992

Szczegóły
Tytuł 992
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

992 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 992 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

992 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STANIS�AW LEM DZIE�A pod redakcj� Jerzego Jarz�bskiego Warszawa 1994 1. Powr�t z gwiazd 2. Dzienniki gwiazdowe l 3. Dzienniki gwiazdowe II 4.Eden 5. Niezwyci�ony 6. Opowie�ci o pilocie Pirxie 7. Cyberiada. Bajki robot�w 8. Czas nieutracony 9. �ledztwo 10. Solaris 11. Dialogi 12. Opowiadania 13. G�os Pana 14. Fantastyka i futurologia tom 1 i 2 15. Summa technologiae 16. Filozofia przypadku tom 1 i 2 17. Cz�owiek z Marsa 18. Czy pan istnieje Mr. Johns? 19. Pami�tnik znaleziony w wannie 20. Doskona�a pr�nia 21. Katar 22. Wizja lokalna 23. Rozprawy i szkice 24. Pok�j na Ziemi 25. Wielko�� urojona. Biblioteka XXI wieku 26. Fiasko 27. Wysoki zamek 28. Golem XIV 29. Publicystyka 30. Cz�owiek z Hiroshimy PRZEDMOWA Przedstawiaj�c Czytelnikowi wybrany fragment Dziennik�w gwiazdowych Ijona Tichego, Wydawca nie b�dzie marnowa� atramentu dla opisywania cn�t tego podr�nika, kt�rego imi� znaj� obie czasze Drogi Mlecznej. S�ynny gwiazdokr��ca, kapitan dalekiej �eglugi galaktycznej, �owca meteor�w i komet, niestrudzony badacz i odkrywca osiemdziesi�ciu tysi�cy trzech glob�w, doktor h.c. uniwersytet�w Obojga Nied�wiedzic, cz�onek Towarzystwa Opieki nad Ma�ymi Planetami i wielu innych towarzystw, kawaler order�w mlecznych i mg�awicowych, Ijon Tichy, sam uka�e si� Czytelnikowi w mniejszych Dziennikach, kt�re stawiaj� go w rz�dzie takich nieustraszonych m��w przesz�o�ci, jak Karol Fryderyk Hieronim Muenchhau sen, Pawe� Mas�obojnikow, Lemuel Gulliwer czy MaTtre Alkofrybas. Ca�o�� Dziennik�w obliczona na osiemdziesi�t siedem tom�w in quarto z suplementem (s�ownik gwiazdowy i skrzynia z okazami pogl�dowymi) oraz map� wszystkich podr�y znajduje si� w opracowaniu zespo�u uczonych astrogator�w i planetnik�w i z uwagi na ogrom niezb�dnego trudu nie uka�e si� rych�o. Uwa�aj�c, �e by�oby niew�a�ciwe tai� wielkie odkrycia Ijona Tichego przed najszersz� Publiczno�ci�, Wydawca wyj�� z Dziennik�w drobn� cz�stk� i podaje j� w formie nie opracowanej, bez podpis�w, not, komentarzy i s�ownika wyra�e� kosmicznych. 6 STANIS�AW LEM W przygotowaniu Dziennik�w do druku nikt mi w�a�ciwie nie pomaga�; tych, kt�rzy mi przeszkadzali, nie wymieniam, gdy� zaj�oby to zbyt wiele miejsca. As-tral Sternu Tarantoga Profesor zoologii gwiezdnej Uniwersytetu Fomalhaut Fomalhaut, dn. 18 VI Pulsacji Kosmicznej WST�P Niniejsze wydanie pism Ijona Tichego, nie b�d�c pe�nym ani krytycznym, stanowi krok naprz�d w por�wnaniu z poprzednimi. Uda�o sieje poszerzy� o teksty dwu nie znanych dot�d podr�y, �smej i dwudziestej �smej1. Ta ostatnia przynosi nowe szczeg�y, dotycz�ce biografii Tichego i jego rodziny, kt�re pr�cz historyk�w, zainteresuj� tak�e fizyka, albowiem wynika z nich od dawna przeczuwana przeze mnie zale�no�� stopnia pokrewie�stwa rodzinnego od szybko�ci2. Co si� tyczy podr�y �smej, grupa ticholog�w -psychoanalityk�w zweryfikowa�a - tu� przed oddaniem niniejszego wydania do druku - wszystkie fakty, kt�re zasz�y we �nie I. Tichego3. Zainteresowany Czytelnik znajdzie w pracy doktora Hopfstossera komparaty styczn� bibliografi� przedmiotu, ujawniaj�c� wp�ywy sn�w innych znakomitych ludzi, jak Izaaka Newtona oraz Borgi�w na marzenia senne Tichego i na odwr�t. @' E. M. Sianko Wy�ci�ka lewej szuflady biurka I. Tichego - manuskryptem jego nie publikowanych prac; tomXVI serii Tichiana, s. 1193 i n. 2 O. J. Burberrys Kinship as velocity function infamily fravels; tom XVII serii Tichiana; s. 232 i n. 3 Dr S. Hopfstosser Das epistemologisch Unbestrittbare in einem Traume von Ijon Tichy; wyd. spec. serii Tichiana, tom VI, s. 67 i n. 8 STANIS�AW LEM Nie obj�� natomiast tom niniejszy podr�y dwudziestej sz�stej, kt�ra okaza�a si� ostatecznie apokryfem. Udowodni�a to grupa pracownik�w naszego Instytutu, dzi�ki elektronowej analizie por�wnawczej tekst�w4. Nie b�dzie mo�e od rzeczy doda�, i� osobi�cie od dawna ju� uwa�a�em tak zwan� "Podr� dwudziest� sz�st�" za apokryf, ze wzgl�du na wyst�puj�ce w tek�cie nie�cis�o�ci, dotycz�ce m.in. Odo��g�w (a nie "Odol�g�w", jak podawa� tekst), tak�e Meopsery, Mucioch�w i gatunku Powo��w (Phleg-mus Invariabilis Hopfstosse�). Cz�� pierwsza niniejszego wydania obejmuje podr�e wed�ug oryginalnej numeracji autorskiej, druga za� - pisma okoliczno�ciowe i r�ne wraz ze wspomnieniami. W ostatnim czasie pojawi�y si� g�osy podaj�ce w w�tpliwo�� autorstwo pism Tichego. Prasa podawa�a, jakoby Ti-chy pos�ugiwa� si� czyj�� pomoc�, a nawet, jakoby nie istnia�, dzie�a za� jego stworzy� mia�o urz�dzenie okre�lane jako tak zwany Lem. W my�l pewnych skrajnych wersji "Lem" ma by� nawet @cz�owiekiem. Ot� ka�dy - obznajomiony cho� pod �ebkach z histori� kosmonautyki - wie, �e LEM jest to skr�t nazwy LUNAR EXCURSION MODULE, czyli eksploracyjnego pojemnika ksi�ycowego, kt�ry by� budowany w USA w ramach "Projektu Apollo" (pierwszego l�dowania na Ksi�ycu). Ijon Tichy nie potrzebuje obrony ani jako autor, ani jako podr�nik. Korzystaj�c z okazji, pragn� jednak przygwo�dzi� bezsensowne pog�oski. W szczeg�lno�ci: LEM by� wprawdzie zaopatrzony w ma�y m�d�ek (elektronowy), urz�dzenie to s�u�y�o jednak w�skim celom nawigacyjnym i nie mog�oby napisa� - E. M. Sianko, A. U. Chlebek i W. U. Ka�amarajdysowa Analiza czysto�ciowa beta-spektr�w lingwistycznych tekst�w I. Tichego; tom XVIII serii Tichiana. DZIENNIKI GWIAZDOWE 9 ani jednego sensownego zdania. O �adnym innym LEMie nic nie wiadomo. Nie wspominaj� o nim ani katalogi wielkich maszyn elektronicznych (por. np. Nortronics, New York, 1966-9), ani Wielka Encyklopedia Kosmiczna (Londyn 1979). Czas tedy, by nie licuj�ce z powag� ich zada� s�uchy nie zak��ca�y dzia�alno�ci ticholog�w, od kt�rych mn�stwa jeszcze wysi�ku wymaga� b�d� opracowywane od lat OPERA OMNIA I. Tichego. Profesor A. S. Tarantoga Katedra Astrozoologii Por�wnawczej Uniwersytetu w Fomalhaut W Komitet Redakcyjny Wydania Dziel Wszystkich Ijona Tichego oraz Rad� Naukow� Instytutu Tichologicznego wraz z Zespo�em Redakcyjnym kwartalnika "Tichiana" Z DZIENNIK�W GWIAZDOWYCH IJONA TICHEGO PODRӯ SI�DMA Gdy w poniedzia�ek, drugiego kwietnia, przelatywa�em w pobli�u