7944

Szczegóły
Tytuł 7944
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7944 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7944 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7944 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7944 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Tom Clancy Przy wsp�pracy Steve�a Pieczenika Net Force Cykl: Net Force tom 1 T�um.: Andrzej Zieli�ski Podzi�kowania Pragniemy gor�co podzi�kowa� Steve�owi Perry�emu za jego inspiruj�ce pomys�y, jak�e przydatne podczas przygotowywania maszynopisu. Pragniemy r�wnie� podzi�kowa� nast�puj�cym osobom: Martinowi G. Greenbergowi, Larry�emu Segriffowi, Denise Little, Johnowi Helfersowi, Robertowi Youdelmanowi, Esq., Richardowi Hellerowi, Esq. i Tomowi Mallonowi, Esq.; Mitchell Rubinstein i Laurie Silvers z BIG Entertainment; cudownym ludziom z The Putnam Berkley Group a zw�aszcza Phyllis Grann, Davidowi Shanksowi i Tomowi Colganowi; naszym producentom miniserialu ABC, Gilowi Catesowi i Dennisowi Doty; re�yserowi i scenarzy�cie Robowi Libermanowi i wszystkim wspania�ym ludziom z ABC. Jak zawsze, pragniemy podzi�kowa� Robertowi Gottliebowi z agencji Williama Morrisa, naszemu przyjacielowi i agentowi, bez kt�rego ta ksi��ka nigdy nie ujrza�aby �wiat�a dziennego, oraz Jerry�emu Katzmanowi, wiceprzewodnicz�cemu agencji Williama Morrisa i jego kolegom z telewizji. Ale, co najwa�niejsze, to ty, Czytelniku, rozstrzygniesz czy nasze przedsi�wzi�cie zako�czy si� sukcesem. Rozdzia� 1 Wtorek, 7 wrze�nia 2010 roku, godzina 23.24 Waszyngton, Dystrykt Columbia - W porz�dku, dyrektorze - powiedzia� Boyle. - Jest czysto. Steve Day wyszed� w parn�, jesienn� noc z ch�odniejszej, klimatyzowanej restauracji, wci�� czuj�c w nozdrzach cudowne zapachy wy�mienitej kuchni w�oskiej. Boyle, g��wny ochroniarz Daya, by� ju� na chodniku i m�wi� co� do swego mikrofonu. Limuzyna czeka�a, ale Boyle by� bardzo ostro�nym m�odym cz�owiekiem, jednym z najlepszych w FBI. Dopiero kiedy sko�czy� m�wi�, z cichym klikni�ciem otworzy� si� elektryczny zamek tylnych drzwi limuzyny. Boyle przez ca�y czas patrzy� wsz�dzie, tylko nie na Daya. Day skin�� g�ow� kierowcy. To ten nowy. Larry? Lou? Co� w tym rodzaju. By� w ca�kiem niez�ym nastroju, sadowi�c si� na pokrytym klonowan� sk�r� siedzeniu. Nic tak nie poprawia cz�owiekowi humoru, jak posi�ek z siedmiu da�, z trzema rodzajami doskona�ego wina. Restauracja �Umberto� by�a nowa, ale zas�ugiwa�a co najmniej na cztery gwiazdki, kt�re na pewno otrzyma, kiedy tylko kto� zajmie si� jej ocen�. Day mia� nadziej�, �e nie nast�pi to szybko. Zawsze tak by�o. Kiedy tylko znalaz� jaki� nowy, niestandardowy lokal z przyzwoitymi potrawami, zaraz go �odkrywano� i ju� nie spos�b by�o zarezerwowa� miejsca. Fakt, by� dyrektorem powo�anej ostatnio Net Force, o kt�rej wci�� jeszcze du�o si� m�wi�o w waszyngto�skich kr�gach w�adzy, ale nie znaczy�o to wiele, kiedy w kolejce czekali przed nim bogaci senatorowie, albo jeszcze bogatsi dyplomaci. Nawet w�a�ciciele restauracji w tym mie�cie wiedzieli, kogo najpierw ca�owa� w ty�ek i na szczycie listy z pewno�ci� nie sta� kto� z klucza politycznego, na tak odleg�ej pozycji w �a�cuchu pokarmowym, jak Day. Przynajmniej na razie. Tak czy inaczej, posi�ek by� doskona�y: makaron al dente, gro�ny dla arterii sos, krewetki, sa�atka i przepyszne lody. Day czu� si� przyjemnie pe�ny i lekko wstawiony. Dobrze, �e nie musia� prowadzi�. Za�wierka� jego virgil. Boyle wsun�� si� na siedzenie obok Daya, zamkn�� drzwi i zastuka� w kuloodporn� przegrod� z lexanu, oddzielaj�c� ich od kierowcy. Samoch�d ruszy�. Day odpi�� virgila od paska i spojrza�. Jego Wirtualny Interfejs Komunikacyjny o Zasi�gu Globalnym - w skr�cie virgil - wy�wietla� mrugaj�c� ikon� telefonu w prawym g�rnym rogu ma�ego ekranu ciek�okrystalicznego. Dotkn�� ikony i na ekranie pojawi� si� numer. Marylin dzwoni z domu. Spojrza� na sygnatur� czasu. Tu� po jedenastej wieczorem. Musia�a wr�ci� wcze�niej ze spotkania DAR*. [* Daughters of American Revolution - C�ry Rewolucji Ameryka�skiej, organizacja kobieca [przyp. t�um.]. Zwykle te gadaniny nie ko�czy�y si� przed p�noc�. Wyszczerzy� z�by w u�miechu, stukn�� dwa razy w numer telefonu i czeka� na po��czenie. Niewiele wi�kszy od paczki papieros�w - Day rzuci� palenie dwadzie�cia lat temu, ale nie zapomnia�, jakiej wielko�ci by�a paczka - virgil by� wspania�� zabawk�. ��czy� w sobie komputer, GPS*, [* Global Positioning System - system nawigacji satelitarnej [przyp. t�um.], telefon, zegar, radio, telewizor, modem, kart� kredytow�, kamer�, skaner, a nawet ma�y faks, wszystko w jednym urz�dzeniu. GPS m�g� go poinformowa�, gdzie si� akurat znajduje, w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej, a poniewa� Day by� wy�szym funkcjonariuszem FBI, jego GSP nie by� celowo rozkalibrowany, tak jak cywilne urz�dzenia tego typu i zapewnia� dok�adno�� do kilku metr�w. Mo�na si� by�o po��czy� z dowolnymi lud�mi przez telefon, albo komputerowo, szyfrowanym kana�em hipercyfrowym o tak wielkiej przepustowo�ci, �e nazywano go �rur�� i tak bezpiecznym, �e ekspertowi od szyfr�w p� roku zabra�oby w�amanie si� do niego. Virgil Daya umo�liwia�, po wprowadzeniu odpowiedniego kodu, dost�p do serwer�w warstwowej sieci komputerowej FBI i Net Force z ich ogromnymi bazami danych. Gdyby mu si� chcia�o, Day m�g�by wzi�� szczypt� cukru-pudru z sernika, kt�ry jad� na deser, posypa� odcisk palca, pozostawiony na talerzu przez kelnera, wys�a� polecenie sprawdzenia i zanim sko�czy�by je��, zna�by ju� nie tylko imi� i nazwisko faceta, ale tak�e jego pe�ny �yciorys. Wspania�e by�o to �ycie w przysz�o�ci, zaledwie dziesi�� lat od prze�omu wieku. Skoro rok 2010 oferowa� takie cuda, to co dopiero b�dzie za nast�pne dwadzie�cia, trzydzie�ci lat? Bardzo chcia� si� o tym przekona� osobi�cie, a dzi�ki post�pom medycyny m�g� na to liczy� z ca�kiem du�� doz� prawdopodobie�stwa. - Cze��, Steve - odezwa� si� g�o�nik virgila. - Cze��, Marylin. Co� si� sta�o? - Nic takiego. Sko�czy�y�my wcze�niej. Pomy�la�am, �e mo�e zjedliby�my kolacj�. Wyszczerzy� z�by do virgila. Kamera