984
Szczegóły |
Tytuł |
984 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
984 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 984 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
984 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Danielle Steel
Pora nami�tno�ci
Przek�ad Ma�gorzata Samborska
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
Warszawa 1997
ISBN 83-7169-382-6
przepisa�a Marianna �ydek
Dla Billa, Beatrix i Nicholasa z mi�o�ci�
Szczeg�lne podzi�kowanie dla Nancy Bel Weeks
Gdy pojawia si�, rado�� pada martwa,
dlaczego odziera z kwiat�w najlepiej posian� nadziej�?
Hap - Thomas Hardy
Cz�� pierwsza
Rozdzia� pierwszy
Budzik zadzwoni� zaraz po sz�stej. Poruszy�a si� i wyci�gaj�c rami� spod
prze�cierad�a wy��czy�a go. Mog�a jeszcze przez chwil� udawa�, �e nic nie
s�ysza�a. Jeszcze chwil� podrzema�. Nie musia�a jecha�... gdyby tylko
nie... i wtedy w�a�nie zadzwoni� telefon.
- Do diab�a. - Kaitlin Harper usiad�a w ��ku. D�ugie kasztanowe w�osy
okala�y jej pi�knie opalon� twarz, opadaj�c na ramiona w zaplecionych na
noc warkoczach. Telefon zadzwoni� ponownie. Z westchnieniem podnios�a
s�uchawk�, pr�buj�c powstrzyma� ziewni�cie. Mia�a usta o delikatnym
rysunku, rozchylaj�ce si� w u�miechu, kiedy by�a szcz�liwa. Dzisiaj jednak
w jej zielonych oczach malowa�a si� powaga. Obudzi�a si� ju�. O ile �atwiej
by�oby zasn�� i zapomnie� o wszystkim.
- Cze��, Kate.
U�miechn�a si�, s�ysz�c znajomy g�os. Wiedzia�a, �e to Felicja. Nikt
poza ni� nie wiedzia�, gdzie Kate obecnie przebywa.
- Dlaczego wsta�a� o tej porze?
- Och, jak zwykle.
Kate roze�mia�a si� g�o�no.
- Sz�sta rano? Jak zwykle?
Zbyt dobrze j� zna�a. Felicja Norman z trudem wyczo�giwa�a si� z ��ka o
�smej, a jej sekretarka by�a szczeg�owo poinstruowana, jak chroni� szefow�
przed niepotrzebnymi wstrz�sami przynajmniej do dziesi�tej. Sz�sta rano z
pewno�ci� nie by�a w�a�ciw� godzin�. Chyba dla Kate. Kate by�a gotowa
codziennie wstawa� o tej barbarzy�skiej porze.
- Nie masz nic lepszego do roboty, ni� mnie kontrolowa�, Licjo?.
- Na to wygl�da. Co nowego?
Kate niemal�e widzia�a Felicj�, jak pr�buje si� obudzi�. Jej �wietnie
ostrzy�one jasne w�osy, kt�re zazwyczaj si�ga�y ramion, teraz pewno
rozsypa�y si� na poduszce, a starannie wymanikiurowana d�o� os�ania�a
b��kitne oczy. Tak jak Kate mia�a twarz modelki o delikatnych rysach, ale
by�a od niej starsza o dwana�cie lat.
- Nic nowego. Wszystko u mnie w porz�dku.
- To dobrze. W�a�nie przysz�o mi do g�owy, �e mo�e chcia�aby� si� ze mn�
tam dzisiaj zobaczy�. - Tam. Anonimowe s�owo oznaczaj�ce anonimowe miejsce.
Felicji chcia�o si� jecha� dwie godziny, by spotka� swoj� przyjaci�k�
"Tam". Ale po co? Kate powinna teraz radzi� sobie sama. Wiedzia�a o tym,
nie mo�e zawsze liczy� na innych. Za d�ugo ju� to robi�a.
- Nie, Licjo. Wszystko w porz�dku. Poza tym firma po�egna si� z tob� na
dobre, je�li b�dziesz bez przerwy w po�owie dnia wyje�d�a�a, by mi
pomatkowa�.
Felicja Norman by�a dyrektork� w jednym z najelegantszych dom�w mody w
San Francisco. Pozna�a Kate, gdy ta pracowa�a jako modelka.
- Nie �artuj. Nawet tego nie zauwa��. - Felicja k�ama�a. Kate zrozumia�a
to od razu, nie wiedz�� nawet, �e przyjaci�ka mia�a po po�udniu
przygotowa� pokaz dla Norella. Ca�� kolekcj� zimow�. A za trzy dni Halston.
A w przysz�ym tygodniu Blass. To by�o wi�cej, ni� mo�na sobie wyobrazi�,
nawet dla Felicji. Kate nie my�la�a o porach roku ani o pokazach. Nie
robi�a tego ju� od miesi�cy.
- A jak tam m�j ma�y przyjaciel? - g�os Felicji z�agodnia�, kiedy o to
spyta�a.
Kate u�miechn�a si�, przesuwaj�c d�oni� po swoim wydatnym brzuchu.
Jeszcze trzy tygodnie... trzy tygodnie... i Tom...
- M�j malutki ma si� dobrze,
- Sk�d mo�esz by� taka pewna, �e to b�dzie ch�opiec? Uda�o ci si�
przekona� nawet mnie. - Felicja u�miechn�a si� na my�l o paczce ubranek
dzieci�cych, kt�re w zesz�ym tygodniu zam�wi�a na si�dmym pi�trze w swojej
firmie. - Lepiej, �eby to by� ch�opiec!
Roze�mia�y si� obie.
- B�dzie. Tom powiedzia�... - I cisza. S�owa same si� wymkn�y. - To bez
znaczenia, kochanie. Nie potrzebuj� dzisiaj opieki. Mo�esz zosta� w San
Francisco, przespa� si� jeszcze przez dwie godziny, a potem spokojnie i��
do pracy. Je�li b�d� ci� potrzebowa�a, zadzwoni�. Obiecuj�. Zaufaj mi.
- Gdzie ja to ju� s�ysza�am? - Felicja za�mia�a si� niskim, ciep�ym
g�osem do s�uchawki. - Gdybym mia�a czeka� na tw�j telefon usch�abym
wcze�niej ze staro�ci. Czy mog� przyjecha� na weekend?
- Znowu? Jak to wytrzymujesz? - Przez ostatnie cztery miesi�ce Felicja
przyje�d�a�a prawie co tydzie�. Teraz jednak Kate czeka�a na ni� z
ut�sknieniem. Pytanie Felicji i odpowied� Kate by�y czcz� formalno�ci�.
- Co mam ci przywie��?
- Felicjo Norman! Je�li przywieziesz mi jeszcze jedn� sukienk� dla
ci�arnych, to b�d� wrzeszcze�! Gdzie, jak s�dzisz, h�d� je nosi�? Do
sklepu? Prosz� pani, mieszkam na prowincji. Znasz to, faceci w
podkoszulkach, kobiety w szlafrokach. - W g�osie Kate da�o si� s�ysze�
rozbawienie.
Felicji natomiast wcale nie by�o do �miechu.
- To tw�j w�asny cholerny b��d. M�wi�am ci...
- Och, daj spok�j. Jestem tutaj szcz�liwa. - Kate u�miecha�a si� do
siebie.
- Oszala�a�. To tylko instynkt. Jeste� w ci��y, wobec tego budujesz
gniazdo. Poczekaj, a� dziecko przyjdzie na �wiat. Wtedy odzyskasz rozum. -
Felicja bardzo na to liczy�a. Szuka�a ju� odpowiedniego mieszkania.
S�ysza�a o dw�ch czy trzech wspania�ych miejscach w jej s�siedztwie na
Telegraph Hill. Kate kompletnie zwariowa�a mieszkaj�c w tej g�uszy. Ale
przejdzie jej to. Wrzawa wok� niej powoli cich�a, jeszcze kilka miesi�cy i
b�dzie mog�a wr�ci�.
- Hej, Licjo... - Kate spojrza�a na budzik. - Powinnam ju� wsta�. Mam
przed sob� trzy godziny jazdy. - Przeci�gn�a si� leniwie na ��ku, z
nadziej�, �e nogi jej nie zdr�twiej� i nie b�dzie musia�a k�a�� si� z
powrotem.
- Jeszcze jedno. W przysz�ym miesi�cu mog�aby� przesta� ju� tam
je�dzi�... przynajmniej a� do urodzenia dziecka. Nie ma sensu...
- Bardzo ci� lubi�, Licjo. Do widzenia. - Kate spokojnie od�o�y�a
s�uchawk�. To wszystka s�ysza�a ju� niejeden raz. Wiedzia�a, co robi.
Musia�a je�dzi�. Chcia�a. Poza tym, czy mia�a wyb�r? Jak�eby mog�a przesta�
tam je�dzi�?
Powoli usiad�a na brzegu ��ka. Wzi�a g��boki oddech patrz�c na g�ry za
oknem. My�lami pow�drowa�a lata ca�e w przesz�o��. W bardzo odleg�e czasy.
