12934
Szczegóły |
Tytuł |
12934 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12934 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12934 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12934 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NA GRANICY �WIATA
YALERIO MASSIMO MANFREDI
ALEKSANDER WIELKI
3
NA GRANICY ' �WIATA f*
Z w�oskiego prze�o�y�a Anna Osm�lska-M�trak
LiBROS
Grupa Wydawnicza Berteismann Media
Tytu� orygina�u I� CONFINE DEL MONDO
Projekt ok�adki i stron tytu�owych Piotr Jezierski
Zdj�cie na ok�adce Erich Lessing/East News
Konsultacja naukowa prof. dr hab. Ryszard Kulesza
Redakcja
Jadwiga Fafara
Redakcja techniczna Alicja Jablo�ska-Chodze�
Korekta Gra�yna Henel Irena Kulczycka
C/l , lit
Copyright � 1998 Arnoldo Mondadori Editore SpA
� Copyright for the Polish translation by Bertelsmann Media Sp. z o.o., Warszawa 2001
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
Libros Warszawa 2001
Sk�ad i �amanie: Plus 2
Druk i oprawa: Zak�ady Graficzne im. KEN S A Bydgoszcz, ul. Jagiello�ska l, tel. (052) 322-18-21
ISBN 83-7311-095-K Nr 3180
u
'Miasto Mait�w s~~
Miasto bramin�w Stolica Mai�o/""
r~^
Aleksandria Sogdia�ska
} droga l�dowa
trasa Aleksandra droga przez rzeki trasa totyrraataisliej
Wyprawa Aleksandra
1 II
1 1 I � 1
i S 2
� �
1 j
� 1 1 t
Z ko�cem wiosny kr�l podj�� podr� przez pustyni� inn� drog�, kt�ra z oazy Siwa prowadzi�a bezpo�rednio nad brzegi Nilu w okolicach Memfis. Przez wiele godzin jecha� na grzbiecie swego sarmackiego gniadosza, Bucefa� za� galopowa� u jego boku bez uprz�y i cugli. Odk�d Aleksander u�wiadomi� sobie, jak d�ug� drog� ma jeszcze do przebycia, stara� si� oszcz�dza� swojego rumaka, by jak najd�u�ej utrzyma� go w dobrej kondycji.
Kr�l mia� ju� za sob� trzy tygodnie marszu pod pal�cym s�o�cem i czeka�o go jeszcze wiele wyrzecze�, aby wreszcie ujrze� cienk� zielon� lini� zapowiadaj�c� �yzne brzegi Nilu, wydawa� si� jednak nie odczuwa� zm�czenia ani te� g�odu czy pragnienia, pogr��ony w nurtuj�cych go my�lach.
Towarzysze nie przerywali jego skupienia, wiedz�c, �e pragnie pozosta� sam na tych rozleg�ych pustynnych przestrzeniach ze swoim poczuciem niesko�czono�ci, pragnieniem nie�miertelno�ci, z nami�tno�ciami przepe�niaj�cymi jego dusz�. Dopiero wieczorem mo�na by�o z nim rozmawia� i czasami kt�ry� z przyjaci� wchodzi� do jego namiotu, by dotrzyma� mu towarzystwa, podczas gdy Leptine przygotowywa�a k�piel.
Pewnego dnia Ptolemeusz zaskoczy� go pytaniem, kt�re od dawna nie dawa�o mu spokoju:
- Co ci powiedzia� b�g Amon?
- Nazwa� mnie synem - odpar� Aleksander. Ptolemeusz podni�s� z ziemi g�bk�, kt�ra wypad�a z r�k
Leptine.
- A o co go zapyta�e�?
- Zapyta�em, czy wszyscy zab�jcy mojego ojca zgin�li, czy mo�e kt�ry� prze�y�.
Ptolemeusz nic nie powiedzia�. Poczeka�, a� kr�l wyjdzie z wanny, narzuci� mu na ramiona lniane prze�cierad�o, po czym zaczai go wyciera�. Kiedy Aleksander odwr�ci� si� do niego, Ptolemeusz spojrza� tak, jakby chcia� wejrze� w g��b jego duszy.
- A wi�c kochasz jeszcze swojego ojca Filipa, teraz, kiedy sta�e� si� bogiem?
Aleksander westchn��.
- Gdyby� to nie ty zada� mi to pytanie, powiedzia�bym, �e s� to s�owa Kallistenesa albo Klejtosa Czarnego... Podaj mi sw�j miecz.
Ptolemeusz spojrza� na niego zdziwiony, ale nie odwa�y� si� zaprotestowa�. Wyci�gn�� bro� z pochwy i poda� kr�lowi. Ten czubkiem ostrza naci�� sobie sk�r� ramienia, z kt�rego wyp�yn�a stru�ka szkar�atnej krwi.
- Co to jest, czy to nie krew?
- Tak, rzeczywi�cie.
- To krew, prawda? Nie jest to �ichor", kt�ry, jak m�wi�, p�ynie w �y�ach b�ogos�awionych - ci�gn��, przypominaj�c wiersz Homera. - A zatem, m�j przyjacielu, spr�buj mnie zrozumie� i nie ra� niepotrzebnie, je�li mnie kochasz.
Ptolemeusz przeprosi� go, �e odezwa� si� w ten spos�b, podczas gdy Leptine przemywa�a rami� kr�la winem i zak�ada�a banda�.
Aleksander zorientowa� si�, �e przyjacielowi naprawd� jest przykro, wi�c poprosi�, by zosta� z nim na kolacji, cho� nie by�o wiele do jedzenia: suchy chleb, daktyle i wino palmowe o cierpkim smaku.
- Co teraz zrobimy? - zapyta� Ptolemeusz.
- Wr�cimy do Tyru.
- A potem?
- Nie wiem. S�dz�, �e dowiem si� tam od Antypatra, co dzieje si� w Grecji, a od naszych informator�w dostaniemy wiadomo�ci dotycz�ce plan�w Dariusza. Wtedy podejmiemy decyzj�.
- Wiem, �e Eumenes powiadomi� ci� o losach twojego szwagra, Aleksandra z Epiru.
- Tak. Moja siostra Kleopatra musi by� za�amana, tak�e moja matka, kt�ra go bardzo kocha�a.
- My�l�, �e to jednak ty odczuwasz najwi�kszy b�l. Czy nie mam racji?
- S�dz�, �e tak.
- Co tak blisko was ��czy�o pr�cz podw�jnego pokrewie�stwa?
- Wielkie marzenie. Teraz ca�y ci�ar tego marzenia spoczywa na moich barkach. Pewnego dnia wkroczymy do Italii, Ptolemeuszu, i zniszczymy barbarzy�c�w, kt�rzy go zabili.
Nala� przyjacielowi wina, po czym powiedzia�:
- Chcia�by� pos�ucha� wierszy? Zaprosi�em Tessalosa, �eby dotrzyma� mi towarzystwa.
- Z wielk� przyjemno�ci�. Jakie wiersze wybra�e�?
- Wiersze o morzu, r�nych poet�w. Ten krajobraz niesko�czonych piask�w przypomina mi bezkres morza, a jednocze�nie �ar tych miejsc rodzi we mnie t�sknot� za nim.
Kiedy tylko Leptine zabra�a dwa ma�e sto�y, wszed� aktor. By� odziany w sceniczny kostium i mia� umalowan� twarz: oczy podkre�lone bistrem, usta poci�gni�te mini�, wykrzywione grymasem jak na tragicznych maskach. Uderzy� w cytr�, wydobywaj�c z niej kilka st�umionych akord�w, i zacz��:
10
11
Morski wietrze, wietrze, kt�ry popychasz statki
po grzbietach fal, dok�d mnie poniesiesz?
Aleksander s�ucha� zachwycony w g��bokiej ciszy nocy, s�ucha� tego g�osu zdolnego do ka�dej intonacji, do wibrowania poprzez wszystkie ludzkie uczucia i nami�tno�ci, do na�ladowania podmuchu wiatru i huku piorun�w.
S�uchali do p�na g�osu wielkiego aktora, kt�ry cieniowa� go, przechodz�c od j�k�w p�acz�cych kobiet po wznios�e okrzyki bohater�w. Kiedy Tessalos sko�czy� sw�j wyst�p, Aleksander u�ciska� go.
- Dzi�kuj� - powiedzia� z b�yszcz�cymi oczami. - Wywo�a�e� sny, kt�re nawiedz� moj� noc. Teraz id� spa�, jutro czeka nas d�ugi marsz.
Ptolemeusz zosta� jeszcze chwil�, by napi� si� z nim wina.
- Czy my�lisz czasem o Pe�li? - zapyta� nagle. - My�lisz o swojej matce i o swoim ojcu, o czasach, kiedy byli�my ch�opcami i je�dzili�my konno po wzg�rzach Macedonii? O wodach naszych rzek i jezior?
