9516
Szczegóły |
Tytuł |
9516 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9516 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9516 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9516 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
A. Gromowa
Na tropie tajemnicy
CZʌ� PIERWSZA
1
Pisanie przychodzi mi z wielkim trudem... Fotografia Maszy stoi przede mn� na biurku i kiedy spogl�dam na jej u�miechni�t�, weso�� twarz, odczuwam dotkliwy b�l. Przecie� to z mojej winy Masza wyruszy�a w dalekie kraje, na spotkanie tajemniczego, gro�nego niebezpiecze�stwa...
R�ka mi s�abnie, palce nie s� w stanie utrzyma� pi�ra. I fizycznie czuj� si� wci�� jeszcze nie najlepiej. Wprawdzie ju� od dawna wstaj� z ��ka i chodz� po pokoju, ale dotychczas m�cz� mnie silne b�le g�owy i odczuwam wielkie os�abienie. W�osy wypadaj� mi z g�owy ca�ymi gar�ciami... Lekarze zapewniaj� jednak, �e wkr�tce wr�c� do zdrowia.
Nie mog� d�u�ej czeka�. Wiem, �e praca najlepiej wp�ynie na m�j stan duchowy, �e pr�dzej wyzdrowiej�, je�li przestan� wylegiwa� si� na tapczanie lub kr�ci� bez celu po pokoju, spogl�daj�c od czasu do czasu na fotografi� Maszy. Poza tym zacieraj� si� powoli w pami�ci pewne szczeg�y wydarze�, kt�re wywar�y tak wielki wp�yw na moje �ycie. O tym nale�y pami�ta�. To prawda, �e ca�y �wiat wie o naszej ekspedycji i jej rezultatach � s�dz� jednak, �e szczeg�y naszych poszukiwa� s� niemniej ciekawe. Pragn�, �eby ludzie dowiedzieli si� ca�ej prawdy. Dlatego b�d� pisa�, cho�bym mia� zmusi� si� do tego.
Doszed�em do pewnych wniosk�w. Jestem przecie� dziennikarzem, a nie archeologiem, astronomem czy etnografem. Inni cz�onkowie ekspedycji opowiedz� o tym, co dotyczy ich specjalno�ci. Nie b�d� wi�c zajmowa� si� szczeg�owym naukowym komentarzem do wszystkich fakt�w i wydarze� � nie potrafi�bym zreszt� wyja�ni� wszystkiego, bo nie wszystko wiem. Przecie� naukowcy r�wnie� nie rozwi�zali jeszcze ca�ej zagadki! Po prostu opowiem wszystko po kolei: jak si� to zacz�o, co sta�o si� p�niej, co uda�o si� na razie ustali�...
Na wiosn� zesz�ego roku znalaz�em si� w Himalajach jako uczestnik mi�dzynarodowej wycieczki dziennikarzy. W naszej grupie znajdowali si� r�wnie� Amerykanie, Anglicy, Francuzi, W�osi; byli tak�e Polak, Szwed, Australijczyk, Szwajcar, Niemiec, Fin. S�owem, prawdziwa reprezentacja �wiata. Ludzie przewa�nie m�odzi i silni, z pewnym do�wiadczeniem alpinistycznym. Chodzi o to, �e pr�cz bli�szego zapoznania si� z �yciem, przyrod�, sztuk� Ne-palu planowana by�a r�wnie� wyprawa w g�ry. Oczywi�cie, nie mieli�my zamiar�w zdobywa� rekord�w, po
prostu chcieli�my przej�� mniej lub wi�cej znane szlaki, wspi�� si� na jaki� niezbyt wysoki szczyt, zaczerpn�� g�rskiego powietrza... �
Wielu cz�onk�w naszej grupy bardzo interesowa� tajemniczy ��nie�ny cz�owiek", mieszkaj�cy jakoby na pograniczu wiecznych �nieg�w. Amerykaninowi Hawthorne'owi poleci�a jego redakcja, �eby za wszelk� cen� zdoby� nowe informacje o tej zagadkowej istocie. Innych bardziej interesowa�y szczeg�y zdobycia Everestu � chcieli pom�wi� z bohaterem narodowym Nepalu, g�ralem Norkey Tenzin-giem, jednym ze zdobywc�w szczytu, i zobaczy� s�ynnych przewodnik�w � Szerp�w.
Rzecz jasna, �e wszystkich � nawet tych, kt�rzy kiedy� byli w tych stronach � poci�ga�o pi�kno Himalaj�w. Ja by�em po prostu oczarowany i oszo�omiony niezwykle majestatycznym, omal nieziemskim wygl�dem niesko�czonego �a�cucha o�nie�onych, l�ni�cych olbrzym�w. Wspina�em si� na Elbrus, by�em nieraz na Pamirze � ale jestem g��boko przekonany, �e nic nie mo�e si� r�wna� z Himalajami.
Stara pie�� indyjska g�osi: �Gdyby �ycie cz�owieka trwa�o setki lat, nie wystarczy�oby do opisania wszystkich cud�w i opowiedzenia o ca�ej wspania�o�ci Himalaj�w. Podobnie jak rosa paruje pod promieniami porannego s�o�ca, tak na widok siedziby �nieg�w, l�ni�cej wieczn� bia�o�ci�, znika wszystko, co ma�e i przyziemne". Powtarza�em cz�sto te s�owa, patrz�c na dumne wierzcho�ki g�r, ja�niej�ce na tle ciemnoniebieskiego, fantastycznego nieba.
Na kr�tko przed wyjazdem przeczyta�em co� nieco� o Nepalu, ale nie da�o mi to wiele. Pierwsze dni po przybyciu na miejsce chodzi�em oszo�omiony �'jak gdybym znalaz� si� na innej planecie � takie barwne, gwarne, niezwyk�e �ycie kipia�o doko�a. ~
Himalaje stanowi� naturaln� granic� mi�dzy Azj� P�nocn� i Po�udniow�. Na po�udnie ci�gn� si� terai � �yzne, cho� bagniste, niezdrowe tereny, o g�stej ro�linno�ci tropikalnej, wilgotne, przesycone mocnym, odurzaj�cym zapachem traw i kwiat�w. Na p�noc od nich le�y olbrzymi
p�askowy� Tybetu z jego lodowatymi wiatrami, suchym powietrzem i kamienist� ziemi�. Dwa �wiaty rozdzielone gigantyczn� zapor� z g�r, ci�gn�c� si� ze wschodu na zach�d na przestrzeni dw�ch i p� tysi�ca kilometr�w.
Na ca�ej d�ugo�ci tego �a�cucha pi�trz� si� g�ry przeci�te g��bokimi, pos�pnymi w�wozami, spowite w ob�oki, ukoronowane wiecznymi �niegami i pot�nymi lodowcami/Tu bior� sw�j pocz�tek najwi�ksze rzeki Indii � Ganges, Indus, Brahmaputra. Kiedy si� m�wi o Himalajach, nasuwaj� si� mimowolnie takie s�owa jak �potworne", �niezwyk�e", �gigantyczne"; wszystko tu tak si� r�ni od normalnych wyobra�e� o przyrodzie, �e nawet te epitety nie mog� w pe�ni odda� wspania�o�ci i gro�nej wielko�ci tych g�r. S�ynny Mont Blanc w Alpach nie przekracza 5 000 metr�w, a tu znajduje si� dziesi�� szczyt�w licz�cych wi�cej ni� 8 000 metr�w nad poziomem morza � Czomolungma (8 847 metry), Annapurna, Makalu, Kan-czendzanga i inne olbrzymy �nie�nego pustkowia.
Mi�dzy tymi gro�nymi stra�nikami rozci�ga si� zielona dolina Katmandu. Tam r�wnie� znajduje si� stolica Ne-palu � miasto Katmandu. Ale Nepal to nie tylko dolina Katmandu. To r�wnie� surowe tereny g�rskie jak Solo Khumbu, ojczyzna s�ynnych alpinist�w � Szerp�w, to r�wnie� terai granicz�ce z Indi�. S�usznie m�wi�, �e w Nepalu trwaj� jednocze�nie trzy pory roku � gor�ce, tropikalne lato w 'tera j ach, wiosna w Katmandu i surowa zima podbiegunowa w g�rach.
Nepal przez d�ugi czas nie wpuszcza� Europejczyk�w i by� od dawna uwa�any za jeden z najbardziej tajemniczych kraj�w �wiata. Przed rokiem 1953 nawet alpini�ci wspinaj�cy si� na Everest (Czomolungm�) musieli wyrusza� przez p�askowy� tybeta�ski p�nocnym zboczem g�ry. Lecz zako�czona sukcesem wyprawa w 1953 roku wyruszy�a z Nepalu i zdobywcy najwy�szej g�ry na �wiecie � nowozelandzki hodowca pszcz� Edmund Hillary i g�ral z Nepalu, Norkey Tenzing, wspinali si� po�udniowym zboczem Everestu.
