4200

Szczegóły
Tytuł 4200
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4200 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4200 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4200 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Nowakowski KTO TO ZROBI�? Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 ??Kto to zrobi�? Cisza. Pochylone g�owy. Zn�w to samo pytanie. By�o to w pokoju kierownika kina. Marks, Lenin, Stalin i Bierut spogl�dali z portret�w na czerwonej wst�dze. Wzywani po pi�ciu. Naczelnik powiatowego urz�du �widrowa� ich z�ymi oczyma. Nie m�g� wykry� sprawcy. Podczas seansu, kiedy pokazywano nudny, pe�en d�tych s��w i podnios�ych scen film o wsi ko�chozowej, kto� trzepn�� ogryzkiem w ekran. Huczny �miech na widowni. Ogryzek roz�adowa� nud�. Przerwano seans. Na widowni znajdowa� si� naczelnik urz�du. ??Robota wroga! ??powiedzia� wystraszonemu garbusowi, kierownikowi kina. Garbus pr�bowa� bagatelizowa�. W�r�d widz�w by� r�wnie� jego syn. ??Wroga chcecie os�ania�? ??naczelnik urz�du uk�u� go swoim w�ciek�ym spojrzeniem. Garbus zmobilizowa� resztki odwagi. Pokaza� swoje wojenne odznaczenia w klapie. ??Ja... ??zapiszcza� ??od Lenino do Berlino... ??rym mu si� z�o�y� ze strachu. Naczelnik urz�du machn�� lekcewa��co r�k�. By� z�y, ju� drugi dzie� bola� go z�b. ??Zamkn�� wyj�cia! ??poleci� swoim ludziom, kt�rzy wsun�wszy d�onie do kieszeni zaj�li stanowiska. Zacz�� przes�uchanie. Po pi�ciu z balkonu. Z balkonu bowiem rzucono ogryzek. Przewa�nie uczniowie tutejszego gimnazjum.. Ogryzek le�a� na biurku. ??Na, do�ryj do ko�ca! ??wrzeszcza� naczelnik. ??Twoje jab�ko, tak? Nikt si� nie przyznawa�. Z�orzeczy� naczelnik, a co bardziej podejrzanych pra� po twarzy lub t�uk� linijk� po palcach. Garbus przyczajony za drzwiami dr�a� o swego syna. Wi�kszo�� widz�w z parteru sta�a milcz�c przed budynkiem kina �T�cza�. ??Kto to zrobi�? ??nieust�pliwe pytanie przygwo�dzi�o kolejn� pi�tk� przes�uchiwanych. Przez otwarte okno wpada�y beztroskie odg�osy letniego wieczoru; daleki �piew, chichoty, d�wi�k harmonii. Onio, ucze� 10 klasy 11?letniej szko�y T.P.D., po raz pierwszy wtedy poczu� ci�ar upokorzenia i d�awi�cej przemocy. Uczucie to b�lem skurczy�o �o��dek. ??Ja to zrobi�em ??powiedzia� dono�nie. Ulga i spok�j, napr�one dot�d mi�nie zwiotcza�y naraz. ??Ja ??powt�rzy� ju� cicho. Noc po kinie sp�dzi� w piwnicy tutejszego urz�du. Zgrzyt kluczy, brutalne poszturchiwanie, ciemno��. By�o to przej�cie do innego �wiata. Dot�d �y� jak inni jego r�wie�nicy. Bra� gorliwy udzia� w manifestacjach pierwszomajowych i przer�nych mas�wkach. Skandowa� aktualne has�a i lubi� pod�piewywa� bu�czucznie ??�My Z. M. P., my Z. M. P., reakcji nie boimy si�...�. Sam nawet, z w�asnej potrzeby, podchodzi� w niedzielne nabo�e�stwa pod ko�ci� i wystawa� tam w bia�ej koszuli i czerwonym krawacie, czyli stroju organizacyjnym zwi�zku m�odzie�y. W ten spos�b rzuca� wyzwanie klerykalnej pot�dze i po trosze czu� si� romantycznym bohaterem. Ten romantyzm bardzo w�asny, nieco rozwichrzony, ze �wiata ksi��kowych egzaltacji bra� pocz�tek. �Niebo w p�omieniach�, poch�oni�te z wypiekami, niema�� tu odegra�o rol�. Lubi� ksi��ki i oczytanie posiada� rozleg�e. Nawet chwilami uwa�a�, �e zbyt du�o w�tpliwo�ci i zastanowie� z tego wynika. Szkodliwy wi�c wp�yw na jednolito�� �wiatopogl�du. Ale ulotne to by�y refleksje. Jednolito�� jeszcze niczym nie by�a nadw�tlona. Sam r�wnie� w tej wsi, gdzie wyje�d�a� z rodzicami na letnisko, zwo�a� zebranie ch�op�w i wyg�osi� odczyt o kolektywizacji rolnictwa. Cho� tym wyczynem by� raczej rozczarowany. Ch�opi s�uchali w nieprzeniknionym milczeniu, czasem rozdzieraj�ce ziewni�cie. I d�uga cisza, kiedy sko�czy�. A� wreszcie z g��bi izby zasnutej dymem papierosowym i wype�nionej nieforemnymi postaciami w kwa�no cuchn�cych ko�uchach, kto� powiedzia�: ??Ale ma gadane... jak nakr�cony... 5 ??G�upcze! ??wybuchn�� p�niej ojciec. ??Czy zdajesz sobie spraw� z tego co by� jad�? Dalszy wyw�d ojca przyj�� Onio wzgardliwym u�miechem. ??Nie idziesz z duchem czasu ??wycedzi�: ??...odstajesz... a nawet... ??nie doko�czy� znacz�co. I cz�sto z pozycji mentora karmi� rodzic�w sw� wiedz� ideologiczn� z broszur i referat�w. Wkr�tce zauwa�y�, �e na jego widok urywaj� rozmowy. Cieszy� si� t� obco�ci�. By� pewien swoich racji. S�dzi� r�wnie�, �e czas udowodni rodzicom �lepot�. ??Ofiary... ??parowa� kontry ojca ??jasne. Ka�da rewolucja wymaga ofiar. W og�le lubi� przekonywa� i nawraca�. Mia� tak� potrzeb�. Ochoczo wi�c podejmowa� si� w zarz�dzie miejskim wyg�aszania pogadanek na wszelakie tematy. Jak inni r�wie�nicy, te� niekiedy korzysta� z szyldu organizacji, �eby ratowa� w�asna sk�r�. Wi�c najch�tniej przed lekcj� �aciny (tego przedmiotu nie znosi� najbardziej) podchodzi� do profesora zwanego Kaligul� i m�wi� z naciskiem: ??Bardzo przepraszam, ale obowi�zki spo�eczne zmuszaj� mnie do nieobecno�ci, mam wyjazd w teren z brygad� propagandow�. Kaligula krzywi� si� jakby z niesmakiem, ale z lekcji zwalnia�. Ponadto bra� udzia� w zn�caniu si� nad polonist�, cz�owiekiem skompromitowanym swoj� przedwojenn� dzia�alno�ci�. ??Pi�sudczyk ??m�wiono o nim ??legionowy oficer, wiersze o 20 roku kropi�... Polonista, stary cz�owiek w wysokich butach ze sztylpami przemyka� si� niepewnie w�r�d uczni�w, przypatruj�cych mu si� z pob�a�liw� z�o�liwo�ci�. I wspominano opowie�ci dawnych absolwent�w szko�y, zetwuemowc�w, kt�rzy uzyskiwali najlepsze oceny z polskiego metod�, jak m�wili, �agodnej perswazji. ??Wystarczy ??powtarzali rady tamtych ??odpowiedni� min� uczyni�, delikatn� aluzj� to podeprze� i od razu wali pi�tk� z polaka! Chichotali wi�c na jego widok jak drapie�niki bawi�ce si� ofiar� i tak ju� skazan� na wiadomy koniec. W ciemnej piwnicy urz�du, gdzie co jaki� czas przez judasza w drzwiach zagl�da� klucznik zwany Francuzem, ten niedawny okres �lepej wiary i beztroski sko�czy� si� nieodwo�alnie. Zapami�ta� doskonale sie� pyta�, kt�rymi go osaczano. ??Kto by� z tob�? ??Jak dawno ju� dzia�acie? ??Kto kieruje? ??Miejsce spotka�? ??Skrzynki kontaktowe? ??Co jeszcze zrobili�cie? ??Co mieli�cie w planie zrobi�? ??Jak przerzucane s� dolary z centrali? Wtedy to rozwia� si� mit jednego z uczni�w maturalnej klasy, kt�ry