8775

Szczegóły
Tytuł 8775
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8775 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8775 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8775 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Barbara Hambly ZGUBA SMOK�W T�umaczy�a Anna Krawczyk-�askarzewska Rozdzia� 1 Bandyci nieraz czatowali w ruinach starego miasta na rozstajach czterech dr�g. Jenny Waynest pomy�la�a, �e tego ranka jest ich trzech. Nie by�a pewna, czy podpowiada�a jej to magia, czy po prostu znajomo�� lasu i instynktowne wyczuwanie niebezpiecze�stwa, w�a- �ciwe ka�demu, kto zdo�a� do�y� doros�ego wieku w Zimowych Krainach. Jednak gdy �ci�gn�a cugle w pobli�u pierwszych znisz- czonych mur�w, gdzie wci�� skrywa�a j� jesienna mg�a, poranna szaro�� i g�ste korony drzew lasu, mimo woli zauwa�y�a, �e ko�skie odchody w koleinie gliniastej drogi s� �wie�e i jeszcze nie tkn�� ich mr�z, kt�ry zd��y� obramowa� li�cie dooko�a. Zwr�ci�a r�wnie� uwag� na cisz� panuj�c� w pobliskich ruinach; nawet kr�lik nie zaszele�ci� mi�dzy ��tymi badylami turzycy porastaj�cej stok wzg�- rza, na kt�rym niegdy� znajdowa� si� stary ko�ci�, po�wi�cony Dwunastu Bogom umi�owanym prze/ dawnych kr�l�w. Wydawa�o jej si�, �e czuje zapach dymu. Zapewne kto� potajem- nie rozpali� ognisko na rozstajach, tam gdzie kiedy� sta�a gospoda. Uczciwi ludzie wybraliby jednak prost� drog� i zdeptali pokryte ros�, pieni�ce si� ws/�dzie zielsko. Klacz Jenny, Ksi�ycowy Ko�, za- strzyg�a uszami czuj�c od�r innych zwierz�t. Jenny uciszy�a j� szeptem, przyg�adzaj�c spl�tan� grzyw� na d�ugim karku konia. Wiedzia�a, czego mo�e si� spodziewa�. Zanurzy�a si� w cisz� ochronnego p�aszcza mg�y i cienia, niby przepi�rka stapiaj�ca si� z br�zowym lasem. Sama troch� przypomi- na�a tego ptaka � ciemnow�osa i drobna, prawie niewidoczna na tle szarej, kraciastej mozaiki p�nocnych krain, szczup�a, umi�niona i mocna niczym korzenie ��kowych wrzos�w. Po chwili milczenia utka�a z czar�w smug� mg�y i skierowa�a j� na drog� prowadz�c� do bezimiennych ruin miasta. Robi�a to ju� w dzieci�stwie, jeszcze zanim s�dziwy, w�drowny mag Cacrdinn nauczy� j� tajnik�w mocy. Ca�e swoje trzydziesto- siedmioletnie �ycie sp�dzi�a w Zimowych Krainach i doskonale umia�a wyczu� zagro�enie. Oci�gaj�ce si� z odlotem ptaki jesieni, drozdy i kosy, powinny ju� si� budzi� w poskr�canej, br�zowe] g�stwinie bluszczu, kt�ra cz�ciowo zakrywa�a �ciany starej gospo- dy. Milcza�y. Po chwili Jenny wyczu�a od�r koni i bardziej przykry smr�d niemytych cia� ludzkich. Jeden z bandyt�w zapewne czyha� w ruinach starej wie�y, kt�ra g�rowa�a nad drogami prowadz�cymi na po�udnie i wsch�d i stano- wi�a cz�� systemu obronnego miasta w czasach, gdy pomy�lne rz�dy kr�la dawa�y pow�d do bronienia czegokolwiek. Bandyci zawsze si� tam ukrywali. Drugi, jak si� domy�la�a, czatowa� za murami starej gospody. Niebawem zorientowa�a si�. �e trzeci opry- szek obserwuje rozstaje z ��tego zagajnika modrzewi nasiennych. Swymi magicznymi zdolno�ciami przywo�a�a smr�d dusz bandyt�w, stare ��dze i odra�aj�ce wspomnienia jakiego� ho�ubionego gwa�tu czy morderstwa, kt�re na moment przyda�y blasku mocy ich �yciu, sk�adaj�cemu si� wy��cznie z zadawania i doznawania b�lu fizycz- nego. Sp�dziwszy ca�e �ycie w Zimowych Krainach wiedzia�a, ze ci ludzie nie s� w stanie porzuci� niecnego procederu; �eby stworzy� czary i spowi� nimi umys�y bandyt�w, musia�a zapomnie� zar�wno o nienawi�ci, jak i o lito�ci. Skoncentrowa�a si� jeszcze mocniej. Przemy�lnie zachwia�a tym kompostem wspomnie�, szepcz�c do ot�pia�ych umys��w bandyt�w 0 znu�onej senno�ci ludzi, kt�rzy czatuj� zbyt d�ugo. Je�li stworzy�a z�udzenia i ograniczenia prawid�owo, nie zauwa�� jej obecno�ci Poluzowa�a halabard� w olstrze na ��ku. nieco szczelniej owin�a si� kaftanem z owczej sk�ry i, niemal wstrzymuj�c oddech i gwa�towne ruchy, skierowa�a Ksi�ycowego Konia ku ruinom M�czyzny na wie�y nie zobaczy�a ani razu. Przez zbr�zowia�e. czerwone listowie g�ogu dostrzeg�a dwa konie, uwi�zane do znisz- czonego muru w pobli�u gospody. Z ich pysk�w wydobywa�y si� ob�oczki pary. W chwil� p�niej ujrza�a jednego z bandyt�w; krzepki m�czyzna w poplamionych sk�rzanych bryczesach przykucn�� pod krusz�cym si� murem. Obserwowa� drog�, ale nagle poderwa� si� 1 zakl��. Spu�ciwszy wzrok zacz�� energicznie drapa� si� po kroczu; by� rozdra�niony, ale nie okazywa� specjalnego zaskoczenia. Nie zauwa�y� przeje�d�aj�cej obok Jenny. Trzeci bandyta siedzia� na wychud�ym czarnym koniu mi�dzy kruszej�cym naro�nikiem muru i zagajnikiem chropowatych brz�z. Tylko patrzy� przed siebie pogr�- �ony w marzeniach, kt�re mu zes�a�a. Znajdowa�a si� tu� przed nim, gdy z prowadz�cej na po�udnie drogi dobieg� j� ch�opi�cy g�os. � Uwa�aj! � krzykn�� kto�. Jenny wyszarpn�a halabard� z olstra. Bandyta przebudzi� si� nagle, zobaczy� j� i g�o�no zakl��. K�tem oka Jenny dostrzeg�a p�dz�cego w jej kierunku konia. Jeszcze jeden podr�nik, pomy�la�a z ponurym rozdra�nieniem. To wypowiedziane przez niego w dobrej intencji ostrze�enie wyrwa�o bandyt� z transu. Gdy z�oczy�ca rzuca� si� na ni�. zd��y�a ujrze� m�odzie�ca wynurzaj�cego si� z mg�y i najwyra�niej galopuj�cego jej na ratunek. Bandyta by� uzbrojony w kr�tki miecz, ale zamierzy� si� na ni� p�azem: chcia� tylko str�ci� kobiet� z konia i nie uszkod/ic jej zanadto, z mysi� o p�niejszym gwa�cie. Zamarkowa�a uderzenie halabard�, �eby uni�s� bro�. a potem zatopi�a d�ugie ostrze w ods�o- ni�te miejsce. Przywar�a nogami do bok�w konia, �eby wytrzyma� nap�r w momencie, gdy halabarda przeszywa�a brzuch m�czyzny. Nie mia� kolczugi pod sk�rzanym kaftanem. Zwin�� si� w kab��k. wyj�c i rozcapierzaj�c palce. Oba konie miota�y si� i drepta�y w k�- ko, przera�one zapachem gor�cej, tryskaj�cej na wszystkie strony krwi. Zanim m�czyzna run�� w b�otnist� kolein�, Jenny obr�ci�a konia, z�by ruszy� w sukurs b��dnemu rycerzowi, tocz�cemu nie- zdarn�, desperack� walk� z bandyt�, kt�ry ca�y czas ukrywa� si� za podniszczonym murem zewn�trznym. Ruchy jej wybawcy kr�powa� d�ugi p�aszcz /. aksamitu w kolorze rubinowci czerwieni, kt�ry omota� plecion� r�koje�� wysadzanego klejnotami miecza. Ko� by� bez w�tpienia lepiej przygotowany