8915

Szczegóły
Tytuł 8915
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

8915 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 8915 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8915 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

8915 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jacek Piekara S�uga Bo�y Wydanie polskie: 2003 Motto: Je�li kto wielbi Besti� i obraz jej, ten b�dzie pi� wino zapalczywo�ci Boga, przygotowane w kielichu Jego gniewu. I b�dzie katowany ogniem i siark� wobec �wi�tych anio��w. Apokalipsa �w. Jana � Zapowied� godziny s�du Odziany jest w szat� we krwi sk�pan�, a imi� Jego: S�owo Boga. On pa�� b�dzie narody r�zg� �elazn� i On wyciska t�oczni� wina zapalczywego gniewu wszechmocnego Boga. Apokalipsa �w. Jana � Pierwsza walka zwyci�skiego S�owa Jest on bowiem narz�dziem Boga dla wymierzania sprawiedliwego gniewu temu, kt�ry czyni �le. �w. Pawe�, List do Rzymian S�uga Bo�y Nie odmawia si� Rakshilelowi. I Kiedy jego s�u��cy powiadomi� mnie, �e mistrz czeka, natychmiast za�o�y�em p�aszcz i wyszed�em na ulic�. By�o bardzo gor�co, parno wr�cz, i smr�d z rynsztok�w pora�a� nozdrza. Nienawidz� miast. A zw�aszcza Hez-hezronu. To najgorsze ze z�ych miast. Ale tu w�a�nie najlepiej zarabia si� na �ycie i najpilniej s�u�y Bogu. No i co zrobi�? Rakshilel mia� murowany, pi�trowy dom z wej�ciem od ulicy i drzwi z mosi�n� ko�atk�. Jak na mistrza gildii rze�nik�w nie by�o to zbyt wiele, ale Rakshilela znano z przera�aj�cego sk�pstwa. A sk�pstwu temu dor�wnywa�o tylko okrucie�stwo. Nigdy nie przepada�em za tym cz�owiekiem, ale mia� w mie�cie zbyt wiele do gadania, abym nie skorzysta� z uprzejmego zaproszenia. No i par� razy da� mi ju� zarobi�. Nie za wiele, ale czasy s� ci�kie i liczy si� ka�dy grosz. A ja, mili moi, by�em przecie� tylko inkwizytorem bez odpowiedniej koncesji, ma�o komu znanym przybyszem z prowincji, czyli na dobr� spraw�: nikim. Rakshilel siedzia� w ogrodzie, a raczej w czym�, co nazywa� ogrodem, i za�era� si� daktylami z wielkiej, srebrnej misy. Brzuszysko k�ad�o mu si� na kolana, rozche�stan� na piersiach koszul� mia� ca�� w plamach po winie i oliwie, a paluchy ci�kie od z�otych pier�cieni. � Siadajcie, panie Madderdin � warkn��, nie patrz�c nawet na mnie, i niedba�ym ruchem przegoni� s�u��cych. Znikn�li jak mgie�ka. Dobrze ich wyszkoli�, trzeba przyzna�. � Mam dla was pewn� robot�, tylko czy chcecie zarobi�? � Ko�ci� nie p�aci zbyt wiele swym s�ugom � odpar�em z u�miechem � i ka�dy dodatkowy grosz jest mile widziany. � Elia Karrane, m�wi wam co� to imi�? Wzruszy�em ramionami. Kto w Hez-hezronie nie wiedzia� o tym, �e Elia publicznie da�a kosza Rakshilelowi? Chyba g�usi i �lepi. Elia by�a samotn�, bogat� panienk�, niby poddan� prawnej opiece starszych braci, ale w rzeczywisto�ci oni ta�czyli, jak im zagra�a. A poza tym by�a odwa�na i zdecydowana. My�la�a, �e z jej pieni�dzmi oraz pozycj� mo�e si� nie ba� Rakshilela. I to �wiadczy�o, niestety, i� nie grzeszy�a rozs�dkiem. Je�li nie chcia�a ma��e�stwa, nie nale�a�o przynajmniej upokarza� mistrza rze�nik�w publicznie. Zw�aszcza kiedy by�o si� tylko mieszczk� pozbawion� ustosunkowanego m�a lub kochanka. A o jedno i drugie przy swej urodzie oraz pieni�dzach mog�a si� bez trudu zatroszczy�. C�, lubi�a wida� swobod�, a to bywa zar�wno przyjemne, jak i niebezpieczne. � Wyko�cz j�, Mordimer � powiedzia� k�ad�c d�o� na mojej d�oni. By�a gor�ca i lepka. Nie dziwi� si�, �e Elia nie chcia�a, aby dotyka�y jej takie paluchy. Ja te� nie chcia�em, wi�c odsun��em r�k�. � Nie jestem p�atnym morderc� � powiedzia�em, wzruszaj�c ramionami. � Zg�o� si� do kogo� innego. Nie by�em ani z�y, ani obra�ony. Raczej zawiedziony, i� mistrz rze�nik�w m�g� mnie potraktowa� jak byle najemnika gotowego na wszystko za par� koron. Wsta�em, ale on chwyci� mnie za rami�. Przystan��em i popatrzy�em na niego. Z oci�ganiem zwolni� uchwyt. � Wyko�cz j� oficjalnie � powiedzia�, k�ad�c nacisk na ostatnie s�owo. � Nie mam prawa dzia�a� na tym terenie � odpar�em ostro�nie i by�em zdziwiony, �e tego nie wie. � Moja koncesja nie obejmuje Hez-hezronu. Jestem tylko biednym ch�opcem z prowincji, ale je�li chcesz, mog� ci poleci� kogo� z miejscowych. Znam jednego, czy dw�ch jeszcze ze szko�y... � Za�atwi� co trzeba � mrukn�� Rakshilel, a ja pomy�la�em, �e jego macki musz� si�ga� bardzo daleko. � Przecie� ja nie chc� jej zabi�, tylko zagrozi� doprowadzeniem przed �aw�. Kiedy zobaczy mistrza Severusa i jego narz�dzia, od razu zmi�knie jej serduszko. Patrz�c na Rakshilela, pomy�la�em, �e wcale nie by�bym taki pewien, czy Elia Karrane wybierze jego czy seans z mistrzem Severusem, faktycznie s�yn�cym z kompletu nadzwyczaj unikatowych narz�dzi. No, ale to ju� by� jej wyb�r. Poza tym mia�em daleko id�ce w�tpliwo�ci, czy w momencie doprowadzenia Elii przed �aw�, Rakshilelowi uda si� wydoby� ukochan�. Sprawy puszczone raz w ruch nie�atwo daj� si� zatrzyma�. Rze�nika albo za�lepia�a mi�o�� zmieszana w pi�knych proporcjach z nienawi�ci�, albo tak naprawd� nie chcia� ju� zdoby� Elii, a tylko j� zniszczy�. Czy jednak oszukiwa� mnie, czy sam siebie? Jednak nie zamierza�em mu tego t�umaczy�. To by�a tylko i wy��cznie jego sprawa. Zreszt� mo�e Elia zmi�knie, kiedy zobaczy, i� Rakshilel jest na tyle zdeterminowany, by wys�a� za ni� go�czego pieska w postaci waszego uni�onego s�ugi. � I pos�uchajcie mnie uwa�nie, panie Madderdin. Mam powody przypuszcza�, �e Elia nie jest tak� bogobojn� i cnotliw� panienk�, jak� chcia�aby si� wydawa�... Teraz mnie zainteresowa�. Rzecz jasna w jego s�owach nale�a�o oddzieli� ziarna od plew, ale w ko�cu kto potrafi to lepiej uczyni� ni� biedny Mordimer? � Co masz na my�li? � spyta�em i zastanawia�em si�, czy nie skosztowa� daktyla, ale Rakshilel tak gmera� r�k� w misie, �e musia� ju� wszystkie dok�adnie obmaca�. � Co sobot�, wieczorem, potajemnie wychodzi z domu i wraca dopiero w niedziel� po po�udniu... � Ma gacha � roze�mia�em si�. � Nie przerywaj mi, Mordimer � warkn��. � Gdzie ma gacha? W lochach pod Sarevaald? Najwyra�niej wzmianka o gachu zdenerwowa�a rze�nickiego mistrza. Nie ukrywam, �e rozbawi�o mnie to, ale swego rozbawienia wola�em nie