedna r�ka, kt�rej �okie� ugrz�z� w ile, stercza�a prosto w g�r� i zdawa�o si�, �e ko�cistymi palcami przyzywa nieostro�nych. Od dna sadzawki woda stopniowo ja�nia�a, zmieniaj�c si� z przygn�biaj�co szarobr�zowej na zielon� jak zupa fasolowa; zabarwienie to nadawa�y jej glony rozmna�aj�ce si� w�ciekle w tropikalnym upale. Kolista kraw�d� sadzawki mia�a �rednic� trzydziestu metr�w, a strome �ciany, opadaj�ce ku wodzie, wznosi�y si� na wysoko�� pi�tnastu metr�w. Cz�owiek lub zwierz�, kt�re wpad�oby do sadzawki, nie mia�o szans wydosta� si� bez pomocy z zewn�trz. By�a w owej wapiennej studni jaka� odpychaj�ca szpetota, jaka� gro�ba, kt�r� wyczuwa�y zwierz�ta, nie zbli�aj�ce si� nigdy do jej brzeg�w. Unosi� si� tu pos�pny od�r �mierci, sadzawka stanowi�a bowiem co� wi�cej ani�eli tylko studni� ofiarn�, w kt�rej mroczne wody w czasach suszy i szczeg�lnie gwa�townych burz ciskano �ywcem w ofierze m�czyzn, kobiety i dzieci. Staro�ytne legendy i mity nazywa�y to miejsce domem z�owieszczych bog�w, domem, w kt�rym miewa�y miejsce wydarzenia niesamowite i niewiarygodne. Kr��y�y r�wnie� opowie�ci o skarbach, o jaspisie, z�ocie i klejnotach, kt�re rzucano do tej okropnej studni, aby przejedna� bog�w sprowadzaj�cych z�� pogod�. W 1964 roku dwaj p�etwonurkowie pogr��yli si� w mrocznych g��binach i nigdy ju� nie wr�cili. Nie podj�to pr�by wydobycia ich zw�ok. Historia studni si�ga�a okresu kambryjskiego, kiedy ca�y ten region stanowi� cz�� prehistorycznego morza. W ci�gu kolejnych epok geologicznych tysi�ce pokole� skorupiak�w i korali �y�o tu i umiera�o, a ich szkielety tworzy�y olbrzymi� mas� wapnia i piasku, sprasowan� nast�pnie w warstw� ska�y wapiennej i dolomitu o grubo�ci dw�ch kilometr�w. Potem rozpocz�� si� zainicjowany sze��dziesi�t pi�� milion�w lat temu intensywny proces g�rotw�rczy, kt�ry wypi�trzy� Andy do ich obecnej wysoko�ci. Deszcze, sp�ywaj�ce ze zboczy, stworzy�y pot�n� warstw� w�d podsk�rnych, kt�re z wolna pocz�y rozpuszcza� wapie�. W miejscu gdzie powsta� wi�kszy zbiornik, woda przedziera�a si� w g�r� tak d�ugo, a� nast�pi� obwa� powierzchni, tworz�c studni�. W wilgotnym powietrzu nad d�ungl� otaczaj�c� sadzawk� ogromny kondor szybowa� wielkimi, leniwymi kr�gami, obserwuj�c jednym beznami�tnym okiem grup� ludzi, krz�taj�cych si� przy studni; jego d�ugie szerokie skrzyd�a o rozpi�to�ci trzech metr�w unosi�y si� sztywno jak dwa roz�o�one parasole, aby pochwyci� pr�dy powietrza. Wielki czarny ptak z bia�� krez� i r�owawym �bem unosi� si� bez najmniejszego wysi�ku i uwa�nie studiowa� ruch na dole. Przekonany w ko�cu, �e nie mo�e z tej strony liczy� na �adn� straw�, wspi�� si� na wi�ksz� wysoko��, aby poszerzy� obszar obserwacji, a potem w poszukiwaniu padliny poszybowa� na wsch�d. Mn�stwo nie rozstrzygni�tych kontrowersji otacza�o �wi�t� sadzawk� i oto teraz archeologowie zmobilizowali si� w ko�cu, aby nurkuj�c wydoby� skarb z jej nieodgadnionych g��bin. Baza naukowc�w mie�ci�a si� na zachodnim zboczu wynios�ej grani peruwia�skich