4213
Szczegóły |
Tytuł |
4213 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4213 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4213 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4213 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOANNA SIEDLECKA
WYPOMINK�W CI�G DALSZY
Mojemu synowi Antosiowi Hebie
Po co piszemy wspomnienia?
�eby sprawi� przyjemno�� cieniom.
JOSIF BRODSKI
Drugie �Wypominki� to ci�g dalszy wspomnie� o polskich pisarzach r�nych generacji i do�wiadcze�, od Tadeusza Do��gi�Mostowicza do Krzysztofa M�traka. Nic wi�c tych postaci nie ��czy � pisarzy w og�le chyba nie powinno � poza zainteresowaniem autorki oraz wsp�lnym im wszystkim tragizmem los�w.
Przep�dzany w latach stalinowskich z literatury, bibliotek i w�asnego mieszkania Kornel Makuszy�ski. Zarabiaj�ca w�wczas lekcjami w swoim pokoiku wsp�lnego, �ko�chozowego� mieszkania dumna I��a. Dwukrotnie chowany Jan Lecho� � na nowojorskim cmentarzu Calvary i trzydzie�ci pi�� lat p�niej w podwarszawskich Laskach. Powalona herodowym ciosem poetka Barbara Sadowska. Uciekaj�cy w alkohol Grochowiak i M�trak. Kariery i upadki znakomicie debiutuj�cych: Andrzeja Brychta i Ma�gorzaty Hillar. I inni. Stanis�aw Cat�Mackiewicz, Julian Tuwim, Melchior Wa�kowicz, a w�a�ciwie nowe p�dy �Ziela na kraterze�. W sumie siedemna�cie opowie�ci biograficznych, z�o�onych z list�w, zdj��, a przede wszystkim relacji, niew�tpliwie subiektywnych, fragmentarycznych, cho�by z racji swych obj�to�ci, miniatur tylko. Przywo�uj�cych jednak tw�rc�w ju� nie�yj�cych, powoli zapominanych, przysypywanych piaskiem niepami�ci, coraz rzadziej albo i w og�le nie wznawianych, wypychanych z wydawniczych plan�w, a tym samym czytelniczej pami�ci, nie znanych m�odemu pokoleniu. Lub te� odsy�anych do muzeum literackich figur woskowych, nie czytanych klasyk�w, jak Iwaszkiewicz.
Niepoj�ty czy�ciec pisarski istnieje wprawdzie w ka�dej epoce, pod ka�d� szeroko�ci� geograficzn� i trwa podobno dziesi�� lat, u nas jednak wyj�tkowo d�u�ej, za d�ugo, cz�sto nawet wieczno��, i to w przypadku tw�rc�w tej miary co Grochowiak czy Krzyszto�. Dlatego te� bez okazji, bez okr�g�ych rocznic przypominam ich losy. Pami�� jest form� mi�o�ci.
PRZYJACIEL WESO�EGO DIAB�A
KORNEL MAKUSZY�SKI
KORNEL MAKUSZY�SKI (1884�1953) � w okresie dwudziestolecia mi�dzywojennego jeden z najpopularniejszych, najpoczytniejszych (drugi po Sienkiewiczu) pisarzy, gwiazda pierwszej wielko�ci literatury popularnej, nazywany �polskim Dickensem�. Ukochany przede wszystkim przez m�odych czytelnik�w, bo dla nich g��wnie pisa�, mi�dzy innymi �Awantur� o Basie�, �Szatana z si�dmej klasy�, �O dw�ch takich, co ukradli ksi�yc�, �Pann� z mokr� g�ow��, �Szale�stwa panny Ewy�, �Przyjaciela weso�ego diab�a�, �120 przyg�d Kozio�ka Mato�ka�.
Przeszed� do literackiej legendy jako dziecko szcz�cia � ulubieniec czytelnik�w, kt�rzy w 1937 roku wybrali go do najbardziej chyba w�wczas szacownej instytucji, czyli Polskiej Akademii Literatury. S�awny, zamo�ny, mieszka� w latach dwudziestych w warszawskiej alei R�, kupowa� obrazy Matejki. Nazywany by� �Wezuwiuszem humoru� � lubi� si� bawi�, sp�dza� czas w kawiarniach, przy bryd�u i na nartach. �Ty siedzisz w �Astorii�, przy szampanie, na fotelu i przechodzisz do historii, m�j Kornelu� � pisa� do niego Lecho�. Ale by�o tak tylko przed wojn�. W PRL�u, w swoich latach ostatnich, zosta� Makuszy�ski pisarzem skazanym na nieistnienie � nie wydawanym, nie wznawianym, zapomnianym i oficjalnie pot�pionym, usuwanym z bibliotek oraz z w�asnego mieszkania. Zgorzknia�y, przygn�biony i schorowany, zmar� w biedzie, cho� nie w samotno�ci ani opuszczeniu, ale nawet jego �mier� w roku 1953 nie przerwa�a wok� niego zmowy milczenia.
W pierwszych latach powojennych jako tako jeszcze egzystowa�. Od razu wprawdzie zazna� upokorzenia: cz�onek Polskiej Akademii Literatury i przedwojennej elity literackiej, ulubieniec czytelnik�w, musia� � razem z kolegami po pi�rze � t�oczy� si� w krakowskim Domu Literat�w, czekaj�c na rozmow� z przyby�ym z Warszawy wszechw�adnym zarz�dc� literatury, Jerzym Borejsz�. Od jej wyniku zale�a�o, czy zostanie zweryfikowany jako cz�onek powojennego Zwi�zku Literat�w. �Egzamin� na szcz�cie zda� i przez kilka powojennych lat jako� mu si� jeszcze udawa�o.
W roku 1946 (tradycyjnie u Gebethnera i Wolffa) wyda� swoj� ostatni� now� ksi��k� � napisany podczas wojny �List z tamtego �wiata�, skwitowany a� czterema om�wieniami. W latach 1945�1948 w wydawnictwach prywatnych, kt�rych jeszcze wtedy nie polikwidowano, g��wnie w�a�nie u Gebethnera i Wolffa, wznowi� kilka swoich ksi��ek, mi�dzy innymi �Pann� z mokr� g�ow��, �S�o�ce w herbie�, �Bezgrzeszne lata�, �Skrzydlatego ch�opca�. W 1949 roku wydano � ostatni� za �ycia pisarza � edycj� �Szatana z si�dmej klasy�, ju� z wielkimi ci�ciami, Wilnem, gdzie toczy�a si� akcja, zamienionym na Pu�tusk, spolszczonymi nazwami maj�tk�w i tak dalej. Bez jednej te� nawet wzmianki, w ciszy absolutnej, kt�ra zaleg�a nad nim na wiele lat. Nic ju� wi�cej nie wyda� ani nie wznowi�. Drukowa� te� pocz�tkowo w kilku �bocznych� pismach: ��odzi Teatralnej�, �Dzienniku Zachodnim�, �Dzienniku Polskim�, �Teatrze�, a przede wszystkim w �Przekroju�, ale te� coraz rzadziej i tylko do 1948 roku.
Zmienia�y si� bowiem czasy, wia�y inne wiatry. W 1948 roku chocia�by s�ynne Plenum KC PZPR i atak na W�adys�awa Gomu�k�, gro�ny referat Bieruta o �odchyleniu prawicowym i nacjonalistycznym w kierownictwie partii i sposobach jego przezwyci�ania�. W styczniu 1949 roku odby� si� zjazd w Szczecinie, kt�ry zadekretowa� w literaturze polskiej socrealizm, wi�c zjawisko pod tytu�em �Kornel Makuszy�ski� przesta�o istnie�. Cho� nie by� nigdy opozycjonist�, przeciwnie, pr�bowa� nawet � cho� w swoim stylu, z humorem � w jaki� spos�b si� w��czy�, wypowiadaj�c si� w 1952 roku w �Przekroju� z okazji Kongresu Pokoju i Zlotu M�odych Przodownik�w, o kt�rych pisa�: �Gdybym umia� �piewa�, od�piewa�bym uroczyst� kantat�, ale �e �piewam jak podhala�ski baran, wi�c tylko im posy�am te s�owa. Staram si� tak je rymowa�, by ka�de s�owo mia�o doskona�y kszta�t serca�.
By� to ostatni jego wydrukowany tekst.
�By� on chorobliwie l�kliwego serca i tym pi�kniej, �e niczego nie zrobi� pod sowieckim batogiem, co by przesz�o granice koniecznej samoobrony� � pisa� o nim Lecho�1.