przerwawszy na w�asne �yczenie nauk�, zacz�� prac� w urz�dzie. Marian G. My�la� o nim cz�sto i zawsze z podziwem. Uto�samia� z podr�cznikowymi �yciorysami bohater�w. Te szczeniackie zapatrzenia si�ga�y jeszcze czas�w, kiedy to w miasteczku tutejsi m�odzi desperaci obrabiali w biegu kolejowe transporty niemieckie, a p�niej sowieckie �sza�ony�, jak tutaj m�wiono, jad�ce z wojennym �upem na wsch�d. Nieraz s�ycha� by�o strza�y i zaraz potem jeden z tych opromienionych legend� �mia�k�w le�a� martwy w trawie obok toru. Onio i inni ch�opcy patrzyli na cia�o przykryte papierem z rdzawymi plamami krwi i odp�dza�o ich dopiero ??Rauss, weg! ??bahszuca, lub �piewne ??Nielzia! ??sowieckiego �o�nierza w burym szynelu i uszance. W�a�ciwie si�ga�o to jeszcze dalej, a� do star� tutejszych ch�opc�w z tymi co byli w Hitlerjugend, kiedy pewna cz�� mieszkaj�cych tutaj od wielu pokole� Miller�w, Wagner�w, 6 Szulc�w i innych, podpisa�a niemieck� list� narodowo�ci, a ich dzieci, ubrane w czarne welwetowe spodenki z pi�knymi sztylecikami u pasa, maszerowa�y na pikniki i zbi�rki, �piewaj�c wojskowe piosenki niemieckie. Najwi�kszymi wi�c bohaterami dla Onia byli wtedy ci ch�opcy z dzielnicy Piachy, kt�rzy zaczajali si� w krzakach przy �wirowej drodze i strzelali z proc do tamtych. Taki Bigos, Pyton, Repeta czy Kura. Zapami�ta� ich na ca�e �ycie. Wi�c Marian G. jak tamci, bohaterowie jego dzieci�stwa. W pierwszej linii. Najbardziej nara�ony. Wyobra�a� sobie niebezpiecze�stwa, kt�rym musi stawia� on czo�o, i wszystko mu wybacza�. Tak samo jak temu ospowatemu cz�owiekowi w skrzypi�cych oficerkach. Wydarzy�o to si� w letnie popo�udnie. Wypad� ospowaty z restauracji �Idylla�, w d�oni trzyma� rewolwer i wo�a�: ??Wr��! Wr��! M�czyzna id�cy z kobiet� zatrzyma� si� jak wryty. Zawr�cili. Ospowaty poci�gn�� kobiet� do �Idylli�. ??Mo�ecie odmaszerowa� ??poleci� ju� �askawie osamotnionemu m�czy�nie. ??On jest z urz�du ??szeptali ludzie i przechodzili szybko, patrz�c tylko przed siebie. Onia zafascynowa�a si�a emanuj�ca z ospowatego. Upalny dzie�. Tylu ludzi. On zupe�nie sam. I bez cienia strachu. M�wi� o tym z �arliwym uniesieniem. Powtarza� te wszystkie opowie�ci Mariana G. o bezlitosnej i jak�e niebezpiecznej walce z reakcyjnym podziemiem. ??Bo�e! ??szept matki. ??Co z niego wyro�nie? ??C� na to poradzi�? ??w odpowiedzi ojciec. ??Nie ma innych wzor�w. W takim wieku przecie� pragnie si� wzor�w. Psiakrew... ??wzdycha� ci�ko ojciec. Onio szydzi� z tej bezradnej troski ojca. Bawi� si� tym, i jeszcze wi�ksz� bezradno�� powodowa�. Cho�by to jego ostentacyjne strojenie si� na zebrania organizacji. Pogwizdywa� przy lustrze, zak�adaj�c bia�� koszul�, czerwony krawat, a na koniec przypina� do piersi znaczek z sierpem i m�otem; podarunek od Mariana G. Tutaj w urz�dzie, podczas bezsennych nocy, kiedy p�aka� lub przeklina� na przemian, Marian G. przesta� by� dla niego idea�em bohatera. Wyobra�a� sobie tego Mariana G. w coraz bardziej haniebnych i upokarzaj�cych dzia�aniach. Bywa� ju� tylko w tych jego majaczeniach �lepym oprawc� i katem. Ostatecznie pozby� si� swego ch�opi�cego idea�u. ??Klucznik marny ??nazywa� go podczas tych ci�gn�cych si� w niesko�czono�� nocnych godzin. Przypomina� sobie r�wnie� okrutn� niefrasobliwo�� wszystkich pot�pie�, w kt�rych bra� udzia�. Wype�niona m�odzie�� sala gimnazjalna, biel koszul przetykana czerwieni� krawat�w i ten grzmi�cy, jednolity ch�r: ??Pot�piamy! Pot�piamy! Pot�piali cz�sto, poczynaj�c od pod�egaczy wojennych z Ameryki czy pokazywanego ch�tnie w karykaturach z toporem sp�ywaj�cym krwi�, dyktatora Hiszpanii. Z tym jeszcze m�g� si� pogodzi�. To by�y abstrakcje. Ale najlepiej zapami�ta� usuni�cie z organizacji koleg�w, kt�rzy zmienili przez pomy�k� (tak uzna� dopiero teraz) litery w ha�le wielkiego transparentu, co na pocz�tku spowodowa�o jedynie spontaniczny �miech widz�w... Ich twarze. Ich r�ce. Ich samotno��. I widzia� zn�w historyczk�, pani� Wagnerow�. I s�ysza� to brutalne ��danie Mariana G. skierowane do niej: ??��damy wi�cej marksizmu! ??Ma�a, drobna pani Wagnerow�, jak ptak wtedy za pulpitem katedry. Przyt�oczona ��daniem Mariana G., popartego zgodnym tupotem wszystkich zebranych w klasie. Wstydzi� si� teraz i m�czy�, tak przemierzaj�c te sk�pe kilka lat swego zapami�tanego �ycia. A z ciemno�ci trzymiesi�cznego pobytu w �ledztwie jedynym ludzkim wspomnieniem pozosta� dla Onia klucznik zwany Francuzem. Ponury, bry�owatej postury m�czyzna. Reemigrant z francuskiego zag��bia w�glowego Pas? de?Calais. Oddany swojej s�u�bie bez �adnych w�tpliwo�ci. Nienawidzi� ludzi zamkni�tych w piwnicznych celach. Patrzy� na nich jak na robactwo i pra� p�kiem kluczy przy ka�dej okazji. Jedyn� w�tpliwo�� w jego pogl�dach posia� w�a�nie Onio. Ten w�t�y, bardzo dziecinny z wygl�du, ucze� gimnazjalny zastanowi� go jako�. Zrazu przypatrywa� mu si� ukradkiem, a kluczami jedynie jego nie tr�ca� po grzbiecie. 7 ??Co� ty narobi� takiego? ??wyrwa�o si� raz Francuzowi. Ale nie czeka� na odpowied�. Zatrzasn�� drzwi celi. Zn�w milcza� jak zakl�ty. A� wr�ci� Onio z kolejnego przes�uchania. I s�abo�� przemo�na ogarn�a go wtedy. Pragnienie wolno�ci, domu, rodzic�w... To wszystko obiecywali ci tam na g�rze, je�eli podpisze. Nie podpisa�. Wi�c p�aka� bezsilnie. Klucznik zwany Francuzem otworzy� cicho drzwi, stan�� w progu i patrzy�. Chrz�kn�� raz, drugi. Rzuci� papierosa. ??Zapal ??burkn��. ??Pomaga. P�acz Onia przykuwa� go dalej. Znowu chrz�kn��. ??M�ody taki ??powiedzia� jakby do siebie, a g�os mia� nadspodziewanie ciep�y ??gar�on. W�tpliwo�ci zakie�kowa�y w nim znaczne, bo odt�d wyra�nie oszcz�dza� m�odego aresztanta, �ami�c surowe przepisy regulaminu. W zwyczaju te� mia� uchyla� drzwi celi i przypatrywa� si� ch�opcu w milczeniu. Wzdycha� i na odchodne rzuca� papierosa. By� to jedyny zapami�tany wizerunek cz�owieka z tamtej strony. Bardzo pragn�� Onio zobaczy� jeszcze tego klucznika, przezywanego Francuzem. Ale nie zobaczy� go ju� wi�cej. A w dalszym tle niczym m�cz�ce widziad�a przesuwali si� ludzie z piwnicznych cel. Cz�owieczek ze z�otymi z�bami, kt�ry dygota� w nieustannej febrze strachu. ??Jestem szpiegiem! ??wo�a�. ??Dlaczego? To zn�w surowy m�czyzna o �ysej jak wypolerowana czaszce. ??Podpisa�em