7746

Szczegóły
Tytuł 7746
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7746 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7746 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7746 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JAN GRABOWSKI Finek ILUSTROWA�A BARBARA DUTKOWSKA NASZA Ksi�garniA WARSZAWA 1972 I Dzidzia by�a chora. Dokucza� jej z�o�liwy b�l w kolanie. Lekarz uprzedza� rodzic�w Dzidzi, pa�stwa Rosochackich, �e choroba potrwa d�u�ej. Zaleca� bezwzgl�dny spok�j. I Dzidzia wiedzia�a dobrze, �e b�dzie musia�a d�ugo, d�ugo le�e� w ��ku. Czy kto z was lubi chorowa� ? Czy komukolwiek z was wypad�o le�e� w ��ku d�ugie, d�ugie, tak strasznie d�ugie tygodnie? Bo�e, co to za nuda! Prawda? Godziny wlok� si� i wlok�. Dnie wyd�u�aj� si� tak, �e si� zdaje, i� nigdy si� nie sko�cz�! Niczym porz�dnym zaj�� si� nie mo�na. Bo jak tu na przyk�ad bawi� si� w poci�g i jecha� kolej� do cioci w odwiedziny? Ka�dy wie, �e do takiej jazdy potrzebna jest paka. Lub chocia�by krzes�o. Ale jecha� na ��ku to bardzo trudno, prawie niepodobna. Dzidzia pr�bowa�a wprawdzie robi� z ��ka poci�g. Sapa�a jak lokomotywa. Ale gdy tylko zacz�a podskakiwa� na materacu, w takt sapania (ka�dy wie, �e wagon trz�sie), natychmiast mama wo�a�a z drugiego pokoju: - Dzidziu, le� spokojnie, kochanie! Nie wolno ci skaka� ani porusza� chor� nog�! I r�b co chcesz! Trzeba by�o le�e� spokojnie i ani si� poruszy�. Dzidzia pr�bowa�a czyta�, bo ju� czyta� umia�a. Ale czy� mo�na ca�y dzie� patrzy� na litery? Zreszt� bardzo trudno o tak ciekaw� ksi��k�, kt�ra zaj�aby na d�ugo, bardzo d�ugo, na ca�e tygodnie, prawda? Kiedy� wpad�a Dzidzi do r�k ciekawa ksi��eczka. By�a to opowie�� o ma�ej dziewczynce, sierotce, opuszczonej przez wszystkich. Jedynym jej przyjacielem i nieodst�pnym towarzyszem by� piesek Wiernu�. Psina nie opuszcza�a nigdy swej ma�ej pani. Wy�wiadcza�a jej tysi�czne przys�ugi, ogrzewa�a w�asnym cia�em, broni�a. Dziewczynka z bajki by�a samotna, ale czu�a si� na �wiecie dobrze, zupe�nie dobrze. Mia�a przecie� oddane sobie, poczciwe psie serce, swego Wiernusia. Powiastka ta wywar�a na Dzidzi wielkie wra�enie. Pocz�a ona rozmy�la� nad dziejami sierotki z bajki. Por�wnywa�a siebie do tej opuszczonej przez wszystkich dziewczynki. I cho� ani sierot�, ani opuszczon� nie by�a, uzna�a, �e pomi�dzy losami jej, Dzidzi, a dziewczynki z bajki zachodzi wielkie podobie�stwo. Obydwie s� jednakowo samotne. Czasem, gdy ojca nie by�o w domu, a matka i Katarzyna zaj�te by�y w kuchni, wyobra�a�a sobie wtedy, �e jest noc. I ciemno. Bardzo ciemno. Zupe�nie ciemno. Nawet latarnie si� nie pal�! A ona, Dzidzia, b��ka si� ulicami wielkiego miasta sama, samiutka! - �eby tak mie� psa! Ma�ego pieska! Cho�by nawet nie tak m�drego jak Wiernu�! - wzdycha�a. I rozmy�la�a nad tym, ile to szcz�cia, ile uciechy mie� mo�na posiadaj�c psa! Ma�e szczeni�tko! Takie weso�e, figlarne! Kt�re mo�na pie�ci�! Z kt�rym mo�na si� bawi�! Postanowi�a sobie, �e musi mie� pieska. Wiedzia�a jednak, �e nie przyjdzie to �atwo. S�ysza�a, �e pan Rosochacki m�wi� nieraz: - Po co skazywa� biedne stworzenia na ci�g�e przebywanie w mieszkaniu? Gdyby�my nie mieszkali w Warszawie, to co innego. Ale trzyma� psa tu, w tej kamienicy ? Na tym podw�reczku ma�ym, ciemnym jak dno studni? Za bardzo lubi� psy, �ebym je mia� skazywa� na tak� niewol�! Dzidzia zna�a swego ojca. Wiedzia�a, �e byle go serdecznie poprosi�, to mo�na od niego uzyska� wiele, bardzo wiele. Spodziewa kiedy rr. �atwiej pr�b Postanowii zgodzi! I Dz To dopiero II Kt�rego� pc dzi. Dziewc/ - Czy nie i I tak jako� Ojciec spc - Pewnie nudzi i �e rac Spodziewa�a si� wi�c, �e mo�e teraz w�a�nie, gdy jest chora, kiedy musi tak d�ugo le�e� w ��ku, jej kochany ojczulek ulegnie �atwiej pro�bom swej ma�ej, chorej dziewuszki. Postanowi�a spr�bowa�. A nu� si� uda? A nu� ojczulek si� zgodzi! I Dzidzia b�dzie mia�a pieska, w�asnego ma�ego psiaka. To dopiero b�dzie uciecha! II Kt�rego� poobiedzia pan Rosochacki siedzia� ko�o ��ka Dzidzi. Dziewczynka rozejrza�a si� po pokoju. Westchn�a i powiada: - Czy nie uwa�asz, ojczulku, �e u nas jest pusto w mieszkaniu?! I tak jako� bardzo smutno? Ojciec spojrza� na Dzidzi�, pog�adzi� j� po g�owie. - Pewnie Krakowianka skar�y�a ci si� po cichu, �e jej si� nudzi i �e rada by mie� jeszcze jedn� lalk� za towarzyszk�? - Nie, ojczulku! - zaprzeczy�a �ywo Dzidzia. - Ja teraz nawet nie rozmawiam z Krakowiank�! - Pogniewa�y�cie si�? O co? - Nie! - zaprzeczy�a �ywo Dzidzia. - Ja j� zawsze bardzo, bardzo lubi�. Tylko ja teraz my�l�, ci�gle my�l�... - No, prosz�! O czym tak ci�gle my�lisz, dziecino? - Jakby to by�o dobrze, gdyby tu, u nas, by� kto� �ywy! Naprawd� �ywy! Nie tak na niby jak Krakowianka albo inne lalki. Tak bym chcia�a mie� kogo�, z kim mo�na by si� bawi�! Naprawd� bawi�! Chcia�abym, �eby ten kto� �y�, biega�, skaka�! Ojciec spojrza� na Dzidzi�. Dziewuszka patrzy�a mu w oczy bardzo przymilnie. - Kt� to ma skaka� ko�o ciebie? Mo�e �aba, co? - spyta�. - Fe! Kt� by tam my�la� o �abie! - obruszy�a si� Dzidzia. - No, wi�c o czym my�lisz? - dopytywa� si� pan Rosochacki. Dzidzia unios�a si� na ��ku. Obj�a ojca za szyj� mocno, mocno. Poca�owa�a. Nachyli�a si� do ojcowego ucha. I szepn�a : - Prosz�! Bardzo prosz� o ma�ego pieska! Ojciec, zdziwiony, odsun�� j� nieco od siebie. Dzidzia zacz�a m�wi� szybko, nie daj�c doj�� ojcu do s�owa: - Wielki, doros�y pies, taki na przyk�ad jak Lord pana pu�kownika, no, to co innego! Taki pies zanudza si� w mieszkaniu! Nawet w tak wielkim mieszkaniu jak pana pu�kownika Buczac-kiego. Zaraz wida�, �e Lord si� nudzi, bo ma zap�akane oczy i sapie. Ale ma�e szczeni�tko? Takie zupe�nie malutkie? Niewiele co wi�ksze od ma�ego koci�tka? Taki piesek w naszym mieszkaniu b�dzie si� czu� znakomicie! B�dzie w nim b��dzi� jak w lesie! Naprawd�, ojczulku! Trzeba b�dzie dobrze uwa�a�, �eby si� gdzie nie zgubi�! Ojciec s�ucha� tego, co m�wi�a Dzidzia, i milcza�. Nie odpowiedzia� nic. Poca�owa� j� tylko w g�ow� i poszed�. Tego dnia Dzidzia nie widzia�a ju� ojca, bo zaraz po rozmowie z ni� wyjecha� na kilka dni do Poznania. Przez czas nieobecno�ci pana Rosochackiego dziewczynka nie przestawa�a my�le� o piesku. Ojciec wprawdzie nie