13458
Szczegóły |
Tytuł |
13458 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13458 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13458 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13458 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Nurowska
Powrót do Lwowa
Maria Nurowska autorka tak znanych książek, jak Nie strzelać do organisty (1975), Moje życie z Marlonem Brando (1976) i Po tamtej stronie śmierć (1977) i nie mniej popularnych: Kontredans 1(1983), Innego życia nie ^będzie (1987), Postscriptum (1989), pięciotomowej sagi Panny i wdowy (1991-1993), Tanga dla trojga (1997), a także powieści wydanych nakładem WA.B.: Rosyjski kochanek (1996), Miłośnica (1999) oraz Niemiecki taniec (2000). Autorka sztuk teatralnych Małżeństwo Marii Kowalskiej i Przerwa w podróży. Ostatnio wydała Gorzki romans (2003), a także powieść biograficzną
o Ryszardzie Kuklińskim Mój przyjaciel zdrajca (2004). Jej książki zostały przełożone na dwanaście języków, w tym chiński i koreański; były bestsellerami we Francji
i w Niemczech. Na trylogię ukraińską składa się oprócz Powrotu do Lwowa wydane po raz pierwszy w 2003 roku Imię twoje... Autorka pracuje nad trzecim tomem.
Maria ,
Nurowska
Powrót do Lwowa
Copyright © by Maria Nurowska, 2005
Wydanie I Warszawa 2005
Uczucie, że jest już kimś innym, kimś, kogo dopiero przyjdzie jej poznawać dzień po dniu. Tak jakby wymazano jej pamięć, którą teraz będzie musiała odtwarzać, ucząc się siebie od nowa. Pośród znajomych ścian, mebli i bibelotów czuła się obco. Czy dlatego, że w pokoju Jeffa spał teraz jego syn? Ta zamiana wywracała jej życie do góry nogami. Podróż do Lwowa zmieniła wszystko i nawet gdyby nie przywiozła tu Aleka, czułaby się tak samo. Nie była już tamtą Eliza-beth Connery i czy chciała tego, czy nie, musiała się z tym pogodzić.
Jeszcze długo po powrocie do Nowego Jorku prześladowały ją „ukraińskie sny": drewniana chałupa z zawalonym do połowy dachem, z której wychodzi wiejska baba w grubej watowanej kufajce, obszarpanych drelichowych spodniach i wojłokowych butach. Ma ufarbowane na rudo rzadkie włosy z siwymi odrostami i nienaturalnie czerwoną twarz. Kiedy podchodzi
bliżej, Elizabeth z przerażeniem konstatuje, że ta twarz pozbawiona jest skóry. Kobieta wyciąga ku niej dłonie o zdeformowanych palcach, bełkocze niezrozumiale, potem jakieś wnętrze: w kącie na sienniku siedzi dwoje umorusanych dzieci, a obok glinianego pieca śpi na ławie brodaty mężczyzna, głośno chrapiąc. Inny obraz. Rysujące się na tle nieba kontury wieżowców, z pustyni ramami okien. I cisza, żadnego dźwięku, zupełnie jakby Elizabeth znalazła się pod wodą. Wszędzie dookoła rosną gigantycznych rozmiarów chwasty, szczególnie niesamowite wrażenie sprawiają osty, wyższe od niej, o najeżonych kolcami odnogach. Spośród tych ostów wychodzi mężczyzna o nienaturalnie szerokich, jak u baseballisty, ramionach i krótkich, krzywych nogach. Ma nabrzmiałą twarz i małe, przekrwione oczy. Patrzą nieufnie.
Elizabeth rozpoznaje tego mężczyznę, spotkała go w strefie Czarnobyla, poszukując tam męża. Miał na imię Mykoła, swego nazwiska nie pamiętał. Od lat nie posiadał żadnych dokumentów i nie zamierzał ich wyrabiać. Oficjalnie nie istniał, chociaż władze o nim wiedziały. Milicjanci przyjeżdżali do niego po ryby, które łowił w rzece. Były ogromne, szczupaki po sześć kilo, karasie. Dość często trafiały się okazy „uszkodzone", jak się wyraził, bez oczu albo ze zniekształconymi skrzelami, te wyrzucał z powrotem do rzeki, klnąc na czym świat stoi. W tym śnie Elizabeth prowadzi z Mykołą gorącą dyskusję, podobną do tej, jaką prowadziła z nim na jawie. Tłumaczy mu, że ryby są napromieniowane i jedzenie ich zagraża zdrowiu.
- Jakie tam napromieniowane - denerwuje się Mykoła - to wszystko bujda i propaganda. Po to, żeby męczyć ludzi. Było takie piękne miasto i co zrobili?
Podobne pytanie zadawało sobie wielu jej rodaków po zawaleniu się wież WTC. Elizabeth przeżywała tę katastrofę wraz z innymi, ale w odróżnieniu od swoich znajomych i przyjaciół w jakiś sposób była na nią przygotowana po tym, czego doświadczyła na Ukrainie i w Czeczenii, która wydawała się teraz jak odległy i zatarty w pamięci obraz. Czy naprawdę zdobyła się na to, aby dotrzeć w te niedostępne góry i spotkać się z ludźmi, których uważano za bezwzględnych terrorystów? Zastała tam bojowników gotowych na wszystko, dla których jedyną wartością była wolność ich małej, górzystej ojczyzny. Przekazywali to sobie z pokolenia na pokolenie, chociaż życie w niewoli zostało niejako wpisane w ich los. Skarby, które kryła w sobie ta ziemia, przekreślały ich marzenia o wolności. Taki jest teraz świat, że warunki dyktuje ropa...
Z całą siłą dotarło wówczas do niej, do czego zdolny jest człowiek jeżeli miała jeszcze jakieś złudzenia, to po tej podróży rozsypały się w pył. Jechała tam z nadzieją, niemal pewnością, że odnajdzie Jeffa i razem wrócą do domu. Ale go nie odnalazła. Co teraz czuła, po tak długim czasie? Gdzieś w głębi to była nadal niezagojona rana. Najgorsze, że nie wiedziała, co się z nim naprawdę stało. Każda prawda byłaby lepsza od niepewności. Istniało małe prawdopodobieństwo, że Jeff żyje, ale do końca nie mogła tego wykluczyć.
Wszystko wskazywało na to, że został zamordowany, tak samo jak ten dziennikarz i Oksana...
...otworzyły się drzwi i strażnik wprowadził młodą kobietę. Była drobna, o pociągłej twarzy i jasnych, krótko ostrzyżonych włosach. Miała na sobie golf pomiętą spódnicę w szkocką kratę.
Patrzyły na siebie.
- Wiedziałam, że do mnie przyjdziesz - odezwała się wreszcie młoda kobieta. - Jeff tak cię opisał, że wiedziałam. Jak mi powiedzieli, że tu jesteś, czekałam na ciebie.
- Co jeszcze pani powiedzieli?
- Jestem Oksana. Powiedzieli mi, że zeznałaś, iż ja i Jeff byliśmy kochankami. On miał ci wyznać, że boi się mojej zazdrości...
- Nic podobnego! - wykrzyknęła oburzona. - Nic takiego nie mówiłam!
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Wiem, chcą z nas zrobić Romea i Julię, aby ukryć swoje brudne sprawy.