nie by�a w��czona, wi�c ona nie mog�a zobaczy� tego u�miechu. - W�a�nie wyszed�em z �Umberto� - powiedzia�. - Chyba nie tkn� jedzenia przez nast�pne par� tygodni. Roze�mia�a si�. - Rozumiem. Wracasz do domu? - Jestem w drodze. Mia� wprawdzie apartament w mie�cie, ale najcz�ciej stara� si� dosta� na drug� stron� rzeki, do domu. Dzieciaki by�y ju� doros�e, ale Marylin i pies ch�tnie go widywali od czasu do czasu. Wy��czy� virgila i zacz�� go z powrotem przypina� do paska. Wymaga�o to troch� zabieg�w. Si�gn�� do sprz�czki, poluzowa� pasek o kilka dziurek i przesun�� wy�cie�an� kabur� Galco z pistoletem SIG .40 bardziej na brzuch, �eby nie gniot�a go w prawe biodro. M�g� nosi� jeden z tych nowoczesnych, bezprzewodowych taser�w obezw�adniaj�cych, o kt�rych m�wiono, �e s� lepsze ni� bro� palna, ale jako� nie do ko�ca im ufa�. Prawda, �e na obecne stanowisko dosta� si� z klucza politycznego, ale sp�dzi� w terenie do�� czasu, �eby sobie na to zas�u�y�. Ufa� swemu staromodnemu pistoletowi. Przesuni�cie kabury pomog�o. Przy okazji odpi�� ta�m� samoprzyczepn�, mocuj�c� boczne panele kevlarowej kamizelki kuloodpornej, �eby te� je troch� poluzowa�. Siedz�cy obok Boyle z trudem pow�ci�ga� u�mieszek. Dole pokr�ci� g�ow�. - �atwo ci si� �mia�. Ile ty masz lat, trzydzie�ci? Wci�� jeszcze trenujesz na si�owni trzy-cztery razy w tygodniu, prawda? My starzy, t�u�ci d�okeje biurkowi nie mamy czasu, �eby dba� o kondycj�. Co zreszt� wcale nie znaczy�o, �e by� w a� tak kiepskiej kondycji. Maj�c metr siedemdziesi�t pi�� wzrostu, wa�y� troch� ponad osiemdziesi�t pi�� kilo. Pewnie, �e m�g�by zrzuci� par� kilogram�w, ale, do licha, w czerwcu sko�czy� pi��dziesi�t dwa lata, wi�c mia� prawo do niewielkiego nadbaga�u. Zas�u�y� sobie na to. Jechali na skr�ty do autostrady, w�sk� ulic� na ty�ach nowych osiedli. Ta cz�� miasta by�a mroczna i ponura, z porozbijanymi latarniami i wrakami samochod�w na poboczach. Jeszcze jedna dzielnica, kt�ra zacz�a si� zmienia� w slumsy zanim zd��y�y wyschn�� tynki. Jego zdaniem, nad obecn� koncepcj� opieki spo�ecznej trzeba by solidnie popracowa�; oczywi�cie nigdy nie by�o inaczej. Sprawy mia�y si� co prawda coraz lepiej, ale wci�� by�o wiele do zrobienia, zanim wszyscy pasa�erowie zdo�aj� wsi��� do poci�gu zwanego przysz�o�ci�. W Dystrykcie Columbia by�y ulice, w kt�re nie zapu�ci�by si� po zmroku, bez wzgl�du na bro�, kamizelk� kuloodporn� i virgila. W opancerzonej limuzynie czu� si� troch� bezpieczniej... Rozleg� si� okropny huk, a wn�trze limuzyny roz�wietli� nagle jaskrawopomara�czowy b�ysk. Samoch�d uni�s� si� po stronie kierowcy, przez chwil�, kt�ra wydawa�a si� wieczno�ci� jecha� na dw�ch ko�ach, po czym twardo opad� na jezdni�. - Co, u diab�a?! Boyle zd��y� wyci�gn�� pistolet, kiedy samoch�d zarzuci� ty�em, obr�ci� si� i uderzy� w s�up ulicznej latarni. S�up by� z w��kna szklanego. Z�ama� si� na wysoko�ci zderzaka i spad� na limuzyn�. Na pokryw� baga�nika posypa�y si� z brz�kiem od�amki szk�a. Day zobaczy� zwalistego m�czyzn�, wybiegaj�cego z parnych ciemno�ci nocy w stron� samochodu. M�czyzna mia� na g�owie kominiark�, kt�ra jednak nie zas�ania�a mu twarzy. Day dostrzeg� jasne w�osy i blizn�, przechodz�c� przez praw� brew. Twarz m�czyzny wykrzywia� u�miech. Dayowi wydawa�o si�, �e k�tem oka zauwa�y� jaki� ruch za samochodem, ale kiedy si� obejrza�, niczego nie zobaczy�. - Ruszaj! - dar� si� Boyle. - Ruszaj! Ruszaj! Kierowca pr�bowa�. Silnik zawy�, ko�a zapiszcza�y, ale samoch�d sta� w miejscu. Wn�trze wype�ni�o si� sw�dem spalonej gumy. Day nacisn�� guzik sygna�u alarmowego na virgilu i si�ga� w�a�nie po sw�j pistolet, kiedy ubrany na czarno m�czyzna wyci�gn�� r�k� i przytkn�� co� do drzwi limuzyny. Cokolwiek to by�o, zad�wi�cza�o metalicznie. M�czyzna odwr�ci� si� i pobieg� z powrotem w ciemno��... - Wysiada�! - krzykn�� Boyle. - Przyczepi� nam rzepa do drzwi! Wysiada�! Day chwyci� za klamk� po stronie kierowcy, szarpn�� i rzuci� si� na zewn�trz, wykonuj�c niezdarny przewr�t przez rami�. Rozleg�o si� szczekanie pistoletu maszynowego, na kt�re nak�ada� si� d�wi�k pocisk�w, siek�cych rann� limuzyn�. Day przetoczy� si� dalej, rozgl�daj�c si� za jakim� schronieniem. Na pr�no. Nigdzie nie m�g� si� schowa�! Obejrza� si� na samoch�d. Czas jakby stan�� w miejscu. Boyle wysiad� z limuzyny, strzelaj�c bez przerwy. Pomara�czowe p�omienie wylotowe przecina�y ciemno��, ale wygl�da�o to jak filmowa scena w zwolnionym tempie. Boyle szarpn�� si�, trafiony ma�okalibrowymi pociskami w tu��w. Dayowi przemkn�o przez g�ow�, �e wi�kszo�� pistolet�w maszynowych strzela amunicj� pistoletow� i �e kamizelki, kt�re on sam i Boyle mieli na sobie powstrzymaj� ka�dy taki pocisk. Pod warunkiem, �e tamci nie b�d�... ...krew i m�zg trysn�y ze skroni Boyle�a, kiedy wysz�a tamt�dy kula... ...pod warunkiem, �e nie b�d� strzela� w g�ow�! Jasna cholera! Co tu si� dzia�o? Kim byli ci ludzie? Ca�y czas s�ycha� by�o wycie silnika limuzyny. Kierowca za wszelk� cen� pr�bowa� odjecha�. Day czu� zapach spalin, sw�d spalonej gumy opon; czu� i zapach w�asnego strachu, ostry, kwa�ny, przenikliwy. Rzep - �adunek wybuchowy, przymocowany do tylnych drzwi limuzyny - eksplodowa� z hukiem. Ze wszystkich okien samochodu wylecia�y szyby. Od�amki szk�a posypa�y si� na wszystkie strony, kilka trafi�o Daya, ale prawie nie zwr�ci� na to uwagi. W tylnej cz�ci dachu limuzyny powsta�a wyrwa wielko�ci pi�ci. Day poczu� fal� gor�ca, a chwil� potem otoczy� go dym, czarny i gryz�cy. Kierowca zwisa� z okna po�ow� bezw�adnego cia�a. Trup. Kierowca i Boyle nie �yli. Pomoc nadejdzie, ale Day wiedzia�, �e nie mo�e biernie czeka�, bo te� zginie. Poderwa� si�, przebieg� szybko kilka krok�w, gwa�townie skr�ci� w prawo, dwa kroki, zwrot w lewo. Uciekaj�c zakosami przypomnia� sobie czasy w szkolnej dru�ynie futbolowej przed trzydziestu pi�ciu laty. Strzelano do niego, ale jako� si� wymyka�. Pocisk przeszed� mu przez marynark� pod lewym ramieniem. Poczu�, jak ogarnia go w�ciek�o��. Ta cholerna marynarka by�a z jedwabiu z Hong Kongu i kosztowa�a go sze��set dolar�w! Inny pocisk trafi� go w pier�, tu� nad