2251

Szczegóły
Tytuł 2251
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2251 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2251 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2251 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

wojciech tochman schod�w si� nie pali wydawnictwo ZNAK Krak�w 2000 Projekt ok�adki Witold Siemaszkiewicz Sk�ad i �amanie Wydawnictwo PLUS Korekta Zesp�/PLUS Fotografia na 1. str. ok�adki Bogdan Kr�el Fotografia Autora na 4. str. ok�adki Jerzy Gumowski/Agencja Gazeta (c) Copyright by Wojciech Tochman, 2000 Reporta� "Czekam pod adresem: Berlin", s. 75 (c) Copyright by Stefan Batory Foundation ISBN 83-7006-727-1 ZAM�WIENIA: DZIA� HANDLOWY 30-105 KRAK�W, UL. KO�CIUSZKI 37 BEZP�ATNA INFOLINIA: 0800-130-082 ZAPRASZAMY TE� DO NASZEJ KSI�GARNI INTERNETOWEJ: www.znak.com.pl List Zdecydowa�am si� zwr�ci� do pana o zrozumienie i pomoc. Od kilkunastu lat.szukam przybranych rodzic�w. Do tej pory wybiera�am osoby z mojego otoczenia. Chcia�am rozwi�za� sw�j problem sama, bez niczyjej pomocy. Niestety, nie uda�o mi si�. Ci�gle spotyka�am si� z rozczarowaniem i niezrozumieniem. Z podobn� reakcj� spotka�am si� r�wnie� w moim zak�adzie pracy, gdy pr�bowa�am zbli�y� si� do niekt�rych pa�. Uznano mnie za lesbijk�. Przez kilka miesi�cy �y�am w napi�tej atmosferze. Kole�anki �ledzi�y podejrzliwie niemal ka�dy m�j ruch i omija�y mnie jak tr�dowat�. Trzy miesi�ce temu zosta�am skierowana przez zak�ad pracy do psychologa. Okaza�o si�, �e mam zaburzenia emocjonalne. Zatrzyma�am si� na poziomie dwu-czteroletniego dziecka. Prosz� si� nie �mia� z tego, co teraz napisz�. W marcu sko�cz� dwadzie�cia dziewi�� lat, lecz pomimo to nadal pragn� rodzic�w. Prawd� m�wi�c, wci�� czuj� si� zupe�nie dzieckiem. Boj� si�, �e ju� nikt nie we�mie mnie na kolana, nie przytuli, nie pog�aszcze po g�owie, nie powie do mnie: c�reczko. Przez tyle lat o tym marzy�am i wci�� marz�. Prawdziwych rodzic�w nie mam. Zmarli dawno temu. Najpierw ojciec, potem matka. Chcia�abym prosi� pana o pomoc w znalezieniu os�b w �rednim wieku z terenu mojego wojew�dztwa. Zale�y mi na tym, abym mog�a mie� z nimi kontakt na co dzie�. Bardzo prosz�, je�li to mo�liwe, o odpowied�. Prosz� jeszcze o to, aby nie zwraca� si� do mnie przez "pani". Nie lubi� tej formy. Pozdrawiam. Krystyna Siedem Ta siedem Powiedz� wam o miejscach, gdzie jest du�o bog�w. Powiedz� wam o miejscach podziemnego ognia. M�drze przyzwyczai� si� do my�li, �e nie ma odpoczynku ani ko�ca. Jest niesko�czono��. Tak zapowiadaj� ksi�gi.* 1 Wanda Rutkiewicz od siedmiu lat nie mieszka w Warszawie. Wiosn� 1992 roku posz�a na Kangczendzong�. W jej dw�ch pokojach na dziesi�tym pi�trze wie�owca przy ulicy Sobieskiego zamieszka�a wtedy matka - Maria B�asz-kiewicz. Zawsze tak robi�a, gdy c�rka sz�a w g�ry: przyje�d�a�a z Wroc�awia pilnowa� dobytku i czeka�. Podobno nigdy nie m�wi�a: - Wandziu, zosta�! Prosi�a jedynie: - Uwa�aj. Wed�ug matki ta wyprawa by�a wa�niejsza od wszystkich innych wypraw Wandy. I obie by�y tego �wiadome, nim si� rozsta�y. * Korzysta�em z ksi��ki "Agni Joga 1929" (Wydawnictwo "Ignis", Warszawa 1994). St�d pochodzi cytowany fragment. Od siedmiu lat Maria B�aszkiewicz nie chce wr�ci� do syna, do Wroc�awia. Mieszka samotnie. Czeka. Ale ju� brakuje jej si�, by wyj�� po zakupy. Robi� je przyjaci�ki c�rki kilka razy w tygodniu (na drzwiach widz� wizyt�wk� t� sam� od lat -Rutkiewicz). Zawsze 4 lutego wpadaj� na urodziny Wandy, 23 czerwca - na imieniny. Przynosz� kwiaty, wino. Maria B�aszkiewicz parzy kaw�, stawia na stole ciastka. Na sw� uroczysto�� solenizantka patrzy z wielu fotografii, u�miecha si�. Przyjaci�ki jedz� truskawki, m�wi� o pogodzie, matka o Wandzie: - Wr�ci. Ja czuj� wi�cej i wiem wi�cej. Moja wiedza jest darem niebios. Kto powiedzia�, �e Wanda Rutkiewicz nie �yje - ten nie ma wst�pu do mieszkania przy Sobieskiego. Kto pr�bowa� czci� jej pami�� - ten us�ysza� od Marii B�aszkiewicz wiele nieprzyjemnych s��w. Na przyk�ad znajomi, kt�rzy kilka lat temu za�o�yli komitet. Na jego przewodnicz�cego wybrano himalaist� Andrzeja Zawad�. Komitet mia� dba� o to, by Wandy nie zapomniano: �wi�towa� rocznice (na przyk�ad jej wej�cia na Eyerest), nadawa� jej imi� szko�om i ulicom, organizowa� przegl�dy jej film�w. Na trzecie zebranie komitetu przyjecha�a Maria B�aszkiewicz i rozp�dzi�a je. - Podj�li�my wtedy uchwa�� - m�wi Andrzej Zawada - �e do czasu naturalnego rozwi�zania sprawy nasza grupa zawiesza dzia�alno��. Spo�r�d tych, kt�rzy twierdz�, �e Wanda nie �yje, tylko Micha� B�aszkiewicz ma prawo wej�� do mieszkania przy Sobieskiego. Raz w miesi�cu przyje�d�a z Wroc�awia i namawia matk�, by wr�ci�a do domu. Wie, �e matka ma �al do niego, bo wni�s� spraw� o uznanie siostry za zmar��. S�d wzywa� zaginion� Wand� Halin� Rutkiewicz, aby w terminie czterech miesi�cy od ukazania si� niniejszego og�oszenia zg�osi�a si� do s�du. Pomimo �e Wanda nie przysz�a, sprawa trwa�a a� trzy lata. Przed�u�a�a j� Maria B�aszkiewicz. Zg�asza�a coraz to nowe w�tpliwo�ci, pytania: czy mo�na wykluczy�, �e Wanda mia�a sobie tylko wiadome zamiary i niepostrze�ona przez zestnik�w wyprawy zesz�a ze szczytu na przyk�ad na dru- stron� g�ry? Dlaczego nie podj�to poszukiwa� Wandy na-f chmiast, gdy tylko uczestnicy wyprawy stracili z ni� kon-kt9 Czy kto� widzia� moment, kiedy moja c�rka, Wanda Rutkiewicz, rzekomo mia�a zgin��? Czy ktokolwiek z uczestnik�w wyprawy widzia� cia�o Wandy? Nikt nie widzia�. Cia�a nie odnalaz�y kolejne wyprawy, kt�re potem sz�y w g�r� p�nocn� �cian� Kangczendzongi. Micha� B�aszkiewicz chcia�by, by kto� wreszcie je znalaz�: - Wola�bym mie� pewno��. - Po co? Chce zobaczy� zdj�cia? - pyta przyjaci�ka Wandy. - Pewn� polsk� alpinistk� znaleziono po roku. Zrobiono zdj�cia. Wywo�ano. Zniszczono je. Wi�c wola�abym, by nikt nigdy nie zobaczy� Wandy. Wed�ug matki: zobaczymy j� �yw�. Mo�e ju� nied�ugo. Maria B�aszkiewicz (drobna, krucha, uprzejma) niech�tnie wyja�nia, sk�d ma t� pewno��. Obawia si�, �e nie b�dzie dobrze zrozumiana. Kiedy ju� co� m�wi - zaraz urywa zdanie. Patrzy daleko, cho� siedzi ty�em do okna (z okna wida� budynki stacji TVN i kominy elektrociep�owni Siekierki). A wie wi�cej ni� my, do tego si� przyznaje. I nie jest to jedynie ta