13033
Szczegóły |
Tytuł |
13033 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13033 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13033 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13033 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KIRY� BU�YCZOW
CUDZA PAMI��
TYTU� ORYGINA�U CZU�AJA PAMIAT�
PRZE�O�YLI: TADEUSZ GOSK I ANITA TYSZKOWSKA
1
Sergiusz Andriejewicz R�ewski pracowa� tu ju� tak d�ugo, �e przesta� zauwa�a�
budynek
Instytutu i otaczaj�ce go domy, ale tego poniedzia�ku nie przyjecha� po niego
s�u�bowy
samoch�d. R�ewski pojecha� do pracy autobusem i dlatego spostrzeg�, �e zacz�to
rozbiera�
barakowe osiedle, rozci�gaj�ce si� od p�tli autobusowej a� po zabudowania
Instytutu.
Osiedle liczy�o niemal p� wieku. Zosta�o zbudowane w latach trzydziestych,
nieco wcze�niej
ni� Instytut. Mi�dzy pi�trowymi, ��tymi barakami wyros�y wysokie topole.
Sergiusz
Andriejewicz zorientowa� si�, �e baraki s� rozbierane, poniewa� zamiast
pierwszego z nich
widnia�a mi�dzy drzewami jasna, luka, a za ni�, niczym w ramie, z kt�rej wyj�to
wisz�cy tam od
niepami�tnych czas�w obraz, ci�gn�o si� nie zabudowane jeszcze pustkowie,
si�gaj�ce na
horyzoncie bia�ego �a�cucha g�rskiego nowych punktowc�w.
Przy nast�pnym baraku sta�a koparka z �eliwn� kul� zamiast czerpaka. Lokator�w
ju�
wysiedlono, powyjmowano okna, a blach� zdart� z dachu u�o�ono opodal w wielk�,
nieporz�dn�
stert�.
Przy trzecim baraku R�ewski zatrzyma� si�, cho� z pocz�tku nie wiedzia�
dlaczego. Poj�� to
dopiero po d�u�szej chwili: po prostu kiedy� przemieszka� w nim p� roku, kiedy
zaczyna�
pracowa� w Instytucie. Wynajmowa� tam pokoik na pi�trze.
Barak by� pusty, drzwi wej�ciowe uchylone, wi�c mo�na by�o bez przeszk�d wej��
do �rodka,
znale�� si� w tamtym pokoju i wyjrze� przez puste okno na ulic�. Nie� zrobi�
jednak tego,
odegna� nieracjonaln� zachciank� i odruchowo zerkn�� na zegarek. Dziesi�� po
dziewi�tej� Ju�
sp�ni� si� do pracy.
2
W korytarzu by�o pusto, wszyscy rozeszli si� ju� do laboratori�w i pracowni. Za
p� godziny
zaczn� wychodzi� na papierosa. W kiszkowatym sekretariacie te� nie by�o nikogo.
Na biurku
sekretarki karteczka:
�Szefie! Jestem na zebraniu Rady Zak�adowej. Lena�
Obok stosik eleganckich kopert � zaproszenia. Nowe angielskie czasopismo. Gruby
maszynopis autoreferatu.
Sergiusz Andriejewicz poczu� si� paskudnie. Zacz�� szuka� przyczyny z�ego
nastroju, nie
chc�c si� samemu sobie przyzna�, �e zawini�y baraki. Co w�a�ciwie chcia� zrobi�?
Wezwa�
Alewicza? Nie, najpierw trzeba przejrze� poczt�
Za uchylonymi drzwiami gabinetu rozleg� si� jaki� szmer, a potem znajome ciche
skrzypni�cie. Kto� otwiera� �rodkow� szuflad� jego biurka. Tego tylko brakowa�o!
R�ewski zrobi� krok ku drzwiom i nagle si� przestraszy�.
Strach by� irracjonalny. Dyrektor Instytutu zl�k� si� wej�� do w�asnego
gabinetu! Sta� wi�c,
s�ucha� i czeka�, a� z gabinetu wyjdzie Lena i powie: �Troch� posprz�ta�am panu
biurko�. Ale w
gabinecie by�o ciemno, a Lena przede wszystkim odsun�aby zas�ony.
� Kto tu jest? � zapyta� R�ewski ochryp�ym z emocji g�osem.
Nikt nie odpowiedzia�. Nieznany intruz przyczai� si� w p�mroku i nie chcia�
odpowiada�.
Trzeba wej�� i zapali� �wiat�o, ale wy��cznik w gabinecie umieszczony jest
bardzo
niewygodnie, co najmniej dwa metry od drzwi. Po co powiesili takie grube
zas�ony? Przecie�
nikt tu nie zamierza wy�wietla� film�w!
W gabinecie by�o do�� �wiat�a, �eby da�o si� rozr�ni� biurko, d�ugi st�
konferencyjny i
rega�y pod �cianami� Sergiusz Andriejewicz w�lizgn�� si� do gabinetu i
przyciskaj�c si�
plecami do �ciany ruszy� w stron� wy��cznika. Ju� go mia� w zasi�gu r�ki, gdy
dojrza� ciemn�
posta� za biurkiem i stwierdzi�, �e ta posta� nie ma twarzy. To znaczy nie ma
jasnej twarzy �
twarz by�a r�wnie ciemna jak tu��w i r�ce� Ciemna g�owa poruszy�a si� i �wiat�o
padaj�ce od
drzwi zapali�o w jej oczach czerwone ogniki.
R�ewski wiedzia�, czu� przez sk�r�, �e powinien rzuci� si� ku drzwiom,
zatrzasn�� je za sob� i
zawo�a� na pomoc, ale nadal sun�� w kierunku wy��cznika�
I nagle ciemne cielsko zerwa�o si� z miejsca i ruszy�o w jego stron�. Sergiusz
Andriejewicz
nie zorientowa� si� w panice, �e cielsko p�dzi ku drzwiom i sam skoczy� w tym
samym kierunku.
Znalaz� si� w drzwiach akurat w tym momencie, kiedy dopad�a ich ciemna istota. I
odlecia� w
bok, uderzy� w biurko, upad�� Na par� chwil straci� przytomno��. Ocuci� go b�l w
nodze i
plecach.
Zrozumia�, �e siedzi oparty plecami o biurko sekretarki i nie mo�e si� podnie��.
3
Mdlej�c� i spazmuj�c� na przemian Len� cucono w korytarzu.
Alewicz wbieg� do sekretariatu, pom�g� dyrektorowi wsta� i chcia� dzwoni� po
pogotowie, ale
R�ewski kaza� mu tylko odprowadzi� si� do gabinetu.
Alewicz odsun�� zas�any, postawi� przewr�cony fotel i bez ustanku powtarza� jak
katarynka:
� Co� takiego! Co� takiego�
Sergiusz Andriejewicz usiad� w fotelu, zajrza� do uchylonej szuflady biurka,
wyj�� stamt�d
pognieciony czerwony papierek, wyg�adzi� go na blacie i nagle si� u�miechn��.
G�upio i
niepewnie.
� �e te� si� nie zorientowa�em! � powiedzia�.
� To wszystko przez lekkomy�lno�� personelu! � oburza� si� Alewicz, zbieraj�c z
pod�ogi
porozrzucane papiery. � Klatka by�a otwarta, chocia� Gurina przysi�ga, �e j�
wczoraj
zamkn�a� Mo�e zamek si� zepsu�?
� A dzi� rano nie by�a w wiwarium? � R�ewski starannie sk�ada� w kostk� czerwony
papierek.
� Dzi� rano?� Zaraz j� wezwiemy.
� Nie trzeba � powstrzyma� R�ewski swojego zast�pc�. � Sam tam p�jd�.
� Mo�e jednak zawo�a� lekarza?
� Nic si� nie sta�o � odpar� Sergiusz Andriejewicz. � Troch� si� pot�uk�em i nic
wi�cej. To
zreszt� moja wina. Stch�rzy�em.
� To si� mo�e zdarzy� nawet dyrektorowi � powiedzia� Alewicz sentencjonalnie.
4
Oba szympansy mieszka�y na parterze, w wielkim pokoju przedzielonym na p�
solidn� krat�,
oddzielnie od ps�w, kt�re gnie�dzi�y si� w suterenie i urz�dza�y tam czasami
rozg�o�ne koncerty,
skar��c si� na sw�j do�wiadczalny los.
Zap�akana Gurina przepu�ci�a dyrektora do wn�trza.
� Zamyka�am � zapewni�a go poci�gaj�c nosem. � Dwa razy przed wyj�ciem
sprawdza�am
zamek�
Szympansy by�y bardzo do siebie podobne, tyle �e pysk Maksa, starego samca,
utraci� ju�
weso�� ma�pi� ruchliwo��. Teraz spokojnie drapa� si� po brzuchu. Przywita�
R�ewskiego pe�nym
godno�ci skinieniem g�owy i nawet nie wyci�gn�� �apy, bo wiedzia�, �e od tego
cz�owieka nic
wy�ebra� si� nie da. Jak b�dzie chcia�, to sam da� Lew natomiast �miesznie
zmarszczy� sw�
niezwykle podobn� do ojca twarz i wyci�gn�� zwini�te w tr�bk� wargi. By�
najwyra�niej z siebie
zadowolony.