Elizabeth starała się ochłonąć po tym, co usłyszała.
- Był u ciebie mój adwokat, dlaczego mu tego nie przekazałaś?
Tamta skrzywiła się ironicznie.
- Bo nie wiedziałam, czyj to jest adwokat, czy przypadkiem nie ich... Nie mamy dużo czasu, słuchaj, co ci powiem. Jeff to wspaniały facet, mam nadzieję, że żyje i że go odnajdziesz. Co innego z Georgijem... już może być po nim...
- Co Jeffa z nim łączyło?
Dziewczyna pochyliła się i Elizabeth dostrzegła gniazdo z krótkich włosów na czubku głowy. Tak zwykle układają się włosy u dzieci.
- Jeff nam pomagał... miał wywieźć bardzo ważne materiały. Zdobyliśmy dowody, że na Ukrainie istnieją kontrolowane przez władze „szwadrony śmierci", które likwidują przeciwników politycznych prezydenta, a także niewygodnych świadków. Ja jestem takim świadkiem i wiem, że mnie zabiją...
Stosunek Elizabeth do matki Aleka był nader skomplikowany. Mimo że los zetknął je na tak krótko i choć tamta od dawna nie żyła, Elizabeth ciągle doznawała sprzecznych uczuć. Oksana była jedną z niewielu osób, a kto wie, czy nie jedyną, z którą poczuła tak bliską więź. Kiedy dotarła do dziewczyny podczas jej głodówki w więzieniu i kiedy mogły się porozumiewać jedynie wzrokiem, emocje przepływały między nimi jak fale, które każda z nich bezbłędnie odbierała. A potem, już po śmierci Oksany, kiedy znalazła się w tej samej celi, w której tamta umierała, wciąż czuła jej obecność. Cierpienie Oksany stało się jej cierpieniem. Ale nachodziły ją też inne myśli. Świadomość, że Jeff miał z Oksaną dziecko, była dla niej bardzo bolesna, tym bardziej że teraz miała to dziecko przy sobie. „No dobrze - myślała - skoro chłopiec jest teraz ze mną, to mój syn". Ale natychmiast pojawiało się poczucie winy wobec jego prawdziwej matki, zupełnie jakby odebrała go Oksanie, wykorzystując jej bezbronność. „Błagała mnie, żebym wzięła jej syna. To był jej pomysł - usprawiedliwiała się przed sobą. - No tak,
chciała, abym go wywiozła z Ukrainy, a nie żebym go jej odbierała. Żadna matka by się na to nie zgodziła". Musiała znaleźć jakieś rozwiązanie, umiejscowić siebie w tej sytuacji, nie tylko ze względu na nią samą, ale także na Aleka. Formalnie był jej adoptowanym synem, ale przecież liczyło się tylko to, co do siebie czują. Po wielu rozterkach, nieprzespanych nocach Elizabeth zdecydowała się zwrócić dziecko rodzonej matce. Alek jest synem Oksany i nikt nie może jej zastąpić. Dała więc do powiększenia jej zdjęcie i postawiła na nocnym stoliku obok łóżka chłopca. Kiedy rano weszła do jego pokoju, zauważyła, że zdjęcie zniknęło. Odczuła to bardzo boleśnie, niemal jak policzek. Postanowiła porozmawiać z nim po jego powrocie ze szkoły, ale w ostatniej chwili zabrakło jej odwagi. Bała się tego, co mogłaby od niego usłyszeć. Zauważyła, że Alek bardzo niechętnie wraca do przeszłości, co, biorąc pod uwagę wszystko, czego doświadczył, wydawało się jak najbardziej zrozumiałe. Tylko że tu chodziło o jego matkę, która tak bardzo go kochała, i on także ją kochał. Czy to możliwe, że tak szybko o niej zapomniał? Ale nie umiała o tym z nim rozmawiać...
...po przekroczeniu polskiej granicy zatrzymali się w przydrożnym McDonaldzie, usiedli naprzeciw siebie przy małym stoliku.
- Minie dużo czasu, zanim będziesz mógł wrócić do swojej ojczyzny. Wiesz o tym? - spytała.
Alek z powagą skinął głową.
- Chciałabym, abyś nie zapomniał, kim jesteś. To bardzo ważne, żeby wiedzieć, kim się jest.
10
Spojrzał na nią z żalem.
- Ale ja jestem od połowy Amerykaninem, po moim tacie.
- W połowie - poprawiła go. - W połowie jesteś Amerykaninem i dlatego ty i ja tu właśnie teraz siedzimy. Twoja mama życzyła sobie, abym tak postąpiła, zabrała cię od dziadka, który nie jest chyba dobrym człowiekiem...
- Na pewno nie jest dobry - przerwał jej chłopiec. - To stary pijak i nie chcę go nigdy więcej widzieć! Bił mnie i moją babcię, kiedyś tak ją popchnął, że sobie wybiła ząb.
Chwilę siedzieli w milczeniu.
- A babcia? Była dobra dla ciebie?
Alek zmarszczył brwi, widocznie to pytanie okazało się dla niego trudne.
- Babcia zawsze robi, co jej dziadek każe - odpowiedział wreszcie.
- Ale lubiłeś ją?
- Nie wiem - odrzekł po namyśle. Wzruszyły ją te wyznania, Alek tak bardzo się
starał, aby odpowiadały prawdzie. Prawdzie małego chłopca, surowo doświadczonego przez los i zmuszonego do wyborów, przed którymi stają zwykle dorośli.
Wtedy w przydrożnym barze na obcej ziemi jeszcze nie w pełni zdawała sobie sprawę, jak trudno jej będzie dotrzeć do tego dziecka. Może coś przegapiła, może nie wykorzystała sytuacji, pozwalając, aby Alek stworzył sobie swój osobny świat, w którym dla niej zaczynało
11
brakować miejsca. Jednakże zaraz po ich przyjeździe do Nowego Jorku wpadła w wir załatwiania tysiąca spraw, przede wszystkim zawiłych formalności związanych z adopcją, pobytem Aleka w Ameryce, jego szkołą. Nie mogła też w nieskończoność przedłużać urlopu na uczelni. Wykładała historię sztuki w Parsons School of Design i zawsze to lubiła. Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała kontaktu ze swoimi studentami, traktując to jak namiastkę normalności, próbę powrotu do dawnego życia. Wielkim wyzwaniem były dla niej w tym czasie spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi wszyscy czekali na jakieś wyjaśnienia, wypytywali o jej męża, a także o dziecko, które ze sobą przywiozła. Początkowo udzielała odpowiedzi wymijających: Jeff zaginął bez śladu, a chłopiec jest synem pewnej kobiety, którą zamordowały reżimowe władze Ukrainy. Ale wkrótce i tak wszyscy dowiedzieli się prawdy, gdyż okazało się, że w sprawie Aleka trzeba było przedstawić w sądzie szereg dokumentów sam list Jeffa, w którym uznaje syna, nie wystarczał. Potrzebni też byli świadkowie. Tylko jak miała ich znaleźć? Pytać po kolei swoich znajomych, czy widzieli Jeffa w towarzystwie młodej Ukrainki, ileś tam lat temu, i czy zechcą o tym zaświadczyć? Poza wszystkim upokarzało ją wywlekanie najbardziej osobistych spraw przed obcymi ludźmi. W ich oczach stawała się kobietą zdradzoną przez męża, który miał dziecko z inną. Jednego świadka wreszcie znalazła: przyjaciel Jeffa, Edgar, zgodził się zeznać w sądzie pod przysięgą, że znał Oksanę Krywenko i że często przebywała ona w towarzystwie Jeffreya Connery'ego. Nikt inny
12
z jej otoczenia nie pamiętał Oksany, a nakłanianie kogokolwiek do składania fałszywych oświadczeń nie wchodziło w grę. Elizabeth była naprawdę w kłopocie, z którego wybawiła ją jej przyjaciółka z pracy, Sharon. Sama zadzwoniła do Elizabeth i oznajmiła, że właśnie przypomniała sobie pewne spotkanie z Jeffem i młodą kobietą o imieniu Oksana. Obie wiedziały, że Sharon wyssała tę historyjkę z palca, ale nie przyznawały się do tego. Elizabeth była jej niezmiernie wdzięczna i miała nadzieję, że w przyszłości będzie się jej mogła jakoś zrewanżować. Nie wiedziała, że nastąpi to tak szybko. Mąż Sharon miał biuro na sześćdziesiątym ósmym piętrze w północnej wieży World Trade Center i feralnego dnia punktualnie przyszedł do pracy. Jego ciała nigdy nie odnaleziono, a Sharon popadła w tak ciężką depresję, że trafiła do szpitala. Elizabeth często ją odwiedzała. Kiedy szła szpitalnym korytarzem, przyszła jej do głowy smutna myśl, że teraz już obie są wdowami. A jeszcze kilka lat temu wszyscy czworo spędzali wspólnie urlop na drugim krańcu świata, na Sri Lance.
