908
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 908 |
Rozszerzenie: |
908 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 908 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 908 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
908 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
tytu�: "Powr�t do Edenu"
autor: Rosalind Miles
Prze�o�y�a Ewa G�rczy�ska
Wydawnictwo DA CAPO
Warszawa 1991
Producent wersji brajlowskiej:
Altix Sp. z o.o.
ul. W. Surowieckiego 12A
02-785 Warszawa
tel.644 94 78
Mi�o�ci kobiet - o! poznania warte,
Pi�kne a gro�ne, pe�ne tajemnicy,
Kobieta wszystko stawia na t� kart�,
Gdy przegra, to jej nic opr�cz t�sknicy
I �alu �ycie nie odda rozdarte.
Za to ich zemsta, jak skok tygrysicy,
Krwawa... lecz i ta zwi�ksza serca rany,
Bo czuj� same cios drugim zadany.
Lord Byron - Don Juan
Przek�ad Edwarda Por�bowicza
Rozdzia� I
Gwa�towny �wit wstawa� nad Edenem jak �una po�aru. Stary cz�owiek spoczywa� w wielkim
d�bowym �o�u swoich przodk�w i po raz ostatni �ni� o zwyci�stwie. Mia� za sob� ci�k� noc. Wresz-
cie mrukn�� z zadowoleniem, u�miechn�� si� do siebie i �cisn�� d�o� spoczywaj�c� w jego r�ku, jakby
chcia� przypiecz�towa� umow�. W ten w�a�nie spos�b, jak�e stosowny dla weterana tysi�cy bitew
z �ywio�ami, lud�mi i maszynami, Maks Harper �egna� si� z burzliwym �yciem. Oddycha� teraz p�ytko,
ale bez trudu. Ogarn�� go spok�j. Rysy twarzy z�agodnia�y i wypogodzi�y si� jak nigdy dot�d.
Dla dziewczyny siedz�cej przy jego pos�aniu koszmar dopiero si� zaczyna�. Mija�y d�ugie, czar-
ne godziny nocy, przynosz�c ze sob� narastaj�cy strach. Zala�a j� fala paniki.
- Nie odchod� - modli�a si�. - Prosz�, nie opuszczaj mnie...
Z pocz�tku �zy p�yn�y tak obficie, �e zastanawia�a si�, czy kiedykolwiek b�dzie w stanie je po-
wstrzyma�. Teraz jednak, zm�czona ci�gn�cym si� bez ko�ca ca�onocnym czuwaniem, nie by�a w sta-
nie nawet p�aka�. Czu�a zaciskaj�c� si� wok� serca p�tl� b�lu. Gor�czkowo szuka�a ulgi w wypowia-
danych zduszonym szeptem pytaniach, skargach i s�owach mi�o�ci.
- Jak ja sobie teraz poradz�... Bez ciebie �ycie traci sens. Jeste� dla mnie wszystkim. To twojego
u�miechu i twojej pomocnej d�oni pragn�am, a nie Katie. Zawsze ba�am si�, �e czym� ci� rozgniewam
i zostawisz mnie sam�. Znam twoj� twarz lepiej ni� swoj� w�asn�, ale ciebie samego nigdy do ko�ca
nie pozna�am. Daj mi szans�. Nie odchod� teraz, kiedy tak ci� potrzebuj�...
Lekarz spojrza� na zegarek i skin�� g�ow� do piel�gniarki. Cicho wymkn�a si� z pokoju, aby
zawiadomi� wszystkich, �e rozpocz�� si� ostatni akt rytua�u. Z ca�ego niezmierzonego obszaru Teryto-
rium P�nocnego limuzynami, landroverami, �mig�owcami i awionetkami przybyli do Edenu przyjacie-
le, znajomi i wsp�lnicy umieraj�cego magnata. Zebrali si� w wyk�adanej ciemnym drewnem bibliotece
wielkiego kamiennego domu. Z niepokojem, jaki zwykle ogarnia ludzi w obliczu �mierci, kr��yli pod
wielkim portretem cz�owieka, dzi�ki kt�remu wszyscy si� kiedy� poznali, a teraz, gdy umiera�, zeszli
si� ponownie. Czekali w napi�ciu, ale bez obaw. Maks Harper zabezpieczy� ich przysz�o��, tak jak
kiedy� pokierowa� ich �yciem.
Przed domem, w narastaj�cym upale dusznego przedpo�udnia, czeka�a cierpliwie grupka ciem-
nosk�rych tubylc�w z osady. Yowi, duch, kt�ry zapowiada nadchodz�c� �mier�, przekaza� wiado-
mo�� jednemu z m�drc�w plemienia, wi�c wszyscy zgromadzili si�, �eby uczci� ostatni sen starca.
Wpatrywali si� teraz nieruchomo we wspania�e, stare domostwo oraz pokryte grub� warstw� py�u
awionetki, dwa helikoptery i samochody.
Ca�� okolic� spowija�a cisza. Roz�arzone s�o�ce pali�o bezlito�nie, ale nawet najm�odsi z grupy,
bracia Chris i Sam, trwali w bezruchu. Czekali z rezygnacj�. Wiedzieli, co dzieje si� wewn�trz domu,
i w duchu pogodzili si� ju� z nieuchronnym losem. Od niepami�tnych czas�w ludzie z ich plemienia
mieli duchow� ��czno�� ze wszystkimi �ywymi istotami. Dlatego te� wiedzieli, kiedy Maks Harper
przekroczy granic� �mierci i odejdzie do niezmierzonego kr�lestwa Praojca, aby tam zacz�� nowe �y-
cie.
Dr�cz�c� cisz� zaciemnionej sypialni przerywa� tylko s�aby oddech umieraj�cego cz�owieka.
Nagle chory westchn�� g��boko i z trudem, po raz ostatni chwyci� powietrze. Lekarz podszed� szybko
i uwolni� jego ci�k� d�o� z u�cisku dziewczyny. Z zawodow� oboj�tno�ci� sprawdzi� puls, stwierdzi�,
�e serce przesta�o bi�, i z�o�y� r�k� starca na po�cieli. Spojrza� na dziewczyn�. Odpowiadaj�c na nie-
me pytanie w jej oczach, wolno skin�� g�ow�.
Niczym we �nie ukl�k�a przy �o�u. Uj�a d�o� zmar�ego, poca�owa�a i na moment delikatnie
przytuli�a do policzka. Czuj�c znajomy dotyk ciep�ej, twardej sk�ry, zn�w nie mog�a powstrzyma� �ez.
Sp�ywa�y wolno i bole�nie, ale twarz pozosta�a niewzruszona. Dziewczyna z trudem opanowa�a �ka-
nie.
Po chwili wsta�a i otar�a �zy z policzk�w. Po raz ostatni spojrza�a na spoczywaj�cego w �o�u
cz�owieka, otworzy�a drzwi i sztywno ruszy�a korytarzem. Za oknem dostrzeg�a niewyra�ne sylwetki
�a�obnik�w. Jedna z ciemnosk�rych kobiet przykucn�a w pyle, obj�a r�kami g�ow� i krzykn�a roz-
paczliwie. Mi�kkim, gard�owym g�osem zaintonowa�a pie��, kt�r� wkr�tce podchwycili inni.
- Ninnana combea, innara inguna karkania... O, Wielki Duchu, Praojcze! D�by bagienne j�cz�
i szlochaj�, akacje roni� krwawe �zy, bo jedno z twoich stworze� wch�on�a ciemno��...
Ukojona monotonnym �piewem dziewczyna opanowa�a si� i wesz�a do biblioteki. Zgromadzeni
tam m�czy�ni czekali na jej przybycie. Rozmowy umilk�y natychmiast. Wszyscy zwr�cili si� w jej
stron�. Ka�dy odznacza� si� siln� osobowo�ci�, ale pierwszym w�r�d r�wnych by� Bill McMaster, dy-
rektor generalny sp�ki Harper Mining i podleg�ych firm. Po�piesznie od��czy� od grupy i podszed� do
stoj�cej samotnie w drzwiach postaci. Jego pobru�d�ona twarz wyra�a�a wsp�czucie. Uj�� dziewczy-
n� pod rami� i szepcz�c s�owa otuchy, zaprowadzi� j� do reszty towarzystwa.
Z g��bi pokoju wynurzy�a si� Katie, zajmuj�ca si� w Edenie prowadzeniem domu. Nios�a srebr-
n� tac�, zastawion� kieliszkami spienionego szampana. Jej zwyk�a weso�o�� gdzie� znik�a. Ba�a si�
spojrze� na swoj� podopieczn�, kt�r� zna�a od dziecka. Bez s�owa roznosi�a drinki. Dziewczyna odet-
chn�a g��boko i unosz�c kieliszek, z pozornym spokojem zwr�ci�a si� do zebranych:
- Za Maksa Harpera, mojego ojca. Niech spoczywa w pokoju.
