3043
Szczegóły |
Tytuł |
3043 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3043 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3043 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3043 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Miros�aw P. Jab�o�ski
Czas wodnika
DRZEWO GENEALOGICZNE
Klinika Psychiatryczna
Forcetta Delano
Connecticut
10 sierpnia
Firma Prawnicza
Kinsey, Sheckley and Kinsey
Denver
Colorado
Szanowni Panowie!
Chcieliby�my powierzy� Wam prowadzenie sprawy w interesie naszego pacjenta,
kt�ry trafi� do kliniki z winy firmy "Genealogis and Co." Z fragment�w
pami�tnika naszego pacjenta, kt�re za��czamy, dowiedz� si� Panowie, jaki by�
przebieg wypadk�w.
Jeste�my bezpo�rednio zainteresowani t� spraw�, gdy� tylko wygrana pacjenta, w
imieniu kt�rego wyst�pujemy, umo�liwi mu zap�acenie za dokonane przez nas
zabiegi neurochirurgiczne, kt�rych wyszczeg�lnienie podajemy ni�ej.
Prosimy Pan�w o zapoznanie si� ze wszystkimi dostarczonymi materia�ami
(fragmenty pami�tnika pacjenta, korespondencja z "Geanco", kosztorys wykonanych
operacji i zabieg�w, itp.). W razie potrzeby s�u�ymy wszelkimi dodatkowymi
informacjami.
Z powa�aniem Allan S. McCarthy
Drzewo genealogiczne
Fragmenty pami�tnika pacjenta Kliniki Psychiatryc/nej w Forcetta Delano
21 kwietnia, pi�tek.
Przeczyta�em w gazecie ciekawe og�oszenie. Ot� firma ,,Genealogis and Co."
wykonuje dla zainteresowanych drzewa genealogiczne wraz z histori� rodu.
Zacz��em si� zastanawia�, czy sobie takiego drzewa nie zafundowa�. Mia�em, co
prawda, kupi� pralk�, ale pralk� nie mo�na Pochwali� si� przed znajomymi m�wi�c:
to pralka z rodowodem!
22 kwietnia, sobota.
Stanowczo nie mo�na por�wna� takiej pralki, cho�by nawet �piewaj�cej, do drzewa
genealogicznego. Fe! Jak mog�em my�le� o tak przyziemnym przedmiocie? Kupuj� to
drzewo!
23 kwietnia, niedziela.
Ca�� niedziel� sp�dzi�em na szperaniu w domowym archiwum. Jestem zniech�cony.
Przesz�o�� mojego rodu nie jest bynajmniej tak �wietlana, �eby si� ni� chwali�.
Dziadek Mateusz na przyk�ad pod�o�y� jakiemu� tam Smithowi �wini�. To wynika z
jego pami�tnika VII pod tytu�em "Ameryka 2096-2100". A dziadek by� taki dobry
dla mnie! Swoj� drog� ciekaw jestem, jak wygl�da taka �winia1? Mo�e to, co
dziadek zrobi�, by�o dobre dla tego Smitha?
24 kwietnia, poniedzia�ek.
Z samego rana poszed�em do "Genealogis and Co.". Dyrektor by� bardzo mi�y,
o�wiadczy�, �e �adna historia rodu klienta nie jest potrzebna. "Geanco" tworzy
j� wedle �yczenia. Trzeba tylko uwa�a�, �eby nie przesadzi� z wybielaniem
przodk�w, bo to czasem poci�ga za sob� nieprzewidziane skutki. Dyrektor, widz�c,
�e si� waham, powiedzia�, �e wypadki takie zdarzaj� si� bardzo rzadko, wi�c
spokojnie mog� sobie zam�wi� drzewko. Spyta� te�, do kt�rego wieku wstecz ma ono
si�ga�. Powiedzia�em, �e me licz� si� z kosztami, wi�c mo�e by� od XVI wieku, z
zaznaczeniem, kto by� protoplast� rodu. Dyrektor zapyta� jeszcze, jak wysokie
mam mieszkanie. Troch� mnie to zdziwi�o, ale odpar�em, �e to bez znaczenia, bo
sufit mo�na podnie��. Dowiedzia�em si� jeszcze, �e w sobot� musz� by� w domu, bo
dostarcz� drzewo. Po�egnali�my si� jak starzy znajomi. Bardzo mi�y by� ten
dyrektor!
25 kwietnia, wtorek.
Szuka�em w encyklopedii s�owa "�winia". "Wielka Encyklopedia Wszechczas�w i
Wszelkich Wyraz�w" wyja�ni�a, �e jest to archaiczne zwierz� domowe hodowane w
celach ozdobnych. A wi�c pod�o�enie �wini przez mojego dziadka Mateusza owemu
Smithowi by�o rzecz� pozytywn�. Co� w rodzaju podarunku. Zatelefonowa�em zaraz
do "Geanco" i poleci�em ten fakt w nale�yty spos�b wyeksponowa� w moim drzewie.
Dyrektor by� tym troch� zdziwiony, ale gdy powiedzia�em, �e za to p�ac� osobno,
uleg�.
26 kwietnia, �roda. Oczekiwanie.
27 kwietnia, czwartek. Czekam.
28 kwietnia, pi�tek.
Postanowi�em, �e urz�dz� ma�� bibk� dla kilku przyjaci� z okazji kupna drzewa.
29 kwietnia, sobota.
Od rana na nogach. Ca�� noc nie spa�em. Zupe�nie jak dziecko! O pierwszej po
po�udniu, kiedy ju� niemal umiera�em z niecierpliwo�ci, dzwonek! Otwieram drzwi
i... pakuj�-twarz w jakie� ostre ga��zki. Przede mn� u�miechni�ty dyrektor
"Geanco" i dw�ch pomocnik�w taszcz�cych wielk� donic�, w kt�rej mieszcz� si�
korzenie ogromnego drzewa.
Zg�upia�em. Wi�c to jest moje drzewo genealogiczne? To� to baobab!!! Ju� sama
donica nie mie�ci si� w drzwiach, a co dopiero reszta?! Ale dyrektor i jego
pomocnicy nie zra�aj� si�. Kazali mi przewr�ci� �cian�, kt�ra nie chcia�a potem
sta� prosto, ale podklei�em j� ta�m� przezroczyst�. Tymczasem tamci postawili
drzewo na �rodku pokoju i nie wiedzie� z czego s� strasznie zadowoleni. Jestem
bliski p�aczu. Nie tak wyobra�a�em sobie m�j nabytek! Dyrektor pociesza mnie,
wciska mi do r�ki "Instrukcj� obs�ugi i piel�gnacji drzewa genealogicznego".
Mimo wszystko jestem niepocieszony. Drzewo zajmuje p� pokoju. I jeszcze trzeba
sufit podnosi�. Jeden z tych tragarzy siad� drugiemu na barana
I wsp�lnie zacz�li pcha� powa�� ku g�rze. Podnie�li o jakie� pi�tna�cie
centymetr�w. Gdy obaj, czerwoni z wysi�ku, ko�czyli prac�, wpad� s�siad z g�ry.
Bez �adnych wst�p�w nazwa� mnie idiot�, powiedzia�, �e to, co zrobi�em, jest
karygodne, bo podnosz�ca si� wraz z moim sufitem jego szafa zgniot�a z kolei o
jego sufit przebywaj�cego czasowo na tej szafie kota. Poradzi�em mu, �eby i on
podni�s� sw�j strop, ale odpar�, �e to niemo�liwe, bo jego s�siad z g�ry przez
to ci�g�e podnoszenie sufit�w porusza si� od roku na czworakach. Dosz�o do tego,
�e po ulicy chodzi na r�kach i nogach, przystaj�c przy okolicznych drzewkach...
S�siad krzykn�� jeszcze, �e spraw� kota skieruje do s�du i wyszed�. By�em tym
wszystkim tak za�amany, �e zacz��em szuka� siekiery, ale dyrektor udaremni� moje
drzewob�jcze zamiary, wi���c mnie paskiem od spodni. Potem, za pomoc� czu�ej
perswazji, po kt�rej mam jeszcze kilka si�c�w, wyja�ni� mi, �e tego robi� nie
wolno, dop�ki nie zap�ac� rachunku. Wtedy mog� sobie z rzeczonym drzewem zrobi�,
co mi si� tylko �ywnie podoba. Zap�aci�em i wyni�s� si�, zostawiaj�c jakie�
torebki i ksi��ki. Na razie nie by�em ich ciekawy. Za�y�em �rodek nasenny i
postanowi�em to wszystko przespa�.
30 kwietnia, niedziela.
Obudzi�em si� z potwornym b�lem g�owy. Wzrok m�j pad�, oczywi�cie, najpierw na
drzewo, a potem na pozostawione przez dyrektora "Geanco" pakunki. Wzi��em do
r�ki ksi��ki. Pierwsza z nich, "Nawo�enie", przedstawia�a spos�b nawo�enia drzew
genealogicznych oraz podawa�a pe�ny wykaz mo�liwych do stosowania nawoz�w.
