2457
Szczegóły |
Tytuł |
2457 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2457 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2457 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2457 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JERRY AHERN
KRUCJATA
5.PAJ�CZA SIE�
(PRZE�O�Y�: MICHA� �UKASIAK)
SCAN-DAL
PROLOG
John Rourke sta� w deszczu. Przyby� statkiem "Beech", poniewa� w samolocie zabrak�o paliwa. Przy pomocy mapy obliczy�, �e samolot znajduje si� oko�o dwudziestu pi�ciu mil od g��wnej kwatery Chambersa i US II.
Paul siedzia� w samolocie i rozmawia� ze swoimi rodzicami. Pilot uda� si� na poszukiwanie jakiego� �rodka transportu. Zbyt d�ugo nieu�ywane radio nie dzia�a�o dobrze. Obok Rourke'a sta�a major Natalia Tiemerowna.
- Rozejm nied�ugo si� sko�czy, John. By� mo�e ju� si� sko�czy�.
- Przynajmniej udowodni�, �e jeszcze jeste�my lud�mi, prawda? - powiedzia� spokojnie, lew� r�k� os�aniaj�c cygaro, a praw� obejmuj�c Natali�.
- B�dziesz szuka� dalej? - spyta�a. -Tak.
- Dok�d zamierzasz jecha�?
- Do Karoliny, mo�e do Georgii przez Savannah. Prawdopodobnie wyruszy�a tamt�dy.
- Mam nadziej�, �e znajdziesz j� i dzieci.
Doktor spojrza� na Rosjank�. Strugi deszczu sp�ywa�y po jej twarzy, po jego zreszt� r�wnie�.
- Dzi�kuj� ci, Natalio.
Kobieta u�miechn�a si�, po czym spu�ci�a wzrok. Sta�a obok Rourke'a w ulewnym deszczu.
ROZDZIA� I
- Powiedzia�em ci ju� raz, �e nie mog� kaza� moim ludziom strzela� do Amerykan�w, aby uratowa� rosyjsk� agentk�, Rourke. Bez wzgl�du na to, jak wiele nam pomog�a!
John spojrza� na Reeda, po czym wyrwa� jednemu z jego ludzi automatyczny Massberg 500 ATP 6p.
- Nikt mnie nie powstrzyma - wyszepta� mru��c oczy w s�o�cu i zr�cznym ruchem zarzuci� karabin na rami�.
- Rourke!
- Odpieprz si� - odpar� ostro, nawet nie patrz�c na kapitana Wywiadu Wojskowego.
T�um m�czyzn i kobiet, g��wnie cywili uzbrojonych w karabiny, strzelby, pa�ki i no�e najr�niejszych rozmiar�w, posuwa� si� naprz�d. Jaka� kobieta wrzeszcza�a:
- Wydajcie nam t� komunistyczn� suk�!
Rourke skierowa� luf� karabinu w d� i pu�ci� jedn� seri�, potem drug� tak, �e kule odbija�y si� od asfaltu i trafia�y rykoszetem w golenie pierwszych szereg�w. T�um cofn�� si� kilka jard�w. John w��czy� blokad� bezpiecze�stwa, wbieg� z powrotem do �rodka i odda� karabin Reedowi.
- To si� nazywa t�umieniem rozruch�w. S�ysza�e� kiedy� o tym? - Nie czeka� na odpowied�. Wyci�gn�� d�o�, a Reed u�cisn�� j�.
- Z wie�y zapowiadali z�� pogod�.
- Nie szkodzi. Chyba nie mo�e by� gor�cej ni� tutaj. Rourke wskaza� w stron� t�umu. Ludzie ci ruszyli ponownie.
Reed odblokowa� karabin, opar� go na ramieniu i wystrzeli�. Grad kul posypa� si� nad g�owami wzburzonej ci�by.
- Widzisz. Jeszcze ze dwa razy i najodwa�niejsi zorientuj� si�, �e nie masz zamiaru ich zabi�, a wtedy przegoni� ci�. Przepu�� ich, gdy b�dziemy ju� w g�rze.
- Rourke?
- Tak, wiem.
- Powodzenia.
Doktor kiwn�� g�ow�, po czym wybieg� w kierunku pickupa, mijaj�c po drodze oko�o tuzina uzbrojonych �o�nierzy U.S.II.
- On ucieknie z Rosjank�! - dobieg� go z�owieszczy g�os z t�umu za plecami. Rourke mia� nadziej�, �e anonimowy g�os za plecami dobrze przewidywa�. Dobieg� do wozu, wskoczy� i, nawet nie zamykaj�c drzwi, przekr�ci� kluczyk w stacyjce. Uruchomi� silnik, prawa r�k� wrzuci� bieg. Lew� nog� pu�ci� sprz�g�o. Gdy pickup ruszy�, John przygryz� czarne cygaro i j�zykiem przesun�� je do k�cika ust. Drzwi zatrzasn�y si� same. Spojrza� w lusterko. T�um zbli�y� si� do ludzi Reeda szybciej ni� mo�na by�o przypuszcza�, a potem min�� ich. Pada�y pojedyncze strza�y, a tu i �wdzie ludzie z pierwszych szereg�w wyrywali si� i biegli za samochodem jad�cym w kierunku pasa startowego.
Przez pop�kan� przedni� szyb� forda Rourke zobaczy� daleko przed sob� lekki samolot transportowy z nieruchomymi jeszcze �mig�ami. Kilka razy waln�� pi�ci� w klakson. Zobaczy� posta� - chyba Rubensteina - przebiegaj�c� od prawego skrzyd�a wok� dziobu samolotu. "Natalia jest za sterami, cholera!". Nacisn�� sprz�g�o, zmniejszy� gaz i wrzuci� kolejny bieg. Silnik zawy�. Samoch�d skoczy�, po czym wyrwa� do przodu. Co� - chyba sz�sty zmys� - sprawi�o, �e John obejrza� si� w lewo. Nie m�g� nic us�ysze�, poniewa� ryk silnik�w, strza�y i krzyki t�umu zag�usza�y wszystko. �ciga�y go dwie ci�ar�wki z lud�mi ��dnymi krwi, uzbrojonymi w karabiny, strzelby, pistolety i siekiery. Potrz�sn�� z niedowierzaniem g�ow�. Trzy dni wcze�niej Natalia uratowa�a ich �ony i dzieci, zabieraj�c je do ewakuacyjnych samolot�w na Florydzie. Ale teraz przesta�o to mie� jakiekolwiek znaczenie. By�a Rosjank�, a Rosjanie rozpocz�li trzeci� wojn� �wiatow�, zniszczyli znaczn� cz�� Stan�w Zjednoczonych, okupowali Ameryk�. Natalia by�a Rosjank� i wszystko inne nie mia�o znaczenia. Rourke wykrzywi� usta.
- G�upie bydl�ta - wymamrota� spogl�daj�c ponownie na dwie ci�ar�wki. Zbli�a�y si� szybko, ludzie na skrzyni celowali w niego. Kula rozbi�a prawe lusterko forda. John si�gn�� pod lew� pach� i wyci�gn�� jeden z dw�ch nierdzewnych Detonics'�w, kt�re nosi� w podw�jnej uprz�y Alessi. Kciukiem odci�gn�� kurek, odwr�ci� twarz od szyby i wypali�. Huk wystrza�u w ciasnej kabinie i d�wi�k t�uczonej szyby spowodowa�y dzwonienie w uszach. Odwr�ci� si�, jedna z ci�ar�wek pozosta�a w tyle. Znowu wystrzeli� z Detonicsa. Tym razem kula trafi�a w przedni� szyb� zbli�aj�cego si� wozu. Doktor zobaczy� przez lewe okno, jak wci�� �cigaj�cy go t�um rozdzieli� si�. Cz�� ludzi pobieg�a na skos, w stron� wjazdu na pas startowy, aby mu odci�� drog� albo dotrze� przed nim do samolotu. John spojrza� w prawo. Od p�yty lotniska oddziela� go tylko p�ot. Gwa�townie skr�ci�. Bior�c ostry wira�, w�o�y� na�adowany i zablokowany pistolet pod prawe udo. Dodge z wybit� przedni� szyb� wci�� zmniejsza� dystans. Rourke szybko chwyci� Detonicsa i wystrzeli�. Ci�ar�wka skr�ci�a gwa�townie w prawo i wjecha�a w p�ot. Tymczasem drugi pojazd rozwali� ogrodzenie i zbli�a� si�. Kilka sztachet zatrzyma�o si� na zderzaku, ale pospada�y, gdy Chevrolet podskoczy� na wybojach. Rourke odbezpieczy� bro�. Zmieni� bieg na tr�jk�. Ford zwolni� na wybojach. Do pasa startowego pozosta�o tylko oko�o tysi�ca jard�w. Ci�ar�wka z wybit� przedni� szyb� nadje�d�a�a z du�� pr�dko�ci�. Ludzie na skrzyni, chwiej�c si� i z trudem utrzymuj�c r�wnowag�, zacz�li strzela�. Kilka kul trafi�o w samoch�d Johna, nie czyni�c �adnej szkody. Doktor ponownie wypali� z Detonicsa. Nie m�g� trafi�, gdy� samoch�d podskakiwa� na wybojach.
