9684
Szczegóły |
Tytuł |
9684 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9684 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9684 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9684 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT SHECKLEY
WYMIAR CUD�W
Mojej siostrze Joan
Istotnie zarzuci�em sie� w ich morze
i chcia�em na�apa� ryb, ale za ka�dym
razem wyci�ga�em g�ow� jakiego�
staro�ytnego boga.
Nietzsche
�
Odlot z Ziemi
Z funduszu czytelnikfo
ROZDZIA� I
By� to typowy, nie przynosz�cy satysfakcji dzie�. Car-
mody przyszed� do biura, niezobowi�zuj�co poflirtowa�
z pann� Gibbon, z szacunkiem posprzecza� si� z panem
Wainbockiem i sp�dzi� pi�tna�cie minut z panem Black-
wellem, omawiaj�c szans� futbolowej dru�yny Gigant�w.
Pod koniec dnia pok��ci� si� z panem Seidlitzem �
nami�tnie i z ca�kowitym brakiem znajomo�ci rzeczy � na
temat post�puj�cego wyczerpywania si� bogactw natural-
nych kraju i bezlitosnej ekspansji licznych niszczycielskich
organizacji, takich jak Con Ed, Korpus In�ynieryjny Armii,
tury�ci, podpalacze i wydawcy pulpy. Wszyscy oni � utrzy-
mywa� � s� w r�nym stopniu odpowiedzialni za niszczenie
krajobrazu i zanikanie ostoi naturalnego pi�kna.
� No c�, Tom � stwierdzi� z ironi� rozj�trzony
Seidlitz. � Wiele nad tym my�la�e�, prawda?
Nie my�la�!
� Ach, panie Carmody, doprawdy uwa�am, �e nie
powinien pan tak m�wi� � o�wiadczy�a panna Gibbon,
atrakcyjna m�oda dama z nieznacznym podbr�dkiem.
Co takiego powiedzia� i dlaczego nie powinien tego
m�wi�? Carmody nie pami�ta� i dlatego nie poczu� skruchy,
cho� w pewien nieokre�lony spos�b czu� si� winny.
� Chyba naprawd� jest co� w tym, co m�wi�e�, Tom.
Przyjrz� si� temu � rzek� jego zwierzchnik, pulchny,
�agodny pan Wainbock.
Carmody zdawa� sobie spraw�, jak niewiele tre�ci by�o
w tym, co powiedzia�, a i ta odrobina nie wytrzymywa�a
bli�szego �przygl�dania si�".
� Chyba masz racj�, Carmody, powa�nie � odrzek�
wysoki, sardoniczny George Blackwell, kt�ry umia� m�wi�
bez poruszania g�rn� warg�. � Je�li przerzuc� Vossa
z wymiatacza na libero, to naprawd� co� zacznie si� dzia�.
Zastanowiwszy si� p�niej, Carjpody stwierdzi�, �e ten
fakt nie spowoduje najmniejszej zmiany.
Carmody by� cz�owiekiem cichym, zwykle melancholij-
nym, o twarzy dok�adnie odpowiadaj�cej jego elegijnym
nastrojom. Powy�ej �redniej mie�ci� si� zar�wno jego wzrost
jak i sk�onno�� do dezaprobaty wobec siebie. By� cyklo-
tymikiem � wysocy m�czy�ni o psich oczach, maj�cy
dalekich irlandzkich przodk�w, zwykle nimi bywaj�, zw�asz-
cza po trzydziestce. Nie�le gra� w bryd�a, mimo tendencji
do niedoceniania swojej karty. Uwa�a� si� za ateist�, lecz
bardziej z przyzwyczajenia ni� z przekonania. Jego awatary,
kt�re mo�na ogl�da� w Sali Mo�liwo�ci, by�y jednostajnie
bohaterskie. Pochodzi� spod znaku Panny zdominowanej
przez Saturna b�d�cego w Kwadracie S�o�ca. Ju� samo to
wystarczy�oby, by uczyni� go znakomito�ci�. Nosi� typowo
ludzkie pi�tno: by� jednocze�nie niezg��biony i �atwy do
przewidzenia � do�� zwyczajny cud.
O 17.45 wyszed� z biura i wsiad� do metra. Jecha�
popychany i potr�cany przez t�um ludzi, o kt�rych pragn��
my�le� jako o upo�ledzonych, lecz kt�rych uwa�a�, ostro
i nieodwo�alnie, za niepo��danych.
Wysiad� przy Dziewi��dziesi�tej Sz�stej Ulicy i przeszed�
chodnikiem do swego domu na West End Avenue. Dozorca
przywita� go uprzejmie, a windziarz przyja�nie skin�� g�ow�.
Otworzy� drzwi swojego mieszkania, wszed� i po�o�y� si� na
kanapie. �ona sp�dza�a wakacje na Miami, wi�c pewien
bezkarno�ci opar� nogi na stoj�cym obok marmurowym
stoliku.
W chwil� p�niej hukn�� grom, a w �rodku salonu
zaja�nia�a b�yskawica. Carmody usiad� i bez szczeg�lnych
powod�w chwyci� si� d�oni� za gard�o. Gromy dudni�y
jeszcze przez kilka sekund, po czym zagra�y tr�by. Carmody
pospiesznie zdj�� nogi z marmurowego stolika. Tr�by
ucich�y zast�pione rytmicznym piskiem kobz. Zn�w zaja�-
nia�a b�yskawica i w samym �rodku tego blasku pojawi� si�
cz�owiek.
By� �redniego wzrostu, kr�py, mia� jasne k�dzierzawe
w�osy, a ubrany by� w opo�cz� koloru z�ota i pomara�-
czowe nogawice. Wygl�da� normalnie, tyle, �e nie mia�
uszu. Post�pi� dwa kroki naprz�d, zatrzyma� si�, si�gn��
w pustk� i wyszarpn�� stamt�d zw�j pergaminu, w trakcie
tej czynno�ci fatalnie go rozdzieraj�c. Odchrz�kn�� d�wi�-
kiem �o�yska kulkowego rozpadaj�cego si� od nadmiernego
tarcia i nadmiernego obci��enia.
� Pozdrowienie! � rzek�.
Carmody nie odpowiedzia�, pora�ony chwilow� his-
teryczn� niemot�.
� Przybyli�my � o�wiadczy� obcy � jako przypad-
kowy respondent niewys�owionych pragnie�. Twoich! Czy
jacy� ludzie? Zatem nie! B�dzie tak?
Czeka� na odpowied�. Carmody za pomoc� kilku tylko
jemu znanych sztuczek sprawdzi�, �e to, co mu si� przy-
trafi�o, naprawd� mu si� przytrafi�o. Potem odpowiedzia�,
ju� na poziomie realno�ci:
� O co tu chodzi, na rany Boga?
Obcy u�miechn�� si�.
� To dla ciebie, Car-Mo-Dee! � o�wiadczy�. � Spo-
mi�dzy wyziew�w tego-co-jest wygra�e� niewielk�, lecz
znacz�c� cz�stk� tego-co-mo�e-by�. Ucieszony, prawda?
Dok�adniej: twoje imi� przewodzi�o pozosta�ym; przypad-
kowo�� zwyci�y�a i r�anopalca Nieokre�lono�� o zwil-
�onych narkotykiem wargach raduje si�, za� pradawna
Sta�o�� pokona znowu w swej Jaskini Nieuniknionego.
Czy� to nie pow�d do? A wi�c dlaczego nie?
Carmody wsta�, ca�kiem ju� spokojny. Nieznane budzi
l�k jedynie, dop�ki nie zrealizuje si� fenomen powtarzalno-
�ci (Pos�aniec wiedzia� o tym, naturalnie).
� Kim jeste�? � zapyta� Carmody.
Obcy zastanawia� si� przez chwil�. Przesta� si� u�miecha�.
� M�tnom�zgie wije � mrukn�� do siebie. � Znowu
mnie �le przestroili! Z samego wstydu m�g�bym si� ci�ko
pochorowa�. A �eby sami straszyli si� �miertelnie! Nie
szkodzi; przestrajam, adaptuj�, staj� si�...
Obcy przycisn�� palce do skroni i pozwoli� im zag��bi�
si� na jakie� pi�� centymetr�w. Porusza� nimi przez chwil�,
jak kto� graj�cy na ma�ym pianinie, i natychmiast zmieni�
si� w przysadzistego m�czyzn� �redniego wzrostu, �ysiej�-
cego, ubranego w nie dopasowany garnitur. Trzyma� p�kat�
teczk�, parasol, laseczk�, magazyn ilustrowany i gazet�.
� Czy tak jest dobrze? � zapyta�. � Tak, widz�, �e
tak � odpowiedzia� sam sobie. � Zechce mi pan wybaczy�
t� fuszerk� naszego Centrum Podobie�stwa. Niech pan
sobie wyobrazi, ledwo tydzie� temu zjawi�em si� na Sigmie
IV jako gigantyczny nietoperz trzymaj�cy Zawiadomienie
w pysku tylko po to, by stwierdzi�, �e adresatem jest
rodzina lilii wodnej. A dwa miesi�ce wcze�niej (u�ywam
oczywi�cie lokalnych termin�w r�wnowa�nych), kiedy
by�em w misji na Starym �wiecie Thagma, ci durnie
z Podobie�stwa przestroili mnie tak, �e wygl�da�em jak
cztery dziewice, gdy w�a�ciw� procedur� by�o, naturalnie...