Betelgeuzy, meteor, nie wi�kszy od ziarna fasoli zwanej Ja�kiem, przebi� pancerz, strzaska� regulator ci�gu i cz�� ster�w, wskutek czego rakieta straci�a zdolno�� manewrowania. W�o�y�em skafander, wyszed�em na jej powierzchni� i pr�bowa�em naprawi� urz�dzenie, ale przekona�em si�, �e aby przykr�ci� rezerwowy ster, kt�ry wzi��em ze sob� przezornie, potrzebna mi jest pomoc drugiego cz�owieka. Konstruktorzy zaprojektowali rakiet� tak nierozs�dnie, �e kto� musia� przytrzymywa� kluczem g��wk� �ruby, podczas kiedy kto� drugi doci�ga�by mutr�. Zrazu nie przej��em si� tym szczeg�lnie i kilka godzin straci�em na usi�owaniach przychwycenia jednego klucza stopami, podczas gdy r�k� dokr�ca�bym �rub� z drugiej strony. Ale min�a pora obiadu, a wysi�ki moje nie da�y rezultatu. Kiedy raz ju� mi si� prawie uda�o, klucz wyskoczy� spod stopy i pomkn�� w przestrze� kosmiczn�. Tak wi�c nie tylko niczego nie naprawi�em, ale straci�em jeszcze cenne narz�dzie i tylko patrzy�em bezsilnie, jak oddala si�, coraz mniejszy na tle gwiazd. Po jakim� czasie klucz wr�ci� po wyci�gni�tej elipsie, ale cho� sta� si� sputnikiem rakiety, nie zbli�a� si� do niej na tak� odleg�o��, bym go m�g� odzyska�. Wr�ci�em wi�c do wn�trza rakiety i spo�ywaj�c skromny posi�ek, rozwa�a�em, 14 STANIS�AW LEM w jaki te� spos�b wydoby� si� z g�upiego po�o�enia. Statek lecia� tymczasem prosto z coraz wi�ksz� szybko�ci�, bo i regulator ci�gu popsu� mi �w przekl�ty meteor. Na kursie nie mia�em wprawdzie �adnych cia� niebieskich, ale ta �lepa podr� nie mog�a wszak trwa� w niesko�czono��. Jaki� czas opanowywa�em gniew, ale gdy bior�c si� po obiedzie do mycia talerzy stwierdzi�em, �e rozgrzany od pot�nej pracy stos atomowy popsu� mi najlepsz� porcj� pol�dwicy wo�owej, jak� zostawi�em w lod�wce na niedziel�, straci�em na chwil� r�wnowag� ducha i miotaj�c najokropniejsze przekle�stwa, rozbi�em cz�� serwisu, co przynios�o mi wprawdzie pewn� ulg�, nie by�o jednak zbyt rozs�dne. W dodatku wyrzucona za burt� wo�owina, zamiast ulecie� w dal, nie chcia�a opu�ci� pobli�a rakiety i kr��y�a wok� niej jako drugi sztuczny satelita, powoduj�c regularnie co jedena�cie minut i cztery sekundy kr�tkotrwa�e za�mienie s�o�ca. Aby uspokoi� nerwy, oblicza�em do wieczora elementy jej ruchu jak r�wnie� perturbacje orbity, wywo�ane kr��eniem utraconego klucza. Wypad�o mi, �e przez najbli�szych sze�� milion�w lat wo�owina b�dzie wyprzedza�a klucz, wiruj�c wok� statku po torze ko�owym, aby potem go prze�cign��. Na koniec, zm�czony rachunkami, po�o�y�em si� spa�. W �rodku nocy wyda�o mi si�, �e kto� potrz�sa mnie za rami�. Otworzy�em oczy i zobaczy�em pochylonego nad ��kiem cz�owieka, kt�rego twarz by�a dziwnie znajoma, cho� nie mia�em poj�cia, kto to mo�e by�. - Wstawaj - powiedzia� - i bierz klucze, p�jdziemy na g�r� i przykr�cimy �ruby sterowe... - Po pierwsze, nie znamy si� tak dobrze, aby� mi� pan tyka� - odpar�em - a po wt�re, wiem doskonale, �e pana nie ma. Jestem w rakiecie sam, i to ju� drugi rok, bo lec� z Ziemi do gwiazdozbioru Cielca, Tak zatem, jest pan tylko sennym przywidzeniem. DZIENNIKI GWIAZDOWE 15 On jednak nadal potrz�sa� mn�, powtarzaj�c, abym zaraz szed� z nim po narz�dzia. - Idiotyzm - odrzek�em, ju� troch� z�y, bo obawia�em si�, �e k��tnia we �nie mnie obudzi, a wiem z do�wiadczenia, jak ci�ko zasypia mi si� po takim nag�ym ockni�ciu. - Nigdzie nie p�jd�, bo to i tak by�oby na nic. �ruba, przykr�cona we �nie, nie zmieni sytuacji, jaka panuje na jawie. Prosz� nie molestowa� mnie i natychmiast rozp�yn�� si� lub odej�� w inny spos�b, bo si� mog� zbudzi�. - Ale� ty wcale nie �pisz, daj� ci s�owo honoru! - zawo�a� uparty zwid. - Czy nie poznajesz mnie? Popatrz! To m�wi�c, dotkn�� palcami dwu brodawek, sporych jak poziomki, kt�re mia� na lewym policzku. Odruchowo chwyci�em si� za twarz, bo w�a�nie ja mam w tym miejscu dwie kubek w kubek takie same brodawki. W tym momencie poj��em te�, dlaczego �niony przypomina� mi kogo� znajomego: by� podobny do mnie jak jedna kropla wody do drugiej. - Daj mi �wi�ty spok�j! - zawo�a�em, zamykaj�c oczy, w trosce o nienaruszalno�� snu. - Je�eli jeste� mn�, to wprawdzie nie musz� zwraca� si� do ciebie per "pan", ale te� to i dow�d, �e nie istniejesz! Po czym odwr�ci�em si� na drugi bok i przykry�em si� kocem a� po czubek g�owy. S�ysza�em jeszcze, jak m�wi� co� o idiotyzmie, nareszcie, gdy nie reagowa�em, krzykn��: - Po�a�ujesz tego, ba�wanie! I przekonasz si�, poniewczasie, �e to nie �aden sen! Ja jednak ani drgn��em. Kiedy otworzy�em rano oczy, od razu przypomnia�a mi si� ta osobliwa nocna historia. Usiad�em na po�cieli i rozmy�la�em o tym, jakie te� ciekawe figle p�ata cz�owiekowi jego w�asny umys�: oto, nie maj�c �adnej bratniej duszy na pok�adzie, w obliczu nagl�cej konieczno�ci, niejako rozdwoi�em si� w marzeniu sennym, aby uczyni� zado�� potrzebie. 16 STANIS�AW LEM Po �niadaniu stwierdzi�em, �e rakieta uzyska�a przez noc dodatkow� porcj� przy�pieszenia i wzi��em si� do wertowania biblioteczki pok�adowej, szukaj�c w podr�cznikach rady na moje fatalne po�o�enie. Nie znalaz�em jednak niczego. Roz�o�y�em wi�c na stole map� gwiazdow� i w blasku niedalekiej Betelgeuzy, przes�anianym co jaki� czas kr���c� wo�owin�, szuka�em w okolicy, w kt�rej si� znajdowa�em, siedliska jakiej� cywilizacji kosmicznej, od kt�rej m�g�bym oczekiwa� pomocy. Ale by�a to kompletna g�usza gwiazdowa, omijana przez wszystkie statki jako obszar wyj�tkowo niebezpieczny, poniewa� mieszcz� si� tam tyle� gro�ne, co tajemnicze wiry grawitacyjne, w liczbie stu czterdziestu siedmiu, kt�rych istnienie wyja�nia sze�� astrofizycznych teorii, a ka�da inaczej. Kalendarz kosmonauty czny przestrzega� przed nimi, ze wzgl�du na nieobliczalne skutki efekt�w relatywistycznych, jakie mo�e poci�gn�� za sob� przej�cie przez wir - zw�aszcza przy wielkiej szybko�ci w�asnej. Ja jednak by�em bezradny. Obliczy�em tylko, �e o skraj pierwszego wiru zawadz� ko�o jedenastej, po�pieszy�em wi�c z przygotowaniami do �niadania, aby nie stawia� czo�a niebezpiecze�stwu na czczo. Ledwo wytar�em ostatni spodek, rakiet� j�o ciska� na wszystkie strony, a� nie przymocowane dostatecznie przedmioty gradem lata�y od �ciany do �ciany. Z bied� doczo�ga�em si� do fotela, a gdy si� do� przywi�za�em, podczas coraz gwa�towniejszych skok�w statku zauwa�y�em, �e