sercem. Nigdy nie nosi� na wysoko�ci serca p�ytki z tytanu, poprzesta� na potr�jnej wk�adce z kevlaru, podobnie jak robi�o to wielu agent�w, i uderzenie pocisku zabola�o go jak diabli! Jakby kto� go zdzieli� m�otkiem prosto w splot s�oneczny! Cholera! Ale nie mia�o to znaczenia. By� na nogach, bieg�... Pojawi�a si� przed nim czarna posta�, strzelaj�c z Uzi. Day widzia� p�omie� wylotowy. Mimo ciemno�ci i strachu dostrzeg� te�, �e pod czarn� kurtk� tamten mia� masywn� bojow� kamizelk� kuloodporn�. Daya nauczono strzela� najpierw w �rodek nacieraj�cej na niego masy, ale wiedzia�, �e w tym wypadku na nic by si� to nie zda�o. Nie, nie, SIG .40 nie zrani�by w ten spos�b napastnika, tak jak dziewi�ciomilimetrowe pociski z Uzi nie robi�y krzywdy Dayowi! Nie zwalniaj�c, Day uni�s� pistolet i naprowadzi� �wiec�c� plamk� celownika na nos m�czyzny. Jego pole widzenia zaw�zi�o si� - widzia� teraz tylko twarz tamtego. Zielona plamka nocnego celownika troch� skaka�a, ale odda� trzy strza�y, �ci�gaj�c spust najszybciej, jak potrafi�. Napastnik zwali� si�, jakby nagle zabrak�o mu n�g. W porz�dku! Zdj�� jednego z nich, stworzy� luk�, to tak jak w futbolu, kiedy by� rozprowadzaj�cym, tak dawno temu. Teraz! Ruszaj przez luk�, szybko, do linii ko�cowej! K�tem oka zauwa�y� jaki� ruch, spojrza� w lewo i zobaczy� drugiego m�czyzn�, r�wnie� ubranego na czarno. Tamten trzyma� obur�cz pistolet. Sta� nieruchomo, jak rze�ba. Wygl�da�, jakby �wiczy� na strzelnicy. Day poczu�, �e skr�caj� mu si� wn�trzno�ci. Chcia� biec, strzela�, defekowa�, wszystko w jednej chwili. Kimkolwiek byli ci faceci, byli zawodowcami. To nie uliczna banda, kt�ra chcia�a komu� ukra�� portfel. To by� zamach, a tamci byli dobrzy... To by�a jego ostatnia my�l. Pocisk trafi� go mi�dzy oczy, na zawsze przerywaj�c zdolno�� my�lenia. Na tylnym siedzeniu Volvo kombi Michai� Ru�jo odwr�ci� si� i spojrza� na cia�o Niko�aja Papirosa w wielkiej przestrzeni baga�owej. Cia�o le�a�o na boku i cho� by�o przykryte kocem, we wn�trzu samochodu rozszed� si� ju� od�r �mierci. Ru�jo westchn�� i pokr�ci� g�ow�. Biedny Niko�aj. Mieli nadziej�, �e obejdzie si� bez ofiar - zawsze ma si� tak� nadziej� - ale tamten gruby Amerykanin nie by� tak stary i oci�a�y, jak oczekiwali. Nie docenili go - b��d. Oczywi�cie to Niko�aj odpowiada� za rozpracowanie dyrektora Net Force, wi�c mo�e i by�a w tym jaka� sprawiedliwo�� losu, �e to on sta� si� jedyn� ofiar�. Ru�jo pomy�la�, �e mimo wszystko b�dzie mu go brakowa�. Wiele razem przeszli, jeszcze w S�u�bie Wywiadu Zagranicznego. Pi�tna�cie lat. W tym biznesie to jak ca�e �ycie. Jutro Niko�aj obchodzi�by urodziny; mia�by czterdzie�ci dwa lata. Winters, Amerykanin, prowadzi� Volvo, a obok niego siedzia� Grigorij Zmieja, mrucz�c co� pod nosem po rosyjsku. Ich nazwiska - nawet Wintersa - nie by�y tymi, kt�re dostali po ojcach. By�y �artem. Ru�jo, to po rosyjsku karabin. Niko�aj nazwa� si� papierosem, Grigorij - �mij�. Ru�jo westchn�� jeszcze raz. C�, sta�o si�. Niko�aj nie �y�, ale zamach si� uda�, wi�c strata by�a do zaakceptowania. - Wszystko w porz�dku, szefie? - spyta� Amerykanin. - W porz�dku. - Tak tylko pytam. Amerykanin m�wi�, �e pochodzi z Teksasu i albo to by�a prawda, albo doskonale na�ladowa� teksa�ski akcent. Ru�jo spojrza� na pistolet, le��cy na siedzeniu. To z niego zabi� tamtego cz�owieka, kt�ry przedtem zabi� Niko�aja. Beretta 9 mm, w�oska bro�. Bardzo dobry pistolet, precyzyjnie wykonany, ale te� wielki, ci�ki, za du�y odrzut, za du�y huk, za wielkie pociski, jak na gust Ru�jo. Kiedy s�u�y� w Specnazie, rosyjskich oddzia�ach specjalnych, zajmuj�c si� tym, co nazywano mokryje die�a, czyli mokr� robot�, mia� ma�y pistolet PSM kalibru 5,45 mm. Strzela� pociskami o po�ow� mniejszymi ni� Beretta i by� od niej o wiele mniejszy. Prawda, �e zbrojmistrz mu go podrasowa�; tamten PSM zawsze mu wystarcza�. Nigdy go nie zawi�d�. Wola�by PSM od Beretty, ale oczywi�cie by�o to niemo�liwe. Zamach mia� wygl�da�, jakby dokonali go miejscowi, wi�c bro� rosyjskiego zab�jcy uruchomi�aby wystarczaj�co wiele sygna��w alarmowych, �eby obudzi� nieboszczyka. W tych sprawach Amerykanie wcale nie byli tacy g�upi. Z dezaprobat� spojrza� na Berett�. Amerykanie mieli obsesj� na punkcie wielkich rozmiar�w; dla nich wi�ksze zawsze by�o lepsze. Zdarza�o si�, �e ich policjanci strzelaj�c do przest�pc�w opr�niali ca�e magazynki, zawieraj�ce osiemna�cie albo dwadzie�cia naboj�w wielkiej mocy i wielkiego kalibru - i chybiali za ka�dym razem. Taktyka �m�dl si� i strzelaj�. Zdawali si� nie rozumie�, �e pojedynczy strza� z ma�okalibrowej broni w r�kach eksperta by� znacznie skuteczniejszy ni� magazynek pe�en pocisk�w na s�onia w r�kach niewyszkolonego idioty - a wielu ameryka�skich policjant�w sprawia�o w�a�nie takie wra�enie. �ydzi to wiedzieli. Agenci izraelskiego Mosadu byli rutynowo wyposa�ani w dwudziestkidw�jki, strzelaj�ce najmniejsz� z dost�pnej w handlu amunicji. A przecie� ka�dy wiedzia�, �e Mosadu nie mo�na lekcewa�y�. Dobrze, �e przynajmniej ten facet z FBI zgin�� z klas�. Zabra� ze sob� jednego z nich, z czym si� nie liczyli. Trafi� Niko�aja trzy razy w g�ow�. Jeden pocisk m�g�by by� dzie�em przypadku, ale nie trzy. Zobaczy� kamizelk� kuloodporn�, wiedzia�, do czego s�u�y i strzela� w g�ow�. Gdyby by� odrobin� szybszy, m�g�by unikn�� pierwszego ataku. Na przednim siedzeniu Zmieja mrukn�� co� na tyle g�o�no, �e Ru�jo go us�ysza�. Zgrzytn�� z�bami. Ru�jo nie lubi� Grigorija Zmiei. Tamten by� w wojsku od 1985 roku. S�u�y� w jednej z formacji, kt�re wesz�y do ojczyzny Ru�jo - Czeczenii - �eby zabija� i gwa�ci�. Zgoda, Grigorij by� �o�nierzem, po prostu wykonywa� rozkazy i, zgoda, na d�u�sz� met� ich obecna misja by�a wa�niejsza ni� wszelkie urazy, jakie Ru�jo m�g� �ywi� do Zmiei, wi�c b�dzie go musia� �cierpie�. Ale mo�e pewnego dnia Zmieja zacznie o jeden raz za du�o m�wi� o swoim pi�knym medalu za operacj� w Czeczenii i je�li zako�czenie misji b�dzie ju� na tyle bliskie, �e nie b�dzie to mia�o istotnego znaczenia, Grigorij Zmieja do��czy do swoich przodk�w. A Ru�jo b�dzie si� u�miecha�, zaciskaj�c r�ce na szyi