* * *
�mier� w lipcu roku 1953 nie przerwa�a milczenia. O�mieli� si� go po�egna� � pi�rem Janusza Meissnera � jedynie �Przekr�j�, w �Tygodniku Powszechnym� � W�odzimierz Wnuk, nikt wi�cej. Odchodzi� w atmosferze pot�pienia. W podr�czniku pod tytu�em �Literatura mi�dzywojenna� (Wiedza Powszechna, 1953) Ryszard Matuszewski, jeden z czo�owych krytyk�w oficjalnych ka�dego etapu, nazywany nie bez kozery �kr�c�cym powrozy�, oceni� jego utwory jako �p�ytkie i powierzchowne�, �karmi�ce czytelnika sentymentalnym humorem, nie gardz�ce tanimi chwytami, schlebiaj�ce typowym gustom drobnomieszcza�skim�.
Zgromi� go w rozdziale po�wi�conym literaturze popularno�rozrywkowej, �pozbawionej � jak pisa� � wi�kszych zalet ideowych czy artystycznych, pozostaj�cej wyra�nie w kr�gu ideologii bur�uazyjnej�, �obliczonej na odwr�cenie uwagi od powa�niejszych problem�w ideowych�. Razem z nim dosta�o si� te� Ossendowskiemu i Goetlowi (�wyk�adnikom �wiatopogl�du ciemi�ycieli�), Tadeuszowi Do��dze�Mostowiczowi, Mniszk�wnie, Zarzyckiej, Marczy�skiemu, Piaseckiemu, �szczeg�lnego rodzaju literackiej tandecie, kt�r� bur�uazja demoralizowa�a masy czytelnicze�.
Chwali� natomiast inne postacie literatury m�odzie�owej: Pawk� Korczagina, bohatera Jak hartowa�a si� stal� Ostrowskiego, Szcz�snego z �Pami�tki z Celulozy� Newerlego. �S� to postacie typowe � pisa� � cho� ka�da z nich jest do pewnego stopnia wyj�tkow�, je�eli chodzi o nasycenie ich cechami porywaj�cego bohaterstwa czy si�y charakteru, cechy te bowiem s� szczeg�lnie istotne dla przedstawicieli walcz�cego proletariatu, kt�rych postaci te reprezentuj��. Cho� i tak mia� Makuszy�ski szcz�cie � nie zosta� zaliczony w poczet �pisarzy b�d�cych w s�u�bie reakcji i faszyzmu�, �na pozycjach bur�uazyjno�nacjonalistycznych�, jak Lecho�, Rodziewicz�wna, �obodowski.
S��w aprobaty doczekali si� zreszt� jedynie �post�powi i rewolucyjni�: Broniewski, Szenwald, Pasternak, Dobrowolski, Kruczkowski, Wasilewska.
Przedwojenne edycje jego ksi��ek, ocala�ych podczas wojny, przechowanych w bibliotekach, posz�y te� � w skutek �wczesnej polityki kulturalnej � na przemia�. I to hurtem. Tak �e pierwsze wydanie �Szatana z si�dmej klasy� jest dzi� antykwarycznym bia�ym krukiem, nie ma go nawet w zakopia�skim Muzeum Makuszy�skiego ani w Muzeum Ksi��ki Dzieci�cej.
Jego ksi��ki znalaz�y si� bowiem na powsta�ej w 1951 roku tajnej li�cie ksi��ek �ideologicznie szkodliwych�, przeznaczonych do likwidacji, czyli na przemia�. W ka�dym powiecie powo�ano specjalne tr�jki partyjne, kt�re nadzorowa�y komisje nadzoruj�ce biblioteki. Akcje �czyszczenia bibliotek� przeprowadzano w latach pi��dziesi�tych kilkakrotnie, dokumenty partyjne narzekaj� bowiem na �s�abo�� polityczn� kadry bibliotecznej, kt�ra ukrywa�a cz�sto ksi��ki, ukazuj�ce si� potem w antykwariatach i na targach�2.
Na listach znalaz�o si� wiele utwor�w Makuszy�skiego. Mi�dzy innymi �U�miech Lwowa�, sentymentalno�patriotyczna ksi��eczka o �wiecznym mie�cie�, z rozdzia�em o Cmentarzu Orl�t, �Wielka brama� o powojennej Gdyni, polskiej bramie na �wiat, �Fatalna szpilka�, w kt�rej dopatrzono si� antysemityzmu. Jego patriotyczna poezja � wydana w 1924 roku �Pie�� o Ojczy�nie�, �Piosenki �o�nierskie�, legionowe, kt�re mimo to przetrwa�y i s� �piewane, cho� nie zawsze wiadomo, �e napisa� je autor �Awantury o Basi�. Jedna z najpopularniejszych to:
Ej dziewczyno, ej niebogo
Jakie� wojsko p�dzi drog�
Skryj si� za �cian�
Skryj si�, skryj.
Ja my�la�am, �e to maki
�e ogniste lec� ptaki
A to u�any, u�any
A to u�any s�.
Nic wi�c dziwnego, �e w zakopia�skim Muzeum Makuszy�skiego, w teczce z powojennymi listami od wydawc�w, wiele takich jak ten z 15 grudnia 1950 roku od Gebethnera i Wolffa: �Z przykro�ci� zawiadamiamy Szanownego Pana, �e nie b�dziemy mogli podj�� si� wydania �Wielkiej bramy� gdy� ksi��ka ta jest �zdyskwalifikowana� przez specjaln� komisj� dla oceny ksi��ek m�odzie�owych, o czym nas poinformowa�o Ministerstwo Kultury i Sztuki. Bardzo nas ta wiadomo�� zmartwi�a, tym bardziej �e nie pomog� �adne interwencje w tej sprawie�.
* * *
Pan Przemys�aw Gluzi�ski, bratanek Janiny Makuszy�skiej, �ony Kornela:
�Wuj Kornel uwa�a� zawsze, cho� nie wiem, czy s�usznie, �e jego banicja ma te� pod�o�e osobiste. By� przed wojn�, jak wiadomo, cz�onkiem Polskiej Akademii Literatury, kt�ra liczy�a tylko pi�tnastu akademik�w i przyjmowa�a nowego po czyjej� �mierci lub rezygnacji. Makuszy�skiego przyj�to na miejsce Wincentego Rzymowskiego, wyrzuconego z Akademii w atmosferze skandalu � udowodnionego plagiatu. Nowo przyj�ty cz�onek PAL�u wyg�asza� zwykle przem�wienie oddaj�ce ho�d poprzednikowi, w tym wypadku oczywi�cie nie by�o o tym mowy, wuj s�owem o nim nie wspomnia�. Zaraz po wojnie Wincenty Rzymowski sta� si� wa�n� postaci� � kierownikiem resortu kultury i sztuki PKWN�u, potem � kr�tko � ministrem kultury i sztuki, wreszcie spraw zagranicznych. Wuj s�dzi� wi�c, �e bra� teraz na nim odwet za to, �e zaj�� kiedy� jego miejsce, by� �wiadkiem jego upokorzenia. Cho� przecie� nie tylko jego przegnano wtedy z literatury�.
Micha� Rusinek, pisarz, w latach 1934�1939 sekretarz PAL�u: �Rzeczywi�cie, Rzymowskiego usuni�to za udowodniony mu plagiat, o ile pami�tam, tekstu zagranicznego, i to niemal�e ca�ego, a nie kilku zda�. Jego odej�cia domaga� si� przede wszystkim � nawet ostro � inny akademik, Karol Hubert Roztworowski, narodowiec, jego ideowy przeciwnik. Rzymowski by� bowiem zdecydowanym lewicowcem. Atakowa�a go te� bardzo prasa endecka. Mimo to Akademia, w trosce o sw�j honor, udawa�a, �e nic si� nie sta�o, chcia�a przeczeka� spraw�. Musia�a jednak zaj�� stanowisko � Roztworowski grozi� ust�pieniem, opublikowaniem swego zdania w prasie. Je�dzi�em wi�c nawet do niego z Kadenem do Krakowa, �eby go jako� udobrucha� i nie dopu�ci� do skandalu jeszcze wi�kszego. Uda�o si�, cho� Akademia musia�a ju� podj�� jakie� kroki. Zebra�o si� wi�c prezydium: Kaden, Sieroszewski, kt�ry kaza� Rzymowskiemu pisa� pro�b� o zwolnienie z cz�onkostwa, co bez s�owa uczyni�, cho� by�a to oczywi�cie wielka strata honorowa i finansowa � za posiedzenia dostawa�o si� sto z�otych, bywa�y wi�c i trzy w tygodniu. Niespecjalnie Rzymowskiego �a�owano, nie by� w�a�ciwie pisarzem, tylko znanym wtedy i licz�cym si� publicyst�, a jego wyb�r do Akademii stanowi� uk�on w stron� �post�powych si��. Makuszy�ski, szalenie wtedy popularny, zosta� przyj�ty na miejsce Rzymowskiego rzeczywi�cie wyj�tkowo, na og� dzia�o si� to po �mierci kt�rego� z akademik�w. Nie lubi si� swoich nast�pc�w, to ludzkie, ale sytuacja Makuszy�skiego nie mia�a chyba z tym zwi�zku. Nie mie�ci� si� po prostu w nowych czasach, by� na odstrza�, bo nie lewicowy ani post�powy, a w dorobku piosenki o u�anach, ksi��ki o Lwowie. Bardzo to oczywi�cie prze�ywa�, by� bowiem przed wojn� bardzo popularny, zw�aszcza w Zakopanem, gdzie go odwiedza�em. Wszyscy na przyk�ad znali jego psa, kt�ry wskakiwa� do doro�ek, a g�rale wie�li go do �Opolanki� � wiedzieli, kto jest jego panem�.