jakby bladoliliowa mg�a zawlek�a przeciwleg�� cz�� kajuty i pojawi�a si� tam, mi�dzy zlewem a kuchenk�, mglista sylwetka ludzka w fartuszku, lej�ca ciasto omletowe na patelni�. Posta� spojrza�a na mnie badawczo, lecz bez zdziwienia, po czym rozchwia�a si� i znik�a. Przetar�em oczy. By�em najoczywi�ciej sam, przypisa�em wi�c �w obraz chwilowemu zamroczeniu. DZIENNIKI GWIAZDOWE 17 Siedz�c dalej w fotelu, a raczej skacz�c wraz z nim, poj��em nagle w b�ysku ol�nienia, �e nie by�a to wcale halucynacja. Kiedy gruby tom Og�lnej teorii wzgl�dno�ci przelatywa� ko�o mego fotela, spr�bowa�em go pochwyci�, co uda�o mi si� ju� za czwartym razem. Kiepsko sz�o wertowanie ci�kiej ksi�gi w takich warunkach - straszliwe si�y miota�y statkiem, �e zatacza� si� jak pijany - ale w ko�cu znalaz�em w�a�ciwy ust�p. By�a tam mowa o fenomenach tak zwanej p�tli czasowej, to jest zaginaniu si� kierunku, w kt�rym p�ynie czas, w obr�bie p�l grawitacyjnych wielkiej mocy, kt�re to zjawisko mo�e nawet niekiedy doprowadzi� do zawr�cenia biegu czasu i tak zwanego podwojenia tera�niejszo�ci. Wir, kt�ry przeby�em w�a�nie, nie nale�a� do najpot�niejszych. Wiedzia�em, �e gdyby mi si� uda�o cho� odrobin� nakierowa� statek dziobem ku biegunowi Galaktyki, przetn� tak zwany Vortex Gravitatiosus Pinckenbachii, w kt�rym wielokrotnie obserwowano fenomeny podwojenia, a nawet potrojenia tera�niejszo�ci. Stery by�y wprawdzie unieruchomione, ale uda�em si� do komory silnikowej i tak d�ugo manipulowa�em przy urz�dzeniach, a� istotnie doprowadzi�em do lekkiego odchylenia rakiety ku galaktycznemu biegunowi. Operacja ta zaj�a mi kilka godzin. Rezultat jej by� nadspodziewany. Statek wpad� w centrum wiru oko�o p�nocy, dygoc�c i j�cz�c wszystkimi wi�zaniami tak, �e l�ka�em si� o jego ca�o��, ale wyszed� z opresji nie uszkodzony i kiedy na powr�t obj�y go martwe ramiona kosmicznej ciszy, opu�ci�em komor� silnikow�, aby ujrze� samego siebie, �pi�cego smacznie na ��ku. Poj��em od razu, �e to jestem ja z poprzedniej doby, to jest z nocy poniedzia�kowej. Nie zastanawiaj�c si� nad filozoficzn� stron� tego raczej osobliwego zjawiska, natychmiast j��em szarpa� za rami� �pi�cego wo�aj�c, aby szybko wstawa�, nie wiedzia�em bowiem, jak 18 STANIS�AW LEM d�ugo jego poniedzia�kowe istnienie b�dzie trwa�o w moim wtorkowym, i dlatego nale�a�o jak najszybciej wyj�� na zewn�trz, by pospo�u naprawi� stery. Ale �pi�cy otworzy� tylko jedno oko i rzek�, i� nie �yczy sobie, abym go tyka�, jak r�wnie�, �e jestem tylko jego sennym przywidzeniem. Pr�no, zniecierpliwiony, potrz�sa�em nim, pr�no usi�owa�em wyci�gn�� go przemoc� z ��ka. Nie dawa� si� z niego wydoby�, powtarzaj�c uparcie, �e mu si� �ni�; j��em kl��, a on t�umaczy� mi logicznie, �e nigdzie nie p�jdzie, bo we �nie przykr�cone �ruby nie b�d� trzyma�y steru na jawie. Daremnie dawa�em mu s�owo honoru, �e si� myli, zaklina�em i przeklina�em na zmian� - nawet zademonstrowane brodawki nie przekona�y go o prawdzie mych s��w. Odwr�ci� si� do mnie ty�em i zachrapa�. Usiad�em w fotelu, by na ch�odno rozwa�y� powsta�� sytuacj�. Prze�y�em j� ju� dwa razy, raz jako �w �pi�cy, w poniedzia�ek, a teraz jako budz�cy go bezskutecznie, we wtorek. Ja z poniedzia�ku nie wierzy�em w realno�� zjawiska duplikacji, ale ja wtorkowy ju� o nim wiedzia�em. By�a to najzwyklejsza w �wiecie p�tla czasu. Co nale�a�o, zatem, robi�, aby uda�o si� naprawi� stery? Poniewa� poniedzia�kowy spa� dalej, a tak�e poniewa� pami�ta�em, �e ow� noc wybornie przespa�em do samego rana, poj��em daremno�� wszelkich dalszych pr�b przebudzenia go. Mapa zwiastowa�a jeszcze mn�stwo wielkich wir�w grawitacyjnych, tak wi�c mog�em liczy� na podwojenie czasu tera�niejszego w ci�gu nadchodz�cych dni. Chcia�em napisa� do siebie list i przypi�� go szpilk� do poduszki, abym ja poniedzia�kowy, obudziwszy si�, m�g� naocznie przekona� si� o tym, i� rzekomy sen by� realno�ci�. Ledwo jednak siad�em z pi�rem do sto�u, zachrobotato w silnikach, pospieszy�em wi�c tam i polewa�em wod� przegrzany stos atomowy do �witu, podczas gdy ja poniedzia�ko- DZIENNDCI GWIAZDOWE 19 wy spa� smacznie, oblizuj�c si� od czasu do czasu, co porz�dnie mnie gniewa�o. Zg�odnia�y i wym�czony, nie zmru�ywszy oka, wzi��em si� do �niadania i wyciera�em w�a�nie talerze, kiedy rakieta wpad�a w nast�pny wir grawitacyjny. Widzia�em poniedzia�kowego siebie, jak patrzy na mnie os�upia�y, przywi�zany do fotela, podczas kiedy ja wtorkowy sma�y�em omlety. Potem od wstrz�su straci�em r�wnowag�, pociemnia�o mi w oczach i upad�em. Gdy ockn��em si� na pod�odze w otoczeniu porcelanowych skorup, przy samej twarzy dostrzeg�em nogi stoj�cego nade mn� cz�owieka. - Wstawaj - rzek�, podnosz�c mnie - czy nic sobie nie zrobi�e�? - Nie - odpar�em, opieraj�c si� r�kami o pod�og�, bo kr�ci�o mi si� w g�owie - z kt�rego jeste� dnia tygodnia? - Ze �rody - odpar�. - Idziemy szybko naprawi� ster, bo szkoda czasu! - A gdzie ten poniedzia�kowy? - spyta�em. - Ju� go nie ma, to znaczy, widocznie ty nim jeste�. - Jak to ja? - No tak, bo poniedzia�kowy sta�, si� w nocy z poniedzia�ku na wtorek wtorkowym, i tak dalej. - Nie rozumiem! - Nie szkodzi - to z nieprzyzwyczajenia. Ale chod�, szkoda czasu! - Zaraz - odpowiedzia�em, nie ruszaj�c si� z pod�ogi. - Dzisiaj jest wtorek. Je�eli ty jeste� �rodowy, i do tej chwili we �rod� jeszcze nie s� naprawione stery, to z tego wynika, �e co� przeszkodzi nam w ich naprawieniu, poniewa� w przeciwnym razie ty, we �rod�, nie nak�ania�by� ju� mnie do tego, abym ja, we wtorek, je z tob� wsp�lnie naprawia�. Wi�c mo�e lepiej nie ryzykowa� wyj�cia na zewn�trz? - Bredzisz! - zawo�a� - cz�owieku, ja jestem �rodowy, a ty jeste� wtorkowy, co si� natomiast tyczy rakiety, to 20 STANIS�AW LEM przypuszczam, �e ona jest, by tak rzec, �aciata, to znaczy miejscami jest w niej wtorek, miejscami �roda, gdzieniegdzie mo�e nawet jest troch� czwartku. Czas przetasowa� si� po prostu podczas przechodzenia przez te wiry, ale c� to nas obchodzi, je�li jeste�my we dw�ch i przez to mamy szans� naprawienia steru?! - Nie, nie masz racji! - odpar�em -je�eli we �rod�, gdzie ju� jeste�, prze�ywszy ca�y wtorek i maj�c go poza sob�, je�li we �rod�, powtarzam, stery nie s� naprawione, to z tego wynika, �e nie zosta�y naprawione we wtorek, bo teraz jest wtorek i gdyby�my je mieli za chwil� naprawi�, to