Ca�e przesz�e �ycie.
- Tom - powiedzia�a �agodnie. Tylko jedno s�owo. Nie wiedzia�a, czy
wym�wi�a je g�o�no. Tom... Dlaczego go tu nie ma? Dlaczego nie odkr�ca wody
w �azience, nie �piewa pod prysznicem, nie wo�a do niej z kuchni... Czy
naprawd� odszed�? Jeszcze tak niedawno mog�a po prostu zawo�a� go po
imieniu i us�ysze� jego g�os. By� razem z ni�. Zawsze. Wielki, jasnow�osy,
wspania�y Tom - pe�en �miechu i u�cisk�w. Tom, kt�rego spotka�a na
pierwszym roku college'u. Przypadkiem posz�a na mecz, kt�ry gra�a jego
dru�yna w San Francisco. Zaproszono j� potem na przyj�cie, bo kto� zna�
kogo� z dru�yny... Kompletne szale�stwo. Nigdy przedtem czego� takiego nie
robi�a. Zakocha�a si� w nim natychmiast. Mia�a tylko osiemna�cie lat. W
pi�karzu? W pierwszej chwili sam pomys� wydawa� jej si� �mieszny. Pi�karz.
By� jednak nie tylko graczem. By� kim� szczeg�lnym - Tomem Harperem.
Kochaj�cym, ciep�ym, troskliwym Tomem. Jego ojciec kopa� w�giel w
Pensylwanii, a matka pracowa�a jako kelnerka, by Tom m�g� sko�czy� szko��.
On sam ci�ko harowa�, tak�e w czasie letnich wakacji, by dosta� si� do
college'u. Potem zdoby� sportowe stypendium. Sta� si� gwiazd� - graczem
zawodowym. Bohaterem narodowym. Tom Harper. Wtedy w�a�nie go pozna�a. Kiedy
by� gwiazd�. Tom...
- Cze��, Ksi�niczko.
Pod jego spojrzeniem czu�a si�, jakby spad� na ni� ciep�y, letni
orze�wiaj�cy deszcz.
- Cze��. - Wyda�a si� sobie taka g�upia. "Cze��..." Tylko tyle potrafi�a
wymy�li�. Nie mia�a mu nic do powiedzenia, ale ma�a twarda kulka usadowi�a
si� w jej �o��dku. Musia�a odwr�ci� wzrok. Nie wytrzyma�a badawczego
spojrzenia jasnoniebieskich oczu ani jego u�miechu. Wydawa�o jej si�, �e
patrzy prosto w s�o�ce.
- Jeste� z San Francisco? - Pochyli� si� ku niej u�miechni�ty. By� bardzo
wysokim, pot�nie zbudowanym m�czyzn�, o klasycznych kszta�tach wymaganych
w jego zawodzie. Zastanawia�a si�, co te� o niej my�li. Pewnie, �e jest
�mieszn� smarkat�.
- Tak, a ty? - Wtedy oboje si� roze�mieli, bo przecie� wiedzia�a, sk�d
Tom pochodzi. Wszyscy wiedzieli. Dru�yna trenowa�a w Chicago.
- Dlaczego tak nie�mia�o?
- Ja... to... och, do diab�a...
Znowu oboje si� roze�mieli. Potem by�o ju� lepiej. Uciekli z przyj�cia i
poszli na hamburgery.
- Czy twoi przyjaciele nie b�d� si� martwi� o ciebie?
- Pewnie tak.
Siedzia�a obok niego przy barze, macha�a nog� i u�miecha�a si�
uszcz�liwiona, spogl�daj�c na niego znad ociekaj�cego keczupem hamburgera.
Przysz�a z kim� na to przyj�cie. Ten kto� ju� nie mia� znaczenia. Sp�dza�a
wiecz�r z Tomem Harperem. Nie pasowa� do legendy, kt�ra go otacza�a. By� po
prostu m�czyzn�, kt�rego lubi�a. Nie dlatego, �e by� tym, kim by�.
Polubi�a go, bo by� mi�y. Mia� w sobie co� wi�cej... nie by�a jednak pewna,
co to jest. Wiedzia�a tylko, �e kr�ci si� jej w g�owie za ka�dym razem, gdy
na niego patrzy. By�a ciekawa, czy Tom to widzi.
- Cz�sto to robisz, Ksi�niczko? Chodzi mi o randki w ciemno na
przyj�ciach. - Patrzy� na ni� przez chwil� powa�nie, a potem oboje si�
roze�mieli.
- Nigdy. Naprawd�.
- Lepiej tego mi nie r�b.
- Nie, prosz� pana.
By�a to noc �art�w i �miechu. Czu�a jego blisko�� i to j� onie�miela�o.
Sprawi�, �e poczu�a si� znowu ma�� dziewczynk�, kt�ra czeka ca�e �ycie na
kogo�, kto by j� chroni�. By�o to dziwne, bo wyda�o jej si�, �e to na niego
w�a�nie czeka�a.
Po hamburgerach pojechali do Carmelu. Spacerowali po pla�y, ale nie
pr�bowa� si� z ni� kocha�. Przytuleni rozmawiali a� do wschodu s�o�ca.
Opowiadali sobie tajemnice dzieci�stwa i dorastania... "Poczekaj, a� ja ci
opowiem o..."
- Jeste� pi�kn� dziewczyn�, Kate. Kim chcesz by�, gdy doro�niesz?
Roze�mia�a si� s�ysz�c to pytanie i wsypa�a mu gar�� piasku za koszul�.
Pr�bowa� si� zem�ci�. My�la�a, �e j� poca�uje, ale tego nie zrobi�.
Rozpaczliwie pragn�a poca�unku.
- Daj spok�j. Pytam powa�nie. Co chcesz robi�?
Pytanie spowodowa�o, �e usiad�a, na piasku wzruszaj�c ramionami.
- Nie wiem. Dopiero zacz�am college. My�la�am, �e spr�buj� nauk
politycznych lub literatury. Wiesz, co� po�ytecznego. Kto wie? Pewnie
sko�cz� tylko college i b�d� sprzedawa�a kosmetyki u Saksa.
Poza tym mo�e ucieknie, b�dzie je�dzi� na nartach, uczy� w szkole,
zostanie piel�gniark� albo stra�akiem... do diab�a, sk�d mog�a wiedzie�. Co
za g�upie pytanie.
B��kitne oczy Toma rozja�ni�y si� w u�miechu.
- Ile masz lat, Kate? - Wypytywa� j� bez przerwy, a patrzy� na ni� tak,
jakby znali si� od zawsze. Pytania wydawa�y si� jej zbyteczne, bo mia�a
wra�enie, �e Tom zna, ka�d� odpowied�.
- Sko�czy�am osiemna�cie w zesz�ym miesi�cu. A ty?
- Dwadzie�cia osiem, z�otko. Jestem o dziesi�� lat od ciebie starszy.
Czas na emerytur�. W ka�dym razie w moim zawodzie. - Gdy to m�wi�, twarz mu
st�a�a.
- A kiedy si� wycofasz...?
- Do��cz� do ciebie i b�dziemy we dw�jk� sprzedawa� kosmetyki u Saksa.
Roze�mia�a si� g�o�no. Mia� prawie sze�� st�p wzrostu. Pomys�, by Tom
Harper sprzedawa� co� mniejszego od �odzi podwodnej, by� absurdalny.
- A co robi� emerytowani gracze w pi�k�?
- �eni� si�, maj� dzieci. Pij� piwo. Tyj�. Sprzedaj� polisy
ubezpieczeniowe. Spotykaj� ich same dobre rzeczy w �yciu. - Cho� by�o to
powiedziane z ironi�, z g�osu Toma przebija� l�k przed przysz�o�ci�.
- To brzmi znakomicie - stara�a si� u�miechn��. Patrzy�a na morze, gdy
otoczy� j� ramieniem.
- Nie zanadto. - Pomy�la� o sprzedawaniu polis ubezpieczeniowych, a potem
spojrza� na ni�. - Ma��e�stwo i dzieci to brzmi wspaniale, prawda, Kate?
- Chyba tak. - Wzruszy�a, ramionami. - Te sprawy s� jeszcze hen, hen
przede mn�.
- Jeste� m�oda - powiedzia� to tak powa�nie, �e a� si� roze�mia�a.
- Tak, dziadku.
- Co naprawd� masz zamiar robi� po dyplomie?
- Szczerze? Pojecha� do Europy. Chc� sp�dzi� tam kilka lat. Podr�owa� z
miejsca na miejsce. Pracowa�. Robi� cokolwiek. Wydaje mi si�, �e wtedy b�d�
mia�a po dziurki w nosie szkolnej dyscypliny. - Mia�a przed sob� co
najmniej trzy lata.
