7711

Szczegóły
Tytuł 7711
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7711 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7711 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7711 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

George R. R. Martin �wiat�o si� mroczy Dying of the Light Prze�o�y� Micha� Jakuszewski Wydanie oryginalne: 1977 Wydanie polskie: 2004 Dla Rachel, kt�ra mnie kiedy� kocha�a Prolog Wyrzutek, w�drowiec bez celu, odpad procesu stworzenia, �w �wiat by� tym wszystkim naraz. Przez niezliczone stulecia spada� samotnie bez celu przez zimn� pustk� pomi�dzy s�o�cami. Na jego bezs�onecznym niebosk�onie pokolenia gwiazd nast�powa�y po sobie w majestatycznym korowodzie, lecz on nie nale�a� do �adnej z nich. By� samodzielnym �wiatem i nie podlega� nikomu. W pewnym sensie nie by� nawet cz�ci� galaktyki, gdy� jego chaotyczna trasa przecina�a jej p�aszczyzn� niczym gw�d� wbity w okr�g�y, drewniany blat sto�u. Nie nale�a� do niczego opr�cz pustki. A pustka by�a bardzo blisko. W zaraniu historii ludzko�ci �wiat-wyrzutek przedar� si� przez zas�on� mi�dzygwiezdnego py�u, przes�aniaj�c� male�ki obszar po�o�ony nieopodal g�rnej kraw�dzi wielkiej soczewki galaktyki. Le�a�a za ni� zaledwie garstka gwiazd � oko�o trzydziestu. Dalej zaczyna�a si� noc, czarniejsza ni� wszystko, co �wiat zna� do tej pory. Tam w�a�nie, spadaj�c przez spowite w cieniu pogranicze, �wiat napotka� rozproszonych ludzi. Najpierw znale�li go Ziemscy Imperia�owie, u szczytu swej szalonej, przyprawiaj�cej o zawr�t g�owy ekspansji, gdy Imperium Federalne Starej Ziemi wci�� jeszcze pr�bowa�o w�ada� wszystkimi ludzkimi �wiatami, nie zwa�aj�c na dziel�ce je niewiarygodne odleg�o�ci. Wojenny gwiazdolot o nazwie �Mao Tse-tung� zosta� uszkodzony podczas ataku na Hrangan, jego za�oga pad�a na stanowiskach, a silniki to si� w��cza�y, to wy��cza�y. On w�a�nie sta� si� pierwszym statkiem kr�lestwa ludzi, kt�ry przedosta� si� przez Welon Kusicielki. �Mao� by� wrakiem, pozbawionym powietrza i wype�nionym groteskowo wygl�daj�cymi trupami, kt�re ko�ysa�y si� bez celu w jego korytarzach, mniej wi�cej raz na stulecie ocieraj�c si� o grodzie. Mimo to jego komputery nadal dzia�a�y, raz po raz �lepo powtarzaj�c operacje, a czujniki funkcjonowa�y na tyle sprawnie, by nanie�� bezimiennego w�drowca na gwiezdne mapy, gdy statek widmo wyszed� z nadprzestrzeni w odleg�o�ci kilku minut �wietlnych od niego. Prawie siedem stuleci p�niej kupiec z Tobera natkn�� si� przypadkiem na �Mao Tse- tunga� i znalaz� t� notatk�. Nie zainteresowa�a ona w�wczas nikogo, gdy� o istnieniu tego �wiata dowiedziano si� ju� wcze�niej. Drugim jego odkrywc� by�a Celia Marcyan. Jej ��owca Cieni� okr��a� pogr��on� w mroku planet� przez standardowy dzie�, a wydarzy�o si� to podczas pokolenia interregnum, kt�re nasta�o po Upadku. Na w�drowcu nie by�o jednak nic, co zainteresowa�oby Celi�, tylko ska�y, l�d i bezkresna noc. Dlatego szybko ruszy�a w dalsz� drog�. Lubi�a jednak nadawa� nazwy i, nim go opu�ci�a, obdarzy�a imieniem r�wnie� ten �wiat. Nazwa�a go Worlornem, nigdy jednak nie powiedzia�a, dlaczego akurat tak ani co to s�owo znaczy. Worlorn i ju�. Potem odlecia�a ku innym �wiatom i innym opowie�ciom. Nast�pnym go�ciem by� Kleronomas. W roku 46 p.i. jego statek zwiadowczy okr��y� kilkakrotnie planet� i sporz�dzi� map� pustkowia. Czujniki gwiazdolotu wydar�y �wiatu wszystkie sekrety. Okaza�o si�, �e jest on wi�kszy i bogatszy ni� wi�kszo�� podobnych planet, a jego zamarzni�ta atmosfera i skute lodem oceany czekaj� na przebudzenie. Niekt�rzy utrzymuj�, �e pierwszymi, kt�rzy wyl�dowali na Worlornie, byli Tomo i Walberg, a uczynili to w 97 p.i., podczas swej szale�czej wyprawy maj�cej na celu przemierzenie galaktyki. Czy to prawda? Raczej nie. Historie o Tomo i Walbergu opowiada si� na wszystkich �wiatach kr�lestwa ludzi, ale �Marzycielska Kurwa� nigdy nie wr�ci�a, kt� wi�c mo�e wiedzie�, gdzie l�dowa�a? W wiadomo�ciach na temat p�niejszych wizyt jest ju� wi�cej fakt�w, a mniej legend. Worlorn nie nale�a� do �adnej gwiazdy, by� bezu�yteczny i niezbyt interesuj�cy, lecz mimo to uwzgl�dniano go na wi�kszo�ci gwiezdnych map Kraw�dzi, regionu o garstce s�abo zaludnionych �wiat�w, ci�gn�cego si� mi�dzy ciemnymi jak dym gazami Welonu Kusicielki a samym Wielkim Czarnym Morzem. Potem, w roku 446 p.i., badaniami Worlornu zaj�� si� pewien astronom z Wolfheimu. Po raz pierwszy kto� zada� sobie trud, by zestawi� koordynaty, i nagle wszystko si� zmieni�o. �w wolfma�ski astronom nazywa� si� Ingo Haapala. Gdy wypad� z pokoju komputerowego, by� straszliwie podekscytowany, co cz�sto zdarza si� Wolfmanom. Na Worlornie mia� nasta� dzie� � d�ugi i jasny. Gwiazdozbi�r zwany Kr�giem Ognia �arzy� si� na niebie wszystkich �wiat�w zewn�trznych, a jego s�awa si�ga�a samej Starej Ziemi. W �rodku formacji znajdowa� si� czerwony nadolbrzym zwany Piast�, Okiem Piekie�, T�ustym Szatanem � nadano mu kilkana�cie r�nych nazw. Wok� niego, w r�wnych odleg�o�ciach od siebie � niczym sze�� kamyk�w z ��tego p�omienia tocz�cych si� w tej samej bru�dzie � kr��y�y pozosta�e gwiazdy: S�o�ca Troja�skie, Dzieci Szatana, Korona Piekie�. Nazwy nie mia�y znaczenia. Liczy� si� tylko sam Kr�g: sze�� ��tych gwiazd �redniej wielko�ci sk�adaj�cych ho�d ogromnemu, czerwonemu w�adcy. By� to najbardziej nieprawdopodobny, a zarazem najbardziej stabilny uk�ad wielokrotny, jaki kiedykolwiek odkryto. Kr�g sta� si� sensacj� tygodnia, now� tajemnic� dla ludzko�ci, kt�ra znudzi�a si� ju� starymi zagadkami. Na bardziej cywilizowanych �wiatach naukowcy wysuwali teorie, kt�re mia�y wyja�ni� to zjawisko, a za Welonem Kusicielki zrodzi� si� wok� niego kult. Ludzie opowiadali o zaginionym gatunku gwiezdnych in�ynier�w, kt�rzy przesuwali ca�e s�o�ca, by zbudowa� sobie pomnik. Przez kilka dziesi�cioleci naukowe spekulacje i przes�dna cze�� gorza�y jasnym p�omieniem, po czym zacz�y przygasa�. Wkr�tce o sprawie zapomniano. Wolfman Haapala og�osi�, �e Worlorn okr��y powoli Kr�g Ognia po szerokiej hiperboli, nie docieraj�c do w�a�ciwego uk�adu, lecz