wiedza, jak� posiadaj � ludzie starzy. Jej c�rka, cho� sporo m�odsza, r�wnie� podobno wiedzia�a wi�cej. By�a �wiadoma, �e Kangczendzonga jest szczeg�lnym miejscem na ziemi. Najwa�niejszym. Centralnym. My wiemy niewiele: z legend, poda� ludowych, zapisk�w etnograf�w, relacji podr�nik�w i opowiada� himalaist�w. Z j�zyka Tybeta�czyk�w wiemy, �e kang znaczy �nieg, chien - wielki, dzod - skarbnica, nga - pi��. Pi�� Skarb�w pod Wielkim �niegiem: Kangczendzonga. Kryje s�l, z�oto i turkusy, �wi�te ksi�gi, or�, cudowne leki. Tak twierdz� ci, kt�rzy mieszkaj� w zielonych dolinach Sikkimu. Irzecia g�ra ziemi. Jej masyw to kilka wiecznie za�nie�onych o�miotysi�cznych wierzcho�k�w. Najwy�szy z nich - 8598 metr�w. Tu przebiega granica Nepalu z Sikkimem (prowin-cj�lndii). St�d wida�, je�li �wieci s�o�ce, dalekie szczyty Eve-restu, Lhotse, Makalu. Wielu usi�owa�o tu wej�� (pierwsza wyprawa - 1905). W strachu przed mrozem, monsunem, brakiem tlenu i lawinami. Pr�bowali pokona� kopny �nieg, rozleg�e pola lodowc�w, lodowe rynny i szczeliny, zalodzone kominy. Wielu cia� nigdy nie odnaleziono. Nieliczni dotarli (pierwsi Anglicy-1955). Ale na sam szczyt nie weszli, zatrzymali si� dwa metry poni�ej. Tak samo ci, kt�rym uda�o si� tu by� wiele lat p�niej. Podobno nikt (zgodnie z pro�b� tutejszych w�adz) nie odwa�y� si� naruszy� spokoju Bog�w w�adaj�cych �wi�t� G�r�. Bogowie - cho� ni�ej szalej� wiatry - mieszkaj� w zupe�nej ciszy. Wed�ug Marii B�aszkiewicz: Wanda wr�ci by� mo�e ju� 12 maja tego roku. Wtedy minie siedem lat od chwili, gdy pod Kangczendzong� widziano japo raz ostatni. Bo w cyfrze siedem jest ca�a tajemnica. n Od Marii B�aszkiewicz (z domu Pietkun) wiemy, �e urodzi�a si� na �mudzi, blisko dziewi��dziesi�t lat temu. Tam studiowa�a histori� staro�ytn�, a potem pracowa�a w Centralnym Archiwum w Kownie. Wysz�a za m�� za in�yniera, kt�rego wojna przygna�a na Litw� a� z �a�cuta. W P�ungianach (by� to maj�tek ksi���t Ogi�skich) urodzi�a Jureczka (1941) i Wand� (1943). Po wojnie jechali do �a�cuta a� miesi�c, do te�ci�w. Tam urodzi�a Nin� (kt�ra dzi� mieszka w Niemczech). Nied�ugo potem z �a�cuta pojechali do zniszczonego Wroc�awia, gdzie in�ynier Zbigniew B�aszkiewicz znalaz� zatrudnienie na politechnice i ruin� domu przy ulicy Dicksteina, tu� przy parku Szczytnickim. Wiosn� 1948 roku Jureczek by� ju� uczniem pierwszej klasy. W Wielkanoc w okolicznych domach posypa�y si� szyby. Mina rozerwa�a trzech ch�opc�w. W�r�d nich - Jureczek. Wanda ocala�a, bo ch�opcy nie chcieli bawi� si� z m�odsz� dziewczynk�. Ponad rok p�niej Maria B�aszkiewicz urodzi�a Micha�a, kt�ry m�wi dzisiaj: - By�em zamiast Jureczka. O wroc�awskim domu B�aszkiewicz�w wiemy wi�cej z ksi��ek. Stoj� do dzi� na p�ce w mieszkaniu przy ulicy Sobie-skiego, tu� obok pos��k�w Buddy i zdj�cia Kangczendzongi. Maria B�aszkiewicz czasem je przegl�da. W ksi��kach Wanda wiele m�wi�a o domu, w kt�rym nic nie by�o oczywiste, pewne. Nawet �ciany. Ojciec, in�ynier sanitarny, by� wynalazc�, posiadaczem a� siedmiu patent�w w zakresie biologicznego oczyszczania �ciek�w. To on pokaza� Wandzie pierwsze g�ry. Cichy, spokojny, kulturalny. Samotnik, coraz bardziej nieufny do ludzi. Wszystkich podejrzewa� o nieuczciwo��. W domu - n�dza, bo ma�o zarabia�. Na szcz�cie w piwnicy mieszka�a koza, kt�ra dawa�a mleko. Wanda wypasa�a j� w parku Szczytnickim. Ojciec chcia�, by �ona pracowa�a. �onie starcza�o czasu i energii jedynie na dom. Finanse - zdaniem Wandy - nie mog�y by� jedyn� przyczyn� nieudanego zwi�zku rodzic�w. By�o co� jeszcze, o czym dzieci nie wiedzia�y. By� mo�e chodzi�o o ten �wiat matki, do kt�rego nikt nie mia� wst�pu: o dziwne ksi�gi w kredensie. Mama nie radzi�a sobie z domem. Wanda, gdy mia�a cztery lata, sama robi�a zakupy: - Nie by�o wyj�cia, nie by�o ucieczki - m�wi�a w ksi��ce.* Od najm�odszych lat broni�a swej niezale�no�ci: - Opiekowanie si� m�odsz� siostr� by�o dla mnie ograniczeniem wol- * Wypowiedzi Wandy Rutkiewicz na podstawie ksi��ek: Wszystko o Wandzie Rutkiewicz - wywiad-rzeka Barbary Rusowicz (Co-mer&Ekolog, 1992); Wanda Rutkiewicz, Ewa Matuszewska Na jednej linie (KAW, Warszawa 1986) oraz na podstawie wywiad�w Ewy Matuszewskiej z Wand� Rutkiewicz (ukaza�y si� m.in. w "Literaturze", "Karierze", "Tygodniku Solidarno��"). ,., t, 10 11 no�ci. Okropnie nie lubi�am, gdy chcia�a gdzie� ze mn� p�j��. Mniej przeszkadza�o mi zajmowanie si� m�odszym bratem, nawet gdy narobi� w majtki, a ja musia�am zrobi� z tym porz�dek. Ale on nie pr�bowa� wkracza� w moje �ycie. Ojciec wreszcie wyprowadzi� si� z domu, ale do ko�ca zachowa� pok�j na pierwszym pi�trze. Przychodzi� dzie� przed Wigili�, zamyka� si� tam i czeka�, a� dzieci zaprosz� go na wieczerz�. Sumiennie p�aci� alimenty. - �yciem rodzinnym steruj� bardzo dobrze okre�lone regu�y - m�wi�a Wanda. - Wzajemne �wiadczenia wobec siebie, solidarno��, lojalno��. Tak by�o i jest mi�dzy nami. Akceptowali�my si� wzajemnie. Zda�a na politechnik�. Dorabia�a, ale w grudniu i tak chodzi�a bez rajstop. Wszystkie pieni�dze zaraz oddawa�a matce. By� mo�e wtedy postanowi�a, �e nie b�dzie tak� kobiet� jak matka: ciep��, mi�kk� delikatn�. Nigdy si� nie da porzuci� �adnemu m�czy�nie. Ona b�dzie porzuca�. Zaimponuje ojcu, poka�e mu, kogo opu�ci�: siln� i m�dr� Wand�. I taka by�a do ko�ca - wed�ug tych, kt�rzy j� znali: nienormalnie ambitna, konsekwentna, zdeterminowana, perfekcyjna, wymagaj�ca, ch�odna, wycofana. To ona porzuci�a najpierw pierwszego, potem drugiego m�a. Nie mia�a dzieci. - Nie chcia�am rezygnowa� z g�r, wybra�am samotno�� - m�wi�a wiele lat p�niej. Odwa�na i bezwzgl�dna - obawia�a si� piwnic i pustych du�ych mieszka�. Ba�a si� ludzi - przyznawa�a si� do tego. Wszystkich trzyma�a na dystans. Emocje - pod kontrol�. Nigdy na luzie, �adnych reakcji na pokaz, �adnej �zy. �adnych powita� cmokni�ciem w policzek, nawet z bliskimi. Nie nale�a�a do �wiata kobiet, w kt�rym codzienno�� to m�owie, dzieci, obiady. �adnych ploteczek, �adnego gadania bez potrzeby. - Nie cieszy�a si� lud�mi - m�wi�przyjaci�ki. - Raczej tym, co mo�e im pokaza�, zademonstrowa�, udowodni�. Konflikt j� motywowa�. Krytyka - dopingowa�a. Kl�ska -mobilizowa�a. Sukces - dobrze je�li by�, bo lubi�a by� gwiaz- da Potrzebowa�a ci�g�ej akceptacji. Rzadko dawa�a