And�w, nieopodal ruin ogromnego miasta, kt�rego kamienne budowle stanowi�y cz�stk� olbrzymiej konfederacji pa�stw-miast, znanej jako Czaczapoja, podbitej przez imperium Ink�w oko�o 1480 roku po Chrystusie. Konfederacja Czaczapoja zajmowa�a obszar oko�o czterystu kilometr�w kwadratowych, a sk�adaj�ce si� na ni� gospodarstwa rolne, �wi�tynie i fortece kry�y si� teraz w niezbadanej d�ungli porastaj�cej zbocza g�r. Ruiny owej wielkiej cywilizacji wskazywa�y na niewiarygodnie frapuj�c� mieszank� kultur i korzeni kulturowych, w przewa�aj�cej mierze dot�d nie rozszyfrowan�. Czaczapoja�scy w�adcy czy te� rady starszych, architekci, kap�ani, �o�nierze i pracuj�cy ludzie miast i gospodarstw rolnych nie pozostawili po swoich �ywotach dos�ownie najmniejszego �ladu; zagadk�, kt�r� r�wnie� mieli rozstrzygn�� dopiero archeologowie, by� system biurokracji rz�dowej, ustawodawstwo i praktyki religijne. Doktor Shannon Kelsey, kt�ra spogl�da�a na u�pion� wod� ogromnymi orzechowymi oczyma, by�a zbyt podniecona, aby poczu� chocia� krztyn� l�ku. Ta niezmiernie urodziwa kobieta - szczeg�lnie gdy zdobi� j� odpowiedni str�j i makija� - charakteryzowa�a si� nader ch�odn� i wynios�� samodzielno�ci�, kt�r� wi�kszo�� m�czyzn uznawa�a za irytuj�c�, zw�aszcza �e fascynuj�ce oczy najcz�ciej posy�a�y im spojrzenia kpi�ce i zuchwa�e. Doktor Kelsey by�a blondynk� o prostych jasnych w�osach, zwi�zanych teraz w kucyk czerwon� chusteczk�, jej mocno opalone cia�o za�, opi�te kostiumem z czarnej lycry, mia�o rozkosznie bujny kszta�t klepsydry z nieco bardziej rozbudowan� doln� cz�ci�. Porusza�a si� z p�ynnym wdzi�kiem balijskiej tancerki. Doktor Kelsey zbli�a�a si� do czterdziestki, a jej fascynacja kultur� Czaczapoj�w liczy�a przynajmniej dziesi�� lat. Podczas pi�ciu poprzednich ekspedycji prowadzi�a badania na najwa�niejszych stanowiskach archeologicznych tego regionu, oczyszczaj�c wielkie budynki i �wi�tynie staro�ytnych miast z agresywnie poch�aniaj�cej je ro�linno�ci. By�a cenion� w bran�y specjalistk� od spraw kultury andyjskiej, a ich pe�n� chwa�y przesz�o�� tropi�a z wielk� osobist� pasj�. Urzeczywistnienie marze� o pracy w miejscach, gdzie owe tajemnicze i anonimowe ludy �y�y i umiera�y, zawdzi�cza�a stypendium z katedry archeologii Uniwersytetu Stanowego Arizona. - Nie ma sensu bra� kamery wideo, je�li widoczno�� nie poprawi si� poni�ej dw�ch metr�w - powiedzia� Miles Rodgers, fotograf, kt�ry dokumentowa� ekspedycj�. - A wi�c r�b normalne zdj�cia - odpar�a stanowczo Shannon. - Chc� mie� zapis ka�dego nurkowania bez wzgl�du na to, czy b�dziemy cokolwiek widzie�, czy nie. Trzydziestodziewi�cioletni Rodgers, zdobny g�st� czarn� czupryn� i brod�, by� starym zawodowcem od podwodnej fotografii i nieustannie ugania�y si� za nim wszystkie wi�ksze instytucje badawcze oraz podr�nicze, zainteresowane podmorskimi zdj�ciami ryb czy raf koralowych. Jego wy�mienite zdj�cia wrak�w z czas�w drugiej wojny �wiatowej, spoczywaj�cych na dnie po�udniowego Pacyfiku czy te� skrytych w otch�aniach