13033

Szczegóły
Tytuł 13033
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13033 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13033 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13033 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KIRY� BU�YCZOW CUDZA PAMI�� TYTU� ORYGINA�U CZU�AJA PAMIAT� PRZE�O�YLI: TADEUSZ GOSK I ANITA TYSZKOWSKA 1 Sergiusz Andriejewicz R�ewski pracowa� tu ju� tak d�ugo, �e przesta� zauwa�a� budynek Instytutu i otaczaj�ce go domy, ale tego poniedzia�ku nie przyjecha� po niego s�u�bowy samoch�d. R�ewski pojecha� do pracy autobusem i dlatego spostrzeg�, �e zacz�to rozbiera� barakowe osiedle, rozci�gaj�ce si� od p�tli autobusowej a� po zabudowania Instytutu. Osiedle liczy�o niemal p� wieku. Zosta�o zbudowane w latach trzydziestych, nieco wcze�niej ni� Instytut. Mi�dzy pi�trowymi, ��tymi barakami wyros�y wysokie topole. Sergiusz Andriejewicz zorientowa� si�, �e baraki s� rozbierane, poniewa� zamiast pierwszego z nich widnia�a mi�dzy drzewami jasna, luka, a za ni�, niczym w ramie, z kt�rej wyj�to wisz�cy tam od niepami�tnych czas�w obraz, ci�gn�o si� nie zabudowane jeszcze pustkowie, si�gaj�ce na horyzoncie bia�ego �a�cucha g�rskiego nowych punktowc�w. Przy nast�pnym baraku sta�a koparka z �eliwn� kul� zamiast czerpaka. Lokator�w ju� wysiedlono, powyjmowano okna, a blach� zdart� z dachu u�o�ono opodal w wielk�, nieporz�dn� stert�. Przy trzecim baraku R�ewski zatrzyma� si�, cho� z pocz�tku nie wiedzia� dlaczego. Poj�� to dopiero po d�u�szej chwili: po prostu kiedy� przemieszka� w nim p� roku, kiedy zaczyna� pracowa� w Instytucie. Wynajmowa� tam pokoik na pi�trze. Barak by� pusty, drzwi wej�ciowe uchylone, wi�c mo�na by�o bez przeszk�d wej�� do �rodka, znale�� si� w tamtym pokoju i wyjrze� przez puste okno na ulic�. Nie� zrobi� jednak tego, odegna� nieracjonaln� zachciank� i odruchowo zerkn�� na zegarek. Dziesi�� po dziewi�tej� Ju� sp�ni� si� do pracy. 2 W korytarzu by�o pusto, wszyscy rozeszli si� ju� do laboratori�w i pracowni. Za p� godziny zaczn� wychodzi� na papierosa. W kiszkowatym sekretariacie te� nie by�o nikogo. Na biurku sekretarki karteczka: �Szefie! Jestem na zebraniu Rady Zak�adowej. Lena� Obok stosik eleganckich kopert � zaproszenia. Nowe angielskie czasopismo. Gruby maszynopis autoreferatu. Sergiusz Andriejewicz poczu� si� paskudnie. Zacz�� szuka� przyczyny z�ego nastroju, nie chc�c si� samemu sobie przyzna�, �e zawini�y baraki. Co w�a�ciwie chcia� zrobi�? Wezwa� Alewicza? Nie, najpierw trzeba przejrze� poczt� Za uchylonymi drzwiami gabinetu rozleg� si� jaki� szmer, a potem znajome ciche skrzypni�cie. Kto� otwiera� �rodkow� szuflad� jego biurka. Tego tylko brakowa�o! R�ewski zrobi� krok ku drzwiom i nagle si� przestraszy�. Strach by� irracjonalny. Dyrektor Instytutu zl�k� si� wej�� do w�asnego gabinetu! Sta� wi�c, s�ucha� i czeka�, a� z gabinetu wyjdzie Lena i powie: �Troch� posprz�ta�am panu biurko�. Ale w gabinecie by�o ciemno, a Lena przede wszystkim odsun�aby zas�ony. � Kto tu jest? � zapyta� R�ewski ochryp�ym z emocji g�osem. Nikt nie odpowiedzia�. Nieznany intruz przyczai� si� w p�mroku i nie chcia� odpowiada�. Trzeba wej�� i zapali� �wiat�o, ale wy��cznik w gabinecie umieszczony jest bardzo niewygodnie, co najmniej dwa metry od drzwi. Po co powiesili takie grube zas�ony? Przecie� nikt tu nie zamierza wy�wietla� film�w! W gabinecie by�o do�� �wiat�a, �eby da�o si� rozr�ni� biurko, d�ugi st� konferencyjny i rega�y pod �cianami� Sergiusz Andriejewicz w�lizgn�� si� do gabinetu i przyciskaj�c si� plecami do �ciany ruszy� w stron� wy��cznika. Ju� go mia� w zasi�gu r�ki, gdy dojrza� ciemn� posta� za biurkiem i stwierdzi�, �e ta posta� nie ma twarzy. To znaczy nie ma jasnej twarzy � twarz by�a r�wnie ciemna jak tu��w i r�ce� Ciemna g�owa poruszy�a si� i �wiat�o padaj�ce od drzwi zapali�o w jej oczach czerwone ogniki. R�ewski wiedzia�, czu� przez sk�r�, �e powinien rzuci� si� ku drzwiom, zatrzasn�� je za sob� i zawo�a� na pomoc, ale nadal sun�� w kierunku wy��cznika� I nagle ciemne cielsko zerwa�o si� z miejsca i ruszy�o w jego stron�. Sergiusz Andriejewicz nie zorientowa� si� w panice, �e cielsko p�dzi ku drzwiom i sam skoczy� w tym samym kierunku. Znalaz� si� w drzwiach akurat w tym momencie, kiedy dopad�a ich ciemna istota. I odlecia� w bok, uderzy� w biurko, upad�� Na par� chwil straci� przytomno��. Ocuci� go b�l w nodze i plecach. Zrozumia�, �e siedzi oparty plecami o biurko sekretarki i nie mo�e si� podnie��. 3 Mdlej�c� i spazmuj�c� na przemian Len� cucono w korytarzu. Alewicz wbieg� do sekretariatu, pom�g� dyrektorowi wsta� i chcia� dzwoni� po pogotowie, ale R�ewski kaza� mu tylko odprowadzi� si� do gabinetu. Alewicz odsun�� zas�any, postawi� przewr�cony fotel i bez ustanku powtarza� jak katarynka: � Co� takiego! Co� takiego� Sergiusz Andriejewicz usiad� w fotelu, zajrza� do uchylonej szuflady biurka, wyj�� stamt�d pognieciony czerwony papierek, wyg�adzi� go na blacie i nagle si� u�miechn��. G�upio i niepewnie. � �e te� si� nie zorientowa�em! � powiedzia�. � To wszystko przez lekkomy�lno�� personelu! � oburza� si� Alewicz, zbieraj�c z pod�ogi porozrzucane papiery. � Klatka by�a otwarta, chocia� Gurina przysi�ga, �e j� wczoraj zamkn�a� Mo�e zamek si� zepsu�? � A dzi� rano nie by�a w wiwarium? � R�ewski starannie sk�ada� w kostk� czerwony papierek. � Dzi� rano?� Zaraz j� wezwiemy. � Nie trzeba � powstrzyma� R�ewski swojego zast�pc�. � Sam tam p�jd�. � Mo�e jednak zawo�a� lekarza? � Nic si� nie sta�o � odpar� Sergiusz Andriejewicz. � Troch� si� pot�uk�em i nic wi�cej. To zreszt� moja wina. Stch�rzy�em. � To si� mo�e zdarzy� nawet dyrektorowi � powiedzia� Alewicz sentencjonalnie. 