Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce

Szczegóły
Tytuł Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Grimm Jacob i Wilhelm - Baśnie domowe i dziecięce - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BRACIA GRIMM BAŚNIE DOMOWE I DZIECIĘCE tom pierwszy ilustrowała Murawska PRZEŁOŻYLI EMILIA BIELICKAVI MARCELI TARNOWSKI POSŁOWIE V HELENA KAPEŁUŚ Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa 1986 Przedmowa Tłumaczenie oparto na wydaniu: Kinder- und Hausmarchen gesammelt durch die Briider Grimm Insel Yerlag, Frankfurt am Main 1975 ISBN 83-205-3775-4 Copyright for the Polish edition by Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa 1982 Uważamy to za okoliczność szczęśliwą, jeśli po burzy czy innej klęsce zesłanej przez niebo, kiedy cały zasiew ulega zniszczeniu, pod niskim żywopłotem czy kapą przydrożnych krzaków, na niewielkiej bezpiecznej przestrzeni uchowa się parę pojedynczych kłosów. Niech potem słońce w porę zaświeci, a będą one rosły dalej samotnie, przez nikogo nie zauważone: nie zetnie ich przedwcześnie żaden sierp i nie trafią do ogromnych stodół, lecz późnym latem, kiedy dojrzeją i ziarnem się wypełnią, znajdą je ręce biedaków, złożą kłos do kłosa, starannie zwiążą i z większym poszanowaniem niż to, jakim na ogół darzy się całe snopy, zaniosą do domu, aby przez zimę służyły za pożywienie i stanowiły jedyne często nasienie na przyszłość. Tak i nam się przydarzyło, kiedy spostrzegliśmy, że spośród obfitości tego, co w dawniejszych czasach kwitło, nie pozostało nic, nawet we wspomnieniu, oprócz paru pieśni wśród ludu, kilku książek, podań i tych niewinnych baśni domowych. Miejsce pod piecem, kuchenny komin, schody na strych, obchodzone jeszcze dni świąteczne, pastwiska i lasy w swej ciszy i spokoju, a nade wszystko niczym nie zmącona wyobraźnia - to były owe żywopłoty, które je chroniły i przekazywały z pokolenia na pokolenie. Była już chyba najwyższa pora, by baśnie te utrwalić, bowiem tych, którzy powinni je przechowywać, jest wciąż coraz mniej. Prawda, że ci, którzy je pamiętają, na ogół pamiętają bardzo wiele, gdyż tylko ludzie odumierają bajki, nie zaś one ludzi: zanika jednak sam obyczaj, podobnie jak wszelkie tajemnicze zakątki w domach i ogrodach, trwające od dziadka aż po wnuki, ustępują miejsca taniej elegancji, przypominającej uśmiech, z jakim mówi się o tych baśniach domowych - wygląda on wytwornie, a mało kosztuje. Tam, gdzie bajki jeszcze żyją, nikt się nie zastanawia, czy są dobre, czy złe, poetyczne czy też budzące niesmak dorosłych ludzi: znamy je i lubimy, bo takie otrzymaliśmy w spadku, cieszymy się nimi, nie szukając przyczyn, tej radości. Tak cudowny jest żywy obyczaj i to właśnie łączy poezję ze wszystkim, co nieprzemijające, że trzeba jej ulegać, nawet wbrew woli. ^'etrudno zresztą zauważyć, że trwa on tylko tam, gdzie istnieje szczególnie żywa wrażliwość na poezję i fantazja nie przytłumiona przewrotnością życia, iatego też nie zamierzamy wcale wychwalać zebranych tu bajek ani bronić Przed ich przeciwnikami: już samo ich istnienie wystarcza, aby je chronić. To, 0 _w tak różnorodny sposób i wciąż od nowa cieszyło, wzruszało i pouczało, z tym samym świadczy, jak jest potrzebne, i bez wątpienia pochodzi z tego toego odwiecznego źródła, które rosi wszystko, co żyje, i choćby mały zwinięty listek jedną jedyną kroplę zatrzymał, to zalśni ona w pierwszych promieniach jutrzenki. Stąd bierze się przenikająca te utwory wewnętrzna czystość, dzięki której dzieci wydają się nam tak cudowne i szczęśliwe: mają one też te same jasnoniebieskie, nieskazitelne, lśniące oczy*, które nie mogą już rosnąć, podczas gdy inne części ciała są jeszcze delikatne, słabe i niezdolne do ziemskich czynności.1 Dlatego to tworząc nasz zbiór zamierzaliśmy nie tylko przysłużyć się dziejom poezji i mitologii, ale pragnęliśmy, aby poezja, która jest w nim żywa, działała sama przez się i dawała radość każdemu, kto potrafi się nią cieszyć, a więc by książka nasza miała również wartości wychowawcze}, W dążeniu do tego celu nie szukamy wcale tej formy czystości, jaką się osiąga tchórzliwie unikając wszystkiego, co wiąże się z pewnymi sytuacjami i stosunkami, które zdarzają się codziennie i które nie powinny pozostawać w ukryciu; praktyki takie wywołują w dodatku złudzenie, że to, co w drukowanej książce okazuje się wykonalne, będzie też takie w realnym życiu. My szukamy czystości w prawdzie prostego opowiadania, w której na ___dnie nie kryje się nic przewrotnego. W tym nowym wydaniu staraliśmy się usunąć wszelkie wyrażenia niestosowne dla dziecięcego wieku. Gdyby mimo to wysuwano zastrzeżenia, że to czy owo wprawia rodziców w zakłopotanie lub wydaje im się gorszące, tak że wolą nie dawać książki dzieciom do ręki, to może w pewnych odosobnionych wypadkach obiekcje takie bywają uzasadnione, a wtedy można przecież dokonać wyboru: na ogół jednak, to znaczy przy normalnych zdrowych reakcjach nie jest to na pewno potrzebne. Nikt nie obroni nas tu lepiej niż sama natura, która nadała listkom i kwiatkom takie a nie inne barwy i kształty; jeśli nie spełniają one czyichś szczególnych wymagań, to nie można przecież żądać z tej racji zmiany owych barw i kształtów. Albo weźmy inny przykład: deszcz i rosa wywierają swe dobroczynne działanie na wszystko, co rośnie na ziemi; kto nie chce wystawiać swych roślin na owo działanie w obawie, że są zbyt wrażliwe i może im to zaszkodzić, lecz woli podlewać je w pokoju ostudzoną wodą, ten nie będzie się przecież domagał zlikwidowania deszczu i rosy. Tylko to, co naturalne, może też być pożyteczne, i tym winniśmy się kierować. A zresztą wśród zdrowych i krzepiących książek stworzonych przez lud, z Biblią na czele, nie znamy ani jednej, która nie budziłaby podobnych