9011

Szczegóły
Tytuł 9011
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

9011 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 9011 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

9011 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dymitr Bilenkin Naprawa elektron�w Nie ma nic bardziej niezmiennego ni� galaktyczna monotonia i dlatego wyruszaj�c ku gwiazdom ludzie rzadko im si� przygl�daj�. Ot, nudne t�o. Albo przedmiot bada�. I kiedy Suchow spojrzawszy po d�ugiej przerwie na ekran monitora zobaczy� �wiec�cy w�r�d gwiazd napis �NAPRAWA ELEKTRON�W�, z jego krtani wyrwa� si� tylko kr�tki bulgot. - M�wi�e� co�? - spyta� z roztargnieniem pochylony nad pulpitem Tart. Zamiast odpowiedzi Suchow pokaza� palcem gdzie� na lewo od Betelgeuzy. Tart wreszcie podni�s� g�ow� i z oci�ganiem spojrza� na monitor. Na jego twarzy odmalowa�o si� zdumienie, machn�� r�k�, jakby chcia� powiedzie� �A, daj spok�j!� i to przekona�o Suchowa, �e nie tylko on ma omamy. W poprzek Mlecznej Drogi, prosto na kursie p�on�� bezsensowny, niemo�liwy, absolutnie idiotyczny napis �NAPRAWA ELEKTRON�W�. Nie czego� tam, elektron�w. - Uszanowanie! - Mrukn�� Tart razem z fotelem odje�d�aj�c w k�t. - Zgi�, przepadnij! Zaklinam na dwumian Newtona! Szyderczy napis ani drgn��. - Co robimy? - spyta� Suchow, kiedy po�piesznie zapytany cyberm�zg potwierdzi�, �e faktycznie prosto na kursie znajduje si� zaproszenie do naprawy elektron�w. - Mamusiu kochana! Za p�no zmieni� kurs i w og�le... Ty co� z tego rozumiesz? Niestety, w g�owie Suchowa panowa�a pustka jak w ograbionej piramidzie. P�omienny napis szybko r�s� w oczach, ale nie stawa� si� od tego bardziej zrozumia�y. Raczej wprost przeciwnie. Detektory twierdzi�y, �e przed gwiazdolotem nie ma nic pr�cz najczystszej pr�ni. Oczy tymczasem widzia�y wyra�nie niedwuznaczn� cyrylic� wypisane litery i cyberm�zg potwierdza�, �e to nie z�udzenie optyczne. Taki sobie neon na dwa parseki. Naprawa, uwa�acie, elektron�w. A mo�e jeszcze smarowanie orbit? Remont rozregulowanych atom�w? Produkcja ksi�yc�w z zielonego sera...? Ogniste litery zdawa�y si� zajmowa� ju� ca�y kosmos. W ich �wietle blak�y gwiazdy. I chocia� dzi�b statku mierzy� prosto w liter� �T�, hamowa� albo zmieni� kurs by�o za p�no, zreszt� i g�upio.. - Oj, nadziejemy si� - szepn�� Tart. I nadziali si�. Najbli�sze litery idiotycznego �neonu� zatrzepota�y jak flagi na wietrze, n�ka �T� unios�a si� wdzi�cznie i statek przemkn�wszy pod ni� wyhamowa� na miejscu. W�a�ciwie zosta� wyhamowany. Przyrz�dy pokaza�y natychmiastowy spadek pr�dko�ci do zera, a Tart i Suchow nawet nie mieli rozbitych nos�w, cho� zgodnie ze wszystkimi prawami fizyki po ich cia�ach, tak zreszt� jak i po ca�ym statku, powinno zosta� tylko wspomnienie. - Nie�le - j�kn�� Tart. - Przyjechali�my, mo�na powiedzie�. Pytanie