4 Oba szympansy mieszka�y na parterze, w wielkim pokoju przedzielonym na p� solidn� krat�, oddzielnie od ps�w, kt�re gnie�dzi�y si� w suterenie i urz�dza�y tam czasami rozg�o�ne koncerty, skar��c si� na sw�j do�wiadczalny los. Zap�akana Gurina przepu�ci�a dyrektora do wn�trza. � Zamyka�am � zapewni�a go poci�gaj�c nosem. � Dwa razy przed wyj�ciem sprawdza�am zamek� Szympansy by�y bardzo do siebie podobne, tyle �e pysk Maksa, starego samca, utraci� ju� weso�� ma�pi� ruchliwo��. Teraz spokojnie drapa� si� po brzuchu. Przywita� R�ewskiego pe�nym godno�ci skinieniem g�owy i nawet nie wyci�gn�� �apy, bo wiedzia�, �e od tego cz�owieka nic wy�ebra� si� nie da. Jak b�dzie chcia�, to sam da� Lew natomiast �miesznie zmarszczy� sw� niezwykle podobn� do ojca twarz i wyci�gn�� zwini�te w tr�bk� wargi. By� najwyra�niej z siebie zadowolony. � O ma�o nie zabi�e� dyrektora, jak tak mo�na! � ofukn�� go Alewicz. � Czyja to klatka? � zapyta� R�ewski. � Nie rozumiem?� � powiedzia�a Gurina. � Lew siedzi w swojej klatce? � Naturalnie! � Myli si� pani � poprawi� j� Alewicz. � Wprowadzili�my go tu dopiero w zesz�ym tygodniu. Zamienili�my klatki. � No to wszystko rozumiem � powiedzia� Sergiusz Andriejewicz. � Co, panie dyrektorze? � Gurina wci�� nie mog�a przyj�� do siebie. Bardzo si� przestraszy�a, kiedy jej powiedziano, �e Lew uciek� z klatki i o ma�o nie zabi� dyrektora. R�ewski wsun�� r�k� za krat�. Lew wyci�gn�� palec wskazuj�cy i dotkn�� nim jego d�oni. � Ostro�nie � szepn�a Gurina. � Nie b�j si�, Swiet�ano � uspokoi� j� dyrektor. � Znamy si� przecie� od prawie pi�ciu lat. Gurina zmilcza�a. Lew zjawi� si� w wiwarium dopiero trzy tygodnie temu i R�ewski wcze�niej nie m�g� go widzie�. Ale dyrektor pewnie wiedzia�, co m�wi. Chyba �e dozna� wstrz�su m�zgu� � Lew, poka� no mi, jak si� otwiera ten zamek � rozkaza� R�ewski. Maks poruszy� si� z niezadowoleniem w swojej klatce, zawarcza�. � No, na co czekasz? � nalega� R�ewski. � Przecie� znamy ten malutki sekrecik. Lew popatrzy� na niego ze zrozumieniem. Potem znajomym maksowym ruchem podrapa� si� po brzuchu. Robi� aluzje do pocz�stunku. � Swoj� nagrod� ju� zjad�e� i to bez pozwolenia! � powiedzia� R�ewski. Wyj�� z kieszeni czerwony papierek i pokaza� go m�odszemu szympansowi, co przyprawi�o Maksa o atak w�ciek�o�ci. Rzuci� si� na krat�, zacz�� ni� potrz�sa� i gdyby m�g� dobra� si� do syna, z pewno�ci� z�oi�by mu sk�r�. Lew wyci�gn�� leniwie �ap� i lekko uni�s� zamek do g�ry. Rygiel odskoczy� z cichym szcz�kni�ciem. , � W�a�nie na tym polega nasz sekrecik � powiedzia� R�ewski. � Nawet ja o tym nie wiedzia�am, s�owo honoru, �e nie wiedzia�am! � wykrzykn�a Gurina. � O tym wiedzia�em tylko ja i Maks, ale Maks jest powa�nym facetem i nie nadu�ywa� nigdy tej swojej wiedzy. Powa�ny facet nadal z�o�ci� si� na syna, przewracaj�c oczami i szczerz�c straszliwe, ��te k�y. � Zamek zmienimy � zapewni� R�ewskiego Alewicz. � Zaraz zawo�am �lusarza. Ale co za bystry smarkacz� Ma�o, �e si� wydosta� z klatki, to jeszcze potrafi� znale�� drog� do pa�skiego gabinetu! � Dzi�kuj�, Lew � powiedzia� R�ewski. � Dzi�kuj�, zuch z ciebie. Lew i Maks zacz�li sobie wymy�la�. Warczeli, stroili do siebie miny i szczerzyli k�y prawie jednakowo. 5 W gabinecie R�ewski podszed� do okna. Za oknem wida� by�o szerokie pasmo drzew w regularnych odst�pach poprzedzielane zielonymi dachami barak�w. Na samym skraju, tu� przy szosie, zamiast ostatniego dachu by�a wyrwa. Wkr�tce nadejdzie kolej pozosta�ych barak�w. Jego baraku te�� Wtedy krucho by�o z pieni�dzmi, a w�a�ciwie pieni�dzy w og�le nie by�o. S�siadka Elzy przeprowadza�a si� na prowincj� i wyprzedawa�a meble. Odst�pi�a im kanap� za sto starych rubli, co by�o bardzo tanio. D�wigali t� kanap� przez p� miasta, Wiktor coraz cz�ciej si� zatrzymywa�, �eby odpocz��, siada� na kanapie postawionej wprost na chodniku nie zwa�aj�c na �arty przechodni�w. Liz� to kr�powa�o, wi�c ponagla�a go, kaza�a wstawa�, i��, d�wiga� Tego wszystkiego Wiktor nie znosi�. Zawsze szybko si� m�czy�, fizycznie i umys�owo. Kanapa nie mia�a n�ek, wi�c na �mietniku ko�o baraku znale�li par� cegie� i postawili j� na nich. Liza by�a szcz�liwa, dla niej kanapa by�a symbolem przysz�ego domu, gospodarstwa, gwarancj� mi�o�ci Sierio�y. Kroki Elzy nerwowo zastukota�y w sekretariacie i zmieni�y ton na parkiecie gabinetu. Ucich�y. R�ewski nie podni�s� g�owy. � Sergiuszu! Co to znaczy? � Nic nie znaczy. Popatrzy� na ni�. Elza wygl�da zdumiewaj�co m�odo. W g�adko zaczesanych, rozdzielonych przedzia�kiem czarnych w�osach nie ma nawet jednej srebrnej nitki. Twarz R�ewskiego pomarszczy�a si� ju�, pokry�a w�trobowymi plamami, a j� nadal mo�na wzi�� za m�od� dziewczyn�. Gdyby przy tym nie udawa�a z takim zapa�em dwudziestolatki, mog�aby si� jeszcze niejednemu smarkaczowi spodoba�. � Sierio�a, powiedz uczciwie, poturbowa�e� si�? Czy to prawda, �e chcieli ci� zabi�? Bo�e �wi�ty, pomy�la� R�ewski, nadal traktuje mnie jak swoj� w�asno��. Nadal jestem dla niej cz�owiekiem, od kt�rego mo�na wszystkiego wymaga�, chocia� kiedy� na szcz�cie by�em dla niej zupe�nie obcy. Niestety, nied�ugo� � Dzi�kuj� za trosk�, Elza � powiedzia�. � Wszystko jest w porz�dku. � Jak mo�e by� wszystko w porz�dku, kiedy po Instytucie biegaj� dzikie zwierz�ta? Najwyra�niej co� przede mn� ukrywasz! � Nic si� nie sta�o. Wszystko jest w porz�dku � powt�rzy� R�ewski. Podszed� do biurka i pochyli� si� nad szuflad�. �adnych �lad�w pazur�w, �adnych zadrapa�. Szympans wiedzia�, jak si� otwiera szuflad�. �A propos, nie pami�tasz przypadkiem, w kt�rym baraku mieszka�em wtedy z Liz�? W trzecim czy w czwartym? � S�ucha? � No wtedy, dwadzie�cia pi�� lat temu. Zapomnia�a�, �e wynajmowali�my tam pok�j? Teraz zacz�li burzy� te baraki. Nie zauwa�y�a�? � Nie pami�tam � odpowiedzia�a szybko Elza. � To by�o tak dawno� Mo�e wezwa� lekarza? � A zawsze si� che�pi�a� swoj� fotograficzn� pami�ci�. Gdybym ja mia� twoj� pami��, to ju� dawno zosta�bym cz�onkiem Akademii Nauk. � I tak nim zostaniesz � powiedzia�a Elza z przekonaniem. � Je�li tylko nast�pnym razem nie ze�re ci� jaki� tygrys. M�g�by� mi jednak opowiedzie�, jak to si� sta�o! R�ewskiemu jako� nie chcia�o si� opowiada� Elzie o porannym zamieszaniu. Chocia�by dlatego, �e kierowniczka zak�adowej biblioteki nie musia�a wiedzie� wszystkiego. � Co tam u ciebie w domu? � zapyta�. � Jak Wiktor? Elza machn�a r�k�. � A mama? Ninka? � Akurat w jej sprawie chcia�am wczoraj do ciebie wpa�� � powiedzia�a Elza. � Wiesz przecie�, �e Ninoczka wybiera si� na uczelni� � Wiem � odpar� R�ewski. Latem Ninka zdawa�a na biologi� i nie dosta�a si�, chocia� Elza uruchamia�a wszystkie swoje znajomo�ci, a on sam zosta� przez ni� zmuszony do wykonania kilku telefon�w �na sam� g�r�. Teraz dziewczyna odrabia�a sta� pracy pracuj�c u matki w bibliotece. � Chcia�am ci� poprosi�, �eby� przeni�s� j� do jakiego� laboratorium, bo stamt�d �atwiej startowa� na studia ni� z biblioteki. Obieca�e� mi to za�atwi�, kiedy zwolni si� jakie� miejsce, a personalny m�wi�, �e akurat potrzeba paru laborant�w. � Dobrze � powiedzia� R�ewski i przysun�� sobie teczk� korespondencji. Mia� nadziej�, �e Elza uzna to za sygna� do odej�cia. Ale Elza podesz�a do okna. � Rzeczywi�cie burz� baraki? � zapyta�a. � Nie zauwa�y�am. Jak ten czas leci! Zupe�nie posiwia�e�. R�ewski uni�s� g�ow� znad papier�w i popatrzy� na ni� roztargnionym wzrokiem. 