9451

Szczegóły
Tytuł 9451
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9451 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9451 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9451 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Elizabeth Adler Wcze�niej czy p�niej Prolog 1971 Wy�cie�ane mi�kk� sk�r� siedzenia bia�ego kabrioletu bentleya, w ulubionym kolorze Eleanor Parrish Duveen, czerwonym, by�y bardzo gor�ce. Min�o po�udnie, ale Ellie nie zna�a si� na zegarku, mia�a dopiero pi�� lat. Jej ojciec obejmowa� ramieniem mam�, kt�ra prowadzi�a, i na ca�e gard�o �piewa� �Naprz�d, rycerze Chrystusa". Mia� przyjemny, niski g�os. Odrzuci� g�ow� do ty�u i wykrzykiwa� hymn niebu, drzewom i zdziwionym ptakom, a mama �mia�a si� rado�nie z jego popis�w. Co jaki� czas odwraca� si� do Ellie i porozumiewawczo puszcza� do niej oko, �piewaj�c coraz g�o�niej. Wtedy mama �mia�a si� jeszcze bardziej. Bia�y bentley pokonywa� niebezpieczne zakr�ty g�rskiej szosy. Gor�ce kalifornijskie s�o�ce pali�o ogni�cie rude loki Ellie. Mia�a wra�enie, �e jej m�zg wysycha na wi�r. Podnios�a z pod�ogi s�omkowy kapelusz i naci�gn�a go na czo�o. Ziewn�a szeroko, uk�adaj�c si� na czerwonym siedzeniu, z�a, �e nawet w najwi�kszym upale rodzice nie zaci�gaj� dachu. Tatu� zgadza� si� na to jedynie wtedy, gdy pada�o, a i tak w porze deszcz�w uciekali z Kalifornii do Europy. Tego dnia pojechali na obiad do starego zajazdu ukrytego w dolinie mi�dzy g�rami Los Padres. Ellie spodoba�a si� ma�a knajpka, gdzie niemal prawdziwi kowboje piekli steki na grillu, gotowali kukurydz�, �piewali piosenki, brzd�kali na gitarach. Tata im wt�rowa�, wymachuj�c przy tym szklanic�piwa. Potem mama zacz�a ta�czy�, a� wirowa�a jej d�uga sp�dnica, klaska�a w d�onie nad g�ow�jak Cyganka. Ellie wpatrywa�a si� w jej drobne stopy w kowbojkach z jaszczurczej sk�ry. Dla niej mama by�a najlepsz� tancerk�, a ojciec najwspanialszym �piewakiem, mimo �e mama zawsze wybucha�a �miechem, gdy intonowa� �Naprz�d, rycerze Chrystusa", co robi� zawsze, ilekro� wypi� za du�o. Czasami Ellie s�ysza�a, jak inni wyra�aj� si� o rodzicach. Niekt�rzy m�wili o nich �wariaci", ale ci ich nie znali, nie wiedzieli, w jakich kr�gach si� obracaj� 7 i jak bardzo s� bogaci. Ci natomiast, kt�rzy to wiedzieli, z u�miechem nazywali ich �ekscentrykami". Twierdzili, �e Parrishowie umiej� si� bawi�, �e to bogaci hippisi. Je�li gdzie� na �wiecie odbywa�o si� warte uwagi przyj�cie, byli tam. �A dlaczego nie?" � odpowiada�a Romany Parrish Duveen, gdy pytano j�, czemu przemierza dziesi�� tysi�cy kilometr�w dla jednej nocy zabawy. Rory Duveen �wi�cie wierzy�, �e �ycie jest po to, by si� bawi�, i t� wiar� wciela� w �ycie. Obiad si� przeci�ga�, Ellie zjad�a za du�o. Teraz oczy same si� jej zamyka�y. Zapad�a w p�sen. S�o�ce zagl�da�o pod zamkni�te powieki b�yskami czerwieni i fioletu. Chwilami s�ysza�a �miech matki. By� to w jej uszach najwspanialszy d�wi�k. Kiedy mama si� �mia�a, w �wiecie Ellie wszystko uk�ada�o si� dobrze. � Ojej! � krzykn�a mama, kiedy bentley zadr�a� na zakr�cie. Ellie z trudem unios�a powieki. Zobaczy�a drog�, a ni�ej spalone s�o�cem zbocze w�wozu. Bia�y kabriolet cicho jecha� w d� zbocza. Ellie zmru�y�a oczy z westchnieniem zadowolenia. � Naprz�d, ryceeerze Chrystusa, idziemy za krzy�em Jezusaa... Silny baryton ojca i perlisty �miech mamy odbija�y si� echem od g�r, sp�ywa�y ku dolinom, a� Ellie zacz�a si� obawia�, �e obudz� �pi�ce grzechotniki. A potem mama znowu zawo�a�a: �Ojej!" i bentley znowu zadr�a�. Pytaj�cym wzrokiem spojrza�a na m�a. Zajrzeli sobie w oczy; zdawali si� ton�� w ich g��bi. Ojciec nie przerwa� ani na chwil�, nie straci� rytmu: �Naprz�d, ryceeerze Chrystusa..." �piewa� nadal, czysto i g�o�no, kiedy wielki ci�ki samoch�d obraca� si� bezw�adnie doko�a w�asnej osi. � Ojej! � zawo�a�a mama, ze �miechem staraj�c si� odzyska� panowanie nad pojazdem. �mia�a si� nawet wtedy, gdy kabriolet run�� na dno kanionu. Bo czy� ca�e �ycie nie jest �artem? Wi�c mo�e �mier� r�wnie�? Rozdzia� 1 DZI� o Fl �rodek Hudson zbudowano na skalistym brzegu rzeki, w najbardziej na p�noc wysuni�tym zak�tku stanu Nowy Jork. Od g��wnego budynku z czerwonej ceg�y, w kt�rym mie�ci�y si� biura, odchodzi�y mniejsze skrzyd�a � w nich mieszkali pacjenci. Bluszcz pi�� si� po murach, oplata� kraty w oknach. Na wiosn� t�umnie zlatywa�y si� tu jask�ki i wr�ble, szukaj�c schronienia przed porywistymi wiatrami i drapie�nikami. Ci spo�r�d pacjent�w, kt�rzy nie utracili ca�kowitego kontaktu z rzeczywisto�ci�, nie podzielali ptasiego entuzjazmu dla tej instytucji. Opr�cz kratw oknach, od �wiata dzieli�y ich systemy alarmowe, zamki we wszystkich drzwiach, uzbrojeni stra�nicy. Piel�gniarzami byli pot�nie zbudowani m�czy�ni, gotowi w razie potrzeby powali� pacjenta na ziemi� jednym ruchem. Nawet do skrzyd�a kobiecego zatrudniano piel�gniarki nie tylko o wysokich kwalifikacjach, lecz tak�e du�ej sile fizycznej. O�rodek Hudson by� doskonale strze�onym prywatnym zak�adem dla chorych psychicznie, przejawiaj�cych agresj� wobec siebie samych b�d� wobec otoczenia. Umie�cili ich tu najbli�si w trosce o w�asne bezpiecze�stwo. W oczach pacjent�w m�czyzna z pokoju dwadzie�cia siedem uchodzi� za szcz�ciarza. Mia� naro�ny pok�j, z dwoma oknami. Co prawda by�y ma�e, zakratowane, i umieszczone wysoko, jednak i tak wnika�o przez nie wi�cej s�onecznego �wiat�a i lepiej by�o wida� wierzcho�ki drzew, ko�ysanych nieustannym wiatrem. W ma�ym zamkni�tym �wiatku, gdzie wi�kszo�� pacjent�w nosi�a tani�, zu�yt� odzie�, odznacza� si� r�wnie� wyj�tkowo dobrym ubraniem. Nosi� p��cienne koszule i popelinowe spodnie w lecie, w zimie � dobrej jako�ci swetry i sztruksy. Mia� tak�e niewyczerpany, zdawa�oby si�, zapas papieros�w, a z pobliskiego Rollins przywo�ono nawet specjalne jedzenie: pizz�, pieczonego kurczaka, �eberka. Kr��y�y plotki, �e przekupiony stra�nik zaopatruje go w w�dk� i wyrzuca puste butelki. W oczach tych pacjent�w, kt�rym zosta�y resztki rozumu, by� bogatym cz�owiekiem, prawdziwym szcz�ciarzem. 