9854
Szczegóły |
Tytuł |
9854 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9854 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9854 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9854 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nicholas Christopher
VERONICA
Tytu� orygina�u: Veronica"
(T�um, Kinga Dobrowolska)
1997
Czas jest jak ko�, co w sercu nam bie�y,
Bez je�d�ca p�dzi drog� na nocy rubie�y.
Wallace Stevens
Dla Constance
PODZI�KOWANIA
Chcia�bym podzi�kowa� mojej pani redaktor, Susan Kamil, oraz swojej agentce, Anne Sibbald, za gor�ce wsparcie i zach�t� do pracy.
1
Na dolnym Manhattanie jest taki zupe�nie nieprawdopodobny punkt, gdzie Waverly Place przecina si� z Waverly Place. To w�a�nie tam spotka�em Yeronic� owej �nie�nej i wietrznej nocy.
Szuka�a kluczy na chodniku obok kamienicy z piaskowca przy klasztorze �wi�tej Zyty. Obja�ni�a mi to za pomoc� ma�ej pantomimy - uda�a, �e przekr�ca niewidzialny klucz. Mia�a na sobie czarny p�aszcz i szerokoskrzydly kapelusz, spod kt�rego wylewa�a si� na ramiona kaskada czarnych w�os�w. Cie� kapelusza zakrywa� jej oczy jak maska. Znalaz�em te klucze: du�y, nader r�norodny zestaw na metalowym k�ku. Podzi�kowawszy mi skinieniem g�owy, w�o�y�a je do torebki i zerkn�a przez rami� w stron� Christopher Street. Pod��y�em wzrokiem za jej spojrzeniem, ale nie dostrzeg�em nic pr�cz ulicznej latarni; w sto�ku �wiat�a wok� niej wida� by �o padaj�cy ukosem �nieg, kt�ry grzeba� pobliski hydrant pod bia�� zasp�.
- Zechcesz odprowadzi� mnie do Si�dmej Alei? - poprosi�a p�g�osem.
Jeszcze raz zerkn�a w g��b ulicy, jakby spodziewa�a si� tam kogo� ujrze�, ale nikogo nie by�o wida�. W ciszy s�ysza�em, jak p�atki �niegu ocieraj� si� z metalicznym szelestem o nagie konary drzew.
Ruszy�a przed siebie, mi�dzy wiruj�ce p�atki - wyprostowana, z w�osami rozwianymi na wietrze. Tym odcinkiem chodnika nikt przed nami nie przechodzi�, wi�c pozostawiali�my za sob� g��bokie �lady w �niegu.
Samochody na Sz�stej Alei porusza�y si� wolno, w du�ych odst�pach, gniot�c ko�ami �nieg. Na jedno mgnienie oka obr�ci�a ku mnie o�wietlon� neonowym b�yskiem twarz. Potem zatrzyma�a taks�wk� i wsun�wszy mi w r�k� jak�� kopert�, szybko wskoczy�a do wozu. Taks�wka pogna�a na p�noc, prze�lizguj�c si� zwinnie mi�dzy innymi autami. Z zegara na wie�y dawnego s�du dla kobiet odczyta�em, �e jest pierwsza pi�tna�cie. Po prawej mia�em o�wietlony na bia�o i zielono Empire State Building.
Koperta kry�a w �rodku zaproszenie na otwarcie - w przysz�ym tygodniu, w jednej z galerii na Bond Street - wystawy pod tytu�em: �Arktyczna kra. Malarstwo olejne Remi Sing�. Wpychaj�c kopert� do kieszeni, zda�em sobie nagle spraw�, �e nie odezwa�em si� do spotkanej przed chwil� kobiety ani jednym s�owem. Nie zobaczy�em tak�e jej oczu.
2
By�y niejednakowej barwy: prawe - niebieskie, a lewe - zielone. A jej twarz widziana w blasku �wiec w pierwszym momencie troch� mnie przestraszy�a, tak samo jak tamtej lodowatej nocy. Ujrzawszy j� wtedy na ulicy, pomy�la�em, �e to tylko wytw�r mojej wyobra�ni: nieruchoma, l�ni�ca srebrzyst� po�wiat� twarz. Delikatnie rze�bione rysy, d�ugi, prosty nos i szerokie usta przypomina�y do z�udzenia inn� twarz, kt�r� sfotografowa�em ca�e lata temu. Tamta nie nale�a�a do �ywej osoby - stanowi�a fragment fryzu, kt�ry odnalaz�em w�r�d jakich� ruin niedaleko Werony. Przedstawiaj�cy grupk� muzykant�w fryz, niegdy� ocieniony gzymsem, znajdowa� si� wysoko na �wi�tyni Merkurego, boga magii. Twarz, o kt�rej m�wi�, nale�a�a do jednego z muzyk�w. Przykuwa�a wzrok - by�a jak zagadka nie do rozwi�zania - i nigdy bym si� nie spodziewa�, �e pewnego dnia znajd� j� u �ywej kobiety.
Nie speszona mym badawczym spojrzeniem, bawi�a si� le��cym przed ni� na talerzu pomidorem. Siedzieli�my tu� przy samym oknie w tybeta�skiej restauracji, ma�ej mrocznej dziupli przy Morton Street, nieopodal rzeki. �cian� zdobi� fresk przedstawiaj�cy klasztor Dalaj Lamy w Sera, wysoko w Himalajach. Okna klasztoru by�y niebieskie, a dach z�oty. G�rskie szczyty w tle okala�y pier�cienie chmur.
Poszed�em na to otwarcie wystawy, ale jej tam nie by�o. Remi Sing okaza�a si� m�od� Euroazjatk� z opask� na lewym oku. Mia�a na sobie r�ow� sk�rzan� kurtk� z czerwonymi eklerami. Wszystkie jej obrazy by�y zupe�nie bia�e, a ka�dy przecina�a w �rodku czarna zygzakowata kreska.
W galerii zasta�em t�umy. Wzi��em sobie z tacy kieliszek czerwonego wina. Remi Sing sta�a, otoczona wianuszkiem wielbicieli, obok wysokiego, pot�nie zbudowanego, rudow�osego m�czyzny tu� po pi��dziesi�tce, kt�rego czo�o znaczy�a zygzakowata blizna, taka sama jak linie z jej obraz�w. Na lewej d�oni mia� czarn� r�kawiczk�. By� pow�ci�gliwy i ma�om�wny - pali� jeden za drugim papierosy w bibu�ce w czarno-bia�e pr�gi jak u zebry. Zauwa�y�em, �e cho� ludzie garn�li si� do niego, nikt nie podchodzi� zbyt blisko.
Sta�em niedaleko drzwi i w�a�nie po raz kolejny zerkn��em na zegarek, kiedy wpad� na mnie jaki� smuk�y, muskularny m�odzieniec w zamszowej marynarce i przydymionych okularach. U�miechn�� si�, ukazuj�c garnitur swych bardzo r�wnych i bardzo bia�ych z�b�w.
- Prosz� o wybaczenie - rzek�. - Czy przypadkiem nie czeka pan tu na kogo�?
- Mo�liwe. Kim pan jest?
- Tak. Pomy�la�em sobie, �e to m�g�by by� pan - m�wi�, wyci�gaj�c z kieszeni wizyt�wk�. - Veronica prosi�a, �ebym to panu przekaza�.
Na wizyt�wce znalaz�em nazw� i adres tej w�a�nie tybeta�skiej restauracji. Dabtong. Kiedy podnios�em wzrok znad papieru, tamten ju� rozp�yn�� si� w�r�d t�umu.
Wtedy w�a�nie po raz pierwszy us�ysza�em jej imi�.
Kelner zebra� ju� nasze talerze, a Veronica, myszkuj�c po torebce w poszukiwaniu zapalniczki, po�o�y�a na obrusie p�k kluczy, kt�ry odnalaz�em dla niej w �niegu. Obrus przedstawia� wielk� map� Tybetu, na kt�rej czerwonymi tr�jk�tami pozaznaczano buddyjskie klasztory.
Przygl�da�em si� uwa�nie jej kluczom. By�o ich razem szesna�cie: do zamk�w medeco, segal i fichet, kluczyki do skrzynek pocztowych, pot�ny wytrych, jeden male�ki kluczyk oraz klucz do depozytu bankowego. Jeden z kluczy do drzwi wej�ciowych oznaczono wielkim X z czarnej emalii.
