12969
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12969 |
Rozszerzenie: |
12969 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12969 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12969 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12969 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Muzyka pop z Vittuli
MIKAEL NieMI
Muzyka pop z Vittuli
prze�o�y�a Monika Banach
Wydawnictwo Czarne Wydawnictwo Jacek Santorski & Co
Tytu� orygina�u < Popularmusik frdn Yittutd
Redakcja Maria Fuksiewicz
Korekta
Ewa Jastrun
Projekt ok�adki
Agnieszka Sjpyrka
Sk�ad i �amanie
Adam Poczciwek
Druk i oprawa
Grafmar
� by Mikael Niemi, 2000 i for the Polish edition by Jacek Santorski & Co and Wydawnictwo Czarne, 2003
ISBN
83-88875-48-5 83-87391-78-6
JACEK SANTORSKI & CO ul. Alzacka 15 a, 03-972 Warszawa
www.jsantorski.pl
e-mail:wydawnictwo@jsantorski. com.pl dzia� sprzeda�y: tel/fax 022 616 12 72
WYDAWNICTWO CZARNE S.C.
Wo�owiec 11, 38-307 S�kowa
tel. 018 351 00 70,0502 318 711
e-mail: [email protected]
www.czarne.com.pl
dzia� sprzeda�y: tel./ fax 022 632 83 74 e-mail: [email protected]
PROLOG
Narrator budzi si�, rozpoczyna swoj� wspinaczk� i robi
z siebie po�miewisko na prze��czy Thorong La, po czym
mo�e rozpocz�� si� to opowiadanie
Noc w ciasnym, drewnianym pomieszczeniu by�a paskudnie zimna. Gdy m�j podr�ny budzik zacz�� piszcze�, zerwa�em si� gwa�townie, rozsznurowa�em niewielki otw�r na g�ow� w �piworze i wystawi�em r�k� w mro�n� ciemno��. Moje palce posuwa�y si� po omacku wzd�u� szczelin w nieheblowanej pod�odze, mi�dzy drzazgami i ziarenkami piasku, a� dotar�y do zimnego plastiku budzika i znalaz�y wy��cznik.
Przez chwil� le�a�em bez ruchu, na p� zdr�twia�y, kurczowo uczepiony belki, z jedn� r�k� zwisaj�c� w otch�a�. Cisza. Zi�b. Kr�tkie oddechy w rozrzedzonym powietrzu. W ciele fizyczny b�l, jakbym ca�� noc le�a�, napinaj�c mi�nie.
W�a�nie wtedy, dok�adnie w tamtej chwili, uzmys�owi�em sobie, �e nie �yj�.
To trudne do opisania wra�enie. Tak jakby cia�o opustosza�o. Sta�em si� kamieniem, niesko�czenie wielkim, zimnym i burym meteorytem. A zanurzone, gdzie� w pustej przestrzeni wn�trza, le�a�o co� obcego, co� pod�u�nego i mi�kkiego, organicznego. Zw�oki m�czyzny. Nie nale�a�y do mnie. By�em z kamienia, otacza�em tylko stygn�c� posta� jak ogromny, szczelnie zamkni�ty sarkofag z granitu. � . . . �
� 5 �
Wszystko to trwa�o dwie, najwy�ej trzy sekundy.
Zapali�em latark�. Budzik pokazywa� same zera. Przez upiorne mgnienie oka mia�em wra�enie, �e czas si� zatrzyma�, �e d�u�ej ju� nie da si� go mierzy�. P�niej zrozumia�em, �e sam wyze-rowa�em budzik, gdy szuka�em po omacku wy��cznika. Zegarek na r�ce wskazywa� dwadzie�cia po czwartej rano. Wok� otworu w �piworze zauwa�y�em cienk� warstw� szronu. By�o poni�ej ze-chocia� znajdowa�em si� w zamkni�tym pomieszczeniu.
ra
Zmusi�em si� do wysi�ku i kompletnie ubrany wype�z�em ze �piwora. Wsun��em stopy w lodowatozimne traperki. Z niemi�ym uczuciem zapakowa�em do plecaka m�j pusty notes. Dzisiaj te� nic. �adnego szkicu, �adnej, nawet najmniejszej notatki.
Odhaczy�em drzwi i wyszed�em w noc. Rozgwie�d�one niebo otwar�o sw� niesko�czono��. Sierp ksi�yca podskakiwa� nad horyzontem jak ��dka na wodzie. Spiczaste zarysy sylwetek ze wszystkich stron wzmaga�y odczucie ogromu Himalaj�w. �wiat�o gwiazd by�o tak intensywne, �e zalewa�o ziemi� prysznicem ostrych bia�ych promieni z gigantycznego durszlaka. Z trudem za�o�y�em plecak. Ten niewielki wysi�ek wystarczy�, abym zacz�� ci�ko oddycha�. Z braku tlenu wsz�dzie przed oczami migota�y plamki. Suchy kaszel spowodowany wysoko�ci�, 4 400 metr�w nad poziomem morza dra�ni� gard�o. Przede mn� majaczy�a �cie�ka, kt�ra pi�a si� stromo po kamienistym zboczu i znika�a gdzie� w ciemno�ciach. Powoli, powoli zacz��em wspinaczk�.
Prze��cz Thorong La, masyw Annapurny, Nepal. Wysoko��: 5 415 metr�w. Da�em rad�. Nareszcie jestem na g�rze! Ulga jest tak ogromna, �e rzucam si� na plecy i ci�ko dysz�. Nogi bol� od zakwas�w, g�owa pulsuje w pierwszym stadium choroby wysoko�ciowej. �wiat�o dnia migocze niepokoj�co. Nag�y po-
� 6 �
dmuch wiatru ostrzega o pogarszaniu si� pogody. Mr�z szczypie w policzki, widz�, jak garstka turyst�w pospiesznie zak�ada plecaki i zaczyna zej�cie do Muktinath.
Zostaj� sam. Nie jestem w stanie zmusi� si� do zej�cia, jeszcze nie teraz. Wci�� zdyszany podnosz� si� do pozycji siedz�cej. Opieram si� o wyznaczaj�c� najwy�szy punkt stert� kamieni z furkocz�cymi tybeta�skimi proporczykami modlitewnymi. Prze��cz jest kamienista, ja�owy �wirowy nasyp bez jakiejkolwiek ro�linno�ci. Po obu stronach pi�trz� si� szczyty, czarne, surowe �ciany z o�lepiaj�co bia�ymi lodowcami.
Pierwsze p�atki �niegu p�dzone wiatrem uderzaj� o kurtk�. Niedobrze. Je�li �nieg zasypie �cie�k�, b�dzie niebezpiecznie. Zerkam za siebie, ale nie widz� ju� nikogo. Musz� si� pospieszy� ze schodzeniem.
Ale jeszcze nie teraz. To najwy�szy punkt, w kt�rym kiedykolwiek si� znalaz�em. Musz� si� najpierw po�egna�. Komu� podzi�kowa�. Pchany impulsem, padam na kolana przy najwy�szym kamieniu. Czuj� si� troch� �miesznie, jeszcze raz si� rozgl�dam i upewniam, �e jestem sam. Szybko si� schylam jak muzu�manin, zadzieraj�c ty�ek w g�r�, padam na twarz i mamrocz� modlitw� dzi�kczynn�. Dostrzegam �elazn� tablic� z tybeta�skimi literami, napis, kt�rego nie mog� rozszyfrowa�, ale czuj�, �e promieniuje powag� i duchowo�ci�, wi�c pochylam si� jeszcze ni�ej i ca�uj� tekst.
W tym momencie pami�� si� otwiera, przepastna rozpadlina si�ga w g��b dzieci�stwa. Tunel w czasie, przez kt�ry kto� ostrzegawczo krzyczy. Ale jest ju� za p�no.
Uwi�z�em.
Moje wilgotne wargi przymarz�y do tybeta�skiej tablicy. A kiedy usi�uj� si� uwolni� za pomoc� j�zyka, przymarza nawet on.
� 7 �
Ka�de dziecko w Norrlandii musia�o kiedy� tego do�wiadczy�. W jaki� mro�ny zimowy dzie� - por�cz mostu, s�up latarni, oszroniony kawa�ek �elaza. Przypominam sobie bardzo wyra�nie. Mam pi�� lat i przymarzam do zamka w drzwiach na ganek w Pajali. Na pocz�tku nies�ychane zdumienie. Zamek, kt�rego mo�na bez ryzyka dotkn�� w r�kawiczce albo nawet go�ym palcem. I nagle: szata�ska pu�apka. Pr�buj� krzycze�, ale to trudne, gdy ma si� przyklejony j�zyk. Wymachuj� r�kami, pr�buj� go oderwa� si��, ale poddaj� si� z b�lu. Mr�z powoduje, �e j�zyk dr�twieje, usta nape�nia smak krwi.