si� wy-nrowadzi� z r�wnowagi (wtedy rzuca�a kurwami). Zdenerwowana (a denerwowa�a si� cz�sto) m�wi�a zwykle spokojnym stalowym tonem: - B�dzie tak i tak. Koniec dyskusji. Ale widziana pierwszy raz, mog�a sprawia� wra�enie cichej, delikatnej, ugodowej, uroczej. By�a pi�kn� kobiet�, kt�ra pyta�a: - Czy kto� raz na zawsze ustali�, �e konsekwencja, zdecydowanie, precyzja i par� innych cech jest przypisanych wy��cznie m�czyznom? Dyplom in�yniera elektronika obroni�a, gdy mia�a dwadzie�cia jeden lat. Podj�a prac� w Instytucie Automatyki System�w Energetycznych. Wtedy kupi�a sobie najmodniejsze szpilki: z metalowymi obcasami. Wzi�a kredyt na wykupienie domu, kt�ry wci�� nie by� w�asno�ci� rodziny. Nie remontowany od wojny - wali� si�. Pieni�dze z banku w�o�y�a do ma�ej torebki. Gdy zbli�a�a si� do ulicy Dicksteina, podszed� do niej jaki� m�czyzna i torebk� wyrwa�. Wanda zdj�a szpilki, chwyci�a je. P�dzi�a za z�odziejem mi�dzy drzewami w parku Szczytnickim, dogania�a go: - Zabij� ci�, ty skurwysynu, moimi nowymi butami! M�czyzna upu�ci� torebk�, dom by� uratowany. Ratowa�a go z bratem, sami odlewali belki stropowe: - Remont pom�g� nam psychicznie, uniezale�ni� nas od ojca. Kocha�a ojca, o nic nie mia�a do niego pretensji (raczej do matki). Zamordowano go w roku 1972. W �a�cucie, w jego w�asnym domu: - Cztery doros�e osoby mordowa�y mojego ojca - opowiada�a. - Tym, co by�o pod r�k� czyli siekier� i no�ami. Zakopali go p�ytko w ogrodzie. Natychmiast pojecha�a do �a�cuta. To ona identyfikowa�a zmasakrowane cia�o: - Ogl�da�am krew na �cianach. By�am oskar�ycielem posi�kowym na procesie. Wielokrotnie s�ysza�am wtedy krzyk ojca "Jezus Maria! Co robicie?!". Wed�ug relacji Micha�a B�aszkiewicza matka przez wiele lat je�dzi�a z Wroc�awia do �a�cuta na gr�b by�ego m�a. 13 12 Zapomnia�a o grobie Jureczka: - U nas w domu wcale si� o Jureczku nie m�wi�o. Mama go wymaza�a. Ja, cho� by�em zamiast niego, mia�em o to do niej pretensj�. Na mi�o�� mamy trzeba by�o zapracowa�. Wanda by�a dla niej najwa�niejsza, bo zapracowa�a najlepiej. 3 Maria B�aszkiewicz by�a szcz�liwa i dumna, gdy o c�rce m�wiono: najwybitniejsza himalaistka �wiata. To jej c�rka by�a trzeci� kobiet� na Mount Evere�cie (1978), pierwsz� - na szczycie K2 (1986). �aden Polak przed Wand� nie zdoby� tych dw�ch najwy�szych g�r �wiata. By�a wybitna, bo - jak �adna inna kobieta - sta�a na sze�ciu o�miotysi�cznikach. - Nie jest to zbyt wiele - m�wi�a Wanda - jak na ambicje kogo�, kto chcia�by wej�� na wszystkie. Bo o�miotysi�cznik�w jest na ziemi czterna�cie. Korona Himalaj�w. Zdobyli j� ju� Reinhold Messner i Jerzy Kukucz-ka. - Ja nie b�d� trzecia po Messnerze i Kukuczce - zapowiedzia�a wybitna himalaistka. - Ja b�d� pierwsza, kt�ra osi�gnie co� nowego. P�jd� w�asn� drog�. W�asn� drog� nazwa�a "Karawan� do marze�". Wymy�li�a j�, bo zbli�a�a si� do pi��dziesi�tki. - Nie zamierzam czeka� do sze��dziesi�tki - zastrzega�a. Postanowi�a wej�� w ci�gu roku na osiem o�miotysi�cznik�w. M�wi�a o tym w mediach. Lubi�a udziela� wywiad�w, dobrze czu�a si� przed kamerami. Szuka�a sponsor�w. T�umaczy�a, �e nie chce ju� traci� czasu i si� na wielomiesi�czne organizowanie poszczeg�lnych wypraw. B�dzie do��cza�a si� do tych, kt�re ju� w g�rach dzia�aj�- maj�za�o�on�baz� i ni�sze obozy. W ten spos�b nie straci aklimatyzacji, kt�r� osi�ga si� tygodniami. Po zdobyciu jednego szczytu zaatakuje nast�pny i nast�pny. Zapowiedzia�a, �e pierwsza b�dzie Kangczendzonga. P�niej: Broad Peak, Cho Oyu, Dhaulagiri, Annapurna, Mana-slu, Makalu, Lhotse. B�dzie mia�a Koron�. Niekt�rzy przyjaciele m�wili: nie id�, nie dasz rady, jeste� coraz s�absza, masz chor� nog�. To karawana nie po marzenia, ale po �mier�. Wanda wiele opowiada�a o �mierci. Ale nie w domu: - O pew-nych rzeczach mog� m�wi� z lud�mi obcymi, nigdy z bliskimi. Dlatego Micha� B�aszkiewicz uwa�a, �e doros�e �ycie siostry zna przede wszystkim z ksi��ek. W ksi��kach - �mier� na co drugiej stronie. Kto� policzy�, �e g�ry zabra�y Wandzie blisko czterdziestu przyjaci� i znajomych. Mi�dzy innymi: Jerzego Biedermana, Wojciecha Biedermana, Krystyn� Lip-czy�sk�, Macieja Pogorzelskiego (B�bla), Halin� Krueger-Syrokomsk�, Barbar� Koz�owsk�, Tadeusza Piotrowskiego, Liliane i Maurice'a Barrard, Wojciecha Wr�, Dobros�aw� Miodowicz-Wolf (Mr�wk�), Jerzego Kukuczk�, Kurta Lynce-kruegera. Kurt - neurochirurg z Berlina - by� wa�nym cz�owiekiem dla Wandy. W 1990 szli razem na Broad Peak, w pobli�u K2. Kurt po�lizn�� si� na stromym lodzie. Widzia�a, jak spada. Jego cia�o zosta�o na pi�ciu tysi�cach metr�w. Przerwa�a wypraw�. Jeden jedyny raz, cho� �mier� zdarza�a si� na wielu wcze�niejszych wyprawach. - Za jaki� czas wr�c� w g�ry - zapowiada�a. - G�ry to moja codzienno��. O �mierci w g�rach Wanda m�wi�a bez ceregieli: - Ze �niegu stercza�a sczernia�a ludzka d�o�. - Umiera�y, zamarzaj�c po kolei. - Wpad� do szczeliny. To dzia�o si� prawie na oczach nas wszystkich. Przez radiotelefon s�yszeli�my jego g�os. M�wi�, �e umiera. Pami�tam rozpaczliwy krzyk �ony, kt�ra w bazie czeka�a na jego powr�t. - Nie mog�am si� przem�c, by zrobi� co� z tym k��bem ubrania i cia�a. Musia� spa�� z wysoka. - Zbieg�am stokiem �nie�nym w stron� r�owo-czerwonej rynny wy��obionej spadaj�cym cia�em. Z trudem patrzy�am 14 15 na to, co zosta�o z cz�owieka. Cia�o powyginane w r�nyd kierunkach, nogi i r�ce pod nieprawdopodobnym k�tem. Mai gorsza by�a twarz - wyra�na, rozpoznawalna, cho� z ty�u g}0 wy niewiele pozosta�o. - Taki lot po ska�ach i lodzie rozbiera cz�owieka. Jego cia �o jest zupe�nie nagie. - Nie mog�am pogodzi� si� z my�l�, �e ona mo�e tam zo sta�, le�e� na drodze, po kt�rej b�d� chodzi� inni. �e rozdzio bi� j� ptaki. - Czy to, �e nie przestaj� si� wspina�, oznacza, �e nie prze �ywam ich �mierci? A gdybym przesta�a, czy to by cokolwiek zmieni�o? - Co dziesi�ty, co dwudziesty alpinista ginie. Ale ja nie zrezygnuj�. Mog� si� tylko modli�, by czas mojej pr�by w g�rach nie nadszed�. - G�ry wysokie to droga szybkiego ruchu. Widzisz wypadek, to patrzysz, czy mo�esz pom�c. Je�li nie -jedziesz dalej. Tam nikt nikogo nie we�mie na plecy i nie zniesie na d�. - Ja kiedy� nios�am na plecach cia�o kole�anki, nie�ywej od czterech lat. Utopi�a si� w lodowcowym potoku. Wtedy nie mogli�my