4290
Szczegóły |
Tytuł |
4290 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4290 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4290 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4290 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
_____________________________________________________________________________
Margit Sandemo
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom XII
Gor�czka _____________________________________________________________________________
ROZDZIA� I
Wiosna wybuch�a gwa�townie i to ostatecznie po-
stawi�o Villemo na nogi.
Ockn�a si� nareszcie z tego duchowego odr�t-
wienia, w kt�rym trwa�a od powrotu do domu. �al,
�e musia�a wyrzec si� Dominika, pozbawi� jej organizm wszelkiej odporno�ci i nie mog�a wyzdrowie�. Jedno zazi�bienie nast�powa�o po drugim, przypl�ta�o si� zapalenie ucha, wci�� cierpia�a na jakie� katary i b�le mi�ni. Gabriella i Kaleb nie mieli chwili spokoju. Ich radosna, niesforna c�rka le�a�a blada i cicha, jak�y wpatrzona w co� dalekiego, nieznanego. U�miecha�a si� do nich i dzi�kowa�a za opiek�, dr�czy�y j� ci�kie wyrzuty sumienia, �e wci�� im przyczynia takich strasznych zmartwie�. By�a jednak tak os�abiona, �e dostawa�a zawrotu g�owy, gdy tylko pr�bowa�a usi���.
I oto kt�rego� dnia spostrzeg�a, �e poranne niebo
mieni si� z�ocist�, czerwonaw� po�wiat�, a ponad wsi� unosz� si� srebrzystoszare dymy. Zaciekawiona Villemo, zanim zd��y�a si� zastanowi�, czy utrzyma si� na nogach, wsta�a i podesz�a do okna. Kurezowo zaciska�a
r�ce na futrynie, bo kolana si� pod ni� ugina�y, lecz sta�a mimo wszystko.
Na zewn�trz widok by� wspania�y. Wsz�dzie p�on�y
ognie, pojedyneze ma�e stosy lub d�ugie szeregi.
Mocny, ostry, niezwykle przyjemny zapach wiosny
uncisi� si� nad ca�� parafi� Grastensholm. Villemo popad�a w zadum�.
P�onie otwarty ogie�, my�la�a. Po�ar ogarnia ju�
jednak wi�cej, ni� mo�na zobaczy�. Pod stosami
ognisk, g��boko w ziemi, tli si� i �arzy z tajemnicz� si��, sprawia, �e ciep�o przenika w d�, do g��bszych
warstw. Ten st�umiony, niewidzialny po�ar jest jak... jak moja mi�o��. Nie mo�na jej zd�awi�, trawi mnie powoli, tli si� gor�cym �arem, nic nie zdo�a jej pokona�. Jest strasznie bolesna, ale zarazem rozkoszna i nie chc� si� jej wyrzec.
O�wietlona blaskiem ognia, trzymaj�ca si� kur-
czowo ramy okiennej Villemo budzi�a si� nareszcie do �ycia.
- Kocham ci�, Dominiku - powiedzia�a g�o�no,
a ognista po�wiata odbija�a si� w jej oczach, sprawia-
j�c, �e p�on�y niczym u dzikiego zwierz�cia. - Ko-
cham ci�, pragn� ci� mie� i b�d� ci� mia�a! Nikt ani nic nie zdo�a nas rozdzieli�, Dominiku! Teraz wiem,
po co �yj�!
S�abe d�onie nie by�y w stanie d�u�ej zaciska� si� na ramie i Villemo powoli osun�a si� na ziemi�. T�sknota
za �yciem okaza�a si� jednak tak wielka, �e znalaz�a si�y, by doczo�ga� si� do ��ka i u�o�y� w po�cieli. Le�a�a wyczerpana, lecz szcz�liwa. Nareszcie wiedzia�a, �e ma cel. I od tej chwili pragnienie, by odzyska� Dominika, trwa�o w jej ciele niby gor�czka.
Wiosna i lato 1675 roku min�y w parafii Grastens-
holm bez wstrz�s�w. Villemo po wszystkich zmartwieniach, jakich przysporzy�a swoim najbli�szym w ostatnich latach, okazywa�a skruch� i nieznane
przedtem pos�usze�stwo. Pracowa�a w gospodarstwie, zapami�tywa�a si� wprost w pragnieniu bycia po�yteczn� i ch�ci niesienia pociechy, w wolnych chwilach czyta�a i uczy�a si�. Zawsze by� zdolna, cho� jako kobieta wielkiego po�ytku z tego mie� nie mog�a. Kaleb i Gabriella byli zaskoczeni, lecz szcz�liwi.
Villemo sprawia�a wra�enie zadowolonej, a nawet
pogodnej i weso�ej.
I tylko �ciany jej pokoju wiedzia�y, co si� naprawd�
sta�o. Dawniej, gdy le�a�a chora, widzia�y rozpacz
i t�sknot�. Widywa�y jej szeroko otwarte, rozmarzone
oczy w samotnie sp�dzane wieczory, �zy sp�ywaj�ce na listy, kt�re pisa�a i wysy�a�a potajemnie, gdy pocztylion kierowa� si� na wsch�d, ku Szwecji.
Otrzymywa�a te� listy. Zawar�a umow� ze s�u��c�,
kt�ra dba�a, by rodzice panienki nie dowiedzieli si�, �e tak cz�sto przychodz�. Listy pe�ne mi�o�ci i t�sknoty, wyzna� i zabawnych dworskich anegdot. Dominik
zawsze mia� celne okre�lenia, z odrobin� z�o�liwo�ci opisywa� �mieszne wydarzenia na dworze, a zw�aszcza ludzi o kurzych m�d�kach z otoczenia kr�la. Villemo pr�bowa�a odpowiada� w tym samym tonie, lecz bez wi�kszego powodzenia. Chcia�a ukrywa� sw� t�sknot�,
lecz nie starcza�o jej hartu ducha.
Teraz si� to odmieni�o.
Wszystko, co robi�a, przesycone by�o jak�� determinacj�. Kierowa�o ni� niez�omne zdecydowanie. Nie mia�a zamiaru zwa�a� na nic ani na nikogo. Dominik b�dzie jej.
On jeszcze nie by� tego �wiadom, nie mog�a mu
o tym powiedzie�. Cieszy� si� jednak, �e wr�ci�a jej ch��
do �ycia, i pisa�, �e odnosi wra�enie, i� Villemo odnalaz�a sens i cel swego istnienia.
Oczywi�cie, �e odnalaz�a, oczywi�cie...
Szwecja i Dania nigdy nie mog�y �y� w zgodzie
przez d�u�szy czas. Dania �ywi�a zastarza�e pretensje o utracone dzielnice, Skani� i Blekinge z przyleg�o�-
ciami.
Szwecja natomiast mia�a wielkie k�opoty ze swymi
posiad�o�ciami po drugiej stronie Ba�tyku.
W czerwcu zosta�a pobita szwedzka za�oga w Brandenburgii, co sta�o si� bojowym sygna�em dla licznych przeciwnik�w Szwecji. Dania wys�a�a wojsko na po-
moc sojusznikom z Brandenburgii, Niderland�w i Cesarstwa Niemieckiego, sama zdo�a�a odzyska� Gottorp. W pa�dzierniku od Szwecji odpad�o najpierw Pomorze
Zachodnie, a potem Wismar.
Kr�l szwedzki, Karol XI, by� jeszcze bardzo m�ody. Przera�enie go ogarn�o, gdy u�wiadomi� sobie, jak
�a�osny jest stan si� zbrojnych Szwecji. Prosi� o pieni�-
dze, lecz kasa pa�stwowa �wieci�a pustkami. Nikt si� niczym nie przejmowa�, m�ody monarcha m�g� polega� jedynie na sobie i kilku oddanych ludziach, kt�rych osobi�cie dobra�. Wiedzia�, �e wrogowie kraju uderz� lada moment, lecz nie mia� armii, by im si� przeciwstawi�.
Czas nagli�. Zim� kr�l wykorzysta� na uzbrojenie wojsk. Z wielkim trudem zdo�a� zebra� oddzia�y, kt�re wiosn� 1676 roku wys�a� do Skanii. Marzy�a mu si� wielka ofensywa: zamierza� zdoby� Zelandi�.
Du�czycy z kolei zgromadzili pod Kopenhag�
wojsko, kt�re mia�o odzyska� Skani�. Po stronie szwedzkiej sta�o czterna�cie tysi�cy ludzi gotowych do walki. Szwedzka za�oga w Skanii czeka�a na przybycie floty, kt�ra by przerzuci�a �o�nierzy do Danii. Cho� flota zgromadzona pod Sztokholmem by�a do�� liczna,
to jednak znajdowa�a si� w op�akanym stanie i kr�l Karol po�wi�ci� musia� du�o czasu i wysi�ku, by j� na nowo uzbroi�. Wyposa�enie okr�t�w si� rozpada�o,
a za�ogom brakowa�o wyszkolenia. Gdy z wielk�
pomp� i parad� okr�ty pierwszy raz wysz�y w morze, musia�y ptawie natychmiast zawr�ci�. Na jednym
z nich dziewi��dziesi�ciu spo�r�d dwustu cz�onk�w
za�ogi dosta�o marskiej choroby. Na pozasta�ych wcale
nie bylo lepiej. Du�czycy kpili, �e tak si� zawsze ko�czy rzucanie wiejskich parobk�w na g��bokie wody.