dla ciebie by�aby ju� ta chwila przesz�o�ci� i nie by�oby co naprawia�. A zatem... - A zatem jeste� uparty jak osio�! - warkn��. - Po�a�ujesz swej g�upoty! I jedyn� moj� satysfakcj� jest to, �e b�dziesz si� tak samo w�cieka� na sw�j t�py up�r, jak ja teraz - kiedy sam doczekasz �rody!!! - Ach, pozw�l - zawo�a�em - czy to ma znaczy�, �e ja we �rod�, b�d�c tob� b�d� usi�owa� przekona� mnie wtorkowego, tak jak ty to robisz w tej chwili, tylko wszystko b�dzie na odwr�t, to znaczy ty b�dziesz mn�, a ja tob�? Rozumiem! Na tym polega p�tla czasu! Czekaj, id�, id� zaraz, poj��em ju�... Nim jednak wsta�em z pod�ogi, wpadli�my w nowy wir i straszliwe ci��enie rozp�aszczy�o nas na suficie. Przera�liwe skoki i wstrz�sy nie ustawa�y przez ca�� noc z wtorku na �rod�. Kiedy si� ju� nieco uspokoi�o, lataj�cy po kajucie tom Og�lnej teorii wzgl�dno�ci tak uderzy� mnie w czo�o, �e straci�em przytomno��. Kiedy otworzy�em oczy, ujrza�em skorupy naczy� i rozpostartego mi�dzy nimi cz�owieka. Zerwa�em si� natychmiast na r�wne nogi i podnosz�c go, zawo�a�em: - Wstawaj! Czy nic sobie nie zrobi�e�? DZIENNIKI GWIAZDOWE 21 - Nie - odpar�, otwieraj�c oczy - z kt�rego jeste� dnia tygodnia? - Ze �rody - odpar�em - idziemy szybko naprawi� ster, bo szkoda czasu. - A gdzie ten poniedzia�kowy? - spyta�, siadaj�c. Mia� podsiniaczone oko. - Ju� go nie ma - rzek�em - widocznie ty nim jeste�. -Jak to ja? - No tak, bo poniedzia�kowy sta� si� w nocy z poniedzia�ku na wtorek wtorkowym, i tak dalej. - Nie rozumiem. - Nie szkodzi, to z nieprzyzwyczajenia. Ale chod�, szkoda czasu! To m�wi�c, rozgl�da�em si� ju� za narz�dziami. - Zaraz - odpar� wolno, nawet nie ruszaj�c palcem. - Dzisiaj jest wtorek. Je�eli ty jeste� �rodowy i do tej chwili we �rod� jeszcze nie s� naprawione stery, to z tego wynika, �e co� przeszkodzi nam w ich naprawieniu, poniewa� w przeciwnym razie, ty, we �rod�, nie nak�ania�by� ju� mnie do tego, abym ja, we wtorek, wsp�lnie je z tob� naprawia�. Wi�c mo�e lepiej nie ryzykowa� wyj�cia na zewn�trz? - Bredzisz!!!! - wrzasn��em, rozgniewany do �ywego - cz�owieku, ja jestem �rodowy, a ty wtorkowy... I tak zacz�li�my si� k��ci�, w odwr�conych rolach, przy czym w samej rzeczy doprowadzi� mnie do bia�ej pasji, bo wci�� nie chcia� naprawi� ze mn� ster�w i na pr�no wyzywa�em go od upartych os��w. A kiedy w ko�cu uda�o mi si� go przekona�, wpadli�my w nast�pny wir grawitacyjny. Obla� mnie zimny pot, bo sobie pomy�la�em, �e odt�d b�dziemy kr�ci� si� w tej p�tli czasowej w k�ko, a� po wieczno��, ale tak si� na szcz�cie nie sta�o. Gdy ci��enie os�ab�o na tyle, �e mog�em wsta�, znowu by�em sam w kabinie. Widocznie lokalny wtorek, kt�ry trwa� przedtem w pobli�u zle- 22 STANIS�AW LEM wu, znik�, staj�c si� bezpowrotn� przesz�o�ci�. Natychmiast zasiad�em do mapy, szukaj�c jakiego� uczciwego wiru, w kt�ry m�g�bym wprowadzi� rakiet�, aby wywo�a� ponowne zakrzywienie czasu i w ten spos�b zyska� pomocnika. Jako� znalaz�em jeden, wcale obiecuj�cy, i manewruj�c silnikami, z wielkim trudem nakierowa�em rakiet� tak, aby przeci�� go w samym �rodku. Co prawda konfiguracja tego wiru by�a, wed�ug mapy, raczej niezwyk�a - mia� dwa obok siebie le��ce o�rodki. Ale by�em ju� taki zdesperowany, �e nie zwraca�em uwagi na ow� anomali�. Podczas wielogodzinnego krz�tania si� w komorze silnikowej ubrudzi�em porz�dnie r�ce, poszed�em wi�c je umy�, widz�c, �e mam jeszcze sporo czasu do wej�cia w wir. �azienka by�a zamkni�ta. Dobiega�y z niej takie odg�osy, jakby kto� p�uka� gard�o. - Kto tam?! - krzykn��em zaskoczony. - Ja - odpar� g�os ze �rodka. - Jaki zn�w "ja"?! - Ijon Tichy. - Z kt�rego dnia? - Z pi�tku. Czego chcesz? - Chcia�em umy� r�ce... - rzuci�em machinalnie, my�l�c jednocze�nie z najwi�ksz� intensywno�ci�: by�a �roda wiecz�r, a on pochodzi� z pi�tku, tak zatem wir grawitacyjny, w kt�ry wpa�� mia� statek, zakrzywi czas z pi�tku do �rody, ale co si� stanie wewn�trz wiru dalej, tego nie mog�em sobie w �aden spos�b uzmys�owi�. Szczeg�lnie intrygowa�o mnie, gdzie mo�e by� czwartek? Tymczasem pi�tkowy wci�� nie wpuszcza� mnie do �azienki, marudz�c w niej, cho� uporczywie stuka�em do drzwi. - Przesta� p�uka� gard�o! - hukn��em wreszcie zniecierpliwiony. - Cz�owieku, ka�da chwila jest droga - wyjd� natychmiast, to naprawimy stery! DZIENNIKI GWIAZDOWE 23 - Do tego nie jestem ci potrzebny - odpar� flegma-tycznie spoza drzwi. - Gdzie� tam musi by� czwartkowy, id� z nim... - Jaki zn�w czwartkowy? To niemo�liwe... - Ja chyba wiem, czy mo�liwe, czy nie, skoro ju� jestem w pi�tku, a zatem prze�y�em zar�wno twoj� �rod�, jak i jego czwartek... Z lekkim zawrotem g�owy odskoczy�em od drzwi, bo w samej rzeczy us�ysza�em ha�as w kajucie: sta� tam cz�owiek i wyci�ga� spod ��ka futera� z narz�dziami. - Ty jeste� czwartkowy? - zawo�a�em, wpadaj�c do �rodka. - A owszem - odpar�. - Owszem... pom� mi... - Czy stery uda si� nam teraz naprawi�? - spyta�em go, gdy�my razem wyci�gali ci�k� torb� spod ��ka. - Nie wiem, w czwartek nie by�y naprawione, spytaj pi�tkowego... Istotnie, �e te� nie przysz�o mi to do g�owy! Szybko podbieg�em do drzwi �azienki. - Halo! Pi�tkowy! Czy stery ju� naprawione? - W pi�tek nie - odpar�. - Dlaczego nie? - Dlatego - odpar�, otwieraj�c r�wnocze�nie drzwi. Mia� g�ow� obwi�zan� r�cznikiem, a do czo�a przyciska� ostrze no�a na p�ask, usi�uj�c w ten spos�b zahamowa� wzrost wielkiego jak jajo guza. Czwartkowy, kt�ry nadszed� tymczasem z narz�dziami, sta� obok mnie, spokojnie i uwa�nie obserwuj�c pot�uczonego, kt�ry swobodn� r�k� odstawi� na p�k� butelk� z wod� gulardow�. A wi�c to jej bulgotanie wzi��em za odg�osy p�ukania gard�a. - Co ci� tak urz�dzi�o? - zapyta�em ze wsp�czuciem. - Nie co, tylko kto - odpar�. - To by� niedzielny. 