2239

Szczegóły
Tytuł 2239
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2239 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2239 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2239 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lucy Maud Montgomery Historynka Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1993 Prze�o�y�a Janina Zawisza_Krasucka T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Pzn, Warszawa ul. Konwiktorska 9 Przedruk z wydawnictwa "Graf", Gda�sk, 1990 Pisa� J. Podstawka Korekty dokona�y: E. Chmielewska i K. Kruk Od redakcji Czy pami�tacie "Ani� z Zielonego Wzg�rza"? Dzi�ki jej autorce, Lucy Maud Montgomery, mo�emy jeszcze raz przenie�� si� na star� farm� na Wyspie Ksi�cia Edwarda. Mo�emy wraz z Edem, Feliksem, Danem, Fel�, Celink�, Sar�, Piotrkiem i Historynk� czeka� w napi�ciu Dnia S�du Ostatecznego, w�drowa� ze �ci�ni�tym sercem do domku czarownicy, asystowa� przy otwieraniu tajemniczej skrzynki ze �lubn� wypraw� sprzed wielu lat. A przede wszystkim mo�emy przys�uchiwa� si� niezliczonym opowie�ciom Historynki, dziewczynki o niezwyk�ym uroku i zniewalaj�cym talencie. Rozdzia� I Dom naszego ojca - Ogromnie lubi� wszelkie drogi, bo zawsze jestem ciekawa, co si� znajduje u ich kresu. Tak kiedy� powiedzia�a Historynka. Opuszczaj�c pewnego majowego ranka Toronto i udaj�c si� na Wysp� Ksi�cia Edwarda, obydwaj z Feliksem nie mieli�my poj�cia o Historynce, jak r�wnie� nie znali�my tego jej przezwiska. Wiedzieli�my tylko, �e kuzynka Sara Stanley, kt�rej matka, a nasza ciotka Felicja, dawno ju� nie �y�a - mieszka�a stale na Wyspie u wuja Rogera i ciotki Oliwii King, na farmie w Carlisle, s�siaduj�cej ze starym dworkiem King�w. Wierzyli�my, �e j� poznamy, gdy przyjedziemy na miejsce, a z list�w ciotki Oliwii do ojca, domy�lali�my si�, �e kuzynka Sara jest bardzo mi�ym stworzeniem. Na og� niezbyt cz�sto my�leli�my o niej. Interesowali nas bardziej Fela, Celinka i Dan, kt�rzy mieszkali w samym dworku i mieli by� naszymi sta�ymi towarzyszami podczas lata. Lecz wizja Historynki, cho� nie znanej jeszcze, zamajaczy�a nam tego ranka, gdy poci�g opuszcza� dworzec w Toronto. Wyruszyli�my przecie� w dalsz� drog� i chocia� wiedzieli�my, co si� znajduje u jej kresu, owiana by�a dla nas jakim� nimbem tajemniczo�ci, nimbem nieznanego uroku, daj�cego temat do g��bokich rozmy�la�. Radowa�a nas sama my�l ujrzenia rodzinnego domu ojca i przebywania w�r�d tych k�t�w, w�r�d kt�rych ojciec przebywa� za czas�w ch�opi�ctwa. Tak wiele opowiada� nam o tym wszystkim i tak cz�sto opisywa� ka�d� scen� z oddzielna, �e mimo woli zakorzeni� w nas to g��bokie uczucie dla rodzinnego domostwa, uczucie, kt�re i w jego sercu nie wygas�o, pomimo tylu lat sp�dzonych na obczy�nie. Mieli�my pod�wiadome wra�enie, �e w�a�nie ten dom jest naszym domem rodzicielskim, �e jest nasz� kolebk� rodzinn�, chocia� nigdy jej nie widzieli�my. Oczekiwali�my niecierpliwie tego uroczystego dnia, kiedy ojciec zabierze nas "do domu", do tego starego domu, otoczonego jod�ami, do tego s�awetnego "sadu King�w", gdzie b�dziemy mogli biega� po alejce "Wuja Stefana", pi� wod� z g��bokiego �r�de�ka, os�oni�tego chi�skim dachem, sta� na "kamiennym pulpicie" i je�� jab�ka z naszych "drzew urodzinowych". Chwila ta nadesz�a pr�dzej, ni� przypuszczali�my, lecz ojciec nie m�g� tam pojecha� z nami. Firma jego tej wiosny wezwa�a go do Rio de Janeiro na stanowisko kierownika tamtejszej filii. Nie wolno by�o omija� takiej okazji, bo ojciec nasz by� cz�owiekiem biednym, a nowe stanowisko oznacza�o podwy�k� pensji, cho� jednocze�nie by�o przyczyn� zlikwidowania naszego dotychczasowego domu. Matka nasza umar�a w owym czasie, kiedy jeszcze nie zdawali�my sobie z tego sprawy. Do Rio de Janeiro ojciec zabra� nas nie m�g�. Po d�ugich rozmy�laniach zadecydowa� pos�a� nas do wuja Aleca i ciotki Janet, do rodzinnego za�cianka, a gospodyni nasza, kt�ra r�wnie� pochodzi�a z Wyspy i zamierza�a tam teraz wr�ci�, mia�a zaopiekowa� si� nami podczas podr�y. Obawiam si�, �e ta podr� by�a dla niej niezbyt przyjemna! �y�a w ustawicznym strachu, �e kt�ry� z nas zginie, wyrz�dzi sobie krzywd� albo wypadnie z poci�gu i najprawdopodobniej odetchn�a z ulg�, gdy przybyli�my wreszcie do Charlottetown i mog�a nas odda� pod opiek� wuja. Na po�egnanie ostrzeg�a go jeszcze: - Ten gruby nie jest najgorszy. Nie jest taki �wawy i nie znika ustawicznie z oczu, jak ten szczup�y. Najbezpieczniej by�oby podr�owa� z nimi w ten spos�b, �eby obydw�ch uwi�za� na sznurze, ale na sznurze mo�liwie kr�tkim. "Tym grubym" by� Feliks, kt�ry by� ogromnie