9367
Szczegóły |
Tytuł |
9367 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9367 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9367 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9367 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fryderyk Nietzsche
O po�ytkach i szkodliwo�ci historii dla �ycia
Przedmowa
�Poza tym nienawidz� wszystkiego, co mnie jedynie poucza nie zwi�kszaj�c mojej aktywno�ci ani jej bezpo�rednio nie o�ywiaj�c"3'. S� to s�owa Goethego i niechaj jako dobitne ceterum censeo rozpoczn� nasze rozwa�ania o warto�ci historii. Chcemy mianowicie pokaza�, dlaczego pouczenie bez �ywej inspiracji, dlaczego wiedza, kt�ra usypia aktywno��, dlaczego historia jako zbytkowny nadmiar poznania i luksus powinna by� nam do g��bi, wedle s��w Goethego, nienawistna - dlatego mianowicie, �e brak nam rzeczy najkonieczniejszych, a zbytek jest wrogiem tego, co konieczne. Rzecz jasna, potrzebujemy historii, ale inaczej ni� potrzebuje jej rozpieszczony pr�niak w ogrodzie wiedzy, got�w patrze� z wy�szo�ci� na nasze prymitywne i pozbawione wdzi�ku potrzeby i konieczno�ci. Historia jest nam potrzebna do �ycia i do czynu, nie za�, by odwodzi�a nas na wygodny dystans od �ycia i czynu lub zgo�a upi�ksza�a �ycie samolubne i czyny tch�rzliwe a z�e. Chcemy s�u�y� historii, je�li s�u�y ona �yciu: ale przy pewnej intensywno�ci uprawiania historii i pewnej jej ocenie �ycie psuje si� i wyrodnieje: wida� to po niekt�rych osobliwo�ciach naszych czas�w, a rozpoznanie tego fenomenu jest dzi� konieczne, cho� mo�e by� bolesne.
Stara�em si� opisa� uczucie, kt�re przysporzy�o mi wiele udr�k; zemszcz� si� na nim, ujawniaj�c je publicznie. Mo�e opis ten sk�oni kogo� do deklaracji, �e uczucie takie jemu r�wnie� nie jest obce, �e jednak u mnie wypada nie do�� czysto i g��boko ani te� nie zosta�o wyra�one z nale�n� pewno�ci� i dojrza�o�ci� do�wiadczenia. Tak powie ten czy �w; wi�kszo�� rzeknie mi, �e jest to uczucie opaczne, nienaturalne, wstr�tne i wprost niedozwolone, ba - �e w ten spos�b sprzeniewierzy�em si� pot�nej tendencji historycznej, jaka od dw�ch pokole� zaznacza si� wyra�nie w�r�d Niemc�w. C�, w ka�dym razie fakt, �e odwa�y�em si� to uczucie odmalowa� z natury i wyst�pi� z nim publicznie, b�dzie raczej z korzy�ci� ni� ze szkod� dla powszechnych dobrych manier, poniewa� tym samym daj� wielu ludziom sposobno�� do wyg�aszania komplement�w pod adresem wspomnianej tendencji. Sam za� zyskuj� co�, co jest dla mnie jeszcze cenniejsze ni� dobre maniery - szans�, �e zostan� publicznie pouczony o naturze naszych czas�w i przywo�any do porz�dku.
Tak�e i to rozwa�anie jest niewczesne o tyle, �e co�, z czego czasy s�usznie s� dumne, kultura historyczna, pr�buj� rozumie� jako szkod�, u�omno�� i wad� czas�w, a nawet s�dz�, �e wszyscy cierpimy na trawi�c� gor�czk� historyczn�, i powinni�my przynajmniej wiedzie�, i� za ni� cierpimy. Skoro Goethe s�usznie powiedzia�, �e wraz z cnotami rozwijamy i nasze b��dy, i skoro, jak powszechnie wiadomo, hipertrofia cnoty - a czym� takim wydaje mi si� historyczny zmys� naszych czas�w - mo�e doprowadzi� nar�d do zguby tak samo jak hipertrofia wyst�pku, to niechaj b�dzie mi wolno w ten spos�b rzeczy rozwa�a�. Na moje usprawiedliwienie i to mo�na powiedzie�, �e po�ywk� owego dr�cz�cego poczucia by�y przede wszystkim moje w�asne do�wiadczenia, i tylko dla por�wnania przytaczam do�wiadczenia cudze, oraz �e b�d�c dzieckiem dzisiejszych
czas�w, mog�em doj�� do tak niewczesnych do�wiadcze� jedynie jako wychowanek czas�w dawniejszych, zw�aszcza greckich. Wszak ju� z tytu�u profesji, jako filolog klasyczny, mam chyba do tego prawo: gdy� nie wiem doprawdy, jaki sens mia�aby filologia klasyczna w naszych czasach pr�cz niewczesnego oddzia�ywania - to znaczy dzia�ania wbrew czasom, a przeto oddzia�ywania na czasy obecne, w nadziei, �e dzia�a tym samym na korzy�� czas�w przysz�ych.
Popatrz na stado, kt�re pasie si� opodal: nie zna ono wczoraj ani dzisiaj, hasa, �re, odpoczywa, trawi, znowu hasa, i tak od rana do nocy i dzie� po dniu, z zachciankami i niech�ciami kr�tko uwi�zanymi u ko�ka chwili, i dlatego wolne od melancholii i znu�enia. Cz�owiekowi ci�ko na to patrze�, gdy� pyszni si� przed zwierz�tami swym cz�owiecze�stwem, a zarazem zazdro�ci im szcz�cia - jedynym jego pragnieniem bowiem jest na wz�r zwierz�cia nie zaznawa� przesytu ani cierpie�, a przecie� daremne to pragnienie, bo zarazem cz�owiek nie chce by� jak zwierz�. Zwraca si� do zwierz�cia z pytaniem: Dlaczego nie m�wisz mi o swym szcz�ciu i tylko na mnie patrzysz ? Zwierze chcia�oby odpowiedzie� i rzec: Bierze si� to st�d, �e zawsze zapominam, co chc� powiedzie� - ale tymczasem zapomnia�o ju� odpowiedzi i milczy, a cz�owiek si� dziwi.
Dziwi si� tak�e samemu sobie, �e nie umie nauczy� si� zapominania i wci�� ogl�da si� na przesz�o��: cho�by pod��a� najdalej i najszybciej, �a�cuch pod��a wraz z nim. Istny dziw: chwila, nadchodz�ca w mgnieniu oka, w mgnieniu oka przemijaj�ca, chwila, kt�ra tu� przedtem by�a niczym i zaraz potem jest niczym, powraca jak widmo i zak��ca spok�j chwili nast�pnej. Ze zwoju czasu odrywa si� kartka po kartce, przepada, ulatuje - i powraca, spada cz�owiekowi prosto w r�ce. Cz�owiek m�wi wtedy: �przypominam sobie", i zazdro�ci zwierz�ciu, kt�re natychmiast zapomina i dla kt�rego ka�da chwila naprawd� umiera, pogr��a si� w nocy i mgle i na zawsze ga�nie. Zwierz� �yje ahistorycznie: mie�ci si� w tera�niejszo�ci bez reszty, jak liczba ca�kowita, bez dziwacznych u�amk�w, zwierz� nie umie udawa�, niczego nie ukrywa i w ka�dym momencie ukazuje si� jako to, czym jest, mo�e zatem by� tylko uczciwe. Cz�owiek natomiast zmaga si� z wielkim i coraz wi�kszym ci�arem przesz�o�ci: garbi si� od tego albo wyko�lawia, ci�ar utrudnia mu ch�d niczym niewidzialne, mroczne brzemi�, kt�rego cz�owiek pozornie mo�e si� zaprze� i kt�rego w kontaktach z bli�nimi nader ch�tnie si� zapiera: aby wzbudzi� ich zazdro��. Dlatego wzrusza go - niczym wspomnienie utraconego raju - widok pas�cego si� stada albo tym bli�szy jego sercu widok dziecka, kt�re nie ma jeszcze za sob� nic przesz�ego, czego musia�oby si� wypiera�, i bawi si� w b�ogim za�lepieniu miedzy op�otkami przesz�o�ci i przysz�o�ci. Zabawa ta jednak musi zosta� zak��cona: dziecko zostaje wyrwane, zbyt wcze�nie, ze stanu niepami�ci. Dopiero w�wczas zaczyna rozumie� s�owo �by�o", has�o, z jakim przyst�puj� do cz�owieka walka, cierpienie i przesyt, aby przypomnie� mu, czym naprawd� jest jego istnienie - nigdy nie dope�nionym imperfectum. Je�eli na koniec �mier� przynosi upragnione zapomnienie, to jednocze�nie odbiera tera�niejszo��, odbiera byt i przypiecz�towuje �wiadomo��, �e byt jest jedynie nieprzerwan� by�o�ci�, rzecz�, kt�ra �yje tym, �e sam� siebie neguje i poch�ania, sama sobie przeczy.