24 STANIS�AW LEM - Niedzielny? Ale� dlaczego... nie mo�e by�! - zawo�a�em. - To d�u�sza historia... - Wszystko jedno! biegniemy na zewn�trz, mo�e zd��ymy! - zwr�ci� si� do mnie czwartkowy. - Ale� rakieta za chwil� wpadnie w wir - odpar�em. - Wstrz�s mo�e wyrzuci� nas w pr�ni� i zginiemy... - Nie ple� g�upstw - zareplikowa� czwartkowy. - Je�li pi�tkowy �yje, nic si� nam nie mo�e sta�. Dzisiaj jest dopiero czwartek. - Jest �roda - zaprotestowa�em. - Niech b�dzie, to wszystko jedno, w ka�dym razie w pi�tek b�d� �y�, i ty tak samo. - Ale przecie� nas tylko pozornie jest dw�ch - zauwa�y�em - naprawd� jestem jeden, tylko z r�nych dni tygodnia... - Dobrze, dobrze, otwieraj klap�... Tu jednak okaza�o si�, �e mamy tylko jeden skafander pr�niowy. Nie mogli�my wi�c wyj�� z rakiety obaj r�wnocze�nie i tym samym plan naprawy ster�w upad�. - A niech�e to diabli wezm�! - krzykn��em gniewnie ciskaj�c torb� z narz�dziami. - Trzeba by�o w�o�y� skafander i ju� nie zdejmowa� go z grzbietu. Ja o tym nie pomy�la�em, ale ty, jako czwartkowy, powiniene� by� o tym pami�ta�! - Skafander zabra� mi pi�tkowy - odpar�. - Kiedy? I dlaczego? - Ech, albo to warto t�umaczy� - wzruszy� ramionami i odwr�ciwszy si�, wr�ci� do kajuty. Pi�tkowego nie by�o w niej, zajrza�em do �azienki, ale i ona by�a pusta. - Gdzie pi�tkowy? - spyta�em zdziwiony, wracaj�c. Czwartkowy systematycznie rozbija� jaja no�em i wypuszcza� ich zawarto�� na skwiercz�cy t�uszcz. DZIENNIKI GWIAZDOWE 25 - Pewnie gdzie� obok soboty - odpar� flegmatycznie, mieszaj�c szybko jajecznic�. - O, bardzo przepraszam - zaprotestowa�em - ty ju� przecie� jad�e� we �rod� swoje i nie masz prawa po raz drugi je�� �rodowej kolacji! - Te zapasy s� r�wnie dobrze twoje jak moje - spokojnie no�em podwa�a� przypiekaj�ce si� brzegi jajecznicy. - Ja jestem tob�, a ty mn�, wi�c to wszystko jedno... - Co za sofistyka! Przesta� k�a�� tyle mas�a! Oszala�e�? Nie mam zapas�w dla tylu os�b! Patelnia wypad�a mu z r�ki, a ja sam polecia�em na �cian�: dostali�my si� w nowy wir. Statek zn�w trz�s� si� jak w febrze, a ja my�la�em tylko o tym, by si� dosta� do korytarza, gdzie wisia� skafander i w�o�y� go. W ten spos�b, rozumowa�em, gdy po �rodzie przyjdzie czwartek, ja, jako czwartkowy, b�d� mia� ju� na sobie skafander i je�li tylko ani na chwil� go nie zdejm�, jak twardo sobie postanowi�em, to tym samym b�d� go nosi� i w pi�tek. Tak wi�c, gdy zar�wno jaz czwartku, jak i ja z pi�tku b�dziemy mieli skafandry, kiedy spotkamy si� w jednej tera�niejszo�ci, uda si� w ko�cu naprawi� nieszcz�sne stery. Wzrost si�y ci��enia nieco mnie zamroczy�, a gdy otworzy�em powieki, zauwa�y�em, �e le�� po prawej r�ce czwartkowego, a nie po lewej, jak przed kilkunastu minutami. �atwo przysz�o mi wymy�li� ca�y plan ze skafandrem, trudniej by�o wcieli� go w �ycie, bo wskutek rosn�cej grawitacji ledwo mog�em si� rusza�. Gdy s�ab�a cho� troch�, przesuwa�em si� po pod�odze o milimetry w kierunku drzwi wiod�cych na korytarz. Zauwa�y�em przy tym, �e czwartkowy, tak jak i ja, posuwa si� ku drzwiom, cal po calu pe�zn�c w stron� korytarza. W ko�cu, po jakiej� godzinie, gdy� wir by� bardzo rozleg�y, spotkali�my si� rozp�aszczeni na pod�odze pod progiem drzwi. Pomy�la�em, �e w�a�ciwie niepotrzebnie si� wysi- 26 STANIS�AW LEM lam, by dosi�gn�� ich klamki - niech�e je otworzy czwartkowy. Jednocze�nie zacz��em sobie jednak przypomina� r�ne rzeczy, z kt�rych wynika�o, �e to ja ju� jestem tym czwartkowym, a nie on. - Z kt�rego dnia jeste�? - spyta�em, by si� upewni�. Podbr�dek mia�em przyci�ni�ty do pod�ogi i patrza�em mu z bliska w oczy. Z trudem otworzy� usta. - Czwa.. .rtkowy - wyst�kat. To by�o dziwne. Czy�bym mimo wszystko wci�� jeszcze by� �rodowy? Przywo�awszy w my�li reminiscencje ostatnich prze�y�, uzna�em to za wykluczone. A wi�c on by� ju� chyba pi�tkowy. Bo skoro przedtem wyprzedza� mnie o dzie�, musia�o to ju� zosta�. Czeka�em, by otworzy� drzwi, ale zdaje si�, �e on si� tego samego spodziewa� po mnie. Grawitacja wyra�nie os�ab�a, wsta�em wi�c i wbieg�em do korytarza. Gdy chwyta�em skafander, podstawi� mi nog� i wyrwa� mi go z r�k, a ja przewr�ci�em si� jak d�ugi. - Ach, draniu, �winio! - krzykn��em. - Podej�� samego siebie, c� to za �otrostwo! Ale on, nie zwracaj�c na mnie uwagi, w milczeniu ubiera� skafander. To wyda�o mi si� ju� nazbyt bezwstydne. Nagle jaka� dziwna si�a wyrzuci�a go ze skafandra, w kt�rym, jak si� okaza�o, kto� ju� siedzia�. W pierwszej chwili straci�em rezon, bo nie wiedzia�em, kto jest kim. - Hej! �rodowy! - zawo�a� ten w skafandrze - nie puszczaj czwartkowego, pom� mi! Czwartkowy bowiem w samej rzeczy usi�owa� zerwa� z niego skafander. -Dawaj skafander! -rycza� czwartkowy, mocuj�c si� z tamtym. - Odczep si�! o co ci chodzi! czy nie rozumiesz, �e ja powinienem mie� go, a nie ty!? - odkrzykn�� �w. - Ciekawym, dlaczego? DZIENNIKI GWIAZDOWE 27 - Dlatego, durniu, bo ja mam bli�ej do soboty od ciebie, a w sobot� b�dzie ju� nas dw�ch w skafandrach! - Ale� bzdury - wtr�ci�em si� w ich k��tni� - w najlepszym razie b�dziesz w sobot� sam w skafandrze, jak ostatni idiota, i nic nie b�dziesz m�g� zrobi�. Oddaj skafander mnie; je�eli w�o�� go teraz, to zar�wno ty b�dziesz go mia� w pi�tek jako pi�tkowy, jak te� i ja w sobot� jako sobotni, a wi�c b�dzie nas w tym wypadku dw�ch, z dwoma skafandrami... Czwartkowy, pom�!! - Przesta� - zaprotestowa� pi�tkowy, z kt�rego przemoc� zdziera�em skafander - po pierwsze, nie masz do kogo wo�a� "czwartkowy", bo ju� min�a p�noc i ty sam jeste� teraz czwartkowy, a po wt�re lepiej b�dzie, je�li ja zostan� w skafandrze - tobie i tak nic z niego nie przyjdzie... - Dlaczego? Je�eli w�o�� go dzisiaj, b�d� go mia� na sobie i jutro. - Sam si� przekonasz... przecie� ja ju� by�em tob� we czwartek, m�j czwartek ju� min��, wi�c dobrze wiem... - Dosy� tego gadania. Pu�� to w tej chwili! - warkn��em. Ale on wyrwa� mi si� i zacz��em goni� go, najpierw po komorze silnikowej, a potem wpadli�my jeden za drugim do kajuty. Istotnie, jako� tak si� zrobi�o, �e by�o nas ju� tylko dw�ch. Teraz zrozumia�em, dlaczego czwartkowy pod klap�, kiedy stali�my tam z narz�dziami, powiedzia� mi, �e pi�tkowy zabra� mu skafander: w mi�dzyczasie sam bowiem sta�em si� czwartkowym i to mnie go pi�tkowy zabiera�. Ale nie zamierza�em podda� si� tak �atwo. Czekaj, ju� ja ci dam rad�, pomy�la�em, wybieg�em na korytarz, stamt�d do komory silnikowej, gdzie przedtem podczas gonitwy zauwa�y�em le��cy na pod�odze t�gi dr��ek, s�u��cy do grzebania w stosie atomowym, chwyci�em go i tak uzbrojony pogna�em do kajuty. Tamten by� ju� w skafandrze, tylko he�mu nie zd��y� jeszcze na�o�y�. 