6 Elza nie lubi�a i nie umia�a gotowa� i dlatego w domu jad�o si� byle co i byle jak. R�wnie� dlatego, �e nie znosi�a traci� czasu na zakupy, przyrz�dzanie posi�k�w i pozosta�e domowe obowi�zki: zanoszenie bielizny do pralni, p�acenie komornego, utrzymywanie porz�dku, na wszystko to, z czym Wiktor nie �yczy� sobie mie� nic wsp�lnego i co w rezultacie musia�a robi� sama, jak w beznadziejnym kieracie. Dzi� trzeba przyszy� guziki, jutro zrobi� pranie, posprz�ta�, kupi� co� do jedzenia i tak w k�ko. W dodatku matka czu�a si� nie najlepiej, ��da�a codziennie �wie�ej zupy� Elza ju� kilka razy chcia�a wynaj�� gosposi�, ale po pierwsze sk�d j� wzi��, a po wt�re czym zap�aci�. Gosposia by�a potrzebna r�wnie� i po to, �eby kto� wreszcie umy� okna i wyp�dzi� z mieszkania zapach st�chlizny, rozmaitych lekarstw, nie�wie�ej bielizny i zastarza�ego kurzu. Dziwne uczucie: jest dom i jakby go nie by�o. Wiktorowi jest wszystko jedno, bo rzadko tu bywa. Matce te� jest wszystko jedno, bo niczego innego w �yciu nie widzia�a. Martwi si� tylko Elza, bo to ona jedna ma ten obcy dom na g�owie. Elza wesz�a do kuchni, rzuci�a siatk� z zakupami na st� obok brudnych naczy�, kt�re zosta�y po �niadaniu. Wiktor obieca� zmy�, ale jak zwykle mu si� nie chcia�o. Oczywi�cie nie ma go w domu, przyjdzie p�niej pod dobr� dat�, a jutro jest sobota i trzeba zrobi� jaki� obiad. W dodatku jeszcze ten Sergiusz ze swoimi ma�pami! Zapali�a gaz, nala�a wody do garnka i wsypa�a makaron. � Kiciu � rozleg� si� g�os za jej plecami � zg�odnia�em tu bez ciebie. � Ty tutaj? � Elza nie obejrza�a si� nawet. � My�la�am, �e jeste� na meczu. � Chleb jest w lod�wce. Kupi�em dwa bochenki. Jeden zjad�em, kiciu. W ci�gu ostatnich paru lat Wiktor zrobi� si� gruby i galaretowaty. Elzie wydawa�o si�, �e krzes�a zaczynaj� skrzypie� ju� na chwil� przedtem, zanim na nich siada�. � Czemu tak p�no, kiciu? � zapyta�. Jego �Kicia� o niczym nie �wiadczy�a. Trze�wy Wiktor czuli� si� zawsze i do wszystkich. Chodzi� w masce �yczliwo�ci, za kt�r� nie by�o prawdziwej twarzy. � Dlaczego trzymasz chleb w lod�wce? � Elza zadawa�a to pytanie za ka�dym razem, cho� z g�ry wiedzia�a, �e odpowie jej: �Pieczywo tam nie czerstwieje�. Dzi� te� si� nie zawiod�a. � Na Sergiusza napad�a ma�pa � powiedzia�a. � Niemo�liwe! � Wiktor znalaz� w lod�wce kawa�ek kie�basy i szybko w�o�y� j� do ust, bo Elza mog�a odebra�. � Nie zapomnia�a� posoli� makaronu? � Ma�pa znalaz�a jego gabinet. � No to co? � Musia�a wi�c zna� drog�. � Tw�j Sergiusz ci�gle si� tam cacka ze swoimi zwierzakami, przecie� sama mi to m�wi�a�. � Zapomnia�e�, �e ta ma�pa urodzi�a si� dwa tygodnie temu? � Z zn�w te jego do�wiadczenia� Okropnie dzisiaj zg�odnia�em. W naszym bufecie nie ma nic konkretnego do jedzenia� S�uchaj, kiciu, czy nie mog�aby� dawa� mi pi��dziesi�t kopiejek wi�cej? Rubel mi zupe�nie nie wystarcza. Elza pu�ci�a jego pro�b� mimo uszu. Wiktor potrafi przeje�� nawet dwadzie�cia rubli dziennie, potrafi przeje�� ka�de pieni�dze, jakie mu si� da. My�la�a o ma�pie. Teraz Sergiusz ma ju� pewno��, wi�c we�mie si� za ludzi. To jest okropne i w dodatku obrzydliwe. � Teraz we�mie si� za ludzi � powiedzia�a. � Nie rozumiem? � Wiktor kroi� sobie grube pajdy chleba. Elza nie odpowiedzia�a. Je�li Wiktor nie zrozumia� czego� od razu, to nie warto traci� czasu na dalsze t�umaczenie. Ma�pa sklonowana z pojedynczej kom�rki ojca, wyhodowana w ci�gu dw�ch tygodni w wannie z roztworami od�ywczymi, sta�a si� kopi� swojego rodziciela. Sergiusz zwyci�y�. Dopi�� tego, do czego d��y� przez dwadzie�cia lat, morduj�c legiony myszek, kt�re umia�y znajdowa� wyj�cie z labiryntu, chocia� nikt ich tego nie uczy�. Zrobi� kopi� ma�py, kt�ra korzystaj�c nie ze swojej, lecz dziedzicznej pami�ci przesz�a nie zauwa�ona przez ca�y gmach. � Teraz nic go ju� nie powstrzyma. � Elza przypomnia�a sobie o makaronie i si�gn�a po solniczk�. � A ty chcesz go powstrzyma�? � Sergiusz zmieni� si� na gorsze i dla zaspokojenia w�asnej pr�no�ci got�w jest na wszystko� � Przesadzasz, kiciu � westchn�� Wiktor. � Nie mamy czego� do wypicia? � Sko�czy�o si�. Ludzko�� jeszcze nie dojrza�a do takiego kroku. � Nie dojrza�a, powiadasz? No to trzeba napisa�, gdzie nale�y. Poinformowa�, �e Sierio�ka rozrabia. � Nic z tego � odpar�a Elza. � Ju� pisali. Bez skutku. Owin�� sobie wszystkich wok� palca. Nie pami�tasz, jaki on potrafi by�? � Gdyby�cie napisali jeszcze w par� miejsc, wtedy na wszelki wypadek przys�aliby komisj� � powiedzia� z przekonaniem w g�osie Wiktor. Trzasn�y drzwi i do mieszkania wbieg�a Ninka. Sko�czy�a osiemna�cie lat, a jeszcze nie nauczy�a si� chodzi� jak cz�owiek. � Jestem najedzona � powiedzia�a od progu kuchni, nie witaj�c si� z rodzicami. Nina nie lubi�a je�� w domu i w og�le stara�a si� nie je��, gdy� ba�a si�, �e w przeciwnym razie okropnie si� roztyje. � Nino � powiedzia�a Elza. � Za�atwi�am z R�ewskim twoje przeniesienie do laboratorium. � Nie chc�! � krzykn�a Ninka. � Ja si� boj� szczur�w. � Nie do szczur�w. A w og�le ta sprawa jest ju� zdecydowana. Zapomnia�a�, �e latem zdajesz na studia? Jak d�ugo zamierzasz siedzie� nam na karku? � Ja si� tam na �wiat nie prosi�am. � Jak �miesz� � zacz�a Elza podniesionym