Napastnicy nie chcieli da� za wygran�. - Cholera! - wycedzi�. Nacisn�� sprz�g�o, zmniejszy� gaz, prze��czy� bieg i przy�pieszy�. Ford wyrwa� do przodu. Rourke widzia� we wstecznym lusterku Chevroleta, kt�ry si�gn�� ju� prawie tylnego zderzaka jego wozu. Jeden z ludzi zamierza� wskoczy� na samoch�d Johna. Zdecydowa� si� skr�ci� ostro w bok, ale za p�no. Cz�owiek z pistoletem w d�oni usi�owa� utrzyma� r�wnowag�, dostawszy si� na skrzyni� forda. Rourke odbi� gwa�townie w prawo, chc�c zrzuci� intruza, ale Dodge z roztrzaskan� szyb� zablokowa� go z boku. Spr�bowa� odbi� wi�c w lewo, lecz z tej strony zablokowa� go Chevy. Cz�owiek stoj�cy z ty�u niepewnie podni�s� pistolet, chc�c strzeli� przez okno. - Tylko spr�buj - wyszepta� John i nacisn�� gwa�townie na hamulec. Samoch�d zatrzyma� si� momentalnie. M�czyzna wypu�ci� bro�, sam za� polecia� do przodu i uderzy� w kabin�. Doktor wrzuci� wsteczny bieg tak raptownie, �e a� zazgrzyta�a skrzynia. Praw� nog� przydusi� gaz. Chevrolet by� teraz oko�o dwudziestu jard�w przed nim. Bardziej masywny Dodge pozosta� obok. Rozleg� si� zgrzyt metalu o metal. Prawy bok forda obciera� o lewe tylne ko�o ci�ar�wki. Rourke wcisn�� sprz�g�o, wrzuci� jedynk�, potem doda� gazu. Rozleg�o si� zgrzytanie, po czym pickup ruszy� do przodu. Gdy John wcisn�� sprz�g�o i prze��czy� na dw�jk� ledwie zmniejszaj�c gaz, zderzak samochodu oderwa� si� i wywin�� do g�ry tak, �e stercza� ponad kabin�. Chevy gwa�townie skr�ci� w prawo, usi�uj�c staranowa� w�z Rourke'a. Cz�owiek na skrzyni, kt�ry wcze�niej zosta� poturbowany, usi�owa� wsta�. Doktor przekr�ci� silnie kierownic� w lewo, a potem w prawo, tak �e omal go nie zrzuci�. Pierwsza ci�ar�wka, ta z ca�� szyb�, znalaz�a si� tu� za nim. John wcisn�� peda� hamulca i w��czy� wsteczny bieg. Rozp�dzony Dodge uderzy� w ty� forda. Rozleg� si� huk i trzask. Oszo�omiony John podni�s� si� z kierownicy, w��czy� sprz�g�o, prze��czy� na jedynk� i doda� gazu. Silnik zawy�. Pickup ugrz�z� na chwil�, po czym zn�w wyrwa� do przodu.
Kiedy w��cza� drugi bieg, zobaczy� we wstecznym lusterku pogruchotanego i powykrzywianego Dodge'a.
Chevrolet zn�w znalaz� si� obok. Ford skr�ci� w prawo, uderzaj�c w lewy bok ci�ar�wki, potem odpad� do ty�u, robi�c ko�o, ale tamten wci�� nie odst�powa�. Po chwili zagrzmia�a seria z karabinu maszynowego. Kule roztrzaska�y tyln� szyb�, wsteczne lusterko i zrobi�y od wewn�trz kilka dziur w przedniej szybie. Rourke zanurkowa� jak kaczka. Pociski rozbi�y wska�nik paliwa i drasn�y kierownic� blisko jego palc�w.
- Cholera - wykrztusi� skr�caj�c ostro w lewo, potem w prawo i znowu w lewo; robi� zygzaki, gdy� Chevy zbli�a� si�, a ostrza� nie ustawa�. Nagle John odbi� w prawo i uruchomi� hamulec bezpiecze�stwa blokuj�cy tylne ko�a. Pickup wpad� w kr�tki po�lizg, nieomal przewracaj�c si�. Nast�pnie zwolni� hamulec, a lew� r�k� si�gn�� po drugi pistolet typu Detonics. W��czy� jedynk�, dw�jk�, potem tr�jk�, pracuj�c r�wnomiernie nogami. Chevy p�dzi� prosto na niego.
- Teraz si� zabawimy - warkn�� Rourke. Wysun�� pistolet za boczne okno, kciukiem odci�gn�� kurek, a wskazuj�cym nacisn�� spust. Pierwszy strza�, drugi - przednia szyba rozbita. Dwa nast�pne - rozwalone �wiat�o i dziura w ch�odnicy. Ci�ar�wka wci�� jecha�a. Nast�pny strza� - boczne lusterko. Nadal nie zmienia�a kierunku, sun�c na niego jak rycerz na turnieju. Odleg�o�� mi�dzy nimi by�a mniejsza ni� dwadzie�cia jard�w. Wystrzeli� ostatni� kul� z pistoletu. Kierowca Chevroleta chwyci� si� gwa�townie za twarz, samoch�d zboczy� w lewo, a potem w prawo. John wcisn�� sprz�g�o, zmieni� bieg na dw�jk�, zwalniaj�c skr�ci� w lewo, potem pu�ci� hamulec i doda� gazu. Ford telepa� si�. Wtem wyskoczy� w powietrze na wzniesieniu. Doktor poczu� si� jak w stanie niewa�ko�ci, nie wy��czaj�c towarzysz�cych temu md�o�ci. W�z uderzy� tak ci�ko, �e ledwie zapanowa� nad kierownic�. Wcisn�� sprz�g�o, wrzuci� na tr�jk� i przy�pieszy�, a� silnik zawy�. Kabina wibrowa�a, a od�amki szk�a na pod�odze zacz�y podskakiwa� pod wp�ywem ci�nienia wytworzonego przez strumienie powietrza wpadaj�cego przez dziury w przedniej szybie.
Dwusilnikowy lekki samolot transportowy by� przed nim w odleg�o�ci oko�o stu jard�w. Rourke prze��czy� na czw�rk�, gdy tylko wjecha� na pas startowy. W�z �lizga� si�; bie�niki opon musia�y by� oblepione glin� i ziemi�. Ford wpad� w lekki po�lizg, ale m�czyzna wyprostowa� tor jazdy, redukuj�c bieg i troch� hamuj�c. Palcami prawej stopy naciska� peda� gazu, pi�t� hamowa�, a lew� stop� obs�ugiwa� sprz�g�o. Pickup wydosta� si� z po�lizgu. John skr�ci� ostro w prawo i zahamowa�. Od�amki szk�a posypa�y si� na niego.
Twarz Natalii, z jej b�yszcz�cymi niebieskimi oczyma, otoczona d�ugimi do ramion, prawie czarnymi w�osami, by�a widoczna przez ma�e okno kabiny pilota. Rubenstein sta� w otwartych drzwiach i, osadzaj�c okulary g��biej na nosie, krzykn��:
- John, co jest, u diab�a...!?
Rourke rozkaza� m�odemu cz�owiekowi:
- Paul, przygotuj wszystko, je�li jeszcze tego nie zrobi�e�. Nie m�wi�c nic wi�cej, wskoczy� na skrzyd�o i otworzy� drzwi do kabiny pilota. Natalia siedzia�a przy pulpicie sterowniczym.
- Ust�p mi! - nakaza� jej.
Mia�a oczy szeroko otwarte. "Jednak to nie przera�enie, lecz zrozumienie - pomy�la�. - Mo�e zrozumienie ob��du tego, co si� dzieje".
- Chc� mnie zabi�, prawda, John?
- Teraz zabiliby nawet Matk� Bosk�, gdyby by�a Rosjank�. Powiedzia�em, ust�p mi.
Zwolni�a miejsce pilota, a Rourke siad� przy tablicy rozdzielczej. Sprawdzi� hamulce.
- Przygotowa�a� wszystko do startu?
- Tak - odrzek�a beznami�tnie. - Wszystko jest gotowe i w porz�dku.
Nie odezwa� si�. Przez ma�e boczne okno zobaczy� co najmniej trzy tuziny uzbrojonych ludzi biegn�cych przez pole. R�wnie� jedna z ci�ar�wek ruszy�a ponownie. - Cholera - powiedzia� do siebie, po czym krzykn��:
- Paul, zamknij drzwi i przyjd� tu z karabinem!
- Nie mo�esz ze wzgl�du na mnie kaza� strzela� do tych ludzi - wyszepta�a Natalia.
Nie patrz�c na ni�, sprawdzaj�c zegary, odpar�:
- Pos�uchaj mnie, dobrze?! Rosjanka czy ktokolwiek, zreszt� co tu gada�, szkoda s��w. My troje wiele razem przeszli�my i to co� znaczy.