28 STANIS�AW LEM - �ci�gaj skafander! - rzuci�em mu w twarz, gro�nie zaciskaj�c pa�k�. - Ani my�l�. -�ci�gaj, m�wi�! Zastanowi�em si� przez chwil�, czy mam go uderzy�. Troch� peszy�o mnie to, �e nie mia� ani podsiniaczonego oka, ani guz�w na czole, jak ten pi�tkowy, kt�rego odkry�em w �azience, ale nagle zrozumia�em, �e tak musi w�a�nie by�. Tamten pi�tkowy by� ju� teraz na pewno sobotni, a mo�e nawet buja� w okolicach niedzieli, natomiast obecny pi�tkowy, kt�ry tkwi� w skafandrze, byt niedawno czwartkowym, w kt�rego to czwartkowego ja zn�w si� przekszta�ci�em o p�nocy, tak wi�c zbli�a�em si� po schodz�cej krzy-wi�nie p�tli czasu do miejsca, w kt�rym pi�tkowy sprzed pobicia mia� si� sta� pobitym pi�tkowym. Ale powiedzia� przedtem, �e urz�dzi� go tak niedzielny, kt�rego tymczasem nie by�o ani �ladu: w kajucie stali�my sami, on i ja. Nag�a chytro�� wype�ni�a mi m�zg o�lepiaj�cym �wiat�em. - �ci�gaj skafander! - hukn��em gro�nie. - Czwartkowy, odczep si�! - zawo�a�. - Nie jestem czwartkowy! Jestem NIEDZIELNY! - wrzasn��em, ruszaj�c do ataku. Usi�owa� mnie kopn��, ale buty skafandra s� bardzo ci�kie, i nim podni�s� nog�, da�em mu ju� pa�k� po g�owie. Niezbyt mocno, rozumie si�, bo ju� na tyle wprawi�em si� w to wszystko, i� wiedzia�em, �e to ja z kolei sam, kiedy z czwartkowego stan� si� pi�tkowym, dostan� w �eb, a nie zale�a�o mi na tym, aby sobie samemu rozbija� czaszk�. Pi�tkowy upad� i st�kaj�c trzyma� si� za g�ow�, a ja brutalnie zdziera�em ze� skafander; gdy chwiejnym krokiem ruszy� do �azienki, mamrocz�c "gdzie wata... gdzie woda gulardowa..." - szybko zacz��em wdziewa� ten str�j pr�niowy, o kt�ry tak walczyli�my, gdy wtem zauwa�y�em wystaj�c� spod ��ka ludzk� nog�. DZIENNIKI GWIAZDOWE 29 Zajrza�em tam, kl�kn�wszy. Pod ��kiem le�a� cz�owiek i staraj�c si� st�umi� mlaskanie, pospiesznie z�era� ostatni� tabliczk� czekolady mlecznej, kt�r� sobie zostawi�em w kuferku na czarn� godzin� galaktyczn�. �ajdak �pieszy� si� tak, �e jad� czekolad� razem ze strz�pkami cynfolii, kt�re b�yszcza�y mu na wargach. - Zostaw t� czekolad�! - hukn��em, ci�gn�c go za nog�. - Kto ty jeste�? Czwartkowy?... - doko�czy�em ciszej i z nag�ym niepokojem, pomy�la�em bowiem sobie, �e by� mo�e ja ju� sam staj� si� teraz pi�tkowym, i przyjdzie mi zainkasowa� ci�gi, kt�re poprzednio zaaplikowa�em pi�tkowemu. - Niedzielny jestem - wybe�kota� pe�nymi ustami. Zrobi�o mi si� niewyra�nie. Albo k�ama�, w takim razie nie mia�o to znaczenia, albo m�wi� prawd�, a w takim wypadku nieuchronnie grozi�y mi guzy, poniewa� to przecie� niedzielny pobi� pi�tkowego i pi�tkowy sam przedtem mi to powiedzia�, a ja podszywaj�c si� potem pod niedzielnego, da�em mu pa�k�. Ale, pomy�la�em sobie, je�li k�amie nawet, �e jest niedzielnym, to w ka�dym razie mo�liwe, �e jest p�niejszy ode mnie, a skoro jest p�niejszy, pami�ta to wszystko, co ja, a wi�c wie ju�, �e ja ok�ama�em pi�tkowego, mo�e wi�c z kolei podej�� mnie analogicznym sposobem, bo to, co by�o moim podst�pem wojennym, dla niego jest ju� po prostu wspomnieniem, z kt�rego mo�e swobodnie korzysta�. Gdy tak trwa�em w niepewno�ci, co robi�, zjad� reszt� czekolady i wylaz� spod ��ka. - Je�eli jeste� niedzielny, gdzie masz skafander!? - zawo�a�em tkni�ty now� my�l�. - Zaraz b�d� go mia� - rzek� spokojnie i nagle zauwa�y�em w jego d�oni pa�k�... Zobaczy�em jeszcze silny b�ysk, jakby wybuch kilkudziesi�ciu Supernowych naraz, po czym straci�em przytomno��. Ockn��em si�, siedz�c na pod�odze w 30 STANIS�AW LEM �azience; kto� si� dobija� do drzwi. J��em opatrywa� si�ce i guzy, a tamten wci�� stuka�; okaza�o si�, �e to �rodowy. Pokaza�em mu po chwili moj� guzowat� g�ow�, poszed� z czwartkowym po narz�dzia, potem by�a bieganina, szarpanie skafandr�w, wreszcie i to jako� prze�y�em i sobotnim rankiem wlaz�em pod ��ko, aby sprawdzi�, czy nie ma aby jakiej� tabliczki czekolady w kuferku. Kto� poci�gn�� mnie za nog�, kiedy zjada�em ostatni� mleczn�, kt�r� odkry�em pod koszulami; by� to ju� nie wiem kto, ale na wszelki wypadek uderzy�em go pa�k� w g�ow�, zdj��em ze� skafander i mia�em go w�a�nie w�o�y�, kiedy rakieta wpad�a w kolejny wir. Gdy odzyska�em przytomno��, kajuta by�a pe�na ludzi. Ledwo mo�na si� by�o w niej porusza�. Jak si� okaza�o, wszyscy byli mn�, z r�nych dni, tygodni, miesi�cy, a jeden podobno by� nawet z przysz�ego roku. Sporo by�o os�b pot�uczonych i z podbitymi oczami, a pi�ciu spo�r�d obecnych mia�o na sobie skafandry. Ale zamiast wyj�� natychmiast przez klap�, by naprawi� uszkodzenie, j�li spiera� si�, targowa�, dyskutowa� i k��ci�. Chodzi�o o to, kto kogo pobi� i kiedy. Sytuacj� komplikowa�o po pierwsze to, �e pojawili si� ju� przedpo�udniowi i popo�udniowi, obawia�em si� wi�c, �e je�li to tak dalej p�jdzie, rozdrobni� si� na minutowych i sekundowych, po wt�re za� wi�kszo�� obecnych k�ama�a jak z nut, tak �e do dzi� nie wiem naprawd�, kogo bi�em i kto mnie bi�, kiedy toczy�a si� ca�a historia w tr�jk�cie mi�dzy czwartkowym, pi�tkowym i �rodowym, kt�rymi kolejno by�em. Mam wra�enie, �e przez to, i� sam k�ama�em pi�tkowemu, jakobym by� niedzielnym, dosta�em o jeden raz za wiele, ani�eliby to wynika�o z kalendarzowej rachuby. Ale wol� raczej nie wraca� ju� my�l� do tych niemi�ych wspomnie�, bo cz�owiek, kt�ry przez okr�g�y tydzie� nie robi� nic innego, jak tylko bi� sam siebie, nie ma szczeg�lnych powod�w do dumy. DZIENNIKI GWIAZDOWE 31 Tymczasem k��tnie trwa�y. Rozpacz ogarnia�a na widok tej bezczynno�ci i marnowania czasu, podczas gdy rakieta p�dzi�a wci�� �lepo przed siebie, co jaki� czas wpadaj�c w wiry grawitacyjne pr�ni. W ko�cu ci w skafandrach pobili si� z tymi bez skafandr�w. Pr�bowa�em wnie�� jaki taki �ad w �w kompletny ju� chaos i w ko�cu po nadludzkich wysi�kach uda�o mi si� zorganizowa� co� w rodzaju zebrania, przy czym ten z przysz�ego roku zosta�, jako najstarszy, wybrany przez aklamacj� przewodnicz�cym. Potem wybrali�my jeszcze komisj� skrutacyjn�, komisj� matk� i komisj� wolnych wniosk�w, a czterech z przysz�ego miesi�ca zosta�o s�u�b� porz�dkow�. W mi�dzyczasie jednak przeszli�my przez ujemny wir, kt�ry zredukowa� nasz� liczb� do po�owy, tak �e we wst�pnym tajnym g�osowaniu zabrak�o quorum i przed przyst�pieniem do wyboru kandydat�w na naprawiaczy ster�w trzeba by�o zmienia� statut. Mapa zwiastowa�a zbli�anie si� kolejnych wir�w, kt�re obraca�y wniwecz dotychczasowe osi�gni�cia: raz znikali wybrani ju� kandydaci, to zn�w pojawiali si� wtorkowy i pi�tkowy, z g�ow� obwi�zan� r�cznikiem, i wszczynali niesmaczne awantury. Po przej�ciu przez bardzo silny wir dodatni ledwo mie�cili�my si� w kajucie i