i bardziej nawyk�y do walki ni� |ego w�a�ciciel. Tylko dzi�ki ma- newrom du�ego, rudawego wa�acha m�odzieniec nie poni�s� natych- miastowej �mierci. Bandyta, kt�ry dosiad� konia zaraz po ostrzegaw- czym krzyku ch�opca, zap�dzi� ich do g�stego zagajnika leszczyn, rosn�cego pod zniszczonym murem gospody. Kiedy Jenny skiero- wa�a Ksi�ycowego Konia w wir walki, pow��czysty p�aszcz m�o- dzie�ca zawis� na ni�szych ga��ziach, po chwili za� on sam zosta� haniebnie wyrzucony z siod�a. Podpieraj�c si� praw� r�k�. Jenny zamaszystym ruchem uderzy�a brzeszczotem halabardy w uzbrojon� w miecz r�k� bandyty. M�- czyzna obr�ci� konia, �eby spojrze� jej w twarz. Jenny mign�y �wi�skie, osadzone blisko siebie oczy pod obrze�em brudnego, �elaznego he�mu. Za swoimi plecami wci�� s�ysza�a krzyki sprawcy poprzedniego napadu. Najwyra�niej dochodzi�y one r�wnie� do uszu obecnego przeciwnika, gdy� uchyli� si� przed pierwszym ciosem i z rozmachem uderzy� Ksi�ycowego Konia w pysk, �eby go sp�o- szy�, a potem spi�� w�asnego rumaka ostrogami, min�� Jenny i pogna� przed siebie, nie maj�c ochoty ani na walk� z tak dalekosi�n� broni�, ani na pomoc kamratowi, kt�ry wcze�nie] t� walk� podj��. W zaro�lach dzikiej r�y rozleg� si� trzask, to cz�owiek, kt�ry ukrywa� si� na wie�y, postanowi� uciec we mgle. Potem zapanowa�a cisza, przerywana bulgocz�cym �kaniem umieraj�cego bandyty. Jenny zeskoczy�a lekko z Ksi�ycowego Konia. Jej m�ody wy- bawca wci�� miota� si� w krzakach jak gronostaj w sakwie, na wp� uduszony paskiem wysadzanego klejnotami p�aszcza. U�y�a haka na brzeszczocie halabardy, �eby wyci�gn�� mu z r�ki d�ugi miecz, a potem wesz�a w g�szcz i odgarn�a fa�dy aksamitu, kt�rymi by� owini�ty. Zaatakowa� j� r�kami jak cz�owiek oganiaj�cy si� od os. ale zaraz przesta� stawia� op�r i zacz�� si� na ni� gapi� wyba�uszo- nymi szarymi oczami kr�tkowidza, jakby zobaczy� j� pierwszy raz w �yciu. Po d�ugim, zdradzaj�cym wielkie zaskoczenie milczeniu chrz�k- n�� i odpi�� �a�cuch ze z�ota i rubin�w, kt�ry spina� mu p�aszcz pod brod�. � Hm... dzi�kuj� ci. szlachetna pani � wyrzek� nieco zadysza- ny i wsta�. Wprawdzie Jenny przywyk�a do ludzi wy�szych od siebie, ale ma�o kto m�g� si� r�wna� z tym m�odzie�cem. � Ja., hm.. � Cer� mia� delikatn� i jasn� jak w�osy, kt�re, mimo jego m�odego wieku, ju� zaczyna�y si� przerzedza�, zapowiadaj�c wczesne �ysie- nie. M�g� mie� najwy�ej osiemna�cie lat. Naturaln� niezgrabno�� ruch�w wielokrotnie pot�gowa� fakt, �e musia� podzi�kowa� za uratowanie �ycia osobie, kt�r� mia� po rycersku obroni�. � Jestem bezgranicznie wdzi�czny � powiedzia� i dygn�� z niezwyk�ym wdzi�kiem. Takiej pozy nie ogl�dano w Zimowych Krainach, odk�d kr�lewska �wita uciek�a w �lad za wycofuj�cymi si� wojskami kr�la. � Nazywam si� Gareth z Magloshaldon, b��kam si� po tych ziemiach i pragn� ci z�o�y� najpokorniejsze wyrazy... Jenny potrz�sn�a g�ow� i uciszy�a go podnosz�c r�k�. � Zaczekaj tu � powiedzia�a i odwr�ci�a si�. Zaintrygowany ch�opak pod��y� za ni�. Pierws/y bandyta, kt�ry j� zaatakowa�, wci�� le�a� w gliniastej, wype�nionej b�otem koleinie. Tryskaj�ca krew zamieni�a to miejsce w pl�tanin� ��obie� przeplatanych rozdartymi wn�trzno�ciami; wo- k� unosi� si� odra�aj�cy smr�d. M�czyznajeszcze cicho poj�kiwa�. Jego szkar�atna krew wyrazi�cie kontrastowa�a z matow� blado�ci� mglistego poranka. Jenny westchn�a. Nagle zrobi�o jej si� zimno; patrz�c na swoje dzie�o i pami�taj�c, co jeszcze zosta�o do zrobienia, poczu�a si� zm�czona i nieczysta. Ukl�k�a przy umieraj�cym m�czy�nie i zno- wu otoczy�a si� bezruchem w�asnej magii. Us�ysza�a, �e Gareth zbli�a si� do niej; kroczy� po zroszonych powojach szybko i rytmi- cznie, ale potkn�� si� o w�asny miecz. Mimo znu�enia poczu�a irytacj� na my�l. �e to wszystko sta�o si� przez niego. Gdyby nie krzykn��, i ona, i ten biedny, nikczemny, pogr��ony w agonii drab poszliby w�asnymi drogami... ...I z pewno�ci� by�by zabi� Garetha po jej odej�ciu. I jeszcze innych podr�nik�w. Ju� od dawna nie pr�bowa�a oddziela� dobra od z�a. tera�- niejszego ..powinien" od przysz�ego ,.je�eli". Nawet gdyby istnia� porz�dek rzeczy, przesta�a si� �udzi�, �e oka�e si� wystarczaj�co prosty, by mog�a go poj��. Mimo to, kiedy wodzi�a palcami po lepkich, spoconych skroniach umieraj�cego bandyty, czyni�c odpo- wiednie znaki runiczne i szepcz�c �miertelne zakl�cia, mia�a wra�e- nie, i� jej dusza jest skalana. Widzia�a, jak z m�czyzny uchodzi �ycie, i pogarda dla samej siebie sprawia�a, �e czu�a gorycz w ustach. Gareth szepn�� za jej plecami: � Pani... on jest... on jest martwy. Wsta�a olrzcpui�c sp�dnic� z zakrwawionego b�ota. � Nie mog�am go zostawi� �asicom i lisom � odpar�a szorst- kim, zniecierpliwionym tonem, zbieraj�c si� do odej�cia. Ju� s�ysza- �a, jak ma�e padlino�erne bestie zbieraj� si� na nasypie nad zamglo- nym odcinkiem drogi, przyci�gane zapachem krwi. i niecierpliwie czekaj�, az zab�jca porzuci sw�j �up. Nigdy nic przepada�a za czarami sprowadzaj�cymi �mier�. Do- rastaj�c na terenie, gdzie panowa�o bezprawie, zabi�a pierwszego cz�owieka, kiedy mia�a czterna�cie lat. a potem jeszcze sze�ciu, nie licz�c tych, kt�rych zabra�a z ziemskiego pado�u jako jedyna aku- szerka i uzdrowicielka od G�r Szarych po morze. Zadawanie �mierci nigdy nie przychodzi�o jej �atwo. Mia�a ochot� odej��, ale Gareth po�o�y� jej r�k� na ramieniu i spogl�da� to na ni�, to na zw�oki, z obrzydzeniem przemieszanym z fascynacj�. Przysz�o jej do g�owy, �e ch�opak pierwszy raz widzi �mier�. Przynajmniej �mier� w tak gwa�townych okoliczno�ciach. Zielony aksamit ubrudzonego w podr�y kubraka, z�ocenia na bu- tach, pofa�dowane hafty ozdobionej �abotem koszuli z cienkiej ba- we�ny i wymy�lny pierzasty stroik na w�osach, kt�rych ko�ce by�y zielone � wszystko to �wiadczy�o, i� jest dworzaninem. W krainie, z kt�rej przyby�, wszystkie sprawy, nawet �mier�, bez w�tpienia za�atwiano dbaj�c o styl. � Jeste�... jeste� czarownic�! � wydusi�. K�cik jej ust lekko zadr�a�. � Rzeczywi�cie � odpar�a. Odsun�� si� od niej przera�ony. Zaczepiwszy o co� butem, musia� si� przytrzyma� jakiego� drzewka. Wtedy zauwa�y�a mi�dzy ozdob- nymi rozci�ciami r�kawa jego kubraka szpetn� ran�, do kt�rej przy- lepi�a si� ciemna, mokra