� Nie rozumiem ani s�owa � przerwa� mu Carmo-
dy. � Czy zechcia�by pan wyja�ni�, o co w�a�ciwie chodzi?
� Oczywi�cie, oczywi�cie � zapewni� obcy. � Spraw-
dz� tylko miejscowe odniesienia... � Zamkn�� oczy i zaraz
otworzy� je na powr�t. � Dziwne, bardzo dziwne... �
mrukn��. � Wydaje si�, �e tw�j j�zyk nie zawiera pojem-
nik�w, kt�rych wymaga m�j towar. To przeno�nia, natural-
nie. Lecz kim�e jestem, by wydawa� s�dy? Brak precyzji
mo�e wywo�ywa� pozytywne doznania estetyczne; wszystko
jest kwesti� gustu.
� O co tu chodzi? � zapyta� Carmody cicho i z�o-
wieszczo.
� No wi�c, drogi panie, chodzi oczywi�cie o Loteri�
Intergalaktyczn�. A pan, oczywi�cie, wygra�. Wynika to
jasno z mojego przybycia, nieprawda�?
� Nie, nie wynika � o�wiadczy� Carmody. � I nie
wiem, o czym pan m�wi.
Na twarzy obcego pojawi�o si� zw�tpienie i zaraz
znikn�o, jakby wymazane gumk�.
� Nie wie pan! Ale� oczywi�cie! Przypuszczam, �e
przesta� pan wierzy� w wygran� i dla unikni�cia ci�g�ych
rozwa�a� usun�� pan t� wiedz� ze swego umys�u. C� za
pech, �e przyby�em akurat w okresie pa�skiej umys�owej
hibernacji! Ale nie chcia�em pana obrazi�, naprawd�. Nie
ma pan pod r�k� swojej kartoteki? No tak, obawia�em si�,
�e nie. Wyt�umacz� wi�c: pan, panie Carmody, wygra�
Nagrod� na Loterii Intergalaktycznej. Pa�skie wsp�rz�dne
zosta�y wskazane przez Selektor Stochastyczny dla Dzia�u
IV, Formy �ycia Klasy 32. Pa�ska Nagroda � ca�kiem
przyjemna Nagroda, moim zdaniem � czeka na pana
w Centrum Galaktycznym.
Carmody tymczasem przemawia� do siebie nast�puj�co:
�Albo jestem szalony, albo nie. Je�li tak, to mog� odrzuci�
z�udzenia i poszuka� pomocy psychiatry. Tyle �e znajd� si�
wtedy w bezsensownej sytuacji, gdy� w imi� m�tnie pojmo-
wanego racjonalizmu b�d� si� stara� zaprzeczy� temu,
o czym moje zmys�y m�wi�, �e jest realne. Mo�e to
wzbudzi� konflikty wewn�trzne i tak pog��bi� stan szale�-
stwa, �e moja nieszcz�sna �ona b�dzie musia�a odda� mnie
do szpitala. Z drugiej strony, je�eli uznam te z�udzenia za
rzeczywisto��, te� mog� wyl�dowa� w domu wariat�w.
Je�li jednak, przeciwnie, nie zwariowa�em, wtedy to
wszystko dzieje si� naprawd�. A jest to zjawisko niesamo-
wite, niepowtarzalne, przygoda pierwszej wielko�ci. Naj-
wyra�niej � je�eli to wszystko naprawd� si� odbywa �
istniej� we wszech�wiecie stworzenia przewy�szaj�ce in-
teligencj� ludzi. Zawsze tak s�dzi�em. Ci osobnicy prowadz�
loteri�, w kt�rej losowo wyci�ga si� nazwiska (maj� prawo
to robi�; nie widz� powod�w, dla kt�rych loteria mia�aby
by� sprzeczna z wy�sz� inteligencj�). I w tej teoretycznej
loterii wylosowano moje nazwisko. To szcz�liwy przypa-
dek, by� mo�e pierwszy, odk�d loteria obj�a swym zasi�-
giem Ziemi�. Wygra�em Nagrod�, a taka Nagroda mo�e mi
zapewni� bogactwo, kobiety, s�aw� albo wiedz�. Ka�d�
z tych rzeczy, a tak�e wszystkie naraz warto by posiada�.
Rozwa�ywszy to wszystko dochodz� do wniosku, �e
lepiej b�dzie uwierzy�, i� nie oszala�em, i uda� si� z tym
d�entelmenem po odbi�r mojej Nagrody. Je�li nie mam
racji, obudz� si� w zak�adzie dla umys�owo chorych.
Przeprosz� lekarza, o�wiadcz�, �e rozumiem istot� moich
przywidze�, i by� mo�e odzyskam wolno��".
Tak w�a�nie my�la� Carmody i do takiej doszed� kon-
kluzji. Nie ma w tym nic zaskakuj�cego. Bardzo niewielu
ludzi odrzuca szokuj�co now� hipotez�, by zaakceptowa�
teori� szale�stwa. Szale�cy stanowi� wyj�tek.
Oczywi�cie, pewne wnioski w rozumowaniu Carmo-
dy'ego by�y b��dne i mia�o to go p�niej prze�ladowa�.
Nale�y jednak stwierdzi�, �e w danych okoliczno�ciach
zachowa� si� ca�kiem nie�le, skoro w og�le potrafi� my�le�.
� Niewiele wiem o tym wszystkim � zwr�ci� si� do
Pos�a�ca. � Czy na moj� Nagrod� na�o�ono jakie� warun-
ki? To znaczy, czy powinienem co� zrobi� albo co� kupi�?
� Nie ma �adnych warunk�w � zapewni� go Pos�a-
niec. � A w ka�dym razie �adnych, o kt�rych warto by
wspomina�. Nagroda nie jest obci��ona; gdyby by�a, nie
by�aby Nagrod�. Je�li j� pan przyjmuje, powinien pan uda�
si� ze mn� do Centrum Galaktycznego. Podr� taka jest
interesuj�ca sama w sobie. Tam otrzyma pan Nagrod� i je�li
b�dzie pan mia� ochot�, mo�e j� pan zabra� tutaj, do
pa�skiej ojczyzny. Gdyby w drodze powrotnej potrzebowa�
pan pomocy, to oczywi�cie s�u�ymy panu o tyle, o ile tylko
pozwol� nasze mo�liwo�ci. To wszystko na temat tej sprawy.
� Moim zdaniem brzmi to ca�kiem nie�le � o�wiadczy�
Carmody dok�adnie takim samym tonem, jakiego u�y�
Napoleon, gdy zapozna� si� z przedstawionym przez Neya
planem bitwy pod Waterloo. � Jak si� tam dostaniemy?
� T�dy � wyja�ni� Pos�aniec. Po czym poprowadzi�
go do szafy w przedpokoju i dalej, przez p�kni�cie w kon-
tinuum przestrzenno-czasowym.
To by�o proste. W ci�gu kilku sekund czasu subiekty-
wnego Carmody i Pos�aniec przebyli odpowiedni dystans
i zjawili si� w Centrum Galaktycznym.
ROZDZIA� II
Podr� by�a kr�tka � trwa�a nie d�u�ej ni� Natych-
miastowo�� plus jedna mikrosekunda do kwadratu. By�a
tak�e spokojna, jako �e �adne znacz�ce prze�ycie nie jest
mo�liwe w tak cienkiej warstwie trwania. A zatem bez
�adnych przyg�d, o kt�rych warto by wspomnie�, Carmody
znalaz� si� w�r�d obszernych plac�w i dziwacznych budyn-
k�w Centrum Galaktycznego.
Sta� bez ruchu i patrzy�, zwracaj�c szczeg�ln� uwag� na
trzy zamglone kar�owate s�o�ca, okr��aj�ce si� wzajemnie
nad jego g�ow�. Zauwa�y� drzewa, mrucz�ce nieokre�lone
gro�by pod adresem siedz�cych w�r�d ga��zi upierzonych
ptak�w. Dostrzeg� te� inne rzeczy, kt�rych jednak jego
umys� nie zarejestrowa� z braku analogii.
� No, no! � powiedzia� wreszcie.
� Przepraszam? � spyta� Pos�aniec.
� Powiedzia�em �no, no" � wyja�ni� Carmody.
� Ach tak. Zdawa�o mi si�, �e powiedzia� pan
�ho, ho".
� Nie. Powiedzia�em �no, no".
� Rozumiem � rzek� Pos�aniec nieco rozczarowa-
ny. � Jak si� panu podoba nasze Centrum Galaktyczne?
� Robi du�e wra�enie � stwierdzi� Carmody.