Trzeba by�o zaczyna� od pocz�tku. Tym razem musi
si� uda�, powtarzano, gdy okr�ty podnios�y �agle i wyruszy�y spod Sztokholmu ku po�udniowym brze-
gom Ba�tyku, by jak najszybciej przy��czy� si� do
oddzia��w w Skanii i "wyci�� w pie� tych przekl�tych Du�czyk�w".
D�ugo odk�adany �lub Leny Paladin z Orjanem
Stege zosta� ostatecznie wyznaczony na dzie� 30 maja 1676 roku. Babcia Cecylia czu�a si� ju� zdrowa, zaraza min�a i wszystko mog�oby si� odby� bez przeszk�d, gdyby nie strach przed wojn�.
Szwedzka ga��� Lind�w z Ludzi Lodu: Mikael,
Anette i Dominik, przyby�a ju� jednak ze Sztokholmu
do Gabrielshus w Danii, a ca�a norweska cz�� rodziny by�a w drodze. Ludzie Lodu nie obawiali si� zteszt� tak bardzo wojennych niebezpiecze�stw; uwa�ali, �e Lena powinna dosta� nareszcie swego ukochanego Orjana,
tyle lat musia�a na niego czeka�.
To, �e Dominik, kurier szwedzkiego kr�la, m�g�
wyjecha�, zawdzi�czano nieporozumieniu. Akurat
w dniach wesela nie mia� zaplanowanych �adnych zaj��,
skoro wi�c by� wolny, nie pyta� o pozwolenie. Gdy za� piek�o si� rozp�ta�o i wzywano wszystkich kurier�w, jego ju� nie by�o. Rodzina Oxenstiern�w odradza�a im t� podr� i rodzice Dominika wahali si�, lecz jego nic nie by�oby w stanie powstrzyma�. Wyruszyli wi�c wszyscy troje, zanim jeszcze zrobi�o si� naprawd� niebezpiecznie.
W du�o trudniejszym po�o�eniu znale�li si� Tancred
i Tristan, ojciec i brat Leny. Z najwi�kszym wysi�kiern
uda�o im si� uzyska� pozwolenie na udzia� w uroczysto�ciach �lubnych, bo obaj, jako du�scy poddani, mieli wkr�tce wyruszy� na wojn�.
Najgorzej przedstawia�a si� sytuacja samego pana m�odego, Orjana Stege, kt�ry jako Ska�czyk by�
obecnie poddanym szwedzkim. A na dodatek oficerem. Mimo to jednak zdo�ali pokona� pi�trz�ce si� trudno�ci i wymaczonego dnia wszyscy przybyli do Gabrielshus.
R�d w komplecie. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat. Tej chwili wygl�dali od dawna.
Na statku z Norwegii do Danii Villemo jak pokutuj�ca dusza kr��y�a od relingu do relingu. Nigdy chyba �aden statek nie wl�k� si� tak wolno! Nic jej nie obchodzi�a pi�kna sceneria wok�, morze i niebo, nic
nie mia�o znaczenia, liczy�o si� tylko jedno: jedzie oto na spotkanie Dominika!
O Bo�e, a je�li on nie b�dzie m�g� przyjecha�? Do
Grastensholm tak�e dotar�y wiadomo�ci o napi�tych stosunkach pomi�dzy Dani� i Szwecj�, wszyscy wiedzieli, �e jad� na los szcz�cia. Czy i kiedy b�d� mogli wr�ci�? Wyruszyli jednak, bo �lub w rodzinie by� wydarzeniem tak wielkim, �e �adna wojna nie mog�a
mu przeszkodzi�.
Lecz Dominik? Tak strasznie si� ba�a...
Gdy zbli�ali si� do Oresundu i po obu stronach widzieli l�d, Gabriella podesz�a do c�rki. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e matce co� le�y na sercu.
- Villemo...
Jaki ostro�ny wst�p! Do rzeczy, kochana mamo!
Wiem a� nazbyt dobrze, o co ci chodzi.
- S�ucham, mamo.
- Ty... Prawdopodobnie spotkasz w Danii Domini-
ka.
O, tak, mam nadziej�.
- Tak.
- Czy mog�aby�... czy chcia�aby� by� ostro�na? Ja
wiem, �e nadal bardzo si� kochacie.
Villemo potwierdzi�a szybkim skinieniem g�owy.
- Czy mo�esz obieca� ojcu i mnie, �e nie... �e w nic
si� nie wdasz?
- A co by to mia�o by�? - zapyta�a g��wnie po to, by
si� dra�ni�.
- Och, bardzo dobrze wiesz, o co mi chodzi. Mo�esz obieca�, �e b�dziesz go unika�? Po prostu unika�. Pisa�y�my do siebie z Anette. Ona i Mikael za��dali takiej samej obietnicy od Dominika, �e nigdy nie b�dziecie sami. �e poddacie si� prawu Ludzi Lodu. Nie wzniecaj mi�o�ci, kt�ra jest skazana na �mier�, Villemo!
- Wiele ode mnie wymagasz, mamo - rzek�a Villemo
z gorycz�. - To jedyne nasze spotkanie w ci�gu wielu
lat.
Sprawia mi to b�l, kochanie. I nie ��damy, �eby�cie ze sob� nie rozmawiali. Ale mo�ecie widywa� si� tylko w obecno�ci innych. Rozumiesz, co mam na my�li?
Villemo d�ugo milcza�a. To wielki zaw�d. Wiedzia-
�a, �e matka ma racj�, wiedzia�a te�, �e nie wolno jej lekcewa�y� woli rodzic�w... Ale, och, jak ona czekala na to spotkanie z Dominikiem! Jak o nim marzy�a!
D�ugo walczy�a ze sob�, a w ko�cu powiedzia�a:
- Dobrze. B�d� nad sob� panowa�. Ale pozw�lcie
mi przynajmniej po�egna� si� z nim, gdy to nieszcz�sne wesele si� sko�czy! Nawet w obecno�ci ca�ego zgromadzenia, je�li tak musi by�. Ale niech mi b�dzie wolno naprawd� go po�egna�, rozp�aka� si�, obj�� go, dotyka�, m�c poczu�, �e istnieje. Czy wymagam zbyt wiele?
Gabriella patrzy�a na ni� z rozpacz�.
- Nie, dziecino. Nie wymagasz zbyt wrele. Jest nam tak strasznie przykro, �e sprawiamy ci b�l, rozumiesz chyba.
Villemo tylko skin�a g�ow�. Nie chcia�a ju� o tym
rozmawia�.
Dominik kr��y� po Gabrielshus i czeka�. Wiele razy
przychodzi�o mu na my�l, by pojecha� konno do Kopenhagi na spotkanie statku z Norwegii, doszed� jednak do wniosku, �e to by zanadto zwr�ci�o uwag�.
Gabrielshus przewy�sza�o wszystko, co posiadali
Ludzie Lodu. Urz�dzenie pa�acu by�o tak kosztowne, pe�ne smaku i przepychu, �e nawet po wielu dniach ogl�dania wci�� jeszcze znajdowa�o si� tu nowe i godne podziwu rzeczy.
Teraz, ze wzgl�du na przygotowania do wesela, wszystko zosta�o niemal dos�ownie wywr�cone do
g�ry nogami. Cecylia, licz�ca sobie siedemdziesi�t cztery lata, nale�a�a chyba do najaktywniejszych.
O wszystko musia�a si� troszczy� osobi�cie, do wszyst-
kiego wtr�ci� swoje trzy grosze. Doprowadzala i rodzin�, i s�u�b� do szale�stwa. Nie raz �yczyli sobie, �eby znowu chora i przyciszona po�o�y�a si� do ��ka.
Cecylia nie mog�a po prostu pogodzi� si� z tym, �e
nie ma ju� tyle do powiedzenia, ile by chcia�a. Kiedy�, ponad pi��dziesi�t lat temu, przyby�a do Gabrielshus jako panna m�oda, po�lubiona Alexandrowi Paladino-
wi na bardzo szczeg�lnych warunkach. Tutaj ona
i Tarjei oraz wierny kamerdyner Wilhelmsen zaciekle
walczyli o �ycie Alexandra. Teraz wszyscy trzej odeszli ju� z tego �wiata. Pani� w Gabrielshus zosta�a Jessica, ma��onka Tancreda, i Cecylia nie mia�a zamiaru stawa� na drodze synowej, do kt�rej zreszt� by�a szczerze przywi�zana.
