Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków
Szczegóły |
Tytuł |
Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Bukowiecka Zofia
KAZIMIERZ WIELKI
KRÓL CHLOPKÓW
Kazimierz Wielki, król chłopków.
Mam wam dziś opowiadać o gospodarzu
i monarsze, za którego rządów zakwitła Polska
postępem, jak kwiat kwitnie krasą. A zanim mówić
zacznę o Kazimierzu, synu Łokietkowym, bierze
mnie ochota przyklęknąć w Krakowie u jego trumny
i całować kamień grobowy, na którym wyobra-
żony jest w majestacie monarszym, z twarzą mą-
drą i sprawiedliwą. Bije z tej twarzy siła. Poznasz
odrazu, że to nie książątko dzielnicy tu leży, tylko
ojciec i sędzia wielkiego narodu.
Był też ojcem Ojczyzny i sędzią narodu Ka-
zimierz Piast, syn Łokietka. Wielkim nazwała go
cała Polska, a lud wieśniaczy jeszcze wyłącznie
swoim monarchą, królem chłopów ogłosił.
Czas też był wielki, aby odżyła Polska po
latach klęsk i swarów. Zanosiło się już dawno na
lepszy porządek; pragnęli go wszyscy prawi oby-
watele, a za rządów bohatera Łokietka czuł już
każdy, że krzepnie moc w narodzie. Łokietek uczył
swoim przykładem, jak Ojczyznę kochać należy
i rozumieć swoje względem niej obowiązki, — nie
Strona 2
ten lub ów szmat ziemi, lecz całą wielką Ojczyznę,
tak jak ją Chrobry w snop Piastowy związał,
gdzie tylko brzmi polska mowa, gdzie pieśń do
Bogarodzicy rozbrzmiewa po kościołach.
Tego uczył, takie ziarno zgody i cnoty oby-
watelskiej rzucał Łokietek; że zaś siew odrodze-
nia Ojczyzny zlewał obficie własną krwią i potem,
więc plon pracy małego króla wyrósł piękny. On
go nie dożył, umarł jednak szczęśliwy, bo wzniósł
dla syna mocny zrąb gmachu narodowego, widział
jutrzenkę dnia chwały. Teraz miał przyjść gospo-
darz, który uczyni przed Bogiem i przed narodem
obrachunek z tego, co Polska przez ostatnie wieki
zdziałała dla postępu świata, co jej dalej czynić
należy.
Ucząc się historji, trzeba mieć zawsze i prze-
dewszystkiem na pamięci to, że praca nad uszla-
chetnieniem i wzbogaceniem ludzkości ustać nie
może, że jest ona z woli Bożej celem życia czło-
wieka i życia całych narodów na ziemi.
Polska w podziałach, rozdarta wojną domową,
musiała zbiednieć i zdziczeć, bogactwa jej zmalały,
nie stawiała miast, nie budowała pięknych świątyń,
nie pisała mądrych ksiąg, nie zakładała szkół.
W obronie szczęścia i postępu, czyli cywilizacji
świata, dała jednak to, co miała najdroższego:
krew swoją na polach lignickich 1). Zasłoniła włas-
ną piersią Europę od pożogi pogańskich Tatarów,
którzy ujarzmili Ruś, a oparli się dopiero na sto-
sach męczenników polskich. Robiąc więc obrachu-
Strona 3
nek zasług naszego narodu w pracy nad postępem
świata, możemy powiedzieć śmiało, że ochroniliśmy
ten postęp od zagłady mongolskiej, że, dzięki bo-
haterstwu rycerzy lignickich, mogli Niemcy, Czesi
i Węgrzy pracować dla cywilizacji.
Ale to za mało. Polska zjednoczona pod ber-
łem ukoronowanego Łokietka, czekała teraz na
gospodarza mądrego i silnego, aby zakwitnąć postę-
pem i dorobek własnej pracy cywilizacyjnej do-
rzucić do dorobku całego świata.
Dał nam Bóg takiego monarchę w Kazimie-
rzu Trzecim. Jak przed wschodzącem słońcem
uciekają do lasu wrony i puhacze, a sowy milkną,
tak przed wielkim majestatem prawdziwego Piasta
umilkły waśnie domowe, spokornieli sąsiedzi, prze-
stali krakać Niemcy-osadnicy. Polacy poczuli się
sobą i u siebie w Polsce.