� O ma�o nie zabi�e� dyrektora, jak tak mo�na! � ofukn�� go Alewicz.
� Czyja to klatka? � zapyta� R�ewski.
� Nie rozumiem?� � powiedzia�a Gurina.
� Lew siedzi w swojej klatce?
� Naturalnie!
� Myli si� pani � poprawi� j� Alewicz. � Wprowadzili�my go tu dopiero w zesz�ym
tygodniu. Zamienili�my klatki.
� No to wszystko rozumiem � powiedzia� Sergiusz Andriejewicz.
� Co, panie dyrektorze? � Gurina wci�� nie mog�a przyj�� do siebie. Bardzo si�
przestraszy�a, kiedy jej powiedziano, �e Lew uciek� z klatki i o ma�o nie zabi�
dyrektora.
R�ewski wsun�� r�k� za krat�. Lew wyci�gn�� palec wskazuj�cy i dotkn�� nim jego
d�oni.
� Ostro�nie � szepn�a Gurina.
� Nie b�j si�, Swiet�ano � uspokoi� j� dyrektor. � Znamy si� przecie� od prawie
pi�ciu lat.
Gurina zmilcza�a. Lew zjawi� si� w wiwarium dopiero trzy tygodnie temu i R�ewski
wcze�niej
nie m�g� go widzie�. Ale dyrektor pewnie wiedzia�, co m�wi. Chyba �e dozna�
wstrz�su
m�zgu�
� Lew, poka� no mi, jak si� otwiera ten zamek � rozkaza� R�ewski. Maks poruszy�
si� z
niezadowoleniem w swojej klatce, zawarcza�.
� No, na co czekasz? � nalega� R�ewski. � Przecie� znamy ten malutki sekrecik.
Lew popatrzy� na niego ze zrozumieniem. Potem znajomym maksowym ruchem podrapa�
si�
po brzuchu. Robi� aluzje do pocz�stunku.
� Swoj� nagrod� ju� zjad�e� i to bez pozwolenia! � powiedzia� R�ewski.
Wyj�� z kieszeni czerwony papierek i pokaza� go m�odszemu szympansowi, co
przyprawi�o
Maksa o atak w�ciek�o�ci. Rzuci� si� na krat�, zacz�� ni� potrz�sa� i gdyby m�g�
dobra� si� do
syna, z pewno�ci� z�oi�by mu sk�r�.
Lew wyci�gn�� leniwie �ap� i lekko uni�s� zamek do g�ry. Rygiel odskoczy� z
cichym
szcz�kni�ciem. ,
� W�a�nie na tym polega nasz sekrecik � powiedzia� R�ewski.
� Nawet ja o tym nie wiedzia�am, s�owo honoru, �e nie wiedzia�am! � wykrzykn�a
Gurina.
� O tym wiedzia�em tylko ja i Maks, ale Maks jest powa�nym facetem i nie
nadu�ywa� nigdy
tej swojej wiedzy.
Powa�ny facet nadal z�o�ci� si� na syna, przewracaj�c oczami i szczerz�c
straszliwe, ��te k�y.
� Zamek zmienimy � zapewni� R�ewskiego Alewicz. � Zaraz zawo�am �lusarza. Ale co
za
bystry smarkacz� Ma�o, �e si� wydosta� z klatki, to jeszcze potrafi� znale��
drog� do pa�skiego
gabinetu!
� Dzi�kuj�, Lew � powiedzia� R�ewski. � Dzi�kuj�, zuch z ciebie. Lew i Maks
zacz�li
sobie wymy�la�. Warczeli, stroili do siebie miny i szczerzyli k�y prawie
jednakowo.
5
W gabinecie R�ewski podszed� do okna. Za oknem wida� by�o szerokie pasmo drzew w
regularnych odst�pach poprzedzielane zielonymi dachami barak�w. Na samym skraju,
tu� przy
szosie, zamiast ostatniego dachu by�a wyrwa. Wkr�tce nadejdzie kolej pozosta�ych
barak�w.
Jego baraku te�� Wtedy krucho by�o z pieni�dzmi, a w�a�ciwie pieni�dzy w og�le
nie by�o.
S�siadka Elzy przeprowadza�a si� na prowincj� i wyprzedawa�a meble. Odst�pi�a im
kanap� za
sto starych rubli, co by�o bardzo tanio. D�wigali t� kanap� przez p� miasta,
Wiktor coraz
cz�ciej si� zatrzymywa�, �eby odpocz��, siada� na kanapie postawionej wprost na
chodniku nie
zwa�aj�c na �arty przechodni�w. Liz� to kr�powa�o, wi�c ponagla�a go, kaza�a
wstawa�, i��,
d�wiga� Tego wszystkiego Wiktor nie znosi�. Zawsze szybko si� m�czy�, fizycznie
i
umys�owo. Kanapa nie mia�a n�ek, wi�c na �mietniku ko�o baraku znale�li par�
cegie� i
postawili j� na nich. Liza by�a szcz�liwa, dla niej kanapa by�a symbolem
przysz�ego domu,
gospodarstwa, gwarancj� mi�o�ci Sierio�y.
Kroki Elzy nerwowo zastukota�y w sekretariacie i zmieni�y ton na parkiecie
gabinetu. Ucich�y.
R�ewski nie podni�s� g�owy.
� Sergiuszu! Co to znaczy?
� Nic nie znaczy.
Popatrzy� na ni�. Elza wygl�da zdumiewaj�co m�odo. W g�adko zaczesanych,
rozdzielonych
przedzia�kiem czarnych w�osach nie ma nawet jednej srebrnej nitki. Twarz
R�ewskiego
pomarszczy�a si� ju�, pokry�a w�trobowymi plamami, a j� nadal mo�na wzi�� za
m�od�
dziewczyn�. Gdyby przy tym nie udawa�a z takim zapa�em dwudziestolatki, mog�aby
si� jeszcze
niejednemu smarkaczowi spodoba�.
� Sierio�a, powiedz uczciwie, poturbowa�e� si�? Czy to prawda, �e chcieli ci�
zabi�?
Bo�e �wi�ty, pomy�la� R�ewski, nadal traktuje mnie jak swoj� w�asno��. Nadal
jestem dla niej
cz�owiekiem, od kt�rego mo�na wszystkiego wymaga�, chocia� kiedy� na szcz�cie
by�em dla
niej zupe�nie obcy. Niestety, nied�ugo�
� Dzi�kuj� za trosk�, Elza � powiedzia�. � Wszystko jest w porz�dku.
� Jak mo�e by� wszystko w porz�dku, kiedy po Instytucie biegaj� dzikie
zwierz�ta?
Najwyra�niej co� przede mn� ukrywasz!
� Nic si� nie sta�o. Wszystko jest w porz�dku � powt�rzy� R�ewski. Podszed� do
biurka i
pochyli� si� nad szuflad�. �adnych �lad�w pazur�w, �adnych zadrapa�. Szympans
wiedzia�, jak
si� otwiera szuflad�. �A propos, nie pami�tasz przypadkiem, w kt�rym baraku
mieszka�em
wtedy z Liz�? W trzecim czy w czwartym?
� S�ucha?
� No wtedy, dwadzie�cia pi�� lat temu. Zapomnia�a�, �e wynajmowali�my tam pok�j?
Teraz
zacz�li burzy� te baraki. Nie zauwa�y�a�?
� Nie pami�tam � odpowiedzia�a szybko Elza. � To by�o tak dawno� Mo�e wezwa�
lekarza?
� A zawsze si� che�pi�a� swoj� fotograficzn� pami�ci�. Gdybym ja mia� twoj�
pami��, to ju�
dawno zosta�bym cz�onkiem Akademii Nauk.
� I tak nim zostaniesz � powiedzia�a Elza z przekonaniem. � Je�li tylko
nast�pnym razem
nie ze�re ci� jaki� tygrys. M�g�by� mi jednak opowiedzie�, jak to si� sta�o!
R�ewskiemu jako� nie chcia�o si� opowiada� Elzie o porannym zamieszaniu.
Chocia�by
dlatego, �e kierowniczka zak�adowej biblioteki nie musia�a wiedzie� wszystkiego.
� Co tam u ciebie w domu? � zapyta�. � Jak Wiktor?
Elza machn�a r�k�.
� A mama? Ninka?