zastrzeżeń, i to w nieporównanie poważniejszej mierze; wystarczy jednak właściwie z nich korzystać, a nie znajdziemy tam nic złego, lecz jedynie, jak to pięknie powiedziano, świadectwo własnych serc. Dzieci bez trwogi wskazują na gwiazdy, podczas gdy wszyscy inni, według wierzeń ludowych, obrażają tym aniołów. * Właśnie dzieciom wydają się one szczególnie kuszące i koniecznie chciałyby je posiąsc (Fischarta Gargantua, 129 b. 131 b.) Gromadziliśmy te bajki przez trzynaście blisko lat; tom pierwszy, który ,, tikazałsię w roku 1812,!zawierał w większości materiał zbierany przez nas po trochu z ustnych przekazów na terenie Hesji, w okolicach położonych nad frienem i Kinzigiem, w hrabstwie Hanau, skąd sami pochodzimy. Drugi tom został ukończony wyroku</l 814j znacznie szybciej skompletowany, po części dlatego, że książka sama zyskała już sobie przyjaciół, którzy przekonawszy się, jakie są jej założenia, udzielili jej swego poparcia, po części zaś dzięki sprzyjającemu nam szczęściu, które sprawia wrażenie przypadku, ale które zazwyczaj towarzyszy szczególnie wytrwałym i pilnym zbieraczom. Kiedy się już przywyknie przestrzegać obu tych cech, szczęście owo zdarza się częściej, niż by się zdawało, a dzieje się tak powszechnie z wszelkimi obyczajami i osobliwościami, przypowieściami i żartami ludowymi. Piękne bajki dolnoniemieckie, pochodzące z księstwa Miinster i Paderborn, zawdzięczamy szczególnej dobroci i przyjaźni: swojskość dialektu w połączeniu z wewnętrzną spoistością dały tu nader korzystne wyniki. Tam, w owych sławnych z niemieckich swobód okolicach, podania i baśnie zachowały się w niektórych miejscowościach jako niemal stała rozrywka, związana z pewnymi świętami, i kraj ten obfituje jeszcze w odziedziczone po przodkach zwyczaje i pieśni. Tam, gdzie pismo z jednej strony nie bruździ wprowadzając elementy obce i nie otępia nadmiarem, z drugiej zaś nie rozleniwia pamięci, i w ogóle wśród narodów, których literatura nie posiada wielkiego znaczenia, tradycja jako namiastka przejawia się w wyraźniejszej i czystszej postaci. Dzięki temu przekazy, jakie zachowały się w Dolnej Saksonii, są znacznie liczniejsze niż w innych okolicach. O ileż pełniejszy i w treść bogatszy mógłby być zbiór dokonany na terenie Niemiec w wieku XV albo i XVI, w czasach Hansa Sachsa i Fischarta*. Do szczęśliwych przypadków należał między innymi i ten, że we wsi Niederzwehrn, położonej niedaleko Kassel, poznaliśmy pewną wieśniaczkę, która opowiedziała nam większość spośród najpiękniejszych bajek drugiego tomu. Pani Viehmann [zwana ,,die Viehmannin"] była niewiastą jeszcze krzepką, liczącą niewiele ponad pięćdziesiąt lat. Rysy jej twarzy miały w sobie coś mocnego, rozumnego i ujmującego, spojrzenie wielkich oczu było jasne ' przenikliwe**. Zachowała ona wiernie w pamięci dawne podania i sama * Znamienną jest rzeczą, że Gallowie nie pozwalali spisywać przekazywanych przez radycję pieśni, mimo że we wszelkich innych okolicznościach posługiwano się wtedy pismem. ezar, który o tym wspomina (De bello Gallico VI.4.) sądzi, ze w ten sposób chciano zapobiec kornyślnemu zaniechaniu uczenia się i zapamiętywania pieśni przez tych, którzy zbytnio awierzą pismu. Również Thamus podkreśla w rozmowie z Theuthem (w Fajdrosie Platona) wynalezieniu liter niekorzystne skutki, jakie pismo może wywrzeć na rozwój pamięci. * Brat nasz Ludwig Grimm wykonał jej bardzo wierną i naturalną podobiznę, którą Zna obejrzeć w zbiorze jego rycin (u Weigla w Lipsku). Wskutek wojny poczciwa ta kobieta utrzymywała, że dar ten nie każdy posiada, że wielu nie potrafi zapamiętać nic w jakiejś składnej całości. Opowiadała przy tym w sposób rozsądny, pewny i nadzwyczaj żywy, z wyraźną przyjemnością, najpierw całkiem swobodnie, potem na żądanie powtarzała to samo raz jeszcze powoli, tak że przy pewnej wprawie można było wszystko zapisać. Znaczna część jej opowieści zanotowana została dzięki temu dosłownie i nie sposób omylić się co do ich autentyczności. Kto sądzi, że do reguły należy lekkie zafałszowanie przekazu, ^niedbałość w przechowywaniu go i, co za tym idzie, jego nietrwałość, ten powinien by posłuchać, jak ta niewiasta dokładnie trzymała się wątku opowiadania, jak zawzięcie dbała o jego czystość; powtarzając, nigdy nic w samej istocie rzeczy nie zmieniała, a jeśli zauważyła własną omyłkę, zaraz, przerywając opowieść, sama siebie poprawiała. Przywiązanie do tradycji ludzi, którzy wiodą nie podlegający żadnym zmianom tryb życia, jest silniejsze, niż my, tak skłonni do zmian, jesteśmy w stanie pojąć. Dlatego właśnie cechują je tylokrotnie potwierdzone usilne dążenie do wierności i wewnętrzna uczciwość, do których wszystko, co odmienne, choć pozornie o wiele bardziej błyskotliwe, z trudem dociera. Epickie podstawy twórczości ludowej przypominają w tak rozmaitym nasileniu w całej przyrodzie występującą zieleń, która syci i łagodzi, nigdy nie nużąc. Oprócz bajek, które weszły w skład drugiego tomu, przybyły nam jeszcze liczne uzupełnienia do tomu pierwszego i opowiadania lepsze od włączonych tam, a pochodzące z tych samych lub innych źródeł. Hesja jako kraj górzysty, położony z dala od wojskowych traktów i trudniący się głównie uprawą roli, posiada korzystne warunki do przechowywania dawnych obyczajów i tradycji. Dzięki temu w tych stronach, będących właściwą siedzibą plemienia Chatti, przetrwały - postawa pełna powagi, solidne i śmiałe zasady, które zresztą nie pozostaną niezauważone przez historię, a nawet typ rosłego, pięknie zbudowanego mężczyzny, i cechy te sprawiają, że brak skłonności do wygód i delikatności, który w przeciwieństwie do innych krajów, jak na przykład Saksonia, wyraźnie daje się tu zauważyć, uznaje się raczej za zalety. Wyczuwa się też, że do tych dość surowych, ale