7953

Szczegóły
Tytuł 7953
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7953 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7953 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7953 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J. G. Ballard "Duch walki" Sen o rozejmie po raz pierwszy przy�ni� si� Ryanowi podczas bitwy o bejruckiego Hiltona, ale ch�opiec nie by� w�wczas ca�kiem �wiadomy przedziwnej wizji pokoju w mie�cie, kt�ra, nieproszona, zagnie�dzi�a si� w odleg�ym zak�tku jego m�zgu. Bitwa w zrujnowanym hotelu toczy�a si� przez ca�y dzie�, przeskakuj�c z pi�tra na pi�tro i Ryan by� zbyt zaj�ty obron� barykady z restauracyjnych stolik�w na p�pi�trze, by my�le� o czym� jeszcze. Pod sam koniec walki, kiedy Arkady i Michai� podczo�gali si� do przodu, by uciszy� ostatniego z rojalistowskich snajper�w, strzelaj�cego z atrium, Ryan wsta� i kry� ich ogniem, ca�y czas modl�c si� za sw� siostr� Luiz�, walcz�c� w innym oddziale milicji chrze�cija�skiej. A� wreszcie strzelanina usta�a i kapitan Gomez gestem nakaza� mu zej�� po schodach do recepcji. Ryan patrzy�, jak kurz wpada przez dach atrium, pi�tna�cie pi�ter nad jego g�ow�. Pokruszony cement zab�ys� w promieniach s�o�ca delikatnym halo. opadaj�cym ku kopii tropikalnej wyspy, wybudowanej po�rodku atrium. Miniaturowa laguna wype�niona by�a gruzem, lecz kilka tamarynd�w i egzotycznych paproci przetrwa�o w�r�d szcz�tk�w mebli, zrzucanych z galeryjek wy�szych pi�ter. Przez kilka chwil ca�y ten zrujnowany raj o�wietlony by� przez pyl niczym cudem ocala�a scena w zbombardowanym teatrze. Ryan patrzy� na gasn�ce halo, my�l�c o tym, �e, by� mo�e, pewnego dnia ca�y kurz Bejrutu sp�ynie z nieba jak go��b, uciszaj�c na zawsze huk strza��w. Lecz halo pos�u�y�o tak�e bardziej praktycznemu celowi. Schodz�c po schodach za kapitanem Gomezem. Ryan zobaczy� dw�ch nieprzyjaci�, pe�zaj�cych po dnie laguny; ich mokre mundury odznacza�y si� wyra�nie na tle bia�ego cementu. I on, i Gomez natychmiast otworzyli ogie� do z�apanych w pu�apk� �o�nierzy, �upi�c tamaryndy na zapa�ki jeszcze d�ugo po tym, gdy ch�opcy znieruchomieli, le��c obok siebie w p�ytkiej, czerwonej od krwi wodzie. By� mo�e pr�bowali si� podda�, lecz relacje o okrucie�stwach rojalist�w. pokazywane poprzedniego wieczora w telewizji, po�o�y�y kres ich nadziejom. Ryan. jak inni m�odzi bojownicy, zabija�, bo chcia� zabija�. Mimo to, cho� by�o ju� po wszystkim, czu� si� oszo�omiony i odr�twia�y jak po ka�dej z bitew, stoczonych tego lata w Bejrucie. Niemal wierzy�, �e i on nie �yje. Ludzie z jego plutonu sadzali pi�� cia� opieraj�c je o lad� recepcji, tak by mo�na by�o zrobi� zdj�cia do ulotek propagandowych, kt�re rozrzucone zostan� nad umocnieniami rojalist�w w po�udniowym Bejrucie. Pr�buj�c skoncentrowa� wzrok, Ryan patrzy� na dach nad atrium; ostatnie pasma kurzu ci�gle jeszcze spada�y ze stalowych d�wigar�w. � Ryan! Co ci jest? � Doktor Edwards, lekarz i obserwator z ramienia Organizacji Narod�w Zjednoczonych, z�apa� go za rami� i przytrzyma�, chroni�c przed upadkiem. � Dostrzeg�e� co� tam, na g�rze? � Nie... nic. Wszystko w porz�dku, doktorze. Tylko to dziwne �wiat�o... � Prawdopodobnie jeden z tych nowych pocisk�w fosforowych, kt�rych u�ywaj� rojali�ci. Szata�ska bro�. Mamy nadziej�, �e uda si� jej zakaza�. Krzywi�c si� z gniewu, doktor Edwards za�o�y� na g�ow� sw�j obdrapany, b��kitny he�m wojsk ONZ. Ryan cieszy� si� maj�c przy sobie tego dzielnego, cho� nieco naiwnego cz�owieka, pod pewnymi wzgl�dami przypominaj�cego raczej powa�nego, m�odego ksi�dza ni� lekarza, kt�ry sp�dzi� na pierwszej linii walk w Bejrucie tyle samo czasu, co ka�dy z �o�nierzy. Doktor Edwards m�g� z �atwo�ci� wr�ci� do wygodnej praktyki w Nowej Anglii, lecz z wyboru po�wi�ci� si� ratowaniu �ycia m�czyzn i kobiet, gin�cych w zapomnianej wojnie domowej na drugim ko�cu �wiata. Siedemnastoletni Ryan zaprzyja�ni� si� si� z nim bardzo i wyla� przed nim wszystkie swe obawy o siostr� i ciotk�; opowiedzia� mu nawet o nieodwzajemnionej mi�o�ci do porucznik Walentyny, surowej komendantki chrze�cija�skiego posterunku w centrali telefonicznej. Doktor Edwards zawsze opiekowa� si� ch�opcem; by� mi�y i Ryan cz�sto wykorzystywa� dobrodusznego lekarza, wyciskaj�c z niego najnowsze doniesienia o zmianach sojuszy wojskowych, wykrytych przez si�y pokojowe ONZ. Czasami martwi� si�, �e doktor Edwards przebywa w Bejrucie zbyt d�ugo. Gwa�t i �mier� jako� dziwnie wesz�y mu w krew, jakby troska o rannych i umieraj�cych satysfakcjonowa�a le��ce w jego charakterze umi�owanie kl�sk?. � Przyjrzyjmy si� tym biedakom. � Lekarz poprowadzi� Ryana do �o�nierzy, wspartych o kontuar recepcji; u ich st�p le�a�y u�o�one w ponury wz�r karabiny i znalezione w kieszeniach listy. � Przy odrobinie szcz�cia znajdziemy ich najbli�szych krewnych. Ryan przecisn�� si� obok kapitana Gomeza, burcz�cego co� nad odmawiaj�cym wsp�pracy aparatem fotograficznym. Przykl�kn�� przy najm�odszym z martwych �o�nierzy, nastolatku o ciemnych w�osach i twarzy cherubina, ubranym w wielk�, maskuj�c� kurtk� mundurow� Brygady Mi�dzynarodowej. � Angel...? Angel Porrua...? Ryan dotkn�� mi�kkich policzk�w pi�tnastoletniego Hiszpana, z kt�rym cz�sto chodzi� pop�ywa� na pla�e wschodniego Bejrutu. Niedawno, w niedziel�, wci�gn�li razem prowizoryczny �agiel ma maszt p�askodennej ��dki i � nim zawr�ci� ich patrol morski ONZ � po�eglowali nieca�y kilometr wzd�u� wybrze�a. Ryan zda� sobie spraw�, �e po raz ostatni widzia� Angela czo�gaj�cego si� w�r�d mokrych gruz�w, le��cych w sztucznej sadzawce w atrium. By� mo�e rozpozna� on przyjaciela, schodz�cego z p�pi�tra i chcia� si� podda�, gdy obaj z kapitanem Gomezem otworzyli do niego ogie�. � Ryan? �Doktor Edwards kucn�� przy ch�opcu. � Ty go znasz? � To Angel Porrua... ale on jest w Brygadach, doktorze. Brygady s� po