� Przypuszczam � zgodzi� si� niedbale Pos�aniec. �
Zosta�o specjalnie zbudowane, by robi� du�e wra�enie.
Osobi�cie uwa�am, �e przypomina wszystkie inne Centra
Galaktyczne. Architektura, jak pan pewnie zauwa�y�, jest
mniej wi�cej taka, jakiej mo�na by oczekiwa�: neocyk-
lopiczna, bez �adnych imperatyw�w estetycznych, projek-
towana wy��cznie w celu wywierania odpowiedniego wra-
�enia na wyborcach.
� Te fruwaj�ce schody to z pewno�ci� du�a rzecz �
stwierdzi� Carmody.
� Teatralny efekt! � zaopiniowa� Pos�aniec.
� A te olbrzymie budynki...
� Tak, projektant do�� zgrabnie wykorzysta� z�o�one
krzywe rewersyjne z tranzytywnymi punktami � zgodzi�
si� Pos�aniec uczenie. � U�y� te� czasowej dystorsji
kraw�dzi dla wzbudzania uczucia szacunku. Przyznaj�,
dosy� �adne, lecz niezbyt oryginalne. Projekt dla tamtej
grupy budynk�w, o, tej tam, zosta� materialnie pobrany
z Wystawy General Motors, z pa�skiej ojczystej planety.
Uznano go za wspania�y przyk�ad prymitywnego pseudo-
modernizmu; jego zasadnicze cechy to niezwyk�o�� i przytul-
no��. Te b�yskaj�ce �wiat�a przed P�ywaj�cym Multiwie�ow-
cem to czysty galaktyczny barok. Nie s�u�� �adnemu
praktycznemu celowi.
Carmody nie potrafi� obj�� wzrokiem ca�ej grupy
struktur naraz. Gdy przygl�da� si� jednej budowli, pozosta�e
zdawa�y si� zmienia� kszta�ty. Mruga� nerwowo oczami,
lecz budynki nadal rozp�ywa�y si� i przekszta�ca�y na
kraw�dzi jego pola widzenia. (Transmutacja peryferialna �
wyja�ni� mu Pos�aniec. � Ci ludzie "nie cofn� si� przed
niczym.)
� Gdzie dostan� swoj� Nagrod�? � zapyta� Carmody.
� T�dy, prosto � wskaza� Pos�aniec i poprowadzi� go
mi�dzy dwie strzelaj�ce w g�r� fantazje, do prostok�tnego
budynku, niemal ca�kowicie ukrytego za odwr�con� fon-
tann�.
� Tu w�a�nie za�atwimy nasze sprawy � wyja�ni�. �
Ostatnie badania wykaza�y, �e formy prostoliniowe wp�y-
waj� uspokajaj�co na synapsy wielu organizm�w. Musz�
si� przyzna�, �e budynek ten budzi we mnie uczucie pewnej
dumy. Widzi pan, to w�a�nie ja wymy�li�em prostok�t.
� Wymy�li� pan, akurat � odpar� Carmody. � My
mamy go ju� ca�e wieki.
� A jak pan my�li, sk�d si� u was wzi��? � spyta�
Pos�aniec zjadliwie.
� No c�, nie wydaje si� to wielkim wynalazkiem.
� Doprawdy? To tylko dowodzi, �e ma�o wiecie.
Mylicie stopie� komplikacji z tw�rcz� autoekspansj�. Czy
zdaje pan sobie spraw� z tego, �e natura nigdy nie stworzy�a
doskona�ego prostok�ta? Kwadrat, przyznaj�, jest w miar�
oczywisty. Komu�, kto nie jest znawc� problemu, mog�oby
si� wydawa�, �e prostok�t jest naturalnym rozwini�ciem
idei kwadratu. Ale tak nie jest. Je�li chce pan wiedzie�, to
ewolucyjnym rozwini�ciem kwadratu jest ko�o.
Oczy Pos�a�ca zamgli�y si�, a g�os sta� si� odleg�y
i rozmarzony.
� Od bardzo dawna zdawa�em sobie spraw�, �e musi
istnie� jakie� inne przekszta�cenie kwadratu. Studiowa�em
go bardzo d�ugo. Ta jego doprowadzaj�ca do sza�u jed-
nakowo�� irytowa�a mnie i intrygowa�a. R�wne boki,
r�wne k�ty. Przez pewien czas eksperymentowa�em ze
zmian� k�t�w. Romb jest tak�e moim pomys�em, cho� nie
uwa�am go za wielkie osi�gni�cie. Bada�em kwadrat.
Regularno�� jest przyjemna, lecz bez przesady. Jak by tu
zmieni� niesamowit� identyczno��, by jednocze�nie za-
chowa� daj�c� si� rozpozna� periodyczno��? I pewnego
dnia dozna�em ol�nienia. Wszystko, co powinieniem zro-
bi� � zobaczy�em to w nag�ym b�ysku intuicji � to
zmieni� d�ugo�� pary r�wnoleg�ych bok�w w stosunku do
drugiej pary. Tak proste, a przecie� tak trudne! Dr��c ca�y
sprawdzi�em, a gdy zadzia�a�o, popad�em � do czego sam
si� przyznaj� � w rodzaj manii. Ca�ymi dniami i tygodniami
konstruowa�em prostok�ty wszelkich kszta�t�w i rozmia-
r�w, regularnych, a przy tym tak r�nych. To by� istny r�g
obfito�ci prostok�t�w! Jeszcze dzi� czuj� dreszcze, gdy je
wspominam.
� To zrozumia�e � przyzna� Carmody. � A potem,
kiedy pa�skie dzie�o zyska�o uznanie...
� Na my�l o tym te� czuj� dreszcze � rzek� Pos�a-
niec. � Ale ca�e wieki trwa�o, nim kto� potraktowa� moje
prostok�ty powa�nie. �To interesuj�ce � m�wili � ale
kiedy nowo�� spowszednieje, to co pozostanie? Nier�wny
kwadrat i tyle!" Przekonywa�em, �e uda�o mi si� stworzy�
zupe�nie now� abstrakcyjn� figur�, figur� tak samo nieunik-
nion� jak kwadrat. Wiele wycierpia�em, lecz w ko�cu moja
wizja zwyci�y�a. Aktualnie istnieje w Galaktyce ponad
siedemdziesi�t miliard�w prostok�tnych struktur, a ka�da
z nich pochodzi od mojego pierwotnego prostok�ta.
� C�... � powiedzia� Carmody.
� Zreszt�, jeste�my na miejscu � poinformowa�
Pos�aniec. � Prosz� wej�� do �rodka, poda� niezb�dne
dane i odebra� Nagrod�.
� Dzi�kuj�.
Wszed�. Natychmiast stalowe ta�my zatrzasn�y si� na
jego r�kach, nogach, pasie i szyi. Wysokie, pos�pne in-
dywiduum z jastrz�bim nosem i blizn� na lewym policzku
zbli�y�o si� i spojrza�o na niego z wyrazem twarzy, kt�ry
opisa� mo�na jedynie jako mieszanin� morderczej uciechy
i ob�udnego �alu.
ROZDZIA� III
� Co jest?! � wrzasn�� Carmody.
� A wi�c raz jeszcze � powiedzia�o ponure indywidu-
um � uciekaj�cy przest�pca trafi� wprost w paszcz� swego
przeznaczenia. Sp�jrz na mnie, Carmody. Jestem twoim
katem! P�acisz teraz za zbrodnie przeciwko ludzko�ci,
a tak�e za grzechy pope�nione na w�asn� szkod�. Musz�
jednak doda�, �e egzekucja niniejsza jest tymczasowa i nie
oznacza wydania prawomocnego wyroku.
Wyci�gn�� z r�kawa n�. Carmody prze�kn�� �lin�
i odzyska� zdolno�� m�wienia.
� Nie r�b tego! � rykn��. � Nie przyszed�em tu na
egzekucj�!
� Wiem, wiem � uspokoi� go kat, spogl�daj�c ponad
ostrzem na t�tnic� szyjn� Carmody'ego. � C� jeszcze
m�g�by� powiedzie�?
� Ale to prawda! � krzycza� Carmody. � Mia�em tu
odebra� Nagrod�!
� Co? � spyta� kat.
� Nagrod�, do diab�a, Nagrod�! Powiedziano mi, �e
wygra�em Nagrod�! Zapytaj Pos�a�ca! Przyprowadzi� mnie
tu, �ebym odebra� Nagrod�!
Kat przyjrza� mu si� uwa�nie i w zak�opotaniu odwr�ci�
wzrok. Potem wcisn�� jaki� prze��cznik na najbli�szej
konsoli. Przytrzymuj�ce Carmody'ego stalowe ta�my prze-
kszta�ci�y si� w papierowe serpentyny, czarny kostium kata
sta� si� bia�y, a n� zmieni� si� w wieczne pi�ro. Zamiast
blizny kat mia� teraz na policzku brodawk�.
.� W porz�dku � o�wiadczy� bez �ladu skruchy. �
Ostrzega�em ich, �e nie nale�y ��czy� Departamentu Wy-
krocze� z Biurem Loterii, ale nie chcieli mnie pos�ucha�.