...Jeff w kolorowej koszulce i krótkich spodenkach szedł plażą parę kroków przed nimi i strasznie błaznował. W pewnej chwili chwycił Elizabeth na ręce i wrzucił ją w ubraniu do wody.
- Oto przed państwem miss mokrego podkoszulka! - rzekł ze śmiechem, gdy wykręcała włosy.
Tego było dla niej za wiele; zdjęła sandał z nogi i poczęła za nim gonić, w końcu go dopadła i bez litości obiła po plecach.
13
- Co ty, żono, na żartach się nie znasz? - bronił się Jeff.
- Na głupich się nie znam - odrzekła z furią.
Mokra sukienka oblepiała jej ciało i zanim dotarła do hotelu, aby się przebrać, czuła się, jakby była naga.
Do wieczora nie zamieniła z Jeffem słowa, dała się przeprosić dopiero przy wspólnej kolacji, i to po mediacjach męża Sharon, Roberta, który był człowiekiem bardzo wyważonym, a przy tym ani trochę nudnym. Elizabeth naprawdę go lubiła.
A teraz obie zostały same i znalazły się w podobnej sytuacji - były takimi wdowami niewdowami, które nie mogły pochować swoich mężów, bo ich ciał nie odnaleziono.
Tak więc po katastrofie 11 września Elizabeth wiele czasu poświęcała przyjaciółce i siłą rzeczy brakowało go jej dla Aleka, a on wtedy właśnie poszedł do szkoły. Znalazł się w nowym środowisku, pośród rówieśników, którzy potrafią być okrutni dla kogoś, kto jest trochę inny. Przez długi czas nie mogła się zdecydować, do jakiej szkoły zapisać chłopca, publicznej czy prywatnej. Jej matka, która nagle odkryła w sobie uczucia rodzinne, darząc nimi w nadmiarze zarówno Elizabeth, jak i Aleka, stanowczo nalegała, aby umieścić go w prywatnej. Okazało się to pomysłem chybionym, bo chłopiec nie mógł się odnaleźć w świecie małych protestantów z zamożnych rodzin. Jego nowi koledzy nie tolerowali akcentu brooklyńskiego, nie mówiąc o ukraińskim. Jeszcze przed końcem roku szkolnego
musiała przenieść Aleka do szkoły publicznej, bo chłopiec oświadczył, że do tej więcej nie pójdzie.
Tak, miała świadomość, że czegoś zaniedbała, i chciała to nadrobić, uporządkować, ale okazało się to bardzo trudne, bo tymczasem gdzieś po drodze zagubił się ich wspólny język, którym świetnie porozumiewali się tam, na Ukrainie. A teraz nie potrafiła go zapytać, dlaczego schował fotografię matki. Długo biła się z myślami, w końcu zadzwoniła do Andrew. On jednak nie podzielał jej obaw.
- Daj mu spokój, Elizabeth - powiedział - nie masz innych zmartwień?
- Ale to właśnie jest moje zmartwienie - odrzekła. - Muszę dopilnować, aby syn przechował pamięć o własnej matce.
- A skąd wiesz, czy tak nie jest? Elizabeth westchnęła głęboko.
- Gdyby tak było, nie pozbywałby się jej zdjęcia.
- To trochę za proste. Nie wiemy, co się dzieje w jego głowie.
- Chcę wiedzieć, co się dzieje w jego sercu!
- Wszystko jedno, jak to nazwiemy, on teraz buduje swoje nowe życie i nie wolno mu w tym przeszkadzać - powiedział Andrew stanowczo.
Elizabeth poczuła się dotknięta tymi słowami, bo chciała jak najlepiej, ze wszystkich sił chciała pomóc chłopcu, a nie przeszkadzać, jak to ujął Andrew. Już miała na końcu języka ripostę, kiedy przypomniała sobie, że jej rozmówca jako dziecko znalazł się w takiej samej jak Alek sytuacji. Był nawet w podobnym wieku.
14
15
- Ale... ja czuję, że on się coraz bardziej ode mnie oddala, zamyka się w sobie - powiedziała bezradnie. - Ostatnio przyszedł ze szkoły z dużym sińcem na policzku. Jestem pewna, że ktoś go uderzył, ale on twierdzi, że się pośliznął.
Andrew roześmiał się.
- Zachował się jak prawdziwy mężczyzna. Nie wzięłaś na wychowanie delikatnej panienki, ale twardego faceta. Przestań się nad nim trząść, poradzi sobie.
Jej przyjaciel wyraźnie bagatelizował problemy, jakie napotykała w swojej nowej roli. Matki? Nie potrafiła tego zdefiniować. Uczucie, jakie żywiła do chłopca, z pewnością można było nazwać miłością, ale nie do końca wiedziała, czy naprawdę chodziło
o niego, czy nie szukała w nim jego rodziców, Jeffa
i Oksany. Był tak łudząco podobny do matki, że za każdym razem, kiedy to sobie uświadamiała, ogarniało ją wzruszenie. Pamiętała dobrze jej biedną twarz z ostatniego widzenia, jej tragiczne oczy. Była młoda, ładna, całe życie miała jeszcze przed sobą, a wiedziała, że umiera. Ona to wiedziała, w przeciwieństwie do Elizabeth, która nagle jakby ogłuchła i oślepła. Uważała, że nakłaniając Oksanę do przerwania głodówki, ratuje jej życie. Tymczasem skazywała ją na śmierć.
