Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce
Szczegóły |
Tytuł |
Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BRACIA GRIMM
BAŚNIE DOMOWE I DZIECIĘCE
tom pierwszy
ilustrowała Murawska
PRZEŁOŻYLI EMILIA BIELICKAVI MARCELI TARNOWSKI
POSŁOWIE V HELENA KAPEŁUŚ
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Warszawa 1986
Przedmowa
Tłumaczenie oparto na wydaniu:
Kinder- und Hausmarchen gesammelt durch die Briider Grimm Insel Yerlag,
Frankfurt am Main 1975
ISBN 83-205-3775-4
Copyright for the Polish edition by Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Warszawa 1982
Uważamy to za okoliczność szczęśliwą, jeśli po burzy czy innej klęsce zesłanej
przez niebo, kiedy cały zasiew ulega zniszczeniu, pod niskim żywopłotem czy kapą
przydrożnych krzaków, na niewielkiej bezpiecznej przestrzeni uchowa się parę
pojedynczych kłosów. Niech potem słońce w porę zaświeci, a będą one rosły dalej
samotnie, przez nikogo nie zauważone: nie zetnie ich przedwcześnie żaden sierp i
nie trafią do ogromnych stodół, lecz późnym latem, kiedy dojrzeją i ziarnem się
wypełnią, znajdą je ręce biedaków, złożą kłos do kłosa, starannie zwiążą i z
większym poszanowaniem niż to, jakim na ogół darzy się całe snopy, zaniosą do
domu, aby przez zimę służyły za pożywienie i stanowiły jedyne często nasienie na
przyszłość.
Tak i nam się przydarzyło, kiedy spostrzegliśmy, że spośród obfitości tego, co w
dawniejszych czasach kwitło, nie pozostało nic, nawet we wspomnieniu, oprócz
paru pieśni wśród ludu, kilku książek, podań i tych niewinnych baśni domowych.
Miejsce pod piecem, kuchenny komin, schody na strych, obchodzone jeszcze dni
świąteczne, pastwiska i lasy w swej ciszy i spokoju, a nade wszystko niczym nie
zmącona wyobraźnia - to były owe żywopłoty, które je chroniły i przekazywały z
pokolenia na pokolenie.
Była już chyba najwyższa pora, by baśnie te utrwalić, bowiem tych, którzy
powinni je przechowywać, jest wciąż coraz mniej. Prawda, że ci, którzy je
pamiętają, na ogół pamiętają bardzo wiele, gdyż tylko ludzie odumierają bajki,
nie zaś one ludzi: zanika jednak sam obyczaj, podobnie jak wszelkie tajemnicze
zakątki w domach i ogrodach, trwające od dziadka aż po wnuki, ustępują miejsca
taniej elegancji, przypominającej uśmiech, z jakim mówi się o tych baśniach
domowych - wygląda on wytwornie, a mało kosztuje. Tam, gdzie bajki jeszcze żyją,
nikt się nie zastanawia, czy są dobre, czy złe, poetyczne czy też budzące
niesmak dorosłych ludzi: znamy je i lubimy, bo takie otrzymaliśmy w spadku,
cieszymy się nimi, nie szukając przyczyn, tej radości. Tak cudowny jest żywy
obyczaj i to właśnie łączy poezję ze wszystkim, co nieprzemijające, że trzeba
jej ulegać, nawet wbrew woli. ^'etrudno zresztą zauważyć, że trwa on tylko tam,
gdzie istnieje szczególnie żywa wrażliwość na poezję i fantazja nie przytłumiona
przewrotnością życia, iatego też nie zamierzamy wcale wychwalać zebranych tu
bajek ani bronić Przed ich przeciwnikami: już samo ich istnienie wystarcza, aby
je chronić. To, 0 _w tak różnorodny sposób i wciąż od nowa cieszyło, wzruszało i
pouczało, z tym samym świadczy, jak jest potrzebne, i bez wątpienia pochodzi z
tego toego odwiecznego źródła, które rosi wszystko, co żyje, i choćby mały
zwinięty listek jedną jedyną kroplę zatrzymał, to zalśni ona w pierwszych
promieniach jutrzenki.
Stąd bierze się przenikająca te utwory wewnętrzna czystość, dzięki której dzieci
wydają się nam tak cudowne i szczęśliwe: mają one też te same jasnoniebieskie,
nieskazitelne, lśniące oczy*, które nie mogą już rosnąć, podczas gdy inne części
ciała są jeszcze delikatne, słabe i niezdolne do ziemskich czynności.1 Dlatego
to tworząc nasz zbiór zamierzaliśmy nie tylko przysłużyć się dziejom poezji i
mitologii, ale pragnęliśmy, aby poezja, która jest w nim żywa, działała sama
przez się i dawała radość każdemu, kto potrafi się nią cieszyć, a więc by
książka nasza miała również wartości wychowawcze}, W dążeniu do tego celu nie
szukamy wcale tej formy czystości, jaką się osiąga tchórzliwie unikając
wszystkiego, co wiąże się z pewnymi sytuacjami i stosunkami, które zdarzają się
codziennie i które nie powinny pozostawać w ukryciu; praktyki takie wywołują w
dodatku złudzenie, że to, co w drukowanej książce okazuje się wykonalne, będzie
też takie w realnym życiu. My szukamy czystości w prawdzie prostego opowiadania,
w której na ___dnie nie kryje się nic przewrotnego. W tym nowym wydaniu
staraliśmy się usunąć wszelkie wyrażenia niestosowne dla dziecięcego wieku.
Gdyby mimo to wysuwano zastrzeżenia, że to czy owo wprawia rodziców w
zakłopotanie lub wydaje im się gorszące, tak że wolą nie dawać książki dzieciom
do ręki, to może w pewnych odosobnionych wypadkach obiekcje takie bywają
uzasadnione, a wtedy można przecież dokonać wyboru: na ogół jednak, to znaczy
przy normalnych zdrowych reakcjach nie jest to na pewno potrzebne. Nikt nie
obroni nas tu lepiej niż sama natura, która nadała listkom i kwiatkom takie a
nie inne barwy i kształty; jeśli nie spełniają one czyichś szczególnych wymagań,
to nie można przecież żądać z tej racji zmiany owych barw i kształtów. Albo
weźmy inny przykład: deszcz i rosa wywierają swe dobroczynne działanie na
wszystko, co rośnie na ziemi; kto nie chce wystawiać swych roślin na owo
działanie w obawie, że są zbyt wrażliwe i może im to zaszkodzić, lecz woli
podlewać je w pokoju ostudzoną wodą, ten nie będzie się przecież domagał
zlikwidowania deszczu i rosy. Tylko to, co naturalne, może też być pożyteczne, i
tym winniśmy się kierować. A zresztą wśród zdrowych i krzepiących książek
stworzonych przez lud, z Biblią na czele, nie znamy ani jednej, która nie
budziłaby podobnych zastrzeżeń, i to w nieporównanie poważniejszej mierze;
wystarczy jednak właściwie z nich korzystać, a nie znajdziemy tam nic złego,
lecz jedynie, jak to pięknie powiedziano, świadectwo własnych serc. Dzieci bez
trwogi wskazują na gwiazdy, podczas gdy wszyscy inni, według wierzeń ludowych,
obrażają tym aniołów.