Mi�dzy innymi zawiera�a takie pozycje, jak: dwufosfat genealogiczny, azotan
prababko-wy, siarczek protoplasty, wyci�g z ziemi grobu rodzinnego (kt�rej to
zreszt� dostarcza�o "Geanco"), fosforan zarodu, to jest za�o�yciela rodu, i
wiele innych.
Cisn��em ksi��k� pod ��ko i zabra�em si� do nast�pnej. By�a to "Instrukcja
pos�ugiwania si� drzewem G". Poniewa� aby si� z ni� zapozna�, nale�a�o najpierw
dok�adnie obejrze� ca�e drzewo, a wi�c wsta�, od�o�y�em t� lektur� na bok.
Trzeci� broszur� by�a ju� wspomniana "Instrukcja obs�ugi i piel�gnacji drzewa
genealogicznego". By�a ona co najmniej niezrozumia�a. Do tej pory nie wiem, czy
nale�y uwa�a� to drzewo za form� naturaln�, czy nie. Zreszt� producenci sami
zdawali si� tego nie wiedzie�, pl�cz�c si� mocno w wyja�nieniach. Co do
piel�gnacji, to drzewo trzeba nawozi�, podlewa� roztworem pradziadka potasu oraz
codziennie przemywa� ga��zki i li�cie rozpuszczonym w alkoholu wodorotlenkiem
rodzic�w.
Ju� ja ci� b�d� przemywa�! - pomy�la�em m�ciwie, ale zaraz rozczuli�em si�.
Przecie� moi przodkowie niczemu nie s� winni, nie zas�u�yli na to, abym ich z
premedytacj� nie przemywa� wodorotlenkiem rodzic�w. Wyszed�em z ��ka i
serdecznie poca�owa�em drzewo w prapraprababk� mojej babki Helen.
Tu si� po�apa�em, �e �adnej babki Helen nigdy nie mia�em, nie istnia�a tym
bardziej jej prapraprababka, ale wyda�o mi si� to bez znaczenia. Skoro by�em ju�
na nogach, zajrza�em do pozostawionych przez dyrektora "Geanco" pakunk�w.
Znajdowa�y si� w nich nawozy, alkohol do rozpuszczania wodorotlenku rodzic�w,
ma�a broszurka i wielki rozpylacz. Pomy�la�em, �e rzeczy te maj� jaki� zwi�zek
ze sob�, wi�c zaj��em si� ksi��eczk�.
By�o to popularnonaukowe opracowanie na temat szkodnik�w paso�ytuj�cych na
drzewach genealogicznych oraz sposoby ich zwalczania. Do szkodnik�w owych
nale��: rdza genealogiczna, grzybek szwagrowy paso�ytniczy, dziadek zjadek oraz
najgro�niejszy z nich - kornik latoro�lowy, atakuj�cy najch�tniej p�dy m�ode.
�rodki zwalczania paso�yt�w to: kwas genealonukleinowy, antyszwagr�wka, azotyn
stryja. Korniki niszczy si� natomiast za pomoc� m�oteczka. Gdy tylko kornik
wychyli �epek z drzewa, nale�y go szybko uderzy� m�oteczkiem. Rekord w polowaniu
na korniki latoro�lowe wynosi 10k/24h, co oznacza dziesi�� kornik�w na dob�. Owa
niewielka liczba upolowanych kornik�w wynika st�d, �e bardzo niech�tnie
wychylaj� si�. Broszura zaleca w zwi�zku z tym ciche nucenie najnowszych
przeboj�w, co wywabia korniki na zewn�trz. Dla niemuzykalnych sprzedawane s�
odpowiednie nagrania. Zemdla�em.
"Genealogis and Co." Wichita Falls Oklahoma 14 sierpnia
Klinika Psychiatryczna Forcetta Delan Connecticut
Szanowni Panowie!
W odpowiedzi na list Pan�w z dziesi�tego sierpnia bie��cego roku, w kt�rym to
pi�mie zakomunikowali�cie nam o zamiarze zwr�cenia si� do firmy adwokackiej w
celu uzyskania dla swojego pacjenta, a naszej ,,ofiary"! odszkodowania za
poniesione straty pieni�ne i moralne, o�wiadczamy, co nast�puje:
Drzewo genealogiczne typu G-275-Y, dostarczone przez "Genealogis and Co."
Waszemu pacjentowi, jest dopuszczonym do sprzeda�y drzewem popularnym,
wielokrotnie badanym i zabezpieczonym przed wszelkiego rodzaju dolegliwo�ciami
(rdza genealogiczna, grzybek szwagrowy paso�ytniczy, dziadek zjadek i inne).
Wszystkie fakty opisane przez Waszego pacjenta musia�y wynikn�� z
nieprawid�owego pos�ugiwania si� tym�e drzewem (model G-275-Y). Z tego wi�c
wzgl�du wszelkie roszczenia Waszego pacjenta s� bezpodstawne i w wypadku
zwr�cenia si� do firm prawniczych jeste�my w stanie obali� przy pomocy ekspert�w
genealogii wszystkie zarzuty kierowane pod naszym adresem.
Rozumiemy, �e zad�u�enie pacjenta w Waszej Klinice zmusza Pan�w do wyst�pienia w
jego imieniu do s�du, ale w�tpimy, czy jest to op�acalne. Koszt zabieg�w,
kt�rych Panowie dokonali, wynosi czterdzie�ci pi�� tysi�cy dolar�w, podczas gdy
w razie przegrania przez nas sprawy mo�ecie liczy� na odszkodowanie w wysoko�ci
dziesi�ciu tysi�cy dolar�w.
Z powa�aniem Robert Mennering dyrektor "Geanco"
Mi�dzy jaw� a snem.
Wydaje mi si�, �e jestem jakim� dziwnym zwierz�ciem z d�ugim ogonem, zwierz�ciem
podobnym nieco do cz�owieka i skacz� po drzewie genealogicznym. Mo�e to zwierz�
to w�a�nie �winia? Wydaje si� wcale mi�e.
Nie wiem, jaka data.
Ockn��em si� z omdlenia. Wszystko na swoim miejscu, niestety! Spojrza�em na
zegarek. Jego kalendarz wskazywa� dat� 31 kwietnia. A wi�c jest pierwszy maja.
Ucieszy�em si�, �e jeszcze potrafi� logicznie my�le�.
l maja, poniedzia�ek.
Ci�gle ten sam dzie�. Mimo �e to �wi�to, w skrzynce na listy co� by�o. My�la�em,
�e mo�e Anna napisa�a, ale to tylko reklam�wka m�oteczk�w i sto�eczk�w do
polowania na korniki latoro�lowe. Zam�wienia na owe przedmioty przyjmuje firma
"M�ostogenealogon". Niech j� szlag trafi!! Cisn��em reklam�wk� do zsypu.
Postanowi�em, �e skoro dzi� jest �wi�to pracy, to i ja nie tkn� si� swojego
drzewa. A jutro zabior� si� do "Instrukcji pos�ugiwania si� drzewem
Genealogicznym"
2 maja, wtorek.
Dla relaksu przegl�da�em pocz�tkowe karty mojego pami�tnika i ma�o mnie krew nie
zala�a. Czemu sobie nie kupi�em tej pralki? Pralka robi�aby za mnie, a tak ja
musz� chodzi� ko�o tego przekl�tego drzewa.
Dzisiaj dok�adnie mu si� przyjrza�em. Na oko wygl�da jak zwyk�e drzewo i gdyby
nie moje zaufanie do "Geanco" pomy�la�bym, �e wyci�to je w pobliskim parku. Z
pot�nej plastikowej donicy wystaje gruby pie�, na kt�rym zna� �lady wielu
odci�tych pot�nych konar�w. S� to, wed�ug "Przewodnika po drzewach
genealogicznych" przywi�zanego do pnia, dawno wymar�e ga��zie mojego rodu. Wy�ej
wyrastaj� grube konary, z nich du�e ga��zie, potem coraz to mniejsze, zako�czone
pojedynczymi listkami. Przy ka�dej ga��zce znajdowa� si� kartonik z wypisanym
imieniem i nazwiskiem oraz datami urodzenia i �mierci ka�dego mojego przodka.
Sprawdzi�em potem, co jest z dziadkiem Mateuszem. Wlaz�em na szaf� i
zobaczy�em... �wini�!
2 maja, wtorek (po po�udniu).