Z rozpaczy i desperacji kopi� drzwi i j�cz�: ' '
- Eeehhh, eeehhh... - ' Wtedy przychodzi mama. Wylewa na drzwi misk� ciep�ej
wody i wargi odrywaj� si�. Kawa�ki sk�ry pozostaj� na �elazie, a ja przyrzekam sobie, �e nigdy wi�cej czego� takiego nie powt�rz�.
- Eeehhh, eeehhh - mamrocz�, podczas gdy �nieg zacina coraz mocniej. Nikt mnie nie s�yszy. Je�li ktokolwiek jest jeszcze w drodze na g�r�, z pewno�ci� wkr�tce zawr�ci. M�j zadek sterczy w niebo i marznie. Wiatr nie obchodzi si� z nim �agodnie. Usta powoli trac� czucie. �ci�gam r�kawice i pr�buj� ogrza� tablic� d�o�mi, r�wnocze�nie chuchaj�c. Bez skutku. �elazo poch�ania ciep�o pozostaj�c wci�� tak samo zimne. Pr�buj� unie��, oderwa� tablic�. Przytwierdzona na amen, ani drgnie. Oblewa mnie zimny pot. Wiatr znajduje sobie drog� pod podszewk� kurtki. Trz�s� si� z zimna. Nadci�gaj� niskie chmury, otulaj� prze��cz mg��. Niebezpiecznie. Cholernie niebezpiecznie. Strach si� pot�guje. Umr� tu. Przymarzni�ty do tablicy na pewno nie przetrwam nocy.
Jest jeszcze jedna szansa. Musz� oderwa� wargi si��. ?
� 8 �
r
Na sam� my�l robi mi si� niedobrze. Ale musz�. Szarpc ostro�nie na pr�b�. B�l przeszywa mnie a� po nasad� j�zyl� Raz...dwa... i...
Czerwie�. Krew. I b�l, kt�ry sprawia, �e uderzam czo�et^ w tablic�. Nie da rady. Wargi s� przyklejone tak mocno jak p>_ przednio. Je�li szarpn��bym mocniej, zosta�bym bez twarzy.
N�. Gdybym przynajmniej mia� n�. Pr�buj� dosi�gn�� sttj, p� plecaka, ale ten le�y kilka metr�w dalej. Strach �ciska mi �o, ��dek. Czuj�, �e za chwil� si� posikam. Rozpinam rozpory i przygotowuj� si� do sikania na czworaka, zupe�nie jak krow^
I w tym momencie powstrzymuj� si�. Chwytam kubek przyN mocowany do paska. Nape�niam go i wylewam zawarto�� ^ swoje usta. �cieka po wargach. Odmarzaj�. Po kilku sekundami uwalniam si�.
Wysika�em sobie wolno��. Podnosz� si�. Moja chwila modli
twy si� sko�czy�a. J�zyk i wargi s� zdr�twia�e i poranione. �],
\ zn�w nimi poruszam. W ko�cu mog� zacz�� opowiada�.
ROZDZIA� 1
- W kt�rym Pajala wkracza w nowoczesno��,
pojawia si� muzyka, a dwaj mali ch�opcy wyruszaj�
; w �wiat bez baga�u
By� pocz�tek lat sze��dziesi�tych, gdy wyasfaltowano nasz� ulic� w Pajali. Mia�em wtedy pi�� lat, us�ysza�em �oskot, gdy si� zbli�ali. Przed naszym domem przepe�z�a kolumna pojazd�w przypominaj�cych czo�gi. Zacz�li rozkopywa� pe�n� wyboj�w �wirow� drog�. Dzia�o si� to na pocz�tku lata. Faceci w kombinezonach chodzili po okolicy, szeroko rozstawiaj�c nogi, pluli prze�uwanym tytoniem, wymachiwali �omami i mruczeli pod nosem po fi�sku, podczas gdy gospodynie domowe zerka�y zza firanek. Dla smarkaczy by�o to niesamowite wydarzenie. Wisia�em uczepiony p�otu, zerka�em przez szpar� mi�dzy sztachetami i wdycha�em spaliny opancerzonych potwor�w. Wkr�tce zacz�y sieka� kr�t� wiejsk� drog�, jakby by�a star� padlin�. Droga z ubitej gliny z niezliczon� ilo�ci� do�k�w, zwykle wype�niaj�cych si� wod� po deszczu, jak ospowate plecy, w czasie odwil�y mi�kn�ca niczym mas�o, posypywana w lecie sol� jak kotlety, by mniej si� kurzy�o. Droga gruntowa by�a prze�ytkiem. Nale�a�a do minionych czas�w, czas�w, kiedy przyszli na �wiat nasi rodzice, czas�w, kt�re chcieli definitywnie zostawi� za sob�.
Ludzie nazywali nasz� ulic� Vittulajankka, co w t�umaczeniu oznacza Cipowe B�ota. Pochodzenie tej nazwy nie jest jasne.
� 10 �
Prawdopodobnie wzi�a si� z faktu, �e rodzi si� tu tak du�o dzieci. W wielu obej�ciach jest ich pi�cioro, czasem nawet wi�cej, nazwa jest wi�c swego rodzaju prymitywnym wyrazem uznania dla p�odno�ci tutejszych kobiet. Vittulajankka, albo w skr�cie Vittula, by�a zamieszkana przez ubogich ch�op�w, kt�rzy dorastali w chudych latach trzydziestych. Dzi�ki ci�kiej pracy i dobrej koniunkturze dorobili si� i sta� ich by�o, aby wzi�� kredyt na will�. Szwecja kwit�a, gospodarka si� rozwija�a, nawet Tornedalen, kraina daleko na p�nocy Szwecji, da�a si� opanowa� gor�czce d��enia do sukcesu. Post�p nadszed� tak niespodziewanie szybko, �e ludzie nadal czuli si� biedni, mimo �e ju� si� wzbogacili. Od czasu do czasu powraca� niepok�j, �e zabior� im to wszystko. Gospodynie domowe za swymi w�asnor�cznie uszytymi firankami z trwog� my�la�y, �e jest tak dobrze. Mia�y dla siebie i potomstwa ca�� will�. Sta� je by�o na kupienie porz�dnych ubra�, dzieci nie musia�y ju� chodzi� w po�atanych i cerowanych. By� nawet samoch�d. A teraz mia�a znikn�� gruntowa droga, mia�a zosta� ukoronowana smoli�cie czarnym asfaltem. Bied� mia�a przykry� czarna sk�rzana kurtka. Tak k�adziono przysz�o��, g�adk� jak policzek. T�dy mia�y je�dzi� dzieciaki na swoich nowych rowerach ku dobrobytowi i wy�szemu in�ynierskiemu wykszta�ceniu.
Ci�ar�wki wy�y i rycza�y. Wywrotki wysypywa�y �wir. Nap�dzane par� stalowe walce utwardza�y nasypy tak niewiarygodnym ci�arem, �e chcia�em to wypr�bowa�, wtykaj�c pod nie moj� pi�cioletni� stop�. Rzuca�em pod walec du�e kamienie i ucieka�em, a potem, gdy ju� przejecha�, chcia�em je odnale��, ale po kamieniach nie zostawa�o ani �ladu. Znika�y w i�cie magiczny spos�b. To by�o i straszne, i fascynuj�ce. K�ad�em r�k� na wyr�wnanej powierzchni. Wydawa�a si� dziwnie zimna. Jakim
� 11 �
sposobem kanciasty �wir m�g� sta� si� g�adki jak prze�cierad�o? Podrzuci�em te� kiedy� widelec z kuchni, a potem plastikow� �opatk�, one r�wnie� znik�y bez �ladu. Nawet dzisiaj nie jestem pewien, czy naprawd� le�� gdzie� tam w nasypie drogi. A mo�e jednak rozp�yn�y si� w jaki� magiczny spos�b?
� o
By�o to wtedy, gdy moja starsza siostra kupi�a sw�j pierwszy w �yciu adapter. Wkrad�em si� do jej pokoju, gdy by�a w szkole. Sta� na biurku - cud techniki z czarnego plastiku, b�yszcz�ca skrzynka z przezroczyst� pokryw�, kt�ra skrywa�a dziwne przyciski i pokr�t�a. Wok� niego wala�y si� papiloty, szminki i aerozole. Wszystko nowoczesne, luksus, oznaka naszego bogactwa i obietnica rozrzutnej przysz�o�ci w dobrobycie. W lakierowanej szkatu�ce le�a�y stosy fotos�w gwiazd filmowych i bilet�w do kina. Moja siostra zbiera�a je - mia�a ju� ca�kiem spory plik z kina Wilhelmssona. Po drugiej stronie biletu notowa�a tytu� filmu, nazwiska aktor�w i ocen�.