g�osem, by za moment przej�� na krzyk. Lubi�a sobie pokrzycze�, rzuca� talerzami, tupa� i potem rozczula� si� nad sob�. Ale tym razem z krzyku nic nie wysz�o. Do kuchni wjecha�a Paw�a W�adis�awna. Wida� poczu�a jedzenie. By�a podobna do Elzy, mia�a tak samo uczesane w�osy, takie same rysy twarzy, ale sam� twarz pomarszczon� jak pieczone jab�ko i zapadni�te usta. Elza tak pewnie b�dzie wygl�da�a za dwadzie�cia lat. Paw�a W�adis�awna mia�a szczup�y, niemal filigranowy tors, ale poni�ej pasa cia�o jej rozp�yn�o si� i szczelnie wype�nia�o inwalidzki fotel na k�kach. � Przesta� wrzeszcze� � powiedzia�a Paw�a W�adis�awna z obrzydzeniem. � Ju� jej nie wychowasz. � Wychodz� � o�wiadczy�a Nina. � Dok�d? � Za��my, �e do kina. � I natychmiast na wszelki wypadek wybieg�a. � Rozmawiali�cie o Sierio�y R�ewskim � powiedzia�a Paw�a W�adis�awna. � Co on tym razem zrobi�? � Zamierza eksperymentowa� na ludziach � odpowiedzia� Wiktor. � A Elza zastanawia si�, czy napisa� do kogo� o tym zbrodniczym projekcie, czy jeszcze troch� zaczeka�. � Co to za do�wiadczenia? � zapyta�a Paw�a W�adis�awna. Koniuszek nosa poczerwienia� jej z emocji. � Postanowi� obej�� si� bez kobiet, bo kobiety s� zbyt zapracowane. � To ma by� �art? � Niestety nie. Tragiczna prawda � odpar�a Elza. 7 R�ewski wr�ci� z narady z�y. Nie spodziewa� si� wprawdzie, �e Opanasienko bez s�owa podpisze now� siatk� etat�w, ale mia� nadziej�, �e obejdzie si� bez czczej gadaniny. Nie obesz�o si�. W sekretariacie czeka�a na niego Nina Guli�ska, c�rka Elzy, malutka, zgrabniutka, ale zag�odzona. Dziewczyna nie potrafi�a chodzi�, tylko biega�a. Wpada�a do pokoju i rzuca�a si� na robot� jak wampir, jakby chcia�a udowodni�, �e nie wszyscy Guli�scy s� obibokami. R�ewski kiedy� obserwowa� j� przez dwa dni: poprosi� o przys�anie kogo� z biblioteki, �eby uporz�dkowa� podr�czn� kartotek� w jego gabinecie. Przys�ali mu Nin�. Obserwowa� j� i dziwi� si�, �e to ju� w�a�ciwie doros�a kobieta. R�ewski zaprosi� gestem Nin� do gabinetu i poprosi� Len� o wezwanie kierownik�w laboratori�w. Ninka przebieg�a sze�� krok�w dziel�cych j� od drzwi i znieruchomia�a jak ko� przed przeszkod�. Poda�a R�ewskiemu pro�b� o przeniesienie. Podpisa� je. � Boj� si� szczur�w � powiedzia�a Ninoczka. � Szczury ci nie gro�� � uspokoi� j� R�ewski � chocia� w bibliotece praca istotnie jest spokojniejsza. � Ja i tak wybieram si� na biologi� � powiedzia�a Ninka. � A o szczurach wspomnia�am na wszelki wypadek. � Jak si� czuje babcia? � zapyta� R�ewski. � Dzi�kuj�, je�dzi sobie w�zkiem i obserwuje. Ale mnie nie dop�dzi. � To dlatego tak biegasz? � Nie, ja biegam w og�le. Kiedy mam si� przenie��? � B�dziesz mi potrzebna od poniedzia�ku, ale uprzedzam, �e czeka ci� du�o pracy. � Tego to ja si� nie boj�. Nie ruszy�a si� z miejsca. R�ewski czu�, �e go obserwuje. Pomy�la�, �e ta dziewczyna ros�a w krzykliwej, niezbyt mu przychylnej rodzinie, s�ucha�a toczonych tam rozm�w i �e teraz zastanawia si�, jak dalece urobiony przez matk� i babk� wizerunek zgadza si� z rzeczywistym cz�owiekiem. Pauza zacz�a si� przed�u�a� i nale�a�o co� powiedzie�, ale w drzwiach ukaza�a si� g�owa Alewicza, za kt�rym sta� Dworiankow. � Mamy zaczeka�? � zapyta� Alewicz. � Prosz� wej�� � odpar� R�ewski. � Zaraz zaczynamy. Ninka odwr�ci�a si� na pi�cie i wybieg�a bez po�egnania. Pewnie uzna�a mnie za bardzo z�ego cz�owieka, pomy�la� dyrektor, ten jej R�ewski musi by� a� tak z�y, �e lepiej si� z nim nawet nie �egna�. 8 Od poniedzia�ku Ninka zacz�a pracowa� w laboratorium, ale w zupe�nie innej roli ni� to sobie wyobra�a�a. Jej praca polega�a na je�d�eniu. Codziennie je�dzi�a gdzie� z papierkami albo bez papierk�w. Z Alewiczem lub bez niego, s�u�bowym samochodem albo autobusem. Za�atwia�a, odbiera�a i �ci�ga�a do Instytutu takie r�no�ci, jakby R�ewski robi� zapasy na d�ugie obl�enie. Dyrektorskie laboratorium zajmowa�o po�ow� parteru i wychodzi�o na niewielki park, gdzie harcowa�y dwie oswojone wiewi�rki. W wewn�trznych pomieszczeniach laboratorium za grubymi stalowymi drzwiami z iluminatorem Ninka by�a tylko raz, gdy w ramach prac spo�ecznych my�a i tak ju� osza�amiaj�co czyste �ciany. Nie by�o tam nic ciekawego. Pierwszy pok�j zapchany by� aparatur�, w drugim, nieco mniejszym sta�y wanny z roztworami fizjologicznymi. W jednej wyhodowano jak w inkubatorze szympansa Lwa, a druga jeszcze nie do ko�ca zosta�a zmontowana, kiedy do trzeciego pokoju � lazaretu � przeszed� R�ewski we w�asnej osobie. Zajmowa�o si� nim dw�ch lekarzy. Jeden miejscowy, Wo�k�w, ma�y, u�miechni�ty, wiecznie podtykaj�cy swoje czekoladki rudzielec i jaki� nieznajomy z Instytutu Zankelmana. Od tej chwili wszystko w Instytucie by�o jak naelektryzowane. Nawet technicy i �lusarze, kt�rzy dawniej siadywali w parku za krzakami, godzinami palili papierosy, a nawet strzelili sobie czasem kielicha, teraz przestali si� obija�. Poczuli zapa� do pracy. Matka dwa razy wpada�a na d�, niby po to, �eby odwiedzi� Nin� i doda� jej ducha. Za ka�dym razem zerka�a na metalowe drzwi i co� tam gada�a g�o�nym szeptem. Jej obecno�� natychmiast separowa�a Nink� od pozosta�ych laborantek i czyni�a z niej dziecko ustosunkowanej matki, kt�ra za�atwi�a swej latoro�li prac� po protekcji. Wieczorem w domu toczy�y si� nie ko�cz�ce si� rozmowy o R�ewskim. Ninka wiedzia�a z g�ry, co kt�ry z domownik�w powie, i usi�owa�a ukry� si� w pokoju babci, ale tam zawsze by�o duszno, bo babcia nie znosi�a �wie�ego powietrza. Na ca�y regulator gra� telewizor, bo babcia bez niego �y� nie mo�e. I nikt nie pomy�li, �e Nina musi uczy� si� do egzamin�w wst�pnych, chocia� wszyscy niby tylko o tym m�wi�. � Dzi� by�a komisja � przez ryk telewizora przebija si� podniesiony g�os mamy. � Przewodniczy� sam Opanasienko. Jestem prawie przekonana, �e przerw� mu do�wiadczenia. Ale je�li nie, to R�ewski dostanie nagrod� pa�stwow�. To niemal pewne, Alewicz mi m�wi�. � Te� mi Einstein! � oburza si� babcia. � Ile to razy go karmi�am, ile serca mu okaza�am, a on� Ludzie s� okropnie niewdzi�czni! � No tak � m�wi ironicznie ojciec. � Sierio�ka powinien siedzie� w tej