- Tak w�a�nie to nazywasz. "Dyscyplina". - Rozpromieni� si�, my�l�c o
ha�a�liwej grupie bogatych dzieciak�w, z kt�rymi - jak widzia� - przysz�a
na przyj�cie. Wszyscy chodzili do Stanford. Mieli pieni�dze i wymy�lne
ciuchy, a na parkingu zostawili morgana i nowiutk� corvett�.
- A gdzie b�dziesz w Europie?
- W Wiedniu albo Mediolanie. Mo�e w Bolonii. Monachium. Jeszcze nie
zdecydowa�am, ale chc� pojecha� do jakiego� ma�ego miasta.
- No, no.
- Och, zamknij si�. - Pragnienie poca�owania go stawa�o si� nie do
wytrzymania. U�miecha�a si� �agodnie w ciemno�ci. Oto znajdowa�a si� w
ramionach Toma Harpera. Po�owa kobiet tego kraju oszala�aby na sam� my�l o
tym. A oni tu siedzieli, trzymaj�c si� w obj�ciach, i rozmawiali swobodnie,
jak para dzieciak�w. Jej rodzice nie byliby zachwyceni.
- Jacy s� twoi starzy?
Tom chyba czyta� w jej my�lach.
- Nudni. Ale chyba mili. Jestem jedynym dzieckiem i urodzi�am si� p�no.
Pok�adaj� we mnie wielkie nadzieje.
- Spe�niasz je?
- Raczej tak. Chocia� nie powinnan. Zd��yli ju� nabra� z�ych nawyk�w.
Teraz licz� na to, �e b�d� przez ca�y czas trzyma�a tak samo. To jeden z
powod�w, dla kt�rych chc� wyjecha� na kilka lat. Mog�abym nawet robi� drugi
rok studi�w za granic�. Lub wyjecha� latem przysz�ego roku.
- Sponsorowana przez tat�, oczywi�cie - w jego g�osie us�ysza�a
satysfakcj� i lekk� drwin�. Odwr�ci�a si�, by spojrze� na niego z gniewem w
zielonych oczach.
- Niekoniecznie. Zarabiam w�asne pieni�dze. Pewnie sama zap�ac� za moj�
podr�. Je�li uda mi si� znale�� tam prac�.
- Przepraszam, Ksi�niczko. Po prostu tak sobie pomy�la�em. Nie wiem...
ca�a ta grupa, z kt�r� przysz�a� dzi� wieczorem, wygl�da�a na nie�le
nadzian�. Pozna�em takich, jak oni, kiedy by�em na uniwerku stanowym
Michigan. Wszyscy mieszkali w Grosse Pointe albo Scottsdale. Zreszt� to bez
r�nicy.
Kate pokiwa�a g�ow�. Zgadza�a si� z nim, ale nie lubi�a by� zaliczana do
tego samego gatunku, co inne dzieci bogatych rodzic�w. Wiedzia�a, o co mu
chodzi. Chocia� sama nigdy si� nie buntowa�a, taki tryb �ycia te�
niespecjalnie jej odpowiada�. Wydawa�o si�, �e wszyscy mieli tak� mas�
rzeczy. I �adnych potrzeb, cierpie�, pyta�, obaw. Tyle posiadali. Kate nie
by�a wyj�tkiem, ale przynajmniej zdawa�a sobie z tego spraw�.
- Co to znaczy, �e zarabiasz w�asne pieni�dze? - Robi� wra�enie
rozbawionego.
Spojrza�a na niego ze z�o�ci�.
- Jestem modelk�.
- Naprawd�? Pozujesz do czasopism czy jak? - Teraz w jego g�osie da�o si�
s�ysze� zdumienie. Mia�a urod�, ale nie wyobra�a� sobie, �e Kate pracuje.
Pozowanie to przyjemne zaj�cie. Zrobi�o to na nim wra�enie. Odwr�ci� si�,
by na ni� spojrze� i jej gniew z�agodnia�.
- Wszystko robi�. Latem zesz�ego roku nakr�ci�am nawet reklam�wk�.
Najcz�ciej wzywaj� mnie na pokazy mody do dom�w I. Magnina, Saksa. To
nudne wyje�d�a� do innego miasta tylko na pokaz, ale dobrze za to p�ac� i
dzi�ki temu jestem niezale�na. Czasami to niez�a zabawa.
Widzia� j� w wyobra�ni, jak idzie po wybiegu - na p� �rebak, na p�
�ania, wysoka i chuda, w sukience za pi��set dolar�w. Mo�e nie ubierali jej
w zbyt eleganckie ciuchy... Kate mia�a sw�j styl i potrafi�a przyci�ga�
wzrok bez osza�amiaj�cych kreacji. Tom niewiele wiedzia� o modzie, ale
intuicja go nie zawiod�a.
- Czy masz zamiar pozowa�, kiedy pojedziesz do Europy po sko�czeniu
szko�y? - Spojrza� na ni� zaintrygowany. Otacza� j� wci�� ramieniem. W jego
obj�ciu by�o jej tak ciep�o i wygodnie...
- Tylko wtedy, gdybym mia�a do wyboru jedynie �mier� g�odow�. Chyba
wola�abym robi� co� innego.
- Co? - Przytuli� j� mocniej do siebie.
Po raz pierwszy w �yciu chcia�a kocha� si� z m�czyzn�. Oszala�a. By�a,
dziewic� i prawie go nie zna�a. Wydawa� si� jednak takim m�czyzn�, z
kt�rym dziewczyna chcia�aby prze�y� ten pierwszy raz. Wyobra�a�a sobie, �e
musi by� delikatny i czu�y.
- Dalej, Kate. Co innego" chcesz robi� w Europie?
Wydawa�o jej si�, �e troch� z niej �artuje, ale wcale si� nie obrazi�a,
tylko u�miechn�a. Zawsze chcia�a mie� starszego brata, kt�ry by tak z ni�
rozmawia�.
- Nie wiem. Mo�e pracowa�abym dla dziennika czy tygodnika. Mo�e pisa�abym
reporta�e. Gdzie� w Pary�u albo Rzymie - odpar�a rozpromieniona Kate, a Tom
potarga� jej w�osy.
- Hej, dzieciaku, a dlaczego nie mia�aby� przy�o�y� si� do pozowania?
�y�aby� jak prawdziwa dama. Chcesz biega� wyszukuj�c wiadomo�ci o
morderstwach i po�arach? Jezu, mog�aby� to robi� tutaj. Po angielsku.
- M�j ojciec za�ama�by si� nerwowo - zachichota�a.
- Ja te�. - Tuli� j� teraz mocno do siebie, jakby chcia� ochroni� j�
przed nieznanym niebezpiecze�stwem.
- Jeste� niemo�liwy, Tomie Harper. A ja cholernie dobrze pisz�. B�d�
dobr� reporterk�.
- A kto m�wi, �e dobrze piszesz?
- Ja to m�wi�. A pewnego dnia napisz� ksi��k� - powiedzia�a to bez
wahania. Popatrzy�a przed siebie i umilk�a.
- M�wisz powa�nie, prawda, Kate? - Jego g�os by� mi�kki i �agodny.
Pokiwa�a g�ow� w milczeniu.
- No, to pewnie kiedy� j� napiszesz... - Wycofywa� si� ostro�nie, nie
chc�c rozwiewa� jej marze�. - Kiedy� sam chcia�em napisa� ksi��k�. Potem
zrezygnowa�em.
- Dlaczego? - spyta�a, wstrz��ni�ta.
Pr�bowa� zachowa� powa�ny wyraz twarzy. Uwielbia� jej spontaniczno��.
- Zrezygnowa�em, bo nie umiem pisa�. Mo�e pewnego dnia napiszesz ksi��k�
dla mnie.
Siedzieli d�ugo na pla�y. Milczeli, patrzyli w morze, cieszyli si� z
nocnej, orze�wiaj�cej bryzy. Okry� j� swoj� kurtk� i przytuli� do siebie.
Min�a d�uga chwila, zanim kt�re� z nich si� odezwa�o.
- Co twoi rodzice chc�, �eby� robi�a, kiedy ju� sko�czysz studia? -
spyta� Tom.
- P�niej?
Kiwn�� g�ow�.
- Och, co� "eleganckiego". Praca w muzeum, na uniwersytecie, doktorat.
Ale najlepiej by�oby znale�� m�a. Nuda. A co z tob�? Co masz zamiar robi�,
gdy ju� gazety przestan� pisa�, jakim jeste� wspania�ym pi�karzem? - Le�a�a
obok niego na piasku. Wygl�da�a jeszcze jak dziecko, ale Tom dostrzeg� w
jej oczach kobiet�.
- Powiedzia�em ci. P�jd� na emerytur� i razem napiszemy ksi��k�.
Nic nie odpowiedzia�a.
Siedzieli w milczeniu i patrzyli na wschodz�ce s�o�ce. Potem wr�cili do
San Francisco.
- Chcesz zje�� �niadanie przed powrotem do domu?
