3871

Szczegóły
Tytuł 3871
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3871 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3871 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3871 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOMASZ KO�ODZIEJCZAK KOLORY SZTANDAR�W Prolog - Jedzie! Jedzie! - w s�uchawce rozleg� si� g�os zwiadowcy. Kajus Klein dotkn�� j�zykiem sensora umieszczonego w he�mie, prze�adowuj�c skafander z funkcji �oczekiwanie� na pozycj� �alert�. Otoczy�a go czasza pola maskuj�cego w pe�nym pa�mie elektromagnetycznym. �o�nierz poczu�, jak pr꿹 si� elastyczne wzmacniacze opinaj�ce jego mi�nie i stawy. Szyba he�mu zmatowia�a, a po chwili wyrysowa�a si� na niej siatka celownika. ��cza r�kawic �ci�le przylgn�y do sprz�gu miotacza. Nie zobaczy� - bo oczywi�cie nie m�g� zobaczy� - jak p�ywaj�ce w jego t�tnicach mikroserwery zaczynaj� wypluwa� hormony pobudzaj�ce i jak jednocze�nie otwieraj� si� pyski r�wnie ma�ych filtr�w, maj�cych czy�ci� krew z nadmiaru niebezpiecznych produkt�w przemiany materii. Po chwili odczu� lekkie pobudzenie, a po nast�pnej - stan kontrolowanej euforii. Mieli nowy sprz�t i bro�. Dostali emitery pola, blokady antysi�owe i detektory promieniowania. Wreszcie mogli dopa�� tych skurwysyn�w! Dopa�� i rozwali�! Korgardzka pancerka wynurzy�a si� z tunelu transportowego prowadz�cego od Alberdan i na chwil� zawis�a nad czarn� powierzchni� autostrady. W mie�cie �y�o kiedy� trzy tysi�ce ludzi. W zesz�ym roku Alberdan sta�o si� celem ataku korgard�w. Teraz naje�d�cy zbudowali tam kolejn� twierdz�, a ich konwoje regularnie kursowa�y pomi�dzy fortami. Nikt nie wiedzia�, co wozi�y, bo kolumny transporter�w, asekurowane przez maszyny bojowe, by�y nie do ruszenia. Kiedy udawa�o si� uszkodzi� pojedyncze pojazdy, te natychmiast anihilowa�y i ludzie mogli zebra� co najwy�ej gar�� radioaktywnego py�u. Jednak przed t� akcj� �o�nierze otrzymali now� bro�, kt�ra mia�a umo�liwi� zdobycie korgardzkiego pojazdu. Pancerka skoczy�a do przodu - pomara�czowy ostros�up pokryty czarnymi wzorami. Zacz�a nabiera� pr�dko�ci, coraz bardziej oddalaj�c si� od stanowiska Kleina, a� w ko�cu znikn�a za zakr�tem. �o�nierz poczu� gwa�towne uderzenie adrenaliny. - Sygna�! - w s�uchawkach rozleg� si� nie do niego skierowany rozkaz. Plun�y ogniem zamaskowane stanowiska, odleg�e o jakie� dwa kilometry. - Dosta�! - Klein us�ysza� radosny g�os Rabela Korfu. Potem nap�yn�y kolejne okrzyki i seria pisk�w oznaczaj�cych meldunki satelitarne. - Moja r�ka! - To dzia�a! Nie anihiluje! - Klein! Jest u ciebie! - poderwa� go g�os dow�dcy. Pojazd korgard�w wraca�. Wolno, lekko przechylony wyp�yn�� zza zakr�tu, kieruj�c si� ku tunelowi transportowemu. W u�amku sekundy skafander Kleina z fazy �alert� przeszed� do stanu �walka�. Koprocesor militarny przej�� sterowanie nad spor� cz�ci� odruch�w �o�nierza. W jednej chwali wylecia�y w powietrze trzy fantomy maj�ce �ci�gn�� salw� wroga, r�ce poderwa�y w g�r� miotacz, a oczy namierzy�y cel. Karabin za�omota�, k�tem oka Klein dostrzeg�, �e strzelaj� te� inni ludzie z jego grupy. Transporter odpowiedzia� salw�. Dwa fantomy zap�on�y, nim jeszcze dotar�y do najwy�szego punktu swego toru, trzeci tu� po tym, jak zacz�� opada�. Klein zobaczy� te� wybuch ognia po przeciwnej stronie szosy i poczu� lekkie uk�ucie w rami� - znak, �e zgin�� kto� z jego podkomendnych. Lecz i �o�nierze trafili. Korgardzki transporter lecia� jeszcze si�� rozp�du, ale wyra�nie opada�, a ostrze sto�ka przechyla�o si� ku ziemi. Klein nie us�ysza� uderzenia o powierzchni� autostrady - he�m skutecznie izolowa� go od �wiata zewn�trznego. Pojazd zary� w szar� tafl�, zdzieraj�c g�adk� nawierzchni�. Przez chwil� koleba� si� na boki, a� w ko�cu znieruchomia�. Od chwili rozpocz�cia akcji min�o sze�� sekund. Czas zacz�� p�yn�� w normalnym tempie. - Klein, asekurujemy kablarzy! Reszta stawia pe�ne os�ony! Idziemy! Klein podni�s� si� z ziemi i powoli ruszy� do przodu. Obok szed� Garbich Petty i dw�ch sieciowc�w, nazywanych potocznie kablarzami. Wiedzia�, �e pozostali �o�nierze z jego grupy w�a�nie w��czaj� ochronne pola si�owe, na wypadek gdyby upolowana pancerka wybuch�a. W stron� maszyny sz�o dw�ch �o�nierzy i dw�ch kablarzy, obok kt�rych pe�z�y automaty. Ludzie - w pancernych skafandrach, ze stercz�cymi wyrostkami anten, luf i czujnik�w, z garbami �adownic i system�w podtrzymywania �ycia - wygl�dali jak �uki spiesz�ce do padliny. Zatrzymali si� o kilka krok�w od pojazdu, zarytego ostrym wierzcho�kiem w ziemi. Mia� ponad pi��dziesi�t metr�w d�ugo�ci. Dziwna maszyna o niezrozumia�ej konstrukcji. Tak jak niezrozumia�a by�a technika, cele i taktyka walki korgard�w. I wszystko inne, co wi�za�o si� z t� ras�. - Pilotowany automatycznie - Klein us�ysza� g�os kablarza. - Pr�bujemy przej�� kontrol� nad uk�adem sterowania. - Nad korgardzkim komputerem? - zdziwi� si� Petty. - Elektrony s� wsz�dzie takie same, �o�nierzu. Tymczasem drugi kablarz zamar� w bezruchu, z jedn� r�k� uniesion�, a drug� przyci�ni�t� do piersi. Po chwili drgn��, powoli zmieniaj�c u�o�enie r�k i przesuwaj�c stopy po ziemi. Jego partner te� zamilk� i wszed� w taki sam dziwny trans. Prawdopodobnie sprz�gli si� z komputerem pok�adowym i teraz walczyli z jego systemami obronnymi. Ich m�zgi przebywa�y w elektronicznym �wiecie wykreowanym przez korgard�w i musia�y nie tylko ten �wiat rozpozna�, ale i przedrze� si� przez stoj�ce tam bariery. Klein nie potrafi� sobie tego wyobrazi�. No, ale elektrony wsz�dzie s� takie same. Nagle jeden z kablarzy krzykn��, a potem run�� na ziemi�. W ostatniej chwili skafander przej�� kontrol� nad bezw�adnym cia�em i tylko dzi�ki temu in�ynier nie uderzy� czaszk� o nawierzchni� autostrady. Mi�kko opad� na kolana, wspar� si� d�o�mi o ziemi�. W tym samym momencie transporter drgn��, jakby pr�bowa� poderwa� si� i odlecie�. Na szcz�cie nic takiego nie nast�pi�o, za to na pomara�czowej, pokrytej czarnymi krzy�ami powierzchni sto�ka pojawi�a si� ciemna rysa. Klein przykl�kn��, sk�adaj�c bro� do strza�u. Garbich skoczy� w bok, chc�c w�asnym cia�em os�oni� kablarzy. Jednak atak nie nast�pi�. - To tylko w�az - odetchn�� Garbich. - Pchnij automaty. Stalowy pysk pancerki otwiera� si� coraz szerzej, a� w ko�cu jego kraw�d� wspar�a si� o powierzchni� autostrady. Si�owniki pr�bowa�y jeszcze unie�� ca�y pojazd, ale przegra�y z jego ci�arem i zamar�y. Klein zbli�y� si� do w�azu, Garbich by� dwa kroki za nim. In�ynierowie wci�� ta�czyli taniec marionetek poruszanych d�o�mi szalonego lalkarza. Przed �o�nierzy wysun�y si� automaty. Pe�z�y w stron� w�azu - dwa ob�e kszta�ty na g�sienicach, szczytowe osi�gni�cie gladia�skiej technologii. Podobno nawet Dominium nie dysponowa�o sprz�tem zdolnym wytrzyma� konfrontacj� z technik� korgard�w. Oba roboty ca�y czas bada�y teren przed sob� i nieustaj�co wysy�a�y strumie� informacji do orbitalnej stacji przeka�nikowej. Nawet gdyby co� si� sta�o, zarejestruj� przebieg zdarze�. Ka�da cz�stka informacji mog�a okaza� si� u�yteczna. Gdy automaty wpe�z�y na klap� w�azu, pancerka zn�w si� zako�ysa�a. Po chwili roboty znikn�y w jej ciemnym wn�trzu. - Wchodzimy! - zdecydowa� Garbich. �o�nierze ruszyli �ladem automat�w zwiadowczych. Krok, dwa kroki. W s�uchawkach rozbrzmiewa�y dziwne d�wi�ki wydawane przez hakuj�cych kablarzy, meldunki stanowisk ogniowych i komunikaty z satelity potwierdzaj�ce, �e z �adnego fortu nie ruszy�a karna ekspedycja. Teraz dopiero Klein zauwa�y�, �e czarne krzy�e na pomara�czowej powierzchni pojazdu nie zosta�y namalowane, a jakby wyryte pot�nym d�utem. Garbich postawi� stop� na klapie w�azu,! pochyli� si�, by wej�� do �rodka. Klein przesun�� si� na bok, by nie mie� go na linii strza�u. Zanurzyli si� w p�mroku kabiny zasnutej ca�kowicie oparami gazu. �Mieszanina amoniaku i helu� - zameldowa�y po chwili automaty. Klein przestroi� filtry okular�w he�mu i powoli zacz�� dostrzega� otaczaj�ce go kszta�ty. Garbich sta� nieruchomo, jak skamienia�y, a po chwili Klein us�ysza� w s�uchawkach jego cichy szept: - O Bo�e! O Bo�e, to ludzie... W chwili, gdy Garbich wymawia� te s�owa, wzrok Klei-na ostatecznie przenikn�� ciemno�� wype�niaj�c� wn�trze luku transportowego. Dwa automaty badawcze pe�z�y powoli wzd�u� �cian zestawionych ze skrzy� wype�nionych przejrzystym p�ynem. A w tych skrzyniach... Jedno obok drugiego, dziesi�tki ludzkich cia�. Dziwnych, zniekszta�conych, powykr�canych, z oskalpowanymi czaszkami, amputowanymi ko�czynami, nozdrzami i szcz�kami, ze sk�r� zdj�t� w niekt�rych miejscach, tak �e wida� by�o mi�nie. Na ka�dym z tych cia� pulsowa�y miarowo ciemne, ob�e zgru�lenia. I nagle Klein zrozumia� co� jeszcze. Ci okaleczeni ludzie �yli, a ich szeroko otwarte oczy pr�bowa�y przenikn�� warstw� cieczy i wype�niaj�cy kabin� mrok. Patrzy�y na niego! Cz�� I 1. - Szanowni pa�stwo - obok g�owy ka�dego pasa�era rozkwit�a projekcja kolorowego motyla. Gadaj�cego motyla. - Za pi�� minut dojedziemy do stacji Perelandra. Post�j potrwa trzy minuty. Do zobaczenia w wagonach linii �Lepidopter�. Motyle za�opota�y zielono-��tymi skrzyde�kami i znikn�y, zostawiaj�c gasn�c� w powietrzu jasn� smug� i delikatn� wo� kwiat�w. Daniel Bondaree u�miechn�� si�. Kolorowy motyl i zapach kwiat�w wita�y go zawsze, gdy wraca� do domu. Wsta� z fotela, odruchowo wyg�adzi� czarny, l�ni�cy mundur, a gdy kapsu�a zatrzyma�a si� i otworzy�a drzwi, wraz z innymi pasa�erami wyszed� na peron. Dom jego rodzic�w sta� na skraju miasteczka o d�wi�cznej nazwie Perelandra. By� to ma�y budynek o bia�ych �cianach i p�askim, pokrytym taflami fotokolektor�w dachu. W ka�dym rogu sta� maszt d�wigaj�cy turbin� wiatraka. Daniel pami�ta� czasy, gdy wok� domu ros�y r�nokolorowe kwiaty, uk�adane przez matk� w zadziwiaj�ce kompozycje ��cz�ce ziemskie i gladia�skie organizmy. Kiedy zgin�� ojciec, matka przesta�a sadzi� kwiaty. Z ka�dym dniem stawa�a si� cichsza i jakby coraz mniejsza. Domowy aparat automedu, kt�ry Daniel przegl�da� przy ka�dej wizycie, informowa� regularnie, �e matka nie jest chora. A jednak - Daniel wiedzia� to - by�a jednocze�nie coraz mniej zdrowa. Najprawdopodobniej chcia�a si� ju� zobaczy� z ojcem. Daniel by� jedynym powodem jej trwania, przytwierdza� j� do �ycia niczym stalowy szpikulec przyszpilaj�cy motyla w muzealnej gablocie. Kiedy Daniel sko�czy� pierwsze siedem lat s�u�by i zosta� przeniesiony do pracy sztabowej, uzna�a, �e nic ju� mu nie grozi i �e nie musi si� wi�cej opiekowa� swoim synkiem. Umar�a. Nie sprzeda� domu ani go nie wynaj��. Mieszka� i pracowa� w stolicy prowincji, Szanszeng, ale do Perelandry przyje�d�a� prawie zawsze, gdy dostawa� urlop. Ostatnio coraz rzadziej. W armii i podleg�ych jej formacjach s�dzi�w, nazywanych tanatorami, trwa� stan ci�g�ego alarmu. Daniel nie ukrywa� wi�c zdziwienia, gdy poprzedniego wieczora otrzyma� sze�ciodniowy urlop. Do realizacji natychmiast. Jego bezpo�redni prze�o�ony nie poda� �adnej przyczyny tej decyzji. Daniel pozamyka� wi�c wszystkie najwa�niejsze sprawy, kilka temat�w podrzuci� swoim wsp�pracownikom i ruszy� do Perelandry. Do domu przyje�d�a�, kiedy tylko m�g�. S�siedzi k�aniali mu si� z szacunkiem, a dzieciaki z fascynacj� spogl�da�y na l�ni�cy mundur. Tak by�o i teraz, gdy wysiad� na stacji i wolnym krokiem ruszy� znajomymi uliczkami. Miasteczko prawie si� nie zmieni�o przez te wszystkie lata, nawet korgardzkie zagro�enie wydawa�o si� tu odleg�ym, narkotycznym koszmarem. W pobli�u Perelandry nigdy nie prowadzono dzia�a� wojennych i mieszka�cy ani razu nie musieli si� ewakuowa�. Coraz mniej by�o na Gladiusie takich miast, w kt�rych po latach podr�owania mo�na znale�� w tych samych miejscach domy, klomby, sklepy i ludzi za sklepowymi ladami. Kiedy Daniel skr�ci� w prowadz�c� do swojego domu uliczk�, wiedzia�, �e tu nawet ptaki �azi� b�d� po trawie w tych samych co zawsze miejscach. A jednak... Po drugiej stronie ulicy mieszkali przyjaciele rodzic�w Daniela, pa�stwo Habergenowie. Zawsze odwiedza� ich zaraz po przybyciu do miasta. Dlatego te� stan�� jak wryty, gdy zza zakr�tu wy�oni� si� nie p�aski domek, podobny bardzo do domu jego rodzic�w, a budowla o dziwnych kszta�tach, ze stercz�cymi w g�r� d�wigarami i przybud�wkami, pokryta warstw� telefarby. Habergenowie, nawet gdyby by�o ich sta�, nigdy nie pozwoliliby sobie na tak� ekstrawagancj�. Zaintrygowany