kuchni! Nieprawda�, Paw�o W�adis�awno? � Zostaw t� kie�bas�! � m�wi matka z irytacj�. � Mama nic podobnego nie mia�a na my�li. � Mo�e. Ale jednak by�oby najlepiej, �eby on si� z tob� o�eni�. Wszyscy byliby zadowoleni. � To co� nowego! Nina odk�ada matematyk� i podchodzi do drzwi. Do dzi� w�a�ciwie nie wie, co sta�o si� przed dwudziestoma pi�cioma laty. Wie jedynie, �e sta�o si� co� takiego, co po dzi� dzie� wi��e ze sob� tych ludzi. Wie, �e R�ewski zachowa� si� jak ostatnia �winia wobec mamy i ca�ej ich rodziny, chocia� tej rodziny chyba jeszcze w�wczas nie by�o. Pewnie dlatego R�ewski nigdy nie przychodzi do ich domu� Dawniej nic jej nie obchodzi�, ale potem, kiedy mama wzi�a j� do swojej biblioteki, si�� rzeczy zacz�a go obserwowa�. R�ewski sprawia� na niej niesympatyczne wra�enie ju� z tego wzgl�du, chocia� by� �wini�, to udawa� cz�owieka zupe�nie przyzwoitego. Kiedy kto� przy niej zaczyna� wychwala� talent dyrektora, Nina odwraca�a si� z niesmakiem, bo wiedzia�a, �e najgenialniejszy nawet dra� jest o wiele gorszy od uczciwego g�upca. Inna rzecz, i� z up�ywem czasu coraz trudniej by�o jej tkwi� w tym przekonaniu. R�ewski na jej uk�on odpowiada� nie�mia�ym u�miechem, bo zdawa� sobie pewnie spraw� z tego, jak wiele z�ego Ninka musi o nim wiedzie�. By� przy tym tak okropnie przystojny, �e gotowa ju� by�a si� zakocha� w tym tajemniczym, utalentowanym �obuzie. Powstrzymywa�o j� jedynie to, �e R�ewski by� potwornie stary. Po czterdziestce. 9 R�ewski wyprowadzi� komisj� z laboratorium, zaprosi� do gabinetu. Lena przynios�a kaw� z ciasteczkami i troch� przy tym pogadali o g�upstwach. Strumi�ow zwr�ci� uwag�, �e na parterze nie ma krat. Alewicz skorzysta� z okazji i zacz�� prosi� o pieni�dze na remont: elewacja si� sypie, pod�oga zrujnowana� Co b�dzie, jak zjawi si� jaka� delegacja zagraniczna? �Nie spieszmy si� z delegacjami zagranicznymi�, ostudzi� jego zapa� Opanasienko. R�ewski pi� kaw�, wymienia� uprzejme uwagi ze zwierzchno�ci� i my�la� o tym, jak przebiega podzia� sklonowanych kom�rek� A p�nym wieczorem ogarn�� go irracjonalny strach. By� niemal pewien, �e w Instytucie co� si� sta�o, �e spali�y si� termostaty i temperatura roztwor�w spad�a poni�ej dopuszczalnej granicy. Za kwadrans jedenasta narzuci� p�aszcz i wyskoczy� na ulic�. Pada� deszcz, taks�wek oczywi�cie nie by�o, wi�c do Instytutu dotar� dopiero przed pierwsz�. W trzecim pokoju laboratorium by�o jasno jak na sali operacyjnej. Tola Milenkow, kt�ry tej nocy pe�ni� dy�ur, zerwa� si� z kozetki, upuszczaj�c na pod�og� angielski krymina�. R�ewski przywita� si� z nim, przejrza� ta�my kontrolne, a potem w��czy� mikroskop. Podzia� przebiega� absolutnie prawid�owo, temperatura by�a w normie, a Tola doda� potasu do roztworu dok�adnie o wyznaczonej porze. Teraz siedzia� na kozetce i udawa�, �e czyta sw�j angielski krymina�. Siedzia� cicho jak myszka, bo nie chcia� przeszkadza� dyrektorowi. Uwa�a� dyrektora za geniusza i by� szcz�liwy, �e pracuje pod jego kierownictwem. R�ewski wsta� od mikroskopu i od razu zrobi� si� bardzo �pi�cy. Wyszed�. Deszcz ci�gle pada�, ale Sergiusz Andriejewicz postanowi� si� przej��. By�o ju� gor�co. Zatrzyma� si� ko�o baraku, wszed� do �rodka. Pachnia�o kurzem i zastarza�� spalenizn�. �wiat�a oczywi�cie nie by�o, wi�c R�ewski zapali� zapa�k�, ale zaraz zrozumia�, �e to zupe�nie niepotrzebne, bo doskonale pami�ta�, ile stopni prowadzi na pi�tro. Min�o prawie trzydzie�ci lat, a on to pami�ta�. Wchodzi� po schodach i mia� dziwne wra�enie, i� barak nie jest pusty, �e za drzwiami ich pokoju na pierwszym pi�trze stoi nads�uchuj�ca jego krok�w Liza. Jest ju� p�na noc, a ona ca�y wiecz�r zamartwia�a si�, wyobra�a�a sobie z przera�eniem, jak to Sergiusz zamiast pracowa� tuli w obj�ciach laborantk� Iroczk� Drzwi by�y otwarte. Za oknem wisia� ksi�yc, na pod�odze poniewiera�y si� stare gazety. Nic wi�cej. �adnego starego mebla i nawet tapety inne. Skrzypn�� stopie� schod�w, potem rozleg� si� odg�os uderzenia, jakby kto�, kto po omacku wdrapuje si� do g�ry, zachwia� si� i zaczepi� nog� o jak�� nier�wno��. Powinienem si� przestraszy�, pomy�la� R�ewski. Bo kto i po co t�ucze si� po nocy po schodach pustego baraku? Chyba tylko str�, kt�ry zobaczy� kogo� wchodz�cego do �rodka i teraz chce sprawdzi�, czy mu si� nie zdawa�o. Ale str� zatrzyma�by si� na dole i krzykn�� od drzwi �Kto tam jest?� Po co mia�by wchodzi� na g�r�?� Uchylone drzwi zacz�y si� wolno otwiera�, jakby nocny go�� nie by� pewien, czy dobrze trafi�. R�ewski odsun�� si� w bok, �eby nie sta� na tle okna. Najch�tniej by stamt�d wyszed�, ale innych drzwi nie by�o. 10 Wzrok R�ewskiego przyzwyczai� si� ju� do p�mroku panuj�cego w pokoju � zreszt� przez okno wpada�o nieco ksi�ycowego �wiat�a � wi�c niemal natychmiast rozpozna� m�czyzn�, kt�ry niepewnie zatrzyma� si� w progu i zacz�� maca� �cian� w miejscu, gdzie powinien znajdowa� si� wy��cznik. Rozleg� si� trzask. � Niech to diabli! � szepn�� m�czyzna. � Nic z tego � powiedzia� R�ewski. � Nie ma pr�du. M�czyzna znieruchomia�. Nie pozna� R�ewskiego po g�osie i wystraszy� si� tak, �e jego galaretowate cia�o rozmaza�o si� po �cianie. � Zl�k�e� si�? � R�ewski podszed� do Wiktora. Po drodze potkn�� si� o stert� gazet i omal si� nie przewr�ci�. � To ja, Sergiusz. � Ty? Po co tu przyszed�e�? � zapyta� Wiktor ochryp�ym g�osem. � Przestraszy�e� mnie. Nie spodziewa�em si� tu nikogo spotka�. Zamilkli. Nast�pi�a niezr�czna pauza. � Zapalisz? � zapyta� R�ewski. � Daj. Sergiusz Andriejewicz si�gn�� po papierosy. � Dawno ci� nie widzia�em � powiedzia�. � Nie odwiedzasz nas � odpar� Wiktor. � Twoje kobiety widuj� u siebie. � To ja ju� p�jd� � zdecydowa� si� Wiktor. R�ewski skin�� g�ow�. Te� powinien ju� wraca� do domu, ale nie mia� ochoty na nocny spacer z Wiktorem. Pewnie Elza powiedzia�a mu, �e baraki posz�y do rozbi�rki, pomy�la� R�ewski. A mo�e Wiktor ju� wcze�niej tu bywa�? Nie przypuszcza�em, �e on tu mo�e przyj��. Mnie ci�gnie przesz�o�� niczym morderc�, kt�ry przychodzi na miejsce zbrodni, a tam ju� na niego czekaj�� Czy Wiktor schwyta� mnie na miejscu zbrodni? R�ewski