...pewne fragmenty drogi do aresztu jej umknęły, :ak samo jak moment wejścia do budynku, szybkie przebieranie się w fartuch i wspinanie po schodach. Panięta charakterystyczny więzienny odór starego potu
[6
i kurzu. Szła za lekarzem, potężnym mężczyzną o karykaturalnie dużej głowie. Kazano jej nieść torbę, była bardzo ciężka. A potem wąska cela, z okienkiem osłoniętym blendą i drewnianą pryczą pod ścianą, na której leżała Oksana. W ostrym świetle żarówki jej twarz wyglądała jak papierowa maska ze zbyt dużymi otworami na oczy.
Elizabeth pochyliła się nad dziewczyną:
- To ja, poznajesz mnie?
Oksana dała znak oczami. Z bliska zobaczyła jej usta, były sine. Pomyślała, że matka Aleka jest bliska śmierci.
- Musisz przerwać głodówkę - szeptała. - Musisz stąd wyjść dla swojego synka. Jeff przysłał list... On wie, że Alek jest jego synem, domyślił się. On go uzna. Twój syn jest bezpieczny, czeka tylko na ciebie...
W oczach Oksany pojawiły się łzy, jedna z nich spłynęła po twarzy. Elizabeth delikatnie otarła ją wierzchem dłoni.
- Obiecaj, że przerwiesz głodówkę... Przyszłam tu, aby to usłyszeć.
Patrzyły na siebie, a potem Oksana przymknęła na chwilę powieki na znak, że się zgadza.
W kilka dni później Andrew został oficjalnie poinformowany przez prokuratora, że Oksana Krywenko zmarła. „Podczas przymusowego karmienia doszło do śmiertelnego zachłyśnięcia się przez podejrzaną".
Po tej wiadomości Elizabeth dostała wysokiej gorączki, majaczyła. „To nieprawda! - krzyczała. - Zabili ją, bo przerwała głodówkę. Oni ją zabili! Jaja zabiłam!"
17
Andrew cały czas był przy niej, jak za mgłą widziała jego przejętą, współczującą twarz.
Tak, czuła się równie winna jak ci, którzy zamordowali matkę Aleka. Jak więc mogłaby odebrać jej jeszcze dziecko? Andrew zupełnie tego nie rozumiał. Być może miał trochę racji, jeśli chodziło o samego Aleka, ale co z jego matką?
Wysłała do Andrew e-mail:
Dear Andrew,
zapewne masz większe pojęcie o tym, co czuje mały emigrant, i nie powinnam na ten temat z Tobą dyskutować, ale wydaje mi się, że nie można porównywać Twoich losów z losami Aleka. Ty jednak pozostawiłeś swoim kraju matkę, oczekującą Twojego powrotu, i zresztą środowisko, w jakim przebywałeś na emigracji, nie było do końca obce, nie straciłeś kontaktu ze swoim językiem, z tradycją. Z Alekiem jest inaczej, ze zrozumiałych względów rozmawiamy tylko po angielsku, a tutaj nikt nic nie wie o Ukrainie, dla jego rówieśników to kraj równie mityczny jak Atlantyda, więc jeżeli ja nie będę mu przypominała o tym, kim jest, już liebawem będziemy mieli do czynienia ze skończonym Amerykaninem. A do tego za żadną cenę nie chciałabym dopuścić. Nie po to jego matka oddała życie za wolność ojczyzny, aby jej syn zapomniał o swoich korzeniach.
Proszę Cię, Andrew, nie bagatelizuj tego, tyle mogę jeszcze zrobić dla jego matki: nie dać mu o niej zapomnieć.
Jak zawsze wierzę, że się w końcu zobaczymy.
Twoja Elizabeth
Jeszcze tego samego dnia nadeszła odpowiedź:
Ma Cherie,
myślę, że źle odczytałaś moje intencje. Ja wcale nie bagatelizuję problemów, z którymi się zmagasz. Nie jest łatwo wychowywać dziecko i to dziecko, które los tak ciężko doświadczył. Ja tylko nie wiem, Elizabeth, czy nie byłoby lepiej dla wszystkich zainteresowanych, aby Alek zapomniał o swoim pochodzeniu i wyrósł na prawdziwego Amerykanina, jak to określiłaś. On przecież teraz jest tam, tam żyje i raczej nie wygląda na to, aby miało się to kiedykolwiek zmienić. Ani Ty, ani on nie macie szans na przyjazd na Ukrainę nawet w odwiedziny, bo Ciebie, jako niepoprawną kidnaperkę, czekałoby aresztowanie, a Alek trafiłby znów pod opiekę dziadka - komunistycznego ortodoksa. Mykoła Krywenko jest jak stary dąb, krzepko się trzyma i nic nie wskazuje, aby szybko miał opuścić ten padół, a dopóki on żyje, powrót chłopca tutaj jest wykluczony. Obawiam się, że będzie to realne dopiero, kiedy Alek osiągnie pełnoletność. Zastanów się więc, Elizabeth, czy chcesz hodować zagubionego w obcym świecie obywatela nieszczęśliwego państwa, które nie potrafiło zrzucić jarzma nawet wtedy, gdy okazało się to możliwe, czy też Amerykanina, który ma szansę żyć w wolnym, praworządnym kraju. Pamiętaj o jednym, Rosja nie odpuści Ukrainy. Pamiętasz, co mimochodem powiedział mer Łużkow? Że nigdy nie
19
pogodzi się z tym, by dla obywateli Moskwy wczasy na Krymie miały być wyjazdem za granicę! Oni pamiętają, że Kijów jest kolebką Rusi, pamiętają i nie zapomną. Zrobią wszystko, aby rzucić Ukrainę na kolana i ją z powrotem wchłonąć. To jest cel numer jeden moskiewskiego cara — kagebisty. I jak do tej pory dąży do niego bez przeszkód. Myślę, że dni wolnej Ukrainy, za którą oddała swoje młode życie Oksana Krywenko, są policzone. Naród ukraiński się niestety nie obudził, przypomina stado owiec, którym można dowolnie kierować. A kierunek, wobec obojętności Europy, jest jeden: Azja!
Weź to wszystko pod rozwagę, zastanów się, czy Ci nie wystarczy, że pewien beznadziejny romantyk marnuje sobie życie, i czy chciałabyś znaleźć mu następcę?
Bardzo mi Ciebie brakuje, Elizabeth, ale cieszę się, że żyjesz jak wolny człowiek, podczas gdy ja tkwię w tym bagnie po uszy. Może uda mi się jednak chociaż na trochę stąd wyrwać. Marzę o wspólnych wakacjach z Tobą, wzięlibyśmy to trudne i uparte dziecko, Aleka, i zaszyli gdzieś na końcu świata, gdzie nikt by nas nie znalazł.
Twój Andrew
Ona też nie marzyła o niczym innym, ale wyjazd okazał się niemożliwy. Matka Andrew poważnie zachorowała i nie mógł zostawić jej samej, Elizabeth nie mogła z kolei zostawić Aleka, a nie chciała zwalniać go ze szkoły choćby na krótko, bo miał duże trudności w nauce i musiał brać dodatkowe prywatne lekcje. Tęskniła za Andrew, za jego obecnością, za jego dotykiem.
20
To on sprawił, że znów poczuła się kobietą. Dzięki niemu doświadczyła wielu nieznanych przedtem uczuć, radości z obcowania z drugim człowiekiem, tak blisko, jak tylko można. Ona, zawsze taka osobna, nagle potrafiła się otworzyć, opowiadać o swoich najskrytszych przeżyciach. Andrew stał się jej schronieniem. Tak myślała na tej leśnej drodze.