bardzo si� do niego zbli�aj�c, przez pi��dziesi�t standardowych lat ogrzeje si� w s�onecznym blasku, a potem znowu pomknie w ciemno�� Kraw�dzi, minie Ostatnie Gwiazdy i pogr��y si� w Wielkim Czarnym Morzu mi�dzygalaktycznej pustki. To by�y niespokojne stulecia, gdy Dumny Kavalaan i inne �wiaty zewn�trzne po raz pierwszy pozna�y smak chwa�y i gor�co pragn�y odnale�� swe miejsce w pe�nej nieszcz�� historii ludzko�ci. Wszyscy wiedz�, co si� w�wczas wydarzy�o. Kr�g Ognia zawsze by� chlub� �wiat�w zewn�trznych, lecz do tej pory by�a to chluba pozbawiona planet. Gdy Worlorn zbli�a� si� do �r�d�a blasku, panowa�o na nim stulecie burz: lata topnienia lodu, aktywno�ci wulkanicznej i trz�sie� ziemi. Zamarzni�ta atmosfera budzi�a si� stopniowo do �ycia, a straszliwe wichry zawodzi�y niczym monstrualne niemowl�ta. Temu w�a�nie musieli stawi� czo�o przybysze ze �wiat�w zewn�trznych. Terraformerzy nadlecieli z Tobera w Welonie, a stra�nicy pogody � z Mrocznego �witu. Dotar�y te� inne ekipy: z Wolfheimu, Kimdissa, Emerelu p.i. oraz �wiata Oceanu Czarnego Wina. Wszystkim kierowali ludzie z Dumnego Kavalaanu, gdy� w�a�nie ten �wiat og�osi� sw� suwerenno�� nad w�drowcem. Walka przybyszy trwa�a z g�r� stulecie, a ci, kt�rzy zgin�li, s� nadal dla dzieci Kraw�dzi czym� bliskim mitu. W ko�cu jednak Worlorn poskromiono. Powsta�y na nim miasta, w �wietle Kr�gu wyros�y niezwyk�e lasy, a na swobod� wypuszczono zwierz�ta, kt�re o�ywi�y planet�. W 589 p.i. zacz�� si� Festiwal Kraw�dzi. T�usty Szatan wype�nia� czwart� cz�� nieba, a wok� niego jasno p�on�y jego dzieci. Pierwszego dnia Toberczycy pozwolili, by ich stratotarcza zamigota�a, dzi�ki czemu chmury i blask s�o�c zata�czy�y w kalejdoskopowych wzorach. Potem nadesz�y kolejne dni i przylecia�y statki. Ze wszystkich �wiat�w zewn�trznych, a tak�e z innych, le��cych dalej. Z Tary i Daronne po drugiej stronie Welonu, z Avalonu i �wiata Jamisona, z planet tak odleg�ych, jak Newholme, Stary Posejdon, a nawet sama Stara Ziemia. Przez pi�� standardowych lat Worlorn mkn�� ku perihelium, a przez pi�� nast�pnych oddala� si� od niego. W roku 599 p.i. festiwal zamkni�to. Worlorn wkroczy� w p�mrok i pop�dzi� na spotkanie nocy. Rozdzia� 1 Za oknem woda pluska�a o pale drewnianego pomostu biegn�cego wzd�u� kana�u. Dirk t�Larien uni�s� wzrok i zobaczy� nisk�, czarn� bark�, kt�ra przep�ywa�a obok powoli, sk�pana w ksi�ycowym blasku. Na jej rufie przystan�a samotna posta�, wsparta na d�ugiej, ciemnej tyczce. Obraz by� wyj�tkowo wyrazisty, gdy� wysoko na niebie sta� ksi�yc Braque, wielki jak pi�� i bardzo jasny. Za nim ci�gn�a si� martwa, pe�na opar�w ciemno��, nieruchoma kurtyna, kt�ra przes�ania�a dalej po�o�one gwiazdy. Ob�ok py�u i gazu, pomy�la� Dirk. Welon Kusicielki. Pocz�tek nadszed� d�ugo po ko�cu: szeptoklejnot. Owini�ty by� w liczne warstwy srebrnej folii oraz mi�kki, ciemny aksamit, tak jak wtedy, gdy da� go jej przed laty. Tej nocy rozpakowa� go, siedz�c przy oknie swego pokoju, kt�re wychodzi�o na szeroki, brudny kana�. Bezustannie kursowali po nim handlarze, popychaj�cy tyczkami swe wy�adowane owocami barki. Klejnot wygl�da� tak, jak go zapami�ta�: ciemnoczerwony, przeszyty cienkimi, czarnymi liniami, w kszta�cie �zy. Pami�ta� dzie�, gdy esper wyszlifowa� go dla nich na Avalonie. Po d�ugiej chwili odwa�y� si� go dotkn�� koniuszkiem palca. By� g�adki i bardzo zimny. G��boko w m�zgu m�czyzny rozleg� si� szept. Wspomnienia i obietnice, o kt�rych nie zapomnia�. Przyby� na Braque w�a�ciwie bez powodu. Nie mia� poj�cia, jak go znale�li. Zrobili to jednak i Dirk t�Larien odzyska� sw�j klejnot. � Gwen � rzek� cicho do siebie, po to by znowu ukszta�towa� to s�owo i poczu� na j�zyku znajome ciep�o. Jego Jenny, jego Guinevere, ukochana z porzuconych marze�. Min�o ju� siedem standardowych lat, pomy�la�, gdy jego palec g�aska� tak bardzo zimny klejnot. A wydawa�o si�, �e to siedem wiek�w. Wszystko by�o sko�czone. Czego mog�a od niego chcie�? M�czyzna, kt�ry j� kocha�, ten inny Dirk t�Larien, kt�ry sk�ada� obietnice i rozdawa� klejnoty, ju� dawno nie �y�. Dirk uni�s� r�k�, by odgarn�� z oczu kosmyk br�zowych, upstrzonych siwizn� w�os�w. Nagle, mimo woli, przypomnia� sobie, �e Gwen zawsze odgarnia�a jego w�osy, gdy chcia�a go poca�owa�. Poczu� si� bardzo zm�czony i zagubiony. Jego starannie piel�gnowany cynizm zachwia� si� w posadach. Na barki Dirka spad� ci�ar, widmowy ci�ar cz�owieka, jakim by� kiedy�. Rzeczywi�cie zmieni� si� przez te lata. Zawsze powtarza�, �e zm�drza�, lecz nagle ta m�dro�� nabra�a w jego ustach posmaku goryczy. Jego bez�adne my�li zatrzyma�y si� na obietnicach, kt�re z�ama�, marzeniach, kt�re od�o�y� na p�niej, by potem o nich zapomnie�, idea�ach, kt�rych si� wyrzek�, wspania�ej przysz�o�ci, kt�r� poch�on�y zgnilizna i nuda. Dlaczego mu o tym przypomnia�a? Up�yn�o zbyt wiele czasu, a on zbyt wiele prze�y�. Zapewne to samo dotyczy�o jej. Poza tym nigdy naprawd� nie chcia�, by zrobi�a u�ytek z szeptoklejnotu. To by� tylko g�upi gest, niedojrza�e pozerstwo m�odego romantyka. �adna rozs�dna, doros�a osoba nie mog�aby od niego wymaga� dotrzymania tak niedorzecznej przysi�gi. Nigdzie nie poleci, oczywi�cie. Przecie� nie zd��y� jeszcze pozna� Braque, mia� w�asne �ycie, wa�ne sprawy. Min�� bardzo d�ugi czas i Gwen przecie� nie mog�a oczekiwa�, �e wsi�dzie dla niej na statek i uda si� do zewn�trznych �wiat�w. Wyci�gn�� z niech�ci� r�k� i uj�� klejnot w d�o�, zaciskaj�c j� na nim mocno. Postanowi�, �e wyrzuci kamie� przez okno, w ciemne wody kana�u, a wraz z nim wszystko, co oznacza�. Gdy jednak klejnot znalaz� si� w jego u�cisku, przerodzi� si� w lodowate piek�o, a wspomnienia zak�u�y go jak no�e: ...dlatego, �e ona ci� potrzebuje, wyszepta� klejnot. Dlatego, �e obieca�e�. Nie poruszy� r�k�. Nie rozlu�ni� pi�ci. Ch��d wype�niaj�cy jego d�o� przeszed� z b�lu w odr�twienie. Ten drugi, m�odszy Dirk, Dirk Gwen. To on obieca�. Ale ona r�wnie�, przypomnia� sobie. Dawno temu na Avalonie. Stary esper, pomarszczony Emerelczyk o bardzo skromnym talencie i rudoz�otych w�osach, wyszlifowa� dwa