tego prostaka. Ale jeszcze nie dzisiaj. Za wiele jeszcze by�o do zrobienia, za wiele most�w do przekroczenia, cel�w do osi�gni�cia. Zmieja by� jeszcze potrzebny. Mia� szcz�cie. Alexander Michaels by� zaledwie w p�nie, kiedy roz�wietli� si� ma�y monitor, stoj�cy na nocnym stoliku ko�o ��ka. Poczu� �wiat�o przez przymkni�te powieki, odwr�ci� si� w stron�, z kt�rej dochodzi�o i otworzy� oczy. Na ekranie pojawi�o si� logo Net Force na niebieskim tle, a komputerowy g�os powiedzia�: - Alex, pilna rozmowa, priorytet jeden. Michaels zamruga� i zerkn�� na sygnatur� czasu w prawym g�rnym rogu ekranu. Tu� po p�nocy. Jeszcze si� nie rozbudzi�. Co...? - Alex, pilna rozmowa, priorytet jeden. Komputer m�wi� zmys�owym, kobiecym g�osem. Oboj�tne, co m�wi�, zawsze brzmia�o to, jakby zaprasza� do ��ka. Modu� osobowo�ci, ��cznie z programem g�osowym, zaprogramowa� Jay Gridley. Michaels wiedzia�, �e Jay za�artowa� sobie, wybieraj�c w�a�nie taki g�os. By� wspania�ym informatykiem, ale lepiej spisywa� si� jako kucharz ni� jako komik. Michaelsa dra�ni� g�os, jakim przemawia� do niego komputer, ale za nic na �wiecie nie da�by temu dzieciakowi satysfakcji, prosz�c o zmian�. Zast�pca dow�dcy Net Force przetar� oczy, zaczesa� do ty�u kr�tkie w�osy palcami i wsta� z ��ka. Ma�a, reaguj�ca na ruch kamera umieszczona na monitorze wodzi�a za nim obiektywem. Urz�dzenie by�o zaprogramowane do przesy�ania obraz�w, chyba �e si� wy��czy�o t� funkcj�. - W porz�dku, ju� nie �pi�. Po��cz. Voxax - system uaktywniany g�osem - wykona� polecenie. Na ekranie pojawi�a si� jakby udr�czona twarz zast�pczyni Michaelsa, Antonelli Fiorelli. Wygl�da�a na mniej zaspan� ni� on, ale w ko�cu to ona mia�a w tym tygodniu psi� wacht�, wi�c zachowywanie czujno�ci by�o jej obowi�zkiem. - Przepraszam, �e ci� obudzi�am, Alex. - Nie ma sprawy, Toni. Co si� sta�o? Nie dzwoni�aby bez bardzo wa�nego powodu. - Kto� w�a�nie zamordowa� dyrektora Daya. - Co takiego?! - Jego virgil wys�a� sygna� alarmowy. Policja z Dystryktu odpowiedzia�a na wezwanie. Kiedy tam dotarli, Day, jego ochroniarz Boyle i kierowca limuzyny, Louis Harvey, ju� nie �yli. Wygl�da na to, �e u�yto �adunk�w wybuchowych i pistolet�w maszynowych. To si� sta�o mo�e dwadzie�cia minut temu. Michaels rzuci� s�owo, kt�rego rzadko u�ywa� w towarzystwie kobiet. - Zgadzam si� - powiedzia�a Toni. - Nic doda�, nic uj��. - Ju� jad�. - Virgil ma adres. - Kr�tka przerwa. - Alex? Nie zapomnij o procedurach na wypadek zamachu. Nie musia�a mu o tym przypomina�, ale skin�� g�ow�. W razie ataku na wy�szego funkcjonariusza federalnego, wszyscy pracownicy jego agencji mieli obowi�zek przyj�� za�o�enie, �e nie b�dzie to jedyny atak, jaki zaplanowano. - Jasne. Roz��czam si�. Twarz jego zast�pczyni znik�a z ekranu, kt�ry zn�w zabarwi� si� na niebieski kolor Net Force. Michaels wsta� z ��ka i zacz�� si� ubiera�. Steve Day nie �yje? Jasna cholera! Jasna cholera. Rozdzia� 2 �roda, 8 wrze�nia, godzina 0.47 Waszyngton, Dystrykt Columbia Czerwone i niebieskie �wiat�a samochodu policyjnego z D.C. b�yska�y, roz�wietlaj�c ulic� jak w weso�ym miasteczku; efekty �wietlne pasowa�y do cyrkowej aktywno�ci, od jakiej tu wrza�o. Zbli�a�a si� pierwsza w nocy, ale na ulicy by�y dziesi�tki gapi�w, trzymanych na dystans przez policj� i jaskrawe plastikowe ta�my, kt�rymi odgrodzono miejsce zbrodni. Wielu zaciekawionych ludzi wygl�da�o z okien pobliskich dom�w. A by�o na co patrze� - uszkodzona wybuchem limuzyna, mn�stwo �usek po nabojach, trzy cia�a. Toni Fiorella pomy�la�a, �e paskudnie musi by� umiera� w takiej okolicy. Z drugiej strony, je�li si� nad tym zastanowi�, �adna okolica nie by�a dobra, kiedy �mier� sprowadza� nag�y grad pocisk�w z pistolet�w maszynowych. - Agent Fiorella? Toni wyrwa�a si� z zamy�lenia i spojrza�a na kapitana policji, kt�ry - s�dz�c po rozmiarach i kszta�tach zmarszczek na zaspanej twarzy - zosta� niedawno wyrwany z ��ka. By� po pi��dziesi�tce, niemal zupe�nie �ysy, a w tej chwili prawie na pewno bardzo nieszcz�liwy. �le jest, kiedy cz�owieka budz� gdy w jego rewirze, podczas jego dy�uru, gin� agenci federalni. Bardzo �le. - Tak? - Moi ludzie sko�czyli w�a�nie przepytywa� potencjalnych �wiadk�w. Toni skin�a g�ow�. - Niech mi pan pozwoli zgadn��. Nikt niczego nie widzia�. - Powinna pani s�u�y� w policji - powiedzia� kwa�no kapitan. - Ma pani oko do szczeg��w. - Kto� z tych ludzi musi mie� na sumieniu jakie� ciemne sprawki - powiedzia�a Toni, machaj�c oskar�ycielsko w stron� gapi�w. Kapitan skin�� g�ow�. Wiedzia�, o co chodzi. Kiedy gin�� policjant, niewa�ne, miejscowy, czy federalny, robi�o si� wszystko, co konieczne do odnalezienia sprawc�w. Wyciskanie informacji z drobnych handlarzy narkotyk�w, czy nawet z przyzwoitych obywateli, kt�rych za cz�sto przy�apano na nieprawid�owym parkowaniu, by�o czym� zupe�nie normalnym. Robi�o si� wszystko, co konieczne. Zab�jcy policjant�w nie mogli uj�� bezkarnie. Toni spostrzeg�a nowiutkiego Chryslera, zatrzymuj�cego si� tu� przed kordonem policyjnym. Dwaj ludzie - kierowca i ochroniarz - wysiedli jako pierwsi i uwa�nie obserwowali t�um. Po chwili ochroniarz skin�� g�ow� pasa�erowi na tylnym siedzeniu. Alex Michaels wysiad�, spostrzeg� Toni i ruszy� w jej kierunku. W uniesionej r�ce trzyma� plakietk� identyfikacyjn�. Policjanci blokuj�cy ulic� zrobili mu przej�cie. Toni ogarn�y silne emocje, jak zwykle kiedy widzia�a Alexa po raz pierwszy danego dnia. Nawet teraz, w �rodku tego wszystkiego, odczuwa�a rado��, podziw, a nawet mi�o��. Twarz Alexa nie by�a ponura; mia�a jak zwykle neutralny wyraz. Nie pozwala� sobie na okazywanie uczu�, ale ona i tak wiedzia�a, �e to, co si� sta�o, musi by� dla niego bardzo bolesne. Steve Day by� jego mentorem i przyjacielem. Jego �mier� musia�a by� dla Alexa ciosem w samo serce, chocia� nigdy by tego nie przyzna�, nawet przed ni�. A mo�e zw�aszcza przed ni�... - Cze��, Toni. - Cze��, Alex. Nie rozmawiali, obchodz�c miejsce zbrodni. Michaels przykucn�� i przyjrza� si� zw�okom Steve�a Daya. Zauwa�y�a, jak �ci�gn�y mu si� rysy. Kr�tki skurcz mi�ni twarzy, kiedy patrzy� na Daya. Nic wi�cej. Wsta�, podszed� do