przepięknych okolic pasuje nieco pruderyjny i skromny tryb życia. W ogóle należy zaliczyć Hesseńczyków do tych ludów naszej ojczyzny, które wbrew zmianom, jakie czas z sobą niesie, najwytrwalej zachowują stare siedziby i odrębność swych obyczajów. Wszystko to, co udało nam się'jeszcze pozyskać dla naszego zbioru, pragnęliśmy włączyć do książki w tym drugim wydaniu. Dlatego też tom pierwszy został gruntownie przepracowany, braki uzupełniono, wiele opowieści uproszczono i oczyszczono i nieliczne tylko utwory pozostały w nie popadła w biedę i nieszczęścia, które życzliwi ludzie mogli jedynie złagodzić, ale nie całkiem oddalić. Ojciec jej licznych wnucząt zmarł na tyfus, sieroty zaś wniosły chorobę i niedostatek do jej i tak już ubogiej chaty. Wkrótce sama zapadła na zdrowiu i zmarła 17 listopada 1816 roku. mienionej postaci. Raz jeszcze sprawdzono to, co wydawało się podejrzane, 9 znaczy, co mogło być obcego pochodzenia lub uległo zafałszowaniu przez niniejsze dodatki, i co należy, usunięto. Przybyły za to nowe bajki, wśród których są również przekazy pochodzące z Austrii i niemieckojęzycznych (H'ch. tak że można tu będzie znaleźć rzeczy dotychczas zupełnie nieznane. W poprzednim wydaniu mieliśmy bardzo mało miejsca na objaśnienia, przy rozszerzonej objętości książki mogliśmy przeznaczyć na komentarz cały trzeci tom- Dzięki temu nie tylko zdołaliśmy przywrócić informacje, z których bardzo niechętnie wcześniej trzeba było zrezygnować, ale też dodać nowe, przynależne już do tej części ustępy, które, jak się spodziewamy, uwypuklą jeszcze naukową wartość naszego zbioru. Co się tyczy sposobu, w jaki przeprowadzaliśmy naszą pracę, to zależało nam przede wszystkim na wierności i prawdzie. Nie dodaliśmy tu nic od siebie, nie upiększyliśmy żadnego szczegółu, żadnego wątku w którymkolwiek podaniu, lecz za każdym razem oddawaliśmy jego treść w takiej formie, w jakiej nam ją przekazano; że kształt słowny i opracowanie szczegółów w głównej mierze od nas pochodzi, to rozumie się samo przez się, ale staraliśmy się zachować każdą osobliwość, jaką udało nam się zauważyć, aby i pod tym względem pozostawić zbiorowi całą różnorodność, właściwą naturze. Każdy, kto zajmuje się podobną pracą, zrozumie, że podejścia takiego nie można nazwać beztroskim czy niedbałym, przeciwnie, wymaga ono wielkiej rozwagi i taktu, które zdobywa się dopiero z czasem, aby odróżnić to, co prostsze, czyściejsze, a mimo to doskonalsze, od tego, co zafałszowane. Mając do czynienia z kilkoma różnymi opowiadaniami, które się nawzajem uzupełniały, a nie wykazywały sprzeczności wymagających usunięcia, łączyliśmy je w jedno; jeśli wszakże odbiegały od siebie do tego stopnia, że każde posiadało własne, odrębne wątki, wtedy wybieraliśmy spośród nich najlepsze, pozostałe umieszczając w komentarzu. Różnice te były znacznie ciekawsze dla nas niż dla tych, którzy widzą w nich jedynie odchylenia i zniekształcenia istniejącego niegdyś jednego prawzoru, podczas gdy w rzeczywistości są to chyba jedynie próby zbliżenia się rozmaitymi drogami do czegoś niewyczerpanego, istniejącego tylko w ludzkim umyśle. Powtarzanie się poszczególnych zdań, wątków i wstępów należy traktować jak epickie strofy, które zawsze powracają, ilekroć odezwie się odpowiedni ton 1 w nie utrafi, i właściwie nie sposób tego rozumieć inaczej. Dialekt o zdecydowanie jednolitym charakterze zawsze chętnie respektowaliśmy. Gdyby to było w każdym wypadku możliwe, opowiadanie na pewno by na tym tylko zyskało. Jest to okoliczność, kiedy osiągnięta | kultura, giętkość i kunszt języka okazują się zbędne i wyraźnie czujemy, że wyrafinowany język używany w piśmie, choć na ogół tak sprawny, jasny 1 Przejrzysty, zatracił jednak wszelki smak i nie przystaje już tak ściśle do l O opisywanej treści. Szkoda, że dialekt Dolnej Hesji w okolicach Kassel, a więc w punkcie granicznym regionów saksońskiego i frankońskiego, stanowi nieokreśloną i w czystej postaci nie do uchwycenia mieszaninę dialektów dolnoheskiego i wysokoniemieckiego. Zgodnie z naszą wiedzą, nie ma w Niemczech ani jednego zbioru bajek o takim charakterze. Publikowano czasem po kilka przypadkiem uzyskanych afoo też traktowano je jako surowiec do tworzenia obszerniejszych opowiadań. Wypowiadamy się kategorycznie przeciwko takim praktykom. , Me ulega wprawdzie wątpliwości, że w każdym żywym twórczym natchnieniu tkwią również elementy poetyckiego kształtowania i kulturalnego rozwoju, bez których wszelka tradycja byłaby bezpłodna i martwa, i w tym właśnie tkwi między innymi przyczyna, dlaczego każdy region i każdy człowiek ma swój odrębny sposób opowiadania. Istnieje jednak wielka różnica pomiędzy ową na pół świadomą, przypominającą cichą wegetację roślin i bezpośrednio ze źródła życia czerpiącą soki naiwną twórczością a umyślnym, samowolnie kojarzącym i sklejającym przerabianiem: i tego Ostatniego właśnie nie można uznać. Jedyną linią przewodnią byłyby wtedy zależne od jego własnego wykształcenia, decydujące o wszystkim poglądy pisarza, podczas gdy w przypadku rozwoju naturalnego o każdym szczególe decyduje rozsądek ludowy, nie dopuszczając do głosu żadnych niezwykłych zachcianek. Jeśli uznaje się naukową wartość tradycji, to znaczy: jeśli się przyjmie, że przekazuje nam ona poglądy i kulturę dawnych czasów, to staje się rzeczą samo przez się zrozumiałą, że wszelkie przeróbki niemal zawsze odbierają owym tradycyjnym przekazom całą ich wartość naukową. I poezja nic przez to nie zyskuje; gdzież bowiem żyć ona może naprawdę, jak nie w tym, co trafia wprost do duszy, co chłodzi i orzeźwia lub grzeje i sił dodaje? Wszelkie przeróbki ludowych podań, które odbierają im prostotę, niewinność i nieskazitelną czystość, wyrywają je zarazem stamtąd, gdzie przynależą i gdzie, nie