13290

Szczegóły
Tytuł 13290
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13290 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13290 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13290 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski CZARNA PERE�KA Wydawnictwo Lubelskie Tekst wed�ug wydania J 1 Kraszewski �Czarna Pere�ka ��d�-Wroc�aw 1948 Opracowanie graficzne MIROS�AW ZDRODOWSK1 - ZDROZDOWSKI 41-Sot UOTBCAF ~ LlAnri ISBN 83-222-0338-1 W tej serdecznej Warszawie, jak� ona jeszcze przed ostatnimi by�a wypadkami, a nawet jak� jest dzisiaj, cho� jej oblicze smutnie si� teraz zmieni�o, w�r�d �wietnego i widocznego �ycia, ile� to si� odgrywa�o dramat�w na strychu i tragedii po poddaszach, kt�rych �adne nie ogl�da�o oko, chyba po trosze odgad� je wzrok milcz�cego str�a, a wyczyta� trumniarz, co lich� d�wiga� po schodach zbit� z tarciczek trumienk�. Niekiedy ciekawsze oko mog�o podpatrze� tam �ycie i domy�le� si� gry jego, tak zmiennej, tak r�nej jak barwy opalu, w kt�rych si� s�o�ce, przegl�daj�c, mieni, �ycie ludzkie... tak jednakowym wydaje si� z dala, a tak dziwnie i niesko�czenie rozmaitym, gdy si� na nie patrzy serca i duszy mikroskopem. Na�wczas ta czarna i r�owa plamka rozk�ada si� w ca�y �wiat kszta�t�w, �wiate� i cieni. Z tych wzor�w nie�miertelnych �ycia tworzy fantazja obrazy, ale bezsilna jest jak dzieci�, kt�re z malowanej karty figurki wystrzyga... nowego nie potrafi urodzi�, ledwie ze szcz�tk�w co� klei. Dobrze jeszcze, kto pos�uszny prawom niez�omnym, nie sili si� daremnie na to, co niemo�liwe, i odwzorowywa natur�, podziwiaj�c jej cuda niewyczerpane... Te tylko obrazy �ycie przypomnie� mog�, kt�re s� z rzeczywisto�ci czerpane. Mo�na je bluszczem umai�, ukwieci�, o�wietli�... ubarwi� - ale c� stworzy� potrafi cz�owiek, ograniczony �elaznymi �ciany swojego organizmu cielesnego i duchowego! M�wmy wi�c o tym, na co oczy patrzy�y i co, prze�ywszy rzeczywisto��, ma prawo odrodzi� si� je�li nie w pie�ni, to w opowiadaniu zimowego wieczoru. Jeden z dw�ch pa�ac�w rodziny Zamoyskich na Krakowskim Przed- mie�ciu by� przed rokiem 1861 podzielony na mn�stwo drobnych mieszka�, kt�re dosy� tanio r�nym osobom wynajmowano. Mie�ci�o si� tam i m�odzie�y wiele, i mniejszych a niezamo�nych rodzin urz�dnik�w, i wszelkiego powo�ania ludzi, szukaj�cych bezpiecze�stwa i schludno�ci przy umiarkowanej cenie. Na drugim pi�trze jeden z pokoik�w szczup�ych, z malutk� sionk� tylko, zajmowa�a od niejakiego czasu osoba... kt�ra ludno�� pa�acu, z�o�on� w wi�kszej cz�ci z m�odzie�y, mocno zaintrygowa�a. Jak si� ona tu potrafi�a dosta�, gdzie kobiet samotnie mieszkaj�cych nie przyjmowano, kto jej to mieszkanie wyszuka� i naj��, nie wiedziano. Nie postrze�ono nawet zrazu, kiedy si� wnios�a, a tak wychyla�a si� ma�o za pr�g swego pokoiku i tak ostro�nie snad�, aby wejrze� nie �ci�gn��, i� nierych�o jako� oko ciekawego m�odzika wyszpiegowa� j� potrafi�o. By�o to p�n� jesieni�; pan Zygmunt Haraburda, Rusin, ucze� malarza Simmlera (kt�ry prawie nie przyjmowa� uczni�w i uczyni� tylko dla niego wyj�tek), wracaj�c ku wieczorowi na trzecie pi�tro, gdzie si� mie�ci�, spotka� na schodach niespodziane zjawisko... Nie m�g� dostrzec dobrze rys�w twarzy, ale jako artysta, w p�mroku ciemno zarysowuj�c� mu si� posta� niezmiernego wdzi�ku, proporcji i gracji klasycznej, niby o�ywiony pos�g staro�ytny z dzbankiem w r�ku, posuwaj�cy si� ku g�rze, ujrza� i stan�� zachwycony. Sz�a nieznajoma ow� lokatorka tak �ywo, jak tylko mog�a, jakby si� szelestu krok�w przel�k�a. Zygmunt po�pieszy�, aby j� lepiej zobaczy�, ale nim dobieg�, pi�knych kszta�t�w dziewcz� gdzie� mu jakby cudownym sposobem znik�o... Zygmunt, kt�ry oczyma si� uczy� �wiata i patrzy� na wszystko z pod wojn� ciekawo�ci� m�odzie�ca i malarza, zna� wszystkich mieszka�c�\ tego domu. Ka�dego z nich nieco w karykaturze mia� w swoim albumie, dot�d tej prze�licznej kariatydy greckiej, a raczej kanefory nie widzia�. Dotkn�o to jego mi�o�� w�asn�. A �e do projektowanego szkicu Rachel: u studni potrzebowa� niewie�ciego wzoru, kt�ry mu mign��, tak dra�ni�ce si� kryj�c, nie m�g� sobie darowa�, �e szed� powoli i chwil� na widok lini tej postaci os�upia�. Postanowi� wi�c sobie dotrze� koniecznie i wy�ledzi�, kt�ra z dziewcz�j nosz�ca dzbanki ma tak� kibi� zachwycaj�c� i taki wdzi�k ruch�w... Niestety, ani nazajutrz, ani w ci�gu tygodnia nie potrafi� wy�ledzi znik�ego zjawiska... Dziewcz�ta, wychodz�ce po wod� z domu, by�y prze rozmaitego wzrostu i postaci, ale �adna z nich w najmniejszej rzeczy ni by�a podobn� do tego snu wieczornego. Na ostatek Zygmu� powiedzii sobie, i� mu si� przywidzia�o... �e sam stworzy�, a raczej przypadek te linie greckie w�r�d polskich prozaicznych schod�w wiod�cych na drugie pi�tro. Na tym si� sko�czy�o, gdy jednego ranka schodz�c nieco p�niej (by� to dzie� niedzielny), zobaczy� przed sob� id�c� t� sam� kibi� klasyczn�, t� sam� marzon� kanefor�... Tym razem wszak�e nie nios�a ona nic, pr�cz ksi��ki do nabo�e�stwa w r�ku, a ubrana by�a acz skromnie, ale tak wytwornie, i� dzbanek w jej d�oni wydawa� si� anomali�. Pan Zygmunt potrafi� j� wymin�� i zajrze� jej w oczy, albo raczej zobaczy� twarz, wzroku na� bowiem nie podnios�a. Stan�� zdumiony we wrotach, aby j� jeszcze ogl�da� przechodz�c� i przekona� si�, �e ona nie mog�a nie�� dzbanka. W tej nie znanej panience by�o co� tak oryginalnego, dumnego, pa�skiego i dzikiego razem, tak skromnie i majestatycznie przesz�a ko�o niego, i� malarz sobie powiedzia�: nie, to nie ona! Ale, ta� sama czy inna, pi�kna dziewica tak niepodobn� by�a do og�u twarzy niewie�cich, ogl�danych codziennie, i� Zygmunt westchn��, �e jej odmalowa� nie potrafi. Typ fizjonomii by� wschodni mo�e, a jednak nie hebrajski - r�ny od niego, dzikszy jaki� i energiczniejszy. Na tamtym tysi�cletnia wypi�tno-wa�a si� niewola, tu co� nieokie�znanego i tchn�cego swobod� pustyni i las�w. P�e� mia�a smag��, ciemn�, ogorza�� niemal, oczy czarne, smutne i gro�ne, w�os kruczy... a kszta�ty kibici by�y uroczej budowy. Niegodziwe suknie nie potrafi�y zeszpeci� i zakry� tego chodz�cego pos�gu Junony azjatyckiej. Ubi�r jej by� tak� zagadk� jak ona. Sk�ada� si� z kosztownych materia��w, widocznie poprzerabianych i zastosowanych na nowo do wymaga� mody, bardzo