Dojechali do Palo Alto i w�a�nie zbli�ali si� do ulicy, przy kt�rej
mieszka�a. Tom prowadzi� ma�y angielski samochodzik, kt�ry wynaj�� na czas
pobytu w San Francisco.
- Chyba powinnam wraca�. - Je�li jej matka zatelefonowa�a i dowiedzia�a
si�, �e c�rka by�a przez ca�� noc poza domem, to Kate b�dzie musia�a bardzo
wysili� wyobra�ni�, by jej jako� wyja�ni� swoj� nieobecno��. Dziewczyny na
pewno j� kry�y. Robi�a to samo dla nich. Dwie z czterech przyjaci�ek
przesta�y ju� by� dziewicami. Trzecia robi�a wszystko, by zmieni�
istniej�cy stan rzeczy. Kate nie bardzo na tym zale�a�o - przynajmniej do
tej pory. Do chwili, gdy pozna�a Toma.
- Co robisz dzi� wieczorem?
Kate spojrza�a, na Toma z rozpacz�.
- Nie mog� si� z tob� spotka�. Obieca�am rodzicom, �e zjem z nimi
kolacj�. Kupili ju� bilety do filharmonii. Mo�e p�niej? - Cholera!
Cholera! Cholera! Potem Tom wyjedzie z miasta i nigdy go ju� nie zobaczy.
Ujrza� w jej twarzy rozpaczliwy smutek i zapragn�� j� poca�owa�. Nie jak
dziecko, jak kobiet�. Chcia� trzyma� j� blisko siebie i czu�, jak jej serce
bije. Chcia�... Zmusi� si�, by przesta� o tym my�le�. By�a za m�oda.
- Nie mog� p�niej, Ksi�niczko. Gramy jutro. Musz� by� w ��ku o
dziesi�tej. Nie martw si�. Mo�e uda nam si� wyrwa� jutro kilka minut przed
odlotem. Chcesz pojecha� ze mn� na lotnisko?
- Jasne. - Rozpacz zacz�a znika� z jej oczu.
- Chcesz jutro przyj�� na mecz? - roze�mia� si�, widz�c wyraz twarzy
Kate. - Och, dziecino, powiedz prawd�. Nienawidzisz futbolu, prawda?
- Oczywi�cie, �e nie - ale �mia�a si�, bo naciska�, chcia� us�ysze�
odpowied�: "Nie nienawidz�".
- Ale nie lubisz, czy� nie tak? - Roze�mia� si� i pokr�ci� g�ow�.
Dzieciak, panienka z college'u. Z nadzianej rodziny. Szale�stwo. Kompletne
szale�stwo.
- Dobrze, panie Harper. No to co? Czy to ma jakie� znaczenie, �e nie
jestem zagorza�ym kibicem futbolu?
Spojrza� na ni� z g�ry z pogodnym u�miechem i pokr�ci� g�ow�.
- Nie. Ani troch�. - Nawet go troch� bawi�a jej niech�� do pi�ki.
Wielbicielki futbolu znudzi�y go a� do md�o�ci.
Znale�li si� przed jej domem. Nadszed� koniec spotkania.
- Dobrze, ma�a. Zadzwoni� do ciebie p�niej.
Chcia�a, us�ysze�, �e przyrzeka, spyta�, czy na pewno zadzwoni, obieca�,
�e odwo�a kolacj� z rodzicami. Do diab�a, to by� Tom Harper, a ona jedn� z
wielu dziewczyn. Nigdy do niej nie zadzwoni...
Przybra�a oboj�tn� min�, pokiwa�a g�ow�, u�miechn�a si� blado i
otworzy�a drzwiczki samochodu. Tom zatrzyma� j�, zanim stopami dotkn�a
ulicy. Zmia�d�y� jej rami� w u�cisku.
- Hej, Kate. Nie odchod� w ten spos�b. Powiedzia�em, �e zadzwoni�, to
zadzwoni�.
Wi�c zrozumia�, �e jej oboj�tno�� to poza. Wszystko rozumia�. Odwr�ci�a
si� do niego z u�miechem ulgi.
- Dobrze. Po prostu pomy�la�am...
U�cisk na jej ramieniu zel�a�. Pog�aska� j� delikatnie po policzku.
- Wiem, co my�la�a�, ale pomyli�a� si�, Kate.
- Czy�by? - Patrzyli sobie w oczy przez chwil�.
- Tak.
Nigdy nie s�ysza�a tak delikatnie wypowiedzianego s�owa.
- Teraz id� ju� i troch� si� prze�pij. Zadzwoni� do ciebie p�niej.
Zadzwoni�. Zadzwoni� dwa razy rano, a potem jeszcze raz, p�no wieczorem,
gdy wr�ci�a z kolacji z rodzicami. By� ju� w ��ku, ale nie m�g� zasn��.
Um�wili si� na spotkanie po meczu nast�pnego dnia. Tym razem by�o inaczej.
Zbyt po�piesznie, nerwowo. Wygrali mecz i Toma ogarn�a euforia, a Kate
by�a zdenerwowana. To nie by�a pla�a w Carmelu. Wszystko wok� wirowa�o w
szalonym p�dzie, ludzie t�oczyli si� przy barze na lotnisku przed odlotem
dru�yny do Dallas na nast�pny mecz. Koledzy podchodzili i odchodzili,
machali do nich, dwie kobiety domaga�y si� od Toma autograf�w, barman
patrzy� bez przerwy i mruga� porozumiewawczo. Odwracano g�owy w ich
kierunku, szeptano, kiwano.... tam... Tom Harper?... Tak?... do diab�a,
tak!... Tom Harper! Szum denerwowa� j� i rozprasza�.
- Chcesz przyjecha� do Dallas?
- Co? - Spojrza�a, na Toma z przera�eniem. - Kiedy?
- Teraz.
- Teraz?
Rozpromieni� si� na widok jej twarzy.
- A dlaczeg� by nie?
- Zwariowa�e�? Musz�... Mam egzaminy... - Znowu sta�a si� przestraszon�
ma�� dziewczynk�, wida� to by�o w jej oczach.
Tom od razu zrozumia�. Jazda do Carmelu z nim by�a wyrazem zaufania,
brawur�, ale mog�a z tym sobie poradzi�. Jednak wyjazd do Dallas to co
innego. Dobrze. Teraz zrozumia�. B�dzie post�powa� delikatnie. To przecie�
niezwyk�a dziewczyna.
- Spokojnie, Ksi�niczko. �artuj�. A co my�lisz o spotkaniu ze mn� zaraz
po egzaminach? - powiedzia� �agodnie, modl�c si� w duchu, by nikt nie
podszed� po autograf czy z gratulacjami z powodu zwyci�stwa. Nikt si� nie
zjawi�. Wstrzyma� oddech.
Spojrza�a na niego.
- Tak. Mog�abym. - Dr�a�a z napi�cia, ale by�o to cudowne uczucie.
- W porz�dku. Porozmawiamy o tym.
Nie nalega�. Po drodze do wyj�cia na p�yt� �miali si� i �artowali.
Stan�li przez chwil� przed drzwiami. Zastanawia�a si�, czy j� poca�uje.
Wtedy z leniwym, �agodnym u�miechem pochyli� si� i poca�owa� j�, najpierw
delikatnie, potem mocniej, nami�tnie. Otoczy�a go ramionami. Przytuli� j� z
ca�ych si� do siebie. Kate zabrak�o tchu i zakr�ci�o si� w g�owie.
Nagle wszystko si� sko�czy�o, Tom znikn��. Zosta�a sama.
Tej nocy zadzwoni�. Dzwoni� co noc przez miesi�c. Zaprasza� j� w r�ne
miejsca, gdzie gra�, ale nie mog�a pojecha�, bo jego harmonogram by� zbyt
napi�ty, bo pozowa�a, bo jej rodzice co� dla niej zaplanowali, bo... nie
by�a naprawd� pewna, czy chcia�aby "to" ju� zrobi�. My�la�a, �e tak, ale...
Nigdy mu tego nie wyja�nia�a. Rozumia�.
- Ksi�niczko, o czym m�wisz? Czy ju� ci� nigdy nie zobacz�?
- Oczywi�cie, �e tak. Po prostu nie mog�am do tej pory. To wszystko.
- Bzdury. W ten weekend albo wsadzisz sw�j chudy ty�eczek do samolotu do
Cleveland, albo sam przyjad�, by ci� wyci�gn�� z domu. - W jego g�osie
s�ysza�a �miech i czu�o��. Wiedzia�a, �e jest bezpieczna. By�
naj�agodniejszym m�czyzn�, jakiego kiedykolwiek spotka�a, cho� zacz�� jej
si� wydawa� rozpieszczony. Nalega�, �eby to w�a�nie ona przyjecha�a do
niego. Mia� powody. Chcia�, by znalaz�a si� poza znajomym terenem, z daleka
od kole�anek, od rodzic�w i poczucia winy. Chcia� jej ofiarowa� nie tylko
noc, ale podr� po�lubn�.
- Do Cleveland, na weekend? - G�os Kate dr�a� lekko.