naszej stronie. � Ju� nie. � W niezdarnym ge�cie pocieszenia doktor Edwards otoczy� ramie niem plecy Ryana. � W nocy zawarli uk�ad z rojalistami. Przykro mi... s� winni straszliwej zdrady. ' � Nie, Angel by� po naszej stronie. Ryan wsta� i odszed� od grupy pij�cych piwo �o�nierzy. Przez kurz i gruzy przeszed� na dekoracyjn� wysp� w �rodku atrium. Poryte kulami tamaryndy nadal czepia�y si� skalistego pod�o�a i Ryan mia� nadziej�, �e przetrwaj� do pierwszych zimowych deszczy, kt�re spadn� na nie przez dziurawy dach. Spojrza� przez rami� na rojalistowskie trupy, siedz�ce jak go�cie, kt�rym odm�wiono pokoj�w i kt�rzy zeszli z tego �wiata pod kontuarem recepcji, wypuszczaj�c z r�k karabiny. Lecz co by si� sta�o, gdyby �ywi od�o�yli bro�? Przypu��my, �e w ca�ym Bejrucie �o�nierze zwalczaj�cych si� milicji z�o�yliby bro� u st�p, razem z tabliczkami �mierci i zdj�ciami swych si�str i dziewczyn; a wszystko w ofierze na skromn� �wi�ty�k� rozejmu? Rozejm? W bejruckim s�owniku s�owo to niemal nie istnieje, zastanawia� si� Ryan podczas powrotu do chrze�cija�skiej dzielnicy miasta, siedz�c na tylnym siedzeniu jeepa kapitana Gomeza. Wok�, jak okiem si�gn��, rozci�ga�y si� zrujnowane domy mieszkalne i zbombardowane biurowce. Wiele sklep�w zmieniono na twierdze; ich stalowe wsporniki zapisane by�y has�ami i oklejone plakatami � prymitywnymi fotografiami pomordowanych kobiet i dzieci. Podczas w�a�ciwej wojny domowej, przed trzydziestu laty, w Bejrucie mieszka�o ponad p� miliona ludzi. W�r�d nich byli dziadkowie Ryana, jedni z wielu Amerykan�w, kt�rzy rzucili prac� w szko�ach i na uniwersytecie, by walczy� w szeregach otoczonej przez wrog�w milicji chrze�cija�skiej. Ochotnicy �ci�gali do Bejrutu z ca�ego �wiata: najemnicy i ideali�ci, fanatycy religijni i goryle bez pracy; gotowi umiera� dla tej lub owej z walcz�cych ze sob� frakcji. Gdzie� g��boko, w bunkrach pod ruinami, ludzie ci potrafili nawet �eni� si� i zak�ada� rodziny. Rodzice Ryana nie mieli jeszcze nawet po dwadzie�cia lat, kiedy zamordowano ich podczas os�awionej masakry na lotnisku: w jednym z najgorszych przypadk�w bestialstwa w tej wojnie, milicja nacjonalistyczna wymordowa�a je�c�w po obiecaniu im bezpiecznego przelotu na Cypr. Tylko dobro� Hindusa z wojsk ONZ ocali�a Ryanowi �ycie � �o�nierz znalaz� ch�opca i jego siostr� w porzuconym bloku mieszkalnym, a nast�pnie odszuka� ich m�odziutk� ciotk�. Mimo tej i innych tragedii warto by�o w�wczas walczy� o Bejrut, miasto �ywe, pe�ne bazar�w, sklep�w i restauracji. Wtedy ko�cio�y i meczety pe�ne by�y wiernych, a nie szcz�tk�w dach�wek le��cych na posadzkach, pod go�ym niebem. Teraz ludno�� cywilna znik�a, zosta�o tylko kilka tysi�cy �o�nierzy, �yj�cych w�r�d ruin wraz z rodzinami. Jedzenia i innych towar�w dostarcza�y im si�y pokojowe ONZ, staraj�ce si� nie widzie� przemycanej broni i amunicji � z obawy, by nie faworyzowa� kt�rej� z walcz�cych ze sob� stron. I tak toczy�a si� ta ja�owa wojna, tak bezcelowa, �e dziennikarze ca�ego �wiata ju� dawno przestali si� ni� interesowa�. Czasami, w ruinach piwnic, Ryan znajdowa� podarte egzemplarze Time'u i Paris Matcha, pe�ne fotografii z walk ulicznych i szczeg�owych reporta�y z umieraj�cego w m�kach Bejrutu � miasta, kt�rym w�wczas interesowa� si� ca�y �wiat. Teraz nikogo to nie obchodzi�o i tylko milicje, w kt�rych cz�onkostwo by�o dziedziczne, walczy�y dalej, bij�c si� w�r�d ruin swych imperi�w. Lecz kule nie bywa�y bezcelowe. Kiedy mijali wypalon� skorup� starej, pro re�ymowej rozg�o�ni radiowej, z okna na parterze pad� pojedynczy wystrza�. � Skr�caj, kapralu! Zjed� z drogi! � Trzymaj�c w d�oni pistolet Gomez wyrwa� kierownic� z r�k Arkadego i skr�ci�, kryj�c jeepa za wypalonym autobusem. Kl�cz�c za tylnymi ko�ami, pozbawionymi powietrza w oponach, Ryan patrzy� na kr���cy wysoko samolot obserwacyjny Narod�w Zjednoczonych. Czeka�, a� Gomez wy�owi snajpera, prawdopodobnie nacjonalistycznego fanatyka pragn�cego pom�ci� �mier� brata lub kuzyna. Milicja nacjonalistyczna mia�a baz� na bejruckim lotnisku, w dziczy zaro�ni�tego chwastami betonu, na kt�rym od dziesi�ciu lat nie wyl�dowa� �aden samolot � i rzadko wyprawia�a si� do centrum miasta. Je�li mia�by gdzie� zapanowa� rozejm, powinno to nast�pi� gdzie� tutaj, wzd�u� dawnej Zielonej Linii dziel�cej miasto, na ziemi niczyjej pomi�dzy bazami g��wnych si� � chrze�cijanami zajmuj�cych p�nocno�wschodni Bejrut, nacjonalist�w i fundamentalist�w na po�udniu i zachodzie, rojalist�w i republikan�w na po�udniu i wschodzie oraz Brygad Mi�dzynarodowych czepiaj�cymi si� jego obrze�y. Lecz prawdziwa mapa miasta zmienia�a si� bez przerwy, kszta�towana tymczasowymi uk�adzikami zawieranymi przez lokalnych dow�dc�w: jeep wymieniony na �adunek pomidor�w, sze�� wyrzutni rakietowych za magnetowid... Za co da�oby si� kupi� rozejm? � Obud� si�, Ryan! Jedziemy! � Gomez wy�oni� si� z budynku radia, prowadz�c je�ca; dr��cego dwunastolatka w znoszonym mundurze nacjonalist�w. Z�apa� go za brudne w�osy i wrzuci� na tylne siedzenie jeepa. � Miej to zwierz� na oku. Gryzie. Zabieramy go na przes�uchanie. � W porz�dku, kapitanie. A je�li co� z niego zostanie, wymienimy go na nowe kasety. Ch�opiec kl�kn�� na pod�odze jeepa z r�kami zwi�zanymi na plecach, p�acz�c otwarcie z w�ciek�o�ci i strachu. Uderzaj�c go kolb� swego karabinu Ryan by� zaskoczony; zdawa� sobie spraw� z uczu�, kt�re nim miota�y. Mimo ca�ej nadziei na rozejm, poczu� przyp�yw prawdziwej nienawi�ci do tego przero�ni�tego dziecka. To nienawi�� nap�dza�a wojn�. Chorowa� na ni� nawet doktor Edwards � i nie tylko on. Ryan widzia� b�yszcz�ce oczy obserwator�w ONZ, fotografuj�cych najnowsze ofiary wojennego bestialstwa lub przes�uchuj�cych ludzi, kt�rzy prze�yli okrutne ataki odwetowe; wszyscy oni wygl�dali jak po��dliwi ksi�a przy spowiedzi. Jak mog� po�o�y� kres