— Król, Ojczyzna, święta wiara, komu nie
w smak, temu wara! — mówił ten i ów. Rosła
w narodzie śmiałość i fantazja rycerska, bo po-
czuli wszyscy, że Kazimierz pan jest miłościwy
i kochany, ale przytem monarcha, co się zowie,
z rodu i wychowania. Łokietka młodość zeszła na
poniewierce, na tułaczce, to zaś orlę urodziło się
w zamku królewskim, odraz u na ptaka królew-
skiego; gdy zaś podrósł Kazimierz, słał go ojciec
do szwagra na dwór węgierski. Tam najlepiej
mógł się królewicz rycerskiego nauczyć obyczaju
i poznać, jak wiele ludy na Zachodzie zdziałały
dla postępu świata, jak dalece wyprzedziły Polskę
Strona 4
w cywilizacji.
Królem węgierskim, szwagrem Kazimierza,
ożenionym z córką Łokietka Elżbietą, był Karol
Robert. Pochodził on z francuskiej Andegaweńczy-
ków rodziny, a Francja od wieków słynęła nau-
kami, miała akademję, czyli najwyższą uczelnię,
wtedy już, kiedy u nas Chrobry dopiero zaczynał
budować państwo; miała miasta bogate, rycerzy
sławnych, mieszczan, miłujących ojczyznę, księgi,
pięknemi rycinami ozdobne, wspaniałe świątynie
i zamki.
Karol Robert wprowadził do Węgier obyczaj
francuski, uczył wszystkiego, co umiano w boga-
tej Francji, pytał też pewno nieraz żony i szwa-
gra: »Jak u was w Polsce?«
Goryczą takie słowa zalewały serce królewi-
cza Kazimierza. Miałże opowiadać obcym, że Oj-
czyzna jego zdziczała od kłótni, że bracia rozdzie-
rają między sobą bogactwa, zamiast je mnożyć,
że Tatarzyn pustoszy Polskę z krańca w kraniec,
a lud nie ma obronnych miast, gdzieby się schro-
nić i stawić opór najeźdźcom?
Syn z boleścią słucha użaleń nad nędzą matki.
On wie, że jego obowiązkiem wytężyć siły i przy-
odziać rodzicielkę.
Takie wielkie chcenie budziło się w sercu
Kazimierza, ilekroć myślał nad zubożeniem Polski,
nad spalonymi jej grodami, zdziczałym ludem, za-
tamowanym handlem, poniżoną godnością monar-
szą. Młody był bardzo, kiedy przez śmierć ojca
Strona 5
został panem stolicy krakowskiej, ale pokazał
wprędce, że potrafi sam podołać rządom, co zaś
ważniejsza jeszcze, potrafi porwać za sobą naród
do twórczej, mrówczej pracy. Aby pracę taką roz-
począć i prowadzić z korzyścią, musiał Kazimierz
zapewnić sobie spokój od sąsiadów. Okupił go
ciężkiemi ofiarami, bo odstąpił Śląsk Czechom, aby
raz nareszcie przestali rościć sobie prawa do ko-
rony polskiej Upominali się o nią od czasu, jak
Wacław czeski koronowany był na króla w &a»^
kowie. Gorzko przyszło Polakom pokutować za to,
że puścili do stolicy obcego z krzywdą Piasta Ło-
kietka; teraz ten obcy za swoje prawa zabierał
piękny kęs ojcowizny.
Ubezpieczony zgodą z Czechami, zawarł je-
szcze Kazimierz ugodę z Krzyżakami, mocą której
przyznawał im prawa do ziem, na Pomorzu zdo-
bytych. I znów przyszło nam ciężko pokutować
za błąd Konrada mazowieckiego, który w granice
Polski puścił pająka-Krzyżaka. Ale mądry król nie
mógł inaczej postąpić. Wiedział on, że trzeba za
jakąbądź cenę zapewnić Ojczyźnie odetchnienie
po wojnach, aby odrodzona i potężna, mogła za-
jąć godne miejsce wśród innych narodów.
Mówią ludzie o królu Kazimierzu, że zastał
Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Prawda
to jest nietylko dlatego, że na miejsce grodów,
spalonych przez Tatarów, wznosił nowe, trwałe
budowle, ale i dlatego, że całe gospodarstwo na-
rodowe do porządku przyprowadził i na długie
Strona 6
lata umocował. Z niezgodnego kurnika zbudował
napowrót gniazdo orle i, jak orzeł, rozpostarł nad
niem potężne skrzydła ojcowskie.
