9380
Szczegóły |
Tytuł |
9380 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9380 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9380 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9380 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andriej P�atonow
Szcz�liwa Moskwa
prze�o�yl Henryk Ch�yslowski
1
Ciemny cz�owiek z p�on�c� pochodni� bieg� ulic� w pos�pn� noc p�nej jesieni. Ma�a dziewczynka ujrza�a go z okna swego domu, zbudziwszy si� od pos�pnego snu. P�niej us�ysza�a g�o�ny wystrza� karabinowy i biedny smutny krzyk - zabito najpewniej biegn�cego z pochodni� cz�owieka. Wkr�tce donios�y si� z oddali liczne wystrza�y i ludzka wrzawa z pobliskiego wi�zienia... Dziewczynka zasn�a i zapomnia�a wszystko, co p�niej, w kolejnych dniach widzia�a: by�a zbyt ma�a, a pami�� i rozum wczesnego dzieci�stwa na zawsze zaros�y w jej ciele �yciem, kt�re nast�pi�o. Ale a� do p�nych lat niespodziewanie i sm�tnie podnosi� si� w niej i bieg� bezimienny cz�owiek - w bladym �wietle pami�ci i ponownie gin�� w mroku przesz�o�ci, w sercu dziecka, kt�re wydoro�la�o. Po�r�d g�odu i snu, w chwili mi�o�ci albo jakiej� m�odej rado�ci nagle w oddali, w g��binach cia�a zn�w rozlega� si� smutny krzyk martwego i m�oda kobieta natychmiast odmienia�a swoje �ycie - przerywa�a taniec, je�li ta�czy�a, w wi�kszym skupieniu, wytrwalej pracowa�a, je�li to by�a praca, zakrywa�a twarz r�kami, je�li by�a sama. W t� s�otn� noc p�nej jesieni zacz�a si� rewolucja pa�dziernikowa - w mie�cie, gdzie mieszka�a w�wczas Moskwa Iwanowna Czestnowa. Jej ojciec umar� na tyfus, a g�odna osierocona dziewczynka wysz�a z domu i nigdy ju� tam nie wr�ci�a. z u�pion� dusz�, nie pomna ani na ludzi, ani na przestrze�, chodzi�a i �ywi�a si� po kraju jak w pustce, dop�ki nie znalaz�a si� w domu dziecka i w szkole. Siedzia�a w �awce przy oknie w mie�cie, kt�re nazywa�o si� Moskwa. Na bulwarze przesta�y ju� rosn�� drzewa, bez wiatru opada�y z nich li�cie i pokrywa�y zamilk�� ziemi� - na d�ugi nadchodz�cy sen; by� koniec wrze�nia i by� rok �w, kiedy sko�czy�y si� wszystkie wojny i na nowo zacz�to uruchamia� kolej. W domu dziecka Moskwa Czestnowa przebywa�a ju� dwa lata, tutaj te� nadano jej imi�, nazwisko, a nawet imi� ojca, poniewa� dziewczynka pami�ta�a swoje imi� i wczesne dzieci�stwo bardzo niejasno. Wydawa�o jej si�, �e ojciec nazywa� j� Ol�, nie by�a jednak tego pewna, wi�c milcza�a niczym bezimienna, niczym �w zabity nocny cz�owiek. Nadano jej w�wczas imi� na cze�� Moskwy, imi� ojca, by upami�tni� Iwana, zwyk�ego rosyjskiego czerwonoarmist�, kt�ry pad� w bojach, nazwisko za� na znak czysto�ci jej serca, kt�re nie zd��y�o jeszcze si� zbruka�, jakkolwiek d�ugo by�o nieszcz�liwe. Jasne i wschodz�ce �ycie Moskwy Czestnowej rozpocz�o si� od owego jesiennego dnia, kiedy siedzia�a w szkole przy oknie, ju� w drugiej grupie, patrzy�a w �mier� li�ci na bulwarze i z zainteresowaniem czyta�a szyld na przeciwleg�ym domu: "Robotniczo-ch�opska biblioteka-czytelnia imienia A. W. Kolcowa". Przed ostatni� lekcj� wszystkim dzieciom rozdano po raz pierwszy w ich �yciu po bia�ej bu�ce z kotletem i po kartoflu i opowiedziano, z czego robi si� kotlety - z kr�w. Przy okazji polecono wszystkim napisa� na nast�pny dzie� wypracowanie o krowie - kto j� widzia� - a tak�e o swym przysz�ym �yciu. Wieczorem Moskwa Czestnowa, najad�szy si� bu�k� i tre�ciwym kotletem, pisa�a wypracowanie przy wsp�lnym stole, podczas gdy wszystkie jej kole�anki ju� spa�y, a elektryczne �wiat�o ledwie si� �arzy�o. "Opowie�� dziewczynki bez ojca i matki o swoim przysz�ym �yciu. - Ucz� nas teraz rozumu, a rozum jest w g�owie, po wierzchu niczego nie ma. Trzeba �y� po prawdzie z prac�, ja chc� �y� przysz�ym �yciem, niechby by�y herbatniki, konfitura, cukierki i �eby mo�na zawsze chodzi� po polu ko�o drzew. Bo inaczej �y� nie b�d�, jak tak, nie chce mi si� z nieochoty. Chce mi si� �y� zwyczajnie, ze szcz�ciem. Wi�cej nie ma co m�wi�". Ze szko�y Moskwa p�niej uciek�a. Sprowadzono j� znowu po roku i zawstydzano na og�lnym zebraniu, �e jako c�rka rewolucji post�puje w spos�b niezdyscyplinowany i nieetyczny.- Nie jestem c�rk�, jestem sierot�! - odpowiedzia�a w�wczas Moskwa i zn�w zacz�a pilnie si� uczy�, jakby nigdy nie ucieka�a. Z przyrody podoba�y jej si� najbardziej wiatr i s�o�ce. Lubi�a le�e� gdzie� w trawie i s�ucha�, o czym szumi wiatr w g�stwinie ro�lin niczym niewidzialny t�skni�cy cz�owiek, i ogl�da� letnie ob�oki, p�yn�ce daleko nad wszystkimi niewiadomymi krajami i narodami; od obserwowania ob�ok�w i przestrzeni w piersi Moskwy zaczyna�o bi� serce, zupe�nie jakby jej cia�o zosta�o wyniesione wysoko i tam pozostawione samo sobie. Potem chodzi�a po polach, po zwyk�ej lichej ziemi i czujnie, ostro�nie wpatrywa�a si� po wsz�dy, przyzwyczajaj�c si� dopiero do �ycia w �wiecie i ciesz�c si�, �e wszystko jej tutaj odpowiada - jej cia�u, sercu i wolno�ci. Po uko�czeniu dziewi�ciolatki Moskwa, jak ka�dy m�ody cz�owiek, zacz�a w spos�b nie u�wiadomiony szuka� drogi w swoj� przysz�o��, w szcz�liw� t�umno�� ludzi; �wierzbia�y j� r�ce do dzia�ania, uczucia szuka�y dumy i heroizmu, w umy�le zawczasu triumfowa� jeszcze tajemniczy, ale ju� wysoki los. Siedemnastoletnia Moskwa nie mog�a nigdzie wej�� sama, czeka�a na zaproszenie, jakby ceni�c sobie dar m�odo�ci i nagromadzonej si�y. Dlatego sta�a si� na jaki� czas samotna i dziwna. Przypadkowy cz�owiek pozna� pewnego razu Moskw� i pokona� j� swym uczuciem i uprzejmo�ci� - Moskwa Czestnowa wysz�a wtedy za niego za m��, raz i na zawsze psuj�c swoje cia�o i m�odo��.
Jej du�e r�ce, zdatne do �mia�ego dzia�ania, s�u�y�y obj�ciom; serce, poszukuj�ce heroizmu, zacz�o kocha� tylko jednego chytrego cz�owieka, kt�ry wczepi� si� w Moskw� jak w przynale�n� mu w�asno��. Lecz pewnego ranka Moskwa po, czu�a tak dotkliwy wstyd swego �ycia - nie u�wiadamiaj�c sobie dok�adnie, dlaczego - �e na po�egnanie poca�owa�a �pi�cego m�a w czo�o i wysz�a z pokoju, nie zabieraj�c ze sob� ani jednej zapasowej sukienki. Do wieczora chodzi�a po bulwarach i po brzegu Moskwy, odczuwaj�c jedynie wiatr byle jakiej wrze�niowej niepogody i nie my�l�c o niczym pusta i zm�czona. Wieczorem chcia�a wle�� na nocleg gdzie� do skrzyni, znale�� pust� budk� spo�ywcz� Mostropu albo jeszcze co innego, tak jak robi�a to dawniej w swym w�drownym dzieci�stwie, spostrzeg�a jednak, �e od dawna sta�a si� du�a i nigdzie niezauwa�alnie nie wlezie. Usiad�a na �awce w ciemno�ciach p�nego bulwaru i zdrzemn�a si�, s�ysz�c, jak w pobli�u �a�� i naszeptuj� z�odzieje i bezdomni chuligani. O p�nocy na tej samej �awce przysiad� niepozorny cz�owiek z utajon� i rzeteln� nadziej�, �e ta kobieta pokocha go, by� mo�e, nagle sama z siebie, poniewa� z uwagi na niemrawo�� swoich si� nie potrafi� natarczywie domaga� si� mi�o�ci; w istocie nie szuka� ani pi�knej twarzy, ani �licznej figury - godzi� si� na wszystko, nawet na najwi�ksze ofiary ze swej strony, byleby cz�owiek odpowiedzia� mu wiernym uczuciem.- Czego tu? - zapyta�a go rozbudzona Moskwa.
