7711
Szczegóły |
Tytuł |
7711 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7711 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
George R. R. Martin
�wiat�o si� mroczy
Dying of the Light
Prze�o�y� Micha� Jakuszewski
Wydanie oryginalne: 1977
Wydanie polskie: 2004
Dla Rachel,
kt�ra mnie kiedy� kocha�a
Prolog
Wyrzutek, w�drowiec bez celu, odpad procesu stworzenia, �w �wiat by� tym
wszystkim
naraz.
Przez niezliczone stulecia spada� samotnie bez celu przez zimn� pustk� pomi�dzy
s�o�cami. Na jego bezs�onecznym niebosk�onie pokolenia gwiazd nast�powa�y po
sobie w
majestatycznym korowodzie, lecz on nie nale�a� do �adnej z nich. By�
samodzielnym �wiatem i
nie podlega� nikomu. W pewnym sensie nie by� nawet cz�ci� galaktyki, gdy� jego
chaotyczna
trasa przecina�a jej p�aszczyzn� niczym gw�d� wbity w okr�g�y, drewniany blat
sto�u. Nie
nale�a� do niczego opr�cz pustki.
A pustka by�a bardzo blisko. W zaraniu historii ludzko�ci �wiat-wyrzutek
przedar� si� przez
zas�on� mi�dzygwiezdnego py�u, przes�aniaj�c� male�ki obszar po�o�ony nieopodal
g�rnej
kraw�dzi wielkiej soczewki galaktyki. Le�a�a za ni� zaledwie garstka gwiazd �
oko�o
trzydziestu. Dalej zaczyna�a si� noc, czarniejsza ni� wszystko, co �wiat zna� do
tej pory.
Tam w�a�nie, spadaj�c przez spowite w cieniu pogranicze, �wiat napotka�
rozproszonych
ludzi.
Najpierw znale�li go Ziemscy Imperia�owie, u szczytu swej szalonej,
przyprawiaj�cej o
zawr�t g�owy ekspansji, gdy Imperium Federalne Starej Ziemi wci�� jeszcze
pr�bowa�o w�ada�
wszystkimi ludzkimi �wiatami, nie zwa�aj�c na dziel�ce je niewiarygodne
odleg�o�ci. Wojenny
gwiazdolot o nazwie �Mao Tse-tung� zosta� uszkodzony podczas ataku na Hrangan,
jego
za�oga pad�a na stanowiskach, a silniki to si� w��cza�y, to wy��cza�y. On
w�a�nie sta� si�
pierwszym statkiem kr�lestwa ludzi, kt�ry przedosta� si� przez Welon Kusicielki.
�Mao� by�
wrakiem, pozbawionym powietrza i wype�nionym groteskowo wygl�daj�cymi trupami,
kt�re
ko�ysa�y si� bez celu w jego korytarzach, mniej wi�cej raz na stulecie ocieraj�c
si� o grodzie.
Mimo to jego komputery nadal dzia�a�y, raz po raz �lepo powtarzaj�c operacje, a
czujniki
funkcjonowa�y na tyle sprawnie, by nanie�� bezimiennego w�drowca na gwiezdne
mapy, gdy
statek widmo wyszed� z nadprzestrzeni w odleg�o�ci kilku minut �wietlnych od
niego. Prawie
siedem stuleci p�niej kupiec z Tobera natkn�� si� przypadkiem na �Mao Tse-
tunga� i znalaz�
t� notatk�.
Nie zainteresowa�a ona w�wczas nikogo, gdy� o istnieniu tego �wiata dowiedziano
si� ju�
wcze�niej.
Drugim jego odkrywc� by�a Celia Marcyan. Jej ��owca Cieni� okr��a� pogr��on� w
mroku
planet� przez standardowy dzie�, a wydarzy�o si� to podczas pokolenia
interregnum, kt�re
nasta�o po Upadku. Na w�drowcu nie by�o jednak nic, co zainteresowa�oby Celi�,
tylko ska�y,
l�d i bezkresna noc. Dlatego szybko ruszy�a w dalsz� drog�. Lubi�a jednak
nadawa� nazwy i,
nim go opu�ci�a, obdarzy�a imieniem r�wnie� ten �wiat. Nazwa�a go Worlornem,
nigdy jednak
nie powiedzia�a, dlaczego akurat tak ani co to s�owo znaczy. Worlorn i ju�.
Potem odlecia�a ku
innym �wiatom i innym opowie�ciom.
Nast�pnym go�ciem by� Kleronomas. W roku 46 p.i. jego statek zwiadowczy okr��y�
kilkakrotnie planet� i sporz�dzi� map� pustkowia. Czujniki gwiazdolotu wydar�y
�wiatu
wszystkie sekrety. Okaza�o si�, �e jest on wi�kszy i bogatszy ni� wi�kszo��
podobnych planet,
a jego zamarzni�ta atmosfera i skute lodem oceany czekaj� na przebudzenie.
Niekt�rzy utrzymuj�, �e pierwszymi, kt�rzy wyl�dowali na Worlornie, byli Tomo i
Walberg, a uczynili to w 97 p.i., podczas swej szale�czej wyprawy maj�cej na
celu
przemierzenie galaktyki. Czy to prawda? Raczej nie. Historie o Tomo i Walbergu
opowiada si�
na wszystkich �wiatach kr�lestwa ludzi, ale �Marzycielska Kurwa� nigdy nie
wr�ci�a, kt�
wi�c mo�e wiedzie�, gdzie l�dowa�a?
W wiadomo�ciach na temat p�niejszych wizyt jest ju� wi�cej fakt�w, a mniej
legend.
Worlorn nie nale�a� do �adnej gwiazdy, by� bezu�yteczny i niezbyt interesuj�cy,
lecz mimo to
uwzgl�dniano go na wi�kszo�ci gwiezdnych map Kraw�dzi, regionu o garstce s�abo
zaludnionych �wiat�w, ci�gn�cego si� mi�dzy ciemnymi jak dym gazami Welonu
Kusicielki a
samym Wielkim Czarnym Morzem.
Potem, w roku 446 p.i., badaniami Worlornu zaj�� si� pewien astronom z
Wolfheimu. Po
raz pierwszy kto� zada� sobie trud, by zestawi� koordynaty, i nagle wszystko si�
zmieni�o. �w
wolfma�ski astronom nazywa� si� Ingo Haapala. Gdy wypad� z pokoju komputerowego,
by�
straszliwie podekscytowany, co cz�sto zdarza si� Wolfmanom. Na Worlornie mia�
nasta� dzie�
� d�ugi i jasny.
Gwiazdozbi�r zwany Kr�giem Ognia �arzy� si� na niebie wszystkich �wiat�w
zewn�trznych, a jego s�awa si�ga�a samej Starej Ziemi. W �rodku formacji
znajdowa� si�
czerwony nadolbrzym zwany Piast�, Okiem Piekie�, T�ustym Szatanem � nadano mu
kilkana�cie r�nych nazw. Wok� niego, w r�wnych odleg�o�ciach od siebie �
niczym sze��
kamyk�w z ��tego p�omienia tocz�cych si� w tej samej bru�dzie � kr��y�y
pozosta�e gwiazdy:
S�o�ca Troja�skie, Dzieci Szatana, Korona Piekie�. Nazwy nie mia�y znaczenia.
Liczy� si�
tylko sam Kr�g: sze�� ��tych gwiazd �redniej wielko�ci sk�adaj�cych ho�d
ogromnemu,
czerwonemu w�adcy. By� to najbardziej nieprawdopodobny, a zarazem najbardziej
stabilny
uk�ad wielokrotny, jaki kiedykolwiek odkryto. Kr�g sta� si� sensacj� tygodnia,
now� tajemnic�
dla ludzko�ci, kt�ra znudzi�a si� ju� starymi zagadkami. Na bardziej
cywilizowanych �wiatach
naukowcy wysuwali teorie, kt�re mia�y wyja�ni� to zjawisko, a za Welonem
Kusicielki zrodzi�
si� wok� niego kult. Ludzie opowiadali o zaginionym gatunku gwiezdnych
in�ynier�w, kt�rzy
przesuwali ca�e s�o�ca, by zbudowa� sobie pomnik. Przez kilka dziesi�cioleci
naukowe
spekulacje i przes�dna cze�� gorza�y jasnym p�omieniem, po czym zacz�y
przygasa�. Wkr�tce
o sprawie zapomniano.
Wolfman Haapala og�osi�, �e Worlorn okr��y powoli Kr�g Ognia po szerokiej
hiperboli,
nie docieraj�c do w�a�ciwego uk�adu, lecz bardzo si� do niego zbli�aj�c, przez
pi��dziesi�t
standardowych lat ogrzeje si� w s�onecznym blasku, a potem znowu pomknie w
ciemno��
Kraw�dzi, minie Ostatnie Gwiazdy i pogr��y si� w Wielkim Czarnym Morzu
mi�dzygalaktycznej pustki.