Na plastikowym stojaku przypominaj�cym suszark� do naczy� umie�ci�a sw�j jedyny singiel. Musia�em przysi�c na wszystkie �wi�to�ci, �e nigdy nawet na niego nie chuchn�. Teraz chwyci�em go dr��cymi palcami, pog�adzi�em b�yszcz�c� ok�adk�, na kt�rej jaki� m�ody przystojniaczek gra� na gitarze. Mia� czarny lok zwisaj�cy na czo�o. U�miecha� si� i patrzy� mi w oczy. Delikatnie i uwa�nie wyj��em czarn� winylow� p�yt�. Ostro�nie otworzy�em pokryw�. K�ad�c p�yt� na talerz adaptera, usi�owa�em sobie przypomnie�, jak to robi�a siostra. Wpasowa�em specjalny kr��ek w du�y otw�r singla. Poc�c si� ze zdenerwowania, w��czy�em zasilanie.
Talerz poruszy� si� i zacz�� wirowa�. To by�o zupe�nie niesamowite. Zdusi�em w sobie ch�� ucieczki. Niezdarnymi ch�opi�cymi
� 12 �
palcami uj��em w�owate rami�. Czarn� g��wk� z jadowitym z�bem, grubym jak wyka�aczka, opu�ci�em na kr�c�cy si� plastik.
Zaskwiercza�o tak, jakby kto� sma�y� boczek. Wiedzia�em ju�, �e co� si� popsu�o. Zniszczy�em p�yt�, ju� nigdy wi�cej nie zagra.
- BAM-BAM... BAM-BAM...
Nie, jednak si� uda�o! Mocne akordy. I dr��cy g�os Elvisa.
Sta�em jak skamienia�y. Zupe�nie nie zwraca�em uwagi, �e �lina cieknie mi po brodzie. Czu�em, �e kr�ci mi si� w g�owie, przesta�em oddycha�.
To by�a przysz�o��. Tak w�a�nie brzmia�a. Muzyka przypominaj�ca ryk maszyn drogowych, nieko�cz�cy si� �oskot, zgie�k prowadz�cy za horyzont, w stron� purpurowego wschodu s�o�ca.
Wychyli�em si� i popatrzy�em przez okno. Na drodze dymi�o si� spod ci�ar�wki. Zauwa�y�em, �e zacz�li ju� k�a�� nawierzchni�. To, co wylewali, nie by�o jednak g�adkim i b�yszcz�cym asfaltem, tylko gruz�owat� t�ust� mas� z piachu i �wiru. Szarym, zakurzonym, ohydnym kruszywem bitumicznym.
I po tym my, mieszka�cy Pajali, mieli�my peda�owa� ku przysz�o�ci.
Gdy ju� znikn�y maszyny, rozpocz��em pierwsze ostro�ne przechadzki po okolicy. �wiat powi�ksza� si� z ka�dym krokiem. Nasza ulica o nowej nawierzchni prowadzi�a do innych nowo powsta�ych dr�g, parcele rozprzestrzeni�y si� jak cieniste parki, szczeka�y na mnie ogromne psy uwi�zane na pobrz�kuj�cych �a�cuchach. Im dalej maszerowa�em, tym wi�cej by�o do zobaczenia. �wiat nie mia� ko�ca, ca�y czas si� powi�ksza�, a ja odczuwa�em zawroty g�owy na granicy md�o�ci, gdy dotar�o do mnie, �e mo�na tak w�drowa� i w�drowa� w niesko�czono��. W ko�cu zebra�em si� na odwag� i zapyta�em tat�, kt�ry w�a�nie my� nasze nowe volvo PV:
� 13 �
- Jak du�y jest �wiat?
- Ca�kiem spory - odpar�.
- Ale gdzie� si� przecie� ko�czy?
- W Chinach.
To by�a prosta odpowied�, po kt�rej zrobi�o mi si� l�ej na sercu. Gdzie� tam jednak by� koniec - je�li tylko sz�o si� wystarczaj�co d�ugo. Znajdowa� si� w kr�lestwie sko�nookich ludzi m�wi�cych �cing-ciong", po drugiej stronie kuli ziemskiej.
By�o lato, �ar la� si� z nieba. Koszulka nasi�k�a kapi�cymi lodami, kt�re jad�em. Opu�ci�em nasze podw�rko, opu�ci�em bezpieczn� stref�. Od czasu do czasu zerka�em za siebie, zaniepokojony, �e zab��dz�.
Wybra�em si� na plac zabaw, kt�ry by� w�a�ciwie star� ��k�. Pozwolono jej pozosta� w �rodku osiedla, a gmina skleci�a hu�tawki i postawi�a w trawie. Usiad�em na w�skiej desce, zacz��em gwa�townie szarpa� za �a�cuchy, by si� rozhu�ta�.
Chwil� p�niej zda�em sobie spraw�, �e kto� mnie obserwuje. Na zje�d�alni siedzia� jaki� ch�opak. Na samym szczycie, jakby za chwil� mia� si� ze�lizn�� w d�. Czeka� jednak, nieruchomo jak drapie�ny ptak i przypatrywa� mi si� szeroko otwartymi oczyma. Sta�em si� czujny. Co� w nim by�o nieprzyjemnego. Nie siedzia� tam przecie�, gdy przyszed�em. Wygl�da�o to tak, jakby pojawi� si� znik�d. Pr�bowa�em nie zwraca� na niego uwagi, tylko hu�ta�em si� tak zawrotnie wysoko, �e a� �a�cuchy w moich r�kach stawa�y si� lu�ne. Zamyka�em oczy i czu�em �askotanie w �o��dku, gdy porusza�em si� coraz szybciej po �uku, w d�, ku ziemi, i w g�r�, w niebo, po drugiej stronie.
Gdy otworzy�em oczy, siedzia� w piaskownicy. Jakby przelecia� tam na roz�o�onych skrzyd�ach, nie s�ysza�em przecie� naj-
� 14 �
l�ejszego d�wi�ku. Nadal obserwowa� Irfcnie ujj�ftzywte, do po�owy odwr�cony. ' ���� �
Znieruchomia�em i pozwoli�em hu�tawce zwolni�. Na koniec zeskoczy�em w traw�, zrobi�em fiko�ka i le�a�em, gapi�c si� w niebo. Bia�e ob�oki p�yn�y nad rzek�. Przypomina�y du�e, we�niane owce �pi�ce na wietrze. Gdy zamkn��em oczy, zobaczy�em ma�e stworzonka poruszaj�ce si� po wewn�trznej stronie powiek. Ma�e czarne kropki pe�zaj�ce po czerwonej b�once. Gdy mocniej zacisn��em powieki, odkry�em fioletowe �yj�tka w moim brzuchu. Wdrapywa�y si� jedne na drugie i uk�ada�y wzory. Nawet tam by�o �ycie, nawet tam �wiat czeka�, by go odkry�. Zn�w niemal zakr�ci�o mi si� w g�owie na my�l o tym, �e �wiat sk�ada si� z niezliczonej ilo�ci torebek, zawi�zanych jedna w drugiej. Niewa�ne, przez ile warstw si� przedrze�, jest ich tam tylko coraz wi�cej.
Otworzy�em oczy i a� si� wzdrygn��em. Ch�opak le�a� obok mnie. Wyci�gn�� si� na plecach tu� przy mnie, tak blisko, �e czu�em bij�ce od niego ciep�o. Jego twarz by�a osobliwie ma�a. Sama g�owa by�a normalna, ale rysy twarzy �cisn�y si� na zdecydowanie zbyt ma�ej powierzchni. Jak twarz lalki naklejona na pi�k� do nogi w kolorze br�zowej sk�ry. W�osy przystrzy�one na je�a, pewnie w domu, bo nier�wno, odpadaj�cy strupek na czole. Zerka� jednym okiem, tym, kt�re znalaz�o si� wy�ej i chwyta�o promienie s�o�ca. Drugie oko, szeroko otwarte, pozostawa�o ni�ej, w trawie. W ogromnej �renicy mog�em dostrzec w�asne lustrzane odbicie.
- Jak masz na imi�? - zapyta�em. Nie odpowiedzia�. Nie poruszy� si�.
- Mikds sinun nimi oni - powt�rzy�em po fi�sku.
Teraz otworzy� usta. Nie by� to co prawda u�miech, ale mo�na by�o dostrzec z�by; ��te, pokryte nalotem. Wsadzi� ma�y
� 15 �s
palec w dziurk� w nosie - inne palce by�y zbyt grube, by si� zmie�ci�. Zrobi�em tak samo. Ka�dy z nas wygrzeba� swojego w�asnego gila. Ch�opak wsadzi� go do buzi i po�kn��. Ja si� zawaha�em. Wtedy on b�yskawicznie po�kn�� koz�, kt�r� mia�em na palcu.
Zrozumia�em, �e chce si� ze mn� zaprzyja�ni�.
Usiedli�my w trawie. Teraz ja nabra�em ochoty, by mu zaimponowa�.
- Wsz�dzie mo�na dojecha�! a S�ucha� uwa�nie, ale nie by�em pewien, czy zrozumia�.
- A� do Chinl - ci�gn��em.
