8042

Szczegóły
Tytuł 8042
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8042 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8042 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8042 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Sebastian Miernicki PAN SAMOCHODZIK I...OPERACJA �KR�LEWIEC� OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA WST�P Igie�ki lodu i mrozu wdziera�y si� pomi�dzy kapelusz i jesionk�. M�czyzna sta� na ulicy pruskiego miasta, kt�re tej nocy mieli opanowa� bolszewicy. Jego rodzina poprzedniego dnia odjecha�a poci�giem ewakuacyjnym na Zach�d. Nikt na kolei nie potrafi� powiedzie�, co si� sta�o z tym sk�adem. Mo�e zniszczy�y go rosyjskie samoloty, a mo�e dojecha� do Gda�ska? W ponury styczniowy wiecz�r patrzy� na pomnik przed budynkiem szko�y z czerwonej ceg�y. W bia�ym otoczeniu posta� na postumencie z butn� min� wygl�da�a jak jaki� rycerz z bajki. M�czyzna pami�ta�, jak w latach wielkiej wojny przed rze�b� k�adziono kwiaty. By� zbyt m�ody, �eby i�� na wojn�, ale gdy w 1920 roku organizowano plebiscyt, razem ze starszym bratem nale�a� do boj�wek, kt�re atakowa�y polskich dzia�aczy. M�czyzna powoli brn�� przez �nieg w kierunku wej�cia do budynku, swojego dawnego gimnazjum. Wszed� po pi�ciu marmurowych schodkach i nacisn�� klamk� wielkich drewnianych drzwi. Potem wspi�� si� do kolejnych, tym razem wahad�owych drzwi i znalaz� si� w holu szko�y. Po szerokim i d�ugim korytarzu przechadza� si� stary wo�ny, pan Fischer. Z ogarkiem �wiecy w d�oni chodzi� od obrazu do obrazu i smutno kiwa� g�ow� patrz�c na wizerunki kr�l�w, cesarzy, genera��w. - Dobry wiecz�r, panie Fischer! - dawny gimnazjalista uchyli� kapelusza. Stary wo�ny wytr�cony z zadumy podszed� do przybysza. - Czy�by to m�ody pan Kunstke?! - u�miechn�� si�. - Co pana tu sprowadza w tak niespokojny czas? - Zaraz odje�d�am - odpar� Kunstke. - Przyjecha�em tu specjalnie z Kr�lewca, by dowiedzie� si�, co si� sta�o z moj� rodzin�. Odjechali na Zach�d, a ja za�atwi�em im miejsce w poci�gu jad�cym do Pi�awy. Sp�ni�em si� o jeden dzie�. Wpad�em do starej szko�y po�egna� stare, dobre czasy. Wo�ny u�miechn�� si� gorzko. - Pan ju� te� przesta� wierzy� w opowie�ci o niezdobytej twierdzy Prus Wschodnich? A pami�tam, jak w 1934 roku... - Wtedy by�o inaczej - kr�tko uci�� Kunstke. - Chcia�bym jeszcze raz spojrze� na obraz - wskaza� schody prowadz�ce na g�r�. Obaj m�czy�ni wspi�li si� do auli. Kunstke wyj�� z kieszeni ma�� wojskow� latark� i ��tawym promieniem o�wietli� ogromne malowid�o. - Pan sko�czy� histori� sztuki, to niech mi pan powie, czemu panu tak si� podoba ten obraz? - zapyta� wo�ny. - Bo kryje on tajemnic� - odpowiedzia� zamy�lony Kunstke. Spojrza� na zegarek. Musia� si� �pieszy�. - Ma pan klucze do wszystkich pomieszcze�? - zapyta� wo�nego. Fischer wyci�gn�� z kieszeni kamizelki komplet kluczy. Kunstke wyj�� mu je z d�oni i szybko wybra� jeden. - Chodzi mi o ten - powiedzia� wychodz�c z auli drugim wyj�ciem. Przeszed� przez klas� i znalaz� si� na korytarzu. Po kilkunastu sekundach otwiera� niskie drzwi. Uwa�nie odliczy� kroki i znalaz� w�a�ciwe miejsce. Zamkn�� za sob� drzwi i nie �egnaj�c si� z wo�nym wybieg� na mr�z. Cisz� nocy co chwila przecina� huk rosyjskich armat. Kunstke kryj�c si� w cieniu kamienic przemyka� si� w kierunku dworca. �andarmowi przy wej�ciu pokaza� swoje dokumenty. Policjant tylko zasalutowa� i wskaza� mu drog�. Z dzielnicy za torami dobiega� ponury szum motor�w czo�g�w. Nikt z ludzi na peronach nie wierzy�, �e s� to niemieckie �Panthery�. Kunstke z teczk� pod pach� wszed� do jednego z wagon�w sk�adu na sz�stym torze czwartego peronu. W poci�gu by�o ��cznie oko�o tysi�ca ludzi, w tym dwustu pacjent�w Szpitala Mariackiego. W�r�d pasa�er�w mog�a dziwi� obecno�� m�czyzn w sile wieku, o wysportowanych sylwetkach, kt�rzy udawali, �e nie poznaj� Kunstkego. Interesowa�a ich jedynie zawarto�� kufr�w rozlokowanych tu i �wdzie. Od pierwszej w nocy stacja by�a ostrzeliwana przez Rosjan. Dwie godziny p�niej ludzie ujrzeli pierwszych czerwonoarmist�w, a o si�dmej nad ranem �o�nierze wroga przetrz�sali wagony w poszukiwaniu niemieckich maruder�w. Na dworcu panowa�o takie zamieszanie, �e jednemu z kolejarzy uda�o si� nam�wi� koleg�w, by wys�a� ten eszelon do Gutkowa. Lokomotywa wyko�ei�a si�. Na szcz�cie �nie�na zadymka skutecznie ukry�a zamiary uciekinier�w. Drug� lokomotyw� pancern� znalezion� w parowozowni rozbi� rosyjski czo�g, ale za�oga trzeciej wyci�gn�a sk�ad z miasta w kierunku Czerwonki, sk�d przedziera� si� on na p�noc, na Kr�lewiec. Jak poci�g widmo przebija� si� przez zawieruch� wojenn�. Na jednej ze stacji za Czerwonk� zgin�� Kunstke. Poci�g zosta� zatrzymany przez patrol rosyjskiej kawalerii. Wtedy cywile o wysportowanych sylwetkach wyj�li poukrywane w r�nych miejscach karabiny maszynowe. Kunstke, kt�ry wyjrza� na chwil� z wagonu, nagle pad� w �nieg ca�y czas �ciskaj�c teczk�. Poci�g odjecha� bez niego. Dow�dca uzbrojonej grupy uzna�, �e historyk wykona� swoje zadanie. ROZDZIA� PIERWSZY PRZYJAZD ZNANEGO Z�ODZIEJA DZIE� SZTUKI � SPOTKANIE CASSIDY�EGO I BATURY � WYJAZD DO OLBRZYMA � REWELACJE OLSZTY�SKIEGO DZIENNIKARZA � POJEDYNEK W POCI�GU � LOT DO TURCJI � �LEDZENIE POCZYNA� CASSIDY�EGO � OWCZY SER NA PROMIE � W DRODZE NA TURECK� RIWIER� � POZNANIE IZIMA By� gor�cy ostatni dzie� kwietnia. Wiadomo�� ze Stra�y Granicznej postawi�a pana Tomasza i mnie w stan �gotowo�ci bojowej�. Doniesiono nam, �e polsk� granic� przekroczy� John Cassidy. To nazwisko znajdowa�o si� na specjalnej li�cie Interpolu zawieraj�cej prawdziwe i fa�szywe nazwiska, jakich u�ywali handlarze i z�odzieje dzie� sztuki. Oczekiwali�my, �e Cassidy zainteresuje si� kt�rym� z polskich muze�w czy prywatn� kolekcj�. Ale on tylko spotka� si� z Batur� w jednej z najlepszych restauracji na warszawskiej Star�wce. Dzi�ki dobrym stosunkom z ochron� hotelu dowiedzieli�my si�, �e nast�pnego dnia rano Cassidy pojedzie taks�wk� na lotnisko. W recepcji czeka� na niego bilet lotniczy do Stambu�u. Tylko dzi�ki znajomo�ciom pana Tomasza uda�o mi si� za�atwi� wszystkie