7059

Szczegóły
Tytuł 7059
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7059 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7059 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7059 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

- David Mason - - "Cie� nad Babilonem" Spis tre�ci: Cz�� pierwsza - Mroczne motywy. Cz�� druga - Cie�. Cz�� trzecia - Cie� znika. Cz�� czwarta - Grom z jasnego nieba. David Mason urodzi� si� w 1951 roku. Po uko�czeniu elitarnej szko�y w Eton, wst�pi� do r�wnie elitarnej Gwardii Walijskiej. W 1974 roku zosta� odkomenderowany jako instruktor do Omanu, gdzie s�u�y� do 1976 roku. W 1975 odebra� z r�k Su�tana Omanu najwy�sze odznaczenie wojskowe - Medal Odwagi za udzia� w dw�ch nies�ychanie ryzykownych akcjach (podczas jednej z nich uratowa� siedmiu rannych �o�nierzy, wynosz�c ich kolejno z pola minowego w nocy). Jest uwa�any za jednego z najlepszych strzelc�w wyborowych w Wielkiej Brytanii. Prawa do ekranizacji Cienia nad Babilonem zosta�y zakupione przez wytw�rni� MGM za milion dolar�w, co jest rekordow� sum� w przypadku debiutu ksi��kowego. David Mason p�ynnie m�wi po arabsku, niemiecku i francusku. Jest w�a�cicielem posiad�o�ci w Oxfordshire, gdzie mieszka z �on� i czworgiem dzieci. Podzi�kowania Rozpocz�wszy prac� nad t� ksi��k� w marcu 1992 roku szybko zda�em sobie spraw�, �e nie doceni�em ogromu czekaj�cego mnie wysi�ku i �e pisanie jej b�dzie czym� wi�cej ni� tylko ubocznym zaj�ciem. Od tamtej pory nie by�em w�a�ciwie w stanie zajmowa� si� niczym innym. Moi przyjaciele ca�y czas szczodrze dodawali mi otuchy. Osoby, kt�rym chcia�bym szczeg�lnie podzi�kowa� za pomys�y, rady i sugestie, to Tim Nicholas, Jock Tillotson, George Plumptre i m�j brat, Robert Mason. Ludzie wykonuj�cy papierkow� robot� dziel� si� na dwie kategorie: tych, kt�rzy potrafi� zawsze utrzyma� na biurku porz�dek i tych, kt�rzy z jakiego� powodu zupe�nie nie s� do tego zdolni. Niestety, nale�� zdecydowanie do tej drugiej grupy - i by� mo�e musi ju� tak pozosta�. Gdyby nie przysz�a mi z pomoc� Tricia Joyce, a ostatnio Sarah Nethersole, wiele miesi�cy temu zasypa�yby mnie sterty nie posegregowanych dokument�w i pozostawionej bez odpowiedzi korespondencji. Jestem im bardzo wdzi�czny, a r�wnocze�nie przepraszam najmocniej tych wszystkich, kt�rych doprowadza�em zapewne do pasji, nie mog�c zaj�� si� na czas innymi, wymagaj�cymi mojej decyzji sprawami. Pani Hilary Thomas wyszukiwa�a dla mnie materia�y w Londynie, a James Edwards pomaga� przegl�da� doniesienia prasowe, radiowe i telewizyjne, aby nie przeoczy� �adnych istotnych wiadomo�ci. Nigel Cooper z Arabii Saudyjskiej po�wi�ci� wiele godzin, zapoznaj�c mnie z realiami tego kraju i wynajduj�c fakty oraz dane, kt�rych nie zna�em. Rodion Cantacuzene, emerytowany kapitan ameryka�skiej marynarki, by� uprzejmy podzieli� si� ze mn� sw� wiedz� na temat floty USA i panuj�cych w niej obyczaj�w. Osoby studiuj�ce wnikliwie histori� si� morskich Stan�w Zjednoczonych zauwa�� zapewne, �e pozwoli�em sobie na pewn� dowolno�� w opisie przebiegu s�u�by okr�tu USS "Mis souri". Nie uczestniczy� on, jak to sugeruj�, w wojnie wietnamskiej - a w roku 1992, w kt�rym rozgrywa si� akcja ksi��ki, de facto ju� nie p�ywa�. Frank Sutton i Sheila Dewart pomogli mi ogromnie w zbieraniu danych statystycznych, a dr Michael Kenworthy-Browne uzupe�ni� luki w mojej wiedzy medycznej. Derek Cannon wykona� przek�ad �aci�skiej sentencji, kt�rej nie potrafi�em sam przet�umaczy�, chocia� powinienem. Graham Markham dostarczy� wielu u�ytecznych informacji na temat kontener�w, a Stan Walker by� moim doradc� w sprawach transportu morskiego. O ile mi wiadomo, nie istnieje statek o nazwie "Manatee". Jego pierwowzorem by�a inna jednostka, kt�ra rzeczywi�cie odbywa�a w�wczas rejs na opisywanej trasie. Przez wzgl�d na kapitana i za�og� tego statku ufam, �e nie wzbudzi� on takiego zainteresowania policji i s�u�b celnych w Mombasie, jak frachtowiec przedstawiony w ksi��ce. Powie�� zawiera te� sporo szczeg�owych informacji na temat broni strzeleckiej i balistyki. Chocia� tematyka ta nie jest mi obca, nie m�g�bym pisa� o niej z pe�n� odpowiedzialno�ci�, gdy by nie wsp�praca Johna Leightona-Dysona, a szczeg�lnie Malcolma Coopera, kawalera Orderu Imperium Brytyjskiego. Malcolm posiada w tej dziedzinie niezr�wnan� wiedz� i do�wiadczenie. Jestem mu ogromnie wdzi�czny za pomoc. (Czytelnik�w obawiaj�cych si�, �e publikowanie tak szczeg�owych i potencjalnie niebezpiecznych informacji dowodzi mojej lekkomy�lno�ci, pragn� uspokoi�, i� w paru miejscach przytoczy�em celowo niedok�adne dane.) Dr Dave Sloggett wie zapewne wi�cej ni� kt�rykolwiek z �yj�cych wsp�cze�nie ludzi na temat satelit�w i techniki kosmicznej. Jego zaanga�owanie i entuzjazm by�y godne podziwu i pragn� mu ogromnie podzi�kowa� za mn�stwo cennych uwag. Okaza� si� prawdziwym przyjacielem, umo�liwiaj�c mi dok�adniejsze poznanie technicznych zawi�o�ci tej bardzo specjalistycznej dziedziny wiedzy. R�wnocze�nie dzi�ki jego rozleg�ej znajomo�ci tematu unikn��em ryzyka ujawnienia tajnych informacji - co inaczej mog�oby si� przypadkiem zdarzy�. By�y jeszcze cztery inne osoby, kt�re okaza�y mi nieocenion� pomoc, s�u��c fachow� ekspertyz� w r�nych sprawach. Ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa nie mog� wymieni� ich nazwisk, ale ludzie ci wiedz�, jak bardzo jestem im wdzi�czny. Moja wydawczyni, Vivienne Schuster, nieustannie zach�ca�a mnie do dalszej pracy. G��wnie dzi�ki niej uko�czy�em t� ksi��k� w stosunkowo kr�tkim czasie. W�a�ciwie fakt, �e w og�le zosta�a uko�czona, jest w znacznym stopniu jej zas�ug�. Czyta�em kiedy�, �e pisarzom i wydawcom trudno si� na og� porozumie�, albo wr�cz maj� do siebie otwarcie wrogi stosunek. W wielu przypadkach niew�tpliwie tak jest, ale na pewno nie w moim. Trudno o bardziej �yczliwych i skorych do pomocy wsp�pracownik�w ni� ca�y personel wydawnictwa Bloomsbury, a szczeg�lnie Nigel Newton, David Reynolds i Penny Phillips. Jestem im szczerze zobowi�zany. Si�� rzeczy pisanie tej ksi��ki poch�ania�o mnie prawie bez reszty. W rezultacie zaniedbywa�em wiele innych spraw, a jednak moja �ona Monique cierpliwie to znosi�a. Musia�em nieraz do prowadza� j� do sza�u, zawsze jednak znajdowa�em w niej oparcie. To ona zas�uguje na moje najgor�tsze podzi�kowania i wyrazy mi�o�ci. D.P.M . Cz�� pierwsza - Mroczne motywy. 