�eby udowodni�, �e m�wi� powa�nie, ruszy�em w stron� drogi. Dziarsko, z pompatycznie udawan� pewno�ci� siebie, kt�ra skrywa�a zdenerwowanie. Pod��y� za mn�. Szli�my w kierunku ��tych zabudowa� plebanii. Sta� tam zaparkowany na drodze autobus, zapewne przyjechali nim tury�ci odwiedzaj�cy laestadia�sk� chat�. Ze wzgl�du na upa� drzwi pojazdu by�y otwarte, lecz nie dostrzegli�my kierowcy. Poci�gn��em kumpla za sob�, wspi�li�my si� na schodki. Na siedzeniach le�a�y torby i kurtki, wszystko odrobin� zalatywa�o wilgoci�. Usadowili�my si� w tyle autobusu i ukryli�my za oparciami. Wkr�tce kilka starszych dam, spoconych i zasapanych, wesz�o do �rodka i usiad�o. Rozmawia�y j�zykiem pe�nym d�wi�k�w �sz" i pi�y du�ymi �ykami lemoniad� z butelek. P�niej do��czy�o wi�cej emeryt�w, pojawi� si� te� kierowca, kt�ry w�o�y� sobie pod warg� porcj� snusu - tytoniu do �ucia. Ruszyli�my w drog�.
W milczeniu, szeroko otwartymi oczami ogl�dali�my przemykaj�ce za oknem krajobrazy. Wyjechali�my z Pajali, szybko min�li�my ostatnie zabudowania i z �oskotem wtoczyli�my si� w dzikie ost�py. Ogromny las bez ko�ca. Stare s�upy telefoniczne z porce-
� 16 �
�anowymi ba�kami izolator�w, pomi�dzy kt�rymi druty zwisa�y w upale ci�kimi �ukami.
Zanim ktokolwiek zwr�ci� na nas uwag�, przejechali�my �adnych par� kilometr�w. Przypadkowo popchn��em oparcie siedzenia przede mn�, na co w nasz� stron� obr�ci�a si� jaka� pani o bardzo porowatej twarzy. U�miechn��em si� wyczekuj�co. Odwzajemni�a u�miech, pogrzeba�a chwil� w torebce i pocz�stowa�a nas s�odyczami z dziwnej, przypominaj�cej tkanin� torebki. Powiedzia�a co�, czego nie zrozumia�em. Wtedy wskaza�a na kierowc� i zapyta�a:
-Papa?
Pokiwa�em g�ow� z u�miechem zastyg�ym na wargach.
- Habt ihr Hunger? - ci�gn�a. ��-�
Nim si� zorientowali�my, ka�demu wcisn�a w gar�� kanapk� z razowca z serem.
Po d�ugiej autobusowej je�dzie po wybojach zatrzymali�my si� na ogromnym parkingu. Wszyscy wysiedli, ja i m�j kolega r�wnie�. Przed nami znajdowa� si� szeroki betonowy budynek z p�askim dachem i stercz�cymi metalowymi antenami. W oddali, za ogrodzeniem ze stalowej linki sta�o kilka samolot�w �mig�owych. Kierowca otworzy� baga�nik i zacz�� wyjmowa� walizki. Nasza znajoma mi�a pani by�a zdenerwowana i mia�a zdecydowanie za du�o baga�u. Pot perli� jej si� pod rondem kapelusza. Cmoka�a nieprzyjemnie przez z�by. Wdzi�czni za kanapki chwycili�my jej ci�k� waliz�. Dowlekli�my j� do budynku, gdzie emeryci ju� zbili si� w g�o�no paplaj�c� gromadk� przed okienkiem odprawy i zacz�li wyjmowa� wszelkie mo�liwe pa-Piery i dokumenty. Jaka� umundurowana pani pr�bowa�a cierpliwie zaprowadzi� porz�dek. P�niej zwart� grup� przeszli�my przez bramk� i pod��yli�my w kierunku samolotu.
� 17 �
Po raz pierwszy w �yciu mia�em lecie�. Obaj czuli�my si� nieco nieswojo, ale �liczna ciemnooka pani ze z�otymi serduszkami w uszach pomog�a nam zapi�� pasy. M�j kolega zaj�� miejsce przy oknie. Z rosn�cym napi�ciem obserwowali�my b�yszcz�ce �mig�a, kt�re zacz�y si� kr�ci�, coraz szybciej i szybciej, a� ca�kiem znikn�y w niewidzialnym wirze. Wtedy ruszyli�my. Wcisn�o mnie w fotel, poczu�em, jak podskakuj� ko�a, a p�niej lekkie szarpni�cie, gdy oderwali�my si� od ziemi. M�j kumpel, zachwycony, pokazywa� co� za oknem. Lecieli�my! �wiat zosta� gdzie� pod nami. Ludzie, domy i samochody skurczy�y si� do rozmiaru zabawek, tak ma�ych, �e zmie�ci�yby si� w kieszeni. A p�niej ze wszystkich stron pojawi�y si� chmury, bia�e z wierzchu, a w �rodku szare jak owsianka. Przedzierali�my si� przez nie, wznosz�c si� w g�r�, a� do momentu gdy samolot si�gn�� najwy�szego pu�apu nieba i p�yn�� w prz�d tak wolno, �e ledwie mo�na by�o ten ruch zauwa�y�.
Sympatyczna stewardesa da�a nam soku. I ca�e szcz�cie, bo ju� porz�dnie chcia�o nam si� pi�. Kiedy zachcia�o nam si� siku, pokaza�a malute�kie pomieszczenie, gdzie kolejno wyci�gn�li�my siusiaki. Siu�ki lecia�y w d� do otworu, a ja wyobrazi�em sobie, jak lec� dalej ku ziemi jako drobny ��ty deszczyk.
Nast�pnie ka�dy z nas dosta� blok i kredki. Narysowa�em dwa samoloty, kt�re si� zderzaj�. Kolega odchyli� kr�tko ostrzy�on� g�ow� w ty� i wkr�tce zasn�� z otwartymi ustami. Po ka�dym jego oddechu na szybie zostawa�a para.
Po pewnym czasie wyl�dowali�my. Wszyscy podr�ni pod��yli z po�piechem do wyj�cia, w zamieszaniu zgubili�my starsz� pani�. Zapyta�em jakiego� pana w czapce z daszkiem, czy to Chiny. Pokr�ci� g�ow� i wskaza� r�k� na d�ugi, nieko�cz�cy si� korytarz, gdzie ludzie wchodzili i wychodzili ze swoimi walizka-
� 18 �
mi. Poszli�my wi�c tym korytarzem. Kilka razy musia�em grzecznie si� dopytywa�, zanim zauwa�yli�my ludzi o sko�nych oczach. Pomy�la�em, �e z pewno�ci� wybieraj� si� do Chin, wi�c usiedli�my obok nich i cierpliwie czekali�my.
Po chwili podszed� do nas pan w granatowym mundurze i zacz�� zadawa� pytania. Widzieli�my po jego oczach, �e b�d� k�opoty. U�miechn��em si� zatem nie�mia�o i udawa�em, �e nie rozumiem, co m�wi.
- Tata - mamrota�em i pokazywa�em gdzie� daleko za siebie.
- Poczekajcie tu - odpowiedzia� i oddali� si� szybkim krokiem. Gdy tylko znikn��, natychmiast przenie�li�my si� na inn�
�awk�. Wkr�tce te� spotkali�my czarnow�os� Chink�, dziewczynk� w podkolan�wkach, kt�ra mia�a zabawn� plastikow� uk�adank�. Roz�o�y�a j� na ziemi w kawa�kach i pokaza�a, jak mo�na zbudowa� drzewo albo helikopter, albo cokolwiek innego. M�wi�a du�o i macha�a szczup�ymi ramionami. Chyba powiedzia�a, �e ma na imi� Li. Czasami wskazywa�a w stron� �awki, gdzie starszy pan o surowym spojrzeniu, siedz�cy obok dziewczynki o kruczoczarnych w�osach, czyta� gazet�. Zrozumia�em, �e to starsza siostra naszej znajomej. Jad�a czerwony, ociekaj�cy sokiem owoc i wyciera�a usta serwetk� obszyt� koronk�. Kiedy podszed�em, z pow�ci�gliw� min� pocz�stowa�a mnie dekoracyjnie pokrojonymi kawa�kami. By�y tak s�odkie, �e poczu�em �askotanie gdzie� w �rodku, nigdy nie jad�em czego� r�wnie pysznego, wi�c popchn��em do przodu koleg�, �eby on te� spr�bowa�. Rozkoszowa� si� smakiem, przymru�ywszy oczy. Zamiast podzi�kowania wyci�gn�� niespodziewanie z zanadrza pude�ko od zapa�ek, otworzy� i pozwoli� Chinkom zajrze�. W �rodku znajdowa� si� ogromny chrz�szcz po�yskuj�cy na ono. Starsza z si�str pr�bowa�a da� mu kawa�ek owocu, ale
------- 1 C� "
wtedy chrz�szcz odfrun��. Wzni�s� si� w g�r� i z g�uchym brz�- , czeniem zatoczy� k�ko nad wszystkimi sko�nookimi lud�mi siedz�cymi w fotelach, kr��y� wok� dw�ch pa� ze szpilkami we w�osach, kt�re zadar�y g�owy w os�upieniu. Omin�� g�r� baga�y zwie�czon� niedbale zapakowanymi rogami renifera i polecia� dalej korytarzem, tu� pod �wietl�wkami, t� sam� drog�, kt�r� my pokonali�my w odwrotnym kierunku. M�j kumpel wygl�da� na zasmuconego, wi�c pr�bowa�em go pocieszy�, �e chrz�szcz z pewno�ci� jest ju� w drodze do domu, do Pajali.