Aleksander zamy�li� si�, po czym odrzek�:
- Tak, cz�sto, ale obrazy te wydaj� mi si� tak odleg�e, jakby chodzi�o o wydarzenia sprzed wielu lat. Nasze �ycie jest tak intensywne, �e ka�da chwila to jakby rok.
- To znaczy, �e zestarzejemy si� przedwcze�nie, czy� nie tak?
- Mo�e... A mo�e nie. Lampa, kt�ra najja�niej o�wietla komnat�, zga�nie pierwsza, ale wszyscy biesiadnicy b�d� pami�ta�, jak pi�kne i przyjemne by�o jej �wiat�o podczas uczty.
Odchyli� skraj namiotu i wyprowadzi� Ptolemeusza na zewn�trz. Niebo nad pustyni� usiane by�o niesko�czon� liczb� gwiazd i dwaj m�odzie�cy podnie�li wzrok, by popatrze� na roz�wietlone sklepienie.
12
- I mo�e jest to tak�e los gwiazd, kt�re najja�niej l�ni� na sklepieniu niebieskim. �ycz� ci pogodnej nocy, m�j przyjacielu.
- A ja tobie, Aleksandrze - odpar� Ptolemeusz i oddali� si� w kierunku swojego namiotu na skraju obozowiska.
Pi�� dni p�niej dotarli nad brzegi Nilu w Memfis, gdzie oczekiwali Parmenion i Nearchos. Tej samej nocy Aleksander zobaczy� te� Barsine. Zamieszka�a we wspania�ym pa�acu nale��cym do jednego z faraon�w, a jego kwater� przygotowano w g�rnej cz�ci budynku, wystawionej na powiewy letniego wiatru, kt�ry przynosi� wieczorem przyjemny ch��d i porusza� zas�onami z b��kitnego batystu, delikatnymi jak skrzyd�a motyla.
Ona czeka�a na niego, os�oni�ta leciutk� japo�sk� szat�, siedz�c na krze�le o oparciach ozdobionych z�otymi i emaliowanymi ornamentami. Jej czarne po�yskuj�ce w�osy sp�ywa�y na plecy i piersi, twarz mia�a lekko umalowan� w stylu egipskim.
Blask ksi�yca i �wiat�o lamp ustawionych za alabastrowymi ekranami zlewa�y si� w powietrzu przesyconym woni� nardu i aloesu, drgaj�cym od bursztynowych refleks�w w wannach z onyksu wype�nionych wod�, po kt�rej p�ywa�y kwiaty lotosu i p�atki r�. Zza kulisy wyrze�bio-nej w kszta�cie ga��zi bluszczu i wznosz�cych si� do lotu ptak�w s�czy�a si� przyciszona i �agodna muzyka flet�w i harf. �ciany pokryte by�y starymi egipskimi freskami, wyobra�aj�cymi sceny ta�ca - nagie dziewcz�ta pl�sa�y przy d�wi�kach lutni i tamburyn�w przed obliczem zasiadaj�cej na tronie kr�lewskiej pary. W jednym z rog�w sta�o ogromne �o�e z b��kitnym baldachimem, podtrzymywanym przez cztery kolumny z poz�acanego drewna z kapitelami w kszta�cie kwiat�w lotosu.
Aleksander wszed� i obrzuci� Barsine d�ugim, p�omien-
13
nym spojrzeniem. Mia� jeszcze w oczach o�lepiaj�ce �wiat�o pustyni, a w uszach tajemne d�wi�ki wyroczni Amona. Magiczny czar jego postaci pot�gowa�y z�ociste w�osy opadaj�ce na jego ramiona, muskularna pier� poznaczona bliznami, mieni�cy si� kolor oczu, szczup�e i nerwowe d�onie, poprzecinane nabrzmia�ymi niebieskimi �y�ami. Nagie cia�o os�ania�a tylko lekka chlamida, spi�ta na lewym ramieniu srebrn� sprz�czk� starej roboty, odwiecznym dziedzictwem jego dynastii, czo�o za� przewi�zane by�o z�ot� wst��k�.
Barsine wsta�a i spojrzawszy na niego, poczu�a si� bezradna i zagubiona. Wyszepta�a: �Aleksandrze..." - a on tuli� j� w ramionach, ca�owa� usta wilgotne i mi�siste jak dojrza�e daktyle i uk�ada� na �o�u, pieszcz�c biodra i pachn�ce, ciep�e piersi.
Niespodziewanie kr�l poczu�, jak jej cia�o zdr�twia�o i zamar�o pod jego d�o�mi, a powietrze przeszy� jaki� niepokoj�cy odg�os, kt�ry obudzi� w nim u�pion� dusz� wojownika. Odwr�ci� si� gwa�townie, aby stawi� czo�o nieuchronnemu niebezpiecze�stwu, i zderzy� si� z cia�em, kt�re z pe�nym impetem rzuci�o si� na niego. Ujrza� uniesion� d�o� ze sztyletem, us�ysza� przenikliwy i dziki wrzask, odbijaj�cy si� od �cian sypialni, i towarzysz�cy mu, przerywany szlochem, pe�en b�lu krzyk Barsine.
Aleksander �atwo poradzi� sobie z napastnikiem i przygwo�dzi� go do ziemi, wykr�caj�c mu nadgarstek i zmuszaj�c do wypuszczenia broni. I ju� mia� mu zada� �miertelny cios pochwyconym w locie ci�kim kandelabrem, kiedy rozpozna� w nim pi�tnastoletniego ch�opca: Ete-oklesa, starszego syna Memnona i Barsine. Ch�opak szamota� si� jak schwytany w sid�a m�ody lew, wykrzykiwa� najgorsze obelgi, gryz� i drapa�, nie mog�c ju� wywija� sztyletem.
Wbieg�y stra�e zaalarmowane zgie�kiem i unieszkodliwi�y intruza. Dowodz�cy nimi oficer, gdy u�wiadomi� sobie, co zasz�o, wykrzykn��:
14
- Zamach na �ycie kr�la! We�cie go na d�, poddajcie torturom, a potem wykonajcie wyrok.
W tej�e chwili Barsine pad�a do st�p Aleksandra, p�acz�c.
- Ocal go, m�j panie, ocal �ycie mojego syna, b�agam ci� na wszystko!
Eteokles popatrzy� na ni� z pogard�, po czym, zwracaj�c si� do Aleksandra, powiedzia�:
- Lepiej dla ciebie, �eby� mnie zabi�, bo jeszcze tysi�c razy spr�buj� tego, co zrobi�em przed chwil�, dop�ki nie uda mi si� pom�ci� �ycia i honoru mojego ojca.
Dr�a� jeszcze z podniecenia wywo�anego starciem i nienawi�ci� rozpalaj�c� jego serce. Kr�l da� stra�om znak, by si� wycofa�y.
- Ale�, panie... - zaprotestowa� oficer.
- Wyjd�cie! - ponagli� Aleksander. - Nie widzicie, �e to tylko ch�opiec? - Tym razem stra�nik pos�ucha� rozkazu. Kr�l za� zwr�ci� si� do Eteoklesa: - Honor twojego ojca jest nieskalany, �ycie za� odebra�a mu �miertelna choroba.
- To nieprawda! - wykrzykn�� ch�opak. - Kaza�e� go otru�... teraz bierzesz sobie jego kobiet�. Jeste� cz�owiekiem pozbawionym honoru!
Aleksander podszed� do niego i powt�rzy� stanowczym g�osem:
- Podziwia�em twojego ojca, uwa�a�em go za jedynego godnego mnie przeciwnika i marzy�em tylko, �ebym m�g� pewnego dnia stan�� z nim do pojedynku. Nigdy nie kaza�bym go otru�: staj� przed moimi wrogami z podniesion� przy�bic�, z mieczem i kopi�. Je�li za� chodzi o twoj� matk�, to ja jestem ofiar�, ja, kt�ry bez przerwy o niej my�l�, ja, kt�ry straci�em sen i pogod� ducha. Mi�o�� jest si�� bosk�, nieuchronn�. Cz�owiek nie mo�e przed ni� uciec ani jej unikn��, tak samo jak nie mo�e unikn�� s�o�ca i deszczu, narodzin i �mierci.
15
Barsine szlocha�a w rogu komnaty, z twarz� ukryt� w d�oniach.
- Nic nie powiesz swojej matce? - zapyta� kr�l.
- Od pierwszej chwili, kiedy dotkn�y j� twoje r�ce, nie jest ju� moj� matk�, jest nikim. Zabij mnie, tak b�dzie dla ciebie lepiej. W innym przypadku to ja zabij� ciebie: po�wi�c� twoj� krew cieniowi mojego ojca, aby zazna� spokoju w Hadesie.
Aleksander zwr�ci� si� do Barsine:
- Co mam zrobi�?
Barsine otar�a oczy i uspokoi�a si�.