zamkn�� oczy i spr�bowa� sobie wyobrazi� pok�j taki, jaki by� wtedy. Zmusi� si� do ustawienia w my�li wszystkich mebli, po�o�enia na stole swoich ksi��ek i nawet przypomnia� sobie, �e przykrywa� nocn� lampk� star� marynark�, �eby �wiat�o nie przeszkadza�o spa� Katiuszy. Wyobrazi� sobie, jak siedzi nad ksi��kami, a Liza le�y w p�mroku i patrzy mu w plecy, staraj�c si� nie kaszle� i nie porusza�. Ten uparty wzrok przeszkadza� mu pracowa�, z�o�ci� si� wi�c i m�wi� cicho: ��pij, kochana, musisz przecie� rano wsta�. �Dobrze, odpowiada�a Liza, naturalnie. Zaraz zasn�. A tego ostatniego ranka, kiedy zasn�li chyba dopiero oko�o pi�tej, przegadawszy szeptem ca�� noc, otworzy� oczy i jak we �nie, jak w trwaj�cym wci�� jeszcze koszmarze, zobaczy� Liz� stoj�c� w drzwiach z ciep�o ubran� Kati� i walizk� w r�ku. Nie u�wiadomi� sobie jeszcze w�wczas, �e Liza odchodzi na zawsze, ale fakt, �e odchodzi, sprawia� mu ulg�, pozwala� wydosta� si� ze �lepego zau�ka, by� jakim� wyj�ciem. Usn��� R�ewski otworzy� oczy, wyrzuci� niedopa�ek przez okno i wyszed� z baraku, zamykaj�c za sob� drzwi. 11 Nina bardzo chcia�a bodaj zajrze� do wewn�trznego laboratorium, jeszcze raz zobaczy� miejsce, wok� kt�rego koncentrowa�o si� teraz �ycie ca�ego Instytutu. Nic z tego. Do �rodka wst�p mia�o tylko pi�� czy sze�� os�b, nie licz�c R�ewskiego i Ostapienki z Prezydium Akademii Nauk. Kiedy jednak Ostapienko przywi�z� jak�� wysok� komisj�, R�ewski stan�� okoniem i komisji do wanny nie dopu�ci�. Inna rzecz, i� przyje�d�ali jacy� przyjaciele R�ewskiego, siwi i godni � Tola Milenkow naturalnie wszystkich ich zna�: profesor taki, profesor owaki � kt�rych R�ewski sam przeprowadza� przez stalowe drzwi i siedzia� tam z nimi ca�ymi godzinami. � Rozumiesz, Milenkow � powiedzia�a Ninka, kt�ra przyzwyczai�a si� do Toli i zupe�nie si� go nie ba�a. � To dla mnie zupe�nie jak zamkni�te drzwi na zamku Sinobrodego. Pami�tasz? � Pami�tam. Masz najwyra�niej zamiar w kwiecie wieku porzuci� ten pad� �ez. Ale ja nie. Wiesz przecie�, �e kiedy ci� wpuszcz�, to Sinobrody natychmiast oboje nas wyrzuci na zbity pysk z Instytutu. I znajdzie na nasze miejsce m�drzejszych i pos�uszniejszych protegowanych. A ja mam ochot� tutaj si� habilitowa�. Samego R�ewskiego, chocia� widywa�a go teraz codziennie i dyrektor ju� przywyk� uwa�a� j� za swoj� � nie za c�rk� Elzy, ale za swoj� wsp�pracownic�, a to przecie� zupe�nie co innego � i nawet kiedy� za co� skrzycza�, Ninka nie mia�a odwagi prosi� o pozwolenie. Dyrektor by� z�y, stale podenerwowany, napada�: na ludzi bez dania racji, ale nikt si� na niego nie obra�a�. Nic dziwnego, to przecie� w ich Instytucie, a nie gdzie� tam w Szwajcarii r�s� w biowannie pierwszy sztuczny cz�owiek. W domu Nink� zacz�to traktowa� zupe�nie inaczej, jakby i na ni� pad� tajemniczy odblask tego, co robi� R�ewski. Elza nie mog�a mie� z tym nic wsp�lnego, bo pracowa�a na drugim pi�trze. Wiktor w og�le milcza�, przychodzi� p�no i szpera� po kuchni, trzaskaj�c drzwiczkami lod�wki � matka wyskakiwa�a do kuchni i zaczyna�a si� z nim k��ci�. Babcia nigdy nie by�a religijna, ale teraz nie wiedzie� czemu zacz�a powtarza�, �e cz�owieka stworzy� mo�e tylko Pan B�g i �e dlatego R�ewskiego nie minie kara. � G�upstwa babcia plecie! � wypali�a na to Ninka, uciek�a do siebie i nagle si� rozszlocha�a. Zrobi�o si� jej okropnie �al R�ewskiego, kt�ry mieszka zupe�nie sam i nikt go nie kocha. W ko�cu Ninka dorwa�a si� do wanny. By� wiecz�r, ciemno i jako� paskudnie. Drzewa za oknami ju� prawie ca�kiem potraci�y li�cie, a jeden, ��ty li�� klonu, przyklei� si� do mokrej szyby i to by�o pi�kne. Tola wyszed� z wewn�trznego laboratorium, zobaczy� Nink� siedz�c� przy stole nad ksi��k� i zapyta�: � Co ty tu jeszcze robisz? � Zast�puj� Julk�. Zreszt� wol� uczy� si� tu ni� w domu. � A Julka? � Odrobi mi to jutro. � Dobra. Skocz� na r�g do sklepu, zanim go nie zamkn�. Mam ochot� na wod� mineraln�. Posied� tutaj i patrz na tablic�. Nic si� nie powinno sta�. Ninka kiwn�a g�ow�. Zewn�trzna tablica kontrolna zajmowa�a p� �ciany. R�ewski ju� dawno, we wrze�niu, zmusi� wszystkich laborant�w do nauczenia si� na pami��, co macza te wszystkie wska�niki, lampki i cyferblaty. Na wszelki wypadek. � Najwa�niejsze � powiedzia� Tola � to temperatura po�ywki. No i oczywi�cie� � Wiem � odpar�a Nina i poczu�a, �e si� czerwieni. Mia�a delikatn�, bia��, �atwo czerwieniej�c� cer�. � Nie zamykam, bo za par� minut wr�c�, ale ty tam si� nie pchaj� � ruszy� ku drzwiom i ju� w progu doko�czy� � ��sma �ono Sinobrodego. � Roze�mia� si� i znikn��. Nina wsta�a i podesz�a do tablicy kontrolnej. Strza�ki przyrz�d�w zamar�y na swoich w�a�ciwych miejscach. W �rodku nic z�ego si� nie dzia�o, a gdyby nawet, to urz�dzenia alarmowe narobi� takiego ha�asu, �e a� strach pomy�le�. Co� takiego zdarzy�o si� w zesz�ym tygodniu, kiedy nieoczekiwanie podnios�a si� kwasowo��. Na szcz�cie R�ewskiego nie by�o w Instytucie i zanim wr�ci�, wszystko uda�o si� doprowadzi� do normy. Przespacerowa�a si� po pokoju. W budynku by�o bardzo cicho, ��ty li�� na szybie trzepota� i najwidoczniej zamierza� odlecie�. � Jak poleci � powiedzia�a sobie Ninka � to zajrz�. Rzuc� tylko okiem i w nogi. Koniec li�cia oderwa� si� od szyby. Ninka przestraszy�a si�, �e odleci i ona b�dzie musia�a przekroczy� zakazane drzwi, ale krople deszczu zn�w przydusi�y li�� do szyby. Wtedy Nina pomy�la�a, �e zaraz wr�ci Tola, wi�c podesz�a do drzwi i lekko je popchn�a. Mo�e drzwi si� w og�le nie otworz�? Otworzy�y si� bez najmniejszego skrzypni�cia. Przedsionek by� jaskrawo o�wietlony, a drzwi prowadz�ce do znajduj�cego si� na prawo od wej�cia inkubatora � ledwie uchylone. W stoj�cej tu� za progiem oszklonej szafie wisia�y fartuchy. By�o bardzo cicho. Ninka otworzy�a drzwi i w�lizgn�a si� do wn�trza. Nie wiadomo czemu zobaczy�a najpierw czarn� kanap�, a na niej otwart� ksi��k� i po��wk� jab�ka. Tam powinien siedzie� Tola Milenkow. Ko�o kanapy na stoliku sta�a zwyczajna nocna lampka. By�o jeszcze jedno �r�d�o �wiat�a na przeciwleg�ej �cianie. D�uga �wietl�wka nad przyrz�dami i aparatur�. Tam