W tej samej chwili us�yszeli�my komunikat z g�o�nik�w i wszystkim wok� nagle zacz�o si� spieszy�. Spakowali�my dziewczynce uk�adank� do torby z zabawkami i wcisn�li�my si� w mrowie pasa�er�w przy odprawie. Tym razem samolot by� du�o wi�kszy ni� poprzednio. Zamiast �migie� mia� na skrzyd�ach wielkie b�bny gwi�d��ce po uruchomieniu. D�wi�k ur�s� do og�uszaj�cego ryku, ale zmniejszy� si� do dudni�cego grzmotu, gdy unie�li�my si� w powietrze.
Dotarli�my do Frankfurtu. I gdyby nie to, �e mojego cichego towarzysza podr�y zacz�� bole� brzuch i zabra� si� do robienia kupy gdzie� pod sto�em, z pewno�ci�, bez najmniejszych w�tpliwo�ci dolecieliby�my a� do Chin. .......
ROZDZIA� 2
O �ywej i martwej wierze, o tym, w jaki spos�b �rubki wywo�uj� agresj� oraz o godnym uwagi incydencie
w pajalskim ko�ciele
Zacz��em spotyka� si� z moim milcz�cym towarzyszem i wkr�tce po raz pierwszy poszed�em do niego do domu. Rodzice okazali si� laestadianami, nale�eli do ruchu religijnego, kt�remu dawno temu, w Karesuando, da� pocz�tek Lars Levi Laestadius. Ten niewielkiego wzrostu pastor kl�� w swych soczystych kazaniach prawie tak jak sami grzesznicy, a pija�stwo i nierz�d atakowa� z tak� moc�, �e echa dotar�y a� do naszych czas�w.
Dla laestadianina sama wiara to za ma�o. Nie chodzi tylko o to, by by� ochrzczonym, g�o�no wyznawa� wiar� lub p�aci� podatek na rzecz ko�cio�a. Wiara musi by� �ywa. Kto� zapyta� kiedy� starego laestadia�skiego kaznodziej�, jak opisa�by t� �yw� wiar�. Ten d�ugo si� zastanawia�, a p�niej odpar� z namys�em, �e to jakby ca�e �ycie w�drowa� pod g�r�.
Ca�e �ycie pod g�r�. Do�� trudno to sobie wyobrazi�. W�drujesz w ciszy i spokoju w�sk�, kr�t� tornedalsk� drog�, tak� jak mi�dzy Pajal� a Muodoslompolo. Jest pe�en zieleni pocz�tek lata. Droga wiedzie przez rzadki sosnowy las, w powietrzu unosi si� zapach b�ota, rozgrzanych s�o�cem mokrade� i le�nych bajorek. G�uszce dziobi� piasek w przydro�nych rowach, furko-cz�c skrzyd�ami, zrywaj� si� do lotu i znikaj� w zaro�lach. i
� 21 �
Wkr�tce docierasz do pierwszej pochy�o�ci. Zauwa�asz, jak teren zaczyna si� wznosi� i czujesz, jak napinaj� si� mi�nie �ydek. Jednak nie zaprz�ta ci to d�ugo my�li, to przecie� tylko ma�e wzniesienie. Tam na g�rze, ju� za chwil�, droga zn�w stanie si� p�aska i utworzy such� le�n� r�wnin�, polan� us�an� bia�ym, sko�tunionym chrobotkiem reniferowym w�r�d wysokich a� do nieba pni.
Jednak podchodzenie trwa. O wiele d�u�ej, ni� przypuszcza�e�. Nogi si� m�cz�, zwalniasz i z coraz wi�ksz� niecierpliwo�ci� wypatrujesz szczytu, kt�ry przecie� ju� za chwil� musi si� pojawi�.
Lecz si� nie pojawia. Droga wci�� wiedzie pod g�r�. Las jest taki sam jak wcze�niej, bagniste zag��bienia, zbocza pokryte porostami i samosiejkami, gdzie niegdzie szpetne por�by. �cie�ka nadal pnie si� w g�r�. Jakby kto� roz�ama� p�yt� krajobrazu, po-d�wign�� i podpar� ko�kami z jednej strony. Podni�s� przeciwleg�� kraw�d� i pod�o�y� co� pod ni�, tylko po to, �eby kogo� wkurzy�. I zaczyna do ciebie dociera�, �e wci�� b�dzie pod g�r�, przez ca�� reszt� dnia. I przez ca�y jutrzejszy dzie� te�.
Uparcie wdrapujesz si� dalej. Dni przeradzaj� si� w tygodnie. Nogi zaczynaj� powa�nie s�abn��, a cz�owiek zastanawia si�, kto m�g� by� tak zr�czny i silny, aby wypi�trzy� teren w ten spos�b. W ka�dym razie zosta�o to - trzeba z niech�ci� przyzna� - zrobione porz�dnie. Za Parkajoki teren powinien ju� sta� si� p�aski, przecie� musi by� w tym jaki� umiar. Dochodzisz do Parkajoki, ale stok pnie si� dalej pod g�r�, wtedy my�lisz, �e w takim razie sko�czy si� to w Kitki�joki.
Tygodnie przemieniaj� si� w miesi�ce. Posuwasz si� krok po kroku. Zaczyna pada� �nieg. I topnieje, i zn�w pada. Pomi�dzy Kitki�joki a Kitki�jarvi jeste� bliski poddania si�. Nogi dr��, sta-
� 22 �
wy biodrowe bol�, ostatnie zapasy energetyczne organizmu wkr�tce si� sko�cz�.
Przez chwil� oddychasz ci�ko, ale p�niej zmagasz si� dalej. Ju� nied�ugo powiniene� dotrze� do Muodoslompolo. Czasem spotykasz kogo� nadchodz�cego z przeciwnego kierunku, to nie do unikni�cia. Kogo�, kto mija ci�, zbiegaj�c lekko w d� w kierunku Pajali. Niekt�rzy nawet zje�d�aj� rowerami. Siedz� wygodnie na siode�kach i nie peda�uj�c, mog� bez wysi�ku toczy� si� ca�� drog� w d�. Trzeba przyzna�, �e wtedy budzi si� zw�tpienie. W�wczas toczysz wewn�trzne walki z samym sob�.
Twoje kroki staj� si� kr�tsze. Lata mijaj�. Teraz ju� na pewno musisz by� blisko, bardzo blisko. Znowu pada �nieg, jest tak, jak by� powinno. Mru�ysz oczy w �nie�nej zadymce i wydaje ci si�, �e co� dostrzegasz. My�lisz, �e tam w oddali troch� si� rozja�nia. Las rzednie, otwiera si�. Domy majacz� mi�dzy drzewami. To wioska] To Muodoslompolo! I w po�owie kroku, tego ostatniego, kr�tkiego i dr��cego kroku...
Na pogrzebie kaznodzieja g�osi, �e umar�e� w �ywej wierze. Wszystko jasne. Umar�e� w �ywej wierze, sie kuolit eldvdssd uskossa. Doszed�e� do Muodoslompolo, wszyscy jeste�my tego �wiadkami. I oto siedzisz nareszcie na z�otym baga�niku naszego Pana Boga Ojca w wiecznej drodze w d�, przy d�wi�kach anielskich tr�b.
Ch�opak, jak si� okaza�o, mia� imi�, mama nazywa�a go Nii-la. Oboje rodzice to gorliwi chrze�cijanie. W ich domu pe�no by�o dzieci, a jednak panowa�a tu i�cie ko�cielna, pos�pna cisza. Niila mia� dw�ch starszych braci i dwie m�odsze siostry i nast�pne z rodze�stwa, kt�re dopiero wierzga�o u mamy w brzuchu. A w zwi�zku z tym, �e dzieci to przecie� dar od Boga, mia�o ich by� z czasem jeszcze wi�cej.
� 23 �
To nieprawdopodobne, �e tyle dzieciak�w potrafi�o by� tak cicho. Mieli niewiele zabawek. Wi�kszo�� by�a z niemalowanego drewna, wystrugana przez starszych braci. Dzieci bawi�y si� tymi zabawkami, siedz�c cicho jak myszki. Nie tylko dlatego, �e otrzymywa�y religijne wychowanie, mo�na to dostrzec i w innych rodzinach w Tornedalen. Po prostu przestawa�y rozmawia�. Mo�e przez nie�mia�o��, a mo�e ze z�o�ci. Mo�e dlatego, �e wydawa�o si� to zb�dne. Rodzice otwierali usta tylko wtedy, gdy jedli, a gdy czego� chcieli, pokazywali i kiwali g�owami, i dzieci to przej�y.