1 Tropiciel rozejrza� si� uwa�nie po okolicy i ukry� lornetk� pod kurtk�. - B�dziemy musieli i�� teraz bardzo, bardzo wolno - wyszepta� do swego towarzysza. - Te trzy �anie po lewej nie u�atwiaj� nam sprawy. Przez najbli�szych trzydzie�ci par� metr�w, dop�ki nie dotrzemy do tamtego strumyka, b�d� nas mia�y jak na d�oni. My�liwy, pu�kownik w stanie spoczynku, skin�� g�ow� ze zrozumieniem. Ufa� bezgranicznie zdaniu tropiciela. Skoro Danny twierdzi�, �e nie ma innej drogi, na pewno si� nie myli�. Zdumiewa�o go, �e zaszli ju� tak daleko. W ci�gu ostatniej godziny skradali si� powoli obok rozproszonych grup �a� i jelonk�w. Zakrawa�o na cud, �e �adne ze zwierz�t ich nie dostrzeg�o. Jeszcze bardziej niezwyk�y by� fakt, �e �anie dotychczas ich nie zwietrzy�y. Lekki wiatr chwilami zanika�, a potem zmienia� nieco kierunek. Wystarczy�o, by do nies�ychanie wra�liwego nosa jednej tylko �ani dotar� z najl�ejszym cho�by powiewem zapach cz�owieka, by zerwa�a si� do ucieczki, alarmuj�c wszystkie zwierz�ta w promieniu kilkuset metr�w. Pu�kownik pomy�la�, �e gdyby nawet polowanie si� nie uda�o, od dawna ju� �adne inne nie dostarczy�o mu r�wnie wielu emocji. Uni�s�szy ostro�nie g�ow� spojrza� na odkryt�, podmok�� ��k�, przez kt�r� musieli teraz przej��. Nie mieli si� gdzie ukry�. Zwierz�ta stoj�ce na zboczu z lewej strony czujnie obserwowa�y teren. Kiedy my�liwi znajd� si� na otwartej przestrzeni, �anie z pewno�ci� ich zobacz�. Na razie pas�y si�, nie�wiadome obecno�ci ludzi, ale by�y w odleg�o�ci zaledwie stu trzydziestu metr�w i zauwa�� natychmiast ka�dy gwa�towny ruch. Pu�kownik wiedzia�, �e musz� porusza� si� tak wolno i ostro�nie, by by�o to niemal niedostrzegalne. Musieli przylgn�� do ziemi i dos�ownie pe�zn��, jak sun�ce w zwolnionym tempie w�e. Tropiciel po raz ostatni skin�� na niego g�ow�, po czym wyczo�ga� si� na otwart� przestrze�. Pu�kownik ruszy� za nim, posuwaj�c si� na prz�d centymetr po centymetrze. Obaj m�czy�ni pe�zli powoli, le��c p�asko na brzuchu. Pu�kownik zwraca� baczn� uwag� na buty tropiciela, kt�re widzia� kilkana�cie centymetr�w przed sob�. Kiedy par� razy nieruchomia�y, on r�wnie� zastyga� w bezruchu, dop�ki zn�w nie zacz�y sun�� do przodu. Jedna z pas�cych si� �a� podnios�a �eb, wypatruj�c czujnie oznak gro��cego niebezpiecze�stwa. Pu�kownik nie pr�bowa� nawet zobaczy�, co si� dzieje. Gdyby zostali za uwa�eni, natychmiast by o tym wiedzia�. �ania wyda�aby kr�tkie, ostrzegawcze prychni�cie i rzuci�aby si� do ucieczki. By�by to koniec polowania. Przez ca�y poprzedni tydzie� pada� deszcz i cho� m�awka ju� usta�a, trawa na zboczu wci�� by�a mokra. My�liwi byli przemoczeni do suchej nitki. Potrzebowali kolejnych dwudziestu minut, aby pokona� odleg�o�� czterdziestu kilku metr�w do p�ytkiej niecki strumyka. Pu�kownik dysza� ci�ko z wysi�ku. Dotar�szy do strumienia znikn�li na chwil� z oczu �aniom i szli dalej na czworakach. Pu�kownik nie m�g� si� nadziwi�, �e zdo�ali przej�� nie zauwa�eni. Woda w strumieniu szemra�a ha�a�liwie, ale tropiciel odezwa� si� znowu szeptem: - Jele� jest o jakie� sto osiemdziesi�t metr�w st�d, mo�e troch� bli�ej. Podejdziemy pi��dziesi�t par� metr�w wzd�u� po toku do tego niewielkiego pag�rka po prawej stronie. Mo�e stamt�d da si� go ustrzeli�. Pu�kownik znowu skin�� g�ow� i pod��y� za Dannym w g�r� strumienia. Nie widzia� jelenia, odk�d przed dwiema godzinami zacz�li go tropi� w miejscu oddalonym o ponad p� kilometra od wzg�rza. Pu�kownik - niewysoki, muskularny m�czyzna - by� w niez�ej formie, jak na swoje pi��dziesi�t trzy lata. Mia� nadal dobry wzrok, ale tropiciel musia� mu dok�adnie wskaza�, gdzie le�y rogacz. Dotarli do niewysokiego pag�rka. Danny nakaza� pu�kownikowi gestem r�ki, aby nie rusza� si� z miejsca, a sam podczo�ga� si� kilka metr�w do przodu, niemal natychmiast znikaj�c w�r�d traw i wrzos�w. Pu�kownik odpr�y� si�, robi�c kilka g��bokich wdech�w i pomy�la� o tym, co go czeka. Cho� polowa� od ponad trzydziestu lat, towarzyszy�y tej pasji wci�� nie s�abn�ce emocje i napi�cie. By� urodzonym my�liwym. Uwielbia� �owy. Poluj�c co roku przez tydzie� na jelenie wraca� potem zawsze do swego londy�skiego biura wypocz�ty i zrelaksowany o wiele bardziej, ni� gdyby sp�dza� czas w jakikolwiek inny spos�b. Za kilka minut, je�li wszystko dobrze p�jdzie, jele� b�dzie martwy, a on dozna jak zwykle ekscytuj�cego uczucia triumfu, zmieszanego ze smutkiem, jaki ogarnia cz�owieka na widok �mierci zwierz�cia. Tropiciel powr�ci� r�wnie bezg�o�nie i niezauwa�enie, jak si� oddali�. - Le�y ci�gle w tym samym miejscu - oznajmi�. - My�l�, �e b�dzie mo�na go ustrzeli� ze zbocza tego pag�rka. - Gdzie jest? - zapyta� pu�kownik. - Jak daleko? - Jakie� sto trzydzie�ci metr�w st�d, nieco w dole, zwr�cony cz�ciowo w naszym kierunku - odpar� tropiciel. -Je�li pan chce, mog� krzykn��, �eby si� podni�s� - jak ju� si� pan z�o�y do strza�u - ale wola�bym tego nie robi�. Musimy by� bardzo ostro�ni. Zaledwie pi��dziesi�t par� metr�w st�d, mi�dzy nami a jeleniem, jest jeszcze kilka �a�. Najbli�sza �ania wietrzy jakie� nie bezpiecze�stwo. Je�li si� przestraszy, ucieknie. My�l�, �e b�dzie pan musia� strzeli� do byka zanim stanie na nogi. - Jaki on jest? - To bardzo stary rogacz. �smak. By� mo�e do�ywa ju� swoich dni. Ma niepoka�ny, w�ski �eb, ale nadaje si� doskonale do odstrza�u. Wa�y z siedemdziesi�t pi�� kilogram�w, mo�e osiemdziesi�t. Dobry okaz do ustrzelenia na wzg�rzu. By� z �aniami, a teraz od poczywa. Jest ubrudzony torfem i wygl�da na zm�czonego. Pu�kownik by� zadowolony. Nigdy nie pragn�� upolowa� jelenia z rekordowym poro�em, ani zwierz�cia w kwiecie wieku. Wola� zdecydowanie strzela� do leciwych, s�abych okaz�w. Wiadomo��, �e tropiony przez nich rogacz jest stary, by�a mu bardzo na r�k�. Wiedzia�, jaka �mier� czeka jelenia, kt�ry traci ostatnie z�by. Wycie�czone i os�abione wskutek g�odu i zimna, pozbawione resztek energii zwierz� pada w ko�cu na ziemi� podczas dotkliwych, zimowych mroz�w. Zanim rogacz zdechnie obsiadaj� go wrony, wydziobuj�c mu oczy i szarpi�c cia�o, drgaj�ce s�abo w ostatnich