* * *
�W latach pi��dziesi�tych �yli skromnie, ale nie w n�dzy � wspomina Przemys�aw Gluzi�ski. � Ciotka, czyli Janina Makuszy�ska, �ona wuja Kornela, znana niegdy� i ceniona lwowska �piewaczka, udziela�a prywatnych lekcji �piewu, pracowa�a te� na p� etatu w ognisku muzycznym i utrzymywa�a dom. Wuj natomiast grywa� na pieni�dze w bryd�a i na og� wygrywa� � koledzy pozwalali mu, bo znali jego sytuacj�. Liczy� te� na to, �e mo�e co� si� jednak zmieni, �e zaczn� go wydawa�, zaci�gn�� wi�c � na konto przysz�ych ksi��ek � spor� po�yczk� u Gebethnera i Wolffa, swoich wydawc�w. Niestety, nic si� jednak za jego �ycia nie zmieni�o i nie mia� jej z czego sp�aca�. Sp�aci�a j� dopiero ciotka, w par� lat po jego �mierci i tryumfalnym renesansie. Pomaga�a te� bardzo nieznajoma czytelniczka z Ameryki, rodem z Nowego S�cza, kt�ra zdoby�a jako� adres swego ukochanego pisarza i wysy�a�a paczki z ubraniami, kaw�, herbat�, insulin� � bardzo si� przydawa�y. Cz�sto bywa�o jednak krucho, tak �e gdy kelnerka spyta�a go kiedy� w kawiarni: �Kawa du�a czy ma�a?�, westchn��, �e ma�a, na du�� go przecie� nie sta�! Za kilka dni dosta� przekaz od czytelniczki: �Na kaw� dla ukochanego pana Kornela!� Jako d�entelmen nie przyjmowa� od kobiet pieni�dzy, zaraz je wi�c odes�a�, narzekaj�c, �e musia� jeszcze zap�aci� za przekaz.
By� w Zakopanem bardzo popularny. Gdy szed� Krup�wkami, wszyscy mu si� k�aniali i r�ka mu mdla�a od uchylania kapelusza, zacz�� wi�c nosi� beret, kt�ry le�y dzi� w gablotce jego mieszkania�muzeum. Pozbawiony druku i g�osu, Makuszy�ski ceni� sw� popularno��, os�adza�a mu lata ostatnie�.
�Pewien ksi�dz, Polak ameryka�ski, widzia� w Zakopanem Kornela, kt�ry jest podobno zupe�nie rozklejony � pisa� w czerwcu 1951 roku Lecho�. � To naprawd� prawie symbol � Kornel rozkochany we wszystkich przyjemnostkach dostatniego �wiata i ta morga duchowa, ten gigantyczny Katy� � jakim jest Polska pod Rokossowskim. Ksi�dz widzia�, jak jaka� grupa dzieci rozpozna�a Karola na ulicy i otoczy�a go, m�wi�c mu jakie� mi�e rzeczy. Kornel rozbecza� si� jak b�br�3.
* * *
S�yn�� zawsze z humoru i pogody i teraz te� pr�bowa� niby �artowa�, cho� tak naprawd� stawa� si� coraz bardziej przykry, ponury, poirytowany. Tym bardziej �e ci�ko chory, od lat cierpi�cy na cukrzyc�. Zm�czony wojennymi przej�ciami: powstaniem, pobytem w obozach dla uchod�c�w w Pruszkowie i Opocznie. Dlatego te�, nieludzko dotychczas pracowity i p�odny � napisa� pi��dziesi�t cztery powie�ci, dwie, trzy w roku � z�ama� pi�ro. Bo skoro i tak nie wydadz�, to po co? Na pisanie do szuflady mia� ju� za du�o lat.
,Ju� niewiele pozosta�o w nim z dawnej pogody ducha. S�o�ce w jego herbie powoli gas�o. (�)
��Przed wojn� nie by�o takich jesieni � powiedzia� apodyktycznie.
��By�y, by�y.
��Tak, ale troch� inne. (�) Wsiad�e� do ekspresu wiede�skiego, tego samego dnia by�e� w Wiedniu, dzie� p�niej w Rzymie, a na trzeci dzie� pi�e� wino na Capri. Wtedy mo�na by�o uciec przed jesieni�. A dzisiaj? Dok�d uciekniesz? Nie uciekniesz� (�)
��Wiesz, mam teraz k�opoty � m�wi� powoli, ze �le ukrywanym za�enowaniem. � Gdyby nie Wierzy�ski, kt�ry mi przysy�a paczki z zagranicy, musia�bym chyba starzyzn� handlowa�. Jak s�dzisz, co powinienem zrobi�?�4.
* * *
Usuwano go te� z w�asnego mieszkania. Przed wojn� mieszka� w Warszawie, do Zakopanego przyje�d�a� jedynie na wypoczynek, wynajmuj�c wtedy ca�e pi�tro willi �Opolanka� na Tetmajera, w�asno�ci znanego i cenionego lekarza Jana Knosa�y. Po wojnie, powstaniu warszawskim straci� mieszkanie z cennymi zbiorami: bibliotek�, obrazami Matejki, spalonymi i rozgrabionymi. �B�g zabra�, rodak wzi��� � mawia� zawsze.
Przeni�s� si� wtedy do ukochanego Zakopanego, do �Opolanki�, przej�tej wkr�tce przez kwaterunek, kt�ry nie zdoby� si� wobec niego na �adn� taryf� ulgow�. Cho� jeszcze przed wojn� zosta� przecie� honorowym obywatelem Zakopanego oraz � decyzj� g�rali � honorowym gazd�, by� te� niew�tpliwie jednym z najpopularniejszych polskich pisarzy.
Ani w�adze Zakopanego, ani kwaterunku nie posz�y mu jednak na r�k�: mimo jego zas�ug, pr�b i stara� nie zgodzi�y si� na nadmetra� i twardo egzekwowa�y wobec niego przepisy prawa lokalowego. Na rok przed �mierci� odebra�y mu jeden z pokoj�w jego mieszkania, przydzielaj�c go najpierw samotnej pani, potem trzyosobowej rodzinie. Wej�cie na szcz�cie by�o oddzielne, ale na pi�trze, zajmowanym dotychczas tylko przez Makuszy�skich, powsta�y teraz dwa lokale. Walki o utrzymanie mieszkania zatru�y ostatnie lata pisarza. Bo cho� liczy�o niewiele ponad pi��dziesi�t metr�w kwadratowych (pi��dziesi�t dwa i p�) � trzy amfiladowe przechodnie pokoje z kuchni� i s�u�b�wk� � usi�owano mu odebra� pok�j kolejny. Walczy� o niego s�siad zza �ciany � gru�lik i partyjniak, nie zakopia�czyk, lecz przybysz sk�d� tam, pracownik jednego z sanatori�w. Powo�ywa� si� na gru�lic� tudzie� ludow� w�adz�. Genowefa W�torek, by�a gosposia Makuszy�skich, mieszkaj�ca do dzi� w �Opolance�:
�W�adza go popiera�a, czu� si� wi�c pewnie, a ju� szczeg�lnie po �mierci pana Makuszy�skiego. Natychmiast dosta� wtedy przydzia�, mia�y�my opr�ni� dla niego pok�j�.
30 grudnia 1953 roku, Zakopane. �Przydzielenie Obywatelowi powy�szego lokalu jest zgodne z zasadami wsp�ycia spo�ecznego � pisa� do Janiny Makuszy�skiej przewodnicz�cy prezydium Miejskiej Rady Narodowej. � Dotychczas zajmowana przez Obywatela powierzchnia nie odpowiada normom zasiedlenia mieszka� dla miasta Zakopanego. Pomijaj�c ju� nawet to, �e choroba gru�licy p�uc, na kt�r� Ob. cierpi, wymaga ze wzgl�du na zara�enie si� t� chorob� jego ma�oletniego syna, osobnego dla niego pokoju�. Genowefa W�torek:
�Pani Makuszy�ska chcia�a wi�c ratowa� mieszkanie, zag�szczaj�c je i staraj�c si� o zameldowanie swojej przyjaci�ki, Stefanii Jener, ale nie dosta�a zgody. Jedyn� nadziej� sta� si� wi�c pomys� przeznaczenia pokoju, o kt�ry walczy� gru�lik, na muzeum pami�tek po panu Makuszy�skim. �Gru�lik� bowiem coraz bardziej grozi�, nachodzi�, awanturowa� si�. Pami�tam sceny straszne.