wra�liwy na punkcie swojej tuszy. Gimnastykowa� si� ca�ymi dniami, aby schudn��, lecz rezultat by� taki, �e z ka�dym dniem stawa� si� coraz t�szy. Udawa�, �e nie dba o to, lecz w gruncie rzeczy martwi� si� tym ogromnie, zam�czaj�c swoj� tusz� biedn� pani� Mac Laren. Nie lubi� jej zreszt� bardzo od owego dnia, kiedy mu powiedzia�a, �e wkr�tce b�dzie "szerszy ni� d�u�szy". By�em raczej zmartwiony, gdy si� z nami �egna�a w ostatniej chwili, �ycz�c nam wszystkiego dobrego, jednak wkr�tce zapomnieli�my o niej zupe�nie, gdy znale�li�my si� na otwartej przestrzeni, siedz�c w bryczce po obydwu stronach wuja Aleca, kt�rego pokochali�my od pierwszego wejrzenia. By� to ma�y cz�owieczek o drobnych delikatnych rysach, przystrzy�onej siwej brodzie i du�ych, zm�czonych b��kitnych oczach, przypominaj�cych nam oczy ojca. Wiedzieli�my, �e wuj Alec bardzo lubi dzieci i �e z g��bok� rado�ci� powita� "ch�opc�w Alana". Czuli�my si� z nim jak w domu i nie l�kali�my si� zadawa� mu pyta� na najrozmaitsze tematy, kt�rych nasuwa�o si� z ka�d� chwil� coraz wi�cej. Zaprzyja�nili�my si� z nim serdecznie podczas tej drogi na przestrzeni dwudziestu mil. Ku naszemu g��bokiemu rozczarowaniu by�o ju� ciemno, gdy przybyli�my do Carlisle - zbyt ciemno w ka�dym razie, aby cokolwiek widzie� dok�adnie, gdy wjechali�my w zadrzewion� alejk�, prowadz�c� do starego dworku King�w. Za nami wisia� jasny ksi�yc ponad po�udniowo_zachodnimi ��kami, spowitymi w wiosenn� cisz�, a doko�a nas panowa�y ciemno�ci wiosennej majowej nocy. Usi�owali�my rozgor�czkowani przenikn�� te ciemno�ci wzrokiem. - Tam jest ta du�a wierzba, Ed - szepn�� Feliks w podnieceniu, gdy�my si� kierowali ku bramie. Mia� s�uszno��. Drzewo to zasadzi� dziadek King pewnego wieczoru, gdy wr�ci� do domu po ca�odziennej orce w polu, nad strumykiem. Uros�o od tego czasu i przybra�o mn�stwo ga��zi. Ojciec nasz, nasi wujowie i ciotki bawili si� w cieniu tej wierzby, a teraz by�a ona niezwykle pot�na, posiada�a gruby pie� i mn�stwo grubych konar�w, z kt�rych ka�dy ju� by� samoistnym drzewem. - Jutro wdrapi� si� na ni� - postanowi�em weso�o. Na prawo, nieco w g��bi znaczy�y si� w ciemno�ciach inne drzewa, po kt�rych poznali�my od razu, �e to by� sad. Po lewej stronie, w�r�d szumi�cych jode� i sosen wznosi� si� stary tynkowany dom, z kt�rego w tej chwili przez otwarte drzwi przedziera� si� blask �wiat�a; ciotka Janet, pot�na, zapobiegliwa, �agodna kobieta o rumianych policzkach wysz�a w�a�nie na nasze spotkanie. Wkr�tce znale�li�my si� w kuchni przy kolacji, w tej kuchni o niskim zakopconym suficie, z kt�rego zwiesza�y si� szynki i po�cie s�oniny. Wszystko tu by�o w�a�nie takie, jak ojciec opowiada�. Doznali�my uczucia, �e wracamy wreszcie do domu, po d�ugich latach przebywania w�r�d obcych ludzi. Fela, Celinka i Dan siedzieli naprzeciw, patrz�c na nas w tym mniemaniu, �e jeste�my zbyt zaj�ci jedzeniem, aby zwraca� na nich uwag�. My ze swej strony, spogl�dali�my na nich r�wnie� wtedy, gdy jedli i w rezultacie spojrzenia nasze co kilka chwil spotyka�y si�, wywo�uj�c obustronne za�enowanie. Dan by� najstarszy; mia� lat trzyna�cie, tak samo jak ja. By� szczup�ym, piegowatym ch�opcem o zbyt d�ugich, prostych, ciemnych w�osach i o kszta�tym nosie King�w. Poznali�my ten nos od razu. Wykr�j ust mia� ju� w�asny, nie przypominaj�cy niczym ust King�w ani te� Ward�w. Nikt by w nich zreszt� nie dostrzeg� rodzinnego podobie�stwa, bo by�y wyj�tkowo brzydkie - du�e, cienkie i zaci�ni�te. Potrafi�y si� jednak u�miecha� przyja�nie, tote� obydwaj z Feliksem doszli�my do wniosku, �e b�dziemy mogli szybko polubi� Dana. Fela mia�a lat dwana�cie. Otrzyma�a imi� po ciotce Felicji, kt�ra by�a bli�niacz� siostr� wuja Feliksa. Ciotka Felicja i wuj Feliks, jak nam cz�sto opowiada� ojciec, umarli jednego dnia, oddaleni zreszt� od siebie, lecz pochowani zostali tu� przy sobie na starym cmentarzu w Carlisle. Z list�w ciotki Oliwii wiedzieli�my, �e Fela uwa�ana jest za miejscow� pi�kno��, tote� ciekawi byli�my j� zobaczy�. Pod tym wzgl�dem przesz�a stanowczo nasze naj�mielsze oczekiwania. By�a do�� t�ga i pulchna, o du�ych szafirowych oczach, z�otych lokach i r�owej cerze, jednym s�owem "kompleksja King�w". Kingowie znani byli ze swych kszta�tnych nos�w i pi�knej cery. Fela mia�a r�wnie� wyj�tkowo pi�kne r�ce. Przy ka�dym ruchu do�eczki na d�oniach ukazywa�y si� same i z przyjemno�ci� my�la�o si� o tym, jakie kszta�tne musia�y by� jej okr�g�e �okcie. Poza tym by�a wyj�tkowo pi�knie ubrana; w czerwonej sukience i krochmalonym mu�linowym fartuszku wygl�da�a uroczo, a z tego co