966
Szczegóły |
Tytuł |
966 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
966 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 966 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
966 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Henryk Sienkiewicz
Przez stepy
Opowiadanie
kapitana R.
PIW
Warszawa 1997
$ca�o�� w jednym tomie
$p$w$z$n
"Print 6�"
Lublin 1995
`pa
Adaptacja na podstawie
ksi��ki wydanej przez
Pa�stwowy Instytut
Wydawniczy
Warszawa 1976
Redakcja techniczna
wersji brajlowskiej:
Piotr Kali�ski
Sk�ad, druk i oprawa:
$p$w$z$n "Print 6�"
ul. Wieniawska 13
20-071 Lublin
tel. (0-81) 295-18
$i$s$b$n #hc-heihg-ic-b
`st
Henryk Sienkiewicz
Przez stepy
Opowiadanie kapitana R.
Za czasu mego pobytu w Kalifornii wybra�em si� pewnego razu z moim
zacnym i dzielnym przyjacielem, kapitanem,w odwiedziny do naszego
rodaka, mieszkaj�cego w odludnych g�rach Santa Lucia. Poniewa� nie
zastali�my go w domu, przesiedzieli�my dni pi�� w g�uchym w�wozie
w towarzystwie starego s�ugi Indianina, kt�ry pod niebytno�� pana
pilnowa� pszcz� i k�z angorskich. Stosuj�c si� do miejscowych
zwyczaj�w sp�dza�em znojne dnie letnie �pi�c przez wi�ksz� cz��
czasu, nocami za�, zasiad�szy przy ognisku z suchego "czamizalu",
s�ucha�em opowiada� kapitana, jego nadzwyczajnych przyg�d i
wypadk�w, jakie tylko na pustyniach ameryka�skich mog� mie�
miejsce.
Chwile te uchodzi�y mi bardzo uroczo. Noce by�y prawdziwie
Kalifornijskie: ciche, ciep�e, gwia�dziste; ognisko buzowa�o si�
ra�nie, a w jego blaskach widzia�em olbrzymi�, ale pi�kn� i
szlachetn� posta� starego wojownika - pioniera, kt�ry podnosz�c
oczy ku gwiazdom szuka� pami�ci� ubieg�ych zdarze�, drogich imion
i drogich twarzy, pow��cz�cych nawet we wspomnieniu czo�o jego
smutkiem �agodnym . Jedno z tych opowiada� podaj� tak po prostu,
jak je s�ysza�em; s�dz�c, �e i czytelnik wys�ucha go z r�wn� mojej
ciekawo�ci�.
Rozdzia� pierwszy
Przybywszy do Ameryki we wrze�niu roku 1849 - m�wi� kapitan -
znalaz�em si� w Nowym Orleanie, kt�ry w�wczas by� jeszcze miastem
na wp� francuskim, stamt�d za� uda�em si� w g�r� Missisipi, do
jednej wielkiej plantacji cukrowej, gdzie znalaz�em prac� i dobre
wynagrodzenie.Ale �e by�em naonczas m�ody i przedsi�biorczy,
przykrzy�o mi si� siedzenie na miejscu i pi�mienna robota;
porzuci�em wi�c j� wkr�tce, a natomiast rozpocz��em �ycie le�ne.
Mnie i moim towarzyszom up�yn�o w ten spos�b kilka lat w�r�d
jezior luizja�skich, krokodyl�w, w��w i moskit�w. Utrzymywali�my
si� z polowania i rybo��wstwa, a od czasu do czasu sp�awiali�my
wielkie partie drzewa po rzece a� do Orleanu, gdzie nam p�acono za
nie niez�e pieni�dze. Wyprawy nasze si�ga�y cz�stokro� stron
bardzo odleg�ych. Zapuszczali�my si� a� do krwawego Arkanzasu
(Bloody-Arkansas),kt�ry, dzi� jeszcze ma�o zamieszkany, wtedy by�
zupe�nie prawie pusty. Takie �ycie, pe�ne trud�w i
niebezpiecze�stw, krwawych zaj�� z pirata mina Missisipi, i z
Indianami, kt�rych pe�no jeszcze by�o w Luizjanie, w Arkanzasie i
Tenessee, zahartowa�o moje niezwyczajne z natury si�y i zdrowie, a
przy tym da�o mi do�wiadczenie stepowe, tak �e w tej wielkiej
ksi�dze umia�em czyta� nie gorzej od ka�dego czerwonego wojownika.
Dzi�ki temu do�wiadczeniu, gdy po odkryciu z�ota w Kalifornii
wielkie partie emigrant�w prawie codziennie opuszcza�y Boston, New
York, Filadelfi� i inne miasta wschodnie, jedna z nich wezwa�a
mnie na swego dow�dc�, czyli, jak u nas m�wi�, kapitana.
Zgodzi�em si� ch�tnie, bo cuda wtedy opowiadano o Kalifornii; od
dawna wi�c nosi�em si� z zamiarem puszczenia si� na Daleki Zach�d;
nie mniej jednak nie ukrywa�em sobie niebezpiecze�stw tego
przedsi�wzi�cia. Dzi� przestrze� z New Yorku do San Francisco
przebywa si� w tydzie� kolej�, a prawdziwa pustynia zaczyna si�
dopiero od Omaha: wtedy by�o zupe�nie co innego. Wszystkie te
miasta i miasteczka, kt�rych teraz mi�dzy New Yorkiem a Chicago
jak maku, nie istnia�y jeszcze, a i samo Chicago wyros�e p�niej
jak grzyb po deszczu, by�o tylko lich� i nieznan� osad� ryback�,
kt�rej nie znalaz�by� na �adnej mapie. Trzeba wi�c by�o i�� z
wozami, lud�mi i mu�ami przez kraje zupe�nie dzikie, a zamieszkane
przezgro�ne plemiona Indian: Kruk�w, Czarnonogich, Pawnis�w,
Siuks�w i Arikar�w, przed kt�rymi ukry� si� wi�kszej liczbie ludzi
by�o prawie niepodobie�stwem,albowiem ruchliwe jak piasek te
pokolenia nie maj� sta�ych siedlisk, ale jako my�liwskie kr��� po
ca�ej przestrzeni step�w za stadami bawo��w i antylop. Grozi�y nam
wi�c niema�e trudy; ale kto si� wybiera na Daleki Zach�d, musi by�
na nie przygotowany, jak r�wnie� i na to, �e nieraz g�owy
nadstawi� przyjdzie. Wi�cej te� ni� wszystkiego obawia�em si�
odpowiedzialno�ci, jak� na siebie bra�em ;poniewa� jednak rzecz
ju� by�a u�o�ona, nie by�o co innego do roboty, jak zaj�� si�
przygotowaniami do drogi. Trwa�y one przesz�o dwa miesi�ce, bo
trzeba by�o sprowadza� wozy a� z Pensylwanii Pittsburga, kupowa�
mu�y, konie, bro� i czyni� znaczne zapasy �ywno�ci. Ku ko�cowi
jednak zimy wszystko by�o gotowe.
Chcia�em wyruszy� tak, aby�my wielkie stepy le��ce mi�dzy
Missisipi a g�rami skalistymi przebyli wiosn�, wiedzia�em bowiem,
�e latem, skutkiem upa��w panuj�cym na tych odkrytych
przestrzeniach, mn�stwo ludzi zapada na r�ne choroby. Z tego
samego powodu postanowi�em nie prowadzi� taboru po�udniow� drog�
na St. Louis, ale na Iow�, Nebrask� i p�nocne Colorado. By�a to
droga niebezpieczniejsza ze wzgl�du na Indian, ale bez w�tpienia
zdrowsza. Zamiar ten wzbudzi� z pocz�tku op�r mi�dzy lud�mi
nale��cymi do taboru, ale gdym o�wiadczy�, aby je�li nie chc�
czyni� wedle mej woli, szukali innego kapitana, po kr�tkim namy�le
zgodzili si� i z pierwszym tchnieniem wiosny ruszyli�my w drog�.
Zacz�y si� zaraz dla mnie dni do�� trudne, zw�aszcza nim si�
ludzie oswoili ze mn� i z warunkami podr�y. Osoba ma wzbudza�a
wprawdzie ufno��, bo awanturnicze pochody moje do Arkanzas
zjedna�y mi pewn� s�aw� mi�dzy ruchliw� ludno�ci� nadgraniczn�, a
imi� "Big Ralf"(Wielki Raalf"),pod kt�rym mnie znano na stepach,
obi�o si� ju� nie raz o uszy wi�kszej cz�ci moich ludzi. Ale w
og�le "kapitan", czyli dow�dca, bywa� z natury rzeczy cz�sto w
po�o�eniu bardzo wzgl�dem emigrant�w dra�liwym. Do mnie nale�a�o
wybiera� obozowiska na noc, czuwa� nad pochodem w dzie�, mie�
okona ca�y tabor, ci�gn�cy si� czasem mil� po stepie, wyznacza�
stra�e na postojach i wydawa� pozwolenie na odpooczynek oddzia�om
udaj�cym si� kolejno na wozy.