przyobieca� jej psa. Ale te� nie odm�wi� stanowczo. Dzidzia mia�a nadziej�, �e mo�e ojciec przywiezie jej ma�ego psiaka jako go�ciniec z Poznania. Kto to wie? Na wszelki wypadek rozmy�la�a nad tym, jak nazwa� nowego przyjaciela? Przegl�da�a w my�li wszystkie swoje zabawki. Zastanawia�a si� nad zmianami, jakie trzeba b�dzie zaprowadzi�. Postanowi�a, �e Krakowianka ust�pi pieskowi ��ka i b�dzie spa�a w �ubianym pude�ku. Pucek, kosmaty nied�wiadek, przestanie si� wylegiwa� na puchowym piernaciku, kt�ry by� star� poduszk� podr�n� mamy Dzidzi. Odst�pi on swoj� po�ciel na poduszk� dla szczeni�tka, kt�re si� b�dzie nazywa�o... No, rozumie si�, �e b�dzie si� nazywa�o Wiernu�, jak piesek z bajki! A je�eli ojciec pieska nie przywiezie? O tym Dzidzia nawet my�le� nie chcia�a. III Pan Rosochacki mia� w Poznaniu wiele spraw do za�atwienia. Nic dziwnego wi�c, �e na razie zapomnia� o rozmowie z Dzidzi�. Dopiero w przeddzie� wyjazdu przypomnia� sobie, �e Dzidzia prosi�a go o pieska. Chcia� zrobi� przyjemno�� chorej c�rce i postanowi� postara� si� w Poznaniu o szczeni�. Namy�la� si� tylko, jaki piesek sprawi ma�ej najwi�ksz� rado��. Rozwa�a� wady i zalety r�nych ras i doszed� do prze�wiadczenia, �e najlepszy b�dzie ma�y foksik. Wiadomo powszechnie, �e spo�r�d wszystkich psich ras foksy s� najweselsze i zawsze gotowe do figl�w. Ale gdzie tu szuka� psa w takim wielkim, a prawie nie znanym mie�cie jak Pozna�? Pan Rosochacki zwr�ci� si� do portiera w hotelu, w kt�rym zamieszka�, i prosi� go o pomoc. V \\\ - Chc� mie� foksa. Innego psa, cho�by by� naj�adniejszy, nie kupi�. Je�eli pan wie o jakim ma�ym rasowym foksiku, prosz�, niech mi pan jutro rano przyprowadzi szczeni� do hotelu! - zapowiedzia�. Portier kiwn�� g�ow� na znak, �e zrozumia�. - Kto by tam chcia� innego psa, prosz� pana! Foks - to foks. Ka�dy wie, �e to naj�adniejszy pies. Ja sam, co prawda, nie mam foksa na sprzeda�. Ale mojej stryjecznej siostry ciotka ma takie foksy, �e �adniejszych na ca�ym �wiecie nie znajdzie. To s� dopiero foksy! Powiem jej, to ona jutro rano przyprowadzi panu swoje pieski - oznajmi� ojcu Dzidzi. Opr�cz hotelowego portiera pan Rosochacki prosi� jeszcze kilku sto�owych w cukierniach i restauracjach o pomoc. Wszyscy, do kogo tylko ojciec Dzidzi si� zwraca�, o�wiadczali, �e wiedz� o najpi�kniejszych na �wiecie foksach. I �e jutro w�a�ciciele tych cudowno�ci bezwzgl�dnie stawi� si� z psami w hotelu. Rankiem nast�pnego dnia obudzi� pana Rosochackiego ha�as piekielny! Uszy puch�y od tego zgie�ku i wrzasku! Na hotelowym korytarzu, tu� pod drzwiami pokoju, w kt�rym mieszka� ojciec Dzidzi, s�ycha� by�o w�ciek�e warczenie, na-szczekiwanie, targanie si�, pisk! Odzywa�y si� g�uche basy ros�ych brytan�w i cienkie, jazgotliwe ciawkanie ma�ych psiak�w! Wycia rozpaczliwie smutne, to zn�w weso�e szczekania! Drzwi od s�siednich pokoi otwiera�y si� raz po raz! Kto� wyrzeka� g�o�no na porz�dki w hotelu! Kto� inny wo�a� o rachunek! I ��da�, by zabrano jego rzeczy! Bo si� natychmiast wyprowadza! Jaki� g�os dopomina� si� o policj�! A jaka� dama wzywa�a wojska, koniecznie wojska, kt�re by te w�ciek�e psy usun�y z hotelu! Pan Rosochacki wyjrza� na korytarz. I oniemia�! Tu� u jego drzwi k��bi�o si�, szczeka�o, piszcza�o, wy�o kilkana�cie ps�w najr�niejszego wzrostu i wygl�du! By�y tam kundle wielkie jak ciel�ta, psiska wielko�ci barana, mniejsze, wi�ksze, ma�e! I zupe�ny psi drobiazg! 10 r * Najmniejszy ze wszystkich by� rudy, kosmaty pinczerek. Wida� g��boko wzi�� on sobie do serca przymusow� podr� do hotelu. Bo rozpar� si� szeroko przednimi nogami, podwin�� ogon pod siebie, odrzuci� wysoko g�ow� i wy� tak przera�liwie, jakby kto no�em skroba� po szkle. Pomi�dzy tyloma psami nie by�o jednak ani jednego, kt�ry by cho� z daleka przypomina� foksa. - Ludzie, a co�cie wy tu za mena�eri� sprowadzili?! - zawo�a� zdumiony pan Rosochacki. - Prosz� pana, to nie mena�eria, tylko psy! - odpowiedzia�, nieco ura�ony, jeden ze stoj�cych. I wypchn�� przed siebie olbrzymie psisko, szczerz�ce k�y jak no�e. - M�j Kuc nie jest wprawdzie foks czystej rasy, ale za to co to za pies! Jaki on ma charakter! Nikomu nie pozwoli si� pog�aska� - chwali� swojego brytana. - Ja tu mam pieska dla pana! - zawo�a� w�a�ciciel wyj�cego pinczerka. - To specja�, nie pies! - Ale� ja chc� foksa! To jest pinczer, nie foks! - t�umaczy� zniecierpliwiony pan Rosochacki. - Pinczer? A kt� m�wi, �e �olka iest foks? Ade to ^est U&d-zwyczajny pies! Co to za serce'. O byle CO wyje, takie tO CZU�e! - rozwodzi� si� w�a�ciciel pinczerka. Pan Rosochacki nie s�ucha� ju� wi�cej. Zatrzasn�� drzwi. Zadzwoni� na s�u�b� i kaza� powiedzie� wszystkim psiarzom, by sobie natychmiast poszli. Chwil� jeszcze trwa� g�o�ny rejwach na korytarzu. Wreszcie psie wrzaski pocz�y si� oddala� i cichn��. Pan Rosochacki odetchn�� z ulg�. Ranna awantura z psami zrazi�a ojca Dzidzi do dalszych poszukiwa�. Postanowi� nie kupowa� szczeni�cia dla Dzidzi. ZaDOWie- dzia� te� stanowczo s�u�bie hotelowej, aby o�wiadczono ka�demu kto przyprowadzi�by psa na sprzeda�, �e nie kupi foksa ani brytana, ani pinczerka, ani w og�le jakiegokolwiek psa cho�by by� najpi�kniejszy i najbardziej rasowy! I\ Przed sam>i Sprawy. � : jeszcze w Po cha� do \& � Przecho�/j.. Po chwili i on z kies; Wyjada� mi�k je do torby. - Dla kogo zaciekawiony - Dla Ploti to we wrz�tku Ona teraz mi - Tak1? A c - Tyciusia. str�! No. no siq do niq to - I du�o i - Mia�a a - �adne? - Phi. czj - Macie je - Trzeba j ch�opiec. dla Pk - Kur naprawd� - Pan ojcu D? n�� dalej: dobrze, to r*e robi si� 12 IV Przed samym wieczorem pan Rosochacki wraca� do hotelu. Sprawy, jakie mia� za�atwi�, zatrzyma�y go na jeden dzie� jeszcze w Poznaniu. Dopiero nazajutrz wieczorem mia� wyjecha� do Warszawy. Przechodz�c przez Wa�y usiad� na �awce. Po chwili na tej samej �awce usiad� jaki� ch�opczyna. Wyj�� on z kieszeni kawa�ek chleba i n�. Kraja� chleb na kromki. Wyjada� mi�kisz, a sk�rk� drobi� na ma�e kawa�eczki. Sk�ada� je do torby, kt�r� trzyma� na kolanach. - Dla kogo chowasz te sk�rki? - spyta� ch�opca ojciec Dzidzi, zaciekawiony tym, co robi� jego s�siad. - Dla Plotuchy - odpowiedzia� ch�opiec. - Rozmoczy si� to we wrz�tku, dosypie soli. A gdy