Je�eli szcz�cie, je�eli gonitwa za nowym szcz�ciem w jakim� sensie jest tym, co �yj�cych trzyma przy �yciu i pcha do �ycia, to spo�r�d filozof�w najwi�cej racji ma bodaj cynik: szcz�cie zwierz�cia, cynika doskona�ego, jest �ywym dowodem s�uszno�ci cynizmu. Najmniejsze szcz�cie, je�li tylko trwa nieprzerwanie i uszcz�liwia, to bez por�wnania wi�cej szcz�cia ni� szcz�cie najwi�ksze, kt�re zjawia si� tylko jako epizod, poniek�d jak kaprys, szalony wybryk po�r�d morza zniech�cenia, niedosytu i wyrzecze�.
Przy najmniejszym i przy najwi�kszym szcz�ciu za� istot� szcz�cia jest zawsze jedno i to samo: umiej�tno�� zapomnienia albo, m�wi�c uczenie, zdolno�� odczuwania na spos�b ahistoryczny, dop�ki szcz�cie trwa. Kto nie umie przysi��� na progu chwili, puszczaj�c ca�� przesz�o�� w niepami��, kto nie jest zdolny trwa� w miejscu jak bogini zwyci�stwa, nie doznaj�c zawrotu g�owy ani l�ku, ten nigdy nie dowie si�, czym jest szcz�cie, a co gorsza nie uczyni nigdy nic, co uszcz�liwia innych. We�cie przyk�ad skrajny, cz�owieka, kt�ry nie posiada�by w najmniejszym stopniu si�y zapominania, kt�ry skazany by�by na to, by wok� siebie widzie� tylko stawanie si�: cz�owiek taki nie wierzy ju� we w�asne istnienie, nie wierzy ju� w siebie, wszystko rozp�ywa mu si� w ruchome punkty i sam si� zatraca w tym strumieniu stawania si� - jako prawowity ucze� Heraklita na koniec nie odwa�y si� nawet kiwn�� palcem. Koniecznym elementem wszelkiego dzia�ania jest zapomnienie: tak jak wszelkie �ycie organiczne potrzebuje nie tylko �wiat�a, ale i ciemno�ci. Cz�owiek, kt�ry chcia�by odczuwa� tylko historycznie, by�by jak kto� zmuszony do powstrzymywania si� od snu albo jak zwierz�, kt�re mia�oby �y� tylko z prze�uwania. A wi�c: mo�na �y� niemal bez wspomnie�, a nawet �y� szcz�liwie, jak dowodzi przyk�ad zwierz�t; ale nie mo�na �y� bez zapomnienia. Albo, by wyrazi� si� w tej materii jeszcze pro�ciej: istnieje pewien stopie� bezsenno�ci, prze�uwania, zmys�u historycznego, przy kt�rym �ywa istota doznaje szk�d i w ko�cu ginie, czy b�dzie to cz�owiek czy nar�d, czy kultura.
Aby okre�li� ten stopie�, a wraz z nim granic�, jakiej pami�� o przesz�o�ci nie mo�e przekroczy�, je�eli przesz�o�� nie ma si� sta� grabarzem tera�niejszo�ci, trzeba by dok�adnie wiedzie�, jak wielka jest plastyczno�� cz�owieka, narodu czy kultury; mam na my�li si��, kt�ra sprawia, �e co� powstaje i ro�nie samo z siebie, kt�ra przekszta�ca samego siebie, przetwarza i wch�ania rzeczy przesz�e i obce,
leczy rany, zast�puje to, co utracone, czym� innym, w�asn� moc� odtwarza strzaskane formy. S� ludzie, kt�rzy si�� t� posiadaj� w tak ma�ym stopniu, �e wystarczy jedno prze�ycie, jeden b�l, cz�sto tylko drobna krzywda, ma�e dra�ni�cie, a wykrwawiaj� si� bez ratunku; s� z drugiej strony tacy, kt�rym najstraszliwsze i najbardziej okropne niedole �yciowe, a nawet w�asna niegodziwo�� tak niewiele mog� zaszkodzi�, �e po�r�d tych przypadk�w lub zaraz potem dochodz� do zno�nego stanu, powraca im swego rodzaju spok�j sumienia. Im silniejsze korzenie ma najbardziej wewn�trzna natura cz�owieka, tym wi�cej b�dzie on sobie przyswaja� i zaw�aszcza� z przesz�o�ci; najpot�niejsz�, najsilniejsz� natur� za� pozna� by�oby po tym, �e jej zmys� historyczny, cho�by bezmiernie wybuja�y, nigdy nie m�g�by sta� si� niebezpieczny i szkodliwy; natura taka ca�� przesz�o��, w�asn� i cudz�, zagarnia�aby ku sobie, wch�ania�a i w��cza�a w sw�j krwiobieg. A czego natura taka nie ujarzmi, o tym umie zapomnie�; to ju� nie istnieje, horyzont jest zwarty i g�adki, nic nie przypomina o tym, �e poza horyzontem s� jeszcze jacy� ludzie, nami�tno�ci, nauki, cele. I jest to powszechne prawo; wszelka �ywa istota mo�e sta� si� zdrowa, silna i p�odna tylko w obr�bie horyzontu; je�li nie zdo�a zakre�li� wok� siebie horyzontu i je�li zbyt jest zaj�ta sob�, by utkwi� wzrok w cudzym horyzoncie, zd��a powolnie lub gwa�townie ku przedwczesnej �mierci. Pogoda, spokojne sumienie, radosne dzia�anie, ufne spojrzenie w przysz�o�� - wszystko to, tak w przypadku jednostki, jak narodu, zale�y od tego, czy istnieje owa Unia, oddzielaj�ca sfer� przejrzyst� i jasn� od nieprzeniknionego mroku; czy umie si� we w�a�ciwym czasie zapomnie� i we w�a�ciwym czasie pami�ta�; czy si�� instynktu odgadnie si�, kiedy trzeba czu� historycznie, a kiedy ahistorycznie. Zapraszam oto czytelnika, by zechcia� zastanowi� si� nad twierdzeniem: ahistoryczno�� i historyczno�� s� dla zdrowia jednostki, narodu i kultury jednakowo niezb�dne.