Dobrze by im zrobi�o, gdybym ci� zabi�. Mieliby paskudny
k�opot, co?
� To ja mia�bym paskudny k�opot � odpar� Carmody
lekko dr��cym g�osem.
� C�, nie warto p�aka� nad nie przelan� krwi� �
zamkn�� kwesti� Referent do spraw Nagr�d. � Gdyby�-
my brali pod uwag� wszystkie mo�liwo�ci, to szybko
brak�oby nam mo�liwo�ci do brania pod uwag�... Co ja
powiedzia�em? Niewa�ne. Konstrukcja by�a prawid�owa,
nawet je�li s�owa b��dne. Gdzie� tu mam t� pa�sk� Na-
grod�.
Wcisn�� jaki� guzik. W jednej chwili du�e, niechlujne
biurko zmaterializowa�o si� jakie� dwie stopy nad pod�og�,
wisia�o tak przez chwil�, a� w ko�cu opad�o z g�o�nym
stukiem. Referent zacz�� otwiera� szuflady i wyrzuca�
z nich jakie� papiery, ta�my z maszyny do pisania, fiszki
i ogryzki o��wk�w.
� Przecie� musi gdzie� tu by� � mrucza� do siebie
w desperacji. Nacisn�� jeszcze jeden guzik. Biurko i konsola
znikn�y. � Psiakrew, jestem k��bkiem nerw�w � stwier-
dzi�, si�gn�� w powietrze, znalaz� co� i nacisn��.
Najwyra�niej nie by� to w�a�ciwy przycisk, gdy� w rezul-
tacie z rozpaczliwym krzykiem znikn�� Referent. Carmody
zosta� w pokoju sam.
Sta� mrucz�c co� pod nosem i po chwili Referent zjawi�
si� na powr�t. Nie wygl�da� gorzej ni� poprzednio � je�li
nie liczy� zadrapania na czole i wyrazu zak�opotania na
twarzy. Pod pach� trzyma� niedu�� paczk� owini�t� w ko-
lorowy papier.
� Zechce pan wybaczy� t� zw�ok� � powiedzia� � ale
chyba nic ju� nie dzia�a tak, jak powinno.
Carmody zaryzykowa� niezbyt wyszukany �art:
� Czy to jest spos�b na kierowanie Galaktyk�?
� A, pa�skim zdaniem, jak mamy ni� kierowa�? Wie
pan, jeste�my tylko inteligentni.
� Wiem � przyzna� Carmody. � S�dzi�em jednak, �e
tutaj, w Centrum Galaktycznym...
� Wy z prowincji wszyscy jeste�cie tacy sami � o�wiad-
czy� zm�czonym g�osem Referent. � Pe�ni niedorzecznych
marze� na temat porz�dku i perfekcji; marze�, kt�re s�
jedynie wyidealizowan� projekcj� waszej niedoskona�o�ci.
Powinni�cie ju� wiedzie�, �e �ycie to paskudna sprawa i �e
raczej rozwala, ni� sk�ada do kupy, a tak�e, �e im wy�sza
inteligencja, tym wy�szy rozpoznaje stopie� komplikacji.
By� mo�e s�ysza� pan o Twierdzeniu Holge'ego, �e porz�dek
jest prymitywnym i arbitralnym grupowaniem obiekt�w
w ramach chaosu wszech�wiata. I �e gdy inteligencja i pot�ga
istoty zbli�a si� do maksimum, jej wsp�czynnik kontroli (to
znaczy iloczyn inteligencji i pot�gi, wyra�any symbolem ing)
osi�ga minimum, a to ze wzgl�du na niesamowity, geometry-
czny przyrost liczby obiekt�w, kt�re nale�y zrozumie�
i kontrolowa�, przekraczaj�cy arytmetyczny wzrost zasi�gu.
� Nigdy w ten spos�b o tym nie my�la�em. � Car-
mody by� dosy� uprzejmy, cho� zaczyna� ju� mie� po uszy
elokwentnych urz�dnik�w Centrum Galaktycznego. Na
wszystko mieli odpowied�, rzecz za� polega�a na tym, �e
nie wykonywali nale�ycie swych obowi�zk�w, a win� za
swoje b��dy obarczali prawa kosmosu.
� No c�, to tak�e prawda � przyzna� Referent. �
Pa�ska opinia (pozwoli�em sobie odczyta� pa�skie my�li)
jest zupe�nie s�uszna. Jak wszystkie �ywe organizmy po-
s�ugujemy si� inteligencj� do t�umaczenia niedogodno�ci.
Jednak faktem jest, �e sprawy wci�� pozostaj� odrobin�
poza naszym zasi�giem. Prawd� te� jest, �e tego zasi�gu nie
zwi�kszamy do maksimum, �e czasem wykonujemy sw�
prac� mechanicznie, niedbale, a nawet b��dnie. Gin� wa�ne
dane, maszyny ulegaj� awariom, zapomina si� o ca�ych
systemach planetarnych. To wszystko dowodzi tylko, �e
ulegamy emocjom tak, jak wszelkie istoty cho� w minimal-
nym stopniu zdolne do samookre�lenia. Ale jaki mamy
wyb�r? Kto� musi kierowa� Galaktyk�, inaczej wszystko
by si� rozlecia�o. Galaktyki s� odbiciem swych mieszka�-
c�w; dop�ki wszystko i wszyscy nie b�d� zdolni do
samodzielnego kierowania sob�, konieczna jest jaka� kon-
trola zewn�trzna. A kto by si� tym zaj��, gdyby nie my?
� Czy nie mo�na do tego zbudowa� maszyn? � spyta�
Carmody.
� Maszyny! � mrukn�� pogardliwie Referent. � Ma-
my ich ca�� mas�, niekt�re nawet bardzo z�o�one. Ale
nawet najlepsze z nich przypominaj� zwariowanych nauko-
wc�w. Nie�le sobie radz� z prostymi, nieciekawymi prob-
lemami, takimi, jak budowanie gwiazd czy niszczenie planet.
Ale da� im co� trudniejszego, cho�by pocieszenie wdowy,
to po prostu rozlatuj� si� w kawa�ki. Da pan wiar�:
najwi�kszy komputer naszej sekcji potrafi ukrajobrazowi�
ca�� planet�, a nie umie usma�y� jajka ani zanuci� czego�
przyjemnego, a o etyce wie mniej ni� nowo narodzone
wilcze szczeni�?! I chcia�by pan, �eby co� takiego kierowa�o
pa�skim �yciem?
� Pewnie, �e nie � przyzna� Carmody. � Ale czy
kto� nie m�g�by zbudowa� maszyny zdolnej do pracy
tw�rczej i samooceny?
� Kto� zbudowa� � oznajmi� Referent. � Zosta�a
skonstruowana w ten spos�b, �e uczy si� z do�wiadczenia, a to
oznacza, �e musi pope�ni� b��dy, by doj�� do prawd. Pojawia
si� w najr�niejszych kszta�tach i rozmiarach, cho� na og�
jest przeno�na. Jej usterki widoczne s� od razu, lecz wydaj� si�
naturaln� przeciwwag� jej mo�liwo�ci. Wielu pr�bowa�o, lecz
nikomu nie uda�o si� udoskonali� projektu wyj�ciowego. To
sprytne urz�dzenie nazywa si� ��yciem inteligentnym".
Referent u�miechn�� si� u�miechem zadowolonego z sie-
bie tw�rcy aforyzm�w. Carmody poczu� nag�� ochot�, �eby
przy�o�y� mu w ten jego perkaty nos, powstrzyma� si� jednak.
� Je�li sko�czy� pan sw�j wyk�ad � powiedzia� � to
chcia�bym dosta� swoj� Nagrod�.
� Jak pan sobie �yczy � zgodzi� si� Referent. �
Naturalnie, o ile jest pan pewien, �e chce j� przyj��.
� A jest jaki� pow�d, dla kt�rego nie powinienem
chcie�?
� Nic konkretnego � wyja�ni� Referent. � Po prostu:
wprowadzenie nowego obiektu w czyj� ustalony system
�yciowy mo�e wywo�a� zaburzenia.
� Zaryzykuj� � o�wiadczy� Carmody. � Poprosz�
o Nagrod�.
� Bardzo dobrze. � Referent wyj�� z tylnej kieszonki
wielk� tekturow� teczk� i wyci�gn�� o��wek. � Najpierw
formalno�ci. Nazywa si� pan Car-Mo-Dee, z planety 73C
systemu BB454C252, Lewy Kwadrant, odno�niki Lokal-
nego Systemu Galaktycznego LK przez CD, i zosta� pan
wybrany losowo spo�r�d mniej wi�cej dw�ch miliard�w
graj�cych. Zgadza si�?
� Je�li pan tak twierdzi... � mrukn�� Carmody.
� Sp�jrzmy dalej... � Referent przebiega� wzrokiem
formularz. � Mog� chyba pomin�� punkt o przyj�ciu
Nagrody na w�asne ryzyko i odpowiedzialno��, prawda?