Veronica pali�a indonezyjskie papierosy kretek, w kt�rych tyto� mieszany by� z t�uczonymi go�dzikami. Kiedy m�wi�a, s�owa ze�lizgiwa�y si� z jej pe�nych warg wolno, czasem wr�cz niech�tnie. Mia�a na sobie str�j uszyty w ca�o�ci z materia�u w pepitk� - suknia, kapelusz, szal i r�kawiczki. Sukienka i r�kawiczki by�y niebiesko-czarne, szal - czarno-niebieski, kapelusz za� - utrzymany w tej samej kolorystyce - przypomina� fez ze srebrnymi chwo�cikami i z�otym pi�rkiem.
- Jestem ca�a w czarne dziury - oznajmi�a. - Takie jak czarne dziury w kosmosie. Wiesz, uwa�a si�, �e mog� one prowadzi� do innych czasoprzestrzeni. Do ca�ych wszech�wiat�w antymaterii. Ale my eksplodowaliby�my w tej samej chwili, w kt�rej spr�bowaliby�my przez nie przej��.
Kiedy wszed�em do restauracji, unios�a d�o� w ge�cie powitania, a potem przygl�da�a si� uwa�nie, jak podchodz�.
- By�am pewna, �e nie przyjdziesz - o�wiadczy�a.
Kiedy siada�em, moje nozdrza wype�ni� mocny zapach jej perfum. Przez kilka minut �adne z nas si� nie odezwa�o. Przy innej kobiecie by�oby to nie do zniesienia, lecz jej milczenie wyda�o mi si� koj�ce.
Potem zapyta�a, jak mam na imi�.
- Leo - odpar�em.
- Czy spotkania z tob� zawsze poprzedza tak skomplikowana procedura?
- Nie zawsze. G�odna jestem, a ty?
A przecie� ledwie tkn�a zawarto�� swego talerza. Wypija�a za to jedn� po drugiej fili�anki mocnej, czarnej herbaty, przyrz�dzonej na spos�b tybeta�ski: z mas�em i sol�. A kiedy st� uprz�tni�to po posi�ku, dalej j� pi�a, zam�wiwszy u kelnera trzeci dzbanek.
- Jak ty b�dziesz spa�a? - zapyta�em, stukaj�c palcami w dzbanek.
- Niewiele sypiam - odpar�a.
Po drugiej stronie ulicy, w ciemnej szybie sklepu z antykami odbija� si� Ksi�yc w pe�ni wisz�cy obok wie�y ci�nie� budynku, w kt�rym w�a�nie si� znajdowali�my. Noc by�a przejrzysta i ch�odna.
Poprosi�em o rachunek, ale kiedy si�gn��em po portfel, nie znalaz�em go.
- Wiem - odezwa�a si� Veronica, gwa�townym ruchem zduszaj�c papierosa. - Znikn�� tw�j portfel. - Nie wydawa�a si� wcale zdziwiona tym zdarzeniem. - Ja zaprosi�am ci� na kolacj�, wi�c ja zap�ac�.
Podnios�em si� i zacz��em obmacywa� kieszenie.
- Moje prawo jazdy, m�j... Sk�d wiesz, �e zgin��?
- Dostaniesz go z powrotem. - Po�o�y�a pieni�dze na stole. - Chod�my.
Wysz�a na ulic� i widzia�em przez okno, jak upaja si� nocnym powietrzem, jak wypuszcza przez nos k��buszki pary, podczas gdy ja sprawdza�em jeszcze, czy portfela nie ma pod sto�em lub w p�aszczu.
Udali�my si� na wsch�d, w kierunku Morton Street. Stalowe podk�wki na zel�wkach jej czarnych but�w krzesa�y male�kie iskry na p�ytkach chodnika.
- Co s�dzisz o obrazach Remi? - zapyta�a.
- Czy tam w�a�nie idziemy? Z powrotem do galerii?
U�miechn�a si� - po raz pierwszy.
- Nie. Cho� jestem pewna, �e ju� nie mia�e� portfela, kiedy stamt�d wychodzi�e�.
- Sk�d o tym wiesz?
- Wiesz, ja i Remi chodzi�y�my do jednej szko�y - stwierdzi�a, unikaj�c odpowiedzi.
Znale�li�my si� teraz na Barrow Street.
- Kim jest cz�owiek z blizn�? - zapyta�em.
Rzuci�a mi szybkie spojrzenie, jej twarz st�a�a w oka mgnieniu.
- Widzia�e� go?
- Jak mog�em nie widzie�? To przecie� on tak naprawd� stanowi� centrum zainteresowania. W og�le nie by�a� na tym otwarciu?
- Nie - odrzek�a. - A to, �e go widzia�e�, wcale nie znaczy, �e on tam by�.
3
Niespodziewanie skr�cili�my w odchodz�c� od Barrow Street w�sk� uliczk�, przypominaj�c� kszta�tem L. Zza �mietnika wystrzeli� znienacka szczur. W ka�u�y odbija�o si� �wiat�o ��tawej, nagiej �ar�wki zawieszonej wysoko na ceglanym murze. Ga��zki drzew drapa�y w szyby okien. By�a tam �elazna, zamykana na k��dk� brama, kt�ra prowadzi�a w prostopa d�� odnog� alejki. Veronica wyj�a sw�j p�k kluczy i otworzy�a k��dk� mniejszym wytrychem. Z ciemno�ci, zza obro�ni�tej bluszczem siatki dobieg�o warczenie �a�cuchowego psa. Nie widzia�em sennego zwierz�cia, tylko b�ysk �wiat�a na �a�cuchu, kt�ry wlok�o za sob�. �Tashi!� - rzuci�a mi�kko Veronica, i warczenie usta�o.
- Gdzie on jest? - zapyta�em, wpatruj�c si� w ciemno��.
- Chod�my - ponagli�a mnie Veronica.
Po kilku obro�ni�tych mchem stopniach podeszli�my do niemal niewidocznych drzwi czteropi�trowego budynku, tak�e mocno zaro�ni�tego. Drzwi by�y niskie, nie mia�y klamki i niewiele r�ni�y si� od otaczaj�cej je �ciany. Pchn�a je na o�cie� i pochylaj�c g�owy, wkroczyli�my w w�sk� sie�.
Na �cianie wisia�a oprawiona w prost� ramk� z br�zu fotografia jakiego� starego Azjaty - Tybeta�czyka, je�li s�dzi� po rysach i miedzianym odcieniu sk�ry. Mia� ponury wyraz twarzy, cienkie, bia�e w�siki i bezpo�rednie wejrzenie. Ubrany by� w z�ocist� szat� z wysokim, sztywnym ko�nierzem. Veronica otworzy�a pchni�ciem kolejne drzwi, po przekroczeniu kt�rych wspi�li�my si� dwa pi�tra w g�r� po drewnianych schodach o�wietlonych przez md�e �wiat�o lampek na podestach. Schody pokrywa�a gruba warstwa kurzu, wi�c kiedy si� obejrza�em, zobaczy�em na nich �lady naszych st�p.
Na drugim pode�cie Veronica za pomoc� klucza medeco otworzy�a drzwi pomalowane ��t� emali�.
- Wiesz - odezwa�a si�, przerywaj�c cisz� - dobry zamek powinien podczas otwierania szcz�kn�� jak dwa stukaj�ce o siebie w wodzie kamyki.
Wzi�a mnie pod rami� - wtedy dotkn�a mnie po raz pierwszy - i wprowadzi�a do pokoiku, tak �le o�wietlonego, �e nawet po mroku panuj�cym na korytarzu, moje oczy musia�y przywykn��, zanim cokolwiek zobaczy�em. W k�cie sta�a zapalona lampa, na kt�rej klosz narzucono jak�� materi�. Po drugiej stronie pokoju, nad drugimi drzwiami, pali�a si� pojedyncza czerwona �ar�wka, tak jakby za nimi znajdowa�a si� fotograficzna ciemnia. Na ca�e umeblowanie pokoju sk�ada�y si� st�, dwa bambusowe krzes�a i rozk�adana kanapa, okryta zmi�tym kocem. W pomieszczeniu nie by�o okien. Na stole, obok sterty ksi��ek, mrucza� w��czony wentylator. Przy kanapie sta�o wielkie pud�owe radio, model popularny w latach czterdziestych.
Veronica usiad�a przy stole, za�o�y�a nog� na nog� i zapali�a jednego z tych swoich go�dzikowych papieros�w.