wystygnie, podje sobie psina! Ona teraz musi wi�cej je��, bo ma ma�e. - Tak? A czy to du�y pies ta twoja Plotucha? - Tyciusia, maluchna, ot taka! - pokaza� ch�opiec. - Ale str�! No, no! A m�dra jak cz�owiek. Wszystko rozumie, co si� do niej m�wi. - I du�o ma szczeni�t? - Mia�a sze��, ale zosta�y tylko dwa. - �adne? - Phi, czy �adne! Chyba nawet od Ploty �adniejsze. - Macie je na sprzeda�? - zapyta� pan Rosochacki. - Trzeba je b�dzie sprzeda�! - odpowiedzia� markotnie ch�opiec. - A� mi si� nie chce o tym my�le�! Takie zmartwienie dla Ploty! - Kupi�bym mo�e jedno. Rozumie si�, je�eli szczeni�ta s� naprawd� �adne! - powiedzia� pan Rosochacki. - Pan? - zdziwi� si� ch�opiec i zacz�� si� bacznie przygl�da� ojcu Dzidzi. - A czy pan psu krzywdy nie zrobi? - spyta� i ci�gn�� dalej: - Bo pies to jak cz�owiek, prosz� pana. Jak z nim dobrze, to pies dobry. Ale bro� Bo�e bi� albo si� zn�ca�! Zaraz robi si� z�y! I g�upi! I ju� taki pies nic niewart! - No, no, nie b�j si�! - uspokoi� go pan Rosochacki. - Nikt u mnie psa nie ukrzywdzi. Przyjd� jutro w po�udnie na t� sam� �awk�. Przynie� pieska ze sob�. A wybierz tego, kt�ry jest wed�ug ciebie lepszy i �adniejszy. Przyjdziesz? - Przyjd�, prosz� pana, przyjd� - przyrzek� ch�opiec. - Ale, panie... - Co? - Prosz� pana, pan Plotczynych dzieci nie ukrzywdzi? Prawda? R�ka? I wyci�gn�� r�czyn�. Pan Rosochacki u�cisn�� serdecznie d�o� malca. - B�d� pewien, ch�opcze - powiedzia� powa�nie - �e twojej psinie w moim domu nic z�ego si� nie stanie! Nazajutrz o um�wionej porze ojciec Dzidzi by� na Wa�ach. Zdziwi�o go, �e na �awce, na kt�rej spodziewa� si� zasta� ch�opca ze szczeni�tami, zobaczy� kilka os�b. Rozmawia�y one �ywo ze sob� i stanowi�y najwidoczniej jedno towarzystwo. - Jak si� masz, ch�opcze! - powiedzia� zbli�aj�c si� pan Rosochacki. - Masz psa? - Mam, prosz� pana. S� tu w koszyku! A to jest ich matka, Plotka - m�wi� ch�opiec i wskaza� na bia�� psin�. - Siedzi ona pomi�dzy moim bratem i siostr�. Witkiem i Hal�. A to jest m�j dziadek i moja babka - opowiada� dalej wskazuj�c na dwoje staruszk�w. Trzymali oni pomi�dzy sob� kosz. w kt�rym prawdopodobnie by�y szczeni�ta. - A, to pan? Muniek, to pan chce kupi� pieska? - spyta� dziadek ch�opca, nadstawiaj�c d�o� ko�o ucha, by lepiej s�ysze�. - Tak, dziadku - odpowiedzia� Muniek. - Pan �askawy zapewne si� dziwi, �e nas tu tyle przysz�o -zacz�a babka Mu�ka. - Ale u nas pies to jak cz�owiek, bez 14 niczyjej urazy. Chcieli�my wszyscy pozna� pana, w czyje r�ce nasze psiaki oddajemy. A kt�rego pan wybierze? Bo s� dwa. Jednego si� psie figle trzymaj�. Za to drugi... - Beksa! - zawo�a� dziadek. - Finek to zuch, b�dzie z niego str�. A tamten... - Phi! Kto b�dzie mia� Finka, b�dzie mia� ha�as w domu! Ale kto b�dzie mia� Bielaska, to ho, ho! - odpar�a nieco ura�ona babka. - B�dzie mia� skowyt i wycie! - odpowiedzia� zgry�liwie dziadek. - Pozw�lcie mi pa�stwo najpierw zobaczy� pieski! - powiedzia� pan Rosochacki z u�miechem, bo bawi�a go sprzeczka staruszk�w. - Mu�ku, poka� mi szczeni�ta! - Trzymajcie Plot�! - zawo�a� Muniek do rodze�stwa. Witek i Hala obj�li Plot� za szyj�. Muniek postawi� koszyk na ziemi. Odsun�� wieczko. Cmokn��. Z koszyka wysun�� si� k��buszek waty, upstrzony trzema czarnymi plamkami. K��bek ten obr�ci� si� w jedn� stron�, w drug�, zachybota�, uni�s� si� nieco w g�r�. I nagle bia�a kula potoczy�a si� wprost przed siebie. A przebiera�a przy tym szybko n�kami, sztywnymi jak drewienka. Z tej kuli stercza� ma�y, �mieszny ogonek. Ogonek ten w biegu majta� si� ci�ko na obydwie strony. Zdawa�o si�, �e nie g�owa, nie sp�aszczony, rozd�ty brzuszek, ale w�a�nie �w ogon, wielko�ci ogarka papierosa, jest z ca�ego cia�a najci�szy i najwi�cej przy chodzeniu sprawia szczeni�ciu k�opotu. Psina usiad�a tak niespodziewanie, jak przed chwil� nie wiadomo dlaczego ruszy�a przed siebie. Obejrza�a si� doko�a. Szczekn�a tak g�o�no, jakby kto w palce klasn��. Zakr�ci�a si� na miejscu. I nagle podra�owa�a wprost przed siebie! - Sprytna szelma! Jak to wyrywa! - zawo�a� dziadek Mu�ka, bardzo zadowolony. - To mi dopiero spryt! P�dzi nie wiadomo gdzie i po co ? -odpar�a babcia i wzruszy�a ramionami. Pan Rosochacki schwyci� ma�ego zbiega za sk�r� na karku. 15 Podni�s� go wysoko. Szczeni�tko patrzy�o na ojca Dzidzi wcale ciekawie niebieskimi, m�tnymi paciorkami oczu. Ledwie by�o wida� te zabawne �lepki spod kosmyk�w bia�ej we�enki, pokrywaj�cej ca�e cia�o. Opr�cz, rozumie si�, brzuszka r�owego, okr�g�ego, a wyd�tego tak, �e zdawa�o si�, i� p�knie lada chwila. - �adny! Prawda, panie, �e �adny? - dopytywa� si� dziadek. - Muniek, podaj panu Bielaska! - zawo�a�a babka. - To dopiero brylant nie pies! Muniek si�gn�� po drugie szczeni�tko. Male�stwo le�a�o zrazu plackiem, na brzuszku, zupe�nie nieruchomo. Po chwili siad�o, podnios�o ma�y �ebek do g�ry i zapiszcza�o bole�nie. Widocznie wielki, a nieznany �wiat przerazi� ma�ego Bie�ask Postanowi� tedy za wszelk� cen� powr�ci� do kosza. Zacz. ' wi�c obiega� koszyk w k�ko. W�szy�, wspina� si�, zagl�da� do �rodka. Stuka�, kt�r�dy mo�na by si� dosta� do kosza. Bo, najwidoczniej, tylko tam czu� si� bezpiecznie. Nie znalaz� drogi do schronu, wi�c siad� na ziemi. I zrozpaczony zap�aka� w g�os! A j�cza� i maza� si�, jakby mu si� nie wiadomo jaka krzywda sta�a! � Panu Rosochackiemu obydwa szczeniaki bardzo si� podoba�y. A jeszcze bardziej uj�a go ca�a rodzina Mu�ka, tak bardzo i serdecznie z�yta ze zwierz�tami. Postanowi� te� kupi� jedno z male�stw. Ale kt�re? Nie chcia� wybiera�. Gdyby Bielaskowi da� pierwsze�stwo nad Finkiem, urazi�by dziadka. Je�eliby wybra� Finka, babka Mu�ka czu�aby si� dotkni�ta do �ywego. - Dzi� wieczorem wyje�d�am do Warszawy. Bior� jednego pieska. Sam wybierz, Mu�ku, tego, kt�rego mi chcesz da�, i przynie� mi go wprost na stacj�. Dobrze? - powiedzia� pan Rosochacki. Um�wi� si� o cen�. Poprosi�, aby kupione szczeni� przyniesiono koniecznie w koszyku. Uk�oni� si� i poszed�. Odchodz�, wiali �ywo. Najv spraw�, kt�ry mogli si� pogod �To si� Dzid� chacki. - Przy* wuszka si� nie Czy tak by�< Dzidzia, ocz\ przywiezie jej \ dobnie b�dzie Na wszelki Pucka, oc-wisu, dar obok ��ka J wcale ie by�o nki, po- r�o- nie lada e dzia-. - To upe�nie :o g�ry podo- bardzo