2269
Szczegóły |
Tytuł |
2269 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2269 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2269 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2269 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Wojty�a
Mi�o�� i odpowiedzialno��
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
Redakcja: Tadeusz Stycze�,
Jerzy W. Ga�kowski, Adam
Rodzi�ski, Andrzej Szostek
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Zak�adu
Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku
Niewidomych,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk z Wydawnictwa
Towarzystwa Naukowego
Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego,
3 3 64 0 0 108 1 ff 1 74 1
Lublin 1982
3 3 64 0 2 108 1 ff 1 74 1
Pisa�a K. Pabian
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i K. Markiewicz
`tc
Wprowadzenie
Ksi��ka, kt�ra w tej chwili
trafia do r�k Czytelnika, ma
swoj� histori�. Po raz pierwszy
ukaza�a si� 20 lat temu. Przy
wsp�czesnym rytmie produkcji
pisarskiej i wydawniczej oznacza
to d�ugi okres nawet w
dziedzinie filozofii, w kt�rej
dzie�a starzej� si� wolniej. A
przecie� ksi��ka ta ma jeszcze
sw� d�ug� prehistori�.
Prehistori� pisan�
do�wiadczeniem wielu ludzi,
kt�re w jaki� spos�b stawa�o si�
do�wiadczeniem samego Autora,
jako ich duszpasterza i
przyjaciela, wsp�prze�ywaj�cego
ich najbardziej intymne sprawy.
Do�wiadczenie to zbieg�o si� i
niejako spotka�o z jego w�asnym
tych�e spraw wyczuciem,
sprowokowa�o do refleksji i
przemy�le� wyzwalaj�c z czasem
potrzeb� dania im �wiadectwa.
�wiadectwo to znalaz�o sw�j
wyraz najpierw w formie
wyk�ad�w, wyg�oszonych w latach
1958_#59 w Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim, by w
ko�cu przybra� posta� ksi��ki
"Mi�o�� i odpowiedzialno��",
wydanej w r. 1960 przez Tn
Kul (Towarzystwo Naukowe
Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego) w Lublinie.
Od tej chwili dzie�o zaczyna
�y� swym w�asnym, samodzielnym
�yciem. Odt�d ono samo niejako
pisze swoje dzieje. Habent sua
fata libelli... Pisze ono je
sobie samemu, a poniek�d r�wnie�
swemu Autorowi.
Dzieje te to g��wnie dzieje
spotkania tych do�wiadcze� i
tego �wiadectwa, kt�remu ono
daje wyraz, z koncepcjami i
propozycjami, kt�re chc� si�
powo�a� na to samo �r�d�o, a
przynajmniej w tym samym �r�dle
szukaj� dla siebie legitymacji i
uprawomocnienia. Jak "Mi�o�� i
odpowiedzialno��" wychodzi z tej
konfrontacji? Pytanie to narzuca
si� w naturalny spos�b w
odniesieniu do ksi��ki, kt�rej
przypad�o istnie� w czasie tak
bardzo nabrzmiewaj�cym w
problemy, jakie podj�a.
Zrozumia�� jest wi�c rzecz�, �e
Czytelnik pytanie to r�wnie�
stawia i oczekuje na nie
odpowiedzi. A przecie�
uw�acza�oby samemu za�o�eniu
dzie�a tutaj na to pytanie
odpowiada�. Wszak dzie�o to
zosta�o pomy�lane jako wezwanie
do "do�wiadczenia
do�wiadczenia". Co�, co mo�na
przywo�a� jako �wiadectwo
do�wiadczenia i w ka�dej chwili
podda� znowu os�dowi
do�wiadczenia, gdy tylko si�
wy�oni - b�d� te� na nowo nasili
- potrzeba odwo�ania si� do
samych �r�de� i podstaw wa�no�ci
naszych s�d�w. A zatem Tolle et
lege! A nade wszystko Vide!
"Przy takim charakterze ksi��ka
- jak wyznaje sam Autor w
przedmowie do jej II wydania -
liczy na dalsze wsp�autorstwo:
liczy na to, �e b�d� j� niejako
w dalszym ci�gu tworzy� ci,
kt�rzy do ko�ca - i w teorii, i
w praktyce - przemy�l� czy
przeprowadz� jej g��wne
sformu�owania". Otwarte wi�c na
ka�de echo do�wiadczenia, z
kt�rejkolwiek by strony
pochodzi�o, dzie�o to jest
r�wnocze�nie nieustaj�cym apelem
do Czytelnika o dopuszczenie do
g�osu do�wiadczenia w ca�ym jego
zakresie: zar�wno co do
rozleg�o�ci, jak i g��bi.
Kiedy tu mowa o g��bi, chodzi
o to wszystko, co niekiedy nie
jawi si� wprost i
pierwszoplanowo jako tre��
do�wiadczenia, co jednak do tego
stopnia - cho� niejako z ukrycia
- stanowi jego sk�adow�, i�
niepodobna jej nie uwzgl�dni� w
imi� zidentyfikowania jego
zawarto�ci. W przeciwnym bowiem
razie trzeba by co� z niej uj��,
uszczupli�, a przez to samo
przekre�li� autorytet samego
integralnie poj�tego
do�wiadczenia, jedynego �r�d�a
informacji i podstawy rzetelnej
wiedzy o czymkolwiek. "Mi�o�� i
odpowiedzialno��", bazuj�c na
takiej podstawie
metodologicznej, nie potrzebuje
obawia� si� czegokolwiek, co
tylko jest w stanie
wylegitymowa� si�
do�wiadczeniem. Do�wiadczeniu -
w�a�ciwie zinterpretowanemu -
nie mog� zagra�a� �adne dalsze
do�wiadczenia. Bo na takiej
konfrontacji prawda mo�e tylko
zyska�.
Dzieje "Mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci" - od tej
w�a�nie strony ogl�dane -
ukazuj� osobliw� �ywotno�� tej
ksi��ki. Uproszczeniem by�oby
oczywi�cie m�wi� o jej
"zwyci�skim pochodzie". Wiadomo
jednak, �e nie musia�a ona
zawdzi�cza� "ponownego odkrycia"
czy te� "wskrzeszenia"
okoliczno�ci, �e jej Autor
zosta� papie�em. "Mi�o�� i
odpowiedzialno��" �y�a i �yje
nie tylko wydaniami, kt�re
dosz�y do skutku: trzema
polskimi (w�r�d nich dwoma
krajowymi, co wobec znanych
trudno�ci wydawniczych jest
godnym odnotowania wydarzeniem!)
i kilku obcoj�zycznymi:
francuskim, w�oskim i
hiszpa�skim. �yje w jaki� spos�b
r�wnie� tymi wydaniami, kt�re w
swoim czasie mia�y doj�� do
skutku, cho� do skutku nie
dosz�y...
Mimo �e dzie�o po up�ywie 20
lat od swego wydania nie wymaga
rekomendacji, to jednak jest
rzecz� oczywist�, �e potrzebuje
ono niejako ukazania go w nowym
kontek�cie. Co wyznacza ten
kontekst? W najog�lniejszym
zarysie wyznaczaj� go dwie
dope�niaj�ce si� wzajemnie
"wsp�rz�dne".
Z jednej strony kontekst ten
wyznacza dyskusja wobec
centralnych zagadnie� podj�tych
przez papie�a Paw�a VI w
encyklice "Humanae vitae". Jak
wiadomo, dyskusja ta -
skoncentrowana w pierwszej fazie
na nie zawsze skoordynowanym
wyszukiwaniu argument�w "za" lub
"przeciw" antykoncepcji w celu
pozyskania partnera sporu -
przesz�a z czasem w faz�
metodologicznie pog��bionej
samorefleksji. Sta�a si�
dyskusj� nad sposobem
uzasadnienia norm moralnych w
aspekcie ich s�uszno�ci. I tak,
niekt�rzy nie kwestionuj�c
zasadniczo s�uszno�ci norm
"Humanae vitae" dyskutowali
odt�d nad zakresem ich
obowi�zywalno�ci.
Rozstrzygni�cie tej szczeg�owej
kwestii uzale�niono od
rozwi�zania sporu pomi�dzy
deontologiczn� a teleologiczn�
teori� argumentacji etycznej.
G��bsza analiza przedmiotu tego
sporu ujawnia wszak�e wi�ksz�
z�o�ono�� samej problematyki, a
zarazem mog�c� zaskoczy� obie
spieraj�ce si� ze sob� strony
mo�liwo�� - a nawet konieczno��
- stanowiska medialnego.