podszed� do ogrodzenia, musn�� d�oni� -sensor str�a, ale furtka nie otworzy�a si�. Zamiast tego us�ysza� komunikat wypowiedziany ciep�ym, kobiecym g�osem: - Nie rozpoznaj� pana, prosz� si� przedstawi�. Dzi�kuj�. Przepraszam. - Daniel Bondaree, do pa�stwa Habergen�w. - Bardzo mi przykro - poinformowa� domofon - ale Fryderyk i Manuela Habergenowie czterdzie�ci dni temu przenie�li si� do Pa�acu Odpoczynku w Bruubank. Ten dom ma ju� innego w�a�ciciela. Dzi�kuj�. Przepraszam. - Kto jest nowym w�a�cicielem? - Nie figuruje pan na li�cie os�b, kt�rym powinnam odpowiada� na to pytanie - grzecznie, acz stanowczo poinformowa� Daniela domofon p�ci �e�skiej. Po czym doda�: - Dzi�kuj�. Prosz�. - No, tak - mrukn�� Bondaree i odwr�ci� si�, by ruszy� ku swojemu, bardziej go�cinnemu domowi. - Hej! Niech pan zaczeka! - g�os nale�a� niew�tpliwie do tej samej osoby, kt�ra nagra�a si� na domofon. Ku furtce sz�a dziewczyna. Mia�a kr�tkie ciemne w�osy, �niad� twarz, ubrana by�a w zwyk�y domowy str�j. Tym dziwniejsze wra�enie robi�a srebrzysta siateczka zas�aniaj�ca jej oczy. Jakby metalowy paj�k rozpi�� sie� pomi�dzy brwiami, nasad� nosa i ko��mi policzkowymi. Danielowi wydawa�o si�, �e pod elektroniczn� prz�dz� dostrzega l�ni�ce oczy, ale mo�e to by�o z�udzenie. - Pan Bondaree - powiedzia�a dziewczyna, bardziej twierdz�co ni� pytaj�co. Stan�a po drugiej stronie ogrodzenia, ale nie otworzy�a furtki. - Znamy si�? - Na tej ulicy rzadko pojawia si� �uk - po�o�y�a akcent na ostatnim s�owie. Tak nazywali tanator�w pacyfistycznie nastawieni studenci i propagandzi�ci politycznej frakcji uleg�ych. To skr�t. Od ��uka gnojarza�. Gdy chcieli by� grzeczni, t�umaczyli, �e tak w�a�nie wygl�daj� s�dziowie w swoich l�ni�cych mundurach i bojowych pancerzach. Ale Daniel wiedzia�, �e pacyfiarze uwa�aj� egzekutor�w prawa za �mierdzieli babraj�cych si� w g�wnie. - Wszystkie staruszki z okolicy doznaj� omdle� na wspomnienie swojego m�odego obro�cy. - Wszystkie staruszki z okolicy by�y kole�ankami mojej matki i znaj� mnie od dziecka - powiedzia� ostro. - O co chodzi? - To pan dobija� si� do mojego domu. Chcia�am by� uprzejma i powiedzie� panu osobi�cie, �e jeste�my s�siadami. Habergenowie uznali, �e czas na przeprowadzk� do Pa�acu Odpoczynku. Kupi�am od nich parcel�. Jak pan widzi, sam budynek nieco si� zmieni�. Strzela� pan dzi� do kogo�? Z�apa� pan jakiego� z�ego cz�owieka? - Nie, ale dwa dni temu widzia�em dziewczyn� w pani wieku, kt�rej z�y cz�owiek odci�� nogi i nos. �y�a - i odwracaj�c si�, doda� cicho: - Dzi�kuj�. Przepraszam. Kiedy otwiera� drzwi domu rodzic�w, zauwa�y�, �e dziewczyna, �wawo machaj�c r�kami, dyskutuje o czym� ze swoim domofonem. 2. W�a�ciwie to nie by�a okupacja. Gladius nie zosta� ani pobity, ani podbity. Wszystkie instytucje pa�stwa dzia�a�y normalnie, ludzie pracowali i bawili si�. A jednak - �yli w stanie wojny. Kolonia na planecie Gladius, w uk�adzie gwiazdy Multon, powsta�a dwie�cie lat wcze�niej jako jeden z tak zwanych Wolnych �wiat�w. By�o to gigantyczne przedsi�wzi�cie. Inwestorzy musieli wykupi� dane od prywatnych firm eksploracyjnych badaj�cych �wiaty w obszarze ludzkiej cywilizacji. Potem wys�ali ma�e grupy zwiadowc�w i in�ynier�w, wreszcie musieli sfinansowa� budow� na powierzchni planety zautomatyzowanych linii produkcyjnych i innych obiekt�w infrastruktury. W mi�dzyczasie trwa� proces legalizacji nowej kolonii i uzgadniania jej praw z jurysdykcj� solarn�. Na koniec pozostawa�o jeszcze wynaj�cie gigantycznych statk�w-ch�odni, nazywanych pieszczotliwie �kostnicami�, i wykupienie dost�pu do szlak�w hiperprzestrzennych. Teraz mo�na by�o og�osi� Kart� Praw - zestaw regu�, jakie b�d� obowi�zywa� w nowo powstaj�cym pa�stwie, oraz rozpocz�� nab�r osadnik�w. Ludzie zasiedlali kolejne �wiaty, zak�adaj�c pa�stwa rz�dz�ce si� odmiennymi prawami, uznaj�ce najrozmaitsze religie i obyczaje, w r�nym stopniu zwi�zane z rozrastaj�cym si� Dominium Solarnym. Ka�dy z tych �wiat�w--pa�stw mia� prawo penetracji i kolonizacji w�asnego uk�adu gwiezdnego oraz utrzymywania plac�wek przy najbli�szej bramie hiperprzestrzennej. Jednak to Dominium kontrolowa�o i chroni�o paj�cz� sie� hiperprzestrzennych szlak�w, wyznaczaj�cych granice ludzkiej ekspansji, zachowuj�c prawo do reprezentowania istot ludzkich wobec obcych cywilizacji oraz arbitra�u w sporach pomi�dzy poszczeg�lnymi koloniami. �Kostnice� lecia�y z Ziemi na Gladiusa przez dwa lata, z czego ponad p�tora roku w zwyk�ej przestrzeni na pr�dko�ciach pod�wietlnych. Technika transmisji hiperwymiarowej by�a niedoskona�a, wsp�rz�dne skoku obliczano z du�ym przybli�eniem, a do kolejnych bram trzeba by�o dolatywa� na nap�dzie konwencjonalnym. P�tora roku podr�y z pr�dko�ciami pod�wietlnymi na skutek efekt�w relatywistycznych prze�o�y�o si� wi�c na blisko dwadzie�cia pi�� lat ziemskich. Rozpocz�a si� kolonizacja, w miar� intensywne kontakty z Dominium Solarnym nawi�zano po kolejnych dziesi�ciu latach. W tym w�a�nie czasie w centrum ludzkiego imperium nast�pi�a krystalizacja nowych o�rodk�w w�adzy, a nauka, kt�rej rozw�j pobudzi�a Wojna Czterech �wiat�w, gwa�townie przekroczy�a kolejne granice poznania. W pewnym momencie okaza�o si�, �e Gladius jest zacofany o jakie� trzydzie�ci pi�� lat w stosunku do technologii Dominium, kt�re zreszt� wcale nie zamierza�o si� dzieli� swoj� wiedz�. Zgodnie z traktatami osadniczymi koloni�ci zaj�li wielki kontynent na p�nocnej p�kuli, a mniejsz�, po�udniow� wysp� pozostawili do dyspozycji metropolii. Od tamtego czasu historia polityczna Gladiusa to dzieje rywalizacji dw�ch opcji - utrzymania niezale�no�ci politycznej i gospodarczej od Dominium oraz przy��czenia si� do struktur solarnych. Przez nast�pne p�tora wieku zwolennicy tego pierwszego pogl�du znajdowali si� w zdecydowanej przewadze. Jednak w ostatnich latach ka�da kl�ska w walce z korgardami wzmacnia�a si�y zwolennik�w podporz�dkowania si� Dominium. Powszechnie wierzono, �e w nagrod� Gladius otrzyma wsparcie polityczne i technologiczne pozwalaj�ce na rozgromienie naje�d�cy. W chwili, gdy przybyli korgardzi, na Gladiusie mieszka�o ponad sze��set milion�w ludzi. Zagospodarowali