budząc nigdy przesytu, są wciąż od nowa pożądane. Zdarza się, i to jest przypadek najszczęśliwszy, że przydaje im się za to subtelności, błyskotliwości, a zwłaszcza dowcipu, który obejmuje również śmiesznostki współczesne, delikatnego rysunku uczuć, co dzięki wykształceniu opartemu na poezji wszystkich narodów na ogół nikomu trudności nie sprawia; wszelako cechy te więcej posiadają blasku, niż przynoszą pożytku, nastawione są na jednorazowe słuchanie lub czytanie, do czego nasze czasy są przyzwyczajone, i ten cel mając na względzie, kierują nań cały swój czar. Jednakże dowcip powtarzany nuży, a to, co trwałe, musi mieć w sobie spokój, ciszę i czystość. Wprawna ręka twórcy takich przeróbek podobna jest owym nieszczęśliwie obdarzonym, którzy wszystko, czego się tkną, nawet pożywienie, zamieniają w złoto, i mimo posiadanego bogactwa, nie może nas nakarmić ani napoić. Biada, jeśli cała mitologia wraz z ilustrującymi ją obrazami ma powstać mocą wyobraźni, jakże nago, pusto i bezkształtnie będzie wtedy wszystko \ ^'olądało, mimo najbardziej wyrazistych słów! Wszystko to odnosi się zresztą •ell mię do tak zwanych opracowań, które mają na celu upiększenie ; upoetyzowanie bajek, nie kieruje się bynajmniej przeciwko swobodnemu przetwarzaniu ich we własne, ściśle z obecnymi czasami związane utwory; któż bowiem chciałby wyznaczać granice poezji? Oddajemy tę książkę w życzliwe ręce; myślimy przy tym o błogosławiącej sile, jaka w nich tkwi, i pragniemy, aby przed tymi, którzy żałują tych ' okruchów poezji ubogim i skromnym, pozostały one ukryte. <• v> Kassel, dnia 3 lipca roku 1819. Otóż i zbiór nasz rozrósł się w obecnym, trzecim wydaniu o kilka nowych, włączonych do części drugiej bajek, spośród których parę wyróżnia się dialektem szwajcarskim: w ten sposób książka stała się prawie że kompletna, jeśli to w ogóle jest możliwe. Prócz tego wiele wcześniejszych opowiadań uległo ponownemu przepracowaniu, zostały one uzupełnione i wzbogacone o dodatkowe fragmenty i wątki uzyskane z ustnych przekazów. Trzecia część, której zawartość przeznaczona jest jedynie dla osób zajmujących się naszym zbiorem w celach naukowych i siłą rzeczy ma znacznie węższy krąg odbiorców, tym razem nie została wznowiona, bowiem egzemplarze jej są jeszcze do nabycia w księgarni Reimera w Berlinie. W dalszej przyszłości ukaże się również i owa trzecia część, w której znajdą się poprzedzające drugie wydanie wstępy omawiające istotę bajek i obyczaje dziecięce. Wierność wobec tradycji, niewyszukana forma oraz, jeśli nie brzmi to zbyt nieskromnie, bogactwo i różnorodność zbioru zyskały mu trwałe zainteresowanie u nas w kraju, a także uznanie za granicą. Pośród rozmaitych przekładów pierwszeństwo należy przyznać przekładowi angielskiemu, który jest najpełniejszy i dzięki pokrewieństwu języków najbliższy oryginałowi.* * Podczas gdy Francis Cohen w obszernym omówieniu ogłoszonym w "Quartely Revicw" (maj 1810) zapowiedział wcześniejsze wydanie, po drugim ukazało się w dwóch częściach umac/enie Edgara Taylora z dowcipnymi miedziorytami Cruikshanka (German popu/ar °nes, London 1823 i 1826), wznowione w roku 1839. Inny wybór z ilustracjami Richarda °y'e a opublikował John Edward Taylor (The fairy ring, a new collection of popular tales ranslated from the german ofJacob and Wilhelm Grimm, London 1846). Później ukazały się r'mms Householdstories newly translated with illustrations by Wehnert, 2 voll. London J6.8. Wcześniej zaś oddzielnie jedna bajka The charmed Roe or the little brother and little 13 12 Wybór w formie jednego niewielkiego tomiku - przy czym uwzględnione zostały zastrzeżenia tych, którzy nie wszystkie bajki zawarte w obszerniejszy^ zbiorze uważali za odpowiednie dla dzieci - sporządziliśmy po raz pierwszy w roku 18^3; w latach 1833 i 1836 ukazały się jego kolejne wznowienia. Naukową wartość tych przekazów potwierdziło ich zaskakujące czasem pokrewieństwo ze starymi mitami o bogach i niemiecka mitologia nieraz miała okazję powoływać się na to, a nawet w zgodności z nordyckimi mitami znalazła dowód na istnienie pewnych pierwotnych związków. Jeśli życzliwość, z jaką spotyka się ta książka, trwać będzie nadal, nie omieszkamy i w przyszłości otaczać jej najtroskliwszym staraniem. Getynga, dnia 15 maja roku 1837. (Monachium 1836) wynalazł i sam wykonał z niego rycinę, \kazuje wpływ, jaki twórczość ta wywarła na sztukę plastyczną. Widzieliśmy ' jfltfe obrazki "Czerwonego Kapturka". Niemniej zasługują na wymienienie również śliczne rysunki do poszczególnych bajek, wykonane r/e2 Franza Poeci; ukazywały się one w Monachium, "Śnieżka" w 1837, "Jaś ifrUłgi s/a" w 1838, "Żyd wśród cierni"pod tytułem "Wesoła haieczka o małym Frycku" w 1839 i wreszcie "Bajka o jednym takim, co ' wyruszył w świat, by strach poznać", bez podania roku. Nasz mały wybór został wznowiony w roku 1839 i 1841. / Berlin, dnia 4 kwietnia roku 1843. Cieszy nas bardzo, że wśród nowych bajek, o jakie kolejne wydanie zostało pomnożone, znalazła się jedna z naszych stron ojczystych. Piękną bajkę o długości życia pewien wieśniak z Zwehrn opowiedział jednemu z moich przyjaciół, z którym nawiązał kiedyś w polu rozmowę; jak widać mądrość ludowa nie zanikła jeszcze. Kassel, dnia 17 września roku 1840. Piąte wydanie zawiera znów sporą ilość nowych bajek; inne na podstawie dokładniejszych przekazów zostały przepracowane i uzupełnione. Od ukazania się pierwszego wydania zbiór rozszerzył się stopniowo o ponad pięćdziesiąt bajek. Duży, pełen inwencji rysunek Śpiącej Królewny, 'który sister, illustrated by Otto Spekter, London 1847; również z pięknymi ilustracjami. Wydanie holenderskie zawierało jedynie wybór (Sprookjesboek vor Kinderen, Amsterdam 1820), podobnie jak duńskie Hegermanna-Lindencrone (Borne Eventyr, Kopenhaga 