okazywa�. Nie potrzeba mi wi�cej wrog�w ni� mam. Nie powiem, bym si� nadmiernie ba� nieprzychylnych mi ludzi, ale po c� zra�a� sobie nast�pnych? Zreszt� wszak cichy jestem i pokornego serca, dok�adnie jak nakazuje Pismo. � A sk�d ma tyle pieni�dzy na nowy pow�z, nowe suknie, stado s�u��cych, ci�g�e przyj�cia? Na niekt�re zaprasza sto czy nawet dwie�cie os�b � ci�gn��. � Jak nic, to sprawka nieczystej si�y. � Prze�egna� si� zamaszy�cie. Za�o�� si�, i� najbardziej w tym wszystkim nie podoba� mu si� fakt, �e nie by� na te przyj�cia zapraszany. � W lochach pod Sarevaald � powt�rzy�em. � No, no, rzeczywi�cie interesuj�ce. Ale Elia jest przecie� bogata. � Nie a� tak bogata � powiedzia� Rakshilel. � Sprawdzi�em dok�adnie, wierz mi. Tak, je�li chodzi o finanse trudno by�o nie wierzy� bystro�ci Rakshilela. W ko�cu, gdyby by� t�py, nie sta�by si� jednym z najbogatszych kupc�w w mie�cie i mistrzem rze�nickiej gildii. � Pos�a�e� kogo� za ni�? � zapyta�em. � A owszem � odpar� ponuro � posy�a�em. Trzy razy. I moi ludzie nigdy nie wr�cili. Wyobra�asz sobie? To ju� by�o naprawd� zajmuj�ce. A poza tym fakt, �e sprawa by�a niebezpieczna, z ca�� pewno�ci� wp�ynie na wysoko�� mojego honorarium. � Czemu nie zrobisz tego oficjalnie? Zwo�aj �aw� i za��daj �ledztwa, albo z�� formalne doniesienie do Inkwizytorium... � Panie Madderdin � spojrza� na mnie ostro i widzia�em, �e traci cierpliwo��. � Ja nie chc� jej zabija� ani pali� na stosie, tylko po�lubi�. A je�li twoi konfratrzy dowiedzieliby si� o herezji, to nawet ja nie ocal� jej od p�omieni! Wi�c decyduj: bierzesz t� robot� czy nie, Mordimer? Pl�ta� si� ten Rakshilel jak osio� w ostach. Czy on sobie wyobra�a�, �e b�d� m�g� przymkn�� oczy na spraw� herezji? M�j Anio� Str� zapewni�by mi wtedy przyjemno�ci, przy kt�rych seans z mistrzem Severusem wydawa�by si� ekscytuj�c� schadzk�. Chyba, �e zobaczy�by p�yn�ce z takiego post�powania korzy�ci, bo niezbadane s� �cie�ki, kt�rymi pod��aj� my�li Anio��w! � Za ile? � spyta�em wiedz�c, �e nie b�dzie �atwo wyd�bi� co� od tego sk�pca. � Za�atwi� ci biskupi� koncesj� na ca�y okr�g Hez-hezronu. To chyba a� nadto? � uni�s� brwi, jakby zdumiony moj� niewdzi�czno�ci�. � Koncesj� zawsze mo�na da�, a potem zawsze mo�na odebra�. Wszystko zale�y od humoru biskupa � powiedzia�em, wiedz�c doskonale, �e kiedy Jego Ekscelencja cierpi na ataki podagry, to jego post�powanie bywa nieprzewidywalne. � A poza tym, do cholery, b�d� mia� koszty w�asne. Czy my�lisz, �e Kostuch i bli�niacy p�jd� ze mn� na pi�kne oczy? Rakshilel poruszy� ustami, jakby co� sobie w my�lach oblicza�. � Dwadzie�cia koron � rzek� w ko�cu z wysi�kiem. � Tam ju� zgin�li ludzie � przypomnia�em mu. � Trzysta i ani centyma mniej. Rze�nik poczerwienia�. � Nie kpij ze mnie, klecho � powiedzia� cicho � bo tobie te� mog� zapewni� wizyt� u Severusa. Nie mia�em poj�cia, dlaczego niekt�rzy ludzie nazywali nas, inkwizytor�w, klechami. S�u�yli�my Ko�cio�owi i studiowali�my teologiczne nauki (na tyle, na ile mog�o si� to przyda� w naszej pracy), ale, na miecz Pana naszego, nie byli�my ksi�mi! Spojrza�em mu prosto w oczy. Jak przychodzi do rozlicze�, wierzcie mi, nie znam strachu. Dukaty, korony, talary, piastry, sestercje, a nawet sama my�l o nich, maj� w sobie magiczn� si��. A poza tym, gro�by nale�� do ceremonii targowania si� i nie mia�em zamiaru bra� ich zbyt powa�nie. Chocia� niew�tpliwie trzeba przyzna�, �e Rakshilel nie nale�a� do dobrze wychowanych ludzi. Niemniej z seansem u mistrza Severusa bardzo przesadzi�. Kto widzia� kiedy, by oficjalnie przes�uchiwano inkwizytora? Takie sprawy za�atwia�o si� inaczej. I musia�y by� ku temu wa�niejsze powody ni� gniew nawet najbardziej ustosunkowanego rze�nika. � A chcia�by� kiedy� spotka� Kostucha? � spyta�em bez u�miechu, ale i bez z�o�ci. � Grozisz mi? � Rakshilel podni�s� si� i wisia� nade mn� jak wielka bry�a t�uszczu. Poczu�em nagle szalon� nienawi�� i ch�� zmia�d�enia tej ogromnej twarzy przypominaj�cej kup� puddingu z krwawej kiszki. Ale powstrzyma�em si�. W ko�cu robili�my interesy i nie by�o tu miejsca zar�wno na osobiste sympatie, jak i osobist� niech��. � Trzysta � powt�rzy�em, a on opad� wolno na krzes�o, jakby zesz�o z niego powietrze. � Dwadzie�cia pi�� � powiedzia� � i to moje ostatnie s�owo. � Trafi�e� na z�y czas � roze�mia�em si�. � Akurat mam wystarczaj�co du�o pieni�dzy, by spokojnie zaczeka� na jakie� naprawd� zyskowne zlecenie. Poza tym pomy�l: b�d� mia� potem na g�owie jej braci. Wr�cz widzia�em, jak chcia� powiedzie�: �to twoja sprawa�, ale jako� si� pohamowa�. � Pi��dziesi�t � zdecydowa�, a ja zastanawia�em si�, jak d�ugo mo�na jeszcze poci�gn�� t� gr�. � Plus dwie�cie � doda�em i jednak si�gn��em po daktyla. � Trzydzie�ci teraz i pi��dziesi�t po robocie. � Sto teraz i sto dwadzie�cia pi�� po robocie. I w razie czego nie zwracam zaliczki. � Po pi��dziesi�t � Rakshilel zacisn�� d�onie w pi�ci. � Siedemdziesi�t pi�� i siedemdziesi�t pi��, i trzydziestoprocentowy rabat w twoich sklepach do ko�ca roku. � Dziesi�cioprocentowy � powiedzia�. Wreszcie uzgodnili�my siedemna�cie i p� procenta i uroczy�cie przybili�my d�onie. By�em troch� zaskoczony, bo spodziewa�em si�, �e utarguj� jakie� sto koron, a pomys� z rabatem przyszed� mi do g�owy w ostatniej chwili. Rakshilel musia� wiedzie� wi�cej ni� powiedzia� albo planowa� jakie� �wi�stwo. Albo naprawd� bardzo mu zale�a�o na �lubie z Eli�. Mia�em tylko nadziej�, �e nie by� na tyle g�upi, by s�dzi�, �e po ca�ej sprawie si� mnie pozb�dzie. To prawda, �e nie mia�em koncesji w Hez-hezronie, ale, na Boga, by�em jednak inkwizytorem! Chyba nawet Rakshilel nie by� ani tak sk�py, ani tak g�upi aby zadziera� z Inkwizytorium, kt�re z ca�� pewno�ci� upomnia�oby si� o swego konfratra. Nawet takiego, kt�rego jeszcze w Hez-hezronie nie za bardzo znano i kt�ry nie mia� koncesji. Zreszt�, ja nie potrzebuj� ochrony Ko�cio�a. Tak, mili moi. Biedny Mordimer jest cz�owiekiem ostro�nym, rozwa�nym i �agodnym, ale gdy przyjdzie co do czego, budzi si� w nim lew. Rakshilel wyliczy� siedemdziesi�t pi�� koron, a ja kaza�em mu jeszcze wymieni� dwie z�ote pi�ciodukat�wki ober�ni�te po brzegach i schowa�em mieszek pod kaftan. � Za kilka