b�kn�� Dan, zrozumieli�my, �e "wystroi�a si�" tak na uroczysto�� naszego przyjazdu. U�wiadomili�my sobie jeszcze g��biej powag� chwili, bo dotychczas nigdy jeszcze �adna dziewczynka nie zadawa�a sobie trudu, by si� dla nas stroi�. Celinka, kt�ra mia�a lat jedena�cie, by�a r�wnie� �adna, co rzuca�oby si� bardziej w oczy, gdyby Feli przy niej nie by�o. Po prostu Fela za�miewa�a sw� urod� wszystkie inne dziewcz�ta. Celinka wygl�da�a przy niej dziwnie blado i chudo, mia�a delikatne drobne rysy, mi�kkie ciemne w�osy o jedwabistym po�ysku i �agodne piwne oczy, w kt�rych od czasu do czasu odzwierciedla�o si� zawstydzenie. Pami�tali�my, jak ciotka Oliwia pisa�a do ojca, �e Celinka jest wykapan� Ward�wn�, gdy� tak samo jak Wardowie, nie posiada absolutnie zmys�u humoru. Nie wiedzieli�my wprawdzie co to dok�adnie znaczy, domy�lali�my si� jednak, �e nie mog�o to by� w �adnym razie komplementem. Obydwaj byli�my sk�onni przypuszcza�, �e Celink� polubimy wi�cej od Feli. Prawda, �e Fela by�a wyj�tkowo pi�kna, lecz kierowani niezawodn� intuicj� dzieci�c�, orientowali�my si�, �e jest zbyt zarozumia�a z przyczyny swojego czaruj�cego wygl�du. Jednym s�owem wiedzieli�my, �e Fela jest pr�na. - Dziwne, �e Historynka nie przysz�a was zobaczy� - powiedzia� wuj Alec. - Nie mog�a si� ju� doczeka� waszego przyjazdu. - By�a troch� niezdrowa przez ca�y dzie� - wyja�ni�a Celinka - i ciotka Oliwia nie pozwoli�a jej wyj�� wieczorem. Kaza�a jej wcze�nie po�o�y� si� do ��ka. Historynka by�a szalenie tym zmartwiona. - Kt� to jest Historynka? - zapyta� Feliks. - Ach, Sara - Sara Stanley. Nazywamy j� Historynk�, bo cudownie potrafi opowiada� rozmaite historie, a z drugiej zn�w strony ze wzgl�du na Sar� Ray, kt�ra mieszka u podn�a pag�rka i przychodzi cz�sto bawi� si� z nami. By�oby dziwnie niezr�cznie mie� w jednym towarzystwie dwie dziewczynki, o jednakowym imieniu. Zreszt� Sara Stanley nie lubi swego imienia i woli, gdy si� j� nazywa Historynk�. Dan, kt�ry przem�wi� po raz pierwszy, wyst�pi� z nie�mia�ym wyja�nieniem, �e Piotrek r�wnie� mia� zamiar przyj��, lecz musia� p�j�� do domu, aby zanie�� troch� m�ki swej matce. - Piotrek? - zdziwi�em si�, bo nigdy nie s�ysza�em o �adnym Piotrku. - Jest to ch�opiec do pos�ug wuja Rogera - odpar� wuj Alec. - Nazywa si� Piotrek Craig i w rzeczywisto�ci jest bardzo mi�ym ch�opcem, ale jednocze�nie dziwnie mu si� nie powodzi. - Chce by� narzeczonym Feli - wtr�ci� Dan przebiegle. - Nie gadaj g�upstw, Dan - zgromi�a go surowo ciotka Janet. Fela odrzuci�a w ty� swe z�ote loki i obdarzy�a Dana wcale niesiostrzanym spojrzeniem. - Nie wygl�dam na tak�, kt�ra by mia�a za narzeczonego ch�opca do pos�ug - zauwa�y�a. Dostrzegli�my, �e jej gniew by� ca�kiem szczery, nie udawany. Najwidoczniej Piotrek nie nale�a� do tych wielbicieli, z kt�rych Fela mog�a by� dumna. Byli�my obydwaj bardzo g�odni, a gdy zjedli�my ju� wszystkiego do syta, u�wiadomili�my sobie, �e jeste�my r�wnie� bardzo zm�czeni - zbyt zm�czeni nawet, aby zwiedza� teraz rodzinne domostwo, o czym tak marzyli�my. Mieli�my najwi�ksz� ochot� uda� si� na spoczynek. Zaprowadzono nas na g�r� do tego w�a�nie pokoju, wychodz�cego na wsch�d, kt�ry niegdy� zajmowa� ojciec. Dan mia� dzieli� z nami ten pok�j, �pi�c we w�asnym ��ku, w przeciwleg�ym k�cie. Prze�cierad�a i poduszki pachnia�y lawend�, a przykryto nas jedn� z ko�der haftowanych jeszcze przez babci� King. Okno by�o otwarte i s�yszeli�my �aby rechoc�ce w moczarach nad strumykiem. Oczywi�cie niejednokrotnie s�yszeli�my rechotanie �ab w Ontario, lecz �aby z Wyspy Ksi�cia Edwarda rechota�y bardziej melodyjnie i zawodz�co. Wszystko to posiada�o urok starej rodzinnej tradycji i opowiadania, kt�rych nas�uchali�my si� tak wiele, owiewa�y swoistym urokiem to, co teraz nas otacza�o. By� to dom King�w - dom naszego ojca - nasz dom jednocze�nie! Nigdy w �adnym domu nie mieszkali�my tak d�ugo, aby zrodzi�o si� w nas jakie� tkliwsze dla niego uczucie, lecz tutaj, pod tym drewnianym dachem, zbudowanym przez pradziadka Kinga przed dziewi��dziesi�ciu laty, uczucie to wkrad�o si� do naszych ch�opi�cych serc, jakby�my si� zetkn�li z czym� bardzo bliskim i najdro�szym. - Pomy�l, to s� te same �aby, kt�rych ojciec s�ucha�, gdy by� ma�ym ch�opcem - szepn�� Feliks. - Nie mog� by� te same - zaprotestowa�em z pow�tpiewaniem, nie maj�c pewno�ci, czy �aby istotnie �yj� tak d�ugo. - Przecie� ju� dwadzie�cia lat min�o od chwili, kiedy ojciec st�d wyjecha�. - Tak, ale to s� potomkowie tamtych �ab, kt�rych on wtedy s�ucha� - upiera� si� Feliks - i rechocz� w tych samych moczarach. Musi to by� gdzie� bardzo