9156
Szczegóły |
Tytuł |
9156 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9156 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9156 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9156 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Dickens
OLIWER TWIST
ROZDZIA� PIERWSZY
W KT�RYM JEST MOWA O MIEJSCU, GDZIE PRZYSZED� NA �WIAT OLIWER TWIST, I O OKOLICZNO�CIACH TOWARZYSZ�CYCH JEGO NARODZENIU
W pewnym mie�cie, kt�rego z wielu powod�w przezorniej b�dzie nie wymienia� i kt�remu nie zamierzam nadawa� �adnej zmy�lonej nazwy, jest w�r�d innych publicznych gmach�w jeden budynek, z dawien dawna spotykany we wszystkich niemal miastach, du�ych czy ma�ych, mianowicie przytu�ek. W przytu�ku tym, w dniu, kt�rego daty przytacza� nie potrzebuj�, gdy� nie mo�e ona � przynajmniej w obecnym stadium ca�ej sprawy � mie� dla czytelnika �adnego zgo�a znaczenia, urodzi�a si� istota �miertelna, kt�rej imi� i nazwisko znalaz�o si� w nag��wku niniejszego rozdzia�u.
Odk�d lekarz gminny wprowadzi� je na ten �wiat smutku i troski, przez d�u�sz� jeszcze chwil� by�o nader w�tpliwe, czy dziecko do�yje momentu, gdy potrzebne mu b�dzie jakiekolwiek imi� i nazwisko. Gdyby nie do�y�o, jest rzecz� wi�cej ni� prawdopodobn�, �e niniejsza kronika nigdy by si� nie ukaza�a, a gdyby si� ukaza�a, obejmowa�aby co najwy�ej dwie strony i mia�aby t� nieocenion� zalet�, �e by�aby najbardziej zwi�z�� i wiern� biografi� w literaturze wszystkich epok i kraj�w.
Cho� bynajmniej nie jestem sk�onny utrzymywa�, �e przyj�cie na �wiat w przytu�ku jest samo przez si� najszcz�liwsz� i najbardziej godn� zazdro�ci okoliczno�ci�, jaka mo�e si� przy-trafi� istocie ludzkiej, to jednak chc� twierdzi�, �e w tym szczeg�lnym wypadku by�a to dla Oliwera Twista najlepsza rzecz, kt�ra mog�a mu si� zdarzy�. Faktem jest, �e by�o bardzo trudno nak�oni� Oliwera, by podj�� trud oddychania � trud istotnie ci�ki, lecz b�d�cy zwyczajowo nieodzownym warunkiem naszego lekkiego sk�din�d istnienia. Przez pewien czas le�a� dusz�c si� na materacyku i wa�y� si� pomi�dzy tym �wiatem a tamtym, przy czym r�wnowaga by�a raczej zachwiana: szala przechyla�a si� zdecydowanie na stron� tego ostatniego. Ot� gdyby w owym kr�tkim okresie otacza�y Oliwera troskliwe babcie, niespokojne ciotki, do�wiadczone piel�gniarki i wielce uczeni lekarze, byliby go nieuchronnie i niew�tpliwie zabili w mgnieniu oka. Poniewa� jednak nie by�o przy nim nikogo pr�cz starej n�dzarki, nieco zamroczonej wi�ksz� ni� zazwyczaj porcj� piwa, i lekarza gminnego, kt�ry z urz�du za�atwia� tego rodzaju sprawy, Oliwer i natura musieli sami rozstrzygn�� kwesti� pomi�dzy sob�. Sko�czy�o si� tym, �e po paru chwilach walki Oliwer odetchn��, kichn�� i j�� obwieszcza� mieszka�com przytu�ku, �e oto na barki gminy spad� nowy ci�ar. Czyni� to za� najg�o�niejszym wrzaskiem, jakiego mo�na by�o w granicach rozs�dku oczekiwa� od niemowl�cia p�ci m�skiej, w�adaj�cego ow� wielce po�yteczn� broni�, kt�r� jest g�os, zaledwie od trzech i jednej czwartej minuty.
Podczas gdy Oliwer dawa� �w pierwszy dow�d swobodnej i prawid�owej dzia�alno�ci plu�, poruszy�a si� zeszyta z ga�gan�w ko�dra, narzucona niedbale na �elazne ��ko. Znad poduszki unios�a si� z trudem blada twarz m�odej kobiety i s�aby glos niewyra�nie wym�wi� te s�owa:
� Poka�cie mi dziecko, a potem ju� umr�.
Lekarz siedzia� z twarz� zwr�con� do kominka, na przemian rozcieraj�c r�ce i grzej�c je przy ogniu. Gdy m�oda kobieta przem�wi�a, podni�s� si� i podchodz�c do wezg�owia, rzek� tonem dobrotliwszym, ni� mo�na si� by�o po nim spodziewa�:
� No, no, nie trzeba jeszcze m�wi� o umieraniu.
� Daj jej, Bo�e, zdrowie, pewno, �e nie! � wtr�ci�a babka, spiesznie wk�adaj�c do kieszeni butelk� z zielonego szk�a, kt�rej zawarto�ci pr�bowa�a przedtem w k�cie z widocznym zadowoleniem. � Daj jej, Bo�e, zdrowie, kochaneczce, kiedy po�yje tyle co ja, panie doktorze, i urodzi trzyna�cioro dzieci, i wszystkie umr� opr�cz tych dwojga, co s� ze mn� w przytu�ku, wtedy zm�drzeje i nie b�dzie si� tak przejmowa�, daj jej, Bo�e, zdrowie, kochaneczce. Pomy�l, co to jest by� matk�, moje jagni�tko, pomy�l tylko.
Najwidoczniej jednak owa pocieszaj�ca wizja macierzy�stwa nie osi�gn�a po��danego skutku. Chora potrz�sn�a g�ow� i wyci�gn�a r�k� w kierunku dziecka.
Lekarz z�o�y� je w jej ramiona. Matka nami�tnie przycisn�a zimne, zbiela�e wargi do jego cz�ka, przesun�a d�o�mi po swojej twarzy, rozejrza�a si� nieprzytomnie, wzdrygn�a si� opad�a na poduszk� � i umar�a. Rozcierali jej pier�, r�ce i skronie, lecz krew przesta�a kr��y� na zawsze. M�wili s�owa nadziei i pociechy. Ale nadzieja i pociecha od nazbyt dawna by�y jej obce.
� Ju� po wszystkim, moja pani! � rzek� w ko�cu lekarz.
� Tak, tak, biedactwo! � odpar�a babka podnosz�c korek od zielonej butelki, kt�ry wypad� na poduszk�, gdy pochyli�a si�, by zabra� dziecko. � Biedactwo!
� Je�eli dziecko b�dzie p�aka�, to naturalnie, babciu, prosz� przys�a� po mnie na g�r� � rzek� lekarz nak�adaj�c z wielkim namaszczeniem r�kawiczki. � Bardzo by� mo�e, �e b�dzie z nim k�opot. Je�li tak, prosz� mu da� troch� kleiku. � W�o�y� kapelusz i kieruj�c si� ku drzwiom zatrzyma� si� po drodze przy ��ku. � A �adna z niej by�a dziewczyna � doda�. � Sk�d ona si� wzi�a?
� Przywie�li j� tu wczoraj wieczorem � odrzek�a stara � z rozkazu kierownika opieki gminnej. Kto� j� znalaz�, jak le�a�a na ulicy. Sz�a wida� z daleka, bo trzewiki podarte mia�a na strz�py; ale sk�d sz�a i dok�d, tego nikt nie wie.
Lekarz pochyli� si� nad cia�em i podni�s� lew� d�o� umar�ej.
� Zawsze ta sama historia � powiedzia� kiwaj�c g�ow� � obr�czki, jak widz�, nie ma. No! Dobranoc!
I pan doktor poszed� na obiad; babka za� zaznajomi�a si� raz jeszcze z zawarto�ci� zielonej butelki; usiad�a na niskim sto�ku przy kominku i zabra�a si� do ubierania noworodka.
Jakim�e znakomitym przyk�adem pot�gi ubioru by� ma�y Oliwer Twist! Zawini�ty w ko�derk�, kt�ra stanowi�a do tej pory ca�e jego odzienie, m�g� uchodzi� za dziecko szlachcica lub �ebraka. Cz�owiekowi niewtajemniczonemu, cho�by nie wiedzie� jak dumnemu, trudno by by�o okre�li� jego stanowisko spo�eczne. Ale teraz, gdy na�o�ono mu stare perkalowe sukienki, po��k�e od ci�g�ego u�ywania, by� ju� napi�tnowany i opatrzony etykiet� i natychmiast zaj�� w�a�ciwe sobie miejsce, jako dziecko na opiece gminy � sierota z przytu�ku � n�dzne, na p� zag�odzone popychad�o, kt�re spotka si� na �wiecie tylko z razami i szturcha�cami, od wszystkich doznaj�c wzgardy, od nikogo lito�ci.