klejnoty. Odczyta� Dirka t�Lariena, ca�� mi�o��, kt�r� darzy� on sw� Jenny, a potem zamkn�� w klejnocie tyle z tego uczucia, ile pozwoli�y mu jego niewielkie psioniczne moce. Potem uczyni� to samo z Gwen i oboje wymienili si� klejnotami. To by� jego pomys�. �By� mo�e nie zawsze tak b�dzie�, powiedzia� jej, cytuj�c s�owa staro�ytnego poety. Przy�lij mi to wspomnienie, a przyb�d�. Bez wzgl�du na to, gdzie si� znajd�, kiedy je otrzymam, czy co si� mi�dzy nami stanie. Przyb�d�, nie zadaj�c pyta�. Ta obietnica zosta�a jednak z�amana. Po sze�ciu miesi�cach Gwen go opu�ci�a. Dirk wys�a� jej klejnot, a ona si� nie zjawi�a. Dlatego nie spodziewa� si�, �e kiedykolwiek sama przypomni mu o tej obietnicy. A przecie� to zrobi�a. Czy naprawd� liczy�a na to, �e stawi si� na jej wezwanie? U�wiadomi� sobie ze smutkiem, �e m�czyzna, kt�rym by� w�wczas, ruszy�by do niej bez wzgl�du na wszystko, nie zwa�aj�c na to, jak bardzo jej nienawidzi� � czy j� kocha�. Ale tamten g�upiec dawno ju� spoczywa� w grobie. Zabi�y go czas i sama Gwen. Mimo to Dirk wys�ucha� klejnotu, wype�niony starymi uczuciami i nowym znu�eniem. W ko�cu uni�s� wzrok i pomy�la�: �No c�, mo�e jednak nie jest jeszcze za p�no�. Istnieje wiele sposob�w podr�owania mi�dzy gwiazdami i niekt�re z nich s� szybsze od �wiat�a, a inne nie, ale wszystkie powolne. Potrzeb� wi�kszej cz�ci �ycia cz�owieka, by statek zdo�a� przelecie� z jednego ko�ca kr�lestwa ludzi na drugi, a owo kr�lestwo � rozproszone �wiaty ludzko�ci oraz rozleg�a pustka mi�dzy nimi � jest jedynie male�kim fragmentem galaktyki. Braque jednak le�a�o blisko Welonu oraz ukrytych za nim �wiat�w zewn�trznych i istnia�y mi�dzy nimi kontakty handlowe. Dirk znalaz� statek. Zwa� si� on �Postrach Zapomnianych Wrog�w� i lecia� z Braque na Tar�, potem przez Welon na Wolfheim i Kimdiss, a wreszcie na Worlorn. Nawet z nap�dem nad�wietlnym podr� ta trwa�a z g�r� trzy miesi�ce. Dirk wiedzia�, �e zatrzymawszy si� na Worlornie, statek poleci dalej, na Dumny Kavalaan, Emerel p.i., a� wreszcie na Ostatnie Gwiazdy. Potem wr�ci do punktu wyj�cia t� sam�, uci��liw� drog�. Kosmoport m�g� przyjmowa� dwadzie�cia gwiazdolot�w dziennie, ale l�dowa� tu mo�e jeden statek na miesi�c. Wi�kszo�� jego zabudowa� by�a zamkni�ta, ciemna i opustosza�a. �Postrach� wyl�dowa� po�rodku niewielkiej, czynnej jeszcze cz�ci kosmoportu, tu� obok grupki znacznie od niego mniejszych prywatnych statk�w oraz cz�ciowo zdemontowanego toberskiego frachtowca. Cz�� ogromnego terminalu, zautomatyzowanego, lecz pozbawionego �ycia, by�a jeszcze o�wietlona. Dirk przeszed� przez ni� po�piesznie i wyszed� w noc, pust� noc �wiat�w zewn�trznych, w kt�rej rozpaczliwie brakowa�o gwiazd. Czekali na niego, tu� za g��wnym wej�ciem, mniej wi�cej tak, jak si� tego spodziewa�. Kapitan �Postrachu� przes�a� laserem wiadomo��, gdy tylko gwiazdolot wr�ci� w normaln� przestrze�. Gwen Delvano wysz�a mu na spotkanie, tak jak j� o to prosi�. Nie by�a jednak sama. Gdy opu�ci� terminal, sta�a pogr��ona w cichej, ostro�nej rozmowie z towarzysz�cym jej m�czyzn�. Dirk zatrzyma� si� tu� za drzwiami, u�miechn�� na tyle swobodnie, na ile tylko zdo�a�, i upu�ci� na ziemi� jedyn�, lekk� torb�, jak� ze sob� mia�. � Hej � odezwa� si� cicho. � Podobno macie tu festiwal. Odwr�ci�a si� na d�wi�k jego g�osu i parskn�a �miechem, kt�rego brzmienie tak dobrze pami�ta�. � Nie � zaprzeczy�a. � Sp�ni�e� si� o jakie� dziesi�� lat. Dirk skrzywi� si� i potrz�sn�� g�ow�. � Cholera � mrukn��. Potem znowu si� u�miechn��. Podesz�a do niego i obj�li si�. M�czyzna, nieznajomy, przygl�da� si� temu bez �ladu za�enowania. U�cisk nie trwa� d�ugo. Gdy tylko Dirk otoczy� j� ramionami, odsun�a si� od niego. Przystan�li bardzo blisko siebie, by zobaczy�, jak zmieni�y ich minione lata. Cho� by�a teraz starsza, prawie si� nie zmieni�a. Je�li nawet dostrzega� jakie� zmiany, zapewne wynika�y one tylko z niedoskona�o�ci jego pami�ci. Jej du�e, zielone oczy okaza�y si� nie takie wielkie ani takie zielone, jakimi je pami�ta�, wydawa�a si� te� nieco wy�sza i by� mo�e tak�e t�sza. To jednak by�y drobiazgi. U�miecha�a si� tak samo i mia�a identyczne w�osy: ciemne i pi�kne, opadaj�ce poni�ej ramion migotliw� kaskad�, czarniejsz� ni� noc �wiat�w zewn�trznych. Nosi�a bia�y pulower z golfem, �ci�gni�te pasem spodnie z mocnej kameleonowej tkaniny, kt�ra w tej chwili zdawa�a si� czarna jak noc, oraz grub� opask� na g�owie. Na Avalonie te� lubi�a si� tak ubiera�. Teraz jednak mia�a r�wnie� bransolet�, cho� by� mo�e w�a�ciwszym okre�leniem by�by naramiennik. Masywna ozdoba wykonana by�a z ch�odnego srebra wysadzanego nefrytami i pokrywa�a po�ow� lewego przedramienia. Gwen podwin�a r�kaw pulowera, by j� zademonstrowa�. � Schud�e�, Dirk � zauwa�y�a. Wzruszy� ramionami i wepchn�� r�ce do kieszeni kurtki. � Tak � przyzna�. Prawda wygl�da�a jednak tak, �e by� wymizerowany, a ramiona nadal mia� pochylone ku przodowi, gdy� za du�o si� garbi�. Up�yw lat zostawi� na nim r�wnie� inne pi�tna � w�osy mia� teraz bardziej siwe ni� br�zowe, podczas gdy kiedy� by�o na odwr�t, a przy tym prawie tak samo d�ugie jak w�osy Gwen, cho� faluj�ce i okrutnie potargane. � Min�o wiele czasu � zauwa�y�a Gwen. � Siedem standardowych lat � odpar�, kiwaj�c g�ow�. � Nie spodziewa�em si�, �e... Towarzysz�cy Gwen m�czyzna, nieznajomy, kaszln��, jakby chcia� im przypomnie�, �e nie s� sami. Dirk spojrza� na niego, a Gwen si� odwr�ci�a. Nieznajomy podszed� bli�ej i uk�oni� si� uprzejmie. By� niski, puco�owaty i mia� bardzo jasne, niemal bia�e w�osy. Nosi� jaskrawy zielono-��ty kombinezon z pseudojedwabiu, a na g�owie male�k�, czarn�, zrobion� na drutach czapeczk�, kt�ra utrzyma�a si� na miejscu, mimo �e nisko si� uk�oni�. � Arkin Ruark � przedstawi� si� Dirkowi. � Dirk t�Larien. � Arkin pracuje ze mn� nad projektem � wyja�ni�a Gwen. � Projektem? Zamruga�a. � Czy nawet nie wiesz, z jakiego powodu tu jestem? Nie mia� poj�cia. Szeptoklejnot przys�ano z Worlornu i Dirk wiedzia� tylko tyle, gdzie mo�e j� znale��. � Jeste� ekologiem � zacz��. � Na Avalonie... � Tak. W Instytucie. Dawno temu. Uko�czy�am