blisko. Drzwi nasze by�y otwarte, a po przeciwnej stronie w�skiego korytarza dziewcz�ta szykowa�y si� do spania i rozmawia�y g�o�niej nawet, ni� zdawa�y sobie z tego spraw�. - Jak ci si� podobaj� ch�opcy? - pyta�a Celinka. - Edgar jest przystojny, ale Feliks stanowczo za gruby - odpowiedzia�a Fela po�piesznie. Feliks szarpn�� ko�dr� mimo woli i mrukn�� niech�tnie. Zacz��em si� przekonywa�, �e jednak polubi� Fel�, bo przecie� to nie jej wina, �e jest pr�na. Jak mo�e nie by� pr�na, gdy przejrzy si� w lustrze? - A ja uwa�am, �e obydwaj s� bardzo mili i dosy� �adni - rzek�a Celinka. - Kochane stworzenie! - Ciekawe, jak si� Historynce spodobaj� - zastanawia�a si� Fela, jakby opinia Historynki by�a dla niej w tej chwili najwa�niejsza. Nie wiadomo dlaczego i my doznali�my takiego uczucia. Przeczuwali�my, �e je�eli Historynka nie b�dzie mia�a o nas pochlebnego zdania, to i tak nam nic nie pomo�e. - Ciekawe, czy Historynka jest �adna - powiedzia� Feliks g�o�no. - Nie, �adna nie jest - odpar� nieoczekiwanie Dan z przeciwnej strony pokoju. - Ale wyda wam si� �adna, gdy zacznie z wami m�wi�. Wszyscy maj� takie wra�enie. Dopiero, jak si� z ni� rozstaniecie, zorientujecie si�, �e wcale nie jest �adna. Drzwi pokoju dziewczynek zamkn�y si� z trzaskiem. W ca�ym domu zapanowa�a g��boka cisza. Wkroczyli�my do krainy snu, przej�ci ciekawo�ci�, czy Historynka nas polubi. Rozdzia� II Kr�lowa serc Zbudzi�em si� zaraz po wschodzie s�o�ca. Blade majowe promienie przedziera�y si� przez jod�y, a lekki wiaterek porusza� wierzcho�kami drzew. - Feliks, zbud� si� - szepn��em, potrz�saj�c nim. - Co si� sta�o? - mrukn�� niewyra�nie. - Ju� rano. Wsta�my i wyjd�my na dw�r. Nie mog� ju� doczeka� si� tej chwili, kiedy zobacz� te wszystkie miejsca, o kt�rych nam ojciec opowiada�. Wyskoczyli�my z ��ka i ubrali�my si�, nie budz�c Dana, kt�ry spa� jeszcze z otwartymi ustami i z ko�dr� zwieszon� na pod�og�. Z trudem uda�o mi si� powstrzyma� Feliksa od zamiaru przekonania si�, jak by Dan zareagowa�, gdyby mu si� w�o�y�o co� do otwartych ust. Wyt�umaczy�em mu wreszcie, �e takie do�wiadczenie zbudzi�oby prawdopodobnie Dana i chcia�by nam koniecznie towarzyszy�, a przecie� b�dzie o wiele przyjemniej, gdy po raz pierwszy sami wyjdziemy z domu. Wsz�dzie panowa�a cisza, gdy ostro�nie schodzili�my po schodach. Z kuchni dobiega� nas jaki� szelest, najprawdopodobniej wuj Alec rozpala� ogie�; jednak�e w pozosta�ej cz�ci domu dzie� si� jeszcze nie rozpocz��. Przystan�li�my na chwil� na hallu, aby spojrze� na wielki zegar "dziadka". Nie chodzi� wprawdzie, lecz dla nas by� to stary znajomy, z trzema z�oconymi kulami na samym szczycie, z ma�ym cyfrerblatem i wskaz�wk� pokazuj�c� zmiany ksi�yca oraz z male�kim zag��bieniem w drewnianych drzwiczkach, kt�re zrobi� ojciec, gdy by� jeszcze ch�opcem i nie m�g� ju� wymy�li� �adnej innej psoty. Otworzyli�my frontowe drzwi i wymkn�li�my si� na dw�r z niezwyk�ym wzruszeniem w sercach. Powia� ku nam lekki wietrzyk z po�udnia, cienie jode� by�y d�ugie i r�wno zarysowane; pogodne niebo wczesnego ranka roztacza�o si� nad nami b��kitne i bezchmurne. Bardziej na zach�d, poni�ej polnego strumyka, ci�gn�a si� d�uga dolina, a nad ni� pag�rki, poro�ni�te sosnami, przetykanymi gdzieniegdzie bezlistnymi jeszcze bukami i klonami. Za domem by�a k�pka jode�, mroczny cienisty zak�tek, w kt�rym hula� wiatr i gdzie zawsze pachnia�o �ywic�. Nieco dalej ci�gn�� si� g�sty zagajnik wysmuk�ych srebrnych brz�z i szemrz�cych topoli, a poni�ej nieco znajdowa� si� dom wuja Rogera. Na prawo od nas, otoczony r�wnie� jod�ami, znajdowa� si� s�awetny sad King�w, kt�rego histori� znali�my od najwcze�niejszego dzieci�stwa. Wszystko wiedzieli�my o tym sadzie z opowiada� ojca i w wyobra�ni niejednokrotnie biegali�my po nim. Prawie sze��dziesi�t lat temu sad ten zosta� za�o�ony, gdy dziadek King wprowadzi� po raz pierwszy do domu swoj� m�od� �on�. Przed �lubem dziadek ogrodzi� parkanem pot�ny po�udniowy kawa� pola, wystawionego na dzia�anie promieni s�onecznych. By�o to najpi�kniejsze, najbardziej urodzajne pole w ca�ym gospodarstwie i s�siedzi m�wili m�odemu Abrahamowi Kingowi, �e zbiera� b�dzie pi�kny plon pszenicy z tego kawa�ka. Abraham King, b�d�cy cz�owiekiem ma�om�wnym, u�miecha� si� tylko i milcza�; lecz w wyobra�ni widzia� ju� wizj� przysz�ych lat i to pole nie zasiane jednak zbo�em; widzia� na nim szerokie aleje drzew obsypanych owocem i zapatrzone w te drzewa rozradowane oczy dzieci i wnuk�w, kt�re jeszcze na �wiat nie przysz�y. T� wizj� nale�a�o urzeczywistni�, ale dziadek King nigdy si� nie �pieszy�. Nie