- Ty tu mieszkasz? - zapyta�em.
Potrz�sn�a przecz�co g�ow�.
- M�j brat. Musimy poczeka�.
Zerkn��em na drzwi pod czerwon� �ar�wk�.
- Twoi brat ipst fotografem?
- W pewnym sensie. Nie zawodowo. Nie mo�emy mu teraz przeszkadza�, ale nigdy nie siedzi tam zbyt d�ugo. Usi�d�.
Wentylator chwyci� dym z jej papierosa i pchn�� go przez ca�y pok�j ku szerokiej p�ce, na kt�rej sta�o zaledwie kilka przedmiot�w: magnetofon szpulowy, butelka w�dki i br�zowa statuetka biegn�cej �ani.
- Napijesz si�?
- Nie, dzi�kuj�.
Niedaleko p�ki, nad upstrzonym nalepkami z Kansas City, Toronto i Seattle czarnym kufrem podr�nym, wisia�a na �cianie, rozci�gni�ta mi�dzy par� hak�w, czarna, aksamitna peleryna, podszyta czerwonym jedwabiem.
- Co to jest? - zaciekawi�em si�.
- M�j ojciec by� magikiem. To jedna z jego peleryn. A to jego kufer.
- Jak si� nazywa�?
- Mia� wiele imion. Vardoz z Bombaju, El-Shabazz z Al-Aquabah, Trong-luk z Lhasy, Fenicjanin Zeno, Cardin z Cardogyll. Ka�de imi� pochodzi z innego miejsca. Vardoz by�o jego ulubionym. K�ad� na twarz i r�ce czerwonaw� farb�, zak�ada� t� peleryn�, a do niej czarne r�kawiczki, czarny turban i taki sam szalik drukowany w ksi�yce, gwiazdy i komety. Z ka�dym imieniem wi�za�a si� inna rola: mistrz ucieczek, prestidigitator, iluzjonista. Jako dziecko by�am jedn� z jego asystentek. Podr�owa�am z nim po ca�ym kraju. Mia�am w�asne kostiumy. Dba�am o kr�liki i go��bie. - Z westchnieniem zdj�a z warg strz�p tytoniu. - Naprawd� nazywa� si� Albin White. Al Chemik, jak nazywali go przyjaciele, poniewa� jako dziecko, zanim uciek� z domu, pracowa� w aptece swego ojca. Kiedy stawia� pierwsze kroki w zawodzie magika, by� po prostu Albinem Fantomem.
Drzwi pod czerwon� �ar�wk� otwar�y si� i wyszed� z nich m�odzieniec w czarnym podkoszulku, d�insach i kowbojskich butach. Kiedy dostrzeg�em przydymione szk�a okular�w, rozpozna�em w nim natychmiast spotkanego w galerii cz�owieka w zamszowej kurtce.
Nie wydawa� si� szczeg�lnie zaskoczony naszym widokiem.
- Przyszli�cie nie w por� - rzuci� Veronice z pewn� irytacj� w g�osie.
Przekr�ci� wy��cznik w �cianie, a ja zamruga�em gwa�townie, gdy� pok�j nagle zala�a pow�d� bia�ego �wiat�a. Zobaczy�em teraz, �e �ciany maj� kolor morskiej zieleni.
- Leo, to jest m�j brat, Clement. Clement, oddaj Leo jego portfel.
Clement beznami�tnie otworzy� szuflad� komody, wyj�� stamt�d m�j portfel i od niechcenia rzuci� na st�. Potem, przeszed�szy niedbale - i mimo wysokich but�w bezszelestnie - przez pok�j, nala� sobie kieliszek w�dki i spojrza� na zegarek.
- Sk�d go masz? - rzuci�em, porywaj�c ze sto�u portfel. - I po co ci on?
- Musz� teraz pos�ucha� radia - zwr�ci� si� do Veroniki, rozmy�lnie mnie ignoruj�c, i zdj�� z nosa okulary.
W czasie gdy podnosi�a si� z miejsca, zd��y�em zauwa�y�, �e on r�wnie� ma jedno oko niebieskie, a drugie zielone.
- Przepraszam za brata - powiedzia�a.
Clement otworzy� drzwi.
- Mi�o by�o ci� pozna�, Leo - mrukn��, odwracaj�c si� do nas plecami.
Kiedy znale�li�my si� na Barrow Street, gdzie wiatr targa� nagimi konarami kasztanowc�w, wci�� jeszcze �ciska�em portfel w gar�ci.
- Teraz znasz ju� zaw�d mojego brata - odezwa�a si� Veronica.
- Jest z�odziejem?
- Kieszonkowcem.
Zerkn��em na sw�j portfel.
- Nie martw si� - uspokoi�a mnie. - Nic nie brakuje. Ale ja wcale ju� nie my�la�em o portfelu. Dopiero kiedy dotarli�my do rogu i Veronica wesz�a do apteki, �eby skorzysta� z automatu, zrozumia�em, co nie dawa�o mi spokoju od chwili, kiedy zacz�li�my schodzi� po tamtych schodach: znikn�y gdzie� �lady, kt�re zostawili�my, wchodz�c. Kurz nadal le�a� grub� warstw�, nietkni�ty, jakby od tygodni nikt tamt�dy nie przechodzi�. I nagle zastanowi�o mnie tak�e, dlaczego po drodze na g�r� nie dostrzegli�my na pod�odze �lad�w Clementa.
Kiedy wszed�em do apteki, s�uchawka automatu zwisa�a bezw�adnie na kablu, a Veronica znikn�a. Cz�owiek za kontuarem twierdzi�, �e w og�le jej nie widzia�.
4
Nast�pnego wieczora odwiedzi�em lekarza przy Czterdziestej Wschodniej. Kiedy opuszcza�em jego gabinet, z zaskoczeniem przekona�em si�, �e przed budynkiem czeka na mnie Veronica. Tym razem by�a ubrana w jednolit� czer� - mia�a na sobie czarny p�aszcz, narzucony na czarn�, obcis�� suknie, a do tego czarne po�czochy i r�kawiczki. I okulary przeciws�oneczne, cho� przecie� na dworze zrobi�o si� ju� ciemno. Wygl�da�a zupe�nie jak wdowa w ci�kiej �a�obie. Ja nios�em w r�ku zdj�cie rentgenowskie mojej g�owy, w czarnej kopercie o wymiarach osiem na jedena�cie. W zesz�ym tygodniu trapi�y mnie jakie� paskudne b�le g�owy, ale prze�wietlenie nie wykaza�o �adnych anomalii.
- Co ty tutaj robisz? - rzuci�em zaczepnie.
- Musia�am si� z tob� zobaczy�.
- Tak? A sk�d wiedzia�a�, gdzie mnie znale��?
- W pokoju Clementa wypad�o ci z kieszeni co� takiego.
To by�a wizyt�wka lekarza z dat� i godzin� mojej wizyty. By�em pewien, �e ona albo Clement wyj�li jaz mojego portfela.
- Przepraszam za wczorajszy wiecz�r - powiedzia�a.
- Dlaczego za ka�dym razem znikasz po angielsku?
- To by� nag�y wypadek.
- A co to znaczy?
Zacz��em i��, a ona ruszy�a za mn�.
- Pozw�l, �e ci to jako� wynagrodz� - odezwa�a si�, kiedy skr�ci�em na po�udnie, w Pi�t� Alej�.
- Ju� nie musisz zaprasza� mnie na obiad. Dobrze pilnuj� swojego portfela.
- Pomy�la�am sobie, �e mo�e zechcesz pos�ucha�, jak gram. Mam dzisiaj sesj� z pewn� kapel� w Klubie Neptuna, na mie�cie. Jazz - dorzuci�a, a s�owo zasycza�o jej mi�dzy z�bami. - Grywam na pianinie z zespo�em o nazwie Sekstet Chronosa. Kiedy� gra�am z nimi na sta�e. Przyjdziesz?
- Jeste� muzykiem?
- Jako dziecko akompaniowa�am memu ojcu przy niekt�rych partiach jego wyst�p�w - rzuci�a w odpowiedzi. - Mia�am niez�y s�uch. Powiedzia� mi to ju� za pierwszym razem, kiedy usiad�am przy fortepianie i zacz�am przygrywa� do jakiej� melodii z radia.