� Akurat w jej sprawie chcia�am wczoraj do ciebie wpa�� � powiedzia�a Elza. �
Wiesz
przecie�, �e Ninoczka wybiera si� na uczelni�
� Wiem � odpar� R�ewski. Latem Ninka zdawa�a na biologi� i nie dosta�a si�,
chocia� Elza
uruchamia�a wszystkie swoje znajomo�ci, a on sam zosta� przez ni� zmuszony do
wykonania
kilku telefon�w �na sam� g�r�. Teraz dziewczyna odrabia�a sta� pracy pracuj�c u
matki w
bibliotece.
� Chcia�am ci� poprosi�, �eby� przeni�s� j� do jakiego� laboratorium, bo stamt�d
�atwiej
startowa� na studia ni� z biblioteki. Obieca�e� mi to za�atwi�, kiedy zwolni si�
jakie� miejsce, a
personalny m�wi�, �e akurat potrzeba paru laborant�w.
� Dobrze � powiedzia� R�ewski i przysun�� sobie teczk� korespondencji. Mia�
nadziej�, �e
Elza uzna to za sygna� do odej�cia.
Ale Elza podesz�a do okna.
� Rzeczywi�cie burz� baraki? � zapyta�a. � Nie zauwa�y�am. Jak ten czas leci!
Zupe�nie
posiwia�e�.
R�ewski uni�s� g�ow� znad papier�w i popatrzy� na ni� roztargnionym wzrokiem.
6
Elza nie lubi�a i nie umia�a gotowa� i dlatego w domu jad�o si� byle co i byle
jak. R�wnie�
dlatego, �e nie znosi�a traci� czasu na zakupy, przyrz�dzanie posi�k�w i
pozosta�e domowe
obowi�zki: zanoszenie bielizny do pralni, p�acenie komornego, utrzymywanie
porz�dku, na
wszystko to, z czym Wiktor nie �yczy� sobie mie� nic wsp�lnego i co w rezultacie
musia�a robi�
sama, jak w beznadziejnym kieracie. Dzi� trzeba przyszy� guziki, jutro zrobi�
pranie, posprz�ta�,
kupi� co� do jedzenia i tak w k�ko. W dodatku matka czu�a si� nie najlepiej,
��da�a codziennie
�wie�ej zupy� Elza ju� kilka razy chcia�a wynaj�� gosposi�, ale po pierwsze sk�d
j� wzi��, a po
wt�re czym zap�aci�. Gosposia by�a potrzebna r�wnie� i po to, �eby kto� wreszcie
umy� okna i
wyp�dzi� z mieszkania zapach st�chlizny, rozmaitych lekarstw, nie�wie�ej
bielizny i zastarza�ego
kurzu. Dziwne uczucie: jest dom i jakby go nie by�o. Wiktorowi jest wszystko
jedno, bo rzadko
tu bywa. Matce te� jest wszystko jedno, bo niczego innego w �yciu nie widzia�a.
Martwi si� tylko
Elza, bo to ona jedna ma ten obcy dom na g�owie.
Elza wesz�a do kuchni, rzuci�a siatk� z zakupami na st� obok brudnych naczy�,
kt�re zosta�y
po �niadaniu. Wiktor obieca� zmy�, ale jak zwykle mu si� nie chcia�o. Oczywi�cie
nie ma go w
domu, przyjdzie p�niej pod dobr� dat�, a jutro jest sobota i trzeba zrobi�
jaki� obiad. W dodatku
jeszcze ten Sergiusz ze swoimi ma�pami!
Zapali�a gaz, nala�a wody do garnka i wsypa�a makaron.
� Kiciu � rozleg� si� g�os za jej plecami � zg�odnia�em tu bez ciebie.
� Ty tutaj? � Elza nie obejrza�a si� nawet. � My�la�am, �e jeste� na meczu.
� Chleb jest w lod�wce. Kupi�em dwa bochenki. Jeden zjad�em, kiciu.
W ci�gu ostatnich paru lat Wiktor zrobi� si� gruby i galaretowaty. Elzie
wydawa�o si�, �e
krzes�a zaczynaj� skrzypie� ju� na chwil� przedtem, zanim na nich siada�.
� Czemu tak p�no, kiciu? � zapyta�.
Jego �Kicia� o niczym nie �wiadczy�a. Trze�wy Wiktor czuli� si� zawsze i do
wszystkich.
Chodzi� w masce �yczliwo�ci, za kt�r� nie by�o prawdziwej twarzy.
� Dlaczego trzymasz chleb w lod�wce? � Elza zadawa�a to pytanie za ka�dym razem,
cho�
z g�ry wiedzia�a, �e odpowie jej: �Pieczywo tam nie czerstwieje�. Dzi� te� si�
nie zawiod�a.
� Na Sergiusza napad�a ma�pa � powiedzia�a.
� Niemo�liwe! � Wiktor znalaz� w lod�wce kawa�ek kie�basy i szybko w�o�y� j� do
ust, bo
Elza mog�a odebra�. � Nie zapomnia�a� posoli� makaronu?
� Ma�pa znalaz�a jego gabinet.
� No to co?
� Musia�a wi�c zna� drog�.
� Tw�j Sergiusz ci�gle si� tam cacka ze swoimi zwierzakami, przecie� sama mi to
m�wi�a�.
� Zapomnia�e�, �e ta ma�pa urodzi�a si� dwa tygodnie temu?
� Z zn�w te jego do�wiadczenia� Okropnie dzisiaj zg�odnia�em. W naszym bufecie
nie ma
nic konkretnego do jedzenia� S�uchaj, kiciu, czy nie mog�aby� dawa� mi
pi��dziesi�t kopiejek
wi�cej? Rubel mi zupe�nie nie wystarcza.
Elza pu�ci�a jego pro�b� mimo uszu. Wiktor potrafi przeje�� nawet dwadzie�cia
rubli dziennie,
potrafi przeje�� ka�de pieni�dze, jakie mu si� da. My�la�a o ma�pie. Teraz
Sergiusz ma ju�
pewno��, wi�c we�mie si� za ludzi. To jest okropne i w dodatku obrzydliwe.
� Teraz we�mie si� za ludzi � powiedzia�a.
� Nie rozumiem? � Wiktor kroi� sobie grube pajdy chleba.
Elza nie odpowiedzia�a. Je�li Wiktor nie zrozumia� czego� od razu, to nie warto
traci� czasu na
dalsze t�umaczenie. Ma�pa sklonowana z pojedynczej kom�rki ojca, wyhodowana w
ci�gu dw�ch
tygodni w wannie z roztworami od�ywczymi, sta�a si� kopi� swojego rodziciela.
Sergiusz
zwyci�y�. Dopi�� tego, do czego d��y� przez dwadzie�cia lat, morduj�c legiony
myszek, kt�re
umia�y znajdowa� wyj�cie z labiryntu, chocia� nikt ich tego nie uczy�. Zrobi�
kopi� ma�py, kt�ra
korzystaj�c nie ze swojej, lecz dziedzicznej pami�ci przesz�a nie zauwa�ona
przez ca�y gmach.
� Teraz nic go ju� nie powstrzyma. � Elza przypomnia�a sobie o makaronie i
si�gn�a po
solniczk�.
� A ty chcesz go powstrzyma�?
� Sergiusz zmieni� si� na gorsze i dla zaspokojenia w�asnej pr�no�ci got�w jest
na
wszystko�
� Przesadzasz, kiciu � westchn�� Wiktor. � Nie mamy czego� do wypicia?
� Sko�czy�o si�. Ludzko�� jeszcze nie dojrza�a do takiego kroku.
� Nie dojrza�a, powiadasz? No to trzeba napisa�, gdzie nale�y. Poinformowa�, �e
Sierio�ka
rozrabia.
� Nic z tego � odpar�a Elza. � Ju� pisali. Bez skutku. Owin�� sobie wszystkich
wok�
palca. Nie pami�tasz, jaki on potrafi by�?
� Gdyby�cie napisali jeszcze w par� miejsc, wtedy na wszelki wypadek przys�aliby
komisj�
� powiedzia� z przekonaniem w g�osie Wiktor.
Trzasn�y drzwi i do mieszkania wbieg�a Ninka. Sko�czy�a osiemna�cie lat, a
jeszcze nie
nauczy�a si� chodzi� jak cz�owiek.
� Jestem najedzona � powiedzia�a od progu kuchni, nie witaj�c si� z rodzicami.
Nina nie lubi�a je�� w domu i w og�le stara�a si� nie je��, gdy� ba�a si�, �e w
przeciwnym
razie okropnie si� roztyje.
� Nino � powiedzia�a Elza. � Za�atwi�am z R�ewskim twoje przeniesienie do
laboratorium.
� Nie chc�! � krzykn�a Ninka. � Ja si� boj� szczur�w.
� Nie do szczur�w. A w og�le ta sprawa jest ju� zdecydowana. Zapomnia�a�, �e
latem
zdajesz na studia? Jak d�ugo zamierzasz siedzie� nam na karku?
� Ja si� tam na �wiat nie prosi�am.
� Jak �miesz� � zacz�a Elza podniesionym g�osem, by za moment przej�� na krzyk.