- Nie, nic! - odrzek� �w cz�owiek. - Ja... tak.
- Chce mi si� spa�, a nie mam gdzie - powiedzia�a Moskwa.
Cz�owiek natychmiast oznajmi�, �e ma pok�j, lecz by unikn�� podejrze� co do jego zamiar�w, lepiej dla niej b�dzie wynaj�� pok�j w hotelu i tam odespa� w czystej po�cieli, owin�wszy si� w ko�dr�. Moskwa zgodzi�a si� i poszli. Po drodze Moskwa poleci�a swemu towarzyszowi, by umie�ci� j� gdzie� na nauk� - z wy�ywieniem i internatem.- A co pani najbardziej lubi? - zapyta�.
- Lubi� wiatr w powietrzu i jeszcze inne r�no�ci - powiedzia�a wyczerpana Moskwa.
- A zatem szko�a aeronautyki, nic innego pani si� nie nada - ustali� asystuj�cy Moskwie cz�owiek. - Postaram si�.
Znalaz� jej pok�j w Zaje�dzie Minina, zap�aci� za trzy doby z g�ry i da� trzydzie�ci rubli na produkty spo�ywcze, sam za� poszed� do domu, unosz�c w sobie swoj� pociech�.
Po pi�ciu dniach Moskwa Czestnowa dzi�ki jego staraniom wst�pi�a do szko�y aeronautyki i przenios�a si� do internatu.
2
W centrum stolicy na si�dmym pi�trze mieszka� trzydziestoletni m�czyzna, Wiktor Wasiljewicz Bo�ko. Mieszka� w male�kim pokoiku, o�wietlanym jednym oknem; ha�as nowego �wiata dociera� na wysoko�� tego mieszkaniajako dzie�o symfoniczne - fa�sz nikczemnych i przypadkowych d�wi�k�w zacicha� nie wy�ej czwartego pi�tra. Pok�j by� biednie i surowo umeblowany, ale nie z n�dzy, tylko z marzycielstwa: �elazne ��ko typu epidemicznego z wyszmelcowan�, przecz�owieczon� na wylot ko�dr�, nagi st�, por�czny dla wi�kszego skupienia, krzes�o z odpad�w u�ytkowych, w�asnej roboty p�ki na �cianie z najlepszymi ksi��kami socjalizmu i dziewi�tnastego wieku, trzy portrety nad sto�em - Lenin, Stalin i doktor Zamenhof, wynalazca mi�dzynarodowego j�zyka esperanto. Poni�ej tych portret�w wisia�y w czterech rz�dach ma�e fotografie bezimiennych ludzi, przy czym na fotografiach by�y nie tylko twarze bia�e, ale tak�e Murzyni, Chi�czycy i mieszka�cy wszystkich stron �wiata. Do p�nego wieczoru pok�j ten bywa pusty. znu�one, zesm�tnia�e d�wi�ki stopniowo w nim zamieraj�, znu�ona materia poskrzypuje niekiedy, �wiat�o s�o�ca powoli wlecze si� po pod�odze czworok�tem okna, by rozp�yn�� si� noc� na �cianie. Wszystko si� ko�czy i tylko przedmioty zadr�czaj� si� w ciemno�ciach. Przychodzi mieszkaj�cy tutaj cz�owiek i zapala techniczne �wiat�o elektryczno�ci. Lokator jest jak zwykle szcz�liwy i spokojny, bowiem �ycie jego nie up�ywa na pr�no; jego cia�o zm�czy�o si� w ci�gu dnia, oczy zbiela�y, serce jednak bije r�wnomiernie, a my�l rozb�yska r�wnie jasno, jak rankiem. Dzisiaj Bo�ko, geometra i projektant teren�w miejskich, zako�czy� starannie plan nowej ulicy, wyznaczywszy miejsca pod ziele�, dzieci�ce placyki zabaw i rejonowy stadion. Smakowa� zawczasu blisk� przysz�o�� i pracowa� z sercem bij�cym szcz�ciem, w stosunku do samego siebie za�, jako do urodzonego za kapitalizmu, by� oboj�tny. Bo�ko wyj�� paczk� prywatnych list�w, kt�re otrzymywa� niemal codziennie na adres s�u�bowy, i zag��bi� si� w nich swymi rozmy�laniami przy go�ym stole. Pisano do niego z Melbourne, Kapsztadu, z Hongkongu, Szanghaju, z niewielkich wysepek, przycupni�tych w wodnej pustyni Oceanu Spokojnego, z Megaridy - osady u st�p greckiego Olimpu, z Egiptu i z wielu punkt�w Europy. Urz�dnicy i robotnicy, dalecy ludzie, przygniecieni do ziemi bezw�adem eksploatacji, nauczyli si� esperanto i pokonali niemot� mi�dzy narodami; os�abieni prac�, zbyt biedni, by podr�owa�, porozumiewali si� ze sob� my�l�. W�r�d list�w by�o kilka przekaz�w pieni�nych: Murzyn z Kongo przys�a� l franka, Syryjczyk z Jerozolimy 4 ameryka�skie dolary, Polak Studzi�ski co trzy miesi�ce przysy�a� po 10 z�otych. Sposobili sobie oni zawczasu robotnicz� ojczyzn�, aby mieli gdzie schroni� si� na staro�� i aby ich dzieci mog�y w ko�cu uciec i uratowa� si� w zimnym kraju, rozgrzanym przyja�ni� i prac�. :Bo�ko akuratnie wp�aca� te pieni�dze na po�yczk� pa�stwow�, obligacje za� odsy�a� niewidzialnym w�a�cicielom wraz z pokwitowaniami. Przestudiowawszy korespondencj�, Bo�ko pisa� odpowied� na ka�dy list, czuj�c sw� wy�szo�� i dum� jako dzia�acz ZSRR. Pisa� jednak bez dumy, skromnie i z �yczliwo�ci�: "Drogi, oddalony przyjacielu. Otrzyma�em Pana list, u nas tutaj idzie wszystko coraz lepiej, wsp�lne dobro pracuj�cych codziennie si� pomna�a, dla �wiatowego proletariatu gromadzi si� ogromna spu�cizna w postaci socjalizmu. Ka�dego dnia rosn� nowe ogrody, zasiedlaj� si� nowe domy i szybko pracuj� wynalezione maszyny. Ludzie tak�e wyrastaj� inni, wspaniali, tylko ja pozostaj� jak kiedy�, dlatego �e urodzi�em si� dawno i nie zd��y�em . I si� jeszcze od siebie odzwyczai�. Po pi�ciu, sze�ciu latach chleba 1 rozmaitych kulturalnych wyg�d stworzy si� u nas ogromna ilo�� i ca�y miliard pracuj�cych na pi�ciu sz�stych Ziemi, zabrawszy rodziny, b�dzie m�g� przyjecha� do nas �y� na wieki, a kapitalizm niech sobie zostanie pusty, chyba �e nast�pi tam rewolucja. Zwr�� uwag� na Ocean Wie1ki, mieszkasz na jego
brzegu, p�ywaj� tam czasami radzieckie statki, to - my. Pozdrawiam".
Murzyn Arratau powiadamia�, �e umar�a mu �ona; w takich razach Bo�ko odpowiada� wsp�czuciem, ale popada� w rozpacz nie radzi� - trzeba zachowa� siebie dla przysz�o�ci, albowiem na Ziemi pr�cz nas nikt prawa by� nie ma. A najlepiej niechaj Arratau natychmiast przyje�d�a do ZSRR, tutaj mo�e �y� w�r�d towarzyszy, szcz�liwiej ni� w rodzinie. O poranku Bo�ko zasn�� ze s�odycz� po�ytecznego znu�enia; �ni�o mu si�, �e jest dzieckiem, jego matka �yje, na �wiecie trwa lato i wyros�y wielkie gaje. W swej pracy Bo�ko s�yn�� jako najpierwszy przodownik. Opr�cz zwyk�ej roboty geometry by� sekretarzem gazety �ciennej, organizatorem kom�rek Osoawiachimu' i MOPR-u2, kierownikiem gospodarstwa ogrodniczego i na sw�j koszt kszta�ci� w szkole aeronautyki pewn� ma�o mu znan� dziewczyn�, aby cho� odrobin� os�abi� wydatki pa�stwa. Dziewczyna ta raz na miesi�c przychodzi�a do Bo�ki. Cz�stowa� j� cukierkami, wr�cza� jej pieni�dze na jedzenie i swoj� przepustk� do sklepu z towarami powszechnego u�ytku, a dziewczyna nie�mia�o wychodzi�a.