Oliwer krzycza� z ca�ej si�y. Gdyby m�g� wiedzie�, �e jest sierot� zdanym na �ask� lito�ciwych cz�onk�w rady ko�cielnej i zarz�du dobroczynno�ci gminnej, zapewne p�aka�by jeszcze g�o�niej.
ROZDZIA� DRUGI
W KT�RYM JEST MOWA O WYCHOWANIU, WYKSZTA�CENIU I WIKCIE OLIWERA TWISTA
Przez nast�pne osiem czy dziesi�� miesi�cy Oliwer by� ofiar� systematycznego wyzysku i oszustwa. Karmiony by� sztucznie. W�adze przytu�ku we w�a�ciwym czasie donios�y w�adzom gminnym, w jak �a�osnej sytuacji znajduje si� osierocone niemowl�, g�odne i opuszczone. W�adze gminne z godno�ci� poinformowa�y si� u w�adz przytu�ku, czy nie ma w obecnej chwili w �zak�adzie� �adnej niewiasty, kt�ra by�aby w stanie udzieli� Oliwerowi Twistowi potrzebnej mu opieki i po�ywienia. W�adze przytu�ku odpowiedzia�y pokornie, �e nie ma. Na to w�adze gminne powzi�y wielkoduszne i humanitarne postanowienie, �e Oliwer ma by� oddany �na ferm�, czyli innymi s�owy, �e nale�y go wys�a� do filii przytu�ku oddalonej o jakie� trzy mile, gdzie dwadzie�cioro czy trzydzie�cioro innych m�odocianych przest�pc�w przeciw prawu o ubogich przez ca�y dzie� tarza�o si� swobodnie po pod�odze, bez kr�puj�cego obci��enia nadmiarem jad�a i odzienia, pod macierzy�skim nadzorem pewnej starszej niewiasty, kt�ra przyjmowa�a tych winowajc�w za wynagrodzeniem � i dla wynagrodzenia � siedmiu i p� pensa tygo-dniowo od g��wki. Ekwiwalent siedmiu i p� pensa na tydzie� stanowi dla dziecka wikt nader obfity; czego si� to nie dostanie za siedem i p� pensa! Wystarczy tego, by przeci��y� dziecinny �o��dek i zaszkodzi� mu. Starsza niewiasta by�a kobiet� m�dr� i do�wiadczon�; wiedzia�a, co dzieciom wychodzi na dobre, a nade wszystko mia�a nadzwyczaj dok�adne wyobra�enie o tym, co wychodzi na dobre jej samej. Tote� wi�ksz� cz�� tygodniowej op�aty przyw�aszcza�a sobie na w�asny u�ytek i skazywa�a wzrastaj�ce pokolenie wychowank�w gminy na porcje mniejsze nawet od tych, kt�re im pierwotnie wyznaczono. W ten spos�b potrafi�a znale�� co�, co by�o jeszcze ni�ej ni� samo dno n�dzy, okazuj�c si� eksperymentaln� filozofk� niepo�ledniej miary.
Wszyscy znaj� histori� innego eksperymentalnego filozofa, kt�ry wymy�li� wspania�� teori� g�osz�c�, �e ko� mo�e �y� bez jedzenia, i kt�ry znakomicie zademonstrowa� jej s�uszno�� przyzwyczaiwszy swego w�asnego konia do poprzestawania na jednym �d�ble s�omy dziennie. By�by te� niew�tpliwie doprowadzi� do tego, by ko�, nie jedz�c nic zupe�nie, pozosta� �wawym i brykaj�cym weso�o zwierz�ciem, gdyby �w nie by� zdech� na dwadzie�cia cztery godziny przed tym, zanim mia� otrzyma� pierwsz� pon�tn� i wystarczaj�c� racj� swej powietrznej paszy. Na nieszcz�cie dla eksperymentalnej filozofii niewiasty, pod kt�rej troskliw� opiek� przekazano Oliwera Twista, dzia�aniu wymy�lonego przez ni� systemu towarzyszy� zwykle podobny skutek, gdy� w�a�nie w chwili gdy jakiemu� dziecku udawa�o si� pozostawa� przy �yciu na mo�liwie najmniejszej porcji mo�liwie najmniej posilnej strawy, zdarza�o si� jak na z�o�� w o�miu i p� wypadkach na dziesi��, �e albo nabawia�o si� choroby z niedostatku i zimna, albo wpada�o do ognia wskutek niedopatrzenia, albo przypadkowo co� go przygniata�o. Wszystkie te wypadki ko�czy�y si� przewa�nie przeniesieniem si� nieszcz�liwego male�stwa na tamten �wiat, gdzie mog�a wreszcie po��czy� si� z przodkami, kt�rych na tym �wiecie nigdy nie zna�o.
Niekiedy zdarza�o si� jakie� szczeg�lnie ciekawe �ledztwo w sprawie wychowanka gminy, kt�ry przez nieuwag� przygnieciony zosta� ci�kim ��kiem lub przypadkowo dozna� �miertelnych oparze� gor�c� wod� przy praniu � ten ostatni wypadek nie przytrafia� si� wprawdzie cz�sto, gdy� wszelkie czyn-no�ci przypominaj�ce pranie by�y na fermie wielk� rzadko�ci�. W�wczas przysi�g�ym przychodzi�o czasem do g�owy zadawa� k�opotliwe pytania albo o�ywieni duchem buntu obywatele gminy k�adli swe podpisy pod jak�� nagan�. Tym bezczelnym poczynaniom stawia�o jednak niebawem kres �wiadectwo lekarza oraz zeznania wo�nego. Pierwszy dokonywa� sekcji zw�ok i nigdy nic w nich nie znajdowa� (co by�o rzeczywi�cie bardzo prawdopodobne), a drugi nieodmiennie zaprzysi�ga� wszystko, czego gmina sobie �yczy�a, sk�adaj�c tym dow�d wielkiego samozaparcia. Poza tym cz�onkowie zarz�du odbywali od czasu do czasu pielgrzymki na ferm� i zawsze wysy�ali poprzedniego dnia wo�nego, by zapowiedzia� ich przybycie. Tote� gdy oni nadchodzili, dzieci wygl�da�y zawsze czysto i schludnie, a czego� wi�cej mo�na by�o wymaga�?
Trudno oczekiwa�, by ten system chowania dzieci m�g� wydawa� jakie� bardzo niezwyk�e i bujne plony. Dziewi�ta rocznica urodzenia Oliwera Twista zasta�a go bladym i chudym ch�opczyn� o nieco za ma�ym wzro�cie i zdecydowanie za ma�ym obwodzie cia�a. Ale natura czy te� prawa dziedziczno�ci umie�ci�y w piersi Oliwera niezwykle mocnego ducha. Dzi�ki mizernemu wiktowi zak�adowemu mia� on pod dostatkiem miejsca do rozwoju i mo�e w�a�nie tej okoliczno�ci przypisa� nale�y fakt, �e ch�opiec w og�le doczeka� dziewi�tych urodzin. W ka�dym razie by�y to jego dziewi�te urodziny. Obchodzi� je w piwnicy na w�giel w doborowym towarzystwie dw�ch innych m�odzie�c�w; w�a�nie sprawiwszy wszystkim trzem solidne lanie zamkni�to ich za to, i� wr�cz bezczelnie twierdzili, �e s� g�odni, gdy nagle zacn� kierowniczk� zak�adu, pani� Mann, zaskoczy� niespodziany widok wo�nego, pana Bumble, mocuj�cego si� z furtk� od ogrodu.
� Bo�e mi�osierny! To pan, panie Bumble? � rzek�a pani Mann wysuwaj�c g�ow� przez okno w dobrze udanej ekstazie rado�ci. � (Zuzanno, zabierz Oliwera i tamte dwa bachory na g�r� i umyj ich w tej chwili!) A to dopiero, panie Bumble, jak�e si� ciesz�, �e pana widz�, jak mi B�g mi�y!
Pan Bumble by� cz�owiekiem oty�ym i cholerykiem, wi�c zamiast w podobnym duchu odpowiedzie� na to serdeczne powitanie, potrz�sn�� z ca�ej si�y furtk�, po czym obdarzy� j� kopniakiem, godnym zaiste nogi wo�nego.
� Jej, pomy�le� tylko � m�wi�a pani Mann wybiegaj�c przed dom (gdy� do tego czasu ch�opc�w zabrano ju� z piwnicy) �pomy�le� tylko, �e mog�o wylecie� mi z g�owy, �e furtka jest zaryglowana od wewn�trz przez wzgl�d na te kochane dzieci�tka! Prosz� pana, niech pan wejdzie; niech pan wejdzie do �rodka, panie Bumble, prosz� pana bardzo.
Chocia� zaproszeniu temu towarzyszy� dyg, kt�ry m�g� zmi�kczy� serce cz�onka rady ko�cielnej, nie ug�aska� on bynajmniej wo�nego.