tylko dok�d? - Tam, dok�d zmierzali�cie - odezwa� si� �agodny m�ski g�os. - Czy macie co� pilnego? Tak si� rozp�dzili�cie, �e musieli�my was odrobin� przyhamowa�. - Kto to �my� - rozgl�daj�c si� nieprzytomnie spyta� Tart. - Brygada remontowa, oczywi�cie. Przecie� wasze elektrony wymagaj� naprawy, czy nie tak? O, tak, widz�, nawet bardzo. J�k, kt�ry wyrwa� si� z piersi Tarta mo�na by�o chyba us�ysze� w s�siedniej galaktyce. - Gdzie jeste�cie? - Na zewn�trz, rzecz jasna. Firma �Intergalaktoserwis� wita was serdecznie. Suchow i Tart wytrzeszczaj�c oczy gapili si� w ekran, na kt�rym nie by�o nic pr�cz gwiazd, czerni i wci�� tego samego napisu tylko ogl�danego od drugiej strony. Mo�e zreszt� dostrzegli jakie� niejasne, przes�aniaj�ce nieco gwiazdy cienie, ale nic wi�cej. Tart potrz�sn�� g�ow�. - A wiec brygada remontowa... I znacie je�yk rosyjski... - Ka�dy, kt�ry oka�e si� potrzebny dla udzielenia pomocy. Supercywilizacja, tak, oczywi�cie... - A te, jak je tam - Tart palcami zatoczy� k�ko - elektrony... naprawiacie? - Naprawiamy - ochoczo odezwa� si� G�os. - Z gwarancj� na milion lat. - Ale przecie� elektrony... wszystkie s� jednakowe... - Kto wam to powiedzia�? - zdziwi� si� G�os. - A, rozumiem, �art! Ha, ha, ha... A to dobre, jednakowe! Niecz�sto si� spotyka tak subtelny dowcip. Ale je�li m�wi� powa�nie, to radzi�bym zg�osi� do swoich producent�w reklamacje. - Naprawd�? - Tak. Co trzynasty elektron macie uszkodzony. W dodatku nukleacja nieprecyzyjna. - I nukleacja te�? A jak nam nie uwierz�? - Powo�ajcie si� na nas w reklamacji. Damy wam protok� przegl�du. Chcia�bym zobaczy� cywilizacj�, kt�ra poda�aby w w�tpliwo��... Brakor�bstwo nale�y zwalcza�! - Taak - zdo�a� tylko wydusi� z siebie Tart, - Brakor�bstwo, rzecz jasna... - O to chodzi! Dziwne, �e w og�le mogli�cie si� porusza� z takimi entropijnymi niedor�bkami. No nic, zaraz wszystko naprawimy. - I nas te� potraficie naprawi�? - Nie obawiajcie si�, ju� naprawiamy. - Jak to? - Tart rzuci� si� jak ryba na haczyku. - Co to znaczy. My nie... - Tak, tak, rozumiem, rzeczywi�cie troch� si� guzdrzemy, ale ju� si� robi, zapewniam was, �e op�nie� nie b�dzie. Jeszcze jedna czynno�� i prosz�, wszystko gotowe. Mo�ecie sprawdzi�. Tart otworzy� usta, �eby spyta�, jakim sposobem i co mianowicie maj� sprawdzi�, kiedy nagle zrozumia�, �e nie musi pyta� ani sprawdza�. Suchow te� zrozumia�. Spojrzeli na siebie zdumieni. Czy dot�d mieli wzrok? Czy w og�le �yli? Wszystko jakby uwolni�o si� od warstwy mu�u. Ich oczy widzia�y teraz setki nowych szczeg��w i odcieni. Odczucia uleg�y zaostrzeniu i przyspieszeniu, cia�o by�o lekkie jak puch i pulsowa�a w nim wspania�a, m�oda, nie podlegaj�ca entropii krew. Gwiezdny blask Galaktyki zmieni� si� nie do poznania, by� wspania�y. Suchow zamkn�� oczy. ��pi� i mam pi�kny