Z po�udniowego wschodu przylega do Nepalu w�skim
tr�jk�tem ksi�stwo Sikkim, ongi niepodleg�e, dzi� wchodz�ce w sk�ad Indii. Tam znajduje si� wysokog�rska stacja klimatyczna Dard�iling. Przez Sikkim wiedzie g��wna droga do najciekawszej cz�ci Chin, nadob�ocznego Tybetu.
Nasza grupa wyruszy�a najpierw do Dard�ilingu. Mieli�my si� tu zatrzyma� na kilka dni, wynaj�� tragarzy, a nast�pnie wybra� si� przez Katmandu w g�ry. Rzecz w tym, �e wielu tragarzy z plemienia Szerpa zamieszkuje Dard�iling, chocia� ich ojczyzn� jest Nepal. Mieszka tu r�wnie� Norkey Tenzing. Szerpowie to plemi� g�rskie pochodzenia tybeta�skiego, j�zyk ich bardziej przypomina tybeta�ski ni� nepali � oficjalny j�zyk Nepalu. Zreszt� prawie wszyscy rozumiej� po angielsku. S� doskona�ymi tragarzami i przewodnikami g�rskimi. �wietnie znosz� rozrzedzone powietrze i lodowaty ch��d g�r, z �atwo�ci� poruszaj� si� z ci�kim baga�em po najbardziej stromych zboczach.
O tym wszystkim dowiedzieli�my si� w Kalkucie, sk�d poci�giem wyruszyli�my do Dard�ilingu. Mogli�my skorzysta� z samolotu, ale nie spieszno nam by�o; powiedziano nam zreszt�, �e poci�g przeje�d�a przez bardzo ciekawe okolice.
Rzeczywi�cie, by�o na co popatrze�! Jestem cz�owiekiem p�nocy, tote� czasami a� mi si� kr�ci�o w g�owie od bogactwa barw i woni. Po drugiej stronie Gangesu jechali�my d�ugo w g�stwinie dziewiczego lasu podzwrotnikowego. Nasze lasy i ich surowe pi�kno nawet w przybli�eniu nie daj� poj�cia o barbarzy�skim przepychu d�ungli. Drzewa s� tutaj tak oplecione lianami � dzikim pieprzem, dzikim winem, orchideami o niezwyk�ych kszta�tach i kolorach � �e tworz� nieprzeniknion� g�st� zas�on�. Powietrze jest duszne, wilgotne, nasycone upajaj�c� mieszanin� zapach�w, r�wnie� ostrych i �askocz�cych nerwy, jak barwy tutejszych kwiat�w.
� To jest co� niemo�liwego! � zawo�a�em, kiedy poci�g wjecha� w t� odurzaj�c� g�stwin�.
� Tutaj wszystko jest mo�liwe � odpowiedzia� Anglik, Montagu Milford.
Jeszcze w Kalkucie zainteresowa� mnie ten wysoki, szczup�y m�czyzna o twarzy opalonej na br�z i jasnoniebieskich oczach. Znam dobrze angielski i ch�tnie rozmawia�em z Milfordem. Mieszka� d�ugo w Indii, zwiedzi� Ne-pal i Tybet. M�wi� flegmatycznie i troch� zbyt wolno, z czego by�em bardzo zadowolony, bowiem lepiej go rozumia�em. Jego wszechstronne wykszta�cenie budzi�o we mnie podziw � szczeg�lnie kiedy opowiada� o Indii, Himalajach, Tybecie. Jeszcze przed opuszczeniem Kalkuty dowiedzia�em si� dzi�ki niemu mn�stwa po�ytecznych rzeczy i postanowi�em trzyma� si� Milforda przez ca�� drog�. By� przy tym bardzo sympatyczny. Co prawda, wed�ug mnie, pi� troch� za du�o; wyrazi�em nawet zdziwienie, jak mo�na w taki upa� pi� alkohol, ale w odpowiedzi roze�mia� si� tylko. Zreszt� nigdy nie widzia�em go pijanego.
Teraz r�wnie� wychyli� spor� porcj� z manierki przytroczonej do paska.
� Radz� panu goln�� sobie, baby �nazywa� mnie �baby", cho� nie by� o wiele starszy ode mnie: mia�em lat 26, a on 35. � Terai � powiedzia� � oznacza �krain� wilgoci". To wonne powietrze przesycone jest wyziewami bagnisk. Za pi�knem kryje si� tu �mier�.
Poda� mi manierk�, lecz podzi�kowa�em mu.
� To jest niem�dre � o�wiadczy� z niezm�conym spokojem. � Prosz� sobie zapami�ta�, panie abstynencie, �e widzia�em ludzi, kt�rzy stoj�c tak jak my w oknie poci�gu p�dz�cego przez terai, zapadali na �mierteln� febr�. Przez ten g�szcz nie przebije si� promie� s�o�ca ani wiatr � istny raj dla zarazk�w. Tubylcy opowiadali mi, �e w niekt�rych zak�tkach terai paruj�ca ziemia wytwarza tak g�st�, d�awi�c� mg��, i� zwierz�ta i ptaki, gdy znajd� si� w tych rajskich zak�tkach, gin�. Nie by�em tam nigdy, ale sk�onny jestem w to uwierzy�.
I ja uwierzy�em w te opowie�ci � twarze wielu pasa
�er�w poci�gu wyra�nie zblad�y, niekt�rzy skar�yli si� na b�le g�owy. Z pewn� obaw� patrzyli�my teraz na z�owieszcze pi�kno d�ungli i chcieli�my jak najpr�dzej wydosta� si� z tych ost�p�w.
Stopniowo droga, klucz�c, zacz�a si� wspina� coraz wy�ej. Ani na chwil� nie odchodzili�my od okien wagonu. Wygl�d lasu ulega� wyra�nej zmianie. Nieprzebita zielona zas�ona rzed�a; zacz�y si� ukazywa� pojedyncze, olbrzymie drzewa owini�te lianami i zdobne w jaskrawe orchidee. Palm by�o coraz mniej. Ich miejsce zaj�y pot�ne paprocie, niezwykle pi�kne i wspania�e. Powietrze stawa�o si� coraz czystsze i ch�odniejsze. Odetchn�li�my z ulg�.
� D�b! D�b! � krzykn�� nagle Niemiec z zachwytem, wskazuj�c pot�ne drzewo na skraju toru.
Istotnie zacz�y si� pojawia� d�by, buki, kasztany. Cieszyli�my si� tak, jak gdyby�my znale�li si� w ojczy�nie. Ale i te, dobrze nam znane, ojczyste drzewa odznacza�y si� tu niezwyk�ymi rozmiarami i wielkim bogactwem listowia.
Poci�g wspina� si� uporczywie coraz wy�ej i wy�ej. Niekiedy pokonywa� takie ostre wira�e, �e strach by�o patrze�. Pod nami otwiera�a si� bezdenna przepa��, a nad nami pi�trzy�y si� ska�y poro�ni�te g�stym lasem.
� Uwaga, za chwil� miniemy ciekawe miejsce � rzek� Milford u�miechaj�c si� z zadowoleniem.
Popatrzy�em i na moment zamkn��em oczy. Poci�g skr�ca� za pr�g pionowej ska�y. W dole zia�a przepa��. Zdawa�o si�, �e nasz wagon zawis� w powietrzu.
Nie cierpia�em nigdy na l�k przestrzeni, ale w g�rach cz�owiek liczy na si�� swych mi�ni, tu za� sytuacja by�a ca�kiem inna; by�em bezradny w poci�gu posuwaj�cym si� jakby w powietrzu i mog�cym lada chwila run�� w terai wraz z pasa�erami, kt�rzy stan� si� �erem dla krokodyli i pijawek. Ciarki mnie przesz�y.
Milford popatrzy� na mnie i roze�mia� si� cicho.
� To miejsce nazywa si� �Zak�tek walki na �mier� i �ycie" � powiedzia�. � Z przykro�ci� stwierdzam, �e
pan negatywnie oceni� ten cudowny widok na �ycie pozagrobowe. Ach, ci atei�ci!
� Na razie nie interesuje mnie �wiat pozagrobowy, lecz pozahimalajski � mrukn��em niezadowolony z tego, �e Milford spostrzeg� moj� reakcj�.
� Himalaje zobaczy pan r�wnie�, baby � odpar� i patrz�c na d�, doda�: � O ile wiem, nie zdarzy�a si� tu nigdy katastrofa poci�gu. Chyba, �eby deszcze uszkodzi�y tor... Ale okres deszczowy jeszcze nie nadszed�.
Droga zatacza�a coraz wi�ksze serpentyny. Poci�g wspina� si�' zygzakami wci�� wy�ej. Powietrze by�o przyjemne, lecz po zaduchu tera� zdawa�o si� nam, �e jest zimno.