1820 lub 21)-Również w Dansk Laesebog for Tydske of Frederik Bresemann, drugie wydanie 1843, str. 123-133, ukazały się trzy bajki tłumaczone przez J.F. Lindencrone. Pojedyncze bajki przełożył Ohlenschlager, większą ilość C. Molbecb»( Julegave for Bom, 1835-1839 i Udvalgte Eventyrog Fortallingar, Kopenhaga 1843). Kilka bajek znajduje się w Jullasning for barn Reuterdahla, w przekładzie szwedzkim. "Journal de Debats" z 4 sierpnia 1832 zawiera inteligentne wypowiedzi o książce i próbę przekładu bajki o żelaznym Henryku; następnie w zeszycie z l stycznia 1834 ukazał się fragment bajki o krzaku jałowca; dalej w Paryżu (1836), ukazały s'3 Contes choisis de Gńmm, traduits par F.C. Gerard z miedziorytami. I wreszcie w roku 1840 Contes de la familie par les freres Gńmm, traduits de 1'allemand par N. Martin et Pitre-Chevalier (Paris, bez podania roku) z bajeczną biografią. Również i szóste wydanie zostało wzbogacone o nowe bajki, a w szczegółach poprawione i uzupełnione. Coraz to staram się wprowadzić jakąś ludową przypowieść czy osobliwy zwrot, na które wciąż pilnie poluję, i podam tu pewien przykład, wymaga on bowiem dokładniejszego wyjaśnienia; otóż wieśniak, chcąc wyrazić swoje zadowolenie z jakiejś przyczyny, powiada: "muszę to pochwalić ponad zieloną koniczynę", posługując się obrazem pola gęsto porośniętego świeżo zieloną koniczyną, którego widok cieszy jego serce: już dawni niemieccy poeci używali podobnej pochwały (MS Hag. 2,66 b. 94 b.) Erdmannsdorf na Śląsku, dnia 30 września roku 1850. W siódmym wydaniu włączono do zbioru jedną bajkę z XV wieku, zaś trzy inne, zaczerpnięte z żywych przekazów, zastąpiły kilka usuniętych, powstałych, jak to wyjaśniono w nowym wydaniu trzeciego tomu, na obcym gruncie. Tamże odpowiednie miejsce znalazła literatura przedmiotu, którą zwykle tutaj wymieniano. Berlin, dnia 23 maja roku 1857. , pani Bettiny von Arnin* •• Nli« Droga Bettino, oto książka nasza zawita do Pani znowu jak gołąb, który powraca opuszczone niegdyś ojczyste strony i pławi się w ich cieple. Przed dwudziestu pięciu laty po pierwszy Amim położył ją pani wśród gwiazdkowych podarków, oprawioną w zieloną kładkę ze złotymi literami. Cieszyliśmy się, że tak wysoko ją ocenił, a piękniej podziękowania swego nie mógł wyrazić. On to w swoim czasie, spędzając parę tygodni u n;is Kassel, przyśpieszył jej ^wydanie. Jakże potrafił uczestniczyć we wszystkim, co przejawiało własne, osobliwe życie: uwagą darzył sprawy nawet najdrobniejsze, podobnie jak niezwykle zręcznie umiał dotykać i w skupieniu oglądać zielony listek czy kwiatek polny. W naszym zbiorze te właśnie bajki podobały mu się najbardziej. Sądził, że nic powinniśmy zbyt długo zwlekać z jego wydaniem, gdyż przez nieustanne uzupełnianie rzecz może wreszcie utknąć na martwym punkcie. ,,Przecież wszystko jest już tak porządnie i czyściutko spisane", dodawał z dobroduszną ironią; sam pisząc zamaszyście i niezbyt czytelnie, niewielką zdawał się przywiązywać wagę do wyraźnego pisma. Chodząc tam i z powrotem po pokoju, odczytywał poszczególne kartki, podczas gdy oswojony kanarek, trzepocząc delikatnymi skrzydełkami dla utrzymania równowagi, siedział mu na głowie i najwyraźniej znakomicie się czuł wśród jego gęstych kędziorów. Szlachetna ta głowa od lat już w grobie spoczywa, ale wspomnienie o niej do dziś pozostało we mnie tak żywe, jakbym go wczoraj widział po raz ostatni, jakby wciąż jeszcze stał na zielonej ziemi niby drzewo, potrząsając swą koroną w porannym słońcu. Dzieci Pani dorosły już i nie potrzebują bajek: Pani sama zaś z trudem znajdzie okazję, by przeczytać je raz jeszcze, ale serce Pani w swej niewyczerpanej młodości chętnie przecież przyjmie od nas ten dar wiernej przyjaźni i miłości. Z tymi słowy przesłaliśmy Pani tę książkę przed trzema laty z Getyngi, dziś ślę ją Pani Z kraju mego urodzenia, jak za pierwszym razem. Z gabinetu mego w Getyndze mogłem dostrzec tylko wyrastające ponad dachy nieliczne lipy, które Hcyne posadził za domem i które wzrastały razem ze sławą samego uniwersytetu: ich liście pożółkły i zaczynały opadać, kiedy trzeciego października 1838 roku opuszczałem moje mieszkanie: nie sądzę, abym je kiedykolwiek jeszcze zobaczył w ich wiosennej krasie. Musiałem zatrzymać się tam jeszcze przez kilka tygodni i spędziłem je w domu przyjaciela, spotykając się z osobami, które stały mi się bliskie i takie też pozostały. Kiedy odjeżdżałem, powóz mój natknął się na jakiś pochód: to uniwersytet szedł za czyimś pogrzebem. O zmroku już dotarłem tutaj, do tego samego domu, który opuszczałem przed ośmiu laty w mroźny dzień: jakże byłem zdziwiony, kiedy zastałem Panią, Droga Bettino, w gronie mej rodziny, niosącą pomoc i pociechę mojej cnorej żonie. Od owych fatalnych czasów, które zniszczyły nasze spokojne życic, bierze Pani człą wiernością i ciepłem udział w naszym losie; a udział ten jest dla mnie równie ooroczynny, jak ciepło błękitnego nieba, które zagląda teraz do mego pokoju, skąd rankiem °Le oglądać wschód słońca i potem jego drogę przez dzień cały aż do zachodu za górami, Którego blasku płynie migotliwa rzeka; woń lip i pomarańczy dociera do mnie z parku , jaL z miO(]zjeńCZą stfą ożywa we mnie miłość i nienawiść. Czyż można wymarzyć sobie Dedykacja zamieszczona w wydaniu pujtym. Baśnie i f. dogodniejszą porą na podjęcie od nowa pracy nad tymi bajkami? W roku 1813 pisałem przecież drugi tom, podczas gdy dom mój i mego rodzeństwa zarekwirowano na wojskowe kwatery i w sąsiednim pokoju hałasowali rosyjscy żołnierze; wtedy jednak nadzieja rychłego wyzwolenia działala*niby tchnienie wiosny, świeżością wypełniając płuca i pochłaniając troski Tym razem, Droga Bettino, mogę Pani sam wręczyć tę książkę, która zwykle przybywała do Pani z daleka. Znalazła nam Pani