� Czy pani uwa�a to za godziwe i �wiadcz�ce o nale�ytym respekcie zachowanie, pani Mann � spyta� pan Bumble zaciskaj�c pi�� na swej lasce � �eby trzyma� pod furtk� urz�dnik�w gminy, kiedy przychodz� do pani w interesie gminy, w sprawie gminnych sierot? Czy pani zdaje sobie spraw�, �e pani jest, mo�na powiedzie�, uosobieniem gminy i jej funkcjonariuszk�?
� Zapewniam pana, panie Bumble, �e chcia�am tylko powiedzie� tym dzieci�tkom, kt�re tak pana kochaj�, �e to pan nadchodzi � odpowiedzia�a z wielk� pokor� pani Mann.
Pan Bumble mia� bardzo wysokie wyobra�enie o swych oratorskich zdolno�ciach i o swej wa�no�ci. Zademonstrowa� ju� pierwsze i podkre�li� drug�. Teraz wi�c z�agodnia�.
� No, no, pani Mann � odpar� spokojniejszym tonem. � Mo�e tak i jest, jak pani m�wi; mo�e tak i jest. Prowad� mnie pani do domu, bo przychodz� w interesie i mam pani co� do powiedzenia.
Pani Mann wpu�ci�a wo�nego do niewielkiej bawialni o pod�odze z ceg�y. Wysun�a dla niego krzes�o i ceremonialnie z�o�y�a stosowany kapelusz i lask� na stole. Pan Bumble otar� z czo�a pot wywo�any marszem, spojrza� ze spokojn� dum� na sw�j stosowany kapelusz i u�miechn�� si�. Tak, u�miechn�� si�. Wo�ni s� tylko lud�mi i pan Bumble u�miechn�� si�.
� A teraz niech�e si� pan nie obra�a za to, co powiem � zauwa�y�a pani Mann z ujmuj�c� s�odycz�. � Jest pan po d�ugim marszu, inaczej nie wspomnia�abym o tym. Chce si� pan napi� kropelk� czego�, panie Bumble?
� Ani kropli. Ani kropelki � rzek� pan Bumble machaj�c r�k� z godno�ci�, lecz niezbyt energicznie.
� A ja my�l�, �e owszem � odrzek�a pani Mann, kt�ra zwr�ci�a uwag� na ton odmowy i towarzysz�cy jej gest. � Tylko tyci� kropeleczk�, z odrobin� zimnej wody i kawa�kiem cukru.
Pan Bumble zakaszla�.
� No, tylko tyciusie�k� kropeleczk� � ci�gn�a pani Mann przekonywaj�co.
� A co to jest? � spyta� wo�ny.
� Ale� to, czego musz� troch� w domu trzyma�, �eby dolewa� do miksturki tym najmilszym dzieci�tkom, kiedy s� chore, panie Bumble � odpar�a pani Mann otwieraj�c stoj�cy w rogu kredens i wyjmuj�c ze� butelk� i szklank�. � To gin. Nie oszukam pana, panie Bumble. To gin.
� Daje pani dzieciom miksturk�, pani Mann? � spyta! Bumble �ledz�c oczami interesuj�cy proces mieszania.
� Ach, niech je Pan B�g b�ogos�awi, daj� im, daj�, cho� to takie drogie � odrzek�a opiekunka. � Nie mog�abym patrze�, jak cierpi� na moich oczach, wie pan o tym dobrze, prosz� pana.
� Nie � rzek� pan Bumble tonem aprobaty � rzeczywi�cie, nie mog�aby pani. Ludzka z pani kobieta, pani Mann. � (Przy tych s�owach postawi�a przed nim szklank�.) � Skorzystam z pierwszej okazji, �eby wspomnie� o tym zarz�dowi. � (Przysun�� szklank� do siebie.) � Ma pani serce matki, pani Mann. � (Zamiesza� nap�j.) � Z przyjemno�ci�, z przyjemno�ci� pij� pani zdrowie, pani Mann � i wypi� po�ow� zawarto�ci szklanki.
� A teraz interesy � rzek� wo�ny wyjmuj�c sk�rzany portfel. � To p� ochrzczone dziecko, Oliwer Twist, sko�czy�o dzi� dziewi�� lat.
� Niech go Pan B�g b�ogos�awi! � wtr�ci�a pani Mann pocieraj�c do czerwono�ci lewe oko rogiem fartucha.
� I pomimo zaofiarowanej nagrody dziesi�ciu funt�w, nast�pnie zwi�kszonej do dwudziestu funt�w, pomimo najwi�kszych i mo�na powiedzie�, nadludzkich wysi�k�w ze strony naszej gminy � rzek� Bumble � nie zdo�ali�my si� nigdy dowiedzie�, kto by� jego ojcem, ani jakie by�o pochodzenie, nazwisko i sta... stanowisko jego matki.
Pani Mann wznios�a r�ce w zadziwieniu, ale po chwili namys�u spyta�a:
� Wi�c jak to si� sta�o, �e on ma w og�le jakie� nazwisko? Wo�ny wyprostowa� si� na krze�le z wielk� dum� i powiedzia�:
� Ja je wymy�li�em.
� Pan, panie Bumble!
� Ja, pani Mann. Nazywamy nasze znajdy wed�ug alfabetu. Poprzedni by� na S � nazwa�em go Swubble. Ten by� na T � nazwa�em go Twist. Nast�pny b�dzie Unwin, a jeszcze nast�pny Vilkins. Mam naszykowane nazwiska do ko�ca alfabetu i � kiedy dojdziemy do Z � jeszcze raz przez ca�y alfabet.
� Ale� to z pana ca�y literat! � powiedzia�a pani Mann. � No, no, no � rzek� wo�ny, najwidoczniej mile po�echtany
komplementem � mo�e i tak, pani Mann, mo�e i tak. � Wychyli� reszt� ginu z wod� i doda�: � Poniewa� Oliwer jest ju� za du�y, �eby tu pozosta�, wi�c zarz�d zadecydowa� zabra� go z powrotem do przytu�ku. Przyszed�em sam, �eby go zabra�. Prosz� mi go wi�c natychmiast sprowadzi�.
� Zaraz to zrobi� � rzek�a pani Mann i wysz�a w tym celu z pokoju. Po chwili Oliwer, z kt�rego twarzy i r�k zdj�to tymczasem tyle zewn�trznej pow�oki brudu, ile da�o si� zeskroba� przy jednym myciu, pojawi! si�, prowadzony za r�k� przez sw� �yczliw� opiekunk�.
� Uk�o� si� panu, Oliwerze � rzek�a pani Mann.
Oliwer spe�ni� polecenie, dziel�c uk�on pomi�dzy wo�nego siedz�cego na krze�le a le��cy na stole stosowany kapelusz.
� P�jdziesz ze mn�, Oliwerze? � spyta� pan Bumble majestatycznym g�osem.
Oliwer ju� mia� odrzec, �e z najwi�ksz� ch�ci� p�jdzie st�d z kimkolwiek, gdy podnosz�c wzrok ujrza� pani� Mann, kt�ra stan�a za krzes�em wo�nego i grozi�a pi�ci� z wyrazem w�ciek�o�ci na twarzy. Natychmiast poj��, o co chodzi, gdy� pi�� owa zbyt cz�sto spada�a na jego cia�o, by wspomnienie jej nie utkwi�o g��boko w pami�ci ch�opca.
� A czy ona p�jdzie ze mn�? � zapyta� biedny Oliwer.
� Nie, ona nie mo�e � odrzek� pan Bumble. � Ale b�dzie czasem przychodzi�a ci� odwiedza�.
Nie by�o to dla dziecka wielk� pociech�. Cho� ma�y, mia� jednak�e do�� rozumu, by uda� wielki �al na wiadomo��, �e ma odej��. Nie trudno by�o ch�opcu przywo�a� �zy do oczu. G��d i niedawno doznane krzywdy s� wielk� pomoc�, je�li chce si� p�aka�, tote� Oliwer rozp�aka� si� doprawdy bardzo naturalnie. Pani Mann obdarzy�a go tysi�cem u�cisk�w i � czego Oliwer potrzebowa� znaczniej bardziej � kromk� chleba z mas�em, w obawie, by przybywaj�c do przytu�ku nie wyda� si� zbytnio wyg�odnia�y. Z kawa�kiem chleba w r�ku i gminn� czapeczk� z brunatnego sukna na g�owie, Oliwer wyruszy� tedy pod przewodnictwem pana Bumble z nieszcz�snego domu, w kt�rym ani jedno dobre s�owo czy spojrzenie nie roz�wietli�o nigdy po-nurego smutku jego dzieci�cych lat. A jednak gdy furtka zamkn�a si� za nim, wybuchn�� szlochem dziecinnego �alu. Jakkolwiek niewiele warci byli mali towarzysze niedoli, kt�rych pozostawia� za sob�, przecie� byli to jedyni jego przyjaciele, i po raz pierwszy w sercu dziecka zrodzi�o si� poczucie, jak bardzo jest samotne na wielkim, szerokim �wiecie.
