Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków

Szczegóły
Tytuł Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Bukowiecka Zofia - Kazimierz Wielki Król chłopków - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Bukowiecka Zofia KAZIMIERZ WIELKI KRÓL CHLOPKÓW Kazimierz Wielki, król chłopków. Mam wam dziś opowiadać o gospodarzu i monarsze, za którego rządów zakwitła Polska postępem, jak kwiat kwitnie krasą. A zanim mówić zacznę o Kazimierzu, synu Łokietkowym, bierze mnie ochota przyklęknąć w Krakowie u jego trumny i całować kamień grobowy, na którym wyobra- żony jest w majestacie monarszym, z twarzą mą- drą i sprawiedliwą. Bije z tej twarzy siła. Poznasz odrazu, że to nie książątko dzielnicy tu leży, tylko ojciec i sędzia wielkiego narodu. Był też ojcem Ojczyzny i sędzią narodu Ka- zimierz Piast, syn Łokietka. Wielkim nazwała go cała Polska, a lud wieśniaczy jeszcze wyłącznie swoim monarchą, królem chłopów ogłosił. Czas też był wielki, aby odżyła Polska po latach klęsk i swarów. Zanosiło się już dawno na lepszy porządek; pragnęli go wszyscy prawi oby- watele, a za rządów bohatera Łokietka czuł już każdy, że krzepnie moc w narodzie. Łokietek uczył swoim przykładem, jak Ojczyznę kochać należy i rozumieć swoje względem niej obowiązki, — nie Strona 2 ten lub ów szmat ziemi, lecz całą wielką Ojczyznę, tak jak ją Chrobry w snop Piastowy związał, gdzie tylko brzmi polska mowa, gdzie pieśń do Bogarodzicy rozbrzmiewa po kościołach. Tego uczył, takie ziarno zgody i cnoty oby- watelskiej rzucał Łokietek; że zaś siew odrodze- nia Ojczyzny zlewał obficie własną krwią i potem, więc plon pracy małego króla wyrósł piękny. On go nie dożył, umarł jednak szczęśliwy, bo wzniósł dla syna mocny zrąb gmachu narodowego, widział jutrzenkę dnia chwały. Teraz miał przyjść gospo- darz, który uczyni przed Bogiem i przed narodem obrachunek z tego, co Polska przez ostatnie wieki zdziałała dla postępu świata, co jej dalej czynić należy. Ucząc się historji, trzeba mieć zawsze i prze- dewszystkiem na pamięci to, że praca nad uszla- chetnieniem i wzbogaceniem ludzkości ustać nie może, że jest ona z woli Bożej celem życia czło- wieka i życia całych narodów na ziemi. Polska w podziałach, rozdarta wojną domową, musiała zbiednieć i zdziczeć, bogactwa jej zmalały, nie stawiała miast, nie budowała pięknych świątyń, nie pisała mądrych ksiąg, nie zakładała szkół. W obronie szczęścia i postępu, czyli cywilizacji świata, dała jednak to, co miała najdroższego: krew swoją na polach lignickich 1). Zasłoniła włas- ną piersią Europę od pożogi pogańskich Tatarów, którzy ujarzmili Ruś, a oparli się dopiero na sto- sach męczenników polskich. Robiąc więc obrachu- Strona 3 nek zasług naszego narodu w pracy nad postępem świata, możemy powiedzieć śmiało, że ochroniliśmy ten postęp od zagłady mongolskiej, że, dzięki bo- haterstwu rycerzy lignickich, mogli Niemcy, Czesi i Węgrzy pracować dla cywilizacji. Ale to za mało. Polska zjednoczona pod ber- łem ukoronowanego Łokietka, czekała teraz na gospodarza mądrego i silnego, aby zakwitnąć postę- pem i dorobek własnej pracy cywilizacyjnej do- rzucić do dorobku całego świata. Dał nam Bóg takiego monarchę w Kazimie- rzu Trzecim. Jak przed wschodzącem słońcem uciekają do lasu wrony i puhacze, a sowy milkną, tak przed wielkim majestatem prawdziwego Piasta umilkły waśnie