nienawi�ci, kt�ra prze�era ich wszystkich? Dobry Bo�e, on sam znienawidzi� Angela Porru� za to, �e ten walczy� po stronie nacjonalist�w... Tego wieczora Ryan odpoczywa� na balkonie mieszkania ciotki Very; mia� z niego widok na port wschodniego Bejrutu. Obserwowa� �wiat�a kr���cych nad morzem samolot�w patrolowych ONZ i my�la� o swych planach dotycz�cych ro zejmu. Staraj�c si� zapomnie� o dzisiejszej walce i �mierci Angela s�ucha� szcze biotania Luizy, zag�uszaj�cego muzyk� pop nadawan� przez lokaln� stacj� radio w�. Balkon by� najdos�owniej jego sypialni� � sypia� tu na hamaku, os�oni�ty przed ludzkim wzrokiem przez zawieszone na sznurkach pranie i klatk� ze sklejki, kt�r� jako dziecko wybudowa� dla kr�lika. Z �atwo�ci� m�g�by przenie�� si� do kt�regokolwiek z kilkunastu pustych mieszka� w tym bloku, lecz lubi� ciep�o rodzinnego �ycia. Te dwa pokoje z kuchni� by�y jedynym domem, jaki kiedykolwiek mia�. M�ode ma��e�stwo z mieszkania po przeciwnej stronie ulicy zaadoptowa�o niedawna osieroconego ch�opca; jego p�acz przypomnia� Ryanowi, �e przynajmniej on sam jest jako� spokrewniony ze sw� rodzin�. Wi�zy krwi by�y rzadko�ci� w Bejrucie. Niewiele m�odych kobiet��o�nierzy zachodzi�o w ci���, a wi�kszo�� dzieci by�a sierotami wojennymi, chocia� Ryan nie potrafi� sobie wyt�umaczy�, sk�d bior� si� te wszystkie dzieciaki. Jakim� cudem utajone �ycie rodzinne przetrwa�o w miasteczkach sza�as�w, stoj�cych na kra�cach miasta. � To nowy synek Renton�w. � Siostra Ryana wesz�a na balkon, odgarniaj�c d�ugie do pasa w�osy, za dnia zwi�zane w kok i ukryte pod he�mem. � Szkoda, �e tak cz�sto p�acze. � Ale �mieje si� jeszcze cz�ciej � Ryanowi przysz�a nagle do g�owy ciekawa my�l � Powiedz mi, Luizo... czy ja i porucznik Walentyna b�dziemy kiedy� mieli dziecko? � Dziecko? S�ysza�a�, ciotuniu? A co my�li Walentyna? � Nie mam poj�cia. Tak si� z�o�y�o, �e nigdy z ni� o tym nie rozmawia�em. � C� kochanie, s�dz�, �e to j� musisz zapyta�. Mo�e straci troch� ze swojego kr�lewskiego spokoju? � Najwy�ej na chwil�. Jest bardzo dostojna. � Wystarczy chwila, �eby pocz�� dziecko. A mo�e jest taka wyj�tkowa, �e nie b�dzie mia�a dla ciebie nawet chwili? � Jest zupe�nie wyj�tkowa. � O kim mowa? � Ciotka Vera wiesza�a na balkonie kurtki mundur�w bojowych, patrz�c na Luiz� i Ryana z niemal macierzy�sk� dum�. � M�wisz o mnie, Ryan, czy o swojej siostrze? � O kim� znacznie bardziej wyj�tkowym � odpowiedzia�a Luiza. � Kobiecie jego marze�. . � Wy dwie jeste�cie kobietami moich marze�. I by�a to najdos�owniejsza prawda. Ryana przera�a�a sama my�l o tym, �e co� mog�oby si� im przydarzy�. Na ulicy, pod balkonem, nocny patrol komandos�w ustawia� si� w szeregu. �o�nierze sprawdzali bro�: pistolety maszynowe, granaty, plecaki wypchane bombami�pu�apkami i detonatorami. W�lizgn� si� w ciemno�� p�nocnego Bejrutu � a ka�dy z nich jest prawdziw� maszyn� do zabijania, got�w zamordowa� czyj�� ciotk� lub siostr�, stoj�c� na balkonie. Sanitariusz wojsk ONZ przeszed� wzd�u� szeregu, wr�czaj�c im ampu�ki morfiny. Mimo �e ocalili wielu �o�nierzy, Ryan czu� niech�� do b��kitnych he�m�w. Piel�gnowali rannych, dawali pieni�dze i pociech� skrzywdzonym przez wojn�, znajdowali przybranych rodzic�w sierotom, lecz zbyt nerwowo odnosili si� do problemu neutralno�ci. Otoczyli miasto, nie pozwalali nikomu ani si� do niego dosta�, ani je opu�ci�; w pewnym sensie kontrolowali wszystko, co dzia�o si� w Bejrucie. Mogliby dos�ownie zako�czy� t� wojn�... lecz doktor Edwards powtarza� Ryanowi, �e ka�da pr�ba, podj�ta przez si�y pokojowe pragn�ce dorosn�� do swej nazwy, prowadzi�aby do militarnej interwencji supermocarstw przera�onych mo�liwo�ci� destabilizacji ca�ego Bliskiego Wschodu. A wi�c walki trwa�y. Komandosi wyruszyli na nocn� akcj�, sze�ciu po ka�dej stronie ulicy, kieruj�c si� w stron� wybuchaj�cej co jaki� czas strzelaniny. � Poszli � powiedzia�a ciocia Vera. � �ycz im szcz�cia. � Dlaczego? � zapyta� Ryan cicho. � Po co? � Co ty m�wisz? Zawsze pr�bujesz nas zaskoczy�, Ryan. Nie chcesz, �eby wr�cili? � Oczywi�cie, chc�. Ale po co w og�le wyruszaj�? Mogliby tu zosta�. � Gadasz jak wariat. � Siostra po�o�y�a mu d�o� na czole sprawdzaj�c, czy nie ma gor�czki. � Arkady opowiada� mi, �e ci�ko wam by�o w tym Hiltonie. Pami�taj, o co walczymy. � Pr�buj�. Dzisiaj pomog�em zabi� Angela Porru�. O co walczy� Angelo? � M�wisz powa�nie? Walczymy o to, w co wierzymy. � Przecie� nikt ju� w nic nie wierzy! Pomy�l o tym, Luizo. Rojali�ci nie chc� kr�la, nacjonali�ci piastuj� w sekrecie nadziej� na rozbi�r miasta, republikanie chc� uk�adu z nast�pc� tronu w Monaco, chrze�cijanie to w wi�kszo�ci atei�ci, a fundamentali�ci spieraj� si� bezustannie o wszystkie swe fundamentalne zasady. Walczymy i giniemy bez sensu! � Wi�c? � Luiza wskaza�a szczotk� na stoj�cych na posterunku obserwator�w ONZ. � Zostaj� tylko oni. W co oni wierz�? � W pok�j. W �wiatow� harmoni�. W koniec walk na ca�ym �wiecie. � To mo�e powiniene� przy��czy� si� do nich? � Tak... � Ryan odgarn�� kurtk� mundurow� i wyjrza� zza balustrady balkonu. B��kitne he�my �wieci�y w mroku jak blade latarenki. � Mo�e my wszyscy powinni�my do��czy� do wojsk Narod�w Zjednoczonych. Tak, Luizo, wszyscy powinni�my nosi� b��kitne he�my. I tak zrodzi�o si� marzenie. W ci�gu kilku nast�pnych dni Ryan prowadzi� badania nad sw� prost�, lecz rewolucyjn� ide�. Cho� zafascynowany samym pomys�em wiedzia�, jak trudno b�dzie zastosowa� go w praktyce. Siostra odnios�a si� do tego sceptycznie, a koledzy z oddzia�u byli po prostu zaskoczeni. � Rozumiem, o co ci chodzi � przyzna� Arkady, kiedy w bunkrze dow�dztwa na Zielonej Linii palili wsp�lnie papierosa. � Tylko... je�li wszyscy przy��czymy si� do wojsk ONZ, to kto b�dzie walczy�? � Arkady, przecie� w�a�nie o to chodzi! � Ryana kusi�o, by da� ju� sobie spok�j. � Pomy�l o tym! Wszystko znowu