wszystko ??powiada� z uprzejmym u�miechem. ??Jeszcze podpisz�. Co b�d� chcieli, prosz� bardzo. Onia darzy� podziwem za jego up�r. ??M�odo�� ??wzdycha�. ??Ja sam kiedy�... Starzec o wygl�dzie patriarchy. ??Ja ??m�wi� czasem patriarcha po powrocie z g�ry ??tylko sobie licz�, raz, dwa... Dojd� do trzydziestu... Wtedy strach, b�l przychodzi... To zaczynam wy�. Lepiej, m�wi� wam... I ten ch�op z sumiastym w�sem. Rozstawia� on czasem ko�lawe palce z czarnymi paznokciami. ??Giwer, mo�e by�, banda, mo�e by�, paln��em go, mo�e by�, judzi�em, te� mo�e by�... Ale J�zka wam nie dam, za Boga, nie!! ??wo�a� zaciek�e. Wszyscy oni wstawali niczym manekiny, s�ysz�c zgrzyt klucza w zamku, i na znak stra�nika znikali w korytarzu. Wracali milcz�cy i uk�adali si� na pryczach twarzami do �cian. Czasem krzyczeli przez sen. I kiedy wreszcie opuszcza� Onio pos�pny budynek z kratami w oknach, jak drwina zabrzmia�y dla niego ostatnie s�owa oficera na pi�trze: ??Ze wzgl�du na wasz m�ody wiek dalszych konsekwencji wyci�ga� nie b�dziemy i s�dzimy, �e zdo�acie zmaza� t� brudn� plam� na swoim �yciorysie... ??Ostatni zgrzyt klucza, twarz wartownika, brama. Znalaz� si� na wolno�ci. Oddycha� zacz�� �apczywie. Cieszy� si�. Cho� r�wnocze�nie mia� wra�enie, kt�re sekundy tylko trwa�o, ile by�o niezwykle przejmuj�ce i wyraziste: �wiat ca�y wyda� mu si� szary i beznadziejny. Tak jakby ta piwnica, z kt�rej wyszed� przed chwil�, rozci�ga�a si� wsz�dzie. A dzie� przecie� by� wtedy s�oneczny, �adny. �wie�a ziele�, niebo. To kr�tkie, przygn�biaj�ce wra�enie zagas�o. Znowu cieszy� si� tylko. Ulica. Ch�opcy graj� w pi�k�. I buda fryzjera Zygmunta po drodze. �W�dka i Przybyszewski�. Bogowie fryzjera Zygmunta. Tak zawsze m�wi�. I bardzo lubi� ich szczeniackie zas�uchanie. ??Idea�y??powiada� ??to dobre dla was, ale nie dla mnie. starego wr�bla... ??Gniot�o ci� �ycie, frajerze ??oburza� si� pijany Olczak ??wyzysk, krwiopijce... I teraz jest szansa, odku� si�, kapujesz? 8 Fryzjer Zygmunt u�miecha� si� uprzejmie, a potem zasypia�. Ta buda mign�a kiedy� jak poci�gaj�cy sw� odmienno�ci� �wiat. Zamkni�ty na burzliwe wydarzenia wok�. S�oneczniki melancholijnie zwiesza�y swoje tarcze. Zawsze tam s�oneczniki. Dom, w kt�rym mieszka�. Dozorca zamiata podw�rze. Trzepak na tym samym miejscu. Go��bnik syna dozorcy te�. Wszystko tak samo. A jednak... Dozorca zastyg� z d�oni� wspart� na miotle. Odprowadza go uwa�nym spojrzeniem. Ci�ar tego wzroku. Stukot w�asnych but�w po bruku podw�rza. Rodzice nie pytali o nic i Onio te� nie chcia� o tym niedawnym m�wi�. Milcz�ce porozumienie, kt�re zapanowa�o z ojcem by�o najlepszym tego dowodem. Ojciec wyci�gn�� papierosy. Pocz�stowa� syna. Po raz pierwszy to uczyni�. I tak zaci�gali si� chciwie dymem. Ojciec i syn. ??W takich miejscach odosobnienia ??zauwa�y� ojciec ??nie�atwo o palenie. Ojciec. Matka. Oczywiste osoby w jego �yciu. Nigdy si� nad tym nie zastanawia�. Teraz tak. Niepok�j matki. D�ugie, burzliwe rozmowy. Ojciec zrywa si� gwa�townie z fotela. Szybko przemierza pok�j. Skrzypi pod�oga. ??Przesta�! ??g�os matki. ??Masz dziecko, pomy�l o tym! I kt�rego� z pierwszych dni po powrocie zapyta� o to w�a�nie. Ojciec u�miechn�� si� smutno. ??Po prostu ??rzek� ??inaczej sobie to wszystko po wojnie wyobra�a�em. Te� pewien anachronizm, przywyk�em m�wi� co my�l� ??zn�w smutny u�miech ??wi�c si�� rzeczy miewa�em k�opoty. St�d niepokoje mamy. By� lakoniczny. Nie wi�cej nie powiedzia�. Tak mija�y pierwsze dni rekonwalescenta. Spacerowa� po parku. Czyta� ulubione ksi��ki. Koleg�w r�czej unika�. Na razie chcia� by� sam. I tak jak zwykle, od tygodnia ju�, szed� t� parkow� alejk�. Min�� pomnik Mickiewicza. Doszed� do skweru. Rozgl�da� si�, szukaj�c ustronnej �awki. Naraz drgn��. Znajoma twarz! Ruszy� szybkim krokiem. Dop�dza� tamtego. Patrzy� z nat�eniem. Nie myli� si� na pewno. T� twarz zapami�ta� w ka�dym szczeg�le. A przecie� raz tylko widzia� go w �yciu. Wtedy w�a�nie! Ile razy my�la� o nim. Niekiedy ze z�o�ci�, nienawi�ci� nawet. L�y� go i szczurem nazywa�. Ma�ym, o�liz�ym szczurem, przemykaj�cym si� cuchn�cymi kana�ami przez �ycie. Pisk jego szczurzy s�ysza�. Kopniaki i razy, kt�re przyjmuje z pokor�. Nieustannie pogr��ony w czujnym przemykaniu. Cho� w momentach rozs�dku nie czu� do niego �alu. Sam przecie� wybra� t� sytuacj�. Jednak kiedy zobaczy� go zn�w, wszystko zawirowa�o raptownie. Tamten chcia� zawr�ci�. Zakr�ci� si� w miejscu. Rozejrza� si� jak osaczony. Nie mia� odwrotu. Wi�c chcia� go min��. Uda�, �e nie poznaje po prostu. Oblek� twarz w min� cz�owieka zafrasowanego czym� odleg�ym i ruszy� energicznym krokiem. Onio zast�pi� mu drog�. Tamten zas�oni� si� odruchowo. I tak stali naprzeciw siebie. Twarz w twarz. Rozbiegane oczy tamtego. Jego palce, niezwykle ruchliwe, chwyta�y klapy marynarki., to znowu puszcza�y. Oto nast�pi�o spotkanie z rzeczywistym sprawc� incydentu w kinie. Onio ju� by� spokojny. Gor�ca fala odp�yn�a. ??Cz��! Co, nie poznajesz? ??zapyta� uprzejmie. ??Nic o mnie nie powiedzia�e�! ??zdumienie, strach w g�osie tamtego. Onio pokr�ci� przecz�co g�ow�. ??Dlaczego przyzna�e� si� do tego ogryzka? ??jeszcze wi�ksze zdumienie. ??Wy��cznie z pobudek osobistych ??odpar� Onio. ??Czego� mia�em do��. Sam nie wiem czego. Impulsywna reakcja. A jeszcze jak pomy�la�em, za chwil� walnie mnie w pysk! Tamten nic nie zrozumia�. Mia� w sobie przebieg�� uleg�o�� niewolnika. ??Co z tego ??powiedzia�. ??Dosta�by� po pysku, fakt, ale na tym koniec, nic wi�cej, wychodzisz sobie z kina, �miejesz si�, klawo jest, ju� po wszystkim... ??Ba! ??roze�mia� si� Onio ??