* Właśnie dzieciom wydają się one szczególnie kuszące i koniecznie chciałyby je
posiąsc (Fischarta Gargantua, 129 b. 131 b.)
Gromadziliśmy te bajki przez trzynaście blisko lat; tom pierwszy, który ,,
tikazałsię w roku 1812,!zawierał w większości materiał zbierany przez nas po
trochu z ustnych przekazów na terenie Hesji, w okolicach położonych nad frienem
i Kinzigiem, w hrabstwie Hanau, skąd sami pochodzimy. Drugi tom został ukończony
wyroku</l 814j znacznie szybciej skompletowany, po części dlatego, że książka
sama zyskała już sobie przyjaciół, którzy przekonawszy się, jakie są jej
założenia, udzielili jej swego poparcia, po części zaś dzięki sprzyjającemu nam
szczęściu, które sprawia wrażenie przypadku, ale które zazwyczaj towarzyszy
szczególnie wytrwałym i pilnym zbieraczom. Kiedy się już przywyknie przestrzegać
obu tych cech, szczęście owo zdarza się częściej, niż by się zdawało, a dzieje
się tak powszechnie z wszelkimi obyczajami i osobliwościami, przypowieściami i
żartami ludowymi. Piękne bajki dolnoniemieckie, pochodzące z księstwa Miinster i
Paderborn, zawdzięczamy szczególnej dobroci i przyjaźni: swojskość dialektu w
połączeniu z wewnętrzną spoistością dały tu nader korzystne wyniki. Tam, w owych
sławnych z niemieckich swobód okolicach, podania i baśnie zachowały się w
niektórych miejscowościach jako niemal stała rozrywka, związana z pewnymi
świętami, i kraj ten obfituje jeszcze w odziedziczone po przodkach zwyczaje i
pieśni. Tam, gdzie pismo z jednej strony nie bruździ wprowadzając elementy obce
i nie otępia nadmiarem, z drugiej zaś nie rozleniwia pamięci, i w ogóle wśród
narodów, których literatura nie posiada wielkiego znaczenia, tradycja jako
namiastka przejawia się w wyraźniejszej i czystszej postaci. Dzięki temu
przekazy, jakie zachowały się w Dolnej Saksonii, są znacznie liczniejsze niż w
innych okolicach. O ileż pełniejszy i w treść bogatszy mógłby być zbiór dokonany
na terenie Niemiec w wieku XV albo i XVI, w czasach Hansa Sachsa i Fischarta*.
Do szczęśliwych przypadków należał między innymi i ten, że we wsi Niederzwehrn,
położonej niedaleko Kassel, poznaliśmy pewną wieśniaczkę, która opowiedziała nam
większość spośród najpiękniejszych bajek drugiego tomu. Pani Viehmann [zwana
,,die Viehmannin"] była niewiastą jeszcze krzepką, liczącą niewiele ponad
pięćdziesiąt lat. Rysy jej twarzy miały w sobie coś mocnego, rozumnego i
ujmującego, spojrzenie wielkich oczu było jasne ' przenikliwe**. Zachowała ona
wiernie w pamięci dawne podania i sama
* Znamienną jest rzeczą, że Gallowie nie pozwalali spisywać przekazywanych przez
radycję pieśni, mimo że we wszelkich innych okolicznościach posługiwano się
wtedy pismem.
ezar, który o tym wspomina (De bello Gallico VI.4.) sądzi, ze w ten sposób
chciano zapobiec
kornyślnemu zaniechaniu uczenia się i zapamiętywania pieśni przez tych, którzy
zbytnio
awierzą pismu. Również Thamus podkreśla w rozmowie z Theuthem (w Fajdrosie
Platona)
wynalezieniu liter niekorzystne skutki, jakie pismo może wywrzeć na rozwój
pamięci.
* Brat nasz Ludwig Grimm wykonał jej bardzo wierną i naturalną podobiznę, którą
Zna obejrzeć w zbiorze jego rycin (u Weigla w Lipsku). Wskutek wojny poczciwa ta
kobieta
utrzymywała, że dar ten nie każdy posiada, że wielu nie potrafi zapamiętać nic w
jakiejś składnej całości. Opowiadała przy tym w sposób rozsądny, pewny i
nadzwyczaj żywy, z wyraźną przyjemnością, najpierw całkiem swobodnie, potem na
żądanie powtarzała to samo raz jeszcze powoli, tak że przy pewnej wprawie można
było wszystko zapisać. Znaczna część jej opowieści zanotowana została dzięki
temu dosłownie i nie sposób omylić się co do ich autentyczności. Kto sądzi, że
do reguły należy lekkie zafałszowanie przekazu, ^niedbałość w przechowywaniu go
i, co za tym idzie, jego nietrwałość, ten powinien by posłuchać, jak ta
niewiasta dokładnie trzymała się wątku opowiadania, jak zawzięcie dbała o jego
czystość; powtarzając, nigdy nic w samej istocie rzeczy nie zmieniała, a jeśli
zauważyła własną omyłkę, zaraz, przerywając opowieść, sama siebie poprawiała.
Przywiązanie do tradycji ludzi, którzy wiodą nie podlegający żadnym zmianom tryb
życia, jest silniejsze, niż my, tak skłonni do zmian, jesteśmy w stanie pojąć.
Dlatego właśnie cechują je tylokrotnie potwierdzone usilne dążenie do wierności
i wewnętrzna uczciwość, do których wszystko, co odmienne, choć pozornie o wiele
bardziej błyskotliwe, z trudem dociera. Epickie podstawy twórczości ludowej
przypominają w tak rozmaitym nasileniu w całej przyrodzie występującą zieleń,
która syci i łagodzi, nigdy nie nużąc.
Oprócz bajek, które weszły w skład drugiego tomu, przybyły nam jeszcze liczne
uzupełnienia do tomu pierwszego i opowiadania lepsze od włączonych tam, a
pochodzące z tych samych lub innych źródeł. Hesja jako kraj górzysty, położony z
dala od wojskowych traktów i trudniący się głównie uprawą roli, posiada
korzystne warunki do przechowywania dawnych obyczajów i tradycji. Dzięki temu w
tych stronach, będących właściwą siedzibą plemienia Chatti, przetrwały - postawa
pełna powagi, solidne i śmiałe zasady, które zresztą nie pozostaną niezauważone
przez historię, a nawet typ rosłego, pięknie zbudowanego mężczyzny, i cechy te
sprawiają, że brak skłonności do wygód i delikatności, który w przeciwieństwie
do innych krajów, jak na przykład Saksonia, wyraźnie daje się tu zauważyć,
uznaje się raczej za zalety. Wyczuwa się też, że do tych dość surowych, ale
przepięknych okolic pasuje nieco pruderyjny i skromny tryb życia. W ogóle należy
zaliczyć Hesseńczyków do tych ludów naszej ojczyzny, które wbrew zmianom, jakie
czas z sobą niesie, najwytrwalej zachowują stare siedziby i odrębność swych
obyczajów.