konwulsjach. O wiele lepiej, gdy u�mierci go kula. Tropiciel wyj�� z brezentowego pokrowca sztucer Rigby'ego i zdj�� z optycznego celownika ochronn� plastikow� pokryw�. Odci�gn�� bardzo cicho r�czk� zamkow�, wprowadzaj�c nab�j kalibru .275 z magazynka do komory, po czym zabezpieczy� bro�. Nie mogli podej�� do jelenia bli�ej ni� na sto trzydzie�ci metr�w. Dla wprawnego strzelca by� to wystarczaj�cy dystans. Dzie� wcze�niej pu�kownik zaprezentowa� swoje mo�liwo�ci na strzelnicy ko�o domu. Radzi� sobie nie�le - a w�a�ciwie bardzo dobrze. B�dzie w stanie trafi� z tej, czy nawet wi�kszej odleg�o�ci. Tropiciel doprowadza� jednak zawsze my�liwych jak najbli�ej celu i nigdy nie pozwala�, by nawet najlepszy z nich strzela� z dystansu przekraczaj�cego sto sze��dziesi�t - sto osiemdziesi�t metr�w. Skin�� na pu�kownika, aby ten pod��y� za nim. Podczo�gali si� powoli jeszcze kilka metr�w po zboczu pag�rka. Przed oczami pu�kownika wy�oni� si� stopniowo ca�y krajobraz. Wprost przed sob� widzia� �anie z jelonkami. Najbli�sza z nich sta�a bardzo blisko. Mia�a podniesiony �eb i patrzy�a w d� zbocza. Dalej zobaczy� starego jelenia, kt�ry rzeczywi�cie le�a� na ziemi. Tropiciel poda� mu bardzo powoli bro� i pu�kownik zacz�� uk�ada� si� wygodnie do oddania strza�u. Nagle stoj�ca najbli�ej �ania odwr�ci�a �eb, spogl�daj�c prosto w jego kierunku. Pu�kownik zamar� w bezruchu. Bo�e, patrzy dok�adnie w nasz� stron�, pomy�la�. Tym razem na pewno nas zobaczy. Cz�owiek i zwierz� wpatrywali si� w siebie jakby bez ko�ca. �ania dostrzeg�a k�tem oka jaki� ruch i utkwi�a wzrok w miejscu, gdzie si� pojawi�. Teraz nic si� ju� nie porusza�o, w pejza�u zasz�a jednak jaka� nieuchwytna zmiana. �ania by�a czujna i nie spokojna. Niebezpiecze�stwo? Nie mia�a pewno�ci. Przestawi�a jedn� nog�, a jej niepok�j udzieli� si� jelonkowi, kt�ry przysun�� si� bli�ej. �ania rzuci�a na niego okiem, a potem spojrza�a zn�w na miejsce, gdzie zauwa�y�a podejrzany ruch. M�odsza �ania, stoj�ca o kilka metr�w dalej, popatrzy�a na ni� z zaciekawieniem, pod��aj�c wzrokiem w tym samym kierunku. Nie zauwa�ywszy niczego godnego uwagi, straci�a wkr�tce zainteresowanie dla ca�ej sprawy. Jelonek spogl�da� zdezorientowany to w jedn�, to w drug� stron�. Po chwili jego matka przesta�a wpatrywa� si� w przestrze� i zacz�a znowu skuba� traw�. Zaj�cie to nie po ch�ania�o jej jednak bez reszty. Pozosta�a czujna. Pu�kownik odetchn�� z ulg�, gdy �ania opu�ci�a w ko�cu �eb i zacz�a si� pa��. Z najwi�ksz� ostro�no�ci� wymierzy� optyczny celownik w kierunku jelenia i odbezpieczy� bro�. Zobaczy� le��ce uko�nie zwierz�, kt�re spogl�da�o w d� zbocza. Wycelowa� w doln� cz�� klatki piersiowej, w pobli�u prawej �opatki. �wiat�o by�o coraz lepsze i gdy po raz ostatni zaczerpn�� tchu przed oddaniem strza�u, s�o�ce wysz�o zza chmur, ukazuj�c jeszcze ostrzej w celowniku sylwetk� jelenia. Doskonale, pomy�la� pu�kownik. Zacz�� powoli wypuszcza� z p�uc powietrze, za ciskaj�c palec na spu�cie. Tym razem �ania nie mia�a w�tpliwo�ci. Dostrzeg�a b�ysk �wiat�a w tym samym miejscu co poprzednio. Promie� s�o�ca odbija� si� od soczewki optycznego celownika. Sp�oszone zwierz� prychn�o g�o�no i rzuci�o si� do ucieczki. Pozosta�e �anie zrobi�y to samo. Pu�kownik us�ysza� ostrzegawcze prychni�cie, koncentrowa� jednak teraz ca�� uwag� na jeleniu i nie widzia�, jak �anie ruszy�y z miejsca. Zobaczy� w celowniku, �e rogacz odwraca gwa�townie �eb w jego kierunku i �ci�gn�� spust. Dok�adnie w tym momencie zwierz� zacz�o d�wiga� si� na nogi. Huk wystrza�u by� og�uszaj�cy. Spowodowany przez pocisk podmuch powietrza uni�s� w g�r� kropelki wody z mokrej trawy, przes�aniaj�c na chwil� widok obu m�czyznom. W nieca�� sekund� po oddaniu strza�u us�yszeli charakterystyczny odg�os uderzenia kuli o cia�o. Mgie�ka opad�a i ujrzeli, co si� dzieje. Ca�e stado ucieka�o ju� w pop�ochu. Stary jele� zacz�� si� w�a�nie podnosi�, gdy poczu� silne uderzenie w prawy bok, jakie� trzydzie�ci centymetr�w za przedni� nog�. O ma�o nie upad�. W nie ca�e �wier� sekundy p�niej dotar� do niego huk wystrza�u. S�ysza� go ju� przedtem wiele razy. Zawsze zwiastowa� niebezpiecze�stwo: obecno�� ludzi. Pod�wign�� si� z trudem na nogi. �aden cz�owiek trafiony takim pociskiem nie by�by w stanie si� poruszy�, ale czerwony jele� jest zwierz�ciem niezwykle wytrzyma�ym. Spojrzawszy w kierunku, z kt�rego dochodzi� huk, rogacz zobaczy� unosz�cy si� nad traw� ob�ok rosy. Nie potrzebowa� dalszej zach�ty, by rzuci� si� do ucieczki. - Dosta�, panie pu�kowniku - oznajmi� tropiciel, przygl�daj�c si� przez lornetk� galopuj�cemu stadu. - Tak, z ca�� pewno�ci�, nie wiem tylko, gdzie go pan trafi� Je�eli w p�uca, nie przebiegnie nawet stu metr�w, ale my�l�, �e m�g� dosta� troch� bardziej z ty�u. Prosz� na wszelki wypadek da� mi sztucer. - Danny, ten skurczybyk si� poruszy�! - powiedzia� pu�kownik. Gdy opad�o napi�cie i nie trzeba ju� by�o zachowywa� mil czenia, sta� si� nagle bardzo rozmowny. - Ruszy� si� cholernik akurat, gdy wystrzeli�em! A niech to diabli! Wystarczy�oby mi p� sekundy wi�cej! Jele� ucieka�. Czu� si� dziwnie s�aby, brakowa�o mu tchu i troch� niepewnie stawia� nogi, ale serce ci�gle pompowa�o do krwiobiegu adrenalin�. Instynkt samozachowawczy nie pozwala� mu si� zatrzyma�. �anie zd��y�y ju� umkn��, pokonuj�c szybko i bez wysi�ku trudny teren. Jele� gna� za nimi. O nieca�e sto metr�w dalej stado zbieg�o urwiskiem do w�wozu i znikn�o im z oczu. Danny zerwa� si� na r�wne nogi. - Ruszajmy, pu�kowniku. Nie mo�emy go zgubi�! Zacz�� biec, a pu�kownik pop�dzi� za nim. W pewnej odleg�o�ci od skraju w�wozu Danny rzuci� si� nagle na ziemi� na poro�ni�tym traw� zboczu i przy�o�y� do ramienia sztucer. Odci�gn�� r�czk� zamkow�, wyrzuci� �usk� pozosta�� po strzale pu�kownika i wprowadzi� do komory nowy nab�j. W polu widzenia pojawi�o si� znowu kilka �a�. By�y daleko i pi�y si� - Ciesz� si�, �e pan przyszed�, panie Asher. Jestem doprawdy bardzo wdzi�czny, �e po�wi�ca mi pan tak wiele swego cennego czasu. Minister u�miecha� si� ciep�o, podaj�c Rogerowi Asherowi d�o�. Mia� nadziej�, �e nie przesadza. By� zwykle nieco zbyt wylewny, witaj�c si� z kim�, kogo nie lubi�. Powiedzia� mu to kiedy� jeden z przyjaci�. Rozdra�ni�a go ta uwaga, dostrzeg� jednak jej s�uszno�� i od tamtej pory by� ostro�niejszy. Na szcz�cie mia� do�� osobistego uroku, aby sobie poradzi�. Niewiele os�b potrafi�o ca�kowicie mu si� oprze�. Mi�dzy innymi dzi�ki temu urokowi robi� z powodzeniem karier� jako polityk. Obserwowa� z niech�ci� twarz Ashera, skrywaj�c prawdziwe uczucia pod mask� przyjaznego u�miechu. Poj��, �e nie ma powodu do obaw. Roger Asher by� przyzwyczajony do pochlebstw. W istocie rzadko mia� do czynienia z czymkolwiek innym. Zdawa� si� niemal oczekiwa� pochwa� i s�u�alczo�ci. Minister przypuszcza�, �e to skutek ci�g�ego otaczania si� lud�mi, kt�rzy mu tylko przytakiwali. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie, panie ministrze - zagrzmia� Asher. Minister wskaza� mu uprzejmie obszerny, wygodny fotel. Gdy Asher usiad�, sk�rzana tapicerka sykn�a pod jego opas�ym cielskiem. Minister zauwa�y�, �e jego go�� si� poci. Nie potrafi� zrozumie�, jak mo�na doprowadzi� si� do takiego stanu. Ten pozbawiony kondycji, mocno oty�y cz�owiek by� �ywym pomnikiem nadmiernego dogadzania swoim zachciankom. - Szklaneczk� lemoniady? - zaproponowa� minister. - Domowej roboty. Znakomicie orze�wia. - Bardzo ch�tnie. Minister nala� lemoniad� do szklanki, po czym usiad� na fotelu naprzeciwko Ashera i przygl�da� si�, jak grubas �apczywie wlewa w siebie p�yn. Zastanawia�o go, czy z�e maniery pomog�y Asherowi w zgromadzeniu ogromnego maj�tku, czy te� dorobiwszy si� fortuny uzna�, �e og�ada nie jest ju� mu do niczego potrzebna? By� to interesuj�cy problem. Asher najwyra�niej nie przejmowa� si� zanadto konwenansami. Mia� charakter pasuj�cy do swej postury i prawdopodobnie nie dba� ju� o to, co ludzie my�l� o jego zachowaniu - o ile w og�le liczy� si� z czyj�kolwiek opini�. Niew�tpliwie jednak kontakty z wp�ywowymi lud�mi i rozmowy z ministrami nale�a�y do zaj��, kt�rymi si� delektowa�. Przyj�� zaproszenie na to spotkanie z nieprzyzwoit� wr�cz skwapliwo�ci�. - Mam nadziej�, �e podr�owa�o si� panu wygodnie? - zapyta� troskliwie minister. Wiedzia�, �e Asher przylecia� z Nowego Jorku swym prywatnym odrzutowcem Gulfstream IV, bogato wyposa�onym wedle jego w�tpliwego gustu. Wn�trze owszem wystawne, ale niewygodne. - Dzi�kuj�, panie ministrze - odpar� Asher. - Lot by� bardzo spokojny, chocia� prawd� m�wi�c nie lubi� podr�owa� samolotem. Nigdy za tym nie przepada�em. Wypi� jeszcze �yk lemoniady i odstawi� szklank�. Sko�czywszy z uprzejmo�ciowymi frazesami minister przy gl�da� si� przez chwil� swoim paznokciom, po czym rzek�: - Nasz rz�d ma pewien delikatny problem. Zamilk�, jakby zastanawiaj�c si� nad dalszym ci�giem. Wiedzia� dok�adnie, co ma powiedzie�, ale chcia� sprawi� wra�enie, �e jest troch� zak�opotany. Mia� �wiadomo��, �e potrafi umiej�tnie manipulowa� lud�mi. Nale�a�o tylko podej�� odpowiednio do ka�dego cz�owieka. Nie �udzi� si� ani przez chwil�, �e ma tym razem do czynienia z byle g�upcem. Asher by� sprytny, przebieg�y i zr�czny, co potwierdza�y jego sukcesy finansowe. C�, w tej grze nie ma monopolist�w, pomy�la�. On sam musia� wykaza� sporo sprytu, aby utrzyma� si� na stanowisku podczas radykalnych przemian politycznych, kt�re nast�pi�y w latach osiemdziesi�tych. Jego uprzywilejowane pochodzenie i wykszta�cenie nie pomaga�y w robieniu kariery tak, jak bywa�o w dawnych czasach. Tradycje rodzinne, Eton, Oxford... Tego rodzaju wychowanie i edukacj� uwa�ano obecnie, delikatnie rzecz ujmuj�c, za nieco anachroniczne. Minister stara� si� bagatelizowa� wszelkie wzmianki na ten temat i przetrwa� jako� bez szwanku na swoim stanowisku. Teraz nowy przyw�dca wyka�e prawdopodobnie bardziej umiarkowan� postaw�. Odpowiada�o mu to, gdy� wola� delikatno�� i umiar od agresywno�ci. Mia� nadziej�, �e wybory, zapowiadane na wiosn� 1992 roku, potwierdz� te nowe tendencje. - Jest pewna sprawa, kt�ra przysparza rz�dowi k�opot�w - ci�gn��. - Pragniemy szybko si� z ni� upora� i uznali�my, �e mo�e b�dzie pan w stanie pos�u�y� nam rad� albo wskaz�wkami, jakie kroki nale�a�oby podj��. - Minister wiedzia�, �e Asherowi si� to spodoba. Spojrza� na twarz grubasa i w jego oczach zauwa�y� skupienie. - Sprawa jest do�� delikatna - oznajmi� w ko�cu, staraj�c si� okaza� jeszcze wi�ksze zak�opotanie. - Jestem zaszczycony, panie ministrze, �e pa�skim zdaniem mog� si� na co� przyda� - zacz�� Asher. - Oczywi�cie, bardzo ch�tnie pomog�. B�dzie to dla mnie zaszczyt - powt�rzy�. Minister pomy�la�, �e Asher wcale nie czuje si� zaszczycony. Po prostu mu to schlebia, tyle �e nie potrafi dostrzec r�nicy mi�dzy jednym i drugim. Powinien jednak zwr�ci� uwag� na okre�lenie "delikatna sprawa". Asher nie by� g�upcem i musia� doskonale wiedzie�, �e za takim okre�leniem kry�o si� zawsze co� wyj�tkowo niedelikatnego. Minister uzna�, �e na razie wszystko idzie dobrze. Zgodnie z jego oczekiwaniami Asher wcale nie protestowa� s�ysz�c, �e mo�e si� uwik�a� w potencjalnie ryzykowne przedsi�wzi�cie. Na wszelki wypadek minister postanowi� si� upewni�, czy w pe�ni to do niego dotar�o. - Doszli�my do wniosku, �e sytuacja zmusza nas do bezkompromisowych dzia�a�. - Na twarzy Ashera nadal nie by�o ani �ladu zmieszania czy niepokoju. Minister uzna�, �e nie m�g� ju� wyrazi� si� ja�niej. Grubas kiwa� g�ow� ze zrozumieniem. Wszystko okazywa�o si� prostsze ni� mo�na by�o oczekiwa�. Minister postanowi� darowa� sobie kilka nast�pnych, starannie sformu�owanych zda�. By� niemal zawiedziony, �e nie musi wdawa� si� w szermierk� s�own� z tym cz�owiekiem. - Mamy tu do czynienia z jednostkowym problemem - oznajmi�, robi�c zn�w przerw�, aby jego uwaga dotar�a do rozm�wcy. By� zaskoczony, gdy Asher odpar� bez ogr�dek: - Zapewne wielu ludzi stwarza rz�dowi problemy. Na ile k�opotliwa jest ta konkretna osoba? - Asher pochyli� si� z trudem, by dola� sobie lemoniady. - Hm, bardzo mi smakuje. Ka�� moim ludziom przyrz�dza� co� takiego. Zak�adam - kontynuowa� - �e nie chodzi o kogo�, kto sprawia tylko drobne k�opoty? - Widz� - zauwa�y� minister, z trudem zachowuj�c zimn� krew - �e nie musz� ju� d�u�ej owija� niczego w bawe�n�. Zawsze podziwia�em pa�sk� spostrzegawczo��. Szkoda, �e brakuje jej wielu ludziom, z kt�rymi mam do czynienia. - Dobry Bo�e, pomy�la�. Ten facet jeszcze mi przytakuje! - Mo�e najlepiej