jedno nstwo babka nego da�, la� pan przynie- Odchodz�c spojrza� na �awk�. Oboje staruszkowie rozmawiali �ywo. Najwidoczniej ju� teraz omawiali pomi�dzy sob� spraw�, kt�ry z piesk�w ma jecha� do Warszawy. No i nie mogli si� pogodzi�. �To si� Dzidzia ucieszy! - my�la� id�c do hotelu pan Roso-chacki. - Przywioz� jej pieska! Takiego go�ci�ca moja dziewuszka si� nie spodziewa!" Czy tak by�o naprawd�? Dzidzia, oczywi�cie, nie by�a zupe�nie pewna, czy ojciec przywiezie jej pieska. Spodziewa�a si� jednak, �e prawdopodobnie b�dzie mia�a swojego Wiernusia. Na wszelki wypadek ��ko Krakowianki, wy�o�one piernatem Pucka, oczekiwa�o ju� na go�cia. A najwi�kszy p�misek z serwisu, darowanego ongi Dzidzi przez stryja Tadeusza, sta� obok ��ka. 17 P�misek by� wprawdzie nadt�uczony porz�dnie z jednego brzegu. Ale za to mia� z�oty r�bek i ca�y zamalowany by� w r�yczki. Czy komu mo�e si� nie podoba� taki okaza�y, wyz�ocony i ukwiecony p�misek? Czy� nie b�dzie wszystko lepiej Wiernu-siowi na takim cudzie w kwiatki smakowa�o? W ka�dym b�d� razie b�dzie on z tego pi�knego p�miska jada� ch�tniej ni� na przyk�ad z takiej wielkiej kamiennej miski jak ta, z kt�rej karmi� Lorda! VI W poczekalni na dworcu pan Rosochacki rozgl�da� si� na wszystkie strony. Nigdzie Mu�ka nie by�o wida�. �Czy�by si� rozmy�lili i w og�le nie chcieli sprzeda� szczeni�t? Mo�e staruszkowie nie mogli si� zdecydowa� na wyb�r?" -my�la� ojciec Dzidzi, nierad, �e wr�ci do domu bez tak upragnionego przez c�rk� podarunku. Ju� wsiada� do wagonu, a tu kto� schwyci� go za rami�. Obejrza� si�. Przed nim sta� Muniek z koszykiem. - By�em pewien, �e ju� nie przyjdziesz, ch�opcze - powiedzia� pan Rosochacki. - Ach, prosz� pana! Czy pan my�li, �e to �atwo rozsta� si� z tym, co si� kocha? Sp�ni�em si� troch�, bo zanim psy dosta�y je��, zanim si� wyspa�y, troch� czasu up�yn�o. No i trzeba si� by�o z nimi po�egna�. A to najtrudniej. O, widzi pan, tam za oknem jest Plota! I dziadkowie! I Hala! I Witek! Wszyscy�my przyszli nasze psy odprowadzi�! Pan Rosochacki spojrza� w okno wagonu. Zobaczy� cztery twarze przywarte do szyby i wpatrzone w koszyk. - No, a kt�rego� wybra�, Bielaska czy Finka? - zapyta� ch�opca. - S� obydwa - odpowiedzia� Muniek. - Obydwa? - zdziwi� si� pan Rosochacki. 18 - A tak. im b�dzie i wybra� ? nie mogli Psom szepn�� koszyk i Poci�g si� po pude� k: spi\ Co dzie sie a� dv.-prav. - A tak. Uradzili�my wszyscy, �e tak b�dzie najlepiej. Obu im b�dzie ra�niej na nowym miejscu. A zreszt�! Kt�rego tu wybra�? Obydwa �adne. A dziadkowie do ostatniej chwili nie mogli si� zgodzi� na to, kt�ry ma jecha�, a kt�ry zosta�. Psom b�dzie dobrze, prawda? Biedna Plotucha, jej najgorzej! -szepn�� ch�opczyna, wepchn�� do r�k panu Rosochackiemu koszyk i pobieg� szybko w stron� wyj�cia. Poci�g mia� ruszy� lada chwila. Pan Rosochacki rozejrza� si� po p�kach. Postawi� koszyk ze szczeni�tami na jakim� pude�ku. Usiad� i pocz�� rozmy�la� nad tym, jak� niespodziank� sprawi Dzidzi! Przywiezie jej przecie� a� dwa pieski! Co prawda od razu postanowi�, �e zaraz po przyje�dzie pozb�dzie si� jednego szczeni�cia. Bo� przecie� niepodobna trzyma� a� dwa psy w ciasnym mieszkaniu na czwartym pi�trze -prawda? VII Przedzia� wagonu, w kt�rym jecha� pan Rosochacki, pe�en by� podr�nych. Siedziano tak ciasno, �e trudno si� by�o poruszy�. Na p�kach te� pe�no by�o rzeczy. Walizki, pud�a, pude�ka si�ga�y a� pod sufit wagonu. Tu� nad g�ow� pana Rosochackiego na p�ce le�a�a wielka waliza sk�rzana. Na niej sakwoja�. Obok niego pude�ko lubiane. Na nim wielkie pud�o od kapelusza. Dopiero na tym pudle sta� koszyk ze szczeniakami. Obok pana Rosochackiego siedzia�a jaka� za�ywna dama w jasnej bluzce. Pani ta najwidoczniej bardzo by�a znu�ona. Niezad�ugo po wyje�dzie z Poznania kiwn�a si� ona raz, kiwn�a drugi i zasn�a na dobre. Zdrzemn�� si� te� i ojciec Dzidzi. Obudzi� go ostry krzyk s�siadki: - Co to jest! Bo�e m�j! A to co? Dama w bluzce zerwa�a si� na r�wne nogi. Poderwa� si� te� i pan Rosochacki. Inni podr�ni, zbudzeni z niespokojnej 19 i # drzemki w wagonie, otworzyli szeroko oczy. Jaka� pani, siedz�ca przy oknie, krzykn�a: - Katastrofa! Poci�g si� wykolei�! Jaki� us�u�ny pan got�w by� poci�gn�� za sygna� alarmowy! Nagle s�siadka ojca Dzidzi odskoczy�a od �awki tak gwa�townie, �e a� siad�a na kolana jakiemu� panu naprzeciwko, i zawo�a�a: - Ale� tu si� co� leje! Leje co� czerwonego, �liskiego! - Krew! - wrzasn�� chudy jegomo��, ten, kt�ry poprzednio chcia� zatrzyma� poci�g. Rozepchn�� wszystkich, wypad� na korytarz. I tyle go widzieli ! - Gdzie si� leje, prosz� pani? - spyta� ojciec Dzidzi. - Tu! Tu! Z tej torby! Czy z tego pude�ka od kapelusza! -odpowiedzia�a wystraszona dama i wskaza�a na le��ce na p�ce ponad jej siedzeniem pakunki. - Z mojego kapelusza nic si� nie leje! Bo kapelusz nie �nieg! Z gor�ca si� nie topi! - wykrztusi�a ze z�o�ci� jaka� dama, do kt�rej najwidoczniej nale�a�o pude�ko. - Jezus, Maria! - zawo�a�a nagle. - A c� tam stoi na moim kapeluszu? Kt� to wozi pomidory w koszyku na taki upa�? Kapelusz mi si� na nic zniszczy! Wzi�� mi zaraz to paskudztwo! Czyj to koszyk? - M�j, prosz� pa�stwa! - odpowiedzia� ojciec Dzidzi. -Ale niech si� pa�stwo uspokoj�! W tym koszyku nie ma pomidor�w ! - Co mi pan tu b�dzie opowiada�! S� pomidory! Przecie� nie jestem �lepa! I widz�! Je�eli to nie s� pomidory, to co to jest?! - zawo�a�a dama w bia�ej bluzce i podsun�a do oczu pana Rosochackiego chusteczk�, kt�r� wyciera�a plamy na ubraniu. - Przekonam was, moi pa�stwo, �e si� mylicie! - powiedzia� ojciec Dzidzi i si�gn�� po koszyk. Dotkn�� r�k� pud�a z kapeluszem! I natychmiast przekona� si�, niestety, �e damy si� nie myli�y! dojra ze" . 