korytarzu, a o tym, �eby otworzy� klap�, dla braku miejsca, nie by�o nawet mowy. Najgorsze by�o to wszak�e, i� rozmiary czasowych przesuni�� coraz bardziej ros�y, pojawiali si� ju� jacy� szpakowaci, a nawet tu i �wdzie widnia�y kr�tko ostrzy�one g�owy dzieci, to jest, rozumie si�, wszystkimi by�em ja sam z okresu mego pachol�ctwa. Nie pami�tam, doprawdy, czy by�em wci�� jeszcze niedzielnym, czy te� ju� poniedzia�kowym. Zreszt� i tak nie mia�o to �adnego znaczenia. Dzieci p�aka�y, �e je dusz� w t�oku, i wo�a�y mamy, przewodnicz�cy - Tichy z przysz�ego roku, kl�� jak szewc, bo �rodowy, kt�ry wlaz� w da- 32 STANIS�AW LEM remnym poszukiwaniu czekolady pod ��ko, ugryz� go w nog�, kiedy tamten nast�pi� mu na palec. Widzia�em, �e to wszystko razem �le si� sko�czy, zw�aszcza i� tu i �wdzie pokazywa�y si� ju� siwe brody. Mi�dzy 142 a 143 wirem pu�ci�em w obieg list� obecno�ci, ale wtedy wysz�o na jaw, �e sporo obecnych oszukuje. Podawali fa�szywe dane osobiste. B�g jeden raczy wiedzie� dlaczego; mo�e panuj�ca atmosfera zm�ci�a ich umys�y. Ha�as i szum by�y takie, �e porozumiewa� si� mo�na by�o tylko krzycz�c ze wszystkich si�. Naraz jeden z zesz�orocznych Ijon�w wpad� na �wietny, jak si� zdawa�o, pomys�, aby najstarszy spo�r�d nas opowiedzia� histori� swego �ycia; dzi�ki temu mia�o si� wyja�ni�, kto ma w�a�ciwie naprawi� stery. Najstarszy bowiem mie�ci� w swym przesz�ym do�wiadczeniu wszystkich obecnych z r�nych miesi�cy, dni i lat. Jako� zwr�cili�my si� w tej sprawie do srebrnow�osego starca, kt�ry lekko dr��c, podpiera� w k�cie �cian�. Zapytany, j�� nam d�ugo i szeroko opowiada� o swych dzieciach i wnucz�tach, a potem przeszed� do podr�y kosmicznych, kt�rych do�wiadczy� bez liku podczas dziewi��dziesi�ciu bodaj�e lat �ywota. Tej, kt�ra si� w�a�nie odbywa i by�a dla nas jedynie wa�na, starzec nie pami�ta� w og�le, wskutek og�lnej sklerozy i podniecenia, jednak�e by� tak zadufa�y, �e nie chcia� si� do tego za nic przyzna� i wci�� odpowiada� wymijaj�co, uporczywie wracaj�c do swych wysokich koneksji, order�w i wnucz�t, �e w ko�cu zakrzyczeli�my go i nakazali�my mu milczenie. Dwa nast�pne wiry okrutnie przetrzebi�y zebranych. Po trzecim nie tylko zrobi�o si� lu�niej, ale znikli te� wszyscy w skafandrach. Zosta� tylko jeden pusty skafander, kt�ry komisyjnie powiesili�my w korytarzu i wr�cili�my na obrady. Po nowej bitce o zaw�adni�cie tym tak cennym ubiorem przyszed� nowy wir i nagle zrobi�o si� pusto. Siedzia�em na pod�odze z zapuchni�- DZIENNIKI GWIAZDOWE 33 tymi oczami, w dziwnie przestronnej kajucie, po�r�d strzaskanych sprz�t�w, strz�p�w odzie�y i podartych ksi��ek. Pod�oga zasypana by�a kartkami g�osowania. Mapa powiedzia�a mi, �e przeby�em ju� ca�� stref� grawitacyjnych wir�w. Nie mog�c liczy� na duplikacj�, a wi�c i na usuni�cie defektu, popad�em w odr�twienie i rozpacz. Kiedy wyjrza�em w jak�� godzin� potem na korytarz, ze zdumieniem zauwa�y�em brak skafandra. Przypomnia�em sobie wtedy jak przez mg��, �e tu� przed ostatnim wirem dwaj malcy ukradkiem wysun�li si� na korytarz. Czy�by we dw�ch w�o�yli jeden skafander?! Ra�ony nag�� my�l�, podbieg�em do ster�w. Dzia�a�y! A zatem ci malcy naprawili uszkodzenie, podczas gdy my�my grz�li w ja�owych sporach. Przypuszczam, �e jeden w�o�y� r�ce w r�kawice skafandra, a drugi - w jego nogawki; w ten spos�b mogli trzyma� r�wnocze�nie klucze dokr�caj�ce �ruby z obu stron ster�w. Pusty skafander odkry�em w komorze ci�nie�, za klap�. Wnios�em go do wn�trza rakiety niczym relikwi�, czuj�c w sercu niezmiern� wdzi�czno�� dla tych dzielnych ch�opak�w, kt�rymi by�em tak dawno temu! Tak si� zako�czy�a ta, bodaj jedna z najbardziej osobliwych moich przyg�d. Dolecia�em szcz�liwie do celu, dzi�ki inteligencji i odwadze, kt�re przejawi�em jako dwoje dzieci. Powiadano potem, �e histori� t� zmy�li�em, a co z�o�liwsi pozwalali sobie na insynuacj�, jakobym mia� s�abo�� do alkoholu, skrz�tnie ukrywan� na Ziemi, kt�rej ho�duj� �mia�o w ci�gu d�ugich lat podr�y kosmicznych. B�g jeden wie, jakie jeszcze plotki rozpowszechniano na ten temat - ale tacy ju� s� ludzie: daj� ch�tniej wiar� najbardziej nieprawdopodobnym bzdurom ani�eli autentycznym faktom, kt�re pozwoli�em sobie tu przedstawi�. 2 - Dzienniki gwiazdowe t. PODRӯ �SMA A wi�c sta�o si�. By�em delegatem Ziemi w Organizacji Planet Zjednoczonych czy �ci�lej - kandydatem, chocia� i nie tak by�o, nie moj� bowiem, lecz ca�ej ludzko�ci kandydatur� mia�o rozpatrzy� Zgromadzenie Plenarne. W �yciu nie odczuwa�em tak potwornej tremy. Wyschni�ty j�zyk obija� si� o z�by jak ko�ek, a kiedy szed�em po roz�o�onym od astrobusa czerwonym chodniku, nie wiedzia�em, czy to on tak mi�kko ugina si� pode mn�, czy moje kolana. Nale�a�o oczekiwa� przem�wie�, a ja s�owa nie wykrztusi�bym przez spieczone emocj� gard�o, ujrzawszy wi�c du��, l�ni�c� maszyn� z chromowanym szynkwasem oraz ma�ymi szparkami na monety, czym pr�dzej wrzuci�em jedn�, podstawiaj�c zapobiegliwie przygotowany kubek termosu pod kran. By� to pierwszy mi�dzyplanetarny incydent dyplomatyczny ludzko�ci na arenie galaktycznej, poniewa� rzekomy automat z wod� sodow� okaza� si� zast�pc� przewodnicz�cego delegacji tarraka�skiej w pe�nej gali. Na ca�e szcz�cie to w�a�nie Tarrakanie podj�li si� zarekomendowania naszej kandydatury na sesji, ja jednak nie od razu si� o tym dowiedzia�em, to za�, �e �w wysoki dyplomata oplu� mi buty, wzi��em za z�y znak, fa�szywie, gdy� by�a to tylko wonna wydzielina gruczo��w powitalnych. Poj��em wszystko, prze�kn�wszy tabletk� informa-cyjno-translacyjn�, kt�r� poda� mi jaki� �yczliwy urz�dnik DZIENNIKI GWIAZDOWE 35 OPZ; natychmiast otaczaj�ce mnie, brz�kliwe d�wi�ki zmieni�y si� mych uszach w doskonale zrozumia�e s�owa, czworobok aluminiowych kr�gli u ko�ca pluszowego dywanu sta� si� p�kompani� honorow�, za� witaj�cy mnie Tarrakanin, do tej chwili przypominaj�cy raczej bardzo du�� strucl�, wyda� mi si� osob� od dawna znan�, o zupe�nie przeci�tnym wygl�dzie. Nie opu�ci�a mnie tylko trema. Podjecha� ma�y toczak, przekonstruowany specjalnie dla przewozu istot dwunogich, jak ja, towarzysz�cy mi Tarrakanin nie bez trudu wd�awi� si� za mn� do jego wn�trza i siadaj�c zarazem po mej prawej i lewej stronie, rzek�: - Szanowny Ziemianinie, musz� panu wyja�ni�, �e nast�pi�a drobna komplikacja proceduralna, zwi�zana z tym, �e w�a�ciwy