6948
Szczegóły |
Tytuł |
6948 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6948 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6948 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6948 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GERALD SEYMOUR
GRA HARRY�EGO
(Harry�s Game)
Prze�o�y�: Krzysztof Wargan
Wydanie oryginalne: 1975
Wydanie polskie: 1991
ROZDZIA� 1
M�czyzna torowa� sobie drog� przez t�ocz�c� si�, bezkszta�tn� ci�b�. By� ju� sp�niony
i serce bi�o mu mocniej ze zdenerwowania.
Podszed� do t�umu otaczaj�cego automat sprzedaj�cy bilety na metro. W momencie gdy
wyci�gn�� r�k� z pieni�dzmi, zosta� odepchni�ty przez ludzk� mas� i musia� stan�� w nowo
uformowanej kolejce. Up�yn�y ponad dwie minuty, zanim zdo�a� umie�ci� w automacie
dziesi�ciopens�wk� i wyci�gn�� bilet. I tak wi�cej czasu zaj�oby mu powolne posuwanie si�
w przera�liwej d�ugiej kolejce do kiosku.
Przeszed� do nast�pnego urz�dzenia. Automatyczna barierka po wrzuceniu biletu
podnios�a si�, by go przepu�ci�. Tutaj by�o ju� lu�niej i m�czyzna wyd�u�y� kroki. B�d�c po
tamtej stronie czu� si� jak w zakorkowanej butelce, �ci�ni�ty bez mo�liwo�ci ucieczki.
Znalaz�szy si� na otwartej przestrzeni z miejsca wpad� na jakiego� zaczytanego w gazecie
starszego jegomo�cia. Uskoczywszy w bok potr�ci� dziewczyn� ob�adowan� rzeczami z
pralni, uderzaj�c j� lewym �okciem. Spojrza�a na� sp�oszona i ze z�o�ci�, usi�uj�c z�apa�
r�wnowag� i zarazem nie upu�ci� plastikowej torby, kt�r� obiema r�kami przyciska�a do
siebie. Czeka�a, a� wymamrocze jakie� usprawiedliwienie, poda jej r�k�, tak jak wymagaj�
tego powszechnie przyj�te zasady.
Nie wypowiedzia� jednak ani s�owa, pos�usze�stwo wzi�o w nim g�r�. Zabronili mu
odzywa� si�, gdy b�dzie w drodze do celu. �B�d� niemy, brutalny, r�b cokolwiek, tylko nie
otwieraj swojej wielkiej g�by�, powiedzieli. Wt�oczyli mu do g�owy, �e nikt nie mo�e
us�ysze� jego twardego, nosowego akcentu z West Belfast.
Oddali� si� spiesznie, pozostawiaj�c starszego cz�owieka, usi�uj�cego uratowa� swoj�
gazet� przed zadeptaniem, i dziewczyn� wci�� pr�buj�c� utrzyma� r�wnowag�. Czu� na sobie
wzrok �wiadk�w zdarzenia, narobi� wystarczaj�co du�o zamieszania, aby go zapami�tano.
Instrukcja nakazywa�a: �Nie odbywa� si�... ale on zak��ci� ustalony porz�dek w godzinach
najwi�kszego ruchu. Przyda�oby si� cho� najdrobniejsze usprawiedliwienie. Oko�o p� tuzina
os�b sta�o dostatecznie blisko, aby przyjrze� si� m�czy�nie uciekaj�cemu do tunelu i
ruchomych schod�w w kierunku linii Victoria. Mieli du�o czasu, by zobaczy� jego twarz,
zapami�ta�, jak by� ubrany, a przede wszystkim, by zauwa�y�, �e w jego oczach pojawi� si�
strach.
Dotar� do ruchomych schod�w i zacz�� schodzi� trzymaj�c si� lewej strony. Mia� teraz
wok� siebie ludzi czytaj�cych gazety i og�oszenia. By� poza zasi�giem ich spojrze�.
Zdawa� sobie spraw�, �e w hallu zachowa� si� idiotycznie. Wiedzia�, �e potr�ceni przez
niego ludzie b�d� w stanie go rozpozna�. Zn�w � tak jak zdarzy�o si� to ju� kilka razy od
czasu, gdy przeby� morze � poczu� lekkie dr�enie w d�oniach i stopach. Praw� r�k� niezdarnie
si�gn�� do gumowej por�czy. Zacisn�� palce na twardej powierzchni i tak dotrwa� do ko�ca
drogi, po czym � ju� na dole � zeskoczy� z ruchomego stopnia na pod�og�. Potkn�� si� przy
tym lekko, popchni�ty przez stoj�cego za nim m�odzie�ca. Uchwyci� za rami� jak�� kobiet�,
kt�ra u�miechn�a si� do niego przyja�nie. Gdy uda�o mu si� odzyska� r�wnowag�, z
wahaniem odpowiedzia� na jej u�miech i odszed�. Tym razem posz�o lepiej, pomy�la�, bez
napi�cia, bez zwracania na siebie uwagi. Zachowa� zimn� krew, nie przejmowa� si�. T�um
porwa� go ze sob� i zani�s� na peron. Wybrano godzin�, w kt�rej poci�gi je�dzi�y bardzo
cz�sto. W najgorszym razie b�dzie czeka� nie wi�cej ni� minut�.
Lew� r�k� trzyma� ca�y czas na piersi, zag��bion� pomi�dzy guzikami prochowca. D�o�
�ciska�a luf� pistoletu maszynowego Ka�asznikowa, kt�ry przytroczy� sobie do p�aszcza dwie
godziny i dwadzie�cia minut wcze�niej, przed wyruszeniem z pensjonatu w North London.
Od tej chwili nie przestawa� dotyka� zimnego metalu i na sk�rze odcisn�� mu si� kszta�t
celownika. Lufa wraz z zamkiem mia�a nieco wi�cej ni� pi��dziesi�t centymetr�w d�ugo�ci,
kolba wykonana by�a ze stalowych rurek, magazynek spoczywa� w kieszeni spodni. Po chwili
z ciemnego tunelu wynurzy� si� poci�g, zatrzyma� si� i otworzy� drzwi. Gdy ruszy�,
m�czyzna usiad� na wolnym miejscu, ostro�nie, aby nie przygnie�� magazynka i
znajduj�cych si� w nim trzydziestu naboi.
Zbli�y� lew� d�o� do dziurki od guzika, by m�c spojrze� na zegarek. Wskazywa� �sm�
pi��dziesi�t jeden. Najwy�ej pi�� minut do stacji Victoria, trzy � z peronu na ulic� i, ostro�nie
licz�c, siedem na dotarcie do celu. B�dzie tam o dziewi�tej sze��. Poci�g wtoczy� si� na stacj�
Green Park i sta� tam nieco wi�cej ni� czterdzie�ci pi�� sekund, wypuszczaj�c strumienie
pasa�er�w, potem jeszcze chwil�, aby wpu�ci� wsiadaj�cych, zanim drzwi zamkn�y si� na
znak dany przez peronowego.
Znale�� si� na miejscu o dziewi�tej sze�� oznacza�o, �e mia� dwie, najwy�ej trzy minuty
na z�o�enie broni i zaj�cie pozycji dogodnej do strza�u. Przewidziany instrukcj� w�a�ciwy
moment zbli�a� si� i m�czyzna znowu zacz�� odczuwa� dr�enie, kt�re nie odst�powa�o go od
Rosslare i chwili zej�cia z peronu. Poczu� je po raz pierwszy w Fishguard, gdy
przemaszerowa� ze swoim ka�asznikowem pod zimnymi spojrzeniami cz�onk�w Oddzia��w
Specjalnych, obserwuj�cych pasa�er�w promu z Irlandii. Min�� ich wtedy bez przeszk�d,
zawzi�cie machaj�c r�k� do nieistniej�cych krewnych za punktem kontrolnym i
niespodziewanie zda� sobie spraw�, �e mu si� uda�o. Daj�c mu instrukcj� powiedzieli, �e
najniebezpieczniejsz� cz�ci� zadania przed oddaniem strza�u b�dzie w�a�nie przej�cie w
Fishguard. Gdy oddali� si� ju�, widzia�, jak dok�adnie i bez emocji stra�nicy obserwuj�
ka�dego przechodz�cego z osobna. Lecz nikt, kogo widzia� wcze�niej na promie, nie zosta�
zatrzymany. Instruuj�c go, wyja�nili, �e jego atutem jest przeci�tno��, to, �e nigdy nie
pobrano jego odcisk�w palc�w, nigdy go nie sfotografowano, a jego twarz by�a zupe�nie
nieznana. Wystarczy, �e b�dzie trzyma� nerwy na wodzy, a przejdzie bez trudu. Mia� nie
wykorzystywa� �adnych znanych adres�w w Londynie, nie kontaktowa� si� z nikim, udawa�
protestanta � jak powiedzia� jeden z nich wzbudzaj�c salw� �miechu.