To by�y niespokojne stulecia, gdy Dumny Kavalaan i inne �wiaty zewn�trzne po raz
pierwszy pozna�y smak chwa�y i gor�co pragn�y odnale�� swe miejsce w pe�nej
nieszcz��
historii ludzko�ci. Wszyscy wiedz�, co si� w�wczas wydarzy�o. Kr�g Ognia zawsze
by� chlub�
�wiat�w zewn�trznych, lecz do tej pory by�a to chluba pozbawiona planet.
Gdy Worlorn zbli�a� si� do �r�d�a blasku, panowa�o na nim stulecie burz: lata
topnienia
lodu, aktywno�ci wulkanicznej i trz�sie� ziemi. Zamarzni�ta atmosfera budzi�a
si� stopniowo
do �ycia, a straszliwe wichry zawodzi�y niczym monstrualne niemowl�ta. Temu
w�a�nie
musieli stawi� czo�o przybysze ze �wiat�w zewn�trznych.
Terraformerzy nadlecieli z Tobera w Welonie, a stra�nicy pogody � z Mrocznego
�witu.
Dotar�y te� inne ekipy: z Wolfheimu, Kimdissa, Emerelu p.i. oraz �wiata Oceanu
Czarnego
Wina. Wszystkim kierowali ludzie z Dumnego Kavalaanu, gdy� w�a�nie ten �wiat
og�osi� sw�
suwerenno�� nad w�drowcem. Walka przybyszy trwa�a z g�r� stulecie, a ci, kt�rzy
zgin�li, s�
nadal dla dzieci Kraw�dzi czym� bliskim mitu. W ko�cu jednak Worlorn
poskromiono.
Powsta�y na nim miasta, w �wietle Kr�gu wyros�y niezwyk�e lasy, a na swobod�
wypuszczono
zwierz�ta, kt�re o�ywi�y planet�.
W 589 p.i. zacz�� si� Festiwal Kraw�dzi. T�usty Szatan wype�nia� czwart� cz��
nieba, a
wok� niego jasno p�on�y jego dzieci. Pierwszego dnia Toberczycy pozwolili, by
ich
stratotarcza zamigota�a, dzi�ki czemu chmury i blask s�o�c zata�czy�y w
kalejdoskopowych
wzorach. Potem nadesz�y kolejne dni i przylecia�y statki. Ze wszystkich �wiat�w
zewn�trznych, a tak�e z innych, le��cych dalej. Z Tary i Daronne po drugiej
stronie Welonu, z
Avalonu i �wiata Jamisona, z planet tak odleg�ych, jak Newholme, Stary Posejdon,
a nawet
sama Stara Ziemia. Przez pi�� standardowych lat Worlorn mkn�� ku perihelium, a
przez pi��
nast�pnych oddala� si� od niego. W roku 599 p.i. festiwal zamkni�to.
Worlorn wkroczy� w p�mrok i pop�dzi� na spotkanie nocy.
Rozdzia� 1
Za oknem woda pluska�a o pale drewnianego pomostu biegn�cego wzd�u� kana�u. Dirk
t�Larien uni�s� wzrok i zobaczy� nisk�, czarn� bark�, kt�ra przep�ywa�a obok
powoli, sk�pana
w ksi�ycowym blasku. Na jej rufie przystan�a samotna posta�, wsparta na
d�ugiej, ciemnej
tyczce. Obraz by� wyj�tkowo wyrazisty, gdy� wysoko na niebie sta� ksi�yc
Braque, wielki jak
pi�� i bardzo jasny.
Za nim ci�gn�a si� martwa, pe�na opar�w ciemno��, nieruchoma kurtyna, kt�ra
przes�ania�a dalej po�o�one gwiazdy. Ob�ok py�u i gazu, pomy�la� Dirk. Welon
Kusicielki.
Pocz�tek nadszed� d�ugo po ko�cu: szeptoklejnot.
Owini�ty by� w liczne warstwy srebrnej folii oraz mi�kki, ciemny aksamit, tak
jak wtedy,
gdy da� go jej przed laty. Tej nocy rozpakowa� go, siedz�c przy oknie swego
pokoju, kt�re
wychodzi�o na szeroki, brudny kana�. Bezustannie kursowali po nim handlarze,
popychaj�cy
tyczkami swe wy�adowane owocami barki. Klejnot wygl�da� tak, jak go zapami�ta�:
ciemnoczerwony, przeszyty cienkimi, czarnymi liniami, w kszta�cie �zy. Pami�ta�
dzie�, gdy
esper wyszlifowa� go dla nich na Avalonie.
Po d�ugiej chwili odwa�y� si� go dotkn�� koniuszkiem palca.
By� g�adki i bardzo zimny. G��boko w m�zgu m�czyzny rozleg� si� szept.
Wspomnienia i
obietnice, o kt�rych nie zapomnia�.
Przyby� na Braque w�a�ciwie bez powodu. Nie mia� poj�cia, jak go znale�li.
Zrobili to
jednak i Dirk t�Larien odzyska� sw�j klejnot.
� Gwen � rzek� cicho do siebie, po to by znowu ukszta�towa� to s�owo i poczu� na
j�zyku
znajome ciep�o. Jego Jenny, jego Guinevere, ukochana z porzuconych marze�.
Min�o ju� siedem standardowych lat, pomy�la�, gdy jego palec g�aska� tak bardzo
zimny
klejnot. A wydawa�o si�, �e to siedem wiek�w. Wszystko by�o sko�czone. Czego
mog�a od
niego chcie�? M�czyzna, kt�ry j� kocha�, ten inny Dirk t�Larien, kt�ry sk�ada�
obietnice i
rozdawa� klejnoty, ju� dawno nie �y�.
Dirk uni�s� r�k�, by odgarn�� z oczu kosmyk br�zowych, upstrzonych siwizn�
w�os�w.
Nagle, mimo woli, przypomnia� sobie, �e Gwen zawsze odgarnia�a jego w�osy, gdy
chcia�a go
poca�owa�.
Poczu� si� bardzo zm�czony i zagubiony. Jego starannie piel�gnowany cynizm
zachwia� si�
w posadach. Na barki Dirka spad� ci�ar, widmowy ci�ar cz�owieka, jakim by�
kiedy�.
Rzeczywi�cie zmieni� si� przez te lata. Zawsze powtarza�, �e zm�drza�, lecz
nagle ta m�dro��
nabra�a w jego ustach posmaku goryczy. Jego bez�adne my�li zatrzyma�y si� na
obietnicach,
kt�re z�ama�, marzeniach, kt�re od�o�y� na p�niej, by potem o nich zapomnie�,
idea�ach,
kt�rych si� wyrzek�, wspania�ej przysz�o�ci, kt�r� poch�on�y zgnilizna i nuda.
Dlaczego mu o tym przypomnia�a? Up�yn�o zbyt wiele czasu, a on zbyt wiele
prze�y�.
Zapewne to samo dotyczy�o jej. Poza tym nigdy naprawd� nie chcia�, by zrobi�a
u�ytek z
szeptoklejnotu. To by� tylko g�upi gest, niedojrza�e pozerstwo m�odego
romantyka. �adna
rozs�dna, doros�a osoba nie mog�aby od niego wymaga� dotrzymania tak
niedorzecznej
przysi�gi. Nigdzie nie poleci, oczywi�cie. Przecie� nie zd��y� jeszcze pozna�
Braque, mia�
w�asne �ycie, wa�ne sprawy. Min�� bardzo d�ugi czas i Gwen przecie� nie mog�a
oczekiwa�, �e
wsi�dzie dla niej na statek i uda si� do zewn�trznych �wiat�w.
Wyci�gn�� z niech�ci� r�k� i uj�� klejnot w d�o�, zaciskaj�c j� na nim mocno.
Postanowi�,
�e wyrzuci kamie� przez okno, w ciemne wody kana�u, a wraz z nim wszystko, co
oznacza�.
Gdy jednak klejnot znalaz� si� w jego u�cisku, przerodzi� si� w lodowate piek�o,
a wspomnienia
zak�u�y go jak no�e:
...dlatego, �e ona ci� potrzebuje, wyszepta� klejnot. Dlatego, �e obieca�e�.
Nie poruszy� r�k�. Nie rozlu�ni� pi�ci. Ch��d wype�niaj�cy jego d�o� przeszed�
z b�lu w
odr�twienie.
Ten drugi, m�odszy Dirk, Dirk Gwen. To on obieca�. Ale ona r�wnie�, przypomnia�
sobie.
Dawno temu na Avalonie. Stary esper, pomarszczony Emerelczyk o bardzo skromnym
talencie
i rudoz�otych w�osach, wyszlifowa� dwa klejnoty. Odczyta� Dirka t�Lariena, ca��
mi�o��, kt�r�
darzy� on sw� Jenny, a potem zamkn�� w klejnocie tyle z tego uczucia, ile
pozwoli�y mu jego
niewielkie psioniczne moce. Potem uczyni� to samo z Gwen i oboje wymienili si�
klejnotami.