Przebieg� wzrokiem po hamulcach i prze��cznikach, nie by�o czasu na dok�adn� kontrol�. Spogl�daj�c na g��wny i posi�kowy wska�nik paliwa, zacz�� otwiera� przepustnic�. Sprawdzi� dodatkow� pomp� - dzia�a�a bez zak��ce�. Wy��czy� j�.
- Paul, chod� tu na g�r� z karabinem.
Rourke schowa� podp�rki, obserwuj�c budynek rpms. Otworzy� przepustnic�, sprawdzi� iskrownik.
- Za p�no pytam, ale czy blokada k� zosta�a zdj�ta?
- Tak. - Natalia u�miechn�a si�.
Kiwn�� g�ow�, uruchamiaj�c �mig�o. T�um by� ju� tylko oko�o stu jard�w od samolotu, a Chevrolet zbli�a� si� szybko, za� ludzie stoj�cy na skrzyni strzelali.
- Paul! - Ju� jestem.
John spojrza� za siebie. M�ody cz�owiek trzyma� w prawej r�ce CAR-15, lew� r�k� poprawi� na nosie okulary w drucianych oprawkach.
- R�bnij par� razy z ma�ego okna - zarz�dzi� Rourke.
Nast�pnie skoncentrowa� si� na starcie, ignoruj�c rozgor�czkowany mot�och. Zwolni� hamulec. - Zwiewamy st�d - wyszepta�.
- Trzymaj si�, Paul, i strzelaj ca�y czas!
Od kilku chwil jego ramiona i szyj� obsypywa� grad �usek wyrzucanych z karabinu. M�ody cz�owiek sta� tu� nad Johnem, kt�ry skontrolowa� temperatur�, a potem mrukn�� do siebie:
- Pe�ny przepust. Bo�e miej nas w opiece! Sprawdzi� poziom paliwa. Samolot zacz�� si� rozp�dza�.
- Ko�cz, Paul - rozkaza�. Sypn�a jeszcze jedna porcja �usek i karabin zamilk�. Poprzez ryk silnik�w ci�gle jeszcze dobiega� terkot wystrza��w z pasa startowego, a kule grz�z�y w kad�ubie samolotu.
- Co b�dzie, je�eli co� uszkodz�!? - zawo�a� Rubenstein.
- Mo�emy zgin��, ot co - odpowiedzia� doktor oboj�tnie. Sprawdzi� pr�dko��, a przez szyb� kabiny widzia�, jak ziemia szybko umyka pod ko�ami. Ci�ar�wka wci�� jecha�a za nimi. Ludzie na skrzyni nieprzerwanie strzelali, ale t�um pozosta� nagle daleko w tyle. John ponownie sprawdzi� pr�dko��. Nie by�a to jeszcze szybko�� wznosz�ca. Odleg�y p�ot z �a�cuch�w na ko�cu pasa startowego przybli�a� si� niebezpiecznie. Nagle rozleg�a si� seria z karabinu. Kula uderzaj�ca w boczne okno kabiny pilota, blisko g�owy Rourke'a, zrobi�a na szybie "paj�czyn�". Rubenstein zacz�� strzela�, nie czekaj�c na rozkaz. Chevrolet skr�ci� niespodziewanie. Jeden z ludzi spad� ze skrzyni samochodu. Paul otworzy� ci�g�y ogie�, a� sypa�y si� iskry, gdy pociski grz�z�y w masce ci�ar�wki.
- Podnosimy si�. - Doktor zwi�kszy� przepust do maksimum. Sprawdza� odleg�o��. Sto jard�w, pi��dziesi�t, dwadzie�cia pi��... Prz�d maszyny zacz�� si� unosi�. John jeszcze bardziej wysun�� klapy, podnosz�c kad�ub, i samolot przelecia� tu� nad p�otem. Rubenstein przesta� strzela�.
- Dzi�ki Bogu - westchn��.
- Tak. - Rourke kontrolowa� wszystko, usi�uj�c wzbi� si� jeszcze bardziej, gdy� z do�u wci�� dobiega� odg�os kanonady. Ponownie sprawdzi� pr�dko��. Ci�gle za ma�a, wi�c zacz�� manipulowa� klapami z dop�ywem paliwa. Pr�dko�� wzrasta�a. Gdy samolot wzni�s� si� wysoko ponad lotniskiem, Natalia wychyli�a si� ze swego fotela przez prawe rami�, a Paul przez lewe. Ci�ar�wka jad�ca nisko pod nimi zatrzyma�a si�. Ludzie z karabinami i strzelbami byli teraz nie wi�ksi ni� pch�y, bardziej �mieszni ni� gro�ni.
- Mog� ju� odetchn��? - spyta� Paul Rubenstein u�miechaj�c si�.
John sprawdzi� tlen na tablicy rozdzielczej i kiwn�� g�ow�.
- Mo�esz.
Doktor r�wnie� odetchn��. D�wignie kontrolne dr�a�y mu w r�kach. By� sam w kabinie. Natalia posz�a z Paulem, pom�c mu uporz�dkowa� sprz�t napr�dce wrzucony podczas za�adunku. Z wie�y zapowiedziano raczej dobr� pogod� - �redni wiatr, z mo�liwo�ciami wichury, ale na niskim poziomie, wi�c niegro�nej. Rourke spojrza� w d�. Cie� samolotu pada� na bezkresn� pustk� w dole. Ten rozleg�y zniszczony obszar stanowi� kiedy� delt� Missisipi. Teraz - podobnie jak reszta doliny, pocz�wszy od p�nocnych kra�c�w Nowego Orleanu - ziemia ta by�a radioaktywn� pustyni�. Noc Wojny... Rourke nie m�g� o tym zapomnie� i, zapalaj�c cygaro, kt�re trzyma� w z�bach od oko�o godziny, zacz�� rozmy�la�. Wrogo�� m�czyzn i kobiet z t�umu na lotnisku, nawet niech�� Reeda, aby ryzykowa� �ycie Amerykan�w dla ratowania Rosjanki, bez wzgl�du na to, jak warto�ciowej - wszystko to zacz�o si� wtedy, w czasie Nocy Wojny.
Gra dyplomatyczna i polityczna szermierka sko�czy�a si� znacznie wcze�niej, ni� ktokolwiek m�g� przewidzie�, U�yto broni nuklearnej... Totalna zag�ada... Gehenna. Wszystko w ci�gu jednej nocy. �mier� poch�on�a miliony istnie�. Eksplozje bomb nuklearnych, kt�re wytworzy�y pod nimi promieniotw�rcz� pustyni� niezdatn� do zamieszkania przez najbli�sze �wier� tysi�ca lat, wykre�li�y obszar najwi�kszego ska�enia wzd�u� San Andreas i spowodowa�y przera�aj�ce megawstrz�sy, znacznie gorsze ni� ktokolwiek, z wyj�tkiem najbardziej szalonych wizjoner�w, m�g�by sobie wyobrazi�. Wi�ksza cz�� Kalifornii i Zachodniego Wybrze�a zapad�a si� w morze, poci�gn�o za sob� nast�pne miliony istnie�.
Zwi�zek Sowiecki by� prawie tak samo zniszczony, jak Stany Zjednoczone. Agresor - Armia Czerwona, z g��wn� kwater� w zbombardowanym broni� atomow� Chicago - ustanawia� posterunki w ocala�ych g��wnych miastach Ameryki, a tak�e w centrach przemys�owych i skupiskach rolniczych. Posterunki te zmaga�y si� ze wzrastaj�c� fal� oporu Amerykan�w i grupami bandyt�w. Promyk u�miechu przemkn�� przez twarz Rourke'a, gdy wypuszcza� dym z cygara.
Po wojnie lepsza i gorsza cz�� ludzko�ci zaznaczy�y si� wyra�niej. Do lepszej nale�a� niew�tpliwie Paul. Ten m�ody nowojorski �yd nigdy wcze�niej nie podj�� �adnego �mia�ego wyzwania i pracowa� w redakcji, a walczy� jedynie z nieprzekraczalnymi terminami wydawniczymi. Teraz, w ci�gu kilku tygodni, gdy �wiat przeobrazi� si� na zawsze, Rubenstein r�wnie� zmieni� si� nie do poznania. Twardy, dobrze w�adaj�cy broni� - tak jak wcze�niej d�ugopisem. Na swoim motorze - jak przy biurku. Nawet po up�ywie tak kr�tkiego czasu, Rourke m�g� zauwa�y� u niego ju� zarys muskulatury i pewien b�ysk w oczach ukrytych za szk�ami okular�w. Z ka�dym nowym do�wiadczeniem pojawia�a si� najpierw ciekawo�� i podniecenie, a p�niej dochodzi�a determinacja i duma z wygranej, z pokonania przeszk�d. W ci�gu kilku tygodni Paul sta� si� najlepszym przyjacielem, jakiego John kiedykolwiek mia�. "Jak brat" - pomy�la�, zn�w si� u�miechaj�c. By� jedynakiem, nie dane mu by�o mie� naturalnego brata. Zyska� go dopiero teraz.