Zabra�em si� do lektury "Instrukcji pos�ugiwania si� drzewem G". We wst�pie
przeczyta�em, �e: Drzewo genealogiczne, typ G-275-Y, jest popularnym domowym
drzewem genealogicznym powszechnego u�ytku. Przystosowane jest ono do czu�ej
opieki i piel�gnacji. W celu odszukania jakiego� przodka na drzewie nale�y
pos�ugiwa� si� zamieszczonym na ko�cu spisem alfabetycznym lub chronologicznym,
gdy nie znamy imion lub nazwisk. Ca�e drzewo, dla �atwiejszej orientacji,
zosta�o podzielone na sektory, a w drastycznych przypadkach nale�y post�powa�
wed�ug wskaza� tego typu: babki Betsy szukamy z lewej strony drzewa, na trzecim
konarze od do�u, w cz�ci �rodkowej, na prawo i troch� z ty�u za dziadkiem
Rolandem.
Id�c za tymi wskaz�wkami w oznaczonym miejscu znalaz�em swego w�asnego wnuka,
kt�ry chwilowo by� jednocze�nie moim dziadkiem George'em. Obok znajdowa� si�
stryj Dick z matk� babki Helen, kt�ra tymczasowo by�a jego �on�. Popatrzy�em na
to wszystko ze zgroz�. Takie zepsucie moralne w mojej rodzinie! Ale to jeszcze
nic! Okaza�o si� bowiem, �e moja ciotka Jona ma... ehm... co� wsp�lnego ze mn�
samym. Zajrza�em jeszcze do historii mojej rodziny zamieszczonej w tej
wspania�ej ksi��ce, ale bzdury, jakie tam wyczyta�em, o ma�o nie przyprawi�y
mnie o atak serca. Pomy�la�em jeszcze, �e mniej k�opotu mia�bym z obs�ug�
rakiety ni� tego drzewa, a na pewno du�o mniej ksi��ek by�oby do nauki pilota�u.
3 maja, �roda.
Podla�em drzewko pradziadkiem potasu, przemy�em ga��zki i li�cie wodorotlenkiem
rodzic�w rozpuszczonym w alkoholu, ale zaraz zrozumia�em, �e �le post�pi�em, bo
ca�e drzewo zacz�o si� chwia� na boki jak smagane wichur�. Zw�aszcza ga��� wuja
Edgara, kt�ry by� pijanic�. Postanowi�em nie rozpija� go po�miertnie i
profilaktycznie spryska�em ga��� antyszwagr�wk� i azotynem stryja, czym
zaskarbi�em sobie na pewno jego pozgonn� nienawi�� i pogard�. Wuj Edgar zawsze
m�wi�: "Co to za m�czyzna, kt�ry nie pije?!", nigdy te� nie uwa�a� mnie za
stuprocentowego przedstawiciela rodu m�skiego. Chyba mia� racj�. On nigdy nie
kupi�by jakiego� drzewa genealogicznego, tylko najzwyczajniej w �wiecie poszed�
do pubu i po prostu przepi� te pieni�dze. Patrz�c melancholijnie na niego
wypi�em sam resztk� alkoholu, po czym wyzywaj�co spojrza�em na wuja. Wydawa�o mi
si?, �e si� u�miecha, ale to chyba niemo�liwe!
4 maja, czwartek.
Wuj Brent zakwit�. Zakwit�a te� moja wcze�nie zmar�a siostrzenica
Lorain. Mia�a zaledwie szesna�cie lat. Obawiam si�, �eby ten stary zbere�nik,
Brent, nie uwi�d� jej. Gdy przechodz� obok drzewa, to nie oddycham. �eby nie
zapyli�. Moja siostra Agata nie wybaczy�aby mi nigdy, gdybym tego nie
dopilnowa�. Zmieni�a kolor li�cia, a wi�c tak�e obawia si� zapylenia.
5 maja, pi�tek.
Nie upilnowa�em. Zapyli� j�. Wykorzysta� noc. bo wiedzia�, �e v. i si� snu
strasznie chrapi�. Po nim to odziedziczy�em. Siostra Agata poczerwienia�a, a
Loraine zacz�a si� zmienia� w p�czek. �adna jest bestia, nie dziwi� si�
Brentowi. Tfu! Co ja gadam? Czy ca�kiem zwariowa�em? Obawiam si�. �e za
przyk�adem tego lubie�nika p�jd� inni, zawsze by� prowodyrem w naszej rodzinie.
Zatelefonowa�em do "Geanco" pytaj�c, czy nie maj� jakich� zapobiegaczy przeciw
temu niepo��danemu zjawisku. Powiedzieli, �e maj� �rodki antykoncepcyjne, ale
nie dla tego typu drzewa. Odrzek�em, �e to nic nie szkodzi, �eby jutro
przywie�li.
5/6 maja, noc.
Mia�em dziwne sny. Mianowicie �nili mi si� moi przodkowie (nawet we �nie
prze�laduje mnie to przekl�te drzewo!). Powychodzili z rodzinnego grobowca z
klimatyzacj�, aby w moim mieszkaniu, w niesamowitej ciasnocie, wydawa�
pot�pie�cze j�ki. Niekt�rzy byli niezwykle agresywni. Jeden z nich okuty w
blachy (do czego takie blachy mog� s�u�y�?) zacz�� mnie nawet dusi�. Cisn��em w
niego krzes�em i ca�e bractwo zemkn�o.
6 maja. sobota.
S�siad z g�ry przyszed� do mnie z wym�wkami. Powiedzia�, �e ma ju� dosy� mojego
chuliga�skiego zachowania. Nie do��, �e zgniot�em mu kota, to jeszcze ludziom
spa� nie daj� g�o�nymi �piewami po p�nocy. Przy tym nie kry� wcale, �e �piewy
wyda�y mu si� ch�ralne i podejrzliwie rozgl�da� si� po pokoju. Poza tym rzucam
jeszcze meblami po mieszkaniu, co jest karygodnym chamstwem. Sprawdzi�em.
Faktycznie, krzes�o, kt�rym cisn��em we �nie w ,,blacharza", by�o przewr�cone i
nie na swoim miejscu. Da�o mi to do my�lenia. Chcia�em zosta� sam, wi�c
przeprosi�em s�siada. Mrucz�c co� o nieodpowiedzialnych jednostkach, wyszed�..
Po chwili dzwonek. Goniec z "Geanco" przyni�s� �rodki antykoncepcyjne dla mojego
drzewa. By� to antyrozmna�acz genealogoamonowy G-168-CXXX. tr�jsynian �elaza
oraz spray z etykiet� g�osz�c�, i� jest to kwas alfaaminoc�rkowy. Od razu
spryska�em drzewo tymi preparatami. Skutek by� natychmiastowy! Prawie wszyscy
zakwitli i zacz�li si� rozmna�a�. Wystarczy�o, bym g��biej odetchn�� na
schodach, bo w pokoju w og�le nie mog�em tego robi�, a ju� kto� zosta� zapylony.
Nie odstrasza�a moich przodk�w r�nica wieku i wiek�w. Moja druga siostra
zosta�a zapylona przez tego �redniowiecznego "blacharza", kt�ry mnie dusi�
zesz�ej nocy.
Patrzy�em na to wszystko z przera�eniem. Przecie� to niemo�liwe, �eby umarli si�
rozmna�ali! To, co si� dzieje na tym drzewie, nigdy nie mog�o mie� miejsca w
mojej rodzinie. A mo�e zasz�a pomy�ka, mo�e to nie moje drzewo? Ju�, ju�
chcia�em poci�gn�� "Geanco" do odpowiedzialno�ci, ale szcz�ciem przypomnia�em
sobie, �e to cholerne drzewo poch�on�o moje wszystkie oszcz�dno�ci i nie mam za
co si� procesowa�. Siad�em wi�c zrezygnowany pod nim i nagle poderwa�em si� na
r�wne nogi. Na jednym z li�ci zobaczy�em jakie� dziwne wypryski.
Szkodniki - przelecia�o mi przez sko�atan� g�ow�.
Prawie �ci�o mnie z n�g. Taka porz�dna rodzina, a tu masz. Wypryski. To musi
by� albo rdza genealogiczna, albo grzybek szwagrowy paso�ytniczy, albo dziadek
zjadek. Poniewa� nie mia�em poj�cia, kt�ry ze szkodnik�w to jest. wi�c
spryska�em drzewo i kwasem genealonukleinowym, i antyszwagr�wk�, i azotynem
stryja. Siad�em i niecierpliwie czeka�em na skutki zastosowanej kuracji.
Przypomnia�em sobie, jak chcia�em urz�dzi� ma�� bibk� z okazji kupna drzewa
genealogicznego. Serce �cisn�o mi si� na t� my�l i z nienawi�ci� popatrzy�em na
drzewo. Wtem poderwa�em si� jak oparzony, bo podczas mojego zamy�lenia owe
wypryski na li�ciu pocz�y spacerowa� po ca�ym drzewie, nic sobie nie robi�c z
chemikali�w.
Z niejakim przera�eniem zauwa�y�em nieznaczny ubytek ciotki Stelli.