Pan Bumble szed� naprz�d wielkimi krokami. Ma�y Oliwer trzyma� si� mocno jego z�oci�cie szamerowanego mankietu i drepta� obok niego, pytaj�c co �wier� mili, czy s� ju� �prawie na miejscu�. Na te pytania pan Bumble odpowiada� bardzo kr�tko i burkliwie, gdy� chwilowy dobry humor, kt�ry mieszanina ginu z wod� wzbudza w niekt�rych sercach, ulotni� si� i pan Bumble by� ju� znowu wo�nym.
Oliwer przebywa� w murach przytu�ku zaledwie kwadrans i zd��y� w�a�nie po�kn�� drugi kawa�ek chleba, gdy wr�ci� pan Bumble, kt�ry odda� go by� pod opiek� jakiej� starej kobiety. Powiedzia�, �e dzi� zbiera si� zarz�d i �e �w zarz�d nakazuje mu natychmiast stawi� si� przed sob�.
Nie maj�c �ci�le okre�lonego poj�cia o tym, co to jest �ywy zarz�d Oliwer zdumia� si� nieco t� wiadomo�ci� i nie bardzo wiedzia�, czy powinien �mia� si�, czy p�aka�. Nie mia� jednak czasu rozmy�la� nad tym zagadnieniem, bowiem pan Bumble uderzy� go lask� po g�owie, aby go rozbudzi�, a drugi raz po plecach, �eby go rozrusza�, po czym kaza� mu i�� za sob� i zaprowadzi� go do du�ego wybielonego pokoju, w kt�rym siedzia�o woko�o sto�u o�miu czy dziesi�ciu t�ustych pan�w. Na prezydialnym miejscu, w fotelu nieco wy�szym od pozosta�ych, siedzia� szczeg�lnie gruby pan o okr�g�ej, bardzo czerwonej twarzy.
� Uk�o� si� zarz�dowi � rzek� Bumble. Oliwer star� par� �ez, kt�re wisia�y jeszcze na jego rz�sach, i nie widz�c �adnej deski pr�cz sto�u szcz�liwie uk�oni� si� temu ostatniemu.
� Jak si� nazywasz, ch�opcze? � zapyta� pan w wysokim fotelu.
Oliwer przestraszy� si� na widok tylu pan�w; strach ten przyprawi� go o dr�enie, a wo�ny uderzy� go jeszcze raz w plecy, co przyprawi�o go o p�acz. Dwie te przyczyny spowodowa�y, �e odpowiedzia� bardzo cichym i zal�knionym g�osem, na co pewien pan w bia�ej kamizelce orzek�, �e ch�opiec jest g�upi. By� to znakomity spos�b podniesienia go na duchu i o�mielenia go
� Ch�opcze � rzek� pan w wysokim fotelu � pos�uchaj mnie. Przypuszczam, �e wiesz, i� jeste� sierot�?
� A co to takiego jest, prosz� pana? � zapyta� biedny Oliwer.
� Ten ch�opak naprawd� jest g�upi; tak mi si� te� od razu zdawa�o � powiedzia� pan w bia�ej kamizelce.
� Cicho! � rzek� ten pan, kt�ry odezwa� si� pierwszy. � Wiesz, �e nie masz ojca ani matki i �e wychowa�a ci� gmina, prawda?
� Tak, prosz� pana � odpar� Oliwer p�acz�c gorzko.
� Czego p�aczesz? � spyta� pan w bia�ej kamizelce. I rzeczywi�cie bardzo to by�o niezwyk�e. Dlaczego� ten ch�opiec m�g� p�aka�?
� Mam nadziej�, �e odmawiasz pacierz co wiecz�r � rzek� jeszcze inny pan ochryp�ym g�osem � i jak przysta�o na chrze�cijanina, modlisz si� za tych, kt�rzy ci� �ywi� i opiekuj� si� tob�.
� Tak, prosz� pana � wyj�ka� ch�opiec. Pan, kt�ry przem�wi� ostatni, mia� nie�wiadomie racj�. Oliwer by�by naprawd� chrze�cijaninem, i to wyj�tkowo dobrym chrze�cijaninem, gdyby si� modli� za tych, kt�rzy go �ywili i darzyli sw� opiek�. Ale nie modli� si�, poniewa� nikt go tego nie nauczy�.
� No, wi�c przyby�e� tu, �eby otrzyma� wykszta�cenie i nauczy� si� po�ytecznego rzemios�a � rzek� rumiany pan w wysokim fotelu.
� I zaczniesz jutro o sz�stej rano skuba� paku�y � doda� ten ponury w bia�ej kamizelce.
Za oba te dobrodziejstwa, zespolone w jednym prostym procesie skubania paku�, Oliwer wed�ug wskaz�wki wo�nego podzi�kowa� niskim uk�onem, po czym zap�dzono go do du�ej sypialnej sali, gdzie na twardym, nieprzytulnym ��ku p�ty gorzko p�aka�, a� usn��. C� za szlachetna ilustracja dobrotliwych praw angielskich! Pozwalaj� n�dzarzowi usn��!
Biedny Oliwer! Ani si� domy�la� le��c u�piony w b�ogiej nie�wiadomo�ci wszystkiego, co go otacza�o, �e tego� dnia zarz�d powzi�� decyzj�, kt�ra mia�a wywrze� zasadniczy wp�yw na dalsze jego losy. Tak jednak by�o. A oto ona:
Cz�onkowie zarz�du byli to bardzo m�drzy, g��bocy filozofowie i kiedy skierowali sw� uwag� na przytu�ek, odkryli natychmiast co�, czego zwykli ludzie nigdy by nie dostrzegli � oto n�dzarzom by�o w nim dobrze! By�o to zgo�a miejsce publicznej rozrywki dla biedniejszych klas spo�ecznych; gospoda, w kt�rej nic nie trzeba by�o p�aci�; �niadanie, obiad, podwieczorek i kolacja za publiczne pieni�dze przez ca�y okr�g�y rok; istny raj, w kt�rym mo�na by�o nieustannie si� bawi� i nic nie robi�. � Oho! � rzek� zarz�d z bardzo m�dr� min� � ju� my tu zrobimy porz�dek; raz dwa po�o�ymy kres temu wszystkiemu. � Wprowadzili wi�c zasad�, �e wszystkim n�dzarzom nale�y da� wyb�r (zmusza� bowiem nikogo nie b�d�, bro� Bo�e!) pomi�dzy stopniow� �mierci� g�odow� w przytu�ku a szybk� � poza jego murami. W tym celu zawarli umow� z zak�adami wodoci�gowymi o nieograniczon� dostaw� wody, a z kupcem zbo�owym o dostarczanie od czasu do czasu niewielkiej ilo�ci p�atk�w owsianych i j�li wydawa� trzy razy dziennie posi�ki z cienkiego kleiku. Dwa razy na tydzie� dodawano po jednej cebuli, a w niedziel� � p�l bu�ki. Ustanowili te� wiele innych m�drych i humanitarnych przepis�w odno�nie dam, kt�rych tu przytacza� nie potrzeba. Podj�li si� �askawie rozwodzenia n�dzarzy �yj�cych w zwi�zku ma��e�skim a to przez wzgl�d na wielkie koszty rozprawy s�dowej w Kolegium Doktor�w. Zamiast wi�c zmusza� m�czyzn� do utrzymywania rodziny, jak to robili dotychczas, rodzin� mu zabierali i czynili ze� kawalera! Trudno przewidzie�, ilu kandydat�w do opieki spo�ecznej mog�o si� zacz�� zg�asza� ze wszystkich klas spo�ecznych z uwagi na te dwa ostatnie zarz�dzenia, gdyby warunkiem do korzystania z nich nie by� przytu�ek. Ale cz�onkowie zarz�du mieli g�owy nie od parady i przewidzieli t� okoliczno��. Opieka spo�eczna by�a nierozerwalnie zwi�zana z przytu�kiem i kleikiem, a to odstrasza�o ludzi.
W ci�gu sze�ciu pierwszych miesi�cy po przeniesieniu Oliwera system ten znajdowa� si� w pe�nym rozkwicie. Z pocz�tku okaza� si� nader kosztowny z uwagi na coraz wi�ksz� ilo�� rachunk�w wystawianych przez przedsi�biorc� pogrzebowego oraz na konieczno�� zw�ania wszystkim n�dzarzom ubra�, kt�-re po paru tygodniach kleiku trzepota�y lu�no na ich wyn�dznia�ych, pochud�ych postaciach. Ale r�wnocze�nie ze szczupleniem n�dzarzy szczupla�a r�wnie� liczba mieszka�c�w przytu�ku, tote� zarz�d nie posiada� si� z rado�ci.