kontynent, prowadzili dozwolon� penetracj� pozosta�ych planet uk�adu Multona, utrzymywali oficjalne stosunki z plac�wkami dyplomatycznymi i handlowymi Dominium rozlokowanymi na po�udniowej wyspie. Gladia�ska nauka wci�� pozostawa�a w tyle za centrum ludzkiej cywilizacji. Jednak powolny import technologii i w�asne badania sprawi�y, �e dystans ten si� nie powi�ksza� - co mia�o zazwyczaj miejsce w przypadku niezale�nych �wiat�w na kra�cach hiperprzestrzennych szlak�w. A jednak okaza�o si�, �e korgardzi s� za mocni... Pierwszy zobaczy� ich Ferdynand K�nig, drugi pilot transportowca ��elazna Kr�lowa� dostarczaj�cego biopreparaty trawlerom g�rniczym w asteroidowym Pasie Flam-berga. Ferdynand K�nig zlekcewa�y� wst�pny komunikat o obiekcie nie odpowiadaj�cym na kody przywo�ania. Po pierwsze, dlatego �e by� zawodowcem i wiedzia�, �e ka�dy stochastyczny komputer czasem bredzi. Po drugie zna� swoich koleg�w i wiedzia�, �e s� gotowi zrobi� wszystko, by cho� na chwil� zabawi� si� w czasie tygodniowej podr�y z orbity Gladiusa do stacji eksploracyjnych w Pasie Flamberga. Cho�by i zmusi� modu� sterowniczy statku do podawania mylnych informacji. Kiedy jednak K�nig otrzyma� potwierdzenie wst�pnej rejestracji, zdecydowa� si� w��czy� sygna� przywo�ania. Wok� sterowni statku - kuli o trzymetrowej �rednicy, wype�nionej �elem neuronowym - zgromadzili si� pozostali cz�onkowie za�ogi transportowca. Obserwowali unosz�cego si� w przezroczystej zawiesinie, ubranego w specjalny kombinezon K�niga, a jednocze�nie �ledzili obrazy i parametry, pojawiaj�ce si� na �ciennych ekranach. Zanurzony w transmisyjnym p�ynie K�nig ca�ym cia�em odbiera� p�yn�ce ze wszystkich modu��w dane, samemu wysy�aj�c polecenia i zapytania. Po dw�ch minutach kompletowania i analizowania informacji, zdecydowa� si� og�osi� stan pogotowia. Naprzeciw ��elaznej Kr�lowej� sun�� gigantyczny kosmolot. Nie by� to patrolowy statek gladia�ski ani tra�owiec g�rniczy. Widmo emisyjne obiektu nie przypomina�o charakterystycznych sygna��w wysy�anych przez okr�ty bojowe Dominium Solarnego, str�uj�ce przy bramie hiperprzestrzennej. Komputery odrzuci�y te� mo�liwo��, �e kosmolot zosta� zbudowany przez kt�r�� ze znanych ludziom obcych ras. Cho� procedury, kt�re wobec zaistnia�ej sytuacji uruchomi� Ferdynand K�nig, stanowi�y obowi�zkow� cz�� oprogramowania m�zgu steruj�cego ka�dego kosmolotu, w historii ludzko�ci u�yto ich zaledwie kilkakrotnie. Ziemski statek natkn�� si� na obiekt Obcych, nale��cy do nie znanej rasy. ��elazna Kr�lowa� rozpocz�a nadawanie kodu powitalnego, jednocze�nie wzywaj�c najbli�sze jednostki rz�dowe Wolnej Planety Gladius i Dominium Solarnego. Sama, nie zyskawszy �adnej odpowiedzi, zesz�a z toru obcej jednostki i skierowa�a si� do najbli�szej cywilnej bazy. To uratowa�o �ycie Ferdynanda K�niga i jego wsp�pracownik�w. Ich nast�pcy mieli mniej szcz�cia. Spatha�ski patrolowiec �Lederman� zosta� zniszczony, gdy spr�bowa� zbli�y� si� do obcego kosmolotu. Wtedy te� okaza�o si�, �e intruzi dysponuj� emiterami p�l wielokrotnie silniejszymi od tych nawet, kt�rych u�ywa�a armia Dominium. Poniewa� flota solarna stacjonowa�a przy �luzie hiperprzestrzennej, cztery miesi�ce �wietlne od uk�adu Multona, tajemniczemu kosmolotowi drog� zagrodzi� mog�y tylko si�y gladia�skie. Obcy nie reagowali na �adne wywo�ania, obiekty nadmiernie si� do nich zbli�aj�ce - niszczyli. Po kilku godzinach operacji jasne sta�y si� dwie rzeczy. Po pierwsze, na wszelkie pr�by kontaktu Obcy odpowiadaj� wrogo. Po drugie, celem gigantycznego kosmolotu jest Gladius - planeta zamieszkana przez sze��set milion�w ludzi. W kosmosie rozgorza�a bitwa, z kt�rej statek Obcych wyszed� bez widocznego szwanku. Flota wojenna Wolnej Planety Gladius przesta�a istnie�. Po blisko stu godzinach od chwili pierwszego kontaktu, wroga jednostka, otoczona zaporami p�l si�owych i projekcji maskuj�cych wielko�� i kszta�ty, wesz�a na orbit� Gladiusa. Kosmolot wyplu� z siebie konw�j kilkunastu modu��w �adowniczych, a potem dokona� samozniszczenia. Otoczone si�owymi kokonami rakiety rozdzieli�y si�. Wyl�dowa�y w o�miu punktach na najwi�kszym kontynencie Gladiusa, Kilenie. W ci�gu kr�tkiego czasu w miejscach l�dowania pojawi�y si� forty - umocnione bazy naje�d�c�w. Nie wiadomo, kto i z jakiego powodu nazwa� obcych korgardami. Rada Elektor�w natychmiast zwr�ci�a si� do rezydenta Dominium z pro�b� o interwencj�. Odpowiedzia�, �e Gladius jest �wiatem niezale�nym i sam musi uk�ada� si� z korgardami. Poinformowa� te�, �e nie dysponuje �adnymi informacjami dotycz�cymi wcze�niejszych kontakt�w ludzko�ci z t� ras� Obcych. Kiedy naje�d�cy zniszczyli pierwsze miasto i zabili pierwszych ludzi, rezydent tylko potwierdzi� sw�j poprzedni komunikat. Oczywi�cie, sugeruj�c przy okazji, �e je�li Gladius zrezygnuje z samodzielno�ci, to Dominium na pewno pomo�e... Forty by�y pot�nymi bazami o powierzchni kilku hektar�w, ochranianymi przez systemy p�l si�owych i barier energetycznych. Pr�by ich zdobycia zako�czy�y si� niepowodzeniem - pojazdy, rakiety i �o�nierze byli niszczeni na granicy twierdz. Obserwacje satelitarne i sejsmiczne nie przynios�y praktycznie �adnych informacji. Fortom nadano nazwy: Czerwony, Czarny, Zielony... Korgardzi nie reagowali na ludzi zbli�aj�cych si� do baz, chyba �e ci przekroczyli stref� bezpiecze�stwa. Pocz�tkowo wi�kszo�� osiedli znajduj�cych si� w pobli�u fort�w wyludni�a si�. Tylko gdzieniegdzie ludzie pozostali. I okaza�o si�, �e korgardzi pozwolili im �y� spokojnie. Jednak czasem dokonywali rzeczy strasznych. Z twierdz rusza�y kolumny pancerek, zwykle korzystaj�cych z gladia�skich autostrad i podziemnych ci�g�w magnetycznych. Pojazdy te dociera�y do jakiej� osady czy miasteczka - zawsze znajduj�cego si� w sporej odleg�o�ci od fort�w - otacza�y je i niszczy�y. Po odje�dzie korgardzkich pojazd�w znajdowano tam tylko gigantyczne pola radioaktywnej ziemi. Ka�da z takich akcji wywo�ywa�a w�r�d opinii publicznej wstrz�s, prowadzi�a do bezskutecznych operacji odwetowych niedobitk�w gladia�skiej armii i coraz agresywniejszych star� politycznych. Tymczasem na uprzednio wyludnione tereny w pobli�u fort�w wraca�o coraz wi�cej dawnych mieszka�c�w, a zaczynali si� tak�e przenosi� nowi. Tam po prostu �y�o si� bezpiecznie, gdy ka�de inne miasto wolnej planety Gladius mog�o zosta� zaatakowane i unicestwione. Sformowano specjalne paramilitarne s�u�by ewakuator�w, maj�ce ostrzega� ludzi przed korgardzkimi wyprawami pacyfikacyjnymi i organizowa� ewakuacj� z zagro�onych teren�w. Stabilna struktura zasiedlenia planety uleg�a zachwianiu, fale uchod�c�w przenosi�y si� do miejsc uznanych za bezpieczniejsze, zwi�kszy�a si� migracja do baz satelitarnych i na inne planety uk�adu Multona. Te jednak nie mog�y przyj�� wszystkich ch�tnych. Na ucieczk� z uk�adu kana�em hiperprzestrzennym sta� za� by�o niewielu. Jednocze�nie coraz wi�cej mieszka�c�w Gladiusa ��da�o, by Rada Elektor�w z�o�y�a ho�d lenny Dominium i wezwa�a na pomoc jego pot�g�. 