Ujawni�a tak�e, �e u podstaw
rozwi�zania, kt�re mo�e liczy�
na pe�n� akceptacj�, musi
pojawi� si� z jednej strony
rzetelna antropologia: teoria
osoby ludzkiej, a z drugiej
strony pog��biona wizja samego
czynu. �e w szczeg�lno�ci nie
wolno doprowadzi� do takiego
wyizolowania momentu s�uszno�ci
czynu, by zosta� on oddzielony
od zasadniczej funkcji czynu w
relacjach mi�dzyosobowych:
funkcji wyra�ania mi�o�ci, czyli
afirmacji osoby z uwagi na
przys�uguj�c� jej w spos�b
niezbywalny godno��. Jest rzecz�
ze wszech miar interesuj�c�
spojrze� na ca�� t� dyskusj� w
10 lat po ukazaniu si� encykliki
"Humanae vitae" z perspektywy
dzie�a, kt�re j� o 10 lat niemal
wyprzedzi�o. Dzie�a, kt�remu
obca jest zupe�nie wszelka
atmosfera animozji, kontestacji
czy antykontestacji, dzie�a,
kt�rego atmosfer� okre�la bez
reszty jedna jedyna troska:
pozwoli� wypowiedzie� si� do
ko�ca prawdzie do�wiadczenia na
temat mi�o�ci godnej osoby
ludzkiej. Ale ju� w�a�nie dla
tego samego powodu istnieje
potrzeba osadzania dzie�a w
tym�e kontek�cie i ukazania go
na jego tle. To w�a�nie domaga
si� wprowadzenia not, pe�ni�cych
rol� komentarza wi���cego tekst
"Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci" ze
wspomnianym kontekstem.
Komentarz tego rodzaju staje si�
tu wr�cz niezb�dny.
Nie wolno te� - z drugiej
strony - przeoczy� faktu, �e na
przestrzeni tych�e 20 lat Autor
"Mi�o�ci i odpowiedzialno�ci"
opublikowa� bardzo wiele
artyku��w, w kt�rych rozwija
tematyk� tej ksi��ki w r�nych
kierunkach, w szczeg�lno�ci w
kierunku etyki rodziny oraz
filozofii i teologii cia�a.
Potrzeba uwzgl�dnienia tego
�ci�le autorskiego kontekstu
wydaje si� zupe�nie oczywista.
Nasun�a ona nawet pocz�tkowo
my�l do��czenia wspomnianych
publikacji do "Mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci" w charakterze
aneksu. Pomijaj�c ju� jednak
spraw�, �e taki aneks musia�by
obj�to�ciowo znacznie
zmajoryzowa� sam� ksi��k�, na
czo�o wysun�� si� inny wzgl�d
przemawiaj�cy przeciwko takiemu
zestawieniu. Oto poza obr�bem
tego aneksu musia�oby si�
znale�� dzie�o Autora o zupe�nie
wyj�tkowej donios�o�ci dla
ukszta�towania tego� kontekstu.
Chodzi o "Osob� i czyn", dzie�o,
w kt�rym Autor wypowiedzia� si�
najpe�niej - cho� w spos�b
zasadniczo pozaetyczny - na
temat osoby ludzkiej. Nie trzeba
traci� s��w na przekonywanie
kogokolwiek, jak bardzo jednak
problematyka tego dzie�a ��czy
si� z zagadnieniem mi�o�ci
odpowiedzialnej, g��wnym
problemem "Mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci". Wszak to
w�a�nie osoba w swym czynie i
poprzez sw�j czyn staje si�
tej�e mi�o�ci odpowiedzialnej
podmiotem i adresatem. Ona jest
aktorem owego dramatu - persona
dramatis - w kt�rym pisze sama
"sw� najprawdziwsz� histori�",
histori� mi�o�ci albo jej
negacji, a przez to swego
spe�nienia lub niespe�nienia.
Tekst "Mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci" zosta�by
zatem zubo�ony w swej
zasadniczej osnowie, gdyby go
nie powi�za� w jaki� bodaj
spos�b z tekstem "Osoby i
czynu", gdyby go nie ukaza� w
kontek�cie Karola Wojty�y
"Traktatu o cz�owieku". Oto
drugi pow�d, kt�ry zdecydowa�
zar�wno o konieczno�ci
wprowadzenia komentarza, jak i o
jego charakterze.
W notach umieszczonych przez
nas poni�ej tekstu "Mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci" Czytelnik
znajdzie z jednej strony
odniesienia do dzie� samego
Autora, z drugiej za�
odniesienia, kt�re b�d�
ukazywa�y jego dzie�o jako
wezwanie do konfrontacji. Do
konfrontacji odmiennych
propozycji i koncepcji nie tyle
nawet z dzie�em Autora, ile
raczej poprzez nie - jakby
poprzez medium quo - z wymow�
integralnego etycznego
do�wiadczenia mi�o�ci osoby do
osoby. Mi�o�ci, kt�ra - jak
ci�gle o tym m�wi w�a�nie
do�wiadczenie - jest tym, czym
jest, dopiero wtedy, gdy wznosi
si� na poziom afirmacji godno�ci
osobowej zar�wno podmiotu
mi�o�ci, jak i jej adresata we
wszystkim, z czego ta godno��
wyrasta, co przenika i w czym
si� ostatecznie zakorzenia.
Lublin, 18 maja 1979 roku
Ks. Tadeusz Stycze�
Jerzy Ga�kowski
Adam Rodzi�ski
Ks. Andrzej Szostek
Uwaga Redakcji: Na �yczenie
Autora w niekt�rych przypadkach
zostawiono pisowni� rozdzieln�,
stosuj�c dywiz (-) zamiast
pisowni ��cznej.
Wst�p do wydania I
Istnieje pogl�d, �e na temat
ma��e�stwa mog� wypowiada� si�
tylko ci ludzie, kt�rzy w nim
�yj�, a na temat mi�o�ci mi�dzy
kobiet� a m�czyzn� tylko te
osoby, kt�re j� prze�ywaj�.
Pogl�d ten domaga si� osobistego
i bezpo�redniego do�wiadczenia,
jako podstawy wypowiadania si� w
danej dziedzinie. Tak wi�c
duchowni i osoby �yj�ce w
celibacie nie mog� mie� nic do
powiedzenia w sprawach mi�o�ci i
ma��e�stwa. Pomimo tego
przemawiaj� oni cz�sto i cz�sto
te� pisz� na te tematy. Brak
do�wiadczenia w�asnego,
osobistego, nie przeszkadza przy
tym o tyle, �e posiadaj� bardzo
bogate do�wiadczenie po�rednie
p�yn�ce z pracy duszpasterskiej.
W pracy duszpasterskiej
spotykaj� si� bowiem tak cz�sto
i w tak r�nych momentach czy
sytuacjach w�a�nie z tymi
problemami, �e tworzy si� z tego
jakie� inne do�wiadczenie,
niew�tpliwie bardziej po�rednie
i "cudze", ale r�wnocze�nie o
wiele szersze. W�a�nie za�
wielo�� fakt�w z tej dziedziny
tym bardziej pobudza do
refleksji og�lnej i do szukania
syntezy.
W ten spos�b powsta�a te�
niniejsza ksi��ka. Nie stanowi
ona wyk�adu doktryny. Jest
natomiast przede wszystkim
owocem nieustannej konfrontacji
doktryny z �yciem (na tym
w�a�nie polega praca
duszpasterza). Doktryna - nauka
Ko�cio�a - w dziedzinie
moralno�ci "p�ciowej" opiera si�
na Ewangelii, kt�rej wypowiedzi
na ten temat s� zwi�z�e, a
r�wnocze�nie wystarczaj�ce. A�
dziw, �e mo�na w oparciu o tak
niewielk� ilo�� zda� zbudowa�
system tak kompletny. Trafiaj�
one najwidoczniej w punkty
newralgiczne zagadnienia, w
punkty wi���ce, kt�re decyduj� o
ca�ej reszcie zasad i norm
moralnych. Wystarczy mie� do
dyspozycji tych kilka tekst�w:
Mt 5, 27. 28; Mt 19, 1_#13; Mk
10, 1_#12; �k 20, 27_#35; J 8,
1_#11; 1 Kor 7 (w ca�o�ci); Ef
5, 22_#33 - aby urobi� sobie
dosy� przejrzyste pogl�dy na
dany temat. W ksi��ce niniejszej
(kt�ra nie stanowi jakiego�
studium egzegetycznego) do tych
tylko kilku najwa�niejszych zda�
nawi�zujemy.