domowe, spokornieli sąsiedzi, prze- stali krakać Niemcy-osadnicy. Polacy poczuli się sobą i u siebie w Polsce. — Król, Ojczyzna, święta wiara, komu nie w smak, temu wara! — mówił ten i ów. Rosła w narodzie śmiałość i fantazja rycerska, bo po- czuli wszyscy, że Kazimierz pan jest miłościwy i kochany, ale przytem monarcha, co się zowie, z rodu i wychowania. Łokietka młodość zeszła na poniewierce, na tułaczce, to zaś orlę urodziło się w zamku królewskim, odraz u na ptaka królew- skiego; gdy zaś podrósł Kazimierz, słał go ojciec do szwagra na dwór węgierski. Tam najlepiej mógł się królewicz rycerskiego nauczyć obyczaju i poznać, jak wiele ludy na Zachodzie zdziałały dla postępu świata, jak dalece wyprzedziły Polskę Strona 4 w cywilizacji. Królem węgierskim, szwagrem Kazimierza, ożenionym z córką Łokietka Elżbietą, był Karol Robert. Pochodził on z francuskiej Andegaweńczy- ków rodziny, a Francja od wieków słynęła nau- kami, miała akademję, czyli najwyższą uczelnię, wtedy już, kiedy u nas Chrobry dopiero zaczynał budować państwo; miała miasta bogate, rycerzy sławnych, mieszczan, miłujących ojczyznę, księgi, pięknemi rycinami ozdobne, wspaniałe świątynie i zamki. Karol Robert wprowadził do Węgier obyczaj francuski, uczył wszystkiego, co umiano w boga- tej Francji, pytał też pewno nieraz żony i szwa- gra: »Jak u was w Polsce?« Goryczą takie słowa zalewały serce królewi- cza Kazimierza. Miałże opowiadać obcym, że Oj- czyzna jego zdziczała od kłótni, że bracia rozdzie- rają między sobą bogactwa, zamiast je mnożyć, że Tatarzyn pustoszy Polskę z krańca w kraniec, a lud nie ma obronnych miast, gdzieby się schro- nić i stawić opór najeźdźcom? Syn z boleścią słucha użaleń nad nędzą matki. On wie, że jego obowiązkiem wytężyć siły i przy- odziać rodzicielkę. Takie wielkie chcenie budziło się w sercu Kazimierza, ilekroć myślał nad zubożeniem Polski, nad spalonymi jej grodami, zdziczałym ludem, za- tamowanym handlem, poniżoną godnością monar- szą. Młody był bardzo, kiedy przez śmierć ojca Strona 5 został panem stolicy krakowskiej, ale pokazał wprędce, że potrafi sam podołać rządom, co zaś ważniejsza jeszcze, potrafi porwać za sobą naród do twórczej, mrówczej pracy. Aby pracę taką roz- począć i prowadzić z korzyścią, musiał Kazimierz zapewnić sobie spokój od sąsiadów. Okupił go ciężkiemi ofiarami, bo odstąpił Śląsk Czechom, aby raz nareszcie przestali rościć sobie prawa do ko- rony polskiej Upominali się o nią od czasu, jak Wacław czeski koronowany był na króla w &a»^ kowie. Gorzko przyszło Polakom pokutować za to, że puścili do stolicy obcego z krzywdą Piasta Ło- kietka; teraz ten obcy za swoje prawa zabierał piękny kęs ojcowizny. Ubezpieczony zgodą z Czechami, zawarł je- szcze Kazimierz ugodę z Krzyżakami, mocą której przyznawał im prawa do ziem, na Pomorzu zdo- bytych. I znów przyszło nam ciężko pokutować za błąd Konrada mazowieckiego, który w granice Polski puścił pająka-Krzyżaka. Ale mądry król nie mógł inaczej postąpić. Wiedział on, że trzeba za jakąbądź cenę zapewnić Ojczyźnie odetchnienie po wojnach, aby odrodzona i potężna, mogła za- jąć godne miejsce wśród innych narodów. Mówią ludzie o królu Kazimierzu, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Prawda to jest nietylko dlatego, że na miejsce grodów, spalonych przez Tatarów, wznosił nowe, trwałe budowle, ale i dlatego, że całe