Wtr�ca�a si� we wszystko jedynie z przyzwyczajenia
i diatego, �e z natury zawsze by�a czynna. Ani lata
szcz�cia, ani tragedie nie odmieni�y Cecylii. Pozosta�a taka jak zawsze.
Irmelin wci�� mieszka�a w Gabrielshus. Irmelin, spokojna i �agodna. Cecylia dobrze wiedzia�a, jak
bardzo cierpi� jej m�odzi ulubie�cy, Irmelin i Dominik. Ona zawsze rozumia�a m�odych. Kt�rego� dnia zabra�a
ich na przechadzk� do wspania�ego rosarium w Gabrielshus.
- Powoli tak�e i do moich uszu dotar�y wiadomo�ci
o waszych nieszcz�ciach - powiedzia�a. - Na og� ju�
mi teraz nikt o niczym nie m�wi. Boj� si�, �e b�d� si� wtr�ca�. I chyba maj� racj�. Rozumiem, �e trudno wam obojgu, i g��boko wsp�czuj�. Tobie, Dominiku, nie pozwolono o�eni� si� z moj� wnuczk�, Villemo, kt�ra jest mi szczeg�lnie bliska, poniewa� my�li dok�adnie tak jak ja. Jeste�my bardzo do siebie padobne. Ty, Irmelin, nie mo�esz wyj�� za Niklasa z Lipowej Alei, bo oboje pochodzicie z Ludzi Lodu i by� mo�e nosicie
w sobie dziedzictwo z�a. To takie okrutne, bo znakomi-
cie do siebie pasujecie, obie pary! Wiem, �e teraz czekacie z niecierpliwo�ci� na statek z Norwegii. D�uga roz��ka nie pomog�a ani troch�, prawda?
- Nie, ciociu Cecylio. Nic a nic - potwierdzi�a Irmelin, kt�ra by�a wy�sza nawet od wysokiej przecie� Cecylii. Przy Dominiku jednak wydawa�a si� niedu�a.
- Nie powinni�my byli pisywa� do siebie - rzek�
Dominik. - Bo listy mog� niekiedy by� naprawd� niebezpieczne. Pozwolono nam jednak pisa� i te listy by�y jedynymi jasnymi wydarzeniami w najtrudniejszych dniach.
- Tak - przyzna�a Irmelin. - Masz racj�, Dominiku.
Listy s� niebezpieczne. Mog� podtrzymywa� ogie�
i stwarza� iluzje, s� w stanie zbli�y� dwoje ludzi
bardziej nawet, ni� gdyby si� znajdowali w jednym pokoju.
- To prawda - westchn�a Cecylia. - I co zamierzacie
teraz?
- Ja nie my�la�em o niczym wi�cej, jak tylko by
zobaczy� Villemo. Tylko zobaczy�. Marzy�em o tym dniu przez p�tora roku - wyzna� Dominik i poda� starszej pani pi�kn� r��.
- A ja nie widzia�am Niklasa od blisko trzech lat
- powiedzia�a Irmelin. - I ja te� nie odwa�y�am si� my�le�
o niczym wi�cej, jak tylko �eby go zobaczy�, us�ysze�, jak
m�wi, dotkn�� go. Znam swoje miejsce, ciociu Cecylio,
nie chcemy z�ama� obietnicy danej rodzicom.
- Tak, wszyscy o tym wiemy. B�d� tylko ostro�ny
z Villemo, Dominiku! Ona zosta�a najsilniej z was
wszystkich naznaczona i z rado�ci� daje si� ponosi� uczuciom.
- My�l�, �e teraz ju� nie - powiedzia� w zadumie.
- Jej rodzice s� bardzo z niej zadowoleni, cho� dziwi
ich uleg�o�� Villemo.
- Owszem, Gabriella wspomina�a mi o tym, ale
cicha woda, jak to si� m�wi... a zreszt� to dotyczy was wszystkich. Ca�ej czw�rki. B�d�cie ostro�ni, nie szukajcie sam na sam z waszymi ukochanymi, nie wy-
stawiajcie si� na pokuszenie. Nie nale�y igra� z dziedzictwem Ludzi Lodu! Stokrotne dzi�ki, Dominiku, za czaruj�ce r�e. Masz bardzo wyrafirowany smak i wybierasz moje najpi�kniejsze kwiaty. Zamierza�am usta-
wi� je na weselnym stole.
Sprawia� wra�enie tak strasznie zak�opotanego, �e
obie z Irmelin wybuchn�y �miechem.
- Nie martw si�, do tego czasu zakwitn� nowe
- pociesza�a go stara dama.
Ze wzruszeniem przygl�da�a si� obojgu m�odym.
Jak dobrze rozumia�a ich problemy!
Cofn�a si� my�lami w przesz�o��, do pewnego wieczora niedaleko cmentarza w Grastensholm. Jak �atwo uleg�a pokusie i znalaz�a si� w ramionach m�odego pastora! Tylko dlatego, �e by� podobny do Alexandra, kt�rego nie mog�a mie�...
A ci m�odzi... Ich g��boka mi�o��... Maj� si� teraz
spotka� z ukochanymi po d�ugiej roz��ce.
Cecylia skuli�a si� wewn�trznie. Odnios�a wra�enie,
�e przesun�� si� nad ni� cie� Tengela Z�ego.
Nikt nie wiedzia�, �e flota du�ska opu�ci�a Oresund
i pop�yng�a na p�nocny wsch�d, by tam spotka�
szwedzkie okr�ty. Wiadomo�ci nie rozchodzi�y si� tak szybko, odleg�o�ci by�y znaczne, a plany operacji wojennych utrzymywano w tajemnicy. Rodzina �y�a
wi�c w nadziei, �e wesele odb�dzie si� w spokoju
i potem wszyscy zd��� wr�ci� do dom�w. O po�piechu
nie by�o mowy. Szwecja i Dania k��c� si� nieustannie, nie ma si� czym przejmowa�.
Wkr�tce do Gabrielshus zjecha�a ca�a norweska
ga��� rodu. Cecylia od kilku dni trwa�a na posterunku przy oknie i zobaczy�a ich pierwsza.
- Jad�! Ju� tu s�! - wo�a�a podniecona i dumna, �e to
ona przynosi radosn� nowin�.
Wszyscy rzucili si� na spotkanie go�ci. Specjalnie wys�ani do Kopenhagi s�u��cy spotkali Norweg�w
w porcie i eskortowali do Gabrielshus.
Villemo wysiad�a z powozu ostatnia. Sz�a z pochylon� g�ow�, nie mia�a odwagi spojrze� przed siebie, ba�a si�, �e nie zdo�a opanowa� wzruszenia. Prze�ywa�a
wszystko jak w transie, jakby jaka� mg�a przes�ania�a jej oczy, nie pozwala�a widzie� wyra�nie, ba, nawet my�le� jasno.
Babcia Cecylia chwyci�a j� w obj�cia i Villemo z zaskoczeniem stwierdzi�a, jaka ta zawsze wysoka
i postawna pani zrobi�a si� male�ka i krucha. Cho�
pewnie Villemo sama te� od ostatniego spotkania
troch� uros�a.
Irmelin... Obejmuj�c przyjaci�k�, spojrza�a nad jej ramieniem na wspania�y r�any ogr�d, lecz wszystko zdawa�o si� rozmyte jak w zmatowia�ym lusterku. Jak dobrze spotka� znowu przyjaci� z dzieci�stwa!
O Bo�e, czy to Tristan? Ten wysoki, przystojny
m�odzieniec o smutnych oczach? Gdzie si� podzia�y pryszcze i ch�opi�ca niepewno��?
A oto i Lena, naprawd� dawno nie widziana, gratuluj�, Leno, jak najszybciej musz� zobaczy� twoiego Orjana.
Mog�a �mia� si� i �artowa�! G�os nie odmawia� pos�usze�stwa, usta porusza�y si�, Villemo zaskakiwa�a sam� siebie.
Ciocia Jessica. Mi�a i pe�na clep�a jak zawsze, tylko
w�osy jej posiwia�y. Zmartwienia z powodu Tristana, m�wiono, nikt jednak nie potrafi� dok�adnie powiedzie�, co to za zmartwienia.
Ciocia Jessica co� do niej m�wi�a.
- Jak ty wydoro�la�a�, Villemo! A jaka si� zrobi�a�
�adna! I w�osy masz znowu d�ugie tak jak trzeba!
Wuj Tancred, jak zawsze w �artobliwym nastroju:
- Gabriello, sk�d ci si� wzi�a taka c�rka? Przecie�
ona jest po prostu �liczna! I wygl�da na inteligentn�, zw�aszcza kiedy milczy!
- Nie s�uchaj go, Villemo - �mia�a si� Gabriella.
- Zawsze kiedy jest wzruszony, prawi ludziom z�o�liwo-
�ci.
Villemo u�miecha�a si�, lecz twarz mia�a jak zdr�t-
wia��.