zr�cznie, a jednak niepospolicie. Nie ubra�a jej lada mod-niarka, i str�j nie by� chwycony w pierwszym lepszym magazynku. Nios�a go na sobie z godno�ci�, ze smakiem, mo�na by rzec, z uczuciem wrodzonym, pe�nym nieopisanego wdzi�ku. Ch�d jej nawet by� inny jaki�, nie miejski... Dotyka�a ledwie stop� bruku, sun�a si� po nim, ale czu� by�o si�� w tym pochodzie pewnym siebie i �mia�ym. Gdy malarz spojrza� na ni�, na twarzy br�zowej, podobnej do indyjskiego b�stwa, nie by�o wyrazu innego, opr�cz g��bokiego zamy�lenia i smutku. Smutek ten nie skar��cy si�, jakby mimowolnie przeciska� si� przez zmartwia�e rysy, nawyk�e do powa�nego spokoju. Sz�a widocznie do ko�cio�a i znik�a mu z ocz�w. Nie by�by artyst� i dwudziestoletnim m�odzie�cem pan Zygmunt, na widzeniu tym poprzesta�... poszed� na zwiady... O nazwiska lokator�w dowiaduj�c si� pilnie, do�ledzi�, �e na drugim pi�trze sta�a panna Lenora Zara, tak mu j� nazwano - samiutka jedna. Str�, niecc wtajemniczony w byt i po�o�enie lokatorki, pocz�stowany papierosem doda�, i� ca�y dzie� siedzi zwykle zamkni�ta w swoim pokoju, �e by�a pono� jaka� trudno�� z umieszczeniem jej w pa�acu, ale ta jakim� tajem niczym, wszechmog�cym wp�ywem usuni�ta zosta�a... i �e dalipan, wiece, nic o niej nie wie... Nazwisko brzmia�o jako� cudzoziemsko; Zygmun spyta� str�a, czy m�wi po polsku, a ten ruszy� ramionami i zapewni�, � kilka jedynych s��w, jakie z jej ust do jego ucha sp�yn�y, doskona�� by polszczyzn� powiedziane. Na tym si� sko�czy�o i wi�cej ju� dowiedzie� si nie by�o podobna. Nie ma podobno kraju, gdzie by pi�kna kobieta wi�ksz� cze�� odbiera�a i obudza�a zaj�cie gor�tsze jak w Polsce. Cz�sto uwielbienie to bywa naw� niegrzeczne i natr�tne, mo�na je tylko dla pobudek wyt�umaczy�, jest te zdegenerowana cze�� pi�kna w og�le. Wkr�tce te� ca�y pa�ac wiedzia� o tej nieznajomej; bada� j� i zajmowa si� odgadni�ciem problematu: kto ona by� mog�a. Posta� zapowiada�a co z wy�szego �wiata, ub�stwo temu przeczy�o; okrywanie si� tajemnic� �ycie zamkni�te by�o niezrozumia�ym. Nigdy nie przem�wi�a do nikogo, nie obejrza�a si�, nie postara�a o te s�siedzkie, prawie nieuniknione stosunki, kt�re si� same zawi�zuj�. Obo� mieszka� biuralista z �on�, c�reczk� i s�u��c�, graniczyli z sob� przes �cian�, a pan Melchior i pani Melchiorowa zar�czali, �e u tej panny przez ca�y dzie� ledwie jaki� szelest albo westchnienie s�yszeli. Nikt a nikt u nie nigdy nie bywa�. Ka�ka, niezmiernie ciekawa s�u��ca tych pa�stwa, sta wa�a na czatach, widywa�a j� przynosz�c� sobie wod� do dnia, wycho dz�c� czasem w�r�d niego z wyra�nym staraniem, aby si� z nikim nie spotka�, niekiedy wymykaj�c� si� ze dzbankiem wieczorem, zreszt�., drzwi by�y na klucz zamkni�te i cisza g��boka. Ka�ka spostrzeg�a i to, �e panienka chodzi�a w jedwabiach, �e mia�a pi�kny szal, kilka chusteczek kosztownych i zawsze �wie�e r�kawiczki. -Co to to jest?- m�wi� pan Melchior, za�ywaj�c tabak�, systematyczni nog� praw� zak�adaj�c na lew� i lew� na praw�, aby nie dr�twia�y - to jes egipska enigma. W at�asach z dzbankiem po wod�? Oczywi�cie jaka historia... jaki� dramat, kt�ry si� wytrawia po cichu. - Ale co ma by�! - niecierpliwie przerywa�a sama jejmo��, nie lubi�c* poezyj i niewie�cich zagadkowych egzystencji - co ma by�! Zaraz ichmo� robicie heroiny z lada wyszarzanego kawa�ka at�asu. - A jak Boga kocham - zawo�a�a z drugiego pokoju, g�ow� wystawiaj�c, Ka�ka z poufa�o�ci� starej s�ugi - �e ma takie szale i chustki... i suknie jakby jaka pani. - A sama wod� nosi! - doda�a, ruszaj�c ramionami, pani Melchiorowa -to mi si� podoba. Dajcie� ju� temu pok�j! I nie tylko pan Zygmunt, pa�stwo Melchiorostwo, Ka�ka, ale ca�y pa�ac nies�ychanie by� zaj�ty ow� pann�, kt�rej nazwisko nic nie m�wi�o... a osoba tyle dawa�a do my�lenia... Zwykle w takich razach, gdy si� ludzie �ledzi� upr�, co� na ostatek odkopi�, prawd� czy fa�sz, i tym si� zaspokoj�, tu niepodobna by�o nic si� dowiedzie�. Z geograficznego po�o�enia i natury swych zatrudnie� Ka�ka by�a jeszcze mo�e najlepiej uposa�on� do pods�uchania i podpatrzenia czegokolwiek; jako narz�dzie, mia�a niewie�ci�, s�ynn�, po matce Ewie odziedziczon� ciekawo��. Ale wszystko to nie pomog�o. Pr�bowa�a par� razy nastr�czy� si� do ma�ych pos�ug, odebra�a grzecznie podzi�kowanie tylko i nic wi�cej. Ale �e by�a w dodatku bardzo poczciw� dziewczyn�, kt�rej serce na niedol� bi�o, bo jej wiele w �yciu przeby�a - nie zrazi�a si� odmow� i z duszy pragn�a w czym� by� u�yteczn� tej panience, kt�rej po�o�enie lito�� w niej obudzi�o. - Co tam ja - m�wi�a w kuchni - �e ja ci�ko pracuj�, a na palca zawini�cie zarobi� nie mog�... no to co? dy� to ju� by�o tak i z rodzicielami, ta i ze mn�, bo na to�my si� rodzili z przeznaczenia Bo�ego; ale ta... czarna... chodzi�a ona zaw�dy po wod� do studni? Przypad�o na ni� nieszcz�cie -�ta to cierpie� musi stokrotnie, bo nie nawyk�a... Nieraz si� patrz�, jak niesie t� wod�, albo co� z miasta - ona, to prawda, �e pi�knie nie�� umie, cz�ek by tak nie potrafi� - ale co? czu� i wida�, �e jej to ci�ar straszny, a oczy spuszcza ze wstydu... Ale dumna jejmo�cianka... ani pi�nie. Kilka razym j� zaczepi�a, ino g��wk� obr�ci, spojrzy tymi oczyma kieby w�glami, a g�os jak muzyka... jakby �piewa�... ino taki smutny, �e si� p�aka� chce. Wzdycha�a Ka�ka, �e jej pom�c nie mog�a, �e si� wkra�� nie potrafi�a... a nie straci�a ochoty do swych psychologicznych studi�w nad nieznajom�. Pan Zygmunt, porwany wirem artystycznego �ywota, zaniedba� je musia�, a pa�stwo Melchiorostwo radzi byli, �e mieli spokojn� s�siad-k�. W tych czasach, jako� o �w. Michale, wni�s� si� na pierwsze pi�tro lokator�w dowiaduj�c si� pilnie, do�ledzi�, �e na drugim pi�trze sta�a panna Lenora Zara, tak mu j� nazwano - samiutka jedna. Str�, nieco wtajemniczony w byt i po�o�enie lokatorki, pocz�stowany papierosem doda�, i� ca�y dzie� siedzi zwykle zamkni�ta w swoim pokoju, �e by�a pono� jaka� trudno�� z umieszczeniem jej w pa�acu, ale ta jakim� tajemniczym, wszechmog�cym wp�ywem usuni�ta zosta�a... i �e dalipan, wiece nic o niej nie wie... Nazwisko brzmia�o jako� cudzoziemsko; Zygmunt spyta� str�a, czy m�wi po polsku, a ten ruszy� ramionami i zapewni�, �e kilka jedynych s��w, jakie z jej ust do jego ucha sp�yn�y, doskona�� by�y polszczyzn� powiedziane. Na