Na to ka�dy natychmiast zauwa�y: historyczna wiedza i historyczne czucie cz�owieka mo�e by� bardzo ograniczone, jego horyzont ciasny jak horyzont mieszka�ca alpejskiej doliny, s�dy jego mog� by� niesprawiedliwe, przy ka�dym do�wiadczeniu mo�e b��dnie mniema�, i� jemu pierwszemu by�o ono dane � a mimo tych niesprawiedliwo�ci i b��d�w cz�owiek taki tchnie niezm�conym zdrowiem i krzep�, a� mi�o popatrze�; podczas gdy tu� obok sprawiedliwszy i ucze�szy s�abuje i ginie w oczach, poniewa� linie jego horyzontu wci�� przesuwaj� si� niespokojnie, poniewa� oplatany znacznie delikatniejsz� sieci� kryteri�w sprawiedliwo�ci i prawdy nie mo�e powr�ci� do prostych a mocnych ch�ci i pragnie�. Widzieli�my natomiast zwierz�, na wskro� ahistoryczne, kt�rego horyzont ogranicza si� niemal do jednego punktu, a kt�re przecie� �yje poniek�d szcz�liwie, a przynajmniej bez przesytu i bez udawania; musimy przeto zdolno�� do poniek�d ahistorycznego odczuwania uzna� za wa�niejsz� i pierwotniejsz�, ona bowiem stanowi fundament, na kt�rym w og�le dopiero mo�e wyrosn�� co� porz�dnego, zdrowego i wielkiego, co� naprawd� ludzkiego. Ahistoryczno�� to jak gdyby atmosferyczna otoczka, w kt�rej powstaje �ycie, a wraz ze zniszczeniem tej atmosfery zanika. To prawda: dopiero gdy cz�owiek my�l�c, zastanawiaj�c si�, por�wnuj�c, dziel�c i ��cz�c ogranicza ten ahistoryczny �ywio�, dopiero gdy w�r�d tej osnuwaj�cej mg�y rozb�y�nie promie� �wiat�a, a wi�c dopiero gdy cz�owiek potrafi spo�ytkowa� przesz�o�� dla potrzeb �ycia i przetwarza� to, co si� wydarzy�o, znowu w dzieje - dopiero wtedy cz�owiek staje si� cz�owiekiem - ale po�r�d nadmiaru historii cz�owiek znowu zanika, i bez ahistorycznej otoczki nigdy by si� nie zacz�� i nie odwa�y� si� zacz��. Gdzie czyny, kt�rych zdo�a�by dokona�, gdyby nie zanurzy si� uprzednio w oparach ahistoryczno�ci? Albo, porzucaj�c obrazy i si�gaj�c do przyk�adu: wyobra�my sobie cz�owieka, kt�rego dr��y i porywa gwa�towna nami�tno��, do kobiety albo jakiej� wielkiej idei: jak�e zmienia si� jego �wiat! Patrz�c wstecz, czuje si� �lepcem, z boku dobiegaj� go obce, g�uche, puste d�wi�ki; to, co w og�le postrzega, nigdy przedtem nie by�o tak prawdziwe, tak namacalnie bliskie, barwne, d�wi�cz�ce, roz�wietlone, jak gdyby dost�pne naraz wszystkim zmys�om. Wszystkie oceny zmieni�y si� i straci�y warto��; tylu rzeczy nie umie ju� ceni�, bo zaledwie je odczuwa; zadaje sobie pytanie, czy podobna, by tak d�ugo s�u�y� za b�azna obcym s�owom i obcym opiniom; zdumiewa si�, �e jego pami�� obraca si� niestrudzenie w k�ko, a jednak jest zbyt s�aby i zm�czony, aby odwa�y� si� cho� raz wyskoczy� poza zakre�lony kr�g. Jest to stan najbardziej niesprawiedliwy, ciasny, niewdzi�czny wobec tego, co przesz�e, �lepy na niebezpiecze�stwa, . g�uchy na przestrogi: ma�y wir �ycia w martwym morzu nocy i zapomnienia; a przecie� ten stan - na wskro� ahistoryczny, kontrhistoryczny - jest �r�d�em nie tylko czyn�w nieprawych, ale tak�e ka�dego czynu prawego, i �aden artysta nie stworzy obrazu, �aden w�dz nie osi�gnie zwyci�stwa, �aden nar�d nie wybije si� na wolno��, je�eli przedtem, pogr��eni w owym ahistorycznym stanie, nie b�d� tego obrazu, tego zwyci�stwa, tej wolno�ci pragn�li i do nich d��yli. Je�li ten, kto dzia�a, jest wed�ug s��w Goethego zawsze bez sumienia8 B, to jest te� zawsze nie�wiadomy; zapomina o wielu rzeczach, by jednej dokona�, jest niesprawiedliwy wobec tego, co jest ju� za nim, i zna tylko jedno prawo, prawo tego, co ma si� sta�. Ka�dy dzia�aj�cy kocha sw�j czyn niesko�czenie bardziej, ni� czyn na to zas�uguje; a najlepsze czyny dokonywane s� z takim nadmiarem mi�o�ci, �e cho�by warto�� ich sk�din�d by�a niepomiernie wielka, to a� takiej mi�o�ci na pewno nie s� warte.
Gdyby kto� zdo�a� t� ahistoryczn� atmosfer�, w kt�rej rodzi�y si� wszystkie wielkie wydarzenia dziejowe, zbada� na wielu przyk�adach, wyw�szy� i odetchn�� ni�, mo�e jako istota poznaj�ca zdo�a�by wznie�� si� do stanowiska ponadhistorycznego, kt�re Niebuhr opisa� jako mo�liwy rezultat rozwa�a� historycznych. �W jednej sprawie przynajmniej - powiada on - historia, w jasnym i obszernym uj�ciu, jest u�yteczna: dowiadujemy si� z niej, �e r�wnie� najwi�ksze i najwznio�lejsze umys�y rodzaju ludzkiego nie wiedz�, jak przypadkowo ich oko przybra�o t� w�a�nie form�, dlaczego widz� w�a�nie tak, a nie inaczej, oraz domagaj� si� gwa�tem, by i inni widzieli tak, a nie inaczej, gwa�tem, poniewa� �wiadomo�� ich jest wyj�tkowo intensywna. Kto tego nie wie i nie poj��, w spos�b pewny i potwierdzony na wielu przypadkach, ten dostaje si� w niewol� pot�nego ducha, kt�ry dan� form� wype�nia przemo�n� nami�tno�ci�". Stanowisko takie mo�na nazwa� ponadhistorycznym, poniewa� ten, kto je zajmuje, nie m�g�by ju� odczuwa� najmniejszej pokusy dalszego �ycia i wsp�dzia�ania w dziejach, a to dlatego, �e rozpozna�, i� warunkiem wszelkich dziejowych wydarze� jest owa �lepota i niesprawiedliwo�� dzia�aj�cego; sam uleczy�by si� te� z traktowania historii zbyt serio, albowiem � W odniesieniu do ka�dego cz�owieka, ka�dego prze�ycia, w�r�d Grek�w czy w�r�d Turk�w, w jakiej� godzinie pierwszego lub dziewi�tnastego stulecia - nauczy�by si� odpowiada� na pytanie, jak i po co si� �yje. Kto spyta swoich znajomych, czy chcieliby raz jeszcze prze�y� ostatnie dziesi�� albo dwadzie�cia lat, �atwo si� przekona, kt�ry z nich by�by zdatny do takiego ponadhistorycznego stanowiska: wprawdzie wszyscy odpowiedz� �Nie!", ale rozmaicie b�d� owo �nie" uzasadniali. Jedni powo�aj� si� na nadziej�, �e �nast�pne dwadzie�cia lat b�dzie lepsze"; to ci, o kt�rych drwi�co powiada David Hume:
Andfrom the dregs of life hope to receiye, What the first sprightly running cou�d not gjve.
Nazwijmy ich lud�mi historycznymi; spojrzenie w przesz�o�� popycha ich ku przysz�o�ci, dodaje otuchy i zagrzewa do tego, by dalej mierzy� si� z �yciem, rozpala nadziej�, �e dobre czasy jeszcze nadejd�, �e szcz�cie mieszka za g�r�, na kt�r� w�a�nie si� wspinaj�. Tacy historyczni ludzie wierz�, �e sens istnienia ujawnia si� w miar� procesu istnienia, spogl�daj� wstecz tylko po to, by z rozwa�a� nad dotychczasowym procesem nauczy� si� rozumie� tera�niejszo�� i tym silniej po��da� przysz�o�ci; nie wiedz� wcale, jak ahistorycznie my�l� i dzia�aj� mimo ca�ej swej historyczno�ci, i �e ca�e ich zajmowanie si� dziejami bynajmniej nie s�u�y czystemu poznaniu, lecz �yciu.
Ale na to pytanie, na kt�re us�yszeli�my oto pierwsz� odpowied�, mo�na odpowiedzie� r�wnie� inaczej. Odpowied� wprawdzie znowu b�dzie brzmia�a �Nie!", ale to �nie" b�dzie inaczej uzasadnione. B�dzie to �nie" cz�owieka ponadhistorycznego, kt�ry nie w procesie widzi zbawienie, dla kt�rego �wiat w ka�dej chwili jest czym� ostatecznie gotowym i w ka�dej chwili osi�ga kres. Czy wi�c dziesi�� nowych lat mo�e nauczy� czego�, czego nie zdo�a�o nauczy� dziesi�� lat minionych?
Czy sensem nauki jest szcz�cie, rezygnacja, cnota czy te� pokutowanie � co do tego ludzie ponadhistoryczni nigdy si� mi�dzy sob� nie zgadzali; ale niezale�nie od r�nic w sposobie widzenia przesz�o�ci jednomy�lnie uznaj� twierdzenie, �e przesz�o�� i tera�niejszo�� s� jednym i tym samym, mianowicie mimo ca�ej r�norodno�ci s� pod wzgl�dem typowych cech jednakie i jako wszechobecno�� nieprzemijalnych cech typowych stanowi� statyczn� konstrukcj� o niezmiennej warto�ci i wiecznie jednakim znaczeniu. Podobnie jak setki r�nych j�zyk�w odpowiadaj� tym samym, sta�ym co do typu potrzebom ludzkim, i komu�, kto rozumia�by owe potrzeby, wszystkie te j�zyki nie powiedzia�yby niczego nowego - tak ponadhistoryczny my�liciel obja�nia sobie dzieje narod�w i jednostek od wewn�trz, sposobem wieszczka przenika odwieczny sens r�nych hieroglif�w, a na sp�ywaj�ce wci�� nowe potoki znak�w, znu�ony, nie chce ju� nawet patrze�: bo wszak stoj�c po�r�d nie ko�cz�cego si� zalewu wydarze�, musi w ko�cu odczuwa� dosyt, przesyt, ba - obrzydzenie! Mo�e wi�c najwi�kszy nawet �mia�ek b�dzie ostatecznie got�w za Giacomo Leopardim powiedzie� do swego serca:
... Za nic si� nie licz�
Wzruszenia twoje, ani westchnie� godna
Ziemia. M�k�, gorycz�
Jest �ycie, niczem nadto, a �wiat b�otem.