Je�eli jednak samo zestawienie
norm etyki katolickiej na
odcinku moralno�ci "p�ciowej"
jest �atwe, to natomiast co krok
wysuwa si� potrzeba ich
uzasadnienia. Normy te bowiem
natrafiaj� wielokrotnie na
sprzeciw, bardziej mo�e w
praktyce ni� w teorii, ale
duszpasterz, kt�ry spotyka si�
przede wszystkim z praktyk�,
musi szuka� tych uzasadnie�.
Zadaniem jego bowiem nie jest
tylko nakazywa� czy zakazywa�,
ale uzasadnia�, t�umaczy� i
wyja�nia�. Ksi��ka niniejsza
zrodzi�a si� w zasadniczej
mierze z potrzeby uzasadnienia
norm katolickiej etyki
seksualnej - i to uzasadnienia
jako� mo�liwie najbardziej
ostatecznego, apeluj�cego do
najelementarniejszych i
bezspornych prawd moralnych i
najbardziej podstawowych
warto�ci czy d�br. Dobrem takim
jest osoba, a prawd� moraln�
naj�ci�lej zwi�zan� w�a�nie ze
�wiatem os�b jest "przykazanie
mi�o�ci" - mi�o�� bowiem jest
dobrem w�a�ciwym dla �wiata
os�b. I dlatego najbardziej
podstawowe uj�cie moralno�ci
seksualnej to uj�cie na zasadzie
"mi�o�ci i odpowiedzialno�ci",
st�d tytu� ca�ej ksi��ki.
Uj�cie takie domaga si�
szeregu analiz. Ksi��ka
niniejsza przy ca�ym swoim
syntetycznym nastawieniu jest
mocno analityczna. Przedmiotem
analizy jest wi�c naprz�d osoba
w relacji do pop�du seksualnego,
p�niej mi�o��, jaka na jego
pod�o�u wyrasta mi�dzy kobiet� a
m�czyzn�, z kolei cnota
czysto�ci jako nieunikniony
wsp�czynnik owej mi�o�ci,
wreszcie zagadnienie ma��e�stwa
i powo�ania. Wszystkie te
problemy s� przedmiotem analiz,
nie opis�w - chodzi bowiem
w�a�nie o wydobycie uzasadnie�,
kt�rym zawdzi�czaj� swoj� racj�
bytu regu�y i normy katolickiej
etyki "seksualnej". Ksi��ka ma w
ca�o�ci charakter filozoficzny -
etyka bowiem jest (i mo�e by�
tylko) cz�ci� filozofii.
Czy posiada znaczenie
praktyczne? Czy jest "�yciowa"?
W za�o�eniu jak najbardziej,
chocia� nigdzie nie sili si� na
podanie jakich� gotowych recept
czy drobiazgowych przepis�w
post�powania. Nie jest
kazuistyczna, stara si� bardziej
o stworzenie ca�o�ciowej wizji
zagadnienia ni� o szczeg�owe
rozwi�zania - wszystkie one
bowiem w jaki� spos�b mieszcz�
si� w tej wizji. Tytu� ksi��ki
jest najw�a�ciwszym jej wyrazem:
w odniesieniu do stosunk�w,
jakie zachodz� w�r�d os�b r�nej
p�ci, kiedy m�wimy o "etyce
seksualnej", w�wczas my�limy
w�a�ciwie o "mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci".
Poj�cie mi�o�ci jest tutaj
poj�ciem g��wnym, jemu te�
po�wi�camy najwi�cej analiz -
poniek�d nawet wszystkie, jakie
znajduj� si� w tej ksi��ce.
Istnieje bowiem, w szczeg�lno�ci
na gruncie etyki
chrze�cija�skiej zrodzonej z
Ewangelii, problem, kt�ry mo�na
okre�li� jako "wprowadzenie
mi�o�ci do mi�o�ci". S�owo
"mi�o��" oznacza w pierwszym
wypadku to, co jest tre�ci�
najwi�kszego przykazania, w
drugim za� to wszystko, co na
pod�o�u pop�du seksualnego
kszta�tuje si� pomi�dzy kobiet�
a m�czyzn�. Id�c w przeciwnym
kierunku mo�na by powiedzie�, �e
istnieje problem sprowadzenia
tej drugiej mi�o�ci do
pierwszej, tj. tej, o kt�rej
m�wi Ewangelia.
Jest to problem otwarty.
Podr�czniki etyki i teologii
moralnej ujmuj� te dwie mi�o�ci
nieco rozdzielnie: o pierwszej
m�wi� w traktacie na temat cn�t
teologicznych, gdy� mi�o�� jest
najwi�ksz� z tych cn�t, o
drugiej natomiast m�wi� przede
wszystkim w ramach traktatu o
kardynalnej cnocie
wstrzemi�liwo�ci, z ni� bowiem
��czy si� czysto�� seksualna. W
�wiadomo�ci ludzkiej mo�e
powsta� wskutek tego pewien
hiatus, jakie� poczucie
niesprowadzalno�ci drugiej
mi�o�ci do pierwszej, a w ka�dym
razie - nie�wiadomo�� dr�g, na
jakich to mo�e si�
urzeczywistni�. R�wnocze�nie za�
obserwacja �ycia (a zw�aszcza
do�wiadczenie duszpasterskie)
dowodzi ogromnego
zapotrzebowania na poznanie
owych dr�g. Nauka za� moralna
Ewangelii zdaje si� stwarza�
wyra�n� ku temu inspiracj�.
Ewangeli� odczytuj� zar�wno
ludzie wierz�cy, jak
niewierz�cy. Pierwsi odkrywaj� w
przykazaniu mi�o�ci g��wne
wi�zanie ca�ego porz�dku
nadprzyrodzonego, ale i pierwsi,
i drudzy zdolni s� odkry� w nim
afirmacj� jakiego� wielkiego
ludzkiego dobra, kt�re mo�e i
powinno by� udzia�em os�b. W
ksi��ce niniejszej raczej nawet
na tym drugim k�adziemy g��wny
akcent.
Mniema si� najcz�ciej, �e
problematyka "p�ci" to eo ipso
nade wszystko problematyka
"cia�a". St�d tendencja, aby
g�os w tej dziedzinie odda�
prawie wy��cznie fizjologii i
medycynie - psychologi�
dopuszcza si� na drugim planie.
Mniema si� te�, �e nauki te same
z siebie wy�oni� normy etyczne.
Ksi��ka niniejsza ujmuje to
zagadnienie z gruntu inaczej.
Etyka seksualna jest domen�
osoby. Niczego w niej nie spos�b
poj�� bez zrozumienia osoby, jej
bytu, dzia�ania i uprawnie�.
Porz�dek osobowy jest jedyn�
p�aszczyzn� w�a�ciw� dla
wszystkich rozwa�a� w dziedzinie
etyki seksualnej. Fizjologia czy
medycyna mog� tylko uzupe�ni� te
rozwa�ania. Same z siebie nie
stwarzaj� one pe�nych podstaw do
zrozumienia mi�o�ci i
odpowiedzialno�ci, a przecie� o
to w�a�nie chodzi we wzajemnym
odniesieniu os�b r�nej p�ci.
Dlatego te� ca�okszta�t
rozwa�a�, kt�re maj� by� zawarte
w tej ksi��ce, posiada charakter
personalistyczny. Szczeg�y
fizjologiczne i medyczne znajd�
miejsce w przypisach.�* Przy
okazji bardzo dzi�kuj� tym
Osobom, kt�re u�atwi�y mi
zestawienie owych szczeg��w,
jako te� skompletowanie i
przejrzenie pewnej ilo�ci
pozycji bibliograficznych.
Autor
Autor wprowadzi� je - pomimo
tej zapowiedzi - w tekst g��wny
pos�uguj�c si� nawiasami. Poza
tym "niekt�re uwagi na temat
stosunku seksuologii do etyki"
zarysowane zosta�y w rozdziale V
tego wydania jako "spojrzenie
uzupe�niaj�ce".