Mia�a niepe�nych dziewi�tna�cie lat, nazywa�a si� Moskwa Iwanowna Czestnowa; spotka� j� pewnego razu na jesiennym bulwarze w chwili niepohamowanego smutku i od tej pory nie m�g� zapomnie�.
Osoawiachim - ( 1927- 1948) Obszczestwo sodiejstwija oboronie i awiacyonno-chimiczeskomu stroitieIstwu SSSR (Towarzystwo Wspierania Bada� Lotniczo-Chemicznych w ZSRR) (wszystkie przypisy pochodz� od t�umacza].2 MOPR - Mie�dunarodnaja Organizacyja Pomoszczi Borcam Riewolucyi (Mi�dzynarodowa Organizacja Pomocy Bojownikom Rewolucji).
Po jej wizycie Bo�ko k�ad� si� zazwyczaj twarz� do do�u i gryz� si� ze smutku, chocia� �r�d�em jego �ycia by�a sama tylko powszechna rado��. Nasm�ciwszy si�, siada� pisa� listy do Indii, na Madagaskar, do Portugalii, zach�caj�c ludzi do udzia�u w socjalizmie, do wsp�czucia dla pracuj�cych na ca�ej bolesnej Ziemi, a lampa o�wietla�a jego �ysiej�c� g�ow�, wype�nion� marzeniami i cierpliwo�ci�. Pewnego razu Moskwa Czestnowa przysz�a jak zwykle i nie wysz�a od razu. Od dw�ch lat zna� j� Bo�ko, ale nie maj�c nadziei na nic, kr�powa� si� z bliska wpatrywa� w jej twarz. Moskwa �mia�a si�, uko�czy�a szko�� pilot�w i przynios�a pocz�stunek za swoje pieni�dze. Bo�ko zacz�� pi� i je�� z Moskw�, ale serce jego t�uk�o si� z przera�enia, bo poczu�o od dawna uwi�zion� w nim mi�o��. Kiedy nadci�gn�a p�na noc, Bo�ko otworzy� okno na ciemn� przestrze� i do pokoju wlecia�y �my i komary, ale woko�o by�o tak cicho, ze Bo�ko s�ysza� bicie serca Moskwy Iwanowny w jej du�ej piersi; bicie owo rozlega�o si� na tyle r�wno, pr�nie i pewnie, �e gdyby mo�na by�o po��czy� z tym sercem ca�y �wiat, mog�oby ono regulowa� bieg wydarze� - nawet kommry i �my, siadaj�c z przodu na bluzce Moskwy, natychmiast odlatywa�y, boj�c si� �oskotu �ycia w jej pot�nym i ciep�ym ciele. Policzki Moskwy, poddane ci�nieniu serca, na d�ugo, na ca�e �ycie nabra�y barwy opalenizny, oczy b�yszcza�y jasno�ci� szcz�cia, w�osy wyp�owia�y od skwaru nad g�ow�, a cia�o nabrzmia�o p�n� m�odo�ci�, znajduj�c si� ju� na granicy kobiecej cz�owieczo�ci, kiedy nowe �ycie niemal mimochodem pojawia si� wewn�trz cz�owieka. Bo�ko nieprze1wanie, do nowego �wietlistego poranka, patrzy� i patrzy� na Moskw�, kiedy dziewczyna ju� dawno zasn�a w jego pokoju i senna, szcz�liwa �wie�o��, jak zdrowie, wiecz�r i dzieci�stwo, wchodzi�y w tego znu�onego cz�owieka. Nast�pnego dnia Moskwa zaprosi�a Bo�k� na aerodrom - by zobaczy� dzia�anie nowych spadochron�w. Niewielki aeroplan zabra� w swoje wn�trze Moskw� i polecia� wysoko w odwieczne pustynne niebo. W zenicie aeroplan przygasi� motor,
pochyli� si� do przodu i zrzuci� spod swego kad�uba jasny k��buszek, kt�ry bez tchu poni�s� si� w otch�a�. W tym samym czasie niewysoko nad ziemi� lecia� powoli inny aeroplan, kt�ry zwolni� prac� swoich trzech silnik�w, chc�c wyl�dowa�. Na ma�ej wysoko�ci, nad owym tr�jsilnikowym szybuj�cym samolotem samotne powietrzne cia�ko, bezbronnie mkn�ce z narastaj�c� szybko�ci�, rozwin�o si� w kwiatek, nape�ni�o powietrzem i zako�ysa�o. Tr�jsilnikowy samolot natychmiast uruchomi� wszystkie swoje maszyny, aby uciec od spadochronu, lecz spadochron by� zbyt blisko, mog�o go wkr�ci� pod �mig�o w strugi powietrza, wi�c m�dry pilot ponownie wy��czy� silniki, daj�c spadochronowi mo�liwo�� orientacji. W�wczas spadochron opu�ci� si� na powierzchni� no�n� skrzyd�a i zwin�� si�, a po kilku chwilach po przechylonym skrzydle powoli i bez strachu przeszed� niewie1ki cz�owiek i znikn�� w maszynie. Bo�ko wiedzia�, �e to przylecia�a z przestworzy Moskwa; wczoraj s�ysza� jej r�wnomierne, rozg�o�ne serce - teraz za� sta� i p�aka� ze szcz�cia za ca�� �mia�� ludzko��, �a�uj�c, �e w ci�gu dw�ch lat dawa� Moskwie Czestnowej po sto rubli miesi�cznie, a nie po sto pi��dziesi�t. W nocy Bo�ko znowu, jak zwykle, pisa� listy do ca�ego zaocznego �wiata, opisuj�c z zapa�em cia�o i serce nowego cz�owieka, pokonuj�cego �mierteln� przestrze� wysoko�ci o �wicie za�, przygotowawszy poczt� dla ludzko�ci, Bo�ko zap�aka�; �al mu si� zrobi�o, �e serce Moskwy mo�e lata� w powietrznym �yi wiole, ale kocha� go nie mo�na. Zasn�� i spa� bez pami�ci do wieczora, zapomniawszy o pracy. Wieczorem kto� do niego zastuka� i wesz�a Moskwa, jak zawsze szcz�liwa z wygl�du i z dawnym g�o�nym sercem. Bo�ko nie�mia�o, z kra�cowej potrzeby uczucia, obj�� Moskw�, a ona zacz�a ca�owa� go w odpowiedzi. W wychud�ym gardle Bo�ki zabulgota�a skryta bolesna si�a i nie m�g� si� ju� opami�ta�, poznaj�c na ca�e �ycie jedynie szcz�cie ciep�oty cz�owieka.