gospodarstwo na- rodowe do porządku przyprowadził i na długie Strona 6 lata umocował. Z niezgodnego kurnika zbudował napowrót gniazdo orle i, jak orzeł, rozpostarł nad niem potężne skrzydła ojcowskie. Najprzód więc wstrzymał ludy swoje od bez- użytecznych wojen, a potem ludy te zachęcił i przyuczył do pracy; żeby zaś pracowali ochotnie i zgodnie, musiał dać baczenie, aby jeden syn dru- giego nie krzywdził. Nie bał się już Niemców, owszem, pozwalał im osiadać w Polsce, ale zabro- nił mieszczanom odwoływać się ze swemi spra- wami i sądami do niemieckiego Magdeburga po sprawiedliwość, tylko na miejscu wymierzać ją ka- zał i dlatego ustanowił w Krakowie sąd, z siedmiu wójtów złożony, który sądem miejskim nazywano. Czyniąc tak, słusznie i dobrze postąpił Kazi- mierz. Byłoż słusznem, aby obywatele miast pol- skich do Magdeburga, do Niemców nad Elbę, pro- cesować się jeździli? Alboż brakło w Polsce ludzi sprawiedliwych i mądrych* którzy waśń na miejscu załagodzić mogli? Toż prawa nasze łagodniejsze nawet były od niemieckich, bo kiedy tam karano zbrodnie śmiercią lub okrutnem odcięciem człon- ków, w Polsce płacono grzywny, czyli karę pie- niężną naznaczał sędzia za przewinienia. Prawda, że też nie znano u nas przestępstw takich, jak na Zachodzie. Grzeszyliśmy swarami, ale niema w histo- rji Piastów ani monarchów okrutnych, jako ich miały inne narody, ani czynów zbrodniczych, za które srogie należałyby się kary. Sprawdziło się na Kazimierzu to, co już opo- Strona 7 wiadałam o innych Piastach. Ilekroć na stolicy krakowskiej zasiadł monarcha mądry, monarcha- bohater, zaraz ład wracał do kraju. Tak jest w każ- dem gospodarstwie, tak było i u nas. Kazimierz uczynił Polskę dość potężną na to, aby do rodzo- nych swoich synów mogła przygarnąć i obcych pasierbów. Garnęli się do nas Niemcy, garnęli Ży- dzi, którym król potwierdził przywilej, dany przez księcia kaliskiego w roku 1264, i pozwolił osiadać w całej Polsce. Było to słusznie, bo nie należy za- mykać chaty przed obcym, chatę jednak trzeba uczynić tak mocną, aby jej nie roznieśli obcy przy- bysze, lecz pokochawszy jak własną, czuli się oby- watelami kraju zarówno z całą ludnością polską. Ale nietylko nad pasierbami, bo i nad rodzo- nymi synami Ojczyzny musiał czuwać Kazimierz, aby hardość butnych ukrócić, a sprawiedliwość wszystkim zarówno czynić. Przypomnijcie sobie, co mówiłam o różnych stanach w Polsce, że były, jako pięć palców, z jednej ręki wyrosłe, niejedna- kowo przecież pracujące, niejednako harde. Kazi- mierz, na dworze węgierskim chowany, widział po- szanowanie, jakie tam cały naród miał dla mo- narchy; były to czasy ciemnoty ludów, dzikości, grubjaństwa, więc też stan duchowny musiał na- brać znaczenia dlatego, że on tylko zajmował się nauką i postępem, a po wszystkie wieki oświata brała zawsze górę nad ciemnotą. Każdy zdolniej- szy człowiek, każdy, kto miał umysł żywszy, kto dążył do wykształcenia, zostawał księdzem, zatem Strona 8 stan duchowny wciągał w siebie wszystkie naj- dzielniejsze siły w narodzie, a przez to ogarniał najważniejsze stanowiska. Wielką zasługę położyli duchowni, bo kiedy podzielonej na części Polsce groziło zniemczenie, oni to stanęli murem w obronie mowy ojczystej i obyczaju. Byli też biskupi nietylko uczonymi, ale i doskonałymi administratorami swoich dyje- cezji , które pod ich rządami bogaciły się