Lubi�a sobie pokrzycze�, rzuca� talerzami, tupa� i potem rozczula� si� nad sob�.
Ale tym razem z krzyku nic nie wysz�o.
Do kuchni wjecha�a Paw�a W�adis�awna. Wida� poczu�a jedzenie. By�a podobna do
Elzy,
mia�a tak samo uczesane w�osy, takie same rysy twarzy, ale sam� twarz
pomarszczon� jak
pieczone jab�ko i zapadni�te usta. Elza tak pewnie b�dzie wygl�da�a za
dwadzie�cia lat. Paw�a
W�adis�awna mia�a szczup�y, niemal filigranowy tors, ale poni�ej pasa cia�o jej
rozp�yn�o si� i
szczelnie wype�nia�o inwalidzki fotel na k�kach.
� Przesta� wrzeszcze� � powiedzia�a Paw�a W�adis�awna z obrzydzeniem. � Ju� jej
nie
wychowasz.
� Wychodz� � o�wiadczy�a Nina.
� Dok�d?
� Za��my, �e do kina. � I natychmiast na wszelki wypadek wybieg�a.
� Rozmawiali�cie o Sierio�y R�ewskim � powiedzia�a Paw�a W�adis�awna. � Co on
tym
razem zrobi�?
� Zamierza eksperymentowa� na ludziach � odpowiedzia� Wiktor. � A Elza
zastanawia
si�, czy napisa� do kogo� o tym zbrodniczym projekcie, czy jeszcze troch�
zaczeka�.
� Co to za do�wiadczenia? � zapyta�a Paw�a W�adis�awna. Koniuszek nosa
poczerwienia�
jej z emocji.
� Postanowi� obej�� si� bez kobiet, bo kobiety s� zbyt zapracowane.
� To ma by� �art?
� Niestety nie. Tragiczna prawda � odpar�a Elza.
7
R�ewski wr�ci� z narady z�y. Nie spodziewa� si� wprawdzie, �e Opanasienko bez
s�owa
podpisze now� siatk� etat�w, ale mia� nadziej�, �e obejdzie si� bez czczej
gadaniny. Nie obesz�o
si�.
W sekretariacie czeka�a na niego Nina Guli�ska, c�rka Elzy, malutka,
zgrabniutka, ale
zag�odzona. Dziewczyna nie potrafi�a chodzi�, tylko biega�a. Wpada�a do pokoju i
rzuca�a si� na
robot� jak wampir, jakby chcia�a udowodni�, �e nie wszyscy Guli�scy s�
obibokami. R�ewski
kiedy� obserwowa� j� przez dwa dni: poprosi� o przys�anie kogo� z biblioteki,
�eby
uporz�dkowa� podr�czn� kartotek� w jego gabinecie. Przys�ali mu Nin�. Obserwowa�
j� i dziwi�
si�, �e to ju� w�a�ciwie doros�a kobieta.
R�ewski zaprosi� gestem Nin� do gabinetu i poprosi� Len� o wezwanie kierownik�w
laboratori�w.
Ninka przebieg�a sze�� krok�w dziel�cych j� od drzwi i znieruchomia�a jak ko�
przed
przeszkod�. Poda�a R�ewskiemu pro�b� o przeniesienie. Podpisa� je.
� Boj� si� szczur�w � powiedzia�a Ninoczka.
� Szczury ci nie gro�� � uspokoi� j� R�ewski � chocia� w bibliotece praca
istotnie jest
spokojniejsza.
� Ja i tak wybieram si� na biologi� � powiedzia�a Ninka. � A o szczurach
wspomnia�am na
wszelki wypadek.
� Jak si� czuje babcia? � zapyta� R�ewski.
� Dzi�kuj�, je�dzi sobie w�zkiem i obserwuje. Ale mnie nie dop�dzi.
� To dlatego tak biegasz?
� Nie, ja biegam w og�le. Kiedy mam si� przenie��?
� B�dziesz mi potrzebna od poniedzia�ku, ale uprzedzam, �e czeka ci� du�o pracy.
� Tego to ja si� nie boj�.
Nie ruszy�a si� z miejsca. R�ewski czu�, �e go obserwuje. Pomy�la�, �e ta
dziewczyna ros�a w
krzykliwej, niezbyt mu przychylnej rodzinie, s�ucha�a toczonych tam rozm�w i �e
teraz
zastanawia si�, jak dalece urobiony przez matk� i babk� wizerunek zgadza si� z
rzeczywistym
cz�owiekiem.
Pauza zacz�a si� przed�u�a� i nale�a�o co� powiedzie�, ale w drzwiach ukaza�a
si� g�owa
Alewicza, za kt�rym sta� Dworiankow.
� Mamy zaczeka�? � zapyta� Alewicz.
� Prosz� wej�� � odpar� R�ewski. � Zaraz zaczynamy. Ninka odwr�ci�a si� na
pi�cie i
wybieg�a bez po�egnania.
Pewnie uzna�a mnie za bardzo z�ego cz�owieka, pomy�la� dyrektor, ten jej R�ewski
musi by�
a� tak z�y, �e lepiej si� z nim nawet nie �egna�.
8
Od poniedzia�ku Ninka zacz�a pracowa� w laboratorium, ale w zupe�nie innej roli
ni� to
sobie wyobra�a�a. Jej praca polega�a na je�d�eniu. Codziennie je�dzi�a gdzie� z
papierkami albo
bez papierk�w. Z Alewiczem lub bez niego, s�u�bowym samochodem albo autobusem.
Za�atwia�a, odbiera�a i �ci�ga�a do Instytutu takie r�no�ci, jakby R�ewski
robi� zapasy na d�ugie
obl�enie.
Dyrektorskie laboratorium zajmowa�o po�ow� parteru i wychodzi�o na niewielki
park, gdzie
harcowa�y dwie oswojone wiewi�rki. W wewn�trznych pomieszczeniach laboratorium
za
grubymi stalowymi drzwiami z iluminatorem Ninka by�a tylko raz, gdy w ramach
prac
spo�ecznych my�a i tak ju� osza�amiaj�co czyste �ciany. Nie by�o tam nic
ciekawego. Pierwszy
pok�j zapchany by� aparatur�, w drugim, nieco mniejszym sta�y wanny z roztworami
fizjologicznymi. W jednej wyhodowano jak w inkubatorze szympansa Lwa, a druga
jeszcze nie
do ko�ca zosta�a zmontowana, kiedy do trzeciego pokoju � lazaretu � przeszed�
R�ewski we
w�asnej osobie.
Zajmowa�o si� nim dw�ch lekarzy. Jeden miejscowy, Wo�k�w, ma�y, u�miechni�ty,
wiecznie
podtykaj�cy swoje czekoladki rudzielec i jaki� nieznajomy z Instytutu
Zankelmana.
Od tej chwili wszystko w Instytucie by�o jak naelektryzowane. Nawet technicy i
�lusarze,
kt�rzy dawniej siadywali w parku za krzakami, godzinami palili papierosy, a
nawet strzelili sobie
czasem kielicha, teraz przestali si� obija�. Poczuli zapa� do pracy.
Matka dwa razy wpada�a na d�, niby po to, �eby odwiedzi� Nin� i doda� jej
ducha. Za
ka�dym razem zerka�a na metalowe drzwi i co� tam gada�a g�o�nym szeptem. Jej
obecno��
natychmiast separowa�a Nink� od pozosta�ych laborantek i czyni�a z niej dziecko
ustosunkowanej
matki, kt�ra za�atwi�a swej latoro�li prac� po protekcji.
Wieczorem w domu toczy�y si� nie ko�cz�ce si� rozmowy o R�ewskim. Ninka
wiedzia�a z
g�ry, co kt�ry z domownik�w powie, i usi�owa�a ukry� si� w pokoju babci, ale tam
zawsze by�o
duszno, bo babcia nie znosi�a �wie�ego powietrza. Na ca�y regulator gra�
telewizor, bo babcia bez
niego �y� nie mo�e. I nikt nie pomy�li, �e Nina musi uczy� si� do egzamin�w
wst�pnych,
chocia� wszyscy niby tylko o tym m�wi�.
� Dzi� by�a komisja � przez ryk telewizora przebija si� podniesiony g�os mamy. �
Przewodniczy� sam Opanasienko. Jestem prawie przekonana, �e przerw� mu
do�wiadczenia. Ale
je�li nie, to R�ewski dostanie nagrod� pa�stwow�. To niemal pewne, Alewicz mi
m�wi�.
� Te� mi Einstein! � oburza si� babcia. � Ile to razy go karmi�am, ile serca mu
okaza�am, a
on� Ludzie s� okropnie niewdzi�czni!
� No tak � m�wi ironicznie ojciec. � Sierio�ka powinien siedzie� w tej kuchni!
Nieprawda�, Paw�o W�adis�awno?
� Zostaw t� kie�bas�! � m�wi matka z irytacj�. � Mama nic podobnego nie mia�a na
my�li.