Przez g��bokie rozpadliny ulic zacz�y przep�ywa� wielkie, mokre p�atki �niegu, gnane wiatrem mi�dzy r�wnoleg�ymi �cianami budynk�w. W milczeniu min�li�my kilka dom�w. Cho� na chodniku p�atki �niegu taja�y b�yskawicznie, przylega�y, migocz�c, do p�aszcza Yeroniki, uk�adaj�c si� we wz�r: p�ksi�yc z gwiazd, kt�ry o�y� nagle mi�dzy jej prawym ramieniem a lewym biodrem. Nie mog�y go rozwia� nawet najsilniejsze podmuchy wiatru.
- Jak ty to robisz? - zapyta�em.
- To nie ja.
Powoli wyci�gn��em r�k�, �eby dotkn�� jej p�aszcza.
- Wola�abym, �eby� tego nie robi� - rzuci�a, kiedy przechodzili�my przez Trzydziest� Czwart�. - Sesja zaczyna si� o dziesi�tej. Przyjdziesz?
- Tak, przyjd�. - Kiedy patrzy�o si� w jej twarz, trudno by�o zachowa� dawn� z�o��. - Tym razem ci� zastan�?
- Tak.
Ca�� moj� uwag� nadal poch�ania� �w �nie�ny p�ksi�yc, kiedy przechodz�c obok Empire State Building, po drugiej stronie Pi�tej Alei, dostrzegli�my przed wej�ciem jakie� zamieszanie. Przed przeszklonymi drzwiami wej�ciowymi zebra� si� t�umek ludzi, gapi�cych si� na m�czyzn� w szarym p�aszczu i szarej kominiarce, kt�ry rzuca� si� rozpaczliwie na chodniku, le��c na narysowanym tam kred� lazurowo-rubinowym wizerunku Madonny. Gruby �ysy facet, kt�ry zatrzyma� si� przed chwil� przy w�zku, by kupi� hot-doga, spokojnie wr�czy� go kobiecie stoj�cej na przystanku autobusowym, po czym wyj�� sobie pasek ze spodni. Potem przykl�k�, odsun�� kominiark� z twarzy le��cego i wepchn�� mu pasek mi�dzy z�by.
- To epileptyk - powiedzia�em do Veroniki, lecz ona patrzy�a w g�r�, na Empire State Building. Pod��y�em za jej wzrokiem i dostrzeg�em, �e wok� gigantycznej anteny na szczycie wiruje coraz g�stszy ob�ok �niegu.
- Tam na g�rze wygl�da tak spokojnie - powiedzia�a. A potem, zupe�nie nieoczekiwanie, zesz�a z kraw�nika i przywo�a�a taks�wk�.
Gruby m�czyzna podni�s� si� z kolan, mokrych teraz od zetkni�cia z chodnikiem, a t�um zwar� si� dooko�a epileptyka, kt�rego twarzy nie zdo�a�em dojrze�. Grubas odebra� od kobiety swego hot-doga, a potem - patrz�c wyra�nie w moim kierunku - odgryz� wielki k�s i pocz�� �u� go ze smakiem. Nadjecha�a �semka, a on wsiad� do niej, porzucaj�c na dobre sw�j pasek. Kobieta wesz�a do wn�trza Empire State Building, a na jej plecach ujrza�em p�ksi�yc z gwiazd, taki sam jak ten, kt�ry uformowa� si� na p�aszczu Veroniki.
Jednak kiedy Veronica otwiera�a drzwi taks�wki, zobaczy�em, �e ju� go tam nie ma. W�lizn��em si� na siedzenie obok niej, a ona poda�a kierowcy jaki� adres po przeciwnej stronie West Side, niedaleko Jedenastej Alei.
- Chcia�abym, �eby� pozna� moj� przyjaci�k� Keko - oznajmi�a. - Mo�emy kupi� jej jakie� jedzenie. Nie lubi wychodzi� po zmierzchu.
5
Staruszek przy kasie w chi�skiej restauracji na Trzydziestej Zachodniej powita� Veronic� jak sta�� bywalczyni�. Knajpa nazywa�a si� Smocze Oko. By�a w�ska i mroczna, z pojedynczym rz�dem ciasno upakowanych kabinek. Kasjer mia� na sobie czerwony krawat do czerwonej koszuli. Ogl�da� jaki� film na chi�skim kanale w male�kim telewizorze upchni�tym mi�dzy zakurzonymi butelkami z alkoholem. Na ekranie m�oda kobieta w b��kitniej bieli�nie przyk�ada�a sobie w�a�nie brzytw� do nadgarstka. Sta�a przed lustrem przy paruj�cej umywalce. Jej usta wykrzywia� grymas.
Przyj�wszy od nas zam�wienie, staruszek znikn�� za zdobion� paciorkami kotar� (namalowane na niej smocze oczy �arzy�y si� jak p�on�ce w�gle) oddzielaj�c� to pomieszczenie od kuchni. Mia� kr�tkie nogi, a id�c, lekko si� zatacza�.
Veronica zam�wi�a same morskie dania: ka�amarnic� w sosie czosnkowym, duszone krewetki, czarnego okonia nadziewanego ostrygami oraz je��wce. Kiedy czekali�my, siedz�c na wysokich sto�kach pokrytych czerwonym winylem, Veronica zapali�a go�dzikowego papierosa i opowiedzia�a mi o Keko.
- Przyjecha�a do tego kraju ze swoj� ciotk�, mia�a wtedy pi�tna�cie lat. Dzieci�stwo sp�dzi�a na jednej z male�kich wysepek na p�nocy Japonii. Jej siostry by�y po�awiaczkami pere� i wytrawnymi p�ywaczkami. Ona tak�e posiad�a niezwyk�e umiej�tno�ci, ale innego rodzaju. Umie dojrze� rzeczy, kt�re dziej� si� poza kr�lestwem naszych zmys��w - niekt�rzy nazywaj� to jasnowidzeniem. Cz�sto przepowiada ludziom sny, zanim jeszcze im si� przy�ni�.
Nie powiedzia�a mi jednak, �e Keko jest niewidoma.
Keko mieszka�a w starym, brunatnym budynku nieco dalej w g��b tej samej ulicy, przy kt�rej znajdowa�a si� restauracja. By� to jeden z tych budynk�w, w kt�rych winda przes�dnie nie zatrzymuje si� na trzynastym pi�trze. Podjechali�my do g�ry wind� towarow� i wysiad�szy na nie oznaczonym pi�trze mi�dzy dwunastym a czternastym, zastali�my tam jedne jedyne stalowe drzwi. Veronica przycisn�a guzik dzwonka, jednocze�nie otwieraj�c zamek w drzwiach jednym z kluczy fichet ze swojego p�ku.
Wszed�em za ni� do przedpokoju - tak w�skiego i wysokiego, �e cz�owiek czu� si� w nim jak na dnie kopalnianego szybu. Spojrza�em w g�r� i tam, w �wietle niewielkiego reflektorka, zobaczy�em po�yskuj�ce na cienkim druciku mobile: dwa niebiesko-��te ptaszki. Pod�og� pokrywa�a mozaika z jasnych p�ytek: srebrny konik morski, otoczony muszlami �odzika. Veronica musn�a jaki� pstryczek i �ciana przed narni otworzy�a si� bezszelestnie.
Weszli�my do przestronnego pokoju, umeblowanego na mod�� japo�sk�: na pod�ogach czarne, plecione maty, niskie, barwione lak� i zdobione na brzegach srebrem meble oraz kilka si�gaj�cych mi do piersi przepierze� z ry�owego papieru, dziel�cych pomieszczenie na kilka mniejszych k�cik�w. Na przepierzeniach widnia�y wyrysowane tuszem koniki morskie. Na wsch�d i po�udnie wychodzi�y dwa du�e okna, oszklone mn�stwem ma�ych, sze�ciok�tnych szybek. Po mojej prawej znajdowa� si� imponuj�cy czarny parawan z�o�ony z o�miu obraz�w przedstawiaj�cych bia�� �ani� uciekaj�c� przez las. Dopiero na ostatnim z nich wida� by�o w blasku Ksi�yca zaledwie cie� jej prze�ladowcy - pantery. Wzd�u� marmurowego brzegu czarnego kominka sta�a kolekcja jadeitowych figurynek przedstawiaj�cych tradycyjne postacie z teatru no. Przy przeciwleg�ej �cianie rozstawione by�y doniczki z wysokim ro�linami o czarnych, sk�rzastych li�ciach. W �rodku, na pode�cie pomi�dzy nimi, sta�o br�zowe popiersie kobiety o pustych, szeroko rozwartych oczach, wargach odchylonych jakby w gniewnym warkni�ciu. Przypomina�a Meduz�, tylko, �e zamiast w�y jej g�ow� okrywa� r�j pszcz� - ca�e ich tysi�ce, przedstawione z niezwyk�� precyzj�.