Stwierdziwszy, �e te "wypryski" s� �yj�tkami przodko�ernymi, z�apa�em jedno i
wzi��em pod lup�. By�o nad wyraz odra�aj�ce, ca�e ow�osione i mia�o wiele �apek,
kt�rymi nieustannie przebiera�o, skutkiem czego nie mog�em ich policzy�. �yj�tko
nazwa�em wielonogiem i schowa�em do pude�ka. ,,Wielka Encyklopedia Wszechczas�w
i Wszelkich Wyraz�w" skorygowa�a nieco m�j pogl�d na t� spraw�, nazywaj�c
zwierz�tko po prostu mszyc�.
Przez ten czas, gdy ja dochodzi�em to�samo�ci szkodnika, �w urosn�wszy znacznie
po skonsumowaniu ciotki Stelli, zabra� si� do dalszych mych krewnych. Ze �zami w
oczach �egna�em schodz�cych z tego �wiata. Gin�li �mierci� tragiczn�, bezradni,
po�erani przez dzikie bestie. Poprzysi�g�em sobie m�ci� si� za moich przodk�w do
grobowej deski. Moje ponure my�li przerwa� nag�y zgrzyt. To pie� podpi�owany
przez korniki za�ama� si� pod ci�arem korony. Mszyce, kt�re ju� teraz by�y
wielko�ci much, ko�czy�y dzie�o zniszczenia. Po�egna�em wi�c kolejno pradziadka
Andre, wuja Ernesta, babk� Betsy... Po chwili z ca�ego drzewa pozosta�a tylko
donica, wida� niejadalna dla mszyc. Widz�c to zap�aka�em rzewnie, ale mszyce -
teraz ju� wielko�ci szara�czy - nie pozwoli�y mi op�akiwa� przodk�w, bo dobra�y
si� do mojej szafy. Zanim zd��y�em interweniowa�, ze�ar�y telewizor, zostawiaj�c
jedynie kineskop.
Zauwa�y�em, �e robi� si� coraz mniejszy. To inny od�am mszyckiej armii zajada�
si� moimi zel�wkami. Zrzuci�em buty i zabarykadowa�em si� w �azience, sk�d po
trzech dniach uwolnili mnie s�siedzi, kompletnie wyczerpanego. W mieszkaniu nie
by�o dos�ownie niczego, nawet parkiet zosta� zjedzony. Gdy powiedzia�em moim
wybawcom o mszycach, popatrzyli na mnie dziwnie i przywie�li mnie tu, gdzie
teraz jestem. Nie by�oby mi �le, gdyby nie wypytywali ci�gle o moich przodk�w.
Dziwne s�owo. M�wi� im, �e nigdy czego� takiego nie mia�em, a oni �miej� si�
twierdz�c, �e ka�dego musieli pocz�� rodzice. Tego drugiego s�owa nie znam. Byli
bardzo poruszeni, gdy podczas snu powiedzia�em s�owo "dziadek". Pytali, co to
znaczy i czy ma co� wsp�lnego z genealogi�. Nie wiem. ja przecie� nie mia�em
"przodk�w", nikt mnie nie "rodzi�", jestem sam, jedyny, powsta�y z niczego!
Jestem wy�szy od was, bo wy z prochu powstali�cie i w proch si� obr�cicie, a ja
jestem wieczny, jestem dzieckiem WIECZNO�CI!!!
Firma Prawnicza
Kinsey. Sheckley and Kinsey Denver
Colorado
21 sierpnia
Klinika Psychiatryczna .
Forcelta Delano
Connecticut
Szanowni Panowie!
Zawiadamiamy uprzejmie, �e na �yczenie Pan�w zapoznali�my si� z pami�tnikiem
Waszego pacjenta oraz z ca�� korespondencj� mi�dzy Wami a "Geanco" dotycz�c� tej
sprawy i z przykro�ci� musimy odm�wi� jej prowadzenia. Obecna nasza sytuacja
finansowa nie pozwala nam si� wik�a� w sprawy, co do kt�rych istniej� minimalne
szans� wygrania. A tak jest w�a�nie w tym przypadku. Jednocze�nie odsy�amy Pan�w
do firm lepiej obecnie prosperuj�cych, kt�rych wykaz podajemy na ko�cu,
ostrzegaj�c r�wnocze�nie, �e Wasze szans�, Panowie, nie s� wielkie. Jedyne
roszczenia z tytu�u dokonanych zabieg�w mo�ecie Panowie skierowa� przeciw samemu
pacjentowi b�d� jego rodzinie.
Trudno�� wygrania sprawy z "Geanco" polega na istnieniu wielu przepis�w i
zastrze�e�, kt�rymi firma ta obwarowa�a si� w przewidywaniu takich i podobnych
wypadk�w.
Z powa�aniem Kinsey, Sheckley and Kinsey
1972
NAUMACHIA
Przepraszam, pan Slavinsky? Tak? Jak si� ciesz�... jak to dobrze, �e pan
przyszed�. Ba�em si�, �e i pan zignoruje mnie, �a�osnego maniaka...
Pan jest moj� ostatni� nadziej�, chocia� tu me chodzi o mnie. Gdyby jedynym moim
celem by�o oczyszczenie si� z zarzut�w, to nie by�bym a� tak uparty. Tu chodzi o
ludzko��! Taak... I, niech mi pan wierzy, nie dziwi� si� wcale, �e do swoich
zbawicieli ta w�a�nie ludzko�� podchodzi nieufnie.
Pan wie, pisa�em o tym w li�cie, �e by�em pocz�tkowo podejrzany o morderstwo i o
to, �e swoj� niezwyk�� opowie�� przygotowa�em w celu obronienia si� przed
krzes�em elektrycznym. Potem uznano, �e �mier� Reda to by� jednak wypadek. Moje
dalsze uporczywe obstawanie przy przedstawionej przeze mnie wersji zdarze�
wzbudzi�o w s�dzie podejrzenie o lekk� chorob� psychiczn�.
By�em na obserwacji, a jak�e... ale o tym opowiem p�niej. S�ucham? Mam usi���?
Ach, przepraszam, ostatnio cz�sto zdarza mi si� zapomnie�, gdzie si� znajduj�.
Tak, to po tej "obserwacji", w�a�ciwie dopiero teraz nadaj� si� do leczenia. Co
dla mnie? Oboj�tne: kawa, herbata, co panu wygodniej. Tak, dzi�kuj�, nie s�odz�.
�adna ta kelnerka, odwyk�em od kobiet, mieszkam sam jak kret. I chodz� po
ulicach tylko nocami: to s� moje podziemne korytarze. Pan jest S�owianinem?
Czech? Rozumiem, wojna, Hitler, rodzice uciekli do Stan�w? Wiem co� o tym,
interesowa�em si� wojn� z pewnych osobistych wzgl�d�w.
Przepraszam, �e tak chaotycznie m�wi�, ale jestem troch� zdenerwowany, od pana
tak wiele zale�y...
Nie jest pan pierwszym, do kt�rego si� zwracam, ale pana poprzednicy nie chcieli
nawet odpowiedzie� na moje listy. Pan rozumie: cieszy�em si� wtedy do��
szczeg�lnym rodzajem s�awy. Wtedy, to znaczy cztery lata temu. Ile mam lat?
Trzydzie�ci pi��. Pan jest zaskoczony?
Wiem, wygl�dam na pi��dziesi�t. To �ycie tak magluje cz�owieka. Pa�scy
utytu�owani i brodaci koledzy po fachu nie chcieli ze mn� rozmawia�. Jeden, co
prawda, odwiedzi� mnie w klinice, ale, jak si� okaza�o, w innym celu, ni�
my�la�em. Zmieni� specjalizacj�: z oceanografii na psychiatri�! Du�a zmiana. Ale
o tym, �e interesuj� go bynajmniej nie ze wzgl�du na wypadki, jakie mia�y
miejsce na Wielkiej Rafie Koralowej, tylko jako kliniczny przypadek nowego
syndromu, dowiedzia�em si� dopiero, gdy odje�d�a�.
Wielka Rafa Koralowa... to sta�o si� w�a�nie tam. Anthozoa, koralowce buduj�ce
przez miliony lat rafy podmorskie, prymitywne polipy, kt�re wi�cej statk�w
pos�a�y na dno ni� ca�a US Nawy!
Ale nie od razu by�y morza po�udniowe. Nurkowaniem interesowa�em si� ju� od
d�u�szego czasu, ale traktowa�em to jedynie jako sport, rozrywk�, nic wi�cej. Z
zawodu jestem ekonomist�, ale to nie ma nic do rzeczy. Dop�ki nurkowanie
interesowa�o mnie z czysto sportowych wzgl�d�w, wystarcza�y mi jeziora, samo
ogl�danie podwodnego pi�kna, a� wreszcie znudzi�o mi si� odgrywa� Alicj� w
krainie czar�w, i zapragn��em co� nieco� zrozumie�. Wie pan, z pocz�tku cz�owiek
patrzy, jak jedna ryba po�era drug�, a potem chce wiedzie�, dlaczego w�a�nie t�,
a nie inn�, i jak si� obie nazywaj�.