Kiedy wszyscy wznie�li toast, Bill McMaster wyst�pi� na �rodek sali. Wyci�gn�� kielich w stron�
olbrzymiego portretu Maksa, dominuj�cego nad pokojem i zebranymi.
- Za Maksa! - zacz��. - By� �wietnym szefem, starym tyranem i wspania�ym kumplem. Taki
cz�owiek trafia si� raz na milion. Nie ma rzeczy, kt�rej by nie wiedzia� o przemy�le g�rniczym. Za-
wdzi�czamy mu wszystko. B�dziemy pracowa� dla ciebie, moja droga, tak jak pracowali�my dla nie-
go. Jeste�my z tob�. Dop�ki kto� z rodziny Harper�w stoi na czele Harper Mining, mo�emy by� spo-
kojni o nasz� przysz�o��. Wznie�my wi�c jeszcze jeden toast, panowie. Tym razem za Stefani� Harper.
Niech si� oka�e godna swojego nazwiska i niech kierowana przez ni� firma nadal dzia�a i kwitnie!
- Za Stefani� Harper! Za Stef! Za Stefani�! - zawt�rowa�a reszta towarzystwa.
Zbola�a i oszo�omiona Stefania prawie nie s�ysza�a kierowanych do niej s��w, jednak stopniowo
ich znaczenie dotar�o do jej �wiadomo�ci. Kr�l umar� - nich �yje kr�lowa. Tutaj? Tu, w Edenie, gdzie
rz�dzi� jej ojciec? Przeszed� j� dreszcz strachu. Odrzuci�a g�ow� do ty�u. Ojciec patrzy� na ni� gro�nie
z portretu. Napotka�a znajome, drapie�ne spojrzenie i poczu�a, �e ziemia usuwa jej si� spod n�g.
- Nie!
Nag�y krzyk wydar� si� z gard�a Stefanii, wprawiaj�c w os�upienie zgromadzonych i j� sam�.
- Nie mog�! Nie potrafi�! Nie mog�!
Cofa�a si�, dr��c na ca�ym ciele. Odepchn�a wyci�gni�te przyja�nie d�onie, odwr�ci�a si� i wy-
bieg�a z domu. Na o�lep, jak op�tana pop�dzi�a w kierunku stajni. Aborygeni obserwowali z kamien-
nym spokojem, jak w szale�czym galopie przemyka d�ugim podjazdem i wypada przez bram� na bez-
kresne, pokryte kar�owat� ro�linno�ci� pustkowie. Tylko tam mog�a odnale�� wewn�trzny spok�j
i ukoi� cierpienie. Wielki, czarny rumak gna� niestrudzenie. Serce dziewczyny wali�o w rytm uderze�
kopyt. Wreszcie, bliska omdlenia, wstrzyma�a konia i unosz�c si� w strzemionach, wykrzycza�a ca�y
sw�j b�l wprost do nieczu�ego nieba. Spalona s�o�cem brunatna r�wnina ci�gn�a si� a� po horyzont,
przyt�aczaj�c swym ogromem zlane potem, niespokojne zwierz� i wyczerpan� Stefani�.
- Ojcze, jak mog�e�? - �ka�a rozpaczliwie dziewczyna. - Tak bardzo ci� potrzebuj�. Jak mog�e�
mi to zrobi�? Dlaczego zostawi�e� mnie sam�?
- Stefanio! Gdzie jeste�, Stef?
Ockn�a si� z zamy�lenia. Us�ysza�a lekkie kroki na schodach i ju� po chwili otworzy�y si� drzwi
do jej sypialni. Wesz�a Jilly.
- Wr�� na ziemi�, Stef? Chyba odbieg�a� my�lami na drugi koniec �wiata.
- Prawie. Wspomina�am Eden.
- Eden? - Jilly rozejrza�a si� po luksusowo urz�dzonej sypialni i przybrawszy wynios�y ton an-
gielskiego kamerdynera, ci�gn�a �artobliwie: - Jeste�my w rezydencji Harper�w w Sydney, prosz�
pani, a nie w wiejskiej siedzibie rodu.
- Och, Jilly! Tak si� ciesz�, �e jeste�. - Obj�a przyjaci�k� czuj�c, jak �zy nap�ywaj� jej do oczu.
Jilly wyswobodzi�a si� z u�cisku i odst�piwszy o krok, uwa�nie zmierzy�a Stefani� wzrokiem.
- Jako� nie tryskasz rado�ci� - stwierdzi�a �agodnie. - Czy co� si� sta�o?
- Nie, nic. - Stefania zaczerwieni�a si� z zak�opotania. - Po prostu my�la�am o...
Jilly pod��y�a za jej spojrzeniem i dostrzeg�a du�� fotografi� Maksa w ozdobnej srebrnej ramce,
stoj�c� na nocnym stoliku.
- Panno Harper! Wstyd mi za ciebie. - Roze�mia�a si� czule. - W dniu �lubu my�le� o swoim oj-
cu... Kto to widzia�!
- My�l� o nim codziennie - odpar�a Stefania z prostot�.
Tak by�o w istocie. Stale czu�a jego obecno��. Wci�� wywiera� ogromny wp�yw na jej �ycie, tak
samo jak siedemna�cie lat temu, w dniu swojej �mierci. Jilly kiwn�a g�ow�.
- No tak. On zawsze decydowa� za ciebie. Czasami wydaje mi si�, �e dawa� ci za ma�o swobody,
by� mog�a rozwin�� si� samodzielnie. Nie zdajesz sobie sprawy, na co ci� jeszcze sta�, dziecinko. Mo-
�e teraz si� o tym przekonasz! - Za�mia�a si� chytrze i unios�a kieliszek szampana.
Twarz Stefanii rozpogodzi�a si�. Ju� lepiej - pomy�la�a Jilly. Gdyby� tylko wiedzia�a, jak ci �ad-
nie z u�miechem, �mia�aby� si� ca�y czas, jak kot z "Alicji w Krainie Czar�w". Nie powiedzia�a tego
jednak, znaj�c przewra�liwienie kole�anki na punkcie swego wygl�du i zachowania. Postanowi�a za-
cz�� rozmow� na najmilszy dla Stefanii temat.
- Opowiedz mi o tym szcz�liwcu - zagai�a. - Czy jest podobny do Maksa? Dlatego tak ci� zau-
roczy�? Musi by� naprawd� niezwyk�y, je�li tak szybko si� zdecydowa�a�.
- O, tak. Jest wspania�y - odrzek�a Stefania, promieniej�c. - Troch� przypomina tat�. Jest silny
i stanowczy, a jednocze�nie czu�y i delikatny. Tak mi z nim dobrze...
Jilly przyjrza�a jej si� badawczo. Nie by�o w�tpliwo�ci, �e m�wi prawd�. Bi�o od niej szcz�cie
i mi�o��. Twarz, przewa�nie tak zatroskana i spi�ta, �e nieuwa�nemu obserwatorowi mog�a wydawa�
si� brzydka, by�a teraz ca�kiem odmieniona. Oczy b�yszcza�y, a zwykle smutne i �ci�gni�te usta rozchy-
la�y si� w u�miechu, ods�aniaj�c bia�e, r�wne z�by.
M�j Bo�e! Potrafisz by� taka pi�kna - pomy�la�a Jilly ze zdziwieniem.
W tym momencie poczu�a w sercu uk�ucie zazdro�ci. Zmieszana i zaniepokojona, z wysi�kiem
opanowa�a si� i przywo�a�a radosny u�miech.
- Jak si� nie po�pieszysz, Stef, nie zbierzesz si� nawet za tydzie�. Chod�, pomog� ci.
Chwyci�a j� za rami�, doprowadzi�a do toaletki i posadzi�a przed lustrem.
Stefania zn�w si� zarumieni�a, tym razem z rado�ci. Jilly by�a dla niej taka dobra, i to od dzieci�-
stwa. U�cisn�a ciep�o jej d�o�. To szcz�cie, �e ma tak� oddan� przyjaci�k�. Nagle co� sobie u�wia-
domi�a.
- Jilly, to okropne! Nawet si� z tob� nie przywita�am. Co u ciebie s�ycha�? Jak podr�?
- P�niej ci wszystko opowiem. Na razie zajmiemy si� tob� - odpar�a energicznie.
Podesz�a do ��ka i wzi�a le��cy na nim fioletowoniebieski �akiet w stylu Chanel. Jego kolor
pasowa� do oczu w�a�cicielki, a kr�j uwydatnia� zalety figury. Jilly poda�a go kole�ance.
- A teraz m�w - za��da�a.
Stefania wybuchn�a radosnym �miechem.
- Co chcia�aby� wiedzie�?
- Wszystko! - wykrzykn�a Jilly. - M�j Bo�e, po twoim telegramie ma�o nie zemdla�am. Wystar-
czy, �e wyjad� na par� tygodni i spuszcz� ci� z oka, a ty natychmiast si� zakochujesz i znowu wycho-
dzisz za m��!
- Nie natychmiast - zaprotestowa�a Stefania. - Znam go od sze�ciu tygodni.