3
Ka�dego ranka, budz�c si�, Moskwa Czestnowa d�ugo patrzy�a na �wiat�o s�oneczne w oknie, m�wi�a w my�lach: " To nadchodz� przysz�e czasy", i wstawa�a w szcz�liwej beztrosce, kt�ra zale�a�a zapewne nie od �wiadomo�ci, ale od si�y serca i zdrowia. Potem Moskwa my�a si�, dziwuj�c si� chemii natury, przekszta�caj�cej zwyk�e sk�pe po�ywienie (jakie tylko nieczysto�ci Moskwa jad�a w swoim �yciu!) w r�ow� czysto��, w kwitn�ce przestrzenie jej cia�a. Nawet b�d�c sama, Moskwa mog�a patrze� na siebie jak na kogo� obcego i lubowa� si� swoim korpusem w czasie, gdy go my�a. Wiedzia�a, rzecz jasna, �e nie ma tutaj jej zas�ug, �e jest za to precyzyjna robota dawnych czas�w i natury - i p�niej, prze�uwaj�c �niadanie, Moskwa roi�a co� o naturze p�yn�cej wod�, dm�cej wiatrem, nieprzerwanie poruszaj�cej si�, niczym w chorobliwej malignie, ca�� sw� olbrzymi� cierpliw� substancj�... Naturze trzeba by�o koniecznie wsp�czu� - tyle si� natrudzi�a dla stworzenia cz�owieka, zupe�nie jak uboga kobieta, kt�ra wiele rodzi�a, a teraz a� s�ania si� wyczerpana...Po uko�czeniu szko�y aeronautyki Moskw� mianowano m�odszym inst1-uktorem przy tej�e szkole. Uczy�a teraz grup� spadochroniarzy beznami�tnego skakania z aeroplanu i spokoju charakteru przy spadaniu w rozg�o�nej przestrzeni. Sama Moskwa lata�a, nie czuj�c w sobie �adnego szczeg�lnego napi�cia czy odwagi, jedynie �ci�le, jak w dzieci�stwie, wylicza�a, gdzie jest "granica", to jest koniec techniki i pocz�tek katastrofy, i do "granicy" nie dochodzi�a. Ale "granica" by�a znacznie dalej, ni� my�lano, a Moskwa wci�� j� przesuwa�a. Pewnego razu uczestniczy�a w wypr�bowywaniu nowych spadochron�w, nasyconych takim lakierem, kt�ry pozbywa� si� wilgoci atmosfery i pozwala� na wykonywanie skok�w nawet w czasie deszczu. Czestnow� zaopatrzono w dwa spadochrony drugi dano na zapas. Podniesiono j� na dwa tysi�ce metr�w i poproszono, by rzuci�a si� stamt�d na powierzchni� ziemsk� poprzez wieczorn� mg��, kt�ra podnios�a si� po deszczach. Moskwa otworzy�a drzwi aeroplanu i da�a krok w pustk�; od do�u uderzy� w ni� twardy wicher, jakby ziemia by�a gardziel� pot�nej dmuchawy, w kt�rej powietrze prasowane jest a� do twardo�ci i podnosi si� do g�ry - mocno, niczym kolumna; Moskwa poczu�a si� jak przedmuchiwany na wylot komin i przez ca�y czas trzyma�a otwarte usta, aby nad��y� z wydychaniem wdzieraj�cego si� w ni� bez lito�ci dzikiego wichru. Wok� niej by�o m�tnie od mg�y, ziemia znajdowa�a si� jeszcze daleko. Moskwa rozko�ysa�a si� niewidzialna dla nikogo z powodu mg�y, samotna i wolna, po czym wyj�a papierosa i zapa�ki, �eby zapali�, ale zapa�ka zgas�a; w�wczas Moskwa skuli�a si�, aby utworzy� zaciszne os�oni�te miejsce przy swej piersi, i podpali�a wszystkie zapa�ki w pude�ku naraz - od ognia, pochwyconego ci�giem wichru, b�yskawicznie zaj�� si� �atwopalny lakier, kt�rym przesi�kni�te by�y jedwabne szelki, ��cz�ce ci�ar cz�owieka z czasz� spadochronu; owe szelki sp�on�y w marnej chwili, zd��ywszy jedynie roz�arzy� si� i rozsypa� w proch - gdzie podzia�a si� czasza, Moskwa nie dojrza�a, jako �e wiatr zacz�� przypieka� sk�r� na jej twarzy na skutek surowej, coraz bardziej rosn�cej szybko�ci spadania w d�. Lecia�a z p�on�cymi czerwonymi policzkami, a powietrze brutalnie sza1-pa�o jej cia�o, jakby to nie by� wiat1r podniebnych przestwor�w, ale ci�ka martwa substancja - nie spos�b by�o sobie wyobrazi�, �eby ziemia by�a jeszcze twardsza i bardziej bezlitosna. " To taki� ty naprawd�, �wiecie! - my�la�a mimochodem Moskwa Czestnowa, przenikaj�c poprzez mrok mg�y w d�.- Jeste� mi�kki ty1ko wtedy, kiedy si� ciebie nie tyka!" Szarpn�a r�czk� zapasowego spadochronu, ujrza�a ziemi� aerodromu w �wiat�ach sygnalizacyjnych i krzykn�a od nieoczekiwanej m�czarni otwieraj�cy si� spadochron porwa� jej cia�o do g�ry z tak� si��, �e Moskwa poczu�a swoje ko�ci tak, jakby rozbola�y j� wszystkie z�by naraz. Po dw�ch minutach siedzia�aju� na trawie, przykryta spadochronem i zacz�a wype�za� stamt�d, wycieraj�c �zy, kt�re wycisn�� wiatr.
Pierwszy podszed� do Moskwy Czestnowej znany lotnik Arkanow, kt�ry przez dziesi�� lat pracy nie uszkodzi� ani jednej lotki sterowej, i nie do�wiadczy� ani niepowodzenia, ani awarii. Moskwa wype�z�a spod czaszy jako wszechzwi�zkowa znakomito��. Arkanow i drugi pilot uj�li j� pod r�ce i poprowadzili do pokoju rekreacyjnego, gratuluj�c jej po drodze. Na po�egnanie Arkanow powiedzia� Moskwie: "Szkoda nam was traci�, ale zdaje si�, �e ju� was stracili�my... Poj�cia nie macie o flocie powietrznej, Moskwo Iwanowna! Flota powietrzna to skromno��, a wy to luksus! �ycz� wam wszelkiego szcz�cia!" Po dw�ch dniach Moskw� Czestnow� odsuni�to od pracy w powiet1-zu z tej przyczyny, �e atmosfera to nie cyrk do puszczania fajerwerk�w ze spadochron�w. Przez pewien czas o szcz�liwym, m�odym m�stwie Moskwy Czestnowej pisa�y gazety i czasopisma; nawet za granic� poinformowano szczeg�owo o skoku z p�on�cym spadochronem i wydrukowano pi�kn� fotografi� "powietrznej komsomo�ki", lecz potem to si� urwa�o, a Moskwa w og�le nie poj�a swojej s�awy. czym ona by�a.Mieszka�a teraz na pi�tym pi�trze nowego domu, w dw�ch niewielkich pokojach. W domu tym mieszkali lotnicy, konst1-uktorzy, rozmaici in�ynierowie, filozofowie, ekonomiczni teoretycy i inne profesje. Okna mieszkania Czestnowej wychodzi�y ponad okoliczne moskiewskie dachy, a w oddali - na s�abn�cym, umieraj�cym kra�cu przest1rzeni - wida� by�o jakie� nieprzebyte lasy i tajemnicze wie�yczki; o zachodzie s�o�ca b�yszcza� tam samotnie niewiadomy dysk, odbijaj�c ostatnie �wiat�o na ob�oki i na niebo - do tej przyci�gaj�cej krainy by�o jakie� dziesi��, pi�tna�cie kilometr�w, ale gdyby wysz�a z domu na ulic�, Moskwa Czestnowa nie odnalaz�aby tam drogi... Zwolniona z floty powietrznej, Moskwa sp�dza�a wieczory samotnie, do Bo�ki ju� nie chodzi�a, kole�anek nie zaprasza�a. K�ad�a si� brzuchem na parapecie, jej w�osy zwisa�y w d�, i s�ucha�a, jak szumi wszech�wiatowe miasto w swej triumfuj�cej energii, i jak rozlega si� czasami g�os cz�owieka z ha�a�liwej ciasnoty P�dz�cych mechanizm�w; podni�s�szy g�ow�, Moskwa widzia�a, jak wschodzi pusty, biedny ksi�yc na przygas�e niebo, i czu�a w sobie grzej�cy bieg �ycia... Jej wyobra�nia pracowa�a bez ustanku i nigdy jeszcze si� nie znu�y�a - odczuwa�a umys�em pochodzenie rozmaitych spraw i w my�lach bra�a w nich udzia�; w samotno�ci wype�nia�a ca�y �wiat swoj� uwag� i pilnowa�a ognia latar�, tak by �wieci�y, rozg�o�nych, r�wnomiernych uderze� parowych kafar�w na Moskwie, a�eby pale pewnie wchodzi�y w g��bin�, my�la�a te� o maszynach, dzie� i noc wyt�aj�cych swe si�y, by pali�o si� �wiat�o w ciemno�ciach, trwa�a lektura ksi��ek, by motory m��ci�y zbo�e na poranny wypiek chleba, by rury t�oczy�y wod� do ciep�ych prysznic�w w salach tanecznych i aby dochodzi�o do pocz�cia w gor�cych i mocnych obj�ciach ludzi - w mroku, odosobnieniu, twarz� w twarz, z czystym uczuciem po��czonego zdwojonego szcz�cia. Moskwa Czestnowa nie tyle pragn�a sama prze�ywa� to �ycie, ile chroni� je - okr�g�� dob� sta� przy kranie hamulcowym parowozu, wioz�c ludzi ku wzajemnym spotkaniom, reperowa� rur� wodoci�gow�, odwa�a� chorym lekarstwa na aptekarskiej wadze i zgasn�� w por� lamp� nad cudzym poca�unkiem, wch�aniaj�c w siebie ciep�o, kt�re dopiero co by�o �wiat�em. Nie odrzuca�a przy tym w�asnych interes�w - ona te� musia�a si� gdzie� podzia� ze swym du�ym cia�em - ona jedynie odk�ada�a je na nieco dalsz� przysz�o��: by�a cierpliwa i mog�a czeka�. Kiedy samotnymi wieczorami Moskwa zwiesza�a si� ze swego okna, przechodz�cy ludzie wykrzykiwali do niej z do�u pozdrowienia, wo�ali gdzie� we wsp�lny letni mrok, obiecywali pokaza� wszystkie atrakcje parku kultury i wypoczynku oraz kupi� kwiat�w i ci�gutek. Moskwa �mia�a si� do nich, lecz milcza�a i nie sz�a. P�niej Moskwa widzia�a z g�ry, jak zaczynaj� zaludnia� si� okoliczne dachy starych dom�w. przez st1rychy na �elazne pokrycia wychodzi�y rodziny, roz�cie�a�y ko�dry i k�ad�y si� spa� na powietrzu, umieszczaj�c dzieci mi�dzy matk� a ojcem; w w�wozach dach�w za�, gdzie� mi�dzy w�azem przeciwpo�arowym a kominem, chronili si� narzeczeni i do rana nie zamykali oczu, znajduj�c si� poni�ej gwiazd i powy�ej wieloludzia. Po p�nocy niemal wszystkie widoczne okna przestawa�y si� �wieci� - dzienna szturmowa praca wymaga�a zapomnienia we �nie - a p�ne samochody przep�ywa�y szmerem, nie niepokoj�c sygna�ami; z rzadka jedynie zagas�e okna ponownie roz�wietla�y si� na kr�tko - to przychodzili ludzie z nocnych zmian, jedli co
b�d�, nie budz�c �pi�cych i natychmiast k�adli si� sami; inni za�, wyspawszy si�, wstawali, by wyj�� do pracy. maszyni�ci turbin i parowoz�w, radiotechnicy, mechanicy pok�adowi porannych rejs�w, badacze naukowi i inni wypocz�ci.