koszula. � Nic mi nie b�dzie � protestowa� s�abo, kiedy ruszy�a, �eby go podeprze�. � Musz� tylko... � Usi�owa� niezdarnie str�ci� jej r�k� i i�� dalej. Zerka� szarymi oczami kr�tkowidza na drog�, pokryt� si�gaj�cymi do kostek zwa�ami butwiej�cych li�ci. � Musisz tytko usi���. � Poprowadzi�a go do roz�upanego kamienia granicznego i zmusi�a, �eby usiad� i odpi�� diamentowe spinki, kt�re ��czy�y r�kaw z reszt� kubraka. Rana nie by�a g��boka, ale obficie krwawi�a. Jenny rozplot�a sk�rzane rzemyki, kt�rymi wi�za�a swoje kr�cone czarne w�osy, i zacisn�a je powy�ej rany. Skrzywi� si� i zasapa�. Kiedy usi�owa� rozlu�ni� banda�, kt�ry zro- bi�a oddzieraj�c pas w�asnej koszuli, uderzy�a go po r�kach, jakby by� niezno�nym dzieckiem. Po chwili znowu spr�bowa� si� podnie��. � Musz� znale��... � Znajd� je � przerwa�a stanowczo, domy�laj�c si�, O co mu chodzi. Sko�czy�a opatrywa� jego ran� i wr�ci�a do leszczynowego zagajnika, gdzie rozegra�a si� walka mi�dzy Garethem i bandyt�. W mro�nych promieniach co� wyra�nie b�ysn�o w�r�d li�ci. Oku- lary, kt�re dostrzeg�a, by�y pogi�te, a doln� cz�� jednego z okr�- g�ych szkie� ozdabia�o rozchodz�ce si� promieni�cie p�kni�cie. Otrz�sn�a je z brudu i wilgoci i przynios�a Garethowi. � Pos�uchaj � rzek�a, kiedy m�odzieniec usi�owa� je w�o�y�, dygocz�c na skutek os�abienia i szoku � trzeba si� zaj�� twoim ramieniem. Mog� ci� zabra�... � Moja pani, nie mam czasu. � Spojrza� na ni� mru��c oczy, gdy� niebo za jej g�ow� robi�o si� coraz ja�niejsze. � Prowadz� poszukiwania, okropnie wa�ne poszukiwania. � Tak wa�ne, �e ryzykujesz utrat� r�ki w razie zaka�enia? Ale on, jakby prze�wiadczony, �e taka historia nie mo�e mu si� przytrafi�, czego ta nierozumna kobieta nie jest w stanie poj��, ci�gn�� z zapa�em: � M�wi� ci, nic mi nie b�dzie. Szukam Lorda Aversina, Zguby Smok�w, Tena Alyn Ho�d i Lorda Wyr, najznamienitszego rycerza, jaki kiedykolwiek je�dzi� po Zimowych Krainach. Czy wiesz, gdzie przebywa? Wysoki niczym anio�, urodziwy niby pie��... Jego s�awa dotar�a a� na po�udnie, jak wody potopu rozlewaj�ce si� wiosn�; najszlachetniejszy z kawaler�w... Musz� odnale�� Alyn Ho�d, zanim b�dzie za p�no. Jenny westchn�a gniewnie. � Rzeczywi�cie, musisz � odpar�a. � Zabieram ci� w�a�nie doAlynHoid. Zmru�one oczy ch�opca zrobi�y si� okr�g�e. Rozdziawi� usta. � Do... do Alyn Ho�d? Naprawd�? To niedaleko st�d? � Najbli�sze miejsce, gdzie mo�emy opatrzy� twoje rami� � odpar�a. � Mo�esz jecha�? Pomy�la�a z rozbawieniem, �e nawet gdyby umiera�, to i tak skoczy�by na r�wne nogi. � Tak, oczywi�cie. Ja... a wi�c znasz Lorda Aversina? Jcnny milcza�a przez chwil�. � Tak, rzeczywi�cie, znam go � powiedzia�a spokojnie. Zagwizda�a na wierzchowce, na wysokiego bia�ego Konia Ksi�- �ycowego i wielkiego gniadosza, kt�rego, jak powiedzia� Gareth, nazywano M�otem Bojowym. Pomimo wyczerpania i b�lu, jaki spra- wia�a m�odzie�cowi prymitywnie opatrzona rana, poruszy� si�, �eby, zupe�nie niepotrzebnie, zaoferowa� jej pomoc przy wsiadaniu. Kiedy zatrzymali si� nad chropowatymi kamienistymi zboczami, �eby omi- n�� trupa spoczywaj�cego w cuchn�cej ka�u�y b�ota, zagadn��: � Je�li... je�li jeste� czarownic�, moja pani, czy nie mog�a� walczy� z nimi magi� zamiast broni�? Rzuci� w nich ogniem albo zamieni� ich w �aby, albo ich o�lepi�... Pomy�la�a z ironi�, �e w pewnym sensie uda�o jej si� ich o�lepi� � przynajmniej do chwili, gdy krzykn��. � Poniewa� nie mog� � odpar�a tylko. � Ze wzgl�du na honor? � zapyta� z pow�tpiewaniem. � Bo przecie� zdarzaj� si� sytuacje, w kt�rych nie mo�na post�pi� hono- rowo... � Nie. � Zerkn�a na niego ukradkiem przez g�st� zas�on� rozwianych w�os�w. � Po prostu moja magia nie jest tak mocna. I, zmusiwszy konia do zwi�kszenia tempa, wjecha�a w zamglone cienie nagich, zwisaj�cych konar�w drzew. Przyznanie si� do niemocy wci�� przychodzi�o jej z trudem, cho� wiedzia�a o tym od tak wielu lat. Pogodzi�a si� z brakiem urody, ale nigdy z brakiem geniuszu w jedynej dziedzinie, na kt�rej jej zale�a�o. Mog�a co najwy�ej udawa�, �e zaakceptowa�a ten stan rzeczy, tak jak czyni�a to teraz. Kopyta koni spowija�a mg�a; w jej wilgotnych i zimnych wyzie- wach by�o wida� korzenie drzew, kt�re stercza�y z poboczy niby r�ce nie ca�kiem pogrzebanych zw�ok. Powietrze w tym miejscu wyda- wa�o si� g�ste i cuchn�o ple�ni�. Od czasu do czasu rozlega� si� cichy, ukradkowy szelest spadaj�cych li�ci, jakby drzewa co� razem knu�y we mgle. � Czy... czy widzia�a�, jak zabija� smoka? � zagadn�� Gareth po kilku minutach jazdy w milczeniu. �Czy zechcia�aby� mi o tym opowiedzie�? Aversin jest jedynym �yj�cym Zgub� Smok�w � jedynym cz�owiekiem, kt�ry zabi� smoka. Wsz�dzie uk�ada si� o nim ballady, �piewa si� o jego m�stwie i szlachetnych czynach... To moje hobby. To znaczy ballady o Zgubach Smok�w, takich jak Selkythar Bia�y, kt�ry �y� za panowania Ennyty Dobrego, i AntaraPani Wojny oraz jej brat z czas�w wojen rodowych. Powiadaj�, �e jej brat zabi�... Jenny domy�li�a si�, i� m�g�by godzinami rozprawia� o wspania- �ych pogromcach smok�w z minionej epoki, tyle �e kto� zd��y� mu ju� powiedzie�, �eby nie zanudza� ludzi tym tematem. � Zawsze chcia�em zobaczy� kogo� takiego � prawdziwego Zgub� Smok�w � wspania�y pojedynek. Z pewno�ci� s�awa okrywa go niczym z�ocisty p�aszcz. By�a nieco zaskoczona, kiedy nagle zanuci� cienkim, dr��cym tenorem: Wje�d�a na pag�rek l�ni�cy Jak p�omie� w z�ocistych promieniach s�o�ca gorej�cy Miecz ze stali w d�oni mocno dzier�y Na chy�ym jak wiatr rumaku bie�y Strzelisty niby anio�, ogierowi si�� nie ust�puje. Pogodny jak pie��, bog�w w swej surowo�ci na�laduje W cieniu smoka dzieweczki zap�akane Blade jak lilie w ciemno�ci trzymane � Ty�kom z daleka go widzia�a, taki wysoki Pi�ra ma bia�e jak morza gniew g��boki" Rzek�a swej siostrze: �nie l�kaj si�... " Jenny odwr�ci�a oczy; poczu�a si� nieprzyjemnie na wspomnie- nie Z�ocistego Smoka Wyr. Pami�ta�a ca�� scen� tak, jakby zdarzy�a si� poprzedniego dnia, a nie przed dziesi�ciu laty: z�otawy blask na tle bladego p�nocnego nieba, opadaj�cy ogie� i cie�, krzyki ch�opc�w i dziewcz�t ta�cz�cych na parkiecie w Wielkim Kuflu. Wspomnienia by�y przera�aj�ce; wiedzia�a, i� powinna odczuwa� jedynie