Par� miesi�cy po �mierci pana, pani Makuszy�ska wyskoczy�a z domu na chwil�, przypominaj�c mi, �ebym nie wpuszcza�a nikogo z kwaterunku � czu�a, co si� �wi�ci. Wi�c cho� si� dobijano, gro�ono, nie otwiera�am, za co ci�gano mnie potem na kolegia. A wtedy milicja i przedstawiciele kwaterunku na czele z �gru�likiem� weszli do �jego� pokoju i m�otami zacz�li rozwala� �cian�. Gdy zjawi�a si� pani Makuszy�ska, natychmiast g�o�no, ostentacyjnie zadzwoni�a do Warszawy, do samego Cyrankiewicza, dalej wi�c nie rozbijali, przestraszyli si�. Dzwoni�a, bo ju� wcze�niej, w Warszawie, czyli �wy�ej�, szuka�a ratunku, widz�c, �e w Zakopanem nie na szans. Mia�a szcz�cie, a raczej dwie wysoko postawione znajome z Warszawy, kt�re przyje�d�a�y do Zakopanego leczy� si� i obieca�y jej pom�c�. Jadwiga Karkowska:
�Pracowa�am w�wczas w Ministerstwie Kultury i Sztuki, w gabinecie ministra Sokorskiego, i dobrze spraw� Makuszy�skiej pami�tam � j� sam� zreszt� te�, zrozpaczon�, osamotnion�, licz�c� ju� tylko na pomoc znajomej, Danusi Ciesielskiej, zmar�ej niedawno wilnianki, pracownicy sekretariatu Sokorskiego, �wczesnego ministra kultury. Pod jej dyktando Makuszy�ska napisa�a do niego pismo, postara�a si� o poparcie Zwi�zku Literat�w Polskich, kt�re nie robi�o problem�w, przeciwnie, popar�o jej starania o wy��czenie spod kwaterunku spornego pokoju, a potem ca�ego mieszkania. Sokorski, cokolwiek by o nim m�wi� � lubi� te� pom�c. Tym bardziej �e pani Makuszy�ska by�a osob� z klas�, co zawsze mia�o dla niego znaczenie. Poza tym mitygowa�a go i popycha�a pani Danusia, kt�ra podsuwa�a mu pisma do podpisu. Popar� wi�c spraw� i skierowa� j� do premiera Cyrankiewicza, a ten z kolei do Ministerstwa Gospodarki Komunalnej, tylko on m�g� �wyj�� co� spod kwaterunku. Dzi� sprawa wydaje si� �mieszna i absurdalna, wtedy jednak wymaga�a interwencji z g�ry � takie by�y czasy.
Mimo decyzji pozytywnej �gru�lik� poszed� na ca�o�� i zaj�� pok�j si��. By� po prostu ubekiem, nas�anym chyba nieprzypadkowo, �eby zatru� ostatnie lata pisarza, a potem wdowy po nim. Dlatego tak sobie poczyna�. Janina Makuszy�ska o�mieli�a si� dzwoni� do Cyrankiewicza, interweniowa�. Dosta�a przecie� decyzj�, a tu naj�cie! Zn�w pisa�a, prosi�a, odwo�ywa�a si�. Cyrankiewicz zleci� wi�c spraw� Bermanowi, ten z kolei Wisz�, kt�ry usadzi� wreszcie kacyk�w z Zakopanego, nawet postraszy� Prokuratur� Generaln�. Kto wyda� nakaz w�amania? Przerazili si�, nawet przepraszali Makuszy�sk�, pokryli koszty odbudowy �ciany, postawili w tym miejscu piec, cho� �lady s� do dzi�. �Gru�lik� te� si� przestraszy� i wkr�tce uciek��.
* * *
Z teczki osobowej Kornela Makuszy�skiego w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich:
22.10.1953. Ministerstwo Kultury i Sztuki. Gabinet Ministra do ZG Zwi�zku Literat�w Polskich:
Ob. Janina Makuszy�ska nades�a�a do gabinetu ministra podanie z pro�b� o poparcie u w�a�ciwych w�adz wy��czenia spod kwaterunku jednego z pokoj�w w jej mieszkaniu, w kt�rym zgromadzi�a pami�tki po zmar�ym m�u, Kornelu Makuszy�skim. Podaj�c powy�sze do wiadomo�ci, gabinet ministra prosi o odwrotne nades�anie uwag i opinii w przedmiotowej sprawie.
28.10.1953. ZG Zwi�zku Literat�w Polskich do Ministerstwa Kultury i Sztuki:
(�) ZG ZLP wyra�a oburzenie z powodu post�powania w�adz kwaterunkowych Zakopanego, skutkiem kt�rego ob. Janina Makuszy�ska, wdowa po zmar�ym niedawno i zas�u�onym pisarzu ob. Kornelu Makuszy�skim, jest niepokojona usi�owaniem zaj�cia pokoju, w kt�rym zgromadzone s� pami�tki po Kornelu Makuszy�skim. ZG ZLP wnosi o wy��czenie spod kwaterunku tego� pokoju, uznanie go za pewnego rodzaju muzeum pami�tek i otoczenie go opiek�.
Sekretarz prezydium Jan Gisges
26.01.1954. Minister Kultury do Obywatela Przewodnicz�cego Odwo�awczej Komisji Lokalowej przy Prezydium Wojew�dzkiej Rady Narodowej w Krakowie:
(�) Ob. J. Makuszy�ska, wdowa po zas�u�onym pisarzu � Kornelu Makuszy�skim, po raz drugi zwraca si� do Ministerstwa Kultury i Sztuki, prosz�c o interwencj� odno�nie zabezpieczenia jej mieszkania przed tamtejszymi czynnikami kwaterunkowymi.
Pismem z dn. 6.11.1953 Min. Gospodarki Komunalnej na wniosek Min. Kultury i Sztuki wyda�o zarz�dzenie wstrzymania wszelkich krok�w w przedmiocie post�powania kwaterunkowego, podkre�laj�c, �e wszelkie zamierzenia kwaterunku w stosunku do lokalu ob. Makuszy�skiej winny by� uprzednio uzgodnione z Ministerstwem Gospodarki Komunalnej.
(�) Podaj�c powy�sze do wiadomo�ci, uprzejmie prosz� o wydanie odpowiednich polece� zabraniaj�cych czynnikom kwaterunkowym w Zakopanem jakichkolwiek zamierze� w stosunku do lokalu ob. Makuszy�skiej bez porozumienia si� z Min. Gospodarki Komunalnej i Min. Kultury i Sztuki.
Podzi�kowania Janiny Makuszy�skiej dla premiera Cyrankiewicza:
Wielce Szanowny Panie Premierze!
Nie umiem znale�� s��w, by wyrazi� moj� wdzi�czno�� za wzi�cie w obron� mego mieszkania po �.p. M�u moim, Kornelu Makuszy�skim. Jest to dla mnie wielka rado��, �e pami�� Jego b�dzie zachowana i �e b�dzie mi wolno �y� w�r�d moich wspomnie�.
Dla wicepremiera Bermana:
Wielce Szanowny Panie Premierze!
Prosz� przyj�� wyrazy g��bokiej wdzi�czno�ci za obron� mego mieszkania po �.p. M�u moim.
Serdecznie przepraszam, �e moja sprawa zaj�a Jego tak cenny czas.
Dla ministra Sokorskiego:
Nie potrafi� wyrazi� mojej wdzi�czno�ci za uratowanie mieszkania po �p. M�u moim. Jestem zawstydzona i g��boko wzruszona, �e Pan minister po�wi�ci� tyle czasu i trudu, by mi pozwoli� �y� w�r�d moich wspomnie� i zachowa� pami�tki po moim M�u.
Opr�cz tego podzi�kowania dla prezesa ZLP, Leona Kruczkowskiego.