...stali naprzeciw siebie.
- Powinienem jak najszybciej znaleźć się znowu we Lwowie, muszę mieć alibi - powiedział. - Chłopca zaczną szukać około pierwszej, drugiej. Tyle czasu zajmuje mu powrót ze szkoły do domu.
Skinęła ze zrozumieniem głową, próbowała się nawet uśmiechnąć, ale pod czaszką kłębiły się gorączkowe myśli. „Jak będę teraz żyła? Przecież bez ciebie niczego nie rozumiem z tego świata. Ze świata, który jest tak bezlitosny i okrutny. Tylko miłość, tylko w niej można się jeszcze schować, a ty mi odmawiasz tej kryjówki..."
- Zadzwoń z Polski - usłyszała jego głos.
- Zadzwonię natychmiast, jak tylko będziemy bezpieczni - odrzekła skwapliwie. - A my... kiedy się zobaczymy?
Andrew przytulił ją, poczuła znajomy zapach jego. skóry.
- Zobaczymy się na pewno - obiecał. - Na razie powinniście pobyć tylko we dwoje, ty i Alek.
Czuła, że Andrew mówi tak, gdyż nie wie, kiedy znów się spotkają. Tam, na leśnej drodze nieopodal granicy polsko-ukraińskiej, jeszcze nic nie było wiadome.
21
Nie wiadomo było, czy Elizabeth uda się bezpiecznie przewieźć chłopca, czy sprawa się nie wyda i czy jej nie aresztują. Nie wiadomo było, czy nie aresztują Andrew, nie dając wiary jego zapewnieniom, że nic nie wie o zniknięciu Oleksandra Krywenki i że nie brał udziału w jego uprowadzeniu. W jego kraju nie liczyły się fakty, ale przypuszczenia. Na tej podstawie można było uwięzić, a nawet zamordować człowieka.
Przez ten cały czas myśleli o sobie, niemal codziennie pisywali do siebie maile, często bardzo krótkie, dosłownie kilka zdań:
Co wczoraj robiłaś? Ja byłem w kinie, obejrzałem Pianistę Polańskiego i wiesz, wzruszyłem się, co mi się zdarza bardzo rzadko. To historia młodego żydowskiego muzyka, który cudem uniknąwszy wywiezienia do Auschwitz, ukrywa się w Warszawie, ogarniętej powstaniem przeciwko Niemcom. Polacy chcą oswobodzić miasto, zanim zrobią to Rosjanie. W odwecie Hitler każe zrównać je z ziemią i to mu się niestety udaje. Nie ocaleje prawie żaden dom. I wyobraź sobie, po tej gigantycznej kupie gruzów błąka się samotny człowiek, tytułowy pianista. Robi to tym większe wrażenie, że kryje się za tym autentyczny los.
U mnie proza życia. Alek rozwalił sobie na rolkach kolano i było jeżdżenie do chirurga i szycie. A potem siedziałam nad recenzją z wystawy bardzo ciekawego grafika, jest Peruwiańczykiem, a ma taką europejską wyobraźnię, aż mnie to zdziwiło.
22
Przyszła do mnie chora na raka kobieta z bardzo dziwną sprawą. Chciałaby zapisać w testamencie majątek, naprawdę niemały, swoim kotom i obawia się, że po jej śmierci rodzina to zakwestionuje.
Śniło misie, że zapomniałam, jak wyglądasz. W tym śnie nie pamiętałam Twojej twarzy i to było niczym koszmar.
A gdy się obudziłaś?
Gdy się obudziłam, szybko pobiegłam do biurka i spojrzałam na Twoją fotografię.
Trzymasz moje zdjęcie na biurku?
Niestety w biurku, ze względu na Aleka. Przyzwyczaił się, że w ramce stoi fotografia jego ojca.
Czyli jesteśmy ze sobą w pełnej konspiracji? Do czasu, kochany, do czasu.
Niby to nie było nic ważnego, na ekranie komputera jej słowa, jego słowa, ale właśnie w nich szukała oparcia w ciężkich chwilach. Mijały miesiące, potem już lata, a on stale się podpisywał: Twój Andrew. Czy naprawdę był wciąż jej?
Często też do siebie telefonowali. Andrew żartował, że przytrafił mu się romans telefoniczny. Ale czego jeszcze może oczekiwać od życia stary człowiek?
23
- Ty nigdy nie będziesz stary - obruszyła się.
- Dzięki za dobre słowo - odrzekł ze śmiechem.
Pod koniec dwa tysiące trzeciego roku Elizabeth podpisała umowę na kolejną książkę. Czytelnikom tak się podobało to, co napisała o Michale Aniele młodym, że wydawca namówił ją, aby teraz napisała o Michale Aniele starym. Praca nad książką wiązała się z wyjazdami do Włoch, co z kolei wymagało zmian w życiu domu Elizabeth musiała pomyśleć
o kimś, kto zastąpiłby ją w czasie nieobecności. Oczywiście jej matka natychmiast zaofiarowała się z pomocą, twierdząc, że zajmie się wszystkim, a Alek będzie pod opieką kochającej osoby. Ale Elizabeth to nie przekonało matka miewała lepsze i gorsze dni,
i w czasie tych gorszych nie wysuwała nosa ze swojej kryjówki, którą był luksusowy apartament na Fifth Avenue. I co wtedy? Pomyślała więc, żeby ściągnąć kogoś z Ukrainy. Byłoby to o tyle dobre rozwiązanie, że Alek mógłby mieć żywy kontakt ze swoim ojczystym językiem. Elizabeth co prawda prosiła Andrew o przysłanie kaset i książek po ukraińsku, chłopiec jednak nie kwapił się, aby z nich korzystać. Leżały na półce i pokrywały się kurzem. Tak, pomysł wydawał się dobry, ale z realizacją trzeba było poczekać, bo dwie polecone przez Andrew osoby nie otrzymały amerykańskiej wizy, udało się to dopiero jego młodziutkiej kuzynce, która przyleciała do Nowego Jorku na początku stycznia.
Już na lotnisku Elizabeth ogarnęły wątpliwości, czy taka osoba poradzi sobie z obowiązkami. Alona
24
wyglądała jak dziewczynka. Drobna, z długim jasnym warkoczem okalającym jej głowę. Miała wielkie niebieskie oczy, zadarty nos i dołek w brodzie. Nie mówiła po angielsku, toteż Elizabeth usiłowała porozumiewać się z nią swoim nieporadnym ukraińskim. Niestety kuzynka Andrew po prostu jej nie rozumiała, Elizabeth po cichu liczyła więc na pomoc Aleka, ale tu spotkał ją nieoczekiwany zawód. Chłopiec oświadczył, że nie pamięta ukraińskiego i nie rozumie, co dziewczyna do niego mówi, po czym, trzasnąwszy drzwiami, zamknął się w swoim pokoju. Elizabeth poszła za nim. Siedział na łóżku z zaciętą miną.
- Dlaczego tak potraktowałeś naszego gościa? -spytała, starając się zachować spokój.
Wzruszył ramionami.
- To jest twój gość, ja jej nie zapraszałem.
- I dlatego wolno ci się zachowywać tak niegrzecznie? Nie tak się umawialiśmy.
