2239
Szczegóły |
Tytuł |
2239 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2239 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2239 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2239 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lucy Maud Montgomery
Historynka
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1993
Prze�o�y�a
Janina Zawisza_Krasucka
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych
w Drukarni Pzn,
Warszawa ul. Konwiktorska 9
Przedruk z wydawnictwa
"Graf",
Gda�sk, 1990
Pisa� J. Podstawka
Korekty dokona�y:
E. Chmielewska
i K. Kruk
Od redakcji
Czy pami�tacie "Ani� z
Zielonego Wzg�rza"? Dzi�ki jej
autorce, Lucy Maud Montgomery,
mo�emy jeszcze raz przenie�� si�
na star� farm� na Wyspie Ksi�cia
Edwarda.
Mo�emy wraz z Edem, Feliksem,
Danem, Fel�, Celink�, Sar�,
Piotrkiem i Historynk� czeka� w
napi�ciu Dnia S�du Ostatecznego,
w�drowa� ze �ci�ni�tym sercem do
domku czarownicy, asystowa� przy
otwieraniu tajemniczej skrzynki
ze �lubn� wypraw� sprzed wielu
lat. A przede wszystkim mo�emy
przys�uchiwa� si� niezliczonym
opowie�ciom Historynki,
dziewczynki o niezwyk�ym uroku i
zniewalaj�cym talencie.
Rozdzia� I
Dom naszego ojca
- Ogromnie lubi� wszelkie
drogi, bo zawsze jestem ciekawa,
co si� znajduje u ich kresu.
Tak kiedy� powiedzia�a
Historynka. Opuszczaj�c pewnego
majowego ranka Toronto i udaj�c
si� na Wysp� Ksi�cia Edwarda,
obydwaj z Feliksem nie mieli�my
poj�cia o Historynce, jak
r�wnie� nie znali�my tego jej
przezwiska. Wiedzieli�my tylko,
�e kuzynka Sara Stanley, kt�rej
matka, a nasza ciotka Felicja,
dawno ju� nie �y�a - mieszka�a
stale na Wyspie u wuja Rogera i
ciotki Oliwii King, na farmie w
Carlisle, s�siaduj�cej ze starym
dworkiem King�w. Wierzyli�my, �e
j� poznamy, gdy przyjedziemy na
miejsce, a z list�w ciotki
Oliwii do ojca, domy�lali�my
si�, �e kuzynka Sara jest bardzo
mi�ym stworzeniem. Na og�
niezbyt cz�sto my�leli�my o
niej. Interesowali nas bardziej
Fela, Celinka i Dan, kt�rzy
mieszkali w samym dworku i mieli
by� naszymi sta�ymi towarzyszami
podczas lata.
Lecz wizja Historynki, cho�
nie znanej jeszcze, zamajaczy�a
nam tego ranka, gdy poci�g
opuszcza� dworzec w Toronto.
Wyruszyli�my przecie� w dalsz�
drog� i chocia� wiedzieli�my, co
si� znajduje u jej kresu, owiana
by�a dla nas jakim� nimbem
tajemniczo�ci, nimbem nieznanego
uroku, daj�cego temat do
g��bokich rozmy�la�.
Radowa�a nas sama my�l
ujrzenia rodzinnego domu ojca i
przebywania w�r�d tych k�t�w,
w�r�d kt�rych ojciec przebywa�
za czas�w ch�opi�ctwa. Tak wiele
opowiada� nam o tym wszystkim i
tak cz�sto opisywa� ka�d� scen�
z oddzielna, �e mimo woli
zakorzeni� w nas to g��bokie
uczucie dla rodzinnego domostwa,
uczucie, kt�re i w jego sercu
nie wygas�o, pomimo tylu lat
sp�dzonych na obczy�nie.
Mieli�my pod�wiadome wra�enie,
�e w�a�nie ten dom jest naszym
domem rodzicielskim, �e jest
nasz� kolebk� rodzinn�, chocia�
nigdy jej nie widzieli�my.
Oczekiwali�my niecierpliwie tego
uroczystego dnia, kiedy ojciec
zabierze nas "do domu", do tego
starego domu, otoczonego
jod�ami, do tego s�awetnego
"sadu King�w", gdzie b�dziemy
mogli biega� po alejce "Wuja
Stefana", pi� wod� z g��bokiego
�r�de�ka, os�oni�tego chi�skim
dachem, sta� na "kamiennym
pulpicie" i je�� jab�ka z
naszych "drzew urodzinowych".
Chwila ta nadesz�a pr�dzej,
ni� przypuszczali�my, lecz
ojciec nie m�g� tam pojecha� z
nami. Firma jego tej wiosny
wezwa�a go do Rio de Janeiro na
stanowisko kierownika tamtejszej
filii. Nie wolno by�o omija�
takiej okazji, bo ojciec nasz
by� cz�owiekiem biednym, a nowe
stanowisko oznacza�o podwy�k�
pensji, cho� jednocze�nie by�o
przyczyn� zlikwidowania naszego
dotychczasowego domu. Matka
nasza umar�a w owym czasie,
kiedy jeszcze nie zdawali�my
sobie z tego sprawy. Do Rio de
Janeiro ojciec zabra� nas nie
m�g�. Po d�ugich rozmy�laniach
zadecydowa� pos�a� nas do wuja
Aleca i ciotki Janet, do
rodzinnego za�cianka, a
gospodyni nasza, kt�ra r�wnie�
pochodzi�a z Wyspy i zamierza�a
tam teraz wr�ci�, mia�a
zaopiekowa� si� nami podczas
podr�y. Obawiam si�, �e ta
podr� by�a dla niej niezbyt
przyjemna! �y�a w ustawicznym
strachu, �e kt�ry� z nas zginie,
wyrz�dzi sobie krzywd� albo
wypadnie z poci�gu i
najprawdopodobniej odetchn�a z
ulg�, gdy przybyli�my wreszcie
do Charlottetown i mog�a nas
odda� pod opiek� wuja. Na
po�egnanie ostrzeg�a go jeszcze:
- Ten gruby nie jest
najgorszy. Nie jest taki �wawy i
nie znika ustawicznie z oczu,
jak ten szczup�y.
Najbezpieczniej by�oby
podr�owa� z nimi w ten spos�b,
�eby obydw�ch uwi�za� na
sznurze, ale na sznurze mo�liwie
kr�tkim.
"Tym grubym" by� Feliks, kt�ry
by� ogromnie wra�liwy na punkcie
swojej tuszy. Gimnastykowa� si�
ca�ymi dniami, aby schudn��,
lecz rezultat by� taki, �e z
ka�dym dniem stawa� si� coraz
t�szy. Udawa�, �e nie dba o to,
lecz w gruncie rzeczy martwi�
si� tym ogromnie, zam�czaj�c
swoj� tusz� biedn� pani� Mac
Laren. Nie lubi� jej zreszt�
bardzo od owego dnia, kiedy mu
powiedzia�a, �e wkr�tce b�dzie
"szerszy ni� d�u�szy".