Amerykanie maj� wprawdzie w sobie ducha organizacji posuni�tego do
wysokiego stopnia, ale w miar� trud�w podr�y energia ludzka
s�abnie, zniech�cenie ogarnia najwytrwalszych i w�wczas nikomu nie
chce si� dniem harcowa� konno, noc� i�� na stra�e, a ka�dy
natomiast rad by wymkn�� si� od przypadaj�cej na niego kolei i
le�e� po ca�ych dniach na wozie. Przy tym w stosunkach z Jankesami
kapitan musi umie� pogodzi� karno�� z pewn� poufa�o�ci�
kole�e�sk�, co nie jest rzecz� �atw�. Bywa�o wi�c tak, �e w czasie
pochodu i w godzinach nocnych postoj�w by�em zupe�nym panem woli
ka�dego z moich towarzysz�w, ale w czasie dziennych wypoczynk�w po
farmach i osadach, kt�re spotykali�my z pocz�tku na drodze,
ko�czy�a si� i moja rola rozkazodawcy.W�wczas ka�dy by� sobie
panem i nieraz musia�em zwalcza� op�r zuchwa�ych awanturnik�w;ale
gdy wobec licznych "ring�w" okaza�o si� po kilkakro�, �e moja
mazowiecka pi�� silniejsz� jest od ameryka�skich, zaraz uros�o
moje znaczenie, i p�niej nie mia�em nigdy �adnych zaj��
osobistych. Zreszt� zna�em ju� na wylot charakter ameryka�ski,
wiedzia�em wi�c, jak sobie radzi�, a przy tym wytrwania i zach�ty
dodawa�a mi pewna para niebieskich oczu, spogl�daj�ca na mnie spod
p��ciennego dachu wozu ze szczeg�lnyn zaj�ciem. Oczy te, patrz�ce
spod czo�a ocienionego bujnym z�otym w�osem, nale�a�y do m�odej
dziewczyny imieniem Lilian Morris, rodem z Massachusetts z
Bostonu. By�a to istota delikatna, wiotka, o rysach drobnych i
twarzy smutnej, pomimo i� prawie dziecinnej.
Smutek ten w tak m�odej dziewczynie uderzy� mnie zaraz z pocz�tku
podr�y, ale wkr�tce zaj�cia zwi�zane z rol� kapitana zwr�ci�y m�j
umys� i uwag� gdzie indziej. Przez pierwsze tygodnie pr�cz
zwyk�ych codziennych:"good morning!" zamienili�my zaledwie par�
s��w innych. Lituj�c si� jednak nad m�odo�ci� i osamotnieniem
Lilian, nie by�o bowiem nikogo z jej krewnych w ca�ej karawanie,
odda�em biednej dziewczynie kilka ma�ych us�ug. Os�ania� j� swoj�
powag� dow�dcy i pi�ci� od natarczywo�ci m�odych ludzi
podr�uj�cych razem nie mia�em najmniejszej potrzeby, albowiem po
mi�dzy Amerykanami najm�odsza kobieta mo�e by� pewna je�li nie
nadskakuj�cej grzeczno�ci, jak� odznaczaj� si� Francuzi, to
przynajmniej zupe�nego bezpiecze�stwa. Ze wzgl�du jednak na
delikatne zdrowie Lilian umie�ci�em j� w najwygodniejszym ze
wszystkich wozie, prowadzonym przez wielce do�wiadczonego wo�nic�
Smitha, sam us�a�em jej siedzenie, na kt�rym w nocy mog�a sypia�
wygodnie, wreszczie odda�em na jej u�ytek ciep�� sk�r� bawol�,
kt�rych kilka mia�em w zapasie. Lubo przys�ugi te ma�o by�y
znacz�ce, Lilian zdawa�a si� czu� za nie �yw� wdzi�czno�� i nie
pomija�a �adnej sposobno�ci, przy kt�rej mog�a mi j� okaza�. By�o
to stworzenie widocznie bardzo �agodne i nie�mia�e. Dwie kobiety:
ciotka Grosvenor i ciotka Attkins, kt�re dzieli�y z ni� w�z,
pokocha�y j� wkr�tce niezmiernie za s�odycz jej charakteru,
przezwisko za� "Little Bird" (ma�y ptaszek), nadane jej przez nie,
sta�o si� wkr�tce mianem, pod kt�rym znano j� w ca�ym obozie. Z
tym wszystkim mi�dzy mn� a Ma�ym Ptaszkiem nie by�o najmniejszego
zbli�enia, p�kim nie dostrzeg�, �e b��kitne, a prawie anielskie
oczy tego dziewcz�tka zwracaj� si� za mn� ze szczeg�lniejsz� jak��
sympati� i uporczywym zaj�ciem.
Mo�na to sobie by�o wyt�umaczy� tym, �e mi�dzy wszystkimi lud�mi
nale��cymi do taboru ja jeden mia�em troch� og�ady towarzyskiej ;
Lilian wi�c, po kt�rej tak�e zna� by�o staranniejsze wychowanie,
widzia�a we mnie kogo� bli�szego siebie ni� reszta otoczenia. Ale
wtedy ja t�umaczy�em to sobie troch� inaczej i zaj�cie si� jej
po�echta�o moj� pr�no��, pr�no�� za� sprawi�a, �em sam zacz��
by� na Lilian uwa�niejszym i cz�ciej jej w oczy zagl�da�. Wkr�tce
potem sam ju� sobie nie umia�em zda� sprawy,jakim sposobem to si�
sta�o, �e dot�d nie zwr�ci�em �adnej prawie uwagi na tak wyborn�
istot�, kt�ra ka�dego posiadaj�cego serce cz�owieka odrazu
tkliwymi mog�a natchn�� uczuciami. Odt�d te� lubi�em kr�ci� si� na
koniu ko�o jej wozu. W czasie upa�u dziennego, kt�ry pomimo
wczesnej wiosennej pory mocno nam w godzinach po�udniowych
dokucza�, gdy mu�y wlok�y si� leniwo, a karawana rozw��czy�a si�
tak po stepie, �e stoj�c przy pierwszym wozie ledwie mo�na by�o
dostrzec ostatni, przelatywa�em cz�sto z ko�ca w koniec,
zaje�d�aj�c bez potrzeby konie, by tylko w przelocie zobaczy� t�
jasn� g��wk� i te oczy, prawie mi ju� z my�li nie schodz�ce.Z
pocz�tku wyobra�nia moja wi�cej by�a zaj�ta ni� serce, jednak
my�l, �e w�r�d tych obcych ludzi nie jestem zupe�nie obcym, ale
mam jedn� male�k� dusz� sympatyczn�, zajmuj�c� si� mn� troch�,
lubej doda�a mi otuchy.Mo�e to ju� i nie pochodzi�o z pr�no�ci,
lecz z tej potrzeby, kt�r� na ziemi cz�owiek czuje, aby nie
rozprasza� my�li i serca na tak nieokre�lone i og�lne przedmioty,
jakimi s� lasy tylko i stepy, ale aby je skupi� na jedn� �yw�
kochan� istot� i zamiast gubi� si� w jakich� oddaleniach i
niesko�czono�ciach odnale�� samego siebie w sercu bliskim.
Uczu�em si� tedy mniej samotny i ca�a podr� nowych, nie znanych
dot�d nabra�a dla mnie powab�w. Dawniej, gdy karawana rozci�ga�a
si� oczu, widzia�em w tym tylko brak ostro�no�ci i nieporz�dek, za
kt�ry gniewa�em si� mocno.Teraz, gdym zatrzyma� si� na jakiej
wynios�o�ci, widok tych woz�w bia�ych i pasiastych, o�wietlonych
s�o�cem i nurtuj�cych na kszta�t okr�t�w morzu traw, widok konnych
i zbrojnych ludzi, rozrzuconych w malowniczym nie�adzie obok
poci�g�w, nape�nia� dusz� moj� zachwytem i b�ogo�ci�. I nie wiem,
sk�d mi si� bra�y takie por�wnania, ale zdawa�o mi si�,�e to jaki�
tabor biblijny, kt�ry ja, jakby patriarcha, wiod� do Ziemi
Obiecanej. Dzwonki na uprz�ach mu��w i �piewne "get up!" wo�nic�w
wt�rowa�y wtedy jakby muzyka my�lom moim, pobudzonym przez serce i
przyrodzenie.
Jednak�e z Lilian od owej rozmowy oczu nie przechodzili�my prawie
do innej, bo kr�powa�a mnie obecno�� kobiet razem z ni� jad�cych.