sen� - pomy�la�. Tak, ich poprzednie �ycie by�o tylko cieniem prawdziwego, autentycznego �ycia.. Statek te� uleg� nie mniejszej przemianie, wystarczy�o spojrze� na dane ekran�w.. Tart poczu� przyp�yw euforii. - To rozumiem! - krzykn�� zachwycony - To ci zuchy! To si� nazywa robota! Nigdy bym nie uwierzy�! No, ch�opcy, kimkolwiek jeste�cie, dzi�kujemy! - Nie ma za co, spe�niamy tylko obowi�zek automat�w naprawczych. Szcz�liwej drogi. Nale�y si� za remont osiemna�cie kredyt�w. - Osiem...Jak to? Ka�dy pewnie cho� raz widzia�, jak wi�dnie przek�uty balonik. To w�a�nie sta�o si� z twarz� Tarta. - Osiemna�cie czego? - spyta� drewnianym g�osem. - Osiemna�cie zwyczajnych miedzy galaktycznych kredyt�w - uprzejmie wyja�ni� G�os i jakby st�umi� �miech. - Poczekajcie! - krzykn�� Tart. - My przecie� o nic nie prosili�my! Wy sami! Jakie kredyty?!! Zasz�o nieporozumienie! - Nieporozumienie? - spowa�nia� G�os. - Przepraszam, jakie i gdzie? Do punktu napraw przylatuje si� po to, �eby dokona� naprawy, tak? Tak. Przylecieli�cie i my was naprawili�my, tak? Tak. A mo�e macie pretensje do jako�ci us�ugi? - Nie... - zgn�bionym g�osem powiedzia� Tart. - Nie. - W takim razie trzeba p�aci�. - Kredytami? - Kredytami: Tart zapatrzy� si� na Suchowa, Suchow na niego. - Co robimy? - �wiszcz�cym szeptem spyta� Tart. Suchow bezradnie roz�o�y� r�ce. - Wpadli�my. Trzeba p�aci�. - Czym? Masz cho�by mgliste pojecie, jak wygl�daj� te kredyty? - Mo�e spyta�? - I wyj�� na galaktycznych ciemniak�w i �ebrak�w? Poczekaj, mam pewien pomys�. Tart uroczy�cie odkaszla�. - Pos�uchajcie, my si� tu przekonsultowali�my... Czy mo�ecie przywr�ci� wszystko tak, jak by�o? Pozamienia� wszystkie te wasze antyentropijne elektrony na zwyk�e? Rozleg� si� d�wi�k przypominaj�cy ni to pot�ne chrz�kniecie, ni to szczek zardzewia�ej zasuwy. Suchow i Tart drgn�li. - Oczywi�cie mo�emy - odezwa� si� po ma�ej chwili. - Ale trzeba przyzna�, �e z tak dziwnym ��daniem nigdy si� nie zetkn�li�my. Jednak je�eli nalegacie... - Tak, tak. - ... b�dzie to was kosztowa� nast�pne osiemna�cie kredyt�w. Czy zaczyna�? - Nie!!! Tart bezw�adnie opad� na fotel, kt�ry przyj�� go bardzo mi�kko. Widocznie i w nim naprawiono elektrony. - Bardzo przepraszam - wtr�ci� si� po�piesznie Suchow. - Powiedzmy, �e kto� wybra� si� w kosmos... hm... na spacer. I nie wzi�� ze sob� kredyt�w. A statek wymaga� remontu. Co wtedy? - To si� nie zdarza. - Co si� nie zdarza? Statki si� nie psuj�? Odmawiacie naprawy? - Nie, po prostu wszyscy maj� kredyty. Bez nich nie wychodzi si� w kosmos. - Ale powiedzmy czysto teoretycznie... - Teoretycznie to te� niemo�liwe. Takie jest prawo. �Nie, to jednak sen� - pomy�la� ze znu�eniem Suchow. �Tylko tym razem koszmarny. Supercyw�lizacja! Pieni�dze! Ani kroku bez forsy! Co robi�, �eby si� czym pr�dzej obudzi�?