limuzyny i przyjrza� si� pozosta�ym zabitym agentom i zrujnowanemu pojazdowi. Ludzie z FBI i miejscowi policjanci wci�� krz�tali si� z latarkami i kamerami wideo, nagrywaj�c ca�� ulic�. Technicy z zespo�u medycyny s�dowej rysowali okr�gi dooko�a ka�dej �uski na ulicy i chodniku, oznaczaj�c ich po�o�enie przed zabraniem do bada�. Kto� sprawdzi odciski palc�w na tych �uskach, u�ywaj�c rozpylonego estru akrylanu cyjanku, takiego jak w superklejach. Je�li zrobi si� to porz�dnie, mo�na znale�� odciski palc�w nawet na kawa�ku papieru toaletowego. Przeprowadz� te� badanie na obecno�� substancji biologicznych, tak dok�adne, �e mo�na by znale�� pojedynczy zarazek w oceanie. Toni przypuszcza�a jednak, �e jest ma�o prawdopodobne, by natrafili na przydatne odciski, czy �lady DNA. To prawie nigdy nie by�o takie proste. Zw�aszcza, kiedy jaka� operacja zosta�a zaplanowana tak dobrze, jak ta. Obejrzawszy wszystko, Alex odwr�ci� si� do niej. - Dobra. M�w, co wiesz. - Wszystko wskazuje, �e to zamach i �e celem by� dyrektor Day. Bomba pod pokryw� kana�u rzuci�a limuzyn� na latarni�. Tylne drzwi otwarto za pomoc� �adunku wybuchowego - prawdopodobnie jaki� rzep - a kilku napastnik�w skosi�o pasa�er�w. Z uk�adu �usek wynika, �e strzela�o trzech, albo wi�cej. Porter zajmie si� badaniami balistycznymi, ale na podstawie tego, co zobaczy� jest prawie pewien, �e u�ywali dziewi�ciomilimetrowej amunicji. By�y co najmniej dwa pistolety maszynowe i jeden zwyk�y. M�wi�a beznami�tnie, jakby podawa�a mu wyniki zawod�w sportowych. Pochodzi�a z Bronxu, z w�oskiej rodziny, w kt�rej nie ukrywano uczu�, �miano si� do rozpuku i p�akano rzewnie. Nie�atwo przychodzi�o jej teraz m�wienie beznami�tnym tonem - lubi�a Steve�a Daya i jego �on� - ale to by�a jej praca. - Boyle i Day odpowiedzieli ogniem. Boyle zdo�a� strzeli� dwana�cie razy, Day - trzy. Porter znalaz� na ulicy kilka zdeformowanych pocisk�w z broni r�cznej. Deformacje wskazuj�, �e pociski odbi�y si� od czego� twardszego ni� kevlar. B�dzie to musia� sprawdzi�, �eby mie� pewno��, ale... Alex przerwa� jej w p� zdania. - Napastnicy mieli na sobie kamizelki kuloodporne, prawdopodobnie z wk�adkami ceramicznymi, jak w wojsku, albo z tej superwytrzyma�ej plecionki. Co jeszcze? - Sp�jrz tutaj. Poprowadzi�a go na miejsce za cia�em Daya. Ludzie koronera zabierali w�a�nie zw�oki, ale Alex nawet nie spojrza� na nich, ani na przyjaciela. By� w tej chwili absolutnym profesjonalist�. - �uski z pistoletu Daya znaleziono tutaj, tutaj i tam. - Pokaza�a trzy ma�e k�ka, narysowane kred� na ulicy, odleg�e od siebie o par� metr�w. Przesz�a kilka krok�w i ponownie pokaza�a na ulic�. - Dok�adnie tutaj jest niewielka plama zakrzep�ej krwi, a dalej wida� rozpry�ni�t� krew i tkank� m�zgow�. Przerwa�a, czekaj�c, a� sam to sobie skojarzy. Skojarzy�. - Kto� rozwali� jednego z napastnik�w mimo kamizelki kuloodpornej - powiedzia�. - Day wiedzia�by, �e trzeba strzela� w g�ow�. Ale zab�jcy zabrali cia�o. - Policja zorganizowa�a blokad� dr�g. Tylko machn�� r�k�. - To by�a robota zawodowc�w. Nie z�apie si� ich w ten spos�b. Co jeszcze? Pokr�ci�a g�ow�. - Obawiam si�, �e to na razie wszystko. Trzeba poczeka� na wyniki bada� laboratoryjnych. Nie zg�osi� si� �aden �wiadek. Przykro mi, Alex. Skin�� g�ow�. - W porz�dku. Steve... dyrektor Day d�ugo kierowa� Wydzia�em Przest�pczo�ci Zorganizowanej. Uruchom system, Toni. Chc� wiedzie� wszystko o ka�dym, z kim Day kiedykolwiek rozmawia� jako szef PZ, o ka�dym, kto mia� do niego jak�� uraz�. I wszystko, nad czym teraz pracujemy. To wygl�da na operacj� Nowej Mafii, ich styl, ale nie wolno nam niczego przeoczy�. - Posadzi�am ju� do tego ludzi - powiedzia�a. - Jay Gridley zajmuje si� systemem komputerowym. Patrzy� na ulic�, ale oczy mia� wbite w jaki� punkt odleg�y o miliony kilometr�w. Chcia�a do niego podej��, wzi�� go za r�k�, pom�c mu unie�� ci�ar b�lu, jaki musia� odczuwa�, ale nie ruszy�a si� z miejsca. Wiedzia�a, �e by�oby to nie na miejscu, a nie chcia�a, �eby zatrzasn�� drzwi, �eby odwr�ci� si� od niej, kiedy zacznie go pociesza�. By� dobrym cz�owiekiem, ale bardzo zamkni�tym w sobie. Nigdy nie pozwala�, �eby kto� za bardzo si� do niego zbli�y�. Musia�a post�powa� jak najostro�niej i jak najsubtelniej, je�li kiedykolwiek mia�a przedosta� si� przez t� �elazn� �cian�. Zdawa�a te� sobie spraw�, �e niew�a�ciwe by�oby wykorzystywanie do tego �mierci jego przyjaciela. - Pojad� z Porterem do laboratorium - powiedzia�a. Skin�� g�ow�, ale nie odpowiedzia�. Michaels sta� na �rodku podupad�ej ulicy, w �rodku paskudnej nocy, udr�czony sw�dem prochu, �arem bij�cym z reflektor�w kamer i �mierci�, d�wi�kami radia policyjnego, rozmowami oficer�w dochodzeniowych i t�umem gapi�w, trzymanych na dystans przez znudzonych gliniarzy. W oddali s�ysza� charakterystyczny j�k kolejki magnetycznej, p�dz�cej w stron� Baltimore. Steve Day nie �yje. Jeszcze si� z tym nie oswoi�. Widzia� cia�o, oczy Daya, w kt�rych na zawsze zgas� blask. To, co pozosta�o, by�o tylko pust� pow�ok�. Rozumia� to, ale emocjonalnie by� sparali�owany. Nie pierwszy raz umiera� kto� z jego znajomych; z niekt�rymi by� nawet do�� blisko z�yty. �wiadomo��, �e kogo� ju� nie ma zawsze dociera�a dopiero po wielu dniach, tygodniach, nawet miesi�cach, kiedy cz�owiek zdawa� sobie spraw�, �e ten kto� ju� nigdy nie zadzwoni, nie napisze, nie roze�mieje si�, ani nie pojawi w drzwiach z butelk� szampana. Do diab�a, kto� wyko�czy� dobrego cz�owieka, zdmuchn�� go jak zapa�k�. Alex Michaels by� w tej chwili w�ciek�y. Ci, kt�rzy to zrobili, musz� za to zap�aci�, cho�by to mia�a by� ostatnia rzecz, jakiej dokona! Westchn��. Tutaj nic ju� nie by�o do roboty. Zab�jcy s� ju� daleko, a ca�e to stukanie do drzwi i przepytywanie �wiadk�w nie przyniesie niczego, co mo�na by od razu wykorzysta�. Zamachowcy nie ukrywali si� w kt�rym� z podupad�ych budynk�w. Nawet fotograficznie dok�adne rysopisy nie na wiele by si� przyda�y oficerom dochodzeniowym. Zab�jcy nie pochodzili z tej okolicy. Opinia publiczna nie wiedzia�a o tym, ale schwytanie zawodowych morderc�w nale�a�o do rzadko�ci. A dziewi�ciu na