Natalia - magia jej oczu i pi�kno sylwetki bezskutecznie domaga�y si� odpowiedniego opisu. Pierwszy raz spotka� j� przed wojn�. By�o to kr�tkie, przypadkowe spotkanie w Ameryce �aci�skiej, gdzie pracowa�a ze swoim - nie�yj�cym ju� - m�em, W�adimirem Karamazowem. Rourke by� w�wczas tajnym oficerem operacyjnym CIA, podobnie Karamazow, tyle �e w KGB, Sowieckim Komitecie Bezpiecze�stwa Pa�stwa. Natalia za� by�a agentem Karamazowa. P�niej, ju� po wojnie, zbieg okoliczno�ci sprawi�, �e znalaz� j� umieraj�c�, skrajnie wyczerpan�, gdy przemierza�a pustyni� w Teksasie. Pad�a ofiar� bandyt�w. Uczucie zrodzi�o si� pomi�dzy nim a Rosjank�, jakby na przek�r lojalno�ci wobec pa�stwa i mimo jej pracy w KGB, a tak�e pomimo jej wujka - genera�a Warakowa, kt�ry by� g��wnym dow�dc� Sowieckiej Armii Okupacyjnej w Ameryce P�nocnej.
- Ob��d - powiedzia� do siebie.
P�niej inne spotkanie, r�wnie� przypadkowe. John poszukiwa� swojej �ony i dzieci, zaginionych podczas Nocy Wojny. Wzi�� g��bszy oddech, poczu� jak przeszywa go dreszcz na my�l o niej.
- Sarah - szepn�� mimowolnie.
Spotkanie z dziewczyn� zwan� Sissy; prowadzi�a badania sejsmologiczne dotycz�ce sztucznych p�kni�� powsta�ych podczas bombardowania. By� to efekt megawstrz�s�w, kt�re zniszczy�y Zachodnie Wybrze�e, a teraz oderwa�y Floryd� od kontynentu. Pomimo ogromu zniszczenia i �mierci okaza�o si�, i� przetrwa�a jeszcze odrobina cz�owiecze�stwa i poczucie wsp�lnoty gatunku. Prezydent U.S II, Chambers, i genera� Warakow zawarli rozejm, aby umo�liwi� ewakuacj� ludzi z Florydy. Po zako�czeniu tej operacji ponownie zapanowa� stan wojny. Rourke potrz�sn�� g�ow�. Wojna. Sarah zawsze uwa�a�a jego studia nad metodami przetrwania i znajomo�� rodzaj�w broni za zaj�cie ponure i przygn�biaj�ce, za rodzaj fascynacji czym� niewyobra�alnym. By�o to przyczyn� separacji i rozpadu ich ma��e�stwa. A teraz - pomimo i� obiecali sobie spr�bowa� jeszcze raz w imi� mi�o�ci, kt�ra ich ��czy�a, oraz dla dobra dzieci, Michaela i Annie - wojna rozdzieli�a ich znowu.
John dobrze to pami�ta�. Nie chcia� wyje�d�a� do Kanady, gdzie mia� wyg�osi� wyk�ad na temat hipotermii, czyli efektu ozi�bienia. Og�lno�wiatowa sytuacja by�a napi�ta, a Sarah nalega�a, aby spr�bowali raz jeszcze. Ju� w Kanadzie dowiedzia� si� o powadze konfliktu, kt�ry szybko narasta� pomi�dzy Stanami Zjedoczonymi a Zwi�zkiem Sowieckim. Znajdowa� si� na pok�adzie samolotu maj�cego wyl�dowa� w Atlancie, w pobli�u kt�rej mia� dom na wsi, gdy us�ysza� przez radio, �e pierwsze pociski zosta�y odpalone. A potem noc. Wydawa�o si�, jakby mia�a trwa� wiecznie, a p�niej nic ju� nie by�o jak dawniej. Wzdrygn�� si� na samo wspomnienie. Katastrofa samolotu, walka o prze�ycie razem z rannymi pasa�erami, bezu�yteczno�� jego lekarskiego do�wiadczenia wobec ofiar poparze� i w ko�cu �mier� wi�kszo�ci os�b z r�k bandyt�w. - Mordercy - wyszepta�. Spojrza� na zegarek. Rolex z ciemnym blatem wskazywa�, �e zaduma� si� przez co najmniej dziesi�� minut, mo�e d�u�ej.
Sprawdzi� przyrz�dy, a potem popatrzy� w d�. Teraz tam, gdzie miliony ludzi �y�y, pracowa�y, uprawia�y ziemi�, by�a atomowa pustynia. �adnego �ywego drzewa czy ro�liny -wszystko by�o br�zowe lub czarne. Poczu�, �e nie ma ju� w z�bach cygara. Zerkn�� na popielniczk� i zobaczy� zgaszony ogarek. Rourke potrz�sn�� oci�a�� ze zm�czenia g�ow�.
ROZDZIA� II
Reed zacz�� gasi� papierosa, ale opami�ta� si�. Papierosy by�o coraz trudniej zdoby�. Pal�c wi�c dalej, spojrza� znad swego za�mieconego biurka, na kt�rym sta�a fili�anka z kaw�.
- Co tam, kapralu?
- Kapitanie, pa�ski kolega, dr Rourke, b�dzie mia� problemy.
- Ju� mia� niema�e, pami�tasz? Cholernie dobrze zrobili�my nie zatrzymuj�c ich.
Popatrzy� na papierosa i zauwa�y�, �e sk�ra palc�w wskazuj�cego i �rodkowego by�a po��k�a od nikotyny. Reed wyobrazi� sobie, jakie �wi�stwa zostawia dym w jego p�ucach. Wzruszy� ramionami i zaci�gn�� si�. Z ustami pe�nymi dymu powiedzia�:
- W czym problem? Przecie� mamy radio. Mo�emy si� z nim skontaktowa�.
- Burza systemowa przesun�a si�, �adnej szansy.
- On jest dobrym pilotem. Przeleci przez to - odpowiedzia� lekcewa��c problem.
- Ale� kapitanie!
Reed spojrza� na m�od� rudow�os� kobiet�.
- Tak, kapralu?
- Pan nie rozumie - upiera�a si�. - To jest silna, zimowa burza systemowa. Gdy by�a tutaj, m�g� si� pan przecie� przekona�, �e to prawdziwe szale�stwo.
- Zimowa burza systemowa? Czy ludzie od rejestrowania tej cholernej pogody mog� przewidzie� co� wi�cej ni� ja, gdy po prostu wygl�dam przez to przekl�te okno?
Spojrza� na zegarek my�l�c przez moment o Rourke'u i zazdroszcz�c mu Rolexa, kt�rego zawsze nosi�.
- Godzin� temu by�a �nie�yca na sze��dziesi�tym stopniu?
- Tak, kapitanie, prosz�... - zacz�a kobieta.
- Tak - kiwn�� g�ow�. By� ju� zm�czony. Nie spa� ca�� dob�. Wsta� powoli, zgasi� papierosa i rozejrza� si� dooko�a. "Pok�j kilku oficer�w" - pomy�la�. Jedno ohydne okno. Przeszed� przez pomieszczenie lekko pochylony. Wspar� si� na oparciu krzes�a.
Porucznik piechoty morskiej stan�� na baczno�� i popatrzy� na Reeda. Kapitan machn�� r�k� i podszed� do okna.
- Potrzebuj� paru godzin snu, kapralu.
- Tak, kapitanie - kobieta skin�a g�ow�.
Reed zasun�� ci�kie zas�ony. Wygl�daj�c na zewn�trz mrukn�� pod nosem: - Jasna cholera. - Ujrza� co najmniej cztery cale �niegu, a porywisty wiatr unosi� w g�r� p�atki, kt�re ju� spad�y. Wok� opon jeepa przy bramie tworzy�y si� zaspy.
- Kapitanie, gotowe - powiedzia�a rudow�osa kapral. Reed patrzy� na ni�.
- To niemo�liwe. Przed chwil� by�a pogoda jak wiosn� - rzek� do siebie.
Odwr�ci� si� w stron� okna, ale wiosny nie by�o.
ROZDZIA� III
Deszcz ze �niegiem la� teraz jak z cebra. Sarah usadowi�a si� obok dzieci pod wystaj�c� ska��. Po prawej stronie ros�y du�e paprocie. Sosny tworzy�y naturaln� os�on� przed wiatrem dla niej i dzieci oraz dla koni.