3. Urlop Daniela sko�czy� si� r�wnie niespodziewanie, jak i zacz��. Wezwanie przysz�o w �rodku nocy. Bondaree mia� zameldowa� si� w siedzibie dow�dztwa Okr�gu P�nocnego, w mie�cie Kalante, odleg�ym od Perelandry o prawie trzysta kilometr�w, a od bazy tanator�w w Szanszeng o pi��set. Kazano mu za�o�y� mundur i nie zabiera� �adnego baga�u. Zalecono za�ycie �rodk�w pobudzaj�cych i poinformowano, �e b�dzie musia� pracowa� do godziny sz�stej rano. Podr� kolejk� magnetyczn� zaj�a prawie godzin�. Na dworcu czeka� s�u�bowy samoch�d. Kwadrans p�niej Daniel stan�� przed szklanymi drzwiami budynku komendantury. Czytnik bramy przyj�� jego kart� paszportow�. Potem sprawdzi� linie papilarne kciuka i za��da� pr�by g�osu. Przed budynkiem nie by�o stra�nika, ale Daniel wiedzia�, �e na pewno jest �ledzony przez system kamer i czujnik�w maj�cych potwierdzi� jego to�samo��. Drzwi rozsun�y si� bezszelestnie i Daniel wszed� do jasno o�wietlonego holu. Tu czeka� na niego wysoki oficer w mundurze �andarmerii. - Porucznik Hexen - przedstawi� si�, salutuj�c d�oni� w r�kawiczce z syntetycznej sk�ry. Takich u�ywali wszyscy �o�nierze, kt�rzy mieli na r�kach aktywne gniazda sprz�g�w. - Mam pana natychmiast zaprowadzi� na odpraw�. Jest pan ostatni. - Kapitan Bondaree, tanator - przedstawi� si� Daniel i ruszy� za Hexenem. - Czy jestem sp�niony? - Nie wiem. Prosz� do windy. Weszli do ma�ej kabiny, kt�ra natychmiast ruszy�a w g�r�. Daniel policzy� w my�lach czas - od chwili, gdy otrzyma� wezwanie, nie min�y nawet dwie godziny. Nie m�g� zjawi� si� tu wcze�niej, skoro nie przys�ano po niego specjalnej wojskowej kapsu�y transportowej. Co oznacza� ten nag�y rozkaz? Czy mia� jaki� zwi�zek z przyznanym mu wcze�niej niespodziewanym urlopem? Zapewne szykowa�a si� jaka� akcja - Daniel pr�bowa� przypomnie� sobie, kt�ra z prowadzonych ostatnio spraw wymaga�a jego osobistej interwencji. Nic nie przychodzi�o mu do g�owy. I dlaczego wezwano go tutaj, do Kalante? Czy�by tanatorzy potrzebni byli do wykonania wyroku zwi�zanego z jak�� spraw� podlegaj�c� jurysdykcji wojskowej? Winda stan�a i m�czy�ni wyszli na jasno o�wietlony korytarz. Nie by�o tu �adnych oznacze�, r�wnie dobrze mogli si� znajdowa� na pi�tym, jak i na pi��dziesi�tym pi�trze budynku. Hexen odprowadzi� Daniela do drzwi niczym nie r�ni�cych si� od kilkunastu innych znajduj�cych si� w tym korytarzu. - Ja tu zostaj� - powiedzia� oficer. - Pan przejdzie standardow� kontrol� to�samo�ci wed�ug procedury poziomu trzy. - Poziom trzy? - zdziwi� si� Daniel. - Co tu si� dzieje? W czasie swojej s�u�by w formacjach tanatorskich Danielowi nie zdarzy�o si� uczestniczy� w procedurach oznaczonych cyfr� mniejsz� ni� sze��. Poziom trzy przyznawany by� sprawom dotycz�cym bezpiecze�stwa ca�ej planety. - Do moich obowi�zk�w nale�a�o doprowadzenie pana tutaj - powiedzia� Hexen, daj�c do zrozumienia, �e nie udzieli �adnych dodatkowych wyja�nie�. Daniel wszed� do ma�ego, ciemnego pomieszczenia. Kiedy drzwi za jego plecami zamkn�y si�, �ciany pokoiku zaja�nia�y lekk� po�wiat�, a z g�o�nika pop�yn�� g�os: �Prosz� za�o�y� r�kawice i he�m. Prosz� odpowiada� na pytania. Rozpoczynamy standardow� kontrol� to�samo�ci trzeciego poziomu. Test potrwa p� minuty.� Przed oczami Daniela zacz�� p�yn�� kalejdoskop barw i kszta�t�w, w s�uchawkach rozleg�a si� muzyka. Bondaree poczu� lekkie uk�ucie w kark i ch��d elektrod dotykaj�cych jego d�oni. Ogarn�o go rozleniwienie i uspokojenie, powoli zapada� w p�hipnotyczny trans. �e�ski g�os o ciep�ym brzmieniu zacz�� zadawa� mu pytania, na kt�re odpowiada�, wskazuj�c wirtualne ikony odpowiedzi. Wszystko sko�czy�o si� r�wnie nagle, jak zacz�o. Kolorowe kszta�ty znikn�y, muzyka ucich�a. �Koniec testu - rozleg� si� ten sam g�os, co poprzednio. - To�samo�� potwierdzona. Prosz� nie zdejmowa� he�mu.� Daniel spr�bowa� przypomnie� sobie cho� jedno z pyta�, ale nie potrafi�. Hipnoza. �Danielu Bondaree, wiesz ju�, �e to, w czym uczestniczysz, obj�te jest zabezpieczeniem o wysokim stopniu tajno�ci. Za chwil� przedstawimy ci pewne informacje. Potem zadamy pytanie. Chcemy, aby� odpowiedzia� na nie zgodnie ze swoj� prawdziw� wol� i przekonaniem. Decyzja negatywna oznacza powr�t do dotychczasowego miejsca s�u�by. Pozytywna odmieni twoje �ycie, wi��e si� natomiast z du�ym ryzykiem. Dwa tygodnie temu naszym formacjom specjalnym uda�o si� zatrzyma� i rozbroi� pojazd korgard�w. Hakerzy prze�amali jego zabezpieczenia i opanowali sterowniki. Zdobyli�my du�o cennych, lecz jednocze�nie przera�aj�cych danych o naje�d�cach. Wydaje nam si�, �e s� to informacje wystarczaj�ce do podj�cia skutecznej kontrofensywy. Tworzymy specjalny zesp� maj�cy realizowa� t� operacj�. Jak si� zapewne domy�lasz, chcemy ci zaproponowa� udzia� w pracy tej grupy. Wszystkie szczeg�y dotycz�ce przyczyn, dla kt�rych zosta�e� wybrany, i charakteru tych dzia�a�, poznasz w przypadku podj�cia decyzji pozytywnej. Naszym obowi�zkiem jest poinformowa� ci�, �e twoja zgoda mo�e wi�za� si� ze znacznym ryzykiem utraty zdrowia i �ycia. Czy wszystko zrozumia�e�, Danielu Bondaree?� - Tak. �Masz minut� na podj�cie decyzji.� - Czy mog� zada� dodatkowe pytania? �Nie teraz. Jednak zapewniamy ci�, �e b�dziesz bra� udzia� w operacji, o kt�rej s� poinformowane w�adze planety i dow�dztwo si� zbrojnych. B�d� to akcje wymierzone przeciw korgardom.