Poci�g szarpn�� i zatrzyma� si�, wagony zacz�y pustosze�. Victoria. Przytrzymuj�c si�
praw� r�k� uchwytu przy drzwiach, m�czyzna wyszed� na peron. Odruchowo zacz�� si�
spieszy�, lecz po chwili zwolni� i skierowa� si� w stron� �wiec�cego napisu �wyj�cie�.
* * *
O godzinie dziewi�tej, wraz z pocz�tkiem nadawania wiadomo�ci, w domu ministra
zapanowa� spok�j. Tr�jka dzieci by�a ju� w drodze do szko�y, pozosta�ych dwoje mocowa�o
si� jeszcze z p�aszczami, szalikami, kijkami do hokeja i tornistrami. Dziewczyna do
pilnowania dzieci by�a razem z nimi w hallu. Mi�dzy nogami kr�ci� si� wielki chart afga�ski
nale��cy do ministra.
Minister zasiad� samotnie przy d�ugim stole w jadalni. Dzieci�ce nakrycia zosta�y teraz
zast�pione przez rozpostarte gazety. Zacz�� od artyku��w redaktorskich i poprzez doniesienia
parlamentarne, dotar� w ko�cu do wiadomo�ci z pierwszych stron. Czyta� szybko, z pozoru
bez zaniepokojenia czy przyjemno�ci. M�wiono, �e tylko jego najbli�si parlamentarni
koledzy, czyli czterej cz�onkowie gabinetu, wiedzieli, o czym my�li w chwili takiej, jak ta. W
gazetach znajdowa� jednak niewiele wi�cej ni� zwyk�e zaspokojenie ciekawo�ci, jak powodzi
si� jego kolegom. Od czasu gdy przez osiemna�cie miesi�cy by� drugim cz�owiekiem w
Belfa�cie, jego awans na ministra spraw socjalnych i miejsce w gabinecie odsun�y go z
centrum zainteresowania prasy i niejako ukry�y w cieniu. Pojawia�y si� wprawdzie pe�ne
sprawozdania z jego wyst�pie� w parlamencie, lecz kierowany przez niego monolityczny
resort dzia�a� sam, niemal bez jego udzia�u. Tego dnia nie wspominano o nim, a wzmianka o
resorcie pojawi�a si� jedynie w d�ugiej historii o pewnej staruszce z p�nocnego wschodu,
kt�r� wzi�to do szpitala cierpi�c� na niedo�ywienie i bez grosza przy duszy. O�wiadczy�a
lokalnym w�adzom, i� nigdy nie otrzyma�a swojej emerytury i �e ludzie powinni lepiej
pilnowa� swoich interes�w.
� Idiotka � mrukn�� pod nosem.
Wiadomo�ci by�y g��wnie zagraniczne. Strajk g�rnik�w w Afryce Po�udniowej,
przerwanie ognia na �rodkowym Wschodzie, przetasowania na Kremlu. Wtem jego wzrok
zatrzyma� si� na jednej z informacji. �Pod�o�ona w samochodzie bomba zniszczy�a pub w
centrum Belfastu. Dw�ch zamaskowanych m�czyzn kaza�o klientom opu�ci� lokal, lecz
�adunek eksplodowa�, zanim wszyscy zd��yli si� ewakuowa�. Trzy osoby w ci�kim szoku
odwieziono do szpitala, lecz � jak donosz� w�adze � nikt nie odni�s� gro�nych obra�e�. W
Belfa�cie dziej� si� ostatnio niedobre rzeczy, stwierdzi�. Czas spojrze�, co w pi�ce no�nej,
potem prognoza pogody i ju� b�dzie pi�� po dziewi�tej. Z�o�y� gazety i si�gn�� pod st� po
swoj� teczk�. Za trzy minuty przyjedzie po niego samoch�d.
� Wychodzimy, kochanie � krzykn�� i skierowa� si� do hallu.
Chart siedzia� teraz spokojnie na wycieraczce, dzieci by�y gotowe. Minister w�o�y� ci�ki,
ciemnoniebieski p�aszcz, zawaha� si� przez chwil�, patrz�c na wisz�cy na ko�ku szalik, lecz
zdecydowa� si� go nie zak�ada�. Poca�owa� �on� w nadstawiony policzek i otworzy� drzwi,
wychodz�c na plac Belgrave. Dziewczyna wraz z psem zbieg�a po schodach na chodnik, za
ni� zesz�y dzieci, a po chwili tak�e minister z �on�. Z prawej strony zobaczy�, jak z Halkin
Street wy�ania si� jad�cy po niego austin princess. Dziewczyna z dzie�mi i psem skr�ci�a w
lewo, w kierunku Chapel Street. Z drugiej strony drogi jaki� niski, ciemnow�osy m�czyzna
przechyla� si� przez barierk�.
Minister pot�nym g�osem zawo�a� za oddalaj�cymi si� dzie�mi:
� Mi�ego dnia kochani. I nie zr�bcie jakiej� szkody tymi kijkami.
U�miecha� si� jeszcze do odchodz�cej dziewczyny, gdy nagle spostrzeg� karabin,
stercz�cy spod p�aszcza m�czyzny po drugiej stronie ulicy. Sta� teraz obok chodnika,
zaledwie kilka metr�w od domu. Odwr�ci� si� i spojrza� na zbawienne drzwi i stoj�c� przed
nimi, wpatrzon� w dzieci, �on�.
W chwili gdy zacz�� krzycze�, aby j� ostrzec, m�czyzna odda� pierwszy strza�. Mia�
wra�enie, �e ca�a ulica wylecia�a w powietrze. Pocisk kalibru 7,62 mm wbi� si� w jego klatk�
piersiow�, przeci�� cia�o dziurawi�c p�uca, rozszarpuj�c mi�nie w okolicy kr�gos�upa i
wylatuj�c z drugiej strony, aby wreszcie zary� w bia�ej �cianie domu. Si�a strza�u okr�ci�a i
powali�a ministra, tak �e nast�pne kule chybi�y celu i wpadaj�c do przedpokoju rozbi�y lustro
przy wej�ciu. Gdy m�czyzna wycelowa� po raz trzeci � �trzymaj go na celu�, powiedzieli,
�nie daj si� rozpozna� i, na rany Chrystusa, pospiesz si� � us�ysza� krzyk. �ona zbieg�a ze
schod�w w kierunku m�a zwijaj�cego si� z b�lu. Tym razem nie spud�owa�. Z fascynacj�
patrzy�, jak kule rozpruwaj� l�ni�cy, g�adki ty� g�owy. By�a to ostatnia chwila, gdy m�g�
jeszcze widzie� sw�j cel, zanim kobieta, wci�� krzycz�c, zakry�a sob� cia�o przed jego
wzrokiem. Spojrzawszy w lewo, zobaczy�, �e jaki� samoch�d zatrzyma� si� na �rodku ulicy
nie gasz�c silnika. Po prawej stronie dostrzeg� na chodniku grupk� dzieci, zastyg�ych w
bezruchu niczym statuetki, i psa, uwi�zanego na napr�onej smyczy i usi�uj�cego uciec przed
ha�asem.
Odruchowo zabezpieczy� karabin, z�o�y� go i wsun�� do pochwy, kt�r� przytroczono mu
do wewn�trznej strony p�aszcza. Potem pu�ci� si� biegiem, uskakuj�c z drogi jakiej� kobiecie.
Skr�ci� w Chapel Street i jeszcze przy�pieszy�. Teraz w prawo, na Grosvenor Place. Pomy�la�,
�e musi przebiec przez ulic�. Strumie� samochod�w odgrodzi go od �cigaj�cych. Bieg�
wzd�u� wysokiego muru Pa�acu Buckingham. Przechodnie, widz�c go, ust�powali mu z drogi.
Mocno przyciska� do cia�a po�y rozpi�tego p�aszcza. Karabin by� ju� bezu�yteczny, czu� jak
jego zakrzywiony magazynek wbija mu si� mi�dzy �ebra. Wiedzia�, �e dop�ki ucieka, jest
bezbronny. Nie pomy�la�, �e nikt nie ma powodu, by go zatrzyma�. Skoncentrowa� si� niemal
wy��cznie na �ledzeniu drogi, wypatruj�c przerwy w rzece autobus�w, doro�ek i ci�ar�wek.