Zatrzymali�my si� na stacji Curzeong po�o�onej l 350 metr�w nad poziomem morza. Przebrali�my si� w ciep�� odzie�; wszyscy zacierali zgrabia�e z zimna r�ce. Z przyjemno�ci� napi�em si� whisky z manierki Milforda, cho� wydaje mi si�, �e nasza �Sto�eczna" jest o wiele lepsza. Oczywi�cie nie powiedzia�em tego, lecz Milford, ku mojemu zdumieniu, o�wiadczy�: �Pewnie, baby, rosyjska w�dka jest lepsza, tylko �e nie mamy jej tutaj!"
Zrobi�o mi si� cieplej. W bufecie stacyjnym zjedli�my co� nieco�, przeszli�my si� po peronie, wystawiaj�c twarze pod wiew ch�odnego wiatru, kt�ry nap�ywa� z niewidzialnych jeszcze �nie�nych szczyt�w.
Nagle zaatakowa� nas 't�um ciemnobrunatnych, opalonych i brudnych dzieci o bujnych, czarnych, zmierzwionych czuprynach. Proponowa�y nam na wy�cigi kupno motyli wielko�ci wr�bli, du�ych �uk�w mieni�cych si� barwami t�czy, wtykali do r�k p�ka orchidei i paproci. Kr�py, dziesi�cioletni ch�opiec o mongolskich w�skich oczach wsun�� mi do r�k wspania�y bukiet z�ocisto-bia-�ych orchidei. Chcia�em mu odda� kwiaty, bo po co mi s� w drodze? Lecz Milford �miej�c si� poradzi�, �ebym przyj�� kwiaty od ch�opca i da� mu kilka groszy.
� Znam tych urwis�w � doda�. � Mogliby z zemsty wsun�� panu do kieszeni lub za ko�nierz co� cuchn�cego. Przez ca�y tydzie� nie pozby�by si� pan tropikalnego smrodu!
Powiedzia� co� do ch�opaka w j�zyku hindi. Ch�opak parskn�� �miechem i odpowiedzia� �aman� angielszczyzn�:
�Nie rozumiem!"
� Jasne, to Szerpa! � stwierdzi� Milford. � Przysz�y przewodnik ekspedycji na Czomolungm�, Kanczendzang�, Annapurn�, co?
Ch�opiec zacz�� mu co� wyja�nia�, gestykuluj�c �ywo i wskazuj�c r�k� na p�noc. Milford s�ucha� go uwa�nie.
� M�wi, �e nie jest Szerpa, tylko Tybeta�czykiem � o�wiadczy�. � Jak wida�, kawa� zb�ja. Niech pan przyjmie od niego kwiaty, baby, i da mu jak�� drobn� monet�. Musimy doceni� jego energi�.
Za Curzeongiem w pobli�u toru pojawi�y si� drzewa iglaste. By�o ich coraz wi�cej. Otwiera� si� st�d widok na olbrzymi� r�wnin� Indii. K��bi�y si� nad ni� chmury, w wyrwach mi�dzy nimi wida� by�o lasy i rzek� l�ni�c� pod gor�cym s�o�cem po�udnia. Poci�g posuwa� si� w chmurach; czasami robi�o si� tak ciemno jak w nocy. O�owianoszara, sk��biona zas�ona przes�ania�a wszystko.
Wpijali�my si� oczami we mg�� przes�aniaj�c� nam drog� � czy uka�� si� bodaj na chwil� szczyty Himalaj�w? I oto na jakim� ostrym zakr�cie rozdar�o si� szare p��tno mg�y i w dali, na tle niebieskiego, czystego nieba ukaza� si� l�ni�cy �a�cuch g�r. Pod nami p�yn�y ob�oki wyz�ocone s�o�cem. Lecz nie odrywali�my oczu od ja�niej�cych wierzcho�k�w. Jeszcze jeden zakr�t i g�ry znik�y.
Doje�d�ali�my do Dard�ilingu.
2
Wszystko zacz�o si� w Dard�ilingu. W�a�nie w takiej niezwyk�ej miejscowo�ci powinny dzia� si� cuda. Lecz ja nie spodziewa�em si� niczego. W og�le pragn� powiedzie�, �e przygody nigdy mnie nie poci�ga�y. Niejeden czytelnik wywnioskuje na podstawie mojego dalszego post�powania, �e mam niespokojny charakter. Uwa�am, �e tak nie jest.
Moje post�powanie zwi�zane by�o z niezwyk�o�ci� wydarze�, a cz�ciowo by�o wynikiem wp�ywu otoczenia... Teraz opowiem wszystko, a czytelnik niech sam os�dzi, jak post�pi�by na moim miejscu. Pod warunkiem, �e jest m�ody i silny...
Musz� najpierw powiedzie� kilka s��w o Dard�ilingu. Nie tylko dlatego, �e jest to pi�kne i ciekawe miasto;
bez tych informacji trudno by�oby zrozumie� dalsze przygody, kt�re mnie spotka�y.
Przybyli�my do Dard�ilingu w najpi�kniejszej porze roku, pod koniec kwietnia. W g�ry jest najlepiej wybiera� si� na wiosn�. W zimie, kiedy okrutne wichry zdmuchuj� �nieg z g�rskich zboczy, wycieczki s� na og� bardzo utrudnione. A w czerwcu zaczynaj� d�� ciep�e wiatry � musony, kt�rym towarzysz� silne zamiecie, �nie�yce i lawiny. Tote� najbezpieczniej jest w g�rach w drugiej po�owie maja, na pocz�tku czerwca lub jesieni�.
W trakcie przygotowa� do ekspedycji wtoczyli�my si� po mie�cie. Jaki to cudowny zak�tek! Cz�owiekowi wydaje si�, �e znalaz� si� w krainie wiecznej wiosny, szczodrej, po�udniowej wiosny. Ale jest to tylko z�udzenie. Wsz�dobylski Milford by� w Dard�ilingu w porze deszczowej i na samo wspomnienie krzywi� si� niemi�osiernie.
� Najpierw robi si� potwornie duszno jak w terai, a potem nast�puje koniec �wiata � ryk, �omot, brz�k szyb lec�cych z okien, skrzypienie i j�ki drzew, a jednocze�nie wali deszcz jak tysi�c afryka�skich tam-tam�w. Nic pr�cz niego nie wida� i nie s�ycha�. Cz�owiek s�dzi, �e co� takiego nie mo�e d�ugo potrwa�, �e co� tu nie jest w porz�dku. Lecz p�niej zaczyna rozumie�, �e wszystko jest jak nale�y i �e tak b�dzie przez trzy miesi�ce. W�wczas ta repetycja potopu przestaje by� interesuj�ca. Tym bardziej �e co� takiego mo�na zobaczy� r�wnie� w Indii... �adna mi stacja klimatyczna, nie ma co m�wi�!...
Jednak�e mimo gderania Dard�iling, przynajmniej w tej porze roku, bardzo si� Milfordowi podoba�. M�g� ca�ymi godzinami w��czy� si� po tym rajskim zak�tku, w�r�d wonnej, �wie�ej zieleni. Nie odst�powa�em go ani na krok.
Niekiedy towarzyszy� nam Niemiec Kaufman, i W�ocli, Massimo Tor�, niskiego wzrostu, smag�y, podobny do tubylca. Obaj m�wili po angielsku, poza tym ja nie�le znam niemiecki, a Milford w�ada swobodnie w�oskim � porozumiewali�my si� wi�c bez trudu.
Jak wspomnia�em, Dard�iling jest wysokog�rsk� stacj� klimatyczn�. W okresie upa��w przyje�d�aj� tu go�cie z Indii, aby odetchn�� wspania�ym, g�rskim powietrzem, podczas gdy w dole, w Bengalu, ludzi zadr�cza upa� i zaduch. Dard�iling po�o�ony jest na wysoko�ci 2 250 metr�w nad poziomem morza; w pierwszych dniach pobytu daje si� tu we znaki choroba g�rska � b�l g�owy, dzwonienie w uszach, os�abienie. Ale cz�owiek zdrowy szybko przyzwyczaja si� do tak stosunkowo niewielkiego wzniesienia.
Miasto tonie w zieleni i kwiatach; domy i werandy oplecione s� g�sto pn�czami. Nad miastem l�ni �a�cuch o�nie�onych g�r, si�gaj�cych wierzcho�kami nieba. Everestu st�d nie wida�, wida� za to jego m�odsz� siostr� Kanczen-dzang� � bia�� i czyst� jak lekki ob�ok; jest tylko o 260 metr�w ni�sza. Kiedy si� patrzy na d� � wida� p�yn�c� w g��binie mi�dzy urwistymi zielonymi brzegami rzek� Rangut. Dard�iling otaczaj� lasy wysokog�rskie i ��ki, na kt�rych ro�nie g�sta trawa i najpi�kniejsze kwiaty na �wiecie.