- Myśmy się umawiali, że będziesz moją mamą. I nie jesteś moją mamą! - zawołał ze łzami w głosie.
Usiadła obok niego na łóżku i objęła go ramieniem. Poczuła, jak cały zesztywniał, i zrobiło jej się naprawdę przykro. To też było wynikiem jej zaniedbania, te ich kontakty na dystans, nie czytała mu przed snem, nie przytulała go, nie poprawiała mu kołdry. Rzadko zaglądała wieczorem do jego pokoju, zwykle wychodził w piżamie z łazienki, mówił jej „dobranoc", a ona mu odpowiadała, nie ruszając się zza biurka. Nie układało im się od samego początku, od dnia, kiedy weszli z bagażami do tego mieszkania i Elizabeth poczuła się tu nagle samotnie i obco. Nie umiała odnaleźć się w nowej
25
sytuacji, więc zajęła się sobą, zamiast więcej uwagi poświęcić osieroconemu dziecku. Bo to on przede wszystkim został osierocony.
- Ja... bardzo bym chciała być twoją mamą, ale ty już miałeś mamę, musisz o tym zawsze pamiętać.
- Ona jest pod ziemią, sam widziałem, jak ją zakopywali - odparł rzeczowo.
Elizabeth poczuła się nagle bezradna, nie wiedziała, jak ma wytłumaczyć temu dziecku ich obecną sytuację i, przede wszystkim, dlaczego nie wolno krzywdzić nieobecnych. A może to on miał rację, może należało słuchać swoich uczuć i nie oglądać się na innych.. Ale przecież istniało coś takiego jak obowiązek pamiętania. Co miała mu odpowiedzieć? Czy ona, osoba wątpiąca, powinna mówić o Bogu i o tym, że dusza jest nieśmiertelna? Czy też zdradzić mu swoje przeczucia, że umarli są zawsze blisko nas?
- Twoja mama będzie żyła, dopóki ją będziesz pamiętał - powiedziała wreszcie.
- Ale ona została tam, a ja jestem tutaj i nie chcę tam wracać... wolę pamiętać mojego tatę.
Takie więc były jego kalkulacje, nie chciał przyznawać się do matki, bo to według niego zagrażało pobytowi tutaj. Bał się, że jako syn Oksany Krywenko w którymś momencie zostanie odesłany na Ukrainę.
- Alek, twój dom jest tutaj i ani ja, ani nikt inny nie zrobi niczego wbrew twojej woli, obiecuję ci - powiedziała miękko. - Ale zostaw trochę miejsca w sercu dla swojej mamy, zasłużyła na to.
- Dobrze - usłyszała drżący głosik.
Ta rozmowa trochę zbliżyła ich do siebie, ale problemy pozostały. Elizabeth wyrzucała sobie, że brakuje jej tego ciepła, jakie mają inne kobiety. Pozornie łatwe naturalne gesty, jak przytulenie kogoś, pocałowanie w policzek czy rozwichrzenie włosów, przychodziły jej z ogromnym trudem. Nawet w obecności Andrew odczuwała taką barierę, ale on potrafił ją przełamać. Andrew był pod tym względem normalny. Zarówno ona, jak i Alek zostali w dzieciństwie jakoś okaleczeni emocjonalnie i, przynajmniej w jej przypadku, skutki wydawały się nieodwracalne. Może źle się stało, że chłopiec był właśnie z nią, może w jakimś innym domu, wśród ludzi, którzy okazaliby mu więcej ciepła, jego rany szybciej by się zabliźniły. Dlaczego? Dlaczego była taka spętana w środku, „zimna jak ryba", jak jej kiedyś powiedział w gniewie Jeff? Potem ją przeprosił, próbując obrócić wszystko w żart.
- Wychowano cię na prawdziwą damę - powiedział - a, jak wiadomo, prawdziwym damom nie wypada okazywać uczuć.
Kochała Aleka, ale nie umiała mu tego okazać. Stawało się to dla niej prawdziwym problemem. Zaczęła się zastanawiać, czy nie zwrócić się o pomoc do terapeuty. Jej przyjaciółka Sharon podjęła taką terapię zaraz po wyjściu ze szpitala i uważała, że bardzo jej pomogła. Więc może warto, żeby i ona spróbowała? Ale kiedy? Kiedy? Na wszystko brakowało jej czasu. Powinna wybrać się do szkoły Aleka, bo gdy była tam ostatnio, nauczycielka powiedziała jej, że chłopiec jest bardzo zdolny, robi postępy, ale trudno nawiązać z nim kontakt. Nigdy się nie odzywa niepytany.
26
27
W ławce siedzi sam, nie znalazł żadnego kolegi. Może należało zasięgnąć rady u psychologa. Ale czas, czas ją gonił. Brakowało go jej na spotkania ze studentami po zajęciach, kiedy z zapałem dyskutowali o ostatnich happeningach albo o dziwnym świetle obrazów El Greca. Od dawna zalegała z recenzją do weekendowego wydania „New York Timesa", ponaglano ją już kilka razy.
Mimo pierwotnych obaw, czy Alona poradzi sobie z domowymi obowiązkami w obcym kraju, w obcym mieście, bez znajomości języka, Elizabeth była z niej bardzo zadowolona. Swoją obecnością ta miła i bezpośrednia dziewczyna wniosła do ich domu nutę optymizmu. Miała ładny głos i często śpiewała, sprzątając mieszkanie. Początkowo trochę to irytowało Elizabeth, bo melodyjne piosenki przenikały nawet przez zamknięte drzwi, z czasem jednak do nich przywykła i kiedy Alona wyczerpywała swój repertuar i w domu zalegała cisza, czegoś zaczynało Elizabeth brakować. Alek z uporem odmawiał rozmowy w swoim dawnym języku gdy dziewczyna coś do niego mówiła, słuchał z miną sfinksa. Albo udawał, albo naprawdę wyparł z pamięci swój ukraiński. Elizabeth sama już nie wiedziała, co o tym myśleć. Gdyby okazało się to prawdą, znaczyłoby, że podświadomość dziecka wymazała język, który kojarzył mu się ze strachem i cierpieniem.
Alona tymczasem robiła szybkie postępy w nauce angielskiego, po kilku miesiącach można już się było z nią swobodnie porozumieć. Okazało się, że ta dziewczyneczka,
28
skończyła właśnie studia i ma zamiar pisać doktorat.
- A jaki sobie wybrałaś temat, Alonko? - spytała ją Elizabeth.
- Życie płciowe afrykańskich motyli - odpowiedziała z całą powagą.
Elizabeth uznała w końcu, że spokojnie może zostawić Aleka pod opieką panny doktorantki, i zaczęła się przygotowywać do wyjazdu do Włoch. Podróż jednak się odwlekała, bo Andrew, który miał tam do niej dołączyć, nie mógł z powodu ważnych spraw zawodowych opuścić Lwowa.
- Nie czekaj na mnie, Elizabeth, nie trać czasu -mówił.
- Nie, tym razem musimy się zobaczyć - odrzekła stanowczo. - Teraz albo nigdy!
W końcu udało im się ustalić datę spotkania na początek maja.
- Ale będziesz na pewno? - pytała z niepokojem.
- Postaram się, kochanie.
- Pamiętaj, jeżeli coś ci znowu wypadnie, ja przyjadę do Lwowa.