� - Zgadzam si� - powiedzia� Bondaree i dopiero, gdy wypowiedzia� te s�owa, poczu�, jak bardzo jest zdenerwowany. W sali odpraw, do kt�rej Daniel wkroczy� par� minut p�niej, na ustawionych pod �cian� fotelach siedzia�o kilku m�czyzn. Bondaree nie zna� �adnego z nich. Ich mundury, odznaki i tatua�e �wiadczy�y o przynale�no�ci do bardzo r�nych formacji. Niekt�rych nawet nie potrafi� okre�li�. Podszed� do niego m�czyzna w mundurze komandos�w. By� wysoki, mocno zbudowany, m�g� mie� czterdzie�ci lat. Sk�r� jego twarzy pokrywa�a migotliwa siateczka ��czy, wykorzystywanych w sprz�gach z he�mem bojowym. - Pu�kownik Paccalet. Ciesz� si�, �e pana tu widz�. Daniel wypr�y� si� i zameldowa�: - Kapitan Daniel Bondaree, S�u�by Tanatorskie, s�dzia, Zgrupowanie P�nocne. - Prosz� usi���. Czekali�my tylko na pana. - Wyruszy�em natychmiast po otrzymaniu wezwania, panie pu�kowniku. - Wiem - Paccalet ze zniecierpliwieniem machn�� r�k�. Daniel usiad� w wolnym fotelu. Po lewej mia� ciemnow�osego, m�odego �o�nierza formacji uderzeniowych, po prawej m�czyzn� o twarzy pokrytej wymy�lnym tatua�em. Daniel domy�li� si�, �e facet jest sieciowcem - a ostatnio w klanach informatycznych modne by�o wszczepianie p�ytko pod sk�r� mikrouk�ad�w i �cie�ek sprz�gowych. Obok Paccaleta siedzia� starszy m�czyzna w szarym uniformie bez dystynkcji. Cywil b�d� oficer na emeryturze. - Panowie - Paccalet stan�� naprzeciw rz�du foteli. - Chc� was na wst�pie poinformowa�, �e wszyscy, kt�rym zaproponowali�my udzia� w tej operacji, zdecydowali si� na t� s�u�b�. Od razu przejd� do konkret�w. Opanowali�my korgardzki transportowiec. Jednak nie zdo�ali�my zapobiec dezorganizacji uk�ad�w wewn�trznych. Dane, kt�re przej�li�my, w znacznej mierze uleg�y zniszczeniu. Pr�bujemy rozszyfrowa� to, co ocala�o. Badamy uk�ady mechaniczne, elektroniczne i logiczne pojazdu. W transporterze przewo�ono kilkudziesi�ciu ludzi w stanie zbli�onym do anabiozy. Niestety, zgas�y te� systemy podtrzymywania �ycia. Ludzie w kapsu�ach umarli. Na razie nie b�d� panom prezentowa� szczeg�owych wynik�w sekcji. Do��, �e cia�a ofiar by�y straszliwie i w r�ny spos�b okaleczone. S�dzimy, �e wi�kszo�� wi�ni�w poddano eksperymentom. W cia�ach znale�li�my wszczepy korgardzkich bioautomat�w, ale obumar�y one w ci�gu kilku kwadrans�w od unieszkodliwienia transportera. Paccalet zamilk�, jakby oczekuj�c reakcji zebranych. Jednak w pomieszczeniu panowa�a cisza, s�ycha� by�o tylko oddechy ludzi. - W przypadku trzydziestu siedmiu cia� - podj�� Paccalet - nie zdo�ali�my przeprowadzi� efektywnego sonda�u m�zg�w. Z pozosta�ej si�demki zdj�li�my zapisy, cho� niepe�ne... - zawaha� si�. - Panowie, m�zgi tych ludzi poddawane by�y wielokrotnym ingerencjom psychochirurgicznym, tak jak ich cia�a. Mamy te� przera�aj�cy zapis emocji. Dwaj nasi ch�opcy, kt�rzy dokonali ods�uchu, zapadli w �pi�czk�, wyci�gamy ich z tego farmakologicznie. Za plecami Paccaleta, na �ciennym ekranie, pojawi�a si� siatka wsp�rz�dnych i dwie linie, biegn�ce poziomo, ale poszarpane i powyginane w ostre wzniesienia i wyrwy. Nieregularno�ci mia�y bardzo podobny kszta�t, tyle �e amplitudy wychyle� linii dolnej by�y znacznie wy�sze. - G�rny wykres przedstawia zapis zdj�ty z m�zg�w martwych ludzi. Dolny, to nieco przeskalowana rejestracja gasn�cego m�zgu kotnej samicy zaj�ca, zaszczutej i zagryzionej przez psy. - Chce pan powiedzie�, �e korgardzi zamienili ludzi w zaj�ce? - spyta� s�siad Daniela. - Nie, chc� powiedzie�, �e w ich m�zgach by� tylko, sprowadzony do najbardziej elementarnych instynkt�w, strach. M�czyzna chcia� jeszcze o co� spyta�, ale powstrzyma� si�. Po chwili milczenia Paccalet podj�� wyk�ad. - To pierwsza wa�na informacja. Jest i druga. Sprawdzili�my to�samo�� ofiar. To mieszka�cy miast i osiedli unicestwionych przez korgard�w. Uwaga, nie tylko z ostatniego, Alberdanu. W transporcie znajdowali si� nawet ludzie, kt�rzy �yli w Choli-Choli. - M�j Bo�e! Choli-Choli! - szepn�� Daniel. T� nazw� zna� ka�dy mieszkaniec Gladiusa. Pi�tna�cie lat temu miasto zosta�o otoczone kordonem pancerek i unicestwione. Pierwsza ofiara korgard�w. - Tak, �o�nierzu. Jeste�my przekonani, �e przez te wszystkie lata mylili�my si�. Korgardzi niszcz� zaatakowane terytorium, zamieniaj�c je w perzyn�. Ale nie zabijaj� ludzi. Oni ich porywaj�. S�dzimy, �e w korgardzkich fortach �yj� wi�niowie. Je�li wszyscy do�wiadczaj� tego, co ci z transportu, to stali�my si� ofiar� bestialstwa nie znanego ludzkiej cywilizacji od stuleci. Przesadza, pomy�la� Daniel. Wojny, kt�re Dominium toczy�o z wrogami zewn�trznymi i wewn�trznymi, by�y krwawe i okrutne. Jednak tu, na Gladiusie, ludzie nie do�wiadczali tego wszystkiego, a wie�ci dociera�y przepuszczone przez sita odleg�o�ci, czasu i solarnej cenzury. - Stoj� przed nami trzy zadania. Po pierwsze, chcemy potwierdzi� lub rozwia� te podejrzenia. Po drugie, musimy wydoby� stamt�d ludzi, kt�rzy jeszcze �yj�. Po trzecie, zorganizowa� na terenie korgard�w nasze struktury wywiadowcze. Czy macie jakie� pytania? - Tak - powiedzia� m�czyzna z tatua�ami informatyk�w. - Widz� tu osoby z bardzo r�nych formacji wojskowych i paramiltarnych, a nawet cywil�w. Czy zostan� nam wyja�nione kryteria tej selekcji? - Jest pan bardzo niecierpliwy, poruczniku Forbi. Oczywi�cie, �e tak. Wyja�nienie by�o jednocze�nie proste i ca�kowicie niezrozumia�e. Kiedy zbadano ofiary korgard�w okaza�o si�, �e mo�na je podzieli� na kilka grup. Cz�� ludzi by�a makabrycznie okaleczona. To na nich przeprowadzano najstraszniejsze eksperymenty biologiczne, wszczepiano im najwi�ksze biomaty, najbardziej zmasakrowano ich psychik�. Drug� grup� stanowili ludzie, na kt�rych tak�e dokonywano eksperyment�w, ale znacznie mniej powa�nych i okrutnych. Wreszcie, w korgardzkim wraku znaleziono cia�a kilku os�b, kt�rym korgardzi nie zrobili praktycznie nic, opr�cz po��czenia z systemem podtrzymywania �ycia zainstalowanym w transportowcu. Pierwsza hipoteza, g�osz�ca, �e w najlepszym stanie znajdowali si� ludzie z najp�niej zaj�tych przez korgard�w miast, upad�a. Znaleziono w�r�d nich nawet cia�o mieszkanki Choli-Choli, kt�ra przetrwa�a kilkunastoletni� niewol� w