Na jej nogach spoczywa� AR-15, model unowocze�niony, z prze��cznikiem na automat. Z tego karabinu o ma�o nie zosta�a zabita nast�pnego ranka po Nocy Wojny. Potem zabra�a go martwemu bandycie. P�niej wybi�a nim szyby w oknach, aby gaz ulatniaj�cy si� po zbombardowaniu znalaz� uj�cie. Pos�uguj�c si� nim, wysadzi�a sw�j w�asny dom wraz z lud�mi, kt�rzy chcieli rabowa�, zabija� i gwa�ci�. "Kolejno�� jest bez znaczenia" - pomy�la�a zdejmuj�c lew� r�k� z g��wki Annie i �ci�gaj�c z g�owy jasn�, niebiesko-bia�� chust�. Przed Noc� Wojny gwa�t by�by na pierwszym miejscu. Ale teraz rzeczy wygl�da�y zupe�nie inaczej i pod�wiadomie �ycie sta�o si� wa�niejsze. Gwa�t oznacza� horror, ale by�a w stanie go znie��. �mier� - mog�a nadej�� w ka�dej chwili. Jednak zosta� obrabowanym, pozbawionym �ywno�ci, koni i broni, wydawa�o si� gorsze ni� �mier�, a gwa�t duszy musia� by� gorszy ni� gwa�t cia�a.
Obr�ci�a si� w prawo. Michael spa�, podobnie jak Annie, owini�ty w koc, gdy� zapanowa� nag�y i przenikliwy ch��d. Michael nie sko�czy� jeszcze o�miu lat, a ju� zabi� cz�owieka, bandyt�, kt�ry usi�owa� j� zgwa�ci�. Przygl�da�a si� jego twarzy. By�a to twarz Johna, tylko m�odsza i nie poorana zmarszczkami. Spojrza�a na podbr�dek. Pomy�la�a o wyrazie twarzy jego ojca - spokojnym, rezolutnym, stanowczym.
Zerkn�a w stron� doliny. Ujrza�a napr�dce przygotowany ob�z bandyt�w. Ci�ar�wki zabezpieczone plandekami i r�wnie starannie przykryte motocykle, os�oni�te znacznie lepiej ni� jej dzieci.
Ulewa zacz�a si� ponad dwie godziny temu. Sarah szybko wyprowadzi�a konie z doliny. Dzieci jecha�y na koniu jej m�a, Samie. Nim zobaczy�a bandyt�w, us�ysza�a ich pojazdy, �miechy, krzyki i poczu�a strach, kt�ry zawsze w niej wywo�ywali. Uwi�za�a Sama i Tildie, po czym zawin�a dzieci, w koce. Teraz siedzia�a opatulona w dziwaczn� we�nian� kurtk�, na dw�ch kocach roz�o�onych na nagiej skale. Marzy�a.
Zwr�ci�a si� w stron� obozu bandyt�w poni�ej. By�o ich oko�o tuzina. Niewielka grupa w por�wnaniu do tych, kt�re widzia�a i spotka�a. Ponownie spojrza�a na twarze dzieci usi�uj�c przypomnie� sobie, kiedy ostatni raz widzia�a je bawi�ce si�. Na przybrze�nej wyspie w Savannah, gdzie ukryli si� przed sowieckimi oddzia�ami? Nie. Na farmie Mulliner�w? Tak, dzieci bawi�y si� tam. Mary Mulliner te�...
Sarah spojrza�a na siebie. Karabin le�a� na niebieskich d�insowych spodniach. Na farmie Mulliner�w nosi�a przewa�nie sukienk�, spa�a w ciep�ym ��ku, odziana w nocn� koszul�. Dzieci bawi�y si� z psem Mary, zapominaj�c, jak wcze�niej ucieka�y przed dzikimi psami. By� tam r�wnie� syn Mary, kt�ry walczy� przeciwko Armii Sowieckiej w Ruchu Oporu. Ruch Oporu mia� kontakt z Wywiadem Wojskowym. Je�liby John pojecha� do Teksasu, niedaleko granicy z Luizjan� - jak powiedzia� jej cz�owiek z wywiadu w Savannah - wtedy syn Mary skontaktowa�by si� z nim, informuj�c go o... Podkuli�a kolana bli�ej podbr�dka, obserwuj�c twarze dzieci. By�o w nich niewiele szcz�cia, ale by�a pewna, �e zago�ci ono jeszcze na ich buziach. Nagle desperacko zapragn�a pozby� si� karabinu, uwolni� si� od l�ku spowodowanego najmniejszym ha�asem w nocy, uwolni� od smutku. Przymkn�a oczy. Wyobrazi�a sobie, �e pozostaje na farmie Mulliner�w i zn�w usi�uje �y� jak cz�owiek, cho�by w po�yczonej sukience. Otworzy�a oczy i spojrza�a w dolin�. Gdyby bandyci wiedzieli, �e znajduje si� tak blisko, ograbiliby j�, zgwa�cili i zabili. Ale mo�e odjad�. Je�li skieruj� si� na p�noc pomimo burzy, mo�e dotrze� w ci�gu paru dni do Mt. Eagle w Tennessee. Teksas jest niestety znacznie dalej.
Sarah Rourke zn�w zamkn�a oczy, staraj�c si� zapomnie� o bandytach i przywo�a� w pami�ci twarze bawi�cych si� dzieci. Ale zamiast tego ujrza�a w wyobra�ni oblicze swego m�a, Johna Thomasa Rourke'a.
ROZDZIA� IV
- To s� wszystkie raporty, Katiu? Z radioli nic nowego?
- Nie. Nie ma nic nowego z centrum komunikat�w, towarzyszu generale - odpowiedzia�a m�oda kobieta.
Warakow spojrza� znad stosu teczek zawalaj�cych jego biurko prosto w oczy Katii.
- Uwielbiam, gdy mnie poprawiasz, tak, centrum komunikat�w, to jest to.
Zacisn�� pie�� na teczce, kt�r� przed chwil� otworzy�, po czym wpatrywa� si� t�po w blat biurka. Nic konkretnego nie wskazywa�o, aby jego siostrzenica, Natalia, by�a bezpieczna.
- Towarzyszu generale?
Ismael Warakow podni�s� wzrok na m�od� sekretark�.
- Tak, boj� si� o major Tiemerown�. O ciebie te� bym si� ba�, gdy� zaczynam si� czu� jak ojciec ka�dego. Gdy osi�gniesz m�j wiek, te� ci si� mo�e to przydarzy�. A teraz zostaw mnie. - Spojrza� na zegarek. - Zreszt� od trzech dni sypiasz tak niewiele. Za ka�dym razem, gdy ci� wzywam, zjawiasz si� wyrwana ze snu. Na nic mi si� zda sekretarka w szpitalu. Jeste� na s�u�bie przez dwadzie�cia cztery godziny na dob�. Id� i prze�pij si�, Katiu.
Warakow odczuwa� lekk� dum�, �e pami�ta� jej imi�.
- Ale towa...
Nie doko�czy�a. Gdy spojrza� na ni�, spu�ci�a oczy. Jej d�ugie palce trzyma�y maszynopis wzd�u� odznaczaj�cej si� na sp�dnicy linii bioder.
- Chcesz mi pom�c. To wi�cej ni� tw�j obowi�zek. Jeste� wi�c przyjacielem, Katiu. To jest cenna rzecz, kt�rej nie mog� straci�. Id� spa�. Rozkazuj� ci i musisz mnie pos�ucha�
Sta�a wyprostowana, troch� sztywno i nienaturalnie.
- Tak jest, towarzyszu generale - odpowiedzia�a.
- Jeste� dobr� dziewczyn�.
Spojrza� na biurko. Us�ysza� stukot jej obcas�w o pod�og�. Uni�s� g�ow� i powi�d� za ni� wzrokiem. Jej sp�dnica by�a wci�� za d�uga. B�dzie musia� powiedzie� Natalii, by zwr�ci�a jej na to uwag�. Takie rzeczy lepiej za�atwia� przez kobiet�.
- Natalia - wyszepta�. - Czy jeszcze �yje?
Skrz�tnie gromadzi� fragmentaryczne cho�by raporty dotycz�ce ewakuacji Florydy. Natalia razem z Rourke'em ratowa�a uciekinier�w niedaleko Miami. Ostatni raport sowiecki donosi�, i� widziano ich z grup� ameryka�skich m�czyzn i kobiet. Kilka minut p�niej, wed�ug relacji ludzi z samolotu obserwacyjnego, przesz�a ostatnia fala wstrz�su odrywaj�cego Floryd�, kt�ra...
Warakow waln�� pi�ci� w st� i wsta�. Niezr�cznie opar� si� o biurko w swoim gabinecie bez �cian i za�o�y� buty. Pomaszerowa� wzd�u� g��wnego hallu muzeum, z wci�� rozpi�t� bluz� munduru. Jak zwykle w trakcie chodzenia bola�y go nogi.
- �o�nierskie przekle�stwo - powiedzia� do siebie i zatrzyma� si� na �rodku hallu. Przygl�da� si� figurom walcz�cych ma-stodont�w. Przygl�da� si� im uwa�nie. By�y olbrzymie i mocarne. Wszystko to by�o kiedy�, dawno temu... Parskn��, potrz�sn�� g�ow�, ci�gle nie ruszaj�c si� z miejsca. Powinna by� bezpieczna. By�a przecie� z...
- Towarzyszu generale!
Warakow odwr�ci� si�. Jaki� cz�owiek sta� na balkonie p�-pi�tra, patrz�c na niego i mastodonty.