zadowolenie z powodu �mierci smoka. Jednak niewys�owiony smutek i strapienie okazywa�y si� silniejsze od l�ku i wci�� powraca�y do niej wraz z metalicznym odorem krwi smoka i �piewem, kt�ry wstrz�sa� pe�nym spalenizny powietrzem... Zrobi�o jej si� niedobrze. � Po pierwsze � odezwa�a si� ch�odnym tonem � z dwojga dzieci, kt�re porwa� smok, John zdo�a� uratowa� jedynie ch�opca. My�l�, �e dziewczynka zgin�a na skutek zaczadzenia dymem w kry- j�wce smoka. Stan jej cia�a nie pozwala� jednoznacznie okre�li� przyczyny �mierci. A nawet gdyby nie umar�a, to i tak w�tpi�, czy te dzieci by�yby w stanie uk�ada� kwieciste utwory o wygl�dzie Johna, nawet gdyby nadjecha� wzg�rzem � czego oczywi�cie nie uczyni�. � Nie? � Prawie s�ysza�a, jak starannie piel�gnowany w umy- �le ch�opca obraz ulega zdruzgotaniu. � Naturalnie, �e nie. Gdyby to zrobi�, poni�s�by natychmiasto- w� �mier�. � W takim razie jak... � Istnia� tylko jeden spos�b poradzenia sobie / czym� tak wielkim i uzbrojonym. Kaza� mi przyrz�dzi� najsilniejsz� trucizn�, jak� zna�am, i zanurzy� w niej swoje harpuny. � W t r u c i � n i e? � Ta niegodziwo�� wzburzy�a go do �ywego. � Harpuny? �adnego miecza.' Jenny potrz�sn�a g�ow�. Walczy�y w niej sprzeczne uczucia: �mie- szy�a j� rozczarowana mina ch�opca, ale by�a te� poirytowana sposo- bem, w jaki m�wi� o wydarzeniach, kt�re dla niej i setek innych os�b by�y przyprawiaj�cym o bezsenno�� koszmarem; ogarnia�o j� r�wnie� co� w rodzaju siostrzanego wsp�czucia namy�l o naiwno�ci m�odzie�- ca, kt�ry chcia� si� porywa� z metrowym stalowym ostrzem na prawie dziewi�ciometrowe, naje�one kolcami, p�on�ce wcielenie �mierci. � Nie � powiedzia�a tylko,� John ruszy� na besti� z wyst�pu w�wozu, w kt�rym mia�a legowisko. I to wcale nie by�a pieczara; w tych wzg�rzach nie ma takich wielkich jaski�. Najpierw odci�� skrzyd�a, �eby smok nie m�g� wzbi� si� w g�r� i spa�� na niego. U�y� zatrutych harpun�w, �eby bestia rusza�a si� wolniej, ale dobi� j� siekier�. � Siekier�? � wykrzykn�� Garcth, ca�kowicie os�upia�y. � Ale�... ale� to najstraszniejsza historia, jak� w �yciu s�ysza�em! Gdzie� jest w tym wszystkim chwa�a? Gdzie honor? To tak, jakby zdradziecko okalecza�o si� przeciwnika w pojedynku! To jest oszustwo! � On nie toczy� pojedynku! � podkre�li�a Jenny. � Je�eli smok wzbija si� w powietrze, walcz�cy z nim cz�owiek nie ma szans. � Ale to niehonorowe! � upiera� si� ch�opiec �arliwie, jakby to by� rozstrzygaj�cy argument. � Mo�e tak, ale pod warunkiem, /c walczy�by z cz�owiekiem, kt�ry rzuci� mu honorowe wyzwanie � a nic nie wiadomo, z�by John kiedykolwiek mia� z kim� takim do czynienia. Nawet podczas walki z bandytami op�aca si� uderzy� znienacka, gdy nie ma si� przewagi liczebnej. Jako jedyny przedstawiciel kr�lewskiego wymiaru spra- wiedliwo�ci. John zazwyczaj nie ma przewagi liczebnej. Smok jest wy�szy o prawie siedem metr�w i potrafi zabi� cz�owieka jednym uderzeniem ogona. Sam powiedzia�e� � doda�a z u�miechem � ze zdarzaj� si� sytuacje, w kt�rych nie mo�na post�pi� honorowo. � Ale to co innego! � odpar� ch�opiec z gorycz� i umilk�, wyra�nie rozczarowany. Teren pod kopytami koni podnosi� si�; ko�czy�y si� �ciany mgli- stego tunelu, /a kt�rym mo�na by�o dostrzec srebrzyste wypuk�o�ci pag�rk�w. Kiedy Jenny i Gareth zostawili za sob� drzewa, owion�� ich wiatr, kt�ry rozgania� mg�y i smaga� ubrania i twarzeje�d�c�w jak sfora �le wyszkolonych ps�w. Odgarn�wszy pukle w�os�w z czo�a, Jenny popatrzy�a na Garctha. kt�ry rozgl�da� si� po wrzosowiskach. Na jego obliczu malowa� si� szok, rozczarowanie i zdumienie: zapew- ne nie spodziewa� si�, �e znajdzie swego bohatera w takim ponurym, nie tkni�tym stop� ludzk� �wiecie, po�r�d mch�w, w�d i kamieni. Natomiast Jenny odczuwa�a w tej nieurodzajnej krainie osobliwe wzruszenie. Wrzosowiska ci�gn�y si� przez sto kilkadziesi�t kilo- metr�w na p�noc, a� do skutych lodem brzeg�w oceanu. Zna�a ka�dy szczeg� granitowego pejza�u, ka�dy potoczek o torfowym dnie i ka�de wg��bienie, kt�re obficie porasta�y wrzosy podczas kr�tkiego, g�rskiego lata. Przez trzy dekady zimowych opad�w �niegu wyszukiwa�a �lady w�dr�wek zaj�cy i lis�w. Stary Caerdinn. na wp� oszala�y od wertowania ksi�g i legend z epoki kr�l�w, pami�ta� czasy, gdy kr�lowie wycofali swoje oddzia- �y, zapewniaj�ce ochron� Zimowym Krainom, �eby toczy� wojny o po�udnie. Rozz�o�ci� si� na ni�. poniewa� wychwala�a pi�kno, kt�re odnalaz�a w tych dzikich, srebrzystych ostojach ska� i wiatru. Jednak czasami jego surowo�� denerwowa�a Jenny. Zw�aszcza gdy pr�bowa�a uratowa� �ycie jakiemu� wiejskiemu dziecku, kt�rego schorzenie wykracza�o poza jej skromne umiej�tno�ci, i �adna z przeczytanych ksi�g nie okazywa�a si� pomocna. Albo gdy Lodowi Je�d�cy przybywali po krze podczas surowych zim i palili stodo�y, kt�rych postawienie wymaga�o tyle pracy, wyrzynali byd�o wyhodo- wane z tak skromnego pog�owia. Mimo wszystko, brak dostatecznej mocy nauczy� j� docenia� ma�e rado�ci, prymitywne pi�kno i prosty, niezmienny cykl �ycia i �mierci. Nic by�a w stanie tego wyt�umaczy� ani Caerdinnowi, ani temu ch�opcu, ani komukolwiek innemu. Po d�u�szej chwili powiedzia�a �agodnie: � Gareth, John nigdy nic ugania�by si� za smokiem, gdyby nie by� do tego zmuszony. Ale jako Ten Alyn Ho�d, jako w�adca Wyr. jest icdynym m�czyzn� w Zimowych Krainach wyszkolonym i za prawionym w sztuce wojennej. W�a�nie dlatego jest panem tych ziem. Walczy� ze smokiem tak. jak walczy�by z wilkiem � jak z plag�, kt�ra n�ka jego lud. Nie mia� wyboru. � Ale� smok to nie plaga! � zaprotestowa� Gareth. � To najbar- dziej honorowe i najwspanialsze wyzwanie dla m�sko�ci prawdziwego rycerza. Z pewno�ci� nie masz racji! On nie m�g�by walczy� ze smokiem po prostu... po prostu z poczucia obowi�zku. To niemo�liwe! Desperacja w g�osie m�odzie�ca sprawi�a, �e Jenny zerkn�a na niego z zaciekawieniem. � Rzeczywi�cie � zgodzi�a si�. � Smok to nie plaga. A ten smok by� autentycznie pi�kny. � Wspomnienie niesamowitego pi�kna ko�cistego potwora z�agodzi�o jej ton, cho� pami�ta�a r�w- nie� o powodowanej przeze� �mierci i strachu. � Kolor mia� nie z�ocisty, jak w twojej pie�ni, ale raczej bursztynowy, przechodz�cy w przydymiony br�z na grzbiecie, a jego brzuch