dom położony za murami, w miejscu gdzie na skraju lasu rośnie nowe miasto, pod osłoną drzew, otoczone zielonymi trawnikami, różanymi pagórkami i barwnym kwieciem, dokąd nie docierają jeszcze dokuczliwe hałasy. Kiedy zeszłego roku wczesnym rankiem gorącego lata przechadzałem się w cieniu dębów i orzeźwiający powiew przynosił powoli ulgę w cierpieniu spodowanym ciężką chorobą, oceniłem z całą wdzięcznością, jak zbawienne są skutki Pani troski o nas i w tej również dziedzinie. Nie przynoszę Pani żadne] z tych wspaniałych roślin hodowanych w tutejszym zwierzyńcu ani złotych rybek z ciemnej wody, nad którą stoi uśmiechnięty posąg greckiego boga: czemu jednak nic miałbym Pani raz jeszcze ofiarować tych niewinnych kwiatków, które wciąż od nowa wyrastają z ziemi? Sam przecież widziałem, jak przystawała Pani nad najpospolitszym kwiatkiem, z zachwytem pierwszej młodości wpatrując się w jego kielich. Wilhelm Grimm Berlin, wiosną 1843 roku \, t (O 1. Żabi król W dawnych, dawnych czasach, kiedy życzenia spełniały się jeszcze, żył król, którego wszystkie córki bardzo były piękne, le najmłodsza była tak urocza, że nawet słońce, które wiele rzecież widziało, dziwiło się, ilekioć spojrzało w_jej twarzyczkę. \V pobliżu zamku krcjlewsjdegtijósł wielki, ciemny las, a w tym lesie nod starą lipą była studnia. \idy dzień był upalny, szła królewna <jo lasu i siadała na skraju chłodnej studni; aby zaś nudę odegnać, wyjmowała z zanadrza ^ztota^.kulg, podrzucała ją wysoko w górę i chwytała: była to jej najulubieńsza zabawka. l oto zdarzyło się razu pewnego, że złota kula nie trafiła z powrotem do wzniesionych rączek królewny, lecz spadła na ziemię i potoczyła się wprost do wody. Królewna śledziła ją wzrokiem, ale kula zniknęła, a studnia tak była głęboka, że nie widać było dna. Rozpłakała się królewna i płakała coraz głośniej i nie mogła się uspokoić. A gdy tak zawodziła, usłyszała nagle głos: - Co ci się stało, królewno? Płaczesz tak żałośnie, że kamień by się wzruszył. Obejrzała się królewna, nie wiedząc, skąd pochodzi ten głos: i oto ujrzała żabę, która wytknęła z wody płaską, brzydką głowę. - Ach, to ty, stara ropucho? - rzekła. - Płaczę, bo złota kula wpadła mi do studni. - Uspokój się i przestań płakać - odparła żaba - ja ci do-pomogę. Ale co mi dasz, jeśli ci przyniosę z powrotem twoją zabawkę? - Wszystko, czego zechcesz, kochana żabko - odrzekła królewna - moje suknie, perły i klejnoty, i złotą Jcorong, Jctórą noszę na głowie. Ale żaba odparła: - Nie trzeba mi sukien twoich ani pereł, ani klejnotów, nie trzeba mi złotej korony. Ale jeżeli mnie polubisz, jeżeli zgodzisz s^> abym była twoją towarzyszką zabaw, abym siedziała obok L'ebie przy stole7 jadła z twego talerzyka, piła z twego kubeczka sPała w twoim łóżeczku: jeżeli mfTcT przyrzekniesz, zejdę do studni i wydobędę ci złotą kulę. T~ ('j spostrzegł wnet, jak była przerażona i jak jej biło serce, więc 21 a ">ytał: ' 20 - Ach, dobrze - zawołała królewna - przyrzekam ci stko, czego zapragniesz, tylko przynieś mi złotą kulę. Pomyślała*zaś sobie: - Co ta głupia ropucha plecie! Nie dość jej, że siedzi w WQ, dzie ze swymi towarzyszkami i rechocze? Żaba nie może być przecież towarzyszką człowieka! Tymczasem żaba skoczyła do wody, a po chwili wynurzyła się na powrót niosąc w pyszczku złotą kulę, którą rzuciła na trawę. Wielka była radość królewny, gdy ujrzała swą ulubioną zabawkę. Szybko podniosła ją z ziemi i uciekła. - Zaczekaj, zaczekaj - wołała żaba - zabierz mię z sobą! Ja nie potrafię biegać tak szybko jak ty. Ale na co się jej zdało najgłośniejsze rechotanie? Królewna, nie słuchając jej, pobiegła do domu i wkrótce zapomniała o biednej żabie, która musiała wrócić do studni. Nazajutrz, gdy królewna wraz z królem i dworzanami zasiadła do obiadu i zaczęła jeść ze swego złotego talerzyka, rozległo się nagle głośne klip, klap, klip, klap na marmurowych schodach, a po chwili odezwał się głos pode drzwiami: f - Najmłodsza królewno, otwórz mi! Królewna pobiegła do drzwi, a gdy je otworzyła, ujrzała żabę, siedzącą na progu. Szybko zatrzasnęła drzwi i wróciła do stołu. Ale _ Czego się boisz, dziecię? Czy za drzwiami stoi olbrzym, który cit chce porwać? _ Ach, nie - rzekła królewna - to nie olbrzym, to szkaradna żaba. _ A czegóż ona chce od ciebi^? _ Ach, ojcze, kiedy się wczoraj bawiłam nad studnią, wpadła mi złota kula do wody. Taka byłam zmartwiona i tak głośno płakałam, że żaba wyniosła mi kulę, a ponieważ żądała tego koniecznie, żeby była moją towarzyszką zabaw, przyrzekłam jej. Ale przecież ja nie myślałam, że ona potrafi wyjść z wody! Wtem rozległo się znowu pukanie i głos zawołał: - Otwórz mi, królewno, Królewno najmłodsza! Czyś już zapomniała, Coś mi przyrzekała, Pod lipą cienistą, Nad studzienką czystą? Otwórz mi, królewno "~"-^ Najmłodsza! ,A król rzekł: " - Co obiecałaś, musisz spełnić. Idź więc i otwórz drzwi! Królewna usłuchała ojca, a żaba wskoczyła do pokoju i stanęła obok jej krzesła mówiąc: - Podnieś mnie. Zawahała się królewna, ale król spojrzał na nią surowym wzrokiem, więc chcąc nie chcąc podniosła żabę. Ale znalazłszy się na krześle żaba kazała się podnieść na stół, a gdy już tam siedziała, rzekła: - Teraz podsuń mi swój złoty talerzyk, abym mogła jeść z tobą. Królewna spełniła jej życzenie, choć bardzo niechętnie. Żaba Zajadała z apetytem, ale królewnie ani kąsek nie chciał przejść przez gardło. Wreszcie żaba najadła się i rzekła: ~ A teraz zanieś mnie do swego pokoiku, pościel swoje łóżecz-0 J połóż się ze mną spać: zmęczona jestem bardzo. 