9684

Szczegóły
Tytuł 9684
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9684 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9684 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9684 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT SHECKLEY WYMIAR CUD�W Mojej siostrze Joan Istotnie zarzuci�em sie� w ich morze i chcia�em na�apa� ryb, ale za ka�dym razem wyci�ga�em g�ow� jakiego� staro�ytnego boga. Nietzsche � Odlot z Ziemi Z funduszu czytelnikfo ROZDZIA� I By� to typowy, nie przynosz�cy satysfakcji dzie�. Car- mody przyszed� do biura, niezobowi�zuj�co poflirtowa� z pann� Gibbon, z szacunkiem posprzecza� si� z panem Wainbockiem i sp�dzi� pi�tna�cie minut z panem Black- wellem, omawiaj�c szans� futbolowej dru�yny Gigant�w. Pod koniec dnia pok��ci� si� z panem Seidlitzem � nami�tnie i z ca�kowitym brakiem znajomo�ci rzeczy � na temat post�puj�cego wyczerpywania si� bogactw natural- nych kraju i bezlitosnej ekspansji licznych niszczycielskich organizacji, takich jak Con Ed, Korpus In�ynieryjny Armii, tury�ci, podpalacze i wydawcy pulpy. Wszyscy oni � utrzy- mywa� � s� w r�nym stopniu odpowiedzialni za niszczenie krajobrazu i zanikanie ostoi naturalnego pi�kna. � No c�, Tom � stwierdzi� z ironi� rozj�trzony Seidlitz. � Wiele nad tym my�la�e�, prawda? Nie my�la�! � Ach, panie Carmody, doprawdy uwa�am, �e nie powinien pan tak m�wi� � o�wiadczy�a panna Gibbon, atrakcyjna m�oda dama z nieznacznym podbr�dkiem. Co takiego powiedzia� i dlaczego nie powinien tego m�wi�? Carmody nie pami�ta� i dlatego nie poczu� skruchy, cho� w pewien nieokre�lony spos�b czu� si� winny. � Chyba naprawd� jest co� w tym, co m�wi�e�, Tom. Przyjrz� si� temu � rzek� jego zwierzchnik, pulchny, �agodny pan Wainbock. Carmody zdawa� sobie spraw�, jak niewiele tre�ci by�o w tym, co powiedzia�, a i ta odrobina nie wytrzymywa�a bli�szego �przygl�dania si�". � Chyba masz racj�, Carmody, powa�nie � odrzek� wysoki, sardoniczny George Blackwell, kt�ry umia� m�wi� bez poruszania g�rn� warg�. � Je�li przerzuc� Vossa z wymiatacza na libero, to naprawd� co� zacznie si� dzia�. Zastanowiwszy si� p�niej, Carjpody stwierdzi�, �e ten fakt nie spowoduje najmniejszej zmiany. Carmody by� cz�owiekiem cichym, zwykle melancholij- nym, o twarzy dok�adnie odpowiadaj�cej jego elegijnym nastrojom. Powy�ej �redniej mie�ci� si� zar�wno jego wzrost jak i sk�onno�� do dezaprobaty wobec siebie. By� cyklo- tymikiem � wysocy m�czy�ni o psich oczach, maj�cy dalekich irlandzkich przodk�w, zwykle nimi bywaj�, zw�asz- cza po trzydziestce. Nie�le gra� w bryd�a, mimo tendencji do niedoceniania swojej karty. Uwa�a� si� za ateist�, lecz bardziej z przyzwyczajenia ni� z przekonania. Jego awatary, kt�re mo�na ogl�da� w Sali Mo�liwo�ci, by�y jednostajnie bohaterskie. Pochodzi� spod znaku Panny zdominowanej przez Saturna b�d�cego w Kwadracie S�o�ca. Ju� samo to wystarczy�oby, by uczyni� go znakomito�ci�. Nosi� typowo ludzkie pi�tno: by� jednocze�nie niezg��biony i �atwy do przewidzenia � do�� zwyczajny cud. O 17.45 wyszed� z biura i wsiad� do metra. Jecha� popychany i potr�cany przez t�um ludzi, o kt�rych pragn�� my�le� jako o upo�ledzonych, lecz kt�rych uwa�a�, ostro i nieodwo�alnie, za niepo��danych. Wysiad� przy Dziewi��dziesi�tej Sz�stej Ulicy i przeszed� chodnikiem do swego domu na West End Avenue. Dozorca przywita� go uprzejmie, a windziarz przyja�nie skin�� g�ow�. Otworzy� drzwi swojego mieszkania, wszed� i po�o�y� si� na kanapie. �ona sp�dza�a wakacje na Miami, wi�c pewien bezkarno�ci opar� nogi na stoj�cym obok marmurowym stoliku. W chwil� p�niej hukn�� grom, a w �rodku salonu zaja�nia�a b�yskawica. Carmody usiad� i bez szczeg�lnych powod�w chwyci� si� d�oni� za gard�o. Gromy dudni�y jeszcze przez kilka sekund, po czym zagra�y tr�by. Carmody pospiesznie zdj�� nogi z marmurowego stolika. Tr�by ucich�y zast�pione rytmicznym piskiem kobz. Zn�w zaja�- nia�a b�yskawica i w samym �rodku tego blasku pojawi� si� cz�owiek. By� �redniego wzrostu, kr�py, mia� jasne k�dzierzawe w�osy, a ubrany by� w opo�cz� koloru z�ota i pomara�- czowe nogawice. Wygl�da� normalnie, tyle, �e nie mia� uszu. Post�pi� dwa kroki naprz�d, zatrzyma� si�, si�gn�� w pustk� i wyszarpn�� stamt�d zw�j pergaminu, w trakcie tej czynno�ci fatalnie go rozdzieraj�c. Odchrz�kn�� d�wi�- kiem �o�yska kulkowego rozpadaj�cego si� od nadmiernego tarcia i nadmiernego obci��enia. � Pozdrowienie! � rzek�. Carmody nie odpowiedzia�, pora�ony chwilow� his- teryczn� niemot�. � Przybyli�my � o�wiadczy� obcy � jako przypad- kowy respondent niewys�owionych pragnie�. Twoich! Czy jacy� ludzie? Zatem nie! B�dzie tak? Czeka� na odpowied�. Carmody za pomoc� kilku tylko jemu znanych sztuczek sprawdzi�, �e to, co mu si� przy- trafi�o, naprawd� mu si� przytrafi�o. Potem odpowiedzia�, ju� na poziomie realno�ci: � O co tu chodzi, na rany Boga? Obcy u�miechn�� si�. � To dla ciebie, Car-Mo-Dee! � o�wiadczy�. � Spo- mi�dzy wyziew�w tego-co-jest wygra�e� niewielk�, lecz znacz�c� cz�stk� tego-co-mo�e-by�. Ucieszony, prawda? Dok�adniej: twoje imi� przewodzi�o pozosta�ym; przypad- kowo�� zwyci�y�a i r�anopalca Nieokre�lono�� o zwil- �onych narkotykiem wargach raduje si�, za� pradawna Sta�o�� pokona znowu w swej Jaskini Nieuniknionego. Czy� to nie pow�d do? A wi�c dlaczego nie? Carmody wsta�, ca�kiem ju� spokojny. Nieznane budzi l�k jedynie, dop�ki nie zrealizuje si� fenomen powtarzalno- �ci (Pos�aniec wiedzia� o tym, naturalnie). � Kim jeste�? � zapyta� Carmody. Obcy zastanawia� si� przez chwil�. Przesta� si� u�miecha�. � M�tnom�zgie wije � mrukn�� do siebie. � Znowu mnie �le przestroili! Z samego wstydu m�g�bym si� ci�ko pochorowa�. A �eby sami straszyli si� �miertelnie! Nie szkodzi; przestrajam, adaptuj�, staj� si�... Obcy przycisn�� palce do skroni i pozwoli� im zag��bi� si� na jakie� pi�� centymetr�w. Porusza� nimi przez chwil�, jak kto� graj�cy na ma�ym pianinie, i natychmiast zmieni� si� w przysadzistego m�czyzn� �redniego wzrostu, �ysiej�- cego, ubranego w nie dopasowany garnitur. Trzyma� p�kat� teczk�, parasol, laseczk�, magazyn ilustrowany i gazet�. � Czy tak jest dobrze? � zapyta�. � Tak, widz�, �e tak � odpowiedzia� sam sobie. � Zechce mi pan