przej�� od razu do rzeczy - doda�. Kwadrans p�niej obaj m�czy�ni zako�czyli rozmow� i wstali z miejsc. Minister po�egna� Ashera serdecznym u�ciskiem d�oni, dzi�kuj�c mu wylewnie za obiecan� pomoc. Spotkanie mia�o nadzwyczaj pomy�lny przebieg. Asher zgodzi� si� wszystko za�atwi�. Rz�d nie b�dzie w nic zamieszany. Skorzystaj� z us�ug... jak brzmi to eufemistyczne okre�lenie? Aha, "po �rednika". Kiedy grubas wyszed�, minister zamkn�� drzwi do gabinetu i przez chwil� si� o nie opiera�. My�l o tym, jak dziecinnie proste okaza�o si� za�atwienie ca�ej sprawy, przyprawia�a go niemal o zawr�t g�owy. Sir Peter Dartington by� zaintrygowany otrzymanym zaproszeniem. Zaintrygowany, a tak�e - musia� to przyzna� - mile po�echtany i podniecony. Tacy jak on szacowni biznesmeni nie powinni, oczywi�cie, niczym si� ekscytowa�. Nale�a�o o tym pami�ta�. Dartington ogromnie sobie ceni� powszechne powa�anie, jakim go darzono. Ci�ko zapracowa� na swoj� reputacj� i by� ogromnie dumny z tego, co osi�gn��. Pomy�la�, �e faktycznie przez ca�e �ycie harowa� jak w�. Do s�ownie. Nieustannie opowiada� wszystkim o swoim skromnym po chodzeniu, o wypadku, kt�ry zmieni� ca�e jego �ycie i przekszta�ceniu budowlanej firmy ojca "Dartington i syn", w sp�k� Darcon International. Wiedzia�, �e ta opowie�� robi wra�enie i nie mia� w�tpliwo�ci, i� sk�oni�a wielu ludzi do uwierzenia w mo�liwo�� osi�gni�cia sukcesu dzi�ki solidnej pracy i determinacji. By� natchnieniem dla innych. Ile� razy s�ysza� te s�owa, gdy przedstawiano go przy r�nych okazjach? Dziesi�tki, je�li nie setki. Przemawiaj�c opowiada� zawsze t� sam� anegdot�. Mo�na by mnie chyba nazwa� budowniczym, kt�rego poddano kosmetyce, i to wszechstronnej, mawia�. Kosmetyka to termin budowlany, oznaczaj�cy ostatnie prace wyko�czeniowe po postawieniu budynku: wype�nianie niewielkich szpar, tynkowanie, i tak dalej. Roboty upi�kszaj�ce, je�li kto woli. No c�, po wypadku, kt�ry mia�em przed wielu laty, musiano mi za�ata� sporo dziur i le�a�em w gipsie niemal od st�p do g�owy. W�tpliwe jednak, czy jestem dzi�ki temu du�o przystojniejszy. Ta historia zawsze rozbawia�a publiczno��. Dartington by� urodzonym m�wc�. Nigdy nie pr�bowa� ukrywa� swego prowincjonalnego akcentu, ani nie ulega� zanadto konwenansom, kt�re obowi�zywa�y licz�cych si� biznesmen�w. Poza, oczywi�cie, pewnymi wyj�tkami. Stwierdzi� do�� szybko, �e aby mie� szans� powodzenia na rynku budowlanym, trzeba post�powa� z pewn� bezwzgl�dno�ci�. Pocz�tkowo nie by� tym zachwycony, ale zauwa�y�, �e podejmowanie nieprzyjemnych decyzji przychodzi mu do�� �atwo. Uwa�a� jednak, by tego za bardzo nie dostrzegano i potrafi� ukry� swoje ambicje, prezentuj�c �wiatu prostot� obej�cia. Niewielu ludzi wchodzi�o mu w drog�. Ci, kt�rzy to zrobili, przekonywali si� szybko, z kim maj� do czynienia i �a�owali swego post�powania. Wszyscy inni oceniali go na podstawie powierzchownej obserwacji. By� osob� popularn�, powszechnie lubian�. Otrzymywa� wi�cej zaprosze� na r�ne spotkania i zebrania, ni� m�g� przyj��. Temu zaproszeniu nie potrafi� si� jednak oprze�. Pan Roger Asher ma nadziej�, �e zechce pan sp�dzi� weekend w jego towarzystwie na jachcie "Ksi�niczka Szeherezada" u wybrze�y Cannes. Osobista sekretarka Ashera wyja�ni�a nast�pnie, �e gdyby sir Peter przyj�� zaproszenie - a by�a najwyra�niej przekonana, �e to zrobi - prywatny samolot pana Ashera zabierze go do Cannes i z powrotem, a na lotnisku b�dzie czeka� samoch�d, kt�rym pojedzie do portu. Dartington by� kompletnie zaskoczony i przez moment zaniem�wi� z wra�enia. S�ysza�, oczywi�cie, o Asherze - kt� by o nim nie s�ysza�? - nigdy si� jednak nie spotkali. B�kn�wszy, �e musi sprawdzi�, czy nie jest z kim� um�wiony, wezwa� pospiesznie sw� sekretark�. Weekend mia� rzeczywi�cie wolny. �ona wyje�d�a�a jak zwykle na wie�, a jemu nie u�miecha�o si� wcale siedzenie w domu. Przyj�� wi�c zaproszenie. I tak znalaz� si� na tym cholernie wielkim, l�ni�cym jachcie. Le�a� sobie w s�o�cu na le�aku, a lokaje nadskakiwali mu ze wszystkich stron. Zauwa�y� ze zdziwieniem, �e on i Asher s� jedynymi osobami na pok�adzie - nie licz�c, oczywi�cie, za�ogi: jedenastu ludzi, obs�uguj�cych dw�ch pasa�er�w! Asher sprawi� mu jednak bez por�wnania wi�ksz� niespodziank�, gdy poprzedniego wieczoru odprawi� zaraz po kolacji stewarda i powiedzia� mu prosto z mostu, jak� ma do niego spraw�. C� za historia! Jeszcze kr�ci�o mu si� w g�owie. Co za niezwyk�a propozycja! Pete, ch�opcze, pomy�la�. Musisz teraz na siebie uwa�a�. - Dzie� dobry, Peter. - Odwr�ciwszy g�ow� Dartington zobaczy� Ashera, kt�ry wy�oni� si� w szlafroku z salonu, wszed� z wysi�kiem na pok�ad i zapad� si� w obszernym fotelu. - Napijesz si� jeszcze? Andrew! - krzykn�� w kierunku drzwi salonu. - Drinki dla sir Petera i dla mnie. - Dzie� dobry, Roger - odpar� Dartington. Postanowi� nie wypomina� mu, �e jest ju� dobrze po po�udniu. Nie potrafi� zrozumie�, jak mo�na wstawa� o tak p�nej porze. Sam zawsze by� wcze�nie na nogach. I wcale nie �yczy� sobie kolejnego drinka. Biedny Andrew przynosi� mu ju� trzy razy gin z tonikiem, a on prawie nic nie wypi�. Dartington pomy�la�, �e m�ody steward otrzyma� pewnie polecenie, by przynosi� zawsze kolejnego drinka, gdy tylko zaczyna� topnie� l�d. Andrew poda� Asherowi du�� szklank� soku pomara�czowego. Grubas przyj�� go bez s�owa i zacz�� �apczywie pi�. Dartington dosta� nast�pn� porcj� ginu z tonikiem. Podzi�kowa� stewardowi. Andrew u�miechn�� si� i odszed�. - Zastanawia�e� si� jeszcze nad tym, o czym rozmawiali�my wczoraj wieczorem? - zapyta� Asher, ocieraj�c usta. Dartington wsta� z le�aka i podszed� do krzes�a w cieniu markizy, zastanawiaj�c si�, co odpowiedzie�. - Na pewno rozumiesz, Roger, �e czuj� si� troch� nieswojo. No wiesz... nigdy dot�d nie mia�em z czym� takim do czynienia. - Ja te�, m�j stary - odpar� weso�o Asher. - Wiem, �e to nie szablonowy spos�b za�atwiania spraw. Ale najwa�niejsze, �e chodzi o interes pa�stwa. Jestem patriot� i ty oczywi�cie tak�e. To najistotniejsze. Dzia�amy dla dobra kraju. - Przyjmuj� twoje zapewnienie, Roger. W zasadzie nie ma co do tego w�tpliwo�ci. Ale dlaczego ci faceci nie mog� poradzi� sobie sami? Dlaczego nie zaanga�uj� ludzi z SAS lub innej jednostki specjalnej? Nie