jej pochowa�. Wyci�gn�li�my j� z wody i pogrzebali�my prowizorycznie w pobli�u bazy. Wyr�bali�my w lodzie p�ytki gr�b, kt�ry przykryli�my kamieniami. Morena lodowca jest jednak kiepskim miejscem na gr�b. Lodowiec �yje, porusza si�, s�o�ce wytapia l�d. Chcia�am powr�ci� w to miejsce za rok i pochowa� j�. Ale wtedy dosz�o do zbyt wielu tragedii pod K2, �eby znale�� kogo� do pomocy. I dopiero w trzy lata p�niej postanowi�am w ko�cu odda� kole�ance ostatni� przys�ug�. Znalaz�am wspania�ych ludzi w bazie pod K2, kt�rzy mi pomogli. We tr�jk� poszli�my do odleg�ego o p�torej godziny miejsca, gdzie by� jej gr�b. By�y to rozsypane kamienie, pod kt�rymi le�a�o ludzkie cia�o. Dopiero teraz zacz�o gni�, roi�o si� od robak�w, �mierdzia�o okropnie. Wcze�niej, gdy spoczywa�o g��biej w lodzie, by�o zakonserwowane. Nie- � e olbrzymi plecak do cmentarzyska u st�p o �li�my na ZIlU^yzna�; ze tak mi ul�y�o, jak nigdy w �yciu. K2.1 musze- p , ' � � �mier�, nie moja. Czyja� �mier� c Zawsze to oyia ^"j^ . . . � .zawsze czyja�, nadal nie wierzy si� w swoj� w�asn�. M ria B�aszkiewicz nie wierzy, by �mier� mog�a zabra� o .I < k" _ Z Wand� wszystko w porz�dku. Ona wie, �e ja a ^ C�r JLm Mv zawsze mia�y�my �wietny kontakt. Nie raz, " o tym wiciu- j.(tm)-j ' j. � T � j � dwa Wanda bywa�a w niebezpiecze�stwie. I ja zaraz do- - stawa�am od niej sygna�: oho! niedobrze! A teraz, od wiosny v 1992, �adnego sygna�u. Wiosn� 1992 roku Maria B�aszkiewicz przywioz�a do o ^ Warszawy swoje dziwne ksi�gi. Przyjecha�a z Wroc�awia, " by po�egna� si� z c�rk� i zaopiekowa� si� jej mieszkaniem. .. Opowiada, �e by�o to inne po�egnanie. Nie takie jak zawsze, " gdy r�k� kre�li�a krzy�yk na czole Wandy, a potem j�przytu- -la�a (mimo swych dziwnych ksi�g Maria B�aszkiewicz jest ka- -toliczk�). Tym razem c�rka nie chcia�a ani krzy�yka, ani u�ci- -sk�w. By� mo�e by�a z�a, cz�sto z�o�ci�a si� na matk�. Przyjacie- -le m�wi�: warcza�a. Bo to by� trudny, silny zwi�zek. Matka j� ^ osacza�a, pr�bowa�a rozmi�kcza�, przytula�. Wanda ucieka- -�a, oddala�a si� od niej. Irytowa�a si�, bo matka wci�� by�a t taka sama: rozkojarzona, nieskuteczna. - Nie mia�y�my ze s sob� wiele wsp�lnego - m�wi�a Wanda. Ainnym razem: - Dla i mnie matka jest najwa�niejsza na �wiecie. Dla matki Wanda by�a nadziej�. Wype�nia�a przykazania i zawarte w ksi�gach. Dziwne ksi�gi Marii B�aszkiewicz naka- -�uj� �y� uczciwie i d��y� do doskona�o�ci. Wanda d��y�a: sz�a i coraz dalej, wy�ej, trudniej. W 1982 roku - po z�amaniu nogi L - do bazy pod K2 dosz�a o kulach. Owszem, zdarza�o si�, �e s zawraca�a. Jak wiosn� 1991 roku, gdy sz�a po�udniow� �cia- - na Kangczendzongi (pierwszy cel "Karawany do marze�").. nowu by�y trupy (k��by cia�a i ubrania), trzeba by�o scho- - 17' 16 t i fta* PoDtycznyc? Uniwersytetu Warszawskiego ul. Nowy �wiat 69. 00-046 Warszawa ter. 620-03-81 w. 2*5. 296 dzi� bez sukcesu. W bazie godzinami rzuca�a kamienia � P�aka�a - tak chcia�a by� na tym �wi�tym szczycie. - Jaki pejza� - m�wi�a -jak pi�knie. Mog�abym tu zosta' Uda�o si� kilka miesi�cy p�niej - stan�a na dw�ch kole' nych o�miotysi�cznikach: Cho Oyu i Annapurnie (samotni z trudem, z bol�c� nog�, na �rodkach przeciwb�lowych) Do Korony-jeszcze sze�� g�r. Dziwne ksi�gi Marii B�aszkiewicz m�wi�, �e cz�owiek mo�e by� doskona�y. Kto �yje moralnie, kto dobrze pracuje, kto jest �wiadomy siebie, kto jest w tym wytrwa�y - ten czuje presie d��enia do doskona�o�ci. Osi�ga coraz wy�szy poziom energii ognistej (zwanej tak�e kosmiczn�). Myli si� ten, kto s�dzi �e pojmie to rozumem. Nie rozum, lecz serce jest �r�d�em poznania. W sercu rozwija si� kwiat zwany czuciowiedz�. Czuciowiedz� to rodzaj intuicji, kt�ra graniczy z pewno�ci�. Bliskim umo�liwia psychiczny kontakt, nawet je�li akurat s� na dw�ch r�nych kontynentach. Dawniej, gdy �wiat by� spokojniejszy, wielu ludzi mia�o czuciowiedz�. Dzisiaj rzadko kto j� osi�ga. Kto osi�gn�� czuciowiedz� - musi milcze�, skrywa� tajemnice. Bo nie s� to sekrety dost�pne dla tych, kt�rzy nie d��� do doskona�o�ci. Mo�e dlatego Maria B�aszkiewicz nie przyznaj e si�, �e j est nestork� Towarzystwa �ywej Etyki Agni Joga w Polsce. Wiemy to od jej syna. Towarzystwo �ywej Etyki od kilku lat ju� nie istnieje, ale na warszawskim Ursynowie mieszka jego ostatni szef: fizyk po czterdziestce. Od niego wiemy, �e Maria B�aszkiewicz jest jedn� z trzech os�b, kt�re zaraz po wojnie zaszczepi�y w Polsce �yw� Etyk� Agni Jogi. Ale �wi�te ksi�gi czyta�a jeszcze w Kownie, przed wojn�, w oryginale - po rosyjsku. (W latach trzydziestych spisa�a je kobieta o nazwisku Helena Roerich, mieszkanka �otwy. T� wiedz� otrzyma�a z wy�szego �wiata. Sta�o si� to, gdy w�drowa�a po Himalajach). �ywa Etyka to nauka �ycia. Agni Joga to droga ognia. - Na kilometr tracu� S�owa spod Kangczendzongi wr�ci�y z baga�em Wandy 6 (600 kg). Wanda wr�ci by� mo�e nied�ugo. Bo wed�ug ' odejrzanym, okultyzmem i tymi wszystkimi mi to czym� p szarlataneri�_tes}owaswegowywiadu-rzeki seansami- zy �a wiosn� 1992 roku, w bazie pod p�noc- (600 . .. B�aszkiewicz tajemnic� wszystkiego jest si�demka. Co dTm lat cz�owiek zmienia si�. Regeneruje wszystkie ko-Slrki cia�a, osi�ga kolejny stopie� doskona�o�ci. Siedem razy "f � - trzydzie�ci pi�� lat mia�a Wanda, gdy zdoby�a Everest. Siedem razy siedem - czterdzie�ci dziewi��, gdy dotar�a do bazy na wysoko�ci 5500 m pod p�nocn� �cian� �wi�tej G�ry Sikkimu. Wed�ug fakt�w: w bazie Wand� wszystko bola�o, przezi�bi�a si�, spuch�a. Nie wiedzia�a, co si� z ni� dzieje - zwykle aklimatyzacja przychodzi�a jej �atwiej. Zesz�a do wsi (3300 m). Wr�ci�a po kilku dniach. Spuch�a jeszcze bardziej: r�ce, nogi, gard�o. Jakby j� pok�sa� r�j pszcz�. O�wiadczy�a twardo: - Idziemy do g�ry. Sz�a najwolniej. Za Meksykanami (kierowa� nimi Carlos Carsolio) i za Arkiem G�sienic�- J�zkowym, m�odym alpinist� z Zakopanego. (�aden polski himalaista z nazwiskiem nie zgodzi�by si� i�� w cieniu Wandy, z wi�kszo�ci� by�a sk��cona: - Coraz mniej mam z kim rozmawia�, coraz wi�cej milcz� -m�wi�a tu� przed wyjazdem). Nazywali j� abuela, co po hiszpa�sku znaczy - babcia. W drugiej po�owie kwietnia po raz pierwszy zaatakowali szczyt Kangczendzongi. Ale burza �nie�na nie pozwoli�a im tam wej��. Zawr�cili do bazy. Baza sta�a na trawie, ju� wio- sennie zielonej. Nad namiotami - trzy i p� kilometra �cia- ny. y P w�jka Meksykan�w �mig�owcem odlecia�a do szpitala ne odmro�enia). Arek zatru� si� (gor�czka, biegunka). 