7825

Szczegóły
Tytuł 7825
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7825 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7825 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7825 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Terry Pratchett Wied�miko�aj Hogfather Prze�o�y�: Piotr W. Cholewa Wydanie oryginalne: 1996 Wydanie polskie: 2004 Szefowi partyzanckiej ksi�garni, znanemu przyjacio�om jako �ppint�, za to, �e wiele lat temu zada� mi pytanie, kt�re zadaje Susan w tej ksi��ce. Dziwi� si�, �e wi�cej os�b o to nie pyta�o... I zbyt wielu nieobecnym przyjacio�om... Wszystko si� gdzie� zaczyna, cho� wielu fizyk�w ma inne zdanie. Ludzie jednak zawsze niejasno zdawali sobie spraw� z problemu, jakim s� pocz�tki. Zastanawiali si� g�o�no, jak dociera do pracy kierowca p�uga �nie�nego albo gdzie autorzy s�ownik�w sprawdzaj� pisowni� s��w. Mimo to istnieje odwieczne pragnienie, by w skr�conych, spl�tanych, sk��bionych sieciach czasoprzestrzeni znale�� taki punkt, kt�ry mo�na wskaza� metaforycznym palcem i stwierdzi�, �e tutaj w�a�nie wszystko si� zacz�o... Co� zacz�o si� w dniu, gdy Gildia Skrytob�jc�w przyj�a pana Herbatk�, kt�ry widzia� rzeczy inaczej ni� inni ludzie, a jednym ze sposob�w, w jaki widzia� rzeczy inaczej ni� inni ludzie, by� ten, �e w innych ludziach widzia� tylko rzeczy. (P�niej lord Downey z Gildii Skrytob�jc�w powiedzia�: �Zlitowali�my si� nad nim, poniewa� w tak m�odym wieku straci� oboje rodzic�w. My�l� teraz, �e powinno nas to bardziej zastanowi�). Co� jeszcze zacz�o si� wcze�niej, o wiele wcze�niej, kiedy ludzie zapomnieli, �e najstarsze opowie�ci m�wi� � tak czy inaczej � o krwi. Usun�li t� krew, �eby opowie�ci bardziej si� nadawa�y dla dzieci, a przynajmniej dla ludzi, kt�rzy je dzieciom czytaj� � bardziej ni� dla samych dzieci (kt�re na og� ca�kiem lubi� krew, pod warunkiem �e przelewana jest przez tych, kt�rzy zas�u�yli*). A p�niej si� dziwili, dok�d prowadz� te opowie�ci. I jeszcze wcze�niej, kiedy co� w mroku najg��bszych jaski� i najciemniejszych puszcz pomy�la�o: Co to za istoty? B�d� je obserwowa�... I jeszcze o wiele, wiele wcze�niej � kiedy formowa� si� Dysk, dryfuj�cy przez kosmos na grzbietach czterech s�oni, stoj�cych na skorupie ogromnego ��wia, Wielkiego A�Tuina. Mo�liwe, �e w swym ruchu wpl�tuje si� � jak �lepiec w domu pe�nym paj�czyn � w te wysoce specjalizowane cienkie w��kna czasoprzestrzeni, kt�re usi�uj� si� mno�y� w ka�dej napotkanej historii, rozci�ga� j�, roz�amywa�, uk�ada� w nowe formy. A mo�liwe, �e nie, naturalnie. Filozof Didactylos stre�ci� alternatywn� hipotez� jako: �Rzeczy po prostu si� zdarzaj�. A co tam...�. Najstarsi magowie Niewidocznego Uniwersytetu stali wok� i przygl�dali si� drzwiom. Nie by�o �adnych w�tpliwo�ci, �e ten, kto je zamkn��, chcia�, by pozosta�y zamkni�te. Dziesi�tki gwo�dzi mocowa�y skrzyd�o do framugi. W poprzek kto� przybi� deski. W dodatku a� do dzisiejszego ranka by�y ukryte za biblioteczk�, kt�r� kto� przed nimi ustawi�. � I jest jeszcze kartka, Ridcully � przypomnia� dziekan. � Czyta�e� j�, jak przypuszczam. No wiesz, ta kartka, co jest na niej napisane: �Pod �adnym pozorem nie otwiera� tych drzwi�. � Pewnie �e czyta�em � potwierdzi� Ridcully. � My�licie, �e czemu chc� je otworzy�? � No... czemu? � zapyta� wyk�adowca run wsp�czesnych. � �eby sprawdzi�, dlaczego s� zamkni�te, oczywi�cie*. Skin�� na Moda, uniwersyteckiego ogrodnika i krasnoluda do wszystkiego, kt�ry sta� w pobli�u z �omem w r�ku. � Bierz si� do roboty, ch�opcze. Ogrodnik zasalutowa�. � Si� robi, prosz� pana. Przy akompaniamencie trzask�w �amanego drewna Ridcully ci�gn�� dalej: � Z plan�w wynika, �e to by�a �azienka. Przecie�, na mi�o�� bog�w, nie ma w �azienkach niczego strasznego. Chc� mie� �azienk�! Mam ju� do�� chlapania si� razem z wami, ch�opcy. To niehigieniczne. Mo�na co� z�apa�. Ojciec mi m�wi�. Kiedy du�o ludzi k�pie si� razem, Gnom Kurzajka biega dooko�a ze swoim workiem. � To kto� w rodzaju Wr�ki Z�buszki? � zapyta� sarkastycznie dziekan. � Ja tu jestem szefem i mam prawo do osobnej �azienki � o�wiadczy� stanowczo Ridcully. � I tyle na ten temat, jasne? Chc� mie� �azienk� na Noc Strze�enia Wied�m, zrozumiano? I na tym polega k�opot z pocz�tkami. Czasem, kiedy ma si� do czynienia z domen� okultyzmu, kt�ra ca�kiem inaczej traktuje czas, skutek nast�puje troch� wcze�niej ni� przyczyna. Sk�d�, na samej granicy s�yszalno�ci, zabrzmia�o delikatne �dzy�, dzy�, dzy�, jakby d�wi�cza�y ma�e srebrne dzwoneczki. Mniej wi�cej w tym samym czasie, gdy nadrektor tworzy� nowe prawo, Susan Sto- Helit siedzia�a na ��ku i czyta�a przy �wieczce. Mr�z wymalowa� szronem dziwne desenie na szybach. Lubi�a te wczesne wieczory. Kiedy ju� po�o�y�a dzieci do ��ek, mia�a czas tylko dla siebie. Pani Gaiter, cho� przecie� p�aci�a Susan pensj�, by�a przera�ona na sam� my�l o wydawaniu jej polece�. Pensja zreszt� nie by�a wa�na. Liczy�o si� to, �e Susan jest Osob� Samodzieln�, wykonuj�c� Prawdziw� Prac�. Praca guwernantki na pewno by�a prawdziwa. Jedyny problem to owo zak�opotanie, jakie wynikn�o, kiedy jej pracodawczyni odkry�a, �e Susan jest ksi�n�. Poniewa� wed�ug ksi��ki (a w przypadku pani Gaiter by�a to ksi��ka raczej kr�tka, z kartkami pokrytymi du�ym, r�cznym pismem), wy�sze sfery nie powinny pracowa�. Powinny by� pr�niacze. Susan z najwy�szym trudem sk�oni�a j�, by nie dyga�a, gdy si� mija�y. �wiat�o zamigota�o. P�omie� �wiecy wyci�gn�� si� poziomo w bok, jak gdyby dmucha� huraganowy wicher. Susan odwr�ci�a g�ow�. Zas�ony wzdyma�y si� przy oknie, kt�re... ...otworzy�o si� z trzaskiem. Ale nie by�o wiatru. A przynajmniej nie by�o w tym �wiecie. Jakie� obrazy formowa�y si� w my�lach. Czerwona kula... Ostry zapach �niegu... A potem znikn�y, w ich miejsce za� pojawi�y si�... � Z�by? � odezwa�a si� g�o�no Susan. � Znowu z�by? Mrugn�a. I kiedy otworzy�a oczy, okno by�o � wiedzia�a, �e tak b�dzie � szczelnie zamkni�te. Zas�ony wisia�y spokojnie. P�omie� �wiecy niewinnie stercza� pionowo. Nie, znowu si� zaczyna... Cho� tyle czasu min�o i wszystko tak dobrze si� uk�ada�o... � Siuzian... Obejrza�a