han- dlem i przyozdabiały w piękne świątynie, tak za- sobne, że np. kościół w Gnieźnie miał prócz innych kosztowności 400 złotych kielichów. Skarby te oddawali nieraz biskupi na potrzeby kraju, bo kochali prawdziwie Polskę, ale też za usługi jej świadczone żądali, aby Piastowie stan duchowny nad wszystkie inne, a nieraz i nad własną mo- narszą władzę cenili. Niemniejszy kłopot miał Kazimierz i ze sta- nem rycerskim. Potężniały rody rycerskie, bo służba wojenna piesza coraz więcej szła w zaniedbanie, a cały ciężar obrony kraju brała na siebie szlachta. Władając nieustannie orężem, na koniu, w cięż- kiej zbroi żelaznej harcując od dzieciństwa, krew .swą obficie wylewając za Ojczyznę, nabrała szlachta wielkiej siły ciała i mocy ducha. Rosła też w znaczenie, bo rody rycerskie pod jednem hasłem, czyli zawołaniem i pod jedną chorągwią walczyły; za Łokietka każdy taki ród miał już swój herb, czyli znak, zabierał zgodnie głos w spra- wach kraju, dóbr, które jego członkowie posiedli, Strona 9 z rąk swoich nie wypuszczał i nawzajem się wspierał. »Rósł szłachcic z tego, co boli«, czyli z ran, odniesionych na polu bitwy — mówiono. Ryło to chwalebnie i pięknie; rósł w znaczenie odwagą, jak stan duchowny rósł nauką, jak mieszczaństwo bogactwem, nabyłem przez handel. A tymczasem kmieć, pracujący na swojej roli, nie mógł do- równać tamtym trzem braciom, tembardziej zaś nie mógł im dorównać lud roboczy, z daw- nego niewolniczego stanu wyrosły i cudzą ob- rabiający ziemię. Kazimierz, prawdziwy ojciec narodu, o wszyst- kich synach równe musiał mieć baczenie, kochał postęp i nauki, więc szanował pracę duchownych, szanował szlachtę, bo cieszył się, że wysoko w Pol- sce zajaśniała cnota rycerska, sam przecież naj- przedniejszym był między wszystkimi rycerzem; cenił stan mieszczański, gdyż, jako dobry gospo- darz, rozumiał, że należy pomagać tym, którzy przez przemysł i handel bogacą Ojczyznę. Ale Ka- zimierz niedarmo Piastem się nazywał. Wywodził ród od kmiecia, który obok tronu pług kazał czcić narodowi, to też szczególną miłością otoczył lud wieśniaczy, dając mu opiekę w sporach ze stanem duchownym i rycerskim. Pamiętał dobry król, że własny jego ojciec, Łokietek, ludowi wi- nien był pomoc przeciw Czechom, więc ukochał lud wiejski. Wydzielał kmieciom grunta na pra- wach czynszu , dopomagał w zakładaniu nowych Strona 10 osad, do osoby swojej monarszej jako gości naj- milszych przypuszczał, między lud sam chodził, kumał się z nim, dzielił radości i smutki, zapra- szał jak Chrobry kmieci do swego stołu. To też lud kochał dobrego gospodarza i swoim go królem, królem chłopów ogłosił. A nietylko równość stanów musiał Kazimierz mieć na baczeniu; należało też porównać w pra- wach i pogodzić między sobą rozmaite dzielnice kraju, bo chociaż Łokietek połączył je w jedno państwo i koronował się na króla polskiego, to, zwłaszcza między Wielkopolską a Małopolską, od dawna panowała niechęć, powiem wam zaraz dlaczego. W Wielkopolsce, około Gniezna, Kruszwicy, Poznania, snuła się jak z kłębka nić dziejów na- szych; stąd wyfruwały orły Piastowe na wschód i zachód do ludów pobratymczych, żeby je łączyć z sobą w jeden silny snop narodowy. Tu stały ko- lebki i trumny pierwszych Piastów; ludność wiel- kopolska, odcięta od wszelkich obcych wpływów, najdłużej zachowała też zwyczaje słowiańskie i słowiańską równość, zazdrościła zaś Małopolsce, że od czasu koronacji Łokietka Kraków wziął przewagę nad Poznaniem. W stolicy przy boku króla rosły w potęgę wielkie rody małopolskie, a sąsiadując z Czechami i Węgrami, zatracały po- woli stary obyczaj słowiański. Gniewało to Wielkopolan, więc chmurni, po- Strona 11 kręcali wąsa i mówili: »Wiedzcie no, mosanie, co znaczą Wielkopolanie, »Co to Lecha osadnicy od Poznania i Kruświcy!