19 18 Gotowi na drugi atak szczytowy byli jedynie Wanda i Car-los Carsolio. Szli osobno, tak wcze�niej ustalili. Ona by�a powolna, Carlos szybki. Spotykali si� tam, gdzie wcze�niej za�o�yli ob�z III i IV. Obozy nie istnia�y, zasypa� je �nieg. Biwakowali w �nie�nych jamach. Wanda ugotowa�a zup�. Zjad�a, zwymiotowa�a. Potem ledwo zd��y�a odpi�� spodnie - tak� mia�a biegunk�. Wszystko tu� przy Carlosie, bo nie mia�a si�y, by wygrzeba� si� z jamy. Nie chcia�a zawr�ci�. Odpocz�li, ruszyli w stron� szczytu; 12 maja, o godzinie 3.30 nad ranem. �nieg by� g��boki, pod nim l�d. Wanda sz�a jeszcze wolniej ni� dot�d. (- Decyduj�c si� i�� z kim� na szczyt - m�wi�a kiedy� w gazecie - id� z nim do ko�ca. Nawet je�eli dzieli was r�nica szybko�ci. Mo�esz go zostawi� tylko w�wczas, kiedy masz absolutn� pewno��, �e tw�j partner idzie wolniej, bo zawsze chodzi w takim tempie. A nie dlatego, �e poczu� si� �le). - Id� Carlos - powiedzia�a. Carlos Carsolio zdoby� Kangczendzong�. O �smej wieczorem, gdy wraca�, spotka� Wand�. Rozmawiali kilka minut na wysoko�ci 8200-8300 m. Podobno chcia� j� namawia�, by zesz�a. Zrezygnowa�: - Mia�a w oczach tylko t� g�r� - m�wi� p�niej. Chcia�a jeszcze raz biwakowa�, cho� nie mia�a przy sobie ani �piwora, ani namiotu, ani gazu, ani jedzenia. Po biwaku - na szczyt, �eby by� pierwsz� kobiet� na Kang-czendzondze, �eby by� bli�ej Korony. Carlos czeka� na Wand� najpierw w czwartym obozie (dwana�cie godzin), potem - w drugim (dwa dni). Zostawi� tam dla niej namiot, �piw�r, gaz, jedzenie, radio. Zszed� do bazy. Pogoda popsu�a si�: Kangczendzonga znikn�a w �nie�nych chmurach. Carlos by� bez si�. Arek wci�� chory: - Mog�em wsta� i p�j�� - m�wi dzisiaj. -Ale szuka� jej to by�oby samob�jstwo. Zabrak�o mi odwagi na �mier�. Wanda te� by si� nie ruszy�a, nie widzia�aby sensu. 25 maja agencje poda�y, �e gdzie� na p�nocnej �cianie Kangczendzongi zagin�a wybitna himalaistka. Do drzwi mieszkania przy ulicy Sobieskiego zapuka� Andrzej Zawada z Polskiego Zwi�zku Alpinizmu. Poinformowa� matk�. Ona ju� wiedzia�a, syn wcze�niej ogl�da� "Wiadomo�ci" i zadzwoni� z Wroc�awia. Wed�ug Marii B�aszkiewicz: nic si� nie sta�o. Na Sobieskiego nie dotar� �aden sygna� z drugiego kontynentu. - Wr�ci - powiedzia�a i zrobi�a Andrzejowi Zawadzie herbat�. Nazajutrz gazety napisa�y: szans� r�wne zeru. Tydzie� p�niej na Ok�ciu wyl�dowa� Arek. - Ba�em si� tego powrotu - opowiada dzisiaj. - Co ja powiem matce? Czeka�a na niego na lotnisku. Powiedzia�a: - Synku, m�w mi mamo, babciu, jak chcesz. Pojechali prosto na ulic� Sobieskiego, �eby porozmawia� (rozmow� nagra�a Ewa Matuszewska, przyjaci�ka Wandy). Arek powiedzia�: - My�leli�my, cho� to ma�o prawdopodobne, �e Wanda zesz�a na po�udniow� stron� g�ry. By�a tam rok wcze�niej. Ale teraz nie dzia�a�a tam �adna wyprawa. Do najbli�szej osady trzy dni drogi. Ona musia�a o tym wiedzie�. To by�oby bez sensu. Gdy wyprawa zesz�a w doliny, Arek chcia� co� robi�, wezwa� helikopter. Ale najbli�sza wie� nie mia�a ��czno�ci ze �wiatem. Helikopter i tak by nie pom�g�, przy tak z�ej pogodzie i przy takiej wysoko�ci. �mig�owce nie lataj� na o�miu tysi�cach. Arek nigdy nie powiedzia�, �e Wanda nie �yje. - Nie mam prawa - m�wi. - Nie widzia�em cia�a. Mog� tylko przyzna�, �e nie mia�a szans. Maria B�aszkiewicz udzieli�a kilku wywiad�w. M�wi�a, �e nie dziwi jej ani lekki str�j Wandy, ani brak namiotu i �piwora: - Po po�udniowej stronie Kangczendzongi c�rka mia�a co� w rodzaju kryj�wek-depozyt�w, jak m�wi�a. Tam pozostawi�a sprz�t i �ywno�� podczas poprzedniej wyprawy. Wiedzia�a, ze to �wi�ta g�ra i nie ka�dy mo�e na ni� wej��. 21 20 ?. Maria B�aszkiewicz twierdzi�a, �e Wanda interesowa�a si� filozofi� i religiami Wschodu: - Fascynowa�y j� klasztory tybeta�skie. Podkre�la�a, �e tylko w g�rach czuje spok�j i harmoni�. Ona wy�ej posz�a, w Kosmos. - Mam� - m�wi�a Wanda - cechowa�a pewna nieprecyzyjno�� sformu�owa�, definicji i bardzo emocjonalny stosunek do wielu spraw. Ja jestem zwolennikiem empirii, logiki, og�lnie m�wi�c rozumu. Rozumem nie ogarnie si� tego, co podpowiada matce Agni Joga: w pobli�u Kangczendzongi rozsuwaj � si� ska�y. Wej�cie do pieczary jest z pocz�tku w�skie. P�niej rozszerza si� w ca�e miasto. To Centrum, kt�re utrzymuje ognist� r�wnowag� planety. Tam trafiaj� Wybrani, ci z wysokim poziomem energii ognistej. Rzadko kto stamt�d wraca. Ale bywaj� tacy: Jezus wr�ci� na Golgot�, �wi�ty Franciszek do Asy�u, Joanna D'Arc do Rouen. Siedem razy siedem - czterdzie�ci dziewi�� lat mia�a Wanda, gdy by�a blisko g��wnego wierzcho�ka Kangczendzongi. Nie wiemy, czy go zdoby�a. Osiem razy siedem - pi��dziesi�te sz�ste urodziny c�rki obchodzi�a ostatnio Maria B�aszkiewicz, kt�ra powtarza: - Wanda zagin�a 12 maja, siedem lat temu. I zastrzega: - Je�li teraz nie wr�ci, nie szkodzi. To znaczy, �e jeszcze nie czas. �e jeszcze musz� czuwa�. : - W strefie �mierci - powy�ej siedmiu tysi�cy metr�w -jest zimno i brakuje tlenu. Z ka�d� godzin� ro�nie ryzyko obrz�ku m�zgu. Coraz trudniej oceni� sytuacj�, podj�� decyzj�: zawracam. �atwiej dzia�a� wed�ug programu, a programem jest szczyt. Po drodze widzi si� kobiety w czadorach albo Jerzego Kukuczk�, albo inne zjawy. Albo nic. Odlot, nirwana. Kto ma radio - ten rozmawia z kolegami w bazie. Be�kocze. Ci�ko i��, ci�ko si� podnie��. Kto idzie - ten spada. Kto si� podda� - zasypia. Przez radio koledzy s�ysz� szum. Nie biegn� z ratunkiem, bo w g�rach si� nie biega. Wanda nie mia�a radia. Maria B�aszkiewicz nie ma w�tpliwo�ci. Czuwa, cho� cz�sto brakuje jej si�. Gdy chce ju� odej��, s�yszy od Wandy: - Zosta�. Walcz o mnie. Nikt inny Wandy nie s�yszy. 1999 22 Schod�w si� nie pali l Gospodarze - ma��e�stwo R. - �yli spokojnie: uprawiali ziemi�, hodowali dr�b, byd�o i trzod� - wszystkiego po trochu, na w�asne potrzeby. Ich ma�e zdrowe dziecko biega�o ju� po podw�rku, gdy w domu na �wiat przychodzi�o drugie. Po�o�na krzykn�a przera�ona. Noworodek, kt�rego trzyma�a w r�kach, nie by� podobny do cz�owieka. Tak p�niej opowiadali we wsi, cho� nikt obcy (poza po�o�n�) dziecka nie widzia�. Nawet matka (zwana dalej: biologiczn� matk�) nie przyjrza�a mu si� uwa�nie (o reakcji ojca nie wiadomo nic). Zaraz na podw�rko wjecha� ambulans i lekarz zabra� ch�opca do Krakowa. Lecz niepok�j z g�rskiej wsi nie znikn��, przeciwnie -wzm�g� si�. Podobno ludzie szeptali przez p�oty: g�ow� mia� wielk� i pomarszczon�. �lepia wy�upiaste, bez powiek. A palce �abie. I �usk� na ca�ym ciele, jak u ryby. Byli tacy, kt�rzy wiedzieli, sk�d ta brzydota: - Nie od Pana Boga. Alarmowali: - Nasze krowy przesta�y dawa� mleko. 