tym si� sko�czy�o i wi�cej ju� dowiedzie� si� nie by�o podobna. Nie ma podobno kraju, gdzie by pi�kna kobieta wi�ksz� cze�� odbiera�a i obudza�a zaj�cie gor�tsze jak w Polsce. Cz�sto uwielbienie to bywa nawei niegrzeczne i natr�tne, mo�na je tylko dla pobudek wyt�umaczy�, jest to zdegenerowana cze�� pi�kna w og�le. Wkr�tce te� ca�y pa�ac wiedzia� o tej nieznajomej; bada� j� i zajmowa si� odgadni�ciem problematu: kto ona by� mog�a. Posta� zapowiada�a cos z wy�szego �wiata, ub�stwo temu przeczy�o; okrywanie si� tajemnic� �ycie zamkni�te by�o niezrozumia�ym. Nigdy nie przem�wi�a do nikogo, nie obejrza�a si�, nie postara�a o te s�siedzkie, prawie nieuniknione stosunki, kt�re si� same zawi�zuj�. Obok mieszka� biuralista z �on�, c�reczk� i s�u��c�, graniczyli z sob� przez �cian�, a pan Melchior i pani Melchiorowa zar�czali, �e u tej panny przez ca�y dzie� ledwie jaki� szelest albo westchnienie s�yszeli. Nikt a nikt u nie nigdy nie bywa�. Ka�ka, niezmiernie ciekawa s�u��ca tych pa�stwa, sta wa�a na czatach, widywa�a j� przynosz�c� sobie wod� do dnia, wycho dz�c� czasem w�r�d niego z wyra�nym staraniem, aby si� z nikim nie spotka�, niekiedy wymykaj�c� si� ze dzbankiem wieczorem, zreszt�., drzwi by�y na klucz zamkni�te i cisza g��boka. Ka�ka spostrzeg�a i to, �e panienka chodzi�a w jedwabiach, �e mia�a pi�kny szal, kilka chusteczek kosztownych i zawsze �wie�e r�kawiczki. - Co to to jest? - m�wi� pan Melchior, za�ywaj�c tabak�, systematycznie nog� praw� zak�adaj�c na lew� i lew� na praw�, aby nie dr�twia�y - to jes egipska enigma. W at�asach z dzbankiem po wod�? Oczywi�cie jaka� historia... jaki� dramat, kt�ry si� wytrawia po cichu. - Ale co ma by�! - niecierpliwie przerywa�a sama jejmo��, nie lubi�ca poezyj i niewie�cich zagadkowych egzystencji - co ma by�! Zaraz ichmo�i robicie heroiny z lada wyszarzanego kawa�ka at�asu. - A jak Boga kocham - zawo�a�a z drugiego pokoju, g�ow� wystawiaj�c, Ka�ka z poufa�o�ci� starej s�ugi - �e ma takie szale i chustki... i suknie jakby jaka pani. - A sama wod� nosi! - doda�a, ruszaj�c ramionami, pani Melchiorowa -to mi si� podoba. Dajcie� ju� temu pok�j! I nie tylko pan Zygmunt, pa�stwo Melchiorostwo, Ka�ka, ale ca�y pa�ac nies�ychanie by� zaj�ty ow� pann�, kt�rej nazwisko nic nie m�wi�o... a osoba tyle dawa�a do my�lenia... Zwykle w takich razach, gdy si� ludzie �ledzi� upr�, co� na ostatek odkopi�, prawd� czy fa�sz, i tym si� zaspokoj�, tu niepodobna by�o nic si� dowiedzie�. Z geograficznego po�o�enia i natury swych zatrudnie� Ka�ka by�a jeszcze mo�e najlepiej uposa�on� do pods�uchania i podpatrzenia czegokolwiek; jako narz�dzie, mia�a niewie�ci�, s�ynn�, po matce Ewie odziedziczon� ciekawo��. Ale wszystko to nie pomog�o. Pr�bowa�a par� razy nastr�czy� si� do ma�ych pos�ug, odebra�a grzecznie podzi�kowanie tylko i nic wi�cej. Ale �e by�a w dodatku bardzo poczciw� dziewczyn�, kt�rej serce na niedol� bi�o, bo jej wiele w �yciu przeby�a- nie zrazi�a si� odmow� i z duszy pragn�a w czym� by� u�yteczn� tej panience, kt�rej po�o�enie lito�� w niej obudzi�o. - Co tam ja - m�wi�a w kuchni - �e ja ci�ko pracuj�, a na palca zawini�cie zarobi� nie mog�... no to co? dy� to ju� by�o tak i z rodzicielami, ta i ze mn�, bo na to�my si� rodzili z przeznaczenia Bo�ego; ale ta... czarna... chodzi�a ona zaw�dy po wod� do studni? Przypad�o na ni� nieszcz�cie -�ta to cierpie� musi stokrotnie, bo nie nawyk�a... Nieraz si� patrz�, jak niesie t� wod�, albo co� z miasta - ona, to prawda, �e pi�knie nie�� umie, cz�ek by tak nie potrafi� - ale co? czu� i wida�, �e jej to ci�ar straszny, a oczy spuszcza ze wstydu... Ale dumna jejmo�cianka... ani pi�nie. Kilka razym j� zaczepi�a, ino g��wk� obr�ci, spojrzy tymi oczyma kieby w�glami, a g�os jak muzyka... jakby �piewa�... ino taki smutny, �e si� p�aka� chce. Wzdycha�a Ka�ka, �e jej pom�c nie mog�a, �e si� wkra�� nie potrafi�a... a nie straci�a ochoty do swych psychologicznych studi�w nad nieznajom�. Pan Zygmunt, porwany wirem artystycznego �ywota, zaniedba� je musia�, a pa�stwo Melchiorostwo radzi byli, �e mieli spokojn� s�siad-k�. W tych czasach, jako� o �w. Michale, wni�s� si� na pierwsze pi�tro kawaler wielkich nadziei, pan Roman Junosza Zarybski, m�ody dziedzic znacznej fortuny, kt�rego rodzice wyprawili do Warszawy dla swobodnego uko�czenia wychowania. Pretekstem by�y lekcje muzyki, gdy� by� muzykalny, lekcje akwarelli u Kostrzewskiego, gdy� nieco malowa�, i prywatne r�ne studia, kt�rych wyb�r jemu samemu byt zostawiony. Roman pochodzi� ze szlacheckiej wprawdzie rodziny, ale niedostatniej dawniej, a dopiero w ostatnich czasach, gdy fortuny jak grzyby rosn�� si� nauczy�y, nagle zbogaconej. U nas rodzina, przychodz�ca do maj�tku, za pierwszy sobie zaraz poczytuje obowi�zek zupe�nym przej�ciem na �ono spo�eczno�ci arystokratycznej, europejskiej, zerwa� z przesz�o�ci� i wkupi� si� do wi�kszego �wiata. Nie przychodzi to bez ofiar, ale czeg� si� nie uczyni, aby zaj�� stanowisko przyzwoite! Skutkiem stara� rodzicielskich o przyj�cie do bractwa by�o, i� syn najzupe�niej do niego si� wcieli�. Romanek, nie tylko �e wygl�da� arystokratycznie, nie tylko �e m�wi� lepiej po francusku ni� po polsku, �e przywi�zywa� do prozapii i genealogii nies�ychan� wag� i stworzy� sobie wyw�d od dwunastu wojewod�w, �e by� jak najgor�tszym katolikiem nie z serca, ale dla tonu i z obowi�zk�w stanu, chocia� m�ody, po�lubi� jeszcze konserwatywne przekonania i wstr�t do rewolucji, agitacji, czerwono�ci, z kt�rym lubi� si� popisywa� wsz�dzie. By� ze wszech miar m�odzie�cem wzorowym, ucz�szcza� do najlepszych towarzystw i tylko do dom�w znanych z rodu i usposobie� pokojowych ulic� si� brzydzi�, a bez r�kawiczek nikt nigdy go nie widzia� i bez nieposzlakowanego cylindra. Powierzchowno�ci Pan B�g nie da� mu wdzi�cznej, by� chudy, d�ugi (nie wysoki, bo to inaczej wygl�da), pos�pny z nosem tr�biastym, w�osy nosi� g�adko, a mimo m�odo�ci, arcy by: powa�ny i - �e studiowa� genealogi� dom�w polskich, przeto inne lekkie literackie produkcje wcale dla� nie mia�y warto�ci. Znano go jako pe�nego nadziei poczynaj�cego archeologa, zaprz�tnionego histori� guzik�w herbowych... Znakomite do niej zebra� materia�y. Roman wygl�da� nieco donkiszotycznie, troch� �miesznie, ale nadzwy czaj przyzwoicie. Gdy