rozumiem, czemu dotychczas tego nie zrobili. - Nie zdradz� chyba �adnej tajemnicy, je�li ci powiem, �e rozwa�ali tak� mo�liwo��. Problem jest trojakiego rodzaju. Po pierwsze, potrzeba bardzo d�ugich przygotowa�, �eby ulokowa� tych ludzi w miejscu, z kt�rego mogliby wykona� zadanie. Po trwa�oby to chyba ponad rok. Po drugie, nie ma �adnej gwarancji powodzenia, a ewentualne fiasko akcji i ujawnienie jej kulis�w by�oby dla rz�du ca�kowicie nie do przyj�cia. Sromotna pora�ka - cho�by nawet jej ryzyko by�o niewielkie - przynios�aby nieobliczalne straty. - Asher przerwa�, aby wypi� kolejny �yk soku. - Po trzecie, i to jest chyba najwa�niejsze, istnieje niepisane prawo, �e rz�dy nie wyst�puj� nigdy przeciw konkretnym osobom. Mog� post�powa� drastycznie wobec jakiego� kraju, i cz�sto tak si� dzieje, ale nie wobec jednostki. Zapewniam ci�, �e nawet w tym przypadku ca�y �wiat by protestowa�, gdyby sprawa wysz�a na jaw. To idiotyczne, ale prawdziwe. Istniej� godne uwagi przyk�ady sytuacji, gdy pogwa�cenie tej zasady omal nie przynios�o odwrotnego skutku. - Asher zacz�� wylicza� je na palcach. - Dwa najbardziej oczywiste przypadki dotycz� polityki Stan�w Zjednoczonych. Pierwszy to schwytanie i uwi�zienie Norriegi w Panamie, drugi - zbombardowanie Ltbii w celu pozbycia si� Kadafiego. Obie akcje uznano za atak na konkretnych ludzi. Skierowane by�y przeciwko osobom, kt�rych �mierci czy aresztowania nikt by nie op�akiwa�, a jednak w obu przypadkach - tu Asher ze smutkiem pokr�ci� g�ow� - zarzucano Stanom Zjednoczonym niedopuszczalne pogwa�cenie suwerenno�ci innego kraju, stosowanie polityki zastraszania i inne idiotyczne rzeczy, kt�re s� w stanie wymy�li� te kapu�ciane g��by z ONZ. Problem polega na tym - stwierdzi� - �e w dziewi��dziesi�ciu procentach kraj�w cz�onkowskich Organizacji Narod�w Zjednoczonych rz�dz� rozmaici tyrani i despoci, kt�rzy nie chc� dopuszcza� do tego rodzaju precedens�w, by pewnego dnia nie zaj�to si� nimi w po dobny spos�b. Dlatego w�a�nie trzymaj� si� razem i dlatego trze�wo my�l�ce rz�dy nie kusz� losu i nie lekcewa�� niepisanego prawa. Wygl�da�o na to, �e Asher sko�czy�, po chwili jednak doda� jeszcze: - Istnieje oczywi�cie kraj, kt�ry nigdy nie liczy� si� z t� zasad� i uparcie �ciga� ludzi, g��wnie terroryst�w, winnych zbrodni wobec jego obywateli. My�l�, rzecz jasna, o Izraelu. Jednak nie musz� ci chyba przypomina�, Peter, �e w oczach mi�dzynarodowej opinii Izrael jest od lat jednym z najbardziej izolowanych kraj�w na �wiecie. Dartington podni�s� si� z miejsca i zacz�� chodzi� po pok�adzie, marszcz�c brwi. - A wi�c twierdzisz, Roger, �e kiedy rz�d ma do wykonania jak�� brudn� robot�, zleca j� komu� takiemu, jak ty czy ja? - Nie mam poj�cia - odpar� z nonszalancj� Asher. - Nigdy przedtem nie zwracali si� do mnie z podobn� spraw�. Zak�adam jednak, �e tak zwykle robi�. - Ale dlaczego akurat ja? - Dartington chcia� raczej zapyta� "dlaczego ty"? - To proste. Nie zwr�cili si� do ciebie, tylko do mnie. Nie wiedz� jeszcze, �e ci� we wszystko wtajemniczam. Pomy�la�em o tobie, bo wiem, �e po pierwsze jeste� patriot�, kt�ry udowodni�, jak wiele znaczy dla niego ojczysty kraj, a po drugie twoja firma dzia�a od dawna w interesuj�cym nas rejonie, mo�e wi�c s�u�y� niezb�dn� pomoc� i stanowi� baz� ca�ej operacji. Trzeci pow�d jest nieco bardziej skomplikowany, ale my�l�, �e powinienem wyja�ni� ci spraw� do ko�ca. �atwiej zrozumiesz, dla czego rz�d anga�uje si� w akcj�, kt�ra z punktu widzenia prawa mi�dzynarodowego jest ewidentnie nielegalna. Asher zastanawia� si� przez chwil�, zanim zacz�� m�wi� dalej: - Rz�d brytyjski - w co wierzy zreszt� chyba wi�kszo�� ludzi bardzo dba o przestrzeganie prawa. Domaga si� tego nar�d. Czasami utrudnia to w�adzom �ycie, ale dzi�ki temu pozostaj� poza wszelkimi podejrzeniami. Przecie� gdyby rz�d najstarszej demokracji parlamentarnej na �wiecie lekcewa�y� prawo, mo�na sobie wyobrazi�, jaki wp�yw wywiera�oby to na rz�dy bardziej pozbawione skrupu��w. W razie potrzeby my, Brytyjczycy, mo�emy przynajmniej z podniesionym czo�em pot�pia� czyny innych, kt�rzy �ami� obowi�zuj�ce zasady. Czasem zajmowanie takiego stanowiska okazuje si� uci��liwe, ale w sumie wynika z tego wi�cej korzy�ci ni� strat. Jak wiesz by�em kiedy� cz�onkiem parlamentu i zapewniam ci�, �e znam sytuacj�. Od czasu do czasu rz�d zmuszony jest jednak dzia�a� nie zgodnie z t� regu��. Teraz mamy w�a�nie do czynienia z takim przypadkiem. Pozw�l, �e ci to wyja�ni�. - Asher zn�w zamilk�, aby �ykn�� soku ze szklanki. - Wiesz, �e jestem zagorza�ym zwolennikiem jedno�ci Europy. Moja gazeta... - Machn�� wymijaj�co r�k�, wpatruj�c si� w przestrze�, po czym przyjrza� si� uwa�nie Daringtonowi, kt�ry usiad� znowu na krze�le i s�ucha� go w skupieniu. - Zgodzisz si� chyba, �e moja wiarygodno�� w tej kwestii jest nie do podwa�enia. Dartington skin�� g�ow�. Rzeczywi�cie tak by�o, nie rozumia� jednak, do czego Asher zmierza. Co mia�a z tym wszystkim wsp�lnego zjednoczona Europa? - Nasi europejscy partnerzy bywaj� czasem... powiedzmy, trudnymi negocjatorami - kontynuowa� Asher. - Jak ci wiadomo, prowadzimy w�a�nie ostatnie rozmowy w sprawie traktatu, kt�ry za par� miesi�cy ma by� podpisany w Maastricht. Pozostaje do rozwi�zania kilka szczeg�lnie trudnych kwestii. Wi�kszo�� kraj�w opowiada si� za federalizmem- s�owo to nie budzi tam z�ych skojarze� i takiej podejrzliwo�ci, jak u wielu Brytyjczyk�w. Brytyjski rz�d ocenia moim zdaniem w�a�ciwie nastroje w kraju i s� granice, kt�rych nie zechce przekroczy�. �a�uj�, ale uwa�am, �e w�adze maj� w zasadzie racj�, nie zgadzaj�c si� obecnie na przyst�pienie do bardziej sfederalizowanych struktur. Nie by�oby sensu anga�owa� si� mocno w co�, co nar�d mo�e potem od rzuci�, albo co spowoduje niepokoje w parlamencie przed na st�pnymi wyborami. Decyzj� tak� nale�y podj�� p�niej, kiedy wszyscy zobacz� wyra�nie, w jakim kierunku zmierza Europa i dostrzeg� korzy�ci p�yn�ce z federalizmu. Na razie tego jednak nie wida�, chocia� wi�c ci z nas, kt�rzy maj� jasn� wizj� zjednoczonej Europy, chcieliby przyspieszy� tempo przemian, rozs�dniej b�dzie zaczeka�, a� ludzie zaczn� podziela� nasze po gl�dy. Odbiegam jednak od tematu. Faktem jest, �e niekt�rzy nasi