Drzwi do swego pokoju Moskwa Czestnowa cz�sto zapomina�a zamkn��. Pewnego razu zasta�a nieznajomego cz�owieka �pi�cego na pod�odze na swym wierzchnim ubraniu. Moskwa zaczeka�a, dop�ki zm�czony go�� si� nie obudzi. Obudzi� si� i powiedzia�, �e b�dzie tutaj mieszka� w k�cie - bo wi�cej nie ma ju� gdzie. Moskwa popatrzy�a na tego cz�owieka; mia� ko�o czterdziestki, na jego twarzy le�a�y zapiek�e szramy minionych wojen, sk�ra mia�a smag��, brunatn� barw� dobrego zdrowia i dobrego serca, a rudawe w�sy nie�mia�o ros�y nad znu�onymi ustami.- Nie wszed�bym do ciebie bez potrzeby, kud�ata �licznotko - rzek� nieznany go�� - ale cia�u trzeba dawa� odpocz��, a miejsca nie ma... Nie
ukrzywdz� ci�, miej mnie za nic, niby dodatkowy st�. Nie u�wiadczysz ode mnie ni d�wi�ku, ni zapachu. Moskwa zapyta�a go, co on za jeden, go�� obja�ni� si� szczeg�owo wraz z okazaniem dokument�w.
- A jak�e by inaczej ! - wyrzek� nowo zasiedlony. - Jestem cz�owiekiem zwyczajnym, wszystko u mnie w porz�dku. Okaza� si� wagowym w sk�adzie drewna, rodem z Jelca, Moskwa Czestnowa za� nie zdecydowa�a si� odk�ada� komunizmu z powodu niedostatku mieszka� i swego prawa do dodatkowej powierzchni - zmilcza�a i da�a lokatorowi poduszk� i ko�dr�. Lokator zacz�� mieszka�, po nocach wstawa� i podchodzi� na palcach do ��ka �pi�cej Moskwy, aby okry� j� ko�dr�, kr�ci�a si� bowiem, odkrywa�a i zi�b�a; rankami za� nigdy nie chodzi� do ubikacji przy mieszkaniu, nie chc�c zape�nia� jej swoim paskudztwem i szumie� wod�, lecz wyprawia� si� do publicznego klozetu na podw�rzu. Po kilku dniach �ycia w mieszkaniu Czestnowej wagowy przytwierdza� ju� obcasy do zdeptanych pantofli Moskwy, po kryjomu czy�ci� jej jesienne palto z osiad�ego na nim kurzu i zaparza� herbat�, z rado�ci� oczekuj�c na przebudzenie si� gospodyni. Moskwa ruga�a pocz�tkowo wagowego za podlizywanie si�, a potem, by wypleni� takie s�u�alstwo, wprowadzi�a ze swym lokatorem rozrachunek gospodarczy - zacz�a cerowa� mu skarpetki, a nawet goli� szczecin� na jego twarzy bezpieczn� brzytw�. Wkr�tce organizacja komsomolska skierowa�a Moskw� do tymczasowej pracy w rejonowej komendzie wojskowej - w celu likwidacji zaniedba� w ewidencji.
4
Pewnego razu w korytarzu komendy wojskowej sta� blady i chudy nie podlegaj�cy s�u�bie zasadniczej z ksi��eczk� wojskow� w r�kach. Wydawa�o mu si�, �e w komendzie rejonowej pachnie tak samo, jak w miejscach d�ugotrwa�ego odosobnienia - bezw�adem um�czonego ludzkiego cia�a, �wiadomie zachowuj�cego si� skromnie i ekonomicznie, aby nie rozbudza� w sobie zamieraj�cego poci�gu do odleg�ego �ycia i nie zadr�czy� si� potem w daremno�ci, od b�lu rozpaczy. Oboj�tna ideologiczno�� wystroju, opartego na niskim bud�ecie pa�stwowym i mia�ko�� urz�dniczego personelu obiecywa�y przyby�emu cz�owiekowi nieczu�o��, bior�c� si� z ub�stwa albo bezwzgl�dno�ci serca. Nie podlegaj�cy s�u�bie zasadniczej wyczekiwa� na urz�dniczk� przy jedynym oknie, ona za� tymczasem doczytywa�a wiersze w ksi��ce; nie podlegaj�cy s�u�bie s�dzi�, �e od wierszy ka�dy cz�owiek robi si� lepszy on sam w m�odo�ci swego �ycia czyta� ksi��ki do p�nocy i potem czu� w sobie smutek i oboj�tno��. Urz�dniczka, doczytawszy wiersz, zacz�a wci�ga� nie podlegaj�cego s�u�bie do nowej ewidencji, dziwi�c si�, �e �w cz�owiek, wedle ewidencyjnego formularza, nie by� ani w bia�ej, ani w czerwonej armii, nie odbywa� powszechnego przeszkolenia wojskowego, nie stawia� si� nigdy na punkty zborno-szkoleniowe, nie uczestniczy� w oddzia�ach obrony terytorialnej i w pochodach Osoawiachimu i o trzy lata przekroczy� termin swej ponownej rejestracji. Nie wiadomo, jakim sposobem, w jakim zaciszu dany nie podlegaj�cy s�u�bie potrafi� ukry� si� przed czujno�ci� administracji domu ze sw� ksi��eczk� wojskow� starego typu. Wojskowa urz�dniczka popatrzy�a na nie podlegaj�cego s�u�bie wojskowej. Przed ni�, za barierk� oddzielaj�c� spok�j biura od ludzi, sta� interesant z dawno wychud�� twarz�, pokryt� zmarszczkami przygn�biaj�cego �ycia i bolesnymi �ladami s�abo�ci i cierpienia; ubranie na tym kompletnym cywilu by�o r�wnie znoszone, jak sk�ra na jego twarzy, i ogrzewa�o cz�owieka dzi�ki d�ugowiecznym brudom, kt�re w�ar�y si� w zetla�o�� tkaniny; spogl�da� na urz�dniczk� z nie�mia�� chytro�ci�, nie oczekuj�c dla siebie wsp�czucia, a cz�sto, opu�ciwszy oczy, zamyka� je w og�le, aby nie widzie� �ycia, tylko ciemno��; przez chwil� wyobra�a� sobie ob�oki na niebie - lubi� je dlatego, �e go nie dotyczy�y i �e by� im obcy. Popatrzywszy mimochodem w dal komendy, kompletny cywil wzdrygn�� si� ze zdziwienia: spogl�da�o na niego dwoje jasnych oczu, obros�ych skupionymi brwiami, nie gro��c mu niczym. Kompletny cywil wiele razy widywa� gdzie� takie oczy, uwa�ne i czyste, i zawsze mruga� na ich spojrzenie. " To prawdziwa czerwona armia! - pomy�la� z bolesnym wstydem. - Bo�e , . Dlaczego niepotrzebnie przepu�ci�em ca�e swoje �ycie, gwoli utrzymania samego siebie!..." Kompletny cywil oczekiwa� zawsze od urz�d�w zgrozy, wyczerpania i d�ugotrwa�ej udr�ki - tutaj za� ujrza� w oddali cz�owieka, my�l�cego w zwi�zku z nim przychylnie. "Armia Czerwona" wsta�a z miejsca - okaza�a si� kobiet� - i podesz�a do kompletnego cywila. Przerazi� si� uroku i si�y jej twarzy, ale z lito�ci dla swego serca, kt�re mog�oby nadaremnie zachorowa� z mi�o�ci, odwr�ci� si� od owej urz�dniczki. Moskwa Czestnowa wzi�a od niego ksi��eczk� wojskow� i ukara�a go grzywn� w wysoko�ci pi��dziesi�ciu rubli za naruszenie przepis�w ewidencyjnych.- Pieni�dzy nie mam - powiedzia� kompletny cywil. - Ju� lepiej wyp�ac� si� jako� na �ywca.- A jak by to by�o? - zapyta�a Moskwa.