Izba, w kt�rej dawano je�� ch�opcom, by�a to du�a kamienna sala z kot�em w jednym ko�cu, z kt�rego to kot�a w godzinach posi�ku kierownik zak�adu, przyodziany do tego celu w fartuch, z pomoc� jednej lub dwu kobiet wydziela� chochl� kleik. Znakomitej tej strawy ka�dy ch�opiec otrzymywa� jedn� miseczk�, nie wi�cej � opr�cz dni wielkich �wi�t publicznych, kiedy to dostawa� jeszcze dwie i �wier� uncji chleba. Naczy� my� nigdy nie by�o trzeba. Ch�opcy wyskrobywali je �y�kami a� do po�ysku, a sko�czywszy t� operacj� (kt�ra nigdy zbyt d�ugo nie trwa�a, poniewa� naczynia by�y prawie tej samej wielko�ci co �y�ki) siedzieli wpatrzeni w kocio� tak g�odnymi oczyma, jakby chcieli po�re� same ceg�y, kt�rymi by� obmurowany. Jednocze�nie pracowicie obsysali sobie palce, chc�c zliza� ka�d� kropelk� kleiku, kt�ra przypadkiem mog�a na nie upa��. Ch�opcy maj� przewa�nie doskona�y apetyt. Oliwer Twist i jego towarzysze przez trzy miesi�ce cierpieli m�ki powolnego zag�odzenia. W ko�cu stali si� pod wp�ywem g�odu tak �ar�oczni i zdziczali, �e jeden ch�opiec, du�y na sw�j wiek i nieprzyzwyczajony do takiego wiktu (ojciec jego prowadzi� kiedy� ma�� garkuchni�), napomkn�� z�owieszczo towarzyszom, �e je�li nie dostanie jeszcze jednej miski kleiku per diem, nie r�czy, czy kt�rej� nocy nie zje ch�opca, kt�ry spa� obok niego i � tak si� akurat sk�ada�o � by� s�abowitym, ma�ym jeszcze dzieckiem. Wzrok jego, gdy to m�wi�, by� dziki i zg�odnia�y, tote� uwierzyli mu bez zastrze�e�. Urz�dzono narad�; rzucono losy, kto ma tego� wieczoru podej�� po kolacji do kierownika i poprosi� o wi�cej. Los pad� na Oliwera Twista.
Wiecz�r nadszed� i ch�opcy zaj�li miejsca. Kierownik w swym uniformie kucharza zaj�� miejsce przy kotle; jego pomocnicen�dzarki stan�y za nim; wydzielono kleik i przed kr�tkim posi�kiem odm�wiono d�ug� modlitw�. Kleik znikn��; ch�opcy poszeptali mi�dzy sob� i zacz�li mruga� na Oliwera, a najbli�si jego s�siedzi zacz�li go poszturchiwa�. Oliwer by� jeszcze dzieckiem, ale � doprowadzony g�odem do ostateczno�ci � by� tak nieszcz�liwy, �e nie dba� ju� o nic. Wsta� od sto�u, podszed� z mi-sk� i �y�k� w r�ce do kierownika i rzek�, nieco przera�ony w�asnym zuchwalstwem:
� Prosz� pana, ja prosz� wi�cej.
Kierownik by� zdrowym, t�gim m�czyzn�, lecz zrobi� si� bardzo blady. Przez par� sekund, os�upia�y ze zdumienia, wytrzeszcza� oczy na ma�ego buntownika, potem � dla utrzymania r�wnowagi � ca�ym ci�arem opar� si� o kocio�. Pomocnice zdr�twia�y z zadziwienia, a ch�opcy ze strachu.
� Co?! � wykrztusi� wreszcie kierownik s�abym g�osem.
� Prosz� pana � powt�rzy� Oliwer � ja prosz� wi�cej. Kierownik uderzy� Oliwera w g�ow� chochl�, chwyci� go za
ramiona jak w kleszcze i wrzasn�� z ca�ych si�, wzywaj�c wo�nego.
Zarz�d odbywa� w�a�nie uroczyste conclave, kiedy wbieg� do pokoju ogromnie wzburzony pan Bumble i powiedzia� zwracaj�c si� do pana w wysokim fotelu:
� Panie Limbkins, przepraszam wielmo�nego pana. Oliwer Twist poprosi� o wi�cej!
Nast�pi�o og�lne poruszenie. Zgroza odmalowa�a si� na wszystkich obliczach.
� 0 wi�cej! � rzek� pan Limbkins. � Uspok�j si� pan, Bumble, i odpowiedz mi wyra�nie. Czy mam rozumie�, �e poprosi� o wi�cej zjad�szy kolacj� wyznaczon� mu wed�ug receptury?
� Tak jest, wielmo�ny panie.
� Ten ch�opak b�dzie wisia� � rzek� pan w bia�ej kamizelce. � Ju� ja wiem, �e ten ch�opak b�dzie kiedy� wisia�!
Nikt nie sprzeciwi� si� tej proroczej opinii. Wszcz�to o�ywion� dyskusj�. Wydano nakaz natychmiastowego zamkni�cia Oliwera; a nast�pnego ranka przylepiono na bramie og�oszenie oferuj�ce nagrod� w wysoko�ci pi�ciu funt�w temu, kto zechce uwolni� gmin� od Oliwera Twista. Innymi s�owy, proponowano pi�� funt�w oraz Oliwera Twista ka�demu m�czy�nie czy kobiecie, kt�rzy by potrzebowali terminatora do jakiegokolwiek zaj�cia, rzemios�a czy zawodu.
� Nigdy w �yciu o niczym nie by�em tak przekonany � rzek� pan w bia�ej kamizelce, kiedy nast�pnego ranka stukaj�c do bramy przeczyta� og�oszenie � nigdy w �yciu o niczym nie by�em tak przekonany, jak o tym, �e ten ch�opak b�dzie
kiedy� wisia�. Poniewa� zamierzam w dalszym ci�gu wykaza�, czy pan w bia�ej kamizelce mia� s�uszno��, czy si� myli�, wi�c mo�e os�abi�bym zainteresowanie niniejsz� opowie�ci� (je�li je ona w og�le budzi), m�wi�c ju� teraz, czy �ycie Oliwera Twista doczeka�o si� takiego gwa�townego ko�ca, czy te� nie.
ROZDZIA� TRZECI
OPOWIADA, JAK OLIVER TWIST OMAL NIE DOSTA� ZAJ�CIA, KT�RE NIE BY�OBY SYNEKUR�
Przez tydzie� od chwili bezbo�nej i �wi�tokradczej zbrodni, jak� pope�ni� upominaj�c si� o wi�cej, Oliwer pozostawa� uwi�ziony w ciemnym i pustym pokoju, w kt�rym go zamkni�to z m�drego i �askawego rozkazu zarz�du. Na pierwszy rzut oka zdawa� by si� mog�o ca�kiem rozs�dnym przypuszczenie, �e gdyby �ywi� nale�yty szacunek dla przepowiedni pana w bia�ej kamizelce, raz na zawsze ws�awi�by go jako proroka, przywi�zuj�c jeden koniec swej chustki do nosa do haka w �cianie, a do drugiego ko�ca przymocowuj�c w�asn� osob�. Czynowi temu wszak�e stan�� na przeszkodzie pewien fakt, a mianowicie, �e poniewa� chustki s� niew�tpliwie artyku�em zbytku, nosy n�dzarzy zosta�y ich pozbawione po wszystkie czasy na mocy specjalnego rozkazu wydanego uroczy�cie i opatrzonego w�asnor�cznymi podpisami oraz piecz�ciami przez obraduj�cy zarz�d. Jeszcze wi�ksz� przeszkod� by�a m�odo�� Oliwera i jego dziecinne usposobienie. P�aka� wi�c tylko gorzko przez dzie� ca�y, a kiedy nasta�a d�uga, pos�pna noc, zas�oni� sobie oczy r�czkami, by ukry� si� przed ciemno�ci�, i skuliwszy si� w k�cie, pr�bowa� zasn��. Budzi� si� jednak ci�gle, zrywa� z dr�eniem i przytula� coraz bli�ej do �ciany, jak gdyby dotkni�cie nawet tej zimnej, twardej powierzchni by�o mu ochron� w tym ponurym, pustym miejscu.