By�em raczej zmartwiony, gdy
si� z nami �egna�a w ostatniej
chwili, �ycz�c nam wszystkiego
dobrego, jednak wkr�tce
zapomnieli�my o niej zupe�nie,
gdy znale�li�my si� na otwartej
przestrzeni, siedz�c w bryczce
po obydwu stronach wuja Aleca,
kt�rego pokochali�my od
pierwszego wejrzenia. By� to
ma�y cz�owieczek o drobnych
delikatnych rysach,
przystrzy�onej siwej brodzie i
du�ych, zm�czonych b��kitnych
oczach, przypominaj�cych nam
oczy ojca. Wiedzieli�my, �e wuj
Alec bardzo lubi dzieci i �e z
g��bok� rado�ci� powita�
"ch�opc�w Alana". Czuli�my si� z
nim jak w domu i nie l�kali�my
si� zadawa� mu pyta� na
najrozmaitsze tematy, kt�rych
nasuwa�o si� z ka�d� chwil�
coraz wi�cej. Zaprzyja�nili�my
si� z nim serdecznie podczas tej
drogi na przestrzeni dwudziestu
mil.
Ku naszemu g��bokiemu
rozczarowaniu by�o ju� ciemno,
gdy przybyli�my do Carlisle -
zbyt ciemno w ka�dym razie, aby
cokolwiek widzie� dok�adnie,
gdy wjechali�my w zadrzewion�
alejk�, prowadz�c� do starego
dworku King�w. Za nami wisia�
jasny ksi�yc ponad
po�udniowo_zachodnimi ��kami,
spowitymi w wiosenn� cisz�, a
doko�a nas panowa�y ciemno�ci
wiosennej majowej nocy.
Usi�owali�my rozgor�czkowani
przenikn�� te ciemno�ci
wzrokiem.
- Tam jest ta du�a wierzba, Ed
- szepn�� Feliks w podnieceniu,
gdy�my si� kierowali ku bramie.
Mia� s�uszno��. Drzewo to
zasadzi� dziadek King pewnego
wieczoru, gdy wr�ci� do domu po
ca�odziennej orce w polu, nad
strumykiem. Uros�o od tego czasu
i przybra�o mn�stwo ga��zi.
Ojciec nasz, nasi wujowie i
ciotki bawili si� w cieniu tej
wierzby, a teraz by�a ona
niezwykle pot�na, posiada�a
gruby pie� i mn�stwo grubych
konar�w, z kt�rych ka�dy ju� by�
samoistnym drzewem.
- Jutro wdrapi� si� na ni� -
postanowi�em weso�o.
Na prawo, nieco w g��bi
znaczy�y si� w ciemno�ciach inne
drzewa, po kt�rych poznali�my od
razu, �e to by� sad. Po lewej
stronie, w�r�d szumi�cych jode�
i sosen wznosi� si� stary
tynkowany dom, z kt�rego w tej
chwili przez otwarte drzwi
przedziera� si� blask �wiat�a;
ciotka Janet, pot�na,
zapobiegliwa, �agodna kobieta o
rumianych policzkach wysz�a
w�a�nie na nasze spotkanie.
Wkr�tce znale�li�my si� w
kuchni przy kolacji, w tej
kuchni o niskim zakopconym
suficie, z kt�rego zwiesza�y si�
szynki i po�cie s�oniny.
Wszystko tu by�o w�a�nie takie,
jak ojciec opowiada�. Doznali�my
uczucia, �e wracamy wreszcie do
domu, po d�ugich latach
przebywania w�r�d obcych ludzi.
Fela, Celinka i Dan siedzieli
naprzeciw, patrz�c na nas w tym
mniemaniu, �e jeste�my zbyt
zaj�ci jedzeniem, aby zwraca� na
nich uwag�. My ze swej strony,
spogl�dali�my na nich r�wnie�
wtedy, gdy jedli i w rezultacie
spojrzenia nasze co kilka chwil
spotyka�y si�, wywo�uj�c
obustronne za�enowanie.
Dan by� najstarszy; mia� lat
trzyna�cie, tak samo jak ja. By�
szczup�ym, piegowatym ch�opcem o
zbyt d�ugich, prostych, ciemnych
w�osach i o kszta�tym nosie
King�w. Poznali�my ten nos od
razu. Wykr�j ust mia� ju�
w�asny, nie przypominaj�cy
niczym ust King�w ani te�
Ward�w. Nikt by w nich zreszt�
nie dostrzeg� rodzinnego
podobie�stwa, bo by�y wyj�tkowo
brzydkie - du�e, cienkie i
zaci�ni�te. Potrafi�y si� jednak
u�miecha� przyja�nie, tote�
obydwaj z Feliksem doszli�my do
wniosku, �e b�dziemy mogli
szybko polubi� Dana.
Fela mia�a lat dwana�cie.
Otrzyma�a imi� po ciotce
Felicji, kt�ra by�a bli�niacz�
siostr� wuja Feliksa. Ciotka
Felicja i wuj Feliks, jak nam
cz�sto opowiada� ojciec, umarli
jednego dnia, oddaleni zreszt�
od siebie, lecz pochowani
zostali tu� przy sobie na starym
cmentarzu w Carlisle.
Z list�w ciotki Oliwii
wiedzieli�my, �e Fela uwa�ana
jest za miejscow� pi�kno��,
tote� ciekawi byli�my j�
zobaczy�. Pod tym wzgl�dem
przesz�a stanowczo nasze
naj�mielsze oczekiwania. By�a
do�� t�ga i pulchna, o du�ych
szafirowych oczach, z�otych
lokach i r�owej cerze, jednym
s�owem "kompleksja King�w".
Kingowie znani byli ze swych
kszta�tnych nos�w i pi�knej
cery. Fela mia�a r�wnie�
wyj�tkowo pi�kne r�ce. Przy
ka�dym ruchu do�eczki na
d�oniach ukazywa�y si� same i z
przyjemno�ci� my�la�o si� o
tym, jakie kszta�tne musia�y by�
jej okr�g�e �okcie.
Poza tym by�a wyj�tkowo
pi�knie ubrana; w czerwonej
sukience i krochmalonym
mu�linowym fartuszku wygl�da�a
uroczo, a z tego co b�kn�� Dan,
zrozumieli�my, �e "wystroi�a
si�" tak na uroczysto�� naszego
przyjazdu. U�wiadomili�my sobie
jeszcze g��biej powag� chwili,
bo dotychczas nigdy jeszcze
�adna dziewczynka nie zadawa�a
sobie trudu, by si� dla nas
stroi�.