port�w Morza �r�dziemnego, zapewni�y mu liczne bran�owe nagrody i ogromny szacunek koleg�w po fachu. Wysoki, szczup�y m�czyzna po sze��dziesi�tce, z siw� brod� zarastaj�c� po�ow� twarzy, przytrzyma� butl�, aby Shannon mog�a wsun�� ramiona pod szelki. - Wola�bym, �eby� wstrzyma�a si� z nurkowaniem, dop�ki nie sko�czymy prac nad tratw�. - To potrwa jeszcze dwa dni. Dzi�ki rozpoznawczemu nurkowaniu zyskamy na czasie. - No wi�c poczekaj przynajmniej, a� zjedzie reszta zespo�u nurk�w z uniwersytetu. Je�li ty i Miles wpadniecie w tarapaty, nie b�dziemy mieli �adnego zaplecza. - Nie ma si� czym przejmowa� - odpowiedzia�a zuchwale Shannon. - Zrobimy z Milesem sonda�owe nurkowanie, aby zbada� g��boko�� i warunki. Nie pozostaniemy pod wod� d�u�ej ni� trzydzie�ci minut. - I nie zejdziecie ni�ej ni� na pi�tna�cie metr�w - ostrzeg� siwy brodacz. Shannon u�miechn�a si� do kolegi po fachu, doktora Steve'a Millera z Uniwersytetu Pensylwanii. - A je�li na g��boko�ci pi�tnastu metr�w nie znajdziemy dna? - Mamy przed sob� pi�� tygodni. Nie ma teraz sensu dzia�a� gor�czkowo i ryzykowa� wypadek. - Miller m�wi� spokojnie, lecz w jego g��bokim g�osie da�a si� s�ysze� wyra�na nuta obawy. Jako jeden z czo�owych antropolog�w swoich czas�w, po�wi�ci� trzydzie�ci minionych lat na rozgryzienie tajemnicy rozmaitych kultur, kt�re rozwin�y si� w g�rnych regionach And�w i si�gn�y wp�ywami dorzecza Amazonki. - Nie ryzykuj. Zbadaj warunki wodne i budow� �cian, a potem wracaj na powierzchni�. Shannon skin�a g�ow�, naplu�a w mask�, a nast�pnie rozmaza�a �lin� na wewn�trznej stronie szk�a, aby zapobiec jego zaparowaniu. Potem wyp�uka�a mask�, korzystaj�c w tym celu z wody z buk�aczka. Kiedy dopasowa�a sw�j kompensator p�ywalno�ci i umocowa�a pas z ci�arkami, sprawdzi�a sprz�t Rodgersa, on za� uczyni� to samo z jej oporz�dzeniem. Usatysfakcjonowana, �e wszystko jest na miejscu, a ich cyfrowe komputery nurkowe zaprogramowane s� w�a�ciwie, Shannon u�miechn�a si� do Millera. - Do zobaczenia, doktorku. Przygotuj martini z lodem. Antropolog na�o�y� im pod pachy uprz�e z szerokiego gurtu, przymocowane do d�ugich nylonowych linek, kt�rych ko�ce trzyma�a grupka z�o�ona z dziesi�ciu peruwia�skich student�w ostatniego roku archeologii, ochotniczo uczestnicz�cych w ekspedycji. - No to spuszczajcie ich, dzieciaki - powiedzia� Miller do sze�ciu ch�opc�w i czterech dziewcz�t. M�odzi ludzie popuszczali lin� r�ka za r�k�, kiedy Shannon i Rogers, u�ywaj�c p�etw jako odbijaczy, aby nie pokancerowa� si� o ostre wapienne ska�y, zacz�li zje�d�a� do z�owieszczej sadzawki. Mieli doskona�y widok na g�st� zawiesin� pokrywaj�c� jej powierzchni�: sprawia�a wra�enie r�wnie zach�caj�ce jak wanna wype�niona zielon� flegm�. Od�r rozk�adu by� przyt�aczaj�cy. Shannon poczu�a, jak emocje, wywo�ane spotkaniem z nieznanym, gwa�townie przemieniaj� si� w g��boki l�k. Kiedy od powierzchni dzieli� ich metr, jednocze�nie wsun�li ustniki pomi�dzy z�by i pomachali widocznym znad kraw�dzi stawu pe�nym obawy twarzom, a