Oczywi�cie zainteresowa�a mnie tu nie tylko przyroda. Mieszka�cy Dard�ilingu i okolicznych osiedli to ludzie tak oryginalni, �e ka�dego musz� zaciekawi� ich obyczaje i �ycie. Od pierwszej chwili wydawali mi si� bardzo dziwni. Zreszt� r�wnie� p�niej nie mog�em zrozumie� wielu rzeczy. Ju� nie m�wi� o ich g��bokim przywi�zaniu do bud-dyzmu � zagadkowej, pot�nej religii, spotyka�em bowiem w tutejszym �yciu i obyczajach wiele innych zaskakuj�cych zjawisk.
Urz�dzili�my si� w nowej dzielnicy miasta. Mieszkaj� tu przewa�nie Anglicy i bogaci Hindusi; domy s� na og� urz�dzone po europejsku z uwzgl�dnieniem wymog�w kli-
matu podzwrotnikowego. Widzi si� tu luksusowe sklepy, jest kawiarnia i kino.
Lecz nas interesowa� inny, prawdziwy Dard�iling � dzielnice zamieszka�e przez ludno�� tubylcz�. W��czy-li�my si� w tej cz�ci miasta ca�ymi dniami, d�ugo ogl�dali�my sklepy i kantory wymiany, obserwowali�my rzemie�lnik�w przy pracy. Nie nudzi�o mnie to nigdy.
Szczeg�lnie poci�ga� nas malowniczy, barwny bazar. Wygl�da� jak z bajek �Tysi�ca i jednej nocy". Mn�stwo ludzi siedzi na ziemi i handluje, czym si� da. Znajduj� si� tu worki z ry�em i p�czki ma�ych, ��tych cebul, kury, str�czki czerwonego pieprzu, imbir, orzechy i korzenie, bez kt�rych nie mo�na wzi�� do ust gotowanego ry�u. Sprzedaje si� tu r�wnie� w papierowych torebkach li�cie betelu. To ziele cieszy si� wielkim powodzeniem. Betel �uj� wszyscy � starzy i m�odzi, jak r�wnie� wielu Europejczyk�w. Li�cie betelu zanurza si� najpierw w wapnie (neutralizuj�cym kwasot�), a nast�pnie �uje razem z kawa�kiem owocu palmy.
Spr�bowa�em jeden raz i natychmiast wyplu�em, nie mog�em znie�� ostrego smaku korzeni. Moim zdaniem, nale�a�oby takie rzeczy od razu po�yka�, a nie �u�. Poza tym ludzie �uj�cy stale betel wygl�daj� strasznie; maj� czerwone wargi jak gdyby umazane �wie�� krwi� i czarne z�by.
Wszystkie te produkty przynosz� mieszka�cy nie tylko okolicznych wsi, lecz nawet g�rale z Nepalu i Tybetu. Niekiedy ob�adowani koszami kilka dni w�druj� niebezpiecznymi �cie�kami, licz�c na nabywc�w w Dard�ilingu, w kt�rym bywa wielu Europejczyk�w. Czasami spotyka si� na bazarze ca�e rodziny g�rali, handluj�ce towarem warto�ci kilku groszy. A jednocze�nie ci sami ludzie s� niekiedy poobwieszani ozdobami ze z�ota, srebra i drogich kamieni i wygl�daj� jak przebrani kr�lowie.
W�a�nie podczas jednego z naszych spacer�w po Dard�ilingu poznali�my Anga.
Na bazarze zwr�cili�my uwag� na m�od� kobiet�, kt�ra przykucn�a przed barwn� chust� rozpostart� na ziemi. Obwieszona by�a klejnotami jak bo�ek poga�ski. Nie
umia�bym powiedzie�, co nas najbardziej zainteresowa�o:
jej niezwyk�a uroda i kosztowno�ci, czy kontrast mi�dzy tym bogactwem i urod� a mizern� kupk� jarzyn i korzeni roz�o�onych na chu�cie. Stan�li�my przed ni� zaciekawieni, a Milford, kt�ry zna� miejscowe zwyczaje, poprosi� o kilka torebek betelu.
Gestami wyja�ni�, o co mu chodzi; kobieta zrozumia�a i co� odpowiedzia�a niskim, melodyjnym g�osem. Stali�my blisko i przygl�dali�my si� z zainteresowaniem. Mia�a twarz o mieszanym typie mongolsko-indyjskim i jak si� cz�sto zdarza, w�a�nie to sprawia�o, i� by�a to jedyna w swoim rodzaju, niezwyk�a uroda. Pod smag�� sk�r� rysowa�y si� do�� wydatne ko�ci policzkowe. Gor�cy, wilgotny blask wyd�u�onych oczu, delikatna, matowa sk�ra, szlachetne rysy twarzy, kapry�ny wykr�j warg � wszystko to by�o pe�ne wdzi�ku i uroku.
Po paru chwilach niemego zachwytu zacz�li�my dzieli� si� uwagami na temat kosztowno�ci, kt�rymi by�a obwieszona. W uszach mia�a dwa cienkie z�ote k�ka, wielko�ci sporych talerzy, po�yskuj�ce czerwonymi ognikami. Szyj� zdobi� naszyjnik z czerwonych korali nanizanych na sznurek na przemian z ma�ymi z�otymi r�yczkami. Na �a�cuszku misternej roboty wisia� du�y medalion wysadzany ma�ymi turkusami i per�ami. Na smag�ych r�kach b�yszcza�o kilka rz�d�w z�otych bransolet, a na palcach l�ni�o mn�stwo pier�cieni. Wsz�dzie turkusy, per�y, bursztyny i korale. Nawet w nozdrzach mia�a cienkie z�ote k�ko z per��.
� Istny sklep jubilerski, a nie kobieta! � powiedzia� Kaufman. � Nie rozumiem, po co ona handluje tymi korzeniami!
Massimo Tor� wyrazi� przypuszczenie, �e s� to klejnoty rodzinne, kt�rych me wolno sprzedawa�. S�dzi�em, �e
ma racj�.
� Chod�my � rzek� w ko�cu Milford. � Nie wolno tak d�ugo gapi� si� na m�atk�.
� Pan ju� zdo�a� stwierdzi�, �e jest m�atk�! � powiedzia� ironicznie Kaufman.
� Ma k�ko w nozdrzach � odpar� Milford spokojnie. � Zgodnie z obyczajem hinduskim oznacza to kobiet� zam�n�. Chod�my, koledzy!
Lecz Massimo Tor� o�wiadczy�, �e musi sfotografowa� �Madonn� Himalaj�w". Milford skrzywi� si� i zapowiedzia�, �e nic dobrego z tego nie wyniknie. Istotnie, w chwili kiedy Tor� wycelowa� obiektyw aparatu, kobieta zerwa�a si� z miejsca i krzykn�wszy przera�liwie, zas�oni�a twarz r�kami. Zak�opotany W�och opu�ci� aparat.
� Milford, niech jej pan wyt�umaczy, o co chodzi! � zawo�a�. � Co ona wyprawia!
� T�umaczy� trzeba b�dzie nie jej, lecz jemu � odpar� z zimn� krwi� Milford, spogl�daj�c na barczystego, smag�ego m�czyzn�, kt�ry przepycha� si� przez t�um.
Zwr�cili�my si� w stron� nowo przyby�ego. By� to niewysoki, lecz dobrze zbudowany muskularny m�czyzna, obdarzony zapewne nieprzeci�tn� si�� fizyczn�. Szeroka twarz o wydatnych ko�ciach policzkowych, o bardziej zdecydowanym typie mongolskim ni� oblicze pi�knej handlarki, pa�a�a gniewem. W�skie, czarne oczy wpi�y si� w Torego.
Przybysz zacz�� co� szybko m�wi�, k�ad�c r�k� na r�koje�ci du�ego zakrzywionego sztyletu tkwi�cego za pasem.
� O ile zrozumia�em, jest to jego �ona, kt�rej nie pozwala fotografowa� � wyja�ni� Milford z niezm�conym spokojem. � A m�wi�em panu, �e to si� mo�e smutno sko�czy�.
W�och, mrugaj�c bezradnie powiekami, wpatrywa� si� w rozjuszonego ma��onka. Kaufman szepn�� mi na ucho, �e trzeba wycofa� si� st�d jak najpr�dzej. Lecz otoczy� nas t�um gapi�w, kt�rzy albo byli po prostu ciekawi, albo sprzyjali swemu rodakowi. Nie mo�na by�o si� wydosta�, Mia�em wra�enie, �e Milford u�miecha si� lekko, zapyta�em go wi�c:
� Co mamy robi�?