kogo los zechce kompromitowa�, czyni to czasem w spos�b tak niezno�nie drapie�ny, �eby go mo�na pos�dzi� o ch�� drwienia z ludzi. Roman stan�� w pa�acu Zamoyskich dlatego, i� mu si� to zdawa�c przyzwoitszym ni� gdzie indziej, a licho nada�o, �e na trzecim pi�trze znalaz� tu Haraburd�, dalekiego krewnego, bez kt�rego by si� by� wy�mie nicie obszed�. Drugiego dnia dopyta�a si� do niego ciotka, kt�ra by�a zapomnian� przez rodzin�, a niestety! - razem z m�em zajmowa�a si� sprzeda�� m�ki i krup! 10 Cho� nie da� tego pozna� po sobie pan Roman, ci�ko go te dwa spotkania zgryz�y i przybi�y. A od Haraburdy si� uwolni� i drzwi mu zamkn�� nie by�o sposobu, ciotki si� wyrzec zdawa�o niepodobie�stwem. Na dobitk� nieszcz�cia, Roman mia� kompleksj� nader romansow�, jak si� o nim wyra�a� kuzynek, i cho� si� z tym tai� nieco, jednym z cel�w przybycia do Warszawy by�o... zawi�zanie jakich� stosuneczk�w cichych, kt�re by kawalerski �ywot urozmaici� i zazieleni� mog�y. Tradycje tego �wiata, do kt�rego nale�e� pragn��, wcale si� temu nie sprzeciwia�y, wiedzia� tylko, i� nale�y zachowa� decorum. Wkr�tce po zaj�ciu lokalu na pierwszym pi�trze i umeblowaniu go tak, aby m�g� cho�by w�a�ciciela pa�acu przyjmowa�, jednego dnia, schodz�c ze schod�w, Roman pracowa� nad prawid�owym w�o�eniem r�kawiczek dziewiczej �wie�o�ci. Mozoli� si� nad nimi, gdy� �ap� mia� wcale nie pa�sk�, a chcia�, by uchodzi�a za kszta�tn� i ma��. Ju� by� wcisn�� palc�w czworo i pozostawa� mu pi�ty gruby i niezgrabyny klocek do w�widrowania, gdy... stan�� i os�upia�... r�kawiczka p�k�a... usta si� rozwar�y... i ogromne - ach! wyrwa�o si� z nich. Schodami sz�a od do�u �ywo, pewnie nie spodziewaj�c si� spotkania, owa nieznajoma Lenora... d�wigaj�c spore pude�ko... Roman ujrza� j� - i po wst�pnym: ach! zawo�a�: - Pani tu! Mile Lenora ici? Panna podnios�a czarne oczy bez podziwu i przestrachu, popatrzy�a, jakby jej sobie trudno by�o przypomie� tego dobrego znajomego i, lekko pozdrowiwszy go g�ow�, nie odpowiadaj�c nawet, posz�a dalej. Za Romanem szed� natr�tny kuzynek Haraburda. - A no! - rzek� - przecie� si� historii tej chodz�cej zagadki dowiemy. Pozywam pana Romana, aby powiedzia�, co o niej wie. - Co ona tu robi? - spyta� �ywo Roman. - Ale ja ciebie si� o to pytam! Mieszka na drugim pi�trze, wod� sobie sama nosi, ca�y dzie� siedzi zamkni�ta. Kt� to jest? - Ja nie wiem, kto to jest - rzek� Roman - to tylko wiem, �e w domu starej wojewodzinej (jednej z ostatnich wojewodzin 1831 r.) widywa�em j� na stopie dzieci�cia domu, pani� niemal samow�adn�, gdy� wojewodzina nieco by�a zdziecinnia�a. Wiem, �e ona podobno zmar�a, dalej nic... - Czy krewn� by�a? - Czy krewn�? Kto to mo�e wiedzie�! - doda� - jedni powiadali, �e krewn�, drudzy, �e c�rka... co by�o fa�szem, a inni nic, jak my teraz, nie 11 wiedzieli. Co� si� sta� musia�o! - zawo�a� Roman - kiedy ona tu jest. M�odzie�cowi oczy pa�a�y, m�wi�c, i pomimo p�kni�cia r�kawiczki, nad kt�rym bola� wielce, bo by� sk�py (to nale�y do tonu od niejakiego czasu), zapomnia� si� do tego stopnia, i� Harabudr� wzi�� pod r�k�, wychodz�c w ulic�. - Tak wykszta�conych os�b jak ona- doda� - ma�o w �yciu si� spotyka... gra, �piewa, maluje, czyta... pisze... m�wi j�zykami wszystkimi... umie nawet po hiszpa�sku... a rozum, a dystynkcja. A! - rzek� - to pewna, �e w jej �y�ach nie lada krew p�ynie. . - Sina! - u�miechn�� si� Haraburda. - C� to jest? Co ona tu robi� mo�e... osoba tak wysoce... g�ow� trac�! Bo� m�wiono powszechnie, �e mia�a zapewnionego po� miliona posagu. Rozmowa si� na tym sko�czy�a. Romanek poszed� na zwiady, tego� wieczora zagadn�� par� os�b o losy Lenory, o wojewodzin�... a przez zaci�ni�te z�by nikt nic wycedzi� nie raczy�. Spogl�dano na niedyskret-nego badacza dziej�w ojczystych, a tym razem zbaczaj�cego z drogi swych studi�w, chrz�kano i milczano... Na pytanie o Lenor� ten i �w szepn��: - A! vous parlez o �Czarnej Pere�ce!" - A! Czarna Pere�ka!... - I wszyscy milczeli. Zdaje si�, �e to nazwanie Czarnej Pere�ki da�a jej kochaj�ca j� nad wyraz wszelki wojewodzina. Nic dowiedzie� si� nie by�o mo�na. Jednego dnia Ka�ka, na przemian wzdychaj�c i �piewaj�c, przymiata�a nieco w korytarzu, przez mi�osierdzie szerzej nieco szczotk� puszczaj�c tak a�eby i sprzed drzwi nieznajomej panienki py� �ci�gn��, gdy leciuchno ostro�nie drzwi si� te otworzy�y, tak �e przez nie nic jeszcze dostrzec nie by�o mo�na i po raz pierwszy Ka�ka us�ysza�a: - Moja panienko! Uszcz�liwiona zbli�y�a si� do szpary... Drzwi otworzy�y si� nieco, r�kE bia�a da�a jej znak, aby wesz�a. W r�ku tym biela�a z�ot�wka, jakby dk oszcz�dzenia s��w i pro�by o us�ug� ma��... Twarz poczciwej Kasi oblal� si� rumie�cem... Przed ni� sta�a nieznajoma panna w szlafroczku, wp� ubrana, blada, mizerna i widocznie chora. - Moja panienko - rzek�a jej cichym g�osem - ty� tak dobra... 12 Chcia�a jej wcisn�� z�ot�wk�, ale Ka�ka, r�kami machaj�c, cofn�a si� a� do progu. - Je�li masz czas, b�d� �askawa, zanie� moj� karteczk� lub odpraw przez kogo do doktora... Mieszka niedaleko. Sama s�aba, wyj�� nie mog�, mi�osierny spe�nisz uczynek. - Ale jak�e... ale z najmilsz� ch�ci� - zawo�a�a Kasia, chwytaj�c papier �ywo - odnios� zaraz. I dalib�g, niech panienka nie robi ceremonii, pa�stwa w domu nie ma... ja bym w czym us�u�y� mog�a... panna tak sama, no i s�aba. - Nic, nic, tylko prosz� o doktora, bo istotnie czuj� si� niedobrze. Ka�ka popatrzy�a, obj�a wejrzeniem pokoik ca�y, rada by by�a w d�u�sz� wda� si� rozmow�, ale pili�o Gak m�wi�a), zerwa�a si� biec do lekarza... W istocie nieznajoma panna dr�a�a os�abiona i chwia�a si� na nogach. Pomimo kr�tkiego pobytu na progu przedpokoju, od kt�rego drzwi do mieszkania by�y otwarte, Ka�ka widzia�a wiele, a przynajmniej wi�cej ni� ktokolwiek b�d�. Ale by�a z tej oznaki zaufania tak dumn�, i� si� swymi wiadomo�ciami wcale popisywa� nie chcia�a. Ludzie widzieli j�, gdy wchodzi�a i wychodzi�a przez zakl�te drzwi, ale gdy si� jej pytali, okry�a si� tajemnic�, ruszy�a ramionami i nie wyda�a, co tam zobaczy�a. W dwadzie�cia mimut mo�e po powrocie Ka�ki nadjecha�a karetka doktora i stary, zacny lekarz, znany ca�ej Warszawie, �ywo wbieg� na schody; panna Lenora, musia�a go widzie� z okna, gdy� nim zapuka�, otworzy�a mu drzwi. Wszed� do pokoiku i zdumiony