- To dosy� kr�tko, przyznasz sama. Czy jeste� pewna, �e podj�a� w�a�ciw� decyzj�?
- Niczego w �yciu nie by�am bardziej pewna - o�wiadczy�a Stefania z b�yskiem rado�ci
w oczach.
- Gdzie go pozna�a�?
- Na korcie, oczywi�cie.
Jilly skrzywi�a si� ironicznie.
- No, tak. G�upie pytanie. W ko�cu gdzie mo�na spotka� mistrza tenisa?
- Na imprezie dobroczynnej. Harper Mining by� jednym ze sponsor�w i dlatego tam posz�am -
m�wi�a dalej Stefania z rosn�cym zapa�em. - Po meczu Greg zaproponowa� mi, �ebym zagra�a z nim
dla odpr�enia. Wyobra� sobie, �e da� mi wygra�! Czy to nie wspania�e?
- Wida�, �e od samego pocz�tku wpad�a� po uszy - stwierdzi�a Jilly,staraj�c si�, by nie zabrzmia-
�o to zgry�liwie. - Nie rozumiem, dlaczego nie uciekli�cie od ca�ego tego zamieszania. Po co ci taka
pompa? Nie potrzebujesz ani mnie, ani nikogo.
Stefania oderwa�a wzrok od lustra, przed kt�rym nak�ada�a na twarz jasny, naturalny podk�ad.
Spojrza�a na przyjaci�k� ze zdziwieniem i uraz�.
- Ale� Jilly! Bardzo ci� dzisiaj potrzebuj�. W�a�nie ciebie. Przynajmniej raz w �yciu spotka�o
mnie szcz�cie. Nie mog� nic zepsu� i musisz mi pom�c. W�a�nie ty.
- Za �adne skarby nie odm�wi�abym sobie tej przyjemno�ci - zapewni�a Jilly. - Nawet strajk na
lotnisku mnie nie powstrzyma�, a poza tym w Nowym Jorku i tak nudzi�am si� jak mops. To nie sezon.
Polecia�am tam tylko ze wzgl�du na Filipa. Na drugi raz b�d� m�drzejsza.
- A Filip nie protestowa�, �e wracacie wcze�niej? - zapyta�a Stefania, nak�adaj�c delikatny nie-
bieski cie� na powieki.
Po twarzy Jilly przemkn�� nik�y, drwi�cy u�mieszek.
- Moja droga, wiesz, �e Filip nigdy si� nie k��ci. To dla niego zbyt pospolite. Zreszt� i tak za�at-
wi� ju� wszystkie interesy. Ostatni tydzie� chcieli�my sp�dzi� w Acapulco, w�r�d tamtejszej elity, i tro-
ch� si� zabawi�, ale jak us�ysza�am o twoim �lubie, nie waha�am si� ani chwili. Gazety okrzycza�y go
�lubem roku!
Stefania drgn�a nerwowo.
- Tak, czyta�am - po�ali�a si�. - Wiem, co o nas pisz�. Spodziewali�my si� tego od pocz�tku. -
Na palcach lewej r�ki zacz�a wylicza� zarzuty: - Twierdz�, �e Greg �eni si� ze mn� dla pieni�dzy, �e
jest ode mnie du�o m�odszy, �e jego kariera si� ko�czy, a we mnie znalaz� zabezpieczenie na przy-
sz�o��, �e straszny z niego kobieciarz...
- Tak m�wi� - wtr�ci�a spokojnie Jilly.
- Nic mnie to nie obchodzi! - wybuchn�a Stefania. - Wiesz, to dziwne. Zawsze bardzo przej-
mowa�am si� tym, co ludzie o mnie my�l�, a teraz tak za nim szalej�, �e wcale o to nie dbam. - Od-
wr�ci�a si� do lustra i stanowczymi ruchami dalej nak�ada�a kosmetyki na twarz. - Po prostu nie mog�
uwierzy� w swoje szcz�cie - ci�gn�a z pasj�. - On mnie naprawd� kocha. S� rzeczy, kt�rych nie spo-
s�b udawa�. - Przerwa�a na chwil� i star�a z ust nadmiar r�owej, ledwo widocznej szminki. - Zreszt�,
czy ja mam prawo go os�dza�? Sama prze�y�am dwa nieudane ma��e�stwa, wi�c nie powinnam go
krytykowa�. Wiesz dobrze, ile wycierpia�am. Ale opr�cz mnie nikt ju� o tym nie pami�ta. Nie jestem
dzieckiem. Czterdziestka na karku. Ile nam jeszcze zosta�o?
Zauwa�y�a w lustrze, �e Jilly �achn�a si� i dola�a sobie szampana.
- Nie mia�am na my�li ciebie - wyja�ni�a po�piesznie. - Jeste� m�odsza, a poza tym masz Filipa.
Zawsze by�a� �adniejsza ode mnie, elegantsza i szczuplejsza. - Stefania zamilk�a i odruchowo wyg�a-
dzi�a �akiet, jakby chcia�a ukry� obfite piersi, kt�rych si� wstydzi�a. Zebrawszy odwag�, ci�gn�a: -
By�a� i b�dziesz �liczna. Niekt�re kobiety zyskuj� z wiekiem, ale ja do nich nie nale��. Niewa�ne, dla-
czego Greg chce si� ze mn� �eni�. Jestem mu wdzi�czna, �e si� na to zdecydowa�, i koniec.
Oczy jej pociemnia�y z niepokoju, a usta zacisn�y si� smutno w w�sk� lini�. Jilly natychmiast
rozpozna�a objawy. Podesz�a do przyjaci�ki i obj�a j� czule.
- Uszy do g�ry - powiedzia�a �agodnie. - Gdzie si� podzia� s�ynny duch walki Harper�w? Naj-
gorsze masz ju� za sob�. Nale�y ci si� troch� szcz�cia.
U�miech rozja�ni� twarz Stefanii.
- Pami�tasz, jak by�y�my ma�e, marzy�y�my, �e kiedy� po�lubimy wspania�ego ksi�cia z bajki.
Greg jest dla mnie takim w�a�nie ksi�ciem. Troch� to trwa�o, ale w ko�cu si� zjawi�. Warto by�o cze-
ka�. - Spojrza�a z determinacj� na kole�ank�. - Pragn� go bardziej ni� czegokolwiek w �yciu i wierz�,
�e jemu te� na mnie zale�y.
Jilly uwa�nie zmierzy�a j� wzrokiem i u�miechn�a si� ze zrozumieniem.
- Z pewno�ci� bardzo si� r�ni od swoich dw�ch poprzednik�w - stwierdzi�a beztrosko. - Naj-
pierw angielski arystokrata, potem ameryka�ski naukowiec. Niez�y rozrzut! Czy zdajesz sobie spraw�,
�e pierwszy raz zdecydowa�a� si� na prawdziwego Australijczyka z krwi i ko�ci? Nie powiem, lubi�am
milorda... jak mu tam by�o? Ale od razu wiedzia�am, �e ten zwi�zek nie ma szans. No i ta jankeska
chodz�ca encyklopedia! Musisz przyzna�, �e masz bogat� przesz�o��.
Stefania zmarszczy�a brwi z zak�opotaniem, ale nie odpowiedzia�a. Zak�ada�a w�a�nie ulubione
kolczyki - du�e, nieskazitelne szafiry, otoczone brylancikami. Nagle ogarn�y j� w�tpliwo�ci. Czy od-
cie� kamieni pasuje do stroju? Chcia�a poradzi� si� Jilly, ale przyjaci�ka m�wi�a dalej, nie zwracaj�c
na ni� uwagi.
- Nigdy nie wiadomo, czego si� po tobie spodziewa�. Wyjecha�a� niespodziewanie do Anglii,
chocia� prawie nie rusza�a� si� przedtem z Edenu. Wr�ci�a� z angielskim m�em i ma�� c�reczk�.
Rozwiod�a� si�, zanim ja zaliczy�am pierwszy kryzys ma��e�ski, i zaraz powt�rnie wysz�a� za m��. Jak
d�ugo wytrwa�a� z ojcem Dennisa?
- Przesta�, Jilly, prosz� ci�. - Zdenerwowana Stefania szamota�a si� z zapi�ciem naszyjnika z pe-
re�. - Zrozum, dzisiaj zaczynam wszystko od nowa.
Jilly z �alem przerwa�a rozmow� na interesuj�cy j� temat. Odstawi�a kieliszek, pomog�a kole-
�ance zapi�� naszyjnik i delikatnie wyg�adzi�a koronkowy, skromny ko�nierzyk jej bluzki.
- Do trzech razy sztuka, co? - Zerkn�a na zegarek. - Ju� czas.
- Tym razem musi si� uda� - o�wiadczy�a rado�nie Stefania. - Greg to dobry cz�owiek, wierz mi.
Polubisz go, zobaczysz. Jestem pewna, �e ci� podbije.