Uspok�j si�.
Zostawmy tedy ponadhistorycznym ludziom ich obrzydzenie i m�dro��: dzi� cieszmy si� raczej z ca�ego serca, �e�my niem�drzy, i zr�bmy sobie �wi�to � my, czynni, krocz�cy naprz�d, czciciele procesu. Mo�e nasza ocena historyczno�ci jest tylko zachodnim przes�dem; byle�my tylko w ramach tego przes�du nie ustawali i dalej kroczyli naprz�d! Byle�my tylko umieli coraz lepiej uprawia� histori� z po�ytkiem dla �ycia! Bo ch�tnie przyznamy ludziom ponadhistorycznym, �e posiedli wi�cej m�dro�ci - skoro mo�emy by� pewni, �e posiadamy wi�cej od nich �ycia, w takim razie bowiem nasza niem�dro�� ma przed sob� wi�cej przysz�o�ci ni� ich m�dro��. I aby nie by�o cienia w�tpliwo�ci co do sensu takiego przeciwstawiania �ycia i m�dro�ci, si�gn� po z dawna sprawdzon� metod� i postawi� wprost kilka tez.
Historyczny fenomen, rozpoznany wyra�nie i ca�kowicie, przetworzony w fenomen poznawczy, jest dla tego, kto go rozpozna�, martwy: poznaj�cy rozpozna� w nim bowiem szale�stwo, niesprawiedliwo��, �lep� nami�tno�� i w og�le ca�y jego ziemski zamglony horyzont, a tym samym pozna� jego dziejow� moc. Jako poznaj�cy ju� dzia�aniu tej mocy nie podlega; c� - mo�e podlega jej jeszcze jako �yj�cy.
Historia rozpatrywana jako czysta nauka i domena autonomiczna by�aby czym� w rodzaju podsumowania i �yciowego bilansu ludzko�ci. Wykszta�cenie historyczne jest mo�e czym� dobroczynnym i obiecuj�cym na przysz�o�� jedynie w orszaku pot�nego nowego nurtu �ycia, na przyk�ad rozwijaj�cej si� kultury, a wi�c tylko wtedy, gdy panuje nad nim i przewodzi mu jaka� wy�sza si�a, a nie gdy ono samo panuje i przewodzi.
Historia, je�li s�u�y �yciu, s�u�y mocy ahistorycznej i w tej podrz�dnej roli nigdy nie mo�e i nie powinna sta� si� czyst� nauk�, tak jak na przyk�ad matematyka. Pytanie, w jakim stopniu �ycie w og�le potrzebuje us�ug historii, nale�y za� do najdonio�lejszych pyta� i trosk tycz�cych zdrowia cz�owieka, narodu, kultury. Albowiem przy pewnym nadmiarze historii �ycie kruszy si� i wyrodnieje, a w rezultacie wyrodnieje sama historia.
" �e �ycie potrzebuje us�ug historii, to nale�y poj�� r�wnie wyra�nie jak twierdzenie, kt�re b�dzie do udowodnienia potem - �e nadmiar historii szkodzi �yciu. �yj�cy pozostaje w trojakim stosunku do historii: jako istota czynna i d���ca do czego�, jako kustosz i czciciel, jako istota cierpi�ca i �akn�ca wyzwolenia. Tym trojakim odniesieniom odpowiadaj� trzy rodzaje historii: wolno zatem rozr�ni� rodzaj monumentalny, rodzaj antykwaryczny i rodzaj krytyczny.
Historia jest przede wszystkim domen� charakteru czynnego i mocarnego, tego, kt�ry stacza wielki b�j, kt�ry potrzebuje przyk�ad�w, nauczycieli, pocieszycieli, a po�r�d swych towarzyszy i we wsp�czesno�ci nie mo�e ich znale��. W tym sensie historia by�a domen� Schillera, gdy� nasze czasy -jak powiada� Goethe - s� tak marne, �e poeta w�r�d otaczaj�cych go ludzi nie znajduje ju� charakter�w, jakich mu trzeba. Z my�l� o cz�owieku czynnym Polibiusz na przyk�ad uwa�a histori� polityczn� za w�a�ciwe przygotowanie do rz�dzenia pa�stwem i za najlepsz� nauczycielk�, kt�ra wspominaj�c niepowodzenia innych, wzywa nas, by�my godnie znosili odmiany losu. Kto nauczy� si� w tym upatrywa� sens historii, ten z odraz� patrzy na ciekawskich podr�nik�w albo pedantycznych mikrolog�w, kt�rzy wspinaj� si� na piramidy wielkiej przesz�o�ci; tam gdzie sam znajduje podniet� do na�ladowania i doskonalenia si�, wola�by nie spotyka� pr�niaka, kt�ry wa��sa si� w poszukiwaniu rozrywki lub sensacji niczym po galerii pe�nej cennych obraz�w. Aby nie zw�tpi� i nie nabra� wstr�tu w t�umie s�abych i wyzbytych nadziei pr�niak�w, w t�umie pozornie czynnych, a naprawd� tylko podnieconych i rozgor�czkowanych towarzyszy, cz�owiek czynny spogl�da za siebie i przerywa bieg do celu, aby przez chwil� odetchn��. Jego celem jest szcz�cie, mo�e nie jego w�asne szcz�cie, cz�sto szcz�cie jego narodu albo ludzko�ci w og�le; ucieka wstecz, chroni�c si� przed rezygnacj�, u�ywa historii jako leku przeciwko rezygnacji. Przewa�nie nie czeka go nagroda, najwy�ej s�awa, to jest zaszczytne miejsce w �wi�tyni historii, gdzie sam z kolei mo�e sta� si� dla przysz�ych pokole� nauczycielem, tym, kt�ry pociesza i ostrzega. Jego przykazanie brzmi: to, co kiedy� zdo�a�o szerzej zakre�li� poj�cie �cz�owiek" i pi�kniej je wype�ni�, musi istnie� wiecznie, aby poj�cie to wiecznie rozszerza� i wzbogaca�. Aby wielkie momenty w walce prowadzonej przez jednostki tworzy�y �a�cuch, aby ��czy�y si� w szczytny poch�d ludzko�ci przez stulecia, aby dla mnie te wzloty dawno minionych moment�w nadal tchn�y �yciem, blaskiem i wielko�ci� - oto g��wna my�l wiary w cz�owiecze�stwo, wyra�aj�ca si� w postulacie historii monumentalnej. Ale w�a�nie postulat wieczno�ci rzeczy wielkich rozpala najstraszliwsz� walk�. Wszystko bowiem, co jeszcze �yje, krzyczy: Nie! Nie tw�rzmy monument�w � brzmi has�o strony przeciwnej. T�py nawyk, ma�ostki i nikczemnostki, jakich pe�no w �wiecie, na wz�r ci�kiej atmosfery ziemskiej spowijaj�c wszystko, co wielkie, staj� si� zawad�, myl�cym pozorem, d�awi�c� mg�� na drodze, kt�r� wielko�� zmierza do nie�miertelno�ci. Droga ta wiedzie jednak przez ludzkie m�zgi! Przez m�zgi zal�knionych zwierz�t kr�tkiego �ywota, kt�re wci�� na nowo wynurzaj� si� z niebytu i przez kr�tki czas z wysi�kiem stawiaj� op�r zniszczeniu. Istoty te chc� nade wszystko jednego: �y� za wszelk� cen�. C� im do owego uci��liwego wy�cigu z pochodniami, kt�rym jest historia monumentalna i dzi�ki kt�remu wielko�� �yje dalej! A przecie� wci�� na nowo budz� si� nieliczni, kt�rzy patrz�c na minion� wielko��, wzmocnieni tym widokiem doznaj� takiej b�ogo�ci, jak gdyby �ycie ludzkie by�o wspania�� rzecz� i jak gdyby najpi�kniejszym owocem tego gorzkiego zio�a by�a �wiadomo��, �e przedtem kto� kiedy� ju� przeby� drog� istnienia dumnym i mocnym krokiem, kto� inny z zadum�, kto� trzeci pe�en mi�osierdzia i nios�c pomoc - a wszyscy pozostawiaj�c po sobie nauk�, �e najpi�kniej �yje ten, kto nie dba o istnienie. Je�eli pospolity cz�owiek traktuje ten sp�achetek czasu z tak przygn�biaj�c� powag� i zach�anno�ci�, to tamci umieli na drodze do nie�miertelno�ci i historii monumentalnej zdoby� si� na olimpijski �miech, a przynajmniej na wznios�e szyderstwo; cz�sto zst�powali do grobu z ironi� - bo grzebi�c ich, c� w�a�ciwie grzebano? Jedynie to, co jako szlaka, �mie�, pr�no��, zwierz�co�� zawsze im ci��y�o, co dawno ju� by�o przedmiotem ich wzgardy, a teraz oto staje si� pastw� zapomnienia. Ale jedno prze�yje, monogram ich najg��bszej istoty, dzie�o, czyn, rzadka intuicja, tw�rcze osi�gni�cie: b�dzie �y�o, gdy� potomno�� si� bez niego nie obejdzie. W tej najwznio�lejszej formie s�awa jest przecie� czym innym ni� najwyborniejszym k�skiem naszej mi�o�ci w�asnej, jak okre�li� j� Schopenhauer, jest wiar� we wsp�lnot� i ci�g�o�� tego, co wielkie w ka�dym czasie, jest protestem przeciwko przemianom pokole� i przemijaniu.