Wst�p do wydania II
Ksi��ka pt. "Mi�o�� i
odpowiedzialno��", kt�ra po raz
pierwszy ukaza�a si� w 1960 r.
staraniem Towarzystwa Naukowego
Kul, wychodzi niniejszym po
raz drugi staraniem Wydawnictwa
"Znak". Tematem ksi��ki s�
zagadnienia etyki seksualnej -
st�d jest ona zaadresowana do
wszystkich, kt�rych te
zagadnienia interesuj� b�d� w
spos�b teoretyczny, b�d� te�
praktyczny. Na pocz�tku drugiego
wydania, podobnie jak i na
pocz�tku pierwszego, nale�y si�
kilka wyja�nie� dotycz�cych
genezy ksi��ki, a tak�e jej
koncepcji i budowy. Wypada te�
zaraz powiedzie�, �e ksi��ka
zawdzi�cza swoje powstanie wielu
wsp�_autorom. Jedni z nich
�wiadomie wspierali autora w
pisaniu ksi��ki, pomagaj�c mu
przy tym w r�ny spos�b - pragn�
Im za to serdecznie podzi�kowa�,
inni przyczynili si� do jej
powstania w spos�b nie�wiadomy,
dostarczaj�c bod�c�w do jej
napisania. Ale to ju� wi��e si�
z problemem genezy ksi��ki.
"Mi�o�� i odpowiedzialno��"
powsta�a w oparciu o dwa �r�d�a,
kt�re r�wnolegle dostarcza�y do
niej element�w. Aby zrozumie� te
�r�d�a oraz ca�y mechanizm ich
wsp�dzia�ania, trzeba wzi�� pod
uwag� fakt, �e autor ksi��ki
jest duchownym. Duchownym za�
dosy� cz�sto odmawia si�
kompetencji, gdy chodzi o
zabieranie g�osu na tematy
seksualne - w�a�nie dlatego, �e
osobi�cie nie stykaj� si� z nimi
w taki spos�b jak ludzie �wieccy
�yj�cy w ma��e�stwie, �e nie
maj� w tej dziedzinie osobistego
do�wiadczenia. Z uwagi na to
trzeba podkre�li�, �e jednym z
dwu �r�de� ksi��ki niniejszej
jest w�a�nie do�wiadczenie. Jest
to do�wiadczenie po�rednie,
jakiego dostarcza praca
duszpasterska. Stawia ona
duchownego tak cz�sto i w tylu
r�norodnych momentach czy
sytuacjach oko w oko z
problematyk� seksualn�, �e
tworzy si� z tego do�wiadczenie
zupe�nie swoiste. Zgoda na to,
�e nie jest ono osobiste, ale
"cudze", r�wnocze�nie jednak
jest szersze, ani�eli
jakiekolwiek do�wiadczenie li
tylko osobiste. Trzeba te� zaraz
doda�, �e jest ono inne ni�
specjalistyczne do�wiadczenie
tych os�b, kt�re - jak np.
lekarze - z problematyk�
seksualn� spotykaj� si� r�wnie�
na szerokim odcinku r�norodnych
fakt�w. Inny jest k�t widzenia
specyfikuj�cy to do�wiadczenie.
Funkcja do�wiadczenia - je�li
chodzi o genez� ksi��ki - nie
jest zreszt� wy��czna i jedyna.
W�a�nie z uwagi na stan autora
dzia�a�o opr�cz do�wiadczenia, a
nawet poniek�d poprzez
do�wiadczenie duszpasterskie,
drugie �r�d�o. Tym �r�d�em
nadrz�dnym jest Ewangelia, a na
jej przed�u�eniu - nauka
Ko�cio�a. �r�d�o to pracowa�o na
rzecz przemy�le�, podczas gdy
do�wiadczenie dostarcza�o fakt�w
do konfrontacji z doktryn�.
Ewangelia zawiera niewiele
stosunkowo tekst�w, kt�re m�wi�
wprost o etyce seksualnej i
ma��e�skiej: Mt 5, 27. 28; Mt
19, 1_#13; Mk 10, 1_#12; �k
20, 27_#35 i J 8, 1_#11; 1 Kor
7 (w ca�o�ci); Ef 5, 22_#33, nie
wspominaj�c o bardzo wa�nych
tekstach w Starym Testamencie,
zw�aszcza w Ksi�dze Rodzaju.
Wszystkie wymienione fragmenty
tkwi� organicznie w
ca�okszta�cie Ewangelii i musz�
by� odczytywane w tym
ca�okszta�cie jako w swoim
istotnym kontek�cie. Odczytywane
w ten spos�b daj� one asumpt do
refleksji o charakterze
filozoficznym. Wiadomo przecie�,
�e w oparciu o Objawienie
powsta�a nie tylko teologia,
kt�ra pos�ugiwa�a si� filozofi�
jako narz�dziem spekulacji
my�lowej. Objawienie dostarczy�o
tak�e pot�nych impuls�w dla
filozofii - wystarczy wymieni�
cho�by koncepcj� bytu
wypracowan� przez �w. Tomasza.
Ot� zdaje si�, �e w podobny
nieco spos�b Ewangelia dostarcza
impulsu do filozoficznego
przemy�lenia problematyki
seksualnej.
Jest to problematyka z
dziedziny moralno�ci, tak bowiem
zarysowuje si� w Ewangelii i
nauce Ko�cio�a. I dlatego jej
filozoficzne przemy�lenie musi
przybra� charakter pewnego
studium z etyki (czy te�
"studium etycznego" - jak
okre�lono w podtytule). Aspekt
moralno�ci jest zreszt� w ca�ej
problematyce seksualnej
najistotniejszy, jak na to
wskazuje po�rednio nawet i
seksuologia. Moralno�� to osobna
dziedzina ludzkiej egzystencji,
a zw�aszcza ludzkiego dzia�ania,
zwi�zana ze �wiadomo�ci� i woln�
wol�. Czyny ludzkie w oparciu o
�wiadomo�� i woln� wol�
posiadaj� warto�� moraln�, s�
moralnie dobre lub z�e. Etyka,
jako osobna sfera my�lenia
filozoficznego, opiera si� na
fakcie moralno�ci, by szuka�
nade wszystko uzasadnie� dla
dobra i z�a moralnego. Nie
poprzestaje na samym podaniu
norm, kt�re kieruj� ludzk�
moralno�ci�, ale stara si�
wnikn�� g��biej i wyja�ni�,
dlaczego czyny ludzkie stosuj�c
si� do tych norm s� moralnie
dobre, w przeciwnym za� razie -
z�e. W naszym wypadku jedno z
wymienionych �r�de�, mianowicie
do�wiadczenie, przybli�a do
fakt�w z zakresu �ywej
moralno�ci seksualnej czy
ma��e�skiej. Drugie za� �r�d�o,
tj. Ewangelia, nie tylko
dostarcza gotowych norm, regu�
post�powania w dziedzinie
moralno�ci seksualnej i
ma��e�skiej, ale tak�e pomaga
nam wydatnie w odszukaniu
w�a�ciwych uzasadnie� dla tych
norm. I dzi�ki temu umo�liwia
refleksj� filozoficzn� - czyli w
naszym wypadku w�a�nie etyczn� -
nad ca�okszta�tem problematyki
seksualnej. W ten spos�b
uprawniony jest podtytu�
ksi��ki, kt�ry brzmi "studium
etyczne".
Refleksja oparta o wymienione
�r�d�a prowadzi do
personalistycznego ujmowania
problematyki
seksualno_ma��e�skiej, co
merytorycznie bior�c wyznacza
g��wn� koncepcj� ksi��ki.
Uwydatnia si� to ju� w samym jej
planie, gdzie rozdzia� I nosi
tytu�: Osoba a pop�d, rozdzia�
II: Osoba a mi�o��, III - Osoba
a czysto��. Rozdzia� IV,
Sprawiedliwo�� wzgl�dem Stw�rcy,
traktuje mo�e najbardziej ze
wszystkich o religijnych
za�o�eniach i konsekwencjach
personalizmu na odcinku etyki
seksualnej, rozdzia� za� V
stanowi ju� tylko (bardzo
zreszt� niekompletn�) pr�b�
konfrontacji tego stanowiska w
etyce z tezami i wskazaniami
seksuologii biologicznej oraz
medycznej. Trzeba przyzna�, �e
biologia oraz medycyna zajmuj� w
ca�okszta�cie ksi��ki o wiele
mniej miejsca ni� psychologia -
to tak�e jedna z konsekwencji
przyj�tej w ksi��ce koncepcji
personalistycznej. Osoba
charakteryzuje si� przede
wszystkim przez swoj� "psyche",
i to nawet w dziedzinie
seksualnej. Nb. owa psychologia
w ksi��ce posiada charakter
filozoficzny, przy czym bardzo
cz�sto pr�bujemy i�� drog�
analizy fenomenologicznej.