si�. W uchylonych drzwiach sta�a ma�a dziewczynka � bosa i w nocnej koszuli. Susan westchn�a. � Tak, Twylo? � Boj� si�, bo w piwnicy ceka potw�l. On chce mnie pozle�. Susan zatrzasn�a ksi��k� i ostrzegawczo unios�a palec. � Pami�tasz, Twylo, co powiedzia�am o takim przymilnym, dziecinnym m�wieniu? � Powiedzia�a�, �e mam tak nie robi� � odpar�a dziewczynka. � Powiedzia�a�, �e takie przesadne seplenienie jest karalne, i �e robi� tak tylko po to, �eby zwr�ci� na siebie uwag�. � Zgadza si�. Wiesz, jaki to potw�r tym razem? � Taki wielki, futsasty i... Susan zn�w podnios�a palec. � No? � ostrzeg�a. � Futrzasty � poprawi�a si� Twyla. � I ma osiem �ap. � Znowu? No dobrze... Wsta�a i w�o�y�a szlafrok. Dziecko patrzy�o na ni�, wi�c stara�a si� zachowywa� spok�j. A wi�c to wraca, my�la�a. Nie, nie ten potw�r w piwnicy. To zwyk�a codzienno��. Ale najwidoczniej znowu zacznie pami�ta� przysz�o��. Potrz�sn�a g�ow�. Niewa�ne, jak daleko by cz�owiek uciek�, zawsze sam siebie dogoni. Przynajmniej potwory by�y �atwe. Ju� nauczy�a si� sobie z nimi radzi�. Wzi�a pogrzebacz sprzed kominka w dziecinnym pokoju i tylnymi schodami zesz�a na d�. Twyla ruszy�a za ni�. Pa�stwo Gaiter przyjmowali go�ci. Zza drzwi jadalni dobiega�a st�umiona rozmowa. I w�a�nie kiedy Susan przekrada�a si� obok, kto� otworzy� te drzwi. Zaja�nia�o ��te �wiat�o i jaki� g�os zawo�a�: � Na bog�w, jest tu jaka� pannica w nocnej koszuli i z pogrzebaczem! Dostrzeg�a sylwetki wyrysowane w ��tym �wietle i rozpozna�a niespokojn� twarz pani Gaiter. � Susan? Eee... Co tu robisz? Susan spojrza�a na pogrzebacz, a potem na pracodawczyni�. � Twyla m�wi, �e boi si� potwora w piwnicy, prosz� pani. � I ty chcesz go przep�dzi� pogrzebaczem? � domy�li� si� kt�ry� z go�ci. Z jadalni dochodzi� wyra�ny zapach brandy i cygar. � Tak � odpar�a kr�tko Susan. � Susan to nasza guwernantka � wyja�ni�a pani Gaiter. � Opowiada�am o niej. Nast�pi�a jednoczesna zmiana wyrazu twarzy za drzwiami. Pojawi� si� na nich rodzaj rozbawienia i szacunku. � Odp�dza potwory pogrzebaczem? � odezwa� si� kto�. � Prawd� m�wi�c, to znakomity pomys� � stwierdzi� kto� inny. � Ma�a wbija sobie do g�owy, �e w piwnicy czeka potw�r, wi�c idzie si� tam, stuka g�o�no par� razy, gdy dziecko s�ucha, a potem wszystko ju� jest w porz�dku. Dobrze kombinuje ta dziewczyna. Bardzo rozs�dnie. Bardzo nowocze�nie. � To w�a�nie chcesz zrobi�? � spyta�a niepewnie pani Gaiter. � Tak, prosz� pani � odpowiedzia�a pos�usznie Susan. � Na Io, musz� to zobaczy�. Nie co dzie� mo�na spotka� takie pannice, co t�uk� pogrzebaczem potwory � o�wiadczy� jaki� m�czyzna zza plec�w pani Gaiter. Zaszele�ci� jedwab i wyp�yn�a chmura tytoniowego dymu, gdy go�cie wysypali si� z jadalni na korytarz. Susan westchn�a znowu i ruszy�a w d�, do piwnicy. Twyla usiad�a grzecznie u szczytu schod�w, obejmuj�c r�kami kolana. Drzwi otworzy�y si� i zamkn�y. Nasta�a kr�tka chwila ciszy, przerwana straszliwym wrzaskiem. Kt�ra� z kobiet zemdla�a, a jaki� m�czyzna upu�ci� cygaro. � Nie ma si� o co martwi�, wszystko b�dzie dobrze � uspokoi�a ich Twyla. � Susan zawsze wygrywa. Wszystko b�dzie dobrze. Us�yszeli stuki i brz�ki, potem jaki� warkot, a� w ko�cu co� w rodzaju bulgotania. Susan otworzy�a drzwi. Pogrzebacz by� pogi�ty w kilku miejscach. Zabrzmia�y nerwowe oklaski. � Dobra robota � pochwali� jeden z go�ci. � Bardzo sykologiczna. Sprytny pomys� z tym skrzywieniem pogrzebacza. Pewnie ju� si� wcale nie boisz, co, dziewuszko? � Nie. � Bardzo sykologiczne. � Susan m�wi, �eby si� nie ba�, tylko z�o�ci� � wyja�ni�a Twyla. � Ehm... Dzi�kuj�, Susan � powiedzia�a pani Gaiter, b�d�ca w tej chwili rozedrganym k��bkiem nerw�w. � A teraz, eee, sir Geoffreyu, pewnie zechc� pa�stwo wr�ci� do salonu... to znaczy do gabinetu... Wszyscy odeszli. Ostatnie s�owa, jakie us�ysza�a Susan, brzmia�y: � W�ciekle przekonuj�cy ten pogi�ty pogrzebacz... Odczeka�a jeszcze troch�. � Poszli ju� sobie, Twylo? � Tak, Susan. � To dobrze. Wr�ci�a do piwnicy, a po chwili wynurzy�a si�, wlok�c co� wielkiego, kud�atego i z o�mioma �apami. Zdo�a�a jako� zawlec to co� po schodach i bocznym korytarzem do wyj�cia, gdzie wykopa�a to na dw�r. Wyparuje przed �witem. � Tak za�atwiamy sprawy z potworami � rzek�a. Twyla obserwowa�a j� uwa�nie. � Teraz biegiem do ��ka, moja ma�a � powiedzia�a Susan, bior�c j� na r�ce. � A mog� na noc zabra� pogrzebacz do sypialni? � Pewnie. � On zabija tylko potwory, prawda...? � spyta�a sennie dziewczynka. � Zgadza si�. Wszystkie odmiany. U�o�y�a ma�� do ��eczka obok brata i opar�a pogrzebacz o szafk� dla lalek. Pogrzebacz by� tani, metalowy, z mosi�n� ga�k� na ko�cu. Susan wiele by da�a, by m�c go u�y� na poprzedniej guwernantce. � Dobranoc. � Dobranoc. Wr�ci�a do swojego ma�ego pokoiku i po�o�y�a si� do ��ka, podejrzliwie zerkaj�c na zas�ony. Mi�o by by�o uwierzy�, �e sobie to wyobrazi�a. Ale te� by�oby to g�upie. Lecz mia�a za sob� ju� prawie dwa lata normalno�ci, kiedy �y�a samodzielnie w realnym �wiecie i w og�le przysz�o�ci nie pami�ta�a. Mo�e to wszystko jej si� �ni�o? Chocia� sny te� mog� by� realne... Stara�a si� nie zwraca� uwagi na d�ugi sopel wosku, sugeruj�cy, �e p�omie� �wiecy � przez kilka chwil tylko � odchyli� si� na wietrze. Gdy Susan pr�bowa�a zasn��, lord Downey w swoim gabinecie stara� si� nadgoni� papierkow� robot�. Lord Downey by� skrytob�jc�. A raczej Skrytob�jc�. Skrytob�jcy s� ca�kiem inni od tych opryszk�w, co to kr��� po ulicach i morduj� ludzi dla pieni�dzy. S� d�entelmenami, kt�rzy czasem � za op�at� � udzielaj� konsultacji innym d�entelmenom, chc�cym usun�� niewygodne ostrza z cukrowej waty �ycia. Cz�onkowie Gildii Skrytob�jc�w uwa�ali si� za ludzi kulturalnych, wielbicieli dobrej muzyki, kuchni i literatury. Znali te� warto�� ludzkiego �ycia. W wielu przypadkach co do pensa. Gabinet lorda Downeya by� wy�o�ony d�bowymi panelami, a na pod�odze le�a� dywan. Meble wydawa�y si� stare i zu�yte, ale zu�ycie takie charakteryzowa�o tylko meble wysokiej klasy, u�ywane z wielk� elegancj� przez wieki. To by�y dojrza�e meble. W kominku p�on�y grube polana. Przy ogniu spa�y dwa psy � w tych spl�tanych pozycjach, jakie zawsze i wsz�dzie przyjmuj� psy wielkie i kud�ate. Poza rozbrzmiewaj�cym z rzadka psim chrapni�ciem albo trzaskiem ognia panowa�a cisza, zak��cana jedynie skrzypieniem pi�ra lorda Downeya i tykaniem stoj�cego przy drzwiach zegara z wahad�em � dyskretne, domowe odg�osy, tylko podkre�laj�ce cisz�. Przynajmniej tak si� dzia�o, dop�ki kto� nie odchrz�kn��. D�wi�k ten sugerowa�, �e celem owej czynno�ci nie jest eliminacja obecno�ci w gardle k�opotliwego okruchu ciasta, tylko wskazanie � w najuprzejmiejszy mo�liwy spos�b � na obecno�� gard�a. Downey przesta� pisa�, ale nie podnosi� g�owy. Wreszcie � po chwili namys�u � odezwa� si� rzeczowym tonem: � Drzwi s� zamkni�te na klucz. Okna zakratowane. Psy, jak s�dz�, si� nie zbudzi�y. Skrzypi�ce deski pod�ogi nie skrzypn�y. Inne drobne aran�acje, o jakich nie chc� tu szczeg�owo wspomina�, zosta�y najwyra�niej omini�te. Mocno ogranicza to dost�pne mo�liwo�ci. Szczerze w�tpi�, czy jeste� duchem, a bogowie na og� nie anonsuj� si� tak grzecznie. M�g�by� by� �mierci�, naturalnie, ale on raczej nie przejmuje si� konwenansami, a poza tym czuj� si� ca�kiem dobrze. Hm. Co� pojawi�o si� w powietrzu przed jego biurkiem. � Z�by mam w doskona�ym stanie, wi�c nie jeste� te� Wr�k� Z�buszk�. Zawsze uwa�a�em, �e kieliszek brandy przed snem usuwa zapotrzebowanie na us�ugi Piaskowego Dziadka. A �e ca�kiem dobrze potrafi� trzyma� rytm, raczej nie �ci�gn� na siebie uwagi Starego Biedy. Hm. Posta� przedryfowa�a nieco bli�ej. � Przypuszczam, �e gnom m�g�by si� przecisn�� przez mysi� dziur�, ale rozstawi�em pu�apki � ci�gn�� Downey. � Strachy potrafi� przenika� �ciany, lecz ujawniaj� si� bardzo niech�tnie. Doprawdy, nie potrafi� odgadn��. Hm? Dopiero wtedy uni�s� wzrok. W powietrzu wisia�a szara szata. Zdawa�o si�, �e jest kim� wype�niona, poniewa� mia�a kszta�t, chocia� jej lokator nie by� widoczny. Downey odni�s� nieprzyjemne wra�enie, �e �w lokator nie jest niewidzialny, ale po prostu � w sensie fizycznym � wcale go tam nie ma. � Dobry wiecz�r � rzek�. Dobry wiecz�r, lordzie Downey, odpowiedzia�a szata. Jego m�zg zarejestrowa� te s�owa. Uszy mog�yby przysi�c, �e ich nie s�ysza�y. Ale cz�owiek nie dlatego zostawa� przewodnicz�cym Gildii Skrytob�jc�w, �e �atwo ogarnia� go strach. Zreszt� go�� nie budzi� l�ku. By� � zdaniem Downeya � niewiarygodnie nudny. Gdyby monotonna bezbarwno�� mog�a przyj�� jaki� kszta�t, w�a�nie taki by wybra�a. � Wydajesz si� widmem � o�wiadczy�. Nasza natura nie jest tematem do dyskusji, pojawi�a si� w jego g�owie odpowied�. Proponujemy panu zlecenie. � �yczycie sobie kogo� inhumowa�? Doprowadzi� do ko�ca. Downey zastanowi� si�. Sprawa nie by�a a� tak niezwyk�a, jak mog�oby si� wydawa�. Ka�dy m�g� kupi� us�ugi Gildii Skrytob�jc�w. W przesz�o�ci zdarza�o si�, �e anga�owali gildi� na przyk�ad zombi, chc�cy wyr�wna� rachunki ze swymi zab�jcami. W istocie gildia, jak lubi� my�le�, praktykowa�a absolutn� demokracj�. By j� wynaj��, zb�dne by�y inteligencja, pozycja towarzyska, uroda czy wdzi�k. Wystarczy�y pieni�dze, kt�re � w przeciwie�stwie do innych atrybut�w � by�y dost�pne dla ka�dego. Opr�cz biedak�w, naturalnie, ale niekt�rym ludziom zwyczajnie nie da si� pom�c. Doprowadzi� do ko�ca... Dziwne okre�lenie. � Mo�emy... � zacz��. Zap�ata b�dzie odpowiednia do trudno�ci zadania. � Nasz zakres cen... Zap�ata wyniesie trzy miliony dolar�w. Downey wyprostowa� si�. To cztery razy wi�cej ni� dowolne honorarium uzyskane przez cz�onka gildii, a i tamto by�o specjaln� stawk� rodzinn�, uwzgl�dniaj�c� te� zostaj�cych na noc go�ci. � I �adnych pyta�, jak przypuszczam � rzek�, by zyska� na czasie. �adnych odpowiedzi. � Proponowane wynagrodzenie sugeruje istniej�ce trudno�ci. Czy klient jest dobrze strze�ony? Wcale nie jest strze�ony. Ale niemal na pewno niemo�liwy do wymazania broni� konwencjonaln�. Downey skin�� g�ow�. Nie musia�o to powodowa� istotnych problem�w. Przez lata dzia�alno�ci gildia zebra�a spory asortyment broni niekonwencjonalnych. Wymazanie? Dziwny dob�r s�owa... � Lubimy wiedzie�, dla kogo pracujemy. Jeste�my pewni, �e lubicie. � Chc� przez to powiedzie�, �e musimy pozna� pa�skie nazwisko. Albo nazwiska. Oczywi�cie, gwarantujemy poufno�� tej informacji. Musimy co� wpisa� w naszych aktach. Mo�e pan my�le� o nas jako... Audytorach. � Doprawdy? A czego audyty przeprowadzacie? Wszystkiego. � Chyba musimy dowiedzie� si� o was czego� wi�cej. Jeste�my tymi, kt�rzy maj� trzy miliony dolar�w. Downey zrozumia� sugesti�, cho� wcale mu si� nie spodoba�a. Trzy miliony dolar�w mog� kupi� wiele niezadanych pyta�. � Doprawdy? � powt�rzy�. � W takim razie, poniewa� jeste�cie nowymi klientami, chcieliby�my otrzyma� wynagrodzenie z g�ry. Jak pan sobie �yczy. Z�oto jest w waszym skarbcu. � Chce pan powiedzie�, �e wkr�tce znajdzie si� w naszym skarbcu... Nie. Zawsze by�o w waszym skarbcu. Wiemy, bo w�a�nie je tam umie�cili�my. Przez chwil� Downey wpatrywa� si� w pusty kaptur. Potem, nie odwracaj�c wzroku, si�gn�� do rury komunikacyjnej. � Pan Winvoe? � zapyta�, kiedy ju� w ni� gwizdn��. � Aha. Dobrze. Prosz� mi powiedzie�, ile mamy w tej chwili w naszym skarbcu. Wystarczy w zaokr�gleniu. Powiedzmy, do milion�w. � Na chwil� odsun�� wylot rury od ucha, po czym zn�w si� do niej odezwa�. � Niech pan b�dzie taki mi�y i jednak sprawdzi, dobrze? Odwiesi� rur� i p�asko u�o�y� d�onie na blacie przed sob�. � P�ki czekamy, czy mog� panu zaproponowa� co� do picia? Tak. S�dzimy, �e tak. Downey wsta� z poczuciem ulgi i przeszed� do sporego barku. Jego d�o� zawis�a nad cennymi zapasami gildii, w starych karafkach opisanych Mur, Nig, Otrop i Yksihw*. � A czego si� pan napije? � spyta�, zastanawiaj�c si�, gdzie Audytor ma usta. Jego d�o� zatrzyma�a si� na moment nad niewielk� butelk� opisan� jako Anzicurt. Nie pijemy. � Ale w�a�nie pan powiedzia�, �e mog� panu zaproponowa�... Istotnie. Uwa�amy, �e jest pan zdolny do wykonania tej czynno�ci. � Aha. Downey zawaha� si� nad karafk� whisky, ale zrezygnowa�. W tej w�a�nie chwili gwizdn�a rura komunikacyjna. � Tak, panie Winvoe? Doprawdy? Rzeczywi�cie? Ja