« A urażeni Małopolanie odpowiadali na prze- chwałkę przechwałką: »My też zuchy jacy tacy, małopolscy Krakowiacy; »W naszej ziemi Wanda leży, naszą ziemią Wisła bieży«. Dobry ojciec zrozumiał, w czem leży waśń dzieci, i wiedział, jak jej radzić. Piastowie wiel- kopolscy inne wprowadzili prawa od tych, jakiemi się rządzono w Małopolsce; inne prawa, inne sądy, a dla nadania Ojczyźnie siły, która tylko z jed- ności płynie, trzeba było koniecznie porównać we wszystkiem obie prowincje polskie, niezgody, powstałe między niemi, zatrzeć, i tak zbratać z sobą, żeby: »Czy w Krakowie, czy w Poznaniu, w Sandomierzu, czy [w Kruświcy, »Brat bratu zgody dochował w kochaniu, brat bratu nie [umknął prawic«. Wiedział i to Kazimierz, że gdy godzimy dwóch zwaśnionych, to należy każdemu z nich dać się wygadać osobno. Tak też uczynił mądry król. Zwołał Wielkopolan na zjazd do Piotrkowa, a Małopolan do Wiślicy; tu i tam wysłuchał skarg, tu i tam rozpatrzył, jakie każda z ziem miała zwyczaje, jakiemi rządziła się prawami, i dopiero wyrozumiawszy wszystko dokładnie, pobratawszy Strona 12 Krakowiaków z zuchami poznańskimi, zaprosił nie- zgodników na nowy zjazd do Wiślicy. Działo się to roku 1368. Należy pamiętać tę datę, bo na zjeździe wiślickim oddał Kazimierz narodowi mądrą i sprawiedliwą księgę praw, czyli statut, a mądre i sprawiedliwe prawa to najcen- niejszy z darów, jakimi monarcha obdarzyć może swój lud. Mamy prawo chlubić się ustawą wiślicką, gdyż nie było w niej ani kary cielesnej, ani kary śmierci. Czy rozumiecie, co to znaczy? Jeśli rozumie- cie, to odpowiedzcie mi na dwa pytania: Kto się bić daje bezkarnie? — Niewolnik. Kto się ośmiela bić człowieka? — Tyran i okrutnik. Zapamiętajcie więc, co wam mówię z dumą i pociechą: gospodarze-Piastowie szanowali w pod- danym godność obywatela. Sławimy statut wiślicki, gdyż jest on pięknem świadectwem dla Polski. U sąsiadów naszych ze wschodu i zachodu mę- czono ludzi torturami, bito ich srodze i nietylko bito: w Niemczech, we Francji, w Rosji ścinali monarchowie poddanym głowy jak makówki; Piastowie zaś już za owych dawnych czasów, już przed 500 laty rozumieli, że Bóg nakazuje kochać bliźniego, jak samego siebie, a więc nie odbierać mu życia, nie zadawać bólu; tylko poprawiać grzesz- nika, gdy zawini przeciw prawu i Ojczyźnie. Strona 13 Takie to uchwały postanowiono na zjeździe w Wiślicy. A gdy naród uczyni rzecz prawdziwie piękną i dobrą, to się nią cieszy; gdy zaś jest rad, gdy mu na duszy rzewno od szczęścia, to i urazy łatwo zapomina. Więc stało się, jak przewidział mądry król: Małopolanie i Wielkopolanie podali sobie rękę do zgody i odtąd pracowali pilnie dla dobra Ojczyzny-Polski. A teraz opowiem wam z kolei o innem wiel- kiem dziele, jakie zbudował Kazimierz dla postępu i cywilizacji narodu. Mówiłam wam, że Chrobry i Odnowiciel za- kładali szkoły przy klasztorach i kościołach, bo szkoła to najpierwsze i najważniejsze bogactwo wspólne całego narodu. Ale potem przeszła nad Polską pożoga tatarska, spłonęły w niej miasta, bibljoteki, świątynie, wszystkie zabytki, którymi chlubić się zwykli synowie bogatej Ojczyzny. Zie- mia leżała odłogiem, grody sterczały zgliszczami, Polska obumarła i, jak Łazarz, czekała, kto z sy- nów zawoła na nią: »Wstań, Matko!