Kupowa�em ksi��ki, atlasy, interesowa�em si� ichtiologi�, lizn��em troch� wiedzy
o podwodnym �wiecie ro�linnym, ale to wszystko by�a amatorszczyzna.
Nigdy te� nie przysz�o mi do g�owy, �e m�g�bym postudiowa� �ycie podmorskie, a
nie tylko �r�dl�dowe. Ale tu pom�g� mi przypadek. Spotka�em koleg� z czas�w
studenckich, studiowali�my w jednym college'u, specjalizowa� si� w ekologii
hydrobiosfery, a dok�adniej: biotop�w morskich. �ywo zainteresowa� si� moim
hobby i gor�co mnie namawia�, abym zaj�� si� tak�e faun� i flor� m�rz. Sam nie
robi�em tego do tej pory z tej prostej przyczyny, �e nie planowa�em �adnej
eskapady morskiej, a moje dociekania naukowe rodzi�y si� raczej z potrzeby,
ani�eli j� wyprzedza�y. Chocia� przed laty nie ��czy�y nas zbyt bliskie wi�zy,
to wsp�lne zainteresowania bardzo nas teraz zbli�y�y. Moja �ona... Ach, nie
m�wi�em, �e jestem �onaty? Bo nie jestem, ale wtedy tak, by�em m�odym
ma��onkiem. Ale co to ja m�wi�em? Aha. Moja �ona nie by�a z tego wszystkiego
zadowolona. Wo�a�a, abym - zamiast wydawa� pieni�dze na sprz�t i ksi��ki oraz
traci� czas na ich czytanie - bra� godziny nadliczbowe i zarabia� na jej ciuchy.
To, �e mog�aby sama na nie zarobi�, nie przysz�o jej do g�owy. Nigdy nie byli�my
udanym ma��e�stwem, ale mimo to uwa�am tamten okres za najszcz�liwszy w �yciu.
Ale nie o swoim ma��e�stwie mia�em opowiada�...
Nie wiem, czy pan pami�ta, jak nazywa� si� ten m�j przyjaciel? Nie? O'Connor,
Red O'Connor. To on kierowa� mn� w tamtych czasach, wybiera� lektury od �atwych
do coraz trudniejszych, wr�cz specjalistycznych. Okaza�em si� do�� poj�tnym
uczniem i, jakkolwiek nie mia�em wiedzy, jak� si� wynosi z uczelni, to jednak o
podwodnym �wiecie m�rz po�udniowych mia�em wiele do powiedzenia. Moje
teoretyczne na razie studia ubarwia� troch� Red, kt�ry jako Irlandczyk z
pochodzenia m�wi� du�o, barwnie i kwieci�cie. Opowiada� o nurkowaniu w Morzu
Czerwonym, kt�re jest Mekk� wszystkich p�etwonurk�w amator�w, w Adriatyku, Morzu
�r�dziemnym... Namawia� mnie szczeg�lnie na to, abym pojecha� nad Morze
Czerwone. Oczywi�cie, od tej chwili nic bardziej mnie nie poci�ga�o, ale liczy�
si� musia�em i z kosztami, i ze zdaniem �ony, kt�ra jako stuprocentowa snobka
najlepiej odpoczywa�a w Miami Beach. Mimo trudno�ci byli�my nad Morzem Czerwonym
i tam dopiero na dobre zakocha�em si� w podwodnym �wiecie, w jego nie ska�onym
jeszcze przez nas pi�knie, w r�norodno�ci form i gatunk�w. Najpi�kniejsze jest
chyba to, i� cz�owiek jest tam ci�gle intruzem. Uwa�am, �e przyroda na
powierzchni jest zaledwie n�dznym dodatkiem do tej wspania�ej podmorskiej
krainy. Prawdziwej krainy czar�w. Bogactwo form i kolor�w, kt�re obserwowa�em w
krystalicznie przejrzystych wodach Morza Czerwonego, wprawia�o mnie w
ekstatyczny zachwyt.
Swoje podmorskie wyprawy zorganizowa�em w ten spos�b, �e wynaj��em na miejscu
jakiego� Araba z �ajb� ryback�, kt�ra trzeszcza�a wszystkimi wi�zaniami i
cuchn�a na kilometr, ale mia�a t� niew�tpliw� zalet�, �e by�a chyba najta�sza
na ca�ym zachodnim wybrze�u. Rano wyp�ywali�my przy akompaniamencie pyrkania jej
dychawicznego silnika i monotonnych ni to pie�ni, ni to mod��w starego. Nie
zdziwi�bym si�, gdyby co rano modli� si� o nasz szcz�liwy powr�t. W ka�dym
razie bez niego nie wyp�yn��bym t� kryp� dalej ni� na kabel od brzegu.
Oko�o dziewi�tej byli�my ju� zwykle dalej, o jak�� mil� od l�du i wtedy ja
schodzi�em pod wod�, a Selim - tak si� nazywa� ten Arab - pozostawa� z
poleceniem nieruszania si� z miejsca, cho�by go sam Allach wzywa�. Morze
Czerwone jest, jak pan wie, �cis�ym rezerwatem, na nurkowanie trzeba mie�
specjalne pozwolenie, a polowa� mo�na tylko w �ci�le okre�lonych akwenach i na
najbardziej pospolite gatunki. Ale mnie to w zupe�no�ci wystarczy�o,
interesowa�y mnie raczej bezkrwawe �owy. Nurkowa�em uzbrojony jedynie w kamer�
lub aparat i podwodny szkicownik.
Jak si� pan zapewne domy�la, by�em szcz�liwy i dni mia�em wype�nione bez
reszty. Morze Czerwone to wymarzone miejsce do nurkowania, bardzo ciep�a woda,
jej temperatura si�ga do trzydziestu pi�ciu stopni Celsjusza. Nawet moja �ona,
kt�ra najpierw nudzi�a si� jak mops, bardziej z braku zaj�cia ni� z ciekawo�ci
zesz�a kilka razy ze mn� pod wod�. Mia�em bowiem na wszelki wypadek dwa
akwalungi, abym w razie awarii jednego aparatu nie traci� cennych dni urlopu na
naprawy. P�niej �ona zaj�a si� porz�dkowaniem moich notatek. Wiem, �e nie by�
to jej najlepszy urlop, ale znios�a go z podziwu godnym spokojem. By�o to
pierwszy i ostatni raz.
Po powrocie napisa�em kilka artyku��w na temat podwodnego �wiata Morza
Czerwonego; jeden z nich zamie�ci�a nawet "Natur�", chocia� nic mam �adnego
stopnia naukowego. Czyta� pan to? Tak, to ja napisa�em. M�wi pan, �e ciekawy i
�wie�y? Tak, spojrzenie oczyma nowicjusz;, przydaje si� czasem, a ja podobno mam
zmys� obserwacji. Ten artyku� by� dobry i w ten spos�b przyczyni� si� do
tragedii. Na podstawie tego tekstu i dzi�ki swoim znajomo�ciom Redowi uda�o si�,
mimo sprzeciwu senatu uniwersytetu, wci�gn�� mnie na list� p�etwonurk�w, kt�rzy
w nast�pnym roku mieli wyp�yn�� na badania Wielkiej Rafy Koralowej.
Przygotowania do wyprawy trwa�y ju� od zimy, finansowana za� by�a przez nasz
Uniwersytet Stanowy w Wisconsin. Musia�em jednak pokry� po�ow� koszt�w mojego
udzia�u w wyprawie. To by�a droga impreza, rozsta�em si� dla niej nie tylko z
ostatnimi oszcz�dno�ciami, ale tak�e z �on�, kt�ra odesz�a ode mnie oburzona, �e
musi ust�pi� miejsca meduzom i polipom.
Na spotkanie tropikalnej przyrody ruszy�em wi�c troch� rozbity psychicznie, ale
nie tak, jak to sugerowano w s�dzie. Oskar�yciel publiczny posun�� si� do
stwierdzenia, i� u�miercenie przeze mnie Reda by�o aktem zemsty za to, �e przez
niego straci�em �on�! Trudno o wi�ksz� bzdur�, rozeszliby�my si� przecie�
wcze�niej czy p�niej, i to bez pomocy przyjaci�. Po prostu nie pasowali�my do
siebie i ju�. Pojecha�em wi�c, a raczej pop�yn��em ca�kiem wolny i swobodny,
cho� zm�czony. Ale czekaj�ce mnie prze�ycia, przygody i atrakcje stanowi�y
najlepsz� gwarancj� wypoczynku. Ju� kilka dni sp�dzonych w zupe�nie obcych,
egzotycznych i nie znanych dot�d warunkach przywr�ci�o mi r�wnowag� ducha.