- Pu�� go wolno, prosz�. Daj mu konia i zapasy i pu�� wolno. Uczynisz to dla mnie?
- Ostrzegam ci� - powt�rzy� jeszcze raz ch�opak. - Je�li pu�cisz mnie wolno, udam si� do Wielkiego Kr�la i poprosz� go o zbroj� i miecz, �eby walczy� w jego armii przeciwko tobie.
- Je�li tak ma by�, niech b�dzie - odpar� Aleksander. Nast�pnie wezwa� stra�e i wyda� rozkaz, �eby puszczono ch�opaka wolno i wyposa�ono w konia i zapasy.
Eteokles pr�bowa� ukry� miotaj�ce nim gwa�towne uczucia, gdy kierowa� si� w milczeniu w stron� drzwi, ale wtedy matka zawo�a�a za nim:
- Zaczekaj!
Ch�opak przystan�� na chwil�, zaraz jednak zn�w odwr�ci� si� do niej plecami i przest�pi� pr�g. Barsine powt�rzy�a jeszcze:
- Zaczeka], prosz�. - Otworzy�a skrzyni�, wyj�a z niej b�yszcz�c� bro� schowan� w pochwie i poda�a synowi: -To miecz twojego ojca.
Ch�opak uj�� go i przycisn�� do piersi, z oczu za� sp�ywa�y mu na policzki gor�ce �zy.
- �egnaj, m�j synu - wykrztusi�a Barsine g�osem �ami�cym si� od p�aczu. - Niech Ahura Mazda ma ci� w swojej opiece i niech chroni� ci� bogowie twojego ojca.
16
Eteokles pobieg� korytarzem i po schodach, dop�ki nie znalaz� si� na dziedzi�cu pa�acu, gdzie stra�e poda�y mu cugle konia. Kiedy jednak mia� go ju� dosi���, ujrza� cie� wy�aniaj�cy si� z bocznych drzwi: by� to jego brat Phraates.
- Zabierz mnie ze sob�, prosz�. Nie chc� by� d�u�ej wi�niem tychjyawwa*. - Eteokles zawaha� si� na chwil�, a brat nalega�: - We� mnie ze sob�, prosz�, prosz�! Nie jestem ci�ki, ko� uniesie nas obu, dop�ki nie znajdziemy drugiego.
- Nie mog� - odpar� Eteokles. - Jeste� za ma�y, a poza tym... kto� musi zosta� z mam�. �egna], Phraatesie. Zobaczymy si�, jak tylko ta wojna si� sko�czy. I to ja sam ci� oswobodz�. - Przytuli� zalanego �zami brata w d�ugim u�cisku, po czym wskoczy� na konia i znikn��.
Barsine przygl�da�a si� tej scenie z okna swojej komnaty i czu�a, jakby umiera�a, widz�c pi�tnastoletniego ch�opca odje�d�aj�cego galopem w noc, w nieznane. P�aka�a rzewnie, my�l�c o gorzkim losie ludzkich istot. Jeszcze niedawno czu�a si� jak jedno z owych b�stw Olimpu, kt�re widzia�a namalowane i wyrze�bione przez wielkich artyst�w yauna, a teraz zamieni�aby sw�j stan z najskromniejsz� z niewolnic.
Aleksander kaza� wybudowa� dwa mosty z �odzi, aby przeprowadzi� armi� na wschodni brzeg Nilu. Tam po��czy� si� z �o�nierzami i oficerami, kt�rych pozostawi�, aby ochraniali kraj i - widz�c, �e dobrze wype�nili swoje zadanie - zatwierdzi� ich stanowiska. Rozdzielili je w taki spos�b, by w�adza nad tym bardzo bogatym krajem nie skupia�a si� w r�kach jednej tylko osoby.
* Tak Persowie nazywali Grek�w (przyp. red.).
17
Los jednak sprawi�, �e owe dni, w kt�rych Egipt przyjmowa� go jako powracaj�cego ze �wi�tyni Amona, czcz�c jak boga i koronuj�c na faraona, naznaczone zosta�y smutnymi wydarzeniami. Niemal co dzie� stawa�a mu przed oczami rozpacz Barsine, jednak ci��y�o nad nim o wiele wi�ksze nieszcz�cie. Parmenion mia� pr�cz Filotasa jeszcze dw�ch syn�w: Nikanora, dow�dc� hypaspist�w, i Hektora, dziewi�tnastoletniego ch�opca, kt�rego genera� kocha� nad �ycie. Podniecony widokiem armii przekraczaj�cej rzek�, Hektor chcia� wsi��� na egipsk� ��d� z papirusu, �eby podziwia� to widowisko z samego �rodka wodnego nurtu. W swej m�odzie�czej pr�no�ci w�o�y� ci�k� zbroj� oraz jaskrawy, paradny p�aszcz i sta� wyprostowany na dziobie, gdzie wszyscy mogli go ogl�da�.
Nagle ��d� w co� uderzy�a, by� mo�e w grzbiet hipopotama, kt�ry wynurza� si� w�a�nie na powierzchni�, i mocno si� przechyli�a. Ch�opak wpad� do wody i natychmiast znikn��, poci�gni�ty w d� ci�arem zbroi, nasi�kni�tych szat i p�aszcza.
Egipscy wio�larze wskoczyli bezzw�ocznie za nim, to samo uczyni�o wielu macedo�skich m�odzie�c�w, a tak�e jego brat Nikanor, kt�ry by� �wiadkiem wypadku. Cho� stawili czo�o niebezpiecze�stwu wir�w i paszczom dosy� licznych w tym rejonie krokodyli, wszystko okaza�o si� daremne. Parmenion bezradnie przygl�da� si� tragedii ze wschodniego brzegu rzeki, sk�d nadzorowa� uporz�dkowane przej�cie armii.
Gdy wiadomo�� dotar�a do Aleksandra, natychmiast rozkaza� marynarzom fenickim i cypryjskim, aby przynajmniej spr�bowali wy�owi� cia�o ch�opca. Wysi�ki ich okaza�y si� jednak daremne. Tego samego wieczoru kr�l, po godzinach �mudnych poszukiwa�, w kt�rych osobi�cie uczestniczy�, uda� si� z wizyt� do starego genera�a, pogr��onego w rozpaczy. - Jak si� czuje? - zapyta� Filotasa, kt�ry sta� przed na-
miotem, jakby na stra�y samotno�ci swojego ojca. Przyjaciel potrz�sn�� smutno g�ow�.
Parmenion siedzia� na ziemi, w ciemno�ci i w ciszy, i tylko jego bia�a g�owa odcina�a si� w mroku. Pod Aleksandrem ugi�y si� kolana; poczu� g��bokie wsp�czucie dla tego dzielnego i wiernego cz�owieka, kt�ry tyle razy dra�ni� go swoim nak�anianiem do ostro�no�ci, nieustannym przypominaniem wielko�ci jego ojca. Wyda� mu si� w owym momencie podobny do stuletniego d�bu, kt�ry przez lata opiera� si� burzom i huraganom, a teraz zosta� powalony jednym uderzeniem pioruna.
- Bardzo to smutna wizyta, kt�r� ci sk�adam, generale -zacz�� niepewnym g�osem i kiedy na niego patrzy�, nie mog�a nie powr�ci� mu w pami�ci rymowanka, kt�r� zwyk� �piewa� jako dziecko, gdy widzia� go, jak nadchodzi, ju� wtedy siwy, by wzi�� udzia� w naradach wojennych jego ojca.
Na wojn� idzie stary druh. Nagle na ziemi� pada u""
h
buch!
Na d�wi�k g�osu swego kr�la Parmenion podni�s� si� niemal automatycznie i z�amanym g�osem wykrztusi�:
- Dzi�kuj�, �e przyszed�e�, panie.
- Uczynili�my wszystko, by odnale�� cia�o twego syna, generale. Odda�bym mu najwi�ksze honory, da�bym... ja da�bym wszystko, byle tylko...
- Wiem - odrzek� Parmenion. - Przys�owie m�wi, �e w czas pokoju synowie chowaj� ojc�w, a w czas wojny ojcowie chowaj� syn�w, ale ja zawsze mia�em nadziej�, �e ta udr�ka zostanie mi oszcz�dzona. �udzi�em si�, �e to mnie dosi�gnie pierwsza strza�a albo pierwsze uderzenie miecza. Tymczasem...
- By�o to straszliwe nieszcz�cie, generale - powiedzia� Aleksander. Jego oczy przywyk�y ju� do ciemno�ci namio-
18
19
tu i m�g� rozpozna� wykrzywione b�lem rysy twarzy Par-meniona. Zdawa�o si�, jakby w jednej chwili przyby�o mu dziesi�� lat: zaczerwienione oczy, sk�ra wysuszona i pomarszczona, w�osy w nie�adzie. Nawet po najci�szych bitwach nigdy go w takim stanie nie widzia�.