Nawet ja milk�em, gdy przychodzi�em do Niili. Kiedy jest si� dzieckiem, wyczuwa si� takie rzeczy. Zdejmowa�em buty na wycieraczce w przedpokoju i skrada�em si� na palcach, pochylaj�c g�ow� i garbi�c plecy. Spogl�da�o na mnie mn�stwo niemych oczu, z bujanego fotela, spod sto�u, od strony szafek kuchennych. Dzieci�ce �widruj�ce spojrzenia, kt�re natychmiast pierzcha�y, gdy je napotyka�em, b��dzi�y wok� po kuchennych �cianach, po sosnowej pod�odze, ale wci�� wraca�y do mnie. W miar� mo�liwo�ci stara�em si� odpowiada� wzrokiem. Twarzyczka najm�odszej dziewczynki zmarszczy�a si� ze strachu, mleczne z�by zal�ni�y w otwartej buzi, do oczu zacz�y cisn�� si� �zy. P�aka�a, ale nawet ten p�acz by� bezg�o�ny. Tylko mi�nie policzk�w napi�y si�, a pulchne r�czki chwyci�y mamin� sp�dnic�. Mama mia�a na g�owie chustk�, chocia� by�a w domu; sta�a z r�kami po �okcie w dzie�y. M�ka unosi�a si� k��bami z�oc�cymi si� od s�o�ca, wzbudzonymi przez silne ruchy jej r�k zagniataj�cych ciasto. Sprawia�a wra�enie, jakby nie zauwa�y�a, �e tam jestem, a Niila potraktowa� ten fakt jako milcz�ce przyzwolenie. Zaprowadzi� mnie do swoich starszych braci, kt�rzy na kuchennej �awie wymieniali mi�dzy sob� �rubki. A mo�e by�a to swego rodzaju gra, skomplikowane wybieranie z r�nych pude-
� 24 �
�eczek i przegr�dek. Z czasem coraz bardziej denerwowali si� jeden na drugiego i zacz�li, wci�� w ciszy, wyrywa� sobie �rubki z r�k. Jaka� nakr�tka upad�a na pod�og�, Niila natychmiast j� chwyci�. Najstarszy z braci b�yskawicznym ruchem �cisn�� mu r�k�, tak �e Niila a� wstrzyma� oddech z b�lu. Zosta� w ten spos�b zmuszony do wypuszczenia nakr�tki z zaci�ni�tej pi�ci i wrzucenia jej do przezroczystego plastikowego pude�ka. M�odszy brat przewr�ci� je do g�ry dnem. Grzechot stali. Zawarto�� wysypa�a si� na drewnian� pod�og�.
Na chwil� wszystko zamar�o. Wszystkie spojrzenia skupi�y si� w punkcie zapalnym - na braciach, jak wtedy, gdy film zacina si� w projektorze, obraz ciemnieje, marszczy si�, a potem jest zupe�nie bia�o. Wyczuwa�em nienawi��, nic nie rozumiej�c. Gwa�townym ruchem bracia chwycili si� za koszule. Mi�nie ramion napi�y si�, przyci�gn�li si� jak silne magnesy. Ca�y czas wpatrywali si� w siebie nawzajem. Czarne jak smo�a �renice, dwa lustra naprzeciw dw�ch luster, bardzo blisko siebie, a odleg�o�� ros�a w niesko�czono��.
W tym momencie mama rzuci�a �cierk� do naczy�. Ta przelecia�a jak pocisk przez kuchni�, ci�gn�c za sob� cienk� smu�k� dymu z m�ki, niczym kometa z ogonem, po czym plasn�a najstarszego syna prosto w czo�o. Mama odczeka�a chwil� pe�n� grozy, powoli strzepuj�c ciasto z r�k. Nie mia�a najmniejszej ochoty sp�dzi� ca�ego wieczoru na przyszywaniu guzik�w. Wbrew swej woli bracia zwolnili uchwyt. Potem wstali i wyszli przez kuchenne drzwi.
Mama przynios�a �cierk�, umy�a r�ce i powr�ci�a do wyrabiania ciasta. Niila pozbiera� wszystkie �rubki i z zachwycon� min� wcisn�� pude�ko do swojej kieszeni. P�niej zerkn�� na zewn�trz Przez kuchenne okno. - .1 v-
� 25 �
Bracia stali na �rodku �cie�ki. Ramiona wymierza�y w szcz�ki cios za ciosem. Mocne trafienia, a� kr�tko ostrzy�one g�owy skr�ca�y si� niczym brukiew. Jednak bez krzyk�w, bez wyzwisk. Cios za ciosem w niskie czo�a, w kartoflane nosy, silne sierpowe w purpurowe uszy. Starszy mia� wi�kszy zasi�g, m�odszy musia� atakowa� z byka. Obaj mieli rozbite nosy. Krew kapa�a i rozbryzgiwa�a si� wok�, knykcie by�y ju� ca�e czerwone. A oni jeszcze si� bili. Buch. P�ask. Buch. P�ask.
Dostali�my soku i cynamonowych bu�eczek prosto z pieca, tak gor�cych, �e trzeba je by�o potrzyma� chwil� w z�bach, zanim zacz�o si� gry��. P�niej Niila zacz�� bawi� si� �rubkami. Wysypa� je na kanap� w kuchni. Palce mu dr�a�y. Zrozumia�em, �e ju� od dawna marzy�, by m�c w nich pogmera�. Posortowa� je i powk�ada� do oddzielnych przegr�dek w pude�ku, wysypa�, wymiesza� i zacz�� od nowa. Pr�bowa�em pomaga�, ale zauwa�y�em, �e dzia�a mu to na nerwy, wi�c po chwili poszed�em do domu. Nawet nie odprowadzi� mnie wzrokiem.
Bracia nadal stali na dworze. Wydeptany �wir przybra� form� kolistego wa�u. Wci�� te same w�ciek�e ciosy, ta sama g�ucha nienawi��, lecz wi�ksze zm�czenie i powolniejsze ruchy. Ich koszule by�y mokre od potu. Zakrwawione twarze zszarza�y, lekko przypr�szone ziemi�. W�wczas zauwa�y�em, �e s� odmienieni. Nie byli ju� normalnymi ch�opcami. Szcz�ki nabrzmia�y, zza spuchni�tych warg wystawa�y k�y. Nogi by�y kr�tsze i silniejsze, jak �apy nied�wiedzia. Nabrzmia�y tak, �e spodnie p�ka�y w szwach. Paznokcie sczernia�y i uros�y w pazury. Teraz zobaczy�em, �e to co mieli na twarzach, to nie by�a ziemia. To szczecina, kie�kuj�ce futro, ciemno�� sp�ywaj�ca po jasnych ch�opi�cych policzkach w d�, wzd�u� szyi i pod lamo wk� koszuli.
j -26-
Chcia�em krzykn��, �eby ich ostrzec. Zrobi�em nieostro�ny krok w ich kierunku.
Zatrzymali si�. Odwr�cili si� w moj� stron�. Skulili si�, poczuli m�j zapach. I wtedy zobaczy�em g��d. Przera�aj�cy g��d. Chcieli je��, chcieli mi�sa.
Wycofa�em si� zmro�ony. Pochrz�kiwali. Zbli�ali si� �opatka w �opatk�, dwa czujne drapie�niki. Przyspieszyli. Wyszli poza wydeptany �wirowy okr�g. Wbili w ziemi� pazury, gotowi do okrutnego skoku.
Pi�trz�ca si� ciemno��.
M�j st�umiony krzyk. Przera�enie, j�ki, kwilenie prosiaka.
Brzd�k. Ding dong.
Ko�cielne dzwony. t, : j
�wi�te, ko�cielne dzwony. Ding dong. Ding dong. Na podw�rko wjecha�a na rowerze posta� ubrana na bia�o, po�yskuj�ca istota bij�ca w dzwony w rozmytym, �wietlnym ob�oku. Zahamowa�a bezg�o�nie. Ogromnymi r�kami chwyci�a ka�de zwierz� za kark i zderzy�a ze sob� mak�wki g��w, a� zahucza�o.
- Tato - kwilili - tato, tato...
�wiat�o zblad�o, ojciec powali� syn�w na ziemi� i chwyci� za kostki, ka�dego jedn� r�k�. Ci�gn�� ich w ten spos�b tam i z powrotem po �wirowej �cie�ce. Wyr�wnywa� nasyp, u�ywaj�c w tym celu przednich z�b�w syn�w jako grabi, a� podw�rko zn�w sta�o si� p�askie i zadbane. Gdy sko�czy�, obaj synowie p�akali i znowu byli ch�opakami. Pop�dzi�em do domu, ile si� w nogach. A w kieszeni zosta�a mi �rubka.