b�dzie proste i jasne. �adnych patroli, �adnych pochod�w i �wicze� z broni�. B�dziemy le�e� sobie wok� MacDonald�w i zajada� hamburgery, co noc chodzi� na dyskoteki. Ludzie b�d� spacerowa� po ulicach, robi� zakupy w sklepach, pi� kaw� w kawiarniach... � To brzmi doprawdy dziwacznie � skomentowa� Arkady. � Nic w tym dziwacznego. Zacznie si� normalne �ycie. Tak tu bywa�o, tak teraz jest wsz�dzie! � Gdzie? � C�... � To by�o trudne pytanie. Jak wszyscy bejruccy �o�nierze, Ryan nie wiedzia� niemal nic o otaczaj�cym go �wiecie. Do miasta nie dociera�y �adne gazety, a specjalne ekipy rywalizuj�cych ze sob� ugrupowa� zag�usza�y zagraniczne transmisje radiowe i telewizyjne; nikt nie chcia� dopu�ci� do tego, by cudzoziemcy udzielili cichego poparcia jakiemu� wojskowemu puczowi. Ryan sp�dzi� kilka lat w szkole ONZ we wschodnim Bejrucie, lecz g��wnym �r�d�em jego informacji o wielkim �wiecie by�y czterdziestoletnie czasopisma, znalezione w porzuconych budynkach. Przedstawia�y one �wiat pogr��ony w sporach, okrutne wojny w Wietnamie, Angoli i Iranie. Prawdopodobnie i te konflikty, znacznie gro�niejsze, lecz podobne do walk w Bejrucie, nadal nie znalaz�y rozwi�zania. A mo�e ca�y �wiat powinien w�o�y� b��kitny he�m? To by�a ekscytuj�ca my�l. Gdyby tylko uda�o mu si� wprowadzi� zawieszenie broni w Bejrucie, mo�e ruch pokojowy rozszerzy�by si� na Azj� i Afryk�, wszyscy z�o�yliby bro�... Wielokrotnie strofowany, Ryan mimo to par� przed siebie, spieraj�c si� ze wszystkimi napotkanymi �o�nierzami. Spotyka� si� zawsze z cichym zainteresowaniem, lecz najwa�niejsz� przeszkod� by� ci�g�y ogie� zaporowy propagandy: plakaty ukazuj�ce okrucie�stwa przeciwnik�w, telewizyjne informacje o zbeszczeszczonych ko�cio�ach, graj�ce na zawsze napi�tej strunie religijnego oburzenia, oraz setek rasowych i antymonarchistycznych oszczerstw. Wyrwanie g�owy z d�awi�cej obro�y propagandy nigdy nie le�a�o w mo�liwo�ciach Ryana, lecz przypadkiem znalaz� on niezwykle skuteczny or�: humor. Podczas s�u�by w patrolu nabrze�nym, blisko portu, Ryan opisywa� sw�j sen o lepszym Bejrucie gdy jego oddzia� mija� plac�wk� wojsk ONZ. Obserwatorzy zostawili he�my na stoj�cym na otwartym powietrzu stole i ca�kiem bezmy�lnie. Ryan zdj�� fura�erk� khaki i w�o�y� na g�ow� b��kitny, stalowy garnek. � Hej, sp�jrzcie tylko na niego! � krzykn�� Arkady. Zacz�a si� dobroduszna szarpanina, lecz walcz�cych rozdzielili Michai� i Nazar. � Koniec zapas�w, teraz mamy w�asne si�y pokojowe. Paraduj�cego w he�mie Ryana powita�y przyjacielskie gwizdy, kt�re nagle ucich�y. He�m dzia�a� uspokajaj�co � zauwa�y� ch�opak � zar�wno na niego, jak i na jego towarzyszy broni. Powodowany nag�ym impulsem poszed� wzd�u� pla�y w stron� odleg�ego o pi��set metr�w posterunku fundamentalist�w. � Ryan, uwa�aj! � Michai� pobieg� za przyjacielem, lecz zatrzyma� si� na widok kapitana Gomeza podje�d�aj�cego jeepem do nabrze�a. Razem patrzyli na Ryana, id�cego wzd�u� brzegu i ignoruj�cego nabite snajperami budynki biurowe. Przeszed� ju� p� drogi do stra�nicy, kiedy na dach wspi�� si� sier�ant fundamentalist�w, sygnalizuj�c mu prawo bezpiecznego przej�cia. Zbyt ostro�ny, by ryzykowa� swe zaczarowane �ycie, Ryan zasalutowa� i zawr�ci�. Gdy do��czy� do �o�nierzy swojego plutonu, koledzy patrzyli na niego z zupe�nie nowym szacunkiem. Arkady i Nazar mieli na g�owach b��kitne he�my, nie�mia�o pr�buj�c zignorowa� kapitana Gomeza, wyskakuj�cego z jeepa z marsem na twarzy. Nagle ze stra�nicy ONZ wyszed� doktor Edwards, powstrzymuj�c Gomeza. � Ja to za�atwi�, kapitanie. ONZ nie wniesie skargi. Wiem, �e Ryan nie b�aznowa� . Wyja�nienie pomys�u doktorowi Edwardsowi by�o �atwiejsze, ni� Ryan si� spodziewa�. Usiedli razem w punkcie obserwacyjnym i lekarz zach�ci� ch�opca, by opowiedzia� rnu o swoim planie. � To wspania�y pomys�, Ryan � Najwyra�niej zafascynowany mo�liwo�ciami, doktor Edwards sprawia� wra�enie niemal odurzonego. � Nie m�wi�, �e musi si� uda�, ale warto spr�bowa�. � G��wnym celem jest doprowadzenie do rozejmu � podkre�li� Ryan. � Do��czenie do wojsk ONZ to tylko �rodek prowadz�cy do celu. � Oczywi�cie. Ale czy s�dzisz, �e oni wszyscy w�o�� b��kitne he�my? � Tylko kilku, ale to nam wystarczy. Stopniowo do��cz� inni. Wszyscy maj� ju� do�� walki, doktorze, ale tu nie ma dla niej alternatywy. � Wiem o tym, Ryan. B�g wie, �e to rozpaczliwe miejsce. � Doktor Edwards si�gn�� przez st� i uj�� w d�onie nadgarstki Ryana, jakby chcia� mu odda� troch� w�asnej si�y. � Musz� uzgodni� spraw� z Sekretariatem ONZ w Damaszku, wi�c najwa�niejsze to nic nie popsu�. Potraktujemy to jako ochotnicze si�y ONZ. � W�a�nie. B�dziemy nosili b��kitne he�my ochotniczo; w ten spos�b nie musimy zmienia� stron i zdradza� naszych ludzi. W ko�cu wszyscy do��cz� do tej ochotniczej formacji... � ...i.walki po prostu ustan�. To wspania�y pomys�, dziwne tylko, �e nikt nie wpad� na to wcze�niej. � Doktor Edwards bystro wpatrywa� si� w Ryana. � Czy kto� ci pomaga�? Mo�e kt�ry� z tych rannych by�ych oficer�w...? � Nikt. doktorze. Ta my�l po prostu przysz�a mi do g�owy, narodzona z fali �mierci... Doktor Edwards wyjecha� z Bejrutu na tydzie�, na narad� z prze�o�onymi w Damaszku; lecz w tym czasie zdarzenia nast�powa�y nawet szybciej, ni� w naj�mielszych marzeniach Ryana. �o�nierze milicji nosili b��kitne he�my, gdy tylko nadarza�a si� okazja. Zacz�o si� od �artu ograniczonego do si� chrze�cija�skich, po cz�ci b�d�cego kpin� z obserwator�w Narod�w Zjednoczonych. Lecz pewnego dnia, podczas patrolowania Zielonej Linii, Ryan dostrzeg� kierowc� rojalistycznego jeepa w b��kitnym berecie na g�owie. Wkr�tce co bardziej beztroscy �o�nierze, dowcipnisie ze wszystkich oddzia��w, nosili taki he�m lub beret jak rewolucyjn� kokard�. � Ryan, popatrz tylko na to � kapitan Gomez wezwa� ch�opca do punktu dowodzenia w hallu stacji