partnerzy nalegaj� na szybkie przej�cie do systemu federalnego. Chodzi szczeg�lnie o jeden kraj. Domy�lasz si� zapewne kt�ry. Francuzi, pomy�la� Dartington. To musz� by� ci cholerni Francuzi. Co oni maj� z tym wsp�lnego? - Obroty handlowe Francji - kontynuowa� Asher - ucierpia�y nieco w ci�gu ostatniego roku z powodu sytuacji mi�dzynarodowej. S�ysza�e� ju� na pewno o kilku skandalach, ale zapewniam, �e b�dzie ich wi�cej. Ich bilans handlowy powa�nie ucierpia�. Nie musz� chyba niczego dodawa�, bior�c pod uwag� po zbawion� skrupu��w postaw� �abojad�w. Najpro�ciej by�oby stwierdzi�, �e w przesz�o�ci wykazywali gotowo�� do podpisywania kontrakt�w z ka�dym krajem, bez wzgl�du na jego polityczn� orientacj�. Przypominasz sobie na pewno, jak ochoczo sprzedawali Argenty�czykom pociski manewruj�ce Exocetw czasie wojny o Falklandy. Teraz znale�li si�, niestety, w k�opotliwym po�o�eniu. Zawieszono im kilka szczeg�lnie du�ych i korzystnych kontrakt�w. Poszukuj� rozpaczliwie jakiego� wyj�cia z sytuacji. Wystarczy�oby usun�� jedn� przeszkod�. Tylko jedn�. Wiesz ju�, do czego zmierzam? Dartington zaczyna� rozumie�. - Ale co ma z tym wsp�lnego brytyjski rz�d? - To proste - odpar� Asher. - Francuzom najwyra�niej brakuje mo�liwo�ci, aby usun�� wspomnian� przeszkod�. Wiedz� o tym, i Brytyjczycy tak�e. Tak wi�c brytyjski rz�d obieca� im pom�c. W zamian zgodz� si� podpisa� na naszych warunkach traktat z Maastricht, dotycz�cy zjednoczenia Europy. A rz�d brytyjski zabezpiecza si�, wykorzystuj�c do przeprowadzenia operacji prywatne osoby, a nie ludzi z SAS. Oczywi�cie, Francuzi o tym akurat nie wiedz�. Tak w ka�dym razie wygl�da t�o ca�ej sprawy - kontynuowa� Asher. - Powodem planowanej akcji jest umowa z Francj�. Nie s�dz�, by w innej sytuacji rz�dowi brytyjskiemu zale�a�o szczeg�lnie na jej przeprowadzeniu. Istniej� wprawdzie argumenty za utrzymaniem obecnego stanu rzeczy, ale ze wzgl�du na wag� traktatu z Maastricht Brytyjczycy s� teraz �ywotnie zainteresowani spe�nieniem oczekiwa� Francuz�w. Przypuszczam - ci�gn�� Asher, patrz�c Dartingtonowi prosto w oczy - �e rozumiesz r�wnie�, dlaczego zwr�ci�em si� do ciebie. Wiem, �e jeste� zwolennikiem jedno�ci Europy, a r�wnocze�nie patriot�. Te dwie rzeczy nie pozostaj� ze sob� w sprzeczno�ci, jak wmawiaj� nam niekt�rzy. Mam nadziej�, �e dostarczy�em ci wystarczaj�c� liczb� przekonywaj�cych argument�w. Jest jeszcze jeden dodatkowy, o kt�rym powiem ci dopiero, gdy zgodzisz si� wzi�� udzia� w akcji. - Wybacz, Roger, ale jestem tym wszystkim troch� oszo�omiony. - Dartington wiedzia� doskonale, �e Asher pr�buje wywrze� na niego presj�. Ta stara �piewka o patriotyzmie. Zgoda, jest patriot�. C� w tym z�ego? Ale wrodzona ostro�no�� kaza�a mu nie dawa� zbyt pochopnej odpowiedzi. - Czy mog� si� przez chwil� zastanowi�? - zapyta�. - Dobry pomys� - odpar� Asher. - Bardzo rozs�dny. Chod�my co� zje��. Obiad up�yn�� w milczeniu. Asher opr�nia� kolejne kieliszki r�owego szampana, maj�c usta wype�nione niemal bez przerwy ogromnymi k�sami jedzenia, natomiast Dartington, pogr��ony w my�lach, jad� bardzo niewiele. Zastanawia� si� intensywnie, w co mo�e si� wpakowa�. Dostrzega� logik� argument�w Ashera. Jego przemowa na temat zjednoczonej Europy nie zrobi�a w sumie na Dartingtonie wi�kszego wra�enia. Podchodzi� do tej koncepcji pragmatycznie, bez entuzjazmu. Osobi�cie wola�, aby Wielka Brytania trzyma�a si� z daleka od rosn�cych wp�yw�w Brukseli i Strasburga. Nie mia� nic przeciwko Francuzom i nawet podziwia� ich umiej�tno�� robienia interes�w. Nie lubi� Niemc�w, kt�rych uwa�a� za krzykliwych i aroganckich g�upc�w, w razie potrzeby potrafi� jednak si� z nimi dogada�. Widzia� natomiast potrzeb� pozostania Wielkiej Brytanii w centrum Europy ze wzgl�du na kontakty gospodarcze. Z punktu widzenia jego firmy nie by�o co do tego w�tpliwo�ci. Zjednoczona Europa stanowi�a jedyn� realn� drog� post�pu. Podkre�la� to we wszystkich swoich oficjalnych wyst�pieniach i zapewne st�d Asher wyci�gn�� wniosek o jego "proeuropejsko�ci". Dartington zajmowa� jednak takie stanowisko wy��cznie ze wzgl�du na firm�. Jego zdaniem wsp�lnota europejska oznacza�a korupcj� w najczystszej postaci. Przy��cz si�, a b�dziesz mia� mo�liwo�� rywalizowania o kontrakty; pozostaj�c z boku jeste� bez szans. Prywatnie nie znosi� korupcji i okre�li�by siebie jako "eurosceptyka". Czasem wr�cz, na przyk�ad wtedy, gdy w telewizji pojawia�a si� znienawidzona twarz Jacquesa Delorsa, czu� si� niemal "eurob�jc�" i dochodzi� do przekonania, �e najbardziej w�a�ciwe podej�cie mia� do Europy marsza�ek RAF, �wi�tej pami�ci sir Arthur Harris. Najtrudniej by�o �cierpie� religijn� wr�cz gorliwo��, z jak� fanatyczni zwolennicy zjednoczenia g�osili swoje pogl�dy. U�ywali ci�gle tej samej retoryki, zaprawionej idiotycznymi metaforami, niedorzecznymi do granic absurdu. M�wili wznio�le, podobnie jak Asher, o "europejskim �nie" i "europejskiej wizji". Dartington uwa�a�, �e �adne z tych okre�le� nie jest odpowiednie. Sprawdzi� wyrazy "sen" i "wizja" w s�owniku i znalaz� wsp�ln� im definicj�, kt�ra wyda�a mu si� o wiele trafniejsza: halucynacja. Musia� jednak przyzna�, �e plan Ashera zrobi� na nim wra�enie. By�oby co opowiada� wnukom! Zreflektowa� si� zaraz, do chodz�c do wniosku, �e zapewne nigdy nie m�g�by o tym nikomu wspomnie�. C� za historia! Bardzo podniecaj�ca! Znowu pojawia�o si� to s�owo - ale dlaczego by nie, do cholery? Lata m�odo�ci ju� min�y, a ka�dy powinien mie� jakie� wspomnienia. Syn budowniczego, ci�ko ranny jako osiemnastolatek w wypadku na rusztowaniu, poruszy teraz �wiat. A� do tego weekendu w Cannes po�wi�ca� ca�� energi� kierowaniu firm�, kt�ra boryka�a si� z g��bok� recesj� w budownictwie. Mo�e potrzebowa� czego� nowego, �eby otrz�sn�� si� z przygn�bienia... Obaj m�czy�ni sko�czyli obiad tu� przed trzeci� i wyszli ponownie na pok�ad. Andrew nalewa� kaw� ze srebrnego dzbanka. Przyjemna, �agodna aura sprawi�a, �e Dartington poczu� si� �wietnie. To jest �ycie!, pomy�la�. Cz�owiek ma sze��dziesi�tk� i nagle przytrafia mu si� co� takiego. Dlaczego nie? - W porz�dku, Roger - powiedzia�. - Jestem zainteresowany. My�l�, �e wiem od czego zacz��. - Znakomicie! - zagrzmia� Asher. - Wspaniale! To bardzo rozs�dna i