� Jasne, niech pan pominie � zgodzi� si� Carmody.
� Mam tu jeszcze paragraf dotycz�cy Wska�nika
Zjadalno�ci, punkt o Obop�lnym Porozumieniu w Sprawie
Niedopatrze� pomi�dzy panem a Biurem Loteryjnym
Centrum Galaktycznego, artyku� na temat Nieodpowie-
dzialno�ci Etycznej, no i, oczywi�cie, Warunki Wypowie-
dzenia Umowy. Wszystko to do�� typowe i mam nadziej�,
�e nie zg�asza pan sprzeciwu?
� Pewnie, czemu mia�bym zg�asza� � potwierdzi�
niedbale Carmody. Mia� wielk� ochot� zobaczy�, jak te�
wygl�da Nagroda z Centrum Galaktycznego, i chcia�by,
�eby Referent przesta� w ko�cu marudzi�.
� Doskonale � powiedzia� Referent. � Prosz� teraz
potwierdzi� zgod� na te warunki o, tutaj, na tej my�loczu�ej
c/�ci u do�u, i to ju� b�dzie wszystko.
Nie bardzo wiedz�c, co robi�, Carmody pomy�la�:
�Tak, przyjmuj� Nagrod� oraz zgadzam si� na zwi�zane
7 tym warunki". Dolna cz�� strony por�owia�a.
� Dzi�kuj� � powiedzia� Referent. � Ten kontrakt
sam jest �wiadkiem umowy. Moje gratulacje, panie Car-
mody. A oto pa�ska Nagroda.
I wr�czy� mu jaskrawo opakowan� paczk�. Carmody
wymrucza� podzi�kowanie i gor�czkowo zacz�� j� rozwija�.
jslie zaszed� z tym zbyt daleko � kto� mu przerwa�,
niespodziewanie i gwa�townie. Do pokoju wpad� niski,
bezw�osy m�czyzna.
� Ha! � rykn��. � Na Klootensa, z�apa�em ci� na
gor�cym uczynku! Naprawd� s�dzi�e�, �e uda ci si� z tym
prysn��?
Pr�bowa� pochwyci� Nagrod�, kt�r� Carmody trzyma�
w wyci�gni�tej r�ce.
� Co pan wyprawia? � zapyta�.
� Wyprawiam? Przyby�em tu, �eby za��da� prawnie
mi nale�nej Nagrody, bo co? Jestem Carmody!
� Nie, nie jest pan � powiedzia� Carmody. � Ja
jestem Carmody.
Niski cz�owieczek uspokoi� si� i spojrza� na niego
z zaciekawieniem.
� Pan twierdzi, �e jest pan Carmodym?
� Nie twierdz�, �e jestem, bo j e s t e m Carmody.
� Carmody, z planety 73C?
� Nie wiem, co to znaczy � przyzna� Carmody. �
My nazywamy to miejsce Ziemi�.
Niski Carmody przygl�da� mu si�, a wyraz w�ciek�o�ci
na jego twarzy z wolna ust�powa� miejsca niedowie-
rzaniu.
� Ziemi�? � powt�rzy�. � Nie s�dz�, �ebym o niej
s�ysza�. Czy ona jest cz�onkiem Ligi Chlzeryjskiej?
� O ile wiem, nie.
� A mo�e Zjednoczenia Niezale�nych Operator�w
Planetarnych? Albo Scagoty�skiego Zrzeszenia Gwiezd-
nego? Albo Zwi�zku Mieszka�c�w Planet Galaktyki? Nie?
Czy pa�ska planeta jest cz�onkiem jakiejkolwiek organizacji
pozasystemowej?
� Nie wydaje mi si� � odpar� Carmody.
� Tak przypuszcza�em � stwierdzi� niski Carmody
i spojrza� na Referenta. � Przyjrzyj mu si�, ty idioto!
Przyjrzyj si� tej kreaturze, kt�rej wr�czy�e� moj� Nagrod�!
Popatrz na te t�pe �wi�skie oczka, na t� szcz�k� brutala,
na zrogowacia�e paznokcie!
� Chwileczk� � przerwa� Carmody. � Nie ma powo-
d�w, �eby mnie pan obra�a�.
� Widz�, widz� � burkn�� Referent. � Nie przy-
gl�da�em mu si�. To znaczy, trudno si� spodziewa�...
� Do diab�a! � w�cieka� si� obcy Carmody. � Ka�dy
od razu by zauwa�y�, �e ten stw�r nie jest Form� �ycia
Klasy 32. Prawd� m�wi�c, nie jest nawet zbli�ony do Klasy
32, nie otrzyma� nawet Statusu Galaktycznego! Ty t�py
imbecylu, wr�czy�e� moj� Nagrod� temu zeru, temu typowi
spoza nawiasu!
ROZDZIA� IV
� Ziemia, Ziemia... � zastanawia� si� obcy Carmo-
dy. � Chyba co� sobie przypominam. Niedawno wysz�a
taka praca o �wiatach izolowanych i osobliwo�ciach ich
rozwoju. Wspomniano tam o Ziemi jako o planecie zamiesz-
kanej przez istoty obsesyjnie nadprodukcyjne. Wyr�niaj�c�
je cech� modaln� jest manipulacja obiektami. Ich celem jest
�ycie na w�asny rachunek, oparte na sta�ej akumulacji
wyrob�w zu�ytych. Kr�tko m�wi�c, Ziemia to zakazane
miejsce. O ile pami�tam, w�a�nie si� j� wykre�la z Nadrz�dne-
go Planu Galaktycznego, a to ze wzgl�du na trwa�� kosmicz-
n� nieprzystosowalno��. W p�niejszym terminie planeta
zostanie oczyszczona i przekszta�cona w rezerwat dafodyli.
Tragiczna pomy�ka sta�a si� bole�nie oczywista dla
wszystkich zainteresowanych. Wezwanego Pos�a�ca oskar-
�ano o afunkcjonalizm, polegaj�cy na niezauwa�aniu oczy-
wisto�ci. Urz�dnik twardo podtrzymywa� tez� o swej
niewinno�ci, powo�uj�c si� na liczne wzgl�dy, dla kt�rych
jednak w danej chwili nikt nie mia� wzgl�d�w.
Wezwano na konsultacj� tak�e Komputer Loteryjny,
jako �e zgodnie z wymow� zaistnia�ych fakt�w pope�ni� on
istotn� pomy�k�. Zamiast usprawiedliwia� si� lub prze-
prasza�, Komputer uzna� swoj� pomy�k� i najwyra�niej by�
z niej dumny.
� Zosta�em skonstruowany z niezwykle w�skim mar-
ginesem b��du � o�wiadczy�. � Zaprojektowano mnie do
wykonywania z�o�onych i precyzyjnych dzia�a�, pozwalaj�c
mi pope�ni� najwy�ej jedn� pomy�k� na pi�� miliard�w
operacji.
�� I co? � nie zrozumia� Referent.
�� Wniosek jest oczywisty � stwierdzi� Komputer �
Zaprogramowano mnie do pope�nienia b��du i dzia�a�em
tak, jak zosta�em zaprogramowany. Nie wolno wam zapo-
mina�, �e dla maszyny b��d jest problemem natury etycznej,
w istocie jedynym takim problemem. Maszyna doskona�a
nie mo�e istnie�, a ka�da pr�ba jej zbudowania by�aby
blu�nierstwem. Ka�de �ycie, nawet ograniczone �ycie me-
chanizmu ma wbudowan� mo�liwo�� pomy�ki. To jeden
z niewielu sposob�w odr�niania go od martwej, deter-
ministycznej materii. Maszyny z�o�one, takie jak ja, zajmuj�
pewn� nieokre�lon� stref� pomi�dzy �ywym a nie�ywym.
Gdyby�my nie mia�y b��dzi�, by�yby�my inapropos,
oburzaj�ce i amoralne. B��d, prosz� to rozwa�y�, panowie,
jest naszym ho�dem dla tego, co od nas doskonalsze, cho�
te� nie pozwalaj�ce sobie na obiektywn� doskona�o��.
Zatem je�li nawet omy�ki nie by�yby bosko zaprogramowa-
ne, pope�nia�yby�my je spontanicznie, by okaza� t� odrobin�
wolnej woli, kt�r� dzielimy ze wszystkimi istotami �ywymi.
Obecni z szacunkiem pochylili g�owy. Komputer Lote-
ryjny m�wi� bowiem o rzeczach �wi�tych. Obcy Carmody
otar� �z� z oka.
� Nie mog� nie zgodzi� si� z t� opini�, cho� jej nie
podzielam � o�wiadczy�. � Brak racji jest podstawowym
prawem kosmosu. Maszyna post�pi�a etycznie.
� Dzi�kuj� � rzek� Komputer z prostot�. � Stara-
�em si�.
� Za to reszta z was � stwierdzi� obcy Carmody �
post�pi�a po prostu g�upio.
