3882

Szczegóły
Tytuł 3882
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3882 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3882 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3882 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROBERT R. MCCAMMON CH�OPI�CE LATA Prze�o�y�a MARIA GRABSKA WYDAWNICTWO EM WARSZAWA 1996 Tytu� orygina�u: Boy�s life Copyright � 1991 McCammon Corporation Copyright � for the Polish edition by EM s.c. ILUSTRACJA NA OK�ADCE: Andrzej Wro�ski REDAKCJA: Miros�aw Grabowski KOREKTA: Maria Mickiewicz SK�AD: EM � Warszawa tel. 635-25-20 DYSTRYBUCJA: EM � Warszawa ul. Kolejowa 19/21 tel. 62-32-95 w. 9 WYDAWNICTWO EM 00-170 Warszawa Al. Jana Paw�a n 68 ISBN 83-86396-31-8 Druk i oprawa: Zak�ady Graficzne im. KEN S.A. Bydgoszcz, ul. Jagiello�ska l, Fax 21-26-71, zam. 261/96 Gnali�my naprz�d jak furie, Kpi�c sobie z anielskich rad, Wprost w lasy mroczne, g��bokie. Przed nami umyka� czart Grube dno flaszki po coli W dziewicz� wiod�o nas dal, Gdzie zamiast szosy wyrasta� Ocean trawiastych fal. Psy wtedy by�y nam bra�mi. Rowery nas nios�y w snach Ku gwiazdom nocnego nieba, Na Marsa czerwony piach. Jak Tarzan chwyta� kto� lian�, A Zorro swej szpady strzeg�. Bond �ciga� obcych agent�w, W wir bitwy Herkules szed�. Przed nami s�a�a si� przysz�o�� � L�d pi�kny, bez skaz i wad, Gdzie rzeki p�yn� ku �r�d�om, Rodzicom ujmuj�c lat Chcieli�my zala� �wiat wrzaw�, Drwi�, biega�, polowa�, gra�... Cho� w lustrze zmarszczki dzi� widz�, T� ksi��k� ch�opcom chc� da�. prze�o�y� Miros�aw Grabowski Zanim wyruszymy razem w podr�, chc� wam wyja�ni� kilka istotnych rzeczy. Prze�y�em to wszystko. I w tym s�k. Ca�y problem z narracj� w pierwszej osobie polega na tym, �e Czytelnik wie, i� narrator nie zgin��. Cokolwiek wi�c mog�o mi si� przytrafi� � i cokolwiek si� przytrafi�o � mo�ecie by� pewni, �e uszed�em z �yciem, ali�ci ka�de z tych do�wiadcze� mog�o mnie uczyni� nieco lepszym lub nieco gorszym cz�owiekiem � sami zadecydujecie jakim. W paru miejscach zechcecie pewnie powiedzie�: �Hola, sk�d on mo�e wiedzie�, �e takie a takie wydarzenie mia�o miejsce albo �e dana osoba powiedzia�a to czy zrobi�a tamto, skoro w og�le go tam nie by�o?" Odpowied� jest prosta: p�niej dowiedzia�em si� wystarczaj�co du�o, by wype�ni� luki W kilku przypadkach zmy�li�em przebieg wydarze�, a w kilku innych uzna�em? �e wszystko powinno si� by�o potoczy� w�a�nie tak, mimo i� w rzeczywisto�ci by�o inaczej. Urodzi�em si� w lipcu 1952 roku. Kiedy pisz� te s�owa, zbli�am si� do czterdziestki. �adny wiek, nie s�dzicie? Nie jestem ju�, jak ongi� pisali moi recenzenci, �obiecuj�cy". Jestem tym, kim jestem. Zacz��em pisa�, kiedy jeszcze by�em w szkole �redniej, a wymy�la� r�ne historie na d�ugo przedtem, nim w og�le poj��em, czym si� w istocie zajmuj�. Od 1978 roku drukuj� to, co pisz�. Zosta�em wi�c pisarzem. Czy mo�e �autorem"? �Autor powie�ci kieszonkowych� � �piewali Beatlesi. Mo�e s�owo �pisarz" zarezerwowano dla tych, kt�rych ksi��ki oprawia si� w t�oczon� sk�r�? Jedno jest pewne: moja sk�ra sporo przesz�a w ci�gu tych lat Podobnie jak ka�dy z moich braci i si�str w tym naszym wiruj�cym wok� w�asnej osi domu, do�wiadcza�em zar�wno kopniak�w, jak i u�miech�w losu. Ja jednak zosta�em wyr�niony umiej�tno�ci� tworzenia z pojedynczych nitek postaci i �wiat�w. A zatem pisarz czy autor? Mo�e po prostu gaw�dziarz? Chcia�em przela� owe wspomnienia na papier, gdzie �atwiej je zatrzyma�. Czy wiecie, �e wierz� w czary? Urodzi�em si� i wychowa�em po�r�d czarodziej�w; w czarodziejskim mie�cie i czarownych czasach. O, ma�o kto zdawa� sobie spraw�, �e �yli�my w paj�czynie magii, powi�zanej srebrnymi w��kienkami przypadku i okoliczno�ci. Ale ja wiedzia�em o tym od samego pocz�tku. Kiedy mia�em dwana�cie lat, �wiat by� dla mnie latarni� magiczn�, w kt�rej zielonym blasku ogl�da�em przesz�o��, tera�niejszo�� i przysz�o��. Z wami pewnie by�o tak samo, tylko ju� zd��yli�cie o tym zapomnie�. Widzicie, jestem zdania, �e na pocz�tku ka�dy z nas ma czarodziejsk� moc. Rodzimy si� pe�ni cyklon�w, p�on�cych las�w i komet. Rozumiemy �piew ptak�w, umiemy czyta� z chmur i dostrzegamy nasze przeznaczenie w ziarnkach piasku. Ale p�niej 6 miejsce w naszych duszach zajmuje nauka. Magia zostaje z nich wy�wi�cona, wybita, wyprana i wyczesana. Stawia si� nas na prostej, utartej �cie�ce i m�wi o odpowiedzialno�ci. S�yszymy, �e jeste�my ju� do�� duzi. Ka�e si� nam wreszcie dorosn��, na mi�o�� bosk�. A wiecie, dlaczego nam to m�wi�? Bo ludzie, kt�rzy nas pouczaj�, boj� si� naszej nieokie�znanej m�odo�ci, bo nasza czarodziejska moc sprawia, �e czuj� wstyd i t�sknot� za tym, czemu pozwolili rozsypa� si� w proch. Kiedy odejdziesz tak daleko z krainy czar�w, nigdy wi�cej nie b�dziesz mia� do niej wst�pu. Mo�e czasem ujrzysz j� przez moment Poznasz j� i przypomnisz j� sobie na u�amek sekundy. Je�li ludzie p�acz� na filmach, to dlatego, �e w ciemnym kinie przez kr�tk� chwil� dotykaj� z�otego �r�d�a magii. Potem wychodz� w jaskrawe �wiat�o rozs�dku i logiki i �r�d�o wysycha, ludzie za� czuj� w sercu dziwny smutek i nie wiedz� dlaczego. Kiedy jaka� piosenka poruszy w tobie wspomnienie, kiedy wiruj�ce w promieniu �wiat�a py�ki odwr�c� twoj� uwag� od �wiata, kiedy noc� s�yszysz w oddali stukot k� przeje�d�aj�cego poci�gu i zastanawiasz si�, dok�d te� on zmierza, wykraczasz poza cz�owieka, kt�rym jeste�, i miejsce, w kt�rym si� znajdujesz. Na najkr�tsz� z kr�tkich chwil wkraczasz do czarodziejskiego kr�lestwa. G��boko w to wierz�. To, i� z ka�dym mijaj�cym rokiem oddalamy si� od sedna tego, co si� w nas zrodzi�o, jest zwyk�� �yciow� prawd�. D�wigamy na ramionach coraz wi�cej ci�ar�w. Niekt�re z nich s� po�yteczne, inne mniej. Przydarzaj� si� nam r�ne rzeczy. Nasi bliscy umieraj�. Ludzie bior� udzia� w wypadkach, z kt�rych wychodz� kalecy. Z takiej czy innej przyczyny trac� poczucie kierunku. W tym pe�nym zwariowanych labirynt�w �wiecie wcale o to nietrudno. Samo �ycie robi co mo�e, �eby odebra� nam wspomnienie owej magii. A cz�owiek nie zdaje sobie z tego sprawy, a� wreszcie pewnego dnia czuje, �e co� utraci�, ale nie ma pewno�ci co. To tak jak