- Gdyby poleg�... - �ali� si� - gdyby poleg�, walcz�c z mieczem w d�oni, jako� bym si� z tym pogodzi�: jeste�my wszak �o�nierzami. Ale tak... tak... Poch�oni�ty przez t� b�otnist� rzek�, rozszarpany i po�arty przez te potwory!
0 bogowie, bogowie niebiescy, dlaczego? Dlaczego? -Ukry� twarz w d�oniach i wybuchn�� d�ugim, �a�osnym, rozdzieraj�cym serce p�aczem.
W obliczu takiego cierpienia Aleksander nie znajdowa� ju� w�a�ciwych s��w. Zdo�a� tylko wyszepta�: �Tak mi przykro... tak mi przykro", i wyszed�, �egnaj�c Filo-tasa przera�onym spojrzeniem. R�wnie� drugi brat, Ni-kanor, nadchodzi� w tym momencie - on tak�e przyt�oczony by� b�lem i zm�czeniem, ca�y jeszcze mokry
1 brudny od b�ota.
Nazajutrz kr�l kaza� wznie�� cenotaf na cze�� m�odzie�ca i osobi�cie odprawi� uroczysty pogrzeb. Ustawieni w szeregach �o�nierze dziesi�� razy wykrzykn�li imi� zmar�ego, aby pami�� o nim nie zagin�a, nie by�o to jednak tak jak wtedy, gdy krzyczeli imiona towarzyszy poleg�ych w g�rach Tracji i Ilirii, po�r�d o�nie�onych szczyt�w, pod szafirowym niebem. W tej ci�kiej i ponurej atmosferze, nad t� b�otnist� wod�, imi� Hektora natychmiast poch�on�a cisza.
Tego samego wieczoru kr�l powr�ci� do Barsine. Zasta� j� p�acz�c� na ��ku. Mamka oznajmi�a, �e Barsine od wielu dni prawie nic nie jad�a.
- Nie mo�esz tak bardzo poddawa� si� rozpaczy - uspokaja� j� Aleksander. - Twojemu ch�opcu nic si� nie stanie.
20
Kaza�em pojecha� za nim dw�m moim ludziom, �eby nie przytrafi�o mu si� nic z�ego. Barsine podnios�a si� i usiad�a na brzegu ��ka.
- Dzi�kuj� ci. Zdj��e� mi kamie� z serca... cho� pozosta� wstyd. Moi synowie os�dzili mnie i skazali.
- Mylisz si� - odpar� Aleksander. - Czy wiesz, co powiedzia� tw�j syn m�odszemu bratu? Donios�y mi o tym stra�e. Powiedzia� mu: �Kto� musi zosta� z mam�". To znaczy, �e ci� kocha i �e robi to, co robi, bo my�li, i� jest to s�uszne. Powinna� by� z niego dumna.
Barsine otar�a oczy.
- Przykro mi, �e tak si� sta�o. Chcia�abym by� dla ciebie powodem rado�ci, by� przy tobie w chwili twojego triumfu, a tymczasem mam ochot� tylko p�aka�.
- Tw�j p�acz do��cza do innego p�aczu - odrzek� Aleksander. - Parmenion straci� swojego najm�odszego syna. Ca�a armia jest w �a�obie, a ja nie mog�em zapobiec, �eby to si� nie sta�o. Nie bardzo pomaga mi, �e zosta�em bogiem... Ale teraz usi�d�, prosz�, i zjedz ze mn�: musimy broni� wsp�lnie szcz�cia, kt�re przeznaczenie pr�buje nam odebra�.
Admira� Nearchos otrzyma� rozkaz odp�yni�cia w stron� Fenicji, armia za� cofa�a si� drog� l�dow�, wzd�u� szlaku wytyczonego mi�dzy morzem a pustyni�. Kiedy dotarli w pobli�e Gazy, przyby� pos�aniec z Sydonu ze z�� wiadomo�ci�.
- Kr�lu - powiedzia� i zeskoczy� z konia, nie zdo�awszy nawet z�apa� tchu. - Samarytanie spalili �ywcem twojego namiestnika w Syrii, Andromacha, poddawszy go uprzednio d�ugim torturom.
Aleksander, zasmucony ostatnimi wydarzeniami, tym razem wpad� w sza�.
- Kim s� ci Samarytanie?! - rzuci�.
21
- To barbarzy�cy, kt�rzy zamieszkuj� g�ry mi�dzy Judea i g�r� Karmel i maj� tam miasto Samaria - odpar� pos�aniec.
- I nie wiedz�, kim jest Aleksander?
- Mo�e i wiedz� - wtr�ci� si� Lizymach - ale si� tym nie przejmuj�. My�l�, �e mog� bezkarnie wywo�a� twoj� w�ciek�o��.
- A wi�c dobrze by by�o, �eby mnie poznali - odpar� kr�l. I wyda� rozkaz, �eby natychmiast podj�� marsz.
Posuwali si� bez odpoczynku a� do Akkore, stamt�d za� skierowali si� na wsch�d, w g��b l�du, z lekk� kawaleri� Triba�l�w i Agrian oraz z oddzia�em iii w pe�nym rynsztunku bojowym. Kr�l prowadzi� ich osobi�cie, w towarzystwie swoich przyjaci�, tymczasem ci�ka piechota, posi�ki i kawaleria hetajr�w pozosta�y na brzegu pod dow�dztwem Parmeniona.
Przybyli pod wiecz�r zupe�nie niespodziewanie. Samarytanie, jako lud pasterzy, rozproszeni byli po g�rach i wzg�rzach, prowadz�c swoje stada na pastwiska. W trzy dni wszystkie wioski zosta�y podpalone, stolic�, kt�ra by�a miasteczkiem troch� wi�kszym od pozosta�ych i otoczonym murami, zr�wnano z ziemi�, �wi�tyni� za�, bardzo ubogie sanktuarium, pozbawione jakiegokolwiek pos�gu czy obrazu, starto w proch.
Kiedy najazd si� zako�czy�, zapada� ju� mrok trzeciej nocy. Kr�l postanowi� rozbi� ob�z w g�rach i dopiero nast�pnego dnia podj�� dalsz� podr� w stron� brzegu morza. Rozstawiono podw�jne warty na wszystkich okolicznych prze��czach, aby unikn�� niespodziewanych atak�w, rozpalono ogniska, aby o�wietli� stra�nice, i noc przebieg�a spokojnie. Tu� przed �witem kr�la obudzi� oficer dowodz�cy ostatni� zmian� warty, Tessal z Larissy, imieniem Euryalos.
- Panie, chod� zobaczy�! - zawo�a�.
- Co si� dzieje? - zapyta� Aleksander, podnosz�c si�.
- Nadje�d�a kto� z po�udnia. Wygl�da to na poselstwo.
- Poselstwo? O kogo mo�e chodzi�?
- Nie wiem.
- Na po�udniu jest tylko jedno miasto - zauwa�y� Eu-menes, kt�ry nie spa� od jakiego� czasu i zd��y� zrobi� pierwszy obch�d. - Jerozolima.
- A co to za miasto?
- To stolica ma�ego kr�lestwa bez kr�la: kr�lestwa Judejczyk�w. Jest ufortyfikowana na g�rze i otoczona nadwieszonymi murami.
Kiedy Eumenes m�wi�, ma�a grupa dotar�a do pierwszej stra�nicy i poprosi�a o pozwolenie na przej�cie.
- Przepu��cie ich - rozkaza� Aleksander. - Przyjm� ich przed moim namiotem. - Zarzuci� p�aszcz na ramiona i usiad� na polowym sto�ku.
Tymczasem jeden z pos��w, kt�ry m�wi� zapewne po grecku, zamieni� kilka s��w z Euryalosem i zapyta�, czy m�odzieniec siedz�cy przed namiotem w czerwonym p�aszczu na ramionach to kr�l Aleksander. Kiedy otrzyma� odpowied� twierdz�c�, zbli�y� si�, prowadz�c za sob� reszt� swojej �wity. Od razu by�o wida�, �e jest w�r�d nich osob� najwa�niejsz�. By� to m�czyzna stary, �redniego wzrostu, z d�ug�, starannie utrzyman� brod�. G�ow� mia� os�oni�t� sztywn� mitr�, a tors napier�nikiem ozdobionym dwunastoma r�nobarwnymi kamieniami. Odezwa� si� pierwszy i jego wymowa, gard�owa i jednocze�nie harmonijna, naznaczona silnymi przydechami, wyda�a si� Aleksandrowi bardzo podobna do fenickiej.
- Niech Pan ma ci� w swojej opiece, wielki kr�lu - powt�rzy� po nim t�umacz.
- O jakim panu m�wisz? - zapyta� Aleksander, zaintrygowany tymi s�owami.
- O naszym Panu Bogu, Bogu Izraela.
- A dlaczego wasz B�g mia�by mnie ochrania�?