telewizyjnej. � B�dziesz si� musia� d�ugo t�umaczy�... Po przeciwnej stronie ulicy, ko�o wraku spalonego Mercedesa, rojalistowski partyzant w b��kitnym berecie roz�o�y� sobie p��cienne krzese�ko i sk�adany stolik. Usiad� wygodnie, po�o�y� nogi na stoliku i spokojnie za�ywa� s�onecznej k�pieli. � Taka bezczelno��... � Gomez przy�o�y� do ramienia karabin Ryana i wymierzy� go w �o�nierza. Zagwizda� cicho i odda� bro� ch�opcu. � Jego szcz�cie, �e nie mamy tu dostatecznej os�ony. Ju� ja bym mu pokaza� opalenizn�... By� to prze�om � i wcale nie ostatni. Na powierzchni� najwyra�niej wyp�ywa� ukryty nurt zm�czenia. Wed�ug oceny Ryana, w dniu powrotu doktora Edwardsa jeden na dziesi�ciu �o�nierzy z walcz�cych ze sob� milicji nosi� b��kitny he�m lub beret. Strzelaniny ci�gle jeszcze wstrz�sa�y nocnym niebem, lecz d�u�sze kanonady zdawa�y si� rzadsze. � A� trudno w to uwierzy�, Ryan! � powiedzia� doktor Edwards, gdy spotkali si� w kwaterze si� ONZ ko�o portu. Wskaza� na map�, przedstawiaj�c� labirynt linii granicznych i umocnie�. � Dzisiaj wzd�u� ca�ej Zielonej Linii nie zdarzy� si� ani jeden powa�ny incydent. Na p�noc od lotniska obowi�zuje nawet faktyczny rozejm mi�dzy fundamentalistami i nacjonalistami. Ryan patrzy� na morze, gdzie grupa �o�nierzy chrze�cija�skich zabawia�a si� skokami z tratwy. Okr�t stra�niczy ONZ podszed� blisko brzegu, bez obawy, �e �ci�gnie na siebie ogie�. Nie zamierzaj�c rozwodzi� si� nad tym, co przesz�o i min�o, Ryan powiedzia�: � �eglowali�my tam kiedy� z Angelem. �I b�dziecie zn�w �eglowa�: ty, Nazar, Arkady. � Doktor Edwards obj�� ch�opca. � Ryan, dokona�e� cudu. � C�... � Ryan nie by� pewny swych uczu�, jak kto�, kto w�a�nie wygra� g��wn� nagrod� na loterii. Zaparkowana na s�o�cu ci�ar�wka Narod�w Zjednoczonych wy�adowana by�a skrzyniami b��kitnych mundur�w, beret�w i he�m�w. Udzielono pozwolenia na sformowanie. Ochotniczych Wojsk Narod�w Zjednoczonych, na bazie rekrut�w z milicji. Ochotnicy mogli s�u�y� we w�asnych oddzia�ach, lecz bez broni i bez prawa udzia�u w walkach, chyba �e ich �ycie by�oby zagro�one. Na horyzoncie pojawi�a si� mo�liwo�� trwa�ego pokoju. Zaledwie sze�� tygodni po tym, gdy Ryan po raz pierwszy za�o�y� b��kitny he�m, w Bejrucie zapanowa� trwa�y rozejm. Ucich�y strza�y. Siedz�c w jeepie obok kapitana Gomeza podczas wsp�lnego objazdu miasta, Ryan nie m�g� si� nadziwi� tej zmianie. Nieuzbrojeni �o�nierze pr�nowali na stopniach Hiltona, grupy niegdy� zajad�ych wrog�w brata�y si� na tarasie gmachu parlamentu. W sklepach stoj�cych wzd�u� Zielonej Linii otwiera�y si� okiennice, a w hali Poczty G��wnej powsta� nawet skromny, targ uliczny. Dzieci wyroi�y si� ze swych schronie� w piwnicach i bawi�y si� pomi�dzy wypalonymi samochodami. Prawie wszystkie kobiety zamieni�y polowe mundury na jaskrawe sukienki; by�a to pierwsza oznaka powrotu elegancji i mody, z kt�rych miasto by�o niegdy� tak dobrze znane. Nawet porucznik Walentyna pojawia�a si� teraz na ulicy w czarnej, sk�rzanej sp�dnicy i jaskrawoczeronej kurtce, z b��kitnym beretem zalotnie przekrzywionym na szykownie zwi�zanych w�osach. Gdy mijali punkt dowodzenia, kapitan Gomez zatrzyma� jeepa i zdj�� sw�j b��kitny he�m w ge�cie szacunku. � M�j Bo�e, czy to nie koniec �wiata, Ryan? � Oczywi�cie, kapitanie � zgodzi� si� �arliwie Ryan. � Jakim cudem zdob�d� si� na to, �eby kiedy� do niej podej��? � Co? � Gomez pod��y� wzrokiem za pe�nym uwielbienia l�kiem spojrzeniem Ryana. � Nie, tu nie chodzi o porucznik Walentyn�. Mog�aby ci� zje�� na �niadanie. M�wi� o dzisiejszym meczu. Wskaza� na wielki plakat, niedawno naklejony na pop�kane okno pobliskiego hotelu Holiday Inn. O trzeciej, na stadionie, odb�dzie si� mecz pi�karski mi�dzy dru�ynami republikan�w i nacjonalist�w, inauguracja �wie�o powsta�ej Bejruckiej Ligii Pi�ki No�nej. � Jutro: Chrze�cijanie przeciw Fundamentalistom. S�dzia: pu�kownik Mugabe z Brygad Mi�dzynarodowych. No, to im nastrzelamy... � Trzymaj�c w r�ku b��kitny he�m, Gomez wysiad� z jeepa i podszed� do plakatu. A Ryan gapi� si� tymczasem na porucznik Walentyn�. Bez munduru wydawa�a mu si� jeszcze wspanialsza; Uzi wisia� na jej ramieniu jak najmodniejsza torebka. Przywo�uj�c ca�� sw� odwag�, Ryan wyszed� na ulic� i ruszy� w jej kierunku. Mog�a go zje�� na �niadanie. I r�wnie dobrze na obiad. I na kolacj� r�wnie�... Pani porucznik obr�ci�a swe w�adcze spojrzenie w jego kierunku, poddaj�c si� bez walki zalotom tego nie�mia�ego, m�odego cz�owieka. Lecz nim Ryan mia� szans� przem�wi�, ulic� za stacj� telewizyjn� rozerwa�a potworna eksplozja, wstrz�saj�c ziemi� i odbijaj�c si� echem od postrzelanych budynk�w. Od�amki pokruszonych mur�w spad�y na ulic�, a w niebo wzbi�a si� chmura dymu, wie�cz�ca koron� p�omieni unosz�cych si� z miejsca wybuchu gdzie� na po�udniowo�zachodnim kra�cu chrze�cija�skiej enklawy. Blisko dwumetrowa szabla ostrego szk�a wypad�a z okna Holiday Inn, przecinaj�c plakat zapowiadaj�cy mecz pi�karski i roztraskuj�c si� u st�p Gomeza. Gdy kapitan bieg� do jeepa, krzycz�c na Ryana, druga eksplozja wstrz�sn�a fundamentalistycznym sektorem zachodniego Bejrutu. Ponad miastem wybucha�y wi�zki rakiet sygna�owych, a pierwsze odg�osy strza��w zag�uszy�y ryk syren i podawane przez g�o�niki wezwania do broni. Ryan poderwa� si� na r�wne nogi, otrzepuj�c py� z kurtki munduru bojowego. Porucznik Walentyna znik�a ju� w stra�nicy, gdzie jej ludzie montowali na podstawie karabin maszynowy. � Kapitanie Gomez... bomba? Co spowodowa�o wybuch? � Zdrada, Ryan... rojali�ci musieli dogada� si� z nacjonalistami. � Kapitan wepchn�� Ryana do jeepa, wal�c go pi�ci� w g�ow�. � Ca�e to gadanie o pokoju. Najstarsza pu�apka �wiata, a my wle�li�my wprost w ni�... Zdarzy�o si� jednak co� wi�cej ni� tylko zdrada. Uzbrojeni �o�nierze wype�nili ulice, zajmuj�c pozycje w stra�nicach i fortach. Wszyscy krzyczeli