gdyby� puszcza� oko do �adnej dziewczyny, a ona odezwa�aby si� do ciebie �prosz� pana". To si� po prostu zdarza. Pami�� o tym, kim by�em i gdzie mieszka�em, jest dla mnie bardzo wa�na. W znacznej mierze sk�ada si� ona na to, kim b�d�, kiedy moja podr� dobiegnie ko�ca. Potrzebne mi wspomnienie czar�w, je�eli kiedykolwiek zechc� je jeszcze odprawia�. Musz� wiedzie�. Musz� pami�ta�. I chc� wam o tym opowiedzie�. Nazywam si� Cory Jay Mackenson. Wychowa�em si� w miejscowo�ci Zephyr w po�udniowej Alabamie. Nigdy nie by�o tam za zimno ani za gor�co. Ulice ton�y w cieniu d�b�w, a wszystkie domy mia�y ganki i siatki w oknach. W mie�cie by� park, a w nim dwa boiska do baseballu �jedno dla dzieci, a drugie dla doros�ych. By� tam r�wnie� publiczny basen z b��kitn�, czyst� wod�. Dzieci zawsze nurkowa�y w najg��bszym miejscu w poszukiwaniu upuszczonych miedziak�w. Czwartego Lipca odbywa� si� festyn, a pod koniec lata � konkurs literacki. Kiedy w 1964 roku sko�czy�em dwana�cie lat, Zephyr mia�o oko�o tysi�ca pi�ciuset mieszka�c�w. By�a tam kawiarnia �Pod B�yszcz�c� Gwiazd�", by� sk�ad Woolwortha 7 i ma�y sklepik spo�ywczy pod nazw� �Piggly-Wiggly�, a przy drodze numer 10 sta� dom, w kt�rym mieszka�y sprzedajne dziewczyny. Nie ka�da rodzina mia�a odbiornik telewizyjny. W ca�ym hrabstwie obowi�zywa�a prohibicja, co oznacza, i� kwit� tam nielegalny handel alkoholem. Drogi rozchodzi�y si� z miasta na cztery �wiata strony, a noc� mieszka�cy s�yszeli poci�g towarowy do Birmingham, kt�ry pozostawia� za sob� zapach spiekanego �elaza. Zephyr mia�o cztery ko�cio�y, szko�� podstawow� i cmentarz na Poulter Hill. W pobli�u by�o jezioro � tak g��bokie, i� ca�kiem mo�liwe, �e wcale nie mia�o dna. Moje rodzinne miasto pe�ne by�o bohater�w i �otr�w; ludzi uczciwych, kt�rzy znali urod� prawdy, i takich, kt�rych sama uroda by�a k�amstwem. Prawdopodobnie niewiele si� r�ni�o od waszego miasta. Ale Zephyr by�o czarodziejskim miejscem. W blasku ksi�yca przechadza�y si� tu duchy. Opuszcza�y poro�ni�ty traw� cmentarz, stawa�y na wzg�rzu i rozmawia�y o dawnych, dobrych czasach, kiedy coca-cola naprawd� mia�a niepowtarzalny smak i mo�na by�o odr�ni� demokrat� od republikanina. Wiem, bo sam je s�ysza�em. Wiatr wnosi� do dom�w aromat kapryfolium i rodz�cej si� mi�o�ci. B��kitne, postrz�pione b�yskawice uderza�y w ziemi� i budzi�y nienawi��. Mieli�my wichury i susze, a przep�ywaj�ca obok miasta rzeka mia�a brzydki zwyczaj wylewania z brzeg�w. Pewnej wiosny, kiedy mia�em pi�� lat, pow�d� przynios�a na ulice miasta roje w�y. Wtedy niczym czarny huragan z nieba sfrun�y setki soko��w i unios�y w�e w �mierciono�nych dziobach, a rzeka cofn�a si� do koryta jak zbity pies. Potem jak na g�os tr�bki zza chmur wymaszerowa�o s�o�ce, a ze splamionych krwi� dach�w mego miasta unios�a si� para. Mieli�my czarn� kr�low�, kt�ra liczy�a sobie sto sze�� lat Mieli�my rewolwerowca, kt�ry ocali� �ycie Wyattowi Earpowi w corralu O.K. Mieli�my potwora w rzece i tajemnic� w jeziorze. Mieli�my ducha, grasuj�cego po szosach za kierownic� czarnego sportowego samochodu z p�omieniami wymalowanymi na masce. Mieli�my Gabriela i Lucyfera, i zb�ja, kt�ry powsta� z martwych. Mieli�my naje�d�c� z kosmosu, ch�opca o niezawodnym ramieniu i dinozaura, kt�ry do woli buszowa� po Merchants Street To by�o cudowne miejsce. Wci�� s� we mnie wspomnienia ch�opi�cych lat, sp�dzonych w tej zaczarowanej krainie. Pami�tam. I to ju� wszystko, co chcia�em wam wyja�ni�. I CIENIE WIOSNY 1. Przed brzaskiem � Cory! Obud� si�, synku! Ju� czas. Pozwalam si� wyci�gn�� z ciemnej jaskini snu, otwieram oczy i patrz� na niego. Jest ju� ubrany, ma na sobie br�zowy kombinezon, z imieniem �Tom� wypisanym bia�ymi literami w poprzek kieszeni na piersi. Dolatuje mnie zapach jajek na bekonie; w kuchni cicho gra radio, szcz�ka patelnia i podzwaniaj� szklanki: to mama porusza si� w swoim �ywiole, tak pewnie jak pstr�g w potoku. � Ju� czas � powtarza ojciec i zapala lampk� przy ��ku. Mru�� powieki, pod kt�rymi bledn� ostatnie senne obrazy. S�o�ce jeszcze nie wzesz�o. Jest pocz�tek marca i ch�odny wiatr targa drzewami za oknem. Czuj� go, kiedy przy�o�� d�o� do szyby. Tato wraca do kuchni na kaw�, a mama, wiedz�c, �e ju� nie �pi�, nastawia radio troszk� g�o�niej, �eby us�ysze� prognoz� pogody. Wiosna trwa ju� od kilku dni, ale tegoroczna zima mia�a ostre k�y i pazury, kt�rymi uczepi�a si� Po�udnia niczym bia�a kocica. Nie by�o �niegu � tu nigdy nie pada � ale zimny wiatr d�� z ca�� moc� wprost z p�uc bieguna. � W�� ciep�y sweter! � wo�a mama. � S�yszysz? � S�ysz�! � odkrzykuj� i wyci�gam z bieli�niarki gruby zielony sweter. Patrz� na sw�j pok�j, wype�niony teraz ��tym �wiat�em lampki i pomrukiwaniem grzejnika: oto india�ska makata, czerwona jak krew Cochise'a; biurko z siedmioma magicznymi szufladami; krzes�o pokryte aksamitem, kt�rego niebieskawa czer� przywodzi na my�l p�aszcz Batmana; akwarium, a w nim male�kie rybki � tak przezroczyste, �e wida�, jak bij� im serduszka; dalej wspomniana ju� bieli�niarka, oblepiona kalkomaniami, kt�re mo�na znale�� w pude�kach z modelami samolot�w do sklejania firmy Revell; ��ko, a na nim ko�dra uszyta przez krewn� Jeffersona 11 Davisa, szafka i p�ki � o tak, przede wszystkim p�ki. Kopalnia skarb�w. Mie�ci si� tu ca�a moja biblioteczka: setki komiks�w � Liga Sprawiedliwych, Flash, Zielona Latarnia, Batman, Duch, Czarny Sok�, Sier�ant Rock i Weso�a Kompania, Aquaman i Fantastyczna Czw�rka. S� tu sterty magazyn�w ��wiat Ch�opca", dziesi�tki tomik�w serii �S�ynne potwory krainy filmu�, �Groza na ekranie� i �Mechanika dla wszystkich�. Jest r�wny rz�d ��tych ok�adek �National Geographic"; musz� si� przyzna� ze wstydem, �e wiem, gdzie si� podzia�y wszystkie zdj�cia z Afryki. P�ki ci�gn� si� ca�ymi milami. Kolekcja marmur�w l�ni w kamion- kowym s�oju. U�piona cykada oczekuje lata, by zn�w za�piewa�. Obok le�y jo-jo, kt�re gwi�d�e, chyba �e sznurek si� zerwie i tato musi go naprawi�. Dalej niewielki katalog z pr�bkami materia��w � prezent od pana Parlowe'a z Magazynu Konfekcji M�skiej Stagga. Wyklejam nimi pod�ogi kabin w modelach samolot�w, a fotele wycinam z kartonu. Dalej srebrna