20 4 Ca�y wierzch pu�ka zalewa�a zupa pomidorowa! Przera�ony, schwjli� za koszyk. Postawi� go w przej�ciu. Odsun�� wieko. I... oniemia� ze zdziwienia! Obydwa pieski v0gl�da�y jak raki po ugotowaniu! Tak wysmarowane by�y oomidorowym sosem! Pan Rosochacki pRlni�s� jednego do g�ry! Na dnie koszyka dojrza� spor� salaterk�, a w niej drugiego psa oklejonego makaronem! Wszyscy Adr�ni tak samo byli zdumieni tym, co zobaczyli, jak ojciec Bndzi. Nikt nie m�g� poj��, czemu w salaterce z zup� pomidH>w� siedz� dwa �ywe pieski jak kluski? A� tu w�a�cicielka lfapelusza dojrza�a kawa�ek papieru. Przyczepiony on by� do wieczka koszyka z wewn�trznej strony. -Mo�e na tej kartce b�dzie jakie� wyja�nienie! - powiedzia�a. Pan Rosochacki zdar� kartk�. Spojrza� na ni�. Wielkimi literami �ka� niezupe�nie wprawna r�ka, zapewne Mu�ka, napisa�a: � Bielasek Mb i makaron, a Finek pomidory. Tym najlepiej karmi�. Na drog� maj� do��. Mo�ecie sobie �atwo wyobrazi�, jak pan Rosochacki by� rad z tego, �e Muniek tak serdecznie dba� o to, �eby si� pieski w drodze nie wyg�odzi�y! Musia� przeprasza� i pani� z kapeluszem, i pani� w bluzce! �ciera� plamy! A tu kto �y� z pasa�er�w wymawia� mu jeszcze, �e takie ma�e pieski wi�zi w koszyku! U�alano si� nad nimi, g�adzono je, pieszczono. Nied�ugo jednak trwa� ten zachwyt podr�nych nad pieskami. Bielasek zacz�� p�aczliwie piszcze� i nie chcia� si� utuli�! Finek czmychn�� pod �awk�! I trzeba go by�o szuka� zagubionego pomi�dzy rurami, kt�rymi ogrzewaj� wagony! Wyci�gn�� zza r�cznych torebek! Goni� po korytarzu! Pan Rosochacki przez reszt� nocy nie m�g� zmru�y� oczu. Tym bardziej �e psiaki. zapakowane nareszcie do koszyka, piszcza�y i p�aka�y, a tak bole�nie, �e nawet konduktor si� nad nimi u�ala�. I radzi� wzi�� psy na kolana. Na kolana? Ani gadania ! Bo zaraz Finek zsuwa� si� na pod�og� i wyrusza� w podr� na w�asn� r�k�. I trzeba go by�o szuka� po ca�ym przedziale. Zm�czony, niewyspany ojciec Dzidzi zamkn�� w Warszawie szczeni�ta szczelnie w koszyku i zawi�z� je co pr�dzej z dworca do domu. W ten spos�b Finek zjawi� si� w domu pa�stwa Rosochackich. VIII Co si� dzia�o gdy koszyk z pieskami znalaz� si� tu� przy ��ku Dzidzi! Czy warto o tym pisa�? Przecie� tak �atwo to sobie wyobrazi�! Tym wi�cej by�o rado�ci i uciechy, �e lekarz pozwoli� Dzidzi przej�� z ��ka na fotel. Mog�a wi�c siedz�c przygl�da� si� psiakom, kt�re zaraz po wyj�ciu z koszyka rozpocz�y zaznajamia� si� z nowym mieszkaniem. Finek wytoczy� si� z koszyka! I zacz�� natychmiast starannie bada� pod�og�. 22 Z noskiem przy ziemi kr��y� tu i tam po pokoju. Obieg� doko�a nogi fotela, na kt�rym siedzia�a Dzidzia. Przysiad� na chwil�. P�niej jak strza�a pu�ci� si� przed siebie. Prosto w to miejsce, gdzie po�yskiwa�a na pod�odze plama s�oneczna! Po drodze natrafi� na fr�dzle dywanu, kt�ry le�a� pod sto�em. Zapl�ta� si� w nie. Usiad�. I pomrukuj�c gniewnie zacz�� targa� za r�g dywanu. A czyni� to z takim wysi�kiem, �e co chwila przewraca� si� na ziemi�. Walka z dywanem nie zaj�a go jednak na d�u�ej. �wiat jest tak wielki i tyle w nim rzeczy ciekawych! Finek ujrza� przed sob� co� wielkiego, co� potwornego, stercz�cego wprost z pod�ogi. Zbli�y� si�. Pow�cha� ostro�nie. Obszed� doko�a. Szczekn�� raz i drugi na nog� sto�u. I poszed� dalej. A p�dzi� szybko! W�szy� zawzi�cie! Bo szed� smug� jakiego� mocnego zapachu! Bardzo ciekawego zapachu! Takiego zapachu nie w�cha� dot�d nigdy! P�dz�c tak uderzy� �ebkiem w co� wielkiego, mi�kkiego, co�, co cofn�o si� od uderzenia. Niespodziewane to spotkanie tak zastanowi�o Finka, �e siad�. Kr�ci� g��wk� to w jedn�, to w drug� stron�. I przygl�da� si� spod oka olbrzymiemu potworowi, kt�ry zast�pi� mu drog�. Potoczy� si� on po pod�odze najpierw do�� szybko, jakby sp�oszony. P�niej sun�� coraz wolniej. A� wreszcie zatrzyma� si� w miejscu. �Aha! Ucieka! Boi si�!" - pomy�la� Finek. I skoczy� naprz�d! Obskakiwa� wroga doko�a, a poszczekiwa� przy tym gro�nie i przypada� do ziemi. Potw�r ani drgn��. W�wczas Finek ostro�niutko wysun�� naprz�d czarny nosek. Zaci�gn�� si� zapachem raz i drugi. - Co to mo�e by�? - zastanawia� si�. - Ze wszystkich stron pachnie jednakowo! A tak dziwnie, �e a� w nosie kr�ci! Nie ma ogona ani g�owy! Nie wida� te� �apek! Zobaczymy, czy to jest g�adkie, czy te� w�ochate. Przysun�� nosek tu� do potwora i tr�ci� go lekko. Potw�r si� cofn��. 23 - Boi si�! Boi! Goni� go! Goni�! - szczekn�� Finek i skoczy� ku nieznanemu straszyd�u. Bi� go �apk�! Popycha� noskiem! Rzuca� si� z wrzaskiem na strasznego, a pokonanego przez siebie wroga! Ucieka� on zreszt� przed Finkiem. a� si� kurzy�o. Bo tym wrogiem by�a pi�ka Dzidzi. W pogoni za pi�k� Finek wpad� za otoman�. Dosta� si� w ciemny, d�ugi korytarz pomi�dzy ty�em otoman\ a �cian�. Spacer wzd�u� tego korytarza bardzo mu si� podoba�. Przebieg� wi�c kilkakrotnie tam i z powrotem. A nie chc�c wraca� poprzedni� drog�, przesun�� si� pod dnem sofy. Wypad� na pok�j. Podskoczy�. Szczekn��. Trafi� zn�w na dywan. Siad�. Kiwn�� si� raz w prz�d, raz w ty!. Po�o�y�. Podwin�� n�ki pod siebie. I natychmiu- .! jak kamie�. Bielasek poczyna� sobie ca�kiem inaczej. Nie my�la� on o jakichkolwiek podr�ach! Ani mu w g�owie by�y jakiekolwiek wypraw) do nieznanych krain! Przeciwnie! Olbrzymi pok�j zape�niony nieznanymi meblami, zapachy obce i jakie� niesamowite �".ko to napawa�o go strachem. Najch�tniej schowa�by si� z powrotem do ki Nie pragn�� nic widzie�! Nie chcia� czu� tego dziwnego �wiata, w kt�rym si� znalaz�! Nowe zapachy nic go nie obchodzi�y! Lecz koszyk by� zbyt wj :ak to �atwo by�o si� do� wdrapa� z powrotem! Na pr�no si� wspina�, podreptywa� na tylnych n�kach! Na pr�no j�kliwie i �a�o�nie prosi�, by brzeg koszyka zni�y� si� do niego! Zniech�ci�y go wreszcie te pr�ne wysi�ki. Usiad� wi�c i rozejrza� si�. Dostrzeg� tu� blisko obok siebie pude�ko lubiane. Dzidzia chowa�a w tym pudle zabawki. Ostro�niutko podsun�� si� ku temu pud�u. Przypomnia�o mu ono paczk� drewnian�. Kochan�, mi��, dobrze znan� paczk�! Sypia� w niej z matk� i Finkiem! Obszed� pude�ko doko�a nawo�uj�c to Plot�, to brata. Nikt mu jednak nie odpowiada�. Bielasek uczu� si� nagle bardzo 24 samotny! Wydawa�o mu si�, �e si� zab��ka� na wielkim przestworzu obcego �wiata! Przesta� te� nagle kr��y� ko�o pud�a. Siad� na pod�odze. Zap�aka� z cicha. Zawy�. I odda� si� najczarniejszej rozpaczy! P�aka� tak �a�o�nie, tak przenikliwie, tak si� �zawo rozwodzi� nad swoim losem, �e s�ucha� nie mo�na by�o! Dzidzia wzi�a go na r�ce. Poci�gn�� kilka razy zap�akanym noskiem. J�kn�� bole�nie raz i drugi! Ale coraz ju� ciszej. Wsun�� wreszcie nosek tam, gdzie z uchylonej ko�dry zrobi�a si� fa�da. I zasn��. Ale jeszcze przez sen wzdycha�. I od czasu do czasu poj�kiwa� �a�o�liwie. IX Nietrudno