Wszystko to, co udało nam się'jeszcze pozyskać dla naszego zbioru, pragnęliśmy
włączyć do książki w tym drugim wydaniu. Dlatego też tom pierwszy został
gruntownie przepracowany, braki uzupełniono, wiele opowieści uproszczono i
oczyszczono i nieliczne tylko utwory pozostały w nie
popadła w biedę i nieszczęścia, które życzliwi ludzie mogli jedynie złagodzić,
ale nie całkiem oddalić. Ojciec jej licznych wnucząt zmarł na tyfus, sieroty zaś
wniosły chorobę i niedostatek do jej i tak już ubogiej chaty. Wkrótce sama
zapadła na zdrowiu i zmarła 17 listopada 1816 roku.
mienionej postaci. Raz jeszcze sprawdzono to, co wydawało się podejrzane, 9
znaczy, co mogło być obcego pochodzenia lub uległo zafałszowaniu przez
niniejsze dodatki, i co należy, usunięto. Przybyły za to nowe bajki, wśród
których są również przekazy pochodzące z Austrii i niemieckojęzycznych (H'ch.
tak że można tu będzie znaleźć rzeczy dotychczas zupełnie nieznane. W poprzednim
wydaniu mieliśmy bardzo mało miejsca na objaśnienia, przy rozszerzonej objętości
książki mogliśmy przeznaczyć na komentarz cały trzeci tom- Dzięki temu nie tylko
zdołaliśmy przywrócić informacje, z których bardzo niechętnie wcześniej trzeba
było zrezygnować, ale też dodać nowe, przynależne już do tej części ustępy,
które, jak się spodziewamy, uwypuklą jeszcze naukową wartość naszego zbioru.
Co się tyczy sposobu, w jaki przeprowadzaliśmy naszą pracę, to zależało nam
przede wszystkim na wierności i prawdzie. Nie dodaliśmy tu nic od siebie, nie
upiększyliśmy żadnego szczegółu, żadnego wątku w którymkolwiek podaniu, lecz za
każdym razem oddawaliśmy jego treść w takiej formie, w jakiej nam ją przekazano;
że kształt słowny i opracowanie szczegółów w głównej mierze od nas pochodzi, to
rozumie się samo przez się, ale staraliśmy się zachować każdą osobliwość, jaką
udało nam się zauważyć, aby i pod tym względem pozostawić zbiorowi całą
różnorodność, właściwą naturze. Każdy, kto zajmuje się podobną pracą, zrozumie,
że podejścia takiego nie można nazwać beztroskim czy niedbałym, przeciwnie,
wymaga ono wielkiej rozwagi i taktu, które zdobywa się dopiero z czasem, aby
odróżnić to, co prostsze, czyściejsze, a mimo to doskonalsze, od tego, co
zafałszowane. Mając do czynienia z kilkoma różnymi opowiadaniami, które się
nawzajem uzupełniały, a nie wykazywały sprzeczności wymagających usunięcia,
łączyliśmy je w jedno; jeśli wszakże odbiegały od siebie do tego stopnia, że
każde posiadało własne, odrębne wątki, wtedy wybieraliśmy spośród nich
najlepsze, pozostałe umieszczając w komentarzu. Różnice te były znacznie
ciekawsze dla nas niż dla tych, którzy widzą w nich jedynie odchylenia i
zniekształcenia istniejącego niegdyś jednego prawzoru, podczas gdy w
rzeczywistości są to chyba jedynie próby zbliżenia się rozmaitymi drogami do
czegoś niewyczerpanego, istniejącego tylko w ludzkim umyśle. Powtarzanie się
poszczególnych zdań, wątków i wstępów należy traktować jak epickie strofy, które
zawsze powracają, ilekroć odezwie się odpowiedni ton 1 w nie utrafi, i właściwie
nie sposób tego rozumieć inaczej.
Dialekt o zdecydowanie jednolitym charakterze zawsze chętnie
respektowaliśmy. Gdyby to było w każdym wypadku możliwe, opowiadanie
na pewno by na tym tylko zyskało. Jest to okoliczność, kiedy osiągnięta |
kultura, giętkość i kunszt języka okazują się zbędne i wyraźnie czujemy, że
wyrafinowany język używany w piśmie, choć na ogół tak sprawny, jasny
1 Przejrzysty, zatracił jednak wszelki smak i nie przystaje już tak ściśle do
l O opisywanej treści. Szkoda, że dialekt Dolnej Hesji w okolicach Kassel, a
więc w punkcie granicznym regionów saksońskiego i frankońskiego, stanowi
nieokreśloną i w czystej postaci nie do uchwycenia mieszaninę dialektów
dolnoheskiego i wysokoniemieckiego.
Zgodnie z naszą wiedzą, nie ma w Niemczech ani jednego zbioru bajek o takim
charakterze. Publikowano czasem po kilka przypadkiem uzyskanych afoo też
traktowano je jako surowiec do tworzenia obszerniejszych opowiadań. Wypowiadamy
się kategorycznie przeciwko takim praktykom. , Me ulega wprawdzie wątpliwości,
że w każdym żywym twórczym natchnieniu tkwią również elementy poetyckiego
kształtowania i kulturalnego rozwoju, bez których wszelka tradycja byłaby
bezpłodna i martwa, i w tym właśnie tkwi między innymi przyczyna, dlaczego każdy
region i każdy człowiek ma swój odrębny sposób opowiadania. Istnieje jednak
wielka różnica pomiędzy ową na pół świadomą, przypominającą cichą wegetację
roślin i bezpośrednio ze źródła życia czerpiącą soki naiwną twórczością a
umyślnym, samowolnie kojarzącym i sklejającym przerabianiem: i tego Ostatniego
właśnie nie można uznać. Jedyną linią przewodnią byłyby wtedy zależne od jego
własnego wykształcenia, decydujące o wszystkim poglądy pisarza, podczas gdy w
przypadku rozwoju naturalnego o każdym szczególe decyduje rozsądek ludowy, nie
dopuszczając do głosu żadnych niezwykłych zachcianek. Jeśli uznaje się naukową
wartość tradycji, to znaczy: jeśli się przyjmie, że przekazuje nam ona poglądy i
kulturę dawnych czasów, to staje się rzeczą samo przez się zrozumiałą, że
wszelkie przeróbki niemal zawsze odbierają owym tradycyjnym przekazom całą ich
wartość naukową. I poezja nic przez to nie zyskuje; gdzież bowiem żyć ona może
naprawdę, jak nie w tym, co trafia wprost do duszy, co chłodzi i orzeźwia lub
grzeje i sił dodaje? Wszelkie przeróbki ludowych podań, które odbierają im
prostotę, niewinność i nieskazitelną czystość, wyrywają je zarazem stamtąd,
gdzie przynależą i gdzie, nie budząc nigdy przesytu, są wciąż od nowa pożądane.
Zdarza się, i to jest przypadek najszczęśliwszy, że przydaje im się za to
subtelności, błyskotliwości, a zwłaszcza dowcipu, który obejmuje również
śmiesznostki współczesne, delikatnego rysunku uczuć, co dzięki wykształceniu
opartemu na poezji wszystkich narodów na ogół nikomu trudności nie sprawia;
wszelako cechy te więcej posiadają blasku, niż przynoszą pożytku, nastawione są
na jednorazowe słuchanie lub czytanie, do czego nasze czasy są przyzwyczajone, i
ten cel mając na względzie, kierują nań cały swój czar. Jednakże dowcip
powtarzany nuży, a to, co trwałe, musi mieć w sobie spokój, ciszę i czystość.