wybaczy� t� fuszerk� naszego Centrum Podobie�stwa. Niech pan sobie wyobrazi, ledwo tydzie� temu zjawi�em si� na Sigmie IV jako gigantyczny nietoperz trzymaj�cy Zawiadomienie w pysku tylko po to, by stwierdzi�, �e adresatem jest rodzina lilii wodnej. A dwa miesi�ce wcze�niej (u�ywam oczywi�cie lokalnych termin�w r�wnowa�nych), kiedy by�em w misji na Starym �wiecie Thagma, ci durnie z Podobie�stwa przestroili mnie tak, �e wygl�da�em jak cztery dziewice, gdy w�a�ciw� procedur� by�o, naturalnie... � Nie rozumiem ani s�owa � przerwa� mu Carmo- dy. � Czy zechcia�by pan wyja�ni�, o co w�a�ciwie chodzi? � Oczywi�cie, oczywi�cie � zapewni� obcy. � Spraw- dz� tylko miejscowe odniesienia... � Zamkn�� oczy i zaraz otworzy� je na powr�t. � Dziwne, bardzo dziwne... � mrukn��. � Wydaje si�, �e tw�j j�zyk nie zawiera pojem- nik�w, kt�rych wymaga m�j towar. To przeno�nia, natural- nie. Lecz kim�e jestem, by wydawa� s�dy? Brak precyzji mo�e wywo�ywa� pozytywne doznania estetyczne; wszystko jest kwesti� gustu. � O co tu chodzi? � zapyta� Carmody cicho i z�o- wieszczo. � No wi�c, drogi panie, chodzi oczywi�cie o Loteri� Intergalaktyczn�. A pan, oczywi�cie, wygra�. Wynika to jasno z mojego przybycia, nieprawda�? � Nie, nie wynika � o�wiadczy� Carmody. � I nie wiem, o czym pan m�wi. Na twarzy obcego pojawi�o si� zw�tpienie i zaraz znikn�o, jakby wymazane gumk�. � Nie wie pan! Ale� oczywi�cie! Przypuszczam, �e przesta� pan wierzy� w wygran� i dla unikni�cia ci�g�ych rozwa�a� usun�� pan t� wiedz� ze swego umys�u. C� za pech, �e przyby�em akurat w okresie pa�skiej umys�owej hibernacji! Ale nie chcia�em pana obrazi�, naprawd�. Nie ma pan pod r�k� swojej kartoteki? No tak, obawia�em si�, �e nie. Wyt�umacz� wi�c: pan, panie Carmody, wygra� Nagrod� na Loterii Intergalaktycznej. Pa�skie wsp�rz�dne zosta�y wskazane przez Selektor Stochastyczny dla Dzia�u IV, Formy �ycia Klasy 32. Pa�ska Nagroda � ca�kiem przyjemna Nagroda, moim zdaniem � czeka na pana w Centrum Galaktycznym. Carmody tymczasem przemawia� do siebie nast�puj�co: �Albo jestem szalony, albo nie. Je�li tak, to mog� odrzuci� z�udzenia i poszuka� pomocy psychiatry. Tyle �e znajd� si� wtedy w bezsensownej sytuacji, gdy� w imi� m�tnie pojmo- wanego racjonalizmu b�d� si� stara� zaprzeczy� temu, o czym moje zmys�y m�wi�, �e jest realne. Mo�e to wzbudzi� konflikty wewn�trzne i tak pog��bi� stan szale�- stwa, �e moja nieszcz�sna �ona b�dzie musia�a odda� mnie do szpitala. Z drugiej strony, je�eli uznam te z�udzenia za rzeczywisto��, te� mog� wyl�dowa� w domu wariat�w. Je�li jednak, przeciwnie, nie zwariowa�em, wtedy to wszystko dzieje si� naprawd�. A jest to zjawisko niesamo- wite, niepowtarzalne, przygoda pierwszej wielko�ci. Naj- wyra�niej � je�eli to wszystko naprawd� si� odbywa � istniej� we wszech�wiecie stworzenia przewy�szaj�ce in- teligencj� ludzi. Zawsze tak s�dzi�em. Ci osobnicy prowadz� loteri�, w kt�rej losowo wyci�ga si� nazwiska (maj� prawo to robi�; nie widz� powod�w, dla kt�rych loteria mia�aby by� sprzeczna z wy�sz� inteligencj�). I w tej teoretycznej loterii wylosowano moje nazwisko. To szcz�liwy przypa- dek, by� mo�e pierwszy, odk�d loteria obj�a swym zasi�- giem Ziemi�. Wygra�em Nagrod�, a taka Nagroda mo�e mi zapewni� bogactwo, kobiety, s�aw� albo wiedz�. Ka�d� z tych rzeczy, a tak�e wszystkie naraz warto by posiada�. Rozwa�ywszy to wszystko dochodz� do wniosku, �e lepiej b�dzie uwierzy�, i� nie oszala�em, i uda� si� z tym d�entelmenem po odbi�r mojej Nagrody. Je�li nie mam racji, obudz� si� w zak�adzie dla umys�owo chorych. Przeprosz� lekarza, o�wiadcz�, �e rozumiem istot� moich przywidze�, i by� mo�e odzyskam wolno��". Tak w�a�nie my�la� Carmody i do takiej doszed� kon- kluzji. Nie ma w tym nic zaskakuj�cego. Bardzo niewielu ludzi odrzuca szokuj�co now� hipotez�, by zaakceptowa� teori� szale�stwa. Szale�cy stanowi� wyj�tek. Oczywi�cie, pewne wnioski w rozumowaniu Carmo- dy'ego by�y b��dne i mia�o to go p�niej prze�ladowa�. Nale�y jednak stwierdzi�, �e w danych okoliczno�ciach zachowa� si� ca�kiem nie�le, skoro w og�le potrafi� my�le�. � Niewiele wiem o tym wszystkim � zwr�ci� si� do Pos�a�ca. � Czy na moj� Nagrod� na�o�ono jakie� warun- ki? To znaczy, czy powinienem co� zrobi� albo co� kupi�? � Nie ma �adnych warunk�w � zapewni� go Pos�a- niec. � A w ka�dym razie �adnych, o kt�rych warto by wspomina�. Nagroda nie jest obci��ona; gdyby by�a, nie by�aby Nagrod�. Je�li j� pan przyjmuje, powinien pan uda� si� ze mn� do Centrum Galaktycznego. Podr� taka jest interesuj�ca sama w sobie. Tam otrzyma pan Nagrod� i je�li b�dzie pan mia� ochot�, mo�e j� pan zabra� tutaj, do pa�skiej ojczyzny. Gdyby w drodze powrotnej potrzebowa� pan pomocy, to oczywi�cie s�u�ymy panu o tyle, o ile tylko pozwol� nasze mo�liwo�ci. To wszystko na temat tej sprawy. � Moim zdaniem brzmi to ca�kiem nie�le � o�wiadczy� Carmody dok�adnie takim samym tonem, jakiego u�y� Napoleon, gdy zapozna� si� z przedstawionym przez Neya planem bitwy pod Waterloo. � Jak si� tam dostaniemy? � T�dy � wyja�ni� Pos�aniec. Po czym poprowadzi� go do szafy w przedpokoju i dalej, przez p�kni�cie w kon- tinuum przestrzenno-czasowym. To by�o proste. W ci�gu kilku sekund czasu subiekty- wnego Carmody i Pos�aniec przebyli odpowiedni dystans i zjawili si� w Centrum Galaktycznym. ROZDZIA� II Podr� by�a kr�tka � trwa�a nie d�u�ej ni� Natych- miastowo�� plus jedna mikrosekunda do kwadratu. By�a tak�e spokojna, jako �e �adne znacz�ce prze�ycie nie jest mo�liwe w tak cienkiej warstwie trwania. A zatem bez �adnych przyg�d, o kt�rych warto by wspomnie�, Carmody znalaz� si� w�r�d obszernych plac�w i dziwacznych budyn- k�w Centrum Galaktycznego. Sta� bez ruchu i patrzy�, zwracaj�c szczeg�ln� uwag� na trzy zamglone kar�owate s�o�ca, okr��aj�ce si� wzajemnie nad jego g�ow�. Zauwa�y� drzewa, mrucz�ce nieokre�lone gro�by pod adresem siedz�cych w�r�d ga��zi upierzonych ptak�w. Dostrzeg� te� inne rzeczy, kt�rych jednak jego umys� nie zarejestrowa� z braku analogii. � No, no! � powiedzia� wreszcie. � Przepraszam? � spyta� Pos�aniec. � Powiedzia�em �no, no" � wyja�ni� Carmody. � Ach tak. Zdawa�o mi si�, �e powiedzia� pan �ho, ho". � Nie. Powiedzia�em �no, no". � Rozumiem � rzek� Pos�aniec nieco rozczarowa- ny. � Jak si� panu podoba nasze Centrum Galaktyczne? � Robi du�e wra�enie � stwierdzi� Carmody. � Przypuszczam � zgodzi� si� niedbale Pos�aniec. � Zosta�o specjalnie zbudowane, by robi� du�e wra�enie. Osobi�cie uwa�am, �e przypomina wszystkie inne Centra Galaktyczne. Architektura, jak pan pewnie zauwa�y�, jest mniej wi�cej taka, jakiej mo�na by oczekiwa�: neocyk- lopiczna, bez �adnych imperatyw�w estetycznych, projek- towana wy��cznie w celu wywierania odpowiedniego wra- �enia na wyborcach. � Te fruwaj�ce schody to z pewno�ci� du�a rzecz � stwierdzi� Carmody. � Teatralny efekt! � zaopiniowa� Pos�aniec. � A te olbrzymie budynki... � Tak, projektant do�� zgrabnie wykorzysta� z�o�one krzywe rewersyjne z tranzytywnymi punktami � zgodzi� si� Pos�aniec uczenie. � U�y� te� czasowej dystorsji kraw�dzi dla wzbudzania uczucia szacunku. Przyznaj�, dosy� �adne, lecz niezbyt oryginalne. Projekt dla tamtej grupy budynk�w, o, tej tam, zosta� materialnie pobrany z Wystawy General Motors, z pa�skiej ojczystej planety. Uznano go za wspania�y przyk�ad prymitywnego pseudo- modernizmu; jego zasadnicze cechy to niezwyk�o�� i przytul- no��. Te b�yskaj�ce �wiat�a przed P�ywaj�cym Multiwie�ow- cem to czysty galaktyczny barok. Nie s�u�� �adnemu praktycznemu celowi. Carmody nie potrafi� obj�� wzrokiem ca�ej grupy struktur naraz. Gdy przygl�da� si� jednej budowli, pozosta�e zdawa�y si� zmienia� kszta�ty. Mruga� nerwowo oczami, lecz budynki nadal rozp�ywa�y si� i przekszta�ca�y na kraw�dzi jego pola widzenia. (Transmutacja peryferialna � wyja�ni� mu Pos�aniec. � Ci ludzie "nie cofn� si� przed niczym.) � Gdzie dostan� swoj� Nagrod�? � zapyta� Carmody. � T�dy, prosto � wskaza� Pos�aniec i poprowadzi� go mi�dzy dwie strzelaj�ce w g�r� fantazje, do prostok�tnego budynku, niemal ca�kowicie ukrytego za odwr�con� fon- tann�. � Tu w�a�nie za�atwimy nasze sprawy � wyja�ni�. � Ostatnie badania wykaza�y, �e formy prostoliniowe wp�y- waj� uspokajaj�co na synapsy wielu organizm�w. Musz� si� przyzna�, �e budynek ten budzi we mnie uczucie pewnej dumy. Widzi pan, to w�a�nie ja wymy�li�em prostok�t. � Wymy�li� pan, akurat � odpar� Carmody. � My mamy go ju� ca�e wieki. � A jak pan my�li, sk�d si� u was wzi��? � spyta� Pos�aniec zjadliwie. � No c�, nie wydaje si� to wielkim wynalazkiem. � Doprawdy? To tylko dowodzi, �e ma�o wiecie. Mylicie stopie� komplikacji z tw�rcz� autoekspansj�. Czy zdaje pan sobie spraw� z tego, �e natura nigdy nie stworzy�a doskona�ego prostok�ta? Kwadrat, przyznaj�, jest w miar� oczywisty. Komu�, kto nie jest znawc� problemu, mog�oby si� wydawa�, �e prostok�t jest naturalnym rozwini�ciem idei kwadratu. Ale tak nie jest. Je�li chce pan wiedzie�, to ewolucyjnym rozwini�ciem kwadratu jest ko�o. Oczy Pos�a�ca zamgli�y si�, a g�os sta� si� odleg�y i rozmarzony. � Od bardzo dawna zdawa�em sobie spraw�, �e musi istnie� jakie� inne przekszta�cenie kwadratu. Studiowa�em go bardzo d�ugo. Ta jego doprowadzaj�ca do sza�u jed- nakowo�� irytowa�a mnie i intrygowa�a. R�wne boki, r�wne k�ty. Przez pewien czas eksperymentowa�em ze zmian� k�t�w. Romb jest tak�e moim pomys�em, cho� nie uwa�am go za wielkie osi�gni�cie. Bada�em kwadrat. Regularno�� jest przyjemna, lecz bez przesady. Jak by tu zmieni� niesamowit� identyczno��, by jednocze�nie za- chowa� daj�c� si� rozpozna� periodyczno��? I pewnego dnia dozna�em ol�nienia. Wszystko, co powinieniem zro- bi� � zobaczy�em to w nag�ym b�ysku intuicji � to zmieni� d�ugo�� pary r�wnoleg�ych bok�w w stosunku do drugiej pary. Tak proste, a przecie� tak trudne! Dr��c ca�y sprawdzi�em, a gdy zadzia�a�o, popad�em � do czego sam si� przyznaj� � w rodzaj manii. Ca�ymi dniami i tygodniami konstruowa�em prostok�ty wszelkich kszta�t�w i rozmia- r�w, regularnych, a przy tym tak r�nych. To by� istny r�g obfito�ci prostok�t�w! Jeszcze dzi� czuj� dreszcze, gdy je wspominam. � To zrozumia�e � przyzna� Carmody. � A potem, kiedy pa�skie dzie�o zyska�o uznanie... � Na my�l o tym te� czuj� dreszcze � rzek� Pos�a- niec. � Ale ca�e wieki trwa�o, nim kto� potraktowa� moje prostok�ty powa�nie. �To interesuj�ce � m�wili � ale kiedy nowo�� spowszednieje, to co pozostanie? Nier�wny kwadrat i tyle!" Przekonywa�em, �e uda�o mi si� stworzy� zupe�nie now� abstrakcyjn� figur�, figur� tak samo nieunik- nion� jak kwadrat. Wiele wycierpia�em, lecz w ko�cu moja wizja zwyci�y�a. Aktualnie istnieje w Galaktyce ponad siedemdziesi�t miliard�w prostok�tnych struktur, a ka�da z nich pochodzi od mojego pierwotnego prostok�ta. � C�... � powiedzia� Carmody. � Zreszt�, jeste�my na miejscu � poinformowa� Pos�aniec. � Prosz� wej�� do �rodka, poda� niezb�dne dane i odebra� Nagrod�. � Dzi�kuj�. Wszed�. Natychmiast stalowe ta�my zatrzasn�y si� na jego r�kach, nogach, pasie i szyi. Wysokie, pos�pne in- dywiduum z jastrz�bim nosem i blizn� na lewym policzku zbli�y�o si� i spojrza�o na niego z wyrazem twarzy, kt�ry opisa� mo�na jedynie jako mieszanin� morderczej uciechy i ob�udnego �alu. ROZDZIA� III � Co jest?! � wrzasn�� Carmody. � A wi�c raz jeszcze � powiedzia�o ponure indywidu- um � uciekaj�cy przest�pca trafi� wprost w paszcz� swego przeznaczenia. Sp�jrz na mnie, Carmody. Jestem twoim katem! P�acisz teraz za zbrodnie przeciwko ludzko�ci, a tak�e za grzechy pope�nione na w�asn� szkod�. Musz� jednak doda�, �e egzekucja niniejsza jest tymczasowa i nie oznacza wydania prawomocnego wyroku. Wyci�gn�� z r�kawa n�. Carmody prze�kn�� �lin� i odzyska� zdolno�� m�wienia. � Nie r�b tego! � rykn��. � Nie przyszed�em tu na egzekucj�! � Wiem, wiem � uspokoi� go kat, spogl�daj�c ponad ostrzem na t�tnic� szyjn� Carmody'ego. � C� jeszcze m�g�by� powiedzie�? � Ale to prawda! � krzycza� Carmody. � Mia�em tu odebra� Nagrod�! � Co? � spyta� kat. � Nagrod�, do diab�a, Nagrod�! Powiedziano mi, �e wygra�em Nagrod�! Zapytaj Pos�a�ca! Przyprowadzi� mnie tu, �ebym odebra� Nagrod�! Kat przyjrza� mu si� uwa�nie i w zak�opotaniu odwr�ci� wzrok. Potem wcisn�� jaki� prze��cznik na najbli�szej konsoli. Przytrzymuj�ce Carmody'ego stalowe ta�my prze- kszta�ci�y si� w papierowe serpentyny, czarny kostium kata sta� si� bia�y, a n� zmieni� si� w wieczne pi�ro. Zamiast blizny kat mia� teraz na policzku brodawk�. .