9 Patrick Buckland Duveen nie zgadza� si� z t� opini�. Nie mo�na uwa�a� za szcz�cie przebywania w O�rodku Hudson. Nie tak dawno temu nazwano by go domem wariat�w. Dla jego pensjonariuszy pok�j niczym nie r�ni� si� od celi w doskonale strze�onym wi�zieniu. �Przywilej�w", kt�rymi si� cieszy�, nie op�acali wsp�czuj�cy krewni, nie finansowa� ich z w�asnego maj�tku. Mia�y one uspokoi� sumienie kobiety, kt�ra go tu umie�ci�a, zamkn�a niczym w�ciek�� besti�, jak go nazwa�a. Powiedzia�a to surowym g�osem, bez cienia strachu. Fakt, �e si� go nie ba�a, stanowi� jeden z powod�w, dla kt�rych chcia� j� zabi�. Co za pech, �e mu si� nie uda�o. � Powiniene� i�� do wi�zienia! � krzycza�a, gdy s�u��cy powali� go na ziemi�. Le�a� z twarz� wci�ni�t� w mi�kki, puszysty dywan u jej st�p. � Ale nie pozwol�, aby� okry� ha�b� nazwisko mojej wnuczki. Odm�wi�a wniesienia oskar�enia, ale, jako �e stanowi� zagro�enie dla spo�ecze�stwa, umie�ci�a go w zak�adzie zamkni�tym. Jej przyjaciele, znani lekarze, pospiesznie przybyli na wezwanie. Jednog�o�nie uznali, �e jest niebezpieczny, �e zabijanie ma we krwi. �To wariat, wystarczy spojrze� mu w oczy". Natychmiast podpisali dokumenty, za spraw� kt�rych znalaz� si� tutaj � na zawsze. Zdaniem Bucka Duveena przyzwoite ubrania, pizza i butelka w�dki � kt�r� pi� nie dlatego, �e j� lubi�, a dlatego �e najmniej �mierdzia� po niej oddech � nie by�y wystarczaj�cym zado��uczynieniem za zmarnowane �ycie. Nie by� nim r�wnie� pok�j o okratowanych oknach i stra�nik na ka�dym pi�trze. Buckowi brakowa�o restauracji, bar�w, alkoholu i kobiet. I poczucia mocy. Nie dozna� go od dwudziestu lat, a pragn�� jak dziecko cukierka. Pewnego pochmurnego kwietniowego ranka wyprowadzili go z pokoju. Szed� z dwoma uzbrojonymi stra�nikami d�ugim zielonym korytarzem bez okien. Skuli mu r�ce kajdankami, bo mia� opini� agresywnego pacjenta. Zabrali go do gabinetu dyrektora. Hal Morrow siedzia� za biurkiem zawalonym papierami. Poczu� zapach mi�towych pastylek Duveena, zanim podni�s� wzrok. W milczeniu przygl�da� mu si� przez d�u�sz� chwil�. Dobrze wygl�da, przemkn�o mu przez g�ow�. Zerkn�� do papier�w � Buck Duveen mia� teraz czterdzie�ci dwa lata. By� wysoki, szczup�y, mia� rud� czupryn�, poci�g�� twarz z blad� cer� wi�nia i silne r�ce wie�niaka. Morrow zamkn�� teczk�. W�a�nie tymi r�kami Duveen usi�owa� udusi� kobiet�, kt�ra go tu umie�ci�a, i prawdopodobnie dwie prostytutki. Nie znaleziono �adnych dowod�w ��cz�cych go z zab�jstwami, nigdy te� nie by� za nie s�dzony, podobnie jak w przypadku starszej kobiety, ale to jej wyb�r. Zdaniem Morrowa nie chcia�a procesu, bo obawia�a si�, �e Duveen wyjdzie z najsurowszego wi�zienia za dobre sprawowanie. Buck Duveen by� psychopat�: przystojnym, czaruj�cym, pozbawionym uczu�, bezlitosnym psychopat�. I przebieg�ym. Nowi stra�nicy w Hudson zawsze powtarzali, �e rzadko si� spotyka r�wnie mi�ych ludzi; uprzejmych, inteligentnych, wygadanych. Sam si� nauczy� greki i �aciny, czyta� Platona i Wergiliusza 10 w oryginale. Starannie uprawia� sw�j ogr�dek, skrawek ziemi w olbrzymim parku. Hodowa� tylko kwiaty. Pi�kne, wypieszczone kwiaty, na kt�rych nigdy nie by�o owad�w, bo natychmiast je zabija�. Jego r�e zawsze przyci�ga�y wzrok. Uprawia� kwiaty kwitn�ce latem, jesieni� i wiosn�. Zim� �nieg zakrywa� ziemi� na d�ugie miesi�ce. Buck Duveen wydawa� si� wspania�ym kumplem. Nietrudno by�o polubi� jego towarzystwo. Wkr�tce rozm�wca zaczyna� si� zastanawia�, co taki uroczy cz�owiek robi w takim miejscu. Buck Duveen tylko na to czeka�. Ma�o brakowa�o, a udusi�by stra�nika, kt�ry traktowa� go raczej jak przyjaciela ni� pacjenta. Rzuci� si� na niego, zacisn�� r�ce na szyi z tak� si��, �e trzeba by�o trzech m�czyzn, by go okie�zna�. Nawet kiedy straci� przytomno��, si�� musieli odrywa� jego palce od szyi stra�nika. Ilekro� mia� atak sza�u, nak�adali mu kaftan bezpiecze�stwa, zamykali w celi bez okien, stawiali pod drzwiami stra� i s�uchali, jak wyje i miota przekle�stwa na nich i na kobiet�, kt�ra go tu umie�ci�a. Po kilku dniach milk�. � Czy mogliby�cie mnie st�d wypu�ci�? � prosi� uprzejmie. I robili to, tylko �e nak�adali mu kajdanki i �a�cuchy na nogi. Prowadzili go do pokoju, zamykali i obserwowali przez judasza w drzwiach. Zazwyczaj siedzia� przy biurku, czyta� poezj� �aci�sk� albo przegl�da� jeden z magazyn�w ogrodniczych, kt�re prenumerowa�. Znowu by� wzorowym pacjentem. Buck Duveen obserwowa� Morrowa z pozornie oboj�tn� min�. We w�asnym mniemaniu by� m�drzej szy i sprytniej szy od psychiatry, z kt�rym spotyka� si� raz w tygodniu. Wodzi� doktorka za nos, m�wi�c mu to, co tamten spodziewa� si� us�ysze�: brednie o snach erotycznych, fantazjach, wizjach. Czu� na sobie wzrok psychiatry, widzia�, jak tamten z zadum� kiwa g�ow�, i w g��bi duszy skr�ca� si� ze �miechu, �e z tak� �atwo�ci� uda�o mu si� ich oszuka�. Niestety, nie by� na tyle sprytny, by st�d uciec, chocia� pr�bowa� nieraz. Ta �wiadomo�� nie dawa�a mu spokoju. Musi si� zem�ci� na Charlotte Parrish, kt�ra go tu umie�ci�a. Po��da� wszystkiego, co mia�a. Wszystko nale�a�o si� jemu. Rozmy�la� o tym noc w noc, podczas mro�nych zim, gdy wiatr wy� za oknem jak w�ciekli pacjenci za �cian�, i w upalne, parne letnie popo�udnia, gdy nagi kr��y� po pokoju, uwi�ziony jak zwierz� w klatce. Pewnego dnia j� dopadnie. Wtedy zostanie tylko jedna przeszkoda. Nie wiedzia�, co si� sta�o z dzieckiem, Ellie Parrish Duveen. Teraz to ju� doros�a kobieta. M�oda i apetyczna. Tysi�ce razy wyobra�a� j� sobie, wysok� i rudow�os�. I tysi�ce razy rozkoszowa� si� wizj� tego, co jej zrobi, kiedy w ko�cu dorwie j� w swoje r�ce. �mia� si� wtedy i wy� jak szaleniec, a stra�nicy na korytarzu zatrzymywali si� w p� kroku i nas�uchiwali z g�owami przechylonymi na bok. � Buck Duveen znowu zaczyna�m�wili. � Mamy pe�ni� ksi�yca. � Odchodzili pospiesznie i zostawiali go samego z jego �miechem, wyciem i marzeniami. 