powoli zbli�a� si� rozpatruj�c, jakby oczom nie wierzy� - Co pani tu robi? - zapyta� - co to jest? - Nie pytaj mnie, kochany konsyliarzu, co robi�, dlaczego tu jestem, czemu mnie sam� i w tym stanie znajdujesz - rad� mi, bom chora. Przybli�y�a si� do kanapki i powoli, jakby zes�ab�a, zsun�a si� na ni�. Doktor milcz�cy wzi�� za puls, pocz�� bada�, czo�o mu si� zmarszczy�o, ramionami ruszy�. - Przepraszam pani� - odezwa� si� - nie jest to niedyskrecja, ale konieczno��. Lekarz musi czasem by� spowiednikiem. Ja nie poznam choroby, nie rozumiej�c jej po�o�enia. Czarnymi oczyma smutnymi spojrza�a z wyrzutem jakby na doktora panna Lenora, milcza�a d�ugo, a usta jej dr�a�y. R�ka jej, kt�r� doktor 13 pu�ci�, bezw�adna le�a�a na stole bia�a, wychud�a, a pi�kna jakby na wz�r dla artysty... le�a�a bezmy�lnie rzucona i przez ni� malowa� si� stan ducha zw�tpia�ego, zoboj�tnia�ego na wszystko. - Co pani tu robisz? - powt�rzy� doktor. - Widzisz, jestem tu, mieszkam sama, pracuj�. - Dlaczeg� sama i tu? Co si� sta�o z wojewodzin�?... Lenora milcza�a d�ugo, ukry�a twarz w d�oniach, pocz�a p�aka� i �ka�. - Wojewodzin� umar�a? - spyta� doktor. -Nie �yje - cicho odpar�a kobieta - nie �yje matka moja i dobrodziejka... nie mam na �wiecie nic i nikogo... opr�cz s�abych r�k i ob��kanej g�owy... - Ale przecie� pani by�a� w jej domu jakby w�asne jej dzieci�, niepodobna, a�eby ci� tak zostawi�a. - Ona! - zawo�a�a Lenora - ona! ten anio� dobroci! ona! a! nie pos�dzajcie� jej... - A wi�c? - Tak si� z�o�y�y okoliczno�ci, tak obowi�zki kaza�y, bym wysz�a, jak mnie widzicie - m�wi�a dumniej�c, Lenora - nie pytajcie mnie, nie dr�czcie mnie. B�agam was! nie mog�o by� inaczej! Jest dobrze, tak jak jest! Doktor s�ucha� milcz�cy... - Pani nie jeste� chor� - odpar�, namy�liwszy si� - ale na drodze do choroby, kt�ra si� mo�e sta� niebezpieczn�. Zmiana po�o�enia, praca nad si�y, przej�cie z wyg�d do mniej regularnego �ycia... os�abi�y j�... potrzeba spoczynku, uspokojenia ducha, wzmocnienia materialnego... Co pani jada? Lenora si� zarumieni�a. - Ucz� si� by� ubog� - zawo�a�a - jem chleb, czasem pij� kaw�, du�o wody... bu�k�... niekiedy troch� mi�sa. Stary s�ucha� pos�pny, nie wiedz�c, co odpowiedzie�. Jako lekarz, sta� wobec po�o�enia i okoliczno�ci utrudniaj�cych misj�, nie dozwalaj�cych od razu rozstrzygn�� zawik�anego zadania. - Ale to w�a�nie i praca nad si�y rodzi chorob�! - zawo�a� - siedzenie! zamkni�cie! - A c� robi� ludzie, jak ja ubodzy, i na prac� skazani? - Oni s� po wi�kszej cz�ci nawykli do niej i do niedostatku. 14 - A ci, kt�rych w�r�d dostatku spotyka n�dza i narzuca si� im piu ca? - Ci tak choruj�, jak pani - rzek� lekarz - cz�sto nawet, nie b�d� tego pani ukrywa�, nag�a zmiana wywo�uje nie tylko chorob�, sprowadza �mier�. - O �mier�! - odezwa�a si�, ruszaj�c ramionami - �mier� nie jest straszna; co istotnie trwo�y, to bezsilno�� i choroba... - Za�ama�a r�ce. - M�w�e pani ze mn� szczerze - po chwili wstaj�c z krzes�a i zaczynaj�c si� przechadza�, pocz�� doktor. -Wiesz pani dobrze, jak �wi�te i wielkie s� obowi�zki nasze, chcia�bym je cho� w cz�ci spe�ni�. Nie kryj pani przede mn� nic. Chcesz sobie sama wystarczy� i pewnie chwytasz si� pracy niew�a�ciwej, gdy z jej talentami, nauk�, mog�aby� �atwo... - Przepraszam ci�, doktorze:., chc� by� samotn�... nie chc� stosunk�w ze �wiatem �adnych ani �adnych dla� zaci�ga� obowi�zk�w. Lekarz zamilk�. - Ja si� pani nie na wiele przydam - rzek� - pope�niasz pani przez jak�� dum� rodzaj dobrowolnego samob�jstwa. Co to pomo�e, je�li jej powiem: karm si� mi�sem, u�ywaj ruchu i b�d� weso��. - Ostatnie jest najlepsze - u�miechaj�c si�, przerwa�a Lenora - admi-rowa�am zawsze pan�w, zalecaj�cych pacjentom, a�eby si� nie k�opotali niczym i unikali zmartwie�, powinni�cie o to prosi� Pana Boga! - Lekarstwa innego do zapisania nie mam nad beefsteak... wino czerwone, zdrowy st�, �wie�e powietrze i ruch... Lenora westchn�a. - To si� r�wna wyrokowi na chorob�... - Pani kochana - rzek� �mielej lekarz, siadaj�c za st� znowu - powiedz mi szczerze sw� histori�, obja�nij po�o�enie. - Znasz je pan! widzisz ubog� sierot� bez �adnych zasob�w, zmuszon� do pracy, zepsut� pieszczotami i wygodami; dumn�, z��, upart� i bardzo biedn�. Wsta� stary zniecierpliwiony, bior�c za kapelusz. - Zosta�y pani z dawnego jej po�o�enia znakomite stosunki... - Nikomu nic winn� by� nie chc�... Doktor ruszy� ramionami. - C� znowu! - zawo�a� prawie gniewnie - co za niedarowane dziwactwa! Na te s�owa powsta�a nagle Lenora, zarumieniwszy si�, ale po chwili pad�a na siedzenie, bo si� na nogach utrzyma� nie mog�a. Lekarz, podbieg�szy, posadzi� j�, widz�c wi�ksze, ni� si� domy�la�, os�abienie. - Nazywasz to pan dziwactwem - odezwa�a si� - s�d jest surowy. 15 pu�ci�, bezw�adna le�a�a na stole bia�a, wychud�a, a pi�kna jakby na wz�r dla artysty... le�a�a bezmy�lnie rzucona i przez ni� malowa� si� stan ducha zw�tpia�ego, zoboj�tnia�ego na wszystko. - Co pani tu robisz? - powt�rzy� doktor. - Widzisz, jestem tu, mieszkam sama, pracuj�. - Dlaczeg� sama i tu? Co si� sta�o z wojewodzin�?... Lenora milcza�a d�ugo, ukry�a twarz w d�oniach, pocz�a p�aka� i �ka�. - Wojewodzin� umar�a? - spyta� doktor. - Nie �yje - cicho odpar�a kobieta - nie �yje matka moja i dobrodziejka... nie mam na �wiecie nic i nikogo... opr�cz s�abych r�k i ob��kanej g�owy... - Ale przecie� pani by�a� w jej domu jakby w�asne jej dzieci�, niepodobna, a�eby ci� tak zostawi�a. - Ona! - zawo�a�a Lenora - ona! ten anio� dobroci! ona! a! nie pos�dzajcie� jej... - A wi�c? - Tak si� z�o�y�y okoliczno�ci, tak obowi�zki kaza�y, bym wysz�a, jak mnie widzicie - m�wi�a dumniej�c, Lenora - nie pytajcie mnie, nie dr�czcie mnie. B�agam was! nie mog�o by� inaczej! Jest dobrze, tak jak jest! Doktor s�ucha� milcz�cy... - Pani nie jeste� chor� - odpar�, namy�liwszy si� - ale na drodze do choroby, kt�ra si� mo�e sta� niebezpieczn�. Zmiana po�o�enia, praca nad si�y, przej�cie z wyg�d do mniej regularnego �ycia... os�abi�y j�... potrzeba spoczynku, uspokojenia ducha, wzmocnienia materialnego... Co pani jada? Lenora si� zarumieni�a. - Ucz� si� by� ubog� - zawo�a�a - jem chleb, czasem pij� kaw�, du�o wody... bu�k�... niekiedy troch� mi�sa. Stary s�ucha� pos�pny, nie wiedz�c, co odpowiedzie�. Jako lekarz, sta� wobec po�o�enia i okoliczno�ci utrudniaj�cych misj�, nie dozwalaj�cych od razu rozstrzygn�� zawik�anego zadania. - Ale to w�a�nie i praca nad si�y rodzi chorob�! - zawo�a� - siedzenie! zamkni�cie! - A c� robi� ludzie, jak ja ubodzy, i na prac� skazani? - Oni s� po wi�kszej cz�ci nawykli do niej i do niedostatku. 