Najprzód więc wstrzymał ludy swoje od bez-
użytecznych wojen, a potem ludy te zachęcił
i przyuczył do pracy; żeby zaś pracowali ochotnie
i zgodnie, musiał dać baczenie, aby jeden syn dru-
giego nie krzywdził. Nie bał się już Niemców,
owszem, pozwalał im osiadać w Polsce, ale zabro-
nił mieszczanom odwoływać się ze swemi spra-
wami i sądami do niemieckiego Magdeburga po
sprawiedliwość, tylko na miejscu wymierzać ją ka-
zał i dlatego ustanowił w Krakowie sąd, z siedmiu
wójtów złożony, który sądem miejskim nazywano.
Czyniąc tak, słusznie i dobrze postąpił Kazi-
mierz. Byłoż słusznem, aby obywatele miast pol-
skich do Magdeburga, do Niemców nad Elbę, pro-
cesować się jeździli? Alboż brakło w Polsce ludzi
sprawiedliwych i mądrych* którzy waśń na miejscu
załagodzić mogli? Toż prawa nasze łagodniejsze
nawet były od niemieckich, bo kiedy tam karano
zbrodnie śmiercią lub okrutnem odcięciem człon-
ków, w Polsce płacono grzywny, czyli karę pie-
niężną naznaczał sędzia za przewinienia. Prawda,
że też nie znano u nas przestępstw takich, jak na
Zachodzie. Grzeszyliśmy swarami, ale niema w histo-
rji Piastów ani monarchów okrutnych, jako ich
miały inne narody, ani czynów zbrodniczych, za
które srogie należałyby się kary.
Sprawdziło się na Kazimierzu to, co już opo-
Strona 7
wiadałam o innych Piastach. Ilekroć na stolicy
krakowskiej zasiadł monarcha mądry, monarcha-
bohater, zaraz ład wracał do kraju. Tak jest w każ-
dem gospodarstwie, tak było i u nas. Kazimierz
uczynił Polskę dość potężną na to, aby do rodzo-
nych swoich synów mogła przygarnąć i obcych
pasierbów. Garnęli się do nas Niemcy, garnęli Ży-
dzi, którym król potwierdził przywilej, dany przez
księcia kaliskiego w roku 1264, i pozwolił osiadać
w całej Polsce. Było to słusznie, bo nie należy za-
mykać chaty przed obcym, chatę jednak trzeba
uczynić tak mocną, aby jej nie roznieśli obcy przy-
bysze, lecz pokochawszy jak własną, czuli się oby-
watelami kraju zarówno z całą ludnością polską.
Ale nietylko nad pasierbami, bo i nad rodzo-
nymi synami Ojczyzny musiał czuwać Kazimierz,
aby hardość butnych ukrócić, a sprawiedliwość
wszystkim zarówno czynić. Przypomnijcie sobie,
co mówiłam o różnych stanach w Polsce, że były,
jako pięć palców, z jednej ręki wyrosłe, niejedna-
kowo przecież pracujące, niejednako harde. Kazi-
mierz, na dworze węgierskim chowany, widział po-
szanowanie, jakie tam cały naród miał dla mo-
narchy; były to czasy ciemnoty ludów, dzikości,
grubjaństwa, więc też stan duchowny musiał na-
brać znaczenia dlatego, że on tylko zajmował się
nauką i postępem, a po wszystkie wieki oświata
brała zawsze górę nad ciemnotą. Każdy zdolniej-
szy człowiek, każdy, kto miał umysł żywszy, kto
dążył do wykształcenia, zostawał księdzem, zatem
Strona 8
stan duchowny wciągał w siebie wszystkie naj-
dzielniejsze siły w narodzie, a przez to ogarniał
najważniejsze stanowiska.
Wielką zasługę położyli duchowni, bo kiedy
podzielonej na części Polsce groziło zniemczenie,
oni to stanęli murem w obronie mowy ojczystej
i obyczaju. Byli też biskupi nietylko uczonymi,
ale i doskonałymi administratorami swoich dyje-
cezji , które pod ich rządami bogaciły się han-
dlem i przyozdabiały w piękne świątynie, tak za-
sobne, że np. kościół w Gnieźnie miał prócz
innych kosztowności 400 złotych kielichów. Skarby
te oddawali nieraz biskupi na potrzeby kraju, bo
kochali prawdziwie Polskę, ale też za usługi jej
świadczone żądali, aby Piastowie stan duchowny
nad wszystkie inne, a nieraz i nad własną mo-
narszą władzę cenili.