- Tak, kochanie. Do Cleveland. Nie do Mediolanu. Przykro mi.
- Powinno ci by� przykro.
Pojecha�a. Cleveland by�o brzydkim miastem, kt�re j� rozczarowa�o,
natomiast Tom spe�ni� jej wszystkie marzenia. Czeka� na ni� przy wyj�ciu,
kiedy wysiad�a, z samolotu, z twarzy rozja�nion� najszcz�liwszym
u�miechem, jaki w �yciu widzia�a. Sta�, patrz�c, jak podchodzi do niego.
Trzyma� w r�ku jedn� blador�ow� r�� na d�ugiej �odydze. Kuzyn kolegi z
dru�yny da� mu klucze do swego domu. Nie by�o tam luksus�w, ale ciep�o i
wygodnie. A Tom okaza� si� czu�y i kochaj�cy. Taki w�a�nie by� dla niej.
Kocha� si� z ni� tak delikatnie, �e to Kate nalega�a, aby zrobili to raz
jeszcze. Chcia�, by w�a�nie tak by�o: by to ona go pragn�a. Od tej chwili
nale�a�a do niego. Oboje o tym wiedzieli.
- Kocham ci�, Ksi�niczko.
- Ja te� ci� kocham.
Popatrzy�a na niego nie�mia�o. Jej d�ugie kasztanowe w�osy rozsypa�y si�
mi�kko na ramiona. Zaskoczy�o j�, �e nie czuje przed nim wstydu.
- Wyjdziesz za mnie, Kate?
- �artujesz? - Otworzy�a szeroko oczy. Le�eli nago na ��ku, przygl�daj�c
si� p�omieniom przygasaj�cym na kominku. By�a prawie trzecia rano. Tom gra�
tego dnia. Ale pierwszy raz w jego �yciu by�o co� wa�niejsze od meczu.
- Nie, Kate. M�wi� powa�nie.
- Nie wiem. - W jej oczach pojawi�a si� iskierka zainteresowania. Dobre i
to. - Nigdy o tym nie my�la�am. Wydawa�o mi si� zawsze, �e mam jeszcze du�o
czasu. Sko�czy�am dopiero osiemna�cie lat i... - popatrzy�a na niego z
mieszanin� powagi i z�o�liwo�ci w oczach - ...moi rodzice padliby trupem.
- Dlatego, �e to ja, czy dlatego, �e jeste� taka m�oda? - Wiedzia�.
Zawaha�a si� szukaj�c odpowiednich s��w.
- Dobra, ju� chwytam. - U�miechn�� si�, ale wygl�da� na ura�onego, wi�c
szybko otoczy�a go ramionami.
- Kocham ci�, Tom. Gdyby�my si� pobrali, to w�a�nie dlatego, �e ci�
kocham. Kocham ci� za to, kim jeste�, i za to, czym jeste�. Reszta mnie nie
obchodzi. Nigdy nie my�la�am o ma��e�stwie. Wyobra�a�am sobie, �e jeszcze
troch� pobaluj�.
- To bzdura, kochanie. Nie jeste� typem dziewczyny, kt�ra baluje.
Oboje wiedzieli, �e ma racj�. To przecie� czyste szale�stwo. W�a�nie Kate
powinna chcie� wyj�� za m��. Oto Tom podawa� jej ma��e�stwo na srebrnej
tacy. Na kr�tk� chwil� ogarn�o j� cudowne uczucie, �e nad nim panuje. By�a
ju� kobiet�. Znacznie wi�cej kobiet� Toma Harpera.
- Wie pan co? Jest pan fantastyczny. - Le�a�a oparta o niego plecami i
u�miecha�a si� z zamkni�tymi oczami.
Spojrza� z u�miechem na jej filigranow� twarz.
- Pani te� jest fantastyczna, panno Kaitlin.
Skrzywi�a si�.
- Nie cierpi� tego imienia.
Kiedy j� ca�owa�, zapomina�a o wszystkim. Nagle wyskoczy� z ��ka i
poszed� do kuchni po piwo. Patrzy�a na jego szerokie ramiona, zgrabne
biodra i d�ugie nogi, gdy nago przemierza� spokojnie pok�j. By� bardzo
atrakcyjnym m�czyzn�. Zarumieni�a si� z za�enowania, gdy odwr�ci� si� i
u�miechn�� do niej. Odwr�ci�a oczy do ognia. Cho� nie patrzy�a na niego,
rumieniec wci�� pokrywa� jej policzki.
Tom usiad� obok niej na ��ku i poca�owa�.
- Nie b�j si� patrze� na mnie, Ksi�niczko. Przynios�em ci zimne piwo. -
Skin�a g�ow� i wypi�a �yk.
- Jeste� pi�kny - powiedzia�a bardzo cicho.
Przesun�� d�oni� po ramieniu Kate, patrz�c na jej piersi.
- Zwariowa�a�. W�a�nie przyszed� mi do g�owy fantastyczny pomys�. Je�li
nie chcesz jeszcze wychodzi� za m��, co by si� sta�o, gdyby�my jaki� czas
pomieszkali razem?
Mia� zadowolon� min�, a Kate w pierwszej chwili zaskoczona, nagle si�
rozpromieni�a.
- Wiesz co? Zadziwiasz mnie. Poczu�am si� tak, jakby� ofiarowywa� mi
ksi�yc na niebieskiej at�asowej wst��ce. - Spojrza�a mu prosto w oczy.
- Wola�aby� czerwony aksamit?
Pokr�ci�a g�ow�.
- A wi�c?
- Mo�emy troch� poczeka�?
- Po co? Kate, zdarzy�o nam si� co� bardzo niezwyk�ego. Znamy si� lepiej,
ni� to mo�na sobie wyobrazi�. Sp�dzili�my zesz�y miesi�c przy telefonie
dziel�c si� ka�d� my�l�, marzeniem, nadziej�, l�kiem - wszystkim, co ka�de
z nas odczuwa�o. Wiemy wszystko o sobie co trzeba. Prawda?
Pokiwa�a g�ow�, czuj�c nap�ywaj�ce do oczu �zy.
- Co b�dzie, je�li co� si� zmieni? Je�li...
Wtedy zrozumia�, co j� martwi.
- Twoi rodzice?
Kiwn�a g�ow�. I tak szybko by si� dowiedzia�.
- Damy sobie z tym rad�, Ksi�niczko. Tym si� nie martw. Je�li chcesz si�
troch� przyzwyczai�, poczekamy, a� sko�czysz semestr w szkole.
To nied�ugo. Jeszcze tylko sze�� tygodni do ko�ca pierwszego roku, potem
zaczyna�o si� lato. Wiedzia�, �e sp�dz� je razem. Kate te� to wiedzia�a.
Spokojnie, �agodnie, powoli wargi Toma pow�drowa�y do jej ust, ku szyi,
ku sutkom; jego j�zyk pie�ci� je, sprawiaj�c, �e cia�o Kate zaczyna�o si�
wi� pod jego d�o�mi. Ba� si� kocha� z ni� po raz trzeci tej nocy - nie
chcia� jej zrobi� krzywdy. Z delikatno�ci�, kt�r� okazywa� jej we
wszystkim, zanurzy� j�zyk wewn�trz jej ud, a� us�ysza�, �e Kate zaczyna
cicho j�cze�.
P�aka�a w czasie lotu do San Francisco. Czu�a, si� oderwana od niego.
Potrzebowa�a Toma. Nale�a�a do niego. Kiedy dotar�a do domu w Palo Alto,
czeka�y na ni� r�e. Troszczy� si� o ni� bardziej ni� jej rodzice, kt�rzy
byli zawsze tacy dalecy, pow�ci�gliwi, ch�odni, nie�wiadomi jej uczu�. Tom
by� inny. Dzwoni� do niej dwa, trzy razy dziennie, rozmawiali ca�ymi
godzinami. Mia�a wra�enie, �e jest z ni� przez ca�y czas. Przylecia� do San
Francisco w tydzie� po weekendzie w Cleveland. Po�yczy� kolejne mieszkanie
od przyjaciela z dru�yny. Zawsze zachowywa� ostro�no�� i dyskrecj�. Chroni�
Kate przed reporterami. Kiedy sko�czy�a si� szko�a, wiedzia�a, �e z nim
zamieszka. Przez sze�� tygodni fruwali po ca�ym kraju. By� to ob��ka�czy
tryb �ycia. Kiedy min�� tydzie� po zako�czeniu szko�y, Toma sprzedano do
dru�yny w San Francisco. Teraz wynaj�li mieszkanie i mog�a z nim
podr�owa�. Zawsze b�d� razem. By�a tego pewna. Tom sta� si� najwa�niejsz�
osob� w jej �yciu. Zawsze mog�a sko�czy� szko�� - p�niej. Do diab�a, wr�ci
do szko�y za rok albo dwa. To kr�tka przerwa. Gdy tylko Tom odejdzie z
dru�yny... Szko�a to nie taka wielka sprawa.