� W porz�dku � o�wiadczy� bez �ladu skruchy. � Ostrzega�em ich, �e nie nale�y ��czy� Departamentu Wy- krocze� z Biurem Loterii, ale nie chcieli mnie pos�ucha�. Dobrze by im zrobi�o, gdybym ci� zabi�. Mieliby paskudny k�opot, co? � To ja mia�bym paskudny k�opot � odpar� Carmody lekko dr��cym g�osem. � C�, nie warto p�aka� nad nie przelan� krwi� � zamkn�� kwesti� Referent do spraw Nagr�d. � Gdyby�- my brali pod uwag� wszystkie mo�liwo�ci, to szybko brak�oby nam mo�liwo�ci do brania pod uwag�... Co ja powiedzia�em? Niewa�ne. Konstrukcja by�a prawid�owa, nawet je�li s�owa b��dne. Gdzie� tu mam t� pa�sk� Na- grod�. Wcisn�� jaki� guzik. W jednej chwili du�e, niechlujne biurko zmaterializowa�o si� jakie� dwie stopy nad pod�og�, wisia�o tak przez chwil�, a� w ko�cu opad�o z g�o�nym stukiem. Referent zacz�� otwiera� szuflady i wyrzuca� z nich jakie� papiery, ta�my z maszyny do pisania, fiszki i ogryzki o��wk�w. � Przecie� musi gdzie� tu by� � mrucza� do siebie w desperacji. Nacisn�� jeszcze jeden guzik. Biurko i konsola znikn�y. � Psiakrew, jestem k��bkiem nerw�w � stwier- dzi�, si�gn�� w powietrze, znalaz� co� i nacisn��. Najwyra�niej nie by� to w�a�ciwy przycisk, gdy� w rezul- tacie z rozpaczliwym krzykiem znikn�� Referent. Carmody zosta� w pokoju sam. Sta� mrucz�c co� pod nosem i po chwili Referent zjawi� si� na powr�t. Nie wygl�da� gorzej ni� poprzednio � je�li nie liczy� zadrapania na czole i wyrazu zak�opotania na twarzy. Pod pach� trzyma� niedu�� paczk� owini�t� w ko- lorowy papier. � Zechce pan wybaczy� t� zw�ok� � powiedzia� � ale chyba nic ju� nie dzia�a tak, jak powinno. Carmody zaryzykowa� niezbyt wyszukany �art: � Czy to jest spos�b na kierowanie Galaktyk�? � A, pa�skim zdaniem, jak mamy ni� kierowa�? Wie pan, jeste�my tylko inteligentni. � Wiem � przyzna� Carmody. � S�dzi�em jednak, �e tutaj, w Centrum Galaktycznym... � Wy z prowincji wszyscy jeste�cie tacy sami � o�wiad- czy� zm�czonym g�osem Referent. � Pe�ni niedorzecznych marze� na temat porz�dku i perfekcji; marze�, kt�re s� jedynie wyidealizowan� projekcj� waszej niedoskona�o�ci. Powinni�cie ju� wiedzie�, �e �ycie to paskudna sprawa i �e raczej rozwala, ni� sk�ada do kupy, a tak�e, �e im wy�sza inteligencja, tym wy�szy rozpoznaje stopie� komplikacji. By� mo�e s�ysza� pan o Twierdzeniu Holge'ego, �e porz�dek jest prymitywnym i arbitralnym grupowaniem obiekt�w w ramach chaosu wszech�wiata. I �e gdy inteligencja i pot�ga istoty zbli�a si� do maksimum, jej wsp�czynnik kontroli (to znaczy iloczyn inteligencji i pot�gi, wyra�any symbolem ing) osi�ga minimum, a to ze wzgl�du na niesamowity, geometry- czny przyrost liczby obiekt�w, kt�re nale�y zrozumie� i kontrolowa�, przekraczaj�cy arytmetyczny wzrost zasi�gu. � Nigdy w ten spos�b o tym nie my�la�em. � Car- mody by� dosy� uprzejmy, cho� zaczyna� ju� mie� po uszy elokwentnych urz�dnik�w Centrum Galaktycznego. Na wszystko mieli odpowied�, rzecz za� polega�a na tym, �e nie wykonywali nale�ycie swych obowi�zk�w, a win� za swoje b��dy obarczali prawa kosmosu. � No c�, to tak�e prawda � przyzna� Referent. � Pa�ska opinia (pozwoli�em sobie odczyta� pa�skie my�li) jest zupe�nie s�uszna. Jak wszystkie �ywe organizmy po- s�ugujemy si� inteligencj� do t�umaczenia niedogodno�ci. Jednak faktem jest, �e sprawy wci�� pozostaj� odrobin� poza naszym zasi�giem. Prawd� te� jest, �e tego zasi�gu nie zwi�kszamy do maksimum, �e czasem wykonujemy sw� prac� mechanicznie, niedbale, a nawet b��dnie. Gin� wa�ne dane, maszyny ulegaj� awariom, zapomina si� o ca�ych systemach planetarnych. To wszystko dowodzi tylko, �e ulegamy emocjom tak, jak wszelkie istoty cho� w minimal- nym stopniu zdolne do samookre�lenia. Ale jaki mamy wyb�r? Kto� musi kierowa� Galaktyk�, inaczej wszystko by si� rozlecia�o. Galaktyki s� odbiciem swych mieszka�- c�w; dop�ki wszystko i wszyscy nie b�d� zdolni do samodzielnego kierowania sob�, konieczna jest jaka� kon- trola zewn�trzna. A kto by si� tym zaj��, gdyby nie my? � Czy nie mo�na do tego zbudowa� maszyn? � spyta� Carmody. � Maszyny! � mrukn�� pogardliwie Referent. � Ma- my ich ca�� mas�, niekt�re nawet bardzo z�o�one. Ale nawet najlepsze z nich przypominaj� zwariowanych nauko- wc�w. Nie�le sobie radz� z prostymi, nieciekawymi prob- lemami, takimi, jak budowanie gwiazd czy niszczenie planet. Ale da� im co� trudniejszego, cho�by pocieszenie wdowy, to po prostu rozlatuj� si� w kawa�ki. Da pan wiar�: najwi�kszy komputer naszej sekcji potrafi ukrajobrazowi� ca�� planet�, a nie umie usma�y� jajka ani zanuci� czego� przyjemnego, a o etyce wie mniej ni� nowo narodzone wilcze szczeni�?! I chcia�by pan, �eby co� takiego kierowa�o pa�skim �yciem? � Pewnie, �e nie � przyzna� Carmody. � Ale czy kto� nie m�g�by zbudowa� maszyny zdolnej do pracy tw�rczej i samooceny? � Kto� zbudowa� � oznajmi� Referent. � Zosta�a skonstruowana w ten spos�b, �e uczy si� z do�wiadczenia, a to oznacza, �e musi pope�ni� b��dy, by doj�� do prawd. Pojawia si� w najr�niejszych kszta�tach i rozmiarach, cho� na og� jest przeno�na. Jej usterki widoczne s� od razu, lecz wydaj� si� naturaln� przeciwwag� jej mo�liwo�ci. Wielu pr�bowa�o, lecz nikomu nie uda�o si� udoskonali� projektu wyj�ciowego. To sprytne urz�dzenie nazywa si� ��yciem inteligentnym". Referent u�miechn�� si� u�miechem zadowolonego z sie- bie tw�rcy aforyzm�w. Carmody poczu� nag�� ochot�, �eby przy�o�y� mu w ten jego perkaty nos, powstrzyma� si� jednak. � Je�li sko�czy� pan sw�j wyk�ad � powiedzia� � to chcia�bym dosta� swoj� Nagrod�. � Jak pan sobie �yczy � zgodzi� si� Referent. � Naturalnie, o ile jest pan pewien, �e chce j� przyj��. � A jest jaki� pow�d, dla kt�rego nie powinienem chcie�? � Nic konkretnego � wyja�ni� Referent. � Po prostu: wprowadzenie nowego obiektu w czyj� ustalony system �yciowy mo�e wywo�a� zaburzenia. � Zaryzykuj� � o�wiadczy� Carmody. � Poprosz� o Nagrod�. � Bardzo dobrze. � Referent wyj�� z tylnej kieszonki wielk� tekturow� teczk� i wyci�gn�� o��wek. � Najpierw formalno�ci. Nazywa si� pan Car-Mo-Dee, z planety 73C systemu BB454C252, Lewy Kwadrant, odno�niki Lokal- nego Systemu Galaktycznego LK przez CD, i zosta� pan wybrany losowo