To by� jego pomys�. �By� mo�e nie zawsze tak b�dzie�, powiedzia� jej, cytuj�c
s�owa
staro�ytnego poety. Przy�lij mi to wspomnienie, a przyb�d�. Bez wzgl�du na to,
gdzie si�
znajd�, kiedy je otrzymam, czy co si� mi�dzy nami stanie. Przyb�d�, nie zadaj�c
pyta�.
Ta obietnica zosta�a jednak z�amana. Po sze�ciu miesi�cach Gwen go opu�ci�a.
Dirk wys�a�
jej klejnot, a ona si� nie zjawi�a. Dlatego nie spodziewa� si�, �e kiedykolwiek
sama przypomni
mu o tej obietnicy. A przecie� to zrobi�a.
Czy naprawd� liczy�a na to, �e stawi si� na jej wezwanie?
U�wiadomi� sobie ze smutkiem, �e m�czyzna, kt�rym by� w�wczas, ruszy�by do niej
bez
wzgl�du na wszystko, nie zwa�aj�c na to, jak bardzo jej nienawidzi� � czy j�
kocha�. Ale
tamten g�upiec dawno ju� spoczywa� w grobie. Zabi�y go czas i sama Gwen.
Mimo to Dirk wys�ucha� klejnotu, wype�niony starymi uczuciami i nowym znu�eniem.
W
ko�cu uni�s� wzrok i pomy�la�: �No c�, mo�e jednak nie jest jeszcze za p�no�.
Istnieje wiele sposob�w podr�owania mi�dzy gwiazdami i niekt�re z nich s�
szybsze od
�wiat�a, a inne nie, ale wszystkie powolne. Potrzeb� wi�kszej cz�ci �ycia
cz�owieka, by statek
zdo�a� przelecie� z jednego ko�ca kr�lestwa ludzi na drugi, a owo kr�lestwo �
rozproszone
�wiaty ludzko�ci oraz rozleg�a pustka mi�dzy nimi � jest jedynie male�kim
fragmentem
galaktyki. Braque jednak le�a�o blisko Welonu oraz ukrytych za nim �wiat�w
zewn�trznych i
istnia�y mi�dzy nimi kontakty handlowe. Dirk znalaz� statek.
Zwa� si� on �Postrach Zapomnianych Wrog�w� i lecia� z Braque na Tar�, potem
przez
Welon na Wolfheim i Kimdiss, a wreszcie na Worlorn. Nawet z nap�dem nad�wietlnym
podr�
ta trwa�a z g�r� trzy miesi�ce. Dirk wiedzia�, �e zatrzymawszy si� na Worlornie,
statek poleci
dalej, na Dumny Kavalaan, Emerel p.i., a� wreszcie na Ostatnie Gwiazdy. Potem
wr�ci do
punktu wyj�cia t� sam�, uci��liw� drog�.
Kosmoport m�g� przyjmowa� dwadzie�cia gwiazdolot�w dziennie, ale l�dowa� tu mo�e
jeden statek na miesi�c. Wi�kszo�� jego zabudowa� by�a zamkni�ta, ciemna i
opustosza�a.
�Postrach� wyl�dowa� po�rodku niewielkiej, czynnej jeszcze cz�ci kosmoportu,
tu� obok
grupki znacznie od niego mniejszych prywatnych statk�w oraz cz�ciowo
zdemontowanego
toberskiego frachtowca.
Cz�� ogromnego terminalu, zautomatyzowanego, lecz pozbawionego �ycia, by�a
jeszcze
o�wietlona. Dirk przeszed� przez ni� po�piesznie i wyszed� w noc, pust� noc
�wiat�w
zewn�trznych, w kt�rej rozpaczliwie brakowa�o gwiazd. Czekali na niego, tu� za
g��wnym
wej�ciem, mniej wi�cej tak, jak si� tego spodziewa�. Kapitan �Postrachu�
przes�a� laserem
wiadomo��, gdy tylko gwiazdolot wr�ci� w normaln� przestrze�.
Gwen Delvano wysz�a mu na spotkanie, tak jak j� o to prosi�. Nie by�a jednak
sama. Gdy
opu�ci� terminal, sta�a pogr��ona w cichej, ostro�nej rozmowie z towarzysz�cym
jej
m�czyzn�.
Dirk zatrzyma� si� tu� za drzwiami, u�miechn�� na tyle swobodnie, na ile tylko
zdo�a�, i
upu�ci� na ziemi� jedyn�, lekk� torb�, jak� ze sob� mia�.
� Hej � odezwa� si� cicho. � Podobno macie tu festiwal.
Odwr�ci�a si� na d�wi�k jego g�osu i parskn�a �miechem, kt�rego brzmienie tak
dobrze
pami�ta�.
� Nie � zaprzeczy�a. � Sp�ni�e� si� o jakie� dziesi�� lat.
Dirk skrzywi� si� i potrz�sn�� g�ow�.
� Cholera � mrukn��.
Potem znowu si� u�miechn��. Podesz�a do niego i obj�li si�. M�czyzna,
nieznajomy,
przygl�da� si� temu bez �ladu za�enowania.
U�cisk nie trwa� d�ugo. Gdy tylko Dirk otoczy� j� ramionami, odsun�a si� od
niego.
Przystan�li bardzo blisko siebie, by zobaczy�, jak zmieni�y ich minione lata.
Cho� by�a teraz starsza, prawie si� nie zmieni�a. Je�li nawet dostrzega� jakie�
zmiany,
zapewne wynika�y one tylko z niedoskona�o�ci jego pami�ci. Jej du�e, zielone
oczy okaza�y si�
nie takie wielkie ani takie zielone, jakimi je pami�ta�, wydawa�a si� te� nieco
wy�sza i by�
mo�e tak�e t�sza. To jednak by�y drobiazgi. U�miecha�a si� tak samo i mia�a
identyczne
w�osy: ciemne i pi�kne, opadaj�ce poni�ej ramion migotliw� kaskad�, czarniejsz�
ni� noc
�wiat�w zewn�trznych. Nosi�a bia�y pulower z golfem, �ci�gni�te pasem spodnie z
mocnej
kameleonowej tkaniny, kt�ra w tej chwili zdawa�a si� czarna jak noc, oraz grub�
opask� na
g�owie. Na Avalonie te� lubi�a si� tak ubiera�. Teraz jednak mia�a r�wnie�
bransolet�, cho� by�
mo�e w�a�ciwszym okre�leniem by�by naramiennik. Masywna ozdoba wykonana by�a z
ch�odnego srebra wysadzanego nefrytami i pokrywa�a po�ow� lewego przedramienia.
Gwen
podwin�a r�kaw pulowera, by j� zademonstrowa�.
� Schud�e�, Dirk � zauwa�y�a.
Wzruszy� ramionami i wepchn�� r�ce do kieszeni kurtki.
� Tak � przyzna�. Prawda wygl�da�a jednak tak, �e by� wymizerowany, a ramiona
nadal
mia� pochylone ku przodowi, gdy� za du�o si� garbi�. Up�yw lat zostawi� na nim
r�wnie� inne
pi�tna � w�osy mia� teraz bardziej siwe ni� br�zowe, podczas gdy kiedy� by�o na
odwr�t, a przy
tym prawie tak samo d�ugie jak w�osy Gwen, cho� faluj�ce i okrutnie potargane.
� Min�o wiele czasu � zauwa�y�a Gwen.
� Siedem standardowych lat � odpar�, kiwaj�c g�ow�. � Nie spodziewa�em si�,
�e...
Towarzysz�cy Gwen m�czyzna, nieznajomy, kaszln��, jakby chcia� im przypomnie�,
�e
nie s� sami. Dirk spojrza� na niego, a Gwen si� odwr�ci�a. Nieznajomy podszed�
bli�ej i uk�oni�
si� uprzejmie. By� niski, puco�owaty i mia� bardzo jasne, niemal bia�e w�osy.
Nosi� jaskrawy
zielono-��ty kombinezon z pseudojedwabiu, a na g�owie male�k�, czarn�, zrobion�
na drutach
czapeczk�, kt�ra utrzyma�a si� na miejscu, mimo �e nisko si� uk�oni�.
� Arkin Ruark � przedstawi� si� Dirkowi.
� Dirk t�Larien.
� Arkin pracuje ze mn� nad projektem � wyja�ni�a Gwen.
� Projektem?
Zamruga�a.
� Czy nawet nie wiesz, z jakiego powodu tu jestem?
Nie mia� poj�cia. Szeptoklejnot przys�ano z Worlornu i Dirk wiedzia� tylko tyle,
gdzie
mo�e j� znale��.
� Jeste� ekologiem � zacz��. � Na Avalonie...
� Tak. W Instytucie. Dawno temu. Uko�czy�am studia, odebra�am papiery i od tego
czasu
przebywa�am na Dumnym Kavalaanie. Dop�ki nie wys�ano mnie tutaj.