si� domy�li�, �e pomidory z makaronem niezupe�nie si� nadaj� do utrzymania w czysto�ci psich sk�rek ani te� nie przyczyniaj� si� do eleganckiego wygl�du przyzwoitych piesk�w! Nic te� dziwnego, �e trzeba by�o i Finka, i Bielaska podda� przykrej, ale koniecznej operacji czyszczenia, mycia, czesania, �eby je doprowadzi� do jakiego takiego zno�nego wygl�du. Szczeni�ta by�y za ma�e, �eby je mo�na by�o k�pa�. W ka�dym b�d� razie nale�a�o je jako tako obmy�. No i wyczesa� pozlepiane kude�ki. Rozdrobniono wi�c nieco myd�a w ciep�ej wodzie. Dzidzia postanowi�a, �e Finek p�jdzie na pierwszy ogie� i �e on przejdzie najpierw udr�ki toalety. Wyci�gni�to Finka spod sto�u. Dzidzia po�o�y�a go na roz�o�onym na kolanach r�czniku. Ga�gankiem, umoczonym w ciep�ej wodzie mydlanej, zacz�a my� jego kude�ki. Finek znosi� to zrazu wcale spokojnie. Dopiero gdy woda z myd�em dotar�a do pyszczka, do nosa, wdar�a mu si� do �lepk�w, Finek zacz�� si� wyrywa�, parska�, kicha�. Uzna� on wreszcie, �e tego rodzaju zabiegi ko�o jego 25 osoby s� dla niego wysoce obra�liwe. Warkn�� te� raz, drugi. Pr�bowa� nawet szczekn�� z ca�ej si�y. Targn��. Wyrwa� si� z r�k Dzidzi. Stoczy� si� z kolan, spad� na pod�og�, j�kn��. Otrz�sn�� si�. Podwin�� pod siebie ogonek. I umyka�, jak m�g� najdalej! Mama Dzidzi chcia�a go podnie�� i wytrze� r�cznikiem. Finek nastroszy� si�, wyszczerzy� z�by i warcza� tak gro�nie, jak tylko umia�. - Odejd�, bo zjem! - straszy� pani� Rosochack�. - Chod�, ma�y, chod� - odpowiedzia�a na te gro�by wcale nie zagniewana mama Dzidzi, podnios�a go z ziemi i otuli�a r�cznikiem. Finek nie przestawa� warcze�. Z wewn�trz r�cznika s�ycha� by�o gniewne bulgotanie jak z imbryka, gdy woda w nim wre. � Wytarty, po�o�ony na poduszk� Pucka, Finek zasn�� jak kamie�. Najwidoczniej ca�a operacja mycia wyczerpa�a go i zm�czy�a. Bielasek, polany wod�, od razu zap�aka� rzewnie. I nie prze-stawa� p�aka�. Maza� si� i maza�! Po myciu nale�a�a si� psom przek�ska. P�misek, kt�ry Dzidzia przeznaczy�a w my�li na talerzyk dla Wiernusia, by� za ma�y dla dwu pensjonariuszy. Rozdrobion� bu�k�, polan� mlekiem, podano wi�c pieskom na spodeczku. Postawiono tu� obok poduszki, na kt�rej oba spa�y. Pierwszy poczu� zapach mleka Finek. Podni�s� g�ow�. Poci�gn�� noskiem. Usiad�. Zn�w poci�gn�� kilka razy noskiem. I nagle, jak kula, potoczy! si� wprost ku spodeczkowi! Jad� �ar�ocznie.. G��wk� wsun�� g��boko, w sam �rodek spodka. Przednie n�ki rozpar� szeroko. Tylnymi wykonywa� zabawne podrygi. Odbija� si� od pod�ogi tak, �e par� razy sta� tylko na g�owie i przednich n�kach jak sztukmistrz w cyrku! W par� chwil po nim zerwa� si� Bielasek. Potoczy� si� za bratem. Wpu�ci� g�ow� w spodek. I jad�, jak m�g� najpr�dzej. Stara� si� odje�� to, co Finek przedtem zd��y� spa�aszowa� nie czekaj�c na niego. Ju� liza�y Finc zezem Biel; zawzie Finc strogi I, oibj A j pusty� Zwali� j�z\ c mleka, po pic 26 Ju� wygl�da�o puste dno spodka. Czerwone ozorki piesk�w liza�y teraz resztki mleka z zawrotn� szybko�ci�. Finek, kt�ry dot�d zdawa� si� nie dostrzega� brata, zerkn�� zezem na Bielaska. I warkn�� cicho a gro�nie. Bielasek skurczy� si�, przysiad�. Ale nie przestawa� pracowa� zawzi�cie j�zykiem! Finek obruszy� si� na takie lekcewa�enie grzecznej przestrogi. Z�apa� te� Bielaska za ucho. Bielasek pisn��, odskoczy�! I, obra�ony, potoczy� si� boczkiem ku poduszce. A Finek wyliza� spodek do czysta. Toczy� jeszcze czas jaki� pustym spodkiem po pod�odze, a� dzwoni�o. Siad� wreszcie. Zwali� nap�cznia�y brzuszek na lew� tyln� nog�. I r�owym j�zyczkiem ze smakiem i z powag� zlizywa� z pyszczka resztki mleka. Bieli�o si� ono wielkimi kroplami na br�dce, �cieka�o po piersiach i gin�o w puszystej we�nie. 27 �Podjad� sobie pies, trzeba si� wzi�� do roboty" - pomy�la�. I w lansadach, majtaj�c weso�o ogonkiem, pobieg� na wypraw�. Chodzi�o o zbadanie wielkiej tajemnicy ciemnej plamy cienia za fotelem. A przede wszystkim o poznanie obyczaj�w strasznego zwierza, kt�ry czai� si� zdradziecko z dywanu. By� to pantofel Dzidzi! X Czas mija� szybko. Obydwa psiaki czu�y si� teraz w mieszkaniu pa�stwa Rosochackich jak u siebie w domu. Pe�no ich by�o wsz�dzie! Finek gryz� wszystko, czego dosi�gn��. Targa� dywan i walczy� z grzebieniem potwora, czyli fr�dzlami tego dywanu. Walczy� tak skutecznie, �e w niespe�na dwa tygodnie po przybyciu piesk�w grzebie� potwora jakby nie istnia�. Zamiast r�wnych doko�a fr�dzli z dywanu stercza�y tu i �wdzie tylko nitki samotne, postrz�pione, do po�owy wydarte! Dosta�o si� te� nogom krzese�! Nad zwyk�e jednak drewniane, g�adko toczone nogi przek�ada� on bardziej interesuj�ce - nogi mebli koszykowych! Nie by�y one takie nudne, takie oboj�tne i sztywne! Tak rozkosznie chrupa�a w z�bach wiklina! Tak zabawnie wywleka�y si� paski drzewne, spr�yste, j�drne, �ywe! Umia�y one zadrapa�! A nieraz uszczypn�� porz�dnie za j�zyk czy wargi! Cho� meble w og�le ani si� mog�y r�wna� z pantoflami! Pantofel - to dopiero jest co�! Stoi sobie taki zwierz, jakby mady mc Otwiera paszcz� szeroko, niby ziewa. 1 ani drgnie! Ale wystarczy go chwyci� i szarpn��! Wtedy krzyknie kr�tko a dziwnie! Czasem zn�w tak g�o�no, �e dech zapiera ze strachu! I trzeba odskoczy� kilka krok�w! Nie z obawy! O, nigdy! Ale tak sobie! Na wszelki wypadek! C mo; wyc cie Isr I oc dzh Z. koj par wyi na 28 Gdy si� raz dobrze schwyci taki pantofel z wierzchu, wtedy mo�na ju� nie zwa�a� na te zabawne klaskania, jakie z siebie wydaje! Mo�na w��czy� go po ca�ym mieszkaniu! Mo�na wreszcie po�o�y� si� na takim pokonanym pantoflu gdzie� w k�cie. I spokojnie go pogryza�. Od strony warg, gdzie jest mi�kcej! I od spodu, gdzie pantofel jest wprawdzie �ykowaty, ale za to dziwnie mile dra�ni dzi�s�a! Sama rozkosz! Zupe�nie inna jest ksi��ka! Dziwne to zwierz�! Jak le�y spokojnie, to niby nigdy nic! Ale szarpn�� tylko! A szczeg�lnie pow��czy� po pod�odze! Wydaje wtedy klaskanie podobne do pantofla! A co za zabawn� ma sier��! Bia�a jest, twarda i da si� wyrywa� ca�ymi k�akami. Trzeba tylko przewr�ci� zwierz�tko na wznak. W�wczas �atwo dorwa� si� do we�ny! Mo�na wtedy 29 ~ rwa� ca�ym pyszczkiem! Tylko trzeba si� nie ba� zabawnego szurania. Zawsze je s�ycha�, kiedy si� odrywa sier�� ksi��ki od sk�ry! Ale