� Suchow chcia� si� nawet uszczypn��, ale wiedzia�, �e to nic nie zmieni. - Dobrze, jeszcze jedno czysto teoretyczne pytanie. Przypu��my, �e kto� nie p�aci tych kredyt�w. Odmawia. Co wtedy? - Prosta sprawa. Taki osobnik przestaje istnie�. - Przestaje ist... - Natychmiast. - �adnych odwo�a�, apelacji? - A jakie tu mog� by� odwo�ania? Do kogo? Bez sensu. Suchow bezradnie opu�ci� r�ce. G�upiej nie mo�na... Ani kroku bez forsy. A kto nie zap�aci - �mier�. A na supercywilizacje, kt�ra takie prawo ustanowi�a, rzeczywi�cie nie ma si� komu poskar�y�! - Ale przecie� to potworne! - wyrwa�o si� Suchowowi. - Koszmarne - powiedzia� G�os. - Nieludzkie, barbarzy�skie! - W pe�ni si� zgadzam. Ale co robi�. Dura lex, sed lex. Nie my ustanowili�my prawa. Nowe, bez jednego uszkodzonego elektronu serce Suchowa �cisn�o si� bole�nie. Koniec, pu�apka zamkni�ta. Prosi�, b�aga�, oburza� si�? - Tak? - Tart podskoczy� z zapa�em. - Jeste�cie automatami naprawczymi, czy dobrze s�ysza�em? - Bardzo dobrze. - W porz�dku. Czy mog� porozumie� si� z waszymi prze�o�onymi? - Naturalnie. Znajdujemy si� co prawda na uboczu i na odpowied� trzeba b�dzie nieco poczeka�. - Jak d�ugo - Ze dwie�cie lat. Tart gwizdn�� pod nosem. - A z�oto, brylanty, czy nie mo�na czym� zast�pi� tych kredyt�w? - Ale� wy macie poczucie humoru! - Mo�e jest jaka� inna forma zap�aty? Ksi�ycami albo sedesami? - Ha, ha, ha - zani�s� si� �miechem G�os. - Ha, ha, ha, nie wytrzymam... Macie takie subtelne i niepowtarzalne poczucie humoru, �e nie mog� ju� utrzyma� powagi. Znakomicie i to z jak� powag�! Ciesz� si�, �e pozna�em wasz� cywilizacje. Doprawdy, je�eli wszyscy jeste�cie tacy, to macie pewne pierwsze miejsce w mi�dzygalaktycznym konkursie humoru. Twarz Tarta nala�a si� krwi�. - Ach tak! - wykrztusi� z w�ciek�o�ci�. - Na mi�dzygalaktycznym konkursie humoru... Wobec tego jeszcze jeden, ostatni �art. Co si� staniej? wami i z waszym zak�adem, kiedy wybuchnie nasz anihilator - Zginiemy. - To znakomicie. Tart spojrza� na Suchowa. Ten w przygn�bieniu kiwn�� g�ow�. �Nie ma wyboru� - m�wi�o jego spojrzenie. �Dzia�aj!� Tart podszed� do pulpitu i wcisn�� kilka klawisz�w. - Pos�uchajcie, wy tam, supercywilizacjo... - powiedzia� bezd�wi�cznym g�osem. - My, ludzie, dopiero niedawno wyszli�my w kosmos, ale ju� dawno sko�czyli�my z bur�uazyjn� moralno�ci�, jej barbarzy�skimi prawami i finansowymi krwiopijcami. Nie mamy poj�cia p �adnych waszych kredytach, ale gin�� ot tak, te� nie mamy zamiaru. Nie z nami takie numery! My mamy swoj� dum�... Plujemy na wasze idiotyczne prawa! Ludzie, zapami�tajcie to sobie, albo wysadzimy w powietrze - i was, i siebie! - Ha, ha... - Zamknijcie si�, to nie s� �arty - Tart szybko wcisn�� kilka guzik�w. - Jeszcze jeden ruch mojego palca i... �miech ucich�. - Jak to? - spyta� G�os zaniepokojony. - Wiec to nie s� �arty? Chcecie... Ale