by� w odcieniu ko�ci s�oniowej. Uk�ad �usek na bokach przypomina� ozdob� z paciork�w na kapciach, splecione irysy w rozmaitych odcieniach fioletu i b��- kitu. �eb r�wnie� kojarzy� si� z kwiatem. Oczy i otw�r g�bowy otacza�y wst�gi r�nobarwnych �usek; porasta�y go fioletowe rogi i k�pki bia�ego i czarnego futra, a tak�e czu�ki jak u langusty, zwie�czone klejnotami. Trzeba by�o rze�nika, �eby go zabi�. Okr��yli wyst�p skalistego pag�rka. Poni�ej, niby wyrwa w ch�odnym granitowym pejza�u, ci�gn�� si� nieregularny rz�d br�- zowych p�l, gdzie mg�y zalega�y na �cierniskach jak pasma brudnej we�ny. Nieco dalej na szlaku le�a�a ma�a osada, niechlujna i bez�ad- na; unosi� si� nad ni� niebieskawy ob�ok dymu palonego drewna, a zimne, smagaj�ce wiatry roznosi�y smr�d gotowanego myd�a �u- gowego, niemal dostrzegaln� wo� ludzkich i zwierz�cych odcho- d�w, przegni��, przyprawiaj�c� o md�o�ci s�odycz warzonego piwa. Szczekanie ps�w by�o dono�ne niczym brzmienie dzwon�w ko�ciel- nych. Po�rodku wioski sta�a przysadzista wie�a, pozosta�o�� wi�- kszej fortyfikacji. � Rzeczywi�cie � powt�rzy�a Jcnny �agodnie. � Smok by� pi�knym stworzeniem, Gareth. Ale pi�kna by�a r�wnie� dziewczyna, kt�r� porwa� do swojej pieczary i zabi�. Mia�a pi�tna�cie lat � John nie pozwoli� jej rodzicom na obejrzenie zw�ok. Przy�o�y�a pi�ty do bok�w Ksi�ycowego Konia i pojecha�a pierwsza wilgotn�, gliniast� �cie�k�. /"� S' Skala i struktura smoka (z notatek Johna Aversina) 1) Struktura grzywy i kolce na z��czach skrzyde� s� w rzeczywisto- �ci grubsze. Od tylnej cz�ci czaszki, poni�ej grzywy, ci�gnie si� ko�cista �tarcza", chroni�ca kark stworzenia. 2) Z�ocisty Smok Wyr liczy� sobie oko�o dziewi�ciu metr�w, z kt�- rych mniej wi�cej cztery metry przypada�y na ogon. M�wi si�, �e j>a �wiecie �yj� smoki o d�ugo�ci przekraczaj�cej szesna�cie metr�w. � Mieszkasz w tej wiosce? � zagadn�� Garelh, gdy zbli�yli si� do mur�w. Jenny potrz�sn�a g�ow�, staraj�c si� uwolni� od przykrych i chaotycznych wspomnie� o zabiciu smoka. � Mam w�asny dom jakie� dziesi�� kilometr�w st�d, na Oszro- nionym Wzg�rzu. Mieszkam tam sama. Nie dysponuj� zbyt siln� magi�: potrzebuj� ciszy i samotno�ci, �eby j� uprawia�. Ale nie i zaznaj� ich zbyt cz�sto � doda�a kwa�no. � Jestem akuszerk� i uzdrowicielk� na wszystkich terenach Lorda Aversina. � C/y... czy pr�dko dotrzemy do jego ziem? Przem�wi� dr��cym g�osem. Jenny spojrza�a na niego z niepoko- jem; zauwa�y�a, �e jest bardzo blady, a po jego zapadni�tych, lekko z�ocistych policzkach sp�ywaj� krople potu, mimo panuj�cego wok� zimna. Troch� zaskoczona pytaniem m�odzie�ca odpar�a: � To s� ziemie Lorda Avcrsina. Uni�s� g�ow� i popatrzy� na ni� /e /dumieniem. � T o? � Gapi� si� na bagniste pola, na wie�niak�w pokrzyku- j�cych do siebie nawzajem i zwi�zuj�cych ostatnie snopy zbo�a, na pokryt� lodem fos�, kt�ra okala�a gruz i kamienne szlaki zniszczo- nych mur�w. � A wi�c to jest jedna z wiosek Lorda Aversina? � Tojest AlynHoId � odpowiedzia�a Jenny spokojnym tonem. Kopyta koni g�ucho zadudni�y na zwodzonym mo�cie. Miasteczko by�o otoczone murami obronnymi, kt�re wzni�s� dziadek obecnego w�adcy, stary James Standfast. Te w zamy�le prowizoryczne wa�y przetrwa�y pi��dziesi�t lat, zd��y�y pobiele� i odznacza�y si� nieopisan� brzydot�. Przez bram�, za nisk� str��w- k� by�o wida� niepozorne, zaniedbane domy ze strzechami z trzciny rzecznej, wzniesione z kamieni na fundamentach stars/ych mur�w i oblepione brudem. Z okna str��wki wytkn�a g�ow� stara Peg. Jej d�ugie, przetykane siwizn� br�zowe warkocze zwisa�y jak sploty cz�ciowo odwini�tego sznura. � Szcz�cie ci sprzyja � zawo�a�a do Jenny gard�owym, �piew- nym g�osem, tak charakterystycznym dla ludzi z p�nocy. � M�j pan wr�ci� zesz�ej nocy z objazdu rubie�y. Na pewno jest gdzie� w okolicy. � Ona... ona chyba nie m�wi�a o Lordzie Aversinie? � s/epn�� wzburzony Garelh. Jenny wygi�a p�koliste brwi. � To jedyny w�adca, jakiego mamy. � Och. � Zamruga� oczami. Znowu wyt�a� umys� � Objazd rubie�y.' � Rubie�y swoich ziem. Patroluje je przez wi�ksz� cz�� mie- si�ca wraz z ochotniczym oddzia�em milicji. � Widz�c zaskoc/emc Garetha dorzuci�a �agodnie: � Na tym polega bycie w�adc�. � Dobrze wiesz, �e nie na tym � odpar� Gareth. � Liczy si� rycersko�� i honor, i... Ale Jennyju� go pr/egoni�a, wyje�d�aj�c z ciemnoszarego przej- �cia na o�wietlony ch�odnymi promieniami s�o�ca plac. Jenny zawsze lubi�a wiosk� Alyn, pomimo panuj�cej lu brzydoty i plotkarskiego zgie�ku. Tu sp�dzi�a dzieci�stwo; kamienny domek. w kt�rym przysz�a na �wiat i w kt�rym nadal mieszkali jej siostra i szwagier � aczkolwiek m�� siostry nie lubi� wspomina� o tym pokrewie�stwie � nadal sta� pod murem obronnym. Miejscowi ludzie spogl�dali na ni� ze strachem, ale zna�a ich �ycie niemal r�wnie dobrze jak w�asne. Nie by�o w wiosce takiego domu. w kt�- rym nie odbiera�aby porodu, nie opiekowa�aby si� chorym albo nie walczy�aby /c �mierci�, kt�ra przybiera�a w Zimowych Krainach tak wiele form. Codzienne troski i rado�ci tutejszych mieszka�c�w nie stanowi�y dla niej �adnej tajemnicy. Podczas gdy konie brn�y przez b�oto i wod� w kierunku placu, zauwa�y�a, �e Gareth. starannie ukrywaj�c przera�enie, zerka na �winie i kurczaki, kt�re przemierza�y cuchn�ce dr�ki wraz z grup- kami wrzeszcz�cych dzieci. Wiatr roznosi� od�r z ku�ni, a tak�e lekki powiew gor�ca i strz�pki spro�nej piosenki kowala Mutfle'a. Na pobliskiej dr�ce �opota�o rozwieszone pranie. Kawa�ek dalej Deshy Werville, kt�rej dziecko urodzi�o si� przed trzema miesi�cami pod okiem Jenny, kuca�a w drzwiach, doj�c jedn� ze swoich ukochanych kr�w. Jenny patrzy�a, jak Gareth ogl�da z dezaprobat� n�dzn� �wi�ty- ni�, ozdobion� masywnymi, prymitywnie wyrze�bionymi wizerun- kami Dwunastu Bog�w, kt�re w mroku trudno by�o nawet rozr�ni�, a potem podchodzi do obwiedzionego ko�em krzy�a Ziemi i Nieba, wyrytego na wielu kamiennych kominach w tej wiosce. Zeszty wnia� na widok tego poga�skiego symbolu i skrzywi� si�, gdy ujrza� chle- wikprzylegaj�cy do boku �wi�tyni oraz dw�ch odzianych w prymi- tywne skory i pledy wie�niak�w, kt�rzy opierali si� na p�ocie i ga- w�dzili. � Oczywi�cie �winie wyczuwaj� pogod� � m�wi� jeden z nich. wpychaj�c kij przez