Niemniejszy kłopot miał Kazimierz i ze sta-
nem rycerskim. Potężniały rody rycerskie, bo służba
wojenna piesza coraz więcej szła w zaniedbanie,
a cały ciężar obrony kraju brała na siebie szlachta.
Władając nieustannie orężem, na koniu, w cięż-
kiej zbroi żelaznej harcując od dzieciństwa,
krew .swą obficie wylewając za Ojczyznę, nabrała
szlachta wielkiej siły ciała i mocy ducha. Rosła
też w znaczenie, bo rody rycerskie pod jednem
hasłem, czyli zawołaniem i pod jedną chorągwią
walczyły; za Łokietka każdy taki ród miał już
swój herb, czyli znak, zabierał zgodnie głos w spra-
wach kraju, dóbr, które jego członkowie posiedli,
Strona 9
z rąk swoich nie wypuszczał i nawzajem się
wspierał.
»Rósł szłachcic z tego, co boli«, czyli z ran,
odniesionych na polu bitwy — mówiono. Ryło to
chwalebnie i pięknie; rósł w znaczenie odwagą,
jak stan duchowny rósł nauką, jak mieszczaństwo
bogactwem, nabyłem przez handel. A tymczasem
kmieć, pracujący na swojej roli, nie mógł do-
równać tamtym trzem braciom, tembardziej
zaś nie mógł im dorównać lud roboczy, z daw-
nego niewolniczego stanu wyrosły i cudzą ob-
rabiający ziemię.
Kazimierz, prawdziwy ojciec narodu, o wszyst-
kich synach równe musiał mieć baczenie, kochał
postęp i nauki, więc szanował pracę duchownych,
szanował szlachtę, bo cieszył się, że wysoko w Pol-
sce zajaśniała cnota rycerska, sam przecież naj-
przedniejszym był między wszystkimi rycerzem;
cenił stan mieszczański, gdyż, jako dobry gospo-
darz, rozumiał, że należy pomagać tym, którzy
przez przemysł i handel bogacą Ojczyznę. Ale Ka-
zimierz niedarmo Piastem się nazywał. Wywodził
ród od kmiecia, który obok tronu pług kazał
czcić narodowi, to też szczególną miłością otoczył
lud wieśniaczy, dając mu opiekę w sporach ze
stanem duchownym i rycerskim. Pamiętał dobry
król, że własny jego ojciec, Łokietek, ludowi wi-
nien był pomoc przeciw Czechom, więc ukochał
lud wiejski. Wydzielał kmieciom grunta na pra-
wach czynszu , dopomagał w zakładaniu nowych
Strona 10
osad, do osoby swojej monarszej jako gości naj-
milszych przypuszczał, między lud sam chodził,
kumał się z nim, dzielił radości i smutki, zapra-
szał jak Chrobry kmieci do swego stołu. To też
lud kochał dobrego gospodarza i swoim go królem,
królem chłopów ogłosił.
A nietylko równość stanów musiał Kazimierz
mieć na baczeniu; należało też porównać w pra-
wach i pogodzić między sobą rozmaite dzielnice
kraju, bo chociaż Łokietek połączył je w jedno
państwo i koronował się na króla polskiego, to,
zwłaszcza między Wielkopolską a Małopolską, od
dawna panowała niechęć, powiem wam zaraz
dlaczego.
W Wielkopolsce, około Gniezna, Kruszwicy,
Poznania, snuła się jak z kłębka nić dziejów na-
szych; stąd wyfruwały orły Piastowe na wschód
i zachód do ludów pobratymczych, żeby je łączyć
z sobą w jeden silny snop narodowy. Tu stały ko-
lebki i trumny pierwszych Piastów; ludność wiel-
kopolska, odcięta od wszelkich obcych wpływów,
najdłużej zachowała też zwyczaje słowiańskie
i słowiańską równość, zazdrościła zaś Małopolsce,
że od czasu koronacji Łokietka Kraków wziął
przewagę nad Poznaniem. W stolicy przy boku
króla rosły w potęgę wielkie rody małopolskie,
a sąsiadując z Czechami i Węgrami, zatracały po-
woli stary obyczaj słowiański.