Celinka, kt�ra mia�a lat
jedena�cie, by�a r�wnie� �adna,
co rzuca�oby si� bardziej w
oczy, gdyby Feli przy niej nie
by�o. Po prostu Fela za�miewa�a
sw� urod� wszystkie inne
dziewcz�ta. Celinka wygl�da�a
przy niej dziwnie blado i chudo,
mia�a delikatne drobne rysy,
mi�kkie ciemne w�osy o
jedwabistym po�ysku i �agodne
piwne oczy, w kt�rych od czasu
do czasu odzwierciedla�o si�
zawstydzenie. Pami�tali�my, jak
ciotka Oliwia pisa�a do ojca, �e
Celinka jest wykapan� Ward�wn�,
gdy� tak samo jak Wardowie, nie
posiada absolutnie zmys�u
humoru. Nie wiedzieli�my
wprawdzie co to dok�adnie
znaczy, domy�lali�my si� jednak,
�e nie mog�o to by� w �adnym
razie komplementem.
Obydwaj byli�my sk�onni
przypuszcza�, �e Celink�
polubimy wi�cej od Feli. Prawda,
�e Fela by�a wyj�tkowo pi�kna,
lecz kierowani niezawodn�
intuicj� dzieci�c�,
orientowali�my si�, �e jest zbyt
zarozumia�a z przyczyny swojego
czaruj�cego wygl�du. Jednym
s�owem wiedzieli�my, �e Fela
jest pr�na.
- Dziwne, �e Historynka nie
przysz�a was zobaczy� -
powiedzia� wuj Alec. - Nie mog�a
si� ju� doczeka� waszego
przyjazdu.
- By�a troch� niezdrowa przez
ca�y dzie� - wyja�ni�a Celinka -
i ciotka Oliwia nie pozwoli�a
jej wyj�� wieczorem. Kaza�a jej
wcze�nie po�o�y� si� do ��ka.
Historynka by�a szalenie tym
zmartwiona.
- Kt� to jest Historynka? -
zapyta� Feliks.
- Ach, Sara - Sara Stanley.
Nazywamy j� Historynk�, bo
cudownie potrafi opowiada�
rozmaite historie, a z drugiej
zn�w strony ze wzgl�du na Sar�
Ray, kt�ra mieszka u podn�a
pag�rka i przychodzi cz�sto
bawi� si� z nami. By�oby dziwnie
niezr�cznie mie� w jednym
towarzystwie dwie dziewczynki, o
jednakowym imieniu. Zreszt� Sara
Stanley nie lubi swego imienia i
woli, gdy si� j� nazywa
Historynk�.
Dan, kt�ry przem�wi� po raz
pierwszy, wyst�pi� z nie�mia�ym
wyja�nieniem, �e Piotrek r�wnie�
mia� zamiar przyj��, lecz musia�
p�j�� do domu, aby zanie��
troch� m�ki swej matce.
- Piotrek? - zdziwi�em si�, bo
nigdy nie s�ysza�em o �adnym
Piotrku.
- Jest to ch�opiec do pos�ug
wuja Rogera - odpar� wuj Alec. -
Nazywa si� Piotrek Craig i w
rzeczywisto�ci jest bardzo
mi�ym ch�opcem, ale jednocze�nie
dziwnie mu si� nie powodzi.
- Chce by� narzeczonym Feli -
wtr�ci� Dan przebiegle.
- Nie gadaj g�upstw, Dan -
zgromi�a go surowo ciotka Janet.
Fela odrzuci�a w ty� swe z�ote
loki i obdarzy�a Dana wcale
niesiostrzanym spojrzeniem.
- Nie wygl�dam na tak�, kt�ra
by mia�a za narzeczonego ch�opca
do pos�ug - zauwa�y�a.
Dostrzegli�my, �e jej gniew
by� ca�kiem szczery, nie
udawany. Najwidoczniej Piotrek
nie nale�a� do tych wielbicieli,
z kt�rych Fela mog�a by� dumna.
Byli�my obydwaj bardzo g�odni,
a gdy zjedli�my ju� wszystkiego
do syta, u�wiadomili�my sobie,
�e jeste�my r�wnie� bardzo
zm�czeni - zbyt zm�czeni nawet,
aby zwiedza� teraz rodzinne
domostwo, o czym tak marzyli�my.
Mieli�my najwi�ksz� ochot�
uda� si� na spoczynek.
Zaprowadzono nas na g�r� do tego
w�a�nie pokoju, wychodz�cego na
wsch�d, kt�ry niegdy� zajmowa�
ojciec. Dan mia� dzieli� z nami
ten pok�j, �pi�c we w�asnym
��ku, w przeciwleg�ym k�cie.
Prze�cierad�a i poduszki
pachnia�y lawend�, a przykryto
nas jedn� z ko�der haftowanych
jeszcze przez babci� King. Okno
by�o otwarte i s�yszeli�my �aby
rechoc�ce w moczarach nad
strumykiem. Oczywi�cie
niejednokrotnie s�yszeli�my
rechotanie �ab w Ontario, lecz
�aby z Wyspy Ksi�cia Edwarda
rechota�y bardziej melodyjnie i
zawodz�co. Wszystko to posiada�o
urok starej rodzinnej tradycji i
opowiadania, kt�rych
nas�uchali�my si� tak wiele,
owiewa�y swoistym urokiem to, co
teraz nas otacza�o. By� to dom
King�w - dom naszego ojca - nasz
dom jednocze�nie! Nigdy w �adnym
domu nie mieszkali�my tak d�ugo,
aby zrodzi�o si� w nas jakie�
tkliwsze dla niego uczucie, lecz
tutaj, pod tym drewnianym
dachem, zbudowanym przez
pradziadka Kinga przed
dziewi��dziesi�ciu laty, uczucie
to wkrad�o si� do naszych
ch�opi�cych serc, jakby�my si�
zetkn�li z czym� bardzo bliskim
i najdro�szym.
- Pomy�l, to s� te same �aby,
kt�rych ojciec s�ucha�, gdy by�
ma�ym ch�opcem - szepn�� Feliks.
- Nie mog� by� te same -
zaprotestowa�em z
pow�tpiewaniem, nie maj�c
pewno�ci, czy �aby istotnie �yj�
tak d�ugo. - Przecie� ju�
dwadzie�cia lat min�o od
chwili, kiedy ojciec st�d
wyjecha�.
- Tak, ale to s� potomkowie
tamtych �ab, kt�rych on wtedy
s�ucha� - upiera� si� Feliks - i
rechocz� w tych samych
moczarach. Musi to by� gdzie�
bardzo blisko.
Drzwi nasze by�y otwarte, a po
przeciwnej stronie w�skiego
korytarza dziewcz�ta szykowa�y
si� do spania i rozmawia�y
g�o�niej nawet, ni� zdawa�y
sobie z tego spraw�.
- Jak ci si� podobaj� ch�opcy?