�eby tak naprawd� mog�o by�! Dalej to ju� przyjazna pogwarka. Roz�adowanie. Rozstali si� jednak bez podania r�k. 9 ??Do ko�ca konspiracyjna sprawa ??powiedzia� na odchodne Onio. Tamten przytakn�� skwapliwie. Uleg�y by� i wdzi�czny. Ju� nigdy wi�cej nie my�la� Onio o tym ch�opcu z balkonu w kinie �T�cza�. Jego twarz rozmaza�a si� zupe�nie. Zreszt� wkr�tce zacz�a si� �mudna w�dr�wka po inspektoratach i gabinetach dyrektor�w zwi�zana z podj�ciem nauki. K�opoty z powrotem do szko�y by�y oczywiste. Stracony zosta� rok. Charakterystyczne szepty i spojrzenia nie opuszcza�y go przez d�ugi czas. R�nie o nim m�wiono w miasteczku. Dla jednych by� imponuj�cym �mia�kiem, inni patrzyli na niego wrogo. A w dzie� 1 Maja jako jednostk� niepewn�, wr�cz szkodliw�, zatrzymano go przez dob� w komisariacie policji. ??Profilaktycznie... ??zmiesza� si� dobroduszny sier�ant ??no co zrobi�, takie s� instrukcje. G�upio mu by�o zapewne. S�siad przecie� i tak jak ojciec, zami�owany hodowca kr�lik�w. Ponadto jemu to Onio udziela� bezinteresownych korepetycji, kiedy uczy� si� w wieczorowej podstaw�wce. Wi�c sp�dzi� t� noc w aresztanckiej celi wraz z grup� bikiniarzy, d�ugow�osych ch�opak�w w w�skich jak kiszeczki spodniach, cz�stowany gorliwie papierosami przez sier�anta? s�siada. Zainteresowanie Oniem przygas�o wkr�tce. Miasteczko mia�o now� sensacj�. Uj�to wtedy przebieg�ego i obdarzonego fantazj� oszusta, kt�ry odwiedziwszy mieszkanie sekretarza Komitetu partyjnego podczas jego nieobecno�ci, zdo�a� zdoby� zaufanie �ony, przedstawiaj�c si� jako przyjaciel m�a jeszcze z podziemnej pracy partyjnej podczas wojny. Tak wi�c pozyskawszy jej zaufanie, okrad� mieszkanie sekretarza w spos�b bezczelny. Schwytano go w trakcie beztroskiej libacji, kiedy przepija� pieni�dze uzyskane z kradzie�y. Cz�owiek �w mia� w klapie wizerunek Stalina na czerwonej podk�adce i pikanteri� by� fakt, �e nie pozwala� sobie w �aden spos�b zerwa� tej ozdoby. Sk�pe informacje o jego dalszych losach m�wi�y, �e zdo�a� zachowa� ten metalowy wizerunek nawet w areszcie. P�aka� t pie�ci� swoj� ozdob�, odnosz�c si� do niej jak do relikwii naj�wi�tszej. Nie wiedziano wi�c zupe�nie, co czyni� w tej delikatnej materii. Miasteczkowa plotka przypuszcza�a, �e by� to dawny dzia�acz naprawd� lub wariat po prostu. Natomiast Onio oparcie i azyl znalaz� zn�w w �wiecie ulubionych ksi��ek. Dawa�y r�wnowag� i pog��bia�y niezale�no�� my�lenia. Ksi��ki. Przypomnia� sobie zdarzenie z nimi zwi�zane. Zn�w tu wkracza Marian G. Pal�cy wstyd z tego powodu. By�a to pami�tna jego wizyta w domu Onia. D�ugo oczekiwana i upragniona. Pierwsza wizyta. Marian G. przegl�da ksi��ki w bibliotece ojca. ??Du�o ??m�wi. Twarz ma surow�, oczy uwa�ne. Naraz krzywi si� z obrzydzeniem. Wskazuje palcem jeden tytu�, drugi, trzeci... ??To nale�y wyrzuci�. Zgni�a, bur�uazyjna bzdura. Czad tylko... I spojrza� ostro na Onia. Onio przytakn�� skwapliwie. Zaraz potem usun�� wi�kszo�� ksi��ek, pot�pionych przez Mariana G. Po prostu zniszczy�. Zostawi� tylko (jakby nawet skrycie wobec samego siebie) kilka najbardziej ulubionych. Wtedy r�wnie� poleci� mu Marian G. �Jak hartowa�a si� stal�. ??Bezwarunkowo trzeba czyta�. Wiele razy. Teraz najbardziej zastanawia� pewien przypadek, dosy� istotny. Jednej ksi��ki Marian G. nie zauwa�y�. Le�a�a luzem. Wydawnictwo Roju. Sergiusz Piasecki. Na ok�adce jaskrawy rysunek przedstawiaj�cy czerwonoarmist� w kolczastym he�mie, z krwio�ercz� twarz� i dymi�cym naganem. Szar�owa� na przera�one dziecko. Powiedzia� o tym ojcu. Ojciec roze�mia� si�. ??C�... ??rzek�. ??Razem by�my sp�dzali czas w piwnicy. A po �Jak hartowa�a si� stal� przy�apany zosta� przez matk�, kiedy k�u� sobie szpilk� do krwi mi�nie napr�onej r�ki. 10 ??�a�osny b�a�nie! ??wybuchn�� wtedy ojciec. ??M�g�by� na przyk�ad pom�c starej pani Paszkiewiczowej w kopaniu ogr�dka! Nienawi�� prawie do ojca. Ale co� z tej kpiny dotar�o ju� wtedy do niego, bo zaprzesta� tych praktyk z hartunkiem. Tak wygl�da�a droga Onia. Ucz�szcza� ju� do nowej szko�y w peryferyjnej dzielnicy Warszawy. Z zaciek�o�ci� przygotowywa� si� do matury, zdawa� sobie bowiem spraw�, �e musi umie� znacznie wi�cej od innych. Nauk� wi�c zag�usza� wiele, ale bywa�y przecie� smutki, zw�tpienia i niepokoje. Z pomoc� przysz�y studia. W�a�nie nauki �cis�e, kt�re wybra� po maturze. Politechniczne studia. Wybrane chyba przede wszystkim z niech�ci do ideologii, kt�ra przenikn�a humanistyczne dziedziny, ugniataj�c je brutalnie jak ciasto. W r�wnaniach i wzorach, w �wiecie liczb, cyfr i symboli, uk�adanych w logiczny, konsekwentny porz�dek dopatrzy� si� Onio najlepszego dla siebie oparcia. Nie by� to wyb�r zupe�nie �wiadomy. Raczej instynktowna ucieczka od niejasno�ci i zam�tu. Onio zakotwiczy� si� na wydziale budowy maszyn. Dzie� wywieszenia list w dziekanacie by� dniem jego triumfu. Do ko�ca przecie� niewiadoma by�a jego sytuacja. Zapami�ta� tych z komisji, kt�rzy grzebali zapami�tale w teczce z papierami i co raz podnosili g�owy, przypatruj�c mu si� pilnie. Wci�gn�� si� szybko w nowe zainteresowania i polubi� nawet mozolne przedzieranie si� przez podr�czniki i skrypty, naje�one formu�ami, wykresami i wzorami. Ale od powrotu z piwnic urz�du pozosta� w nim ju� na sta�e strach. Ten strach o�ywia� si� znienacka. Pokazano mu po uroczystym wyk�adzie inauguracyjnym w auli tego starszego nieco od innych student�w faceta w br�zowym garniturze, zielonej mundurowej koszuli i takim samym krawacie. ??On jest z urz�du ??konspiracyjny szept ??opiekuje si� naszym rokiem. U�miechni�ta twarz tamtego i oczy zimne, bez u�miechu. Tak przynajmniej zobaczy� je Onio. Jakby zatrzyma�y si� d�u�ej na nim. Wie wszystko? W�szy? Co mo�e z tego wynikn��? Ogarn�� go niepok�j cz�owieka do�wiadczonego. Drugi raz to samo. Ten z bezpieki zagada� o jakim� kolokwium. Zdawkowa rozmowa. Ale nie dla Onia. Dlaczego z nim rozmawia? ??Cze�� ??rzek� na koniec niby beztrosko, a odchodz�c mia� przekonanie, �e oczy tamtego �widruj� go uporczywie. I w toalecie raz si� przestraszy�. W przerwie mi�dzy wyk�adami wszed� do kabiny. Zobaczy� napis szydz�cy klozetowym, fekalicznym stylem z Wielkiego Sojusznika. Ka�em wysmarowany ten napis. R�wnocze�nie pos�ysza� kroki na korytarzu. Kto� idzie do toalety! Przeni�s� si� do nast�pnej kabiny i zamkn�� drzwi na haczyk. Tu nie by�o �adnego napisu. Kroki oddali�y si�. Dopiero po d�ugiej chwili wymkn�� si� z tej klozetowej pu�apki. �Przy moim obci��eniu ??pomy�la� mimowolnie ??taki napis to koniec�. Parszywy ten strach. Poni�a� go. Rozumia� to doskonale. Ale przecie� nie tylko sama histeria by�a przyczyn� tych obaw. Intuicja, drobne fakty, gesty, spojrzenia, przemawia�y dosy� wymownie za tym, �e w jaki� spos�b jest na cenzurowanym. Staro�cina jego grupy, Ela, rzetelna i uczciwa dziewczyna, dyskretnie poradzi�a mu, �eby wystrzega� si� nieobecno�ci na zaj�ciach. ??Musisz szczeg�lne uwa�a� ??powiedzia�a