Jednak�e w pokoju zdecydowanie dominowa�o ogromne, jasno o�wietlone akwarium stoj�ce w samym jego �rodku. Mie�ci�o co najmniej kilkaset galon�w wody, by�o bardzo szerokie, g��bokie co najmniej na pi�� st�p i wygl�da�o jak miniatura samego pokoju. Wzd�u� jednej �ciany r�s� rz�d czarnych ro�lin o sk�rzastych li�ciach, dno wysypane by�o �wirem, przypominaj�cym czarne, sze�ciok�tne p�ytki pod�ogi w pokoju. Takie same niskie meble, identycznie rozstawione, w��cznie z replikami trzech stoj�cych lampek z br�zu, kt�re przecina�y pok�j po przek�tnej. Ry�owy papier przepierzenia znalaz� tu sw�j odpowiednik w cieniutkich szklanych szybkach, tak�e ozdobionych rysunkami konik�w morskich. Nawet parawan z �ani� by� w takim samym u�o�eniu - tylko �e na ostatnim segmencie brakowa�o cienia pantery. By�o tak �e miniaturowe marmurowe popiersie. A w�r�d tego labiryntu �cianek prze�lizgiwa�a si� z wolna samotna blador�owa rybka z bia�ymi znakami na p�etwach. Jej oczy by�y �nie�no bia�e.
Ludzkie barwy - przemkn�o mi przez g�ow�.
- Jest �lepa - rzuci�a zza mojego ramienia Veronica.
Tak bardzo poch�on�o mnie ogl�danie akwarium, �e nawet nie spostrzeg�em, jak przez rozsuwane drzwi za naszymi plecami wesz�a do pokoju Keko.
By�a szczup��, dobiegaj�c� trzydziestki kobiet�, wzrostu niewiele ponad p�tora metra. D�ugie czarne w�osy sczesa�a na jedno rami�. Mia�a malutki nos i d�ugie brwi. Jej sk�ra sprawia�a wra�enie pod�wietlonej od wewn�trz - jak r�owy marmur, przez kt�ry prze�wieca blask �wieczki. Nosi�a czarne kimono i ciemne okulary. Sun�a mi�dzy zgromadzonymi w tym pokoju przedmiotami bez wysi�ku, jakby p�yn�c. Veronica uca�owa�a j� w policzek, a Keko przeci�gn�a opuszkami palc�w po jej wargach i pod oczyma.
- Nadal �le sypiasz - stwierdzi�a mi�kkim, czystym g�osem. - Kogo ze sob� przyprowadzi�a�?
- To Leo - odpar�a Veronica, a Keko uj�a mnie za r�k�. Mia�a ch�odn� d�o� i spiczaste, starannie wypiel�gnowane paznokcie w koralowym odcieniu.
- Napijesz si� czego� mocniejszego, Leo, czy mo�e wolisz herbat�? - zapyta�a, zanim wypu�ci�a moj� r�k�.
- Mo�e by� herbata.
Veronica wr�czy�a jej torb� z jedzeniem. Nozdrza Keko leciutko zadr�a�y.
- Ka�amarnica - powiedzia�a. - Czarny oko�. I krewetki. Znakomicie. - A potem znikn�a za rozsuwanymi drzwiami.
Veronica przesz�a mi�dzy przepierzeniami w stron� kredensu, z kt�rego wyj�a butelk� w�dki i malutki kieliszek. Pytaj�cym gestem unios�a do g�ry drugi.
- No dobrze - skapitulowa�em.
Ukl�k�a przy mnie na jednej z mat.
- Zastanawia�e� si�, od jak dawna Keko nie widzi - stwierdzi�a.
- Nie - sk�ama�em.
Wiedzia�a doskonale, �e k�ami�.
- W porz�dku - u�miechn�a si�.
- A zatem nie urodzi�a si� niewidoma?
- Och, nie. - Stukn�a swoim kieliszkiem o m�j i poci�gn�a drobny �yk. - Ale to d�uga historia.
Wr�ci�a Keko. Przed ka�dym z nas po�o�y�a czarn� tack�, na kt�rej pouk�ada�a ma�e, prostok�tne talerzyki. Jedzenie by�o znakomite, chrupkie, mimo i� przyrz�dzone na odrobinie oleju. Obok talerzy z g��wnymi daniami sta�y miseczki wielko�ci srebrnej jednodolar�wki, pe�ne przypraw: tartego imbiru, pask�w suszonej makreli, rozmaitych pikli i posiekanych ostrych papryczek. Jedli�my pa�eczkami, przy czym zauwa�y�em, �e obie - Veronica i Keko - s� lewor�czne.
W przeciwie�stwie do Veroniki, Keko zadawa�a mi sporo pyta� na m�j lemat. Veronica s�ucha�a uwa�nie, nie odzywaj�c si�, z oczyma utkwionymi w talerzu.
- Jestem fotografem - powiedzia�em.
- Jakie zdj�cia robisz?
- G��wnie portrety, do czasopism. Jestem wolnym strzelcem.
- A przedtem?
- Pracowa�em dla jednej z gazet. Sprawy mi�dzynarodowe. Moj� specjalno�ci� by�y wojny i rewolucje.
- To musia�a by� niebezpieczna praca.
- Czasami. Ale tak�e spos�b na to, by zobaczy� troch� �wiata. A jeszcze przedtem wylecia�em ze studi�w medycznych.
- A jeszcze przedtem by�e� na morzu - doda�a Keko.
Zaskoczony, zerkn��em na Veronic�, lecz ta, zaj�ta uk�adaniem imbiru na ostrydze, nie podnios�a na mnie wzroku.
- Sk�d to wiesz? - zapyta�em wobec tego Keko.
Zacisn�a wargi. Zrozumia�em, �e by� to u niej substytut u�miechu. Keko, bowiem nie u�miecha�a si� nigdy.
- Kiedy mia�em dwadzie�cia trzy lata, pracowa�em na lodo�amaczu na Morzu P�nocnym.
Przekrzywi�a figlarnie g�ow�.
- Zakocha�em si� nieszcz�liwie - wyja�ni�em z u�miechem - wi�c ruszy�em na morze.
- Potem tak�e bywa�e� nieszcz�liwie zakochany - powiedzia�a. - Czy to jest nadal twoja droga ucieczki?
I tym razem mnie zaskoczy�a.
- Czy ruszam na morze? Nie, teraz to ju� nie takie �atwe.
- Wygl�da na to, �e prze�y�e� ju� kilka r�nych �ywot�w - zauwa�y�a Keko.
- We fragmentach i strz�pkach.
- Nie urodzi�e� si� w Nowym Jorku.
- Nie. W Miami.
- I nadal podr�ujesz w zwi�zku ze swoje prac�, cho� ju� nie tak du�o.
- Zgadza si�.
W zamy�leniu prze�uwa�a kawa�ek ka�amarnicy, a w ciemnych szk�ach jej okular�w widzia�em swoje podw�jne odbicie.
- Czy mog� dotkn�� twojej twarzy? - zapyta�a po prostu, przysuwaj�c si� bli�ej mnie.
- Dobrze.
Przeci�gn�a po niej opuszkami palc�w, tak jak przedtem po twarzy Veroniki. ale znacznie wolniej. Spokojnie przebieg�a po moich wargach, policzkach, nosie i oczach. Jej dotyk koi� moje powieki i s�a� mi�kkie fale przez ca�e cia�o. Kiedy w ko�cu zabra�a d�onie, poczu�em bolesny brak.
- Z twojego g�osu i ruch�w zd��y�am ju� troch� wywnioskowa� na temat twojego wygl�du - odezwa�a si� - ale teraz widz� ci� wyra�niej. Masz nieco ponad metr osiemdziesi�t. Dobrze zbudowany, regularne rysy. Dawno temu mia�e� z�amany nos, ale zagoi� si� �adnie. Kolor oczu... br�zowy.
- Zgadza si�. Ale w jaki spos�b odgad�a� m�j wzrost?
- Och, ju� znacznie wcze�niej, z twojego g�osu. K�t, pod jakim dochodzi do mnie czyj� g�os, wiele mi m�wi. Nos z�amano ci w b�jce, prawda?