- pyta�a Celinka.
- Edgar jest przystojny, ale
Feliks stanowczo za gruby -
odpowiedzia�a Fela po�piesznie.
Feliks szarpn�� ko�dr� mimo
woli i mrukn�� niech�tnie.
Zacz��em si� przekonywa�, �e
jednak polubi� Fel�, bo przecie�
to nie jej wina, �e jest pr�na.
Jak mo�e nie by� pr�na, gdy
przejrzy si� w lustrze?
- A ja uwa�am, �e obydwaj s�
bardzo mili i dosy� �adni -
rzek�a Celinka.
- Kochane stworzenie!
- Ciekawe, jak si� Historynce
spodobaj� - zastanawia�a si�
Fela, jakby opinia Historynki
by�a dla niej w tej chwili
najwa�niejsza.
Nie wiadomo dlaczego i my
doznali�my takiego uczucia.
Przeczuwali�my, �e je�eli
Historynka nie b�dzie mia�a o
nas pochlebnego zdania, to i tak
nam nic nie pomo�e.
- Ciekawe, czy Historynka jest
�adna - powiedzia� Feliks
g�o�no.
- Nie, �adna nie jest - odpar�
nieoczekiwanie Dan z przeciwnej
strony pokoju. - Ale wyda wam
si� �adna, gdy zacznie z wami
m�wi�. Wszyscy maj� takie
wra�enie. Dopiero, jak si� z ni�
rozstaniecie, zorientujecie si�,
�e wcale nie jest �adna.
Drzwi pokoju dziewczynek
zamkn�y si� z trzaskiem. W
ca�ym domu zapanowa�a g��boka
cisza. Wkroczyli�my do krainy
snu, przej�ci ciekawo�ci�, czy
Historynka nas polubi.
Rozdzia� II
Kr�lowa serc
Zbudzi�em si� zaraz po
wschodzie s�o�ca. Blade majowe
promienie przedziera�y si� przez
jod�y, a lekki wiaterek porusza�
wierzcho�kami drzew.
- Feliks, zbud� si� -
szepn��em, potrz�saj�c nim.
- Co si� sta�o? - mrukn��
niewyra�nie.
- Ju� rano. Wsta�my i wyjd�my
na dw�r. Nie mog� ju� doczeka�
si� tej chwili, kiedy zobacz� te
wszystkie miejsca, o kt�rych nam
ojciec opowiada�.
Wyskoczyli�my z ��ka i
ubrali�my si�, nie budz�c Dana,
kt�ry spa� jeszcze z otwartymi
ustami i z ko�dr� zwieszon� na
pod�og�. Z trudem uda�o mi si�
powstrzyma� Feliksa od zamiaru
przekonania si�, jak by Dan
zareagowa�, gdyby mu si� w�o�y�o
co� do otwartych ust.
Wyt�umaczy�em mu wreszcie, �e
takie do�wiadczenie zbudzi�oby
prawdopodobnie Dana i chcia�by
nam koniecznie towarzyszy�, a
przecie� b�dzie o wiele
przyjemniej, gdy po raz pierwszy
sami wyjdziemy z domu.
Wsz�dzie panowa�a cisza, gdy
ostro�nie schodzili�my po
schodach. Z kuchni dobiega� nas
jaki� szelest,
najprawdopodobniej wuj Alec
rozpala� ogie�; jednak�e w
pozosta�ej cz�ci domu dzie� si�
jeszcze nie rozpocz��.
Przystan�li�my na chwil� na
hallu, aby spojrze� na wielki
zegar "dziadka". Nie chodzi�
wprawdzie, lecz dla nas by� to
stary znajomy, z trzema
z�oconymi kulami na samym
szczycie, z ma�ym cyfrerblatem i
wskaz�wk� pokazuj�c� zmiany
ksi�yca oraz z male�kim
zag��bieniem w drewnianych
drzwiczkach, kt�re zrobi�
ojciec, gdy by� jeszcze ch�opcem
i nie m�g� ju� wymy�li� �adnej
innej psoty.
Otworzyli�my frontowe drzwi i
wymkn�li�my si� na dw�r z
niezwyk�ym wzruszeniem w
sercach. Powia� ku nam lekki
wietrzyk z po�udnia, cienie
jode� by�y d�ugie i r�wno
zarysowane; pogodne niebo
wczesnego ranka roztacza�o si�
nad nami b��kitne i bezchmurne.
Bardziej na zach�d, poni�ej
polnego strumyka, ci�gn�a si�
d�uga dolina, a nad ni� pag�rki,
poro�ni�te sosnami, przetykanymi
gdzieniegdzie bezlistnymi
jeszcze bukami i klonami.
Za domem by�a k�pka jode�,
mroczny cienisty zak�tek, w
kt�rym hula� wiatr i gdzie
zawsze pachnia�o �ywic�. Nieco
dalej ci�gn�� si� g�sty zagajnik
wysmuk�ych srebrnych brz�z i
szemrz�cych topoli, a poni�ej
nieco znajdowa� si� dom wuja
Rogera.
Na prawo od nas, otoczony
r�wnie� jod�ami, znajdowa� si�
s�awetny sad King�w, kt�rego
histori� znali�my od
najwcze�niejszego dzieci�stwa.
Wszystko wiedzieli�my o tym
sadzie z opowiada� ojca i w
wyobra�ni niejednokrotnie
biegali�my po nim.
Prawie sze��dziesi�t lat temu
sad ten zosta� za�o�ony, gdy
dziadek King wprowadzi� po raz
pierwszy do domu swoj� m�od�
�on�. Przed �lubem dziadek
ogrodzi� parkanem pot�ny
po�udniowy kawa� pola,
wystawionego na dzia�anie
promieni s�onecznych. By�o to
najpi�kniejsze, najbardziej
urodzajne pole w ca�ym
gospodarstwie i s�siedzi m�wili
m�odemu Abrahamowi Kingowi, �e
zbiera� b�dzie pi�kny plon
pszenicy z tego kawa�ka. Abraham
King, b�d�cy cz�owiekiem
ma�om�wnym, u�miecha� si� tylko
i milcza�; lecz w wyobra�ni
widzia� ju� wizj� przysz�ych lat
i to pole nie zasiane jednak
zbo�em; widzia� na nim szerokie
aleje drzew obsypanych owocem i
zapatrzone w te drzewa
rozradowane oczy dzieci i
wnuk�w, kt�re jeszcze na �wiat
nie przysz�y.
T� wizj� nale�a�o
urzeczywistni�, ale dziadek King
nigdy si� nie �pieszy�. Nie
zasadzi� drzew od razu, pragn��
bowiem, aby ros�y wraz z �yciem
i z histori�, aby mia�y co�
wsp�lnego z ka�d� chwil� dobr� i
radosn�, jaka nawiedzi jego dom.