ca�kiem niez�ej kondycji fizycznej. Pr�ba podzielenia ludzi ze wzgl�du na wiek, grup� krwi, kolor w�os�w i tym podobne czynniki nie przynios�a �adnych sensownych rezultat�w. W zasadzie pogodzono si� ju� z my�l�, �e selekcja ofiar by�a przypadkowa. A jednak superszybkie komputery po drobiazgowej analizie zdo�a�y wy�oni� z chaosu danych pewn� prawid�owo��. Ustalono blisko sto cech, kt�rych wypadkowa pokrywa�a si� u ofiar nale��cych do poszczeg�lnych grup. By�y to bardzo r�ne parametry i nic dziwnego, �e analitycy tak d�ugo nie mogli sobie da� z tym problemem rady. D�ugo�� stopy, poziom czerwonych krwinek, dolna granica s�yszalno�ci d�wi�k�w... Obecno�� pewnych gen�w recesywnych w DNA kom�rkowym, masa flory bakteryjnej w organizmie, ale tak�e ��czny czas przebywania w stanie niewa�ko�ci, szybko�� wch�aniania informacji przez wszczepy neuronowe, szeroko�� geograficzna, na jakiej mieszka�a ofiara, liczba rodze�stwa... W sumie prawie sto czynnik�w nie pozostaj�cych ze sob� w �adnych widocznych zwi�zkach. Gdy ka�dej z tych w�asno�ci przypisano wyskalowany parametr, okaza�o si�, �e o przydziale do grupy ofiar decydowa� ��czny wynik. Nie od razu zaakceptowano te rewelacje. Cz�� analityk�w uwa�a�a, �e wyniki s� przypadkowe, �e je�li we�mie si� niesko�czon� liczb� cech, to zawsze da si� ustawi� cz�� z nich tak, by pasowa�y do dowolnych wynik�w. Praca laboratori�w zacz�a przebiega� wielotorowo. Po pierwsze, usi�owano znale�� dowody obalaj�ce �teori� stu cech�, jak j� nazwano. Po drugie, szukano innego, prostszego kryterium. Wreszcie, pr�bowano okre�li� zwi�zek pomi�dzy czynnikami �teorii stu cech�, ustali�, czy istnieje jaka� og�lna kategoria ludzkich zachowa�, postaw, stanu zdrowia, kt�ra by wynika�a bezpo�rednio z owych r�norodnych czynnik�w. Do tej pory sukcesem nie mogli si� pochwali� analitycy z �adnego zespo�u. Dow�dztwo operacji przyj�o wi�c jedyne za�o�enie umo�liwiaj�ce dalsze dzia�ania - �e �teoria stu cech� jest s�uszna. Okre�lono zestaw parametr�w, kt�re spe�niali najmniej okaleczeni ludzie znajduj�cy si� w transportowcu. Nast�pnie wyselekcjonowano �o�nierzy i pracuj�cych dla armii cywil�w, kt�rzy optymalnie spe�niali te za�o�enia. W�r�d nich znalaz� si� Daniel Bondaree. - Jak rozumiem - powiedzia� Forbi - zak�adamy, �e cz�owiek o dobrze dobranym profilu b�dzie w stanie prze�y� w bazie korgard�w dostatecznie d�ugo. I �e mo�e dzi�ki temu podj�� operacje wywiadowcze i dywersyjne. Jednak musieliby�my najpierw z�ama� bariery wok� fort�w. A to, jak do tej pory, nigdy nam si� nie uda�o. - Przedostanie si� na teren fortu i funkcjonowanie tam jest mo�liwe - Paccalet zaakcentowa� ostatnie s�owo. - Ludzie z transportera s� tego najlepszym dowodem. - Chcia� pan powiedzie�: trupy z transportera o psychice zagryzionego zaj�ca - powoli powiedzia� m�ody �o�nierz. - Jak to zrobimy?! - Nasz cz�owiek da si� pochwyci� w czasie korgardzkiej wyprawy pacyfikacyjnej. A potem nawi��e z nami kontakt. - Da si� pochwyci�... - powt�rzy� �o�nierz, jakby nie uwierzy� w to, co us�ysza�. - W trakcie tej... no... �apanki? I nawi��e z nami kontakt?! Jakie s� szans� tej operacji?! Zapad�a cisza. Daniel poczu�, jak struga potu sp�ywa mu po plecach. Wiedzia� ju�, dlaczego znalaz� si� w tej grupie. Jednak dopiero teraz w pe�ni zrozumia�, jakie zadanie mo�e przed nim stan��. Przed oczami wci�� mia� obraz zabitych w transporterze ludzi. I to, co korgardzi zrobili z wi�kszo�ci� z nich. - Ja tam p�jd�. Nazywam si� Tiwold Ritter, pu�kownik Ritter - powoli, spokojnie powiedzia� siedz�cy obok Paccaleta starszy m�czyzna. - Zg�osi�em si� na ochotnika. Ta decyzja ju� zapad�a. Wy macie utworzy� grup� operacyjn�, odpowiedzialn� za przerzut i p�niejsze kontakty. To ja zostan� zaj�cem, panowie... - Ca�kiem przyjemnie - powiedzia� Forbi. - Naprawd� bardzo przyjemnie. Od dawna nie sp�dza�em wieczoru tak po�ytecznie. - Ja te� - mrukn�� Daniel. - Ciekawe, kiedy nast�pnym razem nam to si� przytrafi? Od kilku godzin siedzieli w mrocznym wn�trzu knajpy o przyjemnie brzmi�cej nazwie �Elegancki Bob�. Lokal wype�nia�a g�o�na, ostra muzyka. By� �rodek nocy, wi�kszo�� klient�w sprawia�a wra�enie mocno nabuzowanych alkoholem i lekkimi prochami. Daniel i jego dwaj towarzysze spokojnie s�czyli swoje drinki, nie si�gaj�c po odurzacze. Gdyby przekroczyli normy, to bransolety medyczne zlizuj�ce pot z ich nadgarstk�w natychmiast wykry�yby, �e z�amali regulamin. Na stoliku sta�a du�a przezroczysta ba�ka. T�czowy p�yn zajmowa� g�rn� po�ow� jej obj�to�ci, natomiast doln� p�kul� wype�nia�a g�sta mg�a, w kt�rej raz po raz rozb�yskiwa�y pioruny mikro-wy�adowa�. Trunek, pono� sporz�dzony wed�ug parksa�skiej receptury, pi�o si� przez szklane rurki. By� orze�wiaj�cy, lekko podchmielaj�cy i smaczny. Danielowi bardzo dobrze rozmawia�o si� z nowymi kompanami. Na odprawie w gmachu komendantury podzielono zebranych m�czyzn na zespo�y. Daniel, m�ody �o�nierz i sieciowiec mieli bezpo�rednio wsp�pracowa� z pu�kownikiem Ritterem i uczestniczy� w operacjach przeciw korgardom. Utajnieniem dzia�a� grupy mia� si� zaj�� jej dow�dca, pu�kownik Paccalet, oficjalnie jeden z szef�w gladia�skie-go wywiadu. M�ody �o�nierz nazywa� si� Kajus Klein. S�u�y� w formacjach szturmowych gladia�skiej armii. By� to wysoki, pot�nie zbudowany m�czyzna, o sztucznie wzmocnionym ciele i wyostrzonych zmys�ach. Zawsze nosi� koszule z d�ugimi r�kawami i wysokimi, zakrywaj�cymi szyj� ko�nierzami. Ukrywa� pod nimi bia�e pr�gi sztucznych �ci�gien i ko�paki ochronne gniazd czipowych s�u��ce do bezpo�redniego sterowania broni� i pojazdami. Kajus Klein twierdzi�, �e ju� trzykrotnie bra� udzia� w walkach z korgardami. Dwa razy broni� miast i uczestniczy� w zasadzce na korgardzk� pancerk�. Policzy� sobie nawet, jakie by�o prawdopodobie�stwo prze�ycia tych operacji. Wysz�o mu co� ko�o jednej setnej. Kajus kaza� na siebie m�wi� Puchatek, du�o gada� i lubi� si� �mia�. Nie znosi� za to, gdy kto� z�o�liwie nazwa� go cyborgiem, nienawidzi� korgard�w i bardzo denerwowa�o go, gdy czego� nie rozumia�. Co zdarza�o si� dosy� cz�sto. Drugim cz�onkiem zespo�u by� Koen Forbi, sieciowiec sztabowy. Pracowa� jako operator system�w