4191

Szczegóły
Tytuł 4191
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4191 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Daphne du Morier GENERA� W S�U�BIE KR�LA (tlum. Anna Ba�kowska) 2000 Mojemu m�owi, Kt�ry tak�e jest genera�em. Ale mam nadziej�, �e bardziej roztropnym. PODZI�KOWANIA Pragn� wyrazi� serdeczne podzi�kowanie Johnowi Cosmo Stuartowi Rashleighowi z Throwleigh oraz Williamowi Stuartowi Rashleighowi ze Stoketon za pozwolenie na publikacj� tej mieszaniny fakt�w i fikcji. Ufam, �e im obu, a tak�e Oenonie Johnson, kt�rej praca przy przepisywaniu rodzinnych papier�w okaza�a si� tak pomocna, spodoba si� ten wycinek z �ycia ich przodk�w, mieszka�c�w Menabilly w zamierzch�ych i dawno zapomnianych czasach. Dzi�kuj� tak�e pannie Mary Coate, panu A. L Rowse�owi i panu Tregonningowi Hooperowi za uprzejme wypo�yczanie ksi��ek i manuskrypt�w. D. du M. l Wrzesie� roku 1653, schy�ek lata. Czuje si� ju� pierwsze zimne podmuchy jesieni. S�o�ce ju� nie atakuje wschodniego okna w chwili mego przebudzenia, ale pod��a opieszale w stron� wzg�rza, nie docieraj�c na szczyt wcze�niej ni� o �smej. Bia�a mg�a okrywa zatok� nieraz i do po�udnia, snuje si� nad mokrad�ami, a kiedy wreszcie ust�pi, zostawia po sobie powiew ch�odu. Dlatego wysoka trawa na ��ce nigdy nie wysycha. Chocia� dawno min�o po�udnie, ka�de �d�b�o b�yszczy i srebrzy si� w s�o�cu wielkimi, nieruchomymi kroplami. Le��c tutaj samotnic, znacznie wi�cej uwagi po�wi�cam przyp�ywom i odp�ywom, kt�re wpisane s� jakby do sta�ego rozk�adu dnia. Kiedy woda sp�ywa z bagien, ods�aniaj�c stopniowo pomarszczone i zbite piaski, zaczyna mi si� roi�, �e ja tak�e wraz z fal� sun� ku morzu, a wszystkie moje skrywane i niby to dawno pogrzebane marzenia wychodz� na �wiat�o dzienne niczym muszelki i kamyczki na pla�y. Dziwne, a zarazem radosne uczucia towarzysz� takiemu osuwaniu si� w przesz�o��. Niczego nie �a�uj�, jestem szcz�liwa i dumna z mego �ycia. Mg�a i chmury znikn�y, s�o�ce stoi wysoko na niebie i rozkosznie grzeje, przyklaskuj�c mojemu odp�yni�ciu w dawne dzieje. Jak�e b��kitne i nieujarzmione jest morze, kiedy podfryzowane fale p�dz�, jedna za drug�, na zach�d, a ciemnopurpurowy cypel Blackhead wyci�ga �agodnie pochylone rami� ku g��bokiej wodzie. Raz jeszcze - cho� wiem, �e to tylko wyobra�nia - wydaje mi si�, �e �w odp�yw dokonuje si� zawsze w samo po�udnie, kiedy nadzieje si�gaj� szczytu, a w sercu panuje b�ogi spok�j. Nagle jednak na m�j pogodny nastr�j zaczyna nasuwa� si� dzien. Za cyplem Dodman zbieraj� si� z wolna pierwsze wieczorne chmury i d�ugimi palcami si�gaj� ku wodzie. Morze przybiera; z pocz�tku oddalone i nieszkodliwe, przemawia coraz g�o�niej, pe�zn�c chy�kiem w stron� pla�y. Fala powraca. Znika j� bia�e kamienie i muszelki, woda kryje piasek, moje marzenia schodz� do grobu. Kiedy zapadnie ciemno��, a fala przyp�ywu ogarnie mokrad�a, wejdzie Matty. Zapali �wiece, szturchnie pogrzebaczem drwa w kominku i sam� sw� obecno�ci� wniesie nieco ruchu. Je�li odpowiadam jej lakonicznie albo w og�le milcz�, kr�ci g�ow� z nagan� i przypomina, �e koniec roku zawsze �le na mnie wp�ywa�. Ach, ta moja jesienna melancholia... Nawet w odleg�ych czasach, gdy by�am m�oda, nadci�ga�a z regularno�ci� zegarka, a wtedy Matty niczym rozgdakana kwoka przegania�a ka�dego go�cia: �Panna Honor nikogo dzi� nie przyjmuje�. Rodzina szybko do tego przywyk�a i zostawia�a mnie w spokoju, chocia� s�owo �spok�j� kiepsko oddaje nastr�j czarnej rozpaczy, jaka mnie w�wczas opada�a. Dobrze ju�, dobrze... to min�o, a przynajmniej sko�czy�y si� owe okresy z�ego humoru - bunt ducha przeciw pokiereszowanemu cia�u i chwilom wielkiego b�lu, kt�ry nie dawa� wytchnienia... To by�y batalie m�odo�ci, kt�re odesz�y ju� w przesz�o��. Teraz tkwi� w jarzmie wieku �redniego i o tym tak�e da�oby si� wiele powiedzie�. A jednak rezygnacja ma swe dobre strony. Martwi mnie tylko, �e nie mog� ju� tyle czyta�. Kiedy mia�am lat dwadzie�cia pi�� czy trzydzie�ci, ksi��ki dawa�y mi wiele pociechy. Niczym prawdziwy akademik pracowa�am ci�ko nad �acin� i grek�, a nauka stanowi�a cz�� mej egzystencji. Teraz okazuje si�, �e nic mi to nie da�o. Cynizm, jaki przejawia�am za m�odu, z wiekiem niebezpiecznie si� pog��bia, tak twierdzi Robin. Biedny Robin. B�g jeden wie, �e czasem mama ze mnie towarzyszka. Zreszt� jego tak�e lata nie oszcz�dzi�y. Ostatnio mocno si� postarza�, mo�e, dlatego, �e si� o mnie martwi? Cz�sto my�l�c, �e ju� �pi�, rozprawia z Matty o swoich obawach, co do przysz�o�ci. S�ysz� szmer ich g�os�w z salonu. Natomiast w mojej obecno�ci zawsze przybiera t� swoj� pogodn� min�, a wtedy serce �ciska mi si� z �alu. Brat! Kiedy siedzi obok, przygl�dam mu si� ch�odnym, krytycznym okiem (zawsze tak patrz� na bliskie mi oso by) i dobrze widz�, �e ma worki pod oczami, a przy zapalaniu fajki dr�� mu r�ce. Czy to naprawd� ten sam w gor�cej wodzie k�pany lekkoduch? Czy naprawd� gnat kiedy� do boju z soko�em na r�ce? Czy zaledwie dziesi�� lat temu wi�d� swych ludzi na Braddock Down, rami� w rami� z Bevilem Grenvile�em, [Grenvile�owie wyst�puj�cy w tej ksi��ce s� postaciami historycznymi, ale ich nazwisko pisze si� przez dwa l - �Grenville�. Ze strony autorki nie jest to pomy�ka - w ksi��ce �Yanishing Comwall� podaje w�a�ciw� pisowni�, tylko �wiadoma decyzja, podj�ta z nieznanych nam powod�w] wymachuj�c przed nosem nieprzyjaciela szkar�atn� chor�gwi� z trzema z�otymi tulejami? [Tuleja - cz�� zbroi rycerskiej, s�u��ca do podtrzymywania kopii - wszystkie przypisy t�umaczki]. Czy wreszcie tego m�czyzn� widzia�am kiedy� w �wietle ksi�yca, jak bi� si� z rywalem o wiaro�omn� kobiet�? Dzi� taka my�l wydaje si� czyst� kpin�. M�j biedny Robin z siwiej�cymi k�dziorami opadaj�cymi w nie�adzie na ramiona... O, tak, wojna nie�le da�a si� we znaki nam obojgu. Wojna i Grenvileowie. Kto wie, czy Robin wci�� jeszcze nie czuje do Gartred tego, co ja do Richarda? Nigdy nie rozmawiamy o tamtych sprawach. Zosta�a nam tylko zwyk�a, szara codzienno��. Ogl�daj�c si� wstecz, nie widz� ani jednego spo�r�d naszych przyjaci�, kt�rego