Przebieg� przez Buckingham Palace Road i dotar� do stacji metra Victoria, gdzie, jako jeden z
wielu pasa�er�w, poczu� si� ju� bezpieczniejszy. Wyci�gn�� z kieszeni monet�
dziesi�ciopensow�. Rozlu�ni� si� i stan�� w kolejce. Po chwili dziesi�ciopens�wka znalaz�a
si� w otworze automatu. �Pami�taj�, powiedzieli mu, �policja b�dzie szuka� samochodu,
lepiej, �eby� pojecha� metrem�. Dali mu plan drogi. Lini� Victoria do Oxford Circus, dalej do
Notting Hill Gate lini� centraln�, p�niej kr�tki przejazd do Edgware Road i do Watford lini�
Bakerloo. Gdy poci�g ruszy�, jego zegarek wskazywa� dziewi�t� dwana�cie.
* * *
Syreny woz�w patrolowych zag�uszy�y krzyki �ony ministra, wci�� le��cej na martwym
ciele m�a. Patrol wezwano tu dok�adnie dziewi��dziesi�t sekund wcze�niej, kr�tkim
komunikatem: �Na placu Belgrave zastrzelono m�czyzn�. Dwaj policjanci, kt�rzy w�a�nie
wyszli z samochodu, my�lami byli jeszcze przy korku ulicznym ko�o przej�cia podziemnego
Knightsbridge. Pierwszy wysiad� dwudziestodwuletni George Davies, pracuj�cy w policji
metropolitarnej zaledwie od trzech lat. Obj�� spojrzeniem kobiet�, le��ce pod ni� cia�o i �lady
rozbryzganego na stopniach m�zgu. Zatrzyma� si� w p� kroku, czuj�c, �e �o��dek podchodzi
mu do gard�a. Dwukrotnie od niego starszy Frank Smith krzykn��:
� Nie zatrzymuj si�, id�.
Mijaj�c go podbieg� do zwini�tych na schodach postaci i odci�gn�� �on� ministra.
� Nie tamuj dost�pu powietrza � wrzasn��, zanim zdo�a� dojrze� rozbit� czaszk� i strz�py
ludzkiego cia�a na kamiennych p�ytach i szlafroku kobiety. Wci�gn�� powietrze, mrukn�� co�
po cichu i na kolanach odwr�ci� si� do poblad�ego Daviesa, stoj�cego dziesi�� krok�w zanim.
� Karetka, wi�cej ludzi. Powiedz im, �e to du�a sprawa, i �eby si� po�pieszyli.
Gdy zn�w spojrza� na kobiet�, rozpozna� j�.
� Czy pani Danby? � wyszepta�. Mimo formy pytania, by�o to stwierdzenie faktu.
Skin�a g�ow�.
� Pani m��?
Znowu przytakn�a. Milcza�a i teraz dzieci podesz�y do niej bli�ej. Smith obj�� wzrokiem
ca�� scen�.
� Prosz� zabra� je do �rodka.
By�o to polecenie i matka z dzie�mi powoli podesz�a w stron� drzwi, i znikn�a wewn�trz
domu.
Smith wsta� z kl�czek i ci�kim krokiem odszed� do samochodu.
� Davies, nie dopuszczaj do nich nikogo.
Nada� przez radio kr�tki, urywany komunikat.
� Tango George na placu Belgrave. Strzelano do Henry�ego Danby. Nie �yje. Ambulans i
pomoc ju� zam�wili�my.
Ulica zacz�a wype�nia� si� lud�mi. Szofer ministra otrz�sn�� si� z pierwszego szoku i
wycofa� samoch�d do barierki parkingu. Podjecha�y dwa kolejne wozy policyjne z
w��czonymi �wiat�ami. Jeszcze zanim si� zatrzyma�y, wyskoczyli z nich funkcjonariusze
CID. D�wi�k syreny sygnalizowa�, �e zbli�a si� ju� karetka, wys�ana z St George Hospital
przy rogu Hyde Park. W�z specjalnej grupy patrolowej Scotland Yardu zablokowa� wjazd na
plac od strony po�udniowej. Stoj�cy przed nim policjant trzyma� w r�ku czarnego smith-
wessona kaliber 38.
� Mo�esz to od�o�y� � powiedzia� jego kolega. � Przyjechali�my o wiele za p�no.
* * *
W Oxford Circus m�czyzna zastanawia� si� przez chwil�, czy nie przerwa� podr�y i nie
wyj�� z ka�asznikowa magazynka. Zdecydowa� si� tego nie robi� i ruszy� do ruchomych
schod�w, kt�re zanios�y go na poziom linii Centralnej. P�niej b�dzie czas, aby martwi� si� o
bro�. Teraz powinien jak najszybciej oddali� si� st�d. Jego zaprz�tni�ty my�lami umys� wci��
nie by� w stanie ogarn�� ostatnich wydarze�. Jedynym wra�eniem, jakie odni�s�, by�o
uczucie, �e co� tu posz�o zbyt �atwo, �e po ca�ej tej pracy, po wszystkich przygotowaniach,
samo zabicie powinno kosztowa� wi�cej trudu. Pami�ta� kobiet� le��c� na martwym ciele,
dzieci i psa na chodniku, starsz� dam�, kt�r� wymin�� uciekaj�c, lecz my�leniem o nich nie
zaprz�ta� sobie g�owy. Teraz liczy�o si� tylko to, aby jak najszybciej opu�ci� miasto.
* * *
Pierwsze doniesienie o zab�jstwie pojawi�o si� na biurku komisarza Scotland Yardu o
dziewi�tej dwadzie�cia pi��. Zdejmowa� w�a�nie p�aszcz po powrocie z Epsom, gdy jego
pomocnik wszed� z pierwszym raportem. Komisarz spojrza� gniewnie, gdy� m�ody oficer
pojawi� si� w pokoju z jak�� kartk� w r�ku, nie zapukawszy wcze�niej. Czytaj�c wiadomo��
zauwa�y�, �e papier by� podarty na dole, jakby kto� po�piesznie wyrwa� go z drukarki.
� Daj mi tutaj kogo� z C1, z oddzia��w specjalnych i specjalnej grupy patrolowej. Chc�
ich widzie� za pi�� minut.
Podszed� do biurka, nacisn�� przycisk interkomu i powiedzia� ostro:
� Z premierem prosz�.
Gdy zapali�o si� pomara�czowe �wiate�ko, komisarz odruchowo wyprostowa� si� na
krze�le, poprawi� krawat i podni�s� s�uchawk�. Us�ysza� odleg�y g�os.
� Halo, panie komisarzu, po��czyli�my si� ju�. Za sekund� b�dzie rozmowa.
Rozleg� si� kolejny trzask i premier powiedzia�:
� Tak, dzie� dobry, panie komisarzu. Czym mog� panu s�u�y�?
Komisarz m�wi� powoli. Pierwsze doniesienie i bardzo smutna wiadomo��: Henry Danby
nie �yje, cia�o jest w drodze do szpitala. Na pierwszy rzut oka jest to robota zawodowego
mordercy. Du�a aktywno�� policji, lecz na razie nic wi�cej nie wiadomo. Powiedzia� to
wszystko cichym g�osem, a rozm�wca nie przerwa� mu ani razu. Gdy sko�czy�, g�os z drugiej
strony linii zapyta�:
� To wszystko?
� Na razie wszystko, przecie� up�yn�o niedu�o czasu.
� Niech pan powie, je�li b�dzie potrzebna pomoc � wojsko, si�y powietrzne, wywiad,
cokolwiek pan zechce!
Komisarz nie odpowiedzia�. Premier kontynuowa�:
� Prosz� zadzwoni� do mnie w ci�gu p� godziny. Kto� z naszych ludzi zawiadomi pras�.
Komisarz u�miechn�� si� krzywo. Prasa zareaguje natychmiast. Zn�w si� skrzywi�. Gdy
odk�ada� s�uchawk�, do pokoju wesz�o trzech m�czyzn, kt�rych wcze�niej wzywa�. Byli to
szefowie s�u�b specjalnych: C1 � jednostki wywiadu do spraw kryminalnych, Oddzia��w
Specjalnych � antyterrorystycznych oddzia��w Scotland Yardu i Specjalnej Grupy Patrolowej
� jednostki do najpowa�niejszych zada�. Wszyscy byli oficerami, lecz tylko szef Specjalnej
Grupy Patrolowej mia� na sobie mundur.
Gabinet komisarza urz�dzono po sparta�sku i bez zb�dnych ozd�b. Oficerowie wzi�li
spod �ciany proste krzes�a i przystawili je do biurka.
Komisarz zwr�ci� si� najpierw do dow�dcy Specjalnej Grupy Patrolowej. Zapyta�, czego
zdo�ano si� ju� dowiedzie�.