11 Hal Morrow studiowa� dokumenty i po raz kolejny zastanawia� si�, czy nie ma innego wyj�cia ni� to, co zaraz zrobi. O�rodek Hudson by� instytucj� prywatn�. Koszty utrzymania pacjent�w pokrywali krewni, kt�rzy chcieli trzyma� ich jak najdalej od siebie. Je�li nagle przestawano p�aci�, jak w przypadku Bucka Duveena, nie mia� wyj�cia. Spojrza� mu w oczy. � Panie Duveen, dzisiaj opu�ci pan nasz o�rodek. Jest pan wolny. Duveen gwa�townie uni�s� g�ow�, w zazwyczaj martwym wzroku b�ysn�o �ycie. Dlaczego go wypuszczaj�? Dok�d p�jdzie? Co ma robi�? B�yskawicznie podj�� decyzj�: nie zapyta. Darowanemu koniowi nie zagl�da si� w z�by. Na jego nadal przystojnej twarzy pojawi� si� szeroki u�miech. � Najwy�szy czas, pieprzony gnojku � warkn��. Pijany wolno�ci� odwr�ci� si� na pi�cie w drodze do drzwi. � Chwileczk�! � krzykn�� Morrow. Dureen si� zatrzyma�, ale nadal sta� do niego plecami. � Otrzymali�my informacj�, �e nie ma ju� funduszy na dalsze finansowanie pa�skiego pobytu w o�rodku. Pieni�dze, kt�re ostatnio wp�yn�y na pana konto, trzysta dwadzie�cia pi�� dolar�w, wyp�acimy got�wk�. Nied�ugo dostanie pan dokumenty i rzeczy osobiste. Stra�nik odwiezie pana na stacje kolejow�. Duveen wpatrywa� si� w sufit i cierpliwie czeka�, a� Morrow sko�czy. Trzysta dolc�w, powt�rzy� w my�li. Sto pi��dziesi�t za ka�de dziesi�� lat, kt�re tu sp�dzi�, pi�tna�cie za rok... A uwa�aj�go za szcz�ciarza, bo odzyska� wolno��... � To wszystko, Duveen. � Morrow pozwoli� mu odej ��. � �ycz� powodzenia. Nie odpowiedzia�. Wszed� pewnym, �mia�ym krokiem, kt�rego nie zmieni� od pierwszego dnia w Hudson. Morrow zdawa� sobie spraw�, �e nie m�g� post�pi� inaczej. Prawnicy staruszki wstrzymali dop�yw got�wki, a zak�ady pa�stwowe umywa�y r�ce. Westchn�� ci�ko. Mia� nadziej�, �e post�puje w�a�ciwie. W pokoju zdj�to mu kajdanki. Pogwizduj�c pod nosem �Dixie", co robi� zawsze, ilekro� by� w dobrym humorze, przebra� si� szybko. W�o�y� bia�� koszul�, tweedow� marynark�, be�owe sztruksy i mokasyny z mi�kkiej br�zowej sk�ry. Starannie przeczesa� w�osy. Mia� przeczucie, �e wygl�da dobrze. Nie m�g� si� o tym przekona� � w pokojach nie by�o luster, by pacjenci od�amkami nie zrobili krzywdy sobie lub stra�nikom. Piel�gniarz zd��y� spakowa� jego torb�. Duveen u�miechn�� si�, kiedy j� podni�s�; by�a ci�ka. Staruszka dba�a, �e nie brakowa�o mu ubra�, jakby prowadzi� bogate �ycie towarzyskie. Po raz ostatni rozejrza� si� po pokoju, kt�ry by� jego domem przez tyle drugich lat. Niczego nie zapomni. W oczach przypominaj�cych wypolerowane czarne kamienie nie by�o �adnych uczu�. I znowu szed� d�ugim zielonym korytarzem pod eskort� stra�nik�w, lecz tym razem nie by� skuty. W kantorku kobieta w �rednim wieku poda�a mu tandetny portfel zawieraj�cy owe trzysta dwadzie�cia pi�� dolar�w i podsun�a �wistek papieru. 12 - Prosz� tu podpisa�, panie Duveen. Ciemne oczy zdawa�y si� przeszywa� j� na wylot. Nagle poczu�a si� tak, jakby by�a naga. Zaczerwieni�a si� i instynktownie unios�a d�o� do ko�nierzyka bia�ej bluzki. Duveen u�miechn�� si� niemal niedostrzegalnie, tyle tylko, �eby wiedzia�a, �e jest �wiadom jej uczu�. Podpisa� si� zamaszy�cie. Nonszalancko wsun�� portfel i dokumenty do kieszeni. - Nie obawiaj si�, skarbie, wol� m�odsze i �adniej sze od ciebie - rzuci� drwi�co i wyszed� gwi�d��c �Dixie". Dw�ch stra�nik�w towarzyszy�o mu do samej stacji. Czy�by obawiali si�, �e porwie p�ci�ar�wk� razem z kierowc�? Nie by� g�upi. Nigdy go tu nie doceniali, ale ju� wkr�tce �wiat si� przekona, jaki z niego spryciarz. A najpr�dzej dowiedz� si� tego jego najbli�si. Mia� wystarczaj�co du�o czasu, �eby wymy�li�, co zrobi. Min�o wiele nocy, podczas kt�rych wszystko planowa� i prze�ywa� w marzeniach. Niemal to czu�, jak smak dobrego burbona na ko�cu j�zyka. Zemsta b�dzie bardzo, bardzo s�odka. Rozdzia�2 E llie Parrish Duveen wyjecha�a z malutkiego gara�u przy r�wnie niedu�ym domku w Santa Monica. Wrangle-rem ��tym jak taks�wka gna�a w d� wzg�rza, do Main Street. Jej samoch�d lata �wietno�ci mia� ju� za sob�, podobnie jak dom. Po ostatnim trz�sieniu ziemi nie wszystkie �ciany styka�y si� w rogach, a pod�oga w sypialni dr�a�a przy ka�dym kroku, za to z okna rozci�ga� si� widok na ocean. O ile� �atwiej jest rano wstawa�, widz�c, jak s�o�ce odbija si� w falach zaledwie dwie przecznice dalej. Poza tym mieszkanie by�o tanie, co w jej oczach stanowi�o kolosaln� zalet�. Na Main Street utworzy� si� korek. Nerwowo kr�ci�a si� za kierownic�, co chwila niespokojnie zerka�a na zegarek. Sp�nia�a si� �jak zwykle. Nie odrywaj�c oczu od ulicy, b�yskawicznie upudrowa�a piegowaty nos, musn�a tuszem miedziane rz�sy, uwydatni�a kolor ust czekoladow� szmink�. Nie potrzebowa�a lusterka. Po latach praktyki by�a mistrzyni� w malowaniu si� na czerwonym �wietle. Jeszcze tylko kilka kropli perfum L'eau d'Issey, energiczne ruchy szczotk�... i by�a gotowa. Upi�a �yk kawy z papierowego kubeczka i nacisn�a peda� gazu, bo w�a�nie zmieni�y si� �wiat�a. �ycie to ci�g�y bieg, stwierdzi�a filozoficznie, a ja zawsze zostaj� kilka krok�w w tyle, bez wzgl�du na to, jak bardzo si� staram. Ellie mia�a dwadzie�cia dziewi�� lat, zamglone szaroniebieskie oczy swojej matki i rude w�osy, kt�re opada�y na plecy w niesfornych lokach. Jedynie w swojej knajpce w Santa Monica chowa�a je pod baseballow� czapeczk� z napisem �U Ellie", wyhaftowanym zielon� jedwabn� nici�. By�a wysoka i szczup�a, cho� daleko jej by�o do chudo�ci modelek, mia�a d�ugie nogi i nieprzyzwoicie wielkie stopy, kt�re, jak �artobliwie twierdzi�a babcia, Miss Lottie, trzyma�y j� na ziemi. Na prostym, zgrabnym nosie z�oci�y si� piegi, pogodny u�miech rozja�nia� oczy i unosi� k�ciki szerokich ust. Jej czo�o przecina�a ledwo widoczna blizna, nikn�ca we w�osach. By�a inteligentna, b�yskotliwa i postanowi�a, �e odniesie sukces. Po college'u i szkole gotowania w Nowym Jorku wyjecha�a na praktyk� do Pary�a, gdzie 14 terminowa�a w luksusowej restauracji wymienianej w przewodnikach Michelina. Wr�ci�a do Stan�w i pozna�a prac� w gastronomii od najgorszej strony: k��ci�a si� z urz�dnikami o zezwolenia, u�era�a si� z nieuczciwymi budowla�cami, kt�rzy nie dotrzymywali termin�w ani kosztorys�w, sama projektowa�a wystr�j wn�trza. By�o ci�ko, ale nie �a�owa�a ani razu. Lokal otwarto zaledwie rok temu i nadal pracowa�a ponad si�y sze�� dni w tygodniu, tak �e niewiele czasu zostawa�o na �ycie prywatne. Sama zamawia�a towar, prowadzi�a rachunki i razem z May�, najlepsz� przyjaci�k�, obs�ugiwa�a klient�w, serwowa�a wino i sprz�ta�a ze stolik�w. Dodatkowo gotowa�a, ilekro� szef kuchni rzuca� prac�, a przy jego wybuchowym charakterze zdarza�o si� to co kilka tygodni, piek�a na miejscu chleb i swoj�specjalno��, tarte tatin. A je�li sprz�tacze nie stawili si� do pracy, sama po nocach doprowadza�a wszystko do porz�dku. By�a jak cz�owiek-orkiestra i uwielbia�a to. Nowym klientom powtarza�a, �e mo�e w s�ynnym �Chinois" Wolfganga Pucka znajd� bardziej