Nasz jacht nazywa� si� Galilei. By� to du�y. tr�jmasztowy jacht oceaniczny
przystosowany do naszych potrzeb. Nie mieli�my sta�ej bazy wypadowej,
interesowa�a nas ca�a rafa od przyl�dka York po Rockhampton, ale najcz�ciej -
lawiruj�c pomi�dzy barierami raf - zawijali�my do Cooktown, Townsville i Mackay.
St�d wyprawiali�my si� na usiany wysepkami P�askowy� Queenslandzki, szczeg�lnie
na wyspy Tregosse i male�kie Willis. Miejsce wypadku zosta�o dok�adnie
zanotowane w dzienniku pok�adowym Galilei, potem pozycj� t� wielokrotnie
cytowano na sali s�dowej, mog� wi�c j� panu przytoczy� z pami�ci: 17 stopni. 30
minut i 28 sekund Sud i 146 stopni, 31 minut Ost.
Ale to sta�o si� ju� prawie w po�owie naszego planowanego pobytu. Oczywi�cie po
tym wypadku badania zawieszono. Zawin�li�my wtedy do Townsville, gdzie zosta�em
zatrzymany przez australijsk� policj� j via Sydney przewieziony do Stan�w. Moi
towarzysze wr�cili na Queensland. Nast�pnym razem widzia�em ich ju� w sali
s�dowej, gdzie wyst�powali jako �wiadkowie na moim procesie.
Zacznijmy jednak od pocz�tku. A na pocz�tku by�o oszo�omienie, to, co ujrza�em,
by�o wspanialsze i bardziej fascynuj�ce od Morza Czerwonego. Na mniejszych
g��boko�ciach nurkowali�my po��czeni gumowym w�em z kompresorem umieszczonym na
jachcie. Moi koledzy zabrali si� od razu do pracy, nie byli tu po raz pierwszy,
aleja musia�em si� dopiero przyzwyczai� do tego nowego pi�kna. S�ucham? Tak,
mo�e by� kawa. Dzi�kuj�.
Przed moimi oczyma defilowa�y d�ugie barrakudy, ��te kulbiny, czyli ortoryby,
wielkie ma�nicowce, ca�e w paski z ��tymi p�etwami i piersiowymi, d�ugie,
pokraczne i brzydkie strz�picie - zw�aszcza stare osobniki mog�y si� pochwali�
imponuj�cymi rozmiarami. Wreszcie manta, niegro�na dla ludzi, ale licz�ca sobie
do trzech metr�w d�ugo�ci.
Schodz�c na wi�ksze g��boko�ci pos�ugiwali�my si� akwalungami. Ni�ej woda by�a
ch�odniejsza, �wiat�o z trudem torowa�o sobie drog� w g��biny, czasem u�ywali�my
latarek i reflektor�w, ale czynili�my to niech�tnie, bo p�oszy�y ryby. Na dnie
wita�y nas przede wszystkim ukwia�y - nieprzebrana mnogo�� ich kszta�t�w i barw
robi�a wra�enie istnego kalejdoskopu. Spotykali�my najdziwniejsze formy fauny,
na przyk�ad papugoryby zawdzi�czaj�ce sw� nazw� dziobowi �ywo przypominaj�cemu
dzi�b tych ptak�w, a s�u��cemu do odrywania od pod�o�a polip�w chowaj�cych si� w
czasie dnia do male�kich kom�rek twardej ska�y, kt�ra stanowi os�on� ich
delikatnego cia�a. Albo korona cierniowa, wspania�a, fantastyczna rozgwiazda
maj�ca szesna�cie ramion i p� metra �rednicy czy arlekiny, pi�kne, kolorowe
ryby, w ko�cu ryby motyle... Ale pan r�wnie dobrze zna ten �wiat, nie b�d� wi�c
ci�gn�� w niesko�czono�� moich wspomnie�. Chocia� to jedyne, co mi pozosta�o,
zw�aszcza po wypadku, w kt�rym zgin�� Red i po tej sprawie s�dowej. Papierosa?
Tak, dzi�kuj�, ch�tnie zapal�.
O czym to ja...? Aha, no wi�c nurkowali�my parami, pozostawali�my Pod wod�
najd�u�ej godzin�, czyni�c obserwacje, z kt�rych potem robi�o S1? notatki i
sprawozdania. Jednym s�owem: po pierwszych zachwytach le�eli�my mozolnie
wype�nia� plan ekspedycji. Pogod� ca�y czas mieli�my dobr�, �adnych tak cz�stych
w tych rejonach burz i tajfun�w.
Nasze pary nurkowe nie by�y sta�e, ale tak si� z�o�y�o, �e najcz�ciej
nurkowa�em z Redem. Tak by�o i wtedy, gdy po raz pierwszy dojrza�em tego
m�zgowca; by� dobrze ukryty w�r�d ska�, broniony setkami parzyde�ek okolicznych
ukwia��w. Pan wie, m�zgowiec to taki koralowiec, twarda ska�a, a wewn�trz niej
kom�rki z nieustannie produkuj�cymi go polipami. Podobny jest do dw�ch p�kul
m�zgowych, st�d nazwa. Cho� by� dzie�, polipy nie by�y schowane wewn�trz, ale
nie zwr�ci�o to jeszcze wtedy mojej uwagi. Za pierwszym razem gdy go
dostrzeg�em, pomy�la�em, �e to skorupa olbrzymiego ��wia; no kolos, pi�� metr�w
�rednicy jak nic.
Podp�yn��em wi�c bli�ej, zostawiaj�c zaj�tego czym� Reda jakie� dwadzie�cia
metr�w za sob�, bo chcia�em zobaczy�, czy ta skorupa jest zamieszkana.
Przekona�em si� o swojej pomy�ce i ju� mia�em odp�yn�� od m�zgowca, bo Red dawa�
mi znaki latark�, �e jestem mu potrzebny, gdy odnios�em idiotyczne wra�enie, �e
kto� mnie obserwuje. W�a�nie "kto�", a nie "co�". Jaka� tam ryba, cho�by i
rekin, nie mog�a wywo�a� takiego stanu. Poczu�em dziwny, atawistyczny l�k, jak
dziecko w ciemnej piwnicy. Rozejrza�em si� trwo�nie dooko�a. Nic, �adnego
niebezpiecze�stwa. Wok� panowa� spok�j, drobne rybki defilowa�y przed moim
nosem, a ja si� ba�em. Przezwyci�aj�c to wstr�tne uczucie, kt�re nakazywa�o mi
natychmiastowy odwr�t, w��czy�em latark� i po�wieci�em woko�o. Promie� m�tnego
�wiat�a pad� na m�zgowca, zobaczy�em wysuni�te mimo dnia polipy, takie same jak
zwykle, a zarazem jakie� inne, i sam nie wiedz�c, co si� ze mn� dzieje,
odp�yn��em stamt�d i przy��czy�em si� do Reda.
Nie powiedzia�em mu o tym dziwnym wra�eniu ani s�owa. Z pocz�tku nawet mia�em
zamiar to zrobi�, ale pod wod� nie spos�b rozmawia�, a po powrocie na pok�ad po
prostu zapomnia�em. Tyle zawsze by�o roboty... Wreszcie, gdy zn�w ten m�zgowiec
przyszed� mi na my�l, zastanowi�em si� i doszed�em do wniosku, �e to, co mnie
spotka�o, to zwyk�e przywidzenia, reakcja organizmu na ciemno�� i zwi�kszone
ci�nienie.
Po kilku dniach, z kt�rych wi�kszo�� sp�dzi�em na jachcie - zajmowa�em si�
porz�dkowaniem materia��w i ich wst�pnym opracowywaniem - o wszystkim
zapomnia�em, tak �e kiedy znowu zszed�em z Redem pod wod�, on nadal nic nie
wiedzia�. Wra�enie, kt�re odnios�em za pierwszym razem, zbli�aj�c si� do
koralowca, da�o zna� o sobie w jeszcze wi�kszym stopniu. Poczu�em md�o�ci
wywo�ane panicznym wprost strachem, jakby trzewia skr�ca�a mi stalowa,
przera�liwie zimna d�o�. W �wietle latarki widzia�em matowo po�yskuj�ce polipy,
a kszta�t m�zgowca kojarzy� mi si� nieodparcie z prawdziwym m�zgiem. Czu�em, jak
gdyby jaki� intelekt chcia� mi wt�oczy� w�asne my�li pod czaszk�, my�li zupe�nie
obce, ahumanoidalne. By�em bliski zemdlenia. J�zyk wypycha� ustnik aparatu
tlenowego, a m�zg, ca�kiem odr�twia�y, zupe�nie nie reagowa� na to. Ostatnim
wysi�kiem woli i sparali�owanych mi�ni odp�yn��em na niewielk� odleg�o��.