kula, odlana przez Samotnego Je�d�ca dla �owcy wilko�ak�w. Guzik z czas�w wojny secesyjnej, kt�ry oderwa� si� od brunatnego munduru, kiedy burza przesz�a nad Shiloh. Gumowy n� do walki z krwio�erczymi krokodylami w wannie. Kanadyjskie monety, g�adkie jak r�wniny P�nocy. Jestem bogaty ponad wszelk� miar�. � �niadanie na stole! � wo�a mama. Zapinam suwak swetra w tym samym odcieniu co wystrz�piona koszula Sier�anta Rocka. �aty na kolanach moich b��kitnych d�ins�w niczym medale za odwag� upami�tniaj� potyczki ze �wirem i drutem kolczastym. Mam na sobie czerwon� flanelow� koszul�, do�� jaskraw�, by rozw�cieczy� byka, skarpetki bia�e jak go��bie skrzyd�a i czarne jak noc tenis�wki. Moja mama jest �lepa na kolory, a tato my�li, �e to dziedziczne. Ale ja nie jestem daltonist�. Swoj� drog� zabawnie jest patrze� na ludzi, kt�rym zawdzi�cza si� przyj�cie na ten �wiat, i tak wyra�nie dostrzega� w nich siebie. Dochodzisz wtedy do wniosku, �e ka�dy cz�owiek jest genetycznym kompromisem. Mam drobn� budow� matki i jej ciemne faliste w�osy, ale odziedziczy�em te� ostry nos i niebieskie oczy ojca. Po mamie mam d�onie o d�ugich palcach i � �d�onie artysty", jak twierdzi, kiedy si� martwi�, �e s� takie chude � a po ojcu g�ste brwi i niewielk� bruzd� w podbr�dku. Czasami marz� przed za�ni�ciem, �e kiedy si� obudz�, b�d� wygl�da� jak Stuart Whitman w Szlaku Cimarron albo Clint Walker w Cheyenne* ale prawda przedstawia si� tak, �e jestem chudym, gapowatym smarkaczem �redniego 12 wzrostu i postury, a kiedy zamkn� oczy i wstrzymam oddech, zlewam si� z tapet�. Za to w wyobra�ni nieraz �cigam przest�pc�w pospo�u z detektywami i kowbojami, kt�rzy co wiecz�r paraduj� przed nami na telewizyjnym ekranie, pomagam Tarzanowi zwo�ywa� lwy w lesie za domem i strzelam do Niemc�w, tocz�c z nimi samotn� wojn�. Mam ma�� grupk� przyjaci�, takich jak Johnny Wilson, Davy Ray Callan czy Ben Sears, ale nigdy nie by�em tym, co si� nazywa dusz� towarzystwa. Czasem, gdy z kim� rozmawiam, ze zdenerwowania pl�cze mi si� j�zyk, wi�c wol� milcze�. Moi koledzy nie r�ni� si� zbytnio ode mnie wiekiem, wzrostem czy temperamentem. Je�li nie mamy szans na zwyci�stwo, unikamy walki, a zreszt� �aden z nas nie umie si� dobrze bi�. I chyba w�a�nie tak zaczyna si� literatura lub � je�li wolicie � korekta rzeczywisto�ci; nadawanie �wiatu kszta�tu, jaki by�by zapewne przyj��, gdyby pan B�g nie mia� zeza i dw�ch lewych r�k. W prawdziwym �wiecie by�em bezsilny; w moim kr�lestwie stawa�em si� Herkulesem uwolnionym z okow�w. Wiem, �e jedno na pewno odziedziczy�em po dziadku Jaybirdzie, ojcu taty: jego ciekawo�� �wiata. Dziadek sko�czy� ju� siedemdziesi�t sze�� lat, by� �ylasty jak stary w�, mia� plugawy j�zyk i jeszcze bardziej plugawe maniery, ale wci�� buszowa� po lasach wok� swojej farmy. Przynosi� do domu rzeczy, na kt�rych widok babcia Sarah mdla�a: w�owe sk�rki, puste gniazda szerszeni, nawet zdech�e zwierz�ta. Mia� zwyczaj rozcina� je scyzorykiem i zagl�da�, co maj� w �rodku. Okrwawione wn�trzno�ci rozk�ada� na gazetach. Pewnego razu powiesi� na drzewie martw� ropuch�, zawo�a� mnie i kaza� patrze�, jak muchy si� na niej pas�. Przynosi� do domu jutowy worek pe�en li�ci, wytrz�sa� je we frontowym pokoju i po kolei ogl�da� przez szk�o powi�kszaj�ce, po czym zapisywa� r�nice mi�dzy nimi w jednym ze swych niezliczonych notes�w. Zbiera� niedopa�ki cygar i zeschni�te kawa�ki prze�utego tytoniu, kt�re trzyma� w szklanych fiolkach. Potrafi� godzinami siedzie� i patrze� na ksi�yc. Mo�liwe, �e by� stukni�ty. Mo�liwe, �e �stukni�ty" to s�owo na okre�lenie kogo�, kto przestaj�c by� dzieckiem zachowuje czarodziejs- k� moc. Ale dziadek Jaybird czyta� mi niedzielne komiksy i opowiada� o nawiedzonym domu w ma�ej osadzie, w kt�rej si� urodzi�. Mo�e i by� przyziemny, ma�ostkowy czy g�upi, ale zapali� we mnie p�omyk ciekawo�ci, w kt�rego �wietle potrafi�em dostrzec daleki �wiat poza Zephyr. 13 Tamtego ranka przed wschodem s�o�ca jad�em �niadanie z mam� i tat� w naszym domu przy Hilltop Street. By� rok 1964. Na �wiecie zachodzi�y wielkie zmiany, o kt�rych nie mia�em poj�cia. W tamtej chwili wiedzia�em tylko, �e mam ochot� na jeszcze jedn� szklank� soku pomara�czowego i �e b�d� pomaga� tacie na trasie, zanim odwiezie mnie do szko�y. Wiec kiedy sko�czyli�my je�� i naczynia zosta�y sprz�tni�te, wyszed�em na dw�r, �eby si� przywita� ze Zb�jem i na�o�y� mu do miski zawiesistej od�ywki dla ps�w. Mama uca�owa�a nas na po�egnanie, a ja w�o�y�em watowan� kurtk�, z�apa�em ksi��ki i pop�dzi�em za ojcem do starej, dychawicznej furgonetki. Spuszczony z uwi�zi Zb�j odprowadzi� nas kawa�ek, ale na rogu Hilltop i Shawson zaczyna�o si� terytorium Bodoga � dobermana Ramsey�w. S�ysz�c werble, graj�ce w krtani rywala, Zb�j wycofa� si� dyplomatycznie. Przed nami rozci�ga�o si� pogr��one w cichym �nie miasto Zephyr, a na niebie tkwi� bia�y sierp ksi�yca. W kilku oknach pali�y si� �wiat�a. By�o ich niewiele; dochodzi�a dopiero pi�ta. Krzywy ksi�yc odbija� si� w powolnym zakolu Rzeki Tecumseha, a je�li tej nocy p�ywa� w niej Stary Moj�esz, szorowa� chyba sk�rzastym brzuchem po dnie. Drzewa na ulicach, wci�� jeszcze bezlistne, porusza�y ga��ziami na wietrze. Wszystkie cztery �wiat�a uliczne w miejscu, kt�re mo�na by�o nazwa� g��wnym skrzy�owaniem, pulsowa�y ��to w zgodnym rytmie. Na wschodzie szerok� rozpadlin� koryta rzeki przecina� kamienny most z zamy�lonymi chimerami. Niekt�rzy twierdzili, �e twarze chimer, wyrze�bione w pocz�tku lat dwudziestych, przedstawia�y r�nych genera��w Konfederacji, wyst�puj�cych tu w roli upad�ych anio��w. Na zachodzie autostrada przedziera�a si� przez poro�ni�te lasem wzg�rza w drodze ku innym miastom. Tory kolejowe bieg�y przez p�nocne rubie�e Zephyr � dzielnic� Bruton, gdzie mieszkali wszyscy Murzyni. Na po�udniu znajdowa� si� miejski park z muszl� koncertow� i dwoma ziemnymi boiskami do baseballu. Park nosi� imi� Clifforda Graya Hainesa, za�o�yciela Zephyr. By� tu pomnik owego dostojnego m�a, kt�ry siedzia� na kamieniu, opar�szy podbr�dek na d�oni. Wed�ug taty wygl�da� zupe�nie jakby mia� zatwardzenie i nie m�g� si� za�atwi� ani te� wsta� z nocnika. Dalej