Na c� zatem wsp�czesnemu cz�owiekowi potrzebne monumentalne rozpatrywanie przesz�o�ci, zajmowanie si� klasycznymi i niepowszednimi dzie�ami dawniejszych czas�w? Dowiaduje si� on w ten spos�b, �e wielko��, kt�ra kiedy� by�a, by�a w ka�dym razie kiedy� m o � l i w a, a zatem kiedy� znowu b�dzie mo�liwa; kroczy odwa�nie sw� drog�, gdy� oto rozwia�a si� w�tpliwo��, kt�ra opada go w godzinach s�abo�ci, czy przypadkiem nie pragnie niemo�liwego. Za��my, �e kto� s�dzi, i� wystarczy setka produktywnych, w nowym duchu wychowanych i dzia�aj�cych ludzi, aby po�o�y� kres modnej teraz w Niemczech og�adzie - jak�e pokrzepi go �wiadomo��, �e kultura renesansu wyd�wigne�a si� na barkach takiej stuosobowej garstki. A jednak - aby na tym samym przyk�adzie nauczy� si� zaraz czego� nowego - jak p�ynne i rozedrgane, jak niedok�adne by�oby takie por�wnanie! �eby czerpa� z niego pomocn� si��, trzeba by pomin�� tyle r�nic, gwa�tem wt�oczy� niepowtarzalny kszta�t przesz�o�ci w og�ln� form�, strzaska� wyraziste linie, ob�ama� wystaj�ce rogi - w imi� zgodno�ci! W gruncie rzeczy to, co kiedy� by�o mo�liwe, okaza�oby si� mo�liwe po raz drugi tylko w�wczas, gdyby racj� mieli pitagorejczycy twierdz�c, �e przy tej samej konstelacji cia� niebieskich r�wnie� na ziemi powt�rzy� musi si� to samo, i to w najdrobniejszych szczeg�ach: zawsze, ilekro� gwiazdy znajd� si� w okre�lonym uk�adzie wzgl�dem siebie, stoik zn�w sprzymierzy si� z epikurejczykiem, by zamordowa� Cezara, i zawsze przy innym zn�w uk�adzie Kolumb b�dzie odkrywa� Ameryk�. Tylko w�wczas, gdyby ziemia po pi�tym akcie za ka�dym razem rozpoczyna�a sw� sztuk� od nowa, gdyby by�o pewne, �e ten sam splot motyw�w, ten sam deus ex machina, ta sama katastrofa powracaj� w okre�lonych interwa�ach - tylko w takim razie mocarz m�g�by po��da� historii monumentalnej z ca�� jej ikoniczn� prawdziwo�ci�, czyli ka�dego faktu w jego szczeg�owej swoisto�ci i niepowtarzalno�ci, a wiec nie pr�dzej zapewne ni� astronomowie stan� si� na powr�t astrologami. Do tej chwili historia monumentalna nie potrzebuje owej pe�nej prawdziwo�ci: zawsze b�dzie zestawia�a, uog�lnia�a i wreszcie uto�samia�a rzeczy r�ne, zawsze b�dzie zaciera�a odmienno�� motyw�w i bod�c�w, aby kosztem causae zmonumentalizowa� effectus, to jest przedstawi� jako wz�r godny na�ladowania; jako� z niewielk� przesad� mo�na te histori�, w miar� mo�no�ci abstrahuj�c� od przyczyn, nazwa� zbiorem �efekt�w samych w sobie", wydarze�, kt�re w ka�dym czasie b�d� efektowne. Ludowe �wi�ta, religijne i wojenne rocznice obchodzi si� w�a�nie ku czci takich �efekt�w samych w sobie": to one nie daj� spa� ambitnym, one s� amuletem na piersi przedsi�biorczych, one - a nie prawdziwy historyczny splot przyczyn i skutk�w, kt�ry - w pe�ni rozpoznany - dowi�d�by jedynie, �e w grze przysz�o�ci i przypadku nigdy nie powtarza si� identyczny rzut ko�ci.
Dop�ki dusz� dziejopisarstwa s� podniety, jakie czerpie ze� mocarz, dop�ki przesz�o�� musi by� opisywana jako godna na�ladowania, mo�liwa do na�ladowania i powtarzalna - dop�ty zachodzi niebezpiecze�stwo, �e b�dzie nieco przekr�cana, upi�kszana interpretacj�, a tym samym bli�sza tworom wolnej fantazji; bywaj� czasy, kt�re niezdolne s� w og�le rozr�nia� mi�dzy monumentaln� przesz�o�ci� a mityczn� fikcj�: poniewa� z obu tych �wiat�w mo�na czerpa� dok�adnie te same podniety. Je�eli tedy monumentalne ujecie przesz�o�ci dominuje nad innymi, to znaczy nad antykwarycznym i krytycznym, sama przesz�o�� doznaje szkody: ca�e wielkie jej partie zostaj� zapomniane, wzgardzone i sp�ywaj� nieprzerwanym szarym potokiem, a tylko pojedyncze upi�kszone fakty stercz� niczym wyspy; u tych nielicznych postaci, kt�re w og�le wida�, rzucaj� si� w oczy nienaturalne i cudowne w�a�ciwo�ci, jak owo z�ote biodro, kt�re wed�ug uczni�w Pitagorasa mia� jakoby ich mistrz. Historia monumentalna �udzi analogiami: uwodzicielskim podobie�stwem popycha odwa�nych do zuchwalstwa, entuzjast�w do fanatyzmu, a wyobra�my sobie t� histori� w g�owach i r�kach zdolnych egoist�w i marzycielskich potwor�w, i oto imperia upadaj�, morduje si� w�adc�w, wybuchaj� wojny i rewolucje, a liczba dziejowych �efekt�w samych w sobie", to znaczy skutk�w nast�puj�cych bez dostatecznej przyczyny, raz jeszcze si� powi�ksza. Tyle dla przypomnienia o szkodach, jakie historia monumentalna wyrz�dzi� mo�e w�r�d ludzi mocnych i czynnych, niezale�nie od tego, czy s� dobrzy czy �li: c� jednak dopiero, gdy histori� t� zaw�adn� i zechc� si� pos�u�y� bezsilni i bezczynni!