Wstr�tne uczucie, kt�rego do�wiadcza�em ca�y czas, powoli ust�powa�o; widocznie
strefa dzia�ania m�zgowca ju� si� sko�czy�a. Twarz mia�em potwornie wykrzywion�,
nie mog�em tego - co prawda - widzie�, ale czu�em pod sk�r� nabrzmia�e mi�nie,
kt�re musia�y mi nadawa� (r�cz� za to!) przera�liwy wygl�d. Ju� wtedy, gdy
odp�ywa�em od tej przedziwnej podmorskiej formacji, zrodzi�o si� we mnie
podejrzenie, �e naprawd� mam do czynienia z obcym intelektem, powsta�ym w wyniku
jakiej� nieznanej ewolucji. Nie mia�o dla mnie znaczenia, czy by� on jeden, czy
te� na wz�r paj�czej sieci wiele z nich opasywa�o dna ocean�w w strefie
podzwrotnikowej.
Da�em znak Redowi, �e wyp�ywam, i �e potrzebna mi jest jego pomoc. Wynurzy�em
si� o jakie� trzysta metr�w od jachtu. Z ulg� wyplu�em ustnik aparatu i
oddycha�em ci�ko. Red, kt�ry pojawi� si� dopiero po chwili, zasta� mnie ju�
zupe�nie uspokojonego i zapyta�, dlaczego wyszed�em na powierzchni�? Wtedy
opowiedzia�em mu wszystko, co mnie spotka�o, nie pomijaj�c niesamowitej i
niesk�adnej hipotezy na temat podmorskiej osiad�ej inteligencji. Oczywi�cie, nie
uwierzy� mi, a nawet mnie wy�mia�.
Radzi� mi, abym wr�ci� na jacht i odpocz��. Nie zgodzi�em si� na to i nadal
obstawa�em przy swojej wersji. Wreszcie Red da� si� przekona�, �e co� mi si�
istotnie przytrafi�o dziwnego - co nie znaczy, �e cho�by bodaj na chwil�
uwierzy�! - i postanowi� o wszystkim sam si� przekona�. By� prawdziwym naukowcem
i wszystko musia� zbada�. Odpi�� n� od pasa, a ja pomy�lawszy idiotycznie, �e
to dla obrony przed koralowcem, zdj��em z plec�w kusz�. Zanurkowali�my.
Prowadzi�em, �ciskaj�c kurczowo bro� pod pach�, za mn� Red. Chwil� zaj�o mi
odszukanie m�zgowca, i byli�my na miejscu. Wskaza�em go Redowi. Przezornie nie
zbli�a�em si� bardziej, nie chc�c zn�w do�wiadczy� przykrego uczucia, �e nie
jestem panem w�asnego cia�a, ale Red za�wieci� latark� i z no�em trzymanym w
wyci�gni�tej r�ce podp�yn�� do koralowca. Dopiero wtedy zrozumia�em, na co mu
ten n�. Red chcia� po prostu od�upa� pr�bk� do zbadania.
Do tej pory nie wiem i ju� chyba nigdy si� nie dowiem, czy Red podp�ywaj�c do
koralowca, czu� to samo co ja. Zdawa�o mi si�, �e tak, bo w pewnym momencie
zwolni�, jakby si� zawaha�. Lecz jego odczucia musia�y by� s�absze od moich, bo
podp�yn�� bardzo blisko i uni�s� r�k�, aby zada� cios no�em i odr�ba� kawa�ek
tej dziwnej ska�y.
I wtedy sta�o si� kilka rzeczy jednocze�nie. Wystaj�ce na zewn�trz �ebki polip�w
poczerwienia�y nagle i roz�wietli�y sob� otoczenie, jakby by�y ko�c�wkami
�wiat�owod�w, kt�rymi sk�d� spod dna t�oczone by�o czerwone �wiat�o. Red
zatrzyma� si� na moment zdumiony tym dziwnym zjawiskiem i w tej samej chwili
zobaczy�em tego rekina. Wy�oni� si� nie wiadomo sk�d, po prostu z samego mroku,
i ruszy� prosto na Reda, a on mia� jedynie n� o d�ugim i ostrym brzeszczocie...
tylko n�. Zna�em historie o ludziach, kt�rzy obronili si� w ten spos�b przed
atakuj�cym rekinem, ale ja nie czeka�em na fina�. Drapie�nik najwyra�niej nie
widzia� mnie, podnios�em kusz� do oka i gdy tylko jasny brzuch szar�uj�cej
bestii znalaz� si� na przed�u�eniu mojej broni, nacisn��em spust.
Rekin, najwidoczniej kierowany, wykona� gwa�towny zwrot, aby unikn�� harpuna, a
Red, robi�cy podobny unik przed drapie�c�, znalaz� si� na torze lotu pocisku.
Stalowa strza�a przesz�a niemal na wylot przez jego cia�o. Zdr�twia�em z
przera�enia, nie na tyle jednak, by nie widzie�, �e rekin zawraca, z wyra�nym
zamiarem zaatakowania mnie. Naci�gn��em kusz� i zamierzy�em si� po raz drugi.
R�ce mi si� trz�s�y ze strachu. Chybi�em, spieniony �lad grotu o cal min�� pysk
drapie�nika i przepad� w ciemno�ci.
Ju� widzia�em struchla�ymi ze strachu oczyma rz�dy z�b�w atakuj�cej mnie bestii,
gdy nag�y wybuch czerwonego �wiat�a utwierdzi� mnie w przekonaniu, �e
wystrzelony harpun trafi� w �w przedziwny m�zgowiec, kt�ry (jestem tego pewien!)
by� prawdziwym m�zgiem. Stalowy grot wora� si� w my�l�c� symbioz� polip�w i
ska�y, przynosz�c jej �mier�. Jego agonia by�a straszna, lecz zarazem
widowiskowa. Rekin, sterowany przez �w m�zg, momentalnie straci� ca�e
zainteresowanie moj� osob� i odp�yn��. Szkar�atne p�aty jakby napompowanego
�wiat�em kopciu opada�y w wodzie, wlok�c za sob� krwawe smugi. W tej chwili
znajdowa�em si� chyba na granicy ob��du; zemdla�em.
Co dzia�o si� potem, wiem tylko z opowiada� przyjaci�, kt�rzy znajdowali si� na
jachcie. Widz�c nasze cia�a unosz�ce si� na powierzchni wody, zarz�dzili alarm i
wydobyli nas. Pocz�tkowo my�leli, �e nie �yjemy obaj, a gdy pomy�ka wyja�ni�a
si� i gdy ocucony opowiedzia�em, co nam si� przydarzy�o, postanowili zawin�� do
Townsville w celu z�o�enia meldunku. Moi przyjaciele wierzyli, �e �mier� Reda
by�a przypadkowa, �e nie by�o to zaplanowane przeze mnie morderstwo, doradzili
mi jednak, abym sk�adaj�c zeznania przed policj� australijsk� pomin�� �w
fantastyczny w�tek o my�l�cym koralowcu, co, jak twierdzili, na pewno wzbudzi
najwi�ksze podejrzenia.
Mieli racj�! Ale ja, nie wiedzie� czemu, upar�em si�, �e powiem wszystko. A
trzeba by�o zezna� po prostu, �e podczas prac pod wod� zaatakowa� nas rekin i na
skutek nieszcz�liwego zbiegu okoliczno�ci Red zgin�� ugodzony moim harpunem. A
tak sprawa wzbudzi�a wi�cej sensacji, ni� powinna. Senat uniwersytetu w
Wisconsin pami�taj�c, �e w��czono mnie do sk�adu ekspedycji mimo jego
stanowczego sprzeciwu, odci�� si� od tej �mierdz�cej jego zdaniem sprawy i nie
tylko mi nie pom�g�, ale jeszcze zaszkodzi�. To jednak nie nale�y ju� do sprawy,
kt�r� mam do pana.
t Pan teraz wyp�ywa z wypraw� w�a�nie tam, na Wielk� Raf� Koralow�, prawda? Tak,
o to chodzi, �eby pan sam si� przekona�, zobaczy�, co tam teraz jest, bo nikt mi
nie wierzy, a ja czuj�, �e nad ludzko�ci� zawis�o, cz�ciowo przeze mnie,
straszliwe niebezpiecze�stwo. Jakie? Zaraz powiem, tylko niech pan najpierw
dok�adnie zanotuje pozycj�: 17�30'28" Sud, i 146�31' Ost. Tu ma pan jeszcze
dok�adn� map� i kilka zdj�� okolicznych wysepek i raf zrobionych z pok�adu
jachtu w miejscu naszego ostatniego postoju, a wi�c tam, gdzie t o si� sta�o. To
pozwoli panu zlokalizowa� miejsce.