Trudno odpowiada� ju� we
wst�pie na pytanie: "Czy ksi��ka
jest praktyczna i "�yciowa")?
Odpowied� na nie jest wa�na z
uwagi na adresat�w ksi��ki. Ot�
tak jak i w pierwszym wydaniu -
w stosunku do kt�rego wydanie
niniejsze jest nieco przerobione
- pragn� podkre�li�, �e ksi��ka
nie sili si� nigdzie na
podawanie jakich� gotowych
recept czy te� drobiazgowych
przepis�w post�powania. Nie jest
kazuistyczna, stara si� raczej o
stworzenie ca�o�ciowej wizji
zagadnienia ni� o szczeg�owe
rozwi�zania - te ostatnie bowiem
zawsze w jaki� spos�b mieszcz�
si� w owej wizji ca�o�ciowej.
Wskazuje na to chyba sam tytu�
"Mi�o�� i odpowiedzialno��".
R�wnocze�nie, przy takim
charakterze, ksi��ka liczy na
dalsze wsp�_autorstwo: liczy na
to, �e b�d� j� niejako w dalszym
ci�gu tworzy� ci, kt�rzy do
ko�ca - i w teorii, i w praktyce
- przemy�l� czy przeprowadz� jej
g��wne sformu�owania.
Autor
Osoba a pop�d
Analiza s�owa "u�ywa�"
Osoba jako podmiot
i przedmiot dzia�ania
�wiat, w kt�rym �yjemy, sk�ada
si� z wielu przedmiot�w. Wyraz
"przedmiot" oznacza w tym
wypadku mniej wi�cej tyle co
"byt". Nie jest to w�a�ciwe
znaczenie tego wyrazu, w�a�ciwie
bowiem "przedmiot" oznacza to,
co znajduje si� w stosunku do
jakiego� "podmiotu". Podmiot to
r�wnie� byt, byt, kt�ry w jaki�
spos�b istnieje i dzia�a. Mo�na
wi�c z kolei powiedzie�, �e
�wiat, w kt�rym �yjemy, sk�ada
si� z wielu podmiot�w. O
podmiotach wypada�oby nawet
m�wi� wcze�niej ni� o
przedmiotach. Je�li tutaj
porz�dek �w zosta� odwr�cony, to
sta�o si� tak w tym celu, aby od
pierwszych s��w zaakcentowa� w
tej ksi��ce obiektywizm, a wraz
z nim realizm. Kiedy bowiem
zaczynamy od podmiotu, a w
szczeg�lno�ci od tego podmiotu,
kt�rym jest cz�owiek, w�wczas
�atwo potraktowa� wszystko inne,
co znajduje si� poza podmiotem,
czyli ca�y �wiat przedmiot�w, w
spos�b tylko podmiotowy,
subiektywny, tzn. o tyle, o ile
�wiat �w dochodzi do �wiadomo�ci
podmiotu, w niej �yje i w niej
si� osadza. Trzeba wi�c od
pocz�tku jasno zda� sobie spraw�
z tego, �e ka�dy podmiot jest
r�wnocze�nie przedmiotowym
bytem, �e jest przedmiotowym
czym� lub kim�.�*
"W polu do�wiadczenia cz�owiek
jawi si� jako szczeg�lne
"suppositum", a r�wnocze�nie
jako konkretne "ja", za ka�dym
razem jedyne i niepowtarzalne.
Jest to do�wiadczenie cz�owieka
w podw�jnym zarazem znaczeniu,
tym bowiem, kto do�wiadcza, jest
cz�owiek, i tym, kogo do�wiadcza
podmiot do�wiadczenia, jest
r�wnie� cz�owiek. Cz�owiek jako
podmiot i przedmiot zarazem. Do
istoty do�wiadczenia nale�y jego
przedmiotowo��, jest ono zawsze
do�wiadczeniem "czego�" lub
"kogo�" i st�d cz�owiek_podmiot
dany jest w do�wiadczeniu
r�wnie� w spos�b przedmiotowy.
Do�wiadczenie wypiera niejako w
ludzkim poznaniu koncepcj�
"czystej podmiotowo�ci"
("czystej �wiadomo�ci"), a
raczej przywo�uje to wszystko,
co na gruncie tej koncepcji
pog��bi�o nasz� wiedz� o
cz�owieku, do wymiar�w
obiektywnej rzeczywisto�ci"
("Osoba: podmiot i wsp�lnota".
"Roczniki Filozoficzne" 24:
1976 z. 2 s. 7). W "Osobie i
czynie" Autor podejmuje analiz�
wielu fakt�w z obr�bu
dynamicznej ca�o�ci "cz�owiek
dzia�a", kt�re zachowuj� sw�
realn� obiektywno�� jedynie w
podmiotowo�ci cz�owieka. Obawie
popadni�cia w subiektywizm
nale�y w imi� tych w�a�nie
fakt�w postawi� s�uszne granice.
Cz�owiek jest przedmiotowo
"kim�" - i to go wyodr�bnia
w�r�d reszty byt�w widzialnego
�wiata, kt�re przedmiotowo s�
zawsze tylko "czym�". To proste,
elementarne rozr�nienie kryje w
sobie g��bok� przepa��, jaka
dzieli �wiat os�b od �wiata
rzeczy. Przedmiotowy �wiat, do
kt�rego nale�ymy, sk�ada si� z
os�b i rzeczy. Za rzecz
przywykli�my uwa�a� byt, kt�ry
nie tylko jest pozbawiony
rozumu, ale ponadto jeszcze jest
pozbawiony �ycia; rzecz to
przedmiot martwy. Zawahamy si�,
gdy przyjdzie nam nazwa� rzecz�
zwierz� czy nawet ro�lin�.
Niemniej jednak nikt nie m�wi z
przekonaniem o osobie
zwierz�cej. M�wi si� natomiast o
osobnikach zwierz�cych, uwa�aj�c
je po prostu za jednostki danego
gatunku zwierz�cego. I takie
okre�lenie nam wystarcza. Nie
wystarcza natomiast wyra�a� si�
o cz�owieku jako o osobniku
gatunku Homo sapiens. Wyraz
"osoba" zosta� ukuty w tym celu,
aby zaznaczy�, i� cz�owiek nie
pozwala si� bez reszty
sprowadzi� do tego, co si�
mie�ci w poj�ciu "jednostka
gatunku", ale ma w sobie co�
wi�cej, jak�� szczeg�ln� pe�ni�
i doskona�o�� bytowania, dla
uwydatnienia kt�rej trzeba
koniecznie u�y� s�owa "osoba".
Najbli�sz� i najw�a�ciwsz�
tego racj� jest fakt, �e
cz�owiek posiada rozum, �e jest
bytem rozumnym, czego nie spos�b
stwierdzi� o �adnym innym bycie
widzialnego �wiata, u �adnego
bowiem nie natrafimy na �lady
my�lenia poj�ciowego. St�d te�
posz�a owa znana definicja
Boecjusza, wedle kt�rej osoba to
po prostu tyle, co jednostka
natury rozumnej (individua
substantia rationalis naturae).
To wyr�nia osob� w ca�ym
�wiecie przedmiotowych byt�w, to
stanowi o jej odr�bno�ci.
Ten fakt, �e osoba jest
jednostk� natury rozumnej -
czyli jednostk�, do kt�rej
natury nale�y rozum - sprawia,
�e osoba jest r�wnocze�nie w�r�d
ca�ego �wiata byt�w jedynym w
swoim rodzaju podmiotem,
podmiotem zupe�nie r�nym od
tych, jakimi s� np. zwierz�ta -
byty pod wzgl�dem swego
cielesnego ustroju stosunkowo
najbardziej podobne do cz�owieka
- zw�aszcza niekt�re z nich.