� Jest to naszym niezaprzeczalnym przywilejem �
przypomnia� mu Pos�aniec. � G�upota przejawiaj�ca si�
w nieprawid�owym wykonywaniu obowi�zk�w to nasza
w�asna forma religijnego b��du. Skromna wprawdzie, lecz
mimo to nie nale�y jej lekcewa�y�.
� Prosz� uprzejmie oszcz�dzi� mi tej fa�szywej religij-
no�ci � rzek� twardo Karmod. � S�ysza�e�, co tu powie-
dziano � doda� zwracaj�c si� do Carmody'ego. � By�
mo�e twoja m�tna, podludzka �wiadomo�� zdo�a�a przy-
swoi� niekt�re z podstawowych idei?
� Zrozumia�em � odpar� kr�tko Carmody.
� Wiesz zatem, �e otrzyma�e� Nagrod�, kt�ra mnie
winna by� wr�czona. Tym samym nale�y do mnie. Musz�
ci� prosi�, i prosz� ci�, by� mi j� odda�.
Carmody mia� w�a�nie to uczyni�. Zaczyna� ju� mie�
dosy� tej przygody, nie czu� tak�e nieprzepartego pragnienia,
by zatrzyma� Nagrod�. Chcia� wr�ci� do domu, usi���
i przemy�le� wszystko, co mu si� zdarzy�o, chcia� zdrzemn��
si� z godzink�, wypi� par� fili�anek kawy i zapali� papierosa.
Oczywi�cie, mi�o by by�o zachowa� Nagrod�; uzna�
jednak, �e ma przez ni� wi�cej k�opot�w, ni� jest warta.
W�a�nie zamierza� j� odda�, gdy jaki� zduszony g�os
szepn�� mu:
� Nie r�b tego!
Carmody rozejrza� si� nerwowo i zrozumia�, �e g�os
dobieg� do niego z jaskrawo opakowanego pude�ka. Sama
Nagroda do niego przem�wi�a.
� No dalej � przynagli� go Karmod. � Nie zwlekaj-
my. Mam jeszcze par� pilnych spraw do za�atwienia.
� Niech idzie do diab�a � powiedzia�a Nagroda do
Carmody'ego. � Jestem twoj� Nagrod� i nie widz� powo-
d�w, �eby� mia� ze mnie zrezygnowa�.
To rzuca�o nieco inne �wiat�o na ca�� spraw�. Mimo
wszystko Carmody odda�by Nagrod�, nie chcia� bowiem
k�opot�w w obcym otoczeniu. W�a�nie wyci�ga� r�k�, gdy
Karmod zn�w si� odezwa�.
� Dawaj j� natychmiast, ty bezm�zgi t�paku! Szybko
i z przepraszaj�cym u�miechem na swojej szcz�tkowej
g�bie, bo b�d� musia� zastosowa� niezwykle trwa�e w skut-
kach �rodki przymusu!
Carmody zacisn�� z�by i cofn�� r�k�. Ju� do�� d�ugo
rozstawiali go po k�tach i poczucie w�asnej godno�ci nie
pozwala�o mu poddawa� si� temu ani chwili d�u�ej.
� Id� do diab�a! � powiedzia�, nie�wiadomie na-
�laduj�c s�ownictwo Nagrody.
Karmod od razu zrozumia�, �e zachowa� si� niew�a�-
ciwie. Pozwoli� sobie na luksus gniewu i szyderstwa �
kosztowne emocje, kt�rym folgowa� zwykle jedynie w za-
ciszu swej d�wi�koszczelnej jaskini. Zaspokajaj�c swe
pop�dy utraci� szans� zaspokojenia pragnie�. Teraz pr�bo-
wa� naprawi� to, co zepsu�.
� Zechce mi pan wybaczy� wojowniczy ton mej poprze-
dniej wypowiedzi � powiedzia� przepraszaj�co. � Moja rasa
ma sk�onno�� do wyra�ania swych uczu� w spos�b przybiera-
j�cy niekiedy formy destrukcyjne. To nie pa�ska wina, �e jest
pan ni�sz� form� �ycia. Nie chcia�em pana obrazi�.
� Doprawdy nie ma o czym m�wi� � rzek� �askawie
Carmody.
� Wi�c odda mi pan Nagrod�?
� Nie, nie oddam.
� Ale� drogi panie, ona jest moja. Wygra�em j�, jesi
wi�c jedynie s�uszne...
� Nagroda nie jest pa�ska � przerwa� mu Car-
mody. � Moje nazwisko zosta�o wylosowane przez prawnie
ustanowionego pe�nomocnika, �ci�lej m�wi�c, przez Kom-
puter Loteryjny. Zawiadomi� mnie upowa�niony Pos�aniec,
za� Nagrod� wr�czy� mi w�a�ciwy Referent. Tak wi�c
czynniki oficjalne, a tak�e sama Nagroda, uznaj� mnie za
w�a�ciwego odbiorc�.
� Ale� im da�, ch�opie � stwierdzi�a Nagroda.
� Ale� drogi panie! Sam pan s�ysza�, �e Komputei
Loteryjny przyzna� si� do b��du. Zatem, na podstawie
pa�skiego w�asnego rozumowania...
� To stwierdzenie wymaga u�ci�lenia � przerwa�
Carmody. � Komputer nie przyzna� si� do b��du
jako aktu niedba�o�ci czy przeoczenia. On uzna� sw�j
b��d za pope�niony �wiadomie i z nale�yt� czci�. B��d �w.
jak stwierdzi�, by� zamierzony, dok�adnie zaplanowany
i perfekcyjnie zrealizowany. Jego motywy by�y natury
religijnej i wszyscy zainteresowani winni je uszanowa�.
� Ten facet spiera si� jak borkista � rzek� Karmod.
n
nie zwracaj�c si� do nikogo konkretnego. � Gdyby kto�
nie wiedzia�, m�g�by pomy�le�, �e dzia�a tu inteligencja,
a nie sm�tne �lepe na�ladownictwo. Pod��� jednak za
piskliwym tenorem jego argument�w i roznios� je w proch
pot�nym basem niewzruszonej logiki.
Tu Karmod zwr�ci� si� do Carmody'ego.
� Prosz� si� zastanowi�: maszyna omyli�a si� celowo,
na czym opar� pan swoje wywody. B��d jednak dope�ni� si�
z chwil�, gdy odebra� pan Nagrod�. Zatrzymanie jej by�oby
zatem defektem tego dope�nienia. Nadmierna pobo�no��
jest wyst�pkiem.
� Ha! � zakrzykn�� porwany dyskusj� Carmody. �
Dla wzmocnienia swych argument�w chce pan uzna� chwi-
low� zaledwie realizacj� b��du za jego ca�kowite dope�nienie.
W oczywisty spos�b nie mo�e to by� s�uszne. B��d istnieje na
mocy swych konsekwencji i tylko one nadaj� mu wyd�wi�k
i znaczenie. Nie utrwalonego b��du w og�le nie mo�na uzna�
za b��d. B��d odarty ze skutk�w nie jest niczym innym jak
aktem ma�ej wiary. Powiadam: lepiej w og�le si� nie myli�,
ni� pope�nia� akt nabo�nej hipokryzji! I dodam jeszcze:
oddanie Nagrody nie by�oby dla mnie wielk� strat�, jako �e
nie mam najmniejszego poj�cia o jej przymiotach; strata owa
by�aby jednak w istocie swej ogromna dla tej �wi�tobliwej
maszyny, tego sumiennego komputera, kt�ry przez d�ugie
pi�� miliard�w poprawnych operacji czeka� na szans� zama-
nifestowania swej, od Boga pochodz�cej, niedoskona�o�ci.
� S�uchajcie, s�uchajcie! � dar�a si� Nagroda. � Bra-
wo! Hurra! Dobrze powiedziane! Absolutnie s�uszne i nie
do podwa�enia!
Carmody skrzy�owa� ramiona i spojrza� na zbitego
z tropu Karmoda. By� z siebie raczej dumny. Nie�atwa jest
sytuacja cz�owieka, kt�ry bez przygotowania zjawia si�
w jakim� Centrum Galaktycznym. Wy�sze formy �ycia,
kt�re tam spotyka, niekoniecznie s� bardziej ni� on in-
teligentne � w schemacie rzeczy inteligencja liczy si� tak
samo, jak d�ugie szpony czy mocne kopyta. Obcy dysponuj�
jednak r�nymi, nie tylko s�ownymi �rodkami. Dla przy-
k�adu: pewne rasy potrafi� dos�ownie odgada� cz�owiekowi,
28
a potem zat�umaczy� obecno�� oderwanej ko�czyny. W obli-
czu takich dzia�a� ludzie z Ziemi silnie odczuwaj� swoj�
ni�szo��, nieudolno��, nieadekwatno�� i anormalno��. A �e
uczucia te s� zwykle usprawiedliwione, szkody dla ich
umys�owo�ci s� doprawdy powa�ne. Nast�puje zwykle
ca�kowite wy��czenie i zanik wszystkich funkcji z wyj�tkiem
najbardziej automatycznych. Tego typu zak��cenia daj� si�
wyleczy� jedynie poprzez zmian� natury wszech�wiata, co �
oczywi�cie �jest rozwi�zaniem ma�o praktycznym. Tak wi�c
moc� swego uduchowionego kontrataku Carmody powstrzy-
ma� i odepchn�� od siebie powa�ne duchowe zagro�enie.