- Ju� to uczyni� - odpar� starzec - pozwalaj�c, aby�
22
23
wyszed� bez szwanku z tak wielu bitew i dotar� tutaj, by zniszczy� blu�nierstwo Samarytan.
Aleksander potrz�sn�� g�ow�, tak jakby s�owa t�umacza nie mia�y dla niego �adnego sensu.
- Czym jest blu�nierstwo? - zapyta�.
- W tej samej chwili poczu� na swoim ramieniu czyj�� d�o�. Odwr�ci� si� i zobaczy� Arystandrosa, okrytego bia�ym p�aszczem, z dziwnym wyrazem twarzy. �Szanuj tego cz�owieka - szepn�� mu na ucho. - Jego B�g jest naprawd� pot�ny".
- Blu�nierstwo - podj�� t�umacz - to obraza Boga. A Samarytanie wznie�li �wi�tyni� na g�rze Garizim. T�, kt�r� w�a�nie zniszczy�e� z pomoc� Pana.
- Czy to w�a�nie ona by�a... blu�nierstwem?
- Tak.
- Dlaczego?
- Poniewa� mo�e istnie� tylko jedna �wi�tynia.
- Jedna �wi�tynia? - zapyta� zaskoczony kr�l. -W moim kraju mamy ich setki.
Arystandros poprosi� o pozwolenie na rozmow� z bia�o-brodym starcem.
- Jaka jest ta �wi�tynia? - zapyta�.
Starzec zaczai m�wi� natchnionym g�osem, a t�umacz powtarza� po nim:
- �wi�tynia jest domem naszego Boga, jedynego, jaki istnieje, stworzyciela nieba i ziemi, widzialnego i niewidzialnego. To On uwolni� naszych ojc�w z niewoli egipskiej i podarowa� im Ziemi� Obiecan�. Przez wiele lat mieszka� pod namiotem w mie�cie Szilo, dop�ki kr�l Salomon nie zbudowa� Mu �wi�tyni l�ni�cej z�otem i br�zem na skale Syjonu, naszego miasta.
- A jak on wygl�da? - zapyta� Arystandros. - Czy m�g�by� mi pokaza� jaki� jego wizerunek?
Starzec, gdy tylko us�ysza� t� pro�b�, skrzywi� si� z niesmakiem i odpar� sucho:
24
- Nasz Pan nie ma �adnego wygl�du i bezwzgl�dnie zakazano nam u�ywania jakichkolwiek wizerunk�w. Obraz naszego Pana jest wsz�dzie: po�r�d chmur na niebie i kwiat�w na ��ce, w �piewie ptak�w i w poszumie wiatru mi�dzy listowiem drzew.
- Co zatem znajduje si� w waszej �wi�tyni?
- Nic, co mog�oby zobaczy� ludzkie oko.
- Kim wi�c ty jeste�?
- Jestem najwy�szym kap�anem. Przedstawiam Panu modlitw� Jego ludu i tylko mnie wolno jest wymawia� Jego imi�, raz do roku, w najtajniejszym wn�trzu sanktuarium. A ty kim jeste�, je�li mog� zapyta�?
Kr�l popatrzy� w twarz najpierw jednemu, potem drugiemu ze swoich rozm�wc�w, po czym oznajmi�:
- Chc� zobaczy� �wi�tyni� twojego Boga.
Stary kap�an, gdy tylko poj�� s�owa kr�la, pad� na kolana, bij�c czo�em o ziemi� i b�agaj�c, by tego nie czyni�.
- Prosz�, nie profanuj naszego sanktuarium. Nikt, kto nie jest obrzezany, nikt, kto nie nale�y do Wybranego Ludu Bo�ego, nie mo�e przest�pi� progu �wi�tyni, a ja mam obowi�zek tego zabroni�, nawet kosztem w�asnej krwi.
Kr�l zaczyna� ju� wpada� w gniew, jak zawsze, kiedy czego� mu odmawiano, jednak Arystandros da� mu znak, by si� pow�ci�gn��, po czym szepn�� mu do ucha: �Szanuj tego cz�owieka, kt�ry got�w jest odda� �ycie za Boga bez oblicza, a kt�ry nie chce ci� ok�amywa� ani ci schlebia�".
Aleksander zaduma� si� na chwil�, po czym ponownie zwr�ci� si� do starca z bia�� brod�.
- Uszanuj� twoje �yczenie, ale w zamian chc� uzyska� od ciebie odpowied�.
- Jak�? - zapyta� starzec.
- Powiedzia�e�, �e obraz jedynego Boga mo�na odnale�� w ob�okach na niebie, w kwiatach na ��ce, w �piewie ptak�w, w szumie wiatru, ale co z twojego Boga jest w ludzkiej istocie?
25
Starzec odrzek�:
- B�g stworzy� cz�owieka na sw�j obraz i podobie�stwo, jednak u niekt�rych ludzi obraz Boga jest jakby niewyra�ny i przy�miony ich zachowaniami. U innych �wieci jak po�udniowe s�o�ce. Ty jeste� jednym z tych ludzi, wielki kr�lu.
Powiedziawszy to, odwr�ci� si� i oddali� si� tam, sk�d przyszed�.
Olimpias do Aleksandra, ukochanego Syna, b�d� pozdro-
Armia kontynuowa�a marsz, przecinaj�c ostatni skrawek Palestyny, i wkroczy�a do Fenicji. W Tyrze kr�l zapragn�� z�o�y� ofiar� Heraklesowi Melkartowi, aby poprzez podnios�� ceremoni� religijn� z�agodzi� silne poczucie przygn�bienia, jakie zapanowa�o w�r�d �o�nierzy po �mierci m�odego Hektora, przyj�tej za smutn� wr�b�.
Miasto nosi�o jeszcze �lady zniszcze� odniesionych poprzedniego roku, jednak �ycie z uporem zaczyna�o si� odradza�. Ocalali z po�ogi pracowali przy odbudowie dom�w, przewo��c z l�du na swoich �odziach potrzebne materia�y. Inni zajmowali si� rybo��wstwem, jeszcze inni odnawiali warsztaty, w kt�rych produkowano najcenniejsz� na �wiecie purpur�, uzyskiwan� w wyniku moczenia �yj�cych na ska�ach omu�k�w. Z Cypru i Sydonu przybyli nowi osadnicy, aby zasiedli� star� metropoli�, tak wi�c z wolna ci���ce nad ruinami poczucie opuszczenia rozprasza�o si� w miar� post�pu prac, odbudowywania wi�z�w rodzinnych, wzrostu aktywno�ci w codziennym �yciu.
W Tyrze Aleksander przyj�� z wizyt� wiele poselstw z r�nych miast Grecji i wysp, otrzyma� tak�e wiadomo�ci od genera�a Antypatra - donosi� mu o post�pach w zaci�gu �o�nierzy do nowych kontyngent�w w p�nocnych regionach. Dosta� te� list od matki, kt�ry g��boko go poruszy�.
26
wiony!
Otrzyma�am wiadomo�� o Twojej wizycie w �wi�tyni Zeusa, wyrastaj�cej po�r�d pustynnych piask�w, i o odpowiedzi, jakiej b�g Ci udzielil, i przepe�ni�o to moje serce wielkim wzruszeniem. Przypomnia�am sobie chwil�, kiedy po raz pierwszy poczu�am Twoje ruchy w moim �onie w dniu, w kt�rym odwiedzi�am wyroczni� Zeusa w Dodanie, w moim rodzinnym Epirze.
Owego dnia silny wiatr przywia� piasek z pustyni i kap�ani powiedzieli mi, �e Twoje wielkie przeznaczenie dope�ni si�, kiedy dotrzesz do innej wielkiej �wi�tyni boga, kt�ra wyrasta po�r�d piask�w Libii. Przypomnia�am sobie sen, w kt�rym wydawa�o mi si�, �e posiad� mnie b�g pod postaci� w�a. Nie wierz�, m�j Synu, by� zosta� sp�odzony przez Filipa, s�dz�, �e naprawd� pochodzisz z boskiego rodu. Bo jak inaczej wyt�umaczy� Twoje wielkie zwyci�stwa, morskie fale cofaj�ce si� przed Twoimi krokami, cudowne deszcze spadaj�ce na rozpalone pustynne piaski?
Zwr�� swoje my�li ku Twemu niebia�skiemu ojcu, m�j Synu, i zapomnij o Filipie. To nie jego krew p�ynie w Twoich �y�ach.
Aleksander u�wiadomi� sobie, �e matka by�a dok�adnie informowana o wszystkim, co wydarza�o si� podczas jego wyprawy, i �e wprowadza�a w �ycie sw�j �ci�le wytyczony plan. Plan, kt�ry zak�ada� wymazanie przesz�o�ci, aby stworzy� miejsce dla przysz�o�ci ca�kowicie r�nej od tej, jak� przygotowali dla niego Filip i Arystoteles, przysz�o�ci, w kt�rej nawet pami�� o Filipie nie mia�aby racji bytu. Od�o�y� list na st�, w chwili kiedy Eumenes wkracza� do jego kwatery z innymi papierami do przeczytania i podpisania.