- Tak.
- O co posz�o?
Zawaha�em si�.
- Jednego z moich przyjaci� zaatakowa� policjant, a ja pr�bowa�em go powstrzyma�. To by�o na Cyprze, podczas stanu wyj�tkowego, i mia�em szcz�cie, �e w og�le uda�o mi si� stamt�d wydosta�.
Keko odsun�a si� ode mnie p�ynnie i zn�w siad�a w pozycji lotosu, sk�adaj�c r�ce na podo�ku. Veronica nadal siedzia�a w milczeniu, zupe�nie nieruchomo.
- Czy wiesz, �e dzi� w nocy jest druga pe�nia? - zwr�ci�a si� do mnie Keko. - W tym miesi�cu Ksi�yc jest w pe�ni ju� drugi raz.
- Nie, nie wiedzia�em o tym.
- Ostatnie takie zjawisko mia�o miejsce dziesi�� lat temu. A tego roku wyst�pi jeszcze raz, w maju. Przedtem dwie podw�jne pe�nie zdarzy�y si� trzydzie�ci lat temu. W roku, w kt�rym urodzili�cie si� ty i Veronica.
Zastanawia�em si�, sk�d ona to wszystko wie. Oczywi�cie dat� moich urodzin mogli znale�� wtedy w portfelu, w dokumentach.
- Podw�jna pe�nia przyci�ga magiczne zjawiska - m�wi�a dalej Keko, a Veronica patrzy�a teraz wprost na mnie. - Na przyk�ad w Tybecie, gdzie w zesz�ym tygodniu, pierwszego lutego zacz�� si� Nowy Rok, podw�jna pe�nia jest znakiem, �e Niebo przemieszcza si� na swej osi. Staj� si� w�wczas mo�liwe najdziwniejsze transformacje. Umar�ym �atwiej si� podr�uje i mog� w czasie swoich podr�y wst�powa� na chwil� w cia�a �ywych, co zwykle prowadzi do zupe�nie niespodziewanych zdarze�. Na przyk�ad kiedy kto� m�wi: �Czuj� si� te raz, jakbym by� kim� ca�kiem innym�. Albo do�wiadcza deja vu, kt�re jest niczym innym, jak tylko chwil� z innego �ycia. Albo cudzego �ycia. W Tybecie ludzie s�abego serca chowaj� si� wtedy po domach, zasuwaj� zas�ony w oknach i zamykaj� drzwi na klucz, �eby nie pad�o na nich �wiat�o Ksi�yca. Mam w sypialni ksi�ycowy globus. Kartografia lunarna i historia wczesnych map Ksi�yca jest nadzwyczaj zajmuj�ca. Czy masz ochot� o tym pos�ucha�? - spyta�a spokojnym ju� g�osem, podnosz�c si� z kl�czek. - Ale najpierw pozw�l, �e nalej� ci kolejnego drinka. Mo�e tym razem z lodem?
6
Kiedy zapatrzony w jej ogromne akwarium sp�ukiwa�em pieprz�wk� smak ostro przyprawionego jedzenia, Keko opowiada�a mi, �e pierwszym cz�owiekiem, kt�ry w 1610 z pomoc� teleskopu nakre�li� map� Ksi�yca, by� Thomas Harriot, el�bieta�ski matematyk, przyjaciel Sir Waltera Ralegha. Poniewa� Harriot, �ledzony przez szpieg�w Izby Gwia�dzistej, [Izba Gwia�dzista - dawny s�d jurysdykcji inkwizycyjnej i kryminalnej w szesnasto i siedemnastowiecznej Anglii, obraduj�cy bez �awy przysi�g�ych, a ws�awiony niesprawiedliwymi wyrokami i szczeg�lnie okrutnymi metodami dzia�ania.] ba� si� opublikowa� wyniki swoich bada�, ludzie uwa�aj�, �e to mapy Ksi�yca wykonane przez Galileusza - rok p�niej - s� tymi pierwszymi. Po Galileuszu byli jeszcze Langrenur, kt�ry pierwszy ponazywa� formacje na ksi�ycowej powierzchni, Riccioli, kt�ry uzna� ciemne plamy za oceany, powo�uj�c w ten spos�b do �ycia Morze Obfito�ci i Morze Spokoju, no i Hooke, kt�ry zasugerowa�, �e kratery na powierzchni Ksi�yca powsta�y w wyniku uderzenia meteoryt�w - wszyscy oni s� pionierami kartografii lunarnej.
Keko m�wi�a o tym wszystkim niemal od niechcenia, jak by chcia�a tylko przypomnie� mi co�, co ju� wiem, ja za� s�ysza�em o tym po raz pierwszy. Najbardziej interesowa� j� w�a�nie Harriot.
- A tak�e jego zwi�zki z Raleghem, o kt�rych jednak opowiem ci innym razem - powiedzia�a.
Dola�a mi jeszcze troch� w�dki, a kiedy �lepa rybka wykona�a jedno pe�ne okr��enie w swym labiryncie, Keko wsta�a i wzi�a mnie za r�k�.
- Chod�.
Poprowadzi�a mnie do tych drzwi, w kt�rych pojawi�a si� za pierwszym razem. Kiedy sz�a, jedwab jej kimona wydawa� ledwo dos�yszalny szelest. Sun�a naprz�d kr�tkimi, pewnymi kroczkami. Us�ysza�em, �e z ty�u za nami pa�eczki Yeroniki ucich�y, i poczu�em na plecach jej wzrok.
Szli�my teraz w�skim korytarzykiem w kszta�cie litery L, kt�rego �ciany okrywa� czarny jedwab, a pod�og� puszysty dywan.
- Wybacz mi te ciemno�ci - powiedzia�a. - Ale z wyj�tkiem mojej gospodyni, kt�ra przychodzi rano, nikt pr�cz mnie tu nie zagl�da.
Doszli�my do dwojga identycznych drzwi umieszczonych obok siebie w tej samej �cianie. Drzwi obite by�y sk�r� i mia�y z�ote, pod�u�ne klamki. Keko wydoby�a z fa�d kimona ma�y z�oty kluczyk.
- To jedyny klucz, kt�rego nie znajdziesz w p�ku Weroniki - o�wiadczy�a cierpko.
Otworzy�a drzwi po lewej i weszli�my do pomieszczenia, w kt�rym by�o, co najmniej o dziesi�� stopni ch�odniej ni� w ca�ym mieszkaniu. Wewn�trz nie by�o nawet �ladu po drzwiach bli�niaczych do tych, przez kt�re weszli�my. Nie rozumia�em, w jaki spos�b tamte drugie drzwi mog� dok�dkolwiek prowadzi�.
- Pr�bujesz si� domy�li�, dok�d prowadz� te drugie drzwi - zauwa�y�a Keko, zaciskaj�c wargi. Pstrykn�a jakim� prze��cznikiem na �cianie, w��czaj�c rz�d r�owych punktowych �wiate�ek, i drzwi ca�kiem wylecia�y mi z g�owy.
Przed sob� mia�em ogromny ksi�ycowy globus, zajmuj�cy wi�ksz� cz�� pokoju. A by� to pot�nych rozmiar�w pok�j, wysoko sklepiony, tak �e globus musia� mie� oko�o pi�tnastu st�p �rednicy.
Keko wzi�a z krzes�a pilota i przycisn�a jeden z jego guzik�w. W tym samym momencie kul� roz�wietli�o od �rodka jasne �wiat�o, wydobywaj�c szczeg�y jej powierzchni. G�ry, kratery i doliny odtworzono drobiazgow� p�askorze�b�, zachowuj�c idealne proporcje, a ich nazwy wyt�oczono brajlem. Kula umieszczona by�a na stalowym piedestale i kiedy Keko przycisn�a kolejny guzik, zacz�a obraca� si� z wolna dooko�a w�asnej osi. Keko podesz�a bli�ej.
Obok globu znajdowa� si� skomplikowany, ruchomy podest. Spiralne schody prowadzi�y do otoczonej barierk� platformy, na kt�rej sta�y obrotowe krzes�o i niedu�y stoliczek. Na stoliczku le�a�o kilka ksi��ek, sta�a tam te� butelka wody mineralnej i szklanka. Platforma znajdowa�a si� jakie� siedem st�p nad pod�og�, umo�liwiaj�c Keko dost�p do wi�kszej cz�ci p�kuli p�nocnej. Kolejne spiralne schody wiod�y stamt�d do samego bieguna p�nocnego, kt�rego mog�a dotkn��, stoj�c w bocianim gnie�dzie na ich szczycie.