- To wtedy na pewno się nie zobaczymy!
Gdy samolot wzbił się w powietrze, pomyślała, że teraz z każdą chwilą będzie przybliżała się do Andrew, i ogarnęło ją uczucie ogromnej radości. Tak cieszyć się potrafiła tylko jako dziecko, gdy dostawała długo oczekiwany prezent, rower albo lalkę.
Oby nic im nie przeszkodziło, żeby jej samolot się nie rozbił, a Andrew nie zatrzymały pilne sprawy.
29
Była jeszcze chora pani Sanicka, która w każdej chwili mogła poczuć się gorzej.
Ale samolot wylądował szczęśliwie na Fiumicino i Elizabeth bez przeszkód dotarła do hotelu, w którym zawsze się zatrzymywała. Był to solidny hotel z tradycjami z okien roztaczał się naprawdę wspaniały widok na Rzym. Wchodziło się do niego po słynnych Hiszpańskich Schodach, skręcało w prawo w piękną, starą uliczkę i po lewej stronie znajdowało się już wejście, przed którym portier z niezwykłą serdecznością witał gości. Zdziwiła się na widok znajomej, lekko przygarbionej sylwetki leciwego Antonia, bo kiedy była tu ostatnio, zapowiedział, że wkrótce odchodzi na emeryturę.
- Benvenuta a Roma, signora Connery! - zawołał uradowany.
- Buongiorno, Antonio, lavori sempre?
- Si, sono andato in pensione ma che noia. Devo lavorare, vedere la gente, altrimenti sento la morte awicinarsi... - odparł z silnym rzymskim akcentem.
Elizabeth przyjęła to do wiadomości i weszła do środka. Na pierwszym piętrze od południowej strony miała swój ulubiony pokój, a ponieważ był dwuosobowy, mogła go tym razem zarezerwować dla nich obojga. Hotelowy boy wniósł jej bagaże, dała mu napiwek i wyszła na taras wśród dachów Rzymu dostrzegła charakterystyczną kopułę Bazyliki św. Piotra i poczuła się tak, jakby właśnie wróciła do domu.
Andrew miał przylecieć nazajutrz około południa, a ona o tej porze umówiona była w wydawnictwie, które wydało właśnie tłumaczenie jej książki o Pieterze
Brueglu starszym, i nie mogła przywitać się z nim na lotnisku.
Spotkali się w hotelu. Prawie nie mogła uwierzyć, że to naprawdę on. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętała: te same szpakowate skronie, może odrobinę więcej siwizny, znajome bruzdy wokół ust i lekko zmrużone, ciemne, nieco kpiące oczy.
- Nic się nie zmieniłeś - powiedziała, starając się zapanować nad swoim głosem. - A ja?
- Ty to jesteś ty - odrzekł. - Czy to ważne, że możesz mieć dwie zmarszczki więcej?
Elizabeth zrobiła nadąsaną minę.
- Skoro tak mówisz, to znaczy, że się postarzałam.
- Liczę na to - odrzekł ze śmiechem. - Co taki starszy pan robiłby z podlotkiem? Chodź, pójdziemy coś zjeść, jestem bardzo głodny.
Elizabeth zaprowadziła go do małej restauracyjki nieopodal hotelu, gdzie też została miło powitana przez właścicielkę. Zamieniły kilka słów, potem tamta przyjęła zamówienie.
Do obiadu wypili butelkę wina. Siedzieli przy małym stoliku z widokiem na stary mur porośnięty pnączem obsypanym drobnymi różowymi kwiatkami. Okno było otwarte, więc ich silny zapach przyprawiał niemal o zawrót głowy.
- Ciekawe, co to za roślina - zastanawiała się Elizabeth. - Słyszałam taką plotkę, że swego czasu Kleopatra przywiozła do Rzymu sadzonkę krzewu, którego kwiaty wydzielały silny aromat pozbawiający mężczyzn woli, dzięki czemu łatwo przychodziło królowej prowadzić negocjacje.
30
31
- Czy chodziło tylko o mężczyzn? - dopytywał się Andrew. - Na kobiety ten zapach nie działał?
- Słyszałam tylko o mężczyznach - roześmiała się.
Wrócili potem do hotelu. Znaleźli się nagle sami, na wyciągnięcie ręki. Elizabeth tak długo czekała na tę chwilę, często wyobrażała sobie, jak to będzie, kiedy się wreszcie spotkają. A teraz nie odczuwała niczego prócz potwornego onieśmielenia. Wydawało jej się, że nie odważy się przed nim rozebrać. „Może wspólny pokój to błąd - pomyślała - może trzeba było zamieszkać osobno?"
Andrew musiał wyczuć, co się z nią dzieje. Podszedł do drzwi balkonowych i otworzył je na oścież, potem, stojąc w nich, zapalił papierosa.
- Mam taki ulubiony film, o dwojgu niemłodych już ludziach, którzy zakochali się w sobie - powiedział. - O ile dobrze pamiętam, nosi tytuł Cienista dolina. Widziałaś go może?
- Nie sądzę, rzadko chodzę do kina - odrzekła nienaturalnie spiętym głosem.
- Główną rolę grał w nim Anthony Hopkins -ciągnął Andrew - a partnerowała mu niezwykła aktorka, Debra Winger. I wiesz, była tam taka scena: stary kawaler, ze swoimi przyzwyczajeniami i dziwactwami, przywozi świeżo poślubioną żonę, tęże Debrę, do swojego domu. Idą do sypialni, ale pan młody ma bardzo niewyraźną minę. Ona pyta: „O co chodzi?", a on odpowiada, że nie jest pewien procedury. I na to Debra: „A co robiłeś wczoraj przed pójściem spać?" On: „Włożyłem piżamę, umyłem zęby i położyłem się do
32
łóżka". „Więc zrób to teraz, włóż piżamę, umyj zęby, jak wrócisz z łazienki, ja tu nadal będę".
Andrew podszedł do Elizabeth, ujął ją za ramiona i spojrzał prosto w oczy.
- Sądzę, kochanie, że ty też nie jesteś pewna procedury - powiedział ciepło. - Więc idź do łazienki, umyj zęby, a ja tu będę na ciebie czekał...
I nagle wszystko się zmieniło, niedawne skrępowanie zniknęło bez śladu. Oboje byli nadzy, tak bardzo potrzebujący siebie nawzajem. Szeptała nieprzytomnie jakieś słowa, powtarzała Andrew, że go kocha. Ale on przecież o tym wiedział.
Leżeli potem obok siebie wyczerpani, ona z głową na jego piersi.
- Wiesz co - powiedziała - chciałabym obejrzeć tę Cienistą dolinę...
- Nie wiem, czy jeszcze ją grają, to stary film.
- Jak stary? - spytała.
- No... kiedy ja go oglądałem? - zastanawiał się. - Chyba to był rok dziewięćdziesiąty drugi albo trzeci.
- Sam byłeś w kinie?
- Sam. I jest to jedyny film, który oglądałem dwa razy.
Elizabeth ziewnęła, z wolna ogarniała ją senność po tym dniu pełnym napięć, ale i wielkiej radości. Zasypiając, czuła obecność Andrew. I było tak, jakby nigdy się nie rozstawali.