z naciskiem. ??Dlaczego w�a�nie ja? ??zdziwi� si� w pierwszej chwili Onio. ??No wiesz... ??Ela te� si� zdziwi�a. Podoba�a mu si�. Jasna, pogodna. On jej te�. Ta przyjacielska rada staro�ciny El�biety sta�a si� w�a�nie pocz�tkiem znacznie bli�szego zwi�zku mi�dzy nimi. Wi�c mia� r�ne sygna�y. Jeszcze ze szko�y. Sprawa Mysikr�lika to przecie� te� fakt. Broni� przeciw poczuciu zaszczucia i obco�ci sta�a si� ironia i �art. Nauczy� si� �onglowa� jak wirtuoz. Tote� pe�en niech�ci wzrok kolegi Wojtczaka, aktywisty m�odzie�owego z kursu 11 wst�pnego zamiast matury, bawi� go nawet. Z b�aze�sk� ostentacj� rozk�ada� na swoim pulpicie nie tylko podr�czniki i skrypty, ale wiersze Le�miana, proz� Poego czy Choroma�skiego. ??Lektura nieobowi�zkowa ??t�umaczy� zbarania�emu Wojtczakowi ??ale niew�tpliwie poszerza horyzonty intelektualne. Ta ironia nie dawa�a podstaw do jednoznacznej oceny, ale zastanawia�a jednak. ??S�uchaj K....ski ??zapyta�a kole�anka Domagalik, gruba dziewczyna o wygl�dzie dojarki. ??Czy to prawda? Podobno ty jeste� obcy element... znaczy klasowo... ??Speszy�a si� zaraz tym pytaniem. ??Tak m�wi� ??doda�a niepewnie. ??Bo ja wiem ??odpar� Onio ??m�j stary ca�e �ycie dosy� ci�ko pracowa�. ??W�a�ciwie nie potwierdzi�, ani zaprzeczy�. Jeszcze u�miechn�� si�. Speszy� kole�ank� Domagalik do reszty. Czasem ryzykowa�. Ryzyko dawa�o wi�ksz� satysfakcj�. Cho�by egzamin z marksizmu? leninizmu czyli diamatu jak m�wiono. Na niekt�re pytania odpowiada� �wietnie, to zn�w wykazywa� absolutn� niewiedz� w przedmiocie. Egzaminator jak na hu�tawce. Raz z uznaniem. Raz pe�en os�upienia dla ignorancji odpowiadaj�cego. Na koniec historia W.K.P.(b). R�wnie� doskona�e odpowiedzi. ??Prosz� jeszcze powiedzie� pe�n� nazw� tego skr�tu ??egzaminator si�ga po indeks, chce wpisa� ocen�. Onio odpowiedzia� pomijaj�c ??b??w nawiasie. ??A to w nawiasie? ??pyta egzaminator. D�uga chwila namys�u. ??W nawiasie??odpowiedzia� podnio�le Onio??jest sze��. I zn�w cisza. Egzaminator mia� jednak poczucie humoru. Przygryz� wargi, �eby skry� �miech, i przedmiot uzna� jako zaliczony. Tylko z zastanowieniem przyjrza� si� temu uk�adnemu o nieprzeniknionej twarzy studentowi. ??Pan wybaczy ??powiedzia� Onio, k�aniaj�c si� g��boko ??techniczne studia ??sk�onno�� do cyfr, liczb. �art z magiczn� cyfr� ??6 ??nie przedosta� si� wy�ej. Potwierdzi�o si� przypuszczenie. Egzaminator mia� poczucie humoru. Dzia�a� Onio skokami. R�wnocze�nie dla umocnienia swej podejrzanej reputacji ch�tnie bra� udzia� w ochotniczych akcjach spo�ecznych. Na przyk�ad wyjazd na wykopki kartoflane. To by�o nawet weso�e. P.G.R. gdzie� na Mazurach i oni leniwie cz�api� w b�ocie za kopark�. By� tam kierownik, kt�ry budzi� ich o �wicie, niech�tnych przecie� do wstawania, gromkim zawo�aniem: ??W imieniu klasy robotniczo??ch�opskiej, pobudka, job waszu ma�! A oni umieszczali nad drzwiami kube� z wod�, kt�ra wylewa�a si� na g�ow� kierownika. W s�siednim P.G.R.?e mieli pod r�k� dziewczyny, te� ochotniczki, z fabryki marmolady. Umawiali si� z nimi na spotkania w stodole, przekupuj�c w�dk� nocnego str�a. Albo zaprz�gali w�z w dwa perszerony i gnali po okolicznych polach, szeleszcz�cych naci� kartoflan�. Od fabrycznych dziewczyn wiele dowiedzia� si� Onio o nie�atwym �yciu tych, w imieniu kt�rych rz�dzono. A kt�rego� dnia pojawi� si� stary Mazur, pragn�cy bardzo wyjecha� st�d. Johann K�cpock. Pyka� fajeczk� z metalowym cybuchem i gdera�: ??Co za robota, co za porz�dki... I ludzi nic szanuj� ??dodawa� ciszej. ??Gdzie pan zamierza wyjecha�, do Niemiec???zapyta� Onio. Stary przyjrza� mu si� przenikliwie. Wyp�owia�e, niebieskie oczy. Pykn�� z fajeczki i rzek� burkliwie: ??Gadanie, mein lieber, teraz nie pop�aca. Tylko w po�egnalny wiecz�r rozgada� si� i opowiedzia�, jak tutejsi komuni�ci wyszli z czerwonymi chor�gwiami wita� wkraczaj�ce oddzia�y sowieckie. 12 ??Tra?ta?ta ??zako�czy� beznami�tnie ??wysiekli ca�o��. ??Po�o�y� such�, tward� d�o� na kolanie Onia i za�mia� si� �miechem dziwacznym jak kaszel. Wracali z tych pegeerowskich wykopk�w z weso�ym �piewem jak z wakacji. Nie przeszkadza�y sztandary i has�a, ca�a ta dr�twa, grzmi�ca obudowa wok� nich; roze�miane twarze, naczepiali dziewczyny, wspominali niedawne przygody. Wia�o wtedy przez chwil� harcerskim biwakiem i beztrosk�, z dala od powa�nych obowi�zk�w, czujno�ci i smutnych wyrzecze�. Mo�na powiedzie�, �e nadal panowa�a dobra aura pewnych zdarze�. Tak to zachowa� w pami�ci. I ci�gle tli�a si� ufno�� wobec ludzi. Mimo to, �e tyle ju� razy do�wiadczana do�� drastycznie. Kolega, kt�ry po�ycza bez oci�gania pieni�dze. Kto� zaprasza na w�dk�. Ci ze wsi dziel� si� swoj� smakowit� wa��wk�. Mi�e, ufne dziewczyny. Podwieczorek taneczny w akademiku. Stary profesor ma rozpi�ty rozporek. �miej� si� wszyscy. I ci z zarz�du wydzia�owego. I ci z kom�rki partyjnej te�. Nawet ten, o kt�rym m�wiono, �e jest konfidentem. Solidarnie podrzucaj� sobie �ci�gawki na egzaminie. Przegrane w karty stypendium. Przera�ony, uleg�y wzrok sekretarza organizacji partyjnej roku wlepiony w surowego docenta. Jego dziecinne: ??Zda�em, hurra!! ??kiedy wychodzi i �ciska d�onie koleg�w. ??Zapraszam do Fukiera! ??wo�a ??wszystkich! ??Ci�gnie te� serdecznie Onia. Chwilami wi�c mimo r�nic i sztywnych kostium�w, stawali si� naturalni, �yczliwi wobec siebie i ufni. Ta przedziwna przyja�� Onia z dzia�aczem studenckim tamtych czas�w. P�omienny m�wca, obdarzony czystym, porywaj�cym g�osem. Jego Wiara nami�tna w obowi�zuj�cy katechizm. Fanatyzm bez cienia w�tpliwo�ci. �Savonarola� ??my�la� o nim Onio. I by�o co� elektryzuj�cego, niesamowitego, kiedy tamten wyg�asza� swoje improwizacje. Ca�y ten zestaw nieustannie powtarzanych slogan�w, gr�b, zakl�� i pochwa� o�ywia� si� jako� w jego wykonaniu. Dzieli�o ich wi�c prawie wszystko, a jednak trudna do uchwycenia za�y�o�� zaistnia�a mi�dzy nimi. Tamten by� przecie� inteligentny, my�l�cy i na pewno uczciwy. Wyr�nia� si� w tym t�umie t�pawych, bezmy�lnych i zastraszonych student�w. Chwilami Onio mia� takie wra�enie jakby siebie niedawnego jeszcze z Dzia�aczem por�wnywa�. Zafascynowany odkrywaniem swego wizerunku z niedawnej przesz�o�ci. A te� rozwa�aj�cy sw�j potencjalny rozw�j w tera�niejszo�ci gdyby... W�a�nie. To gdyby... Bo wtedy zupe�nie ju� wyblakli i do zwyczajnych wymiar�w przywr�ceni zostali dawni idole jego dzieci�stwa. Ci zetwuemowcy, ormowcy, kulawy Olczak, ch�opaki z Piach�w; ci pionierzy w wieloletniej ju� sztafecie. Wo�a ochryple kulawy Olczak s�owami pie�ni: ??