� Gwen nale�y do Zgromadzenia Ironjade � odezwa� si� Ruark. Z jego twarzy nie
znika�
lekki, nerwowy u�mieszek. � Ja reprezentuj� Akademi� Imprilsk�. Impril to miasto
na
Kimdissie. Rozumiesz?
Dirk kiwn�� g�ow�. Ruark by� wi�c Kimdissianinem, mieszka�cem �wiat�w
zewn�trznych,
pracownikiem jednego z tamtejszych uniwersytet�w.
� Impril i Ironjade, interesuje ich to samo, rozumiesz? Badania nad
ekologicznymi
interakcjami na Worlornie. Podczas festiwalu nie zrobiono tego jak nale�y, bo
�aden ze
�wiat�w zewn�trznych nie jest zbyt mocny w ekologii. To wiedza zapomniana p.i.,
jak mawiaj�
Emerelczycy. St�d w�a�nie wzi�� si� ten projekt. Znali�my si� z Gwen ju�
przedtem, tak si�
nam przynajmniej zdawa�o, no c�, przybyli�my tu z tego samego powodu, wi�c
rozs�dek
podpowiada, �e powinni�my ze sob� wsp�pracowa�, �eby dowiedzie� si� jak
najwi�cej.
� Tak my�l� � zgodzi� si� Dirk. W tej chwili projekt nieszczeg�lnie go
interesowa�. Chcia�
pom�wi� z Gwen. Zerkn�� na ni�. � B�dziesz mi musia�a opowiedzie� o tym p�niej.
Kiedy
porozmawiamy. Bo s�dz�, �e chcesz porozmawia�.
Popatrzy�a na niego dziwnie.
� Tak, oczywi�cie. Mamy sobie wiele do opowiedzenia.
Dirk podni�s� torb�.
� Dok�d teraz? � zapyta�. � Czy m�g�bym si� gdzie� wyk�pa� i dosta� co� do
jedzenia?
Gwen i Ruark wymienili spojrzenia.
� W�a�nie rozmawia�am o tym z Arkinem. Mo�esz si� zatrzyma� u niego. Mieszkamy w
tym samym budynku. Tylko kilka pi�ter od siebie.
Ruark pokiwa� g�ow�.
� Ch�tnie, ch�tnie. To przyjemno�� wy�wiadczy� przys�ug� przyjacio�om, a obaj
jeste�my
przyjaci�mi Gwen, czy� nie tak?
� Hm � odezwa� si� Dirk. � Z jakiego� powodu s�dzi�em, �e zamieszkam z tob�,
Gwen.
Przez jaki� czas nie mog�a na niego spojrze�. Zerkn�a na Ruarka, na ziemi�, na
czarne
nocne niebo, nim w ko�cu popatrzy�a mu w oczy.
� By� mo�e � rzek�a ostro�nie. Z jej twarzy znikn�� u�miech. � Ale nie w tej
chwili. Nie
s�dz�, by to by�o obecnie najlepsze rozwi�zanie. Ale polecimy do domu,
oczywi�cie. Mamy
autolot.
� T�dy � odezwa� si� Ruark, nim Dirk zd��y� sformu�owa� nast�pne zdanie. Dzia�o
si� tu
co� bardzo dziwnego. Na pok�adzie �Postrachu�, podczas d�ugich miesi�cy podr�y,
setki razy
wyobra�a� sobie scen� ich spotkania � czasami by�o ono czu�e i pe�ne mi�o�ci, w
innych
chwilach przeradza�o si� w gniewn� konfrontacj�, cz�sto za� przelewali mn�stwo
�ez, nigdy
jednak nie przysz�o mu na my�l, �e b�d� si� czuli skr�powani, trudno im si�
b�dzie ze sob�
porozumie�, a do tego b�dzie im towarzyszy� nieznajomy. Zaczyna� si�
zastanawia�, kim
w�a�ciwie jest Arkin Ruark i czy jego zwi�zek z Gwen rzeczywi�cie ma tylko
zawodowy
charakter. Ale z drugiej strony, nie dowiedzia� si� od nich niczego konkretnego.
Nie wiedz�c,
co powiedzie� ani co my�le�, wzruszy� ramionami i ruszy� za nimi w stron�
autolotu.
Droga by�a kr�tka, ale na widok wehiku�u Dirk zapomnia� j�zyka w g�bie. Podczas
podr�y widzia� wiele r�nych autolot�w, ale �aden z nich nie przypomina� tego.
Wielka,
stalowoszara maszyna mia�a pot�ne, zakrzywione, tr�jk�tne skrzyd�a. Wydawa�a
si� niemal
�ywa, jak wielka lataj�ca manta wyrze�biona w metalu. Ma�a kabina o czterech
siedzeniach
znajdowa�a si� mi�dzy skrzyd�ami, pod kt�rymi Dirk wypatrzy� z�owieszczo
wygl�daj�ce
pr�ty.
Spojrza� na Gwen, wskazuj�c na nie r�k�.
� Czy to lasery?
Kiwn�a g�ow�, u�miechaj�c si� niepewnie.
� Czym ty latasz, do diab�a? � oburzy� si� Dirk. � To wygl�da jak maszyna
bojowa. Czy
maj� nas zaatakowa� Hranganie? Nie widzia�em nic podobnego, odk�d zwiedzali�my
to
muzeum w Instytucie na Avalonie.
Gwen roze�mia�a si�, wzi�a od niego torb� i rzuci�a j� na tylne siedzenie.
� Wsiadaj � poleci�a. � To zupe�nie normalny autolot z Dumnego Kavalaanu.
Zacz�li je
tam produkowa� dopiero niedawno. Ma przypomina� wygl�dem zwierz�, czarne
banshee. To
lataj�cy drapie�nik, zwierz�cy brat Zgromadzenia Ironjade. Odgrywa bardzo wa�n�
rol� w ich
folklorze. Mo�na powiedzie�, �e to co� w rodzaju totemu.
Wdrapa�a si� do �rodka i usiad�a za dr��kiem sterowym. Ruark wszed� niezgrabnie
za ni�,
prze�a��c po opancerzonym skrzydle na tylne siedzenie. Dirk nie ruszy� si� z
miejsca.
� Ale on ma lasery! � ci�gn�� dalej.
Gwen westchn�a.
� Nie s� na�adowane. Nigdy nie by�y. Ka�dy autolot wyprodukowany na Dumnym
Kavalaanie jest wyposa�ony w jakiego� rodzaju bro�. Tego wymaga tamtejsza
kultura. Nie
m�wi� tylko o Ironjade. Redsteel, Braith i Zwi�zek Shanagate post�puj� tak samo.
Dirk okr��y� wehiku� i wdrapa� si� do �rodka obok Gwen. Jego twarz nie wyra�a�a
�adnych
uczu�.
� A co to takiego?
� To cztery kavalarskie koalicje schronie� � wyja�ni�a. � Mo�na je uzna� za ma�e
pa�stwa
albo wielkie rodziny. S� po trochu i jednym, i drugim.
� Ale po co lasery?
� Dumny Kavalaan jest gwa�town� planet� � wyja�ni�a Gwen.
Ruark parskn�� �miechem.
� Ach, Gwen � odezwa� si�. � To czysta nieprawda, czysta!
� Nieprawda? � warkn�a.
� Jak najbardziej � potwierdzi� Ruark. � Tak, czysta, poniewa� jeste� blisko
prawdy, ale
po�owa to nie ca�o��, najgorsze k�amstwo ze wszystkich.
Dirk odwr�ci� si� na siedzeniu, by spojrze� na ma�ego, puco�owatego
Kimdissianina.
� S�ucham?
� Dumny Kavalaan by� gwa�town� planet�, to prawda. Ale obecnie wygl�da to tak,
�e
przemoc tkwi w samych Kavalarach. S� wrogo nastawieni, wszyscy co do jednego.
Wielu z
nich to ksenofobi i rasi�ci. Pyszni i zazdro�ni. Ze swymi dumnymi wojnami i
kodeksem
pojedynkowym, tak, dlatego w�a�nie kavalarskie autoloty maj� bro�. �eby m�c
walczy� w
powietrzu! Ostrzegam ci�, t�Larien...
� Arkin! � sykn�a Gwen przez z�by. Dirk poderwa� si�, s�ysz�c gwa�town� z�o�� w
jej
g�osie. Kobieta w��czy�a grawitor, dotkn�a dr��ka i autolot z j�kiem protestu
poderwa� si� do
lotu, wznosz�c si� szybko w g�r�. Port w dole by� jasno o�wietlony tylko tam,
gdzie po�r�d
mniejszych gwiazdolot�w sta� �Postrach Zapomnianych Wrog�w�, a pozosta�a jego
cz��
pogr��ona by�a w mroku. Ciemno�� ci�gn�a si� a� po niewidoczny horyzont, gdzie
czarna
ziemia zlewa�a si� z jeszcze czarniejszym niebem. Znajdowali si� na Kraw�dzi. W
g�rze
ci�gn�a si� mi�dzygalaktyczna pustka, a w dole mroczna zas�ona Welonu
Kusicielki. Dirk nie
spodziewa� si�, �e poczucie osamotnienia b�dzie tu a� tak silne.