14 - A ci, kt�rych w�r�d dostatku spotyka n�dza i narzuca si� im praca? - Ci tak choruj�, jak pani - rzek� lekarz - cz�sto nawet, nie b�d� tego pani ukrywa�, nag�a zmiana wywo�uje nie tylko chorob�, sprowadza �mier�. - O �mier�! - odezwa�a si�, ruszaj�c ramionami - �mier� nie jest straszna; co istotnie trwo�y, to bezsilno�� i choroba... - Za�ama�a r�ce. - M�w�e pani ze mn� szczerze - po chwili wstaj�c z krzes�a i zaczynaj�c si� przechadza�, pocz�� doktor. - Wiesz pani dobrze, jak �wi�te i wielkie s� obowi�zki nasze, chcia�bym je cho� w cz�ci spe�ni�. Nie kryj pani przede mn� nic. Chcesz sobie sama wystarczy� i pewnie chwytasz si� pracy niew�a�ciwej, gdy z jej talentami, nauk�, mog�aby� �atwo... - Przepraszam ci�, doktorze:., chc� by� samotn�... nie chc� stosunk�w ze �wiatem �adnych ani �adnych dla� zaci�ga� obowi�zk�w. Lekarz zamilk�. - Ja si� pani nie na wiele przydam - rzek� - pope�niasz pani przez jak�� dum� rodzaj dobrowolnego samob�jstwa. Co to pomo�e, je�li jej powiem: karm si� mi�sem, u�ywaj ruchu i b�d� weso��. - Ostatnie jest najlepsze - u�miechaj�c si�, przerwa�a Lenora - admi-rowalam zawsze pan�w, zalecaj�cych pacjentom, a�eby si� nie k�opotali niczym i unikali zmartwie�, powinni�cie o to prosi� Pana Boga! - Lekarstwa innego do zapisania nie mam nad beefsteak... wino czerwone, zdrowy st�, �wie�e powietrze i ruch... Lenora westchn�a. - To si� r�wna wyrokowi na chorob�... - Pani kochana - rzek� �mielej lekarz, siadaj�c za st� znowu - powiedz mi szczerze sw� histori�, obja�nij po�o�enie. - Znasz je pan! widzisz ubog� sierot� bez �adnych zasob�w, zmuszon� do pracy, zepsut� pieszczotami i wygodami; dumn�, z��, upart� i bardzo biedn�. Wsta� stary zniecierpliwiony, bior�c za kapelusz. - Zosta�y pani z dawnego jej po�o�enia znakomite stosunki... - Nikomu nic winn� by� nie chc�... Doktor ruszy� ramionami. - C� znowu! - zawo�a� prawie gniewnie - co za niedarowane dziwactwa! Na te s�owa powsta�a nagle Lenora, zarumieniwszy si�, ale po chwili pad�a na siedzenie, bo si� na nogach utrzyma� nie mog�a. Lekarz, podbieg�szy, posadzi� j�, widz�c wi�ksze, ni� si� domy�la�, os�abienie. - Nazywasz to pan dziwactwem - odezwa�a si� - s�d jest surowy. 15 Odzywa� si� do ludzkiej pomocy mo�e tylko ten, kto ma do niej jakie� prawa. Ja nie mam �adnych, ja �adnych nie roszcz�, ja sobie samej chc� by� winna przysz�o��, je�li j� mam jak�. - Jest to choroba dumy - �agodniej doda� lekarz. - Ale choroby s� w naturze cz�owieka, i ta moja gnie�dzi si� we krwi... inn�, jak jestem, by� nie mog�. Zmarszczy�a brew, co� dzikiego patrzy�o z jej �licznych rys�w, kt�rym os�abienie i wychudzenie nadawa�o wyraz jeszcze wi�cej uderzaj�cy. - Pani kochana, po c�e� mnie tu wezwa�a, abym by� �wiadkiem chyba i z b�lem st�d odszed�... C� ja ci mog� poradzi�, je�li si� chcesz zabi�? - Nie, zabi� si� nie chc� - odpowiedzia�a s�abym g�osem - cho� �ycie dla mnie jest niezrozumia�e, cho� nie pojmuj�, na com si� urodzi�a, rozumiem, i� nie przysz�am na �wiat bez celu, dla igraszki... Czuj� wi�c obowi�zek wypi� czar� do dna... Samob�jstwo w jakikolwiek spos�b jest �wi�tokradzkim porwaniem si� przeciwko wyrokom Bo�ym. -Dlaczego� nie chcesz pani poj�� zarazem, �e je�li �ycie ludzkie ma cel, nie mo�e go mie� wzi�te pojedynczo, zrozumie� je mo�na tylko w zwi�zku ze spo�ecze�stwem... A zatem od tej sp�jni dla dumy si� odrywa�, nie chcie� stosunk�w z lud�mi, jest tak�e sprzeciwieniem si� Bo�ym wyrokom. - Sofista jeste�, doktorze - odpar�a g�osem s�abym... I spu�ci�a g�ow�, i po k >biecemu p�acz j� porwa�, j�kn�a, dodaj�c: - Nie mog�! nie mog�! - Co pani nie mo�esz? - Nic! nic! ju� milcz�! nerwy mam podra�nione - rzek�a nagle, opanowuj�c si� - nic! Doktor, cz�ek zacny, w kt�rym d�ugoletnia praktyka ludzkich niedoli zamiast serce przyg�uszy�, rozwin�a uczucie i wyrobi�a mi�osierdzie, nie m�g� tak chorej porzuci�. - Jeszcze pytanie - rzek�. - M�wisz mi pani, �e nie masz nic... �e chcesz �y� z pracy. - Tak jest... - Z jakiej? - Z pracy r�k... szyj�... haftuj�... Lekarz wzruszy� ramionami. - Ale to marnowanie si�! to potrafi lada dziewcz� bez wykszta�cenia. Znasz pani muzyk�, j�zyki, literatur�, rysunek... z tym przecie z g�odu si� nie umiera. 16 - Tak, ale z tym trzeba i�� w �wiat, �ebra� zaj�cia, spija� upokorzenie i nara�a� si� na najfa�szywszy stosunek... Jestem nawyk�a do swobody, trzeba si� uczy� s�u�bisto�ci i uleg�o�ci... Ja tego nie mog�... ja przede wszystkim nie mam si�y wej�� w ten �wiat, w kt�rym �y�am na stopie niepodleg�o�ci i r�wno�ci, jako s�u�ebnica zap�acona. - To duma, brak si�y moralnej, si�y ducha - rzek� surowo lekarz - to uznanie s�abo�ci. - Co chcesz! prawda, alem s�aba! - kryj�c oczy r�k�, zawo�a�a Lenora -nie mog�. Drugiego dnia wybuchn�oby ze mnie oburzenie... duch buntowniczy, kt�ry we mnie mieszka. Pieszczona, zepsuta, dobroci� na stos si� dam zaprowadzi�, si�� ani na tron! Doktor zamilk� - Do�� - rzek� - tego gadania, pani si� m�czysz bezpotrzebnie... na dzi� egzamin sko�czony. Od lekarza mo�esz �mia�o przyj�� obiad, kt�ry ci przy�l�... bo go zapisuj� jako recept�... Zaczerwieni�a si� Lenora i za�ama�a r�ce. - Na mi�o�� Boga! nie czy� tego, otrujesz mnie - zawo�a�a z ogniem w oczach - ja mam za co kupi� kawa�ek mi�sa... nie czy� ze mnie �ask� �ywione �ebraczki! - Dobrze! dobrze, nic nie przy�l� - pospiesznie rzek� doktor - ale je�li znajd� robot� w domu mog�c� si� odbywa�, stosowniejsz� dla pani... - Wymodlon�? przez milosierdzie^poktorze! - krzykn�a Lenora. - Nie proszon�, ale o kt�r� pani si� b�d� prosi�. C� to zn�w za szale�stwo! - doda� gro�no. -Zobaczymy... zobaczymy... Poda�a mu r�k�, zatrzyma�a chwil� d�o� doktora, podnios�a oczy �zawe i szepn�a: - Doktorze! upokorzona, uciekn�... skryj� si�... oszcz�dzaj chorob� duszy mojej, cho�by� j� pot�pia�... M�w sobie, �em chora i zas�uguj� na lito�� i poszanowanie. Stary nie powiedzia� s�owa, u�cisn�� jej r�k� i wyszed� krokiem powolnym zamy�lony g��boko, jak ten, kt�ry dotkn�� rany nie uleczonej i nie wie, co z ni� pocznie. Drzwi si� za nim zamkn�y, a w korytarzu cisza by�a znowu, i z samotnej izdebki �aden g�os nie dochodzi�. Ka�ka o�mielona zapuka�a, puszczono j�, poszepta�a co� i uszcz�liwiona wysz�a, czuj�c si� tym zaufaniem tajemniczej panienki podniesion�. Nie chcia�a ju� tego dnia nawet gada� 7 kuchark�. 