Niech�e wrogowie �systemu� nie przypuszczaj� ani na chwil�, �e w okresie samotnego uwi�zienia pozbawiono Oliwera zdrowego ruchu, przyjemnego towarzystwa i zbawiennych pociech religijnych. Je�li chodzi o ruch, pogoda by�a rozkosznie zimna i co rano pozwalano mu dokona� ablucji pod pomp� na kamiennym podw�rku w obecno�ci pana Bumble, kt�ry cz�stym u�yciem laski chroni� go przed przezi�bieniem i sprawia�, �e cia�o jego przenika� przejmuj�cy dreszcz. Co si� tyczy towarzystwa, co drugi dzie� sprowadzano go do sali, w kt�rej ch�opcy spo-�ywali posi�ki, i tam ch�ostano publicznie dla powszechnej przestrogi i przyk�adu. A pociechy religijnej nie tylko go nie pozbawiono, lecz przeciwnie, co wiecz�r w porze pacierza wp�dzano go przy pomocy kopniak�w do tej�e sali, gdzie wolno mu by�o wys�ucha� � gwoli pociechy �� wsp�lnej modlitwy ch�opc�w. Do modlitwy tej z woli zarz�du w��czono specjalny dodatek, w kt�rym ch�opcy b�agali o to, by B�g uczyni� ich dobrymi, cnotliwymi, zadowolonymi z losu i pos�usznymi tudzie� ustrzeg� ich przed grzechami i wyst�pkami Oliwera Twista. Z tekstu modlitwy okazywa�o si� jasno, �e Oliwer cieszy si� szczeg�ln� protekcj� i opiek� nieczystych mocy i jest towarem pochodz�cym wprost z diabelskiej manufaktury.
Zdarzy�o si� pewnego ranka, podczas gdy sprawy Oliwera znajdowa�y si� w tym mi�ym, rokuj�cym najlepsze nadzieje stanie, �e pan Gamfield, kominiarz, szed� sobie g��wn� ulic�, rozmy�laj�c g��boko nad sposobami i mo�liwo�ciami sp�acenia pewnych zaleg�o�ci komornego, o kt�re gospodarz do�� natarczywie si� ostatnio upomina�. Nawet przy najr�owszej ocenie swej sytuacji finansowej pan Gamfield zmuszony by� stwierdzi�, �e do potrzebnej sumy brakuje mu ca�ych pi�ciu funt�w. Wpad�szy w pewnego rodzaju arytmetyczn� rozpacz, na przemian to �ama� sobie g�ow�, to wali� swego os�a, gdy wtem, mijaj�c przytu�ek, zauwa�y� og�oszenie na bramie.
� Prrr! � zawo�a� pan Gamfield na os�a. Osio� znajdowa� si� w stanie ca�kowitego oderwania od rzeczywisto�ci; zastanawia� si� prawdopodobnie, czy po pozbyciu si� z w�zka �adunku w postaci dw�ch work�w sadzy, dane mu b�dzie uraczy� si� paroma g��bami kapusty, tote� nie zwracaj�c uwagi na rozkaz pana, pocz�apa� dalej.
Pan Gamfield wymamrota� grube przekle�stwo pod adresem os�a w og�le, a jego oczu w szczeg�lno�ci, i pobieg�szy za nim wymierzy� mu w g�ow� cios, kt�rym by�by niew�tpliwie rozwali� ka�d� czaszk� pr�cz o�lej. Nast�pnie schwyci� za uzd� i mocno szarpn�� os�a za szcz�k�, by mu delikatnie przypomnie�, �e nie jest sam sobie panem; i tymi to sposobami zmusi� go do zawr�cenia. Potem zdzieli� go raz jeszcze po �bie, ot, po to tylko, �eby go og�uszy� do chwili swego powrotu, i zako�czywszy te czynno�ci podszed� do bramy, chc�c przeczyta� og�oszenie.
Pan w bia�ej kamizelce, za�o�ywszy r�ce do ty�u, sta� w�a�nie przy bramie. Przed chwil� w sali zebra� zarz�du wyrazi� ca�y szereg g��bokich pogl�d�w. Teraz, zauwa�ywszy ma�e nieporozumienie mi�dzy panem Gamfieldem a os�em, u�miechn�� si� ra-do�nie, gdy ten pierwszy podszed� przeczyta� og�oszenie, bowiem zorientowa� si� od razu, �e pan Gamfield by� w�a�nie takim pracodawc�, jakiego trzeba by�o dla Oliwera Twista. Pan Gamfield u�miecha� si� r�wnie�, czytaj�c pilnie og�oszenie, gdy� pi�� funt�w by�a to w�a�nie owa upragniona przeze� suma, a co do ch�opca, kt�rym by�a obci��ona, to pan Gamfield, znaj�c receptur�, posi�k�w w przytu�ku, by� pewien, �e b�dzie to dobry, ma�y wymiar, w sam raz do w�skich komin�w. Tote� przesylabizowa� raz jeszcze og�oszenie od pocz�tku do ko�ca, po czym dotykaj�c futrzanej czapki na znak pokory, zaczepi� pana w bia�ej kamizelce.
� Ja o tego ch�opca, prosz� pana, co to go gmina chce odda� do terminu � rzek� pan Gamfield.
� A tak, m�j cz�owieku � powiedzia� z �askawym u�miechem pan w bia�ej kamizelce. � No i c� o tym powiecie?
� Je�eli gmina chcia�aby, �eby si� nauczy� dobrego, przyjemnego fachu w porz�dnej kominiarskiej firmie � odrzek� pan Gamfield � to ja potrzebuj� terminatora i mog� go wzi��.
� Wejd�cie do �rodka � rzek� pan w bia�ej kamizelce. Pan Gamfield pozosta� chwil� przed progiem, by raz jeszcze zdzieli� os�a po �bie i raz jeszcze szarpn�� go za szcz�k� dla przestrogi, aby zwierz� nie uciek�o w czasie jego nieobecno�ci, po czym uda� si� za panem w bia�ej kamizelce do pokoju, w kt�rym Oliwer Twist zobaczy� tego ostatniego po raz pierwszy.
� To paskudny fach � powiedzia� pan Limbkins, gdy Gamfield ponownie wyrazi� swoje �yczenie.
� Zdarza�o si� ju� nieraz, �e mali ch�opcy dusili si� w kominach � rzek� inny pan.
� To przez to, �e si� podpala w kominie wilgotn� s�om�, jak si� chce sprowadzi� ich z powrotem na d� � odpar� pan Gamfield. � Z tego jest tylko sam dym, nic �aru, a dym jest do niczego, jak si� chce sprowadzi� ch�opaka na d�, bo go tylko usypia, a ch�opakowi w to graj. Ch�opaki s� strasznie uparte i straszne leniuchy, wielmo�ni panowie, i nie ma to, jak dobry, gor�cy �ar, �eby ich raz-dwa-trzy sprowadzi� na d�. I ludzkie to te� jest, wielmo�ni panowie, bo je�eli wypadkiem utkn�li w kominie, to jak im si� stopy podpiek�, lepiej staraj� si� wydosta�.
Pan w bia�ej kamizelce zdawa�, si� ogromnie ubawiony tym wyja�nieniem, lecz spojrzenie pana Limbkinsa szybko u�mierzy�o jego weso�o��. Nast�pnie ca�y zarz�d j�� przez par� minut naradza� si� mi�dzy sob�, ale tak cicho, �e us�ysze� by�o mo�na tylko s�owa �zaoszcz�dzenie wydatk�w�, �dobrze rozejrze� si� w rachunkach� i �kaza� og�osi� drukiem sprawozdanie�. A i te tylko dlatego przypadkiem s�ysze� si� da�y, �e powtarzano je bardzo cz�sto i z wielkim naciskiem.
Na koniec szepty usta�y, cz�onkowie zarz�du wr�cili do swych foteli i uroczystej powagi, a pan Limbkins powiedzia�:
� Rozwa�yli�my wasz� propozycj� i nie zgadzamy si� na ni�.
� Absolutnie � potwierdzi� pan w bia�ej kamizelce.
� Stanowczo nie � dorzucili inni cz�onkowie.
Poniewa� tak si� sk�ada�o, �e o panu Gamfieldzie chodzi�y rzeczywi�cie g�uchy, i� zat�uk� ju� na �mier� trzech czy czterech ch�opc�w, przysz�o mu do g�owy, �e mo�e zarz�d, wiedziony jakim� niewyt�umaczonym kaprysem, pozwoli� tej nie maj�cej nic do rzeczy okoliczno�ci wp�yn�� na swoj� decyzj�. Je�li tak, by�oby to bardzo niepodobne do og�lnie przeze� przyj�tej procedury za�atwiania interes�w, ale poniewa� panu Gamfieldowi nie zale�a�o specjalnie na wznowieniu tych pog�osek, zmi�� czapk� w r�kach i powoli oddali� si� od sto�u.
� Wi�c nie dacie mi go, wielmo�ni panowie? � spyta� zatrzymuj�c si� przy drzwiach.
� Nie � odpar� pan Limbkins � a przynajmniej, z uwagi na to, �e to taki paskudny fach, s�dzimy, �e�cie powinni otrzyma� co� nieco� mniej ni� nagrod�, kt�r��my ofiarowali.
Oblicze pana Gamfielda rozja�ni�o si�. Szybkim krokiem wr�ci� do sto�u i powiedzia�:
�- � co dacie, panowie? No? Nie b�d�cie tacy zawzi�ci na biednego cz�owieka. Ile dacie?