omin�oby cierpienie. Tak wielu odesz�o, tylu zosta�o bez grosza przy duszy. Nie zapominam r�wnie�, �e i my z Robinem jeste�my na cudzej �asce. Gdyby Jonathan Rashleigh nie u�yczy� nam tego domu, nie mieliby�my gdzie mieszka�, jako �e Lanrest ju� nie ma, a Radford wci�� zajmuj� obcy. Sam Jonathan wygl�da na steranego starca. To przez ostatni ci�ki rok sp�dzony w wi�zieniu St Mawes, no i jeszcze �mier� Johna. Natomiast Mary niewiele si� zmieni�a. Trzeba czego� wi�cej ni� wojna domowa, by odebra� jej pogod� ducha i wiar� w Boga. Alice z dzie�mi wci�� z nimi mieszka, ale ten nicpo� Peter nigdy jej nie odwiedza. A przecie� dawniej... My�l� o pewnym wieczorze, kiedy zebrali�my si� wszyscy w galerii. Alice i Peter �piewali, a John i Joan siedzieli przy kominku, trzymaj�c si� za r�ce - wszyscy tacy m�odzi, takie jeszcze dzieci. Nawet Gartred ze sw� wyrachowan� z�o�liwo�ci� nie mog�aby zepsu� nastroju tamtych chwil. To Richard, m�j Richard z rozmys�em zniszczy� ca�y czar jedn� ze swych okrutnych uwag, a potem patrzy� z u�miechem, jak pryska nasza weso�o�� i swoboda. Nienawidzi�am go wtedy, chocia� rozumia�am, co go podkusi�o. Oby B�g skara� przekl�tych Grenvile��w, my�la�am wtedy. Dlaczego krzywdz� wszystkich woko�o, dlaczego samym tonem g�osu obracaj� szcz�cie w rozpacz! Co sprawi�o, �e okrucie�stwo sta�o si� dla nich czym� w rodzaju na�ogu, daj�cego niemal zmys�ow� rozkosz? Jaki� z�y duch sta� nad ich ko�ysk�? My�l� o tamtych dwojgu, bo Bevil by� zupe�nie inny. Powaga, uprzejmo��, troskliwo��, niez�omne zasady moralne, czu�o�� wobec dzieci zar�wno w�asnych, jak i cudzych czyni�y ze� ozdob� rodu. I obaj synowie przej�li po nim owe cechy. Nie zauwa�y�am nigdy w Jacku ani Bunnym najmniejszej skazy. Za to Gartred... Te oczy �mii pod burz� z�otorudych w�os�w, te harde, zmys�owe usta... Nawet za dawnych czas�w jej ma��e�stwa z moim bratem Kitem wydawa�o mi si� absolutnie nie do wiary, �e mog�aby kogo� zwie��. A jednak pot�ga uroku Gartred by�a wr�cz zniewalaj�ca. Moi rodzice mi�kli wobec niej jak wosk, co si� za� tyczy nieszcz�snego Kita, to wpad� od samego pocz�tku, podobnie jak p�niej Robin. Ale mnie nigdy nie zmyli�a, nigdy, ani przez chwil�. C�, teraz ju� po jej urodzie. B�dzie nosi� sw� blizn� a� do grobu. Cienka czerwona kreska si�ga od oka do ust, tam gdzie trafi�o ostrze. Plotka g�osi, �e mimo to Gartred nadal miewa kochank�w, a jej ostatni� zdobycz� sta� si� pono� jeden z Carey�w, kt�ry przypadkiem zamieszka� nieopodal niej w Bideford. Ch�tnie w to wierz�. Nie przepu�ci�aby �adnemu s�siadowi, cho� troch� �adniejszemu od diab�a, a Careyowie zawsze byli przystojni. Kto wie, teraz, kiedy ju� wszystko min�o, mo�e potrafi�abym zdoby� si� na przebaczenie. Pomys� igraszek z George�em Careyem - Gartred musi by� od niego ze dwadzie�cia lat starsza - przy daje nieco koloru naszej szarej rzeczywisto�ci. Bo te� i jest szara: sm�tne miny, znoszone ubrania, kiepskie zbiory i podupad�y handel, wsz�dzie jak okiem si�gn�� zubo�a�a szlachta i wyn�dznia�y lud - oto szcz�liwe skutki wojny. Szpiedzy lorda protektora (Bo�e, c� za ironia kryje si� w tym tytule!) siedz� w ka�dym miasteczku i ka�dej wiosce, wi�c w razie najcichszego nawet protestu przeciw w�adzy buntownik natychmiast l�duje pod kluczem. Prezbiterianie mocno dzier�� wodze w chciwych �apskach, a zyskuj� na tym tylko parweniusze, tacy jak Frank Buller, Robert Bennett czy nasz stary wr�g John Robartes, s�owem ludzie, kt�rzy chwytaj�, co si� da, i w nosie maj� zwyk�ego cz�owieka. Obyczaje dziczej�, kurtuazja to warto�� zapomniana, nikt ju� nie ufa �adnemu z s�siad�w. Oto nowy, wspania�y �wiat! Potulni Anglicy mo�e wytrzymaj� z tym przez jaki� czas, ale nie my, rdzenni mieszka�cy Konwalii. Nikt nam nie odbierze naszych swob�d. Minie rok, dwa i gdy tylko wyli�emy si� z ran, wybuchnie nast�pne powstanie, zn�w poleje si� krew i jeszcze wi�cej serc zostanie z�amanych. Ale wci�� b�dzie nam brakowa�o prawdziwego wodza. Ach, Richardzie, m�j Richardzie... co za diabe� kaza� ci si� sk��ci� ze wszystkimi, to� nawet kr�l uwa�a ci� teraz za wroga! Serce mi si� �ciska na my�l, �e popad�e� w nie�ask�. Widz�, jak siedzisz przy oknie, samotny i pe�en goryczy, patrzysz na monotonne r�wniny Holandii i dopisujesz ostatnie s�owa do swej �Obrony�, kt�rej szkic Bunny przyni�s� mi ostatnio do przeczytania. �O, nie pok�adaj wiary w ksi���tach ani w �adnym z cz�owieczych syn�w, bo nie masz od nich pomocy�. Gorzkie, bezradne s�owa, kt�re nie wnosz� niczego dobrego, najwy�ej mog� wyrz�dzi� kolejn� szkod�. Sir Richard Grenvile, mimo swej nieugi�tej wierno�ci, zosta� publicznie napi�tnowany jako z�oczy�ca, a rzeczon� wierno�� uznano za zbrodni�. Wida� tak by� musia�o, m�dlmy si�, zatem do Boga, aby pob�ogos�awi� Kr�la oddanymi doradcami, z kt�rych niechaj �aden nie wa�y si� dzia�a� na szkod� ani samego monarchy, ani nikogo z jego krewnych. Co za� do sir Richarda Grenvile�a, to niech odejdzie razem ze swymi zas�ugami, jako stary �o�nierz w s�u�bie Kr�la. Obecnie nie jest potrzebny, ale je�li sytuacja si� zmieni, Rada o nim pomy�li, byle nie za p�no. Vale. Zawzi�ty, dumny, rozgoryczony do ko�ca. Bo to ju� koniec, wiemy o tym oboje. Nic si� ju� nie da zrobi�, Richardzie, spali�e� za sob� wszystkie mosty. Postrach i obiekt nienawi�ci zar�wno przyjaci�, jak wrog�w. Genera� Jego Kr�lewskiej Mo�ci na Zachodzie. [Zach�d, pisany z du�ej litery, oznacza Zachodni Kraj (Western Country), zwany te� u nas Zachodni� Angli�. Sk�ada si� z hrabstw Avon, Somerset, Devon i Konwalia.] Cz�owiek, kt�rego kocham... Kiedy wyspy Scilly podda�y si� parlamentowi, Jack z Bunnym, kt�rzy dopiero co wr�cili z Holandii i Francji, przyjechali na jaki� czas do swego domu w Stowe. Przy okazji wybrali si� z wizyt� do Rashleigh�w w Menabilly, zahaczyli te� o Tywardreath, aby i mnie z�o�y� wyrazy uszanowania. Rozmawiali�my o Richardzie i Jack od razu wypali�: - Stryj zmieni� si� nie do poznania. Godzinami siedzi przy oknie swego ponurego pokoju i obserwuje sp�ywaj�ce po szybach krople deszczu. Bo�e, jak w tej Holandii leje! Nie �yczy sobie �adnego