te� sta�y wanny. Jedna pusta i ogromna jak egipski sarkofag w muzeum. Tajemnicze rzeczy dzia�y si� w drugiej, znacznie mniejszej, zag��bionej do po�owy w pod�odze i niestety zupe�nie nieprzejrzystej. To znaczy �cianki by�y przezroczyste, ale wida� by�o przez nie tylko m�tny ��tawy p�yn, a ten ch�opczyk by� w tym p�ynie. Ninka pochyli�a si� nad wann�, ale i tak niczego nie zobaczy�a. Wtedy dotkn�a �cianki wanny. Poczu�a ciep�o i gwa�townie cofn�a r�k�. W tym momencie wszed� R�ewski. Ninka us�ysza�a kroki, pomy�la�a, �e to wraca Tola i powiedzia�a: � Tola, nie gniewaj si� Zamilk�a z r�k� przyci�ni�t� do piersi, jakby obawia�a si�, �e dyrektor zobaczy na jej d�oni odci�ni�ty �lad wanny. � Co ty tu robisz? � R�ewski z pocz�tku nawet si� nie zdziwi�, a pytanie zada� odruchowo. � Tola poprosi� mnie, �ebym tu poby�a, zanim wr�ci z wod� mineraln�. � Poprosi� ci�? � R�ewski jakby oprzytomnia�. � Jak on �mia� zostawi� wszystko na �asce smarkuli! Niczego tu nie dotyka�a�? Ninka pomy�la�a, �e dyrektor zaraz j� zabije. � Nie rusza�am niczego. � Dlaczego si� u�miechasz? � Wcale si� nie u�miecham, baronie. � Co?! � Sinobrody. Mo�e on zreszt� by� hrabi�? R�ewski gapi� si� na ni� przez chwil�, ale widocznie zrozumia� wreszcie, o co jej chodzi, bo sam si� u�miechn��. � By�am bardzo ciekawa � powiedzia�a Ninka. � Przepraszam, Sergiuszu Andriejewiczu, �e tak bez pozwolenia, ale cz�owiekowi jest przykro, kiedy siedzi po ca�ych dniach za �cian�, a tu mu nie wolno nawet zajrze� � To nie jest moja zachcianka � odpar� R�ewski. � A ty zachowujesz si� jak dzieciak i wygadujesz g�upstwa o Sinobrodym!� � Pewnie, �e to g�upstwa � skwapliwie zgodzi�a si� Ninka. � Ale te wanny s� bardzo podobne do sarkofag�w. Tylko faraona nie wida�. � I tak by� niczego nie zrozumia�a � powiedzia� R�ewski. � Wzrost cia�a przebiega zupe�nie inaczej ni� w naturze. Zupe�nie inaczej. Chcia�aby� przecie� zobaczy� zarodek, a w�a�ciwie niemowl�, ale to, co le�y tutaj, jest o wiele brzydsze. Pojutrze nast�pi� wielkie przenosiny. � R�ewski pukn�� w wieko pustego sarkofagu. � Prosz� ci�, �eby� tu wi�cej nie wchodzi�a. Wlaz�a� w zwyczajnym, niesterylnym fartuchu, nanios�a� mas� bakterii. Nie, wcale si� na ni� nie gniewa�. Jakie to szcz�cie, �e si� nie gniewa, my�la�a Ninka. Jaki on teraz przystojny! Taki cz�owiek nie mo�e by� �wini�, cho�by babcia nie wiem co o nim m�wi�a! � Tu przecie� wszystko jest hermetycznie zamkni�te � powiedzia�a. � Nie mog� ryzykowa� wynik�w dwudziestoletniej pracy. Fiaska eksperymentu nikt mi nie wybaczy. � Zacznie pan od pocz�tku. � Kiedy przekroczy�o si� czterdziestk�, to na zaczynanie od pocz�tku jest ju� za p�no� R�ewski usiad� na czarnej kanapie, wzi�� do r�ki ksi��k� Toli i nieuwa�nie j� przekartkowa�. � Przecie� chyba wiesz � powiedzia� � �e hoduj� swojego cz�owieka wbrew wszelkim prawom natury� � Tak, od babci. Babcia m�wi, �e B�g pana za to pokarze. � Babcia? Paw�a W�adis�awna? Przecie� ona zawsze by�a niewierz�ca! � Niech si� pan nie martwi. Ona tylko tak straszy. � Nie martwi� si� z powodu babci. Je�li nam si� nie powiedzie, to i tak nauka nie stanie w miejscu, cho�by nie wiem jakie babcie grozi�y nam najwi�kszymi karami. Takie gro�by najcz�ciej staj� si� katalizatorem post�pu. Ale minie zamkn� kredyty na badania� R�ewski wsta� z kanapy, w�a�ciwie zerwa� si� jak podrzucony spr�yn�. � A ty pchasz si� z brudnymi r�kami. � Ja ju� nie b�d�! Nina wiedzia�a, �e powinna wyj��, ale nie rusza�a si� z miejsca. Bardzo jej by�o R�ewskiego �al. By� taki blady, wychudzony i zdenerwowany� � Nie mia� pan dotychczas dzieci � powiedzia�a i sama si� zdziwi�a s�ysz�c w�asny g�os. � Teraz pan b�dzie mia�. � M�wisz o nim? � Oczywi�cie. Lepsze by�oby prawdziwe dziecko, ale na pocz�tek dobre i to. � Co ty dziewczyno pleciesz! To nie b�dzie dziecko, tylko w pe�ni ukszta�towany cz�owiek. Je�li naturalnie wszystko p�jdzie dobrze. � Ale i tak trzeba b�dzie go piastowa�, wychowywa� Przecie� on b�dzie jak bia�a kartka. � Nie daj Bo�e! � wykrzykn�� R�ewski. � Ca�y sens mojej pracy polega na tym, �e on ma odziedziczy� moj� pami��. � Dobrze by by�o � powiedzia�a Ninka. � Jeste� pewna? � Oczywi�cie. Pan jest dobrym cz�owiekiem. � Co� takiego! � zdziwi� si� R�ewski. � Ju� ci� tu nie ma! W przedsionku Ninka zderzy�a si� z Tol�, kt�ry tuli� do siebie pi�� butelek bor�omi. � Sk�d si� tu wzi�a�? � zdziwi� si� Tola. � On tam jest! � szepn�a Ninka. � Kto? � R�ewski. � Rany boskie! � zmartwi� si� Tola. � Ja to mam pecha! Po raz pierwszy od dw�ch miesi�cy wyszed�em na pi�� minut i akurat wtedy� My�la�em, �e on pojecha� do domu. � Wr�ci�em � rozleg� si� zza drzwi g�os dyrektora. � Chod� tutaj. 12 Iwan � p�niej wystawiono mu dokumenty opiewaj�ce na Iwana Siergiejewicza R�ewskiego, z patronimikiem od imienia donora, kt�rego kom�rka zosta�a wykorzystana jako materia� wyj�ciowy sztucznie wyhodowanego cz�owieka � urodzi� si� dnia 21 listopada o godzinie sz�stej po po�udniu. Nikt z pracownik�w Instytutu nie poszed� do domu, chocia� nie by�o �adnego komunikatu o zako�czeniu eksperymentu. Wszyscy czekali. R�ewski dos�ownie przez trzy doby nie wychodzi� z wewn�trznego laboratorium, a Ninka na zmian� z pozosta�ymi laborantkami robi�a zakupy i przygotowywa�a posi�ki tym, kt�rzy byli w �rodku. Wyskakiwali stamt�d na kilka minut, co� tam przegryzali w locie i zn�w znikali za stalowymi drzwiami. Tego dnia z samego rana w Instytucie pojawili si� nowi ludzie � lekarze. Potem dwa razy przyje�d�a� Ostapienko i raz jeden z tych starych profesor�w. W gabinecie dyrektora bez przerwy dzwoni� telefon, ale Lena mia�a surowo przykazane, �eby go nie wo�a� i nic mu nie przekazywa�, cho�by nawet mia�o zacz�� si� trz�sienie ziemi. Ninka sama nie posz�a na obiad, bo komu tam jedzenie w g�owie. My�lami by�a ca�a za drzwiami, w inkubatorze, gdzie budzi� si� do �ycia ten ch�opczyk, homunkulus, Frankenstein� Niezbyt dobrze orientowa�a si� we wskazaniach przyrz�d�w na zewn�trznej tablicy kontrolnej, wi�c obserwowa�a raczej reakcje biolog�w z innych laboratori�w, kt�rzy zachowywali si� tak, jakby ogl�dali pasjonuj�cy mecz