Wiem, �e tu jeste�, Dominiku. K�tem oka widz�
tw�j cie�. Ale nie mam odwagi na ciebie spojrze�. Jeszcze nie teraz.
Bardzo trudne spotkanie: rodzice Dominika. G��boki uk�on przed ciotk� Anette. Ja jestem
w po�owie z rodu Paladin�w, ona natomiast pe�nej
krwi de Saint-Colombe. Z Loupiac w Bearn.
Zawsze si� troch� ba�am ciotki Anette. Zaciska wargi z wyrazem surowo�ci. Mama powiada, �e nie powinnam si� tym przejmowa�, bo ciotka Anette po prostu nieustannie si� pilnuje, by nie zrobi� czego� nieodpowiedniego. A tak naprawd� jest bardzo mi�a
i sympatyczna, twierdzi mama. Ale nie s�dz�, by mnie
lubi�a. Ona wie. Wie, �e Dominik prosi� o moj� r�k�. Dlatego si� mnie boi. Nazwisko Paladin jest wystarczaj�co dobre, ale kim, na Boga, jest c�rka Kaleba Elistrand? Ciotka jest jedyn� osob� w rodzinie, kt�ra traktuje Kaleba z g�ry ze wzgl�du na jego pochodzenie. Mojego ojca! Najwspanialszego cz�owieka na ziemi!
Tu� za rodzicami Dominik, a jak�e.
Ch�odny u�cisk na powitanie od jego matki; zdo�a�a stan�� tak, by�my si� nie otar�y o siebie. Do diab�a, nie jestem przecie� brudna!
Och, nie wolno mi si� z�o�ci�.
Wuj Mikael. Marzyciel. Na jego widok czuj� ciep�o
w piersi. Wuj Mikael jest taki dobry, taki odleg�y od
z�ego �wiata. Jak oni si� nie dobrali! Ale przed chwil� widzia�am, �e ona ukradkiem u�cisn�a jego r�k�. Mo�e szuka�a otuchy i si�y na spotkanie z ca�ym rodem? Mo�e to prawda, co m�wi mama, �e matka ciotki Anette
w dzieci�stwie ca�kiem wypaczy�a jej charakter? I �e
ona nic ju� na to nie mo�e poradzi�. Je�li tak, to
szczerze mi jej �al.
My�li, potok my�li po to tylko, by oddali� ten
moment...
Villemo u�miechn�a si� promiennie do Anette znad
ramienia Mikaela i otrzyma�a w odpawiedzi blady, sp�oszony u�mieszek.
Biedny wuj Mikael! On u�cisn�� mnie szczeg�lnie
mocno. On tak�e wie, ale rozumie m�j b�l.
Tak wi�c zosta� tylko Dominik...
G��boki g�os:
- Dzie� dobry, Villemo! Mi�o znowu ci� zobaczy�!
B�d� silna, Villemo! Poczekaj do po�egnania! Do tego czasu musisz post�powa� zgodnie z �yczeniem rodzic�w!
- Dzie� dobry, Dominiku! Jak ty wyros�e�, m�j
ch�opcze!
Nareszcie podnosz� na niego oczy. On si� �mieje. Inni te� si� �miej�. To tego spotkania l�kali si� najbardziej. Znalaz�am w�a�ciwy ton. Wszyscy odetchn�li z ulg�.
Tylko ja czuj� d�ugi u�cisk d�oni Dominika. Tylko my widzimy nawzajem w swoich oczach t�sknot� i �ar.
Wszyscy mie obejmowali. Dominik tego nie robi.
Dzi�ki ci za to, m�j przyjacielu. Ty i ja wiemy, �e to by by�o zbyt trudne.
Nic si� nie zmieni�o. I... to szale�stwo z mojej strony
tak my�le�, ale Bogu niech b�d� za to dzi�ki!
Bo�e m�j, chyba zapomnia�am, �e on jest a� tak poci�gaj�cy! Wiem, �e to moje uczucia czyni� go dla
mmie jeszcze pi�kniejszym, ale serce szarpie mi nieutulona t�sknota. Sprawia mi to fizyczny b�l. Z trudem powstrzyma�am si�, by nie pa�� mu w ramiona.
Bo on mnie przecie� nigdy nie obejmowa�, w ka�-
dym razie nigdy inaczej ni� wtedy w Romerike, wiele
lat temu, a wtedy te� tylko dlatego, �e sama nie mog�am usta� na nogach.
P�niej rozdzielili nas, wszyscy ci m�drzy, rozs�dni ludzie, kt�rzy tyle wiedz� o z�ym dziedzictwie Ludzi Lodu. Ale co oni wiedz� o gor�czce we krwi �ywego cz�owieka? O gor�czce, kt�rej nie mo�na ukoi� inaczej, jak tylko poprzez obecno�� ukochanej osoby?
Dominik pu�ci� moj� r�k�. Powinien by� to zrobi�
ju� dawno, ale zwlekali�my oboje. Musz� teraz odej��
od niego. Odwr�ci� si� i powiedzie� co� zwyczajnego. Pos�uchaj, moje cia�o! B�d�cie pos�uszne, zmys�y!
B�yskawiczna zmiana tematu. Ach, Leno, to tw�j
narzeczony? Ten, kt�ry nadchodzi?
Lena, ta cakolwiek kanciasta panna, rozja�ni�a si� niczym s�oneczko. To rzeczowa i bardzo inteligentna dziewczyna. Dobrze mie� kogo� takiego za przyjaciela, trze�wo my�l�ca, godna zaufania. Nie jaka� wybitna pi�kno��, ale zdecydowanie poci�gaj�ca.
- Tak, to Orjan! - zawo�a�a rado�nie. - Chod� przywitaj si�! A to jego rodzice.
Orjan Stege okaza� si� zupe�nie inny, ni� Villemo sobie wyobra�a�a. Nie by� pi�kny, nic nadzwyczajnego, w�a�ciwie nawet do�� pospolity. Ale zd��y�a si� ju� nauczy�, �e mi�o�� nie kieruje si� wygl�dem. Opiera si� na czym� bardzo trudnym do okre�lenia, co Lena niew�tpliwie w Orjanie odkry�a. Co odpow�ada w�a�nie
jej i co dla niej jest nieodparcie poci�gaj�ce. Ta mo�e by� drobiazg, jaka� ukryta cecha, budz�ca wzajemn� sympa-
ti� tych dwojga, a dla postronnych niezauwa�alna. O, Villemo nauczy�a si� wiele od czasu, gdy jako
siedemnastolatka zadurzy�a si� nierozumnie w przystojnym Eldarze Svartskogen.
Ledwie jednak zamieni�a dwa s�owa z przysz�ym m�em Leny, nabra�a przekonania, �e tego cz�owieka mo�na szczerze lubi�, cho� w jego powierzchowno�ci
nie by�o nic szczeg�lnie interesuj�cego. Mia� w sobie jakie� ciep�o, daj�ce paczucie bezpiecze�stwa i pewno�ci. Jeszcze raz zdumia�o j�, jak cz�sto Iudzie podobni do siebie odnajduj� si�. w t�umie innych. Bo Lena
i Orjan byli do siebie bardzo podobni, zar�wno je�li
chodzi o wygl�d, jak i pod wzgl�dem psychicznym. Odnosi�o si� wra�enie, �e s� ze sob� bardzo szcz�-
liwi.
Villemo odczu�a uk�ucie w sercu i odszuka�a wzro-
kiem Dominika. Nie by�o to trudne. Gdy wszyscy przekrzykiwali si� nawzajem, tak �e nie spos�b by�o zrozumie� s�owa, Villemo i Dominik patrzyli sobie
w oczy.
Nic si� nie zmieni�o, nie, wprost przeciwnie. Listy, z czasem coraz gor�tsze, rozpala�y to, co powinno by�o umrze� cich�; niezauwa�on� �mierci�.
Dyskretne chrz�kni�cie Irmelin przywo�a�o ich do
rzeczywisto�ci.
Villemo jednak znowu nie dawa�a spokoju uparta my�l: B�d� go mie�! Nie teraz, bo obieca�am mamie
i ojcu i on te� obieca� swoim rodzicom. Musz� jednak
co� wymy�li�...
Nie, nie wolno mi. Nie mog� �ekcewa�y� wszystkich. Zreszt� Dominik sam chce dotrzyma� s�owa.
A jemu nie mog� si� przeciwstawi�.
Jedyne, na co jeszcze mog� czeka�, to prawdziwy, pe�en czu�o�ci u�cisk na po�egnanie. Obejm� go w obecno�ci tylu widz�w i przytul� do siebie na kr�tk� chwil�. Przeka�� mu ca�� moj� mi�o��.
Tylko to mi pozosta�o. Dalej w przysz�o�� nie mam
odwagi spojrze�.
Mimo wojennej pory wesele by�o wspania�e i trwa�o
trzy dni. Trzy szcz�iiwe dni w Gabrielshus, gdy wszyscy od�o�yli na bok k�opoty i rozkoszowali si� spotkaniem z ca�� rodzin�.