towarzystwa. Pami�tasz, jak zwyk� �artowa� i przekomarza� si� z m�odymi? Teraz, je�li w og�le si� odezwie, to po to, �eby wytyka� komu� biedy. Zrz�dzi niczym z�o�liwy starzec i wci�� dokucza swym go�ciom. - Kr�l ju� nigdy go do siebie nie wezwie i stryj o tym wie - doda� Bunny. - K��tnia z Rad� skwasi�a mu humor na dobre. A ju� rozdmuchiwanie p�omienia starej zwady z Hyde�em to istne szale�stwo. Wtedy Jack, bardziej spostrzegawczy, widz�c wyraz moich oczu, rzek� po�piesznie: - Stryj zawsze by� swoim najgorszym wrogiem, dla Honor to nic nowego. Tak naprawd� okropnie dokucza mu samotno��. I brak widok�w na przysz�o��. Na chwil� umilkli�my wszyscy. Serce rwa�o mi si� do Richarda i nie potrafi�am tego ukry�. Bunny odezwa� si� cicho: - Stryj w og�le nie wspomina o Dicku. Pewnie nigdy si� nie dowiemy, jaki los go spotka�. Poczu�am, �e robi mi si� zimno. Powr�ci� stary koszmar. Opu�ci�am g�ow�, aby nie widzieli mojej twarzy. - Nie - powiedzia�am wolno.- Tego nigdy si� nie dowiemy. Bunny b�bni� palcami po stole, Jack leniwie przewraca� karty ksi��ki. Patrzy�am na spokojne wody zatoki i rybackie ��dki sun�ce wok� Blackhead w drodze z Goran Haven. W zachodz�cym s�o�cu ich �agle mia�y kolor bursztynu. - Je�eli - ci�gn�� Bunny, jakby dyskutuj�c z samym sob� - wpad� w r�ce wroga, czemu ten fakt ukryto? To w�a�nie zawsze mnie intrygowa�o. Syn Richarda Grenvile�a to nie lada k�sek. Nie odpowiedzia�am. Jack poruszy� si� niespokojnie. Mo�e to ma��e�stwo wyostrzy�o mu zmys� obserwacji - o�eni� si� zaledwie par� miesi�cy przedtem - a mo�e zawsze przejawia� wi�cej intuicji ni� Bunny, w ka�dym razie doskonale wyczuwa� stan mego ducha. - Nie ma sensu - rzek� - zag��bia� si� w przesz�o��. Tylko m�czymy tym nasz� Honor. Niebawem, uca�owawszy mi r�ce, odjechali, ale przyrzekli odwiedzi� mnie ponownie przed powrotem do Francji. Obserwowa�am, jak galopuj�, m�odzi i wolni, nietkni�ci przez lata, kt�re min�y. Przysz�o�� do nich nale�a�a, tylko j� chwyci�. Pewnego dnia kr�l wr�ci do st�sknionego kraju, a Jack i Bunny, kt�rzy tak dzielnie sprawiali si� w jego s�u�bie, doczekaj� si� nagrody. Oczyma wyobra�ni widzia�am ich ju� w Londynie, w Whitehall, op�ywaj�cych w zaszczyty i dostatki. Przed nimi ca�e lata �wietno�ci. Wojna domowa odejdzie w niepami��, wraz z poprzednim pokoleniem, kt�re po�wi�ci�o �ycie dla sprawy czy te� raczej j� zaprzepa�ci�o. To w�a�nie moje pokolenie. Nie zostanie po nas �adne dziedzictwo. Siedzia�am w fotelu, obserwuj�c pog��biaj�ce si� cienie, gdy przyszed� Robin. Usiad� przy mnie i na sw�j burkliwy, lecz jednocze�nie czu�y spos�b wypytywa�, czy nie jestem zm�czona. �a�owa�, �e bracia Grenvile�owie go nie zastali, ale zaraz zacz�� opowiada� o jakiej� drobnej awanturze w s�dzie w Tywardreath. Udawa�am, �e s�ucham, u�wiadamiaj�c sobie zarazem nie bez pewnego wsp�czucia, jak bardzo poch�aniaj� go teraz owe drobne, codzienne sprawy. Tak naprawd� jednak wspomina�am, jak niegdy� Robin z towarzyszami zyskali nie�mierteln� s�aw� brawurow�, acz bezskuteczn� obron� zamku w Pendennis podczas owych tragicznych letnich miesi�cy roku 1646. Jak�e byli�my z nich dumni, jak mocno bi�y dla nich nasze serca, a teraz? Rozwodzi si� szeroko o pi�ciu kurach, ukradzionych pewnej wdowie z St Blazey. Mo�e mimo wszystko nie jestem cyniczna, mo�e po prostu z�eraj� mnie sentymentalne wspomnienia? I wtedy w�a�nie wpad� mi do g�owy pomys�, by opisa� wypadki tamtych lat. Przynajmniej pozb�d� si� brzemienia, kt�re wci�� le�y mi na sercu. Jak wojna odmieni�a nasze �ycie, jak wszyscy zostali�my w ni� wci�gni�ci, jak nas z�ama�a, jak beznadziejnie splot�y si� ze sob� nasze losy. Gartred i Robin, Richard i ja, ca�a rodzina Rashleigh�w zamkni�ta w tym domu pe�nym sekret�w... Nic dziwnego, �e w ko�cu ponie�li�my kl�sk�. Nawet teraz Robin je�dzi co niedziela na obiad do Menabilly, ale ja - nie. Usprawiedliwia mnie cho�by stan zdrowia. Wiedz�c to, co wiem, nie mog�abym tam wr�ci�. Menabilly, gdzie rozegra� si� nasz dramat, nadal stoi mi przed oczami, cho� le�y trzy mile od Tywardreath. Dom jest tak samo ogo�ocony i pu sty, jak w 1648 roku, gdy stamt�d wyje�d�a�am, Jonathan nie ma serca ani pieni�dzy, aby doprowadzi� go do poprzedniego stanu. Razem z Mary i wnukami zamieszkuje tylko jedno skrzyd�o. Modl� si�, by na zawsze pozostali nie�wiadomi owej ostatniej tragedii. Dwoje ludzi za bierze sekret do grobu - Richard i ja. On przebywa w Holandii, setki mil st�d, ja za� le�� na sofie w Tywardreath, ale cie� przypory pada na nas oboje. Kiedy w niedziel� Robin wyrusza do Menabilly, towarzysz� mu my�l�. Pod��am przez park ku wysokim murom otaczaj�cym dom. Brama stoi otworem, a zachodnia fasada patrzy na mnie z g�ry. Ostatnie promienie s�o�ca padaj� prosto na m� dawn� komnatk� nad bram�, gdy� okiennice s� otwarte, cho� same okna zamkni�to na g�ucho. Pnie si� po nich bluszcz, wypuszczaj�c coraz to nowe p�dy. G�adki kamie� przypory pokrywa inkrustacja porost�w. Kiedy znika s�o�ce, zachodnia �ciana pogr��a si� w cieniu. Wewn�trz, w jadalni Rashleighowie siedz� przy posi�ku, potem za� ze �wiecami w r�ku rozchodz� si� do swych pokoi, co� im si� �ni, ale ja, w odleg�ym Tywardreath budz� si� w nocy na d�wi�k dziecinnego g�osu, wykrzykuj�cego w przera�eniu moje imi�. Ch�opi�ce pi�stki t�uk� w �cian� i oto w�r�d nieprzeniknionych ciemno�ci widz� przed sob� upiornego ducha Richardowego syna, kt�ry patrzy na mnie oskar�ycielskim wzrokiem. Siadam w ��ku, spocona ze strachu, a wierna Matty, s�ysz�c, �e si� wierc�, przychodzi i zapala �wiec�. Przyrz�dza mi ciep�y nap�j, rozciera obola�e plecy i otula szalem ramiona. W przyleg�ym pokoju �pi nie�wiadomy niczego Robin. Pr�buj� czyta�, lecz nat�ok my�li nie pozwala mi si� skupi�. Wreszcie Matty przynosi papier i pi�ro i zabieram si� do pisania. Tak wiele mam do powiedzenia, a tak ma�o czasu... Bo nie �udz� si�, co do przysz�o�ci. Niezale�nie od wyrazu twarzy Robina, m�j w�asny instynkt podpowiada mi, �e to ju� ostatnia jesie�. Kiedy wi�c �Obrona� Richarda stanie si� tematem rozm�w ca�ego �wiata, by potem spocz�� na wieczne czasy w archiwach