Gniewało to Wielkopolan, więc chmurni, po-
Strona 11
kręcali wąsa i mówili:
»Wiedzcie no, mosanie, co znaczą Wielkopolanie,
»Co to Lecha osadnicy od Poznania i Kruświcy!«
A urażeni Małopolanie odpowiadali na prze-
chwałkę przechwałką:
»My też zuchy jacy tacy, małopolscy Krakowiacy;
»W naszej ziemi Wanda leży, naszą ziemią Wisła
bieży«.
Dobry ojciec zrozumiał, w czem leży waśń
dzieci, i wiedział, jak jej radzić. Piastowie wiel-
kopolscy inne wprowadzili prawa od tych, jakiemi
się rządzono w Małopolsce; inne prawa, inne sądy,
a dla nadania Ojczyźnie siły, która tylko z jed-
ności płynie, trzeba było koniecznie porównać we
wszystkiem obie prowincje polskie, niezgody,
powstałe między niemi, zatrzeć, i tak zbratać
z sobą, żeby:
»Czy w Krakowie, czy w Poznaniu, w Sandomierzu,
czy
[w Kruświcy,
»Brat bratu zgody dochował w kochaniu, brat bratu nie
[umknął prawic«.
Wiedział i to Kazimierz, że gdy godzimy
dwóch zwaśnionych, to należy każdemu z nich
dać się wygadać osobno. Tak też uczynił mądry
król. Zwołał Wielkopolan na zjazd do Piotrkowa,
a Małopolan do Wiślicy; tu i tam wysłuchał skarg,
tu i tam rozpatrzył, jakie każda z ziem miała
zwyczaje, jakiemi rządziła się prawami, i dopiero
wyrozumiawszy wszystko dokładnie, pobratawszy
Strona 12
Krakowiaków z zuchami poznańskimi, zaprosił nie-
zgodników na nowy zjazd do Wiślicy.
Działo się to roku 1368. Należy pamiętać tę
datę, bo na zjeździe wiślickim oddał Kazimierz
narodowi mądrą i sprawiedliwą księgę praw, czyli
statut, a mądre i sprawiedliwe prawa to najcen-
niejszy z darów, jakimi monarcha obdarzyć może
swój lud.
Mamy prawo chlubić się ustawą wiślicką,
gdyż nie było w niej ani kary cielesnej, ani kary
śmierci.
Czy rozumiecie, co to znaczy? Jeśli rozumie-
cie, to odpowiedzcie mi na dwa pytania:
Kto się bić daje bezkarnie?
— Niewolnik.
Kto się ośmiela bić człowieka?
— Tyran i okrutnik.
Zapamiętajcie więc, co wam mówię z dumą
i pociechą: gospodarze-Piastowie szanowali w pod-
danym godność obywatela. Sławimy statut wiślicki,
gdyż jest on pięknem świadectwem dla Polski.
U sąsiadów naszych ze wschodu i zachodu mę-
czono ludzi torturami, bito ich srodze i nietylko
bito: w Niemczech, we Francji, w Rosji ścinali
monarchowie poddanym głowy jak makówki;
Piastowie zaś już za owych dawnych czasów, już
przed 500 laty rozumieli, że Bóg nakazuje kochać
bliźniego, jak samego siebie, a więc nie odbierać
mu życia, nie zadawać bólu; tylko poprawiać grzesz-
nika, gdy zawini przeciw prawu i Ojczyźnie.
Strona 13
Takie to uchwały postanowiono na zjeździe
w Wiślicy. A gdy naród uczyni rzecz prawdziwie
piękną i dobrą, to się nią cieszy; gdy zaś jest rad,
gdy mu na duszy rzewno od szczęścia, to i urazy
łatwo zapomina. Więc stało się, jak przewidział
mądry król: Małopolanie i Wielkopolanie podali
sobie rękę do zgody i odtąd pracowali pilnie dla
dobra Ojczyzny-Polski.
A teraz opowiem wam z kolei o innem wiel-
kiem dziele, jakie zbudował Kazimierz dla postępu
i cywilizacji narodu.