Kierowca bia�ego kabrioletu marki Rolls-Royce Corniche, sun�cego ulicami Sydney w kierunku
Darling Point, kipia� gniewem.
- Co za dure� sp�nia si� na w�asny �lub? - mrukn�� z w�ciek�o�ci�.
- Taki jak ty, Greg - odpar� spokojnie jego dru�ba. P�torej godziny czeka� w mieszkaniu pana
m�odego i nie m�g� teraz odm�wi� sobie drobnej z�o�liwo�ci. - Chcesz, �eby wszyscy na ciebie czeka-
li, co? Lubisz si� z ni� dra�ni�, przyznaj. Niech nikt nie my�li, �e jeste� pieskiem salonowym z kokard-
k� na szyi, gotowym s�u�y� Stefanii Harper na dw�ch �apkach tylko dlatego, �e ma forsy jak lodu.
- Zamknij si�! - wysycza� Greg przez zaci�ni�te z�by. Mocniej �cisn�� kierownic� i ryzykownie
szybko wzi�� zakr�t. - Co� podobnego! �ebym w dniu w�asnego �lubu musia� znosi� gderanie takiego
marnego gracza.
- W zesz�ym tygodniu ci� pokona�em.
- Pierwszy raz.
- Ale mo�e nie ostatni, kolego.
Greg zamy�li� si�. Nie by�o to przyjemne do�wiadczenie. Dawniej z �atwo�ci� radzi� sobie
z m�odszym o pi�� lat Lew Jacksonem. Co innego ulec komu� s�awnemu, na przyk�ad Johnowi
McEnroe, ale da� si� ogra� dzieciakowi, kt�ry jeszcze nie tak dawno nie umia� prawid�owo trzyma�
rakiety... Greg zadr�a� lekko. Konkurencja nie �pi. Najwy�szy czas zako�czy� karier� i wycofa� si�
z twarz�.
Lew przerwa� te rozmy�lania. Doszed� widocznie do wniosku, �e w dniu �lubu nie wypada
sprawia� koledze przykro�ci.
- To nie moja zas�uga, �e wygra�em - zapewni� z przekonaniem. - Mia�e� cholernego pecha
z tym kolanem.
Greg roze�mia� si� w duchu. Kontuzja przytrafi�a si� w sam� por�. Usprawiedliwia�a wszystkie
pora�ki, a jednocze�nie dodawa�a blasku sukcesom, kiedy to krzywi�c si� z udawanego b�lu, posy�a�
ko�cz�c� pi�k� w stron� pokonanego przeciwnika.
- Tylko bez rozczulania si�, stary - o�wiadczy� wielkodusznie. - Zostawmy to Anglikom. Wygra-
�e� sprawiedliwie. Jeste� wschodz�c� gwiazd�. Inaczej nie wybra�bym ci� na swojego dru�b�. Nie
trzeba nam zgrzybia�ych staruszk�w na �lubie roku, prawda? I tak b�dzie ich tam niema�o - ca�y za-
rz�d Harper Mining!
Lew roze�mia� si� i wymierzy� Gregowi przyjacielskiego kuksa�ca w rami�. Jak mo�na nie lubi�
tego faceta? Na wszystko znajdowa� odpowied� i nie obawia� si� prawdy. Spojrza� ukradkiem na jego
klasyczny, regularny profil, g�ste, jasne w�osy zaczesane do ty�u i silne, opalone d�onie, spoczywaj�ce
na kierownicy. Nic dziwnego, �e podoba si� dziewczynom - pomy�la�. Wszystkie wielbicielki tenisa
przepadaj� za nim. Ta ma�a Francuzka mia�a na niego tak� ochot�, �e poruszy�a niebo i ziemi�, a� go
w ko�cu dopad�a. W dodatku podobno jest niez�a w ��ku. M�wi�, �e przez ca�� noc nie da cz�owie-
kowi zmru�y� oka. �atwo zgadn��, dlaczego nast�pnego dnia Greg przegra� w finale turnieju... Lew
u�miechn�� si� do siebie. To dobrze, �e Greg zd��y� si� wyszumie�. Przy Stefanii Harper nie b�dzie
mia� tyle swobody. Mi�a kobieta, trudno zaprzeczy�, ale czy odpowiednia partnerka dla potencjalnego
mistrza olimpijskiego, gdyby wprowadzono seks do programu Igrzysk?
Dzi�ki ryzykownej, szybkiej je�dzie i doskona�ej znajomo�ci ulic Sydney, Gregowi uda�o si�
nadrobi� troch� straconego czasu. Ostatnie kilka mil przeby� w lepszym nastroju. Wspania�y samoch�d
mkn�� wysadzan� drzewami alej� do rezydencji Harper�w. Mie�ci�a si� w pi�knej okolicy, niedaleko
portu. Wielki bia�y dom oddawa� ca�� pot�g� i znaczenie Maksa Harpera, kt�ry zbudowa� go jako sw�
miejsk� siedzib�, gdy jego firma rozros�a si� i musia� przenie�� wi�kszo�� interes�w z Terytorium P�-
nocnego do australijskiej stolicy biznesu.
Imponuj�ca posiad�o�� nale�a�a do najwi�kszych prywatnych rezydencji w Sydney. Przestronny
dom o wygodnie i elegancko urz�dzonych pokojach, otoczony starymi drzewami, kt�re zapewnia�y
cie� nawet w skwarne po�udnie, mia� wszystko, czego potrzeba do wygodnej egzystencji. Starannie
utrzymane trawniki schodzi�y a� nad brzeg zatoki. Greg wybieg� my�lami naprz�d. Widzia� ju�, jak
przemierza sk�pany w s�o�cu ogr�d i przez obszern� werand� wkracza do ch�odnego salonu, gdzie
czeka na niego kieliszek zmro�onego szampana, a zgromadzeni ludzie witaj� go z szacunkiem. To si�
nazywa �ycie! Zas�u�y� na te luksusy, nale�y mu si� nawet o wiele wi�cej. I wszystko ma teraz w za-
si�gu r�ki. Poczu� gwa�towny przyp�yw energii.
Skr�ci� w ulic� wiod�c� do posiad�o�ci. Nagle jego dobry humor prysn�� bez �ladu. Przed bram�,
mi�dzy zaparkowanymi Mercedesami i Ferrari zaproszonych go�ci, k��bi� si� t�um reporter�w, bloku-
j�c wjazd do rezydencji. Greg dostrzeg� znajomych pismak�w, kt�rzy stale kr�cili si� przy kortach,
i �owc�w sensacji, pracuj�cych dla magazyn�w ilustrowanych. Dodatkowo zjawili si� nieznani mu
dziennikarze z agencji prasowych i czasopism zagranicznych. Z przera�eniem zobaczy� te� stadko opa-
lonych, zgrabnych dziewcz�t, przyby�ych tu, aby nale�ycie po�egna� swego idola. W�r�d nich by�a...
- O �esz kurwa ma�! - zakl�� z furi�. Czy to nie ta Francuzka, tam z ty�u, w czerwonej sukience?
Poczu�, jak zimny pot wyst�puje mu na skronie.
- Opanuj si�. - Zaskoczony nag�ym wybuchem Lew pos�a� mu ostrzegawcze spojrzenie. - Pami�-
taj o starej australijskiej zasadzie: "Grunt, to spok�j". Nie chcesz przecie� zrazi� do siebie prasy, co?
Greg opanowa� si� z trudem i kiwn�� g�ow�. Zanim dotarli do bramy, zdo�a� odzyska� r�wno-
wag� i przywo�a� na twarz uprzejmy, beztroski u�miech. G�sty t�um zmusi� go do zatrzymania samo-
chodu. Dziennikarze otoczyli Rollsa ze wszystkich stron jak s�py.
- Jest nasz bohater! - zawo�a�a jedna z reporterek, przeciskaj�c si� bli�ej z w��czonym magneto-
fonem w r�ku. - Za chwil� po�lubisz najbogatsz� kobiet� Australii. Powiedz nam, jakie to uczucie.
Greg wyj�� z zanadrza sw�j najbardziej czaruj�cy u�miech.
- Fantastyczne! - wycedzi�.
- Ju� si� niepokoili�my, �e nie zd��ysz na czas.
- To przez te korki, no i m�j dru�ba troch� si� sp�ni�.
- Dlaczego odm�wiono prasie wst�pu na �lub? - wojowniczo zapyta� niezadowolony korespon-
dent jakiej� mi�dzynarodowej agencji. Greg rozbrajaj�co wzruszy� ramionami.
- Bardzo mi przykro. Wiem, �e to dla was du�e rozczarowanie, ale Stefania �yczy sobie, �eby
wszystko odby�o si� w kameralnej, rodzinnej atmosferze. Nie jest przyzwyczajona do dziennikarzy tak
jak ja. A poza tym, mam nadziej�, �e wychodzi za m�� za mnie, a nie za moich kibic�w. U�miechn��
si� przepraszaj�co.
Trzeba by� dla nich mi�ym - powtarza� sobie w duchu. Przy pewnej wprawie to wcale nie jest
trudne.