25 2 Ch�opiec urodzi� si� sze�� lat temu. Lekarze nie potrafili ~" powiedzie�, dlaczego jest a� tak brzydki. Ale wydali s�d: - Ani nie widzi, ani nie s�yszy. Nigdy nie b�dzie siedzia� ani chodzi�. Pewnego dnia za�nie i ju� nigdy si� nie obudzi. Odes�ali ch�opca do domu dziecka. Tam wszyscy pracownicy zlecieli si� go ogl�da�: palacz przyszed� od pieca i podobno zemdla�, opiekunk� z jedynki zacz�o k�u� w mostku, innej przez tydzie� �ni�y si� koszmary. Kobiety w sieroci�cu ba�y si� ch�opca szczeg�lnie wtedy, gdy musia�y go dotkn��. Losowa�y: kt�ra myje, kt�ra karmi. Ch�opiec mia� zaro�ni�te ma�e uszy, jakby wcale ich nie mia�. Za to ogromne usta: co jad�, to mu si� wylewa�o. A �e brakowa�o mu powiek, oczom grozi�o wyschni�cie - nale�a�o je zakrapia� co dwie godziny. Cho� nie mia� �abich palc�w ani rybiej �uski, i tak wygl�da� jak potw�r. Tak na niego w sieroci�cu m�wili: potw�r albo potworek. - Ba�am si�, �e przegryzie mi gard�o - opowiada opiekunka z noworodk�w. M�wi to, k�pi�c inne dziecko: cho� niczego mu nie brakuje, jest r�owe i pachn�ce, te� zosta�o odrzucone przez mam�. (Kobiety zostawiaj� tu swoje dzieci, bo maj� powody: mama tej dziewczynki ko�o drzwi �pa; mama tego ch�opca musi si� uczy�, bo m�oda; a tamtego, kt�ry le�y pod oknem - wyjecha�a w �wiat). - Te dzieci i tak maj� dobrze - m�g�by pomy�le� brzydki ch�opiec. - Nikt si� ich nie obawia. Kiedy� znajd� now� rodzin� i b�d� kochane. Ale ch�opiec by� tak ma�y, �e jeszcze nie rozumia�, co si� wok� niego dzieje. Nie siada�, nie m�wi�, nie reagowa�. By� zamkni�ty, nieufny, cichy, jakby nikomu nie chcia� sprawia� k�opotu. Le�a� spokojnie tak�e wtedy, gdy odwiedzi�a go tu biologiczna matka (ojciec podobno nie przyje�d�a�). Kobieta sta�a d�ugo nad ��eczkiem, p�aka�a. Cho� pracownicy sieroci�ca nie lubi� rodzic�w, kt�rzy odtr�cili swoje dzieci, na t� kobiet� patrzyli wyrozumiale: - Dobrze, �e go odda�a - m�wili. - Tu jest miasto, lekarze. Do domu dziecka biologiczna matka przyje�d�a�a jeszcze kilkakrotnie. Gdy by�a tu ostatni raz (za�atwia�a ostatnie formalno�ci), nie chcia�a ju� syna zobaczy�. Przesta�a przyje�d�a�, zanim malec zacz�� cokolwiek pojmowa�. W sieroci�cu wszyscy byli przekonani, �e brzydki ch�opiec nigdy nie znajdzie nowych rodzic�w. Jak troch� podro�nie -p�jdzie do przytu�ku. I to zacz�o martwi� pracownik�w domu dziecka. Bo polubili ch�opca. Wo�ali na niego Mateusz. Mateusza cz�sto chcieli ogl�da� lekarze, wtedy jecha� do szpitala. Przygl�dali mu si� z zadum�: mierzyli, wa�yli i zagl�dali mu w oczy. Okaza�o si�, �e ch�opiec widzi z trudem, bo ma oczopl�s. Co� notowali, robili fotografie. Cho� potrafili ju� nazwa� jego chorob� -Ablepharon Macrostomia Syndrome, co oznacza zesp� braku powiek i ogromne usta -nic wi�cej powiedzie� nie mogli. Literatury fachowej na ten temat prawie nie ma. Wiadomo, �e medycyna zna zaledwie pi��dziesi�t takich przypadk�w w ca�ej swojej historii (z pewno�ci� podobnych dzieci urodzi�o si� wi�cej, ale nigdy nie dotar�y do lekarzy). Istniej� pojedyncze opisy choroby: pierwszy z 1883 roku (potem m.in. z 1920,1922,1950,1962,1977, 1985). Od nazwiska jednego z autor�w choroba ta bywa nazywana zespo�em McCar-thy'ego. Opr�cz braku powiek, du�ych ust i szcz�tkowych ma��owin usznych medycy zauwa�yli takie cechy wsp�lne u opisanych dzieci: brak w�os�w lub w�osy cienkie i rzadkie; obustronny wewn�trzny zez, brak brwi; nieregularne przednie nozdrza; ma�e niedorozwini�te z�by; rozszczep twardego podniebienia; twarz bez wyrazu; sucha i szorstka sk�ra, kt�rej jest jakby za du�o, szczeg�lnie w okolicach karku, po�ladk�w i st�p; korpus p�aski lub unosz�cy si� ku g�rze przy p�pku; niekiedy brak p�pka; brak brodawek piersiowych albo brodawki szcz�tkowe; nieokre�lone genitalia z niewielkim penisem umieszczonym w tylnej cz�ci krocza, brak moszny; mowa nosowa, niewyra�- 27 26 na, niezrozumia�a; upo�ledzenie umys�owe. Wszystko to z powodu uszkodzenia genetycznego. Ale co to za uszkodzenie i dlaczego do niego dosz�o - tego medycyna ju� nie wie. Wszystkie opisane dzieci zosta�y odrzucone przez swych biologicznych rodzic�w, �adne nie znalaz�o nowej rodziny. Ale medycy rejestruj�cy te przypadki w og�le nie podali, co si� z tymi sierotami dzia�o dalej: czy osi�gn�y wiek dojrza�y? jak d�ugo �y�y? Wi�c i tego medycyna nie wie. , W niedu�ym domu nieopodal sieroci�ca mieszkaj� bli�-niaczki: Renata i Dorota. �ycie tak im si� u�o�y�o, �e nie maj� m��w, ale maj� dzieci: Renata ma Ewelin�, Dorota -Tomka i Klaudyn�. Cho� bli�niaczki maj� dopiero po trzydzie�ci cztery lata, ich dzieci zd��y�y ju� sko�czy� podstaw�wki. Ewelina za rok b�dzie pe�noletnia. Jest wysoka i �adna, uczy si� w liceum i trenuje lekkoatletyk�. Za dwa lata chce zdawa� na Akademi� Wychowania Fizycznego. Bli�niaczka Dorota jest siostr� PCK i codziennie przed po�udniem opiekuje si� samotnymi staruszkami. M�wi: - Pracuj� z tymi, co ze �wiata schodz�, a Renata z tymi, co na �wiat przychodz�. Renata jest piel�gniark� w sieroci�cu. Nie raz, nie dwa przynosi�a stamt�d na niedziel� dzieci: a to ma�ego Krzysia z wielk� g�ow� (w ko�cu razem z bratem bli�niakiem znalaz� now� rodzin� w Szwecji); a to Ja�ka z oczopl�sem, co mia� l�ki, kiedy co� za szybko si� rusza�o (ulitowa�a si� nad nim babcia i zabra�a go do siebie); a to Dominika - kolejnego malca z g�ow� jak balon (umar� w szpitalu, Renata trzyma�a go wtedy za r�k�); a to Mateuszka - ch�opca tak brzydkiego, �e z pocz�tku a� si� go ba�a, jak wszystkie inne kobiety w sieroci�cu. -Ale Mateusz r�s� - opowiada dzisiaj. - Zacz�� si� rusza�, obraca� na brzuch. Na jego nieruchomych policzkach pewnego razu zobaczy�am do�ki. U�miecha� si�. Doktorzy dalej nie wiedzieli, jak leczy� Mateusza. Ale �eby m�g� je�� normalnie - zeszyli mu kawa�ek ust z lewej i