Mówiłam wam, że Chrobry i Odnowiciel za-
kładali szkoły przy klasztorach i kościołach, bo
szkoła to najpierwsze i najważniejsze bogactwo
wspólne całego narodu. Ale potem przeszła nad
Polską pożoga tatarska, spłonęły w niej miasta,
bibljoteki, świątynie, wszystkie zabytki, którymi
chlubić się zwykli synowie bogatej Ojczyzny. Zie-
mia leżała odłogiem, grody sterczały zgliszczami,
Polska obumarła i, jak Łazarz, czekała, kto z sy-
nów zawoła na nią: »Wstań, Matko!« Ale po dłu-
giej nocy zajaśniał świt dnia Bożego, obudziła się
w narodzie chęć do pracy nad odbudowaniem
dawnego porządku. Łokietek wskrzesił władzę mo-
narszą Piastów, a Kazimierz pełną garścią rzucał
w niwę ojczystą siew postępu i zamożności. Nie-
tylko bezpiecznym i zamożnym stał się każdy osad-
nik, ale zamożność społeczna rosła. Nie wstydził
się już Kazimierz ubóstwa matki-Ojczyzny, jak za
owych czasów, kiedy go pytano na dworze wę-
Strona 14
gierskim:
— Powiedz nam, czy u was w Polsce dobrze
ludzie pracują?
— Pewnie, że dobrze — mógł teraz śmiało od-
powiedzieć mądry król.
Pracowano jak w ulu, żeby nagrodzić stra-
cony czas i miody na długie zgromadzić lata. Że
zaś pracuje dobrze tylko ten, kto ma umysł oświe-
cony, więc o oświatę dla narodu starał się prze-
dewszystkiem Kazimierz i nietylko zakładał szkoły
po całym kraju, ale wysłał zdolniejszą młodzież
na naukę do sławnych uczelni, jakie mieli już
Francuzi w Paryżu, Włosi w Bolonji, Czesi w Pra-
dze. Wprędce też obok uczonych duchownych, przy-
było w Polsce i świeckich uczonych, którzy, wy-
ćwiczeni za granicą, słynęli potem na własnej ziemi.
Mądrzy prawnicy i politycy stawali przy boku króla,
żeby mu pomagać w prowadzeniu spraw ojczystych,
żeby wymierzać sądy i zapisywać, jako biegli pi-
sarze, wszystko, co w aktach narodu zachować
należy.
Nie poprzestał na tern Kazimierz, owszem, za-
pragnął więcej jeszcze uczynić dla chwały ziemi
ojczystej. Zamiast wysyłać młodzież polską do
uczelni zagranicznych, postanowił ufundować w Kra-
kowie wyższą szkołę, czyli akademję, i czynem
tym wsławił się po wiek wieków.
Za sprawą Kazimierza trysnęło w Krakowie
źródło wiedzy i nauki, powstała akademja, jakiej
nie było dotąd na północy; nie mieli jej nawet
Strona 15
Niemcy, a Polska zdobyła się na taką szkołę!
Otworzyła się dla wszystkich, nawet dla najbied-
niejszych, możność kształcenia; uczył się, kto chciał,
nie pobierano bowiem żadnej opłaty za naukę.
Sprowadził Kazimierz do Krakowa siedmiu profe-
sorów cudzoziemców i opatrzył dochodami z ko-
palni solnych w Wieliczce; liczył król, że potem
właśni polscy mistrzowie wykładać będą w jego
szkole, tymczasem jednak od obcych zapożyczyć
musiał nauczycieli. Szkoła miała własny swój rząd;
rektor był wybierany przez studentów, sądził on
sam wszelkie sprawy, a od jego wyroku nie było
już żadnego odwołania.
Zaroił się Kraków od studentów, a cała Pol-
ska od uczniów ze szkół parafjalnych. Zwano tych
uczniów żakami. Wielkie to szczęście widzieć
młodzież wesołą i pracowitą. Kochał też naród
swoich żaków, cieszył się nimi, a oni odpłacali
życzliwość ludzką, sposobiąc się pilnie i ochotnie
do służby Ojczyźnie. W czasie świąt Bożego Na-
rodzenia urządzali żakowie jasełka, obchodzili
z niemi chaty rodzicielskie i składali kmieciom ży-
czenia, śpiewając:
»Żeby wam się rodziło:
»Żytko, jak korytko,
»Pszenica, jak rękawica,
»Bób, jak żłób,
»Len, jak pień«.
A ojcowie, dumni z uczonych synów i z za-
możności swojej chaty, mówili z przechwałką:
Strona 16
»Gdy własny snop cepem walę,
»Nie dbam o bogactwa wcale«.