�My poka�emy jak szcz�cie budowa� w kr�g...�. ??Dawaj go, ku�ack� macior�! ??szarpie przera�onego wie�niaka. ??No gdzie masz zbo�e, gdzie!! ??To dla niego w�a�nie porzuci� Onio harcerski zast�p Bobr�w, gdzie by� kronikarzem i przeszed� do pionier�w, m�odszych braci Z.W.M.?u, jak m�wi�o si� wtedy. Dla Olczaka porzuci� Z.H. P., wszystkie te sprawno�ci i w�z�y, �yciorysy Ma�kowskiego i Strumi��y, egzaminy na stopnie, m�odzik, wywiadowca, harcerz orli i tak dalej. Porzuci� wtedy bez wahania... Groteskowe to teraz. �my trzepocz�ce wok� lampy. Ale r�wnocze�nie ile lat �lepego, zmarnowanego �ycia?... Nikomu o tym nie m�g� powiedzie�. Jedynie do Dzia�acza ci�gn�o go nieprzeparcie i czujna ostro�no�� zawodzi�a chwilami. Tamten te� lgn�� w jaki� spos�b do niego. Mo�e odmienno�� go poci�ga�a. Rozmawiali cz�sto. Pos�ugiwa� si� Onio niezbyt subtelnymi aluzjami. ??Taka anegdota mi si� przypomnia�a ??zaczyna� patrz�c w sufit ??... szko�a hitlerowska, wojsko czy policja, nie wiem dok�adnie. Podobno prawda. Ka�dy elew chowa� psa od szczeniaka, czu�o��, przywi�zanie, Niemcy lubi� zwierz�ta. A nast�pnie rozkaz komendanta: nale�y w�asnor�cznie zat�uc... Sprawdzian hartu i twardo�ci po prostu. Dzia�acz spogl�da� podejrzliwie. Onio nic, poziewywa� oboj�tnie. ??Dw�ch jest takich ??bombardowa� dalej ??przyjaciele, no powiedzmy, dobrzy koledzy. Jeden my�li inaczej, nie tak jak nale�y i wcale si� z tym nie ukrywa. Co zrobi� z takim? Jak 13 powinien zachowa� si� stra�nik obowi�zuj�cego porz�dku? Ci�ki problem... ??monologowa�, zachowuj�c kamienny wyraz twarzy, czyst� teori� tego przypadku poch�oni�ty. ??Czujno��. Wr�g nie �pi przecie�. Problem ponadto: �wiadomy tego czy nie? Wychowawczo na niego podzia�a� czy represyjnie? Co zrobi� z takim? Dzia�acz kr�ci� si� niespokojnie. Wzburzenie ujawni� nieudoln� pr�b� zmiany tematu. Razem te� spotykali si� �e swoimi dziewczynami. Wybierali si� na pota�c�wki czy podmiejsk� ciuchci� gdzie� do lasu. �mieli si�, pili wino, opowiadali kawa�y. Ta sama �apczywa ch�� kobiecego cia�a i maskowana cynizmem nie�mia�o��. Obco�� zanika�a wtedy zupe�nie. Zwierzenia do p�na w noc. Mieli podobne marzenia i nadzieje wieku m�odzie�czego. Dzia�acz, tak samo jak Onio, pragn�� zosta� wybitnym specjalist� w obranej dziedzinie studi�w. Fascynowa�y ich biografie Einsteina, Heisenberga, Nielsa Bohra. ??Czy mo�na jeszcze w dzisiejszych czasach zespo�owych bada� zab�ysn�� samodzielnie? ??pyta� w dziecinnym uniesieniu Dzia�acz. W takich p�nonocnych godzinach rozlu�nia�a si� jego dyscyplina i gromka jednoznaczno��. A �wiatopogl�d, kt�ry nazywa� marksistowskim, r�wnie� wielokrotnie nie przystawa� do rozmaitych w�tpliwo�ci i refleksji. Tak �e podczas takich godzin, wydawa� si� mog�o, zupe�nej szczero�ci, przygwo�dzi� Onio tamtego czym�, co przesta�o by� jedynie aluzj� mog�c� budzi� sprzeciw natury og�lnej. Dotyczy�o to ju� osobistych spraw Dzia�acza. Ale te� zacz�� przypowie�ciowo: ??Wiesz, to dopiero dylemat, rodzice starego typu, niech�tni nowemu, wr�cz reakcja, szydz� i z�orzecz�. Ten m�ody, czysty, gor�cy, nie mo�e tego znie��. Wyczerpa� wszystkie sposoby. Pr�bowa� przekona�, grozi�. Nic nie odnios�o skutku. Co ma zrobi�? Donosi na nich, nie, �le powiedzia�em, informuje kogo nale�y. W imi� idei odcina si� od nich ostatecznie i oczyszcza, prawda?... Nie zdo�a� jednak doko�czy�. Dzia�acz zerwa� si� gwa�townie. Chwil� jakby zmaga� si� ze sob�. ??Dla wroga ??wycedzi� wreszcie z lodowatym ch�odem trzeba nie mie� lito�ci. ??Czy tu jest miejsce dla Einsteina, ha, ha!! ??zawo�a� Onio. Tamten wyszed� bez po�egnania. Zaraz ojciec zajrza� do pokoju. S�ysza� zapewne t� ostatni� przypowie�� i reakcj� tamtego. ??Obrazi� si� ???zapyta�. Onio pokiwa� g�ow�. ??Chwa�a Bogu... ??powiedzia� po d�ugiej chwili ojciec �e ty chocia� nie da�e� si� zaczadzi�... Bo ta wiara �lepa m�odych mo�e niebawem zamieni� si� w r�wnie straszn� niewiar� i cyniczn� ma�oduszno��... Wed�ug moich domoros�ych prognoz ??rozwa�a� ojciec ??musz� nast�pi� pewne wstrz�sy... Cho�by po to, �eby ci�nienie troch� si� obni�y�o. Dla cz�ciowego przewietrzenia. ??Popatrzy� z nag�ym niepokojem na syna. ??Powiniene� jednak uwa�a� na siebie ??powiedzia� nieoczekiwanie Zawstydzi� si� t� niewolnicz� rad�. Ze zdwojon� gorliwo�ci� zaj�� si� przecieraniem okular�w. ??Wiesz...??powiedzia� ??g�upia ta nasza historia. Poligon �wiczebny dla rozmaitych szale�c�w i b�cwa��w. Ani spokoju, ani ci�g�o�ci... Wszystko poprzerywane... Ci�gle przemoc, z�a geografia, uwik�ania. I tyle krwi za tym p�ynie. A� dziwne, �e �y� tu mo�na. Twarda sk�ra, skamienia�e serce, pa�szczy�niana zgoda, oto jedyne do�wiadczenie, warunki przetrwania, psiakrew... Z wojny takie zdarzenie mi si� przypomnia�o: by�o rozporz�dzenie okupanta, wszyscy m�czy�ni posiadaj�cy wy�sze wykszta�cenie maj� si� zg�osi� tu i tu. Og�aszali z megafonu, gestapo chodzi�o po domach. Ja te� pocz�tkowo chcia�em i�� na zbi�rk�... Ale tak jako�, schowa�em si� za altank� w �opianach. Przyszli, pytaj�. Mama m�wi: chory, w szpitalu. Nie szukali nawet, poszli sobie. A tamtych wywie�li do O�wi�cimia. Bezsens, ci�gle po krzakach, psich budach... Ukry� si�, przeczeka�!! 