23 22 Królewna rozpłakała się rzewnie ze strachu przed zimną żabą której dotknąć się brzydziła i która miała spać w jej ślicznym, czysty^ łóżeczku, ale kroi zmarszczył brew i rzekł: - Nie wolno ci gardzić tym, kto ci dopomógł w nieszczęściu! Ujęła więc królewna żabę w dwa palce, zaniosła do sweg0 pokoiku i położyła w kącie. Ale gdy już leżała w łóżku, żaba przylazła wnet i rzekła: i- Weź mnie do swego łóżeczka, bo powiem ojcu. * Rozgniewała się piękna królewna, chwyciła żabę i z całych sił rzuciła ją o ścianę: - Teraz będziesz już mogła wypocząć, szkaradna ropucho! Ale gdy żaba spadła, jakże się królewna zdziwiła widząc zamiast niej królewicza o pięknych oczach! Za zgodą króla został on jej towarzyszem i mężem. I opowiedział jej, że zła czarownica zaklęła go w żabę, a nikt prócz królewny nie mógł go wybawić. Nazajutrz, gdy słońce zbudziło ich ze snu, zajechał powóz, który miał ich zawieźć do państwa królewicza. Osiem białych koni, z pióropuszami na głowach i złotymi łańcuchami zamiast uprzęży, rżało niecierpliwie, a z tyłu stał służący młodego królewicza, zwany wiernym Henrykiem. Gdy królewicz został przemieniony w żabę, wiernego Henryka ogarnęła taka •v^' rozpacz, że kazał sobie serce opasać trzema żelaznymi obręczami, ^ aby nie pękło z żalu. Wierny Henryk wsadził królewicza i królewnę do powozu, sam zaś stanął z tyłu, uradowany z wyzwolenia swego pana. Kiedy już spory kawałek ujechali, usłyszał królewicz za sobą trzask, jakby coś pękło w powozie. Odwrócił się więc i zawołał: - Wierny Henryku, powóz się łamie! - Nie, panie, to nie powóz się łamie, To pęka obręcz, obręcz żelazna, Która ściskała me,serce słabe, Gdym myślał, że już szczęścia nie zazna, Bo tyś zaklęty był w żabę! Jeszcze raz i jeszcze raz trzasnęło coś podczas drogi, a królewicz sądził za każdym razem, że to powóz pęka, lecz to pękały żelazne obręcze na sercu wiernego Henryka, gdyż pan jego był teraz wolny i szczęśliwy. - "- - "i '7 uL 2. Spółka kota z myszą K ot zapoznał się z myszą i tyle jej naopowiadał o przyjaźni, jaką źvwi dla niej, że mysz zgodziła się wreszcie zamieszkać z nim jednym domu i prowadzić wspólnie gospodarstwo. _ Na zimę musimy jednak zrobić zapasy - rzekł kot - abyśmy nie cierpieli głodu. Zwłaszcza ty, myszko, mogłabyś poszukując jedzenia wpaść w pułapkę! Rada była słuszna i mysz z kotem kupili wspólnie garnek smalcu. Nie wiedzieli jednak, gdzie go postawić, wreszcie po długim namyśle kot rzekł: - Sądzę, że najlepiej schować garnek w kościele. Tam nikt się z pewnością nie waży niczego tknąć. Postawimy go pod ołtarzem i nie ruszymy wpierw, aż nadejdzie zima. Tak też uczynili, ale po krótkim już czasie przyszła kotu ślinka na smalec, rzecze więc do myszki: - Muszę ci powiedzieć, myszko, że kuzynka moja prosiła mię w kumy; powiła ona synka, białego w brązowe łatki, a ja mam go trzymać do chrztu. Pozwól więc, że wyjdę dzisiaj, a ty zajmij się domem. - Dobrze, dobrze - rzekła myszka - idź w imię Boże, a jeśli dostaniesz coś dobrego do jedzenia, to pomyśl o mnie. Chętnie wypiłabym też kropelkę czerwonego wina. Oczywiście wszystko to było zmyślone, kot nie miał wcale kuzynki i wcale nie był proszony w kumy. Poszedł wprost do kościoła, zakradł się do garnka ze smalcem i począł go lizać, aż zlizał cały tłuszczyk z wierzchu. Potem udał się na spacer po dachach, obejrzał sobie okolicę, wreszcie wyciągnął się na słońcu, oblizując się na myśl ° smalczyku. Dopiero późnym wieczorem powrócił do domu. - Jesteś wreszcie - rzekła mysz - wesoło pewnie spędziłeś dzień. - Owszem - odparł kot. - A jakież imię dano dziecku? - zapytała mysz. - Powierzchu- odparł kot. - Powierzchu? - zawołała mysz - to bardzo dziwne imię! Czy p°wtarza się ono w twojej rodzinie? r 'J Nigdy smalec nie jest lepszy - pomyślał - niż kiedy się go je 25 - Wcale nie gorsze - odparł kot - niż złodziejskie imiond twoich chrześniaków! Wkrótce potem kota wzięła znów chętka, aby zakosztował smalcu. Rzekł więc do myszy: - Wybacz, że i dziś cię opuszczę. Proszono mię raz jeszcz' w kumy, a że dziecię ma białą obwódkę dokoła szyi, nie ~" odmówić. Dobra mysz zgodziła się i tym razem, a kot zakradł się kościoła i wyjadł garnek do połowy. l jmu. Gdy powrócił do domu, mysz zapytała: _- A temu dziecku jakie dano imię? - Dopołowy- odparł kot. _ Dopołowy? co też ty mówisz! Póki żyję, nie słyszałam takiego •mienia! - zawołała mysz. - Założę się, że nie ma go w kalendarzu. Ale kot wkrótce począł znowu marzyć o smalczyku. _ Do trzech razy sztuka - rzekł do myszy - znowu proszony jestem w kumy, a że dziecko jest calutkie czarne i tylko łapki ma białe, co trafia się niezmiernie rzadko, jakżebym mógł odmówić? _ Powierzchu, Dopołowy, te dziwne imiona nie dają mi spokoju! - odparła mysz. - To dlatego, że po całych dniach siedzisz w domu i w tej swojej burej kapocie i z tym długim warkoczem, lęgną ci się w głowie takie cudactwa - rzekł kot - powinnaś od czasu do czasu wychodzić na spacer. Kiedy kot wyszedł, myszka zakrzątnęła się po mieszkaniu i doprowadziła wszystko do porządku. Łakomy kot zaś rzekł do siebie: - Trudno mieć spokój, póki jeszcze coś jest w garnku! - i zjadł wszystko aż do dna. Dopiero późno w nocy, tłusty i najedzony, powrócił do domu. Mysz zapytała go zaraz, jakie imię otrzymało trzecie dziecię. - Na pewno nie będzie ci się znowu podobało, a brzmi ono Dodna-odparł kot. - Dodna! - zawołała mysz - tego imienia jeszcze w żadnej książce nie czytałam. Dodna! Co to może znaczyć? Pokiwała głową, zwinęła się w kłębuszek i usnęła. Od tego czasu nikt już nie prosił kota w kumy, ale gdy zima n«deszła i głód począł im dokuczać, mysz przypomniała sobie 0 Poczynionych zapasach. - Chodź, kocie, weźmiemy nasz garnek ze smalcem. Będzie teraz smakować. ~~ Oczywiście - rzekł kot - zwłaszcza tobie będzie on smako-jakbyś wysunęła za okno swój ostry języczek. 