Przy tym,od czasu, jakem spostrzeg�, �e tam jest ju� co� mi�dzy
nami, czego sam jeszcze nie umia�em nazwa�, a przecie czu�em, �e
by�o, ogarn�a mnie jaka� dziwna nie�mia�o��. Podwoi�em jednak
moj� troskliwo�� o kobiety i cz�sto zagl�da�em do wozu pytaj�c o
zdrowie ciotk� Attkins i ciotk� Grosvenor, aby tym sposobem
usprawiedliwi� i zr�wnowa�y� starania, jakimi otoczy�em Lilian.
Ona jednak rozumia�a doskonale t� moj� polityk� i porozumienie to
stanowi�o jakby nasz� tajemnic�, ukryt� dla reszty towarzysz�w.
Wkr�tce jednak spojrzenia, przelotna zamiana s��w i tkliwe
starania ju� mi nie mog�y wystarczy�. Ta dziewczyna z jasnymi
w�osami i s�odkim spojrzeniem ci�gn�a mnie ku sobie z
nieprzepart� jak�� si��. Pocz��em o niej my�le� po ca�ych dniach,
a nawet noc�, gdy zm�czony objazdem stra�y i ochryp�y od
nawo�ywa�: "All's right!" wszed�em wreszcie na w�z i owin�wszy si�
sk�r� bawol�, zamyka�em oczy, aby zasn�� - zdawa�o mi si�,�e owe
komary i moskity brz�cz�ce ko�o mnie �piewaj� mi bez ustanku do
ucha imi�: Lilian! Lilian! Lilian! Posta� jej stawa�a przy mnie w
snach moich; po przebudzeniu pierwsza my�l lecia�a do niej jakby
jaka jask�ka ;a jednak, dziwna rzecz! nie spostrzeg�em si� od
razu, �e ten luby powab jakiego nabra�o dla mnie wszystko, i to
malowanie w duszy przedmiot�w z�otymi kolorami, i te my�li p�yn�ce
za jej wozem, to nie przyja�� ani przychylno�� dla sieroty, ale
mocniejsze daleko uczucie, od kt�rego nikt si� nie obroni, gdy na
niego kolej nadejdzie.
By�bym si� mo�e wcze�niej spostrzeg�, gdyby nie to, �e s�odycz
charakteru Lilian ujmowa�a sobie wszystkich; my�la�em wi�c, �e
zostaj� pod urokiem tego dziewcz�cia nie wi�cej od innych. Wszyscy
kochali j� jak dziecko w�asne i dowody tego codziennie mia�em
przed oczyma. Towarzyszki jej by�y to kobiety proste i do�� do
swar�w pochopne, a jednak nieraz widzia�em ciotk� Attkins,
najwi�kszego w �wiecie heroda, jak czesz�c rankami w�osy Lilian
ca�owa�a je z serdeczno�ci� matki, podczas gdy Missis Grosvenor
tuli�a w r�kach d�onie dziewczynki, kt�re by�y zzi�b�y w�r�d
nocy.M�czy�ni otaczali j� r�wnie� troskliwo�ci� i staraniami. By�
w karawanie niejaki Henry Simpson, m�ody awanturnik z Kanzas,
nieustraszony strzelec i poczciwy w gruncie ch�opak, ale tak ufny
w siebie, zuchwa�y i gburowaty, �e w pierwszym zaraz miesi�cu
musia�em go po dwakro� obi�, aby go przekona�, �e jest kto�
silniejszy od niego w pi�ci, a starszy znaczeniem w obozie. Ot�
trzeba by�o widzie� tego samego Henry rozmawiaj�cego z Lilian: on,
kt�ry nic by sobie nie robi� z samego prezydenta Unii, w obecniej
traci� ca�� pewno�� i �mia�o��, odkrywa� g�ow� i powtarzaj�c co
chwila: "I beg your pardon, Miss Morris!", mia� zupe�nie min�
brytana na �a�cuchu. Ale wida� by�o, �e �w brytan got�w jest
s�ucha� ka�dego skinienia tej ma�ej p�dziecinnej r�czki. Na
popasach stara� si� te� zawsze by� przy Lilian, aby mu �atwiej
by�o oddawa� jej rozmaite drobne przys�ugi. Rozpala� ognisko,
wybiera� jej miejsce zabezpieczone od dymu, us�awszy jej pierwej
mchem i w�asnymi derami, wybiera� dla niej najlepsze kawa�ki
zwierzyny; czyni� za� to wszystko z nie�mia�� jak�� troskliwo�ci�,
kt�rej si� po nim nie spodziewa�em, a kt�ra budzi�a jednak we mnie
pewn� niech��, bardzo do zazdro�ci podobn�.
Ale mog�em si� tylko gniewa�, nic wi�cej. Henry, je�li nie na
niego przypada�a kolej stra�y, m�g� czyni� ze swoim czasem, co mu
si� podoba�o, zatem by� blisko Lilian; tymczasem moja kolej nie
ko�czy�a si� nigdy. W drodze wozy ci�gn�y jeden za drugim, cz�sto
bardzo od siebie daleko; za to,gdy weszli�my ju� w kraje puste, na
po�udniowe odpoczynki stawia�em je wedle obyczaju stepowego w
jednej poprzecznej linii, zwartej tak, i� mi�dzy ko�ami zaledwie
cz�owiek m�g� si� przecisn��. Trudno przewidzie�, ile ponosi�em
trud�w i pracy, nim taka linia, �atwa do obrony, zosta�a
uformowana. Mu�y, z natury dzikie i niepos�uszne zwierz�ta,
zamiast stawa� w szeregu albo upiera�y si� na miejscu, albo nie
chcia�y zej�� na bok z utartej kolei, gryz�c si� przy tym, kwicz�c
i wierzgaj�c; wozy skr�cane nag�ym ruchem przewraca�y si� cz�sto,
a podnoszenie tych prawdziwych dom�w z drzewa i p��tna niema�o
zabiera�o czasu; kwik mu��w, kl�twy wo�nic�w,brz�k dzwonk�w i
szczekania ps�w wlok�cych si� za nami sprawia�y piekielny ha�as.
Gdym jako tako przyprowadzi� wszystko do �adu, musia�em jeszcze
pilnowa� wyprz�y zwierz�t i kolejnik�w, maj�cych pogna� je na
pastwisko, a nast�pnie do rzeki. A tymczasem ludzie, kt�rzy w
czasie pochodu pogr��yli si� byli w step dla polowania, �ci�gali
ze wszystkich stron ze zwierzyn�: ogniska by�y poobsiadane, ja za�
zaledwie znajdowa�em dosy� czasu, aby po�ywi� si� i odetchn��.
Prawie podw�jn� mia�em robot�, gdy po sko�czonym wypoczynku
ruszyli�my naprz�d, bo zaprz�ganie mu��w wi�cej jeszcze za sob�
rozhowor�w i wrzawy ni� wyprz�ganie poci�ga�o. Przy tym wo�nice
starali si� zawsze jeden przed drugim wyruszy�, aby potem
oszcz�dzi� sobie zje�d�ania w bok po z�ym nieraz gruncie.
Powstawa�y st�d zatargi, k��tnie, przekle�stwa i przykre zw�oki w
podr�y. Nad wszystkim tym musia�em czuwa�, a w czasie pochodu
jecha� na przodzie zaraz za przewodnikami, by i okolic�
przepatrywa�, i wcze�nie miejsca ochronne, obfituj�ce w wod� i w
og�le przygodne do noclegu wybiera�. Cz�sto przeklina�em moje
obowi�zki kapitana, lubo� z drugiej strony nape�nia�a mnie dum�
my�l, �e na ca�ej tej pustyni bez ko�ca pierwszym jestem wobec
pustyni samej,wobec ludzi, wobec Lilian i �e los tych wszystkich
istot, b��dz�cych z wozami po stepie w moim jest r�ku.
Rozdzia� drugi
Pewnego razu po przej�ciu ju� Missisipi zatrzymali�my si� na
nocleg przy rzece Cedar, kt�rej brzegi obros�e drzewem bawe�nianym
dawa�y nam pewno�� opa�u na ca�� noc. Wracaj�c od kolejnik�w,
kt�rzy poszli z siekierami w g�stwin�, spostrzeg�em z daleka, �e
ludzie nasi korzystaj�c widocznie z pi�knej pogody i cichego,
ciep�ego dnia rozeszli si� na wszystkie strony z taboru w step.
By�o jeszcze bardzo wcze�nie, zwykle bowiem o pi�tej ju� z
wieczora stawali�my na noc, by nazajutrz o pierwszym brzasku dnia
wyruszy�. Niebawem spotka�em miss Morris. Zsiad�em zaraz z konia i
wzi�wszy go za lejce zbli�y�em si� do niej uszcz�liwiony, �e mog�
cho� na chwil� by� z ni� sam na sam. Pocz��em j� wypytywa� o
powody, dla kt�rych tak m�oda i sama postanowi�a pu�ci� si� w t�
drog�, wyczerpuj�c� si�y najt�szych m�czyzn.