17 W kilka dni potem Kasia chwali�a si� prze�liczn� chust�, kt�ra, zdanie wszystkich znawc�w, zgromadzonych w kuchence pa�stwa Melchioros twa, mog�a by� warta jakie sto z�otych mo�e, kto wie? nawet wi�cej Pochodzi�a ona z narzuconego jej gwa�tem daru panny Lenory, z czym sii nie tai�a. Wchodzi�a teraz do jej pokoiku i wychodzi�a swobodnie, kr�ci�; si�, by�a dumn� i szcz�liw�, ale co do szczeg��w tycz�cych si� panienk nader oszcz�dn�. Nic z niej wydoby� nie by�o mo�na, opr�cz, �e Lenore Nieznany 'Ol Wyra�ni pan podni�s� g�ow�... milcza�. - Wyra�nie m�wi�a, prosz� pana, ani teraz - ani - nigdy. Popatrzy� na Kasi� i jakby znajdowa� niew�a�ciwym d�u�ej z ni� rozprawia�, skrzywi� si�, kiwn�� g�ow� i z wolna odszed�. Szed� zadumany, jakby s�dzi�, �e go na powr�t zawo�aj�. Kasia patrzy�a za nim na schodach, widzia�a, jak mu si� ramiona rusza�y, kapelusz trz�s�, jak fatalnie jako� macha� lask�, myka� si� po schodach i znik�. Kasia ju� mia�a odchodzi�, gdy kapelusz zjawi� si� na nowo, laska tak�e, chor� by�a nieco i �e osoba ta, niezmiernej dobroci i grzeczno�ci, ca�e sercf ramiona i podniesiona g�owa zdawa�a si� jej szuka�. Kasi chwyci�a... - A ju� to panna! to panna! - m�wi�a ona - to zaraz zna�, �e to nie lad< jakie, ale pewnie dobrego domu dziecko... takie delikatne i ludzkie... Zeb) to si� poskar�y�o... �eby za��da�o czego, jeszcze si� jej narzuca� trzeba, i chcia�aby tylko dawa� a dawa�, �eby cz�eku najmniejsz� prac� wynagro dzi�. Jednego dnia Kasia sta�a we drzwiach, gdy nieznajomy m�czy�ni nie podoba� si� Kasi. - Panna nie wie, czy tu mieszka panna Lenora Zara? - zapyta�. - A tu - albo co? - Chcia�bym si� z ni� widzie�... - Ja nie wiem, bo chora - rzek�a Kasia. - M�ody pan doby� z pugilaresik z ko�ci s�oniowej, herbem rze�bionym ozdobnego, bilet, na kt�rym st jaki� rogaty znak w k�cie, poda� go Kasi i prosi�, aby poda�a go panni Lenorze z ��daniem widzenia si�. Kasia w�lizn�a si�... Lenora siedzia�a z t� bezw�adno�ci� zamy�lon�, z jak� przy mechanic nej pracy siedzi cz�owiek nienawykly do niej; g�os Kasi obudzi� j� jakby u�pienia. Na widok podsuni�tego biletu, tylko okiem na� rzuciwszy, zaczerwi niona porwa�a si�, r�ce si� jej zatrz�s�y i g�os ledwie z ust m�g� si doby�. - Nie mog� - zawo�a�a - jestem chora, ani dzi�, ani p�niej - nigd powiedz temu panu... Nigdy! I pad�a na kanapk�, a po chwili za Kasi� pobieg�a drzwi zaryglowa� M�odzieniec sta� zamy�lony u progu. Zrazu zdawa� si� niedobrze roz mie�. Kasia mu powtarza�a: - Prosz� pana, panna Lenora przeprasza (t doda�a z w�asnej inicjatywy), �e si� widzie� nie mo�e, ani teraz, ani nigdy. - Panienko! - zawo�a�, wskazuj�c, aby ku niemu zesz�a. S�u��ca pochyli�a si� nieco. -A co? Wyci�gn�� papierek z u�miechem jakim� niemi�ym. - Pu�� mnie wa�panna! ja si� wyt�umacz�. - Co? co? - z oburzeniem odpar�a, cofaj�c si� s�uga - ot to tak�e... M�czyzna postrzeg�, �e z tego nic nie b�dzie, skrzywi� si� i zn�w zbieg� zbli�y� si�, zagl�daj�c do nich... M�ody by� i pi�kny, ale wyraz jego twarz) na d�. Ta pr�ba przekupstwa smutne o nim da�a wyobra�enie s�u��cej, tle nie wspomnia�a o niej pannie Lenorze ani �adnemu ze znajomych. - Prosz� ja kogo! - mrucza�a tylko, nie mog�c si� uspokoi� - to �otra ca wa�! my�la�, �e za pieni�dze kupi sobie wej�cie... O! ju� pewnie z niczym lobrym nie przyszed�! Dopilnuj� ja, �eby mi si� tu nie pokazywa�... a je�li :echce gwa�tem si� cisn��, tak go miot�� zamaluj�, �e popami�ta! Patrzcie 10 go! m�drala! W par� dni przyszed� zn�w doktor, tym razem nie wezwany, ale musia� (dobrze do drzwi puka�, nim go wpuszczono. Zasta� Lenor� nad robot�, blad�, z oczyma zaczerwienionymi, ale na poz�r spokojn� i pojednan� ze (swym losem. Zdawa�a si� silniejsz�. - Przyszed�em si� dowiedzie�, jak�e pani jest - rzek�, staj�c na �rodku okoiku i rozgl�daj�c si� po nim uwa�niej ni� za pierwszym razem. Izdebka by�a od ulicy, nie�le o�wietlona, ma�a, czysta, w jednym k�cie lej ��eczko, pokryte kap� ciemn�, stoliczek z ksi��kami, w drugim sza-Feczka, kom�dka i wielki st� do roboty. Stosy nut i ksi��ek le�a�y po-pwi�zywane sznurami na pod�odze, bo ich nie by�o gdzie pomie�ci�. Przed kanapk� st� ca�y by� zarzucony bielizn� i koronkami do naprawy. Lenora lachinalnie trzyma�a w r�kach jeszcze sw� robot�. 18 19 - Jak�e pani jest? - spyta� doktor. - Lepiej mi, dzi�kuj� konsyliarzowi, zupe�nie nawet dobrze - odpowi dzia�a ze spokojem udanym - naturalnie z ka�dym po�o�eniem nowy cia�o i dusza cz�owieka oswoi� si� musi... Przeby�am snad� przesilenie czuj� si�... dobrze! zupe�nie dobrze! Spojrza�a na niego, kiwn�� g�ow� niedowierzaj�co. - A wi�c? - spyta�. - Wi�c zostan�, jak jestem... m�j kochany konsyliarzu - doda�a cicho -ale poniewa� by�e� �askaw mnie odwiedzi�, pozw�l si� prosi�... - O co tylko ka�ecie! - O jedn� rzecz, kt�ra was niewiele kosztowa� b�dzie. - No, no, bez wst�p�w. - Dajcie mi s�owo, �e o mnie nie wspomnicie nikomu! nikomu! Doktor milcza�, ona jakby czeka�a, a nie doczekawszy si� odpowiedzi doda�a zaraz: - Mam na was male�kie pos�dzenie. - Na mnie? ciekawym? - Widzieli�cie si� gdzie� z panem Alfredem. Doktor milcza�. - Powiedzieli�cie o mnie, wskazali�cie mu adres i zrobi� mi t� niewy slowion� przykro��, �e chcia� mnie odwiedzi�. - A wy... - A ja by�am zmuszon� go nie przyj�� i nie przyjm� nigdy, a je�eli si uprze puka� do drzwi moich... no, to ze strat� dla siebie wynios� si� tam gdzie mnie nie b�dzie m�g� znale��. - Przepraszam kochan� pani� - odezwa� si� doktor po chwili milczeni - mog� da� s�owo uczciwego cz�owieka - �e pana Alfreda nie widzia�em �e mu o mieszkaniu pani nie m�wi�em wcale. - A kt� mu to m�g� powiedzie�? - No, nie wiem, ale nie ja. Poniewa� mnie pani pos�dzi�a� nies�uszni mam prawo si� czym� pom�ci� i b�d� pani� dr�czy�. Jeszcze raz powtarzam, uchwyci�a� si� pani najniepraktyczniejszej �wiecie idei �y� z tego, co najmniej umiesz i co najgorzej p�aci. Jest t< jakby jubiler zosta� dobrowolnie kowalem. Je�li mi�o�� w�asna