wyrafinowane dania, ale za to �U Ellie" jest taniej i przytulniej . � Jeste�my waszym bistro � powtarza�a. � Zawsze mo�ecie tu wpa�� na lampk� wina i ma�� przek�sk�. Restauracja zarabia�a na siebie; nie przynosi�a kokos�w, ale pozwala�a Ellie utrzyma� si� na powierzchni. Po ka�dym d�ugim, ci�kim dniu powtarza�a sobie, �e jest dobrze. Zaparkowa�a na ostatnim wolnym miejscu, wrzuci�a dwadzie�cia pi�� cent�w do parkometru i pobieg�a do kafejki. Zatrzyma�a si� w p� kroku, �eby na ni� spojrze�. W oknach wisia�y koronkowe firanki na mosi�nym karniszu. Na szybie z�oci� si� napis �U Ellie". Staro�wiecki dzwoneczek przy drzwiach wype�ni� wn�trze radosnym d�wi�kiem. Wewn�trz panowa�a atmosfera paryskiego bistro. Na �cianach wisia�y zamglone lustra, pod stopami szele�ci�y trociny. Przy stolikach nakrytych �nie�nobia�ymi obrusami sta�y wiklinowe krzes�a. Ka�dy stolik ozdabia� gliniany dzbanek pe�en stokrotek. By� poniedzia�ek, jej dzie� wolny, ale i tak mia�a du�o roboty. Zajrza�a do kuchni. Sprz�tacze spisali si� na medal; pod�ogi l�ni�y czysto�ci�, lod�wki b�yszcza�y, wszystko by�o na swoim miejscu. T�sknie spojrza�a na marmurowy blat, przy kt�rym szykowa�a swoje wypieki. W wolne dni brakowa�o jej dotyku surowego ciasta. Wola�aby gotowa�, a nie prowadzi� ksi�gowo��. Niestety, nie mog�a si� rozdwoi�, a to znaczy�o, �e przynajmniej na razie musi zatrudnia� kucharza. Wyj�a z lod�wki pojemniki zawieraj�ce resztki z poprzedniego dnia. Ob�adowana jak juczny mu� wraca�a do samochodu, potkn�a si� o w�asne stopy i zgubi�a br�zowy sanda� bez pi�ty. � O kurcz�! � mrukn�a. Nigdy nie przeklina�a, bo babcia nauczy�a j�, �e damy tak nie post�puj�. Chybocz�c si� niebezpiecznie na jednej nodze, ostro�nie szuka�a po omacku drugiego buta. � Wygl�dasz jak bocian bez skrzyde�. � Maya Morris wychyli�a si� z okna czerwonego pathfmdera. 15 Najlepsza przyjaci�ka Ellie by�a zapieraj�c� dech w piersi blondynk�, kt�ra nigdy nie wstawa�a o tak wczesnej porze. � Zamiast si� nabija�, mog�aby� mi pom�c. - Ellie pos�a�ajej mordercze spojrzenie i mocniej przycisn�a do siebie pojemniki zjedzeniem. � Albo jak baletnica. � Maya wyskoczy�a z samochodu. Wybiera�a si� na zaj�cia jogi i mia�a na sobie czarne body, legginsy i niewiele wi�cej. Spowodowa�a ma�y korek, bo kierowcy nie mogli oderwa� od niej wzroku. Za�o�y�a Ellie sanda� na stop�. � A ja jestem pi�knym ksi�ciem, kt�ry o p�nocy zamieni si� w dyni�. � Ty idiotko, w dyni� zamieni� si� pow�z Kopciuszka. Za ksi�cia wysz�a za m��. Maya wzi�a si� pod boki i spojrza�a na Ellie spode �ba. � Szans� na to, �e ty wyjdziesz za m�� za kogokolwiek, s� marne, �e ju� nie wspomn� o ksi�ciu. Wzi�a� �lub z prac�. A tak w og�le, dok�d si� wybierasz? � Do Miss Lottie. Maya ze zrozumieniem pokiwa�a g�ow�. To t�umaczy�o, dlaczego przyjaci�ka ma na sobie nie odwieczne d�insy, lecz jasnoniebiesk� sp�dnic� i obcis�� bawe�nian� bluzeczk�. I per�y matki, kt�re zdj�to z jej szyi zaraz po wypadku. Cmokn�a Ellie w policzek. � Pozdr�w j� ode mnie. � Wr�ci�a do samochodu. Nie wiadomo kt�ry z kolei raz zapragn�a, �eby przyjaci�ka um�wi�a si� z kim� na randk�. W�a�ciwie nie mia�a �adnego �ycia prywatnego. Ellie wr�ci�a do restauracji, zamkn�a j� na klucz, nast�pnie pojecha�a, jak zwykle za szybko, do schroniska dla bezdomnych w Santa Monica. Przekaza�a im resztki jedzenia w nadziei, �e tym sposobem cho� troch� pomo�e. Rzuciwszy okiem na zegarek, nie mog�a si� nadziwi�, �e min�o ju� tyle czasu. Wrangler mkn�� na p�noc autostrad� 101, a Ellie martwi�a si� o babci�. Miss Lottie mieszka�a ze star� gosposi� w zaniedbanej posiad�o�ci w Montecito. Dawno ju� przekroczy�a osiemdziesi�tk� i czasami jej umys� b��dzi�. Mi�dzy jednym a drugim zdaniem cofa�a si� o ca�e dziesi�ciolecia, traci�a w�tek, za to z fotograficzn� dok�adno�ci� wspomina�a dzie�, w kt�rym kupi�a sobie w Pary�u kapelusz w 1939 roku. Czasami Ellie mia�a wra�enie, �e babcia celowo ucieka w skleroz�, ilekro� nie chce rozmawia� na jaki� temat. � Zaawansowany wiek ma swoje zalety, moja droga�oznajmi�a zadowolona z siebie Miss Molly, kiedy zdesperowana wnuczka zarzuci�a jej oszukiwanie. � Po �mierci twojej biednej mamy wychowa�am ci�, jak mog�am najlepiej. Teraz, kiedy wyfrun�a� z gniazda, nie mam �adnych obowi�zk�w. Teraz nie mam nawet najmniej szych trosk. Ellie odda�aby wszystko, �eby tak by�o naprawd�. Tymczasem ulice stawa�y si� coraz bardziej zat�oczone. Sp�ni si�. Znowu. Rozdzia�3 D. omek" Lottie Parrish by� po�o�ony na posiad�o�ci /' f I Najmuj�cej osiem hektar�w najlepszej ziemi w Montecito, ma�ym, bogatym miasteczku. O dziesi�� minut dalej le�a�a Santa Barbara, siedziba Uniwersytetu Kalifornijskiego i starej Misji Hiszpa�skiej. A o godzin� jazdy i ca�e �ycie dalej wyros�o spowite smogiem Los Angeles. Nad zatok� t�oczy�y si� wille w stylu hiszpa�skim i niewielkie domki. Nik�y w cieniu palm, figowc�w i drzew pomara�czowych i cytrynowych. Bugenwille pyszni�y si� kolorami w rozleg�ych ogrodach i pi�y si� wzd�u� Coast Village Road, uliczki, na kt�rej kr�lowa�y ma�e sklepiki, kafejki i tury�ci. Cho� w �centrum" t�tni�o �ycie, na Hot Springs Road niewiele si� zmieni�o od lat trzydziestych, kiedy ojciec Charlotte Parrish wybudowa� swoj� posiad�o�� we w�oskim stylu. Waldo Stamford, jankes z Bostonu, zakocha� si� w malutkiej mie�cinie pe�nej kwiat�w. Wzni�s� rezydencj� z kremowego piaskowca, z ocienionymi arkadami, tarasami otwieraj�cymi si� na zaciszne kru�ganki, na kt�rych szemra�y fontanny. Ka�dy z dwunastu apartament�w wyposa�ono w salonik, sypialni� i �azienk�, okna ka�dego przes�ania�y drewniane zielone okiennice, chroni�ce przed popo�udniowym s�o�cem. Ka�dy urz�dzono z najwi�kszym przepychem, poczynaj�c od europejskich antyk�w i bezcennych dywan�w, na z�otych kranach w kszta�cie delfin�w i najlepszej irlandzkiej po�cieli ko�cz�c. Po�cieli, kt�r� w tamtych czasach pokoj�wki w liberiach codziennie zmienia�y i nosi�y do pralni w brzezinie przy tylnej bramie. Waldo i jego c�rka Lottie przyjmowali setki go�ci, wype�niali dom beztroskim �miechem i paplanin�. Obok ekscentryk�w i hollywoodzkich gwiazd go�cili �odpowiednie" towarzystwo, czyli przemys�owych potentat�w i stare kalifornijskie rodziny. Teraz Miss Lottie, jak j� pieszczotliwie nazywano, nigdy nie wydawa�a przyj��. Miss Lottie ukry�a