siedemnastego wieku, moje wynurzenia zejd� wraz ze mn� do grobu, gdzie - nieprzeczytane przez nikogo - zgnij� wraz z mym cia�em, tak jak to sobie postanowi�am. Wyznam w imieniu Richarda wszystko, co nigdy nie przesz�o mu przez usta. Opowiem, jak mimo swych licznych wad i przewinie� spotka� na swej drodze kobiet�, kt�ra pokocha�a go z ca�ego serca, duszy i cia�a. Owa kobieta to ja. Pisz�, wi�c w �rodku nocy, przy �wieczce, a zegar na wie�y ko�cielnej w Tywardreath wydzwania godzin� za godzin�. Cisz� zak��caj� jedynie westchnienia wiatru pod oknem i pomruk morza, gdy fala przyp�ywu sunie przez piasek ku mokrad�om. 2 Grtred ujrza�am po raz pierwszy, kiedy m�j starszy brat Kit przywi�z� j� tu� po �lubie do naszego domu w Lanrest. Mia�a wtedy dwadzie�cia dwa lata, a ja dziesi�� i by�am najm�odszym po Percym dzieckiem du�ej, bardzo szcz�liwej i wolnej od trosk rodziny. M�j ojciec, John Harris, nie dba� ani troch� o sprawy tego �wiata. Poch�oni�ty swymi ko�mi i psami, �y� w spokoju, dogl�daj�c niewielkiej rodzinnej posiad�o�ci, Lanrest. Ukryta w samym �rodku pier�cienia wysokich drzew wysoko nad Looe Valley, nale�a�a ona do tych cichych, przytulnych siedzib, kt�re zdaj� si� drzema� przez lata, p�awi�c si� w mi�o�ci swych mieszka�c�w. Nawet teraz, po trzydziestu latach, wystarczy, �e zamkn� oczy i pomy�l� o domu, a zaraz uderza mnie w nozdrza znajomy zapach siana, rozgrzanego na s�o�cu i przewianego leniwym po dmuchem wiatru. Widz� wielkie ko�o, m��c�ce wod� przy m�ynach w Lametton, wci�gam w p�uca duszn� wo� z�otego ziarna. Niebo zawsze by�o tam a� bia�e od go��bi - kr��y�y z �opotem nad naszymi g�owami, tak oswojone, �e bez obawy dzioba�y ziarenka wprost z d�oni. Drepta�y i grucha�y, napuszone i dumne, przyczyniaj�c si� do pe�nej spokoju, sielskiej atmosfery. Ich ciche pogwarki w d�ugie letnie popo�udnia dawa�y mi wiele pociechy w p�niejszych latach, kiedy bracia w�r�d �miech�w i weso�ych okrzyk�w wyruszali na polowanie z soko�ami, a ja nie mog�am im towarzyszy�. Ale to ju� inny rozdzia�, wr��my wi�c do tego, jak pozna�am Gartred. �lub odby� si� w jej rodzinnym domu w Stowe, lecz Percy�ego i mnie z powodu jakich� dzieci�cych dolegliwo�ci nie zabrano na ow� uroczysto��. Od samego pocz�tku wzbudzi�o to we mnie jak�� g�upi� niech�� do przysz�ej bratowej. Niew�tpliwie jako najm�odsza by�am bardzo rozpieszczona, bracia i siostry, a tak�e rodzice psuli mnie na pot�g�, tote� dobrze zakarbowa�am sobie w pami�ci, �e panna m�oda nie chcia�a na weselu dzieci i ba�a si� zarazi� nasz� chorob�. Pami�tam, jak siedzia�am w ��ku z oczami b�yszcz�cymi od gor�czki, naprzykrzaj�c si� matce: - Kiedy Cecylia wychodzi�a za m�� - Cecylia to moja starsza siostra - Percy i ja nie�li�my tren, a potem pojechali�my do Mothercombe i Pollexefenowie byli dla nas bardzo mili, chocia� pochorowali�my si� z przejedzenia... Matka odpowiedzia�a kr�tko, �e tym razem jest inaczej. Stowe to nie Mothercombe, a i Grenvile�owie mocno r�ni� si� od Pollexefen�w (wyda�o mi si� to najs�abszym z argument�w), ona za� nigdy by sobie nie darowa�a, gdyby Gartred zarazi�a si� gor�czk�. Gartred, w k�ko ta Gartred, nikt inny si� nie liczy�! Potem za� rozp�ta�a si� nerwowa krz�tanina, bo trzeba by�o przygotowa� komnat� na wizyt� m�odej pary. Sprowadzono nowe zas�ony, dywany i obicia, a wszystko, dlatego, �eby Gartred nie pomy�la�a, �e Lanrest jest zaniedbane i w kiepskiej kondycji. S�u�b� zagoniono do sprz�tania i czyszczenia, a ca�y dom przewr�cono do g�ry nogami, tak, �e w ko�cu wszyscy mieli tego do��. Gdyby chodzi�o tylko o Kita, mojego kochanego braciszka o go��bim sercu, nigdy w �yciu nie o�mieli�abym si� uskar�a�. Ale Kit jako taki w og�le dla nich nie istnia�. Wszystko to by�o dla Gartred. Jak ka�de dziecko, pods�uchiwa�am plotkuj�c� s�u�b�. - Po�lubi�a naszego panicza tylko, dlatego, �e jest dziedzicem sir Christophera z Radford. - To zdanie ci�gle si� powtarza�o w�r�d brz�ku naczy� w kuchni. Uczepi�am si� tego strz�pu informacji i obraca�am go w my�lach razem z opini� rz�dcy: - To nie w stylu Grenvile��w, �eby ��czy� si� z jakim� tam pospolitym Harrisem z Lanrest. Poczu�am gniew, a zarazem wstyd. Okre�lenie �pospolity� odnosi�o si�, moim zdaniem, do wygl�du mego brata, kt�rego uwa�a�am za przystojnego, i dlaczeg� to Harris z Lanrest ma by� kiepskim nabytkiem dla panny Grenvile? Owszem, Kit rzeczywi�cie by� dziedzicem stryja Christophera z Radford - wielkiego warownego dworu po drugiej stronie Plymouth - ale nigdy dot�d nie przywi�zywa�am do tego wagi. Teraz po raz pierwszy dotar�o do mnie, �e ma��e�stwo nie jest tylko romansem z bajki, jak sobie wyobra�a�am, ale powa�nym przedsi�wzi�ciem, uk�adem mi�dzy wysokimi rodami, po��czeniem dw�ch maj�tk�w. Kiedy Cecylia wychodzi�a za Johna Pollexefena, kt�rego zna�a od dziecka, nawet mi to nie przysz�o do g�owy, teraz jednak ojciec ci�gle kursowa� mi�dzy Lanrest a Stowe, odbywa� d�ugie narady z prawnikami, a na jego czole cz�sto go�ci�a pionowa zmarszczka. Ma��e�stwo Kita urasta�o do rozmiar�w jakiej� wielkiej sprawy wagi pa�stwowej, kt�ra w razie niepowodzenia mog�a pogr��y� kraj w chaosie. Kiedy indziej pods�uchiwa�am prawnika. - To wcale nie sir Bernard Grenvile wynajduje przeszkody, tylko sama panna. Owin�a sobie ojca wok� palca. Przetrawia�am ow� wiadomo�� przez jaki� czas, a potem powt�rzy�am mojej siostrze Mary. - Czy to normalne - zapyta�am z niew�tpliwie irytuj�c� powag� - �eby narzeczona wyk��ca�a si� o posag? Mary nie odpowiedzia�a od razu. Mimo uko�czonych dwudziestu lat niewiele wiedzia�a o �yciu, mo�e nawet mniej ni� ja. Widzia�am jednak, �e by�a zgorszona. - Gartred jest jedyn� c�rk� - odrzek�a po chwili. - Pewnie uzna�a, �e musi dba� o w�asne sprawy. - Ciekawe, czy Kit o tym wie. Co� mi si� zdaje, �e nie by�by zachwycony. Wtedy Mary kaza�a mi trzyma� j�zyk za z�bami i zauwa�y�a, �e robi si� ze mnie j�dza, co w nikim nie wzbudzi entuzjazmu. Nie da�am si� jednak zniech�ci� i chocia� nie wspomnia�am braciom o owych targach, posz�am naprzykrza� si� Robinowi - ju� wtedy mojemu ulubie�cowi �eby opowiedzia� mi co� o