niskie ogrodzenie, �eby podrapa� grzbiet wyle- guj�cej si� tam wielkiej czarnej maciory. � Jest o tym w .,0 gospo- darzeniu'' Clivy'ego, ale widzia�em to na w�asne oczy. I s� ca�kiem sprytne, sprytniejsze od ps�w. Moja ciotka Mary � pami�tasz ciotk� Mary? � przyucza�a je. jeszcze kiedy by�y warchlakami, a jedna �winia, taka bia�a, przynosi�a jej buty. � Nie mo�e by�! � odpar� drugi wie�niak i podrapa� si� po g�owie. Tymczasem Jenny zatrzyma�a si� obok niego. Gareth wierci� si� niecierpliwie na koniu. � Ano. � Wy�szy ch�op cmokn�� na macior�, kt�ra w odpo- wiedzi unios�a �eb i wyrazi�a g��bi� swych uczu� mlaszcz�cym chrz�kaniem. � Polyborus pisze w �Analektach", �e niegdy� czczo� no �wini� i to nie jako diab�a, jak chcia�by Ojciec Hiero, ale jako Bogini� Ksi�yca. � Poprawi� stalowe oprawki, kt�re spada�y mu z nosa. Ten typowy dla naukowca gest wygl�da� dziwnie, zwa�y- wszy, �e m�czyzna sta� po kostki w �wi�skim gnoju. � Prawda to? � zagadn�� drugi wie�niak, mocno zaintrygowa- ny. � W�a�ciwie, przypomina mi si�, �e ta podstarza�a dziewucha � znaczy si�, kiedy by�a m�oda i p�ocha � doskonale wiedzia�a, jak otworzy� furtk� chlewika, �eby potem ugania� si�... Och! � Po�pie- sznie uk�oni� si� na widok Jenny i nad�sanego Garetha, kt�rzy w milczeniu siedzieli na koniach. Wy�szy ch�op odwr�ci� si� i ostro�nie zerkn�� na przybyszy. Gdy os�oni�te grubymi szk�ami br�zowe oczy napotka�y wzrok Jenny, natychmiast pojawi�y si� w nich figlarne ogniki. �redniego wzrostu, niezbyt poci�gaj�cy, nie ogolony i ubrany w podniszczon� ciemn� sk�r�, w kaftanie z wilczej sk�ry wzmocnionej kawa�kami metalu i kolczugi dla ochrony staw�w � Jenny zastanawia�a si�, c� takiego sprawia�o, /e po dziesi�ciu latach wci�� odczuwa�a niewyt�umaczal- n� rado�� na widok tego m�czyzny. � Jen. � U�miechn�� si� i wyci�gn�� do niej r�ce. Ze�lizgn�a si� z siod�a bia�ej klaczy wprost w jego ramiona, podczas gdy Gareth patrzy� na scen� z dc/aprobat�; spieszno mu by�o kontynuowa� poszukiwania pogromcy smok�w. � John � powiedzia�a Jenny i odwr�ci�a si� do ch�opca. � Gareth z Magloshaldon. To jest Lord John Aversin. Zguba Smok�w / Alyn Ho�d. Gareth na chwil� zaniem�wi� z wra�enia i wytrzeszcza� oczy, jakby kto� zdzieli� go po g�owie. Wreszcie zeskoczy� z konia tak szybko, �e sykn�� z b�lu i z�apa� si� za zranione rami�. Jenny pomy�la�a, �e temu marz�cemu o spotkaniu ze Zgub� Smok�w ch�opcu nigdy nie przysz�o do g�owy, i� jego ukochany bohater b�dzie sta� bez konia, w dodatku po kostki w gnoju przy chlewie. I najwyra�niej nie bra� pod uwag�, �e skoro liczy sobie prawie metr dziewi��dziesi�t wzrostu, to �w bohater b�d/ie / konieczno�ci ni�- szy od niego. Poza tym zapewne w �adnej balladzie nie wspomina�o si� o okularach. Gareth nadal nie odzywa� si�. Aversin zinterpretowa� jego mil- czenie i wyraz twarzy z charakterystyczn� dla siebie szata�sk� trafno�ci�. � Pokaza�bym ci swoje blizny na dow�d, i� zabi�em smoka, ale znajduj� si� w partiach cia�a, kt�rych nic mog� obna�a� w miejscu publicznym. Zachowanie Garetha �wiadczy�o o jego dworskich manierach i, jak wyda�o si� Jenny, charakterystycznym dla dworzan stoicyzmie � pomimo i� do�wiadczy� najwi�kszego wstrz�su w �yciu, a w dodatku bola�o go rami�, wykona� zamaszysty, bardzo przekonuj�cy uk�on powitalny. Kiedy si� wyprostowa�, z �a�osn� wynios�o�ci� poprawi� fa�dy p�aszcza, mocniej nasun�� pogi�te okulary na nos i oznajmi� dr��cym, ale osobliwie zdeterminowanym g�osem: � M�j panie, Zgubo Smok�w, przybywam tu z po�udnia, by przekaza� ci wie�� od kr�la Uriensa z Belmarie. Mia�o si� wra�enie, �e czerpie si�� z tych s��w i znowu rozkoszuje si� heraldyczn� d�wi�czno�ci� ballad o z�otych mieczach i barwnych pi�ropuszach, usi�uj�c nie pami�ta� o cuchn�cym chlewie i padaj�- cym od niedawna zimnym deszczu. � M�j panie Aversinie. przys�ano mnie, bym sprowadzi� ci� na po�udnie. Na nasze tereny przyby� smok, kt�ry spustoszy� miasto gnom�w w G��bi Ylferdun; teraz ma tam swoj� kryj�wk�, kilkadzie- si�t kilometr�w od kr�lewskiego miasta Bel. Kr�l b�aga, �eby� przyjecha� i zabi� go, gdy� w przeciwnym razie ca�a okolica zostanie zniszczona. Ch�opiec wyprostowa� si�. Spe�ni� swoj� misj� i na jego twarzy zago�ci� szlachetny, nieco m�cze�ski spok�j. W tym momencie przypomina� Jenny postacie z ballad. Ale zaraz, jak wszyscy dobrzy wys�annicy w balladach, zemdla� i ze�lizgn�� si� z konia w upstrzone krowimi plackami b�oto. Rozdzia� 2 Krople deszczu z przygn�biaj�c� wytrwa�o�ci� b�bni�y o mury zniszczonej wie�y Alyn Ho�d. W jedynym pokoju go�cinnym Ho�d nigdy nie by�o zbyt jasno. Pomimo wczesnego popo�udnia Jenny musia�a wyczarowa� zamglon� kul� b��kitnego ognia, �eby o�wietli� st�, na kt�rym roz�o�y�a resztki zawarto�ci swojej apteczki; pozo- sta�� cz�� ma�ego pomieszczenia zakrywa� cie�. Na ��ku niespokojnie drzema� Gareth. Powietrze by�o przesyco- ne s�odkawym zapachem suszonych i roztartych zi�. Czarodziejskie �wiat�o rzuca�o wyra�ne, g�ste cienie na ususzone kawa�eczki korze- ni i �odyg, le��ce w kr�gach, kt�re nakre�li�a Jenny. Powoli, run po runie, wyczarowywa�a lecznicze zakl�cia; ka�de mia�o ograniczony zasi�g, �eby zapobiec zbyt szybkiemu uzdrowieniu, kt�re mog�o zaszkodzi� cia�u pacjenta. Cierpliwie wodzi�a palcami po znakach i przywo�ywa�a umys�em charakterystyczne dla nich cechy, jakby to by�y oddzielne w�tki nieznanej muzyki. Powiadano, �e wielcy ma- gowie potrafi� zobaczy� moc czynionych przez siebie run�w, kt�re p�on� jak zimny ogie� w powietrzu nad leczniczymi proszkami, i wyczuwaj� j� opuszkami palc�w jak plazmatyczne �wiat�o. Po d�ugich latach medytowania w samotno�ci Jenny poj�a, �e dla niej, w przeciwie�stwie do mistrz�w, magia nie jest rozprzestrzeniaj�cym si� blaskiem, ale raczej nieruchom� g��bin�. Nigdy nie zdo�a�a si� ca�kowicie pogodzi� z t� �wiadomo�ci�, ale przynajmniej oszcz�dza- �a sobie rozgoryczenia, kt�re zablokowa�oby posiadan� przez ni� moc. Wiedzia�a, �e przynajmniej w tym skromnym zakresie jest ca�kiem dobra. Caerdinn powiedzia� kiedy�, �e kluczem do magii jest magia: �eby by� magiem, musisz by� magiem. Je�eli osi�gniesz pe�ni� mocy, nie b�dziesz mia� czasu na nic innego. Dlatego po �mierci Caerdinna zosta�a w kamiennym domu na Oszronionym