We�my najprostszy i najcz�ciej spotykany przyk�ad. Wyobra�my sobie natury nieartystyczne albo w ma�ym stopniu artystyczne, uzbrojone i opancerzone przez artystyczn� histori� monumentaln�: przeciwko komu wymierz� bro�? Przeciwko swym odwiecznym wrogom, ludziom o wybitnym zmy�le artystycznym, a wi�c przeciwko tym, kt�rzy jako jedyni ucz� si� z tej historii naprawd�, to jest dla potrzeb �ycia, i to, czego si� nauczyli, umiej� obraca� we wznios�� praktyk�. Zamyka im si� drog�, zaciemnia im si� atmosfer�, obta�cowuj�c ba�wochwalczo i gorliwie jaki� na wp� zrozumiany monument przesz�o�ci, jak gdyby chc�c rzec: �Patrzcie, oto prawdziwa i rzeczywista sztuka: c� was obchodz� ci, co dopiero si� staj� i dopiero czego� chc�!" Na poz�r owa ta�cuj�ca gromada za�ywa nawet przywileju �dobrego smaku": bo tw�rca zawsze by� w gorszej sytuacji ni� ten, kto tylko patrzy� i sam nie przyk�ada� r�ki; zawsze te� politykuj�cy nad kufelkiem piwosz rozs�dkiem, trafno�ci� s�du i g��bi� refleksji g�rowa� nad urz�duj�cym m�em stanu. Je�li za� zwyczaj powszechnego g�osowania i zasad� wi�kszo�ci przenosi� na teren sztuki i niejako zmusza� artyst�, by broni! si� przed forum estetycznych nierob�w, to z g�ry mo�na r�czy�, �e artysta zostanie skazany: nie pomimo, ale dlatego, �e jego s�dziowie uroczy�cie proklamowali kanon sztuki monumentalnej, to jest wedle powy�szego wyja�nienia sztuki, kt�ra zawsze i w ka�dym czasie �by�a efektowna"; natomiast gdy chodzi o wszelk� sztuk� jeszcze nie monumentaln�, gdy� wsp�czesn�, to brak im w tej mierze, po pierwsze - potrzeby, po drugie � czystej sk�onno�ci, po trzecie �-w�a�nie owego autorytetu historii. Za to instynkt podpowiada im, �e sztuk� mo�na zabi� sztuk�: monumentalno�� nie powinna ju� powstawa�, i temu s�u�y w�a�nie to, co autorytet monumentu czerpie z dawnych czas�w. S� znawcami sztuki, poniewa� chcieliby sztuk� zlikwidowa�, zachowuj� si� jak lekarze, podczas gdy naprawd� zamy�laj� otrucie, wyrabiaj� sobie j�zyk i smak po to, by t�umacz�c, dlaczego tak uporczywie odrzucaj� wszystko, co proponuje im si� jako po�ywn� straw� artystyczn�, powo�a� si� na swe delikatne podniebienie. Nie chc� bowiem, by powstawa�y rzeczy wielkie, i wzi�li si� na spos�b, by m�wi�: �patrzcie, wielko�� ju� mamy!" Naprawd� za� owa ju� istniej�ca wielko�� obchodzi ich r�wnie ma�o jak to, co dopiero powstaje: �wiadczy o tym ich �ycie. Monumentalna historia jest kostiumem, pod os�on� sowitego podziwu dla wielkich i pot�nych postaci przesz�o�ci ukrywaj� nienawi�� do wielkich i pot�nych mieszka�c�w epoki wsp�czesnej, pod t� os�on� prawdziwy sens takiego uj�cia historii obraca si� w swe przeciwie�stwo: czy ludzie ci s� tego �wiadomi, czy nie, to dzia�aj� w ka�dym razie tak, jak gdyby ich has�o wyborcze brzmia�o: niechaj umarli grzebi� �ywych.
Ka�de z trzech uj�� historii ma racj� bytu wy��cznie na jednej glebie i pod jednym s�o�cem: w ka�dych innych warunkach wyradza si� w niebezpieczny chwast. Je�eli cz�owiek, kt�ry chce dokona� czego� wielkiego, w og�le potrzebuje przesz�o�ci, to pos�uguje si� kluczem historii monumentalnej; kto natomiast chce trwa� przy zwyczajach i z dawna czczonych bogach, kultywuje przesz�o�� jako historyk antykwaryczny; i tylko ten, komu obecna potrzeba d�awi piersi, kto za wszelk� cen� chce zrzuci� z siebie ci�ar, si�gnie do historii krytycznej, to znaczy os�dzaj�cej i feruj�cej wyroki. Bezmy�lne przesadzanie ro�lin spowodowa� mo�e niejedno nieszcz�cie: krytyk nie dzia�aj�cy z potrzeby, antykwariusz pozbawiony pietyzmu, znawca rzeczy wielkich bez zdolno�ci do wielkich czyn�w to takie wybuja�e na kszta�t chwast�w, wykorzenione z naturalnej gleby i dlatego zwyrodnia�e ro�liny.
Dzieje s�, po drugie, domen� charakteru zachowawczego i pe�nego czci, kt�ry wiernym i czu�ym wzrokiem patrzy tam, sk�d pochodzi, gdzie si� stawa�; pietyzm ten jest niejako form� wdzi�czno�ci za istnienie. Ho�ubi�c troskliwie to, co istnieje z dawien dawna, chce zachowa� warunki, w jakich sam powsta�, dla tych, kt�rzy powstan� po nim - i w ten spos�b s�u�y �yciu. Je�eli posiada sprz�ty domowe po pradziadach, posiadanie w jego duszy przybiera odmienny sens - to raczej owe sprz�ty posiadaj� jego. To, co ma�e, ograniczone, zbutwia�e i przestarza�e, uzyskuje godno�� i nietykalno��, poniewa� zachowawcza i pe�na czci dusza cz�owieka antykwarycznego przenosi si� w te przedmioty i mo�ci sobie tam przytulne gniazdko. Dzieje jego miasta staj� si� dziejami jego samego; cz�owiek antykwaryczny pojmuje mury, spi�trzon� bram�, zarz�dzenia rajc�w, �wi�to ludowe jak barwny diariusz w�asnej m�odo�ci i odnajduje w nich samego siebie, swoje si�y, zapal, przyjemno�ci, s�dy, swoj� g�upot� i wybryki. Da�o si� tu �y�, powiada sobie, poniewa� daje si� tu �y�, b�dzie si� tu dawa�o �y�, poniewa� jeste�my twardzi i byle co nas nie z�amie. Pogr��ony w liczbie mnogiej owego �my" nie zwa�a na minione osobliwe poszczeg�lne �ywoty i sam si� czuje duchem domu, rodu i miasta. Niekiedy ponad mrocznymi i pe�nymi zawi�o�ci stuleciami pozdrawia dusz� swego narodu, jakby wita� si� z w�asn� dusz�; wra�liwy nos, subtelna intuicja, odnajdywanie niemal zatartych �lad�w, instynktowna umiej�tno�� trafnego odczytywania nak�adaj�cych si� na siebie znak�w przesz�o�ci, bystra orientacja w palimpsestach, ba � polipsestach: oto jego talenty i cnoty. Z tymi talentami i cnotami Goethe sta� pod pomnikiem Erwina von Steinbacha; nawa�nica dozna� rozdar�a dziel�c� ich zas�on� historyczn�: ujrza� zn�w po raz pierwszy niemieckie dzie�o, �promieniuj�ce z silnej, szorstkiej niemieckiej duszy"48. Ten zmys� i poryw wi�d� W�och�w doby renesansu i rozbudza� w ich poetach antycznego geniusza italskiego, �wspania�y rezonans prastarej lutni", jak m�wi Jacob Burckhardt. Najwy�sz� warto�� osi�ga jednak �w historyczno-antykwaryczny zmys� pietyzmu w�wczas, gdy osnuwa skromne, surowe, nawet n�dzne warunki �ycia cz�owieka lub narodu prostym, wzruszaj�cym uczuciem rado�ci i zadowolenia; na przyk�ad gdy Niebuhr ze szczerego serca wyznaje, �e na mokrad�ach i ��kach, w�r�d wolnych ch�op�w, kt�rzy maj� za sob� jakie� dzieje, �yje zadowolony i bynajmniej nie odczuwa braku sztuki. Czy historia mo�e s�u�y� �yciu lepiej, ni� w�wczas gdy r�wnie� mniej uprzywilejowane rody i ludy wi��e z ich ojczyzn� i obyczajem, sk�ania do �ycia osiad�ego oraz wstrzymuje od szukania czego� lepszego w obcych stronach i zaci�tej walki o lepszy �o�? Niekiedy wydaje si�, �e to up�r i nierozumno�� przykuwaj� jednostk� do tych samych towarzyszy i miejsc, do nu��cej jednostajno�ci, do tych go�ych grzbiet�w g�rskich - ale jest to nierozumno�� zbawienna i dla zbiorowo�ci najbardziej korzystna; wie o tym ka�dy, kto uprzytomni sobie straszliwe skutki awanturniczej ch�ci wychod�stwa, zw�aszcza w odniesieniu do ca�ych lud�w, albo kto widzi stan pobliskiego narodu, kt�ry zatraci� wierno�� wobec swej najdawniejszej przesz�o�ci i skazany jest na nieustanne kosmopolityczne wybory oraz poszukiwania wci�� czego� nowego. Uczucie przeciwstawne, upodobanie drzewa do korzeni, szcz�liwa �wiadomo��, i� nie jest si� czym� dowolnym i przypadkowym, ale wyros�o si� z przesz�o�ci jako jej dziedzic, kwiat i owoc, a zatem istniej�c jest si� uniewinnionym, a nawet usprawiedliwionym � oto co dzi� z upodobaniem okre�la si� jako w�a�ciwy zmys� historyczny.