danych, ale mia� dusz� artysty. Pr�bowa� swoich si� jako lalkarz projekcji holograficznych. Jeszcze w garnizonie pokaza� kilka swoich numer�w, kt�re bardzo podoba�y si� Danielowi. Forbi ma�o m�wi� i nie wdawa� si� w �adne dyskusje, twierdz�c, �e we wszystkich sprawach posiada ju� wyrobione zdanie. Daniel podejrzewa� nawet, �e dow�dztwo operacji, spo�r�d os�b spe�niaj�cych kryterium �stu cech�, wybra�o te o najbardziej konkretnych pogl�dach politycznych: z Dominium nie negocjujemy, korgard�w rozpirzamy, jak tylko b�dziemy mogli, a uleg�ym ju� teraz masujemy kijami dupska. Przez kilka dni wraz z Ritterem uczestniczyli w cyklu szkole� i narad. Potem otrzymali fa�szywe dokumenty, g�osz�ce, �e s� pracownikami intendentury wojskowej. Kazano im przemeldowa� si� do zwyk�ego hotelu garnizonowego. Codziennie rano zjawiali si� w siedzibie dow�dztwa, gdzie po poddaniu specjalnym procedurom ochronnym, prowadzono ich do tajnych sekcji treningowych. Wieczorem wracali do swojego lokum i, zgodnie z zaleceniami Rittera, oddawali si� tym wszystkim przyjemno�ciom, kt�rym powinni oddawa� si� pracownicy intendentury wojskowej z dala od domu. Mieli si� pozna�, zaprzyja�ni� i nabra� do siebie absolutnego zaufania. Oczywi�cie, poza chronionymi pomieszczeniami w budynku dow�dztwa, nigdy nie rozmawiali o przygotowaniach, swojej przesz�o�ci czy korgardach. W hotelu ogl�dali holowizj�, grali w wirtuale, czytali ksi��ki i dyskutowali o polityce. W knajpach, do kt�rych cz�sto wyprawiali si� wieczorami, rozmowa schodzi�a raczej na sport, alkohol i kobiety. Mniej wi�cej w tej kolejno�ci. Oczywi�cie na miasto wypuszczali si� po cywilnemu i z fa�szywymi papierami. Po cywilnemu nie mogli natomiast chodzi� po mie�cie stacjonuj�cy tu �o�nierze formacji ewakuacyjnych. Trzech ch�opak�w w mundurach ewakuator�w wesz�o do �Eleganckiego Boba� i zam�wi�o po szklaneczce. Byli m�odzi, mieli jasnob��kitne kombinezony, a oznaczaj�ce miejsce stacjonowania i przydzia� kolczyki w uszach �wiadczy�y, �e pochodz� z do�� daleka. Wej�cie �o�nierzy wywo�a�o szczeg�lne poruszenie w�r�d grupki ludzi okupuj�cych k�t knajpy. Blat ich sto�u rozja�ni� si� i po chwili wyros�a na nim figura holoprojekcji niespe�na metrowej wysoko�ci. Przedstawia�a star� kobiet�, o okrutnej twarzy, chud� i nag�, o obwis�ych piersiach i pokrytym niechlujnym zarostem �onie. Jedyny jej str�j stanowi� ewakuatorski he�m. Starucha zacz�a porusza� si� na stole w wyuzdanym ta�cu, ko�ysz�c ko�cistymi biodrami i g�aszcz�c d�o�mi swoje zdech�e cycki. Jej twarz kierowa�a si� ku siedz�cym przy barze ewakuatorom. Ci nie zorientowali si�, �e co� dzieje si� za ich plecami. Dopiero po chwili, s�ysz�c �miechy i brawa, odwr�cili si�. W u�amku sekundy posta� staruchy skurczy�a si� i na blacie sto�u pozosta�a tylko malutka projekcja jakiego� zwierzaka. Teraz Daniel dostrzeg�, kto kieruje holograficzn� lalk�. Siedzia� w g��bi - m�czyzna o twarzy pokrytej dziwacznymi wszyciami. Mia� projektory w opuszkach palc�w, sterowa� ruchami kobiety za pomoc� delikatnych drgnie� d�oni. Ewakuatorzy wr�cili do rozmowy i w tym momencie ohydna posta� zn�w stan�a na blacie sto�u. Tym razem starucha nie by�a naga. Mia�a na sobie mundur, taki jak ci trzej, tyle tylko, �e w miejscu piersi i �ona wyci�to w nim dziury. Facet musia� mie� talent. - Pacyfiarze, cholera! - Puchatek ju� chcia� wsta�, ale Daniel powstrzyma� go. - Siadaj. To nie nasza sprawa. - Nasza albo nie - mrukn�� Forbi i w tym momencie spod jego palc�w strzeli�a smuga �wiat�a. Przed sieciarzem pojawi�a si� posta� minotaura. Cz�ekobyk mia� gigantyczne rogi i r�wnje wielkiego, napr�onego holograficznego cz�onka. Monstrum skoczy�o w stron� staruchy. Przed oczami Daniela rozegra� si� niezwyk�y pojedynek dw�ch projekcji i ich operator�w. Minotaur chwyci� staruch� w p�, przekr�ci� j�, zdar� spodnie i zgrabnym ruchem wpakowa� sw�j cz�onek w jej wn�trze. Rozleg�a si� owacja - w tym momencie ca�a knajpa, ��cznie z obs�ug� i trzema ewakuatorami, gapi�a si� na pojedynek projekcji. Przeciwnik Forbiego odzyska� kontrol� nad swoj� lalk�. Jego palce zata�czy�y w powietrzu, a pos�uszna im posta� wywin�a si� z minotaurowych obj��. Wygi�a si� tak, jak zwyk�y cz�owiek by nie potrafi�, jej twarz powi�kszy�a si�, usta otwar�y ukazuj�c rz�d stalowo l�ni�cych k��w, a szyja wyd�u�y�a gwa�townie. Rozwarta paszcz�ka zawis�a tu� nad penisem minotaura i zatrzasn�a si� w powietrzu. Chwil� wcze�niej minotaur wci�gn�� sw�j cz�onek niczym teleskopow� anten�. Jednocze�nie rogi cz�ekobyka wyd�u�y�y si� i skr�ci�y. Dwa ostre szpikulce przebi�y uszy j�dzy, przeszpilaj�c jej ohydny �eb na wylot. Projekcja staruchy zgas�a. Po chwili znikn�� i minotaur. Gra by�a sko�czona. Trzem ewakuatorom kto� w�a�nie powiedzia�, od czego zacz�a si� ca�a awantura. Rzuciwszy Forbiemu kr�tkie: �Dzi�kuj�, ruszyli w stron� stolika pacyfiarzy, �eby da� po g�bach komu trzeba. - Lepiej si� w to nie wpl�tujmy, ja p�ac� - mrukn�� Daniel, przyk�adaj�c kciuk do kontrolki kelnerskiej sto�u. Przy drzwiach odwr�ci� si� jeszcze i zobaczy�, jak trzej ewakuatorzy spuszczaj� manto przegranemu wirtuozowi projekcji. 4. Wezwanie przysz�o o wiele szybciej, ni� si� spodziewali, bo po nieca�ym miesi�cu od pierwszej odprawy. Ekspedycja korgardzka wysz�a z fortu Czarnego, najbardziej na p�nocny wsch�d wysuni�tej plac�wki Obcych. W ci�gu dw�ch kwadrans�w korgardzi przebyli pi��set kilometr�w i zaatakowali miasto Kallaheim. Byli przygotowani. Do skazanego miasta pomkn�� z Kalante najszybszy wojskowy �mig. Wi�z� Rittera, Daniela, Puchatka i Forbiego. Daniel do tej pory widzia� to tylko w serwisach holo - miasto ogarni�te panik�. Teoretycznie ludzie byli wsz�dzie przygotowani do ewakuacji. Praktycznie �adna ucieczka nigdy nie przebiega�a wed�ug sztabowych plan�w. Zawsze co� nie dzia�a�o, kogo� nie by�o w domu, gdzie� wybuch�a panika. Tym bardziej, �e mieszka�cy Kallaheim mieli na ewakuacj� dok�adnie trzyna�cie minut. Tyle bowiem czasu min�o od chwili, gdy po nag�ym zwrocie korgardzkiej kolumny, sztab uzyska� ostateczne potwierdzenie celu ataku. �mig transportowy dotar� do Kallaheim tu� przed zamkni�ciem okr��enia. Z powietrza pole