- Towarzyszu generale!
Cz�owiek zbieg� chy�o jak m�odzieniec po spirali schod�w i zbli�a� si� do niego rozko�ysanym krokiem atlety.
Warakow szepn�� do siebie: - Aha, pu�kownik Nehemiasz Ro�diestwie�ski.
24
- Szuka�em was, towarzyszu generale.
Warakow nie odpowiedzia�. M�czyzna by� dopiero w po�owie drogi do centrum hallu i genera� nie mia� zamiaru krzycze�.
Ro�diestwie�ski zwolni� trucht i zatrzyma� si� staj�c na baczno��. Mia� potargane blond w�osy z lokiem spadaj�cym na czo�o i ch�opi�cy wyraz twarzy. Warakow pomy�la�, �e cz�owiek ten wygl�da, jakby ka�dego ranka szyto mu nowy mundur na miar�.
- Nie my�leli�cie chyba szuka� mnie w moim w�asnym biurze. Czy�by tego was uczyli w akademii KGB?
Ro�diestwie�ski u�miechn�� si� i stoj�c ca�y czas na baczno��, powiedzia�:
- Towarzyszu generale, jeste�cie znani r�wnie dobrze ze swego dowcipu, jak � ze swej genialnej strategii.
- To nie jest odpowied� na moje pytanie - odrzek� oboj�tnie Warakow i odwr�ciwszy si�, dalej ogl�da� mastodonty. - Przyjechali�cie na miejsce Karamazowa jako dow�dca ameryka�skiego wydzia�u KGB. Macie mi wskaza�, gdzie ko�czy si� domena wojska a zaczyna KGB. Czy tak?
Us�ysza� g�os za sob�:
- Tak, towarzyszu generale, dok�adnie tak. Politbiuro zadecydowa�o, �e...
- Wiem, co zadecydowa�o Politbiuro - odpar� beznami�tnie Warakow. - KGB powinno mie� tutaj wi�ksz� w�adz�, a wy -jako najlepszy przyjaciel Karamazowa - powinni�cie godnie go zast�pi� po �mierci. Do KGB powinno nale�e� ostatnie s�owo, a nie do wojska, tak?
- Dok�adnie tak, towarzyszu generale.
Warakow powoli odwr�ci� si� i patrzy� w oczy znacznie wy�szego i m�odszego cz�owieka. Ro�diestwie�ski m�wi� dalej:
- Oczywi�cie w sprawach wojskowych wasze zdanie b�dzie decyduj�ce, ale w sprawach, gdzie KGB...
25
- We wszystkich sprawach - przerwa� Warakow. - Jestem pewien, �e KGB b�dzie miesza�o si� we wszystko, mo�e si� myl�?
- Znaczenie polityczne wielu zdarze� bywa niejasne, towarzyszu generale. Czasami trudno tego unikn��. Mog� zapali�?
- Tak, mo�ecie nawet spali� si�, je�li tylko macie na to ochot� - przytakn�� Warakow, �ycz�c sobie w duchu, aby tak si� w�a�nie sta�o.
Obserwowa�, jak Ro�diestwie�ski wyci�gn�� spod bluzy munduru srebrn� papiero�nic� z zawarto�ci�, kt�ra wygl�da�a raczej na ameryka�ski, ni�li rosyjski produkt. Potem idealnie dopasowan� zapalniczk� podpali� papierosa. - "Nowy pu�kownik KGB. Nowy Karamazow" - pomy�la� o nim Warakow. Ro�diestwie�ski, tak jak jego poprzednik, nazbyt przypomina� na-zist�, aby mu przypa�� do gustu. Esesman, jasnow�osy super-man - specjalnie wyselekcjonowany gatunek. Tyle tylko, �e by� marksist�, a nie narodowym socjalist�.
- Jakie jest wasze pierwsze polecenie, pu�kowniku?
- Dwie sprawy s� szczeg�lnie nagl�ce, towarzyszu generale. Mo�e nie s� najwi�kszej wagi, ale musz� zosta� za�atwione. Jeszcze dok�adnie nie wiemy jak.
- My�la�em, �e KGB wie wszystko - u�miechn�� si� Warakow obchodz�c figury mastodont�w i ogl�daj�c je, jakby to by�y jego oddzia�y. Ro�diestwie�ski r�wnie� si� u�miechn��, gdy genera� spojrza� na niego.
- Prawie, towarzyszu generale, ale wiedzie� wszystko to cel, do kt�rego uparcie zmierzamy. Jednak ta sprawa jest nieco ezoteryczna, cho� dobrzej� znacie, jak s�dz�. Chodzi o tajemniczy "Projekt Eden" i to, czym on jest lub by� w rzeczywisto�ci. Przed opuszczeniem g��wnego dow�dztwa w Moskwie dowiedzia�em si� o heroicznych dokonaniach naszego agenta. Wykrad� on niekt�re materia�y dotycz�ce "Projektu Eden" i kilku innych spraw, cho� by�y naj�ci�lej strze�one w tym, co kiedy�
26
nazywa�o si� Stanami Zjednoczonymi. Z powodu wagi informacji agent przywi�z� je do Moskwy osobi�cie. Gdy wybuch�a wojna...
- Tak, to chyba by� Napoleon. Przypominacie sobie? Przyby� do niego pos�aniec z wiadomo�ci�. Napoleon przeczyta� pismo i powiedzia� efektownie: "M�j Bo�e, wybuch� pok�j". Mniej wi�cej tak.
- Tak, podobnie, towarzyszu generale - przytakn�� Ro�die-stwieilski.
- A jak� wiadomo�� przyni�s� wam ten agent? Z pewno�ci� nie o wybuchu pokoju.
- Dostarczy� informacje, gdzie dok�adnie zosta�a ukryta kopia "Projektu Eden", poniewa� orygina� zniszczono w trakcie bombardowania Kosmicznego Centrum Johnsona w Teksasie. Istnieje nadzieja, �e...
- Wi�c macie zaledwie nadziej�. Mam pilniejsze sprawy ni� jaki� niejasny ameryka�ski plan obrony.
- Wiem. Oczekujecie - Ro�diestwie�ski skin�� g�ow� - �e zajm� si� spraw� odnalezienia �ony mojego najlepszego przyjaciela, pu�kownika Karamazowa, major Natalii Tiemerownej. Z pewno�ci� dotar�y do was jakie� nowe informacje w tej sprawie?
- Kompletnie nic - odpowiedzia� szczerze Warakow. - Ostatni raz widziano j�, gdy ratowa�a ludzi na lotnisku, kilka minut przed g��wnym wstrz�sem. Samolot obserwacyjny zrobi� z du�ej wysoko�ci zdj�cie czo�owej cz�ci p�wyspu Floryda, poch�anianej przez ocean.
- By�a z ameryka�skim agentem, czy� nie tak, towarzyszu generale? - spyta� Ro�diestwie�ski.
"Czy on udaje tak naiwnego?" - zastanawia� si� Warakow. Zdawa� sobie spraw� z tego, �e ten czaruj�cy, przystojny, jasnow�osy oficer musi by� zainteresowany losem Natalii.
27
- Tak, s�ysza�em, ale to jest wiadomo�� z... - zacz�� wycofuj�c si�.
Ro�diestwie�ski przerwa� mu:
- Z solidnego �r�d�a, to chcieli�cie powiedzie�, prawda? Zajm� si� t� spraw�. Przyznaj�, �e jestem zainteresowany podw�jnie bezpiecznym powrotem waszej bratanicy, zawodowo i osobi�cie. Major mo�e by� mi pomocna w odszukaniu zbrodniarza wojennego, Rourke'a.
- Zbrodniarza wojennego? - powt�rzy� mimowolnie Wara-kow.
- Oczywi�cie. Zab�jstwo dow�dcy ameryka�skiego wydzia�u KGB jest zbrodni� wojenn�, towarzyszu generale. Wiem sk�din�d, �e Rourke by� lekarzem, zanim zacz�� prac� w Ameryka�skiej Agencji Wywiadowczej.
Warakow dobiera� teraz s�owa ostro�niej. Po raz pierwszy zda� sobie spraw�, z kim ma do czynienia:
- Wiem, �e dr Rourke odszed� z CIA na kr�tko przed wojn�. Nie zajmuj� si� nim. My�l�, �e jego g��wnym problemem jest obecnie odnalezienie �ony i dzieci, kt�rzy by� mo�e prze�yli t� wojn�. Tego nie wiem. Gdy go z�apiecie, to chcia�bym zamieni� z nim kilka s��w, ale tak w og�le to wasza sprawa.
- Owszem, towarzyszu generale, to moja sprawa. Ro�diestwie�ski rzuci� niedopa�ek na marmurow� posadzk�
i rozgni�t� go butem.
- To jest budynek mojego dow�dztwa, pu�kowniku. Podnie�cie tego papierosa.
- Ale wi�zie� wyznaczony do sprz�tania mo�e...
- Nie szkodzi. Podnie�cie go.