Wyra�aj�c si� nieco obrazowo,
trzeba powiedzie�, �e osoba jako
podmiot r�ni si� od
najdoskonalszych nawet zwierz�t
swoim wn�trzem oraz swoistym
�yciem, kt�re w nim si�
koncentruje, czyli �yciem
wewn�trznym. U zwierz�t nie
mo�na o nim m�wi�, jakkolwiek
wewn�trz ich organizm�w zachodz�
podobne jak u cz�owieka procesy
bio_fizjologiczne zwi�zane z
podobnym - mniej lub bardziej -
do ludzkiego ustrojem. Na
pod�o�u tego ustroju rozwija si�
w nich - zn�w mniej lub bardziej
- bogate �ycie zmys�owe, kt�rego
funkcje wykraczaj� daleko poza
elementarn�, ro�linn� wegetacj�,
a przypominaj� czasem a� do
z�udzenia typowe funkcje �ycia
ludzkiego: poznanie oraz
po��danie lub nieco szerzej
nazywaj�c t� drug� funkcj� -
d��enie.
U cz�owieka poznanie i
po��danie przybieraj� charakter
duchowy i dlatego przyczyniaj�
si� do ukszta�towania
prawdziwego �ycia wewn�trznego,
co u zwierz�t nie zachodzi.
�ycie wewn�trzne to �ycie
duchowe. Koncentruje si� ono
wok� prawdy i dobra. Wchodzi w
nie za� ca�e mn�stwo problem�w,
z kt�rych najbardziej centralne
wydaj� si� te dwa: jaka jest
ostateczna przyczyna wszystkiego
oraz jak by� dobrym i posi���
pe�ni� dobra. Pierwszy z tych
centralnych problem�w �ycia
wewn�trznego cz�owieka anga�uje
bardziej poznanie, drugi za� -
po��danie czy raczej d��enie.
Obie te funkcje wydaj� si�
zreszt� czym� wi�cej ni�
funkcjami, s� raczej jakimi�
naturalnymi orientacjami ca�ego
cz�owieka_bytu. Jest rzecz�
znamienn�, �e w�a�nie przez
swoje wn�trze i �ycie wewn�trzne
cz�owiek nie tylko jest osob�,
ale r�wnocze�nie najbardziej
poprzez nie tkwi w �wiecie
przedmiotowym, w �wiecie
"zewn�trznym", tkwi w nim w
spos�b dla siebie w�a�ciwy i
znamienny. Osoba jest to taki
byt przedmiotowy, kt�ry jako
okre�lony podmiot naj�ci�lej
kontaktuje si� z ca�ym �wiatem
(zewn�trznym) i najgruntowniej w
nim tkwi w�a�nie przez swoje
wn�trze i �ycie wewn�trzne.
Kontaktuje si� w ten spos�b -
trzeba doda� - nie tylko ze
�wiatem widzialnym, ale r�wnie�
niewidzialnym, a przede
wszystkim z Bogiem. I to jest
dalszy symptom odr�bno�ci osoby
w widzialnym �wiecie.
Kontakt osoby z obiektywnym
�wiatem, z rzeczywisto�ci�, jest
nie tylko "przyrodniczy",
fizyczny, jak to ma miejsce u
wszystkich innych twor�w
przyrody, ani te� zmys�owy, tak
jak u zwierz�t. Osoba ludzka
jako wyra�nie okre�lony podmiot
nawi�zuje kontakt z reszt� byt�w
w�a�nie przez swoje wn�trze, a
ca�y kontakt "przyrodniczy",
kt�ry przys�uguje jej r�wnie� -
posiada bowiem cia�o i nawet
poniek�d "jest cia�em" - oraz
kontakt zmys�owy, na
podobie�stwo zwierz�t, nie
stanowi� charakterystycznych dla
niej dr�g ��czno�ci ze �wiatem.
��czno�� osoby ludzkiej ze
�wiatem zaczyna si� wprawdzie na
gruncie "przyrodniczym" i
zmys�owym, ale kszta�tuje si� w
spos�b cz�owiekowi w�a�ciwy
dopiero w orbicie �ycia
wewn�trznego. Tutaj te�
zarysowuje si� moment znamienny
dla osoby: cz�owiek nie tylko
przejmuje tre�ci docieraj�ce do�
z zewn�trznego �wiata i reaguje
na nie w spos�b spontaniczny czy
nawet wr�cz mechaniczny, ale w
ca�ym swoim stosunku do tego
�wiata, do rzeczywisto�ci,
usi�uje zaznaczy� siebie, swoje
"ja" - i musi tak post�powa�,
gdy� natura jego bytu tego si�
domaga. Cz�owiek ma z gruntu
inn� natur� ni� zwierz�ta.
Zawiera si� w niej w�adza
samostanowienia opartego na
refleksji i przejawiaj�cego si�
w tym, �e cz�owiek dzia�aj�c
wybiera, co chce uczyni�.�*
W�adza ta nazywa si� woln� wol�.
Szczeg�owe analizy na temat
w�adzy samostanowienia i jej
struktury przeprowadzi� Autor w
II cz�ci swego studium "Osoba i
czyn" (Krak�w 1969 s.
107_#196), zatytu�owanej
"Transcendencja osoby w czynie".
Dzi�ki temu, �e cz�owiek -
osoba - posiada woln� wol�, jest
te� panem siebie samego, o czym
m�wi �aci�ski zwrot
stwierdzaj�cy, �e osoba jest sui
iuris. W �cis�ym powi�zaniu z
tym charakterystycznym rysem
osoby pozostaje druga jej
znamienna w�a�ciwo��. �acina
filozof�w ujmowa�a j� w
stwierdzeniu, �e osoba jest
alteri incommunicabilis -
nieprzekazywalna, nieodst�pna.
Nie chodzi w tym przypadku o
zaznaczenie, �e osoba jest
zawsze jakim� bytem jedynym i
niepowtarzalnym, to bowiem mo�na
twierdzi� r�wnie� o ka�dym innym
bycie: o zwierz�ciu, ro�linie
czy kamieniu. Owa
nieprzekazywalno��� czy te�
nieodst�pno�� osoby jest
naj�ci�lej zwi�zana z jej
wn�trzem, ze samostanowieniem, z
woln� wol�. Nikt inny nie mo�e
za mnie chcie�. Nikt nie mo�e
podstawi� swojego aktu woli za
m�j. Zdarza si�, �e kto� czasem
bardzo chce, a�ebym ja chcia�
tego, czego on chce. W�wczas
najlepiej uwydatnia si� owa
nieprzekraczalna granica
pomi�dzy nim a mn�, o kt�rej
stanowi w�a�nie wolna wola. Ja
mog� nie chcie� tego, czego on
chce, abym ja chcia� - i w�a�nie
w tym jestem incommunicabilis.
Jestem i powinienem by�
samodzielny w swoich
poczynaniach. Na tym za�o�eniu
opiera si� ca�e wsp�ycie
ludzkie; prawda o wychowaniu i o
kulturze do niego si� sprowadza.
Cz�owiek bowiem nie tylko jest
podmiotem dzia�ania, lecz bywa
r�wnie� jego przedmiotem. Co
krok zdarzaj� si� takie czyny,
kt�re maj� za przedmiot drugiego
cz�owieka. W ramach tematu tej
ksi��ki, kt�rym jest moralno��
seksualna, o takich w�a�nie
czynach wci�� b�dzie mowa. W
obcowaniu os�b r�nej p�ci, a
zw�aszcza we wsp�yciu
seksualnym, wci�� kobieta jest
przedmiotem jakiego� dzia�ania
m�czyzny, a m�czyzna
przedmiotem dzia�ania kobiety.
Dlatego te� naprz�d wypada�oby
bodaj pokr�tce zda� sobie spraw�
z tego, kim jest ten, kto dzia�a
- podmiot, oraz ten, do kogo
dzia�anie si� zwraca - przedmiot
dzia�ania. Wiadomo ju�, �e jest
on osob� - zar�wno podmiot, jak
i przedmiot dzia�ania. Trzeba
teraz dobrze rozwa�y� zasady, do
kt�rych musi si� stosowa�
dzia�anie cz�owieka, gdy jego
przedmiotem jest druga osoba
ludzka.�*
Termin "przedmiot" w wyra�eniu
"osoba ludzka jako przedmiot
dzia�ania drugiego cz�owieka"
u�yty jest w tym szerokim
sensie, jaki wi��e si� z
przyj�t� przez Autora od
pocz�tku rozprawy
obiektywistyczn� (przedmiotow�)
perspektyw� filozoficzn� (por.
przyp. 2). Tego znaczenia
przedmiotu nie nale�y miesza� z
innym, w�szym, w jakim stosowa�
je b�dzie Autor m�wi�c o
mo�liwo�ci traktowania osoby
ludzkiej jako "przedmiotu
u�ycia" (por. s. 32). Traktowa�
kogo� jako przedmiot u�ycia to
tyle, co traktowa� go wy��cznie
jako �rodek do celu, jako rzecz,
bez respektowania przys�uguj�cej
osobie jej w�asnej celowo�ci.