- Nigdy bym si� nie zgodzi� - m�wi�em - przyj�� pani do karawany
naszej, ale przez pierwsze dni s�dzi�em, �e jeste� c�rk� ciotki
Attkins, dzi� za� cofa� si� by�oby za p�no. Czy jednak znajdziesz
do�� si�, drogie dziecko, bo musisz by� przygotowan�, i� dalsza
podr� nie p�jdzie tak �atwo,jak dot�d?
- Sir! - odrzek�a na to, podnosz�c na mnie i prawie szcz�liwa
jestem,�e cofn�� si� ju� niepodobna. Ojciec m�j jest w Kalifornii
i z listu, kt�ry mi przys�a� naok� Cap Horn, opieki - i dla mnie
tylko uda� si� do Kalifornii. Nie wiem, czy go tylko s�odk�
powinno��.
Nie by�o co odrzec na takie s�owa; zreszt� wszystko, co bym m�g�
nadmieni� przeciw temu przedsi�wzi�ciu, by�oby niewczesne.
Pocz��em wi�c tylko wypytywa� Lilian o bli�sze szczeg�y tycz�ce
jej ojca, kt�re opowiada�a z wielk� ch�ci�, a z kt�rych
dowiedzia�em si�, �e mr. Morris by�:"judge of the supreme court",
czyli s�dzi� najwy�szego stanowego trybuna�u w Bostonie; nast�pnie
straciwszy maj�tek uda� si� do nowo odkrytych kopalni
kalifornijskich, gdzie spodziewa� si� odbudowa� stracon� fortun� i
c�rce, kt�r� kocha� nad �ycie, przywr�ci� dawne stanowisko
towarzyskie.Ale tymczasem zachorowa� na febr� w niezdrowej dolinie
Sacramento i s�dz�c, �e umrze, przes�a� Lilian ostatnie
b�ogos�awie�stwo. W�wczas ona zebrawszy wszystkie zapasy, jakie
by� jej pozostawi�, postanowi�a uda� si� za nim. Pocz�tkowo mia�a
zamiar jecha� drog� morsk�, ale znajomo�� zrobiona wypadkowo z
ciotk� Attkins na dwa dni przed wyruszeniem taboru zmieni�a jej
postanowienie. Ciotka Attkins bowiem, b�d�c rodem z Tenessee i
maj�c pe�ne uszy wie�ci, jakie przyjaciele moi z nad brzeg�w
Missisipi opowiadali sobie i innym o moich zuchwa�ych wyprawach do
os�awionego Arkanzasu, o do�wiadczeniu w podr�ach przez pustynie
i o opiece, jakiej udziela�em s�abym (com sobie uwa�a� za prosty
obowi�zek), w takich odmalowa�a mnie przed Lilian kolorach, �e
dziewczynka nie namy�laj�c si� d�u�ej przy��czy�a si� do karawany
id�cej pod moj� wodz�. Tym to przesadnym opowiadaniom ciotki
Attkins, kt�ra nie omieszka�a by�a doda�, �e jestem "knightem",
czyli rycerzem z urodzenia,przypisa� nale�a�o zaj�cie si� panny
Morris moj� osob�.
- Luba i ma�a istoto! - rzek�em, gdy sko�czy�a opowiadanie -
mo�esz by� pewna, �e nikt ci tu krzywdy nie uczyni i �e ci opieki
nie zbraknie; co za� do twego ojca, to Kalifornia jest najzdrowszy
kraj w �wiecie i z febry tamtejszej nikt nie umiera. W ka�dym
razie p�ki ja �yj�, nie mo�esz zosta� sam�, a tymczasem niech B�g
b�ogos�awi twojej s�odkiej twarzy!
- Dzi�kuj�, kapitanie! - odpowiedzia�a ze wzruszeniem, i szli�my
dalej - tylko �e mi serce bi�o coraz mocniej.
Z wolna rozmowa nasza sta�a si� weselsz� i �adne z nas nie
przewidywa�o, �e po chwili zachmurzy si� niespodzianie ta pogoda,
kt�ra by�a nad nami.
- Wszak�e tu wszyscy dobrzy s� dla pani, miss Morris? - pyta�em
znowu, nie przypuszczaj�c ani na chwil�, �e w�a�nie to pytanie
stanie si� powodem nieporozumienia.
- O! tak - odrzek�a - wszyscy! i ciotka Attkins, i ciotka
Grosvenor, i Henry Simpson - on tak�e jest bardzo dobry.
Ta wzmianka o Simpsonie zadrasn�a mnie nagle, jak uk�szenie w�a.
- Henry jest mulnikiem - odpowiedzia�em sucho - i powinien woz�w
pilnowa�.
Ale Lilian, zaj�ta przebiegiem w�asnych my�li, nie dostrzeg�a
zmiany w moim g�osie i m�wi�a dalej jak gdyby sama do siebie:
- On ma poczciwe serce i ca�e �ycie b�d� mu wdzi�czn�.
- Miss! - przerwa�em wtedy, uk�uty do najwy�szego stopnia - mo�esz
mu nawet odda� r�k�; dziwi� si� jednak, �e mnie wybierasz na
powiernika swych uczu�.
Gdym to rzek�, spojrza�a na mnie ze zdziwieniem, ale nie odrzek�a
nici szli�my obok siebie w przykrym milczeniu. Nie wiedzia�em, co
do niej m�wi�, a serce moje by�o pe�ne goryczy i gniewu na ni� i
na siebie samego.Czu�em si� po prostu upokorzony t� zazdro�ci�
wzgl�dem Simpsona, a jednak nie mog�em si� jej obroni�. Po�o�enie
to tak mi si� wyda�o niezno�ne, �e nagle rzek�em do Lilian kr�tko
i sucho :
- Dobranoc, miss !
- Dobranoc! - odpowiedzia�a cicho, odwracaj�c przy tym g�ow�, aby
ukry� dwie �zy sp�ywaj�ce jej po policzkach.
Siad�em na ko� i ruszy�em powt�rnie w stron�, sk�d dochodzi� mnie
�oskot siekier i gdzie mi�dzy innymi Henry Simpson r�ba� tak�e
drzewo bawe�niane. Ale po chwili zdj�� mnie jaki� �al niezmierny,
bo mi si� zdawa�o,�e te dwie �zy upad�y mi na serce. Zawr�ci�em
konia i w jednej minucie by�em zn�w przy niej. Zeskoczywszy z
siod�a zast�pi�em jej drog�.
- Czego p�aczesz, Lilian? - spyta�em.
- O, sir! - odrzek�a - wiem, �e pochodzisz ze szlachetnej
rodziny,bo mi to m�wi�a ciotka Attkins, ale by�e� tak dobry dla
mnie...
Czyni�a wszystko, �eby nie p�aka�, ale nie mog�a si� powstrzyma�,
nie mog�a doko�czy� odpowiedzi, bo �zy t�umi�y jej g�os. Biedactwo
czu�o si� do g��bi swej smutnej duszy dotkni�te moj� odpowiedzi�,
bo widzia�o w niej jak�� arystokratyczn� pogard�; a mnie si� ani
�ni�o o �adnej arystokracji, tylko po prostu by�em zazdrosny, a
teraz, widz�c j� tak roz�alon�,mia�em ochot� porwa� si� za
ko�nierz i obi�. Chwyciwszy jej r�k�, pocz��em m�wi� �ywo :
- Lilian! Lilian! nie zrozumia�a� mnie. Boga bior� na �wiadka, �e
nie �adna duma m�wi�a przeze mnie. Patrz! pr�cz tych dw�ch r�k nie
mam nic wi�cej na �wiecie, wi�c co mi tam znacz� moje rodowody. Co
innego mnie zabola�o i chcia�em odej��, ale nie mog� znie�� twoich
�ez. I na to przysi�gam ci tak�e, �e to, com powiedzia�, mnie
wi�cej boli ni� ciebie. Nie jeste� dla mnie oboj�tn�, Lilian, o!
wcale nie! bo inaczej nic by mnie nie obchodzi�o,co my�lisz o
Henrym. On jest poczciwy ch�opak, ale to nie nale�y do
rzeczy.Widzisz oto, ile mnie kosztuj� twoje �zy, wi�c mi przebacz
tak szczerze, jak szczerze ci� o przebaczenie prosz�.
Tak m�wi�c podnios�em jej r�k� i przycisn��em j� do ust, a ten
wysoki dow�d czci i prawda, jaka brzmia�a w mej pro�bie, zdo�a�y
uspokoi� cokolwiek dziewczynk�. Nie przesta�a zaraz p�aka�, ale
by�y to ju� inne �zy, bo wida� by�o przez nie u�miech, jakby
promyk spod mg�y. Mnie tak�e dusi�o co� w gardle, i nie mog�em si�
op�dzi� wzruszeniu. Jakie� tkliwe uczucie opanowa�o mi serce.