najzabawniejsza ze wszystkiego jest po�czocha. Co� przedziwnego taka po�czocha! Pachnie to wyra�nie cz�owiekiem! Niby niepodobna si� omyli�, �e to cz�owiek! A jednak po�czocha cz�owiekiem nie jest! Finek mia� do�� niemi�e do�wiadczenie z po�czoch�. Nie lubi� te� tych wspomnie�. Tym bardziej �e przykro�� najzupe�niej, oczywi�cie, niezas�u�ona spotka�a go ze strony matki Dzidzi. A lubi� on bardzo pani� Rosochack� za �akocie, jakie mu dawa�a. Z t� po�czoch� to by�o tak. Dzidzia czu�a si� ju� o tyle lepiej, �e wstawa�a z ��ka i chodzi�a po pokoju. Pewnego wieczoru rozbiera�a si� i uk�ada�a rzeczy na krzese�ku ko�o ��ka. Nie zauwa�y�a, �e jedna z jej po�czoszek zsun�a si� i stopa prawie dotyka�a pod�ogi. Zauwa�y� to natomiast Finek, jak tylko rano otworzy� oczy! Dostrzeg� on, �e z krzese�ka zwiesza si� jaka� brunatna smuga! Zerwa� si� wi�c z poduszki. I ostro�niutko, to podbiegaj�c naprz�d, to cofaj�c si� kilka krok�w na wszelki wypadek wstecz, zacz�� si� zbli�a� do nieznanego przedmiotu. Ju� by� tak blisko, �e m�g� schwyci� zapach. Poci�gn�� wi�c raz i drugi, unosz�c �ebek do g�ry. W�cha�, w�cha�! I nie wierzy� sam sobie! Podszed� bli�ej! Zaci�gn�� si� zapachem raz jeszcze. I a� przysiad� ze zdumienia! "Brunatna smuga by\a stanowczo jego pan\enk�\ Dzidz\�\ Przynajmniej na pewno pachnia�a tak jak ta dziewczynka, kt�ra karmi�a go, pie�ci�a, by�a jego pani�! Ju� wi�c bez obawy zbli�y� si� do po�czoszki. Szturchn�� w ni� noskiem. Po�czocha zachowa�a si� jednak zupe�nie inaczej ni� noga panienki, kt�r� Finek zna� tak dok�adnie. Odskoczy�. Przypad� do ziemi. Pomy�la�, �e noga w po�czosze wyprawia figle niezrozumia�e, ale bardzo zabawne! 30 Jednak noga panienki, pomimo figlarnych szczeka� i zach�caj�cych obiega�, ani drgn�a. Zdumia� si� tym Finek. Zacz�� podejrzewa�, �e si� pomyli�. Jeszcze wi�c raz przysun�� si� do po�czoszki. I obw�cha� j� starannie. �To jest na pewno panienka! - my�la�. - To jasne! Musz� j� znale��! Na pewno jest gdzie� w �rodku!" - powiedzia� sobie. I zacz�� wewn�trz po�czochy szuka� Dzidzi! Odgryza� k�s po k�sie. Zgryz� palce. Poci�� ostrymi z�bkami pi�t�. Szuka� panienki poza pi�t�. A� �ci�gn�� po�czoch� na ziemi�. Wtedy gryz� j� tak, �e z po�czoszki zosta�a tylko obr�czka u samej g�ry, p�telka i k��bki bawe�ny, rozwleczone po ca�ym pokoju! Panienki w po�czosze nie by�o! Finek tak si� zaj�� t� badawcz� prac�, �e ani si� spostrzeg�, jak pani Rosochacka chwyci�a go za kark! Podnios�a go do g�ry! Wyrwa�a mu z pyszczka resztki po�czochy! Obra�a go z nici, w kt�re si� omota�! I p�ask� d�oni� raz, drugi, trzeci zwr�ci�a psu uwag� na to, �e zupe�nie niew�a�ciwie poszukuje Dzidzi wewn�trz po�czoszki! Bo� przecie� ka�dy widzi, �e jego panienka �pi na ��ku! - Aj, aj, aj! - wo�a� Finek wyrywaj�c si� rozpaczliwie. -Nie bi�! Ju� wiem wszystko! To jest fa�szywa noga panienki! Odk�ada j� ona na krzes�o, gdy idzie spa�! Tak! Tak! Do��! Wyrwa� si�. Jak oparzony skoczy� w stron� kuchni! B�cn�� po drodze g�ow� o drzwi, a� hukn�o! Wpad� za pak� z w�glami! I przycupn�� w ciemno�ci. No i powiedzcie sami, ile to pies nacierpie� si� musi, zanim jako tako pozna na w�asnej sk�rze, �e po�czocha to tylko po�czocha i nic wi�cej! XI Finek po tej przeprawie siedzia� par� chwil bez ruchu. By� rad, �e si� ukry� tak znakomicie i �e mu nic nie grozi. Po chwili otworzy� jednak oczy. Rozejrza� si� po swojej kryj�wce. 31 Na razie nie dostrzeg� nic godnego uwagi. Ciemno, pusto, nie ma nawet ga�gana, kt�ry by mo�na z nud�w poszarpa� troch�! Przy�zo�ga� si� do ko�ca kufra. I nagle przypad� do ziemi. Tym razem ze zdziwienia i strachu. Tu� przed nim le�a�o jakie� przedziwne zwierz�! Ca�e pokryte by�o we�n� po�yskliwie stalowego koloru! Zwierz �w zachowywa� si� na poz�r zupe�nie spokojnie. Nie porusza� si�. Nie macha� ogonem. A mo�e nawet nie mia� ogona? Finek przy�zo�ga� si� blisko do zwierza. Poci�gn�� noskiem. Potwora czu� by�o pod�og�! Najwidoczniej by� to stw�r stale przebywaj�cy na pod�odze. Pies zaci�gn�� si� zapachem jeszcze raz! Na pewno pod�oga! �Bierzmy si� do niego!" - pomy�la� i ju� by� got�w do walki. Ale Finek nie mia� zwyczaju znienacka napada� na nie przygotowanego wroga. Ani te� podchodzi� kogokolwiek zdradziecko. Odst�pi� wi�c kilka krok�w. I szczekn��. Nic. Szczekn�� drugi raz. Zwierz si� nawet nie poruszy�. sHa, je�eli tak. to co innego! Finek uczyni� wszystko, co szlachetny napastnik winien wrogowi, prawda? Nie czeka� wi�c d�u�ej, tylko od razu rzuci� si� naprz�d. Chwyci� smoka za kud�y! Wpi� si� w ostr� sier��! Targn��! Potw�r nie broni� si�. Pokrzykiwa� tylko zabawnie w takt ka�dego natarcia. A klaska�o co� przy tym dziwnie i bardzo podobnie do pantofla. Nie by� to jednak na pewno pantofel! Ka�dy wie, �e targany pantofel wyprawia skoki i mo�na go w��czy� za sob�. Potw�r, szarpany przez Finka, pozwala� si� wprawdzie targa�, ale ani my�le� o w��czeniu. Ba, nawet z miejsca trudno go by�o ruszy�! Finek postanowi� wzi�� si� ostro do uparciucha. Szczekn�� gro�nie dla postrachu! W�ar� mu si� ca�ym pyszczkiem w kud�y. I rwa�! I targa�! A warcza� przy tym najstraszniej, jak umia�! - Finek! Finek! P�jdziesz precz od szczotki! Wszystkie Pc 32 :o. e w�osy powyrywa ten szczeniak utrapiony! - krzykn�a tu� nad roz�artym psem Katarzyna. Katarzyna, daleka krewna pa�stwa Rosochackich, mieszka�a razem z nimi i zajmowa�a si� wsp�lnym gospodarstwem. Zwyci�ski Finek odby� podr� napowietrzn� zza skrzyni przez ca�� kuchni�! A� do ko�ca korytarza prowadz�cego do pokoju! I tam w�a�nie wyrwa� si� wreszcie Katarzynie. Nie ogl�daj�c si� za siebie podieg� w te p�dy do Bielaska. Spa� on swoim obyczajem na poduszce. Finek mia� wielk� ochot� opowiedzie� bratu o swojej przygodzie. Cho� z g�ry by� przygotowany na to, �e Bielasek go nie zrozumie, Nie oceni nawet jego odwagi! Wiadomo! P�aksa i lizus! Ale Finek tak si� chcia� komukolwiek zwierzy� ze swej przygody, a mo�e nawet ni� pochwali�, �e postanowi� brata obudzi�. Wszed� wi�c bez ceremonii na poduszk�. Roz�o�y� si� na niej tak, �e zepchn�� Bielaska na tward� i zimn� pod�og�. - Ojej, zimno mi, zimno! Finek mnie zrzuci� z poduszki! -maza� si� obudzony tak gwa�townie Bielasek. - Cicho b�d�! Ty bekso! Nie przeszkadzaj! Musz� wyd�uba� z z�b�w resztki potwora, kt�rego przed chwil� po�ar�em! -powiedzia� dumnie Finek. Podni�s� �ebek do g�ry i wypluwa� szczecin�. Wypycha� j� j�zykiem i pomaga� sobie przy tym �apk�. - Pachnie pod�og�! - st�kn�� p�aczliwie Bielasek. Podszed� do Finka. Bo zaciekawi� si� resztkami szczeciny wypluwanymi przez brata. Obw�chiwa� je te� starannie. - Nie jestem zupe�nie pewien, ale tak mi si� zdaje, �e to jest w�a�nie to dziwne zwierz�, wiesz, no to, kt�re co rano biega po wszystkich pokojach przed t� kobiet�, co to j� czu� roso�em i najpi�kniejszymi przysmakami! - powiedzia� niedbale Finek. -Ju� wiem, gdzie to zwierz� sypia w dzie�! Chcesz, to ci� zaprowadz�. P�jdziesz? - spyta� brata. Bielasek waha� si�. Drepta� w miejscu n�kami. I mia� ochot� wr�ci� na swoj� poduszk�. 