potem wy�lizgn�li si� z uprz�y i znikn�li pod obrzydliwie �luzowat� powierzchni� sadzawki. Miller nerwowo przemierza� obrze�e studni, zerkaj�c co minut� na zegarek. Tych minut, bez najmniejszego znaku �ycia od p�etwonurk�w, min�o ju� pi�tna�cie. Nagle znikn�y b�belki z w�y wydechowych ich aparat�w. Miller gor�czkowo przebiega� wzd�u� kraw�dzi studni. Czy znale�li podwodn� grot� i wp�yn�li do �rodka? Odczeka� dziesi�� minut, potem dopad� pobliskiego namiotu i znikn�� w �rodku. Niemal gor�czkowo podni�s� walkie-talkie i zacz�� wzywa� kwater� g��wn� ekspedycji, a zarazem jednostk� zaopatrzeniow�, po�o�on� w niewielkim miasteczku Chachapoyas, jakie� dziewi��dziesi�t kilometr�w na po�udnie. G�os Juana Chaco, inspektora generalnego odpowiedzialnego za sprawy peruwia�skiej archeologii, a zarazem dyrektora Museo de la Nacion w Limie, rozleg� si� niemal natychmiast. - Tu Juan. To ty, doktorku? Co mog� dla ciebie zrobi�? - Doktor Kelsey i Miles Rogers uparli si�, �eby zrobi� w studni rozpoznawcze nurkowanie - odpar� Miller. - S�dz�, �e mo�emy mie� sytuacj� alarmow�. - Zeszli do studni, nie czekaj�c na zesp� p�etwonurk�w z uniwersytetu? - zapyta� Chaco osobliwie oboj�tnym tonem. - Usi�owa�em im to wyperswadowa�. - Kiedy zeszli pod powierzchni�? Miller ponownie zerkn�� na zegarek. - Dwadzie�cia siedem minut temu. - Jak d�ugo zamierzali pozosta� na dole? - Mieli wyj�� po p�godzinie. - Wci�� brakuje paru minut - westchn�� Chaco. - Na czym wi�c polega problem? - Od dziesi�ciu minut nie wida� b�belk�w powietrza z ich aparat�w. Chaco na sekund� wstrzyma� oddech i przymkn�� oczy. - To mi nie wygl�da dobrze, przyjacielu. Tego nie by�o w naszych planach... - Czy nie m�g�by� wys�a� p�etwonurk�w helikopterem? - zapyta� Miller. - To niemo�liwe - odpar� bezradnie Chaco. - Wci�� s� w drodze z Miami. Samolot wyl�duje w Limie dopiero za cztery godziny. - Nie mo�emy pozwoli� sobie na wci�gni�cie w ca�� afer� tutejszych w�adz. A ju� na pewno nie teraz. Czy m�g�by� za�atwi� przerzut grupy ratowniczej w okolice studni? - Najbli�sza baza marynarki wojennej znajduje si� w Trujillo. Powiadomi� komendanta bazy i zobaczymy, co da si� zrobi�. - Powodzenia, Juanie. B�d� czuwa� przy odbiorniku. - Informuj mnie o rozwoju sytuacji. - Masz to jak w banku - powiedzia� ponuro Miller. - Przyjacielu? - Tak? - Wr�c� - powiedzia� g�ucho Chaco. - Rodgers to znakomity p�etwonurek. Nie pope�nia b��d�w. Miller nic na to nie odrzek�, c� zreszt� m�g�by odpowiedzie�? Przerwa� po��czenie z Chaco i pospiesznie wr�ci� do milcz�cej grupy student�w, kt�rzy ogarni�ci zgroz� wpatrywali si� w powierzchni� studni. W Chachapoya Chaco wyj�� z kieszeni chusteczk� do nosa i otar� twarz. By� cz�owiekiem zorganizowanym. Nieprzewidziane problemy niezmiernie go irytowa�y. Je�li tych dwoje durni�w utopi si� na w�asne �yczenie, dojdzie do �ledztwa zorganizowanego przez agent�w rz�dowych. Mimo wp�yw�w, jakimi cieszy� si� Chaco, mass media peruwia�skie niechybnie rozdmuchaj� ca�� histori�, a konsekwencje tego fakt