Jaki� fotoreporter uwija� si� dooko�a, robi�c zdj�cia l�ni�cego, bia�ego Rollsa, kt�rego numery
rejestracyjne k�u�y w oczy - uk�ada�y si� w s�owo "Tenis".
- Pi�kny samoch�d - stwierdzi� z podziwem. - To prezent �lubny?
- Owszem - odpar� ch�odno Greg.
K�tem oka dostrzeg�, �e przeciska si� ku niemu jedna z najbardziej z�o�liwych redaktorek ko-
lumn towarzystkich. Po raz pierwszy �a�owa�, �e otwarty kabriolet nie pozwa�a mu odci�� si� od ota-
czaj�cych go ludzi. Z przyjemno�ci� zasun��by szyb� tu� przed nosem tej harpii.
- Niekt�rzy twierdz�, �e �enisz si� ze Stefani� tylko dla jej maj�tku. Co ty na to? - zaatakowa�a
go.
Greg by� przygotowany na to pytanie.
- Oboje mamy to gdzie� - odpowiedzia� bez zmru�enia oka. - Niech sobie m�wi�, co im si� pod-
oba. Dla mnie liczy si� tylko szcz�cie Stef.
- A wi�c to ma��e�stwo z mi�o�ci?
- Naturalnie. I ka�demu �yczy�bym tego samego.
Dobrze powiedziane - Lew zachwyci� si� w duchu. Greg wie, jak sobie owin�� cz�owieka wok�
palca. Byle tylko wytrzyma� do ko�ca.
- A co z twoj� karier�? - odezwa� si� znany dziennikarz sportowy. �ledzi� post�py Grega od
czas�w, gdy ten pojawi� si� znik�d jako niedo�wiadczony, chudy wyrostek i z niespotykanym zapa�em
i szybko�ci� zacz�� pi�� si� ku s�awie i sukcesom. - Czy masz zamiar sko�czy� z tenisem?
- Nie ma mowy - o�wiadczy� Greg z oburzeniem.
- Musisz jednak przyzna�, �e od roku masz k�opoty z form�. Szczerze m�wi�c, nie jeste� ju� tak
dobry jak dawniej. Za du�o... szale�stw. Wiesz, co mam na my�li?
Grega za�wierzbia�y r�ce, �eby wyr�n�� z�o�liwie u�miechni�tego pismaka w szcz�k�. Z trudem
opanowa� w�ciek�o��. Mia� ochot� zerkn�� przez rami� i sprawdzi�, czy w�r�d grupki dziewcz�t rze-
czywi�cie jest ta ma�a Francuzka. Ale wiedzia�, �e nie mo�e tego zrobi�. U�miechn�� si� leniwie.
- Nie nale�y wierzy� we wszystko, co pisz� gazety. Sam wiesz najlepiej zwr�ci� si� do dzienni-
karza.
- Wi�c wracasz na kort, tak?
Greg spojrza� na niego z udanym zdziwieniem.
- Nigdy z niego nie zszed�em.
- Czy w przysz�ym roku wyst�pisz w rozgrywkach wielkoszlemowych? Mo�e znowu w Wimb-
ledonie?
- Wszystko zale�y od Stefanii, od tego, czy b�dzie chcia�a ze mn� je�dzi�. Ona jest teraz dla
mnie najwa�niejsza.
- Czy to twoje pierwsze ma��e�stwo, Greg? - jeszcze raz zwr�ci�a si� do niego reporterka
z magnetofonem. Szybko otaksowa� j� wzrokiem.
- Tak - potwierdzi�. - Ale je�li zostan� tu z wami d�u�ej, nie zd��� na w�asny �lub. Musz� jecha�.
Na razie.
Zdj�� nog� ze sprz�g�a i ruszy�. Na koniec nie potrafi� sobie odm�wi� przyjemno�ci i zagadn��
dziewczyn� nagrywaj�c� ka�de jego s�owo na ta�m�.
- Masz niez�� figur�. Dbaj o ni� - o�wiadczy� z u�miechem. Dziewczyna zarumieni�a si� z rado-
�ci. Zadowolony z efektu, jaki wywo�a�y jego s�owa, doda� gazu i pomkn�� d�ugim, kr�tym podjaz-
dem.
Trzynastoletni ch�opiec z kosztown� kamer� w r�ku kr��y� po dziedzi�cu przed domem, filmu-
j�c przyjazd go�ci weselnych. Robi� to z du�ym zapa�em, cho� niezbyt fachowo. Jilly obserwowa�a go
z balkonu sypialni. Po chwili odwr�ci�a si� i wesz�a do pokoju, gdzie gotowa do ceremonii Stefania
dokonywa�a ostatnich poprawek fryzury. Jilly u�wiadomi�a sobie, �e Greg si� sp�nia. Ciekawe, czy
Stef jest zaniepokojona?
- Powiedz mi, jak dzieci zareagowa�y na wiadomo�� o twoim �lubie? - zapyta�a.
Stefania zmarszczy�a brwi.
- Z Dennisem nie ma k�opotu - odpar�a z namys�em. - M�wi�c szczerze, jest zachwycony, �e je-
go nowym ojcem b�dzie zwyci�zca Wimbledonu. Greg kupi� mu wspania�� kamer�. To bardzo �adnie
z jego strony. Dennis jest dzisiaj w swoim �ywiole.
- A Sara? - dopytywa�a si� Jilly.
- Przechodzi trudny okres. Ma pi�tna�cie lat, a w tym wieku trudno zrozumie�, �e w�asna matka
mo�e si� zakocha�, zw�aszcza w kim� takim - doko�czy�a zak�opotana.
Przyjaci�ka unios�a pytaj�co brwi.
- Uwa�a, �e Greg jest dla mnie za m�ody.
- W naszych czasach taka r�nica wieku to nic wielkiego - uspokaja�a Jilly.
- Pi�tnastoletnia dziewczyna my�li inaczej. W dodatku sama pogorszy�am sytuacj�. Zakocha�am
si� w Gregu bez pami�ci. By�am nim tak zaj�ta, �e zapomnia�am nawet o szkolnym koncercie Sary.
Mia�a solowy wyst�p. Od dawna nie �wiczy�am z ni� na fortepianie, ani nie s�ucha�am, jak gra. No
i teraz widz� skutki. Sara jest zazdrosna, nie znosi Grega, a na mnie nie mo�e patrze�.
Ukry�a twarz w d�oniach. Jilly wyczu�a, �e Stefania jest bliska �ez, wi�c szybko przej�a inicja-
tyw�.
- Rozma�esz sobie makija�, dziecinko. Daj spok�j. Troch� optymizmu! Wszystko si� jako� u�o-
�y. Trafi�a ci si� najlepsza partia na �wiecie, bo przecie� ksi��� Karol jest ju� zaj�ty. Ciesz si� �yciem!
Nie wychodzisz za m�� dla czyjej� przyjemno�ci. Chocia� raz pomy�l o sobie.
Stefania westchn�a, podnios�a g�ow�, wyprostowa�a si� i wsta�a. Z u�miechem spojrza�a na Jil-
ly.
- Masz racj�. Jestem niem�dra. Poczuj� si� lepiej, jak Greg ju� tu b�dzie. Troch� si� sp�nia, ale
wiem, �e mnie nie zawiedzie.
- Zuch dziewczyna!
Jilly zbli�y�a si� do przyjaci�ki i wzi�a j� za r�k�. Razem podesz�y do wielkiego lustra w dru-
gim ko�cu sypialni. Sta�y w milczeniu, przygl�daj�c si� swoim odbiciom. Stefania, wysoka i nie�mia�a,
o nerwowych, niezgrabnych ruchach, mia�a niespotykany w jej wieku dziewcz�cy urok, sprawiaj�cy,
�e wygl�da�a bardziej na dwadzie�cia ni� prawie czterdzie�ci lat. W eleganckim jasnoniebieskim kos-
tiumie by�a pi�kniejsza ni� kiedykolwiek.
Jilly przygl�da�a si� jej z rosn�c� irytacj�. Dlaczego zawsze musi zrobi� co� nie tak? Nie jest
przecie� daltonistk�. Powinna zauwa�y�, �e kolczyki z szafirami nie pasuj� do tego stroju. Nie ten od-
cie�. No i na tak� okazj� a� si� prosz� buty na wysokim obcasie. Uczesa� te� mog�aby si� inaczej. Ta
podpi�ta spinkami grzywka jest bardzo nietwarzowa... M�j Bo�e, gdybym by�a tak bogata jak ona...
W tem napotka�a w lustrze wzrok Stefanii. Przyjaci�ka u�miecha�a si� do niej ciep�o i serdecz-
nie.
- Pi�knie wygl�dasz, Jilly. Jaka �liczna suknia! Pewnie kupi�a� j� w Nowym Jorku.
Natychmiast ogarn�o j� poczucie winy. Dlaczego jestem taka z�o�liwa? - zastanawia�a si� skru-
szona. Co si� ze mn� dzieje?