dziesi�ciu schwytanych wpada�o dlatego, �e wsypali ich ci, kt�rzy ich wynaj�li. Michaels nie s�dzi�, �eby by�o to prawdopodobne w wypadku tej konkretnej operacji. Ci, kt�rzy ponosili odpowiedzialno�� za zamach dobrze wiedzieli, �e w�adze nie zadowol� si� zamkni�ciem bezpo�rednich zab�jc�w. W tej sytuacji nikt nikogo nie wsypie. Je�li by�a to robota mafii i bosowie zrobi� si� nerwowi, zamachowcy prawdopodobnie znikn� na zawsze w jakim� dole z wapnem na odludziu w Missisipi. A nie wykluczone, �e faceci, kt�rzy ich zastrzel�, r�wnie� znikn�. Net Force mia�a dost�p do najbardziej nowoczesnych zasob�w technologicznych na �wiecie, najszybsze komputery w sieci, bogactwo informacji, przechodz�ce wszelkie wyobra�enia. Agenci online i w terenie te� byli najlepsi, najbystrzejsi, sama �mietanka, zebrana z FBI i ABN, Agencji Bezpiecze�stwa Narodowego, z najlepszych uniwersytet�w, agencji policyjnych i wojskowych. Ale na nic si� to wszystko nie przyda, je�li zab�jcy nie pope�nili �adnego b��du. Je�li Net Force nie natrafi na co�, co stanie si� prze�omem w �ledztwie. Michaels za d�ugo by� w tej bran�y, �eby udawa�, �e jest inaczej. Z drugiej strony, nawet zawodowi mordercy nie byli doskonali. Od czasu do czasu kt�remu� powija�a si� noga. I je�li tutaj pope�nili cho�by najmniejszy b��d, tak ma�y, �e widoczny tylko przez mikroskop elektronowy, Alex Michaels by� zdecydowany go znale��, nawet je�li b�dzie trzeba poruszy� w tym celu ca�y uk�ad s�oneczny. Za�wierka� virgil. - Tak? - Alex? Tu Walt Carver. Alex znowu westchn��. Walter S. Carver, dyrektor FBI. Spodziewa� si� tego telefonu. - S�ucham, sir. - Przykro mi z powodu Steve�a. Co� do zameldowania? Alex przekaza� swemu szefowi wszystko, co wiedzieli. Kiedy sko�czy�, Carver powiedzia�: - W porz�dku, mamy spotkanie z prezydentem i jego Zespo�em ds. Bezpiecze�stwa Narodowego o 7.30 w Bia�ym Domu. Zestaw wszystko, co mamy. Dokonasz prezentacji. - Tak, prosz� pana. - Aha, i od tej chwili jeste� pe�ni�cym obowi�zki dyrektora Net Force. - Sir, ja... Carver nie pozwoli� mu doko�czy�. - Wiem, wiem, ale potrzebuj� kogo� na tym sto�ku i pad�o na ciebie. Nie pomy�l, �e pomniejszam znaczenie �mierci Steve�a, ale Net Force jest wa�niejsza ni� los jednego cz�owieka, kimkolwiek by by�. Wszyscy id� o szczebel wy�ej, Toni dostanie twoje dotychczasowe stanowisko. B�d� potrzebowa� akceptacji prezydenta, ale nie s�dz�, �eby by�y z tym k�opoty. My�l�, �e zatwierdzimy ci� na stanowisku dyrektora Net Force w ci�gu paru dni. - Sir... - Potrzebuj� ci� tutaj, Alex. Nie zawiedziesz mnie teraz, prawda? Michaels wbi� wzrok w virgila. Nie mia� wyboru. Pokr�ci� g�ow�. - Nie, sir, nie zawiod�. - Dzi�ki. Zobaczymy si� rano. Spr�buj si� troch� przespa� - �le by by�o, gdyby� wygl�da� jak �ywy trup, kiedy b�dziesz robi� t� prezentacj�. I jeszcze jedno. Procedury na wypadek zamachu obowi�zuj� w ca�ej rozci�g�o�ci, zrozumiano? - Tak jest. - Jed� do domu, Alex. Michaels spojrza� w stron� swego samochodu. Ochroniarz i kierowca czekali, rozgl�daj�c si� dooko�a. Mia� troch� wi�cej ni� sze�� godzin, �eby przygotowa� prezentacj� dla prezydenta Stan�w Zjednoczonych i jego zadufanych doradc�w do spraw bezpiecze�stwa - nie m�wi�c o w�asnym szefie w FBI - i jeszcze troch� si� przespa�. Na sen z pewno�ci� nie zostanie ju� czasu. Pokr�ci� g�ow�. Ledwie zacz�o mu si� wydawa�, �e jako� uporz�dkowa� swoje sprawy, a ju� �ycie rzuca�o mu nowe wyzwania. My�lisz, stary, �e nad wszystkim panujesz? Pomy�l tylko. Tw�j bezpo�redni prze�o�ony w�a�nie zosta� zamordowany, prawdopodobnie przez mafi�, ty w�a�nie dosta�e� awans, a na jutro masz przygotowa� prezentacj� dla najpot�niejszego cz�owieka na �wiecie; prezentacj�, kt�ra prawdopodobnie zadecyduje o ca�ej twojej karierze. No i jak si� czujesz? - Szlag by to trafi� - powiedzia� Michaels g�o�no. - Przepraszam? - odezwa� si� stoj�cy w pobli�u policjant z drog�wki. - Nie, nic - odpar� Michaels i ruszy� do samochodu. - Do domu, dyrektorze? - spyta� kierowca. Dyrektorze... A wi�c kierowca ju� wiedzia� o awansie. C�, jedno by�o pewne - Michaels wykorzysta sw� now� pozycj� do zaj�cia si� t� spraw�. Nie zamierza� jecha� do domu, bez wzgl�du na to, jak bardzo czu� si� zm�czony. - Nie, do biura. *** �roda, 8 wrze�nia, godzina 11.19 Grozny, Czeczenia W�adimir Plechanow star� troch� wszechobecnego kurzu z szyby okiennej i wyjrza� na miasto. Mimo klimatyzacji i cotygodniowych wizyt sprz�taczki, wszystko zdawa�o si� by� pokryte warstw� py�u, mia�kiego jak talk, ale znacznie ciemniejszego. Oczywi�cie, teraz to tylko zwyk�y brud. Plechanow pami�ta� jednak czasy, kiedy na wszystkim osiada�y sadze z krematori�w, pozosta�o�� po �o�nierzach, cywilach i rosyjskich agresorach. To by�o dawno temu, prawie dwadzie�cia lat, ale z wiekiem zacz�� sp�dza� coraz wi�cej czasu w swej komnacie wspomnie�; mo�e nawet wi�cej ni� powinien. C�, na pewno mia� jeszcze po co �y�, wierzy�, �e czeka go wspania�a przysz�o��, ale mia� sze��dziesi�t lat, a w tym wieku cz�owiek ma przecie� czasem prawo do reminiscencji. Z naro�nego biura na pi�tym pi�trze w Skrzydle Komputerowym Gmachu Nauki - kt�ry przedtem by� przez kr�tki okres siedzib� dow�dztwa naczelnego si� zbrojnych - Plechanow mia� dobry widok. Tu nowy most na rzece Sund�a, tam daleko wielki Ruroci�g Machaczkalski, dostarczaj�cy coraz dro�sz� czarn� ciecz do tankowc�w, czekaj�cych na Morzu Kaspijskim. Tu pozosta�o�ci koszar, w kt�rych To�stoj pe�ni� s�u�b� jako m�ody �o�nierz. A tam, w dali, �a�cuch g�rski Sund�a, nale��cy do pot�nego Kaukazu. To miasto wcale nie by�o gorsze od innych. Nie by�o ma�e - mieszka�a tu prawie po�owa ludno�ci ca�ego kraju - ale te�, ze swymi niespe�na siedmiuset pi��dziesi�ciu tysi�cami ludzi, nie by�o przesadnie wielkie. I znajdowa�o si� w tak pi�knym kraju. Ropa naftowa wci�� by�a podstaw� gospodarki Groznego, ale zaczyna�o jej brakowa�, ko�czy�a si� tak szybko, �e zapas�w nie uzupe�ni�oby i dziesi�� tysi�cy dinozaur�w dziennie, zdychaj�cych i natychmiast gnij�cych; zreszt�, tego nie m�g�by za�atwi� nawet Steven Spielberg i magia jego filmu. Kominy rafinerii dzie� i noc wypluwa�y w