kawa�ek z prawej strony. �eby nie musia� spa� w p�ywackich okularach z gazikami nas�czonymi p�ynem fizjologicznym - do-szyli mu g�rne i dolne powieki. Potem do sieroci�ca przyszed� m�ody rehabilitant - Tomasz Koloch. To jego pierwsza praca: - W szkole widzia�em dzieci poparzone od st�p po sam� g�ow� i by� to straszny widok. Wi�c gdy zobaczy�em Mateusza, poczu�em tylko zdziwienie, nie wstr�t. O wiele trudniej by�o mi zaakceptowa� inne dziecko, kt�re nie trzyma�o ka�u. Rehabilitant postanowi�, �e rozprostuje przykurczone palce Mateusza: otwiera� mu d�onie i zamyka�, tak przez wiele godzin i wiele dni. Postanowi�, �e Mateusz b�dzie raczkowa�. Potem, �e b�dzie siedzia�. Potem, �e wstanie i b�dzie chodzi�. Wreszcie, �e przestanie szura� nogami i zacznie podnosi� stopy, jak ludzie podnosz�. Osi�gni�cia przychodzi�y z trudem, ale ka�de by�o nagradzane rado�ci� wszystkich pracownik�w sieroci�ca. I Mateusz chyba si� cieszy�, bo ca�y czas Renata by�a tu� przy nim: zostawa�a po godzinach (wtedy zorientowa�a si�, �e dziecko s�yszy, wystuka� rytm muzyki z radia) albo zabiera�a go do domu. Tam po raz pierwszy wszyscy rozumieli jego niewyra�ne s�owa. No, mo�e czasem mieli z tym k�opot, ale nigdy nie brakowa�o im czasu, by cierpliwie wypyta� ch�opca, o co mu chodzi. Kiedy Renata nie mog�a go zabra�, do sieroci�ca zagl�da�a jej c�rka Ewelina. Ch�tnie bawi�a si� z Mateuszem: - Niewa�ne, jaki on jest na zewn�trz, bo w �rodku ma co� tak dobrego, czego nie umiem nazwa�. S� dzieci pora�one albo z Downem i tego nie maj�. Nie wiem, czy potrafi�abym je pokocha�. Niekiedy pod p�ot sieroci�ca podchodzi�a tak�e Dorota. Bra�a Mateusza na spacer: szli daleko ��kami. Coraz dalej od 29 28 r domu dla sierot, kt�rego ch�opiec nie lubi�. Ju� wiedzia�, �e s� inne domy na �wiecie, cho�by ten, gdzie mieszkaj � Renacha i Dorocha. Tak je nazywa. U nich po raz pierwszy zobaczy� ca�y bochenek chleba. Po raz pierwszy ubiera� choink� (w sieroci�cu robi to personel), m�g� z niej zerwa� cukierek; jeden, drugi, dziesi�ty (w sieroci�cu choinka stoi wysoko, �eby �adne dziecko jej nie dosi�g�o). Tu m�g� wieczorem wyj�� z Renat� przed dom i pomi�dzy drzewami pierwszy raz w �yciu zobaczy� ksi�yc. Nie m�g� mu si� nadziwi�. I nie m�g� si� nadziwi� samochodom w nocy: - One maj� oczy - cieszy� si�. W domu Renaty przesta� sika� w pieluch�. Ale te wizyty nie mog�y trwa� d�ugo. Renata by�a dla niego osob� obc�, wi�c bywa� u niej nielegalnie. - Latem zesz�ego roku Mateusz wyjecha� z Renat� na wakacje ca�kiem oficjalnie. A� dwa miesi�ce sp�dzili razem w �mi�cej, blisko Limanowej. Na wysokiej g�rze stoi tam wielki dom, a w nim sp�dza lato mn�stwo ma�ych dzieci z wielu krakowskich sieroci�c�w. Gdy kt�re� si� pot�uk�o albo skaleczy�o, Renata opatrywa�a mu rany, bo by�a tam w pracy. Do �mi�cej przyjecha�a i Ewelina, wi�c kiedy jej mama by�a zaj�ta w gabinecie, ona bawi�a Mateusza. Ale kt�rego� dnia wyjecha�a do Krakowa, by�a zm�czona. Po tygodniu znowu wr�ci�a. Za drzwiami gabinetu mama dojrzewa�a do decyzji. Na pi�te urodziny Mateusza na wysok� g�r� zawita�a tak�e Dorota. Przywioz�a tort i �wieczki. Przygl�da�a si� siostrze uwa�nie i temu, jak troskliwie dba o ch�opca. Odpowiedzia�a na pytanie Renaty, kt�re wcale nie pad�o (wida� bli�niaczki rozumiej� si� bez s��w): - On musi by� nasz. Wtedy Renata poczu�a wdzi�czno��. Pomy�la�a: siostra b�dzie dla mnie oparciem. Bo kiedy wezm� Mateusza na staje - dom dziecka oparciem ju� by� nie mo�e. Renata zapyta�a c�rk�: - Co ty na to? Ewelina mia�a w�tpliwo�ci: - Czy wiesz, jakie podejmujesz ryzyko? On nie zawsze b�dzie taki ma�y i taki rozkoszny. A co si� stanie, jak umrzesz? Renata na to: - My�l� i o tym. Ale czy mia�aby� sumienie tak go zostawi�? Przecie� p�jdzie do przytu�ku. Na tak postawion� spraw� Ewelina mog�a powiedzie� tylko tyle: - Jak chcesz. I Mateusz nie wr�ci� ju� do sieroci�ca. W urz�dach wszystko za�atwiono b�yskawicznie: Renata jest jego rodzin� zast�pcz�. Bli�niaczki maj � starsz� siostr� (z zawodu tak�e opiekuje si� staruszkami). M�wi: - Ja bym go nie wzi�a. Ba�abym si�, �e nie podo�am i oddam. Wi�c im odradza�am. Renata: - Nigdy mi to do g�owy nie przysz�o. Ludzie, kt�rzy znaj� Renat�, pytali: - Po co� to zrobi�a? Odpowiada�a: - Nie wiem. Ludzie komentowali na stronie: - Mo�e chce si� odwdzi�czy� Panu Bogu za pi�kn� c�rk�. Albo: - Mo�e nienormalna. Albo m�drzej: - Niedojrza�a emocjonalnie. Albo ca�kiem g�upio: - Czy ona ju� pieni�dzy na chleb nie ma, �e tak� poczwar� pod dach wzi�a? Renata o�wiadcza: - Pa�stwo p�aci mi miesi�cznie tysi�c z�otych. Po�owa idzie na lekarstwa i ma�ci. Kto� j� zapyta�: - M�czysz si� tak, a czy ty wiesz, ile on b�dzie �y�? Na to Renata z furi�: -A ty wiesz, ile twoje b�dzie �y�o? O swym strachu nie chce powiedzie� ani s�owa. A boi si�, m�wi o tym jej siostra: - Ona widzi, �e Mateusz coraz wi�cej rozumie. Mo�e si� kiedy� zbuntuje na t� swoj� inno��? Mo�e na zawsze zamilknie, zamknie si� na cztery spusty. 31 30 Ludzie m�wi� co innego: - B�dzie mia� do niej pretensje za s woj � szpetot�. Jeszcze b�dzie p�aka�a. I Dorota ma l�ki: - Co to b�dzie? Znajomi �yczliwi Renacie (kt�rzy pracuj� w s�u�bie zdrowia): - Mo�e nie b�dzie m�g� �y� z tak� twarz�. Bywaj � dzieci oszpecone przez poparzenie. Dorastaj� i pope�niaj � samob�jstwo. Doktor Tadeusz �yczakowski (operowa� Mateusza): - Wszystko da si� ukry�, ka�dy defekt zamaskowa�, garb nawet. Ale twarzy nie. Twarz jest wizyt�wk� cz�owieka. Cz�owiek z drugim cz�owiekiem rozmawia twarz� w twarz. Renata chce, �eby Mateusz by� cho� troch� �adniejszy. I doktor �yczakowski spr�buje tego dokona�. Wkr�tce do Instytutu w Prokocimiu przyjad� jego ameryka�scy koledzy, kt�rzy ju� widzieli Mateusza. Razem zrobi� ch�opcu nowe uszy, z jego w�os�w stworz� brwi. I poprawi� powieki, bo te s� brzydkie. Ale lekarz ostrzega Renat�: - Takim go Pan B�g stworzy�. Mo�na mu troch� pom�c, troch� poprawi�. Ale cud�w niech si� pani nie spodziewa. � Ewelina po roku m�wi tak: - Mama zawsze by�a tylko dla mnie. Nigdy nie dzieli�am si� ni� ani z innym dzieckiem, ani z innym m�czyzn�. Potem dorasta�am i to ja mia�am coraz mniej czasu dla niej, bo nauka, kole�anki, treningi. I ona nie mia�a ani chwili dla siebie: zabiegana, niespokojna, zero czasu na relaks. To