dni dostaniesz koncesj� � obieca�. � Czekam � odpar�em i naprawd� by�em ciekaw, czy uda mu si� wszystko za�atwi� w takim tempie. Zreszt�, tak czy inaczej, zaliczki nie zamierza�em zwraca�. Bo kto wie, czy nast�pi kolejna wyp�ata? Je�li Elia trafi przed �aw�, Rakshilel chyba nie b�dzie zbyt ch�tny, by powt�rnie si�gn�� do sakiewki. � Za�atw to szybko i czysto, Mordimer. Aha � spojrza� na mnie zimno � i nie pr�buj mnie oszuka�. Je�li wpadniesz na pomys�, by dogada� si� z t� dziwk� za moimi plecami, dowiem si� o tym. � Znasz mnie � powiedzia�em z wyrzutem. � O tak, znam ci� � odpar� i odwr�ci� si� ty�em. � Nie sko�czyli�my jeszcze � powiedzia�em twardo. � Taaak? � przeci�gn�� i spojrza� niech�tnie w moj� stron�. � W�a�nie tak � odpar�em. � Kiedy b�d� wychodzi�, masz zjawi� si� przed drzwiami. I tam odegrasz pewn� scenk�. � Scenk�? � Ma�e oczka patrzy�y na mnie podejrzliwie ze �rodka bry� t�uszczu, kt�re u normalnego cz�owieka by�y policzkami. � Powiesz: �dobra, Mordimer, dam ci dziesi�� koron wi�cej�. Tak, �eby s�yszeli to s�udzy. A ja wtedy odpowiem: �o nie, nawet gdyby� dawa� tysi�c, nie zrobi� tego!�. � My�lisz, �e mam szpieg�w w moim w�asnym domu? � oburzy� si�. � A my�lisz, �e mo�e ich nie mie� cz�owiek o twojej pozycji? � zapyta�em grzecznie. � Tak, to prawda � u�miechn�� si� po chwili, a ja wiedzia�em, �e mile po�echta�em jego dum�. � Z ca�� pewno�ci� masz racj�! * * * Kostuch i bli�niacy siedzieli w Kulawym Kucyku i grali. Po ich minach pozna�em, �e grali raczej nieszcz�liwie. No, ale potem zobaczy�em cz�owieka, kt�rego pr�bowali or�n��, i roze�mia�em si�. � Oddaj im pieni�dze, Merry � powiedzia�em siadaj�c. � A przynajmniej po�ow� tego, co przegrali. Nigdy nie czyta�e�, �e Pismo m�wi: �kto dot�d krad�, niech ju� przestanie kra��, lecz raczej niech pracuje uczciwie�! Szuler rozdziawi� szeroko usta w u�miechu, pokazuj�c czarne dzi�s�a i przegni�e trzonki z�b�w. � Jestem tylko godnym po�a�owania grzesznikiem � rzek� z teatraln� skruch� � i nie znam tak dobrze s��w Pisma, jak s�udzy naszego Pana. � To jest Merry? � spyta� Kostuch i dziabn�� go s�katym paluchem w pier�. Bli�niacy wymruczeli co� pod nosem i r�wnocze�nie, cho� niezauwa�enie si�gn�li po sztylety. � Nie, nie � powstrzyma�em Pierwszego. � Nie chcemy tu bijatyk, prawda Merry? Szuler u�miechn�� si� i popchn�� w ich stron� kupk� srebra. � Potraktujcie to jako darmow� lekcj� � powiedzia�. � Napijesz si� ze mn�, Mordimer? � Czemu nie? � odpar�em, a Kostuch i bli�niacy wstali, zostawiaj�c nas samych. Karczmarz przyni�s� wino i nim wypi�em �yk, wpierw przep�uka�em usta. � Zawsze ostro�ny? � u�miechn�� si� szuler. Spojrza�em na niego i przez chwil� nie rozumia�em, co mia� na my�li. � Ach, nie � powiedzia�em w ko�cu. � Po prostu przyzwyczajenie. Merry pochyli� si� ku mnie. � By�e� u Rakshilela? � spyta� szeptem. � Jak zawsze, kiedy jestem w mie�cie � powiedzia�em, nie obni�aj�c g�osu. � Podobno proponowa� temu i owemu ciekaw� rob�tk� � za�mia� si� Merry. � Ale nie ma g�upich, ch�opie. Wiesz, kogo ju� dawno nie widzieli�my w Hezie? Wyrwalda P�owego i jego ludzi. � A sk�d�e� on si� tu wzi��? � zmarszczy�em brwi, bo Wyrwalda widziano ostatnio w lochach barona Berga. A z tego, co wiedzia�em, z owych loch�w nie wychodzi�o si� pr�dko. A je�li ju�, to zwykle nie o w�asnych si�ach. Merry wzruszy� ramionami. � A co, ja wr�ka jestem? W ka�dym razie by�, a teraz go ju� nie ma. � Wzi�� zaliczk� i si� zmy� � powiedzia�em, bo wszyscy wiedzieli, �e P�owy i jego ludzie to nie by�a najsolidniejsza firma. � Chyba g�upi jeste�, skoro s�dzisz, �e Rakshilel da� mu zaliczk� � parskn��. � Ta sprawa �mierdzi, ch�opie, i radz� ci: trzymaj si� z daleka od k�opot�w. � To znaczy? � Wyjed�, Mordimer. Po prostu wyjed�. � A wi�c tak � mrukn��em. � A jaka b�dzie cena mojej uprzejmo�ci? � Spytaj lepiej, jak wysokie b�d� koszty twojej nieuprzejmo�ci. � Sukinsyn nawet nie stara� si� ukry� pogr�ki w g�osie. � Lohemerr, tyle lat mnie znasz i powiniene� wiedzie�, �e mo�na mnie kupi�, ale nie mo�na zastraszy� � rzek�em z wyrzutem. Szuler dopi� wino do ko�ca i wsta�. � Wydawa�o mi si�, �e zawsze wiedzia�e�, sk�d wieje wiatr, Mordimer, i zawsze spada�e� na cztery �apy. Nie pomyl si� teraz. Skin��em mu g�ow�. � Dzi�ki za wino � powiedzia�em � i nawzajem. Chcia�bym tylko, �eby� wiedzia� jedno. Wyje�d�am nied�ugo z miasta, a spraw� Rakshilela zajm� si�, kiedy wr�c�. Albo si� nie zajm�. To b�dzie zale�e� od wielu rzeczy, mi�dzy innymi stanu moich finans�w. Oczywi�cie k�ama�em, ale to by� chyba dobry spos�b, by uspokoi� Lohemerra. Je�li mia� cokolwiek wsp�lnego z Eli� Karrane, a wydawa�o si�, �e mia�, to niew�tpliwie powt�rzy, i� Mordimer Madderdin opuszcza Hez-hezron. I nawet je�li nie uwierz�, ziarno w�tpliwo�ci zostanie posiane. Merry odszed�, kiwn�� mi jeszcze od progu r�k�, a ja chwil� posiedzia�em sam przy stole i dopi�em wino. Kiedy w ko�cu wyszed�em, zobaczy�em, �e Kostuch i bli�niacy siedz� w towarzystwie paru oberwa�c�w przed karczm� i graj� w monety. Skin��em na nich. Niech�tnie oderwali si� od zabawy. Odeszli�my na bok. � Nic z tego nie wysz�o � powiedzia�em. Kostuch skrzywi� twarz i skrzywiony wygl�da� jeszcze gorzej ni� zwykle. Bli�niacy spos�pnieli. � Sami czego� niby poszukamy � warkn�� Drugi. � Jak sobie chcecie, ale � unios�em palec � mam na oku co� zupe�nie innego. B�d�cie tu codziennie od po�udnia do drugiej. I �adnych awantur, bo nie b�d� was drugi raz wyci�ga� z loch�w burgrabiego! Kostuch znowu skrzywi� si� na przypomnienie tych chwil. D�ug�, krwistoczerwon� szram�, biegn�c� od podbr�dka po prawe ucho, zawdzi�cza� rozgniewanemu czeladnikowi katowskiemu, kt�ry zdzieli� go rozpalonym pr�tem. Musia�em naprawd� u�y� wszystkich sposob�w, by wydoby� ch�opak�w z loch�w. Czeka�a ich kara za zab�jstwo, gwa�t i kradzie�. W najlepszym przypadku powieszenie. W najgorszym, poprzedzone darciem pas�w, obci�ciem ko�czyn lub �amaniem ko�em. A jednak uda�o mi si� wyjedna� skazanie ich tylko na publiczn� ch�ost� i miesi�czn� pokut�. Codziennie musieli przez osiem godzin le�e� na posadzce katedry, w pokutnych worach i z ostrzy�onymi g�owami. R�wnie� codziennie dostawali po pi�� bat�w na rynku, dok�d sami