zasadzi� drzew od razu, pragn�� bowiem, aby ros�y wraz z �yciem i z histori�, aby mia�y co� wsp�lnego z ka�d� chwil� dobr� i radosn�, jaka nawiedzi jego dom. Tote� owego ranka, kiedy wprowadzi� do domu swoj� m�od� �on�, wyszli obydwoje na po�udniowe pole i zasadzili pierwsze dwa �lubne drzewa. Drzew tych ju� teraz nie by�o, lecz istnia�y jeszcze w�wczas, gdy ojciec nasz by� ma�ym ch�opcem i co roku pokrywa�y si� kwieciem tak delikatnym, jak delikatna by�a twarzyczka El�biety King, gdy spacerowa�a po tym starym po�udniowym polu w zaraniu swego szcz�cia i mi�o�ci. Gdy Abrahamowi i El�biecie urodzi� si� syn, na pami�tk� t� zasadzono nowe drzewo w sadzie. Mieli potem a� czterna�cioro dzieci, a ka�de dziecko mia�o swoje "drzewko urodzinowe". Ka�d� uroczysto�� rodzinn� obchodzono w ten sam spos�b i ka�dy mi�y go��, kt�ry sp�dzi� cho� jedn� noc pod dachem King�w, musia� koniecznie zasadzi� drzewko w sadzie. Jednym s�owem, ka�de owocowe drzewko by�o pi�knym zielonym pomnikiem jakiej� rado�ci lub szcz�cia minionych lat. Ka�dy wnuk mia� swe drzewko r�wnie� zasadzone przez dziadka, gdy tylko nadchodzi�a wiadomo�� o jego narodzinach, lecz nie by�y to wy��cznie drzewa jab�oni - by�y tam r�wnie� �liwy, wi�nie i grusze. Wszystkie te drzewa nosi�y imiona os�b, dla kt�rych albo przez kt�re zosta�y zasadzone. Obydwaj z Feliksem wiedzieli�my doskonale o "gruszy ciotki Felicji", o "wi�ni ciotki Julii", o "jab�oni wuja Aleca" i o "�liwie wielebnego Mr. Scotta". Wiedzieli�my o nich od urodzenia i w�r�d tych drzew po prostu byli�my wychowywani. A teraz przyszli�my do tego sadu, by� on przed nami; nale�a�o tylko otworzy� male�k� bia�� furtk� w parkanie i ju� znale�liby�my si� w tym wspania�ym jego kr�lestwie. Lecz zanim doszli�my do furtki, spojrzeli�my na lewo, w stron� wygracowanej jod�owej alejki, kt�ra prowadzi�a do domu wuja Rogera. Na samym ko�cu alejki ujrzeli�my dziewczynk�, trzymaj�c� w obj�ciach szarego kota. Podnios�a r�k� i swobodnie skin�a na nas; zapominaj�c zupe�nie o sadzie, ruszyli�my pos�uszni jej wo�aniu. Wiedzieli�my przecie�, �e musia�a to by� Historynka, a w tym swobodnym i pe�nym gracji jej skinieniu by�o tyle uroku, �e nie mogli�my mu si� oprze�. Spojrzeli�my na ni� z takim zainteresowaniem, podchodz�c bli�ej, �e zapomnieli�my nawet o zawstydzeniu. Nie, nie by�a �adna. By�a do�� wysoka na swoje czterna�cie lat, smuk�a i prosta. Doko�a pod�u�nej, jasnej twarzy - zbyt pod�u�nej nawet i zbyt jasnej - pi�trzy�a si� czupryna ciemnych wij�cych si� w�os�w, zwi�zanych nad uszami czerwon� wst��k�. Jej du�e, �adnie wykrojone usta by�y czerwone jak mak, a b�yszcz�ce, sarnie oczy posiada�y kszta�t migda��w. Nie uwa�ali�my jej jednak za �adn�. I w�wczas w�a�nie przem�wi�a. - Dzie� dobry - rzek�a. Nigdy nie s�yszeli�my takiego g�osu. Nigdy, w ca�ym swoim �yciu takiego g�osu nie s�ysza�em. Trudno mi go nawet okre�li�. M�g�bym powiedzie�, �e by� czysty, �e by� s�odki, m�g�bym powiedzie�, �e d�wi�cza� jak daleki dzwonek, bo wszystko to by�oby prawd�, lecz nie dawa�oby jeszcze tego istotnego poj�cia o g�osie, jaki posiada�a Historynka. Je�eli g�osy ludzkie maj� barwy, to jej g�os mia� barwy t�czy. Nadawa� on wypowiadanym s�owom tchnienie �ycia. Wszystko, co m�wi�a, �y�o, oddycha�o i radowa�o si�. Obydwaj z Feliksem byli�my zbyt m�odzi, aby zrozumie�, czy umie� zanalizowa� wra�enie, jakie odnie�li�my, lecz przy powitaniu z Historynk� u�wiadomili�my sobie nagle, �e dzie� by� naprawd� "dobry" - wyj�tkowo pi�kny i dobry dzie� - najlepszy, jaki istnia� kiedykolwiek na �wiecie. - Wy jeste�cie Feliks i Edgar - ci�gn�a dlaej, potrz�saj�c naszymi d�o�mi z min� serdecznego kolegi. Powitanie to by�o takie inne od za�enowanego powitania Feli i Celinki. Od tej chwili byli�my ju� z sob� tak zaprzyja�nieni, jakby�my si� znali od stu lat. - Bardzo si� ciesz�, �e was widz�. Taka by�am zmartwiona, �e nie mog�am przyj�� wczoraj wieczorem. Specjalnie wsta�am wcze�nie dzi� rano, bo przeczuwa�am, �e i wy wcze�nie wstaniecie i �e zechcecie si� zobaczy� ze mn�. My�la�am, �e czekacie, abym wam co� opowiedzia�a, a ja umiem o wiele lepiej opowiada� ni� Fela i Celinka. Czy uwa�acie, �e Fela jest bardzo �adna? - Jest najpi�kniejsz� dziewczynk�, jak� kiedykolwiek widzia�em - zawo�a�em z entuzjazmem, pami�taj�c o tym, �e Fela nazwa�a mnie "przystojnym". - Wszyscy ch�opcy tak twierdz� - rzek�a Historynka, jak mi si� zdawa�o, niezbyt z tego zadowolona. - I ja tak zreszt� uwa�am. Ponadto Fela jest doskona�� kuchark�, chocia� ma dopiero dwana�cie lat. Ja nie umiem gotowa�. Pr�bowa�am si� nauczy�, ale jako� mi dziwnie nie