Jej rodzice zapatrywali si� na t� spraw� inaczej.
- Czy postrada�a� zmys�y, Kaitlin? - Ojciec wpatrywa� si� w ni� z
niedowierzaniem, stoj�c, jak mia� w zwyczaju, przy kominku. Przedtem
chodzi� nerwowo tam i z powrotem, a� w ko�cu zatrzyma� si� z wyrazem
rozpaczy w oczach. - Zostawi� szko��, i po co? �y� z tym cz�owiekiem?
Urodzi� nie�lubne dziecko? A mo�e dziecko kogo� innego? Jestem pewien, �e
s� inni cz�onkowie jego dru�yny, kt�rzy z przyjemno�ci� - ci us�u��. - Oczy
ojca zap�on�y, gdy ruszy� po swojej trasie, a Kate dostrzeg�a, �e Tom,
siedz�cy po przeciwnej stronie pokoju, nieruchomieje.
- Tato, nie o tym m�wimy. Nie b�d� mia�a dziecka. - Dr�a� jej g�os.
- Nie? Jak mo�esz by� taka pewna? Czy masz jakie� poj�cie o tym, jakie
�ycie b�dziesz wiod�a z tym cz�owiekiem? Jakie wstr�tne, n�dzne, pozbawione
klasy �ycie prowadz� sportowcy? Co chcesz osi�gn��? Chcesz siedzie� w barze
i ogl�da� w telewizji mecze? Chodzi� do kr�gielni we wtorki wieczorem?
- Na mi�o�� bosk�, tato. Powiedzia�am ci tylko, �e opuszczam szko�� na
semestr i �e kocham Toma. Jak mo�esz...
- Mog�. Poniewa� nie wiesz, co robisz. - Us�ysza�a w jego g�osie jedynie
pot�pienie. Matka siedzia�a sztywno na krze�le, kiwaj�c g�ow�, jakby niemo
zgadza�a si� z ojcem.
- Prosz� pana, mog� wtr�ci� s��wko? - Po raz pierwszy od chwili, kiedy
zacz�li rozmawia�, Tom zabra� g�os. Towarzyszy� Kate, aby nie zostawia� jej
samej; wiedzia� jednak, �e ta, sprawa powinna zosta� za�atwiona mi�dzy ni�
a jej rodzicami. Chcia� wesprze� j�, nie wtr�caj�c si�, ale nie m�g� si�
ju� powstrzyma�. Ojciec Kate traci� kontrol� nad sob� i sprawia�o mu to
jak�� niezrozumia�� satysfakcj�. By�o to wida�.
Tom zwr�ci� si� do niego ze spokojem w g�osie.
- Obawiam si�, �e pana wyobra�enie na temat trybu mego �ycia jest do��
przera�aj�ce. To prawda, nie pracuj� jako prawnik ani makler, a w grze w
pi�k� nie ma nic intelektualnego, ale to jest moje �ycie. To wyczerpuj�ca,
ci�ka fizyczna praca. Pi�karze s� zwyczajnymi lud�mi - tak jak wsz�dzie,
s� dobrzy i �li, m�drzy i g�upi. Ale Kate nie b�dzie sp�dza�a �ycia z
dru�yn�. Prowadz� spokojne �ycie i by�bym bardzo zdumiony, gdyby pan nie
zgodzi� si� na...
Jej ojciec przerwa� mu z rozw�cieczonym spojrzeniem.
- Nie zgadzam si� z panem, panie Harper. To tyle. A je�li o ciebie
chodzi, Kaitlin, je�li to zrobisz, je�li zostawisz szko��, je�li o�mielisz
si� tak nas zha�bi�, to koniec z tob�. Nie chc� ci� widzie� w tym domu. Ju�
nigdy. Mo�esz zabra� swoje rzeczy - jakie chcesz - i odej��. Nie �ycz�
sobie mie� z tob� nigdy wi�cej do czynienia, twoja matka tak�e. Zakazuj�.
Oczy Kate wype�nia�y �zy b�lu i gniewu, gdy patrzy�a na ojca.
- Rozumiesz?
Pokiwa�a g�ow�, nie odrywaj�c od niego wzroku.
- I nie zmienisz zdania?
- Nie. Nie zmieni�. - Wzi�a g��boki oddech. - Uwa�am, �e nie macie
racji. I my�l�, �e jeste�cie... okrutni. - Gdzie� z g��bi gard�a wydar� jej
si� szloch.
- Nie. Post�puj� w�a�ciwie. Je�li s�dzisz, �e czeka�em osiemna�cie lat,
by wyp�dzi� moj� w�asn� c�rk� z domu, zaprzesta� widywania mojego w�asnego
dziecka, to grubo si� mylisz. Twoja matka i ja zrobili�my dla ciebie
wszystko. Pragn�li�my dla ciebie tak wiele, dali�my tyle, nauczyli�my
wszystkiego, co wiedzieli�my i w co wierzyli�my. Zdradzi�a� nas. Wiem
teraz, �e przez te wszystkie lata mieli�my w�r�d nas kogo� obcego, zdrajc�.
To tak, jakby�my teraz odkryli, �e nie jeste� naszym dzieckiem, �e nie
nale�ysz do nas.
Tom s�uchaj�c tego z rosn�c� zgroz�, nagle sobie u�wiadomi�, �e jej
ojciec mia� racj�. Sta�a si� teraz w�asno�ci� innego cz�owieka. By�a jego.
B�dzie j� kocha� i czci� jeszcze bardziej, Co za dranie!
- Nie jeste� ju� nasza, Kaitlin. Nie mogliby�my mie� c�rki, kt�ra by�aby
zdolna do czego� takiego - wymawia� te s�owa z pompatyczn� powag�, a z
zaci�ni�tej krtani Kate wyrwa� si� histeryczny �miech.
- Co� takiego? Rzucenie szko�y? Czy masz jakie� poj�cie, ile
dzieciak�w robi to co roku? Czy to taka wielka sprawa?
- Oboje wiemy, �e nie o to chodzi. - Spiorunowa� wzrokiem Toma. - Gdy ju�
raz si� zha�bisz, tak jak to zdecydowanie zamierzasz, to ju� nie b�dzie
mia�o znaczenia, czy chodzisz do szko�y czy nie. To nie o to chodzi. To
kwestia twojej postawy, cel�w, ambicji. Dok�d zmierzasz w �yciu... a dok�d
obecnie zmierzasz, Kaitlin, ju� nas nie obchodzi. Wszystko sko�czone. Teraz
- oderwa� spojrzenie od niej i popatrzy� na jej matk� - je�li chcesz wzi��
jakie� swoje rzeczy, prosz�, zr�b to szybko. Twoja matka zbyt wiele ju�
przesz�a.
Matka nie wygl�da�a ani na wyczerpan�, ani na wstrz��ni�t�. Sprawia�a
wra�enie nieobecnej i oboj�tnej. Siedzia�a, nieruchomo wpatruj�c si� w
swoj� jedyn� c�rk�. Przez chwil� Tom zastanawia� si�, czy matka Kate jest w
szoku. Wsta�a z lodowatym wyrazem twarzy i otworzy�a drzwi do salonu,
przedtem dok�adnie zamkni�te, by s�u�ba nie s�ysza�a ich rozmowy. W
drzwiach odwr�ci�a si�, by spojrze� na Kate, kt�ra wstawa�a przepe�niona
b�lem.
- Poczekam, gdy b�dziesz si� pakowa�a. Chc� zobaczy�, co bierzesz.
- Po co? Boisz si�, �e zabior� srebrne sztu�ce? - Kate popatrzy�a na
matk� zdumiona.
- Raczej nie, s� schowane. - Matka opu�ci�a, pok�j, a Kate ruszy�a za
ni�. Nagle si� zatrzyma�a. Spojrza�a na Toma, a potem, z wyrazem
obrzydzenia na twarzy, na ojca.
- Zapomnij o tym.
- Zapomnie� o czym? - Po raz pierwszy jej ojciec wydawa� si� zagubiony.
- Niczego od was nie chc�. P�jd� ju�. Mo�ecie sobie zatrzyma� z mojego
pokoju, co chcecie.
- Jak uprzejmie z twojej strony.
Ju� bez s�owa Kate powoli wysz�a z pokoju. Matka czeka�a na ni� w holu z
tward�, zaci�t� twarz�.
- Idziesz do swego pokoju?
- Nie, matko. Nie id�. Chyba mam ju� do��.
Przez d�u�sz� chwil� nikt nie wyrzek� ani s�owa. Potem Kate zatrzyma�a
si� na chwil� u drzwi, odwr�ci�a si�, by spojrze� na rodzic�w, i
powiedzia�a tylko: "�egnajcie".
Znalaz�a si� za drzwiami. Tom sta� u jej boku tul�c j� mocno do siebie.