14 Onio d�ugo jeszcze sta� w oknie i patrzy� w ciemno��. Noc. Nic nie wida�. Tylko �wiate�ka tu i �wdzie. Ale jakby to dzie�, wszystkie elementy pejza�u przed oknem odtwarza� precyzyjnie. Spadzisty dach budynku jego dawnej szko�y. Wie�a ko�cio�a. Akacje nad stawem. Buda fryzjera Zygmunta. Niezmienny od lat widok. Zastanawia� si� nad prognoz� ojca. Nic za tym nie �wiadczy�o. Wszystko by�o tak sta�e i niezmienne jak ten widok. ??... Heisenberg, Einstein... ??powtarza�. ??Co my wiemy o �wiecie? �wiat o nas? Co znaczy prawda? Czy wolno dochodzi� do niej samodzielnie? A co znaczy spok�j? Za jak� cen�? W ciemno�ci pokaza�y si� b�yszcz�ce, z�e oczy Dzia�acza. Ale wstyd w nich r�wnocze�nie... Potem kolej na codzienny realizm przysz�a. Co wyniknie z tej przypowie�ci? Wyrzuc� z uczelni czy tylko zawiesz�? I znowu wyobra�enie niezmiennego widoku przed oknem. Niezmienny porz�dek wszystkiego. I po raz pierwszy mia� poczucie czasu, kt�ry ja�owo marnieje z latami. Czeka� wi�c na reakcj� Dzia�acza. Ze studi�w jednak nie wyrzucili. Nic si� w og�le w jego sytuacji nie zmieni�o. Jedynie Dzia�acz unika� go wyra�nie. �arty Onia stawa�y si� w tym czasie coraz bardziej nieopanowane. Nie m�g� si� powstrzyma�. Co� korci�o nieustannie, niezale�nie od rozs�dku. Ta rozkosz dziwna balansowania na kraw�dzi. Dzia�acza te� prowokowa�. ??Heisenberg, Einstein... ??m�wi� niby do siebie ??ciekawe co oni by tu robili.... ??wymowna pauza. ??Co by z nimi zrobiono?!! Wi�kszo�� koleg�w z roku nie rozumia�a tych pyta�. Ale kiedy� wreszcie... Ten konfident Mrozek wyra�nie zagl�da ju� za nim. �mia� mu si� prosto w t�p�, tropicielsk� g�b�. ??Pisz! ??wo�a�. ??Notuj, bo zapomnisz! El�bieta tr�ca�a go ostrzegawczo. Patrzy� na ni� ze z�o�ci�. ??W�a�ciwie ??m�wi� ??nie rozumiem twojego po�wi�cenia. Z takim typem jak ja... Ale El�bieta by�a �agodna i spokojnie znosi�a jego wybuchy. Wielokro� wracaj�c z zaj�� na uczelni, patrzy� z zaciekawieniem na gromad� ch�opak�w pod Fotoplastikonem. Dochodzi�y stamt�d d�wi�ki d�ezu, a oni podrygiwali w takt muzyki. Pikieta. Ch�opcy z pikiety. I teraz dopiero ten wyszydzany i t�piony �wiat bikiniarzy wyda� mu si� sympatyczny i bliski. Kolorowe ptaki tamtych lat. Ch�opcy spod zegara na �r�dmie�ciu. Ch�opcy spod praskiej cerkwi. D�ugie w�osy, przylizane brylantyn�, z misternymi czubami nad czo�em, w�skie spodnie i bajecznie malowane krawaty. Pod�piewywali ??�Leci figus Targow� ulic� za nim dziwka z rozpi�t� sp�dnic�...� ??Albo � ... Raz Maniana sz�a pijana...� ??Czy ??�Sz�a karawana, wielb��d�w ci�gn�� d�ugi sznur, jaka� moc niezbadana gna�a j� sam nie wiem gdzie...�. Czasem ostrzegawczy okrzyk: ??Gliniarze! Pierzchali wtedy w bramy i zau�ki. Onio pr�bowa� zbli�y� si� do nich. Korzysta� ze swojej erudycji, opowiada� o pocz�tkach d�ezu, negro spirytuals i blusach. Byli nieufni. ??Czy� ty nie kapu� jaki? ??pytali niby �artem, ale powa�nie. A� wreszcie m�g� sobie powiedzie�, ze naprawd� pozyska� ich zaufanie. Czynem dosy� ryzykownym to osi�gn��. By� wiecz�r. Szamotanina w bramie. Krzyki. Podbieg�. Dwaj z zetempowskiego aktywu przyciskali do muru bikiniarza. Jeden chwyci� za no�yce i czub spi�trzony nad czo�em �cina� ju� chce. Decyzja Onia by�a spontaniczna. Tego z no�ycami uderzy� g�ow�. Nie na darmo trenowa� uliczne b�jki z ch�opakami z lumpowskiei dzielnicy Piachy. Osaczony �atwo ju� dal sobie rad� z drugim aktywist�. Tamci uciekli jak zaj�ce. ??R�wny z ciebie kole� ??podzi�kowa� bikiniarz. ??Jak chcesz przyjd� do nas na pikiet�... Pod zegar... Rozstali si� w przyja�ni. Na chodniku porzucone przez aktywist� wielkie, toporne no�yce do strzy�enia owiec. Onio tr�ci� je nog�. Zgrzytn�o �elazo. Wi�c by� to jego sukces. I tajemnica. Jak buda fryzjera Zygmunta. 15 W chwilach gwa�towniejszej rozterki zachodzi� Onio do gabinetu starego Profesora. Ciemnawo. Rega�y pe�ne ksi��ek ze z�oconymi grzbietami. Masywne biurko jak forteca. Ta siwa, �mieszna br�dka Profesora. Jego �agodny u�miech. Spok�j i �ad. Znajomo�� ta zacz�a si� od egzaminu. Polubi� Profesor tego inteligentnego, z wiedz� rozleglejsz� ni� wymagano, studenta. ??Spec ??m�wili o Profesorze m�odzie�owi dzia�acze ??ale niestety, wczorajszy. Profesor patrzy� na tera�niejszo�� wyrozumiale i z dystansu. Najch�tniej rozmawia� z Oniem o najnowszych osi�gni�ciach fizyki, zapala� si� wtedy i szybko w podr�cznym notatniku wypisywa� r�wnania i wzory. Opowiada� o tajnym nauczaniu podczas okupacji i swojej drodze do nauki. By� ch�opskim synem i cechowa� go up�r i g��boka wiara w Boga. ??Przetrwa� ??m�wi� cicho, kaszl�c astmatycznie ??przechowa� najwa�niejsze warto�ci i nie da� si� zdemoralizowa�. ??Czyli bezpieczny azyl, spokojne sumienie i nic wi�cej! ??unosi� si� Onio. By� bezsilny. I zagubiony. Cierpliwo�ci dla stanowiska starego Profesora te� mu nie starcza�o. Czeka� na co�. Jakby jeszcze nie przyszed� jego czas. Nie wiedzia� na co czeka. Ale mia� nadziej�. Od pewnego czasu pojawia�y si� przecie� symptomy zmian. Co� trzeszcza�o i rysowa�o si� w spoistej dot�d budowli. Coraz wyra�niejsze sygna�y. To spotkanie z Olczakiem w tramwaju. Kulawy OIczak by� lekko pijany. Pracowa� w stra�y przemys�owej jako komendant. Nosi� mundur obci�ni�ty szerokim pasem z pistoletem. Z upodobaniem kontrolowa� swoje odbicie w szybie. ??Osobi�cie nie narzekam??wyzna�. ??Tylko og�lnie... ??rozejrza� si� i doda� szeptem: ? Popatrz, popatrz... Ten Stalin... Na r�kach go nosili�my... Jak z jajkiem... A to taki.. ??nie doko�czy�. Przypomnia� sobie Onio dzie� �mierci Wielkiego Nauczyciela. Syreny, kt�re wy�y rozdzieraj�co. Zastyg�y t�um na ulicach. Zap�akana twarz kole�anki z Zarz�du Uczelnianego. Smutne, �ci�gni�te �a�obnie twarze profesor�w, student�w. I teraz to zaskoczenie. Upadek mitu Wielkiego Nauczyciela. Szepcz� dzia�acze, szepcz� wszyscy. Zrazu tylko szept. A� wreszcie g�o�no o tym ju� m�wi� wszyscy. Z pasj� i oburzeniem. Ta dobrotliwa twarz z portret�w. Wsz�dzie ta twarz. I naraz zanika� zaczyna. ??Jeden zero dla mnie ??podsumowa� Onio z pozorn� niefrasobliwo�ci�. Kpi� poczyna� sobie coraz jawniej. W dzie� 1 Maja wym�wi� si� od niesienia transparentu. ??