Jedynie czworo m�odych nie umia�o od�o�y� na p�niej swoich zmartwre�. Nosili je zbyt g��boko
w sercach. Choe starali si� nie spotyka� sam na sam, to
�adnego z nich nie opuszcza�a dr�cz�ca �wiadomo��, �e obiekt beznadziejnych marze� znajdu�e si� pod tym
samym dachem, i zdawa�o si� jedynie kwesti� czasu, kiedy kt�re� zbuntuje si� przeciwko zakazom. Villemo jednak wszystko odk�ada�a do po�egnania. Wtedy
we�mie sprawy w swoje r�ce!
Dok�adnie w dniach wesela, pierwszego czerwca, na Ba�tyku, w pobli�u wyspy Olandii, szwedzkie i du�skie okr�ty star�y si� w mia�d��cej bitwie morskiej. Mia�d��cej dla Szwed�w. Stracili oni jedena�cie okr�t�w, a w�r�d nich ogromny okr�t flagowy "Wielka Koro-
na", wyposa�ony w sto trzydzie�ci dzia�. Zgin�o cztery tysi�ce dwustu ludzi.
Trzeba wiedzie�, �e wielkie okr�ty zawsze, we wszystkich czasach, przynosi�y wi�cej strat ni� po�ytku. To wok� nich koncentrowa�o si� zainteresowanie wroga, dlatego one by�y w ka�dej bitwie najbardziej zagro�one.
Ze szwedzkiej floty nie pozosta�o prawie nic, zatem decyduj�ca bitwa musia�a rozegra� si� na l�dzie, czyli, �ci�lej m�wi�c, w Skanii.
Up�yn�o jednak sporo czasu, zanim wiadomo�ci
o tym dotar�y do Danii. Weselne uroczysto�ci w Gab-
rielshus trwa�y, bo nikt akurat teraz nie chcia� wyrusza� w powrotn� drog�, gdy po raz pierwszy od tak dawna
r�d zebra� si� w komplecie. Ludzie Lodu za� nigdy nie wyzbyli si� swego zdumiewaj�cego poczucia wi�zi
rodzinnej, kt�re sprawia�o, �e je�li kto� z nich znalaz� si� z dala od najbli�szych, czu� si� bezradny i zagubiony. Najbole�niej do�wiadczy� tego Mikael.
Tylko rodzina Stege wr�ci�a do Skanii, zabieraj�c ze sob� m�odych ma��onk�w. Lena na zawsze opuszcza�a
dom swego dzieci�stwa i wyje�d�a�a do Skanii, dawnej du�skiej prowincji, kt�ra teraz sta�a si� wrogim krajem.
Wszyscy l�kali si� nie widzianego wcze�niej wyrazu desperacji, kt�ry pojawi� si� w oczach Irmelin. Strzegli te� Niklasa, sprawiaj�cego wra�enie, jakby podj�� nieodwo�aln� decyzj�... Eli i Andreas pragn�li jak najszybciej wr�ci� z synem do domu, a Hilda chodzi�a smutna, bo wygl�da�o na to, �e wci�� jeszcze Irmelin b�dzie musta�a zosta� w Gabrielshus. Sytuacra by�a naprawd� trudna i k�ad�a si� mrocznym cieniem na ich rada��.
Ma�o kto zatem zwraca� uwag� na Villemo i Domi-
nika.
I oto kt�rego� dnia sta�o si� to nieuniknione. Spatkali si� sami na murach otaczaj�cych zamek, przy otworach strzelniczych pozosta�ych z czas�w, gdy
ma��tku trzeba by�o broni� przed atakami z zewn�trz. �adne z nich tego nie planowa�o, bo oboje z pe�n�
�wiadomo�ci� unikali si� nawzajem. Teraz jednak ci�g�a ucieczka od siebie sprowadzi�a ich na to samo miejsce.
Delikatny letni wietrzyk ch�odzi� mury. Poza tym
panowa� niezym nie zm�cony spok�j.
ROZDZIA� II
- Ty te� tu jeste�? - szepn�a Villemo prawie bez
tchu.
- Tak, chcia�em troch� pomy�le� na �wie�ym powie-
trzu. To zwykle pomaga.
- Mia�am takie same zamiary. Ale b�dzie najlepiej,
je�eli zejd� na d�.
- Nie, zaczekaj! Mo�emy chyha porozmawia� jak
ludzie cywilizowani, nie musimy...
- Nie musimy si� dotyka�, chcia�e� powiedzie�?
- Tak w�a�nie my�la�em.
Przygl�da�a si� jego smuk�ym, pi�knym d�oniom, kt�re g�adzi�y kamienie muru w niezwykle zmys�owy spos�b. Dominik ju� taki by�, cechowa�a go po prostu g��boka zmys�owo��, co mo�e nie ka�dy na pierwszy rzut oka zauwa�a�. Villemo zawsze ta jego zmys�owo�� mocno poci�ga�a, a jednocze�nie odpycha�a; walczy�a z ni� agresj� i dziecinnymi wybuchami z�o�ci.
Ta erotyczna si�a tak�e teraz sprawia�a, �e Villemo
trudno by�o zachowywa� si� naturalnie. By�a tak zdenerwowana, �e dr�a�a na ca�ym ciele.
- W�a�nie rozmawia�em z Niklasem - rzek� z wolna.
- Martwi si� o Irmelin. Ona chce sko�czy� z tym
wszystkim.
- Jak to: sko�czy�?
Dominik spu�ci� wzrok i br�zowoz�ocistymi oczyma spod g�stych czarnych rz�s przygl�da� si� swoim d�oniom.
- Odebra� sobie �ycie.
Villemo drgn�a.
- To by dope�ni�o tragedii. Ale ja j� rozumiem.
- My�la�a� o tym samym?
- Och, wiele razy! Dosz�am jednak do wniosku, �e by�oby szkoda pozbawia� �wiat kogog tak wyj�tkowego jak ja.
U�miechn�� si�, a Villemo zauwa�y�a g��bokie bruzdy na jego policzkach. U�wiadomi�a sobie, jak musia�o mu by� trudno.
- A ty? - zapyta�a gwa�townie.
Dominik obserwowa� jakiego� ma�ego ptaka, lec�-
cego ku morzu.
- To naturalne, �e podobne my�li przychodzi�y mi
do g�owy. Ale podzielam twoje zdanie, powinni�my te� my�le� o naszych bliskich. Poza tym ty i ja, i Niklas mamy co� szczeg�lnego, co nas trzyma przy �yciu. Irmelin tego nie posiada i dlatego jest s�absza. Musimy o ni� dba�.
- Tak. Spr�buj� z ni� porozmawia�.
Wiatr zwiewa� jej w�osy na twarz, odrzuci�a je energicznym ruchem g�owy. Dominik sta� niedaleko, uwa�nie �ledzi� jej gesty.
- Czy znalaz�a� sobie... kogo� innego? - zapyta� cicho.
- Nie. I rodzice te� zaniechali ju� pr�b szukania
kogo� odpowiedniego dla mnie. S� bardzo mili i dyskretni. Na pewno chc� dla nas dobrze, ale c� mog� poradzi�?
- Owszem. S� tak samo bezradni jak my.
- A ty znalaz�e� kogo�?
To pytanie sprawia�o b�l. Ju� sama my�l o Domini-
ku z jak�� inn� kobiet�... Ale musia�a wiedzie�. Nerwowo splata�a d�onie.
- Nie, jakbym m�g� zrobi� co� takiego? Kto�, kto
raz zosta� zauroczony przez Villemo, nikogo poza ni�
nie widzi.
- Pi�knie to powiedzia�e� - westchn�a Villemo.
- Cho� mama, oczywi�cie, walczy. Czasami jest na
mnie taka z�a, �e bije pi�ci� w st�. Ale jest bezsilna. �al mi ich.
- Oczywi�cie. Kiedy moi rodzice chcieli mi zaproponowa� jakiego� kandydata, powiedzia�am im, �e
nie mam prawa nikogo unieszcz�liwia�. Nie mam
prawa wychodzi� za m��, skoro wszystkie uczucia odda�am Dominikowi.
On sta� milcz�cy, wpatrzony w zelandzk� r�wnin�.
- Co my poczniemy, Villemo? - szepn�� po chwili
w udr�ce.
Villemo znowu westchn�a.
- A co by si� sta�o, gdyby�my, zgodnie z wol� naszych rodzic�w, zawarli ma��e�stwa z innymi? - spyta�a prowokuj�co.
- Nie! - krzykn�� tak gwa�townie, �e Villemo drgn�a. Potem odwr�ci� si� ku niej z p�on�cym wzrokiem i podszed� par� krok�w bli�ej.
Villemo odskoczy�a do ty�u.
- Dominiku, nie zbli�aj si�! Ja nie mam ju� si�y
ci si� opiera�, nie mam si�y, to doprowadzi do katastrofy!