Na twarzy Ro�diestwie�skiego zamajaczy� ch�opi�cy u�miech. Zawaha� si� przez moment, po czym schyli� si� i podni�s� niedopa�ek.
- Czy co� jeszcze, towarzyszu generale?
- Nie, nic.
28
Warakow odwr�ci� si� i ruszy� w kierunku swego gabinetu bez �cian.
Uchodz�c przed sztormem szalej�cym na Wschodnim Wybrze�u tego, co kiedy� by�o Stanami Zjednoczonymi, tysi�ce �o�nierzy zmierza�o w g��b l�du, przegrupowuj�c si� i przeszukuj�c wszystko. Warakow uzna� za fakt oczywisty, �e dop�ki Natalia b�dzie z Johnem Rourke'em, pozostanie bezpieczna. Dopiero po spotkaniu z Ro�diestwie�skim zacz�� obawia� si� o jej los.
- Katiu! - zawo�a�, zanim zdo�a� sobie przypomnie�, �e kaza� jej odpocz��. Pokr�ci� g�ow� i zadecydowa�, i� p�jdzie w jej �lady. W przysz�o�ci mo�e nie by� czasu na sen. Wetkn�� r�ce w kieszenie i odszed�, lecz przedtem zerkn�� przez prawe rami� za siebie. Antypatyczny, przypominaj�cy esesmana oficer KGB znikn�� z widoku. Warakow u�miechn�� si� z satysfakcj�, �e uda�o mu si� zmusi� Ro�diestwie�skiego do podniesienia niedopa�ka. Pomy�la� jednak, patrz�c na mastodonty, �e prawdopodobnie przyjdzie mu za to zap�aci�, jemu, a mo�e i Natalii.
ROZDZIA� V
Rourke zaciska� kurczowo d�onie na d�wigni kontrolnej, prowadz�c samolot tu� nad oblodzon� szos�. Prawy silnik by� r�wnie� oblodzony. John przypomnia� sobie jedyne awaryjne l�dowanie, jakie prze�y�. By�o to w Nowym Meksyku podczas Nocy Wojny, na pok�adzie Boeinga 747. Pami�ta� pani� Richards, kt�rej m�� zgin�� podczas bombardowania Zachodniego Wybrze�a, i jej wsp�czucie dla umieraj�cego kapitana oraz pe�n� po�wi�cenia pomoc, gdy starali si� utrzyma� samolot w powietrzu w czasie tej d�ugiej nocy. Potem jej �mier�, kiedy samolot...
Rourke poci�gn�� gwa�townie d�wigni�, staraj�c si� utrzyma� dzi�b w g�rze. Hamulce nie na wiele si� zda�y, gdy� samolot �lizga� si� na oblodzonej i o�nie�onej nawierzchni szosy.
- Schylcie g�owy! - krzykn�� doktor do Paula, znajduj�cego si� w po�owie kad�uba i Natalii siedz�cej obok niego w kabinie pilota.
- John!
Rourke spojrza� na ni�. Poczu�, jak rozlu�niaj� mu si� �ci�gna szyi, a cia�o oblewa ch��d. Traci� kontrol� nad samolotem. Operuj�c klapami i hamulcami, stara� si� wytraci� pr�dko��. Prosta droga rozci�ga�a si� jeszcze przez oko�o �wier� mili. Gdyby samolot zwalnia� zbyt raptownie, po�lizg sta�by si� zupe�nie nie kontrolowany. Samolot robi� zygzaki, uderzaj�c raz po raz ogonem w drzewa stoj�ce po obu stronach autostrady do Kentucky. Szosa umyka�a pod nimi bardzo szybko. Mru��c oczy w blasku odbijaj�cych si� od �niegu �wiate� samolotu, zobaczy� przed sob� ostry zakr�t w kszta�cie litery "S". Samolot sun�� wprost na metalow� barierk� po prawej stronie drogi, za kt�r� znajdowa�o si� urwisko. Dwie�cie jard�w, a mo�e nawet mniej. Hamulce tylko zwi�ksza�y po�lizg. Odwr�ci� si� w stron� Natalii i wcisn�� przycisk odpinaj�cy pasy bezpiecze�stwa. Chwyci� j� za lewe rami�, krzycz�c do Rubensteina:
- Paul, wyskakujemy! Otw�rz drzwi i skacz jak najdalej!
Rourke nie patrzy�, czy m�ody cz�owiek wykonuje jego polecenia. Chwyci� Natali� i popchn�� j� przed sob� w kierunku drzwi.
- John!
Doktor spojrza� na kobiet�. Rosjanka lew� r�k� naciska�a klamk� drzwi towarowych, w prawej za� co� b�ysn�o - n�. Obr�ci�a go r�koje�ci� w stron� Johna. Ten chwyci� go i zataczaj�c si�, gdy� samolot podskakiwa� na wybojach, ruszy� w kierunku Rubensteina. W pewnym momencie rzuci�o go o kad�ub. W ko�cu w�o�y� n� pod pas oplataj�cy lewe rami� Paula i przeci�� go. Kiedy to zrobi�, na nogach poczu� silny strumie� arktycznego powietrza. Drzwi otworzy�y si�. Rourke przeci�� ostatni z pas�w. Z no�em w r�ku porwa� sw�j CAR-15, krzycz�c do Paula:
- Skacz! No ju�!
Gdy ruszy� w kierunku drzwi, m�ody cz�owiek wsta�, trzymaj�c swojego "Schmeissera" w prawej r�ce. Natalia gotowa�a si� do skoku. John ju� przy drzwiach spojrza� - najprawdopodobniej ostatni raz - na swego Harleya i zd��y� jeszcze chwyci� sk�rzan� kurtk�. Odwr�ci� si� i wyskoczy�. Uderzaj�c o powierzchni� szosy poczu� b�l w lewym ramieniu. Wpad� w �nieg i zacz�� kozio�kowa�. O ma�o nie uderzy� go stabilizator, a ogon kad�uba przemkn�� kilka cali od jego g�owy.
Rozejrza� si�, a potem wsta�. Z najwy�szym trudem utrzymuj�c r�wnowag�, pobieg� pochylony w kierunku Natalii. Le�a�a na �rodku drogi. Paul te� bieg� ku niej. Rourke us�ysza� �amanie i zgrzyt metalu. Odwr�ci� si�. �lizgaj�c si� na swych czarnych wojskowych butach, obserwowa�, jak samolot rozerwa� metalow� barierk� i znikn�� w dole. Czeka�, ale nie by�o �adnej eksplozji. "Chocia� niewielkie, jednak s� jakie� nadzieje" - pomy�la�. Troje ludzi, jedna kurtka, jeden karabin i pistolet maszynowy bez zapasowych magazynk�w. Kilka rewolwer�w. Spojrza� na r�ce - no i jeszcze n� Bali-Song. Odwr�ci� si� z powrotem w stron� Natalii. Siedzia�a z rozrzuconymi nogami, jak ma�a dziewczynka, kt�ra przewr�ci�a si� na �lizgawce. Praw� r�k� podpar�a si�, a lew� odgarn�a w�osy przystrojone p�atkami �niegu. Obok niej kuca� Rubenstein.
Rourke stan�� przy nich. Odda� dziewczynie n�.
- Nie m�w mi nigdy wi�cej o no�u Bali-Song.
U�miechn�a si�. John jeszcze raz spojrza� tam, gdzie znikn�� samolot. Mo�e p�niej da si� co� jeszcze uratowa�. W lewej r�ce trzyma� CAR-15 i sk�rzan� kurtk�. Przykucn�� i zarzuci� kurtk� na ramiona Natalii. Zaczyna�a ju� dygota� z zimna, zreszt� podobnie jak Paul i on sam.
- Ten n� mam ju� od d�u�szego czasu. Nie pami�tam tylko, dlaczego nie mia�am go, gdy znalaz�e� mnie na pustyni. Na wszelki wypadek wzi�am go na Floryd�.
- Dobrze si� nim pos�ugujesz? - spyta� Rourke, trz�s�c si� ju� na dobre.
- Tak, gdybym nie mia�a zmarzni�tych r�k, mog�abym ci pokaza�.
"Temperatura musi by� bliska zeru" - pomy�la� Rourke. Ruszy� w kierunku nasypu. Schodzi� powoli, ostro�nie, gdy� kamienie, kt�re stanowi�y oparcie dla jego n�g i r�k, by�y oblodzone.
- B�d� ostro�ny, John.
- Zejd� na d� i rzuc� lin�. Do��czysz do mnie z Paulem. Przynajmniej b�dziemy mieli schronienie, chyba �eby eksplodowa�.
- Ja te� mog�... - zacz�� Rubenstein.