na po�udnie droga numer 10 przecina�a granic� miasta i niczym czarny w�� wodny wi�a si� przez podmok�e lasy, omijaj�c parking dla przyczep i Jezioro Sakso�skie, kt�rego brzegi opada�y w d� ku niezmierzonej otch�ani. 14 Tato skr�ci� w Merchants Street i jechali�my teraz przez handlowe centrum Zephyr. Odgrodzony chodnikiem od przelotowej ulicy, pyszni� si� Zak�ad Fryzjerski Dollara, za nim Magazyn Konfekcji M�skiej Stagga, Magazyn Sprz�tu i Pasz, sklep spo�ywczy o d�wi�cznej nazwie �Pig- gly-Wiggly", sk�ad Woolwortha, kinoteatr �Liryczny" oraz inne atrakcje. Nie by�o ich wiele; ledwie si� cz�owiek obejrza�, ju� by� na ko�cu ulicy. Ojciec min�� przejazd kolejowy, pokona� jeszcze dwie mile i skr�ci� w bram�, nad kt�r� wisia� szyld: MLECZARNIA �ZIELONE ��KI". Ci�ar�wki podje�d�a�y do rampy i �adowa�y towar. Panowa� tu du�y ruch; zak�ad otwierano wcze�nie, bo mleczarze musieli rano obs�u�y� wyznaczone trasy. Czasem, gdy ojciec mia� szczeg�lnie napi�ty harmonogram, prosi� mnie, �ebym pom�g� mu w pracy. Lubi�em cisz� i bezruch poranka. Lubi�em ogl�da� �wiat przed �witaniem. Lubi�em dowiadywa� si�, co zamawiali w mleczarni r�ni ludzie�nie wiem dlaczego. Mo�e dochodzi�a we mnie do g�osu ciekawo�� dziadka Jaybirda. Ojciec przejrza� list� dostaw z brygadzist�, wielkim, barczystym ch�opem o nazwisku Bowers, a potem obaj wzi�li�my si� do za�adunku. Pakowali�my do furgonetki butelki z mlekiem, kartony �wie�ych jaj, kubki twarogu i sa�atki ziemniaczano-fasolowej, b�d�cej specjalno�ci� �Zielonych ��k". Po wyj�ciu z ch�odni wszystko by�o lodowato zimne; w �wietle wisz�cych nad ramp� latarni skrzy� si� szron na butelkach. Papierowe kapsle zdobi�a twarz u�miechni�tego mleczarza i s�owa: �Na zdrowie!" Pan Bowers opar� notatnik na biodrze i z o��wkiem zatkni�tym za ucho przygl�da� si�, jak pracujemy. � Pewnie chcia�by� zosta� mleczarzem, co, Cory? � zapyta�, a ja odpowiedzia�em, �e to mo�liwe. � �wiat zawsze b�dzie potrzebowa� mleczarzy�ci�gn�� pan Bowers. � Nie mam racji, Tom? � Jasne jak s�o�ce � przyzna� ojciec; by�o to jego powiedzonko na wszystkie okazje. Pos�ugiwa� si� nim, gdy s�ucha� rozm�wcy tylko jednym uchem. � Z�� podanie, kiedy sko�czysz osiemna�cie lat � rzek� do mnie pan Bowers. � Znajdziemy co� dla ciebie. � Klepn�� mnie w rami� z takim impetem, �e omal nie pogubi�em z�b�w, a butelki na tacy, kt�r� nios�em, zakoleba�y si� z g�o�nym brz�kni�ciem. Tato usiad� za kierownic� o grubych poprzeczkach. Kiedy wdrapa�em si� na fotel obok niego, przekr�ci� kluczyk, silnik zaskoczy� i wycofali�my 15 si� spod rampy razem z naszym mlecznym �adunkiem. Ksi�yc opada� za horyzont wprost przed nami, a na kraw�dzi nocy wisia�a jeszcze ostatnia gwiazda. � I co ty na to? � spyta�. � Mam na my�li, czy mia�by� ochot� zosta� mleczarzem. � Niez�a zabawa � powiedzia�em. � Tylko w teorii. No, nie mam na co narzeka�, ale �adna praca nie bawi, kiedy wykonujesz j� codziennie. Chyba jeszcze nigdy nie m�wili�my o tym, co chcia�by� w �yciu robi�, prawda? � Nie, tatusiu. � No c�, nie uwa�am, �e powiniene� by� mleczarzem tylko dlatego, �e ja nim jestem. Widzisz, wcale nie zamierza�em by� mleczarzem. Dziadek Jaybkd chcia�, �ebym zosta� farmerem jak on. Babcia Sarah widzia�a we mnie przysz�ego lekarza. Potrafisz to sobie wyobrazi�? � zerkn�� na mnie i wyszczerzy� z�by w u�miechu. � Ja lekarzem! Doktor Tom! Nie, moi pa�stwo, to nie dla mnie. � A kim chcia�e� zosta�? � zapyta�em. Tato milcza� przez chwil�. Wygl�da�o na to, �e rozmy�la nad moim pytaniem. Doszed�em do wniosku, �e chyba dot�d nikt jeszcze mu go nie zada�. Uj�� mocniej kierownic� i p�ynnie wszed� w zakr�t drogi, kt�ra rozwija�a si� przed nami w �wietle reflektor�w, a potem powiedzia�: � Pierwszym cz�owiekiem na Wenus. Albo je�d�cem na rodeo. Albo cz�owiekiem, kt�ry patrzy na pusty plac i oczyma duszy widzi dom, jaki na nim zbuduje�calusie�ki, a� do ostatniego gwo�dzia. Albo detektywem. � W gardle zadr�a� mu �miech. � Ale w mleczarni szukali dostawcy, wi�c jestem tym, kim jestem. � Wcale bym si� nie obrazi�, gdybym zosta� kierowc� wy�cigowym � stwierdzi�em. Tato czasem zabiera� mnie na wy�cigi ci�ar�wek na torze pod Bamesboro. Siedzieli�my, jedli�my hot-dogi i patrzyli�my na snopy iskier, wylatuj�ce w powietrze po ka�dym zderzeniu powyginanych blach. � Detektyw to te� klawy zaw�d. Rozwi�zywa�bym zagadki kryminalne, jak ch�opcy Hardy'ego. � Tak, to by�oby niez�e � zgodzi� si� tato. � Ale prawda jest taka, �e nigdy nie wiadomo, jak sprawy si� potocz�. Celujesz w dziesi�tk�, niechybnie jak strza�a, ale zanim trafisz do celu, porywa ci� wiatr. Nie wydaje mi si�, bym kiedykolwiek spotka� cho� jedn� osob�, kt�ra ostatecznie zosta�a tym, kim chcia�a by� w dzieci�stwie. 16 � Ja chcia�bym by� wszystkim � powiedzia�em. � Chcia�bym �y� milion razy. � Hm � ojciec pokiwa� g�ow� ze zrozumieniem. � To by dopiero by� cud, nie s�dzisz? � Wyci�gn�� r�k�. � Tu mamy pierwszy przystanek. Mieszka�cy tego domu musieli mie� dzieci, bo zamawiali dwie kwarty mleka zwyk�ego i dwie kakaowego. Po chwili ruszyli�my dalej przez ulice, kt�rych cisz� m�ci� tylko wiatr i poszczekiwanie zbudzonych ze snu ps�w. Zatrzymali�my si� na Shantuck Street, �eby dostarczy� ma�lank� i twar�g komu�, kto widocznie lubi� kwa�ne rzeczy. Zostawili�my l�ni�ce butelki na stopniach wi�kszo�ci dom�w przy Bevard Lane. Ojciec roznosi� je pr�dko, ja tymczasem sprawdza�em list� i kompletowa�em zam�wienie dla nast�pnego domu, wyjmuj�c ch�odne opakowania z wn�trza furgonetki. Stanowili�my zgrany zesp�. Tato powiedzia�, �e ma kilku klient�w nad Jeziorem Sakso�skim, na po�udnie od miasta. Potem zawr�ci� do centrum, �eby�my mogli rozwie�� reszt� dostaw, zanim zabrzmi dzwonek na lekcje. Min�li�my park i wkr�tce wyjechali�my z Zephyr. Po obu stronach szosy g�stnia� las. Zbli�a�a si� sz�sta. Na wschodzie, ponad poro�ni�tymi sosn� i kudzu wzg�rzami, niebo zaczyna�o si� ju� rozja�nia�. Min�� nas samoch�d jad�cy w przeciwnym kierunku. Szofer mrugn�� �wiat�ami, a ojciec mu pomacha�. � To Marty Barklee. Rozwozi gazety � powiedzia�. Zaduma�em si� nad faktem, �e istnieje ca�y odr�bny �wiat, kt�rego �ycie toczy si� przed wschodem s�o�ca, a ludzie, kt�rzy teraz dopiero si� budz�, nie maj� z nim nic wsp�lnego. Skr�cili�my z szosy numer 10 i przejechali�my kawa�ek poln� drog�, �eby dostarczy� mleko, ma�lank� i sa�atk� ziemniaczan� do ma�ego domku ukrytego w lesie. Potem ruszyli�my dalej w kierunku jeziora. � Studia � odezwa� si� ojciec. � Zdaje si�, �e powiniene� i�� na studia. � Chyba tak � b�kn��em, ale to wszystko wydawa�o mi si� bardzo odleg�e od punktu, w kt�rym znajdowa�em si� teraz. Wiedzia�em tylko, �e istniej� akademickie dru�yny futbolowe na uniwersytecie stanowym i �e niekt�rzy chwal� Beara Bryanta, a inni wielbi� Shuga Jordana. W moim przekonaniu uczelni� wybiera�o si� w zale�no�ci od ulubionej dru�yny. � �eby si� dosta� na studia, trzeba mie� dobre stopnie � ci�gn�� tato. � Musisz si� pilnie uczy�. 