sam cz�sto znajduj� jakie� drobne mi�dzy poduszkami sofy; a� dziw, ile si� tego mo�e nazbie... Nie, nie, to nie by�a iro... Owszem, mia�em pewne powody, by... Ale� sk�d, o nic pana nie obwiniam... Nie, naprawd� nie widz�, jak... Tak, prosz� odpocz��, to dobry pomys�. Bardzo dzi�kuj�. Znowu odwiesi� rur�. Kaptur nie poruszy� si� nawet. � Musimy zatem dowiedzie� si� gdzie, kiedy... i oczywi�cie kogo � rzek� po chwili pierwszy skrytob�jca. Kaptur przytakn��. Lokalizacji nie ma na �adnej mapie. Chcieliby�my, aby zadanie zosta�o wykonane w ci�gu tygodnia. To kluczowy warunek. A o kogo chodzi... Na biurku Downeya pojawi� si� rysunek, a w g�owie pojawi�y si� s�owa: Nazwijmy go Grubasem. � Czy to �art? My nie �artujemy. Nie, na pewno nie, pomy�la� Downey. Zab�bni� palcami o blat. � Wielu jest takich, kt�rzy twierdz�, �e... ta osoba... nie istnieje � powiedzia�. Musi istnie�. Inaczej w jaki spos�b rozpozna�by go pan tak szybko? Wielu te� prowadzi z nim korespondencj�. � No tak. W takim sensie rzeczywi�cie istnieje... W jakim� sensie wszystko istnieje. Nas interesuje raczej zaprzestanie istnienia. � Odszukanie go mo�e by� k�opotliwe. Na ka�dej ulicy spotkacie osoby, kt�re podadz� wam jego przybli�ony adres. � Tak, naturalnie � zgodzi� si� Downey. Nie by� pewien, dlaczego kto� chcia�by je nazywa� �osobami�. Dziwny dob�r s��w. � Ale, jak pan wspomnia�, nie wydaje mi si�, by potrafi�y wskaza� to miejsce na mapie. A gdyby nawet, to w jaki spos�b... Grubas... mo�e by� inhumowany? Szklaneczk� zatrutej sherry? Kaptur nie mia� twarzy, kt�ra mog�aby si� u�miechn��. Nie zrozumia� pan natury zatrudnienia, zabrzmia�o Downeyowi w g�owie. Zje�y� si�. Skrytob�jcy nie byli zatrudniani. Bywali anga�owani, przyjmowani, otrzymywali zlecenia, ale nigdy zatrudniani. Zatrudnia si� s�u��cych. � A czeg� takiego nie zrozumia�em? My p�acimy. Wy znajdujecie sposoby i �rodki. Kaptur zacz�� si� rozwiewa�. � Jak mam si� z panem kontaktowa�? � rzuci� jeszcze Downey. My skontaktujemy si� z panem. Wiemy, gdzie pan mieszka. Wiemy, gdzie mieszka ka�dy. Posta� znikn�a. W tej samej chwili drzwi otworzy�y si� gwa�townie i w progu stan�� bardzo zdenerwowany pan Winvoe, skarbnik gildii. � Przepraszam, lordzie, ale naprawd� musia�em przyj��! � Rzuci� na biurko kilka niedu�ych dysk�w. � Prosz� je obejrze�. Downey ostro�nie podni�s� jeden ma�y kr��ek. Wygl�da� jak niedu�a moneta, ale... � Nie ma wybitej warto�ci! � stwierdzi� Winvoe. � Ani awersu, ani rewersu, ani rade�kowania! G�adkie dyski! To tylko g�adkie dyski! Downey otworzy� usta, by spyta�: �Bezwarto�ciowe?�. U�wiadomi� sobie nag�e, �e skrycie na to w�a�nie liczy. Je�li oni � kimkolwiek byli � zap�acili bezwarto�ciowym metalem, to nie ma nawet cienia zawartego kontraktu. Widzia� jednak, �e nic z tego � skrytob�jcy ju� na wczesnych etapach kariery uczyli si� rozpoznawa� pieni�dze. � G�adkie dyski � powiedzia� � z czystego z�ota. Winvoe przytakn��. � To ca�kiem wystarczy. � Na pewno s� magiczne! � zawo�a� skarbnik. � A nigdy nie przyjmujemy magicznych pieni�dzy! Downey rzuci� monet� na blat; odbi�a si� kilka razy z satysfakcjonuj�cym, bogatym brz�kiem. Nie, nie by�a magiczna. Magiczne pieni�dze wygl�da�yby jak prawdziwe, poniewa� ich g��wnym zadaniem by�o oszukanie odbiorcy. Ale te nie musia�y na�ladowa� niczego tak ludzkiego, tak �atwo podrabianego jak waluta. To z�oto! � krzycza�y do jego palc�w. Bierz je albo zrezygnuj. Siedzia� i my�la�, gdy Winvoe sta� i si� martwi�. � We�miemy je � postanowi�. � Ale... � Dzi�kuj�, panie Winvoe. Podj��em decyzj�. � Downey spojrza� w sufit, a po chwili si� u�miechn��. � Czy pan Herbatka jest jeszcze w budynku? Winvoe cofn�� si�. � My�la�em, �e rada zgodzi�a si�, by go usun�� � przypomnia� oschle. � Po tej sprawie z... � Pan Herbatka widzi rzeczy inaczej ni� inni ludzie � odpar� Downey. Podni�s� z biurka obrazek i przyjrza� mu si� z uwag�. � Faktycznie. S�dz�, �e to z ca�� pewno�ci� prawda � zgodzi� si� Winvoe. � Prosz� go tu przys�a�. Gildia przyci�ga�a r�ne osoby, my�la� Downey. Odkry�, �e zastanawia si�, w jaki spos�b przyci�gn�a takiego na przyk�ad Winvoe�a. Trudno sobie wyobrazi�, �eby wbi� komu� n� w serce, bo przecie� krew mog�aby poplami� portfel ofiary. Za to pan Herbatka... K�opot polega� na tym, �e Gildia Skrytob�jc�w przyjmowa�a m�odych ch�opc�w i zapewnia�a im doskona�e wykszta�cenie, a przy okazji uczy�a zabija� w spos�b czysty i oboj�tny, dla pieni�dzy albo dla dobra spo�ecze�stwa, a w ka�dym razie dla dobra tej cz�ci spo�ecze�stwa, kt�ra mia�a pieni�dze; a jaka inna cz�� spo�ecze�stwa si� liczy? Jednak, cho� bardzo rzadko, okazywa�o si�, �e przyj�to kogo� w rodzaju pana Herbatki, dla kt�rego pieni�dze stanowi�y jedynie czynnik zak��caj�cy. Pan Herbatka posiada� rzeczywi�cie b�yskotliwy umys�, lecz b�yskotliwy niczym rozbite lustro � cudownie l�ni�ce od�amki i t�cze, ale przecie� co�, co jednak jest p�kni�te. Pan Herbatka zbyt dobrze si� bawi�. Innymi lud�mi tak�e. Downey prywatnie zdecydowa�, �e jako� tak nied�ugo pana Herbatk� spotka wypadek. Jak wielu ludzi pozbawionych moralno�ci, lord Downey przestrzega� pewnych norm, a Herbatka budzi� w nim odraz�. Skrytob�jstwo to ostro�na gra, prowadzona zwykle przeciwko ludziom, kt�rzy sami znaj� regu�y, a przynajmniej mog� sobie pozwoli� na us�ugi tych, kt�rzy znaj�. Czysta inhumacja by�a �r�d�em uzasadnionej satysfakcji. Nie powinna budzi� przyjemno�ci inhumacja niechlujna. To prowokuje plotki. Z drugiej strony, skr�cony umys� Herbatki jest w�a�ciwym narz�dziem, by rozwi�za� w�a�nie tak� spraw�. A je�li mu si� nie uda... C�, to przecie� nie b�dzie win� Downeya, prawda? Wr�ci� do dokument�w. Zadziwiaj�ce, ile si� ich zbiera�o. Ale trzeba tego pilnowa�, w ko�cu nie s� przecie� mordercami... Kto� zastuka� do drzwi. Downey odsun�� papiery i opar� si� wygodnie. � Prosz� wej��, panie Herbatka � powiedzia�. Nigdy nie zaszkodzi wzbudzenie odrobiny respektu u innych cz�onk�w gildii. W drzwiach stan�� jednak kt�ry� ze s�u��cych. Trzyma� tac� z herbat�. � O, Carter... � Lord Downey znakomicie nad sob� panowa�. � Postaw to na tamtym