Ruark da� za wygran�, mrucz�c co� pod nosem. Przez d�ug� chwil� w autolocie
panowa�a
kr�puj�ca cisza.
� Arkin pochodzi z Kimdissa � odezwa�a si� wreszcie Gwen z wymuszonym
u�mieszkiem.
Dirk za dobrze j� pami�ta�, by si� na to nabra�. By�a tak samo podenerwowana jak
przed
chwil�, gdy ostro skarci�a Ruarka.
� Nie rozumiem � przyzna�, czuj�c si� g�upio, gdy� oboje jego towarzysze
najwyra�niej
uwa�ali, �e powinien to rozumie�.
� Nie urodzi�e� si� na �wiatach zewn�trznych � zacz�� Ruark. � Czy jeste� z
Avalonu,
Baldura lub jakiego� innego �wiata, wszystko jedno. Wy ludzie z Welonu nie
znacie
Kavalar�w.
� Ani Kimdissian � doda�a Gwen nieco spokojniejszym tonem.
Ruark chrz�kn��.
� To by� sarkazm � wyja�ni� Dirkowi. � Kimdissianie i Kavalarzy, no c�, my nie
bardzo
si� ze sob� lubimy, rozumiesz? Gwen pr�buje ci powiedzie�, �e jestem uprzedzony
i nie
powiniene� mi wierzy�.
� Tak, Arkin � zgodzi�a si�. � Dirk, on nie zna Dumnego Kavalaanu, nie rozumie
jego
kultury ani mieszka�c�w. Tak jak wszyscy Kimdissianie, powie ci o nich tylko to,
co
najgorsze. Rzeczywisto�� jest jednak bardziej skomplikowana, ni� mu si� wydaje.
Pami�taj o
tym, kiedy ten wygadany �obuz zacznie nad tob� pracowa�. To nie powinno by�
trudne. W
dawnych czasach zawsze mi powtarza�e�, �e ka�da kwestia ma trzydzie�ci r�nych
stron.
Dirk parskn�� �miechem.
� Tak by�o � przyzna�. � Chocia� ostatnio doszed�em do wniosku, �e trzydzie�ci
to zbyt
ma�a liczba. Ale nadal nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Na przyk�ad
ten autolot.
Czy on wi��e si� z twoj� prac�? Czy mo�e musisz �ata� w takim czym�, bo
pracujesz dla
Zgromadzenia Ironjade?
� Ach � odezwa� si� g�o�no Ruark. � Nie mo�na pracowa� dla Zgromadzenia
Ironjade,
Dirk. Albo si� do niego nale�y, albo nie. S� tylko dwie mo�liwo�ci. Je�li kto�
nie nale�y do
Ironjade, nie mo�e dla niego pracowa�.
� Tak � zgodzi�a si� Gwen. W jej g�osie ponownie zabrzmia� ostry ton. � A ja do
niego
nale��. Chcia�abym, �eby� o tym pami�ta�, Arkin, bo czasami zaczynasz mnie
denerwowa�.
� Gwen, Gwen � zawo�a� wyra�nie podekscytowany Ruark. � Jeste� moj�
przyjaci�k�,
pokrewn� dusz�. We dwoje brali�my si� za bary z wielkimi problemami. Nie
chcia�em ci�
urazi�, nigdy bym tego nie zrobi�. Ale ty nie jeste� jedn� z Kavalar�w, w �aden
spos�b. Przede
wszystkim jeste� kobiet�, prawdziw� kobiet�, a nie jak�� tam eyn-kethi albo
betheyn.
� Tak? Nie jestem ni�? Ale nosz� wi�zy nefrytu i srebra. � Spojrza�a na Dirka i
�ciszy�a
g�os. � To dla Jaana � wyja�ni�a. � To w�a�ciwie jest jego autolot. Dlatego nim
latam,
odpowiadaj�c na twoje pytanie. Dla Jaana.
Zapad�a cisza, m�cona jedynie �wistem wiatru, kt�ry owiewa� ich, gdy mkn�li
przez mrok,
i targa� d�ugimi, prostymi w�osami Gwen i spl�tanymi kud�ami Dirka. Przedziera�
si� niczym
n� przez jego cienkie ubranie z Braque. Dirk zastanawia� si� przez chwil�,
dlaczego kabina
nie ma os�ony, a tylko ma�� przedni� szyb�, kt�ra nie przydawa�a si� w�a�ciwie
na nic. Spl�t�
ciasno ramiona na piersi i wcisn�� si� w siedzenie.
� Dla Jaana? � powt�rzy� cicho. Wiedzia�, �e otrzyma odpowied� na to pytanie, i
l�ka� si�
jej, gdy� Gwen wypowiedzia�a owo imi� z dziwn� nut� wyzwania w g�osie.
� On o niczym nie wie � odezwa� si� Ruark.
Gwen westchn�a. Dirk zauwa�y�, �e znowu jest spi�ta.
� Przykro mi, Dirk. My�la�am, �e wiesz. Min�o tak wiele czasu i s�dzi�am, no
c�, �e kto�
z ludzi, kt�rych oboje znali�my na Avalonie, na pewno ci powiedzia�.
� Nie widuj� ju� nikogo � odpar� ostro�nie Dirk. � Z naszych wsp�lnych
znajomych. No
wiesz, du�o podr�owa�em. Braque, Prometeusz, �wiat Jamisona... � M�wi� g�osem,
kt�ry
brzmia� pusto i czczo w jego uszach. Przerwa� i prze�kn�� �lin�. � Kto to jest
Jaan?
� Jaantony Riv Wolf high � Ironjade Vikary � uszczeg�owi� Ruark.
� Jaan jest moim... � Zawaha�a si�. � Nie�atwo to wyt�umaczy�. Jestem betheyn
Jaana i
cro-betheyn jego teyna, Garse�a.
Obejrza�a si� za siebie, odrywaj�c na chwil� wzrok od tablicy rozdzielczej, po
czym znowu
wpatrzy�a si� w ni�. Na twarzy Dirka nie by�o wida� zrozumienia.
� M�em � doko�czy�a, wzruszaj�c ramionami. � Przykro mi, Dirk. To nie do ko�ca
prawda, ale nie potrafi� lepiej tego wyja�ni� jednym s�owem. Jaan jest moim
m�em.
Dirk, kt�ry siedzia� wtulony w fotel z r�kami skrzy�owanymi na piersi, nie
odezwa� si�.
By�o mu zimno, czu� si� zraniony i zastanawia� si�, co w�a�ciwie tu robi.
Przypomnia� sobie
szeptoklejnot i nic mu to nie wyja�ni�o. Z pewno�ci� mia�a jaki� pow�d, by mu go
wys�a�, i z
czasem mu o tym powie. Szczerze m�wi�c, raczej nie m�g� liczy� na to, �e
pozostanie
samotna. W porcie my�la� nawet przez chwil�, �e mo�e Ruark... i to mu zbytnio
nie
przeszkadza�o.
Gdy milcza� ju� zbyt d�ugo, Gwen ponownie obejrza�a si� i spojrza�a na niego.
� Przykro mi � powt�rzy�a. � Dirk, naprawd�. Nie powiniene� by� tu przylatywa�.
Ma racj�, pomy�la�.
Od tej chwili podr�owali w milczeniu. Wypowiedziano ju� s�owa, nie takie,
jakich
pragn�� Dirk, lecz inne, kt�re nic nie zmienia�y. Nadal przebywa� na Worlornie i
Gwen
siedzia�a obok niego, lecz nagle sta�a si� mu obca. Oboje byli sobie obcy.
Zapad� si� jeszcze
g��biej w siedzenie, pogr��ony w my�lach, a jego twarz owiewa� zimny wiatr.
Na Braque z jakiego� powodu uzna�, i� szeptoklejnot oznacza, �e Gwen przywo�uje
go z
powrotem, �e pragnie, by do niej wr�ci�. Martwi� si� jedynie o to, czy on mo�e
do niej wr�ci�,
czy Dirk t�Larien potrafi jeszcze kocha� i by� kochany. Teraz jednak zrozumia�,
�e wcale nie o
to chodzi�o. Przy�lij mi to wspomnienie, a przyb�d�, nie zadaj�c pyta�. Tak
brzmia�a obietnica,
jedyna obietnica. Nie by�o w niej nic wi�cej. Ogarn�� go gniew. Dlaczego to
zrobi�a? Trzyma�a
w r�ku klejnot i czu�a to samo co on. Powinna si� by�a domy�li�. �adna jej
potrzeba nie mog�a
by� warta ceny tego wspomnienia.