Pierwsze znaczenie
s�owa "u�ywa�"
W tym w�a�nie celu musimy
gruntownie zanalizowa� s�owo
"u�ywa�". Oznacza ono pewn�
obiektywn� posta� dzia�ania.
U�ywa� to tyle, co pos�ugiwa�
si� jakim� przedmiotem dzia�ania
jako �rodkiem do celu, do tego
mianowicie, do kt�rego d��y
dzia�aj�cy podmiot. Celem jest
zawsze to, ze wzgl�du na co
dzia�amy. Cel te� sugeruje
istnienie �rodk�w (�rodkami
nazywamy te przedmioty, na
kt�rych ze�rodkowuje si� nasze
dzia�anie ze wzgl�du na cel,
jaki zamierzamy osi�gn��). Z
natury rzeczy �rodek jest wi�c
podporz�dkowany celowi, a
r�wnocze�nie jest on te� w
pewnym stopniu podporz�dkowany
temu, kto dzia�a. Nie mo�e by�
inaczej, skoro ten, kto dzia�a,
pos�uguje si� �rodkami do swego
celu - samo wyra�enie sugeruje
podrz�dny i jakby "s�u�ebny"
stosunek �rodka wzgl�dem
podmiotu dzia�aj�cego: �rodek
s�u�y i celowi, i podmiotowi.
Ot� zdaje si� nie ulega�
w�tpliwo�ci, �e w takim stosunku
do cz�owieka_osoby mog� i
powinny pozostawa� r�norodne
rzeczy, jestestwa, b�d�ce tylko
osobnikami, czyli jednostkami w
swoim gatunku. Cz�owiek w swej
r�norodnej dzia�alno�ci
pos�uguje si� ca�ym �wiatem
stworzonym, wykorzystuje jego
zasoby dla tych cel�w, kt�re sam
sobie stawia, bo tylko on je
rozumie. Tego rodzaju
ustosunkowanie si� cz�owieka do
przyrody martwej, kt�rej
bogactwa tak wiele znacz� dla
�ycia ekonomicznego, czy te� do
przyrody �ywej, kt�rej energi� i
warto�ci cz�owiek przyswaja
sobie, nie budzi zasadniczo
w�tpliwo�ci. Wymaga si� od
rozumnej istoty ludzkiej jedynie
tego, a�eby nie niszczy�a i nie
marnotrawi�a tych d�br
naturalnych i aby u�ywa�a ich z
takim umiarem, kt�ry cz�owiekowi
samemu nie utrudni rozwoju
osobowego, a spo�ecze�stwom
ludzkim zapewni sprawiedliwe i
zgodne wsp�istnienie. W
szczeg�lno�ci, gdy chodzi o
stosunek do zwierz�t, istot
obdarzonych czuciem, wra�liwych
na b�l, ��da si� od cz�owieka,
aby u�ywanie tych istot nigdy
nie by�o po��czone z udr�k� czy
tortur� fizyczn�.�*
Powinno�ciorodne w moralnym
sensie s� zatem wobec podmiotu,
kt�rym jest osoba, nie tylko
osoby z racji w�a�ciwej im
warto�ci, zwanej godno�ci�, ale
r�wnie� byty nieosobowe z racji
w�a�ciwej im warto�ci wsobnej, w
szczeg�lno�ci istoty �yj�ce,
zw�aszcza za� zdolne do
cierpienia. Byty te jednak nie
tylko mog�, lecz nawet winny by�
traktowane instrumentalnie (sta�
si� przedmiotem u�ycia i
zu�ycia) zawsze wtedy, gdy takie
ich traktowanie oka�e si�
jedynym sposobem efektywnego
afirmowania osoby lub os�b,
podczas gdy czysto
instrumentalne potraktowanie
jednej osoby na rzecz ("dla
dobra") drugiej lub nawet
wszystkich pozosta�ych by�oby
niedopuszczalne. Ta istotna
r�nica pozwala na w�sze w
stosunku do ca�o�ciowego zakresu
pola powinno�ci moralnej
okre�lenie naczelnej zasady
etycznej i wyra�enie jej w
postaci "normy
personalistycznej", czyli
postulatu afirmacji osoby.
Zamierzone zaw�enie zakresu tej
zasady jest usprawiedliwione
wyj�tkow� zupe�nie rang�
osobowej godno�ci, tj. warto�ci
nieprzyr�wnywalnej do
czegokolwiek w �wiecie poza
obr�bem �wiata os�b.
S� to wszystko zasady proste i
�atwo zrozumia�e dla ka�dego
normalnego cz�owieka. Problem
zaczyna si� w�wczas, gdy chodzi
o odniesienie do innego
cz�owieka, do drugiej osoby
ludzkiej. Czy wolno traktowa� t�
osob� jako �rodek do celu i
u�ywa� jej w takim charakterze?
Problem postawiony w tym pytaniu
posiada bardzo szeroki zasi�g,
rozci�ga si� na wiele dziedzin
�ycia i wsp�ycia ludzkiego.
We�my dla przyk�adu takie
wypadki, jak organizacja pracy w
jakiej� fabryce czy stosunek
dow�dcy do �o�nierza w armii,
czy cho�by stosunek rodzic�w do
dziecka w rodzinie. Czy
pracodawca nie pos�uguje si�
robotnikiem, a wi�c osob�
ludzk�, dla osi�gni�cia tych
cel�w, kt�re sam sobie wybra�?
Czy dow�dca nie pos�uguje si�
podw�adnymi �o�nierzami dla
przeprowadzenia pewnych, przez
siebie zamierzonych i czasem
sobie tylko wiadomych cel�w
bojowych? Czy rodzice, kt�rzy
sami tylko rozumiej� te cele,
dla kt�rych wychowuj� swoje
dzieci, nie traktuj� tych dzieci
poniek�d jako �rodk�w do celu,
skoro one same cel�w tych nie
rozumiej� ani te� do nich
�wiadomie nie d���? A przecie�
zar�wno robotnik, jak i �o�nierz
s� doros�ymi lud�mi i
pe�nowarto�ciowymi osobami, a
dziecku - nawet jeszcze nie
narodzonemu - nie spos�b odm�wi�
osobowo�ci w najbardziej
obiektywnym znaczeniu
ontologicznym, chocia� prawd�
jest, �e wiele cech stanowi�cych
o tej osobowo�ci w znaczeniu
psychologicznym i etycznym ma
ono dopiero stopniowo naby�.
Ten sam problem zarysuje si�,
w miar� jak zag��bimy si� w
analiz� ca�ego wzajemnego
odniesienia kobieta_m�czyzna,
kt�re jest kanw� rozwa�a� w
zakresie etyki seksualnej.�*
B�dziemy ten problem odkrywa� w
r�nych niejako warstwach naszej
analizy. Czy kobieta nie stanowi
dla m�czyzny we wsp�yciu
seksualnym czego� w rodzaju
�rodka, kt�ry s�u�y do
osi�gni�cia r�norodnych jego
cel�w, tych w�a�nie, kt�rych
realizacji szuka on we
wsp�yciu seksualnym? Czy -
podobnie - dla kobiety m�czyzna
nie stanowi �rodka do
osi�gni�cia jej w�asnych cel�w?
Personalistyczne uj�cie
katolickiej etyki seksualnej
precyzuje i rozwija Autor w
osobnym artykule: "Zagadnienie
katolickiej etyki seksualnej.
Refleksje i postulaty."
"Roczniki Filozoficzne" 13:
1965 z. 2 s. 5_#25.
Poprzesta�my na razie na
postawieniu pyta�, w kt�rych
zawiera si� bardzo istotny
problem etyczny. Nie
psychologiczny przede wszystkim,
ale w�a�nie etyczny.�* Osoba
bowiem nie powinna by� dla
drugiej osoby li tylko �rodkiem
do celu.�* Jest to wykluczone z
uwagi na sam� natur� osoby, z
uwagi na to, czym ka�da osoba po
prostu jest. Jest ona przecie�
podmiotem my�l�cym i zdolnym do
samostanowienia - te dwie przede
wszystkim w�a�ciwo�ci
odnajdujemy we wn�trzu osoby.