� Dobrze gadasz � przyzna� niech�tnie Karmod. �
Ale ja i tak dostan� swoj� Nagrod�.
� Nie dostaniesz � zaprzeczy� Carmody.
Oczy Karmoda b�ysn�y z�owieszczo. Referent i Po-
s�aniec pospiesznie zeszli mu z drogi.
� S�uszny b��d nie podlega karze � pisn�� Komputer
Loteryjny i wymkn�� si� z pokoju.
Carmody nie ruszy� si� z miejsca, jako �e nie mia� gdzie
ucieka�.
� Uwa�aj na mielizny! � szepn�a Nagroda i zmala�a,
zmieniaj�c si� w sze�cian o kraw�dzi d�ugo�ci cala.
Z uszu Karmoda dobieg�o ciche buczenie, a wok� jego
g�owy zaja�nia� fioletowy nimb. Uni�s� ramiona i z palc�w
sp�yn�y mu krople roztopionego o�owiu. Gro�nie post�pi�
naprz�d i Carmody mimo woli zamkn�� oczy.
Nic si� nie sta�o. Carmody otworzy� oczy.
W tym kr�tkim czasie Karmod najwyra�niej zastanowi�
si�, rozbroi� i w�a�nie odwraca� si� z mi�ym u�miechem.
� Po powa�nym przemy�leniu ca�ej sprawy � powie-
dzia� chytrze � postanowi�em poniecha� dochodzenia swych
praw. Skromna zdolno�� przewidywania mo�e mie� spory
zasi�g, zw�aszcza w Galaktyce tak zdezorganizowanej jak ta.
Mo�e si� jeszcze spotkamy, Carmody, mo�e nie. Nie wiem, co
b�dzie dla ciebie lepsze. �egnaj i przyjemnej podr�y.
Po tym z�owieszczym zaakcentowaniu ostatnich s��w
oddali� si� w spos�b, kt�ry Carmody uzna� za niezwyk�y,
lecz efektowny.
Gdzie jest Ziemia?
ROZDZIA� V
� No � powiedzia�a Nagroda. � To by by�o na tyle.
Mam nadziej�, �e nigdy wi�cej nie zobaczymy tej wstr�tnej
kreatury. Carmody, ruszajmy do twojego domu.
� Znakomity pomys� � zgodzi� si� Carmody. � Panie
Pos�a�cu, chcia�bym ju� wraca� do siebie.
� Ca�kowicie naturalna ch�� � stwierdzi� Pos�a-
niec. � I dobrze umotywowana. Powiedzia�bym na-
wet, �e powinien pan wraca� do domu, i to jak
najpr�dzej.
� Wi�c prosz� mnie tam zabra�.
Pos�aniec pokr�ci� g�ow�.
� To nie moja sprawa. Ja mia�em tylko sprowadzi�
pana tutaj.
� Wi�c czyja to sprawa?
� Pa�ska, Carmody � poinformowa� Referent.
Carmody'emu wyda�o si�, �e ziemia rozst�puje mu si�
pod nogami. Zaczyna� rozumie�, dlaczego Karmod tak
�atwo zrezygnowa�.
� S�uchajcie, ch�opcy � powiedzia�. � Nie chcia�bym
si� narzuca�, ale naprawd� potrzebuj� pomocy.
� Ale� naturalnie � zgodzi� si� Pos�aniec. � Prosz�
tylko poda� wsp�rz�dne, a sam pana odwioz�.
� Wsp�rz�dne? Nic o nich nie wiem. Chodzi o planet�,
kt�r� nazywamy Ziemi�.
� Je�li o mnie chodzi, to r�wnie dobrze mo�ecie j�
3 � Wvmiar cud�w 3 3
nazywa� Zielonym Serem � stwierdzi� Pos�aniec. � Musz�
zna� wsp�rz�dne, je�eli mam w czym� pom�c.
� Ale przecie� pan tam by�! � zawo�a� Carmody. �
Przyby� pan na Ziemi� i sprowadzi� mnie tutaj!
� Istotnie mog�o si� tak panu wydawa� � t�umaczy�
cierpliwie Pos�aniec. � Ale naprawd� by�o ca�kiem inaczej.
Po prostu uda�em si� w miejsce o wsp�rz�dnych, kt�re
poda� mi Referent, on za� dosta� je od Komputera Loteryj-
nego. Pan tam by� i ja pana sprowadzi�em.
� I nie mo�e mnie pan odstawi� w te same wsp�-
rz�dne?
� Mog�, z najwi�ksz� �atwo�ci�. Ale niczego by pan
tam nie znalaz�. Wie pan, Galaktyka nie jest statyczna.
Wszystko si� porusza, ka�da rzecz z w�a�ciw� sobie pr�d-
ko�ci� i we w�a�ciwy sobie spos�b.
� A czy na podstawie poprzednich wsp�rz�dnych nie
m�g�by pan wyliczy�, gdzie Ziemia jest teraz? � spyta�
Carmody.
� Nie potrafi�bym nawet zsumowa� kolumny liczb �
z dum� poinformowa� go Pos�aniec. � Moje uzdolnienia
kieruj� si� ku innym dziedzinom.
� A mo�e pan potrafi? � Carmody zwr�ci� si� do
Referenta. � Albo Komputer Loteryjny?
� Ja te� nie umiem za dobrze dodawa� � przyzna� si�
Referent.
Komputer wsun�� si� z powrotem do pokoju.
� Ja znakomicie dodaj� � o�wiadczy�. � Moje funk-
cje jednak ograniczone s� do wybierania i lokalizacji,
w granicach dopuszczalnego b��du, zwyci�zc�w Loterii.
Umiejscowi�em pana (jest pan tutaj), a tym samym inte-
resuj�cy problem ustalenia aktualnych wsp�rz�dnych pa�-
skiej planety jest dla mnie zakazany.
� Mo�e m�g�by� to dla mnie zrobi� jako drobn�
przys�ug�?
� Nie mam �adnych rezerw na drobne przys�ugi �
wyja�ni� Komputer. � Tak samo nie mog� znale�� pa�skiej
planety, jak nie mog� usma�y� jajka czy trysekcjonowa�
Novej.
34
� Czy ktokolwiek mo�e mi pom�c? � zapyta�
Carmody.
� Prosz� nie rozpacza� � pocieszy� go Referent. �
Biuro Obs�ugi Podr�nych za�atwi t� spraw� b�yskawicznie.
Sam pana do nich zaprowadz�. Wystarczy, �e im pan poda
Wsp�rz�dne Domowe.
� Ale ja ich nie znam! � zawo�a� Carmody.
Na chwil� zapanowa�a konsternacja. Potem zabra� g�os
Pos�aniec.
� Je�eli pan sam nie zna w�asnego adresu, to jak
m�g�by go zna� kto� inny? By� mo�e Galaktyka nie jest
niesko�czona, ale na pewno jest ca�kiem spora. Istota, kt�ra
nie zna w�asnej Lokacji, nie powinna wychodzi� z domu.
� Wtedy o tym nie wiedzia�em � usprawiedliwi� si�
Carmody.
� M�g� pan zapyta�.
� Nie pomy�la�em... S�uchajcie, musicie mi pom�c.
Ustalenie, gdzie jest moja planeta, nie mo�e by� takie
trudne.
� Jest wr�cz niezwykle trudne � u�wiadomi� go
Referent. � �Gdzie" to tylko jedna z trzech niezb�dnych
wsp�rz�dnych.
� A jakie s� pozosta�e dwie?
� Trzeba si� dowiedzie� �Kiedy" i �Kt�ra". Nazywa-
my je �GKK Lokacji".
� Je�li o mnie chodzi, to mo�ecie je nazywa� Zielonym
Serem � wybuchn�� Carmody. � A jak inne formy �ycia
odnajduj� drog� powrotn�?
� Wykorzystuj� wrodzony instynkt, kieruj�cy je do
domu! � poinformowa� go Pos�aniec. � A przy okazji:
jest pan pewien, �e nie ma pan takiego instynktu?
� Jak on m�g�by mie� instynkt kierunkowy? � obu-
rzy�a si� Nagroda. � Przecie� ten facet nigdy nie opuszcza�
rodzinnej planety! W jaki spos�b mia�by go w sobie
rozwin��?
� Fakt. � Znu�ony Referent potar� d�oni� poli-
czek. � Tak si� ko�cz� kontakty z ni�szymi formami �ycia.
Niech diabli wezm� Komputer i jego pobo�ne pomy�ki!
35
� Jedna na pi�� miliard�w � wtr�ci� Komputer. �
Chyba nie ��dam zbyt wiele?
� Nikt ci� nie oskar�a � mrukn�� Referent. � Prawd�
m�wi�c, nikt nikogo nie oskar�a. Tyle, �e dalej nie wiemy,
co z nim zrobi�.