Taka to wesołość i taka fantazja ożywiała
naszych pradziadów, którym dał Bóg żyć pod rzą-
dami mądrego gospodarza. Dbał Kazimierz nie-
tylko o chwałę Polski, nietylko o jej zamożność,
ale i o nagrodzenie strat, jakie poniosła przez od-
danie Czechom Śląska, a Krzyżakom ziem po-
morskich. Myślał też nieustannie król, jakby te
ubytki z innej strony powetować i otworzyć nowe
drogi dla handlu. Od Bałtyku zagrodzili nam ujście
zdradliwi Niemcy, a tymczasem bogactwa naro-
dowe mnożyły się i rosły. Miałyż marnieć płody
ziemi polskiej, kiedy należało im iść w świat, kar-
mić ludy, głodne naszych chlebów i miodów? Drogą
handlową, w braku morza, mogły się stać rzeki
San i Bug, mógł ku temu samemu celowi służyć
trakt, wprost od Krakowa do Lwowa wiodący; ale
aby cel ten osiągnąć, należało pozyskać wpływy
na Rusi Czerwonej i przez nią płody nasze ku
morzu Czarnemu skierować.
Już Kazimierz Sprawiedliwy nawiązywał z Ru-
sią stosunki, pomagając księciu Romanowi do po-
zyskania księstwa Halickiego; lecz niewdzięczno-
ścią wypłacił się Roman: napadał na Polskę i mar-
nie zginął pod Zawichostem, skutkiem czego
zawrzała niechęć między dwoma narodami sło-
wiańskimi. A tylko zgoda mogła je ocalić przed
hordami Tatarów. Upadły pod ich jarzmem wschod-
nie dzielnice ruskie, zachodnie zaś, bliższe nam,
Strona 17
musiały u sąsiadów szukać oparcia od zagonów
mongolskich. Różni zgłaszali się opiekunowie, miały
chrapkę Węgry na grody czerwieńskie, ale były
obcym szczepem, więc pozyskać sobie przyjaźni
Rusinów nie umiały. Wyciągała do Haliczan ręce
Litwa, która pod księciem Olgierdem urosła w po-
tęgę; ale Litwa, niszczona i pustoszona przez Krzy-
żaków, nie dawała przystępu do cywilizacji, —
otwarte do niej wrota wiodły tylko przez Polskę.
Zgodę dwóch pokrewnych narodów ułatwiło
małżeństwo. Książę mazowiecki, Trój den, zaślubił
Marję, córkę Lwa, księcia ruskiego, i tym to spo-
sobem pokumał się król Kazimierz, głowa Pias-
tów, z panującą na Rusi rodziną Piastowską, a po
jej bezpotomnem wygaśnięciu został panem nie-
tylko Lwowa, ale całej Rusi Czerwonej z częścią
Wołynia, Sąsiedzi Słowianie z obu brzegów Sanu
wyciągnęli do siebie ręce; wiele też rodzin z nad
Wisły zaczęło przenosić rodzinne gniazda na Pod-
karpacie i w głąb Rusi, wprowadzając tam żywioł
polski. Zdobywano nowe ziemie dla Ojczyzny nie
mieczem ani uciskiem, tylko pługiem, to jest zgodną
na roli pracą.
Przez zajęcie krajów nad Sanem i Rugiem
opanowała Polska cały górny bieg Wisły, stała się
też ona za Kazimierza wewnętrzną naszą rzeką,
co przyniosło tę korzyść, że z większą siłą można
było przeć na jej ujście i hamować butę krzy-
żacką. Obsiedli oni Pomorze, jak rój obsiada smaczny
owoc, i do os podobni, wyruszali rycerze-rabusie
Strona 18
na wyprawy zaborcze po ziemiach litewskich
i pruskich. Że zaś w stal zakute mnichy umiały
nietylko po zbójecku napadać, ale i skrzęt-
nie gospodarzyć w zdobytych ziemiach, więc bo-
gactwa ich rosły. Nie w smak też szedł Krzyża-
kom rozrost Polski, bo hamowaliśmy ich handel,
oddając słusznie tą samą monetą, jaką nam pła-
cono. Za utrudniony wywóz naszych towarów
przez morze Bałtyckie zamykaliśmy im drogę zbytu
bogactw do Czech, Węgier i do Rusi, gdyż cały
handel pomiędzy północo-wschodem a południo-
zachodem skupiał się w miastach polskich.