formalno�ci zwi�zane z tak nag�ym wyjazdem do Turcji. Po po�udniu przed wyj�ciem z pracy zajrza�em jeszcze do swojej skrzynki poczty elektronicznej. Otrzyma�em informacj� wys�an� z darmowego konta na jednym z polskich portali internetowych. Autorem listu by� Jakub Karski, chocia� podejrzewa�em, �e to fa�szywe nazwisko. Sprawdzi�em programem antywirusowym przesy�k� i odczyta�em tre��. Wiem, �e panowie walcz� ze z�odziejami dzie� sztuki. Ja ich te� nie lubi�. Batura i Cassidy wiedzieli, �e ich �ledzicie. Przypadkiem pods�ucha�em ich rozmow�. Dzi� o osiemnastej na dworcu centralnym w Warszawie, na ko�cu drugiego peronu, dokonaj� wymiany. Zawsze �yczliwy Jakub Karski Zadzwoni�em do szefa i przeczyta�em tre�� donosu. - To prowokacja - orzek� szef. - Chc� ci� wpl�ta� w jak�� afer�, zmyli� trop. - Mo�e jednak p�jd� i sprawdz�? - zapyta�em. - B�d� sta� daleko. Pan Tomasz za�mia� si�. - Mam ci uwierzy�, �e powstrzymasz si� i nie ulegniesz pokusie? Stanowczo zabraniam ci nawet wchodzi� na dworzec. Po�egnali�my si�. Pan Samochodzik zd��y� mi jeszcze udzieli� kilku rad w stylu �ubieraj si� ciep�o i uwa�aj na siebie�. Wyszed�em przed ministerstwo. Obieca�em sobie, �e nie zrobi� �adnego g�upstwa. Pojecha�em do domu i przebra�em si� za typowego �dresa�. Ortalionowa bluza z wielkim napisem �Adidas� na plecach by�a troch� przyciasna, a niegdy� bia�e adidasy zrobi�y si� szare. Jednak trzy paski na bokach nogawek spodni prezentowa�y si� wspaniale. Za�o�y�em do tego ciemne okulary i maszynk� zgoli�em cz�� w�os�w. Zabra�em jeszcze kr�tk� sk�rzan� kurtk� i ruszy�em na dworzec. Zaparkowa�em przed Pa�acem Kultury i Nauki. By�a za kwadrans osiemnasta. Na drugim peronie stali i Batura i Cassidy, tyle �e na przeciwnych ko�cach peronu. Postanowi�em skupi� sw� uwag� na obcokrajowcu i obszed�em antresol� staj�c w pobli�u ruchomych schod�w. Cassidy z walizk� stoj�c� u nogi wygl�da� na typowego zachodniego turyst�. M�czyzna o wysportowanej sylwetce, szarej opaleni�nie znamionuj�cej wcze�niejszy, d�ugi pobyt w Afryce, zwraca� uwag� kobiet. Mia� r�wno przystrzy�one w�siki, lekko kr�c�ce si� czarne w�osy i czarne jak w�giel oczy. Ubra� si� w garnitur w stonowanym, szarym kolorze. Przez megafon zapowiedziano wjazd na drugi peron poci�gu z Warszawy do Gdyni. Cassidy zerkn�� na bilet i przeszed� do sektora, w kt�rym mia� zatrzyma� si� wagon z miejscem, na kt�re mia� rezerwacj�. Zjecha�em na peron i skry�em si� za stoiskiem z gazetami. Z wielkim hukiem wtoczy� si� poci�g. Batura sta� przy wje�dzie do tunelu, kt�ry musia� pokona� sk�ad jad�c na dworzec Warszawa Wschodnia i dalej na p�noc. Cassidy wsiad� na koniec ostatniego wagonu z przedzia�ami pierwszej klasy. Wsiad�em do wagonu przed �Jedynk�� i stan��em przy przej�ciu mi�dzy wagonami. Po chwili sk�ad drgn�� i ruszy�. Przed wjazdem do tunelu wyjrza�em przez okno i ujrza�em, jak Batura biegnie r�wnolegle z poci�giem i podaje Cassidy�emu jak�� paczk�. B�yskawicznie przeszed�em do �jedynki� i wtedy wjechali�my w tunel. O dziwo, nie zapali�y si� �wiat�a. Korzystaj�c ze s�abego �wiat�a latarni umieszczonych w niszach tunelu bieg�em do ko�ca sk�adu, gdzie mia� by� Cassidy. Nagle z otwartych drzwi jednego z przedzia��w wysun�a si� r�ka, a muskularna d�o� zacisn�a si� na mojej szyi. Po kr�tkiej chwili moja g�owa wystawa�a ju� przez otwarte drzwi, a w�osy ociera�y si� o betonowe �ciany tunelu. Powoli traci�em oddech i czu�em, �e zaraz moje szcz�tki b�d� rozci�gni�te na kilkuset metrach torowiska. *** Mia�em nadziej�, �e Pawe� Daniec, m�j m�ody wsp�pracownik, nie zrobi �adnego g�upstwa, poleci do Turcji i zajmie si� normaln� detektywistyczn� robot�. Wyra�nie mu powiedzia�em, �e w Turcji ma �ledzi� Cassidy�ego, ale w razie czego wszelkie akcje maj� przeprowadza� miejscowe organy �cigania. Przyznam, �e bardziej intrygowa�y mnie wie�ci, jakie otrzyma�em od Olbrzyma z Olsztyna. By� dziennikarzem lubi�cym grzeba� w historii Warmii i Mazur i czasami znajdowa� ciekawe rzeczy. Tym razem zapewnia�, �e ma dla mnie dwie �bomby� i zaprasza� do siebie. Postanowi�em po pracy zabra� Rosynanta i pojecha� do Olsztyna. Podr� na Warmi� min�a mi szybko i w porze p�nej kolacji zajecha�em na podw�rze domostwa Olbrzyma. Mieszka� na cyplu, kt�ry zamieni� si� w wysp� po�o�on� w zatoczce jednego z podolszty�skich jezior. Dziennikarz w�a�nie r�ba� drewno napinaj�c w�t�e mi�nie zm�czone d�ugim siedzeniem przed ekranem komputera w redakcji. Na m�j widok otar� d�onie o spodnie wojskowych drelich�w i po�� koszulki wyci�gni�tej na wierzch otar� pot z czo�a. Poprawi� okulary i u�miechn�� si� szeroko. By� wysoki jak ameryka�ski koszykarz, ale mia� te� pocz�tki �brzuszka�. Lubi� chodzi� w wojskowych uniformach, ale jego u�miech i oczy jak u spaniela przeczy�y temu, jakoby kiedykolwiek wobec kogokolwiek mia� wojownicze zamiary. By�a to posta� pe�na przeciwno�ci. - Prosz� - szerokiem gestem zaprosi� mnie do wej�cia do chaty z czerwonej ceg�y, dawnej le�nicz�wki. Zamacha� r�koma d�ugimi jak cepy, by odegna� stada much ko�uj�cych przed firank� zas�aniaj�c� im wrota do raju. - Niech pan usi�dzie na werandzie, a ja wezm� prysznic - powiedzia�. Z lod�wki poda� zimny dzbanek z kompotem i szklank�, a potem znikn�� w �azience. Usiad�em na fotelu zrobionym z ga��zi i wymoszczonym mi�kkimi poduszkami. Popija�em zimny kompot drobnymi �ykami rozkoszuj�c si� pierwszymi porywami ch�odnego wiatru gnaj�cego po tafli jeziora, kt�re k�ad�o si� do snu. - Jest pan g�odny? - Olbrzym stan�� za moimi plecami. - Mo�e najpierw poka� mi te �bomby� - poprosi�em. - Jasne - Olbrzym zatar� r�ce. Weszli�my do salonu i pracowni Olbrzyma w jednym. Gospodarz podszed� do biurka i w��czy� komputer. - Musz� panu co� wyja�ni� - zacz�� opowie��. - Nasz� redakcj� przeniesiono na peryferie miasta. Opr�cz wielu minus�w ma to jeden plus, �e palacze mog� wychodzi� na dw�r i w ciep�e wiosenne dni wystawa� na k�adce nad torami wdychaj�c dym z papieros�w przemieszany ze �wie�ym powietrzem p�yn�cym z trackich ��k... - Trackie ��ki? - przerwa�em zdziwiony. - Track, dawniej wioska pod Olsztynem, teraz dzielnica przemys�owa - szybko wyja�ni� Olbrzym. - Kiedy� sta�em na tym mostku i pode mn� przejecha� poci�g. Nie wytrzyma�em i parskn��em �miechem. - Sam przejazd nie jest wydarzeniem, ale w ostatnim wagonie le�a�a wielka kupa z�omu - wyja�nia� Olbrzym. - Nadal nie rozumiem. - Bo pan nie wie, sk�d i dok�d jecha� ten poci�g! To by� transport kontener�w i cystern z terenu obwodu kaliningradzkiego do jednego z przej�� granicznych na zachodniej granicy Polski. - Sugerujesz przemyt z�omu na zach�d? Olbrzym �artobliwie pogrozi� mi palcem. - Przestanie pan �artowa�, gdy zobaczy, co znalaz�em w tych wagonach. Po�yczy�em od naszych fotoreporter�w aparat cyfrowy. Opr�cz zdj�� o wysokiej rozdzielczo�ci mo�na dzi�ki niemu nagra� kr�tki, kilkunastosekundowy film. Uda�o mi si� ustali� por� przejazdu poci�g�w z obwodu kaliningradzkiego i wtedy stawa�em nad torem i nagrywa�em, gdy wagon ze z�omem przeje�d�a� pode mn�. - Co tam odkry�e�? Olbrzym bez s�owa zacz�� mi pokazywa� klatki z filmu przedstawiaj�ce mniejsze i wi�ksze fragmenty z�omowiska. Zauwa�y�em, �e na cz�ci uj�� zaznaczy� czerwon� obw�dk� interesuj�ce jego zdaniem znaleziska. W�r�d stosu blach, zniszczonych lod�wek, rur i k� naprawd� trudno by�o wypatrzy� co� ciekawego. - Rozumiem, �e to co oznaczy�e� na czerwono jest fragmentem jakiej� wi�kszej ca�o�ci? - zapyta�em. - Tak - Olbrzym wyj�� z szuflady wydruki klatek filmu, kt�re widzia�em przed chwil� na ekranie, a potem zdj�cia tego, czego by�y elementami. Cicho gwizdn��em z zachwytu. - Nie jestem mi�o�nikiem militari�w, ale to naprawd� ciekawe - przyzna�em. - Co naj�mieszniejsze �adnemu celnikowi nawet nie chce si� tego sprawdza� - opowiada� Olbrzym. - Obowi�zuje standardowa procedura: pies od narkotyk�w, pies od materia��w wybuchowych, rzut oka cz�owieka, piecz�tka i jazda do Niemiec z tym z�omem! - A ta druga �bomba�? - zapyta�em. - Co? To nieciekawe? - oburzy� si� Olbrzym. - To zadanie dla policji - uzna�em. - Nawet z twoj� i Paw�a pomoc� nie sprawdzimy zawarto�ci wszystkich takich wagon�w ze z�omem. Czy mog� zabroni� wywo�enia z Polski ko�a od czo�gu? Olbrzym chyba zrozumia� moje racje, ale podekscytowany swoim odkryciem widz�c moj� postaw� wyszed� na werand�, �eby zapali� papierosa. Wyszed�em za nim. - Nie martw si� - powiedzia�em k�ad�c mu r�k� na ramieniu. - Obiecuj�, �e celnicy zajm� si� tymi transportami. Olbrzym sta� wypuszczaj�c wielkie k��by dymu. - Druga sprawa spodoba si� panu, to w pana stylu - opowiada�. - Kumpel znalaz� teczk� z jakimi� papierami w j�zyku niemieckim. Niewiele si� z nich zachowa�o. Ta teczka mia�a jednak wszyt� w �rodek kiesze� ogniotrwa��, w kt�rej by�a jedna kartka papieru. Kto� po niemiecku napisa� na niej: �Cesarz i Ifigenia w kamieniu �yny�. - I s�dzisz, �e to wskaz�wka do skrytki ze skarbami? - znowu by�em sceptyczny. Olbrzym spojrza� na zegarek. - Za p� godziny przyjedzie Damian - odpar�. - On znalaz� teczk�. Jak panu sam wszystko opowie, to zmieni pan zdanie. Zapad�o niezr�czne milczenie do czasu, gdy w oddali zobaczyli�my pe�zaj�ce po polnej drodze j�zyki reflektor�w samochodu terenowego. *** To by� przedziwny melan� zapach�w sk�ry z r�kawiczek, dobrej wody kolo�skiej, doskona�ych cygar, smr�d dobiegaj�cy z toalety wagonu i ten z tunelu. Czubek mojej g�owy powoli i uparcie zbli�a� si� do betonowych �cian. Ju� dwa razy uda�o mi si� w ostatniej chwili zgi�� do przodu pokonuj�c op�r d�oni przeciwnika, zaciskaj�cych si� na mojej szyi. W ostatniej chwili ratowa�em si� przed uderzeniem o wielkie d�wigary konstrukcji podziemnej. Wierzga�em nogami, charcza�em i powoli traci�em nadziej�, lecz ostatkiem si� walczy�em. Moje r�ce nie mog�y dosi�gn�� twarzy wroga, wi�c wbi�em paznokcie w jego r�kawiczki. Jedn� r�k� ca�y czas trzyma�em si� por�czy przy drzwiach. K�tem oka zauwa�y�em wylot. �Teraz albo nigdy� - pomy�la�em. �Nie odwa�y si� wyrzuci� mnie z wagonu na oczach pasa�er�w stoj�cych na dworcu Warszawa-Powi�le�. Odsiecz nadesz�a z najmniej oczekiwanej strony. Us�ysza�em czyj� krzyk. Nacisk zel�a�. Po chwili krzyk si� powt�rzy�. Tym razem ten sam g�os lamentowa�. D�wign��em si� do �rodka. W korytarzu le�a� zemdlony i j�cz�cy konduktor. Poci�g zacz�� zwalnia�. �Maszynista zauwa�y� sygna�, �e jedne drzwi s� otwarte i wys�a� tam konduktora� - domy�li�em si�. Sk�ad stan�� u wjazdu na wiadukt. Bieg�em wygl�daj�c przez okna na obie strony poci�gu. Ujrza�em jakiego� cz�owieka zbiegaj�cego skarp� w kierunku parku. Nie pozosta�o mi nic innego jak wr�ci� do kolejarza. Po�cig za Cassidy�m, bo zapewne to on by� tym dusicielem, nie mia� sensu. Ocuci�em m�czyzn� i kr�tko powiedzia�em, co si� sta�o. Nie uwierzy� mi. M�j wygl�d nie wzbudza� zaufania. Szarpa� mnie za r�kaw i ci�gn�� do przedzia�u, gdzie siedzia� jego kolega. Przez radiotelefon wezwa� patrol S�u�by Ochrony Kolei. Chc�c nie chc�c musia�em dojecha� jako aresztant na dworzec Warszawa Wschodnia. Tam do p�nej nocy wyja�nia�em policjantom, co si� sta�o. Nikt mi nie wierzy�, bo w hotelu poinformowano, �e Mister Cassidy wyszed� po po�udniu, ale nie mia� �adnej walizki i szybko wr�ci�, podobno z kasyna. Uznano, �e by�em ofiar� porachunk�w �dresiarzy�; poradzono, �ebym zabra� si� do uczciwej pracy i na szcz�cie puszczono do domu. Czeka�a mnie jeszcze nocna przeprawa przez miasto do domu. Samotnemu �dresowi� nie tak �atwo spokojnie maszerowa� po ulicy, a taks�wkarze raczej nie wyra�ali ochoty zabrania mnie. Gdy po ledwie dw�ch godzinach snu wsta�em i spojrza�em rano w lusterko, mog�em na szyi podziwia� wszystkie barwy t�czy. Pozosta�o mi wi�c zabra� do Turcji dwie chusty na szyj�. Nie pierwszy raz lecia�em samolotem, ale i tak czu�em lekki dreszcz niepewno�ci, czy dolecimy na miejsce oraz zafascynowanie pi�knym widokiem za oknem. Cassidy siedzia� wygodnie rozparty w business class, mnie pozosta�o siedzenie w przej�ciu klasy turystycznej i uchylanie si� przed kolejnymi przechodz�cymi obok mnie pasa�erami. W Stambule przywita� nas upa�. Cassidy odjecha� klimatyzowanym busem do hotelu, a ja czeka�em godzin� na przyjazd miejscowego przedstawiciela Interpolu. Podjecha� na parking rozklekotanym VW passatem