przewodnicz�cy naszej delegacji, najbardziej powo�any do wprowadzenia waszej kandydatury jako specjali-sta-Ziemista, zosta� niestety wczoraj wieczorem odwo�any do stolicy i ja mam go zast�pi�. Czy zna pan protok�... ? - Nie... nie mia�em okazji - wyb�ka�em, nie mog�c jako� definitywnie usadowi� si� na fotelu toczaka, kt�ry nie zosta� dostatecznie przysposobiony dla potrzeb ludzkiego cia�a. Siedzenie przypomina�o strom� jam� prawie p�metrowej g��boko�ci, tak �e na wybojach kolanami dotyka�em czo�a. - No, nic, poradzimy sobie... - rzek� Tarrakanin. Jego fa�dzista szata, zaprasowana w graniaste kszta�ty o metalicznym poblasku, kt�r� wzi��em przedtem za bufet, wyda�a lekki d�wi�k, on za�, odchrz�kn�wszy, ci�gn��: - Histori� wasz� znam; c� za wspania�a rzecz, ludzko��! zapewne, wiedzie� wszystko, to nale�y do mych obowi�zk�w. Delegacja nasza wyst�pi w punkcie porz�dku dziennego osiemdziesi�tym trzecim, z wnioskiem przyj�cia was w poczet Zgromadzenia jako cz�onk�w pe�noprawnych, zupe�nych i wszechstronnych... a papier�w uwierzy- 36 STANIS�AW LEM telniaj�cych nie zgubi� pan czasem?! - wtr�ci� tak nagle, �e drgn��em ca�y i zaprzeczy�em gorliwie. �w pergaminowy rulon, nieco rozmi�k�y od potu, �ciska�em w prawicy. - Dobrze - podj�� - wi�c, nieprawda�, wyg�osz� przem�wienie, obrazuj�ce wasze wysokie osi�gni�cia, kt�re uprawniaj� was do zaj�cia miejsca w Federacji Astralnej... jest to, rozumie pan, pewnego rodzju staro�ytna formalno��; nie spodziewacie si� chyba jakich� wyst�pie� opozycyjnych... co? - Nnie... nie s�dz� - b�kn��em. - Zapewne! Sk�d�e by zreszt�! Wi�c formalno��, nieprawda�, niemniej potrzebne mi s� pewne dane. Pakty, szczeg�y, rozumie pan? Energi� atomow�, rozumie si�, dysponujecie? - O tak! tak! - zapewni�em skwapliwie. - �wietnie. A, istotnie, mam to tutaj, przewodnicz�cy zostawi� mi swoje notatki, ale jego charakter pisma, hm, wi�c... od jak dawna dysponujecie t� energi�? - Od sz�stego sierpnia 1945! - Wybornie. Co to by�o? Pierwsza stacja energetyczna? - Nie - odpar�em, czuj�c, �e si� rumieni� - pierwsza bomba atomowa. Zniszczy�a Hiroszim�... - Hiroszim�? Jaki� meteor? - Nie meteor... miasto. - Miasto? - rzek� z lekkim niepokojem. - Wi�c jak by to powiedzie�... - medytowa� przez chwil�. - Lepiej nic nie m�wi� - zdecydowa� nagle. - No, dobrze, ale jakie� powody do chwaty s� mi niezb�dne. Prosz� co� podsun��, szybko, za chwil� b�dziemy na miejscu. - E... e... loty kosmiczne - zacz��em. - Rozumiej� si� same przez si�, gdyby nie one, nie by�oby pana tutaj - wyja�ni� mi, jak pomy�la�em, troch� zbyt obcesowo. - Czemu po�wi�cacie g��wn� cz�� dochodu DZIENNIKI GWIAZDOWE 37 narodowego? No, prosz� sobie przypomnie�, jakie� ogromne przedsi�wzi�cia in�ynieryjne, architektura w skali kosmicznej, wyrzutnie grawitacyjno-s�oneczne, co? - podpowiada� mi szybko. - A, buduje si�... buduje - wypali�em. - Doch�d narodowy nie jest zbyt wielki, sporo poch�aniaj� zbrojenia... - Zbrojenia czego? kontynent�w? Przeciwko trz�sieniom ziemi? -Nie... wojska... armii... - Co to jest? Hobby? - Nie hobby... konflikty wewn�trzne - be�kota�em. - To nie jest �adna rekomendacja! - powiedzia� z jawnym niesmakiem. - Przecie� nie przylecia� pan tu prosto z jaskini! Uczeni wasi musieli dawno obliczy�, �e og�lnoplanetarna wsp�praca jest zawsze korzystniejsza od walki o �upy i hegemoni�! - Obliczyli, obliczyli, ale s� przyczyny... natury historycznej, prosz� pana. - Zostawmy to! - rzek�. - Przecie� ja nie mam was tutaj broni� jako oskar�onych, ale zaleca�, rekomendowa�, wylicza� wasze zas�ugi i cnoty. Rozumie pan? - Rozumiem. J�zyk mia�em tak sztywny, jakby mi go kto zamrozi�, ko�nierzyk frakowej koszuli d�awi�, gors jej rozmi�ka� od potu, lec�cego strumieniami, zaczepi�em listami uwierzytelniaj�cymi o ordery i naddartem zewn�trzny arkusz. Tar-rakanin, niecierpliwy, zarazem pa�sko-wzgardliwy i cz�ci� swego ducha nieobecny, podj�� z niespodziewanym spokojem i mi�kko�ci� (szczwany dyplomata!): - B�d� m�wi� raczej o waszej kulturze. O jej wybitnych osi�gni�ciach. Macie kultur�?! - dorzuci� z nag�a. - Mamy! wspania��! - zapewni�em go. - To dobrze. Sztuka? 38 STANIS�AW LEM - O, tak! muzyka, poezja, architektura... - A wi�c jednak architektura! - zawo�a�. - Doskonale. Musz� sobie zanotowa�. �rodki wybuchowe? - Jak to wybuchowe? - No, eksplozje stw�rcze, sterowane, dla regulacji klimatu, przesuwania kontynent�w, �o�ysk rzecznych - macie to? - Na razie tylko bomby... - powiedzia�em i szeptem ju� doda�em: - Ale s� bardzo rozmaite, napalm, fosfor, nawet z gazem truj�cym... - To nie to - powiedzia� sucho. - B�d� si� trzyma� �ycia duchowego. W co wierzycie? Ten maj�cy nas rekomendowa� Tarrakanin nie by�, jak ju� si� zorientowa�em, specjalist� od ziemskich spraw i my�l o tym, �e istota o podobnej ignorancji ma niebawem zadecydowa� swym wyst�pieniem O naszym by� lub nie by� na forum ca�ej Galaktyki, zapar�a mi, prawd� m�wi�c, dech. Co za pech - my�la�em - trzeba� by�o, �e akurat musieli odwo�a� tego w�a�ciwego, kt�ry by� Ziemist�! - Wierzymy w powszechne braterstwo, wy�szo�� pokoju i wsp�pracy nad wojn� i nienawi�ci�, uwa�amy, �e cz�owiek powinien by� miar� wszystkich rzeczy... Po�o�y� ci�k� przylg� na moim kolanie. - Dlaczego cz�owiek? - powiedzia�. - Zreszt�, mniejsza o to. Ale pana wyliczenie jest negatywne: brak wojny, brak nienawi�ci - na lito�� mg�awicow�, nie macie �adnych pozytywnych idea��w? By�o mi okropnie duszno. - Wierzymy w post�p, w lepsze jutro, w pot�g� nauki. - Nareszcie co�! - zawo�a�. - Tak, nauka... to dobre, to mi si� przyda. Na jakie nauki �o�ycie najwi�cej? - Na fizyk� - odpar�em. - Badania nad energi� atomow�. DZIENNIKI GWIAZDOWE 39 - Ju� wiem. Wie pan co? Niech pan tylko milczy. Ju� ja si� tym zajm�. Ja b�d� m�wi�. Prosz� zostawi� mi wszystko. Otuchy! - Wypowiada� te s�owa, gdy maszyna zatrzymywa�a si� przed gmachem. Kr�ci�o mi si� w g�owie i wirowa�o w oczach; prowadzono mnie kryszta�owymi korytarzami, jakie� niewidzialne zapory rozsuwa�y si� z melodyjnym westchnieniem, potem p�dzi�em w d�, w g�r�, znowu w d�, Tarrakanin sta� obok mnie, olbrzymi, milcz�cy, otulony fa�dzistym metalem, nagle wszystko znieruchomia�o, szklisty balon wyd�� si� przede mn� i p�k�. Sta�em na dnie sali Zgromadzenia Og�lnego. Amfiteatr, rozszerzaj�c si� lejowato, bieg� w g�r� m�yncami �aw okr�n