w cierpi na tym, �e ci� znano w innym po�o�eniu, jed� gdzie indziej, ale ni m�rz si� g�odem dla fantazji. - Przepraszam - doda� doktor - panna jeste� m�oda, m�wi� ja ojciec. - Jak od ojca przyjmuj� i jak przed ojcem si� dospowiadam do ko�ca. Rzuci�a robot� na stolik, za�o�y�a r�ce, pocz�a m�wi� g�osem s�abym, kt�ry co chwila r�s�, stawa� si� patetyczniejszym, bardziej przejmuj�cym. -Nie mog� i�� szuka� chleba tam, gdzie niedawno by�am r�wn�... gdzie mnie sadzano na pierwszym miejscu... nie dla fa�szywego wstydu, ale dlatego, by mnie palcami nie pokazywano. Mog�abym, masz s�uszno��... oddali� si�, ale wiesz, doktorze, co to oddalenie od miejsc, pe�nych pami�tek dla sieroty, co nie ma nikogo na �wiecie... Nie mia�abym si�y na to. Moje wspomnienia s� mi rodzin�, przesz�o�ci�, ojczyzn�... tu mog� p�j�� na gr�b przybranej matki mojej, tu mi si� zdaje, �e j� jeszcze mam, tum ja nie sama... niezupe�nie sierota... Wyp�dzona st�d, umar�abym z t�sknoty... - Zatem - rzek� doktor, sil�c si� na okazanie ch�odnym, aby jej wzruszenia nie zwi�ksza� - zatem, co lepiej? z t�sknoty umiera�, czy z g�odu? Cichuteczko szepn�a Lenora: - Z g�odu, doktorze. - Nie ma co m�wi�, ceruj pani bielizn�... Wsta� z krzese�ka... Lenora z u�miechem rezygnacji poda�a mu r�czk�, a doktor zatrzyma� j�, aby puls wybada� i po chwili dopiero pu�ci�. - Doktorze - powt�rzy�a - ani s��wka o mnie. - Bardzo dobrze! stanie si�, jak pani chcesz, ale je�li pan Alfred ju� wie o jej mieszkaniu... - Nie spodziewam si�, aby tu przyszed� po raz drugi. - Ja przeciwnie. -Nie znasz pan pana Alfreda-bledniej�c i dr��c, odpar�a Lenora-by�y to odwiedziny dla przyzwoito�ci, nieuniknione, nie wr�ci wi�cej, bo wie, �e go nie przyjm� nigdy. Po wej�ciu doktora, drzwi zosta�y otwarte i w chwili gdy tych s��w domawia�a, z przera�eniem us�ysza�a pukanie, a po nim natychmiast ukaza� si� w progu m�czyzna m�ody, ten sam w�a�nie, o kt�rym by�a mowa. �wiat�o od okna pada�o wprost na jego twarz pi�knych rys�w, ale dziwnie przykrego, zimnego i dumnego razem, nielito�ciwego wyrazu. Na widok jego Lenora porwa�a si� z kanapki, daj�c znak doktorowi, aby zosta�, i dr��c� r�k� wskaza�a mu drzwi. 20 21 - Przepraszam pana - rzek�a - ja jestem chora i nie przyjmuj� niko go. Pan Alfred sta� z min� kwa�n�. - Powtarzam panu - doda�a, ukazuj�c mu drzwi - jestem u siebie, nie przyjmuj� nikogo. - Nawet mnie? - rzek� sucho m�czyzna. - Nikogo! nikogo! - z nerwowym wybuchem, podnosz�c g�os, wo�a�; Lenora - a je�li jeszcze raz zechcesz pan niepokoi� mnie, b�d� zmuszon. zmieni� mieszkanie, uciec z miasta. Pan Alfred pocz�� si� u�miecha�; spogl�daj�c na milcz�cego doktora ruszy� ramionami. - Bior� kochanego konsyliarza za �wiadka, �e przychodzi�em, �en chcia� ofiarowa� moje us�ugi... �e je stanowczo odrzucono... - �adnej pomocy od nikogo nie potrzebuj� - dumnie i stanowcze zawo�a�a panna Lenora. - S�ysz�, podziwiam - u�miechaj�c si�, doda� pan Alfred - ale... - Prosz� pana wyj��. Widzisz pan doktora, kt�ry przyszed� mi radzi�., czy to nie starczy? - S�owo tylko, jedno s��wko - zimno odpowiedzia� pan Alfred -wszystko to dobre, ale potem... potwarz na nas rzuc�, �e my nie spe�ni li�my, co�my byli powinni... �wiadkiem niech b�dzie doktor. Lenora gwa�townie odwr�ci�a si�, jakby z rozpacz�, od pana Alfreda - Powiedzie mu, konsyliarzu, �e ja nie mog� nie tylko m�wi�, al< s�ucha�, �e to mnie zabija. Doktor, naprawd� przel�k�szy si� egzaltacji, z jak� te wyrazy wym� wion� zosta�y, sk�oni� si�, podszed� do m�czyzny i uj�wszy go pod r�k� prawie gwa�tem wyprowadzi� z pokoju. Zeszli ze schod�w w milczeniu, ale po fizjonomii Alfreda zna� by�o, �< potrzebowa� si� wygniewa� i wygada�. - Kochany konsyliarzu - rzek�, gdy stan�li w bramie - mimowolny by�e� �wiadkiem niemi�ej sceny miedza mn� a pann� Lenora. Idzie m! wielce o zdanie twe i s�d w tej sprawie, uczy� mi t� �ask� i racz zaj�� d mnie, abym m�g� i siebie, i rodzin� ciotki mej, pani wojewodzinej, wyt� maczy�... - Ale c� ja mam za prawo si� w to miesza�? - Ja pana prosz�... ja chc�, by� ludzi z�ej woli m�g� obja�ni�... - Wola�bym wcale o niczym nie wiedzie� - rzek� sk�opotany doktor czasu mam ma�o. - P� godzinki, opowiem wszystko w kr�tko�ci. Pochwycony pod r�k�, poci�gniony niemal gwa�tem, doktor, rad nie-rad, zmuszony zosta� p�j�� za panem Alfredem do mieszkania, kt�re on tymczasowo w hotelu Angielskim zajmowa�. Apartament m�odego panicza zwiastowa� bardzo zamo�nego cz�owieka. S�u��cy w herbowej liberii zjawi� si� zaraz w progu. Alfred przykaza� mu, aby nie wpuszcza� nikogo, poda� doskona�e cygara go�ciowi i przysun�wszy fotel, rozpocz�� w te s�owa opowiadanie z ch�odem, w kt�rym �le ukrywane tai�o si� podra�nienie. - Musz� rozpocz��, niestety, t� smutn� histori� heroiny od jej pierwszych pocz�tk�w. Ciotka moja, wojewodzina, jak zapewne konsylia-rzowi wiadomo, by�a w pierwszym swym ma��e�stwie bezdzietn�; ju� nie w pierwszej m�odo�ci wysz�a za drugiego swego m�a, kt�ry jej staraniem kreowany by� w r. 1831 wojewod�. Cz�owiek to by� niemaj�tny, wcale dobry, nie bez zalet i talent�w, ale s�aby i winien wszystko �onie, pe�ni� jej wol�, ca�e �ycie pod pantoflem spoczywaj�c. Wojewodzin� wszyscy zwali anio�em dobroci, by�a w istocie dobr�, jak s� egoi�ci, kt�rzy z ca�ym �wiatem chc� by� w zgodzie, aby im nic ulubionego, pieszczonego spokoju nie przerywa�o. Wojewodzina pod tym pozorem dobroci, dobroczynno�ci, �agodno�ci, kry�a samowolno��, egoizm, dziwactwa najosobliwsze. Niegdy� bardzo pi�kna i uwielbiana, na staro�� s�odycz� i pochlebstwem jedna�a sobie serca, potrzebuj�c od ludzi kadzide�, woni i s�odyczy. Zreszt� by�a mi��, uprzejm�... d�a wszystkich r�wnie uczynn�, najbardziej dla tych, kt�rych si� obawia� mog�a. - Surowym pan jeste� - szepn�� doktor. - Jestem sprawiedliwy - sucho odpar� pan Alfred. -Jeszcze za �ycia m�a, nie maj�c dzieci, a wiecznie potrzebuj�c, aby j� kto� w r�k� ca�owa� i pie�ci�, i do n�g jej pada�, wojewodzina wzi�a na wychowanie sierotk�... naprawd� nikt nie wie dobrze sk�d, jakiego rodu... nie mog� przysi�c, �eby to nie by�o �ydowskie lub cyga�skie dziecko nawet... s�owem podrzutka jakiego�... przywi�za�a si� do niego do szale�stwa... bo dzieciak m�dry udawa� czy w istocie kocha� j� nami�tnie! C� dziwnego! wzi�to to spod p�otu, ze �miec