� Niewiele. Sta�o si� to o dziewi�tej siedem. Danby wychodzi� z domu, jak zawsze o tej
samej porze czeka� na samoch�d z ministerstwa. Po drugiej stronie ulicy przystaje jaki�
m�czyzna. Oddaje kilka strza��w, po czym ucieka w kierunku Victorii. Jak dotychczas
niewiele dowiedzieli�my si� od naocznych �wiadk�w. Pewna kobieta, kt�ra sta�a wtedy na
chodniku, widzia�a go nie�le, lecz w tej chwili jest w lekkim szoku. Wiemy, �e m�czyzna ten
mo�e mie�, powiedzmy, oko�o trzydziestki, jak okre�li�a, poci�g�� twarz i ciemne w�osy.
Ubranie raczej zwyczajne � ciemne spodnie, jasny p�aszcz. To wszystko.
� A karabin?
� Trudno powiedzie� � odezwa� si� dow�dca oddzia��w specjalnych. � Z tego, co m�wi�a
ta kobieta, sadz�, �e by� to AK 47 nazywany ka�asznikowem. U�ywaj� go Rosjanie.
Korzystano z niego tak�e w Wietnamie, w Adenie, podczas Czarnego Wrze�nia.
Zaprojektowany w Czechos�owacji, w tej chwili ju� przestarza�y, u nas nigdy dot�d si� nie
pojawi�. IRA pr�bowa�a sprowadzi� te pistolety do Ulsteru, ale nigdy im si� to nie uda�o.
Przewo�ono je na Claudii � na tym statku rybackim, kt�ry nakryli�my. �adunek zosta�
skonfiskowany. Jest to bro� klasyczna, osi�ga do czterystu strza��w na minut� i szybko��, z
jak� pocisk wylatuje z lufy, oko�o sze�ciuset metr�w na sekund�. Efektywny zasi�g ra�enia �
p� mili. Najnowszy model ma sk�adan� kolb� i mie�ci si� w du�ej torbie. Pasuje akurat. To
cholerna bro�. Ma kaliber nieco wi�kszy ni� nasze pistolety, wi�c pasuje do niego amunicja z
kraj�w wschodnich, a je�li trzeba, tak�e nasza. Znale�li�my cztery �uski, ale do tej pory nic
bli�szego na ich temat nie wiadomo. Charakterystyczny odg�os, jaki wydaje ten pistolet
podczas strza�u, pozwala odr�ni� go od innych. Opis, kt�ry poda�a nam ta kobieta, pasuje do
ka�asznikowa.
� A jakie st�d wnioski?
� Nie jest to bro� amatorska. Nie spotkali�my si� z ni� nigdy dot�d. Je�eli rzeczywi�cie
jest to ka�asznikow, nie mamy do czynienia z byle kim. Znaczy�oby to, �e nasi wrogowie s�
silni i wiedz�, czego chc�.
By�o to mocne stwierdzenie. Wszyscy czterej zamilkli na chwil� rozwa�aj�c t� nieweso��
my�l. Maj� wi�c do czynienia z zawodowym morderc� politycznym. Przemkn�o to przez
g�ow� komisarza, zanim powiedzia� g�o�no, �e cz�owiek, kt�ry postara� si� o
najodpowiedniejsz� na �wiecie bro�, z pewno�ci� zadba� tak�e o inne szczeg�y operacji.
Zapali� pierwszego tego dnia papierosa, o dwie godziny wcze�niej ni� obieca� sobie po
ostatniej kontroli lekarskiej i przerwa� milczenie.
� Z pewno�ci� przemy�la� drog� ucieczki i wybra� najlepsz� z mo�liwych. W jaki spos�b
mo�emy go zatrzyma�?
� Tak jak zazwyczaj na tym etapie � odpowiedzia� szef jednostki wywiadowczej. � W
portach, na promach, lotniskach, drogach prywatnych � kiedy tylko zdo�amy obsadzi� je
naszymi lud�mi. Zawiadomili�my ju� wie�e kontrolne. Tylu ludzi, ilu mog�em, wys�a�em do
pilnowania stacji metra, zw�aszcza na peryferiach miasta. Pobieg� w kierunku Victorii, mo�e
na metro, mo�e na poci�g. Pr�bujemy to ustali�, lecz potrzeba nieco...
Urwa�. Powiedzia� ju� wystarczaj�co wiele. Komisarz uderzy� filtrem papierosa o blat
sto�u. Pozostali siedzieli w milczeniu, niecierpliwi, chc�c zako�czy� ju� to spotkanie i wr�ci�
do swoich biurek, zespo��w i spraw, kt�re pozostawili.
Komisarz wyczu� ten nastr�j.
� Wszyscy zgadzamy si� chyba, �e Danby zosta� zamordowany ze wzgl�du na swoj�
prac� w Irlandii P�nocnej, chocia� B�g raczy wiedzie�, czy spotka�em w �yciu mniej
kontrowersyjnego ministra. Nie jest to robota szale�ca, gdy� szale�cy nie dysponuj�
komunistyczn� broni�, �eby u�ywa� jej na Belgrave. Wygl�da wi�c na to, �e by� to kto� z
IRA, czy tak? Trzeba skontrolowa� wszystko, co si� da. Charlie b�dzie koordynowa� prace.
Licz� na jakie� informacje z Belfastu. Powodzenia.
To ostatnie zabrzmia�o �agodnie. Nie spos�b by�o przynagla� tych trzech m�czyzn do
pracy. Po raz pierwszy od czasu, gdy zaj�� to stanowisko, komisarz odczu�, �e czego� si� od
niego wymaga. �G�upiec� � pomy�la�, gdy drzwi zamkn�y si� za dow�dc� Specjalnej Grupy
Patrolowej.
Na konsoletce zn�w zapali�a si� ��ta lampka. Gdy podni�s� s�uchawk�, sekretarka
powiedzia�a, �e premier zwo�a� nadzwyczajne posiedzenie gabinetu na czternast� trzydzie�ci i
prosi go o zreferowanie sytuacji na pocz�tku tego spotkania.
� Daj mi wicekomisarza do spraw kryminalnych, Charlie�ego Hendersona � powiedzia�,
zapisawszy w notatniku wiadomo�� z Downing Street.
O godzinie jedenastej czterdzie�ci pi�� telewizja BBC przerwa�a nadawanie programu dla
szk� i, po dw�ch sekundach, na ekranie ukaza�a si� czo��wka �Wiadomo�ci�, a nast�pnie
spiker, kt�ry zawaha� si� przez moment po czym, opu�ciwszy g�ow�, zacz�� czyta�:
� Nadajemy wiadomo�ci. Dzi�, kilka minut po dziewi�tej nieznany m�czyzna zastrzeli�
szefa ministerstwa spraw socjalnych, pana Henry�ego Danby. Minister Danby opuszcza�
w�a�nie swoje mieszkanie na placu Belgrave, gdy wystrzeli� do niego zamachowiec stoj�cy po
drugiej stronie ulicy. W chwili przywiezienia do szpitala ju� nie �y�. ��czymy si� teraz z
naszym reporterem, Jamesem Lyonsem, kt�ry przebywa w pobli�u domu pana Danby�ego.
Trudno jest tu, na placu Belgrave, zrozumie� dok�adnie, co sta�o si� dzisiejszego ranka,
gdy pan Danby, wychodz�c z domu, zosta� zaatakowany przez nieznanego osobnika. Przed
chwil� policja poleci�a nam odsun�� si� na odleg�o�� stu metr�w od drzwi frontowych i
przeczesuje teren w poszukiwaniu �lad�w, zw�aszcza �usek po nabojach.
Lecz stoi w�a�nie przy mnie kobieta, kt�ra przechodzi�a z psem w chwili, gdy morderca
odda� pierwszy strza�.
P. Co pani widzia�a?
O. Sz�am w�a�nie z psem, gdy us�ysza�am jaki� huk i zaraz pomy�la�am, �e to nie m�g�
by� wypadek samochodowy. Kiedy wyjrza�am za r�g, zobaczy�am m�czyzn� trzymaj�cego
wzniesiony karabin czy pistolet...
P. Czy widzia�a pani ministra � pana Danby?
O. Widzia�am go. Skuli� si�, pr�bowa� si� czo�ga�, ale wtedy pad� drugi strza�. Sta�am
tam, a on wci�� strzela�, i ta kobieta...
P. Pani Danby?
O. Kobieta w drzwiach krzycza�a. Nigdy nie s�ysza�am takiego ha�asu, to by�o okropne,
okropne... nic wi�cej nie wiem... on po prostu uciek�. Ten biedny cz�owiek le�a� tam i
krwawi�. A kobieta ci�gle krzycza�a... to by�o straszne.