studia, odebra�am papiery i od tego czasu przebywa�am na Dumnym Kavalaanie. Dop�ki nie wys�ano mnie tutaj. � Gwen nale�y do Zgromadzenia Ironjade � odezwa� si� Ruark. Z jego twarzy nie znika� lekki, nerwowy u�mieszek. � Ja reprezentuj� Akademi� Imprilsk�. Impril to miasto na Kimdissie. Rozumiesz? Dirk kiwn�� g�ow�. Ruark by� wi�c Kimdissianinem, mieszka�cem �wiat�w zewn�trznych, pracownikiem jednego z tamtejszych uniwersytet�w. � Impril i Ironjade, interesuje ich to samo, rozumiesz? Badania nad ekologicznymi interakcjami na Worlornie. Podczas festiwalu nie zrobiono tego jak nale�y, bo �aden ze �wiat�w zewn�trznych nie jest zbyt mocny w ekologii. To wiedza zapomniana p.i., jak mawiaj� Emerelczycy. St�d w�a�nie wzi�� si� ten projekt. Znali�my si� z Gwen ju� przedtem, tak si� nam przynajmniej zdawa�o, no c�, przybyli�my tu z tego samego powodu, wi�c rozs�dek podpowiada, �e powinni�my ze sob� wsp�pracowa�, �eby dowiedzie� si� jak najwi�cej. � Tak my�l� � zgodzi� si� Dirk. W tej chwili projekt nieszczeg�lnie go interesowa�. Chcia� pom�wi� z Gwen. Zerkn�� na ni�. � B�dziesz mi musia�a opowiedzie� o tym p�niej. Kiedy porozmawiamy. Bo s�dz�, �e chcesz porozmawia�. Popatrzy�a na niego dziwnie. � Tak, oczywi�cie. Mamy sobie wiele do opowiedzenia. Dirk podni�s� torb�. � Dok�d teraz? � zapyta�. � Czy m�g�bym si� gdzie� wyk�pa� i dosta� co� do jedzenia? Gwen i Ruark wymienili spojrzenia. � W�a�nie rozmawia�am o tym z Arkinem. Mo�esz si� zatrzyma� u niego. Mieszkamy w tym samym budynku. Tylko kilka pi�ter od siebie. Ruark pokiwa� g�ow�. � Ch�tnie, ch�tnie. To przyjemno�� wy�wiadczy� przys�ug� przyjacio�om, a obaj jeste�my przyjaci�mi Gwen, czy� nie tak? � Hm � odezwa� si� Dirk. � Z jakiego� powodu s�dzi�em, �e zamieszkam z tob�, Gwen. Przez jaki� czas nie mog�a na niego spojrze�. Zerkn�a na Ruarka, na ziemi�, na czarne nocne niebo, nim w ko�cu popatrzy�a mu w oczy. � By� mo�e � rzek�a ostro�nie. Z jej twarzy znikn�� u�miech. � Ale nie w tej chwili. Nie s�dz�, by to by�o obecnie najlepsze rozwi�zanie. Ale polecimy do domu, oczywi�cie. Mamy autolot. � T�dy � odezwa� si� Ruark, nim Dirk zd��y� sformu�owa� nast�pne zdanie. Dzia�o si� tu co� bardzo dziwnego. Na pok�adzie �Postrachu�, podczas d�ugich miesi�cy podr�y, setki razy wyobra�a� sobie scen� ich spotkania � czasami by�o ono czu�e i pe�ne mi�o�ci, w innych chwilach przeradza�o si� w gniewn� konfrontacj�, cz�sto za� przelewali mn�stwo �ez, nigdy jednak nie przysz�o mu na my�l, �e b�d� si� czuli skr�powani, trudno im si� b�dzie ze sob� porozumie�, a do tego b�dzie im towarzyszy� nieznajomy. Zaczyna� si� zastanawia�, kim w�a�ciwie jest Arkin Ruark i czy jego zwi�zek z Gwen rzeczywi�cie ma tylko zawodowy charakter. Ale z drugiej strony, nie dowiedzia� si� od nich niczego konkretnego. Nie wiedz�c, co powiedzie� ani co my�le�, wzruszy� ramionami i ruszy� za nimi w stron� autolotu. Droga by�a kr�tka, ale na widok wehiku�u Dirk zapomnia� j�zyka w g�bie. Podczas podr�y widzia� wiele r�nych autolot�w, ale �aden z nich nie przypomina� tego. Wielka, stalowoszara maszyna mia�a pot�ne, zakrzywione, tr�jk�tne skrzyd�a. Wydawa�a si� niemal �ywa, jak wielka lataj�ca manta wyrze�biona w metalu. Ma�a kabina o czterech siedzeniach znajdowa�a si� mi�dzy skrzyd�ami, pod kt�rymi Dirk wypatrzy� z�owieszczo wygl�daj�ce pr�ty. Spojrza� na Gwen, wskazuj�c na nie r�k�. � Czy to lasery? Kiwn�a g�ow�, u�miechaj�c si� niepewnie. � Czym ty latasz, do diab�a? � oburzy� si� Dirk. � To wygl�da jak maszyna bojowa. Czy maj� nas zaatakowa� Hranganie? Nie widzia�em nic podobnego, odk�d zwiedzali�my to muzeum w Instytucie na Avalonie. Gwen roze�mia�a si�, wzi�a od niego torb� i rzuci�a j� na tylne siedzenie. � Wsiadaj � poleci�a. � To zupe�nie normalny autolot z Dumnego Kavalaanu. Zacz�li je tam produkowa� dopiero niedawno. Ma przypomina� wygl�dem zwierz�, czarne banshee. To lataj�cy drapie�nik, zwierz�cy brat Zgromadzenia Ironjade. Odgrywa bardzo wa�n� rol� w ich folklorze. Mo�na powiedzie�, �e to co� w rodzaju totemu. Wdrapa�a si� do �rodka i usiad�a za dr��kiem sterowym. Ruark wszed� niezgrabnie za ni�, prze�a��c po opancerzonym skrzydle na tylne siedzenie. Dirk nie ruszy� si� z miejsca. � Ale on ma lasery! � ci�gn�� dalej. Gwen westchn�a. � Nie s� na�adowane. Nigdy nie by�y. Ka�dy autolot wyprodukowany na Dumnym Kavalaanie jest wyposa�ony w jakiego� rodzaju bro�. Tego wymaga tamtejsza kultura. Nie m�wi� tylko o Ironjade. Redsteel, Braith i Zwi�zek Shanagate post�puj� tak samo. Dirk okr��y� wehiku� i wdrapa� si� do �rodka obok Gwen. Jego twarz nie wyra�a�a �adnych uczu�. � A co to takiego? � To cztery kavalarskie koalicje schronie� � wyja�ni�a. � Mo�na je uzna� za ma�e pa�stwa albo wielkie rodziny. S� po trochu i jednym, i drugim. � Ale po co lasery? � Dumny Kavalaan jest gwa�town� planet� � wyja�ni�a Gwen. Ruark parskn�� �miechem. � Ach, Gwen � odezwa� si�. � To czysta nieprawda, czysta! � Nieprawda? � warkn�a. � Jak najbardziej � potwierdzi� Ruark. � Tak, czysta, poniewa� jeste� blisko prawdy, ale po�owa to nie ca�o��, najgorsze k�amstwo ze wszystkich. Dirk odwr�ci� si� na siedzeniu, by spojrze� na ma�ego, puco�owatego Kimdissianina. � S�ucham? � Dumny Kavalaan by� gwa�town� planet�, to prawda. Ale obecnie wygl�da to tak, �e przemoc tkwi w samych Kavalarach. S� wrogo nastawieni, wszyscy co do jednego. Wielu z nich to ksenofobi i rasi�ci. Pyszni i zazdro�ni. Ze swymi dumnymi wojnami i kodeksem pojedynkowym, tak, dlatego w�a�nie kavalarskie autoloty maj� bro�. �eby m�c walczy� w powietrzu! Ostrzegam ci�, t�Larien... � Arkin! � sykn�a Gwen przez z�by. Dirk poderwa� si�, s�ysz�c gwa�town� z�o�� w jej g�osie. Kobieta w��czy�a grawitor, dotkn�a dr��ka i autolot z j�kiem protestu poderwa� si� do lotu, wznosz�c si� szybko w g�r�. Port w dole by� jasno o�wietlony tylko tam, gdzie po�r�d mniejszych gwiazdolot�w sta� �Postrach Zapomnianych Wrog�w�, a pozosta�a jego cz�� pogr��ona by�a w mroku. Ciemno�� ci�gn�a si� a� po niewidoczny horyzont, gdzie czarna ziemia zlewa�a si� z jeszcze czarniejszym niebem. Znajdowali