idzie. Ciotka Oliwia powiada, �e nie mam wrodzonych zdolno�ci na kuchark�, a ja bym tak chcia�a piec smaczne ciastka i pasztety, jak Fela piec potrafi. Ale poza tym Fela jest g�upia. Nie m�wi� tego w z�ej wierze! Jest tak naprawd� i wy sami wkr�tce si� o tym przekonacie. Ogromnie lubi� Fel�, ale uwa�am, �e jest g�upia. Celinka jest o wiele m�drzejsza od niej. Celinka jest bardzo dobra, tak samo jak wuj Alec, a ciotka Janet jest �adna. - A jaka jest ciotka Oliwia? - zapyta� Feliks. - Ciotka Oliwia jet bardzo �adna. Wygl�da jak bratek - aksamitny, purpurowy i z�ocisty. Obydwaj z Feliksem usi�owali�my wyobrazi� sobie t� aksamitn�, purpurow� i z�ocist� kobiet�_bratek, o kt�rej m�wi�a Historynka. - Ale czy jest mi�a? - zapyta�em. By�o to przecie� najg��wniejsze pytanie wszystkich doros�ych, a doro�li mieli na nas pot�ny wp�yw. - Jest bardzo mi�a, ale wiecie, �e ma ju� dwadzie�cia dziewi�� lat. To przecie� podesz�y wiek, nieprawda�? Ja osobi�cie nie mam z ni� �adnych k�opot�w. Ciotka Janet powiada, �e nie mia�bym mnie kto wychowa�, gdyby nie ciotka Oliwia, a ona sama twierdzi, �e dzieci powinno si� puszcza� "samopas", bo i tak wszystko im jest przeznaczone jeszcze przed urodzeniem. Niezbyt dok�adnie to rozumiem, a wy? Nie, my�my tak�e nie rozumieli, lecz przyjemnie by�o, gdy doro�li wypowiadali takie zdania, kt�re ci�ko by�o zrozumie�. - A jaki jest wuj Roger? - brzmia�o nasze nast�pne pytanie. - Ja osobi�cie bardzo lubi� wuja Rogera - szepn�a Historynka w zamy�leniu. - Jest wysoki i strasznie weso�y, ale zanadto dokucza ludziom. Zadajesz mu jakie� powa�ne pytanie, a otrzymujesz zawsze komiczn� odpowied�. Wuj Roger prawie nigdy nie wymy�la ani nie jest zagniewany, a to przecie� tak�e co� znaczy. Jest zreszt� starym kawalerem. - Czy nigdy nie zamierza si� o�eni�? - zapyta� Feliks. - Tego nie wiem. Ciotka Oliwia bardzo by tego pragn�a, bo ju� ma dosy� prowadzenia gospodarstwa i marzy o tym, aby pojecha� do ciotki Julii do Kalifornii. Powiada jednak, �e wuj Roger nigdy si� nie o�eni, bo szuka idea�u, a gdy ju� tak� idealn� kobiet� znajdzie, na pewno ona go nie b�dzie chcia�a. W tym czasie usiedli�my na s�katym pniu jod�y, a wielki szary kot ociera� si� o nas, zawieraj�c z nami przyja��. By�o to wspania�e zwierz� o srebrzystoszarej sier�ci, poplamionej ciemniejszymi pr�gami. Szare koty przewa�nie maj� szare albo bia�e nogi, ten jednak mia� czarne �apy i czarny nos. �apy te nadawa�y mu wyraz niepowszedniej dystynkcji i odr�nia�y go od innych kot�w spaceruj�cych po wsi. By� to najwidoczniej kot, maj�cy o samym sobie nadzwyczajne mniemanie, tote� w pierwszej chwili spogl�da� na nas nieufnie. - Ale to nie jest Topsy, prawda? - zapyta�em. Od razu zorientowa�em si�, �e pytanie by�o g�upie. Topsy, kot, o kt�rym opowiada� nam ojciec, cieszy� si� tu niezwyk�� popularno�ci� przed trzydziestu laty, ale przecie� tak d�ugo �y� nie m�g�. - Nie, ale to jest pra_pra_pra_pra_prawnuk Topsy'ego - rzek�a Historynka z dziwn� �a�o�ci�. - Na imi� mu Paddy i jest moj� w�asno�ci�. Mamy r�wnie� podw�rzowe koty, lecz Paddy z tamtymi si� nie zadaje. Ja osobi�cie bardzo lubi� koty, bo s� takie g�adkie, jedwabiste i dumne. Poza tym tak ma�o im do szcz�cia potrzeba. Ach, jestem ogromnie zadowolona, �e�cie do nas przyjechali. Nic si� tu nigdy nie dzieje z wyj�tkiem takich w�a�nie dni, wi�c na pewno sp�dzimy czas doskonale. Brakowa�o nam tu dotychczas ch�opc�w, bo by� tylko Dan i Piotrek na cztery dziewczynki. - Cztery dziewczynki? Ach, tak, jest jeszcze Sara Ray. Fela wspomina�a co� o niej. A jaka� ona jest? Gdzie mieszka? - Tam, u podn�a pag�rka. Nie mo�ecie widzie� jej domu, bo jod�y s� tam bardzo g�ste. Sara jest bardzo mi�� dziewczynk�. Ma dopiero lat jedena�cie, a jej matka jest strasznie surowa. Nigdy nie pozwala Sarze czyta� ksi��ek. Wybora�acie sobie? Nic dziwnego, �e Sara zawsze pragnie robi� takie rzeczy, kt�rych jej matka nie pochwala i dzi�ki temu jest bardzo nieszcz�liwa. Wuj Roger powiada, �e matka, kt�ra na nic nie pozwala swemu dziecku, sama sobie sprowadza zmartwienia i wcale si� nie dziwi, �e Sara jest blada, chuda i nerwowa. Ale m�wi�c mi�dzy nami, jestem pewna, �e g��wn� przyczyn� tego jest te�, �e matka daje Sarze za ma�o jedzenia. Nie dlatego, �eby by�a sk�pa, rozumiecie - ale uwa�a, �e dla dzieci niezdrowo, gdy za du�o jedz� i �e dzi�ki temu rozwija si� w nich �akomstwo. Czy� to nie szcz�cie, �e my nie urodzili�my si� w takiej rodzinie? - Najwi�ksze szcz�cie, �e wszyscy urodzili�my si� w jednej rodzinie - zauwa�y� Feliks. - Prawda? Cz�sto o tym my�la�am. Cz�sto my�la�am r�wnie� o tym, jakby to