dlaczego? - Puszczacie nas, czy nie? Licz� do trzech. Raz... - Przecie� was nie trzymamy! Le�cie, dok�d chcecie! Ale i tak musicie zgin��. - Czy to gro�ba? - Jaka tam gro�ba... - G�os posmutnia�. - To prawo. Ka�dy kto odmawia sp�aty d�ugu moralnego, przestaje istnie� jako istota rozumna. - Wariuje? - U�miechn�� si� sarkastycznie Tart, cho� by�o mu nie do �miechu. - Co� w tym rodzaju, tak jak wy teraz... To straszne, to bezmy�lne! Le�cie, le�cie i to jak najpr�dzej. To nie do wytrzymania! - I nic nam nie zrobicie? Nie wierze. - Ale� my rzeczywi�cie nic wam nie zrobimy! Czy mo�na. ogranicza� czyj�� woln� wole? To by�oby wbrew wszystkim prawom. Palec Tarta zawis� nad przyciskiem. - Zaczekajcie! - krzykn�� Suchow. - Ostatnie pytanie. Jak wygl�daj� te wasze przekl�te kredyty? - Nie wiem. Kto mo�e z g�ry wiedzie�, jak b�dzie wygl�da� dobro, kt�rym ludzie odpowiadaj� na dobro. - To znaczy, �e te wasze kredyty to... - No tak, pomoc nieznajomemu w potrzebie. Us�uga. Przyja�� i wsp�czucie, Ka�da forma dobra. Na tym opiera si� �wiat. Nawiasem m�wi�c wasz d�ug wynosi tylko siedemna�cie kredyt�w. Te wasze wypowiedzi, kt�re uznali�my za �arty, dostarczy�y nam kilku przyjemnych chwil i... Suchowowi krew uderzy�a do twarzy. - Przecie� jeste�cie automatami! - zawo�a�. - Wasze przyjemno�ci... - Czy to znaczy, �e nie mamy potrzeb duchowych? - powiedzia� g�os obra�onym tonem. - I czy moralno�� nie jest jednakowa dla wszystkich? Suchow chwyci� si� za twarz, jakby mu kto� rzeczywi�cie wymierzy� policzek. Tart wygl�da� niewiele lepiej. - A kto... - z trudem wydusi� z siebie Suchow - a kto okre�la wielko��... e... kredyt�w i kontroluje ich wyp�at�? - Sumienie, rzecz jasna. A kto inny? Tart i Suchow odwa�yli si� spojrze� sobie w oczy, kiedy od napisu �NAPRAWA ELEKTRON�W� dzieli�o ich ju� par� miliard�w kilometr�w, a jego p�omienne litery, widocznie dla oszcz�dno�ci, wy��czono. Albo p�on�y teraz w jakim� innym j�zyku. - Przecie� oni maj� stuprocentow� racje - ponuro stwierdzi� Suchow. - Kto nie op�aca za dobro dobrem, ten rzeczywi�cie przestaje istnie� jako istota rozumna. To jest Prawo. - Tak - r�wnie ponuro odpowiedzia� Tart. - Ale, i tak wpadli�my. - Czemu? - Stali�my si� niewyp�acalnymi d�u�nikami. Przecie� oni tyle dla nas zrobili! Do ko�ca �ycia nie potrafimy si� odwdzi�czyli boje si�, �e nas zadr�czy sumienie. - Hm - b�kn�� Suchow. - Chyba nie. Us�ugi techniczne s� u nich tanie. Pami�tasz: kilka chwil dobrego humoru i ju� jeden kredyt. Opr�cz tego... - Co? - Czu� si� przez ca�e �ycie niewyp�acalnym d�u�nikiem, cierpie� nieustannie wyrzuty sumienia, czy mo�e by� co� gorszego? Nie, takie okrucie�stwo nie by�oby w ich stylu. Tart pokiwa� g�ow�. - Wszystko to prawda. A ile kredyt�w kary wyznaczymy sobie za nasze g�upie, niegodne zachowanie? Prze�o�y� Leon Owsianko