z �uszcz�cym si� lakierem. - To najlepsze auto wywiadowc�w, przyjacielu! - powiedzia� �aman� angielszczyzn� klepi�c mnie po ramieniu i nie wyjmuj�c papierosa z k�cika ust. - Tu masz adresy - doda� wyjmuj�c z tylnej kieszeni spodni wymi�ty kawa�ek papieru. - A tu m�j telefon - uroczy�cie wr�czy� mi wizyt�wk�, kt�r� wysun�� z kieszeni kwiecistej koszuli z kr�tkimi r�kawami. - Powodzenia, polski przyjacielu! Niech �yje przyja�� polsko-turecka - jeszcze raz mnie poklepa�, gwizdn�� i wskoczy� do taks�wki, kt�ra podjecha�a na zawo�anie. Poprawi�em na ramieniu plecak z podr�cznymi rzeczami i chwyci�em le��cy na ziemi worek. Oba baga�e wrzuci�em na tylne siedzenie passata. W hotelu �Pera Palas�, gdzie zamieszka� Cassidy, dowiedzia�em si� od mi�ego recepcjonisty, �e Mister Cassidy wykupi� na nast�pny dzie� bilet na prom do Izmiru, a tam zarezerwowa� sobie samoch�d w wypo�yczalni na d�u�szy pobyt w Bodrum. Znalaz�em w pobli�u �Pera Palas� male�ki hotelik, taki na dziesi�� pokoi. To co zasta�em w �rodku, jako �ywo przypomina�o mi polskie standardy. Hotelarz w po�atanym podkoszulku prawie bez s�owa zaprowadzi� mnie do mojej kwatery. By�o to pomieszczenie o wymiarach trzy na trzy metry z ma�ym tapczanikiem, ogromn� rozpadaj�c� si� szaf�, stoliczkiem i wielkim telewizorem najnowszej generacji. Gdy tylko zostawi�em plecak i worek, poci�gn�� mnie za r�kaw i zaprowadzi� na d�, do kuchni. Kr�low� tego przybytku rozkoszy podniebienia by�a niska, gruba kobieta z haczykowatym nosem przypominaj�ca czarownice z dzieci�cych czytanek. - Moja �ona dobrze gotowa� - zapewnia� mnie gospodarz. Zza drzwi prowadz�cych do prywatnych pomieszcze� w�a�ciciela pensjonatu wyjrza�a przeurocza twarz o wielkich czarnych oczach. To by�a c�rka czarownicy. Mamusia widz�c, �e nawi�za�em z latoro�l� kontakt wzrokowy, machn�a �cierk� w stron� c�rki, a mnie rzuci�a mordercze spojrzenie. - Nie jestem g�odny - odpowiedzia�em. - B�d� za dwie godziny - zapewni�em widz�c niezadowolon� twarz gospodarza. Mia�em niebywa�e szcz�cie, bo ledwo zbli�y�em si� do hotelu, gdzie mieszka� Cassidy, zobaczy�em, jak wychodzi. Szed� pewnym krokiem, jakby doskonale zna� tras�. Skr�ci� w trzeci� przecznic� w lewo, potem w prawo i stan�� przed drzwiami �a�ni tureckiej. Musia�em odczeka� blisko godzin�, a� wyszed� wyra�nie zrelaksowany i wr�ci� do hotelu. By� ju� p�ny wiecz�r, wi�c i ja uda�em si� do swojego legowiska. Czekaj�c na Cassidy�ego kupi�em sobie kilka przewodnik�w i map Turcji, wi�c mia�em pewno��, �e w Bodrum b�d� o wiele szybciej ni� Cassidy. Jednocze�nie czytaj�c informacje turystyczne pr�bowa�em wypatrzy�, co mog�o interesowa� cudzoziemca w Bodrum. W drzwiach do pensjonatu przywita� mnie elegancko odziany gospodarz. U�miechem zaprosi� do jadalni, gdzie siedzia�o ju� kilku Turk�w wygl�daj�cych na innych go�ci hotelowych. Gospodarz posadzi� mnie przy d�ugim stole obok siebie. Spojrza� w stron� kelnera, kt�ry przyni�s� mi p�ytkie miseczki. - Mezeler - wyja�ni� mi gospodarz. - To przystawki. Tutaj jest humus, czyli mus z grochu w�oskiego, cacik - jogurt przyprawiony koprem i czosnkiem, tarama - kawior, azme ezme - mus pomidorowy na ostro i lakerda - tu�czyk marynowany. Wybra�em cacik i azme ezme. My�la�em, �e j�zyk wyskoczy mi na orbit� oko�oziemsk�. Jako zup� wybra�em t� z czerwonej soczewicy, nazywaj�c� si� mercimek co� tam. Jako danie g��wne zjad�em doskonale znany nam kebab, a na deser by�a baklava, czyli cieniute�kie ciasto francuskie nadziewane orzechami, maczane w s�odkim syropie. Na koniec gospodarz zaproponowa� mi kaw�. Zostali�my ju� sami w jadalni. Wed�ug miejscowego czasu by�a dwudziesta druga. - Co, przyjacielu, chcesz zobaczy� w Turcji? - zapyta� mnie hotelarz popijaj�c kaw� z ma�ej fili�anki. - Jad� do Bodrum - odpowiedzia�em. - Doskona�y wyb�r - z uznaniem pokiwa� g�ow�. - Ale pan nie jest turyst�. - Czemu? - uda�em zdziwienie. - Ma pan samoch�d na policyjnych numerach rejestracyjnych, a w pokoju obok pana zamieszka� wywiadowca tureckiej policji, chyba z wydzia�u do walki z narkotykami. Zamilk�em zafrasowany. - Wy, szpiedzy, jeste�cie tacy dziwni - powiedzia�. - No, id� pan - lekko pchn�� mnie ku wyj�ciu. Podzi�kowa�em za pocz�stunek i wszed�em na drugie pi�tro do swojej kwatery na ko�cu korytarza. Rzeczywi�cie w pokoju obok s�ysza�em odg�osy dobywaj�ce si� z telewizora. W��czy�em najnowszy model Sony i ze zdziwieniem naciska�em przyciski pilota. By�y tylko dwa kana�y tureckiej telewizji i na obu pokazywano zapasy. Zrezygnowany wzi��em prysznic. Potem podkr�ci�em g�os w telewizorze i zabra�em baga�e. Cicho zszed�em do kuchni. Stamt�d tylnymi drzwiami wyszed�em na parking. W oknie pokoju obok widzia�em bladoniebieski odblask telewizora. Otworzy�em drzwiczki passata, wrzuci�em do �rodka baga�e i wsiad�em. Na szcz�cie samoch�d mia�em zaparkowany na g�rce, na ko�cu placyku, wi�c mog�em wyjecha� za otwart� przez us�u�nego Turka bram� nie uruchamiaj�c silnika, na luzie. Ba�em si�, �e turecki policjant m�g�by wyjrze� przez okno na d�wi�k ruszaj�cego pojazdu. Dopiero na ulicy przekr�ci�em kluczyk w stacyjce. Przejecha�em dwie przecznice i zaparkowa�em przy kraw�niku z dala od �wiat�a latarni. Z plecaka wyj��em past� do z�b�w i podszed�em do tablicy rejestracyjnej. By�a bia�a z czarnymi literami i cyframi. Z tureckimi literami nic nie mog�em poradzi�, ale ogranym z film�w obyczajem mog�em zmieni� cyfry. Postanowi�em przemieni� pierwsz� tr�jk� na �semk�, a dwie ostatnie �semki na tr�jki. Gdy dotkn��em wypuk�ych cyferek, okaza�o si�, �e ju� kto� przerabia� czarn� farb� numery. Paznokciem zdrapa�em podrobione fragmenty i pow�cha�em. Jaki� �pomys�owy Dobromir� u�y� pasty do but�w. Nie pozosta�o mi nic innego jak zamoczy� chusteczk� w p�ynie do spryskiwacza i zmy� past�. Sprawdzi�em dow�d rejestracyjny ukryty w skrytce. Okaza�o si�, �e mam trzy komplety dokument�w: na �wypastowane� tablice, czyste i jeszcze trzecie wystawione w Izmirze. Skoro by�y dokumenty, to musia�y by� r�wnie� inne tablice. Sprawdzi�em pod siedzeniami, w baga�niku. Nie by�o ich. Opar�em si� o mask� i zamy�li�em. Ju� chcia�em