Grenvile�ach. Dopiero, co wr�ci� z polowania i sta� na podw�rzu przy stajni, zarumieniony i szcz�liwy, z soko�em na nadgarstku. Pami�tam, �e si� cofn�am, bo jak zawsze ba�am si� z�ych, g��boko osadzonych oczu ptaka i krwi na jego dziobie. Nie pozwala� si� tkn�� nikomu poza Robinem, kt�ry w�a�nie g�adzi� mu pi�ra. Na podw�rzu panowa� harmider, stajenni wycierali konie po biegu, a w k�cie przy studni karmiono psy. - Ciesz� si�, �e to Kit szuka sobie �ony, a nie ty - o�wiadczy�am, czuj�c, �e sok� �ypie na mnie spod przymkni�tych powiek. Robin u�miechn�� si� i dotkn�� woln� r�k� moich lok�w, na co ptak nastroszy� si� ze z�o�ci. - Gdybym ja by� najstarszym synem, pewnie mnie przypad�aby na tym weselu rola pana m�odego. Zerkn�am na� z ukosa i zauwa�y�am, �e u�miech znikn�� mu z twarzy, zast�piony przez wyraz smutku. - Dlaczego? Czy ona woli ciebie? Robin odwr�ci� si� raptownie i nasun�wszy kaptur ptakowi, odda� go w r�ce sokolnika. Kiedy podnosi� mnie do g�ry, ju� znowu si� u�miecha�. - Chod�my zrywa� wi�nie. Daj sobie spok�j z narzeczon� Kita. - Ale ci Grenvile�owie? - nastawa�am, gdy unosi� mnie w ramionach do sadu. - Czemu mamy by� tak strasznie dumni z ich powodu? - Bevil Grenvile to najwspanialszy ch�op na �wiecie. Kit, Jo i ja studiowali�my z nim w Oksfordzie. A jego siostra jest bardzo pi�kna. Wi�cej nie uda�o mi si� ze� wyci�gn��. Ale drugi brat, sarkastyczny i dociekliwy Jo, kt�remu p�niej zada�am to samo pytanie, wyrazi� zdumienie z powodu mej t�poty. - Droga Honor, czy�by� do�y�a powa�nego wieku dziesi�ciu lat, nie wiedz�c, �e w Kornwalii licz� si� tylko dwa rody: Grenvile��w i Arundell�w? To jasne, �e skromny dom Harris�w ugina si� pod zaszczytem, jakiego ma dost�pi� nasz drogi brat Kit wraz z bosk� r�czk� ol�niewaj�cej Gartred. Po czym wetkn�� nos w ksi��k� i taki by� koniec rozmowy. W nast�pnym tygodniu wszyscy wyjechali do Stowe na wesele. Musia�am zdoby� si� na cierpliwo�� a� do ich powrotu, a wtedy, jak si� zreszt� obawia�am, matka wym�wi�a si� zm�czeniem, podobnie jak reszta rodze�stwa. Wydawali si� apatyczni i wytr�ceni z r�wnowagi po tak d�ugim ucztowaniu i zabawie. Tylko trzecia z mych si�str, Bridget, da�a upust wra�eniom. Rozp�ywa�a si� nad przepychem Stowe i go�cinno�ci� Grenvile��w. - Nasza siedziba to domek rz�dcy w por�wnaniu ze Stowe. Ca�e Lanrest z przylegaj�cymi gruntami zmie�ci�oby si� w jednej ich kieszeni. Przy kolacji za mym krzes�em sta�o dw�ch s�u��cych, a na galerii ca�y czas grali muzykanci. - Ale Gartred, co z Gartred? - pyta�am gor�czkowo. - Czekaj, zaraz ci powiem. Zaproszono ze dwie setki go�ci i spa�y�my z Mary w pokoju wi�kszym ni� kt�rykolwiek z naszych. Mia�y�my do dyspozycji oddzieln� s�u��c�, kt�ra nawet nas czesa�a. A po�ciel codziennie zmieniano i skraplano perfumami. - I co, i co jeszcze? - dr��y�am, trawiona zazdro�ci�. - Ojciec chyba czu� si� troch� zagubiony. Widywa�am go od czasu do czasu, pogr��onego w rozmowie, ale wygl�da� sztywno, jakby co� go dusi�o. Wszyscy panowie byli tak postrojeni, �e prezentowa� si� przy nich do�� mizernie. Sir Bernard to bardzo przystojny m�czyzna. W dniu �lubu mia� na sobie b��kitny kaftan szamerowany srebrem, a ojczulek nosi� ten sw�j ciasnawy, zielony. Sir Bernard jest od niego znacznie wy�szy i razem wygl�dali troch� �miesznie. - Mniejsza o ojca. Chc� s�ucha� o Gartred. Bridget u�miechn�a si� z wy�szo�ci�. - Najbardziej lubi� Bevila - wyzna�a - jak wszyscy zreszt�. Wsz�dzie go by�o pe�no, dogl�da�, czy go�cie maj� wszystko, co potrzeba. Lady Grenvile jest �dziebko sztywna, ale Bevil to sama uprzejmo�� i wdzi�k. - Zamilk�a na chwil�. - Wiesz? Oni wszyscy maj� rude w�osy - doda�a ni w pi��, ni w dziewi��. - Jak zobaczysz kogo� z tak� czupryn�, to ani chybi Grenvile. Jeden mi si� nie podoba� - skrzywi�a si�. - Wo�aj� go Richard. - Dlaczego? Taki z niego brzydal? - Niee... Jest nawet przystojniejszy ni� Bevil. Ale spogl�da� na nas w taki szyderczy, pogardliwy spos�b, a kiedy nadepn�� mi na sukni�, nie raczy� nawet przeprosi�. �Sama� sobie winna, panienko�, mia� czelno�� powiedzie�. �Czemu nie zbierzesz sp�dnicy w tym kurzu�. Podob no s�u�y w wojsku. - Ale Gartred, co z Gartred? Nawet jej nie opisa�a�. Wtedy, ku mej udr�ce, Bridget ziewn�a i wsta�a. - Ooch, taka jestem zm�czona! Na dzi� koniec, musisz zaczeka� do rana. Ale Mary, Cecylia i ja zgadzamy si� co do jednego: ka�da z nas chcia�aby by� do niej podobna. Teraz wreszcie mia�am wyrobi� sobie w�asne zdanie. Stali�my wszyscy w hallu, by ich powita� - jechali z Radford, posiad�o�ci stryja, dok�d udali si� w pierwszej kolejno�ci. Na odg�os ko�skich kopyt psy wypad�y na dziedziniec. Zebra�a si� spora gromada witaj�cych, bo go�cili u nas Pollexefenowie. Cecylia trzyma�a w ramionach malutk� Joan (moj� pierwsz� chrze�niaczk�, co napawa�o mnie wielk� dum�). Wszyscy roze�miani i rozgadani, szcz�liwi - jedna wielka rodzina, kt�ra zna si� na wylot. Rozpromieniony Kit zeskoczy� z siod�a... i wtedy ujrza�am Gartred. Mrukn�a co� do m�a, kt�ry za�mia� si�, poczerwienia� i wyci�gn�� r�ce by jej pom�c. W przeb�ysku intuicji odgad�am, �e to, co powiedzia�a, mia�o zwi�zek z ich intymnym po�yciem i nie dotyczy�o nas, jego bliskich. Kit nie by� ju� nasz, nale�a� do Gartred. Trzyma�am si� z ty�u, bo nie cierpia�am prezentacji, ale nagle Gartred znalaz�a si� przy mnie, a jej ch�odna d�o� unios�a mi podbr�dek. - Ty pewnie jeste� Honor? Ton sugerowa�, �e jestem ma�a jak na m�j wiek albo brzydka, a w ka�dym razie nie spe�niam jej oczekiwa�. Z aroganckim u�miechem przesz�a do salonu przed moj� matk�, a reszta rodziny pod��y�a za nimi niczym zafascynowane �wiat�em �my. Percy, jak to ch�opak, wpatrzony w pi�kn� bratow�, od razu do niej podszed�, ona za� w�o�y�a mu do ust kandyzowany owoc. Przygotowa�a wcze�niej �akocie, aby przekupi� nas, dzieci, tak jak si� ob�askawia psy. - Czy i Honor ma ochot�? - spyta�a z lekkim szyderstwem w g�osie, jakby instynktownie wyczu�a, �e najbardziej nie znosz�, kiedy traktuje si� mnie jak dziecko. Nie mog�am oderwa� od niej oczu. Co� mi przypomina�a... i nagle ju� wiedzia�am. Zn�w by�am