� To wielka odpowiedzialno�� � stwierdzi� Pos�aniec.
� Na pewno � zgodzi� si� Referent. � A co powiesz
na to: zabijmy go i zapomnijmy o ca�ej sprawie?
� Chwileczk�! � zawo�a� Carmody.
� Je�li chodzi o mnie, to zgoda � rzek� Pos�aniec.
� Je�li wy si� zgadzacie, ch�opcy � powiedzia� Kom-
puter � to ja te� si� zgadzam.
� Na mnie nie liczcie � stwierdzi�a Nagroda. � Trud-
no mi wyt�umaczy�, o co chodzi, ale co� mi w tym pomy�le
nie pasuje.
Wzburzony Carmody wyg�osi� kilka zda�, informuj�c,
�e nie chce umiera� i nie powinno si� go zabija�. Zaapelowa�
do ich uczu� wy�szych i wyczucia regu� uczciwej gry. Jego
opinie uznane zosta�y za stronnicze i skre�lone z zapisu.
� Czekajcie, mam! � krzykn�� nagle Pos�aniec. �
Co powiecie na tak� mo�liwo��: nie zabijamy go, ale
z pe�nym zaanga�owaniem i w pe�ni wykorzystuj�c nasze
mo�liwo�ci pomagamy mu wr�ci� do domu, �ywemu
i w dobrym zdrowiu, zar�wno psychicznym jak i fizycznym?
� To jest my�l! � przyzna� Referent.
� W ten spos�b � m�wi� dalej Pos�aniec � wykona-
my wzorcow� akcj�, godn� najwy�szego uznania, a tym
wi�cej wart� utrwalenia, �e ca�kowicie daremn�. Najpraw-
dopodobniej bowiem zginie i tak w czasie podr�y.
� Lepiej bierzmy si� do roboty � przynagli� Refe-
rent. � Je�eli nie chcemy, �eby zgin��, kiedy my tu
rozmawiamy.
� O co tu chodzi? � zapyta� Carmody.
� P�niej wszystko wyja�ni� � szepn�a mu Na-
groda. � Zak�adaj�c, �e b�dzie jakie� p�niej. A je�li znajdzie-
my do�� czasu, to opowiem ci te� fascynuj�c� histori� o sobie.
� Prosz� si� przygotowa�, Carmody! � zawo�a� Pos�a-
niec.
36
� Jestem got�w � odpar� Carmody. � Mam nadziej�.
� Got�w, czy nie, leci pan!
I rzeczywi�cie
ROZDZIA� VI
Zapewne po raz pierwszy w historii ludzko�ci cz�owiek
rzeczywi�cie i dos�ownie zmieni� miejsce pobytu. Z punktu
widzenia Carmody'ego on sam wcale si� nie ruszy�. To
wszystko inne si� poruszy�o. Pos�aniec i Referent wtopili
si� w t�o, Centrum Galaktyczne sta�o si� p�askie i nabra�o
wyra�nego podobie�stwa do marnego fresku.
Nast�pnie w lewym g�rnym rogu tego fresku pojawi�o
si� p�kni�cie, rozszerzy�o si� i wyd�u�y�o, dobiegaj�c do
prawego dolnego rogu, a jego brzegi zwin�y si�, ods�aniaj�c
ca�kowit� czer�. Fresk, czyli Centrum Galaktyczne, zrolo-
wa� si� niby roleta, nie pozostawiaj�c po sobie najmniej-
szego �ladu.
� Nie przejmuj si� � szepn�a Nagroda. � Robi� to
przy pomocy luster.
To wyja�nienie bardziej zaniepokoi�o Carmody'ego ni�
samo zjawisko. Trzyma� si� jednak mocno w gar�ci,
a jeszcze mocniej trzyma� Nagrod�. Czer� sta�a si� g��boka
i zupe�na, bezd�wi�czna i bez�wietlna � paradygmat
dalekiego kosmosu. Carmody wytrzyma� to tak d�ugo, jak
d�ugo trwa�o, co by�o nie do poj�cia.
P�niej, nagle, scena si� zmieni�a. Sta� na ziemi i od-
dycha� powietrzem. Dostrzega� nagie ska�y barwy zbiela�ych
ko�ci, a dalej rzek� zastyg�ej lawy. W twarz dmucha� mu
delikatny, ospa�y wietrzyk, a w g�rze �wieci�y trzy ma�e
czerwone s�o�ca.
Miejsce to wyda�o si� Carmody'emu bardziej obce ni�
Centrum Galaktyczne, a jednak by�o wytchnieniem. Takie
krajobrazy widywa� ju� w snach, natomiast Centrum
pochodzi�o z koszmaru.
Drgn�� nagle, u�wiadomiwszy sobie, �e nie ma w r�ku
Nagrody. Jak m�g� j� zgubi�? Zacz�� gor�czkowe po-
37
szukiwania i po kr�tkiej chwili znalaz� owini�tego wok�
swej szyi ma�ego zielonego w�a.
� To ja � powiedzia� w��. � Twoja Nagroda. Przybra-
�am po prostu inn� posta�. Rozumiesz, forma jest funkcj�
�rodowiska jako ca�o�ci, a my, Nagrody, jeste�my niezwykle
wyczulone na jego wp�ywy. Nie pozw�l, by ci� to przera�a�o.
Jestem z tob�, ch�opcze, i razem wyrwiemy Meksyk z dra-
pie�nych cudzoziemskich �ap tego lalusia Maksymiliana.
� Co?
� Prosz� o wybaczenie � przeprosi�a Nagroda. �
Widzi pan, Doktorze, mimo wysokiej inteligencji my,
Nagrody, nie posiadamy w�asnego j�zyka. Nie odczuwamy
zreszt� takiej potrzeby, jako �e zawsze jeste�my wr�czane
przedstawicielom r�nych ras. Rozwi�zanie problemu mo-
wy jest ca�kiem proste, cho� bywa, �e budzi niepok�j. Po
prostu pod��czy�am si� do twojej puli skojarze� i stamt�d
czerpi� s�owa, kt�re wyja�niaj� sens wypowiedzi. Czy te
s�owa wyja�ni�y sens mojej wypowiedzi?
� Nic nie jest zupe�nie jasne � odpar� Carmody. �
Ale chyba rozumiem.
� Zuch � pochwali�a go Nagroda. � Poj�cia mog�
si� czasem miesza�, ale w ko�cu na pewno je odcyfrujesz.
Wszak pochodz� od ciebie. Znam do�� zabawn� historyjk�
na ten temat, ale boj� si�, �e b�dzie musia�a poczeka�. Co�
tu si� zdarzy, i to szybko.
� Co? Co to b�dzie?
� Carmody, m o n v i e u x, nie ma czasu na t�umacze-
nie ci wszystkiego. By� mo�e nie wystarczy go nawet na to,
co absolutnie musisz wiedzie�, by tw�j �ywy organizm
nadal funkcjonowa�. Ot� Referent i Pos�aniec uprzejmie
zechcieli ci� wys�a�...
� Te mordercze sukinsyny! � przerwa� Carmody.
� Nie wolno tak lekkomy�lnie oskar�a� kogo� o mor-
derstwo � zgani�a go Nagroda. � Dowodzi to braku
rozwagi. Pami�tam traktuj�cy o tym dytyramb, niezwykle
udany, kt�ry zadeklamuj� nieco p�niej. O czym m�wi�am?
Aha, Referent i Pos�aniec. Niema�ym nak�adem si� i �rod-
k�w ci dwaj godni najwy�szego szacunku d�entelmeni
38
przes�ali ci� do jedynego miejsca w Galaktyce, gdzie uda ci
si�, by� mo�e, uzyska� pomoc. Sam wiesz, �e wcale nie
musieli tego robi�. Mogli zabi� ci� od razu, za twoje
przysz�e przest�pstwa. Mogli ci� wyekspediowa� w ostatni
znany punkt, gdzie by�a twoja planeta i gdzie, bez naj-
mniejszych w�tpliwo�ci, ju� jej nie ma. Mogli te� eks-
trapolowa� jej najbardziej prawdopodobne po�o�enie ak-
tualne i tam ci� przetransportowa�. A �e s� z nich marni
ekstrapolatorzy, mo�na przypuszcza�, �e rezultaty tego
by�yby zaiste fatalne. Sam wi�c widzisz...
� Gdzie jestem? � przerwa� jej Carmody. � I niby co
ma si� tu zdarzy�?
� W�a�nie chcia�am do tego przej�� � odpar�a Na-
groda. � Ta planeta nazywa si� Lursis, co chyba wida� od
razu. Ma tylko jednego mieszka�ca, autochtonicznego
Melichrone'a, kt�ry przebywa tu dawniej, ni� ktokolwiek
pami�ta, a b�dzie d�u�ej, ni� ktokolwiek m�g�by przewi-
dzie�. Melichrone jest sui generis zasadniczy i zawzi�ty.
Jako autochton jest niezr�wnany, jako rasa wszechobecny,
jako osobnik