spo�r�d mniej wi�cej dw�ch miliard�w graj�cych. Zgadza si�? � Je�li pan tak twierdzi... � mrukn�� Carmody. � Sp�jrzmy dalej... � Referent przebiega� wzrokiem formularz. � Mog� chyba pomin�� punkt o przyj�ciu Nagrody na w�asne ryzyko i odpowiedzialno��, prawda? � Jasne, niech pan pominie � zgodzi� si� Carmody. � Mam tu jeszcze paragraf dotycz�cy Wska�nika Zjadalno�ci, punkt o Obop�lnym Porozumieniu w Sprawie Niedopatrze� pomi�dzy panem a Biurem Loteryjnym Centrum Galaktycznego, artyku� na temat Nieodpowie- dzialno�ci Etycznej, no i, oczywi�cie, Warunki Wypowie- dzenia Umowy. Wszystko to do�� typowe i mam nadziej�, �e nie zg�asza pan sprzeciwu? � Pewnie, czemu mia�bym zg�asza� � potwierdzi� niedbale Carmody. Mia� wielk� ochot� zobaczy�, jak te� wygl�da Nagroda z Centrum Galaktycznego, i chcia�by, �eby Referent przesta� w ko�cu marudzi�. � Doskonale � powiedzia� Referent. � Prosz� teraz potwierdzi� zgod� na te warunki o, tutaj, na tej my�loczu�ej c/�ci u do�u, i to ju� b�dzie wszystko. Nie bardzo wiedz�c, co robi�, Carmody pomy�la�: �Tak, przyjmuj� Nagrod� oraz zgadzam si� na zwi�zane 7 tym warunki". Dolna cz�� strony por�owia�a. � Dzi�kuj� � powiedzia� Referent. � Ten kontrakt sam jest �wiadkiem umowy. Moje gratulacje, panie Car- mody. A oto pa�ska Nagroda. I wr�czy� mu jaskrawo opakowan� paczk�. Carmody wymrucza� podzi�kowanie i gor�czkowo zacz�� j� rozwija�. jslie zaszed� z tym zbyt daleko � kto� mu przerwa�, niespodziewanie i gwa�townie. Do pokoju wpad� niski, bezw�osy m�czyzna. � Ha! � rykn��. � Na Klootensa, z�apa�em ci� na gor�cym uczynku! Naprawd� s�dzi�e�, �e uda ci si� z tym prysn��? Pr�bowa� pochwyci� Nagrod�, kt�r� Carmody trzyma� w wyci�gni�tej r�ce. � Co pan wyprawia? � zapyta�. � Wyprawiam? Przyby�em tu, �eby za��da� prawnie mi nale�nej Nagrody, bo co? Jestem Carmody! � Nie, nie jest pan � powiedzia� Carmody. � Ja jestem Carmody. Niski cz�owieczek uspokoi� si� i spojrza� na niego z zaciekawieniem. � Pan twierdzi, �e jest pan Carmodym? � Nie twierdz�, �e jestem, bo j e s t e m Carmody. � Carmody, z planety 73C? � Nie wiem, co to znaczy � przyzna� Carmody. � My nazywamy to miejsce Ziemi�. Niski Carmody przygl�da� mu si�, a wyraz w�ciek�o�ci na jego twarzy z wolna ust�powa� miejsca niedowie- rzaniu. � Ziemi�? � powt�rzy�. � Nie s�dz�, �ebym o niej s�ysza�. Czy ona jest cz�onkiem Ligi Chlzeryjskiej? � O ile wiem, nie. � A mo�e Zjednoczenia Niezale�nych Operator�w Planetarnych? Albo Scagoty�skiego Zrzeszenia Gwiezd- nego? Albo Zwi�zku Mieszka�c�w Planet Galaktyki? Nie? Czy pa�ska planeta jest cz�onkiem jakiejkolwiek organizacji pozasystemowej? � Nie wydaje mi si� � odpar� Carmody. � Tak przypuszcza�em � stwierdzi� niski Carmody i spojrza� na Referenta. � Przyjrzyj mu si�, ty idioto! Przyjrzyj si� tej kreaturze, kt�rej wr�czy�e� moj� Nagrod�! Popatrz na te t�pe �wi�skie oczka, na t� szcz�k� brutala, na zrogowacia�e paznokcie! � Chwileczk� � przerwa� Carmody. � Nie ma powo- d�w, �eby mnie pan obra�a�. � Widz�, widz� � burkn�� Referent. � Nie przy- gl�da�em mu si�. To znaczy, trudno si� spodziewa�... � Do diab�a! � w�cieka� si� obcy Carmody. � Ka�dy od razu by zauwa�y�, �e ten stw�r nie jest Form� �ycia Klasy 32. Prawd� m�wi�c, nie jest nawet zbli�ony do Klasy 32, nie otrzyma� nawet Statusu Galaktycznego! Ty t�py imbecylu, wr�czy�e� moj� Nagrod� temu zeru, temu typowi spoza nawiasu! ROZDZIA� IV � Ziemia, Ziemia... � zastanawia� si� obcy Carmo- dy. � Chyba co� sobie przypominam. Niedawno wysz�a taka praca o �wiatach izolowanych i osobliwo�ciach ich rozwoju. Wspomniano tam o Ziemi jako o planecie zamiesz- kanej przez istoty obsesyjnie nadprodukcyjne. Wyr�niaj�c� je cech� modaln� jest manipulacja obiektami. Ich celem jest �ycie na w�asny rachunek, oparte na sta�ej akumulacji wyrob�w zu�ytych. Kr�tko m�wi�c, Ziemia to zakazane miejsce. O ile pami�tam, w�a�nie si� j� wykre�la z Nadrz�dne- go Planu Galaktycznego, a to ze wzgl�du na trwa�� kosmicz- n� nieprzystosowalno��. W p�niejszym terminie planeta zostanie oczyszczona i przekszta�cona w rezerwat dafodyli. Tragiczna pomy�ka sta�a si� bole�nie oczywista dla wszystkich zainteresowanych. Wezwanego Pos�a�ca oskar- �ano o afunkcjonalizm, polegaj�cy na niezauwa�aniu oczy- wisto�ci. Urz�dnik twardo podtrzymywa� tez� o swej niewinno�ci, powo�uj�c si� na liczne wzgl�dy, dla kt�rych jednak w danej chwili nikt nie mia� wzgl�d�w. Wezwano na konsultacj� tak�e Komputer Loteryjny, jako �e zgodnie z wymow� zaistnia�ych fakt�w pope�ni� on istotn� pomy�k�. Zamiast usprawiedliwia� si� lub prze- prasza�, Komputer uzna� swoj� pomy�k� i najwyra�niej by� z niej dumny. � Zosta�em skonstruowany z niezwykle w�skim mar- ginesem b��du � o�wiadczy�. � Zaprojektowano mnie do wykonywania z�o�onych i precyzyjnych dzia�a�, pozwalaj�c mi pope�ni� najwy�ej jedn� pomy�k� na pi�� miliard�w operacji. �� I co? � nie zrozumia� Referent. �� Wniosek jest oczywisty � stwierdzi� Komputer � Zaprogramowano mnie do pope�nienia b��du i dzia�a�em tak, jak zosta�em zaprogramowany. Nie wolno wam zapo- mina�, �e dla maszyny b��d jest problemem natury etycznej, w istocie jedynym takim problemem. Maszyna doskona�a nie mo�e istnie�, a ka�da pr�ba jej zbudowania by�aby blu�nierstwem. Ka�de �ycie, nawet ograniczone �ycie me- chanizmu ma wbudowan� mo�liwo�� pomy�ki. To jeden z niewielu sposob�w odr�niania go od martwej, deter- ministycznej materii. Maszyny z�o�one, takie jak ja, zajmuj� pewn� nieokre�lon� stref� pomi�dzy �ywym a nie�ywym. Gdyby�my nie mia�y b��dzi�, by�yby�my inapropos, oburzaj�ce i amoralne. B��d, prosz� to rozwa�y�, panowie, jest naszym ho�dem dla tego, co od nas doskonalsze, cho� te� nie pozwalaj�ce sobie na obiektywn� doskona�o��. Zatem je�li nawet omy�ki nie by�yby bosko zaprogramowa- ne, pope�nia�yby�my je spontanicznie, by okaza� t� odrobin� wolnej woli, kt�r� dzielimy ze wszystkimi istotami �ywymi. Obecni z szacunkiem pochylili g�owy. Komputer Lote- ryjny m�wi� bowiem o rzeczach �wi�tych. Obcy Carmody otar� �z� z oka. � Nie mog� nie zgodzi� si� z t� opini�, cho� jej nie podzielam � o�wiadczy�. � Brak racji jest podstawowym prawem kosmosu. Maszyna post�pi�a etycznie. � Dzi�kuj� � rzek� Komputer z prostot�. � Stara- �em