musieli dope�zn�� na kolanach. No, ale wreszcie ca�a ta szopka sko�czy�a si�, a ch�opcy zdobyli niezapomniane do�wiadczenie �yciowe. Mia�em nadziej�, �e potrafi� wyci�gn�� z niego wnioski. * * * Koncesja przysz�a po o�miu dniach i wierzcie mi, �e sprawdzi�em j� bardzo dok�adnie. I piecz��, i podpisy by�y autentyczne. Czerwona piecz�� z lwem i smokiem oraz zamaszysty podpis samego biskupa Hez-hezronu. Nie przypuszcza�em, co prawda, aby Rakshilel posun�� si� do sfa�szowania ko�cielnego dokumentu, ale strze�onego Pan B�g strze�e. Te osiem dni po�wi�ci�em nie tylko na rozrywki. Zreszt� co to za rozrywki w Hez-hezronie? Tanie dziwki by�y brudne i chore, a drogie, jak sama nazwa wskazuje: drogie. Za drogie dla biednego Mordimera, kt�ry z trudem tylko wi�za� koniec z ko�cem. Ale s�ucha�em tu i �wdzie tego, czego s�ucha� nale�a�o i... Rakshilel mia� racj�: Elia robi�a co� dziwnego. Merry te� si� nie myli�: ca�a sprawa �mierdzia�a. Ale ja mia�em koncesj� i dzi�ki temu przysz�o�� malowa�a si� w ja�niejszych barwach. Pod warunkiem, �e wr�c� z Sarevaald. A skoro nie wr�ci� stamt�d ten �ajdak P�owy, znaczy�o, i� zadanie nie jest �atwe. Sarevaald to ruiny zamku, dwie godziny drogi od Hez-hezronu. Zamek sp�on�� mniej wi�cej sto trzydzie�ci lat temu i ze trzy razy pr�bowano go odbudowa�, ale nic z tego nie wysz�o. Jaki� biskup chcia� nawet postawi� na wzg�rzu ko�ci�, ale potem wybuch�a wojna z Had�arami i biskupa spalili, a po wojnie wszyscy mieli wa�niejsze problemy. I tak ruiny twierdzy straszy�y ze szczytu, wiecznie osnute mg�� i osnute r�wnie� legend�. Ci�gle m�wiono o dzieciach, kt�re nie wr�ci�y spod wzg�rza, ch�opi przysi�gali, �e noc� wida� �wiat�a i s�ycha� pot�pie�cze wycia oraz diabelskie chichoty. �e dzieci gin�y, to nie dziwota, bo wko�o tylko bagniska i glinianki, a ch�opi wiadomo: trze�wego rzadko mo�na spotka�. Ale okolica uzna�a, i� w ruinach zal�g�o si� Z�e i nawet s�ali do biskupa pro�by, �eby przys�a� im egzorcyst� albo inkwizytor�w. Jakby biskup nie mia� wa�niejszych spraw na g�owie. Do Sarevaald wyruszyli�my w pi�tkowy wiecz�r, tak, aby ca�� sobot� czeka� ju� na miejscu. Nie kry�em naszego wyjazdu. Wr�cz przeciwnie. Wyjechali�my przez p�nocn� bram�, a Kostuch i bli�niacy pewni byli, �e zmierzamy na robot� do miasteczka Vilven, oddalonego o p� dnia drogi. �e celem jest Sarevaald powiedzia�em im dopiero, kiedy mury Hezu znikn�y nam z oczu. Dlaczego wyje�d�ali�my przez p�nocn� bram�? Bo ruiny Sarevaald le�a�y w�a�nie na p�noc od miasta. Je�li ktokolwiek nas �ledzi�, zapewne pomy�la� sobie: �patrzcie, cwany Mordimer i jego ludzie wyje�d�aj� przez p�nocn� bram�. Gdyby chcieli dotrze� do Sarevaald, wyjechaliby przez po�udniow� i cichcem okr��yli miasto�. Ale nie wydawa�o si�, by ktokolwiek zd��a� naszym �ladem, a wierzcie mi, �e waszego uni�onego s�ug� szkolono w rozpoznawaniu takich rzeczy. Nie spieszy�em si� i do Sarevaald dotarli�my w nocy. Niebo by�o zachmurzone i ksi�yc tylko od czasu do czasu pokazywa� si� spod szarego welonu chmur. Ale nawet w tym �wietle wida� by�o, �e zewn�trzne mury fortecy trzymaj� si� wcale nie�le. By�o wi�c bardziej ni� pewne, �e je�li kto� tu si� zjawi, b�dzie musia� przej�� przez bram�, a raczej przez ten wy�om, kt�ry po bramie pozosta�. Znale�li�my sobie bezpieczne miejsce i poszli�my spa�, wystawiaj�c trzygodzinne warty. W sobot� rano poszperali�my troch� w ruinach i Kostuch znalaz� zardzewia�� siekier�. Takie to i tajemnicze miejsce. Ale daleki by�em od lekcewa�enia zadania. W ko�cu Rakshilel pos�a� tu ju� trzy grupy ludzi i nikt nie wr�ci�. A to o czym� �wiadczy�o. Do nocy pokrzepiali�my si� niez�ym winkiem, kt�rego Kostuch przydyga� ca�y buk�ak. Nie widz� powod�w, dla kt�rych ch�opcy nie mieliby pi� przed akcj�. S� wystarczaj�co do�wiadczeni, by wiedzie�, �e je�eli si� upij� i zawal� co�, mog� zgin��. Je�li nie zabije ich wr�g, zrobi� to ja sam. W�asnor�cznie, i tak, aby da� dobry przyk�ad innym spragnionym nierozwa�nych rozrywek. Ale zar�wno bli�niacy, jak i Kostuch maj� naprawd� mocne g�owy. Sam widzia�em, jak Kostuch opr�ni� kiedy� jednym tchem pi�ciolitrow� beczu�k� mocnego, s�odkiego wina i nawet powieka mu nie drgn�a. Potem tylko porzyga� si� z nadmiaru s�odyczy i zaciuka� cz�owieka, kt�ry o�mieli� si� wtedy roze�mia�. A nast�pnie dw�ch przyjaci� tego� cz�owieka, kt�rzy poczuli si� ura�eni takim potraktowaniem kompana. Nagle Drugi, kt�ry teoretycznie sta� na warcie (a w praktyce co chwila przybiega� do nas, aby �ykn�� wina), hukn�� jak puchacz. Zerwali�my si� i przy warowali w�r�d za�om�w. Do ruin, po trakcie, powoli pe�z�y �wiate�ka. � Id� � szepn�� Pierwszy. � Ano id� � Kostuch wyci�gn�� z pochwy szabl�. �mieszn� mia� szabl� Kostuch. W najszerszym miejscu szerok� na d�o�, ale ostr� niczym brzytwa. Rozcina�a �elazn� sztab�, jakby to by�o spr�chnia�e drewno. Kiedy� Kostuchowi dawano za ni� wiosk�, ale nie sprzeda� i wola� przymiera� g�odem. Mia� charakterek ten m�j Kostuch i, mi�dzy innymi, za to go lubi�em. �wiate�ka zbli�y�y si� i us�yszeli�my szmer g�os�w, a potem zobaczyli�my ludzi z pochodniami. By�o ich siedmioro, sze�ciu m�czyzn i jedna kobieta, je�eli w tych ciemno�ciach mog�em dobrze pozna�. M�czy�ni, ten z przodu i ten na ko�cu nie�li pochodnie. Dw�ch innych d�wiga�o sporej wielko�ci tob�. Konie musieli zostawi� na dole i przez chwil� �a�owa�em, i� nie pos�a�em kogo� do podn�a g�ry, �eby za�atwi� stra� i zabra� wierzchowce. Zawsze by�by dodatkowy zarobek. Zw�aszcza, �e nie wierzy�em, aby Elia Karrane dosiada�a byle jakiej szkapy. Przybysze zachowywali si� tak, jakby Sarevaald by�o najbezpieczniejszym miejscem na �wiecie. �artowali i �miali si�, kto� kl�� zajadle, bo rozbi� sobie nog� o wystaj�cy kamie�, kto� przechyla� flasz� i pi� z g�o�nym gulgotem. Czekali�my z napi�ciem, gdzie si� skieruj�. Przecie� musia�o tu by� jakie� przemy�lnie ukryte wej�cie, kt�rego nie zauwa�yli�my. No i by�o. Jeden z m�czyzn, wr�cz olbrzym, zapar� si� i przesun�� na bok g�az. Pod spodem by�a �elazna p�yta z lekko zardzewia�ym uchwytem. Widzia�em wszystko dobrze, gdy� stali�my dos�ownie kilkana�cie krok�w od nich, na resztkach po kru�ganku, mniej wi�cej trzy metry nad dziedzi�cem. Teraz