Wzg�rzu, studiowa�a jego ksi�gi i oblicza�a po�o�enie gwiazd, medytowa�a w kruszej�cym kr�gu prastarych kamieni, kt�re sta�y na szczycie wzg�rza. Z roku na rok ros�a jej moc, chocia� nigdy nie dor�wna�a swemu mistrzowi. Takie �ycic zadowala�o j�. Nie my�la�a o niczym wi�cej opr�cz cierpliwego zwi�kszania mocy magicznej, przy tym za�, w miar� mo�liwo�ci, leczy�a innych i ob- serwowa�a zmieniaj�ce si� pory roku. A potem zjawi� si� John. Czary przesta�y kr��y�. Przez chwil� w powietrzu zalega�a cisza, jak gdyby ka�da ceg�a pieca i cie� krokwi, zapach palonego drewna jab�oni i bulgocz�ce kapanie deszczu zakrzep�y w bursztynie na tysi�c lat. Jenny wsypa�a zaczarowany proszek do miski i unios�a oczy. Gareth obserwowa� j� boja�liwie z zas�oni�tego kotarami ��ka. Wsta�a. Kiedy ruszy�a ku niemu, wzdrygn�� si�, a na jego pobie- la�ej twarzy pojawi� si� oskar�ycielski grymas i pogarda. � Jeste� jego kochank�! Jenny zatrzyma�a si�, wyczuwaj�c w tym s�abym g�osie niena- wi��. � Tak � odpar�a. � Ale to nie ma nic wsp�lnego z tob�. Odwr�ci� twarz, wzburzony i jeszcze zaspany. � Jeste� taka sama jak ona � mrukn�� cicho. � Zupe�nie jak Zyerne... Znowu podesz�a do m�odzie�ca, nie b�d�c pewna, czy si� nie przes�ysza�a. � Kto? � Usidli�a� go swoimi czarami, �ci�gn�a� do tego gnoju � szepn�� i zani�s� si� gwa�townym szlochem. Nie zwa�aj�c na obrzydzenie m�odzie�ca, zbli�y�a si� do niego, zatroskana, i dotyka�a jego r�k i twarzy; po chwili przesta� si� opiera� i ponownie zapad� w sen. Jego cia�o nie by�o ani zbyt gor�ce, ani przemarzni�te, a serce bi�o mocno i miarowo. Mimo to miota� si� na ��ku i mrucza�: � Nigdy, nigdy tego nie zrobi�. Czary... Rzuci�a� na niego urok, zmusi�a�, �eby ci� pokocha�, swoimi czarodziejskimi sztuczkami... � W ko�cu opad�y mu powieki. Jenny westchn�a. Wyprostowa�a si� i popatrzy�a na zarumienio- n�, udr�czon� twarz Garetha. � Gdybym tylko rzuci�a na niego urok � powiedzia�a cicho. � Wtedy uwolni�abym nas oboje. Gdybym mia�a odwag�... Otrzepa�a r�ce o sp�dnic� i zesz�a po w�skich, ciemnych schod- kach wie�yczki. Znalaz�a Johna w jego pracowni. Pomieszczenie by�o ca�kiem du�e, ale zapchane ksi��kami. Przewa�nie by�y to stare tomiska, zostawione w Ho�d przez odchodz�ce armie albo wydobyte z piwnic spalonych garnizon�w w miastach na po�udniu. Nadgryzione przez szczury, czarne od ple�ni, nieczytelne od plam z wody, zape�nia�y ka�d� p�k� labiryntu deszczu�ek na dw�ch �cianach, wysypywa�y si� na d�ugi d�bowy st� i pi�trzy�y na pod�odze w rogach. Mi�dzy kartkami i ok�adkami znajdowa�y si� kartki z notatkami, kt�re John sporz�dza� w zimowe wieczory. Wewn�trz ksi��ek i mi�dzy nimi wala�y si� przybory pisarskie � rylce i pi�ra, no�e i ka�amarze, pumeksy � a ponadto dziwaczniejsze przedmioty: metalowe rurki i szczypce, o�owiane ci�arki i poziomnice, soczewki skupiaj�ce promienie s�oneczne i wahad�a, magnesy, wydmuszki, okruchy ska�, suszone kwiaty i cz�ciowo rozebrany zegar. Wielka paj�czyna ko�owrotk�w i kr��k�w linowych zwisa�a z krokwi w jednym rogu, a na kraw�dziach ka�dej p�ki i parapetu pochyla�y si� rz�dy rozpa- daj�cych si�, stopionych �wieczek. Pok�j przypomina� srocze gniaz- do pe�ne wyskubanych k�sk�w wiedzy, legowisko druciarza, dla kt�rego �wiat to jeden wielki sklep z interesuj�cymi drobiazgami. Nad paleniskiem, niby gigantyczna �elazna szyszka, wisia�a ga�ka ogonowa smoka z Wyr � d�uga na prawie czterdzie�ci centymetr�w i szeroka na przesz�o dwadzie�cia, pokryta grubymi, po�amanymi kolcami. John sta� przy wielokrotnie naprawianym oknie i zerka� przez jego grube szk�o na p�noc, gdzie ja�owe ziemie stapia�y si� z sina- wym, wzburzonym niebem. R�k� mia� przyci�ni�t� do boku, do �eber, w kt�rych pulsowa� deszcz, i kt�re po�ama� mu smok ga�k� ogona. Pomimo �e Jenny mia�a na sobie buty z mi�kkiej ko�lej sk�ry i nie by�o s�ycha� jej krok�w na ��obionej kamiennej posadzce, podni�s� g�ow�, kiedy nadesz�a, i przywita� j� promiennym spoj- rzeniem. Jednak ona tylko opar�a si� ramieniem o framug� drzwi i zagadn�a: � No i co? Spojrza� w kierunku sufitu, tam gdzie le�a� Gareth. � Z naszym ma�ym bohaterem i jego smokiem? � W k�cikach jego cienkich, subtelnych warg pojawi� si� u�miech, kt�ry znikn�� r�wnie szybko jak zab��kany promie� s�o�ca na zachmurzonym niebie. � Zabi�em jednego smoka, Jenny, i to prawie mnie wyko�- czy�o. Wprawdzie zapowied�, �e napisz� o mnie jeszcze wi�cej pi�knych ballad, jest kusz�ca, ale chyba nie skorzystam z tej szansy. Ulga i nieoczekiwana wzmianka o balladzie Garetha sprawi�y, �e Jenny zachichota�a, wchodz�c do pokoju. W bladym �wietle okien by�o wida� ka�d� fa�d� sk�rzanych r�kaw�w Johna. Podszed� do kobiety i pochyli� si�, �eby poca�owa� j� w usta. � Nasz bohater chyba jeszcze nigdy nie przejecha� samotnie ca�ej drogi na p�noc? Jenny potrz�sn�a g�ow�. � M�wi� mi, �e tras� z po�udnia do Eldsbouch pokona� na statku, a stamt�d jecha� konno na wsch�d. � Ma sporo szcz�cia, �e przeby� taki szmat drogi � zawyro- kowa� John. Poca�owa� Jenny jeszcze raz, obejmuj�c j� ciep�ymi r�kami. � �winie zachowywa�y si� niespokojnie przez ca�y dzie�, nosi�y w ryjach kawa�ki s�omy. Wczoraj wr�ci�em z objazdu rubie�y, kiedy zobaczy�em, w jaki spos�b wrony zachowuj� si� na Janowco- wych Wzg�rzach. To dla nich o jakie� dwa tygodnie za wcze�nie, ale my�l�, �e zapowiadaj� pierwsz� z zimowych burz. Ska�y w Elds- bouch ch�tnie poch�aniaj� statki. Wiesz, Dotys powiada w trzecim tomie �Historii" � a mo�e ten fragment pochodzi z cz�ci tomu pi�tego, kt�ry znale�li�my w �arze? � albo wspomina o tym Clivy � w ka�dym razie chodzi o to, �e w czasach kr�l�w przysta� ko�czy�a si� molem czy te� falochronem. Dotys � albo Clivy � utrzymuje, �e by� to jeden z cud�w �wiata, ale nigdzie nie mog� znale�� �adnej wzmianki ojego konstruowaniu. Mam ochot� wybra� si� tam kiedy� �odzi� i sprawdzi�, co kryje si� pod wod� u wej�cia do przystani... Jenny zadygota�a. Wiedzia�a, �e John jest zdolny do takiego przedsi�wzi�cia. Jeszcze nie zapomnia�a o jego eksperymentach z wodoci�gami ani o kamiennym domu, kt�ry wysadzi� przeczyta- wszy jakie� zbutwia�e zapiski o gnomach u�ywaj�cych materia�u wybuchowego do dr��enia tuneli w swoich G��biach. W ciemno�ciach wie�yczki da�o