Wr�ci� na swoje miejsce pod murem.
- Nie masz prawa, Villemo. Nie masz prawa wyj��
za kogo� innego. Wiem, �e to egoistyczne z mojej
strony, ale nie mog� inaczej. Zazdro�� to nie jest pi�kne
uczucie, lecz, niestety wi��e si� �ci�le z mi�o�ci�! - Odczuwa�abym to samo, gdyby� ty o�eni� si�
z inn�. Po prostu nie mog� o tym my�le�.
- Ani ja! VilIemo, nigdy nie mog�em ci� do siebie
przytuli�. To sprawia mi b�l.
Na to nie znajdowa�a odpowiedzi.
- Wiele bym da� za to, �eby m�c ci� obj�� - powie-
dzia� cicho. - Ale gdy pomy�l� o tym wszystkim, co sobie wyznali�my w tamtej okropnej oborze, o wszystkim, co pisali�my w listach, to wlem, �e mi nie wolno. Bo nie by�bym w stanie si� opanowa�. Tak wspaniale rozkwit�a�! To wcale nie u�atwia sytuacji.
- Och, nie m�w tak! Dominiku... Czy my koniecznie musimy si� rozsta�? Ja si� tak bardzo nie przejmuj� tym, �e mog�abym urodzi� dziecko obci��one dziedzictwem. Kocha�abym je mimo wszystko, przecie� by�oby twoje.
Dominik s�ucha� z g��bokim wruszeniem.
- Ja te� si� tym nie przejmuj�. By�bym dla� dobrym ojcem. Ale nie m�g�bym ci� utraci�, Villemo. Sta� si� przyczyn� twojej �mierci... A jest prawie nieuniknione, �e nasze dziecko, twoje i moje, by�oby obci��one, nienormalne, z�e i niebezpieczne. Inaczej by� nie mo�e.
- Gotowa jestem podj�� takie ryzyko, Dominiku,
gdybym tylko mog�a by� z tob� przez jaki� czas, cho�by przez kr�tk� chwil�.
- A ja nie. Ba to ja musialbym �y� potem dalej, sam,
z rozpacz� i t�sknot�, i z dzieckiem, za kt�re wy��cznie
ja by�bym odpowiedzialny. Wuj Tarald nie sprosta�
temu obowi�zkowi, s�ysza�a� o tym. On nigdy nie
wybaczy� Kolgrimowi. A przecie� Tarald nie kocha� Sunnivy, matki Kolgrima. Jak ja mia�bym prze�y� tak� tragedi�? Ja, kt�ry kocham ci� tak Bardzo, �e mog� si� nawet ciebie wyrzec, byle ci� ocali�?
Villemo s�ucha�a przej�ta.
- Ale odda� innemu by� nie m�g�? - u�miechn�a si�
przez �zy.
- Innemu nie - odpowiedzia� jej tak�e u�miechem.
- Villemo, ja...
Z zamkowego dziedzi�ca rozleg�o si� wo�anie:
- Dominiku! ViIlemo!
- To matka - sciszy� g�os, zteszt� niepotrzebnie, bo
nikt ich nie m�g� s�ysze�. - Niepokoi si�. Zejd� na d�, szybko!
Sam przechyli� si� przez blanki i zawo�a�:
- Tutaj jestem, mamo! Viliemo nie widzia�em.
Anette spojrza�a w g�r�. Na jej twarzy rysowa�a si�
ulga, co by�o widoczne nawet z tej odleg�osci. Villemo tymczasem schodzi�a w d�.
Powinni byli zwr�ci� uwag� na wci�� nap�ywaj�ce ostrze�enia, lecz rado�� ze spotkania ca�ej rodziny przes�ania�a wszystko inne,
Wybuch wojny ich zaskoczy�.
Du�ska flota wr�ci�a triumfalnie spod Olandii
i wyl�dowa�a pod ska�skim miastem Ystad wraz z flot�
niderlandzk�. Miasta zosta�o zdobyte natychmiast. Kr�l szwedzki Karol, kt�ry ze swymi oddzia�ami
stacjonowa� pod Malmo, oczekuj�c ataku zza Oresun
du, a po cz�ci tak�e sam przygotowuj�c si� do zaj�cia Zelandii, jak to kiedy� z wielkim powodzeniem uczyni� Karol X Gustaw, nie wiedzia�, co robi�. Wys�a� swoje oddzia�y pod Ystad, by powstrzyma� Du�czyk�w, ale
nie orientowa� si�, �e du�ska piechota gotowa jest ju� przekroczy� Oresund i zamierza podej�� l�dem do Helsingborgu.
W Gabrielshus zapanawa� nastr�j bliski paniki.
Tancred i Tristan otrzymali rozkaz: "Natychmiast wyruszy� do Dyrehaven i przy��czy� si� do tamtejszych pu�k�w!" Sytuacja Dominika sta�a si� katastrofalna. Szwedzki kurier kt�lewski w kraju wroga! Anette
popad�a w histeri�, nie wiedzia�a, jak zdo�aj� wr�ci� do Sztokholmu, Mikael i ona, przez tereny obj�te walkami... I jej biedny, biedny ch�opiec!
Cecylia by�a wyra�nie o�ywiana. Ju� od dawna nie wydarzy�o si� nic r�wnie podniecaj�cego. Pozosta�a rodzina rozumia�a, oczywi�cie, �e starsza pani nie do ko�ca pojmuje, co si� tak naprawd� dzieje, �e jej syn
i wnuk wyruszaj� na wojn� przeciwko wnukowi
Tarjeia.
Ga��� norweska przyjmowa�a wydarzenia z wi�kszym spokojem. Ich statek mia� wyruszy� z Kopenhagi
za tydzie�, lecz tak d�ugo czeka� nie chcieli. Nast�pnego ranka wychodzi� do Oslo kuter transportowy.
Mieli zamiar skarzysta� z tej okazji.
Zacz�o si� wi�c og�lne pa�egnanie. Pospieszne, pe�ne l�ku, lecz na szcz�cie nie by�o czasu na zbyt d�ugie sceny rozsta�.
Hilda, jak zawsze rozs�dna, zaproponowa�a, by
Mikael i Anette pojechali najpierw do Norwegii.
Stamt�d �atwiej im b�dzie dosta� si� do Szwecji. Przyj�li to rozwi�zanie z ulg�.
Pozwolono te� w ko�cu Irmelin wr�ci� do Grastensholm. Hilda nie mog�a ju� by� z dala od c�rki. To prawda, �e ani Irmelin, ani Niklas nie dojrzeli jeszcze, by mieszka� w s�siedztwie, tote� musieli z�o�y� obietnic�, �e nie b�d� si� spotyka� sam na sam. Wszyscy rozumieli ich rozpacz, lecz nikt nie chcia� ryzykowa�. Irmelin mog�a jednak wr�ci� do domu.
Ostatnie, co wyje�d�aj�c z Gabrielshus zobaczy�a rodzina z Norwegii, ta patetyczny obraz dw�ch kobiet. Cecylia, stara i pochylona, macha�a uparcie r�k�,
dop�ki nie straci�a ich z oczu. Obok niej sta�a wyprostowana Jessica. �wi�to dobieg�o ko�ca. Go�cie wyjechali. C�rka opu�ci�a dom na zawsze. A m�� i syn znale�li si� na wojnie.
Osob�, kt�ra na odjezdnym podnios�a najwi�kszy lament, okaza�a si�, co raczej by�o zaskoczeniem, Villemo. Ona, kt�ra przez ca�y czas trzyma�a si�
w ryzach!
- Nie zd��y�am si� z nim po�egna�! - wykrzykiwa�a
z dzikim wyrazem oczu, gdy ju� wsiada�a do powozu.
- Wyjecha�, zanim si� obudzi�am! Nie zd��y�am z nim
porozmawia�, a tyle mam mu do powiedzenia!
- Mia�a� cztery tygodnie na rozmowy - o�wiadczy�a Gabriella. - Uspok�j si�, Villemo! Dominik zrobi� to ze wzgl�du na was oboje. Nie czu� si� na si�ach �egna� si� z tob�, tak nam powiedzia�.
Nawet mnie nigdy nie obj��, my�la�a roz�alona. Tak
czeka�am na chwil� po�egnania. Wtedy mog�abym
cho�by na moment znale�� si� w jego ramionach. To jedyne, czego pragn�am. A on mnie zawi�d�.
- Dlaczego nie chcia� jecha� przez Norwegi� jak
inni? - zapyta�a ze z�o�ci�.
- Bo Szwecja jest teraz w stanie wojny - wyja�nia�a
matka cierpliwie jak dziecku. - Jako kurier ma szczeg�lne zadania. A kr�l szwedzki stoi tetaz ze swoimi pu�kami nad Oresundem. Co by zatem Dominik mia�
robi� w Norwegii?
- Ale jak on si� dostanie do kr�la?