Tata Niili mia� na imi� Isak, pochodzi� z du�ej laestadia�skiej rodziny. Ju� jako ma�y ch�opiec by� zabierany na spotkania modlitewne odbywaj�ce si� w zaparowanych cha�upach, gdzie na �awkach siedzieli ty�ek przy ty�ku ciemno ubrani ma�orolni ch�opi
� 27 �
i ich �ony w chustkach na g�owach. By�o tak ciasno, �e czo�a spo< tyka�y si� z plecami os�b siedz�cych z przodu, gdy porwani Duchem �wi�tym wszyscy zaczynali si� ko�ysa� w prz�d i w ty� w modlitewnym uniesieniu. Tam w�a�nie siedzia� Isak, drobny ch�opak �ci�ni�ty mi�dzy ciotkami i wujkami, kt�rzy na jego oczach ulegali przemianie. Zaczynali g��biej oddycha�, powietrze stawa�o si� przez to cuchn�ce i wilgotne, ich twarze purpurowia�y, okulary zaparowywa�y, zaczyna�o im kapa� z nosa, a g�osy obu kaznodziej�w zawodzi�y coraz g�o�niej i silniej. S�owa, �ywe s�owa, tkaj�ce Prawd� nitka za nitk�, obrazy z�a, oszustw, grzech�w, kt�re pr�bowa�y ukry� si� w ziemi, a kt�re wyrywano razem z ich paskudnymi korzeniami i potrz�sano nimi przed zgromadzonymi niczym nadjedzon� przez robaki rzep�. W rz�dzie z przodu siedzia�a dziewczynka z jasnymi, z�oc�cymi si� w p�mroku warkoczami, �ci�ni�ta z obu stron strwo�onymi cia�ami doros�ych. Siedzia�a nieruchomo, do piersi tul�c lalk�, podczas gdy g�r� przetacza�a si� nawa�nica. To przera�aj�ce zobaczy� oboje swoich rodzic�w p�acz�cych. Zobaczy� m�drych, doros�ych krewnych, kt�rzy podlegaj� takiej przemianie. Zobaczy� ich za�amanych. Siedzie� cichutko, czu� sp�ywaj�cy po plecach pot i my�le�: to moja wina. Tak, to moja wina, gdybym tylko by�a wtedy troch� grzeczniejsza. Isak zaciska� ch�opi�ce d�onie w ciasny w�ze�, a w �rodku roi�o si� jakby od insekt�w. My�la� sobie: je�li rozlu�ni� u�cisk, wszyscy umrzemy. Je�eli je wypuszcz�, zginiemy.
Pewnego razu, pewnej niedzieli, po kilku latach, gdy wyr�s� wysoki i silny, wszed� na cienki l�d. P�k�a krucha pow�oka, wszystko si� za�ama�o. Dopiero co sko�czy� trzyna�cie lat i poczu�, �e diabe� ro�nie mu w brzuchu. Ze strachem wi�kszym ni� strach przed laniem, silniejszym nawet od instynktu samozachowawczego wsta� na spotkaniu i opar� si� o plecy przed nim, ki-
� 28 �
wa� si� w prz�d i w ty�, a p�niej zapad� ca�kiem w Chrystusowe �ono. Jego ciemienia i klatki piersiowej dotkn�y poranione d�onie, to by� drugi chrzest, tak w�a�nie si� to odby�o. Otworzy� si� ca�kowicie i zosta� oczyszczony z grzech�w.
W�r�d zgromadzonych �adne oko nie pozosta�o bez �zy. To by�o co� donios�ego. Byli �wiadkami powo�ania. Pan w�asn� r�k� zabra� ch�opca, a p�niej odda� go z powrotem.
Po tym wydarzeniu na nowo uczy� si� chodzi�. Gdy sta� na chwiejnych nogach, podtrzymywali go. Jego gruba matka u�cisn�a go i pob�ogos�awi�a w imi� Jezusa i jego krwi, a jej �zy pop�yn�y po twarzy syna. Droga do zostania kaznodziej� zosta�a otwarta.
Isak, jak wi�kszo�� laestadian, sta� si� pracowitym robotnikiem. Zim� �cina� drzewa w lesie, na pocz�tku lata sp�awia� je i ci�ko harowa� w niewielkim gospodarstwie rodzic�w, gdzie by�o kilka krasul i poletko ziemniak�w. Du�o pracowa�, a wymaga� ma�o, unika� alkoholu, kart i komunizmu. To czasem by�o powodem trudno�ci w le�nych schroniskach dla drwali, ale przyjmowa� kpiny kumpli jak pr�b� i przez d�ugie, ciche tygodnie czyta� zbiory kaza� Laestadiusa.
Natomiast na niedziel� oczyszcza� si� przez modlitw� i saun�, wci�ga� na siebie bia�� koszul� i czarny garnitur. Na spotkaniach m�g� wreszcie atakowa� nieczysto�� i Szatana, wymachiwa� obosiecznym mieczem Pa�skim, Prawem i Ewangeli� przeciw wszystkim grzesznikom, przeciw k�amcom, lubie�nikom, z�odziejom �aski, tym, kt�rzy miotaj� przekle�stwami, pijakom, dr�czycielom �on i komunistom, kt�rzy gnietli si� jak wszy w dolinie rzeki Tornealven, na tym ziemskim padole �ez.
M�oda, pe�na energii, g�adko ogolona twarz. G��boko osadzo-ne oczy- Umiej�tnie skupia� na sobie uwag� zgromadzenia,
' � � 29 �
a wkr�tce potem o�eni� si� ze wsp�wyznawczyni�, nie�mia�� i dobrze u�o�on�, pachn�c� szarym myd�em Fink� z okolic Pello.
Gdy zacz�y pojawia� si� dzieci, Isak zosta� przez Boga opuszczony. Pewnego dnia po prostu zapad�a cisza. Nikt ju� nie odpowiada�.
Zosta�a tylko ogromna, bezdenna konsternacja. Smutek. I powoli rosn�ca z�o�liwo��. Zacz�� grzeszy�, najpierw na pr�b�. Ma�e z�e uczynki wobec swych najbli�szych. Gdy zauwa�y�, �e sprawia mu to przyjemno��, nie przestawa�. Podczas kilku powa�nych rozm�w z zatroskanymi wsp�wyznawcami przywo�ywa� imi� Szatana. Odeszli swoj� drog� i nigdy nie wr�cili.
Pomimo opuszczenia, mimo swej pustki wci�� nazywa� si� wierz�cym. Kultywowa� rytua�y i wychowywa� dzieci wed�ug przykaza�. Ale na miejscu Boga umie�ci� samego siebie. To by�a najgorsza forma laestadianizmu, najzimniejsza, najbardziej bezlitosna. Laestadianizm bez Boga.
Na takim w�a�nie zmro�onym terenie dorasta� Niila. Podobnie jak wiele dzieci w otoczeniu pe�nym nienawi�ci nauczy� si�, jak prze�y� dzi�ki niezwracaniu na siebie uwagi. Tego w�a�nie by�em �wiadkiem przy naszym pierwszym spotkaniu na placu zabaw - przemieszczania si� bez najmniejszego d�wi�ku. W jaki� spos�b przyjmowa� barwy otoczenia do tego stopnia, �e niemal nie mo�na go by�o odr�ni�. By� typowym tornedalskim jante, istot�, kt�ra nie powinna wierzy�, �e jest kim� znacz�cym. Cz�owiek kurczy si�, aby zatrzyma� ciep�o. Cia�o twardnieje, mi�nie ramion napinaj� si� i w �rednim wieku zaczynaj� bole�. Kroki staj� si� kr�tsze, oddech p�ytszy, a sk�ra szarzeje od niedoboru tlenu. Tornedalski jante nigdy nie ucieka przed napa�ci�, bo to nie ma sensu. Lepiej skuli� si� i mie� nadziej�, �e przejdzie bokiem. W miejscach publicznych zajmuje miejs
� 30 �
gdzie� z ty�u, co cz�sto mo�na zauwa�y� w Tornedalen przy okazji imprez kulturalnych. Mi�dzy o�wietlon� reflektorami scen� a publiczno�ci� zieje pustk� kilkana�cie rz�d�w krzese�, podczas gdy te najbardziej oddalone rz�dy s� pe�ne.
Niila mia� na przedramionach ma�e rany, kt�re nigdy si� nie goi�y. Z czasem zauwa�y�em, �e wci�� je rozdrapuje. To by�o co� nie�wiadomego, brudne paznokcie samowolnie tam w�drowa�y i drapa�y. Gdy tylko zrobi� si� strup, skuba� go, �ama�, odrywa� i pozbywa� si� go pstrykaj�c palcami. Czasem taki strup l�dowa� na mnie, czasem Niila po�yka� go z nieobecnym wyrazem twarzy. Nie wiem, co wydawa�o mi si� bardziej obrzydliwe. Gdy byli�my u mnie w domu, pr�bowa�em zwraca� mu uwag�, ale wtedy wygl�da� tylko na niewinnie zaskoczonego. I za chwil� robi� to samo.