te� upewni�em si�, �e kobiet� by�a Elia Karrane. Trzeba przyzna�: �liczna bestyjka! Mia�a d�ugie, jasne w�osy, wysoko upi�te na czubku g�owy i drapie�n� twarz o ma�ym nosku i wielkich, szmaragdowych oczach. Lampa niesiona przez jednego z m�czyzn dok�adnie j� o�wietla�a i nie dziwi�em si� ju�, �e nawet Rakshilel m�g� si� zakocha� w tej kobiecie. By� mo�e sam bym si� w niej zakocha�, gdyby nie fakt, �e chcia�em j� doprowadzi� do zguby. �adnego z towarzyszy Elii nie widzia�em nigdy przedtem, cho�, szczerze m�wi�c, co do jednego mia�em pewne w�tpliwo�ci, gdy� sta� ca�y czas poza blaskiem pochodni. Olbrzym uni�s� metalow� p�yt� i wszyscy zeszli po schodach w ciemno��. On sam zamkn�� za nimi przej�cie i zn�w, st�kaj�c, przesun�� g�az na w�a�ciwe miejsce. Potem usiad� wygodnie, opar� si� o �cian�, nabi� fajk� i leniwie pyka� z niej, patrz�c w niebo. Kostuch spojrza� na mnie pytaj�co. � �ywcem � tchn��em mu prosto w ucho. Skin�� tylko g�ow� i cichutko si� wycofali�my. Wr�cili�my na dziedziniec i przywarowali niedaleko. Kiedy da�em znak, skoczyli�my wszyscy czterej, ale ten olbrzym by� wyj�tkowo szybki. Zerwa� si�, wyci�gaj�c zza cholewy sztylet tak d�ugi, �e ka�demu z bli�niak�w m�g�by s�u�y� za miecz. Kostuch ma�o nie oberwa�. Ledwo zd��y� uchyli� si� i przetoczy� po ziemi. Olbrzym znalaz� si� tu� ko�o mnie i wtedy sypn��em mu w oczy shersken. Zawy� i podni�s� r�ce do twarzy. Pierwszy trzasn�� go pa�k� w podbrzusze, a Drugi pchn�� w grdyk�. I by�o po wszystkim. Potem zwi�zali mu d�onie na plecach i nogi w kostkach, przeci�gn�li lin� pomi�dzy wi�zami i olbrzym le�a� na brzuchu jak wielka, toporna ko�yska. By� bezradny niczym �limak. Skrzesali�my ognia i w �wietle latarni przyjrza�em mu si�. Mia� szerok�, pozbawion� wyrazu, bezw�os� twarz bez lewego nozdrza i ogromn�, sin� blizn� biegn�c� dok�adnie po�rodku nosa. � �licznotek � powiedzia�em. By�em zadowolony, bo ch�opcy uwin�li si� sprawnie i szybko. Ciekawe, co prawda, jakby im si� powiod�o, gdyby wasz uni�ony s�uga nie rzuci� shersken, ale c�... nie nale�a�o ryzykowa�. W ka�dym razie shersken zrobi� swoje, bo olbrzym mia� zamkni�te oczy i napuchni�te powieki, spod kt�rych ciurkiem lecia�y �zy. Ha, na shersken nie ma silnego! Mo�esz sobie, cz�owieku, mie� dwa metry wzrostu i dwie�cie kilo �ywej wagi, a jak dziecko rzuci ci shersken w �lepia, to b�dziesz tylko my�la�, aby doczo�ga� si� do najbli�szej ka�u�y. A je�li jeste� na tyle g�upi i zaczniesz trze� oczy, to w wi�kszo�ci wypadk�w twoje w�asne palce tr�ce powieki b�d� ostatni� rzecz� na �wiecie, jak� dojrzysz. Nasz wi�zie� nie m�g� trze� oczu, bo d�onie mia� zwi�zane na plecach, ale wiedzia�em, �e tylko si�� woli powstrzymuje si�, by nie zacz�� wrzeszcze� ze strachu i b�lu. Wyj��em manierk� i wyla�em wod� do wn�trza stulonej d�oni. Przytrzyma�em olbrzymowi g�ow� i op�uka�em mu twarz. Musia� poczu�, �e to pomaga, bo przesta� si� rzuca�. Dzi�ki temu spokojnie zu�y�em drug� gar�� wody i dok�adnie sp�uka�em mu oczy. W ko�cu nie chcia�em, aby my�la� o strasznym, piek�cym b�lu, tylko, aby grzecznie odpowiada� na pytania. Ale Kostuch uzna�, i� jestem zbyt mi�osierny, wi�c z ca�ej si�y kopn�� le��cego podkutym butem w �ebra. Chrupn�o. � Oj, Kostuch � powiedzia�em, ale nawet si� nie zez�o�ci�em. Wiedzia�em, �e Kostuch jest w�ciek�y, gdy� olbrzym o ma�o go nie zaskoczy�. Nikt chyba nie m�g� si� spodziewa�, �e przy tym wzro�cie i przy tej wadze b�dzie taki szybki. No, ale w ko�cu przyjaciele Elii nie byli chyba na tyle g�upi, by pozwoli�, aby ich silnor�kim zosta� pierwszy lepszy zabijaka z ulicy. � Sk�d jeste�, ch�opcze? � zapyta�em. Olbrzym zakl�� co� w odpowiedzi. Bardzo niegrzeczna reakcja, zwa�ywszy fakt, �e przed momentem wymy�em mu shersken z oczu. Drugi wsadzi� wi�niowi w usta kawa� szmaty, a Kostuch usiad� mu na plecach i z�ama� ma�y palec u lewej d�oni. Potem z�ama� mu palce serdeczny, �rodkowy i wskazuj�cy. Za ka�dym razem s�ycha� by�o chrupni�cie, st�kni�cie dobiegaj�ce spod szmaty, a oczy olbrzyma robi�y si� jak spodki. Drugi nachyli� si�, przy�o�y� palec do warg, nakazuj�c wi�niowi cisz� i wyj�� spomi�dzy jego z�b�w szmat�. Olbrzym sapa� bole�nie, a g�sta �lina sp�ywa�a z k�cik�w jego ust. � Na moje pytania odpowiada si� natychmiast � powiedzia�em �agodnie. � Bowiem jak m�wi Pismo: �nie ma nic zakrytego, co by nie mia�o by� wyjawione, ani nic tajemnego, o czym nie miano by si� dowiedzie�. Tak wi�c powt�rz�: sk�d jeste�, ch�opcze? � Z Tirianu � st�kn��. Tirianonnag, potocznie nazywany Tirianem (zabijcie mnie, ale nie wiem sk�d ta barbarzy�ska nazwa pochodzi�a), by� niewielkim, cho� do�� zamo�nym miasteczkiem przy samej granicy marchii. Z tego, co wiedzia�em, mo�na tam by�o zarobi� niez�e pieni�dze na ochronie kupieckich statk�w, kt�re �eglowa�y w do�� niebezpieczne rejony w g�r� rzeki. Ale ten biedny g�upek my�la�, �e zrobi karier� w Hez-hezronie. I kariera ta mia�a si� zako�czy� w�a�nie tutaj, w ruinach fortecy Sarevaald. Kiepskie miejsce na �mier�, ale z drugiej strony, jakie miejsce jest dobre, by umiera�? O tym, �e musi umrze�, wiedzieli�my wszyscy. Pytanie tylko brzmia�o, czy b�dzie to �mier� �agodna i w miar� bezbolesna, czy te� nasz zabijaka trafi pod piekielne bramy, wyj�c z b�lu i poszatkowany na kawa�eczki. � Gdzie oni poszli? � spyta�em. Wi�zie� nie odezwa� si� ani s�owem, wi�c uprzejmie odczeka�em chwil�. Potem Pierwszy kopn�� go prosto w usta, tak �eby zad�awi� si� krwi� i w�asnym z�bami. Przy okazji z�ama� mu nos. � Gdzie oni poszli? Co tam jest? � powt�rzy�em grzecznie. � Nie wiem � wyj�cza�, pluj�c czerwieni� � nie wiem, b�agam. Ja tylko pilnuj�. Oni w po�udnie wr�c�. Maj� pieni�dze... mn�stwo pieni�dzy... B�agam, nie zabijajcie mnie, b�d� wam s�u�y� jak pies, b�agam... Kiedy patrzy�em na niego, widzia�em, �e nie jest ju� wielkim, silnym zabijak�, ale skrzywdzonym ch�opcem pragn�cym, by wreszcie przestano go bi�. Lubi�em, kiedy w ludziach zachodzi�a taka przemiana, i cho� mia�em okazj� j� widzie� nader cz�sto, to nieodmiennie odczuwa�em satysfakcj�, i� w�a�nie ja sta�em si� przyczyn� stosownego przepoczwarzenia. Kostuch spojrza� na mnie, a ja zastanawia�em si� moment. W zasadzie zwykle wiem, kiedy cz�owiek