- Ty te� wygl�dasz pi�knie - o�wiadczy�a, mo�e troch� za szybko. - Naprawd� wspaniale.
- M�wisz szczerze?
- Jak najbardziej!
Stefania odwr�ci�a si� od lustra i z niepewn� min� opad�a na ��ko.
- Wiesz, nie tylko dzieci mnie martwi�. Boj� si�, �e nie b�d� umia�a go przy sobie zatrzyma�, �e
przestanie mnie kocha�. Prowadzi takie �wiatowe �ycie. Czuj� si� przy nim jak szara mysz. Jest mis-
trzem tenisa, a ja nie uprawiam �adnych sport�w. Nie potrafi� nawet p�ywa�.
- �wietnie je�dzisz konno - zauwa�y�a Jilly. - Jak zobaczy ci� w siodle, do reszty straci g�ow�. -
Zawiesi�a znacz�co g�os i wymownie zerkn�a na kole�ank�. - O to ci przecie� chodzi...
Stefania zarumieni�a si�, wida� jednak by�o, �e taki obr�t rozmowy nie sprawi� jej przykro�ci.
Spu�ci�a oczy, ale zaraz poderwa�a si� i wybieg�a do s�siaduj�cej z sypialni� garderoby. Wr�ci�a nios�c
wielkie, eleganckie pud�o. Otworzy�a je. W �rodku znajdowa� si� zawini�ty w srebrn� bibu�k� komplet
bielizny z czarnego at�asu, ozdobionej jedwabnymi wst��kami i koronk�. Jilly nachyli�a si� z zachwy-
tem. Ka�da z tych rzeczy by�a prze�liczna, a metki �wiadczy�y, �e wszystko pochodzi ze znanego
francuskiego domu mody.
Chichocz�c rado�nie, Stefania wybra�a z kompletu kr�tk�, p�przezroczyst� koszulk� z g��boko
wyci�tym, uwodzicielskim dekoltem i przy�o�y�a do siebie. Z dziewcz�c� energi� zacz�a wirowa� po
sypialni, wy�piewuj�c w szalonym rytmie:
- Jilly, och, Jilly! Taka jestem zakochana!
- On ci to da�?
- Aha! - Roze�mia�a si�. - Sama powiedz, czy ja kiedykolwiek nosi�am co� podobnego? Na sam�
my�l o tych cude�kach czuj� si� bardziej poci�gaj�ca!
Jilly kiwn�a g�ow�. Dotkn�a g�adkiego at�asu i przeszed� j� zmys�owy dreszcz.
- Wida�, �e to niezwyk�y m�czyzna. A pani, panno Harper, te� nie traci�a czasu. Szybko uda�o
ci si� nawi�za� z nim... intymne stosunki, co? Zdrad� mi, c� takiego zrobi�a�, �eby zas�u�y� na ten
wspania�y prezent?
Stefania znowu poczerwienia�a, ale nie waha�a si� z odpowiedzi�.
- Nic - odrzek�a �mia�o.
- Jak to, nic? Chcesz powiedzie�, �e...
- W�a�nie tak - potwierdzi�a. - Chc� powiedzie�, �e mi�dzy nami do niczego nie dosz�o. Rzadko
bywali�my sami, dziennikarze stale deptali nam po pi�tach. A poza tym nie mogli�my si� zdecydowa�,
czy ma to si� sta� u niego, czy u mnie. �adne z tych miejsc nie wydawa�o si� odpowiednie, a ja nie po-
trafi� tego robi� na tylnym siedzeniu samochodu, nawet je�li jest to limuzyna Harper Mining. Przede
wszystkim jednak chcia�am, �eby wszystko odby�o si�, jak trzeba. Tym razem, po dw�ch nieudanych
ma��e�stwach, nie mog� nic popsu�. Nie jestem ju� g�upiutkim dziewcz�tkiem, tylko dojrza�� kobiet�
i spotka�am nareszcie w�a�ciwego m�czyzn�.
Zamilk�a nagle. Obie spojrza�y sobie szczerze w oczy. Jilly wiedzia�a, co przyjaci�ka ma na
my�li. Stefania nale�a�a do kobiet, wcale nie tak rzadko spotykanych, kt�re mimo wieloletniego ma�-
�e�stwa pozosta�y nie rozbudzone seksualnie. Wychowa�a si� w Edenie, z dala od ludzi. Jedynym
m�czyzn� w jej otoczeniu by� ojciec, wielki przemys�owiec. Stale podr�owa�, zostawiaj�c j� sam�.
Pragn�a mi�o�ci, ale silna osobowo�� ojca sprawia�a, �e inni m�czy�ni wydawali si� s�abi i niegodni
uwagi. Zakocha�a si� w ko�cu w pierwszym, kt�ry wykaza� ni� jakiekolwiek zainteresowanie. By� to
zniewie�cia�y potomek bocznej ga��zi arystokratycznego brytyjskiego rodu, poznany w czasie pobytu
w Londynie. Ich fizyczny zwi�zek okaza� si� katastrof�. Pan m�ody uprzednio zdobywa� do�wiadcze-
nia seksualne wy��cznie z m�czyznami i, prawd� m�wi�c, nie interesowa� si� odmienn� p�ci�. Stara�
si� nak�oni� zaskoczon� �on� do dziwacznych zachowa�, kt�rych biedna dziewczyna nie mog�a zro-
zumie�.
Tylko dzi�ki nie�wiadomo�ci i niewinno�ci przez d�ugi czas zachowa�a dobre zdanie o m�u -
wysokim, przystojnym i wygadanym paniczyku. Ma��e�stwo trwa�o na tyle d�ugo, �e urodzi�o si�
dziecko. Niestety, ku rozczarowaniu te�ci�w Stefanii, by�a to c�rka. Wkr�tce te� zdali sobie spraw�,
�e nie mog� liczy� na maj�tek Harper�w. Wszystko to razem zmieni�o ich stosunek do niezdarnej sy-
nowej z dawnej kolonii. Tymczasem Stefania coraz gorzej znosi�a �ycie w obcym kraju. Nie mog�a
d�u�ej wytrzyma� w szarej, zadymionej Anglii. T�skni�a za czystym powietrzem,za swobod� niezmie-
rzonych po�aci australijskiego interioru, a przede wszystkim za Edenem. Kr�tkotrwa�e ma��e�stwo
rozpad�o si� bezbole�nie. Wr�ci�a do domu z baga�em r�norodnych prze�y�, ale w dziedzinie seksu
by�a tak niedo�wiadczona, jak przed wyjazdem.
Nic dziwnego, �e wkr�tce zawar�a nowy, r�wnie nieudany zwi�zek. By�a zbyt prostoduszna, by
wys�ucha� rad Jilly i u�y� �ycia, nie wi���c si� z nikim na sta�e. Nim min�y trzy miesi�ce, po�lubi�a
ameryka�skiego naukowca, kt�ry pracowa� dla Harper Mining w ramach programu badania zasob�w
naturalnych pod auspicjami ONZ. By� w �rednim wieku, opanowaniem i dobroci� przypomina� Maksa,
ale brakowa�o mu energii, si�y woli i przenikliwo�ci ojca Stefanii. Seks by� dla niego mniej wi�cej tak
wa�ny, jak comiesi�czna k�piel po powrocie z odleg�ej plac�wki, gdzie najmniejsze �lady z�� mine-
ralnych poch�ania�y jego uwag� bardziej ni� m�oda �ona. W skryto�ci ducha Jilly uwa�a�a, �e jest od-
ra�aj�cy i nie mog�a zrozumie�, jak Stefania znosi jego blisko��. Problem ten nie pojawia� si� cz�sto,
poniewa� m�� stale wyje�d�a�, tak jak kiedy� ojciec. W chwili zapomnienia pan profesor obdarzy� �o-
n� synkiem, kt�rego nie mia�a szcz�cia urodzi� w Anglii. Gdy program badawczy dobieg� ko�ca,
wr�ci� do Stan�w Zjednoczonych, zostawiaj�c Stefani� starsz�, ale jak sama bez �enady wyzna�a,
niewiele m�drzejsz�.
Od tej pory wiod�a spokojne �ycie. Dzieli�a czas mi�dzy dzieci i Harper Mining. Wydawa�o si�,
�e brak m�czyzny zupe�nie jej nie przeszkadza. Zadziwia�o to Jilly, kt�ra od dziesi�ciu lat cz�sto za-
spokaja�a swe kobiece potrzeby poza ma��e�stwem. Teraz, gdy przekroczy�a trzydziestk�, jej apetyt
seksualny wzr�s�. By�a bardziej do�wiadczona i przygody mi�osne sprawia�y jej wi�ksz� przyjemno��
ni� dawniej. Zastanawia�a si�, kiedy Stefania zacznie ulega� tej pierwotnej muzyce zmys��w. Czy od-
powie na zew cia�a, zanim b�dzie za p�no? Ze szczerym zdumieniem patrzy�a na kole�ank�, kt�r�
w szkole nazywano "panna Niedotykalska". �mia�e, otwarte spojrzenie Stefanii, zdecydowana mina
i ciep�y u�miech b��kaj�cy si� po wargach m�wi�y same za siebie.