� Mo�e. Ale jednak by�oby najlepiej, �eby on si� z tob� o�eni�. Wszyscy byliby
zadowoleni.
� To co� nowego! Nina odk�ada matematyk� i podchodzi do drzwi. Do dzi� w�a�ciwie
nie
wie, co sta�o si� przed dwudziestoma pi�cioma laty. Wie jedynie, �e sta�o si�
co� takiego, co po
dzi� dzie� wi��e ze sob� tych ludzi. Wie, �e R�ewski zachowa� si� jak ostatnia
�winia wobec
mamy i ca�ej ich rodziny, chocia� tej rodziny chyba jeszcze w�wczas nie by�o.
Pewnie dlatego
R�ewski nigdy nie przychodzi do ich domu� Dawniej nic jej nie obchodzi�, ale
potem, kiedy
mama wzi�a j� do swojej biblioteki, si�� rzeczy zacz�a go obserwowa�.
R�ewski sprawia� na niej niesympatyczne wra�enie ju� z tego wzgl�du, chocia� by�
�wini�, to
udawa� cz�owieka zupe�nie przyzwoitego. Kiedy kto� przy niej zaczyna� wychwala�
talent
dyrektora, Nina odwraca�a si� z niesmakiem, bo wiedzia�a, �e najgenialniejszy
nawet dra� jest o
wiele gorszy od uczciwego g�upca. Inna rzecz, i� z up�ywem czasu coraz trudniej
by�o jej tkwi�
w tym przekonaniu. R�ewski na jej uk�on odpowiada� nie�mia�ym u�miechem, bo
zdawa� sobie
pewnie spraw� z tego, jak wiele z�ego Ninka musi o nim wiedzie�. By� przy tym
tak okropnie
przystojny, �e gotowa ju� by�a si� zakocha� w tym tajemniczym, utalentowanym
�obuzie.
Powstrzymywa�o j� jedynie to, �e R�ewski by� potwornie stary. Po czterdziestce.
9
R�ewski wyprowadzi� komisj� z laboratorium, zaprosi� do gabinetu. Lena
przynios�a kaw� z
ciasteczkami i troch� przy tym pogadali o g�upstwach. Strumi�ow zwr�ci� uwag�,
�e na parterze
nie ma krat. Alewicz skorzysta� z okazji i zacz�� prosi� o pieni�dze na remont:
elewacja si� sypie,
pod�oga zrujnowana� Co b�dzie, jak zjawi si� jaka� delegacja zagraniczna? �Nie
spieszmy si� z
delegacjami zagranicznymi�, ostudzi� jego zapa� Opanasienko. R�ewski pi� kaw�,
wymienia�
uprzejme uwagi ze zwierzchno�ci� i my�la� o tym, jak przebiega podzia�
sklonowanych
kom�rek�
A p�nym wieczorem ogarn�� go irracjonalny strach. By� niemal pewien, �e w
Instytucie co�
si� sta�o, �e spali�y si� termostaty i temperatura roztwor�w spad�a poni�ej
dopuszczalnej granicy.
Za kwadrans jedenasta narzuci� p�aszcz i wyskoczy� na ulic�. Pada� deszcz,
taks�wek oczywi�cie
nie by�o, wi�c do Instytutu dotar� dopiero przed pierwsz�.
W trzecim pokoju laboratorium by�o jasno jak na sali operacyjnej. Tola Milenkow,
kt�ry tej
nocy pe�ni� dy�ur, zerwa� si� z kozetki, upuszczaj�c na pod�og� angielski
krymina�. R�ewski
przywita� si� z nim, przejrza� ta�my kontrolne, a potem w��czy� mikroskop.
Podzia� przebiega�
absolutnie prawid�owo, temperatura by�a w normie, a Tola doda� potasu do
roztworu dok�adnie o
wyznaczonej porze. Teraz siedzia� na kozetce i udawa�, �e czyta sw�j angielski
krymina�.
Siedzia� cicho jak myszka, bo nie chcia� przeszkadza� dyrektorowi. Uwa�a�
dyrektora za
geniusza i by� szcz�liwy, �e pracuje pod jego kierownictwem. R�ewski wsta� od
mikroskopu i
od razu zrobi� si� bardzo �pi�cy. Wyszed�.
Deszcz ci�gle pada�, ale Sergiusz Andriejewicz postanowi� si� przej��. By�o ju�
gor�co.
Zatrzyma� si� ko�o baraku, wszed� do �rodka. Pachnia�o kurzem i zastarza��
spalenizn�. �wiat�a
oczywi�cie nie by�o, wi�c R�ewski zapali� zapa�k�, ale zaraz zrozumia�, �e to
zupe�nie
niepotrzebne, bo doskonale pami�ta�, ile stopni prowadzi na pi�tro. Min�o
prawie trzydzie�ci lat,
a on to pami�ta�. Wchodzi� po schodach i mia� dziwne wra�enie, i� barak nie jest
pusty, �e za
drzwiami ich pokoju na pierwszym pi�trze stoi nads�uchuj�ca jego krok�w Liza.
Jest ju� p�na
noc, a ona ca�y wiecz�r zamartwia�a si�, wyobra�a�a sobie z przera�eniem, jak to
Sergiusz
zamiast pracowa� tuli w obj�ciach laborantk� Iroczk�
Drzwi by�y otwarte. Za oknem wisia� ksi�yc, na pod�odze poniewiera�y si� stare
gazety. Nic
wi�cej. �adnego starego mebla i nawet tapety inne.
Skrzypn�� stopie� schod�w, potem rozleg� si� odg�os uderzenia, jakby kto�, kto
po omacku
wdrapuje si� do g�ry, zachwia� si� i zaczepi� nog� o jak�� nier�wno��.
Powinienem si� przestraszy�, pomy�la� R�ewski. Bo kto i po co t�ucze si� po nocy
po
schodach pustego baraku? Chyba tylko str�, kt�ry zobaczy� kogo� wchodz�cego do
�rodka i
teraz chce sprawdzi�, czy mu si� nie zdawa�o. Ale str� zatrzyma�by si� na dole
i krzykn�� od
drzwi �Kto tam jest?� Po co mia�by wchodzi� na g�r�?�
Uchylone drzwi zacz�y si� wolno otwiera�, jakby nocny go�� nie by� pewien, czy
dobrze
trafi�.
R�ewski odsun�� si� w bok, �eby nie sta� na tle okna. Najch�tniej by stamt�d
wyszed�, ale
innych drzwi nie by�o.
10
Wzrok R�ewskiego przyzwyczai� si� ju� do p�mroku panuj�cego w pokoju � zreszt�
przez
okno wpada�o nieco ksi�ycowego �wiat�a � wi�c niemal natychmiast rozpozna�
m�czyzn�,
kt�ry niepewnie zatrzyma� si� w progu i zacz�� maca� �cian� w miejscu, gdzie
powinien
znajdowa� si� wy��cznik. Rozleg� si� trzask.
� Niech to diabli! � szepn�� m�czyzna.
� Nic z tego � powiedzia� R�ewski. � Nie ma pr�du. M�czyzna znieruchomia�. Nie
pozna� R�ewskiego po g�osie i wystraszy� si� tak, �e jego galaretowate cia�o
rozmaza�o si� po
�cianie.
� Zl�k�e� si�? � R�ewski podszed� do Wiktora. Po drodze potkn�� si� o stert�
gazet i omal
si� nie przewr�ci�. � To ja, Sergiusz.
� Ty? Po co tu przyszed�e�? � zapyta� Wiktor ochryp�ym g�osem. � Przestraszy�e�
mnie.
Nie spodziewa�em si� tu nikogo spotka�.
Zamilkli. Nast�pi�a niezr�czna pauza.
� Zapalisz? � zapyta� R�ewski.
� Daj.
Sergiusz Andriejewicz si�gn�� po papierosy.
� Dawno ci� nie widzia�em � powiedzia�.
� Nie odwiedzasz nas � odpar� Wiktor.
� Twoje kobiety widuj� u siebie.
� To ja ju� p�jd� � zdecydowa� si� Wiktor.
R�ewski skin�� g�ow�. Te� powinien ju� wraca� do domu, ale nie mia� ochoty na
nocny spacer
z Wiktorem.
Pewnie Elza powiedzia�a mu, �e baraki posz�y do rozbi�rki, pomy�la� R�ewski. A
mo�e
Wiktor ju� wcze�niej tu bywa�? Nie przypuszcza�em, �e on tu mo�e przyj��. Mnie
ci�gnie
przesz�o�� niczym morderc�, kt�ry przychodzi na miejsce zbrodni, a tam ju� na
niego czekaj��
Czy Wiktor schwyta� mnie na miejscu zbrodni? R�ewski zamkn�� oczy i spr�bowa�
sobie
wyobrazi� pok�j taki, jaki by� wtedy. Zmusi� si� do ustawienia w my�li
wszystkich mebli,
po�o�enia na stole swoich ksi��ek i nawet przypomnia� sobie, �e przykrywa� nocn�
lampk� star�
marynark�, �eby �wiat�o nie przeszkadza�o spa� Katiuszy. Wyobrazi� sobie, jak
siedzi nad
ksi��kami, a Liza le�y w p�mroku i patrzy mu w plecy, staraj�c si� nie kaszle�
i nie porusza�.