« Ale po dłu- giej nocy zajaśniał świt dnia Bożego, obudziła się w narodzie chęć do pracy nad odbudowaniem dawnego porządku. Łokietek wskrzesił władzę mo- narszą Piastów, a Kazimierz pełną garścią rzucał w niwę ojczystą siew postępu i zamożności. Nie- tylko bezpiecznym i zamożnym stał się każdy osad- nik, ale zamożność społeczna rosła. Nie wstydził się już Kazimierz ubóstwa matki-Ojczyzny, jak za owych czasów, kiedy go pytano na dworze wę- Strona 14 gierskim: — Powiedz nam, czy u was w Polsce dobrze ludzie pracują? — Pewnie, że dobrze — mógł teraz śmiało od- powiedzieć mądry król. Pracowano jak w ulu, żeby nagrodzić stra- cony czas i miody na długie zgromadzić lata. Że zaś pracuje dobrze tylko ten, kto ma umysł oświe- cony, więc o oświatę dla narodu starał się prze- dewszystkiem Kazimierz i nietylko zakładał szkoły po całym kraju, ale wysłał zdolniejszą młodzież na naukę do sławnych uczelni, jakie mieli już Francuzi w Paryżu, Włosi w Bolonji, Czesi w Pra- dze. Wprędce też obok uczonych duchownych, przy- było w Polsce i świeckich uczonych, którzy, wy- ćwiczeni za granicą, słynęli potem na własnej ziemi. Mądrzy prawnicy i politycy stawali przy boku króla, żeby mu pomagać w prowadzeniu spraw ojczystych, żeby wymierzać sądy i zapisywać, jako biegli pi- sarze, wszystko, co w aktach narodu zachować należy. Nie poprzestał na tern Kazimierz, owszem, za- pragnął więcej jeszcze uczynić dla chwały ziemi ojczystej. Zamiast wysyłać młodzież polską do uczelni zagranicznych, postanowił ufundować w Kra- kowie wyższą szkołę, czyli akademję, i czynem tym wsławił się po wiek wieków. Za sprawą Kazimierza trysnęło w Krakowie źródło wiedzy i nauki, powstała akademja, jakiej nie było dotąd na północy; nie mieli jej nawet Strona 15 Niemcy, a Polska zdobyła się na taką szkołę! Otworzyła się dla wszystkich, nawet dla najbied- niejszych, możność kształcenia; uczył się, kto chciał, nie pobierano bowiem żadnej opłaty za naukę. Sprowadził Kazimierz do Krakowa siedmiu profe- sorów cudzoziemców i opatrzył dochodami z ko- palni solnych w Wieliczce; liczył król, że potem właśni polscy mistrzowie wykładać będą w jego szkole, tymczasem jednak od obcych zapożyczyć musiał nauczycieli. Szkoła miała własny swój rząd; rektor był wybierany przez studentów, sądził on sam wszelkie sprawy, a od jego wyroku nie było już żadnego odwołania. Zaroił się Kraków od studentów, a cała Pol- ska od uczniów ze szkół parafjalnych. Zwano tych uczniów żakami. Wielkie to szczęście widzieć młodzież wesołą i pracowitą. Kochał też naród swoich żaków, cieszył się nimi, a oni odpłacali życzliwość ludzką, sposobiąc się pilnie i ochotnie do służby Ojczyźnie. W czasie świąt Bożego Na- rodzenia urządzali żakowie jasełka, obchodzili z niemi chaty rodzicielskie i składali kmieciom ży- czenia, śpiewając: »Żeby wam się rodziło: »Żytko, jak korytko, »Pszenica, jak rękawica, »Bób, jak żłób, »Len, jak pień«. A ojcowie, dumni z uczonych synów i z za- możności swojej chaty, mówili z przechwałką: Strona 16 »Gdy własny snop cepem walę, »Nie dbam o