stoliku, dobrze? � Tak, prosz� pana. � Carter odwr�ci� si� i skin�� g�ow�. � Przepraszam, sir. Zaraz p�jd� po drug� fili�ank�. � Co? � Dla pa�skiego go�cia, prosz� pana. � Go�cia? Ach, znaczy, kiedy zjawi si� pan Herba... Urwa�. Obejrza� si�. M�ody cz�owiek siedzia� przed kominkiem i bawi� si� z psami. � Panie Herbatka! � To si� wymawia Herr-bat-k�, z akcentem na �a�, sir � rzek� Herbatka tylko z cieniem wyrzutu. � Wszyscy si� myl�. � Jak pan to zrobi�? � Ca�kiem prosto. Chocia� na ostatnim odcinku nieco mnie przypiek�o. Na dywanie le�a�o kilka p�atk�w sadzy. Downey u�wiadomi� sobie, �e s�ysza�, jak spadaj�, ale nie by�o w tym nic szczeg�lnie niezwyk�ego. Nikt przecie� nie m�g� zej�� kominem. Przy ko�cu przewodu wmurowano ci�k� krat�. � Jest tak�e zablokowany kominek za dawn� bibliotek� � odpar� Herbatka, wyra�nie czytaj�c mu w my�lach. � Przewody ��cz� si� poni�ej kraty. To zwyk�y spacer, sir. � Doprawdy... � Na pewno, sir. Downey skin�� g�ow�. Stare budynki zwykle by�y podziurawione ca�ymi labiryntami zablokowanych przewod�w kominowych � ten fakt nale�a�o sobie przyswoi� ju� na wczesnym etapie kariery. A potem, my�la�, jako� si� o tym zapomina. Zawsze op�aca si� wzbudzi� i u tego drugiego respekt dla siebie. Tego te� ucz� � i te� si� zapomina. � Psy chyba pana lubi� � zauwa�y�. � Dobrze si� dogaduj� ze zwierz�tami. Twarz Herbatki by�a m�oda, otwarta i przyjazna. A przynajmniej przez ca�y czas u�miechni�ta. Dla wi�kszo�ci rozm�wc�w efekt tego u�miechu psu� fakt, �e jego w�a�ciciel mia� tylko jedno oko. Jaki� niewyja�niony przypadek doprowadzi� do utraty drugiego, zast�pionego teraz szklan� kulk�. Rezultat okaza� si� niepokoj�cy. Jednak lorda Downeya bardziej niepokoi�o to drugie oko � to, kt�re mo�na by w zasadzie nazwa� normalnym. Nigdy jeszcze nie widzia� tak ma�ej �renicy. Herbatka spogl�da� na �wiat przez otworek po szpilce. Downey zauwa�y�, �e wycofa� si� za biurko. Herbatka mia� w sobie co� takiego, �e cz�owiek czu� si� pewniej, je�li m�g� si� czym� od niego odgrodzi�. � Lubi pan zwierz�ta, tak? � zapyta�. � Mam tu raport stwierdzaj�cy, �e psa sir George�a przybi� pan do sufitu. � M�g�by zacz�� szczeka�, kiedy pracowa�em, sir. � Niekt�rzy podaliby mu jaki� �rodek nasenny. � Och... � Herbatka przez moment wydawa� si� przygn�biony, ale zaraz odzyska� humor. � Jednak stanowczo wype�ni�em kontrakt, sir. Nie mo�e by� w�tpliwo�ci. Sprawdzi�em oddech sir George�a lusterkiem, zgodnie z instrukcj�. Napisa�em o tym w raporcie. � Istotnie. Najwyra�niej g�owa sir George�a znajdowa�a si� w owej chwili o kilka st�p od cia�a. Przera�aj�ca by�a my�l, �e Herbatka mo�e nie dostrzega� w tym nic absurdalnego. � I jeszcze... s�u�ba � powiedzia�. � Nie mog�em pozwoli�, �eby nagle weszli, sir. Downey przytakn��, na wp� zahipnotyzowany szklistym spojrzeniem i okiem z dziurk� po szpilce. Nie, nie m�g� pozwoli�, �eby nagle weszli. Skrytob�jca mo�e si� czasem spotka� z oporem, mo�e nawet stawianym przez ludzi edukowanych u tych samych nauczycieli. Ale staruszek i pokoj�wka, kt�rzy mieli nieszcz�cie znale�� si� w tym czasie w domu... Nie istnia�a �adna formalna regu�a � Downey musia� to przyzna�. Tyle �e przez d�ugie lata gildia wypracowa�a pewien etos i jej cz�onkowie byli zwykle bardzo schludni w swej pracy. Zamykali nawet za sob� drzwi i og�lnie sprz�tali przed wyj�ciem. Krzywdzenie niewinnych by�o czym� gorszym ni� naruszeniem moralnej osnowy spo�ecze�stwa. By�o naruszeniem dobrych manier. A nawet jeszcze gorszym: przejawem z�ego smaku. Ale formalnej regu�y nie by�o... � To by�o w�a�ciwe, sir, prawda? � upewni� si� niespokojnie Herbatka. � Hm... Zabrak�o pewnej elegancji. � Rozumiem. Dzi�kuj� panu. Zawsze ch�tnie przyjmuj� krytyczne uwagi. Nast�pnym razem b�d� o tym pami�ta�. Downey nabra� tchu. � O tym w�a�nie chcia�em porozmawia� � wyja�ni�. Podni�s� obrazek tego... jak ta istota go nazwa�a? Grubasa? � Tak z czystej ciekawo�ci � rzek�. � Jak zabra�by si� pan do inhumacji tego... d�entelmena? Ka�dy inny, Downey by� pewien, wybuchn��by �miechem. Powiedzia�by co� w rodzaju: �Czy to �art, sir?�. Herbatka pochyli� si� tylko w wyrazem zaciekawienia i skupienia na twarzy. � To trudne, sir. � Z pewno�ci� � zgodzi� si� Downey. � Potrzebowa�bym czasu, �eby obmy�li� jaki� plan. � Naturalnie. I... Kto� zapuka� i wszed� Carter z fili�ank� i spodkiem. Uk�oni� si� Downeyowi z szacunkiem, po czym wyszed�. � Ju�, sir � powiedzia� Herbatka. � Przepraszam? � Downey nie zrozumia�. � Wymy�li�em ju� plan, sir. � Tak? � Tak, sir. � Tak szybko? � Tak, sir. � Na bog�w! � Wie pan zapewne, �e zach�ca si� nas do rozwa�ania problem�w filozoficznych? � O tak. To bardzo cenne �wiczenie... � Downey urwa� nagle ze zdumion� min�. � Chce pan powiedzie�, �e naprawd� po�wi�ci� pan czas na rozwa�ania, jak inhumowa� Wied�miko�aja? Naprawd� usiad� pan i zastanowi� si�, jak tego dokona�? Wykorzystywa� pan sw�j czas wolny, �eby rozwi�za� ten problem? � Tak, sir. I Duchociastn� Kaczk�. I Piaskowego Dziadka. I �mier�. Downey zamruga� niepewnie. � To znaczy, �e usiad� pan i rozwa�a�, w jaki spos�b... � Tak, sir. Zebra�em sporo interesuj�cych danych. W czasie wolnym od zaj��, naturalnie. � Chc� by� pewien, �e dobrze zrozumia�em, panie Herbatka. Po�wi�ci�... si�... pan... badaniu sposob�w zabicia �mierci? � Tylko jako hobby, sir, ale w samej rzeczy. � No tak, znaczy hobby, owszem... Sam kolekcjonowa�em motyle... � Downey wr�ci� wspomnieniem do pierwszych chwil rozkoszy przy u�yciu trucizny i szpilki. � Ale... � Prawd� m�wi�c, sir, zasadnicza metodologia jest taka sama, jak w przypadku istot ludzkich. Okazja, lokalizacja, technika... Trzeba tylko wzi�� pod uwag� znane fakty dotycz�ce rozpatrywanego osobnika. Oczywi�cie, na temat tego akurat wiemy bardzo du�o. � I opracowa� pan to wszystko, tak? � upewni� si� Downey, niemal zafascynowany. � Och, ju� dawno temu, sir. � A kiedy, je�li wolno spyta�? � To by�o chyba wtedy, gdy w pewn� Noc Strze�enia Wied�m le�a�em w ��ku, sir. Bogowie! � westchn�� w duchu Downey. I pomy�le�, �e ja wtedy nas�uchiwa�em dzwonk�w sa�. � Co� takiego � powiedzia�. � Mo�e b�d� musia� sprawdzi� pewne