Śniadanie zamówili do pokoju, parę minut po dziewiątej wjechało na wózku cappuccino w starych porcelanowych filiżankach, cornetti, gorące rogaliki
33
pachnące cynamonem, i obowiązkowo spremuta d'arancio. Andrew dodatkowo zażyczył sobie jajecznicę na boczku, bo stwierdził, że po tak cienkim śniadanku nie dotrwałby do obiadu.
Jej podał do łóżka srebrną tacę, przykrytą białą serwetką, gdzie obok talerzyków i filiżanki stał mały wazonik z orchideą; miała zielone płatki i fioletowy środek.
- Pierwszy raz ktoś mnie tak rozpieszcza - powiedziała z rozbrajającą szczerością.
- Odtąd już zawsze będę cię tak rozpieszczał -odrzekł z uśmiechem.
- O ile będziesz w pobliżu.
- Myślę, że nasza łódź przybiła wreszcie do brzegu.
- Sądzisz, że tutaj jest nasza Itaka? - spytała.
- My jesteśmy dla siebie Itaką - odrzekł poważnie.
- Ale to będzie Itaka przenośna, bo ja nie mogę być z tobą we Lwowie, a ty nie zechcesz przyjechać do Ameryki. Nie zechcesz, prawda?
Andrew długo milczał.
- Dopóki żyje matka, muszę być tam, a potem... jeżeli jeszcze będziesz tego chciała, przyjadę.
Odstawiła tacę na podłogę i usiadła na łóżku, podciągając kolana pod brodę.
- Może coś się na Ukrainie zmieni i ja będę mogła przyjechać do ciebie. W tym roku mają być wybory prezydenckie.
Andrew zapalił papierosa.
- Nic się nie zmieni, Elizabeth, Rosja nie wypuści nas ze swoich łap. Dla Putina to sprawa życia lub politycznej śmierci. Obiecał swoim, że odbuduje imperium, a do tego potrzebuje Ukrainy.
34
- Ale przecież to Ukraińcy będą wybierali swojego prezydenta, a nie Putin - powiedziała tonem pretensji, że jej odbiera złudzenia.
- Niestety mylisz się, to on będzie wybierał. Tak jak na Białorusi sfałszują wybory, wygra kandydat władzy i naród to zaakceptuje, bo narodu ukraińskiego, że tak powiem, nie ma. Ale zmieńmy temat na jakiś weselszy.
Andrew odsunął firankę i wyjrzał przez okno.
- Niebo znowu bezchmurne, co będziemy robić dzisiaj? Pozwiedzamy coś?
- A chciałbyś coś pozwiedzać? - odpowiedziała pytaniem.
- To ja ciebie pytam! - Uśmiechnął się. - Ty tu jesteś kulturalno-oświatowa.
- Kulturalno-oświatowa? - zdziwiła się. - Kto to taki?
- U nas w poprzednim systemie była taka specjalna funkcja - wyjaśnił - ale kultura i oświata istniały tylko na papierze, wiesz, dla zamydlenia oczu. Więc zabierzesz mnie w jakieś ruiny i zrobisz mały wykład?
- A byłeś już w Rzymie? Zrobił nieokreślony ruch ręką.
- No, mieszkam w małym Rzymie, jak nazywają Lwów. Jak wiesz, jest usytuowany na siedmiu wzgórzach.
- I jest piękny! Ale odpowiedz na moje pytanie: byłeś już tutaj?
- Nie, ale nie przyjechałem do Rzymu, tylko do ciebie. Ciebie chcę oglądać i mieć blisko. Możesz mi
35
ewentualnie coś opowiedzieć, ale pod warunkiem, że nie włożysz koszulki!
Elizabeth pokręciła głową z dezaprobatą, koszuli jednak nie włożyła.
- No więc - zaczęła - Rzym był oczywiście najważniejszym ośrodkiem sztuki, lecz najpełniejszy obraz jej rozwoju dały Pompeje i Herkulanum... przyjmuje się trzy okresy: królewski, republiki i cesarstwa... ten ostatni rozpoczął się w trzydziestym roku przed naszą erą i trwał do piątego wieku naszej ery. Z tym że początki architektury i plastyki kształtowały się pod wpływem Etrusków...
- To wszystko jest bardzo ciekawe - przerwał jej Andrew - ale co byś powiedziała, gdybyśmy jeszcze na chwilę wrócili do łóżka?
- Nie spędzimy w nim chyba całego tygodnia? -roześmiała się.
- Nie miałbym nic przeciw temu.
- Ale ja mam wobec nas inne plany. Czy byłeś kiedyś na Capri?
- Na Capri? - zdumiał się Andrew. - Na Capri jeżdżą teraz niemieckie mieszczuchy z grubymi portfelami.
Elizabeth zmarszczyła groźnie brwi.
- Andrew! Capri przed sezonem to zupełnie inna wyspa niż w sezonie - powiedziała. - Capri przed sezonem to najpiękniejsze miejsce na świecie, a poza tym krzyżują się tu różne kultury, grecka, rzymska...
Nazajutrz wyruszyli Autostradą Słońca do Neapolu, a stamtąd wynajętą motorówką na wyspę. Przewoźnikiem
36
był Aldo, młody neapolitańczyk, jakby wyjęty z kolorowego pisma dla kobiet: wysoki, muskularny, o oliwkowej cerze i olśniewająco białych zębach. Przyjazny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Sei innamoratal - spytał ją w pewnej chwili. Uśmiechnęła się.
- Si vede cosl tantol
- Allora non c'e meglio di Capri in maggio -odrzekł zalotnie.
- Czegóż to dotyczy wasza konwersacja i porozumiewawcze uśmiechy? - spytał Andrew. - Zaczynam być zazdrosny!
- To nasza tajemnica - odpowiedziała.
Aldo od razu zrozumiał, o co chodzi, i zajął się sterem, a potem zaczął nucić neapolitańską piosenkę, wkrótce już śpiewał na całe gardło: O sole mio... Jakżeby inaczej.
- Widocznie liczy na duży napiwek - stwierdził z lekkim przekąsem Andrew.
- Żebyś wiedział - odpowiedziała. - Ci młodzi Włosi tutaj to chyba najlepsi psychologowie na świecie. Ten od razu się zorientował, że nie jesteśmy starym małżeństwem, ale parą zakochanych, więc odstawia nam tu Kupidyna.
Mały elektryczny samochodzik wiózł ich do położonego nad morzem hotelu wąskimi uliczkami, pośród ogrodów, gdzie kwitły magnolie, róże i inne, nieznane jej krzewy, o tej porze roku obsypane kwiatami. Mijali po drodze gaje cytrynowe, gdzie drzewka stały karnie obok siebie, ukrywając wśród liści dojrzewające owoce.
37
Andrew nic nie mówił, ale po jego minie poznała, że jest pod wrażeniem tego, co widzi. Tak intensywnych barw nie ma chyba nigdzie na świecie. Niebo było tu tak niebieskie, jak tylko można sobie wyobrazić, i taki sam był kolor morza.
- Capri cierpi na nadmiar - powiedział Andrew - może dlatego cieszy się złą sławą.
- Nigdy nie polegaj na cudzych sądach, to moja zasada - odrzekła. - Trzymam się jej od lat i chyba źle na tym nie wychodzę.
- Może i tak - zgodził się - ale gdyby nie ty, moja noga by tu nie postała.
- Chyba nie żałujesz?
- W tym momenc