ma�ym dzieckiem w Radford, u stryja, kt�ry oprowadza� mnie po swych szklarniach. Jeden kwiat - orchidea - r�s� zupe�nie sam. Mia� kolor ko�ci s�oniowej z �y�kami ciemnej czerwieni na p�atkach, a swym intensywnym, miodowym zapachem doprowadza� mnie do md�o�ci. Byt to najpi�kniejszy kwiat, jaki w �yciu widzia�am. Wyci�gn�am r�k�, by pog�adzi� aksamitne p�atki, ale wtedy wuj z�apa� mnie za rami�. - Nie dotykaj go, dziecko. �odyga jest truj�ca. Cofn�am si�, wystraszona. Tak, teraz zauwa�y�am, �e �odyga je�y si� ostrymi i lepkimi w�oskami. Wygl�da�y jak tysi�ce miniaturowych mieczy. Gartred by�a taka sama. Kiedy poda�a mi smaczny k�sek, odwr�ci�am si� i potrz�sn�am g�ow�, a w�wczas ojciec, kt�ry nigdy w �yciu me odezwa� si� do mnie szorstko, zwr�ci� mi ostro uwag�: - Honor, jak ty si� zachowujesz? Gartred roze�mia�a si� i wzruszy�a ramionami. Wszyscy zwr�cili na mnie pot�piaj�cy wzrok i nawet Robin zmarszczy� brwi. Matka kaza�a mi i�� na g�r�, do mojego pokoju. Oto, jak Gartred zaprezentowa�a si� w Lanrest. Ma��e�stwo Kita trwa�o trzy lata i nie zamierzam rozwodzi� si� na ten temat. Od tego czasu tyle si� wydarzy�o, �e p�niejsze �ycie Gartred widz� bardziej jaskrawo, a batalie, jakie toczy�y�my z sob� w owych wczesnych latach, zblad�y w mej pami�ci i sta�y si� nieistotne. Jedno jest pewne: toczy�y�my z sob� nieustann� wojn�. Gartred - m�oda, pewna siebie, dumna - i ja - naburmuszone dziecko, ci�gle podgl�daj�ce j� zza drzwi czy parawan�w - zdawa�y�my sobie �wietnie spraw� z naszej wzajemnej wrogo�ci. M�oda para cz�ciej przebywa�a w Radford i Stowe ni� w Lanrest, ale kiedy przyje�d�ali, przysi�gam, �e na ca�y dom pada� cie�. Wci�� jeszcze b�d�c dzieckiem, nie potrafi�am tego wyt�umaczy�, ale dzieci, podobnie jak zwierz�ta, ma j� nieomylny instynkt. Ma��e�stwo okaza�o si� bezdzietne, to pierwszy cios. Wiem, �e rodzice czuli si� zawiedzeni, bo s�ysza�am, jak o tym rozmawiali. Cecylia zje�d�a�a regularnie na kolejne porody, ale nigdy nie s�ysza�am najmniejszych plotek o Gartred. Je�dzi�a konno i polowa�a z soko�em jak my, i nie przesiadywa�a te� w swoim pokoju, uskar�aj�c si� na zm�czenie, co cz�sto zdarza�o si� Cecylii. Raz matka zdoby�a si� na uwag�: - Kiedy ja wysz�am za m��, moja Gartred, nigdy nie je�dzi�am konno ani nie polowa�am, bo ba�am si� poronienia. Na co moja bratowa, kt�ra w�a�nie przycina�a paznokcie malutkimi no�yczkami ozdobionymi macic� per�ow�, podnios�a na ni� wzrok i od par�a: - Nie ma w mym brzuchu niczego, co mog�abym poroni�, za kt�ry to stan rzeczy mo�ecie wini� tylko swego syna. M�wi�a cichym, pe�nym jadu g�osem. Matka wlepi�a w ni� zdumiony wzrok, a po chwili podnios�a si� i wysz�a, zmieszana. W�wczas po raz pierwszy poczu�a �w jad. Co do mnie, to z ca�ej rozmowy zrozumia�am tylko tyle, �e Gartred ma o co� �al do mego brata, gdy� niebawem Kit wpad� do pokoju i podchodz�c do niej, spyta� z wyrzutem: - Czy oskar�y�a� mnie przed matk�? Spojrzeli na mnie znacz�co i domy�li�am si�, �e powinnam ich zostawi� samych. Wysz�am do ogrodu i zacz�am karmi� go��bie, ale spok�j opu�ci� ju� nasz dom. Od tej pory wszystko si� �le uk�ada�o i mi�dzy nimi, i mi�dzy nami wszystkimi. Kit wyra�nie si� zmieni�. Obnosi� si� z ura�on� min�, zupe�nie jak nie on, a jego stosunki z ojcem, dotychczas takie serdeczne, znacznie och�od�y. Sta� si� te� napastliwy, i to nie tylko wobec ojca, ale i w stosunku do reszty rodziny. Ju� nie podoba� mu si� nasz tryb �ycia, wci�� por�wnywa� Lanrest do Radford, a jednocze�nie dziwnie p�aszczy� si� przed Gartred. Ta wstr�tna uni�ono�� nie mia�a w sobie nic z czu�o�ci, a w moich bezkompromisowych oczach czyni�a go wr�cz pod�ym. W nast�pnym roku wybrano go na pos�a z okr�gu West Looe, wi�c oboje wiele czasu sp�dzali w Londynie, ale kiedy zje�d�ali do Lanrest, sam� sw� obecno�ci� wywo�ywali atmosfer� napi�cia. Pewnej nocy, gdy rodzice gdzie� wyjechali, Kit i Robin okropnie si� pok��cili. By� �rodek lata, w powietrzu wisia� duszny upa�, wi�c wymkn�am si� z dziecinnego pokoju i w nocnej koszuli przedosta�am do ogrodu. Wszyscy domownicy spali, pami�tam, jak przekrada�am si� chy�kiem pod oknami niczym ma�y duszek. Przez otwarte na o�cie� okna go�cinnej komnaty dobieg� mnie podniesiony g�os Kita. Jaka� diabelska ciekawo�� zmusi�a mnie do pods�uchiwania. - Zawsze to samo, gdziekolwiek pojedziemy - krzycza�. - Robisz ze mnie durnia w oczach wszystkich ludzi, a dzi� nawet wobec mego rodzonego brata. Powiadam ci, d�u�ej tego nie znios�! Us�ysza�am �miech Gartred. Cie� Kita przesun�� si� po suficie w �wietle dr��cego p�omienia �wiecy. Przez chwil� m�wili cicho, lecz nagle m�j brat wybuchn��: - My�lisz, �e jestem �lepy? Wed�ug ciebie upad�em tak nisko, �e zamkn� oczy na wszystko, bylebym czasem m�g� ci� dotkn��? Uwa�asz, �e by�o mi mi�o patrze�, jak spogl�dasz na Anthonyego Denysa tamtej nocy w Stowe, kiedy niespodziewanie wr�ci�em z Londynu? Przecie� on ma dorastaj�ce dzieci, a jego �ona jeszcze nie ostyg�a w grobie! Czy ty w og�le nie masz lito�ci? Zn�w w jego g�osie odezwa�a si� ta p�aczliwa nuta, kt�rej tak nienawidzi�am. I zn�w Gartred za�mia�a si� w odpowiedzi. - A dzi� wieczorem przy stole - ci�gn�� Kit - szczerzy�a� z�by do niego, do mego brata! Zrobi�o mi si� niedobrze i troch� si� wystraszy�am, czu�am jednak zarazem dziwne podniecenie. Serce wali�o mi jak m�otem. Nagle us�ysza�am szelest i obejrza�am si� przez rami�. W ciemno�ciach, za moimi plecami sta� Robin. - Odejd� st�d szepn��. - Odejd� w tej chwili. Pokaza�am mu otwarte okno. - To Kit i Gartred - wyja�ni�am. - Jest na ni� w�ciek�y, bo u�miecha�a si� do ciebie. Robin gwa�townie wci�gn�� powietrze. Potem odwr�ci� si�, jakby chcia� odej��, kiedy nagle Kit wrzasn�� strasznym g�osem: - Je�li do tego dojdzie, to ci� zabij�! Przysi�gam na Boga, zabij�! Wtedy Robin b�yskawicznie chwyci� kamie� i rzuci� nim w otwarte okno, t�uk�c szyb� na drobne kawa�ki. - A wtedy B�g ci� przeklnie za tch�rzostwo! Lepiej zejd� tutaj i zabij mnie zamiast niej! Spojrza�am w g�r� i zobaczy�am Kita, z blad� i udr�czon� twarz�, a z ty�u Gartred z rozpuszczonymi w�osami. Obraz