Ten uparty wzrok przeszkadza� mu pracowa�, z�o�ci� si� wi�c i m�wi� cicho:
��pij, kochana,
musisz przecie� rano wsta�. �Dobrze, odpowiada�a Liza, naturalnie. Zaraz
zasn�.
A tego ostatniego ranka, kiedy zasn�li chyba dopiero oko�o pi�tej, przegadawszy
szeptem ca��
noc, otworzy� oczy i jak we �nie, jak w trwaj�cym wci�� jeszcze koszmarze,
zobaczy� Liz�
stoj�c� w drzwiach z ciep�o ubran� Kati� i walizk� w r�ku. Nie u�wiadomi� sobie
jeszcze
w�wczas, �e Liza odchodzi na zawsze, ale fakt, �e odchodzi, sprawia� mu ulg�,
pozwala�
wydosta� si� ze �lepego zau�ka, by� jakim� wyj�ciem. Usn���
R�ewski otworzy� oczy, wyrzuci� niedopa�ek przez okno i wyszed� z baraku,
zamykaj�c za
sob� drzwi.
11
Nina bardzo chcia�a bodaj zajrze� do wewn�trznego laboratorium, jeszcze raz
zobaczy�
miejsce, wok� kt�rego koncentrowa�o si� teraz �ycie ca�ego Instytutu. Nic z
tego. Do �rodka
wst�p mia�o tylko pi�� czy sze�� os�b, nie licz�c R�ewskiego i Ostapienki z
Prezydium
Akademii Nauk. Kiedy jednak Ostapienko przywi�z� jak�� wysok� komisj�, R�ewski
stan��
okoniem i komisji do wanny nie dopu�ci�. Inna rzecz, i� przyje�d�ali jacy�
przyjaciele
R�ewskiego, siwi i godni � Tola Milenkow naturalnie wszystkich ich zna�:
profesor taki,
profesor owaki � kt�rych R�ewski sam przeprowadza� przez stalowe drzwi i
siedzia� tam z nimi
ca�ymi godzinami.
� Rozumiesz, Milenkow � powiedzia�a Ninka, kt�ra przyzwyczai�a si� do Toli i
zupe�nie si�
go nie ba�a. � To dla mnie zupe�nie jak zamkni�te drzwi na zamku Sinobrodego.
Pami�tasz?
� Pami�tam. Masz najwyra�niej zamiar w kwiecie wieku porzuci� ten pad� �ez. Ale
ja nie.
Wiesz przecie�, �e kiedy ci� wpuszcz�, to Sinobrody natychmiast oboje nas
wyrzuci na zbity
pysk z Instytutu. I znajdzie na nasze miejsce m�drzejszych i pos�uszniejszych
protegowanych. A
ja mam ochot� tutaj si� habilitowa�.
Samego R�ewskiego, chocia� widywa�a go teraz codziennie i dyrektor ju� przywyk�
uwa�a� j�
za swoj� � nie za c�rk� Elzy, ale za swoj� wsp�pracownic�, a to przecie�
zupe�nie co innego �
i nawet kiedy� za co� skrzycza�, Ninka nie mia�a odwagi prosi� o pozwolenie.
Dyrektor by� z�y,
stale podenerwowany, napada�: na ludzi bez dania racji, ale nikt si� na niego
nie obra�a�. Nic
dziwnego, to przecie� w ich Instytucie, a nie gdzie� tam w Szwajcarii r�s� w
biowannie pierwszy
sztuczny cz�owiek.
W domu Nink� zacz�to traktowa� zupe�nie inaczej, jakby i na ni� pad� tajemniczy
odblask
tego, co robi� R�ewski. Elza nie mog�a mie� z tym nic wsp�lnego, bo pracowa�a na
drugim
pi�trze. Wiktor w og�le milcza�, przychodzi� p�no i szpera� po kuchni,
trzaskaj�c drzwiczkami
lod�wki � matka wyskakiwa�a do kuchni i zaczyna�a si� z nim k��ci�. Babcia nigdy
nie by�a
religijna, ale teraz nie wiedzie� czemu zacz�a powtarza�, �e cz�owieka stworzy�
mo�e tylko Pan
B�g i �e dlatego R�ewskiego nie minie kara.
� G�upstwa babcia plecie! � wypali�a na to Ninka, uciek�a do siebie i nagle si�
rozszlocha�a.
Zrobi�o si� jej okropnie �al R�ewskiego, kt�ry mieszka zupe�nie sam i nikt go
nie kocha.
W ko�cu Ninka dorwa�a si� do wanny.
By� wiecz�r, ciemno i jako� paskudnie. Drzewa za oknami ju� prawie ca�kiem
potraci�y li�cie,
a jeden, ��ty li�� klonu, przyklei� si� do mokrej szyby i to by�o pi�kne. Tola
wyszed� z
wewn�trznego laboratorium, zobaczy� Nink� siedz�c� przy stole nad ksi��k� i
zapyta�:
� Co ty tu jeszcze robisz?
� Zast�puj� Julk�. Zreszt� wol� uczy� si� tu ni� w domu.
� A Julka?
� Odrobi mi to jutro.
� Dobra. Skocz� na r�g do sklepu, zanim go nie zamkn�. Mam ochot� na wod�
mineraln�.
Posied� tutaj i patrz na tablic�. Nic si� nie powinno sta�.
Ninka kiwn�a g�ow�. Zewn�trzna tablica kontrolna zajmowa�a p� �ciany. R�ewski
ju�
dawno, we wrze�niu, zmusi� wszystkich laborant�w do nauczenia si� na pami��, co
macza te
wszystkie wska�niki, lampki i cyferblaty. Na wszelki wypadek.
� Najwa�niejsze � powiedzia� Tola � to temperatura po�ywki. No i oczywi�cie�
� Wiem � odpar�a Nina i poczu�a, �e si� czerwieni. Mia�a delikatn�, bia��, �atwo
czerwieniej�c� cer�.
� Nie zamykam, bo za par� minut wr�c�, ale ty tam si� nie pchaj� � ruszy� ku
drzwiom i
ju� w progu doko�czy� � ��sma �ono Sinobrodego. � Roze�mia� si� i znikn��.
Nina wsta�a i podesz�a do tablicy kontrolnej. Strza�ki przyrz�d�w zamar�y na
swoich
w�a�ciwych miejscach. W �rodku nic z�ego si� nie dzia�o, a gdyby nawet, to
urz�dzenia alarmowe
narobi� takiego ha�asu, �e a� strach pomy�le�. Co� takiego zdarzy�o si� w
zesz�ym tygodniu,
kiedy nieoczekiwanie podnios�a si� kwasowo��. Na szcz�cie R�ewskiego nie by�o w
Instytucie i
zanim wr�ci�, wszystko uda�o si� doprowadzi� do normy.
Przespacerowa�a si� po pokoju. W budynku by�o bardzo cicho, ��ty li�� na szybie
trzepota� i
najwidoczniej zamierza� odlecie�.
� Jak poleci � powiedzia�a sobie Ninka � to zajrz�. Rzuc� tylko okiem i w nogi.
Koniec li�cia oderwa� si� od szyby. Ninka przestraszy�a si�, �e odleci i ona
b�dzie musia�a
przekroczy� zakazane drzwi, ale krople deszczu zn�w przydusi�y li�� do szyby.
Wtedy Nina
pomy�la�a, �e zaraz wr�ci Tola, wi�c podesz�a do drzwi i lekko je popchn�a.
Mo�e drzwi si� w
og�le nie otworz�?
Otworzy�y si� bez najmniejszego skrzypni�cia.
Przedsionek by� jaskrawo o�wietlony, a drzwi prowadz�ce do znajduj�cego si� na
prawo od
wej�cia inkubatora � ledwie uchylone. W stoj�cej tu� za progiem oszklonej szafie
wisia�y
fartuchy. By�o bardzo cicho.
Ninka otworzy�a drzwi i w�lizgn�a si� do wn�trza.