niebo dym i p�omienie, ale w niezbyt odleg�ej przysz�o�ci te ogniste wie�e mia�y pogr��y� si� w ciemno�ciach. Czeczenia potrzebowa�a nowych podstaw dla swej gospodarki. Podstaw, kt�re on, W�adimir Plechanow, zamierza� jej zapewni�. Bo chocia� urodzi� si� w Rosji, czu� si� na wskro� Czeczenem... Rozmy�lania nad Wielkim Planem przerwa� mu komputerowy sygna� programu telefonicznego. Odwr�ci� si� od okna, podszed� do drzwi swego biura i u�miechn�� si� do sekretarki, Nastii. Nast�pnie zamkn�� drzwi, cicho, ale stanowczo i podszed� do nowoczesnej stacji roboczej na biurku. - Komputer, w��czy� zag�uszanie. Maszyna pos�usznie wykona�a wydane g�osem polecenie. - Zag�uszanie w��czone. Plechanow skin�� komputerowi g�ow�, jakby ten potrafi� dostrzec i zrozumie� ten gest. Nie potrafi�, ale Plechanow m�g�by, gdyby chcia�, wprowadzi� do programu i takie mo�liwo�ci. - Yes? - odezwa� si� po angielsku. Na tej linii nie by�o transmisji wideo, zreszt� wcale by sobie tego nie �yczy�. Oczywi�cie ��czno�� by�a bezpieczna - na tyle bezpieczna, na ile m�g� to zapewni� najlepszy program szyfruj�cy rosyjskich si� zbrojnych. Plechanow wiedzia� o tym, bo to w�a�nie on napisa� ten program na zam�wienie armii rosyjskiej, a praktycznie nie by�o szans, �e t� rozmow� pods�ucha kto�, kto by�by w stanie z�ama� szyfr. Mo�e niekt�rzy z agent�w Net Force potrafiliby tego dokona�, ale w tej chwili... byli zaj�ci czym innym. U�miechn�� si�. Mimo wszystko, m�wi� po angielsku, bo Nastia nie zna�a ani s�owa w tym j�zyku, podobnie jak inni, kt�rzy mogliby przypadkiem przechodzi� ko�o drzwi jego biura. - Praca wykonana - powiedzia� g�os, przebywszy kilka tysi�cy kilometr�w. M�wi� Michai�, ten, kt�ry nazwa� si� dla zabawy Karabinem. Michai� Ru�jo. Brutalny facet, ale lojalny i nad wyraz sprawny. Odpowiednie narz�dzie do tej misji. - To dobrze. Niczego innego nie oczekiwa�em. Jakie� problemy? - Niko�aj nieoczekiwanie postanowi� przej�� w stan spoczynku. - A to pech - powiedzia� Plechanow. - By� dobrym pracownikiem. - Tak. - Doskonale. Przenosisz si� do nowej siedziby? - Tak. ��czno�� by�a wprawdzie zaszyfrowana, ale czym skorupka za m�odu nasi�knie... Czasy ich s�u�by w Specnazie dawno min�y, ale stare nawyki pozosta�y. Plechanow wiedzia�, �e kryj�wka znajdowa�a si� w San Francisco, wi�c nie by�o potrzeby m�wi� tego g�o�no. Nawet gdyby jaki� wschodz�cy geniusz matematyczny cudem zdoby� nagranie tej rozmowy - i odszyfrowa� j�, co by�oby jeszcze wi�kszym cudem - czego by si� dowiedzia�? Niewinna rozmowa dw�ch niezidentyfikowanych m�czyzn, przes�ana tyloma przeka�nikami, odbita od tylu satelit�w, �e jej prze�ledzenie w celu zlokalizowania rozm�wc�w by�o praktycznie niemo�liwe. Rozmowa pe�na nic nie m�wi�cych og�lnik�w. Praca? Jaki� Niko�aj przeszed� w stan spoczynku? Przeprowadzka? Nikomu nic to nie m�wi�o. - C�, kontynuuj zgodnie z planem. Skontaktuj� si� z tob�, kiedy b�dzie co� nowego do zrobienia. - Zawaha� si� przez chwil�, ale uzna�, �e powinien jeszcze co� powiedzie�. Komunizm by� martwy i bardzo dobrze, ale pracownicy wci�� potrzebowali wyraz�w uznania, �eby mie� poczucie dobrze spe�nionego obowi�zku. Wiedzieli o tym dobrzy mened�erowie. - Dobrze si� spisa�e� - powiedzia� Plechanow. - Jestem zadowolony. - Dzi�kuj�. Na tym rozmowa si� zako�czy�a. Plechanow odchyli� si� na krze�le. Realizacja Wielkiego Planu post�powa�a dok�adnie tak, jak powinna. Jak �nie�ynka, tocz�ca si� po g�rskim zboczu, pocz�tkowo niewielka, zmienia�a si� w lawin�, ogromn� i niepowstrzyman�. Nacisn�� umieszczony na biurku guzik interkomu. Zaczeka� kilka sekund, ale nikt nie odpowiada�. Nacisn�� jeszcze raz. �adnej odpowiedzi. Westchn��. Interkom zn�w si� zepsu�. Je�li chcia� si� napi� herbaty, musia� p�j�� do Nastii i poprosi� j� osobi�cie. On, kt�ry wkr�tce b�dzie jednym z najpot�niejszych ludzi na �wiecie, musia� pracowa� w biurze, w kt�rym najprostsze urz�dzenia wymaga�y naprawy. Pokr�ci� g�ow�. To si� musi zmieni�. I b�dzie to najmniejsza ze zmian... *** �roda, 8 wrze�nia, godzina 7.17 Waszyngton, Dystrykt Columbia Alexander Michaels czu� si� lepiej. Podczas jazdy samochodem w stron� budynku przy Pennsylvania Avenue nr 1600 jeszcze raz przejrza� komputerowe wydruki, staraj�c si� uporz�dkowa� my�li najlepiej jak potrafi�. Jego samoch�d jecha� mi�dzy pojazdami ochrony, szarymi, rz�dowymi samochodami, kt�rych kierowcy i pasa�erowie mieli przy sobie do�� broni, �eby stoczy� ma�� wojn�. Procedury bardzo precyzyjnie okre�la�y, co nale�y robi� w razie zamachu na wy�szego urz�dnika federalnego. Korzenie tych �rodk�w bezpiecze�stwa si�ga�y czas�w Abrahama Lincolna. Wi�kszo�� ludzi nie wiedzia�a, �e tamten prezydent nie by� jedynym celem zamachowca Bootha i jego kompan�w. Michaels by� ju� w Bia�ym Domu kilka razy, ale zawsze towarzyszy� Steve Dayowi, nigdy jako numer 1. Dysponowa� wszelkimi, nawet najdrobniejszymi informacjami na temat zamachu, jakie tylko zdo�a�a zebra� FBI. Wszystko by�o skopiowane na ma�ej dyskietce, na kt�rej mo�na by�o zapisa� gigabajty materia�u. Dyskietka znajdowa�a si� w zakodowanej obudowie z plastiku i by�a gotowa do wprowadzenia danych do specjalnie zabezpieczonego systemu komputerowego Bia�ego Domu. Wiedzia�, �e gdyby mu si� co� przytrafi�o, ka�demu, kto pr�bowa�by otworzy� plastikow� obudow� dyskietki, zrobi�oby si� gor�co - dziesi�� gram�w termoflexu wytwarza�o do�� ciep�a, �eby spopieli� obudow�, dyskietk� i palce tego, kto by�by na tyle g�upi, �eby to trzyma� w r�kach. System Bia�ego Domu sk�ada� si� ze specjalnych komputer�w bez jakiegokolwiek po��czenia ze �wiatem zewn�trznym, z najnowszymi programami antywirusowymi i zabezpieczeniami przed dost�pem os�b niepowo�anych. Michaels wiedzia�, �e kiedy jego informacje zostan� tam wprowadzone, b�d� bezpieczne. By� zm�czony, wypi� za du�o kawy, ponad wszystko chcia�by pa�� na ��ko z dala od tego wszystkiego i spa� przez tydzie�. Tym gorzej dla ciebie. Nie za to ci p�ac�, prawda? Za�wierka� virgil. - Tak? - Alex? Jeste� got�w? Dyrektor. - Tak, prosz� pana. B�d� za pi�� minut. - Co� nowego, o czym powinienem wiedzie�? - Nic wa�nego. - W porz�dku. Roz��czam