zadzwoni� pod numer telefonu z wizyt�wki tureckiego przedstawiciela Interpolu, gdy nagle sp�yn�o na mnie natchnienie. Pochyli�em si� i palcami sprawdzi�em drug� stron� blachy. Tak, by�y tam inne numery. Ze skrzynki z narz�dziami wyj��em �rubokr�t i dokona�em zamiany. Teraz pozosta�o rzuci� okiem na map�. Wiedzia�em, �e mecz zapa�niczy nie b�dzie trwa� wiecznie i maj�cy pilnowa� mnie policjant postanowi sprawdzi�, czy gdzie� nie wyjecha�em, z pewno�ci� zaalarmuje kogo trzeba. Musia�em w jak najkr�tszym czasie uciec jak najdalej, ale na tyle blisko, �eby pilnowa� Casssidy�ego. Sprawdzi�em rozk�ad prom�w w przewodniku po Stambule. Za nieca�� godzin� odp�ywa� ostatni do Bandirmy. Staraj�c si� za bardzo nie �ama� przepis�w ruchu drogowego gna�em na przysta� promow� znaj duj�c� si� w okolicach lotniska. Op�aci�em bilet, poszed�em do kabiny, �eby zdrzemn�� si� na kilka godzin. Nie pami�tam podr�y i cz�stych wypraw mojego wsp�pasa�era, Greka obwieszonego z�otem, do toalety, gdzie choroba morska zmusza�a go do wydawania odg�os�w, jakby chcia� przestraszy� tygrysy. Obudzi�em si� na p� godziny przed wp�yni�ciem promu do portu. Zd��y�em jeszcze szybko zje�� �niadanie, kt�re rozczarowa�o m�j polski spragniony kalorii �o��dek: herbata, mi�d, marmolada, chleb, ser owczy, pomidory i oliwki. Mimo to pr�bowa�em sobie zrobi� drugie �niadanie. Kelner widzia� moje wyczyny przy stole, gdzie wszyscy raczej mieli sm�tne miny, a para angielskich turyst�w m�wi�a co� o nocnym sztormie. Najpierw kelner zawiadomi� szefa sali, a ten zawo�a� kucharza. Przygl�da�em si� im zajadaj�c nie wiem kt�r� pajd� chleba z serem i miodem, popijaj�c to trzeci� fili�ank� herbaty. Wtem podszed� do mnie kelner ze szczelnie zamkni�tym woreczkiem. - To od szefa kuchni - wyja�ni� u�miechaj�c si�. Zrobi�em zdziwion� min�. Kelner nachyli� si� do mego ucha i kalecz�c angielski wyja�nia�. - Szef kuchni jest zadziwiony pana apetytem. Ser pochodzi z farmy jego brata i po takiej nocy jak ta, kt�r� prze�yli�my, ma�o kto je. Pan robi reklam� firmie brata naszego szefa kuchni. U�miechn��em si�, sk�oni�em g�ow� w kierunku kucharza i zabra�em woreczek do samochodu. Po przycumowaniu wyjecha�em jako jeden z pierwszych do Bandirmy. Normalnie rejs promu trwa cztery i p� godziny, lecz z powodu sztormu na morzu Marmara podr� przed�u�y�a si� o dwie godziny. Spojrza�em na zegarek. Statek Cassidy�ego dopiero za trzy godziny wyp�ywa� ze Stambu�u. Mia�em dwadzie�cia dwie godziny przewagi nad moim ptaszkiem. W tym czasie musia�em zd��y� do Izmiru, gdzie przyp�ywa� statek. Postanowi�em pojecha� z przystani promowej do miasta. Tam zatrzyma�em si� przy targu i kupi�em �wie�e owoce. Potem z jednego z hoteli zadzwoni�em do �Pera Palas�. - Dzie� dobry! Nazywam si� Mario Fabrini, jestem znajomym pana Cassidy�ego - zacz��em. - Czekamy na niego w Bodrum i chcia�em si� upewni�, czy przyp�ynie tu statkiem? - S�dz�, �e tak - odpar� recepcjonista. - Dzi� rano pan Cassidy zam�wi� taks�wk� do portu. Uzyskanie informacji o Cassidy�m w biurze zajmuj�cym si� sprzeda�� bilet�w na statki zaj�o troch� wi�cej czasu, ale mia�em pewno��, �e Cassidy p�ynie statkiem. Wskoczy�em do samochodu, otworzy�em szyby, �eby upa� nie by� tak dokuczliwy i po zatankowaniu ruszy�em na po�udnie. Mog�em co prawda jecha� wzd�u� brzeg�w morza i po drodze zobaczy� chocia�by resztki legendarnej Troi, ale wola�em by� na miejscu szybciej. W radiu s�ysza�em albo audycje przypominaj�ce transmisje z meczet�w, albo jednostajne pie�ni ludowe. Wszystko wok� przypomina�o krajobraz jak na Marsie, wypalone s�o�cem wzg�rza, rzadkie skrawki zieleni. Nagle na jednym z zakr�t�w min��em stoj�cy za krzakiem radiow�z, a w�a�ciwie terenowy landrover tureckiej policji. We wstecznym lusterku widzia�em, �e dwaj policjanci wsiedli do auta i ruszyli moim �ladem. Odrobin� zwolni�em, a oni wyprzedzili mnie. Str� prawa siedz�cy obok kierowcy wystawi� przez okno pa�k� w czerwono- bia�e pasy nakazuj�c mi zjecha� na pobocze. Praw� r�k� sprawdzi�em, czy w kieszeni koszuli mam dokumenty odpowiadaj�ce moim aktualnym numerom rejestracyjnym. Grzecznie stan��em na kraw�dzi szosy i trzyma�em d�onie na kierownicy. Obaj wysiedli. Byli uzbrojeni w ameryka�skie M-16. Jeden z nich stan�� na wysoko�ci przedniego prawego ko�a, a drugi, starszy rang� podszed� do mnie. Zasalutowa�. - Gunaydin - przywita� si� po turecku. - Dokumenty wozu i paszport poprosz� - doda� po angielsku. By� m�ody, ubrany w mundur koloru khaki. Zza okular�w przeciws�onecznych nie mog�em dojrze� jego oczu. - Liitfen - odpar�em podaj�c dokumenty. - Mersi - rzuci� i poszed� do radiowozu. Usiad� i oko�o minuty rozmawia� z kim� przez radio. Wr�ci� i przegl�daj�c paszport wypytywa� mnie. - Pan jest z Polski? - Euet - przytakn��em po turecku. - Turysta? - Euet. Policjant u�miechn�� si�. - Mo�e pan odpowiada� po angielsku. D�ugo pan u nas zostanie? - My�l�, �e jeszcze tydzie�. - Dok�d pan jedzie? - Do Bodrum. - A co pan tam wiezie? - wymownie spojrza� na torby z zakupami na tylnym siedzeniu. Rzeczywi�cie, od czasu gdy stan��em i do �rodka samochodu tylko z rzadka dociera�y powiewy wiatru, moje nozdrza odbiera�y dziwny zapach. - Lubi� turecki ser - przyzna�em si� z u�miechem. - Dobrze. �ycz� mi�ej podr�y. Allahaismarladik - policjant z u�miechem po�egna� si� i zasalutowa�. Czu�em, �e by�em ju� poszukiwany i policjant z patrolu poda� informacje o mnie do centrali. Pozosta�o mi tylko czym pr�dzej dotrze� do Bodrum i znale�� tam bezpieczne, nie rzucaj�ce si� w oczy lokum. Przed Balikesir min��em drogowskazy. Zatrzyma�em si� za nimi i wyj��em map�. Szybko policzy�em, �e tylko trzymaj�c si� g��wnych dr�g do Bodrum mog� dojecha� czterema szosami. Postanowi�em, �e decyzj� podejm� w mie�cie, ale je�li pragn� zgubi� �ledz�cych mnie policjant�w, to musz� zmieni� tras�. Tak jak przewidywa�em, na rogatkach Balikesir czeka� na poboczu niczym nie wyr�niaj�cy si� samoch�d osobowy. Moj� uwag� zwr�ci�a jednak specyficzna antena wprost stworzona do policyjnej radiostacji i dw�ch m�czyzn ko�cz�cych spo�ywanie kebabu, gdy tylko przejecha�em obok nich. Uwa�nie