Najdziwniejsze u Niili by�o jednak to, �e nie m�wi�. Mia� ju� przecie� pi�� lat. Czasem otwiera� usta i ju� jakby co� wypowiada�, mo�na by�o us�ysze� poruszaj�c� si� w gardle �lin�. Wychodzi�o z tego swego rodzaju chrz�kanie, wydawa�o si�, �e knebel pu�ci. W takich chwilach powstrzymywa� si� i wygl�da� na wystraszonego. Rozumia�, co do niego m�wi�em, to si� da�o zauwa�y�, czyli nie by� to problem z g�ow�. Niemniej co� pozostawa�o zatrza�ni�te.
Na pewno du�� role odgrywa�o to, �e jego mama pochodzi�a z Finlandii. By�a to zawsze milcz�ca kobieta z ciemi�onego narodu wyniszczonego zar�wno wojn� domow�, Wojn� Zimow� i dalszym ci�giem walk, podczas gdy t�usty zachodni s�siad - Szwecja - wzbogaci� si�, sprzedaj�c Niemcom rud� �elaza, ^zu�a si� gorsza. Chcia�a da� swoim dzieciom to, czego sama nie otrzyma�a, mia�y sta� si� prawdziwymi Szwedami, dlatego chcia�a je nauczy� szwedzkiego zamiast swojego ojczystego
� 31 �
fi�skiego. Lecz.,at�i�, niewiele umia�a po szwedzku, dlatego milcza�a. * , ;
U nas w domu cz�sto siedzieli�my w kuchni, bo Niila lubi� s�ucha� radia. U mojej mamy - zupe�nie inaczej ni� w jego domu - radio ca�ymi dniami gra�o gdzie� w tle. Tre�� nie mia�a znaczenia, wszystko od �Radia Kierowc�w" i �To trzeba uczci�" a� po bicie dzwon�w w Sztokholmie, kursy j�zyk�w obcych i nabo�e�stwa. Ja sam nigdy tego nie s�ucha�em, wpada�o jednym uchem, wypada�o drugim. Niila natomiast rozkoszowa� si� najwyra�niej samym d�wi�kiem, tym, �e nigdy nie by�o naprawd� cicho.
Pewnego popo�udnia podj��em decyzj�. Naucz� Niil� m�wi�. Uchwyci�em jego wzrok, pokaza�em na siebie i powiedzia�em:
- Matti.
Potem pokaza�em na niego i czeka�em. On te� czeka�. Nachyli�em si� i wsadzi�em palec mi�dzy jego wargi. Otworzy� szeroko usta, ale nadal milcza�. Zacz��em masowa� jego szyj�. �askota�o, odepchn�� moj� r�k�.
- Niila! - powiedzia�em i pr�bowa�em nak�oni� go, �eby powt�rzy�. - Niila!, powiedz Niila!
Wytrzeszcza� oczy, jakbym by� jakim� idiot�. Wskaza�em na swoje krocze.
- Ptaszek.
Za�mia� si� niepewnie z �artu z grubej rury. Pokaza�em na swoje po�ladki:
- Pupa! Ptaszek i pupa!
Pokiwa� g�ow� i po chwili zn�w s�ucha� radia. Wskaza�em na jego w�asne dupsko i pokaza�em, jak co� stamt�d wychodzi. Spojrza�em na niego pytaj�co. Odchrz�kn��. Zamar�em i czeka-
� 32 �
�em w napi�ciu. Lecz dalej nic. I cisza. Zirytowany popchn��em
ch�opaka i potrz�sn��em nim. -'
- To si� nazywa sra�l Powiedz: sra�! s Spokojnie oswobodzi� si� z mojego u�cisku. Zakaszla� i jakby
wygi�� j�zyk w ustach, �eby sta� si� mi�kki. ��.�� / ;:!
- Soifa - powiedzia�. -��*;�.�. ;; h; j Wstrzyma�em oddech. Po raz pierwszy us�ysza�em jego g�os.
Jak na ch�opi�cy g�os, by� do�� niski, zachrypni�ty. Niezbyt pi�kny.
- Co powiedzia�e�? �
- Donu al mi akvon.
I jeszcze raz. Na d�u�sz� chwil� zupe�nie mnie zatka�o. Niila m�wi�1. Zacz�� m�wi�, ale ja nie rozumia�em z tego ani s�owa.
Wsta� z godno�ci�, podszed� do zlewu i wypi� szklank� wody. Potem poszed� do siebie.
Sta�o si� co� bardzo wa�nego. W swej niemocie, w swym odosobnionym l�ku Niila zacz�� tworzy� w�asny j�zyk. Bez rozmawiania, bez konwersacji wymy�li� s�owa, zacz�� je ��czy� ze sob� i budowa� zdania. A mo�e nie tylko on sam. By� mo�e le�a�o to g��biej, zaszyte gdzie� w najg��bszych warstwach pod�wiadomo�ci. Prastary j�zyk. Bardzo dawne, zlodowacia�e wspomnienie, kt�re poma�u taja�o.
I nagle role si� zamieni�y. Zamiast uczy� Niil� m�wi�, sam sta�em si� jego uczniem. Siedzieli�my w kuchni, mama zajmowa�a si� ogrodem, radio gra�o. :��.,-.
~ Ci tio estas sego - powiedzia� i wskaza� na krzes�o. -
- Ci tio estas sego - powt�rzy�em.
- Vi nomigas Matti - wskaza� na mnie.
- Vi nomigas Matti - powt�rzy�em pos�usznie. Gwa�townie potrz�sn�� g�ow�. r
� 33 �
- Mi nonn,asi
- Mi notm,as Matti - poprawi�em si�. - Vi notnigas Niila.
Cmokn�� podniecony. W jego j�zyku by�y regu�y, by� porz�dek. Nie mo�ia by�o m�wi� nim byle jak.
Zacz�li�my u�yWa� go jako naszego sekretnego j�zyka, ur�s� i sta� si� przestrzeni�; kt�ra by�a tylko nasza, gdzie mieli�my spok�j. Dzieci z naszej ulicy zazdro�ci�y i sta�y si� podejrzliwe, ale to tylko powi�ksza�o nasze zadowolenie. Mama i tata niepokoili si�; my�leli, �e mam jak�� wad� wymowy,.ale lekarz, do kt�rego dzwonili, powiedzia�, �e dzieci cz�sto maj� sw�j wymy�lony j�zyk ale to wkr�tce powinno min��.
Natomiast u Nili knebel w ko�cu pu�ci�. Poprzez niby-j�zyk przezwyci�y sw�j strach przed m�wieniem, a nied�ugo p�niej zacz�� m�wi�tez po szwedzku i po fi�sku. Du�o rozumia� i posiada� ju� spory bierny zas�b s��w. Trzeba je by�o jedynie ubra� w d�wi�ki, wygimnastykowa� ruchy ust. To jednak okaza�o si� du�o trudniejsze ni� mo�na by�o przypuszcza�. Przez d�ugi czas d�wi�ki, kt�r^ wydawa�, brzmia�y bardzo dziwnie, podniebienie zmaga�o si� Zb wszystkimi szwedzkimi samog�oskami i fi�skimi dyrtongami, z wargi ocieka�y �lin�. P�niej jako tako da�o si� go zrozumie�, ale nadal najch�tniej trzyma� si� naszego sekretnego j�zyka. To tu czU� si� u siebie. Gdy w nim rozmawiali�my, rozlu�nia� si�, a ruchy cia�a stawa�y si� l�ejsze i p�ynniejsze.
Pewnej niedzieli w pajalj wydarzy�o si� co� niezwyk�ego. Ko�ci� wype�ni� si� po brzegi. By�a to zwyczajna msza �wi�ta, odprawia� j� jak co tydzie� pastor Wilhelm Tawe. Normalnie by�oby jeszcze (du�o miejsca, ale tym razem ko�ci� by� przepe�niony.
Chodzi�o o to, �e mieszka�cy Pajali po raz pierwszy w �yciu mieli zobaczy�- najprawdziwszego, �ywego Murzyna. -
I
� 34 �
Zainteresowanie by�o tak wielkie, �e poszli nawet tata z mam�, a oni rzadko fatygowali si� tam cz�ciej ni� na pasterk�. W �awce przed nami siedzia� Niila, jego rodzice i ca�e rodze�stwo. Tylko raz odwr�ci� si� i spojrza� na mnie znad oparcia, ale natychmiast dosta� silnego kuksa�ca od Isaka. Zebrani szeptali i szemrali. Byli tam i urz�dnicy, i robotnicy le�ni, a nawet kilku komunist�w. Temat rozm�w by� oczywisty. Zastanawiano si�, czy Mur