- Nie wiem - cicho wyrzek� kompletny cywil. - �yje mi si� tak sobie. Czestnowa uj�a go za r�k� i poprowadzi�a do swego sto�u.
- Dlaczego �yje si� wam tak sobie? - zapyta�a. - Czego by�cie chcieli ?Kompletny cywil nie m�g� odpowiedzie�; czu�, jak pachnia�o od tej biurowej czerwonoarmijnej kobiety myd�em, potem i jakim� mi�ym �yciem, obcym dla jego serca, ukrywaj�cego si� w swej samotno�ci w s�abo tl�cym si� cieple. Pochyli� g�ow� i zap�aka� za spraw� swego �a�osnego po�o�enia, a Moskwa Czestnowa z zak�opotaniem pu�ci�a jego r�k�. Kompletny cywil posta� przez chwil�, a potem ucieszy� si�, �e go nie zatrzymuj�, i ukry� w swoim nie znanym mieszkaniu, aby przebytowa� jako� do �mierci bez ewidencji i bez zagro�enia. Czestnowa odnalaz�a jednak jego adres w formularzu rejestracyjnym i po pewnym czasie posz�a do kompletnego cywila w odwiedziny d�ugo chodzi�a po zapad�ych k�tach rejonu baumanowskiego, zanim odnalaz�a pewn� niewielk� sp�dzielni� mieszkaniow�, w kt�rej figurowa� kompletny cywil. By� to dom z niezdolnym do pracy zarz�dem i z deficytowym bilansem, tak �e jego �ciany ju� od kilku lat nie by�y malowane �wie�� farb�, a odludne, puste podw�rze, gdzie nawet kamienie star�y si� od dzieci�cych gier, od dawna domaga�o si� odpowiedniej troski. Ze smutkiem przesz�a Moskwa wzd�u� �cian i po m�tnie o�wietlonych korytarzach tej sp�dzielni, jakby skrzywdzono j� lub jakby by�a winna obcego niedba�ego i nieszcz�liwego �ycia. Kiedy Moskwa Czestnowa wysz�a na drug� stron� domu, zwr�con� na d�ugi zwarty parkan, ujrza�a kamienny ganek z �elaznym daszkiem, nad kt�rym pali�a si� lampa elektryczna. w s�ucha�a si� w ha�as wisz�cy w powietrzu - za parkanem zrzucano na ziemi� tarcice i s�ycha� by�o, jak szpadle wbijaj� si� w grunt pod �elaznym daszkiem sta� z odkryt� g�ow� �ysy cz�owiek i w samotno�ci gra� na skrzypcach mazurka. Na kamiennej p�ycie le�a� kapelusz muzyka, kt�ry przetrwa� wszystkie niedole na jego g�owie: przykrywa� niegdy� czupryn� m�odo�ci, teraz za� zbiera� pieni�dze na utrzymanie staro�ci, na podtrzymanie s�abej �wiadomo�ci w leciwej nagiej g�owie. Czestnowa w�o�y�a do owego kapelusza rubla i poprosi�a o zagranie jej czego� Beethovena. Nie wyrzek�szy �adnego s�owa, muzyk dogra� do ko�ca mazurka i dopiero potem zacz�� Beethovena. Moskwa sta�a przed skrzypkiem po babsku, rozstawiwszy nogi i zafrasowawszy si� na twarzy od b�lu, faluj�cego gdzie� w okolicy serca. Ca�y �wiat wok� niej sta� si� nagle ostry i bezwzgl�dny - sk�ada�y si� na� same twarde i ci�kie przedmioty, a nieokrzesana ciemna si�a dzia�a�a z tak� z�o�ci�, �e sama doprowadza�a si� do rozpaczy i p�aka�a ludzkim wyczerpanym g�osem na granicy w�asnego milczenia. I zn�w powstawa�a owa si�a ze swego �elaznego posterunku i z szybko�ci� krzyku gromi�a jakiego� zimnego biurokratycznego wroga, kt�ry swym martwym cielskiem zaj�� ca�� niesko�czono��. Jednak�e owa muzyka, trac�c wszelk� melodi� i przechodz�c w zgrzytliwy wrzask ataku, mimo wszystko mia�a rytm zwyk�ego ludzkiego serca i by�a prosta jak praca ponad si�y w ludzkiej n�dzy. Muzyk patrzy� na Moskw� oboj�tnie i bez zainteresowania, nie kusi�y go �adne jej uroki - jako artysta czu� niezmiennie w swojej duszy znacznie lepszy i dzielniejszy urok, pchaj�cy wol� naprz�d obok zwyczajnej rozkoszy, i przedk�ada� go ponad wszystko, co namacalne. Pod koniec gry z oczu skrzypka wyp�yn�y �zy - um�czy� si� �yciem i, przede wszystkim, prze�y� siebie nie w muzyce, nie znalaz� swej wczesnej zguby pod murem niezniszczalnego wroga, ale stoi teraz - �ywy i stary n�dzarz - na wyludnionym podw�rzu kooperatywy, z wycie�czonym umys�em, w kt�rym nisko �ciele si� ostatnie wyobra�enie o heroicznym �wiecie. Naprzeciw niego - po drugiej stronie parkanu - budowano instytut medyczny w celu poszukiwania d�ugowieczno�ci i nie�miertelno�ci, stary muzyk nie m�g� jednak zrozumie�, �e ta budowa kontynuuje muzyk� Beethovena, Moskwa Czestnowa za� nie wiedzia�a, co tam si� buduje. W szelka muzyka, je�li by�a wielka i ludzka, przypomina�a Moskwie o proletariacie, o ciemnym cz�owieku z p�on�c� pochodni�, biegn�cym w noc rewolucji, i o niej samej, s�ucha�a jej zatem jak przem�wienia wodza i jak w�asnego s�owa, kt�re od zawsze w niej tkwi, lecz kt�rego nigdy g�o�no nie wypowiada. Na drzwiach wej�ciowych wisia� kawa�ek dykty z napisem: "Zarz�d kooperatywy mieszkaniowej i administracja budynku". Czestnowa wesz�a tam, aby dowiedzie� si� o numer mieszkania kompletnego cywila - w formularzu ewidencyjnym poda� jedynie numer domu. Do kancelarii kooperatywy prowadzi� drewniany korytarz, po kt�rego dw�ch stronach mieszka�y najwyra�niej wielodzietne rodziny z uraz� i niezadowoleniem krzycza�y tam teraz dzieci, dziel�c mi�dzy siebie straw� na kolacj�. W g��bi drewnianego korytarza stali lokatorzy i rozprawiali na wszystkie tematy, jakie s� na �wiecie - o aprowizacji, o remoncie wyg�dki na podw�rzu, o przysz�ej wojnie, o stratosferze i �mierci tutejszej g�uchej i ob��kanej praczki. Na �cianach korytarza wisia�y plakaty MOPR,-u, Zarz�du Kasy Oszcz�dno�ciowej, zasady opiekowania si� niemowl�ciem, cz�owiek w postaci litery "R", skr�cony o jedn� nog� uliczn� katastrof�, i inne obrazy �ycia, po�ytku i kl�sk. Wielu ludzi wychodzi�o tutaj, na drewniany korytarz administracji, ko�o pi�tej wieczorem, zaraz po pracy, i stercza�o na nogach, rozmy�laj�c i dyskutuj�c, a� do p�nocy, z rzadka jedynie domagaj�c si� od administracji jakiego� za�wiadczenia. Moskwa Czestnowa dowiedzia�a si� o tym ze zdumieniem; nie mog�a poj��, dlaczego ludzie kupili si� wok� kooperatywy, wok� biura, za�wiadcze�, wok� lokalnych potrzeb niewielkiego szcz�cia, a� do samowyniszczenia w�r�d b�ahostek, kiedy w mie�cie by�y �wiatowe teatry, a w �yciu nie zosta�y jeszcze rozwi�zane odwieczne zagadki udr�ki; nawet u drzwi wej�ciowych gra� wspania�� muzyk� skrzypek, na kt�rego nikt nie zwa�a�. Leciwy administrator domu, pracuj�cy wpo�r�d zgie�ku ludzi w�r�d dymu i rozmaitych problem�w - udzieli� Czestnowej �cis�ej informacji o kompletnym cywilu jako takim: mieszka� w systemie korytarzowym pierwszego pi�tra, w pokoju numer 4, rencista t1.zeciej grupy, aktyw spo�eczny kooperatywy chodzi� do niego wiele razy - przekonywa� go o konieczno�ci terminowego przerejestrowania si� i uregulowania swych spraw wojskowych, a kompletny cywil ju� od kilku lat obiecywa� to zrobi�, zamierzaj�c od nast�pnego ranka zu�y� ca�y dzie� na formalne potrzeby, ale do tej pory nie wype�ni� swojej obietnicy z powodu bezmy�lno�ci; jakie� p� roku temu sam administrator odwiedzi� w tej kwestii kompletnego cywila, nak�ania� go przez trzy godziny, por�wnywa� jego stan z dr�twot�, marazmem i cielesn� niechlujno�ci�, zupe�nie jakby nie czy�ci� z�b�w, nie my� si� i w og�le �ci�ga� na siebie ha�b� w celu krytyki cz�owieka radzieckiego.- Nie wiem ju�, co z nim robi� - powiedzia� administrator. - Jeden taki w ca�ej kooperatywie.- A czym on si� w og�le zajmuje? - zapyta�a Moskwa.