si� na Kraw�dzi. W g�rze ci�gn�a si� mi�dzygalaktyczna pustka, a w dole mroczna zas�ona Welonu Kusicielki. Dirk nie spodziewa� si�, �e poczucie osamotnienia b�dzie tu a� tak silne. Ruark da� za wygran�, mrucz�c co� pod nosem. Przez d�ug� chwil� w autolocie panowa�a kr�puj�ca cisza. � Arkin pochodzi z Kimdissa � odezwa�a si� wreszcie Gwen z wymuszonym u�mieszkiem. Dirk za dobrze j� pami�ta�, by si� na to nabra�. By�a tak samo podenerwowana jak przed chwil�, gdy ostro skarci�a Ruarka. � Nie rozumiem � przyzna�, czuj�c si� g�upio, gdy� oboje jego towarzysze najwyra�niej uwa�ali, �e powinien to rozumie�. � Nie urodzi�e� si� na �wiatach zewn�trznych � zacz�� Ruark. � Czy jeste� z Avalonu, Baldura lub jakiego� innego �wiata, wszystko jedno. Wy ludzie z Welonu nie znacie Kavalar�w. � Ani Kimdissian � doda�a Gwen nieco spokojniejszym tonem. Ruark chrz�kn��. � To by� sarkazm � wyja�ni� Dirkowi. � Kimdissianie i Kavalarzy, no c�, my nie bardzo si� ze sob� lubimy, rozumiesz? Gwen pr�buje ci powiedzie�, �e jestem uprzedzony i nie powiniene� mi wierzy�. � Tak, Arkin � zgodzi�a si�. � Dirk, on nie zna Dumnego Kavalaanu, nie rozumie jego kultury ani mieszka�c�w. Tak jak wszyscy Kimdissianie, powie ci o nich tylko to, co najgorsze. Rzeczywisto�� jest jednak bardziej skomplikowana, ni� mu si� wydaje. Pami�taj o tym, kiedy ten wygadany �obuz zacznie nad tob� pracowa�. To nie powinno by� trudne. W dawnych czasach zawsze mi powtarza�e�, �e ka�da kwestia ma trzydzie�ci r�nych stron. Dirk parskn�� �miechem. � Tak by�o � przyzna�. � Chocia� ostatnio doszed�em do wniosku, �e trzydzie�ci to zbyt ma�a liczba. Ale nadal nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. Na przyk�ad ten autolot. Czy on wi��e si� z twoj� prac�? Czy mo�e musisz �ata� w takim czym�, bo pracujesz dla Zgromadzenia Ironjade? � Ach � odezwa� si� g�o�no Ruark. � Nie mo�na pracowa� dla Zgromadzenia Ironjade, Dirk. Albo si� do niego nale�y, albo nie. S� tylko dwie mo�liwo�ci. Je�li kto� nie nale�y do Ironjade, nie mo�e dla niego pracowa�. � Tak � zgodzi�a si� Gwen. W jej g�osie ponownie zabrzmia� ostry ton. � A ja do niego nale��. Chcia�abym, �eby� o tym pami�ta�, Arkin, bo czasami zaczynasz mnie denerwowa�. � Gwen, Gwen � zawo�a� wyra�nie podekscytowany Ruark. � Jeste� moj� przyjaci�k�, pokrewn� dusz�. We dwoje brali�my si� za bary z wielkimi problemami. Nie chcia�em ci� urazi�, nigdy bym tego nie zrobi�. Ale ty nie jeste� jedn� z Kavalar�w, w �aden spos�b. Przede wszystkim jeste� kobiet�, prawdziw� kobiet�, a nie jak�� tam eyn-kethi albo betheyn. � Tak? Nie jestem ni�? Ale nosz� wi�zy nefrytu i srebra. � Spojrza�a na Dirka i �ciszy�a g�os. � To dla Jaana � wyja�ni�a. � To w�a�ciwie jest jego autolot. Dlatego nim latam, odpowiadaj�c na twoje pytanie. Dla Jaana. Zapad�a cisza, m�cona jedynie �wistem wiatru, kt�ry owiewa� ich, gdy mkn�li przez mrok, i targa� d�ugimi, prostymi w�osami Gwen i spl�tanymi kud�ami Dirka. Przedziera� si� niczym n� przez jego cienkie ubranie z Braque. Dirk zastanawia� si� przez chwil�, dlaczego kabina nie ma os�ony, a tylko ma�� przedni� szyb�, kt�ra nie przydawa�a si� w�a�ciwie na nic. Spl�t� ciasno ramiona na piersi i wcisn�� si� w siedzenie. � Dla Jaana? � powt�rzy� cicho. Wiedzia�, �e otrzyma odpowied� na to pytanie, i l�ka� si� jej, gdy� Gwen wypowiedzia�a owo imi� z dziwn� nut� wyzwania w g�osie. � On o niczym nie wie � odezwa� si� Ruark. Gwen westchn�a. Dirk zauwa�y�, �e znowu jest spi�ta. � Przykro mi, Dirk. My�la�am, �e wiesz. Min�o tak wiele czasu i s�dzi�am, no c�, �e kto� z ludzi, kt�rych oboje znali�my na Avalonie, na pewno ci powiedzia�. � Nie widuj� ju� nikogo � odpar� ostro�nie Dirk. � Z naszych wsp�lnych znajomych. No wiesz, du�o podr�owa�em. Braque, Prometeusz, �wiat Jamisona... � M�wi� g�osem, kt�ry brzmia� pusto i czczo w jego uszach. Przerwa� i prze�kn�� �lin�. � Kto to jest Jaan? � Jaantony Riv Wolf high � Ironjade Vikary � uszczeg�owi� Ruark. � Jaan jest moim... � Zawaha�a si�. � Nie�atwo to wyt�umaczy�. Jestem betheyn Jaana i cro-betheyn jego teyna, Garse�a. Obejrza�a si� za siebie, odrywaj�c na chwil� wzrok od tablicy rozdzielczej, po czym znowu wpatrzy�a si� w ni�. Na twarzy Dirka nie by�o wida� zrozumienia. � M�em � doko�czy�a, wzruszaj�c ramionami. � Przykro mi, Dirk. To nie do ko�ca prawda, ale nie potrafi� lepiej tego wyja�ni� jednym s�owem. Jaan jest moim m�em. Dirk, kt�ry siedzia� wtulony w fotel z r�kami skrzy�owanymi na piersi, nie odezwa� si�. By�o mu zimno, czu� si� zraniony i zastanawia� si�, co w�a�ciwie tu robi. Przypomnia� sobie szeptoklejnot i nic mu to nie wyja�ni�o. Z pewno�ci� mia�a jaki� pow�d, by mu go wys�a�, i z czasem mu o tym powie. Szczerze m�wi�c, raczej nie m�g� liczy� na to, �e pozostanie samotna. W porcie my�la� nawet przez chwil�, �e mo�e Ruark... i to mu zbytnio nie przeszkadza�o. Gdy milcza� ju� zbyt d�ugo, Gwen ponownie obejrza�a si� i spojrza�a na niego. � Przykro mi � powt�rzy�a. � Dirk, naprawd�. Nie powiniene� by� tu przylatywa�. Ma racj�, pomy�la�. Od tej chwili podr�owali w milczeniu. Wypowiedziano ju� s�owa, nie takie, jakich pragn�� Dirk, lecz inne, kt�re nic nie zmienia�y. Nadal przebywa� na Worlornie i Gwen siedzia�a obok niego, lecz nagle sta�a si� mu obca. Oboje byli sobie obcy. Zapad� si� jeszcze g��biej w siedzenie, pogr��ony w my�lach, a jego twarz owiewa� zimny wiatr. Na Braque z jakiego� powodu uzna�, i� szeptoklejnot oznacza, �e Gwen przywo�uje go z powrotem, �e pragnie, by do niej wr�ci�. Martwi� si� jedynie o to, czy on mo�e do niej wr�ci�, czy Dirk t�Larien potrafi jeszcze kocha� i by� kochany. Teraz jednak zrozumia�, �e wcale nie o to chodzi�o. Przy�lij mi to wspomnienie, a przyb�d�, nie zadaj�c pyta�. Tak brzmia�a obietnica, jedyna obietnica. Nie by�o w niej nic wi�cej. Ogarn�� go gniew. Dlaczego to zrobi�a? Trzyma�a w r�ku klejnot i czu�a to samo co on. Powinna si� by�a domy�li�. �adna jej potrzeba nie mog�a by� warta ceny tego wspomnienia. Potem jednak Dirk t�Larien uspokoi� si�. Je�li zacisn�� mocno powieki, znowu m�g� ujrze� kana� na Braque oraz