si�. � Za to reszta z was � stwierdzi� obcy Carmody � post�pi�a po prostu g�upio. � Jest to naszym niezaprzeczalnym przywilejem � przypomnia� mu Pos�aniec. � G�upota przejawiaj�ca si� w nieprawid�owym wykonywaniu obowi�zk�w to nasza w�asna forma religijnego b��du. Skromna wprawdzie, lecz mimo to nie nale�y jej lekcewa�y�. � Prosz� uprzejmie oszcz�dzi� mi tej fa�szywej religij- no�ci � rzek� twardo Karmod. � S�ysza�e�, co tu powie- dziano � doda� zwracaj�c si� do Carmody'ego. � By� mo�e twoja m�tna, podludzka �wiadomo�� zdo�a�a przy- swoi� niekt�re z podstawowych idei? � Zrozumia�em � odpar� kr�tko Carmody. � Wiesz zatem, �e otrzyma�e� Nagrod�, kt�ra mnie winna by� wr�czona. Tym samym nale�y do mnie. Musz� ci� prosi�, i prosz� ci�, by� mi j� odda�. Carmody mia� w�a�nie to uczyni�. Zaczyna� ju� mie� dosy� tej przygody, nie czu� tak�e nieprzepartego pragnienia, by zatrzyma� Nagrod�. Chcia� wr�ci� do domu, usi��� i przemy�le� wszystko, co mu si� zdarzy�o, chcia� zdrzemn�� si� z godzink�, wypi� par� fili�anek kawy i zapali� papierosa. Oczywi�cie, mi�o by by�o zachowa� Nagrod�; uzna� jednak, �e ma przez ni� wi�cej k�opot�w, ni� jest warta. W�a�nie zamierza� j� odda�, gdy jaki� zduszony g�os szepn�� mu: � Nie r�b tego! Carmody rozejrza� si� nerwowo i zrozumia�, �e g�os dobieg� do niego z jaskrawo opakowanego pude�ka. Sama Nagroda do niego przem�wi�a. � No dalej � przynagli� go Karmod. � Nie zwlekaj- my. Mam jeszcze par� pilnych spraw do za�atwienia. � Niech idzie do diab�a � powiedzia�a Nagroda do Carmody'ego. � Jestem twoj� Nagrod� i nie widz� powo- d�w, �eby� mia� ze mnie zrezygnowa�. To rzuca�o nieco inne �wiat�o na ca�� spraw�. Mimo wszystko Carmody odda�by Nagrod�, nie chcia� bowiem k�opot�w w obcym otoczeniu. W�a�nie wyci�ga� r�k�, gdy Karmod zn�w si� odezwa�. � Dawaj j� natychmiast, ty bezm�zgi t�paku! Szybko i z przepraszaj�cym u�miechem na swojej szcz�tkowej g�bie, bo b�d� musia� zastosowa� niezwykle trwa�e w skut- kach �rodki przymusu! Carmody zacisn�� z�by i cofn�� r�k�. Ju� do�� d�ugo rozstawiali go po k�tach i poczucie w�asnej godno�ci nie pozwala�o mu poddawa� si� temu ani chwili d�u�ej. � Id� do diab�a! � powiedzia�, nie�wiadomie na- �laduj�c s�ownictwo Nagrody. Karmod od razu zrozumia�, �e zachowa� si� niew�a�- ciwie. Pozwoli� sobie na luksus gniewu i szyderstwa � kosztowne emocje, kt�rym folgowa� zwykle jedynie w za- ciszu swej d�wi�koszczelnej jaskini. Zaspokajaj�c swe pop�dy utraci� szans� zaspokojenia pragnie�. Teraz pr�bo- wa� naprawi� to, co zepsu�. � Zechce mi pan wybaczy� wojowniczy ton mej poprze- dniej wypowiedzi � powiedzia� przepraszaj�co. � Moja rasa ma sk�onno�� do wyra�ania swych uczu� w spos�b przybiera- j�cy niekiedy formy destrukcyjne. To nie pa�ska wina, �e jest pan ni�sz� form� �ycia. Nie chcia�em pana obrazi�. � Doprawdy nie ma o czym m�wi� � rzek� �askawie Carmody. � Wi�c odda mi pan Nagrod�? � Nie, nie oddam. � Ale� drogi panie, ona jest moja. Wygra�em j�, jesi wi�c jedynie s�uszne... � Nagroda nie jest pa�ska � przerwa� mu Car- mody. � Moje nazwisko zosta�o wylosowane przez prawnie ustanowionego pe�nomocnika, �ci�lej m�wi�c, przez Kom- puter Loteryjny. Zawiadomi� mnie upowa�niony Pos�aniec, za� Nagrod� wr�czy� mi w�a�ciwy Referent. Tak wi�c czynniki oficjalne, a tak�e sama Nagroda, uznaj� mnie za w�a�ciwego odbiorc�. � Ale� im da�, ch�opie � stwierdzi�a Nagroda. � Ale� drogi panie! Sam pan s�ysza�, �e Komputei Loteryjny przyzna� si� do b��du. Zatem, na podstawie pa�skiego w�asnego rozumowania... � To stwierdzenie wymaga u�ci�lenia � przerwa� Carmody. � Komputer nie przyzna� si� do b��du jako aktu niedba�o�ci czy przeoczenia. On uzna� sw�j b��d za pope�niony �wiadomie i z nale�yt� czci�. B��d �w. jak stwierdzi�, by� zamierzony, dok�adnie zaplanowany i perfekcyjnie zrealizowany. Jego motywy by�y natury religijnej i wszyscy zainteresowani winni je uszanowa�. � Ten facet spiera si� jak borkista � rzek� Karmod. n nie zwracaj�c si� do nikogo konkretnego. � Gdyby kto� nie wiedzia�, m�g�by pomy�le�, �e dzia�a tu inteligencja, a nie sm�tne �lepe na�ladownictwo. Pod��� jednak za piskliwym tenorem jego argument�w i roznios� je w proch pot�nym basem niewzruszonej logiki. Tu Karmod zwr�ci� si� do Carmody'ego. � Prosz� si� zastanowi�: maszyna omyli�a si� celowo, na czym opar� pan swoje wywody. B��d jednak dope�ni� si� z chwil�, gdy odebra� pan Nagrod�. Zatrzymanie jej by�oby zatem defektem tego dope�nienia. Nadmierna pobo�no�� jest wyst�pkiem. � Ha! � zakrzykn�� porwany dyskusj� Carmody. � Dla wzmocnienia swych argument�w chce pan uzna� chwi- low� zaledwie realizacj� b��du za jego ca�kowite dope�nienie. W oczywisty spos�b nie mo�e to by� s�uszne. B��d istnieje na mocy swych konsekwencji i tylko one nadaj� mu wyd�wi�k i znaczenie. Nie utrwalonego b��du w og�le nie mo�na uzna� za b��d. B��d odarty ze skutk�w nie jest niczym innym jak aktem ma�ej wiary. Powiadam: lepiej w og�le si� nie myli�, ni� pope�nia� akt nabo�nej hipokryzji! I dodam jeszcze: oddanie Nagrody nie by�oby dla mnie wielk� strat�, jako �e nie mam najmniejszego poj�cia o jej przymiotach; strata owa by�aby jednak w istocie swej ogromna dla tej �wi�tobliwej maszyny, tego sumiennego komputera, kt�ry przez d�ugie pi�� miliard�w poprawnych operacji czeka� na szans� zama- nifestowania swej, od Boga pochodz�cej, niedoskona�o�ci. � S�uchajcie, s�uchajcie! � dar�a si� Nagroda. � Bra- wo! Hurra! Dobrze powiedziane! Absolutnie s�uszne i nie do podwa�enia! Carmody skrzy�owa� ramiona i spojrza� na zbitego z tropu Karmoda. By� z siebie raczej dumny. Nie�atwa jest sytuacja cz�owieka, kt�ry bez przygotowania zjawia si� w jakim� Centrum Galaktycznym. Wy�sze formy �ycia, kt�re tam spotyka, niekoniecznie s� bardziej ni� on in- teligentne � w schemacie rzeczy inteligencja liczy si� tak samo, jak d�ugie szpony czy mocne kopyta. Obcy dysponuj� jednak r�nymi, nie tylko s�ownymi �rodkami. Dla przy- k�adu: pewne rasy potrafi� dos�ownie odgada� cz�owiekowi, 28 a potem zat�umaczy� obecno�� oderwanej ko�czyny. W obli- czu takich dzia�a� ludzie z Ziemi silnie odczuwaj� swoj� ni�szo��, nieudolno��, nieadekwatno�� i anormalno��. A �e uczucia te s� zwykle