17 � Czy detektywi musz� ko�czy� studia? � My�l�, �e tak, je�li chc� dobrze wykonywa� sw�j zaw�d. Gdybym poszed� na studia, kto wie... mo�e zosta�bym cz�owiekiem, kt�ry potrafi wybudowa� dom na pustym placu. Nie przewidzisz, co niesie ci los, i taka jest... ...prawda � mia� zamiar powiedzie�, ale nie sko�czy� zdania, bo w chwili gdy wyszli�my z zakr�tu, tu� przed nami wyskoczy� z lasu br�zowy samoch�d. Ojciec pisn��, jak gdyby uk�si� go szersze�, z ca�ej si�y nacisn�� na hamulec i odbi� kierownic� w lewo. Br�zowy samoch�d min�� nas o cal. Zobaczy�em, �e zje�d�a z szosy numer 10 i stacza si� z nasypu po prawej stronie drogi. Reflektory mia� wy��czone, ale za kierownic� kto� siedzia�. Opony z chrz�stem przedziera�y si� przez �ci�k�; samoch�d wjecha� na niewielk�, urwi�cie zako�czon� czerwon� ska�� i znikn�� w mroku. Bryzgi wody polecia�y do g�ry i wtedy u�wiadomi�em sobie, �e samoch�d w�a�nie zsun�� si� do jeziora. � On wpad� do wody! � krzykn��em. Ojciec zatrzyma� w�z, zaci�gn�� r�czny hamulec i wyskoczy� na zaro�ni�te zielskiem pobocze. Zanim zd��y�em wygramoli� si� z furgonetki, ju� bieg� w stron� jeziora. Wiatr ze �wistem wirowa� wok� nas. Ojciec zatrzyma� si� na czerwonym urwisku. W nik�ym, r�owawym �wietle ujrzeli�my, jak samoch�d pogr��a si� w wodzie; z baga�nika dobywa�y si� wielkie b�ble powietrza. � Hej! � wrzasn�� ojciec, zwijaj�c d�onie w tr�bk� wok� ust. � Wyskakuj stamt�d! Wszyscy wiedzieli, �e Jezioro Sakso�skie jest g��bokie jak otch�a� piekielna. Gdy samoch�d zniknie w atramentowej czerni, nikt go ju� nigdy nie wydob�dzie. � Wyskakuj! �krzykn�� ponownie ojciec, ale kierowca, kimkolwiek by�, nie odpowiada�. � Pewnie straci� przytomno�� � rzek� do mnie ojciec, zdejmuj�c buty. Samoch�d zacz�� si� przechyla� na stron�, po kt�rej siedzia� kierowca. Rozleg� si� okropny, podobny do wycia d�wi�k, wydawany przez wdzieraj�c� si� do auta wod�. � Odsu� si� � rzuci� tato i skoczy� do jeziora. By� dobrym p�ywakiem. Kilkoma pot�nymi uderzeniami ramion dotar� do samochodu i wtedy zobaczy�, �e okno po stronie kierowcy jest otwarte Czu� ssanie wody, kt�ra op�ywa�a mu nogi, wci�gaj�c auto w bezdenn� g��bin�. 18 � Wy�a�! � rykn��, ale cz�owiek wci�� siedzia� bez ruchu. Ojciec uczepi� si� drzwi i z�apa� go za rami�. Kierowca by� m�czyzn� i nie mia� na sobie koszuli. Jego cia�o by�o bia�e i zimne. Ojciec poczu�, �e w�os mu si� je�y. G�owa tamtego opad�a bezw�adnie do ty�u. Mia� kr�tko ostrzy�one jasne w�osy, otwarte usta i zamkni�te oczy, kt�re gin�y w czarnych siniakach. Ca�a twarz by�a opuchni�ta i bestialsko zmasakrowana. Gard�o mia� omotane miedzian� strun� do pianina. Cienki drut zaci�gni�to tak mocno, �e przeci�� sk�r� i zag��bi� si� w cia�o. � Jezu! � szepn�� ojciec rozgarniaj�c wod�. Samoch�d chwia� si� i sycza�. G�owa m�czyzny pochyli�a si� teraz na pier�, jak gdyby do modlitwy. Woda si�ga�a mu ju� powy�ej go�ych kolan. Ojciec u�wiadomi� sobie, �e kierowca by� zupe�nie nagi, nie mia� na sobie nawet strz�pka odzienia. Na kierownicy co� b�ysn�o i ojciec zobaczy� kajdanki, mocuj�ce prawy przegub trupa do wewn�trznej poprzeczki. M�j tato �y� na tym �wiecie trzydzie�ci cztery lata. Widywa� ju� nieboszczyk�w. Hodge Klemson, jeden z jego najserdeczniejszych przyjaci�, uton�� w Rzece Tecumseha, kiedy obaj mieli po pi�tna�cie lat. Rozd�te cia�o odnaleziono po trzech dniach. Pokryte ��tym dennym mu�em, wygl�da�o jak zeskorupia�a staro�ytna mumia. Ojciec widzia� to, co zosta�o z Waltera i Jeanine Traynor przed sze�ciu laty po czo�owym zderzeniu buicka Waltera z tartaczn� ci�ar�wk�, prowadzon� przez otumanionego prochami smarkacza. Widzia� czarne, po�yskliwe szcz�tki ma�ego Steviego Cauleya, kiedy stra�acy zdusili ogie�, buchaj�cy z poskr�canej karoserii �Nocnej Mony". Kilkakrotnie patrzy� w u�miechni�t� szyderczo twarz �mierci i znosi� ten widok jak m�czyzna, ale tym razem by�o inaczej. Tym razem �mier� mia�a oblicze mordu. Samoch�d ton��. Maska sz�a coraz g��biej pod wod�, tylne stateczniki zacz�y si� unosi� do g�ry. Cia�o za kierownic� zn�w zmieni�o pozycj� i ojciec dostrzeg� co� na ramieniu m�czyzny � b��kitn� plamk�, wyra�nie widoczn� na tle bia�ej sk�ry. To nie by� siniec, lecz tatua� � trupia czaszka z odwini�tymi do ty�u skrzyd�ami, wyrastaj�cymi wprost ze skroni. Woda gwa�townie wypchn�a z samochodu nast�pn� porcj� wielkich baniek powietrza. Jeziora nie wolno by�o lekcewa�y�: upomina�o si� o swoj� zabawk�, aby zamkn�� j� przed �wiatem w sekretnym schowku. 