samotn�, czarn� bark�, kt�ra przez kr�tk� chwil� wydawa�a mu si� tak wa�na. Przypomnia� sobie te� sw� determinacj�, by podj�� kolejn� pr�b�, aby sta� si� takim, jakim by� kiedy�, wr�ci� do niej i da� jej tyle, ile b�dzie w stanie, bez wzgl�du na to, czego mog�a od niego oczekiwa�. Mia� to zrobi� nie tylko dla niej, lecz r�wnie� dla siebie. Wyprostowa� si� z wysi�kiem, rozprostowa� ramiona, otworzy� oczy i skierowa� twarz pod zimny wiatr. Potem spojrza� z rozmys�em na Gwen i u�miechn�� si� do niej nie�mia�o, jak za dawnych czas�w. � Ach, Jenny � powiedzia�. � Mnie te� jest przykro. Ale to nie ma znaczenia. Nie wiedzia�em o tym, ale to nie ma znaczenia. Ciesz� si�, �e przylecia�em, i ty te� powinna� si� cieszy�. Siedem lat to bardzo d�ugo, prawda? Zerkn�a na niego, a potem spojrza�a z powrotem na instrumenty, oblizuj�c nerwowo wargi. � Tak. Siedem lat to bardzo d�ugo, Dirk. � Czy spotkam Jaana? Kiwn�a g�ow�. � I Garse�a, jego teyna, r�wnie�. Gdzie� na dole s�ycha� by�o szum zagubionej w ciemno�ci rzeki. D�wi�k wkr�tce umilk�, bo lecieli do�� szybko. Dirk wychyli� si� na zewn�trz i spojrza� w przemykaj�c� za skrzyd�ami ciemno��. Po chwili uni�s� wzrok. � Przyda�oby si� wi�cej gwiazd � poskar�y� si�. � Mam wra�enie, �e �lepn�. � Wiem, co masz na my�li � przyzna�a Gwen. U�miechn�a si� i nagle Dirk poczu� si� tak dobrze, jak nie czu� si� od dawna. � Pami�tasz niebo na Avalonie? � zapyta�. � Tak. Oczywi�cie. � Tam by�o mn�stwo gwiazd. To by� pi�kny �wiat. � Worlorn te� bywa pi�kny � odpar�a. � Jak wiele o nim wiesz? � Niewiele � przyzna� Dirk, nie spuszczaj�c z niej spojrzenia. � S�ysza�em o festiwalu, o tym, �e to planeta-wyrzutek, i w�a�ciwie niewiele wi�cej. Jedna kobieta na statku powiedzia�a mi, �e odkryli go Tomo i Walberg podczas swej podr�y na koniec galaktyki. � To niezupe�nie tak � zaprzeczy�a Gwen. � Ale w tej opowie�ci jest pewien urok. Tak czy inaczej, wszystko, co zobaczysz, to pozosta�o�� festiwalu. W�a�ciwie jest ni� ca�a planeta. W tej imprezie uczestniczy�y wszystkie �wiaty Kraw�dzi. Ka�da kultura ma swe odbicie w jednym z miast. Jest ich czterna�cie, bo reprezentuj� czterna�cie �wiat�w Kraw�dzi. Mi�dzy nimi le�y kosmoport oraz B�onia, kt�re s� czym� w rodzaju parku. W�a�nie nad nimi przelatujemy. B�onia nie s� zbyt ciekawe, nawet za dnia. W latach festiwalu urz�dzano tam wystawy i zawody. � A czym zajmuje si� wasz projekt? � Pustkowiami � wyja�ni� Ruark. � Wszystkim, co le�y poza miastami, za �cian� g�r. � Popatrz � odezwa�a si� Gwen. Dirk popatrzy�. Na horyzoncie majaczy� �a�cuch g�rski, czarna, wyszczerbiona bariera, kt�ra wyrasta�a ponad B�onia, przes�aniaj�c ni�ej po�o�one gwiazdy. Wysoko na jednym ze szczyt�w wida� by�o iskr� krwawoczerwonego blasku, kt�ra ros�a, w miar� jak si� do niej zbli�ali. Ros�a, lecz nie ja�nia�a. Jej blask ci�gle mia� barw� m�tnej, gro�nej czerwieni, kt�ra z jakiego� powodu przywodzi�a Dirkowi na my�l szeptoklejnot. � To nasz dom � oznajmi�a Gwen. � Miasto Larteyn. Lar po starokavalarsku znaczy �niebo�. To miasto Dumnego Kavalaanu. Niekt�rzy nazywaj� je Ognistym Fortem. Wystarczy�o jedno spojrzenie, by Dirk zrozumia� dlaczego. Zbudowane na g�rskim stoku, maj�ce pod sob� i za sob� ska��, miasto to by�o r�wnie� fortec� � masywn� i kwadratow�, otoczon� grubym murem z w�skimi szczelinami okien. Nawet widoczne za miejskimi murami wie�e wygl�da�y na ci�kie i mocne. A tak�e niskie. Majaczy�a nad nimi g�ra, kt�rej ciemna ska�a l�ni�a krwawym, odbitym blaskiem. �wiat�a samego miasta nie by�y jednak odbiciem. Mury i ulice Larteynu gorza�y pos�pnym, matowym ogniem, kt�ry pochodzi� od ich budulca. � To �wiecik � wyja�ni�a Gwen w odpowiedzi na niezadane pytanie. � Za dnia poch�ania �wiat�o, by potem emitowa� je w nocy. Na Dumnym Kavalaanie u�ywa si� go g��wnie do wyrobu bi�uterii, ale z okazji festiwalu wydobywano go ca�ymi tonami, a potem wys�ano na Worlorn. � To imponuj�ce, na barokowy spos�b � przyzna� Ruark. � Na kavalarski spos�b. Dirk kiwn�� tylko g�ow�. � Szkoda, �e nie widzia�e� go dawniej � odezwa�a si� Gwen. � Larteyn spija� za dnia �wiat�o siedmiu s�o�c, a noc� o�wietla� ca�y �a�cuch g�rski. Jak sztylet z ognia. Teraz kamienie ju� blakn�, bo Kr�g z ka�d� chwil� oddala si� coraz bardziej. Za jakie� dziesi�� lat miasto zga�nie jak wypalony w�gielek. � Wydaje si� niezbyt du�e � zauwa�y� Dirk. � Ilu ludzi w nim mieszka�o? � Kiedy� milion. Widzisz tylko wierzcho�ek g�ry lodowej. Miasto jest wbudowane w g�r�. � To bardzo kavalarskie � wyja�ni� Ruark. � Wykute w kamieniu schronienie, ukryte g��boko pod powierzchni�. Ale teraz jest ju� puste. Wed�ug ostatniej rachuby zosta�o tu tylko dwudziestu ludzi, wliczaj�c w to nas. Autolot przelecia� nad zewn�trznym murem, pomkn�� wzd�u� urwiska ko�cz�cego szerok� skaln� p�k�, a wreszcie opad� pionowo w d�, mijaj�c ska�� i �wiecik. Dirk zobaczy� w dole szerokie chodniki, szeregi powiewaj�cych powoli flag oraz wielkie, rze�bione maszkarony o p�on�cych oczach ze �wiecika. Na bokach budynk�w z bia�ego kamienia i hebanowego drewna widnia�y d�ugie smugi czerwonego blasku, przypominaj�ce otwarte rany na ciele jakiej� ogromnej, czarnej bestii. Lecieli nad wie�ami, kopu�ami i ulicami, nad kr�tymi zau�kami i szerokimi bulwarami, nad otwartymi dziedzi�cami i ogromnym, wielopoziomowym teatrem pod otwartym niebem. Opustosza�e, wszystko by�o opustosza�e. Na sk�panych w czerwonym blasku ulicach Larteynu nie porusza�a si� ani jedna posta�. Gwen opu�ci�a maszyn� po spirali na dach czarnej, kwadratowej wie�y. Gdy zawis�a nad ni� i wy��czy�a stopniowo grawitor, by osi��� na powierzchni, Dirk zauwa�y� na parkingu dwie inne maszyny: ��ty, op�ywowy autolot w kszta�cie �zy oraz gro�n� wojskow� machin�, kt�ra mia�a chyba ze sto lat i wygl�da�a na pochodz�c� z demobilu. Kanciasty wehiku� oliwkowej barwy mia� gruby pancerz, dzia�ko laserowe zamontowane na masce i dysze silnik�w impulsowych z ty�u. Gwen posadzi�a metalow� mant� mi�dzy dwoma autolotami i wszyscy wyszli na dach. Gdy dotarli do szeregu wind, odwr�ci�a si� i spojrza�a na Dirka. W pos�pnym, czerwonawym �wietle jej twarz