- Z�e wie�ci? - zapyta� sekretarz, dostrzegaj�c przestraszony wyraz twarzy kr�la.
- Nie, powinienem by� w�a�ciwie zadowolony, je�li r�wnie� moja matka m�wi, �e jestem synem boga.
27
- Z tego jednak, co widz�, nie wygl�dasz mi na szcz�liwego cz�owieka.
- A ty by� by�?
- Dobrze wiesz, �e nie by�o innego sposobu, by rz�dzi� Egiptem i zyska� akceptacj� kap�an�w z Memfis, jak tylko zosta� synem Amona, a zatem faraonem. Prawda jest przecie� taka, �e Amon czczony jest jak Zeus przez wszystkich Grek�w zamieszkuj�cych Libi�, przez tych z Naukratis i przez tych z Kyreny, a wkr�tce tak�e przez tych z Aleksandrii, kiedy tylko twoje miasto si� zaludni. By�o to zatem nieuchronne: zostaj�c synem Amona, przyzna�e� r�wnie�, �e jeste� synem Zeusa.
Kiedy jeszcze m�wi�, Aleksander poda� mu list od matki. Eumenes szybko przebieg� go wzrokiem.
- Kr�lowa matka pomaga ci po prostu przyj�� twoj� now� rol� - powiedzia�, gdy tylko sko�czy� czyta�.
- Mylisz si�. Umys� mojej matki kr��y bez przerwy mi�dzy jaw� a snem, wci�� mieszaj�c jedno z drugim, i powiem ci wi�cej. - Przerwa� na chwil�, jak gdyby nie by� pewien, czy wtajemniczy� Eumenesa w tak wielki sekret. - Moja matka... moja matka ma moc o�ywiania swoich sn�w i wprowadzania do nich r�wnie� innych os�b.
- Nie rozumiem - rzek� Eumenes.
- Pami�tasz dzie�, kiedy uciek�em z Pe�li, dzie�, w kt�rym m�j ojciec chcia� mnie zabi�?
- Oczywi�cie, by�em przy tym.
- Uciek�em razem z matk� z zamiarem dotarcia do Epi-ru. Zatrzymali�my si� na noc w d�bowym lesie, oko�o trzydziestu stadion�w na zach�d od Beroi. Nagle, w samym �rodku nocy, zobaczy�em, jak matka wstaje i oddala si� w ciemno��. Sz�a tak, jakby nie dotyka�a ziemi, i dotar�a do miejsca, gdzie znajdowa� si� stary, poro�ni�ty bluszczem wizerunek Dionizosa. Zobaczy�em j�, tak jak widz� teraz ciebie, wywo�uj�c� spod ziemi olbrzymiego w�a,
28
ca�kowicie op�tan�, graj�c� na flecie, kt�rego d�wi�ki wzywa�y na orgi� satyr�w i menady...
Eumenes patrzy� na niego skonsternowany, nie wierz�c w�asnym uszom.
- Najprawdopodobniej wszystko to ci si� przy�ni�o.
- Mylisz si�. Nagle poczu�em dotkni�cie czyjej� d�oni na moich plecach i to by�a ona, rozumiesz? Jednak chwil� wcze�niej widzia�em j�, jak gra na flecie owini�ta w sploty ogromnego w�a. I ja tak�e by�em w tamtym miejscu, opu�ci�em moje pos�anie. Wr�cili�my razem, pokonuj�c spory kawa�ek drogi. Jak to wyja�nisz?
- Nie wiem. S� ludzie, kt�rzy chodz� we �nie, i m�wi si�, �e s� te� tacy, kt�rzy podczas snu mog� wyj�� z w�asnego cia�a i odej�� daleko, pokazuj�c si� innym osobom. Nazywamy to ekstaz�. Olirnpias nie jest tak� sam� kobiet� jak inne.
- Co do tego nie mam w�tpliwo�ci. Antypatrowi coraz trudniej utrzyma� j� na wodzy. Moja matka chce rz�dzi�, chce sprawowa� w�adz� i nie b�dzie �atwo jej w tym przeszkodzi�. Zastanawiam si�, co pomy�li o tym wszystkim Arystoteles.
- �atwo si� tego dowiedzie�. Wystarczy spyta� Kalli-stenesa.
- Kallistenes czasami mnie irytuje.
- To wida�. A jemu jest przykro.
- Jednak nie robi nic, �eby tego unikn��.
- To nie tak. Kallistenes ma swoje zasady, a jego wuj nauczy� go, aby pod tym wzgl�dem nie szed� na �adne ust�pstwa. Powiniene� spr�bowa� go zrozumie�... - Po chwili Eumenes zmieni� temat. - Jakie s� twoje plany na najbli�sz� przysz�o��?
- Zamierzam zorganizowa� konkursy teatralne i zawody gimnastyczne.
- Konkursy... teatralne?
- W�a�nie tak..
29
Ii:
- Ale po co?
- Ludzie potrzebuj� rozrywek.
- Ludzie powinni pochwyci� zn�w miecze. Nie walcz� od ponad roku i gdyby natarli na nas Persowie, nie wiem, czy...
- Persowie na pewno teraz nie przyb�d�. Dariusz zaj�ty jest tworzeniem jak najwi�kszej armii, aby nas zniszczy�.
- A ty zostawiasz mu na to czas? Organizujesz przedstawienia teatralne i zawody gimnastyczne?
Sekretarz potrz�sn�� g�ow�, jakby m�wi� o czystym szale�stwie, ale Aleksander wsta� i po�o�y� mu r�k� na ramieniu.
- Pos�uchaj. Nie mo�emy stawi� czo�a wyczerpuj�cej kampanii, zdobywaj�c szturmem jedno po drugim wszystkie miasta i twierdze cesarstwa perskiego. Widzia�e�, ile nas kosztowa�o zaj�cie Miletu, Halikarnasu, Tyru...
- Tak, ale...
- Zamierzam zatem zostawi� Dariuszowi czas, �eby zwerbowa� do ostatniego wszystkich �o�nierzy, a potem stan� przed nim i rozwi��� wszystko w jedynym, ostatnim starciu.
- Ale... mogliby�my przegra�.
Aleksander popatrzy� mu w oczy, tak jakby jego przyjaciel powiedzia� co� absurdalnego.
- Przegra�? To niemo�liwe.
Eumenes spu�ci� wzrok. Zda� sobie w owej chwili spraw�, �e list Olimpias utwierdzi� tylko Aleksandra w pod�wiadomym przekonaniu, �e jest niepokonany i nie�miertelny. Fakt, �e zak�ada�o to r�wnie� pewn� form� jego bo-sko�ci, mia� tylko wzgl�dne znaczenie. Ale czy armia i towarzysze b�d� si� kierowa� takim samym przekonaniem i determinacj�? Co mo�e si� wydarzy�, je�li na bezkresnych r�wninach Azji stan� przed najpot�niejsz� armi� wszech czas�w?
- O czym my�lisz? - zapyta� Aleksander.
- Nic takiego, przypomnia�em sobie fragment Anabazy, ten, w kt�rym...
- Nic nie m�w - przerwa� mu kr�l. - Wiem, co masz na my�li. - I zacz�� cytowa� z pami�ci:
Nasta�o ju� po�udnie, a wr�g jeszcze si� nie pojawia�. Ale gdy nadesz�o popo�udnie, zobaczono kurzaw�, zrazu jakby bia�� chmur�, wkr�tce potem jakby �m� na r�wninie, w du�ym zasi�gu. W miar� zbli�ania si� nieprzyjaci� tu i �wdzie b�yska� nagle br�z, a w��cznie i szeregi stawa�y si� widoczne... *
- Bitwa pod Kunaks�, niezmierzona armia Wielkiego Kr�la wy�aniaj�ca si� niczym widmo z pustynnego kurzu... A przecie� nawet wtedy Grecy zwyci�yli i gdyby jeszcze szturmowali od razu �rodkiem, zamiast atakowa� frontalnie lewe skrzyd�o nieprzyjaciela, zabiliby perskiego w�adc� i podbili jego imperium. Organizuj zawody gimnastyczne i przedstawienia teatralne, m�j przyjacielu.
Eumenes zn�w potrz�sn�� g�ow� i ruszy� do wyj�cia.
- Jeszcze jedno - powiedzia� kr�l, zatrzymuj�c go na progu. - Wybierz dramaty, kt�re pozwoli�yby doceni� g�os i postaw� Tessalosa. Na przyk�ad Kr�la Edypa, a poza tym...
- Nie przejmuj si� - uspokoi� go sekretarz. - Wiesz, �e znam si� na tych sprawach.
- Eumenesie?
- Tak.
- Jak czuje si� genera�?