P. Widzia�a pani tego m�czyzn� z pistoletem?
O. I tak, i nie. Przebieg� ko�o mnie bardzo szybko, ucieka�.
P. Jak wygl�da�?
O. Ca�kiem zwyczajnie: wysoki, ciemny.
P. W jakim m�g� by� wieku?
O. By� m�ody, m�g� mie� pod trzydziestk�, ale bieg� bardzo szybko.
P. A czy widzia�a pani, jak by� ubrany?
O. Mia� na sobie jasnobr�zowy p�aszcz z podszewk� w kratk�. Zauwa�y�am, �e karabin
schowa� pod sp�d, do czego� w rodzaju torby. Przebieg� tu� obok mnie. Nie by�am w stanie
si� poruszy�. To wszystko.
* * *
Powiedzieli, �e wszystko p�jdzie dobrze. Je�eli nie zajd� jakie� nieprzewidziane
wypadki, uda mu si� wr�ci�. Wysiad� z kolejki na stacji Watford i zacz�� i�� w stron�
barierki. Widzia�, �e pilnuj�cy nie patrz� na peron, lecz na wysiadaj�cych pasa�er�w.
Min�wszy ich wszed� do toalety i zamkn�� si� w kabinie o �cianach pokrytych licznymi
graffiti. Zdj�� p�aszcz i powiesi� go na drzwiach. Odwi�za� rzemie� na ramieniu, wyj�� z
pistoletu magazynek, zaimprowizowan� kabur� umie�ci� z ty�u pod marynark� tak, �e bro�
mia� teraz pod pach�. Pasowa�a akurat. Wygl�da�o to tak, jak gdyby p�aszcz niezbyt dobrze na
nim le�a�, poza tym wszystko by�o w porz�dku. Z lekkim dr�eniem podszed� do barierki.
Stoj�cy przy niej ludzie z CID wiedzieli, �e zastrzelono ministra, domy�lali si�, �e zab�jca
mo�e ucieka� metrem, wiedzieli tak�e, i� ma jasnobr�zowy p�aszcz nieprzemakalny i pistolet
maszynowy. Nie u�wiadamiali sobie natomiast, �e jego bilet mo�e nie pochodzi� ze stacji
Victoria, �e m�g� zosta� kupiony gdzie indziej podczas drogi. Nie wiedzieli r�wnie�, �e
ka�asznikowa mo�na z�o�y�. Tote� przestali patrzy� na niego, gdy by� jeszcze pi�� metr�w od
barierki.
Przeszed� obok nich, dysz�c lekko, z czo�em mokrym od potu, czekaj�c na krzyk za sob�
albo ci�k� r�k�, kt�ra za chwil� opadnie na jego rami�. Nie poczu� nic. Ze stacji wyszed� na
parking, gdzie czeka� jego avis cortina. Pistolet schowa� pod siedzenie dla kierowcy i ruszy� w
kierunku Heathrow. �Je�eli zachowasz zimn� krew, nie ma sposobu, �eby ci� dostali�. Takiej
rady mu udzielono.
By�o p�no i podr� zaj�a mu godzin�. Przewidzia� to i, gdy znalaz� si� na parkingu
pierwszego terminalu, do odlotu zosta�o mu dziewi��dziesi�t minut. Zamkn�� samoch�d,
pistolet pozostawiaj�c pod siedzeniem.
Wsz�dzie by�o pe�no policji. Widzia� naszywki na ramionach: AP � policja lotniska, T �
dywizja metropolitarna T, CO � specjalna grupa patrolowa. Wiedzia�, �e ci ostatni maj� bro�.
Poczu� si� nieswojo. Je�eli zawo�aj�, a on zacznie ucieka� � czy zastrzel� go?...
Zacisn�� pi�� i podszed� do okienka biletowego.
� Nazywam si� Jones... mam zarezerwowany bilet do Amsterdamu na pierwsz�, na BE
467.
Dziewczyna za lad� u�miechn�a si�, skin�a g�ow� i zacz�a wystukiwa� zg�oszenie na
klawiaturze komputera. Na ekranie ukaza�o si� potwierdzenie i dziewczyna wr�czy�a mu
bilet. Z megafonu rozleg� si� g�os informuj�cy pasa�er�w o op�nieniach wszystkich lot�w
do Dublina, Corku, Shannonu i Belfastu. Przyczyn nie podano. �W�a�nie te linie b�d�
obstawione�, powiedzieli mu, �maj� zbyt ma�o ludzi, �eby skontrolowa� wszystkie�.
M�czyzna pokaza� sw�j nowy, brytyjski paszport, dostarczony przez dow�dc� jego
jednostki, i przeszed� przez stanowisko kontrolne.
ROZDZIA� 2
Zazwyczaj komisarz podr�owa� sam, maj�c za towarzysza jedynie starszego ju�
wiekiem szofera. Tego popo�udnia obok kierowcy siedzia� uzbrojony policjant. Samoch�d
skr�ci� w Downing Street, min�� barierki ustawione tu w p� godziny po nadej�ciu doniesienia
o strza�ach. Ocieniona ulica by�a pusta: usuni�to z niej ministerialne wozy i przypadkowych
gapi�w. Przy drzwiach dwaj policjanci spierali si� z fotoreporterami, kt�rzy robili zdj�cia
wszystkim wchodz�cym i wychodz�cym. Dziennikarze zostali odprowadzeni w kierunku
linek rozpi�tych na barierce przy chodniku, sk�d musieli odej�� na parking. Komisarz wszed�
do przytulnego hallu, ozdobionego kandelabrami i czerwonym dywanem: stamt�d
odprowadzono go do windy. Mijaj�c niewielki pok�j na prawo od drzwi, zauwa�y�
siedz�cych tam czterech m�czyzn ubranych po cywilnemu. Zgodnie z jego rozkazem stra�
przyboczna premiera zosta�a podwojona. Dwa pi�tra wy�ej zaprowadzono go do gabinetu
premiera.
� Chcia�em wiedzie�, czy ma mi pan co� do powiedzenia, zanim przejdziemy na d�.
� Mog� tylko poinformowa� o tym, co wiemy i co robimy. Tego pierwszego jest
niewiele, drugiego � sporo.
� Trzeba b�dzie wiele wyja�ni� na temat ochrony osobistej ministra...
Komisarz nic nie odpowiedzia�. �le si� czu� w tej atmosferze. Przysz�o mu namy�l, �e w
ci�gu trzech lat pracy na stanowisku pierwszego policjanta w pa�stwie nigdy jeszcze nie by�
w tej marmurowej wie�y, nigdy nie wyszed� poza pomieszczenia recepcji na parterze. Jad�c
tu przyrzeka� sobie, �e nie pozwoli zrobi� z policji koz�a ofiarnego. Po trzydziestu sze�ciu
latach pracy mia� coraz wi�ksz� ochot� wr�ci� do Scotland Yardu, do roboty bez ustalonego
wymiaru godzin, ale przynajmniej konkretnej.
Rozmowa si� nie klei�a. Premier wsta� i wskaza� r�k� drzwi.
� Chod�my � mrukn��. � musimy si� z nimi spotka�. Frank Scott z RUC i genera�
Fairbairn przyjad� z Belfastu mniej wi�cej za godzin�. Pos�uchamy, co maj� do powiedzenia.
* * *
Zamachowiec szed� szerokim pomostem w stron� tej cz�ci portu lotniczego w
Amsterdamie, kt�ra przeznaczona by�a dla oczekuj�cych na tranzyt. Je�li wszystkie
obliczenia zgadza�y si�, mia� pi��dziesi�t osiem minut do samolotu Aer Lingus odlatuj�cego
w kierunku Dublina. Widzia� cz�onk�w specjalnej ochrony lotniska, uzbrojonych w kr�tkie i
lekkie karabiny, patroluj�cych wej�cie na pomost podczas �adowania samolotu. Dostrzeg� te�
wozy opancerzone na pasie startowym. Wszystkie �rodki przewidziane w programie
antyterrorystycznym... nim samym jednak nikt si� nie interesowa�. Wzi�� czekaj�cy na niego
bilet i cofn�� si� do darmowego bufetu dla podr�nych. Radzili mu, �eby o tym nie
zapomnia�: �najlepszy w Europie�, powiedzieli. Plac Belgrave, ha�as i krzyk pozostawa�y
daleko za nim. Po raz pierwszy tego dnia poczu� co� w rodzaju ch�odnego spokoju.