usprawiedliwione, szkody dla ich umys�owo�ci s� doprawdy powa�ne. Nast�puje zwykle ca�kowite wy��czenie i zanik wszystkich funkcji z wyj�tkiem najbardziej automatycznych. Tego typu zak��cenia daj� si� wyleczy� jedynie poprzez zmian� natury wszech�wiata, co � oczywi�cie �jest rozwi�zaniem ma�o praktycznym. Tak wi�c moc� swego uduchowionego kontrataku Carmody powstrzy- ma� i odepchn�� od siebie powa�ne duchowe zagro�enie. � Dobrze gadasz � przyzna� niech�tnie Karmod. � Ale ja i tak dostan� swoj� Nagrod�. � Nie dostaniesz � zaprzeczy� Carmody. Oczy Karmoda b�ysn�y z�owieszczo. Referent i Po- s�aniec pospiesznie zeszli mu z drogi. � S�uszny b��d nie podlega karze � pisn�� Komputer Loteryjny i wymkn�� si� z pokoju. Carmody nie ruszy� si� z miejsca, jako �e nie mia� gdzie ucieka�. � Uwa�aj na mielizny! � szepn�a Nagroda i zmala�a, zmieniaj�c si� w sze�cian o kraw�dzi d�ugo�ci cala. Z uszu Karmoda dobieg�o ciche buczenie, a wok� jego g�owy zaja�nia� fioletowy nimb. Uni�s� ramiona i z palc�w sp�yn�y mu krople roztopionego o�owiu. Gro�nie post�pi� naprz�d i Carmody mimo woli zamkn�� oczy. Nic si� nie sta�o. Carmody otworzy� oczy. W tym kr�tkim czasie Karmod najwyra�niej zastanowi� si�, rozbroi� i w�a�nie odwraca� si� z mi�ym u�miechem. � Po powa�nym przemy�leniu ca�ej sprawy � powie- dzia� chytrze � postanowi�em poniecha� dochodzenia swych praw. Skromna zdolno�� przewidywania mo�e mie� spory zasi�g, zw�aszcza w Galaktyce tak zdezorganizowanej jak ta. Mo�e si� jeszcze spotkamy, Carmody, mo�e nie. Nie wiem, co b�dzie dla ciebie lepsze. �egnaj i przyjemnej podr�y. Po tym z�owieszczym zaakcentowaniu ostatnich s��w oddali� si� w spos�b, kt�ry Carmody uzna� za niezwyk�y, lecz efektowny. Gdzie jest Ziemia? ROZDZIA� V � No � powiedzia�a Nagroda. � To by by�o na tyle. Mam nadziej�, �e nigdy wi�cej nie zobaczymy tej wstr�tnej kreatury. Carmody, ruszajmy do twojego domu. � Znakomity pomys� � zgodzi� si� Carmody. � Panie Pos�a�cu, chcia�bym ju� wraca� do siebie. � Ca�kowicie naturalna ch�� � stwierdzi� Pos�a- niec. � I dobrze umotywowana. Powiedzia�bym na- wet, �e powinien pan wraca� do domu, i to jak najpr�dzej. � Wi�c prosz� mnie tam zabra�. Pos�aniec pokr�ci� g�ow�. � To nie moja sprawa. Ja mia�em tylko sprowadzi� pana tutaj. � Wi�c czyja to sprawa? � Pa�ska, Carmody � poinformowa� Referent. Carmody'emu wyda�o si�, �e ziemia rozst�puje mu si� pod nogami. Zaczyna� rozumie�, dlaczego Karmod tak �atwo zrezygnowa�. � S�uchajcie, ch�opcy � powiedzia�. � Nie chcia�bym si� narzuca�, ale naprawd� potrzebuj� pomocy. � Ale� naturalnie � zgodzi� si� Pos�aniec. � Prosz� tylko poda� wsp�rz�dne, a sam pana odwioz�. � Wsp�rz�dne? Nic o nich nie wiem. Chodzi o planet�, kt�r� nazywamy Ziemi�. � Je�li o mnie chodzi, to r�wnie dobrze mo�ecie j� 3 � Wvmiar cud�w 3 3 nazywa� Zielonym Serem � stwierdzi� Pos�aniec. � Musz� zna� wsp�rz�dne, je�eli mam w czym� pom�c. � Ale przecie� pan tam by�! � zawo�a� Carmody. � Przyby� pan na Ziemi� i sprowadzi� mnie tutaj! � Istotnie mog�o si� tak panu wydawa� � t�umaczy� cierpliwie Pos�aniec. � Ale naprawd� by�o ca�kiem inaczej. Po prostu uda�em si� w miejsce o wsp�rz�dnych, kt�re poda� mi Referent, on za� dosta� je od Komputera Loteryj- nego. Pan tam by� i ja pana sprowadzi�em. � I nie mo�e mnie pan odstawi� w te same wsp�- rz�dne? � Mog�, z najwi�ksz� �atwo�ci�. Ale niczego by pan tam nie znalaz�. Wie pan, Galaktyka nie jest statyczna. Wszystko si� porusza, ka�da rzecz z w�a�ciw� sobie pr�d- ko�ci� i we w�a�ciwy sobie spos�b. � A czy na podstawie poprzednich wsp�rz�dnych nie m�g�by pan wyliczy�, gdzie Ziemia jest teraz? � spyta� Carmody. � Nie potrafi�bym nawet zsumowa� kolumny liczb � z dum� poinformowa� go Pos�aniec. � Moje uzdolnienia kieruj� si� ku innym dziedzinom. � A mo�e pan potrafi? � Carmody zwr�ci� si� do Referenta. � Albo Komputer Loteryjny? � Ja te� nie umiem za dobrze dodawa� � przyzna� si� Referent. Komputer wsun�� si� z powrotem do pokoju. � Ja znakomicie dodaj� � o�wiadczy�. � Moje funk- cje jednak ograniczone s� do wybierania i lokalizacji, w granicach dopuszczalnego b��du, zwyci�zc�w Loterii. Umiejscowi�em pana (jest pan tutaj), a tym samym inte- resuj�cy problem ustalenia aktualnych wsp�rz�dnych pa�- skiej planety jest dla mnie zakazany. � Mo�e m�g�by� to dla mnie zrobi� jako drobn� przys�ug�? � Nie mam �adnych rezerw na drobne przys�ugi � wyja�ni� Komputer. � Tak samo nie mog� znale�� pa�skiej planety, jak nie mog� usma�y� jajka czy trysekcjonowa� Novej. 34 � Czy ktokolwiek mo�e mi pom�c? � zapyta� Carmody. � Prosz� nie rozpacza� � pocieszy� go Referent. � Biuro Obs�ugi Podr�nych za�atwi t� spraw� b�yskawicznie. Sam pana do nich zaprowadz�. Wystarczy, �e im pan poda Wsp�rz�dne Domowe. � Ale ja ich nie znam! � zawo�a� Carmody. Na chwil� zapanowa�a konsternacja. Potem zabra� g�os Pos�aniec. � Je�eli pan sam nie zna w�asnego adresu, to jak m�g�by go zna� kto� inny? By� mo�e Galaktyka nie jest niesko�czona, ale na pewno jest ca�kiem spora. Istota, kt�ra nie zna w�asnej Lokacji, nie powinna wychodzi� z domu. � Wtedy o tym nie wiedzia�em � usprawiedliwi� si� Carmody. � M�g� pan zapyta�. � Nie pomy�la�em... S�uchajcie, musicie mi pom�c. Ustalenie, gdzie jest moja planeta, nie mo�e by� takie trudne. � Jest wr�cz niezwykle trudne � u�wiadomi� go Referent. � �Gdzie" to tylko jedna z trzech niezb�dnych wsp�rz�dnych. � A jakie s� pozosta�e dwie? � Trzeba si� dowiedzie� �Kiedy" i �Kt�ra". Nazywa- my je �GKK Lokacji". � Je�li o mnie chodzi, to mo�ecie je nazywa� Zielonym Serem � wybuchn�� Carmody. � A jak inne formy �ycia odnajduj� drog� powrotn�? � Wykorzystuj� wrodzony instynkt, kieruj�cy je do domu! � poinformowa� go Pos�aniec. � A przy okazji: jest pan pewien, �e nie ma pan takiego instynktu? � Jak on m�g�by mie� instynkt kierunkowy? � obu- rzy�a si� Nagroda. � Przecie� ten facet nigdy nie opuszcza� rodzinnej planety! W jaki spos�b mia�by go w sobie rozwin��? � Fakt. � Znu�ony Referent potar� d�oni� poli- czek. � Tak si� ko�cz� kontakty z ni�szymi formami �ycia. Niech diabli wezm� Komputer i jego pobo�ne pomy�ki! 35 � Jedna na pi�� miliard�w � wtr�ci� Komputer. � Chyba nie ��dam zbyt wiele? � Nikt ci� nie oskar�a � mrukn�� Referent. � Prawd� m�wi�c, nikt nikogo nie oskar�a. Tyle, �e dalej nie wiemy, co z nim zrobi�. � To wielka odpowiedzialno�� � stwierdzi� Pos�aniec. � Na pewno � zgodzi� si� Referent. � A co powiesz na to: zabijmy go i zapomnijmy o ca�ej sprawie? � Chwileczk�! � zawo�a� Carmody. � Je�li chodzi o mnie, to zgoda � rzek� Pos�aniec. � Je�li wy si� zgadzacie, ch�opcy � powiedzia� Kom- puter � to ja te� si� zgadzam. � Na mnie nie liczcie � stwierdzi�a Nagroda. � Trud- no mi wyt�umaczy�, o co chodzi, ale co� mi w tym pomy�le nie pasuje. Wzburzony Carmody wyg�osi� kilka zda�, informuj�c, �e nie chce umiera� i nie powinno si� go zabija�. Zaapelowa� do ich uczu� wy�szych i wyczucia regu� uczciwej gry. Jego opinie uznane zosta�y za stronnicze i skre�lone z zapisu. � Czekajcie, mam! � krzykn�� nagle Pos�aniec. � Co powiecie na tak� mo�liwo��: nie zabijamy go, ale z pe�nym zaanga�owaniem i w pe�ni wykorzystuj�c nasze mo�liwo�ci pomagamy mu wr�ci� do domu, �ywemu i w dobrym zdrowiu, zar�wno psychicznym jak i fizycznym? � To jest my�l! � przyzna� Referent. � W ten spos�b � m�wi� dalej Pos�aniec � wykona- my wzorcow� akcj�, godn� najwy�szego uznania, a tym wi�cej wart� utrwalenia, �e ca�kowicie daremn�. Najpraw- dopodobniej bowiem zginie i tak w czasie podr�y. � Lepiej bierzmy si� do roboty � przynagli� Refe- rent. � Je�eli nie chcemy, �eby zgin��, kiedy my tu rozmawiamy. � O co tu chodzi? � zapyta� Carmody. � P�niej wszystko wyja�ni� � szepn�a mu Na- groda. � Zak�adaj�c, �e b�dzie jakie� p�niej. A je�li znajdzie- my do�� czasu, to opowiem ci te� fascynuj�c� histori� o sobie. � Prosz� si� przygotowa�, Carmody! � zawo�a� Pos�a- niec. 36 � Jestem got�w � odpar� Carmody. � Mam nadziej�. � Got�w, czy nie, leci pan! I rzeczywi�cie ROZDZIA� VI Zapewne po raz pierwszy w historii ludzko�ci cz�owiek rzeczywi�cie i dos�ownie zmieni� miejsce pobytu. Z punktu widzenia Carmody'ego on sam wcale si� nie ruszy�. To wszystko inne si� poruszy�o. Pos�aniec i Referent wtopili si� w t�o, Centrum Galaktyczne sta�o si� p�askie i nabra�o wyra�nego podobie�stwa do marnego fresku. Nast�pnie w lewym g�rnym rogu tego fresku pojawi�o si� p�kni�cie, rozszerzy�o si� i wyd�u�y�o, dobiegaj�c do prawego dolnego rogu, a jego brzegi zwin�y si�, ods�aniaj�c ca�kowit� czer�. Fresk, czyli Centrum Galaktyczne, zrolo- wa� si� niby roleta, nie pozostawiaj�c po sobie najmniej- szego �ladu. � Nie przejmuj si� � szepn�a Nagroda. � Robi� to przy pomocy luster. To wyja�nienie bardziej zaniepokoi�o Carmody'ego ni� samo zjawisko. Trzyma� si� jednak mocno w gar�ci, a jeszcze mocniej trzyma� Nagrod�. Czer� sta�a si� g��boka i zupe�na, bezd�wi�czna i bez�wietlna � paradygmat dalekiego kosmosu. Carmody wytrzyma� to tak d�ugo, jak d�ugo trwa�o, co by�o nie do poj�cia. P�niej, nagle, scena si� zmieni�a. Sta� na ziemi i od- dycha� powietrzem. Dostrzega� nagie ska�y barwy zbiela�ych ko�ci, a dalej rzek� zastyg�ej lawy. W twarz dmucha� mu delikatny, ospa�y wietrzyk, a w g�rze �wieci�y trzy ma�e czerwone s�o�ca. Miejsce to wyda�o si� Carmody'emu bardziej obce ni� Centrum Galaktyczne, a jednak by�o wytchnieniem. Takie krajobrazy widywa� ju� w snach, natomiast Centrum pochodzi�o z koszmaru. Drgn�� nagle, u�wiadomiwszy sobie, �e nie ma w r�ku Nagrody. Jak m�g� j� zgubi�? Zacz�� gor�czkowe po- 37 szukiwania i po kr�tkiej chwili znalaz� owini�tego wok� swej szyi ma�ego zielonego w�a. � To ja � powiedzia� w��. � Twoja Nagroda. Przybra- �am po prostu inn� posta�. Rozumiesz, forma jest funkcj� �rodowiska jako ca�o�ci, a my, Nagrody, jeste�my niezwykle wyczulone na jego wp�ywy. Nie pozw�l, by ci� to przera�a�o. Jestem z tob�, ch�opcze, i razem wyrwiemy Meksyk z dra- pie�nych cudzoziemskich �ap tego lalusia Maksymiliana. � Co? � Prosz� o wybaczenie � przeprosi�a Nagroda. � Widzi pan, Doktorze, mimo wysokiej inteligencji my, Nagrody, nie posiadamy w�asnego j�zyka. Nie odczuwamy zreszt� takiej potrzeby, jako �e zawsze jeste�my wr�czane przedstawicielom r�nych ras. Rozwi�zanie problemu mo- wy jest ca�kiem proste, cho� bywa, �e budzi niepok�j. Po prostu pod��czy�am si� do twojej puli skojarze� i stamt�d czerpi� s�owa, kt�re wyja�niaj� sens wypowiedzi. Czy te s�owa wyja�ni�y sens mojej wypowiedzi? � Nic nie jest zupe�nie jasne � odpar� Carmody. � Ale chyba rozumiem. � Zuch � pochwali�a go Nagroda. � Poj�cia mog� si� czasem miesza�, ale w ko�cu na pewno je odcyfrujesz. Wszak pochodz� od ciebie. Znam do�� zabawn� historyjk� na ten temat, ale boj� si�, �e b�dzie musia�a poczeka�. Co� tu si� zdarzy, i to szybko. � Co? Co to b�dzie? � Carmody, m o n v i e u x, nie ma czasu na t�umacze- nie ci wszystkiego. By� mo�e nie wystarczy go nawet na to, co absolutnie musisz wiedzie�, by tw�j �ywy organizm nadal funkcjonowa�. Ot� Referent i Pos�aniec uprzejmie zechcieli ci� wys�a�... � Te mordercze sukinsyny! � przerwa� Carmody. � Nie wolno tak lekkomy�lnie oskar�a� kogo� o mor- derstwo � zgani�a go Nagroda. � Dowodzi to braku rozwagi. Pami�tam traktuj�cy o tym dytyramb, niezwykle udany, kt�ry zadeklamuj� nieco p�niej. O czym m�wi�am? Aha, Referent i Pos�aniec. Niema�ym nak�adem si� i �rod- k�w ci dwaj godni najwy�szego szacunku d�entelmeni 38 przes�ali ci� do jedynego miejsca w Galaktyce, gdzie uda ci si�, by� mo�e, uzyska� pomoc. Sam wiesz, �e wcale nie musieli tego robi�. Mogli zabi� ci� od razu, za twoje przysz�e przest�pstwa. Mogli ci� wyekspediowa� w ostatni znany punkt, gdzie by�a twoja planeta i gdzie, bez naj- mniejszych w�tpliwo�ci, ju� jej nie ma. Mogli te� eks- trapolowa� jej najbardziej prawdopodobne po�o�enie ak- tualne i tam ci� przetransportowa�. A �e s� z nich marni ekstrapolatorzy, mo�na przypuszcza�, �e rezultaty tego by�yby zaiste fatalne. Sam wi�c widzisz... � Gdzie jestem? � przerwa� jej Carmody. � I niby co ma si� tu zdarzy�? � W�a�nie chcia�am do tego przej�� � odpar�a Na- groda. � Ta planeta nazywa si� Lursis, co chyba wida� od razu. Ma tylko jednego mieszka�ca, autochtonicznego Melichrone'a, kt�ry przebywa tu dawniej, ni� ktokolwiek pami�ta, a b�dzie d�u�ej, ni� ktokolwiek m�g�by przewi- dzie�. Melichrone jest sui generis zasadniczy i zawzi�ty. Jako autochton jest niezr�wnany, jako rasa wszechobecny, jako osobnik