- Przecie� ci m�wi�em: rencista trzeciej grupy, czterdzie�ci pi�� rubli dostaje. No, nale�y jeszcze do Osodmi�u3, p�jdzie, postoi na przystanku tramwajowym, wypisze publice mandaty i znowu wr�ci do mieszkania...Moskwie zrobi�o si� smutno od �ycia tego rodzaju cz�owieka i powiedzia�a:- Jakie to wszystko niedobre ! ...
Administrator w pe�ni si� z ni� zgodzi�:
- Dobrego w nim nie ma!... Latem cz�sto chodzi� do parku kultury, ale te� na pr�no. Ani orkiestry nie pos�ucha, ani widowisk nie obejrzy,
(Osodmi� - Obszczestwo sodie.istwija miIicyi (Towarzystwo Wspierania MiIicji - polskim odpowiednikiem by�oby tutaj ORMO).
a jak przyjdzie, to usi�dzie ko�o posterunku milicji i przesiedzi tam ca�y dzie� - to troch� porozmawia, to dadz� mu jakie� polecenie: p�jdzie, wykona - kocha robot� administracyjn�, dobry z niego milicyjny pomagier...- Jest �onaty? - zapyta�a Mosk ,wa.
- Nie, ale nijak go okre�li�... Formalnie jest kawalerem, ale wszystkie noce sp�dza w milczeniu z kobietami, ile ju� lat z rz�du. To jego pryncypialna sprawa, kooperatywa trzyma si� tutaj z boku...Ale kobiety przychodz� do niego niekulturalne, nieciekawe, taka jak wy - pierwsza. Nie radz�: cz�owiek byle jaki...Moskwa wysz�a z zarz�du domu. Jak przedtem muzyk sta� przy wej�ciu, niczego jednak nie gra�, tylko w milczeniu nas�uchiwa� czego� z nocy. Daleka �una dr�a�a nad centrum miasta, taluj�c na p�yn�cych chmurach, a przywalone ciemno�ciami niebo ods�ania�o si� nagle w momentalnym ostrym �wietle, b�yskaj�cym spod przewod�w tramwajowych. W pobliskim klubie lokalnej komunikacji �piewa� ch�r m�odych robotnic, si�� natchnienia przenosz�cy w�asne �ycie w odleg�e krainy przysz�o�ci. Czestnowa posz�a do owego klubu, �piewa�a tam i ta�czy�a, dop�ki kierownik, troszcz�c si� o odpoczynek m�odzie�y, nie zgasi� �wiat�a. W�wczas Moskwa zasn�a gdzie� za kulisami sceny na rekwizytach z dykty, obj�wszy wedle dziewczyl1skiego obyczaju tymczasow� kole�ank�, r�wnie zm�czon� i szcz�liw�, jak ona sama.
5
Zaniedbany i niechlujny za przyczyn� ekonomii w�asnego czasu, Sambikin odczuwa� zewn�trzn� materi� �wiata jako podra�nienie w�asnej sk�ry. �ledzi� wszech�wiatowy bieg wydarze� dniem i noc�, a jego umys� �y� w strachu wobec spoczywaj�cej na nim odpowiedzialno�ci za ca�o�� szale11czych los�w materii. Nocami Sambikin d�ugo nie m�g� zasn��, wyobra�aj�c sobie prac� na radzieckiej ziemi, o�wietlon� teraz elektrycznie. Widzia� rusztowania, g�sto obite tarcic�, gdzie chodzili bez snu ludzie, umocowuj�c m�ode deski ze �wie�ego drewna, aby m�c utrzyma� si� na wysoko�ci, gdzie dmie wiatr i wida�, jak noc idzie skrajem �wiata w postaci resztek zorzy wieczornej. Sambikin zaciska� r�ce z niecierpliwo�ci i rado�ci, a potem zamy�la� si� nagle w mroku, zaprzestaj�c nawet mruga� oczyma. Wiedzia�, �e tysi�ce m�odych in�ynier�w, kt�rzy zdali swoj� zmian�, tak�e teraz nie �pi, lecz przewraca si� niespokojnie w hotelach robotniczych i w nowych domach po ca�ej r�wninie kraju - inni za�, kt�rzy ledwie u�o�yli si� do wypoczynku, ju� co� mamrocz� i stopniowo ubieraj� si� na powr�t, aby znowu wyj�� na budow�, poniewa� ich umys� zaczyna� dr�czy� jeden zapomniany za dnia detal, gro��cy nocn� awari�. Sambikin wstawa� z ��ka, zapala� �wiat�o i chodzi� wzburzony, pragn�c natychmiast cokolwiek przedsi�wzi��. W��cza� radio i s�ysza�, �e muzyki ju� nie nadaj�, ale przestrze� dudni zaalarmowana niczym wyludniona droga, kt�r� chcia�o si� uciec. W�wczas Sambikin dzwoni� do kliniki instytutu i pyta�, czy s� jakie� pilne operacje - on b�dzie asystowa�. Tym razem odpowiedziano mu, �e jest: przywieziono dziecko z guzem na g�owie, kt�ry ro�nie z minuty na minut�, a ch�opczyk traci przytomno��. Sambikin wybieg� na moskiewsk� ulic�; tramwaje ju� nie je�dzi�y, po asfaltowych chodnikach d�wi�cznie stuka�y obcasy kobiet, kt�re wraca�y do dom�w z teatr�w i laboratori�w albo od ukochanych ludzi. Sambikin, przebieraj�c swoimi d�ugimi nogami, szybko dobieg� do rejonu baumanowskiego, gdzie budowano eksperymentalny instytut medyczny o specjalnym przeznaczeniu. Instytut nie by� jeszcze do ko�ca urz�dzony, pracowa�y na razie tylko dwa jego oddzia�y - chirurgiczny i urazowy. Podw�rze instytutu zawalone by�o rurami, deskami, wagonetkami i skrzyniami z wyposa�eniem naukowym; parkan dzieci�cych rozmiar�w, odgradzaj�cy budow� od jakiego� domu mieszkalnego, pochyli� si� i ca�kiem zawali�. Na podw�rzu Sambikin us�ysza� nagle �a�o�liw� muzyk�, kt�ra poruszy�a jego serce nie tyle melodi�, ile niejasnym WSpol1111ieniem czego� ju� prze�ytego, co pozosta�o w si� na chwil�; muzyk� grano po d�ugiej stronie n�dznego Sambikin wlaz� na p�ot i ujrza� postarza�ego �ysego skrzypka, kt�ry gra� na odludziu o d�ugiej w nocy. Sambikin przeczyta� napis nad drzwiami wej�ciowymi domu, obok kt�rego gra� muzyk: "Zarz�d kooperatywy mieszkaniowej i administracja budynku". Wyci�gn�� rubla i chcia� da� go muzykowi za jego prac�, skrzypek jednak odm�wi�. Powiedzia�, �e teraz gra dla siebie, dlatego �e jest mu t�skno i spa� mo�e dopiero przed �witem, a do �witu jeszcze daleko...Obok ma�ej sali operacyjnej wisia�y ju� dwa mi�kkie balony z tlenem i sta�a starsza siostra dy�urna. W ko�cu korytarza, w wydzielonym pomieszczeniu-boksie, ca�kowicie oszklonym od strony korytarza, przygotowywano chore dziecko do operacji - dwie siostry szybko goli�y mu g�ow�. Za lewym uchem ch�opczyka, zaj�wszy p� g�owy, wyros�a kula wype�niona brunatn� roP� i krwi� i kula owa przypomina�a drug�, dzik� g�ow� dziecka wysysaj�c� jego wyczerpuj�ce si� �ycie. Dziecko siedzia�o na ��ku i nie spa�o: mia�o lat siedem. Patrzy�o opustosza�ymi zamar�ymi oczami i nieznacznie podnosi�o r�ce, kiedy jego serce t�uk�o si� w b�lu i m�ce, nie oczekuj�c ulgi. W �ywej wyobra�ni Sambikina z dok�adnym wyczuciem pojawi�a si� choroba dziecka, a� potar� si� za uchem, szukaj�c kulistej naro�li drugiej szalonej g�owy, w kt�rej rozpiera si� �miertelna ropa. Poszed� przygotowywa� si� do operacji. Przebieraj�c si� i rozmy�laj�c, s�ysza� szum w swym lewym uchu - to ropa w g�owie dziecka rozpuszcza�a i prze�era�a chemicznie ostatni� warstw� kostn� chroni�c� jego m�zg; teraz w �wiadomo�ci ch�opca snuje si� ju� mglista �mier�, �ycie trzyma si� jeszcze pod ochron� kostnej pow�oki, ale jej grubo�� jest nie wi�ksza ni� u�amek milimetra, a ko�� wibruje pod ci�nieniem ropy.- Co on widzi teraz oczyma swej duszy? - pyta� sam siebie Sambikin o chorego. - �ni sny, kt�re chroni� go przed t� okropno�ci�... Widzi swoje dwie matki, kt�re myj� go w wannie, a to dwie siostry strzyg� jego w�osy. I tylko jednego si� boi: dlaczego dwie matki?