Potem jednak Dirk t�Larien uspokoi� si�. Je�li zacisn�� mocno powieki, znowu
m�g� ujrze�
kana� na Braque oraz samotn�, czarn� bark�, kt�ra przez kr�tk� chwil� wydawa�a
mu si� tak
wa�na. Przypomnia� sobie te� sw� determinacj�, by podj�� kolejn� pr�b�, aby sta�
si� takim,
jakim by� kiedy�, wr�ci� do niej i da� jej tyle, ile b�dzie w stanie, bez
wzgl�du na to, czego
mog�a od niego oczekiwa�. Mia� to zrobi� nie tylko dla niej, lecz r�wnie� dla
siebie.
Wyprostowa� si� z wysi�kiem, rozprostowa� ramiona, otworzy� oczy i skierowa�
twarz pod
zimny wiatr. Potem spojrza� z rozmys�em na Gwen i u�miechn�� si� do niej
nie�mia�o, jak za
dawnych czas�w.
� Ach, Jenny � powiedzia�. � Mnie te� jest przykro. Ale to nie ma znaczenia. Nie
wiedzia�em o tym, ale to nie ma znaczenia. Ciesz� si�, �e przylecia�em, i ty te�
powinna� si�
cieszy�. Siedem lat to bardzo d�ugo, prawda?
Zerkn�a na niego, a potem spojrza�a z powrotem na instrumenty, oblizuj�c
nerwowo
wargi.
� Tak. Siedem lat to bardzo d�ugo, Dirk.
� Czy spotkam Jaana?
Kiwn�a g�ow�.
� I Garse�a, jego teyna, r�wnie�.
Gdzie� na dole s�ycha� by�o szum zagubionej w ciemno�ci rzeki. D�wi�k wkr�tce
umilk�,
bo lecieli do�� szybko. Dirk wychyli� si� na zewn�trz i spojrza� w przemykaj�c�
za skrzyd�ami
ciemno��. Po chwili uni�s� wzrok.
� Przyda�oby si� wi�cej gwiazd � poskar�y� si�. � Mam wra�enie, �e �lepn�.
� Wiem, co masz na my�li � przyzna�a Gwen. U�miechn�a si� i nagle Dirk poczu�
si� tak
dobrze, jak nie czu� si� od dawna.
� Pami�tasz niebo na Avalonie? � zapyta�.
� Tak. Oczywi�cie.
� Tam by�o mn�stwo gwiazd. To by� pi�kny �wiat.
� Worlorn te� bywa pi�kny � odpar�a. � Jak wiele o nim wiesz?
� Niewiele � przyzna� Dirk, nie spuszczaj�c z niej spojrzenia. � S�ysza�em o
festiwalu, o
tym, �e to planeta-wyrzutek, i w�a�ciwie niewiele wi�cej. Jedna kobieta na
statku powiedzia�a
mi, �e odkryli go Tomo i Walberg podczas swej podr�y na koniec galaktyki.
� To niezupe�nie tak � zaprzeczy�a Gwen. � Ale w tej opowie�ci jest pewien urok.
Tak czy
inaczej, wszystko, co zobaczysz, to pozosta�o�� festiwalu. W�a�ciwie jest ni�
ca�a planeta. W
tej imprezie uczestniczy�y wszystkie �wiaty Kraw�dzi. Ka�da kultura ma swe
odbicie w
jednym z miast. Jest ich czterna�cie, bo reprezentuj� czterna�cie �wiat�w
Kraw�dzi. Mi�dzy
nimi le�y kosmoport oraz B�onia, kt�re s� czym� w rodzaju parku. W�a�nie nad
nimi
przelatujemy. B�onia nie s� zbyt ciekawe, nawet za dnia. W latach festiwalu
urz�dzano tam
wystawy i zawody.
� A czym zajmuje si� wasz projekt?
� Pustkowiami � wyja�ni� Ruark. � Wszystkim, co le�y poza miastami, za �cian�
g�r.
� Popatrz � odezwa�a si� Gwen.
Dirk popatrzy�. Na horyzoncie majaczy� �a�cuch g�rski, czarna, wyszczerbiona
bariera,
kt�ra wyrasta�a ponad B�onia, przes�aniaj�c ni�ej po�o�one gwiazdy. Wysoko na
jednym ze
szczyt�w wida� by�o iskr� krwawoczerwonego blasku, kt�ra ros�a, w miar� jak si�
do niej
zbli�ali. Ros�a, lecz nie ja�nia�a. Jej blask ci�gle mia� barw� m�tnej, gro�nej
czerwieni, kt�ra z
jakiego� powodu przywodzi�a Dirkowi na my�l szeptoklejnot.
� To nasz dom � oznajmi�a Gwen. � Miasto Larteyn. Lar po starokavalarsku znaczy
�niebo�. To miasto Dumnego Kavalaanu. Niekt�rzy nazywaj� je Ognistym Fortem.
Wystarczy�o jedno spojrzenie, by Dirk zrozumia� dlaczego. Zbudowane na g�rskim
stoku,
maj�ce pod sob� i za sob� ska��, miasto to by�o r�wnie� fortec� � masywn� i
kwadratow�,
otoczon� grubym murem z w�skimi szczelinami okien. Nawet widoczne za miejskimi
murami
wie�e wygl�da�y na ci�kie i mocne. A tak�e niskie. Majaczy�a nad nimi g�ra,
kt�rej ciemna
ska�a l�ni�a krwawym, odbitym blaskiem. �wiat�a samego miasta nie by�y jednak
odbiciem.
Mury i ulice Larteynu gorza�y pos�pnym, matowym ogniem, kt�ry pochodzi� od ich
budulca.
� To �wiecik � wyja�ni�a Gwen w odpowiedzi na niezadane pytanie. � Za dnia
poch�ania
�wiat�o, by potem emitowa� je w nocy. Na Dumnym Kavalaanie u�ywa si� go g��wnie
do
wyrobu bi�uterii, ale z okazji festiwalu wydobywano go ca�ymi tonami, a potem
wys�ano na
Worlorn.
� To imponuj�ce, na barokowy spos�b � przyzna� Ruark. � Na kavalarski spos�b.
Dirk kiwn�� tylko g�ow�.
� Szkoda, �e nie widzia�e� go dawniej � odezwa�a si� Gwen. � Larteyn spija� za
dnia
�wiat�o siedmiu s�o�c, a noc� o�wietla� ca�y �a�cuch g�rski. Jak sztylet z
ognia. Teraz kamienie
ju� blakn�, bo Kr�g z ka�d� chwil� oddala si� coraz bardziej. Za jakie� dziesi��
lat miasto
zga�nie jak wypalony w�gielek.
� Wydaje si� niezbyt du�e � zauwa�y� Dirk. � Ilu ludzi w nim mieszka�o?
� Kiedy� milion. Widzisz tylko wierzcho�ek g�ry lodowej. Miasto jest wbudowane w
g�r�.
� To bardzo kavalarskie � wyja�ni� Ruark. � Wykute w kamieniu schronienie,
ukryte
g��boko pod powierzchni�. Ale teraz jest ju� puste. Wed�ug ostatniej rachuby
zosta�o tu tylko
dwudziestu ludzi, wliczaj�c w to nas.
Autolot przelecia� nad zewn�trznym murem, pomkn�� wzd�u� urwiska ko�cz�cego
szerok�
skaln� p�k�, a wreszcie opad� pionowo w d�, mijaj�c ska�� i �wiecik. Dirk
zobaczy� w dole
szerokie chodniki, szeregi powiewaj�cych powoli flag oraz wielkie, rze�bione
maszkarony o
p�on�cych oczach ze �wiecika. Na bokach budynk�w z bia�ego kamienia i hebanowego
drewna
widnia�y d�ugie smugi czerwonego blasku, przypominaj�ce otwarte rany na ciele
jakiej�
ogromnej, czarnej bestii. Lecieli nad wie�ami, kopu�ami i ulicami, nad kr�tymi
zau�kami i
szerokimi bulwarami, nad otwartymi dziedzi�cami i ogromnym, wielopoziomowym
teatrem
pod otwartym niebem.
Opustosza�e, wszystko by�o opustosza�e. Na sk�panych w czerwonym blasku ulicach
Larteynu nie porusza�a si� ani jedna posta�.
Gwen opu�ci�a maszyn� po spirali na dach czarnej, kwadratowej wie�y. Gdy zawis�a
nad
ni� i wy��czy�a stopniowo grawitor, by osi��� na powierzchni, Dirk zauwa�y� na
parkingu dwie
inne maszyny: ��ty, op�ywowy autolot w kszta�cie �zy oraz gro�n� wojskow�
machin�, kt�ra
mia�a chyba ze sto lat i wygl�da�a na pochodz�c� z demobilu. Kanciasty wehiku�
oliwkowej
barwy mia� gruby pancerz, dzia�ko laserowe zamontowane na masce i dysze silnik�w
impulsowych z ty�u.
Gwen posadzi�a metalow� mant� mi�dzy dwoma autolotami i wszyscy wyszli na dach.
Gdy
dotarli do szeregu wind, odwr�ci�a si� i spojrza�a na Dirka. W pos�pnym,
czerwonawym
�wietle jej twarz wydawa�a si� dziwnie zarumieniona.