� Baby, przecie� nie jestem Budd� � odpowiedzia� wzruszaj�c ramionami. � Poza tym miejscowy Otello
u�ywa jakiego� nie znanego mi narzecza. Ledwie go rozumiem, a rozmawia� z nim wcale nie potrafi�.
W�a�nie w tym momencie zjawi� si� Ang. Wprost spod �okcia Milforda wysun�� si� ciemnobrunatny dwunastoletni ch�opiec. Na g�owie mia� niebieski europejski beret, czarne spl�tane w�osy opada�y mu na czo�o. Ubrany by� w co�, co przypomina�o kr�tki, nieprawdopodobnie brudny cha�at; bose nogi 'by�y czarne z opalenizny i brudu. Ale twarzyczka o wydatnych ko�ciach policzkowych tryska�a energi� i inteligencj�, w �adnych, lekko zw�onych oczach migota�y ogniki sprytu.
� Sahibie, je�li sobie �yczysz, mog� iby� t�umaczem � zwr�ci� si� do Milforda po angielsku, do�� poprawnym j�zykiem.
Milford u�miechn�� si� i rzuci� na niego baczne spojrzenie.
� Zgoda � powiedzia� po chwili namys�u. � Czy m�g�by� wyja�ni� tym ludziom, �e nie chcieli�my wyrz�dzi� im krzywdy?
� Zrobi� jeszcze lepiej, sahibie! � rzek� ch�opiec z chytrym u�mieszkiem i zwracaj�c si� do ma��onk�w zacz�� co� im klarowa�, przewracaj�c oczami i trz�s�c g�ow�.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nasz nieoczekiwany pomocnik posiada dar krasom�wczy. Pos�pny g�ral zostawi� w spokoju sztylet, twarz mu si� rozja�ni�a. Kobieta ods�oni�a oblicze i u�miechn�a si� (wola�bym, �eby tego nie robi�a, bo mia�a z�by czarne od 'betelu). W t�umie rozleg�y si� okrzyki zadowolenia.
Gro�na sytuacja zako�czy�a si� pomy�lnie. M�� sam zaproponowa�, �eby�my go sfotografowali razem z ma��onk�. Spojrzeli�my na siebie zdumieni.
�- A niech go diabli! � powiedzia� zbity z tropu Massimo Tor�. � Po co mi jest potrzebny ten adonis?
� Niech pan szybko zrobi zdj�cie! � poradzi� mu Milford powa�nym tonem.
Tor� zrobi� kilka zdj��. Korzystaj�c z us�ug ma�ego t�umacza przyrzekli�my ma��onkom, �e wkr�tce otrzymaj� fotografie, i opu�cili�my bazar.
Ch�opiec poszed� z nami. W drodze dowiedzieli�my si� bli�szych szczeg��w o nim. Okaza�o si�, �e jest Szerp� z Solo Khumbu. Nazywa si� Ang Norbu. Ojciec jego, przewodnik, zgin�� w ubieg�ym roku podczas wyprawy g�rskiej. Matka dawno umar�a. Starsza siostra wysz�a za m�� i przenios�a si� do Dard�ilingu. Po �mierci ojca Ang przyjecha� do niej. J�zyka angielskiego nauczy� si� od ojca.
� Co powiedzia�e� tym ludziom? � zapyta� Milford.
� Powiedzia�em, sahibie, �e panowie jeste�cie wielkimi m�drcami i �wi�tymi lud�mi. Powiedzia�em, �e wasze zainteresowanie jest wielkim zaszczytem dla ka�dego, �e fotografujecie tylko wybitne osoby, a do tej kobiety zwr�cili�cie si� dlatego, �e odgadli�cie, i� jest dobra i pobo�na...
Roze�mieli�my si�.
� S�uchaj, Ang, widz�, �e jeste� sprytny ch�opak � rzek� Milford. � Nie chcia�by� wybra� si� z nami w g�ry, do Nepalu?
� P�jd� � odpowiedzia� ch�opiec po namy�le, niemal uroczystym tonem. � Mo�e uda mi si� odnale�� zw�oki mojego ojca.
Od tego dnia zamieszka� u nas. Wyk�pali�my go porz�dnie, ubrali�my, a on pyszni� si� przed miejscowymi dzie�mi ze stanowiska t�umacza. Zazdro�cili mu wszyscy. W pierwszym okresie przywi�za� si� najbardziej do Mil-forda. Ale zdarzy�o si� wkr�tce, �e odda�em Angowi pewn� przys�ug�.
Ang nie zawsze towarzyszy� nam podczas spacer�w po mie�cie, mia� bowiem nieograniczon� swobod�. Dlatego nie by�em wcale zdziwiony, kiedy wspinaj�c si� rankiem po spadzistym zboczu g�ry na peryferiach Dard�ilingu spostrzeg�em Anga, kt�ry wypad� p�dem z d�ugiego drewnianego budynku przypominaj�cego barak. Wiedzia�em, �e w tym rejonie mieszkaj� Szerpowie. Kiedy mnie zobaczy�, pomkn�� w moj� stron�. Zaskoczy�a mnie jego zmieniona twarz � smutna, stroskana i b�yszcz�ce gor�czkowo oczy. Chwyci� mnie za r�kaw i dysz�c ci�ko powiedzia�:
� Nima umiera... moja siostra! ,_^..
Patrzy� na mnie tak b�agalnie, �e poszed�em za nim do mieszkania siostry, cho� nie wiedzia�em, czy b�d� m�g� w czym� pom�c.
Stan siostry Anga by� istotnie bardzo ci�ki. Mia�a zbola�� twarz, j�cza�a cicho, monotonnie skar�y�a si� na b�le brzucha. Jej m�� � ma�y, kr�py m�czyzna o d�ugich w�osach zaplecionych zgodnie z obyczajem Szerp�w w warkocze z kolczykami w uszach � przykucn�� obok ��ka i szepta� zakl�cia. Wzi��em chor� za r�k� � mia�a przy-�pieszone, s�abe t�tno.
� Co jej si� sta�o? � zapyta�em Anga.
Ch�opiec wyja�ni�, �e choroba Nimy zacz�a si� w nocy od b�l�w brzucha, wymiot�w i biegunki.
Wszystko wskazywa�o na zatrucie przewodu pokarmowego. Nie by�o w tym nic dziwnego. Ludzie marnie od�ywiaj� si� w tych stronach, kuchnie s� bardzo brudne. Mo�na zarazi� si� i umrze� od picia wody rzecznej, do kt�rej wrzuca si� zw�oki zmar�ych oraz nieczysto�ci. Dziwne by�o raczej to, �e mimo wszystko stosunkowo ma�o ludzi choruje tu na choroby przewodu pokarmowego; widocznie ich organizmy przyzwyczai�y si� do tych warunk�w. Lecz je�eli ju� kto� zachoruje, biada mu! Lekarzy prawie nie ma. Chorych lecz� lamowie za pomoc� r�nych zi�, modlitw, szarlata�skich zakl��. Wzruszy�em bezradnie ramionami. Ang zrozumia�, �e nie mog� pom�c, i na jego twarzy odmalowa�a si� taka rozpacz, �e a� serce mi si� �cisn�o. Ch�opiec widocznie bardzo kocha� siostr�.
W tym momencie przypomnia�em sobie, �e mam synto-mycyn�, znakomity specyfik, kt�ry mo�na by zastosowa� w tym przypadku. Pobieg�em do mieszkania, kt�re zajmowa�em wraz z Milfordem.
Anglik by� w domu. Lecz kiedy dowiedzia� si�, o co chodzi, zacz�� energicznie protestowa�.
� Niech pan mnie pos�ucha i tego nie robi. Je�eli chora umrze, lamowie zwal� ca�� win� na pana. Odbiera im pan chleb. Niech pan b�dzie rozs�dny, baby! Mo�e nas pan narazi� na powa�ne k�opoty. Przecie� pan nie jest le-
karzero � sk�d pan wie, �e w tym przypadku wskazane s� pa�skie proszki?
Wszystko to by�o s�uszne i rozs�dne. Zawaha�em si� na chwil�, lecz przypomnia�em sobie b�agalne spojrzenie Anga i wybieg�em na ulic�...
Powiem tylko tyle, �e syntomycyna radykalnie pomog�a chorej. Nima, kt�ra mia�a silny organizm, ju� nast�pnego dnia wsta�a z ��ka, aczkolwiek nak�ania�em j�, �eby jeszcze pole�a�a. W domu Anga wszyscy patrzyli na mnie jak na wielkiego lam�. Milford tylko wzruszy� ramionami i m�wi�, �e fryce zawsze maj� szcz�cie w grze.
Gdyby on wiedzia�, jak ta �gra" potoczy si� dalej!
Rodzina Anga urz�dzi�a uczt� na moj� cze��. Zaproszono r�wnie� Milforda. Zebrali�my si� w du�ym pokoju, urz�dzonym prawie po europejsku. Nawet �ar�wka elektryczna wisia�a nad sto�em. Ale w k�cie pokoju' sta� pos��ek Buddy, a przy nim m�ynek do modlitw ze �wi�tymi tekstami, �wiece, kadzid�o � s�owem, pe�na egzotyka.