Korzystały bowiem one z tak zwanego »pra-
wa składu«, to znaczy: nie przepuszczały żadnego
obcego kupca w głąb kraju, tylko zakupywały
od niego towar i towar ten w drugą stronę świata
same już wysyłały, zarabiając suto na pośrednic-
twie. Jeżeli zaś handel bogacił miasta, to jednocześ-
nie dawał wielkie zyski i królowi przez cło czyli
myto, tak bowiem zwano podatek, który monarsze
płacili kupcy za prawo przewozu towaru przez
Polskę. Podatek taki płaci się zwykle na granicy
państwa, ponieważ jednak granice pokryte były
wówczas gęstymi lasami, więc cło odbierano
w zamkach, zbudowanych na głównych traktach
lądowych i wodnych.
Płacono zatem graniczny podatek w Pozna-
niu, gdyż tam zbudowana była komora dla poboru
cła od towaru, spławianego Wartą. Inne komory
znajdowały się po różnych ziemiach Polski: w Kor-
Strona 19
czynie nad Wisłą, w Lubiążu nad Odrą, w Drohi-
czynie nad Bugiem, w Wiznie nad Narwią. Cła po-
bierali urzędnicy królewscy, a wypłacano je naj-
częściej w naturze; od wozu przewożonej soli
kupiec był obowiązany dać tyle sit soli, ile koni
było zaprzężonych do wozu, od wozu śledzi płacił
pół kopy śledzi od każdego konia. Towar, pobrany
na komorze, sprzedawali urzędnicy mieszkańcom
miasta, a pieniądze, za niego uzyskane, wnosili do
kas królewskich. Inny zaś pieniądz bito w Polsce
za Kazimierza, niż niezgrabne monety za Bole-
sława Chrobrego. Już za Łokietka pojawiły się
w Polsce pierwsze polskie dukaty złote; nazywano
je czerwonymi pieniędzmi dla odróżnienia od srebr-
nych, jak wówczas mówiono, białych, lub czar-
nych czyli miedzianych. Długo też w Polsce du-
katy nieinaczej, tylko czerwonymi złotymi albo
wprost czerwieńcami nazywano.
Stały w skarbcach królewskich skrzynie i beczki
z czerwonemi, białemi albo czarnemi monetami,
a że król Kazimierz nie był skąpcem, tylko mą-
drym gospodarzem, który dobrze bogactwa użyć
umiał i jedne mnożył drugiemi, więc pieniążki nie
pleśniały bezużytecznie w szkatule, tylko szły mię-
dzy ludzi, dając zarobek tysiącom pracowi-
tych rąk.
— A co robiły te ręce? — zapytacie.
Wiele czekało na nie pracy I Toż osadę nie-
łatwo odbudować po pożarze, cóż dopiero cały
kraj po zalewie tatarskim. A przecież należało
Strona 20
także wyrównać trakty handlowe, po których
dudniły wozy z towarami, należało wycinać pu-
szcze, osuszać bagna, żeby przybywało pola
pod zasiew. Gdy zaś wykarczowane niwy dały
plon obfity, musiał skrzętny gospodarz zbijać
szkuty na rzekach do spławu pszenicy, żyta,
owsa, lnu, musiał stawiać spichlerze, żeby było
gdzie ziarno chlebne zsypać i przechować.
Kazimierzowskie, króla, chłopków spichlerze!
Tak po dziś dzień nazywa lud wielkie bu-
dowle nadrzeczne, do których w czasie urodzaju
zsypywano zboże, aby, gdy z kolei nawiedził Bóg
kraj klęską, wydawano z nich ludowi ziarno na
zasiew i na chleb. Spichlerze stały i stoją nad
brzegami Wisły. Widzieć je można w Sandomie-
rzu, w Zawichoście, w Kazimierzu, że więcej miast
wyliczać nie będę. Ale oprócz spichlerzy, zabudo-
wała się Polska mnóstwem gmachów murowanych,
których ogień nie niszczył tak łatwo, jak dawne
drewniane. Stawiano na gianicach kraju zamki
obronne; że były one mocne, mamy tego dowód,
bo oparły się nietylko tatarskim, ale szwedzkim
i austryjackim pociskom. Przetrwały 500 lat, jak
zamek sandomierski. Stawiano kościoły; po całej
ziemi polskiej rozsiał Kazimierz nowe świątynie,
a że były piękne, mamy tego dowód na kościele