�ci�gna nadwer�one ??t�umaczy� z dwuznacznym u�miechem. Napotka� uwa�ne spojrzenie Dzia�acza. Mrugn��. W par� dni potem wraca� z El�biet� z �wicze�. By� ciep�y wiosenny wiecz�r. Szli parkiem. Wiecz�r pe�en westchnie�, chichot�w w krzakach. Odurzaj�ca pora. Usiedli na �awce. Obj�� El�biet�. Ca�owa� coraz �apczywiej. Ale ona siedzia�a sztywna, napr�ona. ??Daj spok�j??odsun�a si�. ??El�bieta! ??zdziwi� si� Onio. ??Martwi� si� ??powiedzia�a po prostu. ??Coraz gorzej gadaj� o tobie. ??Bzdury ??pr�bowa� bagatelizowa� Onio. ??Co mi mog� zrobi�? ??Mog�! ??El�bieta chwyci�a go za r�k�. ??Czy my�lisz, �e s� a� tak ograniczeni i nie rozumiej� twoich kpin? Onio ci�gle jeszcze stara� si� nie przyjmowa� do wiadomo�ci tego, co powiedzia�a El�bieta. Ale ju� ten wiosenny, beztroski wiecz�r zmieni� sw�j charakter. Noc te�. Nie m�g� zasn��. Pocz�� go n�ka� pewien obsesyjny motyw. Zebranie w�a�nie. Ca�y jego rok. Otwarte zebranie zwi�zku m�odzie�y. Prezydialny st� okryty czerwonym p��tnem. Referuje przewodnicz�cy. Litania zarzut�w. Zarzuty obejmuj� wszystko. I to o czym s�dzi�, �e by�o jego wy��czn� tajemnic�. Wi�c i napis w toalecie. Jest r�wnie� egzaminator z marksizmu ??leninizmu. Dok�adnie odtwarza przebieg zdarzenia. S� te� tacy, kt�rzy gdzie� na uboczu s�yszeli wiele jego 16 powiedzonek i �art�w. Kolejno wstaj�. Podsumowania dokonuje p�omienny Dzia�acz. Patrzy na niego zimno, bezosobowo jak na przedmiot. I wreszcie to pytanie: ??Czy wykluczy� i usun��? ??Czysto ju� retoryczne. Las r�k. Patrzy Onio. Rozgl�da si�. Jest El�bieta. Wi�c szuka w jej twarzy oparcia. El�bieta odwraca g�ow�. Taka to by�a hu�tawka wyobra�ni. ??Bzdury!??zapali� nocn� lampk�. Zn�w zgasi�. I zn�w niepok�j. Tym razem budynek Studium Wojskowego. Zrzucaj� drelichy, podkute buciory. Chor��y K�o� podchodzi do jednego z nich. Nawet nie zna� go. Z innego wydzia�u. Tylko razem mieli wojskowe zaj�cia. ??Prosi was dow�dca kompanii ??m�wi p�g�osem chor��y K�o�. Tak patrzy jako�. Tamten odchodzi. I widzieli z okna jak na podw�rzu wsiada� do czarnej cytryny. Dwaj faceci w p�aszczach z dw�ch jego bok�w. Ju� nie wr�ci�. M�wiono p�niej: ??By� w podziemnej organizacji. Stara sprawa. Sprzed studi�w. Ale i tak doszli do tego. To nast�pi�o rok temu po powrocie ze strzelnicy na Bielanach. Dok�adnie 21 marca. Zapami�ta� Onio t� dat�. By�a to noc pe�na strachu. Ten strach nie by� ze sfery histerii jedynie. El�bieta mia�a racj�. Otrzyma� wezwanie do zarz�du wydzia�owego Organizacji. Oficjalnie, bez s�owa komentarza wr�czony �wistek. Ciekawe spojrzenia koleg�w. Obraca� papier w palcach. W sukurs przysz�a historia. Prognozy ojca okaza�y si� realne. Nast�pi� czas gwa�townych wstrz�s�w. Ten nastr�j zelektryzowa� r�wnie� uczelni�. Odbywa� si� akurat wyk�ad profesora znanego przede wszystkim z nieprzejednanych wyst�pie� na wiecach i akademiach. To w�a�nie Onio krzykn�� wtedy zapiek�ym z d�ugo hamowanego gniewu g�osem. ??Tak jak m�wi�o si� dot�d: uczeni, lokaje imperializmu, czy nie nale�y teraz powiedzie� o was panowie: uczeni, lokaje stalinizmu! Co za r�nica? ??zapyta� jeszcze z szyderstwem. Chcia� m�wi� dalej, stropi� si� jednak, machn�� r�k�, usiad�. Powsta� tumult. Klaskali i tupali wszyscy. I ci do niedawna najbardziej zaciekli, pozbawieni rozterek. I ci zawsze bierni, oboj�tni, znu�eni. Wtedy to przez chwil� za�wita�a w Oniu niewiara do t�umu, bezwolnego i �lepego podczas wszystkich takich wstrz�s�w. A nawet wsp�czucie dla milcz�cego bezradnie wyk�adowcy. Tylko z satysfakcj� podar� wezwanie do zarz�du wydzia�owego. Nie by� zadowolony ze swego wyst�pienia. Kac. Ale ma�o mia� czasu na refleksje. Dzie� po dniu nast�powa�y wydarzenia budz�ce powszechny entuzjazm i uniesienie. Wkr�tce potem ta scena w ma�ej, obskurnej knajpie na praskich peryferiach. Wybra� si� tam z koleg�. Wi�c pili na stoj�co w tym brudnym wn�trzu z zaciekami na suficie, oparci �okciami o blat bufetu, w�r�d w�glarzy, rzemie�lnik�w, handlarzy z bazaru, robotnik�w z pobliskiej fabryki i innych sta�ych bywalc�w tego miejsca, w��cz�g�w i podejrzanych indywidu�w bez okre�lonego zaj�cia. Wrzask, be�kot i brz�k kufli, szklanek, butelek. Zwyk�a atmosfera takiego miejsca. Naraz rozleg� si� g�os z radiowego pud�a zawieszonego nad p�kami z r�nokolorow� bateri� butelek. Bufetowa nastawi�a na ca�y regulator. G�os zapanowa� nad wrzaw�. By� to g�os nowego przyw�dcy pa�stwa. Cisza zapanowa�a w tym brudnym, zat�oczonym wn�trzu. G�os z tego obci�gni�tego szar� materi� pud�a, zdarty i wiecowy ??jak objawienie dla tych nieskorych przecie� do uniesie� ludzi. Nowy przyw�dca obiecywa� lepsze, inne �ycie. Ostro rozprawia� si� z przesz�o�ci�. Pi�tnowa� przemoc i bezprawie. Przysz�o�� mia�a mie� ludzkie, sprawiedliwe oblicze. Krzywdy i cierpienia zostan� odp�acone. Sko�czy� nowy przyw�dca i cisza zapanowa�a. Cisza zak��cona jedynie leciutkim sykiem powietrza ulatuj�cego z beczki wype�nionej piwem. Za chwil� jak wybuch zbiorowy toast za zdrowie i pomy�lno�� nowego przyw�dcy. Roze�miane twarze, obejmuj� si� ludzie. ??Niech �yje! Niech �yje! ??huczne i spontaniczne, wype�ni�o ca�e wn�trze. Tylko ci dwaj, umorusani czarnym py�em, chyba w�glarze, bardzo pijani i zaj�ci sob�, nic z tego nie us�yszeli. Nie dotar�o do nich przem�wienie, ani toast na cze�� nowego przyw�dcy. 17 Naraz otoczy�a ich wroga, pr�nia. Ockn�li si�. Popatrzyli i ogarn�� ich niepok�j. Zewsz�d zimne, skupione spojrzenia. Wi�c cho� nie wiedzieli zupe�nie w czym rzecz, szybko podnie�li swoje szklaneczki. Ale by�o ju� za p�no. Nie zostali przyj�ci do kr�gu zbiorowego braterstwa. ??Tym co� nie pasuje jakby ??kto� powiedzia� przeci�gaj�c s�owa. Uciekali chy�kiem niczym szczury, a razy, jakie spada�y na nich, pi�ci i kopniaki sta�y si� wyrazem jednomy�lnego pot�pienia. T�um wtedy potrzebowa� ofiar. Onio och�on�wszy p�niej na ulicy, pomy�la� o tych dw�ch Bogu ducha winnych pijakach, kt�rzy przeciskali si� przez wrogi t�um, ukrywaj�c twarze w ramionach. Bito ich i opluwano. ??Ludzie, za co! Za co! ??zawodzili tamci. R�wnocze�nie sam przecie� bra� udzia� w tej zbiorowej dintojrze. Krzycza�, plu� i bi�. ??G�upio ??wyrwa�o mu si� g�o�no. Wstyd w wyniku tego zastanowienia. A jego kolega, spokojny, nieskory do uniesie� prymus, powtarza� z satysfakcj�: ??Ale im dali�my wycisk, fajnie co? ??Zaraz spojrza� na zegarek i po�pieszy� Onia: ??Szybciej, w naszej auli ma by� wiec. Czas by� na�adowany wydarzeniami. Biegali i krzyczeli ludzie. Biega� i krzycza� jak inni Onio. Czy wierzy�? Sam nie wie dot�d. Upaja� si� po prostu nag�� swobod�. Ale bywa�y te� momenty niejasne. Jak zupe�nie inne o�wietlenie tego samego miejsca. Powr�t wujka z wieloletniego pobytu w Rosji. Rado�� i podniecenie w domu. P�ny wiecz�r. Wuj moczy nogi w miednicy. Widok jego n�g. Opuchni�te, sinawe banie pozbawione normalnego kszta�tu. Siedzi wuj i wolno przesuwa palcami w wodzie. St�ka. Domownicy wok� niego. Wuj nie wyra�a� �adnej rado�ci. By� apatyczny i milcz�cy. O pobycie tam w og�le nie chcia� m�wi�. ??Nie wolno ??zaszepta� tylko. ??Wypalili go do reszty ??powiedzia� wtedy ojciec. Bo ile czasu mo�e by� w cz�owieku ogie�? �Krzywdy i cierpienia zostan� odp�acone� ??przypomnia� Onio s�owa nowe