Szli�my teraz znowu w milczeniu, ale by�o nam ko�o siebie dobrze i
s�odko. Tymczasem dzie� schyli� si� ku wieczorowi; pogoda by�a
�liczna, a w zmroczonym ju� troch� powietrzu tyle �wiat�a, �e i
ca�y step,i dalekie k�py drzew bawe�nianych, i wozy w naszym
taborze, i sznury dzikich g�si, ci�gn�ce na p�noc po niebie,
wydawa�y si� z�ote i r�owe.Najmniejszy wiatr nie porusza� traw; z
daleka dochodzi� nas szum wodospad�w, jakie w tym miejscu tworzy�a
rzeka Cedar, i r�enie koni ze strony obozu. Ten wiecz�r taki
uroczy, ta kraina dziewicza i obecno�� przy mnie Lilian, wszystko
to tak nastroi�o mnie jako�, �e prawie dusza chcia�a wylecie� ze
mnie i lecie� gdzie� a� do nieba. My�la�em sobie, �e by�em jakby
dzwon rozko�ysany. Chwilami mia�em ochot� wzi�� znowu r�k�
Lilian,przy�o�y� j� do ust moich i nie odejmowa� jej bardzo d�ugo.
Ale ba�em si�,�e j� to obrazi. Ona tymczasem sz�a ko�o mnie
spokojna, �agodna i zamy�lona. �zy jej ju� osch�y; od czasu do
czasu podnosi�a na mnie swoje �wietliste oczy; potem zacz�li�my
zn�w rozmawia� - i tak doszli�my a� do obozu.
Dzie� ten, w kt�rym dozna�em tylu wzrusze�, mia� si� zako�czy�
jednak weso�o, albowiem ludzie, zadowoleni z pi�knej pogody,
postanowili wyprawi� sobie "picnic", czyli zabaw� pod go�ym
niebem. Po sutszej ni� zwykle wieczerzy naniecono jedno wielkie
ognisko, przy kt�rym mia�y si� odbywa� ta�ce. Henry Simpson
umy�lnie wyskuba� traw� na przestrzeni kilku s��ni kwadratowych i
ubiwszy ziemi� na kszta�t klepiska posypa� j� piaskiem
przyniesionym z nad Cedar. Gdy widzowie zebrali si�
doko�a,dopiero� na tak przygotowanym miejscu pocz�� przy
towarzyszeniu piszcza�ek murzy�skich ta�czy� "d�iga" z powszechnym
wszystkich podziwieniem. Zwiesiwszy r�ce po bokach, ca�e cia�o
trzyma� nieruchomie -nogami za� przerabia� tak szybko, uderzaj�c
na przemian ziemi� pi�t� lub palcami, �e ruchu ich prawie
niepodobna by�o okiem u�owi�. Tymczasem piszcza�ki gra�y
zapami�tale; wyst�pi� drugi tancerz, trzeci i czwarty-i uciecha
sta�a si� og�ln�. Do Murzyn�w graj�cych na piszcza�kach
przy��czyli si� i widzowie, brz�kaj�c w blaszane miski,
przeznaczone do p�ukania ziemi z�otodajnej, lub bij�c takt z
pomoc� kawa�k�w �eber wo�owych,pozasadzanych mi�dzy palce u ka�dej
r�ki, co wydawa�o odg�os podobny do chrz�stu kastaniet�w. Nagle
wo�ania: "minstrele! minstrele!", rozleg�y si� po ca�ym obozie;
widzowie utworzyli "ring", czyli pier�cie� wok� tanecznego
miejsca, na �rodek za� wyst�pili nasi Murzyni: D�im i Crow,z
kt�rych pierwszy trzyma� b�benek obci�gni�ty w�ow� sk�r�, drugi
wspomniane kawa�ki �eber. Przez chwil� obaj patrzyli na siebie
przewracaj�c bia�kami oczu; nast�pnie zacz�li �piewa� pie��
murzy�sk�, przerywan� tupaniem i gwa�townymi rzutami cia�a, czasem
smutn�, a czasem dzik�. Przeci�g�e: "Dinah! ah! ah!", na kt�re
ko�czy�a si� ka�da zwrotka,zmieni�o si� wreszcie na krzyk i
nieledwie zwierz�ce wycie. W miar� te� jak ta�cownicy rozgrzewali
si� i podniecali, ruchy ich stawa�y si� coraz zapami�talsze, a na
koniec zacz�li uderza� si� wzajemnie g�owami z si��, od kt�rej
czaszki europejskie p�k�yby jak �upiny orzech�w. Czarne te
postacie,o�wietlone jaskrawym blaskiem ognia i rzucaj�ce si� w
szalonych podskokach, fantastyczny istotnie przedstawia�y widok.
Do wrzask�w ich, do odg�os�w b�bna, piszcza�ek, blaszanych misek i
do klekotu �eber miesza�y si� okrzyki widz�w: "hurra for D�im!
hurra for Crow!", a nawet i wystrza�y z rewolwer�w. Gdy wreszcie
czarni zm�czyli si� i pad�szy na ziemi� pocz�li robi� piersiami i
dycha�, kaza�em im da� po �yku "brandy", co zaraz postawi�o ich na
nogi. Ale wtem pocz�to na mnie krzycze� o "speech"; w jednej
chwili wrzawa i odg�osy muzyki ucich�y; ja za� musia�em pu�ci�
rami� Lilian i wlaz�szy na kozie� wozu zwr�ci�em si� do obecnych.
Gdym spojrza� z wysoko�ci na te postacie o�wietlone p�omieniem
ognisk, ros�e, barczyste, brodate, z no�ami za pasem i w
kapeluszach z poobdzieranymi kaniami, zdawa�o mi si�, �e jestem na
jakowym� teatrum lub �e zosta�em dow�dc� rozb�jnik�w. Ale by�y to
poczciwe, dzielne serca, cho� surowe; �ycie niejednego z tych
ludzi by�o mo�e burzliwe i wp�dzikie; tu jednak stanowili�my
jakby �wiat male�ki, od reszty spo�eczno�ci oderwany i w sobie
zawarty, na wsp�lne przeznaczony losy i wsp�lnym
niebezpiecze�stwem zagro�ony. Tu rami� musia�o wspiera� rami�;
jeden czu� si� drugiemu bratem, a one bezdro�a i pustynie bez
ko�ca, kt�rymi byli�my otoczeni, nakaza�y owym hartownym g�rnikom
mi�owa� si� wzajemnie. Widok Lilian, biednej, bezbronnej
dziewczyny, spokojnej w�r�d nich i bezpiecznej,jak gdyby pod
rodzicielskim dachem, nap�dzi� mi te my�li do g�owy, wi�c
wypowiedzia�em wszystko tak, jako w�a�nie czu�em i jak przysta�o
na �o�nierza-dow�dc�, a zarazem brata w�drowc�w. Co chwila
przerywali mi okrzykami : "hurra for Pole ! hurra for captain !
hurra for Big Ralf" -i klaskaniem w r�ce; a co mnie ju�
uszcz�liwi�o najwi�cej, to gdym zobaczy� mi�dzy secin� tych
ogorza�ych pot�nych d�oni jedn� par� malutkich r�czek,r�owych od
blasku ognia i lataj�cych jakby para bia�ych go��bk�w. Wtedy naraz
uczu�em, �e co mi tam ta pustynia i dzikie zwierz�ta, i Indianie,i
"outlawy"; krzykn��em wi�c z zapa�em wielkim, �e: "dam sobie ze
wszystkimi rad�; pobij�, kto mi w drog� wlezie i poprowadz� tabor
cho�by na koniec �wiata - i niech B�g pot�pi moj� praw� r�k� je�li
to nie jest prawda!" Jeszcze g�o�niejsze "hurra!" odpowiedzia�o na
takowe moje s�owa,a w uniesieniu wielkim wszyscy pocz�li �piewa�
pie�� emigranck�: "I crossed Mississippi, I shall cross Missouri."