* * *
Walki o uratowanie mieszkania zatru�y ostatnie lata wdowy po pisarzu. Tym bardziej �e boryka�a si� z k�opotami finansowymi � rent� wdowi� po m�u za�atwiano jej latami, przyznano dopiero dwa miesi�ce przed �mierci�. Mimo to sprzeda�a na �ycie nieznaczn� tylko cz�� mebli i pami�tek. Zdecydowan� wi�kszo�� ocali�a. Przeznaczy�a na muzeum m�a ca�e mieszkanie, na utrzymanie kt�rego nie by�o jej po prostu sta�, nie mia�a nawet na czynsz. W 1965 roku zapisa�a je wi�c Muzeum Tatrza�skiemu, kt�re mia�o sprawowa� nad nim piecz�. Odda�a wiele cennych eksponat�w, mi�dzy innymi obrazy Sichulskiego, Wyspia�skiego, Witkacego, Fa�ata, Styki � Makuszy�ski nie lubi� pustych �cian � wschodnie tkaniny z ubieg�ego stulecia, mask� po�miertn� pisarza, przedwojenne edycje jego ksi��ek, tony list�w od dzieci.
�Spisywali latami � wspomina Genowefa W�torek. � Za to wszystko, co przesz�a, zanim co� tu zrobi�a, powinna od razu p�j�� do nieba. Da�a pa�stwu wiele, cho� nic od niego nie dosta�a�� Otrzyma�a w muzeum p� etatu sprz�taczki, na inny nie starczy�o pieni�dzy. Cho� by�a jego dusz� i honorowym kustoszem � dba�a o nie jak o w�asne dziecko. Niemal do ko�ca swoich dni oprowadza�a, opowiada�a, pokazywa�a.
Mieszkanie w Zakopanem by�o i jest �akomym k�skiem. Kolejna pr�ba jego zaj�cia (cho� mie�ci�o si� w nim ju� muzeum) nast�pi�a po �mierci Janiny Makuszy�skiej. Upatrzy� je sobie �wczesny dyrektor Muzeum Tatrza�skiego � wynajmowa� pok�j na mie�cie i nie chcia�o mu si� p�aci�. Przys�a� ju� wi�c nawet ekip�, kt�ra mia�a malowa� pokoje.
�Zn�w jednak je obroni�am � wspomina Genowefa W�torek. � Umieraj�ca pani Makuszy�ska poleci�a mi opiek� nad swoim skarbem. I tym razem pomog�a Warszawa�.
�Interweniowa�em ostro w Ministerstwie Kultury i Sztuki � wspomina pan Przemys�aw Gluzi�ski. � Powo�ywa�em si� na testament ciotki, w kt�rym zastrzeg�a, �e nikt nie mo�e w muzeum zamieszka�, nawet kustosz czy oprowadzaj�cy. Zagrozi�em, �e w wypadku nieuszanowania jej ostatniej woli rodzina cofnie darowizn�. Na szcz�cie poskutkowa�o. Muzeum zajmuje teraz ca�e pi�tro, na kt�rym mieszkali niegdy� Makuszy�scy, odzyska�o wszystkie ich pokoje�. Dzi� nikt ju� ich nie zabiera. Odrapan�, zniszczon�, nie ogrodzon� �Opolank�, zasiedlon� na parterze i drugim pi�trze lokatorami, niszczy brak pieni�dzy, kt�rych nie ma Muzeum Tatrza�skie, w�a�ciciel willi. Nie ma ich na remonty, na mieszkania dla pozosta�ych lokator�w, tak aby na pozosta�ych pi�trach mog�a powsta� galeria ksi��ek Makuszy�skiego, sala noclegowa dla licznych szkolnych wycieczek. Niszczy te� �Opolank� oboj�tno�� w�adz Zakopanego, kt�rych nie interesowa� spadek po pisarzu; zaj�te s� budow� kolejnych McDonald�w.
* * *
Umiera� ci�ko � zniszczony cukrzyc�, cz�ciowo sparali�owany, z obustronnym zapaleniem p�uc, nieprzytomny. Zmar� w wieku sze��dziesi�ciu dziewi�ciu lat, 31 lipca 1953 roku, najczarniejszym dla polskiej literatury, gdy odchodzili, jeden po drugim, najbardziej znani pisarze i poeci, zaraz po nim Ga�czy�ski, Tuwim. Jego pogrzeb, bo by� wa�niejszy ni� �sy�ka ministry�, sta� si� �ywio�ow� manifestacj� zakopia�czyk�w, zw�aszcza m�odych, do kt�rych nie pozwolono mu m�wi�. W�adze miasta nie zrobi�y nic, �adnego gestu, pochowali go sami g�rale.
Ubrani w od�wi�tne cuhy, wynie�li trumn� z �Opolanki�, powie�li g�ralskim was�giem, zaprz�onym w konie, wy�o�onym kos�wk� i jedlin�, przy d�wi�kach kapeli Obrocht�w. Krup�wkami na cmentarz zas�u�onych na P�ksowym Brzyzku. Nie�li go koledzy pisarze: Janusz Meissner, Roman Brandstaetter, odprowadza�y kilkunastotysi�czne t�umy, nie kryj�c �ez p�akali nawet najtwardsi g�rale.
Przem�wi� nad grobem Roman Brandstaetter, kt�ry powiedzia�: �By� jednym z tych, kt�rzy dobro� uto�samiali z m�dro�ci�, a talent z charakterem, kt�rzy wiedzieli � po trudach do�wiadcze� � �e nie mo�na by� wielkim pisarzem, nie b�d�c dobrym cz�owiekiem�. W imieniu g�rali po�egna� honorowego bac� Adam Pach, prawnuk Saba�y, poeta ludowy:
�Do gromady honornych ludzi, co le�om na P�ksowym Brzyzku, schodzi mistrz Kornel. Godnie se zas�u�y� na tym �wiecie. Swojom gwarom i swoim pi�rem umilo� ludziom �ycie. Zapatzy� si� w saba�owe powiedzenie: wy�yn ze siebie smentek, a �ycie stanie ci si� milse. Jednako dzi� zasmuci� nos swojom �mierzciom�.
Powr�t pisarza � bardzo szybko tryumfalny � rozpocz�� si� po 1956 roku, po Pa�dzierniku. W 1957 Antoni Go�ubiew (pod pseudonimem Goa) og�osi� w �Tygodniku Powszechnym� tekst pod znamiennym tytu�em: �Zwyci�stwo Kozio�ka Mato�ka nad stalinizmem�. I rzeczywi�cie. Jego poezja i proza nie wytrzyma�y pr�by czasu, ale tw�rczo�� dla dzieci i m�odzie�y jak najbardziej tak. Bardzo szybko zacz�to j� wi�c wznawia�, i to w masowych, milionowych nak�adach. Ekranizowa�.
Bardzo d�ugo jednak � z wieloma zmianami, uaktualniaj�c i uwsp�cze�niaj�c realia, przede wszystkim masowe edycje ksi��ek dla dzieci, chocia�by �Kozio�ka Mato�ka�.
Zmiany, cz�sto absurdalne, dotyczy�y tekst�w. I tak na przyk�ad we fragmencie: �Niech to z�oto, co si� �wieci, Ambasada zaraz wy�le do biedniutkich polskich dzieci�, zamieniono �biedniutkie� na �kochane�, bo dzieci w PRL�u biedniutkie by� nie mog�y. Wi�kszo�� zmian dotyczy�a jednak rysunk�w Mariana Walentynowicza, kt�ry prze�y� Makuszy�skiego, zmar� w 1967 roku. Po naciskach cenzury i wydawnictwa, chc�c ratowa� ksi��k�, z kacem zgodzi� si� na �poprawki�.
A by�o ich sporo. Musia� dorysowa� symbole �nowego�, przede wszystkim Pa�ac Kultury i Nauki. Zlikwidowa� � �starego�, na przyk�ad czapki rogatywki, d�ugie �o�nierskie p�aszcze, kt�re zast�pione zosta�y mundurami Ludowego Wojska Polskiego. Z bia�o�czerwonych flag usun�� biel, zostawi� ma�y paseczek u do�u � niczym w �Ma�ej apokalipsie� Konwickiego. Sze�cioramienn� gwiazd� zast�pi� bardziej s�uszn� � pi�cioramienn�. Szko�� w Koziej W�lce, gdzie Kozio�ek pobiera� nauki, solidn�, mieszcza�sk� kamienic� przerobi� na typowo socrealistyczn� budowl�. Na ok�adce posadzi� Kozio�ka nie na ksi�ycu, lecz nowoczesnej rakiecie, i tak dalej.
To wa�ne, bo do dzi� wznawiaj�cym Makuszy�skiego wydawcom zdarza si� korzysta� nie z edycji przedwojennych czy te� tych, kt�re ukaza�y si� do roku 1948, na og� jeszcze bez zmian, ale ju� �popa�dziernikowych�, ska�onych cenzuralnymi ci�ciami. I tak na przyk�ad Wydawnictwo Morskie w roku 1990 wznowi�o �Wielk� bram� bez niecenzuralnego niegdy� zako�czenia:
�� Patrz Piotrze, patrz! � rzeki kapitan ze wzruszeniem w g�osie. Z wielkiej bramy Polski wyp�ywa� dostojnie olbrzymi i wspania�y okr�t.