ten wry� mi si� w pami�� na zawsze: dwoje ludzi w oknie - na dole za� Robin, nagle tak r�ny od brata, kt�rego tak dobrze zna�am i kocha�am, ziej�cy pogard�, z wyzwaniem w oczach. Poczu�am wstyd za niego, za Kita, za siebie, ale przede wszystkim wezbra�a we mnie fala nienawi�ci do Gartred, kt�ra rozp�ta�a ca�� t� burz�, a sama pozosta�a nietkni�ta. Odwr�ci�am si� i uciek�am, zatykaj�c palcami uszy. W�lizn�am si� do ��ka bez s�owa i naci�gn�am ko�dr� na g�ow�, dr��c ze strachu, �e rano zobacz� na trawniku trzy rozsiekane cia�a. Ale tego, co dzia�o si� p�niej, nigdy si� nie dowiedzia�am. Nasta� dzie� i wszystko by�o jak przedtem, tylko Robin wyjecha� zaraz po �niadaniu i nie wr�ci�, p�ki Kit z Gartred nie wyruszyli do Radford jakie� pi�� dni p�niej. Czy kto� z rodziny domy�li� si�, co zasz�o? Tego tak�e nigdy nie odkry�am. By�am zbyt wystraszona, by pyta�, poza tym odk�d pojawi�a si� w�r�d nas Gartred, zanik� nasz stary zwyczaj dzielenia si� z rodzin� troskami. Stali�my si� wobec siebie uprzejmiejsi, ale i bardziej skryci. W nast�pnym, 1623 roku przetoczy�a si� przez Kornwali� epidemia ospy - istny bicz bo�y. Ledwie kilka rodzin zosta�o oszcz�dzonych. W Liskeard ludzie barykadowali si� w domach, sklepikarze zamykali okiennice i ze strachu przed zaraz� zamar� wszelki handel. W czerwcu zachorowa� m�j ojciec i po kilku dniach zmar�. Nie zdo�ali�my jeszcze otrz�sn�� si� z tego ciosu, kiedy nadesz�a wiadomo�� od stryja z Radford, �e i Kita dosi�g�a zaraza i nie ma nadziei na jego wy zdrowienie. Tak, wi�c ojciec i syn odeszli w przeci�gu kilku tygodni, a g�ow� rodziny zosta� nasz uczony Jo. Zbyt mocno cierpieli�my po owej podw�jnej stracie, by zaprz�ta� sobie g�ow� Gartred, kt�ra na pierwsz� wie�� o zarazie uciek�a do Stowe i dzi�ki temu unikn�a podobnego losu. Kiedy jednak przysz�o do og�oszenia dw�ch testament�w, dowiedzieli�my si�, �e chocia� Lanrest, a p�niej Radford mia�o przej�� w r�ce Jo, �yzne ��ki Lametton oraz m�yn przypad�y do�ywotnio Gartred. Zjecha�a wraz z bratem Bevilem na odczytanie testamentu i nawet Cecylia, naj�agodniejsza z mych si�str, poczu�a si� zgorszona i ura�ona jej ch�odnym zachowaniem i sk�pstwem, z jakim dogl�da�a odmierzenia ka�dego akra w Lametton. Bevil, teraz ju� �onaty i nasz bliski s�siad z Killigarth, robi�, co w jego mocy, �eby za�agodzi� nieprzyjemne wra�enie, i chocia� dopiero co wyros�am wtedy z dzieci�cego wieku, do dzi� pami�tam, jak bardzo by�o mi za niego przykro. Nic dziwnego, �e wszyscy go kochali. Zastanawia�am si� w duchu, co naprawd� my�la� o swej siostrze i czy jej uroda zm�ci�a mu umys� tak samo, jak ka�demu m�czy�nie. Kiedy wreszcie za�atwiono sprawy spadkowe i Bevil z Gartred odjechali, wszyscy chyba odetchn�li z ulg�, �e obesz�o si� bez �adnego zatargu, kt�ry niechybnie wywo�a�by wa�� mi�dzy naszymi rodzinami. Matka nic wprawdzie nie m�wi�a, ale na wie��, �e Lanrest przypad�o Joemu, na pewno kamie� spad� jej z serca. Przez ca�y czas tej wizyty Robin pozostawa� poza domem i chyba nikt poza mn� nie potrafi�by odgadn�� przyczyny. Rankiem w dniu wyjazdu Gartred jaki� impuls kaza� mi przystan�� na chwil� przed jej sypialni� i przez otwarte drzwi zajrze� do �rodka. Poniewa� o�wiadczy�a, �e cale urz�dzenie pokoju nale�a�o do Kita, a tym samym do niej, s�u�ba przez ca�y poprzedni dzie� zajmowa�a si� �ci�ganiem zas�on i wynoszeniem wybranych mebli. Teraz, w tej ostatniej chwili przed wyjazdem, Gartred by�a sama i w�a�nie wyci�ga�a z k�ta ma�� sekreter�. Nie wiedzia�a, �e j� obserwuj�, i wreszcie mog�am zobaczy� t� �liczn� twarz bez maski. Ze zmru�onymi oczami i wysuni�t� warg� szarpa�a szufladk� z tak� si��, �e w ko�cu cz�� rozpad�a jej si� w r�ku. By�o tam kilka b�yskotek, raczej niewielkiej warto�ci, ale Gartred o nich nie zapomnia�a. Nagle zobaczy�a mnie w lustrze. - Nie kr�puj si�, wystarcz� nam go�e �ciany - powiedzia�am, kiedy nasze oczy si� spotka�y. Ojciec, gdyby �yt, wysmaga�by mnie za to batem, bracia zreszt� tak�e, ale na szcz�cie �aden mnie nie s�ysza�. - Od samego pocz�tku mnie szpiegowa�a� - rzek�a cicho, ale bez u�miechu, bo w ko�cu nie by�am m�czyzn�. - Mam przecie� oczy. Nie �piesz�c si�, wsun�a klejnoty do woreczka przy pasku. - B�d� wdzi�czna losowi, �e si� mnie pozbywasz. Nie s�dz�, by�my si� jeszcze spotka�y. - I ja mam tak� nadzieje. Nagle si� za�mia�a. - Szkoda, �e tw�j brat nie mia�, cho� troch� takiego temperamentu! - O kt�rym bracie m�wisz? Umilk�a na chwil�, niepewna, ile wiem, a potem dotkn�a mego policzka smuk�ym palcem. - O wszystkich. Odwr�ci�a si� ty�em i z s�siedniego pokoju przywo�a�a s�u��c�. Schodzi�am wolno na d� z g�ow� p�kaj�c� od pyta�. W hallu zobaczy�am Joego, kt�ry wodzi� palcem po wielkiej mapie na �cianie. Min�am go bez s�owa i wysz�am do ogrodu. Gartred opu�ci�a dom w lektyce, za kt�r� ci�gn�� si� d�ugi rz�d koni i s�ug ze Stowe, d�wigaj�cych jej dobytek. Z kryj�wki w�r�d drzew obserwowa�am, jak znikaj� w tumanie kurzu na drodze do Liskeard. - No i po wszystkim - powiedzia�am do siebie. - To ju� ostatnia z tej rodzinki. Nareszcie koniec z Grenvile�ami! Los jednak zdecydowa� inaczej. 3 Osiemnaste urodziny. S�oneczny grudniowy ranek. M�j duch buja w powietrzu niczym ptak, kiedy patrz� z Radford na o�lepiaj�ce w s�o�cu morze. W�a�nie do cie�niny Plymouth wp�ywa flota Jego Kr�lewskiej Mo�ci. Nie obchodzi�o mnie, �e ekspedycja, z kt�rej wraca�y okr�ty, okaza�a si� chybionym przedsi�wzi�ciem i �e w dalekiej Francji pozosta�a niezdobyta La Rochelle. Niech starsi si� tym martwi�. Tutaj, w Devonie, w�r�d licznie zgromadzonej m�odzie�y panowa�y rado�� i wesele. C� to by� za widok! Ponad osiemdziesi�t jednostek st�oczonych mi�dzy Wysp� Drakea a Mount Batten, wyd�te zachodnim wiatrem bia�e �agle, kolorowe bandery �opocz�ce na z�ocistych masztach... Ka�dy z okr�t�w mijaj�cy fort Mount Batten wita�a salwa armatnia, w odpowiedzi za� pada� rozkaz pochylenia bandery, rzucenia kotwicy i zaj�cia miejsca na przeciwko wej�cia do Cattwater. Gawied� na klifach macha�a r�kami i wrzeszcza�a, co si� w p�ucach, za�ogi okr�t�w wiwatowa�y na pot�g�, bito w