Nie wiadomo czemu zobaczy�a najpierw czarn� kanap�, a na niej otwart� ksi��k� i
po��wk�
jab�ka. Tam powinien siedzie� Tola Milenkow. Ko�o kanapy na stoliku sta�a
zwyczajna nocna
lampka. By�o jeszcze jedno �r�d�o �wiat�a na przeciwleg�ej �cianie. D�uga
�wietl�wka nad
przyrz�dami i aparatur�. Tam te� sta�y wanny. Jedna pusta i ogromna jak egipski
sarkofag w
muzeum. Tajemnicze rzeczy dzia�y si� w drugiej, znacznie mniejszej, zag��bionej
do po�owy w
pod�odze i niestety zupe�nie nieprzejrzystej. To znaczy �cianki by�y
przezroczyste, ale wida� by�o
przez nie tylko m�tny ��tawy p�yn, a ten ch�opczyk by� w tym p�ynie. Ninka
pochyli�a si� nad
wann�, ale i tak niczego nie zobaczy�a. Wtedy dotkn�a �cianki wanny. Poczu�a
ciep�o i
gwa�townie cofn�a r�k�. W tym momencie wszed� R�ewski. Ninka us�ysza�a kroki,
pomy�la�a,
�e to wraca Tola i powiedzia�a:
� Tola, nie gniewaj si�
Zamilk�a z r�k� przyci�ni�t� do piersi, jakby obawia�a si�, �e dyrektor zobaczy
na jej d�oni
odci�ni�ty �lad wanny.
� Co ty tu robisz? � R�ewski z pocz�tku nawet si� nie zdziwi�, a pytanie zada�
odruchowo.
� Tola poprosi� mnie, �ebym tu poby�a, zanim wr�ci z wod� mineraln�.
� Poprosi� ci�? � R�ewski jakby oprzytomnia�. � Jak on �mia� zostawi� wszystko
na �asce
smarkuli! Niczego tu nie dotyka�a�?
Ninka pomy�la�a, �e dyrektor zaraz j� zabije.
� Nie rusza�am niczego.
� Dlaczego si� u�miechasz?
� Wcale si� nie u�miecham, baronie.
� Co?!
� Sinobrody. Mo�e on zreszt� by� hrabi�?
R�ewski gapi� si� na ni� przez chwil�, ale widocznie zrozumia� wreszcie, o co
jej chodzi, bo
sam si� u�miechn��.
� By�am bardzo ciekawa � powiedzia�a Ninka. � Przepraszam, Sergiuszu
Andriejewiczu,
�e tak bez pozwolenia, ale cz�owiekowi jest przykro, kiedy siedzi po ca�ych
dniach za �cian�, a tu
mu nie wolno nawet zajrze�
� To nie jest moja zachcianka � odpar� R�ewski. � A ty zachowujesz si� jak
dzieciak i
wygadujesz g�upstwa o Sinobrodym!�
� Pewnie, �e to g�upstwa � skwapliwie zgodzi�a si� Ninka. � Ale te wanny s�
bardzo
podobne do sarkofag�w. Tylko faraona nie wida�.
� I tak by� niczego nie zrozumia�a � powiedzia� R�ewski. � Wzrost cia�a
przebiega
zupe�nie inaczej ni� w naturze. Zupe�nie inaczej. Chcia�aby� przecie� zobaczy�
zarodek, a
w�a�ciwie niemowl�, ale to, co le�y tutaj, jest o wiele brzydsze. Pojutrze
nast�pi� wielkie
przenosiny. � R�ewski pukn�� w wieko pustego sarkofagu. � Prosz� ci�, �eby� tu
wi�cej nie
wchodzi�a. Wlaz�a� w zwyczajnym, niesterylnym fartuchu, nanios�a� mas� bakterii.
Nie, wcale si� na ni� nie gniewa�. Jakie to szcz�cie, �e si� nie gniewa,
my�la�a Ninka. Jaki on
teraz przystojny! Taki cz�owiek nie mo�e by� �wini�, cho�by babcia nie wiem co o
nim m�wi�a!
� Tu przecie� wszystko jest hermetycznie zamkni�te � powiedzia�a.
� Nie mog� ryzykowa� wynik�w dwudziestoletniej pracy. Fiaska eksperymentu nikt
mi nie
wybaczy.
� Zacznie pan od pocz�tku.
� Kiedy przekroczy�o si� czterdziestk�, to na zaczynanie od pocz�tku jest ju� za
p�no�
R�ewski usiad� na czarnej kanapie, wzi�� do r�ki ksi��k� Toli i nieuwa�nie j�
przekartkowa�.
� Przecie� chyba wiesz � powiedzia� � �e hoduj� swojego cz�owieka wbrew wszelkim
prawom natury�
� Tak, od babci. Babcia m�wi, �e B�g pana za to pokarze.
� Babcia? Paw�a W�adis�awna? Przecie� ona zawsze by�a niewierz�ca!
� Niech si� pan nie martwi. Ona tylko tak straszy.
� Nie martwi� si� z powodu babci. Je�li nam si� nie powiedzie, to i tak nauka
nie stanie w
miejscu, cho�by nie wiem jakie babcie grozi�y nam najwi�kszymi karami. Takie
gro�by
najcz�ciej staj� si� katalizatorem post�pu. Ale minie zamkn� kredyty na
badania�
R�ewski wsta� z kanapy, w�a�ciwie zerwa� si� jak podrzucony spr�yn�.
� A ty pchasz si� z brudnymi r�kami.
� Ja ju� nie b�d�!
Nina wiedzia�a, �e powinna wyj��, ale nie rusza�a si� z miejsca. Bardzo jej by�o
R�ewskiego
�al. By� taki blady, wychudzony i zdenerwowany�
� Nie mia� pan dotychczas dzieci � powiedzia�a i sama si� zdziwi�a s�ysz�c
w�asny g�os. �
Teraz pan b�dzie mia�.
� M�wisz o nim?
� Oczywi�cie. Lepsze by�oby prawdziwe dziecko, ale na pocz�tek dobre i to.
� Co ty dziewczyno pleciesz! To nie b�dzie dziecko, tylko w pe�ni ukszta�towany
cz�owiek.
Je�li naturalnie wszystko p�jdzie dobrze.
� Ale i tak trzeba b�dzie go piastowa�, wychowywa� Przecie� on b�dzie jak bia�a
kartka.
� Nie daj Bo�e! � wykrzykn�� R�ewski. � Ca�y sens mojej pracy polega na tym, �e
on ma
odziedziczy� moj� pami��.
� Dobrze by by�o � powiedzia�a Ninka.
� Jeste� pewna?
� Oczywi�cie. Pan jest dobrym cz�owiekiem.
� Co� takiego! � zdziwi� si� R�ewski. � Ju� ci� tu nie ma!
W przedsionku Ninka zderzy�a si� z Tol�, kt�ry tuli� do siebie pi�� butelek
bor�omi.
� Sk�d si� tu wzi�a�? � zdziwi� si� Tola.
� On tam jest! � szepn�a Ninka.
� Kto?
� R�ewski.
� Rany boskie! � zmartwi� si� Tola. � Ja to mam pecha! Po raz pierwszy od dw�ch
miesi�cy wyszed�em na pi�� minut i akurat wtedy� My�la�em, �e on pojecha� do
domu.
� Wr�ci�em � rozleg� si� zza drzwi g�os dyrektora. � Chod� tutaj.
12
Iwan � p�niej wystawiono mu dokumenty opiewaj�ce na Iwana Siergiejewicza
R�ewskiego,
z patronimikiem od imienia donora, kt�rego kom�rka zosta�a wykorzystana jako
materia�
wyj�ciowy sztucznie wyhodowanego cz�owieka � urodzi� si� dnia 21 listopada o
godzinie
sz�stej po po�udniu.
Nikt z pracownik�w Instytutu nie poszed� do domu, chocia� nie by�o �adnego
komunikatu o
zako�czeniu eksperymentu. Wszyscy czekali. R�ewski dos�ownie przez trzy doby nie
wychodzi�
z wewn�trznego laboratorium, a Ninka na zmian� z pozosta�ymi laborantkami robi�a
zakupy i
przygotowywa�a posi�ki tym, kt�rzy byli w �rodku. Wyskakiwali stamt�d na kilka
minut, co� tam
przegryzali w locie i zn�w znikali za stalowymi drzwiami.
Tego dnia z samego rana w Instytucie pojawili si� nowi ludzie � lekarze. Potem
dwa razy
przyje�d�a� Ostapienko i raz jeden z tych starych profesor�w. W gabinecie
dyrektora bez
przerwy dzwoni� telefon, ale Lena mia�a surowo przykazane, �eby go nie wo�a� i
nic mu nie
przekazywa�, cho�by nawet mia�o zacz�� si� trz�sienie ziemi.
Ninka sama nie posz�a na obiad, bo komu tam jedzenie w g�owie. My�lami by�a ca�a
za
drzwiami, w inkubatorze, gdzie budzi� si� do �ycia ten ch�opczyk, homunkulus,
Frankenstein�
Niezbyt dobrze orientowa�a si� we wskazaniach przyrz�d�w na zewn�trznej tablicy
kontrolnej,
wi�c obserwowa�a raczej reakcje biolog�w z innych laboratori�w, kt�rzy
zachowywali si� tak,
jakby ogl�dali pasjonuj�cy mecz pi�ki no�nej.