- Pewnie jeszcze nie wszystkie po��czenia zosta�y przerwane. Mia� zamiar wynaj�� kuter rybacki, kt�ry
by go podwi�z� mo�liwie najbli�ej szwedzkiego l�du,
a reszt� drogi pokona wp�aw.
- O Bo�e! - zawo�a�a Villemo. - Nie wolno mu tego
robi�, przecie� m�g�by si� utopi�.
- Dominik jest silny i bardzo dobrze p�ywa - wtr�ci�
Kaleb. - Kurier musi by� sprawny. Nie l�kaj si�
o niego, da sobie rad�.
- To zupe�ne szale�stwo - powiedzia�a Villemo
jakby do siebie.
- Co takiego?
- Wojna. Kraje nordyckie powinny �y� w przyja�ni.
�eby jedna rodzina tak si� pomi�dzy sob� gryz�a! Rodzice popatrzyli na ni�, u�miechaj�c si� ukrad-
kiem. Villemo zawsze ocenia�a sprawy z w�asnej perspektywy.
- Tak, to naprawd� niepotrzebne. Ta przekl�ta ��dza w�adzy znowu doprowadzi�a do nieszcz�cia!
W drodze do Kopenhagi Villemo siedzia�a jak na szpilkach. Ca�� sil� woli, mobilizuj�c swoj� zdolno�� oddzia�ywania poprzez sugesti�, je�li jeszcze j� posiada�a, stara�a si� pop�dza� konie. Szybciej, szybciej, powtarza�a w duchu. Mo�e on jeszcze nie wyjecha�
z miasta? Mo�e czeka na nabrze�u, by mi powiedzie�
"�egnaj"?
Och, pospieszcie si�, pospieszcie!
Kopenhaga przypomina�a mrowisko. Ludzie biegali
tam i z powrotem, d�wigali ci�kie pakunki lub prawadzili wyladowane wozy, wszystko po to, by swoj� cenn� w�asao�� umie�ci� w bezpiecznyrn miejs
cu. Mieli jeszcze �wie�o w pami�ci zach�anno�� Karola X Gustawa:
�o�nierze jednak zachowywali spok�j. Wiedzieli, �e
to Dania jest stron� atakuj�c�. Pu�ki sta�y gotowe, by na okr�tach przeprawi� si� przez Oresund i zej�� na l�d
pod Helsingborgiem.
W porcie panowa� gor�czkowy ruch. Min�o sporo
czasu, nim rodzina odnalaz�a kuter, kt�ry mia� j� zabra� do Norwegii, a potem rozpocz�y si� d�ugie targi
z szyprem. Nie byli jedynymi Norwegami, kt�rzy
pragn�li co rychlej wr�ci� do domu. �eglowanie przez Kattegat w tak niespokojnych czasach wi�za�o si� ze sporym ryzykiem, zw�aszcza wody przybrze�ne wzd�u� Bohuslan od dawna by�y znane jako rejon dzia�ania pirat�w. Podczas wojny bogacze starali si� wywozi�
swoje maj�tki do innych kraj�w, uprowadzenie statku mag�o si� wi�c okaza� szczeg�lnie lukratywnym przedsi�wzi�ciem.
- Boj� si� o wuja Branda - powiedzia�a Gabriella,
gdy na kei czekali na statek. - To wszystko lest bardzo m�cz�ce.
- Brand da sobie rad� - odpar� Kaleb. - Jest
zahartowany jak g�rska sosna. Zdaje mi si�, �e gorzej jest z Anette. Ona nie przywyk�a do podr�owania w tak
prymitywnych warunkach. Andreas i Mikael, Eli, Niklas, Mattias i Hilda, a tak�e nasza tr�jka zniesiemy wiele. Tak�e ty, Gabriello, cho� wygl�dasz na delikatri� i kruch�.
Villemo od dawna ju� nie s�ucha�a. By�a tak roz-
gor�czkowana, a nie mia�a z kim porozrnawia�, nikt nie chcia� dzieli� l�ku o Dominika. Z udan� swobod�
zacz�a spacerowa� po nabrze�u, cho� serce t�uk�o si�
w piersi bole�nie. Mo�e uda jej si� gdzie� go zobaczy�,
je�eli okr��y ten stos beczek tam nad wod�?
- Nie odchod� za daleko, Villemo! - wo�a� Kaleb.
- Oni w ka�dej chwili mog� by� gotowi do przyj�cia
nas na pok�ad.
- B�d� w pobli�u.
Dosz�a do beczek. Robotnicy portowi krzyczeli w trudno zrozumia�ym kopenhaskim dialekcie, �e
powinna zawr�ci�. Tak w�a�nie zrobi�a, obesz�a beczki dooko�a i rozgl�da�a si� po drugiej cz�ci nabrze�a.
Tu te� by�y t�umy ludzi, a na wodzie mn�stwo �odzi. Ale nigdzie ani �ladu Dominika.
Niedaleko od niej sta� jaki� nadzorca z wielkim notesem w r�ce i od czasu do czasu co� w nim zapisywa�. Villemo podesz�a bli�ej. Nikt z rodziny nie m�g� jej tu zobaczy�. Nie mia�a czasu do stracenia.
- Przepraszam, m�j panie - zacz�a i zatrzepota�a
rz�sami z udan� nie�mia�o�ci�.
M�ezyzna odwr�ci� si� zniecierpliwiony i ujrza� przed sob� czaruj�c� os�bk� w b��kitnej letniej sukience i z mn�stwem rozta�czonyeh, z�ocistarudych lo-
k�w. I jakie niezwyk�e oczy! Fascynuj�ce! Gdzie� ju� je widzia�, ca�kiem niedawno, ale gdzie?
Natiychmiast z�agodnia�, po prostu stopnia�. Sk�oni� si� uprzejrnie i zapomnia� na chwil� o ca�ym panuj�cym wok� tumulcie.
- Prosz� mi wybaczy�, �e si� o�mielam, ale czy
adp�ywa dzi� jaki� statek do Szwecji?
Ma�e oczka nadzorcy, osadzone w czerwonej twa-
rzy, nie mog�y si� oderwa� ad pysznego dekoltu nieznajomej. Villemo nie by�a pozbawiona kr�g�o�ci, cho� tali� mia�a jak osa. By�a naprawd� pi�kn� m�od� dam�.
- Do Szwecji? Owszem, odszed� jeden wcze�nie
rano do Malmo. Zabra� st�d ostatnieh Szwed�w. Nadzieja opu�ci�a Villemo. A mo�e Dominik nie
zd��y� dojecha� do Kopenhagi?
- O, pan pewnie nie widzia�, czy m�j brat odp�yn��?
jak s�ysz�, jest pan Norwegiem. Zostali�my rozdzieleni jako dzieci i w�a�nie teraz prawie si� odnale�li�my. Ale nim zd��yli�my si� spotka�, zn�w ta okropna wojna mi
go zabra�a.
- Brat panienki? Aha, teraz wiem, gdzie przedtem widzia�em te po�yskuj�ce z�otem oczy! Dzisiaj spotka�em m�odego cz�owieka o takich w�a�nie oczach. Tylko �e poza tym wcale nie by� do panienki podobny!
- On ma ciernn� karnacj�, a ja jasn�.
- Zgadza si�. W takim razie to by� on. Ale on nie
pojecha� do Szwecji, nie.
Serce gwa�townie skoczy�o jej w piersi.
- Och, wi�c wci�� tu jest? Gdzie?
M�czyzna znowu si� uk�oni�.
- Bardzo mi przykro, �e musz� to powiedzie�:
pojmali go stra�nicy.
- Co?
- No, taki m�ody cz�owiek, w wieku, mo�na powiedzie�, poborowym... Poprosili go, by pokaza� papiery. Widzia�em to z daleka, wi�c nie wiem, co m�wili, ale zabrali go ze sob�.
- Dok�d?
- Do twierdzy, tak przypuszczam. W tamt� stron�
w ka�dym razie poszli. Tam odprawadzaj� szlachet-
nych je�c�w wojennych. A on wygl�da� na szlachetnie urodzonego.
Kr�lewski kurier... To oczywiste, �e go zabrali!
- Ach, m�j biedny brat! Ale jego serce jest w Nor-
wegii, rozumie pan, on w niczym nie zagra�a bezpiecze�stwu Danii. Musz� wyja�ni� to nieporazumienie. Czy nie wie pan, do kogo powinnam si� zwr�ci�?
Po raz pierwszy Villemo �wiadomie pos�u�y�a si�
swoim kobiecym wdzi�kiem, by co� uzyska�. Sama
by�a zaskoczona w�asnym zachowaniem i tym, �e tak
�atwo to posz�o.
Nadzorca podrapa� si� w g�ow�. Ludzie, kt�rymi
kierowa�, zaczynali si� niecierpliwi�.
- To chyba b�dzie pu�kownik Crone. Je�eli jeszcze
jest na s�u�bie. To cz�owiek ju� dosy� posuni�ty
w latach.
- I on urz�duje w twierdzy?