- Zosta� z Natali�. Je�li po�ami� si� na kawa�ki, chcia�bym, aby zosta� kto� ca�y do opieki nad ni�. �ciemnia�o si� ju�, gdy John rozpocz�� schodzenie. Samolot znajdowa� si� jakie� trzydzie�ci st�p poni�ej. Lewe skrzyd�o by�o z�amane na p�. Oderwany prawy silnik le�a� oblepiony �niegiem oko�o pi��dziesi�ciu st�p ni�ej. Rourke mia� zdr�twia�e r�ce, palce �lizga�y si� po oblodzonej powierzchni ska�. Lewe rami� bola�o go wskutek uderzenia o powierzchni� drogi. Nagle ogarn�a go silna potrzeba oddania moczu. Praw� nog� wymaca� wyst�p, potem lew�. Wtem noga obsun�a si�. Oderwa� si� kamie�, na kt�rym stan��. Przez chwil� przebiera� nogami, kopi�c ziemi�. Praw� nog� znalaz� oparcie, lecz stan�� na skraju oblodzonej ska�ki, opieraj�c si� tylko palcami.
- John, schodz� do ciebie - krzykn�a Natalia.
- Nie, ju�... - Rourke znalaz� w ko�cu k�p� jakiego� krzewu wyrastaj�cego z nasypu. - Ju� w porz�dku. - Chwyci� praw� r�k� jaki� wyst�p, nast�pnie stan�� ni�ej lew� nog�. Potem lew� r�k�, praw� nog�. Powoli, spokojnie... Tylko nerki domaga�y si� upustu, ale nie przerwa� schodzenia. Skostnia�ymi palcami chwyta� si� najmniejszych wypuk�o�ci. Nogi te� mu zdr�twia�y z zimna. Samolot by� coraz bli�ej.
Spojrza� w g�r�. Natalia i Paul obserwowali go wychylaj�c si�. Przesz�o mu przez my�l, �e je�li nawet jaki� motor by�by sprawny, to prawdziwym problemem b�dzie wydostanie go na g�r�? I kiedy sko�czy si� ta szalona �nie�yca?
Samolot by� ju� tylko kilka jard�w pod nim. Rourke przylgn�� do ska�y, sprawdzaj�c oparcie dla st�p. Potem niezgrabnie odwr�ci� si�, przenosz�c ci�ar cia�a na lew� nog�. Ostro�nie przesuwa� stopy, przywieraj�c plecami do ska�y. �nieg pada� coraz g�stszy. Pokrywa� barki Johna i oblepia� jego rz�sy. Do drugiej �ciany urwiska by�o dziesi�� lub jedena�cie st�p, ale nie by�o tam wystarczaj�co dogodnego wyst�pu, aby mo�na by�o skoczy�. Zreszt� m�g�by si� porani� o ska�y. Oddycha� g��boko. Jeszcze raz spojrza� w g�r�.
- Teraz! - wyszepta� odpychaj�c si� od zbocza. Odbi� si� nogami, lekko uginaj�c kolana. Pochyli� si� troch� do przodu i wyci�gn�� r�ce przed siebie. Najpierw praw�, a p�niej lew� r�k� wbi� si�, niczym szponami, w ziemi� pomi�dzy kamieniami na przeciwleg�ym zboczu. Uderzy� ci�ko biodrami i zacz�� ze�lizgiwa� si� w d�. Pr�bowa� zaprze� si� nogami. Roz�o�y� szerzej r�ce, lecz jego palce ry�y zlodowacia�� ziemi�. Zatrzyma� si� na jednym z g�az�w, kt�ry jednak po chwili obsun�� si� wraz z nim. Zbli�aj�c si� do brzegu przepa�ci, si�gn�� lew� r�k� po n� AG Russell Black Chrome Sting IA. Opl�t� go zdr�twia�ymi palcami i zamachn�� si� szeroko, z impetem. Wbity Sting rozorywa� ziemi�. John chwyci� n� drug� r�k�, zaciskaj�c obie d�onie wok� r�koje�ci. Dysza� ci�ko, niemal zach�ystywa� si� powietrzem. Napinaj�c najdrobniejsze mi�nie, stara� podci�gn�� si� do g�ry. Nie mia� chwili do stracenia. N� wymyka� si� z mi�kkiego gruntu, a skostnia�e palce ze�lizgiwa�y z metalowej r�czki.
- Nieee! - us�ysza� sw�j w�asny krzyk. Skupiaj�c wszystkie si�y podci�gn�� si�. Tym razem Sting wysun�� si� z ziemi, gdy Rourke by� ju� bezpieczny. Pad� p�asko na l�d, dzier��c n� w lewej d�oni. Poprzez padaj�cy �nieg nie m�g� nic dojrze� na trzydzie�ci st�p w g�r�. Jednak poprzez bia�� zas�on� dobieg� go g�os.
- John, odpowiedz mi! John! - wo�a�a Natalia.
- Wszystko w porz�dku! - krzykn�� Rourke przesuwaj�c si� dalej.
Wsta� dwa jardy od nie uszkodzonego kad�uba. Zacz�� gramoli� si� do �rodka, ale zatrzyma� si�. Sztywnym kciukiem i palcem wskazuj�cym rozpi�� rozporek. W tym momencie by�o co� wa�niejszego ni� ogl�dziny samolotu.
Sta� w �rodku, ci�gle dygocz�c z zimna. Po�yczony motocykl Natalii le�a� pierwszy. By� wyra�nie zdefektowany. Dwa pozosta�e nie dozna�y wi�kszych uszkodze�. By�y troch� powykrzywiane, gdy� samolot uderzy� rzeczywi�cie o du�� ska��, a wcze�niej o metalow� barierk�. Lecz czarny Harley Davidson Low Rider Johna by� w do�� przyzwoitym stanie, podobnie jak jasnoniebieski motocykl, kt�ry znalaz� dla Rubensteina. Harleya, na kt�rym Paul je�dzi� wcze�niej, wyrzucili podczas ewakuacji Florydy, aby zmniejszy� obci��enie samolotu. Rourke nie bez trudu odstawi� na bok maszyn� Rubensteina, aby dosta� si� do swojej. Pojemniki alpejskie systemu Loco by�y wci�� na swoim miejscu, przypi�te paskami za siedzeniem. Otworzy� jeden z nich i wyj�� srebrno-czerwony koc termiczny. By� nawet wi�kszy ni� oryginalne, znajduj�ce si� na wyposa�eniu astronaut�w. Zarzuci� koc na ramiona srebrn�, lustrzan� stron� do wewn�trz. Potem wepchn�� d�onie w kieszenie spodni i zacz�� je rozgrzewa�, a� ust�pi�o zdr�twienie palc�w. Stoj�c opatulony kocem, odzyskiwa� czucie w cz�onkach. Rozgl�da� si� po wn�trzu samolotu. O naprawieniu oblodzonego i zablokowanego silnika nie mo�na by�o nawet marzy�. To w�a�nie l�dowanie z jednym silnikiem spowodowa�o problemy z hamowaniem. Opr�cz motoru Natalii wszystkie wa�niejsze rzeczy by�y zdatne do u�ytku. Rourke m�g� ju� porusza� palcami, wyj�� wi�c r�ce z kieszeni i zacz�� przedziera� si� przez skot�owane rzeczy ich trojga. Wyci�gn�� lin� z pojemnika i przywi�za� do niej kamie�.
- Sta� dalej od kraw�dzi, a potem we� lin� z kamieniem.
- Rozumiem - us�ysza� g�os Paula przez �nie�yc�, lecz ci�gle nie m�g� nic dojrze� poprzez bia�� zas�on�. Kr�ci� ko�cem liny, zwi�kszaj�c d�ugo��. Rzuci� i us�ysza�, jak kamie� uderza o metal, chyba przydro�nej barierki. Lina spad�a, wi�c zacz�� j� zwija�. B�dzie musia� spr�bowa� jeszcze raz. Za czwartym razem obci��ony koniec liny nie cofn�� si�.
- Paul, poszukaj go!
Przez moment nie by�o �adnej odpowiedzi, po czym us�ysza� g�os Rubensteina. - Mam go, John! Rourke skin�� g�ow� i odkrzykn��:
- Przywi�� j� mocno do czego�. Niech Natalia ci pomo�e!
Czeka� cierpliwie. Sugeruj�c mu pomoc dziewczyny, post�pi� taktownie, jako �e zupe�nie nie wiedzia�, czyjego przyjaciel potrafi zawi�za� mocny w�ze�. Z drugiej strony, zdawa� sobie spraw� z tego, jak gruntowne szkolenie musia�a przej�� Rosjanka, zanim zosta�a pierwszoliniowym agentem KGB. Z pewno�ci� wspinaczka by�a jego cz�ci� i Natalia zrobi�aby w�ze�, gdyby Paul nie umia�.
- Zrobione, John - us�ysza� jej g�os.
- Ci�gnijcie lin�. Po�pieszcie si�! - zawo�a�.
Na drugim ko�cu przywi�za� zimowe kurtki Paula i Natalii. Lina zacz�a pe�zn�� w g�r�.
Rourke, siedz�c skulony przy ognisku par� jard�w od wraku samolotu, rozmy�la� o Rubensteinie. M�ody cz�owiek zszed� ze zbocza ca�kiem dobrze. Wprawdzie nie tak profesjonalnie jak Natalia, ale zupe�nie przyzwoicie.
Woda na ogniu gotowa�a si�. John wzi�� uchwyt garnka w lew