si� zmieni�o. Mateusz da� jej si��, spok�j. Mama ma czas wyj�� z nim na Wawel. Dzi� nikt poza Mateuszem w jej �yciu nie istnieje. Musz� to zaakceptowa�. Tego, co si� mi�dzy lud�mi dzieje, nie da si� do ko�ca wyt�umaczy�. Wiem, �e jej mi�o�� do niego jest ogromna. I odwzajemniona. I ja dalej kocham Mateusza, cho� nie traktuj� go jak brata. S�owo brat ma znaczenie, jaki� sw�j ci�ar. Ale ciesz� si�, gdy widz�, jak on ro�nie, �mieje si�, coraz lepiej m�wi, liczy, potrafi powiedzie�, co mu smakuje, a co nie. Wi�c nie mog� mie� do mamy pretensji, kiedy jej decyzja przynosi takie owoce. Jestem nawet dumna z mamy. Mo�e mam jaki� �al, bo jestem sama. Odizolowa�am si� zupe�nie. Trudno mi �y� w tej bajce, kt�ra si� teraz dzieje w naszym domu. Wszyscy tam patrz� na �wiat przez r�owe okulary, czyli nie dalej ni� jutro. r, Renata chce wynagrodzi� Mateuszowi lata sp�dzone w sieroci�cu. Podobnie jej siostra Dorota. I dzieci Doroty, kt�re po�wi�caj� mu wiele godzin. Rysuj� z nim r�ne dziwne kszta�ty i z klock�w buduj� wysokie schody. Ale Mateusz nie zgadza si� na ka�dy flamaster i na ka�dy klocek: - Tylko ��te - krzyczy po swojemu. Eweliny ca�ymi dniami nie ma w domu (szko�a, treningi itd.), wi�c rzadko si� bawi z Mateuszem: - Nie musz� bez przerwy udowadnia�, �e go kocham. Renata �pi z Mateuszem, nigdy na niego nie krzyczy i na wszystko pozwala. Kiedy w supermarkecie kaza� sobie kupi� ca�y kosz majtek - kupi�a. Gdy chcia� czapk� dobrej firmy (�wietnie rozpoznaje znaki firmowe) - kupi�a, cho� w domu si� nie przelewa. Gdy w �mi�cej (tego lata byli tam na wakacjach po raz drugi) o p�nocy zapragn�� wyj�� na hu�tawk� -posz�a hu�ta�. I m�wi�a do niego: - M�j najpi�kniejszy syneczku. W�asnej c�rce, przyznaje si� do tego, powiedzia�aby: - �pij. Kiedy w �mi�cej Mateusz zobaczy� ogie� w kominku, pali� wszystko, co by�o z papieru. A kiedy papieru zabrak�o, Renata rozla�a sok do wszystkich szklanek i da�a ch�opcu pude�ko. Potem wysypa�a na st� ciastka i da�a mu opakowanie z pofalowanej tekturki. - Nie! - zakrzycza�. I g�o�no m�wi� dalej, co Renata w mig zrozumia�a: - To s� schody, schod�w si� nie pali. I wtedy Renata znalaz�a gazet� zawieruszon� pod fotelem. Mateusz dar� kartk� po kartce. Ka�d� ogl�da� i wrzuca� 32 33 w ogie�. �mia� si� g�o�no, a� zobaczy� reklam� farby do drewna. Na fotografii: schody. Schowa� je do kieszeni. Renata z u�miechem: - Powiedz, syneczku, co b�dziesz robi�, gdy b�dziesz du�y? - B�d� budowa� schody - powiedzia�, a Renata przet�umaczy�a. - Tak, b�dziesz in�ynierem. Jednego musia�a mu odm�wi�. Gdy kiedy� razem weszli do ko�cio�a, Mateusz spojrza� na wielkiego ukrzy�owanego Chrystusa: - Zerwij go! - krzykn�� po swojemu. We�miemy go do domu! Pop�aka� si�, bo Renata powiedzia�a: - Nie mog�. Renata t�umaczy dooko�a, �e jej ch�opiec nie jest upo�ledzony jak inne takie dzieci opisane przez medycyn�. Jest op�niony, jak ka�de dziecko po domu dziecka, ale to ju� nadrabia. - Jest upo�ledzony - m�wi doktor �yczakowski, kt�ry twarz ch�opca ma uczyni� �adniejsz�. - Cho� Mateusz czyni post�py. Kiedy go pozna�em, nic tylko przek�ada� dwie plastikowe miski. Wte i wewte. Renata przekonuje wszystkich, �e Mateusz jest coraz �adniejszy. - Pieprzysz - odpowiedzia�a Ela, kole�anka z sieroci�ca. Renata wymaga, by wszyscy rozumieli jego s�owa, bo przecie� m�wi coraz lepiej, ca�ymi zdaniami, �wiczy z logoped�. - Ja Mateusza nie rozumiem - Ela m�wi�a tak, by Renat� sprowadzi� na ziemi�. Renata szanuje El� (kobiet� ko�o pi��dziesi�tki) za to, �e w sieroci�cu przepadaj � za ni� wszystkie dzieci. A Ela my�li tak: - Mateusz nigdy nie b�dzie normalny. I j� trzeba na to przygotowa�, otrz�sn�� z tej euforii. Ona jest normalna, ale z odchy�em. Mi�o�ci� kt�r� nosi�a w sobie, mo�na by obdzieli� nie tylko Ewelin�, ale i jakiego� m�czyzn�. Przecie� to m�oda kobieta. W�tpi�, czy kiedykolwiek w jej �yciu kto� si� jeszcze pojawi. Ju� nie. Takiego dokona�a wyboru i trzeba j� za to szanowa�. No, ale niech nie przesadza! Musi by� twardsza dla Mateusza. Bez mocnej r�ki si� nie obejdzie. Ja wiem, sama dwoje wychowa�am. A ona tylko skacze: synku, syneczku. Kiedy na wakacjach rozci�� sobie warg�, trzeba by�o nie jego ratowa�, ale j�. Inne kole�anki m�wi�: - Bez niego Renata nie prze�y�aby ju� ani dnia. I Dorota te�. Ich starsza siostra: - S� pazerne na niego. Ka�dej si� wydaje, �e ona lepiej od tej drugiej dba o dziecko, s� zazdrosne. Dorota opiekuje si� staruszkami zawsze tylko przed po�udniem. Renata idzie do sieroci�ca albo na drug� albo na noc. Po pracy zawsze biegiem do domu, �eby szybko przytuli� synka i zawie�� go do przedszkola. Przedszkole blisko domu, cho� integracyjne (dla dzieci zdrowych i upo�ledzonych), nie przyj�o Mateusza: - Rodzice s� przeciw - wyt�umaczy�a dyrektorka, cho� ci rodzice nigdy Mateusza nie widzieli. Teraz Mateusz je�dzi do przedszkola u zakonnic a� na drug� stron� miasta. Renata codziennie wozi go tam tramwajem. Nie lubi tramwaj�w, bo pasa�erowie strasznie si� gapi�. Wed�ug niej najbardziej okrutni bywaj� starzy ludzie. Pokazuj� palcem. Gdy Renata o tym opowiada - p�acze. I u�miecha si�: - M�wi�, �e dzieci s� okrutne, bo szczere. Niekt�re tak, ale w przedszkolu ci�gle si� k��c� kt�re ma i�� z nim w parze. I m�odzie� jest normalna. Przyjaciele Eweliny, Klaudyny i Tomka odwiedzaj� nas w domu i nie maj� z Mateuszem �adnego problemu. S� super. n Latem Renata przyjecha�a do Warszawy na nagranie programu "Zwyczajni - niezwyczajni". To program o ludziach ofiarnych i odwa�nych. W studiu TV Renat� powitano oklaskami. Z ta�my pokazano ich dom i Mateusza: ta�czy� w obj�ciach Eweliny (- Bajk� im wcisn�am - m�wi Ewelina. - Co 34 35 w ogie�. �mia� si� g�o�no, a� zobaczy� reklam� farby do drewna. Na fotografii: schody. Schowa� je do kieszeni. Renata z u�miechem: - Powiedz, syneczku, co b�dziesz robi�, gdy b�dziesz du�y? - B�d� budowa� schody - powiedzia�, a Renata przet�umaczy�a. - Tak, b�dziesz in�ynierem. Jednego musia�a mu odm�wi�. Gdy kiedy� razem weszli do ko�cio�a, Mateusz spojrza� na wielkiego ukrzy�owanego Chrystusa: - Zerwij go! - krzykn�� po swojemu. We�miemy go do domu! Pop�aka� si�, bo Renata powiedzia�a: - Nie mog�. Renata t�umaczy dooko�a, �e jej ch�opiec nie jest upo�ledzony jak inne takie dzieci opisane przez medycyn