k�amie. Ten zdawa� si� m�wi� prawd�. Kostuch mia�, co prawda, wyra�n� ochot� na chwil� zabawy, ale po pierwsze nie mieli�my czasu, a po drugie nie lubi� zb�dnego okrucie�stwa. A Kostuch pracowa� niegdy� na prowincji jako czeladnik jednego z tamtejszych mistrz�w. Nauczy� si� paru sztuczek i polubi� je robi�. Zawsze twierdzi�em, i� kaci i ich uczniowie zb�dnym okrucie�stwem maskuj� braki w Sztuce. Przecie� nie chodzi o to, by ofierze zadawa� cierpienie, cz�sto nawet nie o to, by wydoby� odpowiednie zeznania, lecz o to, by wywo�a� skruch�. By zbola�y i skruszony przest�pca pad� w ramiona swemu inkwizytorowi i szlochaj�c w g�os, przyznawa� si� do winy, ca�ym sercem kochaj�c tego, kto zada� mu radosny b�l i naprowadzi� na �cie�k� wiary. Oczywi�cie w tym wypadku skrucha i mi�o�� nie by�y konieczne. Nam chodzi�o o zeznania. Szybki i rzetelny raport. Je�li, oczywi�cie, taki da si� pozyska�. Okaza�o si�, �e olbrzym niewiele wie, ale nie by�a to przecie� kwestia braku dobrej woli, prawda? Dlaczego wi�c mia� cierpie�? Spojrza�em na Kostucha i pokr�ci�em odmownie g�ow�. Potem ukl�kn��em olbrzymowi na plecach i poderwa�em mu g�ow� do g�ry. Trzasn�o. Szybka, bezbolesna �mier�. Kostuch by� wyra�nie niezadowolony. � �Je�li nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, b�dziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie r�k� uczyniony, lecz wiecznie trwa�y w niebie� � zacytowa�em Pismo, patrz�c na zw�oki. Nie przypuszcza�em, co prawda, by nasz gigant wyl�dowa� u niebieskich bram, ale c�: zawsze trzeba mie� nadziej�. Bli�niacy stoczyli cia�o olbrzyma w d� zbocza i ugrz�z�o ono gdzie� w g�stych krzakach. Niepr�dko kto� je znajdzie. Zaduma�em si� przez chwil� nad marno�ci� ludzkiego �ycia... Ech! G�az zakrywaj�cy wej�cie do loch�w by� naprawd� ci�ki. Ledwo we czterech dali�my rad�, aby go przesun��. Kiedy mieli�my schodzi�, Pierwszy nagle si� zatrzyma�. � A jak kto� go, prawda, przesunie z powrotem? � spyta�. � A kto tu mo�e przyj��? � wzruszy�em ramionami. � I kto b�dzie mia� tak� par� w �apie? Zreszt� jestem pewien, �e musi by� drugie wyj�cie. Nie wierzyliby temu cz�owiekowi na tyle, aby odda� �ycie w jego r�ce. � Hh, kuhwa � warkn�� Kostuch, bo potkn�� si� na schodach i o ma�o co, a zlecia�by na sam d�. Schody by�y kr�te, d�ugie i strome. Sko�czy�y si� tak nagle, i� Pierwszy wpad� na �cian�. � Koniec � powiedzia�, przy�wiecaj�c tu i tam latarni�. � A, prawda, jest � mrukn�� po chwili i si�gn�� do przerdzewia�ej d�wigni tu� przy pod�odze. � Zostaw � sykn��em. Odskoczy� jak oparzony. � Pu�apka? � zapyta�. � A czort go wie � odpar�em, chocia� by�em prawie pewien, �e to pu�apka. Ja bym przynajmniej tak zrobi�. Zacz�li�my uwa�nie przygl�da� si� �cianom. C�, w ko�cu zgin�li tu ludzie i co� musia�o ich zabi�. Dlaczego nie mia�a to by� na przyk�ad pu�apka na samym pocz�tku w�dr�wki? Kostuch dok�adnie ostukiwa� mur knykciami, potem u�miechn�� si� i ostro�nie wyj�� jedn� z cegie�. Nisza by�a bardzo g��boka i zw�a�a si� tak, �e nie spos�b by�o dojrze�, co kryje si� dalej. Kostuch wzi�� ode mnie kij i wsadzi� go do �rodka. Pchn��, kiedy napotka� op�r. Co� zgrzytn�o przera�liwie i mur po lewej stronie przesun�� si�, ods�aniaj�c w�ski, niski korytarz. � No c�, chyba naprz�d � powiedzia�em, ale ca�a sprawa przesta�a mi si� podoba�. Oczywi�cie, je�eli mo�na powiedzie�, �e kiedykolwiek mi si� podoba�a. Sto pi��dziesi�t koron nie by�o znowu tak wielk� sum� za nara�anie �ycia. Poza tym, kiedy zajrza�em w korytarz ods�oni�ty przez Kostucha, zda�em sobie spraw�, �e weso�e towarzystwo Elii z ca�� pewno�ci� t�dy nie sz�o. Tunel by� niziute�ki, o ci�gle zni�aj�cym si� stropie, a �ciany mokre od wilgoci. W dodatku z wn�trza dochodzi� koszmarny smr�d, zgnilizny, tak jakby korytarz od wielu lat nie by� wietrzony. Nie wyobra�a�em sobie Elii Karrane brn�cej na czworakach w tych ciemno�ciach i szoruj�cej po brudnym stropie pi�knymi i doskonale u�o�onymi w�osami. Powiedzia�em o tym ch�opakom, a oni przez chwil� milczeli, zastanawiaj�c si� nad moimi s�owami. My�lenie nigdy nie nale�a�o do ich najmocniejszych stron, ale teraz wola�em nie podejmowa� decyzji samodzielnie. Da�em im troch� czasu, a sam z lamp� przy murze, dok�adnie bada�em kamie� po kamieniu. I wreszcie zobaczy�em, co zobaczy� chcia�em. Malutkie wg��bienie. Powiedzmy: dziurk� od klucza. Tyle, �e dziurk� wymagaj�c� bardzo specyficznego klucza. Mo�e pier�cienia, mo�e amuletu, mo�e w dodatku potraktowanego zakl�ciami. Ta droga z ca�� pewno�ci� by�a dla nas zamkni�ta. Oczywi�cie mog�em wykorzysta� specjalne zdolno�ci Pierwszego, ale potem nie nadawa�by si� ju� do dalszej podr�y. A przecie� niespodzianek mog�o czeka� na nas wi�cej. Czy w takim razie mieli�my spr�bowa� drogi tym niskim, obrzydliwym tunelem? Podr�y w ca�kowit� ciemno��? Co za problem przyszykowa� w�a�nie tam pu�apki? Inna rzecz, �e znaj�c dawnych budowniczych, s�dzi�em, �e tunel jest po prostu zapasow� drog� przygotowan� na wypadek, gdyby osoba korzystaj�ca z przej�cia zapomnia�a lub zgubi�a klucz. Wtedy tunel m�g� by� niewygodny, ale na pewno nie by� zabezpieczony pu�apkami. Trudno przecie� pomy�le�, aby w�a�ciciel podziemi mia� w mozole pokonywa� wszelkie przeszkody, jakie przyszykowali wynaj�ci przez niego budowniczowie. � Dobra, idziemy � zadecydowa�em, bo moi towarzysze nadal tylko t�po wgapiali si� w ciemno��. Kostuch musia� i�� prawie na czworakach, �eby nie szorowa� �bem po sklepieniu, ale widzia�em, jak bardzo ostro�nie posuwa si� naprz�d. C�, wiedzia�, �e je�li przyjdzie co do czego, oberwie mu si� pierwszemu. W ko�cu jednak korytarz zako�czy� si� �lepo. Wystarczy�o jednak tylko mocno si� zaprze�, aby pu�ci�y sekretne drzwiczki. Znale�li�my si� w obszernej sali. Je�li mog�em cokolwiek wydedukowa�, w�a�nie do niej dotarliby�my, korzystaj�c z magicznego klucza. Czyli, kr�tko m�wi�c: mia�em racj�. Skorzystali�my z zapomnianej, zapasowej drogi. Przy jednej ze �cian zobaczy�em przerdzewia�e �elazne obr�cze, przysi�g�bym te�, �e gdzieniegdzie, ledwo widoczne, pojawi�y si� rude zacieki. � Katownia? � spyta�em Kostucha. Kostuch przez chwil� ws�uchiwa� si� w mow� �cian. Mo�e nie za m�drze wygl�da ten m�j Kostuch, ale ma