si�. Procesja dotar�a do Bramy Zachodniej. Alex wysiad�, zosta� skontrolowany przez wykrywacz metali, wykrywacz materia��w wybuchowych i STO - skaner twardych obiekt�w - nowe urz�dzenie, maj�ce uniemo�liwi� przemycenie broni palnej, czy no�y z ceramiki lub z plastiku. Zda� taser, wzi�� pokwitowanie i plakietk� go�cia, po czym przeszed� przez kolejne kontrole, podczas kt�rych wartownicy z Korpusu Piechoty Morskiej upewniali si�, �e na pewno jest tym, za kt�rego si� podaje. Centrum Sytuacyjne, w kt�rym mia�a si� odby� ta narada, by�o jednym ze starszych pomieszcze� i znajdowa�o si� pi�tro ni�ej, pod Gabinetem Owalnym. Kolejna dw�jka marines sprawdzi�a jego plakietk�, kiedy wysiad� z ma�ej windy. Trzech agent�w Tajnej S�u�by w garniturach skin�o g�owami. Wymieni� z nimi par� s��w, id�c do Centrum Sytuacyjnego. Dw�ch z nich zna�; jednego jeszcze z czas�w, kiedy stacjonowa� w Idaho. - Dzie� dobry, panie dyrektorze - powita� go stary przyjaciel z Idaho. - Cze��, Bruce. - Wci�� jeszcze czu� si� nieswojo, kiedy zwracano si� do niego per �dyrektorze�. Wcale mu nie zale�a�o na tym stanowisku, a ju� z ca�� pewno�ci� nie chcia� go kosztem �ycia Steve�a Daya. Jedyn� pociech� by�o to, �e jako dow�dca mia� najwi�ksze szanse schwytania zab�jc�w Daya. I by� zdecydowany to zrobi�. Ostatnia kontrola, skaner linii papilarnych kciuka i drzwi Centrum Sytuacyjnego otworzy�y si�. W �rodku dyrektor Carver siedzia� ju� przy d�ugim stole, kszta�tem przypominaj�cym pomieszczenie pi�tro wy�ej i popija� kaw� z porcelanowej fili�anki. Po jego lewej stronie sta� zast�pca dyrektora Biura Bezpiecze�stwa Narodowego Sheldon Reed, rozmawiaj�c z kim� przez virgila. Sekretarka w �rednim wieku, ubrana w tweedow� sp�dnic� i bia�� jedwabn� bluzk� siedzia�a przy ma�ym stoliku pod �cian�, na kt�rym obok terminala komputerowego le�a� blok stenograficzny i nie po��czony z innymi urz�dzeniami dyktafon, uaktywniany g�osem. �o�nierz piechoty morskiej w galowym mundurze nala� kaw� ze srebrnego dzbanka do fili�anki na spodeczku i postawi� paruj�cy nap�j na prawo od Carvera - na miejscu, kt�re mia� zaj�� Alex. Steward wiedzia� nawet, �e kawa ma by� bez �mietanki. Wydruki z tymi samymi materia�ami, kt�re mia� przy sobie Michaels le�a�y w zapiecz�towanych kopertach na stole przed ka�dym krzes�em. Carver pos�a� Alexowi sw�j profesjonalny u�miech i wskaza� mu krzes�o ko�o siebie. Alex ruszy� w t� stron�, kiedy drzwi si� otworzy�y i do �rodka wszed� prezydent w towarzystwie szefa personelu Bia�ego Domu, Jessela Leona. - Dzie� dobry panowie. - Prezydent skin�� g�ow� sekretarce i u�miechn�� si�. - Dzie� dobry, pani Upton. Czeka mnie pracowity dzie�, wi�c nie tra�my czasu. Walt? - Panie prezydencie, oko�o p�nocy Steve Day, dyrektor Net Force FBI pad� ofiar� zamachu. Zna pan Alexa Michaelsa - posadzi�em go na sto�ku Daya. Przedstawi sytuacj� na podstawie tego, co zdo�ali�my ustali�. - Parszywe okoliczno�ci, w jakich dosta� pan ten awans - powiedzia� prezydent, skin�wszy g�ow� Michaelsowi. W jego g�osie wyczuwa�o si� zdenerwowanie. Martwi si�, �e to on mo�e by� nast�pnym celem? - Wi�c prosz�, s�uchamy. Michaels wzi�� g��boki oddech, staraj�c si� zrobi� to jak najciszej. Podszed� do komputera, otworzy� zakodowan� obudow�, wyj�� dyskietk� i poda� j� sekretarce. Wsun�a j� do nap�du i uruchomi�a program antywirusowy. Zaj�o to zaledwie pi�� sekund. - Mo�e pan wydawa� polecenia g�osem - powiedzia�a do Alexa. - Dzi�kuj�. Komputer, prosz� zdj�cie numer jeden. Holograficzny projektor w suficie w��czy� si� i na �rodku sto�u pojawi� si� tr�jwymiarowy obraz miejsca zbrodni, sfotografowanego ze �mig�owca policyjnego nieca�e osiem godzin wcze�niej. Michaels rozpocz�� prezentacj�. Eksplozja, atak, zabici i prawdopodobnie zabici. Robi� to metodycznie, bez po�piechu. Co jaki� czas poleca� komputerowi pokaza� nast�pne zdj�cie. Po dziesi�ciu minutach przerwa� i rozejrza� si� po zebranych. - Czy s� ju� jakie� pytania? - Jakie� inne przejawy niezwyk�ej aktywno�ci wobec przedstawicieli w�adz federalnych zesz�ej nocy? - To by� prezydent. Rozs�dne pytanie. Kto m�g�by by� nast�pny? - Nie, sir. - Czy kto� przyzna� si� do zamachu? Jakie� ugrupowanie terrorystyczne, czy co� w tym rodzaju? - Nie, panie prezydencie. - Co� na temat materia��w wybuchowych? - Pod pokryw� kana�u by�a mina przeciwczo�gowa armii ameryka�skiej. Na podstawie znacznik�w, dodawanych do materia�u wybuchowego ustalili�my, �e pochodzi�a z partii, dostarczonej do Iraku podczas wojny w Zatoce. Prawdopodobnie jaki� rolnik znalaz� j� wykrywaczem metali i sprzeda� na czarnym rynku. Albo mo�e �przeadresowa�� j� jaki� kwatermistrz, zanim w og�le trafi�a do Iraku. W tej chwili nie da si� tego powiedzie�. Rzep na drzwiach by� nieoznakowany, ale w naszym laboratorium, m�wi�, �e pochodzi z nadwy�ek marynarki wojennej Izraela i ma oko�o pi�ciu lat. - Prawdopodobnie podw�dzili go na jakiej� wystawie broni - powiedzia� Reed. U�miechn�� si�, pokazuj�c, �e �artuje. W jego g�osie wyczuwa�o si� nerwowo��. Nie, nie strach, ale napi�cie. To zrozumia�e. Michaels kontynuowa�. - Na �uskach �adnych odcisk�w palc�w, ani �lad�w DNA. Wszystkie �uski takie same. Pociski wyj�te z cia� ofiar i z samochodu �wiadcz�, �e by�a to najprawdopodobniej fabrycznie elaborowana amunicja Federal 147gr. 9mm Luger FMJ. Taki pocisk ma pr�dko�� podd�wi�kow�, je�li strzela si� nim z pistoletu lub z pistoletu maszynowego. �lady wyrzutnika na �uskach �wiadcz�, �e u�yto obu tych rodzaj�w broni. Znaczniki w prochu, kt�re zd��yli�my ju� przeanalizowa�, wskazuj� na parti�, kt�r� dostarczono do Chicago, Detroit, Miami i Fort Worth. - No to �ycz� owocnych poszukiwa� - powiedzia� Reed. - A bro� jest ju� prawdopodobnie w zatoce. - W porz�dku, poznali�my fakty - powiedzia� prezydent. - A co z teori�? Kto to zrobi�, panie Michaels? I kto mo�e by� ich nast�pnym celem? - Komputer, zdj�cie numer dwana�cie - poleci� Michaels. Pojawi� si� nast�pny hologram, r�wnie� widok z g�ry, ale sceneria by�a inna, a zdj�cie wykonano w dzie�. - To zdj�cie z archiw�w FBI, przedstawia

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!