b�bny, grzmia�y tr�bki. Burty oblepione by�y �o�nierzami, kt�rzy t�oczyli si� te� na wysokich parapetach i czepiali takielunku. Napier�niki l�ni�y w s�o�cu, podobnie jak szpady, kt�rymi wywijali w odpowiedzi na pozdrowienia t�um�w. Zebrani na rufach oficerowie, ilekro� wmieszali si� mi�dzy �o�nierzy, po�yskiwali szkar�atem, b��kitem i zieleni�. Z masztu ka�dej jednostki powiewa�a chor�giew dow�dcy i gdy tylko t�um rozpozna� barwy i znaki devo�skiej lub kornwalijskiej szlachty, powietrze wype�nia� nowy wybuch wrzask�w, na kt�re natychmiast odpowiadali ziomkowie z okr�t�w. Sun�y, wi�c kolejno: dwug�owy orze� Godolphin�w, r�czy jele� Trevannion�w z Caerhayes, sze�� jask�ek licznych cz�onk�w klanu Arundell�w i - chyba najpi�kniejszy ze wszystkich - znak Champemowne��w z Devonu: �ab�d� ze z�ot� podkow� w dziobie. Pomi�dzy wi�kszymi jednostkami przemyka�y si� i ma�e, po�yskuj�ce �ywymi barwami, a na ich w�skich pok�adach by�o a� czarno od �o�nierzy. Niekt�re z owych stateczk�w widywa�am ju� wcze�niej, zacumowane w Looe Harbour czy w Fowey. Wraca�y teraz nadwer�one w sztormami i pokiereszowane w bitwach, ale z dumnie powiewaj�cymi proporcami tych, kt�rzy je zbudowali, obsadzili lud�mi i wyposa�yli na wojn� - by� w�r�d nich wilczy �eb, znak naszego s�siada Trelawneya, oraz kruk Rashleigh�w z Menabilly. Na czele sun�� wielki tr�jmasztowiec z dow�dc� ekspedycji, diukiem Buckingham, na pok�adzie. Po powitalnym salucie z Mount Batten z okr�tu odpowiedziano salw� z sze�ciu dzia�. Na g��wnym maszcie powiewa�a chor�giew diuka. Niebawem, ustawiwszy okr�t pod wiatr, rzucono kotwic�, a �e reszta floty uczyni�a to samo, powietrze wype�ni� potworny hurgot blisko setki wyrzucanych �a�cuch�w, nio s�cy si� od klif�w Radford, gdzie stali�my, pewnie a� do Saltash i uj�cia Tamar. Flotylla obraca�a si� z wolna dziobami w stron� Cawsand i wybrze�a Kornwalii, rufy ustawi�y si� w r�wnym rz�dzie, w iluminatorach zal�ni�o s�o�ce, o�wietlaj�c rze�bione ozdoby - w�e, lwie �apy i tym podobne. Nad wod� ci�gle nios�y si� d�wi�ki tr�bek i huk b�bn�w, lecz nagle zapad�a cisza. Umilk�y wiwaty i radosna wrzawa, a na okr�cie dowodzonym przez diuka Buckingham kto� wyda� rozkaz wysokim, dono�nym g�osem. �o�nierze, kt�rzy dot�d t�oczyli si� na parapetach, b�yskawicznie je opu�cili i ustawili si� d�ugim szeregiem na �r�dokr�ciu. Poruszali si� jak jeden m��, bez poszturchiwa� czy przepychanek. Pad� nast�pny rozkaz i po jednym uderzeniu w b�ben momentalnie, jakby w jednym poruszeniu, szalupy wype�ni�y si� lud�mi i zosta�y spuszczone na wod�. Barwne pi�ra wiose� wznios�y si� jak do ataku, ludzie na �awkach siedzieli sztywno wyprostowani i nieruchomi niczym kuk�y. Ca�y manewr od chwili wydania pierwszego rozkazu trwa� oko�o trzech minut. Szybko��, precyzja i idealna dyscyplina owej procedury wyrwa�y z garde� zgromadzonych t�um�w najpot�niejszy okrzyk zachwytu, jaki rozleg� si� w tym dniu, i sama nie wiem, dlaczego, poczu�am na policzkach bezsensowne �zy. - Tak w�a�nie my�la�em powiedzia� stoj�cy poni�ej jegomo��. - Tylko jeden cz�owiek na ca�ym Zachodzie potrafi zmieni� niesforny mot�och w stra� przyboczn� Jego Kr�lewskiej Mo�ci. O, prosz�, tam, pod chor�gwi� diuka podnosz� drug� z herbem Grenvile��w! Jeszcze zanim sko�czy� m�wi�, zauwa�y�am szkar�atny proporzec pe�zn�cy w g�r� masztu. Gdy si� rozwin�� na wietrze, zal�ni�y w s�o�cu trzy z�ote tuleje. Szalupy z oficerami odbi�y od burty i nagle zn�w rozleg�y si� radosne okrzyki. To �odzie z Plymouth, szczelnie wype�nione lud�mi, wyp�ywa�y z Cattwater na powitanie floty. W mgnieniu oka pokry�y ca�� cie�nin�, a ludzie z klif�w rzucili si� ku Mount Batten, pchaj�c si� jeden przez drugiego, �eby jako pierwsi dotrze� do cumuj�cych szalup. Czar prys� i wr�cili�my do dworu. - Szykuje ci si�, siostrzyczko, pi�kne zako�czenie dnia urodzin - oznajmi� z u�miechem Jo. - Jeste�my zaproszeni na zamek. Diuk Buckingham wydaje uczt�. W�a�nie wr�ci� z twierdzy Mount Batten i czeka� na schodach, by nas powita�. Kilka lat temu, po �mierci wuja Christophera, Jo odziedziczy� Radford i odt�d wiele czasu sp�dzali�my, kursuj�c mi�dzy jego nowymi w�o�ciami a Lanrest. Nasz brat sta� si� niebawem wa�n� osobisto�ci�, zw�aszcza w Devonie, gdy� poza tym, �e sprawowa� urz�d zast�pcy szeryfa hrabstwa, wzi�� za �on� bogat� dziedziczk� Elizabeth Champernowne, kt�ra brak urody nadrabia�a mi�ym i zgodnym charakterem. Bridget, id�c za przyk�adem Cecylii, po�lubi�a cz�onka jednej z devo�skich rodzin, teraz wi�c tylko Mary i ja pozostawa�y�my w panie�skim stanie. - Z dziesi�� tysi�cy ch�opa b�dzie dzi� hula� na ulicach Plymouth - straszy� nas �artem Robin. - Wystarczy spu�ci� nasze dziewcz�ta z oka, a raz-dwa znajd� m��w! - Chyba, �e przedtem przytniesz Honor j�zyk - odpar� Jo - bo jak zacznie sobie na nich u�ywa�, zapomn� i o pi�knych lokach, i b��kitnych ocz�tach! - Dajcie mi spok�j, sama sobie poradz�. Wci�� jeszcze by�am enfant terrible, rozpuszczonym oczkiem w g�owie ca�ej rodziny. Cieszy�am si� doskona�ym zdrowiem, nie brak�o mi animuszu, a i j�zyka w g�bie te� raczej nie zapomina�am. Co wi�cej - ach, jak�e dawne to czasy - uwa�ano mnie r�wnie� za rodzinn� pi�kno��, chocia� rysy mia�am bardziej zuchwa�e ni� klasyczne i wci�� musia�am wspina� si� na palce, �eby dosi�gn�� Robinowego ramienia. Pami�tam, jak tamtego wieczoru wsiedli�my na ��d� i pop�yn�li�my przez Cattwater do zamku. Zdawa�oby si�, �e ca�e Plymouth wyleg�o na wod� albo na wa�y. W oddali, na zachodzie migota�y �wiat�a zakotwiczonych okr�t�w, b�yszcza�y iluminatory, a na m�tnej wodzie k�ad�y si� promienie rufowych latarni. Po przybiciu do brzegu okaza�o si�, �e t�um gawiedzi napiera na wej�cie do zamku i wsz�dzie kr�c� si� rozbawieni �o�nierze w otoczeniu dziewcz�t, kt�re obdarowywa�y ich kwiatami i wst��kami. Na bruku, przy ogniskach sta�y beczki z piwem, stosy plack�w i s�odkich wypiek�w oraz ser�w. Pomy�la�am, �e dziewki s�u�ebne ze swymi �o�nierzami na pewno bawi�y si� znacznie lepiej od szlachetnych dam, kt�re strzeg�y swej godno�ci za zamkowymi murami. Po chwili radosny zgie�k gawiedz