Wprawna ręka twórcy takich przeróbek podobna jest owym nieszczęśliwie
obdarzonym, którzy wszystko, czego się tkną, nawet pożywienie, zamieniają w
złoto, i mimo posiadanego bogactwa, nie może nas nakarmić ani napoić. Biada,
jeśli cała mitologia wraz z ilustrującymi ją obrazami ma powstać mocą
wyobraźni, jakże nago, pusto i bezkształtnie będzie wtedy wszystko \
^'olądało, mimo najbardziej wyrazistych słów! Wszystko to odnosi się zresztą
•ell mię do tak zwanych opracowań, które mają na celu upiększenie
; upoetyzowanie bajek, nie kieruje się bynajmniej przeciwko swobodnemu
przetwarzaniu ich we własne, ściśle z obecnymi czasami związane utwory; któż
bowiem chciałby wyznaczać granice poezji?
Oddajemy tę książkę w życzliwe ręce; myślimy przy tym o błogosławiącej sile,
jaka w nich tkwi, i pragniemy, aby przed tymi, którzy żałują tych ' okruchów
poezji ubogim i skromnym, pozostały one ukryte.
<• v>
Kassel, dnia 3 lipca roku 1819.
Otóż i zbiór nasz rozrósł się w obecnym, trzecim wydaniu o kilka nowych,
włączonych do części drugiej bajek, spośród których parę wyróżnia się dialektem
szwajcarskim: w ten sposób książka stała się prawie że kompletna, jeśli to w
ogóle jest możliwe. Prócz tego wiele wcześniejszych opowiadań uległo ponownemu
przepracowaniu, zostały one uzupełnione i wzbogacone o dodatkowe fragmenty i
wątki uzyskane z ustnych przekazów.
Trzecia część, której zawartość przeznaczona jest jedynie dla osób zajmujących
się naszym zbiorem w celach naukowych i siłą rzeczy ma znacznie węższy krąg
odbiorców, tym razem nie została wznowiona, bowiem egzemplarze jej są jeszcze do
nabycia w księgarni Reimera w Berlinie. W dalszej przyszłości ukaże się również
i owa trzecia część, w której znajdą się poprzedzające drugie wydanie wstępy
omawiające istotę bajek i obyczaje dziecięce.
Wierność wobec tradycji, niewyszukana forma oraz, jeśli nie brzmi to zbyt
nieskromnie, bogactwo i różnorodność zbioru zyskały mu trwałe zainteresowanie u
nas w kraju, a także uznanie za granicą. Pośród rozmaitych przekładów
pierwszeństwo należy przyznać przekładowi angielskiemu, który jest najpełniejszy
i dzięki pokrewieństwu języków najbliższy oryginałowi.*
* Podczas gdy Francis Cohen w obszernym omówieniu ogłoszonym w "Quartely Revicw"
(maj 1810) zapowiedział wcześniejsze wydanie, po drugim ukazało się w dwóch
częściach
umac/enie Edgara Taylora z dowcipnymi miedziorytami Cruikshanka (German popu/ar
°nes, London 1823 i 1826), wznowione w roku 1839. Inny wybór z ilustracjami
Richarda
°y'e a opublikował John Edward Taylor (The fairy ring, a new collection of
popular tales
ranslated from the german ofJacob and Wilhelm Grimm, London 1846). Później
ukazały się
r'mms Householdstories newly translated with illustrations by Wehnert, 2 voll.
London
J6.8. Wcześniej zaś oddzielnie jedna bajka The charmed Roe or the little brother
and little
13
12 Wybór w formie jednego niewielkiego tomiku - przy czym uwzględnione
zostały zastrzeżenia tych, którzy nie wszystkie bajki zawarte w obszerniejszy^
zbiorze uważali za odpowiednie dla dzieci - sporządziliśmy po raz pierwszy w
roku 18^3; w latach 1833 i 1836 ukazały się jego kolejne wznowienia.
Naukową wartość tych przekazów potwierdziło ich zaskakujące czasem pokrewieństwo
ze starymi mitami o bogach i niemiecka mitologia nieraz miała okazję powoływać
się na to, a nawet w zgodności z nordyckimi mitami znalazła dowód na istnienie
pewnych pierwotnych związków.
Jeśli życzliwość, z jaką spotyka się ta książka, trwać będzie nadal, nie
omieszkamy i w przyszłości otaczać jej najtroskliwszym staraniem.
Getynga, dnia 15 maja roku 1837.
(Monachium 1836) wynalazł i sam wykonał z niego rycinę, \kazuje wpływ, jaki
twórczość ta wywarła na sztukę plastyczną. Widzieliśmy ' jfltfe obrazki
"Czerwonego Kapturka". Niemniej zasługują na wymienienie również śliczne rysunki
do poszczególnych bajek, wykonane r/e2 Franza Poeci; ukazywały się one w
Monachium, "Śnieżka" w 1837, "Jaś ifrUłgi s/a" w 1838, "Żyd wśród cierni"pod
tytułem "Wesoła haieczka o małym Frycku" w 1839 i wreszcie "Bajka o jednym
takim, co ' wyruszył w świat, by strach poznać", bez podania roku. Nasz mały
wybór został wznowiony w roku 1839 i 1841.
/ Berlin, dnia 4 kwietnia roku 1843.
Cieszy nas bardzo, że wśród nowych bajek, o jakie kolejne wydanie zostało
pomnożone, znalazła się jedna z naszych stron ojczystych. Piękną bajkę o
długości życia pewien wieśniak z Zwehrn opowiedział jednemu z moich przyjaciół,
z którym nawiązał kiedyś w polu rozmowę; jak widać mądrość ludowa nie zanikła
jeszcze.
Kassel, dnia 17 września roku 1840.
Piąte wydanie zawiera znów sporą ilość nowych bajek; inne na podstawie
dokładniejszych przekazów zostały przepracowane i uzupełnione. Od ukazania się
pierwszego wydania zbiór rozszerzył się stopniowo o ponad pięćdziesiąt bajek.
Duży, pełen inwencji rysunek Śpiącej Królewny, 'który
sister, illustrated by Otto Spekter, London 1847; również z pięknymi
ilustracjami. Wydanie holenderskie zawierało jedynie wybór (Sprookjesboek vor
Kinderen, Amsterdam 1820), podobnie jak duńskie Hegermanna-Lindencrone (Borne
Eventyr, Kopenhaga 1820 lub 21)-Również w Dansk Laesebog for Tydske of Frederik
Bresemann, drugie wydanie 1843, str. 123-133, ukazały się trzy bajki tłumaczone
przez J.F. Lindencrone. Pojedyncze bajki przełożył Ohlenschlager, większą ilość
C. Molbecb»( Julegave for Bom, 1835-1839 i Udvalgte Eventyrog Fortallingar,
Kopenhaga 1843). Kilka bajek znajduje się w Jullasning for barn Reuterdahla, w
przekładzie szwedzkim. "Journal de Debats" z 4 sierpnia 1832 zawiera
inteligentne wypowiedzi o książce i próbę przekładu bajki o żelaznym Henryku;
następnie w zeszycie z l stycznia 1834 ukazał się fragment bajki o krzaku
jałowca; dalej w Paryżu (1836), ukazały s'3 Contes choisis de Gńmm, traduits par
F.C. Gerard z miedziorytami. I wreszcie w roku 1840 Contes de la familie par les
freres Gńmm, traduits de 1'allemand par N. Martin et Pitre-Chevalier (Paris, bez
podania roku) z bajeczną biografią.