si� w swoim pokoju. Rzekomo szykowa�a si� na spotkanie z wnuczk�, w rzeczywisto�ci za� siedzia�a przy zabytkowym biureczku wyk�adanym 2-Wcze�niej... 17 macic� per�ow�. Jej oczy ocienia� stary zielony celuloidowy daszek, kt�rego ojciec u�ywa� podczas gry w pokera. Z zapa�em pisa�a co� na komputerze. Mia�a w�asny adres internetowy: http:/www.misslottie @ ad.com. i korespondowa�a z wieloma osobami. Niekt�rzy z nich stali si� jej bliskimi przyjaci�mi. Szczeg�ln� sympati� darzy�a rabbiego Altmana z Anglii. Ku jej wielkiej rado�ci, w cyberprzestrzeni traktowano j� jak wyroczni� i �r�d�o porad. �Kochany Alu� pisa�a, zadziwiaj�co szybko jak na osob� pos�uguj�c� si� dwoma powykr�canymi przez artretyzm palcami. � Dzi�kuj� za e-mail. Bardzo si� zmartwi�am twoimi problemami z narzeczon�. Oto jak moim zdaniem powiniene� post�pi�: o�e� si� z ni�jak najszybciej. Zr�b z niej porz�dn� kobiet�. Niech stworzy ci prawdziwy dom, urodzi dzieci. To w �yciu najwa�niejsze, uwierz mi. Wiem to z w�asnego do�wiadczenia. �Pozdrawiam serdecznie, Lottie Parrish" � i na ko�cu doda�a: � �Szalom". Pokojowego pozdrowienia nauczy�a si� w�a�nie od rabbiego. Lubi�a je, bo idealnie odzwierciedla�o jej stosunek do os�b, kt�rych nigdy nie widzia�a na oczy, a kt�re zwierza�y si�jej z najtajniejszych sekret�w. Mo�e dlatego �e jestem taka stara, zaduma�a si� obserwuj�c wygaszacz ekranu z bohaterami kresk�wek Disneya. W ka�dym razie wydawa�o si� im, �e posiada jak�� niezmierzon� m�dro��, a ona po prostu kierowa�a si� zdrowym rozs�dkiem. Nie mog�a si� nadziwi�, �e tak ma�o ludzi ze� korzysta w dzisiejszych czasach. Teraz liczy�a si� albo psychologia, albo technologia, ma�o kto pami�ta� o przepa�ci mi�dzy nimi. Kupi�a sobie komputer po �mierci starego prawnika. Nie mog�a doj�� do �adu z jego m�odym nast�pc� i postanowi�a sama zaj�� si� swoimi pieni�dzmi. Przemi�y m�ody specjalista od komputer�w przez tydzie� uczy� j�, jak obs�ugiwa� programy. Ku swemu zdumieniu, pokocha�a to od pierwszej chwili. Niestety, nie odbi�o si� to najlepiej na jej interesach. Do apartamentu Miss Lottie prowadzi�y pi�kne marmurowe schody. Wst�pu do niego broni�y dwuskrzyd�owe drzwi przywiezione z francuskiego pa�acyku. Pok�j by� utrzymany w tonacji wyblak�ego lila, jej ukochanego koloru. Nad �o�em ko�ysa� si� baldachim z zielonego brokatu, ten sam, kt�ry zawieszono tu przed laty, gdy po raz pierwszy przekroczy�a pr�g domu. W�a�ciwie niewiele si� zmieni�o. Wszystko by�o tak samo jak za czas�w jej ojca, jak za �yciajej c�rki, Roma-ny, i zi�cia, Rory'ego Duveen. Widzia�a, �e rezydencja podupada, ale nie robi�o jej to r�nicy. Nadal by�a pi�kna, elegancka. Nadal by�a jej domem. Z westchnieniem �alu za przesz�o�ci� Miss Lottie si�gn�a po lask� i wsta�a, �eby si� ubra�. P� godziny p�niej czeka�a na Ellie na wyk�adanym marmurem tarasie. Siedzia�a w rattanowym fotelu, kt�ry prawdopodobnie dor�wnywa� jej wiekiem, i od niechcenia g�aska�a Bruna, stare�kiego z�otego labradora. By�a wyprostowana jak trzcina, siwe w�osy upi�a w skromny koczek. Jej sukienka z bladoniebie-skiego jedwabiu by�a jak najbardziej odpowiednia na popo�udniow� herbatk� 18 w hotelu Biltmore. ��ta apaszka na szyi maskowa�a chocia� cz�ciowo, tak� przynajmniej Miss Lottie mia�a nadziej�, obwis�� sk�r� na szyi, kt�ra za nic nie chcia�a znikn��, bez wzgl�du na to, jakiego kremu u�ywa�a. � Starym kobietom odrobina pr�no�ci dobrze zrobi � wyja�ni�a Marii, gosposi i starej przyjaci�ce, gdy ta skarci�a j� za wydawanie pieni�dzy na g�upstwa. � Kiedy b�dziesz w moim wieku, sama zobaczysz, �e nie zosta�o ci wiele rozrywek. Zreszt� kobieta powinna wygl�da� jak najlepiej w ka�dej sytuacji. Miss Lottie ubolewa�a nad faktem, �e jej umys� nie dotrzymywa� kroku cia�u. Czasami nie pami�ta�a, co robi�a poprzedniego dnia, co dopiero przed tygodniem, za to ze wszystkimi szczeg�ami mog�aby opisa�, jak budowano dom, i dzie�, w kt�rym ona i ojciec si� do niego wprowadzili. Wszyscy robotnicy zebrali si� na du�ym tarasie, w�a�nie tu, gdzie teraz siedzia�a. Szampan perli� siew kryszta�owych kieliszkach, ojciec hojn� r�k� rozdawa� premie, a potem wznie�li toast za pomy�lno�� nowego domu. Nazwali go Journey's End, Koniec Podr�y. Miss Lottie przez ca�e �ycie wierzy�a, �e r�wnie� jej podr� w�a�nie tu dobiegnie ko�ca. Wszystko si� zmieni�o przed kilkoma tygodniami, kiedy prawnicy i ksi�gowi powiedzieli jej, �e nie ma wi�cej pieni�dzy. Przytaszczyli na spotkanie grube teczki wypchane dokumentami i omawiali wszystko dok�adnie, punkt po punkcie. Miss Lottie nie wierzy�a w�asnym uszom. Ellie mia�a uczestniczy� w spotkaniu, ale zadzwoni�a, �e si� sp�ni. Kiedy wbieg�a, zadyszana, rozczochrana jak zawsze, babka zaakceptowa�a przerwanie niepotrzebnych wydatk�w, jak to okre�lili doradcy. By�y to wydatki na cele bardzo drogie jej sercu; starzy przyjaciele, na kt�rych przysz�y ci�kie czasy, emerytowani s�u��cy, kt�rych nie sta� by�o na leczenie, pomoc ubogim dzieciom. Wszystko to przemkn�o jej przez my�l, gdy z westchnieniem skin�a g�ow� i przyzna�a, �e tak dalej by� nie mo�e. � Musi pani my�le� o sobie, Miss Lottie � upomnia� surowo ksi�gowy. � Zapewne doczeka pani setnych urodzin i b�dzie pani potrzebny ka�dy dolar, kt�rego uda si� ocali�. Po prostu nie jest ju� pani bogata. Maria Novales nios�a tac� z dzbankiem �wie�o zrobionej lemoniady i szklankami. Porusza�a si� bezszelestnie po marmurowej pod�odze, wi�c Miss Lottie nie us�ysza�a, jak do niej podchodzi. Maria przygl�da�a si� jej przez d�u�sz� chwil�. By�a zadowolona, �e staruszka tak dobrze wygl�da. Zawsze tak by�o, ilekro� Ellie przyje�d�a�a z wizyt�. Miss Lottie wygl�da�a jak zwykle doskonale w ulubionej niebieskiej sukience. Na jej palcach b�yszcza�y w s�o�cu brylanty w staromodnej oprawie, siwe w�osy by�y starannie upi�te. I znowu mia�a na g�owie ten g�upi zielony daszek. Zak�ada�a go, gdy buszowa�a po Internecie. Przy komputerze, kt�ry doprowadzi� j� do finansowej ruiny. Mimo to lubi�a go nadal i sp�dza�a przed monitorem drugie godziny w bezsenne noce. Za to Maria nie mog�a si� z�o�ci�. By�o w Miss Lottie co�, co przywodzi�o na my�l s�owo �nieugi�ta". Nie znaczy to bynajmniej, �e nie zdarza�o si� jej zachowywa� jak starej dziecinniej�cej 19 bogaczce. I mia�a ci�ty j�zyk. I by�a ekscentryczk�. Ale takiej damie jak Miss Lottie