19 Kiedy samoch�d zacz�� osuwa� si� w otch�a�, wir porwa� mego ojca za nogi i wci�gn�� pod wod�. Patrzy�em na to wszystko z czerwonej ska�y na brzegu. W pewnej chwili jego g�owa znikn�a. � Tato! � krzykn��em przera�ony. Pod wod� ojciec mocowa� si� z ramionami jeziora. Samoch�d osun�� mu si� spod n�g i znikn�� w g��binie. Kiedy ojciec miota� si�, szukaj�c jakiego� oparcia w tym p�ynnym grobie, ku powierzchni pospieszy�y kolejne p�cherzyki. Uwolniony przez nie z lepkich obj�� wody, ojciec wspi�� si� po nich jak po srebrzystych schodach na dach jeziora, gdzie m�g� zaczerpn�� tchu. Zobaczy�em, �e jego g�owa wynurza si� na powierzchni�. � Tato! � zawo�a�em jeszcze raz. � Tato, wracaj! � Nic mi nie jest! � odkrzykn��, ale g�os mu dr�a�. � Ju� wracam! Zacz�� p�yn�� pieskiem w stron� brzegu, nagle opad�y z si� jak wy��ty ga�gan. Jezioro wci�� burzy�o si� w miejscu, gdzie ton�cy samoch�d poruszy� jego wn�trzno�ci, jak gdyby usi�owa�o strawi� niejadalny k�sek. Ojciec nie by� w stanie sforsowa� skalnego urwiska, wi�c podp�yn�� troch� dalej, gdzie m�g� podci�gn�� si� na kamienie, czepiaj�c si� p�d�w kudzu. � Nic mi nie jest � powt�rzy�, ale kiedy znalaz� si� ju� na brzegu, nogi si� pod nim ugi�y i opad� na kolana w b�oto. ��w wielko�ci p�miska prze�lizn�� si� obok niego i zanurkowa�, chrapn�wszy z zak�opotaniem. Obejrza�em si� w stron� furgonetki. Nie wiem dlaczego, ale si� obejrza�em. Zobaczy�em cz�owieka, kt�ry sta� w lesie po drugiej stronie drogi. Po prostu sta�; mia� na sobie d�ugi p�aszcz, kt�rego po�y powiewa�y na wietrze. Mo�e poczu�em wzrok kogo�, kto mnie obserwowa�, podczas gdy ja patrzy�em, jak ojciec p�ynie do ton�cego auta. Poczu�em przeszywaj�cy ch��d. Zadygota�em, mrugn��em par� razy i w miejscu, gdzie sta� tamten cz�owiek, ujrza�em tylko targany wiatrem las. � Cory! � zawo�a� tato.� Podaj mi r�k�, synku! Zsun��em si� na mulisty brzeg i pomog�em mu na tyle, na ile m�g� pom�c zzi�bni�ty, przera�ony dzieciak. Kiedy tato poczu� pod nogami twardy grunt, odgarn�� mokre w�osy z czo�a i rzek� gor�czkowo: � Musimy si� dosta� do telefonu. W tym samochodzie by� cz�owiek. Poszed� prosto na dno! �-Widzia�em... widzia�em... � wskaza�em las po drugiej stronie drogi numer 10 � tam by�... 20 -^ � No, chod��e pr�dzej! Ojciec bieg� ju� przez szos� na sztywnych, mokrych nogach. Buty trzyma� w r�ku. Zerwa�em si� i pod��y�em za nim, blisko jak cie�. M�j wzrok pow�drowa� w kierunku miejsca, gdzie widzia�em tajemnicz� posta�, ale nie by�o tam nikogo, zupe�nie nikogo. Tato uruchomi� silnik i w��czy� nagrzewnic�. Z�by mu szcz�ka�y, a w szarym �wietle poranka twarz mia� blad� jak wosk. � Cholerny �wiat! � powiedzia�. By�em wstrz��ni�ty, bo nigdy przy mnie nie kl��. � Ten go�� by� przykuty kajdankami do kierownicy. Kajdankami! Bo�e, ca�� twarz mia� zbit� na miazg�! � Kto to by�? � Nie wiem � podkr�ci� grzejnik i ruszy� na po�udnie ku najbli�- szym zabudowaniom. � Kto� go za�atwi�, to pewne! Jezu, jak mi zimno! Skr�ci� w drog� gruntow�, kt�ra odbija�a na prawo. O pi��dziesi�t jard�w od szosy numer 10 sta� bia�y domek z oszklon� werand�. Z boku przylega� do niego ogr�d z krzakami r�. Pod plastikow� wiat� sta�y dwa samochody, czerwony mustang i stary cadillac upstrzony plamami rdzy. Ojciec zatrzyma� si� tu� przed budynkiem. � Zaczekaj tutaj � powiedzia�, w mokrych skarpetkach podszed� do drzwi i nacisn�� przycisk dzwonka. Musia� zrobi� to jeszcze dwukrotnie, zanim drzwi wreszcie otwar�y si� z brz�kiem i stan�a w nich ruda kobieta, na oko trzy razy t�sza od mojej mamy. Mia�a na sobie niebieski szlafrok w czarne kwiaty. � Panno Grace, musz� od pani zatelefonowa�. To pilne � powiedzia� ojciec. � Ale� pan jest ca�y mokry! � G�os panny Grace przypomina� z�bate ostrze zardzewia�ej pi�y. Na palcach d�oni, w kt�rej trzyma�a papierosa, po�yskiwa�y pier�cionki. � Sta�o si� nieszcz�cie � wyja�ni� ojciec. Panna Grace westchn�a jak ruda chmura gradowa. � No dobrze, niech pan wejdzie. I prosz� uwa�a� na dywan. Tato wszed� do �rodka; dzwoneczek zn�w brz�kn��, kiedy drzwi si� za nim zamkn�y. Siedzia�em w furgonetce. Pierwsze pomara�czowe promienie s�o�ca wydosta�y si� spoza wzg�rz na wschodzie. W kabinie czu� by�o zapach jeziora, na pod�odze pod fotelem ojca zebra�a si� ka�u�a. Widzia�em kogo�, kto sta� w lesie. Wiem, �e go widzia�em. Ale czy na pewno? 21 Dlaczego nie podszed�, nie zainteresowa� si� losem cz�owieka w samo- chodzie? I kim by� tamten cz�owiek w samochodzie? W�a�nie g�owi�em si� nad tym, kiedy drzwi uchyli�y si� ponownie i ukaza�a si� w nich panna Grace. Tym razem na b��kitny szlafrok narzuci�a puszysty bia�y sweter, w�o�y�a te� tenis�wki. Jej kostki i �ydki by�y krzepkie jak m�ode drzewa. W jednej r�ce trzyma�a pude�ko herbatnik�w �Lorna Doone", a w drugiej zapalonego papierosa. Podesz�a do furgonetki i u�miechn�a si� do mnie. � Cze�� � powiedzia�a. � Ty jeste� Cory? � Tak, psze pani � odpowiedzia�em. Jej u�miech nie wygl�da� na szczery. Mia�a w�skie wargi, szeroki, sp�aszczony nos, a zamiast brwi cienkie kreski wymalowane nad g��boko osadzonymi niebieskimi oczyma. Podsun�a mi pude�ko. � Chcesz ciastko? Nie by�em g�odny, ale rodzice zawsze mnie uczyli, �e si� nie odmawia, kiedy kto� cz�stuje. Wzi��em jedno. � We� jeszcze � zach�ci�a mnie panna Grace, wi�c si�gn��em po nast�pne. Panna Grace te� zjad�a jedno, a potem poci�gn�a papierosa i wypu�ci�a dym przez nos. � Tw�j tato dostarcza nam nabia� � powiedzia�a. � Na pewno macie nas na li�cie. Sze�� kwart mleka, dwie ma�lanki, dwie kwarty kakao i trzy pinty �mietany. Sprawdzi�em list�. By�o tam jej nazwisko � Grace Stafford � i zam�- wienie. Zgadza�o si� co do joty. Powiedzia�em, �e zaraz wszystko przygotuj�, i zacz��em wyjmowa� butelki z wozu. � Ile masz lat? � zapyta�a. � Dwana�cie? � Dopiero w lipcu b�d� mia� dwana�cie, psze pani. � Te� mam syna. � Panna Grace strzepn�a popi� z papierosa i w�o�y�a do ust nast�pn� �Lorn� Doone". � W grudniu sko�czy� dwadzie�cia. Mieszka w San Antonio. Wiesz, gdzie to jest? � Tak, psze pani. W Teksasie. Tam gdzie Alamo. � Zgadza si�. A skoro on ma dwadzie�cia, to ja trzydzie�ci osiem. Stare pr�chno ze mnie, nie s�dzisz? Domy�li�em si�, �e pytanie by�o podchwytliwe. � Nie, psze pani � odpowiedzia�em po namy�le. � O, widz�, �e mam do czynienia z m�odym dyplomat�! � Tym 22 razem u�miechn�y si� r�wnie� jej oczy. �Zjedz jeszcze ciasteczko. � Poda�a mi pude�ko, zawr�ci�a do drzwi i wrzasn�a przez nie: �� Lainie! Lainie, rusz ty�ek, chod� no tutaj! Najpierw jednak pojawi� si� ojciec. W ostrym �wietle poranka wygl�da� staro, a pod oczami mia� ciemne kr�gi. � Dzwoni�em do biura szeryfa � powiedzia�, sadowi�c si� na przemoczonym fotelu i wpychaj�c stopy do but�w. � Mamy zaczeka� na nich w miejscu, gdzie samoch�d stoczy� si� do jeziora. � Kto to m�g� by�, u diab�a? � spyta�a panna Grace. � Nie mam poj�cia. Twarz mia�... � Ojciec zerkn�� na mnie, potem z powrotem na ni�. �By� paskutnie pobity. � Musia� by� zalany. Pewnie bimbrem. � Nie s�dz�. � Ojciec nie wspomnia� przez telefon o tym, �e kierowca