naraz, a dobiegaj�ce z r�nych stron strza�y zag�usza�y ich krzyki. Pot�ne bomby zosta�y umieszczone tak sprytnie, by wywo�a� maksimum zamieszania; zdenerwowani, m�odsi bojownicy strzelali w niebo, by doda� sobie odwagi. Rakiety sygna�owe wybucha�y nad miastem wed�ug nieznanego, cho� znacz�cego wzoru. B��kitne he�my i berety le�a�y, porzucone, w kana�ach �ciekowych. Gdy Ryan dotar� do mieszkania ciotki, zasta� czekaj�cych tam na niego doktora Edwardsa i dw�ch �o�nierzy Narod�w Zjednoczonych. � Za p�no, Ryan. Przykro mi. Ryan stara� si� ich omin�� i wej�� na schody, ale doktor Edwards przytrzyma� go za r�k�. Patrz�c na zaniepokojonego i wyczerpanego m�czyzn� Ryan u�wiadomi� sobie, �e opr�cz obserwator�w ONZ on sam jest prawdopodobnie jedynym cz�owiekiem w Bejrucie, kt�ry ci�gle ma na g�owie b��kitny he�m. � Doktorze Edwards, musz� poszuka� Luizy i cioci. S� na g�rze. � Nie, Ryan. Ju� ich tam nie ma. Obawiam si�, �e znik�y. � Gdzie? M�j Bo�e, przecie� m�wi�em im, �eby tu zosta�y! � Zabrano je jako zak�adniczki. Komandosi zaatakowali przy pierwszym wybuchu. Nim si� zorientowali�my, zd��yli zdoby� ten budynek i opu�ci� go. � Kto? � Nic nie rozumiej�cy i przera�ony, Ryan wpatrywa� si� dziko w ulic�, gdzie uzbrojeni �o�nierze formowali si� w plutony. � Rojali�ci, czy nacjonali�ci? � Nie wiemy. To tragedia, dostali�my ju� wiadomo�ci o wielu wst�tnych zbrodniach. Ale nikt nie zrobi krzywdy Luizie lub cioci. Wiedz�, kim jeste�. � To przeze mnie je zabrali.:. � Ryan zdj�� z g�owy he�m. Patrzy� na b��kitny garnek, kt�ry polerowa� tak starannie chc�c, by by� to najja�niej l�ni�cy he�m w Bejrucie. � Co masz zamiar zrobi�, Ryan? � doktor Edwards wyj�� mu z r�k he�m � sceniczny rekwizyt, zb�dny po opadni�ciu kurtyny. � Decyzja nale�y do ciebie. Je�li chcesz wr�ci� do oddzia�u, zrozumiem. Jeden z obserwator�w, stoj�cy za doktorem Edwardsem, trzyma� w r�ku karabin i pas Ryana. Widok broni i pocisk�w z kulami o stalowych czubkach przywr�ci� Ryanowi jego dawny gniew, t� nieokre�lon� nienawi��, kt�ra pomog�a im wszystkim przetrwa� tyle lat. Chcia� wyj�� na ulic�, wytropi� porywaczy, zem�ci� si� na tych, kt�rzy zagrozili ciotce i Luizie. � No i co, Ryan...? � Doktor Edwards obserwowa� go z przedziwnym dystansem, jakby Ryan by� laboratoryjnym szczurem, kt�ry dotar� do wa�nego rozga��zienia labiryntu. � Masz zamiar walczy�? � Tak. B�d� walczy�... � Ryan pewnym gestem wcisn�� sobie he�m na g�ow�. � Lecz nie na wojnie. B�d� walczy� o kolejny rozejm, doktorze. I wtedy zobaczy�, �e stoi naprzeciw uniesionej lufy swego w�asnego karabinu. Z twarz� bez wyrazu, doktor Edwards uj�� go za nadgarstki, lecz min�o kilka minut, nim Ryan zorientowa� si�, �e zakuto go w kajdanki i zaaresztowano. Przez godzin� jechali po�udniowo�wschodnimi przedmie�ciami Bejrutu, mijaj�c zrujnowane fabryki i miasteczka sza�as�w, zatrzymuj�c si� przed stoj�cymi przy drodze posterunkami ONZ. Z tylnego siedzenia opancerzonej furgonetki Ryan m�g� obserwowa� widoczne na tle nieba zrujnowane budynki miasta. S�upy dymu pe�za�y po niebie, lecz odg�osy strzelaniny cich�y powoli. Raz zatrzymali si�, by rozprostowa� nogi; doktor Edwards odm�wi� jednak rozmowy z Ryanem. Ch�opiec przypuszcza�, �e lekarz podejrzewa� go o udzia� w spisku, kt�ry spowodowa� z�amanie rozejmu. By� mo�e doktor Edwards przypuszcza�, �e sam pomys� rozejmu by� tylko diabelskim planem, w kt�rym Ryan wykorzysta� swe kontakty w�r�d m�odych �o�nierzy...? Min�li drugi pas szczelnie otaczaj�cych miasto zasiek�w i wkr�tce podjechali do bramy obozu wojskowego, zbudowanego ko�o opuszczonego sanatorium. Rz�dy oliwkowozielonych namiot�w wype�nia�y wielki plac. P�ki maszt�w radiowych i telewizyjnych anten satelitarnych wyrasta�y z dachu sanatorium; wszystkie skierowane by�y w stron� Bejrutu. Furgonetka zatrzyma�a si� obok najwi�kszego z namiot�w, wygl�daj�cego na szpital dla rannych partyzant�w. Lecz w zielonym, ch�odnym wn�trzu nie by�o �ladu pacjent�w. Szli nie przez szpitaln� sal�, lecz przez ca�kiem spory arsena�. Na ustawionych w rz�dy sto�ach na krzy�akach le�a�y karabiny zwyk�e i maszynowe, pud�a granat�w i pocisk�w do mo�dzierzy. Sier�ant wojsk ONZ w�drowa� w�r�d g�r broni, zaznaczaj�c poszczeg�lne pozycje na li�cie � jak w�a�ciciel sklepu, kt�ry w�a�nie otrzyma� dostaw�. Za arsena�em znajdowa�o si� du�e pomieszczenie przypominaj�ce studio dziennika telewizyjnego. Zapracowani obserwatorzy ONZ stali pod �cienn� map� Bejrutu, poruszaj�c dziesi�tkami kolorowych gwiazdek i strza�ek. Oznacza�y one bie��ce pozycje wojsk walcz�cych o miasto; na stoj�cych obok mapy monitorach telewizyjnych wida� by�o tocz�ce si� walki. � Mo�ecie odej��, kapralu. Teraz ja si� nim zajm�. � Doktor Edwards wzi�� karabin i pas z r�k stra�nika ONZ i gestem nakaza� Ryanowi wej�� do znajduj�cego si� w ko�cu namiotu gabinetu o �cianach z p��tna. Przez plastykowe okna wida� by�o wyra�nie s�siedni pok�j, w kt�rym dwie kobiety drukowa�y wielki plakat; powi�kszona fotografia zbrodni republikan�w ukazywa�a cia�a pomordowanych kobiet, rozstrzelanych w podziemnym gara�u. Patrz�c na ten okropny obraz Ryan domy�li� si�, dlaczego doktor Edwards ca�y czas unika jego wzroku. � Doktorze, ja naprawd� nie wiedzia�em, �e te bomby wybuchn� dzi� rano. Niech pan mi wierzy... � Wierz� ci, Ryan. Wszystko w porz�dku, spr�buj si� uspokoi�. � Lekarz m�wi� szorstkim tonem, jakby rozmawia� z kapry�nym pacjentem. Od�o�y� karabin na st� i zdj�� kajdanki z r�k Ryana. � Wydosta�e� si� z Bejrutu na dobre. Je�li o ciebie chodzi, rozejm jest trwa�y. � Ale... co z ciotk� i siostr�? � Nic im si� nie b�dzie. Prawd� m�wi�c, w tej chwili przetrzymywane s� na posterunku ONZ przy stadionie. � Dzi�ki Bogu. Nie wiem, co si� sta�o. Wszyscy chcieli rozejmu... � Ryan odwr�ci� wzrok od okropnych plakat�w, przesuwaj�cych si� bez ko�ca przez smuk�e d�onie