* * *
W gabinecie na parterze komisarz wsta�, aby z�o�y� sw�j raport. M�wi� powoli, ostro�nie
dobieraj�c s�owa, �wiadom tego, �e ministrowie s� zaszokowani, podejrzliwi, a nawet
nieprzychylni wobec tego, co mia� do powiedzenia. Byli niespokojni. Z po�udniowego
wydania wiadomo�ci telewizyjnych dowiedzieli si�, �e jest nowy, dok�adniejszy opis... Po raz
pierwszy policjant skupi� na sobie pe�n� uwag� s�uchaczy.
� Tego ranka na stacji Oxford Circus mia�o miejsce wydarzenie, kt�re wywo�a�o nieco
zamieszania. Jaki� m�czyzna torowa� sobie drog� przez t�um, rozpychaj�c ludzi. Nie by�aby
to rzecz godna zapami�tania, ale dwie kobiety, kt�re ogl�da�y w telewizji dzisiejsze poranne
zdj�cia z placu Belgrave, niezale�nie od siebie zadzwoni�y na policj� twierdz�c, �e
rozpozna�y na nich tego samego cz�owieka. Opis zgadza si� z tym, kt�ry mieli�my wcze�niej,
ale jest dok�adniejszy. O czwartej b�dziemy mieli fotoportret.
Przerwa�, s�ysz�c delikatne pukanie do drzwi. Do pokoju wszed� szef Policji Kr�lewskiej
z Ulsteru, Frank Scott i genera� Sir Jocelyn Fairbairn z Irlandii P�nocnej. Gdy zaj�li miejsca
przy ko�cu sto�u, zacz�� m�wi� premier.
� Jak wszyscy przypuszczamy, za to morderstwo odpowiedzialna jest Irlandzka Armia
Republika�ska. Nie znamy motyw�w, nie wiemy te� czy jest to pierwsza z szeregu
planowanych akcji, czy sko�czy si� na tym jednym zab�jstwie. Prosz� o podj�cie
maksymalnego wysi�ku w celu jak najszybszego uj�cia mordercy. �ledztwo nie mo�e ci�gn��
si� przez miesi�c, dwa czy p� roku. Ka�dy dzie� zw�oki to dla tych zbrodniarzy ogromny
plus. Jest dla mnie tajemnic�, jak to si� sta�o, �e pan Danby zosta� pozbawiony osobistej
ochrony tak szybko po przyje�dzie z Ulsteru. Dowiemy si� o tym jutro od ministra spraw
wewn�trznych. Dowiemy si� tak�e, co robi si�, aby zapobiec dalszym tego typu atakom.
Przerwa� na chwil�. W pomieszczeniu panowa�a cisza, jak w klasie podczas lekcji.
Komisarz przez moment zastanawia� si�, czy nie wyja�ni�, �e Danby sam zrezygnowa� z
osobistej ochrony, udaremniaj�c wysi�ki policjanta, kt�ry pr�bowa� go strzec. Doszed� jednak
do wniosku, �e b�dzie lepiej, je�eli premier us�yszy to z ust ministra spraw wewn�trznych.
Premier wskaza� na szefa RUC.
� A wi�c, prosz� pana... prosz� pa�stwa � zacz�� ten. Jak wielu ulsterczyk�w wymawia�
szkockie �r�. Obci�gn�� marynark� od swojego zielonego munduru. � Je�eli ten cz�owiek jest
w Belfa�cie, b�dziecie go mieli. Mo�e to zaj�� troch� czasu, ale miasto nie jest du�e.
Dowiemy si�, gdzie jest i schwytamy go. Trudno by�oby zorganizowa� akcj� na tak� skal�
bez anga�owania wielu os�b, z kt�rych ka�da mo�e go wyda�. Obecnie znacznie �atwiej jest
sk�oni� ich do m�wienia. Ci, kt�rzy byli twardzi, siedz� ju� w wi�zieniu, a inni b�d� m�wi�.
Je�li jest w Belfa�cie, dostaniemy go.
By�o ju� po pi�tej i na dworze zrobi�o si� ciemno, gdy ministrowie, genera� i premier
sko�czyli wypowiada� si� w tej sprawie. Premier zarz�dzi� spotkanie w tym samym sk�adzie
za dwa dni. W chwili, gdy po raz kolejny apelowa� o przyspieszenie dzia�a�, do pokoju
wesz�a sekretarka, szepn�a co� komisarzowi na ucho i oboje wyszli. Ci, kt�rzy siedzieli
blisko, s�yszeli, �e u�y�a s�owa �pilne�.
Komisarz wr�ci� po dw�ch minutach. Premier, spojrzawszy na jego twarz, przerwa� w p�
s�owa. Oczy osiemnastu ministr�w, szefa policji i genera�a zwr�ci�y si� w stron�
wchodz�cego.
� Mam raczej nie najlepsze wiadomo�ci � powiedzia�. � Policja w Heathrow odkry�a
wynaj�ty samoch�d, stoj�cy na parkingu w pobli�u pierwszego budynku terminalu. Pod
siedzeniem dla kierowcy znaleziono pistolet ka�asznikowa. Czas op�acony na parking
wskazuje, �e pasa�er samochodu m�g� odlecie� do Wiednia, Sztokholmu, Madrytu, Rzymu
lub Amsterdamu. Za�oga samolotu lec�cego do Amsterdamu wr�ci�a ju� na lotnisko.
Pos�ali�my im portret: jest w drodze, ale jedna ze stewardess twierdzi, �e m�czyzna pasuj�cy
do naszego pierwszego, niedok�adnego opisu, siedzia� w pi�tnastym rz�dzie przy oknie.
Jeste�my w kontakcie z policj� holendersk� i przes�ali�my im dane, ale w mi�dzyczasie
mieli�my ju� po��czenie z Dublinem. Aer Lingus, lec�cy z Amsterdamu do Dublina,
wyl�dowa� na miejscu dwadzie�cia pi�� minut temu i wszyscy pasa�erowie zostali zatrzymani
w hali baga�owej.
Zebrani wydali z siebie zgodne westchnienie ulgi. Komisarz kontynuowa�.
� Lecz policja lotniska w Dublinie donosi, �e ci pasa�erowie, kt�rzy nie mieli ze sob�
baga�y, przeszli przez kontrol� celn� ju� wcze�niej.
� Czy jest prawdopodobne, �e mia� jaki� baga�? � zapyta� cicho premier.
� Raczej w�tpi�, pr�bujemy to ustali� w okienku biletowym i przy stanowisku
kontrolnym.
� Co za zam�t � powiedzia� premier niemal niedos�yszalnie. � Musimy mie� jakie�
rezultaty i to szybko.
* * *
Z Heathrow ka�asznikow owini�ty w foli� pow�drowa� w pancernym samochodzie do
Woolwich, gdzie miano podda� go testowi na zasi�g strza��w. By� jeszcze bia�y od kredy,
kt�r� pokryto go w komisariacie policji na lotnisku, w celu wykrycia odcisk�w palc�w.
Jednak�e tamtejszy specjalista stwierdzi�, �e bro� jest czysta. �Nie wygl�da na to, �eby ten
cz�owiek pracowa� w r�kawiczkach�, powiedzia�. � �Musia� wytrze� go jak�� szmatk� lub
czym� takim. W ka�dym razie zrobi� to starannie�.
* * *
Dok�adniej o sz�stej po po�udniu, w redakcji �Wiadomo�ci� telewizji Republiki
Irlandzkiej zadzwoni� telefon.
� Prosz� s�ucha� uwa�nie, nie b�d� niczego powtarza�. M�wi rzecznik skrzyd�a
militarnego Tymczasowej Irlandzkiej Armii Republika�skiej. Dzi� nasza jednostka do zada�
specjalnych wykona�a wyrok �mierci na Henry�m DeLaceyu Danby, wrogu narodu
irlandzkiego i wsp�lniku brytyjskich si� okupacyjnych w Irlandii. Podczas osiemnastu
miesi�cy, jakie sp�dzi� w naszym kraju, do jego obowi�zk�w nale�a� nadz�r nad obozem
koncentracyjnym w Long Kesh. By� wielokrotnie ostrzegany, �e je�eli nie zmieni� si�
re�imowe w�adze obozu, podejmiemy przeciwko niemu akcj�. I tak si� sta�o.
W s�uchawce rozleg� si� trzask. Spiker zacz�� odczytywa� zapisany stenogram.