szczeg�y. By�bym wdzi�czny za umo�liwienie mi dost�pu do ksi��ek w Czarnej Bibliotece. Ale istotnie, widz� ju� chyba podstawowe zarysy. � Jednak�e... ta osoba... niekt�rzy uwa�aj�, �e technicznie rzecz bior�c, jest nie�miertelna. � Ka�dy ma jakie� s�abe punkty, sir. � Nawet �mier�? � O tak. Absolutnie. Bardzo wiele. � Naprawd�? Downey zn�w zab�bni� palcami o blat. Ch�opak nie mo�e przecie� mie� prawdziwego planu, przekonywa� sam siebie. Rzeczywi�cie, jego umys� jest nieco skrzywiony... Skrzywiony? To� to prawdziwa spirala! Ale Grubas nie jest przecie� kolejnym celem w jakiej� cichej rezydencji. Mo�na chyba z du�ym prawdopodobie�stwem zak�ada�, �e ju� wcze�niej ludzie zastawiali na niego pu�apki. W�a�ciwie to by� nawet zadowolony. Herbatka poniesie kl�sk�, mo�liwe, �e wr�cz �mierteln� kl�sk�, je�li jego plan oka�e si� dostatecznie g�upi. A gildia, by� mo�e, straci wtedy z�oto � a mo�e nie. � Doskonale � rzek�. � Nie musz� wiedzie�, jaki jest pa�ski plan. � To si� dobrze sk�ada, sir. � Co pan ma na my�li? � Poniewa� nie zamierza�em go panu zdradza�. By�by pan zmuszony do wyra�enia dezaprobaty, sir. � Zdumiewa mnie pa�skie przekonanie, �e plan b�dzie skuteczny... � Ja tylko logicznie rozwa�am problem, sir � odpar� ch�opak z lekkim wyrzutem. � Logicznie? � Przypuszczam, �e widz� rzeczy inaczej ni� inni ludzie. Dla Susan by� to spokojny dzie�, chocia� w drodze do parku Gawain nast�pi� na p�kni�cie w chodniku. Umy�lnie. Jednym z wielu strach�w, przywo�anych rado�nie bezmy�lnym post�powaniem poprzedniej guwernantki, by�y nied�wiedzie, kt�re czeka�y na ulicach, by po�re� dzieci nast�puj�ce na p�kni�cia w bruku. Susan zacz�a pod swym praktycznym p�aszczem guwernantki nosi� pogrzebacz. Jedno solidne uderzenie zwykle za�atwia�o spraw�. By�y zdumione, �e kto� jeszcze je widzi. � Gawain! � rzuci�a, zerkaj�c na nerwowego nied�wiedzia, kt�ry nagle j� zauwa�y� i teraz usi�owa� wycofa� si� nonszalancko. � Tak? � Chcia�e� nast�pi� na to p�kni�cie, �ebym musia�a zbi� jakie� nieszcz�sne stworzenie, kt�rego jedyn� win� jest to, �e chce ci� rozerwa� na strz�py. � Ja tylko podskakiwa�em... � Akurat. Normalne dzieci nie podskakuj� w taki spos�b, chyba �e bior� �rodki odurzaj�ce. U�miechn�� si� do niej. � Je�li jeszcze raz ci� przy�api� na takich s�odkich minkach, zawi��� ci r�ce na supe� za g�ow�. Kiwn�� g�ow� i poszed� spycha� Twyl� z hu�tawki. Susan uspokoi�a si�. To by�o jej prywatnie odkrycie � dzieci nie przejmowa�y si� bezsensownymi gro�bami, ale by�y pos�uszne. Zw�aszcza w przypadku gr�b dostatecznie obrazowych. Poprzednia guwernantka u�ywa�a jako formy dyscypliny rozmaitych strach�w i potwor�w. Zawsze co� si� czai�o, by po�re� albo porwa� niegrzecznych ch�opc�w i dziewczynki za takie zbrodnie, jak j�kanie si� albo zuchwa�y i denerwuj�cy up�r, by pisa� lew� r�k�. No�ycor�ki czeka� zawsze na dziewczynk�, kt�ra ssie kciuk, a w piwnicy zawsze ukrywa� si� strach. Z takich cegie� wznosi si� konstrukcj� dzieci�cej niewinno�ci. Pr�by Susan, by sk�oni� dzieci do niewiary w takie stwory, tylko pogorszy�y sytuacj�. Twyla zacz�a moczy� si� noc�. Mog�a to by� prymitywna forma obrony przed straszliw�, uzbrojon� w pazury kreatur�, co do kt�rej by�a pewna, �e mieszka pod ��kiem. Susan odkry�a to ju� pierwszej nocy, kiedy dziecko zbudzi�o si� z p�aczem z powodu stracha w szafie. Westchn�a wtedy i posz�a sprawdzi�. I tak bardzo si� rozz�o�ci�a, �e wyci�gn�a go, waln�a pogrzebaczem po g�owie, wywichn�a mu bark dla zaakcentowania przes�ania, a potem wykopa�a przez kuchenne drzwi. Dzieci nie chcia�y przesta� wierzy� w potwory, bo doskonale wiedzia�y, �e potwory naprawd� tam s�. Przekona�a si� jednak, �e potrafi� r�wnie� bardzo mocno uwierzy� w pogrzebacz. Teraz siedzia�a na �awce i czyta�a ksi��k�. Stara�a si� ka�dego dnia zabiera� dzieci gdzie�, gdzie mog� spotka� inne dzieci w tym samym wieku. Je�li naucz� si� zachowania na placu zabaw, my�la�a, to w doros�ym �yciu niestraszne im b�d� �adne l�ki. Poza tym przyjemnie by�o s�ucha� g�osik�w bawi�cych si� dzieci, pod warunkiem �e cz�owiek siada� dostatecznie daleko i nie s�ysza�, co naprawd� m�wi�. Po powrocie prowadzi�a z nimi lekcje. Sz�y o wiele lepiej, odk�d zrezygnowa�a z czytania ksi��eczek o kolorowych pi�kach i psie imieniem As. Gawaina nam�wi�a na kampanie militarne genera�a Tacticusa � odpowiednio krwawe, ale te�, co wa�niejsze, uznawane za zbyt trudne dla dzieci. W rezultacie zakres jego s�ownictwa podwaja� si� co tydzie� i ch�opiec potrafi� ju� wtr�ca� w codziennych rozmowach takie okre�lenia jak �zdekapitowany�. W ko�cu czy jest sens uczy� dzieci, jak by� dzie�mi? Z tym radz� sobie ca�kiem naturalnie. Ona za to � ku swemu lekkiemu przera�eniu � naturalnie radzi�a sobie z nimi. Zastanawia�a si� nawet, czy to nie cecha rodzinna. A je�li � s�dz�c po tym, jak ch�tnie jej w�osy zwija�y si� w ciasny kok � takie zaj�cia by�y Susan przeznaczone na reszt� �ycia? To wszystko wina rodzic�w. Nie chcieli, �eby tak si� jej u�o�y�o. A przynajmniej wielkodusznie mia�a nadziej�, �e nie chcieli. Chcieli j� tylko ochroni�, trzyma� z dala od wszelkich �wiat�w poza tym jednym, od tego, co ludzie uwa�aj� za okultystyczne, od... No, od jej dziadka, brutalnie m�wi�c. Wszystko to, mia�a wra�enie, odrobin� j� zwichrowa�o. Oczywi�cie, trzeba by� sprawiedliwym � to przecie� rola rodzic�w. �wiat jest tak pe�en ostrych zakr�t�w, �e gdyby nie skrzywili jej nieco, nie mia�aby �adnej szansy, by si� dopasowa�. W dodatku byli sumienni, �agodni, zapewnili jej szcz�liwy dom, a nawet wykszta�cenie. I to dobre wykszta�cenie. Dopiero potem zorientowa�a si�, �e by�o to wykszta�cenie w dziedzinie, no... wykszta�cenia. To znaczy, �e gdyby kto� potrzebowa� nagle policzy� obj�to�� sto�ka, m�g� spokojnie zwr�ci� si� do Susan Sto-Helit. Kto�, kto nie potrafi�by przypomnie� sobie kampanii genera�a Tacticusa albo pierwiastka kwadratowego z 27,4, �atwo uzyska�by jej pomoc. Je�li potrzebny by� kto�, kto umie w pi�ciu j�zykach rozmawia� o elementach gospodarstwa domowego oraz rzeczach, kt�re mo�na kupi� w sklepach, Susan by�a pierwsza w kolejce. Wykszta�cenie