- Bardzo si� ciesz� - oznajmi�a Jilly �ciszonym g�osem. - Witaj w klubie.
- �ycz mi szcz�cia! - zawo�a�a impulsywnie Stefania. - Przyda mi si�. Greg jest... o wiele bar-
dziej do�wiadczony.
- S�dz�c po prezencie, jaki dla ciebie wybra�, b�dzie ch�tnym nauczycielem. - Jilly roze�mia�a si�
chytrze. - Uwa�aj, Stefanio. On chce ci co� powiedzie�.
- Och, �eby ju� by� wiecz�r! - wykrzykn�a. - Gdzie ten Greg si� podziewa?
Na zewn�trz rozleg� si� �atwy do rozpoznania pomruk silnika Rollsa. Bia�y kabriolet zaparkowa�
przed frontowym wej�ciem.
- O wilku mowa - stwierdzi�a Jilly. - Zdaje si�, �e pan m�ody w�a�nie przyjecha�.
Rozdzia� II
Bill McMaster cierpliwie kr��y� po ch�odnym bia�ym holu rezydencji Harper�w. Zdarza�o mu si�
ju� czeka� na donio�lejsze wydarzenia ni� dzisiejsze, ale nie lubi�, gdy czyje� sp�nienie burzy�o usta-
lony plan. Sprowadzi�y go tu zar�wno obowi�zki prywatne, jak i s�u�bowe. By� dyrektorem general-
nym Harper Mining, a od czasu �mierci Maksa zast�powa� Stefanii ojca. Przyby� jako jeden z pierw-
szych, �eby dopilnowa�, by w tym wa�nym dniu wszystko przebiega�o jak nale�y. Nie przewidzia� tyl-
ko, �e zabraknie pana m�odego. Jego pobru�d�ona, ogorza�a twarz nie zdradza�a ani krzty zdener-
wowania, gdy przyjacielsko gaw�dzi� z personelem, go��mi i wsp�pracownikami. Jednak w duchu
wymy�la� sobie od ostatnich za to, �e nie wys�a� po Grega limuzyny Harper Mining z kilkoma osi�ka-
mi, kt�rzy z �atwo�ci� sprowadziliby zb��kan� owieczk� na czas.
Dotychczas wszystko sz�o jak z p�atka. Zako�czono ju� przygotowania do �niadania weselnego,
sprawnie witano go�ci i zbierano prezenty. Nad prac� s�u�by i wynaj�tego specjalnie na t� okazj� per-
sonelu czuwa� niezawodny Matey, od niepami�tnych czas�w zarz�dzaj�cy rezydencj� Harper�w.
Plotka g�osi�a, jakoby Maks wykrad� go kiedy� podst�pnie z jachtu nale��cego do jakiej� utytu�owanej
rodziny, zacumowanego chwilowo w Sydney. Niekt�rzy twierdzili, �e Matey pracowa� jako major-
domus dla jednego z najznamienitszych rod�w w Europie. Bez w�tpienia nie pochodzi� z Australii.
Kim by� naprawd�, nie wiadomo. Maks sprowadzi� go do rezydencji, da� mu nowe imi� i woln� r�k�
w prowadzeniu domu na wysokiej stopie. Jak zwykle, podj�� s�uszn� decyzj�. Matey przyczyni� si� do
powstania legendy Harper�w i sam sta� si� jej wa�n� cz�ci�.
- Dzie� dobry, Matey! - Bill z niek�aman� serdeczno�ci� u�cisn�� d�o� starego s�ugi. Matey,
w szerokim, od�wi�tnym krawacie i z olbrzymim go�dzikiem w butonierce, niemal dr�a� z podniece-
nia. Mimo to jak zwykle trzyma� si� prosto i krocz�c dostojnie, dogl�da� wszystkiego bystrym okiem.
- O, dzie� dobry, panie McMaster. Jak si� pan miewa? Co s�ycha� w... tamtym domu?
Matey zawsze nazywa� Eden "tamtym domem". Nigdy go nie odwiedzi� i nie zamierza� tego ro-
bi�. Bill u�miechn�� si�.
- Dzi�kuj�, Matey. Dawno tam nie by�em, ale chyba wszystko w porz�dku. Mamy dzisiaj wielki
dzie�, co?
- O, tak. Wype�ni�em wszystkie instrukcje pana i panienki Stefanii. Dodatkowo pozwoli�em so-
bie zam�wi� podw�jn� ilo�� szampana. Nie chcemy przecie�, �eby kto� pos�dzi� nas o sk�pstwo. Za-
leci�em te� przeniesienie ceremonii �lubnej do dalszej cz�ci ogrodu. M�oda para i go�cie znajd� tam
w po�udnie wi�cej cienia. Mam nadziej�, �e jest pan zadowolony z przygotowa�.
- Jak zwykle �wietnie si� spisa�e�, Matey. Co by�my bez ciebie zrobili?
- Bardzo pan �askaw. Dawno ju� nie mieli�my takiej uroczysto�ci. Trzeba dba� o tradycj� rodu
Harper�w. Teraz prosz� mi wybaczy�...
Stary cz�owiek odszed� �piesznie, a Bill si�gn�� pami�ci� do ostatniego donios�ego wydarzenia
w rodzinie Stefanii. Nie chodzi�o mu o dwa poprzednie �luby. Jeden odby� si� w Anglii, z dala od do-
mu, a drugi, tylko cywilny, by� skromn� ceremoni� w Alice Springs, gdzie akurat przebywa� amery-
ka�ski naukowiec. Bill przypomnia� sobie pogrzeb jej ojca, kiedy ca�e Terytorium P�nocne zebra�o
si�, aby czuwa� przy zmar�ym.
Siedemna�cie lat temu... Bill pami�ta� �mier� Maksa, jakby to by�o wczoraj - godziny wyczeki-
wania w bibliotece, upa�, �ciszone rozmowy dla zabicia czasu. Potem w drzwiach, jak duch, zjawi�a si�
Stefania. Odwa�nie, cho� dr��cym g�osem, wznios�a toast za ojca. Jej krzyk i nag�a ucieczka zasko-
czy�y wszystkich. Mija�y godziny, a ona nie wraca�a. Jim Gulley, szef miejscowej policji, kt�ry wraz
z innymi czuwa� przy umieraj�cym, bardzo si� niepokoi�. Chcia� wys�a� ludzi na poszukiwania. Roz-
mawia� z aborygenami z osady i dowiedzia� si�, �e ko� Stefanii w niczym nie przypomina potulnego
wa�acha, jakich zwykle dosiadaj� m�ode damy. By� to wysoki na prawie sze�� st�p narowisty ogier.
Gdyby j� zrzuci� gdzie� w �rodku pustkowia, szansa na odnalezienie jej �ywej by�aby niewielka.
Katie wy�mia�a obawy Gulleya.
- King mia�by zrzuci� Effie? - szydzi�a. - Nie znacie tej pary tak jak ja. Effie to jedyna istota na
�wiecie, kt�rej to zwierz� pozwala si� dosi���. To m�ody ko�. Nie zna innego je�d�ca. Przy niej jest
�agodny jak baranek, chocia� ciebie kopn��by tak, �e zobaczy�by� wszystkie gwiazdy. - Spojrza�a po-
gardliwie na spoconego, oty�ego policjanta.
D�ugi dzie� mia� si� ku ko�cowi. Bill czu� coraz wi�kszy niepok�j, ale wiedzia�, �e Katie zna
Stefani� lepiej ni� ktokolwiek. Wychowywa�a swoj� Effie od dnia jej urodzin, kiedy to matka dziecka
zmar�a, nie przetrzymawszy wielogodzinnego, ci�kiego porodu. Po stracie ukochanej �ony Maks nie
wykazywa� zainteresowania noworodkiem. Zostawi� go pod opiek� Katie, a ona obdarzy�a dziecko
czu�� i zaborcz� mi�o�ci� spragnionej uczucia starej panny.
Bill mia� nadziej�, �e i tym razem si� nie pomyli�a.
Nie zawi�d� si�. Nad Edenem zapada� ju� nag�y, tropikalny zmierzch, kiedy Stefania wr�ci�a do
domu, tak spokojna, jakby wysz�a tylko na chwil�, aby przynie�� co� z drugiego pokoju. Nie wyja�ni�a,
co spowodowa�o nag�� ucieczk�, a sam Bill nigdy o to nie pyta�. Wesz�a do biblioteki z dumnie unie-
sion� g�ow�, jak przysta�o na c�rk� Maksa. Bill nie by� sentymentalny, ale wtedy czu�, �e si� za chwil�
rozp�acze; nie tylko z powodu jej szcz�liwego powrotu, ale dlatego, �e na czele Harper Mining zn�w
mia� stan�� kto� z rodziny Harper�w. Stefania. Wierna kopia Maksa.