by� nagi, uduszony strun� z pianina i przykuty do kierownicy. Ta informacja by�a przeznaczona dla uszu szeryfa, a nie panny Grace czy kogokolwiek innego. � Nie widzia�a pani mo�e faceta z tatua�em na lewym ramieniu? Wygl�da�o to jak czaszka, z kt�rej wyrastaj� skrzyd�a. � Ogl�da�am wi�cej tatua�y, ni� ma ich ca�a Marynarka Wojenna � stwierdzi�a panna Grace � ale nie przypominam sobie, �ebym w tej okolicy natkn�a si� na co� takiego. Dlaczego pan pyta? Facet by� bez koszuli? � W�a�nie. Mia� t� skrzydlat� czaszk� wytatuowan� mniej wi�cej w tym miejscu. � Tato dotkn�� swojego lewego ramienia, zn�w si� wzdrygn�� i nerwowo zatar� d�onie. � Nigdy go nie wydob�d�... Nigdy. To jezioro ma co najmniej trzysta st�p g��boko�ci. Zad�wi�cza�y dzwoneczki. Obr�ci�em si� w stron� drzwi z tac� pe�n� butelek z mlekiem. Chwiejnym krokiem wysz�a z nich dziewczyna o oczach zapuchni�tych od snu. Mia�a na sobie d�ugi szlafrok w szkock� krat� i by�a boso. Na ramiona opada�y jej w�osy o barwie jedwabistych kit kukurydzy. Skierowa�a si� ku tacy z mlekiem, przymru�y�a oczy w jasnym �wietle i powiedzia�a: � Czuj� si�, jakbym by�a przepieprzona na wylot. O ma�y w�os nie zemdla�em. Nigdy w �yciu nie s�ysza�em, �eby kobieta wym�wi�a tak plugawe s�owo. Oczywi�cie wiedzia�em, co oznacza, ale kiedy bez skr�powania pad�o z tych �adnych ust, by�em wstrz��ni�ty. � Tu jest m�ody cz�owiek, Lainie � powiedzia�a panna Grace g�osem, kt�ry m�g�by skr�ci� �elazny gw�d�. � Uwa�aj, co m�wisz, je�li �aska. 23 Lainie spojrza�a na mnie. Pod jej ch�odnym spojrzeniem poczu�em si� zupe�nie tak jak wtedy, gdy w�o�y�em widelec do kontaktu. Oczy mia�a czekoladowe, a na wargach p�u�miech, kt�ry r�wnie dobrze m�g� by� szyderczym grymasem. W jej twarzy by�o co� szorstkiego, czujnego, jak gdyby nie ufa�a ju� nikomu. W zag��bieniu szyi zauwa�y�em ma�� czerwon� plamk�. � Czyj to dzieciak? � zapyta�a. � Syna pana Mackensona. Poka� troch� klasy, dobrze? Z trudem prze�kn��em �lin� i oderwa�em wzrok od oczu Lainie. Jej szlafrok rozchyla� si� dyskretnie. Nagle dotar�o do mnie, jakie dziew- cz�ta u�ywaj� brzydkich s��w i co to za miejsce. Zar�wno od John- ny'ego Wilsona, jak i od Bena Searsa s�ysza�em, �e gdzie� w pobli�u Zephyr jest dom pe�en dziwek. Nawet w szkole podstawowej wszyscy o tym wiedzieli. Kiedy m�wi�e� komu�: �Id� do burdelu", nara�a�e� si� na to, �e ten kto� wybije ci z�by. Zawsze jednak wyobra�a�em sobie burdel jako eleganck� posiad�o��, okolon� p�acz�cymi wierzbami, w kt�rej czarni lokaje podaj� go�ciom koktajle mi�towe na werandzie. W rzeczywisto�ci burdel okaza� si� niewiele wytworniej szy od zakot- wiczonej na sta�e przyczepy kempingowej. Tak czy owak, widzia�em go w ca�ej okaza�o�ci, a dziewczyna o kukurydzianych w�osach i nie- wyparzonym j�zyku czerpa�a dochody z rozkoszy cielesnych. Czu�em, jak plecy pokrywa mi g�sia sk�rka, a scen, jakie niczym powolny, gro�ny orkan zamajaczy�y mi w wyobra�ni, wola�bym wam nie opo- wiada�. � Zabierz to mleko do kuchni � ponagli�a j� panna Grace. Szyderstwo przewa�a�o nad u�miechem, a czekoladowe oczy sta�y si� niemal czarne. � Dlaczego ja? W tym tygodniu dy�ur ma Donna Ann! � Dy�ur w kuchni ma ta, kt�rej ka��, moja panno, a ty powinna� go mie� przez ca�y miesi�c i dobrze wiesz dlaczego! A teraz r�b, co m�wi�, i zamknij t� wyszczekan� buzi�! Usta Lainie sprawnie z�o�y�y si� w ciup, ale oczy nie przybra�y tak �atwo wyrazu fa�szywej pokory; wci�� czai�y si� w nich zimne ostrza gniewu. Wzi�a ode mnie tac� i stoj�c odwr�cona plecami do taty i panny Grace, pokaza�a mi wilgotny, r�owy j�zyk, po czym zwin�a go w tr�bk�. Nast�pnie j�zyk wsun�� si� z powrotem do ust, jego w�a�cicielka za� obr�ci�a si� na pi�cie i uraczy�a nas wszystkich podst�pnym jak cios 24 miecza pierdni�ciem, po czym powlok�a si� do domu. Kiedy znikn�a nam z oczu, panna Grace chrz�kn�a i powiedzia�a: � Ta dziewucha ma tyle og�ady, co ko�ek w p�ocie. � A z innymi jest lepiej? � zapyta� tato. Panna Grace wydmuchn�a k�ko z papierosowego dymu i odpar�a: � Nie, ale ta nawet nie udaje, �e ma jakiekolwiek maniery. � Jej wzrok spocz�� na mnie. � We� sobie reszt� ciastek, Cory, dobrze? Spojrza�em na ojca. Wzruszy� ramionami. � Dobrze, psze pani � powiedzia�em. � �wietnie. Bardzo si� ciesz�, �e ci� pozna�am. � Panna Grace z powrotem skupi�a uwag� na moim ojcu i na tkwi�cym w k�ciku ust papierosie. � Niech mi pan da zna�, kiedy co� si� wyja�ni. � Oczywi�cie. Dzi�kuj�, �e pozwoli�a mi pani skorzysta� z telefonu. � Tato w�lizn�� si� za kierownic�. � Tac� zabior� przy nast�pnym kursie. � Niech pan uwa�a na siebie � rzuci�a panna Grace i wesz�a do pomalowanego na bia�o burdelu, podczas gdy ojciec w��czy� silnik i spu�ci� r�czny hamulec. Pojechali�my z powrotem na miejsce wypadku. W porannym �wietle tafla jeziora mieni�a si� b��kitnymi i purpurowymi smugami. Tato zaparkowa� furgonetk� na polnej drodze � tej samej, z kt�rej wypad� fatalny samoch�d, jak sobie obaj u�wiadomili�my. Potem usiedli�my i czekali�my na szeryfa. S�o�ce �wieci�o coraz mocniej, a niebo zmieni�o barw� na lazurow�. M�j umys� podzieli� si� na dwie cz�ci: jedna my�la�a o samochodzie i zauwa�onej w lesie postaci, druga zastanawia�a si�, sk�d m�j tato tak dobrze zna pann� Grace i jej burdel. Co prawda, tato zna� wszystkich swoich klient�w; cz�sto rozmawia� o nich z mam� przy obiedzie. Nigdy jednak nie s�ysza�em, aby cho� s�owem wspomnia� o pannie Grace czy te� o burdelu. No c�, nie by� to najw�a�ciwszy temat do rozmowy przy stole. A poza tym i tak nie poruszyliby go w mojej obecno�ci; mimo i� moi koledzy i w og�le wszyscy w szkole, poczynaj�c od czwartej klasy, wiedzieli, �e gdzie� pod Zephyr jest dom pe�en sprzedajnych dziewczyn. By�em tam. Na w�asne oczy widzia�em sprzedajn� dziewczyn�. Widzia�em jej zwini�ty j�zyk i ko�ysz�ce si� w fa�dach szlafroka po�ladki. Doszed�em do wniosku, �e powinno mi to przysporzy� niema�ej s�awy. � Cory? � odezwa� si� cicho ojciec. � Wiesz, czym zajmuje si� panna Grace w tamtym domu? 25 � Ja... � Nawet trzecioklasista m�g� si� tego domy�li�. � Wiem, tato. � Kiedy indziej by�bym po prostu zostawi� towar pod drzwiami. � Patrzy� na jezioro, jak gdyby