Tote� owego ranka, kiedy
wprowadzi� do domu swoj� m�od�
�on�, wyszli obydwoje na
po�udniowe pole i zasadzili
pierwsze dwa �lubne drzewa.
Drzew tych ju� teraz nie by�o,
lecz istnia�y jeszcze w�wczas,
gdy ojciec nasz by� ma�ym
ch�opcem i co roku pokrywa�y si�
kwieciem tak delikatnym, jak
delikatna by�a twarzyczka
El�biety King, gdy spacerowa�a
po tym starym po�udniowym polu w
zaraniu swego szcz�cia i
mi�o�ci.
Gdy Abrahamowi i El�biecie
urodzi� si� syn, na pami�tk� t�
zasadzono nowe drzewo w sadzie.
Mieli potem a� czterna�cioro
dzieci, a ka�de dziecko mia�o
swoje "drzewko urodzinowe".
Ka�d� uroczysto�� rodzinn�
obchodzono w ten sam spos�b i
ka�dy mi�y go��, kt�ry sp�dzi�
cho� jedn� noc pod dachem
King�w, musia� koniecznie
zasadzi� drzewko w sadzie.
Jednym s�owem, ka�de owocowe
drzewko by�o pi�knym zielonym
pomnikiem jakiej� rado�ci lub
szcz�cia minionych lat. Ka�dy
wnuk mia� swe drzewko r�wnie�
zasadzone przez dziadka, gdy
tylko nadchodzi�a wiadomo�� o
jego narodzinach, lecz nie by�y
to wy��cznie drzewa jab�oni -
by�y tam r�wnie� �liwy, wi�nie i
grusze. Wszystkie te drzewa
nosi�y imiona os�b, dla kt�rych
albo przez kt�re zosta�y
zasadzone. Obydwaj z Feliksem
wiedzieli�my doskonale o "gruszy
ciotki Felicji", o "wi�ni ciotki
Julii", o "jab�oni wuja Aleca" i
o "�liwie wielebnego Mr.
Scotta". Wiedzieli�my o nich od
urodzenia i w�r�d tych drzew po
prostu byli�my wychowywani.
A teraz przyszli�my do tego
sadu, by� on przed nami;
nale�a�o tylko otworzy� male�k�
bia�� furtk� w parkanie i ju�
znale�liby�my si� w tym
wspania�ym jego kr�lestwie. Lecz
zanim doszli�my do furtki,
spojrzeli�my na lewo, w stron�
wygracowanej jod�owej alejki,
kt�ra prowadzi�a do domu wuja
Rogera. Na samym ko�cu alejki
ujrzeli�my dziewczynk�,
trzymaj�c� w obj�ciach szarego
kota. Podnios�a r�k� i swobodnie
skin�a na nas; zapominaj�c
zupe�nie o sadzie, ruszyli�my
pos�uszni jej wo�aniu.
Wiedzieli�my przecie�, �e
musia�a to by� Historynka, a w
tym swobodnym i pe�nym gracji
jej skinieniu by�o tyle uroku,
�e nie mogli�my mu si� oprze�.
Spojrzeli�my na ni� z takim
zainteresowaniem, podchodz�c
bli�ej, �e zapomnieli�my nawet o
zawstydzeniu. Nie, nie by�a
�adna. By�a do�� wysoka na swoje
czterna�cie lat, smuk�a i
prosta. Doko�a pod�u�nej, jasnej
twarzy - zbyt pod�u�nej nawet i
zbyt jasnej - pi�trzy�a si�
czupryna ciemnych wij�cych si�
w�os�w, zwi�zanych nad uszami
czerwon� wst��k�. Jej du�e,
�adnie wykrojone usta by�y
czerwone jak mak, a b�yszcz�ce,
sarnie oczy posiada�y kszta�t
migda��w. Nie uwa�ali�my jej
jednak za �adn�.
I w�wczas w�a�nie przem�wi�a.
- Dzie� dobry - rzek�a.
Nigdy nie s�yszeli�my takiego
g�osu. Nigdy, w ca�ym swoim
�yciu takiego g�osu nie
s�ysza�em. Trudno mi go nawet
okre�li�. M�g�bym powiedzie�, �e
by� czysty, �e by� s�odki,
m�g�bym powiedzie�, �e d�wi�cza�
jak daleki dzwonek, bo wszystko
to by�oby prawd�, lecz nie
dawa�oby jeszcze tego istotnego
poj�cia o g�osie, jaki posiada�a
Historynka.
Je�eli g�osy ludzkie maj�
barwy, to jej g�os mia� barwy
t�czy. Nadawa� on wypowiadanym
s�owom tchnienie �ycia.
Wszystko, co m�wi�a, �y�o,
oddycha�o i radowa�o si�.
Obydwaj z Feliksem byli�my zbyt
m�odzi, aby zrozumie�, czy umie�
zanalizowa� wra�enie, jakie
odnie�li�my, lecz przy powitaniu
z Historynk� u�wiadomili�my
sobie nagle, �e dzie� by�
naprawd� "dobry" - wyj�tkowo
pi�kny i dobry dzie� -
najlepszy, jaki istnia�
kiedykolwiek na �wiecie.
- Wy jeste�cie Feliks i Edgar
- ci�gn�a dlaej, potrz�saj�c
naszymi d�o�mi z min�
serdecznego kolegi. Powitanie to
by�o takie inne od za�enowanego
powitania Feli i Celinki. Od tej
chwili byli�my ju� z sob� tak
zaprzyja�nieni, jakby�my si�
znali od stu lat.
- Bardzo si� ciesz�, �e was
widz�. Taka by�am zmartwiona, �e
nie mog�am przyj�� wczoraj
wieczorem. Specjalnie wsta�am
wcze�nie dzi� rano, bo
przeczuwa�am, �e i wy wcze�nie
wstaniecie i �e zechcecie si�
zobaczy� ze mn�. My�la�am, �e
czekacie, abym wam co�
opowiedzia�a, a ja umiem o wiele
lepiej opowiada� ni� Fela i
Celinka. Czy uwa�acie, �e Fela
jest bardzo �adna?
- Jest najpi�kniejsz�
dziewczynk�, jak� kiedykolwiek
widzia�em - zawo�a�em z
entuzjazmem, pami�taj�c o tym,
�e Fela nazwa�a mnie
"przystojnym".
- Wszyscy ch�opcy tak twierdz�
- rzek�a Historynka, jak mi si�
zdawa�o, niezbyt z tego
zadowolona. - I ja tak zreszt�
uwa�am. Ponadto Fela jest
doskona�� kuchark�, chocia� ma
dopiero dwana�cie lat. Ja nie
umiem gotowa�. Pr�bowa�am si�
nauczy�, ale jako� mi dziwnie
nie idzie. Ciotka Oliwia
powiada, �e nie mam wrodzonych
zdolno�ci na kuchark�, a ja bym
tak chcia�a piec smaczne ciastka
i pasztety, jak Fela piec
potrafi. Ale poza tym Fela jest
g�upia. Nie m�wi� tego w z�ej
wierze! Jest tak naprawd� i wy
sami wkr�tce si� o tym
przekonacie. Ogromnie lubi�
Fel�, ale uwa�am, �e jest
g�upia. Celinka jest o wiele
m�drzejsza od niej. Celinka jest
bardzo dobra, tak samo jak wuj
Alec, a ciotka Janet jest �adna.