Również i szóste wydanie zostało wzbogacone o nowe bajki, a w szczegółach
poprawione i uzupełnione. Coraz to staram się wprowadzić jakąś ludową
przypowieść czy osobliwy zwrot, na które wciąż pilnie poluję, i podam tu pewien
przykład, wymaga on bowiem dokładniejszego wyjaśnienia; otóż wieśniak, chcąc
wyrazić swoje zadowolenie z jakiejś przyczyny, powiada: "muszę to pochwalić
ponad zieloną koniczynę", posługując się obrazem pola gęsto porośniętego świeżo
zieloną koniczyną, którego widok cieszy jego serce: już dawni niemieccy poeci
używali podobnej pochwały (MS Hag. 2,66 b. 94 b.)
Erdmannsdorf na Śląsku, dnia 30 września roku 1850.
W siódmym wydaniu włączono do zbioru jedną bajkę z XV wieku, zaś trzy inne,
zaczerpnięte z żywych przekazów, zastąpiły kilka usuniętych, powstałych, jak to
wyjaśniono w nowym wydaniu trzeciego tomu, na obcym gruncie. Tamże odpowiednie
miejsce znalazła literatura przedmiotu, którą zwykle tutaj wymieniano.
Berlin, dnia 23 maja roku 1857.
, pani Bettiny von Arnin* •• Nli«
Droga Bettino, oto książka nasza zawita do Pani znowu jak gołąb, który powraca
opuszczone niegdyś ojczyste strony i pławi się w ich cieple. Przed dwudziestu
pięciu laty po
pierwszy Amim położył ją pani wśród gwiazdkowych podarków, oprawioną w zieloną
kładkę ze złotymi literami. Cieszyliśmy się, że tak wysoko ją ocenił, a piękniej
podziękowania swego nie mógł wyrazić. On to w swoim czasie, spędzając parę
tygodni u n;is Kassel, przyśpieszył jej ^wydanie. Jakże potrafił uczestniczyć we
wszystkim, co przejawiało własne, osobliwe życie: uwagą darzył sprawy nawet
najdrobniejsze, podobnie jak niezwykle zręcznie umiał dotykać i w skupieniu
oglądać zielony listek czy kwiatek polny. W naszym zbiorze te właśnie bajki
podobały mu się najbardziej. Sądził, że nic powinniśmy zbyt długo zwlekać z jego
wydaniem, gdyż przez nieustanne uzupełnianie rzecz może wreszcie utknąć na
martwym punkcie. ,,Przecież wszystko jest już tak porządnie i czyściutko
spisane", dodawał z dobroduszną ironią; sam pisząc zamaszyście i niezbyt
czytelnie, niewielką zdawał się przywiązywać wagę do wyraźnego pisma. Chodząc
tam i z powrotem po pokoju, odczytywał poszczególne kartki, podczas gdy oswojony
kanarek, trzepocząc delikatnymi skrzydełkami dla utrzymania równowagi, siedział
mu na głowie i najwyraźniej znakomicie się czuł wśród jego gęstych kędziorów.
Szlachetna ta głowa od lat już w grobie spoczywa, ale wspomnienie o niej do dziś
pozostało we mnie tak żywe, jakbym go wczoraj widział po raz ostatni, jakby
wciąż jeszcze stał na zielonej ziemi niby drzewo, potrząsając swą koroną w
porannym słońcu.
Dzieci Pani dorosły już i nie potrzebują bajek: Pani sama zaś z trudem znajdzie
okazję, by przeczytać je raz jeszcze, ale serce Pani w swej niewyczerpanej
młodości chętnie przecież przyjmie od nas ten dar wiernej przyjaźni i miłości.
Z tymi słowy przesłaliśmy Pani tę książkę przed trzema laty z Getyngi, dziś ślę
ją Pani Z kraju mego urodzenia, jak za pierwszym razem. Z gabinetu mego w
Getyndze mogłem dostrzec tylko wyrastające ponad dachy nieliczne lipy, które
Hcyne posadził za domem i które wzrastały razem ze sławą samego uniwersytetu:
ich liście pożółkły i zaczynały opadać, kiedy trzeciego października 1838 roku
opuszczałem moje mieszkanie: nie sądzę, abym je kiedykolwiek jeszcze zobaczył w
ich wiosennej krasie. Musiałem zatrzymać się tam jeszcze przez kilka tygodni i
spędziłem je w domu przyjaciela, spotykając się z osobami, które stały mi się
bliskie i takie też pozostały. Kiedy odjeżdżałem, powóz mój natknął się na jakiś
pochód: to uniwersytet szedł za czyimś pogrzebem. O zmroku już dotarłem tutaj,
do tego samego domu, który opuszczałem przed ośmiu laty w mroźny dzień: jakże
byłem zdziwiony, kiedy zastałem Panią, Droga Bettino, w gronie mej rodziny,
niosącą pomoc i pociechę mojej cnorej żonie. Od owych fatalnych czasów, które
zniszczyły nasze spokojne życic, bierze Pani człą wiernością i ciepłem udział w
naszym losie; a udział ten jest dla mnie równie ooroczynny, jak ciepło
błękitnego nieba, które zagląda teraz do mego pokoju, skąd rankiem °Le oglądać
wschód słońca i potem jego drogę przez dzień cały aż do zachodu za górami,
Którego blasku płynie migotliwa rzeka; woń lip i pomarańczy dociera do mnie z
parku
, jaL z miO(]zjeńCZą stfą ożywa we mnie miłość i nienawiść. Czyż można wymarzyć
sobie
Dedykacja zamieszczona w wydaniu pujtym.
Baśnie
i f. dogodniejszą porą na podjęcie od nowa pracy nad tymi bajkami? W roku 1813
pisałem
przecież drugi tom, podczas gdy dom mój i mego rodzeństwa zarekwirowano na
wojskowe kwatery i w sąsiednim pokoju hałasowali rosyjscy żołnierze; wtedy
jednak nadzieja rychłego wyzwolenia działala*niby tchnienie wiosny, świeżością
wypełniając płuca i pochłaniając troski
Tym razem, Droga Bettino, mogę Pani sam wręczyć tę książkę, która zwykle
przybywała do Pani z daleka. Znalazła nam Pani dom położony za murami, w miejscu
gdzie na skraju lasu rośnie nowe miasto, pod osłoną drzew, otoczone zielonymi
trawnikami, różanymi pagórkami i barwnym kwieciem, dokąd nie docierają jeszcze
dokuczliwe hałasy. Kiedy zeszłego roku wczesnym rankiem gorącego lata
przechadzałem się w cieniu dębów i orzeźwiający powiew przynosił powoli ulgę w
cierpieniu spodowanym ciężką chorobą, oceniłem z całą wdzięcznością, jak
zbawienne są skutki Pani troski o nas i w tej również dziedzinie. Nie przynoszę
Pani żadne] z tych wspaniałych roślin hodowanych w tutejszym zwierzyńcu ani
złotych rybek z ciemnej wody, nad którą stoi uśmiechnięty posąg greckiego boga:
czemu jednak nic miałbym Pani raz jeszcze ofiarować tych niewinnych kwiatków,
które wciąż od nowa wyrastają z ziemi? Sam przecież widziałem, jak przystawała
Pani nad najpospolitszym kwiatkiem, z zachwytem pierwszej młodości wpatrując się
w jego kielich.