Na uczt� przyby�o wielu s�siad�w. Szerpowie mieszkaj� w Dard�ilingu w d�ugich budynkach, przypominaj�cych baraki � kuchnie i inne urz�dzenia s� wsp�lne dla wielu rodzin. Za sto�em siedzieli m�czy�ni z warkoczykami lub ostrzy�eni do sk�ry, smagli, barczy�ci, o bia�ych z�bach;
prawie wszyscy mieli na sobie sportowe koszulki z zamkami b�yskawicznymi, berety i spodnie; otrzymali t� odzie� jako uczestnicy ekspedycji g�rskich.
Kobiety wed�ug starego obyczaju Szerp�w ubrane by�y w sari z ciemnego materia�u, na kt�ry wk�ada�y r�cznie tkane fartuchy w jasne paski poprzeczne. Szerpowie to ludzie dobroduszni, uprzejmi i weseli. Ang niezmordowanie po�redniczy� w naszych rozmowach. Nastr�j by� bardzo przyjemny.
Szerpowie nie znaj� �adnych zakaz�w religijnych w sprawach kulinarnych, wolno im je�� wszystko (jest to r�wnie� wa�na zaleta dla przewodnik�w wsp�pracuj�cych stale z Europejczykami).
Na stole sta�a wielka taca z kartoflami, duszonym mi�sem, jarzynami i przyprawami korzennymi oraz misa ry�u
w ostrym sosie. Lecz go�cie rzucili si� przede wszystkim na mo-mo (co� w rodzaju zupy z pulpetami z mi�sa i m�ki) � ulubion� potraw� Szerp�w. Na przyj�ciu spr�bowali�my po raz pierwszy szerpskiego piwa. Nazywa si� czang i wyrabiane jest z ry�u lub j�czmienia. Do du�ych drewnianych kadzi wk�ada si� zaczyn i zalewa gor�c� wod�. Nap�j ten pije si� przez s�omk�. Milfordowi i mnie podano oddzielne czasze, reszta go�ci pi�a po kilku z jednego naczynia. Gospodarze co jaki� czas dolewali gor�cej wody do czasz. Nie powiem, �eby mi ten nap�j szczeg�lnie smakowa�, ale by� do�� mocny.
Szerpowie popijali czang, �piewali, gaw�dzili weso�o. Przez okna zagl�da�y do pokoju woskowe kwiaty magnolii, �wieci�o hojne, gor�ce po�udniowe s�o�ce.
Kiedy zabierali�my si� do powrotu, Lakhpa Chedi, m�� Nimy, podzi�kowa� mi uroczy�cie za wyleczenie �ony i powiedzia�, �e jego rodacy ch�tnie wezm� udzia� w ekspedycji, w kt�rej jest taki dobry cz�owiek i znakomity lekarz. Kiedy Ang przet�umaczy� to o�wiadczenie, Milford da� mi ukradkiem kuksa�ca w bok, a ja omal nie wybuchn��em �miechem.
Nast�pnie Lakhpa Chedi, w niemniej uroczysty spos�b, podarowa� mi kukri � ostry, zakrzywiony n�, przypominaj�cy sztylet, kt�rym niedawno zamierzy� si� na nas zazdrosny ma��onek z rynku. R�koje�� kukri by�a wyk�adana srebrem. Lakhpa Chedi wyg�osi� przem�wienie o znaczeniu kukri w �yciu miejscowej ludno�ci. -
� Je�li noc zastanie ci� w lesie, kukri pomo�e ci naci�� ga��zi, by� m�g� sobie zbudowa� sza�as lub wznieci� ognisko. Je�li b�dziesz w�drowa� po g�rach, kukri wyr�bie ci stopnie w lodzie, by� m�g� przej�� po stromych zboczach. Za pomoc� kukri zetniesz paznokcie na r�kach, mo�esz zabi� wroga lub drapie�ne zwierz�... Niech kukri ratuje ci� przed niebezpiecze�stwem, tak jak ty dzi�ki swej m�dro�ci uratowa�e� moj� �on�... Thud�i czej, sa-hibie!1
' Dzi�kuj� ci, panie!
To przem�wienie wywo�a�o entuzjazm w�r�d zebranych. Ze wszystkich stron rozleg�y si� okrzyki: �Thud�i czej!". Kobiety p�aka�y i obejmowa�y Nim�.
Ang podszed� nagle do mnie i u�cisn�� moj� d�o�. Oczy mu b�yszcza�y z podniecenia, oddycha� ci�ko. Wida� by�o, �e ch�opiec wypi� za du�o czangu. Istotnie, j�zyk pl�ta� mu si� troch�.
� Sahibie, chcia�bym ci r�wnie� podzi�kowa�. Czy wiesz, w jaki spos�b? Nikt tak nie potrafi ci podzi�kowa� jak ja. Przynios� ci szcz�cie, sahibie. Uzyskam dla ciebie b�ogos�awie�stwo bog�w...
Roze�mia�em si�.
� C� to, Ang? Zosta�e� kap�anem, lam�?
� Nie jestem lam�, sahibie � odpowiedzia� gor�co. � Lecz posiadam co� takiego, czego nie ma nawet Wielki Lama.
Wyszed� ze mn� na podw�rze i z uroczyst� min� wydoby� z zanadrza sporych rozmiar�w amulet wisz�cy na z�otym �a�cuszku.
� Dam ci go na jedn� noc, sahibie! � szepn�� rozmarzonym g�osem. � Kto sp�dzi jedn� noc z tym amuletem na szyi, na tego sp�ynie �aska bog�w. Tylko nie wolno go otwiera�, bo bogowie mogliby si� rozgniewa�!... Nie otworzysz go, sahibie, prawda?
Przyrzek�em ch�opcu, �e nie otworz� amuletu, i schowa�em do kieszeni.
� Nie, nie sahibie, trzeba go nosi� na piersi! � zawo�a� Ang.
Skrzywi�em si� lekko i w�o�y�em �a�cuszek na szyj�. Amulet nie bardzo si� nadawa� do noszenia na piersi � by� du�y, p�aski, kanciasty i twardy. Zrosz� wcale nie mia�em ochoty chodzi� ze z�otym �a�cuszkiem na szyi. Pomy�la�em sobie, �e po po�egnaniu si� z Angiem zdejm� natychmiast amulet. Ale teraz nie chcia�em sprawia� ch�opcu przykro�ci: by� uszcz�liwiony, �e m�g� ofiarowa� sahibowi cenny dar. Uwa�a� zapewne, �e to nie wystarczy, wi�c doda�:
� B�d� wsz�dzie chodzi� z tob� i poka�� ci wszystko. P�jd� z tob�, dok�d tylko zechcesz.
�� Wiesz, co ci powiem, teraz zrobi�by� najlepiej, gdyby� po�o�y� si� spa� � stara�em si� obr�ci� wszystko w �art, ale spostrzeg�em, �e ch�opiec posmutnia�, wi�c rzek�em: � Thud�i czej, Ang!
Ucieszy� si� ogromnie. Sta� d�ugo w ogrodzie przed domem i patrzy� za mn�.
Po powrocie do domu stwierdzi�em, �e jestem zupe�nie mokry. Koszula przylepi�a mi si� do plec�w, pot sp�ywa� z czo�a. Rozebra�em si� i wyk�pa�em. Milfond, bardziej przyzwyczajony do alkoholu i tutejszego klimatu, umy� si� tylko, wytar� do pasa mokrym r�cznikiem i pogwizduj�c, wyszed� z �azienki.
Po powrocie do pokoju spostrzeg�em, �e siedzi przy stole i ogl�da co� uwa�nie.
� Monty, co pan zrobi�! � zawo�a�em na widok bezlito�nie wypatroszonego amuletu Anga. Milford rzuci� na mnie zamy�lone spojrzenie.
� Chwileczka, baby, sprawa jest bardzo powa�na. Sk�d pan to ma? Opowiedzia�em. Wys�ucha� mnie z napi�t� uwag�.
� Tak, m�j druhu � rzek� powa�nym tonem � wydaje mi si�, �e si� panu poszcz�ci�o z tymi pigu�kami od b�lu brzucha, bardziej ni� 'to sobie mo�na wyobrazi�. Ten talizman to co� sensacyjnego, niech pan zaufa mojemu w�chowi. Zreszt�, prosz� popatrze�. Takich amulet�w nie spotyka si� nigdzie, mo�e mi pan wierzy�.