* * *
Dziesi�� godzin p�niej z komisariat�w policji w Belfa�cie wyruszy�y uzbrojone
oddzia�y. W przy�mionym �wietle reflektor�w czo�owych przekroczy�y barykady z work�w z
piaskiem ustawione w Andersonstown, na Hasting Street, Flax Street, Glenravel Street i
Mountpottinger. Wartownicy w stalowych he�mach i kamizelkach kuloodpornych,
wyposa�eni w karabiny maszynowe, odci�gali na bok ci�kie zasieki z belek i drutu
kolczastego, ods�aniaj�c przej�cia prowadz�ce z kwater batalionu i kompanii wprost na
ciemne ulice. Wewn�trz bojowych woz�w siedzieli st�oczeni m�czy�ni o poblad�ych
twarzach pod maskami gazowymi, w specjalnych ochronnych mundurach. Wyposa�eni byli w
dzia�ka strzelaj�ce gumowymi kulkami, w pa�ki i tarcze niemal �ywcem przeniesione ze
�redniowiecza. Posiadali tak�e, u�ywane przez NATO, szybkostrzelne karabiny. Niewielu z
tych m�czyzn mia�o okazj� spa� wi�cej ni� kilka godzin na dob�, a jedynym luksusem, na
jaki mogli sobie pozwoli� podczas odpoczynku, by�o zdj�cie but�w. Oficerowie i starszy
komendant, kt�ry przygotowywa� plan akcji, spali nawet kr�cej. Nie by�o �adnych rozm�w i
nikt si� nie odzywa�. Wszyscy wiedzieli, �e czeka ich d�ugi, m�cz�cy, ch�odny i,
prawdopodobnie, deszczowy dzie�.
Ka�dy z woz�w mia� zaciemnione okna, co stanowi�o ochron� przeciwko snajperom. Na
zewn�trz m�g� wygl�da� tylko kierowca, strzelec siedz�cy obok niego i strzelec na ty�ach
pojazdu. Lufy ich karabin�w stercza�y przez niewielkie otwory, daj�ce jednocze�nie wgl�d na
to, co dzia�o si� na ulicy. W �adnym domu nie pali�o si� �wiat�o, �adna z wystaw sklepowych
nie by�a o�wietlona. Z rzadka tylko mo�na by�o dostrzec jak�� dzia�aj�c� latarni� uliczn�,
jedn� z tych kt�re opar�y si� czteroletnim pr�bom obu stron, aby zgasi� je na zawsze.
W ci�gu kilku minut konwoje przejecha�y g��wnymi ulicami i rozdzieli�y si�, pod��aj�c
w kierunku dzielnic mieszkalnych. Tylko jeden z nich pozosta� po zachodniej stronie miasta.
Dwa tysi�ce m�czyzn, pozbieranych z sze�ciu batalion�w, przemierza�o drogi spi�te w jedn�
ca�o�� przez Falls Road, g��wn�, katolick� arteri�, wychodz�c� z dzielnicy zachodniej i
prowadz�c� w kierunku Dublina. Podczas tego przejazdu otwiera�y si� wzmocnione drzwi
opancerzonych woz�w i wyskakiwali z nich policjanci, marynarze, �o�nierze ze starych
jednostek piechoty i natychmiast zajmowali bezpieczne pozycje bojowe. W cz�ci miasta
wysuni�tej najbardziej na zach�d, w Andersonstown i Suffolk, gdzie domy by�y nowsze i
zabudowa nieco chaotyczna, u�yto jednostki artyleryjskiej, ludzi, przyzwyczajonych do
manewrowania abbotami o dalekim zasi�gu, kt�rzy tutaj chronili si� w ogrodach i za
�mietnikami. Po drugiej stronie wi�kszo�� si� zgromadzono w Ardoyne i na wschodnich
obrze�ach Lagan.
Gdy znale�li si� na wyznaczonych pozycjach, czekano ju� tylko �witu. Samochody, kt�re
pr�bowa�y przejecha� lub opu�ci� zastawione kordonami ulice, by�y zawracane. Wszyscy
czekali w swoich schronieniach przy wci�� nasilaj�cej si� m�awce. Niekt�rzy strzelcy
wyposa�eni byli w karabiny ze specjalnymi celownikami, umo�liwiaj�cymi prac� w
ciemno�ci.
Po pewnym czasie da�y si� s�ysze� ha�asy, to �o�nierze zacz�li przeszukiwa� mieszkania.
Kobiety, poubierane jedynie w nocne koszule i z w�osami zakr�conymi na wa�kach,
wybiega�y z dom�w na d�wi�k gwizd�w, ordynarnych wrzask�w i brz�ku przewracanych
koszy na �miecie. Do tej kakofonii do��czy�y odg�osy walenia kolbami karabin�w w drzwi,
kt�re p�niej � je�li nie by�o odpowiedzi � wy�amywano �omami i taranami. Po kilku
minutach na ulicy by�o tylu� cywil�w, co wojskowych. �o�nierze nie reagowali na rzucane im
w twarz obelgi. Pomi�dzy nimi kr�cili si�, niezbyt teraz okazale wygl�daj�cy, policjanci. Co
pewien czas z kt�rego� domu dobiega� krzyk, s�owa wypowiadane z akcentem z P�nocy, z
Welsh lub Cockney, i na ulic� wynoszono pistolet albo rewolwer owini�ty w foli�, aby nie
zamaza�y si� �lady palc�w jakiego� na wp� u�pionego m�czyzny, wleczonego do jednego z
opancerzonych samochod�w. Lecz nie zdarza�o si� to zbyt cz�sto. Cztery lata poszukiwa�,
uprowadze�, ustawiania kordon�w i aresztowa� nie pozostawi�y wiele do odnalezienia.
O wschodzie s�o�ca, p�nym na tej odleg�ej p�nocy, okaza�o si�, �e efekty pracy s�
nik�e. Kilka japo�skich karabin�w, par� pistolet�w i mn�stwo ludzi, kt�rzy mieli by�
przes�uchiwani przez sekcj� specjaln�. Znaleziono tak�e troch� przedmiot�w u�ywanych
podczas napad�w terrorystycznych: baterie, przewody elektryczne, zegary alarmowe i worki z
silnie truj�cymi zio�ami. Wszystkie zosta�y spisane i odes�ane na komend� policji.
Wraz z nastaniem dnia posypa�y si� kamienie i gumowe pociski. Powietrze poszarza�o od
gaz�w �zawi�cych. Przy ko�cu ka�dego ci�gu dom�w zbiera�y si� grupki dzieciak�w, kt�re
zaj�y si� gromadzeniem po�amanych p�yt chodnikowych.
M�odzi ludzie wspinali si� na stoj�ce na �wiat�ach autobusy i wyci�gali pistolety, gro��c
nimi niczego nie�wiadomym kierowcom. O dziewi�tej Falls Road zosta�a zablokowana w
czterech punktach i miejscowe radio po raz kolejny radzi�o zmotoryzowanym wyb�r dr�g
okr�nych.
Gdy �o�nierze opu�cili ulice, serie z broni maszynowej sta�y si� rzadsze i nie poci�ga�y za
sob� powa�niejszych nast�pstw. Raz tylko grupa wojskowych zosta�a ostrzelana od ty�u, lecz
�o�nierzom uda�o si� odeprze� atak i zmusili napastnik�w do poddania si�.
Obie strony wyci�gn�y z zamieszek pewne korzy�ci. Wojsko i policja narobi�y
zamieszania, wywo�uj�c panik� i zmuszaj�c przeciwnik�w do podj�cia dzia�a� w po�piechu.
Lecz tak�e przyw�dcy ulicy mieli swoje osi�gni�cia. Po kilkutygodniowej ciszy przyby�a
armia, aby kopa� w drzwi, wywala� ludzi z mieszka� i zrywa� deski z pod��g. Zacz�o si� co�
dzia� i mia�o to du�e znaczenie.
* * *
Opuszczaj�c lotnisko z jedn� tylko torb�, zawieraj�c� dziesi�� paczek papieros�w i
butelk� szkockiej, zamachowiec widzia� samochody policyjne jad�ce w kierunku terminalu.
Gdy przechodzi�, jaki� m�ody cz�owiek podszed� do niego i zapyta�, czy nazywa si� Jones.
Skin�� g�ow�. Nie pytano go o nic wi�cej, wi�c pod��y� za tym cz�owiekiem w stron�
parkingu.
Przeje�d�aj�c obok hotelu, widzieli mijaj�ce ich wozy Gardy z wielkim samochodem na
czele. Ani pasa�er, ani kierowca nie odzywali si�. Morderca wiedzia�, �e zostanie odebrany z
lotniska i �e nie wolno mu rozmawia� podczas drogi. Spos�b m�wienia tak samo dobrze
charakteryzuje cz�owieka jak jego twarz. Samoch�d wyjecha� na drog� do Dundalk i za
Droghed� skr�ci� w lewo, w kierunku wzg�rz.
� Wyjedziemy w pobli�u Forkhill � mrukn�� kierowca.