(Przeszed�em Missisipi, przejd� i Missouri.) Potem m�wi� jeszcze
Smith, najstarszy mi�dzy emigrantami,g�rnik z okolic Pittsburga z
Pensylwanii, kt�ry z�o�y� mi podzi�kowanie w imieniu ca�ego obozu,
przy czym wychwala� moj� bieg�o�� w prowadzeniu taboru - po
Smithie za� prawie na ka�dym wozie kto� przemawia�.Niekt�rzy
m�wili bardzo ucieszne rzeczy; mianowicie Henry Simpson,kt�ry co
chwila wykrzykiwa�: "Gentlemanowie! chc� by� powieszonym,je�li nie
m�wi� prawdy!" Gdy wreszcie m�wcy ochrypli, ozwa�y si� zaraz
piszcza�ki, grzechotki i znowu pocz�to ta�czy� d�iga. Tymczasem
noc zapad�a zupe�na, ksi�yc wytoczy� si� na niebo i �wieci� tak
mocno, �e p�omienie ognisk prawie blad�y od jego blasku, a i
ludzie, i wozy byli o�wietleni podw�jnym, czerwonym i bia�ym
�wiat�em. By�a to �liczna noc. Wrzawa naszego obozu dziwn�, ale
lub� przedstawia�a antytezys z cicho�ci� i g��bokim u�pieniem
stepu. Wzi�wszy Lilian pod r�k� chodzi�em z ni� po ca�ym obozie, a
wzrok nasz od ognisk bieg� na daleko�� i gubi� si� w fali
wysokich, a cienkich badylk�w stepowych, srebrnych od promieni
miesi�ca i tak tajemniczych jakoby duchy. Tak b��dzili�my przy
sobie, a tymczasem przy jednym ognisku dw�ch Szkot�w
"highlander�w" pocz�o gra� na kobzach swoj� g�rsk� smutn�
piosenk�: "Bonia Dundee", Stan�li�my oboje opodal i s�uchali przez
jaki� czas w milczeniu, nagle ja spojrza�em na ni�,ona spu�ci�a
oczy - i sam nie wiedz�c dlaczego t� jej r�k�, kt�ra wspiera�a si�
na moim ramieniu, przycisn��em do piersi mocno i d�ugo. W Lilian
te� biedne serduszko zacz�o ko�ata� tak silnie, �em je czu� jakby
na d�oni ;dr�eli�my oboje, bo�my poznali, �e si� co� tam ju�
mi�dzy nami staje, co� si� przesila i �e ju� nie b�dziem ze sob�
tak jak dot�d. Alem ju� p�yn��, gdzie mnie ta fala nios�a.
Zapomnia�em, �e noc tak jasna, �e niedaleko s� ogniska,a przy nich
ludzie i chcia�em jej zaraz do n�g pada� albo przynajmniej patrze�
w jej oczy. Ale ona cho� z kolei przytuli�a si� tak�e do mego
ramienia,odwraca�a g�ow�, jakby rada ukry� si� w cieniu. Chcia�em
m�wi� i nie mog�em, bo mi si� zdawa�o, �e si� jakim� nie swoim
g�osem odezw�, lub �e gdy powiem Lilian s�owo: "kocham", to chyba
padn�. Nie�mia�y by�em,bo m�ody i nie samymi zmys�ami tylko, ale
dusz� tako� wiedziony; a i to czu�em dobrze, �e gdy raz powiem:
"kocham", to na ca�� moj� przesz�o�� padnie zas�ona i jedne drzwi
si� zamkn�, drugie otworz�, przez kt�re wejd� w nowy jaki� kraj.
Wi�c cho� tam szcz�cie widzia�em za onym progiem,przeciem si� na
nim zatrzyma�, mo�e w�a�nie dlatego, �e mnie ta jasno�� stamt�d
bij�ca ol�ni�a. Przy tym gdy si� kochanie rwie nie z ust, ale z
serca,to chyba o niczym nie jest tak trudno m�wi�.
Odwa�y�em si� przycisn�� do piersi r�k� Lilian - milczeli�my za�
oboje,bom o mi�o�ci m�wi� nie �mia�; o czym innym nie chcia�em i
nie mo�na by�o w takiej chwili.
Sko�czy�o si� na tym, �e�my oboje podnie�li g�owy do g�ry i
patrzyli w gwiazdy jak ludzie, co si� modl�. Wtem zawo�ano na mnie
od wielkiego ogniska; wr�cili�my oboje - zabawa ko�czy�a si�; by
za� zako�czy� j� godnie i przystojnie, emigranci przed p�j�ciem na
spoczynek postanowili �piewa� psalmy. M�czy�ni poodkrywali g�owy,
a chocia� byli mi�dzy nami ludzie wiar. rozmaitych, wszyscy
ukl�kli�my na murawie stepowej i za�piewali psalm: "B��dz�c po
puszczy". Widok to by� bardzo rozrzewniaj�cy. W chwilach
przestank�w cisza zapada�a tak powa�na, �e s�ycha� by�o trzask
iskier w ogniskach, z nad rzeki za� dochodzi� szum wodospad�w.
Kl�cz�c ko�o Lilian raz lub dwa razy spojrza�em na ni�: oczy mia�a
dziwnie b�yszcz�ce, do nieba podniesione, w�osy troch� w nie�adzie
i �piewaj�c pobo�nie tak by�a podobna do anio�a, �e prawie do niej
mo�na si� by�o modli�.
Po sko�czonej modlitwie ludzie rozeszli si� do woz�w, ja
objecha�em wedle zwyczaju stra�e, a potem r�wnie� uda�em si� na
spoczynek. Ale gdy dzi� muszki nocne zacz�y mi �piewa� do ucha,
jako codziennie: Lilian!Lilian! wiedzia�em ju�, �e tam na wozie
�pi �renica oka mego i dusza mojej duszy - i �e na wszystkich
�wiatach nie mam nikogo dro�szego nad t� jedn� dziewczyn�.
Rozdzia� trzeci
�witaniem dnia nast�pnego przeszli�my szcz�liwie Cedar i wjechali
na r�wny, przestronny step, ci�gn�cy si� mi�dzy t� rzek� a
Winnebago, skr�caj�c nieznacznie ku po�udniowi, aby zbli�y� si� do
pasma las�w zalegaj�cych doln� granic� Iowy. Lilian od rana nie
�mia�a mi w oczy spojrze�. Widzia�em, �e by�a zamy�lona; zdawa�o
si�, �e si� czego� wstydzi lub czym� martwi; a c� tam przecie za
grzech pope�nili�my wczoraj! Nie schodzi�a prawie zupe�nie z wozu.
Ciotka Attkins i ciotka Grosvenor my�l�c, �e jest chora, otoczy�y
j� pieszczotami i staraniem. Ja tylko jeden wiedzia�em, co si� to
znaczy i �e to ani s�abo��, ani udr�czenie sumienia, ale to walka
istoty niewinnej z tym przeczuciem, �e jaka� si�a nowa a nieznana
porwie j� i poniesie jako li�� gdzie� daleko. To by�o
jasnowidzenie, �e ju� nie ma rady i �e pr�dzej czy p�niej
przyjdzie os�abn�� i odda� si� na wol� tej si�y, i zapomnie� o
wszystkim, i tylko kocha�.
Dusza czysta oci�ga si� i boi na progu mi�o�ci, ale czuj�c, �e go
przest�pi, s�abnie. Lilian wi�c by�a jakoby snem zmorzona; mnie
za�, gdym wyrozumia� to wszystko, rado�� tamowa�a prawie dech w
piersiach. Nie wiem, czy by�o poczciwe to uczucie, ale gdym
rankiem przelatywa� ko�o jej woza, widz�c j� tak� z�aman� jako
kwiat, czu�em co� takiego, co czuje drapie�ny ptak, gdy pozna, �e
mu ju� go��b nie uciecze. A przecie temu go��bkowi nie zrobi�bym
krzywdy za �adne skarby �wiata, bo zarazem mia�em w sercu lito��
ogromn�. Dziwna rzecz jednak: mimo najs�odszych uczu� dla Lilian
przeszed� nam dzie� ten ca�y jakby we wzajemnej urazie, a
przynajmniej w zak�opotaniu wielkim. �ama�em sobie g�ow�, w jaki
spos�b mo�na by cho� na chwil� by� z Lilian sam na sam, i nie
umia�em nic znale��. Na szcz�cie przysz�a mi w pomoc ciotka
Attkins o�wiadczaj�c, �e male�ka potrzebuje wi�cej ruchu i �e
siedzenie w zadusznym wozie szkodzi jej zdrowiu. Wpad�em na my�l,
�e powinna je�dzi� konno i kaza�em Simpsonowi osiod�a� dla niej
konia, a cho� nie by�o w taborze siode� damskich, jedna z takich
meksyka�skich kulbak o wysokiej kuli, jakich powszechnie u�ywaj�
na pograniczach pusty� kobiety, s�u�y� mog�a wybornie. Zabroni�em
Lilian oddala� si� od karawany tak, aby j� mia�a traci� z oczu.