wydawa�a si� dziwnie zarumieniona. � Jest ju� p�no � powiedzia�a. � Lepiej si� prze�pijmy. Dirk nie zaprotestowa�, s�ysz�c to po�egnanie. � A Jaan? � zapyta�. � Spotkacie si� jutro � odpar�a. � Musz� z nim najpierw porozmawia�. � Dlaczego? � zapyta�, ale Gwen odwr�ci�a si� ju� i ruszy�a ku schodom. Potem przyby�a kabina, Ruark po�o�y� d�o� na jego ramieniu i poci�gn�� go do �rodka. Pojechali w d�, by spa� i �ni�. Rozdzia� 2 Dirk nie zazna� tej nocy odpoczynku. Gdy tylko zapada� w sen, zaraz wyrywa�y go z niego senne majaki: niespokojne, przesycone trucizn� wizje, z kt�rych � budz�c si� raz po raz � pami�ta� tylko urywki. W ko�cu da� za wygran�. Zacz�� grzeba� w swym baga�u, a� wreszcie znalaz� owini�ty w srebro i aksamit klejnot. Potem usiad� w ciemno�ci, �ciskaj�c kamie� w r�kach, by spija� jego zimne obietnice. Mija�y godziny. Dirk wsta�, ubra� si�, wsun�� klejnot do kieszeni i pow�drowa� sam na dach, by obserwowa� wsch�d Kr�gu. Ruark spa� g��boko, ale zaprogramowa� wcze�niej drzwi dla Dirka, wi�c ten nie mia� problemu z wyj�ciem. Dirk pojecha� kabin� na g�r� i przeczeka� resztki nocy, siedz�c na zimnym, metalowym skrzydle szarego autolotu. To by� niezwyk�y �wit, mroczny i gro�ny, a dzie�, kt�ry zrodzi�, r�wnie� by� ponury. Najpierw na horyzoncie pojawi�a si� niewyra�na, roz�wietlaj�ca chmury �una, czerwono-czarna plama b�d�ca bladym odbiciem �wiecik�w miasta. P�niej pojawi�o si� pierwsze s�o�ce: male�ka, ��ta kulka, na kt�r� Dirk m�g� patrze� bez os�ony oczu. Po kilku minutach w innym punkcie horyzontu wy�oni�o si� drugie s�o�ce, nieco wi�ksze i ja�niejsze. Cho� niew�tpliwie by�y czym� wi�cej ni� tylko gwiazdami, dawa�y wsp�lnie mniej �wiat�a ni� opas�y ksi�yc Braque. Wkr�tce potem nad B�onia zacz�a wype�za� Piasta. W pierwszej chwili zdawa�a si� tylko lini� niewyra�nej czerwieni, gin�c� w zwyk�ym �wietle jutrzenki, lecz stopniowo jej blask przybiera� na mocy, a� wreszcie Dirk zorientowa� si�, �e to nie jest odbicie, lecz korona ogromnego, czerwonego s�o�ca. Gdy wzesz�o, ca�y �wiat przybra� karmazynow� barw�. Popatrzy� na ulice w dole. Kamienie Larteynu przygas�y. Ich s�aby blask wida� by�o jeszcze jedynie w cieniu. P�mrok zapad� nad miastem niczym szarawy ca�un, lekko zabarwiony sp�owia�� czerwieni�. W ch�odnym, s�abym �wietle nocne ognie wygas�y, a na milcz�cych ulicach nios�o si� echo �mierci i pustki. Dzie� Worlomu. W�a�ciwie ju� tylko p�mrok. � W zesz�ym roku by�o ja�niej � odezwa� si� nagle czyj� g�os. � Co dzie� robi si� ciemniej i ch�odniej. Z sze�ciu gwiazd Korony Piekie� dwie s� teraz schowane za T�ustym Szatanem i nie ma z nich �adnego po�ytku, a pozosta�e oddalaj� si� i �wiec� coraz s�abiej. Sam Szatan nadal spogl�da z g�ry na Worlorn, ale jego �wiat�o jest bardzo czerwone i te� coraz s�absze. Planeta wesz�a w okres d�ugiego zmierzchu. Za kilka lat siedem s�o�c zmieni si� w siedem gwiazd i powr�ci l�d. Przybysz sta� nieruchomo, przygl�daj�c si� �witowi. Nogi mia� lekko rozsuni�te, a d�onie wspiera� na biodrach. By� wysokim, szczup�ym i muskularnym m�czyzn�, rozebranym do pasa mimo ch�odu poranka. Jego czerwonawobr�zowa sk�ra wydawa�a si� w �wietle T�ustego Szatana jeszcze czerwie�sza. Mia� ostre, wydatne ko�ci policzkowe, masywn�, kanciast� �uchw� oraz przerzedzaj�ce si�, opadaj�ce na ramiona w�osy, czarne jak w�osy Gwen. Na przedramionach � �niadych i poro�ni�tych delikatnymi, czarnymi w�oskami � nosi� dwie masywne bransolety. Na lewym nefryt i srebro, a na prawym czarne �elazo i czerwony �wiecik. Dirk nie ruszy� si� ze swego miejsca na skrzydle autolotu. M�czyzna popatrzy� na niego. � Jeste� Dirk t�Larien i kiedy� by�e� kochankiem Gwen. � A ty jeste� Jaan. � Jaan Vikary ze Zgromadzenia Ironjade � potwierdzi� tamten. Podszed� bli�ej i uni�s� puste d�onie, skierowane wewn�trznymi powierzchniami do przodu. Dirk zna� sk�d� ten gest. Wsta� i przycisn�� d�onie do d�oni Kavalara. W tej samej chwili zauwa�y� co� innego. Jaan nosi� u pasa z czarnego, naoliwionego metalu laserowy pistolet. Vikary zauwa�y� jego spojrzenie i u�miechn�� si�. � Wszyscy Kavalarzy nosz� bro�. To nasz zwyczaj i cenimy go. Mam nadziej�, �e nie jeste� tak wstrz��ni�ty i uprzedzony jak ten przyjaciel Gwen, Kimdissianin. Je�li tak jest, to tylko twoja wina, nie nasza. Larteyn stanowi cz�� Dumnego Kavalaanu i nie mo�esz oczekiwa� od naszej kultury, by podporz�dkowa�a si� wymogom twojej. Dirk usiad� z powrotem. � Masz racj�. Powinienem si� tego spodziewa� po wczorajszej rozmowie. Ale to wydaje mi si� dziwne. Czy gdzie� tu trwa wojna? Vikary rozci�gn�� usta w bardzo w�skim u�miechu, celowo i ze spokojem ods�aniaj�c z�by. � Zawsze gdzie� trwa wojna, t�Larien. Samo �ycie jest wojn�. � Przerwa�. � Twoje nazwisko, t�Larien. Nigdy podobnego nie s�ysza�em. M�j teyn, Garse, r�wnie� nie. Z jakiego �wiata pochodzisz? � Z Baldura. To daleko, po drugiej stronie Starej Ziemi. Ale prawie go ju� nie pami�tam. Moi rodzice przybyli na Avalon, gdy by�em jeszcze dzieckiem. Vikary kiwn�� g�ow�. � I wiele podr�owa�e�. Gwen mi o tym opowiada�a. Kt�re �wiaty odwiedzi�e�? Dirk wzruszy� ramionami. � Mi�dzy innymi Prometeusza, Rhiannon, Thisrock, �wiat Jamisona. Avalon, oczywi�cie. W sumie kilkana�cie. Z regu�y by�y to �wiaty prymitywniejsze od Avalonu, na kt�rych potrzebowano mojej wiedzy. Absolwentom Instytutu na og� �atwo jest znale�� prac�, nawet je�li nie s� szczeg�lnie uzdolnieni ani nie umiej� zbyt wiele. To mi nie przeszkadza. Lubi� podr�owa�. � Ale jeszcze nigdy nie by�e� za Welonem Kusicielki. Znasz tylko Zgliszcza, nie �wiaty zewn�trzne. Przekonasz si�, �e tu wszystko wygl�da inaczej, t�Larien. Dirk zmarszczy� brwi. � Jak powiedzia�e�? Zgliszcza? � Zgliszcza � potwierdzi� Vikary. � Ach. To wolfma�ski slang. �wiaty-zgliszcza, spustoszone �wiaty. Przej��em to s�owo od kilku Wolfman�w, z kt�rymi przyja�ni�em si� na Avalonie. To sfera gwiazd le��cych mi�dzy �wiatami zewn�trznymi a bliskimi Ziemi koloniami pierwszej i drugiej generacji. To w Zgliszczach Hranganie roili si� po�r�d gwiazd, w�adali swymi niewolniczymi koloniami i walczyli z Ziemskimi