.... Widzi ukochanego kota, kt�ry mieszka w jego pokoju, ale kot wczepi� mu si� teraz w g�ow�...Przyszed� stary chirurg operator, kt�remu mia� pomaga� Sambikin.
Stary by� got�w i zaprasza� swego asystenta. Samodzielnie przeprowadza� operacji Sambikinowi jeszcze nie dawano. mia� dwadzie�cia siedem lat i jego sta� chirurgiczny trwa� zaledwie drugi rok. Wszystkie d�wi�ki w instytucie chirurgicznym starannie likwidowano, do sygnalizacji za� u�ywano zabarwionych lamp. W pokoju lekarza dy�urnego zapali�y si� trzy lampy r�nych kolor�w i w �lad za tym niemal bezd�wi�cznie wykonano kilka rzeczy. po korkowej wyk�adzinie korytarza przejecha� niski w�zek na gumowych k�kach i odwi�z� chorego do sali operacyjnej ; elektromonter prze��czy� �wiat�o elektryczne na zasilanie z baterii akumulatorowych instytutu, aby �wiat�o nie by�o zale�ne od kaprys�w sieci miejskiej, i pu�ci� w ruch aparat t�ocz�cy do sali operacyjnej ozonowane powietrze; drzwi sali otworzy�y si� bezd�wi�cznie i w twarz chorego dziecka wion�� orze�wiaj�cy, wonny wiatr ze specjalnego przyrz�du - ch�opiec otrzyma� narkoz� i u�miechn�� si�, uwolniony od ostatnich �lad�w ciel-pienia.- Mamo, bardzo ci�ko zachorowa�em, zaraz b�d� mnie ci��, ale mnie ani troch� nie boli! - powiedzia� i sta� si� bezradny i obcy samemu sobie. �ycie jakby oderwa�o si� od niego i skoncentrowa�o w odleg�ych i smut11ych widzeniach sennych; �ni� przedmioty, ca�� sum� swych dozna� - owe przedmioty mkn�y obok niego, a on je rozpoznawa� - oto zapomniany gw�d�, kt�ry dawno temu trzyma� w r�kach, teraz gw�d� zardzewia�, zrobi� si� stary., oto czarny male�ki piesek, z kt�rym bawi� si� niegdy� na podw�rku - le�y martwy w �mieciach z rozbitym szklanym s�oikiem na g�owie; oto blaszany dach na niskiej szopie, w�azi� na niego, �eby pat1.ze� z g�ry, jest teraz pusty i blacha t�skni za nim, a jego d�ugo nie ma; trwa lato, cie� matki k�adzie si� na ziemi, maszeruje milicja, ale jej orkiestra gra niedos�yszalnie...Stary chirurg zaproponowa� Sambikinowi prowadzenie operacji, on za� b�dzie asystowa�.
Sambikin mimochodem ws�ucha� si� w jego g�os - w g�osie tym brzmia� ciemny serdeczny smutek i to czyni�o go wzruszaj�cym, chocia� cz�owiek m�wi� bana�y i g�upstwa.- A jak b�dzie wojna, to mnie rzucisz - nie�mia�o oponowa�a kobieta.- Ja? Nie, w �adnym razie! Jestem ostatnia kategoria, nie podlegam s�u�bie wojskowej, prawie nikt... Chod�my, legniemy za szop�, pole�ymy, dusza znowu cierpi.- Czy�by� mnie w pokoju nie dokocha�? - szcz�liwie zdziwi�a si� kobieta.- Nie za bardzo - powiedzia� kompletnie cywilny kochanek. - Serce jeszcze boli, nie och�on�o.- Patrzajcie go, jaki hamlet! - u�miechn�a si� kobieta. - I zdrowia mu nie szkoda! By�a teraz dumna, �e podoba si� i poci�ga m�czyzn. Kompletny cywil skuli� si� od porannego ch�odu w swym wytartym i znu�onym palcie i po�pieszy� pod r�k� z kobiet�, najwyra�niej pragn�c jak najszybciej upora� si� ze wszystkim...Sambikin ruszy� po Moskwie. Dziwno mu by�o i nawet smutno ogl�da� puste przystanki tramwajowe, martwe czarne numery tras na bia�ych tablicach - razem z tramwajowymi s�upami, chodnikami i zegarem elektrycznym na placu t�skni�y za wieloludziem. Sambikin zamy�li� si�, wedle swego obyczaju, nad �yciem materii - nad samym sob�; sam do siebie odnosi� si� jak do zwierz�cia do�wiadczalnego, jak do cz�stki �wiata, kt�ra dosta�a mu si�, by zbada� ca�o�� i wszystko, co niewiadome. My�la� zawsze i nieprzerwanie, jego dusza natychmiast stawa�a si� chora, je�li Sambikin zatrzymywa� si� w my�leniu, wi�c znowu pracowa� nad konstrukcj� �wiata w g�owie, gwoli przekszta�cenia go. W nocy �ni�y mu si� jego rozpadaj�ce si� my�li, a on na pr�no porusza� si� w ��ku, usi�uj�c przypomnie� sobie ich dzienny porz�dek, m�czy� si� i budzi�, �e liczba ropotw�rczych cia�ek, szybko si� zmniejszaj�c, w ca�o�ci jednak nie znika. Przypomnia� sobie s�ynne r�wnanie matematyczne, wyra�aj�ce rozk�ad ciep�a w pr�cie niesko�czonej d�ugo�ci, i prze1wa� operacj�.- Tamponowa� i banda�owa� ! - poleci�, albowiem �eby ca�kowicie zniszczy� streptokoki, trzeba by�oby posieka� nie tylko ca�� g�ow� chorego, ale i ca�e jego cia�o a� po paznokcie na palcach n�g. Dla Sambikina by�o jasne, �e rozwarte, z tysi�cami poprzecinanych ss�cych naczy� krwiono�nych, gor�ce, bezbronne cia�o chorego �apczywie wch�ania�o streptokoki zewsz�d - z powietrza, a zw�aszcza z instrumentu, kt�rego do czysta wysterylizowa� nie spos�b. Nale�a�o ju� dawno przej�� na chirurgi� elekt1ryczn� - wchodzi� w cia�o i ko�ci czystym i szybkim, b��kitnym p�omieniem hlku woltowego - w�wczas wszystko, co niesie �mier�, samo b�dzie zabite, a nowe streptokoki, przenikn�wszy do rany, znajd� w nich wypalon� pustyni� nie za� po�ywne �rodowisko.- Sko11czone ! - powiedzia� Sambikin.
Siostry ju� przewi�zywa�y g�ow� chorego. Odwr�ci�y go twarz� do lekarzy.Ciep�o �ycia, przedzieraj�c si� od wewn�t1rz, r�owymi smugami przechodzi�o przez blad� twarz dziecka i szybko si� rozmywa�o; po c