- A jaka jest ciotka Oliwia? -
zapyta� Feliks.
- Ciotka Oliwia jet bardzo
�adna. Wygl�da jak bratek -
aksamitny, purpurowy i z�ocisty.
Obydwaj z Feliksem
usi�owali�my wyobrazi� sobie t�
aksamitn�, purpurow� i z�ocist�
kobiet�_bratek, o kt�rej m�wi�a
Historynka.
- Ale czy jest mi�a? -
zapyta�em. By�o to przecie�
najg��wniejsze pytanie
wszystkich doros�ych, a doro�li
mieli na nas pot�ny wp�yw.
- Jest bardzo mi�a, ale
wiecie, �e ma ju� dwadzie�cia
dziewi�� lat. To przecie�
podesz�y wiek, nieprawda�? Ja
osobi�cie nie mam z ni� �adnych
k�opot�w. Ciotka Janet powiada,
�e nie mia�bym mnie kto
wychowa�, gdyby nie ciotka
Oliwia, a ona sama twierdzi, �e
dzieci powinno si� puszcza�
"samopas", bo i tak wszystko im
jest przeznaczone jeszcze przed
urodzeniem. Niezbyt dok�adnie to
rozumiem, a wy?
Nie, my�my tak�e nie
rozumieli, lecz przyjemnie
by�o, gdy doro�li wypowiadali
takie zdania, kt�re ci�ko by�o
zrozumie�.
- A jaki jest wuj Roger? -
brzmia�o nasze nast�pne pytanie.
- Ja osobi�cie bardzo lubi�
wuja Rogera - szepn�a
Historynka w zamy�leniu. - Jest
wysoki i strasznie weso�y, ale
zanadto dokucza ludziom.
Zadajesz mu jakie� powa�ne
pytanie, a otrzymujesz zawsze
komiczn� odpowied�. Wuj Roger
prawie nigdy nie wymy�la ani nie
jest zagniewany, a to przecie�
tak�e co� znaczy. Jest zreszt�
starym kawalerem.
- Czy nigdy nie zamierza si�
o�eni�? - zapyta� Feliks.
- Tego nie wiem. Ciotka Oliwia
bardzo by tego pragn�a, bo ju�
ma dosy� prowadzenia
gospodarstwa i marzy o tym, aby
pojecha� do ciotki Julii do
Kalifornii. Powiada jednak, �e
wuj Roger nigdy si� nie o�eni,
bo szuka idea�u, a gdy ju� tak�
idealn� kobiet� znajdzie, na
pewno ona go nie b�dzie chcia�a.
W tym czasie usiedli�my na
s�katym pniu jod�y, a wielki
szary kot ociera� si� o nas,
zawieraj�c z nami przyja��. By�o
to wspania�e zwierz� o
srebrzystoszarej sier�ci,
poplamionej ciemniejszymi
pr�gami. Szare koty przewa�nie
maj� szare albo bia�e nogi, ten
jednak mia� czarne �apy i czarny
nos. �apy te nadawa�y mu wyraz
niepowszedniej dystynkcji i
odr�nia�y go od innych kot�w
spaceruj�cych po wsi. By� to
najwidoczniej kot, maj�cy o
samym sobie nadzwyczajne
mniemanie, tote� w pierwszej
chwili spogl�da� na nas
nieufnie.
- Ale to nie jest Topsy,
prawda? - zapyta�em. Od razu
zorientowa�em si�, �e pytanie
by�o g�upie. Topsy, kot, o
kt�rym opowiada� nam ojciec,
cieszy� si� tu niezwyk��
popularno�ci� przed trzydziestu
laty, ale przecie� tak d�ugo �y�
nie m�g�.
- Nie, ale to jest
pra_pra_pra_pra_prawnuk
Topsy'ego - rzek�a Historynka z
dziwn� �a�o�ci�. - Na imi� mu
Paddy i jest moj� w�asno�ci�.
Mamy r�wnie� podw�rzowe koty,
lecz Paddy z tamtymi si� nie
zadaje. Ja osobi�cie bardzo
lubi� koty, bo s� takie g�adkie,
jedwabiste i dumne. Poza tym tak
ma�o im do szcz�cia potrzeba.
Ach, jestem ogromnie zadowolona,
�e�cie do nas przyjechali. Nic
si� tu nigdy nie dzieje z
wyj�tkiem takich w�a�nie dni,
wi�c na pewno sp�dzimy czas
doskonale. Brakowa�o nam tu
dotychczas ch�opc�w, bo by�
tylko Dan i Piotrek na cztery
dziewczynki.
- Cztery dziewczynki? Ach,
tak, jest jeszcze Sara Ray. Fela
wspomina�a co� o niej. A jaka�
ona jest? Gdzie mieszka?
- Tam, u podn�a pag�rka. Nie
mo�ecie widzie� jej domu, bo
jod�y s� tam bardzo g�ste. Sara
jest bardzo mi�� dziewczynk�. Ma
dopiero lat jedena�cie, a jej
matka jest strasznie surowa.
Nigdy nie pozwala Sarze czyta�
ksi��ek. Wybora�acie sobie? Nic
dziwnego, �e Sara zawsze pragnie
robi� takie rzeczy, kt�rych jej
matka nie pochwala i dzi�ki temu
jest bardzo nieszcz�liwa. Wuj
Roger powiada, �e matka, kt�ra
na nic nie pozwala swemu
dziecku, sama sobie sprowadza
zmartwienia i wcale si� nie
dziwi, �e Sara jest blada, chuda
i nerwowa. Ale m�wi�c mi�dzy
nami, jestem pewna, �e g��wn�
przyczyn� tego jest te�, �e
matka daje Sarze za ma�o
jedzenia. Nie dlatego, �eby by�a
sk�pa, rozumiecie - ale uwa�a,
�e dla dzieci niezdrowo, gdy za
du�o jedz� i �e dzi�ki temu
rozwija si� w nich �akomstwo.
Czy� to nie szcz�cie, �e my nie
urodzili�my si� w takiej
rodzinie?
- Najwi�ksze szcz�cie, �e
wszyscy urodzili�my si� w jednej
rodzinie - zauwa�y� Feliks.