M�czyzna nie odpowiedzia�. W�z podskakiwa� na wyboistej, bocznej drodze. Po
kilkunastu minutach, gdy znale�li si� na skrzy�owaniu, przy kt�rym sta� tylko magazyn
pokryty falist� blach�, samoch�d zatrzyma� si�. Kierowca wyskoczy� informuj�c, �e musi
zadzwoni� i b�dzie z powrotem za minut�. Zamachowiec zosta� w wozie. Poczucie jasno�ci
sytuacji, kt�re mia� jeszcze tego popo�udnia przy kontroli baga�u, opu�ci�o go zupe�nie. Nie
martwi�o go to, �e by� sam, lecz to, i� jego ruchy i najbli�sza przysz�o�� nie zale�a�y od niego.
Zacz�� wyobra�a� sobie, �e zostanie napadni�ty i porwany, a nast�pnie porzucony, bez broni,
gdzie� w pobli�u granicy. Wtedy nadszed� kierowca.
� W Forkhill jest niebezpiecznie, pojedziemy dalej, szos� do Cullyhanna. Niech si� pan
nie martwi, jest pan w domu, wszystko w porz�dku.
Poczu� si� zawstydzony, �e kto� obcy odczyta� jego podejrzenia i zdenerwowanie.
Usi�owa� zasn��, k�ad�c g�ow� na pasie bezpiecze�stwa. Pozosta� w tej pozycji do momentu,
gdy samoch�d nagle podskoczy� na jakim� wyboju. G�owa polecia�a mu na przedni� szyb�.
� Spokojnie � zn�w odezwa� si� uspokajaj�cy, niemal opieku�czy g�os kierowcy. � To
by�a wyrwa w szosie, kt�r� �atali�my dwa lata temu. B�dziemy na miejscu za dwie godziny.
Pojechali na wsch�d, przez Bessbrook i na p�noc od Nerwy, g��wn� drog� do Belfastu.
Jones pozwoli� sobie na u�miech. Dwupasmowa droga by�a wygodna i posuwali si� szybko.
W pobli�u Hillsborough kierowca zatrzyma� samoch�d i wskaza� na pakunek, le��cy na
tylnym siedzeniu po p�aszczem.
� Przykro mi, ch�opcze, ale nie chc� tego mie�, kiedy b�dziemy wje�d�a� do miasta.
Trzeba to wyrzuci�.
M�czyzna otworzy� okno i wyrzuci� plastikow� torb� do rowu. Ruszyli znowu. Nast�pny
znak informowa�, �e do Belfastu zosta�o pi�� mil.
* * *
Po swoim powrocie z Londynu poprzedniego wieczoru, szef policji powo�a� grup�
pracownik�w, kt�rzy mieli czeka� na informacje przekazywane przez poufny telefon. Prasa
opublikowa�a numery w Belfa�cie, a wszelkie wiadomo�ci mia�y by� dalej anonimowo
przekazywane na policj�. Czekali w specjalnym pomieszczeniu przez ca�y dzie�, lecz telefon
nie zadzwoni� ani razu. Policja odbiera�a zwyk�e informacje o podk�adanych bombach,
strza�ach, sk�adach broni... �adna jednak nie dotyczy�a zab�jstwa Danby�ego. W trzech
pubach w Belfa�cie oficerowie wywiadu spotykali si� ze swoimi informatorami, rozmawiali
w�r�d zgie�ku w ciasnych, zadymionych k�tach, lecz wszystko, co mieli do powiedzenia
kontrolerowi, sprowadza�o si� do tego, �e dalej nic nie wiadomo. Podczas gdy rozmawiali,
podlizuj�c si� i oferuj�c �ap�wki, po ulicy kr��y�y policyjne samochody Czerwonych Czapek.
Ci ostatni nie wiedzieli kogo os�aniaj�, mieli po prostu obserwowa� i nie dopu�ci�, aby
wi�ksza ilo�� ludzi jednocze�nie wesz�a do pubu.
Cz�onkowie specjalnej jednostki wywiadowczej obserwowali teren z wn�trza
zamkni�tego wozu, ochraniaj�c koleg�w pracuj�cych na ulicy. Trzy miesi�ce wcze�niej
znaleziono zmasakrowane cia�o m�odego kapitana Kr�lewskiego Regimentu Pancernego, co
wywo�a�o przypuszczenia, �e istnieje jaki� przeciek w samym dow�dztwie jednostki.
Wrzawa, jaka rozp�ta�a si� wok� tej sprawy, sk�oni�a ministerstwo do wydania
rozporz�dzenia, zgodnie z kt�rym �o�nierze nie mieli wi�cej pr�bowa� przenika� do
spo�eczno�ci katolickiej i od tej chwili miano polega� wy��cznie na pracy informator�w.
Niezale�nie od wywiadu wojskowego, tak�e specjalne oddzia�y RUC pracowa�y tej nocy.
M�czy�ni ci od trzech lat sypiali maj�c zawsze pod r�k� walthery, le��ce na sto�ach obok
��ek. Oni tak�e zameldowali, �e nikt nie rozmawia� o zab�jstwie Danby�ego.
* * *
Wcze�nie rano Howard Rennie zasiad� w ci�kim, drewnianym krze�le na parterze
budynku dow�dztwa przy Stormont Road i zacz�� niezgrabnie wystukiwa� na maszynie sw�j
pierwszy raport. Niekt�rzy z jego koleg�w byli ju� wcze�niej, aby donie��, �e niczego nie
odkryli, �e ich informatorzy o niczym nie wiedz�. Inni mieli przyj�� po nim, by donie�� to
samo. Zawiod�y nawet ta�my, rejestruj�ce rozmowy przez �poufn� Lini�.
Jako inspektor, Rennie ju� od osiemnastu lat wystukiwa� na maszynie raporty o
wypadkach i przest�pstwach, lecz wci�� potrafi� pisa� tylko dwoma palcami.
Po latach pracy w Sekcji Specjalnej wiedzia�, jaki szum podniesie si� w mie�cie, kiedy
wiadomo�ci zaczn� kr��y� z jednego getta do drugiego i dzi�ki temu powstan� przecieki. To
by�o zadanie dla sekcji, dla ludzi wy�wiczonych w wy�apywaniu informacji, lecz dni
�wietno�ci oddzia��w specjalnych nale�a�y ju� do odleg�ej przesz�o�ci.
Rennie pami�ta� czas przed nastaniem ca�ego tego ba�aganu, przed pojawieniem si�
wojskowych patroli, kiedy jeszcze powszechnie panowa�a opinia, �e jedyn� nadziej� na
zniszczenie ruchu terrorystycznego daje wywiadowcza praca policji, pogl�d przywieziony z
Dalekiego Wschodu i Afryki przez pe�ni�cych tam sta�� s�u�b� m�czyzn o ogorza�ych
twarzach. �Gdy dopu�cisz do dzia�ania armi�, pozwolisz, aby wojsko rozkazywa�o ci,
m�wi�o, co masz robi�, b�dzie ju� za p�no. Wtedy wszystko wymknie ci si� z r�k. Czo�gi na
ulicach oznaczaj� zwyci�stwo wroga, sugeruj�, �e twoja si�a jest zbyt ma�a, aby opozycja
musia�a si� z ni� liczy�. Wojsko zawsze przynosi policji z�� nowin� i jedynym sposobem
prowadzenia skutecznych dzia�a� przeciwko terrorystom jest praca sekcji specjalnej,
infiltracja i zdobywanie wiadomo�ci u samego �r�d�a�.
Mieli racj�. Rennie zrozumia� to teraz. Ani on, ani jego koledzy nie pchali si�, aby
penetrowa� rozmaite zau�ki podziemnego �wiata IRA, pozwolili robi� to armii przy pomocy
ognia i tarcz, podczas gdy pracownicy wywiadu siedzieli z za�o�onymi r�kami, zadowalaj�c
si� przes�uchiwaniem aresztowanych. To tak�e jest bardzo wa�ne, lecz nie wystarcza, aby
rozwi�za� problem.
On sam nigdy nie potrafi� dobrze si� zamaskowa�. By� zbyt wielki, zbyt widoczny, aby
m�c ukry� si� w t�umie. Lecz by�o wielu innych, dobrych w tym i robi�cych to do czasu, gdy
pogrzeby sta�y si� zbyt cz�ste i szef policji wstrzyma� tego rodzaju akcje.
Jeden z ich ludzi by� prawdziwym kr�lem sekcji, mia� fotograficzn� pami��, kt�ra czyni�a
ze� �yw� kartotek�. Zgin�� wypatrzony przez snajpera podczas nocnych zamieszek.
Raport Rennie�ego by� dokumentem wyj�tkowo monotonnym. To, co m�g� napisa�, po
odbyciu niezliczonych rozm�w telefonicznych i poszukiwaniach w wiel