- Parmenion? Prawdopodobnie jest za�amany, ale nie daje tego pozna� po sobie.
- Czy my�lisz, �e stanie na wysoko�ci zadania, kiedy nadejdzie w�a�ciwy moment?
*Ksenofont, Anabaza I 8, t�um. W. Madyda, Warszawa 1995
(przyp. red.).
30
31
- S�dz�, �e tak - odpar� Eumenes. - Niewielu jest dzi takich jak on. - I wyszed�.
Aleksander dokona� uroczystego otwarcia igrzysk i przedstawie� teatralnych, a nast�pnie zaprosi� przyjaci� i wy�szych oficer�w na uczt�. Stawili si� wszyscy, pr�cz Parmeniona, kt�ry przys�a� przez s�ug� bilecik z przeprosinami.
Parmenion do kr�la Aleksandra, b�d� pozdrowiony!
Wybacz mi, je�li nie wezm� udzialu w uczcie. Nie czuj� si� zbyt dobrze i nie m�g�bym przysporzy� chwaty twojemu sto�owi.
Od razu sta�o si� jasne, �e b�dzie chodzi�o o obiad po��czony z rozmow�, poniewa� nie by�o tancerek ani heter wyszkolonych w grach mi�osnych, a sam Aleksander, jako �przewodnicz�cy sympozjonu", miesza� wino w kraterze z czterema cz�ciami wody. �atwo te� by�o zrozumie�, �e pragn�� dyskutowa� raczej na tematy filozoficzne i literackie, a nie wojenne, kaza� bowiem posadzi� obok siebie Barsine i Tessalosa. Dalej zasiedli Kallistenes i dw�ch sofist�w, kt�rzy przybyli z wizyt� wraz z delegacj� ate�sk�. Za nimi za� Hefajstion, Eumenes, Seleukos i Ptolemeusz znale�li si� w asy�cie mniej lub bardziej przypadkowych towarzyszek, pozosta�ych przyjaci� za� usadowiono po drugiej stronie sali.
Poniewa� by�o ju� p�ne lato, pogoda si� psu�a, a ci�kie deszczowe chmury gromadzi�y si� nad starym miastem. Nagle, kiedy kucharze zacz�li serwowa� pierwsze porcje pieczonego jagni�cia ze �wie�ym bobem, rozleg� si� silny grzmot, od kt�rego zatrz�s�y si� �ciany domu i zadr�a�y nape�nione winem kielichy.
Wszyscy biesiadnicy popatrzyli przez chwil� po sobie
32
w milczeniu, podczas gdy odg�os grzmotu dudni� jeszcze w oddali, a� wreszcie rozbi� si� o zbocza g�ry Liban. Kucharze zn�w zacz�li podawa� mi�so, a Kallistenes, zwr�ciwszy si� do Aleksandra z u�miechem troch� ironicznym, a troch� �artobliwym, zapyta�:
- Chyba to nie ty zrobi�e� co� takiego, synu Zeusa?
Kr�l pochyli� g�ow� i wielu na sali pomy�la�o, �e dostanie jednego ze swoich atak�w w�ciek�o�ci. Sam Kallistenes mia� min�, jakby od razu po�a�owa� swojej dowcipnej od�ywki. Seleukos zauwa�y�, �e poblad�, i wyszepta� na ucho Ptolemeuszowi: �Tym razem zsika� si� ze strachu".
Tymczasem Aleksander podni�s� g�ow�, pokaza�
u�miechni�t�, zupe�nie nie zmieszan;
- Nie, nigdy bym tego nie uczyni�, nie chcia�bym �miertelnie przerazi� moich wsp�biesiadnik�w.
Wszyscy wybuchn�li �miechem. Tym razem oby�o si� bez burzy.
twarz i odpar�:
Eteokles jecha� przez kilka dni, �pi�c po par� tylko godzin u boku swego konia, wystraszony w nocy krzykami zwierz�t i wyciem szakali. Ba� si�, �e mo�e zgubi� drog� albo zosta� napadni�ty i ograbiony, pozbawiony konia i zapas�w lub te� pojmany przez bandyt�w i sprzedany jako niewolnik w dalekich krajach, gdzie nikt nie m�g�by nigdy go odnale�� i wykupi�. W ca�ym swoim kr�tkim �yciu nigdy nie musia� sam stawia� czo�a tak wielu strapieniom i niebezpiecze�stwom, tym razem dodawa� mu jednak odwagi kontakt z mieczem ojca, gdy �ciska� w d�oni bro� nale��c� niegdy� do Memnona z Rodos, a tak�e wysoki wzrost, dzi�ki kt�remu wydawa� si� bardziej doros�y, ni� to by�o w rzeczywisto�ci.
Nie m�g� wiedzie�, �e jego bezpiecze�stwo zale�y od lu-
33
dzi, kt�rych wys�a� za nim znienawidzony wr�g, cz�owiek, kt�ry poha�bi� jego ojca i zdoby� dusz� i cia�o jego matki. By� mo�e by� naprawd� wcieleniem Arymana, b�stwa ciemno�ci i z�a, jak powiedzia� pewnego razu jego dziad Artabazos.
Wszystko przebiega�o bez przeszk�d, dop�ki Eteokles nie przekroczy� zamieszkanych region�w Palestyny i Syrii, gdzie jego eskorcie dosy� �atwo by�o si� zamaskowa� albo zmiesza� z lud�mi z karawan, kt�re przemieszcza�y si� z miejsca na miejsce z towarami. Kiedy jednak dotar� do bezkresnej pustyni, dwaj post�puj�cy za nim hetajro-wie musieli si� naradzi� i podj�� decyzj�. Byli to m�odzi Macedo�czycy z gwardii kr�lewskiej, wybrani spo�r�d najdzielniejszych i najbystrzejszych, dobrze znaj�cy charakter swego kr�la. Gdyby im si� nie powiod�o i gdyby co� si� ch�opcu sta�o, Aleksander na pewno by im nie wybaczy�.
- Je�li b�dziemy mieli go na oku - powiedzia� jeden z nich - zauwa�y nas, poniewa� nie mamy si� gdzie ukry�. Je�li b�dziemy si� trzyma� poza zasi�giem jego wzroku, ryzykujemy, �e go zgubimy.
- Nie mamy wyboru - odpar� jego towarzysz. - Jeden z nas musi si� do niego zbli�y� i zdoby� jego zaufanie. Nie ma innego sposobu, by go chroni�.
U�o�yli plan dzia�ania i nazajutrz o �wicie, kiedy ch�opiec ruszy� w dalsz� drog� zm�czony i znu�ony po nocy sp�dzonej w p�nie, dostrzeg� w oddali samotnego cz�owieka na koniu, jad�cego t� sam� co on �cie�k�. Zatrzyma� l si�, �eby si� zastanowi�, czy lepiej mie� go przed sob� i op�ni� nieco swoj� podr�, czy te� zbli�y� si� do samotnego je�d�ca i wsp�lnie pokona� kawa�ek drogi.
Pomy�la�, �e przeczekanie nie by�oby rozs�dne, poniewa� musia�by podr�owa� w najgor�tszej porze dnia, uzna� te�, �e samotny i na oko nie uzbrojony m�czyzna nie m�g� stanowi� wielkiego zagro�enia, a poza tym
34
w przysz�o�ci b�dzie zmuszony radzi� sobie w sytuacjach o wiele gorszych. Zebra� si� wi�c na odwag�, uderzy� pi�tami boki konia i ruszy� pustym szlakiem, doganiaj�c w kr�tkim czasie wyprzedzaj�cego go je�d�ca. M�czyzna odwr�ci� si�, s�ysz�c odg�osy ko�skich kopyt, a Eteokles, pokonuj�c w�asn� nie�mia�o��, zwr�ci� si� do niego po persku:
- Niech Ahura Mazda ma ci� w opiece, nieznajomy. W kt�r� stron� si� kierujesz?
M�czyzna, wiedz�c, �e mo�e zosta� zrozumiany, odpowiedzia� po grecku:
- Nie m�wi� w twoim j�zyku, ch�opcze. Jestem z�otnikiem z Krety i jad� do Babilonii, �eby pracowa� w pa�acu Wielkiego Kr�la.
Eteokles odetchn�� z ulg� i rzek�:
- Ja tak�e jad� do Babilonii. Mam nadziej�, �e nie sprawi ci przykro�ci, je�li pokonamy t� drog� wsp�lnie.
- Ale� sk�d. Przeciwnie, to przyjemno��. Samotna jazda przez te opustosza�e ziemie napawa mnie strachem.
- Dlaczego podr�ujesz sam? Czy nie by�oby dla ciebie lepiej przy��czy� si� do karawany?