przygl�da�em si� innym u�ytkownikom dr�g. W�r�d ci�ar�wek, autobus�w turystycznych i klimatyzowanych aut lepszych marek nic nie zwr�ci�o mojej szczeg�lnej uwagi. Bawi�c si� pokr�t�ami w samochodowym radioodbiorniku wszed�em na kana� CB. Us�ysza�em niemieckiego kierowc� TIR-a powiadamiaj�cego koleg�w o policyjnej blokadzie przed skrzy�owaniem ko�o miasta Osmaslar. To w�a�nie tam by�o rozwidlenie dr�g, gdzie chcia�em zgubi� kolejn� pogo�. Nie pozosta�o mi nic innego jak w najbli�szej wiosce skr�ci� na po�udnie. M�j VW podskoczy� przy zje�dzie z asfaltu na piaszczyst� drog�. Na ko�cu wsi zatrzyma�em si� przed cha�up� z gliny, obok kt�rej sta�a wychudzona koza zajadaj�ca kolorowy magazyn dla m�odzie�y w j�zyku angielskim. Z czelu�ci drzwi chatynki wy�oni� si� przygarbiony staruszek o ogorza�ej i pomarszczonej twarzy ubrany w star� marynark� i spodnie o szerokich nogawkach. Spojrza� na mnie pytaj�co. Uk�oni�em si�. - G�naydin - powiedzia�em. Staruszek co� zamrucza�. - L�tfen bana yardim eder misiniz? - przypomnia�em sobie z rozm�wek pro�b� o pomoc. M�czyzna skin�� g�ow�. -Affedersiniz, Bergama nerede? - dalej kaleczy�em j�zyk pytaj�c o drog� do Bergama. Turek spojrza� na mnie, jakbym by� szalony. - Soi - rzuci� machn�wszy r�k�. Spojrza�em w prawo na drog� przypominaj�c� tras� rajdu Pary� - Dakar. - Ne kadar uzaklikta? - interesowa�em si�, jak daleko mam do celu. W tym momencie z domu wyszed� szczup�y m�odzieniec ze starannie ostrzy�on� fryzur�, lekko poci�gni�t� brylantyn�, ubrany w wyblak�e, przykurzone d�insy i bia�y podkoszulek. - Niech ju� pan tak si� nie m�czy - powiedzia� po niemiecku. - Sk�d pan wie, �e jestem Niemcem? - zdziwi�em si�. - Normalnie tury�ci je�d�� BMW lub mercedesem - rzek� u�miechaj�c si�. - Zreszt� umiem tylko po niemiecku i turecku, wi�c ma pan szcz�cie. Dziadek dobrze panu wyja�ni� drog�, tylko czemu zjecha� pan z g��wnej drogi? - Chcia�em zobaczy� odrobin� waszego pi�knego kraju, szukam dzikich teren�w - t�umaczy�em si�. - Aha - m�odzian u�miechn�� si� i poci�gn�� dziadka za sob�. - Eyvallah! - rzuci�. - Eyvallah - odpowiedzia�em, lecz mniej rado�nie spodziewaj�c si� problem�w. �Nie ma r�y bez kolc�w� - pomy�la�em. Tych kolc�w przez najbli�sze dwie godziny spotka�em ca�� mas� na piaszczystej drodze: co chwila pojawia�y si� znik�d kamienie wielkie jak ko�a samochodu z ostrymi kraw�dziami. Na odcinkach pod g�rk� musia�em jecha� slalomem tak wolno, �e w��czy� si� wska�nik kontroluj�cy temperatur� w ch�odnicy. Poszuka�em jakiego� zacienionego miejsca i tam zatrzyma�em si� na odpoczynek. U�o�y�em si� pod ska�� i si�gn��em po zakupy z targowiska i prezent od szefa kuchni na promie. Dobrze, �e ser by� podw�dzany, to w upale nie rozp�yn�� si�. Przypomina� smakiem nieco nasze oscypki, ale by� s�odszy. Gdy rozkoszowa�em si� specja�ami, us�ysza�em straszliwy warkot silnika. Za zakr�tu wyskoczy� wielki tuman kurzu, kt�ry gwa�townie zahamowa� przede mn�. Nim zd��y�em wsta�, z chmury piachu wysz�o trzech pot�nie zbudowanych Turk�w, ponurych, ubranych w paramilitarne stroje. Stan�li nade mn� szerokim �ukiem i przygl�dali mi si�. - Adiniz nedir? - zapyta� stoj�cy w �rodku. - Ismim Pawe� Daniec - przedstawi�em si�. - Z Polski - doda�em po angielsku. - Turysta? - zdziwi� si� herszt. - Tak. - Co tutaj robisz? - Odpoczywam. Chmura piachu opad�a ukazuj�c mym oczom ci�ar�wk� dodge�a z ogromn� skrzyni� przypominaj�c� kontener na pace. Jeden z Turk�w podszed� do mojego VW i zajrza� pod otwart� klap� silnika. Zawo�a� co� do szefa. - Zagrza� pan silnik - oznajmi� herszt. - Tak. - Czemu pan t�dy jecha�? - Jad� na skr�t do Bergama. Przyw�dca przet�umaczy� moje s�owa kolegom, na co oni roze�mieli si�. - To ciebie szuka policja z Osmaslar - stwierdzi� celuj�c we mnie palcem. - Nie ma powodu, �eby mnie szuka�. Zapraszam na posi�ek. Mam pyszny ser owczy. Chwil� wahali si�, wreszcie dw�ch usiad�o, a jeden pobieg� do ci�ar�wki po prymus i czajnik. Ja ich cz�stowa�em, a oni przygotowali herbat�. Z tego co zrozumia�em, byli handlarzami dywan�w. Nawet jeden mieli ze sob� i mogli mi go sprzeda�. Grzecznie odm�wi�em nie wdaj�c si� w targowanie. Ich szef zamilk�, gdy spr�bowa� sera. - Sk�d to masz? - zapyta�. Opowiedzia�em mu o hojnym kucharzu z promu. - To ser z farmy mojego brata - orzek� handlarz. - Mam na imi� Izim - powiedzia� podaj�c mi r�k�. - Ma�o kto potrafi doceni� smak dobrego sera. Sko�czyli�my posi�ek, wypi�em kubek czarnej, mocnej herbaty, wspania�ej na taki upa�. - Pakuj si�! - rozkaza� Izim. - Zawieziemy ci� do Izmiru. - Fajnie, to po drodze do Bodrum, ale nie mog� zostawi� tu samochodu - odpar�em. Izim tylko machn�� lekcewa��co r�k�. Jeden z jego podw�adnych wsiad� do volkswagena, a drugi wystawi� z paki dwa metalowe podjazdy, w sam raz na szeroko�� k� auta. W �rodku policyjny w�z zosta� umocowany i zablokowany klinami i linami. Wsiad�em do szoferki. Izim prowadzi� jak rajdowiec, a ja nawet nie mog�em si� ruszy� �ci�ni�ty pomi�dzy barczystymi Turkami. Po chwili z magnetofonu us�ysza�em skoczne d�wi�ki tureckich piosenek i jedyne co mi zosta�o, to obserwowa� nieskoordynowane ruchy fr�dzelk�w, kt�rymi obwieszone by�y okna szoferki. - Izim! Gdzie jest farma produkuj�ca tak znany ser? - przekrzykiwa�em ryk silnika i zgrzyt zmienianych bieg�w. - Posmakowa� ci?! Chcesz zabra� wi�cej do Polski? Moj� odpowied� zag�uszy� �omot towarzysz�cy naszemu wjazdowi na asfaltow� szos�. Po czterech godzinach dojechali�my do Izmiru. Zm�czony przysn��em i obudzi�em si� dopiero w magazynie firmy Izima. VW sta� ju� przed bram�. - W drog�, bracie z Polski! - zawo�a� Izim klepi�c mnie w rami�. - Tesekk�r ederim - podzi�kowa�em za pomoc. Czym pr�dzej wsiad�em do auta modl�c si�, �eby Izmir nie pragn�� zatrzyma� mnie na d�u�ej. Wyjecha�em z miasta i mkn��em autostrad� na po�udnie. P�nym wieczorem dojecha�em do Bodrum. Zatrzyma�em si� na stacji benzynowej, �eby zatankowa�. - Bana bir panisiyon tavsiye edebilir misinz, l�tfen? - zapyta�em pracownika stacji. Ten ucieszy� si� na moje pytanie. - M�j kuzyn prowadzi pensjonat przy ulicy Ataturka - odpowiedzia� po angielsku. - To