Zab��ka� ci� w jednostajnym stepie by�o do�� trudno, bo ludzie,
kt�rych wys�a�em za zwierzyn�, kr��yli w znacznej odleg�o�ci na
wszystkie strony od taboru; zawsze wi�c mo�na by�o kogo� z nich
spotka�. Ze strony Indian nie grozi�o tak�e �adne
niebezpiecze�stwo, ta bowiem cz�� stepu a� do Winnebago
nawiedzan� bywa�a tylko przez Pawnis�w, tylko w czasie wielkich
�ow�w, kt�re nie by�y si� jeszcze rozpocz�y. Za to po�udniowy
le�ny szlak obfitowa� w zwierzyn� nie tylko trawo�ern�, ostro�no��
wi�c nie by�a zbyteczna. Prawd� rzek�szy s�dzi�em, �e Lilian
b�dzie si� trzyma�a dla bezpiecze�stwa mego boku, co by nam
pozwoli�o by� dosy� cz�sto sam na sam, zwykle bowiem wysuwa�em si�
w czasie pochodu daleko naprz�d, maj�c przed sob� tylko dw�ch
przewodnik�w Metys�w - za sob� ca�y tabor. Jako� tak si� sta�o i
pierwszego zaraz dnia czu�em si� prawdziwie i niewypowiedzianie
szcz�liwy, widz�c s�odk� moj� amazonk�, nadbiegaj�c� lekkim
galopem od strony taboru. Ruch konia rozwi�za� jej w�osy, zatarg
za� z sukienk�, cokolwiek do konnej jazdy przykr�tk�, umalowa� jej
twarz �licznym zak�opotaniem. Zbli�ywszy si� ca�a by�a jakby r�a,
bo wiedzia�a, �e idzie w sid�a zastawione przeze mnie na to, by�my
byli tylko we dwoje, a wiedz�c o tym jednak sz�a, cho� sp�oniona i
niby nie chc�ca, i niby udaj�ca, �e si� na niczym nie poznaje.
Mnie za� serce bi�o jakby �akowi i gdy konie nasze zr�wna�y si�,
z�y by�em na siebie, bo nie wiedzia�em, co m�wi�. Ale, prawd�
rzek�szy, jecha� mi�dzy nami albo raczej lecia� nad nami kto�
trzeci, jakby anio�, a by�a to mi�o��. I zaraz takie s�odkie, i
mocne ch�ci pocz�y i�� z nas ku sobie, �em si� przez si�� jak��
niewidzialn� party pochyli� ku Lilian, niby dla poprawienia czego�
w grzywie jej konia, a tymczasem usta przycisn��em do r�ki jej,
opartej na kuli od siod�a. Szcz�cie jakie� nieznane i
niewypowiedziane, wi�ksze i mocniejsze od wszystkich rozkoszy,
jakich dozna�em w �yciu, rozesz�o si� po ko�ciach moich. Potem t�
ma�� d�o� przycisn��em do serca i pocz��em m�wi� do Lilian, �e
gdyby mi B�g darowa� w�a�nie wszystkie kr�lestwa na ziemi i
wszystkie skarby na �wiecie, to ju� bym nie odda� za nic jednego
zwitka jej w�os�w, bo mnie zabra�a z dusz� i cia�em na zawsze.
- Lilian! Lilian! - m�wi�em dalej - nie opuszcz� ci� nigdy i p�jd�
za tob� przez g�ry i pustyni�, i stopy twoje b�d� ca�owa�, i
modli� si� do ciebie, tylko mnie kochaj troch�, tylko mi powiedz,
�e co� znacz� w twoim sercu.
A tak m�wi�c my�la�em, �e mi si� pier� rozp�knie, gdy za� ona w
pomieszaniu najwy�szym pocz�a powtarza�:
- O Ralf! ty wiesz dobrze! ty wiesz wszystko! - to w�a�nie nie
wiedzia�em, czy si� �mia�, czy p�aka�, czy ucieka�, czy zosta�, i
jak dzi� zbawienia pragn�, takem si� w�wczas czu� zbawiony, bo mi
ju� niczego w �wiecie nie brak�o.
Odt�d, o ile moje zaj�cia dow�dcy pozwala�y, byli�my ci�gle ze
sob�. A zaj�cia te zmniejsza�y si� a� do Missouri codziennie.
�adnemu mo�e taborowi nie wiod�o si� tak pomy�lnie jak nam przez
pierwsze miesi�ce podr�y. Ludzie i zwierz�ta przywykali do
ordynku i nabierali wprawy podr�niczej; mog�em wi�c mniej ich
dogl�da�, a ufno��, jak� pok�adali we mnie, utrzymywa�a doskona�e
usposobienie w obozie. Przy tym dostatek �ywno�ci i pi�kna pogoda
wiosenna budzi�y weso�o�� i wzmacnia�y zdrowie. Przekonywa�em si�
codziennie, �e �mia�y pomys� m�j prowadzenia karawany nie zwyk��
drog� na St. Louis i Kanzas, ale na Iow� i Nebrask� by� doskona�y.
Tam upa� dokucza� ju� niezno�ny i w niezdrowym mi�dzyrzeczu
Missisipi i Missouri febry i inne choroby przerzedza�y szeregi
w�drowc�w, tu klimat zimniejszy zmniejsza� s�abo�ci i trudy.
Wprawdzie droga na St. Louis by�a w pocz�tkowej swej cz�ci
bezpieczniejsza od Indian, ale tabor m�j, z�o�ony z dwustu
trzydziestu ludzi, dobrze zaopatrzonych w bro� i gotowych do
walki, nie potrzebowa� si� obawia� zw�aszcza pokole�
zamieszkuj�cych Iow�, kt�re cz�ciej spotykaj�c bia�ych i cz�ciej
do�wiadczywszy ich d�oni, nie �mia�y si� rzuca� na liczniejsze
gromady. Nale�a�o tylko strzec si� tak zwanych "stampead�w", czyli
nocnych napad�w na mu�y i konie - porwanie bowiem zwierz�t
poci�gowych stawia karawan� na pustyni w strasznym po�o�eniu. Ale
od tego by�a pilno�� i do�wiadczenie stra�nik�w, kt�rych wi�ksza
cz�� na r�wni ze mn� by�a doskonale obznajmiona z przebiegami
indyjskimi.
Raz wi�c zaprowadziwszy porz�dek pochodowy i przyzwyczaiszy do
niego ludzi, mia�em we dnie bez por�wnania mniej ni� z pocz�tku do
roboty i mog�em wi�cej czasu po�wi�ca� uczuciom, kt�re ow�adn�y
mym sercem. Wieczorami szed�em spa� z my�l�: jutro zobacz� Lilian;
rankiem m�wi�em sobie: dzi� zobacz� Lilian - i co dzie� by�em
szcz�liwszy i co dzie� wi�cej rozkochany. W karawanie pocz�li si�
ludzie z wolna na tym spostrzega� ; ale nikt mi nie bra� za z�e,
oboje bowiem z Lilian posiadali�my wielk� �yczliwo�� tych ludzi.
Raz stary Smith, przeje�d�aj�c ko�o nas zawo�a�: "God bless you
captain and you Lilian !" (Bo�e b�ogos�aw ci�, kapitanie, i
ciebie, Lilian) - a to po��czenie naszych imion uszcz�liwi�o nas
na dzie� ca�y. Ciotka Grosvenor i ciotka Attkins cz�sto szepta�y
co� teraz do ucha Lilian, od czego dziewczyna p�oni�a si� jak
zorza, nigdy jednak nie chcia�a mi powiedzie�, co by to by�o.
Henry Simpson tylko pogl�da� na nas jako� ponuro, mo�e tam i
knowa� co w duszy, alem nie zwa�a� na to.
Rankiem codziennie o czwartej by�em ju� jak zwykle na czele taboru
; przede mn� przewodnicy, na jakie p�tora tysi�ca krok�w,
�piewali pie�ni, kt�rych wyuczy�y ich matki Indianki; za mn� w
takiej�e odleg�o�ci ci�gn�� tabor, jakby bia�a wst�ga na stepie -
i co to za cudowna chwila nast�powa�a w dniu, gdy bywa�o, oko�o
sz�stej rano, us�ysz� nagle za sob� �opot ko�ski i patrz�: zbli�a
si� �renica mojej duszy, moja dziewczynka ukochana, a powiew ranny
niesie za ni� w�osy, kt�re to niby rozwi�za�y si� od ruchu, ale
kt�re umy�lnie by�y �le wi�zane, bo ma�a psotnica wiedzia�a, �e
�licznie jej tak, �e tak j� lubi� i �e gdy wiatr rzuci na mnie
warkoczem, to go do ust przyciskam. Jam udawa�, �e si� na tym nie
poznaj� i w tym s�odkim oczekiwaniu zaczyna� si� nam ranek.
Wyuczy�em j� po polsku wyrazu: dzie� dobry - i gdym j� s�ysza�
wymawiaj�c� w mi�ym duszy d�wi�ku to s�owo, wydawa�a mi si�
jeszcze dro�sz�, a wspomnienia kraju, rodziny i lat ubieg�ych, i
tego, co by�o, i tego, co przesz�o, przelatywa�y w�a�nie jakoby
mewy ocean pustyni� - i nieraz chcia�o mi si� rykn��, ale �em si�
wstydzi�, wi�c tylko powiekami trzyma�em �zy, co mia�y si� wyla�.