swoje specjalne uzdolnienia. Ma genialn� pami��, a poza tym potrafi odczyta� uczucia, emocje, my�li i s�owa zakl�te w �cianach. Nie, nic specjalnego. Nie wejdzie do pokoju i nie zrelacjonuje rozmowy, kt�ra toczy�a si� w nim tydzie� temu. Ale powie na przyk�ad, czy zrujnowany dom by� niegdy� karczm�, czy zamtuzem. � Tak, chyba tak � odpar� tym razem niepewnie. � Czuj� tu du�o b�lu, Mordimer, ale to by�o bardzo dawno temu. Bli�niacy stan�li przed pot�nymi stalowymi drzwiami. L�ni�cymi, jakby nie ruszy� ich up�yw lat. Drzwi jak drzwi, tyle �e nie by�o �adnej klamki ani zamka, ani rygla. Metalowa p�yta wbudowana w �cian�. Kostuch ostro�nie dotkn�� metalu d�oni�. � Kto nie boi si� �mierci? � spyta� g�os dobiegaj�cy zewsz�d i znik�d. Bli�niacy rozejrzeli si� nerwowo i obna�yli sztylety. � Umarli � odpowiedzia�em, bo zagadka by�a prosta, a znajdowanie odpowiedzi na tego typu pytania by�o cz�ci� mojej edukacji. Niemniej sprawa przybiera�a powa�ny obr�t. Je�li podziemia by�y zabezpieczone nekromantycznymi zakl�ciami, to by�a tu robota dla oddzia�u inkwizytor�w, a nie dla biednego Mordimera Madderdina, kt�ry dopiero co otrzyma� koncesj� i mia� zamiar po prostu zarobi� kilka groszy na bochenek chleba i kubeczek wody. � A wi�c wejd� do umar�ych � powiedzia� g�os i stalowa p�yta bezszelestnie znikn�a w murze. � Ja chromol� � mrukn�� Pierwszy. � Zmywamy si�, brat? � Ja ci si� zmyj� � powiedzia�em, nie patrz�c nawet na niego. Drugi potrz�sn�� g�ow� przecz�co, a jego brat wzruszy� ramionami. � Tak tylko, prawda, pyta�em � odpar�. Weszli�my w korytarz, a przej�cie zamkn�o si� za nami r�wnie bezszelestnie jak otwar�o. Znale�li�my si� przed nast�pn� metalow� p�yt� i Kostuch zn�w dotkn�� jej d�oni�. � Kto umiera o �wicie? � spyta� ten sam g�os. � Sen � odpowiedzia�em natychmiast, bo nie wiedzia�em, jaka jest tolerancja zakl�cia. Przeszkoda znikn�a tak samo jak pierwsza. � Co b�dzie, jak nie zgadniesz? � zaniepokoi� si� Pierwszy. � Na przyk�ad zgniatarka � odpar� Kostuch i za�mia� si� g�upio. Pokiwa�em g�ow�. Tak, to by�o bardzo prawdopodobne. Ale by�y rzeczy gorsze od mechanicznych pu�apek i ja zacz��em je w�a�nie wyczuwa�. Wbrew sobie zadr�a�em, a cieniutki strumyczek zimnego potu sp�yn�� mi po kr�gos�upie a� do krzy�a. � A dlaczego, niby, nie odpowiedzia�e�: noc? � zapyta� Drugi. � Strzela�em � wzruszy�em ramionami i u�miechn��em si�, cho� wcale nie by�o mi do �miechu. � Kto gryzie, cho� nie ma k��w? � spyta� g�os przy trzeciej p�ycie. � Sumienie � powiedzia�em bez wahania i w�a�ciwie by�em troch� zawiedziony �atwo�ci� zagadek. Ale wiedzia�em te�, �e przeci�tny cz�owiek ju� dawno by nie �y�. Znale�li�my si� przed schodami. Bli�niacy �miali si� g�upawo i poklepywali mnie po ramionach. � S�uchajcie, idioci � osadzi�em ich. � P�owy te� t�dy przeszed�, a wi�c prawdziwe k�opoty s� dopiero przed nami. � Dlaczego niby przeszed�? M�j, Bo�e. Z kim ja pracuj�? � pomy�la�em. � Bo nie by�o trup�w. Ani nawet ko�ci, gamoniu! � odpar�em. Faktem jest, �e dobra passa P�owego zaskoczy�a mnie. Przeszed� tunelem i odpowiedzia� na zagadki. Wierzy� mi si� nie chcia�o, �e jego wymacerowany gorza�� m�d�ek m�g� wznie�� si� na tak wysokie szczyty abstrakcji. I kiedy tak sobie rozmy�la�em nad losem P�owego, zobaczyli�my na schodach cie�. Odskoczyli�my do ty�u, wszyscy przygotowani do walki, ale cie� chwia� si� spokojnie, jakby w rytm jakiej� tylko przez niego s�yszanej muzyki. � Po co wchodzicie w Mrok? � za�piewa�. � Id�cie do �wiat�a, o dzieci Dnia. Zostawcie Noc tym, co umarli. W �piewie by�o co� tak przejmuj�cego i �a�osnego, �e chcia�o mi si� wy�. Pomy�la�em o ��ce nad brzegiem rzeki i dziewczynie zbieraj�cej niezapominajki, o soczystym smaku �d�be� trawy rozgniatanych w z�bach. O s�o�cu i szumie wody, i o b��kitnym niebie. I o domku z czerwonymi dach�wkami, stoj�cym w ogrodzie pe�nym upojnie pachn�cych, obsypanych bia�ym kwieciem lip. I wtedy jedna ze �cian otworzy�a si�. A tam, za ni�, by�a i rzeka, i niezapominajki, i dziewczyna, i niebo, i s�o�ce. Tam by�o miejsce, o kt�rym marzy�em przez ca�e �ycie, wi�c bez wahania ruszy�em w jego stron�. Drugi zbi� mnie z n�g i strzeli� ku�akiem w �o��dek. Upad�em i obrzyga�em sobie kaftan. Kiedy unios�em g�ow�, zobaczy�em, �e moim stopom zabrak�o mo�e jednego kroku do wyrwy w ziemi. A na dole tkwi�y solidne, zaostrzone pale. Na palach dostrzegli�my cia�o m�czyzny w kolczudze. He�m spad� mu z g�owy i ods�oni� burz� szaro��tych w�os�w. � Oto i P�owy � powiedzia� Pierwszy. � Co tam zobaczy�e�, Mordimer? � zapyta� Drugi, bardzo zadowolony z siebie, bo niecz�sto zdarza�o mu si� wyci�ga� mnie z opresji. � Posika�by� si� ze �miechu � mrukn��em. � Bardziej jestem ciekaw, co zobaczy� nasz przyjaciel P�owy. Cie� chwia� si� jeszcze przez chwil�, jakby w oczekiwaniu na to, �e kto� jednak skusi si� tworzonymi przez niego zwidami, ale potem znikn�� ze schod�w. � Do cholery, w co my�my wdepn�li? � szepn�� Drugi. Starannie �ciera�em z kaftana wymiociny. Trzeba przyzna�, �e cholerny bli�niak przygrza� mi bez pardonu. � W g�wno � odpar�em i po raz kolejny w tych lochach poczu�em strach. � W nieliche g�wno, ma�y. � Wyprowadzisz nas st�d Mordimer, prawda? � Pierwszy mia� oczy jak spodki. � Ja jeszcze nie chc� umiera�! Prosz� ci�, Mordimer! Kostuch chwyci� go za ramiona i stukn�� jego �bem o �cian�. Nie za mocno, ale na tyle, �eby bli�niak oprzytomnia�. Co� tu musia�o by�, co�, co wzbudzi�o w Pierwszym tak paniczny strach. To samo, co pokaza�o mi ��k� i dziewczyn�. Bo Pierwszy nie jest strachliwy. Zawsze by� ostro�ny, ale nie panikowa�. A tu zachowywa� si� jak dziewica przed pierwszym r�ni�tkiem. � A co, chcia�by� �y� wiecznie? � za�mia�em si�, patrz�c mu w oczy. � Nie w naszym zawodzie, bli�niak! Idziemy � rozkaza�em i wszed�em na schody. Stopnie by�y lepkie, tak lepkie, �e id�c, z trudem odkleja�em podeszwy. Obrzydlistwo. � No co je, no? � us�ysza�em z ty�u g�os Drugiego. � Spokojnie, ch�opcy � powiedzia�em, staj�c na szczycie schod�w i spojrza�em wok�. � Do wyboru, do koloru � doda�em, gdy� dalej prowadzi�y cztery korytarze. Usiad�em na kamieniach. � Chwila odpoczynku � zarz�dzi�em i �ykn��em z buk�aka, a potem poda�em go ch�opakom. Kostuch