dobry pensjonat, b�dzie pan mia� blisko do portu i na zamek. - Dobrze, dzi�kuj� - powiedzia�em, nie b�d�c pewnym pochwa� naganiacza. - Tylko prosz� powiedzie�, �e to ja pana przys�a�em! - doda� na po�egnanie pracownik. Pojecha�em pod wskazany adres. Pensjonat przypomina� nieco obiekt, w kt�rym nocowa�em w Istambule, lecz by�o tam bardzo czysto i meble wygl�da�y jak nowe. Oczywi�cie dla klienta przys�anego przez Turka ze stacji benzynowej znalaz� si� pokoik. Do rana mog�em odpocz��, dopiero o si�dmej nale�a�o spodziewa� si� promu z Cassidy'm na pok�adzie. Wieczorem si�gn��em po przewodniki i mapy regionu. Interesowa�o mnie, co sprowadza cz�owieka, kt�rego �ledzi�em, w ten zak�tek �wiata. Od razu zainteresowa�o mnie jedno miejsce. Moje obawy potwierdzi�y si�, gdy jad�em �niadanie w restauracji z widokiem na zatok� i port. Wielki prom majestatycznie p�yn��, a ja obserwowa�em manewry statku. Przeczucie nie myli�o mnie. Cassidy sta� na najwy�szym, s�onecznym pok�adzie i przez lornetk� patrzy� na wsch�d. Nie musia�em sprawdza�, co przyku�o jego uwag�. Prawie ca�e �niadanie sp�dzi�em ogl�daj�c wspania�e mury i wie�e zamku �wi�tego Piotra. ROZDZIA� DRUGI PRZYJAZD DAMIANA � NA KOGO POLUJE OLBRZYM? � IFIGENIA I CESARZ W OLSZTYNIE � CO TO JEST TAURYDA? � WIZYTA U POLICJANT�W W BODRUM � TAJEMNICZE MALOWID�O NA ZAMKU JOANNIT�W � KAPITAN �LADY MAKBETH� Na podw�rze domu Olbrzyma wjecha� ��ty samoch�d terenowy, mitsubishi pajero. Z wielkiego wozu wysiad� niski, korpulentny blondyn w okularach i na m�j widok od razu u�miechn�� si�. - Witam Pana Samochodzika! - zawo�a�. - Nie wierzy�em Olbrzymowi, �e b�d� m�g� pana pozna�. - Mam na imi� Tomasz i tak naprawd� nie lubi� swojego przezwiska - m�wi�em za�enowany zachowaniem obcego mi cz�owieka, kt�ry uwa�a� spotkanie ze mn� za co� bardzo wa�nego. - Wchod�cie - Olbrzym zaprosi� nas gestem do domu, lecz zamar� w p� kroku. Ws�ucha� si� w odg�osy zasypiaj�cego lasu i ��ki nad jeziorem. - Teraz go dorw�! - krzykn�� z furi� w g�osie. Obaj z Damianem zdziwieni patrzyli�my na zachowanie gospodarza, a ten wskoczy� do swojego dodge�a i z rykiem silnika ruszy� na mostek. W ostatniej chwili skryli�my si� za pojazdem Damiana. - Niech pan wsiada! - zaproponowa� Damian. - Musz� to zobaczy�! - M�j jest lepszy - wskaza�em Rosynanta. Damian wzruszy� ramionami, ale pos�usznie wskoczy� na siedzenie mojego samochodu. Po chwili gnali�my ju� przez tuman kurzu zostawiony przez maszyn� Olbrzyma. Zahamowa�em i ustawi�em Rosynanta w poprzek drogi trzydzie�ci metr�w za Olbrzymem, a ten przygotowa� zasadzk�. Ustawi� swoj� p�ci�ar�wk� na drodze w kierunku lasu. W r�ku trzyma� zwyk�� wiatr�wk�, a druga d�o� spoczywa�a na w��czniku reflektor�w. Ju� s�ysza�em, na co si� czai�. D�ugi snop �wiat�a jakiego� sportowego auta ci�� mrok na ��ce. Silnik tamtej machiny grzmia� na najwy�szych obrotach. Olbrzym w��czy� �wiat�o i przy�o�y� twarz do kolby �rut�wki celuj�c w p�dz�c� na nas machin�. Tamten musia� by� doskona�ym kierowc�. Olbrzym zastawi� zasadzk� na skrzy�owaniu dw�ch polnych dr�g. Mi�dzy zderzakiem jego dodge�a a drewnianym p�otkiem by�y nieca�e trzy metry szeroko�ci. Nawet w dzie� ci�ko by�oby si� zmie�ci� szerokim, niskim samochodem w takiej szparze przy takiej szybko�ci, a co dopiero w nocy. Tajemniczy rajdowiec jednak przemkn�� obok nas, objecha� dodge�a i widz�c stoj�cego za nim Rosynanta zawr�ci� na hamulcu r�cznym. Olbrzym mia� jak�� star�, jeszcze radzieckiej produkcji wiatr�wk� z magazynkiem b�benkowym. Teraz pr�bowa� j� prze�adowa� wykrzykuj�c co�. Rajdowiec doda� tylko gazu i pomkn�� woln� drog�. Olbrzym ju� tylko dla wy�adowania z�o�ci strzeli� w mrok. - Mo�esz mi to wyja�ni�? - poprosi�em dziennikarza. Obok mnie sta� Damian z zafrasowan� min� przygl�daj�cy si� ca�emu zdarzeniu. - Ten... - Olbrzym a� zach�ysn�� si� ze z�o�ci. Rzuci� karabinek do szoferki. - Jedziemy! Zawr�cili�my do zagrody Olbrzyma. Po kwadransie siedzieli�my w salonie, w kominku trzaska�o pal�ce si� drewno, a za oknami �wierszcze i �aby wygrywa�y swe symfonie. - Tutaj obok mnie b�dzie przebiega�a trasa �Rajdu �yny� - wyja�nia� Olbrzym. - Jak si� dowiadywa�em u organizatora, zawodnicy nie maj� prawa robi� pr�b na trasie rajdu, poza wyznaczonym terminem, a tu od kilku dni o r�nych porach dnia i nocy jaki� �wir p�dzi mi po polu strasz�c ptactwo na jeziorze. - Mo�na to nasz Krysek tak �wiczy? - zasugerowa� Damian. Mia� na my�li znanego olszty�skiego kierowc� rajdowego, kt�ry zdoby� tytu� rajdowego mistrza Europy i mistrza Polski. Jak pami�ta�em z gazet, w�a�nie przesiad� si� do nowego samochodu i mo�na by�o by� pewnym, �e na swoim terenie b�dzie chcia� pokaza� si� z jak najlepszej strony. - Nie - Olbrzym machn�� r�k�. - Ma zbyt wiele do stracenia, �eby robi� takie numery. Poprosi�em koleg� z dzia�u sportowego, kt�ry jest przyjacielem Kryska, �eby dyskretnie si� wypyta�. - I co? - dopytywa� si� Damian. - Katuje now� bryk�, ale zupe�nie gdzie indziej - odpar� Olbrzym. - Przejd�my do rzeczy. Opowiedz, jak znalaz�e� teczk� - poprosi� Damiana. - Panie Tomaszu, chodz� z wykrywaczem metali po naszych polach i lasach - Damian zacz�� opowie��. - Wiem, co pan chce powiedzie�: o rabusiach d�br kultury... - Ale� sk�d - �achn��em si�. - Teraz wesz�y w �ycie nowe przepisy, kt�re przy odrobinie dobrej woli poszukiwaczy i urz�dnik�w mog� unormowa� sytuacj�. - Mo�e - pow�tpiewa� Damian. - Z daleka omijam stanowiska archeologiczne, a to co wyci�gam, to g��wnie pordzewia�e militaria, kt�rych i tak by nie chcia�y �adne muzea. Je�d��c po terenie dosta�em od miejscowych cynk, �e na jednej ze stacji w styczniu 1945 roku Rosjanie zniszczyli niemiecki sk�ad z broni� i amunicj�. Pojecha�em tam i znalaz�em teczk�. - Macie pomys�, co mo�e oznacza� ten tekst o cesarzu i Ifigenii? - zapyta�em. - Nie mamy bladego poj�cia - odpowiedzieli zgodnie. - Po to pana tu zaprosi�em - doda� Olbrzym. - Co, krucho z tematami do gazety? - za�artowa� Damian. - Ale to wy powinni�cie mi powiedzie�, gdzie w waszym mie�cie trzeba szuka� cesarza i Ifigenii - podpowiada�em. - Wiedzia�em! -wykrzykn�� Damian z