26 Udali się więc w drogę, ale gdy przybyli do kościoła, przekorni się, że garnek stoi wprawdzie na swoim miejscu, ale jest pusty. - Ach - zawołała mysz - teraz rozumiem wszystko! Ładm, z ciebie przyjaciel! Zjadłeś wszystko, kiedyś chodził w kumy: naL pierw po wierzchu, potem do połowy, potem... - Milcz! - zawołał kot - jeszcze słowo, a zjem i ciebie! - Do dna - miała już biedna mysz na końcu języka, ale zanim to wymówiła, kot chwycił jaw pazury i pożarł. > Widzisz, tak to na świecie bywa. •f r v<*" 3. Dziecko Matki Boskiej N a skraju wielkiego lasu żył drwal ze swoją żoną i jedynym dzieckiem, trzyletnią córeczką. Byli oni tak biedni, że brakowało im nawet chleba i nie mieli czym nakarmić swego dziecka. Pewnego dnia, gdy drwal poszedł strapiony do lasu na robotę, stanęła przed nim nagle piękna pani w złotej koronie z jaśniejących gwiazd i rzekła: - Ja jestem Maria Panna, Matka Boska; wiem, żeś ubogi i strapiony, przynieś mi swoje dziecię, a ja wezmę je do siebie, zaopiekuję się nim i będę mu matką. Drwal usłuchał, przyniósł dzieweczkę, a Matka Boska zabrała jaz sobą do nieba. Dobrze było dziecku pod opieką Marii Panny; jadło marcepany, pijało słodkie mleko, złote miało sukienki i bawiło się z aniołkami Kiedy dziewczynka miała już czternaście lat, Matka Boska przywołała ją pewnego razu do siebie i rzekła: - Kochane dziecię, wybieram się w daleką podróż, powierzam ci więc klucze od trzynastu komnat niebieskich. Do dwunastu wolrtf ci wchodzić i oglądać w nich wszystkie wspaniałości, ale trzynasty^1 drzwi, od których jest ten maleńki kluczyk, zakazuję ci otwierać. Strzeż się tego czynić, gdyż spadłoby na ciebie wielkie szczęście! Dziewczynka przyrzekła być posłuszną, a gdy Matka Bo: o , echała, poczęła zwiedzać wszystkie komnaty niebieskie. Co dzień 27 ° l idała jedną, aż obejrzała wszystkie dwanaście. W każdej komna-siedział jeden z apostołów, otoczony wielkim blaskiem, a dziew-ika radowała się wszystkimi wspaniałościami i klaskała w dłonie, niołki zaś, które wszędzie jej towarzyszyły, radowały się wraz z nią. Pozostały jeszcze drzwi do zakazanej komnaty. Dziewczynka była bardzo ciekawa, co się za nimi znajduje, rzekła więc do aniołków: - Otworzyć drzwi i wejść do komnaty nie wolno, ale można przecież trochę je uchylić i zajrzeć przez szparkę. Ale aniołki zawołały przerażone: - Ach, nie, to by był grzech: Matka Boska zabroniła ci przecież tego. I mogłabyś popaść w wielkie nieszczęście. Dziewczynka zamilkła, ale nie umilkła w jej sercu ciekawość, drążyła je i nękała, i kiedy razu pewnego wszystkie aniołki poszły na "~ spacer, dziewczynka pomyślała sobie: " - Teraz jestem sama i nikt się nie dowie, że zajrzałam do pokoju. Wyszukała maleńki kluczyk, a mając go już w ręku, wsadziła do dziurki i przekręciła. Drzwi rozwarły się szeroko i dziewczynka ujrzała Trójcę Świętą, \ zasiadającą w blasku i ogniu. W zdumieniu i zachwycie stała przez chwilę nieruchomo, potem dotknęła palcem blasku, a palec w tejże chwali został ozłocony. Wówczas dziewczynka przeraziła się bardzo, zatrzasnęła szybko drzwi i uciekła. Przerażenie nie opuszczało jej ani na chwilę, a serduszko ciągle biło gwałtownie w jej piersi. A i złoto nie chciało zejść z palca, choć myła go i tarła. Wkrótce potem powróciła Matka Boska ze swej podróży. Przy-wołała natychmiast dzieweczkę i zażądała od niej kluczy. Kiedy je Podawała, Matka Boska spojrzała jej w oczy i zapytała: - Czy otwierałaś trzynaste drzwi? ~ Nie - odparła dziewczynka. Matka Boska zaś położyła dłoń na jej sercu i uczuła, jak mocno 1 o> pojęła więc od razu, że dziewczynka zgrzeszyła i złamała jej ~ Naprawdę nie uczyniłaś tego? - Nie - powtórzyła dziewczynka. Matka Boska zaś ujrzała jej palec, ozłocony przez dotknięcie l <m szy, że dziewczynka zgrzeszyła, fy raz trzeci dziewczynka. 'jinie, a w dodatku okłamałaś, nie jesteś \viec 'lapadła dziewczynka w ^głębok^i sen, ^ gdy się c 'm, pośrodku dzikiego lasih Chciała zawołać , 'mogła. Zerw"a1a się i chciała uciekać, ale gdzie o te ciernie. W pustkowiu tym stało wielkie ^którym dziewczynka musiała zamieszkać. vała schronienie podczas deszczu i burzy. :ne życie! Kiedy pomyślała o niebie i o swoich płakała gorzkimi łzami. Jedynym jej poży-i jagódki leśne. Jesienią zbierała orzechy śi)|fy dziupli: orzechy służyły jej za pokarm zimą, iii mrozy, zakopywała się jak zwierzątko Wkrótce podarły się jej sukienki, a gdy na frzać poczęło, wychodziła na polanę, okryta \. -'li okiem, ajdziewczynka zaznawała całej ziem- drzewa znowu okryły się świeżym listo-i^ te i zapędził się za sarną, która uciekła przed ićwięc z konia i rozcinając mieczem zarośla! J' . Kiedy się przedarł przez nie, ujrzał pod okrytą aż do stóp złotymi włosami- .dziewczyno, i co tu robisz sama w tyrt wdziała, gdyż nie mogła głosu wydobyć. mną do mego zamku? a głową, a król wziął ją na ręce, wsadził n* A. gdy przybyli do królewskiego zamku . -o ją w piękne szaty i otoczono wygodami. A chociaż mówić nie 29 1 \ła tak była piękna i powabna, że król pokochał ją gorąco ijTi* *i ^krotce po jął za żonę. 1 ^ po roku królowa wydała na świat syna. Ale w nocy, gdy leżała ma w łóżku, ukazała się jej Matka Boska i rzekła: _ Jeżeli wyznasz prawdę, czy otworzyłaś zakazane drzwi, otwo-ci usta i przywrócę mowę, jeśli zaś trwać będziesz w grzechu . lenistwie, zabiorę ci nowonarodzone dziecię. W tej chwili królowa odzyskała mowę, aby mogła odpowiedzieć, ale tak była zatwardziała, iż rzekła: - Nie, nie otworzyłam zakazanych drzwi. Matka Boska zabrała więc jej dziecię i znikła zjńm.^ -, i Gdy się nazajutrz okazało, że dziecko znikło, lud począł szemrać ' " podejrzewając królową, że jest ludożerczynią i zjadła własne dziecko. A biedna królowa słyszała to wszystko i nie mogła przemówić słowa na swoją obronę. Lecz król, który kochał ją bardzo, nie uwierzył tym zarzutom. Po roku królowa znowu powiła syna. I znowu w nocy przyszła do niej Matka Boska i rzekła: - Jeżeli wyznasz, że otworzyłaś zakazane drzwi, przywrócę