� Wed�ug mnie, trzy funty i dziesi�� szyling�w by�oby a� nadto � rzek� pan Limbkins.
� 0 dziesi�� szyling�w za du�o � rzek� pan w bia�ej kamizelce.
� Panowie! � nalega� Gamfield � powiedzcie cztery funty. Cztery funty i pozb�dziecie si� go raz na zawsze. No?!
� Trzy funty i dziesi�� szyling�w � powt�rzy� pan Limbkins stanowczo.
� Podzielcie� r�nic� na po�ow�, wielmo�ni panowie � na-stawa� Gamfield. � Trzy funty pi�tna�cie.
� Ani pensa wi�cej � brzmia�a stanowcza odpowied� pana Limbkinsa.
� Strasznie zawzi�li�cie si� na mnie, wielmo�ni panowie � rzek� Gamfield z wahaniem.
� Ech, ech! g�upstwo! � powiedzia� pan w bia�ej kamizelce. � I bez �adnej nagrody tanio by wam wypad�o. Bierzcie� go, g�upi cz�owieku! To w sam raz dla was ch�opak. Przyda mu si� kij od czasu do czasu; dobrze mu to zrobi, a jego wikt niepowinien was du�o kosztowa�, bo nie przejada� si� od urodzenia. Ha, ha, ha!
Pan Gamfield rozejrza� si� chytrze po twarzach otaczaj�cych st�, a widz�c na wszystkich u�miechy, powoli sam wykrzywi� usta w u�miechu. Dobito targu. Powiadomiono natychmiast pana Bumble, �e tego� popo�udnia nale�y Oliwera oraz jego dokumenty dostarczy� urz�dnikowi s�dowemu, kt�ry musi przejrze� i podpisa� kontrakt.
W nast�pstwie tego postanowienia ma�ego Oliwera ku wielkiemu jego zdziwieniu wypuszczono z zamkni�cia i kazano mu w�o�y� czyst� koszul�. Ledwo zd��y� wykona� to zupe�nie niezwyk�e �wiczenie gimnastyczne, kiedy pan Bumble przyni�s� mu w�asnor�cznie misk� kaszy i �wi�teczny przydzia� chleba: dwie i �wier� uncji. Na widok tych wspania�o�ci Oliwer zacz�� bardzo �a�o�nie p�aka�, my�la� bowiem � co by�o do�� naturalne � �e zarz�d najwidoczniej postanowi� zabi� go w jakim� po�ytecznym celu. Inaczej nigdy nie zaczynaliby tak go tuczy�.
� Nie psuj sobie oczu bekiem, Oliwerze, tylko zjadaj i b�d� wdzi�czny � rzek� pan Bumble tonem imponuj�co pompatycznym. � Zrobi si� z ciebie terminatora, Oliwerze.
� Terminatora, prosz� pana! � powiedzia� ch�opczyk dr��c ca�y.
� Tak, m�j Oliwerze � rzek� pan Bumble. � Ci dobrzy, �wi�ci panowie, kt�rzy wszyscy razem zast�puj� ci rodzic�w, skoro nie masz w�asnych, ci panowie oddaj� ci� do terminu. Dadz� ci stanowisko w �yciu i zrobi� z ciebie cz�owieka, chocia� kosztuje to gmin� trzy funty i dziesi�� szyling�w! Trzy i p� funta, Oliwerze! � siedemdziesi�t szyling�w � sto czterdzie�ci sze�ciopens�wek! I to wszystko dla niegrzecznego sieroty, kt�rego nikt nie mo�e kocha�.
Wyg�osiwszy to przem�wienie gro�nym g�osem, pan Bumble zatrzyma� si� dla zaczerpni�ci tchu, a biednemu dziecku Izy j�y sp�ywa� po twarzy i rozszlocha� si� gorzko.
� No, no � rzek� pan Bumble nieco mniej pompatycznie, gdy� czu� si� mile po�echtany efektem, kt�ry wywar�a jego wy-
mowa. � No, no, Oliwerze! Wytrzyj oczy mankietem kurtki i nie p�acz sobie w kasz�. To bardzo g�upio tak robi�, Oliwerze. � By�a to �wi�ta prawda, gdy� wody i bez tego by�o w kaszy dosy�.
Po drodze do urz�dnika pan Bumble pouczy� Oliwera, �e powinien tylko mie� bardzo uradowan� min� i kiedy ten pan spyta go, czy chce i�� do terminu, odpowiedzie�, �e ogromnie sobie tego �yczy. Obu tym nakazom Oliwer obieca� by� pos�uszny, tym bardziej �e pan Bumble dorzuci� w formie delikatnego napomknienia, �e je�liby �le si� spisa�, to lepiej nie m�wi� o tym, co go czeka. Kiedy przybyli do urz�du, zamkni�to go samego w ma�ym pokoiku, a pan Bumble nakaza� mu tam czeka�, a� wr�ci po niego.
Tam te� ch�opiec czeka� z bij�cym sercem przez ca�e p� godziny. Po up�ywie tego czasu pan Bumble wsun�� przez drzwi g�ow�, tym razem nie strojn� w stosowany kapelusz, i powiedzia� g�o�no:
� No, Oliwerze, m�j kochany, chod� teraz do pana. � Po tych s�owach przybra� gro�ny wyraz twarzy i doda� po cichu: � Pami�taj, co ci m�wi�em, ty ma�y �otrze!
Oliwer, s�ysz�c ten nieco sprzeczny styl obu wypowiedzi, naiwnie wytrzeszczy� oczy, patrz�c ze zdziwieniem na twarz pana Bumble, lecz �w zapobieg� wszelkim ustnym komentarzom ze strony ch�opca, gdy� wyprowadzi� go natychmiast do przyleg�ego pokoju, do kt�rego drzwi by�y otwarte. Pok�j by� du�y, z wielkim oknem. Za biurkiem siedzia�o dwu starych pan�w z upudrowanymi g�owami. Jeden czyta� gazet�, a drugi przy pomocy w szylkret oprawnych okular�w studiowa� pilnie le��cy przed nim niewielki arkusik pergaminu. Przy biurku po jednej stronie sta� pan Limbkins, a po drugiej pan Gamfield z twarz� cz�ciowo umyt�. Pr�cz tego w pokoju znajdowa�o si� jeszcze paru ludzi o rubasznym wygl�dzie, odzianych w buty z cholewami.
Stary pan w okularach stopniowo zapad� w drzemk� nad skrawkiem pergaminu; pan Bumble ustawi� Oliwera przed biurkiem, po czym nast�pi�a kr�tka przerwa.
� To jest ten ch�opiec, wasza dostojno�� � rzek� pan Bumble.
Stary pan czytaj�cy gazet� podni�s� na chwil� g�ow� i poci�gn�� drugiego starego pana za r�kaw, na co drugi stary pan ockn�� si�.
� A wi�c to jest ten ch�opiec? � spyta� stary pan.
� To on, prosz� pana � odpar� pan Rumbie. � Uk�o� si� panu urz�dnikowi, m�j drogi.
Oliwer poderwa� si� i uk�oni� najpi�kniej, jak umia�. Wlepiwszy oczy w pudrowane peruki urz�dnik�w zastanawia� si�, czy ka�dy zarz�d przychodzi na �wiat z czym� takim bia�ym na g�owie i dlatego w�a�nie zostaje zarz�dem.
� No c� � rzek� stary pan. � My�l�, �e podoba mu si� czyszczenie komin�w?
� Szalenie, wasza dostojno�� � odrzek� Bumble uszczypn�wszy ukradkiem Oliwera, by ten nie wa�y� si� czasem zaprzeczy�.
� I chce by� kominiarzem, tak? � zapyta� stary pan.
� Gdyby�my go mieli jutro zmusi� do pracy w jakimkolwiek innym fachu, uciek�by w jednej chwili, wasza dostojno�� � odrzek� Bumble.
� A ten cz�owiek, kt�ry ma by� jego majstrem � wy, m�j panie � b�dziecie go traktowa� dobrze, �ywi� go i tam dalej, tak? � ci�gn�� stary pan.
� Kiedy m�wi�, �e b�d�, to b�d� � odrzek� zuchwale pan Gamfield.
� Gburowato si� wyra�acie, przyjacielu, ale wygl�dacie na uczciwego, zacnego cz�owieka � powiedzia� stary pan zwracaj�c okulary w kierunku kandydata do nagrody za wzi�cie Oliwera. Niegodziwe oblicze pana Gamfielda by�o tak pewn� gwarancj� okrucie�stwa, jak pewn� gwarancj� jest nale�ycie ostemplowany kwit. Ale urz�dnik by� na p� �lepy i na p� zdziecinnia�y, wi�c trudno by�o ode� wymaga�, by zauwa�y� to, co dla innych by�o jasne.
� Bo te� taki jestem, wielmo�ny panie � rzek� pan Gamfield z brzydkim u�miechem.