Amulet Anga mia� istotnie niezwyk�y wygl�d � nawet ja, laik, mog�em to stwierdzi�. Sk�ada� si� z dw�ch woreczk�w. W zewn�trznym sk�rzanym z wyt�oczonymi z�otymi literami, tkwi� drugi � z mocnego ��tego jedwabiu, na kt�rym wypisana by�a tuszem �wi�ta formu�a buddyst�w � ,,0m mani padme hum!".
S�owa te oznaczaj�ce �W kwiecie lotosu spoczywa klejnot" (odnosi si� to ido Buddy, urodzonego w kwiecie lotosu) spotyka si� w Himalajach na ka�dym kroku. Przyzwyczai�em si� ju� do �amanych, kanciastych znak�w
sanskrytu, kt�rymi napisana by�a formu�ka, i dlatego zaj��em si� przede wszystkim zawarto�ci� woreczka.
By�a to cienka czworok�tna p�ytka metalowa, o wymiarach mniej wi�cej 7 X 10 centymetr�w. D�ugo obraca�em j� w r�ku, usi�uj�c odgadn��, jaki to mo�e by� metal. By�- bardzo lekki, mia� srebrzysty, matowy odcie� \ nie
zgina� si�. P�ytka ze stali tej grubo�ci musia�aby si� zgina�.
Usiad�em na parapecie i zacz��em gruntownie ogl�da� p�ytk�, Z jednej strony znajdowa�y si� jakie� niezrozumia�e znaki, a z drugiej � co�, co przypomina�o rysunek lub wykres. Obraca�em p�ytk� w r�ne strony, ale w �aden spos�b nie mog�em zrozumie�, co oznacza rysunek. Na p�ytce g��boko by�y wyryte cienkie linie koncentrycznych k�. W �rodku widnia�o k�ko wielko�ci ziarnka grochu. Takie same punkty, mniejszych nieco rozmiar�w, rozmieszczone by�y na ka�dej linii. Gdzieniegdzie otacza�y je mniejsze ko�a.
Tak uwa�nie przygl�da�em si� rysunkowi, �e w ko�cu zacz�o mi si� �mi� w oczach. Wykres co� mi przypomina�. Ale nie by�em w stanie my�le�, czu�em szum w g�owie, zapewne wskutek wypitego czangu. Za oknem kwit�y ju� w kszta�cie rurek bia�e kwiaty wysokiego krzewu drzewiastego blekotu. Wydawa�y md�� i s�odk� wo�. Cz�sto przypomina�em sobie 'p�niej ciemnoniebieskie niebo Dar-d�ilingu i odurzaj�c� wo� bia�ych kwiat�w pod oknem. Przecie� by�a to prze�omowa chwila w moim �yciu, ale wtedy nie zdawa�em sobie z tego sprawy.
Poda�em p�ytk� Milfordowi.
� Rzeczywi�cie, to jaka� niezwyk�a p�ytka � powiedzia�em. � Dziwny metal. Nie mog� si� zorientowa�, co tu jest narysowane. Ale nie pojmuj�, dlaczego pan si� tym tak przej��, Monty? Mnie zmartwi�o najwi�cej to, �e pan otworzy� talizman. Przyrzek�em Angowi...
� Zostaw pan Anga w spokoju, nic mu si� nie stanie! � przerwa� mi szorstko. � Czy pana nie dziwi to, �e Szerpowie, analfabeci, uwa�aj� za �wi�ty talizman
p�ytk�, na kt�rej tak dok�adnie przedstawiony jest Uk�ad S�oneczny?
Zaczerwieni�em si� ze wstydu. Oczywi�cie, to jest Uk�ad S�oneczny! Tory planet doko�a s�o�ca i tory satelit�w wok� planet � oto co oznaczaj� ko�a i wyt�oczone punkty; Lecz mimo to nic jeszcze nie rozumia�em. Co mia� Milford na my�li m�wi�c o sensacji? Czy nie zamierza przypadkiem wysun�� tezy, �e Szerpowie osi�gn�li w dawnych czasach wysoki poziom kulturalny? Przecie� p�ytka nie mo�e stanowi� dowodu na to, mog�a si� tu znale�� przypadkowo, m�g� j� kto� przynie��.
� Pewnie �e tak! � powiedzia� z przek�sem, zniecierpliwiony Milford. � Sprawa polega na tym w�a�nie, sk�d j� przyniesiono? Musimy zapyta� Anga, sk�d ma p�ytk�?
� Monty, nie trzeba go pyta�! Wr�cz przeciwnie, musimy ukry� przed nim, �e j� widzieli�my... Przecie� przyrzek�em mu...
� To pan przyrzek�, ale nie ja � odpar�. � Ja o niczym nie wiedzia�em. Zreszt� i tak nie potrafimy doprowadzi� amuletu do poprzedniego stanu.
Podnios�em obydwa woreczki i musia�em przyzna�, �e Milford ma racj�. Gdzie znajdziemy takie same nici, jakimi zszyty by� woreczek? Kto potrafi wykona� oryginalny �cieg, kt�ry zachowa� si� jeszcze gdzieniegdzie.
� Zreszt�, Alek � doda� Milford �' sprawa jest po- -wa�na i do diab�a z sentymentami! Pom�wi� z Angiem i usprawiedliwi� pana, przecie� pan istotnie nie ponosi �adnej winy.
Ang przyszed� do nas wieczorem. Milford usadowi� go na krze�le i opowiedzia� o wszystkim. Kiedy ch�opiec zrozumia�, �e otworzyli�my amulet, omal nie zemdla�, zsun�� si� z krzes�a i j�cz�c pad� plackiem na pod�og�.
� �mier�... Czarna �mier�... � mamrota�, j�cz�c ze strachu.
� Ach, Monty, po co pan rusza� talizman! � powiedzia�em, szczerze zmartwiony.
� Bzdury! � fukn�� Milford. � Zaraz go uspokoj�! Nala� �wier� szklanki koniaku i podni�s� ch�opca.
� Pij! � rozkaza�. � Pij wszystko, jednym haustem! Bo b�dzie �le!
Ang prawie bezwiednie, przymkn�wszy oczy, wypi� koniak i zacz�� ci�ko dysze�, jak ryba wyrzucona na l�d.
� P�ynny ogie� � powiedzia�, wskazuj�c na szklank�. Koniak podzia�a� od razu. Ch�opiec uspokoi� si� troch�, lecz w jego oczach czai� si� l�k. Wargi mu dr�a�y...
� Pos�uchaj, Ang, my nic nie zawinili�my, a ty ju� najmniej. Wi�c czego tak si� boisz? � zapyta�em,
� Wszyscy mo�emy by� niewinni � odpowiedzia� pos�pnie. � Ale ja zdradzi�em tajemnic� Syn�w Nieba i dlatego zginiemy.
W chwili kiedy wspomnia� o Synach Nieba, Milford drgn��.
� Czekaj, Ang, opowiedz nam, co wiesz o talizmanie � rzek� rozkazuj�cym tonem. � Opowiedz o wszystkim, �atwiej nam b�dzie ci pom�c. Nie spodziewa�em si�, �e ty, m�dry ch�opiec, b�dziesz si� przejmowa� takimi g�upstwami. Naprawd� wierzysz w talizmany?
Ang odpowiedzia�, �e w istocie rzeczy nie bardzo wierzy w talizmany. Nima, na przyk�ad, nosi talizman � medalion z kawa�kami paznokci Wielkiego Lamy. Jest to bardzo silny talizman. A jednak nie on ocali� j� od �mierci, tylko europejskie lekarstwo. On sam nie przywi�zuje wagi do talizman�w, stara si� zawsze zrobi� wszystko w�asnymi si�ami, jak najlepiej. Ale p�ytka, kt�r� mi wr�czy�, to co� zupe�nie innego. Otrzyma� ten talizman od swego ojca, kt�ry dosta� go od dziadka i tak dalej. Od dawien dawna talizman pozostaje w ich rodzinie i zgodnie z obyczajem Szerp�w przekazywany jest z pokolenia na pokolenie najm�odszemu w rodzie. Jest to
�wi�ty przedmiot i nawet Nlima nie rozumie jego donios�o�ci...
W tym miejscu zaci�� si� i jak to si� m�wi, ugryz� si� w j�zyk. Trzeba by�o wyci�ga� z niego ka�de s�owo jak kleszczami.
W ko�cu Milford zmusi� ch�opca do wypicia du�ego kieliszka mocnego likieru. Angowi tak zasmakowa� s�od
ki, pachn�cy nap�j, �e wys�czy� go do dna i upi� si�. Milford spostrzeg�, �e jestem niezadowolony, i powiedzia�:
� Niech pan nie wydziwia, baby, w tym wypadku cel w pe�ni u�wi�ca �rodki.
Ang, siedz�c w kucki, ko�ysa� si� ca�ym cia�em. Oczy zasz�y mu mg��, na twarz wyst�pi� mocny rumieniec.
� Smakuje ci? Da� jeszcze? � zapyta� Milford.