���Pi�sudski� � szepn�� Piotr.
�Pi�sudski� wyp�ywa� na wielkie morze, na wieczyste morze�5.
* * *
Ale cho� �lady �tamtego� nadal jeszcze si� zdarzaj�, wygra� ze stalinizmem. Sta� si� pisarzem nie do usuni�cia z kanonu klasyki literatury dzieci�cej.
�5.11.1959. (�) Z Ann� na polskim filmie �Awantura o Basi� � pisa�a w swoich �Dziennikach� Maria D�browska.� � �wietny film, dozwolony od lat siedmiu, ale w pe�ni mog�cy by� oceniony tylko przez mocno doros�ych. (�) Nie wiem, czy nale�y to zawdzi�cza� re�yserowi, czy Makuszy�skiemu, z kt�rego powie�ci film jest zrobiony. Je�eli Makuszy�skiemu, to by� wielkim pisarzem, w sensie pisarza popularnego, a b�d�cego na poziomie prawdziwej, cho� lekkiej sztuki. Tacy pisarze robi� s�aw� �wiatow� swoim narodom, a u nas z regu�y s� nie doceniani�.
* * *
�Mo�esz, drogi Karolu, i�� �mia�o na S�d Ostateczny � pisa� Lecho� w �Dzienniku�. � Anio� mowy polskiej i anio� dowcipu na pewno ci� obroni�, gdyby jaki� adwokatus diaboli upiera� si� przy twoich ma�o�ciach i zdro�no�ciach�.
DWA POGRZEBY POETY
JAN LECHO�
Pytasz, co w moim �yciu z wszystkich rzecz� g��wn�,
Powiem ci: �mier� i mi�o�� � obydwie zar�wno.
Jednej si� oczu czarnych, drugiej � modrych boj�.
Te dwie s� me mi�o�ci i dwie �mierci moje.
Autor tych strof, JAN LECHO� (1899�1956) � prawdziwe nazwisko Leszek Serafinowicz, jeden z najwybitniejszych polskich, w�a�ciwie arcypolskich poet�w, zadebiutowa� �Karmazynowym poematem�, potem �Srebrnym i czarnym� jako m�odziutki ch�opiec. Od razu mistrzowsko i ol�niewaj�co, zdobywaj�c s�aw� i pozycj� wielkiego poety, nast�pcy Mickiewicza i S�owackiego.
Po m�odzie�czych sukcesach, presji zbyt wielkich oczekiwa�, przysz�o za�amanie. Zamilk� jako poeta na d�ugie lata. Jego kolejny tom �Lutnia po Bekwarku�, nie dor�wnuj�cy pierwszym, ukaza� si� dopiero po latach osiemnastu, po wojnie i emigracji. 8 czerwca 1956 roku, jeszcze przed polskim Pa�dziernikiem, w wieku pi��dziesi�ciu siedmiu lat, pope�ni� samob�jstwo � run�� na bruk z dwunastego pi�tra hotelu �Henry Hudson� w Nowym Jorku przy � nomen omen � Pi��dziesi�tej Si�dmej Ulicy. Zabi� si� na miejscu.
Za przyczyn� desperackiego kroku uwa�ano pocz�tkowo depresj� z powodu tw�rczej niemo�no�ci, kt�rej by� �wiadom. Okres najgorszej emigracyjnej n�dzy zosta� ju� przecie� za nim � mia� wreszcie w�asne mieszkanie, sta�y doch�d: prac� w Radiu �Wolna Europa�. Cho� powodem ostatecznym sta�a si� � o czym d�ugo milczano �jego seksualna odmienno��, homoseksualizm, kt�rego nie akceptowa�, o kt�rym wzmianki s� zreszt� w jego �Dzienniku�, cho� w spos�b metaforyczny. Pisa� o �Anakreoncie�, �najdro�szej osobie�, nie by�a to jednak kobieta, lecz m�czyzna, jego wielka mi�o��, Aubrey Johnson, kt�ry na kilka miesi�cy przed jego samob�jstwem wyjecha� w d�u�sz� podr�. Lecho� zrozumia� wtedy, �e �odda� �ycie istocie byle jakiej�.
Religijny, wychowany w tradycyjnym domu o surowych zasadach, uwa�aj�cy ponadto, �e poeta powinien by� tak�e wzorcem moralnym, rozpacza� i cierpia� z powodu swych upodoba� i �grzechu�. D��y� do samozag�ady.
Ba� si� te� �ujawnienia� i skandalu � Ameryka nie akceptowa�a w�wczas homoseksualist�w. Dlatego te� nie wyje�d�a� nawet do ukochanego Pary�a, gdzie sp�dzi� przed wojn� wiele lat jako radca kulturalny polskiej ambasady. Ba� si�, �e Amerykanie nie wpuszcz� go z powrotem. Stara� si� akurat o ameryka�skie obywatelstwo, gdy okaza�o si�, co potwierdzi� Kazimierz Wierzy�ski, �e emigracyjni urz�dnicy dowiedzieli si� o jego seksualnych sk�onno�ciach6. Cho� adwokat zapewnia� go, �e wszystko jest na dobrej drodze, ba� si� ujawnienia swego sekretu, wydalenia ze Stan�w, cho� niepotrzebnie. Nie afiszowa� si� ze swoimi sk�onno�ciami, Amerykanie byli dumni (trwa� okres zimnej wojny), �e goszcz� u siebie znanego, polskiego poet�, wygna�ca. Ale jego neurotyczn� wyobra�ni� zaw�adn�o ju� pragnienie �mierci. Zrozpaczony, zdesperowany, wola� samob�jstwo ni� ujawnienie swojej tajemnicy7.
Pan Marek Rudzki, rocznik 1929, Polak zamieszka�y w Ameryce, ekonomista z zawodu, humanista z zainteresowa� i rodzinnych tradycji, kt�ry cz�sto odwiedza Polsk�, rodzin� i przyjaci�, ma do Lechonia stosunek szczeg�lny. Zna� go bowiem osobi�cie, by� te� uczestnikiem jego dw�ch pogrzeb�w: w Nowym Jorku i Warszawie, a w�a�ciwie w warszawskich Laskach, gdzie w trzydzie�ci pi�� lat po pogrzebie nowojorskim z�o�ono urn� z jego prochami.
* * *
�Pozna�em Lechonia przed wojn� � wspomina pan Rudzki � gdy mia�em cztery i p� roku, dok�adnie w 1934, na Lwowskiej 17, w pi�knym mieszkaniu mego wuja, Adama Nag�rskiego, znanego, wybitnego warszawskiego adwokata. Niew�tpliwie troch� snoba, bywalca �Ziemia�skiej�, �Adrii�, �IPS�u�, przyjaciela nie tylko Lechonia, ale ca�ej prawie przedwojennej intelektualnej elity, mi�dzy innymi Wierzy�skiego, Tuwima, S�onimskiego, Boya, Wieniawy, Franca Fiszera�. Jako cz�owiek zamo�ny Adam Nag�rski nie tylko przyja�ni� si� z Lechoniem, ale te� wspomaga� go finansowo, o czym �wiadcz� zachowane listy poety, w kt�rych prosi wuja o mniejsze, wi�ksze i wielkie po�yczki. Zachowa� si� na przyk�ad telegram z Pary�a, gdzie zalega� z op�at� za hotel: �ROZUMIEM WSTYD PRZEPRASZAM ALE SYTUACJA BEZ WYJ�CIA B�AGAM POMOC LESZEK�. �Pozna�em go� pod fortepianem � wspomina pan Rudzki � gdzie uciek�em, gdy wszed� do salonu, bo jako dziecko nie przepada�em za obcymi. Mimo to Lecho� wczo�ga� si� na czworakach pod fortepian, poda� mi r�k�, przedstawi� si�.
* * *
W 1946 roku Markowi Rudzkiemu, �wie�o upieczonemu maturzy�cie, uda�o si�, co by�o w�wczas trudne i niebezpieczne, uciec do ojca na Zach�d. Wykorzystuj�c jego kontakty przedwojennego dyrektora Rady Portu Gda�ska, zaci�gn�� si� na statek M/s �Sobieski�, na kt�ry ju� nie wr�ci�.
W 1951 roku zamieszka� z ojcem w Nowym Jorku, studiowa� i pracowa� jako t�umacz w Radiu �Wolna Europa�. W audycjach literackich bra� udzia� Lecho�, kt�ry przypomnia� go sobie, a poza tym, ze wzgl�du na przyja�� z jego wujem, Adamem Nag�rskim, traktowa� jako starego znajomego.