Mia� ochot� wr�ci� i zabi� jej ojca, a matk� chwyci� za gard�o i potrz�sn��
ni� tak mocno, by zadzwoni�y jej z�by. M�j Bo�e, co im si� sta�o? Z jakiej
gliny byli ulepieni? Jak mogli zrobi� co� takiego jedynemu dziecku? Gdy
pomy�la�, przez co przesz�a przed chwil� Kate, stan�a mu przed oczami jego
matka. Na wspomnienie jej mi�o�ci i ciep�a �zy nap�yn�y mu do oczu.
Przytuli� Kate do siebie, gdy wsiedli do samochodu i d�ugo, d�ugo nie
wypuszcza� jej ze swych obj�� staraj�c si�, by jego blisko��, serce i
ciep�o jego cia�a powiedzia�y Kate to, czego nie potrafi� wyrazi� s�owami.
Nigdy ju� nie dopu�ci, by raz jeszcze przesz�a przez co� takiego.
- Wszystko b�dzie dobrze, dziecinko. Wszystko dobrze, jeste� pi�kna i
kocham ci�.
Nie p�aka�a. Dr�a�a lekko w jego ramionach. Podnios�a oczy ku niemu, by�y
jeszcze powa�ne, lecz pr�bowa�a si� u�miechn��.
- Przykro mi, �e musia�e� to zobaczy�, Tom.
- Przykro mi, �e musia�a� przez to przej��.
Skin�a w milczeniu g�ow� i wysun�a si� spokojnie z jego ramion.
- C� - us�ysza� cichy g�os - to oznacza, �e jest nas dwoje. M�j ojciec
powiedzia�, �e nie chce mnie ju� nigdy zobaczy�. Powiedzia�, �e ich
zdradzi�am. - Westchn�a g��boko. Zdradzi�a ich? Bo pokocha�a Toma? Bo
opu�ci�a szko��? Stanford to tradycja w jej rodzinie, ale by�o ni� te�
ma��e�stwo. "Szlajanie si�" - jak m�wi� jej ojciec - przynosi�o ha�b�, jak
pokochanie "nikogo". Syna g�rnika. Zapomnia�a, kim by�a, kim byli jej
rodzice, jej dziadkowie... wszyscy uko�czyli odpowiednie szko�y, nale�eli
do odpowiednich klub�w, mieli odpowiednie �ony lub odpowiednich m��w. Jej
matka by�a przewodnicz�c� wielu stowarzysze� charytatywnych, a ojciec
wsp�lnikiem w firmie adwokackiej. Siedzia�a og�uszona obok Toma w
samochodzie. Spojrza� na ni� z trosk�.
- Zmieni zdanie. - Poklepa� j� po d�oni i uruchomi� samoch�d.
- On mo�e tak. Ja chyba nie.
Poca�owa� j� delikatnie i pog�aska� w�osy.
- Dobrze, dziecinko. Jedziemy do domu.
W tym tygodniu domem by�o dla nich mieszkanie kolejnego gracza z dru�yny.
Nast�pnego dnia Tom mia� dla Kate niespodziank�. By� bardzo zaj�ty przez
ca�y ostatni tydzie�. Wynaj�� mieszkanie w prze�licznym niewielkim
wiktoria�skim domku z widokiem na zatok�. Zawi�z� j� pod same drzwi, da�
jej klucz do r�ki, z �atwo�ci� przeni�s� przez trzy kondygnacje schod�w i
przez pr�g. P�aka�a, i �mia�a si� na przemian.
By� dla niej bardzo dobry. Nawet lepszy od chwili, gdy u�wiadomili sobie,
�e jej rodzice nigdy si� ju� do niej nie odezw�. Tom nie potrafi�
zrozumie�, dlaczego tak wobec niej post�pili. Dla niego rodzina to rodzina;
oznacza�a mi�o��, wi�zi, kt�rych nie mo�na przeci��, ludzi, kt�rzy nigdy
nie opuszczali si� w potrzebie, bez wzgl�du na to, jak byli na siebie
w�ciekli. Kate jednak rozumia�a. Jej rodzice spodziewali si�, �e b�dzie
"jedn� z nich". Pope�ni�a niewybaczalny b��d zakochuj�c si� w kim� r�nym
od nich, odwa�aj�c si� by� inn�, z�ama� zasady, nie przestrzega� ich
zakaz�w, nie spe�ni� oczekiwa�. Zrani�a, ich, a wi�c oni j� ranili. B�d�
usprawiedliwiali swoje poczynania, b�d� dumni ze swojej nieugi�tej postawy,
a� sami w ko�cu uwierz�, �e jej post�powanie by�o niewybaczalne. Wtedy nie
b�d� musieli przyznawa� si� przed sob�, jak bardzo ich boli utrata c�rki.
Gdyby cho� na chwil� zw�tpili (matka rozmawiaj�c o k�opotach z partnerkami
od bryd�a, a ojciec ze wsp�lnikami), natychmiast us�yszeliby zapewnienie:
"To jedyna droga... post�pili�cie tak, jak nale�a�o post�pi�". Kate o tym
wiedzia�a. Tom sta� si� wi�c dla niej wszystkim - matk�, ojcem, bratem,
przyjacielem - i rozkwita�a w jego ramionach.
Podr�owa�a z Tomem. Pracowa�a jako modelka. Pisa�a wiersze. Zajmowa�a
si� domem. Czasami widywa�a swoich starych przyjaci�, ale coraz rzadziej.
Polubi�a kilku pi�karzy z dru�yny Toma. Najcz�ciej jednak Kate i Tom byli
sami, a jej �ycie coraz bardziej koncentrowa�o si� wok� niego. Pobrali si�
w rok od dnia, gdy razem zamieszkali. Dwa wydarzenia zm�ci�y atmosfer�
uroczysto�ci. Jednym z nich by�a odmowa rodzic�w Kate wzi�cia udzia�u w
�lubie, ale to nie by�o �adn� niespodziank�. Zdarzy� si� te� drugi wypadek
- Tom odni�s� obra�enia w czasie o�ywionej dyskusji prowadzonej w jego
ulubionym barze, a kt�ry� z go�ci po jego ciosie straci� przytomno��. Tom
�y� wi�c w ogromnym napi�ciu. Dru�yna z San Francisco nie przypomina�a jego
dawnego zespo�u. Teraz nale�a� ju� do "staruszk�w". Nie by�o �adnych
konsekwencji incydentu w barze, ale prasa nie zostawi�a na Tomie suchej
nitki. Kate nie przej�a si� tym jednak zbytnio, a Tom wszystko wy�mia�.
Teraz najwa�niejszy by� dla nich �lub.
Kolega z dru�yny by� dru�b� Toma, jej kole�anka ze Stanford druhn�. By�a
to niecodzienna, cicha uroczysto�� w ratuszu. Opisa� j� "Sports
Illustrated". Kate nale�a�a do Toma teraz i na zawsze. Wygl�da�a
prze�licznie w sukni uszytej z wielu metr�w bia�ej haftowanej organdyny z
niewielkim dekoltem i ogromnymi, bufiastymi r�kawami. Dosta�a j� w
prezencie od Felicji, kt�ra od pewnego czasu coraz wi�ksz� sympati� darzy�a
m�odziutk� modelk� z��czon� w dziwn� par� z jednym z bohater�w narodowych.
Dla Kate wybra�a najlepszy model z wiosennej kolekcji domu mody, w kt�rym
pracowa�a.
Kate wygl�da�a na �lubie jak pi�kne dziecko. D�ugie w�osy u�o�y�a, w
wiktoria�skim stylu, wplataj�c w nie konwalie. W d�oni trzyma�a bukiecik
tych samych drobnych, pachn�cych kwiat�w. Oboje z Tomem mieli �zy w oczach,
gdy wymieniali szerokie z�ote obr�czki i s�dzia pokoju og�osi�, �e s�
ma��e�stwem.
Miesi�c miodowy sp�dzili w Europie. Pokaza�a mu wszystkie ulubione
miejsca. Tom po raz pierwszy wyjecha� za granic�. Podr� da�a obojgu bardzo
wiele. Tom uzupe�nia� luki w wykszta�ceniu i nabiera� og�ady, a Kate
dojrzewa�a.
Pierwszy rok ma��e�stwa by� idylliczny. Kate je�dzi�a wsz�dzie tam, dok�d
Tom, robi�a wszystko to, co Tom, a wolny czas sp�dza�a na pisaniu wierszy i
pami�tnika. Mia�a tylko jeden problem. Nie podoba�a si� jej finansowa
zale�no�� od Toma. Dzi�ki pozycji zajmowanej przez Felicj� w domu mody
mog�a mie� tyle pracy, ile chcia�a, ale nieustanne podr�e z Tomem
utrudnia�y pozowanie. Dostawa�a niewielki doch�d z funduszu powierniczego,
kt�ry zostawi�a jej babka, ale starcza� ledwie na kieszonkowe. Nie mog�a
wi�c obdarza� Toma tak hojnymi prezentami, jakimi on j� zasypywa�. W
pierwsz� rocznic� �lubu oznajmi�a, �e przestaje z nim je�dzi� i zostaje w
domu, by pracowa� przez ca�y czas. Kate uwa�a�a to za rozs�dne, Tom - nie.