- Masz racj�. Ale s�ysza�em nieprzychylne opinie o kupcach z karawan: �e maj� zwyczaj zaokr�gla� swoje zarobki, sprzedaj�c jako niewolnik�w spotkanych po drodze podr�nych, je�li tylko nadarzy si� sprzyjaj�ca okazja, powiedzia�em wi�c sobie: �Lepiej samotnie ni� w z�ym towarzystwie". Przynajmniej mog� ogarn�� wzrokiem horyzont, �cie�ka jest wyra�nie wytyczona, wi�c �atwo jest zyska� orientacj�: wystarczy jecha� ca�y czas w stron� wschodu s�o�ca i trafi si� nad brzegi Eufratu. A wtedy reszta jest ju� prosta: dobra ��d�, i w drog�. Mo�na dotrze� do Babilonii bez najmniejszego wysi�ku. To raczej ty Wydajesz mi si� zbyt m�ody, by podr�owa� samotnie. Nie oiasz rodzic�w albo braci?
Eteokles nie odpowiedzia� i przez dobr� chwil� s�ycha�
35
by�o tylko t�tent ko�skich kopyt w pustej przestrzeni, pod bezkresnym niebem. Cudzoziemiec podj��:
- Wybacz, nie powinienem by� wtr�ca� si� w twoje prywatne sprawy.
Eteokles wpatrywa� si� teraz w p�aski horyzont, taki sam jak na morzu podczas ciszy.
- Czy my�lisz, �e daleko jeszcze do brzegu Eufratu?
- Nie - odpar� nieznajomy. - Je�eli b�dziemy jecha� w takim tempie, jutro w nocy powinni�my by� na miejscu.
Kontynuowali podr� do wieczora i wtedy stan�li obozem w miejscu lekkiego wg��bienia terenu. Eteokles pr�bowa� jak najd�u�ej nie zasypia�, �eby kontrolowa� ruchy swojego nieznanego towarzysza podr�y, ale w ko�cu zmog�o go zm�czenie i zapad� w g��boki sen. Wtedy m�czyzna wsta� i cofn�� si� kawa�ek pieszo, dop�ki nie dostrzeg� w ciemno�ci sylwetki konia i le��cego obok cz�owieka. Wszystko przebiega�o zgodnie z planem, wr�ci� wi�c na swoje miejsce, po�o�y� si� i drzema�, maj�c ca�y czas uszy nastawione na odg�osy nocy.
Kiedy o �wicie ch�opiec si� obudzi�, znalaz� na swoim p�aszczu gar�� daktyli, suchy chleb i kubek z drzewa bukszpanowego nape�niony wod� z buk�aka. Woda och�odzi�a si� przez noc i by�a dobra do picia. Zjedli w milczeniu i ruszyli w drog�, bez zatrzymywania si�, pod pal�cym s�o�cem, w nieruchomym, stoj�cym powietrzu. Oko�o po�udnia zobaczyli, �e tak�e konie s� wyczerpane, zsiedli wi�c i szli dalej pieszo, prowadz�c je za uzdy.
Do Eufratu dotarli p�n� noc� i wielka rzeka objawi�a im si� najpierw szumem swoich w�d, zanim jeszcze dostrzegli po�yskiwanie jej majestatycznego nurtu w �wietle ksi�yca. Na rzece widoczny by� br�d. Woda, uderzaj�c o �wirowate dno, wytwarza�a pasmo piany mi�dzy dwoma brzegami. M�czyzna zbli�y� si� tam, wszed� do wody i ruszy� w stron� �rodka rzeki, �eby zbada� dno, po czym zawr�ci�.
- Przechodzi si� t�dy - powiedzia�, zwracaj�c si� do Eteoklesa. - Je�li chcesz, mo�esz i��.
- Dlaczego m�wisz w ten spos�b? - zapyta� ch�opak. -Ty nie idziesz?
�o�nierz potrz�sn�� g�ow�.
- Nie. Moja misja jest sko�czona i musz� wraca�.
- Misja? - Ch�opiec by� coraz bardziej zdziwiony.
- Tak jest. Aleksander rozkaza� nam eskortowa� ci� a� do granicy, �eby nic ci si� nie sta�o. M�j towarzysz post�puje za nami w pewnej odleg�o�ci.
Eteokles spu�ci� g�ow�, upokorzony t� natr�tn� trosk�, po czym odpar�:
- Wracaj do swojego pana i przeka� mu, �e to nie przeszkodzi mi go zabi�, je�li go spotkam na polu bitwy. -I wkroczy� na rumaku w wody Eufratu.
�o�nierz, wyprostowany na swoim wierzchowcu, patrzy� za nim tak d�ugo, a� tamten dotar� do przeciwnego brzegu i zag��bi� si� w r�wnin� na terytorium perskim. Wtedy dopiero odwr�ci� si� i ruszy� na spotkanie ze swoim towarzyszem, kt�ry prawdopodobnie czeka� na niego gdzie� w pobli�u. Blask ksi�yca, spot�gowany kredow� biel� pustyni, by� coraz silniejszy i umo�liwia� zupe�nie dobre widzenie. Towarzysz jednak si� nie pojawia�. R�wnie� nazajutrz, w �wietle s�o�ca, nie uda�o si� go odnale��. Ani te� nast�pnego dnia. Poch�on�a go pustynia.
- Tw�j syn Eteokles przekroczy� granic� persk� ca�y i zdrowy - oznajmi� Aleksander, wchodz�c do komnaty Barsine - ale jeden z ludzi, kt�rych wys�a�em, by go eskortowa� i chroni�, nie powr�ci�.
- Przykro mi - odpar�a Barsine. - Wiem, jak zale�y ci na twoich ludziach.
36
37
ii
- S� dla mnie jak synowie. Ale zap�aci�em t� cen�, �eby� tylko by�a spokojna. A jak si� czuje m�odszy?
- Jest blisko mnie, kocha mnie, a mo�e te� rozumie. Poza tym dzieci chroni sama natura: zapominaj� szybko i �atwiej.
- A ty? Jak si� czujesz?
- Jestem ci bardzo wdzi�czna za to, co uczyni�e�, ale moje �ycie nie jest ju� takie jak dawniej. By� mo�e kobieta, kt�ra ma dzieci, nie mo�e sta� si� prawdziw� kochank�. Jej serce cz�ciowo poch�aniaj� na zawsze inne uczucia.
- Czy mam przez to rozumie�, �e nie chcesz mnie wi�cej widzie�?
Barsine spu�ci�a g�ow� zmieszana.
- Nie ka� mi cierpie�, wiesz, �e pragn� widzie� ci� co dzie�, w ka�dej chwili, �e twoje oddalenie i tw�j ch��d bol� mnie. Prosz�, zostaw mi tylko troch� czasu, �ebym dosz�a do siebie, �ebym zbudowa�a w moim sercu ma�e schronienie dla wspomnie�, a potem... potem b�d� umia�a kocha� ci� tak, jak tego pragniesz.
Podesz�a do niego i przytuli�a si�. Aleksander uj�� jej twarz w d�onie i uca�owa�.
- Nie rozpaczaj. Zobaczysz twego syna i by� mo�e ju� wkr�tce wszyscy b�dziemy mogli �y� w pokoju.
Gdy wyszed�, spotka� na schodach Seleukosa, kt�ry w�a�nie go szuka�.
- Przyby� jeden ze statk�w genera�a Antypatra z piln� wiadomo�ci�. Oto ona.
Aleksander rozwin�� arkusz i przeczyta�.
Antypater, kr�lewski regent, do Aleksandra, b�d� pozdrowiony!
Spartanie zebrali armi� i maszeruj� w kierunku naszych garnizon�w i naszych sprzymierze�c�w w Peloponezie, ale na razie s� sami. Bardzo wa�ne jest, by tak pozosta�o. Uczy� wszyst-
38
ko, aby sytuacja nie uleg�a zmianie, wtedy i ja nie b�d� potrzebowa� pomocy. Twoja matka i siostra czuj� si� dobrze. Mo�e powiniene�' pomy�le� o nowym ma��e�stwie dla Kleopatry. Uwa�aj na siebie.
- Mam nadziej�, �e stary przys�a� ci dobre wiadomo�ci -powiedzia� Seleukos.
- Niezupe�nie. Spartanie ruszyli si� i atakuj� nas. Trzeba przypomnie� Ate�czykom, �e maj� wobec nas zobowi�zania. Kiedy odb�dzie si� audiencja z udzia�em poselstwa z Aten?
- Dzi� wieczorem. Przekazali ju� Eumenesowi oficjalny list, w kt�rym prosz� o wydanie je�c�w ate�skich, poj-manych w bitwie nad Granikiem.
- Nie tracili czasu. Obawiam si� jednak, �e b�d� rozczarowani. Co� jeszcze?
- Tw�j lekarz Filip czuwa nad ci��� �ony kr�la Dariusza, ale jest bardzo zaniepokojony i chce, �eby� o tym wiedzia�.
- Rozumiem. Powiedz Ate�czykom, �e przyjm� ich po zako�czeniu przedstawie�, i popro� Barsi