Dlatego te�, tak jak niegdy� od wuja, po�ycza� teraz pieni�dze od niego, nazywaj�c to �wymian� dokument�w uwierzytelniaj�cych�. Polega�a ona na tym, �e Marek Rudzki wr�cza� mu czek imienny, na przyk�ad na dwadzie�cia pi�� dolar�w, Lecho� natomiast czek na sum� podobn�. Z tym �e czek wystawiony przez pana Rudzkiego m�g� by� zrealizowany natychmiast, przez Lechonia natomiast dopiero w dniu jego kolejnej wyp�aty.
* * *
Ale cho� by�y to nie�atwe emigracyjne pocz�tki poety, zapami�ta� go jako cz�owieka towarzyskiego, weso�ego, rzucaj�cego dowcipami, kt�rych kilka zapami�ta�.
Na przyk�ad na jednym z przyj�� Lecho� zasiad� do fortepianu, �piewa� bu�garsk� piosenk� �Szumi Marica�, zamieniaj�c s�owa na �Szumi macica�. Po przyj�ciu Marek Rudzki, Lecho� i kilku innych go�ci kontynuowa�o wiecz�r w kawiarni, gdzie jedna z pa� pok��ci�a si� z Lechoniem, rzeczywi�cie cz�sto z�o�liwym. Za��da�a wi�c od m�odego Marka Rudzkiego, �eby odprowadzi� j� do domu. �Nie mia�em, oczywi�cie, na to ochoty � wspomina � oci�ga�em si�, nie chcia�em opuszcza� wspania�ego towarzystwa, ale c�, by�em dobrze wychowany�. �Soki piczne uderzy�y jej wida� do g�owy� � skomentowa� na drugi dzie� Lecho�.
Sypa� wr�cz zabawnymi powiedzonkami, mawia� na przyk�ad: �Precz, precz smutek w szelki!� lub: �Piersi wysuwaj� si� na czo�o!� Wspaniale i zabawnie te� rysowa�, pan Rudzki widzia� podpisan� i zilustrowan� przez niego histori� Polski, trudno ukry�, lekko obsceniczn�, zaczynaj�c� si� od Piasta i Rzepichy. Ma j� u siebie do dzi� jeden z jego nowojorskich przyjaci�. Ci�gle nie wydana, budzi bowiem kontrowersje, czy aby Lechonia �nie pomniejsza�. A poza tym pisa� j� i rysowa� dla siebie, nie do druku. �Cho�, moim zdaniem � m�wi Marek Rudzki � powinna zosta� wydana, to przecie� Lecho�, a poza tym po �mierci autora bardzo cz�sto ukazuj� si� dzie�a, kt�rych publikacji wcale sobie nie �yczy��.
* * *
W kwietniu 1956 roku Marek Rudzki ze swoim ojcem, Lechoniem i wieloma innymi Polakami bra� udzia� w pogrzebie jednego z pracownik�w Radia �Wolna Europa�. W drodze powrotnej z cmentarza zabrali do samochodu Lechonia, kt�ry mia� wprawdzie jecha� do miasta, ale wysiad� szybko, o�wiadczaj�c, �e musi gdzie� wpa�� i natychmiast co� zje��. �Po ka�dym pogrzebie � t�umaczy� � trzeba szybko co� przek�si�, inaczej pogrzeb nast�pny b�dzie twoim w�asnym�. Ciekawe, czy zd��y�? Spieszy� si� bowiem bardzo do Rubinstein�w. W ka�dym razie, jego pogrzeb � czego nikt si� nie spodziewa� � odby� si� dwa miesi�ce p�niej.
Pan Rudzki widzia� go na dwa dni przed jego �mierci� samob�jcz� � mign�� mu w studiu �Wolnej Europy� i faktycznie, wygl�da� �le: blady, mizerny, z trz�s�cymi si� r�koma. Nikt nie przypuszcza� jednak, �e jest z nim a� tak tragicznie, �e za dwa dni odbierze sobie �ycie.
* * *
�Wiadomo�� o jego desperackim kroku � kontynuuje � sta�a si� dla nowojorskiej Polonii ogromnym szokiem. Cho� nie pisa� tyle, ile od niego wymaga�a, uwa�a�a go za poet� numer jeden, emigracyjnego wieszcza, ksi�cia niez�omnego polskiej poezji na wygnaniu. By�o wi�c tak jak niegdy� w polskim Pary�u po �mierci Mickiewicza czy S�owackiego. A w�a�ciwie o wiele gorzej, nowojorsk� Poloni� gryz�y bowiem wyrzuty sumienia, �e nie potrafi�a swego poety ocali�, pom�c mu. Nie zauwa�y�a zwiastun�w �mierci, za�amania i depresji, kt�rej pomog�oby leczenie, pobyt w szpitalu, tak jak po pierwszej, nieudanej samob�jczej pr�bie. W 1921 roku pr�bowa� si� otru�, jednak go odratowano, podleczono�.
Wiele os�b mia�o do niego �al � jak m�g�? By� przecie� osob� publiczn�, jego �ycie nie nale�a�o ju� tylko do niego. Swoim samob�jstwem zada� cios ca�ej emigracji, da� natomiast satysfakcj� w�adzom PRL�u, kt�re, oczywi�cie, to wykorzysta�y, pisz�c natychmiast, z trudno ukrywanym zadowoleniem o tym, jak ko�cz� emigracyjni tw�rcy� Re�imowa polska ambasada w Waszyngtonie wyst�pi�a zaraz z formalnym wnioskiem o wydanie cia�a Lechonia, ale oczywi�cie nie dosta�a go, nie by�o o tym mowy.
Nie wszyscy te� chcieli w jego samob�jstwo wierzy�, twierdzili, �e to nieszcz�liwy wypadek, �e wychyli� si� niefortunnie i wypad�. Polska prasa re�imowa lansowa�a plotki najr�niejsze � na przyk�ad �e wypchn�li go �agenci Andersa�, zdecydowa� si� bowiem na powr�t do Polski.
* * *
Jego pogrzebem � opowiada pan Rudzki � zaj�a si� organizacja Bratniej Pomocy, przede wszystkim Jerzy Krzywicki i genera� Wincenty Kowalski, wa�ne postaci nowojorskiej Polonii�. Cia�o Lechonia, tak jak wcze�niej Wieniawy, wystawiono w domu pogrzebowym w Campbell Funeral Chapel przy Madison Avenue. Le�a� w otwartej trumnie, dlatego te� Marek Rudzki nie wchodzi� do �rodka, cho� wali�y t�umy. �Wiedzia�em przecie�, w jakich zgin�� okoliczno�ciach, jak bardzo by� roztrzaskany. Spadaj�c zaczepi� o co� i mia� po�amane nogi, rozbit� praw� cz�� marzy, brod� i usta. Wola�em wi�c go nie ogl�da�, zapami�ta� takiego, jakiego zna�em�. I nie �a�uje, Lecho� mia� bowiem � jak m�wili mu p�niej ci, kt�rzy go widzieli � nos z wosku, by� bardzo posk�adany, uszminkowany. Ameryka�skie firmy pogrzebowe potrafi� robi� cuda z niczego. Poszed� natomiast na poprzedzaj�c� pogrzeb msz�, celebrowan� w ko�ciele �wi�tego Stanis�awa, w polskiej dzielnicy Nowego Jorku, odprawion� przez ksi�dza pu�kownika Franciszka Tyczkowskiego, spowiednika Lechonia. Podobno by�y pocz�tkowo k�opoty z katolickim poch�wkiem, bo, cho� wierz�cy, pope�ni� samob�jstwo, ale w�a�nie ksi�dz Tyczkowski wszystko jako� za�atwi�. Ksi�a uwa�ali zgodnie, �e skoro pisa� tak pi�kne wiersze o Matce Boskiej, trudno mu odm�wi�.