Wilhelm Grimm
Berlin, wiosną 1843 roku
\, t (O
1. Żabi król
W
dawnych, dawnych czasach, kiedy życzenia spełniały się jeszcze, żył król,
którego wszystkie córki bardzo były piękne, le najmłodsza była tak urocza, że
nawet słońce, które wiele rzecież widziało, dziwiło się, ilekioć spojrzało w_jej
twarzyczkę. \V pobliżu zamku krcjlewsjdegtijósł wielki, ciemny las, a w tym
lesie nod starą lipą była studnia. \idy dzień był upalny, szła królewna <jo lasu
i siadała na skraju chłodnej studni; aby zaś nudę odegnać, wyjmowała z zanadrza
^ztota^.kulg, podrzucała ją wysoko w górę i chwytała: była to jej najulubieńsza
zabawka.
l oto zdarzyło się razu pewnego, że złota kula nie trafiła z powrotem do
wzniesionych rączek królewny, lecz spadła na ziemię i potoczyła się wprost do
wody. Królewna śledziła ją wzrokiem, ale kula zniknęła, a studnia tak była
głęboka, że nie widać było dna. Rozpłakała się królewna i płakała coraz głośniej
i nie mogła się uspokoić. A gdy tak zawodziła, usłyszała nagle głos:
- Co ci się stało, królewno? Płaczesz tak żałośnie, że kamień by się wzruszył.
Obejrzała się królewna, nie wiedząc, skąd pochodzi ten głos: i oto ujrzała żabę,
która wytknęła z wody płaską, brzydką głowę.
- Ach, to ty, stara ropucho? - rzekła. - Płaczę, bo złota kula wpadła mi do
studni.
- Uspokój się i przestań płakać - odparła żaba - ja ci do-pomogę. Ale co mi
dasz, jeśli ci przyniosę z powrotem twoją zabawkę?
- Wszystko, czego zechcesz, kochana żabko - odrzekła królewna - moje suknie,
perły i klejnoty, i złotą Jcorong, Jctórą noszę na głowie.
Ale żaba odparła:
- Nie trzeba mi sukien twoich ani pereł, ani klejnotów, nie
trzeba mi złotej korony. Ale jeżeli mnie polubisz, jeżeli zgodzisz
s^> abym była twoją towarzyszką zabaw, abym siedziała obok
L'ebie przy stole7 jadła z twego talerzyka, piła z twego kubeczka
sPała w twoim łóżeczku: jeżeli mfTcT przyrzekniesz, zejdę do
studni i wydobędę ci złotą kulę. T~
('j spostrzegł wnet, jak była przerażona i jak jej biło serce, więc 21
a ">ytał:
'
20 - Ach, dobrze - zawołała królewna - przyrzekam ci
stko, czego zapragniesz, tylko przynieś mi złotą kulę.
Pomyślała*zaś sobie:
- Co ta głupia ropucha plecie! Nie dość jej, że siedzi w WQ, dzie ze swymi
towarzyszkami i rechocze? Żaba nie może być przecież towarzyszką człowieka!
Tymczasem żaba skoczyła do wody, a po chwili wynurzyła się na powrót niosąc w
pyszczku złotą kulę, którą rzuciła na trawę. Wielka była radość królewny, gdy
ujrzała swą ulubioną zabawkę. Szybko podniosła ją z ziemi i uciekła.
- Zaczekaj, zaczekaj - wołała żaba - zabierz mię z sobą! Ja nie potrafię biegać
tak szybko jak ty.
Ale na co się jej zdało najgłośniejsze rechotanie? Królewna, nie słuchając jej,
pobiegła do domu i wkrótce zapomniała o biednej żabie, która musiała wrócić do
studni.
Nazajutrz, gdy królewna wraz z królem i dworzanami zasiadła
do obiadu i zaczęła jeść ze swego złotego talerzyka, rozległo się
nagle głośne klip, klap, klip, klap na marmurowych schodach, a po
chwili odezwał się głos pode drzwiami:
f - Najmłodsza królewno, otwórz mi!
Królewna pobiegła do drzwi, a gdy je otworzyła, ujrzała żabę, siedzącą na progu.
Szybko zatrzasnęła drzwi i wróciła do stołu. Ale
_ Czego się boisz, dziecię? Czy za drzwiami stoi olbrzym, który
cit chce porwać?
_ Ach, nie - rzekła królewna - to nie olbrzym, to szkaradna
żaba.
_ A czegóż ona chce od ciebi^?
_ Ach, ojcze, kiedy się wczoraj bawiłam nad studnią, wpadła mi złota kula do
wody. Taka byłam zmartwiona i tak głośno płakałam, że żaba wyniosła mi kulę, a
ponieważ żądała tego koniecznie, żeby była moją towarzyszką zabaw, przyrzekłam
jej. Ale przecież ja nie myślałam, że ona potrafi wyjść z wody!
Wtem rozległo się znowu pukanie i głos zawołał:
- Otwórz mi, królewno, Królewno najmłodsza! Czyś już zapomniała, Coś mi
przyrzekała, Pod lipą cienistą, Nad studzienką czystą? Otwórz mi, królewno "~"-^
Najmłodsza!
,A król rzekł: "
- Co obiecałaś, musisz spełnić. Idź więc i otwórz drzwi! Królewna usłuchała
ojca, a żaba wskoczyła do pokoju i stanęła obok jej krzesła mówiąc:
- Podnieś mnie.
Zawahała się królewna, ale król spojrzał na nią surowym wzrokiem, więc chcąc nie
chcąc podniosła żabę. Ale znalazłszy się na krześle żaba kazała się podnieść na
stół, a gdy już tam siedziała, rzekła:
- Teraz podsuń mi swój złoty talerzyk, abym mogła jeść z tobą.
Królewna spełniła jej życzenie, choć bardzo niechętnie. Żaba Zajadała z
apetytem, ale królewnie ani kąsek nie chciał przejść przez gardło. Wreszcie żaba
najadła się i rzekła:
~ A teraz zanieś mnie do swego pokoiku, pościel swoje łóżecz-0 J połóż się ze
mną spać: zmęczona jestem bardzo.
23
22 Królewna rozpłakała się rzewnie ze strachu przed zimną żabą
której dotknąć się brzydziła i która miała spać w jej ślicznym, czysty^
łóżeczku, ale kroi zmarszczył brew i rzekł:
- Nie wolno ci gardzić tym, kto ci dopomógł w nieszczęściu! Ujęła więc królewna
żabę w dwa palce, zaniosła do sweg0 pokoiku i położyła w kącie. Ale gdy już
leżała w łóżku, żaba przylazła wnet i rzekła:
i- Weź mnie do swego łóżeczka, bo powiem ojcu. * Rozgniewała się piękna
królewna, chwyciła żabę i z całych sił rzuciła ją o ścianę:
- Teraz będziesz już mogła wypocząć, szkaradna ropucho!