Nie jest to jednak�e stan, w kt�rym cz�owiek by�by szczeg�lnie sk�onny przekszta�ca� przesz�o�� w czyst� wiedz�; jako� i tu nasuwa si� obserwacja podobna jak przy historii monumentalnej - �e gdy historia s�u�y �yciu i podporz�dkowana jest �yciowym pop�dom, sama przesz�o�� na tym cierpi. Aby pos�u�y� si� swobodnym obrazem: drzewo raczej czuje swoje korzenie, ni� mo�e je widzie�, ale wielko�� korzeni ocenia wedle wielko�ci i pot�gi widocznych konar�w. Ju� w tej ocenie mo�e si� myli�: a c� dopiero w ocenie ca�ego lasu wok� siebie! Lasu, o kt�rym wie i kt�ry czuje tylko o tyle, o ile las ten je zag�usza albo p�dzi w g�r� - nic ponadto. Antykwaryczny zmys� cz�owieka, wsp�lnoty miejskiej, ca�ego narodu ma zawsze nader ograniczone pole widzenia; wi�kszo�ci rzeczy nie dostrzega wcale, a tych par�, kt�re widzi, widzi nadto z bliska i w izolacji; nie mo�e ich oceni� i dlatego wszystkim nadaje jednakow� wag�, a ka�dej rzeczy poszczeg�lnej wag� zbyt wielk�. Brak w�wczas dla spraw przesz�o�ci zr�nicowanych kryteri�w i proporcji, kt�re pozwala�aby uchwyci� je w ich wzajemnym stosunku; mamy tylko miary i proporcje w stosunku do jednostek i narod�w, kt�re antykwarycznym okiem patrz� wstecz.
Tu czai si� niebezpiecze�stwo: na koniec wszystkie dawne i minione sprawy, kt�re w og�le pojawiaj� si� w polu widzenia, przyjmuje si� jako jednako godne szacunku, a wszystko, co dawno�ci z szacunkiem nie przy�wiadcza, a wi�c to, co jest nowe i co si� staje, bywa odrzucane i zwalczane. Tak wi�c nawet Grecy tolerowali hieratyczny styl swych artyst�w obok stylu swobodnego i wielkiego, ba � potem nie tylko tolerowali spiczaste nosy i lodowaty u�miech, ale uwa�ali je za szczyt dobrego smaku. Gdy zmys� jakiego� narodu do tego stopnia skostnieje, gdy historia s�u�y minionemu �yciu w ten spos�b, �e podkopuje dalsze �ycie i to w�a�nie �ycie wy�sze, gdy zmys� historyczny ju� nie konserwuje, ale mumifikuje � w�wczas drzewo umiera, w nienaturalny spos�b, od g�ry stopniowo ku korzeniom, a w ko�cu zwykle niszczej� i korzenie. Historia antykwaryczna sama wyrodnieje z chwil�, gdy nie przenika jej i nie o�ywia �wie�e �ycie tera�niejsze. W�wczas pietyzm usycha, uczony nawyk obywa si� bez niego i kr�ci si� z egoistycznym upodobaniem wok� w�asnej osi. Ogl�damy wtedy obrzyd�e widowisko �lepej manii kolekcjonerstwa, nieustannego gromadzenia wszystkiego, co kiedy� by�o. Cz�owiek otacza si� zapachem st�chlizny; antykwaryczna maniera zdolna jest nawet wybitniejsze zadatki, szlachetniejsze potrzeby zdegradowa� do poziomu nienasyconej ��dzy nowinek, a raczej ��dzy staroci, i to bez wyboru; antykwariusz cz�sto upada tak nisko, �e na koniec zadowala si� lada och�apem i z rozkosz� po�era nawet kurz bibliograficznych �uis�uiliae.
A nawet je�li nie dojdzie do zwyrodnienia, je�li historia antykwaryczna nie zatraci fundamentu, na kt�rym - i tylko na nim - mo�e rosn�� na po�ytek �ycia, to i tak bywa do�� niebezpieczna, mianowicie gdy staje si� nazbyt pot�na i dominuje nad innymi sposobami ujmowania przesz�o�ci. Historia antykwaryczna potrafi oto jedynie zachowywa� �ycie, nie umie go tworzy�; zawsze te� lekcewa�y to, co jest dopiero w trakcie stawania si� � poniewa� brak jej w tej mierze domy�lnego instynktu, jaki posiada na przyk�ad historia monumentalna. Tote� historia antykwaryczna hamuje ka�d� stanowcz� decyzj� opowiedzenia si� po stronie nowo�ci, obezw�adnia dzia�aj�cego, kt�ry dzia�aj�c zawsze narusza i musi narusza� te czy inne pietyzmy. Fakt, �e co� zd��y�o si� zestarze�, rodzi postulat, by by�o nie�miertelne; bo gdy zliczy�, ile� to pietyzmu i czci ze strony jednostki i ca�ych pokole� dozna� w ci�gu swego istnienia taki staro�ytny zabytek - dawny obyczaj ojc�w, wierzenie religijne, odziedziczony przywilej polityczny - to wyda si� zuchwalstwem lub zgo�a pod�o�ci� ow� rzecz star� zast�powa� now� i takiej mnogo�ci pietyzmu i czci przeciwstawia� skromny rachunek tego, co si� staje i nale�y do tera�niejszo�ci.
Wida� tu wyra�nie, jak bardzo cz�owiekowi potrzebne jest, i to potrzebne do �ycia, t r z e c i e - obok monumentalnego i antykwarycznego - ujecie historii, uj�cie krytyczne. Aby �y�, cz�owiek musi mie� si�� i niekiedy pos�u�y� si� ni� dla z�amania i rozbicia przesz�o�ci: osi�ga to w ten spos�b, �e pozywaj� przed s�d, poddaje j� skrupulatnemu przes�uchaniu i na koniec wydaje wyrok skazuj�cy; ka�da przesz�o�� na taki wyrok zas�uguje, gdy� tak to ju� jest z ludzkimi sprawami: gwa�t i s�abo�� zawsze mia�y w nich znaczny udzia�. Nie sprawiedliwo�� zasiada w tym trybunale i bynajmniej nie �aska og�asza werdykt, ale samo �ycie, owa mroczna, dynamiczna, nienasycenie po��daj�ca sama siebie moc. Wyrok jej jest zawsze nie�askawy, zawsze niesprawiedliwy, bo nigdy nie p�ynie z czystego zdroju poznania; w wi�kszo�ci przypadk�w jednak wyrok brzmia�by tak samo, gdyby wyda�a go sama sprawiedliwo��. �Wszystko bowiem, co powstaje, do wyt�pienia tylko si� nadaje, wi�c lepiej niech si� nic ju� nie tworzy w tym �wiecie". Potrzeba wiele si�y, by m�c �y� i zapomnie�, jak bardzo �y� i by� niesprawiedliwym stanowi jedno i to samo. Nawet Luter powiada, �e �wiat powsta� tylko wskutek zapominalstwa Boga; gdyby B�g mianowicie pomy�la� o �ci�kich dzia�ach", nie stworzy�by �wiata. Niekiedy jednak to w�a�nie, czemu trzeba zapomnienia, domaga si� czasowej kasacji zapomnienia; aby sta�o si� jasne, jak� niesprawiedliwo�ci� jest istnienie jakiej� rzeczy, na przyk�ad danego przywileju, kasty, dynastii, jak bardzo ta rzecz zas�uguje na to, by zgin��. Wtedy roztrz�sa si� krytycznie jej przesz�o��, wtedy si�ga si� no�em do jej korzeni, wtedy depcze si� brutalnie wszelki pietyzm. Jest to zawsze proces niebezpieczny, mianowicie niebezpieczny dla samego �ycia: i ludzie albo czasy, kt�rzy i kt�re w ten spos�b s�u�� �yciu, �e os�dzaj� i niszcz� jak�� przesz�o��, zawsze stanowi� niebezpiecze�stwo i na niebezpiecze�stwo si� nara�aj�. Albowiem skoro jeste�my p�odami poprzednich pokole�, jeste�my tak�e p�odami ich rozterek, nami�tno�ci i b��d�w, ba - ich zbrodni; nie da si� ca�kiem zerwa� tego �a�cucha. Je�eli pot�piamy ich b��dzenia i patrzymy na nie z wy�szo�ci�, nie zmienia to w niczym faktu, �e z nich si� wywodzimy. W najlepszym razie doprowadzamy do zatargu mi�dzy odziedziczon�, zakorzenion� w nas natur� a nasz� wiedz�, a nawet do walki nowej, surowej dyscypliny z tym, co z dawien dawna przyswojone i przyrodzone, zaszczepiamy nowy zwyczaj, nowy instynkt, drug� natur�, skutkiem czego pierwsza usycha. Jest to pr�ba stworzenia sobie niejako a posteriori pewnej przesz�o�ci, z kt�rej chcieliby�my si� wywodzi�, w przeciwie�stwie do tej, z kt�rej si� wywodzimy � pr�ba zawsze niebezpieczna, poniewa� tak trudno zakre�li� granic� w negowaniu przesz�o�ci i poniewa� te drugie natury na og� s� s�absze od tych pierwszych. Nazbyt cz�sto poprzestaje si� na rozpoznaniu tego, co dobre, wcale tego czego� nie czyni�c, poniewa� zna si� co� lepszego, czego uczyni� nie mo�na. Od czasu do czasu zdarza si� jednak zwyci�stwo, a walcz�cy, ci, kt�rzy pos�uguj� si� krytyczn� histori� dla potrzeb �ycia, znale�� mog� nawet pewn� szczeg�ln� pociech�: mianowicie w wiedzy, �e i ta pierwsza natura by�a kiedy� drug� natur� oraz �e ka�da zwyci�ska druga natura staje si� pierwsz�.