urz�dniczek ONZ. Za plecami doktora Edwardsa, przypi�te do p��ciennych �cian, wisia�y rz�dy fotografii przedstawiaj�cych m�odych m�czyzn i m�ode kobiety w mundurach polowych, zdj�� zrobionych z ukrycia obok posterunk�w obserwacyjnych ONZ. Na honorowym miejscu wisia�o wielkie zdj�cie samego Ryana. Zebrane razem, portrety te przypomina�y fotografie pacjent�w szpitala dla umys�owo chorych. Dw�ch szeregowc�w przesz�o przez drzwi gabinetu, pchaj�c przed sob� w�zek za�adowany karabinami szturmowymi. � Ta bro�, doktorze? Czy zosta�a skonfiskowana? � Nie... prawd� m�wi�c jest fabrycznie nowa. W drodze na pole bitwy. � A wi�c poza Bejrutem tak�e tocz� si� walki... � sarna my�l o tym wystarczy�a, by Ryan wpad� w rozpacz. � Ca�y �wiat pogr��ony jest w wojnie. � Nie, Ryan. Na �wiecie panuje pok�j. Z wyj�tkiem Bejrutu. I tam w�a�nie ma dotrze� ta bro�. B�dzie przeszmuglowana do miasta w �adunku pomara�czy. � Dlaczego! Doktorze, to szale�stwo! Trafi w r�ce milicji. � I o to w�a�nie chodzi. Chcemy, �eby mieli bro�. Chcemy, �eby walki toczy�y si� nadal. Ryan pr�bowa� protestowa�, lecz doktor Edwards si�� posadzi� go na stoj�cym, za biurkiem krze�le. � Nie denerwuj si�, Ryan. Wszystko ci wyja�ni�. Ale powiedz mi najpierw �czy kiedykolwiek s�ysza�e� o chorobie, kt�ra nazywa si� ospa? � To by�a taka straszliwa zaraza. Ju� nie istnieje. � To prawda... ale nie do ko�ca. Pi��dziesi�t lat temu �wiatowa Organizacja Zdrowia przeprowadzi�a wielk� kampani� maj�c� wyeliminowa� osp� � jedn� z najgorszych chor�b, jakie kiedykolwiek gn�bi�y ludzko��, prawdziwego morderc�, kt�ry odebra� �ycie dziesi�tkom milion�w ludzi. Opracowano globalny program szczepie�, w kt�ry w��czono ka�dego lekarza na �wiecie i wszystkie rz�dy �wiatowe. Wsp�lnym wysi�kiem uda�o si� zmie�� t� zaraz� z powierzchni ziemi. � Bardzo mnie to cieszy, doktorze... gdyby�my tylko mogli zrobi� to samo z wojn�. � C�, tak naprawd� zrobili�my w�a�nie to... ale nie do ko�ca. Je�li chodzi o osp�, ludzie mog� teraz podr�owa� swobodnie po ca�ym �wiecie. Wirus przetrwa� w starych grobach i na cmentarzach, lecz je�li jakim� nieprawdopodobnym przypadkiem choroba gdzie� si� pojawia, s� zapasy szczepionki, chroni�ce ludzi i zapobiegaj�ce epidemii. Doktor Edwards wyj�� magazynek z karabinu Ryana i zwa�y� go w d�oni, okazuj�c niedba�e obycie z broni�, kt�rego Ryan nigdy przedtem u niego nie dostrzeg�. �wiadom zaskoczenia ch�opca, u�miechn�� si� do niego blado, jak nauczyciel, przywi�zany mimo wszystko do swego krn�brnego ucznia. � Pozostawiony w spokoju, wirus ospy ulega nieustannym mutacjom. Musimy mie� pewno��, �e zawsze dysponujemy zapasami warto�ciowej szczepionki. Wi�c WHO bardzo starannie zadba�a, by nigdy nie wyt�pi� ospy ca�kowicie. Umy�lnie pozwoli�a jej szerzy� si� w dalekim zak�tku male�kiego pa�stewka w Trzecim �wiecie � i dzi�ki temu mo�e obserwowa�, jak zmienia si� wirus. Przykre, lecz troch� ludzi umar�o i nadal umiera. Ale to si� op�aca �, dla reszty �wiata. W ten spos�b zawsze b�dziemy gotowi na wypadek nowego wybuchu zarazy. Ryan patrzy� przez plastykow� szyb� na �cienn� map� Bejrutu i monitory telewizyjne, pokazuj�ce dym i tocz�ce si� walki. Hilton zn�w p�on��. � A Bejrut, doktorze. Tu macie na oku innego wirusa? � Masz racj�. Wirusa wojny. Lub, je�li wolisz, ducha walki. Nie jest to wirus fizyczny, lecz psychologiczny, bardziej nawet niebezpieczny ni� ospa. Na �wiecie panuje spok�j, Ryan. Od trzydziestu lat nigdzie nie by�o wojny; nie ma armii, nie ma lotnictwa, wszystkie r�nice zda� za�atwia si� przez negocjacje i kompromis, jak nale�y. Nikt nawet nie �ni o p�j�ciu na wojn� tak, jak ka�dej normalnej matce nie �ni�oby si� nawet, �e mo�e zastrzeli� dzieci, kt�re nabroi�y. Ale musimy broni� si� przed skrajnie nieprawdopodobn� mo�liwo�ci�, �e jaka� dzika mutacja spowoduje pojawienie si� nowego Hitlera lub Poi Pota. � I to wszystko mo�ecie zrobi� tutaj? � zakpi� Ryan. � W Bejrucie? � Tak si� nam zdaje. Musimy obserwowa�, co sk�ania ludzi do walki, co powoduje, �e nienawidz� si� wystarczaj�co, by zabija�. Chcemy wiedzie�, jak mo�emy manipulowa� ich uczuciami, jak mo�emy zniekszta�ca� informacje by uruchomi� instynkt agresji, jak mo�emy gra� na ich wierze, religii i politycznych idea�ach. Musimy nawet wiedzie�, jak mocno ludzie pragn� pokoju. � Wystarczaj�co mocno. Bardzo mocno, doktorze. � W twoim przypadku, tak. Pobi�e� nas, Ryan. I dlatego wyci�gn�li�my ci� stamt�d. � Doktor Edwards m�wi� bez �alu, jakby zazdro�ci� Ryanowi, jego wytrwa�o�ci w marzeniu. � To wielki plus dla ciebie, ale eksperyment musi trwa�, Musimy zrozumie� tego przera�aj�cego wirusa. � A dzisiejszy ranek? Bomby? I atak z zaskoczenia? � My pod�o�yli�my te bomby, chocia� byli�my ostro�ni i nikomu nic si� nie sta�o. My dostarczamy broni, zawsze jej dostarczali�my. My drukujemy materia�y propagandowe, my fa�szujemy zdj�cia, ukazuj�ce okrucie�stwa przeciwnik�w, by rywalizuj�ce ze sob� grupy zdradza�y si� nawzajem i zmienia�y sojusze. Brzmi to jak ponura wersja kom�rek do wynaj�cia i w pewnym sensie ni� jest. � Ale... te wszystkie lata, doktorze... � Ryan my�la� o swych dawnych towarzyszach broni, kt�rzy zgin�li obok niego, na brudnych rumowiskach. Niekt�rzy z nich oddali �ycie, by ratowa� rannych przyjaci�. �... Angle i Moj�esz, Aziz... tam umieraj� setki ludzi! � I setki ludzi ci�gle umieraj� na osp�. A setki milion�w �yj� � w pokoju. To dobry interes, Ryan; nauczyli�my si� wiele od czasu, gdy trzydzie�ci lat temu ONZ odbudowa�a Bejrut. � Zaplanowali to wszystko � Hiltona, stacj� telewizyjn�, MacDonaldy... � Wszystko. Nawet MacDonaldy. Architekci ONZ zaprojektowali Bejrut jako miasto typowe: z Hiltonem, Holiday Inn, stadionem sportowym, ci�gami handlowymi. Sprowadzono tu osieroconych nastolatk�w z ca�ego �wiata, wszystkich ras i narodowo�ci. Na pocz�tku my musieli�my przekr�ci� kluczyk � wszyscy podoficerowie i oficerowie byli �o�nierzami ONZ, walcz�cymi w przebraniu. Ale kiedy silnik raz zaskoczy�, dalej pracowa� ju� sam. � Tylko kilka zdj�� przedstawiaj�cych zbrodnie... � Ryan wsta� i zacz�� nak�ada� pas. Niezale�nie od tego, co my�la� o doktorze Edwardsie, pozostawa�a jeszcze rzeczywisto�� wojny domowej, jedyna logika, jak� zna�. � Doktorze, musz� wraca� do Bejrutu. � Za p�no, Ryan. Je�li pozwolimy ci wr�ci�, narazisz ca�y nasz eksperyment. � I tak nikt mi nie uwierzy, doktorze. Musz� zreszt� znale�� siostr� i ciotk� Ver�. � Luiza nie jest twoj� siostr�. Nie jest twoj� prawdziw� siostr�. A Vera nie jest twoj� prawdziw� ciotk�. Oczywi�cie, one o tym nie wiedz�. My�l�, �e wszyscy jeste�cie jedn� rodzin�. Luiza by�a c�rk� pary francuskich badaczy z Marsylii, jej rodzice zgin�li na Antarktydzie. Vera to podrzutek, wychowywany przez siostry zakonne w Montevideo. �A...? � A ty, Ryan? Twoi rodzice mieszkali w Halifax, w Nowej Szkocji. Mia�e� trzy miesi�ce, kiedy zgin�li w wypadku samochodowym. Niestety, nie jeste�my jeszcze w stanie chroni� ludzi przed niekt�rymi rodzajami �mierci... Doktor Edwards wpatrzy� si� w �cienn� map� Bejrutu, widoczna przez plastykow� szyb�. Sier�ant z oddzia�u ��czno�ci pracowa� w osza�amiaj�cym tempie, przypinaj�c do wielkiej mapy dziesi�tki flag oznaczaj�cych incydenty zbrojne. Ludzie gromadzili si� wok� monitor�w. Jeden z oficer�w pomacha� gwa�townie na doktora Edwardsa, kt�ry wsta� i wyszed� z gabinetu. Kiedy dwaj m�czy�ni po gr��yli si� w rozmowie, Ryan zapatrzy� si� w swe r�ce i ledwie s�ysza� doktora, gdy ten wr�ci�, szukaj�c he�mu i pistoletu. � Zestrzelili samolot obserwacyjny. B�d� musia� ci� opu�ci�, Ryan � walki wyrywaj� si� nam spod kontroli. Rojali�ci odbili stadion i zaj�li posterunek ONZ. � Stadion? � Ryan poderwa� si�, trzymaj�c w r�ku bro�; od czasu, gdy opu�cili miasto jedynie karabin dawa� mu poczucie bezpiecze�stwa. � Tam jest moja siostra! I ciotka! Musz� jecha� T panem, doktorze. � Ryan... wszystko zaczyna si� rozpada�. By� mo�e pod�o�yli�my o jedn� min� za wiele. Niekt�re oddzia�y milicji strzelaj� otwarcie do obserwator�w ONZ. �Doktor Edwards zatrzymaj Ryana przy drzwiach, � Wiem, �e si� o nie martwisz, przecie� zna�e� je przez ca�e �ycie, ale one nie s�... , Ryan odsun�� go na bok. � Doktorze, przecie� to moja �siostra i ciotka! Do stadionu dojechali w trzy godziny p�niej. Gdy konw�j pojazd�w ONZ przedziera� si� przez miasto, Ryan wpatrywa� si� w kolumny dymu, zasnuwaj�ce widoczne na tle nieba, zrujnowane budynki. Ciemny p�aszcz rozci�ga� si� daleko w g��b morza, od do�u pod�wietla�y go p�omienie gwa�townych wybuch�w; to wrogie dru�yny saperskie w�drowa�y po ulicach. Ryan siedzia� za doktorem Edwardsem w drugim z opancerzonych pojazd�w, lecz ich wzajemn� rozmow� zag�usza� huk rakiet i serii z karabin�w maszynowych. Teraz Ryan wiedzia� ju�, �e nie maj� sobie wiele do powiedzenia. My�la� tylko o zak�adnikach w zdobytym posterunku ONZ. �wiadomo��, �e wojna domowa w Bejruciej jest tylko przemy�lanym eksperymentem, znalaz�a sobie miejsce gdzie� poza jego umys�em; w czarnej dziurze uczu�, z kt�rej nie mog�o wydosta� si� �wiat�o... ani sens. W ko�cu zatrzymali si� ko�o posterunku ONZ w porcie wschodniego Bejrutu. Doktor Edwards pobieg� do centrum ��czno�ci, a Ryan odpi�� sw�j b��kitny he�m. W pewnym sensie i on by� winien temu nie kontrolowanemu wybuchowi gwa�tu. Szczury w laboratorium wojny przyciska�y rado�nie znane sobie doskonale guziki � spusty karabin�w i mo�dzierzy � i dostawa�y za to codziennie ziarnko nienawi�ci. Osza�amiaj�cy sen o pokoju, kt�ry �ni� Ryan. zdezorientowa� je jak narkotyk o niesprawdzonym dzia�aniu i otworzy� na gor�czk� najdzikszej w�ciek�o�ci... � Ryan, dobre wie�ci! � Doktor Edwards zab�bni� w szyb�, rozkazuj�c kierowcy ruszy�. � Chrze�cija�scy komandosi odbili stadion! � A moja siostra? Ciotka Vera? � Nie wiem. Miejmy nadziej�. Przynajmniej ONZ zn�w wkroczy�o do akcji. Odrobina szcz�cia i wszystko jeszcze b�dzie dobrze! Nieco p�niej, stoj�c w ponurym magazynie pod betonow� trybun�, Ryan pomy�la� o z�owrogim s�owie, kt�rego u�y� doktor Edwards. Dobrze? �wiat�a lamp b�yskowych z aparat�w fotograficznych o�wietla�y cia�a dwudziestu zak�adnik�w, le��ce pod przeciwleg�� �cian�. Luiza i ciocia Vera spoczywa�y pomi�dzy dwoma obserwatorami ONZ; wszyscy zamordowani przez rojalist�w, nim ci wycofali si� ze stadionu. Schodkowy, betonowy sufit spryskany by� krwi�, jakby niewidzialni widzowie, obserwuj�cy zag�ad� miasta z wygodnych trybun, zacz�li nagle krwawi� w swe �awki. Tak � przysi�g� Ryan � �wiat b�dzie krwawi�... Fotografowie wycofali si�, zostawiaj�c Ryana samotnego z siostr� i ciotk�. Ju� wkr�tce ich portrety rozrzucone zostan� po pokrytych gruzami ulicach, naklejone na �ciany budynk�w. � Ryan, powinni�my wyj��, nim zacznie si� kontratak. � Doktor Edwards wyszed� zza zas�ony s�abego �wiat�a. � Przykro mi z ich powodu; niezale�nie od wszystkiego to przecie� twoja ciotka i siostra. � Tak, moja... � Ale przynajmniej pomog�y co� udowodni�. Chcieli�my si� dowiedzie�, do czego mo�na sprowokowa� ludzi. � Doktor Edwards wskaza� cia�a pe�nym rezygnacji gestem. � Niestety, do wszystkiego. Ryan zdj�� z g�owy b��kitny he�m i po�o�y� go u st�p. Odci�gn�� zamek i wprowadzi� pocisk o stalowej kuli do komory. By�o mu tylko przykro, �e doktor Edwards spocznie obok Luizy i cioci. Na zewn�trz odg�osy walki ucich�y, ale wojna trwa�a. Za kilka miesi�cy on zjednoczy milicje wszystkich ugrupowa� w jedno wojsko. Ryan ju� my�la� o �wiecie poza Bejrutem, o tym znacznie wi�kszym laboratorium czekaj�cym na testy, z jego milionami uleg�ych �winek morskich, nieodpornych na najgro�niejszego ze wszystkich wirus�w �wiata. � Nie "wszystkiego", doktorze � Ryan wymierzy� karabin w g�ow� lekarza. �Wszystko to ca�a ludzko��.