� Nie trzeba � powiedzia� ch�opiec z rozmarzonym u�miechem. � Wiem, sahibie, dlaczego da�e� mi t� krew kwiat�w...
Roz�mieszy�o nas poetyckie okre�lenie, nie licuj�ce chyba z md�ym likierem.
� Powiem ci wszystko, co wiem... � m�wi� Ang ko�ysz�c si� wci��. � Ale to jest tajemnica, wielka i bardzo niebezpieczna tajemnica, to jest Czarna �mier� w ciemno�ciach...
Pomy�leli�my w�wczas, �e m�wi o skutkach naruszenia �wi�tej obietnicy, o zem�cie bog�w � i dopiero p�niej przekonali�my si�, jaki nieoczekiwany, realny sens mia�y s�owa o niebezpiecze�stwie, przekazywane w rodzinie Szerp�w z pokolenia na pokolenie.
Oto, co nam opowiedzia�.
Ongi, bardzo dawno temu, Synowie Nieba zst�pili na Ziemi�. Przylecieli z niebios w�r�d ognia i huku, kt�ry wstrz�sn�� g�rami. Na miejscu, w kt�rym ich statek dotkn�� Ziemi, wytrysn�o pot�ne �r�d�o i pop�yn�a nowa rzeka. Tam zbudowana zosta�a �wi�tynia. Znajduje si� ona na tym miejscu po dzie� dzisiejszy i zawiera �wi�to�ci niebios. Ta p�ytka-talizman pochodzi r�wnie� stamt�d. Jeden z przodk�w Anga otrzyma� j� jako nagrod� za przys�ug� oddan� Synowi Nieba.
Lecz Ang nie wiedzia�, kiedy to si� sta�o i jak� przys�ug� odda� jego pradziad. S�dzi�, �e �w przodek zaprowadzi� gdzie� Syna Nieba lub ocali� go podczas jakiego� wypadku w g�rach. Jak wida�, ch�opiec by� przekonany, �e wszyscy jego przodkowie byli przewodnikami.
� Gdzie si� znajduje ta �wi�tynia? � zapyta� Milford.
� Nie wiem. Nikt nie wie. Nie mo�na si� dosta� do niej, tam jest Czarna �mier� � odpar� Ang z g��bokim prze�wiadczeniem.
� Co ito za Czarna �mier�? Co ci m�wiono o niej? � wypytywa� Milford natarczywie.
Ang zacz�� co� mamrota� po szerpsku. Nast�pnie powiedzia�, �e Czarn� �mier� zsy�aj� Synowie Nieba i �e ludzie nie powinni nic o niej wiedzie�. Umieraj�, nie znaj�c przyczyny swej �mierci. Tu wyrwa�o si� Angowi, �e ojciec jego r�wnie� z�ama� przyrzeczenie. I widocznie dlatego umar�.
� Przecie� m�wi�e�, �e zgin�� w g�rach! � Milford natychmiast podchwyci� to przej�zyczenie. Lecz Ang ponownie zamilk�.
� Tak, sahibie, zgin�� w g�rach � odpar� ponuro i odwr�ci� si�.
� Czy �wi�tynia znajduje si� r�wnie� w g�rach? � Milford nie dawa� za wygran�.
� Nie wiem... nie by�em tam... nikt tam nie by�...
� A tw�j ojciec? Sk�d wiesz, �e z�ama� przyrzeczenie? W jaki spos�b je z�ama�? Czy wszed� do �wi�tyni? Ang powzi�� nagle jak�� decyzj�.
� Tak, wszed� do �wi�tyni! � zawo�a� z rozpaczliwym m�stwem. � I bogowie zabili go! Wiedzia�, �e zginie, i dlatego odda� mi talizman. A teraz bogowie zabij� mnie, bo zdradzi�em ich tajemnic�. Pana te� zabij�...
Smag�a twarz ch�opca skrzywi�a si� w grymasie, zszarza�a. Milford zrobi� min� pe�n� wsp�czucia.
� Poczekaj, Ang, niby dlaczego bogowie maj� m�ci� si� na tobie? � zapyta� z udan� brawur�. � Przecie� nie wszed�e� do �wi�tyni. My r�wnie� tam nie weszli�my.
� Mo�na nie wej�� do �wi�tyni, ale bogowie mimo to karz� zdrajc� � spokojniej nieco odpowiedzia� ch�opiec. � Ojciec by� r�wnie� tylko o krok od �wi�tyni. Ale sahib, kt�remu towarzyszy�, wszed� do �rodka i ju� nie wr�ci�... Tam nie wolno wchodzi�, ja m�wi� prawd�...
Tego dnia nie uzyskali�my od Anga nic wi�cej. P�niej r�wnie� odmawia� wszelkich informacji o talizmanie.
3
W�a�ciwie gdyby nie Milford, da�bym mimo wszystko spok�j i Angowi, i talizmanowi. Nie dlatego, �e nie mia�em zaufania do ch�opca. By�em prze�wiadczony, �e w tym wszystkim tkwi jaka� tajemnica, �e w Himalajach istnieje jaka� zagadkowa �wi�tynia... Przecie� Himalaje s� krain� tajemnic, nieomal ka�de miejsce jest tu owiane legend�, a na szczytach najwy�szych g�r wedle wierze� miejscowych mieszkaj� bogowie.
Tenzing i Hillary nie znale�li bog�w na wierzcho�ku Czomolungmy i bogowie nie zem�cili si� na �mia�kach za to, �e wtargn�li do ich siedziby. Lecz kto wie � pomy�la�em � mo�e Synowie Nieba, z kt�rymi mieli do czynienia bogowie Anga, to bardziej realne postacie ni� bogowie lodowych szczyt�w? A talizman ch�opca jest zagadkowy w najwy�szym stopniu...
Ale powtarzam, �e mimo wszystko chcia�em jednak zawie�� tajemnicz� p�ytk� do Moskwy i w miar� mo�no�ci uzyska� o niej wyczerpuj�ce informacje. Ostatecznie przyjecha�em tutaj w �ci�le okre�lonym celu � mia�em napisa� cykl korespondencji do prasy komsomolskiej � i wcale nie chcia�em rozwi�zywa� zagadek wywo�uj�cych l�k w�r�d miejscowej ludno�ci.
Lecz Milford odni�s� si� do sprawy ca�kiem inaczej. Co prawda czu� si� w tych stronach znacznie swobodniej ode mnie. Tote� zacz�� energicznie wypytywa� Anga o miejsce, w kt�rym znajduje si� �wi�tynia. A kiedy si� przekona�, �e nic z ch�opcem nie wsk�ra, zwr�ci� si� do innych Szerp�w.
Przypuszczali�my pierwotnie, �e ojciec Anga zgin�� w pobli�u owej �wi�tyni. Lecz okaza�o si�, �e sprawa wygl�da�a ca�kiem inaczej. Da Mingma � tak nazywa� si� ojciec Anga � wpad� do g��bokiej szczeliny w lodowcu, a jego cia�a nie uda�o si� znale��. Mia�o to miejsce na s�ynnym lodowcu Khumbu, w pobli�u Kotliny Zachodniej � w tych samych stronach, przez kt�re w 1953 roku przesz�a ekspedycja Hunta, z Tenzingiem i Hillarym.
Milford odby� kilka rozm�w z Szerpami, uczestnikami ekspedycji, do kt�rej nale�a� Da Mingma. Wszyscy twierdzili jednog�o�nie, �e w tamtych stronach nie ma i nie by�o �adnych �wi�ty�. Zreszt� dodatkowe informacje te� si� nie zgadza�y z wersj� Anga. Zagadkowa �wi�tynia wed�ug legendy stoi nad �r�d�em, z kt�rego bierze sw�j pocz�tek jaka� rzeka. A jakie �r�d�a mog� istnie� na lodowcu Khumbu, w�r�d wiecznych lod�w? Jedyne, co uda�o si� stwierdzi�, to fakt, �e Da Mingma, do�wiadczony przewodnik wysokog�rski, odznaczony zaszczytnym tytu�em �tygrysa" (na medalu, jakim Kr�lewskie Towarzystwo Geograficzne w Londynie nagradza najlepszych alpinist�w, widnieje g�owa tygrysa), wyruszy� z ekspedycj� w bardzo ci�kim nastroju.
� A zawsze by� weso�y i odwa�ny. Nie mog� zrozumie�, co mu w�wczas by�o � dziwi� si� jeden z Szerp�w.
� Przypuszczam, �e by� chory. Niepotrzebnie poszed� w g�ry � doda� inny.
Milford naprowadza� ostro�nie swych rozm�wc�w na temat talizmanu, tajemnicy, z�amanego przyrzeczenia. Ale albo o niczym nie wiedzieli, albo nie rozumieli, o co chodzi sahibowi, Milford za� nie decydowa� si� na otwarte postawienie s