si� s�ysze� jaki� ha�as, a potem cienkie g�osy wykrzykuj�ce: �Ona te�!" i �Puszczaj!" oraz �oskot b�jki. W chwil� p�niej do pokoju wpad� rudow�osy, krzepki, z wy- gl�du czteroletni urwis w brudnym odzieniu, sk�adaj�cym si� z ow- czej sk�ry i pled�w. Zaraz po nim wbieg� szczup�y, ciemnow�osy, o�mioletni malec. Jenny u�miechn�a si� i wyci�gn�a r�ce do obu ch�opc�w, oni za� rzucili si� do niej. Zachwyceni, ci�gn�li j� brud- nymi r�czkami za w�osy, sp�dnic� i r�kawy koszuli; ich obecno�� znowu wzbudzi�a w niej niedorzeczn�, nie daj�c� si� logicznie wyt�umaczy� rado��. � Jak si� miewaj� moi mali barbarzy�cy? � zapyta�a, sil�c si� na surowy ton. �aden z ch�opc�w nie da� si� nabra�. � Grzeczni � byli�my grzec/ni. mamo � odezwa� si� starszy ch�opiec, przywieraj�c do wyp�owia�ego, niebieskiego r�bka mat- czynej sp�dnicy. � Ja by�em grzeczny. Adric nie by� grzeczny. � Ja te� by�em grzeczny � odci�� si� m�odszy, kt�rego John wzi�� na r�ce. � Tata musia� wla� �anowi. � Naprawd�? � U�miechn�a si� do swojego starszego syna. Mia� du�e, pe�ne powieki i wy�upiaste oczy, jak John. ale ich b��kitny kolor odziedziczy� po matce. � Bez w�tpienia zas�u�y� na to. � Wielkim batem � rozwodzi� si� Adric. daj�c si� ponie�� whisnej historyjce. � Sto ran. � Czy�by? � Popatrzy�a na Johna staraj�c si� wyrazi� rzeczo- we zaciekawienie. �Wszystko jednym ci�giem, czy robi�e� sobie przerwy? � Jednym ci�giem � odpar� pogodnie John. � A on ani razu nie prosi� o lito��. � Dobry ch�opiec. � Zmierzwi�a proste, czarne w�osy lana, kt�ry wykr�ca� si� i rado�nie chichota�, s�uchaj�c przekazywanej z namaszczeniem zmy�lonej historyjki. Ch�opcy ju� dawno pogodzili si� z tym, �e Jenny nie mieszka w Ho�d z ich ojcem, tak jak malki innych ch�opc�w. W�adca Ho�d i wied�ma Oszronionego Wzg�rza nic musieli zachowywa� si� tak jak inni doro�li. Niczym szczeni�ta, kt�re toleruj� nadz�r w�a�ciciela psiarni, ch�opcy okazywali nale�yt� czu�o�� wobec przysadzistej ciotki Janc. kt�ra opiekowa�a si� nimi i. jak jej si� wydawa�o, trzyma�a ich w ryzach, podczas gdy John dogl�da� swoich ziem, a Jenny prowadzi�a samotny �ywot we w�asnym domu na Wzg�rzu. Ale to ojca uznawali za swojego w�adc�, a matk� obdarzali najwi�- ksz� mi�o�ci�. Zacz�li jej opowiada�, w podekscytowanym i niezbyt zgranym duecie, o schwytanym w sid�a lisie, kiedy ha�as w drzwiach zmusi� ich do odwr�cenia si�. Zobaczyli Garetha. By� blady i zm�czony, ale nareszcie we w�asnym ubraniu; banda�e pod r�kawem zapasowej koszuli tworzy�y niezgrabne wybrzuszenie. M�odzieniec wydoby� i baga�u par� ca�ych okular�w. Kiedy przygl�da� si� Jenny i jej synom, schowane za grubymi szk�ami oczy wyra�a�y niesmak i okro- pne rozgoryczenie. Zupe�nie jak gdyby fakt, �e John i ona zostali kochankami � �e urodzi�a syn�w Johna � nie tylko pomniejszy� w jego oczach dotychczasowego bohatera, ale w dodatku czyni� j� odpowiedzialn� za wszystkie pozosta�e rozczarowania, kt�rych do- �wiadczy� w Zimowych Krainach. Ch�opcy natychmiast wyczuli jego dezaprobat�. Zadziorny Adric wysun�� podbr�dek; przypomina� miniaturow� wersj� Johna. Bar- dziej wra�liwy �an ograniczy� si� do porozumiewawczego spojrzenia i obaj wyszli, nie m�wi�c ani s�owa. John obserwowa� ich odej�cie, a potem w zamy�leniu skierowa� wzrok na Garetha. � A zatem prze�y�e�1? � zagadn��. � Tak � odpar� Gareth nieco dr��cym g�osem. � Dzi�kuj�. � Zwr�ci� si� do Jenny, sil�c si� na grzeczno��, kt�rej nie mog�a wykorzeni� z jego dworackiej duszy nawet najwi�ksza uraza. � Dzi�kuj� za pomoc. � Zrobi� krok i zatrzyma� si�. Rozgl�da� si� nieprzytomnie dooko�a, jakby zobaczy� pomieszczenie pierwszy raz. Nie pasowa�o do ballad, pomy�la�a Jenny, mimo woli rozbawiona ca�� sytuacj�. Z drugiej strony, �adna ballada nie mog�aby przygoto- wa� cz�owieka na spotkanie Johna. � Troch� zat�oczony � przyzna� John. � M�j ojciec trzyma� ksi��ki, kt�re zosta�y w Ho�d, w spi�arni ze zbo�em, gdzie wi�kszo�� z nich nadgryz�y szczury, zanim nauczy�em si� czyta�. Pomy�la�em, �e tu b�d� bezpieczniejsze. � Hm... � rzek� Gareth, mocno zak�opotany. � Przypusz- czam... � M�j ojciec by� upartym starym draniem � ci�gn�� John, jakby to by�a zwyczajna rozmowa. Stan�� przy palenisku i wyci�gn�� r�ce do ognia. � Gdyby nie stary Caerdinn, kt�ry ci�gle nawiedza� Ho�d, kiedy by�em ch�opakiem, nic umia�bym nic wi�cej poza alfa- betem. Tata nigdy nie szanowa� s�owa pisanego. Znalaz�em po�ow� aktu �Dawcy Ognia'' Luciarda poulykan� w szparach �cianek kre- densu, w kt�rym m�j dziadek przechowywa� zimowe ubrania. By�em taki w�ciek�y, �e mia�em ochot� wyj�� i obrzuca� kamieniami jego gr�b. bo oczy wi�cie teraz nie da si� odszuka� nawet cz�stki tej sztuki. B�g jeden wie. co zrobili z reszt� � zapewne rozpalali ni� w ku- chennych piecach. Uratowali�my niewiele � trzeci i czwarty tom �Historii" Dotysa, wi�ksz� cz�� �Analekt�w" i �Prawoznawstwa" Polyborusa; �ElucidusaLapidarusa"; ,,O gospodarzeniu" Clivy'ego � w ca�o�ci, chocia� w�a�ciwie na nic si� nie przydaje. Zdaje mi si�, �e marny by� z Clivy'ego gospodarz � pewnie nie rozmawia� z rolnikami. Twierdzi, �e mo�na przewidzie� nadej�cie burzy mie- rz�c chmury i ich cienie, ale babcie w okolicznych wioskach m�wi�, �e wystarczy obserwowa� pszczo�y. A kiedy wspomina o parzeniu si� �wi�... � Ostrzegam ci�, Gareth � przerwa�a Jenny, u�miechaj�c si� � �e John jest chodz�c� encyklopedi� guse�, wierszyk�w dla dzieci, fragment�w z ka�dego klasycznego pisarza, jakiego uda�o mu si� zdoby�, i drobiazg�w wyszukanych w odleg�ych zak�tkach ca�ej krainy. Zach�casz go na w�asne ryzyko. Poza tym on nie umie gotowa�. � Ale� umiem � odci�� si� John, �miej�c si� od ucha do ucha. Gareth nic nie m�wi�, wci�� rozgl�daj�c si� bezradnie po zagra- conym pomieszczeniu. Na jego w�skiej twarzy malowa� si� wysi�ek umys�owy: m�odzieniec pr�bowa� dopasowa� konwencjonalny, wy- idealizowany �wiat ballad do rzeczywisto�ci, w kt�rej in�ynier-ama- tor w okularach gromadzi� wiedz� o zwyczajach �wi�. � A zatem � ci�gn�� John przyjaznym tonem � opowiedz nam o tym waszym smoku, Garecie z Magloshaldon, i dlaczego kr�l wys�a� z misj� takiego m�odego ch�opca, skoro ma do dyspozycji rycerzy i wojownik�w. � Yyyy... � Przez chwil� Gareth sprawia� wra�enie ca�kowicie