bogactwa wcale«. Taka to wesołość i taka fantazja ożywiała naszych pradziadów, którym dał Bóg żyć pod rzą- dami mądrego gospodarza. Dbał Kazimierz nie- tylko o chwałę Polski, nietylko o jej zamożność, ale i o nagrodzenie strat, jakie poniosła przez od- danie Czechom Śląska, a Krzyżakom ziem po- morskich. Myślał też nieustannie król, jakby te ubytki z innej strony powetować i otworzyć nowe drogi dla handlu. Od Bałtyku zagrodzili nam ujście zdradliwi Niemcy, a tymczasem bogactwa naro- dowe mnożyły się i rosły. Miałyż marnieć płody ziemi polskiej, kiedy należało im iść w świat, kar- mić ludy, głodne naszych chlebów i miodów? Drogą handlową, w braku morza, mogły się stać rzeki San i Bug, mógł ku temu samemu celowi służyć trakt, wprost od Krakowa do Lwowa wiodący; ale aby cel ten osiągnąć, należało pozyskać wpływy na Rusi Czerwonej i przez nią płody nasze ku morzu Czarnemu skierować. Już Kazimierz Sprawiedliwy nawiązywał z Ru- sią stosunki, pomagając księciu Romanowi do po- zyskania księstwa Halickiego; lecz niewdzięczno- ścią wypłacił się Roman: napadał na Polskę i mar- nie zginął pod Zawichostem, skutkiem czego zawrzała niechęć między dwoma narodami sło- wiańskimi. A tylko zgoda mogła je ocalić przed hordami Tatarów. Upadły pod ich jarzmem wschod- nie dzielnice ruskie, zachodnie zaś, bliższe nam, Strona 17 musiały u sąsiadów szukać oparcia od zagonów mongolskich. Różni zgłaszali się opiekunowie, miały chrapkę Węgry na grody czerwieńskie, ale były obcym szczepem, więc pozyskać sobie przyjaźni Rusinów nie umiały. Wyciągała do Haliczan ręce Litwa, która pod księciem Olgierdem urosła w po- tęgę; ale Litwa, niszczona i pustoszona przez Krzy- żaków, nie dawała przystępu do cywilizacji, — otwarte do niej wrota wiodły tylko przez Polskę. Zgodę dwóch pokrewnych narodów ułatwiło małżeństwo. Książę mazowiecki, Trój den, zaślubił Marję, córkę Lwa, księcia ruskiego, i tym to spo- sobem pokumał się król Kazimierz, głowa Pias- tów, z panującą na Rusi rodziną Piastowską, a po jej bezpotomnem wygaśnięciu został panem nie- tylko Lwowa, ale całej Rusi Czerwonej z częścią Wołynia, Sąsiedzi Słowianie z obu brzegów Sanu wyciągnęli do siebie ręce; wiele też rodzin z nad Wisły zaczęło przenosić rodzinne gniazda na Pod- karpacie i w głąb Rusi, wprowadzając tam żywioł polski. Zdobywano nowe ziemie dla Ojczyzny nie mieczem ani uciskiem, tylko pługiem, to jest zgodną na roli pracą. Przez zajęcie krajów nad Sanem i Rugiem opanowała Polska cały górny bieg Wisły, stała się też ona za Kazimierza wewnętrzną naszą rzeką, co przyniosło tę korzyść, że z większą siłą można było przeć na jej ujście i hamować butę krzy- żacką. Obsiedli oni Pomorze, jak rój obsiada smaczny owoc, i do os podobni, wyruszali rycerze-rabusie Strona 18 na wyprawy zaborcze po ziemiach litewskich i pruskich. Że zaś w stal zakute mnichy umiały nietylko po zbójecku napadać, ale i skrzęt- nie gospodarzyć w zdobytych ziemiach, więc bo- gactwa ich rosły. Nie w smak też szedł Krzyża- kom rozrost Polski, bo hamowaliśmy ich handel, oddając słusznie tą samą monetą, jaką nam pła- cono. Za utrudniony wywóz naszych towarów przez morze Bałtyckie zamykaliśmy im drogę zbytu bogactw do Czech, Węgier i do Rusi, gdyż cały handel pomiędzy północo-wschodem a południo- zachodem skupiał się w miastach polskich. Korzystały bowiem one z tak zwanego »pra- wa składu«, to