Co wi�cej, mimo samob�jczej �mierci Lechonia ksi�dz prymas kardyna� Wyszy�ski pisa� do jego brata Zygmunta jeszcze z Koma�czy, gdzie by� internowany:
�1.08.1956. (�) Odprawi�em Msz� �wi�t� za poet� Jana Lechonia i ufam spokojnie, �e dobry B�g da mu, jak Hiobowi, wszystkiego siedmiokro�. Przecie� pozwoli� ongi� nieprzyjaznemu, by uderzy� da�o Hiobowe, ale do duszy prawa nie da�. Ufajmy, �e z tej strasznej m�ki �ycia � dusza wyrwa�a si� z t�sknoty za Prawdziwem Ojcem�. Na pogrzeb przysz�y oczywi�cie t�umy, ko�ci� p�ka� w szwach, tak �e pan Marek Rudzki sfotografowa� tylko trumn� i wyszed�, sta� przed wej�ciem. Pami�ta dobrze przejmuj�cy moment, gdy wynoszono j� z ko�cio�a, owini�t� bia�o�czerwon� flag�, z or�em w koronie, niesion� przez najwybitniejsze postacie polskiej emigracji i przyjaci� poety. Z jednej strony sam genera� Anders, kt�ry przebywa� akurat w Nowym Jorku, genera� Kowalski, ambasador Lipski, Adam Cio�kosz, Aleksander Janta, Ziemowit Karpi�ski, Zygmunt Nag�rski. Z drugiej � Kazimierz Wierzy�ski, J�zef Wittlin, Zdzis�aw Czerma�ski, Stanis�aw Skrzetelski, Jerzy Krzywick�. Kondukt �a�obny, sk�adaj�cy si� z kilkudziesi�ciu samochod�w, pojecha� przez most Brookli�ski, potem most Tadeusza Ko�ciuszki, na Long Island, na katolicki cmentarz Calvary, gdzie sporo nie tylko grob�w polskich, ale te� w�oskich, irlandzkich. Przemawia�o wiele os�b, pan Rudzki zapami�ta� jednak przede wszystkim Wierzy�skiego, najbli�szego przyjaciela Lechonia. K��cili si�, zrywali, zawsze jednak, jak cho�by po pogrzebie Wieniawy, padali sobie w ramiona. Wierzy�ski, bardzo wzruszony, z trudem panowa� nad sob�, hamowa� �zy, co udzieli�o si� obecnym, tak �e p�akali wszyscy.
�Cokolwiek mo�na powiedzie� nad tym grobem, nic nie wyrazi nieszcz�cia, �e opu�ci� nas Jan Lecho�, i nic nie pomniejszy grozy, �e opu�ci� nas w spos�b tak okrutny � m�wi�. � Ale nie przyszli�my tu po to, aby u�ala� si� nad sob�. Mamy spe�ni� wobec niego ostatni� pos�ug� i nie wiemy, czy mo�e ona by� czem� innym ni� oddaniem duchowi Lechonia tego, co by�o w nim z �aski Boga, zanim oddamy ziemi to, co jest ziemskim szcz�tkiem cz�owieka. (�) Wierzy� w Polsk�, jak wierzy si� w Pana Boga, i kocha� j� tak, jak kocha si� Boga. Polska �y�a w nim otoczona t� mi�o�ci� jak aureol� � w sta�ej apoteozie. Dzi�, kiedy odchodzi od nas ten wielki poeta, bogaty intuicyjny umys� i nieskazitelny Polak, wydaje si�, �e odchodzi z nim tak�e cz�� Polski, kt�r� przywie�li�my ze sob� i z kt�r� chcieli�my wr�ci�.
(�) B�dzie le�a� w obcej ziemi i czeka� tu na wolno�� ziemi w�asnej. I doczeka si� tej wolno�ci, bo przecie� dawno ju� nam m�wi�, �e Kasandra si� myli. Leszku kochany, �egnam ci�. Mam tu zawini�tko z ziemi� z Polski, spod Warszawy, rzucam ci t� ziemi�, pod ni� b�dzie ci l�ej�.
* * *
Cmentarz Ca�vary, gdzie spocz��, le�y na obrze�ach miasta, blisko autostrady, jest brzydki, ponury, nie ro�nie na nim nawet jedno drzewko. Wi�c cho� znajduje si� na nim wiele polskich grob�w, rzadko kto tu przychodzi.
�Odwiedza�em czasem gr�b Lechonia � wspomina Marek Rudzki � i nigdy nikogo przy nim nie zasta�em. Kto� postawi� na jego grobie kamie�, ale kto, nie wiadomo do dzi��.
Prawdopodobnie ufundowa�a go bardzo zaprzyja�niona z nim praczka, kt�ra pra�a mu i prasowa�a koszule. Bardzo pana Lechonia lubi�a, wi�c mo�e to ona? Kamie� stoi zreszt� do dzi�, cho� nie ma ju� pod nim przewiezionych do Polski proch�w poety. Mo�e postawi� mu go Aubrey, jego przyjaciel, cho� nikt jako� o tym nie s�ysza�, nie widzia� go na pogrzebie. Odnalaz� si� dopiero stosunkowo niedawno, odwiedzi� niespodziewanie wdow� po Zdzis�awie Czerma�skim, jednym z przyjaci� Lechonia. Wypytywa� o niego, prosi�, �eby zaprowadzi�a go do domu, gdzie Lecho� mieszka�, sam nie pami�ta� ju� adresu.
Opowiada� te� Czerma�skiej, �e pojecha� do Polski, do Warszawy, szuka� �lad�w Lechonia � zdawa� sobie spraw�, kim by�, zw�aszcza dla Polak�w. Odwiedzi� mi�dzy innymi warszawskie Muzeum Literatury, to zapami�ta�a. Mia�a ju� jednak do�� wspomink�w, nie podtrzyma�a kontaktu i Aubrey znik�, wi�cej si� ju� nie pojawi� i nie wiadomo, czy jeszcze �yje.
Cho� to nie on sta� si� ostatecznym powodem kroku Lechonia. By� jego wielk� mi�o�ci�, kim� �dla ducha�. Inni natomiast � byli �dla cia�a�8. Ostatnio niejaki mister Adams, kt�ry pe�ni� na imieninach Lechonia rol� gospodarza, wita� w drzwiach go�ci i tak dalej. To najprawdopodobniej on spoliczkowa� Lechonia, co przepe�ni�o czar�. M�wi o tym mi�dzy innymi relacja Henryka Szlety�skiego, kt�ry pierwszy przerwa� milczenie na temat homoseksualizmu poety. �7 czerwca 1956 roku wybra� si� Lecho� na koncert. Jest przerwa i w�wczas natyka si� na swego przyjaciela pod rami� z osob� p�ci niewie�ciej. Nie pohamowuje gwa�towno�ci i gani spotkanego, �e nie nale�a�o go ok�amywa�, �e� etc. I oto cz�owiek, kt�ry na kartach �Dziennika� istnieje we mgle nie dopowiadanych wzmiankowa�, tutaj istniej�cy z krwi i ko�ci, wymierza policzek Janowi Lechoniowi. Nazajutrz uganiaj�c}� si� za zarobkiem emigrant, um�wiony w kawiarni hotelowej z menad�erem filmowym, potrzebuj�cym jakich� tekst�w, spo�ywa z nim wczesny obiad, przeprasza, m�wi�c, �e wr�ci za chwil�, wkracza do windy unosz�cej go bardzo wysoko. Stamt�d si�ga ziemi�9.
* * *
To, w co tak trudno uwierzy�.
Kiedy� si� przecie� stanie jaw�
Wi�c pomy�la�em: chcia�bym le�e�
Tam gdzie m�j ojciec � pod Warszaw�.
Przemawiaj�cy nad trumn� Lechonia Wierzy�ski przypomnia� ten w�a�nie jego wiersz. Powr�t do kraju obieca�a mu te� zaprzyja�niona z nim Felicja Kra�ce i s�owa dotrzyma�a. W latach siedemdziesi�tych, razem z grup� najbli�szych mu os�b, rozpocz�a starania o przeniesienie jego proch�w do Polski. My�la�a przede wszystkim o cmentarzu przy Zak�adzie dla Ociemnia�ych w Laskach pod Warszaw�, z kt�rym by�a zwi�zana, lub cmentarzu polskim w Montmorency we Francji. Stan wojenny przeszkodzi� w staraniach Felicji Kra�ce, ale w 1989 roku, po upadku komunizmu, zn�w je podj�to. Nowojorski �Nowy Dziennik� rozpocz�� nawet dyskusj� o tym, gdzie przenie�� prochy poety. Zwyci�y� projekt Lasek, gdzie pochowano jego matk�, ojca i brata. Chcia� r�wnie� tego jedyny �yj�cy krewny Lechonia, pan J�zef Adam Kosi�ski, Stefanowicz po k�dzieli.
Pan Marek Rudzki natomiast by� Laskom przeciwny, o czym pisa� zreszt� w �Nowym Dzienniku�. Uwa�a� bowiem, �e nie s� wcale dla Lechonia miejscem najlepszym. Cho� po�o�one niedaleko Warszawy, trudno tam dojecha�, trudno znale�� cmentarz, znajduje si� bowiem w lesie, do�� daleko od samego zak�adu. Rzadko wi�c kto tam przyje�d�a, poeta le�y zupe�nie sam.
Co wi�cej, to ma�y cmentarzyk, Lecho� spocz�� wi�c z dziesi�� krok�w od Antoniego S�onimskiego. Wydawa�o si�, �e to odpowiednie s�siedztwo � dw�ch skamandryt�w i niegdy� przyjaci�. �A jednak takiego s�siedztwa Lecho� na pewno by sobie nie �yczy�� � podkre�la Marek Rudzki. Owszem, w m�odo�ci p