I tak ci�ko prze�ywa� podr�e z dru�yn�, w kt�rej teraz gra�, a c�
dopiero, gdyby mia� je odbywa� bez niej. Chcia� j� mie� przy sobie, Kate
natomiast uwa�a�a, �e Tom potrzebuje niezale�nej finansowo �ony. Podj��
walk�, ale przegra�. By�a nieugi�ta. Trzy miesi�ce p�niej z�ama� w czasie
gry nog�.
- Wygl�da na to, Ksi�niczko, �e zako�czy�em sezon.
By� w dobrym humorze, gdy przylecia� do domu. Oboje jednak wiedzieli, �e
mo�e to by� r�wnie� koniec jego kariery. Przekroczy� ju� feraln�
trzydziestk�. Z�amanie nie wygl�da�o dobrze. M�czy�a go ju� gra,
przynajmniej tak m�wi�. Pragn�� teraz dzieci, stabilizacji, bezpiecznej,
spokojnej przysz�o�ci. Przej�cie do dru�yny w San Francisco sprawi�o, �e
poczu� si� niepewny. Nie bez wp�ywu by�a panuj�ca w zespole atmosfera,
ci�g�e gro�by ze strony szefa dru�yny, kt�ry nie zwraca� si� do niego
inaczej ni� "staruszku". Toma doprowadza�o to do sza�u, ale musia� si� z
tym godzi�, cho� nienawidzi� tego faceta ze wszystkich si�.
Martwi� si�, �e zostawia Kate sam� w domu. Mia�a dwadzie�cia lat; powinni
przebywa� ze sob� cz�ciej, ni� to by�o dotychczas mo�liwe. Teraz my�la�,
�e z ni� zostanie, bo ma z�aman� nog�. Jak si� okaza�o, tylko on siedzia� w
domu. Kate dostawa�a liczne propozycje pracy, a ponadto zapisa�a si� na
wyk�ady z literatury na uniwersytecie stanowym. Chodzi�a tam dwa razy w
tygodniu.
- W nast�pnym semestrze b�d� �wietne wyk�ady o kreatywnym pisaniu.
- Fantastyczne.
Gdy opowiada�a o wyk�adach, wygl�da�a jak dziecko. Poczu� si� tak, jak go
nazywali w dru�ynie. Staruszek. Bardzo znudzony, zdenerwowany, samotny
staruszek. T�skni� za gr�. T�skni� za Kate. T�skni� za �yciem. Po miesi�cu
uderzy� kogo� w barze, wyl�dowa� w areszcie, a ca�a historia znalaz�a si� w
gazetach. M�wi� o tym bez przerwy, miewa� koszmary senne. Co b�dzie, je�li
go zawiesz�? Nie zawiesili. Oskar�enie wycofano, a Tom wys�a� swojej
ofierze hojny czek. Noga jeszcze si� nie zros�a, a Kate wi�ksz� cz�� czasu
sp�dza�a na pokazach. Nic si� nie zmieni�o. W miesi�c p�niej znokautowa� w
barze nast�pnego go�cia, �ami�c mu szcz�k�. Tym razem oskar�enia nie
wycofano i Tom musia� zap�aci� ogromn� grzywn�. Szef dru�yny przyj�� t�
wiadomo�� w z�owr�bnym milczeniu.
- Mo�e powiniene� zaj�� si� boksem zamiast pi�k�, co, kochanie? - Kate
nadal uwa�a�a wybryki Toma za �mieszne.
- Mo�e s�dzisz, �e to weso�e, z�otko, ale ja nie. Wariuj� siedz�c na
ty�ku i czekaj�c, a� ta pieprzona noga wreszcie si� zro�nie.
Kate wreszcie zrozumia�a. By� zrozpaczony. Nie tylko z powodu nogi.
Nast�pnego dnia wr�ci�a do domu z prezentem. Po to przecie� pracowa�a, by
przynosi� mu prezenty. Kupi�a dwa bilety do Pary�a.
W�a�nie takiej podr�y potrzebowali. Sp�dzili dwa tygodnie w Pary�u,
tydzie� w Cannes, pi�� dni w Dakarze i weekend w Londynie. Tom rozpieszcza�
j� bez przerwy. By�a zachwycona, �e zafundowa�a mu t� podr�. Wr�cili do
domu jak nowo narodzeni. Noga Toma wreszcie si� zros�a. �ycie sta�o si�
lepsze. Nie by�o wi�cej b�jek w barach. Zacz�� znowu trenowa� z dru�yn�.
Kate sko�czy�a dwadzie�cia jeden lat i na urodziny kupi� jej samoch�d.
Mercedesa.
Na drug� rocznic� �lubu Tom zabra� j� do Honolulu. Trafi� tam do
wi�zienia. B�jka w barze w hotelu Kalahala Hilton zosta�a ostro
skomentowana w "Time", a jeszcze mniej przychylnie opisana w "Newsweeku".
Ca�a sprawa znalaz�a si� na czo�owych miejscach we wszystkich dziennikach w
kraju. Mat. Dzi�ki artyku�owi w "Time" Kate dowiedzia�a si�, dlaczego w
og�le dosz�o do b�jki: najwyra�niej zacz�y rozchodzi� si� pog�oski, �e
kontrakt Toma nie zostanie przed�u�ony. Mia� ju� trzydzie�ci dwa lata. Gra�
zawodowo w pi�k� od dziesi�ciu lat.
- Dlaczego nic mi nie powiedzia�e�? - Patrzy�a na niego ura�ona. - Czy to
przez b�jk�?
Pokr�ci� przecz�co g�ow� i odwr�ci� wzrok, a wok� jego ust pojawi�a si�
zaci�ta linia.
- Nie. Ten z�amas, kt�ry prowadzi dru�yn�, ma mani� na punkcie wieku.
Jest pod tym wzgl�dem najgorszy. B�jki to nic takiego. Wszyscy si� bij�.
Rasmussen skopuje wi�cej ludzi na ulicach ni� na boisku. Jonas mia� w
zesz�ym roku spraw� o narkotyki. Hilbert jest ciot�. Ka�dy co� ma. Mnie
obchodzi m�j wiek. Jestem ju� za stary, Kate. Mam trzydzie�ci dwa lata, a
jeszcze nie wymy�li�em, co b�d� robi�, kiedy sko�cz� gra� w pi�k�. Chryste,
tylko to umiem.
Powiedzia� to zd�awionym g�osem. Mia� �zy w oczach.
- Nie mo�esz przej�� do innej dru�yny?
Popatrzy� na ni� z ponurym wyrazem twarzy.
- Nie, bo jestem za stary, Kate. W�a�nie tak. Ostatni przystanek. Wiedz�
o tym, dlatego tak mn� pomiataj�. Wiedz�, �e mnie dostali.
- No, to si� wydosta�. M�g�by� robi� ca�e mn�stwo innych rzeczy. M�g�by�
by� komentatorem, trenerem...
Tom w odpowiedzi tylko pokr�ci� g�ow�.
- Wypu�ci�em ju� macki. Wracaj� z odpowiedzi� negatywn�.
- Dobrze. Znajdziesz sobie co� innego. Nie potrzebujesz od razu szuka�
pracy. Mogliby�my razem chodzi� do szko�y. - Stara�a si� wygl�da� na
weso��. Chcia�a, by by� szcz�liwy. Jej wysi�ki sprawi�y tylko, �e
u�miecha� si� ponuro...
- Och, dziecinko, kocham ci�. - Otoczy� j� ramionami. Nic nie mia�o
znaczenia. Tylko to, co by�o mi�dzy nimi. Jej wsparcie pomog�o na jaki�
czas. Mniej wi�cej na rok. Po trzeciej rocznicy �lubu sprawy przybra�y
gorszy obr�t. Rozpocz�y si� negocjacje dotycz�ce kontraktu Toma, a on
zacz�� znowu wdawa� si� w b�jki. Dwie pod rz�d. Tym razem sko�czy�o si� na
dw�ch tygodniach wi�zienia i tysi�cu dolarach grzywny. Plus pi�� tysi�cy
grzywny narzuconej przez klub. Tom wyst�pi� do s�du z apelacj� w obu
sprawach. Przegra�. Zosta� zawieszony. Wtedy Kate poroni�a. Nawet nie
wiedzia�a, �e jest w ci��y. Tom prawie oszala�. W szpitalu p�aka� bardziej
od niej. Czu� si� tak, jakby zabi� w�asne dziecko. Kate by�a jak og�uszona.
Wyznaczono rok zawieszenia. Wiedzia�a teraz, co j� czeka: b�jki w barach,
grzywny i wi�zienie. A przecie� Tom by� dla niej taki dobry... Taki
�agodny, czu�y. By� spe�nieniem wszystkich jej marze�. Ale teraz widzia�a
przed