to prosta sprawa. Nauczenie si� czego� okaza�o si� trudniejsze. Uzyskanie wykszta�cenia przypomina�o troch� chorob� przenoszon� drog� p�ciow�. Cz�owiek przestawa� si� nadawa� do sporej liczby zaj��, a potem nachodzi�a go ch��, by przekaza� j� dalej. Susan zosta�a guwernantk�. By�a to jedna z nielicznych funkcji, jakie mog�a pe�ni� dobrze urodzona dama. I ca�kiem dobrze sobie przy tym radzi�a. Przyrzek�a sobie, �e je�li kiedykolwiek zacznie ta�czy� po dachach z kominiarzami, zat�ucze si� na �mier� w�asn� parasolk�. Po herbatce przeczyta�a im bajk�. Lubili bajki. Ta w ksi��ce by�a okropna, ale w wersji Susan zosta�a dobrze przyj�ta. T�umaczy�a, czytaj�c. � ...a potem Jack �ci�� �odyg� fasoli, dodaj�c morderstwo i ekologiczny wandalizm do wspomnianych wcze�niej przest�pstw kradzie�y, oszustwa i wtargni�cia na cudzy teren. Usz�o mu to jednak na sucho; �y� d�ugo i szcz�liwie, bez �ladu wyrzut�w sumienia z powodu tego, co uczyni�. Co dowodzi, �e je�li cz�owiek jest bohaterem, to w�a�ciwie wszystko zostanie mu wybaczone, bo nikt mu wtedy nie zadaje niewygodnych pyta�. A teraz... � Z trzaskiem zamkn�a ksi��k�. � Pora do ��ek. Poprzednia guwernantka nauczy�a ich modlitwy wyra�aj�cej nadziej�, �e je�li umr� we �nie, ten czy inny b�g zabierze ich dusze. Je�li Susan mog�a to os�dzi�, zawiera�a te� sugesti�, �e to co� dobrego. Pewnego dnia, postanowi�a Susan, wytropi� t� kobiet�. � Susan � odezwa�a si� nagle Twyla spod ko�dry. � Tak? � Wiesz, �e w zesz�ym tygodniu pisali�my listy do Wied�miko�aja? � Tak? � Tylko �e... Rachel w parku m�wi�a, �e on wcale nie istnieje, i to tak naprawd� jest ojciec. A wszyscy inni powiedzieli, �e ma racj�. Z drugiego ��eczka rozleg� si� szelest. Brat Twyli odwr�ci� si� i nas�uchiwa� dyskretnie. Ojej, pomy�la�a Susan. Mia�a nadziej�, �e jako� tego uniknie. Znowu b�dzie jak z t� Duchociastn� Kaczk�. � Czy to wa�ne, je�li i tak dostajecie prezenty? � spyta�a, apeluj�c bezpo�rednio do chciwo�ci. � ...ym... No tak... Susan usiad�a na ��ku, zastanawiaj�c si�, jak, u licha, za�atwi� t� spraw�. Pog�adzi�a jedn� widoczn� d�o�. � Popatrz na to w taki spos�b � powiedzia�a i bezg�o�nie nabra�a tchu. � Gdzie tylko ludzie s� t�pi i niem�drzy... Gdzie maj�, nawet wed�ug naj�agodniejszych norm, okres koncentracji uwagi kurczaka podczas huraganu i zdolno�ci badawcze jednonogiego karalucha... I gdzie tylko s� bezmy�lnie �atwowierni, �a�o�nie przywi�zani do wiedzy wyniesionej z pokoju dziecinnego, i og�lnie takie maj� poj�cie o rzeczywistym, fizycznym wszech�wiecie co ostryga o wspinaczkach g�rskich... Tak, Twylo. Tam Wied�miko�aj istnieje. Pod ko�dr� panowa�o milczenie, ale wyczuwa�a, �e ton jej g�osu spe�ni� swe zadanie. S�owa nie mia�y znaczenia. I to w�a�nie � jak m�g�by powiedzie� jej dziadek � jest ludzko�� w ca�ej okaza�o�ci. � ...anoc. � Dobranoc � powiedzia�a Susan. To nawet nie by� bar. To by�o zwyk�e pomieszczenie, gdzie ludzie pili, czekaj�c na innych ludzi, z kt�rymi za�atwiali interesy. Interesy dotyczy�y zwykle przeniesienia w�asno�ci czego� z jednej osoby na inn�, ale przecie� interesy zawsze s� takie. Pi�ciu biznesmen�w usiad�o wok� sto�u, o�wietlonego �wieczk� na spodeczku. Mi�dzy nimi sta�a otwarta butelka. Starali si� trzyma� j� z dala od p�omienia. � Ju� po sz�stej � oznajmi� jeden z nich, pot�ny m�czyzna z dredami i brod�, w kt�rej mo�na by hodowa� kozy. � Zegary bi�y ju� wieki temu. Nie przyjdzie. Chod�my. � Siadaj, co? Skrytob�jcy zawsze si� sp�niaj�, bo to taki styl. Jasne? � Ale ten jest psychiczny. � Ekscentryczny. � A jaka to r�nica? � Worek szmalu. Tr�jka, kt�ra dot�d si� nie odzywa�a, spojrza�a po sobie niespokojnie. � Co jest? Nie m�wi�e�, �e to skrytob�jca � zaprotestowa� Siata. � Nie m�wi�, �e go�ciu jest skrytob�jc�, nie? M�wi�, Banjo? Zabrzmia� odg�os dalekiego gromu � to odchrz�kn�� Banjo Lilywhite. � Zgadza si�, no � odezwa� si� g�os z g�rnych zboczy. � �e� nie m�wi�. Pozostali odczekali, a� ucichnie �oskot. Nawet g�os Banja by� kolosalny. � On jest... � Pierwszy z rozm�wc�w zamacha� r�kami, by przekaza� swoj� opini�, �e kto� jest o kosz jedzenia, par� sk�adanych krzese�ek, obrus, zestaw turystycznych sprz�t�w kuchennych i ca�� koloni� mr�wek oddalony od pikniku. � On jest psychiczny. I ma dziwne oko. � Jest szklane, jasne? � rzek� ten, kt�rego nazywano Kocie Oko. Skin�� na kelnera, by poda� cztery piwa i szklank� mleka. � I p�aci dziesi�� tysi�cy dolar�w na ka�dego. Wi�c nie obchodzi mnie, jakie ma oko. � S�ysza�em, �e ono jest z tego samego, z czego robi� te kryszta�y do przepowiadania przysz�o�ci. I nie powiesz mi, �e to w porz�dku. Bo on patrzy na ciebie przez to oko � doko�czy� pierwszy z rozm�wc�w. Znany by� jako Brzoskwinia, cho� nikt jeszcze nie odkry� dlaczego*. Kocie Oko westchn��. Rzeczywi�cie, by�o w panu Herbatce co� dziwnego, trudno zaprzeczy�. Ale wszyscy skrytob�jcy mieli w sobie co� dziwnego. A ten dobrze p�aci�. Wielu skrytob�jc�w korzysta�o z us�ug informator�w i �lusarzy. Formalnie by�o to wbrew regu�om, lecz zawodowe standardy obni�a�y si� w ka�dym fachu, nie? Ale zwykle p�acili p�no i niech�tnie, jakby robili cz�owiekowi �ask�. Herbatce trudno by co� zarzuci� pod tym wzgl�dem. Fakt, po paru minutach rozmowy z nim oczy zaczyna�y �zawi� i cz�owiek mia� ochot� wyszorowa� ca�� sk�r�, nawet od wewn�trz, ale przecie� nikt nie jest doskona�y, nie? Brzoskwinia pochyli� si� nad sto�em. � Wiecie co? � szepn��. � Tak my�l�, �e on mo�e ju� tu by�. W przebraniu! I �mieje si� z nas wszystkich! No, je�eli si� �mieje... Zacisn�� palce, a� strzeli�y kostki. �redni Dave* Lilywhite, ostatni z pi�tki, rozejrza� si� czujnie. Rzeczywi�cie, w niskim, mrocznym pomieszczeniu zauwa�y� kilku samotnych klient�w. Wi�kszo�� mia�a na sobie p�aszcze i obszerne kaptury. Siedzieli w k�tach, kryj�c twarze. �aden nie wygl�da� przyja�nie. � Nie wyg�upiaj si�, Brzoskwinia � mrukn�� Kocie Oko. � Kiedy oni w�a�nie takie rzeczy robi�. To mistrzowie w przebieraniu. � Z tym jego okiem? � Ten go�� przy kominku ma opask� na oku � zauwa�y� �redni Dave. Rzadko si� odzywa�. Ale zawsze obserwowa�. Pozostali obejrzeli si�. � Zaczeka, a� przestaniemy si� pilnowa�, a wtedy zrobi ahahaha! � stwierdzi� Brzoskwinia. � Im nie wolno zabija�, chyba �e dla pieni�dzy � uspokoi� go Kocie Oko, ale w jego g�osie pojawi�a si� szczypta niepewno�ci. Przygl�dali si� cz�owiekowi w kapturze. A on im si� przygl�da�. Zapytani, co robi�, by zarobi� na �ycie, m�czy�ni przy stole odpowiedzieliby co� w rodzaju: �To czy tamto�, albo i �Radz� sobie, jak mog�, chocia� w przypadku Banjo odpowied� brzmia�aby pewnie: �H�?