pi�ki no�nej. O sz�stej z minutami kt�ry� z m�odych talent�w, w jakie Instytut obfitowa�, popatrzy� na gmatwanin� krzywych miotaj�cych si� na ekranach, powiedzia� �No i cacy� i zaklaska� w d�onie. Wszyscy zacz�li gada� jeden przez drugiego i gapi� si� na drzwi. Nince wyda�o si� nie wiadomo czemu, �e zaraz przez te drzwi wyjdzie R�ewski pod r�k� z Nim. R�ewski d�ugo nie wychodzi�, a kiedy wreszcie si� pokaza�, to szed� z nim tylko jeden z lekarzy i nikt wi�cej. Natychmiast otoczy� go t�umek dryblasowatych m�odych talent�w i w ich asy�cie Sergiusz Andriejewicz wyszed� na korytarz. Ninoczka poczu�a �miertelne zm�czenie, ale musia�a patrze� na drzwi wiod�ce do wewn�trznego laboratorium, bo przecie� On m�g� stamt�d wyj��, samotny i nie kontrolowany. Nie, to by�o niemo�liwe, bo w �rodku pozosta�o jeszcze kilku ludzi, Ninka sama widzia�a, jak tam wchodzili. Kiedy wreszcie wyszed� na papierosa Tola Milenkow, nie wytrzyma�a i zapyta�a cicho, �eby nikt nie us�ysza� i nie zacz�� si� z niej �mia�: � On chodzi? M�wi? � B�dzie chodzi�! � odpar� z dum� Tola. Potem wr�ci� R�ewski i za��da� od Falejewy grafiku dy�ur�w laborantek. Usiad� za biurkiem. Ninka podesz�a bli�ej i spostrzeg�a z rozczuleniem, �e dyrektor w�osy na karku ma rzadkie i puszyste. Ch�tnie by je pog�adzi�a. � W ci�gu najbli�szego tygodnia � powiedzia� R�ewski do Falejewy, ale wszyscy go us�yszeli � musi kto� przy nim siedzie�. Poprosi�em o pomoc Zinelmana, ale oni maj� tam k�opoty ze �rednim personelem. Piel�gniarki nam dadz�, ale do pomocy b�dzie potrzebny kto� od nas. S� ochotnicy? � Oczywi�cie � powiedzia�a Falejewa, ale �adna z dziewczyn si� nie odezwa�a, bo wszystkie nagle oblecia� strach. Przestraszy� si� nawet laborant Jura, kt�ry trenowa� podnoszenie ci�ar�w. A najbardziej zl�k�a si� Ninka i dlatego zapyta�a cieniutkim g�osikiem: � Mog� by� ja? � Oczywi�cie � odpar� R�ewski. Najwidoczniej nie obawia� si� o los Ninki. � Kto jeszcze? Wtedy zg�osi� si� Jura i sama Falejewa, ale Falejewy nie wzi�li, bo mia�a dwoje dzieci i zawsze spieszy�a si� z zakupaimi do domu, tylko kolejn� ochotniczk� Klar� Karapetian. Kiedy R�ewski wyszed�, Jura powiedzia� do niej: � No i w ko�cu masz narzeczonego. Tylko nie bierz si� zbyt ostro do rzeczy! Klara mocno si� na niego zdenerwowa�a. By�a panienk� dobrze po trzydziestce i marzy�a o zam��p�j�ciu. Czasami krewniacy z Kirowokanu przywozili solidnych konkurent�w do r�ki, ale Klara na �adnego z tych staruszk�w nie mog�a si� zdecydowa�. Sama o tym nieraz opowiada�a ze �miechem, ale co wolno wojewodzie� 13 Doko�a g�ucho i ciemno, g�ucho i ciemno, ciemno i g�ucho. Ciemno�� nie jest bezbrze�na, gdzie� si� ko�czy, trzeba tylko si� z niej wygramoli� Gdyby przynajmniej by�o wiadomo, w kt�r� stron� pe�zn��, bo gdy si� poczo�ga� w z�� stron�, to trafi si� do studni � to jeszcze nie studnia, lecz nie nazwane poj�cie � do miejsca, gdzie si� spada, spada, spada, a� cia�o staje si� okropnie ci�kie, olbrzymieje i ro�nie, ale nie dotyka �cian studni, bo �ciany rozsuwaj� si�, rozst�puj�, aby przepu�ci� go do otch�ani. A on nie wie, co to znaczy, chocia� powinien wiedzie�, bo inaczej nie zdo�a wydosta� si� z g�uchej ciemno�ci� 14 Ninka wr�ci�a do domu oko�o dziewi�tej. W kuchni by�o cicho. Tak cicho, �e Ninoczce wyda�o si�, i� nikogo w niej nie ma. Ale oni tam jednak siedzieli. Wszyscy troje� Ojciec by� ululany na refleksyjnie. Matka szatkowa�a kapust�, a babcia robi�a na drutach, zaj�wszy swoim fotelem ca�� reszt� miejsca w malutkiej kuchence. Rodzina milcza�a i czeka�a na Nink�. � Czemu tak p�no? � zapyta� ojciec nienapastliwie, jakby nawet z ulg�. � Tacy jeste�my wszyscy zm�czeni� � powiedzia�a Ninka i zamilk�a. Kiedy sz�a do domu, to nie wiedzia�a, co zrobi: wpadnie z krzykiem: �Urodzi� si�!� czy te� po prostu po�o�y si� spa�. � Wy? � zapyta�a babcia. � Tak, my! � Ninka powiedzia�a to z pe�nym przekonaniem, gdy� istotnie mia�a prawo czu� si� cz�onkiem spracowanego, zm�czonego zespo�u. � Nic dziwnego � zauwa�y� ojciec. � Codziennie przychodzi�a� p�no w noc� Teraz przynajmniej posiedzisz troch� w domu. � Nie � odpar�a Ninka. � Teraz b�d� mia�a jeszcze wi�cej pracy. � To okropne! � wykrzykn�a babcia. � Dlaczego? Bardzo si� ciesz�, �e poproszono mnie, �ebym przy Nim dy�urowa�a. � Przy kim? � zapyta�a ostrym g�osem matka. � Przy Iwanie. Bo on ma na imi� Iwan, wiesz? � Niczego nie wiem, bo wysz�am wcze�niej. Iwan to jego progenitura? � Wyra�aj si� ja�niej � doda� ojciec. � Wyt�umacz wszystko rodzicom. � Iwan jest na razie jeszcze bardzo s�aby, jak rekonwalescent po ci�kiej chorobie. Dlatego b�dziemy po kolei przy Nim dy�urowa�. � M�j Bo�e � westchn�a babcia. � Sama przy tym potworze? � To nie jest �aden potw�r, tylko biologiczny syn R�ewskiego!� Matka rzuci�a n�, kt�ry odbi� si� od deski i upad� na pod�og�. � To morderca! � krzykn�a histerycznie. � Zamordowa� Liz�! Morduje wszystko, do czego tylko si� dotknie. A ca�� t� histori� rozp�ta� tylko dlatego, �eby udowodni� mi, �e mo�e mie� dziecko! � Jak� Liz�? � zapyta�a Ninlka. Wszyscy na moment zamilkli i popatrzyli na ni� jak na intruza. Matka podnios�a n�, a babcia zapyta�a: � Nie ma ju� kefiru? No to mo�e by kto� poszed�, zanim pozamykaj� sklepy? � Nie zgadzam si� � powiedzia�a matka i machn�a no�em � �eby Nina zbli�a�a si� do tego potwora. Jestem temu kategorycznie przeciwna. Je�li b�dzie trzeba, to potrafi� zgnoi� tego drania R�ewskiego! I wtedy Ninka uciek�a z domu w przejmuj�co zimn� ciemno��. Mia�a domowy telefon R�ewskiego, kt�ry wynotowa�a sobie kiedy� z ksi��ki telefonicznej. Wesz�a do budki telefonicznej jeszcze nie wiedz�c, �e zadzwoni � po prostu o�wietlona ��t� �ar�wk� kabina by�a miejscem, w kt�rym mog�a si� schroni�. Wesz�a wi�c i� wykr�ci�a numer R�ewskiego. Us�ysza�a zaspany g�os dyrektora, zrozumia�a, �e go obudzi�a i chcia�a odwiesi� s�uchawk�, ale by�o ju� za p�no. � S�ucham. Kto m�wi? � zapyta� R�ewski surowym tonem. � Przepraszam � wyj�ka�a zahipnotyzowana tym pytaniem Ninka � nie chcia�am pana budzi� Tu Nina Guli�ska. � Co� si� sta�o? Dzwonisz z Instytutu? � Nie. Posz�am do domu i pok��