by�o strasznie, gdyby dziadek King nie o�eni� si� z babci�. W�tpi�, czy kt�re� z nas by�oby na �wiecie, a gdyby�my nawet byli, ka�de mieszka�oby gdzie indziej i na pewno by�oby strasznie nieprzyjemnie. Ile razy my�l� o tym, odczuwam wdzi�czno�� dla dziadka i babci King za to, �e si� pobrali w�wczas, cho� by�o na �wiecie tyle innych panien i tylu kawaler�w. Obydwaj z Feliksem zadr�eli�my. Odczuli�my nagle, �e unikn�li�my strasznego niebezpiecze�stwa - niebezpiecze�stwa urodzenia si� w jakiej� innej rodzinie. Historynk� sk�oni�o to do wyt�umaczenia nam, jakby to strasznie by�o, gdyby�my �yli na �wiecie jeszcze przed istnieniem naszych rodzic�w. - A kto tam mieszka? - zapyta�em, wskazuj�c dom po przeciwnej stronie pola. - Ach, ten dom nale�y do Niezgrabiasza. Nazywa si� w�a�ciwie Jasper Dale, ale wszyscy nazywaj� go Niezgrabiaszem. Podobno pisze poezje. Sw�j dom nazwa� Z�otym Kamieniem, prawdopodobnie dlatego, �e czyta� poezje Longfellowa. W towarzystwie nigdy nie bywa, bo jest strasznie niezgrabny. Dziewcz�ta �miej� si� z niego, a on tego ogromnie nie lubi. Znam o nim pewn� histori�, kt�r� wam kiedy� opowiem. - A kto mieszka w tamtym drugim domu? - zapyta� Feliks, spogl�daj�c na przeciwn� stron� doliny, gdzie wida� by�o mi�dzy drzewami pochy�y szary dach. - Stara Peg Bowen. Strasznie jest dziwna. Mieszka tam zim� z ca�ym mn�stwem zwierz�t, a latem chodzi po okolicy i �ebrze. Powiadaj�, �e jest niespe�na rozumu. Straszy si� ni� nas dzieci, m�wi�c, �e zabierze nas Peg Bowen, jak nie b�dziemy grzeczne. Ja ju� teraz nie boj� si� jej tak, jak kiedy�, ale przypuszczam, �e nie by�oby mi bardzo mi�o, gdyby mnie z sob� zabra�a. Sara Ray l�ka si� jej ogromnie. Piotrek Craig powiada, �e Peg Bowen jest czarownic� i twierdzi, �e to jej robota, gdy si� mas�o nie udaje. Ale ja tam w to nie wierz�. W dzisiejszych czasach tak rzadko widuje si� czarownice. Mo�e nawet czarownice istniej� gdzie� na �wiecie, ale w ka�dym razie nie tutaj, na Wyspie Ksi�cia Edwarda. Musia�y tu by� przed wielu, wielu laty. Znam nawet kilka opowie�ci o czarownicach, kt�re wam kt�rego� dnia opowiem. Zobaczycie, �e wam krew zakrzepnie w �y�ach! Nie mieli�my co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Je�eli ktokolwiek potrafi� opowiedzie� co� w ten spos�b, �eby krew w �y�ach styg�a, to na pewno tylko Historynka, posiadaj�ca tak pi�kny, pe�en uroku g�os. Ale doko�a nas by� pogodny majowy poranek i nasza m�oda krew kr��y�a w �y�ach ca�kiem normalnie. Zauwa�yli�my nie�mia�o, �e spacer po sadzie b�dzie w tej chwili o wiele przyjemniejszy. - Doskonale. Na ten temat tak�e znam du�o opowie�ci - rzek�a Historynka, gdy�my uszli ju� kilka krok�w, poprzedzani przez Paddy'ego, wymachuj�cego d�ugim ogonem. - Cieszycie si�, �e teraz jest wiosna? Najpi�kniejsza nawet zima sprawia, �e z jeszcze wi�ksz� rado�ci� witamy wiosn�. Klamka przy furtce zazgrzyta�a pod ci�arem d�oni Historynki i po chwili znale�li�my si� w sadzie King�w. Rozdzia� III Legendy starego sadu Poza parkanem trawa zaczyna�a si� dopiero zieleni�, lecz tutaj pod os�on� ga��zi jode� tworzy�a ju� pi�kny aksamitny kobierzec. P�ki na drzewach by�y do�� du�e, wy�aniaj�c si� powoli z szarawych �upinek, a fio�ki znaczy�y si� jaskraw� plam� u podn�a "Kamiennego pulpitu". - Wszystko jest takie, jak ojciec opowiada� - zauwa�y� Feliks z radosnym westchnieniem. - Tam jest nawet �r�de�ko, os�oni�te chi�skim dachem. Po�pieszyli�my w t� stron�, depcz�c �wie�e listki mi�ty, kt�re ju� powschodzi�y. �r�d�o by�o g��bokie, otoczone �ciank� z nieociosanych kamieni. Dziwaczny daszek w kszta�cie pagody, zbudowany przez wuja Stefana po jego powrocie z Chin, obro�ni�ty by� bezlistnym jeszcze winem. - �licznie jest, jak li�cie wina zwisaj� na d�, niby d�ugie festony - odezwa�a si� Historynka. - Ptaki wij� w tych li�ciach gniazda. Ka�dego lata przylatuje tu kilka dzikich kanark�w, a mi�dzy kamieniami wyrasta �wie�y mech. Woda jest tu doskona�a. Wuj Edward w kt�rym� ze swych kaza� m�wi� o �r�de�ku betlejemskim, z kt�rego �o�nierze Dawida czerpali wod�, i zaznaczy�, �e tamto �r�de�ko zupe�nie by�o podobne do tego w naszym sadzie; opowiada� przy tym, jakl b�d�c w obcych krajach, t�skni� strasznie za przezroczyst� wod� z naszego �r�de�ka. Widzicie wi�c, �e nasze �r�de�ko posiada ju� nawet pewn� s�aw�. - I widz� kubek taki sam, jak tamten, kt�rego u�ywano za czas�w ojca - zawo�a� Feliks, wskazuj�c staro�wiecki kubek z niebieskiej porcelany, stoj�cy na ma�ej p�eczce wyciosanej w kamieniu. - To jest przecie� ten sam kubek - odpar�a Historynka z zapa�em. - Czy� to nie jest nadzwyczajne? Kubek