� Nie w�tpi� o tym, przyjacielu � odrzek� stary pan poprawiaj�c na nosie okulary i rozgl�daj�c si� za ka�amarzem.
By�a to w losach Oliwera krytyczna chwila. Gdyby ka�amarz znajdowa� si� tam, gdzie stary pan spodziewa� si� go znale��, by�by umoczy� w nim pi�ro i podpisa� kontrakt, a Oliwera szybko wyprowadzono by z pokoju. Ale poniewa� ka�amarz sta� akurat tu� pod jego nosem, staruszek oczywi�cie zacz�� go szuka� daremnie po ca�ym biurku, a kiedy w trakcie swych poszukiwa� spojrza� przypadkiem prosto przed siebie, spostrzeg� blad� i wystraszon� twarz Oliwera, kt�ry mimo wszystkich karc�cych spojrze� i szczypa� Bumble'a wpatrywa� si� w odra�aj�ce oblicze swego przysz�ego pana z wyrazem zgrozy i l�ku zbyt widocznym, by nawet p� �lepy urz�dnik m�g� go nie zauwa�y�. Stary pan przerwa� poszukiwania, po�o�y� pi�ro i spogl�da� na przemian na Oliwera i na pana Limbkinsa, kt�ry usi�owa� za�ywa� tabak� z pogodn� i niezmieszan� min�.
� Moje dziecko! � rzek� stary pan przechylaj�c si� przez biurko. Na d�wi�k tych s��w Oliwer drgn�� ca�y. �atwo mu to mo�na wybaczy�, gdy� powiedziane by�y z dobroci�, a nieznane d�wi�ki zawsze wywo�uj� przestrach. Zacz�� dr�e� gwa�townie i wybuchn�� p�aczem.
� Moje dziecko! � rzek� stary pan � wygl�dasz blady i przera�ony. Co ci jest?
� Odsu�cie si� troch� od niego � rzek� drugi urz�dnik do wo�nego, odk�adaj�c gazet� i pochylaj�c si� naprz�d z wyrazem zainteresowania. � No, ch�opcze, powiedz nam, co ci jest. Nie b�j si�.
Oliwer upad� na kolana i spl�t�szy d�onie b�aga�, by zamkn�li go z powrotem w ciemnym pokoju, by go g�odzili, bili, zabili, je�li zechc�, byle mu nie kazali i�� z tym okropnym cz�owiekiem.
� No wiecie pa�stwo! � zawo�a� pan Bumble wznosz�c r�ce i oczy ku g�rze z imponuj�cym dostoje�stwem. � Ze wszystkich przewrotnych i pod�ych sierot, jakie kiedykolwiek widzia�em, Oliwerze, ty jeste� naj-bez-wstyd-niej-szy.
� Cicho b�d�cie, prosz� � rzek� do wo�nego drugi stary pan, gdy pan Bumble upora� si� z tym trudnym s�owem.
� Przepraszam, wasza dostojno�� � rzek� pan Bumble nie dowierzaj�c w�asnym uszom. � Czy wasza dostojno�� zwraca� si� do mnie?
� Tak. B�d�cie cicho.
Pan Bumble os�upia� ze zdumienia. Wo�ny, kt�remu ka�� by� cicho! To� to rewolucja obyczajowa!
Stary pan w szylkretowych okularach spojrza� na towarzysza. Kiwn�� g�ow� znacz�co.
� Odmawiamy podpisania tego kontraktu � rzek� stary pan i odrzuci� na bok arkusz pergaminu.
� Mam nadziej� � wyj�ka� pan Limbkins � mam nadziej�, �e panowie urz�dnicy na podstawie niczym nie popartych s��w ma�ego dziecka nie nab�d� przekonania, �e w�adze przytu�ku w czymkolwiek post�pi�y niew�a�ciwie.
� Panowie urz�dnicy nie s� powo�ani do wyra�ania jakiejkolwiek opinii w tym wzgl�dzie � rzek� drugi stary pan ostro. � Zabierzcie ch�opca z powrotem do przytu�ku i b�d�cie dobrzy dla niego. Wygl�da, jakby bardzo tego potrzebowa�.
Tego� wieczoru pan w bia�ej kamizelce z ca�ym przekonaniem i stanowczo�ci� stwierdzi�, �e Oliwer nie tylko sko�czy na szubienicy, ale w dodatku b�dzie w��czony ko�mi i roz�wiartowany. Pan Bumble potrz�sa� g�ow� pos�pnie i tajemniczo i m�wi�, �e �yczy ch�opcu, aby wybra� dobr� drog�; na co pan Gamfield odpar�, �e chcia�by, aby ta droga zaprowadzi�a go do niego. Cho� wi�c na og� on i wo�ny zgadzali si� we wszystkim, tym razem �yczenia ich wydawa�y si� zgo�a rozbie�ne.
Nast�pnego ranka poinformowano raz jeszcze szeroki og�l, �e Oliwer Twist jest znowu �do wynaj�cia� i �e pi�� funt�w wyp�acone zostanie temu, kto zechce obj�� go w posiadanie.
ROZDZIA� CZWARTY
W KT�RYM OLIWER OTRZYMAWSZY INNE ZAJ�CIE WST�PUJE NA AREN� �YCIA PUBLICZNEGO
Kiedy dorastaj�cy m�odzian wielkiego rodu nie mo�e w �aden spos�b uzyska� korzystnego stanowiska ani przez posiadanie, ani przez dziedziczenie, ani przez zapis, ani nawet nie mo�e si� go spodziewa� w przysz�o�ci � w�wczas najcz�ciej wysy�a si� go na morze. Id�c za tak m�drym i zbawiennym przyk�adem zarz�d przytu�ku j�� obradowa� nad konieczno�ci� za�adowania Oliwera Twista na kt�ry� ma�y statek handlowy wybieraj�cy si� do jakiego� dobrego, niezdrowego portu. Nasuwa�o si� to jako najlepsza rzecz, kt�r� mo�na z nim by�o zrobi�; istnia�o bowiem du�e prawdopodobie�stwo, �e szyper zat�ucze go na �mier� b�d�c kt�rego� dnia po obiedzie w �artobliwym nastroju lub te� rozwali mu g�ow� �elazn� sztab�; obie te czynno�ci stanowi� bowiem, jak do�� powszechnie wiadomo, wielce ulubion� i cz�sto uprawian� rozrywk� d�entelmen�w tego zawodu. Im g��biej zarz�d rozwa�a� spraw� w tym �wietle, tym wi�cej r�norakich korzy�ci zdawa�o si� wi�za� z takim krokiem. Cz�onkowie zarz�du przyszli tedy do wniosku, �e jedynym sposobem skutecznego zabezpieczenia losu Oliwera by�o niezw�oczne wys�anie go na morze.
Polecono panu Bumble, aby zebra� r�ne wst�pne informacje maj�ce na celu wynalezienie jakiego� kapitana, kt�ry by potrzebowa� ch�opca okr�towego nie posiadaj�cego rodziny ani przyjaci�. Pan Bumble wraca� w�a�nie do przytu�ku, by zakomunikowa� zarz�dowi o wynikach swej misji, gdy przy bramie spotka� ni mniej, ni wi�cej tylko pana Sowerberry, przedsi�biorc� pogrzebowego na us�ugach gminy.
Pan Sowerberry by� to m�czyzna wysoki, ko�cisty, o wielkich ko�czynach, odziany w czarny wy�wiechtany garnitur, pocerowane skarpetki tej�e barwy i odpowiednio dobrane buty. Natura nie przeznaczy�a jego rys�w do tego, by go�ci� na nich pogodny wyraz, mimo to pan Sowerberry sk�onny by� na og� do pewnej zawodowej �artobliwo�ci. Podszed� spr�ystym krokiem do pana Bumble, a kiedy serdecznie �ciska� mu r�k�, na jego twarzy odbija�o si� wewn�trzne zadowolenie.
� Wzi��em miar� z tych dw�ch kobiet, kt�re umar�y zesz�ej nocy, panie Bumble � rzek� przedsi�biorca.
� Maj�tek pan zbijesz, panie Sowerberry � powiedzia� wo�ny wtykaj�c kciuk i palec wskazuj�cy do zaofiarowanej mu tabakierki przedsi�biorcy, kt�ra by�a misternym modelikiem standartowej trumny. � Powiadam, �e maj�tek pan zbijesz, panie Sowerberry � powt�rzy� pan Bumble klepi�c przyjacielsko przedsi�biorc� pogrzebowego lask� po ramieniu.
� Tak pan my�li? � rzek� przedsi�biorca tonem, kt�ry na p� potwierdza�, na p� za� podawa� w w�tpienie mo�liwo�� takiego faktu. � Ceny, kt�re zarz�d p�aci, s� bardzo niewielkie, panie Bumble.
� I pa�skie trumny tak�e � odpar� wo