Takie us�ugi historia zdolna jest �wiadczy� �yciu; ka�demu cz�owiekowi i ka�demu narodowi niezb�dna jest wedle jego cel�w, si� i potrzeb pewna znajomo�� przesz�o�ci, ju� to jako historia monumentalna, ju� to jako antykwaryczna, ju� to jako krytyczna: ale nie na wz�r czystych, jedynie przypatruj�cych si� �yciu my�licieli, nie na wz�r ��dnych wiedzy i wiedz� jedynie si� syc�cych jednostek, dla kt�rych przysparzanie wiedzy jest celem samym w sobie, a zawsze tylko dla cel�w �ycia, a zatem te� pod panowaniem i najwy�szym zwierzchnictwem tych cel�w. �e taki jest naturalny stosunek danej epoki, kultury, narodu do historii - wywo�any g�odem, regulowany stopniem zapotrzebowania, ograniczany przez wewn�trzn� plastyczno�� � �e znajomo�� przesz�o�ci we wszystkich czasach po��dana jest tylko ze wzgl�du na przysz�o�� i tera�niejszo��, nie dla os�abienia tera�niejszo�ci, nie dla wykorzenienia zdolnej do �ycia przysz�o�ci: wszystko to jest proste, jak prosta jest prawda, i natychmiast trafia do przekonania nawet temu, kto obywa si� w tej sprawie bez historycznych dowod�w.
A teraz szybki rzut oka na nasze czasy! Zdejmuje nas przera�enie, cofamy si� ze zgroz�: gdzie podzia�a si� ca�a klarowno��, cala naturalno�� i czysto�� owego stosunku do historii, czemu dzi� problem ten rozrasta si�, gmatwa, niespokojnie pulsuje przed naszymi oczami? Czy wina le�y po naszej stronie, po stronie tych, kt�rzy problem rozwa�aj�? Czy te� konstelacja �ycia i historii naprawd� si� zmieni�a, przez to, �e pomi�dzy nie wtargn�a gwa�tem jaka� wroga gwiazda? Niech inni zajm� si� wykazaniem, �e fa�szywie widzimy te sprawy: powiedzmy w ka�dym razie, co -jak nam si� zdaje - widzimy. Faktycznie wtargn�a tu nowa gwiazda, jasna i wspania�a, konstelacja w istocie si� zmieni�a: przez nauk�, przez postulat, by historia by�a nauk�. Odt�d ju� nie wy��cznie �ycie rz�dzi i poskramia wiedz� o przesz�o�ci: shipy graniczne zosta�y obalone, wszystko, co kiedy� by�o, wali si� na cz�owieka. Jak daleko wstecz si�ga stawanie si�, tak daleko wstecz, w niesko�czono�� przesuni�to wszystkie perspektywy. �adne jeszcze pokolenie nie ogl�da�o tak kolosalnego spektaklu jak ten, kt�ry prezentuje nauka o uniwersalnym stawaniu si�, historia: tyle �e prezentuje go z ca�� niebezpieczn� �mia�o�ci� swego zawo�ania: flat veritas pereat vita.
Przyjrzyjmy si� dok�adniej duchowemu procesowi, kt�ry wszcz�to w ten spos�b w duszy nowoczesnego cz�owieka. Z niewyczerpanych �r�de� wci�� nowymi strugami leje si� wiedza historyczna, napiera obcy i nie powi�zany �ywio�, pami�� otwiera wszystkie swoje bramy, i wci�� nie do�� szeroko, natura wyt�a si�y, by przyj�� tych obcych go�ci, umie�ci� w porz�dku i uczci�, sami ci przybysze jednak walcz� mi�dzy sob�, i trzeba bodaj wszystkich ich poskromi� i pokona�, aby samemu nie polec w zam�cie ich potyczek. Przyzwyczajenie do tak bez�adnego, burzliwego i wojowniczego �ycia domowego staje si� z wolna drug� natur�, cho� zarazem nie ulega w�tpliwo�ci, �e ta druga natura jest du�o s�absza, du�o niespokojniejsza i o wiele mniej zdrowa ni� pierwsza. Nowoczesny cz�owiek nafaszerowany jest w ko�cu nieprzebranym mn�stwem niestrawnych kamieni wiedzy, kt�re niekiedy mocno �omocz� mu w brzuchu, jak to znamy z bajki. �omotanie to zdradza charakterystyczn� w�a�ciwo�� nowoczesnego cz�owieka: osobliw� sprzeczno�� mi�dzy stron� wewn�trzn�, kt�ra nie ma �adnego odpowiednika na zewn�trz, a stron� zewn�trzn�, kt�ra nie ma �adnego odpowiednika wewn�trz, sprzeczno�� nie znan� dawnym narodom. Wiedza, poch�aniana w nadmiarze bez �aknienia, a nawet wbrew potrzebie, nie dzia�a odt�d jak przetworzony, domagaj�cy si� uzewn�trznienia motyw i pozostaje ukryta w chaotycznym wn�trzu, kt�re �w nowoczesny cz�owiek ze szczeg�lniejsz� dum� nazywa swoim �wewn�trznym �wiatem". Powiada w�wczas, �e tre�� ju� jest, a brak tylko formy; ale w sprawach �ycia b�dzie to zawsze wprost nies�ychana sprzeczno��. Nasze wykszta�cenie dlatego w�a�nie jest martwe, �e sprzeczno�� ta nale�y do jego istoty: nie jest prawdziwym wykszta�ceniem, a jedynie pewnego rodzaju wiedz� o wykszta�ceniu, zatrzyman� na poziomie idei, poczucia wykszta�cenia - nie ma �adnych konsekwencji. Natomiast to, co rzeczywi�cie jest motywem i co jako czyn widomie manifestuje si� na zewn�trz, cz�sto znaczy w�wczas nie wi�cej ni� oboj�tna konwencja, �a�osne na�ladownictwo albo prostacka karykatura. Wewn�trz, owszem, spoczywa poczucie, niczym w��, co po�kn�� w ca�o�ci kr�lika, a teraz spokojnie u�o�y� si� na s�o�cu i unika wszelkich zb�dnych porusze�. Wewn�trzny proces to teraz w�a�nie sedno sprawy, w�a�ciwa �kultura", �wykszta�cenie". Ka�dy, kto przechodzi obok, mo�e tylko wyrazi� serdeczne �yczenie, by wykszta�cenie to przypadkiem nie umar�o na niestrawno��. Wyobra�my sobie Greka, kt�ry przechodzi obok takiego wykszta�cenia: zauwa�y�by, �e dla ludzi nowszych czas�w �wykszta�cony" i �historycznie wykszta�cony" to zwroty tak sobie bliskie, jak gdyby r�ni�y si� tylko liczb� s��w. A gdyby powiedzia�, �e kto� mo�e b