Imperia�ami. Wi�kszo�� z planet, kt�re wymieni�e�, by�a ju� w�wczas znana. Wszystkie one ucierpia�y podczas tej staro�ytnej wojny, a Upadek zamieni� je w Zgliszcza. Sam Avalon jest koloni� drugiej generacji i by� ongi� stolic� sektora. Nie s�dzisz, �e jest to jaki� tytu� do chwa�y dla �wiata po tak wielu stuleciach zdruzgotanych p.i.? Dirk kiwn�� g�ow�. � Tak, wiem co nieco o historii. Ale wydaje mi si�, �e ty znasz si� na niej znacznie lepiej. � Jestem historykiem � wyja�ni� Vikary. � Wi�ksza cz�� mojej pracy by�a po�wi�cona odtworzeniu historycznych wydarze� kryj�cych si� za mitami mojego �wiata, Dumnego Kavalaanu. Ironjade wys�a�o mnie wielkim kosztem na Avalon, bym w tym celu przeszuka� banki danych starych komputer�w. Sp�dzi�em tam jednak dwa lata i mia�em sporo wolnego czasu, wi�c zainteresowa�em si� szerzej histori� ludzko�ci. Dirk nie odezwa� si�. Ponownie spojrza� na �wit. Czerwony dysk T�ustego Szatana wynurzy� si� ju� do po�owy zza horyzontu i wida� by�o trzecie ��te s�o�ce. Le�a�o nieco na p�noc od pozosta�ych i by�o tylko gwiazd�. � Czerwona gwiazda jest nadolbrzymem � zauwa�y� Dirk � ale wydaje si� tylko troch� wi�ksza od s�o�ca Avalonu. Musi ju� by� bardzo daleko. Powinno tu by� zimniej. Powinien ju� wr�ci� l�d. A jest tylko ch�odno. � To nasza zas�uga � oznajmi� Vikary z niejak� dum�. � To znaczy nie Dumnego Kavalaanu, ale to robota in�ynier�w ze �wiat�w zewn�trznych. Na Toberze przechowano przez lata Upadku znaczn� cz�� technologii p� si�owych, u�ywanej przez Ziemskich Imperia��w. Przez te wszystkie stulecia Toberczycy zdo�ali j� jeszcze udoskonali�. Gdyby nie ich tarcza, festiwal nie m�g�by si� odby�. W perihelium �ar Korony Piekie� i T�ustego Szatana by� tak wielki, �e atmosfera Worlornu wyparowa�aby, a morza zagotowa�yby si�, gdyby toberska tarcza nie powstrzyma�a tej furii. Dzi�ki niej mieli�my tu d�ugie, ciep�e lato. Teraz z kolei hamuje ona ucieczk� ciep�a. Jej mo�liwo�ci s� jednak ograniczone, tak jak wszystko. Zimno nadejdzie. � Nie spodziewa�em si�, �e spotkamy si� w ten spos�b � stwierdzi� Dirk. � Czemu tu przyszed�e�? � To przypadek. Przed wielu laty Gwen powiedzia�a mi, �e lubisz patrze� na �wit. M�wi�a mi te� inne rzeczy, Dirku t�Larien. Wiem o tobie znacznie wi�cej ni� ty o mnie. Dirk roze�mia� si�. � To prawda. Do wczoraj nie wiedzia�em nawet o twoim istnieniu. Twarz Jaana Vikary�ego nagle spowa�nia�a. � Ale ja istniej�. Pami�taj o tym, a b�dziemy mogli zosta� przyjaci�mi. Mia�em nadziej�, �e b�d� m�g� pom�wi� z tob� w cztery oczy i powiedzie� ci to, nim pozostali si� obudz�. Nie jeste�my na Avalonie, t�Larien, a dzi� to nie wczoraj. To jest umieraj�cy �wiat festiwalu, �wiat bez kodeksu. Dlatego ka�dy z nas musi si� sztywno trzyma� kodeks�w, jakie przynie�li�my ze sob�. Nie poddawaj mojego pr�bie. Od czasu pobytu na Avalonie stara�em si� my�le� o sobie jako o Jaanie Vikarym, ale nadal jestem Kavalarem. Nie zmuszaj mnie, bym sta� si� Jaantonym Riv Wolfem high-Ironjade Vikarym. Dirk wsta�. � Nie jestem pewien, co masz na my�li � zacz�� � ale s�dz�, �e potrafi� okaza� ci serdeczno��. Z pewno�ci� nie mam nic przeciwko tobie, Jaan. Wydawa�o si�, �e jego s�owa usatysfakcjonowa�y Vikary�ego. Kavalar kiwn�� z namys�em g�ow� i si�gn�� do kieszeni spodni. � To symbol mojej przyja�ni i troski o ciebie � oznajmi�. W d�oni trzyma� czarn� spink� do ko�nierza w kszta�cie male�kiej manty. � Czy zechcesz j� nosi� podczas pobytu tutaj? Dirk wzi�� j� w r�k�. � Jak sobie �yczysz � odpar� i u�miechn�� si�, s�ysz�c oficjalny ton Kavalara. Wpi�� spink� w ko�nierz. � �wit jest tu mroczny � stwierdzi� Vikary � a dzie� niewiele lepszy. Zejd�my do naszych pokoj�w. Obudzimy pozosta�ych, a potem co� zjemy. Apartament, kt�ry Gwen dzieli�a z dwoma Kavalarami, by� ogromny. Nad salonem o wysokim suficie dominowa� kominek wysoko�ci dw�ch metr�w i dwukrotnie wi�kszej szeroko�ci. Umieszczono nad nim ciemnoszary gzyms, na kt�rym przycupn�y �ypi�ce spode �ba maszkarony, pilnuj�ce popio��w. Vikary poprowadzi� Dirka obok nich � przez wielki, czarny dywan � do niemal r�wnie przestronnej jadalni. Dirk usiad� na drewnianym krze�le o wysokim oparciu, jednym z dwunastu ustawionych wok� pot�nego sto�u. Jego gospodarz uda� si� po jedzenie i towarzystwo. Wr�ci� po chwili, nios�c tac� wy�o�on� cienkimi plasterkami br�zowego mi�sa oraz kosz z zimnymi bu�eczkami. Postawi� je przed Dirkiem, po czym odwr�ci� si� i wyszed�. Ledwie zd��y� opu�ci� pok�j, a otworzy�y si� drugie drzwi i do �rodka wesz�a u�miechni�ta, rozespana Gwen. Mia�a wyblak�e spodnie, bezkszta�tn� zielon� koszulk� z d�ugimi r�kawami i star� przepask� na g�owie. Wewn�trz lewego r�kawa Dirk dostrzeg� b�ysk ci�kiej bransolety z nefrytu i srebra, mocno zaci�ni�tej na przedramieniu. Krok za Gwen pod��a� jaki� m�czyzna, niemal dor�wnuj�cy wzrostem Vikary�emu, ale kilka lat od niego m�odszy i znacznie szczuplejszy. Ubrany by� w kombinezon z kr�tkimi r�kawami, uszyty z br�zowoczerwonej kameleonowej tkaniny. Skierowa� na przybysza spojrzenie intensywnie niebieskich oczu � Dirk nigdy w �yciu nie widzia� takiej barwy � osadzonych w wychud�ej ko�cistej twarzy poro�ni�tej bujn�, rud� brod�. Gwen usiad�a. Rudobrody m�czyzna zatrzyma� si� przed Dirkiem. � Jestem Garse Ironjade Janacek � oznajmi�, unosz�c d�onie. Dirk wsta�, by przycisn�� do nich swoje. Zauwa�y�, �e Garse Ironjade Janacek nosi laserowy pistolet w sk�rzanej kaburze, przytwierdzonej do srebrzystego pasa ze stalowej siatki. Na jego prawym przedramieniu widnia�a czarna bransoleta, taka sama jak noszona przez Vikary�ego � �elazo i co�, co wygl�da�o jak �wiecik. � Zapewne wiesz, kim jestem � stwierdzi� Dirk. � Wiem � przyzna� Garse z lekkim z�o�liwym u�mieszkiem. Obaj m�czy�ni usiedli. Gwen poch�ania�a ju� bu�k�. Gdy Dirk usiad� naprzeciwko niej, wyci�gn�a r�k� nad sto�em i dotkn�a ma�ej manty w jego ko�nierzu, u�miechaj�c si� do siebie z jakiego� powodu. � Widz�, �e spotkali�cie si� ju� z Jaanem � zauwa�y�a. � Poniek�d � odpar� Dirk. W tej samej chwili wr�ci� Vikary. W prawej d�oni �ciska� niezgrabnie r�czki czterech cynowych kuf