Ona za� widz�c, �e mimo �ez ca�e si� serce we mnie rozp�ywa,
powtarza�a jakoby szpaczek wyuczony: "dzie� dobry! dzie� dobry!
dzie� dobry!" I jak�e tu nie mia�em kocha� nad wszystko tego
mojego szpaczka? Potem uczy�em j� innych wyraz�w, a gdy swoje
angielskie usteczka do naszych trudnych uk�ada�a d�wi�k�w i gdym
si� �mia� z mylnego wymawiania, wtedy jak dziecko wysuwa�a buzi�
naprz�d, udaj�c, �e si� gniewa i d�sa. Nie gniewali�my si� jednak
nigdy i raz jeden tylko przelecia�a mi�dzy nami chmurka. Pewnego
poranku uda�em, �e chc� zapi�� sprz�czk� u jej strzemienia, a
naprawd� lampart-u�an obudzi� si� we mnie i zacz��em ca�owa� jej
n�k�, a raczej biedny, podarty ju� w pustyni trzewiczek, kt�rego
nie odda�bym jednak za �aden tron na ziemi. Wtedy ona, tul�c n�k�
do konia i powtarzaj�c: "nie, Ralf! nie! nie!", skoczy�a w bok i
chocia�em potem przeprasza� i uspokaja�, nie chcia�a zbli�y� si�
do mnie. Nie wr�ci�a jednak do taboru boj�c si�, �e zanadto mnie
zmartwi; ja te� uda�em �al sto razy wi�kszy, ni�em czu� w istocie,
i pogr��ywszy si� w milczeniu jecha�em, jakby ju� wszystko
sko�czy�o si� dla mnie na �wiecie. Wiedzia�em, �e lito�� si� w
niej poruszy, jako� i tak si� sta�o, albowiem wkr�tce
zaniepokojona moim milczeniem pocz�a z bok�w zaje�d�a� i tak mi w
oczy zagl�da�, jak dziecko, co si� chce przekona�, czy si� matka
jeszcze gniewa a ja, cho� chcia�em zachowa� twarz chmurn�,
musia�em j� odwraca�, aby si� nie roze�mia� g�o�no. Ale to jeden
tylko raz tak by�o. Zwykle weseli�my byli jak wiewi�rki stepowe, a
czasem, Bo�e odpu��! ja, dow�dca ca�ego tego taboru, stawa�em si�
przy niej dzieckiem, Nieraz, gdy�my jechali ko�o siebie spokojnie,
nagle zwraca�em si� ku niej m�wi�c, �e mam jej co� wa�nego i
nowego powiedzie�, a gdy nadstawia�a ciekawie uszko, szepta�em w
nie: "kocham!" Wi�c potem ona r�wnie� odszeptywa�a mi do ucha z
u�miechem i rumie�cem: "also!", co znaczy�o: tak�e - i takie�my
sobie tajemnice powierzali na pustyni, gdzie nas tylko chyba wiatr
m�g� s�ysze�!
I w ten spos�b mkn�� dzie� za dniem tak szybko, �e mi si� zdawa�o,
i� ranek styka� si� z wieczorem jak dwa ogniwa w �a�cuchu.
Niekiedy wypadek jaki podr�y m�ci� takow� lub� jednostajno��.
Pewnej niedzieli Metys Wichita schwyta� na lasso antylop� z
wielkiego gatunku zwanego w stepach: "dick", a przy niej m�ode.
Darowa�em je Lilian, ona za� uczyni�a mu obr�k� z dzwonkiem
odj�tym mu�owi. Nadali�my k�zce imi�: Katty. Po tygodniu oswoi�a
si� i jad�a z r�k naszych. Bywa�o tak, �e w czasie pochodu ja
jecha�em z jednej strony Lilian, a z drugiej bieg�a Katty,
ustawicznie podnosz�c do g�ry swoje wielkie czarne oczy i bekiem
prosz�c o pog�askanie.
Za Winnebago wp�yn�li�my na step r�wny jak st�, przestronny,
bujny, dziewiczy. Przewodnicz�cy gin�li nam chwilami z oczu w
trawach i o�cie�cach, nasze za� konie brodzi�y jakoby w fali.
Pokazywa�em Lilian ten �wiat dla niej nie znany zupe�nie, a gdy
zachwyca�a si� jego pi�kno�ciami, czu�em si� dumny, �e si� jej to
kr�lestwo moje tak podoba. By�a to wiosna kwiecie� zaledwie chyli�
si� ku ko�cowi - a wi�c pora najbujniejszego rozrostu traw i zi�
wszelakich. Co mia�o kwitn�� na pustyni, ju� zakwitn�o.
Wieczorem takie upajaj�ce wonie bi�y od stepu, jakby z tysi�c�w
kadzielnic; w dzie�, gdy wiatr powia� i rozko�ysa� r�wni�
kwiecist�. to oczy a� bola�y od migotania czerwieni, b��kit�w,
��to�ci i innych barw wszelakich. Ze zbitego podes�ania strzela�y
w g�r� smuk�e �odygi ��tych kwiat�w, podobnych do naszej
dziewanny; ko�o nich wi�y si� srebrne nici ro�linki zwanej "tears"
�zy, kt�rej gronka z�o�one z prze�roczystych kulek istotnie s� do
�ez podobne. Oczy moje, przywyk�e do czytania w stepie, raz po raz
odkrywa�y znane mi zio�a: to wielkie li�cie kalumnu. goj�ce rany,
to bia�e i czerwone czu�ki, co tul� kielichy za zbli�eniem si�
zwierza lub cz�owieka. to wreszcie indyjskie siekiery, kt�rych
zapach snem morzy i prawie przytomno�� odbiera. Uczy�em wtedy
Lilian czyta� w tej Bo�ej ksi��ce,m�wi�c:
- �y� ci przyjdzie, ukochana, w�r�d las�w i step�w, poznaj je wi�c
do�� wcze�nie.
Miejscami na r�wninie stepowej wznosi�y si� jakby oazy k�py drzew
bawe�nianych lub jode�, takie spowite w dziki winograd i liany, �e
ich nie zna� by�o pod skr�tami i li��mi. Po lianach znowu wi�y si�
bluszcze, powoje i pn�ca kolczysta "wachtia", podobna do r�y
dzikiej. Kwiaty kapa�y po prostu po bokach; wewn�trz za�, pod t�
zas�on� i za t� �cian�, mrok by� jaki� tajemniczy; pod pniami
drzema�y w mroku wielkie ka�u�e wiosennej wody, kt�rej s�o�ce nie
zdo�a�o wypi�, a z wierzcho�k�w drzew i z mi�dzy kwiecistego
bisioru dochodzi�y dzikie g�osy i wo�ania ptak�w. Gdym pierwszy
raz pokaza� Lilian takie drzewa i te zwieszone kaskady kwiat�w,
stan�a jak wryta, powtarzaj�c ze z�o�onymi r�koma :
- O Ralf! czy to prawda?
M�wi�a, �e si� troch� boi wej�� w g��bin�; pewnego jednak
po�udnia, gdy upa� by� wielki, a nad stepem przelatywa� jakoby
oddech gor�cy teksa�skiego powiewu, weszli�my oboje z Katty
trzeci�.
Zatrzymawszy si� nad jeziorkiem, kt�re odbi�o nasze dwa konie i
nasze dwie postacie, chwil� stali�my milcz�c. By�o tam ch�odno,
mroczno i uroczy�cie, jakby w gotyckim ko�ciele, i czego�
straszno. �wiat�o dnia dochodzi�o przy�mione i od li�ci zabarwione
zielono. Ptak jaki�, schowany pod kopu�� lian�w, krzycza�: no! no!
no!, jakby nas ostrzega�, by nie i�� dalej; Katty zacz�a dr�e� i
cisn�� si� do koni, my za� z Lilian spojrzeli�my nagle po sobie i
pierwszy raz wtedy usta nasze spotka�y si�, a spotkawszy roz��czy�
nie mog�y. Ona pi�a moj� dusz�, a ja jej dusz� pi�em i oddechu
poczyna�o nam ju� brakowa�, a jeszcze usta by�y na ustach;
wreszcie �renice jej mg�� pocz�y zachodzi�, a r�ce, kt�re mia�a
na moich ramionach, dr�a�y jak we febrze, i takie jakie� ogarn�o
j� zapomnienie o istno�ci w�asnej, �e w ko�cu os�ab�a i g�ow�
po�o�y�a mi na piersiach. Pijani�my byli oboje sob�. szcz�ciem i
uniesieniem. Nie �mia�em si� poruszy�. ale �e dusz� mia�em
przepe�nion�, �e kocha�em sto razy wi�cej, ni� to pomy�le� mo�na
lub wyrazi�, wi�c tylko oczy wznosi�em ku g�rze, szukaj�c gdzie by
przez g�stw� li�ci mo�na spojrze� na niebo.
Ockn�wszy si� z zachwytu, wydostali�my si� znowu spod zielonej
g�stwiny na step otwarty, na kt�rym ogarn�o nas jasne �wiat�o i
ciep�y powiew, a przed nami roztoczy� si� zwyk�y, szeroki i weso�y
widok. Kurki stepowe smyrga�y naoko�o w trawie.
Na lekkich wynios�o�ciach, podziurawionych na kszta�t sita przez
wiewi�rki ziemne, sta�y jakoby wojska tych zw