Ale gdy żaba spadła, jakże się królewna zdziwiła widząc zamiast niej królewicza
o pięknych oczach! Za zgodą króla został on jej towarzyszem i mężem. I
opowiedział jej, że zła czarownica zaklęła go w żabę, a nikt prócz królewny nie
mógł go wybawić. Nazajutrz, gdy słońce zbudziło ich ze snu, zajechał powóz,
który miał ich zawieźć do państwa królewicza. Osiem białych koni, z pióropuszami
na głowach i złotymi łańcuchami zamiast uprzęży, rżało niecierpliwie, a z tyłu
stał służący młodego królewicza, zwany wiernym Henrykiem. Gdy królewicz został
przemieniony w żabę, wiernego Henryka ogarnęła taka •v^' rozpacz, że kazał sobie
serce opasać trzema żelaznymi obręczami, ^ aby nie pękło z żalu.
Wierny Henryk wsadził królewicza i królewnę do powozu, sam zaś stanął z tyłu,
uradowany z wyzwolenia swego pana. Kiedy już spory kawałek ujechali, usłyszał
królewicz za sobą trzask, jakby coś pękło w powozie. Odwrócił się więc i
zawołał:
- Wierny Henryku, powóz się łamie!
- Nie, panie, to nie powóz się łamie, To pęka obręcz, obręcz żelazna, Która
ściskała me,serce słabe, Gdym myślał, że już szczęścia nie zazna, Bo tyś zaklęty
był w żabę!
Jeszcze raz i jeszcze raz trzasnęło coś podczas drogi, a królewicz
sądził za każdym razem, że to powóz pęka, lecz to pękały żelazne
obręcze na sercu wiernego Henryka, gdyż pan jego był teraz wolny
i szczęśliwy. - "- -
"i
'7
uL
2. Spółka kota z myszą
K
ot zapoznał się z myszą i tyle jej naopowiadał o przyjaźni, jaką źvwi dla niej,
że mysz zgodziła się wreszcie zamieszkać z nim jednym domu i prowadzić wspólnie
gospodarstwo.
_ Na zimę musimy jednak zrobić zapasy - rzekł kot - abyśmy nie cierpieli głodu.
Zwłaszcza ty, myszko, mogłabyś poszukując jedzenia wpaść w pułapkę!
Rada była słuszna i mysz z kotem kupili wspólnie garnek smalcu. Nie wiedzieli
jednak, gdzie go postawić, wreszcie po długim namyśle kot rzekł:
- Sądzę, że najlepiej schować garnek w kościele. Tam nikt się z pewnością nie
waży niczego tknąć. Postawimy go pod ołtarzem i nie ruszymy wpierw, aż nadejdzie
zima.
Tak też uczynili, ale po krótkim już czasie przyszła kotu ślinka na smalec,
rzecze więc do myszki:
- Muszę ci powiedzieć, myszko, że kuzynka moja prosiła mię w kumy; powiła ona
synka, białego w brązowe łatki, a ja mam go trzymać do chrztu. Pozwól więc, że
wyjdę dzisiaj, a ty zajmij się domem.
- Dobrze, dobrze - rzekła myszka - idź w imię Boże, a jeśli dostaniesz coś
dobrego do jedzenia, to pomyśl o mnie. Chętnie wypiłabym też kropelkę czerwonego
wina.
Oczywiście wszystko to było zmyślone, kot nie miał wcale kuzynki i wcale nie był
proszony w kumy. Poszedł wprost do kościoła, zakradł się do garnka ze smalcem i
począł go lizać, aż zlizał cały tłuszczyk z wierzchu. Potem udał się na spacer
po dachach, obejrzał sobie okolicę, wreszcie wyciągnął się na słońcu, oblizując
się na myśl ° smalczyku. Dopiero późnym wieczorem powrócił do domu.
- Jesteś wreszcie - rzekła mysz - wesoło pewnie spędziłeś dzień.
- Owszem - odparł kot.
- A jakież imię dano dziecku? - zapytała mysz.
- Powierzchu- odparł kot.
- Powierzchu? - zawołała mysz - to bardzo dziwne imię! Czy p°wtarza się ono w
twojej rodzinie?
r
'J
Nigdy smalec nie jest lepszy - pomyślał - niż kiedy się go je 25
- Wcale nie gorsze - odparł kot - niż złodziejskie imiond twoich chrześniaków!
Wkrótce potem kota wzięła znów chętka, aby zakosztował
smalcu. Rzekł więc do myszy:
- Wybacz, że i dziś cię opuszczę. Proszono mię raz jeszcz' w kumy, a że dziecię
ma białą obwódkę dokoła szyi, nie ~"
odmówić.
Dobra mysz zgodziła się i tym razem, a kot zakradł się
kościoła i wyjadł garnek do połowy.
l
jmu.
Gdy powrócił do domu, mysz zapytała:
_- A temu dziecku jakie dano imię?
- Dopołowy- odparł kot.
_ Dopołowy? co też ty mówisz! Póki żyję, nie słyszałam takiego •mienia! -
zawołała mysz. - Założę się, że nie ma go w kalendarzu.
Ale kot wkrótce począł znowu marzyć o smalczyku.
_ Do trzech razy sztuka - rzekł do myszy - znowu proszony jestem w kumy, a że
dziecko jest calutkie czarne i tylko łapki ma białe, co trafia się niezmiernie
rzadko, jakżebym mógł odmówić?
_ Powierzchu, Dopołowy, te dziwne imiona nie dają mi spokoju! - odparła mysz.
- To dlatego, że po całych dniach siedzisz w domu i w tej swojej burej kapocie i
z tym długim warkoczem, lęgną ci się w głowie takie cudactwa - rzekł kot -
powinnaś od czasu do czasu wychodzić na spacer.
Kiedy kot wyszedł, myszka zakrzątnęła się po mieszkaniu i doprowadziła wszystko
do porządku. Łakomy kot zaś rzekł do siebie:
- Trudno mieć spokój, póki jeszcze coś jest w garnku! - i zjadł wszystko aż do
dna.
Dopiero późno w nocy, tłusty i najedzony, powrócił do domu. Mysz zapytała go
zaraz, jakie imię otrzymało trzecie dziecię.
- Na pewno nie będzie ci się znowu podobało, a brzmi ono Dodna-odparł kot.
- Dodna! - zawołała mysz - tego imienia jeszcze w żadnej książce nie czytałam.
Dodna! Co to może znaczyć?
Pokiwała głową, zwinęła się w kłębuszek i usnęła.
Od tego czasu nikt już nie prosił kota w kumy, ale gdy zima n«deszła i głód
począł im dokuczać, mysz przypomniała sobie 0 Poczynionych zapasach.
- Chodź, kocie, weźmiemy nasz garnek ze smalcem. Będzie teraz smakować.
~~ Oczywiście - rzekł kot - zwłaszcza tobie będzie on smako-jakbyś wysunęła za
okno swój ostry języczek.
26 Udali się więc w drogę, ale gdy przybyli do kościoła, przekorni
się, że garnek stoi wprawdzie na swoim miejscu, ale jest pusty.
- Ach - zawołała mysz - teraz rozumiem wszystko! Ładm, z ciebie przyjaciel!
Zjadłeś wszystko, kiedyś chodził w kumy: naL pierw po wierzchu, potem do połowy,
potem...
- Milcz! - zawołał kot - jeszcze słowo, a zjem i ciebie!
- Do dna - miała już biedna mysz na końcu języka, ale zanim to wymówiła, kot
chwycił jaw pazury i pożarł. > Widzisz, tak to na świecie bywa.