zakl��, bo pi� ostatni i nie za wiele dla niego zosta�o. Rzuci� pusty buk�ak za siebie, a naczynie odbi�o si� z hukiem od schod�w. Ale� echo nios�o w tych �cianach! Wyobrazi�em sobie teraz, �e Elia Karrane i jej towarzysze obserwuj� nas z zainteresowaniem i obstawiaj� zak�ady, jak daleko dojdziemy. Czy to mo�liwe, �e byli�my tylko pionkami poruszaj�cymi si� po pe�nej pu�apek szachownicy? Raczej nie, po prostu mam zbyt wybuja�� wyobra�ni�. Ale mo�e to i dobrze, bo ludzie pozbawieni wyobra�ni bawi� teraz w tym samym miejscu, co Wyrwald P�owy i jego druhowie. � P�jdziemy na p�noc � stwierdzi� Kostuch, a ja nie zamierza�em si� z nim sprzecza�. Kostuch wie, co m�wi, ale jak dla mnie, p�nocny korytarz wygl�da� paskudnie. �ciany mia� wy�o�one krwistoczerwon� ceg��. A w dodatku co� si� w nim rusza�o. Tak drga�o, jak rozgrzane powietrze nad ogniskiem. Ale poszli�my. Mur zdawa� si� falowa�, �ciska� i rozszerza�, jakby leniwie si� zastanawia�, czy nas zgnie��, czy te� jeszcze poczeka�. Korytarz wi� si� to tu, to tam, zakr�ca� pod jakimi� niespodziewanymi k�tami, oplata� sam siebie. � Na pewno my�la�e� o tej drodze? � spyta�em Kostucha, ale on nie raczy� nawet odpowiedzie�. A zaraz potem poczu�em umar�ych. Kiedy�, kiedy by�em jeszcze dzieckiem, my�la�em, �e ka�dy cz�owiek ich czuje, bo ten zapach jest tak przenikliwy, tak ostry, a� do b�lu. Ale potem si� okaza�o, i� wi�kszo�� ludzi nie ma poj�cia, o czym m�wi�. Umarli tu byli, wiedzia�em o tym, �e czaj� si� dos�ownie krok od nas. Zacz��em wi�c modli� si� do mojego Anio�a Str�a i mia�em nadziej�, �e raczy s�ucha� tej modlitwy. Rzecz jasna, mog�o si� zdarzy�, i� Anio� Str� wys�ucha modlitwy, ale oka�e si� gorszy ni� niebezpiecze�stwo przed nami. M�g� uzna�, �e lekcewa�� go, wzywaj�c w tak b�ahej sprawie, a Anio�y nade wszystko nie znosi�y lekcewa�enia. Wierzcie mi, �e zagniewany Anio� jest gorszy ni� wasze najstraszniejsze koszmary. A niezbadane s� �cie�ki, kt�rymi pod��aj� umys�y Anio��w. Zobaczy�em bia�� jak p��tno twarz Pierwszego. On wiedzia�, kiedy zaczynam si� modli� do Anio�a i wiedzia�, jakie mog� by� konsekwencje tej modlitwy. Ale z umar�ymi nie mogli�my si� mierzy� sami. Nie tutaj i nie teraz. Nie bez �wi�tych relikwii, b�ogos�awie�stw i czysto�ci serca. A widzicie, o czysto�� serca u niekt�rych z nas by�o do�� trudno... Jednak zapach jakby zel�a�. Umarli wahali si�. Modlitwa nie odstrasza�a ich, ale wiedzieli, �e mog� mie� do czynienia z moim Anio�em. A to by�oby dla nich najstraszniejsze ze wszystkiego. Pos�a�by ich na samo dno piekielnych czelu�ci, gdzie sm�tne p�bytowanie na ziemi wydawa�oby si� istnym rajem. Sk�d umarli mogli wiedzie�, �e m�j Anio� nie jest zbyt ch�tny do pomocy? Przypuszcza�em po cichu, �e m�g� by� z Niego taki sam sukinsyn, jak i ze mnie, i stara�em si� nie nadu�ywa� Jego cierpliwo�ci. Zag��bi�em si� w modlitwie. S�owa p�yn�y ze mnie jak jasna, przejrzysta struga. Wyobra�a�em sobie, �e tak musia� si� modli� nasz Pan, zanim nie zszed� z Krzy�a i nie pokara� grzesznik�w mieczem i cierpieniem. W ko�cu poczu�em, �e umarli odchodz�. Zrezygnowali z polowania i tylko jeszcze przez chwil� wirowa�y mi w m�zgu ich b�l i t�sknota za utraconym �yciem. Nigdy nie mia�em poj�cia, kim mog� by� umarli i dlaczego nie zaznali szcz�cia niebios lub ogni piekielnych czelu�ci, tylko w��cz� si� po ziemi. Nie raz i nie dwa czyta�em spory teolog�w na ten temat, ale �adne wyja�nienie nie przemawia�o mi do wyobra�ni. Zreszt� my � inkwizytorzy � nie byli�my od my�lenia. W ko�cu jeste�my lud�mi czynu i innym pozostawiamy szans�, aby w teorii udowadniali zasadno�� tych w�a�nie czyn�w. W ka�dym razie przeciwko umar�ym nie by�o skutecznej obrony. Chyba, �e sz�o si� przeciw nim z or�em relikwii i b�ogos�awie�stw, ale i to nie zawsze skutkowa�o. Ca�e szcz�cie, �e umarli trzymali si� tylko miejsc zapomnianych przez Boga i ludzi, takich jak Sarevaald. Nigdy nie widywano ich tam, gdzie mogli by� �atwo dostrze�eni. Mo�e ta samotno�� w�a�nie dawa�a im si��? Kt� mo�e wiedzie�? Kiedy poczu�em umar�ych, zrozumia�em ju� w�a�ciwie wszystko. Domy�li�em si�, czemu pi�kna Elia i jej towarzysze schodz� do loch�w Sarevaald, wiedzia�em z prawie stuprocentow� pewno�ci� co nie�li w ci�kim tobole. I przyznam wam, �e wszelkie wyrzuty sumienia, jakie m�g� mie� wasz uni�ony s�uga, wyparowa�y w okamgnieniu. Teraz ju� wiedzia�em, �e po��cz� przyjemno�� zarobienia pieni�dzy Rakshilela z obowi�zkiem inkwizytora. To by�a pocieszaj�ca my�l, bo odczuwa�em jednak niesmak, s�u��c t�pemu rze�nikowi o napchanej z�otem kabzie. Taki ju� jest nasz �wiat, w kt�rym ludzie szlachetni, uczciwi i kieruj�cy si� porywami serca (�e przez skromno�� zamilcz�, o kim my�l�) cierpi� bied�, a r�ni obwiesie, oszu�ci i ob�udnicy op�ywaj� we wszelkie dostatki. Ale mog�y mnie jedynie pociesza� s�owa Pisma, kt�re m�wi�, �e ��atwiej wielb��dowi jest przej�� przez ucho igielne, ni�li bogatemu wej�� do Kr�lestwa Niebieskiego� � Jeste�my prawie na miejscu � obwie�ci� Kostuch ponuro. � Gdzie� tu s� wszyscy... � zamilk� na chwil� � niedaleko nas � doda�. � Ha � Pierwszy odetchn�� z ulg�. Wiedzia�em, i� pocieszaj�ca jest dla niego my�l, �e za chwil� b�dzie mia� do czynienia z lud�mi. Z konkretnymi postaciami z krwi i ko�ci, kt�re mo�na potraktowa� mieczem lub sztyletem, po�ama� im ko�ci lub odr�ba� g�owy. Nie chcia�em go wyprowadza� z b��du, gdy� ja wiedzia�em, �e za tymi �cianami mo�emy spotka� nie tylko ludzi. Ale c� by�o robi�? Musieli�my i�� dalej, skoro w og�le weszli�my na t� drog�. � Sprawd� � rozkaza�em Pierwszemu. Pierwszy przylgn�� do muru i rozpostar� r�ce. Wygl�da�, jakby go ukrzy�owali na �cianie. Wpad� w trans i nagle oczy zapad�y mu si�, pozostawiaj�c same bia�ka. Mrucza� co� cicho do samego siebie, palce wbija� w mur tak silnie, �e zacz�y krwawi�, a z ust ciek�a mu �lina zmieszana z krwi�. W ko�cu opad� na ziemi� niczym stary �achman. � Widzia�em � wyszepta� z trudem. � Jak si� tu przebijemy... � urwa� i zach�ysn�� si� powietrzem. � No! � ponagli�em go. � B�dziemy w ich sali... na g�rze. Mieli�my ze sob� oskard, ale trudno sobie wyobrazi�, aby nikt nie us�ysza�, �e wy

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!