O sz�stej z minutami kt�ry� z m�odych talent�w, w jakie Instytut obfitowa�,
popatrzy� na
gmatwanin� krzywych miotaj�cych si� na ekranach, powiedzia� �No i cacy� i
zaklaska� w d�onie.
Wszyscy zacz�li gada� jeden przez drugiego i gapi� si� na drzwi. Nince wyda�o
si� nie wiadomo
czemu, �e zaraz przez te drzwi wyjdzie R�ewski pod r�k� z Nim.
R�ewski d�ugo nie wychodzi�, a kiedy wreszcie si� pokaza�, to szed� z nim tylko
jeden z
lekarzy i nikt wi�cej. Natychmiast otoczy� go t�umek dryblasowatych m�odych
talent�w i w ich
asy�cie Sergiusz Andriejewicz wyszed� na korytarz. Ninoczka poczu�a �miertelne
zm�czenie, ale
musia�a patrze� na drzwi wiod�ce do wewn�trznego laboratorium, bo przecie� On
m�g� stamt�d
wyj��, samotny i nie kontrolowany. Nie, to by�o niemo�liwe, bo w �rodku
pozosta�o jeszcze kilku
ludzi, Ninka sama widzia�a, jak tam wchodzili. Kiedy wreszcie wyszed� na
papierosa Tola
Milenkow, nie wytrzyma�a i zapyta�a cicho, �eby nikt nie us�ysza� i nie zacz��
si� z niej �mia�:
� On chodzi? M�wi?
� B�dzie chodzi�! � odpar� z dum� Tola.
Potem wr�ci� R�ewski i za��da� od Falejewy grafiku dy�ur�w laborantek. Usiad� za
biurkiem.
Ninka podesz�a bli�ej i spostrzeg�a z rozczuleniem, �e dyrektor w�osy na karku
ma rzadkie i
puszyste. Ch�tnie by je pog�adzi�a.
� W ci�gu najbli�szego tygodnia � powiedzia� R�ewski do Falejewy, ale wszyscy go
us�yszeli � musi kto� przy nim siedzie�. Poprosi�em o pomoc Zinelmana, ale oni
maj� tam
k�opoty ze �rednim personelem. Piel�gniarki nam dadz�, ale do pomocy b�dzie
potrzebny kto� od
nas. S� ochotnicy?
� Oczywi�cie � powiedzia�a Falejewa, ale �adna z dziewczyn si� nie odezwa�a, bo
wszystkie nagle oblecia� strach.
Przestraszy� si� nawet laborant Jura, kt�ry trenowa� podnoszenie ci�ar�w. A
najbardziej
zl�k�a si� Ninka i dlatego zapyta�a cieniutkim g�osikiem:
� Mog� by� ja?
� Oczywi�cie � odpar� R�ewski. Najwidoczniej nie obawia� si� o los Ninki. � Kto
jeszcze?
Wtedy zg�osi� si� Jura i sama Falejewa, ale Falejewy nie wzi�li, bo mia�a dwoje
dzieci i
zawsze spieszy�a si� z zakupaimi do domu, tylko kolejn� ochotniczk� Klar�
Karapetian. Kiedy
R�ewski wyszed�, Jura powiedzia� do niej:
� No i w ko�cu masz narzeczonego. Tylko nie bierz si� zbyt ostro do rzeczy!
Klara mocno si� na niego zdenerwowa�a. By�a panienk� dobrze po trzydziestce i
marzy�a o
zam��p�j�ciu. Czasami krewniacy z Kirowokanu przywozili solidnych konkurent�w do
r�ki, ale
Klara na �adnego z tych staruszk�w nie mog�a si� zdecydowa�. Sama o tym nieraz
opowiada�a ze
�miechem, ale co wolno wojewodzie�
13
Doko�a g�ucho i ciemno, g�ucho i ciemno, ciemno i g�ucho. Ciemno�� nie jest
bezbrze�na,
gdzie� si� ko�czy, trzeba tylko si� z niej wygramoli� Gdyby przynajmniej by�o
wiadomo, w
kt�r� stron� pe�zn��, bo gdy si� poczo�ga� w z�� stron�, to trafi si� do studni
� to jeszcze nie
studnia, lecz nie nazwane poj�cie � do miejsca, gdzie si� spada, spada, spada,
a� cia�o staje si�
okropnie ci�kie, olbrzymieje i ro�nie, ale nie dotyka �cian studni, bo �ciany
rozsuwaj� si�,
rozst�puj�, aby przepu�ci� go do otch�ani.
A on nie wie, co to znaczy, chocia� powinien wiedzie�, bo inaczej nie zdo�a
wydosta� si� z
g�uchej ciemno�ci�
14
Ninka wr�ci�a do domu oko�o dziewi�tej.
W kuchni by�o cicho. Tak cicho, �e Ninoczce wyda�o si�, i� nikogo w niej nie ma.
Ale oni tam
jednak siedzieli. Wszyscy troje�
Ojciec by� ululany na refleksyjnie. Matka szatkowa�a kapust�, a babcia robi�a na
drutach,
zaj�wszy swoim fotelem ca�� reszt� miejsca w malutkiej kuchence. Rodzina
milcza�a i czeka�a na
Nink�.
� Czemu tak p�no? � zapyta� ojciec nienapastliwie, jakby nawet z ulg�.
� Tacy jeste�my wszyscy zm�czeni� � powiedzia�a Ninka i zamilk�a. Kiedy sz�a do
domu,
to nie wiedzia�a, co zrobi: wpadnie z krzykiem: �Urodzi� si�!� czy te� po prostu
po�o�y si� spa�.
� Wy? � zapyta�a babcia.
� Tak, my! � Ninka powiedzia�a to z pe�nym przekonaniem, gdy� istotnie mia�a
prawo czu�
si� cz�onkiem spracowanego, zm�czonego zespo�u.
� Nic dziwnego � zauwa�y� ojciec. � Codziennie przychodzi�a� p�no w noc� Teraz
przynajmniej posiedzisz troch� w domu.
� Nie � odpar�a Ninka. � Teraz b�d� mia�a jeszcze wi�cej pracy.
� To okropne! � wykrzykn�a babcia.
� Dlaczego? Bardzo si� ciesz�, �e poproszono mnie, �ebym przy Nim dy�urowa�a.
� Przy kim? � zapyta�a ostrym g�osem matka.
� Przy Iwanie. Bo on ma na imi� Iwan, wiesz?
� Niczego nie wiem, bo wysz�am wcze�niej. Iwan to jego progenitura?
� Wyra�aj si� ja�niej � doda� ojciec. � Wyt�umacz wszystko rodzicom.
� Iwan jest na razie jeszcze bardzo s�aby, jak rekonwalescent po ci�kiej
chorobie. Dlatego
b�dziemy po kolei przy Nim dy�urowa�.
� M�j Bo�e � westchn�a babcia. � Sama przy tym potworze?
� To nie jest �aden potw�r, tylko biologiczny syn R�ewskiego!� Matka rzuci�a
n�, kt�ry
odbi� si� od deski i upad� na pod�og�.
� To morderca! � krzykn�a histerycznie. � Zamordowa� Liz�! Morduje wszystko, do
czego tylko si� dotknie. A ca�� t� histori� rozp�ta� tylko dlatego, �eby
udowodni� mi, �e mo�e
mie� dziecko!
� Jak� Liz�? � zapyta�a Ninlka.
Wszyscy na moment zamilkli i popatrzyli na ni� jak na intruza. Matka podnios�a
n�, a babcia
zapyta�a:
� Nie ma ju� kefiru? No to mo�e by kto� poszed�, zanim pozamykaj� sklepy?
� Nie zgadzam si� � powiedzia�a matka i machn�a no�em � �eby Nina zbli�a�a si�
do tego
potwora. Jestem temu kategorycznie przeciwna. Je�li b�dzie trzeba, to potrafi�
zgnoi� tego drania
R�ewskiego!
I wtedy Ninka uciek�a z domu w przejmuj�co zimn� ciemno��. Mia�a domowy telefon
R�ewskiego, kt�ry wynotowa�a sobie kiedy� z ksi��ki telefonicznej. Wesz�a do
budki
telefonicznej jeszcze nie wiedz�c, �e zadzwoni � po prostu o�wietlona ��t�
�ar�wk� kabina
by�a miejscem, w kt�rym mog�a si� schroni�. Wesz�a wi�c i� wykr�ci�a numer
R�ewskiego.
Us�ysza�a zaspany g�os dyrektora, zrozumia�a, �e go obudzi�a i chcia�a odwiesi�
s�uchawk�,
ale by�o ju� za p�no.
� S�ucham. Kto m�wi? � zapyta� R�ewski surowym tonem.
� Przepraszam � wyj�ka�a zahipnotyzowana tym pytaniem Ninka � nie chcia�am pana
budzi� Tu Nina Guli�ska.
� Co� si� sta�o? Dzwonisz z Instytutu?
� Nie. Posz�am do domu i pok��