ten by� tutaj przed czterdziestu laty, setki ludzi z niego pi�o i dotychczas si� nie pot�uk�. Ciotka Julia upu�ci�a go raz do �r�de�ka, ale go wy�owiono i wcale si� nie uszkodzi� z wyj�tkiem tej male�kiej skazki na brzegu. Mam wra�enie, �e posiada on pewien zwi�zek ze szcz�ciem rodziny King�w, tak samo jak szcz�cie Edenhall�w w poezji Longfellowa. Jest to ostatni kubek z wyprawnego serwisu babci King. A jej najelpszy serwis przetrwa� jeszcze do dzisiaj, ma go u siebie ciotka Oliwia. Musicie poprosi�, �eby go wam kiedy� pokaza�a. �liczny jest, z czerwonymi jagodami dooko�a i z �miesznym malutkim dzbanuszkiem do �mietanki. Ciotka Oliwia u�ywa go tylko podczas jakich� specjalnych rodzinnych uroczysto�ci. Napili�my si� wody b��kitnym kubkiem i ruszyli�my na poszukiwanie naszych "drzewek urodzinowych". Ku wielkiemu rozczarowaniu skonstatowali�my, �e by�y zupe�nie du�e i rozro�ni�te. Byli�my pewni, �e zastaniemy je bardziej pasuj�ce do nas wzrostem i skromnym wygl�dem. - Twoje jab�ka s� wy�mienite - zwr�ci�a si� do mnie Historynka - ale jab�ka Feliksa nadaj� si� tylko do plack�w. Tamte dwa wielkie drzewa w g��bi zwane s� drzewami bli�niaczymi. S� to drzewa mojej matki i wuja Feliksa. Jab�ka z nich s� tak s�odkie, �e nikt ich nie mo�e je��, opr�cz nas dzieci i francuskich najemnik�w. A tamto wysokie, smuk�e drzewo z ga��ziami rosn�cymi w g�r� podobno zasia�o si� tu samo i nikt nie mo�e je�� jab�ek z niego, bo s� strasznie kwa�ne i gorzkie. Nawet prosi�ta tych jab�ek je�� nie chc�. Ciotka Janet chcia�a je raz wzi�� do placka, bo �al jej by�o, �e si� tyle owoc�w marnuje. Ale wi�cej ju� tego nie zrobi. Powiada, �e lepiej, �eby si� jab�ka marnowa�y, ni� maj� si� marnowa� jab�ka i cukier. Przewa�nie ciotka Janet oddaje te jab�ka najemnikom francuskim, ale oni ich nawet nie zabieraj� do domu. S�owa Historynki w przezroczystym porannym powietrzu p�yn�y jak per�y i brylanty. Nawet jej przyimki i sp�jniki posiada�y swoisty urok, a we wszystkim, o czym wspomina�a, by�a magiczna si�a komizmu. Placki jab�eczne, kwa�ne owoce i prosi�ta, wszystko to razem dziwnie tchn�o romantyzmem. - Strasznie lubi� s�ucha�, jak m�wisz - rzek� Feliks swym ponurym, bezd�wi�cznym g�osem. - Wszyscy lubi� - odpar�a Historynka ch�odno. - Ciesz� si�, �e wam si� podoba m�j spos�b opowiadania, ale chcia�abym, aby�cie i mnie polubili tak samo, jak lubicie Fel� i Celink�. Nie, nawet wi�cej. Pragn�am tego niegdy�, ale teraz ju� mi to przesz�o. Kiedy� w Niedzielnej Szkole, kiedy ksi�dz mia� kazanie dla naszej klasy, zrozumia�am, �e takie pragnienie jest samolubne, jednak mimo wszystko chcia�abym �eby�cie mnie lubili. - Ja tam ogromnie ci� lubi� - powiedzia� Feliks z przej�ciem. Musia� sobie przypomnie�, �e Fela nazwa�a go grubym. W tej chwili zbli�y�a si� do nas Celinka. Okaza�o si�, �e dzisiaj przypad� dzie�, kiedy Fela pomaga�a przy �niadaniu i w�a�nie dlatego nie mog�a przyj�� tu do nas. Wszyscy skierowali�my si� do Alei Wuja Stefana. Alej� t� tworzy�y dwa rz�dy drzew jab�oni, biegn�ce w stron� zachodniej cz�ci sadu. Wuj Stefan by� pierwszym synem Abrahama i El�biety King�w. Nie przyni�s� z sob� na �wiat tego przywi�zania do las�w i p�l, jakie posiada� dziadek. Babcia King by�a Ward�wn� i wuj Stefan odziedziczy� po niej owe niezaspokojone pragnienie morskich podr�y. Musia� pojecha� na morze, mimo b�aga� i �ez zrozpaczonej matki i w�a�nie wr�ci� z takiej morskiej podr�y, aby jedn� alej� w sadzie wysadzi� drzewami, kt�re przywi�z� z obcych kraj�w. Potem odjecha� znowu i o okr�cie, kt�rym odp�yn��, nikt ju� wi�cej nie s�ysza�. Pierwsze siwe w�osy ukaza�y si� na g�owie babci podczas tych d�ugich miesi�cy oczekiwania. P�niej po raz pierwszy rodzinny sad us�ysza� p�acz kobiecy, p�acz p�yn�cy prosto z matczynego serca. - Gdy kwiaty opadn�, przyjemnie jest tu spacerowa� - opowiada�a nam Historynka. - Tak, jak we �nie o zaczarowanej krainie spaceruje si� po kr�lewskim pa�acu. Jab�ka s� wy�mienite, a zim� jest tu wymarzone miejsce na �lizgawk�. Z Alei zboczyli�my do "Kamiennego Pulpitu" - pot�nego szarego kolosa, wysoko�ci przeci�tnego wzrostu cz�owieka, kt�ry si� znajdowa� w po�udniowej cz�ci sadu. By� r�wny i g�adki na froncie, lecz opada� w kszta�cie naturalnych stopni od ty�u, a w samym �rodku mia� obszerny wyst�p, na kt�rym z �atwo�ci� mo�na by�o stan��. Odgrywa� on wa�n� rol� w zabawach naszych wuj�w i ciotek, wyobra�aj�c warowny zamek, india�sk� zasadzk�, tron, katedr�, to zn�w estrad� koncertow�, wszystko zale�nie od okoliczno�ci. Wuj Edward w �smym roku �ycia wyg�osi� swoje pierwsze kazanie na tym starym kolosi