Wobec tego za� ka�da osoba z
natury swej jest zdolna do tego,
aby sama okre�la�a swe cele. Gdy
kto� inny traktuje j� wy��cznie
jako �rodek do celu, w�wczas
osoba zostaje pogwa�cona w tym,
co nale�y do samej jej istoty, a
r�wnocze�nie stanowi jej
naturalne uprawnienie. Rzecz
jasna, �e trzeba wymaga� od
osoby jako od jednostki
my�l�cej, a�eby te cele by�y
prawdziwie dobre, d��enie bowiem
do cel�w z�ych jest przeciwne
rozumnej naturze osoby.�* Tym
si� t�umaczy r�wnie� sens
wychowania, zar�wno wychowywania
dzieci, jak te� w og�le
wzajemnego wychowywania si�
ludzi; chodzi w�a�nie o szukanie
cel�w prawdziwych, czyli
prawdziwych d�br jako cel�w
dzia�ania, oraz o znajdowanie i
pokazywanie dr�g do ich
realizacji.
Rozr�nieniem mi�dzy analizami
psychologicznymi a etycznymi
zajmowa� si� Autor kilkakrotnie.
Najszerzej problem relacji
mi�dzy psychologi� a etyk�
podj�� w artykule "Zagadnienie
woli w analizie aktu etycznego".
"Roczniki Filozoficzne" 5:
1955_#57 z. 1 s. 111_#135.
Psychologia i etyka spotykaj�
si� w punkcie wyj�cia, kt�rym
jest w tym wypadku fakt
wewn�trznego do�wiadczenia
sprawczo�ci ludzkiej. (Por.
"Osoba i czyn" cz. I:
"�wiadoomo�� i sprawczo��" - s.
27_#106). Uchwycenie faktu
sprawczo�ci przez wsp�czesn�
psychologi� ukazuje wa�no�� w
tym zakresie analiz Tomasza z
Akwinu, a pewien niedostatek
analiz I. Kanta i M. Schelera.
Psychologia i etyka ujmuj�
sprawczo�� jako istotny element
prze�ycia woli, a wol� jako
rdze� prze�ywania sprawczo�ci. W
tym momencie drogi tych dw�ch
dyscyplin rozchodz� si�,
aczkolwiek dalsze analizy
ukazuj� jeszcze inne punkty
zbie�ne. Psychologia metod�
eksperymentalno_indukcyjn� d��y
do odkrycia szczeg�owych
mechanizm�w dzia�ania woli, do
uj�cia konkretnych motyw�w
daj�cych pocz�tek realizacji
wybranego celu. Natomiast
analizy etyczne d��� do pe�nego
wyja�nienia prze�ycia
sprawczo�ci poprzez uj�cie i
charakterystyk� celu - warto�ci
moralnej. Sprawczo�� jest tu
uj�ta jako �r�d�o warto�ci
etycznej, czyli tego, przez co
cz�owiek staje si� dobry lub z�y
w znaczeniu moralnym, kt�re
pojmowa� mo�na sensu lato (dobry
lub z�y wewn�trznie, jako
cz�owiek) lub w spos�b
personalistycznie u�ci�lony
(wierny w postawach i
post�powaniu tej warto�ci, jak�
jest osoba).
Zgodnie z intencj� Autora tej
zasady I. Kanta ("Uzasadnienie
metafizyki moralno�ci". Warszawa
1953 s. 62) "li tylko" oznacza
tu, �e osoba jako posiadacz swej
natury (rozumianej
substancjalnie) mo�e bez krzywdy
dla siebie podejmowa� si� roli
czy nawet bezwiednie pe�ni�
funkcj� "�rodka do celu" pod
warunkiem, �e �w cudzy cel jest
godziwy i �e ten, kto tak
"u�ywa" jej si� fizycznych czy
psychicznych, got�w jest jej
warto�� niezbywaln� stawia�
przed celem, o jaki mu chodzi w
danym razie, je�eli tego rodzaju
konflikt aksjologiczny
zaistnieje. W dalszym toku
rozprawy Autor ilekro� ma na
my�li raczej �ci�le osobow�
(relacjonaln�) podmiotowo��
cz�owieka ni� substancjaln�,
tylekro� opuszcza "li tylko"
stwierdzaj�c np.: "Kant ��da
[...] aby osoba nigdy nie by�a
�rodkiem do celu, ale zawsze
tylko celem" (s. 39).
Wyra�enie "natura osoby"
rozumie� mo�na dwojako: 1.
"Natura" to tyle, co istota
ludzkiego bytu jako
przejawiaj�ca si� w dzia�aniu,
kt�re bytowi temu jest wrodzone
i w tym sensie w�a�ciwe. 2.
"Natura" to w�a�ciwa samej
osobie jako osobie (a nie jako
substancji) swoisto�� lub
konstytucja jej podmiotowo�ci
�ci�le osobowej (o relacjonalnej
aksjologicznej proweniencji).
Autor w dalszym toku rozprawy
korzysta z obu tych znacze�
"natury"; tu w gr� one wchodz�
��cznie i solidarnie, cho� ka�de
na sw�j spos�b.
Ale w tej dzia�alno�ci
wychowawczej, zw�aszcza gdy
chodzi o wychowanie ma�ych
dzieci, nie wolno nigdy
traktowa� osoby jako �rodka do
celu. Zasada ta ma zasi�g jak
najbardziej powszechny; nikt nie
mo�e pos�ugiwa� si� osob� jako
�rodkiem do celu: ani �aden
cz�owiek, ani nawet
B�g_stw�rca.�* W�a�nie ze
strony Boga jest to najzupe�niej
wykluczone, gdy� On, daj�c
osobie natur� rozumn� i woln�,
przez samo to ju� zdecydowa�, �e
b�dzie ona sama sobie okre�la�a
cele dzia�ania, a nie s�u�y�a
jako narz�dzie cudzym celom.
Skoro wi�c B�g zamierza
cz�owieka do jakich� cel�w
skierowa�, to przede wszystkim
daje mu te cele pozna�, tak aby
cz�owiek m�g� je uczyni� swoimi
i samodzielnie do nich d��y�. W
tym le�y m.in. najg��bsza logika
objawienia: B�g daje cz�owiekowi
pozna� cel nadprzyrodzony, ale
decyzja d��enia do tego celu,
jego wyb�r, jest pozostawiony
wolno�ci cz�owieka. Dlatego te�
B�g nie zbawia cz�owieka wbrew
jego woli.
Bardziej szczeg�owe
rozwa�ania na temat w�a�ciwej
interpretacji praw Boga_stw�rcy
wobec ludzkiej osoby
przeprowadza Autor w artykule "O
znaczeniu mi�o�ci oblubie�czej
(na marginesie dyskusji)".
"Roczniki Filozoficzne" 22:
1974 z. 2 zw�. s. 166_#172.
Ta elementarna prawda: osoba
nie mo�e by� �rodkiem dzia�ania
- w odr�nieniu od wszystkich
innych przedmiot�w dzia�ania,
kt�re nie s� osobami - jest wi�c
wyk�adnikiem naturalnego
porz�dku moralnego. Dzi�ki niej
porz�dek ten nabiera w�a�ciwo�ci
personalistycznych: porz�dek
natury, w ramach kt�rej mieszcz�
si� r�wnie� byty osobowe, musi
posiada� takie w�a�ciwo�ci. Mo�e
nie od rzeczy b�dzie doda� w tym
miejscu, �e przy ko�cu w. XVIII
I. Kant sformu�owa� t�
elementarn� zasad� porz�dku
moralnego w nast�puj�cym
imperatywie: "Post�puj tak, aby
osoba nigdy nie by�a tylko
�rodkiem twego dzia�ania, ale
zawsze celem". W �wietle
poprzednich wywod�w zasada ta
nie tyle winna by� sformu�owana
w brzmieniu nadanym jej przez
Kanta, ile raczej w brzmieniu
nast�puj�cym: "Ilekro� w twoim
post�powaniu osoba jest
przedmiotem dzia�ania, tylekro�
pami�taj, �e nie mo�esz jej
traktowa� tylko jako �rodka do
celu, jako narz�dzia, ale liczy�
si� z tym, �e ona sama ma lub
bodaj powinna mie� sw�j cel".
Zasada ta w takim sformu�owa