- Prawda? Cz�sto o tym
my�la�am. Cz�sto my�la�am
r�wnie� o tym, jakby to by�o
strasznie, gdyby dziadek King
nie o�eni� si� z babci�. W�tpi�,
czy kt�re� z nas by�oby na
�wiecie, a gdyby�my nawet byli,
ka�de mieszka�oby gdzie indziej
i na pewno by�oby strasznie
nieprzyjemnie. Ile razy my�l� o
tym, odczuwam wdzi�czno�� dla
dziadka i babci King za to, �e
si� pobrali w�wczas, cho� by�o
na �wiecie tyle innych panien i
tylu kawaler�w.
Obydwaj z Feliksem
zadr�eli�my. Odczuli�my nagle,
�e unikn�li�my strasznego
niebezpiecze�stwa -
niebezpiecze�stwa urodzenia si�
w jakiej� innej rodzinie.
Historynk� sk�oni�o to do
wyt�umaczenia nam, jakby to
strasznie by�o, gdyby�my �yli na
�wiecie jeszcze przed istnieniem
naszych rodzic�w.
- A kto tam mieszka? -
zapyta�em, wskazuj�c dom po
przeciwnej stronie pola.
- Ach, ten dom nale�y do
Niezgrabiasza. Nazywa si�
w�a�ciwie Jasper Dale, ale
wszyscy nazywaj� go
Niezgrabiaszem. Podobno pisze
poezje. Sw�j dom nazwa� Z�otym
Kamieniem, prawdopodobnie
dlatego, �e czyta� poezje
Longfellowa. W towarzystwie
nigdy nie bywa, bo jest
strasznie niezgrabny. Dziewcz�ta
�miej� si� z niego, a on tego
ogromnie nie lubi. Znam o nim
pewn� histori�, kt�r� wam kiedy�
opowiem.
- A kto mieszka w tamtym
drugim domu? - zapyta� Feliks,
spogl�daj�c na przeciwn� stron�
doliny, gdzie wida� by�o mi�dzy
drzewami pochy�y szary dach.
- Stara Peg Bowen. Strasznie
jest dziwna. Mieszka tam zim� z
ca�ym mn�stwem zwierz�t, a latem
chodzi po okolicy i �ebrze.
Powiadaj�, �e jest niespe�na
rozumu. Straszy si� ni� nas
dzieci, m�wi�c, �e zabierze nas
Peg Bowen, jak nie b�dziemy
grzeczne. Ja ju� teraz nie boj�
si� jej tak, jak kiedy�, ale
przypuszczam, �e nie by�oby mi
bardzo mi�o, gdyby mnie z sob�
zabra�a. Sara Ray l�ka si� jej
ogromnie. Piotrek Craig powiada,
�e Peg Bowen jest czarownic� i
twierdzi, �e to jej robota, gdy
si� mas�o nie udaje. Ale ja tam
w to nie wierz�. W dzisiejszych
czasach tak rzadko widuje si�
czarownice. Mo�e nawet
czarownice istniej� gdzie� na
�wiecie, ale w ka�dym razie nie
tutaj, na Wyspie Ksi�cia
Edwarda. Musia�y tu by� przed
wielu, wielu laty. Znam nawet
kilka opowie�ci o czarownicach,
kt�re wam kt�rego� dnia opowiem.
Zobaczycie, �e wam krew
zakrzepnie w �y�ach!
Nie mieli�my co do tego
�adnych w�tpliwo�ci. Je�eli
ktokolwiek potrafi� opowiedzie�
co� w ten spos�b, �eby krew w
�y�ach styg�a, to na pewno tylko
Historynka, posiadaj�ca tak
pi�kny, pe�en uroku g�os. Ale
doko�a nas by� pogodny majowy
poranek i nasza m�oda krew
kr��y�a w �y�ach ca�kiem
normalnie. Zauwa�yli�my
nie�mia�o, �e spacer po sadzie
b�dzie w tej chwili o wiele
przyjemniejszy.
- Doskonale. Na ten temat
tak�e znam du�o opowie�ci -
rzek�a Historynka, gdy�my uszli
ju� kilka krok�w, poprzedzani
przez Paddy'ego, wymachuj�cego
d�ugim ogonem. - Cieszycie si�,
�e teraz jest wiosna?
Najpi�kniejsza nawet zima
sprawia, �e z jeszcze wi�ksz�
rado�ci� witamy wiosn�.
Klamka przy furtce zazgrzyta�a
pod ci�arem d�oni Historynki i
po chwili znale�li�my si� w
sadzie King�w.
Rozdzia� III
Legendy starego sadu
Poza parkanem trawa zaczyna�a
si� dopiero zieleni�, lecz tutaj
pod os�on� ga��zi jode� tworzy�a
ju� pi�kny aksamitny kobierzec.
P�ki na drzewach by�y do�� du�e,
wy�aniaj�c si� powoli z
szarawych �upinek, a fio�ki
znaczy�y si� jaskraw� plam� u
podn�a "Kamiennego pulpitu".
- Wszystko jest takie, jak
ojciec opowiada� - zauwa�y�
Feliks z radosnym westchnieniem.
- Tam jest nawet �r�de�ko,
os�oni�te chi�skim dachem.
Po�pieszyli�my w t� stron�,
depcz�c �wie�e listki mi�ty,
kt�re ju� powschodzi�y. �r�d�o
by�o g��bokie, otoczone �ciank�
z nieociosanych kamieni.
Dziwaczny daszek w kszta�cie
pagody, zbudowany przez wuja
Stefana po jego powrocie z Chin,
obro�ni�ty by� bezlistnym
jeszcze winem.
- �licznie jest, jak li�cie
wina zwisaj� na d�, niby d�ugie
festony - odezwa�a si�
Historynka. - Ptaki wij� w tych
li�ciach gniazda. Ka�dego lata
przylatuje tu kilka dzikich
kanark�w, a mi�dzy kamieniami
wyrasta �wie�y mech. Woda jest
tu doskona�a. Wuj Edward w
kt�rym� ze swych kaza� m�wi� o
�r�de�ku betlejemskim, z kt�rego
�o�nierze Dawida czerpali wod�,
i zaznaczy�, �e tamto �r�de�ko
zupe�nie by�o podobne do tego w
naszym sadzie; opowiada� przy
tym, jakl b�d�c w obcych
krajach, t�skni� strasznie za
przezroczyst� wod� z naszego
�r�de�ka. Widzicie wi�c, �e
nasze �r�de�ko posiada ju� nawet
pewn� s�aw�.
- I widz� kubek taki sam, jak
tamten, kt�rego u�ywano za
czas�w ojca - zawo�a� Feliks,
wskazuj�c staro�wiecki kubek z
niebieskiej porcelany, stoj�cy
na ma�ej p�eczce wyciosanej w
kamieniu.
- To jest przecie� ten sam
kubek - odpar�a Historynka z
zapa�em. - Czy� to nie jest
nadzwyczajne? Kubek ten by�
tutaj przed czterdziestu laty,
setki ludzi z niego pi�o i
dotychczas si� nie pot�uk�.