� Jest ju� p�no � powiedzia�a. � Lepiej si� prze�pijmy.
Dirk nie zaprotestowa�, s�ysz�c to po�egnanie.
� A Jaan? � zapyta�.
� Spotkacie si� jutro � odpar�a. � Musz� z nim najpierw porozmawia�.
� Dlaczego? � zapyta�, ale Gwen odwr�ci�a si� ju� i ruszy�a ku schodom. Potem
przyby�a
kabina, Ruark po�o�y� d�o� na jego ramieniu i poci�gn�� go do �rodka.
Pojechali w d�, by spa� i �ni�.
Rozdzia� 2
Dirk nie zazna� tej nocy odpoczynku. Gdy tylko zapada� w sen, zaraz wyrywa�y go
z niego
senne majaki: niespokojne, przesycone trucizn� wizje, z kt�rych � budz�c si� raz
po raz �
pami�ta� tylko urywki. W ko�cu da� za wygran�. Zacz�� grzeba� w swym baga�u, a�
wreszcie
znalaz� owini�ty w srebro i aksamit klejnot. Potem usiad� w ciemno�ci, �ciskaj�c
kamie� w
r�kach, by spija� jego zimne obietnice.
Mija�y godziny. Dirk wsta�, ubra� si�, wsun�� klejnot do kieszeni i pow�drowa�
sam na
dach, by obserwowa� wsch�d Kr�gu. Ruark spa� g��boko, ale zaprogramowa�
wcze�niej drzwi
dla Dirka, wi�c ten nie mia� problemu z wyj�ciem. Dirk pojecha� kabin� na g�r� i
przeczeka�
resztki nocy, siedz�c na zimnym, metalowym skrzydle szarego autolotu.
To by� niezwyk�y �wit, mroczny i gro�ny, a dzie�, kt�ry zrodzi�, r�wnie� by�
ponury.
Najpierw na horyzoncie pojawi�a si� niewyra�na, roz�wietlaj�ca chmury �una,
czerwono-czarna
plama b�d�ca bladym odbiciem �wiecik�w miasta. P�niej pojawi�o si� pierwsze
s�o�ce:
male�ka, ��ta kulka, na kt�r� Dirk m�g� patrze� bez os�ony oczu. Po kilku
minutach w innym
punkcie horyzontu wy�oni�o si� drugie s�o�ce, nieco wi�ksze i ja�niejsze. Cho�
niew�tpliwie
by�y czym� wi�cej ni� tylko gwiazdami, dawa�y wsp�lnie mniej �wiat�a ni� opas�y
ksi�yc
Braque.
Wkr�tce potem nad B�onia zacz�a wype�za� Piasta. W pierwszej chwili zdawa�a si�
tylko
lini� niewyra�nej czerwieni, gin�c� w zwyk�ym �wietle jutrzenki, lecz stopniowo
jej blask
przybiera� na mocy, a� wreszcie Dirk zorientowa� si�, �e to nie jest odbicie,
lecz korona
ogromnego, czerwonego s�o�ca. Gdy wzesz�o, ca�y �wiat przybra� karmazynow�
barw�.
Popatrzy� na ulice w dole. Kamienie Larteynu przygas�y. Ich s�aby blask wida�
by�o
jeszcze jedynie w cieniu. P�mrok zapad� nad miastem niczym szarawy ca�un, lekko
zabarwiony sp�owia�� czerwieni�. W ch�odnym, s�abym �wietle nocne ognie wygas�y,
a na
milcz�cych ulicach nios�o si� echo �mierci i pustki.
Dzie� Worlomu. W�a�ciwie ju� tylko p�mrok.
� W zesz�ym roku by�o ja�niej � odezwa� si� nagle czyj� g�os. � Co dzie� robi
si� ciemniej
i ch�odniej. Z sze�ciu gwiazd Korony Piekie� dwie s� teraz schowane za T�ustym
Szatanem i
nie ma z nich �adnego po�ytku, a pozosta�e oddalaj� si� i �wiec� coraz s�abiej.
Sam Szatan
nadal spogl�da z g�ry na Worlorn, ale jego �wiat�o jest bardzo czerwone i te�
coraz s�absze.
Planeta wesz�a w okres d�ugiego zmierzchu. Za kilka lat siedem s�o�c zmieni si�
w siedem
gwiazd i powr�ci l�d.
Przybysz sta� nieruchomo, przygl�daj�c si� �witowi. Nogi mia� lekko rozsuni�te,
a d�onie
wspiera� na biodrach. By� wysokim, szczup�ym i muskularnym m�czyzn�, rozebranym
do
pasa mimo ch�odu poranka. Jego czerwonawobr�zowa sk�ra wydawa�a si� w �wietle
T�ustego
Szatana jeszcze czerwie�sza. Mia� ostre, wydatne ko�ci policzkowe, masywn�,
kanciast�
�uchw� oraz przerzedzaj�ce si�, opadaj�ce na ramiona w�osy, czarne jak w�osy
Gwen. Na
przedramionach � �niadych i poro�ni�tych delikatnymi, czarnymi w�oskami � nosi�
dwie
masywne bransolety. Na lewym nefryt i srebro, a na prawym czarne �elazo i
czerwony �wiecik.
Dirk nie ruszy� si� ze swego miejsca na skrzydle autolotu. M�czyzna popatrzy�
na niego.
� Jeste� Dirk t�Larien i kiedy� by�e� kochankiem Gwen.
� A ty jeste� Jaan.
� Jaan Vikary ze Zgromadzenia Ironjade � potwierdzi� tamten. Podszed� bli�ej i
uni�s�
puste d�onie, skierowane wewn�trznymi powierzchniami do przodu.
Dirk zna� sk�d� ten gest. Wsta� i przycisn�� d�onie do d�oni Kavalara. W tej
samej chwili
zauwa�y� co� innego. Jaan nosi� u pasa z czarnego, naoliwionego metalu laserowy
pistolet.
Vikary zauwa�y� jego spojrzenie i u�miechn�� si�.
� Wszyscy Kavalarzy nosz� bro�. To nasz zwyczaj i cenimy go. Mam nadziej�, �e
nie
jeste� tak wstrz��ni�ty i uprzedzony jak ten przyjaciel Gwen, Kimdissianin.
Je�li tak jest, to
tylko twoja wina, nie nasza. Larteyn stanowi cz�� Dumnego Kavalaanu i nie
mo�esz
oczekiwa� od naszej kultury, by podporz�dkowa�a si� wymogom twojej.
Dirk usiad� z powrotem.
� Masz racj�. Powinienem si� tego spodziewa� po wczorajszej rozmowie. Ale to
wydaje mi
si� dziwne. Czy gdzie� tu trwa wojna?
Vikary rozci�gn�� usta w bardzo w�skim u�miechu, celowo i ze spokojem
ods�aniaj�c
z�by.
� Zawsze gdzie� trwa wojna, t�Larien. Samo �ycie jest wojn�. � Przerwa�. � Twoje
nazwisko, t�Larien. Nigdy podobnego nie s�ysza�em. M�j teyn, Garse, r�wnie� nie.
Z jakiego
�wiata pochodzisz?
� Z Baldura. To daleko, po drugiej stronie Starej Ziemi. Ale prawie go ju� nie
pami�tam.
Moi rodzice przybyli na Avalon, gdy by�em jeszcze dzieckiem.
Vikary kiwn�� g�ow�.
� I wiele podr�owa�e�. Gwen mi o tym opowiada�a. Kt�re �wiaty odwiedzi�e�?
Dirk wzruszy� ramionami.
� Mi�dzy innymi Prometeusza, Rhiannon, Thisrock, �wiat Jamisona. Avalon,
oczywi�cie.
W sumie kilkana�cie. Z regu�y by�y to �wiaty prymitywniejsze od Avalonu, na
kt�rych
potrzebowano mojej wiedzy. Absolwentom Instytutu na og� �atwo jest znale��
prac�, nawet
je�li nie s� szczeg�lnie uzdolnieni ani nie umiej� zbyt wiele. To mi nie
przeszkadza. Lubi�
podr�owa�.
� Ale jeszcze nigdy nie by�e� za Welonem Kusicielki. Znasz tylko Zgliszcza, nie
�wiaty
zewn�trzne. Przekonasz si�, �e tu wszystko wygl�da inaczej, t�Larien.
Dirk zmarszczy� brwi.
� Jak powiedzia�e�? Zgliszcza?
� Zgliszcza � potwierdzi� Vikary. � Ach. To wolfma�ski slang. �wiaty-zgliszcza,
spustoszone �wiaty. Przej��em to s�owo od kilku Wolfman�w, z kt�rymi
przyja�ni�em si� na
Avalonie. To sfera gwiazd le��cych mi�dzy �wiatami zewn�trznymi a bliskimi Ziemi
koloniami pierwszej i drugiej generacji. To w Zgliszczach Hranganie roili si�
po�r�d gwiazd,
w�adali swymi niewolniczymi koloniami i walczyli z Ziemskimi Imperia�ami.