33 se: jTch�rz! Beksa! Lizus! - drwi� z niego Finek. Sfiech b�dzie, co chce! Id�! - zdecydowa� si� nagle Biela-|Ale, m�j drogi, czy to zwierz� nie k�sa? Czy nie klapie �%o po bokach, jak w�a�nie ta kobieta, kt�r� czu� roso-opytywa� si� niepewnie. ;a ca�� odpowied� wolno i powa�nie zszed� z poduszki, udaj�c si� na Bielaska truchcikiem pobieg� w stron� I ni kuch Po nazbyt �atwo w Dotar si� za ni� - U�yw zrobi� Ale Biel� tego potwor ;e do kuchni obaj bracia wymijali starannie wszystkie ^rte miejsca. Dlaczego? Bo� przecie� mogliby wpa�� Katarzynie. A na tym im wcale nie zale�a�o. Sszcie ko�uj�c i klucz�c do paki z w�glami. Wsun�li 1 chwili stan�li oko w oko ze szczotk�. 1 powiedzia� zach�caj�co Finek i usun�� si�. Chcia� '.Bielaskowi. yra�nie stch�rzy� na widok olbrzymiego kosma-*ia� wielk� ochot� drapn��. I na pewno by�by uciek�. Lecz wstyd mu by�o. Bo Finek nie spuszcza� z niego oczu. Zamkn�� wi�c �lepki i z zapartym tchem rzuci� si� naprz�d. Wpad� pyszczkiem w g�stw� szczeciny. Przysiad� ze strachu i ani drgn��. Czeka�. A serce mu bi�o jak m�otem! Zwierz� si� nie poruszy�o. Poczeka� jeszcze chwil�. Otworzy� oczy. Zobaczy� przed sob� k�aki. I jak szarpnie. - A widzisz? By�o si� czego ba�? �mia�o! Rwij, ile dusza zapragnie! - dogadywa� Finek. Bielasek szarpn�� z ca�ej si�y! I wtedy sta�a si� rzecz nieoczekiwana! Potw�r zachwia� si�! Machn�� czym�, co stercza�o nad nim jak wyprostowany, olbrzymi ogon! Psy porz�dnie oberwa�y po grzbiecie! A huk si� uczyni� taki przera�liwy, �e wi�cej by�o nawet strachu ni� b�lu! Bracia skoczyli na o�lep do ucieczki! I wpadli akurat pod nogi Katarzyny! Wykona�a ona najstaranniej to klaskanie po bokach, kt�rego tak nie lubi� Bielasek! I tak sko�czy�a si� wyprawa na szczotk�! XII Dwaj szlachetni bracia czuli si� w Warszawie jak w raju. I ani si� domy�lali, �e ci�gle wisia� nad nimi straszny wyrok roz��ki! Pan Rosochacki na utrzymanie dw�ch piesk�w stanowczo nie chcia� si� zgodzi�. Trzeba przyzna�, �e tego samego zdania by�a mama Dzidzi. I Katarzyna. Czyli ca�y dom. Opr�cz samej Dzidzi, rozumie si�! Bo Dzidzia nie chcia�a nawet my�le� o tym, �eby si� roz��czy� z kt�rymkolwiek ze swoich mi�ych piesk�w. Finka lubi�a bardzo za to, �e by� �ywy, sprytny, weso�y, a wyprawia� figle zupe�nie nieoczekiwane. Ale lubi�a te� i Bielaska. By�o go jej w�a�ciwie �al. Bo Bielasek by� wiecznie nieszcz�liwy, ci�gle zmarzni�ty, trz�s�cy si�, zap�a- 35 I kany. Kt� nie mia�by wsp�czucia i lito�ci dla takiego nieszcz�liwca? Trzeba zreszt� przyzna�, �e Bielasek umia� si� przymila�, przypieszcza�, okazywa� przywi�zanie bez granic! Nie schodzi� on prawie z kolan Dzidzi. Biega� krok w krok za swoj� pani�. Co chwila wspina� si� ku niej i prosi�, by wzi�a go na r�ce. Pieszczoch by� ten Bielasek i serce mia� czu�e. A �e by� beksa? Wielka mi rzecz! Komu to nie zdarza si� p�aka�, jak mu co� nie po my�li, prawda? Pan Rosochacki obieca� ju� jednego z piesk�w swoim znajomym. Ale kt�rego odda�? Finka? Za nic! Bielaska? Nigdy w �yciu! Co pocz�� ? Dzidzia wola�a nie my�le� o tym! A� tu pewnego dnia, jako� pod wiecz�r, Katarzyna posz�a do miasta. I wtedy sta�o si� w�a�nie to najstraszniejsze! Jeden z piesk�w poszed� w �wiat! Do obcych ludzi! I to w jakich okoliczno�ciach! Ojciec, mama i Dzidzia siedzieli w�a�nie przy stole. �wiat�o ju� si� pali�o. Pan Rosochacki czyta� gazet�. Mama Dzidzi szy�a. Dzidzia przegl�da�a obrazki. Cicho by�o i spokojnie. Nic nie zapowiada�o awantury, jaka za chwil� mia�a wybuchn��! A� tu Dzidzia us�ysza�a nagle stuk drzwi kuchennych. - Katarzyna wr�ci�a! - powiedzia�a pani Rosochacka, jakby nigdy nic. - A to wybornie! - rzuci� zza gazety pan Rosochacki. - Za-krz�tnijcie si�, prosz�, ko�o kolacji. Musz� jeszcze wieczorem wyj�� z domu! Pani Rosochacka zacz�a sk�ada� robot�. Chwil� trwa�a cisza. I nagle rozleg� si� przera�liwy krzyk Katarzyny: - Moje ��ko, moje ��ko! Wszyscy zerwali si� od sto�u. Zanim zd��yli p�j�� do kuchni, ju� w drzwiach sta�a Katarzyna. By�a ca�a czerwona z gniewu. - Skaranie boskie! - krzykn�a i zacz�a wyrzeka� p�aczliwym g�osem. - Calusie�ka po�ciel! I pierzyna! I poduszka! Nawet ten jasiek, co le�a� tak wysoko! I kapa, com j� dopiero teraz 36 po�o�y�a! Jak ja teraz b�d� spa�a, czym ja ��ko nakryj�? Tyle pracy! Taki maj�tek! Co to teraz myd�o kosztuje! - Ale co si� sta�o? - spyta�a zaniepokojona pani Rosochacka. - Co si� sta�o? -j�kn�a z �a�osnym wyrzutem Katarzyna. -Ot, co si� sta�o! Otworzy�a na o�cie� drzwi i sz�a do kuchni z min� strasznie dotkni�t� i obra�on�. Oboje pa�stwo Rosochaccy poszli za ni�. Dzidzia pobieg�a przodem! Chcia�a pierwsza zobaczy� straszne spustoszenie. Bo, �e sprawcami krzywd Katarzyny byli Finek i Bielasek, tego �atwo si� mog�a domy�li�! XIII Kapa, poduszki, ko�dra - wszystko pe�ne by�o czarnych �lad�w psich n�g! Ca�e ��ko rozrzucone, poprzewracane! Wszystko na nim pomi�te i pogniecione! Najwidoczniej obydwa pieski wydepta�y starannie pak� z w�glami! I z zamorusanymi py�em w�glowym nogami wdar�y si� na ��ko Katarzyny! Czy� kto� m�g� mie� jakiekolwiek w�tpliwo�ci co do tego, kto m�g� by� sprawc� ca�ej awantury? Wystarczy�o spojrze� razem z Dzidzi�, Katarzyn� i pa�stwem Rosochackimi na ��ko, nieszcz�liwe, sponiewierane ��ko Katarzyny! Finek harcowa� w�a�nie za poduszk�! Bielasek najwidoczniej spad� podczas wykonywania jakiego� karko�omnego skoku! Bo podrygiwa� tu� przy ko�drze! I stara� si� wszelkimi sposobami wdrapa� z powrotem na ��ko! Fine