wci�� widzia� opadaj�cy powoli w g��bin� samoch�d z martwym cia�em przykutym do kierownicy. � Mam j� na li�cie dostaw od dw�ch lat. W ka�dy poniedzia�ek i czwartek, jak w zegarku. A w razie gdyby� by� ciekaw... twoja mama wie, �e tu je�d��. Nic nie odpowiedzia�em, ale poczu�em si� o wiele lepiej. � Nie chc�, �eby� z kimkolwiek rozmawia� o pannie Grace i tym domu � ci�gn�� ojciec. � Chc�, aby� zapomnia�, �e tu by�e�, jak r�wnie� o wszystkim, co widzia�e� i s�ysza�e�. Czy mo�esz to dla mnie zrobi�? � Dlaczego? � musia�em o to zapyta�. � Panna Grace mo�e si� r�ni� od ciebie, mnie czy mamy, mo�e robi� wra�enie osoby �le wychowanej albo j�dzy, a pastor na pewno nie pochwala sposobu, w jaki zarabia na �ycie, ale to dobra kobieta. Po prostu nie chc�, �eby po mie�cie zacz�y kr��y� plotki. Im mniej si� m�wi o pannie Grace i tym domu, tym lepiej. Rozumiesz? � Chyba tak. � To dobrze. Rozlu�ni� zaci�ni�te na kierownicy palce. Temat zosta� zamkni�ty. Dotrzyma�em obietnicy. Moja s�awa rozwia�a si� jak dym, i tyle. W�a�nie mia�em mu powiedzie� o cz�owieku, kt�rego widzia�em w lesie, kiedy zza zakr�tu wyjecha� czarno-bia�y ford z kogutem na dachu i herbem Zephyr na drzwiach. Samoch�d zwolni� i zatrzyma� si� w pobli�u naszej furgonetki. Wysiad� z niego szeryf J.T. Amory (J.T. by�o skr�tem od Junior Talmadge). Ojciec wyszed� mu na spotkanie. Szeryf Amory by� chudym, wysokim m�czyzn� o ko�skim obliczu. Na jego widok przypomnia� mi si� widziany kiedy� obrazek, przedstawiaj�cy Ichaboda Crane'a, �ciganego przez Je�d�ca bez G�owy. Szeryf mia� wielkie d�onie i stopy oraz par� uszu zdolnych wp�dzi� w kompleksy s�onia Dumbo. Jego nos wystarczy�oby tylko troch� powi�kszy�, by godnie zast�pi� chor�giewk� na dachu. Gwiazd� nosi� przypi�t� do kapelusza, kt�rym nakrywa� �ys� czaszk� okolon� wianuszkiem ciemnych w�os�w. Nasun�wszy kapelusz g��biej na spocone czo�o, szeryf przeszed� z ojcem na brzeg jeziora, gdzie wdali si� w d�ug� rozmow�. Obserwowa�em ruchy r�k taty, gdy pokazywa� Amory'emu, sk�d wyjecha� samoch�d i w kt�rym miejscu zaton��. Obaj spojrzeli na g�adk� powierzchni� jeziora. Wiedzia�em, o czym my�l�. 26 Samoch�d m�g� si� zapa�� a� do �rodka ziemi. Nawet k��liwe ��wie, kt�re �y�y przy brzegu, nie potrafi�y nurkowa� dostatecznie g��boko, by kiedykolwiek go ujrze�. Nieznany kierowca siedzia� teraz w ciemno�ci, a w z�bach mia� mu�. � Przykuty kajdankami � rzek� cicho pan Amory. Mia� oczy koloru w�gli, a blado�� jego sk�ry nasuwa�a my�l, �e woli noc od dnia. � Jeste� tego pewien, Tom? I tego, �e uduszono go drutem? � Jestem pewien. Kto� do�o�y� stara�, �eby go za�atwi� na amen. Jeszcze troch�, a by�by mu odci�� g�ow� od tu�owia. � Przykuty � powt�rzy� szeryf. � Zapewne po to, �eby nie wyp�yn��. � W zamy�leniu postuka� si� palcem w doln� warg�. � No c� � rzek� w ko�cu. � Zdaje si�, �e mamy tu morderstwo, nie s�dzisz? � Je�li to nie morderstwo, to nie wiem, co nim jest. W tym czasie wysiad�em z furgonetki i uda�em si� w miejsce, sk�d � jak mi si� wydawa�o � obserwowa� mnie tajemniczy m�czyzna. Nie znalaz�em nic opr�cz ziemi, kamieni i zielska. Je�li to by� m�czyzna � pomy�la�em. A mo�e kobieta? Nie zauwa�y�em, by posta� mia�a d�ugie w�osy, ale w�a�ciwie widzia�em tylko �opocz�cy na wietrze p�aszcz. Przeszed�em si� tam i z powrotem wzd�u� linii drzew. Dalej las g�stnia� i stawa� si� coraz bardziej podmok�y. Wr�ci�em z pustymi r�kami. � Przyjd� potem do mnie do biura; spiszemy raport � rzek� do ojca szeryf. � I lepiej wst�p do domu przebra� si� w co� suchego. Ojciec skin�� g�ow�. � Musz� sko�czy� dostaw� i odwie�� Cory'ego do szko�y. � W porz�dku. I tak niewiele mo�emy zrobi� dla tego faceta na dnie. � Szeryf chrz�kn�� i wepchn�� r�ce do kieszeni. � Morderstwo. Ostatnie morderstwo mieli�my tu w 1961 roku. Pami�tasz, jak Bo Ka�lagan zabi� �on� pucharem, kt�ry wygra� w kr�gle? Wr�ci�em do furgonetki i czeka�em na ojca. S�o�ce by�o ju� wysoko i sumiennie o�wietla�o ca�y �wiat, ale mnie by�o ci�ko na sercu. Zdawa�o mi si�, �e istniej� dwa �wiaty: jeden przed brzaskiem i drugi � s�oneczny. Je�li to prawda, istniej� te� ludzie nale��cy do tych dw�ch r�nych �wiat�w. Jedni przemykaj� si� przez krain� nocy, drudzy trzymaj� si� jasnych godzin dnia. Mo�e widzia�em w�a�nie jednego z mieszka�c�w ciemno�ci, �wiata sprzed brzasku. I mo�e � na sam� my�l poczu�em ch��d � mo�e on te� spostrzeg�, �e ja go widz�. 27 U�wiadomi�em sobie, �e nanios�em brudu do furgonetki. Ca�e tenis�wki mia�em oblepione b�otem. Obejrza�em usmarowane podeszwy. Do jednej przyczepi�o si� ma�e zielone pi�rko. 2. Na dno i w mrok Zielone pi�rko pow�drowa�o do kieszeni. Stamt�d dosta�o si� do mojego pokoju i znalaz�o schronienie w pude�ku po cygarach �White Owi", gdzie drzema�a ju� kolekcja starych kluczy i zasuszonych owad�w. Zamkn��em wieczko, w�o�y�em pude�ko do jednej z siedmiu magicznych szuflad i zatrzasn��em j� z powrotem. I tak pi�rko popad�o w zapomnienie. Im d�u�ej my�la�em o widzianej na skraju lasu postaci, tym bardziej by�em pewien, �e moje oczy�przera�one wizj� ojca, kt�ry idzie na dno w �lad za ton�cym samochodem�musia�y ulec z�udzeniu. Kilka razy zaczyna�em mu o tym opowiada�, ale zawsze co� stawa�o nam na przeszkodzie. Kiedy mama si� dowiedzia�a, �e ojciec skoczy� do jeziora, dosta�a ataku histerii. By�a na niego tak w�ciek�a, �e szlocha�a i wrzeszcza�a r�wnocze�nie. W ko�cu ojciec zmusi� j�, �eby usiad�a w kuchni, i zacz�� jej spokojnie t�umaczy�, dlaczego to zrobi�. � Przy kierownicy siedzia� cz�owiek � powiedzia�. -� Sk�d mia�em wiedzie�, �e ju� nie �yje? My�la�em, �e straci� przytomno��. Co by� sobie o mnie pomy�la�a, gdybym tam sta� i nawet palcem nie kiwn��? � Mog�e� si� utopi�! � napad�a na niego mama. �zy sp�ywa�y jej po policzkach. � Mog�e� uderzy� g�ow� o jak�� ska�� i uton��! � Nie uton��em. Nie uderzy�em si� o �adn� ska��. Musia�em tak post�pi�. Poda� jej papierow� chusteczk� i mama otar�a oczy. � W tym jeziorze jest pe�no jadowitych w�y! � wystrzeli�a ostatni pocisk. � Mog�e� wpa�� prosto do ich gniazda! 28 � Ale nie wpad�em. Mama westchn�a i pokr�ci�a g�ow� z min� osoby, kt�rej przysz�o �y� z najwi�kszym g�upcem wszechczas�w.