Przyzwawszy mnie gestem do siebie, Keko wzi�a moj� d�o� i po�o�y�a j� na globusie. Pokrywa� go twardy, wymodelowany plastik.
- Pod spodem jest stal - wyja�ni�a. - A ca�o�� zosta�a wykonana na podstawie danych z najnowszych zdj�� satelitarnych i pr�bnik�w. Wiesz, teraz kartografi� zajmuj� si� wy��cznie komputery. Przejed� r�k� po tym �a�cuchu g�rskim.
- Jest niewiarygodnie szczeg�owy - przyzna�em.
- To kopia Ksi�yca z plenetarium w Mediolanie. Oczywi�cie opr�cz napis�w brajlem.
Wy��czywszy boczne �wiate�ka, zatrzyma�a obr�t kuli i wzmocni�a o�wietlenie w jej wn�trzu.
- Przejd� prosz� do drugiej cz�ci pokoju i sta� przy moim ��ku.
Ta cz�� jej sypialni poza ��kiem mie�ci�a tak�e nisk� kom�dk�, kilka kaktus�w oraz zupe�nie tu nie pasuj�c� florenck� sof�, wci�ni�t� w alkow� i ze wszystkich trzech stron obudowan� p�kami pe�nymi ksi��ek pisanych brajlem.
- Tak, tu - zawo�a�a, kiedy zr�wna�em si� z kaktusami za ��kiem.
Stoj�c pod tym ogromnym, pod�wietlonym globem, Keko wygl�da�a delikatnie i krucho, czarne szk�a po�yskiwa�y, a o�wietlona blad� po�wiat� twarz przywodzi�a na my�l oblicze ducha.
- Powiedz mi, Leo, czy widzia�e� gdzie� na �wiecie pi�kniejszy Ksi�yc?
7
Klub Neptuna mie�ci� si� przy Vestry Street, o jedn� przecznic� od rzeki Hudson, a schodzi�o si� do� po dw�ch kondygnacjach �elaznych schodk�w. Nad nim wznosi� si� budynek dawnej fabryki atramentu, teraz przerobionej na ogromny magazyn-ch�odni� z zamurowanymi oknami. S�owa ATRAMENT NOCY (wypisane nad przypominaj�cym klepsydr� ka�amarzem, z kt�rego wyskakiwa� duszek) ledwie dawa�y si� odczyta� z wyblak�ego fresku na �cianie. Brukowana kocimi �bami ulica b�yszcza�a wilgoci�. Na najbli�szym rogu kto� zostawi� otwarty hydrant i potok zamarzni�tej wody zawis� mi�dzy niebem a ziemi� - srebrny na tle ciemno�ci. Tego wieczoru temperatura opad�a do dwunastu stopni poni�ej zera. Najzimniejsza noc tego roku. Wiatr ci�� jak brzytw�.
Siedzia�em przy ma�ym stoliku obok czarno emaliowanego filara, czekaj�c, a� Sekstet Chronosa pojawi si� na tr�jk�tnym pode�cie, na kt�rym o�wietlone b��kitnym �wiat�em czeka�y ju� ich instrumenty. Wielki b�ben perkusji zdobi� taki sam p� ksi�yc z gwiazd, jaki uformowa� si� przedtem na p�aszczu Veroniki. Sam klub przypomina� tr�jk�t w kole - stoliki ustawione by�y w koncentryczne kr�gi, kt�re przywodzi�y na my�l pier�cienie Saturna, gdy� ca�a pod�oga przechyla�a si� lekko z prawej na lew�. Czarno emaliowane �ciany wymalowano w srebrne tr�jz�by, a �wiat�o przemyka�o po nich lekko przymglonymi b�yskami, jak w g��binach oceanu.
Kelnerki ubrane by�y w stroje k�pielowe, srebrne maseczki, czarne �eglarskie kapelusze i wysokie buty. Ka�da z nich na lewym ramieniu mia�a wytatuowany tr�jz�b. Zam�wi�em to, co wtedy poda�a mi Keko: prost� pieprz�wk�, bez dodatk�w.
By�o ju� dziewi�� po dziesi�tej i pomieszczenie powoli si� zape�nia�o. Przy pobliskim stoliku �ysy, gruby m�czyzna, poc�c si� obficie w swoim futrze, marudzi� co� w j�zyku, kt�rego nigdy przedtem nie s�ysza�em. Zwraca� si� do m�odego cz�owieka w elastycznych spodniach i d�okejskiej kurtce, majstruj�cego przy operowej lornetce. W grubasie rozpozna�em m�czyzn�, kt�ry w�o�y� sw�j pasek w z�by epileptyka przed Empire State Building.
Zza aksamitnej kurtyny wysz�a na tr�jk�tne podium stara kobieta w ogni�cie rudej peruce i bia�ym prochowcu. Otworzy�a pokryw� bia�ego pianina, poprawi�a co� przy talerzach perkusji, po czym wycofa�a si�, szuraj�c nogami, z powrotem za kurtyn�. Dok�adnie w tej samej chwili w p�mroku przy moim stoliku zmaterializowa�a si� Veronica. Zn�w mia�a na sobie ten str�j w pepitk� - od st�p do g��w - a na twarzy mocny, bialo-czamy makija�: du�o tuszu, o��wka i szarawy b�yszczyk na ustach.
- Co s�dzisz o Keko? - zapyta�a na powitanie. Ale ja wpatrzony by�em w t� jej pepitk�. Poczu�em nagle, jakbym zapada� si� w czarne punkciki wzoru. Ni st�d, ni zow�d zda�y mi si� tr�jwymiarowe - jak czarne dziury, do kt�rych je por�wna�a.
- Przebra�a� si� - zauwa�y�em.
- W czasie wyst�p�w zawsze nosz� ten str�j. Wczoraj, kiedy spotkali�my si� w restauracji, w�a�nie st�d wraca�am.
- Pod�oga jest wymodelowana na kszta�t pier�cieni Saturna, prawda?
- Och, Neptun tak�e ma pier�cienie, tylko my nie mo�emy ich dostrzec. - Poci�gn�a �yk z mojego kieliszka. - Pom�wmy teraz o Keko.
- Od jak dawna nie widzi? - zapyta�em.
- Od pi�ciu lat. Kiedy� by�a luksusow� prostytutk� na telefon. Wci�gn�a j� w to ciotka, z kt�r� przyjecha�a do Ameryki. Rodzina Keko s�dzi�a, �e ciotka zatrudni j� w swojej firmie krawieckiej. Ale ciotka mia�a wielkie d�ugi u chi�skich lichwiarzy. Straci�a firm�. By�a na�ogow� heroinistk�, wi�c wykorzysta�a swoj� siostrzenic�, �eby sp�aci� cz�� d�ug�w. Kiedy ta mia�a osiemna�cie lat, ciotka zmar�a z przedawkowania. Keko s�dzi, �e to by�o morderstwo. Ona sama pracowa�a ju� wtedy dla syndykatu, �ci�gaj�c tysi�c dolar�w za noc. Potem zatrudnili j� jako hostess� w jednym ze swoich luksusowych klub�w. Pewnego wieczoru jeden z klient�w dopad� j� w biurze i zgwa�ci�. Ale przedtem musia� stoczy� z ni� walk�. Keko rozbi�a szklank� i poci�a mu twarz, wi�c strasznie j� pobi�, tak �e straci�a przytomno��. Kiedy przysz�a do siebie, okaza�o si�, �e nic nie widzi. Potem dowiedzia� si� o tym jeden z jej wcze�niejszych klient�w i poprosi�, �eby zosta�a jego sta�� kochank�. To by� sze��dziesi�ciolatek, bogaty Ormianin, importer mebli. Urz�dzi� dla niej mieszkanie, zatrudni� s�u��c� i odwiedza� dwa razy w tygodniu. Podnieca�o go, �e sypia z niewidom� kobiet�. Ca�a by�a dotykiem. Niemniej by� dla niej dobry, a kiedy zmar� dwa lata temu, zostawi� jej mn�stwo pieni�dzy.
Po tych kilku godzinach sp�dzonych z Keko nie spodziewa�em si�, �e us�ysz� o niej co� takiego.
- A facet, kt�ry j� zgwa�ci�?
Policzek Yeroniki drgn��.