dowodz�ca patriotyzmu decyzja, je�li wolno mi tak po wiedzie�. - Zamilk�, po czym jego g�os przybra� pompatyczny ton. - Mog� ci� teraz w zaufaniu zapewni�, �e rz�d potrafi okaza� wdzi�czno��. - Nie rozumiem - zdziwi� si� Dartington. - M�wi�e� chyba, �e rz�d niczego nie wie o mojej roli. - Zgadza si�. Oficjalnie dalej niczego nie b�d� wiedzieli. Oficjalnie. Wyra�nie to podkre�lam. Jestem jednak upowa�niony do zawarcia z tob� umowy w ich imieniu. - Co to znaczy? - �yjemy wszyscy w ci�kich czasach - stwierdzi� Asher. - Wybacz, ale zasi�gn��em pewnych informacji. Mam te� kilka udzia��w w sp�ce Darcon - doda�, wzruszaj�c ramionami. - Nie jest tajemnic�, �e w ci�gu minionego roku przemys� budowlany boryka� si� z powa�nymi trudno�ciami. - Do czego zmierzasz, Roger? - Dartingtona opu�ci� spok�j, a jego twarz przybra�a wojowniczy wyraz. - Nie jeste�my na sprzeda�, je�li o to ci chodzi. - Nie, na Boga, nie! - zaprotestowa� Asher. - M�j drogi! Nic z tych rzeczy! Proponuj� zupe�nie inne rozwi�zanie waszych problem�w. Pozw�l to sobie spokojnie wyja�ni�. - Asher zebra� my�li, u�miechaj�c si� uspokajaj�co. Dartington nadal milcza�, pe�en podejrze�. - Je�li si� nie myl� - kontynuowa� Asher - Darcon zamierza z�o�y� oferty na jedena�cie du�ych kontrakt�w budowlanych na ca�ym �wiecie: trzy w Wielkiej Brytanii, dwa w Europie, a pozosta�e za oceanem. M�wi�c o du�ych kontraktach - doda� - mam na my�li te, kt�rych jednostkowa warto�� przekracza pi��dziesi�t milion�w dolar�w. Dartington s�ucha� z otwartymi ustami, gdy Asher niepowstrzymanie ci�gn�� dalej: - Gdyby Darcon uzyska� chocia� jeden z tych kontrakt�w, twoja firma stan�aby na jaki� czas na nogi. Mogliby�cie przetrwa�. Podpisuj�c dwa kontrakty b�dziecie mieli przed sob� doprawdy �wietlan� przysz�o��. Istnieje, oczywi�cie, bardzo ostra konkurencja. - Asher dopi� g�o�no kaw�. - Powiem otwarcie. Je�li nasz plan si� powiedzie, rz�d gwarantuje przyj�cie dw�ch waszych ofert. Mo�liwe, rzecz jasna, �e wygracie trzy przetargi, albo nawet cztery, dzi�ki w�asnym zas�ugom. Ja daj� wam jednak gwarancj� co najmniej dw�ch pewnych kontrakt�w. Szcz�ka opad�a Dartingtonowi gdzie� poni�ej �eber. Wpatrywa� si� t�po w Ashera, rozwa�aj�c otrzyman� w�a�nie niezwyk�� obietnic�. Bo musia�a to by� obietnica. Asher z�o�y� j� dopiero wtedy, gdy Dartington przyj�� jego propozycj�, nie wcze�niej. Po co by to robi�, gdyby w istocie by�o inaczej i gdyby nie m�g� dotrzyma� s�owa? Z pewno�ci� m�wi� prawd�. Asher wsta� z miejsca i poklepawszy Dartingtona przyjacielsko po ramieniu wszed� do kabiny, pozostawiaj�c go oszo�omionego w fotelu na pok�adzie. Trzy godziny p�niej stewardessa na pok�adzie samolotu Gulfstream IV zwr�ci�a uwag� pilotowi, �e sir Peter Dartington zachowuje si� do�� dziwnie. To zastanawiaj�ce, stwierdzi�a. Co kilka minut zaczyna nagle chichota� jak pensjonarka. Zupe�nie bez powodu. Czy pa�skim zdaniem nic mu nie jest? Pilot powiedzia� jej, �eby nie zwraca�a na to uwagi. Szef cz�sto wywiera� na ludzi dziwny wp�yw. Ed Howard mia� czterdzie�ci pi�� lat. By� wysokim, szczup�ym m�czyzn� o ciemnych oczach. Przez trzyna�cie lat s�u�y� czynnie w wojsku. Od roku 1966 do 1979 by� oficerem Kr�lewskiej Piechoty Morskiej i SBS, elitarnej formacji w ramach tego korpusu. Gdy o�eni� si� w 1976 roku, jego �ona, Claire, zacz�a wkr�tce wywiera� na niego nacisk, �eby wyst�pi� z wojska i znalaz� sobie lepiej p�atne i bardziej regularne zaj�cie. Kiedy ojciec kolegi z ameryka�skich Si� Specjalnych zaproponowa� mu prac� w Londynie, Claire zmusi�a go, aby j� przyj��. Zrobi� to niech�tnie, rezygnuj�c ze s�u�by. Howard wiedzia�, �e b�dzie mu brakowa�o wojskowego �ycia, ale nie mia� nawet poj�cia, jak bardzo. W Londynie czu� si� �le. Nie zna� tam nikogo, nie zna� si� na handlu i nigdy dot�d nie prowadzi� biura. Po tygodniu daremnych wysi�k�w powiedzia� swemu pracodawcy, �e nie nadaje si� do takiej pracy, ale stary Ziegler wcale nie mia� mu tego za z�e. Przeciwnie, by� nawet zadowolony: Howard wykaza� si� uczciwo�ci� i szczero�ci�. - Ed, nie zatrudni�em ci� dlatego, �e znasz si� na rynku terminowych transakcji, ale ze wzgl�du na tw�j zdrowy rozs�dek i zdolno�ci organizacyjne. Znajd� odpowiednich ludzi do tej roboty i miej ich na oku. Tylko tego od ciebie oczekuj�. - Howard uzna�, �e stary uczciwie stawia spraw�. Ale niezupe�nie tak by�o. Nie wspomnia�, �e ma w tym jeszcze jeden cel. Chcia�, �eby jego syn poszed� za przyk�adem Howarda. Stary Ziegler cz�sto wyra�a� nadziej�, �e Mik� "sko�czy z bumelowaniem w wojsku i zajmie si� robieniem interes�w". Nast�pne trzy lata wykaza�y, �e stary s�usznie wierzy� w Eda. Howard spenetrowa� rynek, znalaz� sfrustrowanego, m�odego i ambitnego biznesmena, kt�rego zatrudnia�a pewna du�a sp�ka i nam�wi� go do zmiany pracy. Ch�opak sprowadzi� ze sob� ca�y zesp�. Howard s�u�y� im rad� i zapewnia� wysokie premie, dzi�ki czemu ludzie solidnie i lojalnie pracowali, zapocz�tkowuj�c po trzech miesi�cach zastoju wyj�tkowo pomy�ln� dzia�alno�� firmy. Stary Ziegler by� zachwycony, a Howard stwierdzi� ku swemu zaskoczeniu, �e prowadzenie interes�w ca�kiem nie�le mu idzie. Ca�y zesp� z zadowoleniem, a nawet z ulg�, pozostawia� sprawy administracyjne w jego gestii. Traktowano go dobrze, op�acano jeszcze lepiej, nie potrafi� jednak przem�c w sobie niech�ci do dusznej atmosfery Londynu. Wytrzyma� tam przez trzy lata, po czym powiedzia� swemu pracodawcy, �e ma ju� do��. Stary przyj�� jego decyzj� ze smutkiem. - Co zamierzasz teraz robi�, Ed? - zapyta�. - Zajm� si� ochron� prywatnych os�b i firm - odpar�. - B�d� doradza� ludziom, w jaki spos�b mog� si� zabezpiecza� i pilnowa�, �eby nie nara�ali si� za bardzo na szanta� ze strony terroryst�w i porywaczy. Jest dzisiaj du�e zapotrzebowanie na takie us�ugi. A ja si� na tym znam. - Zabierasz ze sob� Mike'a? - Ziegler domy�la� si�, �e tak b�dzie. Jego syn, zgodnie z oczekiwaniami ojca, poszed� w �lady Howarda, ojciec zorientowa� si� jednak szybko, �e nie jest stworzony do pracy w biznesie. - Nie pyta�em go - odpar� Howard. - nie zrobi�bym tego bez pa�skiego przyzwolenia. Ale kiedy si� o wszystkim dowie, mo�e zechce do mnie do��czy�. Nie b�d� ch�opaka prosi�, ale je�li przyjdzie, przyjm� go z rado�ci�. Staruszek wes