rado�ci klepi�c si� w kolana. - Pan ju� co� wie. - Nie wiem, o co chodzi z cesarzem, ale Ifigenia jest pewn� podpowiedzi�. - To oryginalne imi� - oceni� Damian. - To jaka� �wi�ta? - podpytywa� Olbrzym. - Mitologia grecka - wycelowa�em palcem w ksi�gozbi�r w salonie. Dziennikarz poderwa� si� z miejsca i d�ugo szuka� odpowiedniej ksi��ki. - Mam tu tylko pierwsz� i drug� wojn� �wiatow� - mamrota�. - �eby u nas w mie�cie jakie� w�tki antyczne? - gada� sam do siebie. W ko�cu znalaz� jak�� encyklopedi� dotycz�c� antyku i na chwil� poch�on�a go lektura. - Ifigenia, c�rka Agamemnona i Klitajmestry, siostra Elektry i Orestesa - czyta� powoli. - Z�o�ona przez ojca w ofierze w Aulidzie, by uzyska� pomy�lne wiatry dla floty greckiej w wojnie troja�skiej. Uratowana przez Artemid�, kt�ra w ostatniej chwili w miejsce dziewczyny podstawi�a �ani�. Artemida przenios�a Ifigeni� na Tauryd�, gdzie zosta�a kap�ank� w jej �wi�tyni. - Dodajmy jeszcze do tego dramat Goethego �Ifigenia na Taurydzie� i, je�li dobrze pami�tam, oper� - uzupe�ni�em. - Przepraszam, mo�e g�upio zapytam, a co to jest Tauryda? - odezwa� si� Damian. Olbrzym zaj�� si� poprawianiem drewna w kominku staraj�c si� zapewne w ten spos�b zamaskowa� swoj� niewiedz�. - To dawna nazwa Krymu - wyja�ni�em. - To gdzie Krym, a gdzie Olsztyn i jaka to wskaz�wka do znalezienia skarbu? - zafrasowa� si� Olbrzym. *** Bodrum przed wiekami nazywa�o si� Halicarnassus i w�a�nie tu urodzi� si� i �y� w V wieku przed nasz� er� Herodot, zwany �ojcem historii�, autor pierwszych prac historycznych opisuj�cych dzieje staro�ytnej Grecji. Zamek joannit�w znajduje si� na dawnej wyspie, obecnie po��czonej z l�dem w�sk� grobl�. Wiadomo, �e pod nim s� fundamenty budowli doryckich z XI wieku przed nasz� er�. Joannici jak inne zakony za�o�one przez rycerzy krzy�owych stworzyli swoje pa�stwo ze stolic� na wyspie Rodos. Potrzebowali jednak silnej twierdzy na sta�ym l�dzie, najlepiej w Azji Mniejszej, blisko szlak�w pielgrzymkowych do Jerozolimy. W 1374 roku za�o�yli twierdz� w miejscu, gdzie obecnie znajduje si� miasto Izmir. W 1402 roku hordy mongolskiego wodza Tamerlana roznios�y fortec� w drobny mak i joannici zwr�cili uwag� na skalist� wysepk� w cichej zatoczce, gdzie ju� w XI wieku sta� ma�y zameczek turecki. Joannici do budowy zamku �wi�tego Piotra u�yli budulca ze wspania�ego grobowca kr�la Mausolusa. Cz�� mauzoleum by�a zbudowana z zabarwionych na zielono blok�w skalnych, co zreszt� i dzi� wida� we fragmentach mur�w zamkowych. W przewodniku przeczyta�em, �e w 1842 roku sir Stratford Canning, brytyjski ambasador w Stambule, wywi�z� z twierdzy joannit�w do Londynu dwana�cie relief�w przedstawiaj�cych bitw� pomi�dzy Grekami i Amazonkami. W 1409 roku wydano papieski edykt zapewniaj�cy miejsce w raju wszystkim ochotnikom zg�aszaj�cym si� do budowy zamku w Bodrum. Heinrich Schlegelholt, niemiecki architekt, zaprojektowa� fortec�. Francja dostarczy�a najdoskonalszych w owych czasach armat, kt�re umieszczono na murach od strony l�du. Joannici mieli siln� flot�, wi�c nie obawiali si� ataku na fortyfikacje od strony morza. W po�owie XV wieku zamczysko by�o gotowe i silnie ufortyfikowane. W czasie wojny w 1522 roku wojska tureckie licz�ce 200 tysi�cy �o�nierzy przez sze�� miesi�cy oblega�y joannit�w, kt�rzy musieli podda� si�. Potem zamek by� u�ywany przez Turk�w jako baza wojskowa, a don�on jako minaret, by pod koniec XIX wieku sta� si� wi�zieniem. W czasie pierwszej wojny �wiatowej francuski okr�t ogniem dzia� okr�towych zburzy� kilka wie�, kt�re p�niej odbudowali W�osi okupuj�cy to miejsce do 1921 roku. Potem przez czterdzie�ci lat forteca by�a opuszczona, by sta� si� muzeum wrak�w znalezionych w okolicznych wodach. Podejrzewa�em, �e Cassidy ostrzy� sobie z�by na jaki� szczeg�lnie cenny zabytek z kolekcji muzeum. Musia�em go dyskretnie �ledzi�, by w odpowiednim momencie powiadomi� tureckie w�adze. Prom powoli przybi� do nabrze�a. Cassidy po wyj�ciu z portu wezwa� taks�wk� i pojecha� do hotelu w centrum miasta. Gdy stwierdzi�em, �e w klimatyzowanym wn�trzu sp�dzi d�u�szy czas, postanowi�em spotka� si� z szefem miejscowej policji. Zaparkowa�em przed komend� i wszed�em do �rodka. Za kontuarem siedzia� oty�y, spocony podoficer i ze znudzon� min� czyta� raporty. - Czy m�wi pan po angielsku? - zapyta�em go. Spojrza� na mnie zdziwiony. - Okradli pana, pobili? Niemo�liwe, ale niech pan idzie do pokoju numer trzy. - Chcia�bym spotka� si� z komendantem... Podoficer od�o�y� raporty i patrz�c na mnie zmru�y� oczy. - Jest pan dyplomat�, kim� znajomym? - Co� w tym rodzaju - rzek�em wymijaj�co. - Pan si� nazywa? - Pawe� Daniec, jestem z Polski. Podoficer u�miechn�� si�. - A, Polak! Prosz� na g�r� - wskaza� mi drewniane schody na klatce schodowej ze �cianami pokrytymi �atami wiekowej farby w kolorze ultramaryny. Wbieg�em na g�r�, a u szczytu przywita� mnie szczup�y, niski m�czyzna z cieniutkim w�sikiem, w czarnym garniturze w pr��ki, z chusteczk� w butonierce. - O! To jest pan Daniec! - zawo�a� na m�j widok. - Ale� pan wystraszy� naszych koleg�w ze stolicy. Komendant wprowadzi� mnie do gabinetu z biurkiem i d�ugim sto�em konferencyjnym. Usiad�em na niewygodnym krze�le. Policjant patrzy� na mnie z zainteresowaniem. - Czym mog� s�u�y� Interpolowi? - zapyta�. - Widz�, �e w Turcji nie uchowa si� �adna tajemnica - rzuci�em. - O! Prosz� zwa�a� na to, co pan m�wi. To nie jest wina Turcji, to wspania�y kraj zamieszka�y przez pot�ny nar�d. Pan po prostu zapomina, �e znalaz� si� w Azji. - Nie chcia�em urazi� pana patriotycznych uczu�. Przejd� do rzeczy. �ledz� niejakiego Johna Cassidy�ego, znanego z�odzieja dzie� sztuki. - I? - Przed godzin� przyp�yn�� do Bodrum! - I? - Obserwowa� zamek �wi�tego Piotra. - I? - Czemu si� nim interesuje?! - wypali�em zdenerwowany. - Co� kombinuje! - Tak? - Widz�, �e lekcewa�ycie moje ostrze�enie, ale chyba nie zabronicie mi pracowa� na waszym terenie? - Oczywi�cie. Niech pan wieczorem odwiedzi dobry klub z ta�cem brzucha. W�ciek�y wsta�em i skierowa�em si� do drzwi. Pojecha�em pod hotel, gdzie mieszka� Cassidy. Powa�nie naruszy