wszystko uchodzi�o p�azem: i zdziecinnienie, i dziwactwa, i ci�ty j�zyk. Zw�aszcza �e by�o powszechnie wiadomo, i� w g��bi ducha jest sentymentaln�, ckliw� os�bk�. � Prosz� zdj�� ten g�upi zielony daszek � poleci�a Maria. � Zanim Ellie si� zjawi. Od razu si� domy�li, �e znowu siedzia�a pani przy komputerze. Miss Lottie �ci�gn�a go nerwowo. � Wydawa�o mi si�, �e to m�j kapelusz. � Prosz� bardzo. � Maria poda�a jej nakrycie g�owy. � Sp�nia si�, jak zwykle � mrukn�a odstawiaj�c tac�. � Nie martw si�. Zaraz b�dzie. Maria wr�ci�a do kuchni. Zna�a Ellie od dnia jej narodzin i nawet wtedy dziewczyna nie pojawi�a si� na czas. Od tamtej pory nic si� nie zmieni�o. Sp�nianie si� mia�a chyba w genach. Miss Lottie przemkn�o przez g�ow�, �e Maria r�wnie� staro wygl�da. Kiedy� by�a drobna, pulchna, mia�a b�yszcz�ce oczy, ciemne w�osy i �niad� cer�. Dzi� zosta�y z niej sk�ra i ko�ci, a we w�osach przewa�a�a siwizna. Maria pomaga�a jej wychowa� Ellie po wypadku, w kt�rym zgin�li rodzice dziewczynki. Miss Lottie na zawsze mia�a zapami�ta� tamten dzie�. Dzie�, w kt�rym jej pi�kna, szalona c�rka zgin�a razem ze swoim m�em. Upi�a �yk zimnej lemoniady i przypomnia�a sobie wszystkie b�ogos�awie�stwa losu. S�o�ce �wieci jasno, na b��kitnym niebie nie ma ani jednej chmurki. Bruno, ukochane psisko, drzemie przy fontannie i we �nie ugania si� za kr�likami. Maria, najdro�sza przyjaci�ka, jest zadowolona. I wkr�tce b�dzie tu Ellie. Niewa�ne, co m�wi� ksi�gowi. Miss Lottie mia�a przeczucie, �e jej �ycie w Journey's End nie ulegnie zmianie. Nie zmienia�o si� od sze��dziesi�ciu lat. Dlaczego teraz mia�oby by� inaczej? Rozdzia�4 o. czywi�cie Ellie od lat wiedzia�a, �e babcia nie jest boga-' ta, lecz w rodzinie Parrish�w pieni�dze by�y od zawsze. Do dnia, w kt�rym Miss Lottie postanowi�a sama zaj�� si� swoimi finansami. Kupi�a komputer, sprowadzi�a m�odego specjalist�, �eby j� nauczy� obs�ugi program�w, i w starym zielonym daszku ojca na g�owie, z telefonem w d�oni, inwestowa�a w coraz to nowe przedsi�wzi�cia. Czasami na tym zyskiwa�a, zdecydowanie cz�ciej traci�a. Zbyt cz�sto, jak si� p�niej okaza�o. Ellie prze�y�a szok, kiedy Michael Majors, prawnik rodziny, powiedzia� jej o finansowej ruinie, do kt�rej doprowadzi�y poczynania Miss Lottie. Wyt�umaczy�, co zrobi�, i zapewni�, �e przy oszcz�dnej gospodarce b�dzie w stanie zagwarantowa� Miss Lottie dostatni byt. I zapyta�, czy nie zdo�a�aby nam�wi� babki na sprzeda� posiad�o�ci. � Podupad�a rezydencja nie znalaz�aby wielu amator�w, ale osiem hektar�w w Montecito �jak najbardziej. Mog�aby pani p�awi� si� do ko�ca �ycia w luksusie, o pani babci ju� nie wspomn� � namawia�. Ellie nawet nie chcia�a o tym s�ysze�. Miss Lottie sp�dzi�a w Journey's End ponad sze��dziesi�t lat i zostanie tam do ko�ca, nawet gdyby Ellie musia�a pracowa� dwa razy wi�cej, �eby utrzyma� posiad�o��. Miss Lottie opiekowa�a si� ni�, teraz przysz�a jej kolej. Wielkie d�bowe drzwi sta�y otworem. Pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat� na my�l o tym, jak beztrosko babcia i Maria podchodz� do kwestii bezpiecze�stwa. Nie zamkni�te drzwi stanowi� pokus� dla z�odzieja � albo kogo� gorszego. One jednak nigdy o tym nie my�la�y. � Znowu si� sp�ni�a�, Ellie � powita�a j� Maria. Wytar�a r�ce w �cierk�. � Mo�na by pomy�le�, �e nigdy si� nie zjawiam na czas. � Mocno u�cisn�a star� kobiet�. � St�skni�am si� za tob�, Mario. Jak �adnie pachniesz, cukrem i wanili�. � To aromat mojej duszy, wrodzonej dobroci � za�artowa�a Maria, ale poczerwienia�a us�yszawszy komplement. � Zreszt� to tylko ciasteczka. Mo�e b�dziesz mia�a na nie ochot� wieczorem, po pracy. 21 - Rozpuszczasz mnie. - Kto� to musi robi�. Chyba jeste� bardzo zm�czona. - Jestem. I na pewno wygl�dam jak Kopciuszek. Ellie przyg�adzi�a rozwiane w�osy i wyci�gn�a ramiona w stron� starego psa, kt�ry usi�owa� podbiec do niej w radosnych podskokach. - Cze��, staruszku! Kochane psisko! - Jeste� wreszcie! - Miss Lottie wyjrza�a zza rogu. - Czeka�am na ciebie. - Przepraszam, babciu. Straszne korki... Staruszka spojrza�a na ni� z niedowierzaniem. Ellie parskn�a �miechem. - No dobrze, przyznaj� si�, nie tylko korki zawini�y. Musia�am jeszcze co� zrobi� w restauracji. - Nic si� nie zmieniasz - stwierdzi�a babcia filozoficznie. - I pewnie nigdy si� nie zmienisz. - No dobrze, dobrze. Jestem ju�. Ruszamy do hotelu Biltmore. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z g�odu. Przy herbatce opowiesz mi, co s�ycha� u ciebie, a ja opowiem nowinki z mojego �ycia. - Dobrze, �e jeszcze pami�tam, gdzie jest Biltmore. - Miss Lottie energicznie nasadzi�a na srebrne w�osy s�omkowy kapelusz. -1 pami�tam dok�adnie, gdzie i kiedy kupi�am ten kapelusz. By�o to w Pary�u, w 1939 roku, tu� przed t� okropn� wojn�. Na d�ugo zanim przysz�a� na �wiat - doda�a, opowiadaj�c ca�� histori� po raz setny, gdy wsparta na ramieniu wnuczki sz�a do samochodu. - Kupi�am go w zak�adzie madame Pepity, na Fabourg Saint-Honore za pi��dziesi�t pi�� dolar�w. A trzeba ci wiedzie�, �e w tamtych czasach by�a to niebagatelna suma. - Widzisz, Miss Lottie, jak si� postarasz, to pami�tasz. - Ellie pomog�a jej wsi��� do bia�ego cadillaca, rocznik 1972. Zbudowano go na zam�wienie. Przez ca�y tydzie� sta� w gara�u, jedynie w poniedzia�kowe popo�udnia udawa�y si� nim na herbatk� do hotelu Biltmore. Miss Lottie nie chcia�a rolls-royce'a. Powtarza�a, �e kupuje angielskie we�ny i paryskie kapelusze, ale samochody wy��cznie ameryka�skie. �Trzeba wspiera� rodzimy przemys�" - powtarza�a za swoim ojcem. Nie, �eby rodzimy przemys� na tym korzysta� - nie kupi�a nowego samochodu od ponad dwudziestu lat. �Dobra jako�� d�ugo s�u�y" - takie by�o inne jej �yciowe motto. Stary cadillac zdawa� si� to potwierdza�, jednak mia� na liczniku tylko osiemna�cie tysi�cy kilometr�w. Samoch�d jecha� cicho i mi�kko. Ellie zerkn�a na babci�. - Dyrektor wie, �e przyjedziemy. Na pewno roz�o�y czerwony dywan. - Bzdury, Ellie. Jeste�my tam co poniedzia�ek. Zreszt� on wie, �e damy nie lubi�, kiedy si� wok� nich robi zam�t. Niemniej Miss Lottie by�a bardzo rada. Poprawi�a kapelusz w lusterku, chusteczk� wypolerowa�a brylantowa broszk�. Przez moment zastanawia�a si�, od kogo j� dosta�a, ale twarz darczy�cy nik�a we mgle. W g��bi ducha podoba�o jej si�, �e ca�y hotel