- Czemu ci� interesuje?
- Uda�o mu si� wywin��?
- Ludzie z organizacji byli mu winni kilka przys�ug. Nie tkn�liby go. Tak, wi�c nie tkn�a go tak�e policja. A czego si� spodziewa�e�? - Wyj�a sk�d� stalowy grzebie� i przejecha�a nim po w�osach. - Nadal si� tu kr�ci i wci�� co� do niej ma. Kilka razy nawet jej grozi�. Keko ma teraz ochroniarza, kt�ry nie opuszcza jej ani na chwil�.
- Nie widzia�em go dzisiaj.
U�miechn�a si�.
- By� tam przez ca�y czas, w tym samym pokoju, co my. �wiat�a pociemnia�y, a ona podnios�a si� od sto�u. - Pewnego dnia facet dostanie za swoje - rzuci�a zimno. Pochyli�a si�, musn�a wargami moje usta i owion�� mnie zapach perfum w jej w�osach, ostry jak imbir. Wtedy poca�owa�a mnie po raz pierwszy.
- Prawd� m�wi�c, czuj�, �e on tu dzisiaj b�dzie - szepn�a, a potem ruszy�a kr�t� drog� mi�dzy stolikami, bo zza aksamitnej kurtyny wyszli ju� pozostali muzycy.
W u�amku sekundy, zanim �wiat�a zgas�y zupe�nie, wyda�o mi si�, �e widz� m�czyzn� z zygzakowat� blizn�, tego z galerii, siedz�cego teraz przy stoliku dok�adnie naprzeciw mojego.
Kiedy sesja dobieg�a ko�ca i �wiat�a zap�on�y ponownie, ten jeden stolik by� pusty. Ale na samym jego �rodku sta� kieliszek po winie, a w popielniczce wci�� jeszcze tli� si� papieros.
8
Saksofonista oznajmi� zgrzytliwie przez mikrofon, i� jeden z ksi�yc�w Neptuna to morze benzyny, g��bokie na dwa tysi�ce mil, nad kt�rym unosi si� zielona chmura o �rednicy sze�ciu naszych Ksi�yc�w zasilaj�ca je dodatkowo deszczem tej substancji w ilo�ci trzech milion�w galon�w na godzin�. Po czym natychmiast wystartowa� z rozwini�t� sol�wk� - wysok�, pe�n� napi�cia sekwencj�, od kt�rej rozdzwoni�y mi si� plomby w z�bach. By� gibkim m�odym m�czyzn� w sk�rzanym kombinezonie i oblamowanej futrem czapce-uszance, takiej jakie nosi si� zwykle w bardzo ostrym, g�rskim klimacie, na przyk�ad na Tybecie.
Sk�pani w ciemnoniebieskim �wietle, do��czali do niego po kolei pozostali cz�onkowie sekstetu. Najpierw basista - �ysy, oko�o sze��dziesi�cioletni Murzyn z bia�ymi w�sami, monoklem z czerwonym szk�em i peleryn� drukowan� w cyfry. Podk�ada� pulsuj�cy rytm - ci�gle tych samych sze�� nut - kt�ry dziwnym zbiegiem okoliczno�ci idealnie zlewa� si� z biciem mojego serca. Dalej Veronica - mi�kko podzwaniaj�c na fortepianie. Nast�pnie perkusistka, androgyniczna nastolatka z jaskrawo niebieskimi w�osami, odziana w m�ski garnitur, kt�ra z elektryzuj�c� wpraw� operowa�a stalowymi miote�kami po swych talerzach. Potem instrumenty perkusyjne - klekotanie kastaniet�w i wymy�lny zestaw tr�jk�t�w i dzwonk�w - delikatny kontrapunkt dla perkusji. W ko�cu puzonista, zbudowany jak ci�arowiec, w kamizelce ze stalowych oczek, podkre�la� rytm kr�tkimi, ostrymi dysonansami.
Ku mojemu zaskoczeniu okaza�o si�, �e na instrumentach perkusyjnych gra ta sama staruszka w rudej peruce (teraz mia�a na szyi dopasowan� kolorem bandan�), kt�ra wysz�a przedtem, �eby sprawdzi� instrumenty. Cho� do publiczno�ci przemawia� saksofonista, wida� by�o na pierwszy rzut oka, �e zesp� prowadzi w�a�nie ona - instruuj�c reszt� za pomoc� subtelnej kombinacji spojrze� i gest�w.
Veronica w swojej pepitce, wygl�da�a na tle pozosta�ych niemal statecznie.
D�wi�k, kt�ry wsp�lnie tworzyli, zdawa� si� nap�ywa� gdzie� z g�ry, znad czarnego sufitu, znad dachu by�ej fabryki atramentu i znad wygwie�d�onego nieba nad miastem.
To by�a muzyka wprost z g��bi kosmosu. Jak owe harmonie, kt�re w samym �rodku nocy wychwytuj� radioteleskopy na samotnych g�rskich szczytach.
Veronica przy fortepianie nie przypomina�a w niczym tej Yeroniki, kt�r� widywa�em dot�d. Gdybym nie przygl�da� si�, jak idzie w kierunku �wiate� sceny od mojego stolika, pewnie bym jej nie rozpozna�. Siedzia�a sztywno, z oczyma przymkni�tymi jak w transie, z napi�tymi mi�niami bark�w i ramion. Porusza�y si� tylko jej palce. Wyobrazi�em sobie, jak akompaniuje swemu ojcu przy wyst�pie - ma�a dziewczynka, zgi�ta nad o�wietlon� malutk� lampk� klawiatur�, w orkiestrze mrocznego teatru.
Gra�a z ch�odn� precyzj�, z pocz�tku wy��cznie w obr�bie g�rnych oktaw. Lodowate staccato, z kt�rego rozwin�a si� jej w�asna sol�wka. Lewa d�o� sp�yn�a po klawiaturze w dolne rejestry i zacz�a przy�piesza� rytm - a� ten zr�wna� si� z biciem mego serca - a ona przesz�a w skal� chromatyczn�, improwizuj�c swobodnie wok� g��wnego tematu podrzuconego przez saksofonist�.
Przymkn�wszy powieki, ujrza�em meteoryty mkn�ce przez kosmos - jak r�j p�on�cych pszcz�. Moje my�li pow�drowa�y z powrotem do tamtego wieczoru, kiedy po raz pierwszy spotka�em Yeronic�. Szed�em w�a�nie od przystani promu przy Battery. Ju� od kilku miesi�cy przychodzi�em tu, siada�em na otoczonej szkieletami drzew �awce z widokiem na Statu� Wolno�ci i obserwowa�em, jak t�um przesuwa si� przez bramki u wej�cia, �eby dosta� si� na pok�ad promu. Kilka minut p�niej prom odbija� od brzegu w stron� Staten Island, a jego �wiat�a gin�y wolno w czarnej mgle. Potem do brzegu przybija� drugi prom, powrotny, bra� na pok�ad kolejn� porcj� ludzi i tak�e odbija�. I wiele jeszcze razy dwa promy odbywa�y sw� pielgrzymk�, zanim w ko�cu wstawa�em i otrzepywa�em �nieg z kapelusza.
Kiedy� siadywa�em tu, odprowadzaj�c po wsp�lnie sp�dzonej nocy kobiet�, w kt�rej zakocha�em si� zesz�ego roku. Jeszcze cz�ciej sam wsiada�em na prom, �eby j� odwiedzi�. Podoba�o mi si�, �e mieszka na Staten Island i �e mog� si� do niej dosta�, jedynie przebywaj�c szare wody zatoki. By�a ilustratork� w jednym z czasopism, dla kt�rych w tym czasie pracowa�em. Przyje�d�a�a po mnie na przysta� promu na St. George swoim bia�ym coupe, a potem przez ca�� drog� do domu przeje�d�a�a na czerwonym �wietle. Kiedy przelatywali�my p�dem przez ka�de skrzy�owanie, pod zawieszonymi w g�rze �wiat�ami, ca�owa�a czubki palc�w i uderza�a nimi o sufit samochodu. By�a tak�e licencjonowanym pilotem i trzyma�a ma��, dwusilnikow� cessn� na Floyd Bennet Field, po drugiej stronie zatoki. Lata� nauczy� j� ojciec, pilot wojskowy, kt�ry zostawi� jej w spadku smuk�y, kryty dach�wk� dom w g�rnej cz�ci zatoki, na po�udniowo-wschodn