•f r
v<*"
3. Dziecko Matki Boskiej
N
a skraju wielkiego lasu żył drwal ze swoją żoną i jedynym dzieckiem, trzyletnią
córeczką. Byli oni tak biedni, że brakowało im nawet chleba i nie mieli czym
nakarmić swego dziecka. Pewnego dnia, gdy drwal poszedł strapiony do lasu na
robotę, stanęła przed nim nagle piękna pani w złotej koronie z jaśniejących
gwiazd i rzekła:
- Ja jestem Maria Panna, Matka Boska; wiem, żeś ubogi i strapiony, przynieś mi
swoje dziecię, a ja wezmę je do siebie, zaopiekuję się nim i będę mu matką.
Drwal usłuchał, przyniósł dzieweczkę, a Matka Boska zabrała jaz sobą do nieba.
Dobrze było dziecku pod opieką Marii Panny; jadło marcepany, pijało słodkie
mleko, złote miało sukienki i bawiło się z aniołkami Kiedy dziewczynka miała już
czternaście lat, Matka Boska przywołała ją pewnego razu do siebie i rzekła:
- Kochane dziecię, wybieram się w daleką podróż, powierzam ci więc klucze od
trzynastu komnat niebieskich. Do dwunastu wolrtf ci wchodzić i oglądać w nich
wszystkie wspaniałości, ale trzynasty^1 drzwi, od których jest ten maleńki
kluczyk, zakazuję ci otwierać. Strzeż się tego czynić, gdyż spadłoby na ciebie
wielkie szczęście!
Dziewczynka przyrzekła być posłuszną, a gdy Matka Bo:
o
, echała, poczęła zwiedzać wszystkie komnaty niebieskie. Co dzień 27 ° l idała
jedną, aż obejrzała wszystkie dwanaście. W każdej komna-siedział jeden z
apostołów, otoczony wielkim blaskiem, a dziew-ika radowała się wszystkimi
wspaniałościami i klaskała w dłonie, niołki zaś, które wszędzie jej
towarzyszyły, radowały się wraz z nią. Pozostały jeszcze drzwi do zakazanej
komnaty. Dziewczynka była bardzo ciekawa, co się za nimi znajduje, rzekła więc
do aniołków:
- Otworzyć drzwi i wejść do komnaty nie wolno, ale można przecież trochę je
uchylić i zajrzeć przez szparkę. Ale aniołki zawołały przerażone:
- Ach, nie, to by był grzech: Matka Boska zabroniła ci przecież tego. I mogłabyś
popaść w wielkie nieszczęście.
Dziewczynka zamilkła, ale nie umilkła w jej sercu ciekawość, drążyła je i
nękała, i kiedy razu pewnego wszystkie aniołki poszły na "~ spacer, dziewczynka
pomyślała sobie:
" - Teraz jestem sama i nikt się nie dowie, że zajrzałam do pokoju.
Wyszukała maleńki kluczyk, a mając go już w ręku, wsadziła do dziurki i
przekręciła. Drzwi rozwarły się szeroko i dziewczynka ujrzała Trójcę Świętą, \
zasiadającą w blasku i ogniu. W zdumieniu i zachwycie stała przez chwilę
nieruchomo, potem dotknęła palcem blasku, a palec w tejże chwali został
ozłocony. Wówczas dziewczynka przeraziła się bardzo, zatrzasnęła szybko drzwi i
uciekła. Przerażenie nie opuszczało jej ani na chwilę, a serduszko ciągle biło
gwałtownie w jej piersi. A i złoto nie chciało zejść z palca, choć myła go i
tarła.
Wkrótce potem powróciła Matka Boska ze swej podróży. Przy-wołała natychmiast
dzieweczkę i zażądała od niej kluczy. Kiedy je Podawała, Matka Boska spojrzała
jej w oczy i zapytała:
- Czy otwierałaś trzynaste drzwi? ~ Nie - odparła dziewczynka.
Matka Boska zaś położyła dłoń na jej sercu i uczuła, jak mocno 1 o> pojęła więc
od razu, że dziewczynka zgrzeszyła i złamała jej
~ Naprawdę nie uczyniłaś tego?
- Nie - powtórzyła dziewczynka.
Matka Boska zaś ujrzała jej palec, ozłocony przez dotknięcie
l
<m
szy, że dziewczynka zgrzeszyła,
fy raz trzeci dziewczynka.
'jinie, a w dodatku okłamałaś, nie jesteś \viec
'lapadła dziewczynka w ^głębok^i sen, ^ gdy się c 'm, pośrodku dzikiego lasih
Chciała zawołać , 'mogła. Zerw"a1a się i chciała uciekać, ale gdzie o te
ciernie. W pustkowiu tym stało wielkie ^którym dziewczynka musiała zamieszkać.
vała schronienie podczas deszczu i burzy. :ne życie! Kiedy pomyślała o niebie i
o swoich płakała gorzkimi łzami. Jedynym jej poży-i jagódki leśne. Jesienią
zbierała orzechy śi)|fy dziupli: orzechy służyły jej za pokarm zimą, iii mrozy,
zakopywała się jak zwierzątko Wkrótce podarły się jej sukienki, a gdy na frzać
poczęło, wychodziła na polanę, okryta
\. -'li okiem, ajdziewczynka zaznawała całej ziem-
drzewa znowu okryły się świeżym listo-i^ te i zapędził się za sarną, która
uciekła przed
ićwięc z konia i rozcinając mieczem zarośla!
J' . Kiedy się przedarł przez nie, ujrzał pod
okrytą aż do stóp złotymi włosami-
.dziewczyno, i co tu robisz sama w tyrt
wdziała, gdyż nie mogła głosu wydobyć.
mną do mego zamku? a głową, a król wziął ją na ręce, wsadził n* A. gdy przybyli
do królewskiego zamku
. -o ją w piękne szaty i otoczono wygodami. A chociaż mówić nie 29 1 \ła tak
była piękna i powabna, że król pokochał ją gorąco
ijTi* *i
^krotce po jął za żonę.
1 ^ po roku królowa wydała na świat syna. Ale w nocy, gdy leżała ma w łóżku,
ukazała się jej Matka Boska i rzekła:
_ Jeżeli wyznasz prawdę, czy otworzyłaś zakazane drzwi, otwo-ci usta i przywrócę
mowę, jeśli zaś trwać będziesz w grzechu . lenistwie, zabiorę ci nowonarodzone
dziecię.
W tej chwili królowa odzyskała mowę, aby mogła odpowiedzieć, ale tak była
zatwardziała, iż rzekła:
- Nie, nie otworzyłam zakazanych drzwi.
Matka Boska zabrała więc jej dziecię i znikła zjńm.^ -, i
Gdy się nazajutrz okazało, że dziecko znikło, lud począł szemrać ' "
podejrzewając królową, że jest ludożerczynią i zjadła własne dziecko. A biedna
królowa słyszała to wszystko i nie mogła przemówić słowa na swoją obronę. Lecz
król, który kochał ją bardzo, nie uwierzył tym zarzutom.
Po roku królowa znowu powiła syna. I znowu w nocy przyszła do niej Matka Boska i
rzekła:
- Jeżeli wyznasz, że otworzyłaś zakazane drzwi, przywrócę