Biltmore jej nadskakuje. A bywa�a w nim od ponad p� wieku. Mo�e nam�wi Ellie, �eby zanocowa�a w domu? Wtedy by�oby zupe�nie jak dawniej. Rozdzia�5 N a stacji kolejowej Buck Duveen kupi� gazet� i paczk� cameli bez filtra. Przez ca�y czas, kiedy podawa� sprzedawczyni pieni�dze, chowa� reszt� z banknotu dwudziestodolarowego i wsiada� do poci�gu, towarzyszy�o mu dziwne uczucie. Mia� wra�enie, �e lada moment za jego plecami pojawi si� uzbrojony stra�nik i powie, �e to tylko g�upi �art i zaraz wracaj�do izolatki. Na razie jedyn� osob� za jego plecami by�a m�oda kobieta w niebieskim kostiumie. Mia�a bardzo kr�tk� sp�dnic� i bardzo zgrabne nogi. Buck grzecznie pu�ci� j� przodem. U�miechn�a si� z wdzi�czno�ci�, co niezmiernie go rozbawi�o. Nie zrobi� tego kierowany uprzejmo�ci�. Od lat nie widzia� prawdziwej kobiety. Amazonki w o�rodku si� nie liczy�y, cho� nie zwleka�by ani chwili, gdyby mia� okazj� si� do nich dobra�. Teraz z trudem ukrywa� podniecenie. Wystarczy� mu widok jej zgrabnego ty�eczka. Zatrzyma�a si� przy wolnym miejscu, zdj�a �akiet i po�o�y�a go na g�rnej p�ce, tym samym pozwalaj�c mu d�u�ej cieszy� si� swoim widokiem. Widywa� kobiety w telewizji, ale r�nica mi�dzy ekranem a rzeczywisto�ci� by�a jak mi�dzy filmem pornograficznnym a normalnym �yciem. Wszystko ma swoje miejsce i czas. Usiad�a. Skin��jej g�ow�i poszed� dalej. Zatrzyma� si� przy fotelu naprzeciwko innej kobiety; starszej, ale nadal atrakcyjnej. Mia�a ko�o czterdziestki, kr�tkie, modnie zwichrzone ciemne w�osy, piwne oczy, pe�ne usta. Jej d�ugie paznokcie by�y opi�owane w kwadrat i pomalowane ciemnoczerwonym lakierem. Przywodzi�y na my�l szpony s�pa. Wyobrazi� sobie, jak wbijaj� si� w plecy m�czyzny, a nie w torebk� z kanapk�. Zachowywa�a si�, jakby go nie zauwa�a�a, otworzy�a ksi��k�, ugryz�a kanapk�. Po�o�y� gazet� na stoliku i otworzy� paczk� papieros�w. Podnios�a wzrok. � Tu nie wolno pali�. � Przepraszam, nie wiedzia�em. �By�uprzejmy, prawdziwy d�entelmen. Od�o�y� papierosy i wyj �� mi�tow� pastylk�. Kobieta ponownie pochyli�a si� nad ksi��k�. 23 Buck siedzia� naprzeciwko i wpatrywa� si� w ni� uporczywie. Uwielbia� to. By� ciekaw, jak d�ugo wytrzyma. Jego spojrzenie zdawa�o si� parzy� jej sk�r�. Podnios�a na niego wzrok, by zaraz ponownie opu�ci� g�ow�. Poruszy�a si� niespokojnie i unios�a ksi��k�, �eby zas�oni� twarz. Wykrzywi� usta w tym samym ironicznym u�miechu, kt�rym uraczy� recepcjonistk� wydaj�c� mu pieni�dze. Narasta�o w nim poczucie mocy. Du�o czasu min�o, odk�d ostatnio tego do�wiadczy�; przecie� pozbawiono go ludzkich ofiar. Z dum� stwierdzi�, �e nic si� nie zmieni�o; nadal nad nimi panowa�. Kobieta g�o�no zamkn�a ksi��k�. Gwa�townym ruchem wrzuci�a j� do torebki, zabra�a �akiet z s�siedniego fotela i wsta�a. Obserwowa� ka�dy jej ruch, ka�de drgnienie cia�a. � Zboczeniec�mrukn�a. Po chwili jej nie by�o. Ko�ysz�c biodrami sz�a w g��b poci�gu, jak najdalej od niego. Duveen westchn�� z zadowoleniem. Wszystko po staremu. Na Manhattanie zameldowa� si� w tanim hotelu przy Times S�uare. Po obfitej kolacji znalaz� ma�� knajpk� w bocznej uliczce, gdzie mieli niez�ego burbona. Nadszed� czas, by wcieli� w �ycie pierwszy plan. Moc buzowa�a w nim jak elektryczno�� w s�upie wysokiego napi�cia. Bez trudu znalaz� prostytutk�. Zaprowadzi� j� do ciemnej uliczki i wzi��, opart� o pojemnik na �mieci. Ci�gle w niej, otoczy� d�o�mi szczup�� szyj� i zacisn�� palce. Nie obawia� si�, �e kto� nadejdzie i go zobaczy, bo panowa� nad sytuacj�. By� niezwyci�ony. Rz�zi�a i wyrywa�a si�, wi�c jednym ciosem pozbawi�j�przytomno�ci. Sko�czy�, pu�ci� j� i pozwoli�, by bezw�adnie osun�a si� na ziemi�. Wyci�gn�� z kieszeni scyzoryk, starannie wyry� na jej czole krzy�. Od skroni do skroni, od nasady w�os�w do nosa. Lubi� to, traktowa� krzy� jako sw�j osobisty znak, podpis. Z �atwo�ci� j� d�wign��, wrzuci� do kontenera, obla� burbonem. Poprawi� na sobie ubranie, wyci�gn�� papierosa, zapali�. P�on�c� zapa�k� cisn�� do kontenera. Pogwizduj�c �Dixie", wolnym krokiem wyszed� z uliczki. Czu� si� jak nowo narodzony. Kiedy skr�ca� za r�g, jego uszu dobieg� syk p�omieni. U�miechn�� si� pod nosem. Odk�d pami�ta�, lubi� ogie�. Przez pewien czas kr�ci� si� w pobli�u, zagl�da� do obskurnych sklepik�w, w kt�rych sprzedawano erotyczne gad�ety i magazyny, do kin, gdzie wy�wietlano filmy pornograficzne, obserwowa� alfons�w sprzedaj�cych swoje kobiety. Po dziesi�ciu minutach ulice wype�ni�o wycie stra�ackich syren. Gdy wraz z t�umem gapi�w spieszy� do ciemnej uliczki, przepe�nia�o go podniecenie i poczucie mocy. Oto stworzy� darmowy spektakl dla poruszonych mas: �wiat�a, ha�as, p�omienie. Zam�t i chaos dramatu prosto z �ycia. Zmierza� z powrotem do hotelu. To dopiero pocz�tek, ale musia� przyzna�, �e jak na pierwszy dzie� od dwudziestu lat, poradzi� sobie ca�kiem nie�le. Rozdzia�6 D an Cassidy, detektyw z Wydzia�u Zab�jstw, siedzia� za biurkiem na posterunku na Manhattanie i z uwag� wpatrywa� si� w ekran komputera. Niepotrzebnie; jak zwykle, jego notatki by�y szczeg�owe i przejrzyste. Zamkn�� plik i spojrza� na dokumenty na biurku. Le�a�y w nieskazitelnym porz�dku. Otwiera� szuflady i zaraz ponownie je zamyka�. By�y puste. Nerwowo odepchn�� krzes�o, wsta� i poszed� do holu, do maszyny z napojami. Wrzuci� kilka monet, si�gn�� po pi�ty tej nocy kubek kawy. Opar� si� o �cian� i powoli s�czy� m�tny, g�sty p�yn, leniwie si� zastanawiaj�c, czy na pewno podj�� w�a�ciw� decyzj�. Przecie� m�wi si�, �e do przesz�o�ci nie ma powrotu. Odepchn�� w�tpliwo�ci wzruszeniem ramion. I tak jest za p�no. Dan mia� ciemne w�osy i niebieskie oczy, jak jego irlandzcy przodkowie, natomiast wzrost i postur� zawdzi�cza� genom matki. Dorasta� w Santa Barbara, typowy ch�opak z Kalifornii, doskona�y p�ywak i surfer. By� szczup�y, przystojny, umi�niony, mia� trzydzie�ci dziewi�� lat i by�� �on� w Los Angeles. Pobrali si� wcze�nie, w college'u. Rozstali si� kilka lat p�niej. Chcia� jak najszybciej odci�� si� od przesz�o�ci, oddali� r�wnie� w sensie fizycznym. Potrzebowa� czego� nowego, nowego wyzwania. W Nowym Jorku wst�pi� do policji. Ani razu nie �a�owa� tej decyzji. W oczach koleg�w uchodzi� za twardego, inteligentnego detektywa z instynktem. Praca by�a dla niego bardzo wa�na. Zawsze przejmowa� si� losem poszkodowanych. �Dan