Rzecz jasna, z pocz�tku nie wszystko uk�ada�o si� prosto. Stefanii brakowa�o do�wiadczenia
i pewno�ci siebie. Maks wyznaczy� jej rol� swojej nast�pczyni, ale nie przygotowa� odpowiednio do
tego zadania. �l�cza�a wytrwale nad ksi�gami rachunkowymi, bilansem handlowym, rozliczeniami
zysk�w i strat. Przedziera�a si� mozolnie przez kolumny cyfr, szara ze zm�czenia i przera�ona ogro-
mem zada�, jakie na siebie wzi�a. Bill trwa� cierpliwie przy jej boku. W g��bi ducha promienia� z du-
my, obserwuj�c post�py swej uczennicy. Dni, godziny i miesi�ce trudu op�aci�y si� sowicie. Stefania
dowiod�a, �e umie prowadzi� interesy r�wnie dobrze jak ojciec, a nawet lepiej.
Mia�a bowiem jaki� sz�sty zmys�, kt�rego Bill nie rozumia� i z trudem godzi� si� z jego istnie-
niem. Tajemniczy instynkt ostrzega� j� przed spadkiem akcji na gie�dzie lub nieudanym kontraktem.
Pytana o wyja�nienie, odpowiada�a, �e "po prostu wie". Sk�d? Tego nie potrafi�a wyt�umaczy�. Bill
nazywa� jej dar kobiec� intuicj�, ale tak naprawd� uwa�a�, �e jest to rezultat wychowania w Edenie.
Tam, na bezkresnym pustkowiu, nauczy�a si� by� sama, a tylko w samotno�ci mo�na us�ysze� cichy
g�os, kt�ry zdradza tajemnice �ycia. Sp�dza�a te� wiele czasu z aborygenami. Od nich przej�a mis-
tyczne poczucie ��czno�ci z przyrod� i wszystkimi �ywymi istotami. Wiedzia�a, �e ludzie i otaczaj�ce
ich stworzenia stanowi� jedno��. Rozumia�a zwierz�ta jak ma�o kto. Niekt�re z tych niezwyk�ych
zdolno�ci zabra�a ze sob� do miasta, chocia� ma�o spostrzegawczy znajomi uwa�ali, �e jest pospolita,
niezdarna i wstydliwa.
Mia�a tylko jeden s�aby punkt. Bill westchn�� ci�ko. Stefania nie zna�a si� na m�czyznach.
Z przera�eniem wspomnia� jej dwa nieudane ma��e�stwa i zrobi�o mu si� gor�co na my�l o k�opotach,
kt�re mog�y z tego wynikn��. Ca�e szcz�cie, �e nie odbi�o si� to na Harper Mining. Arystokratyczni
rodzice angielskiego panicza bardzo chcieli pozby� si� Stefanii i byli wdzi�czni, �e dziewczyna nie ma
zamiaru ubiega� si� o alimenty, wi�c nie przysz�o im do g�owy procesowa� si� o podzia� maj�tku.
Z kolei profesorek, mimo wszystkich swoich wad, by� prawdziwym naukowcem z g�ow� w chmurach.
Nie ceni� d�br materialnych, a zw�aszcza pieni�dzy, i wr�cz przerazi� si� na wie��, �e jego �ona jest
posiadaczk� jednej z najwi�kszych fortun w Australii. Gdyby jednak kt�ry� z nich mia� odrobin�
zdrowego rozs�dku, m�g� z �atwo�ci� wy�udzi� dowoln� sum� i zrujnowa� Harper Mining. Bill do-
skonale zdawa� sobie z tego spraw�.
Czy�by mia�o to nast�pi� teraz? Wiadomo�� o niespodziewanym romansie i szybkiej decyzji
o zam��p�j�ciu wstrz�sn�a Billem do g��bi. Opad�y go liczne w�tpliwo�ci. By� cz�owiekiem do�wiad-
czonym. Wiedzia�, �e Stefania dobiega ju� czterdziestki, niewiele wie o seksie, ma zbyt obfit� figur�,
a z m�czyznami czuje si� swobodnie tylko w �yciu zawodowym. Dlaczego ten playboy si� ni� zainte-
resowa�? W zaufaniu podzieli� si� swoimi podejrzeniami z �on�, Rin�, kt�rej zdanie bardzo sobie ceni�.
- Chyba niesprawiedliwie go os�dzasz, kochanie - przekonywa�a z w�a�ciw� sobie wyrozumia-
�o�ci�. - Daj mu szans�. Stefania jest taka czu�a, uczciwa, dzielna i lojalna. By� mo�e dostrzeg� w niej
w�a�nie te zalety.
Bill nie by� przekonany. Mia� bardzo z�e przeczucia...
S�ysz�c warkot zaje�d�aj�cego przed dom Rolls-Royce'a, poczu�
jednocze�nie i ulg�, i gniew. Matey rzuci� si� ku drzwiom, �eby powita� cz�owieka, kt�ry wkr�tce
stanie si� jego nowym panem. Mia� zaprowadzi� go na ty� ogrodu, gdzie czeka� ju� gotowy do rozpo-
cz�cia ceremonii ksi�dz. Bill przeszed� na drugi koniec szerokiego holu. U st�p schod�w warowa�
owczarek niemiecki Stefanii, Kajzer, wiernie strzeg�c swojej w�a�cicielki.
- Cze��, piesku - odezwa� si� Bill. - Gdzie twoja pani?
W odpowiedzi pies zaszczeka� cicho, nastawi� uszu i zerwa� si� z miejsca. Z g�ry dobieg� odg�os
lekkich krok�w. Stefania i Jilly schodzi�y po schodach.
- Stef, kochanie, wygl�dasz pi�knie, jak z obrazka!
- Dzi�kuj�, Bill. - Chocia� raz uda�o si� jej przyj�� komplement bez zak�opotania.
- Witaj w kraju, Jilly. Jak min�a podr�?
- Bardzo dobrze, dzi�ki.
Stefania uj�a Billa pod rami�. Odeszli par� krok�w, by Jilly nie mog�a ich us�ysze�.
- Masz dla mnie te dokumenty do podpisu?
- Tak. - Bill zawaha� si�. - Musz� ci jednak powiedzie�, �e zarz�d jest bardzo niezadowolony.
- Spodziewa�am si� tego. - W takich chwilach Stefania by�a r�wnie nieugi�ta i stanowcza, jak jej
ojciec. - Mam nadziej�, �e uda�o ci si� wszystkich przekona�...
- No... tak. Mo�esz na mnie polega�. - Znowu si� zawaha�.
- Powiedz, co o tym s�dzisz, Bill - ci�gn�a spokojnie. - My�lisz pewnie, �e zupe�nie oszala�am.
Zatrzymali si� pod obrazem, kt�ry by� kopi� wisz�cego w Edenie portretu Maksa. Bill poczu� na
karku znajome, drapie�ne spojrzenie.
- W rodzinie Harper�w takie wypadki si� nie zdarzaj� - odpar� ze smutnym u�miechem. - Nau-
czy�em ci� wszystkiego, co sam potrafi�. Przy swoich wrodzonych zdolno�ciach umia�aby� sama po-
prowadzi� Harper Mining i pozosta�e firmy. Musisz tylko uwierzy� w siebie. Nie potrzebujesz mojej
pomocy.
- Nieprawda. Nadal jej potrzebuj� - zaprzeczy�a gwa�townie. - Bez ciebie nie da�abym sobie rady
przez te wszystkie lata. - Spu�ci�a g�ow� za�enowana. - Wygl�da na to, �e nie mog� si� obej�� bez
opieki m�czyzny.
- Nie widz� w tym nic z�ego, ale chyba rozs�dniej by�oby, �eby�... przeznaczy�a na potrzeby m�-
�a jak�� sum� ze swojego osobistego konta, a nie z funduszy Harper Mining. Zarz�d bardzo niech�tnie
zgodzi� si� na przyznanie mu sta�ych wyp�at.
- Och, Bill, czy ty nic nie rozumiesz? - Westchn�a ci�ko. - Jak by� si� czu�, gdyby �ona wy-
dziela�a ci kieszonkowe? Pieni�dze odstraszaj� ode mnie m�czyzn.
Tego jako� nie odstraszy�y - pomy�la� Bill. Stefanio, jaka� ty ufna, delikatna i naiwna!
- Wiem, jak to jest. Mam smutne do�wiadczenia - m�wi�a dalej. - Nie zamierzam jeszcze raz po-
pe�ni� tego samego b��du. Chc�, �eby m�j m�� by� finansowo niezale�ny. Musi mie� osobne dochody.
To nie mo�e wygl�da� jak ja�mu�na!
W jej oczach pojawi�y si� niebezpieczne b�yski. Bill zrozumia�, �e nie ust�pi.
- Nie martw si�, wszystko za�atwione - uspokoi� j�. - Od