Chce pan wiedzie�, co ja sam o tym wszystkim s�dz�? Dobrze, powiem, cho� ju�
tyle razy mnie wy�miano. Wiele razy zastanawiali�my si�, dlaczego �ycie rozumne
rozwin�o si� tylko na l�dzie. Teoretycznie mo�e ono przecie� istnie� w ka�dym
�rodowisku. W morzach naszych braci w rozumie upatrywali�my w delfinach, jakby z
g�ry zak�adaj�c, �e rozumna mo�e by� tylko istota obdarzona zdolno�ci� ruchu.
Nic bardziej b��dnego! Mia�em przecie� przed sob� dow�d, �e tak nie jest. Rekin,
kt�ry nas zaatakowa�, nie znalaz� si� tam przypadkiem. Jego nag�e odp�yni�cie po
obumarciu m�zgu �wiadczy dobitnie o tym, �e by� na jego us�ugach, broni� go
przed takimi jak my. Nie wiadomo, czy robi� to dla jakich� korzy�ci, kt�re mog�a
mu dawa� "wsp�praca" z my�l�cym koralowcem, czy te� by� do tego dzia�ania
zmuszony, wr�cz sterowany?
Ta druga hipoteza wydaje mi si� bardziej prawdopodobna, przecie� rekin
pocz�tkowo mnie nie widzia�, a gdy strzeli�em, zdo�a� unikn�� strza�u i
sprowokowa� Reda do zrobienia ruchu, kt�ry sko�czy� si� dla niego tak
tragicznie. To nie rekin nas atakowa�, tak jak graj�cy w szachy nie atakuj� si�
bezpo�rednio, lecz pos�uguj� si� w tym celu pionkami i figurami, tak my�l�cy
koralowiec atakowa� nas przy pomocy tego drapie�nika m�rz po�udniowych. By�
dobrym graczem, ale nie mia� do�wiadczenia, zgubi�o go przekonanie, �e jego
przeciwnicy s� prawie tak dobrzy Jak on. Pierwszy m�j strza� by� celny. M�zg
uciek� wi�c ze swoim pionkiem-rekinem, podstawiaj�c mi na jego miejsce Reda. Za
to m�j drugi cios by� ze zrozumia�ych wzgl�d�w chybiony. Lecz m�zg nie wiedzia�
o tym, Ze cz�owiek zdenerwowany strzela mniej celnie ni� cz�owiek opanowany.
My�la�, �e trafi� w rekina, nie zas�oni� si� nim, czy te� raczej nie zda�y�, gdy
spostrzeg�, �e harpun mija besti�. Nie zd��y� zrobi� roszady. Dlaczego
przypuszczam, �e chcia�, abym trafi� rekina? Przecie� on si� tylko broni�,
dop�ki Red nie zaatakowa� go no�em, dwukrotnie zostawi� mnie w spokoju, mimo i�
zbli�a�em si� do niego na ten sam dystans co Red. Mo�e w og�le chcia� nas tylko
odstraszy�, przegoni�, da� do zrozumienia, �e nie poznamy si� z nim, od�amuj�c
go po kawa�ku i przewo��c do swoich lab�w i akwari�w? Mo�e ca�a tragedia wynik�a
z nieporozumienia, z mojego strachu i s�abych nerw�w? Mo�e. Wszak nie mog�em
wiedzie�, �e rekin jest dla niego tym samym, czym dla nas pies podw�rzowy, a
jego szar�a - szczekaniem kundla, kt�re znaczy: nie wchod� na m�j teren!
Ale teraz wszystko przepad�o! On na pewno nie by� jedyny, takich m�zg�w, nie
zauwa�onych ze wzgl�du na swe podobie�stwo do pospolitych m�zgowc�w, musi by�
wi�cej. Czyta� pan, jak ostatnio wzros�a liczba zatoni�� i katastrof morskich. A
nawet zagini�� bez wie�ci! Statki wielko�ci stutysi�cznego stadionu sportowego
znikaj�, jakby si� rozp�yn�y w wodzie czy powietrzu. Teraz wszystkie nasze
akweny s� jednym wielkim Tr�jk�tem Bermudzkim. Jeszcze troch�, a komunikacja
morska ustanie zupe�nie jako nieop�acalna i niebezpieczna. Przesadzam? Ani
troch�. W klinice nie wolno mi by�o czyta� �adnych opracowa� na ten temat, bo
lekarze twierdzili, ze karmi� w ten spos�b swoj� chor� wyobra�ni� i miast
zdrowie� coraz bardziej utwierdzam si� w swoim szale�stwie, ale gdy wyszed�em,
od razu przestudiowa�em rejestry statk�w niekt�rych pot�g morskich. I c� si�
okaza�o? Wi�cej tam jednostek wykre�lonych z r�nych powod�w, ni� jeszcze
znajduj�cych si� w eksploatacji. A daty tych zatoni��, zagini��, katastrof,
po�ar�w i innych mo�liwych kl�sk wskazuj�, �e ta epidemia nieszcz�� zacz�a si�
wkr�tce po opisywanym przeze mnie wypadku.
Cz�owiek zaczyna powoli przegrywa� na morzu. Jakie to �mieszne, do tej pory
istnia�y obok siebie dwie inteligencje tylko dlatego, �e nie wiedzia�y jedna o
drugiej. Ale gdy ja odkry�em jednego z jej przedstawicieli. a potem nieumy�lnie,
lecz jednak zniszczy�em go, rozpocz�a si� wojna My, ludzie, zacz�li�my ju�
schodzi� pod wod�, nie jest wi�c powiedziane, �e tamci, nie sami wszak�e, ale
przy pomocy zwierz�t-pionk�w, wyjd� na l�d, by wyda� nam walk�. Czy nie uwa�a
pan, �e to ju� raz si� odby�o, �e ju� raz �ycie wysz�o na l�d? Mo�e ju� czas
ust�pi� Ziemi komu� innemu, kto lepiej ni� pokieruje? O co mi chodzi?
Oczywi�cie, me o to, by�my ruszyli na jak�� podmorsk� krucjat�, niszcz�c
wszystko, co tylko spotkamy. Chodzi mi o porozumienie, o przekazanie im, �e to,
co si� zdarzy�o, by�o przez nikogo nie zawinione. Pan za tydzie� wyrusza, a jaki
cel? W�a�nie zbadanie, dlaczego nagle tonietyle statk�w. Wi�c dlatego mnie pan
wys�ucha�, ze Marynarka Wojenna si� tym zainteresowa�a? Pan p�ynie na
pancerniku, kr��owniku czy atomowej �odzi podwodnej? Na jachcie? Pan jest
cywilem? Nie wiecie, co si� dzieje i postanowili�cie si� z�apa� ostatniej deski
ratunku, czyli mnie? Czy jestem obra�ony? Sk�d�e. Ale niech pan si� stara
porozumie� z nimi...
W kilka tygodni p�niej przeczyta� w gazecie, ze Paul Slavinsky, pracownik
naukowy Harvard University, poni�s� �mier� podczas wyprawy naukowej na Wielk�
Raf� Koralow�. Zrozumia�, �e porozumienia nie b�dzie. Gazeta wypad�a mu z
r�ki...
1978
WYLICZANKA
Tkwi�em wraz ze swym stateczkiem w pr�ni. czekaj�c z ut�sknieniem na sygna�
wzywaj�cy mnie do powrotu. W zasadzie czas mego patrolu sko�czy� si� ju�, ale
nie mog�em opu�ci� posterunku, Zanim nie otrzymam potwierdzenia z Bazy, �e m�j
zmiennik wystartowa�. To wystarcza�o, mijali�my si� potem w po�owie drogi,
pozdrawiaj�c grzecznie przez radio - ja z rado�ci�, w sercu. on ze skrywan�
w�ciek�o�ci�. Jego czeka�o dwutygodniowe bezczynne patrolowanie skrawk�w
uk�adowe) pustki, a mnie wszelkie rozkosze jakie mo�na znale�� w Bazie na
Tetydzie.
Przebiera�em nerwowo palcami po klawiaturze pulpitu sterowniczego w oczekiwaniu
na upragniony znak. Kurs mia�em ju� od kilku godzin zaprogramowany, teraz
wystarczy�o jedynie wcisn�� taster uruchamiaj�cy procedur� odej�cia. By�o to
wszystko niezgodne z przepisami, bo programowanie lotu nale�a�o rozpocz��
dopiero po otrzymaniu wezwania, ale nikt tak nie robi�. Wcze�niejsze ustalanie
trajektorii powrotu to by� idiotyczny zysk rz�du kilku minut przy
kilkunastogodzinnym locie, ale dawa� mi�� �wiadomo��, �e jednak urwa�o si� co�
dla siebie. Zw�aszcza w sytuacji takiej jak dzi�, gdy sygna� sp�nia� si�..
Trzeba zreszt� przyzna�, �e wezwania zawsze op�nia�y si� o kilka minut i
podejrzewa�em. �e w�a�n