poni�s� kl�sk� tylko w jednym wypadku � sam nie jest w stanie uratowa� ca�ego �wiata" � powiedzia� kiedy� komendant, lecz u�miecha� si�, wypowiadaj�c te s�owa. Przed dwoma laty Dan zosta� ci�ko ranny w klatk� piersiow� podczas aresztowania podejrzanego o morderstwo. Gdyby nie b�yskawiczna reakcja jego przyjaciela i partnera, Pete'a Piatowsky'ego, nie uszed�by z �yciem. Fakt, �e tak blisko otar� si� o �mier�, sk�oni� go do zastanowienia si� nad w�asnym losem. Tym razem mia� szcz�cie, ale nast�pnym? Odpowied� by�a tym 25 trudniejsza, �e wskutek postrza�u mia� sztywne rami� i bark, wi�c wolniej ni� dotychczas wyci�ga� bro� z kabury. Chocia� w jego oczach nie stanowi�o to specjalnej przeszkody w dalszym pe�nieniu czynnej s�u�by, komisja lekarska by�a innego zdania. Przydzielono mu prac� za biurkiem. �ycie nowojorskiego policjanta to ciemne uliczki, walka z przest�pcami, w�asny, cho�by ma�y, wk�ad w bezpiecze�stwo miasta. Siedzenie za biurkiem nie by�o nawet w po�owie r�wnie interesuj�ce. Postanowi� wsi��� jutro do samolotu i rozpocz�� nowe �ycie jako w�a�ciciel niewielkiej winnicy w Kalifornii niedaleko miasteczka swego dzieci�stwa. Wiele razy powtarza� sobie, �e ma po dziurki w nosie morderstw i przemocy. Pragn�� powrotu do prostego, spokojnego �ycia z dala od zgie�ku wielkiego miasta. Konie, psy, kury, atmosfera ma�ego miasteczka. Je�li, �eby to osi�gn��, ma si� wcieli� w farmera, czemu nie? Jego ojciec umar� niedawno; Dan kupi� winnic�, kieruj�c si� wspomnieniami, nostalgi�, zachwycony pomys�em powrotu do korzeni. W z�e dni powtarza� sobie, �e mu odbi�o i �e posiad�o�� Running Horse, Biegn�cy Ko�, skazana jest na zag�ad�. W dobre dni przypomina� sobie, �e si� szybko uczy i je�li trzeba, daje z siebie wszystko, czas, energi�, pieni�dze. Pewnego dnia wszystko to wr�ci do niego z nawi�zk�, bo odniesie sukces. Do tej pory nie widzia� swojej posiad�o�ci na w�asne oczy, cho� gdy zobaczy� w gazecie og�oszenie, mgli�cie przypomnia� sobie te okolice z dzieci�stwa. Zreszt� nie by� kompletnym ��todziobem. Zanim zacz�� nauk� w college'u, przez ca�e wakacje pracowa� w winnicy w Napa. Robi� tam wszystko, poczynaj�c od har�wki na polach, poprzez winobranie, do pracy w rozlewni. Zafascynowany, �azi� krok w krok za kiperem, ciekaw zachodz�cych proces�w. Pozna� wszystkie problemy: nag�y przymrozek, kt�ry w ci�gu jednej nocy mo�e zniszczy� ca�e plony, o ile nie zareagujesz wystarczaj�co szybko i nie pobiegniesz na pole, zazwyczaj o trzeciej nad ranem, �eby ratowa� krzewy. Widzia� owoce, kt�re zaraza przemieni�a w suche, bezwarto�ciowe rodzynki. Walczy� z po w�dzi�, pracowa� w upalnym s�o�cu. A przede wszystkim zrozumia�, w jak wielkim stopniu sukces winnicy zale�y od pogody. Dobre krzewy plus dobra pogoda r�wna si� dobry zbi�r, proste r�wnanie. Mia� nadziej�, �e si� nie myli. Roz�wietlone s�o�cem zdj�cia posiad�o�ci przedstawia�y pag�rkowaty krajobraz poro�ni�ty kar�owatymi d�bami, cienistymi eukaliptusami i zaniedban� winoro�l�. By� tam ma�y drewniany domek z werand� biegn�ca doko�a, budynek z czerwonej ceg�y, w kt�rym mie�ci�a si� wytw�rnia wina, i wybudowana w hiszpa�skim stylu stajnia z cienistym patio po�rodku. Zakocha� si� w winnicy na pierwszy rzut oka. Zreszt� by�a tania� �wietna okazja, jak mu powiedziano. To, co odziedziczy� po ojcu, jego oszcz�dno�ci i renta z policji akurat wystarczy�y. Teraz �ywi� nadziej�, �e jego nabytek w rzeczywisto�ci wygl�da r�wnie wspaniale jak na fotografii. Z westchnieniem wr�ci� do gabinetu akurat w tej chwili, gdy przez radio podawano wiadomo�� o spalonych zw�okach w uliczce niedaleko Times S�uare. Ruszy� do drzwi. 26 - Co tam, pojad� z tob� ten jeden, ostatni raz - oznajmi� Pete'owi Piatow-sky'emu, swemu partnerowi od pi�ciu lat. Piatowsky spojrza� na niego k�tem oka. - Nie wytrzymasz tam, sam w�r�d suchych badyli. Zamiast na po�egnalne przyj�cie, wolisz wyruszy� w miasto. Zak�ad, �e za trzy miesi�ce wr�cisz? - Pi�� do jednego, �e za dwa! - krzykn�� kto� w s�siednim pokoju. Usta Piatowsky'ego rozci�gn�y si� w szerokim u�miechu. Gdyby zak�ady by�y legalne, postawi�by nawet wi�cej na jeszcze kr�tszy termin. Dan by� wysoki, ale Piatowsky by� gigantem. Mia� czterdzie�ci dwa lata, resztki jasnych w�os�w starannie zaczesane na po�yczk� i zwodniczo �agodne b��kitne oczy. Dan zna� go doskonale i wiedzia�, �e jest ostry i szybki, �wietnie sobie radzi na ulicy. By� dobrym policjantem i wspania�ym przyjacielem. Co wi�cej, uratowa� mu �ycie. Dan mia� wobec niego d�ug wdzi�czno�ci. Wywo�uj�cy md�o�ci zapach palonego cia�a uderzy� ich, gdy tylko wysiedli z samochodu. �mier� na ulicy nigdy nie stanowi przyjemnego widoku, ale w tym przypadku skr�ca� si� �o��dek. P�omienie nie zatar�y krzy�a wyrytego na czole. Zw�glona sk�ra zwija�a si� jak karty ksi��ki, ods�ania�a ko�ci czaszki. Martwa kobieta wpatrywa�a si� w nich przera�onym spojrzeniem wytrzeszczonych oczu, spojrzeniem, kt�re pos�a�a zab�jcy w chwili �mierci. Koroner przyby� wkr�tce po nich. Pochylony nad cuchn�cym pojemnikiem, wype�nia� sw� powinno��. Dan nie zazdro�ci� mu takiej pracy. Pomy�la� o b��kitnym niebie, blasku s�o�ca i �wie�ym powietrzu, kt�re na niego czekaj�. - Id� o zak�ad, �e nie od no�a zgin�a - powiedzia� w ko�cu lekarz. -1 nie od ognia. Zosta�a uduszona. Okaleczenie nast�pi�o po zgonie, a ogie� mia� prawdopodobnie zatrze� �lady przest�pstwa. Ze skrzywionymi minami przyj�li wiadomo��, �e gasz�cy po�ar stra�acy skutecznie zatarli wszelkie �lady. - Dra� ma cholerne szcz�cie - stwierdzi� Piatowsky. - Swoj� drog�, po choler� wyry� krzy� na czole? Po �mierci? Co za �wir! Pewnie jaki� religijny fanatyk, rozpocz�� krucjat� na Manhattanie. - To jego podpis, znak rozpoznawczy. Moim zdaniem mordowa� ju� wcze�niej . Powiniene� przejrze� stare akta, sprawdzi�, kt�rego �wira niedawno zwolnili. - Dzi�ki, stary. - Piatowsky odda�by wiele za szklaneczk� czego� mocniejszego w towarzystwie koleg�w, ale czeka�a go jeszcze druga, pracowita noc. -Zabieraj st�d swoj� przem�drza�� dup� i szoruj na przyj�cie. -U�cisn�� mu d�o�, serdecznie poklepa� po ramieniu. - �a�uj�, �e mnie tam nie b�dzie, ale oczywi�cie musz� zosta� z trupem. Teraz, kiedy nadszed� czas, Dan nie mia� najmniejszej ochoty wyje�d�a�. - W s�onecznej Kalifornii b�dzie na ciebie czeka� pok�j go�cinny. - Przywioz