�. Wed�ug norm nieopieku�czego spo�ecze�stwa, byli kryminalistami, cho� sami tak o sobie nie my�leli i nawet nie potrafiliby napisa� takiego s�owa jak �przest�pczo��. Zwykle zajmowali si� przemieszczaniem pewnych rzeczy. Czasami te rzeczy znajdowa�y si� po niew�a�ciwej stronie stalowych drzwi albo w niew�a�ciwym domu. Czasami tymi rzeczami byli ludzie � o wiele za ma�o wa�ni, by zajmowa� czas Gildii Skrytob�jc�w � kt�rzy znale�li si� na bardzo niedogodnej pozycji i mo�na by�o znale�� dla nich lokalizacj� o wiele lepsz�, na przyk�ad gdzie� na dnie morza*. �aden z tej pi�tki nie nale�a� do �adnej gildii. Zwykle znajdowali klient�w w�r�d ludzi, kt�rzy z sobie znanych mrocznych powod�w nie chcieli gildiom sprawia� k�opotu, cz�sto dlatego, �e sami do nich nale�eli. Dzi�ki temu ca�a pi�tka mia�a do�� zaj��. Zawsze znalaz�o si� co�, co trzeba by�o przetransportowa� z punktu A do punktu B albo na dno C. � Lada chwila � o�wiadczy� Brzoskwinia, gdy kelner przyni�s� piwo. Banjo odkaszln��. By� to znak, �e zjawi�a si� kolejna my�l. � Czego� nie rozumim � powiedzia�. � Tak? � spyta� jego brat. � Nie rozumim, od kiedy maj� tu kelner�w. � Dobry wiecz�r � powiedzia� Herbatka, stawiaj�c tac� na stole. Przygl�dali mu si� w milczeniu. U�miechn�� si� przyja�nie. Wielka pi�� Brzoskwini waln�a o st�. � Szpiegowa�e� nas, ty ma�y... Ludzie w tym fachu rozwijaj� w sobie pewn� zdolno�� przewidywania. �redni Dave i Kocie Oko, siedz�cy po obu stronach Brzoskwini, odsun�li si� z pozorn� nonszalancj�. � Witam! � rzuci� Herbatka. Co� mign�o i zawibrowa� n�, wbity w st� pomi�dzy kciukiem a palcem wskazuj�cym Brzoskwini. � Nazywam si� Herbatka � oznajmi� Herbatka. � A ty jeste� kto? � Brzoskwinia � wymamrota� Brzoskwinia, nadal wpatrzony w n�. � Interesuj�ce imi�. A dlaczego nazywaj� ci� Brzoskwini�, Brzoskwinio? �redni Dave zakaszla�. Brzoskwinia uni�s� g�ow� i spojrza� w twarz Herbatki. Szklane oko by�o tylko kul� lekko l�ni�cej szaro�ci. To drugie wygl�da�o jak czarny punkcik na morzu bieli. Jak dot�d jedyne kontakty Brzoskwini z inteligencj� polega�y na tym, by pobi� j� i okra��, gdy tylko trafi si� okazja. Teraz jednak pos�ucha� instynktu samozachowawczego i siedzia� jak przyklejony do sto�ka. � Bo si� nie gol� � wyja�ni�. � Brzoskwinia nie lubi ostrzy, wie pan... � doda� Kocie Oko. � A ilu masz przyjaci�, Brzoskwinio? � No, paru mam... B�yskawicznym ruchem � tak szybkim, �e wszyscy przy stole a� podskoczyli � Herbatka odwr�ci� si�, chwyci� krzes�o, przysun�� je i usiad�. Trzech z nich opar�o d�onie na r�koje�ciach mieczy. � A ja nie mam zbyt wielu � wyzna� przepraszaj�cym tonem. � Chyba brak mi talent�w towarzyskich. Z drugiej strony wszak�e... zdaje si�, �e wcale nie mam nieprzyjaci�. Ani jednego. To mi�o, prawda? Herbatka my�la� � my�li kr��y�y w tym brz�cz�cym, ha�a�liwym pokazie fajerwerk�w, jaki si� odbywa� w jego g�owie. My�la� o nie�miertelno�ci. By� mo�e ca�kiem, ale to ca�kiem szalony, ale nie by� g�upcem. W Gildii Skrytob�jc�w wisia�y liczne portrety i sta�y popiersia s�awnych cz�onk�w, kt�rzy... Nie, oczywi�cie to nie tak. Portrety i popiersia przedstawia�y s�awnych klient�w cz�onk�w gildii, a skromne mosi�ne tabliczki, przykr�cone obok, zawiera�y dyskretne komentarze w stylu �Opu�ci� ten pad� �ez 3 grune�a roku Sko�nej Pijawki, z pomoc� szan. K.W. Dobsona (Dom �mii)�. Wiele instytucji edukacyjnych stawia gdzie� w holu obelisk z list� Dziadk�w, kt�rzy z�o�yli swe �ycie dla monarchy i ojczyzny. Gildia post�powa�a podobnie, z wyj�tkiem kwestii, czyje �ycie zosta�o z�o�one. Ka�dy skrytob�jca chcia� si� tam znale�� � poniewa� to w�a�nie dawa�o nie�miertelno��. A im wa�niejszy klient, tym skromniejsza i bardziej pow�ci�gliwa by�a ta mosi�na tabliczka, tak by absolutnie ka�dy musia� zauwa�y� wyryte na niej nazwisko. W�a�ciwie gdyby skrytob�jca by� bardzo, ale to bardzo znany, nie musieliby w og�le wpisywa� nazwiska... M�czy�ni przy stole obserwowali go. Do�� trudno by�o stwierdzi�, co my�li Banjo, czy w og�le my�li, ale pozosta�a czw�rka my�la�a mniej wi�cej: zarozumia�y p�tak, jak wszyscy skrytob�jcy. Wydaje mu si�, �e wszystko wie. M�g�bym go za�atwi� jedn� r�k�, �aden problem. Ale... r�nie ludzie m�wi�. Ciarki przechodz� od tych jego oczu... � Wi�c co to za robota? � zapyta� Siata. � Nie wykonujemy rob�t � poprawi� go Herbatka. � �wiadczymy us�ugi. A ta us�uga da ka�demu z was dziesi�� tysi�cy dolar�w. � To o wiele wi�cej ni� stawki Gildii Z�odziei � zauwa�y� �redni Dave. � Nigdy nie lubi�em Gildii Z�odziei � o�wiadczy� Herbatka, nie odwracaj�c g�owy. � Dlaczego nie? � Zadaj� zbyt wiele pyta�. � My nie zadajemy pyta� � zapewni� pospiesznie Siata. � Doskonale wi�c do siebie pasujemy. Prosz�, napijcie si� jeszcze czego�. Musimy zaczeka� na innych cz�onk�w naszej ma�ej trupy. Siata zobaczy�, �e wargi �redniego Dave�a zaczynaj� formowa� pierwsze litery s�owa �Kto...�. Litery te uzna� w tej chwili za nierozs�dne. Pod sto�em kopn�� �redniego Dave�a w kostk�. Drzwi uchyli�y si� i wszed� jaki� cz�owiek � a w�a�ciwie wsun�� si� przez szczelin� i szed� przygarbiony pod �cian�, w spos�b obliczony na to, by nie zwraca� na siebie uwagi. Obliczony jednak przez kogo�, kto z takimi obliczeniami sobie nie radzi�. Przybysz spojrza� na nich znad postawionego ko�nierza. � To mag! � zdziwi� si� Brzoskwinia. Przybysz podszed� szybko i przysun�� sobie krzes�o. � Nie, wcale nie � sykn��. � Jestem incognito. � Jasne, panie Gnito � zgodzi� si� �redni Dave. � Jeste� pan po prostu kim� w spiczastym kapeluszu. To jest m�j brat Banjo, to Brzoskwinia, to Kocie... Mag spojrza� z rozpacz� na Herbatk�. � Nie chcia�em tu przychodzi