- Chyba cak. Albo gdzie� w pobli�u.
Villemo wyj�a sakiewk� i wsun�a informatorowi
kilka monet do r�ki.
- Stokrotne dzi�ki za pomoc - powiedzia�a z najbardziej uwodzicielskim u�miechem. - Mo�e jeszcze zd��� uratowa� mego niewinnego brata. Czy to by� ostatni statek do Szwecji?
M�czyzna pochyli� si� i szepn�� jej prosto do ucha: - Nie, odchodzi jeszcze jeden, ko�o p�nocy, ale to
tajemnica! To b�dzie ju� naprawd� ostatni. Podzi�kowa�a raz jeszcze i pospiesznie wr�ci�a do
rodzic�w. By�a bardzo zdenerwowana. Musia�a mocno zaciska� d�anie, by powstrzyma� ich dr�enie.
Rodzinie nic powiedzie� nie mog�a, to wykluczone.
Ciotka Anette dosta�aby ataku histetii. Nie, Villemo powinna dzia�a� na w�asn� r�k�. Ju� zaczynali si� za ni� rozgl�da�.
- Mamo - zacz�a z wahaniem. - Du�o my�la�am
o babci. Przykro mi by�o na ni� patrze�. Zostaje w kraju
ogarni�tym wojn�, a przecie� jest stara... i mo�e nigdy jej ju� nie zobacz�. Irmelin wyje�d�a, wi�c ja mog�abym dotrzyma� jej towarzystwa. Tak mnie prosi�a, �ebym zosta�a. Mog�abym to zrobi�, mamo? W�a�nie rozma-
wia�am z pewnym szlachcicem, kt�ry wraz z ma��onk� jedzie w tamt� stron�. Mog�abym si� z nimi zabra�.
- Z powrotem do Gabrielshus? - spyta�a Gabriella
wzruszona i zmartwiona zarazem. - Dziecko kochane! Co ty na to, Kaleb?
Ojciec zagryza� wargi.
- Nie mog�a� powiedzie�, kiedy jeszcze tam byli�-
my? No, mia�aby tam dobrze i... Tak, argumenty s� przekonuj�ce. Zgodzimy si�?
- Wiem, �e mama bardzo by si� ucieszy�a - rzek�a
Gabriella ostro�nie.
Po licznych za i przeciw wyrazili nareszcie zgod�.
Villemo st�umi�a g��bokie westchnienie ulgi.
Nie chcia�a wyjmowa� swoich ubra� spakowanych
razem z rzeczami rodzic�w. Wzi�a tylko to co najpotrzebniejsze i bez �enady poprosi�a ojca o pieni�dze.
- Tak, powr�t do babci to bardzo mi�y gest z twojej
strony. Ale czy jeste� pewna, �e ci, z kt�rymi masz jecha�, to porz�dni ludzie? - pyta�a zaniepokojona Gabriella.
- Oczywi�cie! Zgodzili si� czeka� na mnie przy
P�nocnej Bramie.
Kuter by� nareszcie got�w do drogi. Villemo sta�a na nabrze�u, machaj�c na po�egnanie. Kiedy bliscy znikn�li jej z oczu, opu�ci�a r�ce.
Zosta�a w Kopenhadze sama.
Wkr�tce znalaz�a si� w twierdzy i s�u��cy wprowadzi� j� do pu�kownika Crone. By� to starszy ju� cz�owiek o niezdrowej cerze, oczach spaniela i obwis�ych, oble�nych ustach.
Sprawia� wra�enie zm�czonego. Gdy przedk�ada�a
mu swoj� pro�b�, przygl�da� si� jej uwa�nie.
- Moja droga panienko - powiedzia� z wolna. - On jest kurierem kr�la szwedzkiego! Nie mo�emy zwolni�
kogo� takiego!
- Rozumiem - zgodzi�a si� Villemo. - Ale czy nie m�g�by pan zrobi� wyj�tku, pan, kt�ry ma tutaj pe�ni� w�adzy? Je�li pan tego wymaga, zap�ac� odpowiedni� cen� i nikomu nawet nie wspomn�, �e to zrobi�am. Jestem zrozpaczona, musz� mu pom�c i nie wolno mi zlekcewa�y� �adnej mo�liwo�ci.
- Jest panienka przynajmniej szczera.
Pu�kownik wsta� i podszed� do okna. Odwr�cony
do niej plecami powiedzia�:
- Nie, mnie nie mo�na kupi�. Rozumiem jednak, �e los tego m�odzie�ca le�y panience na sercu. To kuzyn, powiada panienka?
- Tak, w jego �y�ach p�ynie wiele norweskiej krwi
i jest cz�owiekiem honoru. Zdrada jest mu obca. Je�li
pan go uwolni, nic z tego, co tu widzia�, nigdy nie dojdzie do uszu szwedzkich dow�dc�w wojskowych.
Tak samo jak nie ujawni wam �adnych tajemnic swego kraju.
- M�wi panienka: cz�owiek honoru?
- W najwy�szym stopniu!
- I panienka gotowa jest zrobi� wszystko, by go
wyrwa� z niewoli?
- Absolutnie wszystko!
Milcza� przez chwil�, po czym odwr�ci� si� i taksowa� j� od st�p do g��w tak bezceremonialnie, �e si� zarumieni�a.
- Kuzyn panienki zostanie uwolniony pod warunkiem, �e wy�wiadczy mi pani pewn� przys�ug�.
Villemo wprost nie mog�a uwierzy� w�asnemu
szcz�ciu.
- Wszystko. Absolutnie wszystko.
- Jest pani dyskretna?
- Mo�e pan na mnie polega�.
- Dobrze.
Znowu milcza� przez chwii�.
- Czego... czego mia�oby dotyczy� moje zadanie?
- spyta�a ostro�nie.
Najwyra�niej nie wiedzia�, jak zacz��.
- Ja... jestem samotnym cz�owiekiem. I starym.
Kobiece wdzi�ki s� ju� nie dla mnie. A mimo to pragn� damskiego towarzystwa. Rozumie mnie pani?
- Obawiam si�, �e nie ca�kiem.
- Ja jestem... znawc�. Dawniej by�em smakoszem,
je�li chodzi o kobiec� urod�. Teraz moje szwankuj�ce zdrowie nie pozwala mi zabiega� o wzgl�dy pi�knych pa�. A pani, panno Elistrand, jest niezwyk�ej urody. Absolutnie wyj�tkowej. Kuzyn pani b�dzie m�g� wyjecha� statkiem o p�nocy, je�lt pani przyjdzie wieczorem do mojego domu, by... mnie rozerwa�.
Twarz Villemo p�on�a. Oczekiwa�a �ada� szpiegow-
skich, czego� w tym rodzaju, ale nie... Jak on �mie, co� tak osobistego, tak intymnego!
Z trudem dobiera�a s�owa.
- Panie pu�kowniku...Prosz� pana! Przyrzek�am
sobie, �e dotrwam nietkni�ta do nocy po�lubnej. Zniecierpliwiony machn�� r�k�.
- Dotrzyma pani obietnicy.
- W takim razie �le zrozumia�am.
- Powiedzia�em przecie�, �e nie jestem w stanie rozkoszowa� si� kobiecymi wdzi�kami. Pragn� tylko ogl�da� pani�. I �eby pani wy�wiadczy�a mi pewne niewinne przys�ugi.
Milcza�a wstrz��ni�ta, ca�a jej natura chcia�a krzy-
cze�: nie!
- Dawniej otacza�y mnie t�umy kobiet - powiedzia�
zm�czonym g�osem. - Moja lubie�no��, moje pragnienie rozkoszy by�y niezmierne. A teraz jestem stary i brzydki, rozpustne �ycie wycisn�o pi�tno na moim
ciele. �adna kobieta nie chce ju� mie� ze mn� do czynienia. Ale moja t�sknota jest wci�� wielka. Czy zechce pani, panno Elistrand, pocieszy� mnie dzi� wieczorem?
Poczu�a md�o�ci. Spogl�da�a na niego rozszerzony-
mi z przera�enia oczami.
- Zapewniam pani� - rzek� pu�kownik. - Nie b�dzie
to dla pani �adnym obci��eniem.
A szacunek dla samej siebie? Co si� z nim stanie? Jak
p�niej spojrz� ludziom w oczy? I na czym mia�yby polega� te drobne us�ugi?
Zaraz jednak pomy�la�a o Dominiku.
Co stanie si� z nim w niewoli, nietrudno by�o sobie
wyobrazi�. Od jak dawna Leonora Chtistina siedzi zamkni�ta w B��kitnej Wie�y? Od trzynastu lat? A Dominik? Czy te� b�dzie siedzia� tak d�ugo? Czy jego m�odo�� ma zgasn�� za wi�ziennymi murami we
wrogim kraju?
Mog�a go uratowa�, oszcz�dzi� mu tego losu. W tej sytuacji cena nie wydawa�a si� wysoka.
Odetchn�a g��boko, by po