Ciotka Julia upu�ci�a go raz do
�r�de�ka, ale go wy�owiono i
wcale si� nie uszkodzi� z
wyj�tkiem tej male�kiej skazki
na brzegu. Mam wra�enie, �e
posiada on pewien zwi�zek ze
szcz�ciem rodziny King�w, tak
samo jak szcz�cie Edenhall�w w
poezji Longfellowa. Jest to
ostatni kubek z wyprawnego
serwisu babci King. A jej
najelpszy serwis przetrwa�
jeszcze do dzisiaj, ma go u
siebie ciotka Oliwia. Musicie
poprosi�, �eby go wam kiedy�
pokaza�a. �liczny jest, z
czerwonymi jagodami dooko�a i z
�miesznym malutkim dzbanuszkiem
do �mietanki. Ciotka Oliwia
u�ywa go tylko podczas jakich�
specjalnych rodzinnych
uroczysto�ci.
Napili�my si� wody b��kitnym
kubkiem i ruszyli�my na
poszukiwanie naszych "drzewek
urodzinowych". Ku wielkiemu
rozczarowaniu skonstatowali�my,
�e by�y zupe�nie du�e i
rozro�ni�te. Byli�my pewni, �e
zastaniemy je bardziej pasuj�ce
do nas wzrostem i skromnym
wygl�dem.
- Twoje jab�ka s� wy�mienite -
zwr�ci�a si� do mnie Historynka
- ale jab�ka Feliksa nadaj� si�
tylko do plack�w. Tamte dwa
wielkie drzewa w g��bi zwane s�
drzewami bli�niaczymi. S� to
drzewa mojej matki i wuja
Feliksa. Jab�ka z nich s� tak
s�odkie, �e nikt ich nie mo�e
je��, opr�cz nas dzieci i
francuskich najemnik�w. A tamto
wysokie, smuk�e drzewo z
ga��ziami rosn�cymi w g�r�
podobno zasia�o si� tu samo i
nikt nie mo�e je�� jab�ek z
niego, bo s� strasznie kwa�ne i
gorzkie. Nawet prosi�ta tych
jab�ek je�� nie chc�. Ciotka
Janet chcia�a je raz wzi�� do
placka, bo �al jej by�o, �e si�
tyle owoc�w marnuje. Ale wi�cej
ju� tego nie zrobi. Powiada, �e
lepiej, �eby si� jab�ka
marnowa�y, ni� maj� si� marnowa�
jab�ka i cukier. Przewa�nie
ciotka Janet oddaje te jab�ka
najemnikom francuskim, ale oni
ich nawet nie zabieraj� do domu.
S�owa Historynki w
przezroczystym porannym
powietrzu p�yn�y jak per�y i
brylanty. Nawet jej przyimki i
sp�jniki posiada�y swoisty urok,
a we wszystkim, o czym
wspomina�a, by�a magiczna si�a
komizmu. Placki jab�eczne,
kwa�ne owoce i prosi�ta,
wszystko to razem dziwnie
tchn�o romantyzmem.
- Strasznie lubi� s�ucha�, jak
m�wisz - rzek� Feliks swym
ponurym, bezd�wi�cznym g�osem.
- Wszyscy lubi� - odpar�a
Historynka ch�odno. - Ciesz�
si�, �e wam si� podoba m�j
spos�b opowiadania, ale
chcia�abym, aby�cie i mnie
polubili tak samo, jak lubicie
Fel� i Celink�. Nie, nawet
wi�cej. Pragn�am tego niegdy�,
ale teraz ju� mi to przesz�o.
Kiedy� w Niedzielnej Szkole,
kiedy ksi�dz mia� kazanie dla
naszej klasy, zrozumia�am, �e
takie pragnienie jest samolubne,
jednak mimo wszystko chcia�abym
�eby�cie mnie lubili.
- Ja tam ogromnie ci� lubi� -
powiedzia� Feliks z przej�ciem.
Musia� sobie przypomnie�, �e
Fela nazwa�a go grubym.
W tej chwili zbli�y�a si� do
nas Celinka. Okaza�o si�, �e
dzisiaj przypad� dzie�, kiedy
Fela pomaga�a przy �niadaniu i
w�a�nie dlatego nie mog�a
przyj�� tu do nas. Wszyscy
skierowali�my si� do Alei Wuja
Stefana.
Alej� t� tworzy�y dwa rz�dy
drzew jab�oni, biegn�ce w stron�
zachodniej cz�ci sadu. Wuj
Stefan by� pierwszym synem
Abrahama i El�biety King�w. Nie
przyni�s� z sob� na �wiat tego
przywi�zania do las�w i p�l,
jakie posiada� dziadek. Babcia
King by�a Ward�wn� i wuj Stefan
odziedziczy� po niej owe
niezaspokojone pragnienie
morskich podr�y. Musia�
pojecha� na morze, mimo b�aga� i
�ez zrozpaczonej matki i w�a�nie
wr�ci� z takiej morskiej
podr�y, aby jedn� alej� w
sadzie wysadzi� drzewami, kt�re
przywi�z� z obcych kraj�w.
Potem odjecha� znowu i o
okr�cie, kt�rym odp�yn��, nikt
ju� wi�cej nie s�ysza�. Pierwsze
siwe w�osy ukaza�y si� na g�owie
babci podczas tych d�ugich
miesi�cy oczekiwania. P�niej po
raz pierwszy rodzinny sad
us�ysza� p�acz kobiecy, p�acz
p�yn�cy prosto z matczynego
serca.
- Gdy kwiaty opadn�,
przyjemnie jest tu spacerowa� -
opowiada�a nam Historynka. -
Tak, jak we �nie o zaczarowanej
krainie spaceruje si� po
kr�lewskim pa�acu. Jab�ka s�
wy�mienite, a zim� jest tu
wymarzone miejsce na �lizgawk�.
Z Alei zboczyli�my do
"Kamiennego Pulpitu" - pot�nego
szarego kolosa, wysoko�ci
przeci�tnego wzrostu cz�owieka,
kt�ry si� znajdowa� w
po�udniowej cz�ci sadu. By�
r�wny i g�adki na froncie, lecz
opada� w kszta�cie naturalnych
stopni od ty�u, a w samym �rodku
mia� obszerny wyst�p, na kt�rym
z �atwo�ci� mo�na by�o stan��.
Odgrywa� on wa�n� rol� w
zabawach naszych wuj�w i ciotek,
wyobra�aj�c warowny zamek,
india�sk� zasadzk�, tron,
katedr�, to zn�w estrad�
koncertow�, wszystko zale�nie od
okoliczno�ci. Wuj Edward w �smym
roku �ycia wyg�osi� swoje
pierwsze kazanie na tym starym
kolosi