Wi�kszo�� z
planet, kt�re wymieni�e�, by�a ju� w�wczas znana. Wszystkie one ucierpia�y
podczas tej
staro�ytnej wojny, a Upadek zamieni� je w Zgliszcza. Sam Avalon jest koloni�
drugiej
generacji i by� ongi� stolic� sektora. Nie s�dzisz, �e jest to jaki� tytu� do
chwa�y dla �wiata po
tak wielu stuleciach zdruzgotanych p.i.?
Dirk kiwn�� g�ow�.
� Tak, wiem co nieco o historii. Ale wydaje mi si�, �e ty znasz si� na niej
znacznie lepiej.
� Jestem historykiem � wyja�ni� Vikary. � Wi�ksza cz�� mojej pracy by�a
po�wi�cona
odtworzeniu historycznych wydarze� kryj�cych si� za mitami mojego �wiata,
Dumnego
Kavalaanu. Ironjade wys�a�o mnie wielkim kosztem na Avalon, bym w tym celu
przeszuka�
banki danych starych komputer�w. Sp�dzi�em tam jednak dwa lata i mia�em sporo
wolnego
czasu, wi�c zainteresowa�em si� szerzej histori� ludzko�ci.
Dirk nie odezwa� si�. Ponownie spojrza� na �wit. Czerwony dysk T�ustego Szatana
wynurzy� si� ju� do po�owy zza horyzontu i wida� by�o trzecie ��te s�o�ce.
Le�a�o nieco na
p�noc od pozosta�ych i by�o tylko gwiazd�.
� Czerwona gwiazda jest nadolbrzymem � zauwa�y� Dirk � ale wydaje si� tylko
troch�
wi�ksza od s�o�ca Avalonu. Musi ju� by� bardzo daleko. Powinno tu by� zimniej.
Powinien ju�
wr�ci� l�d. A jest tylko ch�odno.
� To nasza zas�uga � oznajmi� Vikary z niejak� dum�. � To znaczy nie Dumnego
Kavalaanu, ale to robota in�ynier�w ze �wiat�w zewn�trznych. Na Toberze
przechowano przez
lata Upadku znaczn� cz�� technologii p� si�owych, u�ywanej przez Ziemskich
Imperia��w.
Przez te wszystkie stulecia Toberczycy zdo�ali j� jeszcze udoskonali�. Gdyby nie
ich tarcza,
festiwal nie m�g�by si� odby�. W perihelium �ar Korony Piekie� i T�ustego
Szatana by� tak
wielki, �e atmosfera Worlornu wyparowa�aby, a morza zagotowa�yby si�, gdyby
toberska
tarcza nie powstrzyma�a tej furii. Dzi�ki niej mieli�my tu d�ugie, ciep�e lato.
Teraz z kolei
hamuje ona ucieczk� ciep�a. Jej mo�liwo�ci s� jednak ograniczone, tak jak
wszystko. Zimno
nadejdzie.
� Nie spodziewa�em si�, �e spotkamy si� w ten spos�b � stwierdzi� Dirk. � Czemu
tu
przyszed�e�?
� To przypadek. Przed wielu laty Gwen powiedzia�a mi, �e lubisz patrze� na �wit.
M�wi�a
mi te� inne rzeczy, Dirku t�Larien. Wiem o tobie znacznie wi�cej ni� ty o mnie.
Dirk roze�mia� si�.
� To prawda. Do wczoraj nie wiedzia�em nawet o twoim istnieniu.
Twarz Jaana Vikary�ego nagle spowa�nia�a.
� Ale ja istniej�. Pami�taj o tym, a b�dziemy mogli zosta� przyjaci�mi. Mia�em
nadziej�,
�e b�d� m�g� pom�wi� z tob� w cztery oczy i powiedzie� ci to, nim pozostali si�
obudz�. Nie
jeste�my na Avalonie, t�Larien, a dzi� to nie wczoraj. To jest umieraj�cy �wiat
festiwalu, �wiat
bez kodeksu. Dlatego ka�dy z nas musi si� sztywno trzyma� kodeks�w, jakie
przynie�li�my ze
sob�. Nie poddawaj mojego pr�bie. Od czasu pobytu na Avalonie stara�em si�
my�le� o sobie
jako o Jaanie Vikarym, ale nadal jestem Kavalarem. Nie zmuszaj mnie, bym sta�
si� Jaantonym
Riv Wolfem high-Ironjade Vikarym.
Dirk wsta�.
� Nie jestem pewien, co masz na my�li � zacz�� � ale s�dz�, �e potrafi� okaza�
ci
serdeczno��. Z pewno�ci� nie mam nic przeciwko tobie, Jaan.
Wydawa�o si�, �e jego s�owa usatysfakcjonowa�y Vikary�ego. Kavalar kiwn�� z
namys�em
g�ow� i si�gn�� do kieszeni spodni.
� To symbol mojej przyja�ni i troski o ciebie � oznajmi�. W d�oni trzyma� czarn�
spink� do
ko�nierza w kszta�cie male�kiej manty. � Czy zechcesz j� nosi� podczas pobytu
tutaj?
Dirk wzi�� j� w r�k�.
� Jak sobie �yczysz � odpar� i u�miechn�� si�, s�ysz�c oficjalny ton Kavalara.
Wpi�� spink�
w ko�nierz.
� �wit jest tu mroczny � stwierdzi� Vikary � a dzie� niewiele lepszy. Zejd�my do
naszych
pokoj�w. Obudzimy pozosta�ych, a potem co� zjemy.
Apartament, kt�ry Gwen dzieli�a z dwoma Kavalarami, by� ogromny. Nad salonem o
wysokim suficie dominowa� kominek wysoko�ci dw�ch metr�w i dwukrotnie wi�kszej
szeroko�ci. Umieszczono nad nim ciemnoszary gzyms, na kt�rym przycupn�y �ypi�ce
spode
�ba maszkarony, pilnuj�ce popio��w. Vikary poprowadzi� Dirka obok nich � przez
wielki,
czarny dywan � do niemal r�wnie przestronnej jadalni. Dirk usiad� na drewnianym
krze�le o
wysokim oparciu, jednym z dwunastu ustawionych wok� pot�nego sto�u. Jego
gospodarz
uda� si� po jedzenie i towarzystwo.
Wr�ci� po chwili, nios�c tac� wy�o�on� cienkimi plasterkami br�zowego mi�sa oraz
kosz z
zimnymi bu�eczkami. Postawi� je przed Dirkiem, po czym odwr�ci� si� i wyszed�.
Ledwie zd��y� opu�ci� pok�j, a otworzy�y si� drugie drzwi i do �rodka wesz�a
u�miechni�ta, rozespana Gwen. Mia�a wyblak�e spodnie, bezkszta�tn� zielon�
koszulk� z
d�ugimi r�kawami i star� przepask� na g�owie. Wewn�trz lewego r�kawa Dirk
dostrzeg� b�ysk
ci�kiej bransolety z nefrytu i srebra, mocno zaci�ni�tej na przedramieniu. Krok
za Gwen
pod��a� jaki� m�czyzna, niemal dor�wnuj�cy wzrostem Vikary�emu, ale kilka lat
od niego
m�odszy i znacznie szczuplejszy. Ubrany by� w kombinezon z kr�tkimi r�kawami,
uszyty z
br�zowoczerwonej kameleonowej tkaniny. Skierowa� na przybysza spojrzenie
intensywnie
niebieskich oczu � Dirk nigdy w �yciu nie widzia� takiej barwy � osadzonych w
wychud�ej
ko�cistej twarzy poro�ni�tej bujn�, rud� brod�.
Gwen usiad�a. Rudobrody m�czyzna zatrzyma� si� przed Dirkiem.
� Jestem Garse Ironjade Janacek � oznajmi�, unosz�c d�onie. Dirk wsta�, by
przycisn�� do
nich swoje.
Zauwa�y�, �e Garse Ironjade Janacek nosi laserowy pistolet w sk�rzanej kaburze,
przytwierdzonej do srebrzystego pasa ze stalowej siatki. Na jego prawym
przedramieniu
widnia�a czarna bransoleta, taka sama jak noszona przez Vikary�ego � �elazo i
co�, co
wygl�da�o jak �wiecik.
� Zapewne wiesz, kim jestem � stwierdzi� Dirk.
� Wiem � przyzna� Garse z lekkim z�o�liwym u�mieszkiem. Obaj m�czy�ni usiedli.
Gwen poch�ania�a ju� bu�k�. Gdy Dirk usiad� naprzeciwko niej, wyci�gn�a r�k�
nad
sto�em i dotkn�a ma�ej manty w jego ko�nierzu, u�miechaj�c si� do siebie z
jakiego� powodu.
� Widz�, �e spotkali�cie si� ju� z Jaanem � zauwa�y�a.
� Poniek�d � odpar� Dirk. W tej samej chwili wr�ci� Vikary. W prawej d�oni
�ciska�
niezgrabnie r�czki czterech cynowych kuf