znaczy: nie przepuszczały żadnego obcego kupca w głąb kraju, tylko zakupywały od niego towar i towar ten w drugą stronę świata same już wysyłały, zarabiając suto na pośrednic- twie. Jeżeli zaś handel bogacił miasta, to jednocześ- nie dawał wielkie zyski i królowi przez cło czyli myto, tak bowiem zwano podatek, który monarsze płacili kupcy za prawo przewozu towaru przez Polskę. Podatek taki płaci się zwykle na granicy państwa, ponieważ jednak granice pokryte były wówczas gęstymi lasami, więc cło odbierano w zamkach, zbudowanych na głównych traktach lądowych i wodnych. Płacono zatem graniczny podatek w Pozna- niu, gdyż tam zbudowana była komora dla poboru cła od towaru, spławianego Wartą. Inne komory znajdowały się po różnych ziemiach Polski: w Kor- Strona 19 czynie nad Wisłą, w Lubiążu nad Odrą, w Drohi- czynie nad Bugiem, w Wiznie nad Narwią. Cła po- bierali urzędnicy królewscy, a wypłacano je naj- częściej w naturze; od wozu przewożonej soli kupiec był obowiązany dać tyle sit soli, ile koni było zaprzężonych do wozu, od wozu śledzi płacił pół kopy śledzi od każdego konia. Towar, pobrany na komorze, sprzedawali urzędnicy mieszkańcom miasta, a pieniądze, za niego uzyskane, wnosili do kas królewskich. Inny zaś pieniądz bito w Polsce za Kazimierza, niż niezgrabne monety za Bole- sława Chrobrego. Już za Łokietka pojawiły się w Polsce pierwsze polskie dukaty złote; nazywano je czerwonymi pieniędzmi dla odróżnienia od srebr- nych, jak wówczas mówiono, białych, lub czar- nych czyli miedzianych. Długo też w Polsce du- katy nieinaczej, tylko czerwonymi złotymi albo wprost czerwieńcami nazywano. Stały w skarbcach królewskich skrzynie i beczki z czerwonemi, białemi albo czarnemi monetami, a że król Kazimierz nie był skąpcem, tylko mą- drym gospodarzem, który dobrze bogactwa użyć umiał i jedne mnożył drugiemi, więc pieniążki nie pleśniały bezużytecznie w szkatule, tylko szły mię- dzy ludzi, dając zarobek tysiącom pracowi- tych rąk. — A co robiły te ręce? — zapytacie. Wiele czekało na nie pracy I Toż osadę nie- łatwo odbudować po pożarze, cóż dopiero cały kraj po zalewie tatarskim. A przecież należało Strona 20 także wyrównać trakty handlowe, po których dudniły wozy z towarami, należało wycinać pu- szcze, osuszać bagna, żeby przybywało pola pod zasiew. Gdy zaś wykarczowane niwy dały plon obfity, musiał skrzętny gospodarz zbijać szkuty na rzekach do spławu pszenicy, żyta, owsa, lnu, musiał stawiać spichlerze, żeby było gdzie ziarno chlebne zsypać i przechować. Kazimierzowskie, króla, chłopków spichlerze! Tak po dziś dzień nazywa lud wielkie bu- dowle nadrzeczne, do których w czasie urodzaju zsypywano zboże, aby, gdy z kolei nawiedził Bóg kraj klęską, wydawano z nich ludowi ziarno na zasiew i na chleb. Spichlerze stały i stoją nad brzegami Wisły. Widzieć je można w Sandomie- rzu, w Zawichoście, w Kazimierzu, że więcej miast wyliczać nie będę. Ale oprócz spichlerzy, zabudo- wała się Polska mnóstwem gmachów murowanych, których ogień nie niszczył tak łatwo, jak dawne drewniane. Stawiano na gianicach kraju zamki obronne; że były one mocne, mamy tego dowód, bo oparły się nietylko tatarskim, ale szwedzkim i austryjackim pociskom. Przetrwały 500 lat, jak zamek sandomierski. Stawiano kościoły; po całej ziemi polskiej rozsiał Kazimierz nowe świątynie, a że były piękne, mamy tego dowód na kościele